kulturowa tożsamość poetów prezentacje i analizy - Wydział ...
kulturowa tożsamość poetów prezentacje i analizy - Wydział ...
kulturowa tożsamość poetów prezentacje i analizy - Wydział ...
You also want an ePaper? Increase the reach of your titles
YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.
Ignacy S. Fiut<br />
KULTUROWA TOŻSAMOŚĆ POETÓW<br />
PREZENTACJE I ANALIZY<br />
1
2<br />
Kraków 2008
KU 321 pozycja wydawnictw naukowych<br />
Akademii Górniczo-Hutniczej im. Stanisława Staszica w Krakowie<br />
© Wydawnictwa AGH, Kraków 2008<br />
ISBN 978-83-7464-209-5<br />
Redaktor Naczelny Uczelnianych Wydawnictw<br />
Naukowo-Dydaktycznych AGH: Jan Sas<br />
Z-ca Redaktora Naczelnego: Beata Barszczewska-Wojda<br />
Komitet Naukowy UWND AGH:<br />
Kazimierz Jeleń (przewodniczący),<br />
Edward Fraś,<br />
Tadeusz Sawik,<br />
Ryszard Uberman,<br />
Adam Paweł Wojda,<br />
Mariusz Ziółko<br />
Recenzent: prof. ASP Andrzej Bednarczyk – Akademia Sztuk Pięknych<br />
im. Jana Matejki w Krakowie<br />
Książkę sfinansowano ze środków Funduszu Badań Statutowych WH AGH<br />
nr 11.11.430.127/2008<br />
Redakcja: Dawid Skrabek<br />
Projekt okładki i strony tytułowej: Zofia Łucka<br />
Na okładce wykorzystano zdjęcie autorstwa Anny Blaźniak<br />
Skład komputerowy: „Edycja”, tel. 0-12 284-30-28<br />
Druk i oprawa:<br />
Redakcja Uczelnianych Wydawnictw Naukowo-Dydaktycznych AGH<br />
al. Mickiewicza 30, 30-059 Kraków<br />
tel. 0-12 617-32-28, tel./faks 0-12 636-40-38<br />
e-mail: redakcja@wydawnictwoagh.pl<br />
www.WydawnictwoAGH.pl<br />
4
Spis treści<br />
Słowo wstępne .................................................................................. 7<br />
Rozdział I. Głosy <strong>poetów</strong> stają się coraz cichsze ................................. 11<br />
Rozdział II. Poetyckie nadzieje i wizje na progu nowego milenium ...... 18<br />
Rozdział III. Miłość w poetyckich dyskursach ..................................... 31<br />
Rozdział IV. Jesień jest dla <strong>poetów</strong> pełna słowobrania .......................... 41<br />
Rozdział V. Powracając do swoich ojczyzn mentalnych ........................ 47<br />
Rozdział VI. Egzystencjalne wynurzenia <strong>poetów</strong> .................................. 54<br />
Rozdział VII. Fruwając między niebem a ziemią ................................. 63<br />
Rozdział VIII. Nowe siły w poezji polskiej .......................................... 73<br />
Rozdział IX. Gry słowne <strong>poetów</strong>,<br />
czyli wędrówki po ich światach mentalnych .................... 81<br />
Rozdział X. Stary Sącz i jego kultura jako źródło inspiracji <strong>poetów</strong> ....... 93<br />
Rozdział XI. W poszukiwaniu własnej tożsamości ............................... 101<br />
Rozdział XII. Poezja a postmodernizm ............................................... 125<br />
Indeks nazwisk ................................................................................. 135<br />
5
Słowo wstępne<br />
Kwestię tożsamości <strong>poetów</strong>, którą zawsze należy odnosić do wzorów<br />
oraz schematów kultury, w której tworzą, chcemy przedstawić jako procesy<br />
programowego jej destabilizowania, umożliwiające sam fakt tworzenie 1 . Destabilizacja<br />
taka poszerza możliwości postrzegania, przeżywania i rozumienia<br />
otaczającego ich świata, a więc daje wiele nowych szans wglądania w niego<br />
oraz ujawniania nowych jego stron i tkwiących w nim wartości. Poeci, jak<br />
wszystkie jednostki, zawsze dysponują własną tożsamością, bardziej lub mniej<br />
uświadamianą, ale stanowi ona dla nich pewien gorset ograniczający ich zamysły<br />
artystyczne i aktywność twórczą. Taka postawa była u nich obecna od<br />
dawien dawna, bo często w dziejach byli postrzegani jako odmieńcy, osobniki<br />
„odbiegające” od obowiązujących norm, często wręcz „chorobliwie szalone”.<br />
Obecnie, w związku z rozprzestrzenianiem się procesów globalizacji podważających<br />
dotychczas panujące wartości i standardy kulturowe, kwestia destabilizacji<br />
tożsamości jednostkowej i zbiorowej staje się coraz bardziej aktualna<br />
i dotyczy zdecydowanej większości ludzi, a nie tylko artystów. Te zewnętrzne<br />
uwarunkowania destabilizujące tożsamości ludzi coraz silniej wpływają na<br />
dążenia do jej zmiany czy przebudowywania, szczególnie wśród artystów.<br />
„Tęsknota za tożsamością – pisze Zygmunt Bauman – wynika z pragnienia<br />
bezpieczeństwa, co samo w sobie jest dość dwuznaczne. Jakkolwiek byłoby<br />
to zrazu radosne, jakkolwiek obiecujące i pełne przeczuć dotąd nieobecnego<br />
doświadczenia, bujającego w nieudolnie zdefiniowanym obszarze, zawisłego<br />
w opornej i irytującej przestrzeni gdzieś „między ustami a brzegiem pucharu”,<br />
to na dłuższą metę bywa to denerwujące i wywołuje stany lękowe. Chociaż<br />
ustalona pozycja pośród nieskończonej liczby możliwości też nie stanowi<br />
1<br />
I.S. Fiut, Tożsamość <strong>poetów</strong>. Próba oglądu zjawiska od strony psychospołecznej, [w:]<br />
A. Pankiewicz, J. Rokicki, P. Plichta (red.), Tożsamość kulturoznawstwa, Wydawnictwo Uniwersytetu<br />
Jagiellońskiego, Kraków 2008, s. 185–195.<br />
7
atrakcyjnej perspektywy. Ulubionym bohaterem naszej płynnej rzeczywistości<br />
jest niczym nieobciążona, swobodnie poruszająca się jednostka. Bycie „ustalonym”,<br />
„zdefiniowanym” na sztywno i bez możności zmian, staje się coraz<br />
gorzej widziane” 2 . Odczuwanie potrzeby przebudowy posiadanej tożsamości<br />
musi więc zakładać jej destabilizację, w wyniku której podmiot uwalnia się<br />
od jej silnej determinacji narzucającej mu mimowolnie widzenie oraz wartościowanie<br />
świata. Towarzyszy temu również odczuwanie poszerzenia własnej<br />
wolności osobistej, możliwości mniej skrępowanych wyborów, a więc stwarza<br />
warunki do aktywniejszego i bardziej twórczego działania, dającego szereg<br />
możliwość ukazywania nowych stron, wizji światów w stosunku do tego zastanego.<br />
„Kształtowanie „tożsamości” jako zadania i celu życia było – w porównaniu<br />
z przednowoczesnym pszypisaniem do stanu – aktem wyzwolenia;<br />
wyzwolenia od inercji tradycyjnych dróg, niezmiennych autorytetów, uświęconych<br />
schematów postępowania i niekwestionowanych prawd” 3 . To stwierdzenie<br />
wyjaśnia również dlaczego dzisiaj kwestie tożsamości indywidualnej,<br />
zbiorowej, przedmiotowej i podmiotowej stały się tak bardzo ważne dla ludzi,<br />
a szczególnie dla twórców. Ci ostatni nie tylko są skazani na świadome podważania<br />
własnej tożsamości w związku z podejmowanymi aktami twórczymi, ale<br />
również jest ona mocno kwestionowana przez uwarunkowania zewnętrzne, co<br />
nierzadko może prowadzić do jej rozpadu, a nawet utraty. Jeśli się tak stanie,<br />
artysta, w tym również poeta, wypala się twórczo i w rzeczywistości przestaje<br />
być autentycznym twórcą, skazując siebie najczęściej na milczenie. W procesach<br />
tworzenie obarczonych zawsze pewnych ryzykiem, ze względu na końcowy<br />
sens aktu twórczego, artysta z zasady stara się powołać do bytu coś, czego<br />
nie ma, a co jego zdaniem determinowanym silnym przekonaniem, być powinno.<br />
Taka jest bowiem natura dialektyki twórczości 4 . Z takiej perspektywy teoretycznej<br />
również jasnym się staje, że każda próba innowacji artystycznej, która<br />
ma mieć swoje odzwierciedlenie w rezultacie aktu twórczego, <strong>tożsamość</strong> określającej<br />
jego miejsce w świecie, musi być bardziej lub mnie podważona, a więc<br />
artysta musi wcześniej dogłębnie przetestować własną świadomość posiadanej<br />
tożsamości, co zawsze daje mu przesłanki do tego, by ją w pewnym stopniu zakwestionować.<br />
I dopiero to wewnętrzne doświadczenie inicjuje w nim procesy<br />
twórcze, wzmacniając i motywując jego potrzebę kreacji, a więc powoływania<br />
do bytu tego, co według jego oceny aksjologicznej winno jakoś zaistnieć. Z tej<br />
właśnie perspektywy teoretycznego oglądu była pisana ta praca.<br />
2<br />
Z. Bauman, Tożsamość. Rozmowy z Benedetto Vecchim, Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne,<br />
Gdańsk 2004, s. 30.<br />
3<br />
Ibidem, s. 48.<br />
4<br />
W. Stróżewski, Dialektyka twórczości, Polskie Wydawnictwo Muzyczne, Kraków 1983,<br />
s. 184–185.<br />
8
Przedmiotem prezentacji i analiz zawartych w książce stały się zbiory poezji<br />
współczesnych jej twórców, analizowane pod różnym kątami ze szczególnym<br />
uwzględnieniem kreowanych przez autorów światów poetyckich oraz ich<br />
stosunku do własnej osobowej tożsamości w kontekście świadomości zbiorowej,<br />
do której należą oni sami i ich czytelnicy. Nie są to autorzy znajdujący się<br />
na Parnasie, ale ci, dzięki którym kwitnie obecnie rzeczywiste życie literackie<br />
i którzy w praktyce rozwijają kulturę poetycką wśród publiczności. Można ich<br />
zaliczyć do tzw. „Parnasu-bis”, co nie oznacza, że ich twórczość jest gorsza.<br />
Stanowi ona szerokie i dobre zaplecze polskiej kultury poetyckiej, która przecież<br />
na arenie światowej odniosła niedawno spektakularne sukcesy, by przypomnieć<br />
dwoje laureatów Nagrody Nobla w tej dziedzinie – Czesława Miłosza<br />
i Wisławę Szymborską. Może do tej pory los im nie sprzyjał i nie znaleźli<br />
odpowiedniego mecenasa, by ich wypromował, albo sami wolą skromne kontakty<br />
z własnymi czytelnikami, tworząc w ten sposób wspólnoty aksjologiczne<br />
budujące ową duchowość wśród ludzi, która ma dla nich większą wartość<br />
niż obecność na pierwszych strony poczytnych gazet i magazynów, mierzona<br />
najczęściej wielkością sprzedanego nakładu ich książek przez komercyjnych<br />
wydawców.<br />
Praca ta nie jest pomyślana jako typowa rozprawa o charakterze krytycznoliterackim,<br />
ale skierowuje uwagę przede wszystkim na inspiracje twórcze<br />
<strong>poetów</strong>, towarzyszące im obawy, lęki, przeżycia, rodzące w nich potrzebę<br />
pisania właśnie wierszy oddających ich stosunek do otaczającego ich świata,<br />
w którym starają się znaleźć swoje miejsce. Jest ona raczej dokumentem<br />
opisującym motywy tworzenia, mentalność piszących oraz przyświecające<br />
im cele, które niekiedy nie są do końca możliwe do wyartykułowania, kiedy<br />
pisanie wierszy staje się formą ich egzystencjalnej terapii. Najwięcej uwagi<br />
poświęciliśmy tym autorom, którzy prawie od drugiej połowy XX wieku<br />
aktywnie uczestniczą własną twórczością w życiu rodzimej poezji. Są<br />
to: Anna Kajtochowa, Helena Gordziej, Wanda Łomnica-Dulak, Stanisław<br />
Franczak czy Wojciech Kawiński. Również wiele uwagi zwróciliśmy na tych<br />
autorów, którzy zintensyfikowali swą twórczość po przełomie ustrojowym<br />
w roku 1989, kiedy bariera cenzury została zniesiona i otworzyły się dla<br />
nich szerokie możliwości wydawnicze, co nie oznaczało jednak, że wszyscy<br />
wydający pokazali twórczość na wysokim poziomie artystycznym. Do<br />
tej drugiej wartościowej grupy <strong>poetów</strong> należą np. Aleksander Jasicki, Józefa<br />
Ślusarczyk-Latos, Alicja Zemanek, Joanna Babiarz, ale i grono młodych<br />
adeptów pióra, jak np. Wojciech Boros, Małgorzata Lebda czy Daniel Lizoń.<br />
Dobór nazwisk <strong>poetów</strong> nie jest zapewne reprezentatywny, ale ich twórczość<br />
ma dla nas pewną autoteliczną wartość, która skłoniła do zaprezentowania<br />
i przeanalizowania ich dokonań.<br />
9
Sens tej pracy polega przede wszystkim na tym, że chcemy pokazać<br />
twórczość poetycką jako pewien emocjonalny i duchowy dokument okresu<br />
przełomu wieków. Chcemy również zaproponować pewne bardziej filozoficzne<br />
do niej podejście, a nawet zasugerować klucz intelektualny do rozumienia<br />
i przeżywania tej poezji. Sądzimy także, że potencjalny jej czytelnik<br />
może z powodzeniem odnaleźć z jej twórcami jakieś aksjologiczne porozumienie<br />
oraz wspólnotę życia duchowego, która poszerzy jego własne odczuwanie,<br />
przeżywanie, ale i rozumienie otaczającego go świat wraz z żyjącymi<br />
w nim ludźmi.<br />
Kraków, październik 2008 roku<br />
Ignacy S. Fiut<br />
10
ROZDZIAŁ I<br />
Głos <strong>poetów</strong> staje się coraz cichszy<br />
Tożsamość <strong>poetów</strong> ma dwie zasadnicze warstwy. Pierwsza dotyczy „bycia<br />
poety” człowieka, który posiada, ale i permanentnie tworzy własną <strong>tożsamość</strong><br />
kulturową. Druga natomiast wiąże się z jego walką o <strong>tożsamość</strong> własnej<br />
twórczości, która w sposób osobliwy wyraża jego aktualny stan tożsamości<br />
poetyckiej, ucieleśnianej i w pewnym sensie zobiektywizowanej w jego twórczości.<br />
W ten sposób obiektywizowana twórczość poetyka spycha na drugi<br />
plan jej autora, a stworzone przez niego wizje świata po dotarciu do odbiorcy<br />
zaczynają żyć własnym życiem, najczęściej niezależnie od niego. Mówiąc<br />
prościej, poecie idzie o to, by utwór sygnowany jego nazwiskiem był przez<br />
światy w nim wykreowany rozpoznawalny, i by stanowił przestrzeń przyszłej<br />
wspólnoty z czytelnik, który z kolei mógłby rozpoznać go jako autora,<br />
resp. formację, którą reprezentuje. Już w takim usytuowaniu tożsamości<br />
poety i tożsamości jego twórczości zawarty jest konflikt wewnętrzny, który<br />
wypełnia jego osobowość, jego ja podmiotowe, ja artystyczne, a którego<br />
wynikiem jest specyfika i oryginalność kolejnych jego zamysłów twórczych<br />
oraz sposobów ich realizacji. Można więc zasadnie przyznać prawdziwość<br />
stwierdzeniu, które często wyrażają dojrzali i doświadczeni poeci, że „poetą<br />
się bywa”, zaś zawsze jest się człowiekiem. Choć z drugiej strony stwierdzenia<br />
Jose Ortegi y Gasseta związane z miejscem poezji Mallarmégo w kulturze<br />
europejskiej sugerujące, że tam, gdzie kończy się człowiek, zaczyna się artysta,<br />
a samo poezja ze swej istoty stanowi „wyższą algebrą metafor”, budząc<br />
pewne wątpliwości co do istoty „bywania poetą” 1 . Naszym jednak zdaniem<br />
są to wielce przenikliwe stwierdzenie autora Buntu mas, które jakby antycypują<br />
to, co zdarzyło się z poezją na przełomie XX i XXI wieku, a co ma swoje<br />
historyczne zadłużenie, które zostało wyraziście uświadomione przez <strong>poetów</strong><br />
dopiero w ubiegłym wieku, kiedy właśnie ich <strong>tożsamość</strong> została wyraźnie za-<br />
1<br />
J. Oretega y Gasset, Dehumanizacja sztuki i inne eseje, Czytelnik, Warszaw 1980, s. 304.<br />
11
kwestionowana w przestrzeniach społeczeństwa masowego, kształtowanego<br />
przez media masowe. „Przypomnijmy, że człowiek wybitny – pisze Ortega<br />
y Gasset – tym różni się od człowieka pospolitego, że ten pierwszy ma duże<br />
wymagania wobec siebie samego, natomiast ten drugi, zachwycony własną<br />
osobą, niczego od siebie nie wymaga, będąc zupełnie zadowolony z tego,<br />
kim jest” 2 . Jeśli więc ktoś tu może mieć świadome problemy z własną tożsamością,<br />
to niewątpliwie ten pierwszy, a do tego typu należą przecież poeci,<br />
pod warunkiem, że nie są w pełni filistrami, a przy okazji koniunkturalistami<br />
społeczno-politycznymi. Tak czy owak, poeci byli i są zawsze skazani na<br />
programowe destabilizowanie własnej świadomości i wynikające z tego pytanie:<br />
kim ja jestem?, kim jest inny?, jaka jest kontekstualna podstawa naszego<br />
wspólnego życia w tym świecie?<br />
Jednym z pierwszych <strong>poetów</strong>, który był zarazem i filozofem, w pełni<br />
uświadamiającym sobie tę sytuację problematyczności własnej tożsamości<br />
poetyckiej i potrzeby jej budowania oraz przetwarzania w okresie powstawania<br />
społeczeństwa masowego emigrantów w Ameryce, był niewątpliwie Ralph<br />
Waldo Emerson, twórca idei panhumanizmu, akcentującej ważność wartość<br />
polegania na sobie jednostki w życiu, co stwarzało jej możliwość wyboru<br />
siebie niezależnie od swej tożsamościowej proweniencji, ale i nie pozwalało<br />
poddawać się panowaniu świata rzeczy nad nią. Warunkiem takiej postawy<br />
autonomicznej, zakładającej możliwość własnej autdefinicji, było kultywowanie<br />
zasady życia społecznego, głoszącej: „równość w różnorodności”, z której<br />
wynikało fundamentalne stwierdzenie, że każdy ma prawo do osobistego<br />
duchowego rozwoju, w którym istotne miejsce miał odgrywać stosunek pojedynczego<br />
człowieka do przyrody. Głos Emersona był chyba pierwszym publicznym<br />
wyznaniem poety, mówiącym, że poeta z konieczności musi destabilizować<br />
własną <strong>tożsamość</strong>, by być słyszalnym: by przyciągać ku sobie uwagę<br />
odbiorców własnej twórczości i budzić u nich jako innych przychylność i klimat<br />
zaufania. Tym, co stwarzało ów wspólny grunt dla poety i innych względem<br />
niego ludzi, jakimi byli emigranci z różnych kręgów kulturowych oraz<br />
tubylcy, było ich wspólne położenie w świecie przez nich zamieszkiwanym.<br />
Budziło ono w nich podobne obawy i lęki, ale również analogiczne nadziej,<br />
których rękojmią była obfitość, bogactwo, ale i piękno natury tego „nowego<br />
świata”, do które przyjazne nastawienie stwarzało wszystkim szansę budowy<br />
wspólnego życia, w którym ludzie będą się szanowali pomimo rozlicznych<br />
różnic, które ich dzieliły.<br />
Kolejnym przykładem destabilizacji własnej tożsamości związanym<br />
z rozwojem społeczeństwa masowego i egalitaryzacji w jego przestrzeniach<br />
2<br />
J. Ortega y Gasset, Bunt mas, MUZA S.A., Warszawa 1995, s. 61.<br />
12
poezjowania są przykłady opisywane przez Hansa-Georga Gadamera, do<br />
których zaliczył postawy twórcze: Ernesta Meistera, Johanes Bobrowskiego,<br />
Godfrieda Benna, Paul Celana i Georga Trakla. Gadamer przypominał przy<br />
okazji, że ich poprzednikiem duchowym był niewątpliwie Fryderyk Hölderlin,<br />
który właściwie za parawanem własnej twórczości dotykającej uniwersalnego<br />
porządku świata skrywał własną <strong>tożsamość</strong>, która ponadto została w wyniku<br />
intensywnych procesów twórczych prawie zupełnie zdestabilizowana.<br />
Wszyscy ci poeci starali się bowiem tworzyć na poziomie stykania się języka<br />
z transcendentnym w stosunku do niego światem oraz bytem jako pełną całością,<br />
głęboko skrywając za swymi utworami własną <strong>tożsamość</strong>. Z ich utworów<br />
emanował ból i cierpienie egzystencjalne, brak odczuwanej miłości, pełne<br />
osamotnienie, a nawet odczucie obcości wobec własnego ja, a w konsekwencji<br />
utwory te stanowiły świadectwo zupełnego wykluczania się ze społeczeństwa<br />
masowego, w którym kwestia tożsamości stawała się dla nich nie do zniesienia.<br />
Pomimo to dążyli oni za wszelką cenę do odbudowania ram uniwersalnych<br />
dla tożsamości człowieka, destabilizując prawie w całości własną <strong>tożsamość</strong>,<br />
a nawet często wyrzekali się jej. Taka postawa <strong>poetów</strong> powodowała,<br />
że ich osobisty głos stawał się coraz cichszy, bo starali się mówić szeptem<br />
tylko do tych nielicznych słuchaczy i czytelników, którzy jeszcze byli w stanie<br />
zrozumieć sens ich wysiłku poetyckiego. Nie rozumiejąc więc ani siebie, ani<br />
innego, bo ich życie pozbawione świadomości tożsamości własnej uniemożliwiało<br />
im przeglądanie się w tożsamości innego, nie byli w stanie nawiązać<br />
z nim właściwie żadnych kontaktów. W ten sposób potencjalna ich wspólnota<br />
z innymi się rozpadała, a właściwie nigdy nie mogła dojść do skutku.<br />
W konsekwencji tracili bezpowrotnie szansę doświadczania całości i harmonii<br />
świata. Dlatego Gadamer nie bez powodu zapytuje: czy poeci umilknął? 3 .<br />
Przypomina za Paulem Valéry, że „Słowo używane w komunikacji jest jak<br />
zdawkowa moneta. Czyli oznacza coś, czym nie jest. (…) Słowo poetyckie,<br />
odsyłając nas ku czemuś innemu, zarazem wskazuje samo na siebie. Samo<br />
słowo jest poręką tego, o czym mówi. Obcując ze słowem poetyckim, wszyscy<br />
tego doświadczamy. Im bardziej oswojeni jesteśmy z danym utworem poetyckim,<br />
tym bogatsza w znaczenie, tym bardziej obecna staje się wypowiedź.<br />
Słowo poetyckie wyróżnia się tym, że coś uobecniając, samo się uobecnia” 4 .<br />
Można więc powiedzieć, że poeta ożywiający słowa i język, sam za ich fasadą<br />
jakby cichnie i umiera. Jak zatem widzi tę kwestię niemiecki myśliciel? „Poeci<br />
z konieczności stali się cisi. Dyskretne wiadomości – wyjaśnia Gadamer – po-<br />
3<br />
H-G. Gadamer, Czy poeci umilknął? Wydawnictwo Homini Studio Φ, Bydgoszcz 1998,<br />
s. 35–42.<br />
4<br />
Ibidem, s. 35–36.<br />
13
dawane są cicho, i cicha stała się też mowa poety. Poeta przekazuje coś temu,<br />
kto umie tego słuchać i gotów jest wysłuchać. Niejako szepce mu do ucha,<br />
a czytelnik zamieniony w słuch, na koniec skinie głową. (…) Kto pozwoli,<br />
by dotarło do niego słowo poezji, dokonuje tym samym weryfikacji, a łatwo<br />
pojąć, że w epoce elektrycznie wzmocnionego głosu tylko najcichsze słowo<br />
odtwarza wspólnotę Ja i Ty, i w ten sposób przywołuje człowieczeństwo” 5 . Nie<br />
trudno więc zrozumieć dlaczego poeta staje się faktycznie osobowością narracyjną<br />
6 ze silnie zdestabilizowaną tożsamością, a jego twórczość poetycka traci<br />
charakter publiczny, przybierając postać sztuki interwencyjnej, skierowanej do<br />
wąskich i wrażliwych innych, mających świadomość potrzeby nieustannego<br />
budowania własnej tożsamości i jej kontekstu – wspólnoty, która ją odzwierciedla<br />
i konstytuuje.<br />
Inną kwestią, o której jedynie wspomina Gadamer, jest sytuacja poety<br />
w społeczeństwie całkowicie masowym, w którym zmasowana propaganda<br />
mediów zupełnie wyobcowuje głos poety, spycha go na margines, pozbawia<br />
wrażliwego czytelnika. Media przybierają bowiem kształt „przemysłu kulturowego”<br />
– jak trafnie już w latach trzydziestych XX wieku zauważyli członkowie<br />
szkoły frankfurckiej. Efektem tego zmasowanego oddziaływania mediów<br />
na ludzi było pojawienie się „człowieka jednowymiarowego”, który stopniowo<br />
przekształcił się w wymiarze zbiorowym w „społeczeństwo jednowymiarowe”<br />
7 . Celem takiego społeczeństwa stało się głównie pomnażanie kapitału,<br />
czyli rozwój konsumpcji i jej maksymalizacja, włącznie z dobrami duchowymi<br />
i wytworami sztuki. Te ostatnie mają tu służyć przede wszystkim do transformacji<br />
jego rozumu, by bezkrytycznie i bezrefleksyjnie podporządkowywał się<br />
celom produkcyjnym i konsumpcyjnym, a cała sfera duchowa powinna te tendencje<br />
wzmacniać i utrwalać. Rozum człowieka w takiej sytuacji społecznej<br />
staje się więc „rozumem instrumentalnym”, przyjmującym formę narzędzia<br />
podłączonego do systemu społecznego, charakterystycznym dla człowieka<br />
jednowymiarowego, który właściwie głuchnie na głos poezji i jej oddźwięk<br />
społeczny, a jeśli już – to ukradkiem w kontakcie intymnym jest jeszcze w stanie<br />
posłuchać lamentu poety. Na dobrą jednak sprawę jego los go już nie wiele<br />
obchodzi, a najczęściej jest mu obojętny, albo godny pożałowania.<br />
Obecnie w Polsce, podobnie jak w globalizującym się świecie ogarniętym<br />
ideami rozwoju i pomnażaniem kapitału oraz konsumpcji, gdzie społeczność<br />
rodzimych <strong>poetów</strong> szacuje się na ok. 100 000 osób, spośród których ok. 60 000<br />
5<br />
Ibidem, s, 41.<br />
6<br />
A. Kerby, Narrative and the Self, Indiana University Press, Bloomington 1991, s. 39–40.<br />
7<br />
Por. H. Marcuse, Człowiek jednowymiarowy. Badania nad ideologią społeczeństwa przemysłowego,<br />
PWN, Warszawa 1991, s. 159–250.<br />
14
wydało co najmniej jeden tomik wierszy, paradoksalnie głos <strong>poetów</strong> faktycznie<br />
staje się coraz cichszy. Nakłady książek poetyckich w swej zasadniczej masie<br />
są niewielki, średnio od 200 do 1000 egzemplarzy i bardzo trudno jest bez<br />
agresywnej promocji i marketingu sprzedać takie zbiorki utworów poetyckich.<br />
Jedynie ci poeci, którzy funkcjonują w we własnych „małych ojczyznach”,<br />
w których tworzony przez nich świat pokrywa się niejako z horyzontem świata<br />
czytelnika – światem jego życia, mają pewien rezonans i rozgłos. Poeci nie<br />
muszą tam „głośno krzyczeć”, by zwrócić na siebie uwagę i utworzyć skromną<br />
wspólnotę czytelniczą. Inni natomiast skazani są na mechanizmy komunikowania<br />
masowego oraz agresywną promocję własnych utworów w ramach obowiązującego<br />
w komunikowaniu publicznym modelu postrzegania przekazu<br />
jako formy konsumpcji duchowej, która eskaluje przeżycie i daje przynajmniej<br />
chwilową przyjemność. W takiej sytuacji posiadanie własnej tożsamości<br />
poetyckiej staje się barierą nie do przekroczenia między nadawcą i odbiorcą<br />
poezji jako komunikatu masowego, jeśli nie mieści się on w obowiązujących<br />
standardach i formatach tego typu komunikowania. Jedynie media w szerokiej<br />
skali są w stanie wypromować twórczość poety, ale musi on tak programowo<br />
przekształcać własną <strong>tożsamość</strong>, by miała ona znamiona medialnego idola,<br />
albo celebryty. Najlepiej, jeśli ma ich kilka i może je dopasować do każdej sytuacji,<br />
którą wykreują media, a on własną osobą będzie uwiarygodniał owe fakty<br />
medialne. Może być on wspaniałym idolem, publiczny malkontentem, a nawet<br />
cierpiętnikiem-ekshibicjonistą, bo właściwie wszystko to da się sprzedać publiczności,<br />
dla której liczy się eskalacja przeżycia, bez refleksyjnego wysiłku.<br />
Dobrze tę prawidłowość ilustruje twórczość i strategia artystyczna Marcina<br />
Świetlickiego i jego grupy muzycznej „Świetliki”. Jednak w tym wypadku<br />
jego <strong>tożsamość</strong> jest kreowana jako etykieta tożsamości pewnej wspólnoty, która<br />
przynajmniej chwilowo identyfikuje się z jego twórczością i w zwierciadle<br />
której próbuje budować zręby własnej odmienności w stosunku do panujących<br />
standardów ogólnospołecznych, szeroko rozsiewanych głównie przez media.<br />
Jednak i w tym wypadku twórczość ta ma charakter akcyjny i interwencyjny.<br />
Zdecydowana większość <strong>poetów</strong> mówi jednak coraz cichszym głosem, a ich<br />
sztuka słowa tworzy bardzo małe i najczęściej hermetyczne wspólnoty.<br />
Ten dwoisty sposób programowego destabilizowania własnej tożsamości<br />
przez <strong>poetów</strong> dobrze ilustrują spory o charakter twórczości tzw. pokolenia<br />
„bruLionu”, toczone w latach 1986–1996, a którego głównymi aktorami<br />
byli: Krzysztof Koehler – broniący opcji klasycystów oraz Marcin Świetlicki<br />
– opowiadajmy się za o΄harystami, zwanymi również barbarzyńcami 8 .<br />
8<br />
Por. J. Klejnocki, J. Sosnowski, Chwilowe zawieszenie broni. O twórczości tzw. pokolenia<br />
„bruLionu” (1986–1996), Wydawnictwo Sic!, Warszawa 1996.<br />
15
W obydwóch spierający się przypadkach poeci starali się własnym hałaśliwym<br />
sporem przyciągnąć uwagę potencjalnych czytelników, by następnie, wydając<br />
tomiki, rozmawiać z nimi ściszonym głosem. Interesująco ich programowe<br />
destabilizowanie własnej tożsamości, często nazywane nomadyzmem, opisuje<br />
Karol Maliszewski: „Klasycyzm: Tak (temu światu), umiar, ufność, »prymat<br />
form«, wiara w historię (także: literaturę), antyrealizm i obiektywizm, prymat<br />
»starości«: odnajdywanie się w kulturowo poświadczonych formach, jawne<br />
autorytety, »tradycja podsuwa«, iluzja dążenia do doskonałości (dościganie<br />
wzorów), eksponowanie pospólności, czyli ewokacja ponadczasowej wspólnoty,<br />
oglądanie bycia (opisywactwo), pulchryzm, rytmizm, i nowe rymotwórstwo,<br />
rozszerzanie i rozwijanie horyzontu antropologicznego: metafizyka<br />
pozytywna, Wiara w bis-rzeczywistość, oparcie się na danych zapośredniczonych.<br />
Językowy pasem, czyli traktowanie języka jako medium konserwującego<br />
ponadczasowo-symboliczną całość. Barbaryzm: Nie (temu światu), brak<br />
umiaru, nieufność, „prymat treści”, przekonanie, że historia (także literatury)<br />
jest fikcją – jest historią poszczególnych ekspresji, kolejnych konfesji, prezentacją<br />
poszczególnych bytów, zaistnień; realizm i sensualizm, prymat świeżości<br />
i nowości, (odkrycia), niezbyt jawne autorytety, „tradycja nie podsuwa”, iluzja<br />
przeczenia jakiejkolwiek doskonałości i brak wzoru, eksponowanie poszczególności,<br />
pojedynczość, teraźniejszość, uczestniczenie w byciu (świadectwo),<br />
rozpacz towarzysząca, szukaniu i sprawdzaniu wartości, turpizm, kalectwo rytmu,<br />
nieufny rym (jeżeli już, to daleki bądź niepełny). Wiara w rzeczywistość,<br />
oparcie się na danych bezpośrednich. Językowe obrazoburstwo, kolokwialne<br />
zakotwiczenie semantyczne. Ściemnianie i zawężanie horyzontu: metafizyka<br />
negatywna” 9 . W obydwóch więc przypadkach widać jasno, że poeci przyjmujący<br />
jedną z dwóch postaw artystycznych, z punktu widzenia psychospołecznego<br />
i antropologicznego muszą świadomie i programowo destabilizować<br />
własną <strong>tożsamość</strong>, nawet do stanu jej pełnej utraty. To stwarza im bowiem<br />
pewną możliwość, by choć przez chwile być słyszalnymi.<br />
Zaprezentowane sugestie pod adresem funkcjonowania tożsamości <strong>poetów</strong>,<br />
opisujące kondycję „bycia poetą” ze szczególnym uwzględnieniem<br />
współczesnych jej transformacji, związanych z coraz słabszym odgłosem ich<br />
twórczości w globalizujących się społeczeństwach, pozwalają opisać jej fenomen<br />
kulturowy w związku z sytuacją tożsamości jej twórców w następujących<br />
alternatywach, w których ujmuje się ją w perspektywie psychospołecznej i antropologicznej.<br />
W przypadku <strong>poetów</strong> <strong>tożsamość</strong> nie jest stanem, ale procesem,<br />
najczęściej intencjonalnie dynamizowanym; nieustannym wysiłkiem wpisywania<br />
się w zmieniające się porządki kultury, w celu podjęcia próby choćby<br />
9<br />
Por. K. Maliszewski, Nasi klasycyści, nasi barbarzyńcy, „Nowy Nurt” 1995, nr 19.<br />
16
chwilowego samookreślenia się. Kiedy pytamy o to, czy <strong>tożsamość</strong> <strong>poetów</strong><br />
jest kontynuacją, czy odmiennością, w tym przypadku raczej zawsze zmierza<br />
z mniejszym lub większym impetem do odmienności, bo poeta podejmuje próbę<br />
jej budowy w odmienności do tożsamości już zastanych. Jeśli idzie o sposób<br />
jej odniesienie do kontekstu, jakim jest jej zwierciadło, czyli <strong>tożsamość</strong><br />
zbiorowa, to w przypadku <strong>poetów</strong> mamy do czynienie nie z konformizmem,<br />
ale najczęściej z buntem, czyli próbami kreowania zarysów „tożsamości projektującej”<br />
i „tożsamości oporu”. A jeśli te alternatywy są prawdziwe, to teza<br />
o tym, że świadomość <strong>poetów</strong> jest ciągle destabilizowana, by umożliwić akty<br />
twórcze artystom słowa, wydaje się być bardzo prawdopodobna. Prawda jednak<br />
jest i taka, że rezonans słowa poetyckiego jest coraz słabszy, a coraz silniej<br />
zagłusza go dodatkowo rozgłos zarówno starych, jak i nowych mediów,<br />
które nieustannie walczą o uwagę i interaktywne zaangażowanie swych odbiorców<br />
w konsumpcję, którą nakręca koniunktura kolejnych cykli obrotu<br />
kapitałem, dla którego głos poety staje się zupełnie zbędny – najwyżej może<br />
być użyty jako przysłowiowa „przystawka” do obfitego obiadu. A więc znów<br />
powraca owo sakramentalne pytanie: „cóż po poecie w czasie marnym?”. Należy<br />
jednak mieć nadzieję, że to właśnie ten czas, a nie twórczość poety, są tu<br />
rzeczywiście marne.<br />
17
ROZDZIAŁ II<br />
Poetyckie nadzieje i wizje<br />
na progu nowego milenium<br />
Szkic ten jest poświęcony poetkom i poetom piszącym i publikującym<br />
swe utwory w XX wieku. Składają się na niego <strong>prezentacje</strong> tomików przypadkowo<br />
dobranych twórców, przede wszystkim z Krakowa i Małopolski, nie koniecznie<br />
z pierwszych stron gazet, lecz tych, którzy własne dokonania traktują<br />
bardziej intymnie i osobiście. Zawierają ona różnorodne motyw, inspirujące<br />
ich poszukiwania artystyczne odzwierciedlające niepokoje okresu przełomu<br />
wieków, żywione przekonania co do wartości oraz tendencji ideowych, nurtujących<br />
ludzi wrażliwych, skłonnych poszukiwać recepty na życie sensowne<br />
i uduchowione, wyrażane w szlachetnej sztuce słowa. Wszystkim im wspólna<br />
jest troska o los i <strong>tożsamość</strong> rodzimej kultury oraz społeczne środowisko życia<br />
ludzi, z którymi wyjątkowo silnie się identyfikują.<br />
Poeci ci poszukują także nowych treści oraz form dla rozwoju osobistej<br />
transcendencji nadającej w miarę jednolitą formę zachodzącym przemianom<br />
stylów życia, upodobań, które gwarantowałyby w jakiś wyraźny sposób ich<br />
osobiste przekonania metafizyczne: stanowiłyby dla nich pewną ostoję oraz<br />
układ odniesienia głębszego rozumienia świata i odnajdywania się w kontekście<br />
żywiołowo zmieniających się warunków życia w globalizującym się<br />
świecie na początku trzeciego milenium. Co ciekawe, że dla ich twórczości<br />
ważne jest również zdecydowanie pozytywne odnoszenie się do przyrody jako<br />
podstawy bytowania człowieka.<br />
18<br />
W kręgu poezji kobiecej<br />
O tomiku Alicji Zemanek pt. Ścieżki Ogrodu Botanicznego śmiało można<br />
powiedzieć, że autorka ze słów i wersów buduje arkę dla królestwa roślin od<br />
dziesiątek lat zamieszkujących tę roślinną enklawę Krakowa, zebranych przez<br />
pokolenia botaników. „Krakowski Ogród Botaniczny – pisze w przedmowie
poetka – jest miejscem niezwykłym. Jak okręt w szarym morzu miasta unosi tysiące<br />
roślin, przybyłych z pobliskich lasów i najodleglejszych zakątków świata.<br />
Niektóre z nich są tak rzadkie, że aż nierzeczywiste. W ukrytych labiryntach<br />
zieleni znaleźć można spokój i ukojenie przed hałasem ulicy. Przysiąść pod<br />
starym dębem Jagiellońskim. Popatrzeć na święte drzewo Indian – cypryśnik<br />
posadzony na wyspie pośrodku stawu” 1 . W tej misternie skonstruowanej książeczce<br />
znajdujemy wiersze poprzedzielane artystycznymi fotografiami różnych<br />
części Ogrodu i jego skarbów roślinnych. Zemanek prowadzi czytelnika jakby<br />
na wycieczkę wokół niego, ale także zachęca, by kontemplując to oryginalne<br />
i wyjątkowe „zielone i kolorowe piękno”, udać się w głąb własnej duszy.<br />
W tym celu umiejętnie zachęca do rozmowy z tym wspaniałym światem roślin<br />
zielnych, drzew, krzewów, w których zapisane są dzieje życia na Ziemi, które<br />
zrodziło także i samego człowieka. Namysł i medytacja – to jakby dwie bliźniacze<br />
siostry, przenikające ten zbiorek, przypominający coś, co najczęściej kojarzy<br />
się z połączonym w jedno zielnikiem oraz modlitewnikiem. Zamieszczone<br />
tu utwory są także zdecydowanym protestem przeciw ekspansji agresywnego<br />
miasta, które dotkliwie osamotnia człowieka współczesnego. Poetka doradza<br />
więc, że „(...) kiedy/nie widzisz nadziei/pozwól niech kwiat lotosu/rozświetli<br />
/wędrowną świątynię/twoich myśli”. Ogród jawi się jej jakby żywa księga<br />
biblijna, w której zawarte są najgłębsze prawdy o naszym świecie i kosmosie,<br />
gdyż „(...) rośliny w tym ogrodzie/ilustrują prawdy odwieczne/o nieśmiertelnym<br />
życiu szumią/wiecznie zielone gałązki bukszpanu//o przebaczeniu mówi<br />
judaszowe drzewo/gdy nagie gałęzie wybuchają nad ranem/płaczem radosnych<br />
kwiatów”. Trudno się oprzeć wrażeniu, że Zemanek zbudowała materią białego<br />
wiersza, inspirowanego wspaniałością królestwa roślin świątynię, w której liść<br />
miłorzębu wyjawia jako słowo-klucz wieczną tajemnicę pojawienia się człowieka<br />
w kosmicznym uniwersum. Wędrując śladami tych wierszy po Ogrodzie,<br />
odnosi się wrażenie, że poetka wprowadza czytelnika nie tyle w biblijny raj, ale<br />
w świat, gdzie zło znikło na zawsze. Odczuwa się również pewne mistyczne<br />
zjednoczenie z kosmosem, który w tej mikroskali daje człowiekowi możliwość<br />
choćby chwilowego identyfikowania się z nim.<br />
Wyczyn sportowy od zarania dziejów inspirował nie tylko samych sportowców,<br />
ale i <strong>poetów</strong>, którzy z podziwem wiernie mu towarzyszyli, próbując<br />
uchwycić jego ducha. W tę tradycję wpisuje się swoją poezją Józefa Ślusarczyk-Latos,<br />
publikując ciekawy i emocjonalnie nacechowany tomik wierszy<br />
pt. Przeskoczyć Ziemię 2 , zadedykowany m. in. Irenie Szewińskiej i całemu<br />
1<br />
A. Zemanek, Ścieżki Ogrodu Botanicznego, Związek Literatów Polskich Oddział w Krakowie,<br />
Kraków 2000, s. 3.<br />
2<br />
Por. J. Ślusarczyk-Latos, Przeskoczyć Ziemię, Wydawnictwo Miniatura, Kraków 2000.<br />
19
Ruchowi Olimpijskiemu, swym trenerom, ludziom sportu oraz lekkoatletom.<br />
Poetka bowiem ma w swoim życiorysie okres czynnego i wyczynowego uprawiania<br />
sportu, który – jak sama podkreśla – pomógł jej rozwinąć wrażliwość<br />
na piękno i los drugiego człowieka. Zamieszczone w tym tomiku wiersze za<br />
podmiot liryczny biorą najczęściej właśnie wyczyny sportowe w różnych dziedzinach,<br />
np. skokach, biegach, rzutach oraz atmosferą zawodów opisującą życie,<br />
ukazując owego ducha rozpalającego się w walczących zawodnikach oraz<br />
na stadionie wśród publiczności. Wiersze te przypominają ów olimpijski zapał,<br />
ale i kunszt, który powoduje, że sport staje się formą sztuki. Ślusarczyk-Latos<br />
ujmuje przeżycie związane z wyczynem szerzej, porównując je z twórczością<br />
poetycką, ale i z pracą architektów, starając się jakby upatrywać w grze sportowej<br />
siły, które ciągle kreują człowieka. W jego wysiłku ciała i myśli widzi<br />
odskocznię, która pozwala ludziom przekraczać kolejne bariery i wcześniej<br />
ustalone granice. Sport jawi się w jej utworach dobrą szkoła wytrwałej miłości<br />
oraz szacunku do ludzi i świata, który po okresie czynnego jego uprawiania<br />
stają się dla ludzi sportu przedłużeniem aren olimpijskich, na których szlachetność<br />
oraz wrażliwość na piękno wyniesione z czynnego jego uprawiania przenoszone<br />
zostają na życie codzienne. Upatruje więc autorka w wyczynie sportowym<br />
źródeł emanujących energię pozytywną, którą wyraża mistyka ognia<br />
(Znicza Olimpijskiego), a którą poetka z perspektywy skoczka uwolnionego<br />
chwilowo od praw grawitacji tak opisuje: „(...) jesteśmy łańcuchów/splecioną/<br />
odległą kometą/bryłą wiatru nad ziemią/do góry nogami”.<br />
Prócz hołdu złożonego wybitnym sportowcom: Szewińskiej, Kukuczce,<br />
Beamonowi, Rutkiewicz, Bubce, autorka ukazuje owo doświadczenie walki<br />
z przestrzenią, w czasie której odczuwa się tę pełnię wolności: dążenia do<br />
szczytu możliwości, gdzie zarówno ciało, jak i myśl uwalniają się od balastu<br />
naturalnych ograniczeń, kiedy właśnie odnosi się wrażenie owej olimpijskiej<br />
boskości zwycięzcy.<br />
Cisza przerywana scenami wyjętymi z talii przyrody poprzetykanej jak<br />
dywan perłami uroczych dworków – to krajobraz, w którego klimacie rozgrywa<br />
się większość akcji wierszy Barbary Brandys, przedstawionych w tomiku<br />
pt. Malowany Dwór 3 . W kolejnych utworach prowadzi ona intymne rozmowy<br />
z roślinami, kwiatami, drzewami – niemymi świadkami losów ludzi, którzy<br />
zamieszkiwali kiedyś te budowle, ale i z samą sobą i Najwyższym. Niekiedy<br />
dokonuje retrospektywnego przeglądu uczuć i emocji wpisanych przez życie<br />
we własny życiorys. Nie stroni od silnie nacechowanych znaczeniem poszczególnych<br />
słów utworów podobnych do haiku, w których stara się wydobyć klimat<br />
uniesienia emocjonalnego nad cząstkami prawdy o takim bezpośrednim<br />
3<br />
Por. B. Brandys, Malowany dwór, Oficyna Konfraterni Poetów, Kraków 2000.<br />
20
„byciu świata” obok człowieka, którego źródła tkwią w podświadomości, spychane<br />
tam przez troski dnia codziennego. W wielu utworach Brandys jakby<br />
nakładają się na siebie dwa rytmy kalendarzowe: liturgiczny oraz przyrodniczy<br />
i wtedy podmiotami lirycznymi jej wierszy stają się same żywioły natury<br />
połączone w korowodzie ze świętymi. Poetka jest wręcz przekonana, że treści<br />
przeżyć ludzkich w kolejnych porach roku łączą to, co nadprzyrodzone z tym,<br />
co dane w życiu codziennym. Miejscem rozprzestrzeniania się wyobraźni poetki<br />
staje się Kraków i jego okolice. W tak kreślonym horyzoncie lokuje również<br />
osobiste wycieczki w krainę dzieciństwa, ale i ku dziełom sztuki wypełniającym<br />
galerie miasta oraz inspiracjom artystycznym ich autorów zawsze jakoś<br />
związanych z tymi miejscami. Kontemplacja zamysłów malarzy i wnikliwa<br />
analiza drobin życia, które otaczają tych artystów, nastrają ją egzystencjalnie –<br />
upodabniają jej poetykę do średniowiecznych narracji przepełnionych duchem<br />
monastyrów. Szczególnie udanie wgląda w takim nastroju w tajemnice starych<br />
dworów i budowli, w których kiedyś rozgrywało się bujne życie rodzinne<br />
i towarzyskie. Zwraca się zatem z pytaniami do ogrodów, drzew, starych murów,<br />
by zdradziły jej treści tajemnic, które być może przepadły już na wieki.<br />
Tomik ten i zawarte w nim wizje oraz emocje przekonują o tym, że warto<br />
rozmawiać z cieniami przeszłości, by zrozumieć lęk o przyszłość i ulżyć wątpliwościom,<br />
które narzuca człowiekowi teraźniejszość, szczególnie w czasie<br />
przełomu wieków.<br />
Dwa ciekawe tomy poezji opublikowała w 2000 roku Lidia Żukowska,<br />
tj. Niczyja jest dal oraz Nie kończący się sen. Le reve sans fin 4 . W pierwszym<br />
poetka penetruje dwa fizyczne wymiary świata – przestrzeń i czas, których doświadczanie<br />
i przeżywanie mobilizuje ludzi ku transcendowaniu w świat prawd<br />
bardziej wyraźnych, od tych bezpośrednio danych w codzienności. Poetka<br />
ukazuje tutaj siebie jako osieroconą przez miłość jej najbliższych: ojca i matki,<br />
z wiekiem coraz boleśniej odczuwalną. Stara się nadto pozyskać miłosną<br />
opiekę od matki-przyrody wcielającej się w wiatr, mgłę, deszcz, motyla, rosę.<br />
Żukowska komponuje również osobliwe erotyki w podobnym tonie – jak choćby<br />
ten „listopadowy”, w którym pisze: „skiby rozłożone/jak skrzydła w locie/<br />
nad polami mgły/w las uciekają zające/moje włosy czesze wiatr//a może twoje<br />
ręce”. Podobnie jak w kolejnym tomiku, poetka podąża w obrębie swych wierszy<br />
za kimś i jakby przywołuje tego bliżej nieokreślonego kogoś, stanowiącego<br />
niewyczerpalne odniesienie własnych tęsknot, emocji oraz przeżyć.<br />
Drugi obszerny tom poezji krakowskiej autorki, wydany w języku polskim<br />
wraz z równoległym przekładzie na język francuski, rozpoczyna się od prób<br />
4<br />
Por. L. Żukowska, Niczyja jest dal, Oficyna Krakowska, Kraków 2000 i Nie kończący się<br />
sen. Le reve sans fin, Oficyna Krakowska, Kraków 2000.<br />
21
oglądania własnego portretu w żywiołach natury, dziełach sztuki oraz portretach<br />
literackich innych ludzi. Jej wiersze wyraziście ujawniają niespotykaną<br />
wrażliwość na kolorystykę i plastyczne wymiary świata. Wydaje się wręcz, że<br />
słowa i kolejne wersy jej utworów konstruowane są tak, jakby miały malować<br />
na blejtramach wyobraźni czytelnika wyraziste obrazy, przedstawiające pragnienia,<br />
tęsknoty i przeżycia poetki. Poetka konsekwentni próbuje zagospodarować<br />
słowem otaczające ją przestrzenia, podążając jakby lotem ptak – najczęściej<br />
śmigłej jaskółka – by przekraczać ograniczenia narzucane człowiekowi<br />
przez logikę upływającego czasu, panujących wśród ludzi stereotypów oraz<br />
konwenansów. Samotność i tęsknoty za bliskością miłości w jej różnorodnych<br />
postaciach dają autorce siły, by wydobyć się z granic, które narzucają na jej<br />
wolę sprzeczne emocje. Żukowska, powracając do świata dzieciństwa, próbuje<br />
w oparciu o zapamiętany jego klimat budować w swych wierszach świat bajki<br />
taki, by stał się on miejscem terapii naszej rzeczywistość, targanej furiami<br />
wylęgającymi się w ludzkich głowach. Ów bajeczny wymiar wierszy ma swe<br />
zakorzenienie zarówno w naturze, jak i sztuce, z którymi poetka jednoczy się<br />
w aurze miłości bezgranicznie po to, by zachować sens marzenia o wielkim<br />
i wiecznym uczuciu i by oddalić dręczący ją lęk przed zapomnieniem. Budując<br />
strukturę tego tomiku w konwencji następujących po sobie marzeń sennych,<br />
przeplatających się z rzeczywistości, poetka pisze: „(...) są słowa/które budzą<br />
miłość/i te wywoływane z pamięci/bolesne śmieszne oskarżające/są też słowa<br />
których się nie wypowiada/a które śnią się po nocach”.<br />
Od kilkunastu już lat Helena Gordziej – poetka związana z poznańskim<br />
środowiskiem literackim – dokonuje w kolejnych swych książkach poetyckich<br />
bezwzględnego rozrachunku z własnym życiem, poszukując recepty na wyjaśnienie<br />
jego fenomenu egzystencjalnego. To, co w wierszach tej doświadczone<br />
autorki jest cenne, bierze się głównie z faktu jej osobistej odwagi, by z perspektywy<br />
lat osobistym doświadczeń życiowych przybliżyć ludziom prawdy<br />
o nich samych, które są dla nich zawsze budujące i radosne. Poetka przygotowuje<br />
się niewątpliwie do doświadczenia śmierci i nie jest jej żal, że musi to<br />
nastąpić: już wcześniej się z tą prawdą pogodziła i dlatego mówi o niej, a nie<br />
milczy. Zanim jednak umrze, opisuje ten swój świat, który także szybko umiera<br />
i pewnie umrze wraz z jej pamięcią. W tomiku pt. Skazani na mrok 5 Gordziej<br />
przekonywająco unaocznia jak odchodzą z naszych bezpośrednich doświadczeń<br />
znane dawniej kolory i zapachy wsi, uprawianej roli, tętniącej życiem<br />
obory. Pozostają po nich tylko szkielety rozsypujących się starych domów, zarastający<br />
zielskiem, rozsypujące się w proch niebytu pod ciosami agresywnie<br />
ekspandującej cywilizacji wszechobcenego miasta. W tym zażartym dialogu<br />
5<br />
Por. H. Gordziej, Skazani na mrok, Poetikon, Poznań 2000.<br />
22
z przeszłością, któremu towarzyszy echo mlaskającej „bezzębnymi dziąsłami”<br />
pustki, poetka doradza współczesnym ludziom, by nie zapominali przeszłości<br />
i by dali jej należną posługę, co uwolni ich od strachu egzystencjalnego przed<br />
nieuchronną śmiercią i pomoże godziwie znosić bolesne niedogodności starości.<br />
Odkrywczo udało się jej także opisać zjawisko, że w żywiołowo rozwijającej<br />
się cywilizacji starzeją się nie tylko ludzie, ale i litery, pismo, słowa, wartości,<br />
które w zgiełku świata spadają jak grzeszne anioły w otchłanie chaosu.<br />
Nieprzypadkowo poetka rozmawia najczęściej z rówieśnikami i przyjaciółmi<br />
już będącymi w zaświatach, sądząc, że jest przez nich w pełni zrozumiała.<br />
W niektórych wierszach Gordziej wyjawia swą głęboką miłość oraz podziw<br />
dla przyrody, która dysponuje tą wspaniałą siłą nieustannego odradzania się<br />
z letargu niebytu, czego niestety brak człowiekowi. W sztuce także widzi<br />
podobne źródło odradzających się energii życia i dlatego z ogromnym pietyzmem<br />
przeżywa artystyczne walory twórczości Tadeusza Różewicza, Stanisława<br />
Przybyszewskiego, Adama Mickiewicza czy Fryderyka Chopina.<br />
Wiele jej wierszy – to drastyczna krytyka cywilizacji, która zamieniła –<br />
w opinii poznańskiej autorki – nasz obecny świat w notorycznego i „niechlujnego<br />
pijaka”; odbierając jednocześnie sens „upływającemu czasowi”, który<br />
z kolei zdeprecjonował znaczenie aktu umierania i śmierci. Prawda – w opinii<br />
Gordziej – jest jednak taka i tego cywilizacja nie może zagłuszyć, że śmierć<br />
jest rewersem grzechu pierworodnego ludzi, w który uwikłany został i sam<br />
Stwórca, powołujący do bytu człowieka na obraz i podobieństwo swoje. Ta<br />
degeneracja jego bytu odczuwania z upływem czasu, przyczyna chaosu we<br />
współczesnym świecie, nie oszczędza nawet tak wyrazistego symbolu życia<br />
człowieka, jakim była i jest budowana przez niego droga. Poetka pisze o niej<br />
tak: „(...) Przyzwyczaiła się do bólu//zawsze jednak po przejeździe/żeliwnego<br />
pojazdu/czuję jak drży strwożona// (...) Potarganym zielskiem przykryła<br />
bruk/leży znieruchomiała//postradała zmysł prowadzenia”. A więc pyta: dokąd<br />
ma zmierzać dzisiaj człowiek? I to pełne niepokoju pytanie o przyszłość<br />
naszego gatunku w wierszach Heleny Gordziej słychać bardzo donośnie. Dobrze,<br />
że je tak notorycznie powtarza, nawet z uporem maniaka, bo daje ono<br />
ciągle do myślenia.<br />
Joanna Babiarz Król urodziła się na stałe mieszka w Nowym Sączu. Jako<br />
poetka ma w tym środowisku ustaloną pozycje artystyczną. Jej tomik pt. Piąta<br />
pora roku 6 dobrze ilustruje stylistykę i tematy literackie, podejmowane<br />
przez pisarzy tego regionu. Twórczość ta ma zasadniczo dwa wymiary: egzystencjalny<br />
oraz kontemplacyjny. Prawie wszystkie jej wiersze są lirykami,<br />
6<br />
Por. J. Babiarz Król, Piąta pora roku, Katolickie Stowarzyszenie „Civitas Christiana”, Nowy<br />
Sącz 2000.<br />
23
wewnątrz których ścierają się formy dobra i zła, nakierowujące wrażliwość<br />
autorki na losy ludzi. Za tymi utworami widać także w tle piękno naturalne<br />
w rozbudowywanych obrazach przyrody, charakterystyczne dla krajobrazu<br />
Sądecczyzny. Miłość i śmierć, bliscy i przypadkowi ludzie, nadzieje i tęsknoty,<br />
sen oraz jawa – to strony świata, pomiędzy którymi rozgrywa się ta<br />
poezja, w której artystka buduje własne wizje świata, by podzielić się nimi<br />
z ludźmi, którzy również poszukują dla swych przeżyć odpowiednich wizji.<br />
Chce ona w ten sposób pokazać, że ludzie zawsze kierują myśli i uczucia<br />
w kierunku wertykalnym, by z jego wysokości odnajdywać osobiste, istotne<br />
dla nich wymiary transcendencji. Poszukiwanie owej dodatkowej pory<br />
roku stanowi jakby świadectwo przekroczenia przez poetkę cyklu metafor<br />
narzucanych na animistycznie postrzeganą przez nią przyrodę, co oznacza,<br />
że w jej cyklu dzięki specyficznej i sobie właściwej wrażliwości odnajduje<br />
własną i tylko sobie znaną porę roku, podobnie jak czynią to inne<br />
stworzenia zamieszkujące ten naturalny świat wokół ludzi. Dobrze klimat<br />
poezji Babiarz Król oddaje następujący fragment wiersza: „(...) zapytać zająca<br />
o strach/spojrzeć sarnie w oczy/z ptakiem podzielić się ziarnem słonecznika//i<br />
pozostać na zawsze/w tej ciszy/w mchu/i we wrzosie”.<br />
W regionie sądeckim również mieszka i tworzy poezję malarka – Barbara<br />
Krężołek Paluch. Pisze ona także książeczki dla dzieci i one ich oglądy świata,<br />
stanowią nierzadko perspektywę jej refleksji poetyckiej. Tom wierszy pt.<br />
Rozmowy z wiatrem 7 został zaaranżowany przez artystkę jakby na deskach teatru,<br />
które rozprzestrzeniają się w dolinie Popradu: od Piwnicznej, przez Muszynę,<br />
po Krynicę. W antraktach tego poetyckiego spektaklu udaje się poetka<br />
do swych ulubionych miejsc w dolinie Dunajca, gdzie spędziła dzieciństwo,<br />
i gdzie zbudowała pierwotną strukturę osobistego kosmosu, fundament własnej<br />
tożsamości kulturowej, określający do dzisiaj jej miejsce w świecie, a odzwierciedlony<br />
zarówno w obrazach i wierszach. Właściwie uprawianie poezja<br />
ma dla Krężołek Paluch posmak praktyki filozoficznej, która uczy, koi, bawi,<br />
prowadzi do wewnętrznej doskonałości i spełniania się w sobie, co daje jej<br />
niewątpliwie ogromną satysfakcję, której imię brzmi: Summum Bonum. Prócz<br />
tęsknot za ciszą świata i duszy, pochwały wszelkich form miłości oraz przyjaźni,<br />
ale i nadziei, w wierszach poetki z Piwnicznej pojawiają się także dziwadła,<br />
