Palm Piotr - TMZB w Bogatyni
Palm Piotr - TMZB w Bogatyni Palm Piotr - TMZB w Bogatyni
W sąsiednim domu Pan Slawski też schował kobiety i kiedy Rosjanie weszli na przedzie,kobietom udało się wyskoczyć z okien na górnym piętrze w kierunku zbocza i schować sięw naszym ogrodzie. To wszystko musiało się odbywać po cichu, kobiety obawiały sięsąsiadki Heidrich, która nie mogła utrzymać gęby od gadaniny.Tu mieszkał operator koparki w kopalni pan SlawskiWujek Eryk Preibisch na gospodarstwie, prawie zamurował na górnym piętrze swojącórkę Edytę, która wtenczas była wysoko w ciąży. Na dolnym korytarzu postawił trumnędziecięcą ze świeczkami. Byłem obecny, kiedy dwóch rabusiów na motocyklu wjechało nadziedziniec. Eryk chwycił siedzącego z tyłu za ramię i powiedział „Do komendanta? Dawaj,tam on”, po czym ten natychmiast wskoczył znów na tylne siodło, ażeby pośpieszniez towarzyszem odjechać. (Eryk pomimo, że ciągle się śmiał i żartował, był jednym z dwóchz Reichenau, którzy powrócili z pierwszej wojny światowej z odznaczeniem „ŻelaznegoKrzyża 1. Klasy”; Eryk odznaczenie dostał nie za zabicie wrogów, lecz za to, że sam jedenprzerwał linię frontu i w zapleczu nieprzyjaciela przyłączył skrycie druty do kabli, tak żeniemieckie dowództwo przez pewien czas było dobrze poinformowane o francuskich zamiarach.Zwycięzcy żołnierze dzięki zasobom wina w bogatyńskiej winiarni przez dłuższy czasstale byli pod wpływem alkoholu i w środku Bogatyni dużo kobiet zgwałcono, aż po pewnymczasie komendant rosyjski zaprowadził porządek.Niemcy w bogatyńskich zakładach ciągle produkowali, zapasy surowców istniały i byłanadzieja, że odbiorcy się znajdą. Według niemieckiego postanowienia inni byli obcy w kraju,nikt sobie nie wyobrażał, że mogło być odwrotnie.Pewnego dnia przyszli umundurowani Polacy, oddział Kościuszkowców z trójkątnymiczapkami (przez Niemców nazwany „Elitarni Polacy”) był w Reichenau tylko kilka dni (któresię wtedy też nazywało Rychwałd) i udali się dalej na zachód. Od samego początku byłw Rychwałdzie polski komendant broni (Lewy?), przez Niemców nazywany pospolicie,dzięki szpiczastej brodzie „Spitzbart”. Ponieważ swoje prace pisemne dał on do wykonaniado biura tkalni „Brendler” (później główna fabryka BZPB), tam za pisanie w języku niemieckimbyła obecna moja ciocia, a w języku polskim, późniejsza Pani Fischer, także naszarodzina zyskała pewien kontakt do tego wtenczas potężnego i również życzliwego władcy24
Rychwałdu.W tym czasie Niemcy, przy zapowiedzianej surowej karze, musieli oddawać aparatyradiowe i lornetki. Ponieważ w niemieckim na lornetkę istnieje również określenie militarne,często w tamtych czasach używane „kłuj w pole” (Feldstecher), nazwa dla mnie jeszcze nieznana, byłem bardzo przerażony, gdy na klatce królików nadal leżały żelaza, którymi kłułosię w ziemię, bo zarosła i szybko je schowałem pod węgiel.Niech nikt nie mówi „ale ten chłopak był głupi”, cały ten okres wojny i zdarzeń powojennychdla wszystkich był trudny do pojęcia.Przez kilka tygodni w rowie przy szosie do Opolna (niedaleko skrzyżowania do JasnejGóry) leżał pojazd z przodu z kierownica i z kołem jak motocykl, a z tyłu przy obu stronachmiał gąsienice jak u czołgu, przy tym siedzenia aż dla ok. sześciu żołnierzy, z możliwościązaczepienia małego działka przeciwczołgowego. Widać było, że brakuje tylko benzyny, alewszelkie kombinowanie nic nie pomogło, byłem jeszcze za mały. Najpierw znikły koła,pewnego dnia już cały pojazd. Ale na osiedlu w kierunku Jasnej Góry jeszcze przez dziesiątkilat widziałem jednoosiowe wozy ręczne z tymi właśnie kołami od gąsienic, którychzazdrościłem właścicielom i jeszcze dziś, kiedy jestem w tych okolicach, szukam tychwozów, koła przecież były nie do pokonania. (W muzeum militarnym w Dreźnie jednakspotkałem cały ten pojazd).7. 