12.07.2015 Views

Polska Zbrojna - Ministerstwo Obrony Narodowej

Polska Zbrojna - Ministerstwo Obrony Narodowej

Polska Zbrojna - Ministerstwo Obrony Narodowej

SHOW MORE
SHOW LESS
  • No tags were found...

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

www.polska-zbrojna.plNR 9 (809) wrzesień 2013w numerzeporadnikżołnierzyINDEks 337 374 ISSN 1689-4162Cena 6,50 zł (w tym 8% VAT)GiganciprzemysłuzbrojeniowegoW STRONĘ PIEKŁAKorespondentwojenny – zawódwysokiego ryzykaProfesorJanusz DaneckiDyktatura,monarchia czydemokracja?CZego się boimy?DEBATA: Powinniśmy być przygotowani do wojnytradycyjnej czy ataku z cyberprzestrzeni?


patronat polski zbrojnej


z szereguwystąpMałgorzata Schwarzgruber„Czy jesteśmy bezpieczni?” – na takpostawione pytanie Polacyodpowiadają: „Tak, ale…”.Bezpieczeństwo postrzegamy bowiem wielowymiarowo. To „ale” wynika z obaw związanychmiędzy innymi z możliwością utraty pracy czy wzrostem przestępczości. Wojna jest dla nasodległą perspektywą. Nie boimy się konfliktu zbrojnego, ponieważ uważamy, że nie grożąnam ani agresja innego państwa, ani atak terrorystyczny.Jednym z filarów naszego bezpieczeństwa pozostaje NATO, ale blisko ćwierć wieku po zakończeniuzimnej wojny wiara Polaków w zachodni świat nie jest już tak bezkrytyczna jak kiedyś. W ciąguostatniego roku o 20 procent zmalał odsetek osób, które uważają, że sojusz przyczynia się donaszego bezpieczeństwa. Ten spadek pokazuje, że miejsce twardych zagrożeń zajmują miękkie,takie jak przestępczość w sieci internetowej. W 2012 roku po raz pierwszy poparcie Polaków dlasojuszu spadło poniżej 50 procent. Nasze zaangażowanie w operacje natowskie tłumaczymybardziej spłatą ciążących na nas zobowiązań niż realizacją narodowych interesów. Coraz częściejpojawia się również transakcyjne podejście w myśleniu – poniesiona inwestycja powinna przynieśćzysk. Za mało jednak dyskutujemy na takie tematy. Brakuje społecznej debaty o bezpieczeństwie.Dzisiaj okazją do tego, żeby nadrobić te zaległości, może być reforma systemu dowodzenia.Bezpieczeństwo kosztuje. Tymczasem na świecie zmniejszają się wydatki na obronę – od 2011roku obcięło je dwie trzecie naszych sojuszników. Niewiele państw wydaje dwa procent PKB naobronność, bo – jak tłumaczą – kryzys wymusza oszczędności. Niemal trzy czwarte kosztówNATO pokrywają amerykańscy podatnicy, a robią to coraz mniej chętnie. Co ciekawe, z badaniaTNS wynika, że Polacy nie traktują priorytetowo wydatków na obronność, ale nie chcą też cięćw tej dziedzinie, nawet podczas kryzysu.Inwestycje w siły zbrojne to nie tylkowięcej miejsc pracy w sektorzeobronnym, lecz także rozwójprzedsiębiorczości. Warto o tympamiętać. Szczególnie w czasie kryzysu.Więcej o tym, czy Polacy czują się bezpiecznie, na stronach 12–20NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA3


| rejestr|armiaMałgorzata Schwarzgruber,Tadeusz Wróbel12 | Czego się boimy?Debata: na jakie zagrożenia musi byćprzygotowana nasza armia?Tadeusz Wróbel22 | Na fali zmianSprawdzamy, czym będzie zajmował sięInspektorat Marynarki Wojennej.Magdalena Kowalska-Sendek24 | Desant po ukraińskuPolscy spadochroniarzena międzynarodowychćwiczeniach50Łukasz Zalesiński50 | Smakowanie morzaPraktyczny egzamin pod żaglamiBogusław Politowski54 | Pistolet pod szczególnym nadzoremCzy każdy żołnierz może mieć prywatnąbroń?A. Dwulatek/8 fowarch. 6 BPD i armii ukraińskiej24militariaNarcyz Sadłoń59 | Krok za dalekoO trudnej sztuce wycofywania się z razobranej drogiTadeusz Wróbel62 | Łuna nad MumbajemWielka strata dla indyjskiej floty wojennejRobert Czulda68 | Przemysł pod ochronąAmerykanie stawiają na swojązbrojeniówkę.Rafał Ciastoń72 | Made in ChinaTajemnice chińskiego przemysłuzbrojeniowegoPiotr Bernabiuk28 | Strażnicy JastrzębiZe zwykłego pododdziału wartowniczegopowstał zespół do ochrony F-16.Anna Dąbrowska32 | Obieranie bananaStrzelanie sytuacyjne według kapitanaPiotra PuchałyŁukasz Zalesiński36 | Przystanek GdyniaZ wizytą na pokładzie japońskiego okrętuMagdalena Kowalska-Sendek42 | Pomoc bezwarunkowaŻołnierze mogą liczyć na wsparcie kolegów.Paulina Glińska46 | Wakacje w moroDlaczego studenci rwą się do wojaczki?bezpieczeństwoTadeusz Wróbel76 | Narodziny gigantaJak Singapur stał się jednymz największych azjatyckich eksporterówbroni?Małgorzata Schwarzgruber,Tadeusz Wróbel80 | Anarchia czy dyktaturaProfesor Janusz Danecki o tym, czy istniejemodel ustroju odpowiedni dla BliskiegoWschodu i Afryki Północnej.Tadeusz Wróbel86 | Stan wrzeniaNigeria – wojskowainterwencja z zewnątrz4NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA


wojnyi pokojeKamil Sobczyk90 | Trudne dziedzictwoDwadzieścia lat budowania nowoczesnejarmii ukraińskiejTadeusz Wróbel92 | Rajd małego wężaSpektakularna akcja alianckich komandosówPiotr Korczyński98 | Bagno Własowasekretariat wojskowego instytutu wydawniczegotel.: +4822 684 53 65, 684 56 85,faks: 684 55 03; CA MON 845 365, 845 685, faks: 845 503;sekretariat@zbrojni.pl,Al. Jerozolimskie 97, 00-909 WarszawaREDAKTOR NACZELNY POLSKI ZBROJNEJWojciech Kiss-Orski,tel.: +4822 684 02 22, CA MON 840 222;wko@zbrojni.plSekretariat redakcjiAneta Wiśniewska (sekretarz redakcji),tel.: +4822 684 52 13, CA MON 845 213Katarzyna Pietraszek, tel.: +4822 684 02 27, CA MON 840 227;Joanna Rochowicz, tel.: +4822 684 52 30, CA MON 845 230;polska-zbrojna@zbrojni.pl, pz@zbrojni.plWSPÓŁPRACOWNICYPiotr Bernabiuk, Anna Dąbrowska, Paulina Glińska,Małgorzata Schwarzgruber, Tadeusz Wróbel,tel.: +4822 684 52 44, CA MON 845 244,+4822 684 56 04, CA MON 845 604;Magdalena Kowalska-Sendek, tel.: +48 725 880 221;Rafał Ciastoń, Robert Czulda, Włodzimierz Kaleta,Piotr Korczyński, Jakub Nawrocki, Bogusław Politowski,Narcyz Sadłoń, Kamil Sobczyk, Jacek Szustakowski,Krzysztof Wilewski, Łukasz Zalesiński98horyzonty104Spacerpo zapomnianychzakątkachLegnicyPrzełomowe wydarzenie w życiurosyjskiego generałaMałgorzata Schwarzgruber104 | W poszukiwaniu Małej MoskwyRobert Czulda110 | W stronę piekłaDziennikarze w gorących regionach świataBogusław Politowski122 | Kawaleryjska nocZabawa z ułańską fantazjąfranciszek grzywaczDZIAŁ GRAFICZNYMarcin Dmowski (kierownik), Paweł Kępka, Monika Siemaszko,tel.: +4822 684 51 70, CA MON 845 170fotoedytorAndrzej Witkowski,tel.: +4822 684 51 70, CA MON 845 170OPRACOWANIE STYLISTYCZNERenata Gromska, Urszula Zdunek,tel.: +4822 684 55 02, CA MON 845 502BIURO REKLAMY I MARKETINGUAdam Niemczak (kierownik), Anita Kwaterowska (tłumacz),Magdalena Miernicka, Małgorzata Szustkowska,tel. +4822 684 53 87, 684 51 80,Elżbieta Toczek, tel. +4822 684 04 00,faks: +4822 684 55 03; reklama@zbrojni.plZdjęcie na okładce:photographer:Szymon Świętochowskiproducer: Bartosz Cerkaskispiritus movens: Piotr FiedlerNumer zamknięto:22.08.2013 r.KOLPORTAŻ I REKLAMACJETOPLOGISTIC, ul. Skarbka z Gór 118/22, 03-287 Warszawa,tel.: +4822 389 65 87, +48 500 259 909,faks: +4822 301 86 61; biuro@toplogistic.plDRUKDrukarnia Trans-Druk spółka jawna, Kraśnica k. KoninaPrenumerataPrenumerata realizowana przez RUCH S.A:Zamówienia na prenumeratę w wersji papierowej możnaskładać bezpośrednio na stronie www.prenumerata.ruch.com.plEwentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail:prenumerata@ruch.com.pl lub kontaktując sięz Telefonicznym Biurem Obsługi Klienta pod numerem:801 800 803 lub 22 717 59 59 – czynne w godzinach 7.00 – 18.00.Koszt połączenia wg taryfy operatora.Partner: Narodowe Archiwum Cyfrowe.170 tysięcy zdjęć online na www.nac.gov.plTreść zamieszczanych materiałów nie zawsze odzwierciedlastanowisko redakcji. Tekstów niezamówionych redakcjanie zwraca. Zastrzega sobie prawo do skrótów.Egzemplarze miesięcznika w wojskowej dystrybucji wewnętrznejsą bezpłatne. Informacje: CA MON 840 400NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA5


fleszPara śmigłowców Mi-2Ch z 49 Bazy Lotniczej w PruszczuGdańskim stawia zasłonę dymną nad jeziorem Zły Łęg na tereniepoligonu drawskiego.6NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA


artosz beradrawsko pomorskieNUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA7


| przegląd miesiąca|adam roik/combat cameraDOSZPowrót do domuRząd zwrócił się do prezydenta o przedłużenie polskiej misji w Afganistanieo kolejne pół roku – do 13 kwietnia 2014 roku.Rozpoczynająca się jesieniąXIV zmiana polskiego kontyngentu,która potrwa od połowy października2013 roku do połowy kwietnia 2014roku, będzie liczyła do tysiąca żołnierzyi pracowników wojska. Wydatkizwiązane z misją wyniosą około177,4 miliona złotych i będą finansowanez budżetu MON. Polscy żołnierzezajmą się doradztwem i wsparciemafgańskich sił bezpieczeństwa, będą pomagaćtamtejszym władzom i administracjilokalnej w odbudowie infrastrukturycywilnej oraz realizować projektyrozwojowe i pomocowe. Zakończą teżdziałalność operacyjną w dziewięciudystryktach północnej części prowincjiGhazni i przeniosą się z bazy Ghaznido Bagram.Nasza ostatnia, XV zmiana będziemiała charakter logistyczny i zajmie sięściąganiem do Polski z Afganistanu pozostałychegzemplarzy sprzętu i uzbrojenia.W 2014 roku dowodzone przezNATO siły ISAF mają opuścić Afganistan,a odpowiedzialność za zapewnieniebezpieczeństwa przejmie afgańskiewojsko.„Rozpoczynamy akcję powrót do domu.Polscy żołnierze wracają po latachciężkiej służby w Afganistanie, którabyła także misją na rzecz obrony naszejojczyzny”, podkreślił premier DonaldTusk w czasie wizyty w 25 BrygadzieKawalerii Powietrznej. Żołnierze tejjednostki stanowią trzon obecnej XIIIzmiany naszego kontyngentu. W Afganistaniestacjonuje teraz 1,6 tysiącażołnierzy i pracowników wojska poddowództwem generała brygady MarkaSokołowskiego. XIV zmianę wystawiąprzede wszystkim żołnierze 10 BrygadyKawalerii Pancernej, a dowodzić kontyngentembędzie generał brygady CezaryPodlasiński. PZ, JT •Z wielkim smutkiemprzyjęliśmy wiadomośćo śmiercichorążegoSebastianaKinasiewicza.Pracownicy redakcji„Polski Zbrojnej”Polski komendantGenerał dywizji Janusz Bojarski pokieruje akademiąobrony NATO w Rzymie.Wybrał go na to stanowisko KomitetWojskowy NATO. Generałobejmie swój urząd w 2014 roku, gdyzakończy się kadencja obecnego szefaakademii, generała Arnego Barda Dalhaugaz Norwegii. Stanowisko to jestjednym z najwyższych rangą w strukturachwojskowych NATO.Generał Bojarski jest absolwentemwielu zagranicznych kursów, w tymw Instytucie do spraw Bezpieczeństwai Zarządzania Programami Obronnymi8NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA


przeglądmiesiącaZalążek dowództwaPowstała grupa, która przygotuje gruntpod powołanie Dowództwa Generalnego.Zadaniem grupy organizacyjnej, naktórej czele stanął generał dywizjiMirosław Różański, dotychczasowypełnomocnik ministra obrony do sprawwdrażania nowego systemu zarządzania,kierowania i dowodzenia siłamizbrojnymi, jest opracowanie dokumentów,które w styczniu 2014 roku dadząpoczątek Dowództwu Generalnemu.„Chodzi między innymi o zakresy obowiązkóworaz zorganizowanie ochronyteleinformatycznej i fizycznej obiektównowego dowództwa”, wyjaśnia rzecznikresortu obrony Jacek Sońta.W skład grupy powołanej przez ministraTomasza Siemoniaka weszło90 żołnierzy i pracowników wojska reprezentującychniemal wszystkie instytucjewojskowe i rodzaje sił zbrojnych.Zajmą się oni przygotowaniem miejscpracy dla zasadniczej części dowództwai opracują projekty nowej struktury.W myśl reformy systemu dowodzeniapowstaną dwa dowództwa strategiczne.Dowództwo Generalne będzie odpowiedzialneza kierowanie armią w czasiepokoju. Zajmie się też szkoleniemdowództw i sztabów jednostek wojskowychoraz rezerwistów. Część zadańprzejmie od Sztabu Generalnego orazrozformowanych dowództw rodzajówsił zbrojnych. Dowództwo Operacyjnezaś przejmie dowodzenie w czasie wojnyi kryzysów oraz będzie kierowałowojskami na misjach. PZ, PGWięcej o reformie dowodzeniana stronach 22–23Państwowe lotyMaszyny cywilne mogą lądowaćtylko na lotniskach wpisanych dorejestru prezesa Urzędu Lotnictwa Cywilnego.Nie korzystają z infrastrukturywojskowej. Przepis ten przysparza kłopotówwojsku, które przewozi sprzętnie tylko swoimi samolotami transportowymi,lecz korzysta też z czarteru cywilnychmaszyn. Projekt nowych założeńdo prawa lotniczego przygotowanyprzez resort obrony ma umożliwić wykonywanieoperacji samolotom cywilnymna wojskowych lotniskach. Doustawy miałaby bowiem zostać dodanadefinicja państwowego statku powietrznego,która objęłaby samoloty używanew służbie wojskowej, celnej i policyjnej.Według szacunków resortu obrony,nowe przepisy dadzą rocznie nawet do36 milionów złotych oszczędności.Projekt zmian został wysłany douzgodnień międzyresortowych. Nowerozwiązania mają wejść w życie w lutym2014 roku. PZ,PG•okazji Święta Lotnictwa Polskiego,Z w roku jubileuszu 95-leciapowstania naszego rodzaju wojsk,składam najlepsze życzenia całej polskiejlotniczej rodzinie – wszystkim lotnikomwojskowym, funkcjonariuszom innychsłużb oraz pracownikom linii lotniczych,aeroklubów, instytucji i ośrodkównaukowo-badawczych, szkolnictwai przemysłu. Proszę też o przyjęcieserdecznych życzeń rezerwistów,weteranów i kombatantów wojsklotniczych.Dziękuję za wysiłek władany w sumiennąsłużbę i pracę dla polskiego lotnictwa.Jestem pewny, że nasi poprzednicy– bohaterowie polskich skrzydeł kapitanFranciszek Żwirko i inżynier StanisławWigura, których zwycięstwo w Challenge28 sierpnia 1932 roku upamiętniamy datąnaszego święta, widząc efekty naszejsłużby i pracy, byliby z nas tak samodumni, jak my szczycimy się do dziś ichdokonaniami.Życzę wszystkim zdrowia, pomyślnościw życiu osobistym i zawodowym,satysfakcji z osiągnięć służbowychi spełnienia marzeń. Zgodnie z naszątradycją życzę także tyle samo lądowań,ile startów.Z lotniczym pozdrowieniemgenerał broni pilot Lech Majewski•dowódca Sił Powietrznychw Ohio oraz podyplomowych studiówoperacyjno-strategicznych na NarodowymUniwersytecie <strong>Obrony</strong> w Waszyngtonie.Ma także duże doświadczenie dyplomatyczne:pracował jako attachéobrony w Waszyngtonie i jako zastępcaattaché w Paryżu. Kierował DepartamentemKadr MON, a od dwóch lat jest polskimprzedstawicielem wojskowym przykomitetach wojskowych NATO i UE.Akademia <strong>Obrony</strong> NATO (NATODefense College) należy do kluczowychośrodków edukacyjnych i badawczychw strukturach sojuszu. Przygotowuje oficerówi pracowników cywilnych do służbynie tylko w NATO, lecz także w dowództwachi sztabach narodowych. Dotądmury tej uczelni opuściło ponad siedemtysięcy absolwentów, w tym wieluPolaków. Wśród dwustu słuchaczy, którzykażdego roku zostają jej absolwentami,co czwarty jest cywilem – dyplomatą,parlamentarzystą czy wysokiej rangiurzędnikiem. P Z, M S•ewa korsakNUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA9


| przegląd miesiąca|Wynika tak z projektu nowelizacjiustawy budżetowej na 2013 rok.Zmianę przepisów zapowiedział w lipcupremier Donald Tusk. Wskazał, żedeficyt budżetowy w tym roku będziewiększy o 16 miliardów złotych, a resortymają obciąć wydatki o 8,5–8,6 miliardazłotych. Najwięcej musi zaoszczędzićresort obrony.„Proponuje się wprowadzenie regulacji,że w 2013 roku na finansowanie potrzebobronnych przeznacza się z budżetupaństwa kwotę 28 miliardów 252 milionów277 tysięcy złotych”, napisanow uzasadnieniu projektu ustawy. Tymsamym budżet MON będzie niższyKonieczność oszczędnościW 2013 roku nie będzie miała zastosowania zasada, zgodniez którą na obronność ma być przeznaczane 1,95 procent PKB.mniej więcej o 3 miliardy złotych od planowanego.<strong>Ministerstwo</strong> Finansów zaproponowałoteż, żeby obowiązek przeznaczania1,95 procent PKB, który gwarantujestałe środki na obronność, zostałzawieszony do końca roku.Zdaniem prezydenta Bronisława Komorowskiego,jeśli odejście od zasadyprzeznaczania 1,95 procent PKB naobronność będzie jednorazowe, nie oznaczato katastrofy: „Mój wysiłek będzie siękoncentrował na tym, aby były zagwarantowanepieniądze na priorytetowe zadaniasił zbrojnych w tym roku i aby w 2014zasada przeznaczania 1,95 procent PKBna obronność była w sposób bezwzględnyprzestrzegana”, mówił prezydent.Wskazywał też, że cięcia w MON niemogą się odbić na modernizacji wojska.Jego zdaniem, jednym ze sposobów naoszczędności jest ograniczenie obecnościpolskiej armii w Afganistanie.Zdaniem ministra Tomasza Siemoniaka,jeśli wskaźnik 1,95 procent PKB zostaniezawieszony tylko na ten rok, nieodbije się to poważnie na planach modernizacyjnychna kolejne lata. Jak tłumaczył,resort będzie szukał oszczędnościw redukcji wydatków bieżących, nainwestycje i paliwo. Na pewno nie ucierpiąwojskowe płace, emerytury czy wydatkina sprzęt i uzbrojenie. AD •Z głębokim smutkiem żegnamystarszego chorążegoŁukasza Sroczyńskiegożołnierza 12. Brygady Zmechanizowanej w Szczecinie,który zmarł 3 sierpnia w wyniku ciężkich ranodniesionych podczas służby w Afganistanie.Żonie, Córce, Rodzinieoraz Bliskim Zmarłegoskładamy wyrazy serdecznego współczucia.Tomasz Siemoniakminister obrony narodowejwraz z kierownictwem resortuZ wielkim smutkiem przyjęliśmy wiadomość o śmiercigenerała broni w stanie spoczynkuStanisława Franciszka Targoszawybitnego pilota i dowódcy,wychowawcy wielu pokoleń polskich lotników,w latach 2005–2007 dowódcy Sił Powietrznych.Rodzinie, Przyjaciołomi Znajomym Pana Generałaskładamy wyrazy serdecznego współczucia.Tomasz Siemoniakminister obrony narodoweji kierownictwo resortu10Z wielkim smutkiem przyjąłem wiadomość o śmiercistarszego chorążegoŁukasza Sroczyńskiegożołnierza 12. Brygady Zmechanizowanej w Szczecinierannego w Afganistanie.Cześć Jego Pamięci!Rodzinie i Bliskimskładamwyrazy głębokiego współczucia.Szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiegogenerał broni Mieczysław GocułNUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNAZe smutkiem, zadumą i głębokim żalem przyjąłemwiadomość o śmiercigenerała brygady w stanie spoczynkuStanisława Targoszawybitnego żołnierza, znakomitego lotnika, wspaniałegodowódcy, wychowawcy wielu lotniczych pokoleń.Cześć Jego Pamięci.Rodzinie i Bliskimskładam wyrazy współczucia.Szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiegogenerał broni Mieczysław Gocuł


felieton| Do pewnego stopnia|PiotrBernabiukPisane w upalez upałami nie mażartów,bo czasemnadmierniedziałają na głowęTemperatura 37 stopni w cieniu z pewnością upoważnia do pisaniao pogodzie i sprawach mających z nią bezpośredni związek.W sztabach i wojskowych urzędach uwypukliła się we wszechobecnymupale, niedostrzegalna tak wyraziście na co dzień, hierarchiawartości, a mianowicie niezwykle pożądana okazała się klimatyzacja. Piekliłsię pewien wojskowy urzędnik, że w autobusie jest klima, w sklepie mięsnymteż, podobnie u fryzjera, a w jego gabinecie jej nie ma. Gdy szef urzędnikarozpoczął urlop, on, pełniąc zastępstwo, całkiem legalnie zajął gabinet przełożonego.Od razu ustawił sobie chłodzenie na osiemnaście stopni, czyli dokładnietak jak rzeźnik, i tak skomentował całą sytuację: „Widzę, że warto powalczyćo awans”.Na prowincji wojskowej kłopoty są zupełnie inne. Sierżant Mariusz C., pełniącyzastępczo funkcję dowódcy plutonu, stanął przed nie byle jakim zarzutem:„wprowadził swych żołnierzy w szyku rozporoszonym do akwenu nieposiadającegoatestu kąpieliska, bez zabezpieczenia i rozpoznania, tym samymnarażając…”. Nie wiem, jak się skończyła dramatyczna, mówiąc językiem organówścigania, „przesłanka do zdarzenia”. Słyszałem jedynie jak żołnierze,niedoszłe ofiary sierżanta, darli łacha z winowajcy: „Pytają Mariusza o atestkąpieliska, a ten patrzy jak na głupków i mówi, że to nie było kąpielisko, leczprzeszkoda wodna. No to zaczęli się czepiać o konspekt, o kamizelki, potemo to rozpoznanie. No to sierżant spokojnie wylicza po kolei, że konspektu niebyło, bo przeszkoda wodna pojawiła się zupełnie niespodzianie. Kamizelki żołnierzemieli na sobie, wprawdzie taktyczne, ale mieli. A rozpoznanie przeprowadziłydzieciaki z kolonii, które masowo kąpały się w rzeczce. A jeszcze dodał,że to nie była przeprawa, tylko forsowanie, bo na drugim brzegu siedziałprzeciwnik. «Jaki przeciwnik?», spytano go. No ktoś nas w końcu widziałi pod… To znaczy poinformował przełożonych”.Potem odbyła się jeszcze jedna rozmowa nieoficjalna z dowódcą kompanii,który ponowił zasadnicze pytanie: „Dlaczego wrzuciłeś ludzi do wody?”. „Wodzu,sorki, ale było strasznie gorąco. Nie było wyjścia, mogłem ich albo schłodzić,albo wzywać Medevac. Wybrałem to, co łatwiejsze. A poza tym, jakbymzaplanował, to zaraz trzeba by zabierać saperów łodzią. Za dużoobciachu, a koloniści patrzyli”.W sumie jednak z upałami nie ma żartów,bo czasem nadmiernie działają nagłowę. Podobnie z naginaniem przepisówbezpieczeństwa, bo jak faktycznie dojdziedo wypadku, to nikt nie będzie pytał o poczuciehumoru, tylko zajrzy w przepisyi paragrafy.•NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA11


armiaperyskop12NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA


| debata|Czegosię boimy?Co bardziej nam zagraża: wojnaz Rosją czy zamach terrorystyczny?A może atak nadejdziez cyberprzestrzeni? Opinie ekspertówna ten temat są rozbieżne.SEWERYN SOŁTYSNUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA13


| armia peryskop|Czego s ię boimy?<strong>Polska</strong> <strong>Zbrojna</strong>: Według badania społecznegoTNS na zlecenie fundacji Demos Europa Polacyuważają, że są bezpieczni. Najmniej prawdopodobna,a nawet wręcz niemożliwa wydajesię zewnętrzna agresja na Polskę. Czy rzeczywiścienie mamy się czego bać?Marcin Kaźmierski: To dobrze, że czujemy siębezpiecznie. Świadczy to o tym, jak dużo dobregozdarzyło się w Europie przez ostatnie 20 lat.Choć trudno zakwestionować fakt, że w tym czasiepojawiło się wiele nowych zagrożeń, takichjak chociażby terroryzm. Dziś zagrożenie wojnąkonwencjonalną jest mniej prawdopodobne, aleczy całkiem zniknęło? Chyba nie. Powinniśmybyć przygotowani również na ten mniej prawdopodobnyscenariusz. Nie możemy założyć, żewojna tradycyjna jest już niemożliwa.Krzysztof Liedel: W ostatnim „Strategicznymprzeglądzie bezpieczeństwa narodowego”(SPBN) nakreślono scenariusze ewentualnych zagrożeń.Z tego dokumentu wynika, że konwencjonalnykonflikt zbrojny na dużą skalę jest małoprawdopodobny. Nie można natomiast wykluczyćlokalnych konfliktów czy punktowychzagrożeń, głównie ze strony naszych sąsiadów.Państwem, które mogłoby się pokusić o taką konfrontację,jest Białoruś.Grzegorz Kwaśniak: Nie zgadzam się z tą opinią.Moim zdaniem konflikt militarny na naszejwschodniej granicy jest coraz bardziej prawdopodobny.Ten fakt słabo dociera do społecznej świadomości.Eksperci nie mogą wyzwolić się z myśleniaw kategoriach ekspedycyjnych. Do 2008roku, czyli do wojny rosyjsko-gruzińskiej, takiestanowisko było uzasadnione. Przyznam, że teżtak myślałem. Ta wojna była jednak przełomem.Mówiąc o zagrożeniach dla mieszkańców Polski,nie powinniśmy nastawiać się na walkę z terroryzmem,lecz zwrócić uwagę na te klasyczne, militarne,ze strony Rosji.Stanisław Wziątek: Czuję się przywiązany do tezwypracowanych w ramach strategicznego przeglądubezpieczeństwa. Jeśli chodzi o zagrożenia, małoprawdopodobna wydaje się wojna konwencjonalnaczy konflikt konwencjonalny w klasycznymstylu, o charakterze totalnym. Może natomiast dochodzićdo różnych incydentów. SPBN zawiera zapisyi rekomendacje, które nie są przekładane napraktykę. Skoro jednak zakładamy, że nie będziekonfliktu konwencjonalnego, to modernizacjatechniczna sił zbrojnych powinna iść w innym kierunkuniż obecnie. A idzie w kierunku klasycznym:obrony przeciwrakietowej, mobilności wojsk,modernizacji marynarki wojennej i wojsk pancernych.Dzisiejsze zagrożenia – działania w cyberprzestrzeniczy terroryzm – wczoraj jeszcze wydawałysię nam wirtualną rzeczywistością. Polskiesiły zbrojne muszą uzyskać takie zdolności, którepozwolą na odparcie tych zagrożeń.Waldemar Kitler: Na co dzień ludzie czują siębezpiecznie, jeśli są zaspokojone ich potrzeby egzystencjalne– żyje im się dobrze i syto. Ale czyrzeczywiście jesteśmy bezpieczni? Jeśli właściwierozumiemy bezpieczeństwo militarne, to zdajemysobie sprawę z tego, że jesteśmy bardziej zagrożeniniżeli kiedykolwiek. Dawniej zanim doszło doagresji, przeciwnik długo się do niej przygotowywał:zbroił się, nowelizował akty prawa, przeprowadzałodpowiednie procedury administracyjne.Dziś konflikt zbrojny może być dziełem przypadkulub efektem nieracjonalnego zachowania czybłędu. Możliwość zaistnienia konfliktu zbrojnegoczy zagrożenia militarnego traktujemy przez pryzmatdoświadczeń minionych czasów, czyli myślimyo wojnie w klasycznej postaci. Zgadzam się,że nie musi być to napaść zbrojna na Rzeczpospolitąw dawnym stylu. Mogą to być działania związanez blokowaniem portów morskich, ruchu granicznego,wymuszaniem pewnych ustępstw o charakterzepolitycznym, gospodarczym lub nawetspołecznym, naruszaniem strefy połowów rybackich.W konsekwencji może dojść do lokalnychstarć i konfliktów. Działania w cyberprzestrzenii terroryzm natomiast mogą być częścią złożonegomechanizmu agresji zbrojnej.<strong>Polska</strong> <strong>Zbrojna</strong>: Co jest dziś bardziej prawdopodobne:starcie na lądzie czy w cyberprzestrzeni?Grzegorz Kwaśniak: Wojna będzie się toczyław wielu wymiarach, także w cyberprzetrzenii w sferze informacyjnej. Kiedyś decydujący byłwymiar lądowy. Teraz to się zmieniło. Zważywszyjednak na nasze położenie geopolityczne,uważam, że w przewidywalnej przyszłości ewentualnawojna w obronie Polski rozegra się na lądzie,a kluczową rolę odegrają wojska lądowe. PoI wojnie światowej włoski generał Giulio Douhetstworzył teorię wojny powietrznej. Zafascynowanysukcesami lotnictwa twierdził, że wojna przyszłościzostanie rozstrzygnięta w powietrzu przezsamoloty. Minęło sto lat i okazuje się, że miałMarcinKaźmierskiNie możemyzałożyć,że wojnatradycyjnajest jużniemożliwa14NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA


armiaBrakujedebatypublicznejo kluczowychsprawachzwiązanychz obronnością.Decyzjezapadająw zaciszugabinetówsporo racji. Samoloty są jednym z podstawowych środkówwalki, ale nie decydują o wygranej. Podobnie będzie z cyberprzestrzeniączy terroryzmem przez najbliższe 10–20 lat.Stanisław Wziątek: Trudno zgodzić się z tezą, że w przyszłościwojska lądowe będą odgrywać decydującą rolę na polubitwy. Według „Strategicznego przeglądu bezpieczeństwanarodowego” priorytetem ma być obrona przeciwrakietowa.Możemy się więc spodziewać, że największe zagrożenia będąz powietrza. Mogą to być rakiety krótkiego czy średniego zasięgu,bo nie sądzę, żeby w naszym wypadku w grę wchodziłyte dalekiego zasięgu.<strong>Polska</strong> <strong>Zbrojna</strong>: Mówimy o różnych zagrożeniach. Czymożna je jakoś uszeregować i ocenić, które są najbardziejniebezpieczne?Marcin Kaźmierski: Uważam, że mierzenie poziomu różnychzagrożeń względem siebie nie jest dobrym pomysłem.Na co dzień bardziej są odczuwane niepokoje w sferze socjalnejczy gospodarczej i nie można kierować się tylko tym faktem.W wymiarze zewnętrznym musimy być przygotowani nawiele nowych zjawisk. Większa współzależność w dzisiejszymświecie przynosi wiele korzyści, ale też i wyzwań. Konfliktyna pozór odległe mogą szybciej dotrzeć do naszych granic.By temu zapobiec, czasami warto angażować się w działaniastabilizacyjne pod auspicjami NATO czy UniiEuropejskiej. Bezpieczeństwo państwa w ogromnym stopniujest związane też z dostawą surowców energetycznych. Wartoobserwować wydarzenia w tej sferze i tworzyć rozwiązania,które będą zmniejszać naszą zależność od innych. Jak wspomniałem,nie oznacza to jednak, że zagrożenia tradycyjnezniknęły.Krzysztof Liedel: Trudno sobie wyobrazić dyskusje o bezpieczeństwiebez uwzględnienia nowych zagrożeń. Największymproblemem jest terroryzm islamistyczny, ale trzeba pamiętać,że wraz z kryzysem w Europie uaktywniły się ruchy skrajnejlewicy i prawicy. Pojawili się również tak zwani soloterroryści,którzy są bardziej niebezpieczni niż ci islamscy, ponieważ wykorzystująnowoczesne media, a zamachu mogą dokonać bezwsparcia organizacji terrorystycznej. Duży problem będą stanowićrównież zagrożenia w cyberprzestrzeni. Jesteśmy corazbardziej uzależnieni od systemów informatycznych, a one sąjednak miękkim podbrzuszem. Cyberbezpieczeństwo jest drogiei wymaga znacznych nakładów. Nie możemy też zapominaćo zorganizowanej przestępczości, szczególnie tej międzynarodowej,która jest w stanie osłabiać potencjał każdego państwa– w Somalii czy Meksyku doprowadziła do zniszczeniastruktur państwowych. Analitycy, którzy opracowali „Strategicznyprzegląd”, wskazywali, że dziś rywalizacja międzypaństwami odbywa się bez prowadzenia konwencjonalnychkonfliktów. Ma ona wymiar ekonomiczny i polityczny.<strong>Polska</strong> <strong>Zbrojna</strong>: Nie jesteśmy samotną wyspą. Kto w największymstopniu wpływa na to nasze bezpieczeństwo– mocarstwa czy organizacje międzynarodowe?Marcin Kaźmierski: Należymy do NATO i Unii Europejskiej,ponieważ chcemy zapewnić sobie bezpieczeństwo i podobniejak pozostałe państwa członkowskie widzimy swojąprzyszłość. Współpracujemy też z innymi krajami i dążymydo tego, by były one naszymi partnerami, a nie rywalami.Stanisław Wziątek: Co jest bezpieczeństwem, a co poczuciembezpieczeństwa? Ludzi interesuje najbliższe otoczenie. Jeślidobrze się w nim czują, ich poczucie bezpieczeństwa wzrasta.Świadomość istnienia zagrożeń zewnętrznych jest znaczniemniejsza, ponieważ nie widzimy wroga, który jest gdzieś daleko.I tu ważną rolę do odegrania ma polska dyplomacja. Zauważamna tym polu ogromne, niewykorzystane szanse. Naszaobecność w NATO powinna stabilizować sytuację. Koniecznejest również wzmocnienie europejskiej polityki bezpieczeństwai obrony, która niestety pozostawia wiele do życzenia. Grudniowyszczyt Unii powinien wytyczyć nowe kierunki działań. Byćmoże należy przygotować białą księgę bezpieczeństwa europejskiego,która wskaże zarówno słabości, jak i pewne mocnestrony, na przykład niewykorzystany potencjał pooling and sharing.Może warto podzielić się zdolnościami, aby tworzyćobronę europejską, a nie tylko narodową?Grzegorz Kwaśniak: Skutkiem naszego zaangażowaniaw NATO jest moda na terroryzm i cyberprzestępczość, któreprzyszły do nas z Zachodu. Wszyscy koncentrują się na walcez terroryzmem i na wirtualnej wojnie, a zapominają o klasycznymkonflikcie, co powoduje zaniedbania w naszym systemieobronnym. Ustawa o powszechnym obowiązku obrony pocho-NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA15


| armia peryskop|dzi z 1967 roku. Już ten fakt świadczy o tym, że system obronnypowinien zostać przebudowany. Nasze siły zbrojne nastawiłysię na misje ekspedycyjne i zaniedbały zdolności do obronyterytorium kraju. A ze względu na położenie geograficznePolski największym zagrożeniem jest klasyczna wojna lądowao średnim poziomie intensywności, która została całkowiciepominięta w „Strategicznym przeglądzie bezpieczeństwa narodowego”.Autorzy dokumentu przewidzieli dwa rodzajekonfliktów. Pierwszy to asymetryczny – terroryzm, cyberprzestrzeń,akty dywersyjne, uderzenia rakietowe. Drugi to dużykonflikt europejski podobny do II wojny światowej. Pominiętyzostał najbardziej prawdopodobny, pośredni wariant agresjimilitarnej na terytorium Polski przez kilkanaście czy kilkadziesiątzmechanizowanych i pancernych brygad, jak miało tomiejsce w Gruzji. Zlekceważenie takiego scenariusza jest właśniewynikiem mody, która ogranicza nasze myślenie.Stanisław Wziątek: Nie ma mowy o modzie. Choć ochronęprzed zagrożeniami w cyberprzestrzeni traktuje się priorytetowo,na razie nie zauważam, żeby na realizację działańw tym kierunku przeznaczano środki finansowe. Nie widzęzaangażowania, które pozwoliłoby na stwierdzenie, że przeniósłsię punkt ciężkości. W tej dyskusji jest ważne, żebyśmynie spuszczali z oka nowych zagrożeń, a jednocześnie robiliswoje – modernizowali armię czy szkolili służby specjalne.Grzegorz Kwaśniak: Nie ma pieniędzy na wszystko, dlategomusimy wybierać.Krzysztof Liedel: Nie jest prawdą, że z powodu mody na cyberterroryzmcokolwiek zaniedbaliśmy. Tak by się stało, gdybyśmyprzerzucili pieniądze z budżetu obronnego na działaniazapobiegające cyberterroryzmowi. Tymczasem tak niejest. Zagrożenia, o których pan mówi – cyberprzestępczośći terroryzm – nie mają charakteru militarnego. W większościkrajów terroryzm jest traktowany jako przestępstwo motywowanepolitycznie i nie ma nic wspólnego z wojną. Twierdzenie,że te dwie tak zwane mody na tyle nas angażują, że zaniedbujemydziałania mające na celu przeciwdziałanie innymzagrożeniem, uważam za nieuzasadnione.Mocarstwa przeznaczają duże kwoty na cyberbezpieczeństwoczy przeciwdziałanie zagrożeniom terrorystycznym. Takichpieniędzy nie wydaje się na modę. To jest realne zagrożenie.Nieprawdą jest, że z racji pojawienia się nowych zagrożeńzrezygnowaliśmy z nowoczesnej i sprawnej armii.Zgadzam się z twierdzeniem, że powinniśmy najpierw zadbaćo siły zbrojne, które zapewnią bezpieczeństwo naszemuterytorium, ale nie lekceważyłbym nowych zagrożeń. Niechciałbym, aby z naszej dyskusji wyłonił się obraz, że wrazz NATO poszliśmy za modą i zaniedbaliśmy nasze wojsko.SEWERYN SOŁTYSWedługbadaniaspołecznegoDemos EuropyPolacyuważają, że sąbezpieczniGrzegorz Kwaśniak: Nie twierdzę, że ktoś zrobił to celowoi świadomie, ale z powodu ograniczonych środków ta sferazostała zaniedbana. Po wojnie rosyjsko-gruzińskiej czas sięobudzić i zmienić priorytety: na pierwszym miejscu postawićobronę terytorium kraju, na drugim działania ekspedycyjne.Prezydent Bronisław Komorowski podczas odprawy kierowniczejkadry 7 marca 2013 roku powiedział: „Zdecydowaniezrywamy ze strategią ekspedycyjną. Nie ekspedycje zewnętrznena antypodach świata, a gotowość do obrony własnegoterytorium są dla nas priorytetem”. Zwierzchnik siłzbrojnych wskazał kierunek.Waldemar Kitler: Na Zachodzie przeciwdziałanie cyberterroryzmowii terroryzmowi nie jest modą i nie rezygnuje siętam z klasycznego przygotowania armii. U nas zaniedbano siłyzbrojne, ale to nie ma związku z tym, co nazywa Pan modą.To się stało wcześniej. Nasze wojsko było szkolone do sta-16NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA


armiaStanisławWziątekSkoro zakładamy, żenie będzie konfliktukonwencjonalnego,to modernizacjatechniczna sił zbrojnychpowinna iść w innymkierunku niż obecnierych konfliktów totalnych, takich w stylu II wojnyświatowej, zgrupowań i frontów. I nagle się okazało,że teraz inaczej się wojuje i opanowuje terytoriumprzeciwnika.<strong>Polska</strong> <strong>Zbrojna</strong>: Czy trochę nie demonizujemyekspedycyjności naszych sił zbrojnych?Waldemar Kitler: Zgadzamy się wszyscy, że siłyzbrojne służą przede wszystkim obronie niepodległościi suwerenności kraju. Ale czy w Irakui Afganistanie mają one bronić naszych granic?Chyba nie. Tam służą obronie innych interesów,bo jesteśmy częścią wielkiego tygla zwanego bezpieczeństwemmiędzynarodowym. Na postępowanienasze i innych państw wpływają organizacjeo charakterze ponadnarodowym. Zaangażowaniemiędzynarodowe sił zbrojnych jestkonieczne z wielu względów – politycznych, ekonomicznych,technologicznych i szkoleniowych,ale nasze społeczeństwo nie zawsze jest informowaneprzez władze o faktycznych powodach takiegostanu rzeczy.Stanisław Wziątek: Niestety, nie mamy odpowiedniegoprzygotowania do obrony terytorialnejkraju. Nie jest to jednak moda, lecz kwestia odmiennejfilozofii czy innego rozłożenia akcentów.Mam wrażenie, a mówię to także jako poseł opozycji,że w ostatnich latach powstały politycznyklimat i atmosfera do zrozumienia potrzeb obronynarodowej i finansowania określonych zadań.Zgadzamy się, że należy tworzyć odpowiedniewarunki do rozwoju polskiej armii – różnice zdańwystępują w odniesieniu do szczegółowych rozwiązań.Programy modernizacyjne dotyczą każdegorodzaju sił zbrojnych, więc możemy powiedzieć,że we wszystkich obszarach będziemy mieliokreślone zdolności. Nowy system obronypowietrznej pozwoli na przykład na obronę określonegoobszaru, dlatego musimy korzystać z pomocyinnych. Skoro jesteśmy świadomi naszegopotencjału i możliwości, powinniśmy określić, cobędzie polskim wkładem do wspólnej polityki europejskiej,a z czego możemy korzystać z zewnątrz.Powinniśmy być konsekwentni w tym, corobimy. Została zaplanowana modernizacja technicznaarmii, a z powodu oszczędności budżetowychMON musi zwrócić do budżetu państwatrzy miliardy złotych. Jeżeli minister Jacek Rostowskizabierze armii 1,95 procent PKB, a w tymkierunku to zmierza, nie uda się zrealizować innychprogramów modernizacyjnych.Grzegorz Kwaśniak: Wrócę do armii zachodnich.To co u nich jest koniecznością ze względuna inne położenie geopolityczne i inne interesy,u nas jest właśnie modą, która spowodowała wieleszkód. Moim zdaniem nie jesteśmy w stanie sięobronić. Gdyby naszych 15 brygad było odpowiednioprzygotowanych, wyszkolonych, wyposażonych,stanowiłyby potężną siłę, która w obroniena współczesnym polu walki mogłaby stawićczoła przeciwnikowi dwu-, trzykrotnie silniejszemu.Według analityków z Ośrodka StudiówWschodnich Rosja jest w stanie wystawić 80–90brygad, ale w razie konfliktu wyśle ich w naszymkierunku 30, maksymalnie 40. Gdy proporcja wynosijeden do trzech, jest szansa na wygraną.NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA17


| armia peryskop|A gdybyśmy jeszcze wzmocnili nasz potencjałobroną terytorialną, nie bylibyśmy skazani naprzegraną, moglibyśmy wytrzymać atak, zanimwsparliby nas sojusznicy. Amerykanie twierdzą,że mogą pomóc po dwóch, trzech miesiącach odrozpoczęcia konfliktu. Konkluzja jest taka, że imbędziemy lepiej przygotowani, tym mniejsze będzieprawdopodobieństwo wojny.<strong>Polska</strong> <strong>Zbrojna</strong>: Gdyby jednak przeciwnikszykował na nas atak, też potrzebowałby czasu,żeby się przygotować.Waldemar Kitler: Rząd z opozycją mają prawosię nie zgadzać, ale bezpieczeństwo kraju musi byćzapewnione. Nie powinno to w ogóle podlegaćdyskusji. Musimy odróżnić dwa aspekty bezpieczeństwa.Jeden – związany z agresją zbrojną, którejcelem jest okupacja. Drugi – dotyczący zagrożenia,które nie powoduje utraty państwowości.Cyberterroryzm, terroryzm, klęski żywiołowe czyinne zagrożenia, nawet gospodarcze, nie spowodująupadku państwa jako instytucji politycznej, conie znaczy, że militarne przygotowania nie są ważne.I wreszcie sprawa obrony terytorialnej. Dziś podatniknie da rady utrzymywać wielusettysięcznejarmii. Do obrony musi być przygotowane takżespołeczeństwo, według zasady: im mniej wojskaw garnizonach, tym więcej wyszkolonych rezerwi bardziej sprawny system mobilizacji państwa.Stanisław Wziątek: Podzielam pogląd, że musimymówić o integralnym działaniu wszystkichobywateli. Za bezpieczeństwo odpowiadają nietylko policja, służby czy armia. Istotna jest teżświadomość obywateli. Dziś w szkołach za małomamy wychowania patriotycznego i obronnego.Nie kształtujemy też postaw obywatelskich. A takiedziałania są potrzebne. Podczas podsumowania„Strategicznego przeglądu” mówił o tym JurekOwsiak.<strong>Polska</strong> <strong>Zbrojna</strong>: W społeczeństwie źle zostałaodebrana informacja o wznowieniu powoływaniarezerwistów na ćwiczenia. Jednocześniezmienia się stosunek Polaków do NATO. Zaczynamydostrzegać obciążenia związanez członkostwem w sojuszu, takie jak udziałw działaniach ekspedycyjnych.Stanisław Wziątek: Skoro jesteśmy w NATO,uważamy za pewną wartość artykuł V, który stanowi:jeden za wszystkich, wszyscy za jednego.Zobowiązania sojusznicze są ważne, nawet jeślinie realizujemy własnych interesów. Istotna jestjednak skala takiego zaangażowania. Nie wyobrażamsobie na przykład ogromnego udziału militarnegoPolski w Mali. Wykazujemy natomiastsojusznicze zaangażowanie, kiedy wysyłamy dotego kraju oficerów w celach szkoleniowych.SEWERYN SOŁTYS (2)Marcin Kaźmierski: Myślę, że w świadomościPolaków NATO coraz mniej funkcjonuje jako instytucjazwiązana z przełomem ustrojowym początkulat dziewięćdziesiątych XX wieku. Perspektywaczłonkostwa w sojuszu pomogła namw utrwaleniu demokracji i gospodarki wolnorynkowej.Uruchomiła procesy, które w konsekwencjidoprowadziły do wejścia Polski do Unii Europejskiej.Być może należy zrobić więcej, żebyuzmysłowić ludziom, że bez członkostwaw NATO <strong>Polska</strong> nie rozwinęłaby się tak bardzorównież pod względem gospodarczym i cywilizacyjnym.Te „obciążenia” i „misje ekspedycyjne”są jak wał przeciwpowodziowy – kosztują, alew razie kataklizmu mogą skutecznie ochronić.<strong>Polska</strong> <strong>Zbrojna</strong>: Polacy pozytywnie oceniajążołnierzy, ale twierdzą, że nie zdołają oni nasobronić.Stanisław Wziątek: To ważne, aby w rozmowieo wojsku nie zapominać o etosie służby. Jeżeli będziemyzwiększali prestiż tej służby, nie tylkowzbudzimy w społeczeństwie szacunek do żołnierzy,lecz także damy ludziom poczucie, że towojsko gwarantuje nam bezpieczeństwo.Waldemar Kitler: Gdy zapadła decyzja o zawieszeniupoboru, politycy nie zatroszczyli się,aby uzyskać społeczną akceptację dla tych rozgrzegorzkwaśniakMówiąco zagrożeniachdlamieszkańcówPolski, niepowinniśmynastawiać sięna walkęz terroryzmem,lecz zwrócićuwagę na teklasyczne,militarne, zestrony Rosji18NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA


armiakrzysztofliedelW większościkrajówterroryzmjesttraktowanyjakoprzestępstwomotywowanepolityczniei nie ma nicwspólnegoz wojnąwiązań. Kilka lat temu Francuzi postanowili o profesjonalizacjiarmii. Na wielu kanałach telewizyjnych słuchaczeszkół oficerskich i akademii wojskowych, politycy, publicyścii naukowcy dyskutowali na ten temat. W świetle kameri na oczach milionów.Marcin Kaźmierski: Musi być związek społeczeństwaz wojskiem. Trzeba krzewić obronność i zdecydowanie wykraczaćpoza prosto rozumiany etos wojskowy. Nie chodzitylko o szacunek dla munduru, lecz także o zrozumienie naszejpolityki obronnej. Tylko wówczas będzie można przekonywaćspołeczeństwo, że państwo powinno wydawać środkina obronność, chociaż nie przekłada się to automatycznie nawidoczną poprawę naszego życia.Grzegorz Kwaśniak: Zapomnieliśmy o proobronnym wychowaniumłodzieży, o kształtowaniu w społeczeństwie poczuciaodpowiedzialności za bezpieczeństwo własnego kraju.Stworzyliśmy armię zawodową, która może jest niezbędna,ale ma również minusy. Jednym z nich jest oderwanie problematykibezpieczeństwa od ludzi. Ci zaś czują się zwolnieniz poczucia odpowiedzialności. Tymczasem, wziąwszy poduwagę stan naszych finansów i potrzeby obronne, armia zawodowanie jest w stanie obronić kraju. Trzeba pomyślećo innym rozwiązaniu.<strong>Polska</strong> <strong>Zbrojna</strong>: Brakuje nam debaty publicznej o kluczowychsprawach związanych z obronnością. Decyzje zapadająw zaciszu gabinetów i ludzie nie mają wiedzy na tentemat.Grzegorz Kwaśniak: Naszym problemem jest też brak myślistrategicznej. Z jednej strony, nie ma na nią zapotrzebowaniaze strony polityków. Z drugiej, brakuje ośrodków, z którychmogliby oni korzystać, choć od kilku lat takie instytucje jakAkademia <strong>Obrony</strong> <strong>Narodowej</strong> czy Biuro Bezpieczeństwa Narodowegopróbują to nadrobić.Krzysztof Liedel: Rzadko też korzysta się z wiedzy niezależnychinstytutów i ekspertów. Jako przedstawiciel BBN zwracamuwagę, że celem opracowania SPBN było postawieniediagnozy wszystkich niebezpieczeństw, które się pojawiły, aleto władza wykonawcza i politycy muszą chcieć z tego dorobkukorzystać.Stanisław Wziątek: SPBN został przygotowany przez BiuroBezpieczeństwa Narodowego pod patronatem prezydenta.Nic z tego jednak nie wynika. Ośrodek prezydencki niema wpływu na wdrożenie zawartych w przeglądzie rekomendacji.Krzysztof Liedel: Jednym ze sposobów wprowadzenia w życietych wyników jest przygotowanie białej księgi. Pracujemynad systemem monitoringu tych rekomendacji.Stanisław Wziątek: W lipcu byłem we Francji, gdzie w parlamenciedyskutowaliśmy o białej księdze. Wynikiem tegospotkania było podpisanie porozumienia dotyczącego wspólnegostanowiska na grudniowy szczyt Unii Europejskiej.Francja i <strong>Polska</strong> będą reprezentowały na nim pogląd, że wartoprzygotować europejską białą księgę. W Polsce ze „Strate-NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA19