które napawają czytelnika przeżyciami o posmaku dramaturgicznym, choć ludzie<br />
z tamtych okolic spotkali je w miejscowych legendach i bajkach. Poetka<br />
próbuje je oswoić również modlitwą, pomagającą zaklinać w słowa wiersza<br />
ten nasz często „dziwny świat” i na pomoc przywołać niebiańskie anioły, co<br />
upewnia ją, że należy pogodził się z najeżoną sprzecznościami logiką życia<br />
7<br />
Por. B. Krężołek Paluch, Rozmowa z wiatrem, Wydawnictwo Sponsor, Kraków 1999.<br />
24
codziennego. W jednym z wierszy pisze: „(...) kładę się/łez krzyżem/na marmurach/zimowych<br />
bazylik//ścieżką ciernistych kapliczek/idę do Domu Ojca//<br />
w otwartej dłoni/niosę wiersz”. Bo dla poetki góry Beskidu są jakby ołtarzem,<br />
odskocznią, świątynia, w której wierszem można dotykać tego, co w świecie<br />
tym odczuwane jest jako boskie, choć z drugiej strony bliskie człowiekowi.<br />
W kręgu poezji męskiej<br />
Pod zielonym drzewem życia 8 – to tytuł zbioru poezji autorstwa Józefa<br />
Barana, będący szóstym tomem serii Poeci Krakowa, wydawanej prze Śródmiejski<br />
Ośrodek Kultury w Krakowie. Wybór odzwierciedla rozwój oraz ewolucje<br />
artystyczną twórczości tego znanego i cenionego poety. Zamieszczone<br />
tu wiersze z licznych jego tomików ukazują dojrzewanie jego twórczości, co<br />
zaowocował tym, że zajmuje ona obecnie wysoką pozycję w poezji rodzimej,<br />
zawdzięczając ją głównie wielce oryginalnemu styl tworzenia, przemawiającego<br />
do wyobraźni Czytelnika. I tak jest i w tym wyborze, gdzie odnajdujemy<br />
interesujące modele metafory, wciągający klimat utworów, w których dokonuje<br />
się w obrębie podmiotów lirycznych unifikacja ducha przyrody z uczuciami<br />
ludzi. Te wiersze są o ludziach i dla ludzi. Charakteryzują się mocnym osadzeniem<br />
w rzeczywistości, ale i w narodowej tradycji liryki wysokiego lotu.<br />
Baran ceni bowiem i szanuje słowo, wypełniając go treściami i przeżyciami<br />
wyrazistymi, łatwymi do zrozumienia oraz efektywnego przeżywania. Można<br />
więc podzielić opinię, że prostota pieśni o walorach życia pobrzmiewająca<br />
w wiersza tego krakowskiego pisarza jest źródłem jego szerokiej popularności<br />
wśród czytelników. Trudno oprzeć się przecież urokowi takiego oto wiersza,<br />
kiedy poeta pisze w „Małej kosmogonii majowej”, że „(...) zieleń trzepocze rośnie/pachnie<br />
śpiew kwitnie/ani na moment nie milknie/w sercu miłosna wrzawa//znów<br />
jestem/tym światem/zadziwiony jak dziecko//na zmądrzenie/mam<br />
przed sobą/jeszcze całą wieczność”.<br />
Całe życie z Erosem i Gdy cię wspominam 9 – to tytuły dwóch kolejnych<br />
tomików autorstwa Stanisława Franczaka. Choć powstały z odmiennych inspiracji,<br />
to w obydwu przypadkach ich wspólnym mianownikiem jest erotyka<br />
różnie postrzegana i opisywana. Całe życie z Erosem – to książeczka tak<br />
przemyślnie zbudowana z kolejnych wierszy, że przedstawia jakby ewolucję<br />
erotyki rozwijającej się z wiekiem między kobietą a mężczyzną: od urodzenia<br />
8<br />
Por. J. Baran, Pod zielonym drzewem życia, Śródmiejski Ośrodek Kultury, Kraków 2000.<br />
9<br />
Por. S. Franczak, Całe życie z Erosem, Krakowski Klub Artystyczno-Literacki, Kraków<br />
2000 i Gdy cię wspominam, Stowarzyszenie Twórcze Artystyczno-Literackie, Kraków 2000.<br />
25
aż do śmierci. Mówiąc prościej, poeta wydaje się milcząco zakładać, że prawa<br />
i siła oczarowania erotycznego ma charakter wręcz metafizyczny, pozwalając<br />
zakochanym być wiernym dozgonnie. Wiersz pt. „Poglądy” trafnie oddaje<br />
dowcipną, momentami rubaszną, logikę niektórych utworów zamieszczonych<br />
w tym tomiku, a czytamy w nim, że: „Ale dupa –/powiedział dziadek/wskazując<br />
laską/dziewczynę//Fajna babka –/przytaknął syn//Niezła laska –/ mruknął<br />
wnuk”. Także inne utwory tam pomieszczone mają charakter dowcipny i humorystyczny,<br />
ukazują często aspekty życie erotycznego ze szczyptą liryzmu,<br />
w aurze komizmu oraz groteski. Nie są one do końca pozbawione nuty refleksji<br />
nad istotą relacji między seksem, miłością, zdradą, cudzołóstwem, a nawet<br />
starością i śmiercią, w których to rubaszną frazą poeta odsłania ich erotyczne<br />
oblicza. Tomik pt. Gdy cię wspominam natomiast stanowi zbiór wierszy powstały<br />
na okoliczność jubileuszu czterdziestolecia ukończenia przez Franczaka<br />
Liceum Ogólnokształcącego w Suchej Beskidzkiej. Tomik został ozdobiony<br />
fotografiami z tamtych lat, a wiele utworów poeta poświęcił koleżankom<br />
i kolegom z lat młodości oraz swym nauczycielkom i nauczycielom. I tu także<br />
elementy erotyczne są obecne, choć bardziej przenika je tęsknota za tymi bujnymi<br />
i wyrazistymi latami życia. W jednym z wierszy przypominających owe<br />
lata autor napisał: „(...) serce topnieje w dłoni/gdy usta wilgotnieją/pragnienie<br />
rośnie jak drzewo/wzdychają piersi dziewcząt/a rymy twoich włosów/spływają<br />
ci po ramionach/i drżą struny palców/gotowe na spotkanie/lecz cienie na<br />
suficie/biegną w różne strony//Życie pisze swój wiersz/patykiem na piasku”.<br />
Wojciech Kudyba – to poeta działający w Nowym Sączu, gdzie pracuje<br />
jako nauczyciel języka polskiego w tamtejszych liceach. Wiersze dla księdza<br />
Jan i innych bliskich osób 10 jego autorstwa tworzą ciekawy tomik, bardzo<br />
nastrojowy i liryczny, niewątpliwie inspirowany poezją ks. Jana Twardowskiego.<br />
Poeta prowadzi żarliwy dialog z bliskimi sobie osobowościami poetyckimi<br />
– Romanem Brandstaetterem, Zbigniewem Herbertem, ks. Januszem<br />
Stanisławem Pasierben, Markiem Basiagą, Juliuszem Słowackim, Anną Kamieńską,<br />
Św. Pawłem, Wandą Łomnicką-Dulak. Klimat tych wierszy zbliżony<br />
jest do tego, co zwykło nazywać się wyznaniem głębokiej wiary, której celem<br />
jest dotarcie do świętości w wymiarze zarówno wiecznym, jak i doczesnym.<br />
Wiersze Kudyby są niespotykanie mocne w wymiarze religijnym i odnosi się<br />
wrażenie, że poeta bezpośrednio obcuje z boskością, jej wcieleniami w świecie,<br />
poza upływem czasu, wymiarami przestrzeni i wbrew nieodwracalności<br />
historii. Rzadko spotyka się tego typu poezję, która tak plastycznie demonstrowałaby<br />
religijne i metafizyczne wglądy artysty w ów pozaczasowy i fizyczny<br />
10<br />
Por. W. Kudyba, Wiersze dla księdza Jana i innych bliskich osób, Katolickie Stowarzyszenie<br />
„Civitas Chrystiana”, Nowy Sącz 1999.<br />
26
porządek rzeczy. W wierszu pt. „Szczelina” tak oto Kudyba opisuje otwarcie<br />
boku Jezusa na krzyżu: „(...) W miejscu gdzie kołysze się krew,/z lewej<br />
strony mostka –/Robią niewielką szczelinę/Szczelina jest naprawdę mała./Ma<br />
wystrzępione brzegi i lekko ukośne sklepienie./Z którego opadają krople//To<br />
właśnie przez nią przeciska się/Jezus”. Jak łatwo zauważyć, wyobraźnia poety<br />
nowosądeckiego jest pod wieloma względami podobna w klimacie do poetyki<br />
twórczości Brunona Schulza, co wcześniej w poezji polskiej chyba się nie<br />
zdarzyło. Choć obydwaj wyznawali odmienne religie, to jednak wizje i zamysły<br />
artystyczne w ich artystycznej ekspresji bardzo plastycznie sprawdzają<br />
w świat wyobrażeń metafizycznych.<br />
Poeta może niekiedy tak się w świecie usytuować, jakby co dopiero nastąpił<br />
w nim „Wielki Wybuch”, a więc rozpoczęła się nowa artystyczna kosmogonia,<br />
której wyrazem są jego słowa i obrazy upostaciowione metaforycznie<br />
w utworach. Tak zdaje się wyglądać sytuacja w tomiku wierszy Roberta Marcinkowskiego<br />
– architekta i poety, noszącego tytuł: Przez krajobraz nieziemski<br />
iść 11 . Składają się na niego dobrze skomponowane wiersze, piosenki globtrotera,<br />
konstrukcje słowno-plastyczne, w których autor wzbogaca poezję własną<br />
grafiką i fotografią. Tomik ma nadto charakter pewnego typu dokumentacji<br />
artystycznej, w której zarówno wynik, jak i zamysł artystyczny składają się na<br />
niektóre utwory. Polega to na tym, że obiekty sfotografowane i tam zmieszczone<br />
obok wierszy były bezpośrednia ich inspiracja. Poezja Marcinkowskiego<br />
stara się równocześnie penetrować nie tylko nasz świat, ale i kosmos, by<br />
w szerokim wymiarze rozumieć i przeżywać bezpośrednie otoczenie ludzi.<br />
Szczególnie inspiruje poetę słońce i jego życiodajna energia, którą postrzega<br />
właściwie we wszystkich formach istnienia, a tam, gdzie go brak, ukazuje się<br />
„ciemność nie-istnienia”. W wierszu pt. „Cień” czytamy więc: „Wkrótce wypełznie,/dosięgnie<br />
mnie/ramieniem zmierzchu-//w domyśle,/w zakamarkach<br />
dnia,/nawet w ostrym słońcu/czai się/cień.<br />
Innym poetą próbującym swoich sił artystycznych, ciekawie eksperymentującym,<br />
choć raczej z konwenasem, stylem i tradycja literacką jest Marek<br />
Wawrzyński. Jego próby literackie trafnie odzwierciedla dziwacznie zatytułowany<br />
arkusz poetycki pt. Zeszyt szkolny 16-kartkowy z bibułą z papieru kl. III 12 ,<br />
wydany w formie edytorskiej nawiązującej do zeszytu ucznia. Zamieszczone<br />
tu wiersze Wawrzyńskiego należałoby chyba określić mianem „liryków stacjonarnych”,<br />
w których wyobraźnia autora fotografuje chwile z życia anoni-<br />
11<br />
Por. R. Marcinkowski, Przez krajobraz nieziemski iść, Wydawnictwo KA 2 s.c., Kraków<br />
2000.<br />
12<br />
Por. M. Wawrzyński, Zeszyt szkolny 16-kartkowy z bibułą z papieru k. III, I Biblioteka Morderców<br />
Sztuki, Kraków 2001.<br />
27
mowych ludzi. Poeta alegorycznie i wielce subiektywnie oraz z premedytacją<br />
eksploatuje zderzenia zdarzeń niepowtarzalnych tak, by uwiecznić je przy pomocy<br />
adekwatnej wersyfikacji, która bezpośrednio zostaje mu narzuca przez<br />
sytuację, co domaga się odpowiedniego styl i sposób werbalizacji, by oddać<br />
uchwycony układu zdarzenia i towarzyszących im przeżyć autora. Owo roszujące<br />
się tu credo artystyczne młodego pisarza ilustruje jeden z jego wierszy,<br />
który mówi, że „poezja/jest kartką/kartka/jest poezją” (jak się później okaże,<br />
wiersz ten będzie przez autora ciągle powtarzany w kolejnych zbiorkach, ale<br />
odmiennych kontekstach sytuacyjnych). Inną specyficzną własnością klimatu<br />
poetyki tego autora jest niewątpliwie sprzeciw wobec „stosunku byle jakiego”<br />
publiczności do twórczości, polegający na tym, że dobry wiersz nawet „byle<br />
jako wydany” powinien jednak zmusić ją do namysłu i zwrócenia uwagi na<br />
aktualna sytuację twórców i twórczości oraz, którzy po prostu „klepią biedę”.<br />
Wawrzyński pracuje przecież jako barman, który z tej perspektywy obserwuje<br />
świat i pisze tam na serwetach wiersze, inspirowane m. in. tym układem odniesień<br />
z ludźmi przychodzącym do kawiarni oraz, kiedy klientów jest mniej,<br />
wycieczkami odbywanymi w pamięci, ku krainie dzieciństwa, postrzeganej<br />
jak „rajski ogród”.<br />
Dzięki temu poecie krakowskie Radio Alfa wyemitowało już 400 programów<br />
z cyklu „Nie każdy rodzi się poetą”. Programy te w każdy wtorek wieczorem<br />
przekazują słuchaczom Krakowa i okolic spotkania z poezją żywą, jej<br />
autorami, która trafia nie tylko „pod przysłowiowe strzechy”. Idzie tu o osobę<br />
redaktora i poety Ryszarda Rodzika, który opublikowała niezmiernie ciekawy<br />
tomik – tym razem – własnych wierszy. Nosi on tytuł Fotoplastikon 13 i zawiera<br />
bardzo nastrojowe utwory, pełne liryzmu, oszczędne w formie, o charakterze<br />
głównie reminiscencji na temat zdarzeń przeżytych przez poetę w sposób wyjątkowy,<br />
a więc mocno odciśniętych w jego pamięć. Większość wierszy Rodzika<br />
wyraża optymistyczne nastawienie do świata, dzisiaj rzadko spotykane<br />
u <strong>poetów</strong>. Siłą tej poezji jest niewątpliwie prostota, zrozumiałość, wyszukana,<br />
ale nie wydumana metaforyka, mająca wiele walorów odkrywczych, co skutkuje<br />
m. in. tym, że czytelnik może łatwo nawiązać bliższy kontakt z autorem.<br />
W jednym z jego wierszy czytamy: „w galerii/rzeczy ulotnych/słońce/rozwiesza<br />
na ścianach dnia/własne obrazy cieni/wystawa czynna/tylko w dni pogodne/od<br />
świtu do zmroku”.<br />
Warto więc na zakończenie tego szkicu pokusić się o pewne uogólnienia<br />
na temat <strong>poetów</strong> i ich twórczości na progu trzeciego milenium. Co więc inspiruje,<br />
niepokoi i skłania tych ludzi wrażliwych do pisania i udostępniania<br />
innym swych wizji artystycznym: o czym chcą oni zakomunikować?<br />
13<br />
Por. R. Rodzik, Fotoplastikon, Towarzystwo Słowaków w Polsce, Kraków 2001.<br />
28
Na plan pierwszy wysuwa się bez wątpienia ogromnie przychylny i wręcz<br />
rewerentny stosunek piszących do przyrody; jej wymiaru estetycznego, etycznego<br />
oraz metafizycznego. Wydaje się, że autorzy podświadomie czują, iż<br />
otoczenie przyrodnicze ludzi żywiołowo się kurczy, co i pośrednio zagraża<br />
egzystencji ich samych. Przyroda jako całość i jako oddzielne jej części, jednostkowi<br />
przedstawiciela świata roślin i zwierząt, inspirują autorów do aktów<br />
poezjowania i wzbogacania różnych jej oblicz, tych jeszcze dzikich i tych już<br />
zurbanizowany, treści artystycznych przekazów <strong>poetów</strong>, zawirających podziw<br />
dal jej piekna i przedustawnej hormonii. W związku z silną orientacją piszących<br />
na przyrodę, kolejna kwestia obecna w tej twórczości to mocno egzystencjalna<br />
postawa piszących, w która angażują pamięć indywidualną i próbują<br />
jej treści zestawiać z pamięcią zbiorową społeczeństwa. Również ważnym<br />
elementem przekazu poetyckiego inspirującym pisarzy stają się dzieła sztuki,<br />
dzięki którym komunikują się oni z wartościowym artystycznym z przeszłości.<br />
Nieprzypadkowo więc ważną staje się dla nich rozpoczynającego się nowe<br />
milenium, w którym spuścizna dziejów musi być jakoś twórczo zagospodarowana<br />
przez kolejne generacje artystów, bo specyfika rodzimej kultury nie<br />
straciła źródeł i fundamentu bytowego własnej tożsamości.<br />
Coraz mniej jednak zwracają oni uwagę na społeczne aspekty pamięci<br />
i coraz dalej odsuwają się od związków sztuki z polityką. Pojawia się bowiem<br />
w ich szeregach świadomość, że politycy i historycy wykorzystują obecnie<br />
najczęściej komunikację artystyczną do manipulacji nastrojami społecznymi,<br />
dalekimi od prawdziwej wartości tego typu przekazu. By się w tym upewnić,<br />
piszący podejmują nawet próby przekraczania tradycyjnych granic wolności<br />
twórczej, które narzuca im współczesne społeczeństwo, fizyczny stan świata,<br />
gwałtownie rozprzestrzeniające się wśród ludzi postawy na niczym nieograniczonych<br />
emocjach. Ich twórczość staje w konsekwencji coraz bardzie subiektywna<br />
i osobista.<br />
Rozrastająca się żywiołowo społeczność miasta oraz wzory życia miejskiego<br />
staje się dla <strong>poetów</strong> źródłem niechęci, frustracji, a nawet agresji werbalnej.<br />
Zagęszczenie bowiem przestrzeni społecznej prowadzi właściwie do<br />
jej zaniku, czyli w praktyce do załamania się komunikacji społecznej o charakterze<br />
typowo artystycznym, a więc i utraty dostępu do szerszych kręgów publiczności<br />
własnej twórczości. Rozwijające się żywiołowo media i multimedia<br />
narzucają twórcom zasady i normy komunikowania medialnego, które burzą<br />
ów intymny stosunek między publicznością i poetą: nie może on w sposób<br />
właściwy wypełniać swej misji artystycznej. Jeżeli chce być obecny w mediach,<br />
musi się liczyć z tym, że będzie „sprzedajny”, a intencje i wartości zawarte<br />
w jego utworach posłużą celom komercyjnym. Zanikające tradycyjne<br />
więzi społeczne na rzecz więzi kreowanych przez media generują dodatkowo<br />
29
eksplozję relatywizmów w sferach wyborów aksjologicznych, a komunikowanie<br />
przeradza się w negocjacje i transakcje wręcz handlowe między aktorami<br />
życia publicznego, co właściwie wyrzuca poetę z tego obiegu informacyjnego<br />
poza obszar, na którym mógłby on maksymalizować sens i ich osobiste innowacje<br />
we własnym przekazie artystycznym. Zostaje faktycznie skazany na<br />
marginalizację wżyciu społecznym i miałkość treściowa jego komunikatów<br />
artystycznych. To zaś podcina jego technikom metaforyzacji skrzydła i spłaszcza<br />
wielowymiarowość jego frazy literackiej.<br />
W związku z taką sytuację, w odwracającym się od artysty społeczeństwie,<br />
w którym jedynie w ludzie dążącą za wszelką cenę do nadmiernego<br />
bogacenia się, ale i rozszerzają wśród innych obszary biedy, widzi bezsens<br />
istnienia. To przekonanie wzmacnia również szerząca się agresja w stosunkach<br />
międzyludzkich oraz w ich relacjach z otoczeniem zarówno społeczny,<br />
ale i przyrodniczym. Pogoń za miłością i pozytywnymi uczuciami, które w życiu<br />
codziennym przybierają formę „wyścigu szczurów” gnanych siłami pożądania<br />
za mamoną, doprowadziły do tego, że te pozytywne wartości stały się<br />
deficytowe, podobnie jak inne dobra duchowe, co ogromnie niepokoi <strong>poetów</strong>.<br />
Trudno u nich znaleźć więc „budujący optymizm” czy chęć skupiania wokół<br />
siebie jakichś większych wspólnot ideowych, bo nie można bez hipokryzji<br />
przecież głosić jakiejkolwiek solidarności w świecie wyzutym z miłości i bezinteresownej<br />
przyjaźni do człowieka i innych istot żywych z jego otoczenia,<br />
na co wskazują badania na współczesnym preferencjami wartości Polaków,<br />
z którym korespondują żywione przez nich oceny wartości kultywowanych we<br />
współczesnej kulturze rodzimej 14 .<br />
Wszyscy z omówionych <strong>poetów</strong>, każdy w sobie właściwy sposób, szukają<br />
wymiaru nowej transcendencji i to jest niewątpliwie im wszystkim wspólne.<br />
Czynią tak dlatego, że zarówno w mediach, jak i na ambonach imiona miłości,<br />
przyjaźni, prawdy i sprawiedliwości są wymienia nagminnie i do znudzenia<br />
w różnych konstelacjach ideowych, ale w praktyce życia codziennego raczej<br />
szukać ich „nadaremno”. Im więcej bowiem o nich się słyszy, tym mniej ich<br />
można zobaczyć i doświadczyć, co każdy poeta czuje i z czym zgodzić się<br />
przecież nie może. Rodzi się więc w nim ów pierwotny przymus związany<br />
z weną tworzenia, „powoływania do bytu tego, co być powinno”, ślepy na<br />
koniunkturalizmy społeczne poeta musi pisać – lepsze lub gorsze – wiersze.<br />
14<br />
Por. W. Pisarek, Polskie słowa sztandarowe i ich publiczność: lata dziewięćdziesiąte, „Zeszyty<br />
Prasoznawcze” 2000, nr 3–4(163–164), s. 26–33 i I. S. Fiut, Pisma społeczno-kulturalne<br />
w latach 1989–2000, „Zeszyty Prasoznawcze” 2000, nr 3–4(163–164), s. 71–75.<br />
30
ROZDZIAŁ III<br />
Miłość w poetyckich dyskursach<br />
Życie literackie, a szczególnie pisanie poezji, odzwierciedla w dużym stopniu<br />
nastroje ogół społeczeństwa, które dla wszelkich form władzy nie są w najczęściej<br />
pocieszające. Poetów i artystów nie interesuje specjalnie ta sytuacja<br />
i jak tylko mogą, starają się uwieść publiczność walorami własnej twórczości –<br />
przekazać emocje, które przyciągną uwagę czytelnika: poprowadzą go w krainę,<br />
gdzie miłość i nienawiść napierają na siebie, przy okazji oczarowując i uwodząc<br />
jego duszę. Cóż może być bowiem bardziej emocjonującego dla człowieka, jeśli<br />
nie przeżycia i uniesienia związane z konsumowaniem aktu miłości, roztaczającą<br />
się wokół niego aurą, ale i jego wyszukane owoce. Przedstawimy więc kilka<br />
ciekawych – naszym zdaniem – propozycji literackich, które pośrednio lub<br />
bezpośrednio podejmują wyzwanie, jakie niesie ze sobą miłość i związane z nią<br />
przeżycia oraz nastroje. Zawierają one bowiem interesujące przekazy artystycznych<br />
wizji świata, antycypujące różne wersje jego przyszłość i poszukujące dróg<br />
urzeczywistniania wartości, bez których ludzkie humanistas zatraciłoby zdecydowanie<br />
swój osobliwy sens. Miłość jawi się tu wartością centralną, organizującą<br />
i aktywizującą świat ludzkich doznać, a poeci mający z istoty słabość do<br />
kochania spraw niesamowitych najczęściej podejmują to jarzmo egzystencjalne<br />
i szeroko piszą o nim, a przysłowiowy pot, łzy, a nie rzadko krew, pojawiające<br />
się na marginesie tak angażowanych uczuć, których zapachy rozsiewają ich<br />
utwory, często odsyłają również do podłoża ich świata mentalnego; do źródeł<br />
myśli oraz przeżyć tam jakoś skrzętnie przechowywanych.<br />
Propozycja artystyczna Aleksandra Jasickiego – to burzliwa historia miłosna,<br />
spisana metodą korespondencji SMS-owej między namiętnymi i szalonymi<br />
kochankami, rozbudowana następnie w pełnowartościowe wiersze,<br />
w które autor – emocjonalny eksperymentator – wbudował spisane elektronicznie<br />
wyznania obojga kochanków 1 . Niewątpliwie wiersze te przepełnione<br />
1<br />
Por. A. Jasicki, Ola B. (poemat SMS-em), Studio ONZE, Kraków 2003.<br />
31
są płciowością, erotyzmem, seksualizmem, a ich ekspresja została dodatkowo<br />
wzmocniona prostą i jednoznaczną metaforą przyrodniczą oraz zdjęciami<br />
poety-preformatora. Poeta-kochanek, grający także ciałem i obrazem własną<br />
historię miłosną, dokonuje wiwisekcji swych i partnerki uczuć, skrupulatnie<br />
eksponując tło egzystencjalne kłębiących się emocji oraz przeżyć stron tego<br />
wielowymiarowego aktu fascynacji sobą i wydarzeniem zakochania się wzajemnego.<br />
Miłość ta na tyle wzbogaca kochanków, na ile staje się terapią bolesnej<br />
i przykrej rutyny dnia codziennego: na tyle rujnuje stary świat i układ<br />
istnienia, na ile rodzi nowe siły witalne i ich personifikację, jaką jest dziecko –<br />
kwiat miłości, widziany przez otoczenie jako owoc grzesznego zauroczenia.<br />
W wierszu pt. „Szczodra noc” czytamy – „(...) ...kochaj mnie powoli/cicho<br />
jeszcze ciszej/całe miasto się zleci/i/będzie się gapić!”. Na dobrą sprawę tomik<br />
Jasickiego – to ekshibicjonistyczne oswajanie grzechu, który zawsze jakoś towarzyszy<br />
miłości i odsyła w tło wielu innych uczuć, których owocem było, jest<br />
i będzie nowe życie – wspaniały przejaw uniesienia duszy nakładający na nią<br />
to grzeszne jarzmo potępienia. Zrozumiałym więc staje się w kontekście tych<br />
wynurzeń credo poety, który pisze, iż: „Kocham, więc ranię...”<br />
Zwątpienie we wszechmocną siłę rozumu i jego zmaterializowane formy<br />
wyrażające się w technice, to jakby nowa forma wyznania przypominająca duchu<br />
myśli Błażeja Pascala. Im więcej możemy, tym więcej nie możemy – taka to<br />
dialektyka przenika kolejne utwory poetyckie zebrane przez Wojciecha Kawińskiego<br />
w tomik wierszy Widok z okna 2 . Poeta dokonuje tu twardego i bezwzględnego<br />
rozliczenia wieku XX, w którym rozwinięte wielkie możliwości ludzi, tak<br />
samo skutecznie, jak i postępowi, posłużyły kolejnym falom gwałtu, przemocy<br />
i wojny przetaczających się przez świat. I to, co po nich pozostaje – jak pisze<br />
poeta – „(...) jest mgiełką, treścią rozbitego szkła”. Tradycyjne sensy i znaczenia<br />
w tym wieku ulegają korozji i rozpadowi, a „(....) wiek pisze czarny poemat,<br />
wersem niedoskonałym”, zaś świat nadchodzący staje się obcy ludziom<br />
i zamraża ich emocje. Nawet przyroda, którą kiedyś podziwiał poeta, teraz staje<br />
się mu obca, a kiedyś rozwijający się jej wspaniały busz, dzisiaj przekształcił<br />
się w „busz wielkiego miasta”, gdzie pali się już „ogień końca świata”.<br />
Poeta pod ciężarem tych doświadczeń jako podmiot liryczny swych wierszy<br />
traci poczucie czasu obiektywnego, co w rezultacie wzmaga jego subiektywny<br />
i wewnętrzny upływ i dlatego ciągle definitywny koniec wszechrzeczy staje<br />
mu przed oczyma. Jego egzystencja zaczyna przypominać otwartą ranę. Wiersze<br />
Kawińskiego jakby uciekają z kartek papieru, oddalają się od autora, i stają<br />
się słyszalne jako własne echo w świecie zewnętrznym: poeta pisze więc „(...)<br />
rękopis deszczu wciąż dymi za oknem”.<br />
2<br />
Por. W. Kawiński, Widok z okna, Oficyna Konfraterni Poetów, Kraków 2002.<br />
32
Ta transformacja świata w poezji krakowskiego poety prowadzi do jego<br />
wielkiego osamotnienie, żalu po utracie bliskich, tęsknoty za nimi, by napisać<br />
o sobie, że czuje się „(…) już/ (...) jak ten poeta z demobilu”, zaś jego świat<br />
wypełniają „zabójcy słów”, których mordercami bezpośrednimi są głównie<br />
agresywne i panujące nad duszami ludzi media. Jeśli rozumie jeszcze kogoś,<br />
to przyjaciół po piórze, których już nie ma – m. in. Jana Bolesława Ożoga,<br />
Tadeusza Śliwiaka, Witolda Wirpszę – czy Jarosława Iwaszkiewicza. Również<br />
głęboka miłość do córki i matki w swym małym świecie „widzianym z okna”<br />
stanowi ostoję jego codzienności i wzmacnia przekonanie o potrzebie tworzenia.<br />
Twórczość bowiem pozwala mu w dużej mierze powracać do siebie<br />
i chronić resztki nadwątlonej z latami tożsamości.<br />
Ta poznańska poetka ciągle częstuje nas kolejną i wspaniałą porcją pięknych,<br />
nastrojowych i dających do myślenia wierszy. Ukształtowana w młodości<br />
przez życie wiejskie, nasycone pracą, więziami rodzinnymi i sąsiedzkimi,<br />
przyjaznym stosunkiem do przyrody: jej pięknem i wielkością, poetka zwraca<br />
się ku tej krainie, by z czułością i wnikliwością pochylić się u progu życia nad<br />
sensem ludzkiego istnienia. Podobnie jak i w poprzednich jej książkach i tym<br />
razem w 28 tomiku pt. Czciciele nowiu 3 , autorka konsekwentnie rozwija swój<br />
pejzaż poetycki. Mówimy więc o Helenie Gordziej, która eksploatuje w swych<br />
utworach tą szczególną wrażliwość na wartości środowiska przyrodniczego,<br />
życia i egzystencji prostego człowieka. Są to obdarzane szczególna troską<br />
przedmioty jej miłości. Długie i rozległe doświadczenia życiowe, pochwała<br />
zwykłej uczciwości, słabość do piękna we wszystkich jego postaciach wręcz<br />
obsesyjnie rozplenia się w jej utworach. Ciągle powraca do lat młodości, swej<br />
„wioski dzieciństwa”, z której weszła „(...) w miasta murowaną studnię, by<br />
z musu gasić pragnienie (...) wodą o skażonym smaku”. Kolejne wiersze zebrane<br />
w tomiku – to obrazy przepełnione rustykalnym klimatem wsi, prozą<br />
życia jej mieszkańców i ich troskami, głównie o to, by żyć zgodnie z wiekopomnymi<br />
prawami ich żywicielki Ziemi, bacząc, by „nie siali na nowiu”<br />
ziarna, bo wtedy plon będzie ranił samo Niebo, w co ludzie wiejscy i do dzisiaj<br />
wierzą. Jeśli zastanowić się nad odczuwaniem i rozumieniem miłości przez<br />
poznańską poetkę, to posługuje się ona jej dojrzałą formą, gdzie forma seksualna,<br />
przyjacielska, rodzicielska, przekształcają się w uczucie do wszystkiego,<br />
co należy do rodziny istot żywych i ich matki-Ziemi, by na końcu skierować to<br />
uczucie ku samemu Niebu, symbolizującemu w tym świecie poetyckim jego<br />
uniwersalny wymiar obecny we wszystkich rzeczach.<br />
Poetycka rodzina Anna i Wojciech Kajtochowie zaproponowała pod rozwagę<br />
swej publiczności w roku 2003 dwie ciekawe książki poetyckie: Anna –<br />
3<br />
Por. H. Gordziej, Czciciele nowiu, Poeticon, Poznań 2002.<br />
33
poetka-mama wydała tomik pt. Bezdrożem ścierniska 4 , zaś Wojciech – poeta-<br />
-syn – Doba. Wiersze i proza. Tomik Anny – to chyba już dwunasta jej książka,<br />
utrzymana w klimacie poprzednich, choć zamieszczone w niej wiersze sygnalizują<br />
jakby większe niż poprzednio zdystansowanie się wobec świata. Poetka<br />
właściwie bada głęboki sens logiki życia, czerpiąc przy tym z własnego doświadczenia,<br />
które nadaje autentyczny charakter tej poezji. Pełna podziwu dla<br />
świata, jego piękna, żywotności, boskiego wymiaru jego mocy sprawczej, ale<br />
i bezwzględności wobec życia osobistego ludzi. Poetka pisze więc: „Jest we<br />
mnie spokój umierania/Chwiejność każdego następnego kroku/Pełnia bilansu<br />
co dnia zestawiana/I wciąż od nowa wskazująca zero//Pewność przegranej<br />
przy pierwszym rozdaniu/I gra beznamiętnie kontynuowana”. W innym miejscu<br />
artystka przypomina, że właściwie wszystkie drogi życia podobne są do<br />
ścierniska kolącego bose stopy każdej ludzkiej egzystencji. Nie można z nich<br />
zejść, bo trafia się na jeszcze większe jego bezdroża, ale i tak z góry wiadomo,<br />
że prowadzą one „do ciebie”. Ta zagadka (bo o kogo tu właściwie chodzi?)<br />
dla każdego może być rozumiana po swojemu i bardzo indywidualnie, podobnie<br />
jak ten przepełniony refleksją nad przemijaniem tomik krakowskiej<br />
poetki, pomagający uporządkować osobiste doświadczenia ludzi, choć bilans<br />
taki rzadko wychodzi na zero. Co ważne, poetka ciągle próbuje dokonać oceny<br />
własnego zakorzenienia się w świecie, a więc w prawie wszystkich wierszach<br />
mimochodem z uwagą bada własną <strong>tożsamość</strong>, choć podchodzi do niej subiektywnie,<br />
a obawa jej utraty rodzi poczucie głębokiego bólu w jej duszy.<br />
Doba jako metafora cyklu życia, na który składają się: narodziny, dojrzewanie<br />
i umieranie, to zdaje się motyw przewodni tomiku Wojciecha Kajtocha,<br />
będącego jego drugą książką o charakterze poetyckim 5 . Zamysł autora jest tu<br />
nader oryginalny, bo wiersze i utwory poetycko-prozatorskie, stanowią jakby<br />
wynik dwóch ścierających się ze sobą procesów i scenariuszy dziwienia się,<br />
tj. poety, który dziwi się światu i świata, który dziwi się poecie. Tak – dzisiejszy<br />
świat dziwi się poecie, że się mu jeszcze chce pisać wiersze. Zdziwienie<br />
świata wydaje się jednak wynikać z jego niewiedzy, sugeruje poeta, bo<br />
przecież świat nie rozumie ani kobiety, ani miłości mężczyzny do niej, czyli<br />
wszystkich przyczyn, które pomimo wszystko rodzą dobro, piękno, nadzieję<br />
i rozpacz, a które w logice jego przemian są mało znaczącymi epizodami, choć<br />
dla poety ciągle są źródłem zadumy nad światem, człowiekiem i przyczyną<br />
jego metodycznego dziwienia się, które owocuje wierszami. W utworze pt.<br />
„Miłość” Kajtoch pisze: „Miała być trzymaniem się za ręce/a później ciem-<br />
4<br />
Por. A. Kajtochowa, Bezdroża ścierniska, Wydawnictwo i reklama PARTNER, Kraków 2003.<br />
5<br />
Por. W. Kajtoch, Doba. Wiersze i proza, Wydawnictwo i Drukarnia Towarzystwa Słowaków<br />
w Polsce, Kraków 2003.<br />
34
nym, parnym/szeptem –/uściskiem końca./(...)/Biegnie do mnie mały,/jasnowłosy<br />
chłopczyk./Siedzi mu na ramieniu/figlarna małpka uśmiechu”. Prócz<br />
twarzy miłości, przyjaznych umizgów do przyjaciela – kota Mruczaka, poeta<br />
tropi z uporem maniaka absurdalność życia politycznego naszego kraju, które<br />
jak choroba weneryczna trawi ludzi i ich światy duchowe. Temu już chyba się<br />
nikt, prócz poety, nie jest w stanie dziwić się, a więc tym sposobem poezja<br />
może stać się prozą dnia codziennego – niepozbawioną jednak wzniosłego<br />
wymiaru, którego logikę można zagłaskać przyjaznymi demagogiami różnych<br />
marek firmowych, podobnie jak kojące futro kota domowego, o czym z ironią<br />
poucza nas lektura tego tomiku.<br />
Liryczny, acz bardzo wartościowy pod względem doznań poetyckich<br />
zbiorek wierszy przedstawiła Barbara Cichoń, a jego tytuł brzmi: Czas ocalony<br />
6 . I tak poetyckie ja autorki donosi nam, że miłość była i jest udziałem jej<br />
życia, szczególnie wtedy, gdy dotyczy bliskich. Warto się tym nawet głośno<br />
pochwalić. Wydarzająca się miłość spowija tu swą atmosferą i sprzyja nawet<br />
autorce przychylnością rzeczy martwych i istot żywych, co daje poczucie znakomitej<br />
harmonii, do której można „przytulić czas”, jak płaczliwe niemowlę<br />
do piersi matki, albo wyczerpanego pielgrzyma do ciepłego pieca. Cichoń<br />
wyjaśnia więc: „Gdy piszę o miłości/mówią,/że nie o niej –/Gdy piszę o człowieku,/myślą.../krótki<br />
jest czas./Gdy mówię, że kocham,/chyba wierzą”. To,<br />
co w tej poezji jest pouczające, to fakt, że miłość praktykowana w życiu,<br />
podobnie jak wiedza, odkrywa niewiedzę o świecie i sobie, ale nie jest ona<br />
dla człowieka źródłem niepokoju egzystencjalnego, ale otuchą udzielającą<br />
się innym. Należy zatem polecić tę poezje szczególnie tym, którzy uważają,<br />
że dzisiaj miłość stała się niemożliwa i tym, którzy stracili na nią wszelką<br />
nadzieję.<br />
Dwa w jednym – tak by można nazwać podwójny zbiorek poezji umieszczony<br />
w jednej bryle książeczki, opublikowanej przez Andrzeja M. Hrabca,<br />
noszącej tytuły: Łąka zapachów pełna 7 i Syzyf zapętlony. Tym, co spina te<br />
dwa cykle poetyckie w jedną postać książki, jest faktycznie miłość i kobieta –<br />
stanowiące podmiot liryczny prawie wszystkich wierszy autora. W „Syzyfie<br />
zapętlonym” Hrabiec poetyzuje imiona ukochanych kobiet zawsze w kontekście<br />
jakiegoś kwiatu, który jakby symbolizuje fenomen erotyczny danej postaci<br />
kobiecej. Natomiast w „Łące zapachów pełnej” poeta przedstawia żywy<br />
dialog na temat piękna, któremu zawsze towarzyszy jakaś forma miłości (o<br />
tak po platońsku), a jego adwersarzami w inspirujących autora kwestiach są<br />
6<br />
Por. B. Cichoń, Czas ocalony, Miechowski Dom Kultury, Miechów 2002.<br />
7<br />
Por. A. M. Hrabiec, Łąka zapachów pełna i Syzyf zapętlony, Krakowski Oddział ZLP, Kraków<br />
2002.<br />
35
m.in.: Atena, Eros, Ariadna, Pejrene, Selene, Kaliope, Hebe, Syzyf oraz bogowie<br />
antyczni i muzy. Szczególnie inspirują poetę obecne wcielenia bogini<br />
Wenus, która zdaje się najbardziej mu przypadają do serca. Wtedy, kiedy widzi<br />
takie wcieleni, pisze: „(...) nosi się modnie/i bywa tam gdzie wypada/je lody<br />
w ogródkach kawiarnianych/mruga do przechodniów (...)”, albo kiedy schodzi<br />
na Ziemi, „(...) by pić/coca-colę/przez rurkę/cienką a wygiętą/zamiast omdlewającej/ambrozji<br />
źle schłodzonej (...)”. W tej perspektywie znów nabiera znaczenie<br />
sformułowanie, że „miłość nie jedno ma imię”.<br />
W bibliotece pisma młodej generacji <strong>poetów</strong> „Nowego Wieku” w roku<br />
2003 ukazały się dwa tomy poezji i jeden prozy młodych artystów słowa,<br />
których cechuje specyficzna wspólnota postrzegania, przeżywania świata,<br />
jego ekspresji i artykulacji własnej obecności w nim, ale również poszukiwań<br />
związanych z określaniem swych tożsamości. Są to tomiki: Arkadiusza Kremzy<br />
– brania 8 , Mateusza Wabika – Przestrzeń lokalna 9 , Adama Pluszki – Łapu<br />
capu 10 . Należy przy okazji pochwalić udaną formę i gust edytorski wydawców<br />
tej serii książek literackich, która przede wszystkich odpowiednio dobraną<br />
szatą graficzną mocno eksponuje warstwę tekstualną i jej zawartość poetycką.<br />
Wszystkie te tomiki ze względu na ciekawą zawartość wymagają oddzielnych<br />
analiz artystycznych, bo nasycone są ogromną liczbą innowacyjności wersyfikacyjnej<br />
oraz konceptualnej, które przywołują złożone światy, niekiedy<br />
bardzo trudne do wkomponowania w nie wyobraźni czytelnika. Przekracza to<br />
jednak możliwości tego omówienia. Obecne tu – dekonstrukcja oraz inflacja<br />
tradycyjnych tropów estetycznych w poezji stanowią jednak dodatkową wartość<br />
tych propozycji, nad którymi warto się zadumać, bo nie ma chyba dzisiaj<br />
kogoś, kto odpowiedzialnie pokusiłby się o diagnozę: dokąd zmierza poezja<br />
młodego pokolenia twórców? Wydaje się bowiem, że zarówno styl, jak i taktyka<br />
młodych <strong>poetów</strong> podąża za potrzebami młodej publiczności i stara się<br />
współbrzmieć z jej doznaniami, przeżyciami, marzeniami i tęsknotami, z gruntu<br />
obcymi publiczności starszej. Jeśli tak jest, to ci młodzi ludzie są już mądrymi<br />
i w miarę dojrzałymi poetami, a ich istotny wkład w literaturę współczesną<br />
jest kwestią najbliższego czasu, chyba, że los zdarzyłby inaczej, albo wypalą<br />
się im inspiracje twórcze. Cechą tej młodej poezji jest głównie subiektywność<br />
postrzegania świata posunięte przez autorów do szczytu możliwości. Zawierają<br />
bowiem pomysły przepełnione eskapizmem, wyrażone w ciekawych, ale<br />
często głęboko zakamuflowanych grach i rozgrywka językowych z rzeczywistością.<br />
Rzeczywistośc rozumieją przede wszystkim jak wszechpotężny tekst,<br />
8<br />
Por. A. Kremza, brania, STAL, Kraków 2003.<br />
9<br />
Por. M. Wabik, Przestrzeń lokalna, STAL, Kraków 2003.<br />
10<br />
Por. A. Pluszka, Łapu capu, STAL, Kraków 2003.<br />
36
a nawet hipertekst, w którym światy realne i wirtualne mieszają się wzajemnie.<br />
Wprowadzają więc czytelnika, metodą wręcz rozbijacką, w świat nieustających<br />
degradacji i inflacji, które mogą być nawet pewną konstruktywną<br />
propozycją dla wzbudzenia przeżycia estetycznego odbiorcy takiej osobliwej<br />
formy uprawiania sztuki słowa. Wabik nawet programowo się do tego przyznaje,<br />
kiedy w wierszu pt. „Lekcja żywego języka” pisze: „(...) Wciąż z bukietem<br />
wody i ognia/posuwam się w rozstępujące się ścieżki/jak w dwie strony<br />
powrotne. Widzę już/gniazdo, do którego dążyć można tylko/po śladach/Bez<br />
oglądania się na miasto-kobietę./Na kobietę-miast. I gdy nieszczelna noc/<br />
rozlewa się bez przypisu chwytam się kierunku,/to znaczy żagla – zapalniczki.<br />
(...)”. Taka relatywizacja życia i jego hybrydyzacja ze światem cyberprzestrzeni,<br />
odciskająca piętno na młodych poetach jest dobrze widoczna również<br />
w utworach Kremzy, szczególnie w wierszu pt. „prawda?”, gdzie czytamy:<br />
„Ponieważ wszystko ma swój początek/to musi mieć koniec. I choć to wiemy/<br />
to znamy prawdę o czymś/co ma zupełnie inne parametry/a czemu imię każdy<br />
nada własne”. Taka imersja nie tyko w świat wirtualny, ale także w rzeczywistość<br />
tradycyjną daje poetom i pisarzom młodego pokolenia całą gamę nowych<br />
doświadczeń, przeżyć estetycznych, o czym nieustannie komunikują, a podstawową<br />
kwestia, która determinuje te ich preformacje łączy się z zanikiem<br />
poczucia granicy między ich światem cielesnym a psychiką, często podpinaną<br />
do przestrzeni wirtualnej, kiedy rozmywa się różnica między człowiekiem masowym<br />
miasta a indywidualnością poety, któremu pozostaje jedynie rola prowokatora<br />
wrażliwości na wartości. Innym zjawiskiem, szczególnie częstym<br />
u prozaików, jest multiplikacja utworów prozatorskich, które z jednej strony<br />
są składankami różnych gatunków literackich, z drugiej natomiast przypominają<br />
ze względu na sposób prowadzenia narracji tzw. blogi – formę literatury<br />
internetowej. Proza Pluszki mieści się w tym właśnie pejzażu artystycznym,<br />
a ciekawy eksperyment z seksualnością, tradycyjnie pojmowaną jako domena<br />
ciała ludzi, nabiera tu nowego wymiaru, czyli intermedialności, interaktywności,<br />
by wreszcie tekst został upstrzony cytatami z prozatorskiego opisu rodem<br />
np. z prozy Henry Millera epatującej się fizjologią stosunku seksualnego. „(...)<br />
gdy połączyli śpiwory, ich obawy wydawały się znikać. Gdy czuli swoje nagie<br />
ciała. Błotna Bestia obchodziła ich tak samo, jak gdyby znajdowała się<br />
o miliony mil stad, w swym naturalnym środowisku. Usta ich zetknęły się,<br />
języki zwarły, a dłonie zaczęły swoja grę w chowanego. Gavin wyczuwał, że<br />
Liz zesztywniała, gdy jego palce odnalazły małe, jędrne piersi i podrażniły<br />
sutki do jeszcze większego stopnia niż podczas całej poprzedniej nocy. Potem<br />
przesunął dłoń niżej i dziewczyna rozchyliła uda. Delikatnie odnalazł miękką,<br />
ciepłą wilgoć, aż jęknęła z rozkoszy. Jej ręce przesunęły się po nim i zamknęły<br />
na jego twardym członku.<br />
37
Policzki spłonęły jej momentalnie i nie doczytała do końca. Mówiła, że<br />
jesteśmy świnie. Oczy jej błyszczały. A kilka dni później, przypadkiem, kiedy<br />
wracałem po coś do namiotu, zobaczyłem, że leży na kocu i doczytuje”.<br />
Haskwa 11 – to nie tylko tytuł tomiku Justyny Jaszke – młodej poetki związanej<br />
z literackim środowiskiem Żyrardowa i Krakowie, ale pierwsza część domeny<br />
jej adresu internetowego. Wspominamy o tym dlatego, że zamieszczona<br />
w tym debiutanckim zbiorku poezja nawiązuje oraz dyskontuje doświadczenia<br />
sztuki literackiej tworzonej w cyberprzestrzeni, gdzie utwory literackie,<br />
publikowane w postaci hipertekstu, nabierają nowych walorów estetycznych.<br />
Wchodząc w tę nową sytuację estetyczną, stają się przecież utworami otwartymi<br />
nie tylko na doznania estetyczne odbiorcy, ale mogą stanowić również<br />
przyczynę interaktywnego zachowania się publiczności względem nich – artefaktów<br />
artystycznych wrzuconych przez autorów w świat wirtualny. Wiersze<br />
Jaszke noszą wiele znamion tego doświadczenia w warstwie wersyfikacyjnej<br />
prezentowanych utworów, ale także związanych z nią form ekspozycji niektórych<br />
motywów przekazu artystycznego, wzbogacanych odpowiednio dobranym<br />
krojem czcionki, emotikonami i ilustracjami. To, co jest wspólne pokoleniu<br />
<strong>poetów</strong> kolejnych e-generacji, występuje także w twórczości tej młodej<br />
poetki: wyraża się to coś w tzw. irrealizmie i całkowitym konstruktywizmie<br />
świata tworzonego – postulowanej jego wizji. Właściwie jest on symulowaną<br />
hybrydą realność, aż do granic surrealizmu, by wywoływać kolejne fale<br />
przeżywania i pożądanie, choć jest tu i miejsce na refleksję i kontemplację zawartości<br />
tych wierszy, gdyż ich ostatecznym nośnikiem jest właściwie papier<br />
i kreatywna wyobraźnia czytelnika. Dobrze ów model poety i publiczności<br />
skazany na nomadyzm nie tylko estetyczny, ale i egzystencjalny przedstawia<br />
taki oto wiersz Jaszke: „kolejny list od P./podróżuje/od/do/nie wiem/gdzie odpisywać...”.<br />
Również przestrzenna konstrukcja wielu wierszy zamieszczonych<br />
w tym zbiorku ma charakter kookreacji (współtworzenia z czytelnikiem), czyli<br />
świadomie autorka wkłada między własne wersy, interfejsy, żywcem wzięte<br />
z kontekstu społecznego miasta, literatury, mediów, czy ulicy, kiedy cytuje<br />
frazy wypowiedzi, ogólnie znane ludziom z doświadczenia dnia codzienne –<br />
np. w utworze ze strony 46, w skład którego wchodzi motto z wiersza Józefa<br />
Barana i na równych prawach rymowanka znanego pasażerom krakowskich<br />
tramwajów narkomana. Czas i przestrzeń, linearne i przyczynowe rozumienie<br />
świat, znikają również w utworach Jaszke, a na ich miejsce pojawiają się<br />
kreacje wywołane impulsem, chwilową ekscytacją, których ośrodkiem jest<br />
radykalny subiektywizm przeżywania przez autorkę bezpośredniego otoczenia.<br />
W tym miejscu ciekawie wygląda doświadczenie i potrzeba miłości, która<br />
11<br />
Por. J. Jaszke, Haskwa, Miejski Dom Kultury w Żyrardowie, Żyrardów 2003.<br />
38
zawsze jakoś organizuje osobowość i <strong>tożsamość</strong> piszącej. Weźmy więc wiersz<br />
ze strony 16: „zawsze/to znaczy tak//wiatr i sny w garści i przynosisz/zawsze<br />
wtedy/kiedy/wiatr i sny łapią w garść i przynoszą/zawsze wtedy/kiedy/ty mi/<br />
a/ja/tobie”. Idzie tu o coś na kształt „przyjaźni-sympatii-miłości”, a może coś<br />
„pomiędzy”, oderwanego od ciała, eterycznego, ciągle przeżywanego i właściwie<br />
nic więcej, co miałoby przyjąć realny kształt. Jeszke doświadcza więc<br />
„nowej samotności” bywalców cyberprzestrzeni, gwarzących o miłości, przyjaźni,<br />
seksie, interesach i kwiatach w „chatach”, cierpiących na brak namacalnego<br />
ciepła kontaktu „twarzą w twarz”, co widać doskonale, kiedy na stronie<br />
42 pisze: „stojąc w strugach/deszczu/pan pyta panią//czy tobie/również jest<br />
mokro i wilgotno?”.<br />
Na zakończenie powyższych rozważań chcemy zaprezentować poetę,<br />
stomatologa i samorodnego filozofa, ale i krytyka literackiego Wojciecha<br />
Wierciocha, autora pracy pt. 44 wybory, czyli 77 udręczeń i ukojeń 12 , stanowiącej<br />
jakby podsumowanie jego dotychczasowego wysiłku twórczego.<br />
Na to opusculum składają się aforyzmy, eseje, felietony, sztuki jednoaktowe,<br />
opowiadania i humoreski, recenzje i powiastka filozoficzna. Wydźwięk<br />
całości jest optymistyczny, często wzbudza śmiech, ale momentami odnajdujemy<br />
tu wiele lirycznych uniesień, jak i problemów, nad którymi warto<br />
się zastanowić, bo dotyczą naszej rzeczywistości, podglądanych bystrym<br />
okiem artysty. Prócz inspiracji swoją małą ojczyzna, pięknem jej przyrody,<br />
dzielnością i sprytem jej mieszkańców, Wierciocha inspirują także do działań<br />
twórczych i intelektualnych myśli i poglądy wielkich myślicieli – Józefa<br />
Tischnera, Błażeja Pascala, Fryderyka Nietschego, <strong>poetów</strong> i piewców piękna<br />
Podhala: Jana I. Sztaudyngera, Stanisława I. Witkiewicza, Juliusza Słowackiego,<br />
Zbigniewa Herberta czy Kazimierza Przerwy-Tetmajera. Na początku<br />
roku 2002 z jego inicjatywy ukazał się zerowy numer pisma literacko-artystycznego,<br />
prezentującego literaturę dawną i nową, plastykę, muzykę, sztuki<br />
wizualne oraz eseje filozoficzne, które zostało nazwane „Futurum” i można<br />
sądzić, że właśnie twórcza przyszłość ludzi Podhala będzie na jego szpaltach<br />
prezentowana, jeśli los Wierciochowi będzie sprzyjał, bo samozaparcia mu<br />
przecież nie brakuje.<br />
Ulubiona forma artystycznej ekspresji Wierciocha jest niewątpliwie aforyzm,<br />
który sam ćwiczy i o którym wiele pisze, upatrując w nim źródło przytomności<br />
myśli i sensu przeżycia estetycznego. A oto dwa z nich: „* Życie –<br />
niedorozwinięta śmierć”, „* Trzeba być mądrym, by ukryć swą inteligencję.<br />
A można być głupim – i nie epatować swoją mądrością”.<br />
12<br />
Por. W. Wiercioch, 44 wybory, czyli 77 udręczeń i ukojeń, Wydawnictwo i Drukarnia Słowaków<br />
w Polsce, Kraków 2002.<br />
39
Wszystkie z przedstawionych powyżej propozycji poetyckich, często<br />
w formie nawet utajonej, dotykają pośredni lub bezpośrednio kwestii własnej<br />
tożsamości twórców w powiązaniu z fascynacja róznorodnmi formami miłości,<br />
a pisane przez nich wiersze z jednej strony sygnalizują, że mają z nią problemy,<br />
z drugiej natomiast widać w nich pewną nadzieję, że owo powątpiewanie<br />
o niej odsyła ich ku aktom twórczym, z których wynikają zarysy nowych<br />
wizji rzeczywistości, w których być może będzie się o własnej tożsamości<br />
rozmawiać i myśleć odmiennie. Miłość bowiem zawsze zakłada pewne wartości,<br />
które dla poczucia tożsamości artysty są niezbędne.<br />
40
ROZDZIAŁ IV<br />
Jesień jest dla <strong>poetów</strong> pełna słowobrania<br />
Jesienią 2006 roku urodziny obchodzili: 90. – Julian Kawalec, a 85. – Tadeusz<br />
Różewicz. Na XXI Zaduszkach Poetyckich, które corocznie przed Świętem<br />
Zamarłych organizuje Konfraternia Poetów wspominano tych wspaniałych<br />
czarodziejów słowa, którzy jeszcze przed kilku laty obdarzali czytelników<br />
znakomitymi utworami: Eugenię Basarę-Lipiec, Tadusza Śliwaka, Jerzego<br />
Harasymowicza, Henryka Cyganika, Zbigniewa Herberta, Czesława Miłosza,<br />
Bogusława Sławomira Kundę, Jerzego Fiutowskiego, ks. Jana Twardowskiego<br />
i Wilhelma Przeczka. W dniach 2–7 października odbyła się w Warszawie<br />
XXV Jesień Poezji, zaś w Poznaniu od 4 do 11 listopada trwał XXIX Międzynarodowy<br />
Listopad Poetycki, którego wieloletnim organizatorem jest wybitny<br />
poeta Nikos Chadzinikolau. To tylko kilka ciekawych wydarzeń poetyckich<br />
tej jesieni. Przejdziemy jednak do spraw bardziej związanych z relacją między<br />
jesienią a poezją i zaprezentujemy nowe tomiki poetyckie, które dotarły w tym<br />
roku do naszych rąk.<br />
Dla Aleksandra Jasickiego był to bardzo owocny roku: ukazały się dwa<br />
ważne w jego twórczości tomiki: Kobieta z Deneboli. Niedokończony testament<br />
oraz Lista ginących gatunków w renomowanej serii Poeci Krakowa 1 .<br />
W pierwszym poeta dyskontuje dramatyczne doświadczenia pobytu w szpitalu,<br />
gdzie walczył ze śmiertelną chorobą, którą udało mu się oszukać choćby na<br />
pewien czas, zaś drugi – to wybór z jego dziewięciu poprzednich tomików. Kobieta<br />
z Deneboli to swoisty dziennik doznań i przeżyć, pobytu w szpitalu, przeżytych<br />
operacji i rekonwalescencji, w czasie których poeta-pacient nauczył się<br />
żyć z bólem, cierpienie i codziennym obcowaniem z widmem śmierci. W to<br />
doświadczenie wbudował logos swojego życia, tworząc specyficzny klimat<br />
mistyfikacji, pozwalający jego duszy wydobywać z brudu ciała i codzienności<br />
1<br />
Por. A. Jasicki, Kobieta z Deneboli. Niedokończony testament, Wydawnictwo „@leksander”,<br />
Kraków 2006 i Lista ginących gatunków, Wydawnictwo Fall, Kraków 2006.<br />
41
wartości obecne w kulturze i kształtujące wyjątkowość człowieka w świecie.<br />
Klimat tych wierszy odnajdujemy w utworze pt. „Na co komu żywy poeta”,<br />
w którym pisze: „Poeta dzisiaj nie cierpi za miliony/cierpi na raka i na brak<br />
gotówki./Cierpi na trzustkę, która mu odjęto,/i żółciowy pęcherz/który zjedzą<br />
szczury//(…) Bo poeta nie powinien pić/ani też jeść./Wiersze powinien pisać/<br />
I do historii przejść”. Drugi tomik Jasickiego został tak skonstruowany, by<br />
ukazać rozwój oraz ewolucję jego świata poetyckiego, na który składają się<br />
utwory liryczne inspirowane głębokim szacunkiem do przyrody i krajobrazu,<br />
atmosferą Krakowa i okolic, Wisły, nad którą obok Wawelu się wychował, ale<br />
również Bieszczady, z którymi na długie lata wiązał swoje losy, przeżycia, budując<br />
światy poetyckie, w których były one mocno zakorzenione. W wierszu<br />
pt „Człowiek wziął…” pisze: „Człowiek/wziął/Kulę/w swoje ręce//uzbroił//i/<br />
wycelował/w skroń/wszechświata” – to poniekąd dramatyczna próba samoobrony,<br />
która zawsze skazana jest na klapę i poeta już o tym wie. Dlatego<br />
przyroda i Kraków, style życia jego mieszkańcy, piękno splecione z brzydotą,<br />
wzniosłość i upadek, ale i to, co ludzie robią ze swoimi duszami, zawierają jego<br />
utwory poetyckie.<br />
Marek Wawrzyński – to poeta z perspektywy barmana w barze vis-a-vis<br />
wnikliwie oglądający ludzkie sprawy i losy. Dwa jego kolejne tomik, tj. na<br />
stronach i Wiersze zbiorowe 2 , stanowią poniekąd pokłosie owych, momentami<br />
lirycznych, momentami dramatycznych, a nawet satyrycznych obserwacji.<br />
Przyroda i jej bliskość, ale i skóra miasta przylegająca do jego mieszkańców,<br />
pozwalają mu przy minimum słów ukazywać takie strony egzystencji, które<br />
nawet nie ujawnia najbardziej wnikliwa fotografia. W ten sposób widać poezję<br />
tam, gdzie najmniej można się jej spodziewać. A oto dwa wiersze bez<br />
tytułu: „trzy liście/na orzechu włoskim/trzy zamarznięte wróble” i „w mroźny<br />
wieczór/przemknęli dwaj/ubrani na czarno/niosąc przed sobą/białe kartoniki<br />
z pizzą”. Kiedy jednak w obłokach dymu klienci gwarzą, słyszy się szepty,<br />
pomruki, czasem podniesione głosy, i tak powstaje zbiorowy wiersz, który<br />
na serwetce, jakby z kronikarskiego obowiązku, zapisuje poeta stojący za barem:<br />
„przychodziło tu wielu/ciekawych ludzi/którzy nie żyją/myślenie o nich<br />
zastępuje towarzystwo”. Wiele wierszy z tych zbiorków przepełnionych jest<br />
miłością, tęsknotą, erotyzmem, ale gdzieś w ich podglebiu czuje się obecność<br />
skrywającej się śmierci i egzystencjalnego lęku, zmuszających poetę do totalnego<br />
namysłu nad sensem życia i wtedy oznajmia: „z niektórymi/wypijesz<br />
morze wódki/aż zrozumiesz/że to morze martwe”, a winnym wierszu pt. „jesień”<br />
można się dowiedzieć, że pewnego dnia: „przyszedł pan wąsik/z garścią<br />
42<br />
2<br />
Por. M. Wawrzyński, na stronach, Wydawnictwo Sponta, Kraków 2005 i Wiersze zbiorowe,<br />
Wydawnictwo Dar-Point, Kraków 2006.
