45-lecie Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach - Gazeta ...

45-lecie Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach - Gazeta ... 45-lecie Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach - Gazeta ...

11.07.2015 Views

28 losy absolwentówWspomina dr Jacek Siebel, historyk, dyrektor Muzeum Historii Katowic, absolwent Wydziału Nauk Społecznych UŚJestem fanemKatowicZacząłem studiować historię na początku lat dziewięćdziesiątych.Zdawaliśmy wtedy egzaminy wstępne. Jednym z egzaminatorówbył dr Piotr Greiner, który obecnie jest dyrektorem ArchiwumPaństwowego w Katowicach. Pytał mnie o krucjaty, to jedenz moich ulubionych tematów, więc pytanie okazało się trafione.Interesowałem się również białą bronią oraz historią średniowiecza.Z nią była związana także moja praca magisterska. Żyła na GórnymŚląsku rycerska rodzina von Linau, która zajmowała się „raubritterstwem”,czyli zbrojnymi napadami na mieszczan i podróżnych. Zajmowałemsię więc historią rycerzy-rabusiów. Pracę pisało się bardzoprzyjemnie, chociaż źródeł było niewiele, zaledwie kilkanaściewzmianek w kodeksach dyplomatycznych. Ale kto z mediewistównie czytał kodeksów? Wszyscy próbowaliśmy! Do tego atmosfera naseminarium była świetna! Prowadził je przez trzy lata profesor AntoniBarciak. To była przygoda w dobrym rozumieniu tego słowa.Pamiętam letnie obozy naukowe, które dwukrotnie spędziliśmy wRudach Raciborskich. Poznawaliśmy historię miejsca, czytając źródłahistoryczne, poszukiwaliśmy w terenie inskrypcji oraz innychznaków, w których kryła się jakaś opowieść, zwiedzaliśmy okolicę.Byliśmy także przewodnikami po zlokalizowanych tam obiektach,a potem wracaliśmy do naszego miasta.Wielu studentów wybiera Katowice jako miejsce do studiowania.Powodów może być wiele: sentyment do miasta, w którym się urodzili,wychowali, albo odpowiednia lokalizacja, nie trzeba tracić czasu nadojazd. Czasem wybierają miejsce studiów ze względu na swoją „drugąpołówkę”, która akurat tutaj mieszka. Cokolwiek by nie powiedziećo wielkości i znaczeniu Krakowa, Wrocławia, ale też w sensie symbolicznym,Częstochowy, na pewno znajdą się również tacy, którzypowiedzą: tak, te miasta mają wspaniałą tradycję, bogatą historię, sąznane w Europie, ale ja wybieram Górny Śląsk, to są moje Katowice.Miasto dynamicznie się zmienia, młodzi ludzie widzą te zmiany.Tu dzieją się najważniejsze inwestycje w kulturze. Oferta będziecoraz lepsza, spójrzmy chociażby na okolice „Spodka”, noweMiędzynarodowe Centrum Kongresowe, nową siedzibę MuzeumŚląskiego. Bardzo dobrze rozwija się Uniwersytet Śląski, powstałoCentrum Informacji Naukowej i Biblioteka Akademicka. Miastomoże przyciągać dynamiką zmian. Oprócz tego są tereny leśne i rekreacyjne,coraz lepsza oferta spędzenia popołudnia z przyjaciółmi– rośnie liczba klubów, pubów i kawiarni.Nadrzędnym celem byłoby teraz doprowadzenie do tego, byw centrum miasta toczyło się życie. Jak sprawić, by ludzie chcielispędzać czas wieczorami, na przykład, na rynku? Musimy poczekaćna jego odnowienie. Rynek dopiero przed nami. Jestem niepoprawnymoptymistą i wierzę, że Śródmieście Katowic ożyje. Widzę jużmiasto takim, jakim będzie za dwa lata.Oczywiście, Katowice są inne – ale to