12pragnę nakreślić, zawierający tylko elementyżycia zbiorowego, okaże się możemniej powierzchowny, niż poprzedni.W latach 70-tych i 80-tych Polki zjawiłysię dość licznie również w innychrozwijających się miastach Serbii: w Niszui Nowym Sadzie, Zemunie i Loznicy,Kragujewcu, Kraljewie i Mladenowcu,jak również w osiedlach, gdzie budowanoelektrociepłownie, zakłady chemiczne, cukrowniei skąd fachowcy jeździli do Polski się dokształcać. W ostatnich15 latach ten ruch Polek do Serbii poważnie zmalał. Obserwujesię raczej ich powrót do Polski. W sumie, jednolite na ogół środowiskouległo poważnemu rozwarstwieniu pod względem wieku.Nawet przyszłe zaove (szwagierki) swatają...Poprzez opublikowane zwierzenia kilkunastu Polek, teraz trochęwięcej wiemy o, naogół niezwykłych, okolicznościach znajomości ipoczątkach życia małżeńskiego. Otóż dwie Polki poznały swoichmężów w latach 40-tych w niemieckich obozach pracy; pani absolwentkafarmacji z Lwowa w drodze na Zachód miała na krótkozatrzymać się w Serbii, a pozostała na stałe, gdyż wyszła za mąż. Wlatach 60-tych cztery wykształcone Polki poznały mężów w Krajuprzy różnych okazjach: na pierwszomajowej zabawie, w klubie akademickim,na obozie studenckim. Dziewięć lat później miłość miałapoczątek na Targach w Poznaniu lub kontaktach zakładowych wTarnowie. Jeszcze później jedna z Polek poznała męża w Warszawiei kontynuowała znajomość na wczasach w Bułgarii, a druga przyszłegomęża poznała u koleżanki w Belgradzie. I tu pragnę przypomnieć,że na drodze do małżeństwa stały przeszkody, czasem nie dopokonania.Ale Polki, widocznie dają się polubić nawet przez szwagierki.Siostry mojego dobrego kolegi, starego kawalera, pokochały odrazupanią K., która bawiła służbowo w Belgradzie i była u nich w gościach.Zapytały ją na migi, czy wyszłaby za ich brata. Pani K. szczerzeodpowiedziała: „ja chcę, ale czy R. chce?” Na to siostry wykrzyknęłychórem po serbsko-polsku – „Ochce, ochce!” Angdota niestety masmutne zakończenie. Po ćwierć wieku zgodnego małżeństwa pani K.przeniosła się niespodziewanie do wieczności, a niedługo za swojąulubioną podążył mój dobry przyjaciel. Cześć Ich pamięci!Serbów oczarowały przede wszystkim wykształcone Polki...W odniesieniu do poprzednich danych o wykształceniu Polekserbskich, znacznie rozszerzył się wachlarz zawodów i zmieniła sięstruktura wykształcenia na rzecz osób ze średnim ogólnym i zawodowymwykształceniem. Przybyło kilka architektek, ekonomistek,slawistek. Ze służby zdrowia mamy lekarki, pielęgniarki, farmaceutki.Dodajmy do tego chemiczkę i kosmetyczkę. Jest Polka w randzeprofesora uniwersytetu i jedna docent. Poza tym jest historyk, psycholog,bibliotekarz, wreszcie modelka, artystka i balerina.Śluby, o ile kronikarzowi wiadomo, początkowo niemal wszystkiebyły cywilne, z wyjątkiem dwóch wspomnianych w rubryce „Jakgo poznałam”, które zawarto w prawosławnej cerkwi na obczyźnie.W nowych warunkach w Serbii zapomniano o polskim wyżu demograficznym.Na ogół ograniczono się do dwojga dzieci, niektóremałżeństwa pozostały na jednym, a tylko nieliczne mają troje dzieci.Tylko w najstarszych małżeństwach starano się nadać dzieciom polskieimiona: Barbara, Ewa, Walentyna; Jan, Stanisław, Bogdan, Seweryn,Olgierd. Dzieci z późniejszych małżeństw dostawały częstoimiona biblijne w formie serbskiej, dogodne do polskiej wymowy izdrobnień. Nie brakuje też typowych serbskich imion, jak Duszan,Milan, Milosz, Nemanja, Sreten, Jelena (bardzo popularna), Tamara,Maja. Niektóre dzieci babcie ochrzciły w kościele katolickim w Polsce,zaś niektóre przystąpiły do chrztu już jako dorosłe.Zanim powstała szkoła, dzieci uczyły się od matek mówić popolsku, ale rzadko które znało zasady