| armia peryskop|gicznego przeglądu” wynikają tylko rekomendacje,we Francji są to zalecenia.Grzegorz Kwaśniak: Zwróćmy uwagę, jaką rangęma strategia bezpieczeństwa narodowego. Jestjedynie dokumentem poglądowym.<strong>Polska</strong> <strong>Zbrojna</strong>: „Strategiczny przegląd bezpieczeństwanarodowego” zawiera rekomendacje.Spróbujmy zatem takie wyciągnąć z naszejdyskusji.Stanisław Wziątek: Pierwsza i zasadnicza myśl,która powinna nam przyświecać, to taka, że bezpieczeństwoma nas łączyć bez względu na podziałypolityczne. Żeby stworzyć takie poczuciebezpieczeństwa, trzeba wiedzieć, co się chce osiągnąć,a do tego jest potrzebna strategiczna myśl.Bezpieczeństwo międzynarodowe musi być opartena współdziałaniu sojuszniczym w ramachwspólnej polityki Unii Europejskiej i NATO.Ważne jest jednak, byśmy posiadali też własnezdolności do obrony. Te zdolności muszą być takokreślone, żeby 140 miliardów złotych, które wydamyna nie przez najbliższych dziesięć lat, pozwoliłotakże na modernizację polskiego przemysłuobronnego.Krzysztof Liedel: Ważne jest, abyśmy zdawalisobie sprawę z tego, że zmienia się środowiskobezpieczeństwa międzynarodowego. Musimy obserwowaćte zmiany i wprowadzać takie rozwiązaniasystemowe, które pozwalają nam przygotowywaćsię na nowe zagrożenia. Jednym z elementówtego systemu jest podniesienie świadomościspołecznej.Grzegorz Kwaśniak: Powinniśmy jasno powiedzieć,że w razie konfliktu militarnego szanse naefektywną i skuteczną pomoc ze strony sojusznikówsą coraz mniejsze. Mają oni inne priorytetyi zadania. Ponieważ jesteśmy w NATO, powinniśmymieć tę świadomość. Musimy też zmienićnasze priorytety. Pierwszym powinna być obronaterytorium własnego kraju, a na kolejnym miejscupostawiłbym przeciwdziałanie takim zagrożeniom,jak cyberterroryzm czy terroryzm. Ponadtow zapewnienie bezpieczeństwa kraju należy angażowaćcałe społeczeństwo, które dziś czuje sięzwolnione z tej odpowiedzialności, choć mówio niej artykuł 85 konstytucji.Waldemar Kitler: Zgadzam się, że są potrzebnesystemowe rozwiązania. Powinniśmy właściwiepodejść do istoty obrony narodowej. Tak jak zapisanow „Konstytucji 3 maja”: „Naród winien jestsobie samemu obronę od napaści i dla przestrzeganiacałości swojej. Wszyscy przeto obywatelesą obrońcami całości i swobód narodowych”. Całynaród to nie tylko siły zbrojne. Aby społeczeństwomogło być zaangażowane w obronę kraju,trzeba stworzyć ku temu prawne ramy. Jeśli chodzio sojuszników i zaangażowanie w sferze międzynarodowej,to czas wrócić do zasady zapewnieniaobrony samemu sobie, a potem dzieleniasię tym, co nam pozostaje. Powinniśmy wciągaćdo współpracy sojuszników, aby każde zagrożeniejednego z członków było rozumiane przez pozostałychjako wyzwanie związane z ich bezpieczeństwem.Dobrze byłoby, aby siły międzynarodowewykonywały wspólne zadania i tworzyływspólne jednostki.Marcin Kaźmierski: Propagowanie obronnościto przekazywanie wiedzy, czym jest bezpieczeństwoi przed jakimi wyzwaniami staje <strong>Polska</strong>.Musimy poprawiać kondycję naszych sił zbrojnych.Działania na rzecz obronności muszą byćwyłączone z politycznego sporu. Priorytetempowinna być kolektywna obrona. Sojusznicymuszą mieć plany przyjścia nam z pomocą. Powinnibyć gotowi, aby ze wspólnych funduszyprzeznaczać odpowiednie kwoty na budowęinfrastruktury, która ma służyć operacjomobronnokolektywnym. My natomiast nie możemyzapominać, że także mamy obowiązki wobecnaszych sojuszników.•Opracowanie: Piotr Bernabiuk,Małgorzata Schwarzgruber,Tadeusz WróbelWaldemarKitlerDziś konfliktzbrojnymoże byćdziełemprzypadkulub efektemnieracjonalnegozachowaniaczy błęduDoktor Krzysztof Liedel – prawnik, specjalistado spraw terroryzmu oraz bezpieczeństwainformacyjnego; zastępca dyrektoraDepartamentu Bezpieczeństwa PozamilitarnegoBBN, dyrektor Centrum Badań nad TerroryzmemCollegium Civitas.Profesor Waldemar Kitler – zajmuje siętematyką bezpieczeństwa narodowego, obronynarodowej i zarządzania kryzysowego; od 2011roku jest prodziekanem do spraw naukowychWydziału Bezpieczeństwa Narodowego AON.Stanisław Wziątek – polityk, samorządowiec,od 2005 poseł na sejm V, VI i VII kadencji;wiceprzewodniczący sejmowej Komisji <strong>Obrony</strong><strong>Narodowej</strong>.Doktor Grzegorz Kwaśniak – były pracownikSztabu Generalnego Wojska Polskiego i adiunktAON, specjalista z dziedziny strategicznegozarządzania bezpieczeństwem narodowym.Marcin Kaźmierski – dyrektor DepartamentuPolityki Bezpieczeństwa MiędzynarodowegoMON; zajmuje się sprawami związanymiz integracją oraz obecnością Polski w NATO i UE.20NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA


patronat polski zbrojnej


|armia z duchem reform|Na fali zmianInspektorat Marynarki Wojennej, tak jak pozostałekomórki Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych, będzie miał siedzibę w Warszawie.Tadeusz WróbelRozpoczęły się prace organizacyjne dotyczące tworzeniaDowództwa Generalnego Rodzajów SiłZbrojnych, w tym wchodzącego w jego skład InspektoratuMarynarki Wojennej. W wyniku reformystruktur dowodzenia marynarze wrócą do swojej historycznejsiedziby w Warszawie, znajdującej się koło pomnikaLotnika na skrzyżowaniu ulic Żwirki i Wigury oraz Wawelskiej.W okresie międzywojennym w tym budynku mieściłosię Kierownictwo Marynarki Wojennej.Niektórzy z marynarzy mają nadzieję, że obecność w stolicyułatwi dotarcie do decydentów i uświadomienie im znaczeniatego rodzaju sił zbrojnych dla naszego państwa w cza-nich ta przyjęta dla Inspektoratu MW pozwoli na precyzyjneokreślenie, kto za co odpowiada.„Do obowiązków Zarządu Uzbrojenia będzie należałoprzygotowanie wymagań dla zamawianego uzbrojeniai sprzętu oraz określenie perspektyw dotyczących wyposażeniaMarynarki Wojennej”, stwierdził komandor Andrzej Godeckiz grupy organizacyjnej Dowództwa Generalnego RodzajówSił Zbrojnych. W ZU znajdą się wszyscy gestorzypodlegli dowódcy MW, co uprości i skróci czas podejmowaniadecyzji w sprawie nowego uzbrojenia i sprzętu. „ZarządMorski będzie natomiast zajmował się szkoleniem i przygoto-Inspektorat Marynarki Wojennej ma liczyć50–60 osób, a w całej strukturze DowództwaGeneralnego znajdzie się około 200 żołnierzynoszących granatowe mundurysie pokoju, kryzysu i wojny. Prawdopodobnie po części dziękitakiej lokalizacji przed II wojną światową w ciągu 20 latudało się stworzyć nowoczesną flotę wojenną.Uproszczenie strukturW Dowództwie Marynarki Wojennej obecnie jest sześć zarządów,sześć szefostw i pięć oddziałów. W wyniku reformyInspektorat MW będzie miał tylko dwa zarządy – uzbrojeniai morski, których zadania mają polegać głównie na przygotowaniuzespołów okrętów i ich załóg do działań w ramachCentrum Operacji Morskich podporządkowanemu DowództwuOperacyjnemu RSZ. Za zadania polegające na przygotowaniusił i środków marynarki do operacji, których gestoremsą inne rodzaje sił zbrojnych lub szefostwa rodzajów wojsk,będą odpowiadały pozostałe inspektoraty. Twórcy reformypodkreślają, że im prostsza jest struktura, tym lepsza. Wedługwaniem sił wydzielanych do konkretnych operacji”, wyjaśniłkomandor. Jedną z jego komórek będzie Oddział OficerówFlagowych. Jest to historyczna nazwa specjalistów MarynarkiWojennej. Według obowiązującego „Regulaminu służby naokrętach Marynarki Wojennej” organizacja działań na okręciejest podzielona, w zależności od jego rangi, na dziesięć działówokrętowych: nawigacyjny, rakietowo-artyleryjski, broni podwodnej,łączności, obserwacji technicznej, elektromechanicznylub napędu głównego, obrony przed bronią masowego rażenia,zdrowia, kwatermistrzowski i informatyczny. Dlatego najbardziejdoświadczeni oficerowie będą odpowiedzialni za szerokopojęte szkolenie techniczno-specjalistyczne, w tym opracowywaniei aktualizację instrukcji szkolenia i użycia uzbrojeniaoraz sprzętu wojskowego na okrętach. Dodatkowo będą uczestniczyćw całym procesie certyfikacji sił i środków MarynarkiWojennej w celu utrzymania ich w odpowiedniej gotowości22NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA


armiabojowej. „Już z pozycji połączonego szczebla operacyjnegowezmą również udział w wyznaczaniu kierunków rozwojui modernizacji swoich działów okrętowych, które będą spójnez całością SZRP i sojuszu”, oświadczył Andrzej Godecki.Zagadnienia związane z lotnictwem morskim znajdą sięw zakresie odpowiedzialności Inspektoratu Sił Powietrznych.Podobnie będzie z wchodzącymi w skład Marynarki Wojennejinnymi jednostkami, na przykład rozpoznania, łączności,inżynieryjnymi, chemicznymi i obrony powietrznej. Sprawamizwiązanymi z ich wyposażeniem i wyszkoleniem zajmąsię odpowiednie zarządy Inspektoratu Rodzajów Wojsk.Zamówienia można składać:• e-mailem: prenumerata@zbrojni.pl• listownie: Wojskowy Instytut Wydawniczy,00-909 Warszawa, Aleje Jerozolimskie 97• telefonicznie: +4822 684 04 00Warunkiem wysyłki jest wpłata 26 zł na konto:23 1130 1017 0020 1217 3820 0002SzanowniCzytelnicy!Koszt prenumeraty4 wydan „Polski Zbrojnej”(od wrzesnia do grudnia 2013 roku)to tylko26 zl∕Działania połączoneNa poziomie taktycznym zostaną zachowane dwie flotyllei Brygada Lotnictwa MW. W związku z rozformowaniemDowództwa Marynarki Wojennej zmieni się podległość jednostekbezpośrednio mu podporządkowanych, takich jak DywizjonZabezpieczenia Hydrograficznego MW. „Znajdzie sięon w strukturze 3 Flotylli Okrętów i będzie wykonywał takiesame zadania na rzecz Marynarki Wojennej jak do tej pory”,wyjaśnił komandor. „Dzięki temu dowódca generalny zmniejszyliczbę jednostek bezpośrednio sobie podległych”.Komandor Godecki jest przekonany, żeprzy okazji reformy zostaną uproszczoneprocedury dowodzeniaw czasie pokoju, kryzysulub wojny. Przypomina,że Centrum Operacji Morskich obecnie znajduje sięw strukturze Dowództwa MW, ale równocześnie podlega DowództwuOperacyjnemu Sił Zbrojnych. Może więc dojść dosytuacji, że COM otrzyma do wykonania rozkazy od dwóchprzełożonych. Po reformie centrum będzie miało tylko jednegozwierzchnika – dowódcę operacyjnego. W ramach tworzonejBrygady Wsparcia Dowodzenia planowany jest bataliondowodzenia MW na potrzeby centrum, którego żołnierze będąnosić marynarskie mundury. Taka sama zasada mundurowabędzie dotyczyć na przykład lotników baz lotnictwa morskiego.W wyniku reformy flotylle będą miały większe kompetencjew kwestii szkolenia i zabezpieczenia logistycznego, zarównona etapie przygotowań, jak i później, w odniesieniu dowydzielonych do operacji sił Marynarki Wojennej. Dlatego,tak jak w wypadku jednostek Wojsk Lądowych, planowanejest wzmocnienie ich dowództw. „Trafi do nich część kadryz rozwiązywanego Dowództwa Marynarki Wojennej”, stwierdziłkomandor Godecki.•´NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA23


|armia ćwiczenia|arch. 6 BPD i armii ukraińskiej (2)24NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA


armiaDesantpo ukraińskuTo były największemiędzynarodowe ćwiczeniana Ukrainie. Wzięło w nich udziałponad 1,3 tysiąca żołnierzy z kilkunastu państw,między innymi polscy spadochroniarze.Magdalena Kowalska-SendekRebelianci ukryli się w bunkrze na szczycie wzgórza.„Musieliśmy atakować pod górę, a to nigdy nie jestłatwe”, mówią spadochroniarze z 6 Brygady Powietrznodesantowej.Byli pod ciągłym ostrzałemi trzeba było odpowiadać ogniem. Gdy już udało im się zdobyćwzgórze, podczołgali się pod same okna budynku. „Fire in thehole!”, krzyknął dowódca i niemal w tym samym momencie dobunkra wpadły pierwsze granaty.„Byliśmy najgłośniejsi i zadymę robiliśmy jak nikt”, opowiadapodporucznik Krzysztof Kałwak, jeden z 38 polskich spadochroniarzy,którzy wzięli udział w ukraińskich manewrach „RapidTrident ’13”. „Na Ukrainę zabraliśmy swoje petardy. Działaliśmyna ostro. Inni imitowali rzut granatem, a my nie. Niewrzucaliśmy co prawda granatów do budynków, ale tuż obok.Amerykanie i Ukraińcy, którzy odgrywali naszego przeciwnika,i tak byli przerażeni”.Wieża BabelNa dwa tygodnie okolice Lwowa zamieniły się w wielki międzynarodowypoligon. Zorganizowano tam prawdopodobnienajwiększe ćwiczenia wojskowe, jakie miały miejsce w ostatnichlatach na Ukrainie. Na wspólne szkolenie na poligon Jaworów,gdzie znajduje się Międzynarodowe Centrum Pokojui Bezpieczeństwa, przyjechali przedstawiciele aż 19 krajów.W dwutygodniowych manewrach odbywających się w ramachprogramu „Partnerstwo dla pokoju” wzięło udział ponad 1,3 tysiącażołnierzy. Polskie siły zbrojne reprezentowali spadochroniarzez 6 Brygady Powietrznodesantowej. Wśród wojskowychz innych państw byli między innymi Ukraińcy i AmerykanieNUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA25


|armia ćwiczenia|(oni wystawili główne siły), Norwegowie, Szwedzi, Niemcy,Brytyjczycy, Serbowie, Gruzini, Rumunii i Turcy.„Na Ukrainę pojechaliśmy kolumną pojazdów. W sumie z naszejjednostki ruszyło 38 żołnierzy. Mieliśmy do dyspozycji siedemHMMWV i jednego stara”, opowiada kapitan Cezary Gabryszakz 6 Batalionu Powietrznodesantowego z Gliwic. Oficerten w czasie ukraińskiego szkolenia był zastępcą dowódcy międzynarodowejkompanii, w której służyli Polacy, Brytyjczycy,Mołdawianie i Rumuni.Na manewry w okolice Lwowa pojechali żołnierze z gliwickiegobatalionu, w większości doświadczeni wojskowi, którzydwu- lub trzykrotnie służyli w Afganistanie. Zabrano tam jednakrównież nowicjuszy. „Chciałem, żeby w każdym z pojazdówbył jeden niedoświadczony żołnierz”, przyznaje podporucznikKałwak. „Takie ćwiczenia dla początkujących to doskonałaokazja do szkolenia”.Pierwszy dzień treningu upłynął na sprawach organizacyjnych.Żołnierze byli kwaterowani w koszarowcach. Niektórzypobierali broń i amunicję. Polacy pod tym względem byli niezależni,ponieważ wszystko przywieźli ze sobą. Każdy z uczestnikówszkolenia tego dnia zapoznał się również z zasadami użyciaśrodków pozoracji pola walki, zasadami obowiązującymi podczasużywania bojowej amunicji, a także procedurami ewakuacjiposzkodowanych oraz uszkodzonego sprzętu.Wszyscy musieli także zobaczyć, jak działa amerykański systemsymulacji trafień MILES, którego użyto na „Rapid Trident”.Na tych ćwiczeniach każdy żołnierz nosił hełm i szelkiz czujnikami, a jego broń została wyposażona w laserowy promiennikdziałający podczas strzelania ślepą amunicją. Gdy żołnierzzostał trafiony, to urządzenie wydawało głośny pisk. Dlaczegozastosowano na manewrach ten system? „Chodziło o urealnieniesytuacji taktycznych”, tłumaczą żołnierze.Przed akcjąNa „Rapid Trident” desantowali się z ukraińskich śmigłowcówMi-17. Zanim jednak doszło do pierwszego zrzutu, spadochroniarzew ośrodku szkolenia naziemnego przez kilkanaściegodzin poznawali procedury obowiązujące na pokładzie samolotulub śmigłowca, w trakcie oddzielania się skoczka od statkupowietrznego i już podczas samego skoku. Uczyli się także obsługiukraińskich spadochronów D-6.„W Polsce skaczemy z pokładu Mi-17 tylko na spadochronachz wolnym systemem otwarcia”, przyznaje kapitan MarcinGil, rzecznik prasowy 6 Brygady Powietrznodesantowej.„Ukraińcy skaczą sposobem «na stabilizację», a nasza brygadazrezygnowała z tej metody już kilka lat temu”, wyjaśniamłodszy chorąży Kamil Kaniewski, instruktor spadochronowy.„Dla większości żołnierzy z naszego plutonu to była nowość”.Podczas desantowania z samolotu lub śmigłowca lecącegoz dużą prędkością żołnierze skakali na stabilizację, czyli na spadochronachz dwustopniowym systemem otwarcia. Po opuszczeniuprzez skoczka pokładu na wysokości około 700 metrównajpierw otwiera się spadochron stabilizujący, który zmniejszaprędkość, z jaką się spada, a dopiero po kilku sekundach, kiedyżołnierz wyciągnie uchwyt, pojawia się spadochron główny.„Każdy z nas skoczył dwa razy na treningu, a później raz nabojowo”, opisuje starszy kapral Andrzej Konowalczyk.Przez kilka dni żołnierze pod okiem instruktorów z Kanady,Ukrainy, Mołdawii i Stanów Zjednoczonych ćwiczyli podstawowedziałania wykonywane na misjach stabilizacyjnych.Rapid Tridentodbyły się po razszesnasty. W 2012roku Polakówreprezentowaliżołnierze25 BrygadyKawaleriiPowietrznejz TomaszowaMazowieckiego„Przez tydzień przygotowywaliśmy się do dwóch etapówćwiczeń «Rapid Trident» – powietrznodesantowego i stabilizacyjnego.W tej drugiej części postępowaliśmy tak, jakbyśmy bylina misji”, wyjaśnia kapitan Gabryszak.Wykonywali zatem operacje typu cordon and search, zajmowalisię konwojowaniem, patrolowaniem, przeszukiwaniem pojazdów,budynków i ludzi czy organizowaniem check pointówi trenowali.„Dla większości moich żołnierzy to nie było nic nowego”,przyznaje podporucznik Kałwak. „Znamy wszystkie te działaniaz misji. Dobrze było jednak podpatrzyć, jaką taktykę stosująinne armie”.Starsi braciaGłówna część ćwiczeń trwała trzy doby. Podzieleni na kompanieżołnierze rozpoczęli walkę. Niektóre z pododdziałówukraińskich wcieliły się w rolę przeciwników.„My stworzyliśmy kompanię powietrznodesantową i jako jedynidziałaliśmy w strukturze wielonarodowej”, przyznaje starszykapral Konowalczyk. „Nie było jednak żadnych problemówze współpracą. Mamy za sobą bardzo ciekawe doświadczenie”.„Najlepiej pracowało nam się z Brytyjczykami”, dodaje podporucznikKałwak. „Oni są niesamowicie wyszkoleni i bardzosię we wszystko angażują”.Pierwszego dnia o siódmej rano cała kompania była gotowado zrzutu. Żołnierze przeszli trzy linie kontroli, w którychsprawdzano między innymi, czy mają prawidłowo złożone spadochrony.Następnie weszli na pokład śmigłowców i kilka minutpóźniej znaleźli się już nad zrzutowiskiem. Gdy osiągnęli wysoarch.6 BPD i armii ukraińskiej (2)26NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA


armiakość 600 metrów, wyskakiwali jeden za drugim – najpierw żołnierzez lewej burty i ich instruktor (w Polsce instruktorzy pokładowinie wyskakują z żołnierzami), a następnie ci z prawej,również z instruktorem.„To był skok bojowy z wyposażeniem i bronią”, opowiadamłodszy chorąży Kaniewski. „Niestety jeden z nas nie miałszczęścia przy lądowaniu. Trafił na nierówność i złamał nogę”.Skok ze spadochronem to był jednak dopiero początek ćwiczeń.Celem żołnierzy było zdobycie obozu rebeliantów.„Szybko zrobiliśmy zbiórkę we wcześniej wyznaczonymmiejscu”, opisuje podporucznik Kałwak. „Mieliśmy się spotkaćna pierwszej linii obrony, więc trzeba było przejść trzy kilometryna północ od miejsca, gdzie wylądowaliśmy. Niestety podrodze pluton mołdawski został zaatakowany przez przeciwnikai musieliśmy wracać półtora kilometra, żeby pomóc kolegom”.Zadaniem desantu było prowadzenie działań opóźniających.Później spadochroniarze wycofali się na tyły batalionu i stali siękompanią odwodową dla wszystkich pododdziałów.„Przeciwnik został zneutralizowany, a my przeszliśmy do kolejnegoetapu ćwiczeń”, opowiada kapitan Gabryszak.Operację typu cordon and search początkowo wykonywał innypluton. Niestety nie poszło im najlepiej, więc dowódca kompaniizdecydował, że działanie trzeba powtórzyć. „Przejąłemdowodzenie i zadanie wykonaliśmy tak, jakbyśmy byli w Afganistanie”,mówi podporucznik Kałwak.Hummery z dużą prędkością podjechały do budynku, w którymznajdowali się rebelianci. Żołnierze otoczyli zabudowaniaz każdej strony i otworzyli ogień: „Strzelaliśmy we wszystkieokna, żeby żaden z terrorystów nie wychylił nawet nosa”.Brytyjczycy otoczyli zabudowania, a Mołdawianie weszli dośrodka. Akcja trwała 40 minut i zakończyła się sukcesem – znalezionodwóch rebeliantów, ładunki wybuchowe, karabiny, granatnikprzeciwpancerny i noże.„Czuliśmy się trochę jak starsi bracia. Jako jedyni w naszejkompanii mieliśmy tak duże doświadczenie z misji i wcześniejw praktyce sprawdziliśmy wyuczone procedury”, przyznaje kapitanGabryszak. Dodaje, że tego rodzaju trening jest dobrą okazjądo przećwiczenia różnego rodzaju scenariuszy i szlifowaniajęzyka obcego.Ogień z powietrzaCzego zabrakło na „Rapid Trident ’13”? Niektórzy przyznają,że liczyli na skoki z pokładu samolotu An-26. Zasady desantowaniaz tych transportowców pamiętają tylko bardziej doświadczenispadochroniarze. Skok wykonuje się z samolotu lecącegoz większą prędkością niż w wypadku używanych w PolsceC-130 i C-295 M.Polscy żołnierze nie mieli też okazji wypróbować oryginalnego,stosowanego przez armię ukraińską sposobu walki. U nichopadający na spadochronie żołnierze mają za zadanie prowadzićogień do znajdującego się na ziemi przeciwnika.„Tego rodzaju działań już nie ćwiczymy”, mówi kapitan Gil.Głównym powodem jest inna wysokość zrzutu. W Polsce żołnierzedesantują się z 400 metrów (Ukraińcy z około 200 metrówwyżej). Podczas ćwiczeń wysokość ta jest obniżana do 300metrów i w trakcie działań bojowych może wynieść nawet 100.Kiedy żołnierz opada z takiej wysokości, nie ma czasu na prowadzenieognia.•NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA27


| armia Siły Powietrzne|Strażnicy JastrzębiByli zwykłym pododdziałemwartowniczym. Dziś ci sami żołnierze stanowią zespółochrony bezpośredniej Komponentu Lotniczego „Jastrząb”.Piotr BernabiukPotrzebę utworzenia nowoczesnego oddziału do ochronyJastrzębi zasygnalizował w 2009 roku generał broni pilotAndrzej Błasik, ówczesny dowódca Sił Powietrznych.W czasie wizyty w 31 Bazie Lotnictwa Taktycznego mówiło konieczności dopasowania do samolotów F-16 nowoczesnegosystemu zabezpieczenia. Wkrótce po tej zapowiedzi przyszłydo jednostki stosowne rozkazy. W skład nowej formacjimiały wejść straż pożarna, pododdział chemiczny, grupy rozminowania(Explosive Ordnance Disposal, EOD) i medyczna,a także zespół ochrony bezpośredniej KomponentuLotniczego „Jastrząb”, stanowiącygłówną siłę. W Krzesinach miał zatempowstać pododdział, jakiegow polskich Siłach Powietrznych dotądnie było. Określono, że będzie on „odpowiedzialnyza ochronę miejsc ważnychdla zachowania żywotności komponentupowietrznego, prowadząc działaniazapobiegające oddziaływaniuprzeciwnika na personel i sprzęt”.Nowoczesna formacja przeznaczonado wykonywaniaskomplikowanych zadań nie mogłasię wziąć znikąd, więc do nowej roli zaczętoprzygotowywać manewrową kompanię ochrony,której żołnierze na co dzień wykonywali „czarnąrobotę”, czyli sprawowali służby jako pododdział alarmowy,dyżurni eskadry, wartownicy przy obiektachczy występowali w roli asysty honorowej na wojskowychpogrzebach.Amerykanie nie przekazali nam wraz z F-16 dokumentuokreślającego, jak powinno być zorganizowaneforce protection. Kapitan Zbigniew Janiszewski,dowódca pododdziału, musiał zatem wszystkostworzyć od podstaw. Zbierając informacje doty-28NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA


armiaczące takich działań, korzystał między innymi z doświadczeńWojsk Lądowych i Wojsk Specjalnych oraz konsultował sięz fachowcami z różnych dziedzin. Następnie, wspólnie zeswymi żołnierzami, metodą prób i błędów budował nowysystem szkolenia i przygotowywał zasady działania zespołuochrony komponentu lotniczego. Nie miał jednak gwarancji,że jego ludzie, do tej pory wykonujący zupełnie inne zadania,sprostają temu wyzwaniu.Zespołu nie trzeba było jednak długo przekonywać do nowychzadań. Żołnierze dostrzegli bowiem szansę na wyjściepoza dotychczasową rutynę i chętnie zaangażowali się w budowanienowego systemu.Młodszy chorąży ArturKazubski, starsikaprale Tomaszelementów force protection, a także ratownicy medyczni,strażacy, operatorzy EOD. Konsultowali zebrany materiałz żołnierzami wracającymi z Afganistanu. Wprowadzali kolejnepoprawki, dołączali zdjęcia, układali pytania sprawdzające…Dziś ten podręcznik zawiera wszystkie elementy działaniai ciągle jest weryfikowany w praktyce.Pomoc profesjonalistówŻołnierze przygotowujący się do nowych zadań doszli downiosku, że ćwiczenia prowadzone tylko na terenie bazyi w wolnym czasie od dotychczasowych obowiązków to zamało. W 2010 roku wyruszyli zatem na swoje pierwsze szkoleniapoligonowe do Mirosławca i Nadarzyc.Major Ryszard Pietrzak, wspierający ich szkoleniowiecz krzesińskiej jednostki, uważa terenowe wyprawy zespołu zakonieczność: „Był to jedyny sposób wyrwania żołnierzy z codziennegokieratu. Na poligonie mieliśmy wszystkich namiejscu i nie było pilnych spraw do załatwienia”.Nie wszyscy jednak podzielali jego zdanie. Major wieluosobom musiał tłumaczyć, po co tym żołnierzom potrzebnetak zaawansowane szkolenie, i przekonywać, że faktyczniepotrzebują oni do ćwiczeń dużo amunicji. W systemie BLOS,w którym się szkolili, tylko do sprawdzenia poprawności sylwetkipodczas strzelania w pozycji stojącej potrzebny jest pełnymagazynek. Jak zapewnia starszy kapral Artur Urban, niejest to marnotrawstwo: „W dążeniu do perfekcji podstawą jestpraca z bronią. Wiele czasu poświęcamy na strzelanie w pa-piotr bernabiuk, bartosz beraW Siłach Powietrznychtrwają prace naduformowaniem etatowychkomórek force protectionw bazach lotniczych.Powstanie odrębna formacjamająca określone zadaniaFurmański, ArturUrban i ŁukaszZiemski, starsi szeregowiŁukasz Szwed oraz Dawid Wojciechowski, dziś awangarda zespołui instruktorzy szkolący innych, tak wspominają pierwszeeksperymenty: „Braliśmy auto. Jeden z nas siadał za kierownicąi wspólnie zastanawialiśmy się, co i w jakiej kolejności należyrobić, żeby przeprowadzić skuteczną, profesjonalną kontrolę.W końcu dochodziliśmy do wniosku, że trzeba zatrzymaćpojazd, wyciągnąć z niego kierowcę, sprawdzić dokumentyi samochód. Działaliśmy we dwóch, więc jeden drugiego powinienubezpieczać”. Niby nic nowego. Przecież takie działaniaod dawna wykonują wyjeżdżający na misje żołnierzeWojsk Lądowych. Dla nich to była jednak nowość.By ich działalność miała sens, konieczne było wypracowanieprocedur. Zaczęli więc przygotowywać podręcznik,w którym opisywali efekty kolejnych doświadczeń. W jegotreść swój wkład wnieśli żołnierze i dowódcy poszczególnychrze, na sprawne przechodzenie z bronidługiej na krótką. Tego nie da się wyćwiczyć nasucho, bez zużycia amunicji”.Starszy kapral Tomasz Furmański również zwraca uwagę,że niektórzy ludzie kojarzą działania force protection jedyniez pełnieniem warty: „Jesteśmy wartownikami, ale też zwiadowcami.Ćwiczymy zasady patrolowania w pojazdach i pieszo.Prowadzimy również konwoje, więc musimy trenowaćsprawdzanie drogi czy działanie w razie zasadzki. Ponadtoochraniamy dowódcę i pilotów”.Specjalistycznej formacji tworzonej od podstaw nie da sięjednak wyszkolić metodą chałupniczą. Trudno nauczyć sięz podręcznika ratownictwa lub snajperki. Żołnierze z bazyzaczęli więc korzystać z doświadczenia mistrzów. Znaleźliich między innymi w poznańskim Centrum Szkolenia WojskLądowych. Szczególnie przydatna okazała się współpracaz kapitanem Włodzimierzem Kopciem, twórcą systemówNUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA29


| armia Siły Powietrzne|Ochrona we FrancjiWe francuskich siłach powietrznych jednostki ochrony lotnisk i innych instalacji wchodzą w skład Brygady Lotniczej SiłOchrony i Interwencyjnych (Brigade aérienne des forces de sécurité et d’intervention, BAFSI). Są to 34 eskadry lubwydzielone pododdziały ochrony. Do ich zadań, poza zapewnieniem bezpieczeństwa instalacjom wojskowym w kraju i zagranicą, należą zwalczanie terroryzmu i pilnowanie, żeby personel sił powietrznych nie zażywał narkotyków. Istnieją też trzyjednostki interwencyjne, które są angażowane na przykład do wzmocnienia ochrony zagrożonych lotnisk lub innych obiektów,jeśli zajdzie taka potrzeba. Te trzy komanda spadochronowe lotnictwa są jednostkami specjalnymi, z których każdeprzygotowywane jest też do innych zadań. Specjalnością jednostki z Bordeaux są na przykład bojowe misje poszukiwawczo--ratownicze. W skład BAFSI wchodzą jeszcze 33 eskadry ratowniczo-gaśnicze (odpowiadają też za ochronę przed broniąmasowego rażenia). Razem w tych siłach służy około 6,8 tysiąca żołnierzy. T W•walki w bliskim kontakcie oraz BLOS – skutecznego i bezpiecznegoposługiwania się bronią. Ratownictwo medyczne,w tym kurs combat lifesaver, przerabiali natomiast z instruktoramiWojskowego Centrum Kształcenia Służb Medycznychoraz swoimi ratownikami z jednostki.Korzystali też ze wsparcia renomowanych firm szkoleniowychkrajowych, ale oferujących usługi fachowców z całegoświata. Instruktorzy sprowadzeni ze Stanów Zjednoczonychprzez Global Protection Group uczyli polskich żołnierzyochrony osobistej, odzyskiwania uprowadzonych VIP-ów,walki w terenie zurbanizowanym, w pomieszczeniach i w bliskichodległościach. Jednym z nauczycieli był Brytyjczyk,rezerwista SAS. Dzięki współpracy z GMR Tactical żołnierzez Krzesin poznali podstawy działania zwiadowców – zdobyliumiejętności maskowania i przenikania oraz wiedzęo broni i amunicji.Na bojowoEksperymenty, szkolenia, treningi z mistrzami nie były dlazespołu ochrony bezpośredniej sztuką dla sztuki. W końcu zacząłon działać w ramach Komponentu Lotniczego „Jastrząb”.Strażnicy Jastrzębi kilka dni przed każdymi ćwiczeniamiwchodzili w teren. Przygotowywali rejon, za który mieli odpowiadać– zaczynali od sporządzania planów ochrony, budowanialub rozbudowy schronów i check pointów. Początkowo,nie ukrywają, robili prowizorkę – za pomocą czterech workówz piaskiem, słupków i taśmy wyznaczali obiekty ochronne.Z czasem zaczęli przygotowywać posterunki zgodnie zewszystkimi zasadami obowiązującymi w sytuacji bojowej.Starszy kapral Dawid Wojciechowski nie chce jednakże, bysprowadzać ich działań do budowy i maskowania check pointów:„Podczas ćwiczeń odpowiadamy za ochronę całej strefyodpowiedzialności taktycznej [Tactical Area of Responsibility,TAOR]. Pierwsi pojawiamy się na linii ognia i możemy sięspotkać z najrozmaitszymi zdarzeniami. A cokolwiek się stanie,musimy rozpoznać sytuację, zareagować w pierwszej faziena niebezpieczeństwa, zanim dotrą ze wsparciem większei wyspecjalizowane siły. W wypadku zagrożenia ładunkiemwybuchowym na przykład zabezpieczamy miejsce, zanimprzyjedzie EOD i przekazujemy saperom szczegółowe informacjeo sytuacji. Musimy zrobić to fachowo, żeby zawczasuwiedzieli, z czym się zmierzą. A gdy wybuchnie pożar, przeprowadzamyewakuację i izolujemy rejon zagrożenia, zanimprzyjadą koledzy ze straży pożarnej”.Wstydu nie byłoWe wrześniu 2010 roku uczestniczyli w ćwiczeniachSTARTASSES. Wypadli nieźle, ale też zdali sobie wówczassprawę, jak daleka i trudna jeszcze droga przed nimi. Wiosną2011 roku, w czasie ćwiczeń „Raróg”, organizowanych przezdowództwo 2 Skrzydła Lotnictwa Taktycznego, misję bojowąwykonywały samoloty F-16 C. Zadaniem zespołu były zabezpieczeniei ochrona strefy odpowiedzialności taktycznej z założeniem,że działania są prowadzone na lotnisku państwa gospodarza,poza granicami kraju, w warunkach zagrożeniaprzez przeciwnika.Jesienią tegoż roku świat dowiedział się o sukcesie polskichSił Powietrznych: „Po dwóch latach przygotowań 9 września2011 roku, Komponent Lotniczy «Jastrząb», zadeklarowanyjako Deployable Forces, czyli siły zdolne do przerzutu w ramachoperacji NATO, otrzymał pozytywną ocenę w ramachprogramu TACEVAL. Ponad 150 inspektorów z NATO przeprowadziłocertyfikacje w trzech obszarach: operacyjnym, logistycznymoraz ochrony wojsk własnych”.Ostatnie słowa komunikatu prasowego dotyczyły zespołuforce protection. Starszy kapral Tomasz Furmański do dziś pamiętasprawdzian przed wielonarodową ekipą egzaminatorów:„Gościliśmy Amerykanów, Holendrów, Belgów, Niemca, Czechów.Jednym z naszych zadań było odparcie ataku tłumu nacheck poincie. Staraliśmy się wyłączyć emocje i konsekwentniestosować procedury – zamknięcie bramy, wycofanie, zmianaamunicji ostrej na ślepą, salwa w górę. Tłum się przestraszył…A gdy pozoranci już odsunęli się od obiektu, «zaatakował»inspektor. Holender czy też Belg zażądał: «Pokaż miprocedurę, z której wynika użycie tej amunicji». Procedura zostałazachowana. Wszystko było w porządku”.Przed konfrontacją w wielonarodowym towarzystwie mieliwiele obaw, tymczasem podczas certyfikacji okazali się najlepsząstrukturą force protection. Wiele miesięcy ciężkiej pracyprzyniosło efekt, umieli się zaprezentować i jak dziś mówią:„Wstydu nie było!”.Strażnicy Jastrzębi nieustannie się rozwijają. Mówią, że terazjuż wiedzą, po co są i do czego dążą: „Kończą się stare naleciałości.Zawodowy model podejścia do szkolenia, do obowiązkówtworzą żołnierze najbardziej zaangażowani w rozwójformuły force protection. Nie jest to łatwe, bo ciąglebrakuje ludzi, a roboty jest aż nadto, więc budowanie nowoczesnejstruktury ochrony Jastrzębi odbywa się wielkim kosztemi wysiłkiem”.•30NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA


patronat polski zbrojnej


|armia wojska lądowe|Obieranie bananaPołączenie strzelania z taktyką to idealny sposóbna przygotowanie żołnierzy do działań bojowych na misji czy wojnie.Anna DąbrowskaKonwój powoli wjeżdża w głąb wąwozu. Po chwiliza zakrętem pojawia się samochód terrorystów.Kilka strzałów z broni pokładowej i pojazd zostajezniszczony. Dowódca patrolu wyznacza drużynę,żeby sprawdziła, czy wąwóz jest przejezdny i ubezpieczałaprzejazd wozów bojowych. Pieszy patrol po kilkuset metrachwpada w zasadzkę grupy bojowników. „Zerwać kontakt! Wycofaćsię!”, pada komenda. Żołnierze zaczynają się cofać,ubezpieczając wzajemnie. Pod osłoną granatu dymnegowskakują do transportera i konwój bezpiecznie wyjeżdżaz wąwozu.Strzelecka lukaTak wygląda „obieranie banana”, czyli scenariusz jednegoz treningów ze strzelania sytuacyjnego. Zbiór takich ćwiczeńopracował kapitan Piotr Puchała, szef sekcji operacyjnej1 Batalionu Piechoty Zmotoryzowanej Legionów 12 BrygadyZmechanizowanej: „Mieliśmy co prawda wcześniej zestawćwiczeń przygotowujących do strzelań szkolnych i bojowych,ale w większości były to treningi statyczne, jedynie z możliwościązmiany stanowisk lub postaw strzeleckich”.janusz błaszczak32NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA


armiaĆwiczącyuczą siębłyskawicznejidentyfikacjicelu, a niestrzelaniado każdejtarczy,która siępodniesieKilka lat temu, dzięki doświadczeniom wyniesionym z misjizagranicznych, w znowelizowanych programach dopuszczonomożliwość wprowadzania do szkolenia w jednostkach bardziejskomplikowanych strzelań sytuacyjnych. „Brakowało jednak zachowaniastopniowania trudności między strzelaniami bojowymia skomplikowanymi ćwiczeniami w kierowaniu ogniem”,dodaje kapitan Puchała.Oficer zauważył tę lukę, kiedy cztery lata temu został dowódcąkompanii piechoty w 1 Batalionie: „Przeszedłem z moimiżołnierzami cały etap szkolenia – od ćwiczeń drużyny do kompaniiwłącznie. Braliśmy udział w certyfikacji batalionu. Kiedymoi żołnierze odbyli wszystkie treningi przewidziane w programie,zacząłem zastanawiać się, jak dalej doskonalić nabyteumiejętności”. Stąd pomysł na opracowanie dla pododdziałówbatalionu różnych wariantów strzelań sytuacyjnych.W scenariuszach oficer wykorzystał doświadczenia z okresudowodzenia kompanią piechoty zmotoryzowanej oraz z misjiw Iraku i Afganistanie, a także z podpatrywania Kanadyjczykówi Amerykanów na ćwiczeniach międzynarodowych.„Część scenariuszy powstała z pomocą kolegów – dowódcówkompanii”, podkreśla. „Pomogły mi też cenne uwagi samychszkolonych i dowódców niskiego szczebla”.Przeprawa i szturmStrzelania sytuacyjne zostały ułożone od najłatwiejszychdo najtrudniejszych. Zajęcia rozpoczynają się od ćwiczeń indywidualnych,a potem stopniowo wprowadzane są strzelaniaparą, czwórkami, drużyną bądź doraźnie sformowanym zespołemzadaniowym, aż do szczebla plutonu.NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA33


|armia wojska lądowe|W programie znalazłysię: osłona konwoju,wyjście z zasadzki, walkaw terenie zabudowanym,strzelanie do przeciwnikabroniącego sięw budynkach„Takie grupowe treningi są konieczne. Ważne jest bowiem,aby dobrze wyszkolony był nie tylko żołnierz, lecz cały zespół”,wyjaśnia kapitan Puchała. Jak uzupełnia plutonowy Maciej Kujawa,dowódca drużyny w 1 Batalionie, w czasie zajęć dowódcadrużyny doskonali się w kierowaniu żołnierzami, a oni samizgrywają się i uczą wzajemnego zaufania.Indywidualne strzelania przewidują między innymi prowadzenieognia z wykorzystaniem przesłon, dzięki czemu żołnierzećwiczą przyjmowanie odpowiednich postaw w rogach budynkówczy za wozami bojowymi. Atak dwu- lub czteroosobowejsekcji pozwala natomiast na trening umiejętności współdziałaniai wzajemnego ubezpieczania się w czasie akcji. Żołnierzekolejno zabezpieczają broń, opuszczają stanowiskoi przemieszczają się pod osłoną ognia kolegów. „Taki manewrprowadzony w bok nazywamy rolowaniem”, mówi plutonowyKujawa.Potem przychodzi czas na natarcie drużyny w lesie i prowadzenieprzez nią ognia podczas przeprawy łodzią desantową,szturm wzgórza pod osłoną ognia Rosomaka, obrona plutonuw czasie okrążenia, ochrona bazy przed atakiem bojowników.W programie znalazły się też: osłona konwoju, wyjście z zasadzki,walka w terenie zabudowanym, strzelanie do przeciwnikabroniącego się w budynkach. Część z tych ćwiczeń może byćteż prowadzona w nocy, a wszystkie zostały dopasowane doobiektów na poligonie Centrum Szkolenia Wojsk Lądowychw Drawsku Pomorskim.Biali czy zieloni?Opracowany przez oficera program przewiduje strzelaniez rozmaitej broni: od pistoletu, karabinka mini-Beryl, przez pistoleti karabin maszynowy, granatnik przeciwpancerny lub automatyczny,karabin wyborowy, moździerz, aż po Rosomak czyBRDM. Możliwe jest też łączenie strzelania z ćwiczeniamiz obserwacji, rzucania granatami ręcznymi oraz uzupełnianieich o procedury przeciwdziałania improwizowanym urządzeniomwybuchowym, izolację obiektu (cordon & search) czyewakuację Medevac.Kapitan Puchała wprowadził także zróżnicowanie celów, doktórych strzelają żołnierze. Zielone, szare lub żółte figury bojoweprzedstawiają biegnących lub klęczących uzbrojonych przeciwników,grupy bojowników, obsługę moździerza albo granatnika,samochód pułapkę. Co jakiś czas żołnierzom pokazują sięteż figury niebieskie lub białe. „To cywile. Ćwiczący muszą ichszybko odróżnić od przeciwników”, wyjaśnia kapitan Puchała.„W ten sposób uczą się błyskawicznej identyfikacji celu, a niestrzelania do każdej tarczy, która się podniesie”.„To nie są zajęcia dla początkujących, tylko trening dla profesjonalistów,którzy mają za sobą wiele godzin na strzelnicach”,uważa starszy szeregowy Dominik Tarasiewicz, celowniczyLM-60 w 1 Batalionie. Żołnierz przeszedł już cały programstrzelań. „Moje ulubione ćwiczenia to natarcie w lesie, kiedy doukrycia można wykorzystać drzewa”.Jego zdaniem taki dynamiczny trening jest ciekawszy niżwcześniejsze strzelania statyczne. „Tutaj dochodzi zmęczenie,a trzeba trafnie ocenić sytuację bojową. Takie szkolenie jest potrzebne,bo inaczej strzela się w ruchu, a inaczej w dogodnychwarunkach na strzelnicy, choćby nawet po biegu”, tłumaczy. Jegozdaniem żołnierze w ten sposób przełamują też strach przedprzemieszczaniem się z bronią i uczą uważać na przeszkody.„Ideą szkolenia jest zapamiętanie, jak prowadzi się konkretnymanewr, a nie, w jakiej kolejności pojawiają się tarcze”, zaznaczakapitan Puchała. „Trafienie do nich jest ważne, ale nie najważniejsze– najpierw uczymy się łączyć manewr z ogniemw sposób bezpieczny dla samych strzelających”.Z programu kapitana korzystali już w 2012 roku żołnierzeBłękitnej Brygady, kiedy przygotowywali się do Afganistanu.Jednostka na XII zmianę wystawiła tam zgrupowanie bojowe.Takie strzelania odbywały się także podczas szkolenia i certyfikacjinarodowej 2 Batalionu Piechoty Zmotoryzowanej, wyznaczonegodo składu Sił Odpowiedzi NATO w 2014 roku.„Te strzelania odwzorowują realizm sytuacji bojowych i zagrożeńna misji czy polu walki”, zaznacza pułkownik DanielButryn, zastępca dowódcy 12 Brygady Zmechanizowanej. „Sątrudniejsze niż dotychczasowe zajęcia, ale skuteczniej wyrabiająnawyki strzeleckie i uczą prawidłowych reakcji”.Skok z broniąJak podkreśla Piotr Puchała, w opracowanym przez niego treningunajważniejsze jest bezpieczeństwo. Dlatego zaleca organizowaniezajęć przygotowujących do ćwiczeń i obejmującychodświeżenie zagadnień z teorii strzału, podstaw balistyki, budowyi użytkowania broni oraz zasad bezpieczeństwa w posługiwaniusię nią. Każde manewry z ostrą amunicją powinny byćteż poprzedzone ćwiczeniami bez strzelania, z użyciem amunicjiślepej lub symulatorów. Ważny jest dobór stopnia trudnościtreningu do poziomu wyszkolenia pododdziału.Dodatkowo w czasie szkolenia uczestnicy muszą mieć kamizelkiodblaskowe i bezwzględnie przestrzegać wszystkich zasadbezpieczeństwa. W trakcie treningu jego kierownik zwraca teżuwagę, aby żołnierze nie przekraczali wyznaczonych sektorów.„Zadaniem dowódcy strzelającej drużyny jest dbanie o zachowanieodstępów, kąta ostrzału, spójność szyku i wytyczanie trasyporuszania się żołnierzy”, wylicza plutonowy Kujawa.Najwięcej zagrożeń występuje w czasie zmiany położeniaw szyku i prowadzenia ognia osłaniającego przemieszczającychsię kolegów. W takiej sytuacji, aby zachować bezpieczeństwo,trzeba przestrzegać zasady, że odległość, jaką może pokonaćżołnierz osłaniany przez kolegów, powinna się równać maksymalniejednej trzeciej odstępu między nimi. Żołnierze nie mogąteż prowadzić ognia na przykład kiedy skaczą.„Przed zmianą miejsca w szyku pieszym każdy z ćwiczącychmusi zabezpieczyć broń”, podkreśla kapitan Puchała. „Odbezpieczają dopiero, kiedy zajmie swoje miejsce strzeleckie, a kierującyćwiczeniami i dowódcy muszą na to nieustannie zwracaćuwagę”.„Dzięki przestrzeganiu tych zasad nie stwarzamy sami sobiezagrożenia, a dodatkowo wyrabiamy nawyki bezpieczeństwa naprzyszłość, aby pamiętać o nich w prawdziwej sytuacji bojowej”,uważa szeregowy Tarasiewicz.•34NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA


armia|t eczka akt personalnych|Starszy szeregowy Piotr CzosnykaRocznik 1983. Miejsce urodzenia: Wrocław. Młodszy zwiadowca, radiotelefonistaw kompanii rozpoznawczej 6 Batalionu Dowodzenia (6 Brygada Powietrznodesantowa).Oprac: Magdalena Kowalska-Sendek/ foT: sebastian maczuga12345Służę w wojsku od… 2006 roku, wtedywstąpiłem do służby zasadniczej. Żołnierzemzawodowym zostałem trzy lata później.Zostałem żołnierzem, bo…od dzieciństwa interesowałem się wojskiem i militariami.Dość późno, bo po kilku zagranicznych wyjazdach, wstąpiłemdo służby zasadniczej. Po odbyciu tak zwanej zetki[zasadnicza służba wojskowa] w desancie stwierdziłem, że tojest to, co chcę robić w życiu.W umundurowaniu polskiego żołnierzapodobają mi się… najbardziej lubię swójbordowy beret i znak orła.Edukacja wojskowa:ukończyłem podstawowykurs spadochronowyAD-95. Poza tymzaliczyłem kurs SEREna poziomie „B”, szkoliłemsię też z obsługiradiostacji Harris.Mój najlepszy przełożony: dowódcadrużyny – starszy kapral Wojciech Kieś.Dowodził naszym wozem podczas patroli namisji w Afganistanie.Moja ostatnia średnia ocenaz egzaminu z WF-u:86Za 10 lat będę…nadal szczęśliwym tatą. Mój synek będziejuż wtedy w wieku szkolnym i mam nadzieję,że uda mi się go zarazić sportowymbakcylem. Chciałbym nadal służyć w wojsku,rozwijać się oraz propagować sporty walkiwśród kolegów z pracy.7Moja ulubiona broń/sprzętwojskowy: karabinekszturmowy kbs Beryl 5,56milimetra. Jest solidnyi niezawodny w wymagającymterenie poza granicami naszegokraju, gdzie walczą polscyżołnierze.10Gdybym nie został żołnierzem,byłbym dziś… trudno powiedzieć,co by było gdyby... Może udałoby mi sięzostać profesjonalnym sportowcemalbo trenerem boksulub kick-boxingu.Moje największe służbowe8osiągnięcie: misja w Afganistanie byłaniezwykle ważnym sprawdzianem i doświadczeniem.Mogę ją uznać za osiągnięcie i swój sukces.Moi ulubieniautorzy: AndrzejSapkowski.119Sukcesemzawodowym są dla mnietakże sportowe osiągnięcia,między innymi zdobycieZłotej RękawicyWisły w boksie i mistrzostwaMałopolski w boksie. Jestemtakże brązowym medalistąmłodzieżowych mistrzostwPolski w boksie. Niedawnowygrałem mistrzostwa Polskisłużb mundurowychw kick-boxingu.Udział w misjachi ćwiczeniach:służyłem w Afganistaniepodczas XI zmiany PKW.12Moje hobby: sport,gotowanie, czytaniefantastyki oraz dobre kino.13Za 10 lat nasze wojskobędzie… cały czas się rozwijało,więc mam nadzieję, że za kilka lubkilkanaście lat będziemy jako wojskosilni, nowocześni i gotowi do działaniaw każdym miejscu na świecie. Alejeszcze dużo pracy przed nami.Gdybym mógł coś zmienić w wojsku…chciałbym zwiększyć szansę rozwojuzawodowego starszych szeregowych.Uważam, że jest bardzo dużozdolnych i ambitnych chłopaków,którzy z powodzeniem moglibyzajmować wyższe stanowiska.NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA35


fleszĆwiczenia36NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNAJapońskie okrętypozostawały w Gdyniprzez niespełna czterydni, ale marynarzezdążyli podbić sercamieszkańcówi turystów