klepsydr/spod kościoła świętej anny/zostawia wszystkie na barze/trzeba tylko<br />
pokwitować odbiór/z datą godziną miejscem/potem znika na dłużej”. Poetyka<br />
Wawrzyńskiego jest oszczędna, ale jednak bardzo precyzyjna, ukazująca sposób<br />
widzenia świata, jaki narzucają ludziom obecne czasy i miejsca, w których<br />
pojawiają się niby widma, w których trudno oddzielić widziadła, sny od jawy,<br />
a są to styki egzystencjalnych wersji świata ludzi przygodnych, ze swej istoty<br />
pulsujące poezją. Pisarstwo tego oryginalnego poety czyni z poezji powszednią<br />
towarzyszkę życia konkretnych ludzi, która dopiero w sytuacjach ekstremalnych<br />
ukazuje swoje bojanusowe oblicze.<br />
Z zawodu lekarz, od kilku lat na emeryturze, w tym roku obchodził 80 urodzin<br />
– Marcin Gołąb wydał wybór własnych wierszy z kilku poprzednich tomików<br />
– noszący tytuł Świętojańskie noce 3 , zadedykowane swym miłościom:<br />
żonie i córce. Zbiór ten jest jakby podsumowania jego ścieżki literackiej, na<br />
którą wstąpił prawie równocześnie z podjęciem pracy lekarza. Jego poezja<br />
właściwie rozgrywa się na „tropie świetlików”, które jako małe punkciki światła<br />
nadaj głębi i przytulny wymiar nocy, powodujący, że staje się przyjazna ludziom.<br />
I tak jest z wierszami tego poety, starającego się uchwycić życie na gorącym<br />
uczynku i pokazać, że jego wymiar biologiczny, pomiędzy kamiennymi<br />
młynami pamięci i tęsknotą Erosa, buduje podłoże człowieczeństwa przez całe<br />
życie. W wierszu pt. „Owad nieowad” czytamy: „zatrzymany w przestrzeni/<br />
nie czuję zmierzchu//zjadam liście/miłorzębu//przeżuwam starość’. Utwory<br />
krakowskiego poety lekarza – to hołd złożony przyrodzie, jej rytmowi pór<br />
roku, dni i nocy, w którym odnajduje sens i piękno własnego istnienia. Klimat<br />
sielankowej atmosfery burzą jednak wiersze poświęcone wojnie i jej skutkom,<br />
która odcisnęła ogromne piętno na jego wyobraźni, czego daje wyraz kłaniając<br />
się nisko niemym bohaterom tego okresu. W swych utworach często żegna<br />
się z ludźmi i światem, który również odchodzi w przeszłość, wskazując, że<br />
wszelkie urazy należy wybaczać, by nadzieja budowała w człowieku to, co<br />
ludzkie i by marzenie o Niebie i wieczności nie było jakąś nieodpowiedzialną<br />
mrzonką, wybaczenie staje się konieczne.<br />
Poeta ten mieszka w Koninie, prócz poezji para się sztukami plastycznymi,<br />
co ma niewątpliwy wpływ na obrazy kreowane w jego poezji. Mowa będzie<br />
o Stefanie Rusinie i jego tomiku poezji pt. Magala 4 . Zamieszczone tu wiersz<br />
odzwierciedlają jego podróże po światach sztuki ucieleśnionej w budowlach,<br />
architekturze miast, obiektach eksponowanych w muzeach, ale to wędrowanie<br />
ukazuje również te dwa fundamentalne żywioły, na skrzydłach których piękno<br />
3<br />
Por. M. Gołąb, Świętojańskie noce, Wydawnictwo Towarzystwa Słowaków w Polsce, Kraków<br />
2006.<br />
4<br />
S. Rusin, Magala, Wydawnictwo Glicynia, Konin 2006.<br />
43
ogarnia świat. Są nim: przyrody oraz żywioły wartości duchowej i normy kultury,<br />
w których ludzie odnajdują siebie i swą <strong>tożsamość</strong>. Dobrze tę specyfikę<br />
poetyki Rusina ilustruje utwór pt. „Kropla”, gdzie pisze: „Ze szczeliny zbocza/wynurza<br />
się/kropla wody/jak boży krzyk//na pustyni/pełnej żaru”. Poezja<br />
ta spełnia pewne funkcje intymne i terapeutyczne, których celem jest łączenie<br />
ludzi między sobą, bo tolerancja i wolność są tu postrzegane jako przyjaciółki<br />
piękna i dobra, zaś klimat i uzurpacje ciemnogrodu – to metafory, które są zawsze<br />
ich śmiertelnymi wrogami. Poezja i sztuka służą poecie do nieustannego<br />
budowania z uczuć i emocji czegoś, co staje się jego domem, a co pozwala zamieszkiwać<br />
w nim z innymi ludźmi we wspólnocie. Dom bowiem – to miejsce,<br />
do którego można zaprosić nawet bezpańskiego kundla, by w ten sposób mógł<br />
zrozumieć i on sens współbycia z człowiekiem. Celem wysiłku twórczego poety<br />
jest przede wszystkim poszukiwanie jakby pitagorejskich, czy stoickich<br />
zasad rozumnej obecności w świecie, które pozwalają mu pojmować swoje<br />
miejsce w całości Kosmosu, poza który nie można transcendować w sposób<br />
nieodpowiedzialnych. Tu logika i rozumu muszą ze sobą współbrzmieć, zaś<br />
wiersz może stanowić ów pomost dla poszukiwań sensu wszelkiej możliwej<br />
egzystencji i koegzystencji w przestrzeni życia, które karmi się energią niesioną<br />
przez promienie słońca własnie z centrum naszego wszechświata.<br />
Jeśli idzie o poezję kobiecą – to warto zwróci uwagę na tomiki autorstwa<br />
Danuty Perier – Niebo we włosach 5 oraz Joanny Rzodkiewicz – Winogrona<br />
przemian 6 . Obydwie poetki z wyżyn romantycznych uniesień przyglądają<br />
się sprawom, które nurtują ludzi na zakrętach ich życia. Perier skupia swoje<br />
liryki na rodzinie, badając ewolucje uczuć członków tej wspólnoty, którzy<br />
pomagając rozwijać egzystencjalny sens jej istnienia. Tu wiara i nadzieją<br />
staja się kluczami do każdego dnia, ekstremalnych chwil i przeżyć. Starość<br />
i młodość – to dwie strony zwierciadła życia i kluczowe motywy refleksji<br />
nad jego sensem, który nierzadko wymyka się z rąk. W opinii poetki właściwie<br />
poezja stanowi siłę, która pozwala zawsze poczuć się dzieckiem piękna<br />
i szczęścia. W wierszu pt. „Poezja” pisze: „To Ona/zaprowadziła nas/nad opoczyński<br />
zalew./Płucząc w nim twarz/zapragnęła wyglądać/jeszcze piękniej.//<br />
O zmierzchu/zaróżowiona od ognia,/pachnąca dymem,/z kawałkiem nieba we<br />
włosach – /wybierała metafory z ognia,/ostatnią iskrą puentując/wieczór”.<br />
Natomiast wierze Rzodkiewicz stanowiąc przejaw buntu nad ekologicznym<br />
losem planety, sytuacją „braci mniejszych”, którą gotuje im człowiek. Wierzy<br />
5<br />
Por. D. Perier, Niebo we włosach, Wydawnictwo Towarzystwa Słowaków w Polsce, Kraków<br />
2006.<br />
6<br />
Por. J. Rzodkiewicz, Winogrona przemian, Wydawnictwo Towarzystwa Słowaków w Polsce,<br />
Kraków 2006.<br />
44
jednak, że nadjedzie czas przebudzenia, a apel poetycki odniesie pozytywny<br />
skutek. W wierszu pt. „Wsłuchać się” radzi: „Natura/nie prowadzi/rozpraw filozoficznych/nie<br />
rozwodzi się nad wyższością/czegoś nad czymś//Wsłuchuje<br />
się w siebie/i…zawsze rozkwita”. Jej nabożne liryki skierowany pod adresem<br />
wzniosłości i harmonii Natury stanowią akcje nawołujące do buntowniczej<br />
zmiany naszego stosunku do przyrody, a uzyskane w ten sposób wizje świata<br />
ujawniają możliwość życia pozostającego w zgodzie z Nią, ale i w konsekwencji<br />
z samym sobą. Do tego potrzebna jest jednak – sądzi pisarka – pewna<br />
„teorię doskonałości” bycia oparta na akceptacji i wyrzeczeniu, wynikających<br />
z odwagi i szczerego serce. To ono „jak dzwon” przywołuje nas do kultywowania<br />
zdrowych zasad moralnych, bo w przeciwnym razie sens własnego<br />
istnienia ogląda się na dnie pustej butelki.<br />
Zmęczone progi 7 autorstwa Heleny Gordziej – to kolejne danie z uczty<br />
poetyckiej, którą raczy od lat Czytelnika poznańska poetka. Smak tej poezji<br />
nierzadko jest jednak cierpki i pikantny, bo z wiekiem i doznanymi doświadczeniami<br />
przemijającego czasu wyostrza się jej punkt widzenia na logikę rozwoju<br />
świata oraz miejsce i role w nim człowieka. Nigdy nie kryła, że bliska<br />
jest jej perspektywa ekologiczna, a więc empatia do przyrody, ale i harmonijnych<br />
z nią dokonań kulturowych człowieka, u podstawy których leżą elementy<br />
naturalnych zrywów inspirowanych przeżyciami miłości i przyjaźni.<br />
W utworze otwierającym ten zbiór pt. „To nie jest tak”, Gordziej ukazuje<br />
miałkość logiki życia naszych czasów i przypomina, że „(…) Między myślą/<br />
a żądzą bólu/kaczeniec wilgocią płatków/gasi zapowiedź pożogi”. Inspirują<br />
ją również banalne obserwacje, a mianowicie widzi, że nasz świat wytraca<br />
miłość, ludzi zaczyna łączyć najczęściej strach i podejrzliwość, a więc odpowiedzialność<br />
odchodzi do lamusa historii. Kłaniając się przyrodzie, zdaje<br />
sobie sprawę z tego, że tylko ona ma jeszcze jakieś głębokie poczucie wstydu,<br />
a nieodpowiedzialność ludzi odsłania ten wstyd na jej obliczu, kiedy umierają<br />
masowo ryby, ptaki i drzewa. Jak w poprzednich tomikach, poetka z Poznania<br />
wyraża wielki niepokój wobec osaczenia, w które wypychają ją technika i słowa,<br />
choć w jakiś sposób pozwalają jej wymigiwać się bezwzględnej śmierci.<br />
Jednak środowisko, które ją dotąd mobilizowało, ulega znieczulicy techniki,<br />
brudnej walucie słów, etos człowieka – to już historyczne złudzenia. Świadectwo,<br />
które wystawia poetka czasom współczesnym nie jest budujące i trudno<br />
tu o jakąś nadzieje, choćby pokrzepienie ducha. Ludzie bowiem wyhodowali<br />
pośpiech, który owocuje „ostem siły przebicia”, ale i ten upada pod ciosami<br />
otaczających go betonowych murów, za którymi jedynie śmierć jest pewna.<br />
Poetka jednak nie poddaje się i nawołuje do tańca, radości, nutki melancho-<br />
7<br />
Por. H. Gordziej, Zmęczone progi, Drukarnia Oświatowa w Poznaniu, Poznań 2006.<br />
45
lii, by zło przepędzić za rubieże bytu. Ostrzega jednak przed długimi „rękami<br />
nocy”, które wciągają na wieki w niebyt. Często staje na „progu świtu”,<br />
spogląda w z trwogą w Kosmos, walczy ze zwątpieniem w boże posłannictwo<br />
człowieka, pociesza się haszyszem kolorów w obrazach Salwadora Dali.<br />
W kolejnych wierszach dokonuje wnikliwych studiów wieczności w oparciu<br />
o kodeks praw zapisanych w gwiazdach, nie spuszcza ze smyczy „wściekłego<br />
psa swej duszy”, bo może zagryzłby ten świat, skupia się na sensie wieczności<br />
i odchodzeniem w nią. Krok po kroku przygotowuje się do „traktatu milczenia”,<br />
który powoli wypełnia jej duszę, choć wilki drzemiące w ludzkich sercach<br />
wyją u progów domów. Autorka w wierszu kończącym tomik pokazuje<br />
szczyptę optymizmu, kiedy stara się uświadomić ludziom, że „(…) Natura nie<br />
rezygnuje z ugorów//wspólnym wysiłkiem wiatru/deszczu i słońca/reanimuje<br />
odłogi”. Choć Gordziej proponuje nam utwory dramatyczne, drastycznie<br />
wnikające swymi obrazami w podświadomość, napełniające lękiem, to jednak<br />
są one prawdziwe i przepełnione tym, co może zrodzić w człowieku odwagę,<br />
realny i odpowiedzialny optymizm – pomimo wszystko.<br />
Swoje debiutanckie tomik wierszy opublikowali również w roku 2006:<br />
Krzysztof Łojek – Dopóki jestem 8 , Jan Kirsz – Rozmawiając z ciszą 9 . Te próby<br />
poetyckie wynikają z głębokich przemyśleń osobistych doświadczeń, które<br />
obydwu adeptom sztuki poezjowania pomagają niewątpliwie poszukiwać sensu<br />
osobistego życia i przypominają te o nim prawdy, które trudno zakwestionować.<br />
Głównie idzie im o umiejętność bycia blisko z drugim człowiekiem.<br />
Z dużą dozą liryczności kreślą portrety istotnych dla człowieka wartości, dających<br />
okruszki szczęścia tak, by każda zbudowana z nich chwila miała znaczenie.<br />
Otucha i wiara dla obydwóch autorów jest tu istotna, jeśli człowiek zawodzi,<br />
pozostaje im jeszcze Bóg. Łojek w wierszu pt. „Chwila” mówi: „Dzięki<br />
Ci, że jesteś./Z Tobą wieczność to chwila/a chwila to nieskończoność./Spojrzenia,<br />
uśmiechy, słowa – /klejnoty na serca dnie”, zaś Kirsz dodaje w wierszu<br />
„Tak to widzę”: „Ubrać w prostotę/słowa/by docierały/a nie zacierały”.<br />
Niech zatem słowobranie <strong>poetów</strong>, o którym choć trochę udało się tu powiedzieć,<br />
będzie tą dobrą monetą, za którą Czytelnik zatęskni i spróbuje wejść<br />
w osobisty dialog z autorami, by rozsądzić o właściwej mierze tych słownych<br />
plonów. Jesień jest przecież tą porą roku, kiedy taki dialog staje się dla obydwóch<br />
stron łatwiejszy, bo sprzyja im specyfika tej pory, nastrajająca przychylnie<br />
poetę i Czytelnika do siebie.<br />
8<br />
Por. K. Łojek, Dopóki jestem, Wydawnictwo Towarzystwa Słowaków w Polsce, Kraków<br />
2006.<br />
9<br />
Por. J. Kirsz, Rozmawiając z ciszą, Wydawnictwo Towarzystwa Słowaków w Polsce, Kraków<br />
2006.<br />
46
ROZDZIAŁ V<br />
Powracając do swoich ojczyzn mentalnych<br />
Wydaje się, że w życiu emocjonalno-uczuciowym twórców literatury polskiej<br />
odradza się nowy typ wrażliwości na to, co zwykło określać się mianem<br />
poczucia więzi z własną ojcowizną i ojczyzną, choćby tylko na poziomie mentalnym,<br />
za którymi muszą stać mocne doświadczenia otoczenia społecznego<br />
twórców. Bierze się to głównie stąd, że ciągle próbuje się ludziom zmienić<br />
kontekst historycznych ich ukształtowanych już tożsamości, manipulując przy<br />
rozumieniu zjawisk historycznych, pisząc ich nowe, często fałszywe interpretacje,<br />
zgodne z głoszoną nową ideologia, choć wiadomo, że czasu historycznego<br />
nie da się w żaden sposób odwrócić. Przedstawione dokonania artystyczne<br />
prezentowanych tu książek poetyckich zdają się wyraźnie o tym świadczyć.<br />
Sięgając po te tomik, każdy może się przecież o tym bezpośrednio przekonać.<br />
W ten sposób stwierdzenie Czesława Miłosz, że „poeta pamięta”, staje się<br />
nadal aktualne i nabiera nowego sensu.<br />
Poezja Krystyny Szlagi właściwie od lat koncentruje się wokół problemu<br />
walki dobra ze złem, szczególnie w przestrzeniu duchowej Polski. Obecny tu<br />
manicheizm przybiera w niej różnorodne postaci walki: dnia z nocą, światła<br />
z ciemnością, ale i miłości ze zdradą czy prawdomówności z zakłamaniem.<br />
Jej wybór poezji wydany w prominentnej serii „Poeci Krakowa” w sposób<br />
zdecydowany eksponuje tę dialektykę posługiwania się tak formowanym dyskursem<br />
wiersza i nosi znamienny tytuł: Niebo po Ikarze 1 . Artystce idzie głównie<br />
o wniknięcie w głębię istoty bytu człowieka miotanego wewnętrznymi<br />
sprzecznościami, stanowiące zarazem syntezę jego uwarunkowań biologicznych<br />
w połączeniu z kulturowymi oraz społecznymi. Stara się krok po kroku,<br />
by zedrzeć maskę, za którą skrywają się zarówno zwierzęce, jak i boskie siły<br />
kierujące ludzkim istnienie, ujawniające przeogromną skalę odcieni dramaturgii<br />
jego istnienia. Nie może się bowiem pogodzić poetka z faktami, szcze-<br />
1<br />
Por. K. Szlaga, Niebo po Ikarze, Śródmiejski Ośrodek Kultury w Krakowie, Kraków 2006.<br />
47
gólnie tymi zaczerpniętymi z najnowszej historii, w których „boskie” motywy<br />
działania prowadziły ludzi do gwałtu, wojny, przemocy, a świat doświadczał<br />
ogromnego upodlenia. Technikami, dzięki którym poetka uzyskuje znakomite<br />
efekty estetyczne, są bez wątpienia wielowarstwowe dialogi rozgrywające<br />
się w jej wierszach, ale i bezwzględnie apodyktyczne monologi, odsyłające<br />
w głęboki namysł nad sensem istnienia człowieka w świecie. Czy można lepiej<br />
ukazać absurd wojny, kiedy czyta się lapidarny wers, że można z niej wynieść<br />
jedyny łup – własne życie. Dla Szlagi wszelkie światy kreowana w imieniu<br />
Boga zawsze ulegają zwyrodnieniu, którym jest zwilczenie ludzi i obyczajów<br />
i dlatego zastanawia się, jak jest możliwe, by dobrem zło zwyciężać. Przyczyny<br />
tego stanu rzeczy – jak pisze poetka w jednym z wierszy – wynikają z tego,<br />
iż: „Przeszłość zaprzeczona/zjawia się/upiorem, zaś w innym wierszu wyjaśnia<br />
precyzyjniej: Nie zdarzenia/lecz odczucia zdarzeń/są naszą rzeczywistością//Nie<br />
prawda/lecz wyobrażenie prawdy/jest naszym poznaniem”. Dlatego<br />
starość przypomina nieczytelny rękopis, zaś śmierć w przyrodzie rodzi życie,<br />
które kultura unicestwia w micie wieczności. Poetka przypomina także, by nie<br />
zapominać nigdy ziemi dzieciństwa, bo ona jest dla każdego jego osobistym<br />
słońcem, do którego ciągnie go jak przysłowiowego Ikara, choć finał zdaje się<br />
być już przesądzony.<br />
W serii „Poeci Krakowa” ukazał się również wybór wierszy znanego krakowskiego<br />
poety Andrzeja Krzysztofa Torbusa, noszący swojsko brzmiący<br />
tytuł: Na skraju lasu jest zielony dom 2 . Należy on do tego pokolenia pisarzy,<br />
które wyrastało w cieniu twórców Nowej Fali: Ryszarda Krynickiego, Adama<br />
Zagajewskiego, Stanisława Stabro, Wita Jaworskiego, a skupiało się wokół<br />
grupy „Tylicz”, gdzie pierwsze skrzypce grali: Józef Baran, Adam Ziemianin,<br />
Andrzej Warzecha i właśnie Torbus. Ich światy poetyckie charakteryzowały<br />
się wnikliwym emocjonalnie i analitycznym studiowaniem konkretnych przypadków<br />
losu ludzi, ujmowanych baśniowymi metaforami, ukazującymi je na<br />
tle natury i świata społecznego w całej jego złożoności i krasie. Elementy egzystencjalne<br />
podmiotów lirycznych, poszukiwanie przez nich sensu życia, dla<br />
tej formacji literackiej jawiło się szczególnie ważnym przedmiotem penetracji<br />
artystycznej. Wnieśli w ten sposób do rodzimej literatury osobliwe wartości,<br />
ukazując autentyczny obraz losów ludzi uwikłanych w prawa natury, historii<br />
oraz mechanizmy życia zbiorowego. Ważne było również dla tej grupy nawiązywanie<br />
do klasycznych kanonów literatury polskiej, ale i form literatury klasycznej,<br />
którym nadawali adekwatne do potrzeby czasu formy. Dla Torbusa,<br />
który posiada chyba szczególnie wrażliwy słuch na muzyczność mowy rodzi-<br />
48<br />
2<br />
Por. A. K. Torbus, Na skraju lasu jest zielony dom, Śródmiejski Ośrodek Kultury, Kraków<br />
2006.
mej, ulubionymi formami tworzenia są ballady, piosenki, kołysanki i utwory<br />
liryczne o charakterze trenów, psalmów, inwokacji, rozmów intymnych i erotyków;<br />
wszystkie przepełnione rymem, rytmem oraz melodyjnością. Inną właściwością<br />
jego wierszy jest niewątpliwie ciągle obecny w nim ekstremalnie<br />
subiektywny punkt widzenia, powodujący, że wiersze te przybierają formę<br />
dialogu, a często nawet biesiady słownej, której celem jest budowa wspólnoty<br />
emocjonalnej między ludźmi oraz nieustanne poszukiwanie wśród nich odmian<br />
twarzy miłości, która łączy, a nie dzieli. Oryginalność poezji Torbusa dobrze<br />
ilustruje taki oto wiersz bez tytułu: „Niech ci się przyśni dom nad rzeką/<br />
z tą gwiazdą spadłą niedaleko.//Niech ci się przyśni staw a w stawie/zgubiony<br />
księżyc – oko pawie.//Niech ci się nie śni biel pościeli,/która nie łączy ale<br />
dzieli.//Niech ci się nie śnią konie w biegu/co potykają się na śniegu.//Niech ci<br />
się nie śni nic w ogóle,/kochaj mnie tylko jak najczulej”.<br />
W cieniu pomysłów „amerykańskich bitników”, szczególnie Allena Ginsberga,<br />
ciągle pochylając się nad istotą poezji, tworzy Szczęsny Wroński.<br />
W roku 2007 nakładem Wydawnictwa Miniatura ukazały się dwa jego tomy<br />
wierszy, a mianowicie: Poręcze i smak ciemności i smak światła (wiersze z lat<br />
1990–2001) 3 . Ten aktor i poeta traktuje sztukę wierszowania jako formę teatralizacji<br />
życia codziennego, gdzie zarówno dramat, jak i komedia stanowią<br />
jego sytuacyjne maski. Pisanie poezji w tej perspektywie wymaga nieustannego<br />
skupiania się nad detalami, pozornie nieistotnymi fragmentami świata<br />
życia społecznego, ale i nieustannej improwizacji, bo w życiu, podobnie jak<br />
w poezji, wiele „niestworzonych rzeczy” jest przecież dozwolone, choć istnieją<br />
granice niemożliwe do przekroczenia, do których należy poczucie stylu<br />
i smaku estetycznego. Poezja Wrońskiego – to niewątpliwie wysublimowany<br />
artyzm w bezpośredniej konfrontacji ze słowem, które doświadczeniu uczuciowemu<br />
świata zastępuje jego rzeczywisty przedmiotowy obraz, a więc broni<br />
go przed unicestwienie lub odsyła w niebyt. Jest ona również grą z wieloma<br />
niewiadomymi, której celem mimowolnie staje się chęć urzeczywistnienia<br />
zamiaru wygrywania zarówno większego piękna, ale dobra spajającego ludzi<br />
we wspólnoty. Poezja ta ma niewątpliwie społeczno-lingwistyczny charakter,<br />
bo przecież szuka słów, które dałyby odpowiedni kształt rzeczom i ludziom,<br />
a jeśli jest to niemożliwe, to powinna oddalić się na „bezsłowie” po to, by czuwać<br />
w ciszy i czekać na odpowiednią chwilę. W jednym z wierszy bez tytułu<br />
zapytuje więc: „dziś moje wiersze wydają się puste/przeglądam je i sobie się<br />
dziwię/czy to co mnie wypełnia/udaje że go nie ma?” Wroński jest przekonany,<br />
że właściwie słowa są kluczem do świata ludzkiego, nawet stwierdza, że<br />
3<br />
Por. Sz. Wroński, smak ciemności smak światła (wiersz z lat 1990–2001), Wydawnictwo<br />
Miniatura, Kraków 2006 i Poręcze, Wydawnictwo Miniatura, Kraków 2006.<br />
49
sami jesteśmy słowami, i dlatego jego gry słowne, treningi werbalne, badanie<br />
pojemności znaczeniowej wypowiedzi, próby zaglądania do ich podglebia – to<br />
kwestie, które zawsze są dla poezji, ale i dla sztuki jako takiej, ważne, bo<br />
sięgają do pierwotnego laboratorium naszej mowy, z którego wyrasta człowieczeństwo,<br />
jego duchowość, a w konsekwencji kolejne formy kultury określające<br />
nasze sensy istnienia. Szczególnie wrażliwy na pleniące się plagi społeczne,<br />
wynikające z ułomności człowieka, ale i rozpadu struktur społecznych stara<br />
się pokazać, że walka – nawet słowem – zawsze koi ból, cierpienie i może<br />
głośno przypominać o potrzebie elementarnej sprawiedliwości, której deficyt<br />
w świecie jest coraz bardziej przerażający. W poetyckim eseju pt. „Pop-poezja”<br />
wyraźnie mówi: „Poezja nie jest magią, jak wydaje się niektórym poetyckim<br />
pirotechnikom czy specjalistom od poetyckiej ikebany. Ona jest próbą<br />
powrotu do świątyni – wtajemniczeniem w niewidzialne, walka o wartości,<br />
które wątleją w pościgu za władzą, pieniądzem i łatwo dostępnymi a mocnymi<br />
wrażeniami. Poeta to ktoś, kto wierzy w sprawczą siłę słowa, w jego moc<br />
pokrzepiającą – by nie zbydlęcieć, zachować ludzką twarz, trzeźwość umysłu,<br />
czystość uczuć”.<br />
Również dwa tomiki wierszy wydała w ubiegłym roku Barbara Dziekańska,<br />
mieszkająca w Rudzie Śląskiej, prócz poezji zajmująca się animacją<br />
kultury i życia muzycznego na Śląsku. Pierwszy nasi tytuł Moja mama nie<br />
pyta o pogodę, a drugi, będący wyborem z całości jej dorobku twórczego,<br />
Zapalę noc 4 . Wiersze Dziekańskiej stanowią bardzo ciepły przykład poezji<br />
powstającej na marginesie życia i starający się puentować wszystkie jego<br />
ważne chwile w duchu bezgranicznej miłości, o której pisze, że jest szalona,<br />
zielona „kościosprężysta” i zawsze pachnie bukietami. Namysł nad przygodnością<br />
życia ludzi, bliskich i tych obserwowanych od zewnątrz, nad ich dążeniem<br />
do przetrwania i poszukiwaniem miłości na każdą dalszą jego chwile,<br />
to przede wszystkim tropy emocjonalnych fascynacji autorki widziane przez<br />
okulary miłosne. W pierwszym tomiku, który właściwie stanowi wyraz uczuć<br />
rodzicielskich skierowanych ku nieobecnym już rodzicom, Dziekańska kontempluje<br />
wiele fundamentalnych pojęć związanych z moralnością człowieka,<br />
takich jak: dobro, los, obłuda, sumienie, osaczenie, pokora itp., wchodzi z nimi<br />
w mocne zwarcia, jakby na ringu przypominającym walkę przeciwstawnych<br />
sił, nadając im osobliwe znaczenia, ukazujące ich sensy w zwarciu z nonsensami.<br />
Pokazuje jednocześnie, że w konkretnych chwilach życia jesteśmy bezradni,<br />
skazani na przysłowiowa łaskę losu. Nie możemy, choć chcemy, pomóc<br />
4<br />
Por. B. Dziekańska, Moja mam nie pyta o pogodę, Górnośląskie Towarzystwo Literackie,<br />
Katowice 2006, i Zapalę noc. Od liryków do erotyków (1989–2002), Wydawnictwo it@tis, Chorzów<br />
2007.<br />
50
sobie i bliźnim, a więc dramat jest wpisany w naszą naturę. W jej wierszu<br />
bez tytułu możemy zobaczyć taką sytuację: „na parapecie otwartego okna/pobity<br />
chłopiec/pośpiesznie liczy piętra//kwadrat stęchłego betonu/nieobliczalnie<br />
wyniósł/jego wyobraźnie/daleko/poza błękit”. Twórczość Dziekańskiej<br />
w obecnym przekroju jest głęboko przepojona liryzmem i erotyzmem, stanowi<br />
również interesujące studiów rozwoju i ewolucji miłości między dwojga ludźmi.<br />
Poetka bowiem wierzy, że życie bez płomieni miłosnych nie ma wigoru,<br />
ciepła, wyrazu; a staje się konsumpcją uczuć bliskich, pozbawioną smaku.<br />
Osobiste doświadczenia zgrabnie formuje w mit inspirowane własnymi doświadczeniami,<br />
które komponuje się skutecznie w symfonię życia, w której<br />
przecież muszą być miejsca na fałszywe improwizacje. Pomimo tego w jej<br />
wierszach siła kobiecego seksualizmu i związanych z nim instynktów pozwala<br />
jej żywić nadzieję, że faktycznie zawsze w życiu dwojga ludzi jest szansa,<br />
by zapalić w każdą jego noc ciepły płomień miłości, bo zalotność naszego<br />
istnienia i ponętność przyszłości zawsze nam to umożliwia. Klimat tych przekonań<br />
autorki zdaje się oddawać wiersz pt. „To już było”, w którym czytamy:<br />
„najpierw/byłam pszczołą/twojej barci//potem/perłą w muszli rąk//a jeszcze<br />
potem/budowaliśmy/bocianie gniazdo//teraz/znowu idziemy/do potem”.<br />
W Limanowej mieszka, z zawodu inżynier budowlany, z potrzeby serca<br />
poeta, a jest nim niewątpliwie król ducha tej zimie Beskidu Sądeckiego Marek<br />
Jerzy Stępień, który wydał kolejny i ciekawy zbiór wierszy pt. Droga we<br />
mgle 5 . Jego twórczość stanowi właściwie niekończące się medytacje i metafizycznie<br />
rozbudowane refleksje nad stosunkiem Boga do świata, które swoją<br />
moc i piękno ujawnia w przyrodzie, choć niewielu jest dane to głębokie doświadczenie<br />
owego absolutnego bytu. Rodzima literatura miała jednak szczęście,<br />
bo trudno nie wspomnieć w tym miejscu o tak wybitnych poprzednikach<br />
tej orientacji poetyckiej: Bolesławie Leśmianie, Jerzym Harasymowiczu, Tadeuszu<br />
Nowaku, ale i ks. Janie Twardowskim. Do tej orientacji duchowej należy<br />
niewątpliwie Stępień, którego głównie inspiruje owa pełna „gromobicia<br />
wrażeń” naturalnych cisza, będąca niekończącym się dla niego horyzontem<br />
uczuciowego wnikania w tajemnice świata. Niby lunatyk, niepoprawny marzyciel,<br />
amator pieszych wędrówek, a właściwie pielgrzymek po limanowskim<br />
i beskidzkim padole istnienia, a dla niego najwspanialszym świecie, pisze pełne<br />
ekstazy wiersze jakoby ciągle modlił się do Najwyższego, co pozwala mu<br />
brać w nawias wszelkie dolegliwości i zatroskanie o codzienność – taki lokalny<br />
i niepoprawny, ale i bardzo pociągający pięknoduch, który właściwie nie<br />
odróżnia jawy od snu i jest mu z tym chyba bardzo dobrze. Chociaż nie zgadza<br />
5<br />
Por. M. J. Stępień, Droga we mgle, Katolickie Stowarzyszenie „Civitas Chrystiana”, Kraków<br />
2006.<br />
51
się z głupotą obecnego świata, upływem czasu, starzeniem się ludzi, obyczajów,<br />
towarzyszących im idei, to jednak ze stoickim spokojem buduje swój<br />
mikrokosmos, gdzie sprawia mu frajdę kontemplowanie „królestwa bożego”,<br />
które dla ludzi może mieć różne imiona. Klimat tej poezji niech zilustruje fragment<br />
jednego z jego wierszy: „(…) w moim śnie który trwa/nad krzyczącym<br />
porządkiem zdarzeń/drzewa podobne do ludzi/ są mi siostrą i bratem/oddalają<br />
tęsknotę/o jeszcze jeden poranek/który kiedyś nadejdzie/nieuchronnym<br />
bólem rozstania”.<br />
Warto zwrócić również uwagę na oryginalną poetkę i malarkę z Kielc –<br />
Elżbietę Musiał i jej tomik poezji pt. Cień rzeki 6 , w którym próbuje złożyć<br />
w jedną całość kompozycje słowne i obrazy własnego autorstwa. Jej poezja<br />
jest wynikiem emocjonalnego oddziaływani na świat rzeczy i w konsekwencji<br />
przepełniona erotyzmem nie tylko w stosunku do ludzi, ale i różnych elementów<br />
świata, a nawet kosmosu. Właściwie próbuje oswajać samotność i przemijanie,<br />
z nadzieją, że wolność zawsze prowadzi do zmartwychwstania i odrodzenia się<br />
w wieczności, pomyślanej i przeżywanej jako czułe i bezbolesne zjednoczenie<br />
się ze światem w podmuchach wiatru, promieniach słońca, błękicie nieba.<br />
Rzeka stanowi dla niej specjalny symbol wolności, która nie ciągnie za sobą<br />
cienia pożądliwości powodującego, że marzenie o niebie staje się utopijną odskocznią<br />
odsyłającą w niebyt. Tropiąc skrupulatnie procesy przemijania pisze:<br />
„Przemijanie/to nasze wierne/najwierniejsze/(…), a gdy wieczornym uczynkiem/wymierzysz<br />
mi czułość –/tak jakoś jedwabnie muśniesz po czole ręką/<br />
a moje serce od igieł ścierpnie/niespodziewanie/będę pewna”.<br />
Na uwagę zasługuję także dwa debiuty poetyckie wydane w roku 2006<br />
w krakowskim środowisku literacki. Zawierają bardzo interesujące próby poetyckie,<br />
choć usytuowane na przeciwnych biegunach formy literackiej. Łączy<br />
je głęboka potrzeba zgłębienia sensu miłości i akceptacji przez świat i ludzi.<br />
Delikatna i wrażliwa z natury Agata Linek opublikowała tomik pt. Jesteś elfem?<br />
7 , w którym właściwie bada i podziwia świat ją otacza, dziwiący, zaskakujący<br />
czasem pozytywnie, innym razem negatywnie, starając się zrozumieć<br />
meandry życia, a w wierszu „Gdzie serce Twoje?” pisze: „w poszukiwaniu<br />
słońca/wyruszyłam na kraj świata/przemierzałam stawy trawy wiatr ogień/<br />
wreszcie zaświeciło słońce/na mym firmamencie/Ty/może to tylko mały/promyk”.<br />
Natomiast Kuba Kisielewski w swym zbiorku: kiedyś umiałem kochać<br />
od lewej do prawej 8 proponuje bardziej zmatematyzowaną grę emocjami, co<br />
6<br />
Por. E. Musiał, Cień rzeki, Oficyna Wydawnicza „Ston 2”, Kielce 2004.<br />
7<br />
Por. A. Linek, Jestem elfem?, Wydawnictwo Towarzystwa Słowaków Polsce, Kraków 2006,<br />
8<br />
Por. K. Kisielewski, kiedyś umiałem kochać od lewego do prawego, Śródmiejski Ośrodek<br />
Kultury, Kraków 2006.<br />
52
potwierdza m.in. wiersz bez tytułu, gdzie notuje: „Dekalog – instrukcja obsługi//Dajesz<br />
gwarancję/Na pierwsze sto tysięcy grzechów/Lub cztery lata//A ja/<br />
Ubezpieczyłem się w PiZetJu od żalu za grzechy/W pakiecie dają czarne okulary”.<br />
Wyraźnie widać na ich przykładzie, że ich zadłużenia mentalne, w przeciwieństwie<br />
do starszych kolegów po piórze, są jednak płytsze. Główna rolę<br />
ich podłoża mentalnego pełnia zasady moralne wyniesionych z domu, ale i podziw<br />
dla praw naturalnych, które dla młodych ludzi nie są jeszcze źródłem strachu<br />
egzystencjalnego, ale raczej źródłem szlachetnej rodności oraz uniesienia<br />
poetyckiego.<br />
53
ROZDZIAŁ VI<br />
Egzystencjalne wynurzenia <strong>poetów</strong><br />
Zbliżająca się kolejna jesień i żywiołowa budowa kapitalizmu w Polsce,<br />
jego „skrócony kurs”, pisany na barkach obywateli, uderza przede wszystkim<br />
w ludzi wrażliwych, słabych, delikatnych i młodych, budzi głębokie refleksje<br />
egzystencjalne nad sensem istnienia człowieka i właściwie dotyka każdego<br />
z osobna. Efekt ten wzmacnia doświadczenie społeczeństwa ponowoczesnego,<br />
usilnie kwestionującego <strong>tożsamość</strong> ludzi, namawiającego przez zmasowane<br />
oddziaływanie mediów do jej nieustannego poszukiwania i negocjowania.<br />
Najostrzej czują ten zamęt aksjologiczny poeci, podobnie jak większość ludzi,<br />
niepodążających za tymi trendami we współczesnej kulturze, która epatuje się<br />
głównie głębią i eskalacją przeżyć, ich ekshibicjonistyczną demonstracją, co<br />
często staje się normą dnia powszedniego. Ludzie zostają jakby otoczeni pewną<br />
mgławicą kulturowych artefaktów, wzmacnianych procesami wyobcowania<br />
i osamotnienia. Mówiąc najprościej – przed takim zmasowanym atakiem<br />
demokracji i alienacji – „nie ma już gdzie zwiać”. W tej perspektywie przedstawimy<br />
nowe tomiki poetyckie, w których pojawiają się najczęściej utwory<br />
nasycone typowo egzystencjalnymi pytaniami o sens istnienia, stanowiącymi<br />
dla autorów pewną odskocznię ku światu metafory, czy paraboli artystycznej,<br />
dzięki którym rozbłyskają w ich duszach iskierki cicho skrywanej nadziei na<br />
trochę lepsze jutro.<br />
Wróżby Ikaryjskie 1 autorstwa Stanisława Goli – to kolejny tomik tego doświadczonego<br />
i dojrzałego poety. Nie łatwo zgadnąć, że eksploatuje on antyczny<br />
mit o Ikarze i Dedalu, mając na uwadze nasz świat podlegający szybkim<br />
przemianom kulturowym pod wpływem technologii cywilizacyjnych. Najpierw<br />
rozprawia się on z duchem ikaryzmu, który był udziałem jego pokolenia<br />
i jego samego. Naśladował on te jego wcześniejsze przypadki, które poszukiwały<br />
wypełnienia się owej wizji mitycznej. Jednak – jak w każdym przypad-<br />
1<br />
St. Gola, Wróżby ikaryjskie, Związek Literatów Polskich, Katowice 2006.<br />
54
ku istnienia – skrzydła podnoszące młodych Ikarów ku niebu wcześniej, czy<br />
później więdną, albo ulegają pogruchotaniu. Los bohaterów jest więc z góry<br />
jakoś przesądzony, a jego misja najczęściej mało znaczy. Cóż – Ikarzy ci uciekają<br />
w różne swoje słabości: alkohol, kobiety, miłość bezgraniczną, pracę bez<br />
perspektyw, szaloną wiarę religijną itp. Najczęściej jednak zaczynają wierzyć<br />
w sprawczą siłę skrzydeł aniołów, a w tworzonych przez poetę psalmach pozostaje<br />
jedynie nieukojona tęsknota po Ikarze, żal, a nawet ironiczne natrząsanie<br />
się z jego megalomanii. Dzieje się tak przecież, że po kolejnym pokoleniu górnolotnych<br />
Ikarów, przychodzą następne, a mityczne doświadczenie niczego ludzi<br />
tak naprawdę nie uczy. Również i Bóg wydaje się w tej perspektywie mało<br />
zainteresowany losem człowieka, a rozdzielony na różne religie traci urok,<br />
choć podobno – jak twierdzi poeta – jest już siedmiowymiarowy. Trudno go<br />
dostrzec w człowieku, a ten ostatni mało robi, by było to widoczne, zaślepiony<br />
własną logiką przyziemności. Klimat tych wierszy, owe misteria poety właściwie<br />
piętnują nasz odhumanizowany świat, w którym siła ikaryzmu została<br />
właściwie sprowadzona do konsumpcji, wygody i pochwał wartości utylitarnych.<br />
Jak więc widzi Gola tego nowego Ikara, który przejmuje obecnie jego<br />
miejsce w kulturze życia codziennego? W wierszu pt. „Recydywa” czytamy:<br />
„Po Ikarach/z ubiegłego wieku/pozamiatano/a ci nowocześni/z probówek/zakładają<br />
agencje towarzyskie/rapują/esemesują/i zabijają/czas”. Bo przecież ów<br />
czas i jego wymiar ponad fizyczny dawał zawsze Ikaryjczykom skrzydła. Zaś<br />
w świecie zabijanego czasu, przepełnionego wygodą, kiedy na człowieczeństwo<br />
zawsze jest czas, problem skrzydeł i wzlotów do jądra prawdy i piękna<br />
staje się wysoce problematyczny. Dobrze zatem o tym wiedzieć, by nie dać się<br />
uwieść tym nowym formom ikaromanii, bo prawda o tym mitycznym bohaterze<br />
zmusza do pytania: po co ludzie rzeczywiście istnieją?<br />
Anna Kajtochowa znów wydała nowy tomik, w którym próbuje nas przekonać<br />
do zrzucenia powłoki naszej obecnej kultury, za którą tkwią fundamenty<br />
naszych kluczowych wartości, nadających sens istnieniu ludzi. Nosi on tytuł<br />
Zza porannych mgieł 2 . W opinii poetki wartości nadające sens życiu są zakotwiczone<br />
w codzienności, postrzegane na łonie natury, wydobywane w emocjonalnych<br />
związkach z bliskimi i w ten sposób stanowią zawsze w swym<br />
bezpośrednim doświadczeniu osnowę naszego istnienia. Ta właściwie płynąca<br />
nieustannie rzeka rzeczywistości, której tempo reguluje kalendarz liturgiczny,<br />
ukazując owe przebłyski tych kluczowych punktów egzystencjalnych człowieka.<br />
Są nimi: rodzina, dzieci, przyjaciele, miłość, pobożność, wierność, a więc<br />
wszelkie formy wzajemnej sympatii i bliskości. Autorka dyskontuje również<br />
2<br />
Por. A. Kajtochowa, Zza porannych mgieł, Wydawnictwo i Drukarnia Towarzystwa Słowaków<br />
w Polsce, Kraków 2007.<br />
55
egzystencjalne doświadczenie starości, ale i przygląda się losom postaw rewolucyjnych<br />
ludzi, których doświadczyła w swoim długim życiu. Wiele wierszy<br />
porusza sprawy wiary, stosunku do Boga, miłości, pamięci o zmarłych przyjaciołach,<br />
ale i przywołuje ciekawe reminiscencje na temat współczesnych<br />
wydarzeń z życia literackiego naszego środowiska. Z wielką radością i melancholią<br />
wspomina podróże po ważnych dla niej miejscach, miastach i miasteczkach,<br />
które dla jej emocjonalnych uniesień mają wyjątkowe znaczenie,<br />
bo doświadcza w nich mistycznej jedności ze światem i wszędzie dostrzeganą<br />
wszechmocą bożą, której jednak nie może zrozumieć i pojąć do końca. Ze<br />
złością odbiera uniżone umizgi współczesnych mediów, które dla pieniędzy<br />
i poklasku niszczą ludzi tych już nieobecnych, ale i tych szlachetnych, którym<br />
sprawiedliwości leży na sercu. Niektóre utwory przypominają w formie świeckie<br />
litanie, w których przywołuje już nieobecnych z nazwiska, których znała,<br />
a którzy już przeszli do anonimowego porządku istnienia, mając nadzieję, że<br />
ich wysiłek w sprawie rewindykacji ludzkiego człowieczeństwa nie zostanie<br />
zaprzepaszczony – i to jest ta jej wielka nadzieja. Klimat tego tomiku dobrze<br />
oddaje wiersz bez tytułu: „Jeszcze przemijamy/jak wszyscy przed/nami<br />
i za nami/w warunkach laboratoryjnych/w zamkniętym kręgu/żywej komórki/<br />
zmieniającej co sekundę/kształt istnienia/W chemicznym porządku/zmierzamy<br />
ku ostateczności/albo anielskiej albo – /i tu zawieszamy głos/w wiecznym<br />
znaku zapytania”.<br />
Egzystencjalizm w całej swej ordynarnej nagości eksponuje także Rafał<br />
„Jeżyk” Kasprzak, który nadał swojemu zbiorowi wierszy tytuł Raport 3 .<br />
Jest to faktycznie chłodny raport z dialogu prowadzonego ze światem i ludźmi,<br />
pomiędzy którym przychodzi żyć poecie. Właściwie ani narodziny, ani<br />
śmierć nie robią na nim większego wrażenia, bo wszystkie te egzystencjalne<br />
momenty rozpuszczają się w cywilizacji kipiącego życiem miasta, gdzie ludzie<br />
dzielą się jakby na łowców i ofiary i nikt sobie specjalnie nie zawraca<br />
tym głowy, że są atomami egoistycznie pozamykanymi w sobie. Te krótkie,<br />
dynamiczne wiersze, często zimne jak lód, są jednak wstrząsającym raportem<br />
o nas i naszym świecie w jego bezpośrednim doświadczaniu. Dialog ze<br />
światem, kobietą, domem rodzinnym i miastem przypomina rozmowę jakby<br />
z rzeczami, unaoczniając, że nasze istnienie jest poniekąd absurdalne i należy<br />
o tym wiedzieć, a często nawet się z tym godzić. To, co budzi zew krwi poety,<br />
zawiera się głównie w pracy mechanizmów współczesnego uprzedmiotowiania<br />
życia, które wszystko ujmują zawsze mechanicznie i ekonomicznie, czyli<br />
w wymiarze stosowanych technik, kosztów i cen, zaś człowiek, który nawet<br />
56<br />
3<br />
Por. R. „Jeżyk” Kasprzak, Raport, Drukarnia Częstochowskie Zakłady Graficzne S.A., Częstochowa<br />
2007.
