Palm Piotr - TMZB w Bogatyni
Palm Piotr - TMZB w Bogatyni Palm Piotr - TMZB w Bogatyni
Ref. x 2W Sieniawce się spotyka z autobusem z Turowa,I dziwi się, bo przecież on szyn nie ma.Miła ciuchcio nie martw się, przez benzynę postęp tenRef. x 2Ciuch, Ciuch, ciuch, pary dam, zagwizdamI tak pozostanę w pamięci wam.17. Rok 1955Tu powinno się podać, że wreszcie znalazłem się z Klarą i Dangolą w jednej klasie, przyczym jednak w tym wieku następuje między dziewczętami i chłopcami rozbieżność w rozwoju,tzn. dziewczęta z jednej strony biologicznie są dalej w rozwoju, z drugiej stronyskomplikowanej; chłopcy zaś zaczynają marzyć o sportowym bohaterstwie i innych zasługachi chcą mieć swoją swobodę. Krótko mówiąc, mimo danych możliwości, w tej fazie życia nicsię z nas nie zrobiło. Kiedy przy napisaniu poprzedniego odcinka dzwoniłem do Dangolii Klary w poszukiwaniu właściwego nazwiska starego matematyka-szlachcica, to obie, choćsetki kilometrów od siebie oddalone, podały mi nazwisko wtenczas młodego i przystojnegonauczyciela matematyki; i tak się po pół wieku jeszcze odkryło, dokąd dziewczęta kierowałyswoje oczy.Pani dr med. Joschko z synamiNauczyciel sportu szybko wykrył, że mam zdolności do skoku wzwyż, niby bezkonkurencyjnyna miejscu i zostałem zaszeregowany do zgorzeleckiej drużyny lekkoatletycznej,tzn. do niby wyniosłego kręgu zawodników. Zewnętrznym znakiem tego było, że się dostałoszykowne ubranie treningowe i tzw. buty-kolce. Dalszym przywilejem było, że się jeździłobezpłatnie (nawet dostaliśmy kieszonkowe) po Śląsku – do Wrocławia, Jeleniej Góry, Wałbrzycha,Świdnicy i Kłodzka na zawody (z noclegiem w hotelu), przez co też, jako biednychłopak, widziałem część świata. Przy okazji na Śląsku spotykało się niemieckich rodaków,jak np. sprintera Piotra Klose, popychacza kuli Martina i innych. Naszym czołowym zgorze-58
leckim zawodnikiem był sprinter Lucjan Kijewski (11,4 sek./100 m), który też odpowiedniomiał dobre wyniki w skoku w dal; Stanisław Bem i potem Henryk Bieniewski rzucali oszczepemw granicach 60 m i Ewa Tajner z oszczepem też miała dobre wyniki. Ja się utrzymałemw tej drużynie skokiem wzwyż 1,78 m.Również ze strzelcami małokalibrowymi podróżowałem po Śląsku, ponieważ z 300możliwych punktów z reguły zdobywałem 270. Tak więc drugie półrocze w liceum przebiegałoprzyjemnie i wkroczyłem z dobrym świadectwem na opolowskie wakacje, wyposażonyrównież w plan treningowy i oszczep do ćwiczeń.Kiedy mój ojciec dla żartu trzymał drzwi z drugiej strony, to mogłem go odepchnąć i totak często jak chciałem, tzn. mając 16 lat stałem się najsilniejszym w rodzinie. Wakacje jakzwykle były wypełnione chętnie wykonywana pracą w domu, w ogrodzie, na działce i namajątku. Jedna kura nie przeżyła mojego treningu z oszczepem.Zakończenie szkoły Klausa JoschkoKlaus Joschko, który jest o rok młodszy ode mnie, jesienią wstąpił do pierwszej klasyliceum w Zgorzelcu i razem wynajęliśmy prywatnie pokój u polsko-niemieckiej wdowy.Naszym śniadaniem zawsze była zupa mleczna z płatków owsianych, obiad dostawaliśmyprzy szkole i kolację urządzaliśmy z własnych zasobów, przy czym przez troskę Pani drJoschko i silny tryb opiekuńczy u Klausa, moje położenie zdecydowanie się polepszyło.Również moi rodzice mi teraz umożliwili cotygodniowy powrót do domu, co się też opłacałoprzy gospodarstwie domowym, ponieważ w 1-2 dniach pracy mogłem osiągnąć wynik dorosłego.W Opolnie domostwa w tamtych czasach musiały stawiać po kolei wartowników dlanocnego bezpieczeństwa wsi. W tym zadaniu zawsze zastępowałem ojca u PanaWasilewskiego, z którym byliśmy w tej sprawie sprzęgani. Wasilewski sprawę zaczynałspokojnie. Jako pszczelarz na początek gościł mnie w kuchni białym chlebem z miodem.Potem z kijami szliśmy na strefę przez spokojnie śpiące Opolno aż do stacji kolejowej naWałdzie i po północy przybywaliśmy do starego wartownika w dużej ciepłej stajni namajątku, gdzie zawsze zaczęło się ciekawe dla mnie opowiadanie z innego zakresu kultury,np. bajki i opowieści straszące, w które stary wartownik odczuwalnie wierzył. Wasilewski np.opowiadał o przygodach z wilkami, z czasów swojej młodości na wschodzie, kiedy przynocnym deszczu był w drodze przez samotne lasy w kierunku swojej wsi i słyszał za sobą59
