– Jeszcze dziś do mnie przemawia budynek wartowniczy, tak samo jak charakterystyczniew górnej części zbudowane ze ścianą ryglową sąsiednie domy mieszkalne, jak stareznajome, z wypowiedzią z pierwszych lat życia: „Tu zaraz jesteś w domu”.– Gdy jako 20-latek po raz pierwszy znowu byłem na brzegu Bałtyku, to ta cała kulisadźwiękowa była mi znana. (Matki z nami były prawie codziennie od wczesnej wiosny dopóźnej jesieni na plaży).3. Reichenau 1943Pierwszy okres w nowym miejscu leży w nieświadomości. Rzecz jasna, że w tym czasie jużzapoznałem się z moim nowym otoczeniem, ale to wszystko jest pokryte identycznymiobrazami z późniejszych lat.Obok naszego bezpośredniego mieszkania na górnym piętrze, wraz z naszą miłą matką,z prawie 3 lata młodszą siostrą, ze znanymi mi meblami z Rogowa, z widokiem na noweobiekty w otoczeniu, na pewno wielka kuchnia mieszkalna babci na dolnym piętrze od razustała się tym centrum, którym pozostała do ostatniego dnia. Babcia była poważną instancjąi zapleczem od samego początku. Pracujący zawodowo dziadek dopiero w następnych latachwysunął się dla mnie na pierwszy plan, kiedy coraz bardziej doceniałem, że od niego zawszedostawałem dobre odpowiedzi.Ojciec w Północnej Francji jako saperW sąsiedztwie wszystkie dzieci rozmawiały górnołużycką gwarą. Początkowo nie bawiłysię ze mną z uzasadnieniem „Ten przecież jeszcze nie potrafi porządnie mówić”, po czym, kurozpaczy mojej matki, przestałem używać pięknej nadmorskiej, górno-niemieckiej mowy i po12
kilku tygodniach zostałem uznanym „gwarownikiem” Górnych Łużyc. Dzieci mieszkającedookoła w pewnym sensie tylko miały matki, ojcowie byli na wojnie. Pokolenie dziadkóww wielu rodzinach ich jakoś zastępowało, ale jednak nieraz mówiliśmy o nieobecnych ojcach,jacy oni silni, co za muskuły mają, co za lanie mogą spuścić itd.Gdy się wychodziło z bogatyńskiego domu, stawało się w chyba najgęściej zasadzonymogrodzie w Saksonii. Wynikało to z tej racji, że dziadek z zamiłowania chętnie w młodościzostałby ogrodnikiem i jego synowie to urzeczywistnili, po czym we trzech rzucali się naareał dookoła domu. Jednak wszystko było sadzone właściwie i drzewa i krzewy byłynajlepszej jakości i dobrze nosili. Trójka też potem w małych lasach należących do gospodarstwchłopskich przy strumyku Zletka (inna nazwa Przepiórka) zajęła się uszlachetnianiemdzikich sadzonek i do sadzenia, co w późniejszych latach przez dziadka zostało mi przekazane,wraz z ogniskami grzybów znanych rodzinie.Pradziadek Preibisch z rodzinami syna Edwina, Ottona i córki Gertrudy. Na przedzie Irena i IlzaDla mnie szybko stało się jasne, że jako mały potomek siedzę w gnieździe Preibischów,bo obok leżało ich gospodarstwo, na którym władał brat mojego dziadka – Eryk. Przy drugim,dolnym boku naszego ogrodu stał mały domek przysłupowy (nie istnieje), który zamieszkiwałnajmłodszy brat mojego dziadka – Otto, przy czym cały areał aż do ul. M. C. Skłodowskieji do ul. Listopadowej z drzewami, łąką i zboczem, razem ok. 0,75 ha jeszcze należało dogospodarstwa. W kierunku kościoła sąsiadem był Brückner-Bauer (=rolnik), dalej Apelti Scholze, w kierunku Markocic sąsiadowało dalsze małe gospodarstwo Roberta Preibischa,którego już nie poznałem, zostało ono przyłączone do następnego gospodarstwa Heidricha(domy mieszkalne nie istnieją), ale zamieszkane było przez moich przyjaciół Scholz. Polatych gospodarstw ciągnęły się w kierunku Jasnej Góry, a zaczynały za ul. Opolowskiej, aleniegdyś sięgały aż do gospodarstw, dopóki między ulicami nie zbudowano osiedla naszerokość ok. 150 m. W kierunku Jasnej Góry strefy pól kończyły się u podnóża Łysej Góryi Guślarza przy czystym potoku górskim Zletka z małym lasem chłopskim, co w nawiązaniui w skrócie było nazywane „Zletką” Heidricha, Preibischa, albo Brüknera. W miejscu gdziepola docierały do szosy wiodącej do Jasnej Góry, stały potężne stare lipy ze śladamipiorunów, o których jako wyniosłe punkty w krajobrazie też zawsze mówiło się w odniesieniudo gospodarstw.13