11.07.2015 Views

Palm Piotr - TMZB w Bogatyni

Palm Piotr - TMZB w Bogatyni

Palm Piotr - TMZB w Bogatyni

SHOW MORE
SHOW LESS

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

Wujek Eryk za zgodą Wierzbickiego, na wiosnę zbudował sobie z osi lekkiej bryczki,wózek ręczny z dwoma dyszlami, między którymi on chciał chodzić. Ida miała pchać z tyłuw przypadku wysiedlenia. W kwietniu do tego doszło i Preibisch-Bauer i Heidrich-Bauermusieli odejść. A także Inga Heidrich i jej niemowlę Zygmunt. Chyba ze 3-4 razy w ciągukilku lat Jan Jackiewicz sprowadzał sobie nocą przez Nysę żonę i dziecko, ale zawsze tylkona krótki czas, bo administracja i jego matka się temu sprzeciwiały. Czasowo był uwięziony,potem, chyba w roku 1949, został usunięty z regionu.Wiosną 1947 r. zacząłem staż pracy jako pasterz kóz, tzn. te pożyteczne zwierzęta pokryjomu były wprowadzane do stajen, m.in. też przez naszą babcię i Wierzbickich itd.W sumie istniały cztery kozy w bezpośrednim sąsiedztwie, które miałem rano wyprowadzaćna pastwisko za ul. Opolowską, w południe miałem im zmieniać miejsce na świeżą trawęi wieczorem miałem przyprowadzać z powrotem do właścicieli. Przy tym moja babcia sobiewyliczyła, że jeżeli tak zaopatruję kozę Wierzbickich, to i nasza może tam być na pastwisku.Pierwszy pochód na pastwisko był nieprzyjemny, bo te cholery ciągnęły za sobą długiełańcuchy, którymi często zaczepiały o różne rzeczy i zaplątywały się między sobą i w ogólenie miały chęci iść ze mną w jakimkolwiek kierunku. Koniec końców stałem z dwomałańcuchami w rękach na ul. M. C. Skłodowskiej, jedna koza chciała iść do swojej stajni, drugaciągnęła w kierunku pastwiska, a przede mną musiała się zatrzymać rzadka w tych czasachciężarówka, pozostałe dwie kozy plądrowały przez płot krzaki ozdobne w ogrodach przy ul.Roli Żymierskiego. To nie mogło się już powtórzyć, żeby wszyscy mnie widzieli takimsłabym! Poza tym, też kilka razy upadłem depcząc na łańcuchy tych nieobliczalnych zwierząt,więc przy następnym pochodzie postawiłem w pełni na terror za pomocą rózgi, którą impokazałem drogę i nie dałem ani chwili przystanąć. Tylko na Roli Żymierskiego panowałhałas pośpiesznie ciągniętych łańcuchów i iskry skakały po kamieniach, nie tylko widziałooko, lecz też słyszało ucho ewentualny postój, wobec czego kozy przegrały. Choćwłaścicielki się skarżyły, że pospieszne popędzanie ma niekorzystny wpływ na ilość mleka, tojednak same tego robić też nie chciały.Z odejściem niemieckich gospodarzy i dla polskich rolników zaczął się trudniejszy czas,tak że oni sobie rekrutowali przymusowo Niemców z drogi do, albo z fabryk, albo w ogólew mieście. Ciocia Ilsa w tym czasie starała się o nową legitymację fabryczną dla swojegoojca, który poszedł pracować na zmiany. W przypadku rodziny Wierzbickich to nasza rodzinapodjęła wsparcie przy żniwach, na gospodarstwie Jackiewicza stanęła do dyspozycji rodzinaScholz, na obu gospodarstwach wziąłem udział w pracach tak, jak sobie zaplanowałem.Pamiętam jak dumny był Wierzbicki przy żniwach tego roku, że osiągnął podwójnąwydajność w stosunku do poprzedniego roku (może tą pociechą trochę pokrywał swojąwewnętrzną niepewność). Poza tym, my byliśmy, co do jego rolniczych walorów raczejsceptyczni, „może za Bugiem konik i krówka”, mówił mój ojciec. Z drugiej strony Wierzbickizdobywał wśród naszych mężczyzn uznanie jako myśliwy. Nie pozostało w tajemnicy, że onrowerem z dubeltówką jeździł do lasu i krótko po tym wracał z upolowanymi zającamii lisami, to widocznie było jego silną stroną. Chociaż Wierzbicki z jednej strony był porywczy,to jednak też był dobroduszny i był dla nas ochroną. Kiedy wilczur na łące przygospodarstwie napadł na kozy, natychmiast zjawił się ze strzelbą. Właściciele chcieli uratowaćswojego psa i nazywali Wierzbickiego przyjacielem Niemców, po czym strzelał prostow powietrze, gdy powtarzali swoje zarzuty jeszcze raz strzelił, ale już skośniej. Dla mnie tobyła uspokajająca i grzmiąca prezentacja potęgi w naszym zakątku.Moja matka szyła dla nas już od czasów wojny. Na tym polu i Pani Wierzbicka okazałasię bardzo zdolna, tak że one się fachowo wymieniały w poglądach i miały dla siebie dużouznania.W tym roku zmarła mając 84 lata, mieszkająca u nas, ciocia mojego ojca Luisa(przyprowadzona z Opolna Zdroju), która się nie obudziła ze spoczynku popołudniowego.Pogrzeb odbył się już na terenie dzisiejszego cmentarza ewangelickiego. Ponieważ w naszejrodzinie zdarzyła się żałoba, to i były polski komendant broni był obecny na pogrzebie, który32

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!