Nr 273 - Gdański Klub Fantastyki

Nr 273 - Gdański Klub Fantastyki Nr 273 - Gdański Klub Fantastyki

12.07.2015 Views

GKF # 273 51Niebo:I piętro – Niebo Właściwe – dzielnica zamieszkana przez dusze; centrumhandloweII piętro – stajnie; szpital anielski; sąd; bank; koszary; policjaIII piętro – mieszkania archaniołów; szkoła anielska; zbrojownia; sejmIV piętro – mieszkania kandydatów na aniołów; restauracje; pub; poczta;siłowniaV piętro – żłobek, stadion; ambasada piekielna; warsztat samochodowyVI piętro – cmentarz anielski; biuro Generała; więzienie; sąd apelacyjnyVII piętro – sala królestwa; Złoty Tron; centrum dowodzenia; skarbiecrelikwii; EdenParter:Sale Sądu Ostatecznego; windy; hotel; parking; poczekalnia; biblioteka; salawizyt; recepcja; szatniaPiekło:I piętro – Dział samobójców; stajniaII piętro – Działy: gangsterów, morderców, nazistów, pedofilówIII piętro – mieszkania Upadłych; koszary; lazaret; łaźnieIV piętro – prywatne cele; kopalnia; ambasada niebios; cmentarzV piętro – Dział satanistów; sąd apelacyjny; motocykle; żłobek; dompublicznyVI piętro – biura: Lucyfera, Asmodeusza, MefistofelesaVII piętro – zbrojownia; sala tortur***– Dawid Kowal proszony na salę rozpraw numer 12 – komunikująprzestarzałe głośniki przyczepione do śnieżnobiałego sufitu.A więc idę, nie ma już odwrotu. Zmierzam w kierunku sali sądowej. Jejdrzwi otwierają się przede mną zanim dotykam klamki. W środku za wielkimbiurkiem siedzą trzej aniołowie: blondyn, upadły i Arab. Przed ich biurkiem stoiniższe, za którym jest wolne miejsce dla mnie, a na krześle obok siedzi niskifacet w szacie zakonnika. Siadam i czekam aż ktoś zacznie.Arab wstaje i zaczyna mówić głosem ciepłym i serdecznym:– Otwieram posiedzenie sądowe w sprawie Dawida Kowala. Sędzia przewodniczący:Jezus z Nazaretu – tu wskazuje ręką na siebie, sędziowiepomocniczy: Nataniel – pokazuje na blondyna – i Aswersus, przedstawicielPiekieł. Obrońca: święty Jan od Krzyża – zwraca się do faceta siedzącego kołomnie.W życiu bym nie pomyślał, że Jezus wygląda jak Arab. Długie, ciemnewłosy opadają mu na ramiona, na jego twarzy dostrzegam trzydniowy zarost.Jest szczupły, ale pod jedwabną koszulą dostrzegam mięśnie. Wygląda bardzosympatycznie. Tylko skąd ma skrzydła? Ach, rozumiem, pewnie otrzymał jew chwili wniebowstąpienia.W życiu też nie myślałem, że poznam swojego patrona. Nigdy się do mnienie odezwał. Staram się przypomnieć sobie jakiś jego portret, lecz mi się nie

52INFORMATORudaje. Dostrzegam jednak, że zarówno Jezus, jak i Jan mają stygmaty narękach. Moje rozmyślania przerywa głos Jezusa:– Zasadniczo nie mam żadnych zastrzeżeń do twojego zachowania naZiemi, synu. Twoje kłamstwa, bluźnierstwa i drobne oszustwa puszczamw niepamięć. Zgłaszam propozycję wysłania Dawida Kowala do nieba. Ktośprzeciwko?Nikt się nie zgłasza, wszyscy milczą. Aswersus patrzy tylko na mniezimnym wzrokiem. Jak chyba każdy upadły ma przerażające czarne oczyi skrzydła w kolorze krwi. Chcę coś jeszcze powiedzieć, ale Jezus mnieuprzedza:– Synu, Nataniel odprowadzi cię do nowego mieszkania. Jeśli masz jakieśpytania do mnie, to zadaj je teraz, bo nie wiem, kiedy się znów zobaczymy.– Co z moimi dziećmi?– Twoja żona się nimi opiekuje. Niestety, umarły w drodze do szpitala.Jako dzieci zostały od razu zbawione i odesłane do matki, na pierwsze piętro,do waszego nowego domu. Musisz już iść do nich – mówi Jezus i kiwasugestywnie na Nataniela i Jana.Obaj wstają i podają mi ręce, pomagając mi wstać. Spoglądam jeszczeraz na Jezusa. Uśmiecha się do mnie i wzywa kolejnego umarłego przezmikrofon. Potem mówi do mnie jeszcze tylko:– Nie martw się, kiedyś cię odwiedzę. A teraz idź do żony.***Nataniel, Jan i ja podchodzimy do windy. W oczekiwaniu na jej przyjazdwreszcie znajduję w sobie odwagę, by powiedzieć coś do mojego patrona.– Czemu nie masz skrzydeł? Jesteś przecież świętym.– Tak, ale jestem tu dopiero kandydatem na anioła. Jeszcze długa drogaprzede mną, zanim otrzymam od Ojca skrzydła.Jego głos jest przyjemny, więc pozwalam sobie zapytać go o coś jeszcze.– Czemu nigdy się do mnie nie odezwałeś, gdy byłem na Ziemi?Po chwili milczenia, odzywa się w końcu suchym i twardym głosemnauczyciela:– Ojciec chce, byście mieli wolną wolę, nie możemy zbyt częstointerweniować w sprawy ludzi. Wytłumaczę Ci kiedyś wszystkie prawarządzące tym światem, ale chyba śpieszysz się do żony? Ja też w tej chwili niebardzo mam czas na pogawędki, mamy tu wiele swoich problemów, niebo toteż życie, a nie bajka… Tak samo, jak na Ziemi mamy tu mnóstwo problemów.Postaram się kiedyś Ci to wytłumaczyć. Ale nie dziś, za dużo masz już wrażeń.Mamy na rozmowy całą wieczność, będę wpadał codziennie. Wieczność to zadługo, zdążysz się mną zmęczyć.W tym momencie winda przyjeżdża. Nataniel wchodzi do środka i czekana mnie. Jan na do widzenia mówi jeszcze:– Zapamiętaj dobrze ten dzień. Od niego zależy twoje dalsze życie. Niebędzie tu łatwo, na Ziemi też nie było. Ojciec trochę skomplikował ci życie,wysyłając cię do nieba. Ale nie myśl o tym, idź do żony. Chyba wciąż za niątęsknisz, bracie?– Tak… Nawet nie wiesz, jak bardzo.– Wiem, obserwowałem cię cały czas. Do widzenia, bracie.– Do jutra, bracie…

