O bezdomności bez lęku - Pomorskie Forum na rzecz Wychodzenia ...

O bezdomności bez lęku - Pomorskie Forum na rzecz Wychodzenia ... O bezdomności bez lęku - Pomorskie Forum na rzecz Wychodzenia ...

10.07.2015 Views

potrzeby domów okresowego pobytu dla osób zwalnianychz zakładów penitencjarnych.Takich placówek w tym czasie nie było. MinisterstwoSprawiedliwości już w 1970r. zwróciło się dowojewódzkich zespołów ds. pomocy postpenitencjarnejprzy prezesach sądów wojewódzkich o wytypowanieodpowiednich obiektów. Jako sekretarz wojewódzkiegozespołu we Wrocławiu podjąłem starania,aby budynek położony w Świdnicy a uprzednioużytkowany przez OPW (Ośrodek Pracy Więźniów),mógł być przekazany na dom czasowego zakwaterowania.Niestety, przedstawiciele Rady przy ministrzesprawiedliwości odmawiając uzasadnili, że pobytw takim domu mógłby być traktowany jako dalszeprzedłużenie kary dla osób zwolnionych z zakładówpenitencjarnych, zaś Ministerstwo Zdrowia i OpiekiSpołecznej, ma pilniejsze potrzeby i nie mogą się zajmowaćsprawami marginalnymi. Również nie zgodzilisię na prowadzenie takiego domu przedstawicielePolskiego Komitetu Pomocy Społecznej orazPolskiego Czerwonego Krzyża. Ostatecznie budynekwraz z meblami i pościelą kompletnie przygotowanydo zakwaterowania około 100 osób, został przekazanywładzom terenowym. 4„Nikt nie chciał takiego zakładu dla bezdomnychprowadzić i nie było osoby, która by takim domemkierowała i tam zamieszkała. Na udział osób duchowych,a nawet Kościoła nie wyrażano zgody.” 5Tak więc starania sędziego wojewódzkiego WładysławaKupca człowieka mądrego, szlachetnego i dobrego,spotkały się z obojętnością i wykrętami władz i organizacji,chociaż „artykuł 34 kodeksu karnego wykonawczego,obowiązujący od stycznia 1970r., zobowiązujeorgana władzy terenowej i zainteresowane organizacjespołeczne do zapewnienia w razie potrzeby czasowegozakwaterowania osób bezdomnych opuszczających zakładypenitencjarne.” 6Drugą podobną próbą – podjętą prawdopodobniena przełomie lat 1960/1970 był projekt zorganizowaniapomocy dla bezdomnych opuszczających zakładykarne, a nie mających dokąd się udać i przynajmniejchwilowo niezdolnych do włączenia się w życiespołeczeństwa, zainicjowany przez docenta ZbigniewaBożyczko. Był on pracownikiem Wydziału Prawana Uniwersytecie Wrocławskim i wykładowcą na katedrzekryminalistyki. Napisał też doskonałą książkępt. ,,Przestępstwo i życie.”„Jako docent kryminalistyki, który napisał pracęnaukową o technice złodziejstwa. Musiał krążyćpo zakładach karnych, rozmawiać z więźniami,wyciągać od nich tajemnicę kunsztu złodziejskiego.Podczas tej pracy zapoznał się, a nawet zaprzyjaźniłz wieloma więźniami i starał się, im pomagać po wyjściuz więzienia.” 7„Zbigniew Bożyczko pragnął, aby jeden z podwrocławskichPGR-ów zamienić na ośrodek dla więźniówopuszczających zakłady karne, nie mającychgdzie się podziać; aby tam mogli mieszkać, coś sobiezarobić pracując w gospodarstwie rolnym, ubraćsię należycie i potem pójść w świat do jakiejś pracy.Ze swoim pomysłem chodził do różnych dygnitarzy.Jednak wyśmiano go i nazwano jego słuszny pomysł– utopią.” 8„Przekonywał, że nie chodzi tutaj o rentownośćowego PGR-u, że trzeba liczyć się z trudnościamipersonalnymi i dyscyplinarnymi, ale że podjęcie takiejinicjatywy będzie miało ogromną wartość moralnąi społeczną. Wyśmiano go jednak, nazwano utopistąi – wszystko się skończyło. Tłumaczył mi (już poroku 1972 – przyp.mój), choć sam należał do partii,że nie warto zwracać się do różnych szyszek w sprawachludzi biednych, gdyż oni wygłaszają tylko piękneslogany na mównicach, ale myślą o karierze, o wygodachi rozrywkach.” 9„Wydawało się więc, że w systemie komunistycznymnie ma mowy o pomocy bezdomnym, tym bardziejże samo słowo ‘’bezdomni’’ zostało obojętnecenzurą. Władze komunistyczne zatajały przed opiniąspołeczną fakt istnienia bezdomnych.” 