Pokaż treÅÄ!
Pokaż treÅÄ! Pokaż treÅÄ!
138 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.był w długą suknię z ciemno-brunatnego aksamitu, na którą zarzuconyb y ł płaszcz litewski; głowę jego okrywała cząpka takiegoż samegokoloru, przyozdobiona trzema piórami, a z pod niej wymykały się zwojewłosów ciemnego koloru w około bladej nieco i niezbyt pełnej twarzy.N a W ysokiem czole, ponad czarnemi pelnemi oczami, unosiła sięchmurka tęsknoty, gdy tymczasem w około kształtnego nosa i pięknychust malował się wyraz lekkiej ironii. Zbliżył się on szybkim,lubo nieco chwiejącym krokiem do pana Tarnowskiego, którypostąpił naprzeciw niemu i wyciągnął rękę do powitania. A gdyw czasie poruszenia roztwarł się płaszcz, postrzegł Litwin na piersiachnieznajomego złote runo na dyamentowym łańcuchu. Młodzieniecmówił do kasztelana Krakowskiego nader miłym i harmonijnymgłosem :— Jak się macie, mój szanowny wielki hetm anie? Powróciłemz Łobzowa i chciałem się dowiedzieć o wasze zdrowie, mój ojcze!Gdy pan Tarnowski w milczeniu i z wdzięcznością skłonił się nato słowo, młodzieniec mówił dalej wesołym tonem:— Cospdto di Bacco! nie źle przepędzacie czas, hrabio Tarnowski!inter pucula, jak widzę! pomiędzy kielichami!To mówiąc, wziął pana Jana pod rękę, odszedł z nim na stronę dookna, i zaczął rozmawiać pocichu. A gdy ten również pocichu, alez naleganiem odpowiadał, wówczas stopniowo znikała lekka wesołośćz oblicza nieznajomego, wyraz tęsknoty, leżącej w około oczu, zamieniłsię w wyraz niechęci, a rysy ironii jawniej dały się widziećw około ust. Potem przerwał wielkiemu hetmanowi z niecierpliwościąi dosyć głośno powiedział:— Ale to nie może i nie powinno tak być! jakem żywy !A ten odpowiedział spokojnym tonem:— Na wszystko czas przychodzi!— Tak, ta k ! wiem ja już wszystkie wasze przysłowia, mój panieKrakowski; accidit, in punclum, quod non speratur in amiurn (*); aleto nic nie nada, bo na tem przejdzie i rok i chwila. Corpo d'lddio !porzućcie też wasze nam ysły! Czyż nie mówiliście z Samuelem Maciejowskimbiskupem Krakowskim? Niech sobie tam Boratyński prawi,a kiedy się już dosyć nagada, to będzie milczał. O ! panie Krakowski!— mówił dalej po małym przestanku smutniejszym głosem : —jutrzenka moja nader jest zachmurzoną, a to dzień niepogodny zwiastuje!W czasie tej rozmowy pan starosta Piński usunął się był dyskretnie;zaraz bowiem z początku dorozumiał się, że się znajduje w obe-(’ ) Zdarza się w jednej chwili to, czego nie spodziewamy się w rok.