dobrze, muszą takie być.Trzeba je trochę bliżej poznać. Czasami ktoś, kto przyjedzie, naprzykład, z Krakowa, może powiedzieć, że Katowice wieczorami sąwyludnione. Trzeba jednak wiedzieć, gdzie i kiedy należy się udać,by spotkać wspaniałych ludzi. Ja jestem wielkim fanem Katowic.Nie odejmuję niczego Krakowowi czy Wrocławiowi, oba te miastaodwiedzam bardzo często i cenię, ale z chęcią wracam do Katowic,bo wracam do siebie.Foto: Piotr Sobański– Z chęcią wracam do Katowic, bo wracam do siebie – mówi dr Jacek Siebel, dyrektorMuzeum Historii KatowicPrzede wszystkim inność oznacza odmienną historię, którakształtowała dzisiejszy obraz miasta. Niegdysiejsze wioski są dziśdzielnicami, każda z nich rozwija się w swoim tempie. Mamy równieżinne zabytki. Nigdy nie było tu np. zamku. Mieliśmy wprawdzieulicę Zamkową, ale w tradycyjnym znaczeniu nie można mówićani o pałacach, ani zamkach. W czasach nowożytnych jedynymznanym mieszkańcem Katowic był Walenty Roździeński, autorksiążki Officina Ferraria...Historia miasta czasem zapisana jest w nazwie ulicy. Na ulicyStawowej rzeczywiście był kiedyś staw. Jeśli minie się ulicę Mickiewicza,to tak, jakby wchodziło się do wody. Staw powstał w wynikuspiętrzenia Rawy i zasilał kuźnicę, „prababkę” huty, która dałapoczątek Śródmieściu. Kuźnica istniała już w średniowieczu, byłazlokalizowana na północ od dzisiejszego rynku.Na ulicy Bankowej natomiast, zanim wybudowano uniwersytet,znajdował się ogród botaniczny i zoo, zachowało się nawet kilkaarchiwalnych zdjęć. Ciągle borykamy się ze zmianą miejsca orazfunkcji istniejących w danym miejscu budynków. Uniwersytet zostałwybudowany tam, gdzie był wcześniej ogród, mamy także nowebudynki: Wydziału Prawa i Administracji czy CINiBA. Funkcjęzmienił natomiast budynek, który obecnie zajmuje Wydział Filologicznyna placu Sejmu Śląskiego.Chodząc ulicami Katowic, dostrzegam różne okresy historiimiasta. Znam te miejsca ze starych ilustracji, materiałów archiwalnychczy opowiadań starszych mieszkańców. Mam je w pamięci.Dlatego, stojąc z ludźmi na przystanku tramwajowym, tuż obokDH „Zenit”, mogę powiedzieć: drodzy państwo, przed nami drzwipierwszego katowickiego hotelu – Hotelu Welta, potem magistratu,spalonego w 1945 roku.Notowała Małgorzata Kłoskowicz

patronat medialny2921 marca gościem katowickiej Galerii Rondo Sztuki był Chris Niedenthal, fotograf, wieloletni współpracowniktakich pism, jak: „Time”, „Newsweek” i „Der Spiegel”, laureat nagrody World Press Photo 1986PRL bez poprawek w PhotoshopieSpotkanie zostało zorganizowane w ramach cyklu „Poza kadrem”, który od kilku lat aktywnie włącza się w promocję młodychfotografów. Ich uczestnicy mają okazję poznać zarówno techniczne, jak i osobiste tajniki warsztatu młodych artystów.