GKF # <strong>273</strong> 53Joanna MielcarskaGrajekJoanna Mielcarska – przygodę z pisaniem zaczęław wieku sześciu lat od poezji, a konkretnieod pięciowersowego wierszyku ofiarowanegomamie na Dzień Matki. Zachęcana przezrodziców rozwijała swoje zdolności. Obecniepisze wierszem i prozą, jednak traktuje to raczejjako hobby. Jej marzeniem jest studiowaniemedycyny lub dietetyki.Sala była wypełniona aż do ostatniego miejsca, mimo to jedynymsłyszalnym dźwiękiem pozostawała łagodna muzyka fletu. Czysta i klarowna towznosiła się w wysokich tonach, to znów rozsypywała w dół srebrną kaskadą.Nastrojowe oświetlenie pomieszczenia wydobywało z półmroku jedyniefragment sceny, groteskowo mały w porównaniu z licznym audytorium – naśrodku młody chłopak o przeciętnej urodzie grał na flecie poprzecznym.Ciemne, krótko ścięte włosy sterczały mu na wszystkie strony w mało formalnysposób. Był ubrany w czarny garnitur, mocno kontrastujący z bladą cerą,czarny krawat oraz niebieską koszulę, podkreślającą elektryzujący błękit oczu.Nie można było jednak tego dostrzec, ponieważ wzrok miał spuszczony,nieobecny. Stał tak i grał, a publiczność słuchała z zapartym tchem – naniejednej twarzy lśniły łzy.Gdy wreszcie flet zamilkł, przez moment panowała cisza. Potem zerwałasię burza oklasków, która musiała być niczym uderzenie obuchem dlawrażliwego, muzycznego ucha. Grajek skrzywił się, lecz po chwili opanowałtwarz i opuścił scenę z nieco wymuszonym uśmiechem. Prowadzący wyszedł,aby zapowiedzieć kolejnego uczestnika koncertu, jednak musiał poczekać.Wreszcie aplauz ucichł.Po jakimś czasie na tyłach filharmonii mignęły światła zaparkowanegovolkswagena. Od strony budynku szły dwie postacie. Jedną z nich był studentznany jako Robert Korcki, z futerałem fletu przewieszonym przez ramię, drugązaś – znany kompozytor i wykładowca Akademii Muzycznej, Stanisław Czajka.– …i dlatego uważam, że powinieneś wyjechać. Marnujesz się tutaj,chłopcze! Twój dzisiejszy występ był fenomenalny.– Dziękuję, panie profesorze.– A znajomi muzycy już zazdroszczą takiego talentu pod moimiskrzydłami. Mówią, że masz w sobie ogień, chłopcze. Twoja muzyka porywa.Aż trudno uwierzyć, że nie studiowałeś dotychczas niczego związanego z muzyką.– Nie, panie profesorze. Miałem prywatnego nauczyciela.– Wspominałeś o tym. W każdym razie zastanów się nad tym, o czym cimówiłem. Możesz wiele skorzystać.– Dobrze. Do widzenia, panie profesorze.
54INFORMATOR– Do widzenia, Robercie. Pamiętaj o zmianie godzin zajęć w przyszłymtygodniu.Mężczyzna oddalił się szybkim krokiem, a muzyk otworzył drzwisamochodu. Nie wsiadł jednak, powędrował wzrokiem w stronę budynku. Naparking weszła jeszcze jedna osoba, skryta dotąd w cieniu. Od tła nocnegoszumu miasta ostro odcinało się stukanie obcasów o beton. Robert zlustrowałnieznajomą od niebotycznych szpilek poprzez czerwoną, wydekoltowanąsukienkę sięgającą do połowy uda (zdecydowanie nieodpowiednią na koncertw filharmonii), aż po uwydatnione szminką usta i starannie ułożone włosy.Kobieta mogła mieć około dwudziestu lat.– Dobry wieczór – zagadnęła.Miała niezbyt przyjemny, nosowy głos.– O co chodzi? – spytał, lekko poirytowany.Starannie podkreślona uroda dziewczyny najwyraźniej nie robiła na nimwrażenia, chociaż nieco dłużej zatrzymał się wzrokiem na odsłoniętymdekolcie.– Nazywam się Anna Centarko. – Wyciągnęła do niego dłoń, którąuścisnął bez przekonania. – Poznał pan ostatnio mojego ojca, współwłaścicielawytwórni płytowej…Rzeczywiście, przypominał sobie nieprzyjemnego typa o aparycji wyszorowanegoprosiaka w drogim garniturze. A co mi tam, pomyślał. I tak przecieżnie zamierzałem robić z nim żadnych idiotycznych interesów. Roześmiał sięw duchu.– Czy podobał się pani dzisiejszy występ? – spytał, niespodziewanieposyłając w jej stronę olśniewający uśmiech.– Och, to było coś niesamowitego… Nie potrafię tego opisać…Z zadowoleniem obserwował zmianę na twarzy Anny. Oczy zalśniły,a policzki delikatnie się zarumieniły, kiedy mówiła o jego muzyce.– Po prostu… Mogłabym słuchać pana całymi godzinami.– Dajmy spokój z tym panem. Jestem Robert. Wiesz, jeśli chcesz… Mogęzagrać coś specjalnie dla ciebie. – Zbliżył się do niej, prawie szepcząc.– Chciałabyś spędzić ze mną wieczór?Wahała się krótko, już po chwili jechali pustymi ulicami, mijając kolejneskrzyżowania. To było wyjątkowo nierozsądne z jej strony, pomyślał. Wiedziałjednak, że mimo niedoskonałego wyglądu podoba się kobietom. A możepodobała się jego muzyka. W każdym razie dziewczyna albo była niesamowiciegłupia, albo sama już wcześniej zamierzała zaciągnąć go do łóżka, planującjednak, że zajmie to trochę więcej czasu. Straciła nieco rezon, gdy wjechali dobiedniejszej dzielnicy miasta. Robert zauważył, że dyskretnie poprawiłasukienkę, jeszcze bardziej eksponując piersi.– Mieszkasz gdzieś tutaj?– Tak. Czynsz jest tani.Mógł niemal słyszeć jej myśli, wypchane historiami z kolorowych magazynówniczym trocinami. On sam dobrze pasował do portretu artystyoutsidera. Biedna dziewczyna z pewnością oczekiwała przygody rodem z amerykańskichfilmów.– Powiedz, jak to robisz? – Przerwała chwilę ciszy, wyrywając go z zamyślenia.– Co?– Mówię o twojej muzyce. Nigdy nie słyszałam czegoś podobnego.