11.07.2015 Views

Palm Piotr - TMZB w Bogatyni

Palm Piotr - TMZB w Bogatyni

Palm Piotr - TMZB w Bogatyni

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

jako czasowo oddany, młody czarny koń Jasio, którego inne konie ciężko raniły kopytami.My dzieci od razu mieliśmy do niego swoisty stosunek, jak do przyjaciela, tylko że on byłkoniem, ale mimo tego do nas należał i obserwowaliśmy jego wyzdrowienie i dalsze losyz wewnętrznym udziałem.W nocy z 13 na 14 lutego młodsza siostra mojej matki Ilse Preibisch ostatnim pociągiemwjechała na dworzec główny Drezna i tam w ukryciu, w schronie przeżyła likwidację dzielnicmieszkalnych, ze zrzucaniem bomb, według systemu wypróbowanego w amerykańskichlaboratoriach, do zabicia ludności. Po tym pierwszym ataku, po którym dworzec prawie niezostał naruszony i stał się miejscem zgromadzenia żyjących, na jej szczęście, odezwał się doniej oficer „Chodź pani lepiej ze mną na brzeg Łaby”, przeżyła tam drugi ciężki nalot, któregocelem planowo był dworzec i tam zgromadzeni ludzie. Nad ranem została zabrana przezżołnierzy na motocyklach w kierunku frontu i doszła wreszcie aż do <strong>Bogatyni</strong>, gdzie u nasakurat uciekinier otworzył drzwi i powiedział „Panienko, tu nie możecie wejść, tu wszystkojest pełne”.W tych dniach, kiedy się toczyły ciężkie walki o Lubań, co i u nas było słychać, sąsiadBrückner-Bauer wziął mnie na bok i mnie o coś spytał, czego za pierwszym razem niezrozumiałem. On więc powtarzał „Pytam Cię, czy Ty to czarno widzisz?” Zrozumiałemwewnętrznie, że pokolenie dorosłych potrzebuje poparcia i powiedziałem, że Wehrmachtchyba podoła. W następnych tygodniach zdobyłem też pierwsze „doświadczenie frontowe”,ponieważ moja matka szła ze mną aż do Frydlantu, gdzie na kartki żywnościowe dawanotrochę więcej. W drodze zostaliśmy zaatakowani przez nisko lecący samolot i szukaliśmyschronienia w rowie przydrożnym. Jednak w gazecie było napisane, że ostrzelany zostałniedaleko rolnik z zaprzęgiem.22. kwietnia był alarm przeciwlotniczy. Dobrze temu pokoleniu, które nie pozna tegostrasznego wycia syren w krótkich odstępach, do góry i w dół. Staliśmy w piwnicy, ciocia Ilsastanęła ze mną pod belką nad drzwiami i tam przy napiętym oczekiwaniu, z warkotemsamolotu (ok. 200 m wys.) i ze zbliżającymi się wybuchami, poprzedzanymi świstem bomb,dla mnie zawalił się autorytet świata dorosłych. Jasnym się stało, że w wojnie wszyscyprzeznaczeni są do zabicia. Jeden wybuch był ok. 100 m od nas przy ul T. Kościuszki /Fabrycznej, następna detonacja, (która mną rzuciła o drzwi piwnicy) w odległości ok. 50 mprzy stajni konia Brücknera-Bauera, następna bomba spadła bez wybuchu na ul. M. C.Skłodowskiej / róg Roli Żymierskiego, bezpośrednio przed wieżą przy domu, gdzie byłyzaprzyjaźnione z nami dzieci. Z ok. 65 zrzuconych bomb tylko 10 wybuchło. Na ul.Fabrycznej przed fabryką Lichtnera bomba zabiła dziewczynę i niby cień tylko po niej zostałna ścianie, dlatego przez pewien czas było mi zabronione pójść do Wally (ona pozostaław <strong>Bogatyni</strong>) niedaleko tam po mleko beztłuszczowe. W stajni Brücknera-Bauera na skutekbliskiego wybuchu, sklepienie spadło na gniadego, wskutek czego jego kręgosłup niby byłtrochę ugięty, na co też wyglądało.W tym czasie przeleciał też nisko nad <strong>Bogatyni</strong>ą palący się większy niemiecki samolot,żeby spaść w Opolnie Zdroju blisko drogi do Rybarzowic. Miejsce mi jest znane, ponieważmój dziadek Carl Andree, właściciel pensjonatu „Villa Clara” przy ul. Parkowej i wówczasburmistrz, ze swoim rowerem jako pierwszy był na miejscu i musiał stwierdzić, że załogazderzenia nie przeżyła.W tych ostatnich dniach wojny też w naszym domu zostali zakwaterowani żołnierze,w jednym przypadku pamiętam, że musiałem dla plutonowego pójść do Blaszanki po hełm,gdzie stacjonowała większość plutonu.6. maja 1945 r. ok. godziny piątej obudziliśmy się na skutek głośnej rozprawy przednaszym domem. Strefa żołnierzy Wehrmachtu złapała oficera i podoficer krzyknął „zdegradujciego, zdegradujcie go”, a oficer krzyknął „wy głupie psy, przecież jest po wojnie”.Wystrzałów przy tym nie słyszeliśmy. Na dziedzińcu Eryka Preibicha stała warsztatowaciężarówka Wehrmachtu bez benzyny, która przez załogę za pomocą motocykla z przyczepązostała ciągnięta na jego łąkę, przy skrzyżowaniu ul. M. C. Skłodowskiej do ul. Puszkina.22

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!