02.03.2015 Views

kulturowa tożsamość poetów prezentacje i analizy - Wydział ...

kulturowa tożsamość poetów prezentacje i analizy - Wydział ...

kulturowa tożsamość poetów prezentacje i analizy - Wydział ...

SHOW MORE
SHOW LESS

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

Ignacy S. Fiut<br />

KULTUROWA TOŻSAMOŚĆ POETÓW<br />

PREZENTACJE I ANALIZY<br />

1


2<br />

Kraków 2008


KU 321 pozycja wydawnictw naukowych<br />

Akademii Górniczo-Hutniczej im. Stanisława Staszica w Krakowie<br />

© Wydawnictwa AGH, Kraków 2008<br />

ISBN 978-83-7464-209-5<br />

Redaktor Naczelny Uczelnianych Wydawnictw<br />

Naukowo-Dydaktycznych AGH: Jan Sas<br />

Z-ca Redaktora Naczelnego: Beata Barszczewska-Wojda<br />

Komitet Naukowy UWND AGH:<br />

Kazimierz Jeleń (przewodniczący),<br />

Edward Fraś,<br />

Tadeusz Sawik,<br />

Ryszard Uberman,<br />

Adam Paweł Wojda,<br />

Mariusz Ziółko<br />

Recenzent: prof. ASP Andrzej Bednarczyk – Akademia Sztuk Pięknych<br />

im. Jana Matejki w Krakowie<br />

Książkę sfinansowano ze środków Funduszu Badań Statutowych WH AGH<br />

nr 11.11.430.127/2008<br />

Redakcja: Dawid Skrabek<br />

Projekt okładki i strony tytułowej: Zofia Łucka<br />

Na okładce wykorzystano zdjęcie autorstwa Anny Blaźniak<br />

Skład komputerowy: „Edycja”, tel. 0-12 284-30-28<br />

Druk i oprawa:<br />

Redakcja Uczelnianych Wydawnictw Naukowo-Dydaktycznych AGH<br />

al. Mickiewicza 30, 30-059 Kraków<br />

tel. 0-12 617-32-28, tel./faks 0-12 636-40-38<br />

e-mail: redakcja@wydawnictwoagh.pl<br />

www.WydawnictwoAGH.pl<br />

4


Spis treści<br />

Słowo wstępne .................................................................................. 7<br />

Rozdział I. Głosy <strong>poetów</strong> stają się coraz cichsze ................................. 11<br />

Rozdział II. Poetyckie nadzieje i wizje na progu nowego milenium ...... 18<br />

Rozdział III. Miłość w poetyckich dyskursach ..................................... 31<br />

Rozdział IV. Jesień jest dla <strong>poetów</strong> pełna słowobrania .......................... 41<br />

Rozdział V. Powracając do swoich ojczyzn mentalnych ........................ 47<br />

Rozdział VI. Egzystencjalne wynurzenia <strong>poetów</strong> .................................. 54<br />

Rozdział VII. Fruwając między niebem a ziemią ................................. 63<br />

Rozdział VIII. Nowe siły w poezji polskiej .......................................... 73<br />

Rozdział IX. Gry słowne <strong>poetów</strong>,<br />

czyli wędrówki po ich światach mentalnych .................... 81<br />

Rozdział X. Stary Sącz i jego kultura jako źródło inspiracji <strong>poetów</strong> ....... 93<br />

Rozdział XI. W poszukiwaniu własnej tożsamości ............................... 101<br />

Rozdział XII. Poezja a postmodernizm ............................................... 125<br />

Indeks nazwisk ................................................................................. 135<br />

5


Słowo wstępne<br />

Kwestię tożsamości <strong>poetów</strong>, którą zawsze należy odnosić do wzorów<br />

oraz schematów kultury, w której tworzą, chcemy przedstawić jako procesy<br />

programowego jej destabilizowania, umożliwiające sam fakt tworzenie 1 . Destabilizacja<br />

taka poszerza możliwości postrzegania, przeżywania i rozumienia<br />

otaczającego ich świata, a więc daje wiele nowych szans wglądania w niego<br />

oraz ujawniania nowych jego stron i tkwiących w nim wartości. Poeci, jak<br />

wszystkie jednostki, zawsze dysponują własną tożsamością, bardziej lub mniej<br />

uświadamianą, ale stanowi ona dla nich pewien gorset ograniczający ich zamysły<br />

artystyczne i aktywność twórczą. Taka postawa była u nich obecna od<br />

dawien dawna, bo często w dziejach byli postrzegani jako odmieńcy, osobniki<br />

„odbiegające” od obowiązujących norm, często wręcz „chorobliwie szalone”.<br />

Obecnie, w związku z rozprzestrzenianiem się procesów globalizacji podważających<br />

dotychczas panujące wartości i standardy kulturowe, kwestia destabilizacji<br />

tożsamości jednostkowej i zbiorowej staje się coraz bardziej aktualna<br />

i dotyczy zdecydowanej większości ludzi, a nie tylko artystów. Te zewnętrzne<br />

uwarunkowania destabilizujące tożsamości ludzi coraz silniej wpływają na<br />

dążenia do jej zmiany czy przebudowywania, szczególnie wśród artystów.<br />

„Tęsknota za tożsamością – pisze Zygmunt Bauman – wynika z pragnienia<br />

bezpieczeństwa, co samo w sobie jest dość dwuznaczne. Jakkolwiek byłoby<br />

to zrazu radosne, jakkolwiek obiecujące i pełne przeczuć dotąd nieobecnego<br />

doświadczenia, bujającego w nieudolnie zdefiniowanym obszarze, zawisłego<br />

w opornej i irytującej przestrzeni gdzieś „między ustami a brzegiem pucharu”,<br />

to na dłuższą metę bywa to denerwujące i wywołuje stany lękowe. Chociaż<br />

ustalona pozycja pośród nieskończonej liczby możliwości też nie stanowi<br />

1<br />

I.S. Fiut, Tożsamość <strong>poetów</strong>. Próba oglądu zjawiska od strony psychospołecznej, [w:]<br />