PrzystanekGdynia„Kashima” została zbudowana napoczątku lat 90. To okręt szkolny,którego załoga liczy 389 marynarzy.marian kluczyńskiNUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA37


| flesz Ćwiczenia|Były koncertdla mieszkańców, mecz piłki nożnej,dni otwartego pokładu, ale też wspólnemanewry na morzu. Przez cztery dni w Gdynigościły okręty Morskich Sił SamoobronyJaponii. To pierwsza tego typu wizytaw historii.Łukasz ZalesińskiJeden wystrzał, drugi, trzeci… Portem w Gdyni wstrząsnęłakanonada, która trwała dobrych kilka minut. Rozpocząłją legendarny polski niszczyciel ORP „Błyskawica”,a odpowiedział mu japoński okręt szkolny „Kashima”.Łącznie każda z jednostek oddała po 21 strzałów.„To stary morski ceremoniał”, tłumaczy komandor podporucznikPiotr Adamczak, pełniący obowiązki rzecznika prasowegodowódcy Marynarki Wojennej. Przed wiekami fregatymiały na każdej burcie zazwyczaj po 20 dział. Kiedy wchodziłydo zaprzyjaźnionego portu, oddawały salwę z każdegoz nich. Kanonadę kończyła armata, która wystrzeliła jakopierwsza. „Załoga demonstrowała w ten sposób, że ma pokojowezamiary. Wysyłała sygnał: «Patrzcie, wchodzimy doportu z pustymi lufami», wyjaśnia komandor podporucznik.„Dziś taka salwa nosi nazwę salutu narodowego. Oddaje sięją przy wyjątkowych okazjach: podczas uroczystości państwowychczy wizyt o szczególnym znaczeniu”.Tym razem okazja z pewnością była szczególna. W środę7 sierpnia po raz pierwszy w historii do polskiego portu zawinęłytrzy okręty Morskich Sił Samoobrony Japonii.Rejs dookoła świataJapoński zespół to dwa okręty szkolne: „Kashima” i „Shirayuki”oraz niszczyciel „Isoyuki”. Ich załogi liczą 730 marynarzy,w tym 180 adeptów, którzy są w trakcie zdobywaniamarynarskich szlifów. A okazję ku temu mają nie byle jaką.22 maja jednostki wyruszyły w rejs szkoleniowy dookołaświata. W ciągu blisko pół roku przepłyną łącznie 30 tysięcymil morskich i odwiedzą 18 portów. Tradycja takich wyprawsięga 1957 roku. Nigdy wcześniej jednak na trasie Japończykównie znalazła się <strong>Polska</strong>. Tym razem stało się inaczej.„To efekt rozmów, które odbyli między sobą ministrowieobrony narodowej, a potem premierzy obu państw”, tłumaczykontradmirał Fumiyuki Kitagawa, dowódca zespołu. „A samaGdynia to piękne miasto i bardzo dobry port. Słyszałem, żemacie tutaj świetne jedzenie, no i mieszkańcy są bardzo gościnni”.O polskiej gościnności Japończycy mogli się przekonać jużw momencie przybijania do brzegu. Na uroczyste powitanie„Kashimy” przyszło kilkaset osób. Nad ich głowami możnabyło dostrzec nawet chorągiewki w barwach japońskiej bandery.W ciągu kolejnych godzin przez Nabrzeże Pomorskie,gdzie zacumował flagowy okręt Japończyków, przewinęło siętysiące spacerowiczów, którzy chcieli choćby rzucić na niegookiem. Spory ruch panował także przy położonym mniej więcejtrzy kilometry dalej Nabrzeżu Francuskim. Tam stanęły„Isoyuki” i „Shirayuki”, a drugi z nich specjalnie dla mieszkańcówi turystów otworzył swój pokład. W ciągu dwóch dnijednostkę odwiedziło kilka tysięcy osób.„Byliśmy już w kilku krajach, ale nigdzie nasza wizyta niewzbudziła takiego zainteresowania”, mówił dziennikarzomzaskoczony kontradmirał Kitagawa.Na pokładzie niszczyciela„Tutaj widzą państwo wyrzutnię torped. Może ona wystrzelićjednocześnie dwa pociski. Na drugiej burcie znajduje sięidentyczna. Teraz proszę za mną… O, tam z kolei znajduje sięwyrzutnia pocisków przeciwlotniczych”, Hitsayuki Okumura,oficer służący na „Shirayuki”, odsłania przed nami kolejnepokładowe skarby. W przechadzce towarzyszy nam przedstawicielambasady, który skrzętnie przekłada informacje z ja-38NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA


flesz„Shirayuki” rozpoczynałsłużbę jako niszczyciel.Teraz jest okrętem szkolnym.Japońskie okręty przyciągnęły tysiące mieszkańcówi turystów.„Kashimę” zwiedził minister obrony narodowejTomasz Siemoniak.marian kluczyński (5)Tradycjawielomiesięcznychszkoleniowych rejsóww Morskich SiłachSamoobrony Japoniisięga 1957 roku.NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA39


| flesz Ćwiczenia|pońskiego na polski, tłumaczy nasze pytania, a w razie potrzebysłuży dodatkowymi wyjaśnieniami. Ja z każdą chwiląutwierdzam się w przekonaniu, że może i „Shirayuki” jestteraz jednostką szkolną, ale nie stracił nic a nic z atutów klasycznegoniszczyciela, którym był na początku służby.Zbudowany został 30 lat temu z myślą o zwalczaniu zarównookrętów podwodnych, jednostek operujących na powierzchnimorza, jak i wrogiego lotnictwa. „Przez trzy dekadyprzepłynął dystans równy dziesięciu okrążeniom kuliziemskiej”, wyjaśnia Okumura. Od pewnego czasu na pokładzietej jednostki szkolą się marynarze, którzy późniejsłużą na takich okrętach jak choćby „Isoyuki”. Japończycydwoją się i troją, żeby pokazać nam, ile tylko się da.„Oczywiście państwo jako dziennikarze możecie zobaczyćtrochę więcej niż pozostali goście”, deklaruje Okumura.Na naszą prośbę prowadzi nas na główne stanowisko dowodzenia,czyli, według cywilnej nomenklatury, „na mostek”.Możemy obejrzeć lądowisko i hangar dla helikoptera,a na koniec rzucić okiem na kuchnię i mesę. Oba pomieszczeniaoddziela metalowa lada. Kuchenne stoły zastawionesą misami z jedzeniem, z zawieszonego na ścianie telewizoradociera czyjś głos, z kąta bije po oczach jarzeniowe światłoautomatu do sprzedaży batoników i napojów chłodzących.Pomieszczenia jednak świecą pustkami. „A gdzie załoga?”,pytam. „Marynarze głównie porządkują okręt”,słyszę w odpowiedzi. Po chwili gdzieś chyłkiem przemykaobjuczona kartonami dziewczyna.Owo porządkowanie mieliśmy okazję zobaczyć kilka godzinwcześniej, jeszcze na „Kashimie”. Ledwo zakończyłosię uroczyste powitanie oficjeli, a marynarze ustawili sięw długi rząd, sięgający z pokładu, poprzez trap, aż do ustawionegona nabrzeżu kontenera na śmieci. Po chwili z rąkdo rąk powędrowały zużyte opakowania po jedzeniu i workize śmieciami. Kilkadziesiąt metrów dalej po kolejnym trapiena pokład wnoszono zaopatrzenie: dynie, kabaczki, ogórki.Metoda była identyczna.Symbolicznie i konkretnieJapońskie okręty pozostawały w Gdyni przez niespełna czterydni, ale marynarze zdążyli podbić serca mieszkańców i turystów.W ciągu zaledwie połowy tego czasu przez pokład„Shirayuki” przewinęło się kilka tysięcy osób. Japończycywdawali się w pogawędki, pozowali do zdjęć. Frekwencja dopisałateż na koncercie japońskiej orkiestry wojskowej. Kilkusetwidzów przyszło na rozegrany na drugim końcu Gdyni meczpiłkarski między gośćmi z Kraju Kwitnącej Wiśni a reprezentacjąpolskiej Marynarki Wojennej (Polacy wygrali 10:1).„Wizyta ma wymiar symboliczny i jednocześnie stanowipoczątek nowego rozdziału w kontaktach między obydwomakrajami”, podkreślał w Gdyni minister obrony narodowej TomaszSiemoniak. Zapowiedział, że kontakty będą rozwijanew czterech obszarach: Marynarki Wojennej, Sił Powietrznych,bezpieczeństwa cybernetycznego i obrony przeciwrakietowej.Na zakończenie wizyty odbyły się pierwsze w historiiwspólne ćwiczenia polskich i japońskich sił morskich. Na ZatoceGdańskiej Polskę reprezentowała fregata rakietowa ORP„Gen. T. Kościuszko”. Po kilku godzinach Japończycy zostalina morzu uroczyście pożegnani i odpłynęli w kierunku następnegoprzystanku: niemieckiej Kilonii.•„Odwiedziliśmy sporo państw, ale nigdzie jeszczenasza wizyta nie wywołała takiegozainteresowania”, podkreślali japońscy marynarze.japońskie okręty40NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA


fleszokrążą świat. odwiedzą 18 państwmarian kluczyński (4)NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA41


|armia społeczeństwo|pokonali dystanskoleżeńskiewsparcieWzbiórkę pieniędzy na leczenie chorej na raka JoannyKapei, żony byłego komandosa z Lublińca,zaangażowało się wiele osób, między innymi specjalsi.Potrzeba było 100 tysięcy złotych na operację guzamózgu. Jednostka Wojskowa Komandosów wystawiłana aukcję internetową między innymi skok spadochronowyw tandemie, a lubliniecki dowódca przekazał nalicytację kilka przedmiotów związanych z jednostką.0 100 200 300 400 500 600 700700kmGDYNIA8śmiałkówz FormozyPomocbezwarunkowaWyprawa kajakami po Bałtyku, wspinaczka po alpejskich szczytach, maratony,rowerowe wyścigi – żołnierze są gotowi na wiele poświęceń, by pomóc potrzebującym kolegom.Magdalena Kowalska-SendekPodczas V zmiany Polskiego Kontyngentu Wojskowegow Afganistanie spadochroniarzom z 6 Brygady Powietrznodesantowejzabrakło szczęścia: po półrocznejmisji nie wrócili do kraju w komplecie. Okazało sięwówczas, że rodzina jednego z poległych musi zmierzyć się nietylko z bólem po stracie bliskiej osoby. Żołnierz zostawił bowiempo sobie niemały kredyt. Co w takiej sytuacji zrobili jegotowarzysze broni? „Sprawdziliśmy, ile trzeba zebrać pieniędzy”,opowiadają. „Na kompanii rzuciliśmy hasło, że składamysię na ten kredyt, i czekamy na chętnych. Zgłosili się niemalwszyscy”, opowiadają. W kilka dni cała kwota została spłacona,tak by rodzina nie musiała się martwić długiem. Równieszybko zareagowali żołnierze, gdy kilka lat temu w wypadkusamochodowym zginął ich kolega z żoną. Pozostały osieroconedwie małe córeczki. Koledzy zorganizowali składkę. Za zebranepieniądze dziadkowie dokończyli remont domu, w którymdzieci miały mieszkać z rodzicami. Wystarczyło także nakursy językowe i komputery dla dziewczynek.Formoza w akcjiSebastian Łukacki był ambitnym i wysportowanym żołnierzem.Wkrótce po tym jak został operatorem wymarzonej For-42NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA


armiaBORNHOLMAkcje pomocowe a prawoZbiórki pieniędzy regulują ustawa z 15 marca 1933 roku o zbiórkach publicznych(DzU nr 22, poz. 162 z późniejszymi zmianami) oraz rozporządzenie ministraspraw wewnętrznych i administracji z 6 listopada 2003 roku w sprawie sposobówprzeprowadzania zbiórek publicznych oraz zakresu kontroli nad tymi zbiórkami (DzUnr 199, poz. 1947 z późniejszymi zmianami).Zgodnie z rozporządzeniem nie trzeba ubiegać się o zgodę na zbiórkę, jeżeli składkajest przeprowadzana osobiście wśród grona osób znajomych. Podobnie jest w wypadkuzbiórek koleżeńskich w lokalach urzędów publicznych, gdy cele są godne poparcia,a składki zbierane są na podstawie pozwolenia przełożonego urzęduzebrano30tysięcyzłotychzapomogidla żołnierzy2012 roku żołnierzom zawodowym wypłaconoW ponad 8 milionów złotych zapomóg.- Na pomoc dla weteranów i weteranów poszkodowanychwydano w 2012 roku: na zapomogi – 25 500złotych, na naukę dla weterana poszkodowanego –28 403 złote, na dodatki dla weteranów poszkodowanych– 77 121 złotych.- W 2013 roku (do 30 czerwca) na zapomogi przeznaczono20 400 złotych, na naukę dla weteranówposzkodowanych – 31 717 złotych, a na dodatki dlaweteranów poszkodowanych – 97 533 złote.stowaryszenie KRS formozamozy, spełnił swoje inne pragnienie: kupił motocykl. Niestety,doszło do wypadku. Komandos doznał w kilku miejscach złamaniakręgosłupa, miał stłuczony mózg i krwiaki. Przez pół rokuleżał w śpiączce, a kiedy się obudził, okazało się, że jestsparaliżowany. Musiał na nowo uczyć się najprostszych rzeczy:jedzenia, picia, czytania i pisania.Dla kolegów z jednostki było oczywiste, że Sebastian niemoże zostać sam po wypadku. Szukali sposobu, by pomócw kosztownej i długiej rehabilitacji. Razem z dowódcą jednostkistwierdzili, że skoro ich żywiołem jest woda, to właśniena Bałtyku zorganizują wyprawę, której celem będziezbiórka pieniędzy na rehabilitację kolegi. O akcji Formozy„Mila dla Sebastiana” usłyszała cała <strong>Polska</strong>, a redakcja miesięcznika„<strong>Polska</strong> <strong>Zbrojna</strong>” za postawę komandosów przyznałaim Buzdygan. Co takiego zrobili? Latem 2012 rokuprzemierzyli kajakami Bałtyk. Ośmiu śmiałków z Formozypokonało ponad 700 kilometrów – w ciągu trzech tygodnipopłynęli z Gdyni na Bornholm i po opłynięciu wyspy wrócili.Na leczenie i rehabilitację kolegi uzbierali wówczas30 tysięcy złotych.NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA43


|armia społeczeństwo|Żołnierze Formozy zorganizowali wyprawę kajakową na Bałtyku, żebyzebrać pieniądze na rehabilitację Sebastiana Łukackiego.Rok później koledzy ruszyli dla Sebastiana w Alpy. Wyprawado Szwajcarii stanowiła pewnego rodzaju triatlon.wsparcie finansowe dla żołnierzyZgodnie z artykułem 84 ustawy z 11 września 2003 roku o służbie wojskowej żołnierzy zawodowych oraz przepisami aktówwykonawczych żołnierzom zawodowym mogą być przyznawane zapomogi w przypadku: zdarzeń losowych, klęsk żywiołowych,długotrwałej choroby lub śmieci członka rodziny oraz z innych przyczyn powodujących istotne pogorszenie warunków materialnych.Żołnierzowi zawodowemu, który doznał stałego lub długotrwałego uszczerbku na zdrowiu wskutek wypadku w związku z działaniamipoza granicami państwa albo choroby nabytej podczas wykonywania zadań lub obowiązków służbowych w ramach działańpoza granicami państwa przysługuje, oprócz pakietu świadczeń zagwarantowanych w ustawie z 19 sierpnia 2011 roku o weteranachdziałań poza granicami państwa, wsparcie materialne w różnej formie:– jednorazowe odszkodowanie w wysokości 20 procent przeciętnego wynagrodzenia w roku poprzednim za każdy procentuszczerbku (stałego lub długotrwałego) na zdrowiu. Ponadto w szczególnych przypadkach minister obrony może przyznać weteranowiposzkodowanemu dodatkowe odszkodowanie;– ubezpieczenie od następstw nieszczęśliwych wypadków (NNW). Zakres i sumę tego ubezpieczenia określa umowa zawartamiędzy MON a zakładem ubezpieczeń;– renta inwalidzka w razie zwolnienia z zawodowej służby wojskowej z powodu stanu zdrowia.Kilka tygodni temu ponownie pokazali, czym jest męskaprzyjaźń. Zdobyli dla Sebastiana dziesięć alpejskich czterotysięczników.Potrzebowali na to zaledwie tygodnia! „Morze i górybyły wielką pasją Sebastiana, kiedy jeszcze był w pełni sił,więc nieprzypadkowo wybraliśmy te miejsca na nasze wyprawy”,mówi Jacek Czajkowski, jeden z uczestników eskapady.Poprzeczkę postawili sobie jeszcze wyżej. Wyprawa doSzwajcarii miała stanowić pewnego rodzaju triatlon: rowery,wspinaczka i kajaki.Czterech komandosów (piąty tuż przed wyprawą złamał nogęw czasie wykonywania skoków spadochronowych i nie mógł ruszyćw trasę) wystartowało ze szwajcarskiej miejscowości Visp24 czerwca 2013 roku. Na początek przejechali na wojskowychrowerach Montague Paratrooper kilkadziesiąt kilometrów. Niebyło to łatwe, ponieważ na trasie różnica wzniesień wynosiła aż1000 metrów.„Byliśmy nastawieni na różne niespodzianki i przeciwności”,przyznaje Dariusz Terlecki, współorganizator wyprawy, prezesStowarzyszenia Kulturalno-Rekreacyjno-Sportowego „Formoza”.„Przede wszystkim koncentrowaliśmy się na górach. To byłodla nas najtrudniejsze wyzwanie. Dotąd trenowaliśmy najwyżejw Tatrach”.Trasę starannie zaplanowali ze swoimi dwoma przewodnikamialpejskimi, członkami TOPR-u. Były to jednak przygotowaniateoretyczne, ponieważ z braku pieniędzy nie mogli sobie pozwolićna rekonesans. Jechali więc trochę w ciemno. Przed wyprawąpracowali nad swoją kondycją. Dużo jeździli na rowerach(robili szybkie przejazdy i pokonywali strome wzniesienia), biegali,ćwiczyli na siłowni. Na trening w górach ze względu nasłużbowe obowiązki nie mieli czasu.„Nie było też go na dobrą aklimatyzację”, przyznaje JacekCzajkowski. „Ruszyliśmy znad morza prosto na poziom4000 metrów, dlatego męczyła nas choroba wysokościowa”.Zanim wybrali się w góry, spotkali się z przewodnikami. Ciprzejrzeli ich bagaże i zrobili selekcję spakowanych rzeczy. „Mypakujemy się inaczej. Przyzwyczajeni jesteśmy, by w góry braćwszystko to, co może nam być potrzebne do przeżycia. Nie zdawaliśmysobie z prawy z tego, że w Alpach podczas takiej wyprawyto błąd”, mówi Dariusz Terlecki. Toprowcy tłumaczyli imrównież, jak reaguje organizm na wysiłek na takiej wysokości,w rozrzedzonym powietrzu. Opowiadali o zmęczeniu i wolnymtempie marszu. Uprzedzali, że każde 10 gramów ciąży wówczasjakby to było 10 kilogramów. Komandosi przekonali się o tymna własnej skórze.Uczestnikom wyprawy odnowiły się stare kontuzje, ale najbardziejdokuczały im stawy skokowe. Nogi bolały jak nigdydotąd. Żeby skrócić wędrówkę, nie pokonywali gór utartymiszlakami. „Ze szczytów schodziliśmy pionowo w dół na ra-44NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA


armiaZdobyli dla Sebastiana dziesięć alpejskichczterotysięczników.stowaryszenie KRS formoza (4)Wyprawę do Gruzji zorganizowano, żeby pomóc rodzinieżołnierza rannego w Afganistanie.kach i z użyciem czekanów”, opisuje Terlecki. „Czasamizbiegaliśmy w śniegu, a niekiedy przewodnicy opuszczali nasw dół na linach”.Od samego początku komandosi byli zdeterminowani, byosiągnąć zamierzony cel. Niestety, podobnie jak w czasie kajakowejwyprawy na Bałtyku, nastąpiło załamanie pogody. Dwadni przed zaplanowanym końcem eskapady okazało się, że dozdobycia zostało jeszcze sześć czterotysięczników. „Wiedziałem,że nie możemy się poddać, ale sytuacja była niemal beznadziejna.To był dla mnie najtrudniejszy moment”, przyznajejeden z uczestników.„Ze względu na złą pogodę musieliśmy się wycofać i przejechaćna włoską stronę gór”, dodaje Czajkowski. „Przez toopóźnienie ostatniego dnia górskiego etapu musieliśmy zdobyćaż sześć szczytów”.Udało się! Dotarli do schroniska nieziemsko zmęczeni, alenie mieli czasu na regenerację. Mimo fatalnych warunkówatmosferycznych wskoczyli do kajaków i przez dwie doby płynęliprzez Jezioro Genewskie.Komandosi podczas całej eskapady zamieszczali krótkie informacjena stronie internetowej stowarzyszenia KRS Formoza.Przez cały czas mieli też kontakt z Sebastianem. „To była wyprawadla niego”, podkreśla Czajkowski. „My już mamy sporolat i tak wiele doświadczeń ze służby, że nie musimy niczegosobie udowadniać. Chcieliśmy zebrać jak najwięcej pieniędzyna rehabilitację kolegi. Nie sposób być obojętnym na jego zapałdo pracy”.„Wyczyn moich kolegów jest dla mnie motorem do działania.Ich wsparcie napędza mnie i nie pozwala spocząć na laurach.Muszę dążyć do odzyskania pełnej sprawności. Dziękiakcji mam wsparcie finansowe, by proces rehabilitacji mógłtrwać bez przerwy. Mieć takich przyjaciół to skarb”, mówi SebastianŁukacki. Były komandos przyznaje, że kiedy jego koledzyz jednostki pokonywali alpejskie szczyty, on sam zamykałoczy i wyobrażał sobie, że jest razem z nimi.Finansowy wynik tej akcji będzie znany dopiero jesienią.Pieniądze będą jeszcze ze sprzedaży koszulek, kombinezonównurkowych i innych akcesoriów przekazanych stowarzyszeniuKRS Formoza przez sponsorów wyprawy.Do dzieła11 lipca 2012 roku na podkrakowskim lotnisku w Pobiednikupodczas szkolenia spadochronowego doszło do dramatycznegowypadku. W czasie desantowania z wysokości 700 metrówczasza spadochronu AD 2000 nie napełniła się prawidłowopowietrzem. Starszy szeregowy Krzysztof Kubacki spadłna ziemię. Rannemu żołnierzowi nie pomogły natychmiastowareanimacja i wielogodzinne operacje w szpitalu. Zmarł.„To był dla wszystkich szok”, mówi kapitan Marcin Gil,rzecznik 6 Brygady Powietrznodesantowej. „Rocznie wykonujemytysiące skoków. Ostatni śmiertelny wypadek wydarzył siędwadzieścia lat temu. Krzysztof zostawił maleńkie dzieckoi zrozpaczoną żonę”.Trzeba im pomóc – takie hasło pojawia się zwykle kilka dnipo tragicznym wypadku. Wsparcie finansowe umożliwia najbliższymzmarłego lub poszkodowanego żołnierza przetrwaćdo wypłaty zapomogi i odszkodowania, które armia przekaże.„To jest taka potrzeba serca, którą trudno wytłumaczyć”, wyjaśniajeden ze spadochroniarzy. „Rzuca się hasło i od razu jestreakcja. Każdy daje, ile może. Bez zbędnych słów”.Zbiórka dla rodziny szeregowego Kubackiego trwała kilka tygodni(prowadzona była także w Afganistanie, gdzie wtedy służyliżołnierze brygady). Koledzy przekazali pieniądze wdowie.Duże wsparcie finansowe rodzina otrzymała też od ministraobrony narodowej.Prośby o pomoc pojawiają się w jednostkach wojskowychsystematycznie, zwykle na początku każdego roku. Wówczasżołnierze, których dzieci lub małżonkowie chorują, prosząo wsparcie finansowe w leczeniu potrzebującego. Na tablicachogłoszeń w jednostkach pojawiają się kartki zachęcające doprzekazania 1 procenta od dochodu podczas rozliczania z urzędemskarbowym.„Co roku robimy dobrowolne zbiórki pieniędzy na leczeniedziewczynki chorej na białaczkę”, mówi porucznik Anna Soliwodaz sekcji wychowawczej 17 Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowanej.„Jej rodzice nie są związani z wojskiem, ale i takchcemy im pomagać. A kilka tygodni temu udało nam się zebraćokoło 4 tysięcy złotych dla Kacpra Mackiewicza, synażołnierza z naszej jednostki. Chłopiec jest chory na cukrzycęinsulinozależną”.Ogłoszenie dotyczące wsparcia wisi również w 6 BatalioniePowietrznodesantowym w Gliwicach. Żołnierze od dwóch latpomagają byłemu żołnierzowi tej jednostki – starszemu szeregowemuMichałowi Całczyńskiemu. Miał wypadek samochodowy,kiedy wracał poligonu – był kierowcą wojskowego stara.Przeszedł kilka operacji, ale lekarzom nie udało się przywrócićNUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA45


|armia społeczeństwo|mu czucia w nogach. Do dziś porusza się na wózku inwalidzkim.Spadochroniarze pomogli w wyremontowaniu jego mieszkania(specjalną windę sponsorowała między innymi WojskowaAgencja Mieszkaniowa). Prezentowali też swoje możliwościi sprzęt na piknikach, z których dochód przekazywany był na leczeniei rehabilitację szeregowego.„Michał krótko u nas służył, ale był lubiany”, mówi porucznikRafał Podgórski z gliwickiego batalionu. „To fajny chłopak,chętnie go odwiedzamy i pomagamy mu, jak tylko się da”.Ponad 11 tysięcy złotych zebrało Stowarzyszenie Rannychi Poszkodowanych w Misjach poza Granicami Kraju na rzeczstrzelca pokładowego starszego plutonowego Arkadiusza Żurkowskiego,rannego w lotniczym patrolu Mi-24 w Afganistanie.Do Gruzji dla Polaka„Od dawna myśleliśmy o wyjeździe do Gruzji na motocyklach.Postanowiliśmy spełnić swoje marzenie, ale chcieliśmy,by nasza podróż miała głębszy sens”, mówił przed wyjazdemSławomir Szychowski, organizator wyprawy „Sakartwelo2013”. Przejechali przez Polskę, Słowację, Węgry, Rumunięoraz Turcję, by w końcu dotrzeć do Gruzji. Podróż rozpoczęłasię i zakończyła w Szczecinie.Sześć osób na trzech motocyklach w kilka tygodni przejechało8 tysięcy kilometrów. Po co to zrobili? Chcieli w ten sposóbzebrać pieniądze od sponsorów i wspomóc finansowo rodzinękaprala Łukasza Sroczyńskiego, który został ranny w Afganistanie.Rebelianci zaatakowali naszych żołnierzy dwa dni przedświętami Bożego Narodzenia, gdy Polacy podczas patrolu przeszukiwalizabudowania w jednej z wiosek w prowincji Ghazni.Rannych zostało wówczas trzech żołnierzy, ale najpoważniejstarszy kapral Łukasz Sroczyński z 12 Brygady Zmechanizowanej.Poszkodowanego przetransportowano śmigłowcem do szpitalawojskowego w Ghazni, a później do Bagram. Leczenie byłokontynuowane w amerykańskim szpitalu w Ramstein, a późniejw Centralnym Szpitalu Klinicznym MON w Warszawie.Do Gruzji pojechało trzech mężczyzn: Sławomir Szychowski(oficer rezerwy Straży Granicznej), Krzysztof Marciniak (podoficerw Straży Granicznej) oraz Piotr Sarnecki. Wyprawiepatronowało Stowarzyszenie Rannych i Poszkodowanychw Misjach poza Granicami Kraju. To właśnie przedstawicieletej organizacji sugerowali, by zebrane pieniądze przeznaczyć napomoc jednej osobie. Motocykliści sami sfinansowali podróż,a pieniądze pozyskane od sponsorów chcieli przekazać rodzinierannego żołnierza. „Łukasz w szpitalu miał należytą opiekę, alejego rodzina potrzebuje wsparcia. W pierwszej kolejności chcielibyśmyzapewnić udane wakacje córce poszkodowanego”,przyznaje Szychowski. Dodaje także, że celem wyprawy jesttakże nagłośnienie problemu weteranów, a pośrednio – pokazanie,na czym polega trud służby żołnierzy.Motocyklowa wyprawa do Gruzji nie jest jedyną inicjatywąmającą pomóc rodzinie kaprala Sroczyńskiego. Wcześniej naprośbę żołnierzy z 12 Brygady zbiórkę zorganizowało stowarzyszenierannych.„Koledzy za «Sroczką» poszliby w ogień. Jest koleżeńskii bardzo lubiany przez wszystkich, z którymi służy od wielu lat.Nie zawiedli się na nim i on nie zawiedzie się na nich”, mówiłkilka tygodni po wypadku kapitan Marcel Podhorodecki, wówczasoficer z sekcji prasowej Polskich Sił Zadaniowych w Afganistanie.Niestety 3 sierpnia kapral Łukasz Sroczyński zmarłw szpitalu w Warszawie. •ObustronnekorzyściOferta służbyprzygotowawczej jestkorzystna zarówno dlawojska, jak i dlastudentów. Dzięki niejarmia pozyskujewykształconychrezerwistów, a studencidostają „certyfikat”potwierdzający ichkwalifikacje, któremogą być przydatnena przykład podczasubiegania się o pracęw służbachmundurowych.Bezpieczeństwo narodowe, prawo, filologia, nauki humanistyczne– studenci takich kierunków kończąswój trzymiesięczny pobyt w Centrum SzkoleniaŁączności i Informatyki (CSŁiI). Przyjechali, byw ramach służby przygotowawczej nauczyć się wojskowegorzemiosła. Ponad połowa z nich to słuchacze Akademii <strong>Obrony</strong><strong>Narodowej</strong>. Pozostali przyjechali do podwarszawskiego Zegrzaz kilkunastu innych uczelni z całej Polski. Wojskowe mundurywłożyło 220 studentów, choć chętnych było znacznie więcej.Najlepsi na startDo niedawna szkolenie przygotowawcze mogli odbywać wyłączniekandydaci na szeregowych, którzy chcieli wstąpić doNarodowych Sił Rezerwowych. „W tym roku po raz pierwszytaką możliwość mają studenci. Nabór do służby przygotowawczejobjął zatem również kandydatów do korpusu podoficerów”,wyjaśnia pułkownik Roman Siciński, szef Oddziału UzupełnieńPokojowych i Służby Wojskowej w ZarządzieOrganizacji i Uzupełnień Sztabu Generalnego WP.A wszystko zaczęło się jeszcze w październiku 2012 roku,gdy w Akademii <strong>Obrony</strong> <strong>Narodowej</strong> rozpoczął się pilotażowyprogram edukacyjny – studenci cywilni przez pół roku mieliuczestniczyć w zajęciach wojskowych. Zgłosiło się tysiąc chętnych,ale ostatecznie wzięło w nim udział 400 młodych ludzi.„Studenci poznawali teorię dzięki eksperymentalnemu programowikształcenia na odległość (Advanced Distributed Learning,ADL), wykorzystującemu multimedia oraz internet”, tłumaczypułkownik Marek Baranowski z AON. „Podczas ćwiczeńpraktycznych przyłączyli się do Studenckiej AkademiiPolowej i Związku Strzeleckiego «Strzelec»”.46NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA


armiaseweryn sołtysWakacje w moroZa kilka dni cywilni studenci ukończą pierwszy etap służbyprzygotowawczej. Być może niektórzy z nich zostaną żołnierzami zawodowymi.Paulina GlińskaNa podstawie wyników szkolenia wyłoniono 120 najlepszych.Wszyscy dostali rekomendacje rektora AON i zaświadczenie,że odbyli podstawowy kurs wojskowy. Trafili do Zegrzana drugi etap programu – służbę przygotowawczą. Razemz nimi w Centrum Szkolenia Łączności i Informatyki szkolenierozpoczęło 100 studentów z innych uczelni cywilnych z całejPolski, którzy, choć wojskowego kursu na uczelnianych zajęciachnie przechodzili, byli równie mocno zainteresowani ofertą,jaką studentom przedstawiła armia. Do wojskowych komenduzupełnień w całym kraju wpłynęło ponad 500 wniosków.Wybrano najlepszych. Pod uwagę brano dodatkowe uprawnienia,ukończone kursy, kierunek studiów, wyniki z wychowaniafizycznego, zaangażowanie w organizacje pozawojskowe.Skąd się wziął taki pęd studentów do wojska? Powodów chęciwłożenia munduru jest zapewne tyle, ilu biorących udziałw szkoleniu. Najczęściej studenci wymieniają te pragmatyczne.„Po pierwsze, mój ojciec jest żołnierzem i zawsze był dlamnie autorytetem. Po drugie, w dzisiejszych czasach trudnojest o dobrą pracę”, mówi Kacper Semeniuk, student II rokuleśnictwa Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego z Warszawy.„Pobyt tu traktuję więc jako wstęp do zawodowej służbywojskowej. Marzę o tym, żeby zostać oficerem”.Major Adam Goździewski, komendant Ośrodka SzkoleniaPodstawowego CSŁiI, twierdzi, że ten projekt może być strzałemw dziesiątkę, choćby z powodu dużej motywacji młodychludzi do służby. „Wszystkich łączy ogromna pasja do wojska.Od razu widać, że nikt nie znalazł się tu przez przypadek. A takichwłaśnie ludzi potrzebujemy w armii”.Zaangażowanie ponad dwustu młodych ludzi podkreślają teżinstruktorzy i wykładowcy z zegrzyńskiego centrum.NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA47


seweryn sołtys (3)Kto do służby przygotowawczej?Kandydaci muszą mieć między innymi ukończone 18 lat, zdolność fizyczną i psychiczną do pełnienia służby (uzyskanapodczas kwalifikacji kategoria zdrowia A) oraz nie mogą być karani za przestępstwo umyślne. Dotychczas wojskoorganizowało służbę przygotowawczą jedynie dla kandydatów korpusu szeregowych chcących zasilić Narodowe SiłyRezerwowe (NSR). Nabór do służby przygotowawczej może obejmować także korpus oficerów i podoficerów.„Kadeci są dociekliwi, pytają na przykład o dodatkową literaturę.Chcą się nauczyć więcej, bo zdecydowana większośćz nich wiąże swoją przyszłość ze służbami mundurowymi”,mówi starszy chorąży Albert Drewin, dowódca plutonu. Jednąz takich osób jest szeregowy kadet Karolina Kozieł, studentkana kierunku bezpieczeństwo narodowe w AON, która od kilkulat interesuje się sprawami obronności: „Stąd pomysł na studiaw akademii. Widzę, że w wojsku są większe możliwości.Wiem, że nie jest to prosta droga i nie każdy może podołać wyzwaniomzwiązanym ze służbą, ale postanowiłam spróbować”.Trudy codziennościO tym, że niełatwo jest zostać żołnierzem, studenci przekonywalisię w Zegrzu każdego dnia. Zostali podzieleni na sześćplutonów i w dwóch kompaniach uczyli się między innymimusztry, wojskowych regulaminów, budowy wojskowegosprzętu, taktyki i strzelania. Codzienne szkolenie rozpoczynaliporanną zaprawą, a potem pod okiem dowódców maszerowalialbo na sale wykładowe, albo w teren. I tak do wieczora.„Większość z nas szybko wdrożyła się w wojskowy rytm”,mówi szeregowy kadet Monika Buniewska, studentka bezpieczeństwanarodowego w AON. „Mogłabym tak spędzać każdewakacje”. Na początku najwięcej trudności sprawia wszystkimmusztra. „Tylko z pozoru wydaje się łatwa”, mówi szeregowykadet Kozieł. „A trzeba skupić się na kilku czynnościach jednocześnie,pamiętać o tym, żeby ręce ułożyć pod kątem 45 stopni,kontrolować nogi, trzymać wyprostowany tułów. Najlepiej jestmieć poczucie rytmu i dobrą koordynację ruchową”.Trening czyni mistrza, więc pierwsze tygodnie studenci spędzaligłównie na placu ćwiczeń. „Kryzys przyszedł w trzecimtygodniu”, skarży się szeregowy kadet Kozieł. „Byliśmy wycieńczenii zmęczeni intensywnością zajęć. Spędzaliśmy dużoczasu w ruchu i każdy kolejny dzień dawał nam w kość”.Instruktorzy twierdzą jednak, że w takich sytuacjach najlepiejpoznać, kto się nadaje do tego zawodu. Ci na przykład,którzy mieli problemy z kondycją fizyczną, już na początku dowiedzielisię, że muszą nad nią popracować, jeżeli chcą związaćsię z wojskiem. „Kadeci mają lepszą wydolność niż elewi.Lepiej radzili sobie w biegach długodystansowych i ćwiczeniachwytrzymałościowych”, przyznaje kapitan Robert Gawkowski,wykładowca Cyklu Wychowania Fizycznego i Sportuzegrzyńskiego centrum. „Gorzej wypadali natomiast w ćwiczeniachwymagających koordynacji ruchowej. Nad wszystkiminiedostatkami jednak wspólnie pracowaliśmy”.Mimo wyczerpujących zajęć nikt nie marudził. „Jesteśmyochotnikami, więc zależy nam na dobrym wyszkoleniu”, podkreślastudentka Buniewska. „Te trzy miesiące nie były aż taktrudne, jak wydawało się na początku. Kondycyjnie dałam radęi bardzo pomogły mi codzienne zaprawy. Uważam, że dowszystkiego można się przyzwyczaić”.Pomysł z nadzieją na sukcesZa kilka dni kadetów czekają egzaminy kończące pierwszyetap służby przygotowawczej. Przez dwa dni będą zaliczaćsprawdziany między innymi z wychowania fizycznego, taktyki,szkolenia ogniowego, medycznego i inżynieryjno-saperskiego.„Osoby, które zdadzą egzaminy, już w przyszłym roku trafiądo wojska na dwa miesiące szkolenia specjalistycznego, naprzykład z eksploatacji systemów łączności, rakietowej i artyleriilub ogólnologistycznej”, wyjaśnia pułkownik Siciński.Monika już wie, że wróci do Zegrza, bo razem z 59 innymistudentami będzie szkolić się z łączności i informatyki. Karolinatrafi do Centrum Szkolenia Wojsk Inżynieryjnych i Chemicznychwe Wrocławiu, a Kacper do 5 Pułku Artylerii w Sulechowie,gdzie będzie uczył się na dowódcę wozu dowodzenia.Gdy ukończą specjalistyczne szkolenie, zostaną przeniesienido rezerwy. Jeśli będą chcieli związać się z armią na dłużej,muszą zaliczyć tygodniowe ćwiczenia rotacyjne. „Dopierowtedy uzyskają szansę na awans do stopnia kaprala”, tłumaczypułkownik Siciński. „Oczywiście zostanie otwarta dla nich drogado korpusu oficerskiego”.Czy projekt okaże się sukcesem? Według specjalistów zawcześnie na wnioski. „Na pewno trzeba zaczekać, aż szkoleniesię zakończy. Uważam jednak, że to doskonały sposób, by wakatyNSR zapełnić ludźmi, którzy są wykształceni i naprawdęchcą służyć w wojsku”, mówi pułkownik Baranowski. •48NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA


patronat polski zbrojnej


|armia szkolnictwo|Łukasz ZalesińskiSmakowanie morzaBez szemrania trzeba zerwać się w środku nocyi obsługiwać żagle, pokonać strach, by wspinać się na maszty, i słabość własnego ciała,kiedy pokład dosłownie ucieka spod nóg, a żołądek podchodzi do gardła.Najgorsze jest niewyspanie. Czasem po czterech godzinachwachty nad ranem pada się na kojo, zamykaoczy i odpływa… I naraz niemal nad samymuchem rozlega się komenda: ,,Do żagli!”. Trzebasię jakoś pozbierać i iść. Adept bardzo szybko uczy się, że musiwykorzystać każdy moment, by złapać trochę snu: na dwie,trzy minuty oprzeć głowę o ścianę, zamknąć oczy… Wydawaćby się mogło, że w takich warunkach po kilku dobach na pokładziekażdy odlicza godziny, które dzielą go od portu. I możefaktycznie tak jest, tyle że potem i tak nie ma chyba osoby, któranie chciałaby tutaj wrócić.ORP „Iskra” to okręt legenda. Trzymasztowa barkentyna weszłado służby w 1982 roku. Aż pięciokrotnie otrzymywała zaszczytnytytuł najlepszej jednostki Marynarki Wojennej w grupieokrętów specjalnych. W 1990 roku sekretarz generalnyONZ przyznał jej Medal w Służbie Pokoju. O „Iskrze” głośnostało się też w połowie lat dziewięćdziesiątych, kiedy jakopierwszy okręt pod polską banderą wojenną opłynęła kulęziemską. I to z tą legendą każdego roku muszą się mierzyć studencipierwszego roku Akademii Marynarki Wojennej. Na pokładzieORP „Iskra” odbywają kilkutygodniowy rejs, któregonajważniejszym elementem są regaty ,,The Tall Ships Races”.50NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA


armiaArkadiusz Dwulatek/8 fow„W tym roku wzięło w nich udział ponad sto różnego rodzajujednostek. «Iskra» wraz największymi żaglowcami znalazłasię w klasie «A»”, tłumaczy komandor porucznik DariuszGolonka, kierownik praktyk. Do pokonania miała trasę z duńskiegoAarhus do portu w Helsinkach. „Dostaliśmy na to dziesięćdni, ale przy dobrej pogodzie odcinek ten można przejśći w cztery”, zapowiadał przed startem komandor porucznik.Wiatr do GotlandiiAarhus, początek lipca. Do rozpoczęcia regat pozostały godziny.Na pokładzie ORP „Iskra” pełne napięcia oczekiwanie.Pierwszoroczniacy – a jest ich kilkudziesięciu – zdążyli już posmakowaćmorza. Za sobą mają rejs kandydacki na fregacieORP „Kościuszko” i kilkudniowe przejście między Gdyniąa duńskim portem, ale prawdziwe schody dopiero przed nimi.„Doświadczeni marynarze trochę nas straszyli”, przyznajestarszy marynarz podchorąży Andrzej Angel. „Powtarzali, żeczeka nas najcięższy rejs podczas studiów w akademii. I że dopierona ORP «Iskra» poznamy, co znaczy służba na morzu”.Na żaglowcu oczywiście trzeba odsłużyć wachtę, ale oprócztego w środku nocy jeszcze wstawać do żagli, wspinać się namaszty, szlifować relingi, szorować pokład. Do tego dochodziNUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA51


|armia szkolnictwo|nerwówka związana z wielkim wyścigiem. W końcu są to prestiżoweregaty… Przy takim wysiłku człowiek może zapomnieć,jak się nazywa.Regaty rozpoczęły się od wielkiej parady żaglowców. „Początekbył obiecujący”, przyznaje podchorąży Angel. „Coprawda, na dzień dobry mieliśmy kilka godzin flauty i niemalstaliśmy w miejscu. Później jednak bardzo fajnie powiałoi ruszyliśmy do przodu. Zanosiło się, że Helsinki możemyosiągnąć w trzy, cztery dni”, opowiada. Gdzieś w okolicachGotlandii wiatr jednak się zmienił. No i się zaczęło.Nakarmić Neptuna i przeżyćPo pierwsze: halsowanie. Okręt w poszukiwaniu optymalnegowiatru był zmuszony często zmieniać kierunek. Dla załogioznaczało to jedno – pracę przy żaglach. „To wtedy zaczęłysię alarmy i niemal bezsenne noce”, wyjaśnia starszymarynarz podchorąży Mateusz Włoszczyk. „Przez trzy dniz rzędu spaliśmy po dwie, trzy godziny. Każdy z nas radziłsobie, jak umiał. Część piła więcej kawy, niektórzy sięgali potabletki energetyzujące, a każdy starał się łapać trochę drzemkipodczas wolnych chwil”, wylicza. Tak naprawdę jednakzasnąć nie pozwalała adrenalina związana ze stawką, ale teżniebezpieczeństwem. „Mieliśmy lekko sztormowe warunki.Wiatr dochodził do 30–35 węzłów, a przechyłokrętu sięgał 33 stopni”, wspomina podchorążyAngel.„Zdarzało się, że wstawaliśmy, opuszczaliśmykabiny i zamiast po pokładzie, szliśmy poszotach”, opowiada starszy marynarz podchorążyEwelina Roman. „Oczywiście w takiej sytuacjikażdy z nas musiał mieć na sobie specjalnezabezpieczające szelki podpięte do stalowejliny. W przeciwnym razie moglibyśmy powypadaćza burtę”.W taką pogodę wykonywanie najprostszychnawet prac przysparzało niemało kłopotów.„Chyba na zawsze zapamiętam dyżur w kuchni,kiedy łapaliśmy trzymetrowe poślizgi. Podczaskolejnych przechyłów chwytaliśmy kubki, talerze,co tylko się dało”, opowiada podchorążyRoman. Niezależnie od warunków kuchnia musipracować. Choć, jak przyznają podchorążowie,zup się wówczas nie serwuje.Lista niedogodności jest zresztą znacznie dłuższa. Nieustannekołysanie i przechyły mogą się dać we znaki nawetnajbardziej zaprawionym w bojach marynarzom. A co dopieroadeptom. „Wielu kolegów musiało niestety nakarmić Neptuna”,śmieje się podchorąży Angel. „W czasie wachty w drużyncebosmańskiej do naszych zadań należało ubezpieczanieich, żeby nie powpadali do morza. Myślę, że akurat to zadaniezapamiętam na długo”.Podchorążych czekały jednak znacznie poważniejsze wyzwania.Pytani o najtrudniejsze z nich, zgodnie przyznają:wejście na maszt. „Najwyższy liczy 36 metrów”, opowiadapodchorąży Angel. „Przed wejściem na górę trzeba oczywiścieubrać się w zabezpieczające szelki, a potem zachowaćchłodną głowę. Należy być skoncentrowanym na każdym ruchu.Oczywiście wszystko to wcześniej przećwiczyliśmy nasucho, ale czym innym jest wspinaczka w porcie, a czym innymna morzu, kiedy wieje i okręt się kołysze”.„Strach? No jasne, że się baliśmy, ale kiedy już człowiekdostanie się na samą górę i spojrzy wokół, to dosłownie zapieramu dech w piersiach”, przyznaje podchorąży Włoszczyk.„Takie chwile pozwalają utwierdzić się w swoichwyborach. Tam na górze od razu przeszła mi choroba morska”.Ogień w oczachDroga z Aarhus do Helsinek ostatecznie zajęła „Iskrze”dziesięć dni. W swojej klasie okręt uplasował się mniej więcejw połowie stawki. „To na pewno sukces”, przyznaje komandorporucznik Golonka. „Choć naszym głównym celem byłoszkolenie, dobra lokata bardzo cieszy, zwłaszcza że załogapodeszła do rywalizacji bardzo serio”, dodaje.Podchorążowie zgodnie przyznają, że czas spędzony na„Iskrze” był trudny. „Ale chyba nie aż tak, jak się wszyscyobawiali”, zaznacza Angel. A podchorąży Roman dodaje:„Pewnie, że mieliśmy momenty zwątpienia, ale dowódcaokrętu potrafił nas zarazić entuzjazmem, zaszczepić w nasducha walki i zmobilizować do działania. W każdej kryzysowejsytuacji miał po prostu ogień w oczach”.Dla załogi ORP „Iskra” regaty „The Tall Ships Races” zakończyłysię właśnie w Helsinkach. Sam wyścig trwał jednakjeszcze kilkanaście dni. Z Finlandii żaglowceskierowały się do Rygi. „To byłtak zwany etap przyjaźni”, tłumaczy komandorporucznik Golonka. „Na tegotypu odcinkach załogi poszczególnychjednostek często się ze sobą mieszają”.Do sportowej rywalizacji żaglowce powróciłyna etapie z Rygi do Szczecina.I w tym właśnie mieście na początkusierpnia nastąpił wielki finał regat.Mieszkańcy i ich goście przez kilka dnimogli podziwiać najpiękniejsze jednostkiżaglowe świata.Tymczasem ORP „Iskra” powrócił doGdyni. Podchorążowie niemal od razuprzesiedli się na jachty i rozpoczęli kolejnączęść praktyk. W ciągu kilku latstudiów czeka ich jeszcze wiele rejsów.Będą się uczyć rzemiosła między innymina trałowcach czy okrętach transportowo-minowych.„Służba na ich pokładach jest zupełnie innaniż na żaglowcu. Ktoś mógłby nawet powiedzieć, że jednoz drugim nie ma większego związku. Ale to błąd”, podkreślapodchorąży Angel. „Właśnie na pokładzie żaglowca możnapoczuć, czym tak naprawdę jest morze, jakiego wysiłku i czasempoświęcenia od nas wymaga. Dla marynarza to abecadło.Ja sam dopiero po tym rejsie poczułem się jak pełnoprawnysłuchacz AMW”.Podchorąży Ewelina Roman przyznaje, że nawet kilka tygodniwystarczy, by nawiązać z żaglowcem swego rodzajuwięź: „Na «Iskrze» wykonywaliśmy mnóstwo drobnychprac, jak choćby wspomniane szlifowanie relingów. Przyjemniebyło patrzeć, jak okręt na naszych oczach się zmienia,pięknieje”.Jej kolega dodaje: „To był niezwykły miesiąc. Może jeszczekiedyś wrócę na «Iskrę» jako instruktor… Wydaje mi się,Studencipierwszego rokuAkademiiMarynarkiwojennejna pokładzieżaglowcaORP „Iskra”wzięli udziałw prestiżowychregatach „TheTall Ships Races”że w tej nadziei nie jestem odosobniony”.•52NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA


| armia PRAWO|niezbędnikPistolet podszczególnym nadzoremNie każdy żołnierz może mieć broń w domu, chociażjest to podstawowe narzędzie jego pracy.Bogusław PolitowskiZe statystyk zamieszczonych na portalupolicji wynika, że Polacy pod koniec2012 roku mieli blisko pół milionaegzemplarzy różnego rodzaju broni.Zdecydowana większość, czyli około 300 tysięcysztuk, to broń myśliwska, 180 tysięcy – gazowai sportowa, a 25 tysięcy – bojowa.Rzecznik komendanta głównego policji inspektorMariusz Sokołowski przyznał w jednymz wywiadów, że w naszym kraju nie jestłatwo dostać pozwolenie na broń. Wyjaśnił, żeistotnym warunkiem otrzymania takiego dokumentujest określenie celu jej posiadania.W wypadku broni bojowej na potrzeby obronneosoba występująca o taką zgodę musi wykazać,że istnieje realne zagrożenie jej życia, zdrowialub mienia.„W wielu wypadkach nie ma takiego uzasadnienia.Wnioski o pozwolenie są więc rozpatrywanenegatywnie”, powiedział inspektor.Żołnierze zezwolenie na broń uzyskują jednakw inny sposób.Klamka pod poduszkąChorąży Janusz Sójka uważa, że podczas zajęćw polu i na strzelnicy wystarczająco długoobcuje z bronią, aby dobrze nauczyć się nią posługiwać.„W domu nie jest mi potrzebna”, mówi podoficer.„Miałbym z nią tylko kłopot. Bałbymsię, że ktoś ją ukradnie i broń dostanie sięw niepowołane ręce”.Dodaje jednak, że zna wielu pasjonatóww mundurach, którzy chętnie sypialibyz „klamką” pod poduszką.Żołnierze nie muszą prosić policji o zgodę naposiadanie broni. Zgodnie z ustawą z 21 maja1999 roku każdy wojskowy może mieć prywat-Zezwolenia na prywatną brońRodzaj broni Jednostki broni Pozwolenia cofnięciaPalna bojowa 24 609 20 101 872Palna myśliwska 278 143 140 165 1 908Palna sportowa 30 504 15 635 494Palna sygnałowa i alarmowa 603 435 9Palna gazowa 151 025 149 568 9 219Przedmioty do obezwładnianiaza pomocą energii elektrycznej 167 248 31Kusza 152 163 0Biała 0 0 0Razem 485 203 326 315 12 533Dane z 31 grudnia 2011 roku według statystyk Policji54NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA


w kilku słowachWojciech ŁomnickiW Komendzie Głównej Żandarmerii Wojskowej zarejestrowanych jest 3,7 tysiącażołnierzy uprawnionych do posiadania prywatnej broni. Co roku wydajemyokoło 140 takich pozwoleń.Pułkownik Wojciech Łomnicki jest szefemOddziału Profilaktyki Zarządu PrewencjiKGŻW.ną broń palną i amunicję na podstawie pozwolenia wydanegoprzez odpowiedniego ze względu na miejsce zamieszkaniakomendanta oddziału Żandarmerii Wojskowej.Wydawałoby się zatem, że mundurowi mają łatwiejszydostęp do broni niż cywile, ale to tylko pozory. Żandarmeria,mimo że ma do czynienia z fachowcami od strzelania,nie rozdaje pozwoleń na lewo i prawo. Od początku 2010roku wydała łącznie 485 takich dokumentów. Z tej liczbyzdecydowana większość (331) dotyczyła broni używanejdo celów łowieckich, a 154 – działalności sportowej i kolekcjonerskiej.Znikoma liczba wniosków była motywowanapotrzebą ochrony osobistej. Od stycznia 2010 roku ŻWodmówiła wydania pozwolenia na broń 34 żołnierzom,przede wszystkim tym, którzy właśnie do takich celów jejpotrzebowali.Przed nowelizacją ustawy w 1999 roku wojskowi mieliłatwiejszy dostęp do prywatnej broni. Wówczas wystarczyłazgoda dowódcy jednostki. Bardziej skomplikowana byłanatomiast procedura, kiedy żołnierz kończył służbę. Musiałbowiem, jak każdy obywatel, składać wniosek w tejsprawie do policji. Na czas otrzymania nowego zezwoleniaprywatną broń składał do depozytu lub się jej pozbywał.Obecnie żołnierze przechodzący do rezerwy nie muszą tegorobić. Zachowują nabyte uprawnienia, a jurysdykcjęnad posiadaczami broni automatycznie przejmuje właściwajednostka policji.Giwera w wersalceCztery dekady temu mój sąsiad, instruktor Ligi <strong>Obrony</strong>Kraju, prowadził szkolenia strzeleckie, w których używał radzieckiejpepeszy i kabekaesu przechowywanych w wersalce.Kolegowałem się z jego synem, więc mogłem czasamipobawić się prawdziwą bronią. Dziś to niedopuszczalne.Żandarmeria Wojskowa bowiem nie tylko wydaje pozwoleniana broń, lecz także kontroluje wywiązywanie się jej posiadaczyz ustawowych obowiązków. Sprawdza, czy właścicielw prawidłowy sposób przechowuje broń i amunicję orazczy osoby postronne mają dostęp do tych niebezpiecznychmateriałów. Żandarmi wyrywkowo i niezapowiedzianiekontrolują rocznie około 20 procent posiadaczy broni. Zdarzasię, że wykrywają przypadki niewłaściwego jej użycia,przechowywania lub noszenia bez zezwolenia. Wówczaswszczyna się postępowanie wobec żołnierzy łamiącychprzepisy. Od początku 2010 roku 26 zakończyło się cofnięciemuprawnień do posiadania broni.RekrutacjaElektronicznarejestracjaKandydaci do służby przygotowawczej mogąskładać dokumenty przez internet.Dotychczas ochotnicy ubiegający się o powołanie do służbyprzygotowawczej musieli składać wniosek bezpośredniodo wojskowego komendanta uzupełnień. Resort obrony narodowejuprościł jednak procedurę naboru kandydatów. Zgodniez podpisanym przez ministra obrony rozporządzeniem osobazainteresowana służbą przygotowawczą może złożyć wymaganedokumenty za pośrednictwem elektronicznej platformy usługadministracji publicznej. Nowe przepisy ograniczyły też liczbękoniecznych załączników. Kandydaci nie muszą już przedkładaćskróconego odpisu aktu urodzenia i życiorysu. Zwolnieni sątakże z obowiązku przedstawiania zaświadczeń o niekaralności.Nie zmieni się natomiast postępowanie kwalifikacyjnekandydatów. Wciąż bowiem będzie ono miało charakter konkursowy,a podstawą przyjęcia danej osoby do służby będąmiędzy innymi wyniki nauki, przygotowanie oraz rozmowakwalifikacyjna. PZ•Żandarmeria wojskowaWięcej możliwościŻandarmii będą mieli więcejuprawnień policyjnych.Choć żandarmeria działa podobnie jak policja, nie ma takichjak ona uprawnień. Ma to zmienić nowelizacja ustawyo żandarmerii. Przewiduje się nadanie tej formacji nowychuprawnień. Chodzi między innymi o uzyskanie prawado korzystania z informacji stanowiących tajemnicę bankowączy dotyczących umów ubezpieczeniowych oraz możliwośćobserwacji żołnierzy w miejscach publicznych. Narzędzia tebędzie można wykorzystywać tylko za zgodą sądu i w wypadkuokreślonych przepisami przestępstw.Mają też zostać rozszerzone uprawnienia tych żołnierzy ŻandarmeriiWojskowej, którzy ochraniają ministra obrony narodowej,wojskowych dowódców i delegacje zagraniczne. Żandarmici uzyskają prawo do interwencji wobec cywilów oraz możliwośćwnoszenia na pokład statków powietrznych i używaniabroni palnej i gazowej lub materiałów wybuchowych.Nowością ma być instytucja wojskowych negocjatorów. Mielibyoni wzorem policyjnych kolegów prowadzić rozmowymiędzy innymi z osobami grożącymi zdetonowaniem bomby,przetrzymującymi zakładników czy próbującymi popełnić samobójstwo.Przewiduje się także nadanie żandarmom uprawnieńcelników. Będą mogli sprawdzać bagaże i przeprowadzać• kontrolę osobistą osób wracających z misji zagranicznych: żołnierzyi pracowników kontyngentów. PZ•niezbędnikNUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA55


|armia pytania czytelników|| porady|niezbędnikZderzenia z paragrafemNasi eksperci rozwiązują Wasze problemy z interpretacjąprzepisów prawnych. Zachęcamy do zadawania pytań:niezbednik@zbrojni.plPodstawy prawne:rozporządzenie ministraobrony narodowejzmieniającerozporządzeniew sprawie orzekaniao zdolności dozawodowej służbywojskowej orazwłaściwości i trybupostępowaniawojskowych komisjilekarskich w tychsprawach z 4 grudnia2012 roku (DzU z 2012roku poz. 1481) – § 27;ustawa z 14 czerwca1960 roku – Kodekspostępowaniaadministracyjnego (DzU00.98.1071z późniejszymizmianami) – art. 75, §1,art. 127 § 1, art. 136.Zdrowie a służba zawodowaW tym roku ukończyłem służbę przygotowawcządo NSR-u i podpisałem kontrakt na służbę w rezerwie.Teraz chcę zostać żołnierzem w korpusieszeregowych zawodowych. Pozytywnie przeszedłemkwalifikacje w wybranej przeze mnie jednostce.W kwietniu 2012 roku zakończyłem leczeniez wynikiem pozytywnym wirusowego zapaleniawątroby (wynik HCV jest nadal negatywny). Dokumentyhistorii leczenia choroby przedstawiłemprzed wojskową komisją lekarską, która skierowałamnie na konsultację medyczną do wojskowegoszpitala zakaźnego. Zakończyła się ona oceną:„zdolny do zawodowej służby wojskowej”. Po zakończeniubadań przez komisję otrzymałem jednakorzeczenie: kat. N – „niezdolny do zawodowejsłużby wojskowej”. Czy w orzeczeniu nie wystąpiłbłąd? Przepisy mówią co prawda o WZW, ale dotyczyto choroby przebytej w okresie do sześciuostatnich miesięcy przed zgłoszeniem się do wojska,a ja leczenie zakończyłem ponad rok temu.Ponadto za niezdolnych do służby uznaje się kandydatówdo szkół wojskowych i uczniów w pierwszymi drugim roku nauki, u których w ciągu24 miesięcy wykryto przeciwciała anty-HCV lubnosicielstwo antygenu HBs. Ja natomiast jestemkandydatem na szeregowego zawodowego. Ponadtoprzepisy mówią, że ocena orzecznicza wymagadokumentacji dotychczasowego leczenia lub wynikówbadań i konsultacji specjalistycznych zleconychprzez WKL, a dla mnie owa konsultacja zakończyłasię orzeczeniem pozytywnym. Reasumując,zdolny jestem do służby przygotowawczej i dopełnienia obowiązków jako żołnierz NSR-u, skorotaką służbę ukończyłem, ale nie mogę zostać żołnierzemzawodowym. Orzeczenie wydano zgodnie z prawem.Na wstępie należy podkreślić, że w Pana sprawiebędzie miała zastosowanie grupa I (kolumna IV)z wykazu do załącznika numer 1 do rozporządzeniaministra obrony narodowej dotyczącego orzekaniao zdolności do zawodowej służby wojskowejoraz właściwości i trybu postępowania wojskowychkomisji lekarskich w tych sprawach.W kolumnie tej ujęto między innymi żołnierzy rezerwyoraz inne osoby ubiegające się o przyjęciedo zawodowej służby wojskowej. W szczegółowychobjaśnieniach odnoszących się do schorzenia,które zostało u Pana wykryte, faktycznie mowajest o tym, że kandydatów do szkół wojskowychi uczniów w pierwszym i drugim roku nauki,u których wykryto przeciwciała anty-HCVlub nosicielstwo antygenu HBs w ciągu ostatnich24 miesięcy, uznaje się za niezdolnych do służby.Orzeczenie wojskowej komisji lekarskiej zawierajednak wiele elementów, w tym również uzasadnieniezajętego przez komisję stanowiska. Jeżeliw orzeczeniu brak było uzasadnienia lub nie tłumaczyłoono zainteresowanemu, dlaczego zostałuznany za niezdolnego do zawodowej służby wojskowej– to można złożyć od niego odwołanie. Naorzeczeniu znajduje się stosowne pouczenie.W odwołaniu należy wnosić o szczegółowe uzasadnieniezajętego przez komisję lekarską stanowiska.Można też ubiegać się o przeprowadzenieponownych badań lekarskich. Gdyby zainteresowanyuzyskał pozytywną opinię lekarza, należypowołać się na ten fakt jako dość istotny argumentw sprawie.Robert Kłosiński56NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA


OddelegowanieJestem podoficerem w służbie stałej. W związkuz planowanym wyznaczeniem mnie na nowe stanowiskozostałem oddelegowany do innej jednostkina dwumiesięczne praktyki. Czy w związkuz tym należą mi się jakieś należności pieniężneoprócz zwrotu kosztów dojazdu do miejsca zamieszkania?może skierować go do wykonywania zadań pozajednostką na czas nie dłuższy niż sześć miesięcyw ciągu roku kalendarzowego. Wojskowy pozostajewówczas na stanowisku w dotychczasowejjednostce.Robert Kłosińskiniezbędnik Nie przysługują Panu dodatkowe należności.Dowódca jednostki, w której żołnierz zawodowyjest wyznaczony na stanowisko służbowe,Podstawa prawna: ustawa z 11 września 2003 rokuo służbie wojskowej żołnierzy zawodowych (tekstjednolity) – art. 47 ust. 1 i 2.Wojskowa książeczka zdrowiaW jednostce, w której służę, dowódca zarządził,że jeśli ktoś z powodów zdrowotnych jest zwolnionyze służb czy zajęć w terenie i ma odpowiedniwpis w książeczce lekarskiej, to musi ją przekazaćdo kancelarii jawnej. Stamtąd książeczkatrafia do dowódcy, a po rozpatrzeniu wędruje dokadr, gdzie wpis zostaje odnotowany w rozkaziedziennym jednostki. W wyniku tego kierownictwomoże przejrzeć książeczkę i zobaczyć, na cochoruje dany żołnierz. Według mnie takie informacjestanowią tajemnicę lekarską i są do wiadomościpacjenta, lekarza i ewentualnie wojskowejkomisji lekarskiej. Czy dowódca postępuje zgodniez prawem? Dowódca jednostki wojskowej postępujeniezgodnie z prawem. Informacje zawartew książeczce zdrowia są informacjami objętymitajemnicą chorego. Gdy żołnierz zawodowyz przyczyn zdrowotnych zostaje zwolniony odwykonywania niektórych czynności służbowychna zajmowanym stanowisku służbowym, ma jedynieobowiązek dostarczyć stosowne zaświadczenielekarskie lub kopię wpisu w książeczcezdrowia, ewentualnie poświadczoną za zgodnośćz oryginałem przez lekarza, który wpisał tę adnotację.Należy również podkreślić, że lekarz jednostkiwojskowej, który wydaje zwolnienie lekarskie,obowiązany jest do zachowania w tajemnicyinformacji uzyskanej w związku z udzielaniempacjentowi pomocy medycznej. W szczególnieuzasadnionych przypadkach może on jedynieogólnie wyjaśnić, dlaczego dany żołnierz nie jestw stanie wykonywać określonych czynności służbowych.Przedstawiona przez Pana sytuacja nienależy do takich okoliczności.Robert KłosińskiPodstawy prawne:ustawa o prawach pacjentai rzeczniku prawpacjenta (DzU z 2009 rokunr 52, poz. 417 z późniejszymizmianami)– art. 13 i 14; ustawaz 5 grudnia 1996 rokuo zawodach lekarzai lekarza dentysty, tekstjednolity z 27 września2011 roku (DzU nr 277,poz. 1634) – art. 40ust. 1.Praca przed wojskiemJestem żołnierzem zawodowym. Służbę rozpocząłem1 lutego 1993 roku. Przed wojskiem pracowałemw cywilu od 15 roku życia – najpierwjako młodociany pracownik, później już po skończeniuszkoły zawodowej, co mam udokumentowaneświadectwem pracy (łącznie przed rozpoczęciemsłużby zawodowej pracowałem przezosiem lat). Czy lata pracy jako młodocianego pracownikabędą liczone do wysługi według zasady:trzy pierwsze po 2,6 procent, a pozostałe po1,3 procent za każdy rok pracy? Te lata będą Panu liczone do wysługi. Należyjednak podkreślić, że wojskowy organ emerytalnyżądać będzie od Pana świadectwa pracy i umowy.Ustawa o zaopatrzeniu emerytalnym żołnierzy zawodowychszczegółowo wskazuje, w jaki sposóbnastępuje naliczanie okresów oraz jakie okresyuwzględnia się przy naliczaniu lat pracy.Robert KłosińskiPodstawa prawna: ustawa o zaopatrzeniuemerytalnym żołnierzy zawodowych oraz ich rodzinz 10 grudnia 1993 roku (tekst jednolity z 7 stycznia 2004roku) vide art. 14 i 15; rozporządzenie ministra obronynarodowej w sprawie trybu postępowania i właściwościorganów w sprawach zaopatrzenia emerytalnegożołnierzy zawodowych oraz uprawnionych członków ichrodzin z 10 lutego 2012 roku (DzU nr 36, poz. 194)– rozdział 3. Dokumentowanie wniosków o świadczeniaNUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA57


|armia pytania czytelników|niezbędnikZwolnienie lekarskieSłużę w wojsku od czerwca 2007 roku. W 2011roku przez 28 dni przebywałem na zwolnieniu lekarskim.Po pewnym czasie przeprowadzono zemną rozmowę, z której sporządzono notatkę służbową.Nie rozmawiał ze mną bezpośredni przełożony,tylko przełożony wyższego szczebla, któryjest równocześnie rzecznikiem dyscyplinarnym.Wszystko wskazuje na to, że była to rozmowaostrzegawcza zgodnie z ustawą o dyscypliniewojskowej. Czy można żołnierza ukarać za zwolnienielekarskie? Chciałbym oświadczyć, że niejestem żołnierzem, który nadużywałby zwolnień.Podobne rozmowy przeprowadzono także z innymiżołnierzami jednostki, którzy przebywaliw ciągu roku powyżej 20 dni na zwolnieniu lekarskim. Brak było podstaw prawnych i faktycznychdo przeprowadzenia rozmowy oraz udzielaniaostrzeżenia. Z uwagi na nieznajomość zapisu notatkisłużbowej trudno jest określić, czy działaniaprzełożonych można zakwalifikować jako naruszającedobra osobiste żołnierza. Zdecydowaniejednak należy podkreślić, że wywieranie psychicznejpresji na żołnierza, aby pełnił służbęwojskową z uszczerbkiem na swoim zdrowiu, jestdziałaniem, które może w przyszłości uzasadniaćpowstanie roszczenia w stosunku do jednostkiwojskowej oparte na zasadzie winy. Zdrowie i życieczłowieka to dobro najwyższe, które należychronić.Robert KłosińskiPodobnie: Wyrok Sądu Najwyższego – Izby Pracy i UbezpieczeńSpołecznych z 8 sierpnia 1968 roku, I PR233/68, OSNCP 1969/5 poz. 97: ,,Zlecenie przez przełożonegopodwładnemu pracownikowi jednostki państwowejwykonania pracy, która nie leżała w granicach obowiązkówpracownika wynikających z regulaminu pracyi przekraczała jego możliwości fizyczne, stanowi działaniezawinione, które pociąga za sobą odpowiedzialnośćSkarbu Państwa za szkody z tego wynikłe dla pracownika(art. 417 k.c.)”.Dodatek za klasę kwalifikacyjnąPodstawy prawne:rozporządzenie ministraobrony narodowejz 8 czerwca 2004 rokuw sprawie dodatków douposażeniazasadniczego żołnierzyzawodowych (DzU z 21czerwca 2004 rokuz późniejszymizmianami) – art. 25a,art. 25b; ustawaz 11 września 2003 rokuo służbie wojskowejżołnierzy zawodowych(tekst jednolity) – art.75.3, art. 46a ust. 4;rozporządzenie ministraobrony narodowejz 1 czerwca 2010 rokuw sprawie nadawania,potwierdzania,podwyższania i utratyklasy kwalifikacyjnejprzez podoficerówi szeregowychzawodowych (DzU2010.110.732) – § 9ust. 3.Jestem podoficerem Sił Powietrznych. W grudniu2010 roku uzyskałem III klasę kwalifikacyjnąw specjalności zgodnej z zajmowanym stanowiskiem.W lipcu 2011 roku zostałem przeniesionydo innej jednostki Sił Powietrznych, gdzie objąłemstanowisko w innej specjalności (do organukadrowego dostarczyłem zaświadczenie i decyzjęo posiadanej klasie). Wstrzymano mi wypłatę dodatkuza klasę kwalifikacyjną (nie była przeprowadzonażadna sesja egzaminacyjna ani weryfikacyjnaw celu uzyskania lub potwierdzenia klasykwalifikacyjnej). Do dziś nie otrzymałem takżeżadnej decyzji w sprawie wstrzymania lub pozbawieniamnie tej należności. Dodatek nadal się Panu należy. Zgodniez przepisami żołnierz zawodowy pełniący służbęw korpusach podoficerów zawodowych lub szeregowychzawodowych, który uzyskał w opiniisłużbowej ocenę bardzo dobrą oraz ma odpowiedniądo zajmowanego stanowiska służbowego klasękwalifikacyjną, otrzymuje miesięczny dodatekmotywacyjny.Jednocześnie ustawodawca wskazał, że wypłatętego dodatku wstrzymuje się od pierwszego dniamiesiąca kalendarzowego następującego po miesiącu,w którym:– żołnierzowi zawodowemu doręczono ostatecznąopinię służbową, w której wystawiono ogólnąocenę niższą niż bardzo dobra;– wydano decyzję (rozkaz) o utracie przez żołnierzazawodowego III klasy kwalifikacyjnej;– żołnierz zawodowy w nakazanym terminie niepotwierdził posiadanej III klasy kwalifikacyjnej.Jeśli przyjmie się, że w Pańskiej sprawie niewystępuje żaden z trzech podanych powyżejustawowych powodów, należy uznać, że jednostkawojskowa w sposób nieuzasadniony i z naruszeniemprawa zwleka z wypłatą należności.Prowadzi to do szkody w mieniu Skarbu Państwa,ponieważ żołnierzowi należą się z tego tytułuodsetki.Organ wojskowy najprawdopodobniej wstrzymałwypłatę dodatku w związku ze zmianą stanowiska,ale również i w takiej sytuacji brak jestpodstaw prawnych do takiego działania. Żołnierzma bowiem dwa lata na potwierdzenie klasy specjalistyw nowej specjalności. Mówi się o tymw rozporządzeniu ministra obrony narodowej dotyczącymnadawania, potwierdzania, podwyższaniai utraty klasy kwalifikacyjnej przez podoficerówi szeregowych zawodowych.Robert KłosińskiO podobnym wypadku piszemy na stronie 63.Porady zamieszczane na łamach „Polski Zbrojnej” mają charakter informacyjno-doradczy i nie stanowią wiążącej interpretacji i wykładni prawa.58NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA


| na własnej skórze|niezbędnikKrok za dalekoarch. Narcyza SadłoniaW ekstremalnych warunkach niezwykle trudnojest ocenić swoje możliwości.Narcyz SadłońHimalajska wyprawa na stosunkowoniewysoki, ale technicznie trudny dowejścia szczyt (7434 metry nad poziomemmorza) Nanda Devi East byładla mnie i moich kolegów ziszczeniem marzeń.Szybko jednak euforia przekształciła się w żmudnąwalkę z wysokością i terenem.Decyzja o odwrocieTego dnia planujemy kolejny wymarsz transportowyna Przełęcz Longstaffa (6000 metrów).Wychodzimy dość późno i każdy jest obciążonykilkunastoma kilogramami ładunku. W połowiepodejścia dosięga nas słońce i gwałtownie rośnietemperatura. Nie wystarcza mi wody na pełne nawodnienieorganizmu, tym bardziej że straszniesię pocę. Słabnę. Coraz częściej się zatrzymuję.Próbuję systematycznie pić i jeść, ale organizmprotestuje. Śnieg lepi się do raków, więc z każdymkrokiem dźwigam dodatkowe kilogramy.Koledzy z zespołu mimo zmęczenia sprawnie pnąsię w górę. Mnie towarzyszy jedna myśl – dojśćdo obozu i odpocząć. Zapominam, że później czekamnie jeszcze droga powrotna.Około stu metrów przed przełęczą koledze oddajęporęczówkę, którą niosłem do tej pory, i decydujęsię na samotny powrót. Wydaje się to proste.Muszę pójść kilkaset metrów w dół po eksponowanymterenie, następnie czekają mnie trawersdo obozu zapasowego i upragniony odpoczynek.Słońce jednak nie przestaje grzać. Skończyła misię woda. Śnieg robi się jeszcze cięższy i łatwoNUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA59


| armia na własnej skórze|niezbędnikMajorNarcyz Sadłońwychował się w Tatrach,ale wielokrotniezapuszczał się w Alpyi Himalaje. Startowałw wielu rajdachekstremalnychi uczestniczyłw wyprawach górskich.Prowadzi badania nadfunkcjonowaniemczłowieka w skrajnychwarunkach. Dziesięć latpracował w SzpitalnymOddziale RatunkowymWojskowego InstytutuMedycznego, a teraz jestlekarzem WojskowegoOśrodka Szkoleniowo--Kondycyjnego „Gronik”w Zakopanem.osuwa się pod stopami. Idę powoli, asekuracyjnie,by nie stoczyć się do podnóża góry. Głęboko wbijamczekan, ale w mokrym śniegu nie stanowi onpewnego oparcia.Przed oczami pojawiają mi się czarne plamki.Częste przerwy na odpoczynek nie pozwalają jednaknabrać sił. Nie jestem w stanie walczyć ześniegiem oblepiającym raki. Od połowy stoku decydujęsię na tak zwany dupoślizg. Jest to ryzykowne,ponieważ hamowanie czekanem przekraczamoje możliwości. Ostatecznie posuwam siępo kilka metrów w dół. Jestem przemoczony, aleto nie ma już dla mnie znaczenia. Wlokę się doobozu zapasowego, niemal czołgam. Temperaturapowietrza na pewno przekracza 30 stopni.W końcu docieram do namiotu. Nie dość, że jegownętrze jest nagrzane jak piekarnik, to na dodateknie ma ani kropli wody. Całe jej zapasy zostałyzabrane na górę. Dopiero po kilkunastu minutachbezruchu siłą woli zabieram się doroztapiania śniegu. Mija kilkanaście godzin, nimodzyskuję siły pozwalające na zejście do obozugłównego. Jeszcze przez kilka dni odczuwamskutki przegrzania.Zabójcze ambicjeNie bez powodu opisuję epizod z wyprawy himalajskiej.Chcę bowiem skomentować tragedię,która przydarzyła się tego lata brytyjskimżołnierzom uczestniczącym w selekcji do elitarnegoSAS. Wielu śmiałków traci życie właśniew górach wysokich. Ale tylko część z nich padaofiarą wypadków czy lawin. Powodem śmierciczęsto są nadmierna ambicja lub niezdolność dopodjęcia w odpowiednim czasie decyzji o wycofaniusię.Ja do dziś mam świadomość, że pod PrzełęcząLongstaffa otarłem się o śmierć. Dzięki temu doświadczeniuteraz w różnych okolicznościachczęściej rozważam, kiedy powinienem rozpocząćodwrót. Tyle że żaden człowiek nie może byćpewny tego, czy przy okazji kolejnej ekstremalnejsytuacji potrafi skorzystać z wcześniej nabytejwiedzy. W czasie wypraw wysokogórskich, w selekcjiczy rajdach ekstremalnych wraz z narastaniemzmęczenia słabnie możliwość racjonalnejoceny sytuacji i podejmowania sensownych decyzji.Zabójcze może się wówczas okazać działaniepsychiki zakodowanej na osiągnięcie wyznaczonegocelu.Natrętna myślSztuka przetrwania polega między innymi naumiejętności rozpoznawania zagrożenia i podejmowaniadecyzji o wycofaniu się wówczas, gdyjest to jeszcze możliwe. Łatwo powiedzieć. Przekonałemsię na własnej skórze, że w działaniachekstremalnych nie można wcześniej określić momentu,w którym wiadomo, że trzeba wycofaćsię z akcji. Dobrze by było zatem, żeby w takichFeralna selekcjaW czasie tegorocznej selekcji do brytyjskiej formacji SpecialAir Service zmarło trzech żołnierzy. Prawdopodobną przyczynąśmierci była utrata kontroli nad własnym organizmemw sytuacji skrajnego wyczerpania, spowodowanego wielodniowymwysiłkiem i panującymi w tym czasie upałami.sytuacjach można było liczyć na wsparcie kogoś,kto potrafi zawczasu rozpoznać nadchodzącykryzys.Kiedy przed laty brałem udział w pierwszej SelekcjiŻołnierza Polskiego (oczywiście nie mamzamiaru jej porównywać z tą do SAS), oburzałemsię na instruktorów, którzy zbyt szybko, moimzdaniem, eliminowali z gry uczestników. Uważałem,że należy dać ludziom szansę i pozwolić nasamodzielne wycofanie się. Dopiero po kolejnymdniu marszu przekonałem się, jak cenna byłaczujność instruktorów. Był upał. Maszerującyobok kolega albo nie reagował na moje pytania,albo odpowiadał od czapy. Odwodniony i wyczerpanystracił zdolność samokrytyki. Pozostała mujedynie natrętna myśl, której się uczepił – iść nieustannienaprzód. Zasygnalizowałem to instruktoromi wiem, że dobrze zrobiłem.Pomagać szczęściuNiestety na profesjonalnej selekcji najczęściejjest tak, że doświadczeni już żołnierze toczą samotnąwalkę ze swymi słabościami i przez wielegodzin pozostają poza czyjąś kontrolą. Z instruktoramispotykają się na punktach i w bazie, ponieważumiejętność podejmowania samodzielnychi właściwych decyzji jest jednym z elementów takiegosprawdzianu.Tymczasem niełatwo jest zahamować już razuruchomione w naszym organizmie niszczącemechanizmy – takie jak odwodnienie, przegrzanie,brak substancji energetycznych – szczególniegdy się sumują. W niekorzystnych warunkachprocesy metaboliczne w poszczególnychkomórkach zaczynają szwankować, a z czasem,jeśli się tego nie przerwie, ustają. Wówczas niema już znaczenia, czy później zostaną rozpoznaneobrzęk mózgu, zatorowość płucna, zawałmięśnia sercowego, ciężkie zaburzenia elektrolitowe,skoro takiej oceny dokona patomorfologpodczas sekcji zwłok.Na co więc powinni stawiać ci, którym przyjdziesię mierzyć z ekstremalnymi sytuacjami? Nadoświadczenia, swoje i cudze, na odpowiednieprzygotowanie fizyczne i mentalne, na medycynęwszechobecną w sporcie i coraz bardziej wkraczającąw świat specjalsów oraz na szczęście, któremunależy jednakże na każdym kroku pomagać,pamiętając, że zdobycie szczytu czy zaliczenie selekcjisą mniej ważne niż życie.•60NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA


ZdrowiekwalifikacjeJeden wypadek – dwie opinieSąd stwierdził, że inwalidztwo żołnierza pozostajew związku z wypadkiem w służbie i przyznał na stałe prawodo wojskowej renty inwalidzkiej.Zdolność dosłużby wojskowejniezbędnikPrzed Sądem Okręgowym w Katowicach10 lipca 2013 roku zapadł wyrok(sygn. akt. X U 3646/13), na któregomocy została zmieniona decyzja dyrektoraWojskowego Biura Emerytalnegow Katowicach i na stałe przyznanobyłemu żołnierzowi zawodowemu prawodo wojskowej renty inwalidzkiej.Sąd uznał, że inwalidztwo pozostajew związku z wypadkiem w służbie.Sprawa dotyczyła byłego żołnierzazawodowego, który służył w JednostceKomandosów w Lublińcu i podczasskoku ze spadochronem doznał uszkodzeniakręgosłupa. Żołnierza skierowanodo wojskowej komisji lekarskiej, abyta sprawdziła, czy jest zdolny do dalszejfinansezawodowej służby wojskowej. TerenowaWojskowa Komisja Lekarska w Gliwicachoraz Rejonowa Wojskowa KomisjaLekarska w Krakowie uznały, że chorobakręgosłupa nie jest wynikiem odbywaniaskoków ze spadochronem, ponieważżołnierz w trakcie służby wykonałich zbyt małą liczbę. Chociaż były komandosprzedstawił wiele dokumentówmedycznych pochodzących od lekarzycywilnych, którzy uznali go za trwaleniezdolnego do służby, wojskowe komisjelekarskie orzekły, że może on nadalsłużyć w wojsku. Mężczyzna nie zgodziłsię z takim stanowiskiem komisjii zwrócił się ze swoją sprawą do sądu.Ten podzielił jego rację. RKDodatek motywacyjnyŻołnierz zmieniający stanowiskoi specjalność wojskową nie traci prawado dodatku motywacyjnego.Przed Wojewódzkim Sądem Administracyjnymw Warszawie 11 czerwca2013 roku zapadł wyrok (sygn. akt.II SA/Wa 526/13), na którego mocy zostałyuchylone decyzje organu pierwszeji drugiej instancji dotyczące prawado dodatku motywacyjnego.W opisywanej sprawie organy wojskowestanęły na stanowisku, że wraz zezmianą specjalności wojskowej żołnierztraci prawo do dodatku motywacyjnegoza posiadaną klasę kwalifikacyjną przynależnądo zajmowanego stanowiskasłużbowego. Żołnierz uważał jednak, żenależność ta przysługuje przez dwa lata,ponieważ pozwala na to zapis § 9 ust. 3Podchorąży nie zgodził sięz orzeczeniem komisjilekarskiej, która uznała,że po wypadku jest niezdolnydo dalszej służby.Wojewódzki Sąd Administracyjnywe Wrocławiu 28 marca 2013 rokuwydał wyrok (sygn. akt. IV SA/Wr518/12), na którego mocy uchylił orzeczenieRejonowej Wojskowej KomisjiLekarskiej we Wrocławiu.Postępowanie sądowe dotyczyło zbadaniazgodności z prawem orzeczeniawojskowej komisji lekarskiej dotyczącegookreślenia zdolności do zawodowejsłużby wojskowej kandydata na żołnierzazawodowego. Słuchacz czwartegoroku studiów w Wyższej Szkole OficerskiejWojsk Lądowych we Wrocławiuw czasie zajęć doznał wypadku,którego wynikiem było uszkodzeniekolana. Ze względu na przedłużającąsię rehabilitację uczelnia skierowałapodchorążego do wojskowej komisji lekarskiej,aby oceniła, czy nadaje się ondo służby wojskowej. Zainteresowanyzłożył jednak do komisji wniosek o zawieszeniepostępowania, ponieważ leczenienie zostało zakończone. Ta jednakwydała orzeczenie lekarskie,w którym uznała studenta jako niezdolnegodo służby wojskowej. Sprawę zbadałWojewódzki Sąd Administracyjnywe Wrocławiu i stwierdził, że kandydatna żołnierza zawodowego ma prawobyć tak samo traktowany jak każdy innyobywatel, a w tej sprawie trzeba zastosowaćprzepisy kodeksu postępowaniaadministracyjnego, między innymio zawieszaniu słuchacza. Wyrok jestprawomocny (jego treść wraz z pełnymuzasadnieniem znajduje się na stronieinternetowej Naczelnego Sądu Administracyjnegohttp://orzeczenia.nsa.gov.pl/doc/A76381DC91). RK•rozporządzenia ministra obrony narodowejw sprawie nadawania, potwierdzania,podwyższania i utraty klasy kwalifikacyjnejprzez podoficerów i szeregowychzawodowych z 1 czerwca 2010roku (DzU nr 110, poz. 732). Mówi ono tym, że wojskowy ma dwa lata na to,by potwierdzić klasę specjalisty w nowejspecjalności. Sąd podzielił racjężołnierza. Podobne orzeczenia zapadłyrównież w sprawach o sygnaturach aktII SA/Bd 638/12, II SA/Bd 643/12,II SA/Bd 649/12, II SA/Bd 650/12,II SA/Bd 653/12. Wyroki wraz z uzasadnieniemsą dostępne w internetowejbazie orzecznictwa. RK • •NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA61


|militariaprzeglądciemności rozjaśniłakula ognia. Niebawemzawyły syrenystrażackie...62NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA


Łunanad mumbajem| indie|Indyjska marynarka wojenna straciła jeden z najnowszychokrętów podwodnych, który w Rosji przeszedł niedawno kosztowną modernizację.Tadeusz Wróbelreuters/Vikalp Shah/forumNUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA63


|militaria przegląd|Łuna n ad mumbajem64Po północy 14 sierpnia 2013 roku mieszkający w pobliżustoczni marynarki wojennej w Mumbaju(dawniej Bombaj) usłyszeli odgłosy eksplozji,a ciemności rozjaśniła kula ognia. Niebawem zawyłysyreny strażackie. Okazało się, że na pokładzie okrętupodwodnego „Sindhurakshak” (typ Sindhughosh, rosyjskityp Kilo) doszło do tragicznego wypadku. Ogień był takwielki, że stoczniowych strażaków musiało wesprzeć 16 zastępówstraży miejskiej i z pobliskiego portu handlowego(razem w akcji wzięło udział około 180 osób).Walka z żywiołem trwała ponad trzy godziny. Wypełnionywodą okręt opadł na dno stoczniowego basenu – wystawałtylko niewielki fragment kiosku. We wnętrzu zostałouwięzionych 18 członków załogi, w tym trzech oficerów.Trzej inni marynarze, którzy w momencie incydentu bylina zewnątrz, uratowali się, ponieważ zdążyli skoczyć dowody. Z obrażeniami ciała trafili do szpitala marynarkiwojennej.Strażacy zajmowali się nie tylko gaszeniem pożaru na„Sindhurakshaku”. Musieli też stworzyć kurtynę wodną, bynie zapalił się stojący kilka metrów od niego inny okręt podwodnytego samego typu, INS „Sindhuratna”. Admirał DevendraKumar Joshi, dowódca indyjskiej marynarki wojennej,zapewnił jednak, że jednostka nie została uszkodzona,a strażacy stwierdzili, że płomienie zaledwie ją musnęły.Akcja ratunkowaW indyjskich mediach pojawiły się informacje, że stoczniamarynarki wojennej nie ma odpowiedniego systemu gaśniczego.Strażacy skarżyli się, że wojskowi nie powiedzieliim, ile osób może być wewnątrz okrętu. Twierdzą, że wiedzata miałaby wpływ na ich działania i być może dzięki takiminformacjom udałoby się kogoś uratować.W „Business Standard” emerytowany wiceadmirał ArunKumar Singh podał, że na szczęście „Sindhurakshak” miałpodwójny kadłub. Dzięki temu nie doszło do większychzniszczeń poza jego wnętrzem. Było to tym bardziej niebezpieczne,że niedaleko od miejsca zdarzenia znajduje się DowództwoZachodnie Marynarki Wojennej.16 sierpnia na pokład „Sindhurakshaka” weszli nurkowiemarynarki wojennej. Początkowo mieli dostęp do wnętrzawyłącznie przez kiosk, a w środku mógł działać tylko jedenczłowiek. Wypełniająca okręt brudna, gorąca woda powodowała,że nurkowie pracowali niemal po omacku, bo nawetbardzo silne lampy dawały niewiele światła. Zagrożeniestwarzały przemieszczone w wyniku eksplozji elementywyposażenia pokładowego, które mogły uszkodzić im kombinezony.Pierwszego dnia poszukiwań nurkowie znaleźli, jak podano,„mocno okaleczone” ciała pięciu marynarzy. Żeby je zidentyfikować,trzeba było przeprowadzić badanie DNA. PoNUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNAoględzinach środka zdewastowanego okrętu zniknęła nadziejana to, by którykolwiek z uwięzionych przeżył, chociażwcześniej admirał Joshi mówił, że być może we wnętrzu powstałykomory powietrzne lub marynarzom udało się schronićw jakimś hermetycznym pomieszczeniu. „Nie tracimynadziei”, stwierdził 14 sierpnia. Złudzeń jednak od początkunie miał minister obrony A.K. Anthony, który już kilka godzinpo zdarzeniu w stoczni w Mumbaju oświadczył, że trzebaliczyć się ze śmiercią wszystkich 18 marynarzy.Hipotezy po wybuchuBardzo szybko pojawiły się w mediach różne hipotezyo przyczynach tragedii. Jeden z oficerów stwierdził, że jejpowodem mogła być awaria techniczna lub nieprzestrzeganieprocedur przez załogę. Do wypadku mógł się też przyczynićwodór wydobywający się podczas ładowania okrętowychbaterii. Na pokładzie tego typu jednostki jest ich 240i każda waży 800 kilogramów. Ładowanie baterii, które pozwalająokrętowi przebywać w zanurzeniu do 60 godzin,trwa dość długo i w czasie tego procesu wydziela się wodór.Ten gaz zmieszany z powietrzem tworzy mieszankę zapalającą.I dlatego stosuje się zabezpieczenia przed tym, by zawartośćtego pierwiastka w powietrzu nie przekraczała1–1,5 procent.Hinduskamarynarkawojennanie jestprzygotowanado ratowaniazałógzatopionychjednostek


militariaŚmierć 18 marynarzy w wyniku pożaru i eksplozji na„Sindhurakshaku” to największa strata, jaką poniosłaindyjska marynarka wojenna w czasach pokoju.indian embassy in russiaWcześniej zginęło 15 członków załogi lekkiej fregaty INS „Andaman”, która zatonęła podczas rutynowych ćwiczeń21 sierpnia 1990 roku w Zatoce Bengalskiej. 1 października 2012 roku flota Indii straciła zaś 12 lotników, gdydwa samoloty patrolowe Ił-38 zderzyły się w trakcie obchodów święta eskadry w Goa. Najtragiczniejszym wydarzeniembyło jednak storpedowanie 9 grudnia 1971 roku fregaty INS „Khukri” przez pakistański okręt podwodny PNS „Hangor”.Zginęło wtedy 194 marynarzy. Indyjska jednostka w trwającej wówczas wojnie z Pakistanem uczestniczyła w blokadziePakistanu Wschodniego (dzisiejszy Bangladesz). Fregata była bez szans, ponieważ jej sonar miał zasięg niecałychtrzech kilometrów, a Pakistańczycy odpalili torpedy z dwa razy większej odległości.Pożar wywołany przez wodór mógł doprowadzić do eksplozjiznajdującego się na pokładzie uzbrojenia. „Na okrętachpodwodnych typu Kilo przedział amunicyjny znajdujesię bezpośrednio nad przedziałem baterii, w dziobowej częścijednostki, więc ogień w tym drugim pomieszczeniumógł spowodować zapalenie się lub eksplozję amunicji napokładzie”, wyjaśnił na łamach „Business Standard” wiceadmirałSingh. Nie bez wpływu na spekulacje o wodorzebył fakt, że 26 lutego 2010 roku na „Sindhurakshaku” wybuchłpożar baterii, w którym zginął jeden marynarz,a dwóch odniosło rany. Po oględzinach wnętrza okrętu hipotezao wybuchu amunicji się uprawdopodobniła.Inną przyczyną wypadku mogła być wada techniczna sprzętulub awaria. Wiadomo również, że we wtorkowy wieczór napokład „Sindhurakshaka” ładowano uzbrojenie. Na okręcieprawdopodobnie były torpedy typu 71-76 z 200-kilogramowągłowicą i typu 53-65 z 300-kilogramową głowicą oraz pociskiprzeciwokrętowe systemu Klub-S (mają aż 450-kilogramowegłowice). Na podstawie nakręconych przez świadków filmówoszacowano siłę eksplozji na „Sindhurakshaku” na 500–1000kilogramów trotylu. Specjaliści zwracają jednak uwagę na to,że głowice bojowe są zabezpieczone przed wybuchem. Niemniejjednak nie można wykluczyć eksplozji, zwłaszcza gdystruktura wewnętrzna umieszczonego w głowicach materiałuwybuchowego staje się niestabilna.Według Rosjan wybuch mógł być efektem nieprzestrzeganiaprocedur bezpieczeństwa przez załogę, jednak indyjskiminister obrony zarządził profilaktyczne sprawdzenie stanuuzbrojenia na innych okrętach podwodnych.Hindusi biorą też pod uwagę, że mogło dojść do sabotażu.W sierpniu znowu zaogniły się bowiem stosunki z Pakistanem.Wysocy rangą oficerowie marynarki wojennej uważająjednak, że jest to mało prawdopodobny scenariusz, ponieważdostęp do bazy, a tym bardziej na pokład okrętów podwodnych,jest bardzo ograniczony. Sabotażu mógłby zatemdokonać tylko ktoś z załogi, a w to marynarze nie wierzą.Cios dla floty„Sindhurakshak” pewnie już nigdy nie wróci do służby,co boleśnie odczuje indyjska marynarka wojenna, ponieważbył to jeden z jej najnowocześniejszych okrętów podwodnych.Przekazany Indiom w grudniu 1997 roku był dziewiątąz dziesięciu zbudowanych w ZSRR, a potem Rosji, jednostektypu Kilo (projekt 877EKM). Ponadto zaledwie3,5 miesiąca temu wrócił do kraju po generalnym remoncie,który był połączony z modernizacją kilku kluczowych systemów,w tym uzbrojenia.W stoczni remontowej Zwiezdoczka w Siewierodwińskuprzystosowano „Sindhurakshaka” do użycia systemu rakietowegoKlub-S, którego elementami są pociski przeciwokrętowe3M54E1 i 3M14E do rażenia celów lądowycho zasięgu 200–250 kilometrów. Spekuluje się też, że jednostkauzyskała zdolność do wystrzeliwania opracowanychz rosyjskim wsparciem pocisków manewrujących BrahMos.NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA65


|militaria przegląd|Poza tym „Sindhurakshak” wyposażono międzyinnymi w systemy hydroakustyczny (sonar)Ushus i łączności CCS-MK-2.W mediach najczęściej pojawia się informacja,że modernizacja „Sindhurakshaka” kosztowała450 crore, czyli 80 milionów dolarów. Serwisinternetowy „The Times of India” podał jednakkwotę prawie dwukrotnie wyższą, 156 milionów.Jest to o tyle ciekawe, że na budowęokrętu wydano „zaledwie” 400 crore. 29 kwietnia2013 roku jednostka po modernizacji wróciłado Mumbaju i była przygotowywana do włączeniado czynnej służby, ale na miejscu trwałyprzy niej jeszcze jakieś prace. W Mumbaju byłosiedmiu specjalistów z Rosji.Do momentu katastrofy Indie miały 15 okrętówpodwodnych, w tym wzięty w leasing na dziesięćlat od Rosji INS „Chakra” o napędzie atomowym.Trzon sił ich floty podwodnej stanowią jednostkitypu Kilo. Pierwszych osiem zbudowano w latach1986–1991, przed rozpadem ZSRR, a pozostałedwie w Rosji w latach 1995–2000. Tylko ostatniamają mieć napęd niezależny od powietrza. Indyjskamarynarka wojenna zaproponowała, bydwa z nich zbudował zagraniczny dostawca projektu,a pozostałe – krajowe stocznie.Niepewna przyszłośćTeraz po tragicznym incydencie w MumbajuHindusom pozostało 14 okrętów. Przy czym, jakzauważyły miejscowe media, cztery jednostkikonwencjonalne znajdują się w stoczni. Według„The Times of India” w gotowości operacyjnejjest zatem nie więcej niż od siedmiu do dziewięciujednostek. Indyjscy eksperci zwracają uwagę,że liczebność floty może ulec dalszemuzmniejszeniu, ponieważ do 2017 roku ze służbytrzeba wycofać najstarsze z okrętów – co najmniejtrzy typu Kilo. I do 2020 roku może pozostaćtylko pięć, sześć tych jednostek.Pierwotnie przyjęty w lipcu 1999 roku przezrządowy komitet bezpieczeństwa (Cabinet Committeeon Security) program rozwoju floty podwodnejprzewidywał, że do 2012 roku zostanieRównolegle z pracami specjalnej komisji złożonejz oficerów marynarki, która ma wyjaśnić przyczyny tragedii,trwa odrębne policyjne śledztwo w sprawie śmierci marynarzy,bo doszło do niej w czasie pokojuz nich, INS „Sindhushastra”, od początku byłaprzystosowana do odpalania pocisków rakietowychz wyrzutni torpedowych. Począwszy od1997 roku w stoczni Zwiezdoczka zmodernizowanojeszcze cztery okręty poza feralnym „Sindhurakshakiem”:„Sindhugosh”, „Sindhudvhaj”,„Sindhuvir” i „Sinduratna”.Hindusi mają też cztery okręty typu Shishumarzbudowane w kraju na bazie niemieckiego projektuHDW 209, które wprowadzono do służbyw latach 1986–1994. W 2005 roku Indie podpisałykontrakt na budowę sześciu nowych jednostekfrancuskiego projektu Scorpéne. Program ten majednak kilkuletnie opóźnienie i okręty budowanew stoczni Mazagon mają wejść do służby dopierow 2015, 2016 lub nawet 2017 roku (wstępnieplanowano, że stanie się to w 2012 roku).Równocześnie trwają prace nad INS „Arihant”,pierwszym zbudowanym w indyjskiejstoczni myśliwskim atomowym okrętem podwodnym.Przed kilku tygodniami zamontowanona nim reaktor. Indie chcą mieć cztery takieokręty. Od lat nie ma natomiast rządowej decyzjiw sprawie projektu 75-I, czyli programu kolejnychsześciu okrętów konwencjonalnych, którezbudowanych 12 nowych okrętów i kolejny tuzindo 2030 roku. Dotąd nie powstała żadna jednostka,a zamówiono ich tylko sześć. Według specjalistówpojawienie się Scorpéne’ów nie zrównoważy potencjałupodwodnego Chin i Pakistanu. Indyjskamarynarka wojenna powinna mieć 24–25 okrętów,minimum to 18.Na kryzysową sytuację w siłach podwodnychIndii, poza opóźnieniem w budowie Scorpéne’ów,wpływ miał też skandal korupcyjny związanyz budową okrętów w kraju. Jednym z rozważanychsposobów zaradzenia kłopotom może być leasingjednostek typu Kilo z Rosji. Jak podał „The HinduHerald”, rosyjski ekspert Konstantin Makienkouważa, że przedmiotem podobnej transakcji mogąbyć też dwa lub trzy atomowe okręty typu AkulaII, tego samego co INS „Chakra”.Przy okazji katastrofy w Mumbaju indyjscyeksperci zwrócili uwagę, że ich marynarka wojennanie jest przygotowana do ratowania załógzatopionych jednostek, ponieważ przez 15 latnie udało się doprowadzić do zakupu specjalistycznegopojazdu podwodnego, a okręt wsparcianurków nie jest przystosowany do działańgłębokowodnych.•66NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA


|militaria stany zjednoczone|US DEFENCEPrzemysł pod ochronąStany Zjednoczone mają nie tylko najpotężniejsze siły zbrojnena świecie, lecz także niezwykle prężny przemysł obronny, który zajmujepierwsze miejsce w międzynarodowych rankingach.Robert CzuldaTo, że amerykańskie koncerny zbrojeniowe należą donajwiększych i najbogatszych na świecie, nie powinnonikogo dziwić. Wszak odbiorcą ich produktówjest armia Stanów Zjednoczonych, która każdego roku wydajegigantyczne pieniądze na sprzęt. Nawet mimo ostatnichcięć Waszyngton przeznaczył w 2012 roku na ten cel astronomicznąsumę 682 miliardów dolarów. To nieco poniżej40 procent wydatków wszystkich państw na świecie. Dlaporównania drugie na liście Chiny wydały około 166 miliardówdolarów, a trzecia Rosja 90 miliardów dolarów. Znacznaczęść pieniędzy Waszyngtonu trafia do rodzimych firmzbrojeniowych, które każdego roku sprzedają produktyo wartości ponad 240 miliardów dolarów.Nie zawsze jednak tak było – w okresie międzywojennymtakie firmy jak Lockheed Corporation czy Boeing nie byłyświatowymi gigantami. Raytheon szukał swojego miejscana rynku, prowadząc prace nad lodówkami i elektroniką(przez przypadek wynalazł mikrofalówkę). Dla zbrojeniówkizbawieniem okazała się II wojna światowa, która przyniosławielu firmom liczone w setkach milionów dolarów rządowezamówienia. Europa pod bombami obracała się w gruzy,a amerykańskie koncerny rosły w siłę i liczyły zyski.Raz zdobytej pozycji już nigdy nie oddały.Zimna wojna była kolejną okazją do zarobienia. Strachprzed sowiecką inwazją sprawiał, że firmy tworzyły noweuzbrojenie, drenując federalny budżet. To wówczas powstałytakie udane konstrukcje (używane do dziś w wielu państwachświata), jak odrzutowce F-15 Eagle, F-16 FightingFalcon, czołgi M1 Abrams, transportery M2/M3 Bradleyczy śmigłowce AH-64 Apache. Gdy w latach osiemdziesiątychXX wieku Ronald Reagan przestrzegał przed rosnącymzagrożeniem ze strony Moskwy, przemysł obronny z wielkąochotą przystąpił do projektu zbrojeń pod nazwą „600 ShipNavy”. Stocznie otrzymały zamówienia na okręty podwodnetypu Ohio i Los Angeles oraz krążowniki typu Ticonderoga.Dzisiaj Amerykanie obawiają się rakiet balistycznychIranu oraz Korei Północnej. Cieszy to firmy oferujące systemywczesnego ostrzegania i obrony antyrakietowej, a mniejchociażby producentów ciężkiego sprzętu, jak czołgi czywozy bojowe, które coraz trudniej sprzedać wojsku.Ścisłe regulacjeRatunkiem dla amerykańskich firm byłby eksport uzbrojenia,ale ten nie zawsze jest możliwy. Koncerny muszą bowiemprzestrzegać surowego prawa, w tym amerykańskichregulacji dotyczących międzynarodowego handlu bronią(International Traffic in Arms Regulation, ITAR). Na ichmocy prezydent decyduje o możliwości transferu uzbrojenia,które może trafiać jedynie do państw zaprzyjaźnionychi sojuszniczych. Przydatna do tego jest utworzona w 197668NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA


militariaSkalai kierunekzbrojeńzawsze sąuzależnioneod politykioraz zagrożeńroku specjalna lista uzbrojenia (United States MunitionsList, USML). Żaden jej element (broń i wyposażenie czy teżusługa) nie może zostać przekazany do innego państwa bezstosownej licencji Departamentu <strong>Obrony</strong>. Wyjątkiem sąoczywiście potajemne dostawy broni w ramach działańsłużb specjalnych – do rebeliantów w Libii, zapewne terazdo Syrii, a niedawno także do Meksyku.Istotną rolę w handlu bronią odgrywa Kongres, który jakowładza ustawodawcza wprowadza przepisy regulujące funkcjonowanierynku zbrojeniowego. Zgodnie z ustawą o kontrolieksportu broni (Arms Export Control Act, AECA) musion zostać oficjalnie powiadomiony 30 dni kalendarzowychprzed podjęciem przez prezydenta decyzji o zawarciumiędzyrządowej umowy na dostawy broni o wartości powyżej14 milionów dolarów (w wypadku wyposażenia jest to50 milionów dolarów, a usług konstrukcyjnych 200 milionówdolarów). W odniesieniu do sojuszników z NATO,Izraela, Nowej Zelandii, Australii, Korei Południowej orazJaponii czas ten wynosi 15 dni, a pułapy finansowe są większe.Szczegóły planowanych transakcji publikuje się na bieżącona stronie internetowej Defense Security CooperationAgency, która jest pośrednikiem w umowach międzyrządowychw ramach programu FMS (Foreign Military Sales).Kongres może zablokować lub zmienić warunki konkretnejumowy (usunąć wybrane elementy, zastąpić pewne systemystarszymi wersjami). Prawo to przysługuje legislatywie przezcały czas, aż do momentu zakończenia dostaw. Prezydent niemusi pytać Kongresu o zgodę, gdy zachodzi pilna potrzebatransferu w celu zapewnienia bezpieczeństwa Stanom Zjednoczonym.Wówczas wystarczy przekazanie dokładnych wyjaśnieńna ręce władzy ustawodawczej. Prawo do interpretacji,czy w danym wypadku zachodzą szczególne okoliczności,ma oczywiście prezydent. W sytuacjach wyjątkowychKongres może protestować, ale praktycznie nie ma możliwościzablokowania jakiejkolwiek transakcji, głowa państwa jestbowiem w stanie zawetować taki sprzeciw. Aby storpedowaćdziałania Białego Domu, Kongres musiałby być wyraźniezdominowany przez opozycję, a sama transakcja musiałabysię okazać niezwykle kontrowersyjna.Kongres nigdy nie zablokował kontraktów na broń poprzezwspólną rezolucję obu izb, lecz co najwyżej kilkakrotnieje odwlókł w czasie lub zmienił ich treść. Jako przykładmożna podać sprzedaż broni do Arabii Saudyjskiej w 1990roku. W wyniku działania Kongresu Rijad otrzymał sprzętnie za 20 miliardów dolarów, lecz za siedem. Dwudziestujeden kongresmanów wyraziło też sprzeciw wobec sprzedażyprzez administrację Baracka Obamy uzbrojenia w Bahrajnie.Co ciekawe, Biały Dom nie ujawnił wówczas, co jestprzedmiotem transakcji. W styczniu Kongres nieskuteczniepróbował też zablokować sprzedaż samolotów F-16 i czołgówM1 Abrams do Egiptu.Szczególnie w wypadku dużych kontraktów, a takie sączęsto zawierane przez amerykańskie firmy zbrojeniowe,istotny jest kontekst polityczny. Jako przykład podać możnadostawy broni do Tajwanu, które zawsze spotykają sięz ostrą krytyką Chin, czy też niedawny eksport sprzętu doEgiptu. Bez wątpienia ten aspekt (w odniesieniu do Rosji)Amerykanie będą brali pod uwagę, jeśli <strong>Polska</strong> będziechciała zamówić taktyczne pociski manewrujące AGM-158JASSM do naszych „efów”. Amerykańskie firmy zbrojeniowenie mogą więc ignorować polityki i zawsze muszą otrzymaćod władzy zielone światło. Dotyczy to także państwtrzecich, które kupiły w Stanach Zjednoczonych uzbrojenie– na ogół w umowie Waszyngton rezerwuje sobie prawo dozablokowania odsprzedaży. Tak było w 2006 roku, kiedyAmerykanie storpedowali projekt sprzedaży przez HiszpanięF-16 do Wenezueli.Amerykanie wolą swojePrzemysł obronny ma niezwykle mocną pozycję w Waszyngtonie.Świadczy o tym chociażby silne lobby wśródpolityków (bardzo często takie działania realizują zatrudnianiprzez koncerny weterani, którzy wykorzystują swoje dawnekontakty do promowania konkretnych produktów). Międzyinnymi dzięki temu firmy wojskowe uzyskały w StanachZjednoczonych pozycję uprzywilejowaną, która znajdujewyraz w ustawodawstwie. Ciągle obowiązuje wprowadzonaw 1933 roku ustawa „Buy American”, która – jak sama nazwawskazuje – nakazuje, by znaczna część produktówokreślanych jako publiczne (a więc także sprzętu wojskowego)była produkowana w Stanach Zjednoczonych, z amerykańskichczęści lub materiałów. Nawet jeśli rodzima ofertajest droższa, to i tak może wygrać kontrakt.Drugim dokumentem utrudniającym Departamentowi<strong>Obrony</strong> zakupy poza granicami kraju jest tak zwana poprawkaBerry’ego z 1941 roku, określająca źródło pochodzeniawyposażenia osobistego (dotyczy to głównie tekstyliów)– umundurowanie musi być w 100 procentach amerykańskie.Ostatnim przypadkiem powołania się na ustawę„Buy American” była decyzja prezydenta Obamy nakazującawojsku kupienie paneli słonecznych w amerykańskich,a nie chińskich firmach. Obecna administracja wprowadziłabardziej restrykcyjną interpretację przepisów w tym względzieniż jej poprzednicy.Od długiego czasu trwa nierozstrzygnięta debata, czy takieregulacje są słuszne i jak mają się one do wolnego handlu,który – przynajmniej w sferze deklaracji – promują StanyZjednoczone. Dodaje się, że protekcjonizm zabija konkurencyjność,a więc chęć firm do większej innowacyjności.NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA69


