11.07.2015 Views

Pokaż treść! - Biblioteka Multimedialna Teatrnn.pl

Pokaż treść! - Biblioteka Multimedialna Teatrnn.pl

Pokaż treść! - Biblioteka Multimedialna Teatrnn.pl

SHOW MORE
SHOW LESS
  • No tags were found...

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

R. XXIV (67) 2009 Nr 1-2Cena 10 złNr ind. 37976XPL ISSN 0860-4126KWARTALNIK STOWARZYSZENIA TWÓRCÓW LUDOWYCH


WNUMERZEKWARTALNIKSTOWARZYSZENIATWÓRCÓW LUDOWYCHRADA REDAKCYJNAJan AdamowskiAleksander BłachowskiAnna Brzozowska-KrajkaAndrzej CiotaPiotr DahligDonat NiewiadomskiZdzisław PodkańskiRyszard RebeszkoWładysław SitkowskiTeresa SmolińskaEdmund ZielińskiKOLEGIUM REDAKCYJNEJan Adamowski - redaktor naczelnyKatarzyna Smyk - sekretarz redakcjiPaweł Onochin - członek redakcjiDonat Niewiadomski - członek redakcjiADRES REDAKCJI20-112 Lublin, ul. Grodzka 14tel. 081 532-49-74e-mail: zgstl@op.<strong>pl</strong>Redakcja nie zwraca materiałów niezamawianych oraz zastrzega sobieprawo dokonywania skrótów, zmianytytułów i poprawek stylistyczno-językowych,a także publikowania tekstówna portalu internetowymwww.kulturaludowa.<strong>pl</strong>Publikowane w „Twórczości Ludowej"artykuły i opracowania merytoryczne(począwaszy od nr 15/1990)są recenzowane.WYDAWCAZarząd GłównyStowarzyszenia Twórców LudowychWydano ze środków finansowychMinisterstwa Kultury i DziedzictwaNarodowegoMKiDNPROJEKT WINIETYZbigniew StrzałkowskiŁAMANIEWiesława JusiakDRUKS AMPOLDRUKARNIASampol, Lublin, ul. Piekarska 8NAKŁAD600 egzem<strong>pl</strong>arzyXLIII OGÓLNOPOLSKI FESTIWAL KAPEL I ŚPIEWAKÓW LUDOWYCH WKAZIMIERZU NAD WISŁĄ - 1Protokół jury - 1Jacek Jackowski, W poszukiwaniu rytmu wsi - 3Paweł Onochin, XLII Ogólnopolskie Targi Sztuki Ludowej w Kazimierzu Dolnym - 6SZKICE I OPRACOWANIADamian Danak, Zachowania rytualne pątników w Medjugorje - 8Elżbieta Weremczuk, Zakazy i nakazy obowiązujące kobietę ciężarną na przykładziedokumentacji z Wojciechowa i okolic - 13Agnieszka Szokaluk, Las krzyży - monumentalne krzyże drewniane na cmentarzachprawosławnych Polesia nadbużańskiego - 16Izabela Jasińska, Zabytkowa kuźnia w Prószkowie (pow. Opole) - 19Agnieszka Szykuła, XlX-wieczne warsztaty garncarskie w Łabuńkach i Barchaczowiekoło Zamościa - 22ARCHIWUM FOLKLORUJan Adamowski, Obraz czarownicy w przekazach ludowych z południowejLubelszczyzny - 24SAMI O SOBIEOpowieść Sabiny Knoch o tkactwie i sejpakach - 27Józef Chojnacki, Dzienniki - 1990. Wybór - 30WIEŚ WE WSPOMNIENIACHTadeusz Sopel, Z lat dziecinnych - 36Janina Karasiuk, Z dawnych lat na Podlasiu - 38SYLWETKIPaweł Onochin, Czesława Lewandowska - ostrołęczanka na medal - 40Olga Głowala, Sylwetka i repertuar skrzypka ludowego Stanisława Głaza z Dzwoli-41PRZEDSTAWIAMY INSTYTUCJEPiotr Nowakowski, 100 lat Muzeum we Włocławku - 43ODESZLI OD NASKrzysztof Reczek, Henryk Karaś. Tak jakby wczoraj - 45Edmund Zieliński, Odszedł Zygmunt Bukowski - 46WIERSZEAnna Bogucka - 76, Zygmunt Bukowski - 46, Jan Chmiel - 84, Stefan Chojnowski- 76, Jan Czarnecki - 84, Roman Grabias - 65, Halina Graboś - 42, Janina Karasiuk- 84, Marian Karczmarczyk - 23, Florianna Kiszczak - 65, Piotr M. Nowak - 23,Zdzisław Purchała - 39, 76, 84, Jadwiga Solińska - 68, Maria Tomasik - 35, KrystynaWiniarczyk - 35, Henryka Wnuczko-Piesiewicz - 83PROZAStefan Sidoruk, Jak Maciek Tatarak ułanem został- 47Bronisława Fastowiec, On się nazywał Samuel - 48Genowefa Iwanek, Łopyntano - 49Jadwiga Solińska, Carno na białem - 50Leon Szabluk, Przebiegły Cygan - 51RECENZJE I OMÓWIENIAMarta Wójcicka, Kulturowa pamięć powodzi 1997 - 52Katarzyna Kraczoń, Świat nadbużańskich Kresów w nowej książce Stefana Sidoruka- 54Mariola Tymochowicz, Tradycyjna i współczesna wycinanka polska z kolekcjiAntoniego Śledziewskiego - 56Jolanta Pawlak-Paluszek, O tradycji i jej rozumieniu - 57Katarzyna Smyk, Wąglany poetyckie - 59Agnieszka Kościuk, Na ścieżkach wspomnień z Kociewia do Trójmiasta - 61INFORMACJEJoachim Rudzki, Beskidzcy twórcy ludowi w konkursach i na wystawach - 62Edmund Zieliński, Spotkanie trójmiejskich Kociewiaków i <strong>pl</strong>ener „z kobyłką" wStarbieninie -64Agnieszka Kościuk, Coroczne spotkania z tradycją w Siedlcach - 66IX Warsztaty Etnograficzne „Ginące Zawody" w Kadzidle - 67VIII Ogólnopolskie Spotkania Folklorystyczne „O Łowicki Pasiak" - 67Donat Niewiadomski, Wystawy i benefis Jadwigi Solińskiej - 68Andrzej Wojtan, Teatralnie i kabaretowo w Zdziłowicach - 69Dagna Bagińska, Studenci badali kulturę ludową powiatu włodawskiego - 70Marta Wójcicka, „Tradycja w procesie przemian" - druga konferencja w BaranowieSandomierskim - 72Agnieszka Pieńczak, Rola i znaczenie pożywienia w kulturze. Konferencja w Cieszynie- 74Beata Walęciuk-Dejneka, Naukowo o Podlasiu - 76Wanda Szkulmowska, Działalność Oddziału Bydgosko-Toruńskiego StowarzyszeniaTwórców Ludowych w Bydgoszczy w latach 1988-2009 (część i) - 77ZMARLI CZŁONKOWIE STL (2008-2009) - 80NOWO PRZYJĘCI CZŁONKOWIE STL (2008-2009)Donat Niewiadomski, Sylwetki nowych członków Sekcji Literatury Ludowej STL (2009)- 82Okładka str. I - Wojciech Brzozowski ze Sromowa na Targach Sztuki Ludowejw Kazimierzu Dolnym - 2008 r., fot. P. OnochinOkładka str. 4 - Wycinanka Czesławy Kaczyńskiej z Dylewa, fot. Zbigniew Kowalski,źródło: Antoni Śledziewski, Wycinanka polska. Polish paper cut-out. PolnischeScherenschnitte, Warszawa 2007.


43. Ogólnopolski FestiwalKapel i Śpiewaków Ludowychw Kazimierzu DolnymW niedzielę 28 czerwca zakończył się Ogólnopolski Festiwal Kapel i Śpiewaków Ludowychw Kazimierzu, organizowany przez Wojewódzki Ośrodek Kultury w Lublinie. W konkursie festiwalowymwzięło udział około 800 artystów ludowych z 12 województw. Główną nagrodę Basztęotrzymali: Kapela Tadeusza Jedynaka, Zespół Poloniarze z Kościeliska. Stefan Dziubiński orazZofia Sulikowska.Protokółz posiedzenia JuryJury w składzie: prof. dr hab. JanAdamowski (przewodniczący), mgrMaria Baliszewska, prof. dr hab.Jerzy Bartmiński, mgr AleksandraBogucka, mgr Marian Chyżyński,mgr Jacek Jackowski, prof. dr hab.Bogusław Linette, Remigiusz Mazur-Hanaj, prof. dr hab. Jan Stęszewskii mgr Andrzej Sar (sekretarz) wysłuchałow dniach 26-27 czerwca 2009 r.18 kapel, 31 zespołów śpiewaczych, 12instrumentalistów, 17 solistów śpiewakóworaz 22 grup wykonawcóww konkursie „DUŻY-MAŁY", czyliokoło 800 artystów ludowych z 12województw. Jury oceniając dobórregionalnego repertuaru, cechy regionalnegostylu oraz poziom artystyczny,przyznało następujące nagrodyi wyróżnienia:W KATEGORII KAPELBASZTĘ - nagrodę główną w tejkategorii przyznano Kapeli TadeuszaJedynaka z Przystałowic Małych,woj. mazowieckie (fundator nagrody- Ministerstwo Kultury i DziedzictwaNarodowego).Pięć równorzędnych I nagródotrzymują: Kapela „Wolorze" z LipnicyWielkiej na Orawie, woj. małopolskie(fundator Dyrektor WojewódzkiegoOśrodka Kultury w Lublinie);Kapela „Opocznianka" z Woli Załężnej,woj. łódzkie (nagroda PolskiegoRadia, Magazynu „Źródła"); KapelaStanisława Lewandowskiego z Brogowej,woj. mazowieckie (fundator DyrektorTelewizji Polskiej S.A. Lublin);Kapela Rodzinna Franciszka Kurzejiz Kiczni, woj. małopolskie (fundatorBurmistrz Miasta Kazimierz Dolny);Kapela z Moszczenicy, woj. łódzkie(fundator MKiDN).Trzy równorzędne II nagrodyotrzymują: Kapela Zespołu Obrzędowegoz Chojnego, woj. łódzkie; Kapela„Ochodzita" z Rajczy, woj. śląskie;Kapela dudziarzy wielkopolskich CKZamek z Poznania, woj. wielkopolskie(fundator MKiDN).Dwie równorzędne III nagrodyprzyznano: Kapeli Dudziarskiej z Rawicza,woj. wielkopolskie (fundator DyrektorTelewizji Polskiej S.A. Lublin);Kapeli Ludowej „Bachórzanie" z Bachórza,woj. podkarpackie (fundatorBurmistrz Miasta Kazimierz Dolny).W KATEGORII ZESPOŁÓWŚPIEWACZYCHBASZTĘ - nagrodę główną, ufundowanąprzez Ministerstwo Kulturyi Dziedzictwa Narodowego przyznanoZespołowi „Polaniorze" z Kościeliska,woj. małopolskie.Pięć równorzędnych I nagródotrzymują: Zespół „Zbójnicek" zeZębu, woj. małopolskie (fundatorMarszałek Województwa Lubelskiego);Zespół Śpiewaczy z Łukowej IV,woj. lubelskie (fundator Polskie RadioS.A. Warszawa); Zespół „NadbużańskiKlon Zielony" z Zanowinia, woj.lubelskie; Zespół Śpiewaczy z MroczekMałych, woj. łódzkie; ZespółŚpiewaczy „Ostrowianki" z Ostrówka,woj. lubelskie (fundator MKiDN).Dwie równorzędne II nagrodyufundowane przez Dyrektora WOKw Lublinie otrzymały: Zespół Śpiewaczyz Jakówek, woj. lubelskie i MęskaGrupa Śpiewacza z Podegrodzia, woj.małopolskie.Dwie równorzędne III nagrodyprzyznano: Zespołowi Śpiewaków Ludowych„Kobylanie" z Kobylanki, woj.małopolskie; Zespołowi Śpiewaczemu„Kobierzanki" z Kobierna, woj. wielkopolskie(fundator MKiDN).Trzy wyróżnienia otrzymują:Męska Grupa Śpiewacza z Czarni,woj. mazowieckie; Zespół Śpiewaczy„Prząśniczki" z Kowal Oleckich,, woj.warmińsko-mazurskie; Grupa ŚpiewaczaZespołu Regionalnego „ZiemiaSuska" z Suchej Beskidzkiej, woj.małopolskie (fundator MKiDN).W KATEGORII SOLISTÓWINSTRUMENTALISTÓWBASZTĘ - nagrodę główną festiwalu,ufundowaną przez PolskieRadio S.A. Warszawa przyznano StefanowiDziubińskiemu, skrzypkowiz Radomia, woj. mazowieckie.1 nagrodę otrzymuje Andrzej Rożej,skrzypek z Tomaszowa Mazowieckiego,woj. łódzkie (fundator MarszałekWojewództwa Lubelskiego).Dwie równorzędne II nagrodyotrzymują: Jan Leszczyński, skrzypekze Zdziłowic, woj. lubelskie; ArkadiuszKrawiel, cymbalista z Węgorzewa,woj. warmińsko-mazurskie(fundator MKiDN).III nagrodę ufundowaną przezMKiDN otrzymuje Eugeniusz Kopera,skrzypek z Brzyski, woj. podkarpackie.Wyróżnienia otrzymali: Jan Kowalczyk,harmonista z Rozóg, woj.warmińsko-mazurskie; Marcin Śzczechowiakze Zbąszynia, grający nakoźle weselnym, woj. wielkopolskie(fundator MKiDN).W KATEGORIISOLISTÓW ŚPIEWAKÓWBASZTĘ - nagrodę główną festiwaluprzyznano Zofii Sulikowskiej1


Uczestniczki Festiwalu, fot. Paweł Onochinz Wojsławic, woj. lubelskie (fundatorMKiDN).Dwie równorzędne I nagrodyotrzymują: Antonina Deptuła z Bandyś,woj. mazowieckie (fundator PolskieRadio S.A. Warszawa); ElżbietaKasznia z Rozóg, woj. warmińskomazurskie(fundator MKiDN).Dwie równorzędne II nagrodyotrzymują: Leokadia Prokopczukz Zanowinia, woj. lubelskie; AnnaAndruszkiewicz z Wiżajn, woj. podlaskie(fundator Marszałek WojewództwaLubelskiego).Trzy równorzędne III nagrodyprzyznano: Barbarze Chmielakz Trzcińca, woj. mazowieckie; ZofiiGajdzie z Aleksandrowa Łódzkiego,woj. łódzkie; Irenie Klimczakz Goleszowa, woj. śląskie (fundatorMKiDN).Wyróżnienia ufundowane przezMKiDN otrzymują: Marzena Pawłowskaze Zbąszynia, woj. wielkopolskie;Piotr Kubiak z Krobi, woj.wielkopolskie.W KONKURSIE„DUŻY-MAŁY"W grupie instrumentalistów nagrodęotrzymuje: Andrzej Obrochtaz Bartkiem Obrochtą z Zakopanego,woj. małopolskie; Mieczysław Cza<strong>pl</strong>az Piotrem Chorążym z GazomiiNowej, woj. łódzkie; Kapela „MłodaHarta" z Harty, woj. podkarpackie;Romuald Jędraszak z uczniami zeStęszewa, woj. wielkopolskie; CzesławWęglarz i Wojciech Węglarz z Ciścak/Żywca, woj. śląskie; Zdzisław Marczuki „Leśniańskie nutki" z LeśnejPodlaskiej, woj. lubelskie; WacławKułakowski z Jakubem Karpukiemz Ełku, woj. warmińsko-mazurskie;Bronisław Płoch z Teresą Potańskąz Widełki, woj. podkarpackie; LeonardŚliwa z uczniami ze Zbąszynia, woj.wielkopolskie (fundator MKiDN);Jan Sarama z Kamilem Pomykałąz Widełki, woj. podkarpackie; GrzegorzHerman z uczniami z Leszna,woj. wielkopolskie (fundator PolskieRadio S.A. Warszawa); WładysławSłomiński z Natalią Panek z Wierzchlasa,woj. łódzkie; Justyna Klimczaki Aneta Klimczak z Goleszowa, woj.śląskie (fundator MKiDN).W grupie śpiewaków nagrodyotrzymują: Beata Szyszko-Anzulewiczz Dominiką Szyszko z RutkiTartak, woj. podlaskie; „Małe Jankowianki"z Jankowic, woj. śląskie;Janina Chmiel z Agnieszką Łukasikz Wólki Ratajskiej, woj. lubelskie;Krystyna Hoduń i „Młode Rozkopaczewianki"z Rozkopaczewa, woj.lubelskie (fundator MKiDN).OGÓLNE UWAGII ZALECENIAKOMISJI ARTYSTYCZNEJJury 43. Ogólnopolskiego FestiwaluKapel i Śpiewaków Ludowychskłada serdeczne gratulacje wszystkimlaureatom. W festiwalu liczniezaprezentowali się artyści ludowiz większości regionów Polski. Cieszyfakt niegasnącego zainteresowaniauczestnictwem.Komisja stwierdza zróżnicowanypoziom artystyczny w poszczególnychkategoriach. W tegorocznych prezentacjachpojawiło się obniżenie poziomuw przygotowaniu grup wokalnych.Ujawniło się to przede wszystkimw usterkach intonacyjnych. W warstwiejęzykowej komisja z uznaniemprzyjęła pieczołowite przywiązanie dogwary regionalnej, z kolei z warstwiejęzykowo-tekstowej zwracamy uwagęna sztuczne wydłużanie tekstu orazfałszywe mazurzenia. Godny zauważeniai powodu do radości jest wysokipoziom kapel, co przełożyło się nawiększą ilość wysokich nagród.Komisja z aprobatą przyjęła ujawnianieźródeł repertuaru prezentowanegow konkursie, jednakże zaleca,aby ze źródeł publikowanych korzystaćw sposób twórczy. Jakkolwiekrepertuar wykonywany na Festiwalujest z natury rzeczy powtarzalny, juryzachęca do poszukiwania wariantówlokalnych i prezentowania nowychutworów.Za tendencję niekorzystną uznajemydysproporcję pomiędzy występującąliczbą kapel a liczbą grupśpiewaczych. Zauważamy również, żeniektóre zespoły śpiewacze prezentująpieśni o zbyt rozległych strukturachfabularnych, które tracą swoje waloryw przypadku prezentacji na estradzie.Wpływa to również na nadmiernewydłużanie czasu poszczególnychprezentacji.Jury dziękuje organizatorom za zapewnieniesprawnego i niezakłóconegoprzebiegu 43. festiwalu, a mediomza patronat i zainteresowanie.Miłym zaskoczeniem było ponownepojawienie się na Dużym Rynkufigury długo oczekiwanego KrólaKazimierza. Dziękujemy wszystkimtym, którzy przyczynili się do jego powrotu.Serdeczne podziękowania kierujemytakże do fundatorów nagródz Ministerstwem Kultury i DziedzictwaNarodowego na czele. Liczymyna dalsze, owocne wsparcie.Niezawodni okazali się konferansjerzy- Józef Broda, MałgorzataSiennicka oraz debiutujący w tej roliBartłomiej Koszarek. Dziękujemy imza barwną, ciepłą i życzliwą prezentacjęludowych artystów.Niemniej ważnym uczestnikiemfestiwalu jak zwykle była licznie zgromadzonapubliczność, żywo reagującana występy ludowych artystów.Jury apeluje do władz samorządowych,aby wspierały artystów zeswoich regionów, traktując to równieżjako okazję do promocji lokalnej kulturyna forum ogólnopolskim.Komisja z całą stanowczością podkreśla,że tradycja ludowa stanowicenną i istotną część polskiego dziedzictwakulturowego, która nie możezostać zaprzepaszczona w nowychwarunkach cywilizacyjnych. Stanowiona bowiem o naszej tożsamościw zjednoczonej Europie. Temu celowidobrze służy wypracowany w okresie43 lat model funkcjonowania OgólnopolskiegoFestiwalu Kapel i ŚpiewakówLudowych. Apelujemy zatemdo instytucji odpowiedzialnych zakulturę narodową i bezpośrednichorganizatorów Festiwalu o wzmożonątroskę o jego dalsze losy.2


JACEK JACKOWSKIW poszukiwaniu rytmu wsi„Gdzie słyszysz śpiew, tam wejdź, tam ludzie dobreserca mają." Ta znana sentencja Goethego zawsze przychodzimi na myśl, gdy co roku w ostatnich dniach czerwcamijam przydrożną tablicę z napisem informującym o celumojej podróży - Kazimierz Dolny nad Wisłą. To szczególnemiejsce, emanujące niezwykłą atmosferą, staje sięwówczas na trzy dni stolicą śpiewu i muzyki ludowej orazMekką miłośników ludowych tradycji muzycznych, a takżesztuki ludowej. A wszystko to za sprawą organizowanegotu już od 1968 roku Ogólnopolskiego Festiwalu Kapeli Śpiewaków Ludowych. W bieżącym roku odbyła się jużczterdziesta trzecia edycja Festiwalu!Święto polskiej muzyki tradycyjnej i śpiewu ludowego,święto folkloru - jak określiła Festiwal Jadwiga Sobieska- celebrowane było początkowo na tzw. Małym Rynku,a od końca lat 80. XX w. - na Rynku Głównym, w cieniumajestatycznej kazimierskiej fary i niepowtarzalnejarchitektury renesansowych kamienic, dla których w tychdniach zaskakującym ale estetycznym kontrapunktemstają się <strong>pl</strong>astyczne projekty Adama Kiliana. Festiwalto spotkanie śpiewaków i muzyków, reprezentującychmuzyczne tradycje wszystkich regionów naszego kraju.Chciałoby się rzec, parafrazując tytuł znanego śpiewnika,że to spotkanie wykonawców „od Tatr do Bałtyku".Barwne stroje, oryginalne instrumenty muzyczne a nadewszystko bezcenny, dawny, tradycyjny repertuar - pieśnii muzyka, ongiś rozbrzmiewające w świecie, który jużniemal przeminął, tworzą niepowtarzalne widowisko, a dlasłuchaczy stanowią od lat swego rodzaju kompendiumregionalnych stylów wykonawczych i źródłowego repertuaru.Ma to szczególne znaczenie edukacyjne, zwłaszczadla młodych odbiorców, młodych Polaków, którzy wciążjeszcze, pomimo coraz pozornie atrakcyjniejszej (co nieznaczy lepszej) oferty edukacyjnej i łatwiejszego dostępudo informacji, niewiele lub zgoła nic nie wiedzą o polskimfolklorze muzycznym. Dla organizatorów, uczestnikówi stałych bywalców Festiwalu jasne jest, iż tego rodzajucykliczne spotkania to wydarzenie o wielkim znaczeniudla polskiej kultury, określające wyraźnie naszą narodowątożsamość. Chyba nie będzie przesadą stwierdzenie,że w obliczu globalizacji, unifikacji i niepohamowanego,jakże modnego dziś dążenia do poszukiwania tzw. wspólnegojęzyka i łączenia, zwłaszcza w sztuce, wszystkiego zewszystkim (w imię najczęściej pseudoartystycznych wizji),Kazimierski Festiwal jest obecnie jedyną ogólnopolskąimprezą, która wciąż jeszcze w znacznej mierze oferujeodbiorcom źródłowy, dobrze zakonserwowany i czystyprzekaz tradycji muzycznych z pierwszej ręki. FormułaFestiwalu-konkursu zakłada od początków jego istnienia„przegląd, ochronę i dokumentację najcenniejszych tradycjiautentycznego repertuaru, stylu ludowego śpiewui gry oraz popularyzację tych tradycji w społeczeństwie".W konkursie biorą udział soliści śpiewacy i instrumentaliścioraz grupy śpiewacze i kapele zwykle uprzedniowyłonione w ramach regionalnych konkursów, a takżewytypowane przez osoby merytorycznie odpowiedzialneza pielęgnowanie i stymulowanie regionalnych tradycjiludowych. Mamy zatem do czynienia w każdej edycjiFestiwalu zazwyczaj z wysublimowanym gronem uczestników,a także interesującym, różnorodnym i wartościowymrepertuarem. Znaczną grupę festiwalowych wykonawcówwciąż stanowią ludzie sędziwi. Ich styl wykonawczy orazprezentowany repertuar, który, jak podkreślają, znająod swych rodziców i dziadków, brzmi na kazimierskiejscenie niczym echo minionych stuleci. W wykonywanychpieśniach opowiadają oni o tym, co najprostsze a zarazemnajważniejsze, co najbliższe. Uczą nas śpiewem mądrości,wartości, życia. Warto to podkreślić, zwłaszcza u progudrugiej dekady XXI wieku. Kazimierska scena może byćpostrzegana jako swego rodzaju papierek lakmusowyżywotności rodzimych muzycznych tradycji ludowych- źródeł, które przecież w wielu krajach Europy dawnojuż powysychały a ich jedyny ślad pozostał tylko w archiwach.Tym bardziej należy podkreślić istotną i nie doprzecenienia rolę Festiwalu w podtrzymywaniu, a zarazemkształtowaniu kultury ludowej - istotnego składnikakultury narodowej. Festiwal uświadamia, że w epoce,gdy folklor muzyczny, w globalnym rozumieniu już jakokategoria historyczna, staje się w mniej lub bardziej trafnysposób inspiracją do tworzenia nowych jakości (ale teżi bylejakości) estetycznych (od bezmyślnego wykorzystywaniasam<strong>pl</strong>i muzycznych do wysmakowanego folku),źródło inspiracji w naszym kraju wciąż bije. I kto wie, czyza przyczyną właśnie kazimierskiego Festiwalu, to trwałeprzecież źródło nie popłynie za jakiś czas znów silnymi niepohamowanym już nurtem...Oczywiście musimy pamiętać, że formuła scenicznejprezentacji wraz z jej estetycznymi wymogami, zakładazaistnienie pieśni czy też melodii instrumentalnej w diametralnieinnym kontekście niż ten dawny i autentyczny- obrzędowy. Prezentacje kazimierskie sięgają zasadniczodo historycznego pokładu muzycznych tradycji (dotyczyto zwłaszcza muzyki instrumentalnej), choć pojawiały sięi nadal są obecne przejawy tzw. folkloru współczesnego.Mam tu na myśli zwłaszcza śpiewy religijne, być możenajbardziej żywotny obecnie nurt folkloru muzycznego(śpiewy prezentowane na scenie funkcjonują niezależniew kontekście nabożeństw przy krzyżach i ka<strong>pl</strong>iczkachprzydrożnych, podczas czuwań przy zmarłym, podczasperegrynacji obrazów i figur, kolędowania). Można stwierdzić,że tego typu impreza jak Kazimierski Festiwal, choćw formie ograniczonych czasowo prezentacji scenicznych,może być uznana za doskonały wskaźnik dla poszukującychźródeł badaczy terenowych. Wspominam tu TadeuszaJedynaka z Przystałowic Małych. Spotkanie tego niezwykłegoskrzypka, laureata tegorocznego Festiwalu (Basztaw kategorii kapel wraz z bębnistą Władysławem Kowalskim)było celem mojej pierwszej wyprawy terenowej.Warto przypomnieć w tym miejscu cechę festiwali folklorystycznych,której istnienie podkreśliła Jadwiga Sobieska- mianowicie silnie stymulujące a zarazem kreatywneoddziaływanie imprez na żywotność i rewitalizację muzycznychtradycji: „Folklor muzyczny, pieśniowy i taneczny,funkcjonujący uprzednio w zamkniętym środowiskuchłopskim i traktowany przez obserwatorów jako wartośćstatyczna, nie podlegająca widocznemu rozwojowi, a raczejzanikająca, wyszedł oto poza ramy pierwotnego środowiskaużytkowego, na naszych oczach wkroczył szeroką faląna sceny i estrady i wiedzie na nich ekspansywny, corazbardziej wielokierunkowy żywot" 1 .Dodajmy, że z perspektywy dwudziestu lat jasno widać,iż dzięki stałej opiece merytorycznej folklorystów,etnografów i etnomuzykologów, Kazimierski Festiwalzachował umiar i właściwe, wyważone granice owej ekspansjii wielokierunkowości, co owocuje wciąż aktualnąprawdą i czystością przekazu. Festiwal bowiem nie prowokowałnigdy do poszukiwań nowego języka i nowych form,lecz doceniając najlepsze i najwartościowsze prezentacje,3


Scena chodzenia z kozą w wykonaniu Zespołu z Wyszonek Błoń(woj. podlaskie), fot. Jan Adamowskidopingował śpiewaków i instrumentalistów do wzmożeniapraktyki muzycznej i poszukiwania repertuaru we własnejpamięci lub w pamięci starszych mistrzów. Obecnieobserwujemy również, zwłaszcza u młodszego pokoleniawykonawców, poszukiwania repertuaru także w źródłachpisanych. Festiwal, ukazujący w aspekcie funkcjonalnościzarówno historyczny jak i aktualny repertuar, powinienzatem wskazać osobom odpowiedzialnym za pielęgnowaniei podtrzymywanie regionalnych tradycji muzycznych, wzorcowąwartość prezentacji, zwłaszcza laureatów. Chodzi tuszczególnie o te regiony, gdzie kwitnie nurt stylizowanya zapomina się wciąż o obecnych wśród nas autentycznychtwórcach - niejednokrotnie laureatach dawniejszych edycjiFestiwalu, od których wciąż w drodze bezpośredniego przekazu,można czerpać wiedzę, styl, repertuar i umiejętności.Istotną rolę dla uczenia się dawnego stylu mogą spełnićrównież archiwalne nagrania dźwiękowe: najstarsze aletakże i te zrealizowane od lat w Kazimierzu.Modelowy przykład przekazywania tradycji, uczeniai zachęcania do tradycyjnego śpiewu i gry ma ukazywaćformuła konkursu „Duży-Mały", obecna w programie odX edycji Festiwalu. Ten konkurs uświadamia nam, jak niekiedybardzo młode pokolenie potencjalnych spadkobiercówtradycji radzi sobie z tego typu spuścizną kulturową,jak ją rozumie i na ile we współczesnym świecie może sobieprzyswoić i zaprezentować dawny styl i repertuar. Wydajesię, że właśnie w kontekście tego konkursu, zwłaszcza w kategoriiśpiewaków, najwyraźniej widać nieraz destrukcyjnywpływ otaczających nas nieestetycznych współczesnychwzorców popkulturowych. W tradycyjnej kulturze śpiewunie nauczano. Śpiewu słuchano, w śpiewie się wzrastało,śpiew otaczał w domu, podczas pracy, podczas obrzędu,także w kościele. Ciszy nie wypełniał wówczas odbiornikemitujący obcą muzykę w obcym języku. Znacznie lepiejsytuacja wygląda w kategorii instrumentalistów: pojawiająsię młodzi adepci, w których grze odcisnął piętno kontaktz zawodowymi ludowymi muzykami, którzy grą zarabialina życie a także z różnym zaangażowaniem gry nauczali.Kontynuacją tego tradycyjnego nurtu edukacji muzycznejsą także istniejące w naszym kraju klasy gry na tradycyjnychinstrumentach, np. dudach. Przestrzenią prezentacjiumiejętności młodych instrumentalistów, podobnie jakw przypadku muzyków ze starszego pokolenia, jest obecniejednak głównie scena, nie zaś obrzęd, wesele, pograjka.Tę tradycyjną przestrzeń, zwłaszcza muzyczno-taneczną,z roku na rok, od pewnego czasu coraz intensywniej,przywołuje i zagospodarowuje środowisko Domu Tańca- ludzie w większości wychowani w atmosferze miastaa poszukujący rytmu wsi. To widoczna przemiana, a raczejrozwój Festiwalu, z wyważonym zachowaniem przestrzeniprezentacji - sceny, często o znaczeniu niemal dokumentalnym(kategoria dorośli) i przekazu („Duży-Mały"),oraz w przypadku tegorocznej edycji Festiwalu przestrzeniinspiracji, poszukiwań i przekazu - Jurty.W Kazimierzu spotykają się różne środowiska, charakteryzującesię zindywidualizowaną optyką postrzeganiatego, co jest treścią Festiwalu - tradycyjnej muzyki i śpiewu.Mamy zatem, obok wspomnianych nosicieli tradycji- bohaterów wydarzenia, także młode pokolenie lepiej lubgorzej kontynuujące czy raczej naśladujące tradycję w kategorii„Duży-Mały". Wokół sceny lub w ramach alternatywnychi uzupełniających Festiwal imprez, gromadzą sięwspomniani członkowie ruchu Domu Tańca. Sceniczneprezentacje przykuwają uwagę nie tylko słuchaczy, wśródktórych znaczną grupę stanowią wykonawcy, lecz równieżdokumentalistów, zwłaszcza etnologów, etnomuzykologów,folklorystów, kulturoznawców, słowem - naukowców,a także muzyków, poszukujących inspiracji. Nie brak teżniezależnych miłośników ludowych tradycji muzycznych.Nie lada atrakcją dla licznej grupy turystów są targi sztukiludowej towarzyszące Festiwalowi. Wśród wspomnianegogrona dokumentalistów należy podkreślić istotną rolęPolskiego Radia - Redakcji Kultury Ludowej, dziękiktóremu od lat powstaje bezcenna kronika dźwiękowaFestiwalu, opublikowana dotąd tylko częściowo m.in.w ramach serii płyt „Muzyka Źródeł".Wśród imprez towarzyszących warto wspomnieć wystawyfotograficzne, tematycznie związane z muzyką tradycyjną,a zwłaszcza postaciami jej wykonawców. W tym rokumieliśmy możliwość obejrzenia trzech wystaw: NorbertaRoztockiego, prof. Andrzeja Bieńkowskiego, a takżewystawę archiwalnych zdjęć ze zbiorów Instytutu SztukiPAN. Podczas tegorocznej edycji Festiwalu poszerzyłasię również oferta wydawnicza: uczestnicy i goście mielimożliwość nabycia wielu interesujących książek i płytz muzyką.W kontekście powyższych ogólnych uwag pojawia sięjednak kilka pytań. Czy Festiwal o tak istotnym znaczeniuedukacyjnym, poznawczym i promocyjnym dla rodzimejkultury, prezentujący w znacznej mierze folklor autentycznyi nieopracowany, nie powinien odbić się echem wśródszerszego grona zainteresowanych niż wspomniana grupauczestników, z którego rekrutuje się część publicznościfestiwalowej oraz reprezentanci również wspomnianychwyżej dość hermetycznych środowisk? Czy nie powinniśmyzadbać, by to specyficzne piękno i wartości byłybardziej ukierunkowane na szerszą publiczność? Mam tuna myśli audytorium młodzieży szkolnej i akademickiej,szczęśliwie wolne już od epatowania folklorem <strong>pl</strong>astikowymi nieprawdziwym. Najlepszą bowiem receptą naprzyszłość jest troska o młodzież i odpowiedzialność zajakość przekazywanej młodemu pokoleniu spuścizny kulturowej.Jak jednak wzniecić pragnienia opisywane przezprof. Stęszewskiego jako „głód wiedzy o korzeniach lubpolskich rodowodach muzycznych, pragnienie poznaniamuzycznych portretów ludu, przeżycie artystyczne, inspiracjai doświadczenie egzotyki"? Czy nie powinniśmy zwrócićwiększej uwagi na młodszych uczestników Festiwalu,a także tych, którzy już opuścili kategorię „Duży-Mały"i zasilili grono dorosłych wykonawców? Warto w nich inwestować,docenić i właściwie pokierować. Ich obecnośćna scenie uświadamia młodym słuchaczom, że muzykai tradycyjny śpiew nie są zarezerwowane tylko dla pewnejgrupy wiekowej. Zapewne podniosłoby to, przywołującokreślenie prof. J. Bartmińskiego, „współcześnie niskiprestiż folkloru". Niewiedza, niewrażliwość i wciąż obecnau znacznej części społeczeństwa niechęć do folkloru,skutkuje zubożeniem kulturalnym nawet (a może zwłaszcza)w sferach ludzi muzyce bliskich. Dowodów takiegostanu rzeczy dostarcza niemal każdy dzień. W dniu, gdypiszę ten tekst, odbyłem rozmowę z dwiema studentkamiUniwersytetu Muzycznego w Warszawie - uczelni, której(wówczas zwaną Akademią Muzyczną im. F. Chopina)


jestem absolwentem. W chwili formułowania myśli mającejna celu pejoratywne określenie jakości śpiewu pewnegozespołu wokalnego, jedna z rozmówczyń porównała godo „śpiewu starszych kobiet przy ka<strong>pl</strong>iczce". Zabolałomnie to porównanie podwójnie, zwłaszcza że od dłuższegoczasu poświęcam jako badacz sporo czasu rejestracjitego pięknego majowego, modlitewnego i muzycznegozwyczaju. A przecież celem tych ludzi, odpowiedzialnychw niedalekiej przyszłości za szeroko pojętą kulturę muzycznąnaszego kraju, jest zgłębianie piękna muzyki patronaich (naszej) uczelni, a także innych kompozytorów, jakchociażby K. Szymanowskiego, którzy garściami czerpalize źródła rodzimych tradycji muzycznych. Zadaję sobiepytanie: dlaczego z jednej strony ludzie wciąż wstydzą sięsłuchać i poszukiwać autentycznego brzmienia muzyki wsi,z drugiej zaś nieskrywaną popularnością cieszą się restauracjeoferujące regionalne potrawy? Czy jest to wynikmyślenia wyłącznie konsumpcyjnego? Czy obok mnogościemitowanych na antenie TV pseudoludowych biesiadwciąż wypaczających recepcję folkloru w społeczeństwie,nie mógłby się znaleźć obszerniejszy materiał z Festiwaluw Kazimierzu. Wspomniany Program Drugi PR oddajenieocenioną przysługę medialną Festiwalowi, jednakżeaudycje te docierają wciąż do wąskiej grupy słuchaczy. Niechodzi jednak o to, by nagle wszyscy stali się apologetamiludowej kultury, lecz raczej o wytworzenie sytuacji zrozumieniai szacunku dla źródeł rodzimej kultury.O tym, że Festiwal w Kazimierzu jest wyjątkowymwydarzeniem, świadczy również fakt, iż pomimo formułykonkursu, spotykają się tu ludzie, dla których muzykai śpiew stanowią w życiu coś bardzo ważnego i fundamentalnego.To widać i słychać we wspólnym graniu i tańcujuż poza sceną. A że prawdziwa więź zawiązuje się dotańca i do różańca, świadczy tłumnie wypełniona farakazimierska podczas corocznego niedzielnego uroczystegonabożeństwa w intencji uczestników Festiwalu.Sam Festiwal ma w sobie także coś z uroczystej ceremonii.Ma ona swoją dynamikę, regulowaną równieżjakością prezentacji, podczas których misterium osiągachwilami kulminację, przenosząc słuchacza w przestrzeńwyjątkowych doznań estetycznych. Tak wspominam tegorocznąuwznioślającą i strzelistą prezentację żeńskiegozespołu śpiewaczego „Poloniarze" z Kościeliska orazsięgające do najgłębszych warstw folkloru muzycznegośpiewy Zofii Sulikowskiej z Wojsławic, Elżbiety Kaszniz Rozóg, Anny Andruszkiewicz z Wiżajn a także LeokadiiProkopczuk z Zanowinia. W sfery archaicznego repertuarui stylu przeniósł nas także występ lubelskiego ZespołuŚpiewaczego z Łukowej oraz „Nadbużańskiego Klonu"z Zanowinia. Przywołując sakralną metaforykę (wszakgóry zbliżają do Boga) wspominam szczególny klimat,który towarzyszył swoistemu pytackiemu responsoriumdialogowanemu wyśpiewanemu przez zespół „Zbójnicek"z Zębu. Wartościowe występy zaprezentowały równieżzespoły z Mroczek Małych (łódzkie), „Ostrowianki"z Ostrówka (lubelskie), a także „Orzyszanki" z woj. warmińsko-mazurskiego.Dobry śpiew to radość, witalność,siła, emocja i energia emanujące ze sceny podczas wykonańmęskiej grupy z Podegrodzia oraz z Czarni a takżezespołu młodych głosów „Czantoria". O szczególnejwitalnej sile śpiewu może świadzyć niemal kawalerskaprezentacja jednego z najstarszych uczestników Festiwalu- 95-letniego Szczepana Żęgoty. Należy także wspomniećo wysmakowanym rubato w śpiewie Zofii Gajdyz Aleksandrowa Łódzkiego oraz o silnej, kurpiowskiejemisji głosu w bogatym w subtelną ornamentykę śpiewieAntoniny Deptuły. Przykładem poprawnej kontynuacjidawnego stylu był występ młodej śpiewaczki MarzenyPawłowskiej ze Zbąszynia. Radością napawały oko (niezawsze jednak ucho) tegoroczne prezentacje w kategorii„Duży-Mały". Pozostały w pamięci roześmiane „Leśniań-Korowód podczas Festiwalu Kapel i Śpiewaków Ludowychw Kazimierzu, fot. P. Onochinskie nutki" - podopieczni Zdzisława Marczuka, „MłodaHarta" (podkarpackie), „Małe Jankowianki" z Jankowic(śląskie), Jakub Karpuk - młody cymbalista z Ełkua także ambitna Dominika Szyszko z Rutki. Pod czujnymokiem skrzypków-mistrzów zagrali m.in. Piotr Chorążyz Gazomii Nowej, Natalia Panek z Wierzchlasa, a nawyróżnienie zasłużył zwłaszcza Bartek Obrochta z Zakopanego- świadectwo pokoleniowej ciągłości tradycji. Nauwagę zasługują ci instrumentaliści, którzy zaprezentowaliunikatowe instrumenty i narzędzia dźwiękowe: słuchaliśmym.in. trzyrzędowych pedałowych harmonii polskich(oprócz prezentacji Jana Kowalczyka z Kurpiów godny byłzauważenia również występ Henryka Siwaka z Chustek),cymbałów (Arkadiusz Krawiel z Węgorzewa), żłobionychbasów kaliskich (Kapela z Wierzchlasa), dud żywieckich,złóbcoków, podhalańskiej kozy, rogu pasterskiego i piszczałek.Jak zwykle dostojnie, majestatycznie i eleganckozabrzmiały dudy zarówno solo (Marcin Szczechowiak zeZbąszynia) jak i w kapeli (zespoły z Poznania, z Rawiczai z Leszna). Pozytywnym znakiem dla Festiwalu jest wciążutrzymujący się wysoki poziom prezentacji kapel. Dowiodłytego wspomniana już kapela Tadeusza Jedynaka,kapela Franciszka Kurzeji z Kiczni - doskonałe połączenietradycyjnego śpiewu i wysmakowanej gry skrzypcowej,orawscy „Wolorze", kapela Stanisława Lewandowskiegoz Brogowej, Kapela z Moszczenicy oraz energetyzująca„Opocznianka" z bezkonkurencyjnym w swych zaśpiewachStanisławem Ksytą. Filarem tradycyjnych kapel zawszebyli skrzypkowie, których reprezentacja każdego rokutworzy szczególną grupę wykonawców festiwalowych.W tegorocznej edycji Konkursu laur zwycięstwa w kategoriisolistów instrumentalistów przypadł radomskiemuskrzypkowi Stefanowi Dziubińskiemu. Dawny repertuari styl, przechowane w pamięci z lat dzieciństwa, przywołałAndrzej Rożej, skrzypek z Tomaszowa Mazowieckiego.Również historyczne, patynowe brzmienie wydobył zeswych skrzypiec Jan Leszczyński, reprezentujący regiongospodarzy Festiwalu.W tłumie ludzi celebrujących święto muzyki tradycyjnejod kilku lat jestem również i ja - słuchacz, dokumentalista.Trafiłem tu jeszcze podczas studiów muzykologicznychdzięki ludziom, którzy pomimo sformalizowanego wykładuuniwersyteckiego, potrafili ukazać również pięknoomawianej materii. Dzięki temu mogę teraz odbierać i czućtę atmosferę nie tylko umysłem ale i sercem, i czuję się tudobrze. „Źli ludzie bowiem pieśni nie śpiewają..."PRZYPIS1J. Sobieska, Kazimierzkie Święto Folkloru, [w:] FestiwalKapel i Śpiewaków Ludowych w Kazimierzu Dolnym 1967-1987,red. E. Sendejewicz, Lublin 1989, s. 12.5


PAWEŁ ONOCHINXLII OgólnopolskieTargi Sztuki Ludowejw Kazimierzu DolnymW upalną sobotę 27 czerwca 2009roku na kazimierskim rynku rozpoczęłysię po raz 42 Targi Sztuki Ludowej.Dwudniowa impreza jest jednymz najważniejszych przedsięwzięć organizowanychprzez StowarzyszenieTwórców Ludowych, prezentującychwspółcześnie kultywowaną autentycznątwórczość ludową.Niezmiennie Targi towarzysząFestiwalowi Kapel i Śpiewaków Ludowychstając się ich ważnym dopełnieniem.Organizacja obu imprez,na kazimierskim Dużym Rynku dajemożliwość obcowania z jak najpełniejszymwymiarem kultury polskiej wsiw zakresie <strong>pl</strong>astyki, muzyki i śpiewu.Targi Sztuki Ludowej zawdzięczająswoją renomę uczestnikom - twórcomludowym, reprezentującym wszystkieregiony kraju, którzy poprzez prezentowanedzieła ukazują tradycje swojej„małej ojczyzny". Są to członkowieStowarzyszenia Twórców Ludowych,zweryfikowani przez Sekcję SztukiLudowej Rady Naukowej STL, niejednokrotnielaureaci prestiżowychkonkursów, ale i debiutanci, artyścimłodego pokolenia, kontynuatorzyregionalnej tradycji. W tym roku byłoich w sumie ponad 80.Tradycją ostatnich lat jest przeprowadzeniew czasie Targów konkursuAndrzej Graczyk, fot. P. Onochinna najlepsze prace prezentowane nastoiskach. W opinii jury Konkursspełnił swoje zadnie, czego dowodembyły prace na wysokim poziomieartystycznym, charakterystycznedla tradycji regionu. Widoczna byłatakże dbałość o ekspozycję wystawienniczą,a niektóre stoiska prezentowałysię niczym „małe izby regionalne"i pracownie twórcze. Wśródwyróżnionych na szczególne uznaniezasługują: Czesław Seweryński z Odrowąża,którego ekspozycja rzeźbyw glinie, w przeważającej większościsakralnej, wytwarzanej metodą tradycyjną,robiła olbrzymie wrażenie;Maria Ciechańska prezentująca barwnyi różnorodny świat łowickiej wycinankiod gwiozd, tasiomek, ptakówi zwierząt do kodr - prostokątnychobrazkowych kompozycji przedstawiającychsceny rodzajowe; AnnaStaniszewska i Małgorzata Kosiarek- łowickie hafciarki z bajecznie kolorowymi różnorodnym asortymentem,Alicja Matczak z Głowna tworzącaprecyzyjne i niepowtarzalne kwiatyz bibuły oraz pająki.Trudno było nie zauważyć ekspresyjnych,jaskrawych w kolorystycei indywidualnych stylowo rzeźbKrzysztofa Grodzickiego z WólkiŚwiątkowej, powstałych z jednegopnia, często naturalnej wielkościaniołów, postaci świętych i zwierząt.Ośrodek łukowski rzeźby ludowej reprezentowaliponadto dwaj bardzocenieni i uznani twórcy: MieczysławGaja i Mieczysław Zawadzki.Niezapomniane wrażenia byłyrównież zasługą twórczyń specjalizującychsię w tkactwie - prawdziwychmistrzyń. Podlaską tkaninędwuosnowową wypełnioną motywamikwiatów, drzew, zwierząt i ludzioraz scenami z życia codziennegoeksponowały Alicja Kochanowska,Filomena Krupowicz i Bernarda Rość- przedstawicielki cenionego ośrodkajanowskiego. Lniane chodniki, pasiatekilimy i zapaski w tradycyjnych zestawieniachkolorystycznych to domenaJózefy Furtak i Zofii Trzcionkowskiejz Bałtowa w woj. lubelskim.Oprócz wymienionych już wcześniejhafciarek łowickich, wielkieuznanie należy się: Annie Kozianiez Makowa Podhalańskiego za stylowepodhalańskie wzornictwo i technikę;Zofii Pacan i Mariannie Rzepcez Bielowic za zdobione opoczyńskimhaftem krzyżykowym koszulei obrusy; Małgorzacie Gut-Gustaworaz Bogumile Wójcik za oryginalnykrzczonowski haft zdobiący elementylubelskiego stroju ludowego.Dużą reprezentację miało w tymroku garncarstwo w zacnych osobach:Jana Konopczyńskiego z Bolimowa,kontynuatora wielopokoleniowej tradycjirodzinnej, wykonującego tradycyjnąceramikę glazurowaną i biskwitową;Jana Kudrewicza z CzarnejWsi Kościelnej, prezentującegospecjalność tego ośrodka - siwaki;Władysława Kitowskiego i JarosławaRodaka - świętokrzyskich garncarzyspecjalizujących się w glazurowanychnaczyniach.Świat zabawki ludowej jak zwykleintrygował nie tylko najmłodszych.Włodzimierz Ciszek z Ostojowa (woj.świętokrzyskie) prezentował dawnewzory zabawek drewnianych: od konina biegunach po bryczki, kołyskii pukawki. Józef Lasik ze Stryszawy,specjalizujący się w zabawkach ruchomych,zachwycał majestatycznieporuszającymi skrzydłami bociana-


mi. Również ze Stryszawy pochodziłystaranie wykonane różnobarwneptaszki będące domeną Ludwikii Władysława Klimasarów. Zabawkiceramiczne (ptaki, zwierzęta, glinianeinstrumenty muzyczne) wykonaneprzez Kruczyńskich z Żywca, budujątradycją rodziną zapoczątkowanąprzez dziadków, a kontynuowaną od30 lat przez Panią Grażynę.Zanikającą i niezwykle rzadkądziedzinę twórczości ludowej reprezentowałWładysław Kulawiak, ludwisarzz Odrowąża (woj. małopolskie).Wykonane przez twórcę mosiężnedzwonki, janczarki czy moździerzezdobyły wielkie uznanie.Bardzo cieszy duży udział malarzy,od prymitywisty Stanisława Koguciukaz Pławanic w woj. lubelskim,poprzez Stanisławę Mąkę i WiesławęSzymoniak dokumentujące scenyz życia dawnej wsi, Danutę Styperekszukającą inspiracji w kaszubskiejsztuce ludowej, Waldemara Majcheraprzenoszącego w swoje obrazy naszkle dawne motywy z kafli mazurskich,po orawskiego malarza StanisławaWyrtla i niezwykle utalentowanąMartę Walczak-Stasiowską, którejobrazy na szkle, utrzymane w typowejzakopiańskiej poetyce, odznaczają sięwłasnym, niepowtarzalnym stylem.Atrybutami wiejskiej obrzędowościbyły pisanki o różnej stylistyce,technice wykonania i proweniencji.Popularnością bez względu na poręroku cieszyły się misterne, zdobionegeometrycznymi motywami pisankihuculskie Marii Kieleczawy, zdobionemetodą rytowniczą kroszonki opolskieGertrudy Kleman czy batikowelipskie „cudeńka" Krystyny Cieśluki jej córki Małgorzaty Laskowskiej.Klimat Bożego Narodzenia przypo-Janina Litwiniuk z Białej Podlaskiej, fot.P. OnochinPokaz <strong>pl</strong>ecionkarski Jana Michalskiego ze Skierniewic, fot. P. Onochinminała zaś ekspozycja Jana Kirsza,którego miniatury tradycyjnych szopekkrakowskich mieniły się w czerwcowymsłońcu całą gama kolorów.Twórcy regionu kurpiowskiegoukazali najbardziej charakterystycznewyroby regionalne, popularyzującwłasną, niepowtarzalną <strong>pl</strong>astykę- a wśród nich: Czesława Kaczyńskajedna z najbardziej znanych wycinankarekPuszczy Zielonej, Julianna Puławska,hafciarka z Puszczy Białejoraz Wiesław Kuskowski wy<strong>pl</strong>atającytradycyjne dla Kurpiowszczyzny formykoszy i koszyków.Nowością tegorocznych targówbyła ekspozycja instrumentów ludowych.Tomasz Kiciński - budowniczyinstrumentów i ceniony muzyk,prezentował dudy wielkopolskie,natomiast unikatowa suka biłgorajskaoraz bębenki obręczowe i dwustronne,basy i mazanki wykonaneprzez Zbigniewa Butryna, wzbogaciływiedzę o starych ludowych instrumentachwśród wielu festiwalowychi targowych gości.Nie sposób wymienić imienniewszystkich, których prace zasługiwałyna wyróżnienie, a idea konkursu oceniającegoprace i sposoby ich ekspozycjiniewąt<strong>pl</strong>iwie ma ogromny wpływna poziom prezentowanych wyrobówi mobilizuje twórców do przestrzeganiakanonów i wysokiego poziomuartystycznego.Trudno wyobrazić sobie Targi bezpokazów rękodzielniczych. Organizatorzydokładają wszelkich starań,aby były one „wizytówką" imprezyi spełniały ważną rolę edukacyjną.Wzbogacenie formuły Targów o pokazyw ocenie wielu gości i uczestnikówstanowi o wyjątkowości tegoprzedsięwzięcia, a walor poznawczy,popularyzujący wiedzę o technikachrękodzielniczych, jest nieodłącznymich elementem.Bardzo widowiskowy pokaz wy<strong>pl</strong>ataniakoszy wiklinowych zaprezentowałdebiutujący na Targach JanMichalski ze Skierniewic, wykonująctradycyjne formy koszy, charakteryzującesię dokładnością i starannościąwykonania. Janina Litwiniuk z BiałejPodlaski wystąpiła z pokazem przędzenialnu na kołowrotku. MagdalenaCięciwa z Marcinkowic (woj. małopolskie)wy<strong>pl</strong>atała koronki technikąklockową, wykorzystując stare bobowskiewzornictwo. Michał i StanisławŁukaszczykowie z Poroninazapraszali do swojej rodzinnej pracownisnycerskiej, prezentując proceszdobienia ludowych mebli podhalańskichtradycyjnymi motywami. Istny„pojedynek" kowalski stoczyli ze sobąAndrzej Słowik z Brzostka i WiesławGrochola z Gorzyc, obaj z woj.podkarpackiego. Umiejscowieni naprzeciwkosiebie w prowizorycznychkuźniach dali pokaz kowalstwa artystycznegoi użytkowego.Przyjazna atmosfera panująca podczastrwania Ogólnopolskich TargówSztuki Ludowej była wynikiem sprawnejorganizacji i troski o zapewnieniejak najlepszych warunków prezentacji,co przełożyło się na wysoki poziom artystycznyi estetyczny eksponowanychprac. Wszystkim twórcom uczestniczącymw Targach należą się podziękowaniaza szczególną wrażliwość nazachowanie tradycji własnego regionui kultywowanie jej jako najcenniejszegomaterialnego świadectwa kulturypolskiej wsi. Szczególne podziękowaniaorganizatorzy kierują pod adresemMinisterstwa Kultury i DziedzictwaNarodowego za docenienie kulturotwórczeji popularyzującej roli imprezyoraz pomoc finansową w jej organizacji.Bez środków publicznych niemożliwebyłoby zachowanie autentycznegoi niekomercyjnego wymiaru Targóworaz całego Festiwalu.7


DAMIAN DANAKZachowania rytualnepątników w MedjugorjeSZKICE I OPRACOWANIAW kulturach tradycyjnych religijnośćnierozerwalnie s<strong>pl</strong>atała sięz życiem codziennym. Dziś, wobecznacznej laicyzacji społeczeństwa,wzbudza wiele kontrowersji i pozostajesilnym bodźcem kulturotwórczym.Poza tradycyjnie pojmowaną religijnością,pojawiło się szereg zachowańparareligijnych. Wizyta u wróżki czypsychoanalityka niejednokrotnie zastąpiładawne poszukiwanie pocieszeniaw Kościele. Nie zanikł równieżsynkretyzm religijny, kojarzony zazwyczajz okresem przyjmowania sięchrześcijaństwa na ziemiach polskich,a dla badaczy widoczny w szczątkowejformie do dzisiaj. Współczesnąformą synkretyzmu, niekonieczniezwiązaną z kulturą tradycyjną,jest transkonfetyzm, polegający narównoczesnym czerpaniu z wieluwspółczesnych religii czy systemówfilozoficzno-religijnych. W postmodernistycznymświecie religia stała sięjednym z wielu towarów wybieranychw zależności od aktualnej potrzeby- często w sytuacjach granicznych,jak śmierć kogoś z bliskich, choroba,życiowe niepowodzenia. Nie należyjednak twierdzić, iż jest to jedynymodel podejścia człowieka do religii.Powszechna pozostaje wyzbytacynicznej kalkulacji, nacechowanasilną emocjonalnością tzw. religijnośćtypu ludowego. Na styku kulturypopularnej, fenomenu pielgrzymowania,ewoluującego w turystykępielgrzymkową, oraz kultu mirakularnego,nastawionego na ponadnaturalnedoznania religijne, w Bośnii Hercegowinie na południu Europynieprzerwanie rozwija się kult MatkiBoskiej z Medjugorje.Do podjęcia zagadnienia wydarzeńw Medjugorje skłoniła mniepopularność tego miejsca nie tylkow Polsce ale i na całym świecie.Miejsce to odwiedza kilka milionówpielgrzymów rocznie. Wszędzie budzisporo kontrowersji, dla jednych będącniekwestionowanym miejscem hierofaniisacrum, gdy inni bronią tezy, iżsprawcą wszystkich działań są siły zła,a jeszcze inny twierdzą, iż wszystkojest mistyfikacją bądź chorym urojeniem„widzących". Nie ulega jednakwąt<strong>pl</strong>iwości, że Medjugorje stało sięniezwykle ważnym miejscem na kulturowejmapie świata przełomu XXi XXI wieku. Objawienia trwająca odprawie trzydziestu lat do dnia dzisiejszegosą bez precedensu w historiichrześcijaństwa, budząc ambiwalentneopinie wśród hierarchów kościelnych.Entuzjazm, jakim Medjugorjewywołuje wśród wiernych, prowadzido wybuchu spontanicznych reakcjipodlegających stopniowej powtarzalności,tworząc rytuał i całą mapęmiejsc mniej lub bardziej świętych.Dla kulturoznawcy jest to wystarczającypowód do prowadzenia badań.Nie jest istotne, czy dane zdarzeniamiały rzeczywiście miejsce, lecz ważnejest to, iż istnieją one w zbiorowejświadomości wyznawców religii katolickieji weszły do szerokiego obiegukultury popularnej.Równie ważnym argumentem dlapodjęcia się tego tematu jest niewielkiezainteresowanie nim badaczyzajmujących się szeroko pojętąantropologią kulturową. Dotychczasfenomen Medjugorje rozpatrywanybył głównie w dziedzinie teologiii traktowany arbitralnie w kategoriizgodności z oficjalną nauką Kościołakatolickiego. Orzekanie o prawdziwościtego rodzaju zjawisk wykraczapoza kompetencje kulturoznawcy,gdyż fenomen Medjugorje jest rozpatrywanyjako fakt kulturowy, podlegającynieustannym przemianom,a istotne staje się naukowe zdokumentowaniego i interpretacja, bazującana podejściu antropologicznym,etnograficznym, kulturoznawczymi folklorystycznym.Niniejszy artykuł powstał napodstawie pracy magisterskiej napisanejw Instytucie KulturoznawstwaUMCS pod kierunkiem naukowymprof. dr. hab. Jana Adamowskiego,obronionej w 2008 roku w Lublinie.Celem pracy magisterskiej było ukazanieMedjugorje jako miejsca świętegona terenie Bośni i Hercegowiny,miejsca uwikłanego w lokalną historięi złożoną mozaikę etniczno-kulturowąi przez ów kontekst będącegoatrakcyjnym dla turystki kulturowejBogactwo przyrodnicze i bliskość wybrzeżaAdriatyku wpływa dodatkowona wartość turystyczną tego regionuWażne było również uwidocznienieturystyki pielgrzymkowej w kontekścietradycyjnie pojmowanego miejscaświętego. Istotny dla tego ujęcia byikontekst religijności typu ludowegcoraz sposób popularyzacji objawieńz Medjugorje poprzez założenia religijnościtego typu. Badania własnesprowadziły się do obserwacji uczestniczącej,prowadzonej przez autoraw październiku 2007 roku. Analizowanotakże artefakty zastane naterenie Medjugorje i w najbliższejokolicy.Według hermeneutycznej wizjiP. Ricoeura, interpretacja kulturoznawczapolega na odszyfrowaniusensu ukrytego w sensie widocznym,na rozwinięciu poziomów znaczeniowych,zawartych w znaczeniu dosłownym.1Istotny pozostaje „bagażkulturowy" badacza, niemożliwy doporzucenia, przez co praca naukowanigdy nie będzie w pełni obiektywna.Równie ważna pozostaje indywidualnainterpretacja znaczeń zawartychw pewnym kanonie wiedzy, opartejna szeroko rozumianej antropologiispołeczno-kulturowej. W sposób pełnyopisuje to zagadnienie C. Geertz,nazywając interpretację materiału badawczego„opisem zagęszczonym."Metoda, tego wybitnego antropologakultury polega na zagęszczaniu sieciznaczeń analizowanego materiału poprzezstawanie ciągłych pytań. 2Zasadabadawcza opiera się zatem napodejściu jakościowym, przeciwnymdo podejścia ilościowego, skutkującymwielowymiarowością przedmiotubadań. Rozpatruje jednostkowo każdyprzypadek.Literatura na temat zjawisk cudownychPolsce jest stosunkowo skromnai ogranicza się do prac kilku autorówzajmujących się pozateologicznąi pozapsychologiczną 3stroną tych zjawisk,skupionych na kontekście społeczno-kulturowym.Należą do nichm.in. H. Czachowski, 4J. Tokarska-Bakir, 5 P. Kowalski 6 , J. Adamowski, 7


M. Sroczyńska 8 i A. Zieliński. 9 Ważnąpublikacją okazuje się książka D. Rafalskiej.Autorka zajmuje się stronąteologiczną objawień w Medjugorje,przytaczając niezwykle interesującyi cenny dla kulturoznawcy materiałbadawczy.Topografia kultuBezpośrednia obecność sacrumw sposób istotny kreuje miejsce święte.Jedna z najczęściej spotykanych genezmiejsca świętego związana jest z pojawieniemsię osobowego sacrum, czegoprzykładem jest opisywany przypadekw Medjugorje, gdzie cud konstytuujeprzestrzeń świętą. Jest to miejscukultu mirakularnego wymagającegodobrze zorganizowanej przestrzeni,w której, jak pisze H. Czchowski, „powstająmiejsca »mocnego« i »słabego«działania sacrum. Miejsca te stają sięośrodkami, w których samo przebywaniemoże zapewnić dostąpienie łaski."11Waloryzacji przestrzeni świętejdokonują w sposób intuicyjny samiwierni. Czytanie znaków i symbolisacrum składa się na podstawowy kanonwiedzy wszystkich pielgrzymów.Granica obszaru świętego nie jestraz na zawsze wytyczona, zatem dowiernych należy jej określenie, np.palacze tytoniu funkcjonują jak słupkigraniczne między przestrzenią sacruma profanum.W Medjugorje istnieją trzy punktynajważniejsze w zwaloryzowanejprzestrzeni sakralnej. Między nimiistnieje gęsta sieć dróg prowadzącychdo ka<strong>pl</strong>ic, figur, zadaszonych miejscmodlitwy i wyciszenia, sklepów z dewocjonaliamii punktów informacyjnych.Najważniejsze miejsca:1. Podbrdo - wzgórze na którympierwszy raz ukazała się MatkaBoska;2. Figura Chrystusa Ukrzyżowanego;3. Kościół parafialny św. Jakuba.Podbrdo jest to miejsce najczęściejodwiedzane przez pielgrzymów. Tuw 1981 roku pierwszy raz ukazała sięMatka Boska. Słowo podbrdo w wolnymtłumaczeniu z języka chorwackiegooznacza miejsce na górze przedszczytem. Zbocza są tu kamieniste,porośnięte niską śródziemnomorskąroślinnością, do pierwszych domóww wiosce jest ok. 300 m. Do szczytujest około kilkudziesięciu metrów.Centralnym punktem tej przestrzenijest figura Matki Boskiej z Medjugorjeoraz betonowy krzyż, w całości pokrytypamiątkowymi napisami. Wokółw rozpadlinach skalnych stoją niezliczonemniejsze krzyże oraz kamiennetablice przynoszone przez wiernych.Wzdłuż ścieżki na Podbrdo ustawionodrogę krzyżową, której szlak wytyczająelektryczne lampiony, ułatwiającepokonanie drogi na szczyt po zmro-Kościół parafialny pod wezwaniem św. Jakuba w Medjugorje, fot. Damian Danakku. Do niedawna w jednym z ostatnichzabudowań przed wejściem naskalistą ścieżkę, w tzw. „niebieskimdomku", błogosławieństwa udzielałajedna z „widzących", wyprowadziłasię jednak stąd i miejsce zupełniestraciło na znaczeniu.Figura Chrystusa Ukrzyżowanego.Za kościołem św. Jakuba rozciągająsię pola winnic. Widać stąd szeregwzgórz, a wśród nich górę Kriżevac,na której stoi 12-metrowy krzyżwzniesiony w 1939 roku na pamiątkę1900 rocznicy ukrzyżowania Chrystusa.Od strony Medjugorje wzgórzejest dobrze wyeksponowane, oddzielonerozległą przestrzenią. W tymmiejscu ukazują się znaki uważane zacudowne. Można tu dostrzec „taniecsłońca" znany z objawień w Fatimie.Kilka lat temu chmury ułożyły sięna kształt Chrystusa ukrzyżowanego.Na pamiątkę tego zdarzenia w odległościok. 500 metrów od kościoławzniesiono mosiężną rzeźbę ChrystusaUkrzyżowanego w takiej pozycji,w jakiej wcześniej pojawił sięna niebie.Kościół św. Jakuba. Z punktu widzeniaKościoła katolickiego jest tonajważniejsze miejsce w Medjugorje,ponieważ tu przechowywany jestNajświętszy Sakrament. W bocznejka<strong>pl</strong>icy usytuowana jest figura MatkiBoskiej. Na <strong>pl</strong>acu stoi figura Matkiboskiej z Medjugorje. Za kościołemusytuowany jest ołtarz polowy orazmiejsca dla wiernych. Z punktu widzeniakulturotwórczego, kościół jestnajmniej znaczącym obiektem na mapieobiektów kultowych, ponieważwszystkie zachowania mieszczą sięw obrzędowości utrwalonej tradycjąKościoła.Zachowania rytualne.Pobożność medjugorskaPojęcie rytuału określa wiele definicji,w zależności od dyscy<strong>pl</strong>iny naukowej.Jak zauważa M. Sroczyńska„pole interpretacyjne rozciąga się odujęcia systemowego (w kategoriachfunkcjonalno-strukturalnych) doperspektywy dramaturgicznej (komunikacyjnej).Dla antropologówsą to działania o charakterze społecznym.Zdaniem A. van Genneparytuały stanowią praktyczną stronęwyobrażeń religijnych". 12Możemy jepodzielić na świeckie i religijne. W niniejszymartykule interesować nasbędą rytuały religijne oraz te z pograniczaświecko-religijnego. Takądefinicję rytuału podaje Z. Staszczak.Według niej rytuał jest to „rodzajobrzędu dotyczący dziedzin życiauznawanych w danej społecznościza bardzo ważne i dlatego realizowanyw ściśle określony sposób. [...]Obrzęd lub ceremonia służą wartościomodczuwanym lub przynajmniejuznawanym za pewien sposób ichrealizacji, rytuał natomiast możebyć też wprowadzony z zamiaremupowszechnienia, uznania wartości,którym służy. Rytuał od ceremoniiróżni się tym, że w odróżnieniu odceremonii, zawsze przebiega w sposóbściśle określony, a ponadto nie zawszezmierza do nadania czynności uroczystegocharakteru, co jest głównymzadaniem ceremonii. [...] Działaniestaje się rytuałem dopiero w wynikuspołecznej akceptacji i standaryzacji,po przyjęciu religijnego, magicznegolub innego społeczno-kulturowegoodniesienia, w stosunku do któregozawsze pragnie dany stan rzeczy bądźzmienić bądź utrwalić." 13 9