widzi piękno, nie może zdobyć się na to, by rozkoszować się ciszą i spokojem<br />
w jego towarzystwie. Poeta jest niewątpliwie świadomy granic między swoim<br />
wnętrzem i zewnętrznym światem, dla którego jego istnienie jest niczym,<br />
a młyny przemijania jeszcze drastyczniej wzmacniają to doświadczenie. Próbuje<br />
złapać czas, ale ten wyślizguje się z jego rąk.<br />
Konkluzje zawarte w tym tomiku są smutne, bo wydaje się, że wszystko<br />
jest snem, a prawdziwe życie zaczyna się dopiero po śmierci. Nawet Bóg i wiara<br />
nie są w stanie zagwarantować sensu istnienie konkretnej jednostce, a przynajmniej<br />
dawać jej jakąś realną otuchę. Cóż – zestaw wierszy zawarty w tym<br />
tomiku Kasprzaka jest mocny, a wręcz wstrząsający i wydaje się, że poeta uzyskuje<br />
ów efekt, po którym człowiek może zrozumieć, że jego istnienie samo<br />
bez drugiego człowieka skazane jest zawsze na nicość, a obecność bliskiej<br />
sobie osoby również nie gwarantuje przypływu większej nadziei. Potwierdza<br />
więc pewną znaną prawdę, że z natury jesteśmy sami w świecie, a ten nie waha<br />
się nas doświadczać nie tylko swoimi fekaliami, głupotą, cwaniactwem, ale<br />
wciąga nas mimowolnie do uczestniczenia w procesach systematycznego rozkładu<br />
naszego istnienia. W wierszu bez tytułu dowiadujemy się, że: „Kupiłem<br />
okno/z widokiem na świat/szyba pochłonęła/mowę miasta/uporczywie obserwuję/ulicę/wszystko<br />
co widzę/przypomina kiepski cyrk/ w fotoplastykonie”.<br />
Interesujące obrazy wywiedzione ze styku przyrody z cywilizacją, czyli<br />
techniki i architektury z naturalnym krajobrazem, w którego centrum ludzie<br />
wraz z autorem jakby wirują, lewitują, zawiera książka poetycka Marka Wawrzyńskiego,<br />
nosząca tytuł 129 wierszy polskich 4 . Jest ona chyba już czwartą<br />
pozycja w jego życiorysie literackim i świadczy, że stał się faktycznie dojrzałym<br />
i wartościowym autorem, dysponującym sobie właściwym stylem pisania,<br />
a więc prezentacji osobistej wersji poetyckiej naszego świata. Świat ten jest<br />
oglądany najczęściej z perspektywy centrum Krakowa, przedmieść i okolic<br />
Sanoka, ale głównie kawiarenki vis-a-vis. Baczne oko poety przyciągają zaskakujące<br />
zdarzenia, zjawiska i jak na „okamgnienie”, ujmuje je w krótkie formy<br />
poetyckie, by ukazać ich prostotę i prawdę. Budzą w nim zaniepokojenie<br />
i zdziwienie takie oto coraz częściej obserwowane fakt, że na tle pomników<br />
naszej wysokiej kultury, nowe pokolenia, traktując je jako fasady, w ramach<br />
pozorowanej twórczości uprawia różne wyrafinowane zabawy. W takich ludycznych<br />
grach semantycznych obniżane są jej walory i stojące za nimi wartości<br />
duchowe, wykreowane przez pokolenia. Poetę nurtuje również historia,<br />
bo widzi ją sfragmentaryzowaną, poprzeplataną również rozczłonkowaną na<br />
części przyrodą, po których jak po płycie Rynku Głównego pędzą ludzie w pogoni<br />
za sensem własnej egzystencji, przypominając przysłowiowe ameby, któ-<br />
4<br />
Por. M. Wawrzyński, 129 wierszy polskich, SIGNO, Kraków 2007.<br />
57
e zapomniały, że pogubiły własne szkielety. Szereg krótkich i dynamicznych<br />
wierszy, składających się na ten zbiór poezji, przypomina niejako skalpele<br />
dokonujące wiwisekcji naszego świata, przysłanianego tanim blichtrem i rozkoszami<br />
płynącymi z płytkich przeżyć, które są właściwie ucieczkami w ślepe<br />
uliczki osobistego życia. Poezjowanie Wawrzyńskiego polega właściwie na<br />
notorycznym formowaniu wierszy, w których fakty brane z codziennego życia<br />
i bezpośredniego oglądu świata łączone są tkanką śladów historii w pewną<br />
mozaikową całość, przyprawianą osobistymi przeżyciami. Technikę tą stosuje<br />
poeta nie tylko do aktualnie oglądanej rzeczywistości, ale również sięga do<br />
pamięci, z której wydobywa wiele zdarzeń z dzieciństwa spędzonego w okolicy<br />
Sanoka, czyli w Bażanówki i Nowsielc. Tamte wspomnienia pozwalają mu<br />
przecież po latach zrozumieć sens historii i wartości swojej małej ojczyzny.<br />
Prócz znakomitych portretów życia w Krakowie, poeta również lakonicznie,<br />
ale i w pełni wyraziście ukazuje piękno, harmonię oraz nastroje, które buduje<br />
w jego duszy obcowanie choćby ze skrawkami przyrody na Krakowskich<br />
Plantach. Jeśli idzie zaś o miłość – to traktuje ja raczej szorstko, nazywając ją lapidarnie<br />
„(…) naturalną skłonność/mężczyzny do kobiety”. Styl poetyzowania<br />
Wawrzyńskiego chyba najlepiej oddaje taki oto wiersz bez tytułu: „kończy się<br />
czerwiec/w nocnym barze/otwartym na oścież/swobodnie przefruwały/ćmy/z<br />
wierszy zagajewskiego”. Własne credo poetyckie wyraża natomiast w innym<br />
wierszu bez tytułu tak oto: „poezja/jest kartką/kartka/jest poezją”. Myśl ta jest<br />
prosta, musi jednak budzić niekłamane zdziwienie i namysł nad sensem naszego<br />
świata prześwitującego w sieci złożonej z prostych słów. Można również<br />
przypuszczać, że poeta z ironią ukazuje jego ontologiczne spłaszczenie, które<br />
przysłania kulturowe korzenie naszego człowieczeństwa, a życie duchowe ludzi<br />
zastępuje sofizmatami ideologicznymi i konsumpcyjną frazeologią, której<br />
jedynym celem jest bezgraniczne stymulowanie naszych pragnień.<br />
Bożena Boba-Dyga opublikowała bardzo starannie pod względem edytorskim<br />
przygotowany tomik wierszy pt. Kropla 5 . I tak jak w tej atomowej<br />
strukturze wody zawiera się poniekąd przekrój naszego kosmosu, również i<br />
w jej zbiorze utworów poetyckich można dopatrzyć się owej osobistej wizji<br />
kosmosu, choć na wskroś kobiecej. U jego podstawy bowiem odnajdujemy<br />
erupcję uczuć, nierzadko przeciwstawnych, z których buduje całą rodzinę<br />
światów, gdzie żyła, żyje i zamierza żyć. W krótkich utworach o charakterze<br />
reminiscencji dociera do detali świata, z który uczuciowym spoiwem wydobywa<br />
tylko sobie wiadome i urzekające enklawy, bytujące na stykach własnego<br />
domu, spotkań z przyjaciółmi, ale i miejscami i obiektami kultury. Zadaniem<br />
takiej poezji jest niewątpliwie poszukiwanie zasad emocjonalnych wyborów<br />
5<br />
Por. B. Boba-Dyga, Kropla, SIGNO, Kraków 2007.<br />
58
poprzez wsłuchiwanie się w odgłosy płynące z bliska i z daleka. Z dnia na<br />
dzień wzmagają one w poetce siły witalne, zachęcające ją do doceniania momentami<br />
trywialnej codzienności, zarówno tej, która buduje, jak i tej, która<br />
rujnuje. Tę wędrówkę autorki pomiędzy ludźmi i ich światami dobrze oddaje<br />
wiersz bez tytułu, w którym mówi: „idę przed siebie przede ciebie/przed<br />
nich i nas samych/jak palec//każdy boi się dotknąć”. Za wszelką cenę chce<br />
zachować w sobie niewinność dziecka i właściwą jemu naiwność w oswajaniu<br />
przyszłości. Miłość bowiem i jej nieustanne ożywianie jest według poetki<br />
biblijnym źródłem szczęścia, a wtedy między łzą i uśmiechem nie ma jakiejś<br />
wyraźnej granicy. Boba-Dyga stara się odnaleźć taki model miłości duchowej<br />
i fizjologicznej zarazem, w którym seks stałby się rękojmią wyższego uczucia,<br />
tzn. by dopełnione było „przymierze krwi i spermy”.<br />
Kolejne wiersze pomieszczone w tym zbiorku ukazują ciekawą dialektykę<br />
metamorfozy uczuć, inspirowaną m.in. zmianą pór roku (a w domyśle<br />
pór życia), w których jasno widać ich młodzieńczość, dojrzewanie, owocowanie,<br />
którego najbardziej wartościową formą jest macierzyństwo, aż po taką<br />
porę, która jeszcze nadejdzie i której jeszcze nie znamy. Autorce ciągle marzy<br />
się, by choćby wierszem dotrzeć do granic biblijnego raju i by tam doświadczyć<br />
tego boskiego wymiaru wartości, określających istotę człowieczeństwa.<br />
W utworach opisujących podróż do Ziemi Świętej jak na dłoni widzimy sceny<br />
biblijne i staramy się zrozumieć, że i historia często kołem się toczy, a więc<br />
i powrót do raju również musi być możliwy. Niepokój poetki budzi jednak<br />
historia narodu wybranego, w którego dziejach mieści się również tragiczne<br />
doświadczenie Holocaustu. Podglądanie upływu czasu, tłumów anonimowych<br />
ludzi, upadek wzniosłych idei również budzi w poetce niepokój o przyszłość,<br />
bo ta nieodwracalność świata coraz bardziej widoczna zabija marzenia i nie<br />
pozwala żywić nadziei, a samo życie staje się coraz bardziej trudne do emocjonalnego<br />
przetrawienia. Aby więc jakoś żyć, podpowiada, że należy mieć<br />
odwagę wbijać zęby w każdy kolejny dzień. Powracając często do skrzętnie<br />
uprawianego ogrodu miłości, próbuje wydorośleć i oswoić się z nowymi twarzami,<br />
a może i maskami, które miłość przybiera w życiu każdego człowieka.<br />
Posuwa się nawet w tej grze emocjonalnej do tego, że w celu ocalenia siły<br />
miłości byłaby skłonna przywołać do życia siłę jej cienia, czyli nienawiści.<br />
Bo przecież ów kult życia, któremu hołduje poetka pozwala właśnie na takie<br />
ryzyko emocjonalne, a życiem samo – jak twierdzi – jest kroplą, mikrokosmosem<br />
w makrokosmosie, które zanim wyparuje nie jedno może przybrać<br />
imię, bo jest ze swej natury strukturą skazaną na wolność i związane z nią lęki<br />
egzystencjalne, szczególnie te emocjonalne, wymykające się kontroli racjonalnych<br />
wyborów. Widać więc, że ta pogłębiona analiza emocji wstrząsających<br />
naszym istnieniem w ujęci poetki, jest nie tylko autentyczna, ale także pozwala<br />
59
wzbogacić osobiste doświadczenia czytającego w poszukiwaniu sensu własnego<br />
istnienia.<br />
Doświadczenie rozpadania się świata jest nieczęstym udziałem ludzi<br />
w związku z codziennym zatroskaniem własnym losem. Jest to jednak fundamentalne<br />
doświadczenie egzystencjalne. Ujawnia się ów stan najczęściej<br />
w sytuacjach ekstremalnych, np. w wyniku mocnych przeżyć związanych z zagrożeniem<br />
życia, utratą najbliższej istoty, głębokim przeżyciem mistycznym.<br />
Wrażliwość artystyczna wzmaga jednak w człowieku nastawienie na wgląd<br />
w podstawy istnienia otaczającego go świata. On wtedy nie tylko więcej widzi,<br />
czuje, słyszy, smakuje, ale – jak w przypadku poety – może użyć słowa<br />
jak specjalnego narzędzia dla ujawniania najgłębszej istoty drzemiącej u jego<br />
podstawy. Z taką prawidłowością mamy do czynienia niewątpliwie w przypadku<br />
twórczości krakowskiego poety Wojciecha Kawińskiego: autora tomu<br />
wierszy pt. Ciało i dusza. Wiersze nowe i wybrane 6 . Ten zbiór poezji stanowi<br />
poniekąd upamiętnienie 40 lat jego twórczości literackiej, rozpoczętej w roku<br />
1964 debiutem książkowym pt. Odległości posłuszne.<br />
Sądzimy, że o twórczości poetyckiej Kawińskiego można lapidarnie powiedzieć,<br />
że jest to sztuka systematycznego i wnikliwego czytania świata,<br />
której wyrazem jest poezja tropiąca procesy jego degradacji i dekonstrukcji.<br />
Dotykają one także żyjącego w nim człowieka w warstwie zarówno materii<br />
(ciała), jak i ducha (duszy). Poeta pokazuje losy jednostki, mówi najczęściej<br />
w pierwszej osobie, dyskontując własne doświadczenia, które na poziomie najgłębszym<br />
mogą być doświadczeniami każdego. Podmiot liryczny tych wierszy<br />
jest właściwie sam poeta, śledzący „morderczy czas”, który nicestwi wszelkie<br />
istnienie, a szczególnie absurd egzystowania człowieka w świecie: w sytuacji,<br />
gdzie zawsze skazany jest na wybór, chociaż żaden nie pozwala mu skutecznie<br />
wywinąć się owej morderczej logice czasu, bo nawet, konstatuje poeta, kiedy<br />
„(...) siedzisz przy stole; za–/rabiasz powoli na śmierć – (...)”. I tak walka<br />
z przemijaniem, śledzenie sprzeczności w otaczającym go świecie, stanowi<br />
dla niego formę bycia, a właściwie stawania się artystą. Choć twórczość, która<br />
wynika z poczucia powinności powoływania do bytu, pod piórem Kawińskiego<br />
ujawnia znikomość właściwie każdego wytworu nie tylko w przestrzeni<br />
ciała, ale również i ducha. W wierszu pt. „Ciało i duch” m.in. czytam: „(...)<br />
kończą się nasze stare podróże na mapie/nie wszystko Bóg przyjmie, wszystko<br />
przyjmie papier//(...) pić będzie jak ze źródeł wnuk naszego wnuka,/nim<br />
zrozumie, że z ducha może też nauka//wynikać, niczym z ciała pleśń zarazem;/kończą<br />
się proste dzieje i powolność zdarzeń....”. Widać tu poszukiwanie<br />
6<br />
Por. W. Kawiński, Ciało i duch. Wiersze nowe i wybrane, Wydawnictwo Adam Marszałek,<br />
Toruń 2003.<br />
60
zasadności granicy oddzielającej przyszłość od teraźniejszości i przeszłości,<br />
przez które poeta jest jakby osaczany, a które mimowolnie wyślizguje się mu<br />
z rąk: nie może nad nimi zapanować, ale może o nich jedynie wierszować.<br />
W rezultacie, doświadczenie to rodzi w nim poczucie, że jedyną wartością,<br />
którą winna karmić się jego poezja jest właściwie demaskowanie przemijania<br />
naszpikowanego objawami umierania i śmierci, które umykają się na co<br />
dzień z pola widzenia ludzi. Ciągle pojawia się więc w jego wierszach obsesja<br />
pleśni pokrywającej nie tylko rzeczy, ale i marzenia, nadzieje i oczekiwania,<br />
które zazwyczaj mają swój finał w głębokim rozczarowaniu. Stąd wiele ironii,<br />
tropienia pychy, demaskowania nadziei, zachwytów chwilą, bo przypominają<br />
one raczej przysłowiowe smarowanie „milczeniem chleba”. Słychać w tych<br />
wiersza wołanie o opamiętanie i porzucenie pogoni za uciekającym człowiekowi<br />
światem, który w każdym momencie jest w stanie odesłać go w mętne<br />
wody niebytu.<br />
Z perspektywy osobistych doświadczeń, poeta nie ma już złudzeń, iż twórczość<br />
nawet najwybitniejszych wieszczów nie ma w obecnych czasach większego<br />
znaczenia. W świecie pełnej prywatyzacji i urynkowienia, którym podlegają<br />
również dusze ludzi i ich duch zbiorowy, mamy do czynienia z czymś,<br />
co można by określić termin „mumifikacji poezji”, która umiera żywcem: duch<br />
jej „murszeje w pamięci”, nawet wtedy, gdy jakoś dotrze do czytelnika. Przy<br />
tej okazji Kawiński w niektórych wierszach prowadzi agon z wielu przyjaciółmi<br />
po piórze (Janem B. Ożogiem, Joanną Salomon, Krzysztofem Lisowskim,<br />
Markiem Wawrzkiewiczem, Krzysztofem Gąsiorowskim), by przynajmniej<br />
w ten sposób przypomnieć ich odkrywcze wizje, metafory i prawdy o naszym<br />
świecie, szybko zasiedlające nie-pamięć zbiorową ludzi początku XXI wieku.<br />
W ten sposób reaguje żywo i impulsywnie na rzeczywistość, bo nie jest mu<br />
obojętne zwyrodnienie współczesnego życia intelektualnego i artystycznego,<br />
kiedy zarówno artyści, jak intelektualiści stają się najemnikami dla pieniądza,<br />
bezinteresownego gwałtu i przemocy. Tu tkwi siła wzmacniająca jego poczucie<br />
pustki, bezsensu oraz absurdalności istnienia, szczególnie wtedy, kiedy idzie<br />
o wartości i prawdy nieprzemijające i najcenniejsze. W tym świecie nie ma<br />
w praktyce miejsca dla jakiejkolwiek sztuki opartej na „logosie słowa”, zdominowanym<br />
przez obraz, jak dobitnie podkreśla poeta, bo przecież „(...) życie<br />
roz–/kłada się na krew/mięso broń i władzę/reszta nie ma/ znaczenia”. Rozkład<br />
ten stał się na tyle powszechny, że dotyczy już samych słów, ich sensów,<br />
a nawet wartości i to często tych najświętszych. Wszystko wydaje się być bez<br />
znaczenia, nieprecyzyjne, chaotyczne, podlegające prawom świata materialnego,<br />
zwizualizowanego, włącznie z duchem i duszami ludzi, poddawanymi<br />
sile praw materialnych i merkantylnych. Jest jednak kilka momentów w tym<br />
tomie, kiedy Kawiński szuka jakiegoś antidotum na te „globalne dolegliwo-<br />
61
ści”, na które cierpi poezja i inne sztuki i wtedy marzy mu się „jawa wiersz”:<br />
„dziwny jest ten wiersz, bardzo dziwny–/wyjmij go z tej kartki, proszę, wyrwij<br />
(…)//( ma na ciele odcisk twojej słonej dłoni)/raczej zamysł odrzucony, lub<br />
wiersz-pasikonik-//który uciekł ze stołu na te wieczną chwile –/i nie ma go<br />
nigdzie, choć morze się mylę–”.<br />
Ta poezja jest jakby wspomnieniem wydobywanym z pamięci „bycia poetą”,<br />
z którego wynika owo doznawanie uczestnictwa w rozkładzie, rozpadzie<br />
i degradacji rzeczywistości, aż po jej fundament. Wiersze Kawińskiego odzwierciedlają<br />
te procesy aż do bólu. Celem wysiłku artysty jest niewątpliwie<br />
tropienie „Nicości” w różnych postaciach „Niczego”, w których trudno doszukać<br />
się racji istnienia czegokolwiek. Czas przecież występuje tu jako bezkompromisowy<br />
bohater – to „zwierzę żarłoczne”, zjadające każdą chwilę życia,<br />
choć istnieje pewna szansa, by stworzyć jednak Coś z tego Niczego i dlatego<br />
natężenie zaangażowanej negatywności w stosunku do świata może budzić<br />
wśród czytelników tej poezji jednak postawy konstruktywne, gdyż – jak wyjaśniał<br />
to kiedyś Albert Camus – bunt, nawet tylko dla samego buntu, ma zawsze<br />
pozytywną wartość aksjologiczną, bo uprzytomnia nam ludziom stan,<br />
w którym żyjemy i nie koniecznie z własnej woli. Mamy więc z tą sytuacją<br />
konsekwentnie do czynienia nie tylko w nowych, ale i tych wcześniejszych<br />
wierszach Kawińskiego i dlatego warte są one uważnej lektury, bo budzą czujność<br />
i wrażliwość na aksjologiczne wymiary naszego świata.<br />
Kończąc prezentację poezji biorącej pod lupę nasze lęki i przeczucia egzystencjalne,<br />
warto zauważyć, że w dużej mierze zaznajomienie się z nimi<br />
w formie ciekawego dyskursu poetyckiego pozwala wyostrzyć optykę widzenia<br />
samego siebie, drugiego człowiek i świata w sposób bardzie wyważony<br />
emocjonalnie, pozwalający z nadzieją odbudowywać nasze nadszarpnięte więzi<br />
wspólnotowe, bo przecież niczego nie zabierzemy z sobą do wieczności.<br />
W też ten sposób można umocnić własną <strong>tożsamość</strong> indywidualna i wpływać<br />
konstruktywnie na transmisję zbiorowej tożsamości kultury rodzimej<br />
w przyszłość.<br />
62
ROZDZIAŁ VII<br />
Fruwając między niebem a ziemią<br />
Z natchnieniem poetyckim bywa na szczęście na tyle różnie, że poeci – te<br />
nawiedzone duchy – nie są w stanie do końca być zadowolone z pociechy,<br />
jaką daje im obcowanie z wspaniałościami nieba oraz z dogodnościami ziemi.<br />
Są to zazwyczaj osoby nadwrażliwe, więcej czujące, słyszące, widzące, ale<br />
i bez pardonu dążące do osiodłania prawdy o istnieniu człowieka, które ze<br />
swej natury jest byciem transcendentnym, czyli przekraczającym przyrodzone<br />
ograniczenia, a więc dążącym do wglądu w boskie porządki świata, bez względu<br />
na to, czy one rzeczywiście istniej, czy są to jedynie najszlachetniejsze<br />
ludzkie projekcje. Dlatego poeci ciągle przemieszczają się między tymi dwoma<br />
doświadczanymi przez ludzi porządkami istnienia, znanymi już za czasów<br />
Platona, a rezultat tych lotów przy pomocy uskrzydlonych słów są bardzo pouczające<br />
i pobudzające wyobraźnię ogółu ludzi. Wszystkim im przecież chodzi<br />
o to, by przynajmniej oczyma duszy oglądać owo samo Dobro i Piękno,<br />
które choćby w porządku życzeniowym staje się dla nich jakąś rękojmią, że<br />
„niecali umrą”, a jeśli nawet, to sam świat może stać się przecież o wiele lepszy,<br />
a więc ich zaangażowanie w doczesność ma także sens. Przedstawimy<br />
więc kilka interesujących publikacji poetyckich, obrazujących proponowane<br />
obecnie światy poetyckich wizji, w których człowiek może odnajdywać sens<br />
swojego powołania do istnienia, pomimo rozlicznych i widomych defektów<br />
jego kondycji egzystencjalnej.<br />
Naszą prezentację rozpoczniemy od powrotu do poezji Heleny Gordziej,<br />
która opublikowała kolejny już tomik utworów poetyckich pt. Wielka cisz 1 .<br />
Autorka jest obecnie nestorką literackiego środowiska Poznania i poniekąd<br />
nawiązuje do tradycji artystycznej, którą tak wspaniale w tym środowisku<br />
rozwinęła Kazimiera Iłłakowiczówna, choć jej poetyka jest raczej odmienna.<br />
Zebrane w nim wiersze mają w podtekście charakter rozliczeniowy z własnym<br />
1<br />
Por. H. Gordziej, Wielka cisza, Drukarnia Oświatowa, Poznań 2008.<br />
63
życiem oraz ze światem literackim, który stworzyła. Cały jednak czas źródłem<br />
inspiracji poetki jest człowiek oraz dobra i zła strona jego natury. Jak zawsze<br />
tworzone przez nią wiersze powstają na styku zderzenia natury i cywilizacji<br />
miasta, a ukazujący się konflikt dotyka niejednokrotnie horyzontów Kosmosu,<br />
bo jak wyjaśnia w wiersza otwierającym ten zbiorek: „(…) Świat zafascynowany<br />
odkrywczością/spoza dymnej zasłony patrzy/na zatrwożoną twarz<br />
księżyca/jego tez znieważono/penetracją gleby”. W opinii autorki, prócz tego<br />
fundamentalnego konfliktu, na którym wyrosła nasza cywilizacji, inny – to<br />
sprzeczność między tradycją a nowoczesnością oraz młodością i starością.<br />
Gordziej z pietyzmem pochyla się słowem nad tak złożonym światem i stara<br />
się przez pryzmat osobistego, długoletniego doświadczenia wskazać drogi<br />
ocalenia dla tego, co w tej mozaice żywiołów targających naszym życiem jest<br />
godne i wartościowe. Pogodzona z naturą przemijania, wielbiąca wszechmoc<br />
bożą przypomina młodym i zakochanym w sobie, że „(…) Na wysokiej gałęzi<br />
dębu/kołysze się słońce – ślubna obrączka ziemi”. Bóle, lęki związane ze<br />
starością i jej niedogodnościami, pojawianie się w jej sercu „dziecięcej duszy”,<br />
nie zwalnia jej z żywienia przyjaźni do swych bliskich, przyjaciół, ale<br />
i również nie zaciera pamięci o tych, którzy odeszli na zawsze. Z naciskiem<br />
i bez żenady przypomina, że śmierć: „(…) jest siostrą jastrzębia/oboje mają<br />
dalekosiężny wzrok/nie wypuszczają ze szponów/skazanych na zagładę (…)<br />
wybiera szlachetne jednostki/łotrów zostawia na rozmnażanie/żeby pokarać<br />
nimi ludzkość// (…) Niech żaden mędrzec mi nie wmawia/że złym należy<br />
dać szansę poprawy//Doświadczenie podpowiada//recydywa/jest choroba<br />
nieuleczalną”.<br />
Te tematy, które od zawsze fascynowały poetkę, znajdujemy i w omawianej<br />
książeczce. Są to piękno, harmonia i wspaniałomyślność natury oraz<br />
pewna głęboko metafizycznie zanurzona w niej wizja sprawiedliwość, która<br />
nawet w kamieniu odnajduje trochę ciepła dla człowieka, a w liryce szumiącego<br />
lasu odsłania sens snu dotykającego czterech stron świata. Bo przecież<br />
najskuteczniej odmawianie modlitwy na łonie natury uwalnia człowieka od<br />
elektronicznego świata zastępującego doświadczenie bóstwa, skutecznie pomagając<br />
przezwyciężyć mu własne ułomności i opanować gniew oraz chore<br />
emocje, kiedy świat brutalnie wdeptuje go w niebyt. I tu poetka wyjaśnia dlaczego<br />
się tak dzieje, gdyż – jak pisze – „(…) Słuch – najtrwalszy/ze zmysłów/<br />
umiera ostatni”. Zanim nastąpi ta „Wielka cisza”, kiedy ciebie już nie będzie;<br />
a kiedy i modlitwy twoje Bóg wysłucha – poucza poetka – nie bądź pazerny<br />
i nie zaśmiecaj swoimi marzeniami o wygodnej wieczności kosmicznych przestrzeni.<br />
Skromność, spolegliwość, wyrozumiałość i kult związku człowieka<br />
ze wspólnotą ludzką oraz naturą – to cnoty ludzkie, którym poznańska poetka<br />
i w tym zbiorze pozostaje dozgonnie wierna.<br />
64
O poezji Joanny Krupińskiej-Trzebiatowskiej można lapidarnie rzec, że<br />
łączy się w niej duch hinduizmu, platonizmu, heraklityzmu, pitagoreizmu i tak<br />
razem wzięte umożliwiają jej doświadczenie oraz przeżywaniu świata na poziomie<br />
jego logosu 2 . Ukazuje się więc tu ów wszechzwiązek zjawisk otaczających<br />
człowieka, w centrum którego bije serce poetki. Wiersze następujące<br />
po sobie układają się w studium egzystencjalne przypominające kołysankę.<br />
Poetka jakby nuci jak antyczny Wernyhora pieśń o meandrach życia człowieka,<br />
na które składają się motywy poświęcone nie tylko miłości, fascynacji,<br />
nadziei, radości, ale i osamotnieniu, starości, biedzie, a nie rzadko powątpiewa<br />
w sprawczą siłę Boga, co nie tylko zabija nadzieję, ale odstrasza od zwracania<br />
się ku transcendencji. Przecież nie jest wykluczone, że Wszechmogący, jeśli<br />
tylko zechce, może umrzeć lub popełnić samobójstwo. Człowiek jawi jej się<br />
jako wręcz poetycka metafora rozpięta w swym życiu codziennym pomiędzy<br />
symbolem ćmy i motyla, oddającymi jego rozdarcie i oscylowanie pomiędzy<br />
dniem a nocą, choć dla obydwóch jego dróg istnienia, podobnie jak dla tych<br />
znikomych owadów, doświadczenie ognia (a w właściwie logosu świata) łączy<br />
się ze śmiercią. Jego natura jest przecież dwoista: zła i zakłamana ćma – to<br />
bogini nocy, dobry i piękny motyl – to rączy bóg pędzący ku słońcu. Samą<br />
siebie poetka postrzega przez metaforę dorodnej wierzby pod nieboskłonem,<br />
mającej również ową dwoistą duszę, której włosy czesze wiatr, skrapia deszcz<br />
,,a twarz i ciało pali słońce”. Wie jednak, że nie tylko ona, ale i wierzba muszą<br />
ulec pod naporem bezwzględnego czasu. Wtedy, podobnie jak w wierzbie, odsłania<br />
się w człowieku owo puste wnętrze, czyli stan ducha wyzutego z wirów<br />
uczuć. W klimacie mitów greckich herosów poetka ogląda śmierć i jej ludzkie<br />
oblicze pokryte grymasem. I tu budzi się w niej szczypta nadziei, że świat to<br />
przecież ocean nieskończonych możliwości, a więc zapewne jest w nim szansa<br />
na zaistnienie w innym wymiarze.<br />
W ocenie poetki u podstaw zawirowań życia i jego dramatycznego dziania<br />
się leżą napięcia emocjonalne, których nieśmiertelną przyczyną jest miłość do<br />
osób ukochanych, ubóstwianych. Natura miłości bowiem jest taka, że chce się<br />
za wszelką cenę przeciwstawić upadkowi człowieka i nieuchronnej śmierci. Miłość<br />
tak czy owak staje się ludzkim obłędem, a sami kochankowie pomyleńcami<br />
i szaleńcami, którzy w żaden sposób nie odróżniają świata stwarzanego przez<br />
własne emocje od świata rzeczywistego. W wierszu bez tytułu czytamy: „Zgodziłabym<br />
się z teorią/Że miłość nie istnieje/Gdyby jej utrata nie bolała tak bardzo//<br />
Z tezą, że świat jest iluzją/Gdyby nie wzbudzał we mnie aż tylu emocji (…) Ty<br />
obserwujesz moje zmagania/Lecz ani myślisz mnie uwolnić//Jestem zjawiskiem<br />
2<br />
Por. J. Krupińska-Trzebiatowska, W jedna stronę bez prawa powrotu, Drukarnia Pijarów,<br />
Kraków 2007.<br />
65
ównie nietrwałym/Jak jeden dzień żyjący motyl”. Tak miłością nacechowane<br />
postawy dotyczą również artystów, którzy podobnie jak kochankowie żyją<br />
w świecie iluzji, a ich zetknięcie się z rzeczywistością zawsze skutkuje dramatem<br />
istnienia. Może wyjście z tego dramatu – podpowiada Krupińska-Trzebiatowska<br />
– byłaby metafora „rzeki Heraklita”, ale pojmowana jako podążania pod<br />
jej prąd. Bo wydaje się, że wszechmogący stwórca porzucił ten nasz porządek<br />
stworzenia i zachował się jak niewierny kochanek, który zawsze jest iskrą nadającą<br />
stawaniu się człowieka w świecie ów twórczy impuls do momentu, kiedy<br />
nie zdradzi. Antidotum na takie meandry życia miotanego wirami emocji wydaje<br />
się być – sądzi poetka – postawa człowieka zmierzająca do zjednoczenia własnej<br />
duszy z duszą całego świata, by mogła ona uczestniczyć w symfonii natury, jak<br />
ta przysłowiowa brzoza na wietrze, która już nie lęka się pojawiających się na<br />
horyzoncie złowrogich znaków wieszczących nadchodzące wichury i nawałnice.<br />
I wtedy można przecież doświadczyć jeszcze tego pierwotnego szczęścia<br />
związanego ze wspomnieniem łona matki, dającego tę emocjonalną unifikację<br />
oraz powrót na kojące łono natury.<br />
Krupińska-Trzebiatowska w kolejnych utworach szuka prawdy o świecie<br />
i człowieku i odkrywa, że osobiste sumienie wstrząsane emocjami bez<br />
odniesień do świata staje się bezradne, a jedynie podgrzewa je, pogłębiając<br />
egzystencjalne bóle człowieka. Poszukując więc prawdy, zauważa, że musi<br />
ona wyrastać w człowieku, kiedy jego ego połączy się z innym ego, podobnie<br />
jak przysłowiowa para kochanków, czyli kiedy logika uczuć będzie współgrać<br />
z logiką myślenia, ale i realnością świata, choć zdaje sobie dobrze sprawę<br />
z tego, że miłość ze swej natury nie znosi zrozumienia. Tak czy owak, sądzi<br />
poetka: żyć zawsze warto, bo samo życie jest wartością fundamentalną, która<br />
nadaje sens wszystkim innym wartościom, znanym człowiek, a może i bogom.<br />
W wierszu bez tytułu pisze: „Kwiaty z mojego ogrodu/Malowane latem/Żyją<br />
na płótnie/Tak jakby czas się zatrzymał/Pachną, gdy za oknem zima/(…) Dla<br />
nich czas przemijania krótki/Lecz nie bezpowrotny/Zakwitną wiosną/Kiedy<br />
nas nie będzie”.<br />
Paweł Szeliga jest poetą i pracuje jako dziennikarz w Sądeckim Oddziale<br />
„Dziennika Polskiego”. Debiutował w roku 1996 tomikiem wierszy pt. Umieram<br />
każdej nocy. Jest autorem sześciu pozycji literackich, w tym dwóch prozatorskich.<br />
Należy do lokalnego stowarzyszenia literackiego Grupa Literacka<br />
Sądecczyzna, działającego Nowym Sączu. Przedmiotem naszej refleksji będzie<br />
jego tomik pt. Przez mleczną drogę. Wiersze i proza poetycka 3 . Głównym<br />
zamysłem twórczości sądeckiego poety jest dążenie do zniesienia grani-<br />
66<br />
3<br />
Por. P. Szeliga, Przez mleczną drogę. wiersze i proza poetycka, Katolickie Stowarzyszenie<br />
,,Civitas Christiana”, Kraków 2007.
cy między podmiotem a przedmiotem, ja i nie-ja, światem a człowieka, czyli<br />
między tym, co ziemskie a tym, co kosmiczne. Wierszem jak skalpelem kroi<br />
otaczającą go rzeczywistość na estetyczne plastry, na których iskrzą artefakty<br />
tak wypreparowanych skrawków wartości. W rezultacie doświadczamy wizji<br />
żywcem wziętej z wyobrażeń o świecie Fryderyka Nietschego, choć naszpikowana<br />
jest ona elementami maszyny, która w tak ujawnianej magmie rzeczywistości<br />
próbuje zapanować nad człowiekiem. Uzyskane w ten sposób obrazy<br />
sugerują poniekąd pełne zjednoczenie podmiotu lirycznego kolejnych wierszy<br />
ze światem. Daje się jednak odczuć w tak wykreowanej wizji rzeczywistości<br />
pewien dystans względem niej, obcość, a nawet odrazę poety do tego, co<br />
próbuje unaocznić czytelnikowi. Widać, że świat go coraz bardziej pochłania,<br />
a to, co kiedyś było mu bliskie, z upływem czasu staje się obce, uciążliwe,<br />
a nawet odrażające. Pojawia się więc pewien narastający dramat istnienia, polegający<br />
na tym, że trudno mu pozbyć się bagażu rzeczywistości, w którym<br />
uwikłane jest jego istnienie, coraz mocniej przygniatające jego indywidualne<br />
bytowanie. Uświadamia sobie wyraźnie, że jego marzenia zapanowania nad<br />
światem nigdy nie miały racji powodzenia, a faktycznie to właśnie świat coraz<br />
bardziej go opanowuje i zniewala. Już wie, że jego życie jest również osobistym<br />
dramatem, pogłębianym przede wszystkim przez siły technologii oraz<br />
mechanizmy życia społecznego, które przyklejają go do świata, a w rezultacie<br />
traci zdolności do transcendowania ku niemu, bo jest w niego mimowolnie<br />
uwikłany i do jego wnętrza wessany. W jednym z wierszy otwierających tomik<br />
w następujący sposób obrazuje swoje uwikłanie w świecie: „(…) Zapach<br />
zabijanego życia/miesza się z aromatem kawy przesyconej kwaśnym/potem<br />
południowoamerykańskiego chłopa o palcach/pokrzywionych artretyzmem.<br />
Maczam w nim kawałek/białego chleba i jem, cały czas mając świadomość,/że<br />
już dziś zabijam swoje jutro, które spłynie/z milionem litrów miejskich ścieków<br />
do wielkiego/katharsis kanału”.<br />
W kolejnych utworach zamieszczonych w zbiorku następuje jakby implozja<br />
otaczającej poetę rzeczywistości, która coraz bardziej klei się do jego<br />
skóry, a to pogłębia poczucie obcości wobec samego siebie i otaczającej go<br />
codzienności, na którą przestaje mieć jakiś zdecydowany wpływ. Krok po<br />
kroku pogłębia się w nim wewnętrzne rozdarcie, potęguje się odczucie alienacji,<br />
co wyostrza subiektywność widzenie w bezpośrednim doświadczaniu<br />
otaczającego go świata i ludzi. Osaczające go coraz ciaśniej żywioły norm<br />
społecznych oraz technologii przenikające do głębi codzienną egzystencję<br />
w postaci różnorodnych wygód na tyle rutynizują jego działanie, że odczuwa<br />
rozpad własnego ja oraz harmonii świata i przedustawnej w nim hierarchii<br />
wartości. W wierszu opisującym własny świat dowiadujemy się od poety, że:<br />
„Kiedy przekraczam próg mojego świata, niebo/załamuje się nade mną w kan-<br />
67
ciasty namiot, w którym/ukryję się aż do nadejścia zmroku. Jest papierową/<br />
wydzieranką na kartce pomalowanej na czarno./Kiedy przechodzi przez pokój<br />
słyszę szelest jej/włosów przypominający ocieranie się liści paproci/porastających<br />
brzozowy zagajnik. (…) Czas skrapla się bezbarwną saletrą na/ścianie<br />
sypialni. Oddycham ostrożnie, żeby/zabierając powietrze wypełnione jej istotą<br />
nie/wchłonąć w głąb siebie tego, co dopiero ma być/przeżyte”.<br />
Inną strategią technik poetyckich Szeligi jest rozkładanie na jakości zmysłowe<br />
wartości artystycznych i moralnych, postrzeganych w otaczającym go<br />
świecie. Zabiegi te podważają sensy jego kolejnych doświadczeń, w wyniku<br />
czego odkrywa on siłę nicości tkwiącej w podglebiu kolejnych wersji rzeczywistości,<br />
które jak kratki filmu przemykają obok niego. Nawet seksualne zespolenie<br />
i związane z nim szczytujące emocje przypominają poecie, że należy<br />
ono do porządku egzystencjalnego „tworzonego z niczego” – z jakiegoś bliżej<br />
nieokreślonego nic. Poeta przenosi to doświadczenie na działania związane<br />
z tworzeniem, które na tyle dają satysfakcję, na ile są przejawem bezgranicznej<br />
wolności. Jednak w tak wykreowanych sytuacjach twórczych pojawia<br />
się męczące doświadczanie wszechobecności wartości, rodzące poczucie ich<br />
śmieszności. I tu właśnie budzi się w wierszach poety ironiczna relacja ze<br />
światem, która równie mocno zaświadcza o prawdzie istnienia, u podstawy<br />
którego często doświadczany jest absurd. W tak odkrywanym świecie życia<br />
codziennego skupionego na egzystencjalnej prozie traci on swoją wyrazistość<br />
i staje się jakby paletą pastelowych odcieni. Trudno w nim znaleźć pełne<br />
i wyraziste „kolory istnienia”, a kolejny dzień skazuje nas na doświadczanie<br />
właśnie odcieni owej pastelowości, co potęguje ową bolesną, momentami<br />
przerażającą świadomość, że odchodzimy z każdym dniem naszego istnienia<br />
w niebyt, że świat płynie wokół nas, przez nas, przez życie naszych bliskich,<br />
a akty naszej twórczości nie bardzo mogą ten bieg rzeczy ocalić i przenieść<br />
ujawniane w nim wartości do wieczności. Jedyna nadzieja, którą przywołuje<br />
poeta – to doświadczenie obecności Boga dane w pustej świątyni, ale i domu,<br />
który jakby spina ten nieustannie stający się i przemijający świat, przypominając<br />
biały sufit w pokoju, dyskretnie jednoczący świat życia w jedną kosmiczną<br />
całość pod sklepieniem nieba. Dobrze to doświadczenie poety oddaje jeden<br />
z wierszy, w którym czytamy: „(…) Ambrozja sączy się do/ściśniętego gardła.<br />
Przez chwilę cały kosmos mojego/świata skupia się w słodkiej melasie rozsadzającej/plastikowe<br />
więzienie. Głos z nieba pokrytego białymi/płytami sufitu<br />
oznajmia przybycie transportu”.<br />
Poetycka wizja świata i miejsca w nim poety autorstwa Szeligi, zaczerpnięta<br />
została niewątpliwie z rozmyślań „niejasnego Heraklita”. Ponadto oparta<br />
jest również na dwóch żywiołach rządzących światem, wskazanych przez filozofów<br />
początku ubiegłego wieku: „lawie bytu” Nietschego oraz „sile życia”<br />
68
Henryka Bergsona, które jakby przyklejają egzystencję poety do jego pleców<br />
i jednoczą go z logosem świata aż po kosmiczne przestrzenie Drogi Mlecznej.<br />
One pomagają mu również bardziej zrozumieć inspiracje zawarte w gnomie<br />
myśliciela z Efezu mówiącym, że: „Na tych, którzy wstępują do rzeki, napływają<br />
wciąż nowe wody: jesteśmy i nie-jestyeśmy”. Wyjaśnianie własnych doświadczeń<br />
egzystencjalnych w kontekście tej metafory w jakiś sposób pozwala<br />
poecie zrozumieć owe przykre i potęgujące się odczucia, że z latami grzęźnie<br />
coraz bardziej w sobie i świecie, a jedyne, co może być pocieszające w takiej<br />
sytuacji – to myśl, że mimo woli można w ten sposób zjednoczy się jakoś<br />
z owym logosem, obecnym i w Drodze Mlecznej, zbliżyć się jednocześnie<br />
do Kosmosu na wyciągniecie ręki, bo jego „prawo istnienia” również tkwi<br />
w nas samych. Odżywa więc w poecie nadzieja, że podobnie jak wino nasączające<br />
energią organizm, jego wysiłek twórczy może spowoduje, że stanie<br />
się „panem żywiołów” i przy pomocy kolejnych wierszy będzie uczestniczył<br />
w tym kosmicznym procesie tworzenia. Do pomocy przywołuje innego poetę<br />
Sądecczyzny – Adama Ziemianina – by razem z nim wstąpić na tę „Drogę<br />
Mleczną”, przy której kierunkowskaz wskazywałby jak przetworzyć życie<br />
ulegającego technicyzacji miasta w prawdziwie człowieczy dom. W wierszu<br />
pt „usiądźmy przed drogą” czytamy zatem: „(…) usiądźmy przed drogą/niebo<br />
sczepił z ziemią/miodny plaster słońca/biały bandaż bocianów/przepasał widnokrąg//trzeba<br />
usiąść przed drogą/by ponieść ciepło drewna taboretu/w pusty<br />
świat miękkich kanap miasta”.<br />
Kalkomanie 4 – to czwarty już tomik poetki krakowskiej Magdaleny Wegrzynowicz-Plichty.<br />
Termin „kalkomania” już coraz mniej jest zrozumiały,<br />
a bardziej jego znaczenie może oddawać obecnie w poetyckim dyskursie pojęcie<br />
„klikomania”. Chyba utwory poetki zmierzają ku takiej wersji kalkomanii<br />
spraw ludzkich, ukazywanych w sposób szczególny przez pryzmat bardzo osobistego<br />
doświadczania świata. Autorka na początku jakby powraca do dziecinnego<br />
placu zabaw, nad którym zawsze królowała matczyna miłość, by w wieku<br />
już dojrzalszym odkrywać sukcesywnie uciążliwe przejawy ograniczeń, które<br />
rodzi „getto miasta” wraz ze wszystkimi jego tzw. „okrucieństwami”, odciskającymi<br />
się brzemiennie na życiu ludzi. W tle krajobrazu kreowanego świata<br />
Węgrzynowicz-Plichty pojawią się ascetyczne drzewa stojące w parkach, które<br />
„wiele widziały”, ale ciągle przyjmują pozę „słupów milczenia”. Przypuszcza,<br />
że są one w nieustannym stresie pogłębianym przez wyrafinowane piły<br />
mechaniczne i kosiarki narzucające obecnie światu typową ludzką estetykę<br />
dnia codziennego. Przywołując poetyckie tropy Cycerona i Horacego autorka<br />
rekonstruuje wielce sugestywny obraz łąki, sianokosów, by przebyć „dro-<br />
4<br />
Por. M. Węgrzynowicz-Plichta, Kalkomanie, SIGNO, Kraków 2008.<br />
69
gę zasuszonej trawy” przemienionej w siano i dotrzeć do symbolu narodzin<br />
dobrej nadziei pod obrusem stołu wigilijnego. W taki postrustykalny obraz<br />
wplata osobiste wątki miłosne, gdzie technika i precyzja wypierają uczucia,<br />
pełne przeżycia i wartości. W wierszu pt. „Zagarniacz”, kiedy ma na uwadze<br />
doświadczenie z umizgami wielbiciela, pisze: „(…) uciekłam uczuciu/wąską<br />
szparą między/jednym a drugim/zębem grabi.//Czy odnajdziesz/mnie kiedyś/<br />
w zapachu/skoszonej trawy?”. Większość jej wierszy przybiera formy modlitwy,<br />
wyznania, opisu korowodu codziennych wydarzeń orbitujących wokół,<br />
przeplatanych bezsennością, spowiedzią, uniesieniem erotycznym, a czasem<br />
wizją świata niesioną na skrzydłach „osobistej furii”.<br />
Szczególnie doskwiera autorce świat polityki, przepełniony absurdalnymi<br />
słowotokami, manipulacją, wzbudzający w niej niekłamaną odrazę, nieczuły<br />
na pleniące się kłamstwo oraz zło, którego tak czy owak ofiarą padają najczęściej<br />
niewinne dzieci. Z faktu przywoływanej pamięci o ukrzyżowaniu na<br />
Golgocie Jezusa – konstatuje Węgrzynowicz-Plichta – nie wiele obecnie wynika<br />
dla poprawy losu człowieka. W wierszu pt. „Sprawiedliwi” tak oto polemizuje<br />
z „prawdomównym poetą”: „(…) A wtedy na Golgocie, poeto,/uwikłany<br />
w rzymskie prawo/rozdarty między ziemią a niebem?/Czy dałbyś świadectwo<br />
czyjejś prawdzie?/czy wolałbyś nie?”. Poetka zaczyna powątpiewać nawet czy<br />
dobro i zło mają jeszcze za sobą sprawczą „siłę Boga”, czy jest tak, że „demony<br />
mediów” zawładnęły już ludzkim światem i jego transcendentnymi wymiarami.<br />
Eksponuje więc pewną drogę życia znaną już w starożytności, a więc<br />
kultywowanie postawy „stoickiego spokoju”. Ona zabezpiecza najskuteczniej<br />
człowieka przed kalkomaniami, klikomaniami i towarzyszącymi im wirtualizacjami<br />
przeżyć. Podobnie jak upływający czas wplata z wiekiem ludzi w „warkocze”<br />
pór roku, dając wytchnienie i dystansując od szalejącego obok świata,<br />
ów stoicki spokój pełni – jak przysłowiowy drops osładzający usta – funkcję<br />
namiastki doświadczenia słodyczy wypływającej z osobistego życia.<br />
Kiedy świat ukazuje się nam w rytmie bluesa i oglądamy go przez przymrożone<br />
oczy i kiedy jest pieszczony delikatna kobiecą ręką, wtedy już wiemy,<br />
że przez nieuwagę wpadliśmy do świata poetyckiego Marzeny Dąbrowy<br />
Szatko, czyli przestrzeni lirycznych jej kolejnego, czwartego już tomiku, noszącego<br />
tytuł: Powrót na Ogrodową 5 . Autorka nastawiona na detale otoczenia<br />
śledzi niekończące się przemiany i metamorfozy rzeczywistości w świecie,<br />
w którym wzrastała jej wrażliwość na piękno natury i tkwiących w niej artefaktów<br />
kultury. W wierszu pt. „Wrzesień 2001” tak oto uchwytuje nasz świat<br />
doczesny: „(…) pod niebieskim mostkiem/wybrzuszona od deszczu rzeka/nie-<br />
5<br />
Por. M. Dąbrowa Szatko, Powrót na Ogrodową, Biblioteczka Teatru Stygmator, Klub Artystyczno-Literacki<br />
Teatru Stygmator, Kraków 2007.<br />
70
sie szczątki/stołów łóżek i lamp/głowy płyną pod prąd kluczą/wśród przemoczonych<br />
skrzydeł i nóg//na murach płotach i słupach/łuszczą się powieszone<br />
twarze/niektóre bez oczu inne/z wydartymi ustami/rozkładają się umarłe/daty<br />
kawałkami opadają słowa/i dachy obnażone/wśród łysiejących topól//powietrze<br />
jak zardzewiała spluwaczka/napełnia się powoli/rannym słońcem”. To,<br />
czym poetka najbardziej jest urzeczona, to ślady ludzkich uczuć i wykreowanych<br />
przez nie wartości, które mimowolnie nas osaczają i zmuszają do pogłębionej<br />
refleksji nad sensem świata i naszego w nim zakotwiczenia. Autorka<br />
widzi jak na dłoni bezwzględny, destrukcyjny upływ czasu oraz przemijania na<br />
to, co jest dla nas najdroższe, najważniejsze, a co także determinuje naszą <strong>tożsamość</strong><br />
i wyjątkowość. Nieprzypadkowo w usytuowaniu własnych utworów<br />
nawiązuje do „metafory jaskini” Platona. W jej utworach odbywa się bowiem<br />
pewnego rodzaju gra pomiędzy tym, co idealne i dane oczami duszy, a tym,<br />
co zmysłowe i specyfikujące nasze osobiste doświadczenie. W tym zmysłowym<br />
porządku przepełnionym troską codziennego istnienia pojawiają się jej<br />
bliscy, rodzice, przyjaciele, ludzie z sąsiedztwa, ale i wspaniali poeci: Johann<br />
Wolfgang Goethe i Jerzy Harasymowicz. Kiedy wszyscy oni odchodzą z tego<br />
świata, to wtedy sukcesywnie zamieszkują rewiry pamięci poetki i w ten sposób<br />
powraca z nimi do owego idealnego miejsca, które symbolizuje jej ulica<br />
Ogrodowa, przy której wszystko miało swój początek i pewnie będzie mieć<br />
kiedyś i swój koniec. Na pocieszenie owa rzeka świat, która w tych wierszach<br />
rozciąga się i płynie obok Ogrodowej, ma swoje brzegi również w Palermo,<br />
Rzymie, a sięgają one aż do Krakowa. Niesie z sobą podobne wzruszenie,<br />
zawirowania emocjonalne i niepokoje egzystencjalne, dające tak wiele wspaniałych<br />
doznań zmysłowych: zapachów, smaków, dźwięków, barw kolorów,<br />
których autorka jest wyrafinowaną kolekcjonerką.<br />
Motywem przewodnim wierszy Dąbrowy Szatko są wspaniałe opisy tła<br />
przyrodniczego upływającego życia ludzi, którego znikomość nieustannie demaskują<br />
dwa zegary, a mianowicie biologiczny i ten stworzony przez człowiek,<br />
by dać mu panowanie nad czasem, czyli ten mechaniczny.<br />
W ten oto sposób autorka jakby mimowolnie przypomina, że jesteśmy<br />
zawieszeni między tym, co niebiański, a tym, co doczesne i że odpływamy<br />
do wieczności: pytanie jednak jakiej? W wierszu pt. „Koniec lata” dowiadujemy<br />
się przecież: „(…) niby wszystko zwyczajnie/tylko dym szamocze się/<br />
z niebem/i to stare drzewo/jakby zbierało się do odlotu//kogoś ubywa/burze<br />
nadchodzą”. Życie bowiem w jej głębokim rozumieniu jest niekończącym się<br />
dramatem, na bieg którego nie mamy większego wpływu, jedynie możemy<br />
wyprowadzać z jego doświadczania wiele nauk, które pozwalają nam znosić<br />
i twórczo przezwyciężać podskórnie tkwiące w nas lęki. W ten sposób oswajamy<br />
się sami ze sobą, z naszą wyjątkowością, ale i zarazem ze znikomością.<br />
71
Przychodzi nam nawet odwaga, by wytykać ciału osobiste zdrady, i by tak jak<br />
poetka zastanawiać się nawet nad losem naszego szkieletu, bo jeśli nie żywi, to<br />
może właśnie jako przypadek archeologiczny możemy przejść do wieczności.<br />
Na zakończenie poświęcimy uwagę drugiemu tomikowi krakowskiego<br />
poety, który zadebiutował stosunkowo późno, bo w roku 2006 zbiorkiem poezji<br />
pt. „Rozmawiając ciszą”, choć arkana sztuki nie są mu obce, gdyż od<br />
dziecka trudni się szopkarstwem, a mianowicie Janowi Kirszowi i jego książeczce<br />
pt. Oddalające się kroki 6 . Akcja jego wierszy najczęściej dzieje się<br />
w Krakowie w scenerii znakomitych pomników historii i kultury, z którego<br />
to miejsca skierowuje uwagę na dręczące go kwestie związane z zagrożeniami<br />
ekologicznymi oraz z sensem bycia człowiekiem w świecie poddawanym<br />
ciśnieniu najnowszych technologii, które jak miejski tłum redukują jego bycie<br />
do przypadkowego istnienia, bo jak pisze: „był człowiek i nie ma człowiek”<br />
i nie wiadomo, co po nim pozostanie, jeśli „(…) człowieku/jesteś tym czym<br />
są/twoje myśli/i tylko one/mogą po tobie/pozostać/ale/czy tylko”. Poeta czuje<br />
również osamotnienie związane z życiem w pulsującej sieci wielkiej i anonimowej<br />
metropolii, które przekłada się na równoległy rozpad więzi rodzinnych,<br />
związków przyjacielskich, z wiekiem coraz bardziej drążących duszę<br />
i stawiających go w obliczu jedynie „Opatrzności Boskiej”. Wtedy właśnie<br />
modlitwa przynosi pewną ulgę, stając się przedłużeniem rozmów ludzkich, bo<br />
ludzie nieustannie rozmawiają, by zabijać i zagłuszać własne osamotnienie.<br />
Pobudkami inspirującymi poezję Kirsza, prócz przeżyć natury artystycznej,<br />
są niewątpliwie typowo ludzkie odruchy współczucia ludziom marginalizowanym,<br />
zatroskanie o losy istot żywych, które traktuje się jak przysłowiowe<br />
„bezpańskie psy”. Bliskie poecie są niewątpliwie myśli tych pisarzy i artystów,<br />
którzy marzą o „niebie gwiaździstym” nad naszym światem doczesnych przeżyć<br />
i żądz, np. Juliana Tuwima, Juliana Kawalca, Jana Twardowskego, Jacka<br />
Trojanowskiego, bo to marzyciele dotknięci przez Boga, a poecie zależy na<br />
tym, by stanowiły one ciepły zaczyn do działania na rzecz odradzania się dobra<br />
w świecie, szczególnie wśród ludzi.<br />
Jeśli ktoś z Czytelników przypadkiem natknie się na jeden z prezentowanych<br />
tomików, to ręczę, że warto mu poświęcić trochę czasu, bo jego lektura<br />
pozwoli przemyśleć każdemu z Was, gdzie jest jego miejsce między niebem<br />
a ziemią.<br />
6<br />
Por. J. Kirsz, Oddalające się kroki, Wydawnictwo Towarzystwa Słowaków w Polsce, Kraków<br />
2007.<br />
72
ROZDZIAŁ VIII<br />
Nowe siły w poezji polskiej<br />
Przedmiotem niniejszego szkicu są tomiki poetyckie młodych krakowskich<br />
pisarzy, powstałe na przełomie lata 2005–2007 stanowiące poniekąd<br />
próby wejścia w rodzimy świat poezji z ich osobistymi propozycjami aksjologicznymi<br />
i interpretacyjnymi otaczającego ich świata. Julia Nalepa, Małgorzata<br />
Lebda i Daniel Lizoń – to studenci krakowskich uczelni, aktywnie<br />
uczestniczący w pracach grupy poetyckiej „Każdy”, działającej pod opieką<br />
artystyczną Anny Kajtochowej. Natomiast Marta Regnowska studiuje i działa<br />
w Krakowskim Uniwersytecie Pedagogicznym, gdzie jest m.in. redaktorem<br />
naczelnym pisma uczelnianego „Argument”. To, co pozwala na wspólne potraktowanie<br />
ich twórczości, to doświadczenie pokoleniowe świata, w którym<br />
przyszło im kształtować własną <strong>tożsamość</strong> i osobowość twórczą.<br />
Tytuł tej prezentacji nawiązuje do recenzji tomiku poezji M. Lebdy, który<br />
ukazał się w piśmie „red® Pismo Literackie” autorstwa Andrzeja Wołosiewicza.<br />
Młody krytyk tak oto ocenia debiut poetki: „I jestem pewien, że jeszcze<br />
się Małgosi Lebdy naczytam w tej wysokiej poetyckiej formie, która mnie<br />
w otwartej na 77 stronie 1 ujęła. Wieszczę więc, że dołączy ona do Beaty Szurowskiej<br />
i Anki Kowalskiej, równie dobrych poetek wstępującego pokolenia” 2 .<br />
Sądzę, że podobną opinię można wyrazić o Danielu Lizoniu i jego drugim<br />
zbiorze poezji pt. Ambra 3 , ale i debiutanckich tomikach Julji Nalepy i Małgorzacie<br />
Regnowskiej. Przejdźmy zatem do przedstawienia specyfiki owych<br />
„nowych sił” kształtujących oryginalny wyraz twórczości tych młodych i utalentowanych<br />
artystów słowa.<br />
1<br />
Por. M. Lebda, otwarte na 77 stronie, Wydawnictwo i Drukarnia Stowarzyszenia Słowaków<br />
w Polsce, Kraków 2006.<br />
2<br />
A. Wołosiewicz, Nowa siła w poezji, „red® Pismo Literackie” 2007, nr 1(2), s. 109–110.<br />
3<br />
D. Lizoń, Ambra, Wydawnictwo i Drukarnia Stowarzyszenia Słowaków w Polsce, Kraków<br />
2007.<br />
73
O debiutanckim tomiku poezji Małgorzaty Lebdy – pochodzącej z Żeleźnikowej<br />
koło Nowego Sącza, można lakonicznie rzec, że jest to konsekwentny<br />
zapis przeżyć „spieszonej nomadki”. Debiut ten potraktujemy obszerniej,<br />
bo – naszym zdaniem – wart jest szczególnej uwagi. Wiersze młodej poetki<br />
przypominają pociętą na kawałki rzeczywistość, zaś słowa poszukują w niej<br />
nowych odsłon sensów, które byłyby w stanie złożyć myśli i przeżycia autorki<br />
w nowe całości znaczeniowe. Poezja ta stanowi swoisty eksperyment<br />
artystyczny, charakterystyczny dla postawy młodego twórcy, starającego się<br />
znaleźć swoje miejsce nie tylko w mozaice form literackich, ale i również<br />
w labiryncie otaczającego go świata. Poetka podejmuje więc pewną grę semiotyczną<br />
z wieloma niewiadomymi, której celem jest jakby próba redefiniowania<br />
zastanego świata i jego otoczki ideologiczno-mistyfikującej. Ta ryzykancka<br />
zabawa cieszy i fascynuje poetkę, podobnie jak to miało miejsce w przypadku<br />
przywoływanego tu Mirona Białoszewskiego, choć w jego poezji stawka była<br />
inna, bo chodziło o zastany świat dorosłych. Grę tę poprzedza fragmentaryzacja<br />
świata przy pomocy odpowiednio skrojonych wersów, której celem jest<br />
wskazanie „atomów znaczących” w świecie i w słowach donoszących o nim,<br />
co stanowi przygotowanie do poszukiwania i składania w nową całość osobistej<br />
przestrzeni znaczeniowej, kluczowej – zdaniem poetki – dla realizacji<br />
własnej wizji rzeczywistości, w której mimochodem wikła ją życie. Podejście<br />
takie do poezji jest niewątpliwie znakiem czasu pokolenia, które obcuje z internetem<br />
i wirtualną rzeczywistością, owym supermarketem kultur, wciągających<br />
go mimowolnie w świat hybrydalny, gdzie ciągle trzeba szukać nie tylko<br />
własnej tożsamości, ale i nadawać sens każdemu ze swych egzystencjalnych<br />
wyborów, licząc głównie na własną odpowiedzialność, a przede wszystkim na<br />
właściwe intuicje. Technika pisania jest tutaj również interesująca, bo poetka<br />
rozkłada przeżycia na pojedyncze zmysły, by następnie dokonać ich syntezy<br />
i synestezji. Zabieg taki daje wzmocnienie indywidualnego przeżywania doświadczeń<br />
nie tylko otaczającego człowieka świata, ale i własnej, zanurzonej<br />
w nim osobowości. Tak ukazany świat, inspirowany osobistymi przeżyciami,<br />
w lakonicznej formie wyrazu staje się gorący, a momentami nawet parzy!<br />
Wiersze te przypominają poniekąd tworzenie instrukcji życia osobistego na<br />
każdy kolejny dzień, co przewidział już w latach siedemdziesiątych Alvin Toffler<br />
w Szoku przyszłości, głosząc ideę wiedzy na „każdy nowy dzień”, choć<br />
wyszedł raczej z innych przesłanek, a nie z dyskursu poetyckiego.<br />
Kiedy więc autorka czuje, że świat traci obiektywność czasoprzestrzenną,<br />
popada w nieustanne relatywizmy, sama próbuje zbudować fundamentalne formy<br />
doświadczenia tego zewnętrznego i chaotycznego źródła doznań, układających<br />
się w „zbiór fraktalny”, w którym wszystko ma podobny plan, choć każdy<br />
konkret jest niepowtarzalny. Tak stwarzany obraz osobistego świata musi<br />
74
yć z konieczności poddany zabiegom sensotwórczym, a więc autorka nakłada<br />
na niego siatkę pojęć, dla których proponuje osobliwe, często wewnętrznie<br />
sprzeczne znaczenia. Tę ekstremalną postawę artystyczną poetki wyjaśnia<br />
poniekąd wiersz pt. „skóra”, gdzie czytamy: „czasem gubię się w sobie/wyciągam<br />
opornie zza skóry/ spod paznokcia//zawsze wystaje mi ciekawość/zza<br />
oka”. W takiej sytuacji powstają nacechowane przewrotnością wiersze haikupodobne,<br />
mające dla artystki istotne znaczenie jako utworzy o charakter gnomicznym.<br />
W nich bowiem słowa nabywają zupełnie nowych znaczeń, ustalają<br />
swój zasięg znaczeniowy w świecie względem nich transcendentnym: są bowiem<br />
wzbogacone o osobiste, zupełnie nowe i wypowiedziane doznania, dla<br />
których brak jej było „odpowiednich słów” w mowie rodzimej. Poetka buduje<br />
więc i dopasowuje klucze, przy pomocy których może zapanować nad przysłowiową<br />
chwilą i ocalić ją od unicestwienia. W wierszu pt. „zabieg” dowiadujemy<br />
się przecież: „tnę czas na papierowe/wiersze”. Nie oznacza to, że autorka<br />
odcina się od tradycji i specyfiki rodzimej kultury, ale wręcz czuje ją na tyle<br />
głęboko, by ukazać jej dotąd zaniechane i najczęściej zapomniane wartości<br />
i znaczenia. W jej utworach nierzadko absurd skierowany przeciw absurdowi,<br />
budząc szczery i zdrowy śmiech, zwraca sztuce wierszowania życiodajny<br />
impet. Czytając wiersze Małgosi ma się wrażenie, że wokół nas jakby świat<br />
rodzi się na nowo.<br />
Ambra – to tytuł tomiku poezji autorstwa Daniela Lizonia, już drugi w jego<br />
młodym życiorysie artystycznym. Składa się z części, mogących równie dobrze<br />
być fragmentami zdania: „…gdy jestem…”, „…w świecie…”, „…myślę<br />
o niebie…”, „…wśród gór…”. Kwadryga ta w sposób lapidarny odzwierciedla<br />
strukturę utworów pomieszczonych w tomiku oraz orientację poety, odzwierciedlającą<br />
genezę jego twórczości i krótką historię jej rozwoju. Urodzony roku<br />
1984 w Nowym Sączu, pochodzący z małej wioski Wojnarowej na Pogórzu<br />
Rożnowskim, obecnie student polonistyki w Uniwersytecie Jagiellońskim, Lizoń<br />
jest niewątpliwie poetyckim dzieckiem gór, a jego pierwotna wrażliwość<br />
artystyczna została mimowolnie ukształtowana w wyniku ich bezpośredniego<br />
doświadczania dającego odczucie pełni harmonii i piękna oraz życia w rodzinie,<br />
bo dom to wielka wartość zapamiętana jako „siwy kucyk dymu” nad kominem,<br />
a później „fabryka wspomnień” z dzieciństwa. Stanowią one kanwę jego widzenia<br />
i poetyzowania świata. Innymi słowy twórczość ta jakby została napisana na<br />
ścieżce penetracji życia, na której widnieją wyraziste kierunkowskazy: przyroda<br />
– miłość – miasto – Bóg – góry. Poczynając od głębokiego dialogu z naturą<br />
i jednocząc się z jej żywiołami, poeta próbuje dokonać na własny rachunek syntezy<br />
kultury z naturą, a nawet dobra ze złem. Z jego osobistego doświadczenia<br />
wynika bowiem taka oto nauka, że podziały na ludzi dobrych i złych nie pokrywają<br />
się z podziałami świata społecznego na ten dobry i ten zły.<br />
75
Kiedy mówi o osobistych doświadczeniach miłosnych, to czyni to najczęściej<br />
w duchu lirycznym, ale i pełnym erotyki językiem, którego giętkość<br />
otaczają wargi żywcem wzięte z ust natury. Bo w swej pierwotnej formie bycie<br />
poetą oznacza dla niego pozostawanie elementem ciągle płynących i napierających<br />
na siebie żywiołów, zaś pamięć pozwala mu wymykać się determinacjom<br />
czasu i przestrzeni, czego rezultatem są coraz bardziej wyraziste wspomnienia.<br />
Same słowa wiersza pozwalają mu panować nad czasem i przekraczać ograniczenia<br />
przestrzenne. One to wprowadzają poetę w świat marzeń, stający się<br />
źródłem siły jego życia, które może udzielić się również czytelnikowi. Wtedy<br />
synteza natury z norami kultury staje się – jak w malarstwie Nikifora – „ikonostasem<br />
dziejów”.<br />
To, co zasadniczo odróżnia utwory publikowane w tym tomiku, w porównaniu<br />
do poprzedniego – W słońcu zatopieni 4 – to ześrodkowanie jego poezji<br />
na fenomenie miasta, który od ponad roku stał się kolejną jego niszą życia na<br />
czas studiów. Widać, że zakochał się w Krakowie – jego duchu niesionym<br />
siłą skrzydeł historii, ale i mocno ekscytują go nowe obserwacje: bezwstydne<br />
wieczorem Planty i bezkompromisowa siła wyzysku oraz gwałtu kultury<br />
na naturze, za którą nie stoi żadne poczucie wstydu. Portretując Miasteczko<br />
Studenckie, odkrywa dla specyficzny dla niego rytm życia żaków, w którym<br />
praktycznie nie ma miejsca na sen, zaś notoryczne imprezowanie zastępuje<br />
jawę. Podróże na Zachód, doświadczenie odmienności kulturowej, staje się<br />
dla niego doświadczenie demonicznego źródła bezbożności, a wtedy rozumie,<br />
że są granice, których przekroczyć się nie da. Przy okazji ujawnia również<br />
dziwne dla niego zjawisko, że we współczesnej poezji obserwuję się nasilający<br />
się „taniec diabła z Bogiem”, co musi dawać do myślenia. Młody artysta<br />
nie jest przekonany do końca, czy obecne portrety świętości mogą być źródłem<br />
bezpiecznego i życiodajnego klimatu dla zamieszkujących swoje domy ludzi.<br />
Próbuje więc rozbijać te świetlane powłoki mistyfikacji, by zaglądać do jądra<br />
obecności bożej w świecie. Odkrywa bowiem, że dzisiaj krzyż – to „wysuszona<br />
krew Boga w człowieku”.<br />
Tomik Lizonia zamyka szereg wierszy opowiadających o powrocie na łono<br />
własnej ojcowizny mentalnej, czyli gór, przypominających w klimacie utwory<br />
Jerzego Harasymowicza, w czasie którego z wielką precyzją i artystyczną<br />
finezją portretuje te rodzinne miejsca i żyjących tam ludzi. Odwiedza więc<br />
wierszami Beskid Niski i wczuwa się m.in. w ducha: Grybowa, Klimkówki,<br />
Komańczy, Dubnego, Łapszanki, Starego Sącza, Żegiestowa, Woli Kroguleckiej.<br />
Np. w wierszu pt. „Stary Sącz” ą czytamy: „pod galopującym rumakiem<br />
76<br />
4<br />
D. Lizoń, W słońcu zatopieni, Wydawnictwo i Drukarnia Towarzystwa Słowaków w Polsce,<br />
Kraków 2006.
