Pokaż treÅÄ!
Pokaż treÅÄ! Pokaż treÅÄ!
1 1 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.jest szkaradnym występkiem, zawróciłem zatem znowu konia i puściłemsię dalej. Lecz przyznam się, że bardzo źle sobie w tej mierzepocząłem.Rozdział XY.,.Noc była późna, kiedy przybyłem pod nowogrodzki zamek; zawołałemu małych drzwi wchodowych, i dawszy hasło trzymającemu straż,zostałem wpuszczony.— W zamku już wszystko się uciszyło — mówił on do mnie —a pan zaraz po powrocie zamknął się w swoim pokoju.Udałem się więc do mego pomieszkania przez kilka samotnych korytarzy,i tylko co chciałem wejść do małej sali leżącej na dole, którędyprzejść mi potrzeba było; gdy w tem postrzegłem przy kominiedwóch ludzi, i przy świetle ognia poznałem, że jednym z nich był Hassan,turecki przyboczny sługa, a drugim jakiś nieznajomy w pielgrzymiejodzieży. Eozmawiali z sobą ruskim językiem. Czy to była jakaciekawość, czy przeczucie, koniec końcem, zatrzymałem się po za kobiercemwiszącym u drzwi, i zacząłem przysłuchiwać się, coby też onipomiędzy sobą mówili.— Wszystko to są tylko piękne słówka, zacny mój Hassanie —mówił właśnie w tej chwili nieznajomy — ale od czasu Budeńskiejpodróży, nie wierzymy wam bardzo ! Coby on tam miał do roboty,jeżeli o naszem przełożeniu szczerze zamyśla; wszak nie poszedł prosićW ęgra o dobrą pogodę?— Eh! pozwólcie-no tylko wytłómaczyć sobie, panie Fedorze W asilewiczu ! — odpowiedział Turek. — Nie możecie mu tego brać takza złe. Wszakże nic nie wyniknęło z tego, co mu owa tam, wiecie zapewnedobrze kogo przez to rozumiem, to jest co mu owa z Mińskaw7ygadała; a tam zaraz gruchnęła w ieść; czegóż chcecie? Jakże miałsobie postąpić w takich okolicznościach? Musiał się stosować doczasu.— Tak-to wy zawsze mówicie! — odrzekł nieznajomy; — a ontak długo stosuje się do czasu, że już nam ten czas zbyt długim sięsta je !— Nie macie też czego lękać się tak bardzo owej Budeńskiej podróży— mówił dalej Hassan; — król ma bardzo krótką pamięć;a zresztą też niebardzo tak radzi byli z naszego przybycia. Tekeli zaśma coś więcej do czynienia, aniżeli zajmować się rzeczami, które go
HIPOLIT BORATYŃSKI. 117wcale nic nie obchodzą, a jego pana bardzo mało. Nie wiele on teżtakże rachuje na owę tam....— Słuchaj-no Hassanie, ty powierniku! Wszystko to, jak powiedziałem,jest bardzo dobrze, ale nic stanowczego jeszcze nie masz; a tywiesz, że nasz jest trochę niecierpliwego umysłu. Doszła nas takżewiadomość, że on się stara o tę tam nad Dnieprem, a to nam wcale nicnie nada; wiadomo nam dobrze, jaki jej sposób myślenia; a zresztąma to być kobieta mądra i śmiała, co bardzo łatwo mogłaby jego myśliodmienić.— O! co do tego, to nie lękajcie się, panie pułkowniku! — odpowiedziałTurek z szyderczym uśmiechem. — W iatr, który ztamtądwieje, musiał go nieco oziębić. Powróciwszy bowiem do domu, byłw złym humorze i klął bezprzestannie pana z Zabrzegów, jak to zawszezwykł czynić, kiedy mu co nie po myśli idzie!— Wszystko to dobrze i wybornie; — odpowiedział na to nieznajomy— wszelako powiadam wam, że potrzeba prędko.... — Tumówił tak cichym głosem, że trudno go było zrozumieć.