„Wzgórza ukazania", kartki wkładanesą pod lub między kamieniebądź w gałęzie karłowatych drzew.Wtykanie kartek w twardą skałę lubkamienny mur ma bogatą tradycjęw religiach Wschodu. Najbardziejznanym przykładem jest żydowskaŚciana Płaczu w Jerozolimie, zaśinnym przykładem może być narodowesanktuarium prawosławnychMołdawian w Saharnej.Kamień pełni szczególną rolę naPodbrdo, stając się nośnikiem międzyniebem a szczególnym wyboremtego miejsca na ziemi. Przybywającywierzą, że to właśnie ta ziemia w sposóbszczególny została naznaczonaobecnością sacrum. Osobiście byłemświadkiem zabierania do pielgrzymkowegoautokaru ważących kilkadziesiątkilogramów kamieni z Medjugorje.Podobne zdarzenie opisuje H.Czachowski: „Krzyż kamienny [...],w którego ramiona wmurowano kamieniez drogi krzyżowej z Medjugorje.Jest to doskonały przykład przenoszeniaświętości z jednego miejscacudownego do drugiego i wzajemnegowzmacniania." 29Kolejnym elementem wotywnymsą fotografie. Pozostają one wymownymznakiem łączności między wiernyma sacrum. Przeważają zdjęcialegitymacyjne wkładane w krzyże lubw kamienie. Na podmurówce figuryMatki Boskiej z Medjugorje składanesą zdjęcia oraz kartki z prośbami, nanich układane są kupki kamieni.Innym typem wotów są tablicekamienne staranie przygotowane nazamówienie, przywożone z domu.Na ich treść składa się głównie nazwagrupy pielgrzymkowej czy osóbindywidualnych z podziękowaniemi prośbą o łaski. Nie ma specjalnejzasady wyboru miejsca położeniatablicy.Na „Wzgórze ukazania" wierniprzynoszą równie krzyże, od prostych,złączonych ze sobą patyczków,po fachowo wykonane z drewna. Jeślisą większe, to stawiane są w centralnejczęści wzgórza.Wśród wotów dopatrzymy sięrównież innych przedmiotów prywatnych,jak rekwizyty z pracy, np.kask ochronny, <strong>pl</strong>akietki, naszywki,różańce, naszyjniki, pierścionki etc.Jeśli są to przedmioty przedstawiającejakąś realną wartość, zostająszybko skradzione.Ostatnim powszechnym elementemwotywnym są inskrypcje, wykonywanena kamieniach i głównymkrzyżu, zazwyczaj przy użyciu wodoodpornegoflamastra, farby lubwyryte ostrym narzędziem. Częstojest to wpis zawierający datę i imionaprzybyłych, czasem dołączana jestprośba, niekiedy wykonane są jedynieinicjały.Pątniczka na „Wzgórzu ukazania", fot. D. DanakDwie ostatnie kategorie zachowańwotywnych oscylują pomiędzy powagąsacrum a frywolnością profanum. Jestto sposób zmaterializowania przeżywanejmodlitwy, wymiernie widocznydla badacza kultury. Po dokładnymprzyjrzeniu się całości uświęconegoobszaru Podbrdo, znajdziemymiejsca bardziej i mniej uroczyste,koncentrycznie wychodzące od figuryMatki Boskiej. Na obrzeżachświętego obszaru spotykamy corazwięcej śmieci, porozbijanych ramekna zdjęcia, pudełek na dewocjonalia,wotów zniszczonych działaniemwarunków atmosferycznych. Zaproponowałbymtu kategorię sakralnegocentrum i sakralnych peryferii ograniczonych„rytualnym śmietnikiem",który wciąż wskazuje na najświętszecentrum - miejsce medjugorskichobjawień.PRZYPISY1P. Ricoeur, Egzystencja i hermeneutyka.Rozmowy o metodzie, Warszawa1989, s. 166.2C. Geertz, The Interpretation of Cultures,New York 1973, s. 3-30.3Podejście psychologów dotyczy objawieńrozpatrywanych w kategoriachhalucynacji.4H. Czachowski, Cuda, wizjonerzy,pielgrzymi. Studium religijności mirakularnejkońca XX wieku w Polsce, Warszawa2003.5J. Tokarska-Bakir, Obraz osobliwy,Kraków 2000.6P. Kowalski, Prośba do Pana Boga.Rzecz o gestach wotywnych, Opole 1994.7J. Adamowski, Sakralizacja przestrzeniw polskiej kulturze ludowej, [w:] Folklor,sacrum, religia, Lublin 1995, s. 20-31.8M. Sroczyńska, Fenomen religijnościludowej w Polsce - ciągłość przeobrażenia,[w:] W. Zdaniewicz, T. Zembrzuski,Kościół i religijność Polaków 1945-1999,Warszawa 2000.9A. Zieliński, Na straży prawdziwejwiary. Zjawiska cudowne w polskim katolicyzmieludowym, Kraków 2004.10D. Rafalska, Medjugorje: prawda czyfałsz?, Lublin 2003.11H. Czachowski, Cuda..., op. cit,s. 53.12M. Sroczyńska Rytuały religijne w warunkachglobalizacji, [w:] Religia i religijnośćw warunkach globalizacji, red. M. Libuszowska-Ziółkowska,Kraków 2007, s. 404-405.13Słownik etnologiczny. Terminy ogólne,pod red. Z. Staszczak, Warszawa 1987,s. 321-322.14D. Rafalska, Medjugorje..., op. cit.,s. 274-276.15A. Zieliński Na straży prawdziwejwiary, Kraków 2004, s. 11.16Borek Stary, woj. podkarpackie,pow. rzeszowski, gmina Tyczyn, 5 kwietnia2008, rozmowa z mężczyzną lat ok.65, który był dwa razy w Medjugorje.17D. Rafalska, Medjugorje..., op. cit.,s. 118.18Z języka serbo-chorwackiego słowomir oznacza pokój.19D. Rafalska, Medjugorje..., op. cit.,s. 118-119.20P. Kowalski, Prośba..., op. cit.,s. 138.21J. Kumała, Liturgia i pobożność ludowaw sanktuariach, [w:] Liturgia i pobożnośćludowa, red. W. Nowak, Olsztyn2003, s. 168-169.22Ibidem, s. 185.23Ibidem, s. 139.24Ibidem, s. 192.25Ibidem, s. 178.26Ibidem.27J. Tokarska-Bakir, Obraz osobliwy...,op. cit., s. 117.28Ibidem.29H. Czachowski, Cuda..., op. cit.,s. 62.12


ELŻBIETA WEREMCZUKZakazy i nakazy obowiązującekobietę ciężarną na przykładziedokumentacjii okolicNarodziny należą niewąt<strong>pl</strong>iwie do najważniejszychmomentów życia człowieka. W kulturze tradycyjnej czasoczekiwania na dziecko był okresem bardzo szczególnym,zarówno dla matki, jak również jej najbliższej rodzinyoraz lokalnej społeczności. Wszelkie zmiany zachodzącew tym czasie w życiu i ciele kobiety budziły pewien niepokójotoczenia i tym samym powodowały symbolicznąizolację ciężarnej. W czasie połogu owa izolacja była jużdosłowna. W opinii mieszkańców wsi pierwszej połowyXX wieku nowo narodzone dziecko było istotą pozbawionąjednoznacznych, wyraźnie określonych cech (naprzykład płci), i choć znalazło się już wśród żywych, niemiało jeszcze statusu człowieczeństwa, zatem pozostawałonadal w stanie inicjalnym.Ze względu na fizjologię kobiety i jej fizyczną naturę,uważano ją za nieczystą szczególnie w okresie, kiedymiała wydać na świat potomka. 1Powszechnie wierzono,iż kobieta ciężarna narażona jest na działanie demonówi złych mocy, które mogłyby wyrządzić krzywdę płodowi.Wyobrażano sobie również, że kobieta przy nadziei mogłabyć niebezpieczna dla społeczności.Ażeby w pełni zrozumieć istotę zachowań związanychz ludową obrzędowością narodzinową, tak specyficznąw kulturze ludowej, należy przywołać pojęcie obrzęduprzejścia. Słownik etnologiczny pod red. Z. Staszczakdefiniuje go jako „działania mające w symboliczny sposóbwyrażać i podkreślać fakt zmiany statusu społecznegojednostek lub całych grup" 2 . Dotyczy on najczęściej przełomowychmomentów życia, jakim są narodziny dziecka,wesele młodych czy pogrzeb. Samo przejście jest komunikowanew sposób symboliczny i wpływa integrującona społeczność.Pierwszym, który w 1909 roku sformułował, zdefiniowałi określił zakres terminu obrzęd przejścia, był Arnold vanGennep. Aby objaśnić jego istotę, badacz posłużył sięprzykładem społeczeństw mało rozwiniętych. Na podstawieobserwacji etnologów uczony stwierdza, iż w społeczeństwachmniej cywilizowanych „jest więcej" sacrumz Wojciechowaniż profanum, jedno dominuje nad drugim. Niemal każdajednostka żyjąca w danej zbiorowości w ciągu swego życiaprzechodzi przez etapy, które są nieuniknione i wyraźne(np. zmiana grupy wiekowej, statusu klasowego czy społecznego).W zbiorowościach mniej cywilizowanych każdyprzełomowy moment życia wyraża się w ceremoniach,które mają charakter duchowy i każdy ma ten sam cel- przeprowadzenie jednostki z jednego statusu do drugiego.A. van Gennep pisze, iż nic nie dzieje się w oderwaniuod natury, a co za tym idzie - także od wszechświata,który ma określony rytm i „porządek", np. zmiana roku,pór roku, miesięcy. Ten rytm natury przenosi się niejakona jednostki i społeczności. Należy podkreślić, iż jedenrytuał może należeć jednocześnie do kilku kategorii.A. van Gennep przedstawia schemat obrzędu przejścia.Składa się on z rytuałów preliminalnych, rytuałówliminalnych i na końcu - rytuałów postliminalnych.Podkategoriami są: rytuał wyłączenia (separacji), rytuałokresu przejściowego (marginalnego) oraz rytuał włączenia(integracji). Każda z owych podkategorii jestrozwinięta w obrębie konkretnych obrzędów, np. rytuałyokresu przejściowego są charakterystyczne dla ciąży orazzaręczyn; rytuały wyłączenia - dla zaślubin i pogrzebu.3I tak, w fazie wyłączenia kobieta w ciąży uchodziza osobę nieczystą, podlegającą wpływowi sacrum, cosprawia, że nie może w pełni uczestniczyć w życiu społecznościwiejskiej. Sam okres ciąży jest również niejakoetapem przejściowym, prowadzącym do ostatniej fazy- włączenia, w której dokonuje się akt narodzin. Od tejchwili zmienia się status kobiety. Staje się matką i pookresie połogowym oraz po wywodzie oficjalnie następujemoment, w którym jest oczyszczona ze wszystkich„nieczystości" okresu ciąży.Obrzęd włączenia dotyczył także i samego dziecka,które przyszło z Tamtego Świata do świata śmiertelników,do konkretnej społeczności, dlatego i ono musiałobyć oficjalnie przyjęte do zbiorowości, a następnie poprzezchrzest kościelny - w którym ksiądz oczyszczałje z grzechu pierworodnego - także do wspólnoty wyznaniowej.Celem artykułu jest omówienie dawnych zwyczajówzwiązanych z okresem oczekiwania na narodziny dziecka,w szczególności zakazów i nakazów obowiązujących kobietęciężarną. Artykuł jest wyimkiem pracy magisterskiejNarodziny i chrzest jako obrzęd przejścia - na przykładziedokumentacji z Wojciechowa i najbliższych okolic, napisanejprzeze mnie w 2008 roku pod kierunkiem prof. dr. hab.Jana Adamowskiego. Jej podstawę materiałową stanowiływywiady przeprowadzone od listopada 2007 do marca2008 z dwunastoma informatorkami, zarejestrowane najedenastu kasetach magnetofonowych (60- i 90-minutowych).Terenem moich badań była przede wszystkim wieśWojciechów, usytuowana w okolicy Nałęczowa, a oddalonaod Lublina o 23 kilometry. Leży ona w malowniczejokolicy nieopodal lasów. Cieszy się dużą popularnościąwśród turystów nie tylko za sprawą bogatej historii, leczrównież pięknej okolicy, w której jest położona. Pozostałymimiejscowościami, w których przeprowadziłam badania,są: Wojciechów Kolonia Pierwsza, Stary Gaj, Łubki,Romanówka oraz Palikije Drugie. Wszystkie znajdująsię w granicach administracyjnych gminy Wojciechów.Informatorkami, których wypowiedzi zacytowano (w transkrypcjipółfonetycznej) były:B.B. - Bronisława Bednarczyk ze wsi Palikije Drugie,ur. 1926 r.;D.S. - Danuta Strach ze wsi Stary Gaj, ur. 1937 r.;H.G. - Helena Górniak ze wsi Wojciechów, ur.1922 r.;H.Gł. - Helena Głos ze wsi Wojciechów, ur. 1937 r.;J.C. - Józefa Chęć ze wsi Romanówka, ur. 1922 r.;M.B. - Maria Banaszek ze wsi Wojciechów KoloniaPierwsza, ur. 1937 r.;13


S.S. - Stanisława Sikora ze wsi Wojciechów, ur.1921 r.;Z.C. - Zofia Chęć ze wsi Wojciechów Kolonia Pierwsza,ur. 1924 r.;Z.K. - Zuzanna Kowalska ze wsi Wojciechów, ur.1932 r.;Z.O. - Zofia Ochniak ze wsi Wojciechów KoloniaPierwsza ur. 1927 r.;Z.S. - Zofia Sulima ze wsi Łubki ur. 1926 r.;Z.So. - Zofia Sołtys ze wsi Wojciechów, ur. 1929 r.W Wojciechowie i okolicach przyszłą matkę najczęściejokreślano mianem gruba i w ten sposób niejako tabuizowanojej stan, co poświadcza, że budziła niepokój wśródlokalnej społeczności. Nieco rzadziej używano określeniastan błogosławiony.[Z.K.] „Uno ta to grubo jest" - to było określenie, żejest w ciąży, „no ta to jest grubo". I to było powszechnieuznane określenie, tam. [...] A już określenie „a będzie miaładziecko" to było by za długie, nie, no „ona jest grubo".(Wojciechów)[H.G.] Tam nie mówiły „w ciąży" kiedyś, nie. A kto tammówił, że w ciąży?„Grubo", to była nazwa w ciąży kobity.Kto tam mówił „w ciąży"? „Grubo jest", chuć żeby nieprzyszła za cem [czyli żeby nie przyszła czegoś pożyczyć- E.W.]. (Wojciechów)[Z.S.] Kiedyś mówili „stan błogosławiony", tak stan błogosławiony.A „w ciąży" ... kiedyś nie było mowy o „ciąży",tylko była kobieta w stanie błogosławionym. (Łubki)Poza niekorzystnym oddziaływaniem, kobieta oczekującana potomstwo była traktowana tak jak każdyz rodziny. Nie oszczędzano kobiety ze względu na stan,w którym się znajdowała, bowiem w gospodarstwie byłapotrzebna każda para rąk do pracy.[M.B.] To nie było tak jak teraz, że w ciąży to na badaniasię chodzi, nie chodziło się na badania. Po prostu sięrobiło, ziemniaki się kopało tą motyko, ale tak to cały czaswykonywała prace takie polowe. Dawniej tak było, że tonie było, że ona jest w ciąży, [...] nawet jak coś poczuła toposzła, poleżała, moment odpoczęła i znowuż. (WojciechówKolonia Pierwsza)H. Gerlich w książce Cykle ludzkiego życia wyróżniłakilka typów zakazów, które obowiązywały kobietę ciężarną.Pięć podstawowych grup miało zminimalizowaćbądź zlikwidować zagrożenia, pod wpływem którychznajdowała się ciężarna.Pierwsza grupa, miała na względzie przyszłe zdrowiefizyczne dziecka a także jego wygląd. Dlatego kobietanie powinna spoglądać na brzydkich oraz kalekich ludzi,gdyż wady tego człowieka mogłyby przejść na dziecko.Kołyska, wyk. Zygmunt Kędzierski, fot. P. Onochin[M.B.] Ale na przykład słabość jak ktoś miał, padaczke,to broń Boże było się takiej kobiecie patrzeć, takie powiedzianebyły. Jak ktoś już coś zauważył to już tam odwrócići uciekać, że to dziecko może się wdać w taką chorobę. Aleczy to było prawdziwe, czy prawda, ale takie było powiedzenie,że jak coś tam to unikać takich rzeczy, no bo mało siętrafiało, ale takie sytuacje bywały, tak, tak. (WojciechówKolonia Pierwsza)Niewskazane również było, aby kobieta, nosząca noweżycie, spoglądała na nieboszczyka, ponieważ pewne cechyzmarłego mógł przejąć płód. „Kobieta przynależała bowiemto »tego świata«, zmarły - już do »tamtego świata«. Wpływ»tamtego świata« był zaś niekorzystny". 4[H.Gł.] Na pogrzeb mogła pójść [...] tylko żeby nieoglądała nieboszczyka [...] żeby dziecku się coś nie zrobiło.No takie było powiedzenie, to się stosowało. (Wojciechów)[M.B.] Raczej, aby nie blisko nieboszczyka, tylko gdzieśw odległości, żeby po prostu na niego się nie patrzeć, o, zarękę go nie pomacać, że płód mógłby zamrzeć, takie byłopowiedzenie. [...] Jakby nawet najbliższy zmarł, to żeby gonie dotykać. [...] A, na pogrzeb tak pójść, brać udział, alenie przeżywać. Tak, aby tyle by być uczestnikiem z boku.(Wojciechów Kolonia Pierwsza)[Z.O.] No, mogłam chodzić, babcia umarła [...] to japoszłam, byłam ze swojo córko w ciąży tak patrzałamsię, a nikt nie wiedział, że byłam w ciąży. Tak lubiałamte babcie, tak się patrzałam to później miała te nogi takiei una też tak takie ma te nogi takie taki jak babcia ułużunew trumnie miała. No, nie znać to niby, ale... I tak mówi,„patrzałaś się na babke nie wiadumu po co". (WojciechówKolonia Pierwsza)Następnie kobieta spodziewająca się dziecka powinnawystrzegać się sytuacji, które mogłyby wpłynąć źle napsychikę dziecka. Ponadto unikać złego, hałaśliwego towarzystwa,bo dziecko będzie nadpobudliwe i nerwowe,a także stronić od sytuacji i ludzi mogących wpływać źle nacechy charakteru dziecka. Co więcej, winna być pogodnai spokojna, bardziej niż smutna i kłótliwa, bo dziecko możebyć niegrzeczne. A już pod żadnym pozorem ciężarna niemogła pić alkoholu. 5[H.G.] Raczej każdy tak, unikały, żeby się nie denerwować.(Wojciechów)[Z.O.] Ale to mówili, że w ciąży jak sie chodzi to nie powinnosie krzyczeć, płakać. (Wojciechów Kolonia Pierwsza)[Z.S.] No kiedyś zresztą mało się spotykało, żeby kobietapapierosy paliła na przykład, [...] czy alkohol, wystrzegałasię tego, że co może jej szkodzić to i dziecku. (Łubki)[Z.K.] Nieraz tak się mówiło, no „mazes sie i mazes",mówi i „dziecko tys bedzie płakał tak jak i ty", no też takiepowiedzenie było.[...] No to, często przestrzegano ją, że „niepłacz tak, bo to sie odbije na dziecku", czy „dziecko będzieteż płaczliwe". (Wojciechów)[Z.C.] Słyszałam, że jak matka płacze, chodzi jakaśtaka smutna w ciąży, jakieś tam kłopoty - że to udziela siędziecku, że się udziela. Że ono później jest smutne, płaczące,że się udziela to. (Wojciechów Kolonia Pierwsza)Kolejne zakazy wiązały się już z samym porodem. Nienależało przechodzić przez rozwieszone sznury, bowiemdziecko mogłoby urodzić się z pępowiną owiniętą wokółszyi. Niewskazane było nawet noszenie korali czy łańcuszków,bowiem mogły spowodować ciężki poród.[Z.K.] Kobieta w ciąży nie mogła przechodzić, nie powinnaprzechodzić przez sznurki rozciągnięte, przez liny. A jużbroń Boże, żeby na tych sznurkach czy linkach nie byłowęzłów. [...] Dlatego, że dziecko poroniła, nie wolno. Albo...A jeśli to później dziecko było okręcone strasznie pępowiną,to później nie wyżywało. Także już żeby przez linę, przezsznurek rozciągnięty, żeby absolutnie już nie przechodzić, boto już ewidentnie i to próbowały udowadniać, że to dzieckozawsze było okręcone pępowiną, no i często dusiło się po14


prostu na skutek tego okręcenia. Także to był taki zakaz no,no bardzo rygorystyczny, przestrzegany, no. (Wojciechów)[Z.O.] To ja sama powiem ze swego doświadczenia.Chodziłam z krowami w pole, łańcuchy rzucałam i przezłańcuchy później sie przełaziło jak leżały na podwórzu. Tojak urodziłam córkę, to cała była o tak okręcona o takimiłańcuchami, jak łańcuchy, ledwo jej pościągali. To już jestprawdziwie, to ja sama to na sobie doświadczyłam, że takimipętami jak łańcuch. Coś tam było, coś miało do tego, cośbyło. (Wojciechów Kolonia Pierwsza)[H.Gł.] Ja robiłam na drutach i ciągle było za mną obłożone[...] i przyszła do mnie jedna osoba, już nie pamiętamkto to był, mówi do mnie „ty tak siedź i pewnie dzieckow pempowine bedzie uwiązane", i tak było. Dziecko byłocałe siniane i na brzuchu miało takie żyłki, jakieś petle nabrzuchu i nie mogli jo docucić. Ale to rzeczywista prawda.W te gusła troszke trzeba wierzyć. (Wojciechów)Kolejna grupa zakazów wg H. Gerlich dotyczyła jużbezpośrednio samej brzemiennej. Z powodu jej nieczystościnie była ona mile widziana na niektórych rodzinnychuroczystościach. Nie mogła obejmować funkcji kumy, ponieważsądzono, że przyniesie nieszczęście chrzczonemudziecku i będzie mu w życiu ciężko. Wierzono w negatywnewzajemne oddziaływanie dziecka nienarodzonegoi dziecka ochrzczonego: jednemu z nich żyłoby się ciężej,bowiem jedno dziecko wyklucza w pewien sposób lubprzejmuje szczęście czy życie drugiego. 6[J.C.] Nie mogła pójść ani za starszu druhne, na weselena przykład w rodzinie, czy jak by się siostra żeniła,czy ktoś inny [...]. To po prostu nie to, że zabraniał, takiebyło postanowienie, że nie. W żadne kumy już nie poszła.(Romanówka)[B.B.] Nie mogła iść kobieta w ciąży w kumy, bo by jednodziecko się nie chowało, albo to albo to by się nie chowało.(Palikije Drugie)Spora grupa zakazów obowiązujących kobietę ciężarnądotyczy zdrowia dziecka. Do najbardziej powszechnychnależy zakaz patrzenia przez dziurkę od klucza, ponieważdziecko mogłoby mieć zeza.[Z.K.] Nie wolno było zaglądać przez dziurkę od kluczado pomieszczeń, bo dziecko było, mówiło się nie „zezowate",tylko było „rozokie", bo wtedy takiego, takiego określeniasię używało, zez - czyli było „rozokie". [...] To takie te, takiew czasie ciąży były najczęściej stale powtarzane przez starszekobiety młodszym i tak bardzo upominane. (Wojciechów)[H.Gł.] Zabobony były takie, żeby nie przechodzić przezpróg, żeby nie patrzeć w dziurkę, no bo jak w dziurkę sięspojrzy, to później dziecko ma zyza, czy to jest prowdo, to jatego nie wiem, bo było przestrzegane to. (Wojciechów)Niewskazane również było patrzenie na pożar, ogień.Wówczas ciężarna powinna uważać, aby nie dotknąćręką twarzy czy innej części ciała. Jeśli to uczyni, w tymsamym miejscu dziecko będzie miało czerwone znamię,tzw. płomień.[Z.K.] Druga sprawa, jak kobieta była w ciąży a przypuśćmywypadł gdzieś pożar, nie wolno było rękoma chwytać sięza jakąkolwiek część ciała. Za jakąkolwiek, czy twarz, czygdzieś zostawał czerwony ślad po ręce, po po dotknięciu rękiz daną częścią ciała. [...] Były przypadki, że była widocznadłoń na twarzy przypuśćmy jak kobieta chwyciła się za dłoń.No, po prostu wrażenie, pierwszy szok, nie? [...] Na pewnobyło niezmywalne i nie schodziło. Jeszcze w początkach, gdy[...] jak urodziło jij się tak ta położna nazwijmy, odbierałaporód to jeśli zobaczyła, to jeszcze jeśli łożyskiem matkijeszcze wytarła to znamie, bo to tak się powszechnie mówiło- znamie, to wtedy jeszcze ustępowało, ale tak to już przezcałe życie, przez całe życie była ta czerwona <strong>pl</strong>ama. Już tobyła dolegliwość niesamowita... (Wojciechów)Ponadto niedobrze byłoby, gdyby kobieta przestraszyłasię myszy, gdyż wówczas dziecko mogłoby się urodzić zeznamieniem zwanym myszką.Kołyska w Muzeum Regionalnym w Wojciechowie, fot.E. Weremczuk[Z.O.] Jak ktoś znowu, nie wiem kto to, jak ktoś się myszuprzestraszył w ciąży. I była mysza na ciele. Ale tu gdzieś ktoścoś mówił, że była właśnie, bo się tak przestraszył myszyw ciąży. Bo to do połowy ciąży szkodzi. [...] Jak sie rozwijatak. (Wojciechów Kolonia Pierwsza)Jeśli kobieta przeszła obok miejsca, w którym rąbanodrewno czy leżały ostre narzędzia, istniało przeświadczenie,że utrudni to przyjście dziecku na świat bądź będzieono miało bliznę czy skazę na ciele.[J.C.] Przeważnie to ostre sikiery czy cóś to tak nie brałado ręki, bo tak mówili [...], że to mogło się późnej gdzieśtam utrwalać, mogło mieć gdzieś jakąś skazę taką przeciętą,taką bliznę, żeby unikać tego najlepiej. No, że to mogła byćgdzieś na twarzy, gdzieś tam na ręce, tak jakby się, jakbyta blizna była taka niezagojona od tych siekier przeważnie.(Romanówka)Prowadząc badania spotkałam się również z przeświadczeniem,iż częste przechodzenie po wodzie mogłowywołać poronienie.[Z.K.] Żeby też za dużo po wodzie nie chodzić, przechodzićprzez rzekę w te i z powrotem [...], bo się rozpłynie, żeporonienie nastąpi. (Wojciechów)Z powszechnie znanych zakazów dotyczących społeczności,niezwykle żywotny jest pogląd, który zabraniaodmowy czegokolwiek kobiecie ciężarnej, bo myszy mogąpogryźć odmawiającym wszystkie ubrania. W książceJana Stanisława Bystronia Słowiańskie obrzędy rodzinne.Obrzędy związane z narodzeniem dziecka spotykamysię z wyraźnie odmiennym, przeciwnym wierzeniem,mówiącym, iż kobiecie przy nadziei nie należało pożyczaćczegokolwiek, ponieważ wówczas gryzonie wszystkozjedzą, co było nadal związane z rytualną nieczystościąkobiety. 7[Z.O.] Jak się odmówiło to myszy musi pocięły wszystko.(Wojciechów Kolonia Pierwsza)[M.B.] Myszy potno. Tak, myszy. (Wojciechów KoloniaPierwsza)Dawniej nie można było sprawdzić, czy urodzi sięchłopczyk, czy dziewczynka. Były jednak pewne oznaki,jak wierzono, płci dziecka jeszcze przed rozwiązaniem,co potwierdzają wypowiedzi niektórych z informatorek.Jednym z nich był wygląd kobiety. Jeżeli nie zmieniła sięznacznie na twarzy w czasie ciąży, mówiono, że urodzisyna. Jeżeli jednak miała krosty czy <strong>pl</strong>amy na twarzy,wówczas miała urodzić się córka, gdyż - jak mówiono- „córki zabierają matce urodę" 8 . Z rodzaju zachcianekprzyszłej matki także przepowiadano płeć nienarodzonegojeszcze dziecka. Jeśli kobieta miała ochotę na potrawypikantne, np. ogórki kiszone czy śledzie - miała urodzićsyna, a jeżeli lubiła zjeść potrawy łagodne oraz słodkie- wówczas będzie dziewczynka.15


[Z.S.] Jak chłopiec to lepiej się czuła kobieta, ładniejwyglądała przeważnie [...]. Przeważnie jak dziewczynka noto... [...] no, słabiej wygląda kobieta i apetytu takiego niema, często zwraca i w ogóle potrawy jej nie smakują, niema, nie ma apetytu do jedzenia. (Łubki)[Z.So.] Mówią - na chłopaka to jest czysta twarz, a nadziewczynę nie. (Wojciechów)W wielu uzyskanych przeze mnie wypowiedziach znajdujępotwierdzenie najdawniejszych słowiańskich zakazówzwiązanych z okresem ciąży. Pozostają zatem oneżywotne współcześnie zarówno na badanym terenie, jakw innych regionach kraju czy Lubelszczyzny. 9Jednakżezmieniające się realia i postęp cywilizacyjny sprawiły,iż zmieniała się i wciąż zmienia wizja świata, a wrazz nią również struktura przekonań i praktyk. Znaczącąprzemianą jest fakt, iż obecnie kobieta spodziewającasię dziecka na poziomie werbalnym nie jest uważana zaosobę nieczystą, dlatego poszła w zapomnienie motywacjawiększości dawnych zakazów, których przyszła matkamusiała przestrzegać.Świat wierzeń, wyobrażeń, nakazów i zakazów, jakiewytworzyła samoistna kultura wsi, w tym przypadkuWojciechowa i okolic, był światem zamkniętym, ale jednocześnielogicznym, ułatwiającym i porządkującym życielokalnej społeczności. Był to świat wewnętrznie bogaty,łączący w jedną całość sacrum i profanum, życie duchowez codzienną pracą i obyczajem, życie oczekiwanego małegoczłowieka z jego najbliższą społecznością i całym światem,na który przychodził.PRZYPISY1L. Stomma, Antropologia kultury wsi polskiej XIX wieku,Warszawa 1986, s. 182.2Słownik etnologiczny, pod red. Z. Staszczak, Warszawa-Poznań 1987, s. 256.3A. van Gennep, Obrzędy przejścia, Warszawa 2006, s. 36.4H. Gerlich Cykle ludzkiego życia - od narodzin do śmierci,Katowice 1998, s. 14.5Ibidem, s. 15.6U. Lehr, Magia czasu narodzin, [w:] Czas zmiany, czastrwania. Studia etnologiczne, red. J. Kowalska, S. Szynkiewicz,R. Tomicki, Warszawa 2003, s. 154.7J. S. Bystroń, Słowiańskie obrzędy rodzinne. Obrzędy związanez narodzeniem dziecka, Kraków 1916, s. 15.8D. Simonides, Od kolebki do grobu. Śląskie wierzenia, zwyczajei obrzędy rodzinne w XIX wieku, Opole 1988, s. 27.9Por. m. in. K. Kwaśniewicz, Zwyczaje i obrzędy rodzinne,[w:] Etnografia Polski. Przemiany kultury ludowej, T. II, podred. M. Biernackiej, M. Frankowskiej, W. Paprockiej, Wrocław-Warszawa-Kraków-Gdańsk-Łódź 1981, s. 104; J. Adamowski,Wierzenia związane z narodzinami i wychowaniem małego dziecka(przekazy z Trzcińca, woj mazowieckie), „Twórczość Ludowa"1999 nr 2, s. 25-28; A. Kozłowicz, M. Krasowska, O wartościowaniukobiety ciężarnej. Zakazy i nakazy związane z ciążą, [w:]Humanista wobec tradycji i współczesności. Prace z etnolingwistykii logopedii, red. S. Wasiuta, M. Wójcicka, Lublin 2005, s. 85-100;M. Tymochowicz, M. Wójcicka, Zakazy i nakazy obowiązującekobietę w czasie ciąży ipo porodzie (dokumentacja z gminy Borki),„Twórczość Ludowa" 2006 nr 1-2, s. 35; K. Smyk, O mediacyjnymcharakterze kobiety ciężarnej (na materiale z gminy Borki),[w:] Tam na Podlasiu... Studia i materiały: tradycje podlaskiejobrzędowości, red. J. Adamowski, M. Wójcicka, w druku.AGNIESZKA SZOKALUKLas krzyży - monumentalnekrzyże drewniane nacmentarzach prawosławnychPolesia nadbużańskiegoKażdy z mieszkańców wsi Kosyń (gm. Wola Uhruska)pytanych przeze mnie o cmentarz prawosławny we wsi,wspominał, że dawniej było na nim bardzo dużo wielkichkrzyży drewnianych. Pierwszy raz na ten cmentarz trafiłamkilka lat temu i zachwyciły mnie te wielkie krzyże i prawiepomnikowe dęby i sosny, tworzące atmosferę tego miejsca.Teraz drzew już nie ma. Przy wycince zostało uszkodzonychkilka krzyży, ale jeszcze stoją. Jest ich - tych stojących- około 20. Teraz to one są jedyną pozostałością „lasu"- drzew i krzyży - na cmentarzu w Kosyniu.Podobne krzyże występują na innych cmentarzachprawosławnych polskiej części Polesia nadbużańskiegow powiecie włocławskim: w Siedliszczu (gm. Wola Uhruska),Hańsku i Żdżarce (gm. Hańsk), w Sobiborze i nakwaterze prawosławnej cmentarza w Orchówku oraz w Suchawie(gm. Włodawa), a także w Wyrykach Woli, WyrykachAdampol, Ka<strong>pl</strong>onosach, Horostycie i Lubieniu (gm.Wyryki). Na większości z nich stojących krzyży pozostałotylko kilka - jak w Siedliszczu, Hańsku, Wyrykach Woli,Wyrykach Adampol, Orchówku i Horostycie. Na reszciecmentarzy, w Żdżarce, Ka<strong>pl</strong>onosach, Lubieniu, Suchawie,Kosyniu i Sobiborze, stanowią one jeszcze znaczący i wyróżniającysię element krajobrazu cmentarza, a ich liczbasięga od kilkunastu na trzech pierwszych do około 30 naostatnim z wymienionych. Poza stojącymi, wiele krzyży- nawet więcej niż stojących - leży w miejscu, gdzie upadłylub niestety w stertach. Pomimo postępującego procesuniszczenia wymieniona grupa cmentarzy daje obraz formmonumentalnych krzyży drewnianych występujących natym terenie, stanu ich zachowania i problemów związanychz ochroną oraz opieką.Cmentarze, na których znajduje się omawiana grupakrzyży nagrobnych, zostały założone w większościw XIX w. 1Znajdowały się one na obszarze KrólestwaPolskiego, w guberni siedleckiej, powiecie włodawskim.Ze względu na czas powstania części cmentarzy ważna jestprzynależność tego obszaru do unickiej diecezji chełmskiej,zlikwidowanej w 1875 r. wraz z kasatą unii. Od tego16


momentu cmentarze służyły także powiększającym sięspołecznościom prawosławnym, podlegającym prawosławnejdiecezji chełmsko-warszawskiej, a po 1905 r. chełmsko-lubelskiej.2W II Rzeczypospolitej znalazły się onew województwie lubelskim, w powiecie włodawskim.Występowanie dużej ilości cmentarzy prawosławnychna omawianym terenie wiąże się z tym, że ludność wyznaniaprawosławnego stanowiła tu większość mieszkańcówwsi. W przeważającej ilości wspomnianych miejscowościznajdowały się cerkwie parafialne bądź filialne 3 , a w odległościnajwyżej kilkuset metrów od nich - cmentarze. Takistan utrzymał się do pierwszej połowy 1946 r., gdy przymusowowysiedlono ludność ukraińską powiatu włocławskiegodaleko na wschód poza granice Rzeczypospolitej. 4Omawiana kraina nie była bogata w naturalne złożakamienia, co przy ubóstwie ludności ł dostępności dobregogatunkowo drewna wpłynęło na to, że na mogiłach stawianodużych rozmiarów krzyże drewniane. 5Te, które przetrwałydo naszych czasów, pochodzą w większości z lat 40. XX w.,ale zachowały się także postawione w latach 20. i 30. (Sobibór,Suchawa). Są też młodsze, z lat 60. ubiegłego wieku,z inskrypcjami w języku polskim (Kosyń, Wyryki-Adampol).Krzyże te były wykonywane z drewna rdzeniowego potężnychdębów. Najpotężniejsze osiągały w części przyziemnejszerokość 50-60 cm i wysokość 5,5 m w części nadziemnej.Takie okazy można dziś spotkać na zachód od Włodawyw Suchawie czy Ka<strong>pl</strong>onosach. Tereny te słynęły przed wojnąze zdrowego i mocnego drewna, jak podali mieszkańcyw trakcie wywiadów terenowych. Krzyże miały prostą formękrzyży łacińskich, z nieco szerszą podstawą, ale starano sięnadać im cechy indywidualne poprzez malowanie popularnymniebieskim barwnikiem (Sobibór, Ka<strong>pl</strong>onosy, Lubień)oraz zdobienia podkreślające zwieńczenie podstawy, jakpoziome linie ryte, formy półkoliste i ćwierćkoliste, ząbki,się opaski ze także szrafowaniem. forma Na każdym cmentarzu СПАСИ najczęściej ГОСПОДИ - zbaw Panie czyПОМЯНИ występuje jeden typ ГОСПОДИ takiego zdobienia, ale zdarza - się wariantowość:dwa typy lub łączenie ich ze sobą (np. na cmentarzuwspomnij Panie]. Na podstawiew Kosyniu są tylko ząbki, w Żdżarce - tylko formy półkoliste,a już w Lubieniu - zarówno formy półkoliste, opaskibez dodatkowych zdobień i ze szrafowaniem). Ramiona sąw większości zakończone prosto, z przymocowanymi deseczkamizabezpieczającymi materię krzyża i stanowiącymitakże element zdobiący. Ramiona miewają zakończeniapółkoliste (Żdżarka), trójlistne (Lubień, Ka<strong>pl</strong>onosy), półkoliste.W Sobiborze i Ka<strong>pl</strong>onosach zachowały się krzyżez owalnymi lub prostokątnymi płyciznami u zwieńczeniapodstawy krzyża oraz ponad skrzyżowaniem ramion krzyża,w których zapewne umieszczane były ikonki.Inskrypcje, pokrywające często całą powierzchniękrzyża, są w dużej mierze nieczytelne. Jest to element ulegającynajszybciej destrukcji. Dla przykładu przedstawiędwie inskrypcje. Pierwsza pochodzi z krzyża na cmentarzuw Sobiborze, a druga - z cmentarza w Kosyniu:Krzyże wieńczą kute metalowe krzyżyki, prezentująceІНЦІ / IC CO СВЯТІЬМИ УПОКОЙ ХРИСТЕ ДУШУ/ УСОПШІЬЯ / РАБІЬ ТВОЕЯ ПОЛАГЕЙ / ПОД СИМ / КРЕСТОМ / ПОКОИТСВЯ / ПРАХ ПОЛА- / ГЕЙ КТІЬН ПОС- / ТАВЛЕН СІЬ / НОВЯМИ / 1927 ГОДА / 3.МАЯ [INCI ze świętymi niech spoczywa w pokoju Chrystedusza zmarłej sługi twojej Polagii / pod tym krzyżemspoczywa proch Polagii Kudytyn [krzyż] postawiony przezsynów w 1927 roku 3 maja];ІНЦІ / УПОКОЙ / ГОСПОДИ УСОПШАГО РАБАТВОЕГО ДАНІИЛА / МІР ПРАХУ ТВОЕМУ obcinano spróchniałą część i wkopywano krzyż głębiej lubДОРОГОЙ МУЖ ДАНИИЛ ЗЛАМАН / сей крест / соорудила / АНАСТАСІЯ - w innych / ЗЛАМАН wypadkach / 16.У1944 -/ zastępowano В ПАМЯТЬ / ПОМЕРШОМУ go nowym, o / 18.ІХ. czym 1939 г. / ДОРОГО МУДАНІИЛУ [INCI niech spoczywa w pokoju Panie [dusza]zmarłego sługi twojego Daniły / pokój Twoim prochomdrogi mężu Daniło Złamanie / ten krzyż postawiła AnastasijaZłamań 16.V.1944 ku pamięci zmarłego 18.IX.1939drogiego męża Daniły].Cmentarz prawosławny w Suchawie, 2008, fot. Krzysztof GorczycaWiększość powierzchni krzyża pokrywa wezwanie doBoga czy zawierzenie Mu (obok wymienionych pojawiaumieszczone są dane umożliwiające identyfikację osobyzmarłej: jej imię i nazwisko, data narodzin i data śmiercioraz ile lat przeżyła (w zakresie informacji o datach występujeduża wariantowość). Potem wymienieni są fundatorzyi ich relacja wobec zmarłych, następnie występuje pożegnaniei poniżej zamieszczane są ewentualnie dodatkoweinformacje, np. w jaki sposób dana osoba zmarła i gdzie.Co do treści są to typowe inskrypcje. Podobne możemyodczytać na nagrobkach kamiennych na badanych cmentarzach.Językiem inskrypcji jest ukraiński (np. użycie literyi niewystępującej w języku liturgicznym ani rosyjskim),przy wykorzystaniu formuł modlitewnych wziętych z językaliturgicznego. Tym, co wyróżnia inskrypcje na krzyżachdrewnianych, jest częstsze niż na nagrobkach kamiennychużycie liter cyrylicy i skrótów wziętych z języka liturgicznego.Łatwość drążenia liter w drewnie powodowała, żeobok dużych liter występuje także maniera naśladującapismo odręczne. Zdarzają się także pomyłki, świadcząceo nieznajomości pisma, jak w pierwszej cytowanej wcześniejinskrypcji litera Ib, (tzn. y) konsekwentnie pisana jestodwrotnie niż w prawidłowej ortografii.ogromne bogactwo form. Ich ramiona ozdabiają krzyżykii półksiężyce, ażurowe i pełne kule czy formy trójlistne. Naprzecięciach ramion umocowane są kółka wycięte z blachylub promienie: proste, faliste o formie ostrosłupa, zaś natrzonie - ukośna belka albo półksiężyc-sierp. Formy tenakładają się na siebie w różnych wariantach. 6Na niszczenie najbardziej podatne jest drewno nastyku części nadziemnej i podziemnej oraz znajdującesię pod ziemią. Z tymi ostatnimi zniszczeniami radzonosobie na cmentarzach prawdopodobnie w ten sposób, żezdają się świadczyć daty śmierci mocno odległe w czasieod daty postawienia krzyża. Dziś, w związku z brakiem17


Cmentarz prawosławny w Sobiborze, kuty krzyżyk wieńczącykrzyż drewniany, 2007, fot. K. Gorczycanaturalnych opiekunów, nikt już nie podejmuje takichczynności, dlatego w ciągu ostatnich trzydziestu lat takbardzo zmienił się krajobraz omawianych cmentarzy. Alezanik krzyży drewnianych to nie tylko efekt naturalnychprocesów niszczenia. Ważnym czynnikiem są działaniacelowe. Część z nich wynika z niewiedzy, jak przy akcjach„porządkowania" cmentarza, kiedy przenosi się leżącekrzyże w jedno miejsce, uniemożliwiając w ten sposóbidentyfikację miejsc pochówku, ewentualną rekonstrukcjęczy dokumentację, i często przyspieszając proces niszczeniamaterii krzyża. Dużo gorsze są działania polegającena niszczeniu jeszcze stojących krzyży przez odcinaniesmolnych szczap, wypalanie krzyży, „wycinanie" krzyży.Te dwa ostatnie działania związane są chyba z brakiemświadomości ich wartości - krzyże te są odbierane jakonieestetyczne i psujące krajobraz cmentarza.Tym bardziej potrzebna jest wszelka działalnośćmogąca je ocalić, zarówno edukacyjna, ratownicza, jaki refleksja naukowa. Sztuka konserwacji zna różne sposobypostępowania z zabytkowym drewnem, ale tu - przy skaliproblemu, braku środków i innych priorytetowych zagrożonychobiektach czekających na ratunek - trudno o ichzastosowanie. Jednym ze sposobów są działania podjęteprzez Towarzystwo dla Natury i Człowieka z Lublina.Przy okazji prac remontowych na cmentarzach w Kosyniui Sobiborze zajęto się wzmocnieniem podstaw krzyży.Część z zabezpieczonych w ten doraźny sposób obiektówzasługuje na dalej idące prace. Przy okazji wspomnianychprac odnaleziono także wielką ilość krzyży kutych, którejuż nie mają czego wieńczyć. Powstaje pytanie, co możnaz nimi zrobić po zabezpieczeniu przed dalsza korozją.Kończąc warto podkreślić szybkie znikanie „lasu krzyży"z nadbużańskich cmentarzy, co zaobserwowałamw ciągu ostatnich czterech lat. Po drugie, wielką wartośćkrajobrazową tych krzyży bardzo dobrze oddaje określenie„monumentalne krzyże drewniane". Ten monumentalizmtworzy na cmentarzu specyficzną jakość, współtworzyotoczenie i oddziałuje na człowieka.PRZYPISY1Odpowiednio: Orchówek - koniec XVIII w.; Hańsk, Horostyta,Ka<strong>pl</strong>onosy, Kosyń - poł. XIX w.; Lubień, Sobibór, WyrykiAdampol, Wyryki Wola - XIX w.; Siedliszcze, Suchawa, Żdżarka-1 poł. XX w. Ustalenia na podstawie Kart cmentarzy pozo-Cmentarz prawosławny w Sobiborze, inskrypcja na belce pionowejkrzyża, 2008, fot. Marta Paluszekstających w dyspozycji Wojewódzkiego Konserwatora Zabytkóww Lublinie Delegatury w Chełmie: Cz. Kiełboń, Cmentarz prawosławny- Suchawa, 1985; K. Kuryło, Cmentarz prawosławny- Ka<strong>pl</strong>onosy, 1989; J. Szponar, Cmentarz prawosławny - Hańsk,1983; J. Stefański, Cmentarz prawosławny - Horostyta, 1991;J. Stefański, Cmentarz prawosławny - Kosyń, 1991; J. Stefański,Cmentarz prawosławny - Lubień, 1991; J. Stefański, Cmentarzprawosławny - Wyryki Adampol, 1993; J. Stefański, Cmentarzprawosławny - Wyryki Wola, 1993; T. Twardowski, Cz. Kiełboń,Cmentarz prawosławny - Orchówek, 1988; T. Twardowski, Cz.Kiełboń, Cmentarz prawosławny - Żdżarka, 1988; T. Ziętak,Cmentarz prawosławny - Siedliszcze, 1986; oraz - w przypadkuróżnic w stosunku do materiału w terenie - na podstawiewłasnych obserwacji (Sobibór).2A. Mironowicz, Kościół prawosławny na ziemiach polskichw XIX i XX wieku, Białystok 2005, s. 52-57.3W wyniku kilku fal działań „rewindykacyjnych" kościołarzymskokatolickiego i administracji rządowej, część cerkwiomawianego obszaru w okresie międzywojennym została zamienionana kościoły (Hańsk, Orchówek), inne (dom modlitwyw Lubieniu, cerkiew w Zbereżu) zostały zburzone. G. J. Pelica,Kościół prawosławny w województwie lubelskim (1918-1939),Lublin 2007, s. 279.4R. Kabachiy, Przesiedlenia ludności ukraińskiej z Polski napołudnie Ukrainy w latach 1944-1946, praca doktorska napisanapod kierunkiem prof. dr hab. Tadeusza Radzika, UMCS,Lublin 2006, s. 118.5Na omawianych cmentarzach znajdują się nieliczne nagrobkiz piaskowca, spośród których formą wyróżniają się nagrobkiksięży, ziemian i wojskowych. Większość stanowią powstającew I poł. XX w. nagrobki betonowe i lastrikowe.6Przy nazewnictwie korzystałam z: Krzyże kowalskie na Podlasiu.Wystawa ze zbiorów Muzeum Okręgowego w Białymstoku.1992, scenariusz wystawy i tekst informatora W. Kowalczuk,pobrano 5.01.2009 z http://ettc.uwb.edu.<strong>pl</strong>/strony/bialystok/krzyze/index.html.18


IZABELA JASIŃSKAZabytkowa kuźniaw Prószkowie (pow. Opole)Uwagi wprowadzająceRzemiosło wiejskie na ŚląskuOpolskim swoimi początkami sięgaokresu wczesnośredniowiecznego.Już wówczas istniały grupy wytwórcówzaopatrujących gospodarstwachłopskie w narzędzia do uprawy roli.W średniowieczu zaczęły powstawaćrzemieślnicze wsie służebne. W okresiekolonizacji na prawie niemieckimwyraźnie pogłębił się podział pracymiędzy wsią a miastem, w wyniku czegona wsi zanikły gałęzie rzemiosł wymagającedużych umiejętności technicznych.Wprowadzenie trójpolówkiwzmocniło pozycję rzemieślnikówwytwarzających narzędzia rolniczei środki transportu (kowale, kołodzieje).W epoce feudalnej gospodarstwaChłopskie były samowystarczalne.Chłopi wobec stałego braku gotówki,jak i towaru na wymianę, nie korzystaliz pomocy rzemieślników. Ujawniał siętu również konserwatywny stosunektej warstwy społecznej do zmian cywilizacyjnych.Powszechnie uważano, żeto, co stare, jest lepsze, bo już wypróbowane.Model samowystarczalnościoparty był na rodzinnej organizacjipracy. Zubożenie gospodarstw chłopskichspowodowało upadek rzemiosławiejskiego w XVI w. W tym samymczasie rozwijało się rzemiosło miejskieskupione w organizacjach cechowych.Należy jednak zaznaczyć, że to rzemieślnicywiejscy do XIX w. wytwarzaliwiększość potrzebnych na wsiwyrobów rękodzielniczych. Były onetańsze, a przez to bardziej dostępnedla odbiorców. Wielu rzemieślnikówwiejskich owych czasów nie posiadałouprawnień formalnych 1 .Według, generalnych tabel statystycznychŚląska z 1787 r. większośćrzemieślników wiejskich działaław powiatach lewobrzeżnych, zwłaszczaw części południowej ŚląskaOpolskiego 2 . W 1810 r. został wprowadzonyw państwie pruskim podatekprzemysłowy, po uiszczeniu któregokażda osoba mogła wykonywaćwskazane przez siebie zajęcie. Ustawaz 1811 r. zniosła przymus cechowy,odtąd cechy stały się stowarzyszeniamidobrowolnymi 3 . Wprowadzonorównież w życie dekret o uwłaszczeniuchłopów. Kumulacja wyżej wymienionychczynników spowodowała,że XIX wiek stanowił okres szczytowegorozwoju rzemiosła wiejskiegow rejencji opolskiej, w tym równieżi kowalstwa 4 .1. O powstaniu kuźniw Prószkowiei jej pierwszych właścicielachBudynki warsztatu usytuowanebyły i są w Prószkowie na narożnikudwóch tras: wylotowej na Białą, Prudnikoraz Komprachcice. Owa lokalizacjazakładu nie była przypadkowa.Bliskość trasy umożliwiała szybkieusuwanie licznych usterek przy wozach.Warsztat wybudowano w pewnymoddaleniu od centrum miasta,jego newralgicznych punktów (poczta,magistrat, kościół, zamek), costanowiło gwarancję bezpieczeństwadla mieszkańców i ich dobytku 5 .Główny budynek znajdował się tużprzy wybrukowanej drodze, wyposażonybył w wielkie dwuskrzydłowedrzwi, umożliwiające wprowadzeniedo warsztatu konia. Przy kom<strong>pl</strong>eksiezabudowań umieszczono poskrom dounieruchamiania niespokojnych konipodczas ich podkuwania. Budynekpierwotnie składał się z trzech parterowychpomieszczeń oraz dwóchusytuowanych na poddaszu kuźni,przeznaczonych na mieszkanie dlauczniów. Dom mistrza znajdował sięna za<strong>pl</strong>eczu budynków warsztatu, wybudowanegook. roku 1900. Wejściedo niego mieściło się od frontu ulicyoraz podwórza.Historia powstania kuźni w Prószkowiewiąże się z dwoma nazwiskami:hrabiów Prószkowskich 6 , będącychwłaścicielami ziemskimi, władającymina tym terenie oraz kowali o nazwiskuZiolko. Proto<strong>pl</strong>asta rodu, wedługrelacji informatorów 7 , pracował w majątkuhrabiego jako ogrodnik i kowal.Dzięki zapisowi testamentowemu hr.Leopolda, ostatniego z rodu śląskichPrószkowskich, który tragicznie zginąłw pojedynku w 1769 r., Ziolkootrzymał darowiznę, czyli parcelęz budynkiem mieszkalnym oraz kuźnią,usytuowane nieopodal zamku.Tam też zakład istnieje do dziś, jakrelacjonują wymienieni informatorzy,ponad 200 lat 8 .Przez ten okres kuźnia należała dorodziny Ziolko. W II połowie XIX w.prowadził ją Franz Ziolko, który jakomistrz wyzwolił swego syna ErnstaZiolko 9 , terminującego w warsztacieojca od 1 kwietnia 1891 do 1 kwietnia1894. Każdy nowy uczeń wykonywałpoczątkowo proste prace, takie jakobsługa miecha, czy uderzanie młotemw rozgrzane żelazo w miejsce,które wskazywał mistrz. Przez całyczas, początkujący adept sztuki musiałbacznie obserwować mistrza przypracy. Uczniowie uiszczali opłatę kowalowi(mistrzowi) za naukę. Rodzicechłopca płacili 6 marek miesięcznieza naukę, wikt i opierunek (lata 30.XX wieku). Chłopcy spali w niedużejizbie nad kuźnią, jak wspominają Kotyrbowie.W lepszej sytuacji byli synowiekowala, bowiem pobierali naukiu swych ojców. Nie był to przypadekodosobniony, bowiem jak znakomicieopisuje je w swej pracy doktorskiejEuzebiusz Gil: „dziedziczenie zawoduw rodzinie oraz warsztatu pracy- kuźni było zjawiskiem niemal takczęstym, jak dziedziczenie gospodarstwwśród chłopów" 10 .Często adepci sztuki kowalskiejwędrowali po różnych krajach, poznającarkana zawodu (tzw. wander).Zjawisko to opisuje Łukasz Kołodziejz Dobrzenia Wielkiego: „w każdejkuźni bół sief, cansto gezela i cuślejger,cyli pomocnik. Gezela [funkcja-I.J.] jak już się wyucół, to musiołchodzić na wander, to znacy chodziłłod kuźni do kuźni, żeby się nauczyćcoś nowego w inksej kuźni. Jak niekiedynie było roboty, to bół u niegopołtra dni, dostoł jedzynie, sief muMusioł podpisać i posed do nastypnego.U każdego się coś nowego naucółi podglóndoł. Jak już wszystkoumiał, to móg zacónć robić sóm. Taktez chodzioł Aleksander Golec jakogezela po kuźniach, az potym móg1już łotworzić swoja kuźnia.Podejmujący wędrówki młodzichłopcy poznawali świat, doskonalącswoje umiejętności. Według relacjiWaltera Kotyrby, jego dziadek Ernst,urodzony w 1933 roku, już jako chłopiecpobierał naukę zawodu u swegodziadka (miał wówczas ok. 14 lat).W wieku 17 lat złożył egzamin czeladniczy,a w 1954 roku został najmłodszymmistrzem kowalskim na GórnymŚląsku. W okresie międzywojennymIzba Rzemieślnicza w Opolu wprowadziładla kandydatów na mistrzawysokie wymagania praktyczne i teo-19


etyczne. Oprócz egzaminu teoretycznego[obejmującego: teorię fachową(materiałoznawstwo, narzędzia i maszyny,proces pracy i racjonalizacjaorganizacji pracy, kalkulacja, rysunektechniczny, historia zawodu) teorięhandlową (księgowość, prawo wekslowe,bezgotówkowy obrót pieniężny);prawo przemysłowe (prawo przemysłowe,ubezpieczenie społeczne, czaspracy, sądownictwo pracy); prawotaryfowe i arbitrażowe; prawo notarialnei procesowe (umowy sprzedaży,umowy o pracę, własność, egzekucje),prawo rodzinne, odpowiedzialność cywilna,prawo spółdzielcze o niezwykleszerokim zakresie, głównie dotyczącego,jak widać obrotu gospodarczego]należało zdać egzamin praktyczny.Majstersztyk obejmował wykonaniesiekiery zgrzewanej w ogniu, narzędzirolniczych, kleszczy ogniowych,kom<strong>pl</strong>etu okuć do wozu. 12Na Ernście Ziolko wygasła męskalinia właścicieli kuźni. Warsztat zostałprzejęty przez Maksymiliana Kotyrbępochodzącego z Ujazdu, który ożeniłsię z jedną z córek zmarłego kowala.Jego synem był Ernst, ostatni kowalw Prószkowie, zmarły w 2002 r.Przez kilka lat budynek kuźni pozostałnieużywany. W 2007 roku pracownicyUrzędu Gminy w Prószkowiepodjęli decyzję o utworzeniu w tymmiejscu Muzeum Kowalstwa.2. Narzędzia i urządzeniamechanicznew kuźni prószkowskiejW pomieszczeniu pierwszymumieszczono szlifierkę (szlichtmaszina)o napędzie elektrycznym, służącądo ostrzenia różnego rodzaju noży,również tych do tokarek (dreibank).Kowal Ernst Kotyrba przy pracy, 2002 r., fot. z kolekcji T. SmoleńCiekawym urządzeniem był kompresorelektryczny z przełożeniem napasek klinowy. Tego typu maszynasłużyła do pompowania opon oraz kółdo wozów i samochodów, ale także doczyszczenia sprężonym powietrzemmaszyn rolniczych przed naprawą.Wśród sprzętów wyróżnia się spawarkakupiona przez Ernsta Ziolko w latach30. XX wieku, a wyprodukowanaprzez firmę Kjellberg (Ku 250), umożliwiającałączenie dwóch kawałków żelaza,ale także „przepalanie na wysokimprądzie" kawałków metalu - czylizgrzewanie albo ucinanie. Aby przyspawaćdwa kawałki żelazna, najpierwnależało je unieruchomić w imadleprzymocowanym do stołu warsztatowego.Imadło nosi widoczne śladypo odpryskach spawów. NiezbędnymWnętrze kuźni, pomieszczenie pierwsze, 2007 r., fot. I. Jasińskaprocesem było gładzenie kawałkówmetalu, czyli szlichtowanie za pomocągładzików- szlichthammerów. Następnepomieszczenie zajmuje właściwywarsztat, bowiem tam znajduje się palenisko(„ognisko kowalskie") z żeliwnąkotliną oraz metalowym okapemna górze, jak pisze Euzebiusz Gil,opalane początkowo węglem drzewnym(z twardych gatunków drewna:bukowego, grabowego, dębowego),później węglem kamiennym i koksem.Paliwo składowano z tyłu za kominem.Stal atestowaną kupowano w składziePletza w Opolu. Przedsiębiorstwo todowoziło zamówiony materiał do poszczególnychwarsztatów 13 .Na palenisku uzyskiwano temperaturędo 2500 st. C. Temperatura ok.1100-1200 st. C umożliwiała zgrzewanieżelaza na gorąco. Jak podajeW. Kotyrba, owe parametry osiąganodzięki miechowi kowalskiemu (blazebaltem),początkowo urządzeniudwukomorowemu, o napędzie ręcznym,a w latach 30. XX wieku elektrycznym.W tymże czasie w kuźniachpojawiły się wentylatory i dysze 14 . Gdystal osiągnęła odpowiednią temperaturęmetalu (kolor jasno świetlisty),wyciągano ją za pomocą kleszczy kowalskich(szczypiec, kształtownikówi spinek) - klyscy, umieszczano nakowadle dwurożnym lub jednorożnym,osadzonych na ogromnym pniudrzewa. Oba kowadła funkcjonowaływ kuźni w Prószkowie.Zupełnie innym urządzeniem mechanicznymo napędzie elektrycznymbył młot resorowy z początku XXw., za pomocą którego wyklepywanotępe krawędzie lemieszy. Te ostreczęści pługów kupowano jako półfabrykatyz kuźnic z huty w Zagwiździu,gdzie były produkowane masowo. Kowalmusiał poddawać je dodatkowejobróbce.20