– Mam aparat cyfrowy, ale ja nie wierzęw niego, nie wierzę, że tam są zdjęcia. Muszęmieć film. Wszystkie zdjęcia robię na aparatachanalogowych – wyznał autor słynnychzdjęć z okresu stanu wojennego.Ulice, place, sklepy, zwykli ludzie i przedstawicielepeerelowskiej władzy – to tematyzdjęć, jakie Chris Niedenthal pokazał uczestnikomspotkania. Prezentacja, na którą złożyłysię wybrane fotografie, była zapisem polskiejrzeczywistości, począwszy od lat sześćdziesiątychaż do początku osiemdziesiątych XXwieku. Część z nich dokumentowało zwykłecodzienne życie, na wielu zostały uchwyconez bliskiej człowiekowi perspektywy ważnemomenty współczesnej historii. Przykłademmoże być zdjęcie zrobione w Wadowicachw dniach po zamachu na Jana Pawła II.Przedstawia kobietę, która przyklęknęła nachodniku, by się pomodlić, ale nie odłożyłaprzewiązanych sznurkiem rolek papieru toaletowego.Jednak największy rozgłos zdobyłyfotografie ze strajku w stoczni i późniejsze,z okresu stanu wojennego.– Drugi dzień strajku, nie chcieli wpuścićani fotografów, ani dziennikarzy, wszedłemjako tłumacz z dziennikarzem obcokrajowcemz zakazem fotografowania. W przerwie zrobiłemparę zdjęć. Bałem się, żebym nie zostałzaaresztowany jako szpieg, bo bez pozwoleniawszedłem do obiektu przemysłowego. Potemprasa zagraniczna miała za zadanie pilnowaćLecha i wszędzie z nim jeździć – wspominałtamte czasy Chris Niedenthal, pokazując zdjęciaz mieszkania przywódcy „Solidarności”.Dodał przy tym, że niedawno został zaproszonyna plan filmu Wałęsa Andrzeja Wajdy,a realizm kręconych scen sprawił, że poczuł sięjak trzydzieści parę lat temu.Wyjaśniając, dlaczego z tego burzliwegookresu nie ma zdjęć brutalnych, odpowiedział,że fotograf był wówczas bardzo niepożądanymczłowiekiem na ulicy, toteż zdjęciademonstracji robił z klatek schodowychi mieszkań. Jego rola polegała na tym, żebywyjść cało z filmami, a nie zostać bohaterem.W podobnych okolicznościach zostało zrobionesłynne zdjęcie Czas Apokalipsy.– W pierwszych dniach stanu wojennegowspółpracowałem z amerykańskim fotografemoraz Piotrem Jaxą-Kwiatkowskim. Kiedyjechaliśmy samochodem, zobaczyłem kinoFoto: Olga WitekUlice, place, sklepy, zwykli ludzie i przedstawiciele peerelowskiej władzy – to tematy zdjęć, jakie Chris Niedenthal pokazałuczestnikom spotkaniaMoskwa z afiszem filmu Czas Apokalipsy i jużwiedziałem, że to jest coś dobrego. Zrobiliśmyzdjęcia z klatki schodowej. Trudniej byłowysłać je do Ameryki, niż zrobić. Pierwszezdjęcia stanu wojennego, z powodu zakazu,robione były z ukrycia. Po kilku tygodniachkorespondenci zagraniczni dostali pozwoleniefotografowania pod opieką przedstawiciela„Interpress”. Filmy wysyłano samolotem, jednakw pierwszych dniach stanu wojennegowysyłałem zdjęcia przy pomocy pasażerówpociągu do Berlina. Trzeba było kogoś znaleźći liczyć na to, że się zgodzi, przejdzie kontrolęgraniczną i zadzwoni do „Newsweeka”, że jestdo odebrania film, a przy tym nie sprzeda gokonkurencji. Dziś to brzmi jak bajka o żelaznymwilku.Chris Niedenthal wyznał, że po upadkukomunizmu przez jakiś czas szukał siebiei nowych tematów: – Dla mnie komunizmbył fotogeniczny, właściwie nie czułem nowejPolski.Przez około dziesięć lat fotografował dzieciupośledzone intelektualnie. Efektem tej pracybyła wystawa zatytułowana: Tabu – portretynieportretowanych. Autor zdjęć podkreślił, żedla nich było to bardzo ważne doświadczenie,bo znalazły się w centrum uwagi. Na wernisażustawały się gwiazdami. Inna wystawa, Listydo syna, została zainspirowana autentycznymilistami matki do syna z zespołem Downa. Ko-lejna pt. PracujeMY prezentowała ludzi upośledzonychintelektualnie, którzy znaleźli jakąśpracę. Następnie była wystawa