52INFORMATORudaje. Dostrzegam jednak, że zarówno Jezus, jak i Jan mają stygmaty narękach. Moje rozmyślania przerywa głos Jezusa:– Zasadniczo nie mam żadnych zastrzeżeń do twojego zachowania naZiemi, synu. Twoje kłamstwa, bluźnierstwa i drobne oszustwa puszczamw niepamięć. Zgłaszam propozycję wysłania Dawida Kowala do nieba. Ktośprzeciwko?Nikt się nie zgłasza, wszyscy milczą. Aswersus patrzy tylko na mniezimnym wzrokiem. Jak chyba każdy upadły ma przerażające czarne oczyi skrzydła w kolorze krwi. Chcę coś jeszcze powiedzieć, ale Jezus mnieuprzedza:– Synu, Nataniel odprowadzi cię do nowego mieszkania. Jeśli masz jakieśpytania do mnie, to zadaj je teraz, bo nie wiem, kiedy się znów zobaczymy.– Co z moimi dziećmi?– Twoja żona się nimi opiekuje. Niestety, umarły w drodze do szpitala.Jako dzieci zostały od razu zbawione i odesłane do matki, na pierwsze piętro,do waszego nowego domu. Musisz już iść do nich – mówi Jezus i kiwasugestywnie na Nataniela i Jana.Obaj wstają i podają mi ręce, pomagając mi wstać. Spoglądam jeszczeraz na Jezusa. Uśmiecha się do mnie i wzywa kolejnego umarłego przezmikrofon. Potem mówi do mnie jeszcze tylko:– Nie martw się, kiedyś cię odwiedzę. A teraz idź do żony.***Nataniel, Jan i ja podchodzimy do windy. W oczekiwaniu na jej przyjazdwreszcie znajduję w sobie odwagę, by powiedzieć coś do mojego patrona.– Czemu nie masz skrzydeł? Jesteś przecież świętym.– Tak, ale jestem tu dopiero kandydatem na anioła. Jeszcze długa drogaprzede mną, zanim otrzymam od Ojca skrzydła.Jego głos jest przyjemny, więc pozwalam sobie zapytać go o coś jeszcze.– Czemu nigdy się do mnie nie odezwałeś, gdy byłem na Ziemi?Po chwili milczenia, odzywa się w końcu suchym i twardym głosemnauczyciela:– Ojciec chce, byście mieli wolną wolę, nie możemy zbyt częstointerweniować w sprawy ludzi. Wytłumaczę Ci kiedyś wszystkie prawarządzące tym światem, ale chyba śpieszysz się do żony? Ja też w tej chwili niebardzo mam czas na pogawędki, mamy tu wiele swoich problemów, niebo toteż życie, a nie bajka… Tak samo, jak na Ziemi mamy tu mnóstwo problemów.Postaram się kiedyś Ci to wytłumaczyć. Ale nie dziś, za dużo masz już wrażeń.Mamy na rozmowy całą wieczność, będę wpadał codziennie. Wieczność to zadługo, zdążysz się mną zmęczyć.W tym momencie winda przyjeżdża. Nataniel wchodzi do środka i czekana mnie. Jan na do widzenia mówi jeszcze:– Zapamiętaj dobrze ten dzień. Od niego zależy twoje dalsze życie. Niebędzie tu łatwo, na Ziemi też nie było. Ojciec trochę skomplikował ci życie,wysyłając cię do nieba. Ale nie myśl o tym, idź do żony. Chyba wciąż za niątęsknisz, bracie?– Tak… Nawet nie wiesz, jak bardzo.– Wiem, obserwowałem cię cały czas. Do widzenia, bracie.– Do jutra, bracie…

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!