dnia/miasteczko/stoi przy srebrnej szpadzie Popradu/sączy piwo beztroski/na<br />
lekkim wiatraku chmur//drzewa chylą się cieniem/nad twarzą miasta/ptaki chichoczą<br />
u Kingi/bo góry rozwarły kolana/i wszedł Poprad/pomiędzy”.<br />
I wreszcie będzie mowa o wcześniejszym tomiku Daniela Lizania, W słońcu<br />
zatopieni, który wprowadził go w świat poezji. Widać, że jego poezja wyrasta<br />
z autobiografii estetycznej, która związała go przez fakt urodzenia z Sądecczyzną,<br />
szczególnie z dolinami Popradu i Dunajca. Nie przypadkowo w swej<br />
poezji podąża śladami Jerzego Harasymowicza, którego twórczość inspiruje go<br />
do poszukiwania umiejętność osobistego widzenia wzniosłego piękna w sile<br />
harmonii rodzimego krajobrazu! Lizoń swe wiersze pisze językiem przyrody<br />
i koleżeńskich przyjaźni, nie rzadko zakrapianych piwem. Kłania się z estymą<br />
i szacunkiem Beskidowi Sądeckiemu: lasom, polom, drzewom, górom, rzekom<br />
i potokom. W wierszu pt. „Hobby” czytamy: „góry zaklęte w mojej kolekcji<br />
widokówek/czekają w albumach/aż zechcę/popatrzeć na piękno//mam moje<br />
góry przy sobie/prawie zawsze gdy mam czas/na każde moje spojrzenie/stroją<br />
się w górzystość”. Animizuje ów świat, a nawet jego techniczne artefakty, bo<br />
w jego wierszu nawet termometr posiada własną duszę. Krajobraz rodzinny<br />
staje się nie tylko jego hobby, ale i strojem godowym na wszelkie okoliczności;<br />
budzi w jego duszy wicher poezji. W tym krajobrazie intymnie rozwija<br />
miłość do Marii, bo – jak sądzi – pomiędzy tworzeniem wierszy i uprawianiem<br />
miłości nie ma zasadniczej różnicy. Kiedy rozgląda się po Krakowie,<br />
gdzie przyszło mu spędzać kolejny etap swego życia, liryzm i rustykalizm<br />
nie opuszczają jego wierszy. Śledzi kolejne pory roku przetaczające się przez<br />
miasto, które jednak sterczy w mentalnym jego krajobrazie jako skamieniały<br />
i obłąkany blok betonu. Co ciekawe, miłość kojarzy nie tylko z przyjemnością<br />
i wzniosłością, ale także z bólem, cierpieniem i pogłębiającą się samotnością,<br />
by w ten sposób zadośćuczynić reżyserskim zamiarom dramatu ludzkiego<br />
istnienia, które pochodzą od samego Boga. Jest również wrażliwy na biedę<br />
i niedostatek ludzi, które uderzają w ich godność osobistą, z czym nie może<br />
się pogodzić, bo jego prosta i bezpośrednia religijność domaga się, by nawet<br />
doświadczenie śmierci miało swój godny wymiar.<br />
Miłość – według Julii Nalepy – najlepiej wyrażana jest w naturalnych<br />
przeżyciach, w których najcenniejsze są kontakty bezpośrednie: dotyk, pocałunek,<br />
pieszczota, mocny uścisk. Dlatego doskwiera jej medializacja uczuć,<br />
która redukuje kontakt miłosny do aparatu telefonicznego, stanowiąc jego<br />
przyjemną namiastkę. W wierszu pt. „Kilka słów” pisze: „(…) Nie widzę cię,<br />
ani dotknąć nie mogę. /Ale lubię/rozmawiać przez telefon” 5<br />
. Poetka rozbu-<br />
5<br />
J. Nalepa, Banialuki, Wydawnictwo i Drukarnia Towarzystwa Słowaków w Polsce, Kraków<br />
2006.<br />
77
dowuje i animizuje przestrzenie uczuć głównie miłosnych i właściwie cała<br />
otaczająca ją rzeczywistość ma charakter sfer erogennych. Nieustannie pozostając<br />
w absolutnym podziwie dla porządku natury, w którym postrzega głębię<br />
piękna świat stanowiącego jej nieskończone źródło fascynacji. Ulegając<br />
oczarowaniu doznaniami miłosnymi, spostrzega również, że porządku między<br />
ludźmi nie można budować w oparciu o zaufanie, bo miłość zakłada również<br />
wolność wyboru i rezygnację z doświadczanego uczucia. Stopniowo dojrzewa<br />
do przekonania, że należy się z tym pogodzić, bo przecież uczucia nie jedno<br />
mają imię. W sposób szczególny związana jest z Krakowem, który uwielbia<br />
i głosi pochwałę jego życia, tego w dzień i tego w nocy, widząc w nim przejaw<br />
„wolnego dzieła” bożego, zarówno wspaniałego, ale i grzesznego. Głosi<br />
nieustanny podziw dla żywiołów kreujących wigor życia w świecie, ale nie<br />
rozumie patosu historii i towarzyszącej jej „mowy cieni”, bo i tak – stwierdza<br />
– „wszystko trafi czas!”. Życie w tych wierszach ukazane zostaje jako<br />
wielki eksperyment egzystencjalny z „Aniołem Stróżem w tle”. W kolejnych<br />
utworach budzą się jednak w autorce wątpliwości, co do wartości szczęścia<br />
i pewności przyszłości. Odkrywa, że jej wyobraźnia staje się jej „największym<br />
wrogiem”, który jednak rodzi jej świat poezji, co lakonicznie kwituje poetycka<br />
frazą: „Wiersz też człowiek, jeść musi”. Beztroska i bezpieczeństwo w kontaktach<br />
z najbliższymi to rękojmia jej bycia w świecie, która przepełnia każdy<br />
kolejny jej wiersz, a przysłowiowe banialuki powodują, że podejście z humorem<br />
do rzeczywistości może skutecznie napawać optymizmem.<br />
Poezja Marty Regnowskiej z kolei zawiera w sobie niewątpliwie program<br />
radykalnej reanimacji słów, skutecznie pomagającej zwiększyć prawdopodobieństwo<br />
uchwytywania sensu życia 6 . To, co rodzi bunt poetki, określone zostaje<br />
lapidarnie jako „narkotyczna narracja ulicy”. Dla niej bowiem miasto<br />
i świat jawią się jako kolejne fasady tekstów nacechowanych historycznym<br />
i skamieniałym sensem, bo całą rzeczywistość widzi właśnie jako kompilacje<br />
i kolaże nakładający się na siebie znaczeń tekstualnych. Nad nimi krążą<br />
nieustannie zmistyfikowane „anioły i święci”, co budzi w artystce strach i niepewność,<br />
bo postrzega je jako uciskające ideologie aksjologicznych skrzepów<br />
znaczeń. W bezpośrednim doświadczeniu świata odczuwa pustkę, co prowadzi<br />
ją również do pesymistycznego wniosku, że trudno w nim coś zmienić. Ów<br />
ucisk metafizyczny pleniących się znaczeń powoduje, że wszystko staje się<br />
niejasne, a w konsekwencji świat pokrywa szarość, której towarzyszy monotonia<br />
interpretacyjna. Poetka nie poddaje się i usilnie szuka słów, by ożywić<br />
przysłowiowe kolory znaczeń, ale obawia się, że pozostawi wyraźne ślady,<br />
6<br />
M. Regnowska, Strategiczne manewry, Wydawnictwo Towarzystwa Słowaków w Polsce,<br />
Kraków 2005.<br />
78
a to staje się niebezpieczne, bo zagraża przyzwyczajeniom i konformizmowi<br />
królującemu w codzienności. Życie w takiej atmosferze porównuje do dymu<br />
z papierosa, czyli mgły, którą karmią się nasze ciała. W kolejnych wierszach<br />
ów szary nastrój opada, a kiedy poetka obserwuje świat sam w sobie, okazuje<br />
się, że jest on przecież piękny. W wierszy bez tytułu pisze: „dzień połyka<br />
słońce/krople rosy/ciężkie od zachwytu”. Tak bezpośrednio w doświadczeniu<br />
dany świat porządkuje myśli, a one ujawniają siłę naturalnego porządku rzeczy,<br />
budując dla życia podglebie dla kultywowania pierwotnych znaczeń słów,<br />
w których odradza się jednostka jako źródło znaczenia, co z kolei pozwala<br />
autorce uwierzyć w odrodzenie podstawowych znaczeń słów, a która to nadzieję<br />
wyraża w innym wierszu bez tytułu, pisząc: „kiedyś powrócę/kolorowy<br />
motylu/na twoich skrzydłach”.<br />
Te pięć propozycji młodej poezji sygnalizują, że mamy tu do czynienia<br />
z kolejnym etapem poezji prywatnej, pisanej na własną odpowiedzialność,<br />
poszukującej własnego ja – jego tożsamości – w nie-ja, czyli świecie, który<br />
obok artystów rządzi się prawami nie do końca przez nich rozumianymi i akceptowanymi.<br />
Możemy zatem rzec, że mamy tu do czynienia ze zjawiskiem<br />
tzw. hermeneutyki ja – jak nazwał ten fenomen ludzkiego bytowania Paul Ricoeur<br />
– czyli postawy twórczej, opartej na dialektyce analityki egzystencjalnej<br />
konkretnych przypadków istnienia, przenikanych postawą buntowniczą, zaglądającą<br />
ze zastanego uposażenia znaczeniowego ja w nie-ja, a więc stających<br />
„pomiędzy sobą i nie-sobą”, by w ten sposób poznać smak własnej wolności<br />
indywidualnej i skutecznie oswoić przyszłość, ale i wglądnąć równocześnie<br />
w transcendencję. Ten wgląd w praktyce przygotowuje młodych artystów do<br />
odrzucenia zmurszałego skrzepu metafizyki i różnych form ideologii politycznych<br />
oraz technologicznych, które na ich oczach ulegają demistyfikacji, bo<br />
i oni sami coraz więcej widzą, wiedzą, czują i rozumieją. Jeśli potrzebują mitu<br />
i metafizyki, to już mogą je tworzyć we własnym zakresie, choć ciągle towarzyszy<br />
im zarówno lęk, jak i bunt egzystencjalny. Pogodzenie z „najlepszym<br />
z możliwych światów” jest u nich tylko chwilowe i sytuacyjne. Dojrzeli już<br />
przecież do tego, o czym świadczą ich deklaracje aksjologiczne, że są w stanie<br />
budować swój „lepszy świat” dla siebie, swych bliskich. Te propozycje<br />
poetyckie są niewątpliwie przejawem ich osobistej orientacji egzystencjalnej,<br />
skierowanej ku budowie i urzeczywistnianiu uniwersalnych znaczeń określających<br />
kondycję „bycia człowiekiem”, która określa pierwotnie kosmiczną idee<br />
człowieka. Jej odkrywanie pozwala młodym poetom, jako ich osobisty projekt<br />
orientacji egzystencjalnej, budować własne człowieczeństwo, i to na miarę ich<br />
potrzeb osobistych oraz na miarę wymogów świata im współczesnego.<br />
Nie ma więc wątpliwości, że podobnie jak w utworach Lebdy, również<br />
w wierszach Lizonia, Nalepy i Regnowskiej widać te fantastyczne siły woli<br />
79
i wyobraźni, kreujące oryginalne i poetyckie światy, nasycone nową wrażliwością,<br />
ale dające również nowe nadzieje, wzmacniające otuchę i utwierdzające<br />
w przekonaniu, że dzięki takiej poezji życie kolejnych pokoleń młodych<br />
ludzi staje się źródłem sił witalnych, mogących z powodzeniem udźwignąć<br />
na swoich ramionach losy naszej kultury, tkwiące w niej wartości, określające<br />
jej specyfikę i niepowtarzalności, w tak przecież szybko zmieniającym się<br />
i uniformizującym świecie. Zapewne rozwijając ją w warstwie poezji, będą<br />
umacniać nie tylko jej tożsamości i specyfikę, ale będą także dążyć do tego, by<br />
stała się silnym filarem kultury europejskie w jej uniwersalnych przestrzeniach<br />
aksjologicznych.<br />
80
ROZDZIAŁ IX<br />
Gry słowne <strong>poetów</strong>,<br />
czyli wędrówki po ich światach menatalnych<br />
Słowa – materia pracy artystycznej <strong>poetów</strong> – niewątpliwie budzą u pisarzy<br />
najwięcej emocji i rodzą wiele podejrzeń, że bezwiednie w codziennej<br />
praktyce językowej wodzą ludzi za język, często wyprowadzają nawet<br />
najstaranniejszych ich użytkowników na manowce mowy ojczystej. Poeci<br />
i pisarze wszelkiego autoramentu są więc z natury skazani na baczenie, czy<br />
czasem słowa nie uległy skostnieniu lub może stały się już tak wolne od<br />
zakresu niesionych przez nie znaczeń, że pojawiają się w mowie, właściwie<br />
nie wyrażając niczego szczególnego: nie dotykają świata i nie sprawozdają<br />
z afektów duszy, która się nimi posługuje.<br />
Niekiedy słyszymy wśród rozczarowanych użytkowników mowy, że to<br />
tylko są: „słowa, słowa, słowa....”, choć jednak innym razem dowiadujemy się<br />
od nich, że „na początku było słowo...”, a prawda tej sytuacji zdaje się leżeć po<br />
środku. Zależy to przecież od tego, kto nimi włada i w jakim celu. Słowo jest<br />
przecież miarą rzeczy w naszym świecie i zarazem podstawą, zasadą, prawem<br />
tego świata dla ludzi, a więc logosem. Tę szczególną umiejętność posługiwania<br />
się słowem mają zapewne wrażliwi na sens słowa poeci – ludzie dociekający<br />
granic obowiązywania jego znaczenia. To oni przez wybrany kontekst, intonację,<br />
formę zapisu na papierze, wypróbowują jego siłę rozwijającą wyobraźnię,<br />
która porządkujące dyskurs pojawiania się świata w naszym otoczeniu: w tym<br />
co zwykło się nazywać naszą podręcznością. Poeci jednak nieustannie testują,<br />
sprawdzają pojemność znaczeniową słowa, wydają go nierzadko na pastwę<br />
losu, by ukazać te regiony i pokłady świat, które są nam obce, okryte aurą tajemnicy:<br />
mówiąc prościej – oswajają nas z nieznanym i rozmyślnie poszerzają<br />
lub zawężają zakres jego znaczenia. Właśnie metafora, onomatopeja, oksymoron<br />
– stawiają w grze słownej jego znaczenie na ostrzu przysłowiowej brzytwy.<br />
I w takim kontekście chcemy przedstawić próby <strong>poetów</strong>, którzy – naszym<br />
zdanie – dokonują owego sprawdzania wartości poznawczej i emocjonalnej<br />
naszego języka. Będą to głównie poeci związani z krakowskim i małopolskim<br />
81
środowiskiem literackim i ci, którzy zwrócili na nas swoją uwagę specyfiką<br />
pomysłów artystycznych.<br />
W ciszy słowa pozwalają budować z okruszków codzienności świat, który<br />
powstaje w duszy poetki. Tak dzieje się właśnie w zbiorze wierszy Barbary<br />
Cichoń pt. Czas zatrzymany 1 . Zamieszczone tu wiersze stanowią zlepek wydarzeń<br />
zarówno tych na jawie, jak i we śnie. Najpierw poetka stara się rozpoznać<br />
własną <strong>tożsamość</strong>, odpowiadając na pytanie: „kim jestem?”, by następnie<br />
odkryć przestrzeń i zatrzymać w niej siebie ze swymi doznaniami piękna,<br />
harmonii, miłości; by wreszcie dziwić się z cudowności i wyjątkowości tego,<br />
co zwykle uchodzi za małe i niepozorne. W wierszu pt. „Wcielenie” czytamy:<br />
„Jestem nocą/gdy sen/nie znika//Porankiem/gdy świergot/ptaka//nieznaną<br />
chmurą/z daleka/gdy deszcz...”. Stwarza więc Cichoń eteryczny świat zbudowany<br />
z cegiełek uczuć, towarzyszących im zdarzenia, intymnych wyglądów,<br />
połączonych spoiwem wyciszonych emocji, by spełniło się jej poetyckie credo,<br />
o którym tak pisze w wierszu pt. „Owocobranie”: „Opadają wiersze/jak<br />
dojrzałe owoce/poeci czekają/na babie lato//zamykają w dłoniach/swoje sny”.<br />
Innym światem zatrzymanym w słowie są niewątpliwie wiersze Ireny De<br />
Marii, składające się na tomik Zielone miniatury czasu 2 . Ten zbiór utworów<br />
dojrzałej już kobiety, która od młodości czuła w sobie skłonność do poezjowania,<br />
zaowocował ciekawym debiutem literackim, na który składają się cykle<br />
wierszy poświęconych rodzinie, przyjaciołom, Stwórcy wszystkich rzeczy,<br />
a przede wszystkim jest hołdem złożonym przyrodzie i krajobrazowi, które –<br />
zdaje się – najbardziej poruszają wrażliwe struny duszy poetki. Z jej utworów<br />
przebija niewątpliwie pochwała filozofii życia inspirowanego życiodajnym<br />
światłem, zgodnego z naturą, nawet w sytuacjach najbardziej krańcowych<br />
i drastycznych. Godząc się na biologiczne prawa przemijania, pisarka swymi<br />
wierszami broni szeregu wartości, które budują wspólnotę ludzką, nadającą<br />
sens nie tylko tworzeniu, ale i istnieniu naszej wspólnoty życia i ludzi, bo jak<br />
stwierdza w wierszu pt. „bezdomny”: „(...) drzewo nie wybiera ptaka/lecz ptak<br />
drzewo (...)”.<br />
Odmienianie słów 3 autorstwa Roberta Drobysza – to kolejny tomik inspirowany<br />
grą słów, której celem jest ukazanie śladów na świadomości pisarza,<br />
poczynionych jego doświadczeniami egzystencjalnymi. Stanowią one heroinę<br />
znieczulającą absurd istnienia, umożliwiając erupcję sił koniecznych, by<br />
pomimo wszystko jakoś dalej żyć. Poeta ma świadomość, że obraz naszego<br />
82<br />
1<br />
Por. B. Cichoń, Czas zatrzymany, STAL, Kraków 2004.<br />
2<br />
Por. I. De Maria, Zielone miniatury czasu, STAL, Kraków 2004.<br />
3<br />
Por. R. Drobysz, Odmienianie słów. Mitologia dla początkujących. Wiersze z lat 1984–<br />
2000, Wydawnictwo Miniatura, Kraków 2003.
świata często podobny jest do snu narkotycznego, a winę za nieskuteczność<br />
naszej fałszywej świadomości dnia codziennego najwygodniej jest zwalać na<br />
przysłowiowe krasnoludki, które mieszają nasze znaczenia słów. W wierszu<br />
„Małe miasteczka” czytamy więc: „Tu nigdy nic się nie zdarzy/zawsze będzie<br />
zima/czasem cyrk przyjedzie/lub ktoś się wyrzyga”. Drobysz to jednak duch<br />
niepokorny i nie zamierza ulegać aromatowi narkotycznemu słowotoków maskujących<br />
ten nasz świat prowincjonalny. Kłania się tradycji Nikifora z Krynicy<br />
i Rafała Wojaczka, próbując ich tropami rozbijać budowane naprędce przez<br />
ludzi owo lustro zakrywające drugą stronę naszej rzeczywistości, w której jest<br />
właściwe miejsce dla poety. Tam wiatr „czesze jego włosy” i ostrzy pazury emocji,<br />
rodzące gwałtowne dyskursy słów. I tak w utworze „Korespondencja z....”<br />
słyszymy, że: „Białym nożem księżyca rozcinam/ciemną kopertę nieba/ostry<br />
żwir słów zwilżam asfaltem języka/czytam że miłość jest głodem/sycącym się<br />
sobą”. Ta pożoga wiersza obraca się przeciwko wojnie i przemocy, pysznemu<br />
patriotyzmowi, które żywią się krwią i biedą, podnosząc rękę na wolność ludzkich<br />
pragnień i marzeń. Podążając za Sylvią Plath, poeta z daleka omija „statek<br />
głupców” i zwraca się metaforą wiosny (odrodzenia) ku uczuciu miłości, której<br />
na imię „ciepło życia” rodziny i domu. W wierszu bez tytułu Drobszy deklaruje,<br />
że: „Moje najpiękniejsze sny/utkane są z marzeń/o miłości/owocu brzemiennej<br />
ciszy/grającej dziwnym stanem/pragnie go każdy/wolności niestety”.<br />
Romantyzm, tęsknota za światem dzieciństwa, pochwała wolności na łonie<br />
przyrody – to właściwości utworów poetyckich Marii Haliny Gajewskiej, zamieszczonych<br />
w tomiku pt. Szum moich drzew 4 . Na końcu tej książeczki znalazł<br />
się interesujący zestaw fotografii z okresu międzywojennego, ilustrujących życie<br />
poetki w młodości, zrobionych w okolicach Glinnika II i Spały – miejscowości<br />
leżących nad Pilicą. Wiersze Gajewskiej – to głównie liryczne wspomnienia<br />
minionego czasu, podróże sentymentalne do krainy dzieciństwa, ożywiające ten<br />
świat z głębokich pokładów pamięci. Następuje w nich pełna identyfikacja pisarki<br />
z jej światem, gdzie formowały się ramy jej życia, tożsamości kulturowej<br />
i świat wartości, którym została wierna na dobre i złe. Klimat tomiku dobrze<br />
oddaje utwór pt. „Mój Testament”, w którym tak oto zwierza się autorka: „(...)<br />
Tam, w rodzinnych dziadów grobach,/Tam Kości me złóżcie,/Niech odzyskam<br />
przy nich spokój/Pod darnią i bluszczem./I niech wietrzyk od Glinnika/Powieje<br />
czasami/Niech zaszumi w drzew gałązkach,/Zapachnie kłosami./I niech ziemia,<br />
która tyle/Dała mi radości/W proch zamieni i wymiesza/Ich i moje kości...”.<br />
Eugeniusz Kurzawa – to znany w Zielonej Górze pisarz i dziennikarz,<br />
który wydał kolejny tomik poezji pt. Wciąż nowa prywatność 5 , na który warto<br />
4<br />
Por. M. H. Gajewska, Szum moich drzew, STAL, Kraków 2003.<br />
5<br />
Por. E. Kurzawa, Wciąż nowa prywatność, Wydawnictwo Kropka, Zielona Góra 2003.<br />
83
zwrócić uwagę przynajmniej z dwóch powodów: po pierwsze zawiera bardzo<br />
dobrze pisaną poezję, po drugie, jego wiersze stanowią polemikę ze współczesnym<br />
światem poezji rodzimej i jej roli w życiu ludzi. Kurzawa należy do<br />
twórców, którzy tworzyli swą osobowość artystyczną w konwencji „Nowej<br />
Fali”, a więc pobudki moralne kreowania świata determinowały niejako jego<br />
potrzebę pisania. W wierszu pt. „Moje roczniki” Kurzawa pisze: „chcieliśmy<br />
być uczciwi/wobec życia prywatni i poetyccy/pisać wiersze i zmieniać świat/<br />
lub chociaż otocznie i siebie/i koniecznie wejść do literatury/(...) aż nagle/<br />
pechowa trzynastka przebiegła nam drogę/(...) wstydliwie nie przyznaję się<br />
dziś/do istnienia/przed samym sobą//moje (prywatne)pokolenie/zmyte przez<br />
wtórną nową falę”. Dzisiaj tego typu poezja nie ma szansy „przebić się” do<br />
czytelnika, gdyż w świecie zdominowanym przez media, tylko to, co ma wymiar<br />
sensacji i skandalu, dociera do szerokich rzeszy ludzki, zaś poeta najczęściej<br />
postrzegany jest jako egzaltujący się „nieszkodliwy emocjonat”, na<br />
którym nie da się zarobić, bo przecież „źle się sprzedaje”. Sytuacja ta staje się<br />
więc ciekawą pożywka dla twórczości zielonogórskiego poety-dziennikarza,<br />
który w dyskursie poetyckim ją z ironią rozważa, by wskazać, że obecne odejście<br />
w prywatność artysty, zasadniczo zmienia sens sztuki, gdyż owa „nowa<br />
prywatność” pozwala odkryć wartość osób poecie najbliższych, zaś pisanie<br />
wierszy może przerodzić się w nowe więzi emocjonalne, czyli przybrać formę<br />
troskliwości o drugiego człowieka. I tak uprawiana twórczość daje najpewniejsze<br />
poczucie sensu istnienia artysty. Kurzawa wyraża ze szczyptą ironii to<br />
nowe credo poezji w wierszu bez tytułu następująco: „dobrze jest mieć/czym<br />
się martwić/tylko martwi się/nie martwią”.<br />
Warto w tym miejscu zwrócić uwagę również na ciekawe zjawisko wśród<br />
młodej poezji rodzimej, które czerpie swe inspiracje ze wzorów z początku<br />
lat siedemdziesiątych, kiedy to Allen Ginsberg opublikował szokujący wiersz<br />
pt. „Skowyt”. Niebawem ten amerykański poeta o radzieckim rodowodzie<br />
emocjonalnym został okrzyknięty jednym z najbardziej ciekawych twórców<br />
formacji „bitników”, którzy na dłuższy czas wstrząsnęli posadami poetyki nie<br />
tylko amerykańskiej, ale również i światowej. Za dokonaniami tej nowej generacji<br />
artystycznej stała specyficzna wrażliwość <strong>poetów</strong>, którzy formowali<br />
swe osobowości artystyczne na fali buntu młodego pokolenia przełomu lat 60.<br />
i 70. XX wieku, mocno przeżywającego zmiany mentalności społeczeństwa<br />
konsumpcyjnego Zachodu, w którym wszystko stało się możliwe do kupienia<br />
i sprzedania. Piszę o tym, gdyż kiedy otworzyłem tomik wierszy Wojciecha<br />
Borosa pt. Jasne i Pełne 6 , zobaczyłem, że otwiera go właśnie wiersz pt. „Skowyt”,<br />
co wydaje się w pewnym sensie kluczem do lektury tego zbioru. I co się<br />
6<br />
Por. W. Boros, Jasne i Pełne, Gdański Towarzystwo Przyjaciół Sztuki, Gdańsk 2003.<br />
84
dalej okazuje: poeta miast wyć, skręca się w sobie, ogarnia go „Anność”, boi<br />
się wydobyć z siebie głosu i z rozpaczy wyje do własnego wnętrza. Można<br />
więc przypuszczać, że inspiracje poetyckie Ginsberga, jak i Borosa są podobne,<br />
ale wykonanie i jego kontekst są zupełnie odmienne. Nic bowiem dwa raz<br />
się nie zdarza. A więc mamy tę naszą Amerykę, na którą tak z utęsknieniem<br />
czekaliśmy: mamy te obfite półki i możliwość „wielkiego żarcia”.<br />
W latach siedemdziesiątych poeta swym wierszem starał się transcendować<br />
ku wspólnocie ludzi podobnie wrażliwych, dzisiaj zaś, kiedy jazgot mediów<br />
jest w stanie zagłuszyć każdy apel, poeta wyje ku własnej immanencji,<br />
zaś jego <strong>tożsamość</strong>, jeśli takową posiada, wyraża się bardziej w jego sposobie<br />
bycia, nieustannie kreującym kontekstualny układ odniesienia do świata, jego<br />
historii oraz emocji, które legły u jego podstawy. Poezjowanie Borosa staje się<br />
więc nieustającą grą w kontekstualizację własnych wypowiedzi; skazywania<br />
ich na relatywizację, w centrum której stoi on sam i jemu właściwa wrażliwość<br />
– chyba owa „Anność”, która – etymologicznie rzecz ujmując – nacechowana<br />
jest spokojem i litością nad stanem naszego świata, a więc jakoś uzasadnia<br />
sens uprawiania procederu pisania wierszy. Prawda zatem tych wierszy<br />
ma głównie charakter emocjonalny i w nich się jakoś dokonuje. Zdaje się idzie<br />
o to, czy wiersz poety pozostaje w zgodzie z jego uczuciami, by następnie<br />
zarazić nimi czytelnika, czy też dokuczliwe ich przeżywanie kanalizują się<br />
w kolejnym utworze.<br />
I tak w tomiku gdańskiego poety odnajdujemy wręcz otwartą krytykę<br />
„najlepszego z możliwych” ustrojów „nowej Polski”, gdzie konfliktem organizującym<br />
życie rodaków staje się bez wątpienia sprzeczność między ideologią<br />
konsumpcyjną i religijną: poeta zauważa, że stanowią one obecnie najbardziej<br />
konkurencyjne formy duchowości ludzi żyjących w dorzeczu Wisły, choć ich<br />
cele radykalnie się wykluczają. Sam zaś Bóg w wyobrażeniach ludzi ukazuje<br />
się tu jako zasada metafizyczna doświadczanego bólu trzewi, a więc przybiera<br />
postać fizjologiczną, ale nie wiadomo czy z głodu, czy z przejedzenia. Sam<br />
zaś hipermarket odgrywa w wierszach Borosa rolę świątyni, gdzie kwitnie<br />
kult posiadania, zaś wokół niego rozrasta się nowe cmentarzysko wygasłych<br />
emocji – parkingi przepełnione łupinami samochodów. Bóg nawet w oczach<br />
i sumieniach „przekupniów szczęścia i obfitości” przyjmuje towarową formę<br />
dobroci, czyli nieskończonej różnorodności produktów, o które należy nieustannie<br />
zbiegać, rozkoszować się nimi, a więc wchodzi do tego nieba bezgranicznej<br />
konsumpcji. Klimat tych wierszy dobrze oddaje utwór zamieszczony<br />
na stronie 11, w którym czytamy: „hipermarket prześliczny/jego światło pachnie/(...)/<br />
ludzie z lękiem/dotykają półek niebosiężnych/akurat na otwarcie/hermetycznie<br />
pakowany/Bóg w promocji/za jedyne 4,99/(...) ze stoiska okładek/<br />
macha lakierowana/Szymborska, córka Nobla”<br />
85
Od „skowytu” przez kult „Boga obfitości” przechodzi poeta w trzeciej<br />
części tomiku do konsekwencji tych egzystencjalnych przemian, wyrażanych<br />
w rozumieniu naszej historii i jednostkowego człowieczeństwa, co jakby<br />
ujawnia owo „wycie do wewnątrz” w zewnętrznym behawiorze rodaków i ich<br />
idoli. Gdański artysta dokonuje więc animacji wzniosłych wydarzeń z historii<br />
Polski, by pokazać, że jego osobistej uczucia duszy w tej kwestii mają jedynie<br />
„słony smak”. Boros czuje się jakby istotą zminimalizowaną, wczuwa się<br />
w logikę ziarnka piasku, popiskującego pod stopami dziejów, podobnie jak<br />
i inni obywatele naszej ojczyzny, których przenosi z miejsca na miejsce szalejący<br />
wiatr globalizującej się komercji. Rozwija się więc „drzewo ojczyzny”,<br />
a „gałęzie pociągów szybko rosną w Polskę”. Taki świat, który jest udziałem<br />
ogółu ludzi, właściwie wymyka im się z rąk: jest nieustającym chaosem, budzącym<br />
jedynie emocje i przeżycia, generujące z siebie kolejne przeżycia itd.<br />
Jedynie słowa, jak te przysłowiowe spadochrony, niosą nadzieję na jakieś jego<br />
porządkowanie i sens dla życia pojedynczych ludzi, bo przecież jest „wiersz<br />
słowem ratunkowym”, w zasięgu którego „świat wynurza się po cichu” – podkreśla<br />
poeta z przekąsem.<br />
Poezja Borosa mieści się – rzecz jasna – konsekwentnie w nowej wrażliwości<br />
i subiektywności młodych twórców, którą zapoczątkowało pokolenie<br />
„bruLionu”. Tym, co ją zasadniczo różni od tamtej poetyki – to wysublimowana<br />
i bardzo osobista ironia, zdystansowanie zarówno do siebie, jak i świata,<br />
budujące siłę jego poetyki, a w rezultacie ciąg możliwych światów, konkurujących<br />
z bezpośrednio daną rzeczywistością. W nich ta tajemnicza „Anność”<br />
stanowi coś na kształt układu odniesienia dla ciągle budowanej tożsamości<br />
poety. Staje się ona w ten sposób notoryczną bohaterką liryczną wielu jego<br />
wierszy, spinającą byt artysty w chwilową całość, w której miłość, dziecinność<br />
i seksualność tworzą lepkie spoiwo, żywiące uczucia partnerów życiowych<br />
wchodzących z nim w bliskie związki.<br />
Można zatem odpowiedzialnie wyrazić opinię, iż twórczość poetycka<br />
młodego gdańskiego artysty jest wyjątkowa i niewątpliwie rozwój jego talentu<br />
przysporzy czytelnikowi wielu jeszcze niespotykanych dotąd wrażeń, zarówno<br />
w płaszczyźnie emocjonalnej, jak i intelektualnej. Przemawia za tym i ten fakt,<br />
że uświadomił już sobie na ile jego twórczość może być zadłużona w rodzimej<br />
tradycji literackiej, a gdzie jest granica, poza którą musi iść już samodzielnie<br />
i na własną odpowiedzialność. W wierszu zamykającym zbiorek m. in. czytamy:<br />
„Nie chcę wyglądać jak Adam Zagajewski/(...)/albo ciągnąć niczym „Różewicz<br />
Gazeta Codzienna”/(....)/odyńcem uczyń mnie Boże/niedźwiedziem<br />
Czesławem litewskim/trzpiotką Wisią Szymborską od zimnej wódeczki/(...)/<br />
Markiem Kielgrzymskim raczej mnie nie rób/(...)/także Wojaczkiem Stachurą<br />
Babińskim/samobójstwa bym nie przeżył/a muszę w Jasne i Pełne wierzyć”.<br />
86
Aforyzm jako forma uprawiania poezji stał się w świecie, gdzie „czas,<br />
to pieniądz” bardzo popularny, bo czyta się go szybko i daje, prócz przeżyć,<br />
wiele do myślenia – a więc czysty zysk. Tej formie wypowiedzi konsekwentnie<br />
od lat hołduje Waldemar Kania, o czym zaświadcza kolejny wybór jego<br />
aforyzmów, noszący tytuł Uśmieszek losu 7 . Utwory te – to wyraz myśli błyskotliwej<br />
i przewrotnej, przepełnionej zadumą, ale i ironiczna pobłażliwością<br />
w stosunku do otaczającej nas rzeczywistości. Autor bież na język naszą<br />
współczesność i chłosta ją metodycznie: od profanum po sacrum. Najwięcej<br />
tych „kwantów myśli” inspirowane jest życiem politycznym oraz społecznym<br />
ludzi, którym autor przypina „żartobliwe ogony i uszy”. Weźmy np. kilka<br />
takich wypowiedzi autora: „Krótkowzroczny polityk widzi jedynie przyszłość”,<br />
„Historia się nie powtarza. Chyba że jest wyjątkowa”, „Ateiści są<br />
naiwni, myślą, że tylko Bóg nie istnieje”, „Czymże jest prawo do życia bez<br />
prawa do zasiłku?”, „Polska coraz bardziej chyli się ku Zachodowi” i „Nie<br />
pluj! Zdradzisz swój kod genetyczny”.<br />
Również tomik poetycki Henryka Cyganika przepełniony jest humorem<br />
i ironią, choć elementy przewrotności słownej w jego dyskursie poetyckim bardziej<br />
przybierają formę felietonową, skierowaną na czasy, w których żyjemy,<br />
a o których zwykło się mówić, że są ciekawe. Tytuł tego tomiku brzmi: Przeszedłem<br />
przez ścianę 8 i nawiązuje do osobistych doświadczeń autora, związanych<br />
z walką o życie zagrożone śmiertelną chorobą. Cyganik w wierszu „okno”<br />
pisze: „myliłaś się mamo – gwiazda która zgasła/już nie jest kaczyńców złocistym<br />
potokiem/teraz Radziejowa skacze mi do gardła/i cicho odchodzę w szklistą<br />
pustkę okien (...) krzyż ciemnego nieba podnoszę w źrenicach/póki jeszcze<br />
łzawią póki w noc się wiklą/póty niech wystarczy im rechot księżyca/myliłaś<br />
się mamo tak bardzo mi przykro”. W wierszu „pod ścianą”, gdzie w poetyckim<br />
dyskursie opisuje myśli chorego zmagającego się ze śmiercią i tak oto odmalowuje<br />
owe doświadczenia: „przede mną oczy pełne pogardy/upokorzenia gra<br />
się dramat/za mną już tylko cisza umarłych/i ta pancerna z drwiny ściana (...)<br />
już nie pamiętam gdzie była ściana/pod którą stałem ja – skazaniec/zawsze<br />
jest wyjście z obumierania/wystarczy tylko przejść przez ścianę”. Świat poetycki<br />
Cyganika posiada kilka stron: dzieciństwo związane z górami z okolic<br />
Krościenka i Piwnicznej, pamięć o bliskich i przyjaciołach, życie codzienne,<br />
ale i doświadczenia pracy przy pomocy słowa, którą jako dziennikarz radiowy<br />
kreował wizji światów literackich. To, co cechuje jego twórczość, wyraża<br />
się w pewnej melodyjności i jej pogłosie, które niosą muzykę naszej mowy<br />
ojczystej, a szczególnie gwary góralskiej – pierwszej formy języka ojców, któ-<br />
7<br />
Por. W. Kania, Uśmieszek losu. Aforyzmy, Firma Wydawnicza TRANS-KRAK, Kraków 2004.<br />
8<br />
Por. H. Cyganik, Przeszedłem przez ścianę, STAL, Kraków 2003.<br />
87
ą posługuje się z powodzeniem poeta i dzisiaj. W utworze „słowo” Cyganik<br />
wyraża swoje głębokie przekonanie jako jego„robotnik” na temat jego sensu<br />
i wartości, kiedy mówi: „słowo mnie uskrzydla i słowo zabija/oprawia mnie<br />
w wieczność jest formą istnienia/góry mrówki głogu i wiatry w Beskidach/<br />
Boga w księgach mitów skazanych na przemiał//(...)jeśli słowo żyje poza czasem<br />
względnym/(a żyje na pewno wbite w wieczne biele)/to dowód że jestem<br />
w słowie nieśmiertelny/to dowód że Panie przez słowo istniejesz”.<br />
Na granicy jawy i snu trudno człowiekowi przychodzi, by się zorientować,<br />
gdzie się właściwie znajduje i co się z nim dzieje. Takie doświadczenia są najczęstszym<br />
udziałem <strong>poetów</strong>. Oni posiadają bowiem specyficzną wrażliwość,<br />
dzięki której najczęściej żyją w tych dwóch równoległych światach, tj. fantazji<br />
i realności: metafora i pointa stają się dla nich zatem łatwo dostępne. W takich<br />
przypadkach jedynym kołem ratunkowym jest dla artysty „kotwica słowa”,<br />
utrzymująca jego orientację dyskursu poetyckiego na oceanie mowy. Podobnie<br />
wygląda sytuacja z utworami Stanisława Franczaka, składającymi się na jego<br />
tomik pt. Wypadki 9 . Przedstawiony tu świat poety odbiega daleko od rzeczywistości,<br />
a trudno wskazać jego początki, czy inwokacje w innych, rozlicznych<br />
propozycjach literackich tego autora. W tym osobliwym świecie właściwie<br />
wszystko się może zdarzyć, wszystko jest na tyle możliwe, co i niemożliwe,<br />
a sam poeta właściwie nie wie, czy to jawa, czy sen. Jedyne, co pozwala dać<br />
klucz do tego świata, to słowa i ich znaczenia, które zostają tu użyte przez piszącego,<br />
ale należy je odczytywać na własną odpowiedzialność. To, co ma być białe,<br />
jest czarne, zaś to, co ma się otwierać, właściwie się zamyka. Wszystko się<br />
miesza i tworzy coś, co starożytni myśliciele i poeci nazywali apejronem – czyli<br />
wielkim chaosem. Ktoś ten świat morduje i deformuje i na oczach czytelnika<br />
wszystko dożywa swoich godzin, albo lepiej, końca swego sensu. W wierszu<br />
pt. „Horror o świcie” czytamy: „Zegar bije godzinę która/krwawiąc umiera/piecyk<br />
gazowy otruty stygnie/szafa z rozbebeszonym brzuchem/stół – pierwszy<br />
z podejrzanych/chwieje się na nogach (...) tylko łóżko kona z godnością/rzężąc<br />
w białym prześcieradle/opatrzone sakramentami snów//przesłuchuję dzień<br />
jako świadka/by ustalić zbrodniarza”. Widać, że dowcip poety skierowany jest<br />
znów na słowa i ich sensy; a kreowanym sytuacjom brakuje słów, by wyrazić<br />
ów świat i jego logikę. Franczak stawia siebie i swych czytelników w sytuacji,<br />
gdzie ścierają się dwa żywioły: mowa bez odpowiedników w porządku rzeczywistym<br />
i świat poza jej zasięgiem. Jedyne, co może wprowadzić tu jakiś ład – to<br />
wiedza astrologa, którym – zgodnie z sugestią autora – jest właśnie poeta. On<br />
bowiem grając słowami, rozgrywa pojedynek o ich aktualne znaczenie, choć<br />
niewrażliwemu człowiekowi trudno do końca się z tym zgodzić.<br />
9<br />
Por. S. Franczak, Wypadki, STAL, Kraków 2004.<br />
88
Słowa – szczególnie te, których uczymy się na początku wchodzenia<br />
w świat mowy ojczystej we własnym domu rodzinnym, w sposób szczególny<br />
odciskają się na osobowości poety. Omawiane kolejne trzy tomiki wierszy<br />
zdecydowanie o tym zaświadczają. W okolicach „filozofii jabłoni” rozgrywa<br />
się suplikacja poetycka Jerzego Stanisława Fronczka. W jej cieniu rytm przyrody<br />
mierzą nawroty pór roku. I chyba tak długo ten rytm, który wyraża taniec<br />
kolorów, zapachów i dźwięków wokół ludzi, będzie podgrzewał ich emocje,<br />
jak długo istnieje ów świat, którego centrum stanowi jabłoń przy rodzinnym<br />
domu. Dobrze wie o tym poeta krakowski – wielbiciel natury i amator życia na<br />
wsi. W wierszu pt. „Początek i koniec” ze spokojem konstatuje: „Koniec zimy/<br />
koniec szarej/pustki jesieni//Ślimak ze śniegu/wystawił rogi/ żonkil wyszedł<br />
na drogę”. Jego wrażliwość artystyczna ukształtowała się przecież w pejzażu<br />
przyrodniczym pomiędzy Wisłą, Wisłoką i Brnikiem, w okolicach Mielca,<br />
gdzie ma małą ojczyznę–ojcowiznę, której na imię: Sadkowa Góra.<br />
Poeta opublikował kolejny, bodaj już ósmy, tomik pt. Rodzinna jabłoń 10 ,<br />
w którym powraca, kierowany metafizyką „ślimaka i żonkili”, na łono domostwa,<br />
a więc wiejskiego domu rodzinnego – swojej ojcowizny. Po latach<br />
to miejsce dla poety staje się „cudem istnienia”, którego praktycznie już chyba<br />
nie ma, a istnieje jedynie w jego pamięci i wspomnieniach z dzieciństwa.<br />
Fronczek – skromnymi słowami, pieczołowicie ułożonymi w proste metafory,<br />
wyraża ducha tego miejsca, w centrum którego stoi jego rodzinny dom i stara<br />
jabłoń. Wokół niej rozgrywa się, tak jak i przed laty, spektakl życia, a jego<br />
reżyserem jest przede wszystkim wiatr i sentymentalne odczucia poety.<br />
Dla Fronczka istnieją właściwie dwie istotne pory roku: wiosna i jesień, kiedy<br />
ruch mobilizujący istoty żywe uzyskuje maksymalne napięcia. Wieś pośród<br />
pól, lasów, wiklin, przez które wije się rzeczka przypomina mu „okręt flagowy”,<br />
płynący po burzącym się wokół morzu cywilizacji. W tym raju otoczonym<br />
zbliżającym się „okiem cyklonu”, wchodzimy do domu, wokół którego wije się<br />
wstęga Brnika obrośnięta „brodami wikliny”. Widać jeszcze wóz drabiniasty,<br />
dziadka palącego fajką, po drodze terkoczą furmanki,, czuć zapach chleba na<br />
stole,(…)”. Świat już kiedyś był i jeszcze jakoś żyje, ale głównie we wspomnieniach.<br />
Aby tę wizję uwiarygodnić, poeta rozwija więc mitologię ogrodu, na którą<br />
składają się tajemnicze stwory, obudzone śpiewem ptaków, kręcące się w koło<br />
jabłoni i jej „filozofii” przypominającej, że jabłko: „(...) Spadając z drzewa/przypomina<br />
o prawie/ciężkości”. Z kolei w wierszu pt. „Pochwała ogrodu” czytamy:<br />
Pomiędzy drzewami/Bóg na gałęzi tańczy/z kosem. makolągwą, gilem//Budzą<br />
się leśne panny/ukryte w sercu modrzewia/w dziupli pośród tajemnic//Małymi<br />
10<br />
Por. J. S. Fronczek, Rodzinna jabłoń,<br />
k Związek Literatów Polskich Oddział w Krakowie,<br />
Kraków 2003.<br />
89
krokami podchodzi do nas czas,/karzeł brodaty z długą brodą pamięci/zamiast<br />
trzewików/(...)”.<br />
W dalszym planie pejzażu ojcowizny Fronczka widać i biedę w „podziurawionych<br />
skarpetach”, zaś obok niej wierzby, brzozy, kaliny modlące się<br />
za pomyślność ludzkich spraw. W wierszu pt. „Pielgrzymka do wrót” autor<br />
wręcz modli się z nimi: „(...) Niech będą pochwalone/zielone gałęzie wierzbiny,/czerwone<br />
korale kaliny/i wszystkie nasze wiklin/dzienne sprawy”. W tak<br />
wykreowanym pejzażu wsi zanika granica między rzeczywistością i światem<br />
bajki, światem wiecznym i doczesny, a poecie marzy się niemożliwe: chce<br />
nawet oswoić rybę i wilka. Deklaruje się być złodziejem tego naturalnego<br />
piękna pomimo nagonki bezpańskiego „złego psa”, wyzierającego z ekranu<br />
telewizora, zabijającego pamięć i wrażliwość. Ta postawa pisarza wydaje się<br />
być poniekąd usprawiedliwiona, bo przecież kiedyś – jak pisze – oddał za nie<br />
„swoją młodość” .<br />
Zjawisko życia w dyskursie poetyckim Fronczka rozgrywa się – jak wcześnie<br />
to zasygnalizowaliśmy – pod ciśnieniem dominacji dwóch pór rok: wiosny<br />
i jesieni nad zimą i wiosną. Wiosna to przecież pora, kiedy w tym świecie „rozkwita<br />
oczekiwanie” na miłość, a ta następnie owocuje dojrzałym życiem. Jesień<br />
natomiast podobna jest do rachmistrza, który prowadzi obrachunki z dojrzałymi<br />
już owocami życia. Według poety wiosna jest więc początkiem i przyczyną<br />
wszelkiej radości i różnorodności życia – jego maksymalną mobilizacją, po której<br />
następuje letnie przesilenie dojrzewania i przesytu. Jesień natomiast otwiera<br />
istotom żywym oczy na „trupią perspektywę” miski, gdzie jedno życie płaci<br />
drugiemu „cenę za przeżycie”. I tak powraca w nim równowaga i harmonia.<br />
Można się również domyślać, że zima w tym świecie poety pełni funkcję wielkiej<br />
przerwy; czasu spoczynku i letargu. Lato zaś jest, choć przeciwstawnym<br />
stanem, to jednak siłą umożliwiającą dojrzewanie jego form i ich stabilizacją.<br />
Zatem zima i lato – według artysty – to dwa przeciwstawne stany, a ich stosunek<br />
do siebie oddaje fragment wiersza pt. „Dwa ptaki”, gdzie czytamy: „(...) Lato<br />
i zima,/dwa walczące/ze sobą ptaki/w śmiertelnym uścisku/rozrzucają po lesie/<br />
wyrwane przeciwnikowi/piórka”.<br />
Słowa mogą również poruszać sumienie bliźniego, choćby ten drugi był<br />
przekonany, że jest wcieleniem „prawa bożego” na Ziemi. I tu gry słowne<br />
poety mają wiele dobrego do zrobienia. Na tę ścieżkę wstąpiła Danuta Maria<br />
Sułkowska, publikując tomik wierszy pt. Olśnienie, tudzież osobiste wycieczki<br />
pod adresem bliźniego mego 11 . Staje w nim poetka naprzeciw ludzi, tych jej<br />
bliskich i tych anonimowych, patrząc im prosto w oczy. Wtedy słowa przycho-<br />
11<br />
Por. D. M. Sułkowska, Olśnienie, tudzież osobiste wycieczki pod adresem bliźniego mego,<br />
Katolickie Stowarzyszenie „Civitas Christiana”, Kraków 2004.<br />
90
dzą same i nazywają rzeczy po imieniu. W wierszu bez tytułu jednak ostrzega,<br />
pisząc: „strzeżcie się wyzwolicieli/oni/jedną ręką otwierają drzwi więzienia/<br />
drugą zakładają uwolnionym/własne kajdany”. No i właśnie, Sułkowska krok<br />
po kroku, zaglądając w duszę ludzi, odrywa wiele prawd, które starają się oni<br />
zakryć rutynowymi wypowiedziami, a ich prawdziwość najczęściej opierają<br />
na autorytecie historii, kultury, a nawet samego Pana Boga. Cóż – hipokryzja<br />
stała się najbardziej popularną karmą dla dusz naszych czasów i poetka<br />
postanowiła konsekwentnie podążać jej tropem, za co jej chwała i sława. Nie<br />
zostawia więc specjalnych złudzeń dla sprawiedliwych, wybranych, wybitnych,<br />
prawomyślnych, wiernych, zakochanych, łaskawych, wyrozumiałych,<br />
bogobojnych itd., którzy roszczą sobie prawa do wyjątkowego traktowania,<br />
pełnego posłuchu, odpowiedniego szacunku itp. Sułkowska przypomina im<br />
z pełną ironią o ich dwulicowości, a nawet wielolicowości. Niech o tym dobrze<br />
zaświadczą takie oto sformułowania autorki, np. w wierszu pt. „Ludzkość”<br />
pisze: „składa się/wyłącznie/ z Narodów Wybranych, zaś w wierszu pt.<br />
„O poległym” – „zamknął się w swej skorupie/i nie widział/walca historii”,<br />
natomiast w utworze pt. „Nieustająca hekatomba” – „płoną/słuszne sprawy/na<br />
stosie ofiarnym/ku czci/Ugody”.<br />
Utwory Sułkowskiej właściwie przypominają swą formą porzekadła, gnomy,<br />
albo antyfony i mają pod wieloma względami rytmikę podobną w wydźwięku<br />
do myśli z kręgu japońskiego haiku. Zbijają z tropu, dają do myślenia,<br />
szczypią w oczy i uszy, pieką w podniebienie, bo poetka zażarcie walczy<br />
o to, by słowa i mowa nie były dla ludzi formą majestatycznego kamuflażu<br />
niegodziwości, ale żeby wyrażały ich rzeczywiste emocje, które niosą na sobie<br />
autentyczne i otwarte na świat myślenie, odpowiedzialne nie tylko za słowa,<br />
ale i czyny. Choć z przekąsem przypomina i o tym trywialnym fakcie, że: „posiadanie<br />
wolnej woli/nie gwarantuje/wolności”. Natomiast w wierszu-apelu<br />
„Do zbyt głośnego” – upomina: „zastanów się/co próbujesz zagłuszyć”.<br />
I wreszcie sięgniemy do bardzo burzliwie fermentującego pointami znaczeń<br />
tomik sądeckiego poety Marka Basiagi, który nosi tytuł: Mityki przez<br />
wieki 12 . Poeta postawił sobie za cel zmierzenie się nie tylko z widmem starości,<br />
która jest w budowane w każde indywidualne istnienie, ale również<br />
mierzy się z tej perspektywy z niektórymi poetyckimi doświadczeniem kultury<br />
europejskiej, poczynając od poezji antycznej, kiedy różnica między<br />
poezja i filozofia była mało wyrazista. Nieprzypadkowo Basiaga odwołuje<br />
się do fenomenologicznej tradycji Edmunda Husserla, gdyż ów poszukiwany<br />
przez niego świat eidosów, owego „ja transcendentalne naszego świata”,<br />
12<br />
Por. M. Basiaga, Mityki przez wieki, Katolickie Stowarzyszenie „Civitas Christiana”,<br />
Nowy Sącz 2003.<br />
91
określającego ludzkie znaczenia w jego poezji często bywa na cenzurowanym,<br />
a słówko „nie” stanowi poniekąd klucz do dalszej penetracji zakresu<br />
panujących nad ludźmi ich tyranizujących sensów. Poecie bliska jest niewątpliwie<br />
postawa wierności względem dyskursu poetyckiego zarówno Cypriana<br />
Kamila Norwida, jak i Jarosława Iwaszkiewicza, chociaż „biesowskie<br />
piekło” emocji podpowiada mu, że ta droga ku wieczności bywa najczęściej<br />
zawodna. W wierszu pt. „Mistrz” zdaje sobie Basiaga sprawę, że obowiązki<br />
nakładane na twórcę wskazują na eidos samego piękna, z czego wynikają<br />
określone powinności, zaś sam byt poety jest w takiej sytuacji właściwie<br />
znikomy. W rozmowie z mistrzem konkluduje: „(...) Rzekłem mistrzowi<br />
wszystko czego nie wiedziałem/To dobry początek powiedział/Od tego i ja<br />
zacząłem/A teraz popatrz na mnie dobrze/Jaskółki wyrazów wylatują spod<br />
mego pióra/Niepoliczalne czarne obłoki piękna”.<br />
Skazanie poety na pracę w słowie i odpowiedzialność za jego rzeczywisty<br />
sens często odbiera nadzieję. Rozdarty pomiędzy obowiązkiem tradycji<br />
i obowiązkiem tworzenia metafory, poeta powoli dojrzewa do wiedzy na temat<br />
prawdy istnienia swego świata i wtedy nawet dobrodziejstwo snu – przypomina<br />
Basiaga – staje się podejrzane. Nawet ucieczka do „Gospody Wergila”, gdzie<br />
można jeszcze upajać się zapachem wiersza, nie zapewnia poecie komfortu bezpieczeństwa,<br />
bo kiedy dziewczyna podaje wino, to już „(...) ława pod nami nasz<br />
Eden i Hades”. W wierszach poety sądeckiego zostają więc ukazane fundamentalne<br />