— Jak wam już powiedziałem, Fedorze Wasilewiczu — mówiłTurek — że to właśnie bardzo nam jest na rękę; za kilka tygodni masię udać do kraju... — tu głos jego zgubił się w niezrozumiałem szeptaniu,ale potem mówił cokolwiek wyraźniej: — Spuśćcie się na Hassana;lecz teraz dozwólcie, łaskawy panie, abym was wyprowadził, bynadchodzący poranek nie zastał was w tym zamku. Idźcie z Bogiem dodomu i oświadczcie jego ukłony panu Iwanowi Andrejewiezowi, któremuja w pokorze rzucam się do nóg.To mówiąc, opuścili salę; a ja udałem się do mego pomieszkania,gdzie resztę nocy przepędziłem bezsennie, kłócąc się z rozmaitemi myślami,i postanowiłem opowiedzieć panu Michałowi to, co dosłyszałemz tćj rozmowy, ażeby mi wytłómaczył.Kiedym nazajutrz wszedł do sali, gdzie się już wielu gości zgromadziło,pan Gliński postąpił naprzeciw mnie, a wziąwszy za rękę, popro-M^adził do poblizkiego pokoju, i wnet zapytał z niecierpliwością:— No i cóż, panie Janie, co też wam jeszcze mówiła wasza piękna,ale trochę za dumna krewna ?Ja odpowiedziałem mu: — Że nie powinien więcej myśleć jużo niój, że ona nie zasługuje na zaszczyt, jaki jej chciał wyrządzić, i żezamiast przekwitłej wdowy, znajdzie się sto urodziwych i szlachetnychpanien, które z radością przyjmą to, czem ona pogardza. — Ale skorowymówiłem wyraz pogardza, pan Michał oburzył się na mnie po razpierwszy i kazał wyjść precz z pokoju. Wszelako, kiedym się odwrócił,chcąc go opuścić, przywołał mnie i mówił:— Mniejsza o to, panie Lacki! — Pokwapiłem się nieco! zapomnijmyzresztą o waszej krewnej, i nie różnijmy się z jej przyczyny.
- Page 70 and 71: 6 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.cym. Jed
- Page 72 and 73: 6 8 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.baby by
- Page 74 and 75: 70 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.i końca!
- Page 76 and 77: 7 2 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.pieniąd
- Page 78 and 79: 74 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.jaśniejs
- Page 80 and 81: 7 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.obowiąz
- Page 82 and 83: 78 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.wszelako
- Page 84 and 85: 80 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.Rozdział
- Page 86 and 87: 82 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.wysłać
- Page 88 and 89: 84 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.na ręce,
- Page 90 and 91: 8 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.wnej i b
- Page 92 and 93: 88 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.oczyma
- Page 94 and 95: 90 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.nia się
- Page 96 and 97: 92 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.szego Szl
- Page 98 and 99: 9 4 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.ty postr
- Page 100 and 101: 96 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.książą
- Page 102 and 103: 98 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.rywanym g
- Page 104 and 105: 1 0 0 ALEKSANDER BRONIKOW SKI.tryum
- Page 106 and 107: 1 0 2 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.— A
- Page 108 and 109: 1 0 4 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.dając
- Page 110 and 111: 1 0 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.— Al
- Page 112 and 113: 108 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.mówić
- Page 114 and 115: 1 1 0 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.jak ro
- Page 116 and 117: 1 1 2 ALEKSANDER BRONIKOW SKI.Pan G
- Page 118 and 119: 1 1 4 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.i stan
- Page 122 and 123: 118 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.Wtedy ja
- Page 124 and 125: 1 2 0 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.Ale sz
- Page 126 and 127: 122 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.— A wi
- Page 128 and 129: 1 2 4 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.grzecz