HIPOLIT BORATYŃSKI. 1 3 0cności króla Zygmunta drugiego. A wtem padł nań wzrok monarchy,który wnet z właściwem sobie urobieniem głosu zmieniając ton, zapytałkasztelana Krakowskiego:— Jest-li to towarzysz waszej biesiady ? Czysto rozumiałem, żeto jest stary Świdrygajło, albo przynajmniej dziad mój, świętej pamięciksiążę W itold! Na H erkulesa! to prawdziwy Litwin !— Tak zaiste! — odpowiedział hrabia Tarnowski tonem ceremonialnym— i jako Litwin mam honor przedstawić go waszej królewskiejmości! Nie jest to ani Świdrygajło, ani Witold, ale wysoko urodzonypan Jan Lacki, najjaśniejszego pana starosta Piński.— Jan Lacki? — zapytał król przeciągłym tonem, w którymwrodzona wyniosłość łączyła się z niejakiem szyderstwem.—Zdaje misię, że to po raz pierwszy dopiero widzimy naszego starostę Pińskiego?Słyszeliśmy, żeście długo podróżowali za granicą! I gdzieżeście toprzecie bywali przez ten cały czas?— Kiedym powrócił z Moskwy, najjaśniejszy panie! — odpowiedziałLitwin tonem pewnym — królował wtedy świętej pamięci ojciecwasz, a ty, miłościwy pauie, byłeś wtedy jeszcze małoletnim ; rozumiałemzatem, że nie ma potrzeby witać was.— Tak jest, byłem m ałoletni! — mówił Zygmunt gniewnie —a wszelako ukoronowany król Polski i wielki książę Litewski! Zdajemi się podobno, żeście tam po za Dnieprem zapomnieli, co winni jesteścieswojemu panu. Teraz nader już późno przybywacie i prawie zdajesię nam, że wcale bezpotrzebnie. Bywajcie zdrowi!To mówiąc król, dał znak pożegnania i odwrócił się do Jana Tarnowskiego:a ten zaczął mówić tonem łagodnym, dawszy znak zmieszanemuLitwinowi, który już się chciał oddalić.— Najjaśniejszy panie! starosta Piński rozumiał, że to co w młodościzawinił, najlepiej naprawić może, przepędzając czas w samotnościna modlitwie i spełniając wiernie obowiązki swojego urzędu, na co jadaje rękojmią waszej królewskiej mości. Byłby on nawet na starośći nie odwiedził już stolicy, gdyby go do Krakowa nie sprowadziło życzeniepolecenia syna swojego i siostrzeńca względom wysokiejkrew nej!— Jakiej krewnej ? — zapytał król z żywością.— Pan starosta Piński szczyci się blizkiem pokrewieństwem z najjaśniejsząpanią B arbarą!— Z królową? — zawołał Zygmunt, i wszelki ślad gniewu wnetzniknął z jego oblicza. A witajcież mi, mój panie, z waszych bagienPińskich! I pozostańcie w Krakowie, dopóki się wam będzie podobało.Cospetto! krewni mojej królowej są także moimi krewnemi, i przypominamsobie nawet, że ona wam jest życzliwa i przychylna!Litwin wzruszony i uradowany tak nagłą przemianą królewskiego
- Page 92 and 93: 88 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.oczyma
- Page 94 and 95: 90 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.nia się
- Page 96 and 97: 92 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.szego Szl
- Page 98 and 99: 9 4 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.ty postr
- Page 100 and 101: 96 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.książą
- Page 102 and 103: 98 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.rywanym g
- Page 104 and 105: 1 0 0 ALEKSANDER BRONIKOW SKI.tryum
- Page 106 and 107: 1 0 2 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.— A
- Page 108 and 109: 1 0 4 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.dając
- Page 110 and 111: 1 0 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.— Al
- Page 112 and 113: 108 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.mówić
- Page 114 and 115: 1 1 0 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.jak ro
- Page 116 and 117: 1 1 2 ALEKSANDER BRONIKOW SKI.Pan G
- Page 118 and 119: 1 1 4 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.i stan
- Page 120 and 121: 1 1 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.jest s
- Page 122 and 123: 118 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.Wtedy ja
- Page 124 and 125: 1 2 0 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.Ale sz
- Page 126 and 127: 122 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.— A wi
- Page 128 and 129: 1 2 4 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.grzecz
- Page 130 and 131: 1 2 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.Tu po
- Page 132 and 133: 128 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.nawet kl
- Page 134 and 135: 130 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.Nie dłu
- Page 136 and 137: 1 3 2 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.przy o
- Page 138 and 139: 1 3 4 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.że we
- Page 140 and 141: 1 3 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.to, do
- Page 144 and 145: 1 4 0 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.humoru
- Page 146 and 147: 142 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.— Có
- Page 148 and 149: 144 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.sem odcz
- Page 150 and 151: 1 4 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.telami
- Page 152 and 153: 148 ALEKSANDER BRONIKOW SKI.z krzes
- Page 154 and 155: 1 5 0 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.odebra
- Page 156 and 157: 1 5 2 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.Za nad
- Page 158 and 159: 1 5 4 A LEK SA N D ER B R O N IK O
- Page 160 and 161: 1 5 6 A LEK SA N D ER B R O N IK O
- Page 162 and 163: 158 A LEK SA N D ER B R O N IK O W
- Page 164 and 165: 1 6 0 H IP O L IT BO R A TY Ń SK I
- Page 166 and 167: 1 6 2 A L EK SA N D E R B R O N IK
- Page 168 and 169: 1 6 4 A LEK SA N D ER B R O N IK O
- Page 170 and 171: 1 6 6 A LEK SA N D ER B R O N IK O
- Page 172 and 173: 1 6 8 ALEK SA N D ER B R O N IK O W
- Page 174 and 175: 170 A LEK SA N D E R B R O N IK O W
- Page 176 and 177: 1 7 2 A L EK SA N D ER B R O N IK O
- Page 178 and 179: 174 A LEK SA N D ER B R O N IK O W
- Page 180 and 181: 1 7 8 A LEK SA N D ER B R O N IK O
- Page 182 and 183: 1 7 8 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.pozdro
- Page 184 and 185: 180 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.Lecz nie
- Page 186 and 187: 1 8 2 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.— O
- Page 188 and 189: 184 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.wy przec
- Page 190 and 191: 1 8 6 A LEK SA N D ER BRONIKOWSKI.