przygotowanawspólnie z Tadeuszem Rolke pt. Sąsiadka,której inspiracją stała się sprawa Jedwabnego.Składały się na nią zdjęcia współczesnej wietnamskiejdziewczynki na tle architektury pożydowskiej.Spośród innych swoich dokonańChris Niedenthal wymienił zdjęcia do książkiLondyńczycy Ewy Winnickiej. Wspomniałtakże o podróży na Falklandy. Urzekły go onekrajobrazami – pustkowiami, na których nicsię nie dzieje i można czekać na odpowiednieświatło. Ciekawym doświadczeniem była teżpodróż do Bajkonuru, gdzie fotograf robiłzdjęcia startu sondy na Marsa.– To było najkrótsze zdjęcie z najdłuższymdojazdem. Trwało około sekundy, a leciałemkilka dni. Rakieta startuje bardzo szybko.Wielki hałas, wielki błysk, sześć klatek zrobiłem– opowiadał Chris Niedenthal. – Terazzajmuję się porządkowaniem mojego archiwum.Czuję, że to trzeba robić, bo to jest naszahistoria.Zakończył spotkanie refleksją na temat pracyfotografa: – To były ostatnie lata świetnościfotoreporterów, czasy, kiedy jeszcze w czasopismachnie rządzili księgowi. Teraz nie doceniasię już jakości tylko taniość. Cała magiaprysła.Olga Witek#9 2013

patronat medialny2921 marca gościem katowickiej Galerii Rondo Sztuki był Chris Niedenthal, fotograf, wieloletni współpracowniktakich pism, jak: „Time”, „Newsweek” i „Der Spiegel”, laureat nagrody World Press Photo 1986PRL bez poprawek w PhotoshopieSpotkanie zostało zorganizowane w ramach cyklu „Poza kadrem”, który od kilku lat aktywnie włącza się w promocję młodychfotografów. Ich uczestnicy mają okazję poznać zarówno techniczne, jak i osobiste tajniki warsztatu młodych artystów.– Mam aparat cyfrowy, ale ja nie wierzęw niego, nie wierzę, że tam są zdjęcia. Muszęmieć film. Wszystkie zdjęcia robię na aparatachanalogowych – wyznał autor słynnychzdjęć z okresu stanu wojennego.Ulice, place, sklepy, zwykli ludzie i przedstawicielepeerelowskiej władzy – to tematyzdjęć, jakie Chris Niedenthal pokazał uczestnikomspotkania. Prezentacja, na którą złożyłysię wybrane fotografie, była zapisem polskiejrzeczywistości, począwszy od lat sześćdziesiątychaż do początku osiemdziesiątych XXwieku. Część z nich dokumentowało zwykłecodzienne życie, na wielu zostały uchwyconez bliskiej człowiekowi perspektywy ważnemomenty współczesnej historii. Przykłademmoże być zdjęcie zrobione w Wadowicachw dniach po zamachu na Jana Pawła II.Przedstawia kobietę, która przyklęknęła nachodniku, by się pomodlić, ale nie odłożyłaprzewiązanych sznurkiem rolek papieru toaletowego.Jednak największy rozgłos zdobyłyfotografie ze strajku w stoczni i późniejsze,z okresu stanu wojennego.– Drugi dzień strajku, nie chcieli wpuścićani fotografów, ani dziennikarzy, wszedłemjako tłumacz z dziennikarzem obcokrajowcemz zakazem fotografowania. W przerwie zrobiłemparę zdjęć. Bałem się, żebym nie zostałzaaresztowany jako szpieg, bo bez pozwoleniawszedłem do obiektu przemysłowego. Potemprasa zagraniczna miała za zadanie pilnowaćLecha i wszędzie z nim jeździć – wspominałtamte czasy Chris Niedenthal, pokazując zdjęciaz mieszkania przywódcy „Solidarności”.Dodał przy tym, że niedawno został zaproszonyna plan filmu Wałęsa Andrzeja Wajdy,a realizm kręconych scen sprawił, że poczuł sięjak trzydzieści parę lat temu.Wyjaśniając, dlaczego z tego burzliwegookresu nie ma zdjęć brutalnych, odpowiedział,że fotograf był wówczas bardzo niepożądanymczłowiekiem na ulicy, toteż zdjęciademonstracji robił z klatek schodowychi mieszkań. Jego rola polegała na tym, żebywyjść cało z filmami, a nie zostać bohaterem.W podobnych okolicznościach zostało zrobionesłynne zdjęcie Czas Apokalipsy.