12.07.2015 Views

Nr 273 - Gdański Klub Fantastyki

Nr 273 - Gdański Klub Fantastyki

Nr 273 - Gdański Klub Fantastyki

SHOW MORE
SHOW LESS

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

60INFORMATOR– Mówiłem, żeby nie zostawiać tu ostatniego ciała. Szczękowrzaski nieporzucają łatwego miejsca żerowania. Skończmy z nim i wracajmy.Złoci są wyraźnie zaniepokojeni. Odsuwają się od Joeseina, jeden z nichkładzie dłoń na rękojeści miecza, drugi sięga po swoją kuszę, naładowanąi gotową do strzału.Joesein chce, żeby to zrobili. Niech go zostawią tutaj i uciekająw ciemnościach. Chce, żeby potwory dopadły ich z wrzaskiem i rozszarpały nakawałki. Pragnie ich śmierci. Chce, by cierpieli, tak samo jak on. Może nawetmógłby przeżyć… W ciemnościach, w labiryncie zapomnianych korytarzywszyscy mieliby równe szanse…– Powiedział wszystko, co wiedział. Nie jest wart naszego życia. Chodźmy!– powtarza jeden ze strażników.Oczy Joeseina zapalają się niezdrowym blaskiem. W ciemnościachwszyscy byliby jednakowo martwi. Nie obchodzi go, co z nim będzie dalej.Chce tylko jednego: by teraz to oni poczuli strach, ból i bezradność, tak samojak on. W ciemnościach wszyscy są zgubieni. Niczego bardziej nie pragnie, niżich śmierci i cierpienia, za dowolną cenę. Nawet gdyby on sam miał cierpieći zginąć.Jeden ze Złotych dostrzega wyraz jego twarzy, trąca drugiego, ale jest jużza późno. Może gdyby zorientowali się wcześniej, na co się w gruncie rzeczyzamierza… Gdyby.Joesein zaciska ręce w pięści i skacze do przodu, nie chce jednak walczyć.Przeskakuje obok Złotego stojącego nieco z tyłu, tego zadającego pytaniai trzyma-jącego pochodnię. Kiedy ten instynktownie sięga po miecz i zasłaniatwarz łokciem, Joesein wyrywa mu z zaciśniętej dłoni jedyne źródło światłai biegnie przed siebie, dzięki samemu zaskoczeniu pozostawiając ich kilkametrów za sobą. Wpada w korytarz i skręca w pierwszą lepszą odnogę,ślizgając się na podłodze od dawna nie przemierzanych przez nikogo tuneli.Uśmiecha się mściwie, słysząc odgłosy pogoni.Sądzi, że udałoby mu się dotrzeć na powierzchnię, być może nawet zgubićZłotych. Wątpliwe, ale może… Jeśli nie chcieli zaryzykować śmierci w tunelachdla jakiegoś pechowca… może dałby radę ujść z życiem, ukryć się gdzieśi przeżyć, przynajmniej przez jakiś czas. Ale Joesein nie zamierza nawetpróbować. Chce żyć, ale jeszcze bardziej chce śmierci Złotych, nienawidzi ichteraz całym sobą. Dlatego biegnie w dół, ku wrzeszczącym potworom,mrocznym sekretom, które nie powinny nigdy zostać ukryte, ku sercuciemności. A oni podążają za nim.Wie, że stanowi doskonały cel. Nawet lawirując w korytarzach, jestdoskonale widoczny, jeśli nie on sam, to roztaczana przez pochodnię poświata.Wie, że go doganiają. Nie mają wyboru, nie powinni pozwolić mu uciec po tym,co mu zrobili. Przynajmniej dopóki wiedzą, dokąd biec. Ale Joesein niezamierza dawać im żadnej szansy.Chwyta pochodnię tuż przy samym końcu, poniżej zaznaczonegowilgotnym śladem potu uchwytu. Cofa ramię, mimowolnie zwalniając.Płonąca żagiew leci długim łukiem przez korytarz, znacząc swój śladognistym ogonem komety. Smoła syczy, stykając się z wodą znajdującą sięw zagłębieniu korytarza.Przebiegając obok, Joesein dławi butem konające jęzory ognia. Chce miećpewność.

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!