Oryginalnym narzędziem byłdwurożny sparóg (róg kowalski, czylikonusowo zojtla 15- kowadło w mniejszymrozmiarze), umieszczany w nasadziez pnia drzewa, a służący dobardziej precyzyjnych prac, bowiemodkuwano na nim metalowe elementyo mniejszych gabarytach. Dzięki wyginarceo napędzie ręcznym profilowanoobręcze, np. na drewniane kołado wozów lub pierścienie do drewnianychwiader i beczek. Urządzenie wyposażonebyło w trzy (zębate) walce.W zależności od ich położenia uzyskiwałosię różny promień gięcia, czyliróżne wielkości obręczy. Za pomocąinnej wyginarki kowal mógł uzyskaćkąty krawędzi od 0 st. do 90 st. profili(płaskowników, prętów). Kostka ustawianana mimośrodzie służyła jakoimak, podtrzymujący pręty o różnychśrednicach, a obrotowy ruch długimuchwytem powodował odpowiedniewygięcie elementu. Tokarka o napędzieelektrycznym (z przełożeniem napas transmisyjny) umożliwiała precyzyjnewytoczenie pierścieni, będą-Kowadło dwurożne, 2007 r., fot. I. Jasińskacych częściami wozów oraz kształtówcylindrycznych. W okresie działańwojennych na tokarce robiono lufylub inne elementy dla przemysłu zbrojeniowego,jak przekazuje W. Kotyrba.Profile o różnych kształtach (odkwadratowych po okrągłe) uzyskiwanopoprzez przycięcie metalowychczęści specjalną gilotyną ręczną. Tęogromną wielofunkcyjną maszynęwyprodukowano w XX w., w zakładachLuftwafe w Gliwicach, skądErnst Ziolko ją odkupił. Maszynanosi nazwę Victoria, pochodzi z firmyLiebig & Ludwig z Wrocławia.Innym urządzeniem była wiertarkaelektryczna (pormaszina) - OriginalRenner z przełożeniem na pas transmisyjny,umożliwiająca wiercenie otworówo różnych średnicach, za pomocąborów również o różnych rozmiarach.Bormaszinę wyprodukowano równieżwe Wrocławiu, w latach 30. XX wieku,w zakładach Luftwafe w Gliwicach,skąd Ernst Ziolko ją sprowadził. Maszynanosi nazwę Victoria, pochodziz firmy Liebig & Ludwig z Wrocławia.Innym urządzeniem była wiertarkaelektryczna (pormaszina) - OriginalRenner (z przełożeniem na pas transmisyjny),umożliwiająca wiercenie otworówo różnych średnicach, za pomocąborów również o różnych rozmiarach.16 Tę Bormaszinę wyprodukowanorównież we Wrocławiu w latach 30.XX wieku, w zakładach Gebr. Weiss.Do podnoszenia większych konstrukcjiużywano lewarów o różnych wielkościach(m.in. wymiany osi w wozach,buks, piastów w kołach). Technika tamiała duże znaczenie, bowiem - podnoszącnaprawiane maszyny - możnabyło dotrzeć do ukrytych pod spodemusterek.Elektryfikacja wsi śląskiej stworzyławarunki do pełnej mechanizacjikuźni. Na to zjawisko nałożył się równieżrozwój zakładów przemysłowychprodukujących rozliczne wielofunkcyjnemaszyny. Industrializacja miaławięc niebagatelny wpływ na park maszynowy,jakim dysponowały nawetniewielkie warsztaty, zlokalizowanena wsiach lub w miasteczkach. W XXwieku kowale wiejscy musieli znacznierozszerzyć asortyment wykonywanychusług. Pojawiły się rury, a do ichłączenia niezbędna była gwintownica,którą ustawiano na specjalnych nóżkach.Kowal musiał więc znać się napracach hydraulicznych, jak równieżi ślusarskich. Jak słusznie zauważająspecjaliści, w początkach XX wiekuw warsztacie oprócz standartowychusług: podkuwania koni, ale i krów(pracujących w zaprzęgach, którychtygodniowa liczba wahała się między6 a 10), produkcji wozów (gdy kuźniawyposażona była w spawarkę), wytwarzanorównież narzędzia - młotki,sierpy, kosy, babki i młotki do klepaniakos 17 , przebijaki, wybijaki, częściwozów (obity blachą dyszel, śnice,stelwagi), siekiery, rygle, łańcuchy 18 ,klucze oraz zamki o skom<strong>pl</strong>ikowanejnieraz konstrukcji, gwintowniki,zawiasy, klamki, bramy, furtki,ogrodzenia, okuwano okna, drzwi 19(często w bardzo ozdobnej, artystycznejformie), remontowano także staremaszyny, ostrzono części, które ulegałystępieniu (szlifowano lemieszeod pługów) 20 , dokonywano równieżnapraw samochodów oraz rowerów.Niezbędne, zatem były lewary do ichpodnoszenia.Zakres robót opisuje we wspomnianejrelacji Łukasz Kołodziej: „U nichw kuźni robiyło się rózstomajtne rzecy.Przede wszystkim podkuwało siękónie, ale robili tez róstomajtne hołkina przikład: bandhołki, gardinhołki,hufaisen, drajkrance, lyncuchy,radlice, dziuby do kultywatora, dobrónów." 21Kowale z Prószkowa obsługiwaliklientów w promieniu 10-15 km od miasta. Jest to rys bardzocharakterystyczny dla wielu przedwojennychzakładów rzemieślniczych.Co ciekawe, w 1910 r. bracia Ziolkokupili autobus. Prószków połączonostałą linią komunikacyjną z Opolem.Kierowcą autobusu był Ernst Ziolko,który prawo jazdy uzyskał w Berliniew firmie Borsig. Nauka trwała trzytygodnie, jak przekazuje W. Kotyrba.Wszelkie naprawy pojazdu dokonywanow zakładzie kowalskim.Kowalsko jest istotne dla ŚląskaOpolskiego, a dla kowalstwa śląskiegoważnym miejscem jest pruszkowskakuźnia Ziolków. Inicjatywa powstaniaMuzeum Kowalstwa w Prószkowiei lokowania jej w tej historycznej kuźni,świadczy o silnej więzi regionalnejspajającej społeczność. WedługD. Simonides, „kultura [...] musi miećswą małą dobrze rozpoznawalną przestrzeń,w której się może swobodnie21


ozwinąć. Musi to być kultura, któralokalna społeczność dobrze zna,z którą się identyfikuje i która będziew stanie objąć swym przeżyciem i zasięgiempamięci." 22PRZYPISY1Por. R. Reinf uss, Ludowe kowalstwoartystyczne w Polsce, Wrocław-Warszawa-Kraków-Gdańsk-Łódź 1983, s. 18-20.2E. Gil, Współczesne ludowe kowalstwoOpolszczyzny, Opole 1982, s. 5.3Opole i powiat opolski. Od rzemiosłado przemysłu, oprac. M. Kosobucki, Opole2008, s. 26-35.4Por. R. Reinfuss, dz. cyt., s. 18;D. Powiłańska-Mazur, Kowalstwo, [w:]Piękno użyteczne czy piękno ginące. Informatoro realizacji programu MinisterstwaKultury i Sztuki „Ginące zawody",oprać, i red. B. Kopczyńska-Jaworska,M. Niewiadomska-Rudnicka, Łódź 1997,s. 123-132.5Zob. Z. A. Skuza, Ocalić od zapomnienia.Ginące zawody w Polsce, Warszawa2006, s. 128.6Prószkowscy to słynny ród śląskiwywodzący się z Czech, piastujący odpowiedzialnefunkcje w średniowiecznejadministracji państwowej. Prószkowscyzałożyli wiele miejscowości w tym rejonieŚląska. Szerzej piszą autorzy ErhardHeinrich i Andrzej Pawełczyk, Zarys dziejówPrószkowa, Prószków 2000.7Informacje na temat historii kuźniuzyskałam od panów Waltera i JanaKotyrbów (synów ostatniego kowala)w trakcie wywiadu terenowego, zapis,w 2007 r. Nazwy urządzeń i sposób ichfunkcjonowania zostały przedstawioneprzez Janusza Sawicza, pracującegow opisanej kuźni.8Informacje od Waltera i Jana Kotyrbóworaz z prospektu reklamującego MuzeumKowalstwa, Prószków 2007, wydanyprzez Urząd Miejski w Prószkowie.9Np. świadectwo uzyskania „patentu"kowalskiego przez Ernsta Ziolko, któryterminował w latach 1891-1894.10E. Gil, dz. cyt., s. 17-18.11Ł. Kołodziej, Łopowieść ło kuźni,[w:] Ze Śląskiem na Ty, pod red. K. Czecha,Łubniany 1994, s. 160.12E. Gil, dz. cyt., s. 21.13Tamże, s. 48.14Tamże, s. 51.15Tamże, s. 37.16Tamże, s. 44.17R. Reinfuss, dz. cyt., s. 67.18Z. A. Skuza, dz. cyt., s. 122.19Tamże, s. 127.20Tamże, s. 124.21Ł. Kołodziej, dz. cyt., s. 160.22D. Simonides, Źródła ludowe i regionalnew polskiej kulturze, [w:] Kulturapolska w nowej sytuacji historycznej,pod red. J. Damrosza, Warszawa 1998,s. 83.AGNIESZKA SZYKUŁAXIX-wieczne warsztatygarncarskie w Łabuńkachi Barchaczowie koło ZamościaBadania nad dziejami rzemiosłagarncarskiego na obszarze Zamojszczyznyprowadzone są od połowyXX wieku. W literaturze dotyczącejtego przedmiotu znalazła się analizapołożenia geograficznego i warunkówklimatycznych, które mają korzystnywpływ na rozwój garncarstwa. 1Wiedzę na temat wyglądu warsztatugarncarskiego i procesu powstawanianaczyń uzupełniono o XVII i XVIIIwieczneźródła ikonograficzne, rysunki,grafiki i obrazy. Wygląd znanychz reprodukcji narzędzi skonfrontowanoz warsztatem garncarskim z obszaruobjętego badaniem. 2Cennym źródłem informacjio garncarstwie na Zamojszczyźnie sądokumenty źródłowe, jak statuty, materiałydotyczące cechów oraz księgimetrykalne, w których określony jestzawód danej osoby. Z tego rodzajumateriałów, uzupełnionych o księgiegzaktorskie 3Zamościa, lustracjei testamenty, korzystał Kazimierz Kowalczykprzy redagowaniu pracy RzemiosłoZamościa w latach 1580-1821.Publikacja stanowi punkt wyjścia dladalszej analizy rozwoju rzemiosła naobszarze Zamojszczyzny. 4Dopełnieniemtej wiedzy są mapy z lokalizacjąwarsztatów garncarskich funkcjonu-jących na tym terenie w XIX i XXstuleciu. 5Badacze zwracają zarazemuwagę na Zamość jako ośrodek życiakulturowego i społecznego. Rozwójgarncarstwa umożliwiało miastu położeniew okolicy obfitującej w wysokiejklasy surowiec.Pierwsze wzmianki o istnieniu cechugarncarzy w Zamościu pochodząz końca XVI wieku - pierwszy statutgarncarzy jest wzmiankowany w 1610roku, drugi pochodzi z 30 lipca 1718roku. Z dokumentów źródłowychwynika, że zamojski cech garncarzyupadł pod koniec XVIII wieku, cobyło wynikiem załamania systemucechowego. Na początku XIX wiekugarncarze wykonywali swój zawódjako wolne rzemiosło.W dziewiętnastym stuleciu napołudniowy wschód od Zamościafunkcjonowały warsztaty garncarskiew Łabuńkach, Barchaczowie, Bródkui Komarowie. 6Na popularnośćtej profesji wśród mieszkańców miałowpływ kilka czynników, międzyinnymi dogodne położenie geograficznemiejscowości w pobliżu źródłai koryta rzeki Łabuńki. GrzędaSokalska, na obszarze której funkcjonowaływarsztaty, obfituje takżeobecnie w dobrej jakości glinę. Niebez znaczenia w wyborze miejsca warsztatubyło położenie miejscowościw sąsiedztwie Zamościa, w którymgarncarze znajdowali rynek zbytu dlaswych produktów.Walory glebowe Grzędy Sokalskiej,na obszarze której położonebyły miejscowości objęte badaniem,zostały dostrzeżone pod koniecXVIII wieku. Z dokumentów źródłowychwynika, że ówczesny właścicielŁabuń, IX ordynat Jan Jakub Zamoyski<strong>pl</strong>anował założenie farfurniw Łabuniach. W tym celu pod koniec1772 roku został sprowadzonydo miejscowości piec kaflowy orazszopy służące do suszenia wyrobówi rozpoczęto produkcję towarów. Podkoniec lat 70. osiemnastego stuleciafarfurnia została przeniesiona doZwierzyńca. 7W 1794 roku XI ordynat AleksanderAugust Zamoyski założyłfabrykę porcelany w Tomaszowie,położonym ok. 20. km na południeod Łabuń. Fajansowe i porcelanowewyroby tomaszowskiej fabryki stałyna wysokim poziomie, szybko zdobyłyuznanie w Rzeczypospolitej, ale słabakoniunktura i niski budżet spowodowały,że zakład został zamkniętyw 1827 roku. 822


Analiza Akt Stanu Cywilnego parafiirzymskokatolickiej w Łabuniachz lat 1810-1904 potwierdza funkcjonowaniewarsztatów garncarskich natych terenach. 9Obrazuje to poniższatabela, w której ujęto parafian, którychw aktach określono jako gancarzelub garncarze. W większości byli torodowici mieszkańcy obecnej gminyŁabunie, ale odnotowani zostali równieżmieszkańcy sąsiednich obszarów,a ich obecność w interesujących nasmiejscowościach może być wynikiemwędrówki czeladniczej, która obowiązywałarzemieślników na początkuXIX wieku. 10Z analizy dokumentówwynika, że na tym obszarze warsztatygarncarskie funkcjonowały co najmniejod 1812 roku do końca XIXwieku. W kilku przypadkach profesjabyła przekazywana z ojca na syna.Natomiast warsztaty garncarskiew Bródku i Barchaczowie czynne byłydo lat 20. ubiegłego stulecia. 11Garncarze na terenie parafii rzymskokatolickiej w Łabuniach, 1810-1904Imię i nazwisko Urodzony Przybyły Zamieszkały Rok, w którym odnotowano,w roku z miejscowości w miejscowościże garncarz jest czynny zawodowo 12Franciszek Klimkiewicz ok. 1790 Łabunie 1812;Wacław Pliżga ok. 1782 - Wola Łabuńska 1812; 1820; 1822Jakub Pliżga ok. 1771 - Ruszów 1820Mikołaj Roszkowski ok. 1795 Boża Wola -1821Jan Pluciński ok. 1799 - 1824Mikołaj Roszkowski Szczebrzeszyn Łabuńki 1826Antoni Śliwiński ok. Wisłowiec - 1827Jan Pliżga ok. 1800 - Pustelnia 1828; 1838Sebastian Pliżga ok. 1780 Księżostany 1828; 1838Sebastian Pliżga ok. 1798 - Wólka Łabuńska 1828; 1838Maciej Flak - - Barchaczów; Łabuńki 1840; 1844Jędrzej Lis ok. 1801 Łabuńki; Barchaczów 1829; 1831; 1837; 1838Antoni Nizio - - Łabuńki 1832; 1834Walenty Osiewicz - - Wólka Łabuńska 1832Michał Deresza - zmarł w Rachaniach Łabuńki 1833Józef Płachciński ok. 1805 Wólka łabuńska 1836; 1837; 1840Jan Hefner ok. 1818; zm. 1857 Płoskie Łabuńki 1840Józef Leżański- Jatutów 1842Grzegorz Zastąpiło - - Łabuńki 1844; 1845Paweł Roszkowski - Łabuńki 1848Michał Roszkowski ok. 1833 - Krynice 1853Tomasz Sadowski - Tarnawatka Barchaczów 1858; 1861Feliks Roszkowski ok. 1852 - Krynice 1860Jan Oszustowicz - Łabuńki 1861Aleksander Ślizga - - Wólka Łabuńska 1864PRZYPISYT. Delimat, Garncarstwo ludowe1w województwie lubelskim, „Pracei Materiały Etnograficzne", T. XVIII,cz. 1, Wrocław 1961; T. Karwicka, Garncarstwopołudniowo-wschodniej Lubelszczyzny,Lublin 1957; J. Optołowicz,T. Karwicka, Garncarstwo południowo-wschodniejLubelszczyzny, Lublin1957.Ekspozycja warsztatu garncarskiego2i wyrobów garncarskich z obszaru Zamojszczyznyznajduje się w Muzeum Zamojskimw Zamościu, dział etnografii.3Inaczej - lustracyjne, sporządzane dokońca XVIII w. przez urzędnika Gminy- egzaktora.K. Kowalczyk, Rzemiosło Zamościa41580-1821, Warszawa 1971, s. 18, 55,139-150.5J. Górak, Materiały do historii kulturymaterialnej Zamojszczyzny, Zamość 1992,mapa nr 47.Z. B. Głowa, Materiały do mapy6ośrodków garncarskich w Polsce, cz. III,województwo lubelskie, „Polska SztukaLudowa", R. 10, 1956, nr 4-5, s. 242-243.7J. Kowalczyk, A. Kurzątkowska,Osiemnastowieczna farfurnia w Zwierzyńcu,„Kwartalnik Historii KulturyMaterialnej", 1958 nr 4, s. 649-651; H.Matławska, Zwierzyniec, Zwierzyniec1991, s. 106.J. Peter, Szkice z przeszłości miasta8kresowego, Tomaszów Lubelski, 1946,s. 353.Księgi metrykalne z lat 1810-18749parafii rzymskokatolickiej w Łabuniachprzechowywane są w Archiwum państwowymw Lublinie, zaś księgi z lat 1875-1902 znajdują się w zbiorach ArchiwumPaństwowego w Zamościu.PIOTR M.NOWAKDwa sercaw zielniku z dedykacjąna pierwszej stroniewkleiłem dwa sercapęknięte na korzeżeby się szybciej goiłymiejsca przebite strzałązszyłem je babiego latapajęczą nicią białąkiedy więc ulgą przeszyteopadły na mchu i trawy łożewiedziałem już że wyleczyłemdwa serca wycięte na korze10Ł. Charewiczowa, Lwowskie organizacjezawodowe za czasów Polski przedrozbiorowej,Lwów 1929, s. 127.11J. Optołowicz, T. Karwicka, op. cit.,mapa w załączniku.12Daty w tabeli podano na postawieanalizy w/w ksiąg metrykalnych (akturodzin, małżeństw lub zgonów) parafiirzymskokatolickiej w Łabuniach.MARIANKARCZMARCZYKGrudka ziemiOto mam grudkę ziemina dłonicząstkę olbrzymaktóry nas karmii pożeraTrzymam z powagąjak kapłan Hostiępodczas PodniesieniaNic pachniejak kwiatnie błyszczy jak złotoa tyle woni z nieji tyle blaskudaje nam dobryBóg23


ARCHIWUMFOLKLORUJAN ADAMOWSKIObraz czarownicy w przekazachludowych z południowej LubelszczyznyWe współczesnym, powszechnym,potocznym rozumieniu czarownica to„kobieta mająca kontakty z diabłem,który wyposaża ją w moc rzucaniauroków i czarów" (por. Praktycznysłownik współczesnej polszczyzny, red.Halina Zgółkowa, t.1, Poznań 1996,s. 394). Jednakże w kulturze tradycyjnejobraz czarownicy jest dalekobogatszy niż stereotypowa definicjasłownikowa. Obrazują to w pewnymzakresie poniżej zestawionefragmenty terenowej dokumentacji.Semantyczna struktura tego obrazuzostała zarysowana w tytułach i podtytułachposzczególnych nagłówków.Można tu wyróżnić cechy zewnętrznei charakterologiczne postaci czarownicy,warunki/możliwości zostaniaczarownicą, co w języku ludowymprzedstawia się jako rodzaj „daru",różne działania szkodzące (przedewszystkim) ale i sprzyjające - pomocneinnym ludziom, możliwościprzeciwdziałania szkodliwym wpływom(są zatem także czarownice dobre!)czy wreszcie moc transformacji- własnej i wobec innych. A nie jestto przecież obraz pełny. Będzie gomożna zrekonstruować po bardziejsystematycznym zebraniu materiałówterenowych. Przedstawiany zbiór zapisówjest właśnie taką próbą.Publikowane tu materiały pochodząz różnych źródeł. Są to zbiorywłasne autora, dokumentacje zebranew trakcie obozów naukowychstudentów kulturoznawstwa UMCSzlokalizowanych w Janowie Lubelskimoraz wykonane w ZakładzieKultury Polskiej UMCS pod moimkierunkiem prace dy<strong>pl</strong>omowe, w tymprace magisterskie:- Krzysztof Butryn, Demonologialudowa w powiecie Janów Lubelski,Lublin 2005;- Łukasz Majewski, Demonologialudowa (w oparciu o dokumentacjęz powiatu biłgorajskiego), Lublin2006;Prace licencjackie:- Anita Kucharska, Demonologialudowa - na przykładzie dokumentacjiz Tarnogrodu i najbliższych okolic,Lublin 2006;- Emil Zygo, Duchy i demonyw wierzeniach ludowych z obszarugminy Księżpol, Lublin 2006;- Magdalena Lidia Abramek, Diabełw ludowych przekazach z Kryłowa,Lublin 2008;- Piotr Bazylak, Demonologia ludowaobszaru gminy Biszcza, Lublin 2008.Wszystkie zebrane materiały mająco najmniej dwie wspólne cechy: dotycządosyć zwartego obszaru południowej,małopolskiej części województwalubelskiego i są to dokumentacjewspółczesne. Obrazują zatem aktualnystopień kulturowej pamięci na tematfenomenu czarownicy.Dane o informatorach z rozwiązaniemich skrótów oraz informacjamio miejscu zamieszkania i dacie zapisutekstu:AS, Piłatka, 2005 - Aniela Sulowska,ur. 1928.AZ, Łążek Garncarski, 2005- Aleksandra Żelazko, ur. 1927.BD, Władysławów, 2005 - BronisławaDycha, ur. 1923.BJ, Momoty Dolne, 2005 - BronisławaJargieło, ur. 1928.BP, Tarnogród, 2006 - BożenaPrzytuła, ur. 1961 w Tarnogrodzie.CC, Wólka Ratajska - CzesławChmiel, 2005, ur. 1933, zm. 2005.EP, Stojeszyn, 2005 - Elżbieta Polnicka,ur. 1939 w Kolonii Potok.HN, Biszcza, 2008 - Henryk N.(brak nazwiska), lat 50.JD, Władysławów, 2005 - JózefDycha, ur. 1924.JZ, Tarnogród, 2006 - Janina Zięba,ur. 1932 w Tarnogrodzie.KŁ, Radzięcin, 2005 - KrystynaŁukasik, lat 60.KO, Korchów, 2006 - KarolinaOleszczak, ur. 1930 w Korchowie.MG, Korchów, 2006. Maria Gałczyńska,ur. 1939 w Majdanie Starym.MM, Kocudza III, 2005 - MariaMikityn, ur. 1926.MN, Biszcza, 2008 - Maria N.(brak nazwiska), lat 47.SM, Aleksandrów, 2005 - StanisławaMajewska, ur. 1951 w Józefowie.SW, Tarnogród, 2006 - StanisławaWowak, ur. 1952 w Tarnogrodzie.WJ, Kryłów, 2008 - WładysławaJanusz, ur. 1937.WK, Rakówka, 2006 - WeronikaKościelska, ur. 1940.WKw, Nowiny Żukowskie, 2008- Władysław Kwaśnica.WM, Bukowa, 2005 - WojciechMalec, ur. 1922.WŚ, Stojeszyn, 2005 - WładysławaŚwiątek, ur. 1925.1. Która kobieta mogłazostać czarownicąCzarownico to dar ma pierwszai trzecia córka, jeżeli so córki w domu.Chyba pierwsza i trzecia, dokładnie niepamiętam (SW, Tarnogród, 2006).Czarownice to były takie niepoczciwebaby, takie czasem były teściowe niedobre,to zazwyczaj so ludzie spod słońca.Albo co już tak samotnie mieszkałaco jaka babka - to już uchodziła zaczarownice (WŚ, Stojeszyn, 2005).Czarownica to ktoś, kto ma jakieśzdolności, które zwykły człowiek niema. No to jest chyba czarownica. Bomoże być dobra albo zła (WJ, Kryłów,2008).Su, su takie. To normalne kobitytakie. Czarownica to normalna kobita(AŻ, Łążek Garncarski, 2005).2. Inne nazwy czarownicyWiedźma to jest takie, że coś maz mlekiem. U nas była taka kobieta.Mówili, że ona jest wiedźma (WM,Bukowa, 2005).Widma, tak widma - mleko zabirała(BJ, Momoty Dolne, 2005).3. Czarownik czyliczarownica płci męskiejU nas w Woli Dereźniańskiej,jakbyłem jeszcze młodszym chłopakiem, rozumiesz,chłop wiózł z tartaku deski. Byłjakiś czarownik taki. Mówi: - deski ci siepalo! A on popatrzył - faktycznie. I dotych desek, chciał to uchronić. Złapał tedeski, panie. Nie palo sie nic, a mówił,że sie palo (WM, Bukowa, 2005).Czarownik doił krowe, chociaż krowastała. Z rundla zrobił wymionai doił. A krowa stała na górze i mlekooddawała (WJ, Kryłów, 2008).4. Wygląd czarownicyJa ju nie widziałam jeno mi "opowiadały,że była na czarno ubrana,spódnice miała długu, mietłe miałataku krótku i z długim trzunkiem. I zawszete mietłe z tyłu wlekła, czy naokracke te mietłe nosiła [...]. Miała teztorbe jakoś tam ciemno [...], a i "onato jeszcze taki kapelusz miała i w nim24


chodziła, i mogła coś tam nim czarować(BJ, Momoty Dolne, 2005).Goło podobno chodzi (MG, Korchów,2006).5. Czas i miejsca działaniaOpowiadali o takich wypadkach,że na Krzyżowe Dni, to wiedźmy podmostami siedziały nago, albo na krzyżwłaziły nago, ale nogami do góry, takjakoś (WM, Bukowa, 2005).U nas na Kaproniach, na tych,Krzyżowe Dni jak su, to lazła d górymajtkami na te figure i poznał ju aleuciekła (JD, Władysławów, 2005).Sie ubirała w przyściradło białe naWniebowstąpienie Pańskie i rano latała(MN, Biszcza, 2008).W Wniebowstąpienie to "una wychodziłana figure, to tak uopowiadały,jak krzyż był przy drodze [...]. Jakośdo góry nogu lazła na to figure. To tosłyszałam jak "opowiadały (AŻ, ŁążekGarncarski, 2005).W Wielgi Piuntek lazły gdzieś nafigure tyłkiem czy coś. No to ze złembyło (MM, Kocudza III, 2005).[Czarownica] chodzi nad ranem jakjest niedziela Zmartwychwstania tu onytak raniutko chodzo, u trzeci, żyby siesłuneczko ni tego [nie pojawiło]. Zakładapłaszcze białe na siebie i kuszyczekjakiś, i chodzi, zbira tam kijki, tamkamyki du kuszyka i marmoli swojetakie rzeczy (HN, Biszcza, 2008).W maju to ludzie ido sie modlić. Jestwtedy poświęcenie pól. A wiedźmy wtedybuszujo, przeszkadzajo. Bo tutaj sie idziez Panem Bogiem, z modlitwo, a onewtedy szalejo (WM, Bukowa, 2005).6. Czarownice latają na miotleJej matka to była czarownica. I użeniłsie Wrębiak. Jak sie tu "żenił i "onana ty mietle w nocy. To dwunasta godzinataka jest groźna. I" ona na tej mietleprzez okienko. Chałupka była jeszcze,jak to kiedyś, stara. Przecież ja jeszczepamiętam te chałupe. Tak i tym oknem,noji na ty miotle. Jej córka to zobaczyłai zgłupiała (AK, Korchów, 2006). Tonie tak było. Ona wyszła a Wrębiakposzed zasunąć mieszkanie. A ta jakwyszła to dosunęła se. "On sie wyszedwysikać, bo kiedyś nie było ubikacji tylkotrza było pójść na dwór. I przychodzido domu, drzwi otwarte, no to on jezasunął. Ta przyleciała z tego pola naty mietle i zapukała w okno do Anielki:- Anielka, pość mnie! I Anielka wyszła,zobaczyła babę gołą i zgłupiała. I dotej pory cierpi (MG, Korchów, 2006).Latajo na miotle. To już ponoć widzielinawet w Kryłowie, że to na miotlelatała ta kryłowska czarownica (WJ,Kryłów, 2008).7. Wesele czyli sabat czarownic[W czasie i wojny światowej grupaludzi z Chołubia, sąsiednia wioskaKryłowa, znaleźli się w okolicachKijowa. Tam m.in. spotkali starsząkobietę, którą nawiązał się następującydialog:]- Skąd jesteście?- Z Chołubia.- A w tym Chołubiu jest taki dużylas?- Ano jest.- A czy w tym lesie jest taki wielkipagór?- Ano jest, bo starsi ludzie chodzilido lasu i widzieli.- A czy na tym pagórze stoi takiduży dąb?- Dębu już babciu nie ma, tylkojeszcze pień został. A skąd wy wiecie,że tam jest pagór i dąb, i gdzie?- A bo ja nieraz tam na weselu byłam.Czyli, że to była czarownica, któraprzylatywała na sabat czarownici na wesele czarownic i stąd wiedziała,że tutaj to tak wygląda (WJ, Kryłów,2008).8. Działania szkodzące:- czarownica zabiera/psuje krowommlekoSłyszałam, że zabirały krowom mleko.One zbierały zioła z miedzu i późnijco robili tym krowom. Nawet mojateściowa opowiadała: Mieli pole co szłogłównym traktem i tam była taka, totaki był dwór i tam była jedna. Nazywalijo czarownica. To mówili, że jak onawidziała, albo przeszła poprzód tychkrów, to że krowy mleka nie dały. Onerobiły na złość (EP, Stojeszyn, 2005).U nas to przez trzy lata mieliśmy trzykrowy i mleka śmy nie mieli. "O takciągnęło się jak smoła to mleko. Anisłychać było kto by to jad. I do ustępu,i gdzie tylko wylewali, bo mówio:- No, po co to? Aż późnij przychodziMaryśka i mówi: -Ja w lecie barszczujeść nie będe. A ojciec: Ja sie też postaram.I dopiro sie skończyło (KO,Korchów, 2006).Mleko zabierały komuś. Psuły mleko.Tak słyszałem. Nie widziałem. Krównie trzymały a mleko miały, śmietanemiały. Ale jakim tam sposobem - to niewiem! (MM, Kocudza III, 2005).Zabierały mleko. Ja nie wiem jak tobyło ale ludzie byli przekonani, że jużjak popatrzyła na krowe, to już od razuta krowa mleka nie dawała. Takie, żepo prostu wydojone, nie ugotowało sie,tylko od razu sie zwarzyło. Śmietanynie było tylko była sama woda (SM,Aleksandrów, 2005).- czarownica o świcie zbiera rosęCzarownica pierwszego maja o świcieszła i zbierała rose. I to nie zbierałana swoim podwórku, tylko na sąsiadów(SM, Aleksandrów, 2005).- zbiera krowie śladyOna jak wyganiano krowy pierwszyraz - u nas był taki wygon, jak pierwszyraz wyganiały, to ona z trzech śladówkrowskich brała ziemie i w podołek. Coona z tym robiła, to trudno powiedzieć.No i ona przestrzegała zasady, że jakświęcone przynieśli od święcenia, tożeby tam ani kot, ani mysz nie naruszyłytego. Bo z myszy to sie zrobiłaGaca, a kot jak podjad - to sowa siezrobiła (WM, Bukowa, 2005).[Czarownica] ślady krowskie zbirałapu łące i mleko późni sie pudziwa,śmietana, sie mleko przemieniaw wode czy tam siare, sine sie robii psuje się albu sie ciągnie (MN, Biszcza,2008).Jakoś tam, że chodziły, że to zbierały.Jak krowa gdzie przejdzie ji tegognoju ukruszy tam spod kopytów, toten gnój jak porwał ten, co już zepsułto mliko. I to dużo tak (AS, Piłatka,2005).Ja jide ji pewna kobita coś tak niena swojej drodze, bo to so takie drogico krowy paso, zbirała coś. I jak przyszedłemdo domu, to mówie. A tu matkamówi, że to jakaś czarownica. Znaszte babe? No znam, przezciez too z górkisunsiadka. To nie na swojej zbirała.No nie na swojej tylko u sąsiada. Tojuż było pewne, że zbierała ślady krowyz kopyt, no ji jakoś coś z tym robiła(CC, Wólka Ratajska, 2005).- zakopuje coś po rogachU nas na wsi to tak na czarownicemówili. To właśnie czarownice robiły.Jak mówiłam przy tej Górzysze co tammiała na tych rogach pozakopywane,że to taka czarownica. Że ona wiedziała,że jak co sie pozakopuje, to temukomuś zrobi krzywde (SM, Aleksandrów,2005).- omamia nowożeńcówCiotka mi mówiła, że były takie czarownice,to babki po prostu. To jechałosie do takiej baby, a ona umiała cośtam porobić. Na przykład, opowiadałami, że dawali coś chłopakowi, że onstał sie ślepy i głuchy, on nic nie wiedziałz kim bierze ten ślub, co on jest,co ona jest. On i tak potem umar i jaszczurkamitakimi wymiotował. Wiesz,dawali mu coś pić, jakaś mikstura byłaprzez kogoś zrobiona i [...] żeby tylkoz kim innym można było go ożenić.[...] taka babka znała sie co do czego,jaki napar zrobić, jakie co, żeby kogośomamić, no i była czarownico (BP,Tarnogród, 2006).- powoduje zakochanie się chłopakaTo już u dziewczynach młodych[...]. Jak dziewczyna ma okres, tu żybytu tam pumyć i późni chłopakowi z tegoukresu wpuścić pare kro<strong>pl</strong>i du picia, dukawy i potem światu nie widzi. Alboznowu, ży jabko dziwczyna ugryzie i dachłopakowi, ży też skuszony jest (MN,Biszcza, 2008).25


- czarownica, która czyni dobrze(naprawianie mleka)Zepsuło sie u nas mleko. No ji pojechałam,a to Wisz, jak klasztor je. Jakmy jidziem nad te wode, to taka kolonijkaje. No ji poszłam tam wzdłuż takościeżeczko. Poszłam, no dom stoji. Nopytam sie: - Czy, no jakaś tam babinabyła, pytam się czy tu, mówie, taka znachorkaje, co odrabia mleko, tam conaprawia. A "ona sie roześmiała: - Noto ja jestem. Jak raz popadłam na nio.No i idziem do domu, posiadaliśmy.Wpierw się pyta co to takiego. Jeszczemi mówi, oj, że byłam przywiozłatroszka mleka, to jeszcze peli by było.No i tam mi powiedziała, napisałana kartce co mam robić, bo ja bymnie zapamiętała. Tylko jak co przedwschodem lub przed zachodem słońca,najlepiej w pierwszy piątek, pierwszasobota, żeby nabrać płynący wody dobuteleczki:0 ty wodeńko, od wschodunidecko,oczyszczasz brzegi, kamienie,wszelkie robactwo, niebo i ziemie,oczyść mnie i nasz dobytekz oszczerstw.szpilek. Trzy razy trza liczyć "od tyłu:dziewięc, "osiem, siedem, sześć, pińć,cztery, trzy, dwa, jeden. I znowu: dziewięć," osiem..., trzy razy tak śpilektłusc i "o teroz w Wielgu Niedziele, trzase było kupić wcześnij, w kiszeni mieć przeliczyć i wsadzić w te powęzke. Powęzkeco sie mliko cedzi, to sie nazywai trzy razy w koło kościoła obejść jakI w koło pokropić, i na rozstajnechodziła procesja, trzy razy na Zmartwychwstanie,i tem posmarować cycki, Babka gotowała i przychodzi trzeciapowęzka. I to gotowane było w wodzie.drogi trzeba zawiść i wylać (KO, Korchów,2006).to w ogóle mliko sie nigdy nie zepsuje, sąsiada. Bardzo dobrze żyły z sobu.U nas była taka na wsi. To mówiliże ta carownica ni ma prawa dojść I mówi: przestań to już robić, już więcejrazy tego nie będzie. Przestań tona nio czarownica. Ale ona dobrze (AS, Piłatka, 2005).czyniła, bo ona przychodziła jak krowarobić! Jak przyszła to "od razu siadłamleko straciła. Dzisiaj to się nazywa- posiadanie kozyi " oj, tako zmęcona, tako zbidowano.- zapalenie wymienia. A kiedyś jak mlekanie było, bo krowa zachorowała, toU nas to tak było. Też mleko sie psułoi ktoś doradził, że koze żeby kupić ni mom cym podbielić barszcu, to wi­A widzicie, kumo, a jak ja z dziećmiprzychodziła taka i też kreśliła, kurzyłai te garki żeby wszystkie koza obwąchała,koza, normalna koza. No ji kupili było. I że to mliko miało sie naprawićdzicie jak to dobrze! Już więcy tego nietam święconymi wianuszkami (KŁ,Radzięcin, 2005).te koze i mówio, że jak już koza je, to (AS, Piłatka, 2005).sie mleko nie zepsuje. No ji dopiero sie Nu tu tak, ż czarno chustke pud9. Przeciwdziałania szkodzącym naładowało mleko, po ty kozie. No ji pacho nosi (MN, Biszcza, 2008).wpływom czarownicy: potem dłuższy czas trzymali te koze,- formuły słownedojili mama i to mleko było w porządku(MG, Korchów, 2006).w ropuchę12. Czarownica przemienia sięJeden chłop wyszed jak leciałaczarownica i ciągneła, nie wiem,Ale tyż znowu godały, że jesce lepse Ja słyszałam, że czarownica w ro­szmate, i mówiła: Zbiram pożytekale nie wszytek. A u un zabrał kołochliwa był kantar, to uzde co na koniai złapał, i to ściągnął. Ale mówi:Zbieram pożytek ale wszytek. Wychodzia z kantora mliko kąpie. To naprawdekiedyś to było (WS, Stojeszyn,2005).- przecedzanie mleka przez poświęconychrzanPamiętam, mama nasza to tyż właśniejak sie mleko zepsuło, to ji bezchrzan świncuny... A Jak przecedzała,na sitko kładła chrzan i przecedzałamliko przez świncuny w Wielgu Niedzielechrzan (BJ, Momoty Dolne,2005) .- czerwona kokardaKrowom na rogi przywiązywaliczerwone tasiemki (JZ, Tarnogród,2006) .- sypanie soliJak moja teściowa komuś mlekodawały, to musiały sól sypać - żebyczarownica nie zabrała mleka (WKw,Nowiny Żukowskie, 2008).10. Zabezpieczanie zwierzątprzed złymi skutkami działaniaczarownicy:- okadzanieGdy śmietany nie było na mleku,trzeba było kurzyć zielem poświęconymna Matke Boske Zielno. Tego ziela tobardzo często używano. Tam cokolwiekkrowie coś tam tego, to takie lekarstwo(WM, Bukowa, 2005).A purchawki to z pola, jak podeschły,to brała węgle i te purchawkina węgle i dymiła wymienie tej krowy.W Krzyżowe Dni wiankami sie kurzyło.Jak się krowa ocieliła, to też trzeba byłookurzyć (BJ, Momoty Dolne, 2005).- kozi łójAle znowu jest do tygo ratunek.Znowu, mówio, taki ratunek i po prostuja to uzywum. Kozi łój, kozi tenjak kto koze ma, to tyż [czarownica]nie podejdzie. Ale to dawne przesądy.Kozy kto miał, to czarownice do tegonie podchodziły (AS, Piłatka, 2005).11. Sposoby identyfikowania/rozpoznawania czarownicy:- gotowanie szpilekPopsuło sie jej to mleko i jej ktośdoradził i tak zrobiłam: wydoiłam krowe,przecedziłam przez te szmatke alez tym mlekiem wszystkim. Inapchałamtam tych igieł, co tam było i w niedzielew samo południe, w same sume kazanojej gotować. I dotąd gotuj, dokąd nieprzyjdzie, bo przyjdzie. Patrze sie, gada,idzie ta. Mówi: - kumo, pożyczylibyściemi chleba. Ja już w nerwach: - nie pożycze.Trzy razy przychodziła. Za trzecimrazem to powiedziała synowi gospodyni:- Janek, gada, weź ten baniaczek, zrzućz tej blachy. Bo jo straszne kolki kłuli(KO, Korchów, 2006).Taka jedna kobieta pojechała dotakiego pana, który umiał odczynić,że ktoś zepsuł, a on umiał odczynić,że miało być dobrze. No ji ona pojechałado niego, i on jej powiedział coma robić. Kazał jej gotować szpilkiczy jigły, czy coś takiego. Że jak onabędzie gotować, to ta, która zabrała tomleko, przyjdzie. Bo w tym momenciebędo jo te kolki, igły kłuć. No ji faktycznie,jak zaczeła gotować te szpilki,to akurat przyszła niedaleka sąsiadkacoś pożyczać. Tylko tamten jej mówił,żeby absolutnie nic nie pożyczać tej cochciała pożyczyć. I ona będzie wtedywielkie męki przeżywać. Bedo jo szpilkikłuć (SM, Aleksandrów, 2005).Były sposoby, że trzeba było gotowaćszpilki i w tem szmatke co sie mlekoprzecadzało. I szpilek nakłaść, i gotować,że "una przyjdzie ta czarownicai bedzie jo kłuło (BD, Władysławów,2005) .Gotowali szpilko. Trzy dziewięcipuche sie przemieniła i pchała sie doobory. A ten gospodarz jo odganiał jiodganiał, a "ona znowu do tej oborysię pchała. A "on złapał za widły:- a ty taka owaka, zaklął i chciał jotego... A ona już się przemieniła w siebie.- Jasiu, co ja tobie winna? Aleto już stare dzieje (WK, Rakówka,2006) .13. Ciężkie konanie czarownicyJak przyszed czas, że czarownicamusiała umrzeć, to bardzo długo musiałakonać. Prosiła, żeby ktoś podałjej ręke - chyba po to aby przekazać tenswój dar. Ale nikt sie nie zdecydował,żeby jej ręke podać. Więc ona bardzodługo nie mogła umrzeć. I wreszciejak umarła, to prawdopodobnie wydarsie nad nio sufit i strzecha. Aż dziurabyła do nieba nad to głowo, nad tymłóżkiem gdzie ona umierała (WJ, Kryłów,2008).26


SAMI O SOBIEOpowieść Sabiny Knocho tkactwie i sejpakachSabina Knoch - tkaczka urodzona w Szczepkach 27 października 1952 r. w rodzinie katolickiej.Wykształcenie średnie rolnicze. Zamieszkała we wsi Szczepki nr 23, woj. podlaskie, powiat, augustowski,gmina Nowinka. Nie należy do stowarzyszeń twórczych. Brała udział w warsztatachtkackich organizowanych przez Regionalny Ośrodek Kultury i Sztuki w Suwałkach oraz GminnyOśrodek Kultury w Nowince. Uczestniczyła w targach kultury i sztuki ludowej „Pieśni Ludów znadVia Baltica" w Lendwarowie na Litwie w 2006 r. Uczestniczyła w warsztatach „Etnowioska", zorganizowanychw Puńsku w październiku 2008 r. Swoje prace pokazywała na wystawie w RegionalnymOśrodku Kultury i Sztuki w ROKiS-ie oraz w Gminnym Ośrodku Kultury w Nowince w 2008 r.Prezentowany tekst jest zapisem rozmowy, którą nagrał w 2008 roku, przetranskrybował i pracowałKrzysztof Snarski.Krosna mojejmamyUrodziłam się w Szczepkach. Niedalekostacji PKP. Tu się urodziłam,tutaj się wychowałam i tu mieszkamdo dziś. Moja ojcowizna jest tam podlasem. Teraz mieszkam z rodziną dosłowniekilometr dalej. Kiedyś mówili,że dobra krowa to nie opuszczaŻarnowa. Sama nie chciałam dalekowychodzić, bo nie wiadomo na kogomożna trafić, więc męża mam teżtutejszego.Odkąd pamiętam, w moim domuzawsze były krosna. Moja babcia byłatkaczką, moja mama także. Mamanazywała się Stanisława Kiendorowicz,a babcia Stefania Niszczerzewicz.Całe życie toczyło się wokółkrosien. Dom nasz nie był zbyt duży.Była tam kuchnia i duża izba, i w tejdużej izbie stały duże krosna. Mamatkała zawsze. Odkąd sięgam pamięcią,przypominam ją, jak tkała. Nalato krosna były wynoszone do stodołyi rozbierane. Było wtedy więcej miejscaw domu, mama ani babcia nietkały, bo trzeba było na roli pracować.Później, na jesieni jak zaczynał siępaździernik czy listopad, to krosnabyły znowu do domu przynoszone,składane z tych części i znowu używane.Takie wynoszenie warsztatu albona jesieni znoszenie do domu dla nasdzieci to była atrakcja. Aby umieścićduży warsztat w izbie, trzeba byłowszystko przemeblować. Wtedy zarazpo wojnie to każdy we wsi tkał. Każdakobieta musiała umieć nici przygotowaći tkać. I babcia tkała, prawdępowiedziawszy to jeszcze przed wojną,a potem mama tkała. Wymagało to odkobiet wiele pracy, ale każdy potrzebowałsię ubrać i dom przystroić.Tajniki tkania wyjawiła mi mojamama. Ona nauczyła mnie wszystkiego,co umiem. Później dopiero,jak już potrafiłam te łatwiejsze rzeczy,to sama nauczyłam się trudniejszychtkanin i wzorów. Od babci nie zdążyłamsię nauczyć. Babcia umarłajak miałam trzynaście lat. Pamiętamjak przez mgłę babcię tkającą. Jakto młoda, nie miałam ani chęci anipoważania do tej pracy. Nie brałamsię do tkania, bo mnie to nie interesowało.A mama tkała te dywany wybieranei te dwuosnowowe, ludziom,na zarobek. Początkowo u nas wewsi kobiety nie robiły tych grubychdwuosnowowych. Robiono tylko tecienkie na jednej osnowie, nazywającje zwykłymi. Dopiero kiedyś przyszłajedna kobieta na Barszczową Górę zeSztabina. Do niej poszła moja mamai nabrała rozeznania w tkaniu tychdwuosnowowych. Z tkania mamamiała własne pieniądze. Jak samamówiła, grosz jaki w domu zostanie,a i materii jakiej. Często powtarzałabym się tkania uczyła, bo w życiumoże być różnie. „Ucz się póki jażyję. Jeżeli nawet to nie potrzebne,to się ucz" - mówiła. Tak zleciałylata. Potem jak już wyszłam za mążi miałam pierwsze dziecko, a potemdrugie, nie miałam czasu i energiido tkania. Dzieci nie spały po nocach,trzeba było je pilnować i przynich siedzieć nieraz całymi nocami.Tak bez zajęcia. Przez dzień prześpiąi są wypoczęte. Ja nie spałam nocami,a w dzień trzeba było pracować.Zaczęłam nocami robić na drutach.Podziałam rękawice, skarpety, wszystkoto, co potrzebne. Wreszcie poprosiłammęża, by postawił mi w domukrosna.PoczątkisamodzielnegotkaniaTe staciwy co tu są, to przywieźliśmyod sąsiadów ze wsi. To jeszczeponiemieckie z ziem odzyskanychprzywiezione po wojnie. Różne rzeczymożna było tam zamówić, a nampotrzebne były krosna. Staciwa sąstare, ale resztę mąż poprzerabiał tak,by warsztat był szeroki. Te wszystkiewałki, nawoje podorabiał na długość,jak trzeba. Potem mamusia przyszła,jak już osnuła u siebie w domu i ponabierałau mnie. Trzeba było miećtakie specjalne snowadło. U mamy,w starej chałupie wystawiano takąkaruzelę. Jak byłam większa, to pomagałammamie snować. Mamasnowała sejpaki 1 przeważnie takiewybierane. Snowała bardzo dużo,by było co robić. Piętnaście jak postawi,to na dwa lata jej wystarczyło.Tyle nawinąć, to nieraz trwało calutkidzień, a nieraz to jeszcze te snowadłazostawały na jutro. Dopiero następ-27


Sabina Knoch, fot. K. Snarskinego dnia się kończyło. Robiło sięto pasami od góry do dołu, kręcąci nawijając. Ja początkowo tylko patrzyłami uczyłam się. Ona wiedziała,jak ponabierać w nicielnice, w płochę.Sposób, w jaki powinno się tkać,znałam z obserwacji. Mama raz jeszczemi wszystko pokazała i poszła.Później, gdy się uczyłam dwuosnowowego,to pokazała mi sejpak, wybierany.Tego typu tkaniny były wtedymodne. Innymi dywanami były takzwane kapowe ze środkiem. Też wybierane,jednak trochę inaczej. Wzoryi typy tkanin bardzo mocno zależałyod upodobania tkaczek i mody, jakawtedy panowała. Na różne tkaninyróżnie ludzie mówili. Na jedne mówionokapa, na inne sejpak, choćniewiele się one różniły. Tkaczki teżnie zawsze potrafiły zrobić dokładnieto, o co je proszono, więc niekiedywychodziło trochę pomiędzy. Przezdługi czas nie wiedziałam, jak takiprawdziwy sejpak wygląda i jak sięgo robi. Aż później zadzwoniłam dosąsiadki jeszcze żyjącej i spytałam.Ona mi powiedziała, jak się nabieraw nicielnice, jakie wzory są dla sejpakówtypowe, jak się układa wzórz bobeczków. Później jak już samadoszłam i wiedziałam, zaczęłam robićprawdziwe sejpaki.Początkowo mama nastawiła mikrosna na bawełnie, na wybierane,a później na te dwuosnowowe. Chciałamsię nauczyć tych podwójnych.Mama powoli mi wszystko powiedziałai pokazała. Wtedy mówię mamie:„Umiem, umiem". Ona się uśmiechnęłai poszła, a ja usiadłam tkać i niewiedziałam od czego zacząć. Jedendzień, drugi dzień minął, a mniewstyd iść pytać, jak to się robi, bomatka powie, że durna jestem. Taksiedziałam, próbowałam, błądziłam,ale się uczyłam. Trzy dni tak siedziałam,kombinowałam, kombinowałami wreszcie się nauczyłam. Terazjuż wiem tak po swojemu, jak się tkate dwuosnowowe. Niestety jak się nierobi, to wiele rzeczy się zapomina.Wiele ucieka z głowy. Z początku jakrobiłam głównie dla ludzi, dla znajomych,ale też trochę na zarobek. Polubiłamtę pracę i tak jest do dziś.Moje sejpakiWreszcie miałam drugie i trzeciedziecko. Coraz trudniej było zmieścićw jednym, starym domu trójkę dziecii krosna. Doszło do tego, że wyrzuciłamte swoje krosna i nie robiłam. Niewyrzuciłam ich tak całkowicie. Poprosiłammęża, on je rozłożył i zaniósłdo stodoły. W domu nie było miejsca,a i zapotrzebowanie na te kapy byłomniejsze. Na rynku można było kupićładne okrycia, kapy i w ogóle. Powoliteż tkanie w domu przestawało byćmodne. Nawet czasem kobiety nawsi mówiły, że to wstyd. Trochę teżsię wstydziłam, ale jak trzeba było, torobiłam. Ja nie należałam do Cepeliii dla Cepelii nie robiłam. Robiłamtylko takie nasze wioskowe wzory.Kiedy wybudowaliśmy nowy dom,znowu odkurzyłam stare krosna. Pókinie ma synowej - mówię - to mamswobodę i miejsce do pracy. Mamduże pokoje, mam gdzie cały warsztatzmieścić. W dużym domu o wielełatwiej jest pracować, bo można tkaćcały rok. Nie ma potrzeby wynoszeniakrosien do stodoły. No i póki synowejnie ma, póki mnie nie wygoni, to będętutaj - mówię.Na moją naukę tkania wpływ miałatylko moja mama, więcej nigdzienie chodziłam. Co mama umiała toi mnie nauczyła. I chodniki, i wybierane,i sejpaki, i zwykłe takie, co tonazywają radziuszki. Robione są nabawełnie i później tylko się przetyka,a wzór sam wychodzi. Niedawno byłamna strychu i widziałam pierzynęowiniętą w taki zwykły dywanik, którysama dawno zrobiłam. To miłewspomnienie.Nałożenie osnowy do jednego sejpakanie trwa długo. Ale jak się stawisejpaki, to z jedności stawi się nakilka. Jedne nabieranie i mniej czasusię traci. Ilość nastawionych sejpakówjest różna. W zależności od tego, ile sięma nici. Ja najczęściej nastawiam nasiedem, ale bywa różnie. Bardzo dużonici potrzeba na takie jedno nastawienie.Trzeba też dobrze wiedzieć jak stawić,bo każda pomyłka będzie późniejwidoczna. Wzór nie wyjdzie i będziewstyd. Na jeden bawełniany dywaniktrzeba dziesięć cewek tysiącmetrowych.Potrzeba dużo dobrych nici.Najlepiej dziesiątki albo dwunastki.Wcześniej używano nici lnianych. Jado pracy kupuję przeważnie te bawełnianena cewkach. Są drogie, alecóż poradzić. Owszem umiem prząśćwełnę i len na kołku. Tylko gdzie terazznaleźć hodowcę owiec w okolicy?Kto teraz uprawia len? Umiem samaprzygotować nici, tylko że to bardzopracochłonne. Przykładowo kilogramwełny na nici przędzie się tydzień. Naosnucie i nabranie trzeba poświęcićtrzy dni. Nic w tym czasie innego robićnie wolno, tylko przy warsztacie staćbez pośpiechu, by błędów nie było.Nawinąć i nabrać też czasu wymaga.Szybciej się nabiera w nicielnice, zato długo w płochę. Na sejpaki nabierasię grudkami. My te grudki nazywamybobki, bo to wygląda jak bobek. Wzórtworzy się z małych kosteczek. Przeważnienabieram w cztery nicielnice.Każda nitka ma swoje oczko. Postawęnabiera się parkami. Snuje się wedwie nici, parkami. Nabiera się jednaw tą, jedna w tą. Jedna w tą, jednaw tą. Cztery parki albo sześć parek.Wszystko zależy od tego, jaki chce sięmieć bobeczek. Jak szerszy to sześćparek, a jak drobniejszy to cztery. Jakjuż nicielnice są osnute, to trzeba jeprzywiązać do podpór, do pedałów.I gdy przy sejpaku staje się na dwiepodpory, to pozostałe dwie podnoszą28


się do góry. I tak na przemian. Wtedywzór się wybiera kleszczką. Najlepszajest smolna kleszczka. Nici przesuwająsię gładko po niej i nie ma zadziorów.Mam dwie kleszczki. Jedna jest mojejmamy, a drugą wykonał mój mąż. Tajest nowoczesna i dłuższa od maminej.Jak mam teraz szeroki warsztat, toi kleszczka powinna być dłuższa.Później się wybiera wzorki. A jestto nabierane kwadracikami. Starewzory się wybiera prosto i są ładne.Ale niestety, na potrzeby Cepelii, ktośuczony wymyślał wzory. Zdaje się, żechyba ten uczony nie miał pojęciao tkaniu i wzory układał parzyste.To mocno utrudniało sprawę dla tkaczek.Poprawnie to powinny być wzorynieparzyste. Tak nieparzyste w trzy, todwa bobeczki na wierzchu i jeden oddrugiej strony i łatwo się wybiera. Nieparzystesą lepsze, w trzy albo w pięć.Tak się wybiera. Na wierzch i na dół.Stare, kiedyśniejsze wzory prawdziwychsejpaków to były nieparzystei łatwiejsze do wykonania. Potem jakwymyślali do Cepelii, to pojawiły sięróżne aby piękniejsze. Ptaszki, nieptaszki,których nie było dobrze tkać,bo trzeba było spod spodu wyciągnąćna wierzch nici do całego wzoru.Każdy wzór nazywał się inaczej.W oczka, w wazony, w gwiazdy,a wszystkie powstają z tych małychbobeczków. Jeden kwadracik jest podspodem, a jeden na wierzchu, jaksię stanie na jedne pedały. Jak nate drugie, to drugi idzie pod spód.Jak ten jest pod spodem to następnybędzie na wierzchu i tak po koleiidzie. Z kwadracików nabieranychna przemian powstają romby. Tkasię zawsze z wzoru. Wiesza się gotutaj, patrzy i robi. Za wzór możeposłużyć albo mały kawałek tkaniny,albo jakaś kartka czy zdjęcie. Ważneby mieć skąd wziąć wzór i się upewnić,czy dobrze idzie. Ja to lubię robićz kartki, ze zdjęcia. Mimo że niekiedytrudniej policzyć i gorzej widać, towygodniej. Teraz można takie zdjęciepowiększyć, kserować czy przepisać.Kiedyś nie było tak łatwo. W GOK-uw Nowince są stare, tradycyjne wzorysejpakowe, z których korzystam.Kiedyś, gdy ludzie jeszcze hodowaliowce i sami robili nici wełniane, tou mamy zamawiali kolory, jakie chcąmieć na tkaninie. Kiedyś to wszystkiekobiety ze wsi jeździły po barwniki doSuchowoli. Była to prawdziwa farba.Wiem, że jak kolor miał być czarny,to proszek był czerwony. Gdy czarnykolor proszku, farba była czerwona.Barwniki sprzedawane były na gramy.Jeszcze mam tak w papierkachpozwijane różne farby z czasów, kiedymama sama farbowała. Jak nie byłomożna dojechać do Suchowoli i tamkupić, to podobne farby były do kupieniaw Suwałkach u Zaremby. Totam kupowali później. Ale trudnobyło trafić na dobrą farbę. Jakośćfarby chyba zależała od fabryki i odprzeznaczenia barwnika. Do wełnymusiał być barwnik kwasowy, z takąowieczką narysowaną na papierku.Inna farba była do lnu, jeszcze innado bawełny. Do farbowania bawełnytrzeba było ocet lub mleko dolewać.Jak już się te nici w occie gotowało,to każda kobieta się modliła, żebykolor odpowiedni wyszedł. Jak ja pamiętam,to do dwuosnowowych tradycyjniebył zielony kolor i czerwony.Kiedy indziej łączono zielony z biskupim,bordowym. Bordowy z czarnymi zielony z czarnym mieszano. Aleprzeważnie to zielony z czerwonym.Jak się nie udało pofarbować nicina żądany kolor, to zawsze możnabyło przefarbować na czarno. Tylkopotem trzeba było się tłumaczyćprzed kobietami. Do mamy to kobietyprzynosiły gotowe nici, dawałypieniądze na farbę i potem już tylkomama się tym interesowała. Mamamiała zaufanie u ludzi. Czasem którakobieta przyniosła konkretny wzór,jaki chciała, to mama jej taki tkała.Tradycyjnie na każdym dywanie robionomonogram. Jaki sobie kobietychciały, taki był robiony, przeważniez datą. Najczęściej monogram był naszlaczku z prawej strony. Najwcześniejszytaki dwuosnowowy, co mamarobiła jest z pięćdziesiątego drugiegoroku, kiedy ja się urodziłam. Wtedyteż mama zaczęła tkać dwuosnowowe.Na moim jest rok 1952.Skąd wzięły się konkretnie tewzory w oczka w dzwonki w wazonyto ja nie pamiętam. W oczka tobył od dawien dawna, przedwojenny.Mama, babka i inne stare kobiety takierobiły. Mam taki jeden, zszywanyjeszcze przedwojenny. Przedwojenny,bo zszywany i w oczka. Tu są takiekrateczki, po cztery parki nabierane,a tu już jest po sześć parek. Ten jestgrubszy, wyraźniejszy.Najważniejsze, by tę wiedzę przekazaćmłodzieżyTeraz najgorzej przekazać tę umiejętnośćtkania młodym. Dziewczęta sięnie garną do krosien. W Suwałkachw ROKIS-ie czasem są organizowanewarsztaty. Dwa czy trzy razy były takiewarsztaty. Jeździłam tam i jak przychodziłamłodzież uczyć się na małychkrosienkach, uczyłam je. Potembyła mała wystawa. Teraz w Nowincew GOK-u są takie warsztaty. Mamytam trzy małe krosna i jedne duże.Takie prawdziwe, stare, spod białoruskiejgranicy. I tam robimy chodniki,na tych szerokich i sejpaka, i dwuosnowowypostawimy. Najgorzej jestzachęcić dziewczęta do robienia tegodwuosnowowego. Nie chcą się uczyć.Wzory raczej nie są trudne. Na przykładw sejpakach wzór się powtarza.Jeśli choć kawałek jest zrobiony, tomożna patrzeć i kontynuować. Takimuczennicom na wzór sama zaczęłamwąski kawałeczek w gwiazdki. Onechyba polubiły i robią.Dawniej to były zeszyty ze wzorami.Mam taki zeszyt i nie wiemjuż teraz bardzo, czyj. Wszystko tamwidać, jak nabierać i jak przetykać.Jest przepis, jak nabierać w nicielnice.Skąd się takie wzory wzięły, to janie wiem. Pewnie jedna kobieta oddrugiej przepisywała. Potem możecoś innego dodawała i robił się innyciekawszy wzór. Ten zeszyt jest odDanowskiej. Tu widzimy całość. Listwa,to znaczy szlak, a później klatka,a później krzyżyk i znowu listwa.Zeszyty i luźne kartki to kiedyś mikobiety przynosiły. Teraz we wsi tojuż tylko ja jedna tkam.Odkąd weszliśmy do Unii Europejskiej,coś zaczęło się dziać w sprawietkactwa. Częściej organizowanesą szkolenia, warsztaty, spotkaniatwórców z Polski, Litwy, Łotwy.Jak się spotykamy, to dyskutujemyo wzorach, o niciach, o młodzieży.Czasem jak ktoś znajomy pojedziena Litwę, to kupi mi szpulę dobrychnici. Mam znajomą z Łotwy, którapokazała mi dużo prostszy sposóbrobienia nicielnic. Cieszę się, że teraznasze tradycyjne, wioskowe tkanie mawartość. Wiem, że nie ma czego sięwstydzić. Warto uczyć młode dziewczynyrobienia dywanów i sejpaków,póki zdrowia starcza.Opracował Krzysztof SnarskiPRZYPIS1Sejpak - wzorzysta samodziałowatkanina dekoracyjna. Nazwa odnosi siędo specjalnej techniki tkackiej (wybieranie),z którą łączy się właściwy charakterwzoru. Są to ukosy, romby, linia łamana,centryczne motywy gwiaździste, z którychtkaczka komponuje ściśle rytmiczne i symetryczneukłady. Mimo różnorodnościwzorów, w całości dominuje pewna sztywnośćkompozycji i monotonią długich, jednolitychw swym charakterze pasów. JózefGrabowski, Sztuka ludowa, formy i regionyw Polsce, Warszawa 1967, s. 374-375.29