pisownipolskiej. Sama Polka musiała sięnauczyć języka serbskiego by nie tylkoporozumieć się z otoczeniam lub w pracy.Polscy zięciowie ni trudzili się zbytnio zuczeniem się polszczyzny. W pierwszymokresie znajomości i współżycia każdaze stron wypowiadała myśli i pragnienia(może i niezadowolenia) we własnym języku.Gdy się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma...Jest zrozumiałe, że układanie się życia domowego, przestrzeganietradycji, prowadzenie kuchni polskiej zależało od tego, czymałżeństwo domogło się własnego kąta, czy też stawiało pierwszekroki przy rodzinie męża. Jeśli to drugie, a tak się przeważnie zaczynało,z wielu tradycji i własnego stylu życia trzeba było zrezygnowaćbądź zredukować na rzecz porządku zastanego u teściów i wich obejściu. Bowiem podwójne święta, plus obowiązkowa „sława” iurodziny dzieci były bardzo pracochłonne dla Polki i kosztowne dlapoczątkującej pary. Większość z Polek rezygnowała z obchodzeniawłasnych imienin.W okresie nasilenia liczby mieszanych małżeństw (koniec lat70-tych i lata 80-te), warunki gospodarcze w naszym kraju byłydużo lepsze (wymienialna waluta, wyjazdy bez wiz do wielu krajów).Polki z dumą, po urlopie w Polsce, pozostawiały rodzicom 100 lub200 dolarów na zakupy w PEWEX-ie. Podążały tam z prowiantemw czasie stanu wojennego. Ale, jak to w życiu bywa – „Ko bi gori,sad je doli” (kto był na górze, teraz jest na dole). Wyjazdy do Polskistają się coraz kosztowniejsze i uciążliwe a więc coraz rzadsze (np. najubileuszowe spotkania generacji i inne obchody).Ostatnio u Serbów obserwuje się ożywienie tradycji, co pośredniowpływa na życie polsko-serbskich małżeństw. Np. jedną z formpobożnosci u prawosławnych są liczne posty, które wypadają właśniew okresie katolickiego Bożego Narodzenia i Wielkanocy. Swiątecznepieczyste nie znajduje więc konsumentów i to stwarza pewneproblemy rodzinne i poczucie osamotnienia.Polki w Serbii potwierdziły się jako doskonałe matki i małżonki.Mieszane serbsko-polskie małżeństwa okazały się na ogół stabilne,wiele doczekało się srebrnych, a niektóre zbliżają się do złotych godów.Są, coprawda nieliczne rozwody, począwszy od znanego mipo II wojnie światowej, gdy pani wyszła powtórnie za mąż znów zaSerba, do kilku w latach 90-tych, kiedy pięć-sześć Polek (nie zawszez dziećmi) powróciło do kraju. Kilkanaście Polek przeżyło swoichmężów, spędzając swoje podeszłe lata samotnie, lub przy jednym zdzieci. Jak mi wiadomo, tylko dwie z nich powóciły do Polski.Zdolni następcy...Bilingwalne od urodzenia dzieci z zasady dobrze się uczą, specjalniejęzyków. Jeżeli chodzi o inne dziedziny, nie można uogólniać,ponieważ geny, albo zawód rodziców mogą mieć zasadniczy wpływ.Znam taki przypadek, kiedy dziewczynka z polsko-serbskiego małżeństwaodziedziczyła po wujkach z obu stron zdolności matematyczne,a po dziadkach, którzy grali na instrumentach nie odziedziczyławogóle słuchu muzycznego.Wiele dzieci polonijnych skończyło w Polsce trudne medyczne,techniczne, przyrodnicze i artystyczne studia z wyróżnieniem. Szeregnich obecnie studiuje. Nie było i nie jest im łatwo. Znajomośćpolskiego wynieśli z rozmów z matką i krewnymi w Polsce, ale nieznali zasad pisowni i fachowej terminologii. Miejmy nadzieję, że cimłodzi ludzie wrócą do Serbii i działać będą w polonijnych stowarzyszeniach.Godne podziwu...Polka stosunkowo łatwo wrosła w grunt serbski, szanowana wrodzinie, w pracy i w społeczeństwie. Niektóre zajmowały i zajmują