rozterki egzystencjalne człowiek, które w żywocie poety mogą przybrać<br />
najczęściej formę nieustającej i gigantycznej obsesji: obsesji w pełni uświadamiającej,<br />
iż doświadczane przez człowieka wymiary absolutne wszelkich wartości<br />
zawsze są zagrożone przez równoczesne im doświadczenie upływającego<br />
bezpowrotnie czasu, podpowiadające każdemu owo memento mori. Basiaga<br />
w prostych słowach pokazuje ową dramaturgie splotu doświadczeń, którą ujawnia<br />
poetycka gra słów, pisząc: „(...) Krzyczałem zabierzcie mnie z sobą/Lecz tylko<br />
pióro upadło mi do stóp/I horyzontem nieba był horyzont moich słów/Spadły<br />
kule ślimaków i gąsienic/Poetyka larw/Czyjeś sny ezoteryczne słowa”.<br />
Po tej wędrówce przez kolejne gry słowne poetek i <strong>poetów</strong>, bogatsi o doświadczenia<br />
z dziedziny postrzegania, przeżywania i konstytuowania przestrzeni<br />
naszych sensów, możemy bardziej odpowiedzialnie myśleć i żywić<br />
tą drogą emocje wzbogacające osobiste znaczenia naszego języka z większą<br />
wrażliwością i estymą, a wtedy zapewne umrze w nas owa „poetyka larwy”,<br />
a słowa będą krzepić swym ciepłym zakresem sensów nasze wygłodniałe dusze.<br />
W ten sposób również tożsamości czytelnika, ale i poety chociaż przez<br />
chwilę będą bardziej przylegać do ich podmiotów, bo taki dialog zawsze<br />
wzmacnia poczucie przynależności do świata ożywianych znaczeń każdego<br />
ludzkiego indywiduum.<br />
92
ROZDZIAŁ X<br />
Stary Sącz i jego kultura<br />
jako źródło inspiracji <strong>poetów</strong><br />
Na temat poezji oraz literatury pięknej, gdzie spotyka się utwory poetyckie<br />
poświecone Staremu Sączowi, opublikowano cztery znaczące pozycje.<br />
Pierwszą i chyba najbardziej ważną jest praca Edwarda Smajdora – Sądeczyzna<br />
w polskiej literaturze pięknej (1949), która zawiera najobszerniejsze<br />
studium historyczno-literackie omawiające teksty poświęcone Sądecczyźnie,<br />
w tym również Staremu Sączowi. Autor zgromadził i opracował teksty z okresu<br />
średniowiecza, nowożytności, przełomu XIX i XX wieku, okresu międzywojennego<br />
oraz okresu po drugiej wojnie światowej. Kolejną pracę stanowi<br />
wybór wierszy dokonany i opracowany przez Antoniego Wnęka – Wiersze<br />
o Sądecczyźnie (1984), gdzie również opublikowano kilka wierszy poświeconych<br />
miastu, wzbogacają ów wybór o wiersze powstałe w latach sześćdziesiątych<br />
i siedemdziesiątych. Trzecia praca – to dziełko Janiny Kwiek-Osiowskiej<br />
– „Ziemio moja sądecka…”. Antologia poezji i prozy (1991), w który<br />
zamieszczone wiersze zarówno dawne, jak i powstałe w drugiej połowie XX<br />
wieku i wreszcie ostatnio ukazała się czwarta prac, tym razem poświęcona<br />
głównie Staremu Sączowi, przygotowana przez Danutę M. Sułkowską – Stary<br />
Sącz – witraż poetycki (2006), będąca pokłosiem Ogólnopolskiego Konkursu<br />
Poetyckiego pt. „Witraż Starosądecki”, zorganizowanego z okazji jubileuszu<br />
750-lecia lokacji miasta. We wszystkich tych pracach można odnaleźć ok. 150<br />
utworów literackich zadedykowanych grodowi rozpostartemu w widłach Popradu<br />
i Dunajca, inspirowanych jego specyfiką i niepowtarzalnością etniczną<br />
oraz historyczną, urokiem, na który składają się przede wszystkim pomniku<br />
kultury materialnej i duchowej, pamięć o wydarzeniach historycznych, położenie<br />
geograficzne oraz specyfika krajobrazu przyrodniczego wraz z panoramą<br />
architektoniczną, stylem życia ludzi i kultywowanych przez nich wartości.<br />
Zanim przejdziemy do opisu i prezentacji utworów poetyckich, których<br />
podmiotem lirycznym jest Stary Sącz, przypomnimy kilka legend związanych<br />
z tym miastem, a głównie jego patronką św. Kingą.<br />
93
Warto również zwrócić uwagę na fakt, że miasto było przedmiotem zainteresowania<br />
wielu wybitnych ludzi polskiej kultury i że powstały ciekawe opracowania<br />
pisarsko-literackie, które oddają specyficzny i niepowtarzalny klimat<br />
tego miejsca znany od wieków. Na uwagę zasługują m.in. prace takich autorów,<br />
jak: nestora historiografii polskiej Jana Długosza – rękopis pt. Życie błogosławionej<br />
Kunegundy z roku 1473 roku, Seweryna Goszczyńskiego – Dziennik<br />
podróży do Tatrów i Pienin z 1853 roku, Jana Szujskiego, publikującego utwór<br />
w czasopiśmie Czytelnia dla Młodzieży w roku 1860 pt. Święta Kinga, legenda<br />
tatrzańska, Stanisława Rosoła, który opublikował już w roku 1892 książkę<br />
dokumentującą specyfikę kultury tego regionu, a mianowicie: Święta Kinga<br />
jej klasztor i miasto Stary Sącz, Stanisława Wasylewskiego, który we Lwowie<br />
w roku 1923 wydał pracę – Ducissa Cunegundis, Stefana Żeromskiego – Snobizm<br />
i postęp z 1929 roku, artykuł Jana Dürra poświęcony podróży Stanisława<br />
Wyspiańskiego na Podkarpacie, opublikowany w ilustrowanym miesięczniku<br />
krajoznawczym Ziemia w roku 1935 pt. Dziennik rysunkowy Wyspiańskiego<br />
z wycieczki na Podkarpacie, Tadeusza Malickiego – Dunajcowe wody z 1939<br />
roku, Stanisława Pagaczewskiego – Z biegiem Dunajca z roku 1954, Janusza<br />
Roszko – Stary Sącz średniowieczna perła Beskidu, opublikowana w 1971<br />
roku, Bogusława Kaczyńskiego – Dzikie orchidee z roku 1985. W Starym Sączu<br />
mieszkali, uczyli się, lub wywodzili się z niego m.in. pisarze: Szczęsny<br />
Morawski – historyk Sądecczyzny i powieściopisarz, Żegota Pauli – poeta, Michał<br />
Asanka Japołł – poeta, przyjaciel Stanisława Przybyszewskiego, Wiktor<br />
Bazielich – badacz dziejów Sądecczyzny, Henryk Barycz – wybitny historyk,<br />
profesor UJ, Jadwiga Szayerówna (Ada Sari) – znakomita śpiewaczka operowa,<br />
Seweryn Udziela – twórca etnografii polskiej, Jan Joachim Czech – kompozytor,<br />
pisarz i kolekcjoner pieśni regionalnych, malarze: Stanisława Rychter-Janowska,<br />
Kazimierz Łotocki, Czesław Lenczowski oraz aktywny działacz<br />
Towarzystwa Miłośników Starego Sącza – Stanisław Królik.<br />
Najstarszymi w Sądecczyźnie wytworami poezji są legendy o bł. Kunegundzie.<br />
Są one opowiadaniami pełnymi czaru, a ich zbiorowym podmiotem<br />
był lud tu mieszkający, którego fantazja, zwłaszcza w średniowieczu, koncentrowała<br />
się na jej postaci, co skrzętnie odnotował Szczęsny Morawski i inni<br />
autorzy. „Jedna legenda – pisze Edward Smajdor – opowiada, jak bł. Kinga,<br />
uciekając do Pienin przed Tatarami, szła płacząc boso, gdyż po skałach ślizgały<br />
się nogi w obuwiu. Poraniła sobie stopy, znacząc obficie ścieżkę krwią i łzami.<br />
Gdzie padła łza, wyrastał biały goździk, gdzie kropla krwi, goździk czerwony.<br />
Gdy dotarła do Pienin, stanęła na skale, która zmiękła tak, że pozostał na niej<br />
ślad stopy, z pod kamienia zaś, na którym gorzko zapłakała, wytrysnęło źródło<br />
gorzkiej wody. Inna powiada, że kiedy bł. Kinga uciekała przed Tatarami,<br />
rzuciła za siebie grzebień, z którego wyrosły gęste, służące jej za osłonę lasy.<br />
94
To znowu, kiedy uciekając dotarła, zmęczona daleką, pieszo odbytą drogą,<br />
do Krościenka, prosiła tamtejszych mieszkańców, aby użyczyli jej koni. Nie<br />
chcieli tego uczynić, więc płakała. Więcej od ludzi litości okazała jej ziemia,<br />
która zebrała jej łzy, skąd miało powstać źródło, wpadające do Dunajca. Łzy<br />
jej zmiękczyły kamień, który na pamiątkę nosi po dziś dzień ich ślady. Ludzie<br />
tamtejsi, żałując później swojej złości, wystawili w tym miejscu kaplicę”.<br />
Oryginalne jest również podanie o chłopie, nazwiskiem Kras, który litując<br />
się nad świętą w czasie ucieczki, podwiózł ją swymi wołami, które wyprzągnął<br />
od pługa. Bł. Kinga nakazała mu, jeśli Tatarzy będą pytać, kiedy ona tędy uciekała,<br />
odpowiedzieć, że wtedy, jak on siał to zboże. Kinga rzuciła na pole szczotkę,<br />
a zboże zeszło natychmiast. I rzeczywiście w chwilę później pędzą Tatarzy,<br />
którzy usłyszawszy taką odpowiedź, wątpią w skuteczność pogoni. Po drodze<br />
napotykają dalsze przeszkody, stworzone przez bł. Kingę. Rzuca ona różaniec, a<br />
z niego wyrastają Pieniny, rzuca zwierciadło, a z niego powstaje Dunajec” 1 . Legendy<br />
te stworzone z fantazji ludu inspirowały, a i obecnie również inspirują<br />
wielu pisarzy, <strong>poetów</strong> i artystów.<br />
Natomiast w Dzienniku Seweryna Goszczyńskiego zostało zamieszczone<br />
opowiadanie ludowe o kupcu Kasperku ze Starego Sącza. „Kupował on wino<br />
na Węgrzech. Węgier przez omyłkę wydał mu beczkę, w której chował pieniądze.<br />
Stwierdziwszy omyłkę kupiec zażądał jej zwrotu, a nawet wytoczył<br />
Kasperkowi proces. Ten jednak wyparł się wszystkiego, a nawet przysiąg tymi<br />
słowy: „Jeżeli nie mówię prawdy, niech mię nie przyjmie po śmierci ani ogień,<br />
ani woda,, ani ziemia, ani piekło, ani niebo”. Niedługo potem Kasperek zmarł,<br />
zaś ludzie chcieli go pochować. Nie mogli jednak tego dokonać; Kasperek zakopany<br />
w ziemi już na zajutrz leżał na wierzchu, zatopiony w rzece wypływał<br />
na wierzch, wrzucony w ogień nie palił się. Nocami zaś włóczył się po ulicach<br />
Starego Sącza” 2 . Podobno później powiesili jego zwłoki na sznurku, a kiedy<br />
wyschły, wiatr rozsypał je po świecie.<br />
Przedmiotem refleksji tego szkicu jest niewątpliwie obraz Starego Sącza<br />
w dziejach poezji, choć faktycznie wiersze poświecone Staremu Sączowi zostały<br />
poprzedzone innymi tekstami literackimi opisującymi wcześniejsze wierzenia,<br />
legendy i opowiadania przekazywane ustną tradycją, stanowiące pierwotną<br />
formę poetyckiej fascynacji miastem przez kolejne pokolenia ludu je<br />
zamieszkującego, ale również ludzi odwiedzających go, czy osiadłych w nim.<br />
Według Szczęsnego Morawskiego i myślicieli żywiących sympatię do<br />
kultury antycznej, pierwsza informacja o Starym Sączu została podana przez<br />
1<br />
E. Smajdor, Sądeczyzna w polskiej literaturze pięknej. Szkic historyczno-literacki, Nowy<br />
Sącz 1949, s. 9–10.<br />
2<br />
Ibidem, 52–53.<br />
95
Ptolemeusza w II n. e., a miasto to nazywało się „Asanka” i leżało na północy<br />
Karpat, a pierwotnie znajdowało się ono na terenie dzisiejszych Naszacowic.<br />
Pierwszym znanym wierszem, który został poświęcony Staremu Sączowi<br />
– według Wiktora Bazielicha – jest utwór anonimowego autora pt. Triste<br />
o ogniu Starego Sącza R. 1644, opublikowany w pierwszym tomie Rocznika<br />
Sądeckiego w 1939 roku. Bazielich uważała, że autorem tego utworu mógł być<br />
Melchior Lizander lub Martinus Joannitus – ówcześni pisarze miejscy. Pożarów<br />
bardzo dotkliwych dla miasta było kilka, a dwa: ten roku 1644 oraz w czasie<br />
najazdu szwedzkiego w roku 1655 były najstraszniejsze. O tym z 1644 tak<br />
pisano: „Kurzawa dymów zapadła w me oczy/Pytam, co się tak swarliwego<br />
toczy?/Sąncz, pojrze, gore miasto starodawne,/Sądeckie sławne.//Ulice, Rynek<br />
ogień srogo burzy,/W pokoiach dworskich y w gumnie się kurzy./Kościoły<br />
y te w znoiu cieskiem mdleya,?W ogniu wątleją.//(….) O Kunegundo! Wszak<br />
to miasto Twoje./Położyłasz tu Święte Kości swoie./Ulżey iusz odtąd zagniewania<br />
swego/Tak ogniowego!//Święta Helzbito, Farnego Kościoła/Patronko!<br />
Kniemu nakłoń swego czoła, Niech go od tych czas pominą gorącze/Ognia<br />
palącze”.<br />
W roku 1933 Tadeusz Giewont-Szczecina w tomie Ziemia śpiewająca<br />
opublikował wiersz dedykowany Marianostwu Mikutom pt. „Wieczór w Starym<br />
Sączu”, gdzie czytamy: „Stało się, że wiatr liśćmi wieczór nam wyszeptał/<br />
i odjął ziemi radość czerwcowego wschodu/dając naszym oczom – (wieczór<br />
jest jak deptak, którym kipi róż zapach, jak wspomnienie, młody). (…) są dni,<br />
że melancholia z zapachem róż polnych/pomiędzy nasze usta milczeniem się<br />
sączy – – –/…………..//idę w przestrzeń zapachów pól cicho i wolno/wierząc,<br />
że z jedną ziemią nic mnie nie rozłączy – –”.<br />
W okresie po II wojnie światowej na uwagę zasługuje fragment Kwiatów<br />
Polski Juliana Tuwima opublikowanych w roku 1955, w który poeta wymownie<br />
portretuje Stary Sącz jako miasteczko prowincjonalne, właściwe miejsce<br />
na sutą i zakrapianą wódka kolację, na której mogliby się pojawić bohaterowie<br />
sztuk Williama Szekspira. Tuwim tak oto pisze: „(…) Dzisiaj za pięć złotych<br />
i kolację/Da w Starym Sączu w restauracji/„Wieczór humoru i satyry”./W palcie,<br />
z kołnierzem podniesionym, Jeden jedyny w zimnej sali,/ Czeka na gości.<br />
Blask się sączy/Pomarańczowy i przyciemniony/Wątłego prądu w Starym<br />
Sączu/(Pamiętasz chyba jak się pali/żarówka na prowincji (…). Huczną/Wicher<br />
na rynku sztukę gra,/Afisz mu zrywa, strzępy gna?(…)” 3 . W roku 1974<br />
Tadeusz Różewicz w tomiku pt. Wiersze opublikował utwór liryczny pt „Malarka<br />
w Starym Sączu”, oddający klimat miasta widzianego szybkim okiem<br />
3<br />
Wiersze powstałe po II wojnie światowej pochodzą z opracowania J. Kwiek-Osiowskiej,<br />
„Ziemio moja sądecka...”. Antologia poezji i prozy, Sponsor, Kraków 1991, s.108–114.<br />
96
zwiedzającego, ujmujący ów obraz, który miasto narzuca wrażliwemu artyści,<br />
ale widziany przez pryzmat malarki kontemplującej jego detale. Pozwolimy<br />
sobie przytoczyć cały ten wiersz, by zobaczyć kunszt poety: „Szara tęcza uliczek/niewidomi<br />
mijamy/toczymy głowy okrągłe/dalej/szybciej/głośniej//Ona/<br />
odkrywa/barwę smutku i radości/barwę ciszy/barwę tęsknoty/kiedy skłoni głowę/przez<br />
jej czarne włosy/odlatują /ptaki”.<br />
W okresie powojennym Stary Sącz fascynował swoją wyjątkowością wielu<br />
<strong>poetów</strong> wyrosłych na Sądecczyźnie. W mieście pracowało wielu rzemieślników,<br />
a wśród nich byli masarze, kołodzieje, kowale, kuśnierze, ale również<br />
garncarze. Tadeusz Szaja w roku 1978 w zbiorze pt. Utwory wybrane opublikowała<br />
wiersz noszący tytuł: „Staremu garncarzowi ze Starego Sącza za<br />
gliniany serwis kawowy i za gliniany dzban pisany”, gdzie tak obrazuje klimat<br />
tamtych pracowitych dni, kulminujących w czasie jarmarku, kiedy rzemieślnicy<br />
sprzedawali własne rękodzieło: „Stary mistrzu przy bąku garncarskiego<br />
koła/Lepisz wzorem odwiecznym dzbany i wazony/Twój świat z gliny jak<br />
człowiek przez Boga lepiony/Twój zawód pierwszy ludziom kształcił był człony.//(…)<br />
Ja ciebie sławię gdy swój kram wystawiasz na targ/Gdy najprostszych<br />
zachwycasz kształtem i kolorem/Swych serwisów do kawy swych pisanych<br />
dzbanów”. Również urok nabożeństw i odpustu w Klasztorze starosądeckim<br />
zrobił ogromne wrażenie na poetce nowosądeckiej Władysławie Lubasiowej,<br />
która opublikowała w „Tygodniku Kulturalnym” w roku 1978 utwór pt. „W<br />
słońcu”, w którym sportretowała swoimi przeżyciami duchowymi sakralną<br />
atmosferę tego miejsca w taki oto sposób: „W słońcu rozkwitł Stary Sącz<br />
pieśniami/lecz najserdeczniejszy ton uwięził/w klauzurze mur głuchy/ Anioł<br />
który został tu od zwiastowania/nie uchylił przede mną furty/Niosłam w dłoni<br />
Twoje psalmy/jak klucz/ Lecz widocznie to nie był klucz od tej bramy/Dzwonek<br />
w źródle cudownym usnął/i został na zawsze/za drzwiami”. I wreszcie<br />
warto tu przytoczyć utwór poetki starosądeckiej Bogusławy Agaty Konstanty,<br />
członkini Klubu Młodych Twórców działającym w Nowym Sączu, opublikowany<br />
w roku 1979, pt. „Moje miasteczko”. Wiersz ten znakomicie portretuje<br />
życie codzienne jego mieszkańców, ukazując nie tylko wzniosłe, świątobliwe,<br />
ale i ciemne jego strony, tak charakterystyczne dla życia społeczności małomiasteczkowej.<br />
Konstanty pisze więc: „W moim miasteczku na chmielowe<br />
tyczki/zacne matrony wieszają kantyczki/W moim miasteczku, brzemienne<br />
dziewczyny/w welonach niosą do ołtarza winy./W moim miasteczku o szarej<br />
godzinie/jad plotek warzą miejscowe Erynie./W moim miasteczku grzeszna<br />
Magdalena/wie jak wysoka jest występku cena./W moim miasteczku w knajpie<br />
tuż nad fosą/gościowi majcher na talerzu niosą”.<br />
W roku 1981 związany z ziemią rzeszowską poeta Wiesław Kulikowski<br />
opublikowała w zbiorku o znamiennym tytule: Zamiatacze ulic malowanych<br />
97
wiersz, który nosi tytuł: „Muzyka stara w Starym Sączu czyli rozmowa muzyczna<br />
z duchem Jana Sobieskiego”. Wiersz ten stanowi formę wyimaginowanego<br />
dialogu autora z Janem III Sobieskim, który spotkał żonę Marysieńkę<br />
po Wiktorii Wiedeńskiej w Starym Sączu, a autor próbuje z nim porozmawiać,<br />
strojąc go w kolory muzyki dawnej, która rozbrzmiewa tu co roku, przypominając<br />
ducha dawnej świetności miasta i Polski. Kulikowski tak oto kreuje<br />
z dźwięków muzyki postać naszego władcy: „To nie ja, to Jan – Sobie/w muzyce<br />
chodzi/w górach cały w złocie, w mgłach partytury./Chmura to ubranie/<br />
w słońcu./Jeszcze chodzi/nie samochód,/tylko głód/starego miodu/muzyki./<br />
Trzmiel jest królem/wchodzi w blaski/lata (…). Na promieniach grają – Sobie/mgły./Janie,<br />
ja nie,/nie mówiłem nic,/słuchałem./To harfa”. W lutym 1985<br />
w dodatku do Dziennika Polskiego, pt. Oficyna Sądecka ukazał się interesujący<br />
utwór krakowskiego pisarza Stanisława Pagaczewskiego, noszący tytuł „Vetus<br />
Sandecz”, w którym poeta ukazuje Stary Sącz w formie hymnu pochwalnego<br />
na tle lokalnej przyrody, odgłosów życia codziennego, nad którym od wieków<br />
królują wieże klasztoru, strzegące szlaku węgierskiego. Warto ten uroczy panegiryk<br />
na cześć miasta przytoczyć w całości: „zapach chleba rozwijają z wież<br />
trębacze/na gontowe dachy miasta/mgłą popradzką wniebowzięty klasztor/<br />
kropelkami litanii płacze/pustym brukiem niespieszne kroki/kwitnące jabłonie<br />
za murem/baszt osobnych tęgość ospała/w wieńcu kawek oczka zakratowanych<br />
okien/miodowe kopce Beskidu – smugi sianożniętej zieleni/ rumianek<br />
skrzyp żurawia gęganie gęsi/w plamkach niebieskich sadzawek/łagodne spojrzenie<br />
płynących przez las jeleni//oto Tatarzyn/dłonią osmaloną w jęku klasztornych<br />
dzwonów/nad Popradem rozniecił czerwony oset ognia//a miedzami<br />
wśród gotyckich łubinów mysie ucieczki panienek/ku niedźwiedzim górom ku<br />
Węgrom/ku panieńskim wąwozom i cieniom//byle dalej od Sącza/trzeszczącego<br />
na wzgórzu jak smolna pochodnia”.<br />
W marcu 1984 roku napisałem wiersz, który został opublikowany w roku<br />
1991 w tomiku pt. Prawo Natury, a nosi tytuł: „Miasto mojego dzieciństwa”.<br />
Przytoczę jego fragment, który mówi chyba sam za siebie: „w mym miasteczku<br />
czuć wiosnę/dziewczęta wystawiają do słońca/pyszczki i blade dusze/w cieniu<br />
lip pamiętających króla Jana wiedeńskie animusze/baby gwarzą z paniusiami/<br />
przy drewnianych stołach/zawalonych jajami i serami/obsiadłe wokół domy/<br />
pod gontami nie chcą się pogodzić/z bezpańskich psów bezwstydnymi/ amorami/(…)<br />
stoję na przystanku przy autobusie/muszę odjechać z mego miasteczka/choć<br />
dusza w mnie ryczy/o czasie!/ – spiskujący Brutusie!”.<br />
Od roku 1997 aktywnie publikuje swoje utwory poetyckie z pejzażem<br />
Starego Sącza w tle, mieszkając w nim od lat Danuta Maria Sułkowska.<br />
W każdym z jej tomików znajduje się kilka utworów poświęconych miastu,<br />
inspirowanych jego historią, siłami żywiołów dotykających jego rubieży<br />
98
i aktualnymi wydarzeniami, które z potoku codziennych zdarzeń wyławia<br />
jej wrażliwość artystyczne, a które najczęściej uchodzą uwagę jego mieszkańców.<br />
W roku 2003 wydała interesujący tomik pt. Dojrzewa światło dnia,<br />
w którym znalazł się typowo starosądecki wiersz, którego akcja rozgrywa<br />
się w okolicy Klasztoru św. Kingi. Nosi on tytuł: „Przed klasztorem”,<br />
a przedstawia następującą scenę: „chmura zgubiła kilka piorunów/omiotła<br />
mokrym ogonem miasto/i pomogła słońcu przywiązać tęczę do baszty/już<br />
po burzy//z nierównego Placu Świętej Kingi/patrzą w niebo błękitne oka kałuży/grupa<br />
dzieci podąża radośnie za franciszkaninem/do bramy świątyni/<br />
„ostrożnie aby nie rozdeptać siostry wody”/ostrzega braciszek i unosząc<br />
habit/przeskakuje turkusową plamę na swej drodze/przezorne maluchy biegną<br />
zygzakiem/omijając mokre przeszkody/gorliwe echo pracowicie mnoży/<br />
śmiech, pis i tupanie/strzały hałasu uderzają w sprytnie ukryte gniazdo//kto<br />
śmie straszyć ptaki w ich własnym domu?/alarm!/otwór w murze<br />
skrzeczy gniewem/żółtodziobym chórem//spokojnie/nikt tu nie skrzywdzi<br />
siostry kawki”.<br />
Jeśli idzie o wiersze najnowsze, poświęcone Staremu Sączowi, których na<br />
konkurs poetycki w roku 2006 pt. „Witraż poetycki” organizowany z okazji<br />
750-lecia założenia miasta napłynęło ponad 300, a z których wydrukowano<br />
utwory 46 autorów, to utrzymują się one w klimacie inspiracji <strong>poetów</strong> wcześniej<br />
omawianych i są wzbogacone szczególnie o wydarzenia związane z beatyfikacją<br />
św. Kingi i wizytą Jana Pawła II. W wydawnictwie pokonkursowym<br />
pisałem o nich tak: „W ich utworach widzimy Rynek, wokół którego<br />
przycupnięte wiekowe domy i kamieniczki, wśród których prym wiedzie<br />
Dom na Dołkach, zaglądający skrupulatnie w dzieje tego miejsca. Podążają<br />
za mieszkańcami do kościołów i na procesje, wsłuchując się w modlitwy<br />
i pieśni, które bacznie obserwują z cieni naw Klasztoru św. Kingi siostry klaryski.<br />
Podglądają zakochanych, błądzących po zakamarkach miasta w słońcu<br />
czy w deszczu, niesionych pieszczotliwymi siłami uścisków, szeptów i pocałunków.<br />
Ze skupieniem studiują architektoniczne detale, aż po stukot obcasów<br />
butów i kół furmanek po kocich łbach Rynku. Wśród jarmarcznego<br />
gwaru targują z nami te wartości rozświetlające iskierki nadziei na lepszą<br />
przyszłość, której kształt kreślą nuty muzyki dawnej odbijające się echami od<br />
ołtarzy i witraży okien Klasztoru, z którego murów i baszt opatrzność Trójcy<br />
Świętej czuwa nad miastem. Zaglądają do galerii Józefa Raczka, przypominają<br />
o Wiktorii Wiedeńskiej króla Jana, podsłuchują echa słów Jana Pawła II,<br />
kiedy to przybył oddać hołd pamięci królowej ziemi sądeckiej. Odpoczywają<br />
z nami i nostalgicznie wspominają zapachy wiosną kwitnących wiśni, grusz<br />
i jabłoni, miodu, chleba, niedzielnego obiadu, kawy i wina „Pod Dzwonkiem”<br />
i w „Marysieńce”. Spoglądający z kolumny przy kościele farnym Adam Mic-<br />
99
kiewicz, w cieniu wiekowych lip tej jesieni, chyba pokryje się zielonymi porostami<br />
zazdrości” 4 .<br />
Jedna z laureatek Konkursu – Maria Lebdowiczowa z Piwnicznej – w utworze<br />
„W Starym Sączu” tak antycypuje przyszłość tego miasta: „W obręczy objęć<br />
Dunajca Popradu/miasto co dźwiga na swych murach wieki/tysiące zdarzeń<br />
w księgach zapisało/i pamięć ludzi co dzieje tworzyli/kryje w pergaminach<br />
kronik i annałów –/to miasto stare/młodości ramiona/w nową historię/w nową<br />
przyszłość niosą//(…) Młodością płynie w wiek dwudziesty pierwszy/Stary<br />
Sącz młody na przekór metrykom/tu/Przeszłość z Przyszłością za pan brat pod<br />
rękę/starosądeckim spacerują Rynkiem”. Kolejna laureatka – Wanda Łomnicka-<br />
Dulak w „Tryptyku Starosądeckim” tak wyraża pamięć o Ojcu Świętym Janie<br />
Pawle II: „z Tobą/już się nie lękam//czerwcowy pochmurny dzień/zmienił mapę/<br />
mojej ziemi/wypiętrzył góry/doliny porozcinał czystymi/strumieniami/codzienność<br />
natchnął/świętością/wytyczyłeś/żółty szlak//ze Starego Sącza do Nieba”.<br />
Warto również nadmienić, że obecnie w Starym Sączu działa i pisze wiersze<br />
o swym mieście dwoje autorów: wcześniej wspomniana Maria D. Sułkowska<br />
oraz debiutujący przed kilku laty tomikiem poezji pt. Ścieżki nocy 5<br />
(2002) – Janusz Szot. Są oni członkami Klubu Literackie „Sądecczyzna”, który<br />
w roku 2006 obchodził dziesięciolecie swojego powstania. Kontynuują oni<br />
więc wcześniejszą tradycję organizacyjną w sądeckim środowisku artystycznym,<br />
jaką zapoczątkowali poeci i pisarze starosądeccy, którzy byli członkami<br />
takich wcześniejszych formacji pisarskich w tym regionie, jak: w okresie międzywojennym<br />
– „ŁOM”, a po wojnie „Sącz”.<br />
Pomimo że miasto liczy sobie już 750 lat, a jak chciałby Szczęsny Morawski,<br />
nawet 18 wieków, ta pamięć jego antycznych i mistycznych korzeni jest<br />
w świadomości <strong>poetów</strong> nadal obecna. Widać to wyraźnie w wierszu Krzysztofa<br />
Kokota pt. „Asanka”, gdzie czytamy: „Znów jestem…/przygnany kanikułą/stukotem<br />
serca/na popradzkim moście/przybyłem/do mojej Asanki/staroświeckiej/wstydliwej/nie<br />
każdemu odsłaniającej/wdzięki podcieni domostw/<br />
przycupniętych na grzędach Rynku/kocich łbów zasłuchanych/w spiżowe<br />
forte/dzwonów grających/dwunastu królom Izraela/ raptem cisza naga/przesypuje<br />
się w klepsydrze/stukot kopyt odległy/niespieszny/szmerem cudownej<br />
wody/odpływają obrazy/zmyte czasem /niepohamowane”. Należy zatem bez<br />
wątpienia uznać za prawdziwe przekonanie, że genius loci Starego Sącza, tak<br />
jak w dziejach, również w przyszłości będzie owocnie inspirujący dla <strong>poetów</strong><br />
i artystów, którzy znajdą się w tym przepełnionych duchem czasu i pięknem<br />
przyrody miasteczku.<br />
4<br />
I. S. Fiut, Przedmowa, [w:] D. Sułkowska (red.), Stary Sącz – witraż poetycki. Ogólnopolski<br />
Konkurs Poetycki. Almanach, Stary Sącz 2006, s. 6–7.<br />
5<br />
J. Szot, Ścieżki nocy, Wydawnictwo PAW, Warszawa 2002.<br />
100
ROZDZIAŁ XI<br />
W poszukiwaniu własnej tożsamości<br />
Bez względu na wiek poeci zawsze zadają sobie pytani o własna <strong>tożsamość</strong>.<br />
Dzieję się tak dlatego, że nie zgadzają się z tym, jak się ich postrzega,<br />
ale również i z tym, kim sami są jako osobowości twórcze, a więc wrażliwe na<br />
inności oraz różnorodności tkwiące w świecie. Nie akceptują nigdy do końca<br />
kontekstu społecznego, w którym są intelektualnie i emocjonalnie zanurzeni,<br />
nawet wtedy, gdy postrzega się ich jako jego apologetów teraźniejszości.<br />
Podszyci strachem egzystencjalnym, jak przysłowiowe źdźbła na wietrze, drżą<br />
w okowach własnego istnienia i zostają w ten sposób skazania na wyglądania<br />
oraz transcendowanie poza horyzonty otaczającego ich porządku znaczeń.<br />
Sięgają także w obszary kultywowanych wizji metafizycznych, w których<br />
doszukują się zasad, upoważniających ich do budowania osobistych światów,<br />
o które wzbogacają wymiary naszego wspólnotowego istnienia na sposób typowo<br />
ludzki. Choć ich głos jest coraz mniej słyszalny, bo trudno im przekrzyczeć<br />
wrzask medialny wnikający we wszystkie dziedziny życia ludzi, to jednak<br />
udaje im się tworzyć skromne wspólnoty z podobnie czującymi i myślącymi<br />
twórcami, ale także i Czytelnikami. Wspólnoty te jak na dłoni ukazują ów górnolotny<br />
wymiar natury ludzkiej, bez którego człowieczeństwo zupełnie ubożeje<br />
i traci wrażliwość na wartości, a szczególnie te wyższe, co w konsekwencji<br />
powoduje utratę wyjątkowość człowieka w porządku istnienia świata. Trudno<br />
jest bowiem dzisiaj przekonać ludzi, że „człowiek, to brzmi dumie”. Nasilenie<br />
procesów destabilizujących <strong>tożsamość</strong> człowieka w wyniku procesów globalizacji<br />
jeszcze bardziej wzmaga wśród <strong>poetów</strong> potrzebę zmierzenia się z kwestią<br />
własnej tożsamości, o którą muszą zabiegać prawie każdego dnia. Prowadzą<br />
zawsze bowiem „podwójne życie”, bo z jednej strony przez fakt istnienia muszą<br />
uczestniczyć w rytmie i rutynie narzucanej im przez otoczenie, z drugiej zaś<br />
żyją w tym samym czasie również we własnych światach, tworząc je próbują<br />
udostępnić innym ich wymiary w dyskursie wiersza. Spróbujmy więc przyglądnąć<br />
się z tej perspektywy twórczości poetyckiej kilku generacjom <strong>poetów</strong>,<br />
101
y przekonać się, jak istotna dla ich twórczości jest kwestia „bycia tożsamym”.<br />
Na ile pozostają w zgodzie ze sobą samym, ale i innymi ludźmi, jak również<br />
ze społeczeństwem lub środowiskiem, w których to światach są zawsze jakoś<br />
zakorzenieni, ale z własnej woli ulegają również wyobcowaniu z nich.<br />
W najnowszym swym tomiku doświadczony poeta Wojciech Kawiński<br />
żarliwie powraca do bezpośredniego doświadczenia świata, ale i tych przywoływanych<br />
doświadczeń z przed lata, zmagazynowanych we własnej duszy.<br />
Owa bezpośredniość odniesienia do świata, ale eksploatacja pamięci zaowocowały<br />
w jego biografii dwudziestoma tomami wierszy. Kolejny nosi tytuł<br />
Obrót koła 1 i wydaje się, że poeta jakby faktycznie dokonuje wglądu „po<br />
kole” we własne życie, nieustannie zmieniające się konteksty upływającego<br />
świata, ale i zarazem toczącego koło losów ludzkich. Wiek i doświadczenie<br />
pisarskie, ale i pozycja outsidera, żal za minionymi światami, których sensy<br />
odchodzą w zapomnienie, powodują, że właściwie obstaje przy jednym niekwestionowanym<br />
przekonaniu, iż poeta to dziecko, któremu z „latami wydłuża<br />
się wers”. Z aptekarską wręcz wnikliwością i dokładnością śledzi więc rozpad<br />
więzi między ludźmi, nawet tych najbliższych, odkrywając, że ich zanik<br />
mocno powiązany jest z upadkiem ich sił sensotwórczych, które przy pomocy<br />
słów wiązały ludzi, nawet w małżeństwie i w przyjaźni. Tak czy owak, jedyną,<br />
która w związku z tym nie odstępuje człowieka na krok, ale i poetę również,<br />
jest samotność, coraz bardziej przyklejająca się do każdego jednostkowego<br />
istnienia. Jej doświadczenie ma również zalety, bo wyostrza widzenie, wspomnienia,<br />
ale i przeżycia, a co gorsza ukazuje bezwzględny mechanizm pamięci<br />
i historii, które brutalnie obchodzą się ze swymi byłymi bohaterami, bo dopełniają<br />
bezinteresownie dzieła zniszczenia. Człowiek pozostaje właściwie sam<br />
na sam z własną egzystencją i nawet jego ślady na piasku, na śniegu, szybko<br />
znikają. To głębokie, ale i bezpośrednie doświadczenie ogołacanego istnienia<br />
musi odsyłać do doświadczenie nicości, zwątpienia, a więc Kawiński dalej jest<br />
wierny zasadzie egzystencjalizmu myślowego i estetycznego, a nawet z tej<br />
perspektyw bada los światów poetyckich przyjaciół i innych znanych sobie <strong>poetów</strong>,<br />
których śmierć zrujnowała budowany horyzont antycypowania znaczeń<br />
z przyszłości. Najczęściej pozostały po nich słowa już mało znaczące, zebrane<br />
w zbiory utworów, do których dostęp mają jedynie wtajemniczeni, zaś ogół<br />
ludzi już na nie dawno zobojętniał.<br />
Jeśli bliżej spojrzeć na etapy egzystencjalnego penetrowania świata przez<br />
Kawińskiego i stosowane przy tym techniki, to na pierwszy plan wysuwa się<br />
zdystansowanie i postawienie siebie obok przemijającego, ale i współczesnego<br />
świata. Próbuje się oddalać od przyzwyczajeń, przypisanych symboli<br />
1<br />
Por. W. Kawiński, Obrót koła, Wydawnictwo ASTRA, Łódź 2008.<br />
102
zeczom, by odkrywać, że kontekst świata staje się „rozdartym tłem” i przekształca<br />
się w „szmateks codzienności”. Milczenie w świecie społecznym<br />
zbliża go do przyrody, która w wielu wypadkach przejmuje władzę nad jego<br />
osobistym światem poetyckim. W ten sposób odzyskuje chwilowe ukojenia,<br />
a wokół niego krąży karuzela słów i ich znaczeń. W wierszu pt. „Zbyło się. Bo<br />
było” odnajdujemy tę wizję: „(….) z biegiem lat/bunt zwrot//lęk i trup/oczy<br />
w słóp//(…) idzie się –/noc za dniem//z pola w dół/ w rytmie kół//śpiewa-jąco/i<br />
pół drwiąco//szpaczy gwar/wielu par//setek er/milion zer –”. Pozbawiony złudzeń,<br />
pozostając sam na sam ze sobą, poeta buduje kolejne koła egzystencjalne,<br />
na których wiozą się coraz bardzie wątłe słowa.<br />
Kawińskie również rozlicza się w duchu sentymentalnym i pełnym niepokoju<br />
ze światami poezji, które kiedyś były dla niego kierunkowskazami,<br />
adwersarzami w osobistych rozliczeniach z otaczającą go rzeczywistością,<br />
a tworzyli je jego przyjaciele, ale i kiedyś wielcy wieszcze. Odnajdujemy<br />
między nimi: Czesława Miłosza, Juliana Przybosia, Mieczysława Jastruna,<br />
Mariana Grześczaka, Zbigniewa Herberta, Wisławę Szymborska, Witolda<br />
Wirpszę, Jana Kasprowicza, Tadeusza Różewicza, Jerzego Harasymowicza.<br />
To oni uczyli go zmysłowości i wrażliwości, ale i mistyfikacji i zaklinania rzeczywistości<br />
w słowie. Konstatacja jest jednak niepokojąca: pozostały te słowa<br />
zebrane w wiersze, ale ilu ludzi ich obecnie pamięta, rozpoznaje. Widać więc<br />
coraz bardziej jasno, że ta „dolina znaczeń” rozpada się powoli, a poecie pozostaje<br />
słuchanie „zaciśniętym okiem” i milczenie „zaciśniętym uchem”. Jasno<br />
jak na dłoni widać niespełnienie się kolejnych pokoleń, co musi rodzić żal<br />
i niedosyt. Świat jakby zmywa z siebie wysiłek sensotwórczy pokoleń <strong>poetów</strong>,<br />
stając się zupełnie przejrzysty, a słowa odrywają się od czynów, rzeczywistość<br />
ulega skostnieniu – taka wizja w kolejnych utworach wręcz obsesyjnie prześladuje<br />
poetę. W wierszu pt. „Wbrew dawnemu sobie” – czytamy: „(…)zamiejskie<br />
pola mrożą, z miejsc/gdzie tylko słupy elektryczne, znika/nasz ślad,<br />
krąży pamięć/nie-widocznymi płatkami/bieli, szarości/powtórzonej dla nas –”.<br />
Rówieśnikom natomiast przypomina, że „(…) słowa zawiązują nam pętlę<br />
u szyi/biorą odwet;/nie umiem tego prześnić, bo wszystko się myśli, w jawie<br />
nie-od-rodzonej- ”.<br />
Kawiński wchodzi również w spór ze współczesną poezją, jej eklektyzmem<br />
znaczeniowy, w którym wszystkiego jest po trochę, fragmentów śladów<br />
znaczeń wcześniejszych pokoleń, ale nie ma propozycji nowej całości znaczącej.<br />
Wytykając analityczny i wysoce subiektywny sposób budowy wierszy<br />
tym młodym autorom, obawia się, że w ten właśnie sposób kończy się typowo<br />
ludzkie rozumienie świat, w którym czynnie uczestniczyła poezja. Pesymizm<br />
ten podsyca jeszcze obecny sposób reprodukowania się świata, który faktycznie<br />
jest „syntezą stali i krwi”, zaś towarzyszące mu spory słowne stają się<br />
103
gadaniem o „owym wszystkim, czyli o niczym”. Najbardziej jednak przeraża<br />
krakowskiego poetę toczące się po bezbronnych ciałach ludzkich „koło powrotów”,<br />
przemieniające świat w mozaikę, która już właściwie niczego nie<br />
znaczy, a nad nią „gaśnie widmowe światło wspólnoty”. Wynika to z tego, że<br />
pewna forma życia ludzi przeżyła się bezpowrotnie, ale pęd życia sam ją musi<br />
znieść, a więc sytuacja jest bez wyjścia. Poeta nie ma żadnego pomysłu, by<br />
zaradzić tej nawałnicy. W ten też sposób muszą zapadać się w zapomnieniu<br />
ludzkie światy, wypracowane w nich znaczenia, oswojone emocje, antycypacje<br />
przyszłości, bo nieznośny i agresywny upływ czasu nie pozwala mieć nawet<br />
jakichkolwiek złudzeń.<br />
W podglebiu tej poezji nieustannie pojawia się więc problem tożsamości<br />
poety, który, by tworzyć, musiał ją programowo destabilizować. Z jego doświadczenia<br />
i z obserwacji losu innych <strong>poetów</strong> widać jednak jasno, że nie oprze<br />
się ona nadchodzącemu światu, i że to, co kiedyś było tak ludzkie, dzisiaj może<br />
zamienić się rzeczywiście w nic, tonąc w otmętach zapomnienia. Problem zdaje<br />
się tkwić w języku, który przestaje pełnić swoje funkcje komunikacyjne, a słowa<br />
wypierane przez nowe techniki porozumiewania się spuszczają ze smyczy<br />
znaczenia, a w konsekwencji głęboki i humanistyczny kontekst ludzkiego<br />
istnienia rozkłada się na naszych oczach. Poecie przecież coraz trudniej przy<br />
pomocy słów złożyć i przekazać jakiś sensowny i dyskursywny obraz, wizję<br />
świata. Odrywa się więc od bycia tego świata, wpada w sen, który jednak topi<br />
się jak wiosenny śnieg, a z pod niego wyrastają już niezależne światy, trudne<br />
do ujarzmienia słowem; do nadania im znaczenia. Dlatego poeta woła, że lepiej<br />
„krótko żyć i długo śnic”, dodając, iż „lepiej młodnieć w dzień, a starzeć się<br />
nocą”. W wierszu „Idziemy”, zdradzając słabe strony osobistej natury, syczy<br />
przez zęby: „(…) gdybyś mógł, nie byłbyś. Taki, jakim jesteś. Pełnym czarnych<br />
przeczuć. Targanym prze dreszcze//ojciec patrzy już z góry. Na twoje zeznania./<br />
Uczysz się żyć znowu. I od nowa kłamać.”. Kawińskie jednak nie rezygnuje<br />
i próbuje dyskontować sen o świecie w kilku wierszach, zamykających tomik,<br />
gdyż z osobistej artystycznej perspektywy dobrze rozumie nadchodzące realia<br />
i wie, że „(….) wisła wpadnie do morza z tamizy nie wyskoczą ryby/zniknął<br />
granice paszporty przemyt będzie na niby//trzeba pytać dociekać: skąd po co<br />
i na co/czy nas dobrze przyuczą i świetnie zapłacą//wariantów jest kilka jeden<br />
nas przetrzyma/jak ta jesień ulewna jak ta luta zima”. Ma więc pełną świadomość,<br />
że w jego wierszach jest wiele wydumanych obaw i wizji, które tylko dla<br />
niego i kilku przyjaciół mogą mieć znaczenie. Jako więc „wypasiony kot samotności”<br />
często chwyta się bluźnierczego dyskursu, ale z drugiej strony, kiedy<br />
nie ma w świecie jasnego znaczenia, to i pewnie wszystko staje się dozwolone,<br />
a nawet pisanie wierszy, „na kształt brudnych wstążek”. Zdaje sobie również<br />
dobrze sprawę, że milczenie poety, kiedy i tak jego <strong>tożsamość</strong> codziennie bę-<br />
104
dzie wystawiana na próbę, może prowadzić do samobójstwa podmiotowego,<br />
a więc należy ją ciągle odbudowywać, choć konteksty świata i odniesienia do<br />
ludzi marnieją. Pisać więc trzeba, by zaspokoić nieustanną tęsknotę nawet za<br />
„dniem, którego nie było” i potrzebę pisania o nim, „(…) W dzisiejszości/wciąż<br />
myśleć o tobie/dniu/którego. nie było”. I tak kolejny już raz wychodzi z tej<br />
twórczości krakowskiego poety ten niepokój egzystencjalny, zbliżający go do<br />
tzw. „istoty rzeczy”, co poniekąd wyjaśnia zwrotka wiersza zamykającego tomik:<br />
„Co się tylko da. Lub więcej./Bo w życiu jest. Jak w piosence./Pieśń bez<br />
słów wyraża treść./Weź je z całą resztą. Weź.”. Może i to prośba do czytelnika,<br />
uwiedzionego i owładniętego współczesną kulturą, by jednak zwracał uwagę<br />
na słowa, bo to dzięki nim staliśmy się i jesteśmy ludźmi. Bez nich i zwartych<br />
w nich znaczeń może nas już nie być.<br />
Wiodące kwestie, obecne w wierszach Joanny Babiarz zamieszczonych<br />
w tomiku pt. Już 2 koncentrują się natomiast wokół ewolucji i dojrzewania emocjonalnego<br />
poetyki. Ze szczególną uwagą analizuje własne związki z bliskimi<br />
osobami, z którymi łączyły i łączą ją i dzisiaj emocjonalne koneksje. Ciągle<br />
jednak dziwi się, że zarówno oni, ale i ona sama, pozostając sobą pod wieloma<br />
względami, zmieniają sukcesywnie własną <strong>tożsamość</strong>. Proces ten, choć<br />
bezpośrednio trudny do uchwycenia, zakłada nieustanny powrót do pokładów<br />
pamięci. Ona podsyła cały repertuar byłych doświadczeń oraz spostrzeżeń,<br />
które dopiero z czasem nabierają pełniejszego znaczenia. Rodzi to u autorki<br />
pewnego rodzaju mądrość, która jakby uprawomocnia jej osądy otaczającego<br />
ją świata, ale i wybory ludzi w nim mocno zakorzenionych. Odkrywa również<br />
pewną prawdę o sobie, że mimowolnie skazana była i jest na nieustanne<br />
kwestionowanie własnej tożsamości, szczególnie w relacjach rodzinnych, ale<br />
i damsko-męskich, by nie utracić elastyczności i otwartości na świat własnej<br />
osobowości i by móc rozwijać nieustannie własną wrażliwość. W wierszu, od<br />
którego pochodzi tytuł tomiku, Babiarz oznajmia, że właściwie „zawsze jest<br />
jakieś już”. Idzie jej o to, że musi się być zawsze jakoś wiernym sobie i że<br />
zawsze najważniejsze jest bycie w „teraz”. Uważa nawet, że należy pokochać<br />
siebie jako coś „bezcennego”, co daje poczucie rzeczywistej wolności osobistej,<br />
jeśli się ma to coś, czym się jakoś jest, a więc świadomość, że się należy<br />
do siebie. Sama zaś prawda o człowieku jest zawarta w nim samym i tam się<br />
istoczy. Idzie więc o to – podkreśla poetka – by nie zabić w sobie zdolności<br />
jej kultywowania i pielęgnowania. Siłę w tak otwartym na doświadczenie bytowania<br />
daje – jak podkreśla autorka – dialektyka miłości – mechanizm przezwyciężający<br />
nieubłagany upływ czasu i jego niszczące działanie. Dialektyka<br />
owa pozwala rozwijać nie tylko wrażliwość, modyfikować ją, ale również<br />
2<br />
Por. J. Babiarz, Już, Katolickie Stowarzyszenie „Civitas Chrystiana”, Kraków 2008.<br />
105
wzmacnia i przekształca miłosne nastawienie do ludzi i świata. Jego upływ<br />
osłabia bowiem mimochodem naszą <strong>tożsamość</strong>, a właśnie miłość ją utrzymuje<br />
i odnawia, skłaniając do emocjonalnych związków z drugim człowiekiem,<br />
w którego zwierciadle powracamy do siebie.<br />
Doświadczanie świata, z którego rodzą się wizje poetki, wynika przede<br />
wszystkim z zaangażowania uczuć w jego przejawy, we współżycie z innymi<br />
w nim. Odkrywa się wtedy, że nasze umysły jakby zahipnotyzowane poddają<br />
się emocjom, wrzucając mimowolnie ludzi w bieg spraw codziennych. Jednak<br />
twórcze nastawienie, wynikające z faktu „bycia poetką”, powoduje, że ciągle<br />
się więcej widzi, słyszy i czuje, ale i chce zmienić. Opór świata jest jednak<br />
tak silny, że ubezwłasnowolnia twórcę tak, że pozostaje mu niekiedy jedynie<br />
desperacki krzyk. Chodzi tu jednak o to, by przeciwstawić się naporowi otoczenia,<br />
które dąży do podporządkowania sobie każdego indywiduum ludzkiego.<br />
W wierszu otwierającym ten zbiór noszącym wymowny tytuł „Resztki” autorka<br />
z żalem wyjaśnia: „nie mogłam ocalić/mojego domu/pożar naszego uczucia/<br />
strawił wszystko/co najważniejsze/teraz ze zgliszcz wybieram/resztki mojej<br />
młodości/nadpalone książki/spopielałe wiersze/dzieci/jak ptaki/krążą jeszcze<br />
nade mną/i wiem/zanim wejdę w jesień/znikną z ostatnim kluczem”. Widać<br />
tu wyraźnie, że zmiany relacji uczuciowych z innymi ludźmi wpływają na to,<br />
co pozostaje w nas i po nas. Trudno więc dokonać ostatecznego bilansu, bo<br />
przeszłość praktycznie jest zamknięta, a przyszłość zawsze niepewna. Choć<br />
bogactwo doświadczenia wzmacnia wewnętrzny rdzeń osobowości autorki,<br />
to jednak bez wcześniejszych pytań o sens własnego istnienia i współistnienia<br />
z innymi, nie dociera do pełnej świadomości stabilizującej kondycji własnego<br />
„ja”. Gorączkowo więc poszukuje punktu zaczepienia i okazuje się, że jest nim<br />
dom. Jego metafora tworzy pewien układu odniesienia, w którym wykształca<br />
się zrąb osobowości oraz zarys tożsamości każdego człowieka – okazuje<br />
się rychło w oczach poetki stosunkowo nietrwała, bo „jest stale w budowie”<br />
i „jest to właśnie twój dom….”. Na marginesie tego wyznania ujawnia pewną<br />
prawdę o osobowości poety, który jakby ciągle wraca do podstawy; do swych<br />
korzeni bytowych stanowiących coś na kształt matecznika twórczego destabilizowania<br />
świadomości, w wyniku którego w wyobraźni artysty rodzą się owe<br />
wizje możliwych światów sugestywnie przedstawiane w wierszach, a abstrahowane<br />
od podstawy pierwotnie danej rzeczywistości. Poeta, wychodząc od niej<br />
w żywioł tworzenia, odkrywa zarazem ową szczelinę między „bytami i ich byciem”,<br />
czyli doświadcza pewnego niedosytu, dzięki któremu tworzenie poezji,<br />
ale i generowanie innych aktów twórczych staje się możliwe. Powstające tu<br />
zamysły artystyczne rozświetlają nie tylko sens wyłanianych w aktach kreacji<br />
bytów, ale i ciągle wzmacniają przekonania twórcy o wyborze właściwego sensu<br />
istnienia. Prowadzą go do przekonania, że to on jest stróżem obiegu znaczeń<br />
106
między ludźmi. Filozofowie nazywają takie doświadczenie artysty wejściem<br />
w „różnicę ontyczno-ontologiczną”, w której dany jest twórcy świat w swym<br />
bezpośrednim istnieniu, a przy pomocy języka i napinających jego zawartość<br />
znaczeniową emocji, z „bycia” tego świata wydobywane są nowe formy bytów,<br />
harmonijnie wkomponowywane dzięki naturze języka w porządki świata,<br />
z których prześwitują jego nowe wersje, wyglądy, a nawet dobrze zarysowane<br />
projekty nowych form artystycznych.<br />
Kolejną warstwą, którą niosą ze sobą wiersze Babiarz, jest niewątpliwie<br />
spór toczony przez nią ze światem norm i wzorców kulturowych zdominowanych<br />
przez panowanie wzorców męskość w naszej kulturze. Dyskontuje<br />
tu doświadczenia z partnerami życiowymi, by pokazać, że jako kobieta jest<br />
równorzędnym partnerem tych związków, choć rozumie, że każde mocne zaangażowania<br />
często niszczy tego typu intymne więzi. Dąży jednak z premedytacją<br />
do zniesienia tego typu maskulinistycznej dominacji kulturowej, której<br />
przezwyciężenie daje dopiero kobiecie pełne poczucie własnej tożsamości,<br />
ale i wartości jako człowieka. Życie jest bowiem dla niej sztuką „budowania<br />
twierdz”, ale i „wznoszenia mostów” pomiędzy nimi, co nie jest jedynie<br />
specjalnością mężczyzn, ale również i kobiet. Dzisiaj mogą to robić z takim<br />
samym powodzeniem, jak mężczyźni, choć zawsze angażują się bardziej emocjonalnie.<br />