JÓZEF CHOJNACKIDzienniki - 1990. WybórJózef Chojnacki - jeden z najwybitniejszych współczesnych pisarzy ludowych - ur. się 22XII 1935 roku w Śródce, pow. średzki, w Poznańskiem, w rodzinie chłopskiej. Kształcił sięw Technikum Rolniczym w Środzie; następnie uzyskał dy<strong>pl</strong>om mistrza ślusarstwa samochodowego.Pracował jako mechanik maszyn rolniczych w POM-ie w Kostrzynie Wielkopolskimoraz w Kombinacie PGR w Gułtowach. Mieszka we wsi Gułtowy, w woj. wielkopolskim. Poezjęuprawia od 16. roku życia, jest również autorem wierszowanych „bajeczek" dla dzieci, bajekalegorycznych, opowiadań i dzienników. Debiutował w 1975 na łamach „Zielonego Sztandaru".Od 1978 należy do STL-u. Publikował m.in. w „Chłopskiej Drodze", „Nowej Wsi", „TwórczościLudowej", „Tygodniku Kulturalnym", „Wieściach" i licznych antologiach (Gruszo polna graj nawietrze, 1980; Wieś tworząca, t. 7, 8, 1983, 1990; Ojczyzna, 1987; Wołanie z ziemi, 1991; Okruchychleba, 1992; Prowadź nas w jasność, 1994; Odejdę a po mnie pieśń zostanie, 2006; / brył swychgrzmotem zapłacze ziemia..., 2008). Ogłosił zbiory autorskie: Słowa słońcem wezbrane (1988);Orząc w słowach (1994); Powiedzcie mi dzieci (1996); Białe kule dni (1999); Siew jest nadzieją(2005). W druku znajduje się tom Jeszcze obecny. W Ogólnopolskim Konkursie Literackimim. Jana Pocka otrzymał m.in. I nagrodę (1980, 1999), II (1979, 1981, 1982, 1989, 1994, 1996,1997, 2000, 2003, 2008) i III (1985, 1990, 2004). W 2000 roku został uhonorowany Nagrodą im.Oskara Kolberga. W jego zwartych myślowo i artystycznie lirykach dominują treści osobiste,w tym autotematyczne; spotykamy również <strong>pl</strong>astyczne obrazy natury, wiersze o przestrzeniswego życia oraz przekazy o aktualnej tematyce społecznej. Z obejmujących lata 1985-1990Dzienników przedstawiamy wybrane zapisy z przełomowego w najnowszej historii Polski roku1990. (D.N.)199020 stycznia. W pegeerach przymierzająsię do zwolnień z pracy.W pierwszym rzędzie grozi to emerytomi rencistom.21 lutego. Mamy prawdziwąwiosnę. Słoneczną, ciepłą, jak toprawdziwe wiosny bywają. Dyrektorprzedstawił sytuację finansowąkombinatu. Przygotował nas doprzesunięć z warsztatów do pracyw gospodarstwie i do otrzymywaniawypłat w ratach. Jeśli przejdzie ustawaemerytalna w wersji związkowej,na emeryturę odejdzie wielu pracowników.Odmówiłem kandydowaniado nowego zarządu związkuzawodowego. Niech działają młodzi.Coraz częściej myślę o emeryturze.To byłoby piękne. Mój Boże! Jakszybko biegnie czas. Jeszcze tak niedawnobeztroski chodziłem po polach.Zaglądałem do ptasich gniazd,hodowałem gołębie, króliki. Takniedawno to było. Już 19 lat mieszkamw Gułtowach. W Ługowinachmieszkałem 32 lata - najpiękniejsze.Tam poznałem urodę życia. Przeżyłempierwszą miłość, urodziły sięnasze dzieci. Tamta wioska, pola,las były dla mnie wszystkim, co zawierasię w słowie „świat". Tam mogłemz przekonaniem powiedzieć,że świat jest piękny i syciłem sięnim do granic ludzkich możliwości.W tamtym lesie znałem wszystkiedukty, ścieżki, ścieżyny. W każdymostępie czułem się tak bezpiecznyjak w domu. Dzisiaj powracam tamnajczęściej myślami i przymierzamsię do emerytury. Nie do wiary!3 marca. Dzisiaj byłem w Poznaniuna posiedzeniu zarządu oddziałuSTL. Chodziło głównie o udziałczłonków naszego stowarzyszeniaw wystawie, organizowanej przeztutejsze Muzeum Etnograficzne.Namawiam żonę, by wystawiła sweobrazki haftowane, obrusy, bieżniki,serwetki. Poza tym urządzamyw maju <strong>pl</strong>ener koło Sierakowa.Chętnie bym pojechał.6 marca. Dzisiaj mieliśmy szkolenieBHP. Teraz wiem już wiele. Naprzykład to, że mogę dźwigać 50kilogramów, że mogę taczką przewozić70 kilogramów po powierzchnitwardej. Wiem też, że łańcuchtrzeba ciągnąć za sobą, a nie - brońBoże - pchać. To piękne, że mamyte szkolenia. Bez nich byłbym ciemnyjak tabaka w rogu.9 marca. Widziałem dzisiaj czajkinad polem. Przyleciały jak przedlaty na Kazimierza. Pogoda niezbytprzychylna pracom polowym. Padai wieje silny wiatr. W tym roku niemamy samolotu i nawozy wysiewasię siewnikiem. Za godzinę pracysamolotu żądano półtora miliona.Wojska rosyjskie opuszczają Czechosłowację.A było tam 70 tysięcyżołnierzy. Kiedy opuszczali jakieśmiasteczko zarzekali się, że powrócąi nie zostawią kamienia nakamieniu.10 marca. W ubiegłą sobotęw Poznaniu ujrzałem, że Jaruzelskima wielu wrogów. Występująoni publicznie i ostro. Spotkałem<strong>pl</strong>akaty z jego podobizną i napisem:„Chcemy prezydenta, nie agenta".Na ciemnych okularach namalowanozaś gwiazdę pięcioramienną.A teraz powiem parę słów o moimpierwszym nauczycielu MichaleDolnym. Pracę w szkole rozpocząłnatychmiast po powrocie z niemieckiejniewoli - zimą 1945 roku.Pracował heroicznie, dzisiaj czegośtakiego nie spotykam. Uczył samcztery klasy, w tym dwie równocześnie.W szkolnej izbie ławy z prawejstrony były dla klasy drugiej, z lewejdla pierwszej. Dolny jednej klasiezadawał coś do pisania, a do drugiejmówił. I tak dzień po dniu. Młodsze


klasy szły do domu, przychodziłystarsze. Jak on to wytrzymywał?Był przy tym niezwykle wybuchowyi kiedy zdenerwował się, bił kijemw łapę. Kije znosili chłopcy zabiegającyo względy nauczyciela. Miałwięc ich niezliczony zapas. Byłemuczniem pokornym, w miarę zdolnymi rzadko odbierałem cięgi. Pokilku latach nauczania w Węgierskiemprzeniesiono Dolnego do innejszkoły. Otóż, w czasie remontuklasy portret Stalina wyniesiono nastrych, a chłopcy dla żartu wyłupilimu oczy. Ktoś z remontujących doniósło tym na UB i stało się... Zmarłw Środzie w późnym wieku.11 marca. Dzisiaj parlament litewskiogłosił niepodległość swojegokraju, czego Moskwa nie uznaje.Niepodległości domagają się teżGruzja i Ukraina. Rozkręciło siękoło historii. Żyję w niezwykle ciekawychczasach i zdaję sobie sprawęz wielkości wydarzeń.14 marca. Cały dzień spędziłemw polu uczciwie pracując. Zbieraliśmykamienie w oziminie. Ranobyły przymarznięte do ziemi, alesłońce wyjrzało, zginęła rosa i byłonieźle. Od ciągłego pochylania bolimnie teraz głowa i wszystkie kości.Wiatr osmagał mi twarz i wyglądamjak Indianin. Przywiozłem dodomu fiołki. Stoją w wodzie. Piękniepachną. Wiosna ma zapach fiołków,konwalii i bzu. Niebawem ruszamna „pola, bory i lasy". Zobaczę, jakwygląda wiosna tam, gdziem ją dzieckiembędąc witał. Może skruszy sięwe mnie kamień tęsknoty do tamtychlat bezpowrotnie utraconych,a jakże pięknych. O Boże! Jakżepięknych!21 marca. Już mamy wiosnę.Coraz śmielej poczyna sobie tanajpiękniejsza pora roku. Jeszczeniedaleko odeszła zima, jeszczechłodem dmucha, jeszcze pobieliszronem, a już niecier<strong>pl</strong>iwe moreleokryły się kwieciem, tu i ówdzieżółci się kwiat dmuchawca i trawypozieleniały. Na Litwie zaś wojskowzięło „pod opiekę" elektrownięi fabryki. Jeszcze nie padają strzały,lecz sytuacja rozwija się niepomyślnie.Wielu Polaków, którzy byli tamostatnio, mówi, że na granicy dziejąsię rzeczy przekraczające ludzkąwyobraźnię. Za połowę ceny trzebaoddawać towary do tamtejszychsklepów, a jak im zabraknie pieniędzy,to nie płacą.25 marca. Dzisiaj o wiele zimniejniż wczoraj. Ani śladu słońca. Przedchwilą żona wróciła z kościoła przynoszącwiadomość, że ksiądz wprowadzakartki na spowiedź wielkanocną.Będziemy mieli sakramentyna kartki. Mój Boże, widzisz i niegrzmisz!28 marca. Czasy przedwojenne sądaleko za nami, ale jeden z mieszkańcówwioski mile je wspomina.Mówi, że przed wojną to było życie,wystarczyło pocałować hrabinęw rękę i dała złotówkę. A teraz ktoda? Nie mówi tylko, że hrabia niewypłacał pensji.31 marca. Polska zgłasza chęćmediacji pomiędzy rządami Litwyi ZSRR, ale do tej pory, mimonacisków różnych partii i organizacji,Litwy oficjalnie nie uznała.W Wilnie natomiast spadochroniarzeradzieccy zajmują coraz to nowebudynki. Jeszcze nie giną ludzie, aleMoskwa coraz bardziej niewoli naródlitewski. W kwietniu będziemyobchodzić rocznicę zamordowaniapolskich oficerów w Katyniu i innychnieznanych miejscach. Z tejracji odbywa się u nas wiele uroczystościwspomnieniowych, a nawetmają miejsce demonstracje przedambasadą rosyjską w Warszawie.Mój ulubiony „Tygodnik Kulturalny"przemienił się w „Wokandę".Zapewne jak wiele pism upadł z powodówfinansowych.7 kwietnia. Kończy mi się tydzieńurlopu, podczas któregonapracowałem się solidnie przynaprawianiu kombajnu. Wczorajw lokalnym programie telewizji wyświetlonofilm o Marcinie Kasprzaku- socjaliście i rewolucjoniście.I tegoż Kasprzaka pomnik wczorajw Poznaniu przewrócono i wywiezionow nieznane miejsce. W piąteksejm uchwalił, że odtąd świętemnarodowym będzie 3 Maja, a niejak dotąd 22 Lipca. Sejm uchwaliłto pomimo apelu prezydenta, bytego nie czynić.14 kwietnia. Wielka Sobota, jutroWielkanoc. Piękne, radosne święto,przybrane w zieleń i kwiaty. Przeminęłynocne przymrozki, którewyrządziły niemałe szkody w sadach.Prezydent Jaruzelski wizytęw ZSRR zakończy dzisiaj w Katyniu.Związek Radziecki oficjalnieprzyznał się do wymordowaniapolskich oficerów w 1940 roku. Gdyprzed laty ktoś to w Polsce powiedział,to był szykanowany przez nasze(czy jednak na pewno nasze?)władze. I po co to robiono, skoroI i tak naród znał prawdę.15 kwietnia. Moje wczorajsze zapiskipowstały rano, a o dziesiątejruszyłem rowerem na „bory i lasy".Było ciepło, słonecznie. Suchy wiatrpołudniowy wysuszył mnie jak wiór.Kiedy przejeżdżałem duktem przezlas, przebiegły przede mną jelenie.Zrobiłem może 30 kilometrów.Mamy teraz najpiękniejszą poręroku. Kwitną grusze, tarniny, czeremchy.Gdybyż można było zatrzymaćw słowach ich odurzającyzapach. Gdybyż można?21 kwietnia. Posiadują nasze zakładowegremia związkowe i kierownicze.Dzielą premię motywacyjną,fundusz premiowy i premię eksportową.Wszystko pięknie podzielili,ale nie ma w banku pieniędzy. Litwaprzeżywa trudne dni. ZwiązekRadziecki wstrzymał dostawy ropyi gazu. Parlament litewski gotówjest zawiesić proklamowanie niepodległości.U nas zaś sąd zabroniłrozpowszechniania książki GierkaNiedokończona dekada z powoduzaskarżenia jej przez Wojciecha Żukrowskiego.Gierek nadmienił, żetak naprawdę Barwy walki napisałŻukrowski, a nie Moczar. Osobiścieteż nie wierzę, że Moczar mógłbynapisać tę książkę. A wiosnę mamychłodną i suchą. Mróz zwarzył wielekwiatów. Plony owoców zapowiadająsię wyraźnie niższe. Dopieroteraz kwitną jabłonie. Wczorajpadało, więcej gradu niż deszczu,ale zawsze to woda. Ożyły oziminy,warzywa.29 kwietnia. Nadal nie wypłacająnam premii kwartalnej. Należy sięnam też indeksacja za I kwartał.Ekonomika naszego zakładu ma sięźle. A Litwa nie ustępuje. Z powoduradzieckiej blokady gospodarczejbrakuje tam węgla, papieru,lekarstw, zamyka się zakłady pracy,jest już kilkadziesiąt tysięcy bezrobotnych,wydziela się żywność i paliwa.Zbliża się 1 Maja - ani w radiu,ani w telewizji nie ma słowa o tymświęcie. Polska powraca do czasówprzedwojennych, do kapitalizmu.I ja powracam do ustroju, w którymsię urodziłem. Będzie postępowałaprywatyzacja, jak mówią - przezkilkadziesiąt lat. A więc chyba niebędzie mi dane oglądać kapitalizmuw polskim wydaniu. Zakwitły rzepaki.Żółcą się wielkie połacie pegeerowskichpól, a nad nimi unosi sięgorzko-miodowy zapach. Zakwitłyteż jabłonie.2 maja. Wczoraj tradycyjnie od-I były się pochody. Każda organi-31


zacja tworzyła własny. Dochodziłodo bójek. Poszły w ruch petardyi butelki. W Moskwie manifestowalimieszkańcy. Domagano sięlikwidacji KPZR i wolności dlaLitwy. Wygwizdani przywódcy naczele z Gorbaczowem ostentacyjnieopuścili trybunę. Rzecz nie dopomyślenia jeszcze przed niewielulaty.3 maja. Polska od morza do morza,co drugi dzień święto - mówiąchłopaki. To prawda. Dużo wolnychdni, mała też będzie wypłata. Dyrektorza to zadbał, abyśmy przezte święta nie nabrali wstrętu dopracy i zarządził zbieranie kamienina polach w wolną sobotę. Kiedyśczytałem wiersz Steda i ani rusz niemogę go zrozumieć. Przypomniałymi się pierwsze słowa tego wiersza:Wybuchają na mostach twojeoczy / i opadają łzy i poręcze / deszczemkoliście do rzeki / O brzegi /dopełnienie poziome / i wy dzbanyna połów. Cytuję z pamięci, możewięc któreś słowo przekręciłem.Pragnę wejść, jak się wchodzi dodomu, w wyobraźnię poety i zrozumieć,co chciał przez te słowa powiedzieć.Nie mogę. Rozumiem, żebrzegi są dopełnieniem poziomym.Zgoda. Ale jak to się ma do całości?Nie wiem, dlaczego na mościewybuchają oczy? Albo te dzbanyna połów. Nie wiem. Może jeszczezacytuję: A kiedy wieczór się zbliża /pora na hymny i sprawiedliwe łupy /Zdumienie głupców / nie ma chrzestnychrodziców I Wtedy odpadają dnau dzbanów I na drugi połów. Nadalnie pojmuję całości. Można zrozumiećposzczególne frazy, lecz nierozumiem całości. Przed południempojechałem „na bory i lasy", bo najpiękniejjest zaszyć się w leśnymostępie i wsłuchiwać się w życie lasu.Usiadłem na pniu, milczę i piszę.Gruchają gołębie, brzdąkają ptaki,pomiędzy skąpymi liśćmi przeświecamajowe słońce. Wilgotna ziemiaparuje. Czegóż więcej potrzeba, bypowiedzieć - „Jestem szczęśliwy".Kłoszą się już żyta. Przywiozłembukiet konwalii.6 maja. Wczoraj do Polski przyjechałCzesław Miłosz. Dla naszejtelewizji powiedział, że jest obywatelemWielkiego Księstwa Litewskiego.Co miał na myśli? Czynową unię polsko-litewską? Jeszczeza wcześnie! Jeszcze nocami przezWilno maszerują rosyjscy żołnierze.Jadą rakiety. Na kogo te rakiety? Nabezbronnych Litwinów?8 maja. Dzisiaj dzień wypłaty.Przyniosłem do domu 506 tysięcy.Nadal nie wypłacają mi premii motywacyjnejani wyrównania z funduszupremiowego. Brak pieniędzy.Należy mi się też indeksacja zapierwszy kwartał. Nic z tego. Mamyupalne dni, w słońcu ponad czterdzieścistopni. Przyleciały jaskółkii słowiki. Nie widzę wilg, nie słyszękukułek. Jeszcze są w podróży, alejuż niedługo wypełnią radością naszelasy.12 maja. Wypłacono nam wyrównaniefunduszu premiowego.Otrzymałem 850 tysięcy, którychjuż w domu nie ma, gdyż milionsześćset daliśmy synowej na zakupzamrażarki. Wczoraj zrobiłem kilkakilometrów rowerem. Senne głogiw białych sukmanach, skąpanew słońcu, pilnują pól. Niektóre sypiąbiałymi płatkami na młody maj jakdziewczynki podczas procesji. Dzisiajmieliśmy zbierać kamienie napolach, ale nic z tego nie wyszło,bo się rozpadało. Złoto leci z nieba- jak mówią rolnicy. A już było źle,nie padało dwa tygodnie. Od parudni słychać kukułki. Sądzę, że jestw nich wiele radości z powodu powrotuw rodzinne strony, dlategorobią tyle hałasu.13 maja. Wczesny poranek. Czytamopowiadania Zukrowskiego,wydane po raz pierwszy w 1946roku. Traktują o wojnie i oboziekoncentracyjnym. Dotąd przeczytałemLotną, Przed furtą, Pozdrowienieanielskie i Kantatę. Tą krótkąformą literacką zadziwia mnieŻukrowski. Był wówczas młodympisarzem, a jak bogatym językiemprzemawiał. Jakże szerokim gościńcemtoczy się fabuła, zyskująctę szerokość poprzez odstępstwaod głównego nurtu i konsekwentnepowroty. W ten sposób narracjastaje się gęsta. Znam też późniejszeksiążki Zukrowskiego, lecz nie jestemnimi oczarowany. Wtedy było niebo lepszy.15 maja. Święta Zofija kłosy rozwija- mówiono niegdyś. Teraz przysłowiaulegają zapomnieniu. A codo kłosów, to już od dwóch tygodnioglądają świat. Jest taki piękny ptak,który oficjalnie nazywa się wilga, alew mojej młodości nikt inaczej niemówił na niego jak zofija. Powiadano:Zofija gwiżdże, będzie padało.Ostatnio, gdy byłem w lesie, słyszałemwilgę, a potem padało.25 maja. Ktoś powiedział: Ojciecniczego sobie, matka też, a synkolejarz. Ano kolejarz i pewno tengłodujący w Słupsku. Tam ukonstytuowałsię komitet strajkowy. Stojąpociągi w Gdańsku, Bydgoszczy,Toruniu, Szczecinie i innych miastachPomorza. Mówi się, że to ciospogrobowców PZPR wymierzonymłodej, demokratycznej władzyw przeddzień wyborów. Wałęsanie pojechał do Słupska mimo zaproszenia,wielce zaangażował sięnatomiast w strajk Miodowicz. Przemawiałdzisiaj w radiu i o<strong>pl</strong>uł Wałęsę.A Mazowiecki powiedział, żena temat płac nie będzie rozmawiałze strajkującymi i otrzymał brawa.Ma poparcie w narodzie. W przyszłymtygodniu wypłacą nam zaległąpremię. Sprzedali konstrukcjęwarsztatu zakupioną w ubiegłymroku. Mielibyśmy piękny warsztat,a tak go nie będzie. Otrzymałemlist od Waldemara Jóźwika z Wąglan.Sprawił uczestnikom konkursuSzukamy talentów wsi ładną niespodziankę.Zebrał wszystkie nagrodzonewiersze i wydał w jednymopasłym tomie. Kosztowało go to 16milionów. Pisze do mnie, że mogęten tom kupić. Jest w nim siedemmoich wierszy. Wczoraj pojechałypieniądze.26 maja. Od łąk niesie się zapachsiana. Pomimo wolnej soboty zwożąje tak pegeerowcy jak i chłopi.Przekwita kalina, za to dziki bezrozwinął kremowe baldachy i roznosiwokół swój zapach. Trudno miprzy tym zrozumieć, dlaczego tutejsirolnicy niszczą przydrożne drzewa,spalając ucięte gałęzie pod pniami.Te niekiedy zapalają się wówczas,a już na pewno chorują. Spotkałemdzisiaj dziesięć takich wierzb.Może rolnicy czynią tak dlatego,że w zasięgu korzeni są niższe <strong>pl</strong>ony.Bezmyślnie jednak niszczą naszkrajobraz wielkopolski.31 maja. Myślałem o Tobie,Mamo, dzisiejszej nocy. Wszakto dzisiaj właśnie mija czternastarocznica Twej śmierci. Jak ten czasleci, już czternaście lat, a ja dokładniepamiętam tamten dzień. Twojaśmierć nas ogromnie zaskoczyła,do końca sprawiałaś wrażenie zdrowej.Serce nie wytrzymało we śnie.Sądzę, że miałaś lekką śmierć. Nieczekałaś na nią cierpiąc. Daj Bożei mnie taką. Deszcz nadal nie pada,przez kraj przewalają się przymrozki.A ja mam oto przed sobą książkę,którą wydał Waldemar Jóźwik. Jejtytuł brzmi - Wąglany po żniwachw poezji. To długi tytuł i niezbyt32


udany. Jóźwik informuje mnie też,że zostałem członkiem honorowymTowarzystwa Przyjaciół Wąglan.Dzięki mu za to wyróżnienie.7 czerwca. Idąc łąką obok młodziutkiegoboru chciwie wdychałempachnące żywicą powietrze. Byłoparno. Nagle sprzed mych nóg wyfrunąłrzadko spotykany motyl. Kołowałchwilę przede mną, a potemposzybował nad młode sosenki. Niewiem, dlaczego ten niewielki motylbłękitny przypomniał mi dzieciństwo.To było jak trwające paręsekund uderzenie. Może już kiedyśtakiego motyla oglądałem i terazprzywrócił mi on na chwilę dawnąbeztroskę dziecięcą.16 czerwca. Dowiaduję się od naszegopoznańskiego prezesa Hagla,że w marcu zmarł nasz kolega StefanCebulski [ur. 1912]. Jeszcze w pierwszychdniach marca rozmawiałemz nim na spotkaniu członków zarząduoddziału STL w Pałacu Kultury.Szkoda, że mnie nie powiadomionoo pogrzebie. Teraz jestem na tymterenie jedynym piszącym, angażującymsię w życie stowarzyszenia.24 czerwca. Coraz niżej pochylająsię żytnie kłosy i żniwny zapach unosisię nad łanami. Dzisiaj Jana. Przedwielu laty, kiedy jeszcze biegałem zakółkiem po wsi, nie było mowy, bykąpać się przed tym dniem. Najpierwświęty Jan musiał poświęcićwodę. Nie mieliśmy większej wodyw okolicy Ługowin. Ot, dwa stawkiwe wsi i jeden na łące - czysty i dośćgłęboki. Podczas okupacji i jeszczepo wojnie z tego stawu w dniachwielkich mrozów wybierano grubylód, zwożono do parku i przykrywano<strong>pl</strong>ewami. Latem bryły tegolodu wkładano do basenu z wodąi chłodzono w ten sposób mleko,zapobiegając skwaszeniu.30 czerwca. Stoimy przed kolejnąpodwyżką cen. Energia zdrożejeosiemdziesiąt procent, gaz i centralneogrzewanie sto, usługi pocztowepięćdziesiąt, węgiel nie wiadomo ile.Obiecał rząd, że po kilku miesiącachodczujemy poprawę. Minęłopół roku reformy i mamy kolejnepodwyżki. Czyli coś nie wychodzi.1 lipca. Kiedy tak spoglądam namoje przeszłe lata, wydaje mi się, żeżycie niczym mnie nie zaskoczyło- przeżyłem wiele, wiele doznałemupokorzeń, upadałem, ale z uporemSyzyfa dźwigałem się, by życiebrać za rogi. Mój Boże, czy jeszczetrzymasz coś w zanadrzu i rzuciszwe mnie tak od niechcenia jak sąsiadzłym słowem? Ty dzielisz dobroi zło. Odrzuć to drugie na niebieskiśmietnik.6 lipca. Zostanie u nas odsłoniętatablica poświęcona pamięcihrabiego Adolfa Rafała Bnińskiego,zamordowanego w 1942 roku przezNiemców. Był wojewodą poznańskim[1923-1928], senatorem, a podczasokupacji niemieckiej delegatemrządu polskiego w Londyniena ziemie wcielone do III Rzeszy.Może zasłużył się jako działacz państwowy.Niestety, nic dobrego niemożna o nim powiedzieć jako o gospodarzuswych włości gułtowskich.Robotnicy nie mieli za co kupić soli,bo nie wypłacał zarobków.8 lipca. Wybuchają na mostachtwoje oczy - prześladuje mnie tenwiersz, ten niezrozumiały głos Stachuryzza grobu. Piszę te słowa stojącpośród leśnej gęstwiny. Z rzadkaodezwie się jakiś ptak. Nie to cow maju. Już nie ma tej orkiestry.Połamała skrzypce, piszczałki, mandoliny,klarnety. Już stoi w kolejcepo paszporty, już załatwia wizy, niedługoodleci na południe. Szczęśliwejdrogi! Pełni wiary będziemyczekać na jej powrót. Jesienniejew moich oczach świat. Przekwitajązioła, pobielały żyta.20 lipca. Do historii przejdzieustawa o prywatyzacji, którą uchwaliłsejm, chociaż - prawdę mówiąc- ani ja, ani nikt ze znajomych niewie, jak ta prywatyzacja będzieprzebiegała. Wczoraj też sejm podjąłuchwałę o sprzedaży alkoholuprzez całą dobę i tak powróciliśmydo europejskich zwyczajów. Ale czyto aż sejm musiał uchwałą prostować?21 lipca. Jesiennieje krajobraz.Wiosna mrozem warzyła kwiaty,a na gruszach ulęgałek dużo. Kwitniekukurydza, rozpuściła włosy.Niestety, nie ma grzybów, chociażdużo pada. Wczoraj ukończyłemczytanie książki Lesława BartelskiegoLudzie zza rzeki. Mam jąod chwili wydania w 1951 roku,a nie mogłem dotąd przeczytać.Zwyczajnie, nudziła mnie. Aleteraz nabrała innej wartości. Jestto kawałek historii. Może trochękrzywej, lecz takie nasze życie było.Krzywa była też ówczesna literatura.Tworzono walkę klas i ktoś nagrzbietach skłóconych ludzi piął siędo góry. Jakie to było idiotyczne.Ile łez jeden półgłówek uzbrojonyw ideologię marksizmu-leninizmumógł wytoczyć z ludzi, ile nieszczęśćmógł spowodować. Boże, jak sobieprzypomnę tzw. działaczy, za którychsyn albo sąsiad pisał życiorys,to głowa puchnie.Rozsypuje się Związek Radziecki.Z drugiej strony Niemcyrosną w siłę. Niedługo staną sięnajwiększym mocarstwem Europy.A jak wtedy potoczą się losy Polski?Na razie jest wszystko pięknie,bo jeszcze radzieckie wojska stojąw NRD. Jeszcze nie ma formalnegozjednoczenia. Jeszcze władze zachodnioniemieckiesypią markamiZwiązkowi Radzieckiemu. Pomocgospodarczą obiecują Polsce. Czaszjednoczenia to czas bardzo delikatny.Kohl to rozumie i wszystko jestcacy, ale po zjednoczeniu Niemcymogą Europie dyktować warunki.Może to być okres niekorzystnydla Polski, ponieważ nie wygasająw Niemczech roszczenia terytorialne.12 sierpnia. Niedziela. Nie wiem,czy dzisiaj nie poderwą nas do żniw.Wczoraj nie padało i zboże obeschło.Irak zajął Kuwejt i nie chcego opuścić, więc Amerykanie lądująw Arabii Saudyjskiej, a okręty wielukrajów świata blokują porty irackie.Mówią, że Irak ma czwartą armięświata, milion żołnierzy, ponad pięćtysięcy czołgów, samoloty, rakiety.Zbroił go Związek Radziecki, Chiny,Francja, chyba również Polskaposyłała tam swoje czołgi. Irak mau nas dług, innym krajom jest winny60 miliardów dolarów; samemuKuwejtowi 15. Podbijając go anulowałswój dług. Dobry sposób, godnynaśladowania. Ja w piątek ukopałemworek ziemniaków.14 sierpnia. Jutro jedziemy z żonądo mego brata na przyjęcie z okazji25-lecia ślubu. Pamiętam dobrze ichwesele. Byłem świadkiem na ślubie.Jaki ja wtedy byłem młody.15 sierpnia. Przez te żniwa jestemkom<strong>pl</strong>etnie rozbity fizycznie i psychicznie.Nie stać mnie na głębsząmyśl, refleksję, skojarzenie. Nie staćmnie i długo jeszcze nie powrócędo normalnego życia. Jestem wybityz rytmu, który najbardziej mi odpowiada,łączy przyjemne z pożytecznym.Ma w sobie trochę lenistwa,trochę odpoczynku i pracy, filozofiii poezji. Myślę, że na swój sposóbstwarzam sobie życie bogate.22 sierpnia. Otrzymałem przekazpieniężny na sumę 45 tysięcy złotych- tyle bowiem wynosi III nagrodaw konkursie Pocka. Sądziłem, żemoje wiersze nic nie zdobyły, nie33


przysłano mi żadnego zawiadomieniaani dy<strong>pl</strong>omu. Już pogodziłem sięz porażką. A tu masz, mam po razdrugi III nagrodę. Wczoraj podano,że Jaruzelski anulował decyzjęo przyznaniu Breżniewowi krzyżaVirtuti Militari. I słusznie. Przecieżon dla Polski niczego nie wywalczył.Wręcz przeciwnie, trzymał nas zamordę. Był naszym głównym wrogiem.25 sierpnia. Dzisiaj u nas dożynkialbo - jak się mówi - festyn.Złoży się nań mecz piłkarski, jakiśpan przez pół godziny będzie bawiłludzi wesołymi opowieściami,a wieczorem rozpocznie się zabawa.Koszt tego pokrywa PGR. DyrektorGOK proponował mi wystąpienieze swoją poezją. Odmówiłem. Tonie jest miejsce dla poezji. Wolęjakieś spotkanie, gdzie przyjdą ludziewłaśnie dla poezji, a nie popićczy się zabawić. Przypominają misię dawne dożynki w Ługowinach,zwane pospolicie wieńcem. Ile byłoradości w tej imprezie, przygotowań,zabiegów o ubiory. Dziewczynyubierały się w stroje krakowskie.Wyglądały pięknie. Dokładnie pamiętam,jak w parku za pałacemstawały przed miejscową władzą(kierownik, księgowy, włodarz,magazynier) i śpiewały: Otwierajcienam szeroko wrota I Bo ukończonaw polu robota. I Prędkośmy sięuwijali, I Podwieczorku nie jadali IAż nie skończyli, I Aż nie skończyli.Zapamiętałem też przyśpiewkę nawłodarza: Przez podwórze lecą sarny,/ Nasz włodarz jest gospodarny. / Gospodarny,dobrze rządzi / I kierownikz nim nie zbłądzi. / Oj, nie zbłądzi,bo dobrze rządzi. W niektórychzwrotkach ośmieszano adresatów,a na koniec wręczano wieńce, za cozwykle dziękował kierownik. Każdaz dziewczyn otrzymywała nagrodępieniężną. Po części oficjalnej rozpoczynałasię zabawa trwająca doświtu. Tak było po wojnie. A teraz?W ubiegłym roku w Ługowinachurządzono dożynki, lecz ludzie samimusieli składać się na orkiestrę. Niebyło też części artystycznej, czyliwieńców i przyśpiewek. Od kiedygospodarstwa rolne utraciły samodzielność,dzieje się w nich źle.Zabito w ludziach lokalny patriotyzm.29 sierpnia. Wypożyczyłem z bibliotekiksiążkę Zbigniewa NienackiegoJa, Dago z cyklu DagomeIudex. To dobry pisarz. Lubuje sięw sprośnościach jak nikt inny, alei tacy są potrzebni. Tą powieściąhistoryczną prowokuje mnie jednakdo wypowiedzi. Oczywiście głębszejanalizie nie podołam, ale swojeprzysłowiowe trzy grosze rzucę.Otóż, bohaterowie sprawiają wrażenieludzi współczesnych, o czymświadczą ich horyzonty myślowe,umiejętność analizowania sytuacjii wypowiadane dialogi. Wydajesię, że nieobca im też jest wiedzafilozoficzna. Aż trudno uwierzyć,by osiłek wychowany przez puszczęprowadził takie rozmowy. W sumie,moim zdaniem, autor nie stanął nawysokości zadania.2 września. Dzisiaj imieninyStefana. Także mojego brata. Popołudniu jedziemy z żoną do Ługowin.W nocy odrobinę padało i terazrano rzadkie mgły przesłaniają dal.Teraz, u progu jesieni, takie porankibędą czymś normalnym. Lubiętę jesienną porę: długie wieczory,poranne mgły, zimne rosy, zapachziemniaków, kopru. Lubię jesiennąciszę, tę polną i leśną, czerwonowschodzące żyta, niskie chmury.Jakże przytulne jest wtedy ciepłemieszkanie. Z jaką rozkoszą siadamnad książką czy kartką papieru, któraaż prosi, by coś pięknego napisać.Od dawna noszę w sobie zamysłnapisania kawałka prozy, ale niemogę sobie poradzić. Nie potrafięstworzyć dramaturgii utworu. Możnai to opanować, lecz zbyt wieleżycia zmarnowałem i niewiele już |zostało mi czasu na doskonalenieumiejętności. Pisząc o zmarnowanymżyciu mam na myśli bezczynnośćliteracką. Pomimo słów zniechęcających,których nie szczędziłmi Leonard Turkowski [nauczycielautora w Pławcach], a ostatniorównież Donat Niewiadomski,myśl o krótkiej formie prozatorskiejwciąż mnie prześladuje. Jest silniejszaode mnie. Nic na to nie poradzę.Czuję w sobie taką potrzebęi częściowo rekompensuję to sobiepisząc dziennik.18 września. Związek zawodowy„Solidarność" zorganizował zebranie,na którym omawiano propozycjezmian oszczędnościowych w świadczeniachna rzecz robotników. Najłatwiejjest ująć ludziom, do tegonie trzeba mieć tęgiej głowy. Ta jestpotrzebna do szukania pieniędzypoza kieszenią robotnika. Zajęto siępremią motywacyjną, odpłatnościąza mieszkania, zwrotem kosztówdowozu gazu, dotacją do stołówek,nagrodami jubileuszowymi. Kiedysłuchałem ugodowego wystąpieniaprzewodniczącego „Solidarności",szlag mnie trafił i zabrałem głos.Teraz żałuję, że tam poszedłem.A kiedy wychodziłem z domu, żonaostrzegała, bym się nie odzywał. Łatwojej mówić. Milczenie jest ponadmoje siły.28 września. Rozpoczęło sięu nas wielkie oszczędzanie. Zawieszasię wypłacanie premii eksportowej,dodatki funkcyjne i świadczeniadla kobiet na urlopach wychowawczych,wprowadza pełnąodpłatność za obiady. Ograniczadodatki za staż pracy. Szkoda, że niebyłem na mszy polowej koło kapiiczki-świątka,ponieważ recytowanomój wiersz napisany na tę uroczystość.Ukazała się książka wydanaprzez PGR, w której zamieszczonourywek mego dziennika z konkursuJeden miesiąc mojego życia.6 października. Wczoraj odbyłosię posiedzenie rady pracowniczej.Podobno od nowego roku, kto maprzepracowane 40 lat, może iść naemeryturę. Skorzystam z tej możliwości.Moja emerytura ma wynosićmilion sto tysięcy złotych.23 października. Byłem wczorajw GOK-u na wieczorze poświęconymIgnacemu Prądzyńskiemu, któryurodził się w położonych w naszejgminie Sannikach [1792]. Przyjechałajego krewna oraz dyrektorKanału Augustowskiego, który generał<strong>pl</strong>anował i częściowo budował.Ta wspaniała budowla funkcjonujedo dziś.17 listopada. Rolnicy zablokowalicukrownię w Środzie. Płaci onanajmniej za buraki. Blokowali dwadni i dwie noce. Uzyskali za każdąsprzedaną tonę buraków dwakilogramy cukru. My pegeerowcyi tak nic z tego nie będziemy mieli,chociaż traktory naszego kombinatubrały udział w blokadzie. Jeszcze niewiem, któremu kandydatowi na prezydentadam kreskę. Wiem, że niebędę głosować na Tymińskiego, Moczulskiego,Bartoszcze, Cimoszewicza.Pozostają Wałęsa i Mazowiecki.Wałęsa to choleryk, może zrobićwiele złego. Mazowiecki to marazm.Do niedzieli się zdecyduję.22 listopada. Trwa potyczka międzyTymińskim a Mazowieckim.Tymiński oskarżył Mazowieckiegoo zdradę interesów narodowych,wyprzedaż za bezcen zakładów pracy.Zdenerwował się Mazowieckii zamierza wytoczyć Tymińskiemuproces.34


25 listopada. Dałem kreskę Wałęsie.Niech rządzi, niech pokażeinteligencji, że nie zawsze liczą sięszkoły, że bez szkół też ludzie są mądrzy,jeśli mądrości w życiu szukają.Na posiedzeniu naszego oddziałuSTL w Poznaniu zaproponowałem,aby w Rożnowie, gdzie mieszkałi został pochowany Stefan Cebulski,urządzić wieczór pamięci. Ale w tejchwili wszystko rozbija się o brakpieniędzy. Na poznańskich murachjest dużo <strong>pl</strong>akatów, nawołującychdo głosowania na Mazowieckiegoi dużo z nich jest zniszczonych.Plakatów Wałęsy jest zdecydowaniemniej, lecz są w lepszym stanie.Spotkałem też napis: Wałęsa zdajmaturę! Dziwnie wielką wagę przykładasię w Polsce do wykształcenia.Śmieszy to cudzoziemców.27 listopada. Do drugiej rundyprzechodzą Wałęsa i mieszkającyw Kanadzie Tymiński, o którymmówiono, że wskutek chorobyumysłowej nie został powołany dowojska. Mazowiecki wkurzył sięi zgłosił dymisję swego gabinetu.Jeszcze nie wybrano prezydenta,a on już wyprzedza zdarzenia. Sądziłem,że dorówna czasom, w którychwypadło mu być premierem.Myliłem się. Z kolei Tymiński toczłowiek małej miary. Dostrzegamjego nieporadność i tuzinkowyumysł. Gdzie ludzie mają rozum?Wczoraj na Śląsku noszono go naramionach.28 listopada. Pozostało mi jeszczejedenaście dni pracy. Potem urlop,a po urlopie emerytura. Chyba nicsię nie zmieni w tej materii. Oby!11 grudnia. Już mamy nowegoprezydenta. Na razie elekta. Zostałnim Wałęsa. Pojechał na JasnąGórę, podziękować Maryi Pannie zaszczęśliwe wybory. Przed świętymobrazem przysięgał służyć narodowi,wszystkich równo traktować,strzec suwerenności Polski. Tak midopomóż Bóg - zakończył. To piękne,działa na ludzi jak narkotyk.19 grudnia. Zbliża się koniecroku, a po drodze Wigilia i BożeNarodzenie. Spędzimy je w domuz synami, synowymi, wnukami.To ma swój urok. Odkąd Zbyszekpowędrował do Wrześni, czuję sięsamotny, zagubiony w swej samotności.Nieraz chciałbym pójść doZbyszka jak dawniej, ale nie mogę,bo do Wrześni daleko. Od paru dnisiedzę w domu, wykorzystuję przedemerytalnyurlop. Trzeba przystosowaćsię do nowej sytuacji, bez resztyoddać się swoim zainteresowaniom.Pochmurno dzisiaj. Dwa stopniemrozu. Trochę poprószyło śniegiem.Koło Gospodyń Wiejskichurządza pokaz dań wigilijnych i wieczórwigilijny. Myślę, że to ostatniawieczerza, którą organizuje żona.Po prostu rezygnuje z funkcji przewodniczącej.22 grudnia. Dzisiaj rano minęłomi 55 lat. Dzień był bogaty w wydarzenia.Zaprzysiężony został LechWałęsa, w którego intencji prymasJózef Glemp celebrował mszę świętą.W uroczystości nie uczestniczyłustępujący prezydent, więc insygniaotrzymał Wałęsa od ostatniego prezydentaRP na emigracji RyszardaKaczorowskiego. Do końca rokumiał się ukazać tom poezji, przygotowanyprzez Klub Literacki przyPałacu Kultury w Poznaniu. Miał,ale go nie widać. Nie wiem nawet,które moje wiersze w nim zamieszczono.26 grudnia. Drugi dzień Gwiazdkiprzebiega spokojnie. Wczoraj bylisynowie z rodzinami. Zjedliśmywspólnie obiad. Pewnie dzisiaj zaświecisłońce. We wsi nic nowego siędzieje. W październiku napisałemopowiadanie Mleczarek, które zamierzamposłać na konkurs.28 grudnia. Siedzę w domu drugitydzień i nie wiem, co ze sobą zrobić.Bezczynność wykończy mnie.Dużo czytam, piszę, pomagamżonie. I tym kończę ten rok. Dozobaczenia w nowym!Wybór i opracowaniena podstawie rękopisu:Donat NiewiadomskiMARIADrogaTOMASIKKRYSTYNAPoezja jak z nutWINIARCZYKDroga - kamienie i kurz.Tłumy, krzyki - świst żołnierskiego bata.I On! - Zbolały, skrwawiony,dźwiga drzewo, upada i wstaje,wzrokiem szuka Ciebie,byś pomógł jak Szymon.Patrzy i nie znajduje tych,za których skazany.Nie przyszli, nie uwierzyli -wybacz im Panie.A ja idę za Tobą z daleka,na krańcu drogichciałabym pomóc,lecz brak mi odwagi,boję się śmiechu i drwiny,a Ty upadasz za moje winy.Przebacz mi Panie,daj siły, bym pomogła Ci jak bratu,i swój krzyż niosła obok Ciebie.Proszę: zrób mi miejsce- jak łotrowi - w Niebie.Swoją poezję z sercaJak z nut czytamTylko słońce wschodziJuż za ołówek chwytamCzęsto siedzę w ukryciu samotnieNa papier przelewam żale sweMyśli rozrzucone w linijki zbieramSny piękne w strofy układamCiche łkanie wiatru słyszęOn mi zawsze wieści niesieOn czaruje swoim tchnieniemŁagodnie policzki me pieściPiszę wiersze żebym mogłaCoś od siebie światu daćBo jedynie ta kartka i ołówekMogą się mym ukojeniem stać


WIEŚ WEWSPOMNIENIACHTADEUSZ SOPELZ lat dziecinnychTadeusz Sopel urodził się 28 marca 1928 roku w Orzechowcach (dziś woj. podkarpackie,pow. przemyski, gmina Żurawica) w wielodzietnej rodzinie Jana i Katarzyny z domu Pilawa.Z zawodu jest krawcem. Uczył się w Przemyślu, a następnie w Krakowie w szkołach dla pracujących:w Gimnazjum i Liceum im. Nowodworskiego. Świadectwo dojrzałości uzyskał w 1965roku, kończąc Liceum Ogólnokształcącego dla Dorosłych w Przemyślu. Pracował w prywatnychi państwowych pracowniach krawieckich i kuśnierskich w Przemyślu (1945-1955), w PolskimTowarzystwie Turystyczno-Krajoznawczym (1955-1956), w Przedsiębiorstwie UpowszechnianiaPrasy i Książki „Ruch" (1956-1957). W latach 1962-1990 prowadził własne gospodarstwo sadowniczew Orzechowcach. Pracę zawodową ukoronował sprawowany przez niego urząd wójtagminy Żurawica (1990-1993). Od 1993 T. Sopel jest na emeryturze.Znaczne są jego zasługi w pracy na rzecz przemyskiej „Solidarności" Rolników Indywidualnychjuż od stycznia 1981 roku, uhonorowane w 2008 Krzyżem Kawalerskim Orderu OdrodzeniaPolski. Od 1989 T. Sopel był działaczem związkowy na terenie Gminy Żurawica, był delegatem naKrajowy Zjazd Założycielski „S" Rl w Warszawie. Od 1989 pracował w wojewódzkim KomitecieObywatelskim „Solidarność" w Przemyślu i organizował spotkania z kandydatami na posłówi senatorów. Ten ważki rozdział swego życia i historii Polski zamknął publikacją Niezależnyruch chłopski „Solidarność" w Polsce południowo-wschodniej w latach 1980-1989. Dokumenty,wspomnienia, refleksje, Południowo-Wschodni Instytut Naukowy, Przemyśl 2000, 262 s. Cieszysię ona należną uwagą czytelników, bibliotek i archiwów w kraju i za granicą.T. Sopel dziś mieszka w Przemyślu. Nie ustaje w pisaniu. Przygotował drugą książkę, Rozliczeniaz przeszłością. Wspomnienia - refleksje. Opatrzona dokumentacją fotograficzną, oczekujena druk. Tym razem T. Sopel skupił się na swoim życiu i dziejach rodziny, odwołując sięciągle do znacznego kontekstu historycznego. Odzwierciedlają to tytuły rozdziałów jego książki,w maszynopisie liczącej 550 stron: Dzieje mojej rodziny. Drohobyczka, Lata dziecinne i młodość,Przeprowadzka do Przemyśla, Krakowskie wydarzenia - lata nauki i pracy w Krakowie, Powrótdo Przemyśla, Spełnione marzenia o sadownictwie, Powstanie „Solidarności", Moje wójtowanieoraz Boye z chorobą Basedowa.Prezentowane fragmenty prozy pochodzą z rozdziału Lata dziecinne. Nawiasami kwadratowymizaznaczono ingerencje redaktora w strukturę tekstu. Wprowadzono też drobne acz niezbędnezmiany stylistyczne oraz interpunkcyjne. (KS)Rok 1928, wspominali starzy mieszkańcy tych stron,jako zimę stulecia. Siarczyste mrozy, pobiły wszelkieznane dotychczas spadki temperatur. Najstarsi ludzienie pamiętali, by za ich życia podobne mrozy kiedykolwiekmiały miejsce. Nocami z sadów - gdy temperaturyosiągały najniższy poziom - dobiegały tak głośne trzaski,jakby to były wystrzały karabinowe. [...] A śniegównapadało tak obficie, że gospodarze byli zmuszenido przekopywania tuneli z mieszkania do studni, byzaczerpnąć wody dla siebie i bydła [...] na dojście doobór i stodół, by nakarmić posiadaną w gospodarstwietrzodę domową. [...]W tym też roku, w księdze urodzeń i chrztóww parafii kościoła rzymsko-katolickiego w Ujkowicachwpisano, że w dniu 28 marca w Orzechowcach,w rodzinie Jana So<strong>pl</strong>a i Katarzyny z domu Pilawa,przybył nowy członek rodziny, chłopiec. W tej rodziniebyły to już trzynaste urodziny dziecka, ale z żyjącychbyła to jedynie piąta osoba. Pozostali schodzili z tegoświata w różnym wieku i w różnych okolicznościach.Nowonarodzony otrzymał imię Tadeusz. Było onow tamtych latach dość pospolite i często nadawanechłopcom. Po wielu latach rozpowszechniono toimię, związane z ostatnim obrońcą niepodległościRzeczypospolitej, przywódcą Insurekcji, TadeuszemKościuszką. Wpływ na rozpowszechnienie tego imieniamiał również wielki wieszcz narodu Adam Mickiewicz,którego epopeja narodowa Pan Tadeusz przeżywałaokres popularności.Na wsi na chrzestnych dla swoich dzieci starano sięzapraszać przeważnie osoby odznaczające się majętnościąw środowisku wiejskim lub piastujące poważanespołecznie stanowiska. Liczono przy tym na to, że takieosoby swoim chrześniakom wręczą odpowiednie doswej pozycji prezenty zwane „krzyżmo". Powszechnieobowiązujący zwyczaj nie dopuszczał możliwości odmowyprzy zaproszeniu na chrzestnego. Wierzono przytym, że chrześniak odziedziczy po swoich rodzicachchrzestnych ich walory i zdolności. [...]Dla mojej osoby poproszono na chrzestnych JózefaChominę z Orzechowiec - wójta gminy zbiorowej,mającej siedzibę w tej wsi, oraz z sąsiedniej wioski36


Hnatkowice - Zofię Chruszczyk. Oboje cieszyli sięuznaniem w swoim środowisku. Ludzie zamożniejsibyli tak często zapraszani na chrzestnych, że poza ceremoniąchrztu w późniejszym okresie nie pamiętaliwszystkich swoich chrzestnych [...]. W moim przypadku,po wielu latach wierzenia odnośnie chrzestnych dopewnego stopnia się spełniły. Dane mi było w przyszłości,piastowanie urzędu wójta w dużej gminie. Drogado tego była jednak bardzo długa i usłana znacznymwysiłkiem i zmianami losu.Czy moje przyjście na świat, sprawiło rodzicomradość? Mam sporo wąt<strong>pl</strong>iwości na podstawie obserwacjiżycia w mojej rodzinie, wyłączając Matkę, którazawsze obdarza miłością swoje dziecko, bez względu nasytuację w rodzinie. Dla ojca przybywała jeszcze jednakolejna gęba do wyżywienia, z której przez wiele lat,nim podrośnie, nie będzie pożytku. [...]Nie było mi pisane, cieszyć się zbyt długo miłościąwłasnej Matki. Niedługo po moim urodzeniu zaczęłapoważnie chorować i z tej choroby już nigdy nie powróciłado zdrowia. Po latach ojciec poinformowałmnie, że po długiej chorobie moja Matka zmarła nasuchoty. Tak określano wtedy tę chorobę, zbierającąobfite żniwo, i do dziś jest jeszcze nadal groźna, [dziśznana jako] gruźlica płuc. Diagnozę oczywiście postawionow oparciu o własną obserwację postępującegowyniszczenia ciała chorej osoby. Nigdy nie zasięganoporady u lekarza, który postawiłby właściwą diagnozęi zalecił jakiś sensowny sposób leczenia. Wiadomodziś, że nie było w tamtych latach skutecznych antybiotykówi znanych w środowisku wiejskim innych,[może] mniej skutecznych, jednak pomocnych formleczenia gruźlicy. W środowiskach wiejskich naweti tych skromnych wtedy możliwości nie znano. Jak miopowiadano, leczenie gruźlicy polegało na podawaniuwina. Mogę się domyślać, że w tym okresie równieżleczono gruźlicę smalcem wytapianym z psiego tłuszczu.[...]Matka moja, umierała całkowicie przytomnie. Gdyprzeczuwała już swój bliski zgon, pożegnała się pokolei z domownikami. Przed swoją śmiercią miałajakąś trudną do wyjaśnienia wizję, co czeka jej dzieciw przyszłości. Najstarszej Walerii przepowiedziałaprzedmałżeńskie dziecko. Następnej z kolei Annie, żeniedługo będzie sierotą. Nie ojciec nie wspominał, comoja Matka miała do przekazania mojemu starszemubratu Stanisławowi. Na zakończenie poprosiła: „podajciemi dziecko". Gdy tylko znalazłem się przy Mamie,w jej ramionach, wtedy obydwiema dłońmi chwyciłamnie za szyję, by mnie udusić i zabrać ze sobą na tamtenświat. W swoim wizjonerskim olśnieniu nie chciałamnie samego bez swojej miłości i opieki zostawić natym świecie. Ojciec wspominał, że z trudem udało sięmu wyrwać mnie z jej rąk. Niedługo po tym wydarzeniuMatka na zawsze zamknęła swoje oczy.W 1929 r. w Orzechowcach nie było jeszcze cmentarzarzymsko-katolickiego. Matkę moją pochowanona starym cmentarzu grecko-katolickim. Dzień pogrzebubył ostatnim dniem, w którym ojciec był nagrobie swojej żony i naszej Matki. Nigdy jej grobunie odwiedzał! Nie był w stanie przekazać nam, gdziei który to grób na tym niewielkim cmentarzu wiejskim.Dziś, gdy Ukraińcy zostali przesiedleni na Wschód,cmentarz ten jest całkowicie opuszczony, zaniedbanyi zarośnięty. [...]Pierwsze obrazy, które zapamiętałem, wydarzyłysię w 1931 r. jesienią. Miałem wtedy - jak mogę dziśobliczyć - trzy i pół roku. W moich oczach zachował sięobraz, jakby to wydarzyło się dopiero wczoraj. Jestemw domu swojej cioci Zosi, wśród siostrzenic - choćwyglądu ich twarzy z tego okresu nie zapamiętałem.Chciałem iść do swego domu, one jednak przez całyczas na to mi nie pozwalały. Ciągle zatrzymywały mniepod różnymi pretekstami, gdy próbowałem opuścićich dom. Wykorzystałem jakiś moment, gdy odwróciłyuwagę od mojej osoby. Wybiegłem z ich domui pędem dobiegłem, „gdzie winien znajdować się naszdom. Domu już nie było". A w tym miejscu, gdzie onuprzednio stał, zobaczyłem sporą górkę żarzącegosię jeszcze ognia po spalonym domu. Był to dla mnieprzerażający widok! W tym momencie uświadomiłemsobie, że nie ma już domu, do którego mógłbympowrócić. [...]Po dwóch miesiącach kolejne wydarzenie, którepamiętam, wydarzyło się w czasie, gdy mieszkaliśmyu sąsiadów za górką, oddalonym od naszego spalonegodomu około pół kilometra. Jesteśmy, to jest jai starszy mój brat Stanisław, w ich domu. Stanisławopiekuje się najmłodszym naszym bratem przyrodnimJózefem. Widzę scenę, jak nosi go na swoim ramieniu,jakby to był jakiś snopek słomy. Widocznie inny sposóbnoszenia rocznego już dziecka na rękach przerastałjego jeszcze zbyt wątłe siły. Są z nami jeszcze dwajsynowie gospodarzy, którzy udzielili nam schronieniajako pogorzelcom, mimo że dom gościnnych sąsiadów,nie zaliczał się do dużych. Był to jednak najbliżej położonysąsiedni dom, składający się z pokoju i kuchni.Do spania nasza pięcioosobowa rodzina układała sięw kuchni. U sąsiadów w tym okresie również byłopięć osób, dysponujących pokojem. Jak rozwiązywanoproblem wspólnej kuchni do gotowania, tego już niepamiętam. Ojciec w tym czasie prawie stale przebywałpoza domem. W pożarze, który zaskoczył rodzicóww nocy podczas snu - oprócz własnego życia i bydła- utracili cały swój dobytek. By przeżyć do następnychzbiorów, ojciec był zmuszony do prowadzenia kwestyw okolicznych wioskach dla zebrania paszy dla bydłajak również zboża dla utrzymania przy życiu swojejrodziny. W tamtych latach ogólnej biedy społeczeństwawiejskiego także odszkodowania z ubezpieczenia zautracone mienie nie było wystarczające do przeżyciai odbudowy utraconego domu. Pogorzelec kwestował,zaopatrzony w odpowiednie zaświadczenia od swegoproboszcza, które potwierdzały doznane nieszczęście.Taka forma kwestowania utrzymała się powszechniejeszcze po drugiej wojnie światowej, do końca lat czterdziestych.W okresie naszych dziecięcych lat, zabawki byłyczymś wyjątkowym na wsi. Dzieci, we własnym zakresiezmuszone były do wymyślania sposobów wypełnianiadłużącego się czasu. Latem nie było problemu, gdy przypomocy różnych roślin i kwiatów możliwe były różnesposoby zabawy na polu. Najczęściej dzieci bawiłysię w sklep, gdy różne - najczęściej kwiaty - udawałyproste towary. Jesienią i zimą takie zabawy były nie dopomyślenia. W taki właśnie jesienny dzień, gdy na polubyło zimno, zacząłem się bawić przelewaniem naftyz blaszanej bańki do lampy naftowej gospodarzy. Byłoto udawanie zabawy w sklep, w którym sprzedawanonaftę. Przyłapany na tej zabawie przez gospodynię37


domu, otrzymałem za to lanie. Do tej pory nikt mnienie bił, bo byłem za mały na to, by coś psocić na złośćlub nie wykonywać poleconych czynności. Otrzymanąkarą poczułem się tak dotknięty, że opuściłem nieprzyjaznymi dom, by poszukać sobie schronienia bardziejprzyjaznego. Poszedłem na miejsce, gdzie uprzednioznajdował się nasz dom.Po dawnym spalonym domu, a raczej koło tegodomu była piwniczka, w której w dziecinnej naiwnościchciałem zamieszkać. Była wykopana w niewielkiejskarpie koło dawnego domu i była zamknięta. [...]Przed właściwymi drzwiami do piwniczki był jeszczeprzedsionek [...] o wymiarach jeden metr długości i dwametry szerokości. Miałem zamiar pozostać tam na stałe.By miejsce to przystosować do spania, zacząłem zbieraćna polach resztki ździebeł słomy i łęty pozostałe powykopanych ziemniakach, było tego o tej porze rokuniewiele. Przy tej czynności napotkała mnie obecnażona ojca, którą od tego miejsca będę stale nazywałmatką przez małe „m" dla odróżnienia, o której matcemówię. Nazwa macocha zawsze jest kojarzona ze złąkobietą dla swoich pasierbów. Ona nie była zła. Starałasię zawsze być sprawiedliwa. Jeśli cierpieliśmy niedostatek,to wszyscy jednakowo włącznie z nią. Wielokrotniewspominała, że w swoim dzieciństwie, gdy miała pięćlat, została półsierotą i po śmierci jej mamy jej ojciecwprowadził do domu drugą żonę, która właściwej matkizastąpić dla niej nie umiała.Zabrała mnie z powrotem do domu sąsiadów. Ponaszym powrocie wybuchła awantura między mojąmatką i sąsiadką. Poszło o to, że nikt jej nie dał prawado bicia nie swoich dzieci. Nawet gdyby wyrządziłyjakąś szkodę - podkreślała - to za czyny nieletnichdzieci najpierw odpowiadają ich prawni opiekunowiei to tylko do nich należy decyzja, czy dziecko trzebaukarać i jak ukarać. Pamiętam jeszcze taki argumentwysunięty przez matkę: „was brzuch na to dziecko niebolał, więc nie macie prawa go bić. Jeśli dziecko wyrządziłojakąś szkodę, należy wystąpić o naprawienieszkody do jego opiekunów". [...]W następnym roku 1932, wraz z nadejściem wiosny,zaczęto budowę naszego nowego domu. Tym razem,miał to już być dom murowany - co prawda tylkoz pustaków - ale to już nie dom budowany z drzewa,który w czasie pożaru zostaje całkowicie unicestwiony.Pierwszą czynnością, jaką wykonano przed rozpoczęciemwłaściwej budowy, to sklecona z desek szopa,w której matka gotowała pożywienie dla pracującychrobotników przy budowie w czasie dnia, a nocą służyłanam za sypialnię, mimo że szparami między deskamiprześwitywało słońce i hulał wiatr. Pamiętam jedendzień, gdy rozszalała się wiosenna ulewa i przez środektego „pałacu" zaczął przepływać strumień wodydeszczowej. W czasie tej ulewy ojciec musiał wybiec nazewnątrz, by na poczekaniu przekopać rowek, którymspływająca z pola woda została tak skierowana, byopływać naszą prowizoryczną siedzibę. Dalsze szczegóływ trakcie budowy nie utkwiły w mojej pamięci.Obrazy z prac budowlanych i pracujących osób, przesuwająsię w mej pamięci wyrywkowo, jakby w jakiejśmgle.Wybór i opracowanie na podstawieKatarzyna Smykrękopisu:JANINA KARASIUKZ dawnych lat na PodlasiuAle sie na tym świecie pozmieniało. I to kiedy? Zdajesie, że człowiek jeszcze nie taki stary, bo ledwo sześćdziesiątkeskończył, a j|uż tyle pamięta, że książke możnanapisać. Niby wszystko takie samo, lecz jakże inne.Inne miesiące, choć tak samo sie nazywajo, ale inaczejprzebiegajo. Inne roboty polowe, a niektóre to całkiemzanikli i nie wiedzieć, czy jeszcze kiedyś powróco. I jaktu dziś wytłumaczyć wnukom, co to takiego omłoty.Rozdziawiajo tylko gęby ze zdziwienia i pytajo sie: „A nielepiej było kombajnem". Jak ich przekonać, że kiedyśna wsi musowo było cepami na klepisku obijać każdysnopek, a troche później to już maszyno „targałko" zdobywanoziarno na chleb, który w każdym domu piekłosie raz w tygodniu w piecu chlebowym. A jadło sie godo ostatniego kawałka, choć już nieraz <strong>pl</strong>eśnio zakwitał.I szanować należało każdy okruszek, a jak czasem jakiśupadł na podłogie, to trza było go podnieść i pocałować.A każdy zaczynany bochen musiał być nakreślony znakiemkrzyża świętego, bo inaczej to grzech. A bojeli siekiedyś ludzie grzechu, oj bojeli, nie tak jak dziś.Tera sie wszystko pozmieniało. Nowe domy sie budujoz centralnym ogrzewaniem, z wodo w kranach,to i zbędne sie zrobili studnie na podwórzach, bezktórych dawniej żadne gospodarstwo nie mogło istnieć.Nie piecze sie tera chleba w domach, to i nie ma jużchlebowych pieców ani glinianych kominów, na którychsuszyło sie grzyby na zime albo ziarka z dyni, co tonajsmaczniejsze byli ususzone na blasze i troche posolone.Taki gliniany komin musiał być w każdej kuchni,a ta była najważniejszym miejscem w wiejskim domu.Szczególnie zimo całe dnie i długie wieczory spędzałosie tam z liczno rodzino. W kuchni można było posiedzieć,odpocząć, przy ciepłym piecu wykonać różneprace, takie jak łatanie worków, wy<strong>pl</strong>atanie koszy czyrobienie mioteł. W niej też sie jadło, spało i prało, dzieciodrabiali lekcje przy lampie naftowej i przyjmowało siesąsiadów. A wtedy ludzie do siebie częściej przychodzili,rozmawiali, radzili sie i było wesoło.Inaczej jest tera. Ludzie inne sie zrobili, nie tylkomłode, stare też sie pozmieniali. Już nie młóco cepamicałe zime snopków ani lnu nie obrabiajo, tylko siedzoprzed telewizorami, seriale oglądajo i jakie inne głupoty,a młode to przy komputerach dnie i wieczoryspędzajo. Nikt nawet z chałupy nie wychodzi, choćbyi do sąsiada, żeby pogwarzyć wieczorem, bo sąsiad teżw telewizor wpatrzony.38


A kiedyś bywało, jak tylko minęli Godne Świętai Trzech Króli, to styczeń na wsi upływał na „chodzeniuz roboto". Nazywano to też prządkami lub wieczorkami.Kobiety robili na drutach swetry z owczej wełny alboskarpety czy rękawiczki dla domowników, młodsze zaśi panny wyszywali lub haftowali obrusy i serwetki, alenajczęściej czas upływał na przędzeniu lnu. Kobiety sieschodzili z tzw. kółkiem, czyli kołowrotkiem - każdegodnia do innego domu i tam przędli te swoje kądzielelniane albo i konopne. Bo trza tu powiedzieć, że konopieteż sie uprawiało, głównie na worki, płachty,sienniki i torby na obrok, co sie ich potem koniowi nałeb czepiało.Każda gospodyni, u której mieli być nazajutrz prządki,starała się na ten dzień przygotować jakiś poczęstunek.Zaraz po świętach to było pół biedy, bo jeszczekiełbasa świąteczna i <strong>pl</strong>acek sie znalazł, ale później trzabyło nowe jadło szykować i to takie lepsze, nie tak jakdla siebie na co dzień. Najczęściej to smażyli pączkialbo racuchy. Częściej jednak racuchy, bo pączki niezawsze sie udawali, jako że w chałupach zawsze z ranabyło zimno, a ciasto nie chciało rosnąć w zimnie. I niepomagało wstawianie go pod pierzynę, przy nogachśpiących domowników, nie rosło i już. No to z takiegociasta nijak dobre pączki nie wyszli, najwyżej jakieśpopękane kostropańce. Gotowali też kapustę z mięsemalbo robili z rozmaitym nadzieniem parowańce, którepóźniej maczało sie w „tłustości", czyli w usmażonejsłoninie, Jak sie przez wieś szło z rana, to wiadomobyło, gdzie dziś bedo prządki, bo takie zapachy sierozchodzili na drodze, że aż w nosie kręciło.Sąsiadki schodzili sie każda ogarnięta jak na jarmarki rozpoczynało sie furkotanie i skrzypienie kółek,a paździory i kłaki opadali na wyszorowane podłogidrewniane. Praca szła wartko. Ubywało kądzieli, przybywałonici na szpulce. Śmiechów i żartów było przytym co niemiara, a i docinków, kawałów i wieści niebrakowało. Wiadome sie stawało, czyja panna spodziewasie dziecka, kto do kogo sie zaleca i tylko patrzećjak da na zapowiedzi, która teściowa nie lubi synoweji czyj chłop pije albo babe leje.Ale nie tylko o takich sprawach sie gadało. Byli teżinne tematy, co zapadli głęboko w pamięć i nijak niemożna sie ich pozbyć. Gdy nadchodził zmrok i zapalanonaftowe lampy, zaczynali-sie schodzić chłopy, każdyniby to po swoje kobietę, ale przede wszystkim, żebytrochę pożartować, pogadać, postraszyć, no i pogościćsie.Najgorsze to było straszenie. I to nie tylko dla lękliwychkobiet, co to aż sie żegnali podczas dziwnychopowiadań, ale przede wszystkim dla małych dzieci.Nikt sie nie przejmował, co przeżywa dziecko, słuchającopowieści o zmorach czy duchach. Wiem todobrze, bo nieraz musiałam słuchać, jak to umarłamatka przychodziła o północy do swego płaczącegogłośno małego dziecka i dotąd je kołysała, aż zasnęło.A potem drzwi zaskrzypieli i rozlegały sie kroki odchodzącejmatki. I tak co noc umarła matka przychodziłado swego dziecka.Albo opowiadano też, jak pokutująca dusza jakiegośnieboszczyka jęczała każdej nocy na strychu domu lubchodziła po obejściu zakuta w łańcuchy, co brzęczeliniemiłosiernie głośno. Czasem też taka dusza stukałalub zaglądała do okna. I co dziecko miało robićwszystko to słysząc. Spoconemu ze strachu jak myszpodnosił sie włos w ciemnej izbie. Przykrywało sie więcna głowę pierzyno i bojało sie nosa wysadzić, żeby jejakiś duch albo zmora nie złapała. A jak wicher nadworze okiennicami stukał, to strach urastał wprostdo nieopisanych rozmiarów.Opowiadano sobie te różne dziwne historie, w któreczęsto wierzono, żeby wieczór prędzej upływał, a i robotaze strachu lepiej szła. Wymieniano też gospodarskiedoświadczenia i tak powoli upływali styczniowewieczory na prządkach.Od tamtych czasów minęło wiele lat. Dziś nikt prządeknie urządza - zanikli całkowicie, bo ani lnu anikonopi już sie nie sieje. Gospodarze nie hodujo teżowiec, to i wełny sie nie przędzie na kilimy, które kiedyśobowiązkowo w każdej chałupie musieli być, żeby- jak ksiądz przychodził po kolędzie albo jak w domuodbywała sie „zmianka" (modlitwy sióstr różańcowych)- było czym łóżka poprzykrywać. Dziś to sie narzutoz rynku nakrywa albo jako kapo, a kiedyś musieli byćwełniane kilimy, które sie tkało na domowych krosnach,potem zaś składało do kufra czy skrzyni i przechowywałowiele lat. Czasem takie kilimy przechodziliz pokolenia na pokolenie. Dawano je we wianie córkomalbo wnuczkom wychodzącym za mąż, bo każda pannamusiała mieć odpowiednie wyprawę: kilimy, poduszkipuchowe, pierzynę, obrusy ręcznie haftowane z lnianegopłótna, ręczniki lniane z wyszywanymi wzorkami,pościel z lnu, no i bluzki haftowane lub wyszywaneozdobnie kolorowymi nićmi, zapaski (fartuszki) orazspódnice robione na krosnach, tzw. samodziałówki. Nato wszystko potrzeba było dużo czasu, pracy i wysiłku,i to wielu osób.A potem, zrazu powoli, po czym coraz szybciej,dawne zwyczaje i zajęcia zaczęli zanikać, aż i całkiemzanikli. Nie pasowali bowiem nijak do obecnego świata,do oszalałego pośpiechu, który dyktuje dzisiejszeżycie.Oj, pogubił sie ten świat, pogubił, a i człowiek siew nim za<strong>pl</strong>ątał. I nie zawsze jest mu dobrze z tymrozwojem techniki. Czasem chciałby uciec przed jejwszechwładnym zasięgiem, przed jazgotem mediówi wzrostem stopy życiowej. Zwłaszcza wiejskiemu, prostemuczłowiekowi, tęskno do dawnych, spokojnych lat,do zachowań i zwyczajów wyniesionych z rodzinnejchałupy pod strzechą.FRASZKIZDZISŁAWA PURCHAŁYZ woli luduZ woli ludu jest on w sejmie,lecz czy jaki trud podejmie.KłamcaJeżeli kłamca ma twarz anioła,to kłamstwo w prawdęprzemienić zdoła.Na dłoniachTen, kto odciski ma na dłoniach,haruje ciężej od konia.