- Page 130 and 131: 1 2 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.Tu po
- Page 132 and 133: 128 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.nawet kl
- Page 134 and 135: 130 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.Nie dłu
- Page 136 and 137: 1 3 2 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.przy o
- Page 138 and 139: 1 3 4 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.że we
- Page 140 and 141: 1 3 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.to, do
- Page 142 and 143: 138 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.był w d
- Page 144 and 145: 1 4 0 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.humoru
- Page 146 and 147: 142 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.— Có
- Page 148 and 149: 144 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.sem odcz
- Page 150 and 151: 1 4 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.telami
- Page 152 and 153: 148 ALEKSANDER BRONIKOW SKI.z krzes
- Page 154 and 155: 1 5 0 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.odebra
- Page 156 and 157: 1 5 2 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.Za nad
- Page 158 and 159: 1 5 4 A LEK SA N D ER B R O N IK O
- Page 160 and 161: 1 5 6 A LEK SA N D ER B R O N IK O
- Page 162 and 163: 158 A LEK SA N D ER B R O N IK O W
- Page 164 and 165: 1 6 0 H IP O L IT BO R A TY Ń SK I
- Page 166 and 167: 1 6 2 A L EK SA N D E R B R O N IK
- Page 168 and 169: 1 6 4 A LEK SA N D ER B R O N IK O
1 1 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.jest szkaradnym występkiem, zawróciłem zatem znowu konia i puściłemsię dalej. Lecz przyznam się, że bardzo źle sobie w tej mierzepocząłem.Rozdział XY.,.Noc była późna, kiedy przybyłem pod nowogrodzki zamek; zawołałemu małych drzwi wchodowych, i dawszy hasło trzymającemu straż,zostałem wpuszczony.— W zamku już wszystko się uciszyło — mówił on do mnie —a pan zaraz po powrocie zamknął się w swoim pokoju.Udałem się więc do mego pomieszkania przez kilka samotnych korytarzy,i tylko co chciałem wejść do małej sali leżącej na dole, którędyprzejść mi potrzeba było; gdy w tem postrzegłem przy kominiedwóch ludzi, i przy świetle ognia poznałem, że jednym z nich był Hassan,turecki przyboczny sługa, a drugim jakiś nieznajomy w pielgrzymiejodzieży. Eozmawiali z sobą ruskim językiem. Czy to była jakaciekawość, czy przeczucie, koniec końcem, zatrzymałem się po za kobiercemwiszącym u drzwi, i zacząłem przysłuchiwać się, coby też onipomiędzy sobą mówili.— Wszystko to są tylko piękne słówka, zacny mój Hassanie —mówił właśnie w tej chwili nieznajomy — ale od czasu Budeńskiejpodróży, nie wierzymy wam bardzo ! Coby on tam miał do roboty,jeżeli o naszem przełożeniu szczerze zamyśla; wszak nie poszedł prosićW ęgra o dobrą pogodę?— Eh! pozwólcie-no tylko wytłómaczyć sobie, panie Fedorze W asilewiczu ! — odpowiedział Turek. — Nie możecie mu tego brać takza złe. Wszakże nic nie wyniknęło z tego, co mu owa tam, wiecie zapewnedobrze kogo przez to rozumiem, to jest co mu owa z Mińskaw7ygadała; a tam zaraz gruchnęła w ieść; czegóż chcecie? Jakże miałsobie postąpić w takich okolicznościach? Musiał się stosować doczasu.— Tak-to wy zawsze mówicie! — odrzekł nieznajomy; — a ontak długo stosuje się do czasu, że już nam ten czas zbyt długim sięsta je !— Nie macie też czego lękać się tak bardzo owej Budeńskiej podróży— mówił dalej Hassan; — król ma bardzo krótką pamięć;a zresztą też niebardzo tak radzi byli z naszego przybycia. Tekeli zaśma coś więcej do czynienia, aniżeli zajmować się rzeczami, które go