- Page 9 and 10: Ślub moich rodziców w Opolnie Zdr
- Page 11 and 12: 2. Lotnisko Kamp (Rogowo)Tak wreszc
- Page 13 and 14: kilku tygodniach zostałem uznanym
- Page 15 and 16: stopa poniżej bryczki.- Tzw. „La
- Page 17 and 18: stajnią przy dużej gruszy. Potem
- Page 19 and 20: żeby brać udział w przedsięwzi
- Page 21 and 22: 5. Rok 1945 do 7. majaPoznałem Kur
- Page 23 and 24: Żołnierze potem miedzy motocyklem
- Page 25 and 26: Rychwałdu.W tym czasie Niemcy, prz
- Page 27 and 28: firmy Lindemann (również urzędow
- Page 29 and 30: życzliwie rządzonej przez babcię
- Page 31 and 32: - Na gospodarstwie Heidricha (dziś
- Page 33 and 34: nawet chciał zabrać głos.Gdy z j
- Page 35 and 36: ojciec teraz lepiej zarabiał, to m
- Page 37 and 38: ważna sprawa, wobec czego wszędzi
- Page 39 and 40: stała się coraz szybsza, ja przy
- Page 41 and 42: Ta opinia już przy pierwszej wizyc
- Page 43 and 44: kilku dniach szukał swojej wartoś
- Page 45 and 46: przed którą nigdy nie chciałem z
- Page 47 and 48: Myśliwy”. Rudolf Fischer posiada
- Page 49 and 50: tak jest, że miłość góruje nad
- Page 51 and 52: gęsto stały i potem taki pień pr
- Page 53 and 54: Pierwszy wyjazd zrobiłem do babci
- Page 55 and 56: z sąsiadką przebiegły pomyślnie
- Page 57: mniejsze lokomotywy tylko około 1/
- Page 61 and 62: 18. Rok 1956Po odejściu moich przy
- Page 63 and 64: w drzewa nie doprowadziło do sukce
- Page 65 and 66: Matka, wrona i suczka FoxinaPrzed s
- Page 67: Pochód pierwszomajowy w roku 1955.
Ref. x 2W Sieniawce się spotyka z autobusem z Turowa,I dziwi się, bo przecież on szyn nie ma.Miła ciuchcio nie martw się, przez benzynę postęp tenRef. x 2Ciuch, Ciuch, ciuch, pary dam, zagwizdamI tak pozostanę w pamięci wam.17. Rok 1955Tu powinno się podać, że wreszcie znalazłem się z Klarą i Dangolą w jednej klasie, przyczym jednak w tym wieku następuje między dziewczętami i chłopcami rozbieżność w rozwoju,tzn. dziewczęta z jednej strony biologicznie są dalej w rozwoju, z drugiej stronyskomplikowanej; chłopcy zaś zaczynają marzyć o sportowym bohaterstwie i innych zasługachi chcą mieć swoją swobodę. Krótko mówiąc, mimo danych możliwości, w tej fazie życia nicsię z nas nie zrobiło. Kiedy przy napisaniu poprzedniego odcinka dzwoniłem do Dangolii Klary w poszukiwaniu właściwego nazwiska starego matematyka-szlachcica, to obie, choćsetki kilometrów od siebie oddalone, podały mi nazwisko wtenczas młodego i przystojnegonauczyciela matematyki; i tak się po pół wieku jeszcze odkryło, dokąd dziewczęta kierowałyswoje oczy.Pani dr med. Joschko z synamiNauczyciel sportu szybko wykrył, że mam zdolności do skoku wzwyż, niby bezkonkurencyjnyna miejscu i zostałem zaszeregowany do zgorzeleckiej drużyny lekkoatletycznej,tzn. do niby wyniosłego kręgu zawodników. Zewnętrznym znakiem tego było, że się dostałoszykowne ubranie treningowe i tzw. buty-kolce. Dalszym przywilejem było, że się jeździłobezpłatnie (nawet dostaliśmy kieszonkowe) po Śląsku – do Wrocławia, Jeleniej Góry, Wałbrzycha,Świdnicy i Kłodzka na zawody (z noclegiem w hotelu), przez co też, jako biednychłopak, widziałem część świata. Przy okazji na Śląsku spotykało się niemieckich rodaków,jak np. sprintera <strong>Piotr</strong>a Klose, popychacza kuli Martina i innych. Naszym czołowym zgorze-58