PAWEŁ ONOCHINCzesława Lewandowska -ostrołęczanka na medalSpośród licznego grona twórczyń ludowych działającychobecnie na Kurpiach, Czesława Lewandowskawyróżnia się niebywałą wszechstronnością i niespożytąenergią, którą przekłada na pracę popularyzatorską. Gotowado działania bez względu na trudności i koniecznezaangażowanie. Aktywna, energiczna, medialna, pogodnai życzliwa - to najczęściej pojawiające się określeniaopisujące przymioty charakteru Pani Czesławy.Czesława Lewandowska urodziła się 3 maja 1953roku we wsi Wejdo, gm. Łyse, obecnie mieszka w Ostrołęce.Pochodzi z rodziny chłopskiej. Zamiłowaniedo tradycyjnej sztuki regionu oraz umiejętności wykonywaniakoronek i haftu kurpiowskiego przejęła odbabci Aleksandry Krawczyk oraz od matki - Władysławy.Specjalizuje się również w <strong>pl</strong>astyce obrzędowej,a mianowicie w bibułowych kwiatach, palmach, kiercach,ozdobach choinkowych i innych kurpiowskichartefaktach z papieru.Prace wykonywane przez twórczynię są zgodne z tradycjąPuszczy Zielonej. Odznaczają się niezwykłą starannościąi wysokim poziomem artystycznym. Haft jestdelikatny i skromny, zdobi koszule męskie i kobiece. Jakwszystkie kurpianki, Pani Czesława wykonuje koronkęszydełkową poprzez wypełnianie oczek ścisłymi słupkami,wykorzystując motywy geometryczne, roślinnei zoomorficzne. Współcześnie częściej niż zdobieniemzapasek, kołnierzyków i mankietów, zajmuje się wykonywaniemobrusów, serwet i bieżników. Powstająw ten sposób nowe formy użytkowe, skierowane dowspółczesnego miejskiego odbiorcy, ale wykonywanezawsze tradycyjnymi technikami.W latach 1970-1985 opracowywała i wykonywała dlaSpółdzielni „Kurpanika" w Kadzidle wzory koronekszydełkowych, obrusów, serwetek i fartuchów. Elementykoronkowe tradycyjnych strojów kurpiowskich wykonaładla niemal wszystkich zespołów regionalnych działającychna Ziemi Kurpiowskiej i dotyczy to zarówno grupdziecięcych działających przy szkołach czy instytucjachkultury, jak i zespołów pieśni i tańca.Potwierdzeniem kunsztu artystycznego prac wykonywanychprzez twórczynię są liczne nagrody zdobytepodczas konkursów i przeglądów na artystyczne rękodziełowsi kurpiowskiej. Obdarzona artystyczną wrażliwościąi potrzebą społecznego działania, niestrudzenieuczestniczy w imprezach folklorystycznych, takich jak„Wesele Kurpiowskie" w Kadzidle, „Miodobranie Kurpiowskie"w Myszyńcu, „Palma Kurpiowska" w Łysychoraz „Łornaria" w Ostrołęce.Czesława Lewadowska prowadzi ożywioną działalnośćspołeczną. Wykazuje wiele energii godząc obowiązkizawodowe z pracą twórczą i społeczną. Od 1997roku należy do Stowarzyszenia Twórców Ludowych, po-40Czesława Lewandowska, fot. Archiwum STLSYLWETKInadto przynależy do Towarzystwa Przyjaciół Ostrołęki,Związku Kurpiów, Stowarzyszenia Civitas Christiana,Bractwa w Sztuce. Stale współpracuje z OstrołęckimCentrum Kultury i Muzeum Kultury Kurpiowskiejw Ostrołęce, gdzie prace twórczyni znajdują się w zbiorachdziału etnograficznego.Swoje umiejętności przekazała dzieciom, sąsiadkom,kuzynkom i znajomym. Nie ogranicza się jednak tylkodo swojego najbliższego środowiska. W ostrołęckich<strong>pl</strong>acówkach oświatowych organizuje lekcje kurpiowskiej<strong>pl</strong>astyki obrzędowej, przybliżające najmłodszemupokoleniu regionalne tradycje i zwyczaje. Podczas warsztatówuczniowie i przedszkolaki zdobywają wiedzę natemat tradycji i kultury kurpiowskiej, a co najcenniejsze- wynoszą z nich konkretne umiejętności, które możew przyszłości przekażą swoim dzieciom.O zasłużonym uznaniu, jakim cieszy się CzesławaLewandowska, niech zaświadczą poniższe honoryi wyróżnienia. W II edycji prestiżowego konkursu na„Ostrołęczanina Roku 2001", organizowanego przez ostrołęckioddział „Gazety Współczesnej", Pani Czesławauzyskała największą liczbę głosów. Wynik głosowania


czytelników nie powinien dziwić, biorąc pod uwagęzaangażowanie twórczyni na rzecz pracy społeczneji artystycznej w swoim najbliższym środowisku. Podsumowującto zaszczytne wyróżnienie laureatka powiedziała:Jestem ostrołęczanką od lat, chociaż pochodzęz Kurpiów, tutaj mieszkam i tworzę.W 2006 roku na Festiwalu Haftu, Koronki i Rękodzieław Łodzi Czesława Lewandowska została uhonorowanawśród 900 innych rękodzielników: jej fartuchwykonany koronką szydełkową zgodnie z tradycją kurpiowskąwygrał jako praca indywidualna. Sama twórczyninie kryła zaskoczenia, mówiąc skromnie dziennikarce„Gazety Współczesnej": W Ostrołęce mnóstwoludzi potrafi zrobić cudeńka na szydełku czy drutach.Rok 2007, będący jubileuszem 20-lecia pracy artystycznejPani Czesławy, przyniósł kolejne znaczącewyróżnienie. Rada Miasta przyznała artystce odznakę„Za zasługi dla miasta Ostrołęki", honorującą ludzi,którzy poprzez swoją pracę i pasję zasłużyli się dlatego grodu.W kwietniu 2008 roku nastąpiło rozstrzygnięciedorocznej nagrody zwanej „Kurnikiem" - kurpiowskimOskarem. Przyznawany jest on osobom i instytucjom,które w szczególny sposób zasłużyły się dlaKurpiowszczyzny. Podczas corocznej uroczystej galiw Ostrołęckim Centrum Kultury wręczane są statuetkiw poszczególnych kategoriach. W kategorii „twórczośćludowa" uhonorowana została Czesława Lewandowska,co świadczy o ogromnym uznaniu i zasługach w pracyna rzecz kultury regionalnej.Dorobek artystyczny Pani Czesławy Lewandowskieji umiejętność pozyskiwania sprzymierzeńcówdla przedsięwzięć na rzecz swojej „małej ojczyzny"zasługuje na wielkie uznanie. Bezinteresowna pomocw wielu inicjatywach kulturalnych na Kurpiowszczyźniei troskliwe pielęgnowanie tradycji stanowią przykładgodny naśladowania dla twórców i animatorów kultury.Serdecznie gratulujemy i życzymy długich lat owocnejdziałalności w równie życzliwym klimacie, jakim jestPani otaczana.OLGA GŁOWALASylwetka i repertuar skrzypkaludowego Stanisława Głazaz DzwoliStanisław Głaz urodził się w Dzwoli w powieciejanowskim na Lubelszczyźnie 4 czerwca 1933 roku.W tej wsi mieszka do dziś. Pochodzi z bardzo muzykalnejrodziny. Matka artysty była znaną w całej okolicyśpiewaczką na pogrzebach, weselach i zabawach.Pradziadek grał na klarnecie, a dziadek i ojciec - naskrzypcach. Ojciec grał w wiejskiej kapeli po weselach.Niestety, jego skrzypce spłonęły w czasie wojny. Kilkalat po wojnie, gdy mógł już kupić nowe, zaczął uczyćgrać swojego syna, który miał wtedy kilkanaście lat.Tak właśnie często na dawnej wsi się zdarzało - ojciecuczył grać swoje dzieci. W ten sposób przekazywanosobie umiejętności i wiedzę z pokolenia napokolenie. Nierzadkim zjawiskiem były też rodzinnekapele. Powszechne było również samodzielne uczeniesię ze słuchu. Tak uczył się Stanisław Głaz. Jako młodychłopak nabył swoje pierwsze skrzypce za pieniądzezarobione jako szewc. Ćwiczył w przerwach w pracylub nocami. Uczył się grać jednocześnie gospodarzącna małym skrawku ziemi oraz dorabiając jako murarzczy stolarz.Stanisław Głaz uczył się także grać od okolicznychskrzypków. Kiedy mógł, słuchał, jak grają inni. Naukaprzychodziła mu bardzo łatwo. Już po kilku latachgrał na weselach jako sekundzista. Przez osiemnaścielat z młodymi chłopcami ze wsi chodził ze skrzypkamipo kolędzie. Ludzie zamawiali ich kapelę dużowcześniej. Często grali na pierzakach, na prządkach,na prasowaczkach, prawie cały tydzień, często nawetw okolicznych wioskach, na przykład w Kocudzy. Byłoto spowodowane nie tylko tym, że po wojnie na wsibyło mało muzykantów, ale świadczy to o dużej popularnościkapeli oraz o jej renomie. Muzykanci byliponadto chlubą wsi.W latach pięćdziesiątych XX w. skrzypek z Dzwolizaczął grać w orkiestrze dętej i pozostał w niej aż do1972 r. Tam zdobył praktykę w grze na basie, nauczyłsię grać marsze oraz - dopiero wtedy - czytać nuty.Wiejscy muzykanci bardzo cenili umiejętność czytanianut, choć posiadało ją niewielu.W latach osiemdziesiątych S. Głaz zaczął występowaćna licznych festiwalach i zdobywać nagrody. Jestich wiele i nawet trudno byłoby wymienić wszystkie. NaFestiwalu Kapel i Śpiewaków Ludowych w KazimierzuS. Głaz występuje od 1982 r. Został nagrodzony ZłotąBasztą w 1997 r., zaś w 1993 r. zdobył trzecią nagrodę.Wielokrotnie był laureatem Konkursu Kapel i ŚpiewakówLudowych Regionów Nadwiślańskich „Powiślaki"w Maciejowicach: w 1996 r. zdobył pierwszą nagrodę,a w 1993 i 1995 - trzecią. W 2000 r. S. Głaz zostałuhonorowany Nagrodą im. Oskara Kolberga za zasługidla kultury ludowej - najbardziej prestiżową w tejdziedzinie.Do dziś skrzypek z Dzwoli aktywnie uczestniczyw festiwalach i zdobywa nagrody. Grywa na jarmarkach,dożynkach i weselach w całej Polsce. Parokrotniebył zapraszany na festiwal „Tabor", podczas któregouczył grać młodych ludzi, nierzadko pochodzącychz miasta, a zafascynowanych kulturą muzyczną dawnej41


wsi. Często grał również w Lublinie na spotkaniachz cyklu „Pograjki" czy w ramach janowskiego projektuSzkoła Suki Biłgorajskiej. W 2007 r. wystąpił podczasFestiwalu Muzyki Ludowej „Mikołajki Folkowe"w Lublinie. Czasami ludzie przyjeżdżają do niego dodomu, by uczyć się od niego gry. S. Głaz od lat współpracujeteż z Janowskim Domem Kultury, w którymdokumentowane są jego osiągnięcia. Muzyka skrzypkaz Dzwoli jest więc przedmiotem zainteresowanianie tylko folklorystów i znawców tradycji, ale takżemłodszych muzyków, którzy współcześnie chcą się odniego uczyć i jego słuchać. Tak więc przekaz tradycjitrwa. Co prawda w nieco innych okolicznościach i nainne potrzeby niż na tradycyjnej wsi, ale jednak jegotransmisja nie została zerwana.W okolicach Janowa Lubelskiego dobry muzyk musiałgrać garnitur tzn. po kolei oberka, polkę, fokstrotai walczyka, dlatego tych utworów jest najwięcej w repertuarzepana Stanisława. Ponadto gra także podróżniakii pastuszki, tradycyjnie wykonywane na początkuwesela, zastąpione współczesnym marszem w domupanny młodej. Jednakże jego repertuar jest znacznieszerszy. Często grywa także tanga i marsze, zna nawetjedną szabasówkę. Wszystkie grane przez niego utworypochodzą z okolic Biłgoraja. Najwięcej i najchętniej S.Głaz prezentuje oberki, polki, polki drygane oraz walczyki.One były niegdyś chętniej słuchane i tańczoneprzez starszych ludzi. Młodsi woleli miejski repertuar.Większość utworów Głaza składa się z trzech lub dwóchczęści granych po kolei, tworzących tzw. koło. Rzadziejskładają się z większej ilości części. Skrzypek z Dzwoligra pod nogę, do tańca, dynamicznie, co jest naturalne,gdyż wiejskie muzykowanie najczęściej służyło tańcowii towarzyszyło zabawom czy weselom.Odpowiedź na pytanie, czy twórczość StanisławaGłaza to folklor czy folkloryzm, jest trudna. Z jednejstrony melodie grane przez niego są częścią lokalnejtradycji muzycznej, a z drugiej - w oderwaniu odpierwotnego kontekstu obyczajowego i obrzędowegonabierają funkcji folklorystycznej. Odpowiedź stajeStanisław Głaz, 2009, fot. Olga Głowalasię trudniejsza, gdy uświadomimy sobie, że ten artystaludowy poznał muzykę różnych regionów kraju, ponadtomniej lub bardziej świadomie ulega wpływomwspółczesnej muzyki, podlegając zmianom, jak kulturachłopów w ogóle. Nie jest więc możliwe, żeby graStanisława Głaza była taka sama jak gra jego ojca. NaI pewno jednak pozostaje mistrzowska.HALINA GRABOŚDom z dzieciństwa i snuDo tego domu idę nocąśpieszę się biegnęniecier<strong>pl</strong>iwym spojrzeniemodgarniam drogę przed sobązaraz zobaczę ojcaostrzącego kosę na ramieniumatkę strzykającą do wiadramlekiem z krowiego wymieniazaraz spojrzą na mnieich kochające oczyuśmiechem rozjaśnią twarze- wreszcie przyjechałaśtyle tu robotywiśnie i ogórki szczodrze obrodziłytrzeba robić przetworya i żniwa za pasemsłońce mocno przypaliło jęczmieńbędziemy kosić kosąrobić powrósła z żytai podbierać ręczniejuż dobiegamotwieram ramiona i sercelecz cóż to...jacyś inni obcy ludziedom nieznanynie ten samnutka zrozumienia umknęław ciemne nieboto nie ten czasnie ten światodchodzęłzy budzą mniei zalewają twarzodchodzęby znowu powrócić nocądo domuktórego nie ma42


Laureaci Festiwalu Kapel i ŚpiewakówLudowych w Kazimierzu DolnymZofia Sulikowska z Wojsławic (woj. lubelskie),laureatka „Baszty" w kategoriisolistów śpiewaków, fot. Z. KuzkoStefan Dziubiński z Radomia, laureat „Baszty" w kategorii solistów instrumentalistów,fot. M. WoźniakZespół Śpiewaczy z Łukowej IV (woj. lubelskie) - I nagroda w kategorii zespołówśpiewaczych, fot. J. AdamowskiNagrodzona „Basztą" Kapela TadeuszaJedynaka z Przystałowic Małych (woj.mazowieckie), fot. Z. KuzkoLaureaci konkursu „Duży Mały" AndrzejObrochta z Bartkiem Obrochtąz Zakopanego, fot. J. AdamowskiKapela „Opocznianka" z Woli Załężnej (woj. łódzkie) - I nagroda w kategorii kapel,fot. J. Adamowski


Targi Sztuki Ludowej w KazimŁowicka wycinankarka Maria CiechańskaTadeusz Kozak <strong>pl</strong>ecionkarz z Zastanowa Polanowskiego (woj.lubelskie)Stoisko garncarskie Władysława Kitowskiego z Sudołu (woj.Świętokrzyskie)Maria Kieleczawa prezentująca techniki wykonywania pisanekhuculskichBogumiła Wójcik hafciarka z Krzczonowa (woj. lubelskie)Stoisko tkactwa dwuosnowowego i jego reprezentantka AlicjaKochanowska z Janowa


zu Dolnym 27-28.06.2009 r.Grażyna Kruczyńska z ŻywcaAnna Staniszewska z ŁowiczaCzesław Seweryński z Odrowąża (woj. Świętokrzyskie)Wiesław Grochola kowal z Gorzyc (woj. Podkarpackie)Waldemar Styperek z Rudy (woj. kujawsko-pomorskie)Zofia Pacan i Marianna Rzepka hafciarki z Bielowic (woj.łódzkie)


WycinankapolskaWycinanka z Powiśla, wyk. Zofia Grzęda(Sobienie Kiełczowskie)Wycinanka z Puszczy Zielonej, autor nieznany (Wydmusy)Wycinanka kołbielska, wyk. Marianna Kubajek (Rudno)Wycinanka z Puszczy Białej, wyk. Maria Świadkowska(Wypychy)Fot. Zbigniew Kowalski, źródło: Antoni Śledziewski, Wycinanka polska. Polish paper cut-out. Polnische Scherenschnitte, Warszawa 2007.


PRZEDSTAWIAMYINSTYTUCJEPIOTR NOWAKOWSKI100 lat Muzeumwe WłocławkuMuzeum Ziemi Kujawskiej i Dobrzyńskiejwe Włocławku należydo grona najstarszych i największychtego typu instytucji w kraju.Zostało ono utworzone przezOddział Kujawski Polskiego TowarzystwaKrajoznawczego, napodstawie uchwały jego Zarząduz dnia 2 czerwca 1908 r. Uroczysteotwarcie Muzeum Kujawskiego(bo taką nazwę pierwotnie nosiło)nastąpiło w dniu 14 marca 1909 r.Podstawą zbiorów stały się eksponatyMuzeum Szkolnego MacierzyPolskiej oraz oddana w depozytkolekcja Towarzystwa Bibliotekii Czytelni Adama Mickiewicza weWłocławku.Skromne warunki lokalowei coraz większa liczba gromadzonychzabytków doprowadziły dopowołania w roku 1925 KomitetuBudowy gmachu Muzeum ZiemiKujawskiej. Gmach główny muzeumprzy ul. Słowackiego la zostałotwarty w dniu 7 grudnia 1930 r.Z okazji otwarcia wydano pierwszyprzewodnik po Muzeum Kujawskim.Oprócz stałej ekspozycjietnograficznej do 1939 r. zaprezentowanow nim kilkanaście wystawczasowych, głównie o charakterzeartystycznym. Zgromadzone w tymokresie eksponaty w większej częścizostały stracone w okresie drugiejwojny światowej.W 1945 r. reaktywowano działalnośćMuzeum Kujawskiego i przystąpionoenergicznie do uzupełnianiastrat wojennych. W krótkim czasieudało się nie tylko odbudowaćprzedwojenną pozycję instytucji, alestworzyć podstawy jej dynamicznegorozwoju. W 1972 r. w dwóch barokowychkamienicach przy StarymRynku otwarto Muzeum HistoriiWłocławka. W wyniku nowego podziałuadministracyjnego w 1975 r.Muzeum Kujawskie przekształconow Muzeum Ziemi Kujawskiej i Dobrzyńskiej,które objęło swym zasięgiemteren dawnego województwawłocławskiego.W latach 80-tych XX w. nastąpiłdalszy rozwój bazy lokalowej muzeum.W 1983 r. zostało otwarteMuzeum im. Stanisława Noakowskiegow Nieszawie. Dynamicznepowiększanie zbiorów muzealnychzrodziło potrzebę pozyskania nowychpowierzchni magazynowychi ekspozycyjnych dla działów etnografiii sztuki. W tym celu dokonanorestauracji i adaptacji zabytkowychspichlerzy zbożowych weWłocławku. W 1986 r. w spichlerzuprzy ul. Bulwary 6, nastąpiło otwarcieMuzeum Etnograficznego.Jednocześnie trwała restauracjai adaptacja największego włocławskiegospichlerza przy ul. Zamczej10/12. W 1989 r. budynek ten zostałotwarty pod nazwą Zbiory Sztuki.W tym samym czasie muzeum pozyskałona cele magazynowe spichlerzprzy ul. Bulwary 9. Powstanie kolejnegooddziału Muzeum wynikałoz potrzeby ratowania zabytkowegobudownictwa ludowego. Po wieloletnichpracach w 1993 r. udostępnionoKujawsko-Dobrzyński ParkEtnograficzny w Kłóbce. Od 1999 r.Muzeum Ziemi Kujawskiej i Dobrzyńskiejjest wojewódzką jednostkąsamorządową. Posiada też statusmuzeum rejestrowanego, a co zatym idzie podlega merytorycznemunadzorowi i ochronie Ministra Kulturyi Dziedzictwa Narodowego.Obecna struktura muzeum obejmujenastępujące działy merytoryczne:archeologiczny, etnograficzny,historyczny, sztuki, budownictwaludowego, fajansu, metrologii historycznejoraz numizmatyki i medalierstwa.W tym zakresie zbiorymuzealne gromadzą ponad 36 tys.pozycji inwentarzowych i znaczniewiększą liczbę pojedynczych zabytków.Instytucja prowadzi własną bibliotekęz księgozbiorem liczącymok. 25 tys. pozycji. W zbiorachmuzeum znajduje się kilka kolekcjizaliczanych do największychw kraju. Na szczególną uwagę zasługują:kolekcja portretu polskiegoXVIII-XX w., bogaty zbiór grafikieuropejskiej XVI-XIX w. i jedenz największych w kraju zbiorówceramiki użytkowej i unikatowejz XIX i XX w. z ogromną kolekcjąfajansów włocławskich. Włocławskiemuzeum może poszczycićsię także jedną z najliczniejszychkolekcji zabytkowej cyny polskieji europejskiej. Interesujące i wielokierunkoworozwijane są kolekcjerzemiosła artystycznego, metrolo-Otwarcie „Wystawy Etnograficzno-Artystycznej" 14 maja 1911 r., fot. ArchiwumPTTK we Włocławku43


Zagroda z Zalesia w Kujawsko-Dobrzyńskim Parku Etnograficznym w Kłóbce, gm. Lubień Kujawski, fot. Archiwum MZKiDgii historycznej oraz numizmatykii medalierstwa. Bardzo bogato natle innych muzeów prezentują sięrównież zbiory rękodzieła i rzeźbyludowej. Wśród monograficznychkolekcji artystycznych, MuzeumZiemi Kujawskiej i Dobrzyńskiejposiada największe w kraju zbiorymalarstwa Feliksa Pęczarskiego,malarstwa i grafiki Aleksandra Laszenki,rysunków Stanisława Noakowskiegooraz rzeźb secesyjnychWacława Bębnowskiego i rzeźbStanisława Zagajewskiego, jednegoz najwybitniejszych w świecietwórców z kręgu art brut.Muzeum jest przede wszystkim<strong>pl</strong>acówką naukowo-badawczą. Od1978 r. prowadzi coroczne, stacjonarnebadania archeologiczne.Było także organizatorem obozów,warsztatów etnograficznych i ogólnopolskichsesji naukowych. Od1985 r. wyniki badań publikowanesą w wydawanym w cyklu dwuletnimperiodyku „Rocznik Muzealny".Od początku swojego istnieniaMuzeum prowadzi wszechstronnądziałalność edukacyjną. W tymzakresie może pochwalić się bogatąofertą lekcji muzealnych, takżeinteraktywnych o charakterzewarsztatowym. W swojej długiejhistorii Muzeum zorganizowałokilkadziesiąt konkursów literackichi <strong>pl</strong>astycznych. Na stałe wpisały sięWnętrze olejarni w zagrodzie z Zalesia w Kujawsko-Dobrzyńskim Parku Etnograficznymw Kłóbce, fot. Archiwum MZKiDdo kalendarza coroczne włocławskie<strong>pl</strong>enery malarskie dla dziecii młodzieży, które odbywają się od1981 r.Bardzo dużym powodzeniem ciesząsię organizowane przez Muzeumimprezy masowe. Do najbardziej popularnychnależą odbywające się od1989 r. korowody grup zapustnychprowadzone ulicami Włocławka.Od 1993 r. muzeum zorganizowało36 festynów folklorystycznychw Kujawsko-Dobrzyńskim ParkuEtnograficznym Kłóbce. Dużą frekwencjącieszą się także KiermaszeBożonarodzeniowe i Wielkanocneoraz organizowane w sezonie letnimjarmarki staroci i rękodziełaludowego. Oprócz działalności statutowej,muzeum pełni rolę ośrodkaintegrującego środowiska naukowei twórcze. Jest miejscem spotkańśrodowiskowych i autorskich orazimprez okolicznościowych i koncertów.W swojej długoletniej historiiMuzeum Ziemi Kujawskieji Dobrzyńskiej we Włocławkubyło wielokrotnie wyróżniane. Jestm.in. dziesięciokrotnym laureatem„Konkursu na Wydarzenie MuzealneRoku". Ostatnią z tych nagródprzyznano muzeum w 2009 roku zarealizację zagrody kujawskiej z Zalesiaw Kujawsko-Dobrzyńskim ParkuEtnograficznym w Kłóbce.Z okazji jubileuszu 100-leciadziałalności Muzeum Ziemi Kujawskieji Dobrzyńskiej we Włocławkuzostało uhonorowane przez MinistraKultury i Dziedzictwa Narodowegozłotym „Medalem ZasłużonyKulturze GLORIA ARTIS".44


KRZYSZTOF RECZEKHenryk KaraśTak jakby wczorajODESZLIOD NASLubił dżinsy i sportowe kurtki. Miał swój styl, któryopierał się presji przemijającego czasu. Z powierzchownościązaś, niczym w dobrze zgranej kapeli, współbrzmiałcharakter, młodzieńczy, emanujący humorem, nieco zadzierżysty.Należał do ludzi, o których mówi się czasem,że pachną przygodą, takich z którymi chętnie w długiewieczorne godziny porozmawiało by się przy ognisku. Pamiętam,jak właśnie w takiej sytuacji dzielił się świeżymijeszcze, barwnymi wspomnieniami z pobytu na <strong>pl</strong>enerzew Bristonas na Litwie (1998), zachwalał panująca tamatmosferę, gościnność gospodarzy. Przywiózł nam częśćmiejsca, w którym zostawił cząstkę siebie i wykonanąw potężnej dębowej kłodzie monumentalną, przedstawiającąwiejskich muzykantów rzeźbę.Henryk Karaś urodził się w 1941 r. w niewielkiej leżącejkoło Kozienic wsi Kociołki, gdzie jego rodzicemieli gospodarstwo. Powszechną w Puszczy Kozienickiejumiejętność obróbki drewna przyswoił sobie tym łatwiej,że stolarstwem trudnił się jego ojciec. Nie ona jednakprzesądziła o jego zawodowej przyszłości. Po profesjitechnik ekonomista, imał się różnych zajęć: pracowałw administracji wojskowej i szkolnej, był spawaczem, pełniłkierowniczą funkcję w przedsiębiorstwie budowlanym.„Przez pewien czas eksperymentował nawet jako rolnikw gospodarstwie odziedziczonym po rodzicach. Ponieważjednak osiągany zysk wystarczał jedynie na opłacenie siłyroboczej, zrezygnował z wprowadzania postępu na wieśi zasadził las." 1Ta skrócona charakterystyka drogi zawodowej,a może szczególnie jej nieco żartobliwa puenta,dobrze obrazuje dynamiczną osobowość artysty.Choć pierwsze rzeźbiarskie próby podejmował jużwcześniej, początki twórczego zaangażowania będącegokonsekwencją dojrzałego wyboru przypadają na rok 1979,kiedy po raz pierwszy wziął udział w organizowanymwówczas w Kozienicach <strong>pl</strong>enerze twórców nieprofesjonalnych.We wkroczeniu na nią pomógł mu w znacznymstopniu przykład i zachęta Grzegorza Szewczyka, którysam, kilka lat wcześniej dokonał podobnego wyboru.Warto tu choćby nadmienić, że w owym czasie, tj. w drugiejpołowie lat siedemdziesiątych XX w. uformowała sięw Kozienicach znacząca i dynamiczna grupa rzeźbiarzyludowych. Jej powstanie i rozwój były w ogromnej mierzezasługą instytucjonalnego wsparcia Muzeum WsiRadomskiej oraz osobistego zaangażowania zarównojego ówczesnego dyrektora, Stefana Rosińskiego, jaki zespołu pracowników. Mimo pewnych podobieństwwynikających z bliskiej współpracy oraz częstych wzajemnychkonfrontacji artystycznych osiągnięć, pozwalającychmówić z pewną ostrożnością o „szkole kozienickiej", byłoto grono wewnętrznie zróżnicowane, którego członkowiewłasną indywidualnością wzbogacali przestrzeń sztukiludowej. Przestrzeń, dodajmy, której w żaden sposóbnie wolno zamykać tylko w lokalnych ramach. Myślę, żew takiej perspektywie, czy może raczej kontekście, należyrozpatrywać twórczość Henryka Karasia. Początkowo,w latach 1979-1984, co bywa charakterystyczne dla okresuinicjacyjnego wielu rzeźbiarzy, spod jego dłuta wychodziłyHenryk Karaś podczas Dni Puszczy Kozienickiej w 2008 roku,fot. Piotr Wojnowskiniewielkie jednopostaciowe prace przedstawiające z dużądozą realizmu ludzi parających się tradycyjnymi pracami,rzemiosłami. Nie stanowiło to jednak niepodważalnejreguły - u schyłku tego periodu zaczynają się pokazywaćrzeźby bardziej złożone, wielopostaciowe, ilustrujące scenyz życia dawnej wsi.Droga Krzyżowa, powstała w 1985 r. rozpoczyna cyklrzeźbiarskich kompozycji o dużych gabarytach, rozbudowanejstrukturze formalnej i bogatej fabule. „Późniejszeprace są konsekwentną realizacją obranej koncepcji.Rzeźby powstające po tym okresie są dużych rozmiarów,wielopostaciowe, o bogatej fabule. Opowiadają o istotnychwydarzeniach z życia wsi. Autor sięga po wątki o bogatejdramaturgii, a do takich należą: obrzędy ludowe, przebiegpracy w młynie, wiatraku, wyrób i montaż gontu". 2Zawierał w nich sumę swoich życiowych doświadczeń,co w logicznej konsekwencji zawiodło go, już w 1983 r.,w szeregi Stowarzyszenia Twórców Ludowych.Po roku 1990 w twórczości artysty nastąpił czas swoistegopodsumowania, „łączenie najlepszych pomysłówi osiągnięć warsztatowych z obu wcześniejszych okresów"3 . Wszechstronnie wyposażony w środki artystycznejwypowiedzi, dawał upust wyobraźni i nieprzeciętnymzdolnościom. Rzeźbił sceny z życia wsi, tematy religijne,prezentowane w tradycyjnych ujęciach postacie dawnychŻydów. Poruszając się w szerokiej przestrzeni tematycznej,starannie, niczym chłop oborujący swoją rolę, wytyczał jejgranice. Jego „rolą" była bowiem zawsze Puszcza Kozienicka,z jej dawnością, przywiązaniem do pracy, religii,wreszcie - z wielokulturową tradycją.Pośród niezaprzeczalnych wartości jego prac, wartozwrócić uwagę na cechujący je pierwiastek patosu - autentyczny,niekłamany, daleki od patetyczności, pozwa-45


łający wielu spośród nich nadać zaszczytne miano dzieła.W sposób jednoznacznie wytłumaczalny przejawia sięon w wyobrażeniach Męki Pańskiej oraz innych licznychprzedstawieniach religijnych. Ale nie tylko. Bywa bowiemtakże obecny w rzeźbach ilustrujących codzienne czynności.Postacie, które je wykonują, autor potrafił wyposażyćw „mowę ciała" wyrażającą podniosłą powagę, tkliwość,empatię, wzruszenie, a także gest, uwznioślający prozaiczneczynności, przydający im rysu zdarzeń wyjątkowych.Henryk Karaś w ciągu swej wieloletniej pracy spotykałsię z licznymi oficjalnymi dowodami uznania. Zdobywałnagrody w ogólnopolskich konkursach, prezentował swojerzeźby na kilkudziesięciu krajowych i zagranicznychwystawach, wykonywał prace na indywidualne zamówieniaw Polsce i kilku krajach Europy. Myślę, że nie tobyło jednak dlań najważniejsze. Był bowiem człowiekiemskromnym, nie traktującym swojej sztuki jako narzędziado osiągania sukcesu. Nad sukces, także ten w wymiarzeartystycznym, przedkładał chyba kontakt z ludźmi, a sztukabyia drogą, która go do nich prowadziła. Był niczymdawny rzemieślnik, który wędrując z towarem będącymdziełem jego rąk, poznawał coraz to nowe, nieodkrytejeszcze strony.Odszedł 27 grudnia 2008 r., zostawiając owoc pracowitegożycia i garść wspomnień, które kiedyś, wierzę,doczekają się bardziej godnego upamiętnienia.PRZYPISY1Halina Kosienkowska, „W puszczy moje korzenie". O HenrykuKarasiu, rzeźbiarzu z Kozienic, „Twóczość Ludowa" 1999nr 2, s. 34.2Iwona Szymczyk, Rzeźba ludowa Henryka Karasia, katalogwystawy, Radom 1989.3H. Kosienkowska, op.cit., s. 35.EDMUND ZIELIŃSKIOdszedł Zygmunt BukowskiZygmunta poznałem u samego początku Jego drogitwórczej w 1974 roku. Początkowo jako poetę, późniejjako rzeźbiarza. Pewnego dnia na konsultacjach u paniStefanii Liszkowskiej w Wojewódzkim Domu Kulturydowiedziałem się, że pojawił się nowy twórca o nazwiskuBukowski i mieszka w Mierzeszynie. Pani Stefania powiedziała,że to dobrze zapowiadający się poeta i rzeźbiarz.Rzeczywiście tak było. Zygmunt od samego początkutorował swoją własną drogę. Jego rzeźby różniły się odprac innych rzeźbiarzy. Starał się zachować w nich odpowiednieproporcje zbliżone do realizmu. Zarazem potrafiłbyć krytyczny wobec innych rzeźbiarzy. Wykazywał ichnieudolności warsztatowe, zastój twórczy, brak nowychpomysłów i dążenia do doskonałości. To nie wszystkimsię spodobało. Z czasem przekonali się, że Zygmunt miałrację. Wręcz domagał się większego zainteresowania swojątwórczością przez etnografów, muzea i instytucje mającestatutowy obowiązek opieki nad twórcami ludowymi.Cenił swoją twórczość, chciał być doceniony i to osiągnął.Jeśli powiem, że był najlepszym rzeźbiarzem na Pomorzui jednym z wielkich w Polsce, to nie minę się z prawdą.Zygmunt wybierał najlepsze gatunki drewna, nie stroniłod drewna twardego, wykorzystywał surowiec z gruszy,śliwy, dębu. Używał oszczędnej polichromii. Jego przepięknepłaskorzeźby przedstawiające życie kociewskiejwsi, z wygnaniem jego rodziny do Generalnej Guberniwłącznie, są czymś wyjątkowym. A jego kamienne głowy?Tu też wykazał się nieprzeciętnymi zdolnościami. Za towszystko Mu cześć i chwała!Z moim Przyjacielem Zygmuntem spotykałem się fizycznie,telefonicznie a ostatnio na łączach internetowych.Zachwaliliśmy możliwość porozmawiania za pomocąkomunikatorów i sieci, bo mogliśmy się również widzieć.Zygmunt pisał swoją ostatnią książkę i prosił mnie o różnedane z naszej drogi twórczej. Wiedział, że lubię archiwizowaćróżne wydarzenia z kultury i sztuki ludowej, a jachętnie mu udostępniałem materiały. Kilka tygodni temudowiedziałem się od niego samego, że jest ciężko choryi już długo nie pożyje. Powiedziałem, że chyba żartujesobie. Mówiłem mu, żeby się nie załamywał, że będziewszystko dobrze. Niestety, dobrze już nie było. Śmierćprzyszła w niedzielę dnia 20 lipca 2008 roku, w siedemdziesiątymdrugim roku życia, bo Zygmunt urodził się30 kwietnia 1936 roku na pograniczu Kaszub i Kociewia- w Wysinie.Dziś uczestniczyłem w tej smutnej uroczystości, jakąjest pogrzeb bliskiej osoby. Pojechałem z panem StanisławemPestką, który literacko współpracował z Zygmuntem.Były ewangelicki kościół w Mierzeszynie ledwo mieściłzgromadzonych żałobników. Żegnali zmarłego uczniowiei nauczyciele szkoły w Czerniewie, której ZygmuntBukowski patronuje. Były delegacje samorządowe, przedstawicieleświata kultury, Stowarzyszenia Twórców Ludowych,Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, KociewskiegoKantoru Wydawniczego w Tczewie, był prezes InstytutuKaszubskiego - prof. Józef Borzyszkowski. Widziałemdziennikarzy „Gazety Kociewskiej". Kondukt pogrzebowy,który ruszył na miejscowy cmentarz, rozciągnął się nakilkaset metrów - tylu krewnych, przyjaciół i znajomychżegnało tego znanego artystę. Spoczął w ziemi, którą ukochałnad życie, czemu dał wyraz w swojej prozie i poezji.Wierszem Zygmunta Kiedy mi ziemia chcę zakończyć towspomnienie o wielkim człowieku, który, choć umarłdla ciała, żyje w wieczności i licznych dziełach dłutemi piórem zrodzonych.Kiedy mi ziemia przysłoniJasny wielki światNie zakrywajcie grobu betonemNiech rosną na nim kwiaty polneU wezgłowia postawcie drewnianą ka<strong>pl</strong>iczkęA gdy zapomną wszyscyPrzyjdź najdroższaI przynieś bukiet pięknyZe wszystkich dni naszychWiem że będą w nimChabry marcinki wrotycz i macierzankiTylko nie płaczBo kwiatom do których przeniknąłemZ żalu pękną serduszka złoteDopisz jedynie zielonym koloremKiedy Bóg zgasiłMoją gwiazdę na niebieGdańsk, 24 lipca 200846


STEFAN SIDORUKJak Maciek Tatarak ułanemzostałKomisja poborowa trwa od kilku godzin. Młodzichłopcy wychodzą nieco wymiętoszeni, z lękiemw oczach, a ubierając się w cywilne ubraniapogadują żartem jeden do drugiego:- To co? Idzie Icek do wojska?- Idzie, idzie - odpowiadają pytani, udając bohaterskichcwaniaków. - Chociaż byłbyś bracie mizerakiem,czy nawet klepki w głowie miał źle poustawiane, to cięprzyjmą do woja. Tak to ono już jest. Jeden mi dzisiaj powyjściu stamtąd opowiadał, że się na noc przed komisjątytoniu nażarł, żeby serce rozregulować - kapujesz- i powiedzieli mu, że zdrów jest jak byk. A jakiś inny totak silnie przygiął dwa palce u prawej ręki, udając kalekę,że i doktor nie mógł ich rozprostować. Dopiero, gdyjuż miano go wybrakować, ktoś z komisji na odchodnepodał mu rękę i facet zapomniał się, również podał dłońelegancko wyprostowaną - i pójdzie, jak to się mówi,Icek w kamasze.Po jakimś czasie od stawienia się na komisji MaciekTatarak otrzymał wezwanie do jednostki wojskowej w Baranowiczach.- O, kurde blade! Do ułanów biorą! Tego tylko brakowało- postękiwał chłopaczysko.On urósł w takiej rodzinie, gdzie konia nigdy nie było,nigdy konia za uzdę, za lejce, nie trzymał. A w dodatkuon się koni bał, on koni nie lubił. Żyli z matką w małejchatynce nad wiejską drogą. Ojciec Macieja dawno jużzmarł, drzewo go przydusiło w lesie, mało go nawet pamięta.Biedowali, utrzymując się z pomagania ludziomw robocie. I naraz zawołały go te Baranowicze. Ułanaz niego chcą zrobić. Po czorta mu to potrzebne!?W wojsku dali mu konia co się Szatan nazywał i z miejscamiędzy sobą się nie polubili. Zadaje mu Maciekw stajni obrok, siano, a ta cholera chce go zębami załokieć ugryźć. Czyści go, pucuje, a ten bandyta czapkę muzębami zrywa i kopytem ją miętosi, to go Maciek kantemszczotki w pachwinę albo pod szczękę dowali, ale tak, abynikt tego nie widział - bo ho, ho! To by to było. Przyjdziewachmistrz, rękawiczką po grzbiecie Szatana przesunie,pyłek na niej jakiś znajdzie i dalej każe czyścić - kpinyz człowieka czynią.Zaczęła się nauka siodłania koni, to koledzy - klap,klap, powrzucają na grzbiety swoich rumaków siodłai podciągają rzemienie. A on zarzuci na swego bachmatasiodło, ale pod brzuchem popręgu zapiąć nijak nie może,rzemień psiamać jakiś za krótki, czy jak?... No, zaledwiejakiś centymetr mu brakuje, prosi więc kolegę i wedwóch ciągną, oby do pierwszej dziurki. Osiodłają, a podbrzuchem konia rzemień czegoś luźno się telepie. I takpowtarza się to kilkakrotnie, zanim wreszcie nasz ułanpojmuje, że koń przy podciąganiu tego paska po prostusię potwornie nadyma - toś ty taki diable, psi synu?! Jużnastępnym razem wie, co począć. Wkłada siodło, dostajepod brzuchem pasek, dziabie konia w brzuch ostrogąi czym prędzej zapina pasek, ale jak zobaczą...No i zauważył porucznik Dunaj te Maćkowe poczynaniaprzy Szatanie. Najpierw go zrugał sromotnie, a potemPROZAwlepił mu karę, polegającą na meldowaniu się co wieczoraw jego kwaterze z siodłem nałożonym na jego - Maćkowągłowę. No i poszedł nasz ułan wieczorem. Poszedł z dusząna ramieniu, otworzył drzwi do pokoiku porucznikai zastał go siedzącego z jakąś damulką. Przechodząc przezpróg zahaczył strzemieniem o klamkę i narobił takiegorumoru, że oficer porwał się na nogi i wymachując nańrękoma począł wołać:- Nazad baranie, nazad! Wynoś się do diabła!Więc zawrócił wedle rozkazu, ale powtórnie meldowaćsię więcej nie poszedł. A i porucznik puścił to w niepamięć.Cóż, przy obecności dam i tak niekiedy bywa.Przychodzi nauka dosiadania koni, pada komenda:„Na koń!" Koledzy ze zwinnością małp, z lekkością motyli,cyk i już siedzą w siodłach, a Maciej, tylko włożylewą nogę w strzemię, a już ta cholera Szatan rusza, a onjak rowerzysta usiłujący dosiąść swój pojazd podskakujekilkanaście kroków i nic z tego nie wychodzi. Więc każąmu podprowadzić konia do płotu i pada nowa komenda:„Z płotu na koń!" I zaraz następna: „Z konia na płot".I to powtarza się kilka razy, a wiara zaśmiewa się z tegocyrku.Pojenie koni odbywało się przy wielkiej studni z pompą.Żołnierz wyprowadzał ze stajni po dwa konie naraz,trzymając je ze środka za uzdy. Koń Macieja poczuwszyna dworze chyba podmuch wiosny zaczął sobie wesoło<strong>pl</strong>ąsać zadem, drobić krokiem i z radości dotknął zębamio grzywę tego drugiego, więc oba puściły się kłusem.Nasz ułan chcąc je utrzymać zapierał się jak tylko mógł,ale rozweselone rumaki poniosły z kopyta. Maciek jakkleszcz uwiesił się na uzdach, podkulił nogi pod siebiei - dziej się wola Boża - zaczął wśród nich zataczać kręgipo maneżu. Konie po kilku takich rundach szły już takostro, że jeszcze chwila, jeszcze sekunda, a wycelują prostow studnię. Jeszcze moment i głowa żołnierza trafi wprostw żelazny korpus studziennej pompy. Ale wybiega wojsko,są i oficerowie, wznosi się przed końmi las rąk, wymachujączapkami, krzyczą i ogłupiałe rumaki zatrzymują się tużprzed cokołem żeliwnej pompy. Żołnierze zabierają konie,coś tam gadają do Maćka, czego on nie rozumie, a starszyznarozmawia między sobą: „No nie puścił, a małobrakowało, a byłby roztrzaskał głowę o żelazo". Morowychłop z tego Macieja - chwalą wszyscy. I po kilku dniachMaciej Tatarak dostaje całotygodniowy urlop do domu.Od kilku dni pięknie wyelegantowany ułan paradujepo rodzinnej wsi, dyskretnie pobrzękując błyszczącymiostrogami u butów. U boku połyskuje wypucowana szabelka,a chłopaki ze wsi proszą, aby pozwolił ją chociażpotrzymać, próbują nią ścinać badyle i gałązki, a każdadziewczyna zaprasza do swego domu, czy chociażby naławeczkę w ogródku.- No, opowiadaj kolego, jak tam jest w tym wojsku?A „nożyce" na koniach już ćwiczyliście? A ścinanie szabląw galopie rózeg wetkniętych w ziemię już było? A kawajak, mocno gorzka? A jak twój koń się nazywa, spokojny,dobry? A jak będzie ta wojna, o której tak głośno już słychać,to co będziesz się bał? U nich ponoć tyle czołgów,co w naszej armii koni.Opowiadał im, że jego koń Szatan się nazywa, że sądo siebie bardzo przywiązani, że koń jego ma obcięty47


oszablą czubek lewego ucha, że obciął je sam rotmistrz,gdy dosiadł na ćwiczeniach jego - Maćkowego Szatanai że w wojsku lepiej jak u mamy.Po powrocie z urlopu tak się zdarzyło, że ułan Tatarakpodczas ćwiczeń nadciął swojemu koniowi drugie - praweucho i teraz Szatan wyglądał nieco śmiesznie, bo miał nagłowie jak żyrafa dwa nieforemne kuksańce. Ale to fraszka,grunt, że z koniem się jakoś pogodzili i polubili.Po miesiącu napisał do matki i sąsiadów pierwszy listz wojska. Pisał, że czuje się doskonale i oby nie martwilisię o niego, nawet gdyby przyszła ta wojna. On ze swojąszabelką pokaże najeźdźcom, co może polski wojak.Zbliżał się ciepły, pogodny wrzesień. Dni nasiąkły jakąśzadumą, a i pierwszymi nićmi babiego lata. Napływałaodwieczna o tej porze słodkawa nostalgia i wyciszenie, leczgdzieś na miejskich peronach, na szybach przejeżdżającychpociągów, wyczytać można było niepewność i trwogęnadchodzący jutrzejszy dzień. I w końcu przyszło to, żeczas, jak ugodzony zdradzieckim strzałem rumak, wspiąłsię na tylne nogi, aby swym ciężarem runąć i przydusić towszystko, co dotychczas świadczyło o względnym ładziei porządku. Z zachodu poczęły nadlatywać znaczoneczarnymi krzyżami żelazne sępy, by rozdzierać wszystkodo ostatniego ścięgna i aby składać śmiercionośne jajaw ostatnią ocalałą caliznę.Przylaskami, miedzami, drożynami poznaczonymibrzozowymi krzyżami i zatkniętymi na nich przestrzelonymihełmami, przemykali się do swoich domów, którychmoże już nie ma, żołnierze zagnani wojennym wiremza Bug, za Prypeć, od Niemna, z opustoszałych koszarw Baranowiczach, pojedynczo i w oddziałach generałaKleeberga.Tylko ułan Maciej Tatarak jakoś nie wracał. Matkaoczy wypatrywała oczekując jedynaka: „On najpewniejkonno wirzkiem przyjedzie, bo w konnicy służy. Pisał,co konia dobrego ma, uszy mu tylko na tych maniebrachkulami poodbijali, ale dobry to koń. A jak syna lubi, jaknajlepszy człowiek".Aż ktoś kiedyś mglistym rankiem dojrzał, że wyschniętymstarorzeczem w stronę Bugu jakiś jeździecwierzchem jedzie. Jedzie i jedzie, jakoś tak wolno, żejakby na koniu usnął. Znów podjedzie, jakby koń niemiał siły. Wreszcie dojechał do rzeki i koń sam zacząłupatrywać dogodnego zejścia, chyba chcąc napić sięwody. Jeździec albo był ranny, albo spał, może był nieżywy,bo raptem, gdy koń posunął się w dół, poleciałdo przodu i cicho „bełtnął" w głębinę. Zanim zwołaniludzie przeprawili się na drugi brzeg, jeźdźca już nigdzienie było, pewnie go woda po dnie rzeki poniosła. Końledwie trzymał się na nogach, a Tatarakowa wiedziała,kto na nim nie dojechał, bo „rumak" miał dwoje uszunadciętych. Nie dojechał...Mijały dnie i tygodnie. Jesień strącała żółciejące liścieBRONISŁAWA FASTOWIECOn się nazywałSamuelPo czterdziestu dniach Wielkiego Postu, w tymtrzech ścisłego, nadchodziła Wielkanoc. W nieckachleżały pieczone pierogi z kaszą, kapustąi - gdy wcześnie było ciepło - ze szczawiem. Na talerzuczekały gotowane na twardo jajka, chrzan, sól, chleb orazkraszanki farbowane w cebulniku, zielonym życie i włoskimorzechu. W glinianej misce stał pachnący czosnkiemi szczypiorkiem biały barszcz.Babcia wracała z rezurekcji pieszo, później niż inni, gdyjuż przyjechały furmanki i rowery. Wchodziła zadyszana,ściągała z głowy ciepłą, zieloną szalinówkę, zdejmowałaocie<strong>pl</strong>any kusak i świąteczną zapaskę wełnianą. W długiejbarchance, białej chusteczce na głowie, przepasana lnianązapaską, rozpoczynała dzielenie jajkiem.- Chrystus zmartwychwstał.- Zaiste zmartwychwstał - odpowiadałyśmy z ciotkąi sięgałyśmy łakomie po kawałki jajka.Wtedy wchodził Szmul i mówił do babci:- Alleluja Antoniowo!- Alleluja! Alleluja! - odpowiadała babcia i surowododawała: - Widzicie, ukrzyżowaliście Go, a On zmartwychwstał.- Ja Go nie krzyżował - protestował Żyd i stawiał nastole owinięty szmatami ciepły garnek, skąd po odwinięciurozchodził się po chałupie smakowity zapach czulentu [potrawana szabat, z powodu obowiązującego w tym dniu zakazupracy przechowywana w cie<strong>pl</strong>e od piątkowego popołudnia dosoboty, złożona przeważnie z mięsa wołowego, fasoli, cebuli,czosnku, ziemniaków i jajek lub z baraniny i jajek - red.].- Zjedzcie, zjedzcie coś ciepłego - namawiał Szmul.- Siadajcie i wy - zachęcała babcia, podsuwając Szmulowijajka.I tak to trwało przez kilka lat. Szmul przynosił czulentw Wielkanoc, a w szabas babcia paliła u nich pod kuchnią.Na wiosnę Żyd orał nam ogród siwym konikiem, a babciapomagała mu składać siano.Aż pewnej wiosny Niemcy spędzili na łąkę mieszkańcówz kilkunastu polskich chałup i na oczach wszystkichzastrzelili Szmula, jego żonę Ryfkę i ich dwoje dzieci- Hanę i Icka. Hana zwana Chajką miała dopiero dwalata. Moja cioteczna siostra Zosia prosiła Niemca, by jąpodarował jej mamie, a ona ją wychowa. Nic nie pomogło.Niemiec odpędził Zosię kopniakiem, a Hanę zakopanotam, gdzie zginęła od kuli.Babcia z nadbrzeżnych wróciła do domu wiklin, blada, dygocząca. unosząc je Oparła z nurtem się chłodnej, nieżyczliwejwody. Tatarakowa niemal co dnia wychodziła nad o drzwi o<strong>pl</strong>ecione słomą i powiedziała cicho, jakby zerzekę i idąc z prądem rozgarniała kijaszkiem zanurzone zdumieniem:w wodzie gałęzie wierzbowych krzewów, szukając w nich - On się nazywał Samuel, ten Szmul... I co oni, biedaki,uwięzionego syna. Szukała, przemawiała najczulszymi słowami,mając nadzieję, że gdzieś się uchwycił, może ranny Niemcy nakazali świadkom egzekucji rozebrać międzybyli komu winni?leży i czeka aż go zabiorą do matczynej chatynki... siebie „majątek" Szmulów. Wszyscy coś wzięli. JedniPo drugiej stronie Bugu pałętał się zaś wymizerowany,poobijany koń, którego na razie nie można było przeprowadzićprzez wodę, bo by go powaliła i zabrała jak syna.Chodził, skubał przywiędłe listki i spoglądał na rzekę,z chęcią, inni pod przymusem. Babcia, skoro też musiała,wyjęła z popielnika pieczone kartofle i zabrała garnekpo czulencie. Stał u nas długo - żeliwny i ciężki, nigdynieużywany. W każdą Wielkanoc stawialiśmy go na stolejakby jej czynił wyrzuty, że jego wojaka mu odebrała, że i dotykaliśmy z westchnieniem.go do domu nie odwiózł, mimo że tej drogi pozostało już Wiele lat minęło od śmierci Szmula i jego rodziny,tak niewiele...odeszła też babcia i Zosia. Wojny stały się czymś zwykłym.Niemcy umacniając granicę na Bugu chcieli go ustrzelić,ale Tatarakowa uprosiła sąsiadów, by go nocą przezmielizny przepchali na ten brzeg. Niechaj on przynajmniejzamiast syna pozostanie przy jej samotności.Codziennie za przyzwoleniem możnych tego światamordują się narody, piłaci już nawet nie obmywają rąk,a judasze się nie wieszają. Jedynie ukrzyżowany Baranekzmartwychwstaje każdego roku...48


GENOWEFA IWANEKŁopyntanoZył kiesik wdowiec, ktory za młodu łowdowioł.Mioł jedne córke, za ktorom świata niy widzioł.Łozwieziono była una jak cygański bat. Co inokciała, to robiła. Łojciec nicego nigdy ji niy łodmówił.Łurosła na piyknom dziywke, ino nature mjała paskudnom.Zalycało ji sie duzo kawalyrów, nale łuna wsyćkikza nic mjała. Nojbardzyj łocy za niom wypatrywoł Antek.Nic dziwnego, był nojbogatsym kawalyrym we wsi.Robotny był jak mało kto i sykowny do wsyćkigo, nado tego jesce piykny. Kozdo dziywka do łognia by zanim wskocyła, ino niy ta jedynocka Marysia. Na jegoniescynści un jejom se upatrzoł. Płacił muzykantom,zeby dlo nij grali, bo rada tymu była. Nale jak zacynołło zyniacce godać, to go byle cym zbywała. Nigdy niywiedzioł, na cym stoji. Jednego razu, jak se podpiła, tomjała pedzieć:- Jo debłu duse zaprzedom, nale muse być prowdziwompaniom. Za nikogo sie niy wydom, ino za ślakcica.Za niedługo pojawił sie na zabawie niepilec. Nik goprzedtym nigdy niy widzioł. Łubrany był na corno, straśniebogacie. Na głowie mioł cylinder, jaki ino mozni ponowienosili. Corne jak smoła i krynte włosy, ciyniutki wonseki łocy jak dwie torki - taki był piykny, ze dziywcynta łocówłod niego niy mogły łoderwać. Widać było, ze to jes pon,na niy kawaler ze wsi. Un stanył przed muzykom, sypnyłtalarami i kozoł im grać. Potym nisko skłonił sie Marysi,na una poleciała ku niymu jakby ji skrzydła łurosły. Tajcowalitak siarcyście, ze tymu ponu jaze iskry sie sypałyspod botów.Wszyjscy patrzeli na nik, nale Antek nojbardzyj, bogo zazdroś zzyrała. Ło północy wsionknył kasik niepilectak nogle jak sie pojawił. Cało wieś trzynsła sie łod<strong>pl</strong>otek. Wszyjscy godali ło tym ponie. Za jakisik cos zaśzjawił sie na zabawie. Zapłacił muzykantom i poseł poMarysie tajcować. Antek łoka ś niego niy spuscoł. Dziwiłogo, ze taki wysoki chłop mo straśnie małe stopy.Mozna pedzieć, ze przypominały kopyta. Do tego jescenigdy ani na kwile niy sciongnył cylindra z głowy. Nadymioł piykne włosy, skoda ik było zakrywać. Zdarzyłosie tes, ze jak siarcyście z Marysiom tajcowali, to muło niywiela tyn cylinder my- spod z głowy. Przyuwozyłwtyncos Antek cosik takigo, jakby róg mu wystawołz włosów. Niy był jednak tego pewny, bo zaros wartkopoprawił nakryci na głowie. Ło północy nik niy wiedzioł,kiedy zaś sie kasik podzioł. Łod tego casu Marysiato jus ani na Antka niy popatrzała, na un stropionyłopedzioł ło tym ji łojcu. Łoboma zdało sie to straśniedziwne.Za trzecim razym niepilec nagadowoł Marysie, zebyś nim wysła na pole, bo ceko na nik kareta. Pojadom łoba,bo kce ji pokozać swoje bogactwa. Una mało myślyncyjus mjała ś nim wyjś, kiedy spomniała se ło łojcu. Unprzecie ło nicym niy wiedzioł, bo mu sie niy przyznała,bydzie sie tropił, ka sie podziywo. Pedziała tymu ponu,zeby jom nojprzód łodwiydził i poznoł łojca, to wtyncosś nim pojedzie. Nicego niy podyjrzywała, kciała ino, zebyuwidzioł ś jakij rodziny pochłodzi. Boła sie, ze może jiniy kcieć, ze jes biydno. Przyznała sie łojcu do wsyćkigoi zapowiedziała, ze w nojblizsom niedziele przyjedzie ikłodwiydzić.Łojciec nic po sobie niy doł poznać, ze cosik jus wiy,ino poseł po rade do probosca. Łopedzioł mu ło wsyćkim.Ksiondz doł mu świynconego ziylo i wody. Kozoł poprzysywaćMarysi zielo do niedziylnego łodziynio i całomchałupe wodom świynconom wykropić, nojbardzyj zaśdzwiyrze. Pedzioł, ze jak to bydzie zwycajny cłowiek, tobes nicego wlezie do chałupy, deboł zaś zaros łod dzwiyrzyłodskocy jak łoparzony.Łojciec sumiynnie to zrobił, a córce do nicego sieniy przyznoł. Una ryktowała sie, zeby takigo bogategokawalera jak nojlepi ługościć. Tyn przyjechoł karetomzaprzongniyntom w śtyry corne konie. Marysiawysła naprzeciwko łubrano w nojpiyknijse łodziyni. Unkłanioł sie ji z daleka, na una pytała go do izby, naleledwie ino stanył w dzwiyrzak, to łodskocył. Łojciecwidzioł to i jus był pewny, ze to deboł. Wyseł ku niymui pedzioł:-Tyś niy jes cłowiek, ino ancykryst, łuciekoj łod mojigodziecka.I jesce pokropił go wodom świynconom. Deboł zaśprzyskocył do Marysie i chycił jom za spodnice, nalezaroś puścił, bo go zieli sparzyło. Zawył ino straśniei zawołoł:-I tak bydzies moja dusom i ciałym.Potym podzioł sie kasik, na ś nim kareta i konie. Marysiawtyncos zawyła nieludzkim głosym, skokała przytem i włosy rwała se z głowy. Łojciec wystrasony poleciołpo Antka. Jesce sonsiedzi sie zbiegli, bo niy mogli daćji rady. Powionzali jom i zanieśli na pościyl. Antek jompilnowoł, na łojciec polecioł do probosca po pomoc.Ksiondz pedzioł, ze nic, ino Marysia została łopyntanoprzez debła. Łogłosił na kozaniu, ze jak kto mo dziewiynćrazy poświyncone wstonzki z palmy, to zeby mu ik jaknojpryndzyj przyniós na <strong>pl</strong>ebanije.I była w tej parafiji staro panna bogobojno, ktoromjała niy ino wstonzki, nale tes kij łod palmy. Przyniesłato ksiyndzu, na un kozoł Marysie przyprowadzić dokościoła, zeby egzorcyzmy łodprowić. Styrek chłopówjom na łajcuchak wjedło. Sarpała sie straśnie, ze niymogli se ś niom dać rady, na wyła jak zwiyrze. Ksiondzw kościele łobwionzoł jom wstonzkami z palmy i zarosprzestała sie sarpać, ino dali wyła. W miare jednakjak ksiondz sie modlił, to łucichła i lezała jakby besducha.Nareście zacon ś nij złego ducha wyganiać. Pedzioł,zeby łostali ino w kościele ci, co som po spowiedzi i komuniji.Zapedzioł, ze do insyk moze deboł wlyź, jak wyleziez Marysi. Przykozoł tes tym, co łostali, zeby całe głowyse łowionzali, bo łocami, gymbom, cy łusami moee debołdo nik wlyź.Modlił sie ksiondz i modlił, naros straśny wiater zaconwioć po kościele. Dzwiyrze i łokna były pozamykane,a wiater ludzi kopyrtoł. Wtedy ksiondz wziontyn dziewiynć razy poświyncony kij i bił Marysie wołajonc:- Ancykryście wychłodź ś nij, bo una jes łokrzcono,na za grzychy jus łodpokutowała.Marysia darła sie, nale jus niy chybała. Ksiondzzaś pedzioł do ludzi, zeby sie niy boli, bo una niy cujebicio, jom chroniom ty poświyncone ziela. I bił tak,zeby deboł niy łuciekoł ś nij gymbom, bo jom moze łospecić.Naros Marysia zawrescała straśnie i łuwidzieliwszyjscy, ze mo łurwany kawołek piynty. Poculi, ześmierdzi smoła. Wylecioł ś nij piyntom i ino troskeśmierdzoncej smoły po deble łostało. Zanieśli Marysiedo wozu i powieźli do chałupy. Długo niy mogłasie wylycyć, ta piynta ropiała i niy kciała sie zagoić,jaz ksiondz ji doradził, zeby przykładała na rane zielikopytnika. Dopiyro wtyncos ji sie rana zagoiła, nalejus do śmierci kulawjała. Antek wsak na nic niy zwozołi jak ino wydobrzała, to sie ś niom łozynił. Zyli długoi przykładnie. Dochłowali sie sykownyk dziecek i dobrzeim sie wiedło.49


JADWIGA SOLIŃSKACarno na białemAby zleźć z pola, aby zleźć, wtedy cłek odetchnie,w chałupie posiedzi, pogada z sąsiadami"- myślała Andrzejowa, gramoląc się nawóz, zaprzężony w parę koni. Roboty im nie brakowało,szczególnie jesienią przy wykopkach kartofli. I takkażdego dnia, oprócz niedziel, przez cały październikjechali wozem na pole, które w owych czasach byłowielką świętością. Traktowano je jak matkę karmicielkęi uwielbiano.Kartofle kopali Andrzejowie, ich syn Antoni - czternastoletnichłopak i sąsiadka Matylda. W domu zostawaładwunastoletnia córka Andzia, pilnująca chałupy,chorego dziadka Aleksandra i kur. Dziadek nie mógłchodzić, gdyż spadł w stodole na klepisko i złamał nogęw biodrze. Andzia do szkoły już nie uczęszczała, gdyżmiała ukończone cztery oddziały szkoły powszechnej,a takie wykształcenie uznawano za wystarczające dlawiejskiej dziewczyny. Ważne było, aby umiała się podpisać,czytać modlitwy z książeczki do nabożeństwai policzyć pieniądze.Cały dzień, aż do zachodu słońca, przewracali kopaczemotykami ziemię - zbierali kartofle, podstawę pożywieniaich i zwierząt. Wieczorem przywożono zbiory i wsypywanoje do piwnicy lub umieszczano w okrągłym wądołku, wykopanymw pobliżu chałupy. Niekiedy zaś część kartoflizimowała w kopcach na polu.Po wieczornym obrządku i wieczerzy klękali domownicydo modlitwy, tylko dziadek nie mógł uklęknąć i byłz tego powodu bardzo rozżalony, tym bardziej, że w październikuobowiązywało codzienne odmawianie różańca.Marna to była modlitwa, wypowiadana z dużymi przerwami,gdyż wszyscy zasypiali z przemęczenia i gdyby ichdziadek nie budził, to na pewno na kolanach przespalibycałą noc.Gdy zakończono kopanie kartofli, Andrzejowie poczuliwielką ulgę. Niestety, nie na długo, przyszły bowiem innepilne i ciężkie prace, jak wyrzucanie widłami gnoju z chlewów,a następnie wywożenie go w pole i roztrząsanie, conależało do obowiązków kobiet. I tak wszystko toczyłosię w kółko...W Zaduszki odwiedziły Andrzejów dwie ciotki, mieszkającew odległej o siedem kilometrów wsi. Przyszły napiechotę, ale to nic, wszak świętym obowiązkiem jestmodlić się za tych, którzy odeszli w zaświaty. Ciotki byłyniebiedne, posiadały dziesięć hektarów dobrej ziemi,ale słabe było ich gospodarzenie bez chłopa. Jedna byłapanną, druga bezdzietną wdową.Andrzejowa - cwana baba, wpadła na pomysł, by namówićciotki do odpisania im gospodarki za dożywocie i odrazu przystąpiła do rzeczy. Zaczęła się do nich przymilać,poczęstowała słodkim grycząnem (bułką z mąki gryczanej,upieczoną na Wszystkich Świętych) i świeżym mlekiemprosto od krowy. Po czym powiedziała:- A moze jajecko ugotować? Na twardo, cy na miętko,albo moze po dwa jajecka? Ile ciocie chco, tyle ugotuje.Tako dalecyje prześli, to i zjeść trza duzo, zeby siły nabrać.Ciotki się częstowały, a Andrzejowa bez żadnych ceregielitak się odezwała:- Po co ciociom tak sie mordować, na piechote dokościoła chodzić, samem orać i siać. Niech nam odpisopole, bedo wtedy zyć jak u Pana Boga za piecem. Dwochchłopow u nas je, gospodarki obrobio... Najlepiej, zebyśtai chałupe odpisali, bo nasa drewniana juz sie rozwalai obejście wąziuchne, małe, a u was je rozgardyjas (luz),chałupa murowana, podwojna, to sie wszystkie pomieściem...Wolant kupiem, bedziem ciocie jak dziedzicki dokościoła wozić. I bedzieta mieli spokojne zycie. Dochowamywas do śmierci.Ciotkom spodobała się propozycja Andrzejowej, zaczęłysobie wyobrażać, jak je wiozą wolantem, zaprzężonymw parę koni, do kościoła. Wtedy nie omylą żadnej niedzielnejmszy świętej, no i nareszcie spadnie odpowiedzialnośćza uprawę ziemi - ojcowizny. Bodaj to mieć rodzinę życzliwą,a przecież do grobu i tak nic z sobą nie wezmą. Zaczęływięc odwiedzać Andrzejów coraz częściej, tym bardziej,że pogoda sprzyjała - zima przyszła bardzo łagodna. Przykażdych odwiedzinach ciotki częstowano aż do przesady.Rozmawiano też o odpisach. Ustalono, że skoro wiosnypojadą do rejenta, bo na słowo taka transakcja nie będzieważna. Opłatę miano uiścić wspólnie.I nadszedł czas... Andrzejowa swego męża pouczyła:- Wsadź ciotki w połkoski na wysokie siedzenie i wieźdo rejenta ostroznie, powolutku, aby scęśliwie dojechać.Od rejenta poganiaj konie, niech galopujo, a moze nagościńcu brukowanem kamieniamy, wystającemy jak kociełby, woz w podskokach zruci ciotki i sie pozabijajo.Lecz nic złego się nie wydarzyło. Ciotki szczęśliwiewróciły do domu. Andrzejowa zaś nie mogła uwierzyć,że tak im się udało zdobyć majątek. Dokument rejentalnytrzymała w kufrze i co pewien czas sprawdzała, czy niezginął. Rozpierała ją radość, pragnęła pochwalić się przedwioską swoim szczęściem. I kiedy w pierwszą niedzielęmiesiąca poszła na zmiankę uczestniczek żywego różańca,wzięła z sobą ten dokument.Jak zwykle na zmiance najpierw modlono się szczerze,przebierano paciorki różańca. Później śpiewano pieśnimaryjne, a następnie opowiadano, co ostatnio wydarzyłosię na wsi ciekawego. Andrzejowa pierwsza zabrała głos.Wyjęła z zanadrza dokument rejentalny, rozłożyła i pokazującgo wszystkim powiedziała:- Łobacta! Nabylim majątek! Mam carno na białem!Kto ma scęście, to ma. Wszystko od Boga. Juz w niedługimcasie przeprowadziem sie do ciotkow. Bedziem mieskaćw murowanej chałupie. Bedziem bogate.Z przejęcia i radości Andrzejowa spać nie mogła.A gdy raz na chwilę zasnęła, miała ciężkie sny. Przyśniłysię jej nieżyjące dzieci, których pochowała sześcioro. Poprzebudzeniu rozmyślała, że tyle nieszczęść przeżyła,tyle smutków doznała, tyle łez wylała, a teraz ją Bóg zawszystko wynagrodził.Po pewnym czasie Andrzejowie przeprowadzili się dowsi pod lasem, gdzie mieszkały ciotki. O, jak dobrze; o,jak dobrze - wszyscy tak myśleli. Szczęście szczęściem,ale roboty przybyło. Przyszła pora wybierania kartoflisadzeniaków, a ciotki nie miały zamiaru pomagać.Przecie gospodarkę za darmo oddały, to mają prawoodpoczywać. Do roztrząsania gnoju też na pole nieposzły ani do sadzenia kartofli. Na próżno Andrzejowazapraszała je do pracy, a potem nawet ponaglała. Nicnie skutkowało. Aż pewnego dnia Andrzejowej nerwyodmówiły posłuszeństwa, nie wytrzymała, bo gdy onaprażyła się na słońcu podczas żniw, ciotki w chłodkusobie siedziały. „Pokaze jem, co ja potrafie - myślała- darmozjadom nie dam zreć". I wygarnęła im prawdęnajprawdziwszą:- Z nasego zyjeta, z nasego, bo wszystko nase, mamycarno na białem. Jak nie bedzieta robić, bieda was ceka.50


