11.07.2015 Views

Palm Piotr - TMZB w Bogatyni

Palm Piotr - TMZB w Bogatyni

Palm Piotr - TMZB w Bogatyni

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

Mój ojciec kiedyś był członkiem w organizacji młodzieżowej związku żołnierzy I wojnyświatowej, która to organizacja w roku 1933 (zagarnięcie władzy = zamach stanu przezHitlera) została włączona do hitlerowskiej SA (oddział ataku). Dowództwo SA jednakprzygotowało powstanie przeciw Hitlerowi, ponieważ on nie upaństwowił przemysłuciężkiego. To doprowadziło do zastrzelenia dowództwa SA przez gwardię osobistą Hitlera(SS), po czym SA została jako drugorzędna organizacja masowa. Gdy w 1938 r. wszystkimczłonkom SA surowo było zabronione udawać się na teren Czechosłowacji, ojciec nie trzymałsię tego zakazu i odwiedził w Ferdynandowie swoich krewnych, został wydalony z SA.Z lewej Rudolf Fischer w środku Zygfryd Domagała i mój ojciec (butelka półpełna)W nowym roku szkolnym w klasie 5., nasza szkoła odbyła wycieczkę do nadgranicznegolasu na grzyby i jagody. Przy czym doszliśmy blisko do starannie zabronowanego pasa granicznego.Niektórzy poszli kawałek po zabronowanym. Jeden starszy uczeń z dużymi butaminawet kawałek na poprzek itd.Po obiedzie tego samego dnia odwiedzili mnie Gottfried Scholz z <strong>Bogatyni</strong> i RainerColavinzenzo (syn ogrodnika z Markocic) i szliśmy w kierunku Białopola, kiedy na ulicęz Rybarzowic wjechały ciężarówki z żołnierzami; myśleliśmy, że na ćwiczenia. Ale wszystkoukształtowało się o wiele gorzej, ponieważ według wojskowego sprawozdania silna banda,mężczyźni, kobiety i dzieci była przy granicy i miała być odkryta w okolicy Opolna Zdroju.Pies-tropiciel szedł przez Opolno i złapał Franka Legeżyńskiego za piętę. Tak przez specjalnieszkolone zwierzę wszystko wyszło na jaw. Złe chwile w tym dniu dla naszychnauczycieli, złe też następnego dnia dla nas. Mimo tego jednak końcem grudnia już zostałemprzeniesiony z klasy 5. do klasy 6.We wrześniu zmarł dziadek Edwin Preibisch w <strong>Bogatyni</strong>. On już kilka lat był rencistąpaństwa polskiego i często nas odwiedzał w Opolnie z wnukiem Dieterem Steinem i z suczkąKorą. Gdy zaczynałem pisać te wspomnienia myślałem, że on będzie główną ich postacią.Ale nie ma wiele do pisania o kimś, kto spokojnie, dobrotliwie i mądrze ciągle jest obecny.Babcia zażądała, żeby pochód żałobny, jak to było w zwyczaju w Reichenau, szedł ulicągłówną przez miasto. Dziadka pochowano na dziś jeszcze istniejącej części cmentarza ewangelickiego.Wracając do Opolna walczyłem z silnym jesiennym wiatrem. W moim smutkuuświadomiłem sobie, że my ludzie jesteśmy słabi i poddani gwałtom przyrody i przebieguczasu. Zmarli jednak pozostaną przy nas tak długo, jak długo o nich wspominamy i naprawdę48

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!