Pokaż treść!

Pokaż treść! Pokaż treść!

12.07.2015 Views

122 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.— A więc to wy jesteście, panie Gliński, co tu znowu naruszaciespokojność stolicy i nie lękacie się po cudzą własność sięgać?— Ten koń do mnie należy! — odpowiedział Gliński z potłumionymgniewem — a z waszym służalcem tak postąpiłem, jakbym radpostąpił i z panem !— To tedy powiadacie, że koń jest wasz? — odparł marszałekwielki wzgardliwym tonem. — Nie, zaprawdę! tak zły los nie powinienspotykać dobrego konia, ażeby miał nosić was po drogach, któremichodzicie. Ja tśż tego nie chcę, boście mnie podkupili!To mówiąc dobył pistoleta z olstry u siodła, i kula strzaskała głowękoniowi. Szlachetne zwierzę dało ogromny skok naprzód i wnetpadło bez życia. A żyd wydał krzyk rozpaczy i rzucił się do konia.Wtenczas pan Zabrzeziński cisnął worek ze złotem na nieżywe zwierzęi rzek ł:— Żydzie! masz tu oto swoje pieniądze! Jest tam czterysta czerwonychzłotych, tylko uchodź z przed oczu, bo inaczej każę cię powiesić!Żyd porwał z chciwością worek z pieniędzmi i chciał odejść; alenamyśliwszy się znowu, i oglądając się bojaźliwie na wszystkie strony,zdjął z pośpiechem trenzle z nieżywego konia, wziął wędzidło i worek,włożył je z uśmiechem w zanadrze, i przecisnął się prędko przeznaród, który go śmiejąc się przepuścił.Ale pan Michał, odchodząc prawie od siebie ze wściekłości, zawołałpiorunującym głosem:— Wnet mi tu przypłacisz tej zniewagi, ty nikczemny starcze! —i z szybkością błyskawicy mignęła szabla jego wydobyta z pochwy,i wnet także pałasze jego orszaku zajaśniały przy promieniach zimowegosłońca. Marszałek wielki uczynił toż samo. Wprawdzie orszakjego był mały, ale lud garnął się przy jego boku i okropna rześ już sięprzygotowywała.Aż oto rozległ się na rynku głos dzwonów i białe chorągwierozwinęły się po nad głowami ludu, który zdejmując czapki, z pokorąustępował miejsca. Ukazała się processya duchowieństwa: na czelejej, niosąc święty krzyż w ręku, postępował szanowny Wojciech Taborbiskup wileński. Skoro go spostrzegł podwojewoda, poskoczył kuniemu, i objąwszy kolana mówił coś tonem proszącym . Natenczas .całyorszak zwrócił się ku miejscu, gdzie był zgiełk; my wszyscy zsiedliśmyz koni odkrywając głowy, chociaż wielu pomiędzy nami byłogreckiego wyznania, a biskup wszedł wpośród nas, a tuż przy nim niosącykrzyż, godło zbawienia.— I cóż to ja widzę? — zawołał Wojciech Tabor mocnym głosem:— jestemże-li ja pomiędzy chrześcianami, czy też znowu powróciłyczasy naszych pogańskich przodków, że szlachta litewska chce

HIPOLIT BORATYŃSKI. 1 2 3w dzień świąteczny Najświętszej Panny krew przelewać, jak gdybyśmyświęcili szatańską sobotę Pekolo? (*) Precz z szablami, wy panowiei rycerze! Idźcie do domów, wy mężowie ludu! Nakazuję wamw imieniu Boga i Matki Przenajświętszej!Na te słowa rozbiegły się tłumy, szable jedna po drugiej włożonodo pochew, a marszałek wielki ze schyloną głową udał się za processyą.Ale pan Gliński przystąpił do niego, i rzekł mu na półgłośno:— Zobaczymy się jeszcze z sobą innym razem.— Radbym najpóźniej, jak tylko można, oglądał* oblicze zbrodniarzastanu! — odpowiedział pan z Zabrzegów, biorąc świecę Woskowąz rąk kościelnego sługi.— Może prędzej nad wasze spodziewanie i życzenie, panie m arszałkuwielki! — powiedział na to pan Michał tonem znaczącym,siadł na koń i poskoczyliśmy przez rynek do domu.W kilka dni potem Jan Zabrzeziński odjechał z W ilna do Grodna,gdzie miał dom swój i rad przemieszkiwał, kiedy króla nie było w Litwie.Wkrótce także potem powrócił Schleinitz ze swojej podróży i natychmiastudał się do Kniazia. I kiedy później wyszedł znowu, twarzjego podobna była do twarzy człowieka, chcącego pokryć ciężkie troskizmyśloną wesołością; gdy zaś ja jąłem czynić mu zapytania, nie odpowiedziałmi na nie, tylko rzekł, że powinienem być w gotowości nawieczór, że będzie wielka biesiada i że dziś nader ochotni będziemypo raz ostatni! Niestety był to prawdziwie wyraz wróżby. Wszelako,luboć to mnie zastanowiło, nie pytałem dalej i poszedłem wswoj§dr°gę-Po południu postrzegłem, że domowi żołnierze pana Michała, będącyna żołdzie, wychodzili małemi oddziałami, i że coś prędko pakowanoi odjeżdżano. Na moje zaś pytanie ochmistrz odpowiedział,że książę zamyśla udać się na długi czas do swoich dóbr, a dom w stelicyzostanie próżny pod dozorem rządcy. A więc i ja uporządkowałemrzeczy, rozkazałem sługom moim popakować wszystko, i miećna pogotowiu konie i sprzęt podróżny.Tymczasem nadszedł wieczór, i ja udałem się do wielkiej sali.Tam znalazłem pana domu wpośród znacznego zgromadzenia panówi szlachty; a pomiędzy nimi był także Symeon Bielski, a brat rodzonyksięcia Michała, kniaź Bazyli Lwowicz Gliński. Teraz on możnymzostał panem; wszelako, dostojny mości panie Krakowski, nie mam jaco wiele na pochwałę jego powiedzieć. Już na pierwsze wejrzenie niebardzo on mi się podobał. Coś nikczemnego było w całej jego postawie,a zbyt wielka uniżoność względem brata i zbyt słodkie wyrazy(*) Pekolo, dawny litewski bożek pieklą, któremu ofiary ludzkie poświęcano.