Kto nic nie robi, zreć nie dostanie. Pozamykam wszystkozarcie na kłodki. Myśleliśta, ze wolantem bedzieta jeździćdo kościoła, wy boso na piechote pódzieta pod kościołCiotkom miny zrzedły, nigdy się takiego obrotu sprawynie spodziewały, ale głowy miały nie od parady i takodpowiedziały:- Odpisy to zjedli mysy, jesce starcy nam z uciułanechpiniędzy na sąd i adwokata...I niedługo Andrzejowa ze spuszczoną głową opuszczaławraz z rodziną posiadłość ciotek. A na pożegnanie ciotkijej powiedziały:- Z chciwości i chytrości jesce nikt chleba nieupiek.LEONSZABLUKPrzebiegły CyganWdawnych czasach, kiedy na wsiach nie byłojeszcze mechanizacji i wszystkie prace rolnicywykonywali ręcznie, roboty było co niemiara.Biedniejsi rolnicy wynajmowali się do różnych robótu bogatszych gospodarzy. Chodzili też po wsi bezrobotnii Cyganie, szukając jakiegokolwiek zarobku.Właśnie zbliżały się sianokosy, więc potrzebowanokosiarzy, a że chętnych nie brakowało, to rolnicy przebieralijak w ulęgałkach. Wymyślali różne sposoby, byzłapać dobrego robotnika za jak najniższą cenę. Ci zaś,co mieli łąkę trudną do koszenia, posuwali się nawet dopodstępu w celu zawarcia korzystnej umowy.Takim właśnie podstępnym gospodarzem okazał siębogaty Szymon Barabańczyk, mieszkający na końcu naszejwsi, tuż pod lasem. Łąka jego była ciężka do koszenia.Należało tam mieć bardzo dobrą kosę i często ją klepać,aby - jak mówiono - czepiała się trawy.Kiedy przed domem Barabańczyka pojawili się pierwsichętni, ten niespodziewanie zapytał:- Kto z was chce dostać kilogram kiełbasy?Wszyscy zdumieli się, co też ten gospodarz wymyślił,ale z grupy wyskoczył pewien Cygan i zawołał, że on chcemieć kiełbasę. Szymon podał więc Cyganowi kiełbasęi zapytał znowu:- Kto wypije pół litra wódki?Cygan nie ociągając się zawołał, że on. Gospodarzwręczył mu wódkę i spytał po raz kolejny:- Kto wykosi moją łąkę?Zapanowała cisza. Nikt się nie odezwał. Aż w końcuCygan widząc, że wszyscy spoglądają na niego i czekają,że znowu wyrwie się pierwszy, powiedział:- No, co, wszystko ja i ja, bierzcie i wy trochę!Wtedy obecni się oburzyli i zaczęli wymyślać Cyganowi.A ten widząc, że to nie przelewki, rad nierad sięzgodził.Łąki było ponad hektar, a więc sporo i nie sposób jąbyło wykosić samemu, toteż Cygan umówił się jeszczez dwoma chętnymi. Łąka znajdowała się daleko od wioski,dlatego gospodyni naszykowała im jedzenie na śniadanie,na obiad i na podwieczorek, a Szymon zawiózł ich furmankąna miejsce. Tam wskazał granicę swojej łąki, pożyczyłdobrego dnia i wrócił do domu. Obiecał im nawet, że jaksię postarają, to postawi jeszcze na zakończenie wódkę.Cygan rozejrzał się po łące, pomedytował i rozkazałpomocnikom, aby wokół rosnącego tam krzaka nakosilitrochę trawy. Następnie zgarnął tę trawę na kupkę i położyłsię na tym. Ręce założył na głowę i powiedział tak:- Wiecie co, chłopaki, najpierw zjemy śniadanie, trochępoleżymy, a potem weźmiemy się ostro do roboty, a wywiecie, jak Cygan potrafi szybko i dobrze robić.Jak powiedział, tak też zrobili. Zjedli śniadanie i położylisię na wykoszonej trawie, aby - jak jeszcze rzekłCygan - sadło się zawiązało. A że było ciepło i miło, toi trochę przysnęli. Kiedy się zaś obudzili, słońce wspięłosię już dość wysoko. Cygan się wyprostował, trochę poziewałi tak powiedział:- Wiecie co, chłopaki, chyba niezadługo będzie poraobiadowa, może więc zjemy obiad i wtedy weźmiemy siędo roboty. Co? A wiecie, jak Cygan potrafi...Przystali i na to, a po obiedzie Cygan ponownie nadmienił,że dobrze byłoby i teraz trochę poleżeć, żeby sięto sadło w końcu zawiązało. I leżeli tak na tej łące ażdo podwieczorku, no, a o tej porze należało znowu cośzjeść. Więc zjedli wszystko, co im gospodyni naszykowała,a wówczas Cygan zauważył:- No to chłopaki po dobrym jedzeniu nie zapominajcieo leżeniu. Niech to sadło się porządnie zawiąże.Tuż przed zachodem słońca, kiedy trzeba było już wracaćdo domu, Cygan wziął worek i zaczął zbierać do niegołajno pozostawione przez konia, a swoich pomocnikówostrzegł, żeby nic nie mówili, gdy on będzie rozmawiałz gospodarzem.Po powrocie do domu Cygan zameldował gospodarzowi,że łąka jest wykoszona całkowicie i prosi o zapłatę.Szymon Barabańczyk owszem zapłacił, był bowiembardzo zadowolony, że kosiarze nie narzekają na złąłąkę i że wszystko jest w porządku. Ale kiedy już mielisię rozstać, Cygan pokazał gospodarzowi przyniesionyworek i rzekł:- Panie Szymonie, pod tym krzakiem, gdzie siedzieliśmy,odkryłem zakopany skarb - pieniądze, kosztowności.Chyba to należało do kogoś z waszej rodziny. W całościwam jednak tego nie oddam, bo mi się należy połowa.Gospodarz był tym zaskoczony i nie wiedział, co robić,lecz żona, gdy to usłyszała, od razu zawołała, że to napewno skarb jej rodziców i nikomu nie ma zamiaru zaniego płacić. Zaczęli się kłócić, czy Cyganowi należy sięznaleźne, czy nie. Aż w pewnym momencie gospodyniwyrwała Cyganowi worek i uciekła do drugiej izby. WtedyCygan zaczął krzyczeć, że to niesprawiedliwe i że on znatakie różne zaklęcia, dzięki którym odpłaci im pięknymza nadobne. Barabańczyk nie wierzył jednak w żadnezaklęcia cygańskie, nie obawiał się też pogróżek, i kazałprzybyszowi uciekać, a nawet zagroził, że poszczuje gopsami. Uciekający w świat Cygan zdołał tylko wykrzyczeć,żeby temu wrednemu gospodarzowi cała wykoszona łąkapowstała, oprócz ziemi wokół krzaku, gdzie był ukrytyskarb, a znaleziony skarb, żeby zamienił się w końskiełajno.Po chwili gospodyni przestraszona rzuconym przekleństwemzajrzała do worka i rzeczywiście zobaczyłatam końskie łajno. Mąż ją skarcił, że nie chciała daćznaleźnego, a kiedy dowiedział się, że i skoszona łąkapowstała, uwierzył w moc czarodziejską Cygana.51


RECENZJEI OMÓWIENIAMARTA WÓJCICKAKulturowa pamięć powodzi 1997Książka Janiny Hajduk-Nijakowskiej Żywioł i kultura.Folklorystyczne mechanizmy oswajania traumy to interdyscy<strong>pl</strong>inarnarozprawa z pogranicza medioznawstwa,folklorystyki, socjologii i psychologii. Tematem jej jestpowódź stulecia z lipca 1997 roku, obecna w różnychtekstach kultury i gatunkach wypowiedzi. Analiza każdegoz wymienionych w pracy gatunków może być dalejrozwijana nie tylko ze względu na sposób jego funkcjonowaniaw czasie powodzi, ale także pod kątem gatunkowegoobrazu powodzi, przekazywanego odbiorcom przez różnemedia. Podstawowa teza badaczki dotyczy roli tradycjikulturowej w oswajaniu traumy. „Tradycja kulturowapomaga w opanowaniu traumy, wspiera wysiłki ludzizmierzających do pokonania wszelkich destrukcyjnychkonsekwencji przeżywanego kataklizmu" (s. 9).Publikację otwiera motto z Sandora Petófiego: „Światuna wieczną przestrogę / napisz na nieboskłonie: / [...]powódź jest panem świata!" Książka składa się następniez sześciu części: Żywioł jako przedmiot analizy interdyscy<strong>pl</strong>inarnej,Człowiek wobec żywiołów, Powódź 1997 roku jakokatastrofa społeczna i kulturowa, Media w sytuacji zagrożeniaspołecznego, Folklorystyczne mechanizmy oswajaniatraumy popowodziowej oraz Kulturowy kontekst oswajaniaprzestrzeni zdegradowanej kataklizmem.Dwa pierwsze rozdziały mają charakter teoretycznegowstępu do dalszych rozważań, przedstawiają m. in.definicję traumy, rolę narracji w oswajaniu doświadczeńspołecznych, symbolikę wody w tradycyjnej kulturze ludowej,zwiastuny kataklizmu, pojęcie aktywizacji pamięcispołecznej. Kolejne cztery rozdziały mają naturę analityczną,a oparte są na bogatym i zróżnicowanym materialebadawczym. Są to wyniki badań folklorystycznych,prowadzonych przez studentów i pracowników UniwersytetuOpolskiego w 1999 roku oraz w trzy i pięć lat popowodzi, a także archiwalne nagrania audycji radiowych,telewizyjnych (w tym zarejestrowane przez autorkę w czasiejej pracy dziennikarskiej), artykuły z prasy centralneji lokalnej, strony internetowe poświęcone powodzi orazikonografia.Rozdział trzeci dotyczy powodzi jako katastrofy społeczneji kulturowej. Autorka analizuje zmieniające siępod wpływem sytuacji relacje międzyludzkie, które przypisujetrzem okresom:1) zachwianie ładu instytucjonalnego, które określametaforycznie jako „zbratanie w gapiostwie" tuż przednadejściem powodzi;2) destrukcja ładu społecznego, przejawiająca się tworzeniemwspólnoty krótkotrwałej;3) powrót ładu instytucjonalnego, który prowadzi dozbratania ofiar, ale też rodzi konflikty społeczne.Janina Hajduk-Nijakowska zauważa, że „każdy z tychokresów odznacza się właściwościami »folklorystycznymi«,a kontekst folklorystyczny sytuacji w sposób naturalnyujawnia pozytywną funkcję społecznego wsparcia" (s.143).W kolejnym rozdziale analizie poddano funkcjonowaniemediów (kolejno: radia, telewizji, stron internetowychi prasy) w trakcie trwania powodzi. Powołującsię na określenie Józefa Mayena, badaczka zauważa, że„w pełnych dramatyzmu dniach radio pełniło funkcję»gazety mówionej«, eksponując specyfikę radiowej komunikacji"(s. 112). Analiza funkcjonowania przekazutelewizyjnego prowadzi J. Hajduk-Nijakowską do wniosku,że jego dominacja w życiu społecznym i kulturalnym pozwalauznawać współczesnego człowieka za homo videns.Autorka śledzi sytuacje, które podważały wiarygodnośćrelacji telewizyjnych (np. powtarzające się zdjęcia bezinformacji, że pochodzą z archiwum, brak relacji z miejsc,w których powodzianie walczyli z kataklizmem) i zauważa,że „jeśli informacje docierające do odbiorców z radia,telewizji i prasy nie zgadzają się z »utartą konwencją«,z bezpośrednim oglądem rzeczywistości i nie mogą tymsamym być uznane za wiarygodne, to zawsze ocena mediówmasowych jest negatywna, a funkcję kształtowaniaopinii społecznej przejmuje bezpośredni folklorystyczny(ustny) obieg treści". (s. 119)Autorka bada zmiany w ramówce radiowej i telewizyjnejw kolejnych dniach powodzi i zauważa m.in., odkiedy wycofano reklamy, stanowiące paradoksalne zestawieniez rzeczywistością (np. slogany reklamowe „latorozpalone wakacjami", reklama akcesoriów do telefonówze sloganem „rozmawiaj bezpiecznie", gdy w tym samymczasie trudno już było wielu mieszkańcom połączyć sięz najbliższymi oraz reklamę mebli Kler „stać Cię na tenluksus", gdy w zalanych mieszkaniach wszystkie meblepływały", s. 103). Przedmiotem oglądu są też reakcje odbiorców,zarówno tych dotkniętych powodzią, jak i spozaterenów zagrożonych, a także komentarze prasowe natemat funkcjonowania telewizji w czasie powodzi (np.„Press", „Polityka", „Tygodnik Powszechny").Przedmiotem analizy są też informujące o powodzistrony internetowe, na których dominowała dyskusja natemat przyczyn tragedii i poszukiwanie winnych. Autorkazauważa, że „kolejne zapisy przypominają meldunkiz pola bitwy" (s. 126).W polu zainteresowania J. Hajduk-Nijakowskiej znalazłasię także, ciesząca się od lat społecznym zaufaniem,prasa lokalna - „Nowa Trybuna Opolska" i „NowinyNyskie". Obok analizy artykułów prasowych, pojawiającychsię w kolejnych dniach powodzi, czytelnik odnajdzierównież komentarze na temat reklam i konkursu. „Skoronadal przy winiecie tytułowej znajdowała się reklama»Konkursu o stówę« (»nasza nowa zabawa«), to wydrukowanapod nią pełna dramatyzmu relacja reporterówz zalanej Nysy (z kończącą tekst informacją »wczorajo godz. 20.15 łączność z naszymi korespondentami zostałaprzerwana«) świadczy o braku wyczucia redakcji nakonsekwencje skojarzeń wywołanych przez to zderzenie(homogenizację mechaniczną) w trakcie lektury gazety"(s. 130).W wielu miejscach recenzowanej książki autorkaanalizuje korespondencję tekstu kultury z sytuacją, naprzykład kontrast reklam radiowych, znaków drogowych(nakaz skrętu, zaraz parkowania), zalanych do połowybillboardów z sytuacją powodzi. „Umieszczone na nichsłowa w nowym kontekście stwarzały sytuacje wyjątkowogroteskowe. Na przykład slogan reklamowy »Pompy jakmarzenie« wynurzający się z billboardu, pochłoniętegoprzez wodę" (s. 187).Omawiając funkcjonowanie mediów w sytuacji powodziowej,badaczka zauważa, że „prasa lokalna nie mogław tych tragicznych dniach pełnić funkcji informacyjnej.52


Zdarzenia rozgrywały się tak szybko, że tylko radio i Internetmogły za nimi nadążyć. [...] Zderzanie się w tymsamym czasie różnych (niestety rozbieżnych) informacjidocierających z radia, telewizji i gazety, nasilało u odbiorcówpoczucie zagubienia, wywoływało agresję i skłaniałodo podejmowania nierozsądnych decyzji" (s. 137). Oceniającpracę dziennikarzy w sytuacji kryzysowej, autorkaprzytacza zdanie Andrzeja Jonasa z „The Warsaw Voice":„Test obywatelski dziennikarze zdali bardzo dobrze, gorzejz testem zawodowym" (s. 138).Najciekawszy dla folklorysty jest rozdział piąty recenzowanejrozprawy, dotyczący folklorystycznych mechanizmówoswajania traumy popowodziowej. Jest to inspirującaanaliza mediów i pogłosek oraz ich wzajemnegooddziaływania. Pogłoskę, przez innych badaczy nazywanąrównież legendą miejską, mitem współczesnym (D. Czubala)czy opowieścią sensacyjną (D. Simonides), traktujebadaczka, za Klausem Thiele-Dohrmannem, „jako wentylludzkich lęków i agresji". „Nieważne już jest to, iż są togłównie pseudo- lub fałszywe informacje (nawet jeśli tkwiw nich »ziarno prawdy«), lecz to, iż społecznie akceptowanyich odbiór (uzyskanie oczekiwanego i zrozumiałegowyjaśnienia rzeczywistości) pomaga w łagodzeniu napięciai odzyskaniu poczucia przewidywalności otaczającegoświata" (s. 146). Autorka dowodzi, że „funkcjonowaniewspółczesnej pogłoski wyznacza przede wszystkim kontekstśrodków masowego przekazu. Ten styk z mediamito współcześnie najważniejsza cecha pogłoski, ponieważmedia nie tylko wspomagają jej społeczny obieg (pobudzajązainteresowanie informacjami o konkretnym wydarzeniu),ale często w ogóle ją tworzą. Jest to zupełnienowa sytuacja - swoisty stan wzajemnego przenikaniasię dwóch obiegów - masowego i folklorystycznego" (s.148). Tym samym J. Hajduk-Nijakowska dodaje istotnywyróżnik do zestawu funkcjonujących w literaturzeprzedmiotu cech genologicznych legendy miejskiej, naktóry składają się: sensacyjny temat (D. Simonides, J. Hajduk-Nijakowska,D. Czubala, J. Rydzewska), cel (wyrażanieufność do grup dominujących, jest wyrazem niezgodyna brak informacji, jest środkiem, ale i wynikiem walkipolitycznej i konkurencji ekonomicznej, bywa narzędziemwalki zastępującym przemoc fizyczną, wyjaśnia niezwykłei ponadnaturalne zdarzenia w naturalnym świecie; D.Czubala), miejsce (okolice wysoce zurbanizowane), czas(współczesność) oraz funkcja - „ekspresja obaw społeczeństwaprzed postępującą modernizacją oraz współczesnymiproblemami społecznymi" (Brunvand, Rydzewska).Przykładów takich pogłosek, rozpowszechnianych przezmedia w czasie powodzi, podaje autorka kilka: o celowymwysadzeniu wałów, o epidemii czerwonki, o zatruciuśrodowiska, o szabrownikach i in. Pogłoski, zdaniemJ. Hajduk-Nijakowskiej, przekazują typowy dla kulturyludowej, mityczny obraz rzeczywistości. Z czasu powodzibędą to następujące przykłady: UFO nawiedzająceOpolszczyznę czy przepowiednia Filipka, że kiedy zejdąsię „trzy kosy" (czyli trzy siódemki) „w Kłodzku będzietaka wielka powódź, że zaleje nam wszystko tutaj i że poprostu... jak wilk się wody napije, to będziemy bardzozalani wszyscy" (s. 164).W tym samym rozdziale autorka przedstawia, opartąna kryterium tematycznym, typologię opowieści wspomnieniowychzwiązanych z powodzią:- znaki zapowiadające nadejście kataklizmu (powódźjako znak od Boga, będący przestrogą dla Polski, podwójnatęcza dookoła słońca);- ucieczka przed wielką falą (ludzie uwięzieni na drzewach,słupach, w samochodach) - opowieści te wykorzystująmotywy z opowieści i filmów grozy;- ratowanie ludzi i dobytku (solidarność sąsiadów);- akcje ratunkowe (wyprawy po insulinę, ratowaniezawałowców);- poród w helikopterze, w amfibii i in.;- samobójstwa, zawały i utonięcia (skok mężczyznyz mostu, kobiety z okna, śmierć w wyniku zawału, śmierćw samochodzie porwanym przez wodę);- zwierzęta w czasie i po powodzi (pływający hipopotam,krokodyl wpływający do mieszkania, lama w wodzie,kret na deseczce, skok kota z dachu do pontonu, małpy nadrzewach, maciora w klatce schodowej rodzi prosięta);- szabrownicy;- opisy strat i zniszczeń (szok popowodziowy);- wyprawy lokatorów do zalanych mieszkań (poszukiwanierzeczy i pamiątek);- zabieganie o dary;- rozmyte cmentarze (pływająca trumna, kości ludzkiena drogach, rozkładające się zwierzęta);- wysadzanie wałów;- „turystyka" powodziowa, karnawałowe oczekiwaniena kataklizm;- obrazki z życia powodzian (pikniki na dachach,opalanie się na balkonach, picie alkoholu, handel wymienny).Wąt<strong>pl</strong>iwości może budzić układ poszczególnych gruptematycznych w przedstawionej wyżej typologii. Początkowoma ona charakter chronologiczny, nie jest on niestetydo końca zachowany, załamuje się przy „wysadzaniu wałów"i kolejnych dwóch grupach. Nasuwa się też pytanie,czy temat „rozkładające się zwierzęta" powinien znaleźćsię w grupie „rozmyte cmentarze", czy może „zwierzętaw czasie i po powodzi".Kolejnym interesującym dla folklorysty zagadnieniemjest transformacja opowieści w anegdotę. Oswojeniu tragediisprzyjały krążące dowcipy, które przytacza autorkana s. 188-190. Są to głównie dowcipy oparte na grzesłownej, np. z wyrazem woda. Znajdziemy tu powitania- Jak się państwu powodzi?, na które odpowiadało się:Dziękuję, nie przelewa się lub Jakoś płynie oraz zagadki:53


1) Dlaczego w opolskiej filharmonii wstrzymano koncerty?- Bo skrzypek siedzi na dachu. 2) Czym różni się rzeka odpolityka? - Szybciej opuszcza koryto. (s. 189)Na podstawie analizy różnego typu tekstów, autorkadochodzi do wniosku, że „formy twórczej aktywnościpowodzian dowodzą, iż dla jednostki, przeżywającej traumępopowodziową, tradycja folklorystyczna okazuje siębyć naturalnym sposobem oswajania przeżytej tragedii.Z najgłębszych pokładów społecznej świadomości przenikajądo obiegu współczesnego sprawdzone mechanizmyopanowywania słowem emocji, które z powodzeniemwpasowują się we współczesne relacje będąc przy tymświadectwem zbiorowej mentalności". (s. 189-190)Ostatnia część pracy dotyczy oswajania przestrzenizdegradowanej kataklizmem. Posługując się terminemEliadego - „miejsca święte prywatnego świata", autorkaanalizuje sposoby oswajania zarówno przestrzeni terytorialnej,jak i społecznej. „Wspólnota doświadczeń i emocjipomagała w odnalezieniu własnej przestrzeni, z jednejstrony umożliwiającej odbudowę więzi społecznych, z drugiej- wzmacniającej poczucie bezpieczeństwa" (s. 204).Autorka rejestruje i przytacza wiersze poetów, Jana Goczołai Ireny Rup, będące przejawem potrzeby mówieniai utrwalania emocji oraz liczne opowieści wspomnieniowe,które „dla folklorysty zapisane kilka lat po powodzi [...]są dowodem na trwający proces kulturowego przemodelowywaniaświata, w którym eksponowane miejsce napowrót zajmuje rzeka, wyznaczająca przestrzenny kontekstfunkcjonowania człowieka i obszar koncentracji emocjispołecznych" (s. 222). Przykładów w omawianej książcejest wiele, dla zobrazowania zjawiska przytoczony zostaniejeden: Kiedyś to krzyczałam po nocach, śniły mi siękoszmary. Teraz już nie, ale jak śpię, to rękę z wersalki dajęna podłogę. To mi zostało. Chcę poczuć jako woda zacznieprzychodzić. (Kobieta, 1. 70, Opole, s. 222)Zdaniem Janiny Hajduk-Nijakowskiej, „przeżywanietraumy w sposób niemal naturalny (spontaniczny) kierujeczłowieka w stronę tradycyjnych zachowań kulturowych,»odświeża« ukryte w pokładach pamięci zbiorowej zachowaniai reakcje" (s. 225), a przykładem na to są chociażbyopowieści wspomnieniowe czy, korzystające z tradycyjnychzasobów formulicznych, pogłoski.Książkę zamyka aneks, pokazujący różnorodnośćmateriału badawczego, wykorzystanego przez autorkę,w którym znaleźć można dwie pieśni nowiniarskie o powodziz 1934 roku, fragmenty listów przewożonych przezratowników do mieszkańców zalanego osiedla na Zaodrzuw Opolu, fragment pracy Brygidy Wacławczyk, nadesłanejna konkurs zorganizowany w 2005 roku przez WojewódzkąBibliotekę Publiczną w Opolu pod hasłem „Niezwykłemiejsca, niezwykli ludzie, niezwykłe wydarzenia", instrukcjapowodziowa dla mieszkańców terenów zagrożonychzalaniem przez powódź oraz ulotka Państwowej StrażyPożarnej - „Poradnik na wypadek powodzi".Na końcu książki, obok bibliografii, zamieszczono 32fotografie dokumentujące obraz powodzi na Opolszczyźnie,m. in. pogrzeb w Opawicy na południu Opolszczyzny,gdy woda wlewała się już do wsi, zdjęcie pokazujące, żedo ucieczki przed wodą wykorzystywano nawet koparki,życie na dachach bloków oraz życie po wodzie. Fotografieułożone są w sposób chronologiczny, dający obraz powodzii rosnącego dramatyzmu. Cztery ostatnie zdjęcia pochodząz Muzeum Śląska Opolskiego i dokumentują powódźw Nysie w 1938 roku. Zestaw zamykają dwie fotografierodzinne, zeskanowane ze zniszczonego przez powódźalbumu B. Konopki.Janina Hajduk-Nijakowska, Żywioł i kultura. Folklorystycznemechanizmy oswajania traumy, Wydawnictwo UniwersytetuOpolskiego, Opole 2005, 252 s., 32 fotografie.KATARZYNA KRACZOŃŚwiat nadbużańskich Kresóww nowej książce Stefana Sidoruka30 marca 2009 roku w siedzibie Stowarzyszenia TwórcówLudowych w Lublinie odbyło się spotkanie autorskiepromujące nową książkę Stefana Sidoruka Oblicza Kresów.Publikacja ukazała się jako kolejny tom w ramachserii wydawniczej <strong>Biblioteka</strong> „Dziedzictwo" STL przypomocy finansowej Województwa Lubelskiego. Na spotkaniez pisarzem przybyli miłośnicy literatury ludowej,przyjaciele i rodzina autora. Promocja książki zbiegła sięz jubileuszem dziewięćdziesiątych urodzin wciąż czynnegoliteracko pisarza.Na początku warto przywołać kilka faktów z biografiitego niebanalnego twórcy ludowego. Stefan Sidoruk urodziłsię w 1919 roku w Stawkach koło Włodawy. Całe swojeżycie związał z kresową ziemią nadbużańską. To artystawszechstronny: poeta i prozaik (piszący także zanikającągwarą ukraińską), autor widowisk teatralnych opartychna regionalnych wierzeniach i obrzędach, malarz a takżetwórca zajmujący się korzenio<strong>pl</strong>astyką. Młodość pisarzaprzypadła na trudny czas II wojny światowej. Aby uniknąćwywiezienia na przymusowe roboty do Niemiec, podjąłpracę jako robotnik leśny. Tuż po okupacji bardzo mocnozaangażował się w życie społeczno-kulturalne swojej wsi.Kierował amatorskim teatrem ludowym, prowadził zespółśpiewaczy, a także przez wiele lat pisał kronikę wiejskichwydarzeń kulturalnych.Debiut literacki i największy rozkwit twórczości tegopisarza przypada na lata siedemdziesiąte, choć tworzyć zacząłjuż od wczesnych lat szkolnych. Jego teksty wielokrotnieukazywały się na łamach prasy i w wielu antologiach.Wśród zbiorów indywidualnych warto wymienić chociażby:Nad Bugom, Warszawa 1983 (edycja w języku ukraińskim);Pod skorzyną, pod jesionami, Lublin 1988; Nadbużańskieopowieści, Chełm 1998; Czas zmienia konie w biegu, Chełm2003; Gwiazdy nad strzechą, Lublin 2005 i inne.Poeta jest wielokrotnym laureatem OgólnopolskiegoKonkursu Literackiego im. Jana Pocka. Kilkakrotnie byłrównież nagradzany i wyróżniany w Konkursie PoetówLudowych Kurii Diecezjalnej w Lublinie oraz w KonkursiePoetyckim im. Sabiny Derkaczewskiej. Za swojąniezłomną pracę i zaangażowanie w kształtowanie kulturowegokrajobrazu swojej rodzinnej ziemi otrzymał KrzyżKawalerski Orderu Odrodzenia Polski (1978), odznakę„Zasłużony Działacz Kultury" oraz niezwykle cenną dlaartystów ludowych Nagrodę im. Oskara Kolberga.Twórczość literacka Stefana Sidoruka jest różnorodna.Jego dorobek pisarski tworzą bowiem liryki, opowia-54


dania, opowieści, gawędy, anegdoty, fraszki, podania,opowieści wierzeniowe i wspomnieniowe, zapisy zwyczajówi obrzędów, sztuki sceniczne, felietony oraz tekstypublicystyczne.Oblicza Kresów - najnowsza książka pisarza ze Stawekto zbiór 28 opowiadań o charakterze wspomnieniowym(Pańszczyźniane dzieje, Sobótki), anegdotycznym (Jażembabo jak Radziwiłł), społeczno-obyczajowym (Sumiennyzleceniodawca, Kosiarze) wierzeniowym (Na rozstajach,Grajek) oraz biograficznym (Ręce twardsze od kamienia- przekaz o rzeźbiarzu ludowym Adamie Weremiuku).W tekstach nie brakuje także motywów autobiograficznych(Jak budowaliśmy Zegrze) i patriotycznych (Białe róże),a także dość ciekawych wątków demonicznych (Diabelskiewesele, Diabelskie igraszki i z kosmosu „ptaszki", Kuzynz Czarciego Kąta). Inspiracją do napisania opowiadaństały się nie tylko osobiste przeżycia i doświadczeniapisarza, ale również opowieści i anegdoty zasłyszanejeszcze w dzieciństwie w rodzinnym domu.Cały zbiór jest więc swoistym pamiętnikiem, z któregowyłania się postać gawędziarza rozkochanego wręczw nadbużańskim pejzażu. Donat Niewiadomski we wstępiedo tego zbioru zwraca uwagę na ogromne przywiązanieautora do „małej ojczyzny": „w pierwszym rzędziedostrzegamy obrazy życia codziennego dawnej wsi orazprezentację tradycyjnych obyczajów i wierzeń. [...] Uznaniebudzi wiarygodność podawanych treści oraz ich dużawartość poznawcza wynikająca m.in. z nasycania fabułrealiami z okolic podwłodawskich Stawek i Różanki."(s. 6)To właśnie Kresy, przestrzeń wielokulturowa, w którejprzez lata przenikały się losy katolików, prawosławnychi żydów, stała się tłem niemal wszystkich zamieszczonychw prezentowanym tomie opowiadań. Autor opisuje różneStefan Sidoruk, fot. P. Onochinaspekty tej wielokulturowości, doskonale oddaje nastrójtragicznych wydarzeń, w<strong>pl</strong>atając nierzadko też elementyhumorystyczne. W wielu tekstach nie brakuje umiejętniewprowadzonych wątków fantastycznych. Elementy światarealnego i nadzmysłowego przenikają się tak subtelnie,że czasami czytelnik nie zauważa, na jakiej płaszczyźnietoczy się akcja opowiadania. Tego typu zabiegi świadcząo sprawnym warsztacie literackim autora. Wiele tychprzekazów ma przede wszystkim wartość dokumentacyjnąi pamiętnikarską. Autentyzmu nadbużańskim opowieściomdodają również niejednokrotnie przywoływane faktyhistoryczne.Ponadto opowiadania te, tak różnorodne tematyczniei stylistycznie, mają zazwyczaj bardzo podobną kompozycję.Po krótkim wstępie narrator w swojej opowieściszybko zmierza do wyraźnie zarysowanego punktu kulminacyjnego,a całość kończy wyrazistą pointą, będącązazwyczaj odautorską refleksją na temat opisywanegozdarzenia. W tak zwartej kompozycji nie brakuje równieżumiejętnie wkomponowanych dialogów, które dynamizująakcję oraz doskonale oddają przynależność społecznąi charakter bohaterów.Recenzowany zbiór opowiadań pisarza ze Stawek toksiążka, która ze względu na bogactwo tematyczne, stylistycznei gatunkowe, adresowana jest do szerokiegogrona odbiorców. Starannie dobrane i opracowane tekstywzbogacają reprodukcje rzeźb Jana Uścimiaka, któreswoją tematyką doskonale korespondują z opisywanymizdarzeniami. Dla czytelników istotny jest również wstęp,w którym zamieszczono biografię pisarza oraz rzeczowoopisano jego dorobek i warsztat literacki.Na zakończenie należy dodać, że podczas spotkaniaz czytelnikami ten dziewięćdziesięcioletni twórca ująłwszystkich swoją pogodą ducha, błyskotliwością spostrzeżeńoraz niezwykłym darem mówienia o przeszłości.Retorycznym jest więc pytanie stawiane przez samegopisarza: Cóż bylibyśmy warci, gdyby nasza pamięć świeciłapustką? Warto więc sięgać do wspomnień...Stefan Sidoruk, Oblicza Kresów, wybór, opracowaniei wstęp Donat Niewiadomski, Lublin 2009, 149 s., ilustracje.55


MARIOLA TYMOCHOWICZTradycyjna i współczesnawycinanka polska z kolekcjiAntoniego ŚledziewskiegoNa rynku wydawniczym pojawił się nowy album ukazującypiękno polskich wycinanek autorstwa AntoniegoŚledziewskiego, który od lat zajmuje się ich kolekcjonowaniem.Posiada w swoich zbiorach ponad 1500 wycinanek.Jest to już trzecia poważna publikacja prezentującawycinanki ludowe z różnych regionów Polski. 1Czymsię zatem wyróżnia i co nowego wnosi to opracowaniestanowiące na pewno dokumentację przeszłości i współczesnegostanu polskiej wycinanki ludowej? Po pierwsze,wyróżnia się Jakością, jest bowiem wydane na kredowympapierze, dzięki czemu każda wycinanka prezentowana naosobnej stronie jest pięknie wyeksponowana. To pozwalaukazać różne detale kompozycyjne czy kolorystykę. Przykażdej wycinance podane są także szczegółowe dane:wykonawca i wymiary pracy. Czytelnik ma tym samymmożliwość uświadomienia sobie ich oryginalnych wielkościnp. na s. 125 mamy przedstawioną wycinankę o wym. 85na 63,5 cm, a na następnej - o średnicy 68 cm. Kolejnąważną cechą jest to, że album skierowany jest nie tylkodo polskiego, ale także zagranicznego odbiorcy, poprzezwprowadzający tekst dostępny w dwóch językach - angielskimi niemieckim. Taki zabieg pozwoli na szerszezaprezentowanie wycinanek polskich poza granicamikraju, a są one wyjątkowym i niepowtarzalnym wytworempolskiej sztuki ludowej.Jedyną wąt<strong>pl</strong>iwość budzi fakt, że autor zatytułowałomówiony album Wycinanka polska, a nie uwzględniłobszaru między Wisłą a Bugiem, który wspomniany jestwe wcześniejszych publikacjach. Na Podlasiu dawna wycinankazanikła, jednakże na wyróżnienie zasługuje lubelska,gdzie własny styl stworzył Ignacy Dobrzyński, którykontynuują, wprowadzając własne eleaty zdobnicze, LilaSola czy Bronisław Pietrak.Autor zaprezentował wycinanki tradycyjne (z początkuXX wieku) i współczesne (wykonane do 2006 roku)z dziesięciu głównych ośrodków: z Powiśla Otwocko-Garwolińskiego, z regionu kołbielskiego, z kurpiowskiejPuszczy Białej i Zielonej, z regionu sannickiego, łowickiego,rawskiego, opoczyńskiego, piotrkowsko-brzezińskiegoi sieradzkiego. Przy prezentowaniu każdegoregionu zarysowana została mapka z miejscowościami,gdzie wykonane zostały poszczególne wycinanki, dalejwymienione są podstawowe formy i ich nazwy regionalne,a poniżej wypisano, kto je wykonał (z uwzględnieniemmiejsca zamieszkania i daty powstania). Przy wycinankachniepochodzących ze zbioru autora podane jest miejsceich przechowywania.Proces powstania i rozwoju wycinanki został w skróciezaprezentowany w tekście wstępnym, w którym autorpodkreśla, że wycinanką samodzielną o zróżnicowanychformach nazwiemy tylko tę, którą wykonano z kolorowegoglansowanego papieru. Dowodzi również, że pochodzenietego wytworu sztuki można datować nawet na latapięćdziesiąte XIX w. i potwierdza za J. Grabowskim, żekolebką polskiej wycinanki ludowej jest Powiśle Otwocko-Garwolińskie. Dalej wspomina o pierwszych „odkrywcach"wycinanki, formach i jej migracjach. Pod koniecpodejmuje ważny problem traktowania wycinanek jakotwórczości wspólnej czyli anonimowej, gdyż mówiło sięnajczęściej o konkretnych regionach, z których one pochodzą,a rzadziej o ich wykonawcach. Sytuacja ta niecozmieniła się w ostatnich latach, kiedy mamy już do czynieniaz podpisywaniem prac przez twórców. W tym też czasieodnotowuje się zanik tego typu twórczości w niektórychregionach, a do jedynie trwałych zalicza autor tradycjęwycinankarską regionu łowickiego i kurpiowskiego. Tymsamym wraz z wydawcą należy mieć nadzieję, że niniejszapublikacja przyczyni się do przywrócenia tradycji,a także zaprezentowania tej twórczości szerszemu gronuczytelników, gdyż stanowi ona o wyjątkowości kulturynaszego narodu.Antoni Śledziewski, Wycinanka polska. Polish papercut-out. Polnische Scherenschnitte, Warszawa 2007, 240 s.,kolorowe reprodukcje wycinanek.PRZYPIS1Inne to: J. Grabowski, Wycinanka ludowa, Warszawa 1955;A. Błachowski, Polska wycinanka ludowa, Toruń 1986.


JOLANTA PAWLAK-PALUSZEKO tradycji i jej rozumieniuTradycja jest jednym z najczęściej używanych terminóww etnologii, kulturoznawstwie, socjologii, religioznawstwiei innych dyscy<strong>pl</strong>inach, ale również funkcjonuje w językupotocznym. Często w dzisiejszych czasach słyszymy o tradycjinarodowej, tradycjach kulinarnych, tradycjach wielkanocnychitp. Termin ten jest wszechobecny we wszelkichmediach, od szkolnych gazetek zaczynając na Interneciekończąc. Nie jest on też obcy polskiej kinematografii.W kultowym dzisiaj filmie Stanisława Bareji Miś możemyznaleźć interesujące z punktu widzenia badacza kulturywyjaśnienie tego terminu. „Tradycją nazwać niczego niemożesz. I nie możesz uchwałą specjalną zarządzić, anijej ustanowić. [...] Tradycja to dąb, który tysiące lat rósłw górę. Niech nikt kiełka małego z dębem nie przymierza!Tradycja naszych dziejów jest warownym murem. To jestwłaśnie kolęda, świąteczna wieczerza, to jest ludu śpiewanie,to jest ojców mowa, to jest nasza historia, którejsię nie zmieni. A to co dokoła powstaje od nowa, to jestnasza codzienność, w której my żyjemy".Tradycji - pojęciu trudnemu do zdefiniowania, a którenie jest obojętne dla naszego języka i świadomości potocznej- kulturoznawcy i socjologowie z Uniwersytetuim. Marii Curie-Skłodowskiej postanowili przyjrzeć siębliżej i poszukać odpowiedzi na wiele nurtujących pytań.Tak zrodziła się inicjatywa konferencji naukowej poświęconejrefleksjom nad tradycją oraz jej funkcjonowaniemw kulturze współczesnej. Jej hasło brzmiało: Tradycjadla współczesności. Ciągłość i zmiana. Efektem pierwszejkonferencji, która miała miejsce w 2007 roku w BaranowieSandomierskim, jest dwutomowe wydawnictwo pod tymsamym tytułem. Tom pierwszy otrzymał podtytuł Tradycja:wartości i przemiany, tom drugi - Tradycja w tekstachkultury. Organizowana już dwukrotnie konferencja i wydawnictwoto wspólne dzieło Zakładu Kultury PolskiejInstytutu Kulturoznawstwa oraz Zakładu Socjologii Wsii Miasta Instytutu Socjologii. W nocie od redaktorówprofesorowie Jan Adamowski i Józef Styk napisali, żecelem tej inicjatywy jest „szeroka diagnoza kondycji tradycjiw społeczeństwach współczesnych i jej znaczenie dlasystemów kulturowych". (tom I, s. 7)Tom pierwszy, Tradycja: wartości i przemiany, składa sięz czterech działów. Rozważania o tradycji otwiera działzatytułowany O różnym pojmowaniu tradycji. Zawiera onsiedem artykułów, w których autorzy prezentują różnepodejścia do pojęcia tradycja. Anna Gomółka w artykuleTradycja, dziedzictwo, dorobek - rekonesans terminologicznypodejmuje próbę wyjaśnienia znaczenia i wzajemnychpowiązań pomiędzy tymi terminami. Zdaniem autorkifakt, że ciągle mamy do czynienia z mieszaniną językapotocznego i naukowego w odniesieniu do omawianychterminów, sprawia jedynie pozory przystępności i zrozumienia.W rzeczywistości ich znaczenie staje się mętnei obciążone emocjami, ale to zagmatwanie daje nampoczucie pewnej wspólnoty intelektualnej. W kolejnymartykule tego działu, Tradycja w społecznym przekaziekultury, Józef Styk stawia istotne pytanie nurtujące współczesnychsocjologów a odnoszące się do miejsca i funkcjitradycji w kulturze współczesnej. Są to zagadnienia istotneszczególnie dla intensywnie rozwijających się ostatnioruchów społecznych tzw. „małych ojczyzn". Lokalne samorządyi stowarzyszenia jako zadanie priorytetowe wpisująw programy swoich działań kultywowanie wartościtradycyjnych. Tradycja staje się nieodłącznym elementemkultury lokalnej i bywa wykorzystywana jako narzędziemarketingu terytorialnego. Stawiane pytania o miejscei funkcję tradycji poprzedza wnikliwa analiza tych treścikultury, które mają istotne znaczenie dla przekazu tradycjiw kulturze ludowej. Zdaniem autora, jeżeli przyjmiemy,że tradycję stanowią te treści kultury i ich zespoły,które są utrwalone w określonym systemie społecznymi przekazywane w bezpośrednim przekazie pionowymoraz poziomym, to tradycja staje się pomostem łączącymprzeszłość poprzez teraźniejszość z przyszłością. Tradycja,podobnie jak kultura w określonej strukturze społecznej,ma zdolność trwania i rozwoju.W omawianym dziale warto zwrócić uwagę na artykułJana Adamowskiego Współczesne funkcje kultury ludowej.W wielu kręgach naukowych bardzo często mówi się, żekultury ludowej dzisiaj już nie ma. Z tezą tą polemizujeJ. Adamowski i w pierwszej części swojego tekstu przytaczakolejne dowody na istnienie kultury tradycyjnej,omawiając jej składniki, które dzisiaj w sposób czytelnynawiązują do kultury ludowej. W drugiej części autorposzukuje funkcji, jakie we współczesnej rzeczywistościpełni kultura ludowa. Takich funkcji zdaniem autoramożna wyróżnić jedenaście. Jako pierwszą wymieniafunkcję tożsamościową - jest ona ważna szczególnie odprzystąpienia Polski do Unii Europejskiej, gdy ponowneodkrywanie tożsamości kulturowej ściśle wiąże sięz ideą regionalizmu. Nie bez znaczenia pozostaje fakt,szczególnie dla lokalnych samorządów i stowarzyszeń,że na te cele można pozyskiwać finansowe wsparcie ze57


Tom drugi zamyka dział Tradycja w sztuce, poświęconymuzyce, kolekcjonerstwu i teatrowi ludowemu.Oba tomy publikacji przedstawiają różne aspekty tradycjii jej różnorodny wpływ na współczesność. WydawnictwoTradycja dla współczesności. Ciągłość i zmianarozpoczyna serię rozważań poświęconych refleksjom nadznaczeniem i rozumieniem pojęcia tradycji. Czytelnicy napewno z niecier<strong>pl</strong>iwością będą oczekiwali na kolejne tomybędące efektem spotkań konferencyjnych.Tradycja dla współczesności. Ciągłość i zmiana, tom I,Tradycja: wartości i przemiany, tom II, Tradycja w tekstachkultury, oba tomy pod red. J. Adamowskiego i J. Styka,Lublin 2009, t. I - 220 s., t. II - 202 s.KATARZYNA SMYKWąglany poetyckieWszystko zaczęło się w jesienią 1981 roku. WaldemarJóźwik rozpoczął zorganizację konkursu poetyckiego dlamłodych debiutujących twórców wywodzących się ze wsi.Pierwszy konkurs „Szukamy talentów wsi" został rozstrzygniętyw styczniu 1993 w remizie OSP w Wąglanach(woj. łódzkie, pow. opoczyński, gmina Białaczów). Odtej pory niespełna półtysięczne Wąglany stanowią sercekonkursów poetyckich organizowanych przez „Przyjacielapoetów" 1- W. Jóźwika i jego oddanych współpracowników,w tym przede wszystkim żonę Krystynę, prezesazarządu Towarzystwa Przyjaciół Wąglan.Dziś, w 2009 roku, widać wyraźnie, że konkurs sięrozwinął, pomnożyła liczba uczestników i krajów, z którychpochodzą, rozrosła do 16 pozycji seria tomików pokonkursowych2 . Rozwój konkursu przejawia się najpierww tym, że z 209 autorów z całej Polski, odnotowanychprzy drugiej edycji wąglańskiego turnieju w 1993 roku,w 2008 roku liczba ta wzrosła do 640 uczestników z 16krajów świata. Z roku na rok rozszerza się także listasponsorów przedsięwzięcia W. Jóźwika i w ostatnichtomikach zajmuje od dwu do sześciu stron maczkiem.Ponadto, jak tytuły zbiorków poetyckich pokazują, w łonienajstarszego dzieła, konkursu „Szukamy talentów wsi",zaczęły rozwijać się nowe. Od 1995 roku funkcjonujePolonijny Konkurs Poezji „Najdroższe gniazdo rodzinne".Jak głosi regulamin na rok 2010, jego celem jest „skupieniewokół Opoczna, Wąglan i Białaczowa wszystkichpoetów z całego świata, bez względu na narodowość,miejsce zamieszkania, wiek, zawód i dorobek literacki,kochających piękny polski język literacki, jego pielęgnacjęi rozsławianie go na całym świecie". Od 10 lat z kolei organizowanyjest konkurs „O złote gęsie pióro", skierowanydo poetów z wielkich miast, od 8 lat zaś - dla kategoriiwiekowej „Dzieci i młodzież do lat 18". Wszystkie są odteż od 8 lat nazwane Mistrzostwami Polski w Poezji, i wiązanez pięcioma leżącymi nieopodal siebie miejscowościami:Opocznem, Wąglanami, Białaczowem, MiedznąMurowaną i Zalewem. Ich organizatorami w 2010 rokupoczuwają się: Towarzystwo Przyjaciół Wąglan, UrządGminy w Białaczowie, Urząd Marszałkowski w Łodzi,Starostwa Powiatowe w Opocznie i Rawie Mazowieckiej,Powiatowa i Miejska <strong>Biblioteka</strong> Publiczna w Opocznie,Urząd Miejski w Opocznie, Prywatne TechnikumMechaniczne Dla Dorosłych - Mroczków Gościnny,„Grupa Przyjaciół" - jak określono sprzyjających poetomprzedsiębiorców i rolników oraz Towarzystwo InicjatywSpołecznych NOWY ŚWIAT (kolejność wg regulaminu).Ta imponująca lista, wzbogacona nazwiskami posłówi polityków, wskazuje, że dla władz lokalnych i krajowych,instytucji kultury i społeczności lokalnej, poetyckie działaniaW. Jóźwika stanowią wartość.Przyjrzyjmy się teraz wąglańskim tomikom. Znajdziemyw nich przede wszystkim protokoły obrad jury i wierszelaureatów, co jest oczywiste. Podano niekiedy krótkienotki biograficzne autorów, a zawsze - tytuł nagrodyprzyznanej przez wąglańskie jury. Wiersze reprezentujązróżnicowany poziom, jak to bywa na konkursach, ale- co istotniejsze - nie mają zawężonego zakresu tematycznego,co może stanowić cechę wyróżniającą omawianekonkursy, do których można zgłaszać utwory o dowolnejtematyce. Daje to też szansę poetom do wypowiedzeniasię zupełnie swobodnie. Teksty ułożono biorąc pod uwagęnajpierw wiersze Mistrza i Wicemistrza Polski, a następnienagrody i wyróżnienia kolejno w konkursie polonijnym,dla mieszkańców miast, potem - wsi, i na końcu - dziecii młodzieży. Taki układ sprawia, że najstarszy elementomawianego zjawiska zostaje zdeprecjonowany: traci rangęturniej pod hasłem „Szukamy talentów wsi". Sądzę też,że publikowane teksty zyskałyby, gdyby zostawiać im więcejmiejsca, jak to zaproponowano w układzie graficznym59


tomiku z 1999 roku, gdzie nie stłoczono ich aż po granicenieczytelności, jakiej sięgnięto w innych tomach.Za wartościowe poczytuję wiele pomysłów redaktorów.Na przykład to, że w wielu recenzowanych tomachczytelnik znajdzie zestawienia różnego typu, np. ilośćautorów, nadesłanych wierszy na konkursy w przeciągukilku czy kilkunastu lat, ich płeć, informację o debiucie czypochodzeniu (województwo, kraj). Inna tabela obrazujeilość debiutantów z poszczególnych krajów i województw,następna - nadesłanych tekstów też ze specyfikacją geograficzną,zaś kolejna - zestawienie laureatów najczęściejnagradzanych w trzynastu edycjach konkursu. 3W takieinwentarze obfitują zwłaszcza tomu jubileuszowe (2000i 2006), gdzie znajdziemy na przykład wykaz najwierniejszychuczestników dwudziestu pięciu konkursów, najczęściejnagradzanych i wyróżnianych, „Złota 25-tka najbardziejzasłużonych polonijnych poetów dla 25 WąglańskichKonkursów Poezji", „Złota 25-tka najbardziej zasłużonychpoetów z Polski", „Złota najwspanialsza 25-tka redakcjipolonijnych 1988-2006" i redakcji polskich, które poświęcałyuwagę wąglańskim konkursom, czy „Złota 25-tkanajbardziej zasłużonych darczyńców" itd. 4Moim zdaniem cenne jest także zamieszczanie fotografiiz uroczystości konkursowych, współczesnych i archiwalnych,oraz zdjęć autorów, często nieoficjalnych,co jest ciekawsze. Podobnie, wysoko oceniam pomysłzamieszczania kopii przykładowych dy<strong>pl</strong>omów laureata,dy<strong>pl</strong>omów uzyskanych przez organizatorów, listów gratulacyjnychi tekstów prasowych głównie z lokalnej prasy,choć i światowej. Za nieco zastanawiające, choć jeszczemieszczące się w poetyce tomu pokonkursowego, uważamwłączanie w niektórych tomach informacji z dziejów TowarzystwaPrzyjaciół Wąglan. 5Z pewnością natomiast zastanowiłabymsię nad wyrównaniem proporcji w zakresiepromocji konkursu i samej postaci Waldemara Jóźwika.Jest on tak znaczną i nietuzinkową osobowością, człowiekiemzasłużonym dla poezji, kultury, amatorskiego sportuoraz dla promocji swojego regionu, że proponowałabymodłączać od tomików pokonkursowych jego wiersze (kilkado kilkunastu), notki biograficzne (zakrawające w tymkontekście na panegiryki), teksty prozy (sprawozdaniez rajdu rowerowego), typowo rodzinne fotografie (ślubydzieci, krajowe i zagraniczne wycieczki, urodziny córki),kopie dy<strong>pl</strong>omów dokumentujących nagrody i wyróżnienia,wywiady i artykuły prasowe mniej związane z jego dziełempoetyckim. Takich propozycji „oczyszczenia" omawianychtomików można mieć więcej, ale - nie należy przy tymzapominać, że wąglańskie konkursy pozostają fenomenemna skalę ogólnopolską. Dobrze, że trwają. Mają bogatątradycję, ale i widać przed nimi przyszłość - dzięki aktywnościpoetów chętnych do stawania w konkursowe szranki,ale nade wszystko - dzięki oddaniu Waldemara Jóźwika.Piękny pomnik sobie Pan postawił, Panie Waldemarze,swoją pracą dla Poezji. Gratulacje!Międzynarodowego Konkursu Poetyckiego „Szukamy talentów wsi"oraz VI Polonijnego Konkursu „Najdroższe gniazdo rodzinne",w opracowaniu W. Jóźwika, Wąglany 2000, 176 s., fotografie;6. SOS u progu III milenium. Jubileuszowy almanach literacki,w opracowaniu W. Jóźwika, Wąglany 2001, 193 s., fotografie;7. Z poezją do Unii Europejskiej. Pokłosie XXIII MiędzynarodowegoKonkursu Poezji, II Mistrzostw Polski w Poezji, X Polonijnego„Najdroższe gniazdo rodzinne", IV „O złote gęsie pióro",XXIII „Szukamy talentów wsi", Wąglany - Opoczno - Białaczów- Miedzna Murowana - Zalew, 1- 3.05.2004, wybór tekstówMirosława Łątkowska, Barbara Walicka, W. Jóźwik, Wąglany2004, 112 s., fotografie; 8. Skarby z wąglańskiego srebrnego wesela.Pokłosie XXV Jubileuszowego Międzynarodowego KonkursuPoezji, IV Mistrzostw Polski w Poezji, XII Polonijnego „Najdroższegniazdo rodzinne", VI „O złote gęsie pióro", XXV „Szukamy talentówwsi" , IV „Dzieci i młodzież do lat 18", Opoczno - Wąglany- Białaczów - Miedzna Murowana - Zalew, 29-30 kwietnia 2006,wybór tekstów W. Jóźwik, Dorota Koman, dr Paweł Sroka, BożenaSwiątek-Mazur, Opoczno-Wąglany-Białaczów 2006, 152s., fotografie; 9. Z poezją na rowerze dookoła Polski. PokłosieXXVI Międzynarodowego konkursu Poezji, V Mistrzostw Polskiw Poezji, XIII Polonijnego „Najdroższe gniazdo rodzinne", VII„O złote gęsie pióro", XXVI „Szukamy talentów wsi", V „Dziecii młodzież do lat 18", Opoczno - Wąglany - Białaczów, 5-6 maja2007, wybór tekstów dr Maciej Andrzej Zarębski, W. Jóźwik,Krystyna Jóźwik, B. Swiątek-Mazur, Wąglany 2007, 156 s.,fotografie; 10. Za bożym oknem mądrości szukam. PokłosieXXVII Międzynarodowego Konkursu Poezji, VI Mistrzostw Polskiw Poezji, XIV Polonijnego „Najdroższe gniazdo rodzinne", VIII„O złote gęsie pióro", XXVII „Szukamy talentów wsi", VI „Dziecii młodzież do lat 18", Opoczno - Wąglany - Białaczów, 3-4maja 2008, wybór tekstów W. Jóźwik, Agata Andrzejewska, K.Jóźwik, B. Świątek-Mazur, Wąglany 2008, 144 s., fotografie.3Zob. Talenty Jóźwika..., op. cit, s. 326-329.4Skarby z wąglańskiego srebrnego wesela, op. cit., s. 91-114.Zob. też np. kalendaria: SOS u progu..., op. cit., s. 10-33; TalentyJóźwika..., op. cit., s. 3-5.5Np. Talenty Jóźwika..., op. cit., s. 330-334.PRZYPISY1Przyjaciel poetów, „Panorama Opoczna" dodatek do „DziennikaŁódzkiego" z 17-18 lipca 2004, nr 166.2Do redakcji „Twórczości Ludowej" spłynęło 10 pozycjiwydawniczych: 1. Talenty Jóźwika z Wąglan. Pokłosie konkursówpoezji „Szukamy talentów wsi", b.r.i m.w, [około 1994-1995 roku],wybór wierszy Waldemar Jóźwik; 336 s., fotografie; 2. Bukietznad Wąglanki. Pokłosie XIV Międzynarodowego Konkursu Poezji„Szukamy talentów wsi", wybór tekstów, opracowanie wstępu W.Jóźwik, Wąglany 1995, 152 s.; 3. Z kropidłem do gminy. PokłosieXVII Międzynarodowego Konkursu Poezji „Szukamy talentówwsi", wybór tekstów Nicos Chadzinikolau, Wąglany 1998, 104s.; 4. Między niebem a Węglanami. Pokłosie XVIII MiędzynarodowegoKonkursu Poezji „Szukamy talentów wsi", wybór tekstówLeszek Engelking i W. Jóźwik, Wąglany-Białaczów 1999, 186s., fotografie; 5. Panu Jezusowi na 2000 urodziny. Pokłosie XIX60


AGNIESZKA KOŚCIUKNa ścieżkach wspomnieńz Kociewia do TrójmiastaEdmund Zieliński urodził się na Kociewiu, w Białachowiekoło Starogardu Gdańskiego, w 1940 r. Jestwszechstronnym twórcą ludowym - rzeźbi, maluje, pisze,ponadto aktywnie upowszechnia wiedzę o tradycji swojegoregionu poprzez prowadzenie zajęć z dziećmi i młodzieżą.Publikuje w „Gazecie Kociewskiej", „Kociewskim MagazynieRegionalnym", „Twórczości Ludowej", „Pomeranii".Pisanie jest mu bliskie od wielu lat, czemu daje wyrazw słowach ostatniej książki Na ścieżkach wspomnień: „Pisaćlubiłem od wczesnej młodości. W szkole podstawowejz rozkoszą pisałem wypracowania, co sprawiało mi więcejprzyjemności niż rozwiązywanie zadań matematycznych"(s. 5). Obecnie mieszka w Trójmieście. Był współzałożycielemi wieloletnim prezesem Oddziału GdańskiegoStowarzyszenia Twórców Ludowych.Prezentowana publikacja jest zbiorem różnorodnychwspomnień E. Zielińskiego zawartych na ponad pół tysiącustron. Podzielona została na dziewięć działów tematycznych.Pierwszy z nich, zatytułowany Wspominamukochaną rodzinę (tu ciekawy opis pierwszego radia, którepojawiło się w rodzinnym domu, Radio pod strzechą),dopełnia drugi, Biografie członków mojej rodziny. Zaśw trzecim dziale, Z kart mojego życiorysu, Autor przechodzido opisu własnego życia, a w nim m.in. chwil, którenajgłębiej zapadły mu w pamięć (np. Moja wigilia; Zapachsiana z dawnych lat; To były zimy), wypowiada się takżena temat swojej twórczość (np. Moje malarstwo na szkle;Krzyże mojego dłuta).Niezwykle zajmującym dla wszystkich interesującychsię dziedzictwem ludowym jest czwarty dział książki E.Zielińskiego, Tradycje, często już zapomniane, a w mojejrodzinie kultywowane. Czytelnik znajdzie tutaj 21 wspomnieńdotyczących: pobożności mieszkańców wsi (np.Codzienne modlitwy z dalekiej przeszłości), kuchni regionalnej(np. Bulwi z bulwama), prac polowych i gospodarskich(np. Dawniejsze kartofli sadzenie; Już po wykopkach;Zimowe omłoty dawniej), świąt rodzinnych (np. Dawnychwesel czar; Poltern Abend) i dorocznych (np. Boże Ciałow przeszłości; Dyngus, dyngus...; Gody, czyli okres BożegoNarodzenia na Kociewiu; Zielone Świątki - zapamiętanez dzieciństwa).Zaangażowanie Autora w działalność na rzecz zachowaniadziedzictwa kulturowego Kaszub i Kociewia (orazdoskonałą w nim orientację) odsłania piąty rozdział jegoksiążki, zatytułowany Dzięki tym działaniom rozwijamy sięi chronimy od zapomnienia dziedzictwo kultury. Mowa tum.in. o edukacji regionalnej, zjazdach twórców ludowych,regionalnych talentach, wystawach i innych ważnych dlaśrodowiska zdarzeniach. Po tej części następuje kolejnydział, szósty, Biografie moich przyjaciół, wśród którychnie brakuje oczywiście sylwetek twórców ludowych (np.Kociewscy <strong>pl</strong>ecionkarze; Koraliki pani Józefy Izdebskiej;Kurpiowska Kociewianka; Zakochana w hafcie ElżbietaEbel; Wspomnienie o Alojzym Dmochewiczu).Przywiązanie do rodzinnych stron powraca w siódmymdziale, Zblewo i gmina - pamiątki przeszłości, w którymczytelnik znajdzie m.in. historię zblewskiej ka<strong>pl</strong>iczki BożaMęka, wspomnienie pierwszego kina w gminnym Zblewie,odpustów z okazji święta Narodzenia Najświętszej MaryiPanny (8 września) w kościele w Piasecznie niedalekoGniewu w latach 60., czy wrażenia z elektryfikacji wsiJanowo koło Pel<strong>pl</strong>ina w latach 50. XX w., przy którejAutor pracował.Jako przedostatnią, ósmą, część publikacji zamieszczonoKorespondencję E. Zielińskiego z prof. Józefem Borzyszkowskim.Książkę zamyka dział dziewiąty, Recenzjemoich czytelników, w którym o pisarstwie Autora wypowiadająsię m.in. Krystyna Szałaśna i Gerard Sulewski.Po lekturze omówionego wydawnictwa nasuwa sięjeden zasadniczy wniosek - niezależnie od tego, gdzielos rzuci i każe zamieszkać, przywiązanie do miejscapochodzenia może pozostać ogromne. Przykładem tegojest życie i działalność E. Zielińskiego, który z Trójmiastanadal żywo interesował się, można nawet rzecz hołubiłkociewskie tradycje.Prezentowaną książkę warto polecić nie tylko czytelnikomz Pomorza, którzy odnajdą w niej z pewnościąniejedną znaną sobie miejscowość, sylwetkę czy zwyczaj,ale również tym, którzy chcieliby się dowiedzieć czegoświęcej na temat mniej znanej (bo odleglejszej) tradycjikociewskiej. Autorowi udało się uchwycić ją w momencieprzejściowym, w czasach szybkich zmian cywilizacyjnokulturowych,w których to, co regionalne i swoje, słuszniestaje się coraz cenniejsze i warte ochrony. Choćby wewspomnieniach.Edmund Zieliński, Na ścieżkach wspomnień...,2009, 594 s., fotografie czarno-białe.Gdańsk61


