12.07.2015 Views

Polska Zbrojna - Ministerstwo Obrony Narodowej

Polska Zbrojna - Ministerstwo Obrony Narodowej

Polska Zbrojna - Ministerstwo Obrony Narodowej

SHOW MORE
SHOW LESS
  • No tags were found...

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

| horyzonty dziennikarstwo |Korespondent wojenny to jeden z najniebezpieczniejszychzawodów świata. Dziennikarze, którzy informująnas o dramatycznej sytuacji w strefach działańwojennych na całym świecie, często płacą za to wysokącenę – w wielu krajach, nawet tych na pozór spokojnych,takich jak Rosja, Brazylia, Pakistan, Meksyk, Etiopia czy Brazylia,są zastraszani i bici. W innych, jak Somalia, Irak czy Syria,każdego dnia ryzykują swym życiem lub w najlepszymwypadku porwaniem. O tym, jak trudna i ryzykowna jest topraca, świadczą statystyki. Od stycznia 2013 roku zginęło już31 korespondentów – głównie w Syrii, Pakistanie i Brazylii.Kilka tygodni temu padł niechlubny rekord – zabity w Egipciebrytyjski operator Mick Deane to tysięczna ofiara.Gotowi na najgorszeDziennikarze zgodnie przyznają, że decyzji o wyjeździew niebezpieczne rejony świata nigdy nie podejmuje się spontanicznie.Kluczowe jest odpowiednie przygotowanie się, w tymzdobycie szerokiej wiedzy o danym kraju. Niezwykle cenny zawszeokazuje się zaufany profesjonalny przewodnik, który znamiejscowe realia, wie, gdzie można względnie bezpiecznie pojechaći z kim porozmawiać. Niektórzy dziennikarze, szczególniezachodni, poruszają się w otoczeniu wyspecjalizowanychochroniarzy, często byłych żołnierzy.„Takie kroki nie dają jednak stuprocentowej pewności, żeunikniemy niebezpiecznych zdarzeń”, zwraca uwagę PawełSzot, reporter TVP Info, który nadawał relacje z Afganistanu,Libii, Kosowa oraz Egiptu. I przypomina przypadek MarieColvin, amerykańskiej dziennikarki, która zginęła przypadkowopodczas oblężenia miasta Homs w Syrii w 2012 roku.Czasem euforia i złudne poczucie bezpieczeństwa sprawiają,że dziennikarz zaczyna ryzykować, aby zdobyć ciekawy materiał.„Przekonanie, że nie występuje zagrożenie i sytuację mamypod kontrolą, jest niezwykle niebezpieczne”, uważa MariuszZawadzki z „Gazety Wyborczej”, który zawodowo odwiedzałLibię, Liban, Strefę Gazy oraz Irak. Dziennikarz sądzi,że wielu korespondentów, także i on sam, czasem ulega takiemuzłudnemu odczuciu. W 2005 roku za niewystarczającą dbałośćo własne bezpieczeństwo wysoką cenę zapłaciła włoskadziennikarka Guliana Sgrena. Kiedy inni reporterzy siedzieliw hotelu, ona wychodziła na ulice Bagdadu, ponieważ uznała,że w tak dużym mieście nic jej nie grozi.„Nie można zbyt długo tkwić w jednym miejscu”, wyjaśniaZawadzki. „Wiadomo bowiem, że prędzej lub później ktoś zadzwonipo porywaczy, dla których to świetna okazja do zarobku”.Tak też się stało w tym przypadku. Sgrena została porwana,a następnie wykupiona przez włoski rząd. W operacji zginąłjednak włoski oficer wywiadu wojskowego.Reporterowi nie zawsze udaje się ocalić własne życie. Wystarczyprzypomnieć tragiczną śmierć Waldemara Milewiczaw 2004 w Iraku. Zdarzenie to nie spotkało się z bezrefleksyjnymodbiorem jego kolegów po fachu, ale też nie wpłynęłow jakiś szczególny sposób na ich pracę.„U mnie strach pojawia się już na lotnisku w Warszawie”,stwierdza Jerzy Haszczyński, szef działu zagranicznego „Rzeczpospolitej”,który pracował w wielu niebezpiecznych miejscach,w tym Jemenie, Iraku, Afganistanie, Libii, Egipcie czy rozpadającejsię Jugosławii. „Milewicz miał jednak rację, kiedy mówił,że najtrudniej jest po powrocie do domu. Po kilku wyjazdach budziłemsię w nocy zlany potem, z przekonaniem, że ciągle jestemTribeca FilmKadr z filmu Stevena Silvera „Klub Bang Bang”na froncie”. Szczególnie stresująca i niebezpieczna jest praca fotoreportera,bo o ile dziennikarz opiera się często na relacjachświadków, o tyle fotoreporter jest zmuszony być w centrum zdarzeń,czyli tam, gdzie ryzyko jest największe.Oczywiście każdy korespondent stara się przygotować naróżne ewentualności. W miarę możliwości powiadamia o swoimprzyjeździe najbliższą polską placówkę dyplomatyczną, nawszelki wypadek zna swoją grupę krwi. Wielu dziennikarzyprzechodzi specjalistyczne szkolenia. „Zachodnie media, aletakże Russian Today czy Al-Dżazira, z zasady nie wysyłająw strefę działań wojennych osób bez odbytego kursu HEST”– zwraca uwagę Paweł Szot. Hostile Environment Safety Trainingpozwala dziennikarzom poznać potencjalne niebezpieczeństwai reagować w sytuacji zagrożenia życia. Taki kurskosztuje jednak co najmniej kilka tysięcy euro. Wiele redakcji,w tym także polskich, nie może sobie pozwolić na takie koszty.<strong>Ministerstwo</strong> <strong>Obrony</strong> <strong>Narodowej</strong> postanowiło temu zaradzići od kilku lat w Centrum Przygotowań do Misji Zagranicznychw Kielcach organizuje krótkie szkolenia dla dziennikarzy wyjeżdżającychw rejony zagrożone. Uczestników nigdy nie brakuje.„Żołnierzom należą się za to ukłony”, uważa Paweł Szot,ale dodaje: „Problem w tym, że trzydniowy kurs można traktowaćjedynie jako wstęp do właściwego szkolenia, które naprzykład w wypadku BBC trwa kilka tygodni”.Każda wojna jest innaCzy dziennikarz przebywający w strefie działań zbrojnychmoże czuć się stosunkowo bezpiecznie, czy wręcz odwrotnie– przyciąga dodatkowe zagrożenia? Paweł Szot uważa, żekażdy konflikt należy rozpatrywać indywidualnie. „Coraz112NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!