Wiele tego typu wierszy o charakterze męsko-damskim tworzy jakby<br />
pogłębiony dialog z partnerami jej życia, którzy często dążyli do ograniczania<br />
jej możliwości „bycia sobą”. Zauważa, że hamowało to jej działania twórcze<br />
i podważało poczucie własnej wolności oraz sensu istnienia. W wierszu pt.<br />
„Ja” oznajmia: „coraz częściej/zapadam się w siebie/chowam pod poduszką<br />
sny/usypiam na parapecie ramion/czasem jednak/wychodzę sobie naprzeciw/<br />
walczę o swoją wolność/o zieleń/o krzyk”.<br />
Prawie we wszystkich wierszach pochyla się z troską nad kruchością<br />
ludzkiego istnienia. Dojrzewa w niej świadomość, że „wołanie o pomoc”, które<br />
obecnie jest coraz bardziej doniosłe, jest również naturalnym przejawem<br />
wzmagania się wśród ludzi świadomości kruchości i niepewności istnienia.<br />
Świadomość ta wzmacnia pęd ludzi do poszukiwania siebie w świecie, który<br />
coraz bardziej ich przytłacza. Poetka sygnalizuje tę kwestię w utworze<br />
„A przecież”, konstatując: „coraz częściej/wsłuchujemy się/w miałką papkę<br />
informacji//trawimy pospiesznie/nie rozumiejąc nic/(….) a przecież/rozpacz<br />
jest rozpaczą/krew krwią/ i to wołanie o pomoc/też jest prawdziwe”. Przechodząc<br />
do krytyki wszechwładnego świata mediów ciągle agitujących i straszących<br />
człowieka, epatujących sensacją, gwałtem oraz przemocą, przypomina,<br />
że choć wiadomo, że tak naprawdę za tą zasłoną medialną cierpią i rozpaczają<br />
konkretni ludzie, otoczeni są jednak murami znieczulicy. Pokazuje sugestywnie,<br />
że media również niszczą kontakty bezpośrednie ludzi, a więc i możliwo-<br />
107
ści utożsamiania się z nimi, ale i twórczego odróżniania się od nich. Z wielkim<br />
liryzmem pochwala bezpośredniość związków i interakcji międzyludzkich,<br />
bo mają one w jej ocenie kluczową wartość dla każdego: dla jego poczucia<br />
potrzeby bycia, nawet wtedy, kiedy taki kontakt jest „niemym milczeniem”.<br />
W bezpośrednich związkach bowiem kluczową staje się wrażliwość, bo to<br />
one ją właśnie aktywizują, odradzają, mobilizują, a w konsekwencji rozwijają,<br />
wciągając ludzi w niekończący się korowody emocji. W nich doświadcza się<br />
wartości życia, odczuwa wolność osobistą, ale i pojmuje dramaturgię istnienia<br />
z innymi. W samotności zaś owa wrażliwość staje się „otwartą raną”, nieustannie<br />
domagającą się czułości, która „zabliźnia ból istnienia”.<br />
Z upływem lat – sądzi poetka – coraz bardzie liczy się w życiu „stoicki<br />
spokój”, posłuszeństwo względem nie do końca zrozumiałego sensu własnego<br />
istnienia, poddawanego wyrokom losu. Wtedy ważna jest również pamięć<br />
o bliskich, przyjaciołach ze kręgów poetyckich przyjaźni i fascynacji, z którymi<br />
wglądało się w owe, owiane tajemnicą podstawy metafizyki ludzkiego<br />
egzystowania. Babiarz dedykuje tu kilka wierszy przyjaciołom po piórze, np.<br />
Agacie B. Konstanty i Henrykowi Cyganikowi, przypominając ich liryczne,<br />
ale i krytyczne nastawienie do tego, co ich otaczało, przerażało, ale i inspirowało<br />
do tego, by ciągle poszukiwać własnej „samości”, często wbrew niesprawiedliwemu<br />
losowi, który był ich udziałem. Rozwija przy tej okazji wiele<br />
nowych motywów egzystencjalnych, które dominują od dawna w jej twórczości,<br />
co czyni ją nader autentyczną, ale i silnie oddziałującą na wyobraźnię. Bo<br />
i doświadczenie strachu, troski o życie sensowne, poczucie winy i potrzeba<br />
bycia odpowiedzialnym, odwaga w sytuacjach ekstremalnych, stanowią dla<br />
niej te motywy, które wzmagają potrzebę pisania i dzielenia się troskami z innymi.<br />
Podobnie jak to czyni wiele doświadczonych i mądrych życiem poetek,<br />
Babiarz pisze niewątpliwie dla siebie, ale tak, by było to dostępne dla każdego<br />
innego człowieka. Widać, że potrzebuje wspólnoty, z którą może prowadzić<br />
budujący dialog. Siłą tych wierszy jest i to, że ich podmioty liryczne kreowane<br />
przez autorkę są dostępne, zrozumiałe i każdy może identyfikować z nimi własne<br />
przeżycia emocjonalne, wchodzą w ów uszlachetniający korowód emocji.<br />
Według poetki wszyscy jesteśmy zawsze „w drodze”; jesteśmy bytami<br />
wędrującymi, poszukującymi, ale i kwestionującymi poczucie własnej tożsamości,<br />
a w konsekwencji i sens własnego istnienia. Dla jego odzyskania<br />
i utrzymania równowagi emocjonalnej w życiu kluczowe stają się nieustanne<br />
odniesienia do innych ludzi, nawet wtedy, gdy są nieobecni, albo odeszli<br />
na zawsze. Oni są przecież, podobnie jak i my, wędrowcami i w ich losach<br />
możemy odnaleźć również prawdę o nas samych. Tożsamość każdego z nas<br />
przypomina bowiem banknot, który w ruchu naszego istnienia ciągle „rozmienia<br />
się na drobne”. Musimy je ciągle zbierać i wymieniać na inne banknoty,<br />
108
y ich nominalna wartość nie uległa inflacji. Doświadczenie to podpowiada,<br />
że musimy naszej tożsamości ciągle poszukiwać, testować jej zawartość, ale<br />
i wglądać w jej podstawę, czyli pilonować jej jak przysłowiowi stróże. Musimy<br />
więc podejmować próby jej przebudowy, bo rezygnacja i brak zaangażowania<br />
jest faktycznie jej bezpowrotną utratą, a w konsekwencji wtopieniem się<br />
mimowolnym w anonimowy tłum przypadkowych istnień, w którym ogarnia<br />
nas tępota emocjonalna. W wierszu pt. „Moim wszystkim P.” poetka zaleca:<br />
„(…) wysłuchaj dobrego przyjaciela/może on wyprostuje/twoje zmarszczone<br />
czoło/idź przed siebie/dąż do rzeczy niemożliwych/bo wszystko co najlepsze/<br />
zawsze przed tobą…”. Rzecz jasna, że tak można radzić człowiekowi, który<br />
bezpośrednio nie jest zaangażowany w tworzenie, a refleksyjność nie jest jego<br />
mocną stroną. Poeta jednak skazany jest z własnego wyboru na powoływanie<br />
do istnienia wizji świat, którego jeszcze nie ma, „a chciałoby się, by był”. Musi<br />
się więc ekshibicjonistycznie obnażać się, często pokazywać takie doświadczenia,<br />
na które nie stać przeciętnego i „znormalizowanego człowieka”. Musi<br />
on więc z premedytacją destabilizować poczucie własnej „samości”, bo jeśli<br />
nie, to wyschną źródła jego wrażliwości, a w konsekwencji inspiracje twórcze.<br />
Sądecka poetka pokazuje więc, że los poety jest niewątpliwie bardzo złożony,<br />
momentami nawet bardzo dokuczliwy i trudno go niekiedy znieść. W wierszu<br />
pt. „Poezja” mówi wprost: poezja/rodzi się z samotności/wybucha płaczem/<br />
zaklina czas/chowa się w szufladzie/lub z bezsilności krzyczy//poeta/szuka samotności/chusteczką<br />
wyciera łzy/nie śpi/czasem przeczyta komuś wiersz/lub<br />
skacze z ostatniego piętra”. No cóż – bycie poetą z prawdziwego zdarzenia<br />
wymaga siły wewnętrznej i poświęcenia własnej osoby sprawom istotnym,<br />
choć głosy <strong>poetów</strong> stają się coraz cichsze, to jednak pisać zawsze warto, bo<br />
pozostaje ta nadzieja, że świat być może, choć odrobinę stanie się bardziej<br />
przejrzysty i przyjaźniejszy ludziom. Wrażliwości na sprawy powikłanych<br />
losów i meandry egzystencji ludzi nigdy nie było za wiele, a tę ukazuje właśnie<br />
w całej gamie odcienie uczuć poetka, która w perspektywie osobistego<br />
doświadczenia egzystencjalnego nie pozostawia cienia wątpliwości, że pisać<br />
powinno się zawsze z uczuciem, bo jeśli utraci się tę tajemniczą wrażliwość na<br />
losy innych istniejących w świecie obok nas, to wtedy należałoby właściwie<br />
zamilknąć, a nawet zniknąć z horyzontu artystycznego istnienia.<br />
Klimaty poezji Stanisławy Widomskiej natomiast najlepiej oddaje chyba<br />
fragment wiersza bez tytułu, w którym oświadcza, że należy: „(…) na przekór/całemu<br />
światu/wykrzyczeć milczenie/na białej kartce/papieru”. Wiersz<br />
ten pochodzi z trzeciego jej tomiku, który nosi tytuł Nim zedrę zasłonę 3 . Ten<br />
3<br />
Por. S. Widomska, Nim zedrę zasłonę, Miejsko-Gminny Ośrodek Kultury w Piwnicznej<br />
Zdroju, Piwniczna Zdrój 2008.<br />
109
zucający się w oczy krzyk poetki jest jednak mocno stłumiony, bo okazuje<br />
się, że milczenie jawi się jej jako najlepszy sposób na życie i jednocześnie<br />
staje się znakomitą odskocznią do lirycznego wchodzenia w najbliższy sobie<br />
świat życia. Można zatem przyjąć, że ta deklaracja to również pewien wentyl<br />
bezpieczeństwa, dzięki któremu jej wiersz staje się możliwy. Krzyk ten jednak<br />
stopniowo zostaje wyciszany i przeradza się w liryczne zagadywania świat,<br />
które z kolei przechodzi w obmacywanie go, ale i głaskanie prostymi wersami.<br />
W tym wtapianiu się w ów świat codzienny, a autorka jest bardzo skrupulatna<br />
i wrażliwa na szczegóły i gesty, uzyskuje pewne nastrojenie własnej duszy, by<br />
ukazywać ów pogłębiony wymiar podłoża codzienności, przepełnionego na<br />
przemian przygnębiającymi, ale i budującymi emocjami, choć niezgoda i krytycyzm<br />
wobec głupoty, chamstwa i absurdu nie zostają tu w żaden sposób<br />
wytłumione.<br />
Widomska nieustannie obserwuje obok siebie ludzi, przyrodę i ciągle się<br />
dziwi, zadając natarczywie pytanie: „kim ja faktycznie jestem?”, „po co żyję?”,<br />
„czy ludzie obok mnie są z natury źli, czy dobrzy?”. Nie ma więc wątplwości,<br />
że kwestia osobistej tożsamości nurtuje ją wręcz obsesyjnie, bo ciągle odkrywa,<br />
że ludzie są inni niż przypuszczała i że sama również pod ich wpływem się<br />
zmienia. Wdaje się jej, że w ten sposób skazana zostaje na zmiany we własnej<br />
<strong>tożsamość</strong>, a nawet z konieczności musi ją destabilizować, by siebie na nowo<br />
rozumieć, nie tracąc związków z własnym otoczeniem oraz korzeniami kulturowymi.<br />
W tym głębokim powątpiewaniu i refleksji, w szczelinie pomiędzy tym,<br />
czym była, a tym, w czym się odnajduje, pojawiają się jej wiersze. Wyrzucone<br />
z siebie na papier jakby sankcjonują kolejne etapy przebudowy jej osobistego<br />
ja, szczególnie, jeśli idzie o rozumienie wartości, które rządzą życiem jej i jej<br />
najbliższych, a w rezultacie światem przez nią współtworzonym we wspólnocie<br />
rodzinnej, towarzyskiej i sąsiedzkiej. Owe problemy z tożsamością budzące<br />
w autorce autentyczny „poetycki zew”, sygnalizując również niedopasowanie<br />
do kontekstu społecznego, od ucisku którego poetka chce się wyzwolić przynajmniej<br />
w wierszu. Napotykając bariery w ludzkim rozumieniu, zauważ, jak<br />
kiedyś egzystencjaliści, że w innym człowiek tkwi piekło, a samotność jest<br />
najbardziej wierna człowiekowi, ale i odkrywa, że zbliżenie się do przyrody<br />
koi rany duszy, co w konsekwencji powoduje, że swój metabolizm uczuciowy<br />
łączy z dynamiką życia przyrodniczego, uzyskując w ten sposób doświadczenie<br />
wzniosłości oraz chwilowego ukojenia. Dzieje się to szczególnie wtedy, gdy odkrywa<br />
bezgraniczny urok świata roślin, zwierząt, ale i potęgę harmonii pojawiającą<br />
się na styku gór i nieba. Często z lubością ucieka w świat dzieciństwa, ale<br />
zdaje sobie sprawę, że piękno marzeń tam poczętych nie zawsze dobrze służy<br />
w dorosłym życiu, bo tamten idealizm w konfrontacji z rzeczywistością najczęściej<br />
jest bezsilny. Wie również, że cierpienie oczyszcza i buduje wytrwałość,<br />
110
ale i wtedy smak zyskuje każda chwila życia, dając mu siłę, by dzielnie stawiać<br />
kropkę nad przysłowiowym „i”.<br />
Poezja dla Widmoskiej jest czymś nader ważnym, bo pomaga przezwyciężać<br />
nawroty strachu, samotności, wyobcowania oraz lęku przed śmiercią;<br />
pozwala równolegle zrozumieć ograniczony sens miłości, przyjaźni i nadziei.<br />
Jest ona dla niej również sposobem wpisywania się w kulturę społeczności,<br />
w której wyrosła, a której deficyt pod ciśnieniem cywilizacji wyraźnie postrzega.<br />
W autorce budzi się również lęk wręcz metafizyczny związany z jej<br />
religijnością, bo obietnice wiary spychają ją na pastwę ślepego losu, jak przysłowiową<br />
„siostrę-ważkę”, z którą się często identyfikuje. Odkrywa również<br />
i tę prawdę egzystencjalną, że każda forma strachu jest głównym i najcięższym<br />
grzechem człowieka, bo to on właśnie zabiera mu pewność osobistej tożsamości,<br />
a w konsekwencji szansę na skuteczne odnajdywanie sensu godziwego<br />
życia i skazuje na los „bycia ową ważką”. Również piękno uczucia miłości<br />
ma w jej poezji swoje uprzywilejowane miejsce, a poetka świetnie odkrywa<br />
odmienną istotę tego uczucia żywionego zarówno przez kobietę, jaki mężczyznę,<br />
choć przez obojga inaczej. W wierszu pt. „Portret mężczyzny” pisze więc:<br />
„mężczyzna musi wynieść/śmieci do śmietnika/wyprowadzić psa z domu/i nakarmić<br />
dzieci//(…) musi mieć tyle nadziei/aby wystarczyło/i trochę zostało/i<br />
mocno wierzyć/że wszystko się spełni/czego zachce kobieta/on sam/jest mniej<br />
ważny/w spodniach podartych/nawet mu do twarzy/(…)”. Asymetrię tego<br />
uczucia dobrze demaskuje inny wiersz poetki pt. „Zakochani”, gdzie czytamy:<br />
ona/mdleje na samo/spojrzenie/odwraca głowę/myli go/z księżycem//on/myśli<br />
w rękaw wyciera/obgryza paznokcie/i zamiast w oczy/patrzy na jej nogi”.<br />
Nowy egzystencjalizm, polegający na oglądaniu siebie i świata od środka,<br />
proponuje w swym drugim tomiku gdański poeta Wojciech Boros, tytułując<br />
zbiorek dość oryginalnie, mianowicie Złe zamiary 4 . W głębi duszy zamierza<br />
rozbić otaczający go stan chronicznej alienacji w środowisku tzw. „Onych”.<br />
Rozbicie to nie ma na celu identyfikacji z jakąś grupą, ale zespolenie z nimi,<br />
lecz i zarazem odróżnienie się od nich. Niewątpliwie pojawiająca się tu programowo<br />
destabilizacja osobowa poety ma na celu poszerzenie pola widzenia<br />
na świat i ludzi. Technika ta polega głównie na tym, by wchodząc z nimi<br />
w „bycie”, żywić się ich emocjami, poniekąd funkcjonować jako przysłowiowy<br />
ich „złodziej”.<br />
Wizja poetycka Borosa zakłada pewien surrealizm i ekspresjonizm w teamtyzowaniu<br />
świata, by wyłuskać z niego chwile uchwycone w wolitywnym<br />
zjednoczeniu z bajecznie danym mu otoczeniem, wyjąć je z czasowego potoku<br />
zdarzeń i w postaci wersów jakoś je zobiektywizować. W wierszu bez tytułu<br />
4<br />
Por. W. Boros, Złe zamiary, Gdańskie Towarzystwo Przyjaciół Sztuki, Gdańsk 2008.<br />
111
czytamy więc: „(…) wietrzę zdradę –/zbrodnię przeciwko zimie/zginając wpół<br />
widokówkę okna/widzę:/zielone bagnety ostów/Najwyższy Trybunał Topoli/<br />
szare drelich śniegu/błagające o litość//na biurku znaczki się liżą/listy do poczt<br />
odległych/które wyślę”. Poeta często operuje subiektywnie czasem, którego<br />
upływ odczuwa w duchu Henriego Bergsona, ale i Marcela Prousta, kiedy<br />
np. opisuje znaną mu z przekazów medialnych wojnę przez pryzma doświadczenia<br />
gabinetu figur woskowych, sytuując się zarazem w teraźniejszości, co<br />
z kolei pozwala zobaczyć bardziej zradykalizowany obraz historii, ale momentami<br />
sztampowo śmieszny, pozbawiony starcia woli tamtych bohaterów,<br />
a wolitywnie okraszony przez współczesnych, bo jak pisze „(…) z czarnej<br />
paszczy radia/wolno jak zaraza/płynie hymn i sztandar”. Jedną z przyczyn takiego<br />
emocjonalnego usytuowania poety w świecie jest m.in. wizja otaczającego<br />
go technopolu, w którego okowach żyją obecnie ludzie, tłamszącego<br />
i formatującego ich emocje. Faktycznie zobiektywizowana medialnie historia,<br />
pozbawiona własnych emocji w odniesieniu do aktualnego życia poety, staje<br />
się obca, nierzadko karykaturalna. Artysta ukazuje więc jakby „zresetowany<br />
świat”, jako kalejdoskop kolorów, ludzi jako larw, gdzie twórca się jedynie<br />
„przepoczwarcza”. Traci on wówczas układ odniesienia dla swojej tożsamości,<br />
a jej wcześniejsza destabilizacja nie wnosi do jego wierszy emocji budujących,<br />
ale raczej rozkładające i burzące. Ten stan zawieszenia ma niekiedy i dobre<br />
strony, bo konkretnej miłości nadaje wymiar kosmiczny. Boros tak dzieli się<br />
tego typu formą osobistego doświadczeniem: „(…) wykreślasz nagłe trajektorie<br />
śmiechu/przytulasz się chwileczkę by za buziak ruszyć/ niczym bosy meteor<br />
po orbicie spojrzeń/za ogoniastą kota mgławicą//w bajkowych pościelach<br />
znajduję Cię wieczór/gaśniesz znienacka gdzieś na mlecznej drodze”.<br />
Ogląd i bezpośrednie doświadczanie świata wiąże niewątpliwie od środka<br />
duszę poety, jednocząc ją z duszą dnia, miejsca, pory roku, a nawet świat.<br />
Pojawia się więc coś na kształt pełnego panpoetyzmu, upojenia światem,<br />
odurzenia „pianą piwa pitego każdego dnia”. W ten sposób wszystko w jego<br />
zasięgu ulega poetyzacji w takt dyskursu wiersza i gra swój osobisty sens,<br />
nie licząc się nawet z detreminacją kulturową, choć ów sens właśnie ożywia<br />
świat, nadając zarazem pewną jedność emocjom autora. Widać to w jednym<br />
z wierzy bez tytułu, opisującym wieczór wigilijny w mieście, w którym czytamy:<br />
„(…) nieliczni jak sople imają się przystanków/przymarzają do nocnych<br />
witryn z jadłem i napitkiem/patrioci slalomem wjeżdżają w zaspy/ostrożnie<br />
by nie potłuc tego co w siatce/zimne banknoty pozwalają wkładać/pod<br />
srebrne sukienki dłonie magnetyczne/siekiery śnią o nieletnich choinkach/<br />
w czerwonej poświacie karp księżyca zastygł...”. Autor uzyskuje tu bardzo ciekawy<br />
efekt artystyczny, bo każdy wers i całość utworu stają się totalnie metaforyczne,<br />
a tylko kilka słów lokalizuje jego sens, pokazując zarówno przyjem-<br />
112
ne, jak i nieprzyjemne strony opisywanej sytuacji w odniesieniach do wziętego<br />
pod uwagę pakietu znaczeń. I znów zostaje uwidocznione, że ten wolitywny<br />
stosunek i odniesienie się do świata, pozwalają wyakcentować inne, a często<br />
wzajemnie się wykluczające jego wymiary w pewnej dopełniającej się harmonii.<br />
Wszystko to ewokuje technika pisania i obrazowania, konsekwentnie<br />
stosowane przez autora, wprowadzająca bezboleśnie w tę przestrzeń znaczeń<br />
czytelnika. Technika ta zakłada nawet multiplikację metaforyki i budowanie<br />
zagadkowych tropów poszukiwania tych znaczeń. Nie stroni on od ich kakofonicznych<br />
zestawień i zderzeń sensów, a chodzi mu o to, by łamać panujące<br />
nad mową i wyobraźnią ludzką dyskursy, np. polityczny, moralny, religijny,<br />
wzmacniane przez media, głęboko przenikające życie osobiste ludzi, co dobrze<br />
ilustruje wiersz pt. „Gazeta Wyborcza”. Przy okazji znakomicie odsłania<br />
w stylu karykaturalnym komercyjne momenty w przekazie medialnym, np.,<br />
blogów, śledczego nastawienia mediów, dążących do sprzedania wszystkiego,<br />
nawet: gwałtu, przemocy, zbrodni w aurze „komercyjnej świętości”. Klimat<br />
tych utworów adekwatnie oddaje fragment kolejnego wiersz bez tytułu: „(…)<br />
to tylko kwestia 50 lat/tyle podobno brakuje nam do śmierci/na statystycznie<br />
przyzwoitym europoziomie/gdzie już drukują banknoty/z nowym logo – in<br />
Blog we trust//jeszcze żeby ten blady starzec/przestał się ślinić na wizji/na<br />
Boga – mamy XXI wiek!”.<br />
Boros interesująco testuje również historię, a właściwie jest koniunkturalne<br />
interpretacje polityczno-medialne, dochodząc do wniosku wyciąganego<br />
z autopsji, iż różnica polega na tym, że w tych miejscach historycznych<br />
zmieniła się jedynie forma konsumpcji, stając się bardzie wyrafinowana<br />
i żarłoczną. Bawi go również ubóstwo świata ludzi poddanych praniu mózgów<br />
przez media. Demaskuje więc celebrytkę tego typu życia, a w wierszu<br />
pt. „Z ogłoszenia” kreśli jej portret, pisząc, że „(…) nie boi się wyzwań<br />
rynku. Jest elastyczna./Potrafi się dopasować. Ugiąć. By osiągnąć cel.//Dyskretna<br />
aż do bólu. Przez jej ręce może przejść wszystko./Nie oczekuje spełnienia.<br />
Ale odczuwa coś na kształt satysfakcji”.<br />
Bardzo interesujące w tym kontekście okazują ciepłe wiersze, których podmiotami<br />
lirycznym są: żona i córka poety. Przez nacechowane emocjonalnie słowa,<br />
gesty i odruchy, dyskretnie wchodzą one do wierszy i budują wraz z autorem<br />
intymny świat, który jakby tworzy wyspę pozytywnych emocji, w świecie przypominającym<br />
rozszalałe morze, miotające żywiołami niczym nieskrępowanych<br />
egoistycznych emocji. Niemniej świat widziany z tej emocjonalnej, poszatkowanej<br />
pojęciami perspektyw, poniekąd napawa poetę strachem. Chciałby, by był<br />
nieskończenie bajeczny, beztroski, ale nauczony przez życie wie, co oznajmia<br />
w przedostatnim wierszu zamieszczonym w omawianego tomiku pt. „Bajeczka”,<br />
gdzie ostrzega: „Nie wywołuj wiersza z serca. Bo Cię zje. Na zawsze”. Wy-<br />
113
daje się więc zrozumiałe przesłanie, towarzyszące kolejnym utworom Borasa,<br />
sugerujące, że w każdym momencie życia w świeci, nawet najbardziej ponurym<br />
i upiornym, „nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło”. „Złe zamiary” prowadzą<br />
często do dobrych rozwiązań, ale jest jeszcze pewien problem związany<br />
z miejscem człowieka w świeci, kiedy rozpad jego świadomości nawet przestaje<br />
gwarantować <strong>tożsamość</strong> własnej płci i funkcji społecznej, bo wtedy nie wie się,<br />
co faktycznie można jeszcze zrobić: kończy się więc bajeczna poezja, a zaczyna<br />
się brutalna proza życia, a wówczas można, parafrazując Borosa, powiedzieć<br />
również, że „nie ma tego dobrego, co by i na złe nie wyszło”.<br />
Dojrzewanie osobowości i tożsamości twórczej poety zawsze stanowi<br />
proces złożony, często przybierający gwałtowne formy. Towarzysz mu niejednokrotnie<br />
typowy stres egzystencjalny. Trudno bowiem oderwać się od wzorów<br />
kulturowej interpretacji świata, hierarchii wartości wyniesionych z domu<br />
i wspólnoty lokalnej, która mimowolnie buduje fundament osobowości każdego<br />
człowieka. Widać to wyraźnie w trzecim już tomiku wierszy Daniela Lizonia<br />
pt. Skupienie 5 . Zderzają się w nim żywiołowo światy, które mimowolnie<br />
stawiają przed autorem pytanie: „kim właściwie jestem?” oraz: „w jakim ja<br />
świecie żyję?”. Poeta ciągle zastanawia się na ile zmienia się otoczenie aksjologiczne<br />
jego życia, dezawuując znane mu wartości, przekonania i wiarę religijną,<br />
którymi dotychczas żył. Życie postrzega więc jako przysłowiowy rejs<br />
na żaglówce i zarazem w samolocie, które rozmiękczając grunt pod stopami<br />
i jak jastrząb krążą nad rodzinnym domem, odsyłają w świat niepewny, choć<br />
wypełniony fascynującymi pokusami, oferującymi nowy smak miłości, seksu,<br />
pieniądza, blichtru i kariery. Poeta zwraca się zatem ku fundamentowi własnej<br />
tożsamości, wyniesionej z „małej ojczyzny”, gdzie pozostali rodzice, przyjaciele,<br />
znajomi, krajobraz przyrodniczy i wspomnienia o dziadkach. W rezultacie<br />
tego zabiegu jak na dłoni ukazuje mu się inność świata miasta, czyli tego,<br />
co agresywnie próbuje omotać i zagospodarować jego życie. W wierszu pt.<br />
„Na Dąbrowskiej Górze” Lizoń pisze wprost „(…) z tego miejsca ponad jeziorem/krwawię<br />
do lasu i kocham się z sobą?// z tego miejsca widać wszystko/<br />
co mnie zrodziło i wkrótce pochłonie/(…)”. Odchodzenie dotąd najbliższych<br />
mu osób rodzi wzmożone poczucie samotności, ale i roztacza złowieszczy<br />
horyzont ograniczoności życia, który mówi – jak pisze peta – że to, co „cię<br />
zrodziło, pochłonie cię również”. Przy tej okazji uświadamia sobie, że logika<br />
życia zmusza do porzucenia tego, co najbardziej się kocha i ceni. Odkryta perspektywa<br />
coraz wyraźniej wyjaśnia mu sens historii, która na przykładzie losu<br />
dziadka i babci odbiera złudzenia jego duszy, że stosunek ludzi do historii to<br />
żadna prawda, ale nienasycona melancholia.<br />
5<br />
Por. D. Lizoń, Skupienie, Wydawnictwo SIGNO, Kraków 2008.<br />
114
Poeta w myślach coraz częściej powraca i wtapia się w metamorfozy rodzimej<br />
przyrody, docenia „płodozmian dnia i nocy”, by świadomie stać się<br />
aniołem stróżem własnej opatrzności, gdyż życie osobiste w mieście burzy<br />
grunt pod jego stopami. Trudy codzienności stają się coraz bardziej czytelne,<br />
szczególnie wtedy, gdy ujmuje je bliskimi mu metaforami życia religijnego.<br />
W wierszu pt. „Czyściec” pisze sugestywnie: „(…) głowa pęka od pięt/i<br />
palców przepoconych skarpetek/pralka jest Chrystusem/prześcieradło zmartwychwstanie”.<br />
Doświadczenie życia wielkomiejskiego, przepełnionego zgrzytami technologii<br />
i mediów, budzi u poety nieskrywaną odrazę porównywalną do „mechanicznej<br />
kosy śmierci”. W wierszu pt „Trauma” czytamy: „(…) dla mediów<br />
była/trzydziestodziewięcioletnią kobietą/potrąconą śmiertelnie w miejscowości<br />
x/przez kierującego samochodem marki z//dla ciebie była wszystkim”.<br />
Lizoń uważa bowiem, że każda śmierć nadaje życiu poczucie sensu, które<br />
wzmacnia w człowieku powinność istnienia, ale i życia godnego. Napotykany<br />
świat temu jednak zdecydowanie przeczy, bo przepełniony jest właśnie zmorą<br />
„śmierci bezsensownej”. Obserwacja ta rodzi w nim wiele dylematów związanych<br />
z sensem wiary, a w jego emocjonalnym doświadczeniu świata głęboka<br />
wiara musi obecnie prowadzić do jej odmowy. W wierszu pt. „Modlitwa”<br />
wyjaśnia bezpośrednio stwórcy: „(…) nie gniewaj się/choć gorzko czynię/bo<br />
cóż to za wiara/gdy się czasem nie zwątpi”. Również miłość doczesna do ludzi,<br />
która stanowi centralną dla niego wartością, dostarcza rozczarowań i dylematów,<br />
kwestionujących sens zbawienie i życia wiecznego, a w wierszu pt.<br />
„Niebo” tak to widzi: (…) nawet ktoś kto popełnił/grzech śmiertelny jeśli był<br />
kochany/powinien zjawić się w niebie/tu jednak pojawia się gorzka refleksja/<br />
niebo jest niewyobrażalne”.<br />
Penetrując zaułki i areny życia współczesnego, świata zauważa z zażenowaniem,<br />
że przysłowiowy garnitur, modnie skrojony, zmienia diametralnie<br />
świat i człowieka, by go następnie beznamiętnie porzucić. Ma wątpliwości<br />
czy „bycie człowiekiem” brzmi jeszcze dumnie. Widząc wołające o pomstę do<br />
nieba kontrasty między biedą i bogactwem, buntuje się i protestuje, by przypomnieć,<br />
że ślepy los rządzi życiem człowieka, zarówno biedaka i bogacza,<br />
a więc ta elementarna miłość i solidarność między ludźmi jest do życia koniecznie<br />
potrzebna. Przemoc i panosząca się deprawacja budzą w nim odrazę<br />
i nieskrywane oburzenie, a nawet skłaniają go do miotania przekleństwami.<br />
Choć ciągle się słyszy w mediach, że mogą przenosić przysłowiowe góry, poeta<br />
ma świadomość, że takie góry są zawsze okaleczone, zaś ewangelizatorzy<br />
i moralizatorzy o brudnych rękach budzą w nim głęboki niesmak, szczególnie<br />
wtedy, gdy nawołują do chorej tolerancji. W tym świecie, z cierpką ironią<br />
w słowach poeta odsłania fakt, że nawet miłość mężczyzny do kobiety staje się<br />
115
prawie lesbijska, gdyż przecież kocha się w niej to, co kobiece, a nie odwrotnie.<br />
W „Erotyku prawie homoseksualnym” Lizoń konstatuje: „(….) mógłbym<br />
napisać, że jestem gejem/żeby zyskać rozgłos/ale jestem lesbijką/bo lubię to<br />
co kobiece”.<br />
Niewątpliwie, przyczyn rozrostu negatywnych stron w życiu naszego<br />
świata upatruje poeta w panującej ideologii komercjalizacji, dotykającej kulturę<br />
i religię i tzw. „narodowy patriotyzm”, prowadzących w konsekwencji<br />
do zaniku różnicy pomiędzy tym, co jest ważne i rodzi poczucie powinności,<br />
a tym, co sprzedajne i wzbudza jedynie resentymentalną nienawiść, żywiącą<br />
się zawiścią. Bardzo więc boli poetę upadek kultury sacrum. W wierszu bez tytułu<br />
widzimy taką oto scenę: „(…) wczoraj w nocy ksiądz Piotr/zwrócił uwagę<br />
młodej dziewczynie/która odpiwiała się pod kościołem św. Marka//Jej chłopak<br />
zrobił mu śliwkę pod okiem//Kościoły to pomniki kultury/i świadectwa historii//czy<br />
na rodziców szczacie”.<br />
Wiersze Lizonia, choć pisane z głębokiej subiektywnej perspektywy, zorientowane<br />
są społecznie. Najczęściej wyrażają jego rozczarowania oraz buntu,<br />
przeplatane w tym tomiku kilkoma wspaniałymi lirykami, inspirowanymi<br />
głęboką więzią autora z przyrodą, wsią oraz miłością do kobiety. Tryska z nich<br />
potrzeba kreowania ciepła, naturalnych więzi między ludźmi, zwykłej prostoty<br />
życia i przyjaźni. Jednak owo rozdarcie między cywilizacją współczesnego<br />
miasta i życiem na łonie przyrody, którego echa słychać w wierszach Lizonia,<br />
a które było, ale i obecnie również jest źródłem jego poezji, coraz bardziej<br />
osłabiają jego twórcze siły i inspiracje. Właściwie staje na rozdrożu, postrzegając<br />
siebie jako outsidera. W wierszu pod tym samym tytułem dowiadujemy<br />
się: „będę magistrem/własnej samotności/(…)/dzielę świat/na dwie ciemności//wybieram<br />
drogę/która nie prowadzi”. Co by ta deklaracja miała oznaczać?<br />
Zejście ze ścieżki poezji? Jednak kilka stron dalej autor wyjaśnia, na jaką drogę<br />
pcha go dusza poety. Kocha bowiem, jak pisze ze szczerością, ale i niekłamaną<br />
dozą ironii i humoru, ludzi, którzy „nad biedę przedkładają placki ziemniaczane”.<br />
Nowe credo jego poezji skierowuje się ku buntowniczości, która w zamiarze<br />
ma dążyć do obrony wartości tych, które czynią każdego człowiekiem.<br />
W wierszu pt. „W poszukiwaniu początku” tak oto wyjaśnia swój kolejny etap<br />
twórczości poetyckiej: „(…) i wtedy właśnie Bóg zapytał/szczęście w miłości<br />
albo poezji/wstawiony wybrałem to drugie”. Podążając tą ścieżką „aksjologicznego<br />
rebelianta”, poeta odsłania przyszłą metodę uprawiania sztuki słowa,<br />
która, po pożegnaniu się z naiwnymi oczekiwaniami w stosunku do świata<br />
i epatowaniem się nim, raczej będzie polegać na jego prowokowaniu. Do tego<br />
będzie potrzebował nestannej destabilizację własnej tożsamości, by mógł wrażliwie<br />
„czytać otaczającą go rzeczywistości” i odważnej metody żywienia do<br />
niego niczym nie skrępowanych uczuć pozbawionych elementu zażenowania,<br />
116
y ukazywać w swych wierszach to, co jest ludzkie, nawet w najbardziej upadłych<br />
jego przejawach. Taka zabawa artystyczna musi rodzić jednak w twórcy<br />
lęk i w wierszu pod takim samym tytułem mówi o tym: „dzisiaj/zamiast<br />
śmierci/chyba najbardziej/boję się/słów/jesteś fajny/ale”. Budowana więc<br />
przez Lizonia droga poetyckiego tworzenia wpisuje się w logikę wyborów artystycznych,<br />
stanowiących wyraźną formę buntu, a w jego przypadku m.in.<br />
przeciw pokoleniu, które wręcz obsesyjne epatuje się własną subiektywnością<br />
i nie ma świadomości, że jest ofiarą otaczających ją jej zbiorowych ekspresji,<br />
często bardziej drastycznych, w porównaniu z którymi traci na znaczeniu, bo<br />
już wiele nie mówi o samym poecie, a tym bardziej o świecie i ludziach, do<br />
których on odwraca się plecami. Poeta protestuje również przeciw idealizacji<br />
i medializacji miłości oraz solidarności między ludźmi, sądząc, że wykluczają<br />
one ich prawdziwie ludzkie urzeczywistnianie, a skazują je na sztuczność<br />
i nieautentyczność, które nie znają granic przyzwoitości. Z tej perspektywy<br />
poecie wydaję się, że uzyskuje powtórną szansę na ekspresję swojego świata<br />
i na prowokowanie również nieograniczonych niczym innych jego ekspresji,<br />
które wzbogacają tę przestrzeń życia, gwarantującą ludziom przysłowiowe<br />
„bycie sobą” i nie popadanie w syndrom „bycia z innymi” za wszelką cenę.<br />
Choć niewątpliwie obserwacje poety, co do świata, ludzi i obecnie panujących<br />
form twórczości, są trafne, trudno mu jednak będzie przekroczyć granice<br />
coraz sztywniejsze społecznej niemocy i nieprzyzwoitości, choć niewątpliwie<br />
ma szansę na budowanie wspólnot ludzi o podobnej wrażliwości i konsolidowanie<br />
ich wokół siebie.<br />
Zarówno Helena Gordziej, jak i Anna Kajtochowa od 50 lat pracują na<br />
niwie pisarskiej. Mają w swoim dorobku ponad 20 publikacji książkowych,<br />
głównie poetyckich. W ostatnio opublikowanych książeczkach poetyckich,<br />
związanych z osiemdziesiątymi urodzinami, notorycznie powraca w ich utworach<br />
problem własnej tożsamości artystycznej i kulturowej w kontekście zmian,<br />
jakie dokonały się i dokonują na ich oczach w świecie i kulturze w XX i na<br />
początku XXI wieku 6 . Cechą wspólna twórczości obydwóch autorek, bardzo<br />
zresztą ważną w tego typu komunikacji artystycznej, jest przede wszystkim to,<br />
że otwierają się i piszą dla ludzi prostych, dążąc do budowania z nimi wspólnoty<br />
egzystencjalnej w oparciu u uniwersalny i bardzo humanistyczny system<br />
wartości. Ożywiają więc publikowanymi wierszami nie tylko mowę ojczystą,<br />
ale rewitalizują wartości, których kultywowanie czyni każdego człowiekiem<br />
w pełnym sensie tego słowa. Przestrzegają przed negatywnymi przejawa-<br />
6<br />
Por. H. Gordziej, Wernisaż pamięci, Seria Wydawnicza LIBRA nr 1. Związek Literatów<br />
Polskich Oddział w Poznaniu, Poznań 2008 i A. Kajtochowa, Rosa przedświtu. Wiersze z lat 1983–<br />
2007, Wybór i opracowanie Marcin Kania, Wydawnictwo Naukowe DWN, Kraków 2007.<br />
117
mi przemian cywilizacyjnych, bo jako istoty nader wrażliwe, doświadczone<br />
i pamiętające, wiedzą dużo więcej i bardziej przeżywają zachodzące przemiany<br />
od przeciętnego człowiek, a troska o jego przyszłość stała się dla nich<br />
najważniejsza.<br />
Helena Gordziej w tomiku Wernisaż pamięci opisuje szereg sytuacji egzystencjalnych,<br />
pojawiających się z wiekiem, brutalnie modyfikujących jej<br />
doświadczenie osobiste świata, polegających na tym, że ciągle coś obcego,<br />
jakiś intruz, próbuje wejść do jej wnętrza i prowadzi ją ku horyzontom świata<br />
już kiedyś rozpoznanego, nad którym władzę trzymało jak zawsze słońce,<br />
dyscyplinujące kolejny dzień istnienia. Obecny świat ukazuje się artystce jednak<br />
jako wiecznie niespełniony mit, a właściwie zimny projekt rozumu na<br />
usługach techniki i cywilizacji. W takim świecie słowa tworzące go na sposób<br />
ludzki stają się coraz bardziej słabe, by go utrzymywać w istnieniu, co w konsekwencji<br />
budzi szereg trosk o sens jego przyszłego bytowania. W związku<br />
z tym również wysiłek twórczy poetki sprawia jej ból, bo nie umie już zwinnie<br />
manewrować pomiędzy fenomenami dobra i zła w swym otoczeniu. Szuka<br />
więc sensu swojego życia, który z latami staje się coraz bardziej wątpliwy,<br />
a nawet próbuje go odnajdywać w logice kosmosu, bo i tam poszukuje źródła<br />
własnej ludzkiej tożsamości. W wierszu pt. „Mało kto wie” czytamy więc,<br />
że „(…) Wszystko ma sens/trzeba tylko uważnie/wsłuchiwać się w głos Natury/pokornie<br />
zawierzyć jej wyższości/nad człowieczą pychą”. Skrupulatnie<br />
dokonuje obrachunku ze stworzonym przez siebie poetyckim światem uczuć<br />
i wartości, obecnie tracącymi na znaczeniu, uważając się poniekąd wdową po<br />
umarłym świecie młodości, który kształtował jej charakter i dawał moce kreowania<br />
siebie i sensownej obecności właśnie w tamtym świecie. Zadając sobie<br />
pytanie o sens istnienia ludzi, który ciągle na jej oczach ulega zmianom, odkrywa<br />
ostatecznie zręby własnej tożsamości w przysłowiowym „głosie Natury”,<br />
który w jej wierszach oznajmia, że miłość, śmierć, nienawiść, przyjaźń – same<br />
z siebie stają się przemijającymi formami każdego życia, dążącymi ostatecznie<br />
do jego unicestwienia, a więc morał wynika z tego taki, że trzeba się z tym<br />
pogodzić. To, co po nim zostaje, łączy się jedynie z żarliwą „logika serca”, która<br />
choć na pewien czas wstrzymuje ów kosmiczno-metafizyczny mechanizm<br />
przemijalności, czyli owo panta rei. Także sama <strong>tożsamość</strong> człowieka, jego<br />
twórczości i kreowane w jej ramach światy, pozostają w silnym związku z tą<br />
żarliwością logiki serca, a więc emocjami nadającymi istnieniu następujące po<br />
sobie jego znaczenia. Kiedy jednak śmierć zagląda w oczy, a wątpliwości nie<br />
mogą już być w życiu przetestowane, to wtedy pewne mistyczne zjednoczenie<br />
z „prawem Natury” uzasadnia sens tego, co już przeminęło, jak i tego, co określa<br />
choćby w zarysie człowieczeństwo każdego z ludzi zarówno dzisiaj, ale<br />
i może w przyszłości. „Logika serca” – podkreśla poetka – nie żąda bowiem<br />
118
zapłaty za życzliwość, lecz podpowiada potrzebę bezinteresownego obowiązku<br />
i służebności względem ludzi oraz kultywowania wspólnego z nimi naszego<br />
świata życia.<br />
Gordziej znakomicie czyta w grze praw natury, ale i ich społecznej wersji,<br />
przebłyski fenomenu piękna, bez którego żadna wartość nie może stać się<br />
celem i sensem działania człowieka. Przy okazji jej słuch muzyczny nieustannie<br />
skazany jest na tortury zmaszynizowanej cywilizacji, bo w żaden sposób<br />
nie harmonizuje ona z symfonią przyrody, która notabene dla współczesnego<br />
człowieka jest właściwie już niesłyszalna. W wierszu pt. „Ścięcie drzewa”<br />
kreuje wstrząsający obraz, którego dzisiaj większość ludzi nie postrzega,<br />
a opisuje to tak: „(…) drzewo które żyło/rozstaje się z ziemią/zimową<br />
porą/kiedy brzydotę świata/okrywa śniegowa zasłona//(…) Zorza co barwy<br />
opierała/na korzeniach drzewa/podąża za wozem/oświetla ostatnią drogę kłody//Koleiny<br />
pełne czerwieni/jakby ktoś krwi utoczył/z serdecznego palca”.<br />
Utwór ten przejmująco obnaża dynamikę zmiany sensu istnienia istoty żywej,<br />
kiedy z utratą własnej tożsamości bytowej, zostaje wciągnięta w mechanizmy<br />
świata, przetwarzającego jej sens istnienia, co nie wyklucza, że odnajduje<br />
w swym przeznaczeniu jakiś uniwersalny sens bytowy, który jakby ostatecznie<br />
dopełnia jej przypadek istnienia, choć przecież drzewo i kłoda znakomicie<br />
metaforyzują sens życia człowieka, zawsze kończącego się „zwłokami jego<br />
bytowania”. Wizja ta – rzecz jasna – ma sens egzystencjalny, bo świadomość<br />
tożsamości każdego z ludzi powinna być jakoś konstruktywnie doprecyzowana<br />
przez fakt świadomości nieuchronnej śmierci i życia jako procesu umierania.<br />
Nieprzypadkowo więc w utworach poznańskiej poetki pojawia się gorycz,<br />
smutek, ale i słowa, które wstrząsają wyobraźnia czytelnik.<br />
Doświadczenie artystyczne i życiowe Gordziej często skierowuje ją ku<br />
samej istocie poezji, która staje się dla niej „szaloną nocą”, potrafiącą pętać<br />
duszę i nawet uniemożliwiać tworzenie, odsyłać w przygodność świata, co<br />
jest wyrazem powstających wątpliwości, które pojawiają się w procesie nieustannego<br />
podważania własnej tożsamości osobowej i równoczesnej chęci jej<br />
obrony przed agresywnymi naciskami cywilizacji, ciągle domagającej się od<br />
twórcy coraz to nowszego projektowania znaczeń w przestrzeni języka oraz<br />
wyobraźni. Na starość jednak doświadczenie poetyckie – konstatuje artystka<br />
– wzmacnia mimo wszystko człowieka, bo staje się bardziej dojrzalszy,<br />
łatwiej mu zatem znosić wyroki losu i wykorzystywać w tworzeniu zdobyte<br />
doświadczenie życiowe, korzystając przy tym z pokładów pamięci ożywianej<br />
tlącą się jeszcze w człowieku „siłą życia”. To, co wtedy jest istotne, to<br />
przypływ pozytywnych emocji, o które z wiekiem coraz trudniej, ale również<br />
pogodzenie się z „prawem natury”, pozwala bronić swojej jedność i niepowtarzalność<br />
w porządku istnienia. Świat panoszących się „ludzkich blokowisk”<br />
119
może budzić odrazę, bo współczesność „nawet komarowi nie oszczędzi upokorzenia”,<br />
ale wtedy ziemia, jak zastygła krew matki, może stać się fundamentem<br />
wszelkich możliwych odniesień człowieka do siebie i świata. W wierszu<br />
pt. „Lawa”, kiedy poetka wpatruje się w grudkę zimie trzymaną w palcach,<br />
pisze, że „(…) Można mnie posądzić o sentymentalizm/bo kiedy się wpatruję<br />
w czarny/bezkształt odczuwam wzruszenie/przecież to zastygła krew mojej<br />
matki/Ziemi”.<br />
Wiara religijna stanowi dla poetki jakiś azyl i formę wygody metafizycznej,<br />
ale przede wszystkim jej istotę pojmuje jako apel o uszanowanie drugiego<br />
człowieka i przypomnienie mu o przyrodniczej, ale i duchowej podstawie<br />
istnienia, by nie doprowadził do samozagłady własnego gatunku, najpierw<br />
na płaszczyźnie metafizycznej, a następnie fizycznej. Bóg – podobnie jak<br />
w myśli Henryka Skolimowskiego – sytuowany jest tu w „przestrzeniach<br />
Natury”, bo świątynie wznoszone przez ludzi stają się miejscem kultu obłudnego<br />
i grzesznego, sprowadzanego najczęściej do pewnej formy biznesu ze<br />
stwórcą. Adekwatnym miejscem Jego kultu w odczuciu poetki jest więc sama<br />
przyroda, na łonie której „kościelna cisza” porządkuje życie i tu najwyraźniej<br />
słychać „mowę Boga”, nadającą całościowy sens światu oraz człowiekowi,<br />
pomimo że jest on nieokiełznanym, krnąbrnym dzieckiem przyrody, „nawet<br />
Bogu próbuje skoczyć do oczu”. W wierszu pt. „Bóg” dowiadujemy się bowiem,<br />
że „(…) Mowy Boga nie wolno przerywać/nawet głośniejszym oddechem/bo<br />
słowa jego można zakłócić/nawet szeptem dmuchawca/Mowa Boga<br />
jest sekretna/żyzna jak kłosy pełne ziaren/Waga słów delikatna a mocna/Położony<br />
na szali pyłek/może przeważyć każdą myśl/o ciężarze zwielokrotnionych/<br />
złorzeczeń”. Kiedy jednak nie jest ona słyszana w zgiełku cywilizacji<br />
kultywującej nieprzejednany egoizm jednostkowy, człowieka – oznajmia<br />
Gordziej – czeka ostatecznie bolesna dolegliwość polegająca na uświadomieniu<br />
sobie pełnej samotności w tłumie jemu podobnych, której nieodłącznym<br />
towarzyszem jest nękający każdego dnia „sęp lęku”.<br />
Grodziej przez wzgląd na swoje doświadczenie i wiek stara się przy pomocy<br />
poezji zachowywać, jak przysłowiowa zaklinająca szamanka, otaczającą ją<br />
rzeczywistość, a jej wróżebny dyskurs ma na celu uświadomienie człowiekowi,<br />
by powrócił do siebie i drugiego człowieka. W utworze pt. „W podeszłym<br />
wieku” pisze: (…) Poezja jest moją autoterapią//Czysta kartka papieru/mózg<br />
jeszcze trzeźwo oceniający/realia/i nieustająca troska/o drugiego człowieka –/<br />
najważniejszego wersu świata”. Cóż zatem – czy w świecie bez ludzi może zaistnieć<br />
kwestia mojej, twojej, nasze, waszej tożsamości i jakiegokolwiek sensu<br />
istnienia? Pytanie, które się tutaj nasuwa, skierowuje uwagę podążającego za<br />
głosem poetki na podstawę bytową, na której ujawnia się chyb najsilniej problem<br />
jednostkowej tożsamości. Pojmowana jest ona przez poetkę z upływem<br />
120
lat w coraz szerszym horyzoncie istnienia, stając się bardziej zrozumiałą, ale<br />
i dokuczliwą kwestią osobistą, bo prócz jej jednostkowego wymiaru, autorska<br />
zwraca uwagę na szerokie jej konteksty zarówno przyrodnicze, ale i kulturowe,<br />
na przecięciu których wyrasta i odradza się. Każda bowiem forma i poziom<br />
rozumienia tożsamości zakłada milcząco istnienie innych jej form oraz<br />
poziomów, na których jest ona wstępnie ustanawiana. Troska poetki o człowieka<br />
i jego jednostkowy byt łączy się obecnie również z obserwowanym upadaniem<br />
innych rodzajów tożsamości w świeci społecznym oraz autorytetów, które<br />
stanowiły zawsze układ odniesienia dla każdej jednostkowej świadomości<br />
konstytuującej własną „samość” w obrębie tych większych całości.<br />
Jeśli idzie o tomik Anny Kajtochowej, stanowiący przekrój przez jej twórczość<br />
poetycką z lat 1983–2007, zatytułowany Rosa przedświtu, to dostarcza<br />
on znakomitych przykładów auto<strong>analizy</strong> własnej osobowości twórczej autorki.<br />
Tłem, na którym poeta dokonuje wglądu we własna <strong>tożsamość</strong> kulturową<br />
i artystyczna, są niewątpliwie: podłoże przyrodnicze oraz kulturowe wzory<br />
i wartości generujące jej emocje, systematycznie kształtujące osobowości.<br />
Głównym źródłem przeżyć zwartych w wierszach staje się pamięć, ale i zmiany<br />
kulturowe, powodujące, że autorka z ogromną melancholią odnosi się do<br />
świata, który odszedł na zawsze. W pamięci bowiem jeszcze trwają „tamte<br />
dni”, „miejsca rodzinne, dawno spustoszone”, czego wspomnienie z wiekiem<br />
powoduje wzmaganie się poczucia „bezradności trwania”. Pozostając w nostalgii,<br />
ale i w niepewności, poetka buduje własny autoportret emocjonalny,<br />
zza którego wyglądają te wartości, które już dzisiaj nie mają większego znaczenia,<br />
bo zaginął ich kontekst kulturowy oraz świat życie, w którym były<br />
mocno zakorzenione. W jednym z wierszy z cyklu „Sytuacje” (III), Kajtochowa<br />
przyznaje: „Wciąż trwają we mnie tamte dni/Mieszają wszystkie poplątane<br />
sprawy/Koszmarem męczą niewyśnione sny/Kosy ścinają pulsujące<br />
trawy/(…) Martwiej księżyc/dalej wrze burza”.<br />
Świat staje się zatem dla poetki coraz bardziej podobny do snu, w którym<br />
przeplatają się obrazy z przeszłości i teraźniejszości, a te z dzieciństwa jakby<br />
stanowią ramy nadające i dzisiaj kształt tożsamości poetki. Kiedy dociera do<br />
tego podłoża, jakby odżywa w niej energia twórcza, a w tedy w wierszu „bez<br />
tytułu” jest w stanie wyrzucić siebie takie oto wersy: „Jest we mnie cisza/wiosennego<br />