JOACHIM RUDZKIINFORMACJEz Zawoi i Michała Boczka z Rajczy. Eksponowano ponad80 prac kilkudziesięciu autorów. Listopadowej ekspozycjitowarzyszył okazały album.5 grudnia 2008 r. odbył się bielski wernisaż dwóchwystaw: Pozytyw negatywu i Św. Mikołaj w sztuce ludowej,których kuratorami byli Zbigniew Micherdziński i MonikaTeśluk. Dofinansowany ze środków NarodowegoCentrum Kultury projekt „Techniki znane, ale zapomniane"reaktywował drzeworyt sztorcowy, wzdłużnyi linoryt. Upowszechniał też te dawne techniki wśródtwórców profesjonalnych, ludowych, dzieci i młodzieży.Profesor Michał Kliś, artysta <strong>pl</strong>astyk (grafik), były rektorkatowickiej Akademii Sztuk Pięknych, prowadził zajęciadla instruktorów grafiki, którzy później poprowadzili 105trzygodzinnych zajęć warsztatowych dla 365 uczestników,także z udziałem niepełnosprawnych osób z grup dysfunkcyjnych.W tej „czarnej" robocie z użyciem farby drukarskiejmetodą pozytywu z negatywu w druku wypukłymwykonano ponad 700 różnorodnych prac graficznych.Od połowy kwietnia do grudnia 2008 r. warsztatyz technik graficznych odbywały się w Bielsku Białej w RegionalnymOśrodku Kultury, Środowiskowym Domu PomocySpołecznej „Podkowa", Szkole Podstawowej nr 24,Miejskim Domu Kultury - w Domu Kultury Włókniarzyi w Kamienicy oraz w Istebnej, tyskim Muzeum Miejskim,Zespole Szkolno-Przedszkolnym w Mesznej, GminnejBibliotece Publicznej w Wilkowicach, żywieckim klubie„Papiernik" i Miejskim Centrum Kultury. Trzydniowe,sierpniowe zajęcia z grafiki podczas targów sztuki ludowejprzeprowadzono w ramach 45. Tygodnia Kultury Beskidzkiej.Do końca grudnia 2008 r. wystawy miały miejscew żywieckim Miejskim Centrum Kultury, Gminnej BibliotecePublicznej w Wilkowicach, bielskim Domu KulturyWłókniarzy, a w Galerii Sztuki Regionalnego OśrodkaKultury - do końca stycznia 2009 roku. Wystawom towarzyszyłkatalog oraz <strong>pl</strong>akat w czerni i bieli projektuprofesora Michała Klisia. Niektórych grafik w ogóle niewyeksponowano z braku miejsca.Piąta międzynarodowa wystawa Vianocna pohladnicaz Dolnego Kubina na Orawie przedstawiła pokonkursowyzbiór dziecięcych kartek świątecznych. Malunki 6881dzieciw trzech grupach wiekowych od 6 do 17 lat z 278 szkółze Słowacji, Czech, Polski, Węgier, Francji, Słowenii,Chorwacji, wyeksponowano na pięciu wystawach, międzyinnymi w Ostrawie i w bielskim Domu Kultury Włókniarzyod 12 grudnia 2008 do 10 stycznia 2009 r.36 rzeźbiarzy prezentowało 45 drewnianych i kamiennychrzeźb, płaskorzeźb oraz ceramikę na bielskiej, pokonkursowejwystawie Św. Mikołaj w sztuce ludowej. Ex aeąuopierwsze nagrody w ogólnopolskim konkursie rzeźbiarskim,poświęconym m.in. patronowi kościoła w Sidzinie,zdobyli żywczanin Leszek Cieślik i Andrzej Pochopieńz Kuźni Raciborskiej. W dalszej kolejności nagrodzonoKazimierza Pietraszkę z Buczkowic, Czesława Kubikaz Czechowic-Dziedzic, Jana Bojkę z Jaworzynki, FlorianaŚwierkosza, Emilię Leśniak ze Stryszawy, EugeniuszaBoguckiego z Zakopanego, Józefa Lizonia z Rogów, Kazi-Beskidzcy twórcy ludowiw konkursach i na wystawachBeskidzcy twórcy ludowi z sukcesem uczestnicząw wielu konkursach i wystawach, także o zasięgu międzynarodowym.Od 23 listopada do 6 grudnia 2008 rokuw morawskim mieście Hodonin w Republice Czeskiejodbyła się ósma wystawa ponad czterystu szopek. Stajenki(wielometrowej długości, przestrzenne betlemy z miastaPfibram) pochodziły z prywatnych, kościelnych i muzealnychzbiorów z Czech, Moraw, Słowacji oraz Polski.Wykonali je twórcy profesjonalni i amatorzy. Unikatowaekspozycja ukazała miniaturowe szopki w łupinie orzechaczy kasztanu, stajenki dzieci ze szkół podstawowych,średnich artystycznych i studentów. Widzowie podziwialiteż współczesne szopki ludowe żywczan Pawła Kosai Tadeusza Pawełka, Stanisława Kwaśnego z Mesznej,Władysława Lasika ze Stryszawy, bielszczanina ErnestaKunce i twórców szopek z Zaolzia. W niedzielnym wernisażu23 listopada 2008 r. w hodonińskim domu kulturypokazano wzory ludowego rękodzieła z Żywiecczyzny(z pomocą bielskiego Regionalnego Ośrodka Kultury),Moraw i Czech. Z ludowymi obrzędami od św. Katarzynypo Trzech Króli z regionu Białych Karpat wystąpiły folklorystycznezespoły dzieci i młodzieży „Dubina" z Hodoninaoraz „Kopanićiar" ze słowackiej Myjavy.W II międzynarodowym konkursie „Współczesna karpackarzeźba ludowa w kamieniu", zorganizowanym przeznowosądeckie Muzeum Okręgowe i bielski RegionalnyOśrodek Kultury, wzięło udział 31 rzeźbiarzy - w tymsiedmiu nestorów i Słowak. Złożono 90 prac. Specjalnenagrody za całokształt twórczości otrzymali Józef Hulkaz Łękawicy, Zdzisław Orlecki z Paszyna, Jan Chwalik(Bartne) i Bolesław Gieniec z Mystkowa. Trzy równorzędneI nagrody przyznano żywczaninowi LeszkowiCieślikowi, Bronisławowi Mieszczakowi z Przyłękowai Zenonowi Miczołkowi z Paszyna. Kolejno nagrodzonoMateusza Gębalę z Mesznej, Jerzego Soremskiegoz Jastrzębia Zdroju, Tadeusza Scieszkę z Rychwałdku,Tadeusza Śnieżka z Jasienicy Rosielnej koło Krosna i dalejżywczan: Jakuba Derwicha, Józefa Kubicę, Tadeusza Pawełka,Wiesława Wilgę, Stanisława Kwaśnego z Mesznej,bielszczanina Ernesta Kunce, Władysława Ciesielkę zeSzczawnicy, Bogusława Kędzierskiego z Dynowa, JózefaLizonia z Rogów, Tomasza Zabrzeskiego z Tylmanowej,Bartłomieja Zachwieję z Rabki i Cibora Gurina ze słowackiegoSpisza. Wyróżniono 8 rzeźbiarzy. Po jesiennejekspozycji w Sądeckim Parku Etnograficznym - MiasteczkuGalicyjskim, w czerwcu 2009 r. mogli podziwiać zwiedzającyGalerii Sztuki bielskiego Regionalnego OśrodkaKultury, a podczas ferii letnich - żywieckie muzeum.Wsparta przez Ministerstwo Kultury i dziedzictwanarodowego, bielska wystawa Sztuka bez granic. Od sztukiludowej do art brut dotyczyła prac twórców określonychjako naiwnych, prymitywnych, samorodnych, intuicyjnych,amatorów, outsiderów, nieprofesjonalnych malarzyniedzielnych. Pochodziła ze zbioru krakowskiego kolekcjoneraLeszka Macaka. Obok obrazów Nikifora, TeofilaOciepki, Erwina Sówki, rzeźb z Paszyna, znalazły sięteż na niej prace Antoniego Mazura, Doroty Lampart


mierza Kwaterę z Rabki i żywczanina Tadeusza Pawełka.Wśród 25 wyróżnionych rzeźbiarzy byli Bartłomiej Trzopz Sidziny, Józef Mazur i Adam Chowania z Zawoi, żywczanieRyszard Stroński i Paweł Kos, Leszek Baczkowskiz Franka, Franciszek Wiercioch z Krakowa, Julian Ryndakz Limanowej, Eugeniusz Węgiełek z Pęcławia, Jan Styszkoz Tarnowa, Małgorzata Boksa z Ziębic, MieczysławZąbczyk z Zabrza, Tadeusz Gołuch z Węgierskiej Górki,Miroslaw Wiszowaty z Knurowa, Jacek Skubisz z Bieńkówki,Roman Kokociński ze Świnnej, Bogdan Osuchz Jarocina, Władysława Bronicka z Tomic, Eugeniusz Glucz Zembrzyc, Józef Lasik ze Stryszawy, Mieczysław Tutajze Szczyrku, bielszczanin Henryk Stanclik i inni.Bielska Galeria Sztuki ROK konsekwentnie promujebeskidzkich twórców. W lutym 2009 r. przedstawiła wystawęnarracyjnych prac malarskich o tematyce góralskiej(prezentacja muzykantów, portretów i obrzędowości). Jej75-letni autor, Jakub Gazurek z Istebnej, kiedyś uczeńLeona Konarzewskiego, jest typowym amatorem pędzla,w wolnych chwilach sięgającym po paletę dla uwiecznieniaw oleju na płótnie życia codziennego i obrzędowości góraliśląskich, portretów lokalnych postaci i ludowych muzykantówna tle charakterystycznej zabudowy tzw. trójwsiIstebnej-Jaworzynki-Koniakowa. Gościom wernisażuprzygrywała istebniańska kapela góralska „Wałasi".W marcu 2009 r. galeria gościła bezprecedensową w skalikraju ekspozycję W cieniu skrzydeł Ikara. Kilkunastuterapeutów zajęciowych z wielu środowiskowych domówsamopomocy społecznej (dla osób cierpiących na dysfunkcjeumysłowe) z województwa śląskiego i małopolskiego zaprezentowałoswoje rzeźby, grafiki, rysunki, obrazy olejne,w technice pasteli, okazy biżuterii czy sztuki użytkowej: wikliniarstwa,tkactwa, haftu, ceramiki oraz wyroby z filcu.Od 23 kwietnia do 29 maja 2009 r., w ramach corocznegocyklu Nestorzy beskidzkiej sztuki ludowej, kuratorzy MonikaTeśluk i Zbigniew Micherdziński wystawili w GaleriiSztuki Regionalnego Ośrodka Kultury beskidzkie ludowedekoracyjne malarstwo na szkle o motywach sakralnychi świeckich. Po prezentacji prac rzeźbiarzy sprzed dwu lati prac czworga zabawkarzy i czterech bibułkarek z Żywiecczyznyz ubiegłym roku, tym razem wystawiono obrazki naszkle Anny (urodzonej w 1925 r., zmarłej 8 maja 2009 r.podczas trwania ekspozycji) i Józefa (ur. w 1926 r.) Hulkówz Łękawicy oraz Marii Gatnar-Guzy (ur. w 1923 r. w Pielgrzymowicach),wiślanki od 1991 r. Wspólnie wykonaneobrazki Hulków obejmują tematykę sakralną. Należąca doGrupy Twórczej „Wiślanie" Maria Gatnar-Guzy przekazałaustrońskiemu kościołowi p.w. św. Klemensa cykl 26 obrazkówOd Stworzenia Świata do Zmartwychwstania Pańskiego.Ilustrowała także album Boże Narodzenie w Beskidach.Malunki na szkle nestorów odwołują się do kanonów dawnego,a więc rozwijanego w II połowie XIX w. wiejskiego,anonimowego, dekoracyjnego malarstwa na szkle w swoistejpołudniowej odmianie żywieckiej, jeleśniańskiej czycieszyńskiej, innej od zakopiańskiej. Teksty do barwnegokatalogu przygotowały Barbara Rosiek i Urszula Witkowska.Latem wystawę prezentuje muzeum żywieckie.Dzięki wojewódzkim konkursom i wystawom, w bielskimROK od lat 80-tych ubiegłego wieku wzrosło w Beskidachzainteresowanie malarstwem na szkle. Pozbawionehermetyzmu i anonimowości, dekoracyjne oraznarracyjne obrazki rodzajowe, obrzędowe z motywamiszopek beskidzkich, malują również Rozalia Szypułowaz Czechowic-Dziedzic, Maria Tutaj ze Szczyrku, BogumiłaLeśniak z Suchej Beskidzkiej oraz Stanisław Wyrtelz Zubrzycy Górnej, prowadzący w skansenie wsi orawskiejwłasną galerię oryginalnych prac, wykraczającychpoza kanon sztuki ludowej. Na przyszły jubileuszowy rokwystawienniczy, w związku z 20-leciem istnienia galerii,za<strong>pl</strong>anowano uczczenie prac nestorek - artystek haftui koronkarstwa.Rzeźba w kamieniu Stanisława Kwaśnego, fot. P. Onochin41 twórców indywidualnych, w tym czterech Czechów,sześciu Słowaków i 31 Polaków oraz 49 dzieci i młodzieży,w tym 27 ze Słowacji oraz 22 z Polski, dostarczyło 279 pracna VIII Międzynarodowy Konkurs na Zabawkę Tradycyjną.Obejmujący różne, nie tylko polskie miejscowości, konkurscechował wysoki poziom inwencji i wykonawstwa koników,lalek oraz innych zabawek. Laureatom konkursu przyznanody<strong>pl</strong>omy i nagrody. Za żywiecką zabawkę tradycyjną, pierwsząi drugą nagrodę przyznano ludowym zabawkarzomz Pewli Wielkiej: Wiesławie i Marianowi Łobozom oraz StanisławowiLachowi, a trzecią Emilii Leśniak ze Stryszawy.Wyróżnienia przypadły żywczanom Grażynie i TadeuszowiKruczyńskim oraz Ludwice i Władysławowi Klimasarom zeStryszawy. W kategorii rzemiosła artystycznego I nagrodę,przyznaną przez jury z prof. Ryszardem Kantorem na czele,otrzymał Słowak Vladimir Majerský (Zvolen), II - CzechPavel Křák (Raśkovice), a III - tyszanka Maria Kmiecik.Za współczesne zabawki inspirowane tradycją pierwszyminagrodami obdarowano Marię i Czesława Kubikówz Czechowic-Dziedzic oraz Bronisława Mieszczaka z Przyłękowa.Drugimi nagrodami obdzielono Irenę Burzyńskąz Legnicy, Mateusza Gębalę z Mesznej, Józefa Lasika zeStryszawy. Laureatami trzecich nagród zostali Małgorzatai Krzysztof Boksowie z Ziębic, wiślanin Jan Kocyan orazJerzy Soremski z Jastrzębia Zdroju. Wyróżniono KatarzynęBudyś z Elbląga, żywczan Małgorzatę Gabryel i LeszkaCieślika, Czeszką Evę Horákovą (Uherské Hradiśtě naMorawach), Sylwię Neurohr z Legnicy i nowosądeczaninaJana Kuliga. Nagrodą specjalną za zestaw zabawek o charakterzeestetyczno-dekoracyjnym uhonorowano AntoniegoLibertowicza z Woli Libertowskiej. Kuratorami konkursui ekspozycji są Monika Teśluk i Zbigniew Micherdziński.Pokonkursowe zabawki prezentuje latem bielska GaleriaSztuki ROK i we wrześniu 2009 r. - orawska galeria w słowackimmieście Namestovo.Cieszy ten ślad, jaki zostawiają na wystawach i konkursachbeskidzcy twórcy.63


EDMUNDZIELIŃSKIoiSpotkanietrójmiejskichKociewiaków i <strong>pl</strong>ener z kobyłkąwStarbieninieW niedzielne popołudnie 29 marca2009 roku, przy dźwiękach muzykiklasycznej, spotkali się członkowieTrójmiejskiego Klubu Kociewiakóworaz ich sympatycy. Miejscem spotkaniabyła Sala Mieszczańska RatuszaStaromiejskiego w Gdańsku.Zacne miejsce i zacne osoby. Opróczmnóstwa członków TKK, spotkaniezaszczycili swą obecnością pani prof.Maria Pająkowska i pan senator AndrzejGrzyb. Chwali się, że przybył naspotkanie prezes Oddziału GdańskiegoZrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiegopan Tomasz Szymański. Bardzosię z tego cieszę, że bracia Kaszubii Kociewiacy znajdują wspólny język.A po cichutku powiem, że szykuje sięwspólna majówka tych społeczności.Na każdym spotkaniu jest też prof.dr hab. Stefan Raszeja. Z panem profesoremwspaniale się rozmawia. Jestzawsze uśmiechnięty i życzliwy. Tenniezwykły człowiek umie rozmawiaćjęzykiem zwykłych ludzi, co nie każdyz tak wysoką pozycją społeczną chcerobić. Pan prof. Raszeja spotyka sięz młodymi ludźmi w szkołach jakokombatant, a ma o czym opowiadać.Jest pewnie ostatnim żyjącym partyzantemGryfa Pomorskiego. Panuprofesorowi należy poświęcić oddzielnyfelieton.W kolejnym punkcie programuPatrycja Hamerska wygłosiła prelekcjęzatytułowaną Wielkanoc naKociewiu, w której omówiła dawnei obecne zwyczaje związane z obrzędamitego okresu. Jak to się zmieniło!Za moich młodych lat nie było naPomorzu pisanek, wileńskich palm,dzielenia się jajkiem czy polewaniawodą w drugie święto. Były kraszanki(jajka w różnych kolorach),różdżki wierzbowe z gałązkamibukszpanu, a zamiast wody używanorózg brzozowych z rozwiniętymilistkami i tym szmagustrem szmagano(chłostano) po nogach dziewczętaw łóżkach.Na spotkaniu zaprezentowanodwie pozycje wydawnicze. Mojąksiążkę Na ścieżkach wspomnień..., 1której laudację wygłosił mój kolegai przyjaciel Gerard Sulewski, oraz Elementarzgwary kociewskiej autorstwaMirosławy Molier i Grzegorza Ollera.Elementarz bardzo ładnie wydany, kolorowy,godzien przestudiowania, cozostawiam znawcom przedmiotu.Wracając do mojej książki, przezwiele lat myślałem o wydrukowaniumoich wspomnień zawartych w setkachfelietonów, jakie zamieściłemw różnych czasopismach. Szukałemwsparcia finansowego, o co dziś bar-dzo trudno. Nie było chętnych doudzielenia mi pomocy. Udało mi sięwłasnym sumptem wydać moje wspomnienia,czym jestem bardzo usatysfakcjonowany.Przytoczę fragmentlaudacji G. Sulewskiego: Autor prowadziczytelnika swymi osobistymi przeżyciamii wspomnieniami do odległejprzeszłości, pisząc: „chętnie wróciłbymdo tamtych lat, gdzie żyliśmy własnymświatem, zamkniętym horyzontem Białachowa,do którego docierało niewielewiadomości ze świata. Mieliśmy więcejczasu dla siebie i otaczającej nasprzyrody, a zegar jakby wolniej odmierzałupływający czas." Obrazy te autornadal nosi w sercu. Emanuje z nichniezwykła mądrość życiowa bohaterówJego opowiadań, urzekają kociewskieprzysłowia i złote myśli. Czytelnikczuje, że dla autora Kociewie jest krainąnajpiękniejszą na świecie, snemszczęśliwym dzieciństwie, o kochanejrodzinie, o pierwszych romantycznychuczuciach, snem spełnionym o swojejmałej ojczyźnie. Czytelnik książki mawięc szansę na powrót do odległychdni młodości, do swoich ukochanychmiejsc, osób i zdarzeń, do swojej jedynejniepowtarzalnej ojczyzny... DziękujęCi, Gerardzie!Po kilku latach spotkałem paniąIrenę Brucką z Tczewa, znaną propagatorkękultury i sztuki naszegoregionu. Była też pani Wanda Kołuckai Artur Wirkus z KociewskiegoKantoru Wydawniczego, a pani IrenaOpala prezentowała haft kociewskii prace uczniów Zespołu Szkół Technicznychw Tczewie.Na zakończenie, uczestnicy spotkaniazostali poczęstowani wyśmienitymciastem, z cukierni braci Eugeniuszai Lucjana Lipińskich z ulicy Słowackiegowe Wrzeszczu oraz herbatąi kawą z restauracji „Zielony Smok",mieszczącej się przy ulicy Pańskieji Szerokiej w Gdańsku. Dziękujemy.Od lewej: Edmund Zieliński i Gerard Suwalski na spotkaniu członków TrójmiejskiegoKlubu Kociewiaków, fot. archiwum E. ZielińskiegoJuż po raz dwudziesty siódmyodbył się <strong>pl</strong>ener twórców ludowychi malarzy amatorów Kaszub, Kociewiai Borów Tucholskich, zorganizowanyprzez Kaszubski Uniwersytet Ludowyw Wieżycy, przy udziale StowarzyszeniaTwórców Ludowych Oddziałw Gdańsku im. Longina Malickiego.Impreza ta odbywała się w dniach15 - 24 czerwca 2009 w filii KUL-u64


w Starbieninie. A to, że <strong>pl</strong>ener tenodbywa się od dwudziestu siedmiu latbez przerwy, jest chyba ewenementemw skali kraju. Plener tak wrósł w krajobrazimprez kulturalnych Pomorza,że trudno sobie wyobrazić, by miał siękiedyś zakończyć.Uczestnikami tegorocznego <strong>pl</strong>enerubyły następujące osoby: BogumiłaBłażejewska z Tucholi, Wanda Dzierzgowskaz Żukowa, Aleksandra Hincz Banina, Bożena Ronowska z TerespolaPomorskiego i Irena Szczepańskaz Gdańska - to hafciarki. Malarstwemolejnym zajmowali się: Alfons Zwara,Krystyna Pe<strong>pl</strong>ińska i Leon Bieszkez Rumi, Brygida Śniatecka z Redy,Jerzy Urbaniak z Lęborka i MariaKonkel z Karlikowa. Na szkle malowałaAlicja Serkowska z Kartuz, a naceramice - Elżbieta Sütö z Sulęczyna.Plecionką zajmowała się Regina Białkz Kościerzyny, a rzeźbą - Janina Gliszczyńskaz Przęsina, Zdzisław Grajperz Lęborka, Edward Jastrzębski z Gdyni,Jerzy Kamiński z Barłożna i StanisławŚliwiński z Gdańska.Konsultantami <strong>pl</strong>eneru byli drAnna Kwaśniewska (UniwersytetGdański, etnograf) i Edmund Zieliński(Prezes Oddziału GdańskiegoStowarzyszenia Twórców Ludowych).Honory Komisarza Pleneru pełniłaEwa Byczkowska.Kolekcja po<strong>pl</strong>enerowych praczgromadzonych w KUL-u znaczniesię powiększyła. Przybyły nowe hafty,<strong>pl</strong>ecionka, malarstwo na szkle,obrazy olejne, malowana ceramika- nowość, ale najbardziej cieszymysię z maszkar obrzędowych okresubożonarodzeniowego. Tego w KUL-ubrakowało. Już wiele miesięcy przed<strong>pl</strong>enerem namawiałem potencjalnychuczestników, głównie rzeźbiarzy, dowykonania maszkar. Pomysł przyoblekłsię w czyn i powstały rekwizytykolędnicze. Jerzy Kamiński wykonałpięknego konia, Janina Gliszczyńska- śliczną gwiazdę kolędniczą, EdwardJastrzębski - maszkarę kozy i maskębaby, Zdzisław Grajper - maszkarybarana i bociana, a Stanisław Śliwiński- anioła. Powstała nawet zabawnahistoria związana koniem Jerzego Kamińskiego.Otóż przyjechał na <strong>pl</strong>enerpan Maciej Tamkun z Wejherowai chciał się spotkać z Jerzym. Pytasię pani Ewy Byczkowskiej, gdziemoże go znaleźć. Na to pani Ewa, żew stajni. Ten zdziwiony mówi: „A tostajnię tu macie?" „Tak - odpowiadapani Ewa - Jerzy jest przy kobyłce."„I konia macie?" Oj, było śmiechu.Plener upływał w miłym nastroju,zwłaszcza że i pogoda dopisała,i humory uczestnikom. Tutaj za każdymrazem tworzą się iście rodzinnewięzy. Są śpiewy, dowcipy i muzykaakordeonowa w wykonaniu AlicjiSerkowskiej. A że nikt głodny niechodził, bo kuchnia serwowała wspaniałei obfite dania, to też i do domunie było spieszno. Jednak wszystkoma swój kres, <strong>pl</strong>ener też. 23 czerwcabył dniem wykańczania prac i uroczystegozakończenia <strong>pl</strong>eneru. Przygotowaliśmywystawę po<strong>pl</strong>enerową,która prezentowała się znakomicie.Czołowe miejsce zajmowała kobyłkaJerzego, na której przyrajtował (przyjechał)na trzecie piętro sam twórca,po uprzednim objeździe kulowskichwłości. O godzinie 18.00 uczestnicyspotkali się na podsumowaniu <strong>pl</strong>eneru.Przy tej okazji nastąpiła króciutkapromocja mojej książki Na ścieżkachwspomnień..., którą każdy z uczestnikówotrzymał od autora w darze.Pani dr Anna Kwaśniewska dokonałafachowej oceny prac, nie doszukującsię w nich żadnych mankamentów,wręcz przeciwnie - prace otrzymaływysoką notę.Prezes KUL-u Marek Byczkowskiwręczył uczestnikom dy<strong>pl</strong>omy uczestnictwai książkę Kaszubskich pamiątekskarbnica, którą napisał CezaryOlbracht-Prądzyński. Po lampce winaprzenieśliśmy się do płonącego ogniskana pieczoną kiełbaskę i wspólnązabawę. Wesoło płonęło ognisko, tow naturze i w harcerskiej piosence.Długo, w najkrótszą noc roku, trwałazabawa <strong>pl</strong>enerowej rodziny, bypo kilku godzinach snu i ostatnimśniadaniu pożegnać gościnne progiKUL-u i wrócić do swych domów.Do zobaczenia za rok.PRZYPIS1Zob. recenzja pióra A. Kościukz niniejszym numerze „Twórczości Ludowej",s. 61.FLORIANNA KISZCZAKOdeszło z ciebie życieOdeszło z ciebie życie,Skończyły się bóle i mękiW piękny sierpniowy poranek,Tuż przed świętem Zielnej Panienki.Już nie wyjdziesz na żniwobranie,Choć cię śpiewem wezwie ptaszyna,Nie wyłuskasz ziarenek z kłosaI nie powiesz: - Czas żniwa zaczynać.Pozostały smutne zagonyI ucichło zgrzytanie pługa,We dnie wiatr nad polem się włóczy,A nocami złota gwiazdka mruga.Wkrótce jesień we mgły otulonaNa tarninach i głogach zasiędzie,Przyjdzie miedzą Matka Boska Siewna,Ale ty już siać żyta nie będziesz.Odeszło z ciebie życie,A ja zrozpaczona srodzeDźwigam Krzyż na słabych ramionach -Ciężki Krzyż po ciernistej drodze.ROMAN GRABIASPowrócisz tuPowrócisz tu gdzie twe korzenieTu gdzie zostały twe młode lataPod starą strzechę na stary zagonNa rolę którą uprawiał tataPowrócisz tu na stare śmieciJak bocian z ciepłego krajuGdzie twoje gniazdo gdzieś się urodziłChoć burze i wichry ci przeszkadzająChoć masz pieniądze i jesteś panemW zbytkach luksusach żyjeszDo pól złocistych i szarej strzechySerce twe mocniej ci bijeI choć masz pieniędzy sam nie wiesz ileSzybko mijają twe lataChoć piękna willa i limuzynaPo nocach śni ci się stara chataChata pod strzechą przy studni żurawI zapach siana na łącePiękny śpiew ptaków pianie kogutaPastuchy krowy pasąceI choć nie wiem gdzie byłbyśI żył we wspaniałym przepychuPowrócisz tu na starą niwęBo tu się zrodziła twa dusza65


AGNIESZKA KOŚCIUKCoroczne spotkania z tradycjąw SiedlcachW pierwszej połowie roku 2009,prężnie działające Centrum Kulturyi Sztuki w Siedlcach jak zwykle nietraciło czasu, organizując interesującespotkania z zespołami ludowymiz pogranicza południowego Podlasiai wschodniego Mazowsza orazz przygrywającymi publiczności muzykantami:Kapelą Stefana Nowaczkaz Podłęża (pow. Garwolin) orazKapelą Ludową z Zakalinek (pow.Biała Podlaska).21 lutego w siedleckiej sali „Podlasie"odbyły się XVII „Kusaki".Zaproszone grupy zaprezentowałytradycje związane z ostatnimi dniamiprzed Wielkim Postem - kusakami(ostatkami). Licznie zgromadzonapubliczność oglądała występy zespołówprzypominających, że kusaki toczas świata na opak - przebierańców,zabaw z muzyką i tańcami, psot oraztłustych poczęstunków, których niezabrakło także podczas spotkaniaw Siedlcach.Wystąpienia przygotowało sześćgrup: Zespół z Adamowa (pow. Łuków,II nagroda), Zespół z Woli Se-„Tradycje wielkanocne" 2009 - Zespół z Woli Serockiej, fot. Wanda Księżopolska„Kusaki" 2009 - Zespół z Trzcińca, fot. W. Księżopolskarockiej (gm. Wodynie, pow. Siedlce,III nagroda), Zespół z Wróbli (gm.Maciejowice, pow. Garwolin, II nagroda),Zespół z Podciernia (gm.Cegłów, pow. Mińsk Mazowiecki,III nagroda), Zespół z Karcz (gm.Zbuczyn, pow. Siedlce, wyróżnienie)oraz Zespół z Trzcińca (gm. Skórzec,pow. Siedlce, I nagroda).Po „Kusakach" nadszedł czas naXIX „Tradycje wielkanocne" - kolejnespotkanie, współorganizowaneprzez CKiS w Siedlcach oraz MuzeumRegionalne w Siedlcach, które gościłoimprezę pod swoim dachem w pięknąwiosenną sobotę 4 kwietnia 2009 r.„Tradycje wielkanocne" dały możliwośćnie tylko obejrzenia prezentacjizespołów i posłuchania ludowej kapeli,ale także - praktycznego przygotowaniasię do świąt wielkanocnych.Spotkaniom towarzyszył bowiemkiermasz z pisankami, palmami,mazurkami i innymi świątecznymispecjałami. Zwyczaje i praktyki związanez Wielkanocą w swoich wsiachzaprezentowały trzy grupy: Zespółz Woli Serockiej (gm. Wodynie, pow.Siedlce, I nagroda), Zespół z Adamowa(pow. Łuków, II nagroda) i Zespółz Trzcińca (gm. Skórzec, pow. Siedlce,I nagroda).Wszystkie występy, podczas obuspotkań, oceniała komisja artystycznaw składzie: Aleksandra Domańska(reżyser), Agnieszka Kościuk (InstytutKulturoznawstwa UMCS), TomaszRokosz (Akademia Podlaskaw Siedlcach).Tym, którzy na temat lokalnychtradycji ludowych chcieliby się dowiedziećczegoś więcej, organizatorzyspotkań prezentowali najnowsze wydawnictwaCentrum Kultury i Sztukiw Siedlcach: Śpiewnik wg rękopisówHeleny Zielińskiej z Trzcińca. Pieśniśpiewane w czasie czuwania przy zmarłym,Siedlce 2008; „Pośnik". „Herody".Trzciniec, gm. Skórzec. Zwyczaje,obrzędy i wierzenia ludowe wschodniegoMazowsza i południowego Podlasia,opracowanie Wanda Księżopolska,Siedlce 2009.Dzięki siedleckim spotkaniomz tradycją obrazy z życia mieszkańcówwsi nie przemijają szybko wrazze zmieniającą się rzeczywistością.Warty podkreślenia jest fakt, że imprezyw Siedlcach zawsze gromadząliczną publiczność, co jest dowodem,iż prezentacje dawnych zwyczajówwiejskich chętnie oglądane są przezmieszkańców miasta i są przez nichdoceniane.66


VIII IX WarsztatySpotkania EtnograficzneFolklorystyczne„Ginące Zawody"w KadzidleOd 1 do 4 czerwca 2009 roku w Zagrodzie Kurpiowskiejw Kadzidle odbyła się kolejna edycja warsztatówetnograficznych, które już na stałe wpisały się w kalendarzwydarzeń kulturalnych na Kurpiach. Projekt skierowanyjest do szerokiej rzeszy odbiorców zarówno grup zorganizowanychjak i osób indywidualnych. W warsztatach najliczniejuczestniczyły dzieci z całego woj. mazowieckiegow ilości ok. 3000. Duże zainteresowanie, jakie corocznieodnotowują organizatorzy, świadczy o niesłabnącej popularnościtradycyjnej kultury i potrzebie jej poznania.Pod okiem kurpiowskich twórców, mistrzów tradycyjnejtwórczości, można było poznać dyscy<strong>pl</strong>iny kultywowanew regionie, a także nauczyć się ich wykonywania. Specjalnieprzygotowane warsztaty do obróbki lnu, <strong>pl</strong>ecionkarstwa,rzeźbiarstwa czy garncarstwa prezentowały technikiwykonywania regionalnego rękodzieła.Jak co roku, najliczniej reprezentowaną dyscy<strong>pl</strong>inąbyła <strong>pl</strong>astyka obrzędowa i zdobnicza. Trudno sobie wyobrazićkulturę kurpiowską bez wycinanek (czyli leluj,gwiazd, kogutów), kwiatów, słynnych palm wielkanocnych,bukietów, pisanek, kierc - dekoracyjnych konstrukcjiprzestrzennych wieszanych pod sufitem. Nie można byłoprzeoczyć pokazów <strong>pl</strong>ecionkarstwa z wikliny, słomy, sitowia,korzenia sosny i jałowca, a także bursztyniarstwa oraztkactwa i obróbki lnu. Hafciarki i koronkarki prezentowałytradycyjny haft z okolic Kadzidła oraz wielobarwnyhaft „myszyniecki". Motywem przewodnim tegorocznychwarsztatów były gry i zabawy na Kurpiach. Prezentowanotradycyjne zabawy, to jest wyjące kamienie, zbójecką pałkę,koziołki, a także drewniane zabawki.Kurpiowskie gospodynie dla pokrzepienia ciała przygotowałyzgodnie ze starymi recepturami chleb pieczony na liściuchrzanowym, smalec ze skwarkami oraz piwo jałowcowe.Dopełnieniem pokazów były tradycyjne kurpiowskie tańce,czyli konik, fafur, powolniak, którym towarzyszyły przyśpiewkii pieśni uznawane za naturalne bogactwo regionu.Projekt „Ginące zawody" został zrealizowany przezStowarzyszenie Artystów Kurpiowskich, przy współpracyz Muzeum Kultury Kurpiowskiej w Ostrołęce, StarostwemPowiatowym w Ostrołęce, Centrum Kultury Kurpiowskiejw Kadzidle, Urzędem Gminy w Kadzidle, OstrołęckimCentrum Kultury, Oddziałem Kurpiowskim StowarzyszeniaTwórców Ludowych oraz Związkiem Kurpiów. (Red.)Ogólnopolskie„O Łowicki Pasiak"W dniach 27 - 28 czerwca odbyły się w Łowiczu VIIIOgólnopolskie Spotkania Folklorystyczne „O ŁowickiPasiak". W konkursie głównym zaprezentowało się siedemzespołów z kilku regionów kraju, występujących w kategoriiautentycznej, opracowanej i stylizowanej.Jury w składzie: Mira Bobrowska - etnochoreograf, ekspertpolskiej sekcji CIOFF, przewodnicząca, Alicja Haszczak- choreograf, folklorysta, ekspert polskiej sekcji CIOFF,Sławomir Mazurkiewicz - choreograf, Janusz Kaźmierczak- muzyk folklorysta, Przemysław Hachorkiewicz - muzyk,po obejrzeniu programów w konkursie głównym zaprezentowanychprzez siedem zespołów, kierując się kryteriami ichwartości etnograficznych, artystycznych oraz wytycznymiw regulaminie Spotkań, postanowiło przyznać następującenagrody: III dla Zespołu Pieśni i Tańca „Bazuny" z Żukowa;II miejsce otrzymali: Regionalny Zespół Pieśni i Tańca„Sanniki" z Sannik oraz Zespół Pieśni i Tańca „Gdańsk"z Gdańska. Nagrodą Główną „Łowicki Pasiak" uhonorowano:Zespół Regionalny „Grodziszczoki" z GrodziskaDolnego; Zespół Regionalny „Mogilanie" z Mogilan; ZespółPieśni i Tańca „Ziemia Cieszyńska" z Cieszyna, ZespółFolklorystyczny „Ziemia Żywiecka" z Żywca.Poziom wartości etnograficznych i wykonawczych programówzaprezentowanych przez zespoły biorące udziałw festiwalu był wysoki, co znalazło wyraz w werdykcie Jury.Wszystkie zespoły zaprezentowały dbałość o strój, dyscy<strong>pl</strong>inęi kulturę sceniczną. Jury w toku indywidualnych spotkańz instruktorami przeprowadziło konsultacje poświęconefolklorowi i jego prezentacji na scenie. Ponadto jury z przyjemnościąi uznaniem stwierdza stałe doskonalenie formułyi organizację imprezy, warunki jej przeprowadzenia i poszerzaniaform wzbogacających jej przebieg. Sprawne przygotowanieimprezy a także bardzo dobra atmosfera wynikająniewąt<strong>pl</strong>iwie z dużego wkładu, jakie wnosili organizatorzy- Łowicki Ośrodek Kultury. Szczególne słowa uznaniai wdzięczności jury skierowało pod adresem gospodarzy:burmistrza Łowicza Krzysztofa Jana Kalińskiego i starostyłowickiego Janusza Michalaka, dziękując za docenieniekulturotwórczej i promującej region imprezy, jaką jest festiwal.Specjalne podziękowania skierowano do Fundacji„Cepelii" i Stowarzyszenia Twórców Ludowych za pomocmerytoryczną i organizacyjną oraz do Ministerstwa Kulturyi Dziedzictwa Narodowego za docenienie wartości rozwijającejsię imprezy. (Oprac. na podstawie protokołu. Red.)Plecionkarz Wiesław Kuskowski, fot. Stowarzyszenie ArtystówKurpiowskichZespół Regionalny „Mogilnianie", laureat nagrody głównej,fot. z archiwum Łowickiego Ośrodka Kultury67


DONAT NIEWIADOMSKIWystawy i benefisJadwigi SolińskiejJadwiga Solińska z autorem tekstu, fot. P. OnochinBanku Spółdzielczego w Szczuczynie i Gminnego OśrodkaKultury w Wąsoszu. Równie bogato jak czynnikisprawcze wyglądał program benefisu, złożony z wystawydzieł Solińskiej, zatytułowanej Mój ślad na ziemi (25-26kwietnia) oraz występów Orkiestry Dętej OSP w Wąsoszu,zespołu ludowego z Nieckowa, Zespołu Śpiewaczego„Szczuczyniacy", Kapeli Podwórkowej „Paka z Grajewa"i młodzieży szkół wąsoskich. Nie zabrakło też okolicznościowychprzemówień i gratulacji, a całość zwieńczyłuroczysty obiad.Benefis stworzył także okazję do przedstawienianajnowszej książki Solińskiej Dwa słońca, zawierającejwstrząsającą relację ze zmagań autorki z chorobą nowotworową.Ta na wskroś autobiograficzna opowieść wzbudziłaróżnorakie odczucia, niemniej zgodnie przyznano,że w kontekście ukazanych wydarzeń nowego znaczenianabrało sformułowane przed laty przesłanie pisarkiz Wąsosza, mówiące że: Każdy człowiek żyjący pragniebyć szczęśliwy. Każdy o szczęściu marzy, do szczęścia dąży.Wyobraża je sobie porównując z czymś nadzwyczajnym,nieuchwytnym, nieosiągalnym, jakimś rajem nieziemskim.A nie widzi, że szczęście jest obok niego, trzeba je tylkozauważyć i docenić. Samo to, że człowiek zaistniał, że żyje,to już jest szczęściem nad szczęściami.Ostatnie miesiące obfitowały w wiele znamiennychwydarzeń w życiu Jadwigi Solińskiej. W dniu 16 grudnia2008 roku w Gminnym Ośrodku Kultury w Wąsoszuotwarto wystawę jej prac pt. Gwiazdy i anioły, na którejzaprezentowano głównie wycinanki i wyroby z bibuły.Otwarcie wystawy poprzedził pokaz wykonywania ozdóbchoinkowych, aniołów i gwiazd, który artystka wzbogaciłarecytacją swoich wierszy i gawędami ludowymi. W pokazietym i wystawie wzięli m.in. udział uczniowie SzkołyPodstawowej i Gimnazjum w Wąsoszu.Wkrótce, ponieważ już 4 kwietnia 2009 roku, MuzeumPrzyrody w Drozdowie k. Łomży zaprosiło na wystawęSolińskiej Rajski ogród, na której ukazano m.in. praceautorki ze słomy, bibuły, palmy i wycinanki, a ona samazostała przedstawiona nie tylko jako twórczyni ludowa,ale również jako sybiraczka, matka, pracowita wiejskakobieta, gawędziarka i harcerka. Solińska jest bowiem odlat także harcerką, należy do Drużyny Weteranów HarcerzyZiemi Łomżyńskiej - Kręgu Seniorów im. LeonaKaliwody, w drozdowskim Muzeum Przyrody spotyka sięzaś od lat z uczestnikami Wiosennych Zlotów DrużynHarcerskich Komendy Hufca Ziemi Łomżyńskiej, którychchętnie obdarowuje swoimi palmami wielkanocnymi,kolorowymi kwiatami, rajskimi gwiazdami, a ponadtozaciekawia gawędami i piosenkami.Dopełnieniem wystawy w Drozdowie stał się niebawembenefis, urządzony w Wąsoszu 26 kwietnia 2009 rokuz okazji 80-tej rocznicy urodzin autorki oraz 65-leciajej twórczości pisarskiej. Uroczystość tę zorganizowanopod patronatem honorowym Marszałka WojewództwaPodlaskiego dzięki środkom Urzędu MarszałkowskiegoWojewództwa Podlaskiego w Białymstoku, PoakcesyjnegoProgramu Wsparcia Obszarów Wiejskich w ramachProgramu Integracji Społecznej, Wójta Gminy Wąsosz,JADWIGA SOLIŃSKAŻniwaDawniej to były żniwa!Kiedy brałam w objęciadorodny snop zboża,on przytulał się do mniei rozkosznie uśmiechałjak niemowlę do matki,a potem długo stałw promieniach złocistego słońca,zraszany poranną rosą.Stał w towarzystwie innych snopów,w tak zwanym dziesiątku,i niby młodzieniecpysznił się swoją postawą i urodą.W niedzielne popołudnieprzychodził gospodarzi z namaszczeniem dotykał snopów:- Już czas zwozić je do stodoły.Napełniały się drabiniaste wozyprzy radosnym parskaniu koni,a pod stodołą głośnogęgały rozradowane gęsi,gdakały kury, piały koguty,kwakały kaczki...Zaś wiatr grał na fujarce,wyciętej z przydrożnej wierzbyi śpiewał pożniwną pieśń:- Plon wieziemy, <strong>pl</strong>on.Dziś o tym pięknie tylko ptaszek nuci,a ono już nigdy, już nigdy nie wróci.68


ANDRZEJ WOJTANTeatralnie i kabaretowow ZdziłowicachW niedzielę 25 stycznia 2009 r.do domu kultury w Zdziłowicachzjechały zespoły obrzędowe i kabaretowez terenu powiatu kraśnickiegoi janowskiego województwalubelskiego. Odbywał się tu MiędzypowiatowyPrzegląd TeatrówWiejskich organizowany przez WojewódzkiOśrodek Kultury w Lublinie,Urząd Gminy oraz Gminne CentrumKultury i Promocji w Godziszowie.Współorganizatorami przeglądubyły starostwa powiatowe w Kraśnikui Janowie Lubelskim. „Celemorganizowanego corocznie przeglądujest prezentacja i ocena aktualnegostanu amatorskiego ruchu teatralnegow środowisku wiejskim, promocjai popularyzacja wiejskich zespołówteatralnych, ochrona tradycji ludowychpolskiej wsi" - mówi IwonaNiewczas, instruktor WojewódzkiegoOśrodka Kultury w Lublinie, członekjury.W przeglądzie zespoły prezentowaływidowiska oparte na obrzędachi zwyczajach ludowych, sztuki teatralnebądź sztuki amatorskie oparte napodaniach ludowych oraz programykabaretowe o tematyce wiejskiej.Jury uhonorowało najlepsze programyteatralne i kabaretowe. NagrodzonoZespół Obrzędowy z Godziszowa,który zaprezentował Zmówiny.Reżyserem dość komediowego widowiskajest Daniel Startek. W jedenastoosobowymzespole główne rolegrają Aneta Łukasik, uczennica LOw Janowie - panna do wydania Kasia,Eugeniusz Mazur - gospodarz Mateuszi Stanisław Powrózek - łysawyjuż kawaler Stach, wybrany dla Kasiprzez ojca.Obchodzący w roku ubiegłym jubileusz30-lecia działalności ZespółŚpiewaczy i Obrzędowy z Kowalina,gm. Kraśnik, otrzymał nagrodę zaprezentację obrzędu Święty Szczepanw reżyserii Agnieszki Płatek. Kolejnynagrodzony zespół to „Blinowianki"z Blinowa, gm. Szastarka. Zaprezentowałon Blinoską Wiliję reżyserowanąprzez dyrektora GOK PolichnaMariana Giskę.Te trzy nagrodzone zespoły wzięłyudział w XXXIV MiędzywojewódzkimSejmiku Wiejskich ZespołówTeatralnych w Tarnogrodzie, któryodbywał się w dniach 6-8 lutego.Na scenie zespół z Godziszowa, fot. A. WojtanJurorom i licznie przybyłej publicznościbardzo podobały się programykabaretowe, które również nagrodzono.Zespół „Suchynianki" z Suchyni,gm. Kraśnik, wystąpił z przedstawieniemHistoria wielce prawdziwa jakto z dożynkami i Unią bywa. Wiejskikabaret z Annopola przyjechał doZdziłowic z Programikiem.Zespół „Blinowianki" z Blinowa, fot. A. Wojtan„Taki przegląd zorganizowaliśmypo raz pierwszy. Po remonciebudynku ośrodka kultury w Zdziłowicachmamy dobre warunki dorozwijania działalności kulturalnej,więc będzie się tu odbywać więcejtakich imprez" - powiedziała AnnaKaproń, dyrektor zdziłowickiegoGOKu.69


oDAGNA BAGIŃSKAStudenci badali kulturęludową powiatu włodawskiegoW dniach 10 - 16 czerwca 2009 r.w Kołaczach (gm. Stary Brus, pow.Włodawa) odbył się kolejny terenowyobóz badawczy studentów kulturoznawstwaUniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiejw Lublinie specjalnościfolklorystyczno-etnologicznej.Wyjazd został zorganizowany przezInstytut Kulturoznawstwa UMCSprzy ogromnej pomocy i na zaproszenieTowarzystwa PopularyzacjiPiękna Polesia w Kołaczach. Wzięłow nim udział 25 studentów I rokustudiów magisterskich. Podobne obozyInstytut organizował do tej poryw innych powiatach Lubelszczyzny:janowskim, lubelskim, radzyńskimi ryckim. W okolice Włodawy wybraliśmysię po raz pierwszy, lecz - mamynadzieję - nie ostatni.Podczas siedmiu badawczych dnimiejscem naszego zakwaterowania,popołudniowych zebrań, posiłkówi wypoczynku po pracy stała się „KarczmaPoleska" - przepiękne miejscew miejscowości Kołacze. Dla nas interesującetym bardziej, że mogliśmymieszkać po sąsiedzku z budynkamimałego skansenu, przynależącego do„Karczmy".Podzieleni na niewielkie, z reguły3-osobowe grupy codziennie wyjeżdżaliśmyw teren. Pod kierunkiemopiekunów - mgr Agnieszki Kościuki mgr Marioli Tymochowicz oraz dok-W Dołhobrodach pozwolono nam przymierzyćtradycyjny strój weselny, fot.Przemysław Lorenctorantki Instytutu mgr Agnieszki Caban- zbieraliśmy materiały dokumentującekulturę ludową w gminachpowiatu włodawskiego: Hanna (Dołhobrody,Hanna, Holeszów, Lack),Uczestnicy obozu w skansenie w Holi, fot. Olga GłowalaHańsk (Dubeczno, Hańsk), StaryBrus (Kołacze, Kolonia Kołacze,Kołacze Osada Leśna, Lubowierz),Włodawa (Krasówka, Orchówek,Różanka, Spbibór, Stawki, Suszno,Wołczyny, Żuków), Wola Uhruska(Stulno, Uhrusk, Wola Uhruska,Zbereże). Szukaliśmy starszych, rodowitychmieszkańców danych wsi,którzy mogli udzielić nam informacjiskiej kuchni regionalnej. Dodatkowokażdego dnia jedna z grup zajmowałasię opisem i inwentaryzacją dawnejarchitektury drewnianej, prowadzącwywiady z informatorami jedyniezachowanych w ich pamięci dawnychzwyczajach, praktykach i obrzędachw swoich miejscowościachi okolicach. Rozmowy nagrywaliśmyi protokołowaliśmy.Posługiwaliśmy się kwestionariuszamina temat obrzędów rodzinnych(tj. narodzin, wesela, pogrzebu), obrzędówdorocznych (cyklu wiosennego,letniego, jesiennego i zimowego),demonologii ludowej, tzw.małej architektury sakralnej (krzyżei ka<strong>pl</strong>iczki przydrożne), a takżespecjalnie przygotowanych dla tegoobszaru kwestionariuszami na tematspołeczno-kulturowego wymiaru rzekiBug oraz specyficznej nadbużańpodtym kątem. Nie sposób nie wspomnieć,że podczas przejazdów przezwioski napotkaliśmy i oglądaliśmyinne ciekawe obiekty ludowej kulturymaterialnej, tj. warsztaty tkackie,narzędzia i wytwory bednarskie orazciesielskie, elementy wyposażeniachat i inne.Pierwszego dnia pobytu w Kołaczachspotkaliśmy się z zainteresowanymnaszymi <strong>pl</strong>anami badawczymiMarkiem Bemem - dyrektorem MuzeumPojezierza Łęczyńsko-Włodawskiegowe Włodawie, który udzieliłnam cennych wskazówek i zachęciłdo publikacji zebranych materiałów.Kolejnego dnia obozu, który wypadałw Boże Ciało, uczestniczyliśmyw procesji w Starym Brusie, gdzieponadto dotarliśmy do miejscowegocmentarza, sporządzając dokumentacjęfotograficzną najstarszych nagrobkówi zamieszczonych na nichinskrypcji. Tego dnia udało namsię odwiedzić także StowarzyszenieTwórców Kultury Nadbużańskiej im.Janusza Kalinowskiego we Włodawie,70


Holeszów - podczas rozmowy z mieszkańcem wsi, fot. Dagna Bagińskagdzie spotkaliśmy się z miejscowymitwórcami ludowymi, m.in. rzeźbiarzemSylwestrem Sową oraz poetąAldonem Dzięciołem.Innym urozmaiceniem obozubyło ognisko w Stawkach i spotkaniez mieszkańcami tej miejscowości,w tym ze Stefanem Sidorukiemi jego synem Józefem Sidorukiem.Obaj są poetami i pisarzami, znajągwarę chachłacką i posługują sięnią w swojej twórczości. Stefan Sidorukokazał się jednym z naszychnajlepszych informatorów. Podczaswspólnego wieczoru nie tylko ciekawieopowiadał o demonach, duszachpowracających z zaświatów,świętach rodzinnych, dożynkach,ale też śpiewał pieśni w gwarze chachłackieji czytał swoje wiersze. Ponadtoz dwoma grupami spotkał sięrównież w swoim domu, udzielającwraz z żoną cennych i szczegółowychwywiadów.Podczas pobytu pod Włodawąspotkaliśmy wiele interesującychosób, pamiętających dawne czasy.W rozmowach często pojawiało sięwspomnienie, że tereny nad Bugiembyły niegdpi zasiedlone przez ludnośćpolską, ukraińską, niemieckąi żydowską, jednak wszyscy żyli zesobą w zgodzie i harmonii, a konfliktyzrodziły się wraz z nadejściem wojnyi późniejszym ustanowieniem nowejgranicy na rzece. Ponadto w relacjachpotwierdzało się, że gospodarstwaprzedwojenne rozciągały się po dwóchstronach Bugu, przez wodę przeprawianosię więc ze zwierzętami, którewypasano na łąkach za rzeką. Używanodo tego m.in. promów, które dodziś pozostały w pamięci mieszkańców.Dowiedzieliśmy się także, jakichnarzędzi rybackich używano. Byłyto - znane nam dotychczas jedyniez zajęć na uniwersytecie - kłomle,wiersze, saki, kosze czy ości. Opisydawniejszych sposobów łowienia rybdopełniła wystawa w Muzeum PojezierzaŁęczyńsko-Włodawskiegowe Włodawie - tam zobaczyliśmywspomniane narzędzia rybackie nażywo.Interesujące rozmowy udało sięprzeprowadzić także na temat kuchniregionalnej. Specyficznymi potrawamidla tych terenów okazały się: kisielgryczany i owsiany, suszony biały serzwany (na północ od Włodawy) gomułką,zupa wodzianka czy pierogiSpotkanie przy ognisku z mieszkańcami Stawek, fot. O. Głowalaz fasolą i suszonymi gruszkami. Choćnie każdy przyrządza te potrawy dotej pory, jednak wiele gospodyń potrafiłopodać na nie dokładne przepisy.Przed zakończeniem obozu odwiedziłnas starosta włodawski - JanuszKloc, który pozytywnie oceniłprowadzone prace, widząc potrzebęich kontynuacji. Zaś ostatniego dniaobejrzeliśmy ekspozycję etnograficznąi żydowską (w synagodze) MuzeumPojezierza Łęczyńsko-Włodawskiegowe Włodawie. Tego dnia odwiedziliśmytakże skansen w Holi, w którymzobaczyliśmy starą zagrodę z wyposażonąchałupą, wiatrak i cerkiew.Na jeden dzień powróciły więc dlanas czasy przedwojenne - etnicznai kulturowa mozaika.Owocami obozu w Kołaczach jestzgromadzonych 4500 minut nagrańw formacie cyfrowym oraz około 350fotografii, ponadto inwentaryzacjewielu zagród wiejskich i obiektów małejarchitektury sakralnej. Zebranemateriały znajdują się w archiwumZakładu Kultury Polskiej InstytutuKulturoznawstwa UMCS, ale jużprzeszliśmy do następnego etapu ichopracowywania - transkrypcji półfonetycznej.Jesienią 2009 r. Instytut KulturoznawstwaUMCS we współpracy zeStarostwem Powiatowym we Włodawieoraz Towarzystwem PopularyzacjiPiękna Polesia w Kołaczach <strong>pl</strong>anujesesję naukową podsumowującą zebranymateriał terenowy. Będzie możnapodczas niej usłyszeć nasze wystąpieniadotyczące wybranych aspektówtradycji ludowej powiatu włodawskiego,do wysłuchania których już terazzapraszamy!71


MARTA WÓJCICKA„Tradycja w procesie przemian"- druga konferencjaw Baranowie SandomierskimW dniach 17 - 19 maja 2009 odbyło się drugie jużbaranowskie spotkanie z tradycją, czyli międzynarodowakonferencja naukowa „Tradycja w procesie przemian".Konferencja jest wspólną inicjatywą zaprzyjaźnionychzakładów: Kultury Polskiej i Socjologii Wsi i MiastaUniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie, którew maju 2007 roku zorganizowały pierwsząpoświęconą problematyce tradycji, pod hasłemkonferencję„Tradycjadla współczesności. Ciągłość i zmiana". Pokłosiem spotkaniaz 2007 roku jest dwutomowa publikacja Tradycjawspółczesności. Ciągłość i zmiana, t. 1, Tradycja: wartościi przemiany, t. 2, Tradycja w tekstach kultury, pod red. J.Adamowskiego i J. Styka. 1Konferencja miała charakter interdyscy<strong>pl</strong>inarny. Spotkaniew Muzeum-Zamku w BaranowiedlaSandomierskimskupiło badaczy różnych dziedzin, zainteresowanychproblematyką tradycji: socjologów, kulturoznawców, językoznawców,folklorystów, historyków i filozofów z wielukrajowych ośrodków naukowych (Kraków, Warszawa,Toruń, Wrocław, Cieszyn, Gdańsk, Poznań, Rzeszów,Kielce, Opole, Zielona Góra, Lublin) oraz gości zUniwersytetuTechnicznego w Cottbus, Niemcy (prof. drAthanassios Pitsoulis, dr Steffen Gross).Trzydniowa konferencja obfitowała w wielośćtradycji, zaprezentowanych w 60 referatach. Całośćhab.odsłonotwierałasesja <strong>pl</strong>enarna, podczas której zaprezentowano teoretycznepodstawy podejścia do tradycji. Kognitywistyczneujęcie tradycji, sposoby jej konceptualizacji idoświadczanie przeszłości przybliżył referat prof. dr.społecznehab.Jana Pomorskiego. Funkcjonowanie i przekaz tradycjiw dobie globalizacji przedstawiła prof. dr hab. IzabelaBukraba-Rylska, która wykazała, że na współczesnegoczłowieka silniej działa „mała" tradycja(przekazywanabezpośrednio, często niewerbalnie) niż „wielka" tradycja(przekazywana jako znaki poza konkretną sytuacją).Powołującsię na ustalenia E. Abramowskiego,referentkastwierdziła, że tradycja „mała" trwa następnie jako pamięćcielesna, bez udziału świadomości. Zdaniem badaczki,niezbędne jest poszerzenie paradygmatu socjologii„inteligibilnej"o aspekt „organoleptyczny", który zwracauwagę na rolę cielesności i materialności.Cztery funkcje adaptacyjne tradycji zostały przedstawioneprzez dr hab. Halinę Mielicką. Zdaniem H. Mielickiej,proces adaptacji, uczenia się kultury przez nowepokolenia, obejmuje cztery funkcje, które omawiane sąw tekście jako imperatywy o charakterze ontologicznym.Są to: funkcja temporalna, terytorialna, stratyfikacyjnaoraz ideologiczna. Funkcja temporalna tradycji jest gwarantemciągłości kulturowej, terytorialna odpowiada zatożsamość społeczną i kulturową jednostki, stratyfikacyjnaintegruje kręgi stycznościowe i jednocześnie wykluczalub otwiera możliwości awansu społecznego, afunkcjaideologiczna projektuje wybory stylu życia oraz orientacjęna wartości akceptowane społecznie.Kolejne dwa referaty ukazały elementy tradycjicodziennego wsi w procesie urynkowienia (prof. drHanna Podedworna) oraz relacje między polskąustrojową a tradycją (dr Agnieszka Kolasa-Nowak).życiahab.zmianąSocjologiczne ujęcie tradycji ukazane zostało w blokureferatów, który otwierał prof. dr hab. Józef Styk, prezentującydynamikę waloryzacji tradycji lokalnych. Dr WiolettaKnapik ukazała tradycję jako element tożsamości kulturowejwiejskich społeczności lokalnych w oparciu o badaniaankietowe dotyczące aktywności społeczno-zawodowejkobiet oraz tożsamości kulturowej młodzieży wiejskiej.Kolejne trzy referaty ukazywały mitologie lokalne jakowspółczesną postać nostalgii (dr Dariusz Wadowski), miejscetradycji w życiu codziennym mieszkańców województwaopolskiego (dr Elżbieta Nieroba i mgr Anna Czerner) orazkomponent tradycji w warsztatach badawczych socjologówregionu (mgr Małgorzata Dziekanowska). Tradycja w aspekcietożsamości społecznej i rozwoju regionalnego zostałaprzedstawiona w referatach dr. Wiesława Warzechy, dr.Grzegorza Studnickiego i mgr. Roberta Lubojańskiego.Rolę tradycji w dialogu oraz w ruchach społecznychukazywały referafy dr. Wojciecha Misztala (Dialog społecznyw Polsce - kształtowanie się nowych tradycji) i dr.Jarosława Chodaka (Rola tradycji w mobilizacji ruchówspołecznych). O współczesnym wartościowaniu tradycjimówiła dr Ewa Krawczak, a o tradycji jako składnikukapitału kulturowego - dr Danuta Niczyporuk.Tradycja jako element strategii marketingowej miastukazana została przez dr. Mirosława Haponiuka orazmgr Ewę Lecką. Różne sposoby pojmowania tradycji wewspółczesnym dyskursie dotyczącym produkcji żywnościprzedstawiła dr Anna Gomóła. Autorka wyróżniła trzygłówne nurty: 1) oparty na nowoczesnych rozwiązaniachtechnologicznych, które wpływają na wydajności obniżeniekosztów produkcji, a nie na jakości produktu. Autorzyprezentujący takie stanowisko uznają rozwiązania tradycyjneza ograniczające (zbyt drogie i zbyt pracochłonne),ich celem jest promocja dochodowej produkcji; 2) tradycjauznawana jest za wartość, ale jej rozumienie zawężone jestdo produktu (tj. receptury i w pewnym stopniu do sposobuwykonania); 3) oparty na przeświadczeniu, że produkcjiżywności nie można oddzielić od szerszego kontekstu kulturowego.W tym ujęciu produkt tradycyjny to taki, którypowstał w określonym geograficznie miejscu, z surowcówuzyskanych w sposób tradycyjny, w oparciu o tradycyjnąrecepturę i przy użyciu tradycyjnych narzędzi.Część językoznawczą otwierał referat dr. hab. PrzemysławaŁozowskiego, który ujął tradycję w perspektywiepanchronicznej, stawiając pytanie: proces zmian czy zmianaprocesu? Kolejne referaty w tym bloku ukazywały tradycjęutrwaloną w leksyce (prof. dr hab. Halina Pelcowa),we frazeologii gwarowej (dr Lidia Przymuszała), w ustnychprzekazach gwarowych z Małopolski (dr Anna Piechnik).Dr L. Przymuszała zaprezentowała frazeologizmy, któreutrwalają dawne ludowe tradycje z obszaru etykiety językowej(zgłasza związki dotyczące sposobów zwracania siędo adresata oraz formuły powitań i pożegnań). Tradycjęw aspekcie społecznym, obyczajowym i religijnym przestawiłreferat dr A. Piechnik, która zauważyła, że przemianyspołeczno-obyczajowe oraz unifikacja kulturowa powodujązanikanie elementów niepowtarzalnych, ułatwiającychlokalną identyfikację i budujących tożsamość.72


Tradycyjnym wzorcom gatunkowo-tekstowym wewspółczesnej kulturze poświęcone zostały referaty dr hab.Iwony Rzepnikowskiej i dr Marty Wójcickiej. Pierwszyz nich ukazywał tradycję skazowo-podaniową w opowiadaniacho Czapajewie, drugi prezentował tradycyjnewzorce tekstowe (wzorzec łańcuchowy, koncept liczbowy,opozycje, formuliczność, kompozycja szkatułkowa, dialogowośći in.) we współczesnej reklamie telewizyjnej.Sposoby funkcjonowania demonologii w tabloidach analizowałdr Adrian Mianecki, a tradycyjną wizję świataw opowieściach ludowych z Kurpiowskiej Puszczy Zielonejomówiła mgr Hanna Spychalska-Waszek.Elementy tradycji w sztuce ludowej i folklorze pokazałkolejny blok tematyczny. Współczesną kondycjęsztuki typu ludowego, ilustrowaną przykładami ze ŚląskaCieszyńskiego, przedstawiła dr Kinga Czerwińska,wielkopolskie rzemiosło - dr Krzysztof Bondyra, kulturętaneczną dawniej i dziś - dr Bożena Taras. Transformacjętradycji od obrzędu do współczesnego widowiskaludowego analizował mgr Sylwester Łysiak, a obecnośćfolkloru w życiu współczesnej młodzieży śledziła mgrMirosława Stańczyk.Tradycja w obrzędowości dorocznej to kolejny dużyblok tematyczny, zaprezentowany podczas tegorocznejkonferencji w Baranowie Sandomierskim. „Nowe" tradycjew obrzędowości dorocznej na Górnym Śląsku przedstawiłaprof. dr hab. Teresa Smolińska. Przedmiotem analizyw tym bloku referatów była też komercjalizacja wybranychelementów tradycyjnej kultury ludowej (mgr KatarzynaSroda-Więckowska), tradycyjnych obyczajów ludycznych(dr Andrzej Bełkot) oraz tradycji świąt Bożego Narodzenia(dr Magdalena Szpunar). Tradycja świąt BożegoNarodzenia ukazana została także w procesie przemiancywilizacyjnych i kulturowych (mgr Katarzyna Wołoszyn).0 tradycji religijnej w procesie przemian kulturowychmówił dr Zbigniew Trzaskowski. Tradycje pielgrzymowaniado miejsc świętych w społeczeństwie informacyjnymprzedstawiła prof. dr hab. Janina Hajduk-Nijakowska,uroczystości odpustowe ku czci św. Rocha w parafii mikstackiej- dr Małgorzata Strzelec, a przemiany w funkcjonowaniuBarbórki - dr Dorota Świtała-Trybek.Tradycje kultur etnicznych pokazane zostały w kolejnymbloku konferencyjnym. Prof. dr hab. AthanassiosaPitsoulisa omawiał kulturowe następstwa grecko-tureckiejwymiany ludności, zaś referat dr Katarzyny Warmińskiejbył rekonstrukcją wizji własnej tradycji przez Tatarów,z uwypukleniem relacji między kolektywną tożsamościąa tradycją grupową. Dr Steffen Gross zauważył, że tożsamośći tradycja autochtonicznej grupy mniejszościowejpodlegają silnym wpływom, a do pewnego stopnia są nawetkształtowane przez obraz, który grupa większościowadanej populacji rozwija i stosuje do opisu mniejszości.Opierając się na przykładzie Serbów Łużyckich, przeanalizowałmechanizm nadawania ram dla tożsamości grupymniejszościowej (a tym samym konstruowania jej) przezniemiecką większość. Zdaniem, badacza, mechanizmten polega na stanowieniu prawa. Pytanie, czy obcy kodkulturowy staje się naszym, stawiała w swoim referacie drBarbara Ostafińska-Molik. Kolejne referaty w tym blokupoświęcone były kuwadzie jako nowej wersji starej tradycji(dr Ewa Gałażewska), tradycyjnym kulturom Afrykiw paradygmacie determinizmu gograficznego JaremaDiamonda (dr Urszula Kusio) oraz zmianom w tradycyjnejkulturze staroobrzędowców (mgr Krzysztof Snarski).Przemiany tradycji kulturowej w okresie restrukturyzacjiprzemysłu w miastach konurbacji górnośląskiej analizowałdr Grzegorz Odoj.Referaty kolejnej sesji zajmowały się tradycją w życiuspołeczności lokalnych różnych regionów (Podkarpacia- dr Krystyna Leśniak-Moczuk, Polski Zachodniej- dr Magdalena Pokrzyńska, Kresów - dr MałgorzataZamek z Baranowie Sandomierskim, fot. Jan AdamowskiGłowacka-Graper, Warmii i Mazur - dr Ewa Szczecińska-Musielak).Dla przykładu, przedmiotem referatudr K. Leśniak-Moczuk była prezentacja kultywowaniaobyczajów tradycji kultury narodowej, regionalnej i lokalnejoraz obrzędów przejścia we współczesnym wiejskimśrodowisku lokalnym w odniesieniu do przeszłości i domiasta. Analiza stopnia zachowania wybranych tradycjimiała na celu ukazanie procesów przemian elementówkultury tradycyjnej wsi. Do obrzędów tradycji narodoweji regionalnej badaczka zaliczyła karnawał, zapusty, tłustyczwartek, topienie marzanny, sobótki, dożynki, zabawywiejskie, zawody strażackie, festyny, parafiady, ostatkii sylwester. Obrzędami przejścia, zdaniem K. Leśniak-Moczuk, są: chrzest, pierwsza komunia, bierzmowanie,narzeczeństwo, zmówiny, zaręczyny, wieczór kawalerski,wieczór panieński, ślub, wesele, poprawiny, rocznice ślubów,prymicje i pogrzeby.Przemiany tradycji w grupach skonsolidowanych wokółspecyficznego etosu, którego istotnym elementem poczucieciągłości i łączności z poprzednimi pokoleniami orazwierność tradycji prezentowały referaty mgr MagdalenyOchał na temat żywotności tradycji ziemiańskiej orazdr. Arkadiusza Peiserta - tradycji polskich korporacjiakademickich.Konferencję zamykała sesja <strong>pl</strong>enarna, stanowiąca swegorodzaju podsumowanie trzydniowych rozważań nad przemianamitradycji i prezentująca tradycję w aspekcie aksjologiczno-kulturowym.Tradycję w ujęciu H. G. Gadameraprzybliżyła dr Jowita Guja. Współczesne formy i funkcjeodnawiania tradycji ukazał prof. dr hab. Jan Adamowski.Prof. dr hab. Zbigniew Rykiel przedstawił problematykętradycji przestrzeni i miejsca. Zaprezentował typologiętradycji miasta jako miejsca oraz determinanty tradycjimiejsca. Na tym tle przeanalizował tradycję zakorzenieniaw mieście. Dychotomia tradycji i nowoczesności, zdaniembadacza, pozwala na ujęcie obu tych pojęć w kategoriachkapitału społecznego i kulturowego. Konwersja różnychform kapitału jest punktem wyjścia do analizy zmianyspołecznej od przednowoczesności, przez nowoczesność,do ponowoczesności. Zmiana ta jest podstawą analizy tradycjii nowoczesności w kategoriach kultury czasu, którąmożna wiązać z dominującymi formami kapitału. Jakdowodził referent, prowadzi to do wniosku o tożsamościpojęć czasu i kapitału, co w ekonomii wiadomo od dośćdawna, a co w socjologii ma walor nowości.Zaprezentowane podczas konferencji referaty, jak zapowiadająorganizatorzy, wkrótce ukażą się drukiem,stanowiąc kolejne ogniwa serii wydawniczej „Tradycjadla współczesności".PRZYPIS1Recenzję tomów zamieszczamy w niniejszym numerzeI „Twórczości Ludowej" na s. 57-59.73