1945 r. – 22. czerwca do końca rokuZ dnia 22. czerwca w mojej świadomości istnieje tylko „potem”, co jest logiczne, ponieważzamiar wobec Niemców trzymano w tajemnicy (chyba oni w to też by nie wierzyli) i przebiegłoto jak grzmot „wstać, wziąć do rąk tyle, ile można unieść, klucz z zewnątrz w drzwi,wszystko natychmiast pod karą śmierci”.Jednak też istniały spisy, które wyjmowały ok. 10% Niemców od wygnania, jakopotrzebnych do dalszej eksploatacji fabryk, tam też był wpisany mój dziadek Edwin Preibischjako mistrz od tkactwa, wobec czego i jego cała rodzina mogła pozostać.Z dnia 23. czerwca jest w moim wspomnieniu, że z niemieckich fachowców fabrycznychzestawiono grupy ratownicze dla zwierząt na opuszczonych gospodarstwach, wśród ratownikówbyła też moja matka, pamiętam również, że z nimi był syn sędziwego doktoraHamptmanna, wówczas chyba jedynego lekarza w Reichenau-Rychwałd. Dla mnie pracaratownicza na trzech sąsiednich gospodarstwach wychodziła jak wielki występ, ponieważ tamdokładnie wiedziałem gdzie co leży i jak trzeba postępować. Krowy musiały być karmione,pojone i wydojone, przy czym zwierzęta przy niewprawnych chwytach obcych niedoświadczonychludzi bardzo się sprzeciwiały.Niebezpiecznie się ułożyło na gospodarstwie Seifertów (ul. Słowackiego, pierwszegospodarstwo z lewej), być może tam docieraliśmy za późno, tak że zwierzęta okazały siębardzo niespokojne. Z koni pamiętam tylko tylne kopyta wybijające się w wąskich drzwiach.Byk był uwięziony w stodole i walił rogami we wrota.Jeden z mężczyzn wszedł ze mną do domu, gdzie na stole jeszcze stało jedzeniew postaci szklanki z leberką (kiełbasą do smarowania), z czego sporządził mi kromkę do ręki,z którą się zjawiłem przed moją matką, i od niej dostałem fangę za kradzież, jedzenie spadłona ziemię. Dorośli widocznie jeszcze nie byli w stanie zrozumieć, co się w gruncie rzeczyzdarzyło.W następstwie moja matka wzięła w opiekę gospodarstwa Eryka Preibischa i jegosąsiada Brücknera. Pamiętam, że na polu paśliśmy krowy i jak te chytre zwierzęta patrzyłysobie w oczy, żeby potem unosić ogony i kłusem się udać kilkaset metrów dalej. Jednak poupływie ok. jednego tygodnia Brückner znowu był obecny i też opiekował się gospodarstwamisąsiadów. Na gospodarstwo Heidrichów (ul. M. C. Skłodowskiej / Puszkina) wróciłsyn Walter z rodziną, także sąsiad Slawski, jako prowadzący koparkę w kopalni Turoszów,całkiem legalnie się znowu wprowadził do swojego domu.25
- Page 2: Wspomnieniaz Reichenau i z wczesnej
- Page 6: Ze strony mojej matki, z domu Preib
- Page 9 and 10: Ślub moich rodziców w Opolnie Zdr
- Page 11 and 12: 2. Lotnisko Kamp (Rogowo)Tak wreszc
- Page 13 and 14: kilku tygodniach zostałem uznanym
- Page 15 and 16: stopa poniżej bryczki.- Tzw. „La
- Page 17 and 18: stajnią przy dużej gruszy. Potem
- Page 19 and 20: żeby brać udział w przedsięwzi
- Page 21 and 22: 5. Rok 1945 do 7. majaPoznałem Kur
- Page 23: Żołnierze potem miedzy motocyklem
- Page 27 and 28: firmy Lindemann (również urzędow