HIPOLIT BORATYŃSKI. 1 2 3w dzień świąteczny Najświętszej Panny krew przelewać, jak gdybyśmyświęcili szatańską sobotę Pekolo? (*) Precz z szablami, wy panowiei rycerze! Idźcie do domów, wy mężowie ludu! Nakazuję wamw imieniu Boga i Matki Przenajświętszej!Na te słowa rozbiegły się tłumy, szable jedna po drugiej włożonodo pochew, a marszałek wielki ze schyloną głową udał się za processyą.Ale pan Gliński przystąpił do niego, i rzekł mu na półgłośno:— Zobaczymy się jeszcze z sobą innym razem.— Radbym najpóźniej, jak tylko można, oglądał* oblicze zbrodniarzastanu! — odpowiedział pan z Zabrzegów, biorąc świecę Woskowąz rąk kościelnego sługi.— Może prędzej nad wasze spodziewanie i życzenie, panie m arszałkuwielki! — powiedział na to pan Michał tonem znaczącym,siadł na koń i poskoczyliśmy przez rynek do domu.W kilka dni potem Jan Zabrzeziński odjechał z W ilna do Grodna,gdzie miał dom swój i rad przemieszkiwał, kiedy króla nie było w Litwie.Wkrótce także potem powrócił Schleinitz ze swojej podróży i natychmiastudał się do Kniazia. I kiedy później wyszedł znowu, twarzjego podobna była do twarzy człowieka, chcącego pokryć ciężkie troskizmyśloną wesołością; gdy zaś ja jąłem czynić mu zapytania, nie odpowiedziałmi na nie, tylko rzekł, że powinienem być w gotowości nawieczór, że będzie wielka biesiada i że dziś nader ochotni będziemypo raz ostatni! Niestety był to prawdziwie wyraz wróżby. Wszelako,luboć to mnie zastanowiło, nie pytałem dalej i poszedłem wswoj§dr°gę-Po południu postrzegłem, że domowi żołnierze pana Michała, będącyna żołdzie, wychodzili małemi oddziałami, i że coś prędko pakowanoi odjeżdżano. Na moje zaś pytanie ochmistrz odpowiedział,że książę zamyśla udać się na długi czas do swoich dóbr, a dom w stelicyzostanie próżny pod dozorem rządcy. A więc i ja uporządkowałemrzeczy, rozkazałem sługom moim popakować wszystko, i miećna pogotowiu konie i sprzęt podróżny.Tymczasem nadszedł wieczór, i ja udałem się do wielkiej sali.Tam znalazłem pana domu wpośród znacznego zgromadzenia panówi szlachty; a pomiędzy nimi był także Symeon Bielski, a brat rodzonyksięcia Michała, kniaź Bazyli Lwowicz Gliński. Teraz on możnymzostał panem; wszelako, dostojny mości panie Krakowski, nie mam jaco wiele na pochwałę jego powiedzieć. Już na pierwsze wejrzenie niebardzo on mi się podobał. Coś nikczemnego było w całej jego postawie,a zbyt wielka uniżoność względem brata i zbyt słodkie wyrazy(*) Pekolo, dawny litewski bożek pieklą, któremu ofiary ludzkie poświęcano.

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!