12.07.2015 Views

Nr 273 - Gdański Klub Fantastyki

Nr 273 - Gdański Klub Fantastyki

Nr 273 - Gdański Klub Fantastyki

SHOW MORE
SHOW LESS

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

62INFORMATORWoda sięga mu do kolan, pasa. Ogląda się za siebie. Czy ten stwór ciągletam jest? Joesein musi się cofnąć. Musi zawrócić, ten korytarz jest zalany, a onnie umie…Ból na plecach jak po uderzeniu pejczem. Szczęki potwora zaciskają sięna jego boku, ześlizgują się po żebrach. Nie ma czasu, żeby czuć ból. Musi biecdalej. Brnie w wodzie po pierś. Porosty czepiają się jego nóg, niemal sięprzewraca. Do przodu.Powiew powietrza na twarzy.Wyprzedziło go, jest gdzieś przed nim, szykując się do skoku. Teraz niewydaje już żadnych odgłosów. Nie jest to wcale lepsze. Teraz może bezostrzeżenia skoczyć i przegryźć mu gardło.Aaaauuuuiiiiiiiiiiiiiiiiiiikkkk! Za jego plecami. Trzy ostre sztylety wbijają musię w bark. Kłapnięcie szczęki przy uchu. Coś uderza go, zbijając z nóg. Przezchwilę szpony i zęby są wszędzie, nie pozwalają mu się wynurzyć i zaczerpnąćpowietrza.Wyszarpuje się gwałtownym wierzgnięciem. Uderza nogami, płynie podwodą, choć jego płuca gwałtownymi spazmami domagają się tlenu. Boi siępodnieść głowę. Woli utonąć, niż znowu znaleźć się w szponachSzczękowrzaska. Uderza nogami, koszmarnie powoli poruszając się do przodu.Glony szarpią go za nogi i ręce. Pod brzuchem wyczuwa ich oślizgłe macki.Odbija się od podłogi. Droga do góry jest zaskakująco krótka, ale i takwydaje mu się wiecznością.Wypuszcza resztki tlenu, kiedy uderza głową o sklepienie. Oczy wychodząmu na wierzch, ból staje się nie do zniesienia. Zapełnić czymś płuca, choćbywodą, inaczej oszaleje. Młóci wodę rękami, ale wydaje mu się, że kręci sięw kółko. Powoli opada na dół, ku wiecznie spragnionym nowego pożywieniawodorostom. On też tego chce, pragnie tylko, żeby cierpienie się skończyło.Nagle dłoń wychodzi ponad powierzchnię wody! Joesein zmusza się doosta-tecznego wysiłku. Pierwszy oddech jest bolesny, ale on nigdy nie cieszyłsię z czego-kolwiek bardziej niż z tego bólu. Oddycha!Aaaauuuuiiiiiiiiiiiiiiiiiiikkkk! Stłumione, odleglejsze. Może zrezygnują z łupu?Albo i nie. Mogą tu być za chwilę.Joesein podrywa się do biegu, wybiega z wody, ale zaraz potem wpada natwardą, kamienną ścianę.Zapada w letarg, stan półsnu-półobecności, zgubiony, bez szans naprzeżycie. Wie, że to koniec, i niemal już się z tym pogodził. Bez jedzenia,mając do picia jedynie brudną wodę z korytarza. Zresztą jest to bez znaczenia.Za jakiś czas i tak go dopadną Szczękowrzaski. Sam, poraniony, bez broni.W ciemności, gdzie – według nieuczciwych zasad – tylko on jest ślepy,zagubiony.Mimo to wstaje. Idzie dalej, bez celu, w niewiadomym sobie kierunku.Dopiero po chwili to sobie uświadamia. Skoro woda w korytarzu skończyła sięnagle i nie płynęła, wyjaśnienie jest tylko jedno.Znów idzie do góry.Joesein nie czuje jednak przypływu euforii. Być może jest po prostu zbytzmęczony i obolały, a może podświadomie wie, że to ostatecznie nic nieznaczy. Ciągle jest sam, mając za jedynego przewodnika swój słuch i dotyk.Dopiero teraz naprawdę zdaje sobie sprawę z tego, jak bardzo wszystkogo boli. Przy każdym kroku czuje krew zasychającą na jego plecach i na nowo

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!