|militaria stany zjednoczone|Amerykański przemysł obronny uległkonsolidacji – do 2000 roku z 40 firmw sektorze lotniczym pozostały cztery:Lockheed Martin, Boeing,Raytheon orazNorthrop Grumman.1234Stany ZjednoczoneRosja31,88,7Wielka BrytaniaIzrael16Liderzyeksportuuzbrojenia5Francja1,70 5 10 15 20 mld USDŹródło: „Military Balance” 2013Co więcej, może on sprawiać, że Departament <strong>Obrony</strong> płaciwięcej za amerykańskie wyposażenie niż kosztowałyby produktyzagraniczne. Ostatni argument dotyczy bezpieczeństwa– krytycy dzisiejszego systemu prawnego zwracająuwagę na to, że w 2003 roku amerykańscy żołnierze nie bylinależycie chronieni w Iraku, ponieważ rodzime firmy nie poradziłysobie z odpowiednio szybkim dostarczaniem kamizelekkuloodpornych, a nie można było ich sprowadzić z innychpaństw.Gdy pozycja rodzimych firm zbrojeniowych jest w jakiśsposób zagrożona, a zakulisowy lobbing w Kongresie niewystarcza, aktywuje się wówczas określonych polityków,którzy ostrzegają, że brak promocji własnych zakładówoznacza mniejsze zamówienia, czyli bezrobocie (w wielu regionachkraju zakłady wojskowe to główny pracodawca).W takiej sytuacji głośno protestują również związki zawodowe.W ostatnim czasie alarm podniósł się, gdy Pentagon zamknąłprojekt odrzutowców F-22 i zapowiedział, że nie będąjuż produkowane czołgi M1 Abrams. Podczas wspomnianejstyczniowej batalii o dostawy sprzętu do Egiptu część z politykówostrzegała, że brak transakcji będzie oznaczał utratę„tysięcy amerykańskich miejsc pracy” i „wielomiliardowekary dla amerykańskich podatników”.Amerykańskie podejście do zamówień sprzętu świetnieoddaje na pozór błaha historia z 2000 roku, kiedy podjęto de-cyzję o wyposażeniu wszystkich żołnierzy US Army w czarneberety (łącznie 4,7 miliona sztuk). Kontrakt wygrała amerykańskafirma Bancroft, dostarczająca wyposażenie osobisteod czasów I wojny światowej. Nie była ona jednak w stanieszybko przekazać wszystkich beretów. Pentagon uzyskałwięc dyspensę od poprawki Barry’ego na podpisanie kontraktówz kilkoma firmami zagranicznymi. Weterani i krajowefirmy zaczęli głośno protestować. Co gorsza, wyszłowówczas na jaw, że Bancroft w produkcji wykorzystuje importowanemateriały.Trudne inwestowanieOczywiście zagraniczne firmy mogą działać na amerykańskimrynku. Wystarczy wymienić takie podmioty, jak francuskikoncern elektroniczny Thales czy wywodzący sięz Wielkiej Brytanii BAE Systems. W 2000 roku US Armywybrała na przykład oferowany przez General Dynamics--General Motors Defence Canada kanadyjski kołowy wózpiechoty LAV III, a w 2006 roku śmigłowiec EC-145 firmyEurocopter. Jest jednak haczyk – każdy z takich produktówmusi być produkowany w Stanach Zjednoczonych; LAV IIIpowstaje w fabryce w stanie Ontario (jako Stryker).70NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA


militariaLockheed Martin2,9Boeing2,9Northop Grumman2General Dynamics2,6Raytheon1,9242335,731,4280 5 10 15 20 25 30 35 40 mld USDzysk sprzedażLiczba pracowników132 000160 500117 10090 000Lockheed MartinBoeingNorthop GrummanGeneral Dynamics46 900 Raytheon0 50 000 100 000 150 000 200 00012345AmerykańscygiganciLockheed Martin2,9Boeing2,9Northop Grumman2General Dynamics2,6 24Raytheon2335,731,428F-35 JSFAH-64 Apache, F/A-18E/F Super Hornet, F-15E Strike EagleB-2 Spirit, RQ-4 Global HawkM1 Abrams1,9MIM-104 Patriot,AGM-65 Maverick, FIM-92 Stinger0 5 10 15 20 25 30 35 40 mld USDzysk sprzedażŹródło: „Business Insider” 2012lockheed martin/militarium studio132 000Lockheed MartinKoniec zimnej wojny to koniec złotych czasów dla amerykańskiegoprzemysłu Boeing obronnego. Dodatkowe pieniądze bę-160 500dące efektem ogłoszenia w 2001 roku globalnej wojny z terroryzmemteż Northop przechodzą Grumman do historii. Teraz Waszyngton dwaPonadto obecność obcych firm na rynku zbrojeniowym 117 100też jest uregulowana prawnie. W 1988 roku wprowadzono razy patrzy na każdego dolara, zanim go wyda. W wynikutak zwaną poprawkę Exon-Florio (nazwana na cześć kongresmenów90 000 konsolidacji General i licznych Dynamics przejęć na rynku jest coraz mniej– jej autorów). Na jej mocy każda transakcja, firm, ale muszą ostro rywalizować między sobą o wojskoweszczególnie fuzja lub wykupienie amerykańskiej firmy, może46 900kontrakty, Raytheonbo ich liczba też maleje.zostać zablokowana przez prezydenta z powodu zagroże-0 50 000 100 000 150 000 200 000nia bezpieczeństwa narodowego. Celem takiego systemu Nieuchronne cięciajest uniemożliwienie uzyskania niekontrolowanego dostępu Z powodu kryzysu finansowego Stany Zjednoczone wyraźniedo istotnych informacji wojskowych przez podmioty zewnętrzneograniczają wydatki na obronność. Jako że cięcia nieoraz niedopuszczenie do osłabienia rodzimego mogą dotknąć takich pozycji budżetu, jak pensje żołnierzypotencjału.i pracowników wojska, emerytura czy opieka socjalna,W wypadku inwestycji zagranicznych nie obowiązuje, popularnyoszczędności będzie się szukać w modernizacji. Przykłademchociażby w Polsce, offset. Amerykanie uważają, jest chociażby projekt odrzutowca przewagi powietrznej F-22że jest szkodliwy, ponieważ prowadzi do osłabienia konkurencyjnościRaptor, który został zamknięty między innymi z powodów fiwień,rodzimych firm oraz zmniejsza liczbę zamónansowych.Ze względu na zbyt wysokie koszty niepewnawyprowadzając produkcję poza granice kraju. Może jest też przyszłość odrzutowca F-35.także oznaczać utratę kontroli nad rodzimymi technologiami,Oznacza to, że w nadchodzących latach Amerykanie będąco grozi nieprzewidzianą proliferacją broni, której Wa-mniej kupować, a bardziej remontować już posiadany sprzęt.szyngton mógłby sobie nie życzyć. Wówczas na przykład Dla firm zbrojeniowych to również zysk, ale zdecydowanieIran mógłby bez problemu kupić części zamienne do swego mniejszy niż w wypadku wielomiliardowych kontraktów naamerykańskiego uzbrojenia (chociażby odrzutowców F-5 nowe uzbrojenie. Szacuje się, że wydatki na obronność spadnączy F-14), a Egipt sprzedawać czołgi M1 Abrams dowolnymw ciągu kolejnych kilku lat z 4,6 do „zaledwie” 3,4 pro-państwom. Brak offsetu sprawia, że Stany Zjednoczone cent PKB. Chociaż przedstawiciele firm zbrojeniowych alarmująnie mają takiego problemu, a każdy zadowolony odbiorca,o nieuchronnych redukcjach etatów i stratach, to jednakzamiast zgłosić się do oferujących tańsze zamienniki firm ich globalna pozycja nie jest zagrożona. Na horyzoncie niezagranicznych, będzie musiał zwrócić się do Amerykanów. widać żadnych rywali.•NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA71


|militaria przegląd|Madein ChinaW ofercie eksportowej Chin znajdują się niemal wszystkie kategorieuzbrojenia – od czołgów podstawowych, myśliwców i fregat począwszy, na broni strzeleckieji elementach wyposażenia osobistego żołnierzy skończywszy.Rafał CiastońChińska Armia Ludowo-Wyzwoleńcza pod względemliczebności jest największa na świecie. Wedługkolejnych edycji białej księgi zmienia onaswój charakter – z ilościowego modelu ery mechanicznejna jakościowy ery informatycznej. W jakim stopniuproces ten może być wsparty przez chiński przemysł zbrojeniowy?Temat kondycji chińskiego przemysłu zbrojeniowegonie należy do łatwych co najmniej z kilku powodów.Po pierwsze, Chińską Republikę Ludową trudno uznać zakraj transparentny w tej dziedzinie. Jeśli spojrzymy na przykładna publikowaną corocznie przez Sztokholmski MiędzynarodowyInstytut Badań nad Pokojem (SIPRI) listę stu największychprzedsiębiorstw zbrojeniowych, może zaskoczyćbrak w tym zestawieniu firm chińskich. Analitycy instytutuprzyjmują wprawdzie, że kilka tamtejszych przedsiębiorstwpowinno znaleźć się w tym rankingu, ale ich umieszczenienie jest możliwe ze względu na brak porównywalnych i wystarczającodokładnych danych.Po drugie, należy pamiętać, że w wypadku sztandarowychproduktów przemysłu zbrojeniowego Państwa Środka częstoniezwykle trudno (jeśli to w ogóle możliwe) jest oddzielićfakty od mitów, czyli ocenić, czy konkretny system faktycznieosiągnął gotowość operacyjną, czy prawdziwe są podawanecharakterystyki sprzętu i jaka jest skala produkcji. Przykłademmoże być zaprezentowany publicznie po raz pierwszyw styczniu 2011 roku (podczas wizyty w Pekinie ówczesnegosekretarza obrony USA Roberta Gatesa) prototypowy myśliwiecV generacji J-20. Do dziś niewiele wiadomo o tej maszyniei trudno pokusić się o prognozę, kiedy trafi ona do linii.Kilka miesięcy po prezentacji J-20 ujawniono prototypkolejnego, równie tajemniczego myśliwca, J-31, którego pojawieniesię wywołało kolejną lawinę spekulacji. Podobnieprzedstawia się sytuacja z osławionym już „zabójcą lotniskowców”– rakietą balistyczną DF-21D, o której więcej informacjiznajdziemy w opracowaniach amerykańskich niżchińskich.Po trzecie, nie sposób omawiać kondycji i struktury chińskiejzbrojeniówki w oderwaniu od podstawowych założeństrategii militarnej ChRL. Przemysł obronny uznawany jestw Chinach za kluczową gałąź gospodarki, a kontrolę nad nimsprawuje państwo. Wziąwszy pod uwagę wzajemne przenikaniesię struktur państwowych, partyjnych i wojskowych,72NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA


militariaMimosukcesóweksportowychPekin w kilkudziedzinachjest wciążuzależnionyod importuw wielu wypadkach oznacza to, że kontrolę nad konglomeratamizbrojeniowymi (czyli również nad rodzajem produkcji)i prowadzonymi tam pracami badawczo-rozwojowymi sprawujede facto armia.Skok ekonomicznyWedług raportu SIPRI w 2012 roku Chiny wyprzedziływ eksporcie uzbrojenia Wielką Brytanię i stały się piątymeksporterem w skali globu (warto nadmienić, że była topierwsza zmiana wśród czołowej piątki od czasu zakończeniazimnej wojny). Jeśli porówna się okresy 2003–2007 i 2008––2012, to widać, że eksport wzrósł w tym czasie aż o 162 procenty,czyli z 2 do 5 procent w ujęciu globalnym.Ten skok łatwo można wytłumaczyć w kategoriach ekonomicznych– od 2010 roku Chiny są drugą pod względemwielkości gospodarką świata. W 2012 roku co prawda odnotowanopewien spadek tempa wzrostu ekonomicznego, którywyniósł 7,5 procent, ale przez lata wskaźnik ten oscylowałwokół 10 procent, a często nawet tę wartość przekraczał.W podobnym tempie rósł także budżet obronny – w marcu2013 roku Pekin ogłosił, że jego wydatki militarne wzrosnąUS ARMYNUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA73


|militaria przegląd|o 10,7 procent i zamkną się w kwocie 114 miliardów dolarów.Przyjmując za podstawę obliczeń realną wartość cen i kurswymiany, Pentagon szacuje jednak, że już w 2012 roku wydatkiwynosiły nawet od 135 do 215 miliardów dolarów. Bazującna danych z poprzedniej edycji chińskiej białej księgiobronności, należy przyjąć, że budżet jest dzielony na trzyniemal równe części, czyli na wydatki osobowe, treningi utrzymanie oraz wyposażenie.Chińskie produkty są względnie nowoczesne i konkurencyjnena rynkach zewnętrznych, jednak nie tylko dziękiznacznym nakładom na prace badawczo-rozwojowe. Do niedawnaChRL była największym globalnym importerem (dziśjest druga na liście) gotowych wyrobów oraz licencji. Dziękibardzo swobodnemu podejściu do patentów i praw licencyjnychoraz uprawianemu na szeroką skalę szpiegostwu przemysłowemuChińczycy odnotowali gwałtowny wzrost jakościwłasnych wyrobów. Jeśli do tego doda się względnie tanią siłęroboczą, to mamy odpowiedź na pytanie o źródła sukcesóweksportowych chińskiej zbrojeniówki.Wskaźniki dotyczące sprzedaży sprzętu wojskowego wyglądająjednak znacznie mniej imponująco, jeśli przyjrzeć sięliście odbiorców chińskich produktów. Aż 55 procent sprzętuprzeznaczonego na eksport trafia do Pakistanu. Gdy weźmiemypod uwagę jeszcze Myanmar (8 procent) i Bangladesz(7 procent), to okaże się, że 70 procent uzbrojenia przeznaczonegona eksport trafia zaledwie do trzech krajów. Możnamówić wręcz o uzależnieniu Pekinu od jednego importera,w dodatku takiego, którego kondycja finansowa może rodzićpewne obawy. A co ciekawe, zdarza się, że zakupy Islamabadusą finansowane z chińskich pożyczek.Towar na eksportW ciągu ostatniej dekady pakistańskie zakupy objęły międzyinnymi samoloty myśliwskie F-7MG, szturmowe A-5C,pociski przeciwokrętowe CSS-N-8, haubice D-30, śmigłowce,radary, pociski przeciwlotnicze i powietrze–powietrze,bomby kierowane. Pakistan kupił także licencje na budowęczterech fregat typu F-22, sześciu okrętów podwodnych typu041, rozwijanych wspólnie myśliwców JF-17, samolotówszkolnych K-8, pocisków przeciwpancernych i przeciwlotniczychczy wreszcie artyleryjskich systemów rakietowych.Bangladesz jest zainteresowany myśliwcami F-7, haubicamiD-30 i Typ 83, czołgami Typ 59 oraz rakietami powietrze––powietrze i ziemia–powietrze. Birmańskiej juncie Pekinsprzedaje zaś głównie okręty (dwie fregaty Jianghu II oraz licencjena korwety i patrolowce) oraz wyposażenie do nich– radary, systemy artyleryjskie, pociski przeciwokrętowe.Chińska broń jest oczywiście dostarczana również do innychpaństw Azji i Pacyfiku: Indonezji, Laosu, Kambodży,Tajlandii czy Sri Lanki. Reszta eksportu przypada na krajeAfryki oraz Ameryki Południowej, przy czym w tym wypadkumożna mówić o tendencji wzrostowej. Pekin dostarczatam głównie broń strzelecką i artyleryjską, samochodyi transportery opancerzone, ale również samoloty myśliwskie,śmigłowce i okręty (fregaty, patrolowce). Głównymi odbiorcamiafrykańskimi są Sudan, Nigeria, Tanzania i Algieriaoraz państwa subsaharyjskie. Eksport do Ameryki Południowejobejmuje zaś Wenezuelę, Boliwię i Ekwador, czyli państwa,które łączy niechęć do Stanów Zjednoczonych. W specyficznysposób Pekin chce wejść na rynki Argentyny, Ko-Chiński eksportuzbrojeniaw 2012 rokuBANGLADESZ7%PAKISTAN55%Źródło: na podstawie danych SIPRIINNE KRAJE30%mYANMAR8%Hong Li, rzecznik chińskiego ministerstwa spraw zagranicznych,stwierdził niedawno, że w kwestii eksportu uzbrojenia ChRL kieruje siętrzema zasadami: sprzedaż musi być uzasadniona potrzebami obronnymikraju nabywcy, nie może ona przyczyniać się do zakłócenia pokojui bezpieczeństwa w regionie, nie może ingerować w politykę wewnętrznąkraju nabywcy.lumbii czy Kostaryki – przekazuje tam darowizny w postacina przykład elementów umundurowania czy samochodów. Tedziałania nie zaowocowały jednak większymi kontraktami.Jeszcze kilka lat temu Chiny były pierwszym, dziś są drugimimporterem uzbrojenia na świecie. Z powodu ograniczeńnałożonych przez Stany Zjednoczone i państwa Europy Zachodniejpo 1989 roku rolę głównego dostawcy odgrywa Rosja.Wprawdzie Chińczycy produkują (i eksportują) na licencjina przykład francuskie śmigłowce AS-365/565 Pantheri AS- 350/550 Fennec czy pociski przeciwlotnicze Crotale, alekupiono je jeszcze przed wydarzeniami na placu Tiananmen.Dziś z Francji czy Niemiec sprowadzane są co najwyżej silnikiDiesla lub morskie systemy artyleryjskie (osiem sztuk dla niszczycielitypów: 051C i 052 oraz fregat typu 054).Lista dostaw sprzętu z Rosji jest za to wyjątkowo długai obejmuje między innymi: myśliwce Su-27 i Su-30 (wraz z licencją),śmigłowce rodziny Mi-8, Ka-27 i Ka-31, niszczycieleklasy Sowriemiennyj, okręty podwodne klasy Kilo, rakietyprzeciwlotnicze SA-10, SA-11, SA-17, SA-19 i SA-20, przeciwokrętoweMoskit, Klub i przenoszone przez myśliwceAS-18, a także pociski powietrze–powietrze, torpedy, działadla okrętów, radary, silniki odrzutowe czy samoloty transportoweIł-76 (Pekin kupił je ostatnio także na Białorusi). Nie możnarównież zapomnieć o największym zakupie ostatnich lat– ukraińskim krążowniku lotniczym „Admirał Kuzniecow”, jedynymjak dotąd lotniskowcu Państwa Środka.Ta lista może sugerować, że Rosjanie sprzedają Chińczykomniemal wszystko, co ci chcieliby kupić, a współpraca odbywasię bez jakichkolwiek zgrzytów. Nie jest to do końca prawda.Ostrożność Moskwy podyktowana jest doświadczeniami zwią-74NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA


militariaJeszczekilkalat temuChiny byłypierwszym,dziś sądrugimimporteremuzbrojeniana świecieModernizacja chińskiej armiiw latach 2000–201050403020102000Procentowy wzrostliczby systemówuzbrojenia uznawanychza nowoczesne.Jednostki nawodne:platformy wielozadaniowezdolne do prowadzenia walkiw co najmniej dwóch obszarach(na przykład zapewnieniaosłony przeciwlotniczej izwalczania okrętów podwodnych).Okręty podwodne: jednostkizdolne do przenoszenia rakietmanewrujących.2004 2008 2010okręty nawodneokręty podwodnelotnictwosystemy przeciwlotniczeLotnictwo: samoloty IV generacji(Su-27, Su-30, J-10) lubo zbliżonych charakterystykach(FB-7).Systemy przeciwlotnicze:systemy dalekiego zasięgu,czyli rosyjskie SA-10 i SA-20oraz rodzime HQ-9.Źródło: Annual Report to Congress. Military and SecurityDevelopments Involving the People’s Republic of China 2011militarium studiozanymi między innymi z licencyjną produkcją Su-27. Pekindość szybko skopiował maszynę i zaczął produkcję „własnych”J-11, co znacznie zwiększyło ostrożność Rosjan przy zawieraniukolejnych kontraktów. I tak na przykład Chinom nie udałosię zrealizować planu pozyskania jedynie kilku sztuk myśliwcapokładowego Su-33, co zmusiło je do rozwoju własnej, choćpowstałej na bazie J-11, konstrukcji J-15. Ponad rok temu pojawiłysię także informacje o trudnościach, jakie robi Rosjaw sprzedaży niezbędnych do lotniskowca lin hamujących. PonadtoChiny są niemal całkowicie uzależnione od importowanychz Federacji Rosyjskiej silników lotniczych. Bolączką ichwłasnych konstrukcji pozostają wciąż niewystarczająca mocoraz, przede wszystkim, krótkie resursy.Jak widać, mimo sukcesów eksportowych, Pekin w kilkudziedzinach jest wciąż uzależniony od importu.Modernizacja dyktowana strategiąJak podkreślają autorzy dorocznego raportu Departamentu<strong>Obrony</strong> USA dla Kongresu, mniej więcej od piętnastu lat chińskiprzemysł zbrojeniowy podlega olbrzymim zmianom.W 1998 roku Chiny przyjęły strategię poprawy zdolności i wydajnościzbrojeniówki, a rok później rada państwa wdrożyła reformymające na celu powiązanie produkcji z potrzebami operacyjnymiarmii. Dzięki technologiom podwójnego zastosowaniaprzemysł zbrojeniowy pełnymi garściami czerpie równieżz sektora cywilnego, a ośrodki badawcze mają dostęp do najnowszychświatowych rozwiązań.Chiny na szeroką skalę rozwinęły także szpiegostwo przemysłowe.W Stanach Zjednoczonych aresztowano i skazanoosoby oskarżone o próby przekazania bądź przekazanie Pekinowimiędzy innymi technologii umożliwiających obniżeniewykrywalności termicznej pocisków manewrujących, kodowaniesygnału GPS, mikroczipów używanych w systemach satelitarnych,żyroskopów stosowanych w samolotach bezzałogowych(UAV) czy włókien węglowych wykorzystywanychw przemyśle lotniczym.Jak zatem widać, realizacja postulowanej w białej księdze rewolucjiw kwestiach wojskowych odbywa się z użyciem wszelkichdostępnych metod. Przy czym za priorytetowe Pekin uznajeprzede wszystkim obszary związane z przemysłem rakietowymi kosmicznym, zbrojeniami morskimi, lotniczymi i – nakońcu – systemami lądowymi. Wynika to z wspomnianegowcześniej sprzężenia produkcji zbrojeniowej i potrzeb operacyjnychChińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej.Chiny nie mają bowiem podstaw, by czuć się zagrożone naobszarze swego interioru. Zdecydowanie jednak mniej pewnesiebie są na morzu, co wynika zarówno z uzależnienia od morskichszlaków komunikacyjnych, jak i dominacji US Navy. Rakietybalistyczne i manewrujące, nawodne i podwodne okrętyuderzeniowe, nowoczesne lotnictwo i rozmieszczona wzdłużwybrzeży obrona przeciwlotnicza dalekiego zasięgu to podstawowenarzędzia realizacji tak zwanej strategii antydostępowej.Trzeba też przyznać, że Chiny poczyniły znaczące postępyw uzbrojeniu morskim. Wspomniane już pociski DF-21D torozwiązanie unikatowe na skalę światową, a okręty podwodneklasy Yuan przez wywiad US Navy oceniane są jako cichsze oduznawanych i tak za wyjątkowe pod tym względem rosyjskieokręty projektu 877. Niszczyciele typu Lyugang II wraz z fregatamiJiangkai II znacząco zwiększają zaś zdolności chińskiejfloty do zwalczania celów powietrznych i podwodnych. •NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA75


Start od zeraW czasach kolonialnych mająca strategicznepołożenie wyspa Singapur została ufortyfikowanaprzez Brytyjczyków, ale nie było na niejzakładów zbrojeniowych. Noszący tę samą nazwękraj stał się w pełni niepodległy po zerwaniuwięzi z Malezją w sierpniu 1965 roku.Wtedy też wyspiarze, których siły zbroj-| militaria azja|Singapur jest najmniejszym państwem AzjiPołudniowo-Wschodniej – zajmuje zaledwie710 kilometrów kwadratowych, na którychżyje ponad pięć milionów mieszkańców. Tenniewielki kraj jest gigantem gospodarczym i ma najnowocześniejszyprzemysł zbrojeniowy w regionie.Dzięki temu należy do czołowych eksporterów broniw Azji.NarodzinygigantaNiewielki Singapurma najnowocześniejszy przemysłzbrojeniowy w regionie.tadeusz wróbelus dodne były całkowicie uzależnione od importu, zaczęlitworzyć zręby własnego przemysłu zbrojeniowego.W 1967 roku powstała kontrolowanaprzez państwo firma Chartered Industries ofSingapore Pte Ltd. Początkowo wytwarzałaamunicję i broń strzelecką. W 1970 roku rozpoczęłaprodukcję licencyjną amerykańskichkarabinków M-16, którą zakończono w 1979roku. Chartered Industries nabyła też prawado karabinka SAR-80 brytyjskiej Sterling ArmamentCompany.W latach siedemdziesiątych XX wiekupowstawały w Singapurze kolejne przedsiębiorstwazbrojeniowe. Jednym z nich byłoOrdnance Development and Engineering,które zaczęło konstruować oraz produko-76NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA


militariawać sprzęt artyleryjski – haubice i moździerze. SpecjalnościąAutomotive Enginnerigu były natomiast samochody i pojazdypancerne. Początkowo firma ta zajmowała się głównie modyfikacją,a z czasem modernizacją zagranicznych produktów, takichjak francuskie lekkie czołgi AMX-13 i amerykańskietransportery M113. Dostosowywała je do wymogów miejscowejarmii. Singapore Shipbulding and Engineering Companyz kolei rozpoczęła w latach siedemdziesiątych licencyjną budowęmałych okrętów rakietowych, opartych na projekcie niemieckiegościgacza torpedowego typu Zobel. Dopiero w 1981roku utworzona została Singapore Aerospace Corporation, któramontowała i remontowała samoloty dla sił powietrznych.Wówczas powstał ważny filar singapurskiej państwowej zbrojeniówki.W tym czasie Singapur znacząco zaistniał na światowymrynku handlu bronią (w latach 1983–1987 zarobił na niejponad 300 milionów dolarów). Powstawały kolejne spółki,w tym produkujące elektronikę.Dla singapurskiej zbrojeniówki przełomowy był rok 1997,kiedy powstał Singapore Technologies Engineering Ltd. Holdingstworzono przez połączenie czterech wyspecjalizowanychdywizji: ST Aerospace, ST Electronics, ST Auto i ST Marine.Kolejny ruch integracyjny został zrobiony w 2000 roku. Wtedyholding kupił firmę Chartered Industries of Singapore, a następniepołączył ją z ST Auto. Tak powstała Singapore TechnologiesKinetics, której specjalnością są uzbrojenie i sprzęt dlawojsk lądowych.Równolegle z restrukturyzacjami Singapurczycy zdobywalikolejne rynki zbytu, wykupując przedsiębiorstwa lub tworzącjoint venture z miejscowymi producentami. W lipcu 2000 rokuST Engineering nabyła za ponad 460 milionów dolarów brazylijskąfirmę Technicae Projectos e Serviços Automotivos. Holdingliczy, że dzięki tej transakcji łatwiej mu będzie stać się dostawcąusług i komponentów do sprzętu używanego przez brazylijskiesiły zbrojne.Singapurczycy chętnie nawiązują też kooperację z producentamizagranicznymi, żeby skorzystać z ich doświadczeń i technologii.Przy czym ST Engineering nie ogranicza się tylko doaktywności w obszarze zbrojeniówki. Znacząca cześć jej produktówi usług przeznaczona jest na rynek cywilny. Singapurczycyszkolą między innymi pilotów dla linii lotniczych, serwisująsamoloty nie tylko wojskowe oraz budują statki handlowe.ST Engineering ma też bogatą ofertę elektroniki dla cywili.Specjalność wyspiarzyChociaż Singapur jest państwem wyspiarskim, ST Engineeringnajwiększe osiągnięcia odnotowała w produkcji uzbrojeniadla wojsk lądowych. W ofercie ma między innymi rodzimejkonstrukcji gąsienicowy bojowy wóz piechoty, samobieżnąhaubicę kalibru 155 milimetrów, przegubowy transporter,dwa typy holowanych haubic 155-milimetrowych,szybkostrzelny moździerz 120-milimetrowy, zdalnie sterowanymoduł uzbrojenia (można zamontować karabiny maszynowei granatnik automatyczny), kołowy transporter opancerzonyi lekki pojazd dla wojsk specjalnych. Tym samym SingaporeTechnologies Kinetics Ltd. zaspokaja potrzeby rodzimychwojsk lądowych w podstawowych kategoriach sprzętu artyleryjskiegoi opancerzonych pojazdów bojowych (poza czołgami,które kupiono w Niemczech). Singapurskie zakłady mająw swej ofercie również broń strzelecką, granaty ręczne i szerokągamę amunicji.W 2012 roku Singapurprzeznaczył na obronęblisko 10 miliardów dolarówamerykańskich, co stanowiło3,6 procent produktukrajowego bruttoi 24 procent budżetu państwaJak przystało na kraj morski, singapurska zbrojeniówkaoferuje też różnorodne typy okrętów wojennych – od małychłodzi patrolowych, poprzez barki desantowe, niewielkie okrętyrakietowe i korwety, po ogromne desantowce. Dywizjaelektroniczna singapurskiego holdingu produkuje na potrzebywojskowe między innymi systemy dowodzenia i zarządzania,dozoru i obserwacji, sprzęt łączności oraz symulatory. Na wyspienie wytwarza się samolotów bojowych. ST Aerospaceskupia się na ich serwisowaniu, remontach i modernizacjach(w przeszłości unowocześniła między innymi maszyny bojoweA-4 i F-5).Skok w rankinguHolding ST Engineering zatrudnia w ponad 120 spółkachw 23 krajach przeszło 22 tysiące pracowników. Nabywcy jejproduktów pochodzą z ponad stu państw. Na początku 2013roku Sztokholmski Międzynarodowy Instytut Badań na Pokojem(Stockholm International Peace Research Institute) podał,że Singapur jest 20. eksporterem broni na świecie. Wedługtej instytucji badawczej wartość eksportu głównych systemówuzbrojenia konwencjonalnego z tego kraju wzrosłaz 12 milionów dolarów w 2011 roku do 76 milionów dolaróww minionym roku. Ten skok pozwolił Singapurowi w ciągu12 miesięcy awansować aż o 11 miejsc na światowej liścieeksporterów.Choć kwota kilkudziesięciu milionów dolarów nie jest imponującaw porównaniu z wielomiliardową sprzedażą największychgraczy na rynku handlu bronią, to jednak Singapuruchodzi za trzeciego eksportera broni w Azji (po Chinachi Korei Południowej). W 2011 roku ST Engineering natomiastjako jedyna firma z Azji Południowo-Wschodniej znalazła sięna sporządzonej przez SIPRI liście 100 największych producentówbroni na świecie. Głośno swego czasu było o kontrakcieST Engineering o wartości 150 milionów funtów szterlingówna 115 przegubowych transporterów opancerzonychBronco dla armii brytyjskiej. Pojazdy dostarczone w latach2009–2010 w czterech wersjach wykorzystano podczas misjiw Afganistanie. Ponadto dziesięć transporterów Bronco kupiłaTajlandia. Największą transakcją zbrojeniową Singapurczykówz tym państwem była jednak budowa za 200 milionówdolarów okrętu desantowego typu Endurance.Singapurczykom oczywiście zdarzają się też wpadki. Sześćich spółek, w tym ST Kinetics, znalazło się w Indiach naczarnej liście firm zbrojeniowych z powodu zamieszaniaw skandal korupcyjny w tamtejszym resorcie obrony. Niemniejjednak dla ST Engineering nadal najważniejszy pozostajerynek krajowy, gdzie głównymi odbiorcami jego produkcjizbrojeniowej są armia i służby odpowiedzialne za bezpieczeństwowewnętrzne.•NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA77


|militaria technika|HiszpaniaDopłata z redukcjąRząd hiszpański 26 lipca 2013 roku zatwierdził dodatkowe wydatkiw budżecie ministerstwa obrony na sumę 877,33 miliona euro.Pieniądze te mają być przeznaczonena 15 kluczowych programówzbrojeniowych. Resort twierdzi,że będzie potrzebował na ten celw latach 2014–2015 od 800 milionówdo miliarda euro ponad planowanebudżety.Najwięcej, bo aż 337,5 miliona europójdzie na program samolotu wielozadaniowegoEurofigther. Prawie 160 milionóweuro trafi do firmy stoczniowejNavantia za okręt desantowy „JuanCarlos I” i fregatę rakietową „CristóbalColón”. Eurocopter dostanie 88,26 milionaeuro za śmigłowce szturmoweTigre, a Airbus 46,6 miliona euro za samolottransportowy A-400M. Mniejszekwoty przewidziano na programy przeciwpancernychpocisków kierowanychSpike (34,5 miliona euro), holowanehaubice kalibru 155 milimetrów(32,5 miliona euro) oraz okręt logistyczny„Cantabria” (28 milionów euro).Równocześnie rząd w Madrycie postanowił,by w ramach oszczędnościograniczyć planowane zakupy niektórychrodzajów uzbrojenia. Co prawdaHiszpania musi przejąć wszystkie 27 zamówionychA-400M, ale 13 z nich planujeodsprzedać. By obniżyć koszty,maszyny te zostaną dostarczone ze zubożonymwyposażeniem. Oszczędnościdotknęły też program śmigłowca NH-90i władze zamówią 22 maszyny zamiast45. Podobnie będzie w przypadku czołgówLeopard 2 (117, a nie 190). Decyzjęo zmniejszeniu zamówienia naEurofightery odłożono natomiast do2015 roku. WWEurofigther••IrakZakupyw AmeryceDefense Security CooperationAgency przekazała KongresowiUSA, że Irak jest zainteresowany zakupemróżnorodnego uzbrojeniai sprzętu obrony powietrznej za około2,4 miliarda dolarów. W grę wchodzi40 wyrzutni Avenger z 681 pociskamiStinger, 13 radarów AN/MPQ-64F1Sentinel oraz siedem stanowisk dowodzenia.Irakijczycy chcą też kupićw Stanach Zjednoczonych trzy baterierakiet przeciwlotniczych Hawk XXI– sześć wyrzutni z 216 pociskamiMIM-23P i innym wyposażeniem. Zainteresowanisą również systemami dowodzeniai łączności oraz radarami dalekiegoi średniego zasięgu. WR•Turcja50 miliardówna myśliwceTen kraj przygotował bardzo ambitny program modernizacjilotnictwa bojowego, które ma dostać 200 myśliwców rodzimejkonstrukcji i 100 amerykańskich F-35.Według miejscowego dziennika„Hürriyet” na realizację tych planówpotrzeba do 50 miliardów dolarów.Przy czym gazeta zastrzega, że kwotata nie obejmuje kosztów związanychz kupnem silników dla krajowych myśliwców.Przedstawiciele przemysłu lotniczegooszacowali, że budowa pierwszychośmiu prototypów pochłonie 10 miliardówdolarów. Urzędnik związany z tymprogramem uważa, że potrzebne możebyć 11–13 miliardów dolarów. Jeden seryjnyturecki myśliwiec ma natomiastkosztować w granicach 100 milionówdolarów. Niezależni eksperci wątpią jednakw tak niską cenę jednostkową samolotu,który miałby być gotowy za dziesięćlat. Koszty zakupu setki F-35 oszacowanona 16 miliardów dolarów. WRT•78NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA


militariaIndieWłasnylotniskowiecW sierpniu Hindusi zwodowaliswój pierwszy lotniskowiec.Zaprojektowany przez specjalistówz marynarki wojennej okręt zbudowałaCochin Shipyard Limited. Jednostkama dwa pasy startowe, a z jejpokładu będą mogły operować krajowejkonstrukcji samoloty bojowe Tejas i rosyjskieMiG-29 K oraz śmigłowce. Lotniskowieczostanie uzbrojony w systemobrony podwietrznej dalekiego zasięguz wielofunkcyjnym radarem i w zestawydo obrony bezpośredniej. Wedługwiceadmirała Rajindera Kumara Dhowana,wiceszefa indyjskiej marynarki,prace wyposażeniowe zakończą sięw 2016 roku, a gotowy okręt zostanieprzekazany flocie w 2018 roku. W THiszpania.Śmigłowiec przeciwpancernyPierwszy zmontowany w Hiszpanii śmigłowiecszturmowy Tigre HAD, o oznaczeniu HAD/E-5002,został oblatany pod koniec lipca 2013 roku.Maszyna zbudowana w zakładziew Albacete jest zarazem pierwszą,która wejdzie do służby w 1 BatalionieŚmigłowców Szturmowych lotnictwahiszpańskich wojsk lądowych(pod koniec tego roku). Pierwszy latającyod 2010 roku w hiszpańskich barwachTigre HAD/E-5001, zmontowanyw Marignane we Francji, używany byłdo certyfikacji i lotów kwalifikacyjnych.Hiszpańska armia ma już sześć z 24 zamówionychśmigłowców. Wszystkie sąw wersji szturmowo-eskortowej HAP(Helicóptero de Apoyo y Protección).HAD/E-5002 jest natomiast pierwsząz 18 maszyn w wersji przeciwpancernej,która będzie uzbrojona w pociskikierowane Spike-ER. Ostatni hiszpańskiTigre ma być przekazany lotnictwuarmii w 2017 roku. Przy czym sześćzamówionych maszyn Hiszpanie zamierzająsprzedać. W• •airbus militaryFrancjaTransportowy AtlasPierwszy seryjny samolot transportowy A400M Atlas (o numerze MSN7) dlafrancuskich sił powietrznych wylądował w bazie lotniczej Orléans Bricy. Początkowobędzie wykorzystywany do szkolenia załóg dla kolejnych transportowców.Czterosilnikowy A400M może przewozić 116 spadochroniarzy lub ładunkio masie do 37 ton. Francja zamówiła 50 tych maszyn. W RRosja40 terminatorówDo rosyjskiej armii trafiąnowe śmigłowcetransportowo-szturmowe.Na początku sierpnia 2013 roku rosyjskieministerstwo obrony z zakładamilotniczymi w Ułan-Ude należącymido grupy Wiertalioty Rossji podpisałokontrakt o wartości 12,6 miliardarubli (380 milionów dolarów) na40 szturmowo-transportowych śmigłowcówMi-8AMTSz Terminator. Dostawytego sprzętu rozpoczną sięw 2014 roku. Mi-8AMTSz (oznaczonyna eksport jako Mi-17Sz) może alternatywnietransportować 36 pasażerów,12 rannych na noszach i jednego medykalub ładunki o masie do czterech ton.Śmigłowiec można uzbroić w pociskikierowane Szturm-W (do ośmiu sztuk),niekierowane rakiety kalibru 80 milimetrów,zasobniki strzeleckie z 23-milimetrowymdziałkiem oraz karabiny maszynowe.W• •NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA79


ezpieczeństwoBliski Wschód80NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA


| Zagrożenia|anarchiaczy dyktaturaZ profesorem Januszem Daneckim o tym,czy demokracja jest dla muzułmanów,rozmawiają Małgorzata Schwarzgruberi Tadeusz Wróbel.Panie Profesorze, co nam pozostało po arabskiej wiośnie,z którą wiązano nadzieje na demokratyzację BliskiegoWschodu i Afryki Północnej? Armia egipska z aprobatączęści społeczeństwa niedawno usunęła wybranego pierwszyraz w wolnych wyborach prezydenta. Źle dzieje sięw Tunezji, gdzie nastąpiły pierwsze przemiany, a w Syriitrwa wojna na wyniszczenie.Nie należy się łudzić, że ten rejon świata zmieni się z dniana dzień, stanie się taki, jakim chcemy, żeby był, czyli z rządamitakimi jak w Europie. Choć na naszym kontynencie teżjest różnie. Inne są demokracja szwedzka, polska czy grecka.Trzeba założyć, że proces demokratycznych przemian na BliskimWschodzie będzie trwać kilkanaście, a nawet kilkadziesiątlat, podobnie jak to miało miejsce w innych częściachświata. Wszak zanim nastała demokracja, Korea Południowaczy większość państw Ameryki Łacińskiej były pod rządamiwojskowych dyktatur. W świecie arabskim mamy do czynieniaz okresem przejściowym, któremu zwykle towarzysząwstrząsy. Obecnie trwa tam walka różnych nurtów politycznych,co widać dobrze w Egipcie i Tunezji oraz nieco mniejwyraźnie w Algierii, gdzie na początku lat dziewięćdziesiątychXX wieku wojsko obaliło demokratycznie wybrany rząd,o czym trzeba pamiętać.Bardzo silne są ugrupowania islamskie…A my na Zachodzie boimy się islamu i dlatego z zadowoleniemprzyjęliśmy przed laty pucz wojskowy w Algierii. Teraztak samo traktujemy obalenie prezydenta Muhammada Mursiegow Egipcie. Choć z pewnością nie sprawdzili się w pełniani on jako przywódca, ani jego partia jako siła rządząca, aleczy to był wystarczający powód, aby podważać demokratycznywybór Egipcjan?seweryn sołtysNUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA81


| bezpieczeństwo Bliski Wschód|anarchiaczy dyktatura82Zachód ma ogromny problem ze światem arabskim.Z jednej strony, oczekuje od niego szybkich przemian,a gdy one zaczynają zachodzić, wpada w przerażenie.Trudno nam jest zaakceptować to, że religia ma ogromnywpływ na życie codzienne muzułmanów. A przecież przedwiekami podobnie było z chrześcijaństwem w Europie.Sądzę, że w krajach arabskich 99–100 procent mieszkańcówto ludzie wierzący i niekoniecznie są to wyznawcy islamu.Muzułmanin nie wyobraża sobie, że ktoś może nie wierzyćw Boga. Tam nie istnieje taka kategoria ludzi jak ateiści.W świecie muzułmańskim religia przenika całe życie społecznei polityczne. Prawo islamu reguluje nie tylko kwestie kultu,lecz także zasady handlu, prowadzenia polityki czy spożywaniaposiłków. Islam był i jest siłą państwowotwórczą. Dziękiniemu powstał przecież pierwszy system państwowy – kalifat.Czy można stwierdzić, że każde demokratyczne wyboryw tym kręgu kulturowym zakończą się sukcesem partiireligijnych, jak miało to miejsce w Egipcie, Tunezji,a wcześniej w Algierii?Jak wspomniałem, w krajach muzułmańskich wszyscymieszkańcy są ludźmi wierzącymi, także członkowie takzwanych świeckich partii. W Egipcie nie można było tworzyćpartii jawnie religijnych, ale istniały ugrupowania mającebliskie powiązania z pewnymi nurtami w islamie. Oczywiścienajbardziej głośne są te ekstremistyczne, ale stanowiąone mniejszość, może jednoprocentową.Czy krwawa konfrontacja zwolenników Bractwa Muzułmańskiegoz siłami bezpieczeństwa nie stanie się argumentemdla środowisk islamskich, że demokracja nie jestustrojem dla muzułmanów?Nie sądzę. Ważna jest reakcja społeczna. Na transparentachw czasie protestów po usunięciu Mursiego widziałemhasła domagające się poszanowania wybranej w wyborachwładzy. Rzeczywiście wielu Egipcjan było niezadowolonychz rządów Bractwa Muzułmańskiego. Mursi natomiast wygrałwybory prezydenckie przewagą zaledwie dwóch procentgłosów, ponieważ egipskie społeczeństwo natychmiast poobaleniu prezydenta Husniego Mubaraka się podzieliło,a głównym powodem było właśnie wejście Braci Muzułmanówdo polityki. Gdyby pozostali oni z boku, nie byłoby dzisiejszejpolaryzacji, która pogłębiła się po interwencji armii.Dlatego Egipt czeka dłuższy okres niepokojów. Ktoś stwierdził,że jedynym lekarstwem na uzdrowienie sytuacji w tympaństwie są rosnąca bieda i bezrobocie. W końcu ludzie dostrzegą,że są ważniejsze problemy niż polityczne animozje.NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNACzy w takim razie armia egipska nie powinna poczekaćz odsunięciem islamistów, aż sytuacja się pogorszy?A dlaczego w ogóle wojskowi mieliby przejmować władzę?Jestem temu przeciwny, chyba że sytuacja w kraju mosewerynsołtysŚwiat arabskizawsze będziewspierałPalestyńczyków,bo dla niegoważne stały sięnaródi pochodzenie.Kiedyśistotniejszabyła religia


ezpieczeństwogłaby prowadzić do wojny domowej. Takiego zagrożeniaw Egipcie nie było. Gdyby ludzie uznali, że rządy islamistówsię nie sprawdziły, to w następnych wyborach z pewnościąwybraliby inne partie.Czy w Egipcie są autorytety i siły polityczne mogące przeciwstawićsię islamistom?Tak. Myślę zarówno o młodych ludziach, jak i politykachstarszego pokolenia, takich jak chociażby obecny prezydentAdli Mansur czy Muhammad el-Baradei. Mansur wcześniejbył przewodniczącym trybunału konstytucyjnego, jedynej demokratycznejinstytucji w systemie władzy już za czasówMubaraka. Do tego organu można było składać skargi nawszystkich urzędników oprócz prezydenta. Niestety ten politykstracił swój dorobek, gdy przyjął prezydenturę od generałów.Na usunięciu Mursiego straciła też armia, która do tejpory była szanowana przez wszystkie strony konfliktu politycznego.Niekiedy pojawiają się obawy, że Egipt może pogrążyć sięw wojnie domowej, podobnie jak Syria.Taki scenariusz jest mało prawdopodobny. Do jego zrealizowaniamogłoby dojść, gdyby znaleźli się chętni na dostarczaniebroni i funduszy islamistom, a tych nie ma. Za to możliwesą różne rodzaje nieposłuszeństwa obywatelskiego, czylipodobne działania jak w Polsce w latach osiemdziesiątychXX wieku.Czy zgodzi się Pan z opinią, że rozwój sytuacji w Egipciebędzie miał wpływ na inne państwa Bliskiego Wschodui Afryki Północnej?Oczywiście. Już to widać w wypadku Tunezji, gdzie ośmielonaakcją armii egipskiej opozycja świecka podjęła próbęobalenia rządu, któremu przewodzą islamiści.Powtórzy się tam egipski scenariusz?Raczej nie. Tunezja jest innym krajem, w którym pozostałysilne wpływy zachodnie, będące dziedzictwem długiejzależności od Francji. Dlatego jest tam mocno zakorzenionatradycja republikańska, państwa bez religii,a więc i bez islamu. Ten model przeforsował prezydentHabib Burgiba, który rządził Tunezją przez 30 lat. Terazzatem nastąpiła kontrreakcja religijna, która jak sądzę potrwajedną kadencję parlamentarną. W Tunezji nie przewidujęwielkich wstrząsów, ale problemy, zwłaszcza społeczne,będą tam na pewno.Egipt uniknie, Pana zdaniem, wojny domowej, Tunezjateż. Co spowodowało, że inny kraj arabski pogrążył sięw krwawym zamęcie?Syria to zupełnie odmienny przypadek. Tamtejsza opozycja,która nie miała żadnego zaplecza politycznego ani społecznegow kraju, otrzymała silne wsparcie zewnętrzne odpaństw zachodnich i arabskich, takich jak chociażby Katar.Dostawy broni, przekazy pieniężne, między innymi na opłacenienajemników, stały się paliwem, które roznieciło pożogę.Po ponad dwóch latach konfliktu widać, że żadna ze stron niema szans na pełne zwycięstwo. Syryjska wojna domowa niemoże się zakończyć bez porozumienia sił zewnętrznych– wielkich mocarstw, ale i Iranu.Z perspektywy dwóch i pół roku można skonstatować, żez arabskiej wiosny obronną ręką wyszły monarchie.Mam własną teorię, że dotąd mieliśmy na Bliskim Wschodziedwa typy władzy. Pierwszym były fałszywe demokracje,czyli podobne do naszej demokracji socjalistycznej. U nas głoszonoslogany o władzy ludu, podobno demokratycznie sejmwybierał premiera i przewodniczącego Rady Państwa, a ludziei tak wiedzieli, że o wszystkim decyduje partia. Na BliskimWschodzie prezydent rządził do naturalnej śmierci lub zamachustanu, w którym go obalano. W monarchiach natomiasttakiego fałszu nie było. Poddani mieli świadomość, że władcąjest król bądź emir i on o wszystkim decyduje.Pojawiły się jednak niepokoje w Bahrajnie...Ich powodem jest struktura społeczna tego kraju. Bahrajnemrządzi dynastia sunnicka, która przybyła na archipelagz Półwyspu Arabskiego około 1800 roku. Większość mieszkańcówBahrajnu to szyici, a władza jest sunnicka. Pomimoupływu dwóch wieków miejscowi traktują swych władców jakonajeźdźców i okupantów, a zarazem ludzi prezentującychniższy poziom kultury. Najlepiej o podziale świadczy to, żezamieszkujący Bahrajn sunnici i szyici posługują się całkowicieróżnymi dialektami języka arabskiego. W innych królestwachPółwyspu Arabskiego też są wyznawcy szyizmu, alestanowią oni mniejszość.Jak zdefiniować Iran? W tym kraju mamy mieszankę demokracjii monarchii – wszystkie decyzje muszą mieć akceptacjęgłównego religijnego przywódcy.Iran bardziej przypomina republikę teokratyczną niż monarchię:o wszystkim decyduje rada ekspertów. Szyizm miałzawsze grupę specjalistów – prawników przypominającychduchowieństwo. I tym się różni on od sunnizmu, gdzie nie mawarstwy, która tworzyłaby taką strukturę kościelną. W Iraniejest hierarchia uczonych biegłych w prawie muzułmańskim,a ten, kto zna się na prawie, rządzi państwem. A ponieważ jesthierarchia, najwyższy specjalista jest uprawniony do ostatecznychinterpretacji. To specyfika szyizmu. W 1979 roku po razpierwszy od VII wieku przedstawiciele tego nurtu zdobyliwładzę. Przedtem zwykle pozostawali w opozycji albo wspieralirządzące dynastie. Co ciekawe, najwyższy przywódca– ajatollah Ali Chamanei – nie jest Irańczykiem, tylko pochodziz irańskiego Azerbejdżanu. Jest Azerem, a nie Persem.Czy po wyborach i zmianie prezydenta Iran ma szansę nanowe otwarcie?Od dawna powtarzam, że ze strachu przed bronią atomowąprowadzimy złą politykę wobec Iranu. Stawiamy tamtejszewładze w niewygodnej pozycji wobec społeczeństwa. Chcemyje zmusić do określonego działania. Ale przecież jeśli ulegnąZachodowi, stracą twarz. Politycy zachodni tego nie rozumieją.Wprowadzają embarga i restrykcje, na czym cierpinaród irański. Obecny prezydent Rouhani już zaproponowałnowe otwarcie. Ciekawy jestem, jaka będzie reakcja StanówZjednoczonych, Europy, no i Izraela. Znów nieufność?Jak ocenia Pan iracką demokrację, którą zaprowadziływ tym kraju wojska koalicji?Podobną demokrację mamy w Afganistanie. Wątpliwe jestwprowadzanie tego ustroju i reform siłą. Nie oznacza to, żeNUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA83