10Wyjątkowo w pracach naukowych można byłospotkać kilka słów o problemie bezdomnych. Takąwzmiankę o bezdomnych spotkałem w „ArchiwumKryminologii” t. VI w artykule Prof. Stanisława Batawiiz r. 1974.Prof. Stanisław Batawia wysunął słuszny postulatpomocy dla bezdomnych alkoholików, którzy poszpitalnym leczeniu przeciwalkoholowym nie majądokąd się udać.„Stanisław Batawia postuluje utworzenie zakładówopiekuńczych dla zdegradowanych alkoholików,którzy odbyli leczenie w szpitalach odwykowych.Dochodzi mianowicie do następujących wniosków.Kategoria alkoholików z objawami znacznejdegradacji społecznej, zwykle ludzi samotnych, niejednokrotniefaktycznie samotnych i bezdomnychnie mających żadnego oparcia w rodzinie, niezdolnychwłaściwie do systematycznej pracy w zwykłychzakładach pracy, wymaga koniecznie pomocy w postaciumieszczenia ich po przebytym leczeniu w domachprzejściowej opieki (hostele), w których moglibyprzebywać przez dłuższy czas.(...) W stosunku dostarszych alkoholiczek, przebywających często jużtylko w środowisku osób z marginesu społecznegoi będących w znacznym odsetku prostytutkami, nie-14

POMOST - O BEZDOMNOśCI BEZ LęKUzbędne są małe schroniska o profilu leczniczo-opiekuńczo-rehabilitacyjnym.”11„Konieczność utworzenia jakiegoś zakładu opiekuńczego(dla byłych więźniów chorych psychicznie– przyp.mój) dostrzegło kierownictwo Zakładu Karnegow Oleśnicy Śląskiej dla Więźniów z OdchyleniamiPsychicznymi. Kierownictwo zwróciło się z tymprojektem do władz w Warszawie. Niestety odpowiedźbrzmiała, że choć projekt jest słuszny, w obecnychplanach gospodarczych nie będzie można przydzielićodpowiednich materiałów budowlanych naten cel.” 12 Informację powyższą otrzymałem od mgr.Jana Zięby, który był zatrudniony w tymże ZakładzieKarnym jako psycholog.„Trzecią nieudaną próbą była inicjatywa zorganizowaniawe Wrocławiu Tymczasowego Domu Noclegowegodla Bezdomnych. Twórcami tej inicjatywybyli mgr. filozofii Tadeusz Rylke i ja (Jerzy AdamMarszałkowicz - przyp.mój).” 13 Pracując na furcieseminaryjnej jako portier w latach 1962-1971 poznałemproblem bezdomnych nędzarzy, gdyż przychodzilido furty seminaryjnej po prośbie. Odwiedzałmnie wieczorami Tadeusz Rylke i prowadziłemz nim długie rozmowy na temat społecznego problemubezdomności.„Uznaliśmy, że konieczne jest założenie tymczasowegodomu noclegowego. Często, żeby kogoś wysłaćdo szpitala, czy zaprowadzić do lekarza, to trzebaaby ten człowiek gdzieś mógł się umyć miał się przebrać,mógł się przespać choć jedną noc. To wszystkoco dla nich robiłem, to są takie ochłapy rzucone tymbiednym. Przyniesie im się jakąś koszulę, czy się da tękromkę chleba i butelkę herbaty, czy da parę rogalików,czy parę złotych, czy załatwi się nawet im jakiśdowód osobisty, ale on jest bezdomnym ciągle i ciąglenarażony na ten powrót do nałogu. Z tym mgr.T. Rylke w 1971r. myśmy postanowili, że udamy siędo władz Miasta Wrocławia i przedstawimy prośbę,żeby nam zezwolono prowadzić tymczasowy domnoclegowy.” 14„Ułożyliśmy pismo do przewodniczącego PrezydiumRady Narodowej m. Wrocławia, w którym czytamy:W obliczu tego właśnie problemu ludzi bezdomnychwnosimy prośbę... o udzielenie nam zezwoleniana stworzenie i prowadzenie schroniska noclegowegodla ludzi bezdomnych oraz o przydział odpowiedniegolokalu...”W pamiętnym dniu 14 lipca 1971 roku (żegnaniżyczliwie przez Ks.Józefa Pazdura ówczesnego ojcaduchownego Seminarium – przyp.mój) zanieśliśmyto pismo na ręce wiceprzewodniczącego RN Jana Michalskiego,który przyjął nas bardzo uprzejmie i długoz nami rozmawiał. Obiecał zwołać konferencję,która przedyskutuje tę sprawę. Jednak po upływiekilku miesięcy otrzymaliśmy pismo, że utworzenieschroniska dla bezdomnych jest niecelowe.Jeszcze później po przedwczesnej śmierci J. Michalskiegow r. 1972 w tej samej sprawie zwróciliśmysię do jego następcy Jana Czumy, ale również otrzymaliśmypodobną odpowiedź.’’ 