– W pierwszych dniach stanu wojennegowspółpracowałem z amerykańskim fotografemoraz Piotrem Jaxą-Kwiatkowskim. Kiedyjechaliśmy samochodem, zobaczyłem kinoFoto: Olga WitekUlice, place, sklepy, zwykli ludzie i przedstawiciele peerelowskiej władzy – to tematy zdjęć, jakie Chris Niedenthal pokazałuczestnikom spotkaniaMoskwa z afiszem filmu Czas Apokalipsy i jużwiedziałem, że to jest coś dobrego. Zrobiliśmyzdjęcia z klatki schodowej. Trudniej byłowysłać je do Ameryki, niż zrobić. Pierwszezdjęcia stanu wojennego, z powodu zakazu,robione były z ukrycia. Po kilku tygodniachkorespondenci zagraniczni dostali pozwoleniefotografowania pod opieką przedstawiciela„Interpress”. Filmy wysyłano samolotem, jednakw pierwszych dniach stanu wojennegowysyłałem zdjęcia przy pomocy pasażerówpociągu do Berlina. Trzeba było kogoś znaleźći liczyć na to, że się zgodzi, przejdzie kontrolęgraniczną i zadzwoni do „Newsweeka”, że jestdo odebrania film, a przy tym nie sprzeda gokonkurencji. Dziś to brzmi jak bajka o żelaznymwilku.Chris Niedenthal wyznał, że po upadkukomunizmu przez jakiś czas szukał siebiei nowych tematów: – Dla mnie komunizmbył fotogeniczny, właściwie nie czułem nowejPolski.Przez około dziesięć lat fotografował dzieciupośledzone intelektualnie. Efektem tej pracybyła wystawa zatytułowana: Tabu – portretynieportretowanych. Autor zdjęć podkreślił, żedla nich było to bardzo ważne doświadczenie,bo znalazły się w centrum uwagi. Na wernisażustawały się gwiazdami. Inna wystawa, Listydo syna, została zainspirowana autentycznymilistami matki do syna z zespołem Downa. Ko-lejna pt. PracujeMY prezentowała ludzi upośledzonychintelektualnie, którzy znaleźli jakąśpracę. Następnie była wystawa przygotowanawspólnie z Tadeuszem Rolke pt. Sąsiadka,której inspiracją stała się sprawa Jedwabnego.Składały się na nią zdjęcia współczesnej wietnamskiejdziewczynki na tle architektury pożydowskiej.Spośród innych swoich dokonańChris Niedenthal wymienił zdjęcia do książkiLondyńczycy Ewy Winnickiej. Wspomniałtakże o podróży na Falklandy. Urzekły go onekrajobrazami – pustkowiami, na których nicsię nie dzieje i można czekać na odpowiednieświatło. Ciekawym doświadczeniem była teżpodróż do Bajkonuru, gdzie fotograf robiłzdjęcia startu sondy na Marsa.– To było najkrótsze zdjęcie z najdłuższymdojazdem. Trwało około sekundy, a leciałemkilka dni. Rakieta startuje bardzo szybko.Wielki hałas, wielki błysk, sześć klatek zrobiłem– opowiadał Chris Niedenthal. – Terazzajmuję się porządkowaniem mojego archiwum.Czuję, że to trzeba robić, bo to jest naszahistoria.Zakończył spotkanie refleksją na temat pracyfotografa: – To były ostatnie lata świetnościfotoreporterów, czasy, kiedy jeszcze w czasopismachnie rządzili księgowi. Teraz nie doceniasię już jakości tylko taniość. Cała magiaprysła.Olga Witek#9 2013

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!