| bezpieczeństwo Bliski Wschód|w Iraku demokracja jest nie do przyjęcia, ale na pewno będzieona inna niż nasza. W Iraku mamy szczególnie skomplikowanąsytuację. Przede wszystkim, wciąż liczy się struktura plemienna:w każdym plemieniu jest szejk, który ma głos decydujący.Potem są ugrupowania w ramach islamu: szyizmi sunnizm. Wreszcie są grupy etniczne: Arabowie, Kurdowie,Turkmeni. Podobnie jest w Afganistanie. Plemienność w najmniejszymstopniu występuje w Egipcie, bo „rozpłynęła się”w wielomilionowej ludności miejskiej. Miejski proletariatstracił więzy ze wsią, a co za tym idzie – starszyzna utraciłaswe wpływy.Oazą spokoju wydawała się dotychczas Turcja – zlaicyzowanepaństwo muzułmańskie. Choć i na tym modeluostatnio pojawiły się rysy.W Turcji na początku silną władzę wprowadził MustafaKemal Atatürk – zwolennik laicyzacji i europeizacji. Po jegośmierci rządy powoli przejmowała armia i utrzymywałaświeckie państwo. Wreszcie wojskowi musieli ustąpić i zaczęłasię demokracja – w ten sposób niepostrzeżenie powstałateokratyczna republika. Rządząca Partia Sprawiedliwościi Rozwoju (AKP) to ugrupowanie religijne, muzułmańskie,co nie wszystkim się podoba. Społeczeństwo jestpodzielone, ale w Turcji utrzymuje się w miarę demokratycznysystem.Dotychczas sprawdzał się model tureckiej demokracji.Islamiści zaczynają jednak wprowadzać swoje przepisyw dość zlaicyzowanym społeczeństwie. Czy na tym tle niedojdzie do konfliktu?Konflikt na pewno będzie, ale czy poważny? Nie jest towykluczone, choć pozostaję optymistą. W trakcie ostatnichprotestów na placu Taksim Turcy zbliżyli się do niebezpiecznejgranicy. Przez lata przyzwyczaili się już dodemokracji, a ten ustrój pozwala na protesty i wyrażaniewłasnych opinii.Który z bliskowschodnich krajów uważa Pan za najbardziejdemokratyczny?Bez wątpienia Liban. Ale spójrzmy,co się dzieje w tym kraju. Hezbollahprowadzi własną politykę, atakujeIzrael. Tel Awiw odpowiada, niszczącBejrut i zachodni Liban. Armia libańskanie ma większego znaczenia izwykle bywa biernym obserwatoremdziałań zbrojnych milicji, rząd nie panujenad sytuacją, władzą dzielą sięreligijne ugrupowania i rody. W Libaniejest wręcz za dużo demokracji, comoże doprowadzić do bezhołowia.Czy arabska wiosna i wewnętrznekłopoty państw bliskowschodnichnie sprawiły, że problem palestyńskizostał zmarginalizowany?Dawniej, gdy wybuchały wewnętrznebunty i niepokoje, władzemówiły, że walczymy za Palestyńczykówi musimy zacisnąć pasa. DziśWIZYTÓWKAProfesordoktorhabilitowanyJanusz DaneckiJest pracownikiem naukowym Katedry Arabistykii Islamistyki na Wydziale OrientalistycznymUniwersytetu Warszawskiego. Wcześniej,w latach 1981–2005, był kierownikiemZakładu Arabi styki i Islamistyki UW. Profesorjest między innymi członkiem Polskiego TowarzystwaOrientalistycznego i Komitetu NaukOrientalistycznych Polskiej Akademii Naukoraz autorem licznych publikacji naukowycho islamie i języku arabskim.ta propaganda nie jest już potrzebna. Świat arabskizawsze będzie wspierał Palestyńczyków, bo dla niegoważne stały się naród i pochodzenie. Kiedyś istotniejszabyła religia.Mówimy głównie o państwach położonych na BliskimWschodzie i na północy Afryki, a przecież kontynent afrykańskido dziś pozostaje najbardziej dyktatorskim rejonemświata. Dyktatury w wielu krajach były następstwemkolonizacji, ale czy nadal jest to jedyny model władzy, jakisprawdza się w tym regionie?Na północy Afryki przeszłość kolonialna wyraża sięw tym, że mamy jeden arabski naród podzielony na wielepaństw. Większość krajów afrykańskich to królestwa udającerepubliki, a ich władcy są jak królowie. Dla Zachodu lepiej,gdy rządzi jeden władca, ale czy lepiej dla rozwojutych państw? Spójrzmy na Chiny. Komunistyczny kraj z silnąwładzą jednej partii, a trudno mówić tam o demokracji.To państwo jednak sprawnie funkcjonuje i jednocześnieewoluuje, a jego władze mają społeczną akceptację. Czy podobnaewolucja możliwa jest w Afryce? Niektórzy długorządzący prezydenci, jak Zajn al-Abidin ibn Ali w Tunezjiczy Husni Mubarak w Egipcie, nie przeprowadzali koniecznychreform. Podobnie było w Jemenie. Tymczasem głębokieprzemiany, związane na początku z dużymi wyrzeczeniami,są tym kierunkiem, w którym te kraje powinny iść.Łatwiej będzie to zrobić państwom arabskim położonym napółnocy Afryki, ponieważ w głębi kontynentu kraje bywajązlepkami różnych narodowości czy plemion.Plemienność to problem nie tylko Afryki, lecz także Afganistanu.Tak. Tam również toczą się rozgrywki między plemionami.Demokracja panuje w Kabulu, a na prowincji rządzą przywódcyplemienni. Nie zmuszajmy Afgańczyków do przyjęciakonstytucji, w której zostanie zapisany parytet kobiet i mężczyzn.Skąd w Afganistanie wziąć wykształcone prawniczki,gdy w całym kraju jest dziś pięć kobiet sędzi?Czy rewolucja ogranicza się do światapolityki, czy wywołuje też zmianyobyczajowe?Niestety, nastąpiła europeizacja moralności.Kiedyś w społeczeństwach muzułmańskichkobieta była nietykalna,a dziś 97 procent Egipcjanek narzeka namolestowanie. Negatywnym zjawiskiemjest także wzrost przestępczości.To może lepsza jest dyktatura? Podobno30 procent światowej populacjiżyje w tym ustroju.Władza absolutna absolutnie demoralizujei prowadzi do wypaczeń. Gdybyw państwach, o których rozmawiamy,panowały dyktatury, Europa byłabyspokojniejsza o ewentualny rozwój wypadków.Dla mieszkańców tych krajówlepsza jest jednak demokracja, ale taka,jakiej chcą oni, a nie my.•84NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA


patronat polski zbrojnej


| bezpieczeństwo afryka|Tadeusz WróbelPrzedłużająca się pacyfikacja rewolty islamistówna północy Nigerii zmusza jej władze do ściągnięcia do krajuStanżołnierzy z misji zagranicznych.wrNigeria poinformowała Organizację Narodów Zjednoczonycho tym, że zamierza ograniczyć militarne zaangażowaniew misje pokojowe. Pod koniecczerwca 2013 roku uczestniczyło w nich ponad4,1 tysiąca nigeryjskich żołnierzy. Najwięcej, około 2,6 tysiąca,było w Darfurze. Władze w Abudży uprzedziły ONZ, żechcą zredukować ten kontyngent nawet o dwa bataliony. Nigeryjczycyzamierzają wycofać też większość z 1,2 tysiącawojskowych stacjonujących w Mali.Krwawa rebeliaDecyzja o sprowadzeniu żołnierzy z misji ma związekz trudną sytuacją wewnętrzną – w Nigerii trwa krwawy konfliktz islamskimi rebeliantami z ugrupowania Boko Haram (ta nazwaw języku hausa znaczy „zachodnia edukacja jest grzechem”lub „zachodnia edukacja jest zakazana”). Nigeryjska armiapodała 19 sierpnia, że z powodu odniesionych w walkachran zmarł między 25 lipca a 3 sierpnia jego lider AbubakarShekau. Kilka dni wcześniej wojskowi informowali, że zginąłnumer 2 ugrupowania Momodu Bama, alias „Abu Saad”.Początki tej organizacji sięgają 2002 roku, gdy MohammedYusuf, duchowny z Maiduguri, stolicy stanu Borno, założyłradykalny ruch islamski pod nazwą Nigeryjski Taliban (późniejzmieniono ją na Boko Haram). W 2009 roku rozpoczęłasię krwawa rebelia. W operacji wojskowej przeciwko tej grupiezginęło około 800 osób. Yusuf został zatrzymany i zmarłw areszcie w niejasnych okolicznościach. Boko Haram rozpoczęławówczas walkę o utworzenie na północy Nigerii pań-86NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA


ezpieczeństwozeniaun/albert g.farranstwa islamskiego. Szacuje się, że w trwającym już cztery latakonflikcie zginęło ponad trzy tysiące osób.Prezydent Goodluck Jonathan 14 maja 2013 roku ogłosiłstan wyjątkowy w trzech północno-wschodnich stanach: Adamawa,Borno i Yobe, czyli na obszarze 150 tysięcy kilometrówkwadratowych, zamieszkałym przez 10 milionów ludzi.Skierowano tam kilka tysięcy żołnierzy i lotnictwo. Decyzjęo interwencji władze podjęły po ataku dwóch tysięcy milicjantówBoko Haramu na miasto Bama, w którym zginęło22 policjantów, 14 strażników więziennych, dwóch żołnierzyi czterech cywilów. Napastnicy stracili 13 ludzi, ale uwolnili105 przetrzymywanych w miejscowym więzieniu.Niebawem po ogłoszeniu stanu wyjątkowego wojsko przystąpiłodo działań przeciwko islamistom. By utrudnić imłączność, na terenie Borna zakazano posiadania telefonówsatelitarnych i zawieszono telefonię komórkową. Jeszczew kwietniu pojawiły się doniesienia, że z armią nigeryjskąprowadzącą w strefie przygranicznej operacje przeciwkoorganizacji Boko Haram współdziałają żołnierze nigerscyi czadyjscy.Od maja napływają stamtąd informacje o nowych starciach,aresztowaniach i zamachach. I tak 120 członków milicji zatrzymanow Maiduguri na pogrzebie jednego z jej dowódców.Wojsko zniszczyło wiele rebelianckich baz szkoleniowychw pobliżu granic z Czadem i Nigrem, między innymi obozyNew Marte i Hausari, i uwolniło kilkadziesiąt przetrzymywanychtam kobiet i dzieci. Armia nie rozbiła jednak Boko Haramu.Wielu członków tej organizacji przeszło przez granicęNUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA87


militarium studio| bezpieczeństwo afryka|NowezagrożenieW styczniu 2012 rokuw Nigerii pojawiła się nowagrupa islamskiejNIGERmilicji – Jama’atuAnsarul MusliminaFi Biladis Sudan, cow języku arabskim znaczy„awangarda chroniąca muzułmanóww czarnej Afryce”. Ugrupowanienazywane w skrócie Ansaru,BENINktóremu przewodzi Abu Ussamataal-Ansary, ma powiązania z Al KaidąAbudżaw Islamskim Maghrebie. Chociaż powstałoniedawno, jego członkowieNassarawajuż pokazali, że są bardzo groźni. Terroryściwzięli na cel umocnione i strze-Ondożone kompleksy, w których mieszkającudzoziemcy. W akcjach używali dynamitu,by zniszczyć mury ochronne, a późniejuprowadzali zakładników. W 2013 roku zamordowalisiedmiu porwanych. Ansaru ma też na kon-Ocean Atlantyckicie atak na nigeryjskich żołnierzy mających wziąć udziałw misji afrykańskiej w Mali. Jama’atu Ansarul MusliminaFi Biladis Sudan chce również stworzyć kalifat, który objąłbypółnoc Nigerii – od Nigru po Kamerun.NIGERIASiły zbrojneYobeAdamawaKAMERUNBornoCZADW tym roku władze Nigerii przeznaczą na zapewnienie mieszkańcombezpieczeństwa równowartość sześciu miliardów dolarów,czyli aż 19 procent federalnego budżetu. Nigeria utrzymuje ponadstutysięcznesiły zbrojne oraz znacznie liczniejsze formacjepolicyjne i paramilitarne. Trzonem sił zbrojnych są zorganizowanew pięć dywizji wojska lądowe. Lotnictwo wojskowema tuzin chińskich myśliwców F-7 i kilka szturmowychAlpha Jetów. Używa też czeskichsamolotów L-39 Albatros i rosyjskichśmigłowców (między innymibojowych Mi-35). Nigeryjskimsiłom zbrojnymbrakuje jednakpieniędzy, przez co częśćposiadanego uzbrojeniai sprzętu nie nadaje siędo użycia.do sąsiednich państw – Czadu, Nigru i Kamerunu – lubwmieszało się między ludność miejscową.Uczniowie na celownikuJednym z celów rebeliantów z Boko Haramu są placówkiszkolne. I mimo stanu wyjątkowego doszło do kilku ataków nanie – w czerwcu w Maiduguri i Damaturu zastrzelono16 uczniów i dwóch nauczycieli, a 6 lipca w mieście Potiskumzamordowano 27 uczniów i nauczyciela. Takie akcje mają zniechęcićrodziców do posyłania dzieci do publicznych szkół,w których nauczanie prowadzone jest w znienawidzonym przezislamistów zachodnim stylu.Często ofiarami ataków bywają osoby przypadkowe, jakw Maiduguri na początku czerwca, gdy islamiści zastrzelilitam 13 mieszkańców. Najczęściej jednak oprócz szkół islamiścibiorą na cel posterunki policji i inne obiekty publiczne, takiejak kościoły czy bazary. Członkowie Boko Haramu mordująrównież muzułmanów mających inną wizję islamu. Są podejrzewanimiędzy innymi o samobójczy atak na meczetw Maiduguri, którego celem było zabicie jednego z religijnychprzywódców w stanie Borno – Alhajego Abubakara UmaraGarbaiego el-Kanemi.Władze Nigerii starają się osłabić islamską grupę nie tylkopoprzez działania siłowe. Oferują także amnestię tym z bojowników,którzy zdecydują się poddać. W geście dobrej woli zwolnionoz aresztu powiązane z Boko Haramem kobietyi dzieci. Część ekspertów uważa, że potrzebna jest zmiana taktyki,by walka z islamistami przyniosła efekty. Według nichmiejscowa ludność nie będzie gotowa do współpracy z siłamirządowymi, jeśli nie zapewni się jej poczucia bezpieczeństwa.Tymczasem społeczeństwo często odbiera obecność wojskai policji jako zagrożenie.Dobrych relacji nie budują też takie wydarzenia, jak te podkoniec kwietnia 2013 roku w Baga. Po ataku na patrol w okolicachtej miejscowości żołnierze oskarżyli mieszkańcówo wspieranie bojówkarzy i dokonali na nią najazdu. Wedługobrońców praw człowieka wojskowi nadużyli siły. W Badzezniszczono setki budynków i zginęło ponad 200 osób (armiatwierdzi, że było tylko 37 zabitych). Eksperci uważają, że pozazapewnieniem bezpieczeństwa rząd federalny musi doinwestowaćubogi region, stworzyć miejsca pracy, by żyjący tam ludziemieli inny wybór w życiu niż wstąpienie do zbrojnej milicji.Niespokojny krajIslamscy separatyści nie są jedynym problemem najludniejszegopaństwa Afryki i największego producenta ropy naftowejna kontynencie. W centrum kraju bardzo często dochodzi dokrwawych konfrontacji między muzułmanami a chrześcijanami.O konflikt tym łatwiej, że na podziały wyznaniowe nakładająsię etniczne. Z rywalizacją na tym tle związany jest incydentz początku maja w centralnym stanie Nassarawa.Wyznawcy lokalnego kultu, sekta Ombatse (w języku społecznościEggon to znaczy „nadszedł czas”), zorganizowali zasadzkę,w której zastrzelili 46 policjantów. Zdarzają się też walkio ziemię między rolnikami a pasterzami. Gorąco jest nadalw delcie Nigru, gdzie podłożem konfliktu pozostaje spór o podziałzysków ze sprzedaży wydobywanej tam ropy naftowej.W Nigerii mocną pozycję mają również gangi. Prawdopodobnieto jeden z nich zaatakował w końcu czerwca wiezieniew stanie Ondo, ponieważ chciał uwolnić swego przywódcę. •88NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA


ogłoszenie


| bezpieczeństwo europa|139 000ŻołnierzeTrudnedziedzictwo727CzołgiOd ponad dwóch dekad Ukraina zmaga sięz trudami budowy nowoczesnych i sprawnych sił zbrojnych.Kamil SobczykOd czasu, gdy 24 sierpnia 1991 roku Rada NajwyższaUkrainy przyjęła pod swoją jurysdykcjęwszystkie jednostki wojskowe ZSRR stacjonującena terytorium nowo powstałego państwa, siłyzbrojne Ukrainy przeszły wiele zmian. Początkowo armiaukraińska była jedną z najpotężniejszych w Europie – dysponowałamiędzy innymi ponad 700 tysiącami żołnierzy i potencjalniemiędzykontynentalną bronią jądrową. Jednocześnie pozbawionabyła sztabu generalnego, centralnego dowództwa i cywilnejkontroli. Dla stosunkowo słabej i przechodzącej głębokiezmiany strukturalne gospodarki młodego państwa utrzymywanietak dużej formacji było nie lada wyzwaniem.Trudne początki ukraińskich sił zbrojnych wyznaczyły drogęewolucji tej formacji na wiele lat. Skutki widoczne są jeszczedziś. Komplikują one między innymi proces uzawodowieniaukraińskiej armii oraz opóźniają podjęcie niezbędnych reform,które dostosowałyby ją do obecnych potrzeb. Na wojsku odbijająsię również silnie wahania polityki zagranicznej ukraińskichwładz oraz traktowanie polityki obronnej jak zła koniecznego.W tej sytuacji przyszłość sił zbrojnych Ukrainy jest niepewna.Pierwszym dokumentem mówiącym o potrzebie uzawodowieniaukraińskiej armii był prezydencki dekret z 2002 roku,który obligował ministerstwo obrony do podjęcia działań mającychna celu przejście na pełny zaciąg ochotniczy do 2015 roku.Termin ten potwierdzono w programie rozwoju sił zbrojnychUkrainy na lata 2006–2011. Według planów, które podałna początku 2013 roku minister obrony Pawlo Lebiediew, jednakdopiero w tym roku ma się rozpocząć proces odchodzeniaod zaciągu poborowego i do 2017 roku siły zbrojne zostanązmniejszone do 70 tysięcy żołnierzy oraz około 30 tysięcy pracownikówwojska. Ostateczne zakończenie procesu uzawodowieniama nastąpić jednak dopiero w 2025 roku.Przyjęcie tak odległego terminu może oznaczać tymczasowąrezygnację z uzawodowienia sił zbrojnych. Na wyłącznie deklaratywnycharakter prób utworzenia armii zawodowej mogąwskazywać też zmiany procentowego udziału zawodowcóww całym wojsku. Najwyższy współczynnik odnotowanow 2008 roku – 53 procent. Od tego czasu następował powolnyspadek tej liczby. Mimo zmniejszenia się liczebności armii dziśżołnierze kontraktowi stanowią około 50 procent sił zbrojnych.Uzawodowienie powinno być połączone z intensyfikacjąszkolenia, modernizacją uzbrojenia i zapewnieniem odpowiednichwarunków socjalnych dla zawodowych żołnierzy. Ukrainaze względów finansowych nie może sobie jednak pozwolić nazrealizowanie tych planów.Brzemię niezależnościProblemy z uzawodowieniem sił zbrojnych są między innymikonsekwencją sposobu, w jaki Ukraina przechodziła bolesnyokres transformacji ustrojowej po upadku ZSRR. W ciągupierwszych pięciu lat niepodległości zmniejszyła swoje siłyzbrojne o 410 tysięcy żołnierzy oraz zlikwidowała 3,5 tysiącajednostek wojskowych. Proces ten przebiegał jednak z wielomanieprawidłowościami, a konsekwencje ówczesnego chaosui popełnionych błędów odbijały się niekorzystnie na stanieukraińskiej armii w ciągu całej dekady.Podstawowym problemem w latach dziewięćdziesiątych minionegowieku było isniejące wśród ukraińskich wojskowychprzekonanie co do konieczności utrzymania możliwie jak największejliczby sprzętu wojskowego, na który zezwalał „Traktato konwencjonalnych siłach zbrojnych w Europie” (CFE) – międzyinnymi czterech tysięcy czołgów, pięciu tysięcy bojowychwozów opancerzonych oraz ponad tysiąca samolotów bojowych.Brakowało również długookresowej strategii, a podejmowanedziałania i reformy nastawione były raczej na naprawę dostrzeżonychuchybień i nie służyły realizacji szerszej wizji strategicznej.Nadzieja na zmiany w armii ukraińskiej pojawiła się na początkuXXI wieku, kiedy po raz pierwszy w państwowym pro-90NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA


ezpieczeństwo25Samolotytransportowe802535763163 22ŚmigłowcebojoweSamolotybojoweBojowe wozyopancerzoneArtyleriapowyżej 100 mmOkręty wojennegramie rozwoju siłzbrojnych za priorytetuznano budowę mobilnych,dobrze uzbrojonych sił optymalnejwielkości. Oznaczało to, niestety,głównie dalsze zmniejszanie liczebności sił zbrojnychz powodu ograniczania środków finansowych. Bodźcem do jakościowychzmian było jednak zadeklarowanie chęci przystąpieniado sojuszu północnoatlantyckiego. Pierwsze kroki mającena celu dostosowanie ukraińskiej armii do natowskichstandardów zrobiono już w 1998 roku, kiedy w ramachWspólnej Grupy Roboczej do spraw Reformy Obronnej rozpoczętowspółpracę, której rezultatem było przeszkoleniew natowskich centrach kilku tysięcy ukraińskich oficerów.Trzeba też było przebudować wojsko pod względem struktur– zaczęto odchodzić od wzorów radzieckich, żeby stworzyćsystem brygadowy. Wyrazem zmian był udział Ukrainyw operacjach, między innymi w Kosowie i Iraku.Myśl strategicznaW połowie pierwszej dekady XXI wieku można było zauważyćteż pewne postępy w planowaniu strategicznym. Jednymz najważniejszych dokumentów planistycznych dotyczącychmodernizacji armii był wspominany już program rozwojusił zbrojnych Ukrainy na lata 2006–2011. Wyznaczono w nimmiędzy innymi próg minimalnych wydatków na obronę w wysokości2 procent PKB. Tym, co odróżniało ukraińskie ustaleniaod podobnego rozwiązania zastosowanego w Polsce, byłjednak brak umocowania ustawowego, dlatego plany budżetowe,a tym samym większość reform zaproponowanych w programie,zakończyły się fiaskiem. W dobie kryzysu ukraińscypolitycy najchętniej decydowali się na cięcie środków przeznaczonychna obronę. Skutkiem tego był spadek wydatków wojskowychw 2008 roku do poziomu 0,99 procent PKB (2005militarium studiorok – 1,3), a w kolejnych latach do 0,8 procent. Oznaczałoto zmniejszenie budżetu obronnego Ukrainydo 1,6 miliarda dolarów w 2008 roku i 925 milionów w 2009.Na dodatek dokonano zmian w jego strukturze i sztucznie zawyżonowysokość – zwiększono w nim udział środków zesprzedaży mienia i środków trwałych będących w dyspozycjiministerstwa obrony, które zawsze są znacznie niższe niżzaplanowane. Okrojenie budżetu w sytuacji, gdy siły zbrojneliczyły w 2009 roku 150 tysięcy żołnierzy i 50 tysięcy pracownikówwojska, prowadziło do erozji zdolności bojowych armii.U schyłku poprzedniej dekady zaczęły też wyczerpywać sięmożliwości stosowanej od początku lat dziewięćdziesiątychpraktyki „kanibalizacji” sprzętu wojskowego (wykorzystaniaczęści rozebranych maszyn do naprawy innych), co w połączeniuz brakiem środków na modernizację sił zbrojnych powodowałodrastyczne pogorszenie stanu technicznegoukraińskiego uzbrojenia.Kolejnym problemem była coraz słabsza kondycjaprzemysłu obronnego, będącego na Ukrainieistotnym pracodawcą. Sytuacja stała się na tyle poważna,że władze państwowe zostały zmuszone doskupienia uwagi na potrzebach wojska, czego efektembyło zwiększenie budżetu obronnego w 2012 roku do 2 miliardówdolarów (1,1 procent PKB). Dzięki temu między innymizwiększono czterokrotnie wydatki na modernizacjętechniczną. Nie można jednak powiedzieć, że wzrost ten zasadniczopoprawił sytuację sił zbrojnych, tym bardziej żew rzeczywistości armia otrzymała jedynie 90 procent zaplanowanychśrodków. Ukraińskie wojsko wciąż zmaga się z niedofinansowaniem.Ukraina z braku środków pieniężnych niezbędnych do budowynowoczesnej armii ochotniczej dąży przede wszystkim dozmniejszenia swoich sił zbrojnych. Celem tego działania mabyć zachowanie podstawowych zdolności wojskowych kosztemliczebności wojska. Wydaje się to wynikać z racjonalnejoceny możliwości finansowych i przekonania, że lepsze sąmniejsze siły posiadające możliwości działania niż większa armiazdolna jedynie do obrony swoich koszar. Wprowadzaniearmii ochotniczej w takich warunkach mogłoby doprowadzićdo załamania się systemu obrony kraju.Przyszłość armii jest niepewna również z powodu rezygnacjiprezydenta Wiktora Janukowycza ze starań o członkostwoUkrainy w NATO i ogłoszenia mglistej doktryny „pozablokowości”.W ciągu całej ubiegłej dekady proces reformy ukraińskichsił zbrojnych odbywał się ze wsparciem NATO, a celemw dużej mierze było dostosowanie się do natowskich standardów.W obecnej sytuacji pod znakiem zapytania stoi senskontynuowania rozpoczętych już działań. Pojawia się też pytanie:co dalej? Konieczne wydaje się podjęcie przez elity politycznedebaty o interesach i bezpieczeństwie Ukrainy, a następnieprzygotowanie strategii i stworzenie ram finansowychumożliwiających jej konsekwentną realizację. Bez tego marazmw ukraińskich siłach zbrojnych będzie się pogłębiał. •Kamil Sobczyk jest analitykiemw Biurze Bezpieczeństwa Narodowego.Tezy i opinie zawarte w tekściewyrażają poglądy autora i nie sąoficjalnym stanowiskiem BBN.NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA91


wojnyi pokojeII wojna światowaKraitŁódka, której użytodo operacji Jaywick92NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA


| daleki wschód|RAJDmałego wężaWe wrześniu 1943 roku alianccy komandosi dokonaliudanego ataku na port w Singapurze. Podobny rajd jesienią następnego roku zakończyłsię śmiercią wszystkich jego uczestników.Tadeusz WróbeLAustralian War MemorialNUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA93


|wojny i pokoje II wojna światowa|Incydent Double TenthWładze japońskie były przekonane,że sabotaż w singapurskim porciebył dziełem miejscowego ruchuoporu, który utrzymywał kontaktz więzionymi na wyspieEuropejczykami.Japończyków utwierdziło w tym znalezienie 10 października 1943 roku,podczas przeszukania w obozie internowania Changi (na zdjęciu), zestawuradiowego. Tego dnia aresztowano 19 mężczyzn, a do 2 kwietnia 1944roku kolejnych 57. Sprawa przeszła do historii jako incydent „DoubleTenth”. Przez kilka miesięcy wszystkich aresztowanych poddawano przesłuchaniompołączonym z torturami, których nie przeżyło 15 osób. Pozostałeodesłano do Changi. Po wojnie przed sądem wojskowym stanęło 21 członkówtajnej japońskiej policji, którzy znęcali się nad internowanymi. OśmiuJapończyków skazano na śmierć.RAJD m ałego wężaOd 15 lutego 1942 roku nad Singapurem, najpotężniejsząbrytyjską bazą morską na Dalekim Wschodzie,powiewała flaga Imperium Wschodzącego Słońca.Japońscy okupanci czuli się tam bezpiecznie, ponieważwyspa była oddalona o tysiące kilometrów od terenów walkz aliantami. Byli ogromnie zaskoczeni, gdy rankiem 27 września1943 roku wybuchy wstrząsnęły siedmioma jednostkamistojącymi w singapurskim porcie. Japończycy uznali atak zadzieło miejscowego ruchu oporu. Tymczasem magnetyczne minydo kadłubów japońskich jednostek podwiesiło sześciu śmiałków,którzy w trzech składanych kajakach wpłynęli niepostrzeżeniedo portu.Śmiały planWyprawa komandosów nie była łatwa, ponieważ Singapur odAustralii dzieliło kilka tysięcy kilometrów wód kontrolowanychod wiosny 1942 roku przez Japończyków. Brytyjski oficer majorIvan Lyon i australijski cywil William Roy Reynolds byli jednakpewni, że grupa żołnierzy płynąca jednostką miejscowejkonstrukcji ma szanse przedostać się z Indii w rejon PółwyspuMalajskiego, ponieważ im udało się wydostać z obleganegoSingapuru.Ich pomysł zyskał akceptację głównodowodzącego siłamibrytyjskimi na Dalekim Wschodzie generała Archibalda Wavella.Uznał on jednak, że rajd należy przeprowadzić z Australii,ponieważ na południu Oceanu Indyjskiego aktywność floty japońskiejjest mniejsza niż na północy. Wavell wysłał Lyona zeswymi listami polecającymi do wpływowych osób na antypody.Tak zaczęły się przygotowania do operacji „Jaywick”.Rajd na Singapur mieli przeprowadzić komandosi i marynarzez Services Reconnaissance Department, lepiej znanego jakoJednostka Specjalna Z czy Z Force. Utworzono ją w tajemnicyw czerwcu 1942 roku z myślą o prowadzeniu działań wywiadowczychi sabotażowych na terenach okupowanych przez Japończyków.Była zbrojnym ramieniem powstałej w marcu 1942roku specjalnej służby Special Operations Australia, którą w połowietego samego roku włączono do nowo utworzonego AlianckiegoBiura Wywiadu (Allied Intelligence Bureau). Obok Australijczykóww szeregach Z Force znaleźli się też Brytyjczycy,Nowozelandczycy i Portugalczycy z Timoru Wschodniego.Do operacji „Jaywick” wybrano 14 żołnierzy (w tym dziesięciumarynarzy), a dowódcą został jej pomysłodawca majorLyon. W grupie dominowali Australijczycy, ale było też czterechBrytyjczyków. Najstarszy uczestnik operacji miał 43 lata,ale większość żołnierzy biorących w niej udział stanowili dwudziestolatkowie.Pierwsi z nich zaczęli szkolenie w obozie jednostkispecjalnej w Refuge Bay w Nowej Południowej Walii jużna początku września 1942 roku. Wszyscy uczestnicy rajdu naSingapur przeszli też trening w stanie Queensland. Generalnymsprawdzianem była nocna akcja w porcie w Townsville, w którymkomandosom udało się umieścić atrapy min na kadłubach15 jednostek, czym wprawili w konsternację ich ochronę.Jako środek transportu uczestnikom operacji „Jaywick” miałaposłużyć jednostka dumnie nazwana „commando boat”. Faktyczniebyła to sprowadzona z Indii niewielka, 21-metrowa łódźrybacka „Krait” o wyporności kilkudziesięciu ton. Problem stanowiłamała prędkość, z jaką się poruszała – zaledwie 6,5 węzła– co oznaczało, że podróż w jedną stronę będzie trwała ponaddwa tygodnie.48 dni w morzu„Krait” wypłynął z Exmouth 2 września 1943 roku i obrałkurs na cieśninę między indonezyjskimi wyspami Bali i Lombok.Na maszt wciągnięto japońską banderę. Ludzie na pokładziełodzi pomalowali swoje ciała na brązowo, a włosy naczarno. Mundury zamienili na sarongi, czyli spódnice upięte94NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA


wojnyi pokojeSingapurCommando boatLombok StraitŁódka, której użyto do operacji „Jaywick”, została zbudowanaw 1934 roku jako japoński statek „Kofuku Maru”. 11 grudnia1941 roku w Singapurze przejęli ją jednak Brytyjczycy. Dowodzonaprzez Williama Roya Reynoldsa jednostka była używana do ewakuacjiuciekinierów z Malajów. Gdy poddanie się singapurskiej twierdzy stałosię kwestią czasu, Reynolds wywiózł stamtąd blisko 1,9 tysiącaosób. Imię „Krait”, wywodzące się od gatunku małego jadowitegoazjatyckiego węża, nadano łodzi później.ExmouthDarwinNajstarszy uczestnik operacji Jaywick miał 43 lata,ale większość żołnierzy biorących w niej udziałstanowili dwudziestolatkowie.Carinsz jednego płata tkaniny. Z daleka mogli wyglądać jak miejscowirybacy. By kamuflaż był skuteczny, postarano się, aby„Krait” został wyposażony w jak najwięcej oryginalnych japońskichprzedmiotów – od okularów, poprzez garnki, poszczoteczki do zębów.Te zabiegi na niewiele jednak by się zdały, gdyby kapitan jakiegośjapońskiego patrolowca okazał się bardziej dociekliwy– żaden z uczestników operacji nie znał bowiem lokalnych języków.Dlatego załoga robiła wszystko, by nie zwracać na siebieuwagi.19 września 1943 roku „Krait” pojawił się w pobliżu Singapuru.Sześć osób z trzema kajakami, minami magnetycznymii zapasami przepłynęło z niego na wyspę Panjang. Do samoobronykażdy z komandosów miał rewolwer ze 100 nabojami,nóż i gumową pałkę. Dostali też pastylki z cyjankiem, które mogliużyć w razie ostateczności. Zespół uderzeniowy dostał12 dni na przedostanie się do portu i zatopienie jak największejliczby wrogich statków. „Krait” pod dowództwem porucznikaHuberta Edwarda Carse’a oddalił się w kierunku Borneo.Komandosi w wyładowanych po brzegi kajakach zaczęliprzemieszczać się w kierunku portu. Pierwszą, nieudaną próbęataku podjęli w nocy z 24 na 25 września z wyspy Dongas. Ichnowym obozowiskiem była wysepka Subar. Kolejna okazja naprzeprowadzenie sabotażu nadarzyła się w nocy z 26 na27 września 1943 roku, czyli w ostatnim terminie, kiedy mogliwykonać zadanie i zdążyć na spotkanie z „Kraitem”.Trzy dwuosobowe kajaki przeciążone minami przeniknęły doportu i skierowały się ku wybranym wrogim statkom. Lossprzyjał aliantom. Żaden Japończyk nie wypatrzył ich i niewszczął alarmu. Komandosi przyczepili miny do kadłubówsiedmiu statków i niezauważeni odpłynęli.Rankiem 27 września 1943 roku singapurskim portemwstrząsnęły potężne eksplozje i prawdopodobnie zostało zamilitariumstudiotopionych sześć statków. Komandosi przeczekali na wysepkachBatam i Dongas japońskie poszukiwania sabotażystów,a potem popłynęli w kierunku wyspy Pompong na spotkaniez „Kraitem”.Gdy wszyscy uczestnicy rajdu na port znaleźli się na pokładzie,łódź ruszyła w drogę powrotną, ku wybrzeżom Australii.Alianccy wojskowi zachowywali czujność, ponieważ sądzili, żepo sabotażu w Singapurze Japończycy staną się bardziej podejrzliwi.Ci jednak nie przypuszczali, że statki zatopili komandosi,którzy przybyli aż z Australii. Posądzali o to Malajów i stanowiącychwiększość mieszkańców wyspy Chińczyków. „Krait”przepłynął cieśninę Lombok i zawinął do Exmouth 19 października1943 roku. Rejs, podczas którego pokonał 5000 milmorskich, trwał 48 dni, w tym 33 po wodach kontrolowanychprzez wroga.Tragiczna powtórkaSprawę singapurskiego rajdu alianci zachowali w ścisłej tajemnicy,a rozochoceni sukcesem operacji „Jaywick” członkowieJednostki Specjalnej Z postanowili przeprowadzić kolejnytaki atak. Tym razem zrezygnowano jednak z ryzykownego rejsurybacką łodzią z Australii. Według nowej koncepcji, komandosówmiał dostarczyć w pobliże Singapuru okręt podwodny.Mieli oni opanować jakąś jednostkę rybacką. Komandosi dostaliteż nowy sprzęt –„sleeping beauty”, czyli jednoosobowe motorowepodwodne kanoe. Zanurzały się one na głębokość15 metrów i miały zasięg 40 mil morskich.Operacja „Rimau” rozpoczęła się 11 września 1944 roku, gdybazę morską Garden Island koło Perthu opuścił brytyjski okrętpodwodny HMS „Porpoise”, który zabrał 23 komandosów.Wśród nich było sześciu weteranów operacji „Jaywick” – awansowanyna podpułkownika Lyon, komandor porucznik DavidDavidson, kapitan Robert Page oraz marynarze Walter Falls,NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA95


|wojny i pokoje II wojna światowa|Frederick Marsh i Andrew Huston. Osiemnastu uczestników byłoAustralijczykami – 14 z wojsk lądowych i czterech z rezerwymarynarki wojennej.28 września 1944 roku indonezyjski statek „Mustika” zostałzatrzymany przez okręt podwodny. Dziewięcioosobową załogę„Mustiki” zabrano na pokład „Porpoise” i przetransportowanopóźniej do Fremantle w Australii. Na statek zaś przeniesiono zapasyi pojazdy komandosów. Ustalili oni z podwodniakami, żeci przybędą po nich w nocy z 7 na 8 listopada 1944 roku w rejonwyspy Merapas, na której zamierzali utworzyć główną bazę.Umówili się również, że gdyby nie udało im się skontaktowaćw tym terminie, druga próba nastąpi do 8 grudnia 1944 roku.Plan miał jeden słaby punkt – „Mustika” była żaglowcem. Donieszczęścia doszło 10 października 1944 roku, gdy komandosibyli blisko celu wyprawy. Wtedy do statku zbliżyła się japońskałódź patrolowa. Niestety komuś z „Mustiki” puściły nerwyi otworzył ogień. Co prawda zastrzelono trzech lub czterechczłonków japońskiej załogi, ale co najmniej jeden uciekł i wrógdowiedział się o obecności komandosów.W tej sytuacji musieli oni zniszczyć żaglowiec z większościązapasów i sprzętu. Lyon postanowił podzielić swych ludzi nacztery grupy. Kanoe z komandosami zaczęły płynąć do punktuspotkania z okrętem podwodnym. Prawdopodobnie jedna z tychgrup zaatakowała singapurski port – w nocy 10 października1944 roku miała tam miejsce eksplozja, która zniszczyła trzyjednostki.O tym, że uczestnicy operacji „Rimau” mogą mieć kłopoty,bardzo szybko dowiedziano się w Australii z przejętej przez wywiadjapońskiej korespondencji radiowej. Natychmiastowa akcjaratownicza mogłaby jednak zdradzić Japończykom, że aliancizłamali ich tajne kody. Dlatego zapadła decyzja o zachowaniudotychczasowych terminów ewakuacji.Tymczasem sytuacja komandosów z dnia na dzień była corazgorsza. 16 października 1944 roku co najmniej trzy grupy spotkałysię na wysepce Soreh koło wyspy Mapur. Tam doszło dopierwszego starcia komandosów z japońskim patrolem. Zginęliwtedy Lyon i porucznik Robert Ross, a dwaj inni żołnierze zostaliranni. Komandor porucznik Davidson i kapral ArchibaldCampbell popełnili samobójstwo na wysepce Tapai, kiedy18 października dopadli ich Japończycy. Ci zaś 4 listopada1944 roku wykryli też obozowisko komandosów na Merapasi w walce zginęło dwóch aliantów.Siedemnastu pozostających przy życiu uczestników rajdu podzieliłosię na dwie grupy i ruszyło na inne wyspy. Jedna grupapojawiła się w nocy 7 listopada w umówionym miejscu spotkania,ale mający ich ewakuować HMS „Tantalus” nie przybył.Obecni na jego pokładzie członkowie Z Force, gdy na Merapasdotarli w nocy 22 listopada 1944 roku, stwierdzili, że obozowiskokomandosów zostało w pośpiechu porzucone. Tymczasemci, którzy przeżyli starcie z Japończykami, próbowali uciekać napołudnie, przedostając się z wyspy na wyspę. Dwóm z nich udałosię dotrzeć aż na Timor, ale zostali schwytani, jednego złapanona Borneo i przewieziono na Jawę, żeby poddawać różnymeksperymentom medycznym, trzej utonęli, jedenastu trafiło dowięzienia w Singapurze – spośród nich jeden zmarł na malarię,pozostałych 3 lipca 1945 roku japoński sąd wojskowy skazał nakarę śmierci i cztery dni później ich ścięto. Losy i miejscawiecznego spoczynku uczestników operacji „Rimau” ustalanoprzez kilkadziesiąt lat. I nadal nie ma pełnej wiedzy o niektórychz komandosów. •Wspomnienia z dziesięciu dnipowstania warszawskiego spisanepo wojnie przez HannęDąbrowską96NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA


wojnyi pokoje| Z Albumu rodzinnego|Opaska powstańcza „Kai”i jej opaska sanitariuszkiz czerwonym krzyżemPlakietka rozpoznawcza z wyrytym pseudonimem„Kaja”, pełniąca w czasie powstania funkcjęnieśmiertelnika, na rewersie napis „1944”Sanitariuszka KajaPamiątki Hanny Dąbrowskiej, która brała udziałw powstaniu warszawskim.Hanna Dąbrowska „Kaja” w czasie okupacjinależała do Wojskowej Służby Kobiet ObwoduIV „Grzymała” WarszawskiegoOkręgu Armii Krajowej na Ochocie. Była instruktorkąszkolącą przyszłe sanitariuszki, a potem patrolową,czyli osobą odpowiedzialną za patrol sanitarnyzłożony z czterech noszowych i łączniczki.27 lipca 1944 roku w oddziale kobiecym zarządzonoalarm. Rano 1 sierpnia „Kaja” zostaławezwana razem z sanitariuszkami do punktuzbornego na ulicy Niemcewicza, gdzie miałyspotkać się ze swoim oddziałem. Zabrały biało-czerwoneopaski, dwie pary noszy oraztorbę z opatrunkami i lekami. O godzinie17.00 usłyszały strzały, widziały też niemieckiepatrole, ale ich oddział się niestawił. Ulicę zajęli Niemcy. 2 sierpniarankiem patrol „Kai” wydostał się zesklepu, gdzie się ukrył, i dziewczynyprzebiegły przez ulicę Grójecką.Przyłączyły się dooddziału podporucznikaAndrzeja Chyczewskiego„Gustawa”. Rozpoczęte1 sierpnia natarcie zdziesiątkowałoatakujących. Rozproszone oddziały przedostałysię do lasów chojnowskich i sękocińskich. Pozostalina Ochocie powstańcy utworzyli dwa punktyoporu: reduty Kaliską i Wawelską. W tym czasie„Kaja” kwaterowała na tej samej ulicy u znajomychi razem z sanitariuszkami pomagała rannymżołnierzom oraz cywilom. Czuwała między innymiprzy rannym odłamkami pocisku pisarzu JuliuszuKaden-Bandrowskim, który zmarł 8 sierpnia.Kiedy sytuacja na Ochocie stała się beznadziejna,ocalałe oddziały AK wyszły do okolicznych lasówlub ewakuowały się kanałami. Patrolowi „Kai”nie udało się jednak przedostać do Śródmieścia.Dziewczyny trafiły do niemieckiej niewoli i wysłanoje do obozu przejściowego w Pruszkowie. HannaDąbrowska znalazła się w transporcie do Oświęcimia.Na dworcu w Skierniewicach dzięki pomocyruchu oporu udało się jej uciec z pociągu.Przez kilka kolejnych tygodni na tym dworcu pomagałaosobom z warszawskich transportów wiezionymna roboty do Niemiec lub do obozów. Napoczątku września wróciła do Pruszkowa, gdzieudało się jej spotkać z mężem i synem. •Opracowanie: Anna DąbrowskaJeżeli chcecie podzielić się swoimi pamiątkami z innymi czytelnikami, zachęcamy do przyłączenia siędo naszej akcji. Zdjęcia prosimy przysyłać na adres polska-zbrojna@zbrojni.pl z tytułem e-maila „Album”.W wiadomości prosimy zawrzeć podpis pod ilustrację i zgodę na publikację fotografii.NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA97


|wojny i pokoje II wojna światowa|98NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA


wojnyi pokojeBagnoWłasowaNa początku wojny ojczyźnianej byłbohaterem narodowym, a pod koniec – symbolem zdrady.Dlaczego jeden z generałów rosyjskich przeszedł na stronę wroga?Piotr KorczyńskiPo pierwszym znaczącym sukcesie ArmiiCzerwonej pod Moskwą w końcu 1941roku Stalin uwierzył, że jego wojska sąjuż zdolne do zadania śmiertelnego ciosuWehrmachtowi. Potężne uderzenie miało pójść napółnoc, aby odblokować Leningrad. Należące doFrontu Wołochowskiego 2 Armia Uderzeniowawraz z 54 Armią w lutym 1942 roku otrzymały zadaniezniszczenia 1 Korpusu Armijnego należącegodo Grupy Armii Północ, która odcięła od świataLeningrad i skazała jego mieszkańców naśmierć głodową. Obie armie sowieckie miałyatakować Niemców, idąc w swoją stronę z przeciwnychkierunków, aby spotkać się w Lubaniui później razem uderzyć w kierunku zablokowanegoLeningradu. Rozpoczęły się zaciętewalki w odludnych, pozbawionych dróg,a nawet ścieżek leśnych bagnach.Lubańska butelkaNa początku marca Sowietom udało sięprzebić pod Lubań. Front 2 Armii Uderzeniowejrozciągnął się na 200 kilometrów. W efekcieciągłego parcia do przodu bez zwracaniauwagi na skrzydła powstała tak zwana lubańskabutelka – obszar 3000 kilometrów z wąską„szyjką” w miejscu przerwania frontu, czyliczterokilometrowym korytarzem ciągnącymsię od wsi Miasnoj Bor do wsi Kriczno. Niemcyprzenieśli w stronę podstawy „szyjki” nowesiły i rozpoczęły się boje o skrawek bagna.Do 14 marca Rosjanom udało się nieznacznierozszerzyć „szyjkę” przez zajęcie Krasnej Gorki,ale był to już ostatni sukces 2 Armii Uderzeniowej.Następnego dnia Niemcy rozpoczęli operację„Raubtier”. Zmasowanym uderzeniem ze wsparciemlotnictwa bombardującego zamknęli „szyjkębutelki”, odcinając linie komunikacyjne 2 Armii.Odtąd zamkniętym w kotle żołnierzom zaopatrzeniemogły dostarczać jedynie dwupłatowe Po-2.Wściekły na tę sytuację Stalin rozkazał dowódcyFrontu Wołochowskiego generałowi KirylleMierieckowowi natychmiast przerwać linię frontu.Rozpoczęła się zażarta walka o ponowne otwarciekorytarza. Rosjanie rzucili do boju kilka dywizjistrzeleckich, brygadę pancerną i wiele mniejszychjednostek. Do 2 kwietnia udało się uchylić „szyjkę”,która teraz była wąskim paskiem lesistego bagna.Tędy jedynie nocą mogły się przekraść nieliczneoddziały z zaopatrzeniem i wsparciem.O korytarz trwały nieprzerwane walki, co powodowało,że przejście wciąż się zwężało lub nieznacznierozszerzało od kilku kilometrów do kilkusetmetrów. Na ironię zakrawało to, że te zażarte bojeprowadzone były o teren, na którym nie było żadnychdróg, mostów, większych miejscowości, niemówiąc o jakichś obiektach strategicznych.Tymczasem na skutek odwilży i ulewnych deszczyw tamtejszych rzekach oraz strumieniach wezbraławoda i okoliczne tereny zmieniły się w jednowielkie bagno. Błoto i woda zmyły okopy, ziemiankii, co gorsza, jedyną drogę zaopatrzenia dlaNUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA99


|wojny i pokoje II wojna światowa|2 Armii. Transport samochodowy był już niemożliwy. Żołnierzomdostarczano jedynie amunicję karabinową i pociski domoździerzy. Całą artylerię wycofano na tyły. Czerwonoarmiściz zalanych ziemianek przenieśli się do szałasów i schronów budowanychz bierwion. Wraz z przyjściem cieplejszych dniprzyroda gwałtownie ożyła. Pojawiły się miliony komarów,much i wszy, które przyniosły epidemię tyfusu.W wyniku głodu, chorób i nieustannych ostrzałów ze stronyNiemców w 2 Armii śmierć zaczęła się szerzyć na taką skalę,że zaniepokoiło to Stawkę, czyli kierownictwo najwyższegonaczelnego dowództwa. Stalin jeszcze w marcu postanowił odwołaćdowódcę Frontu Wołochowskiego i zaproponował to stanowiskomarszałkowi Klimentowi Woroszyłowi. Ten jednakzdawał sobie sprawę z beznadziejności sytuacji i wymówił sięstwierdzeniem, że „boi się zawalić tę sprawę”. Wówczas dyktatorzachował generała Kiriłła Mierieckowa na stanowisku dowódcyfrontu, ale na jego zastępcę wyznaczył oficera, którywsławił się zwycięstwami pod Moskwą zimą 1941 roku, generaładywizji Andrieja Andriejewicza Własowa.Choroby dziesiątkowały żołnierzy2 Armii Uderzeniowej.Błyskotliwa karieraPochodzący z biednej chłopskiej rodziny Andriej Własowdzięki rewolucji został zawodowym wojskowym. Zaczynał odwalk z Denikinem i Wranglem na Ukrainie. Następnie przeszedłkolejne szczeble dowódcze, aż znalazł się w Moskwie jakowykładowca taktyki na uczelni wojskowej. Przed wielkączystką kadry oficerskiej w latach trzydziestych ocalił go pobytw Chinach w charakterze doradcy wojskowego.Błoto i woda zmyły okopy i zalałyTalent strategiczny i organizacyjny Własow pierwszy razw pełni objawił w wojnie z Finami, gdy dowodził 99 DywizjąStrzelecką. Po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej otrzymałdowództwo 37 Armii i stanowisko głównodowodzącego twierdząKijów. Z powierzonego rejonu wycofał się jako jedenz ostatnich. W czasie bitwy o Moskwę, 10 listopada 1941 roku,stanął na czele 20 Armii Uderzeniowej.Dzięki dowodzeniu Własowa Armia Czerwona odniosłapierwszy większy sukces w tej wojnie – odbiła Sołniecznogorskna północny zachód od Moskwy i tym samym odepchnęłaNiemców od stolicy imperium. Nowe stanowisko generał objąłw drugiej połowie marca 1942 roku i już dwudziestego tegomiesiąca Mierieckow wysłał go na inspekcję 2 Armii Uderzeniowej.Jednocześnie dowódca tejże armii, generał NikołajKłykow, zaczął wysyłać do sztabu frontu monity, że jest choryi niezdolny do dalszego dowodzenia. Odwołano go w efekcieze stanowiska i wysłano samolotem na tyły. Oficerowie wykrwawionejoraz wyniszczonej chorobami i głodem armii zaproponowali,aby ich nowym dowódcą został Własow, na co radawojenna frontu przystała bez wahania. W ten sposób generałstanął na czele armii, która nie była już zdolna do dalszej walki.Ostatni akt dramatuJedynym wyjściem był w tej sytuacji natychmiastowy odwrótistniejących jeszcze jednostek armii, ale Stalin nawet niechciał o tym słyszeć. W kotle włochowskim pozostawało ponad62 tysiące ludzi. Dopiero 13 maja, wobec coraz bardziej rozpaczliwychraportów o sytuacji nad Wołochowem, armia otrzymałarozkaz przerwania działań ofensywnych i przejścia doobrony. I nie chodziło wcale o natychmiastowe wyjście z okrążenia,lecz o stworzenie dogodnej do obrony rubieży, a następnieprzegrupowanie, by wyjść naprzeciw 59 Armii i zniszczyćwojska niemieckie w rejonie Spasskaja Polist.Poszczególnym jednostkom 2 Armii pozwolono 22 majazejść ze swoich stanowisk i przemieścić się w rejon NowajaKieriesti, a Własowowi zaproponowano wywiezienie z kotłaspecjalnie przysłanym samolotem. Generał kategorycznie odmówił– stwierdził, że pozostanie ze swoimi żołnierzami na dobrei złe. Niemcy zauważyli ruchy przeciwnika i pokryli wycofującesię oddziały gęstym ogniem. W tej sytuacji do 31 majaz kotła udało się wyrwać jedynie dwóm dywizjom strzeleckimarmii. Nie powiodła się też próba przerwania okrążenia z zewnątrz– idące na pomoc 2 Armii dywizje Armii Czerwonejzostały zdziesiątkowane i odepchnięte przez Niemców.Rozpoczął się ostatni akt dramatu nad Wołochowem.22 czerwca jakimś cudem udało się czerwonoarmistom jeszczeraz otworzyć korytarz i z kotła wyrwało się siedem tysięcy ludzi,z czego sześć tysięcy było rannych. Następnego dniaNiemcy jednak odzyskali kontrolę nad tym terenem. WówczasWłasow podjął decyzję, aby jeszcze raz spróbować rozerwaćokrążenie. 24 maja o godzinie 23.00 Rosjanie rozpoczęli natarciena jego północnym odcinku. Niemcy odparli ten atak.100NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA


wojnyi pokojeGenerała dywizji Andrieja Andriejewicza Własowa Stalin bardzowysoko cenił i uważał za dobrego fachowca. Ten zaś zrobiłw Armii Czerwonej błyskotliwą karierę.drogę zaopatrzenia dla 2 Armii2 Armia Uderzeniowa została całkowicie rozczłonkowana,a sztab utracił ostatecznie możliwość dowodzenia. Rosjanomudało się jednak zdobyć i utrzymać wąski, niespełna czterokilometrowykorytarz, przez który trzeba było się czołgać podogniem nieprzyjacielskim. Do 29 czerwca przez wąski przesmykzdołało się wyrwać kilka tysięcy żołnierzy, ale to byłjuż koniec 2 Armii Uderzeniowej, która została zniszczonaw walce o nic nieznaczące punkty na rozległych bagnach deltyWołochowa. Niemcy obwieścili zwycięstwo. Oszacowalistraty przeciwnika na ponad 43 tysiące zabitych i ponad32 tysiące wziętych do niewoli.Tropienie generałaTymczasem w Moskwie niecierpliwie oczekiwano na wiadomośćo wydostaniu się Własowa z okrążenia. Stalin rozkazałzrzucić na tyły niemieckich pozycji kilka grup spadochronowychw celu odnalezienia generała. Podobny rozkaz otrzymałyoperujące w tym rejonie oddziały partyzanckie, które po dotarciudo Własowa miały natychmiast wezwać samolot, by przetransportowałgo do stolicy.Tropienie Własowa rozpoczęli również Niemcy. Nad miejscowościamileżącymi na obszarze kotła wołochowskiegorozrzucali z samolotów ulotki z portretem generała i obietnicądużej nagrody za wskazanie jego kryjówki. Kilkakrotniezdarzyły się fałszywe alarmy, gdy okoliczni chłopi wzywaliżołnierzy niemieckich do zwłok czerwonoarmistów z wygląduprzypominających Własowa. 12 lipca do sztabu XXXVIIIKorpusu Armijnego stacjonującego w okolicach Nowgorodudotarła depesza, że dzień wcześniej w miejscowości Jam-Teserowartownik niemiecki zastrzelił generała Własowa. Abyzweryfikować tę informację, na miejsce wysłano oficeraAbwehry, kapitana von Schwerdtnera. Kiedy kapitan przejeżdżałprzez wieś Tuchowież, jej sołtys zameldował mu, żew jego stodole ukrywa się wysoki rangą oficer sowiecki wrazz kobietą. Schwerdtner tak był zaabsorbowany zadaniemzidentyfikowania zwłok Własowa, że zignorował tę informacjęi rozkazał ruszać dalej. Na miejscu okazało się, że odnalezionozwłoki szefa sztabu Własowa, którego generał przykryłwłasnym płaszczem.Gdy kolumna niemiecka wracała tą samą drogą, sołtys Tuchowieżyponownie poinformował kapitana o ukrywającymsię oficerze. Tym razem Niemcy otoczyli wskazany budyneki otworzyli wrota. Przed Schwerdtnerem z trudem stanął wycieńczonywysoki mężczyzna ubrany w zniszczony munduroficera Armii Czerwonej i poprosił cicho: „Nie strzelajcie. Jestemgenerał Własow”. Kobietą mu towarzyszącą okazała sięMaria Woronowa, kucharka instruktorka zaopatrzenia. Generałmiał przy sobie dokumenty, których nie zniszczył po rozbiciujego armii i które ostatecznie potwierdziły jego tożsamość.Własowa przewieziono do kwatery generała FritzaLindemanna. Ze sztabu 18 Armii jeńca przetransportowanodo Twierdzy Boyen w Giżycku, a 20 lipca 1942 roku ostatecznieosadzono w Winnicy – w obozie jenieckim dla generałówi oficerów sztabu generalnego Armii Czerwonej.Rosjanie poszukiwali Własowa do 20 lipca, kiedy to samolotyLuftwaffe zaczęły zrzucać na pozycje czerwonoarmistówulotki ze zdjęciem wziętego do niewoli generała i zachętą, bybrali z niego przykład. Stalin jeszcze nie wiedział, jak Własowzachowa się w niewoli (chociaż już samo wzięcie żywcemprzez wroga według dyrektyw Stawki dyskwalifikowało go jakooficera Armii Czerwonej i zapewniało oddanie pod sąd podzarzutem zdrady po ewentualnym odzyskaniu wolności).Od razu zaczęto obarczać go odpowiedzialnością za klęskęnad Wołochowem. Twierdzono, że generał sabotował rozkazynaczelnego dowództwa, co doprowadziło do wysokich strat2 Armii Uderzeniowej, a w końcu oddał się do niewoli wrazz żołnierzami! Później zaczęto go oskarżać o załamanie całejoperacji strategicznej, w wyniku czego opóźniło się odblokowanieLeningradu…Dla samego Własowa rozpoczął się nowy, równie dramatyczny,okres w życiu. Można stwierdzić z całą pewnością, żejego dalsze poczynania, między innymi zgoda na tworzenieformacji wojskowych u boku Wehrmachtu (Rosyjska ArmiaWyzwoleńcza, ROA), podpisanie tak zwanej deklaracji smoleńskiej,która wzywała naród rosyjski do wystąpienia przeciwkobolszewizmowi i Stalinowi, czy stanięcie na czele KomitetuWyzwolenia Narodów Rosji pod koniec wojny, miały swojepreludium na bagnach wołochowskich.•NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA101


| wojny i pokoje z przedwojennej polski zbrojnej|narodowe archiwum cyfroweLekarstwo w górachTrzeba, abyśmy sprawę uzdrowisk we własnym, łatwo zrozumiałym interesiewzięli gorąco do serca i poparli ją czynnie.Anna DąbrowskaPrzyroda najlepszym bywa lekarzem.Na zdrowie wspanialewpływa oddychanie przeczystympowietrzem gór, karmienie się pięknem,co z ich szczytów spływa i podnosi naduchu lub też kojenie nerwów poszumemfal Bałtyku”, pisał poetycko na łamach„Polski Zbrojnej” major CzesławŚliwiński 12 września 1928 roku.Oficer dodał, że teraz każda liczniejszaorganizacja pracuje nad zapewnieniemswoim członkom wypoczynkuz dala od miasta, ale na razie jeszcze nicnie zrobiono w tym kierunku. „Powinnosię umożliwić im ucieczkę w okresie letnimz ziejących gruźlicą murów miejskich”,stwierdzał. I dodawał, że dotychczasdorywczo organizowane były tylkotak zwane letniska. „Nie dawały one jednak,prócz świeżego powietrza, wygódi udogodnień, jakich kulturalny człowiekma prawo żądać w krótkim okresie wypoczynkowympo ciężkiej pracy w biurzeczy w linii”, uważał.Niestety, jak tłumaczył w kolejnymnumerze wojskowej gazety kapitan SławomirMałecki, wyjazd do jakiejkolwiekmiejscowości wypoczynkowej,chociażby podmiejskiej, pociąga za sobąkoszty wykraczające poza możliwościfinansowe oficera. W rezultacie więcwojskowi w większości wypadków latospędzają wraz z rodziną w garnizonie.„Taki stan rzeczy wpływa ujemnie na ichstan zdrowia, a wypoczynek, jaki ma daćurlop, stawia pod znakiem zapytania”.MPitavalPrawie na każdej przepustce szeregowy uczestniczyłw napadach i kradzieżach.Władysław Łukomski był właściwiedobrym człowiekiem.Miał jednak jedną słabą stronę,która go zgubiła. Lubił za wszelkącenę imponować, chciał być lubiany.Kiedy został szeregowym, starał się jakmógł, aby być popularny wśród kole-Rudy Janekgów. Niestety nie umiał dogadać się z innymiżołnierzami.W jedną z niedziel, kiedy topił smutkiw kuflu piwa, przysiadł się do niegoTomasz Zieliński, znany herszt bandyzłodziejaszków. Panowie wdali sięw rozmowę i Zieliński zaproponowałszeregowemu udział w napadzie nasklep bławatny. Kiedy następnego dniawieczorem mężczyźni spotkali się na tyłachsklepu, Łukomski, chcąc zaimponowaćnowym kolegom, sam wywarzyłdrzwi i ukradł ze środka całodziennyutarg. Na bandzie zrobiło to takie wrażenie,że przyjęła go w swoje szeregi.Od tego czasu na prawie każdej przepustceszeregowy uczestniczył w napadachi kradzieżach. W końcu zdezerterowałz armii i na stałe przystał do bandyjako „Rudy Janek”. Przez następnekilka miesięcy razem z Zielińskim siali102NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA


wojnyi pokoje<strong>Ministerstwo</strong> Spraw Wojskowych znalazłojednak rozwiązanie. Dzięki pomysłowigenerała Stanisława Roupperta,szefa Departamentu Sanitarnego, miałypowstać w uzdrowiskach domy wypoczynkowedla oficerów. Dziennikarz„Polski Zbrojnej” informował, że inicjatywagenerała została przychylnie przyjętaprzez zwierzchników, a sprawą żywozainteresował się też marszałek JózefPiłsudski.Wojskowa rodzina„Idea zmierza w kierunku wybudowaniaszeregu domów wypoczynkowych,gdzieby oficerowie spędzali urlopyi okresy rekonwalescencji i które zabezpieczałybyzdrowie i wypoczyneknaszej rodzinie wojskowej”, pisał kapitanMałecki.Żeby jednak plan się powiódł, koniecznebyło zainteresowanie ideą szerszychrzesz oficerów, bo bez ich współdziałaniadomy wypoczynkowe nie miałyszansy powstać. „Nawet gdyby zbudowałaje ofiarność filantropów i nam jepodarowała, byłby to piękny gest, ale niezgodziłby się z dumą oficerską i nie byłbytym, czym będzie dzieło, które samisobie wystawimy”. Dzięki wspólnemuwysiłkowi miał najpierw stanąć dom dlaoficerów w Zakopanem. „Mam nadzieję,że w niedalekiej przyszłości oficer i jegorodzina będą mogli spędzać okres letnichwakacji w warunkach, jakich od życiama prawo żądać człowiek kulturalny”,podsumował major Śliwiński.Podoficerskie uzdrowiskoSzybko oficerom pozazdrościły niższeszarże i już 15 września czytamy na łamachdziennika o zorganizowaniu akcjibudowy domów wypoczynkowych dlapodoficerów. „Ogół podoficerski osobowodużo liczniejszy jest od korpusu oficerskiego,a w skutek stosunków mieszkaniowychdużo mocniej narażony nachoroby płucne”, stwierdzał starszy sierżantWojciech Kowalczyk z 7 Pułku PiechotyLegionów. Dlatego, jak dodawał,tak ważne jest, aby powstały domy wypoczynkowedla podoficerów nad morzemi w miejscowościach klimatycznych,jak Zakopane czy Rabka.Jego zdaniem, najlepszym sposobemzebrania na ten cel funduszy byłobyopodatkowanie się każdego podoficerana rzecz budowy uzdrowiska w Zakopanemkwotą jednego złotego od poborówmiesięcznie. „Sprawę tę uważamza nie cierpiącą zwłoki tym bardziej, żewiąże się ona pośrednio z zagadnieniemwartości moralnych podoficera,choćby w myśl starej, ale słusznej zasady,że w zdrowym ciele zdrowy duch”,pisał podoficer. Następnego dnia poparłgo starszy sierżant Julian Kubielas:„Myśl budowy uzdrowisk dla podoficerówuważam za godną najwyższego poparcia”,stwierdził.Uważał on, że podjęcie tak wzniosłeji pożytecznej akcji byłoby jeszcze jednymprzejawem solidarności korpusu.Jego zdaniem, ponieważ podoficerowiezawodowi już nieraz wykazali wielkąofiarność na cele państwowe, humanitarneczy społeczne, winni również okazaćnie mniejsze zrozumienie dla sprawybezpośrednio ich dotyczącej: „Zostawmypotomnym owoc godny naszegozbiorowego wysiłku – uzdrowisko dlachorych kolegów – i dajmy tym jeszczejeden dowód naszej solidarnej współpracyi społecznej dojrzałości. Zdrowa myśli silna wola 30-tysięcznego korpusu podoficerówmusi zwyciężyć”.•<strong>Polska</strong> <strong>Zbrojna</strong>3 września 1929rokuKapitanZygmuntJastrzębiec:Przysposobienie wojskowenie ogarnia jeszcze całegonarodu, chociaż mamy jużdość liczne szeregi młodzieżyumiejącej sprawnie władać bronią.Mamy już nawet instruktorów spośródszeregów przysposobienia wojskowego.Jednak władanie bagnetem, rzutgranatem i dobry strzał nie rozwiązujejeszcze całkowicie problemu przygotowaniarezerw na wypadek wojny. Musimyjeszcze młodzież naszą nauczyćo nowoczesnej wojnie chemiczneji pouczyć ją, jak tego niebezpieczeństwauniknąć. Musimykoniecznie zapoznać ją z walkąi obroną gazową.Ogłoszenie retro, 1929 rok:postrach w podwarszawskich miejscowościach.„Wczorajszej nocy nieuchwytny Zielińskiprzypomniał się policji nowymikrwawymi czynami. Wspólnie z osławionym«Rudym Jankiem» napadł międzyGrójcem a Tarczynem włościaninaWładysława Feliksiaka i po zrabowaniumu 70 złotych ciężko postrzelił gow brzuch”, donosiła pod koniec września1934 roku „<strong>Polska</strong> <strong>Zbrojna</strong>”.Obrabowali też pod Tarczynem SzlomęBrowera z Przytyku, zabierając mu120 złotych i raniąc nożem w okoliceobojczyka. „Po dokonaniu tych dwóchnapadów bandyci wskoczyli w biegu dopociągu kolejki grójeckiej przy stacjiGłosków”, podawała gazeta. W pociągurozpoznali ich jadący tym samym wagonempolicjanci, doszło do starcia.Rano zarządzono tam ogromną obławę,prowadzoną przez inspektora JulianaTomanowskiego. Około trzynastej wewsi Łazy w gminie falenickiej pokazałsię jeden z bandytów, podobno „Rudy Janek”.Na widok zbliżającego się policjantaPiotra Grabowskiego zasypał gokulami, raniąc w ramię, i zbiegł.Około dziewiętnastej akcja pościgowauwieńczona została sukcesem. „We wsiCzarny Las trzech stróżów prawa natknęłosię na podejrzanego mężczyznę,który, widząc ich, zaczął uciekać. Jedenz policjantów dosiadł na oklep wioskowegokonia i po krótkim pościgu ująłuciekającego”, donosił dziennik.Aresztowanym okazał się WładysławŁukomski, czyli osławiony „RudyJanek”, niebezpieczny opryszek i głównywspólnik Zielińskiego. Sąd skazałżołnierza na wydalenie z wojska i dziesięćlat ciężkich robót.•NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA103


horyzontyPowrótdo przeszłościfranciszek grzywacz104NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA


| spacer po legnicy|W poszukiwaniuMałej MoskwyTa historia zaczyna się na dworcu kolejowym,a kończy na położonym nieopodal cmentarzu.Małgorzata SchwarzgruberNUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA105


| horyzonty Powrót do przeszłości|W poszukiwaniuMałej Moskwy106Orkiestra Centralnego Ośrodka SzkoleniaWojsk Łączności zagrała „Katiuszę”i „Pierwszą Brygadę”. Na peronieczwartym po raz ostatni padła komenda„po wagonam”. Był 16 września 1993 roku,godzina 21.32. Do salonki wsiadł generał WładimirBrezgun. Pociąg ruszył. Po 48 latach Legnicęopuścili ostatni radzieccy żołnierze.Zakończył się pewien etap w życiu miasta. Zrobiłosię ciszej i puściej. Ucichł stukot butów żołnierzymaszerujących ulicami, przestały wyć silnikiwojskowych ciężarówek, znikły eskadry przelatującenad miastem. Wspomnieniem pozostały pożegnaniana dworcu, gdy odjeżdżał pociąg do Moskwy:najpierw były kwiaty i uściski – tradycyjne„niedźwiadki”, a potem na ławce na peronie pozostawałyniedopite stakańczyki wódki.Szlaban na rogatkachW przededniu II wojny światowej Legnica byłasiedzibą największego na Śląsku i drugiego co dowielkości w Prusach garnizonu wojskowego.W mieście znajdowały się lotnisko, duży szpitaloraz ważne węzły drogowy i kolejowy. W czasiewojny stacjonowały tu najważniejsze jednostki18 Dywizji Piechoty Wehrmachtu.W nocy z 8 na 9 lutego 1945 roku Armia Radzieckazajęła miasto praktycznie bez walki, ponieważNiemcy wycofali się w obawie, że zostanąokrążeni. Legnica została wybrana na siedzibę dowództwaPółnocnej Grupy Wojsk Armii Czerwonej,w którą przekształcił się II Front Białoruskidowodzony przez marszałka Konstantego Rokossowskiego,oraz dowództwa 4 Armii Lotniczej.Rosjanie przejęli około 1,2 tysiąca różnych budynków(jedną trzecią miasta). Tereny, na których stacjonowałyradzieckie jednostki, wyłączono spodpolskiej administracji. Nic dziwnego, że Legnicęnazywano Małą Moskwą. W 1946 roku mieszkałotu 16,7 tysiąca Polaków, 12,8 tysiąca Niemcóworaz ponad 60 tysięcy Rosjan.Wędrówkę po mieście, którego nie ma, czyli radzieckiejLegnicy, najlepiej rozpocząć na dworcu,tam gdzie przyjeżdżały pociągi z Moskwy. Od1945 do 1993 roku przybyło nimi kilkadziesiąt tysięcyradzieckich żołnierzy. Oficerów z rodzinamiautobusy wiozły z dworca do przydzielonychmieszkań, podoficerów i żołnierzy – do koszar.Generałowie i pułkownicy wprowadzali się do williw najlepszej miejskiej dzielnicy – Kwadracie,a szeregowcy byli lokowani na rogatkach miasta.NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNAWe wspomnieniach mieszkańców Legnicypierwsze powojenne lata były czasem strachu, gwałtówi rabunków. Wiele miejscowego dobra wywiezionopociągami do Rosji, niekiedy po fabrykachz wyposażeniem i zapasami materiałów pozostawionychprzez Niemców zostawały gołe mury. Dopoczątku lat pięćdziesiątych Legnica była zamkniętymmiastem, na rogatkach ulic stały szlabanyi przy budce wartowniczej Rosjanie sprawdzaliprzepustki. Odcięci od świata legniczanie myśleli,że tak samo jest w innych polskich miastach.Handel pod zamkiemHistoryk Wojciech Kondusza przyjechał do Legnicyw 1986 roku. Z okien mieszkania na osiedluniedaleko lotniska obserwował niezliczone startyi lądowania radzieckich samolotów. Koledzy z wrocławskiegouniwersytetu, gdzie jeździł na wykłady,pytali: „Jak tam u was, w tej Małej Moskwie?”. Tojednak nie był dobry czas na zadawanie pytań, alemożna było patrzeć. Na Rosjanki, które rozpoznawałosię po fryzurze, jaskrawej szmince i sukienkachjak z żurnala uszytych przez legnickie krawcowe.Na maszerujących ulicami żołnierzy, którzyspędzali służbę w zamknięciu i wychodzili tylkow zorganizowanych grupach (czasem nawet niewiedzieli, gdzie służą). Na dzieci, które wołały zażołnierzami: „Diadia, daj zwiazdku”. Prosiłyo gwiazdkę z radzieckiego munduru. Z tych obserwacjii opowieści legniczan, a także z archiwów,starych gazet oraz dokumentów z wrocławskich zasobówIPN powstała w 2005 roku książka „MałaMoskwa. Rzecz o radzieckiej Legnicy”.Wojciech Kondusza nie korzystał z radzieckichsklepów. Najbardziej znany był kilkupiętrowy Magazynnr 5, w którym ceny były znacznie niższeniż w polskich sklepach. Choć i tu bywały towarydeficytowe, a wtedy obowiązywała hierarchia: pułkownikowanie mogła ich kupić przed generałową.Dziś w tym budynku są mieszkania o wysokimstandardzie i centrum odnowy biologicznej. DoMagazynu nr 5 wchodziło się na podstawie imiennejprzepustki ze zdjęciem, którą sprawdzali żołnierze.W latach osiemdziesiątych, gdy w polskichsklepach na półkach stał głównie ocet, KGB przymykałooko, kiedy Rosjanie za progiem magazynuprzekazywali Polakom torby z żywnością.Kontakty radzieckich żołnierzy z Polakami napoczątku były zakazane, a potem niezalecane.U podnóża piastowskiego zamku, na placu zwanymprzez Rosjan gorodskaja barachołka możnafranciszek grzywaczFranciszekGrzywacz:z fotografii,które zrobiłemprzedwyjazdemrosjan,powstałalbum


horyzontyW Kwadracie mieścił się także sztab Północnej GrupyWojsk Armii Radzieckiej.Przez prawiepół wieku oboksiebie żyły dwieLegnice– polskai radzieckaJacek Głomb:Nie da się zamieść pod dywan50 lat historii, ale chcemymówić nie o ideologii, leczo ludzkich sprawachWilla w Kwadracie,najlepszej legnickiej dzielnicyfranciszek grzywaczbyło jednak kupić paliwo, bimber, a nawet broń. Handlowanotowarami szmuglowanymi z Rosji: suszoną rybą zwaną taranką,kawiorem, konserwami wojskowymi. To tu można było dostaćnajtańsze złoto w największym wyborze.Ruscy do domu„Wraz z odwilżą Mała Moskwa przestała być miejscem rozbojówi samowolki, a polsko-radziecka koegzystencja weszław fazę stabilizacji”, pisze w książce „Legnica 1945–1993. Podwójneżycie miasta” Zuzanna Grębecka, etnolog z UniwersytetuWarszawskiego. Przez trzy lata zbierała historie legniczan:opowieści, strzępy wspomnień i zasłyszane plotki. Złożyły sięone na opowieść o mieście, którego już nie ma.Gdy 22 lata temu do Legnicy przyjechał Jacek Głomb, obecniedyrektor Teatru imienia Heleny Modrzejewskiej, radzieccyżołnierze szykowali się już do wyjazdu. „To była ciekawa obserwacja:imperium rozpadało się jak domek z kart”, opowiadaGłomb. Wspomnienie, jakie zachował z tamtych lat, to przemykającypod ścianami budynków radziecki patrol, który jeszczekilka lat temu dumnie kroczył środkiem ulicy.Franciszek Grzywacz, fotograf i wydawca książek o Legnicy,cieszył się, że miasto wreszcie będzie wolne. Wspomina, żeNUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA107


| horyzonty Powrót do przeszłości|Rosjanie wyjeżdżali z żalem. Wówczas wpadł na szatański pomysł:nie zważając na napisy na murach „Ruscy do domu!”,zaproponował władzom miasta zorganizowanie pożegnalnegopikniku. W czerwcu 1993 roku 10 tysięcy osób bawiło sięw miejskim parku – jedli bliny i słuchali rosyjskich piosenek.Zuzanna Grębecka opisuje, jak radości z odzyskania miasta,z poczucia samorządności i wolności we własnych murach, zadowoleniuz przemian politycznych nierzadko towarzyszyłowspółczucie dla odchodzących „okupantów”. Dla Rosjan Legnicabyła niczym Zachód, a po powrocie do ojczyzny czekałaich wielka niewiadoma. „Znajdź mi żenicha”, prosiły wówczasmłode Rosjanki polskich znajomych. Na czarnym rynku takausługa (ślub z rozwodem) drożała z każdym miesiącem.Dla wielu legniczan zaś odejście Rosjan oznaczało bankructwoi utratę głównego źródła zarobków. W ciągu dwóch lat znikłysetki sklepików otaczających Kwadrat, w których żony radzieckichoficerów kupowały modne sukienki i kapelusze. Nowejkapitalistycznej konkurencji nie sprostały też zakładyodzieżowe.Franciszek Grzywacz wspomina, że w ostatnich dniach przedopuszczeniem miasta Rosjanie handlowali, czym tylko mogli.Legendą owiane są opowieści o żołnierzach sprzedających wypełnionegranatami wiadra, kałasznikowy, a nawet czołg.Jacek Głomb mówi, że po 1993 roku ludzie odetchnęli. Chociażmało kto wiedział, że w Legnicę wymierzone były natowskiewyrzutnie rakiet z głowicami jądrowymi. W pobliskimChocianowie miała znajdować się podziemna baza radzieckichgłowic jądrowych do rakiet operacyjno-taktycznych.Jan z Iwanem„Uwaga, spadające tynki”, ostrzega tablica na budynku dawnegoBanku Ziemskiego. Dziś opustoszały, dawniej mieszkaliw nim Rosjanie. Obok, w samym sercu miasta, stoi pomnikWdzięczności dla Armii Radzieckiej. Odsłonięto go 11 lutego1951 roku, w szóstą rocznicę wyzwolenia Legnicy. Przedstawiaściskających sobie ręce żołnierzy – polskiego i radzieckiego(na ramieniu tego pierwszego siedzi mała dziewczynka).Szybko przylgnęły do niego różne określenia: „pomnik Janai Iwana”, „para gejów” lub „dwóch kidnaperów”.Podczas odwilży w październiku 1956 roku protestujący robotnicypróbowali obalić pomnik. Zuzanna Grębecka opisuje,jak w nocy z 23 na 24 października na plac Słowiański zajechalidemonstranci: „Zarzucili Rosjaninowi łańcuch na szyjęi ciągnikiem próbowali go ściągnąć, ale postument to jednabryła. W związku z czym żołnierz polski i to dziecko lecieli!I baby podniosły krzyk: «Polaka i dziecko zostawcie»!”.Głosy o usunięcie pomnika powracały, aż w przeprowadzonymw 2011 roku sondażu CBOS ponad trzy czwarte mieszkańcówuznało, że powinien on pozostać na miejscu. JacekGłomb uważa, że postument stracił charakter ideologiczny.Dziś młodzi ludzie jeżdżą wokół niego na deskorolkach.W pobliskim domu oficera kiedyś radzieccy wojskowi spędzaliwolny czas. Jak pisze Wojciech Kondusza, choć oficjalniePolacy nie mieli tam wstępu, niejedna legniczanka zachowaławspomnienia o zaproszeniu od radzieckiego oficera na film lubtańce. W 1991 roku dowództwo Północnej Grupy Wojsk przekazałobudynek Kościołowi katolickiemu i dziś mieszczą sięw nim kuria biskupia oraz seminarium duchowne.Kwadrat w kwadracieSpod pomnika ślady Małej Moskwy prowadzą do Kwadratu.Wille i pałacyki otoczone zielenią i ogrodami powstały na początkuXX wieku. Mieszkali w nich najbogatsi mieszkańcyLegnicy – przemysłowcy, generalicja, kupcy.120-letnia aleja lipowa, klony, kasztanowceWyjście sojusznika• W maju 1945 roku na terenie krajów podporządkowanychZwiązkowi Radzieckiemuutworzono cztery grupy wojsk. Były to: GrupaKołobrzegu-Bagiczu, Białogardzie, Brzegu,Kluczewie, Krzywej, Szprotawie, Świdnicy,Świętoszowie i Świnoujściu.Okupacyjnych Wojsk w Niemczech, CentralnaGrupa Wojsk (na terenie Austrii, Czechosłowacjii Węgier), Południowa Grupa Wojsk(Rumunia i Bułgaria) i Północna Grupa Wojsk(<strong>Polska</strong>).• Wycofywanie wojsk radzieckich rozpoczęłosię 9 kwietnia 1991 roku. Ostatnichżołnierzy pożegnał przed Belwederem prezydentLech Wałęsa 17 września 1993 roku.Z Polski wyjechało 2981 transportów kolejowych• Pobyt wojsk radzieckich w Polsce był regulowanypostanowieniami „Układu o przyjaźni,współpracy i pomocy wzajemnej” z 14 maja1955 roku oraz „Umową o statusie prawnymwojsk radzieckich czasowo stacjonującychw Polsce” z 17 grudnia 1956 roku.złożonych z 22 934 wagonów. Z na-szego kraju wyjechało 56 tysięcy żołnierzy,600 czołgów, 952 transportery opancerzone,390 dział i moździerzy, 231 samolotówi śmigłowców oraz 400 tysięcy ton wyposażenia,w tym 90 tysięcy ton amunicji. <strong>Polska</strong>odzyskała 70 tysięcy hektarów ziemi, 7854• Największe garnizony radzieckie w Polsce nieruchomości, 3 hektary portowych nabrzeży,mieściły się w: Legnicy, Bornem Sulinowie,23 kolejowe bocznice i 13 lotnisk. •108NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA


horyzontyRosjanieprzejęli około1,2 tysiącaróżnychbudynków– jedną trzeciąmiastaczy jesiony sprawiają, że to najładniejsza część miasta. Przezblisko pół wieku była to zamknięta dzielnica. Polacy moglitam wejść tylko za okazaniem specjalnej przepustki. Kwadratmiał własne sieć elektryczną, sklepy, restauracje, przedszkolaoraz miejsca rozrywki, a także stacje radiową i telewizyjną.Z szarego wysokiego na dwa metry betonowego muru otaczającegoKwadrat pozostały dziś niewielkie fragmenty.„W 1993 roku odzyskaliśmy tę dzielnicę w takim stanie, w jakimbyła w 1945 roku, z brukowaną nawierzchnią i oryginalnązielenią”, opowiada Wojciech Kondusza. Dla niektórych rozkazwyjazdu musiał przyjść nagle, bo w wielu willach na stołachpozostały filiżanki z kawą, ubrania w szafach, smażone konfituryna kuchni. Dziś na jednych budynkach odpadają tynki, na innychczuć jeszcze świeżą farbę. Na tych odnowionych wiszą tabliceinformujące o usługach finansowych czy stomatologicznych,na tych odrapanych na balkonach suszy się pranie.W Kwadracie mieścił się także sztab Północnej GrupyWojsk Armii Radzieckiej. Na frontowej elewacji ogromnegobudynku zawisły wówczas portrety Marksa, Engelsa i Lenina− wśród żołnierzy krążyła plotka, że miały zasłonić swastykę(pozostawioną przez sztab niemieckiej 18 Dywizji Piechoty),która mimo ciągłego zamalowywania prześwitywała spod farby.Gmach otoczony został drugim, wewnętrznym ogrodzeniemi stał się niejako kwadratem w Kwadracie. To tu w sierpniu1968 roku padł rozkaz rozpoczęcia operacji „Dunaj”– inwazji na Czechosłowację. Dziś nie ma ani ogrodzenia, aniportretów, ani stojącego przed budynkiem pomnika Lenina.W olbrzymim gmachu (blisko 800 pomieszczeń) mieszczą sięZUS i centralne archiwum akt tej firmy.Franciszek Grzywacz przyznaje, że długo nie zauważał radzieckichżołnierzy, jakby ich w Legnicy nie było. Dopierogdy 16 czerwca 1993 roku prezydent Lech Wałęsa podpisałw Moskwie umowę o wyprowadzeniu z Polski radzieckichwojsk, zrozumiał, że wkrótce zniknie połowa miasta, któregoprawie nikt nie zna, że nie będzie już tamtej Legnicy: „Dotarłodo mnie, że na ulicach nie spotkam już patroli. Przestaniemyopowiadać dowcipy o tym, że przy każdej przebudowie drogibadamy, jak głęboko Rosjanie zapuścili korzenie”.Nie od razu udało się uzyskać zgodę Rosjan na wejście doKwadratu. Pomogły zdjęcia, które Grzywacz zrobił w cerkwipodczas mszy w intencji zmarłego w listopadzie 1992 roku generałaWiktora Dubynina, pełnomocnika rządu ZSRR dospraw wojsk radzieckich w Polsce. Przez pół roku dokumentowałna fotografiach codzienne życie po drugiej stronie muru.Powstał album „Legnica za radzieckim murem”. Dla młodychjedyna okazja, aby poznali ten fragment historii miasta.Niezapomniane smakiW połowie września 2013 roku do Legnicy przyjadą goście.Jacek Głomb nie mówi o obchodach 20. rocznicy wyjściaz Polski wojsk radzieckich czy uroczystościach, jakie odbędąsię z tej okazji. Mówi o projekcie artystyczno-społecznym, naktóry złożą się spotkania z byłymi mieszkańcami Legnicy, konferencjanaukowa, koncert kultowego zespołu Leningrad, filmyi spektakle. Na „wspomnieniową biesiadę” z udziałem dzisiejszychmieszkańców Legnicy i tych z krajów byłego ZSRRwpłynęło już ponad 200 zgłoszeń – od Rosjan, Ukraińcówi Białorusinów.„Oni byli okupantami, przedstawicielami obcej armii. Nie dasię zamieść pod dywan 50 lat historii, ale chcemy mówić nieo ideologii, lecz o ludzkich sprawach”, zapowiada JacekGłomb. Takich, jak historia polskiego opozycjonisty, który malowałna murach antyradzieckie hasła, a jednocześnie uratowałrosyjskie dziecko i radziecka prasa nazwała go „gierojem”.Wojciech Kondusza opowiada o wizycie w Legnicy rosyjskiegodziennikarza, który tu się wychował. Był zaskoczony, żemiejscowi tak ciepło i życzliwie wspominają „okupantów”. Bonie ma jednej prawdy o radzieckiej Legnicy. Jest zbiór różnychhistorii. Inaczej traktowali Rosjan Zabużanie, inaczej ukraińscyprzesiedleńcy w ramach akcji „Wisła” czy Łemkowie, inaczejprzybysze z centralnej Polski. Z badań Zuzanny Grębeckiejwynika, że dziś dominują pozytywne wspomnienia i nostalgia.Franciszek Grzywacz wspomina rosyjskich okulistów, którzyzoperowali ponad tysiąc polskich pacjentów cierpiących nakrótkowzroczność, a także żołnierzy układających worki z piaskiempodczas powodzi 1977 roku czy niosące wówczas pomocrosyjskie amfibie, i strażaków ratujących w 1966 roku płonącąwieżę kościoła Świętego Jana.„Śladami małej Moskwy”, tak zatytułował jedną ze swoichksiążek Wojciech Kondusza. Opisał 60 miejsc najbardziej charakterystycznychdla radzieckiej Legnicy. Tymi śladami podążająmłodzi Rosjanie, Białorusini czy Ukraińcy, dla którychprzyjazd do Legnicy to podróż do krainy dzieciństwa. Ostatnimpunktem ich wędrówki jest cmentarz, na którym odwiedzajągrób Lidii Siergiejewny Nowikowej. Historia miłości żony rosyjskiegożołnierza i polskiego oficera stała się kanwą głośnegofilmu Waldemara Krzystka „Mała Moskwa” z 2008 roku.Przez prawie pół wieku obok siebie żyły dwie Legnice – polskai radziecka. Dziś miasto się zrosło, choć ślady rosyjskiejobecności pozostały. Nie ma już jednak tamtych zapachówi smaków. „Legnica pachniała jak radzieckie miasto”, mówiWojciech Kondusza. Woń „Ogni Moskwy”, którymi perfumowałysię żony oficerów, mieszała się z zapachem juchtowychżołnierskich butów. Ówczesne dzieci, dziś osoby w silewieku, wspominają niezapomniany smak rosyjskich cukierków:biełoczek, miszek, krasne maki i kara-kum. Tylko wewspomnieniach pozostał wojskowy radziecki chleb. Był ciemnyi pachnący. •NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA109


| horyzonty dziennikarstwo |US NAVY110NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA


horyzontyBang Bang ClubNajbardziej znaną nieformalną grupą reporterów do zadańtrudnych był Bang Bang Club, który dokumentował krwawyschyłek apartheidu w Republice Południowej Afryki (1990–1994).Foto: Greg MarinovichAż dwóch reporterów Bang Bang Clubu otrzymało prestiżowe nagrody Pulitzera,między innymi Kevin Carter, który wykonał jedno z najsłynniejszych,ale i najbardziej kontrowersyjnych zdjęć w historii korespondentów. Fotografiaprzedstawia wygłodzone sudańskie dziecko, na którego śmierć czeka sęp.Greg Marinovich dostał nagrodę za zdjęcie przedstawiające moment morderstwamężczyzny oskarżanego o bycie szpiegiem zwalczającym Afrykański KongresNarodowy.Praca podczas południowoafrykańskiej wojny domowej przyniosła reporteromsławę, ale później przyczyniła się do ich życiowych tragedii. Będący w głębokiejdepresji Kevin Carter popełnił samobójstwo (1994) – zaledwie kilkamiesięcy po tym, jak inny członek grupy, Ken Oosterbroek, został zastrzelonyniedaleko Johannesburga. João Silva zaś w październiku 2010 roku wszedłw Afganistanie na minę i wyniku eksplozji stracił obie nogi.W stronępiekłaGdy wybucha wojna, ludzie masowo uciekają jaknajdalej od zagrożenia. W przeciwnym kierunku podążają jedyniedziennikarze i fotoreporterzy…Robert CzuldaNUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA111


| horyzonty dziennikarstwo |Korespondent wojenny to jeden z najniebezpieczniejszychzawodów świata. Dziennikarze, którzy informująnas o dramatycznej sytuacji w strefach działańwojennych na całym świecie, często płacą za to wysokącenę – w wielu krajach, nawet tych na pozór spokojnych,takich jak Rosja, Brazylia, Pakistan, Meksyk, Etiopia czy Brazylia,są zastraszani i bici. W innych, jak Somalia, Irak czy Syria,każdego dnia ryzykują swym życiem lub w najlepszymwypadku porwaniem. O tym, jak trudna i ryzykowna jest topraca, świadczą statystyki. Od stycznia 2013 roku zginęło już31 korespondentów – głównie w Syrii, Pakistanie i Brazylii.Kilka tygodni temu padł niechlubny rekord – zabity w Egipciebrytyjski operator Mick Deane to tysięczna ofiara.Gotowi na najgorszeDziennikarze zgodnie przyznają, że decyzji o wyjeździew niebezpieczne rejony świata nigdy nie podejmuje się spontanicznie.Kluczowe jest odpowiednie przygotowanie się, w tymzdobycie szerokiej wiedzy o danym kraju. Niezwykle cenny zawszeokazuje się zaufany profesjonalny przewodnik, który znamiejscowe realia, wie, gdzie można względnie bezpiecznie pojechaći z kim porozmawiać. Niektórzy dziennikarze, szczególniezachodni, poruszają się w otoczeniu wyspecjalizowanychochroniarzy, często byłych żołnierzy.„Takie kroki nie dają jednak stuprocentowej pewności, żeunikniemy niebezpiecznych zdarzeń”, zwraca uwagę PawełSzot, reporter TVP Info, który nadawał relacje z Afganistanu,Libii, Kosowa oraz Egiptu. I przypomina przypadek MarieColvin, amerykańskiej dziennikarki, która zginęła przypadkowopodczas oblężenia miasta Homs w Syrii w 2012 roku.Czasem euforia i złudne poczucie bezpieczeństwa sprawiają,że dziennikarz zaczyna ryzykować, aby zdobyć ciekawy materiał.„Przekonanie, że nie występuje zagrożenie i sytuację mamypod kontrolą, jest niezwykle niebezpieczne”, uważa MariuszZawadzki z „Gazety Wyborczej”, który zawodowo odwiedzałLibię, Liban, Strefę Gazy oraz Irak. Dziennikarz sądzi,że wielu korespondentów, także i on sam, czasem ulega takiemuzłudnemu odczuciu. W 2005 roku za niewystarczającą dbałośćo własne bezpieczeństwo wysoką cenę zapłaciła włoskadziennikarka Guliana Sgrena. Kiedy inni reporterzy siedzieliw hotelu, ona wychodziła na ulice Bagdadu, ponieważ uznała,że w tak dużym mieście nic jej nie grozi.„Nie można zbyt długo tkwić w jednym miejscu”, wyjaśniaZawadzki. „Wiadomo bowiem, że prędzej lub później ktoś zadzwonipo porywaczy, dla których to świetna okazja do zarobku”.Tak też się stało w tym przypadku. Sgrena została porwana,a następnie wykupiona przez włoski rząd. W operacji zginąłjednak włoski oficer wywiadu wojskowego.Reporterowi nie zawsze udaje się ocalić własne życie. Wystarczyprzypomnieć tragiczną śmierć Waldemara Milewiczaw 2004 w Iraku. Zdarzenie to nie spotkało się z bezrefleksyjnymodbiorem jego kolegów po fachu, ale też nie wpłynęłow jakiś szczególny sposób na ich pracę.„U mnie strach pojawia się już na lotnisku w Warszawie”,stwierdza Jerzy Haszczyński, szef działu zagranicznego „Rzeczpospolitej”,który pracował w wielu niebezpiecznych miejscach,w tym Jemenie, Iraku, Afganistanie, Libii, Egipcie czy rozpadającejsię Jugosławii. „Milewicz miał jednak rację, kiedy mówił,że najtrudniej jest po powrocie do domu. Po kilku wyjazdach budziłemsię w nocy zlany potem, z przekonaniem, że ciągle jestemTribeca FilmKadr z filmu Stevena Silvera „Klub Bang Bang”na froncie”. Szczególnie stresująca i niebezpieczna jest praca fotoreportera,bo o ile dziennikarz opiera się często na relacjachświadków, o tyle fotoreporter jest zmuszony być w centrum zdarzeń,czyli tam, gdzie ryzyko jest największe.Oczywiście każdy korespondent stara się przygotować naróżne ewentualności. W miarę możliwości powiadamia o swoimprzyjeździe najbliższą polską placówkę dyplomatyczną, nawszelki wypadek zna swoją grupę krwi. Wielu dziennikarzyprzechodzi specjalistyczne szkolenia. „Zachodnie media, aletakże Russian Today czy Al-Dżazira, z zasady nie wysyłająw strefę działań wojennych osób bez odbytego kursu HEST”– zwraca uwagę Paweł Szot. Hostile Environment Safety Trainingpozwala dziennikarzom poznać potencjalne niebezpieczeństwai reagować w sytuacji zagrożenia życia. Taki kurskosztuje jednak co najmniej kilka tysięcy euro. Wiele redakcji,w tym także polskich, nie może sobie pozwolić na takie koszty.<strong>Ministerstwo</strong> <strong>Obrony</strong> <strong>Narodowej</strong> postanowiło temu zaradzići od kilku lat w Centrum Przygotowań do Misji Zagranicznychw Kielcach organizuje krótkie szkolenia dla dziennikarzy wyjeżdżającychw rejony zagrożone. Uczestników nigdy nie brakuje.„Żołnierzom należą się za to ukłony”, uważa Paweł Szot,ale dodaje: „Problem w tym, że trzydniowy kurs można traktowaćjedynie jako wstęp do właściwego szkolenia, które naprzykład w wypadku BBC trwa kilka tygodni”.Każda wojna jest innaCzy dziennikarz przebywający w strefie działań zbrojnychmoże czuć się stosunkowo bezpiecznie, czy wręcz odwrotnie– przyciąga dodatkowe zagrożenia? Paweł Szot uważa, żekażdy konflikt należy rozpatrywać indywidualnie. „Coraz112NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA


horyzontyNajbardziej niebezpieczne kraje (1992–2013)Zabici dziennikarzeKolumbia 44Irak 151Somalia 50Źródło: Committee to Protect JournalistsFilipiny 73Algieria 60Rosja 56Pakistan 52Syria 49Indie 29Meksyk 28Brazylia 27Afganistan 24Turcja 21Bośnia 19Sri Lanka 19Tadżykistan 17Rwanda 17Zabici dziennikarze853132009112762010Źródło: Committee to Protect JournalistsOdsetek zabitychw 2013 roku1822720111332262012w walcezamordowaniinne8916201321,28%Bliski Wschód10 zabitych25,53%Afryka 12 zabitych17,02 %Ameryka Północna/34,04%Południowa 8 zabitychAzja 16 zabitych2,13 %Europa 1 zabityZa: International News Safety Institute 2013militarium studioczęściej dziennikarze są w wyjątkowo złej sytuacji. Skrzywdzeniektóregoś z nich wywołuje silniejszą reakcję mediówniż kolejna śmierć żołnierza lub miejscowego cywila”. Czy tooznacza, że napis „Press” może być niczym tarcza strzelnicza?W niektórych miejscach tak, na co uwagę zwraca JerzyHaszczyński. „Czasem lepiej nie nosić kamizelki kuloodpornej.Gdy poruszam się sam, to staram się niczym nie wyróżniać”.Waldemar Milewicz jeździł po Iraku, gdzie polowanona ludzi z Zachodu, samochodem z napisem „Press”, ale bezodpowiedniej ochrony.O tym, że każdy konflikt rządzi się swoimi prawami, przekonujerównież Mariusz Zawadzki, który jako przykład podajeStrefę Gazy oraz Liban, gdzie jest stosunkowo bezpiecznie.„Żadnej ze stron tam nie zależy na zabiciu dziennikarza. Zginąćmożna jedynie przez przypadek”. Podobnie było chociażbypodczas wojny w Libii. Powstańcom walczącym z MuammaremKadafim bardzo zależało, by informacje na ich temat trafiłydo zachodnich społeczeństw i dlatego rewolucjoniści niezwykleentuzjastycznie podchodzili do dziennikarzy.Inaczej było natomiast w czasie wojen w Iraku czy w Afganistanie,gdzie rebelianci zabicie lub porwanie dziennikarzauważali za swój wielki sukces. Jerzy Haszczyński dodaje, żepodobnie było w Gruzji w 2008 roku. „Zdarzały się nawet nalotyna centrum prasowe”. Wówczas to w wyniku rosyjskiegoostrzału zginął doświadczony holenderski operator Stan Storimans.W Afganistanie w tym samym roku porwano amerykańskiegodziennikarza Davida S. Rohdego. W Pakistanie, któryprzecież nie jest ogarnięty wojną, w 2002 roku porwano i zamordowanoAmerykanina Daniela Pearla, prowadzącegodziennikarskie śledztwo w sprawie Al-Kaidy.Mariusz Zawadzki uważa, że największe zagrożenie nie zawszestwarzają same działania zbrojne, lecz towarzyszące wojniechaos i bezprawie – stan, w którym nie ma wyraźnej liniifrontu i żadnych reguł. „Dobrym przykładem jest Irak, gdziepanowała totalna anarchia. Tam głównym zagrożeniem nie byliterroryści i partyzanci, lecz liczne grupy przestępcze, którechętnie okradały lub porywały ludzi z Zachodu, by na tym zarobić”.Podczas rewolucji w Egipcie w 2011 roku prorządowichuligani wyłapywali dziennikarzy, okradali ich i bili. Podobniejest w Somalii, gdzie od lat dziewięćdziesiątych XX wiekunie ma silnego rządu centralnego. W tym kraju życie straciłoponad 50 dziennikarzy (pięciu w 2013 roku), ale głównie miejscowych,bo nikt z Zachodu nie chce tam jeździć. Obecnie problemten dotyczy na przykład Syrii, gdzie również panuje totalnychaos. Od 2011 roku zabito tam niemal 50 reporterów.Czy można wyznaczyć granicę między odwagą a szaleństwem?Dla Jerzego Haszczyńskiego, który przyznaje, że pookoło trzydziestu wizytach w rejonie konfliktów jest mniej skorydo kolejnych wyjazdów, granica ta jest wyraźna: „Szaleństwemjest podłączanie się do oddziału bojowników idącychwalczyć z regularną armią. Podobnie jak samotne przedzieraniesię przez ziemię niczyją”. Zawadzki dodaje, że dla niegoniedopuszczalne jest ignorowanie podstawowych zasad bezpieczeństwa,jak w wypadku Guliany Sgreny, czy też wyjazd domiejsc, gdzie panuje pełna anarchia, jak zrobiła to zastrzelonaw Somalii Brytyjka Kate Peyton. Każdy jednak sam ustala tęgranicę. Jak trafnie zauważa Paweł Szot, parafrazując słowajednego z bohaterów prozy hiszpańskiego nowelisty i dziennikarzaArtura Péreza-Revertego: „Czasem lepiej jest nie zrobićżadnego materiału niż ostatni”.•NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA113


| horyzonty SPOKÓJ NIEŚMIERTELNIKA |Przełamany pierścieńSpośród blisko 4,5 tysiąca żołnierzy radzieckichpochowanych w Szczecinku znane są nazwiska tylko co dziewiątego.Anna DąbrowskaZaraz po zakończeniu II wojny w całej Polsce zaczętozakładać zbiorcze cmentarze wojenne dla poległychżołnierzy radzieckich. Główne ekshumacjeprowadzone były w latach 1948–1954 i 1957–1958.Na naszym terytorium pochowano wtedy około 500 tysięcyżołnierzy armii ZSRR poległych i zmarłych w wyniku odniesionychran. Najwięcej z nich zginęło w walkach z Niemcamiod lipca 1944 roku do wiosennej ofensywy na Odrze i NysieŁużyckiej następnego roku.Bezimienne mogiłySzczątki czerwonoarmistów, którzy polegli w walkacho przełamanie Wału Pomorskiego, zgromadzono na siedmiucmentarzach wojennych. Największe z nich powstały w Pile,Wałczu i Szczecinku. W tej ostatniej miejscowości żołnierzychowano najpierw w komunalnej nekropolii. Następnie, w miarękolejnych ekshumacji, poszerzono teren przeznaczony podgroby żołnierzy, wydzielając dla nich cmentarz wojenny.Organizowanie nekropolii rozpoczęto w latach pięćdziesiątych.Wcześniej jednak w centralnym punkcie prowizorycznegoterenu, na którym pochowano około 150 żołnierzy radzieckichpoległych podczas zdobywania Szczecinka, powstałnieistniejący już pomnik. Żołnierze Armii Czerwonejstacjonujący w Szczecinku i Bornem Sulinowie wznieśli tamwtedy betonowy obelisk zwieńczony czerwoną gwiazdą.Prochy poległych ekshumowano do Szczecinka ze 143 miejscowościi pobojowisk województw koszalińskiego, słupskiegoi pilskiego, między innymi z powiatów Szczecinek, Koszalin,Złotów, Miastko, Człuchów, Bytów i Drawsko Pomorskie. Jednaknie wszyscy pochowani w Szczecinku żołnierze polegli napolu walki. Część z nich zmarła pod koniec 1945 i na początku1946 roku w szpitalach wojskowych na Pomorzu Zachodnim.Dziś spoczywa tutaj 4429 żołnierzy sowieckich z 2 Frontu Białoruskiegooraz 39 żołnierzy polskich z I Armii Wojska Polskiego,którzy zginęli w trakcie przełamywania umocnień WałuPomorskiego w styczniu i lutym 1945 roku.Większość tutejszych mogił czerwonoarmistów jest bezimienna,nazwiska widnieją tylko na 520 grobach. Sowieccywojskowi nie mieli przy sobie znaczków rozpoznawczych,dlatego trudno ich było zidentyfikować. Ponadto często ichszczątki przenoszono z terenów pobojowisk i prowizorycznychcmentarzy dopiero po kilku latach. W międzyczasiezmieniły się nazwy ulic i miejscowości – z niemieckich napolskie – co bardzo utrudniło późniejszą identyfikacje.Pomnik braterstwaCmentarz po raz pierwszy przebudowano w drugiej połowielat sześćdziesiątych XX wieku. Na indywidualnych mogiłachumieszczono wtedy tablice z nazwiskami żołnierzyi nazwami miejscowości, w których ponieśli śmierć. Znaj-114NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA


horyzontyanna dąbrowska (3)Prochypoległychekshumowanodo Szczecinkaze 143miejscowościi pobojowiskdziemy tam między innymi Siemczyno, Stare Drawsko czyRzepowo. Na zbiorowych grobach radzieckich położono tablicez odwzorowaną czerwoną gwiazdą, a na polskich – z wizerunkiembiałego orła.Wzniesiono też kamienny pomnik ku czci poległych żołnierzyobu narodów. Jego autorami byli plastycy Melchior Zapolniki Ryszard Grodzki. Obaj artyści zaprojektowali również pomnikBraterstwa Broni na cmentarzu komunalnym w Koszalinie.Monument w Szczecinku, przedstawiający stylizowanyzłamany łuk i figurę żołnierza, ma symbolizować przełamaniepierścienia umocnień Wału Pomorskiego. Widnieje na nim teżnapis: „Bohaterskim żołnierzom Armii Radzieckiej i WojskaPolskiego poległym o wyzwolenie Ziemi Szczecineckiej1945”. Obelisk uroczyście odsłonięto w 1966 roku w obecnościdowódców Północnej Grupy Wojsk Armii Radzieckiej.Kolejny duży remont cmentarza zakończono w 2004 roku.Władze miejskie Szczecinka podpisały wówczas umowęz ambasadą Federacji Rosyjskiej w sprawie remontu obiektówcmentarnych. Zgodnie z tym dokumentem strona rosyjskaprzekazała władzom miejskim kilkadziesiąt tysięcy złotych,które w większości pokryły koszty remontu. Wyłożono wówczasścieżki barwioną kostką betonową oraz oczyszczonoi odnowiono tablice z godłami państwowymi i nazwiskamipoległych. Kilka poddano gruntowniejszej naprawie.Dziś na wojennym cmentarzu przy ulicy Władysława Cieślakana powierzchni blisko 0,35 hektara znajdziemy 22 zbiorowemogiły przykryte płytami nagrobnymi. Nazwiska nanich pogrupowano według miejscowości, z których ekshumowanopoległych. Wojskowe kwatery są ładnie zaprojektowane,uporządkowane, zadbane i obsadzone krzewami. To zasługaurzędu miasta w Szczecinku, do którego obowiązków należyutrzymanie grobów i cmentarzy wojennych na tereniemiasta. W jego imieniu nekropolią zarządza przedsiębiorstwogospodarki komunalnej.Lotnicy znad WarszawyNa tym cmentarzu znajdziemy też inny wojskowy akcent.Tuż obok kaplicy ulokowano symboliczną kwaterę żołnierzyArmii Krajowej. Ustawiono na niej cztery czarne tablice. Naśrodku umieszczono płytę w hołdzie żołnierzom AK poległymi pomordowanym w czasie wojny przez gestapo, NKWDi UB. Kolejna tablica, pod którą znalazła się ziemia z pól bitewnychWileńszczyzny, poświęcona jest żołnierzom tamtejszegookręgu AK oraz osobom zamordowanym i zmarłymw sowieckich łagrach. Członkowie szczecineckiego kołaŚwiatowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej ufundowaliteż w 2000 roku płytę upamiętniającą poległych organizatorówi żołnierzy Polskiego Państwa Podziemnego. Z boku jestjeszcze jedna tablica – ku czci represjonowanych politycznieżołnierzy górników okręgu koszalińskiego.Ostatnim wojskowym pomnikiem na cmentarzu w Szczecinkujest mogiła pięciu lotników amerykańskich. Według informacjiurzędu miasta ich transportowy samolot DakotaDC-3 został zestrzelony we wrześniu 1944 roku. Piloci wracalipo zrzutach zaopatrzeniowych dla powstańców warszawskich.Maszyna rozbiła się w pobliżu lotniska polowegow podszczecineckich Wilczych Laskach. Członków załogipochowano pierwotnie w tej miejscowości, a w 1971 rokuekshumowano na cmentarz komunalny w Szczecinku.O tym grobie władze miasta poinformowały w ubiegłymroku grupę Amerykanów z Biura do spraw Jeńców Wojennychi Osób Zaginionych Departamentu <strong>Obrony</strong> USA, którzyposzukiwali w naszym kraju szczątków swoich żołnierzy poległychw czasie II wojny światowej.Obelisk na grobie Amerykanów wykonano z dwóchumieszczonych na sobie głazów i zaopatrzono w tablicę z napisem:„W śmierci bohaterskiej młodych lotników chwałaPolski trwać będzie po wsze czasy. Lotnikom alianckim wracającymznad walczącej Warszawy poległym w 1944 roku.Mieszkańcy Szczecinka”. Nad nim umieszczono płaskorzeźbęprzedstawiającą walczącą Warszawę. Na niebie nad powstańcamiwidać alianckie samoloty i spadochrony ze zrzutami.Autorem pomnika jest artysta plastyk Zygmunt Wujek,projektant na przykład Cmentarza Wojennego w Kołobrzegu.Amerykańską kwaterę niełatwo jest znaleźć, mieści się bowiemwśród gęstych iglaków. Warto jednak jej poszukać, boznajduje się u nas niewiele grobów amerykańskich sojusznikówz czasów II wojny.•NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA115


| pożegnania|Pani Katarzynie Szczukowskiejz domu Królwyrazy głębokiego żalu i szczerego współczuciaz powodu śmierciTatyskłada szef finansówInspektoratu Wsparcia Sił Zbrojnychwraz z kadrą i pracownikami wojska.Panu kmdr. por. Krzysztofowi Pałceoraz Jego Rodziniewyrazy głębokiego współczuciaw trudnych chwilach po śmierciCórkiskładają dowódca Marynarki Wojennej,kadra i pracownicy Dowództwa i Sztabu MarynarkiWojennej oraz koledzy i koleżankiz Oddziału Wychowawczego DMW.Panu podpułkownikowi rezerwyAndrzejowi Kunyszowiwyrazy najgłębszego współczucia i szczerego żaluz powodu śmierciŻonyskładają szef, kadra i pracownicy wojska15 Rejonowego Przedstawicielstwa Wojskowego.Pani Annie Sztacherze,pracownikowi wojska12 Szczecińskiej Dywizji Zmechanizowanej,oraz Jej Najbliższymwyrazy głębokiego współczuciaz powodu śmierciMatkiskładają dowództwo, żołnierze i pracownicy12 Szczecińskiej Dywizji Zmechanizowanej.Panu komandorowi rezerwyCzesławowi Sikorzeoraz Jego Rodziniewyrazy głębokiego żalu i szczerego współczuciaz powodu śmierciżony Bożenyskładają koleżanki i koledzyz Logistyki Marynarki Wojennej.Panu podpułkownikowiRomanowi Karpińskiemuwyrazy głębokiego współczuciaz powodu śmierciMatkiskładają szef, kadra oraz pracownicy wojskaSzefostwa Planowania LogistycznegoInspektoratu Wsparcia Sił Zbrojnych.Niech jego obraz żyje w pamięci tych,którym był drogi. Pokój jego duszy…Panu majorowiRobertowi Świerczyńskiemu,zastępcy szefa 3 Rejonu Wsparcia TeleinformatycznegoSił Powietrznych,Jego Rodzinie i Bliskimwyrazy współczucia i szczere kondolencjez powodu śmierciOjcaskłada dowódca wraz z kadrą i pracownikami wojska3 RWT SP.Z nieskrywanym smutkiem przyjęliśmy wiadomośćo nagłej śmiercippłk. Waldemara Janiaka,żołnierza Brygady Wsparcia DowodzeniaWielonarodowego Korpusu Północny – Wschód.W obliczu tej niepowetowanej stratyłączymy się w bóluz Rodziną i Najbliższymi.Dowódca gen. dyw. Ireneusz Bartniak, zastępcadowódcy – szef sztabu gen. bryg. Jarosław Mika,żołnierze i pracownicy 12 Szczecińskiej DywizjiZmechanizowanej116NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA


| pożegnania|Przerwany lot…Jego odejście zamknęło pewną epokę racjonalnego lataniaz otwartą głową, z sercem, z zaangażowaniem.Po trudach zaledwie sześćdziesięciopięcioletniego pracowitego,w wielu momentach dramatycznego, lotniczegożycia 4 sierpnia 2013 roku odszedł niedawny dowódca Sił Powietrznychgenerał broni pilot Stanisław Targosz(1948–2013).To był żołnierz niezwykły, obdarzony ciepłemwewnętrznym, dobrze zorganizowany, nadzwyczajuczynny, dowódca żyjący w wielkiej jednościz podwładnymi. Ci, którzy mieli szczęścieGo spotkać, wiedzą, że był nieprzeciętną indywidualnościąlotniczą. Łączył rzadko spotykanytalent z kunsztem pilotażu. Samoloty nie miałyprzed Nim tajemnic i w działaniu potrafił wykorzystaćwszystkie ich walory. Jako instruktor potrafiłmiłość do tych maszyn zaszczepić innym.Był jednym z pierwszych polskich lotnikówreprezentujących biało-czerwoną szachownicęw strukturach NATO. Zyskał sobie w nich szybkoszacunek i poważanie za wiedzę, umiejętności,za wprowadzenie polskich specjalistów sztabowychi technicznych do natowskiej ligi.Najmocniej jednak i najgłośniej zawszebrzmiały Jego wypowiedzi o prymacie bezpieczeństwalotów i szkolenia lotniczego. Był jednymz tych, którym lotnictwo zawdzięcza swątrwałość, rozwój i bezpieczne wykonanie każdego zadania.Kiedy był dowódcą dywizji, w dobie paliwowego kryzysu,z odwagą, a jednocześnie głęboką troską stawiał dramatycznepytania: co zrobić, by zachować dobry poziom wyszkoleniapolskich pilotów? Jak wyrwać się z poszerzającego się kręguGenerałbroni pilotStanisławTargosz1948–2013bezradności i stworzyć przemawiającą do wyobraźni lotnikówperspektywę dalszego funkcjonowania?Bywało, że stawał twardo w obronie własnej indywidualnościi za to ceniono Go najbardziej. W zgiełkuróżnorodnych wydarzeń, w czasie gdy na tematorganizacyjnego kształtu lotnictwa mnożyły siębłędne dociekania, opinie polityków, partyjnychdziałaczy i różnej maści ,,specjalistów”, wyróżniałsię wiedzą i profesjonalizmem, a także radykalnąpostawą w opozycji do sprawującychcywilną kontrolę nad armią usiłujących ,,majstrować”przy lotnictwie. Umiejętnie dawał odpórróżnym ,,architektom” próbującym ogołocićlotnictwo z urządzeń niezbędnych do doskonaleniaumiejętności pilotów. Ostro przeciwstawiałsię ograniczaniu wydatków na paliwo, środkibojowe, symulatory lotu. Nie wszyscy się z Nimzgadzali, ale On się nie ugiął. Utrzymał prężną,zbudowaną przez siebie, silną zaporę szkoleniową,która ustrzegła lotnictwo przed tragedią Mirosławcai Smoleńska. Bo miał odwagę być mądrymi silnym.Generał broni pilot Stanisław Targosz to jednaz legend polskiego lotnictwa. Przegrał walkęz nieuleczalną chorobą, której nigdy się nie poddał.Zawiodła, niestety, medycyna. Pożegnaliśmy człowieka– dowódcę, który urósł do wymiaru symbolu. Lotnictwu będzieGo bardzo brakowało.Cześć Jego pamięci!•Jerzy GotowałaPanu pułkownikowiPawłowi Targoszowi,szefowi Wydziału Zarządzania Sieciami i UsługamiTeleinformatycznymi Centrum WsparciaTeleinformatycznego Sił Powietrznych,Jego Rodzinie i Bliskimwyrazy współczucia i szczere kondolencjez powodu śmierciOjcagen. broni. pil. Stanisława Targosza,byłego dowódcy Sił Powietrznych,składa dowódca JW 4658 Kraków-Balicewraz z kadrą i pracownikami wojska.Ze smutkiem i żalem przyjęliśmywiadomość o śmiercigen. broni w st. spocz. pil.Stanisława Targoszadowódcy Sił Powietrznych w latach 2005–2007.Nasza lotnicza rodzina straciła doskonałego pilotai świetnego dowódcę,wychowawcę wielu pokoleń pilotów,Człowieka, dla którego lotnictwo było największążyciową pasją.Wyrazy szczerego współczuciaRodzinie i Bliskimskładają dowódca Sił Powietrznychgen. broni pilot Lech Majewskioraz żołnierze i pracownicy Sił Powietrznych.NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA117


| pożegnania|Z głębokim smutkiem przyjęliśmy wiadomośćo śmiercistarszego kapralaŁukasza Sroczyńskiego,żołnierza ciężko rannego podczas ataku na polskipatrol w Afganistanie w grudniu 2012 roku.Składamy najszczersze wyrazy współczuciaNajbliższej Rodzinie,a w szczególnościpani Grażynie Sroczyńskiej,mamie żołnierza, starszej pielęgniarce pracującejw Wojskowej Specjalistycznej Przychodni Lekarskiejw Stargardzie Szczecińskim.Szef Inspektoratu Wojskowej Służby Zdrowiagen. bryg. lek. Piotr Dzięgielewskioraz kadra i pracownicy IWSZZ głębokim żalem przyjąłem wiadomośćo śmiercistarszego chorążegoŁukasza Sroczyńskiego,który zmarł w wyniku ran odniesionych podczas atakuna polski patrol w grudniu 2012 roku w Afganistanie.Siły Zbrojne Rzeczypospolitej Polskiej straciłyWspaniałego Żołnierza, który oddał swoje życiew walce z międzynarodowym terroryzmem.Rodzinie i Bliskimskładamy kondolencje i wyrazy szczerego współczucia.Dowódca operacyjny sił zbrojnych oraz żołnierzei pracownicy DOSZ.Cześć Jego Pamięci!Panu ppłk. Stanisławowi Szwagrzykowiwyrazy szczerego współczuciaz powodu śmierciOjcaskładają szef, współpracownicy i koledzyz Zespołu do spraw Służby w MiędzynarodowychStrukturach Wojskowych.Panu ppłk. Stanisławowi Szwagrzykowiwyrazy szczerego współczuciaz powodu śmierciOjcaskładają szef i współpracownicyz Zarządu Organizacji i Uzupełnień – P1.Pani płk Ewie Wydackiej-Pietruszkawyrazy współczucia oraz słowa wsparciaz powodu śmierciTatyskładają współpracownicy Oddziału PrawnegoDowództwa Sił Powietrznych.Wyrazy głębokiego żalu i szczerego współczuciaPanu mł. bryg. AndrzejowiNawrockiemuoraz Jego Rodziniez powodu śmierciOjcaskładają szef, żołnierze, strażacy oraz pracownicyWojskowej Ochrony Przeciwpożarowej.Panu ppłk. Pawłowi Targoszowioraz Jego Rodzinie i Najbliższymsłowa wsparcia oraz wyrazy głębokiego współczuciai szczere kondolencje w trudnych chwilachpo śmierciOjca,gen. broni pil. Stanisława Targoszaskładają komendant, kadra i pracownicy wojskaCentrum Wsparcia TeleinformatycznegoSił Powietrznych.„Umiera się nie po to, by przestać żyć,lecz po to, by żyć inaczej”.Panu st. sierż. GrzegorzowiKopańskiemuoraz Najbliższymwyrazy głębokiego współczucia z powodu śmierciOjcaskładają kadra i pracownicy Resortowego CentrumZarządzania Bezpieczeństwem Sieci i UsługTeleinformatycznych.118NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA


| pożegnania|Wyrazy szczerego współczucia i głębokiego żaluPanu Zbigniewowi Olszewskiemuz powodu śmierciBrataskładają dowódca, żołnierze i pracownicy wojska1 Brygady Lotnictwa Wojsk Lądowych.Panu st. chor. szt. Józefowi Jezierskiemui Jego Rodziniewyrazy żalu i głębokiego współczuciaz powodu śmierciOjcaskładają dowódca, żołnierze i pracownicy wojskaWielonarodowej Brygady (część polska) w Lublinie.Panu Jerzemu Wiśniewskiemuoraz Jego Bliskimwyrazy współczucia i żalu z powodu śmierciTatyskładają koledzy oraz współpracownicyz Jednostki Wojskowej 4503 w Grudziądzu.Pani Annie Kozłowskiejwyrazy szczerego współczuciaz powodu śmierciTatyskładają szef, kadra i pracownicyDelegatury Departamentu Kontroli w Warszawie.Panu ppłk. MieczysławowiSpychalskiemu,zastępcy komendanta15 Wojskowego Oddziału Gospodarczegow Szczecinie,oraz Jego Najbliższymwyrazy głębokiego współczuciaz powodu śmierciOjcaskładają żołnierze i pracownicy15 Wojskowego Oddziału Gospodarczego.Panu sierżantowi Rafałowi Słońskiemuwyrazy głębokiego żalu i szczerego współczuciaz powodu śmierciOjcaskładają komendant, żołnierze oraz pracownicy wojskaOddziału Żandarmerii Wojskowej w Elblągu.Panu st. szer. Mariuszowi Stachyrzei Jego Rodziniewyrazy żalu i głębokiego współczuciaz powodu śmierciMatkiskładają dowódca, żołnierze i pracownicy wojskaWielonarodowej Brygady (część polska) w Lublinie.„Nie umiera ten, kto trwa w pamięcii sercach naszych”.Z głębokim żalem i smutkiem przyjęliśmy wiadomośćo śmierci naszego żołnierzast. kpr. Łukasza Sroczyńskiego.Rodzinie i Bliskimwyrazy głębokiego współczucia i szczere kondolencjeskładają dowództwo, żołnierze i pracownicy wojska12 Brygady Zmechanizowanejim. gen. broni Józefa Hallera w Szczecinie.„Czas jest najlepszym lekarstwem na smutek,a wspomnień nikt nam nie odbierze,zawsze będą z nami”.Pani Barbarze Targoszoraz Jej Rodzinie i Bliskimwyrazy głębokiego współczucia i słowa otuchyz powodu śmierciMężaskładają dowódca, żołnierze i pracownicy wojskaCentrum Operacji Powietrznych – DowództwaKomponentu Powietrznego.NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA119


| pożegnania|Panu gen. dyw. JanuszowiBronowiczowioraz Jego Rodzinie i Najbliższymwyrazy głębokiego żalu i szczerego współczuciaz powodu śmierciTeściowejskładają komendant, kadra i pracownicy wojskaCentrum Szkolenia Wojsk Lądowych w Poznaniu.Wyrazy głębokiego współczucia i szczere kondolencjest. sierż. Mirosławowi Kijance,Rodzinie i Najbliższymz powodu śmierciMamyskładają komendant, żołnierze i pracownicy wojskaWojskowej Straży PożarnejJW 1230 Warszawa-Wesoła.Panu gen. bryg. MarkowiMecherzyńskiemuoraz Jego Rodzinie i Najbliższymwyrazy głębokiego żalu i szczerego współczuciaz powodu śmierciOjcaskładają komendant, kadra i pracownicy wojskaCentrum Szkolenia Wojsk Lądowych w Poznaniu.Panu mjr. ArkadiuszowiBogdanowiczowioraz Jego Rodzinie i Najbliższymsłowa wsparcia oraz wyrazy głębokiego współczuciai szczere kondolencje w trudnych chwilachpo śmierciMatkiskładają komendant, kadra i pracownicy wojskaCentrum Szkolenia Wojsk Lądowych w Poznaniu.Wyrazy głębokiego żalu i szczerego współczuciaPanu kpt. Emilowi Ćwiklińskiemuoraz Jego Rodziniez powodu śmierciBabciskładają szef, żołnierze, strażacy oraz pracownicyWojskowej Ochrony Przeciwpożarowej.Panu mjr. Mariuszowi Łasiewickiemuwyrazy szczerego współczucia i szczere kondolencjez powodu śmierciMamyskładają kadra i pracownicy wojska OddziałuPlanowania i Koordynacji Pionu SzkoleniaWojsk Lądowych.Księdzu pułkownikowiBolesławowi Lichnerowiczowiwyrazy głębokiego żalu i szczerego współczuciaz powodu śmierciBrataskładają kadra i pracownicy wojskaSzefostwa <strong>Obrony</strong> przed Bronią Masowego RażeniaDowództwa Wojsk Lądowych.Fotografowałeś z każdego zakątka świata,by nam pokazać wszystko… Ostatnio nie wyszło…Z głębokim żalem i smutkiemprzyjęliśmy wiadomość o śmiercinaszego PrzyjacielachorążegoSebastiana Kinasiewicza.Jego odejście napełnia nas ogromnym smutkiemi żalem.Wyrazy głębokiego współczucia i szczere kondolencjeŻonie, Synowi, Rodzinie i Bliskimskładają koledzy i koleżanki z Wydziału PrasowegoDowództwa Operacyjnego Sił Zbrojnych.120NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA


| pożegnania|Pamiętamy o TobieSebastian Kinasiewicz we wspomnieniach kolegów.Sebastian uwielbiał sprzeczać się o szczegóły dotyczące fotografii,o kolory, kadr. Dyskutowaliśmy o tym, które z naszychzdjęć są lepsze. Bardzo lubiłem tę cichą rywalizację,ponieważ dopingowała mnie do większegowysiłku. Pamiętam też pierwszywyjazd Sebastiana do Afganistanu – to,jak się przygotowywał i wypytywało najdrobniejsze szczegóły. Uwielbiałwszelkie nowinki techniczne i gadżety,więc miał wielki dylemat, co ze sobązabrać. Z każdej wyprawy wracał z masąnowych pomysłów i świetnych zdjęć.Ciężko wspominać przyjaciela, z którymniedawno piło się kawę, a dziś gojuż nie ma wśród nas.Starszy chorąży sztabowyAdam Roik, Combat CameraBył bardzo koleżeński. Często wymienialiśmymiędzy sobą spostrzeżenia.Tworzyliśmy dobry team,rozumieliśmy się bez słów. W wolnymczasie razem uprawialiśmy sport. Natreningach, podobnie jak w pracy, uzupełnialiśmysię – jak jeden z nas miałsłabszy dzień, to drugi kolegę mobilizował.Byliśmy z siebie dumni, że takdobrze nam idzie. Odkąd Seba przeniósł się do Krakowa, jużnie miałem takiej motywacji do ćwiczeń, jak kiedyś. Całyczas mi go brakuje. A teraz nie mogę pogodzić się z tym, żejuż nie ma go wśród nas. Czuję w sercu pustkę, której nie dasię wypełnić. Brakuje mi poczucia humoru Seby, jego pomysłówna robienie dobrych zdjęć, tej radości i uśmiechu,pozytywnego nastawienia do życia.chorąży SebastianKinasiewiczStarszy chorąży Waldemar Młynarczyk,Combat CameraPrzyciągał do siebie ludzi niesamowitym poczuciem humorui osobowością. Był wiecznie uśmiechnięty i bardzopozytywnie nastawiony do życia. Wciąż szukał materiałówdo realizacji swoich pomysłów, ciągle coś robił, miałmasę energii, którą zarażał wszystkich. Nieustannie myślało kolejnych sesjach i projektach. W pamięci cały czas mamte, nad którymi razem pracowaliśmy, i nasze wspólne wypadyna paintball. Sebastiana cechowały przede wszystkimprofesjonalizm i niestrudzone dążenie do celu. Właśnie takiegogo zapamiętam.Piotr Lisowski, przyjacielPoznałam Sebastiana w lutym, ale to wystarczyło, żeby zapamiętaćgo jako profesjonalistę. Kiedy wchodził do naszegopokoju, był stanowczy i opanowany. Nie dało się go niezauważyć. Myślę, że właśnie o to muchodziło. Gdy ktoś miał gorszy dzieńw pracy, Sebastian nie pytał o powód.Jednym uśmiechem potrafił sprawić, żezapominało się o wszystkim, co byłoprzed chwilą. Uwielbiał się uśmiechać.Miał taki błysk w oku… Miał w sobieto coś, co przyciągało uwagę innych.Zawsze wyrażał własne zdanie. Jakw danej chwili nie mogłam mu w czymśpomóc, odpowiadał: „zapamiętam!”, poczym wychodził z uśmiechem. W każdejsytuacji można było na niego liczyć– potrafił zrobić coś z niczego, i nie tylkow fotografii. Miał masę pomysłówi mnóstwo zapału. Ciągle tworzył cośnowego. Mnie nauczył jednego – panowaćnad emocjami. Ciężko było go wyprowadzićz równowagi…Piotr LisowskiJolanta Maciaszek,Wydział PrasowyDowództwa OperacyjnegoSił ZbrojnychZSebą pracowałam dwa lata. Kim był? Świetnym żołnierzem,zawsze znakomicie przygotowanym do pracy.Sprzęt gotowy, baterie naładowane, a w głowie pełno pomysłówna zdjęcia. Sebastian wciąż podnosił swoje kwalifikacje,szkolił się, szukał nowych sposobów na fotografowanie.Chodził też po górach, wspinał się, biegał. Zawsze uśmiechnięty,potrafił w sekundę rozładować napiętą atmosferę.Miał ulubione powiedzenie, zaczynające się od słowa „osoba…”,a potem kończył, na przykład, „…usiądzie, napije siękawy, a może pogadamy o robocie”. Sebastian lubił ludzi.Widać to w jego zdjęciach. W swoich pracach przedstawiałżołnierzy w czasie wykonywania różnych czynności. Chciałpokazać, jak ciężka, ale jednocześnie fascynująca jest to praca.W sierpniu ubiegłego roku, gdy w Polsce przebywałChris Kyle (snajper, autor książki „Cel snajper”), Seba dałmu swoją najbardziej znaną fotografię „Medyk”. Zawsze fascynowałygo wojska specjalne. I spełnił swoje marzenie.Każdy ma własną ścieżkę, on chciał coś zmienić w swoimżyciu, dalej się szkolić, rozwijać.Major Julita Mirowska,Wydział Prasowy DowództwaOperacyjnego Sił ZbrojnychNUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA121


| horyzonty krótka seria|Józef Kowalski 31 sierpnia 1920 roku brałudział w bitwie pod Komarowem.UłanRzeczypospolitejOstatni żyjący weteranwojny polsko-bolszewickiejma 113 lat.Kapitan Józef Kowalski urodził się2 lutego 1900 roku. W 1920 rokuwalczył w 22 Pułku Ułanów Podkarpackich.Brał udział w bitwie pod Komarowemw pobliżu Zamościa, gdzie31 sierpnia 1920 roku kawaleria rozbiłatrzon sił konnej armii Siemiona Budionnego.Były to największe starciekonnicy w wojnie polsko-bolszewickieji ostatnia wielka bitwa kawaleryjskaw historii Europy. W 20-leciu międzywojennympan Józef prowadził gospodarstworolne. II wojnę spędził w niemieckimobozie pracy, skąd udało musię uciec. Potem znów zajmował sięrolnictwem, dopóki pozwalał mu na tostan zdrowia. Kilkanaście lat temuprzekazał ziemię państwu i zamieszkałw Domu Pomocy Społecznej w Tursku.Dziś jest najstarszym Polakiem i prawdopodobnieteż najstarszym Europejczykiem.W czerwcu tego roku członkowieStowarzyszenia MiłośnikówMiasta Radzymin i Bitwy Warszawskiej1920 roku zorganizowalipierwsze zawody kawaleryjskieimienia Józefa Kowalskiego,aby rozpropagowaćwiedzę o najstarszymułanie Rzeczypospolitej.AD •Ćwicz jak cichociemniW Warszawie powstanie kopia ścieżkitreningowej legendarnych spadochroniarzy.parku imienia CichociemnychW na stołecznym Ursynowie mająpowstać kopie małpiego gaju,czyli toru, na którym w czasieII wojny ćwiczyli cichociemniw LargoHouse na WyspachPancerne zawodyRosjanie wymyślili nową dyscyplinę sportową– czołgowy biatlon.Tak jak w zwykłym biatlonie, trzebajak najszybciej pokonać trasę i trafićdo celu. Strzela się jednak z działczołgowych i karabinów maszynowychdo tarcz symbolizujących pojazdy bojoweoraz śmigłowce. Za każde pudło– karna pętla. Na pomysł takich zawodówwpadło rosyjskie ministerstwoobrony. Sport ma wprowadzać czynnikrywalizacji do manewrów czołgowychi być formąBrytyjskich, oraz współczesnejścieżki treningowej służącej do szkoleniażołnierzy jednostki GROM.Burmistrz Ursynowa Piotr Guziałzapowiada, że we wrześniu rozpiszekonkurs na szczegółową koncepcjęzagospodarowania tego terenu.Ścieżki powstałyby w 2014 roku. Jużtego lata na terenie parku weteranijednostki GROM organizowali bezpłatnetreningi samoobrony dla dziecii dorosłych. W przyszłości takiespotkania będą odbywać się cyklicznie,na przykład w weekendy. W ursynowskimparku pamięć o cichociemnychzrzucanych nad okupowanąPolską w latach 1941–1944 mateż uczcić pamiątkowy obelisk,a Fundacja imienia CichociemnychSpadochroniarzy AKproponuje, by powstało turównież muzeum im poświęcone.AD •testowania sprzętu oraz umiejętnościzałóg.W sierpniu rozegrano pierwsze w historiimiędzynarodowe mistrzostwaw tej dyscyplinie. Na poligonie pod Moskwąw szranki stanęły najlepsze ekipyczołgów T-72 z Rosji, Armenii, Białorusii Kazachstanu wyłonione w eliminacjachkrajowych. Do pokonania miałydwie trasy o długości trzech i sześciukilometrów. Konkurs zorganizowanyw 70. rocznicę największejpancernej bitwy w historii – na ŁukuKurskim – zwyciężyła ekipa z Rosji. Jakzapowiada rosyjski resort obrony, w biatlonieczołgowym w przyszłym rokulista uczestników może zostać rozszerzonatakże o kraje spoza WspólnotyNiepodległych Państw, w tym załogiz USA, Niemiec czy Włoch. AD •narodowe archiwum cyfrowe122NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA


horyzontybogusław politowskiKawaleryjska nocBo w sercu kawalerzysty, gdy wyłożysz je na dłoni,na pierwszym miejscu panna jest, a przed nią tylko konik…Bogusław PolitowskiCzasy wielkich oficerskich balów nie poszły w zapomnienie.Tam, gdzie kultywuje się zwyczaje i dokonaniaprzedwojennych oraz wojennych jednostek,w niektóre noce w kasynach nadal można zobaczyć damyw eleganckich sukniach i szarmanckich wojaków w galowychmundurach u ich boku. Niedawno kawaleryjski bal odbyłsię w Wędrzynie. Świętował stacjonujący tam batalionzmotoryzowany.Epolety, ostrogi i cekinyGodzinę przed balem emocje sięgnęły zenitu. Orkiestra instrumentystroiła, kucharze i kelnerki ostatnie potrawy nastoły stawiali. Tuż przed godziną 20, gdy słońce za horyzontsię skryło, przed klub garnizonowy samochody zaczęły zajeżdżać.Pary podchodziły do wysokich schodów. Tam, jaketykieta nakazuje, witał je osobiście dowódca 7 BatalionuStrzelców Konnych Wielkopolskich z Wędrzyna podpułkownikRafał Miernik z małżonką Sabiną. W mundurze historycznymtowarzyszył im Robert Lachor – komendant OddziałuTerenowego Stowarzyszenia Polski Klub Kawaleryjskiimienia 7 Pułku Strzelców Konnych Wielkopolskich. W sprawowaniutowarzyskich powinności pomagała mu żona.Z powodu upału większość panów wystąpiła na baluw śnieżnobiałych koszulach ozdobionych naramiennikami.Niektórzy wybrali mundury historyczne. W oczy rzucały sięepolety z siódemką i kołnierzyki ze stójką. Oficerom nawetostrogi u butów dźwięczały.Damy zaś jak zwykle przecudnie wyglądały. Od błysku jedwabiu,brokatu we włosach i cekinów niejednemu obserwatorowimogło się w głowie zakręcić. Od dawien dawna wiadomojednak, że kawalerzystów cechuje upodobanie dotrzech „K” – koni, koniaku i kobiet. Dokładnie w takiej kolejnościwłaśnie. U strzelców z 7 Batalionu przez lata zmieniłosię tylko jedno. Pierwsze „K”, czyli konie, zastąpiło inne– KTO.KonieGdy wszyscy się zebrali, gospodarz gości na salony zaprosił.Słów powitania kilka powiedział. Zgodnie z tradycją szacunekswojemu dowódcy generałowi brygady RajmundowiNUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA123


| horyzonty Kronika towarzyska|T. Andrzejczakowi i jego małżonce Danucie złożył, poczym szampana podać kazał. Wzniósł kielich, a pierwszytoast, jak na kawalerzystę przystało, nie mógł być inny niżza pomyślność Najjaśniejszej Rzeczypospolitej.Podano do stołu. Brzęk sztućców co chwilę odgłos jakiegośtoastu zagłuszał. Trunkami zacnymi kieliszki napełniano,więc nikogo głowa szybko nie rozbolała. Zakąszanosmaczną rybą oraz wybornym mięsiwem, w tym dziczyznąz okolicznych lasów. Orkiestra bez żadnego fałszu najnowszeprzeboje odgrywała. Pary na parkiecie nieomal fruwały.Nie trzeba było długo czekać, aby kobiece lica i oczy oficerówekscytacją balową zapłonęły.Gdy północ wybiła, wszystkich na zewnątrz zaproszono.W świetle latarni zdziwieni goście luzaka ujrzeli. Stukotkopyt okrzyki zachwytu zagłuszyły – to damy zobaczyły,że do siodła przytroczono kosze pełne herbacianych róż.Każdy z panów brał jeden z kwiatów i swojej wybrancewręczał.KobietyKoń, pozbywszy się kwiecia, ochoczo do stajniodmaszerował. Nie spoczęli jednak kawalerzyści.Tradycja nakazuje im bowiem, że o północyzdrowie konia wypić należy. Tak byłoi tym razem. Panowie w historycznych mundurachna krzesła stanęli, każdy jedną nogęna blat stołu między talerze postawił,a w dłoń kieliszek chwycił. Na znak danyprzez rotmistrza wszyscy zgodnie zdrowie koniawypili. Po chwili dopiero, usiadłszy naswoich miejscach, inny ważny toast dopełniono.Tym razem za zdrowie swoich i innychzebranych dam.Zabawa była przednia. Wesoło w tanyszli przedstawiciele wszystkich korpusówi szarż. Biesiadowano, cały czaso tradycji pamiętając. Nikogo nie zdziwiłwięc kolejny kawaleryjski przerywnik.Oto nagle but damski – szpilka czarna– w dłoniach dowodzącego kawalerzystamiw dawnych mundurach się znalazł.Wiwatów i uciechy fakt ten wzbudził sporo.Szybko padły komendy. Bucik napitkiemnapełniono. Żaden kawaleryjski dowódca odwypicia zawartości damskiej szpilki wzbraniaćsię nie mógł. I wzniesiono toast za wszystkie niewiasty,ich urodę i wdzięk. Na koniec, gdy bucik dodna osuszono, żałowano jedynie, że konie szpilek czyczółenek nie noszą, bo z podkowy trunku żadnego nijakwypić się nie da.KoniakPo północy balowano nie mniej ochoczo niż na początku.Wszyscy zasad etykiety przestrzegali i cały czas tradycjaze współczesnością się przeplatała. Dwie godzinypo północy oficerowie w mundurach z epoki poprosili gościna koniak. Nie była to jednak zwyczajna degustacjatrunku. Najpierw dowódca w historycznym uniformie cygaramizebranych poczęstował. Gdy już wyśmieniciepachnące cygara obcięto i podpalono, dyskusja się zaczę-Podczasuroczystościwarkot silnikówRosomaków mieszałsię ze stukotemkońskich kopyt orazbrzękiem przypinanychmedali i odznaczeń.Obok luf152-milimetrowycharmatohaubic Danaw niebo wznosiły sięlance, a przyżołnierzachwe współczesnychmundurach w szykuprężyli siękawalerzyściw uniformach z epokiz szablami u pasa.ła. Jako że pora nie sprzyjała roztrząsaniu ważnych tematów,szybko dowcipy opowiadać zaczęto i kawaleryjskiepieśni śpiewać.„Słynie z czynów wiekopomnych, to pułk siódmy strzelcówkonnych”, „Na kresowych kwiatach polnych krew sięmieni strzelców konnych” niosły się po okolicznym lesiesłowa znanych żurawiejek. Mimo późnej pory upał był niesamowity.Żadnemu zdyscyplinowanemu strzelcowi w dawnymkawaleryjskim stroju nawet przez myśl nie przeszłojednak, żeby chociaż jeden guzik munduru odpiąć lub stójkękołnierzyka poluzować.124NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA


horyzontybogusław politowski (6)Wierni tradycji,wierniprzysiędze…Tak brzmi motto zasłużonego dla polskichsił zbrojnych 7 Batalionu StrzelcówKonnych Wielkopolskich. Obchodyświęta tej jednostki żołnierze rozpoczęli odmszy, na której ksiądz major Szczepan Madońpoświęcił wotum złożone parafii przezPułkowe Koło Kobiet i rodziny żołnierzy batalionu.Lanca w barwach pułku oraz odznakapamiątkowa z numerem 000 naryngrafie znalazły godne miejsce w nawiegarnizonowej świątyni. Po mszy na przykościelnymskwerze odsłonięto obelisk z tablicąpamiątkową. Wypisano na niej nazwiskaczterech żołnierzy 17 WielkopolskiejBrygady Zmechanizowanej, którzy polegli,służąc w Polskich Siłach Zadaniowychw Afganistanie. W ceremonii uczestniczyłyrodziny chorążego Jarosława Maćkowiaka,sierżanta Pawła Poświata, sierżanta SzymonaSitarczuka oraz sierżanta Rafała Nowakowskiego.Nazwiska wszystkich wyczytanotakże podczas głównej uroczystościna placu jednostki. Apel poległych ku czciżołnierzy, którzy w dawnych czasachi współcześnie oddali życie, zakończyła salwaartyleryjska. Przed frontem pododdziałówzgodnie z kawaleryjską tradycją przeprowadzonoluzaka okrytego kirem. Ostatnimoficjalnym akcentem było otwarcie batalionowejizby pamięci.•Zaczęło świtać, a kawaleryjskie balowanie nie straciłotempa. Przedstawiciele żadnego szwadronu szkła ni sztućcównie złożyli. Z różnych miejsc co rusz słowa znanej pieśni„Amaranty” się rozlegały, żurawiejki i inne znane piosenkipo lesie się niosły…„Dlaczego tak mało się bawimy, dlaczego giną tradycja i oficerskaczy kawaleryjska fantazja?”, ubolewał jeden z gości.„A może starym zwyczajem przykład musi iść z góry? Nobo który strzelec nie ruszy w pląsy, gdy dowódca zezwolii bal zorganizuje?”, tłumaczył miejscowy oficer i na poczekaniu„Apelujemy głośno z kotylionem w dłoni. Dowódcy, ruszciedo walca jakoż by do broni”, brzmiała rymowanka…Gdy słońce wysoko już było, pod klub zaczęły podjeżdżaćauta, unosząc kolejno na kwatery rozbawionych kawalerzystów.Sale opustoszały. Pozostało jednak przekonanie,że morale nie tworzy się jedynie na polu bitew.Wspominanie historii, bohaterskich dokonań poprzednikówtakże silnie jednoczy. A dobry dowódca, lubianyi szanowany, z hojnym wsparciem przyjaciół i sympatykówjednostki potrafi stworzyć atmosferę nie tylko służby,miłą dla ucha żurawiejkę wymyślił i odśpiewał. ale i zabawy.•NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA125


|horyzonty wydarzenia po służbie|Pierwsza wzmianka o obronnejsiedzibie w Oporowie, wtedydrewnianym dworze wzniesionymprzypuszczalnie w pierwszej połowieXIV wieku, pochodzi z 1418 roku.Niedługo potem murowany zamek zacząłbudować w tym miejscu wojewodałęczycki Mikołaj Oporowski. Na sztucznieusypanej wyspie otoczonej głębokąfosą postawił czworoboczną ceglanąwieżę o czterech kondygnacjach.Rezydencję obronną rozbudował jegosyn, arcybiskup Władysław OpozamkiŚredniowieczna fortalicjasemuTo jedna z najlepiej zachowanych późnogotyckichobronnych siedzib rycerskich w Polsce.rowski, w latach 1428–1453. Powstałwtedy czworoboczny mur obwodowy,w którego narożnik wkomponowanowieżę. Ceglana zabudowa skupionawokół dziedzińca składała się z budynków:południowego – mieszkalnegoi północnego – gospodarczego orazbaszty przystosowanej do użycia bronipalnej. Całość otaczał mur zwieńczonyblankami i zaopatrzony w otworystrzelnicze. Wjazd do zamku prowadziłod zachodu przez budynek bramnyoraz most zwodzony.Ród Oporowskich w XVI wieku utraciłswą potęgę i majątek rodziny uległrozproszeniu. W roku 1632 właścicielemOporowa został Piotr Tarnowski,kasztelan gostyński. Za jego czasów zamekzostał, jedyny raz w swojej historii,zniszczony. Spaliły go wojska szwedzkiew 1657 roku, ale już pod koniec XVIIwieku warownię odbudowano. Dodatkowona południe od zamku założono istniejącydo dzisiaj ogród.W XVIII wieku budowla wielokrotniezmieniała właścicieli. W 1725 rokuksiążkaPo raz pierwszy Zbigniew Brzezińskiodstąpił od gloryfikacji politykiStanów Zjednoczonych, co charakteryzowałojego poprzednie publikacje.Pisze natomiast o zmniejszającej się globalnejatrakcyjności Ameryki i zastanawiasię, jak odwrócić tę tendencję. Wniosekpłynący z rozważań autora: przodującarola USA w świecie w przyszłościwydaje się niepewna. Przyczyną takiegostanu są wewnętrzny impas w StanachTrudna przyszłośćCo Amerykanie powinni zrobić, by odzyskaćatrakcyjność w świecie?Zjednoczonych oraz niepewna politykazagraniczna. Brzeziński nie waha się powiedzieć,że kosztowny unilateralizm prezydenturymłodego Busha doprowadziłdo klęski amerykańskiej polityki zagranicznej,a upadek pozycji Stanów Zjednoczonychrozpoczął się już po zakończeniuzimnej wojny, kiedy straciły szansę nakonsolidację pokojowej strefy bezpieczeństwawokół Rosji. Zamiast tego USAogarnęła obsesja wojny z terroryzmem.Co zatem Amerykanie powinni zrobić,by odzyskać atrakcyjność w świecie?„Zbig” sugeruje wiele działań,których motywem przewodnim powinnabyć wszechstronna i długofalowawizja polityczna, adekwatna do wyzwań.Tylko po tych zmianach Amerykabędzie partnerem dla rosnącegow siłę Wschodu. A nakreślenie takiejwizji będzie możliwe tylko wtedy, kiedyAmerykanie uświadomią sobie, żeświat się zmienił. Generalnie bowiemnie zdają sobie sprawy z istnienia nowychzagrożeń.•Jacek PotockiZbigniew Brzeziński, „Strategiczna wizja.Ameryka a kryzys globalnej potęgi”,Wydawnictwo Literackie, 2013126NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA


warownię kupił podkomorzy gostynińskiJan Sołłohub, następnie rezydowalitutaj Pociejowie i rodzina Orsettich.W tym czasie kilkakrotnie prowadzonow Oporowie niewielkie prace budowlane.Odnowiono mury, połączono czwohoryzontyVademecumOporów leży około 15 kilometrów odKutna. Odwiedzający warownię swójsamochód powinni zostawić w centrummiejscowości, ponieważ koło zamku niema parkingu. Do Oporowa dotrzemy teżz Kutna autobusem. Muzeum Wnętrz Stylowychotwarte jest cały rok w godzinach10.00–16.00, a od maja do końca wrześniaw weekendy do 17.00. Bilet kosztuje8 złotych, w poniedziałki wstęp jest bezpłatny.W muzeum obejrzymy kolekcję obrazówi rzeźb, bogato zdobione meble, militariaoraz wyroby rzemiosła artystycznegoprezentujące kulturę szlachecką od XVIdo początku XX wieku. Zamek otacza malowniczypark pełen rzadkich gatunkówdrzew. Można go zwiedzać za darmo od8.00 do 18.00, a latem do 20.00. W Oporowiezanocujemy w licznych pokojach gościnnych,pensjonatach, jest także możliwośćwynajęcia noclegu na zamku. Nachętnych czekają tam dwa dwuosobowepokoje. Cena jednego to 170 złotych.roboczną wieżę ze skrzydłem południowym,drewniany most zwodzony zastąpionostałym pomostem, nadano wnętrzombarokowy wystrój. Wszystkie teprace nie zmieniły jednak zasadniczowyglądu zamku i jego charakteru.Rodzina Orsettich przeprowadziłabardziej gruntowny remont, nadającwarowni cechy neogotyckie. Rozbudowanoteż podjazd pod główną bramę,a w miejscu dawnych ogrodów założonoobszerny park krajobrazowy. W rękachOrsettich zamek pozostał aż do roku1930. Wtedy to zadłużony obiektprzeszedł na własność TowarzystwaKredytowego Ziemskiego w Warszawiei został zlicytowany Szymonowi Karskiemu.Nowy nabywca niedługo cieszyłsię jednak posiadłością. Po wybuchuII wojny został wysiedlony, a majątkiemzarządzali Niemcy.Po 1945 roku kompleks zamkowo--parkowy przeszedł na własność państwa.Rozpoczęto remont zamku z zamiarempodkreślenia gotyckiego charakteruwarowni. W trakcie prac konserwatorskichusunięto część przebudowyz XIX wieku, przywrócono pierwotnąsylwetkę dachów i ganek komunikacyjny,odtworzono drewniane krużganki.Zrekonstruowano też wnękistrzelnicze na murach obronnych oraznaprawiono uszkodzony krenelaż. Dziśw zamku mieści się Muzeum WnętrzStylowych otoczone pięknym starymparkiem.•Anna DąbrowskafortyZdobywcy cytadeliTwierdza w Grudziądzuotworzyła swoje podwojedla zwiedzających.Zrozkazu Fryderyka Wielkiegow 1776 roku rozpoczęto budowętwierdzy w Grudziądzu. Większośćtamtejszych fortów powstała jednak naprzełomie XIX i XX wieku. Imponującyobiekt forteczny do dziś służy wojsku.Z tego względu cytadela udostępnianajest do zwiedzania tylko okazjonalnie– 3 maja i 11 listopada. W tymroku jednakw każdą sobotędo końca wrześniamożna wybraćsię na fascynującąeskapadę po zakątkachtwierdzy. Trzeba stawić się przybramie na ulicy Czwartaków o godzinie10.30. Jak podkreślają organizatorzywycieczki (Wojskowe StowarzyszenieKulturalno-Edukacyjne „Rawelin”),konieczny jest dokument tożsamości zezdjęciem. Przydają się również strójsportowy i cieplejsze ubranie ze względuna niską temperaturę panującąw twierdzy.•NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA127


|horyzonty wydarzenia po służbie|128książka1941 roku, w trakcie kampaniiW afrykańskiej, ambitny porucznikbrytyjskiej armii David Stirling opracowałtechnikę zastosowania małych, mobilnychi doskonale wyposażonych oddziałówdywersyjnych, które miałybydziałać za liniami wroga – w szczególnościdokonywać rajdów daleko za liniąfrontu i niszczyć składy paliwa oraz samolotyLuftwaffe na lotniskach. Koncepcjata narodziła się w bólach i towarzyszyłajej niechęć starszych oficerów,którzy nie dawali szans tego typu formacjom.Chcący przekonać władze doswojego pomysłu młody Anglik…wkradł się do naczelnego dowództwaw Kairze, by przedstawić nową wizjęszefowi sztabu. W ten sposób narodziłasię jedna z najbardziej profesjonalnychjednostek specjalnych na świecie.Książka Jeana-Jacques’a Cécile’a tofascynująca podróż śladami Special AirService po całym świecie. Autor przedstawiamało znane wątki i szczegółyoperacji specjalnych w różnych zakąt-książkaOprócz łaciny i greki biegle władałsiedmioma językami. Tłumaczyłutwory Lermontowa, Goethego i Szekspira.Sam również pisał. Grał na fortepianiei malował. Interesowały go jednaknie tylko nauki humanistyczne. Równiedobry był w matematyce czy ekonomii.Któryż z naszych generałów może pochwalićsię takimi umiejętnościami?Kazimierz Sosnkowski to postać niecozapomniana i niedoceniona przez historię,a przecież w procesie budowaniapaństwowości polskiej po dziesięciole-NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNASAS znaczy zwycięstwoTam, gdzie konwencjonalne środki walki zawodzą,wkraczają eksperci z Hereford.Jan Kirszak, „GenerałKazimierz Sosnkowski”,IPN, 2012kach globu. Oman, Irlandia Północna,Afganistan, Falklandy, Irak to tylko niektórez miejsc, gdzie żołnierze królowejWindsoru pokazali swoją wartość bojową.Okazuje się, że wzięli udział nawetw akcji skierowanej przeciwko terrorystom,gdy ci dokonali zamachów w moskiewskimteatrze na Dubrowce czyszkole w Biesłanie. J.J. Cécile nie pozostajebezkrytyczny w swojej ocenie– opowiada również o niepowodzeniach22 Pułku SAS, który na przestrzenilat często traktowany był przezpolityków i establishment wojskowy jakokarta przetargowa w ich własnych,wewnętrznych rozgrywkach i w tychcelach wykorzystywany. Niezmiennapozostała tylko dewiza formacji: „Ktosię odważy, ten wygrywa”.Wystawa „Wygnańcy” przypominao deportacjach i wysiedleniach,które dotknęły miliony obywateli polskichw trakcie II wojny światowej ze•strony okupantów niemieckiego i sowieckiego.Opowiada także o przymusowychmigracjach ludności po zakoń-Jakub Nawrockiczeniu konfliktu. Na licznych zdjęciach,pochodzących ze zbiorów własnych IPNoraz innych archiwów i muzeów, w tymtakże na unikatowych fotografiach z kolekcjiprywatnych, ukazano dramati cierpienia ludzi zmuszonych do opuszczeniadomów rodzinnych i skazanychna wieloletnią tułaczkę. Zaprezentowanena wystawie mapy unaoczniają zaśmasową skalę owego zjawiska. Wystawęzorganizowaną przez InstytutPamięci <strong>Narodowej</strong> można obejrzećw Zamku Królewskimw Warszawie. IPN •Jean-Jacques Cécile, „Sekretna historia SAS.SAS wkracza tam, gdzie wszystko zawiodło”,Muza, 2013Erudyta w mundurzeciach zaborów generał odegrał rolę niemniej ważną niż Piłsudski. Jan Kirszak,historyk wrocławskiego Instytutu Pamięci<strong>Narodowej</strong>, nieco przybliża tegoniesztampowego żołnierza. W piękniewydanym albumie zebrano setkiw większości niepublikowanych dotądzdjęć, dokumentów i wycinków z gazet,ilustrujących całe życie generała – od latdziecięcych, przez karierę wojskową, pożycie na emigracji w Kanadzie. •Aneta wiśniewskawystawaTułaczkaogłoszenieUwaga absolwenci WOSR– promocji 197814 września 2013 rokuw Jeleniej Górzeodbędzie się koleżeńskiespotkanie absolwentówWyższej OficerskiejSzkoły Radiotechnicznej– promocja 1978.Kontakt: jjanusz53@wp.plipn


patronat polski zbrojnej


| horyzonty opowieści starego poligonu|narodowe archwum cyfroweGrochówka na procentySzwejk mógłby kłaniać się w pas naszym dowódcom.Włodzimierz KaletaArmia zawsze kierowała się własną, często niezrozumiałądla żołnierzy logiką. Zwłaszcza niektóre zadaniaprzygotowane przez sztabowców na czasćwiczeń budziły ogromne zdziwienie. „Szwejkkłaniałby się w pas naszym dowódcom”, wspomina jeden z takichpoligonów w latach siedemdziesiątych XX wieku ówczesnyżołnierz jednostki Pomorskiego Okręgu Wojskowego.Żołnierze nie mogli zrozumieć na przykład, dlaczegoz garnizonu ze wschodniej Polski jechali prawie dwie dobyeszelonem do Drawska, a tam dostali polecenie przemieszczeniasię na kołach z powrotem w rejon Pisza, na poligonpołożony niedaleko ich jednostki. Doszli w końcu do wniosku,że „góra” chciała sprawdzić sprawność sprzętu, który naco dzień stał w parku wozów bojowych na tak zwanej konserwacjistałej. Ale po co? Żeby przekonać się o tym, o czymw koszarach wiedział każdy kierowca, że wozy te byłysprawne tylko na pokaz? Dlatego droga powrotna usłana byłapopsutymi pojazdami.Jeszcze bardziej jednak zadziwił ich kolejny rozkaz.Wspominający służbę żołnierz był kucharzem, prawą rękąsierżanta, szefa kuchni. Przyjechali do Pisza wcześniej,aby przygotować ciepły posiłek dla żołnierzy. Miała byćgrochówka. Kucharze nie żałowali do niej boczku i kiełbasy.Zupka wyszła palce lizać. I wtedy od jadących żołnierzyprzybył kurier i wręczył sierżantowi kopertę. Byław niej informacja, że w kuchnię trafiła bomba. Sierżantotrzymał rozkaz wstrzymania gotowania. To, co już upichcili,mieli natychmiast wylać, a żołnierzom wydać suchyprowiant. „Nasz kucharz był zrozpaczony”, opowiada jegopomocnik. „Wylać do dołu 200 litrów grochówki? I to jakiej?Nie miał serca”.Kiedy sierżant poszedł do magazynu po suchy prowiant,zawołał chłopaków kręcących się wokół niewykończonej remizy.Powiedział im, żeby we wsi rozpuścili wici, że wojskowymieni dwieście litrów żołnierskiej grochówki na sto litrówbimbru. Propozycja spotkała się z nadspodziewanie pozytywnymprzyjęciem. Gospodarze przynieśli w baniakachbimber i błyskawicznie zabrali zupę. Polecenie „góry” wykonano.Według kucharza był to jeden z nielicznych rozkazówna tym poligonie, z którego żołnierze się cieszyli. •130NUMER 9 | wrzesień 2013 | POLSKA ZBROJNA


patronat polski zbrojnej


Czytajnas codziennie

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!