10.07.2015 Views

Fronda21-22

Fronda21-22

Fronda21-22

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

wypadać, a mieszkania stawały się coraz mniejsze i brzydsze, domy i miastacoraz bardziej nieludzkie. I w takiej to atmosferze, z naiwną wiarą w swobodętwórczą, kształtował się polski modernizm w sztuce. Mizerny, kaleki, nieśmiały,zakompleksiony, prowincjonalny. Weszło w życie pokolenie artystów,którzy nie mieli możliwości oglądania na żywo sztuki nowoczesnej powstałejw pierwszej połowie XX wieku, nie znali zasad jej powstawania, logiki, jakąsię kierowano. Rarytasem były książki przemycane z Zachodu, z pokorąukrywano niekompetencję, wiedziano tylko, że nowoczesny pogardza anegdotą,tak jak „konceptualista" lat 70-tych nie mógł używać pędzla. Nie manic gorszego niż nowoczesna szmira i niewiele więcej warte były dzieła robionepod rygorem nowoczesności, w duchu naiwnej abstrakcji, malarstwamaterii, byle tylko nie zdradzić swojego zakłopotania czy rozterki duchowej.Tylko Nikiforowi wolno było malować tak jak chciał, a Nowosielski korzystałz immunitetu malarza religijnego, ikonopisa. Znałem osobiście takiego profesoraakademii warszawskiej, który żalił się, że pod wpływem presji psychicznejzaczął deformować, czyli formalizować. Można przypuszczać, że byłto odwet za terror ideologiczny z czasów walki z „formalizmem". Tenże profesorwykonał wcześniej serię pięknych drzeworytów sztorcowych do książkipt. Sosol Słowem... były to koszta powrotu do równowagi.Trwało to gdzieś do drugiej polowy lat 60-tych. I znów muszę przypomniećrzecz komiczną. Jak wiadomo, w 1964 roku na Biennale w WenecjiGrand Prix i Złotego Lwa otrzymał Robert Rauschenberg. Ten fakt, jak teżpojawienie się amerykańskiego pop-artu w Wenecji, zostały wyszydzonei przyjęte ze zgrozą w recenzji profesora Aleksandra Wojciechowskiego, drukowanejwe „Współczesności" (nie mam tej gazety, ale tekst pamiętam dodziś). Mimo tak fatalnej rekomendacji, w głowach polskich „plastyków"(przeciw tej durnej nazwie żaden autorytet nie protestował) coś zaczęło świtać.I tak oto w „abstrakcyjnych" obrazach polskiego informelu czy też peinturede la matiere, przyprawionej kolorystycznym, pokapistowskim wystrojem,zaczęły pojawiać się twarzyczki, główki, figurki ludzkie, czyli małe, nieśmiałe„anegdotki". Obserwowałem te przemiany w obrazach Grupy Krakowskiej,wciąż jeszcze wówczas najbardziej awangardowej, a także u niektórychartystów warszawskich: na przykład „pioruniaste" linie w obrazach Tchorzewskiegozaczęły na powrót przybierać kształty figur ludziopodobnych. TadeuszKantor wystawił w piwnicy krzysztoforskiej (tylko na jeden wieczór)316FRONDA 21/<strong>22</strong>

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!