11.07.2015 Views

Palm Piotr - TMZB w Bogatyni

Palm Piotr - TMZB w Bogatyni

Palm Piotr - TMZB w Bogatyni

SHOW MORE
SHOW LESS

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

z sąsiadką przebiegły pomyślnie, babcia dała pieniądze i przynajmniej ramę od wozu miałem.Dla skrzyni wozu mogłem wziąć deski po byłej wolierze dla ptaków od dziadka, zdobywaniekół, dętek i opon trwało jeszcze kilka miesięcy, ale w końcu byłem chłopcem z roweremi przyczepą. To wtenczas było niby tyle wart, jak dziś mała ciężarówka. (Tę przyczepęjeszcze do dziś mam w użyciu).Pan Jagodziński był pszczelarzem z wieloma rojami i ja dla niego w chłodzie i ciemnościwieczoru już nieraz zbierałem wolne roje z lip do skrzyni, wraz z wytrzymywaniem bolesnychukłuć. Pan Colavincenzo, ogrodnik w Markocicach (pan Colavincenzo i Pan Colachiaz Jasnej Góry byli synami Włochów, którzy niegdyś zbudowali tor wąskotorówki) równieżbył pszczelarzem, chciał mi podarować trzy już używane ule. Przywóz tego podarunku byłpierwszą wyprawą zespołu rower i przyczepa, aż do Markocic. Co prawda musiałem teżzestaw z trzema ulami dużym wysiłkiem wypchać z doliny bogatyńskiej, ale na równi lekkoposzło w siodle, przy tym cichą jazdą, niby szczęśliwie w zawieszeniu udając się w kierunkuOpolna. Pan Jagodziński podarował mi dwa roje i trochę wyposażenia i tak również stałemsię pszczelarzem.W połowie roku skończyła się nauka w szkole podstawowej w Opolnie dla WeryStanejko z Opolna, Heleny Nawrotównej, Ryszarda Biernackiego, Konstantyna Kozimora(oni troje z Białopola), Jana Olbrachta z Jasnej Góry i z Opolna Zdroju EdwardaKoniuszewskiego i dla mnie (czy kogoś zapomniałem?). Jak zwykle w czasie wakacji namnie czekała praca w majątku, praca na parceli wydzierżawionej, praca w ogrodzie.Dzięki dobremu świadectwu byłem przeznaczony do dalszej nauki w Liceum Ogólnokształcącymw Zgorzelcu. (Liceum w <strong>Bogatyni</strong> ruszyło dopiero dwa lata później). Nadszedłtermin rozpoczęcia roku i termin stawienia się w przyległym internacie. Dojazd możliwy byłlinią autobusową Opolno Zdrój – Jelenie Góra, raz dziennie ok. godz. 6 00 . Internat mieścił sięw budynku sąsiadującym ze szkołą w kierunku Nysy, przy tym jedno wejście dla chłopców,drugie drzwi dla dziewcząt. I tak my nowi, wzajemnie sobie jeszcze nieznani, staliśmyz naszymi dużymi walizkami (pierzyny i bieliznę trzeba było przywieźć) najpierw przedwrotami, potem na korytarzach. Porządkującej ręki niby nie było, niektóre pokoje byłyzamknięte i tak się wreszcie odważyłem wejść do dużego otwartego i zaniedbanego pokoju,od razu otoczony przez rój zainteresowanych (1 piętro, róg ulicy / dziedziniec szkolny). Jakdokładnie poszło dalej to już nie pamiętam, ale w końcu byliśmy wprowadzeni, jakoś umyci,wcześnie leżeliśmy w łóżkach (żeby utwierdzić posiadłość) i nie należeliśmy do tychnieszczęśliwych w innych pokojach, którzy późnym wieczorem przez wracających uczniówwyższych klas zostali wywaleni na korytarz.W pierwszym dniu szkolnym spotkałem tam Manfreda Horna z <strong>Bogatyni</strong>, który już byłdrugi rok w liceum, on na skutek swojego najpierw czeskiego, potem polskiego kształceniaszkolnego nie miał trudności językowych i szkołę podstawową w <strong>Bogatyni</strong> mógł skończyćjako stosunkowo młody; w Zgorzelcu mieszkał prywatnie.Uczniowie z internatu dostawali śniadanie w suterenie szkoły. Śniadanie składało sięzawsze z kubka kawy i jednej bułki z cienką warstwą kiełbasy, po czym, się u mnie z reguły,dopiero pojawiał apetyt. Obiad dostawaliśmy w innym budynku niedaleko, a kolacja byłasprawą prywatną.Chociaż dla postronnych jest nieciekawe, to jednak poważanie i wdzięczność każe podaćtu zgorzeleckie kolegium profesorskie tamtego czasu:– Wpierw jako osobistość profesora matematyki, który podobno w Polsce przedwojennejbył posłem do sejmu i chyba dlatego przez milicję został zobowiązany do zamieszkaniaw budynku szkolnym, blisko biblioteki. Nazywany był ogólnie między uczniami „szlachcicem”,wieczorem nieraz było widać, jak starszy Pan w nocnej koszuli stał na drabinie,żeby wyjąć sobie książkę z regału. On jednak posiadał sympatię młodzieży i ja teżstarałem się to okazać przez bardzo grzeczne witanie. Manfred Horn, który u niego miałlekcje, nazywał go dobrotliwym i mądrym. Jego nazwisko chyba brzmiało Świdziński(albo podobnie).55

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!