15Może jednak wyżej wymienione starania miały tękorzyść, że „po raz pierwszy opinia publiczna mogłasię dowiedzieć o istnieniu w PRL bezdomnych z artykułured. S. Pogody-Kalickiego we wrocławskim tygodniku w lecie 1971r. Artykuł ten popierałinicjatywę ludzi dobrej woli (T. Rylke i J.Marszałkowicza– przyp.mój) utworzenia tymczasowego domunoclegowego dla bezdomnych we Wrocławiu. Pomysłten jednak nie spotkał się z aprobatą władz miasta Wrocławiai nie został zrealizowany.” 16Następną czwartą inicjatywą podjętą w Warszawiew r. 1977 przez docent Jadwigę Skierczyńską, StanisławaKleczyńskiego i Marię Jarkiewicz były bohaterskiestarania, których uwieńczeniem było utworzenieDomu Przyjaźni w Warszawie przy ul. Knyszyńskiej1. Długa to i dość skomplikowana historia,dowodząca, że można coś dobrego dla bliźnichna dziko robić.„Dom przyjaźni... powstał spontanicznie z inicjatywytrzech osób. Była wśród nich matka upośledzonegopsychiczną chorobą syna (doc. JadwigaSkierczyńska - przyp.mój) uczulona na niedolępodobnych. Chciała, by powstał dom dla upośledzonychdzieci. W 1977r. wraz z grupką towarzyszącychjej osób rozpoczęła poszukiwania lokalu. Znalazłsię na Powązkach – stara zdewastowana, ale nadającasię jeszcze do zamieszkania plebania. Po kilkumiesiącach parafia św. Józafata udostępniła ją do adaptacjina przyszły dom. Budynek odnowiono, oszklono,wyremontowano piece. Cel przeznaczenia jednaksię zmienił. Poszło w innym kierunku, gdyż pojawilisię bezdomni.Wigilia 1977r. ulica Długa. Na śmietniku znalezionostarszego człowieka. Około sześćdziesiątki.Bez dachu nad głową. Zniszczony alkoholem, z odmrożonyminogami, zmęczony, chory, prawie niedołężny,w brudnych łachmanach. Zawieźli go do pogotowia.Po wielu dniach szpitala doszedł do siebie.Zabrali go na Powązki. Tak się zaczęło. Pocztą pantoflowąo schronisku dowiadywali się inni. Mury byłejplebanii zaczęły się wypełniać... (Dyżury w schroniskuspełniali doc. Skierczyńska i St. Kleszczyński– przyp.mój).Organizatorzy domu długo wydeptywali ścieżkido różnych urzędów, by uzyskać wsparcie, akceptacjęwładz, pomoc finansową, legalizację placówki.PISMO SAMOPOMOCY 15

potrzeby domów okresowego pobytu dla osób zwalnianychz zakładów penitencjarnych.Takich placówek w tym czasie nie było. MinisterstwoSprawiedliwości już w 1970r. zwróciło się dowojewódzkich zespołów ds. pomocy postpenitencjarnejprzy prezesach sądów wojewódzkich o wytypowanieodpowiednich obiektów. Jako sekretarz wojewódzkiegozespołu we Wrocławiu podjąłem starania,aby budynek położony w Świdnicy a uprzednioużytkowany przez OPW (Ośrodek Pracy Więźniów),mógł być przekazany <strong>na</strong> dom czasowego zakwaterowania.Niestety, przedstawiciele Rady przy ministrzesprawiedliwości odmawiając uzasadnili, że pobytw takim domu mógłby być traktowany jako dalszeprzedłużenie kary dla osób zwolnionych z zakładówpenitencjarnych, zaś Ministerstwo Zdrowia i OpiekiSpołecznej, ma pilniejsze potrzeby i nie mogą się zajmowaćsprawami margi<strong>na</strong>lnymi. Również nie zgodzilisię <strong>na</strong> prowadzenie takiego domu przedstawicielePolskiego Komitetu Pomocy Społecznej orazPolskiego Czerwonego Krzyża. Ostatecznie budynekwraz z meblami i pościelą kompletnie przygotowanydo zakwaterowania około 100 osób, został przekazanywładzom terenowym. 4„Nikt nie chciał takiego zakładu dla <strong>bez</strong>domnychprowadzić i nie było osoby, która by takim domemkierowała i tam zamieszkała. Na udział osób duchowych,a <strong>na</strong>wet Kościoła nie wyrażano zgody.” 5Tak więc starania sędziego wojewódzkiego WładysławaKupca człowieka mądrego, szlachetnego i dobrego,spotkały się z obojętnością i wykrętami władz i organizacji,chociaż „artykuł 34 kodeksu karnego wyko<strong>na</strong>wczego,obowiązujący od stycznia 1970r., zobowiązujeorga<strong>na</strong> władzy terenowej i zainteresowane organizacjespołeczne do zapewnienia w razie potrzeby czasowegozakwaterowania osób <strong>bez</strong>domnych opuszczających zakładypenitencjarne.” 