HIPOLIT BORATYŃSKI. 1 3 0cności króla Zygmunta drugiego. A wtem padł nań wzrok monarchy,który wnet z właściwem sobie urobieniem głosu zmieniając ton, zapytałkasztelana Krakowskiego:— Jest-li to towarzysz waszej biesiady ? Czysto rozumiałem, żeto jest stary Świdrygajło, albo przynajmniej dziad mój, świętej pamięciksiążę W itold! Na H erkulesa! to prawdziwy Litwin !— Tak zaiste! — odpowiedział hrabia Tarnowski tonem ceremonialnym— i jako Litwin mam honor przedstawić go waszej królewskiejmości! Nie jest to ani Świdrygajło, ani Witold, ale wysoko urodzonypan Jan Lacki, najjaśniejszego pana starosta Piński.— Jan Lacki? — zapytał król przeciągłym tonem, w którymwrodzona wyniosłość łączyła się z niejakiem szyderstwem.—Zdaje misię, że to po raz pierwszy dopiero widzimy naszego starostę Pińskiego?Słyszeliśmy, żeście długo podróżowali za granicą! I gdzieżeście toprzecie bywali przez ten cały czas?— Kiedym powrócił z Moskwy, najjaśniejszy panie! — odpowiedziałLitwin tonem pewnym — królował wtedy świętej pamięci ojciecwasz, a ty, miłościwy pauie, byłeś wtedy jeszcze małoletnim ; rozumiałemzatem, że nie ma potrzeby witać was.— Tak jest, byłem m ałoletni! — mówił Zygmunt gniewnie —a wszelako ukoronowany król Polski i wielki książę Litewski! Zdajemi się podobno, żeście tam po za Dnieprem zapomnieli, co winni jesteścieswojemu panu. Teraz nader już późno przybywacie i prawie zdajesię nam, że wcale bezpotrzebnie. Bywajcie zdrowi!To mówiąc król, dał znak pożegnania i odwrócił się do Jana Tarnowskiego:a ten zaczął mówić tonem łagodnym, dawszy znak zmieszanemuLitwinowi, który już się chciał oddalić.— Najjaśniejszy panie! starosta Piński rozumiał, że to co w młodościzawinił, najlepiej naprawić może, przepędzając czas w samotnościna modlitwie i spełniając wiernie obowiązki swojego urzędu, na co jadaje rękojmią waszej królewskiej mości. Byłby on nawet na starośći nie odwiedził już stolicy, gdyby go do Krakowa nie sprowadziło życzeniepolecenia syna swojego i siostrzeńca względom wysokiejkrew nej!— Jakiej krewnej ? — zapytał król z żywością.— Pan starosta Piński szczyci się blizkiem pokrewieństwem z najjaśniejsząpanią B arbarą!— Z królową? — zawołał Zygmunt, i wszelki ślad gniewu wnetzniknął z jego oblicza. A witajcież mi, mój panie, z waszych bagienPińskich! I pozostańcie w Krakowie, dopóki się wam będzie podobało.Cospetto! krewni mojej królowej są także moimi krewnemi, i przypominamsobie nawet, że ona wam jest życzliwa i przychylna!Litwin wzruszony i uradowany tak nagłą przemianą królewskiego