lasu/i skwar południa/dojrzałego lata/niepokój świtu/i niepewność<br />
nocy/(…) Jest we mnie wulkan/który nie wybucha/i pełna bólu/niestygnąca/<br />
lawa”. Autorka stara się równolegle zrozumieć ewolucję emocjonalną własnej<br />
osoby, zachodzącą pod wpływem zmiana ról społecznych, które jako kobieta<br />
podejmowała, będąc młodą dziewczyną, żoną, matką, babcią, a obecnie<br />
starszą panią. Doświadczenia z tym związane prowadzą ją do pogodzenia się<br />
z bezwzględną zmiennością tkwiącą u podstaw swojego jednostkowego ist-<br />
121
nienia, która nie tylko niesie człowieka przez życie, ale coraz bardziej z wiekiem<br />
go pochłania, nadwątlając podłoże kulturowego jego tożsamościowych<br />
odniesień, skazując na poszukiwania ich w coraz odleglejszej przeszłości.<br />
Doświadczenia traumatyczne związane z chorobami podeszłego wieku wydobywają<br />
z wnętrza pamięci poetki szereg wątpliwości, co do prawdziwości<br />
cudzych myśli, ale równocześnie bezboleśnie wtapiają w nurt zmieniającej<br />
się rzeczywistości, wstrząsanej przeciwstawnymi żywiołami. Kajtochowa<br />
ujawnia przy tym pewną dialektykę życia, polegającą na tym, że w młodości<br />
„świat ciebie rzeźbi”, zaś kiedy dojrzejesz i próbujesz formować siebie i swoje<br />
otoczenie, wtedy już „starzejesz się” i dążysz, by zostawić po sobie „trwały<br />
ślad”. I wtedy pojawia się świadomość, że kolejne fazy twojego istnienia<br />
skazane były na destabilizowanie własnej tożsamości, by wkomponować się<br />
w otoczenie, co jednak miało i dobrą stronę, bo pozwalało poszerzyć osobiste<br />
odniesienia do świata. Stwarzało to również możliwość szerszego oglądu<br />
oraz wnikliwszego jego widzenia, a więc wspomagało wrażliwość twórczą<br />
i ułatwiało sam proces tworzenia, by w wieku dojrzałym stać się dla autorki<br />
normą życiową. Nauczyło ją nie tylko zostawiać ślady własnego istnienia,<br />
ale i czytać ślady pozostawione przez innych twórców i ludzi, postrzegając<br />
je jako pewną całość społeczną, które jednak – w opinii krakowskiej poetki<br />
– najbardziej są widoczne, kiedy odczytuje się je w kontekście naturalnego<br />
piękna przyrody. W utworze bez tytułu autorka konstatuje: „Rysowałam miłość/patykiem<br />
na piasku/nim się odwróciłam/ślady rozwiał wiatr/(…)/ Teraz<br />
rzeźbię/twarde bruzdy/w żywej tkance/może pozostanie twardszy ślad”.<br />
Kajtochowa była i jest wrażliwa na życie społeczne ludzi. We wszystkich<br />
swoich wcześniejszych publikacjach ze szczególną uwagą przyglądała się patologiom<br />
społecznym, upatrując ich źródła w formach sprawowania władzy<br />
przez ludzi. W „Sytuacji” (XXXIX) dowiadujemy się, gdzie znajdują się ich<br />
źródło, kiedy pisze: „Schizofrenia:/jedni rządzą/drudzy mają władzę”. Również<br />
i stosunek do wiary oraz religii staje się motywem wielu jej utworów,<br />
a w „Sytuacji” (LXVIII) prostolinijnie oznajmia, że „Marzenie maksymalisty:<br />
mieć Boga/na swoja miarę”, co również wskazuje, gdzie rodzi się owa<br />
patologia władzy w życiu społecznym, kiedy byt boży redukuje się do własnych<br />
potrzeb i interesów natury np. politycznej. By tak trafnie pokazać te<br />
uniwersalne źródła podkopujące zbiorowe istnienie ludzi potrzebna jest – w jej<br />
opinii – wiedza nabyta przez lata doświadczeń. Religia i wiara o tyle ma znaczenie<br />
zarówno sensotwórcze, ale tożsamościorodne, o ile pomaga stawać się<br />
człowiekiem, czyli uczy umiejętności samoorganiczania się emocjonalnego<br />
oraz racjonalnego i skutecznego wpływania na żywioły miotające życiem<br />
ludzi. Najcenniejszą wartością religii jest oczywiście pokora, która pozwala<br />
człowiekowi „starać się być człowiekiem”. Uczy również postrzegania praw-<br />
122
dy na sposób ludzi, właściwego gospodarowania czasem i umiejętności bycia<br />
„bytem niepodległym”. Taka wiedza wynikająca z doświadczenia religijnego<br />
pozwala także na bardziej obiektywne oceny procesów dziejowych i odsłania<br />
śmieszny, a nawet karykaturalny charakter ich historycznych interpretacji,<br />
które, jak jasno widać, nie są w stanie oprzeć się upływowi czasu. Kontemplacja<br />
dzieł sztuki jest natomiast dla poetki dobrym wskaźnikiem sensu<br />
dziejów człowieka, ale i źródłem ironicznej krytyki pojmowania przez niego<br />
własnej wolności. Nieocenionym źródłem dla życia człowieka jest oczywiście<br />
mądrośc, która z wiekiem pozwala mu zrozumieć, że ból, miłość, rozpacz,<br />
nadzieje – to przejawy ludzkiej egzystencji tworzące każde konkretne<br />
ludzkie istnienie i należące do natury człowieka, a więc stanowiące poniekąd<br />
osnowę jego gatunkowej tożsamości. Choć trudno jej zrozumieć „oczywistość<br />
śmierci”, a poezjowanie postrzega jako osobiste obcowanie twórcy z bólem<br />
i lękiem egzystencjalnym, to jednak niesie ono z sobą zawsze nadzieję na lepszą<br />
przyszłość. Zawsze bliska duszy przyrody, w której upatruje nawet źródło<br />
metafizycznej pociechy człowieka, popychana nadzieją, tak oto ukazuje logikę<br />
śmierci w niej obowiązująca. W utworze pt. „Na śmierć tuberozy” spotykamy<br />
oto taką jej wizję: „(…) Umiera tuberoza/płatki całunem/pokrywają zmierzch/<br />
dusza zapachem/ulatuje w niebo/Pięknie umierają kwiaty/płynnie zmieniają/<br />
byt w niebyt/albo przechodzą/z byt w byt/jako rzecze/metafizyka”. Ta animistyczna<br />
synteza estetycznego doświadczania przyrody w pełni rozkwitu, której<br />
przejawy często odnajdujemy w poezji Kajtochowej, ujawnia pewną prawidłowość,<br />
występująca u wielu <strong>poetów</strong>. Przy całej złożoności problematyki<br />
nieustannej destabilizacji tożsamości, poeci mogą zawsze identyfikować się<br />
jako byty nieustannie transcendujące, dotykające nieskończoności i próbujące<br />
wglądać w najskrytsze tajemnice świata oraz swego życia, ze pozycji pierwotnie<br />
danego w rozwoju ich osobowości środowiska przyrodniczego, w którym<br />
wyrastali. Ono to bowiem jest dla nich najbardziej stabilnym podłożem, ostoją,<br />
matecznikiem, ale i horyzontem, w przestrzeniach którego dokonała się<br />
i ciągle ich <strong>kulturowa</strong> formacja.<br />
Łatwo więc zauważyć, że u obydwóch doświadczonych i dojrzałych poetek<br />
istnieje wiele podobieństw tematycznych w publikowanych wierszach i że ich<br />
zawartość dowodzi, iż przez całe życie były poniekąd skazana na przebudowę<br />
własnych tożsamości. Takie procesy destabilizacyjne mogły być powodowane<br />
od z zewnątrz, a więc od ich środowiska życia, ale i również od wewnątrz, co<br />
skutkowało szeregiem pomysłów artystycznych i powstających ich wyniku wierszy.<br />
Ich twórczość jest również dowodem na to, że poeci podejmują problemy<br />
zawsze obecne w indywidualnej egzystencji każdego z ludzi, zaś artysta tym się<br />
od nich różni, że w oparciu o nie umie przełożyć tego typu procesy destabilizacji<br />
na akty tworzenia, pomnażające wymiary duchowe naszego świata ludzkiego.<br />
123
Problematyka mierzenia się z własną tożsamością w środowiskach artystycznych<br />
od dawien dawna była istotna dla wszelkiego rodzaju twórców.<br />
Jednak dopiero w wieku XX, kiedy zaczęło się żywiołowo rozwijać społeczeństwo<br />
ponowoczesnae pod wypływem coraz silniejszych procesów globalizacji,<br />
związanych z masowymi ruchami emigracyjnymi i migracyjnymi,<br />
pojawiły się silne procesy penetrujące podstawy zbiorowego i indywidualnego<br />
istnienia ludzi, a samo społeczeństwo stało się przestrzenią wzmagającego się<br />
ryzyka dla indywidualnych istnień ludzkich. Kwestie te nabrały kluczowego<br />
znaczenia w relacjach międzyludzkich nie tylko dla twórców, ale i dla każdego<br />
indywidualnego ludzkiego istnienia. Nie wnikając głębiej w te kwestie warto<br />
przytoczyć fragment wyznań pisarza dzielącego się własnym doświadczeniem<br />
emigracyjnym Amina Maaloufa, autora książki Zabójcza <strong>tożsamość</strong>, który tak<br />
oto widzi tę kwestię z perspektywy własnego doświadczenia międzykulturowego:<br />
„W każdym człowieku stykają się liczne przynależności. Nie zawsze<br />
żyją one ze sobą w zgodzie i czasem zmuszają do dokonywania trudnych wyborów.<br />
Dla jednych ten fakt jest oczywisty, widoczny na pierwszy rzut oka,<br />
inni zaś muszą wytężyć wzrok, aby móc przyjrzeć się tej kwestii z bliska.<br />
(…) Z racji chociażby tego położenia, którego zresztą nie śmiałbym nazwać<br />
„uprzywilejowanym”, jednostki te mają do odegrania pewną rolę, polegającą<br />
na utkaniu więzów, wyrównania różnic, naprawienia szkód, przywołania do<br />
rozsądku jednych, utemperowania drugich… Ich przeznaczeniem jest bycie<br />
łącznikiem, pomostem, mediatorem między różnymi społecznościami, różnymi<br />
kulturami. I chociażby dlatego ich dylemat jest bardzo wymowny: jeśli te<br />
osoby nie radzą sobie ze swymi licznymi przynależnościami, jeśli ustawicznie<br />
są zmuszane do opowiadania się po jednej ze stron, nawoływane do wyłączania<br />
się do szeregów, to mamy pełne prawo do niepokoju o losy tego świata” 7 .<br />
7<br />
A. Maalouf, Zabójcze tożsamości, PIW, Warszawa 2002, s. 10–11.<br />
124
ROZDZIAŁ XII<br />
Poezja a postmodernizm<br />
Po przełomie ustrojowym w Polsce po roku 1989 można było zauważyć,<br />
że centrum kulturalne kraju nie pokrywa się z jego centrum politycznym. Niektórzy<br />
badacze kultury i literatury mówili o tzw. „centrum wędrującym” lub<br />
o wielu centrach równoprawnie kreujących kulturę i literaturę rodzimą 1 . Miało<br />
to świadczyć o procesie pluralizacji kultury i było to zjawisko oceniane pozytywnie,<br />
a nawet dla wielu teoretyków sztuki oznaczało szybki „powrót do Europy”<br />
– do rodziny społeczności demokratycznych. Rychło okazało się jednak,<br />
że procesy te – w opiniach niektórych środowisk społeczno-politycznych – stanowią<br />
zamach na polską kulturę narodową i zmierzają do jej unicestwienia, bo<br />
prowadzą do utraty jej specyfiki, oryginalności, a przede wszystkim tożsamości<br />
narodowej, określonej przez położenie geopolityczne oraz historię narodu.<br />
Winą za ten stan rzeczy zaczęto agresywnie i systematycznie obarczać jakieś<br />
mniej określone siły o charakterze wręcz masońskim, realizujące na terenie<br />
kraju „spiskową teorię dziejów”, zaś sztandarem ideowym owych sił miał być<br />
mało jeszcze znany i rozumiany ruch filozoficzny, określany mianem New Age<br />
i postmodernizmem. Ruch ten, jak i jego depozytariusze, mieli dążyć do odebrania<br />
Polsce suwerenności politycznej, gospodarczej i kulturowej, zaś sztuka,<br />
w tym literatura i poezja, miały być wdzięcznymi przestrzeniami duchowości<br />
narodu, na terenie których dokonuje się ten proces destrukcji i dekompozycji<br />
wartości narodowych, stanowiący o specyfice polskości i stanowiący istotny<br />
czynnik jej autonomii. Nie można w tym miejscu nie wspomnieć o wielu spektakularnych<br />
atakach na wybitnych twórców kultury polskiej, jej instytucje,<br />
a nawet dwojga <strong>poetów</strong> – laureatów Nagrody Nobla w dziedzinie literatury:<br />
Czesława Miłosza i Wisławę Szymborską. Warto jednak przyjrzeć się pojęciu<br />
postmodernizm, by wyjaśnić sens tego terminu i zrozumieć, o czym on trak-<br />
1<br />
P. Marecki, Pospolite ruszenie. Czasopisma kulturalno-literackie w Polsce po 1989 roku.<br />
Rozmowy z redaktorami, Korporacja Ha!art, Kraków 2005, s. 7–11.<br />
125
tuje i by pojąć idee filozoficzne, które on głosi. Dobrym przewodnikiem po<br />
tej doktrynie filozoficznej jest niewątpliwie książka niemieckiego badacza tej<br />
zróżnicowanej formacji filozoficznej Wolfganga Welscha, wydana w polskim<br />
przekładzie w roku 1998 i nosząca tytuł: Nasza postmodernistyczna moderna.<br />
Przedstawimy więc niektóre poglądy na temat tego kierunku myślowego, które<br />
opisał Welsch, a które adekwatnie ukazują sens owej doktryny filozoficznej<br />
i kulturowej, odciskającej się również na sytuacji i miejscu poezji we współczesnym<br />
społeczeństwie.<br />
Dla <strong>poetów</strong> i innych artystów tworzących we wspólnotach lokalnych wiedza<br />
na ten temat jest o tyle ważna, że z braku pełnego zrozumienia sensu tej kategorii<br />
i zawartości własnego przekazu artystycznego w ich twórczości przez<br />
publiczności oraz lokalnych decydentów politycznych, mogą stać się przedmiotem<br />
szykan i oskarżeń o szerzenie tzw. „postmodernizmu lokalnego”, a ich<br />
twórczość może być odbierana wręcz jako „działalność agenturalna”, za którą<br />
stoją „wiadome siły”, mające na celu niszczenie tożsamości kultur lokalnych.<br />
126<br />
Kilka uwag o pojęciu „postmodernizmu”<br />
Kategoria „postmodernizm” ma swoją stosunkowo długą historię i nie jest<br />
wymysłem ostatniego półwiecza. Określano nią zjawiska, które wcześniej nazywano<br />
‘modernistycznymi’ i na które składało się wiele działań o charakterze<br />
innowacyjnym i awangardowym, kwestionujących wcześniejszą tradycję<br />
ze względu na jej nieodpowiedniości (nieadekwatność) do tego, co dzieje się<br />
aktualnie w świecie – w dziejącej się aktualnie rzeczywistości. Sama awangardowość<br />
innowacji niosła w sobie natomiast pewne przeczucia związane<br />
z antycypowaniem przyszłości, choć nie zawsze były one poprawne i potwierdzały<br />
się.<br />
Warto w tym miejscu wyjaśnić pewną kwestię stosunku między tradycją<br />
i innowacją zarówno w dziedzinie sztuki, nauki, stylu życia, czy technologii,<br />
gdyż wydaje się z pozoru, że postmodernizm jest radykalną negacją innowacji<br />
i propozycji modernizmu oraz nawrotem reakcyjnym do tradycji przedmodernistycznej.<br />
Pogląd taki jest tylko pozornie logicznie poprawny w sferze<br />
jedynie tzw. „logiki dwuwartościowej”, interpretowanej w kontekście tradycyjnej<br />
metafizyki w sposób absolutny, że jest: „albo, albo”, czyli: to lub tamto.<br />
Taka logika jest jednak daleka od życia, które dzieje się raczej „pomiędzy”<br />
ekstremami i przybiera w tym „pomiędzy” wielorakie postaci, nieustannie<br />
ewoluując. Bardziej więc odpowiada logice życia pojęcie tradycji i innowacji<br />
takie, że tradycja stanowi zachowanie (kumulację) wcześniejszych innowacji<br />
w dziejach, zaś sama innowacja jest próbą modernizacji tej tradycji, będąc jej
twórczą kontynuacją, a więc są to pojęcia komplementarne i dialektycznie dopełniające<br />
się. Tak też rozumie się współcześnie ruch filozoficzny, określany<br />
mianem postmodernizmu (ponowoczesności), a zatem modernizm i postmodernizm<br />
raczej się dopełniają, a nie są względem siebie doktrynami radykalnie<br />
przeciwstawnymi. Wiele więc propozycji i pomysłów oraz rozwiązań modernizmu<br />
stanowi dalszą kontynuację innowacji modernistycznych, napełniając<br />
je realnymi treściami przez ruchy oraz doktryny postmodernistyczne, zaś inne,<br />
które się nie sprawdzają, są dalej modernizowane lub odrzucane, jako szkodliwe<br />
dla dalszego sensownego rozwoju człowieka i jego środowiskach życia<br />
zarówno w skali globalnej, jak i lokalnej.<br />
Współczesny postmodernizm jest więc odmiennie definiowany w dziedzinie<br />
sztuki, nauki, techniki, życia codziennego, a nawet religii, gdyż ich zakresy<br />
przedmiotowe są zupełnie od siebie różne i dlatego dążenie do jednolitego<br />
pojęcia postmodernizmu nie jest zasadne, choć zachodzi potrzeba wskazania<br />
jego istotnego sensu, który możliwy jest do zaakceptowania w różnych kręgach<br />
kulturowych oraz w różnych warstwach pracy badawczej, wysiłku artystycznego<br />
oraz życia społecznego człowieka.<br />
W socjologii pojęcie „społeczeństwo postmodernistyczne” wprowadził do<br />
dyskursu myślowego o zbiorowym życiu ludzi Amitai Etzioni w znanej pracy<br />
pt. The Active. A Theory of Societal and Political Process w roku 1968. Powstanie<br />
tego społeczeństwa, wyjaśniał Etzioni, wiąże się z kumulacją zmian<br />
o charakterze technologicznym w dziedzinie komunikacji i energetyki oraz<br />
sposobach rozwoju wiedzy o epoce industrialnej, w wyniku których nastąpił<br />
przełom aktywizujący pasywne społeczeństwo industrialne, którą to aktywność<br />
podejmować będą nie struktury centralne, ale regionalne i lokalne. Takie społeczeństwo<br />
aktywne będzie podlegać nieustającej transformacji, wychodzącej<br />
na przeciw potrzebom własnych członków, które ciągle będą ulegać zmianie.<br />
W socjologii jednak bardziej jest znane pojęcie Davidsa Riesmanna – „społeczeństwo<br />
postindustrialne”, które wprowadził w roku 1958 do badań socjologicznych,<br />
zaś w Europie upowszechnił go od roku 1969 badacz francuski Alain<br />
Tourain. Najpełniejszą analizę fenomenu „społeczeństwa postindustrialnego”<br />
przedstawił dopiero Daniel Bell w roku 1973. W jego ocenie społeczeństwo to<br />
opiera swój rozwój nie na technologiach maszynowych, ale „technologiach intelektualnych”<br />
i dominuje w nim wiedza teoretyczna, połączenie nauki z technologią<br />
oraz planowanie i sterowanie rozwojem społecznym. Zmierza ono do<br />
zastąpienia porządku naturalnego świata porządkiem technicznym, natomiast<br />
powstała w jego obszarze kultura ma charakter wywrotowy. Różnica między<br />
ideą społeczeństwa Etzioniego i Bella polega na tym, że Bell szukał reguł socjotechnicznych<br />
porządkowania masowego społeczeństwa postindustrialnego,<br />
natomiast Etzioni wskazywał na jego samokreacyjność i samoświadomość,<br />
127
których wynikiem jest ciągle rozwijany i przekształcany pluralizm kulturalny<br />
wspólnot lokalnych, składających się na tego typu społeczeństwo.<br />
W filozofii współczesnej pojęcie „postmodernizm” pojawiło się w roku<br />
1979 w znanej pracy Jeana-Francoisa Lyotarda pt. La Condition potmoderne.<br />
Rapport sur le savoir, gdzie francuski myśliciel opowiedział się za tezą, iż<br />
współczesne technologie i nauka mają zdecydowany wpływ na los człowieka<br />
w przyszłości. Tworzą one układ normatywny i określają jednoznacznie<br />
sposób życia ludzi. Lyotard uważa, że należy stosować tylko te technologie<br />
i innowacje, które są zgodne obecnie z istotą życia ludzi. Nie należy budować<br />
totalizujących dyskursów wyjaśniania i nowych całościowych narracji, bo są<br />
one przejawem chęci dominacji i totalitaryzmu, charakterystycznych dla społeczeństw<br />
industrialnych. Wyzwolone części winny w nowym społeczeństwie<br />
rozwijać się niezależnie i autonomicznie, dbając o własną odmienność i różnicę.<br />
Musi jedynie istnieć konsensus i paralogia, uzasadniające uznanie różnic<br />
w dyskusji pomiędzy różnymi narracjami na temat świata i miejsca w nim<br />
człowieka. Istnieje bowiem wielość prawd o świecie rodem z różnych kręgów<br />
kulturowych, które potrzebują osobnych narracji, natomiast ich absolutyzacja<br />
ma absurdalny charakter. Wielość i różnorodność stanowi bowiem największe<br />
bogactwo społeczeństwa postindustrialnego (ponowoczesnego). Jedyne, co<br />
ma być tu wspólne – to świadomość sprawiedliwości antytotalitarnej, która nie<br />
faworyzuje żadnego paradygmatu myślenia i towrzenia i pozwala się wszystkim<br />
harmonijnie oraz pluralnie rozwijać.<br />
128<br />
Postmodernizm artystyczny<br />
Modernizm artystyczny starał się tworzyć sztukę ze swej natury elitarną,<br />
nie dostępną szerokiemu gronu publiczności niewtajemniczonej, natomiast<br />
postmodernizm dąży do egalitaryzmu i do sztuki zamierza wprowadzać<br />
jakości artystyczne ważne w sensie regionalnym i lokalnym, zrozumiałe<br />
dla szerokich rzeszy ludzi. Ideę literatury postmodernistycznej przedstawił<br />
w roku 1969 Leslie Fiedler w artykule drukowanym na łamach „Playboya”<br />
pt. Cross the Border – Close the Gap. Według niego współczesny artysta to<br />
„podwójny agent”, a więc twórca działający na dwóch frontach, tj. globalnie<br />
uczestniczący w modernizacji sztuki i starający się równocześnie tę modernizację<br />
wyjaśniać i upowszechniać językiem oraz wartościami lokalnymi. Fiedler<br />
przeciwstawił się także idei post-historii, głoszonej przez Francisa Fukuyamę,<br />
twierdząc, że historia się nie skończyła, ale że toczy się dalej w wersjach<br />
lokalnych i regionalnych społeczności, gdzie rzeczywiście jest tworzona, bo<br />
tam funkcjonuje jeszcze pamięć zbiorowa i jej animatorzy oraz twórcy, którzy
ja ożywiają i starają się przenieść ją do przeszłości. Historia ma więc charakter<br />
pluralistyczny i dlatego związane z nią pisarstwo musi mieć podobny charakter,<br />
tzn. musi go cechować wielość treści, form oraz narracji.<br />
Ruchy artystyczne i literackie okresu postmodernizmu wychodzą naprzeciw<br />
i sankcjonują układ warstw społeczeństwa postindustrialnego, które zarówno<br />
w sensie globalnym, jak i lokalnym, co podkreśla Zygmunt Bauman – dzieląc<br />
na dwie grupy ludzi, czyli na turystów i włóczęgów. Turysta – to obywatel<br />
świata – „bogacz na skale międzynarodową”, którego ojczyzną jest cały świat,<br />
natomiast włóczęga – to „lokalny biedak” podążający za turystą w regionalnej<br />
ojcowiźnie. Artysta – ze względu na pozycję społeczną oraz możliwości<br />
ekonomiczne może więc dzielić zarówno los przysłowiowego turysty, ale i bogacza.<br />
We współczesnym świecie opartym na zasadach gospodarki wolnorynkowej,<br />
w którym nawet sztuka uległa urynkowieniu, artysta najczęściej dzieli<br />
los włóczęgi, szczególnie wtedy, gdy jego życie związane zostaje ze wspólnotą<br />
lokalną lub regionalną. Nawet artyści uznawani za twórców globalnych i tak<br />
kreowani przez media, w dużym stopniu, często z własnego wyboru, skazani<br />
są na łaskę losu włóczęgi. Ta sytuacja odosobnienia a nawet świadomej<br />
marginalizacji wiąże się najczęściej z regułami procesu twórczego, bo tworzenie<br />
zawsze wymaga dystansu do świata i związanej z nim samotności twórcy.<br />
Artysta musi więc używać „podwójnego kodowania” przekazywanych treści,<br />
by mógł być postrzegany zarówno lokalnie, jak i globalnie. Z przekąsem Fiedler<br />
nazywa takiego artystę „osobnikiem dwupłciowym”, czyli tym, który<br />
oddaje się równocześnie obiegowi globalnemu, jak i lokalnemu, by zabiegać<br />
o publiczność tu i tam. Aby w miarę łatwo przechodzić z jednego poziomu<br />
życia społeczeństwa postmodernistycznego do drugiego, artysta musi nawet<br />
podejmować trud „wielokrotnego kodowania” swych treści w utworze artystycznym,<br />
co skazuje go niejednokrotnie na kreacje eklektyczne przynajmniej<br />
w warstwie powierzchniowej swego utworu. Musi więc równocześnie być<br />
podmiotem wielu typów racjonalności oraz wielu uniwersów aksjologicznych,<br />
co siłą faktu skazuje go na sposób istnienia transwersalnego, czyli staje się nomadą<br />
wędrujących po wielu kulturach. Nieprzypadkowo współcześni artyści,<br />
a szczególnie pisarze, jednocześnie wykonują inne zawody, jak np. nauczyciela,<br />
lekarza, rolnika, aktora, czy malarza. Takie sytuacje prowadzą jednak<br />
do szybkiego narastania u twórców problemu tożsamości ich osobowości, co<br />
nierzadko jest przyczyną wzmagania się u nich szeregu psychoz i problemów<br />
związanych z jej kondycją. Owocuje to niekiedy erupcją ogromnej liczby projektów<br />
oraz utworów artystycznych, choć w takich przypadkach rzadko ilość<br />
przechodzi w jakość, ale najczęściej w bylejakość.<br />
Innym zjawiskiem jest pojawienie się wielofunkcyjności przekazu artystycznego,<br />
który – prócz przeżyć natury estetycznej – w zamyśle autora ma<br />
129
pełnić inne funkcje bardziej utylitarne. Samo zaś wielokrotne kodowanie przybiera<br />
formy wielojęzyczności oraz wykorzystywania jednoczesnego kodów:<br />
tradycyjnych i nowoczesnych, konstruktywistycznych i przedstawiających,<br />
elitarnych i popularnych. Najbardziej luksusową pozycję w tej sytuacji postmodernistycznego<br />
społeczeństwa ma poezje: sztuka oparta na wielokrotnej<br />
metaforyce i możliwości nieograniczonego obrazowania. Czyhają tu jednak<br />
na poetę ogromne niebezpieczeństwa przeładowania treścią formy w obrębie<br />
danego gatunku poetyckiego, co w rezultacie prowadzi do rozpadu utworu<br />
poetyckiego, bo przecież mistrzostwo poznaje się w ograniczeniu formy<br />
kompozycji. Wielość używanych kodów oraz stopień eklektyczności zmusza<br />
<strong>poetów</strong>, wbrew zasadzie przejrzystości dzieła Theodora Lessinga, do sięgania<br />
do technik kolażu, tj. łączenia np. poezji z malarstwem, rzeźbą, fotografią i innymi<br />
formami sztuki: mówi się wtedy, że mamy do czynienia z „trans-awangardą”<br />
transwersalnego podmiotu artysty. A idzie tu o to, żeby utwór zawierał<br />
drogowskaz do konkretyzacji danej propozycji poetyckie innymi niż słowne<br />
środkami wyrazu. Logika „trans-awangardy” pojawiającej się w ruchach postmodernistycznych<br />
jest jednak taka, że artysta rezygnuje ze społecznej misji<br />
sztuki i nie chce być agitatorami społecznych utopii. Sztuka tak pomyślana nie<br />
niesie praktyk pojednawczych, ale zawsze dąży do wytwarzania różnic, a więc<br />
w praktyce nie łączy, ale różni, czyli radykalnie opowiada się za różnorodnością<br />
i pluralizmem. Dobrze jest, kiedy takie dążenie do „różnienia się” ma<br />
piękny i rzeczywiście twórczy wyraz, co jednak wymaga negocjacji wspólnego<br />
konsensusu semantycznego, a jest działalnością niezmiernie trudną, często<br />
wręcz niemożliwą bez tolerancji i dobrej woli stron uwikłanych w konflikty.<br />
Sztuka w społeczeństwie postmodernistycznym – jak podkreśla Achille<br />
Bonita Oliva – stanowi „system alarmowy” – społeczny system ostrzegawczy,<br />
dzięki któremu można opanowywać jednostkowo i zbiorowo, żywiołowo następujące<br />
po sobie transformacje społeczne i historyczne. Jest ona więc programowo<br />
zróżnicowana i nieciągła, a jej poetyki są mocno zindywidualizowane,<br />
subiektywne i osobiste, a w rezultacie silnie segmentują gusty publiczności,<br />
a w konsekwencji artysta ponowoczesny nie może liczyć na zbyt dużą publiczność,<br />
jeśli za nim nie stoi silna machina propagandy medialnej. W konsekwencji<br />
taka forma sztuki ponowoczesnej prowadzi do „wielorakiego nomadyzmu”<br />
zarówno w sferze twórczości, jak i percepcji dzieła i zakłada permanentny<br />
ruch ludzi i idei. Jej istotą jest nie istnienie, ale dzianie się i możliwość interaktywnego<br />
uczestniczenia w niej wielu przedstawicieli z różnych opcji ideowych<br />
oraz aksjologicznych. Łączy się to ściśle z problemem tożsamości twórców,<br />
bo właściwie otaczające go niekończące się zmiany jego otoczenia kwestionują<br />
podstawy jego tożsamości. Musi również podważać osobiście daną mu<br />
własną <strong>tożsamość</strong>, by mógł więcej widzieć, słyszeć, czuć i rozmieć, bo bez<br />
130
tego szybko wypali się jako twórca. Może uciekać od siebie w przeszłość lub<br />
przyszłość, ale zawsze jest skazany na to, że przebywa w teraźniejszości, do<br />
której musi się musi odnieść.<br />
Warto w tym miejscu skupić się na Marku Wawrzkiewiczu jego tomiku<br />
pt. Dwanaście listów 2 . Stanowi on zbiór apokryficznych utworów traktujących<br />
o miłości, przemijaniu i śmierci, do których powstania przyczyniła się<br />
lektura twórczości amerykańskiej poetki z lat 20. ubiegłego wieku Elinor<br />
Wylie, szczególnie popularnej w Nowym Jorku. Tomik ten dobrze ilustruje<br />
wcześniejsze tezy odnoszące się do relacji: poezja – postmodernizm. Zbiór<br />
12 listów przypomina quasi-dokument historyczny, nacechowany emocjami<br />
autora i stanowi próby wydobywania z pamięci doświadczeń z przeszłości,<br />
czyli kolorytów światów, które przepadły, a jedynie tkwią gdzieś w naszej pamięć.<br />
Ona spotyka ich ślady i znaki w życiu codziennym. Poeta jakby posługuje<br />
się techniką hermeneutyczną odwrotną do przekreślania istnienia – jaką<br />
opisał w swej filozofii Martin Heidegger – czyli odzyskiwania ich uczuciowych<br />
kształtów z niebytu. Wawrzkiewicz na osobisty użytek wydobywa je<br />
z owego niebytu, czyli spoza milczącego horyzontu historii. Taki zabieg można<br />
nazwać aczasowym czasowaniem własną subiektywnością i poetyckimi<br />
środkami wyrazu miejsc, ludzi i doświadczeń, które wcześniej mogły mieć<br />
diametralnie różny sens. Tą drogą kreśli w świecie własne terytorium znaczeń,<br />
czyli buduje właściwie z niczego osobiste „domostwo bycia”. Dla niego czas<br />
jest bowiem, w przeciwieństwie do muz i kobiet, zawsze bezgranicznie płodny.<br />
Metaforą człowieka zanurzonego przez codzienność w świeci jest tu biblijny<br />
Judasz, pomyślany jako „pasterz bycia” otaczających go bytów, które zacierają<br />
znaczenie swojej podstawy, ukazując ją jako pustynię istnienia, czyli w praktyce<br />
jej doświadczenie emocjonalne staje się „pasieniem niebytu”. Człowiek<br />
bowiem zawsze narażony jest na omylność i – jak sądzi poeta – nawet Bóg się<br />
myli, bo właśnie ma coś z człowieka, choć często tak nie jest. Dla zrozumienia<br />
takiego zadłużenia w niepewnym istnieniu najbardziej jaskrawie przyczynia<br />
się często do śmierć dziecka, co uprzytomnia sens związku z matką, jakim jest<br />
właśnie miłość.<br />
Poezja Wawrzkiewicza to niewątpliwie gra emocjonalna, mająca na celu<br />
demokratyzację ludzkiego pożądania i emancypację seksualności: to próby<br />
głębokiej transgresji tropów poetycko zakazanych, skrywanych pod skorupami<br />
szat i ozdób. Najważniejsze są w tych wierszach siły życia i miłości, które<br />
nieustannie rodzą w ludziach nadzieję, a fenomen seksu jest tylko jej narzędziem.<br />
Właściwie mamy tu do czynienia z językiem ciała, w którego brzmienie<br />
wsłuchuje się poeta w imieniu człowieka. Język ten w swej fundamentalnej<br />
2<br />
Por. M. Wawrzkiewicz, Dwanaście listów, Wydawnictwo Astra, Łódź 2005.<br />
131
postaci nadaje pierwotny i uniwersalny sens wszystkim ludzkim znaczeniom<br />
i pozwala poezji dokonywać wglądów w niekończące się sieci emocji, które<br />
dają potęgę życiu i miłości. Klimat tej poezji zdają się dobrze oddawać fragmenty<br />
wiersza pt. „List z pierwszego wieku naszej ery”, gdzie czytamy: „(…)<br />
Żyć, zażywać rozkoszy, płodzić dzieci,/Radować się, kiedy pierwszymi ząbkami/Gryzą<br />
pierwsze podpłomyki, a potem/Próbują jagnięcego mięsa. Jestem//<br />
Jak Jagnie na pustyni, bez wody/I kolczastej trawy. Tam, w Galilei,/Gdzie ryby<br />
same wskakują do rąk,/Nie ma wody i chrztu nie ma. Znowu/Jestem najlepszym<br />
pasterzem,/Bo nie mas stada./(…) Matko, odtrąciłem cię,/Bo nie znałem<br />
ojca./W godzinie śmierci/Może ci uwierzę.//Ojcze, i ty się mylisz./Wszak jesteś<br />
człowiekiem”.<br />
132<br />
Problem postmodernistyczności poezji regionalnej<br />
Jak wynika z wcześniejszych analiz, poezja regionalna musi mieć charakter<br />
co najmniej dwoisty, tzn. system kodowania przekazu artystycznego<br />
musi zawierać elementy kodu zarówno lokalnego, jak i globalnego: musi ona<br />
posiadać charakter subiektywny i osobisty, czyli w podmiocie lirycznym wiersza<br />
własne ja poety powinno być wyraźnie widoczne. To samo czyni ją już<br />
w pewnym sensie utworem postmodernistycznym. Jakości estetyczne, które<br />
postrzega poeta w swym lokalnym otoczeniu, będą go z niepokojem odsyłać<br />
jednak ku wartościom uniwersalnym, znamionującym dla niego globalny charakter<br />
twórczości. Tak czyniąc, poeta ma nadzieję, że jego przekaz artystyczny<br />
dzięki unwersalizacji jakości lokalnych będzie mógł być i na poziomie globalnym<br />
zrozumiały. Poeta będzie więc poszukiwał pomocniczych kodów wyrazu<br />
dla uzyskania tego celu. Zabieg taki nie zabezpiecza jednak wartościom, które<br />
niesie jego przekaz odbioru jako pospolitych, ani wyjątkowych, bo jego utwór<br />
konkuruje z podobnymi inicjatywami autorskimi, co w rezultacie czyni je bardzo<br />
zbliżonymi do przedstawionych w utworach innych <strong>poetów</strong>. Tylko więc<br />
wskazanie wyjątkowości jakości składających się na wartości, czyli realnej<br />
różnicy między nimi, może stworzyć szansę dla zaistnienia utworu, który je<br />
niesie i jest wyraźnie postrzegany jako inny od pozostałych. Towarzyszące takiej<br />
kompozycji pozapoetyckie środki wyrazu mogą dany utwór odpowiednio<br />
wzmocnić, wskazując właściwą drogę przy konstytuowaniu w nim jego wartości<br />
w odbiorze przez publiczność globalną, ale nie koniecznie muszą, gdyż zawsze<br />
istnieje możliwość wolnych skojarzeń powstających poza publicznością<br />
lokalną, która inaczej odczyta zamysł poety w perspektywie globalnej. Jeśliby<br />
poeta ogołocił swój utwór z treści i jakości lokalnych na rzecz uniwersalnych,<br />
publiczność lokalna przestanie się z nim identyfikować. Mamy tu więc podob-
ną sytuację, jak z przekładem poezji na inne języki, który nigdy w pełni nie jest<br />
możliwy. Próbować globalizować poezję lokalną jednak zawsze można, choć<br />
skutki nigdy do końca nie mogą być pewne i zgodne z zamysłem autora. Jedyne,<br />
co da mu satysfakcję, to fakt, że jego wysiłek znajdzie odzew u publiczności,<br />
tzn. że zadziałała ona interaktywnie: kupi książkę, przyjdzie na spotkania,<br />
rozpozna autora. Dobrze ilustrują te prawidłowości dwie ciekawe pisarki,<br />
urodzone i wyrosłe w krajobrazie Piwnicznej, spokrewnione ze sobą, swą<br />
twórczością budujące pomniki z wierszy dla tego czarodziejskiego miejsca na<br />
Ziemi – ich ojcowizny. Spróbujemy więc przedstawić tę twórczość poetycką,<br />
tj. Wandy Łomnickiej-Dulak – Zielonej łaski pełne 3 i Krystyny Dulak – Nadpopradzie.<br />
Wiersze ludowe 4 .<br />
Poezja Wandy Łomnickiej-Dulak – to pieśni zachwytu i wdzięczności,<br />
utwory nacechowane niekłamanym podziwem i pokorą zarazem. Jej przedmiotem<br />
inspiracji, a zarazem podmiotem lirycznym każdego z wierszy, są góry<br />
otaczające Piwniczną i cały Beskid Sądecki. Autorka w wierszu pt. „Góry dzieciństwa”<br />
pisze: „Góry dzieciństwa/wschodzą we mnie ziarnem wspomnień/<br />
nawet w dolin oddaleniu/spowiadam się wyniosłym zboczom ciszy/wciąż<br />
poznaję je stopa po stopie/kładąc pieczęć śladów/na ścieżkach rodzących kamienie/przyzwyczajam<br />
się/do niebosiężnego trwania szczytów/słoną kroplą<br />
zachwytu/zlizywaną z warg zmęczonych//(...) Góry dzieciństwa/zielonej łaski<br />
pełne/módlcie się ze mną/do Ojca Wszechzachwytu/o świetlistowieczny spokój<br />
mego serca/wstępującego w beskidzkie niebiosa”. Poetka postrzega je jako<br />
macierz i świątynię, gdzie modli się i przeżywa mistyczne ekstazy. Wczuwa<br />
się w każdy element przyrody, w której od dzieciństwa kształtowała się jej<br />
wrażliwość na wartości i ludzi, wśród których budowała się jej osobowość artystyczna.<br />
Te więzi ze środowiskiem mają charakter metafizyczny, zaś postrzegane<br />
i przeżywane wartości nasycone są owymi jakościami metafizycznymi,<br />
a więc wszędzie dzięki doborowi odpowiednich słów i wersyfikacji pojawiąją<br />
się dusze roślin, zwierząt, drzew, strumyków, kamieni i połonin, ożywiane słowami<br />
oddającymi sensy fundamentalnych przeżyć poetki. Za wierszami Łomnickiej-Dulak<br />
widać całe serie obrazów, przypominających film o Piwnicznej<br />
i jej okolicach, albo i świat widziany z wierchów tego Beskidu. Motywem<br />
przewodnim tego tomiki, na poły napisanego przepiękną polszczyzną, na poły<br />
gwarą sądecko-spiską, staje się niewątpliwie cisza. Tworzy ona jakby uwerturę<br />
do symfonii orkiestującej tę nieskończoną różnorodność w jedną wspaniałą<br />
i organiczną całość – ojcowiznę. Składają się na nią właśnie lokalne krajobra-<br />
3<br />
Por. W. Łomnicka-Dulak, Zielonej łaski pełne, Katolickie Stowarzyszenie „Civistis<br />
Christiana”, Nowy Sącz 2003.<br />
4<br />
Por. K. Dulak, Nadopodradzie. Wiersze ludowe, Wstęp Jalu Kurek, Katolickie Stowarzyszenie<br />
„Civitas Christiana”, Nowy Sącz, 2001.<br />
133
zy oraz jej kultura, będąca wyrazem ducha ludzi tam żyjących. W wierszu pt.<br />
„Pieśń ciszą napełniona” słyszymy: „(...) cisza jest wielkim głosem/przystańmy<br />
w milczeniu/w gór zachwycie próbując/odkryć zielone serce piękna”.<br />
W podobnym duchu wierszuje, choć zawsze gwarą sądecko-spiską, Krystyna<br />
Dulak (obecnie Dulak-Kulejowa – żona znakomitego mistrza boksu, na stałe<br />
mieszkająca w Anglii). Z perspektywy emigracyjnego oddalenia jeszcze wyraziściej<br />
jej pamięć i przeżycia niosą kolejne strofy poetyckiej narracji. W nich<br />
ciągle słychać szum Popradu przemieszany z charakterystycznym zaśpiewem<br />
mowy ludzi tu mieszkających; z pohukiwaniami wiatru po przełęczach i połoninach,<br />
przerywanego kwileniem ptaków i odgłosami ludzi uprawiających „kawałek<br />
chleba” na polach rozłożonych wzdłuż doliny Nadpopradzia. Pochwała<br />
miłości, wytrwałości i pracowitości matki, dziadka, babci, bliskich i przyjaciół<br />
zapamiętanych w dzieciństwie, których życie koncentrowała się na walce z tą<br />
dokuczliwą „bidą” dnia codziennego i oczekiwaniem na turystów, przeplatanymi<br />
bardziej wzniosłymi wydarzeniami: odpustem, weselem, pogrzebem<br />
i jarmarkami w Starym Sączu. Cały ten świat otrzymuje tu formę mistyfikacji<br />
owej przeszłości, wzbogaconej o wymiar dziejów regionu jeszcze z początku<br />
ubiegłego wieku. W wierszach Dulak pojawiają się więc diabły, czarty, Baby<br />
Jagule, postaci z wierzeń religijnych, ale i Żydzi przedwojenni ze swymi rodzinami,<br />
po których został tylko kirkut, Łemkowie i Madziarzy, a więc świat<br />
jeszcze z okresu Monarchii Austriacko-Węgierskiej. Z perspektywy Londynu<br />
poetce udaje się w ten krajobraz słowny wbudować wizję oglądanego świata,<br />
np. lotnisko w Delhi, Londynie, gdzie tłumy emigrantów poszukują możliwości<br />
lepszego życia, a pośród nich rozpoznaje nierzadko znajome słowa i akcent<br />
mowy ludzi z nad Popradu i Dunajca. W wierszu pt. „Pogrzeb w górach” Dulak<br />
pisze: „Spolygołeś Beskidzie, a twoje garbule/strzegom ludzkiej krzywdy<br />
jako Tatr wantule,/my zaś na ik ziobrak kiej niebozątka/dzirgomy swój żywot<br />
jako nici prządka”. Tak więc zbiór tych poezji przypomina wszystkie historie,<br />
które się tu zdarzyły w ostatnich stu latach i spłynęły z nurtem Popradu, a ich<br />
echa i pogłos słychać w gwarze żyjących tu jeszcze starych ludzi.<br />
Wydaje się, że wiodącym przesłaniem tych tomików są takie oto przedstawienie<br />
„kalendarza przyrody i historii” owych małych ojczyzn, w których natura<br />
jest spleciona jakby z liturgią życia ludzi: celebrowaniem jego wzniosłości<br />
wraz z jego naturalnym światem. Zostało ono przez poetki przedstawiona przy<br />
pomocy swoistych słów i ich specyficznych znaczeń wplecionych w warkocz<br />
przyrody jak ta przysłowiowa „czerwona wstążka miłosna” we włosy ukochanej.<br />
Ów świat życia obydwóch artystek posłużył im jednocześnie do pokazania<br />
źródeł własnej tożsamości, ale i zarazem stał się odskocznią do jej przekraczania<br />
w kierunku uniwersalnego rozumienia wartości i wzorców kultury, które<br />
postrzegają w najbliższym swoim otoczeniu społecznym i przyrodniczym.<br />
134
Indeks nazwisk<br />
Asank Japołł Michał 94<br />
Babiarz (Król) Joanna 9, 23, 105, 106, 107<br />
Babiński Andrzej 86<br />
Baran Józef 25, 48<br />
Basara-Lipiec Eugenia 41<br />
Basiaga Marek 26, 91, 92<br />
Barycz Henryk 94<br />
Bauman Zygmunt 7, 8, 129<br />
Bazielich Wiktor 94, 96<br />
Beamon Bob 20<br />
Bell Daniel 127<br />
Benn Godfried 13<br />
Bergson Henryk 69, 112<br />
Białoszewski Miron 74<br />
Boba-Dyga Bożena 58, 59<br />
Bobrowski Johanes 13<br />
Boros Wojciech 9, 84, 85, 86, 11, 112<br />
Brandys Barbara 20, 21<br />
Brandstaetter Roman 26<br />
Bubka Siergiej 20<br />
Camus Albert 62<br />
Celan Paul 13<br />
Chadzinikolau Nicos 41<br />
Chopin Fryderyk 23<br />
Cichoń Barbara 35,82<br />
Czech Jan Joachim 94<br />
Cyceron 69<br />
Cyganik Henryk 41, 87, 88, 108<br />
Dąbrowa-Szatko Marzena 70,71<br />
Długosz Jan 94<br />
De Maria Irena 82<br />
Drobysz Robert 82, 83<br />
Dulak Krystyna 133, 134<br />
Dürr Jan 94<br />
Dziekańska Barbara 50, 51<br />
Emerson Waldo 12<br />
Etzioni Amitai 127<br />
Fiedler Leslie 128, 129<br />
Fiut Ignacy Stanisław 7, 10, 30, 100<br />
Fiutowski Jerzy 41<br />
Franczak Stanisław 9, 25, 26, 87, 88<br />
Fronczek Jerzy Stanisław 89, 90<br />
Gadamer Hans-Georg 13<br />
Gajewska Maria Halina 83<br />
Gąsiorowski Krzysztof 61<br />
Ginsberg Allen 49, 84, 85<br />
Goethe Johann Wolfgang 71<br />
Gola Stanisław 54, 55<br />
Gołąb Marcin 43<br />
Gordziej Helena 9, 22, 23, 33, 45, 46, 63,<br />
64, 117, 118, 119<br />
Goszczyński Seweryn 94, 95<br />
Grzejszczak Marian 103<br />
Harasymowicz Jerzy 41, 51, 71, 77, 103<br />
Heidegger Martin 131<br />
Heraklit 66, 68<br />
Herbert Zbigniew 39, 41, 103<br />
Horacy 69<br />
135
Hölderlin Fryderyk 13<br />
Hrabiec Andrzej Maria 35<br />
Iwaszkiewicz Jarosław 33<br />
Jan Paweł II 99<br />
Jasicki Aleksander 9, 30, 31, 41<br />
Jastrun Mieczysław 103<br />
Jaszke Justyna 38, 39<br />
Jaworski Wit 48<br />
„Jeżyk” Kasprzak Rafał 56, 57<br />
Joannitus Martinus 96<br />
Kaczyński Bogusław 94<br />
Kamieńska Anna 26<br />
Kajtochowa Anna 9, 33, 34, 55, 73, 117,<br />
118, 121, 122<br />
Kajtoch Wojciech 33, 34<br />
Kania Waldemar 87<br />
Kasprowicz Jan 103<br />
Kawalec Julian 41, 72<br />
Kawiński Wojciech 9, 32, 33, 60, 61, 62,<br />
103, 104<br />
Kerby Anly 14<br />
Kielgrzymski Marek 86<br />
Kinga, św. 93, 99<br />
Kisielewski Kuba 52<br />
Kirsz Jan 46, 72<br />
Klejnocki Jarosław 15<br />
Kokot Krzysztof 100<br />
Kremza Arkadiusz 36, 37<br />
Krężołek Paluch Barbara 24<br />
Krupińska-Trzebiatowska Joanna 65, 66<br />
Królik Stanisław 94<br />
Krynicki Ryszard 48<br />
Konstanty Bogusława Agata 97, 108<br />
Koehler Krzysztof 15<br />
Kudyba Wojciech 26, 27<br />
Kukuczka Jerzy 20<br />
Kulikowski Wiesław 97<br />
Kunda Bogusław Sławomir 41<br />
Kurzawa Eugeniusz 83, 84<br />
Kwiek-Osiowska Janina 93<br />
Lebda Małgorzata 9, 73, 74, 75<br />
Lebdowicz Maria 100<br />
Lenczowski Czesław 94<br />
Lessing Theodor 130<br />
Leśmian Bolesław 51<br />
Linke Agata 52<br />
Lisowski Krzysztof 61<br />
Lizandr Melchior 96<br />
Lizoń Daniel 9, 73, 75, 76, 114, 115,<br />
116<br />
Lyotard Jean-Francois 128<br />
Łojek Krzysztof 46<br />
Łomnicka-Dulak Wanda 9, 26, 100, 133<br />
Łotocki Kazimierz 94<br />
Maalouf Amin 124<br />
Mallarmé Stéphane<br />
Malicki Tadeusz 94<br />
Maliszewski Karol 16<br />
Marcinkowski Robert 27<br />
Marcuse Herbert 14<br />
Marecki Piotr 125<br />
Meister Ernest 13<br />
Mickiewicz Adam 23, 99, 100<br />
Miller Henry 37<br />
Miłosz Czesław 9, 41, 47, 103, 125<br />
Morawski Szczęsny 94, 95, 100<br />
Musiał Elżbieta 52<br />
Nalepa Julia 73, 77, 78<br />
Nietzsche Fryderyk 39, 68, 69<br />
Nikifor 83<br />
Nowak Tadeusz 51<br />
Oliva Achilles Bonita 130<br />
Ortega y Gasset Jose 11, 12<br />
Ożóg Jan Bolesław 33, 61<br />
Pagaczewski Stanisław 94<br />
Pankiewicz Andrzej 7<br />
Pascal Błażej 39<br />
Pasierb Stanisław 26<br />
Pauli Żegota 94<br />
Paweł, Św. 26<br />
Perier Danuta 44<br />
Pisarek Walery 30<br />
136
Platon 71<br />
Plath Sylwia 83<br />
Plichta Paweł 7<br />
Pluszka Adam 36, 37<br />
Proustu Marcel 112<br />
Przeczek Wilhelm 41<br />
Przerwa-Tetmajer Kazimierz 39<br />
Przyboś Julian 103<br />
Przybyszewski Stanisław 23<br />
Raczek Jan 99<br />
Regnowska Marta 73, 78, 79<br />
Rodzik Ryszard 28<br />
Rokicki Jarosław 7<br />
Rosół Stanisław 94<br />
Roszko Janusz 94<br />
Różewicz Tadeusz 23, 41, 86, 96, 103<br />
Rusin Stefan 43<br />
Rychter-Janowska Stanisława 94<br />
Rutkiewicz Wanda 20<br />
Rzodkiewicz Joanna 44<br />
Salomon Joanna 61<br />
Smajdor Edward 93, 94<br />
Słowacki Juliusz 26, 39<br />
Sobieski Jan III 98<br />
Sosnowski Jerzy 15<br />
Stachura Edward 86<br />
Stabro Stanisław 48<br />
Stępień Jerzy 51, 52<br />
Stróżowski Władysław 7<br />
Sułkowska Danuta Maria 90, 91, 93, 98,<br />
100<br />
Szaja Tadeusz 97<br />
Szajerówna Jadwiga 94<br />
Szeliga Paweł 66, 67<br />
Szewińska Irena 19, 20<br />
Szlaga Krystyna 47, 48<br />
Szot Jan 100<br />
Sztaudynger Jan I. 39<br />
Szujski Jan 94<br />
Szymborska Wisława 9, 86, 103, 125<br />
Śliwiak Tadeusz 33, 41<br />
Ślusarczyk-Latos Józefa 9, 19, 20<br />
Świetlicki Marcin 15<br />
Tischner Józef 39<br />
Trakl Georg 13<br />
Trojanowski Jacek 72<br />
Toffler Alvin 74<br />
Torubs Andrzej Krzysztof 48, 49<br />
Tuwim Julian 96<br />
Twardowski Jan, ks. 26, 41, 51, 72<br />
Udziela Seweryn 94<br />
Valéry Paul 13<br />
Wabik Mateusz 36, 37<br />
Warzecha Andrzej 48<br />
Wasylewski Stanisław 94<br />
Wawrzkiewicz Marek 61, 131, 132<br />
Wawrzyński Marek 27, 42, 43, 57<br />
Welch Wolfgang 126<br />
Węgrzynowicz-Plichta Magdalena 69<br />
Widomska Stanisława 109, 110, 111<br />
Wiercioch Wojciech 39, 40<br />
Wirpsza Witold 33, 103<br />
Witkiewicz Stanisław Ignacy 39<br />
Wnęk Antoni 93<br />
Wojaczek Rafał 83, 86<br />
Wroński Szczęsny 49, 50<br />
Wyspiański Stanisław 94<br />
Zagajewski Adam 48<br />
Zemanek Alicja 9, 18, 19,<br />
Ziemianin Adam 48, 69<br />
Żeromski Stefan 94<br />
Żukowska Lidia 21, 22<br />
137