6Drugą podobną próbą – podjętą prawdopodobnie<strong>na</strong> przełomie lat 1960/1970 był projekt zorganizowaniapomocy dla <strong>bez</strong>domnych opuszczających zakładykarne, a nie mających dokąd się udać i przy<strong>na</strong>jmniejchwilowo niezdolnych do włączenia się w życiespołeczeństwa, zainicjowany przez docenta ZbigniewaBożyczko. Był on pracownikiem Wydziału Prawa<strong>na</strong> Uniwersytecie Wrocławskim i wykładowcą <strong>na</strong> katedrzekrymi<strong>na</strong>listyki. Napisał też dosko<strong>na</strong>łą książkępt. ,,Przestępstwo i życie.”„Jako docent krymi<strong>na</strong>listyki, który <strong>na</strong>pisał pracę<strong>na</strong>ukową o technice złodziejstwa. Musiał krążyćpo zakładach karnych, rozmawiać z więźniami,wyciągać od nich tajemnicę kunsztu złodziejskiego.Podczas tej pracy zapoz<strong>na</strong>ł się, a <strong>na</strong>wet zaprzyjaźniłz wieloma więźniami i starał się, im pomagać po wyjściuz więzienia.” 7„Zbigniew Bożyczko pragnął, aby jeden z podwrocławskichPGR-ów zamienić <strong>na</strong> ośrodek dla więźniówopuszczających zakłady karne, nie mającychgdzie się podziać; aby tam mogli mieszkać, coś sobiezarobić pracując w gospodarstwie rolnym, ubraćsię <strong>na</strong>leżycie i potem pójść w świat do jakiejś pracy.Ze swoim pomysłem chodził do różnych dygnitarzy.Jed<strong>na</strong>k wyśmiano go i <strong>na</strong>zwano jego słuszny pomysł– utopią.” 8„Przekonywał, że nie chodzi tutaj o rentownośćowego PGR-u, że trzeba liczyć się z trudnościamiperso<strong>na</strong>lnymi i dyscypli<strong>na</strong>rnymi, ale że podjęcie takiejinicjatywy będzie miało ogromną wartość moralnąi społeczną. Wyśmiano go jed<strong>na</strong>k, <strong>na</strong>zwano utopistąi – wszystko się skończyło. Tłumaczył mi (już poroku 1972 – przyp.mój), choć sam <strong>na</strong>leżał do partii,że nie warto zwracać się do różnych szyszek w sprawachludzi biednych, gdyż oni wygłaszają tylko piękneslogany <strong>na</strong> mównicach, ale myślą o karierze, o wygodachi rozrywkach.” 9„Wydawało się więc, że w systemie komunistycznymnie ma mowy o pomocy <strong>bez</strong>domnym, tym bardziejże samo słowo ‘’<strong>bez</strong>domni’’ zostało obojętnecenzurą. Władze komunistyczne zatajały przed opiniąspołeczną fakt istnienia <strong>bez</strong>domnych.” 10Wyjątkowo w pracach <strong>na</strong>ukowych moż<strong>na</strong> byłospotkać kilka słów o problemie <strong>bez</strong>domnych. Takąwzmiankę o <strong>bez</strong>domnych spotkałem w „ArchiwumKryminologii” t. VI w artykule Prof. Stanisława Batawiiz r. 1974.Prof. Stanisław Batawia wysunął słuszny postulatpomocy dla <strong>bez</strong>domnych alkoholików, którzy poszpitalnym leczeniu przeciwalkoholowym nie majądokąd się udać.„Stanisław Batawia postuluje utworzenie zakładówopiekuńczych dla zdegradowanych alkoholików,którzy odbyli leczenie w szpitalach odwykowych.Dochodzi mianowicie do <strong>na</strong>stępujących wniosków.Kategoria alkoholików z objawami z<strong>na</strong>cznejdegradacji społecznej, zwykle ludzi samotnych, niejednokrotniefaktycznie samotnych i <strong>bez</strong>domnychnie mających żadnego oparcia w rodzinie, niezdolnychwłaściwie do systematycznej pracy w zwykłychzakładach pracy, wymaga koniecznie pomocy w postaciumieszczenia ich po przebytym leczeniu w domachprzejściowej opieki (hostele), w których moglibyprzebywać przez dłuższy czas.(...) W stosunku dostarszych alkoholiczek, przebywających często jużtylko w środowisku osób z marginesu społecznegoi będących w z<strong>na</strong>cznym odsetku prostytutkami, nie-14

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!