- Page 29 and 30: życzliwie rządzonej przez babcię
- Page 31 and 32: - Na gospodarstwie Heidricha (dziś
- Page 33 and 34: nawet chciał zabrać głos.Gdy z j
- Page 35 and 36: ojciec teraz lepiej zarabiał, to m
- Page 37 and 38: ważna sprawa, wobec czego wszędzi
- Page 39 and 40: stała się coraz szybsza, ja przy
- Page 41 and 42: Ta opinia już przy pierwszej wizyc
- Page 43 and 44: kilku dniach szukał swojej wartoś
- Page 45 and 46: przed którą nigdy nie chciałem z
- Page 47 and 48: Myśliwy”. Rudolf Fischer posiada
- Page 49 and 50: tak jest, że miłość góruje nad
- Page 51 and 52: gęsto stały i potem taki pień pr
- Page 53 and 54: Pierwszy wyjazd zrobiłem do babci
- Page 55 and 56: z sąsiadką przebiegły pomyślnie
- Page 57 and 58: mniejsze lokomotywy tylko około 1/
- Page 59 and 60: leckim zawodnikiem był sprinter Lu
- Page 61 and 62: 18. Rok 1956Po odejściu moich przy
- Page 63 and 64: w drzewa nie doprowadziło do sukce
- Page 65 and 66: Matka, wrona i suczka FoxinaPrzed s
- Page 67: Pochód pierwszomajowy w roku 1955.
W sąsiednim domu Pan Slawski też schował kobiety i kiedy Rosjanie weszli na przedzie,kobietom udało się wyskoczyć z okien na górnym piętrze w kierunku zbocza i schować sięw naszym ogrodzie. To wszystko musiało się odbywać po cichu, kobiety obawiały sięsąsiadki Heidrich, która nie mogła utrzymać gęby od gadaniny.Tu mieszkał operator koparki w kopalni pan SlawskiWujek Eryk Preibisch na gospodarstwie, prawie zamurował na górnym piętrze swojącórkę Edytę, która wtenczas była wysoko w ciąży. Na dolnym korytarzu postawił trumnędziecięcą ze świeczkami. Byłem obecny, kiedy dwóch rabusiów na motocyklu wjechało nadziedziniec. Eryk chwycił siedzącego z tyłu za ramię i powiedział „Do komendanta? Dawaj,tam on”, po czym ten natychmiast wskoczył znów na tylne siodło, ażeby pośpieszniez towarzyszem odjechać. (Eryk pomimo, że ciągle się śmiał i żartował, był jednym z dwóchz Reichenau, którzy powrócili z pierwszej wojny światowej z odznaczeniem „ŻelaznegoKrzyża 1. Klasy”; Eryk odznaczenie dostał nie za zabicie wrogów, lecz za to, że sam jedenprzerwał linię frontu i w zapleczu nieprzyjaciela przyłączył skrycie druty do kabli, tak żeniemieckie dowództwo przez pewien czas było dobrze poinformowane o francuskich zamiarach.Zwycięzcy żołnierze dzięki zasobom wina w bogatyńskiej winiarni przez dłuższy czasstale byli pod wpływem alkoholu i w środku <strong>Bogatyni</strong> dużo kobiet zgwałcono, aż po pewnymczasie komendant rosyjski zaprowadził porządek.Niemcy w bogatyńskich zakładach ciągle produkowali, zapasy surowców istniały i byłanadzieja, że odbiorcy się znajdą. Według niemieckiego postanowienia inni byli obcy w kraju,nikt sobie nie wyobrażał, że mogło być odwrotnie.Pewnego dnia przyszli umundurowani Polacy, oddział Kościuszkowców z trójkątnymiczapkami (przez Niemców nazwany „Elitarni Polacy”) był w Reichenau tylko kilka dni (któresię wtedy też nazywało Rychwałd) i udali się dalej na zachód. Od samego początku byłw Rychwałdzie polski komendant broni (Lewy?), przez Niemców nazywany pospolicie,dzięki szpiczastej brodzie „Spitzbart”. Ponieważ swoje prace pisemne dał on do wykonaniado biura tkalni „Brendler” (później główna fabryka BZPB), tam za pisanie w języku niemieckimbyła obecna moja ciocia, a w języku polskim, późniejsza Pani Fischer, także naszarodzina zyskała pewien kontakt do tego wtenczas potężnego i również życzliwego władcy24