AGNIESZKA PIEŃCZAKRola i znaczenie pożywieniaw kulturzeKonferencja w CieszynieW Centrum Konferencyjnym i SaliSenackiej Wydziału Etnologii i Nauk0 Edukacji Uniwersytetu Śląskiegow Cieszynie odbyła się w dniach 19- 20 czerwca 2009 interdyscy<strong>pl</strong>inarnakonferencja naukowa Historie kuchenne.Rola i znaczenie pożywienia w kulturze,zorganizowana przez ZakładEtnologii i Geografii Kultury (PhDr.Rastislava Stolićna, DrSc, prof. UŚ;dr Anna Drożdż). Ze względu nazłożoność zagadnienia konferencjaskierowana była do naukowców badającychrolę i znaczenie pożywieniaw kulturze, reprezentujących różnedyscy<strong>pl</strong>iny humanistyczne i przyrodnicze(m.in. etnologię, historię, archeologię,botanikę). Stąd też analizowanątematykę ujmowano w szerokiejperspektywie kulturowej i społecznej,odwołując się w swoich rozważaniachzarówno do przeszłości, jak i współczesnejrzeczywistości kulturowej.Na konferencji wygłoszono 31 referatów,prezentowanych przez gościz kilkunastu ośrodków naukowychw Polsce i na Słowacji (Ćadca, Martin,Trnava), stąd też w omówieniukoncentruję się jedynie na wybranychzagadnieniach.Konferencję otworzył dr hab. prof.UŚ Zygmunt Kłodnicki, dyrektorInstytutu Etnologii i AntropologiiKulturowej w Cieszynie, przybliżajączebranym znaczenie badań nadpożywieniem oraz sylwetki naukoweorganizatorów konferencji, reprezentującychPolski Atlas Etnograficznyi Etnografický Atlas Slovenska. Następniewykład wprowadzający K metodolόgiivýskumu jedla wygłosiłaPhDr. Rastislava Stolićna, DrSc., odwielu lat zajmująca się wieloaspektowymbadaniem roli i znaczenia pożywieniaw kulturze Europy środkowowschodniej.Dalsze obrady toczono w dwóchsekcjach. Początkowo skupiano sięw nich na analizie pożywienia w szerokiejperspektywie historycznej i etnologicznej,związanej głównie zezmianami w sposobach odżywianiai stołowania na przestrzeni wieków.W każdej sekcji przedpołudniowejzaprezentowano łącznie trzy referaty.Pierwszy, Tradycja i zmiana. Polskasztuka kulinarna XVIII wieku i jejobecność w literaturze pięknej wygłosiłamgr Aleksandra Kleśta-Nawrocka(Toruń). Zwróciła ona uwagęna ustawiczną walkę sarmatyzmuz kosmopolityzmem i jej kulinarnekonsekwencje. Z kolei wystąpieniedr Anny Piechnik (Kraków) Sposobywartościowania jedzenia w ustnychprzekazach ludowych ukazało miejscepożywienia w aksjologii ludowej,jego sakralizację oraz rolę wyrażeńekspresywnych występujących w ustnychprzekazach ludowych z terenuPogórza Ciężkowicko -Rożnowskiego.Pierwszą część obrad zakończył referatdr Macieja Wójcika (Wrocław),Ze stołu na tarczę. Wiktuały w heraldycesamorządowej III Rzeczpospolitej.W równoległej, drugiej sekcjiwiele miejsca poświęcono dawnymksiążkom kucharskim. W referaciezatytułowanym Monumenta PoloniaeCulinaria. Edycja staropolskich książekkucharskich i program badań nadgastronomią historyczną wskazanowręcz na konieczność krytycznegoopracowania staropolskich książekkucharskich (z okresu od XVI/XVIIwieku do początku XX wieku), abynadać badaniom nad kulturą kulinarnąwymiar historyczny oraz ukazać jew społecznym i kulturowym kontekściedanego czasu (dr hab. JarosławDumanowski, Toruń). W nawiązaniudo poprzedniego tematu wskazanorównież na polskie i czeskie zapożyczeniafunkcjonujące w staropolskiejsztuce kulinarnej (mgr MagdalenaSpychaj, Toruń). W tym bloku zaprezentowanotakże różne stereotypydotyczące roli i znaczenia francuskiegowina, ukazując np. ewolucję tegożtrunku z wina stygmatyzującegow napój elit i szlachty polskiej orazzmianę wyobrażeń związanych z szerokopojmowaną kulturą francuską(mgr Dorota Lewandowska, Toruń,Bordeaux).Po dyskusji i krótkiej przerwiekoncentrowano się przeważnie naukazaniu specyfiki kulinarnej społecznościżyjących w zróżnicowanychwarunkach społeczno-politycznychi kulturowych w Europie oraz nainnych kontynentach. Układ blokutematycznego w sekcji pierwszej dotyczyłw głównej mierze tematyki pozaeuropejskiej:Pożywienie w obozachuchodźców w Czadzie (mgr AleksandraZamojska, Kraków), Rytuały kuchenne.O zachowaniu przy jedzeniunad Środkowym Nilem (dr MaciejKurcz, Cieszyn), Antropolog też musijeść. Obserwacje kulinarne z badańw Boliwii (dr Magdalena Ziółkowska-Kuflińska,Poznań), Nieznajkana lunie, czyli bliny od kuchni (mgrAlicja Yusupov, Katowice). W sekcjidrugiej skupiano się na ukazaniusłowiańskiej specyfiki kulinarnej.Otworzyło ją wystąpienie zatytułowaneKuchyńa malokarpatskych vinohradnikov.Kulinaria vinohradnickejoblasti zdpadneho Slovenska, w którymzestawiono różne zachowaniakulinarne hodowców winnej latorośliw zachodniej części Słowacji, dotyczącenp. pożywienia codziennegoi świątecznego czy winobrania (Mgr.Katarína Nováková, PhD., Trnava).Następnie analizowano teksty współczesnejkultury obecne w mediach,w których funkcjonują tradycyjnepotrawy śląskie oraz przedstawionosposoby wartościowania tego typukomunikatów przez społeczność lokalną(mgr Anna Miszta, Kraków).W kolejnym, niezwykle obrazowymreferacie zatytułowanym Zrobić cośz niczego. O sposobach odżywianiaw warunkach zesłania do ZSRR ukazanodramatyczne dzieje Sybiraków,wypracowujących w celu przeżycianowe sposoby pozyskiwania żywnościi jej obróbki, udokumentowanew licznych pamiętnikach (dr AleksandraRzepkowska, Toruń). Równieinteresująco zaprezentowano uczestnikomkonferencji dzieje oraz degustacjężuławskiego alkoholu, zwanegoMachandlem (Grzegorz Gola, MarekOpitz, Muzeum Żuławskie, NowyDwór Gdański).W części popołudniowej tematykasekcji pierwszej oscylowała główniewokół zagadnień dotyczących zdrowej/niezdrowejżywności, racjonalnego/nieracjonalnegoodżywiania,najnowszych trendów żywieniowych,oceny aktualnych diet oraz wpływupożywienia na niektóre cechygatunkowe człowieka. Zagadnieniate zaprezentowano w następującymbloku tematycznym: Centymetrem po74


talerzu. Wysokość ciała jako miernikzmian konsumpcji żywnościowej odśredniowiecza do początku XX wieku(dr hab. Michał Kopczyński, Warszawa),Idea zdrowego żywienia w XIX w.- ewolucja poglądów (dr hab. TadeuszCzekalski, Kraków), Pokarm w medycyniealternatywnej i kom<strong>pl</strong>ementarnej(dr Alicja Kujawska, Toruń),„Reformacja zdrowia" - czyli „nowystart" w zdrowy styl życia w Kościołachtradycji adwentystycznej. Analiza sposobówodżywiania i zachowań prozdrowotnych(dr Jacek Grzywa, Cieszyn).Szczególne zainteresowanie uczestnikówkonferencji wzbudziło pierwszewystąpienie, w którym precyzyjnieopisywano ewolucję w wysokości ciałazachodzącą na ziemiach polskich,uzależniąc ją od różnych czynników,np. standardu życia, strukturyspołecznej, zaniku periodycznychgłodów czy dominacji w diecie pokarmówroślinnych. W tym samymczasie w Sali Senackiej wygłaszanocztery referaty, przeważnie o tematyceetnobotanicznej. Dotyczyły oneprzykładowo postaw wobec wykorzystywaniazielonych organów dzikichroślin w pożywieniu różnych narodówEurazji (Zielsko - symbol głodu i wyrafinowania:herbofilia i aherbia w kuchniachróżnych narodów, dr ŁukaszŁuczaj, Łódź) czy roli roślin dzikorosnących w pożywieniu codziennymi świątecznym na Podlasiu (Tradycjaużytkowania dziko rosnących roślinpokarmowych na Podlasiu, dr EwaPirożnikow, Białystok).W drugim dniu obrad dominowałanieco odmienna tematyka. Zwracanowagę na symboliczne i magiczneznaczenie roślin stosowanychw obrzędowości słowiańskiej (mgrKatarzyna Pińska) oraz rolę roślinlokalnych i importowanych w kuchnimieszkańców Gdańska, takich jakpoziomki, borówka czarna, maliny,jeżyny, zioła i przyprawy (dr MonikaBadura). O ich dawnym występowaniumożna wnioskować na podstawiebadań archeobotanicznych, o czymprzekonywały zebranych referentki,obie wywodzące się z Pracowni Paleoekologiii Archeobotaniki (Gdańsk).Wspomniano ponadto w jednymz wystąpień o znaczeniu pałki wodnejw jadłospisie człowieka (mgr inż.Agata Kurzawska, Poznań).Równolegle w Sali Senackiej prowadzonosekcję o charakterze etnologicznym.W pierwszym referacie zatytułowanymPrzeszłość i tradycyjne produktyspożywcze - między tożsamościąa wartością rynkową rozważano nadrenesansem tradycyjnych kulinariówregionalnych, procesem włączaniaich w dyskurs lokalności i tworzeniemobrazów „małej ojczyzny", naprzykładzie wybranych produktówwystępujących na terenie Śląska Cie-Sesja w Sali Senackiej, Uniwersytet Śląski w Cieszynie, fot. A. Pieńczakszyńskiego (dr Grzegorz Studnicki,Cieszyn). Warto tu wymienić chociażbyskoczowską tatarczówkę orazcieszyńskie kanapki śledziowe z majonezem(te ostatnie stały się nawetprzedmiotem degustacji uczestnikówkonferencji). W kolejnym wystąpieniuzatytułowanym Rola i znaczeniepożywienia w życiu kobiety ciężarnejukazano wyniki ogólnopolskich badańPracowni Polskiego Atlasu Etnograficznegodotyczących funkcjonowaniana wsi zakazów związanychz przygotowywaniem i obróbką pożywieniaprzez kobietę ciężarną orazroli i znaczenia spożywanych przeznią potraw, co zilustrowano równieżw formie przestrzennej na mapach (drAgnieszka Pieńczak, Cieszyn).Ostatnią część obrad w Sali Konferencyjnejpoświęcono analizie językowej.Wskazywano więc na obecnośćpotraw codziennych i obrzędowychw kulturze ludowej na przykładzieróżnych tekstów folklorystycznych(Powszednie i obrzędowe potrawy zezbóż w polskiej kulturze ludowej, drAnna Kaczan, Lublin) oraz omawianoaspekt strukturalny, pragmatycznyi kulturowy kart menu znajdującychsię w niektórych lubelskich restauracjach,kawiarniach i pubach (drMarta Wójcicka, Lublin, Menu jakogatunek językowo-kulturowej wypowiedzi).W Sali Senackiej ukazano natomiastprzykłady najnowszych trendówodżywiania się, związanych z jednejstrony z obsesyjnym dbaniem o to, byspożywać wyłącznie jedzenie ekologiczne(Karolina Kowalska, Toruń,Szał zdrowych ciał. Ortoreksja. Z czymto się je?), a z drugiej konsumpcjąwszelkich produktów typu fast foodi instant (Przybysława Tomiczek, Cieszyn,Kuchnia instant - nowy paradygmatkulinarny?).Po wystąpieniach prelegentów,PhDr. Rastislava Stoličná, DrSc. dokonałaostatecznego podsumowaniakonferencji, zwracając m.in. uwagę nazróżnicowanie prezentowanych treścii interesujące sposoby ujmowania poszczególnychtematów. Podziękowałatakże wszystkim referentom i pozostałymuczestnikom za udział w obradach.Dr Anna Drożdż zaprosiłanatomiast obecnych na spacer starymiuliczkami miasta, zwiedzanie browaruzamkowego oraz uroczystą kolacjęw Dworku Cieszyńskim.Konferencja Historie kuchenne.Rola i znaczenie pożywienia w kulturzeprzyniosła sporo wymiernych rezultatów.Ukazano na niej, iż pożywieniejest zjawiskiem niesłychanie złożonym,wieloaspektowym, stąd też możliwymdo badania różnymi metodaminaukowymi (wskaże na to zapewne<strong>pl</strong>anowana publikacja pokonferencyjna).Dzięki obecności na obradachprzedstawicieli nauk przyrodniczychwzbogacono również spojrzenie humanistyczneo informacje ujmująceomawianą problematykę w kontekściematerialnym i biologicznym. Cowięcej, zaapelowano także o nawiązaniebliższej współpracy pomiędzyprzedstawicielami różnych ośrodkówakademickich uczestniczącychw spotkaniu, co wyrażałoby się przykładowow cyklicznym organizowaniukolejnych konferencji tematycznychoraz utworzeniu specjalnej Komisjids. Badania Pożywienia. Miejmy nadzieję,że dzięki tym <strong>pl</strong>anom pojawiąsię wkrótce nowe, nie znane dotądperspektywy w badaniach nad roląi znaczeniem pożywienia.75


BEATA WALĘCIUK-DEJNEKANamkowoo PodlasiuBadania nad językiem i kulturą poszczególnych regionówdanego kraju zawsze należą do cennych i ważnychprzedsięwzięć dla rozwoju nauki w Polsce. Do takichwydarzeń należała ogólnopolska konferencja naukowa Badaniajęzykowo-kulturowe na Podlasiu - przeszłość i teraźniejszość,zorganizowana 13 stycznia 2009 przez PracownięKultury Podlasia, Katedrę Wiedzy o Kulturze, InstytutFilologii Polskiej oraz Wydział Humanistyczny AkademiiPodlaskiej w Siedlcach. Kierownikiem konferencji byłpracownik naukowy Instytutu - dr Tomasz Rokosz.Sesja podzielona została na trzy części. W części pierwszej,ukierunkowanej językoznawczo i kulturowo, głoszabrali goście przybyli z Warszawy, Lublina i Białegostoku.Byli to: prof. dr hab. Barbara Falińska z referatemZe współczesnych badań nad leksyką gwarową, prof.dr hab. Jan Adamowski z referatem Kultura duchowapołudniowego Podlasia w badaniach Zakładu KulturyPolskiej UMCS w Lublinie oraz dr Natalia Szydłowskaz referatem Przysłowia ludowe - pojęcie i problem. Częśćdruga, teoretyczno-praktyczna, warsztatowa, zawieraławystąpienia nie tylko gości, ale także pracowników naukowychInstytutu i siedleckich badaczy, zajmującychsię zbieraniem i analizowaniem „żywych" jeszcze wewspółczesnej rzeczywistości polskiej tradycji. W grupietej znajdowali się: mgr Wanda Księżopolska (MuzeumRegionalne w Siedlcach, z wystąpieniem Rekonstrukcjazwyczajów i obrzędów ludowych na scenie), mgr KrzysztofBraun (Struktura etniczno-stanowa Podlasia jako elementdecydujący o pejzażu kulturowym regionu), dr TomaszRokosz (Działalność Pracowni Kultury Podlasia InstytutuFilologii Polskiej AP), dr Renata Tarasiuk (Żydzi w przestrzenikulturowej Podlasia. Przeszłość i teraźniejszość),mgr Artur Ziontek (Górscy na Sterdyni i Ceranowie jakokrzewiciele kultury) oraz mgr Aleksandra Domańska,reżyser, scenarzysta i autorka cyklu telewizyjnych widowiskobrzędowych, która zaprezentowała krótki filmWieczór panieński - telewizyjna realizacja widowiska obrzędowegoz Lipska nad Biebrzą. W części trzeciej, typowobiesiadno-towarzyskiej wystąpił przed publicznością teatrobrzędowy z Trzcińca z przedstawieniem Spadek orazZespół Śpiewaczy z Trzcińca z prezentacją wybranychpieśni ludowych.Każdej części towarzyszyła bogata dyskusja prelegentówi słuchaczy licznie zgromadzonych w auli, to jestpracowników, studentów i tych, których interesowałytematy związane z Podlasiem. Dyskusja przenosiła się zakażdym razem w kuluary i tam przy kawie kontynuowanoomawianie intrygujących problemów. Zagadnieniami poruszanymiw referatach i dyskusjach były: zróżnicowaniejęzykowe i dialektalne Podlasia; zróżnicowanie kulturowe;obrzędy i zwyczaje podlaskie (także na tle porównawczymz Mazowszem, Suwalszczyzną, Lubelszczyzną);zasięg geograficzny i językowo-kulturowy regionu, jegowewnętrzny podział, kryterium tego podziału; Podlasiejako styk wschodniej i zachodniej Słowiańszczyzny;zróżnicowanie religijne; badania terenowe na Podlasiuoraz <strong>pl</strong>any i potrzeby takich badań w przyszłości, zainteresowaniestudentów, podejmowanie akcji terenowych,publikacje, w tym - pełnej bibliografii kultury Podlasiaitp. Gospodarze i goście jednomyślnie stwierdzili potrzebęnastępnych podlaskich spotkań.ANNA BOGUCKAWykute miastoNa mapie świata jestZnak bardzo malutki,Gdzie wykuwają sięRadości i smutki.Wykute górki, wykute wzgórze,Nawet wykute z metalu burze;Wukuta tęcza i wiatr, i deszcz,Wykuty ślusarz i kowal też.Wykute noce, wykute dnie,Wykuty księżyc i słońce też,Zamki i kłódki, balustrady,Okucia, kraty od parady.Tu nawet Wielki Wóz,Co świeci nad nami,Wykuty przecież zostałWraz ze wszystkimi gwiazdami.Wykute życie, wykuta śmierć,Zima o świcie i letni zmierzch,Miasto i gmina niech żyją nam,Niech się wykuwa świątniczan klan.STEFAN CHOJNOWSKIW SoboklęszczuKrwią z uderzeń sercazapisuję wiersz o mojej wsikamienne stuletnie krzyżewotum Najwyższemu za życie po zaraziemodlą się wielką ciszą za mieszkańcówz umajonymi łąkamipłynie w niebo pieśń młodychna cześć Najświętszej PannyCmentarz - ogród umarłychdaje odpocznienie prochomdo końca dziejówdo zmartwychwstania ciałCisza ogromna we wsipachnąca ziemią - kłosami żyt i pszenicigliwiem sosnowych zagajnikówotulona pierzyną porannej mgłystare wierzby i olszynypodpierają sklepienie horyzontuBłękitne sklepienie nieba -dzieło Zegarmistrza dziejówogromny sufit ozdobiony kandelabrem słońcaróżowością poranka - czerwienią zachoduogniem niebieskim w czas burzykoroną tęczy po deszczuCisza w domach murowanychusypia w paciorkach różańcaw spracowanych dłoniach starych rolnikówFRASZKIZDZISŁAWA PURCHAŁYNa szachownicyNa szachownicy pólkoń więcej znaczy niż król.76


WANDA SZKULMOWSKADziałalność OddziałuBydgosko-Toruńskiego StowarzyszeniaTwórców Ludowych w Bydgoszczyw latach 1988-2009 (część I)Oddział Bydgosko-Toruński Stowarzyszenia TwórcówLudowych powstał 1 października 1988 roku w Bydgoszczy.Tego dnia w tamtejszym Wojewódzkim Domu Kulturymiał miejsce zjazd założycielski. Uczestniczyło w nim 64twórców ludowych, członków STL z terenu ówczesnegowojewództwa bydgoskiego. Stowarzyszenie reprezentowałmgr Zdzisław Podkański, dyrektor Biura Zarządu GłównegoSTL w Lublinie. Zaproszonymi gośćmi (18 osób)byli przedstawiciele instytucji i stowarzyszeń kulturalnychwojewództwa bydgoskiego.Czytelnikowi należy się w tym miejscu wyjaśnienie,dlaczego Oddział Bydgosko-Toruński powstawał tak późno,skoro Stowarzyszenie Twórców Ludowych działałojuż w kraju od 1968 roku, a powoływane w terenie jegooddziały miały często znacznie mniej członków niż w Bydgoskiem.Otóż rzecz w tym, że w województwie bydgoskimdziałał od wczesnych lat sześćdziesiątych XX wieku dośćsprawny system opieki nad twórczością ludową, któremuparę słów poświęcam w dalszym tekście. Wydawało sięzatem, że powołanie oddziału STL nie było tak bardzopilne i można je było przesunąć w czasie. Gdy wspomnianysystem był w pewnym momencie zagrożony, ten „właściwyczas" nastał. I był to właśnie październik 1988 roku.Kilka słów o sztuce ludowej w BydgoskiemJuż w końcu lat czterdziestych ubiegłego wieku podejmowanebyły w województwie bydgoskim działania mającena celu rozpoznanie zasobów kultury materialnej i sztukiludowej regionów wchodzących w skład województwa orazodszukanie twórców ludowych. Na obszarze ówczesnego„dużego" województwa bydgoskiego istniało kilka regionówetnograficznych: niemal całe Kujawy, większośćPałuk i Borów Tucholskich, południowo-wschodnia częśćKaszub, część Krajny i Kociewia, ziemia chełmińskai ziemia dobrzyńska. W połowie 1975 roku po reformieadministracji wyłoniono z tego obszaru odrębne województwa:toruńskie (ziemia chełmińska) i włocławskie(wschodnia część Kujaw i ziemia dobrzyńska). Województwobydgoskie stało się wtedy „mniejsze" i obejmowałozachodnią część Kujaw oraz wymienione wyżej częściPałuk, Borów Tucholskich, Kaszub, Krajny i Kociewia.Od 1999 roku, po kolejnej zmianie układu terytorialnegowojewództw w Polsce, województwo kujawsko-pomorskieobejmuje ponownie obszar większy podobny do dawnego„dużego" województwa bydgoskiego, jednak bez południowo-wschodniejczęści Kaszub, które przyłączono dowojewództwa pomorskiego.Te administracyjne zmiany nie miały wprawdzie większegowpływu na kształt polityki kulturalnej dotyczącejkultury ludowej, lecz odbiły się niekorzystnie m.in. nasztucznym podziale regionu Kujaw między dwa województwa,co było tym gorsze, że taki podział regionu istniałponad sto lat w czasie zaborów. Tylko dzięki usilnym staraniomludzi kultury udawało się integrować region poprzezdziałania „ponad granicami" administracyjnymi, m.in.zapraszając twórców kujawskich na imprezy konkursoweZarząd Oddziału wybrany w 2001 roku w Kęsewie, fot. JanSzkulmowskii wystawy do Włocławka i Inowrocławia. Mimo to do dziświdoczne są różnice w rozwoju sztuki ludowej na terenieKujaw Wschodnich i Kujaw Zachodnich. Dodać trzeba,że twórcy ludowi z tych pierwszych należą do OddziałuWłocławskiego STL (powstałego w 1981 roku), z tychdrugich - do Oddziału Bydgosko-Toruńskiego (od 1988roku). Działania „ponad granicami" dla integracji podzielonychadministracyjnie regionów prowadzono także naPałukach i Kaszubach. Od początku lat siedemdziesiątychzapraszano twórców powiatu wągrowieckiego do udziałuw konkursach pałuckiej sztuki ludowej w Szubinie orazzainicjowano współpracę towarzystw kulturalnych całegoregionu. Od 1978 roku datuje się też ścisłe współdziałaniez etnografami województwa gdańskiego w zakresie sztukiludowej Kaszub, co po kilku latach zaowocowało organizacjąmiędzywojewódzkich konkursów tej sztuki.Wróćmy jednak do powstania owego, wspomnianegowyżej „systemu opieki nad twórczością ludową", którykształtował się w województwie bydgoskim („dużym").Kolejnymi jego etapami były: badania terenowe; wyłonieniew kilku różnych instytucjach osób lub zespołówzainteresowanych rozwojem tej twórczości, co wiązałosię z podejmowaniem konkretnyh inicjatyw; wreszciedobrowolna koordynacja ich działań na „neutralnej"płaszczyźnie, jaką była sekcja kultury ludowej Kujawsko-PomorskiegoTowarzystwa Kulturalnego i wieloletniesystematyczne działania merytoryczne wspierane finansowom.in. przez Wydział Kultury i Sztuki Urzędu Wojewódzkiegow Bydgoszczy.Działalność badawczą podjął jako pierwszy już w latachczterdziestych dział etnograficzny Muzeum Miejskiegow Toruniu (od 1959 roku Muzeum Etnograficzne), a Wewschodniej części Kujaw - Muzeum Kujawskie we Włocławku.W drugiej połowie lat pięćdziesiątych etnografowie77


•mmiOd prawej: Stanisława Betyna, Wanda Szkulmowska, Maria Patykna Zjeździe Krajowym STL w 2001 r., fot. Piotr Maciuktoruńscy prowadzili w kilkunastu powiatach penetracjeterenowe finansowane przez Wydział Kultury PWRNw Bydgoszczy. Powstałe w grudniu 1960 roku Kujawsko-Pomorskie Towarzystwo Kulturalne w Bydgoszczy, mająceswe oddziały na terenie całego województwa, wpisało doswych zadań statutowych opiekę nad sztuką ludową i powołałom.in. sekcję kultury ludowej. Sekcja ta w Bydgoszczyskupiła, na zasadach zupełnej dobrowolności, wszystkieosoby dotychczas zaangażowane w ochronę kultury ludoweji stała się na przestrzeni lat nieformalną wprawdzie,lecz rzeczywistą i przede wszystkim skuteczną <strong>pl</strong>atformąwspółdziałania instytucji i <strong>pl</strong>acówek kulturalnych. Przewodniczyłajej przez kilkanaście lat redaktor RozgłośniBydgoskiej Polskiego Radia, Anna Jachnina, ogromniezasłużona dla dokumentacji i popularyzacji na antenieradiowej folkloru muzycznego, zwyczajów ludowych i sylwetekartystów ludowych. W pracach sekcji uczestniczyłyod początku prof. Maria Znamierowska-Prüfferowa, dyrektorMuzeum Etnograficznego w Toruniu, sprawującanaukową pieczę nad podejmowanymi działaniami orazmgr Wanda Szkulmowska z wojewódzkiego WydziałuKultury i Sztuki w Bydgoszczy. Członkami sekcji byłyrównież etnografki z Muzeum Etnograficznego w Toruniu:mgr Maria Polakiewicz, mgr Halina Mikułowska i mgrKalina Antonowicz (później także mgr Ewa Arszyńska).W pracach sekcji uczestniczyła Henryka Królikowska,kierowniczka muzeum włocławskiego, a potem jej następczynimgr Romualda Hankowska. Stopniowo włączały siędo pracy sekcji kolejne osoby z <strong>pl</strong>acówek, które chciałysprawować opiekę nad twórczością ludową. Dzięki tej„neutralnej" (i przez żadną władzę nie „zalecanej") płaszczyźnieporozumienia, jaką stwarzały zebrania dyskusyjnesekcji kultury ludowej KPTK, coroczne <strong>pl</strong>any poczynańróżnych instytucji kulturalnych były ze sobą zsynchronizowane.Ustalano najpilniejsze potrzeby w zakresie ochronyczy popularyzacji kultury i sztuki ludowej na tereniewojewództwa oraz <strong>pl</strong>acówki wiodące w ich realizacji,a co równie ważne - zapewniano sobie wzajemną pomocorganizacyjną. I rzeczywiście skutecznie działano.Nie miejsce tu, by wymieniać podjęte i zrealizowaneinicjatywy. Najważniejsze, że ta współpraca rzutowała nakształt polityki kulturalnej, jaką w stosunku do omawianegozagadnienia stosowano w województwie bydgoskim.W największych regionach województwa - na Kujawach(Włocławek, Inowrocław), Pałukach (Szubin) oraz Kaszubachi Borach Tucholskich (Tuchola, Chojnice) - corocznieorganizowano jedną dużą imprezę (konkurs i wystawępokonkursową), co motywowało ludowych artystów dosystematycznej pracy twórczej, a ich opiekunom pozwalałona poznanie i rozwiązywanie problemów, z jakimisię borykali. Dodać trzeba, że od 1960 roku WydziałKultury i Sztuki Urzędu Wojewódzkiego w Bydgoszczyfundował corocznie stypendia dla wszystkich aktywnychtwórczo artystów ludowych. W nowym układzie administracyjnymod 1976 roku stypendia te wręczane byływ Żninie w czasie „Jesieni na Pałukach" i tak jest do chwiliobecnej. We wrześniu 2009 roku zjazd twórców ludowychodbywa się tu po raz trzydziesty czwarty. Nagrody (dawniejzwane stypendiami) funduje od 2000 roku UrządMarszałkowski w Toruniu dla znacznej liczby aktywnychtwórców całego, obecnie znowu „dużego" województwakujawsko-pomorskiego.Powstaje Bydgosko-ToruńskiOddział StowarzyszeniaW taką sytuację znacznej stabilności w zakresie opiekinad sztuką ludową i jej twórcami w roku 1988 wpisał sięnowopowstały Oddział Bydgosko-Toruński StowarzyszeniaTwórców Ludowych w Bydgoszczy. Od początkuprzyjęty życzliwie przez lokalne władze i <strong>pl</strong>acówki kulturalne,podjął z nimi ścisłą współpracę. Przez ponad rokOddział miał własną siedzibę w zabytkowym spichrzuprzy ulicy Trybunalskiej.Na zjeździe założycielskim wybrano dziewięcioosobowyzarząd. Prezesem została Maria Patyk, hafciarkakujawska i animatorka kultury ludowej ze Sławska Wielkiego,na wiceprezesów zaproponowano rzeźbiarzy: StefanaBoguszyńskiego z Kcyni (Pałuki) i Cezarego Kopikaz Grudziądza. Członkiniami zarządu były kierowniczkitrzech zespołów hafciarskich z Tucholi: Honorata Bloch,Stanisława Betyna i Marianna Weilandt, a z Chojnictakże dwie hafciarki kaszubskie: Aleksandra Lubińskai Teodozja Narloch, prowadzące zespoły hafciarskie.Środowisko twórców ze Żnina reprezentowała w zarządziehafciarka pałucka Czesława Matwijów. Komisję rewizyjnąstanowiły Melania Teszka i Grażyna Lipska, hafciarkiw Chojnic, oraz Zofia Bąkowska, hafciarka z Lubiewa(Bory Tucholskie). W składzie zarządu w okresie dwudziestulat zachodziły tylko niewielkie zmiany, a MariaPatyk funkcję prezesa sprawowała przez 17 lat. Od roku2005 jest prezesem honorowym Oddziału.W kolejnych składach Zarządu pracowali m.in.: WaldemarStyperek z Grudziądza, Aleksandra Lubińskaz Chojnic, Alojza Zaremba-Lipińska z Tucholi, CzesławaMatwijów ze Żnina, Lidia Kierejewska z Kcyni, ZofiaSzott z Torunia, a w komisji rewizyjnej Elżbieta Dylewska,Jan Czupryniak, Grażyna Lipska. Nie powinna dziwićtak znacząca ilość hafciarek w zarządzie Oddziału, odzwierciedlałaona bowiem fakt, że te grupy twórczyń wewszystkich trzech regionach województwa zawsze byłyliczne, a Tuchola i Chojnice stanowiły wprost fenomenw skali kraju - w konkursach kaszubskiej sztuki ludowejbrało corocznie ponad 70 kobiet z tych miast i okolic. Byłoto istne „zagłębie hafciarskie" tym cenniejsze, że pracepań prezentowały wysoki poziom artystyczny.Opiekunem Oddziału od początku była mgr WandaSzkulmowska, która problemami związanymi ze sztukąludową w województwie bydgoskim zajmowała sięw Wydziale Kultury i Sztuki Urzędu Wojewódzkiegow Bydgoszczy od 1956 roku. Fakt, że w 1988 roku przechodziłana wcześniejszą emeryturę i nikt po niej nie miałjuż tych spraw prowadzić w Urzędzie, był jedną z przyczynpowołania do życia Oddziału STL. Jako OpiekunOddziału mogła nadal występować w imieniu twórcówludowych i zabiegać, by dotychczasowy system mecenatudziałał sprawnie. Było rzeczą oczywistą, że Oddział odpoczątku miał swoje miejsce w tym systemie. Szczęśliwietakże dla Oddziału przez dwadzieścia lat nieprzerwaniesprawy finansowe prowadziła profesjonalnie i społecznieDaniela Skolmowska. Wsparcie merytoryczne przezwszystkie lata zapewniała Oddziałowi bliska współpracaz muzeami, a szczególnie z Muzeum Etnograficznym im.Marii Znamierowskiej-Prüfferowej w Toruniu, Muzeum78


Okręgowym im. Leona Wyczółkowskiego w Bydgoszczy(które także od 1991 roku użycza siedziby Oddziałowi),Muzeum Kujaw i Ziemi Dobrzyńskiej we Włocławku,Muzeum Historyczno-Etnograficznym w Chojnicach.Współpracowano także z muzeami regionalnymi - MuzeumZiemi Pałuckiej w Żninie, Muzeum im. J. Kasprowiczaw Inowrocławiu, Muzeum Borów Tucholskich w Tucholi,Muzeum Regionalnym w Wągrowcu.Członkowie OddziałuBydgosko-Toruńskiego STLW zjeździe założycielskim Oddziału uczestniczyły 64osoby spośród 103, które już wtedy należały do StowarzyszeniaTwórców Ludowych i mieszkały na tereniewojewództwa bydgoskiego („mniejszego"). Jednakżeliczba twórców ludowych była w rzeczywistości wyższa,bowiem duża grupa aż 40 osób starszych, które zostaływcześniej zweryfikowane przez Ministerstwo Kulturyi Sztuki, nie zgłosiły akcesu do STL. Tu potrzebny jestkrótki komentarz.Ministerstwo Kultury i Sztuki w roku 1972 podjęłodziałania zmierzające do weryfikacji wszystkich twórcówludowych na terenie kraju. Podstawę prawną tegodziałania stanowiło Zarządzenie nr 80 Ministra Kulturyi Sztuki z dnia 31 sierpnia 1972 roku. W grudniu tego rokuministerialną weryfikację uzyskało 102 twórców ludowychz województwa bydgoskiego („dużego").W piśmie z 24 marca 1975 roku dotyczącym prowadzonejnadal przez MKiS weryfikacji, skierowanymdo wydziałów kultury i sztuki urzędów wojewódzkichw kraju, do Związku Spółdzielni Rękodzieła Ludowegoi Artystycznego „Cepelia" w Warszawie oraz do ZarząduGłównego Stowarzyszenia Twórców Ludowych w Lublinie,Ministerstwo Kultury i Sztuki po raz pierwszy na potrzebytych instytucji przygotowujących wnioski o weryfikacjęsformułowało kryteria dotyczące twórcy ludowego. Przytaczamten fragment pisma:„Dla informacji Wydziałów Kultury i Sztuki podajemy,że za twórców ludowych uważa się ludzi, którzy spełniająpodane niżej warunki:1. Pochodzą ze wsi, małych miasteczek lub należą dośrodowisk robotniczych oraz zachowują więź ze swymśrodowiskiem.2. Umiejętności swe nabyli w drodze bezpośredniegoprzekazu lub obserwacji ludowej twórczości, a niew uczelniach <strong>pl</strong>astycznych.3. Nie zrywają w swej twórczości więzi z podstawowymizasadami myślenia artystycznego, które cechowały tradycyjnąsztukę ludową, a tam, gdzie funkcja wytworuna to pozwala, nawiązują do tradycyjnych wzorów.4. Wzory te twórczo modyfikują.5. Przywileje twórców obejmują również artystów samorodnych,tworzących poza kręgiem inspiracji sztukąoficjalną, a pochodzących ze środowisk wymienionychw pkt. 1."Pismo podpisał dyrektor departamentu <strong>pl</strong>astyki mgrKonstanty Węgrzyn. Członkami komisji weryfikacyjnejtwórców ludowych w tamtym czasie byli: dyr. mgr M. Ptaśnik(przewodniczący), prof. dr A. Kutrzeba-Pojnarowa, drSt. Błaszczyk, dr K. Pietkiewicz, dr M. Pokropek, mgr A.Jackowski oraz mgr B. Zagórna-Tężycka. W następnychlatach uczestniczyli w niej także mgr B. Gołcz, dr J. K.Makulski i B. Cukier.W pierwszej połowie 1975 roku liczba zweryfikowanychtwórców ludowych z województwa bydgoskiego („dużego",przed podziałem) wynosiła 131 osób. Przypomniećtrzeba, że w lipcu tego roku nastąpiła reforma podziałuadministracyjnego kraju i z podanej wyżej liczby twórcóww województwie bydgoskim („małym") pozostało tylko 60osób. Natomiast w ciągu kilku lat, do końca 1983 rokuweryfikację otrzymało jeszcze 41 osób. W sumie owe 101osób (60+41), które uznane zostały do tego czasu przezMinisterstwo Kultury za twórców ludowych, mieszkaływ zachodniej części Kujaw, na Pałukach, w Borach Tucholskichi południowo-wschodniej części Kaszub. Byli wśródnich „przesiedleńcy" z Wileńszczyzny i paru rzeźbiarzyz okolic Grudziądza. Na liście ministerialnej znalazł sięteż Teofil Ociepka, malarz „naiwny" mieszkający odkilkunastu lat w Bydgoszczy.Uzyskanie weryfikacji z Ministerstwa Kultury i Sztukitraktowane było przez wszystkich, którzy się o nieubiegali, jako duży sukces i swego rodzaju „nobilitacja".Jednocześnie weryfikacja dawała podstawę do starania sięo zaopatrzenie emerytalne i dla wielu starszych twórcówbyła to szansa na poprawienie warunków bytowych.Osobną sprawą była przynależność do StowarzyszeniaTwórców Ludowych w Lublinie. Nie wszyscy starsi twórcyzapisywali się do STL-u uważając, że „twórcami ludowymijuż są". Niemniej w 1982 roku do STL-u należało jużw województwie bydgoskim 35 osób i liczba ta systematyczniewzrastała. W 1984 roku przyjęto 5 dalszych osób,w 1985 na dwóch posiedzeniach - 14 osób, w 1986 takżena dwóch posiedzeniach - aż 31 osób, w 1987 - 2 osoby,w 1988 na posiedzeniu kwietniowym - 16 osób. Tak więcw momencie powoływania Oddziału Bydgosko-ToruńskiegoSTL w Bydgoszczy 1 października 1988 roku było już103 członków STL.A oto jak kształtowała się na przestrzeni 21 lat działaniaOddziału przynależność twórców do Stowarzyszenia.Poczynając od listopada 1988 do maja roku 2009, przyjętychzostało do STL-u następnych 118 osób z terenu, któryobejmuje Oddział Bydgosko-Toruński (a więc bez KujawWschodnich i ziemi dobrzyńskiej, na obszarze którychdziała Oddział Włocławski STL). Zaznaczyć trzeba, żetwórcy z południowo-wschodniej części Kaszub nie przenieślisię po 1999 roku do Oddziału Gdańskiego STL,tylko pozostali w Oddziale Bydgosko-Toruńskim.W sumie więc do Stowarzyszenia Twórców Ludowychw Lublinie przyjętych zostało dotychczas 221 osób skupionychw Oddziale Bydgosko-Toruńskim. Było wśródnich 2 poetów, 2 skrzypków, pozostałe osoby to hafciarki,rzeźbiarze, malarze na szkle oraz wytwórcy tradycyjnychozdób wnętrz. Jednocześnie trzeba odnotować, że w tymczasie 58 osób zmarło (2 osoby z Kujaw, 12 z Pałuk, 24z Borów Tucholskich, 12 z południowych Kaszub, 8 z innychmiejscowości). Kilka osób zmieniło miejsce zamieszkania(są poza województwem kujawsko-pomorskim),dalszych kilka zaprzestało jakiejkolwiek działalności.Kilkanaście osób starszych ze względu na wiek i stanzdrowia nie jest w stanie aktywnie uczestniczyć w imprezachkonkursowych i lokalnych i ta grupa, niestety,powiększa się z każdym rokiem. Obecnie zatem - wedługnaszych obliczeń na połowę roku 2009 - w OddzialeBydgosko-Toruńskim STL „jest czynnych", czyli pracujei tworzy 141 twórców ludowych: 18 osób na KujawachZachodnich, 17 na Pałukach, 54 w Borach Tucholskich,25 w południowych Kaszubach, 22 na ziemi chełmińskiej,1 osoba na Kociewiu i 3 osoby przybyłe z Wileńszczyzny.Żyje jeszcze i pisze wiersze Ignacy Antosz z Kotomierza,członek STL-u z legitymacją nr 1.Oddział ma szanse powiększyć ilość swych członków,bowiem w wymienionych wyżej regionach jest znacznailość osób, które także uczestniczą w corocznych konkursachsztuki ludowej i osiągają dobre wyniki, a także sąaktywne w swoich środowiskach. Często są to „uczniowie"doświadczonych artystów ludowych, brakuje im jednak„stażu" i wystarczająco wysokich osiągnięć artystycznych,by mogli już teraz kandydować do STL-u. Z biegiem latta sytuacja może zmienić się na ich korzyść.(Część druga tekstu ukarze się w następnym numerze„Twórczości Ludowej". Red.)79


ZMARLI CZŁONKOWIE STLBabieno Jadwiga Janów podlaskie TkactwoBądzińska Kazimiera Lipsk podlaskie TkactwoBerniak Tadeusz Brodła małopolskie GarncarstwoBiegun Teodor Żywiec śląskie ZabawkiBinkuńska Anna Wrocław dolnośląskie MalarstwoBłachut Jan Młynne małopolskie RzeźbaBrzeski Jan Tuchomie pomorskie RzeźbaBuczko Roman Czułczyce lubelskie RzeźbaBujak Marian Szydłowiec mazowieckie FolklorChachuła Stefan Kurowice łódzkie KowalstwoCiesielka Józef Szczawnica małopolskie FolklorCzernik Andrzej Bukowina Tatrzańska małopolskie KoronkaDąbrowska Stanisława Bielowice łódzkie HaftDąbrowska Franciszka Bielowice łódzkie HaftDuda Józef Żurawa małopolskie BednarstwoDziadoń Bronisław Bukowina Tatrzańska małopolskie Wyroby ze skóryFilipiuk Janina Litewniki Nowe mazowieckie TkactwoFołtyn Janina Wiśniowa wielkopolskie FolklorGolik Elżbieta Koniaków śląskie KoronkaGorgosz Janina Siedliska małopolskie KoronkaGrabski Bolesław Leśmierz łódzkie RzeźbaGrygiel Anna Bobowa małopolskie KoronkaHalek Katarzyna Skomielna Czarna małopolskie Zdobnictwo wnętrzHalubczak Antonina Turawa opolskie Zdobnictwo wnętrzHudziak Jdwiga Koniaków śląskie KoronkaIwańczyk Aleksander Biłgoraj lubelskie RzeźbaJanc Maria Zabrzeż małopolskie HaftJanucka Monika Janów k. Sokółki podlaskie TkactwoJaśkiewicz Wanda Kwidzyń pomorskie HaftKacwin Jan Krościenko małopolskie FolklorKaliniak Maria Turobin lubelskie PoezjaKarcz Julia Krościenko n/Dunajcem małopolskie HaftKawecki Leon Węgrzynowo mazowieckie PoezjaKawulok Helena Koniaków śląskie KoronkaKawulok Maria Istebna śląskie HaftKępczyński Czesław Józefowo mazowieckie RzeźbaKochniarczyk Katarzyna Scierniawka Górna dolnośląskie FolklorKozioł Antoni Putnowice Górne lubelskie GarncarstwoKreft Jadwiga Wejherowo pomorskie HaftKulik Jadwiga Koniaków śląskie KoronkaLegierska Franciszka Koniaków śląskie KoronkaLegutowska Anna Rzeczyca n/Pilicą łódzkie Tkactwo80


Lis Róża Wola Osowińska lubelskieTkactwoLizakowa Janina Zalipie małopolskie HaftŁagowska Paulina Paary lubelskie Plastyka obrzędowaŁaszczych Marianna Kadzidło mazowieckie WycinankiMajerek Ignacy Skamielina Czarna małopolskie RzeźbaMarkiewicz Franciszek Pociecha lubelskie PoezjaMeto Kazimierz Rzeczyca łódzkie FolklorMikołajczyk Marianna Pełty mazowieckie Plastyka obrzędowaMrożek Genowefa Zelczyna małopolskie Zdobnictwo wnętrzNaworol Franciszek Medynia Głogowska podkarpackie GarncarstwoNierzwicka Anna Chojnice pomorskie HaftNikołajuk Nina Dobryń Duży lubelskie FolklorNitychoruk Walerian Wólka Polinowska lubelskie FolklorOlszewska Eugenia Trynisz-Kuniewo mazowieckie TkactwoOśniecka Anna Liciążna łódzkie TkactwoPaschilke Alfons Smętowo-Czerwińsk pomorskie RzeźbaPecyna Zofia Miedzybórz łódzkie TkactwoRachańska Joanna Łubczyce lubelskie FolklorRodak Zofia Ożarów łódzkie Plastyka obrzędowaRospądek Marianna Borowno śląskie PoezjaRumiak Józef Lachowice małopolskie ZabawkiSarnowska Krystyna Kcynia kujawsko-pomorskie HaftSikora Maria Koniaków śląskie KoronkaSkłucka Janina Lutobork mazowieckie HaftSmreczok Cyprian Lipnica Mała małopolskie RzeźbaSocha Bogdan Jan Pewel Ślenieńska śląskie RzeźbaSuszyńska Czesława Nowy Lipsk podlaskie TkactwoSzczerba Aleksandra Cieńsza mazowieckie HaftSzczur Helena Gliona łódzkie Folklor - śpiewSzymańska Henryka Mystkowiec Stary mazowieckie HaftŚmiech Alojzy Piekielnik małopolskie GawędaWanarski Stanisław Pawłów lubelskie GarncarstwoWęglarz Wojciech Szczawnica małopolskie FolklorWiech Aleksandra Sułoszyn lubelskie TkactwoWiśniewski Czesław Dubienka lubelskie PlecionkarstwoWłodarczyk Zuzanna Opoczno łódzkie TkactwoWolska Helena Krościenko małopolskie PisarstwoZarzycki Władysław Maciejowice mazowieckie FolklorZawadzka Marianna Modrzew łódzkie TkactwoZelek Piotr Berest małopolskie RzeźbaZienkiewicz Kazimierz Lidzbark Warmiński warmińsko-mazurskie FolklorZięba Marianna Dęba Opoczyńska łódzkie TkactwoZłamańczuk Lucyna Leśniowice lubelskie PlecionkarstwoZwoliński Feliks Nieborów łódzkie Folklor


NOWO PRZYJĘCI CZŁONKOWIE STL (2008-2009)DONAT NIEWIADOMSKISylwetki nowych członkówSekcji Literatury Ludowej STL(2009)W dniu 12 maja 2009 roku na posiedzeniu Sekcji LiteraturyLudowej Rady Naukowej STL oceniono utworydziewięciu pisarzy kandydujących do stowarzyszenia. Pownikliwym rozpatrzeniu nadesłanych tekstów literackichi materiałów biograficznych zaproponowano przyjęciepięciu twórców. Do stanowiska sekcji przychylił się nanajbliższym swoim posiedzeniu Zarząd Główny STL,dokonując formalnego zatwierdzenia kandydatur. Nowymczłonkom składamy serdeczne gratulacje, życzymy powodzeniaw życiu osobistym i wielu sukcesów artystycznych;przedstawiamy zarazem ich sylwetki.Jan Chmiel - urodził się 11 marca 1943 roku w Bładnicach,pow. cieszyński; mieszka w Kowalach, gm. Skoczów,pow. cieszyński, woj. śląskie; ma wykształcenie średnie;jako technik chemik pracował w przemyśle włókienniczym,jako laborant w odlewnictwie, na emeryturę odszedłze szkolnictwa, gdzie był zatrudniony na stanowisku nauczycielamuzyki, kierował Zakładowym Domem Kulturyprzy Fabryce Samochodów Małolitrażowych w Skoczowie,prowadził orkiestry dęte, chóry, kapele, zespoły wokalnei regionalne, przez 38 lat zajmował się chórem przy parafiiewangelickiej w Ustroniu (filia w Bładnicach), w latach1979-1984 dyrygował ewangelickim chórem kościelnymw Wiśle, założył zespół regionalny w Kowalach, ludowyzespół śpiewaczy w Skoczowie, reaktywował zespoły regionalnew Chybiu i Jaworzu, w pracy z chórami opierasię głównie na dziełach kompozytorów śląskich, sięgarównież do tradycji cieszyńskiej pieśni ludowej i piszewłasne teksty, nawiązujące do psalmów i Ewangelii; propagujefolklor ziemi cieszyńskiej - pieśni, tańce, zwyczajei obrzędy.Pisze od lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku, intensywnieod 2003 roku po przejściu na emeryturę; jestprzede wszystkim autorem wierszy pisanych gwarą cieszyńskąi sztuk scenicznych; napisał jednoaktową śpiewogręŚmowy u Hanki w Jaworzu, trzyaktową śpiewogręJaworski wiesieli oraz tekst oparty na kanwie dożynek.Opublikował tomiki autorskie: Wiersze gwarą haftowane(Skoczów 2007) oraz Wiersze gwaróm zdobióne (Skoczów2008), w druku znajduje się zbiorek Wiersze z gwarywy<strong>pl</strong>ecióne. „Niedoścignionym wzorem pióra" jest dlaniego wybitna pisarka ludowa z Cieszyńskiego - EmiliaMichalska (1906-1997).Jan Chmiel jest wielokrotnym laureatem ogólnopolskichkonkursów, m.in. Wahadła czasu w Ustroniu, KonkursuSztuki Nieprofesjonalnej im. E. Michalskiej w Strumieniu,O Złotą Wieżę Piastowską w Cieszynie, KonkursuPoetyckiego im. Jerzego Surmana w Katowicach, KonkursuLiterackiego im. Jana Pocka w Lublinie, w którym zdobyłI (2008) i III (2007) nagrodę w dziedzinie dramatu orazdwukrotnie II nagrodę (2006, 2008) i wyróżnienie (2007)w poezji; wiersze i felietony publikuje na łamach czasopismregionalnych, ostatnio w „Wieściach Skoczowskich"oraz ukazującym się w Jasienicy i Jaworzu „Regionie",ponadto jego utwory zamieszczono w „Głosie Nauczycielskim",„Głosie Ziemi Cieszyńskiej" i „KalendarzuMiłośników Skoczowa"; występował w TV Katowice, TVSSilesia, nagrywał dla Radia Lublin; jest członkiem KlubuLiterackiego „Nawias" przy ZNP w Cieszynie, GrupyLiterackiej „Nadolzie" i Macierzy Ziemi Cieszyńskiej;otrzymał odznakę Zasłużony Działacz Kultury.Jego twórczość odznacza się dużą sprawnością warsztatowąi ciekawą zawartością poznawczą, widzimy teżgłębokie zanurzenie w kulturze cieszyńskiej. W tekstachscenicznych autor umiejętnie łączy sekwencje dokumentującetamtejszy folklor z partiami kreacyjnymi. Wśródwierszy dominują obrazy pór roku, przekazy satyrycznomoralizatorskiei okolicznościowe; pojawiają się utworyosobiste i autotematyczne; zwracają uwagę nawiązaniado aktualnych wydarzeń politycznych; uderza skłonnośćdo ujęć gawędziarskich.Jan Czarnecki - urodził się 24 czerwca 1930 rokuw Chwałowicach, mieszka tamże, gm. Iłża, pow. radomski,woj. mazowieckie; nazwisko przyjął w 15. roku życiapo przybranych rodzicach; ukończył Powiatowe GimnazjumRolnicze w Chwałowicach i Państwowe LiceumGospodarstwa Wiejskiego w Wośnikach k. Radomia,w latach 1949-1951 pracował jako nauczyciel zawoduw Liceum Rolniczym w Chwałowicach, w 1951 podjąłstudia zootechniczne na SGGW - uczestniczył też wówczasw odbudowy waniu Warszawy, po 1955 pracował jakozootechnik w PGR-ze Wojciechowice k. Opatowa, PGR-zeSędziszów w pow. jędrzejowskim, Powiatowym ZwiązkuKółek i Organizacji Rolniczych w Starachowicach i jakonauczyciel zawodu w Państwowym Technikum RachunkowościRolnej w Chwałowicach; pracując w szkole zajmowałsię gospodarstwem rodziców i to gospodarstwo prowadzido chwili obecnej.W 1947 wstąpił do „Wici", potem należał do ZwiązkuMłodzieży Polskiej i Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego,pracował społecznie w Ochotniczej Straży Pożarnej,był radnym Gromadzkiej Rady Narodowej, w ostatnichlatach współpracuje z Domem Kultury w Iłży i tamtejsząMiejsko-Gminną Biblioteką Publiczną; za działalnośćspołeczną i zawodową otrzymał m.in. Krzyż KawalerskiOrderu Odrodzenia Polski, Złoty Krzyż Zasługi i MedalKomisji Edukacji Narodowej.Zaczął pisać w gimnazjum, ale intensywnie zajął siętworzeniem po przejściu w 1985 roku na emeryturę; od1982 drukuje w prasie, m.in. w „Słowie Ludu" i „ZielonymSztandarze", ostatnio we „Wiadomościach Iłżeckich"; jestlaureatem Konkursu o Rzeźbę Światowida w Warszawie,Konkursu Leśmianowskiego w Iłży, Konkursu im. J. Kochanowskiegow Zwoleniu, konkursu Szukamy TalentówWsi w Wąglanach; w Ogólnopolskim Konkursie Literackimim. J. Pocka otrzymał III nagrodę (2007) i wyróżnienie(2008). Jego wiersze znalazły się w pokonkursowychedycjach „pockowych": Odnajdę wieczność w kro<strong>pl</strong>ach rosy(Lublin 2007) oraz I brył swych grzmotem zapłacze ziemia...(Lublin 2008); opublikował kilka autorskich zbiorkówwierszy: Znaki przemijania (1989), Okruchy codzienności82


(1993), Wróciłem i inne wiersze (1998), Spadający liśćjesieni (Iłża 2003).Poeta uważa, że studia zootechniczne w niczym nieułatwiły mu pisania wierszy, przez całe życie uważał sięza twórcę ludowego macierzystej ziemi iłżeckiej, urodziłsię w rodzinie chłopskiej i mentalnie chłopem pozostał,zawsze też pracował na roli; w jego pisarstwie występująliryki o treściach agrarnych, osobiste, miłosne oraztraktujące o regionie rodzinnym, przemijaniu i starości;spotyka się również teksty zaangażowane społecznie; wieluutworom właściwa jest perspektywa wspomnieniowa, niebrak ujęć refleksyjnych i nastrojów nostalgicznych.Genowefa Iwanek - urodziła się 5 maja 1937 rokuw Pietrzykowicach, mieszka tamże, gm. Łodygowice,pow. żywiecki, woj. śląskie; ma wykształcenie podstawowe;w wieku 16. lat podjęła pracę w Bielskich ZakładachWłókienniczych im. Rychlińskiego, następnie pracowaław Bielskich Zakładach Urządzeń Technicznych „Befared",w 1983 roku przeszła na rentę i odtąd datuje się jej pisarstwo,należy do Towarzystwa Miłośników Ziemi Żywieckieji Grupy Literackiej „Gronie" im. E. Zegadłowicza,działa w Kole Gospodyń Wiejskich w Łodygowicach,publikuje m.in. w „Gazecie Żywieckiej" i „TwórczościLudowej", w 2003 roku Gminny Ośrodek Kultury w Łodygowicachwydał jej indywidualny zbiorek pt. Wybór wierszy;jako gawędziarka zadebiutowała w 1997 roku w BukowinieTatrzańskiej na XXXI Sabałowych Bajaniach, zajmującwówczas trzecie miejsce - później u<strong>pl</strong>asowała się tamjeszcze na drugim miejscu (2003), kilkakrotnie na trzecimi zdobyła szereg wyróżnień; w Ogólnopolskim KonkursieLiterackim im. J. Pocka otrzymała dwukrotnie II nagrodęw prozie (2007, 2008); sukcesy odnotowała też w PrzeglądzieZespołów Kolędniczych i Obrzędowych w Pietrzykowicach(1998, 2000), Posiadach Gawędziarskich w SuchejBeskidzkiej (1997, 1998), Powiatowej Przeglądacce Gawędziarzy,Instrumentalistów i Śpiewaków Ludowych w Żywcu(2000), Konkursie Literackim „Piykno jest nasa ziymiazywiecko" w Milówce (2007) oraz w Konkursie „ŁowieckiBeskidzkie" w Żywcu; otrzymała Medal PamiątkowyMiasta Żywca (2005).Atutem pisarstwa Genowefy Iwanek jest przede wszystkimproza gwarowa, do której autorka czerpie tematyz tradycji rodzinnej i lokalnej; teksty te cechuje sprawnieprowadzona fabuła, dominują w nich motywy demoniczne,nieobca jest im również pewna anegdotyczność; wśródwierszy wyodrębniają się m.in. przekazy religijne, patriotyczne,osobiste i traktujące o „małej ojczyźnie" poetki;są to utwory przejrzyste myślowo i „proste" artystycznie,nacechowane olbrzymią szczerością i uczuciowością,wzruszają zwłaszcza liryki poświęcone zmarłemu synowii wyznania o zakroju eschatologicznym.Janina Karasiuk - urodziła się 30 maja 1947 rokuw Turowie, pow. Radzyń Podlaski; mieszka w ŻakowoliStarej, gm. Kąkolewnica, pow. radzyński, woj. lubelskie;ma wykształcenie podstawowe; do 19. roku życia pomagałarodzicom w gospodarstwie, następnie po zamążpójściuprowadziła z mężem własne gospodarstwo, całe jej życiewiąże się z pracą na roli, wsią i wychowywaniem dzieci(pięciu synów), obecnie jest emerytką; pisarstwem zajmujesię od połowy lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku, zadebiutowaław 1999 roku na łamach czasopisma „Plon",drukowała w prasie lokalnej - głównie w „Słowie Podlasia"i „Wspólnocie" oraz w pokonkursowym wydawnictwie„pockowym" pt. I brył swych grzmotem zapłacze ziemia...(Lublin 2008); utwory jej emitowano w katolickim RadiuPodlasie, jest laureatką Konkursu Literackiego im.Apolinarego Nosalskiego w Parczewie (2006, 2007), OgólnopolskiegoKonkursu Poetyckiego „Majowa Konwalia"w Wasilkowie (2007, 2008), Konkursu Poetyckiego „ U progukresów" w Chełmie (2008) oraz Ogólnopolskiego KonkursuLiterackiego im. J. Pocka (wyróżnienie w 2008); współpracujez Gminnym Ośrodkiem Kultury w Kąkolewnicyi tamtejszą Biblioteką Publiczną.Opublikowała zbiór A wokół cisza błękitna (MiędzyrzecPodlaski 2008), jest głównie autorką wierszy i prozywspomnieniowej, w jej twórczości uderza olbrzymie zafascynowanieziemią podlaską, zwłaszcza jej krajobrazemi kulturą, a ponadto wyróżnia się tematyka osobista,religijna, społeczna i patriotyczna; w liryce zaznacza sięskłonność do wyznań i refleksji, a także pasja satyryczno-moralizatorska;niektóre teksty zbliżają się formą dowierszowanych opowieści; ciekawie prezentują się utworynawiązujące stylistycznie i myślowo do znanych przekazów,np. do fragmentów Pana Tadeusza czy do słynnejKołysanki leśnej, zaczynającej się od słów „Dziś do ciebieprzyjść nie mogę", autorstwa Stanisława Magierskiego lubBronisława Króla.Henryka Wnuczko-Piesiewicz - urodziła się 28 sierpnia1936 roku w Garwolinie, gdzie też mieszka, woj. mazowieckie;ma wykształcenie średnie; studia medyczne przerwałaz powodów zdrowotnych; pracowała w NarodowymBanku Polskim i PKO w Garwolinie; w 1993 przeszła naemeryturę; pisze od lat gimnazjalnych, tj. od 1951 roku;dotąd nie publikowała i nie brała udziału w konkursach;jej dorobek literacki składa się niemal z czterystu wierszyoraz relacji z pielgrzymki do Częstochowy; wśród wierszyprzeważają emocjonalne, bliskie poetyce sentymentalnej,utwory o treściach rodzinnych; zwraca zwłaszczauwagę głęboko osobisty, zanurzony w historii rodzinnej,cykl liryków pt. Pamięci Matki; ponadto spotykamy wieleogólnorefleksyjnych przekazów poetyckich; i dość liczneteksty dla dzieci, charakteryzujące się niewymuszonymwdziękiem i prostotą; wzmiankowana opowieść pielgrzymkowazbudowana została z <strong>pl</strong>anu faktograficznego orazreligijno-medytacyjnego i w warstwie dokumentalnej maniemałe znaczenie społeczno-kulturowe.HENRYKA WNUCZKO-PIESIEWICZPodaruj mi słońceJeżeli możesz - podaruj mi słońce,Kawałek nieba i zorzy okienko,Wiatr, co mgłę goni i chmury tańczące,Parę stokrotek z błękitną tasiemką.A jeśli zechcesz - zabierz mnie w świat baśniI daj mi różę w kolorze czerwonym,Tęczę z perłami, która błyszczy, lśniI cień księżyca z promieniem złoconym.Pokaż mi wszechświat w dali z Drogą Mleczną,Gwiazdy, co blaskiem dają znać o sobie,Fale rozszalałe, huczące z trwogą,I mały kamyczek, który podam tobie.Powiedz mi o tym, jak wulkan wybucha,A kra lodowa na powierzchni pęka,Jak cisza dzwoni i jak jej słuchać;W tej ciszy myśl jest - i wzniosła i piękna.Pomaluj barwą smugę roztargnienia,Co się rozciąga po piaszczystym brzegu -Stanie się ona chwilą odnowieniaDla wszystkich, co spóźnieni są w swym biegu.Jeżeli możesz - słońce mi podaruj,Kawałek nieba błyszczący błękitem,Melodię, którą wiatr niesie do kraju,Bukiecik kwiatów, co pachną przed świtem.83


JANINA KARASIUKPoszukiwaniaposzukuję siebie z dawnych lattamtej małej Jasi ze starej fotografiiw jedwabnej różowej sukiencez falbankami u dołui broszką - motylemktóra jak wierny paźzawsze przy mnie byłanie ma mnie nigdziewszędzie tylko wspomnienianawet na mrocznym strychunaszego domuktóry zawsze był pełen tajemnicteraz cisza tak wielkaże dźwięczy w uszach jak dzwonwydaje sięże wśród gęstych siwych pajęczynzawisł zmęczony czasi odpoczywa huśtając się wygodniejak w hamakui nie przeszkadza mu chrzęst kornikówbuszujących w starych sprzętachani gryzący dym z kominaostrożnie by go nie zbudzićotwieram z namaszczeniemniczym skarbiecczarodziejskim kluczemprzepastne babcine szafyi starą malowaną skrzynięjeszcze dziś pachnące naftaliną -„naftalina jest dobra na mole"na dnie szuflady znajdujęmałe atłasowe pantofelkiz których dawno wyrosłamleżą teraz samotniei żółkną z tęsknoty jak jaza tym co minęłogłaszczę je czulea ich czerwone koralikipłaczą opadając kropelkamii twarz małej Jasi z fotografiizasmuca się zawiedzionai dziecinnieje jeszcze bardziejtylko zabłąkany świerszczukryty za belką w kąciegra takie jak dawniej melodieFRASZKI ZDZISŁAWA PURCHAŁYW ślicznej główceA w jej ślicznej główce wciążsą te jabłka i ten wąż.Był sobie lasPrzez polankę w pięknym lesieidzie Jaś, koszyczek niesie,zamiast grzybków gumki zbiera,dużo ich tu jest - cholera.JAN CZARNECKIDomTam, gdzie mój stary dom był kiedyś,dziś rosną w niebo strzelające brzozy.To miejsce mojej dawnej biedy,która odeszła, nie chciała ze mną starości dożyć.Brzozami często wiatr targa i liście dręczy,chce resztki wspomnień stąd przepędzići wiszące tu sieci pajęcze,utkane z delikatnej przędzy.Nie ma już domu, została pustka rozległa,podziurawiona promieniami słońcai światłem spadających gwiazd,co biegną łukiem w galaktyczną dal,która nie ma początku i końca.Nie ma już domu, nad którym księżyc- może tylko dla uciechy -co wieczór przystawał i sypał srebrny pyłna słomiane chłopskie strzechy.JAN CHMIELSatyra na gorolski świyntoPojechoł poeta na gorolski świynto,na sprzedoj ze swojóm nejnowszóm ksiónżeczkóm,w kierej krase Ziymeczki swojij łopisujei mowóm przodków naszych wiersze swe haftuje.Hucznie tu i gwarno, ludzie sie szwyndajómi łod budy do budy sie fórt przesmrodzajóm,z pympkami na wyrchu młodziuśki dziełuszki,chłapczyska na cyku, ło biyrlach staruszki.Każdy cosik chlado, cosikej kupuje,sztringi, bryle, cychalter w krzokach przipasuje,chłop szaszłyka frygo, sno<strong>pl</strong>ok loda liże,babie śmietóneczka sie po brodzie kidzez gofra aż na piersi numer piyńć a pół.Lufciorz krygiel piwa postawi na stółi nie trzej a mu wiyncyj nic dlo jego ducha,już pyszczysko szczyrzi łod łucha do łucha,już mu wykrynciło na rymby gymbulóm,bo gały łuwidziały hań bude z miodulóm.Tu je guma do żucio, słodki galaretki,tam kołocze z makym, na łoliwie frytki,na drutach sie kiwióm dmuchane balóny,na trowniku leży gdosi nawalóny.Ludziska kupujóm korale, zabawki,torebki, wisiorki, rzymiynie, krawatki,świycidełka, zdrzadełka, na głowe kłobuczki,pierścióneczki, łobrónczki i strzybne łańcuszki.Kasa sie przewalo na byle gupoty,na ksiónżke prawie żodyn ni mo tu łochoty -leży se na stole, wiater w ni szkartujei Dni Kultury Beskidzkij cicho łopłakuje.przesmrodzać sie - chodzić bez celu, ło biyrlach - o kulach,cychalter - biustonosz, sno<strong>pl</strong>ok - smarkacz, lufciorz - wczasowicz,na rymby - na lewą stronę, zdrzadełko - lusterko,szkartować - przewracać kartki84


Założyciele Stowarzyszenia Twórców LudowychEDWARD BYCHAWSKI(1905-1975)Fot. J. Urbanowicz

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!