12.07.2015 Views

Nr 273 - Gdański Klub Fantastyki

Nr 273 - Gdański Klub Fantastyki

Nr 273 - Gdański Klub Fantastyki

SHOW MORE
SHOW LESS

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

10INFORMATORMógłby już dawno temu zabrać ją daleko stąd, by nie musiała w taki sposóbzarabiać pieniędzy. Mógłby zbudować dla niej dom i zapewnić jej szczęście.Patrzyłeś na zieloną papużkę i splatałeś dłonie, żałując, że urodziłeś sięzbyt późno. Ptak stąpał leciutko po drewnianym blacie i wyjadał orzechyz okrągłej miski. Może faktycznie oszalałeś, ale wydawało ci się, że czuje to, coty. Że też o niej myśli i zastanawia się, dlaczego nie ma jej przy niewielkimstoliku. Przecież zwykle tu siadała, prawda? Siadała, zaraz po waszychspotkaniach, i dawała papużce słone smakołyki. Pozwalała jej wybieraćorzeszki wprost z oblepionych solą palców. Czasami ty też przychodziłeś i teżzajmowałeś to samo miejsce, z którego kiedyś tak namiętnie ją obserwowałeś.Patrzyłeś na nią, a ona tylko uśmiechała się kącikiem ust w charakterystycznydla siebie sposób i udawała, że wcale się nie znacie.Chociaż... nie pomyślałeś, Dhiraj, że ty naprawdę jej nie znałeś?13.Gdy przyszedłeś nazajutrz, zachowywała się prawie tak samo, jak cotydzień przez te trzy miesiące, podczas których godziła się na twojetowarzystwo. Wpuściła cię, chociaż wcześniej zabraniała ci przychodzić w innedni niż środy. Niewiele mówiła, siedziała naprzeciwko przykurzonej toaletkii czesała długie kosmyki. Obserwowałeś ją, przycupnąwszy na twardymposłaniu i marszczyłeś brwi. Poczułeś niewiarygodne wyrzuty sumienia, gdydostrzegłeś fioletowy ślad tuż pod lewym okiem, zajmujący prawie połowęspuchniętego policzka. Bolało cię to jeszcze bardziej niż ją, kiedy usiłowałapokryć twarz beżowym fluidem.Jasne palce powoli wędrowały po równie jasnej skórze i kreśliły ścieżkimiędzy wyblakłymi piegami. Kilka rudych włosów przykleiło się do ust. Oczy,zwykle zimne jak lód, teraz przypominały gładką taflę lustra, w którym odbijałsię jedynie lęk i skrywany smutek. W żaden sposób nie dała ci do zrozumienia,że coś jeszcze się stało, że coś jest nie tak, że cierpi, boi się lub potrzebujebliskości. Była chłodna jak zawsze, nieco wyniosła, silna – silniejsza niż ty– i chyba mniej przerażona wcześniejszymi zdarzeniami. Nie powiedziała, żeczuje się źle, że pragnie skryć się przed groźnymi ludźmi i poczekać, ażwszystko wróci do normy. To ty chciałeś to rzec. Poza tym twoje emocje byłyzbyt silne, byś już wtedy zauważył, że jej oczy przypominają lustro.Nie zdziwiło cię również, że prawie nie zwróciła na ciebie uwagi. Czasamibowiem, tak jak tego dnia, gdy już odbyliście swój niestosowny rytuał, czesałasię lub nakładała na siebie charakterystyczne czerwone sari. Niekiedymalowała usta i oczy albo wybierała biżuterię z drewnianej szkatułki. Nigdyjednak nie wspominała o oczekiwanych klientach. Nigdy, każąc ci wyjść, nieuzasadniała tego ich rychłym przybyciem. Właściwie nijak tego nieuzasadniała. Ale wtedy, gdy wykrzywiając lekko wargi, pokrywała podkłademzsiniały fragment skóry, wyznała obojętnie, że z uwagi na umówionego gościanie powinieneś tu przebywać. Dotychczas nie odzywała się tak łagodnymi obcym tonem.I wyszedłeś, prawda? Zrobiłbyś to, gdybyś wiedział, że widzisz ją wtedypo raz ostatni?14.Walizka była zielona. Nie pamiętałeś, jaki miała kształt, co się w niejmieściło i gdzie dokładnie się znajdowała. Wiedziałeś tylko, że była zielona,zielona jak szmaragd, jak pozbawiony ozdób strój, w który przyodziała sięGayatri. Wyjątkowo, niespodziewanie, bo przecież ubierała się tylko

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!