kierownicze stanowiska w swoich miejscach pracy i doczekały sięemerytury. Przyzwyczaiły się przyjmować życie jakim ono jest, choćbrakowało im specyficznego polskiego „stylu życia”. Ale i to się częściowozmieniło dzięki pomocy Wydziału Konsularnego AmbasadyPolskiej i niesamowitemu wręcz angażowaniu i uporowi samychpań. U Polek serbskich rozwinął się, nazwijmy to tak, podwójnypatriotyzm wynikły z solidarności z mieszkańcami kraju w którymzamieszkują. Są one nalepszymi i najgorętszymi obrońcami Serbówjako narodu i gwarantem nierozerwalnej polsko-serbskiej przyjaźni.Jednocześnie są najlepszymi ambasadorkami Polski w Serbii.Serb, zapytany, jak w znanym dowcipie: „Musi pan kochać swojążonę?” – śmiało odpowiada: „muszę, proszę pana, muszę!”.L i t e r a t u r a:• D. Drljača, Tvorci i nosioci narodnog stvaralaštva među preostalimpoljacima u Jugoslaviji, Narodno stvaralaštvo 21, Beograd1982, 82-84 /cyr./• D. Drljača, Uticaj stava i nazora sredine na socijalni pološajPoljakinia doseljenih u jugoslovenske zemlje, Etnološke sveske 6,Beograd-Svetozarevo 1985, 17-21 /cyr./• D. Drljača, Obredi prelaza kod Poljaka u jugoslovenskim zemljama,u: Običaji životnog ciklusa u gradskoj sredini, Etnografskiinstitut SANU, Beograd 2002, 55-65 /cyr./Prof. Dušan DrljačaRadmila Lazić (1931)Winna jestemNie spaliłam sięNie płonęłam jak wigilijne drzewkoNie konałam z rozpaczyNie zmarłam nagłą śmierciąNie zachorowałam nieuleczalnieNie zabiłam prezydentaNie zrobiłam nic radykalnegoNic ostatecznegoAni dla pamięci pokoleńNie klepią mnie po plecach przyjacieleAni nie wyrażają wspśłczucia znani i nieznaniNie wieńczą mnie lauremAni rozpinają na krzyżuSwoi – obcy.Na mój dom nie spadła bombaAni się tu nie wprowadził obcyNie pakowałam – rozpakowywałam bagażyNie stałam w kolejce po wizęAni dniami – nocami w piwnicyNie byłam w obozie ani na wygnaniuNie uciekałam nie oglądając się za siebieOminął mnie przypadekNie celowałam w nikogo ani nie byłam celemNie wyzwalałam – zdobywałam miast, wsiNie bajalamNie mędrkowałamNie pisałam patriotycznieNie urodziłam bohateraMój przyczynek do historii – żaden.Na swoją obronę nie mam nic do powiedzenia.Przełożyła Teresa Sikorska13Jak nas piszą, tak nas widząOstatniego dnia pobytu na zakończonym niedawno XIVŚwiatowym Forum Mediów Polonijnych wyróżniony zosta-łemzaproszeniem do udzielenia wywiadu dla TelewizjiPolskiej. Pani redaktor zadała mi proste (jak się miało okazać zpozoru) pytanie: „Co by pan powiedział o roli prasy i wydawnictwpolo-nijnych w kształtowaniu obrazu Polaka w krajach, gdzie się wydawnictwate się ukazują?” Być może zadanie sformułowane byłonie dosłownie, ale o to cho-dziło: Jak my, dziennikarze żyją-cy pozakrajem wpływamy na sposób postrzegania Polaków mieszkającychtam, gdzie piszemy, a w domyśle na obraz Polaka w ogóle.Niepomny własnego życzenia tyczącego łaskawości losu, którystrzegłby mnie od złudnego przekonania, że na starość będę miałcoś interesującego do powiedzenia na każdy temat, stanąłem przedkamerą, odchrząknąłem, poprawiłem krawat i rozpocząłem wypowiedźz nadzieją, że nad jej treścią pomyślę w trakcie mówienia.Mówię, mówię, ale nic mi do głowy nie przychodzi. Przerwałempod pretekstem upewnienia się, czy na pewno mogę trzymać rękę wkieszeni, odchrząknąłem staranniej, wzorem widzianych na planiefilmowym aktorów zrobiłem kilkakrotnie „e-a-o-u”, lecz w głowienadal cisza. „Nie jest dobrze” – pomyślałem, zaczynając odczuwaćlekką tremę, która poprzez zdenerwowanie zaczynała już przechodzićw kiełkującą frustrację, kiedy z nagła dostrzegłem przemykającąchyżo z nikąd do gdzieś tam odkrywczą myśl: „Co ty pleciesz, młodzieńcze?Jaki obraz? Jakie formowanie? Przecież pisząc po polsku,skazany jesteś wyłącznie na polskojęzyczną publiczność. A ta obrazsamej siebie wyssany ma z flaszki Bebiko czy innego matkomlekopodobnegoproduktu i nic nie jest go w stanie zmienić”.Rzeczywiście. Zaproponowałem „stop kamera”, a do pani redak-