A. Pankiewicz, J. Rokicki, P. Plichta (red.), Tożsamość kulturoznawstwa, Wydawnictwo Uniwersytetu<br />

Jagiellońskiego, Kraków 2008, s. 185–195.<br />

7


atrakcyjnej perspektywy. Ulubionym bohaterem naszej płynnej rzeczywistości<br />

jest niczym nieobciążona, swobodnie poruszająca się jednostka. Bycie „ustalonym”,<br />

„zdefiniowanym” na sztywno i bez możności zmian, staje się coraz<br />

gorzej widziane” 2 . Odczuwanie potrzeby przebudowy posiadanej tożsamości<br />

musi więc zakładać jej destabilizację, w wyniku której podmiot uwalnia się<br />

od jej silnej determinacji narzucającej mu mimowolnie widzenie oraz wartościowanie<br />

świata. Towarzyszy temu również odczuwanie poszerzenia własnej<br />

wolności osobistej, możliwości mniej skrępowanych wyborów, a więc stwarza<br />

warunki do aktywniejszego i bardziej twórczego działania, dającego szereg<br />

możliwość ukazywania nowych stron, wizji światów w stosunku do tego zastanego.<br />

„Kształtowanie „tożsamości” jako zadania i celu życia było – w porównaniu<br />

z przednowoczesnym pszypisaniem do stanu – aktem wyzwolenia;<br />

wyzwolenia od inercji tradycyjnych dróg, niezmiennych autorytetów, uświęconych<br />

schematów postępowania i niekwestionowanych prawd” 3 . To stwierdzenie<br />

wyjaśnia również dlaczego dzisiaj kwestie tożsamości indywidualnej,<br />

zbiorowej, przedmiotowej i podmiotowej stały się tak bardzo ważne dla ludzi,<br />

a szczególnie dla twórców. Ci ostatni nie tylko są skazani na świadome podważania<br />

własnej tożsamości w związku z podejmowanymi aktami twórczymi, ale<br />

również jest ona mocno kwestionowana przez uwarunkowania zewnętrzne, co<br />

nierzadko może prowadzić do jej rozpadu, a nawet utraty. Jeśli się tak stanie,<br />

artysta, w tym również poeta, wypala się twórczo i w rzeczywistości przestaje<br />

być autentycznym twórcą, skazując siebie najczęściej na milczenie. W procesach<br />

tworzenie obarczonych zawsze pewnych ryzykiem, ze względu na końcowy<br />

sens aktu twórczego, artysta z zasady stara się powołać do bytu coś, czego<br />

nie ma, a co jego zdaniem determinowanym silnym przekonaniem, być powinno.<br />

Taka jest bowiem natura dialektyki twórczości 4 . Z takiej perspektywy teoretycznej<br />

również jasnym się staje, że każda próba innowacji artystycznej, która<br />

ma mieć swoje odzwierciedlenie w rezultacie aktu twórczego, <strong>tożsamość</strong> określającej<br />

jego miejsce w świecie, musi być bardziej lub mnie podważona, a więc<br />

artysta musi wcześniej dogłębnie przetestować własną świadomość posiadanej<br />

tożsamości, co zawsze daje mu przesłanki do tego, by ją w pewnym stopniu zakwestionować.<br />

I dopiero to wewnętrzne doświadczenie inicjuje w nim procesy<br />

twórcze, wzmacniając i motywując jego potrzebę kreacji, a więc powoływania<br />

do bytu tego, co według jego oceny aksjologicznej winno jakoś zaistnieć. Z tej<br />

właśnie perspektywy teoretycznego oglądu była pisana ta praca.<br />

2<br />

Z. Bauman, Tożsamość. Rozmowy z Benedetto Vecchim, Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne,<br />

Gdańsk 2004, s. 30.<br />

3<br />

Ibidem, s. 48.<br />

4<br />

W. Stróżewski, Dialektyka twórczości, Polskie Wydawnictwo Muzyczne, Kraków 1983,<br />

s. 184–185.<br />

8


Przedmiotem prezentacji i analiz zawartych w książce stały się zbiory poezji<br />

współczesnych jej twórców, analizowane pod różnym kątami ze szczególnym<br />

uwzględnieniem kreowanych przez autorów światów poetyckich oraz ich<br />

stosunku do własnej osobowej tożsamości w kontekście świadomości zbiorowej,<br />

do której należą oni sami i ich czytelnicy. Nie są to autorzy znajdujący się<br />

na Parnasie, ale ci, dzięki którym kwitnie obecnie rzeczywiste życie literackie<br />

i którzy w praktyce rozwijają kulturę poetycką wśród publiczności. Można ich<br />

zaliczyć do tzw. „Parnasu-bis”, co nie oznacza, że ich twórczość jest gorsza.<br />

Stanowi ona szerokie i dobre zaplecze polskiej kultury poetyckiej, która przecież<br />

na arenie światowej odniosła niedawno spektakularne sukcesy, by przypomnieć<br />

dwoje laureatów Nagrody Nobla w tej dziedzinie – Czesława Miłosza<br />

i Wisławę Szymborską. Może do tej pory los im nie sprzyjał i nie znaleźli<br />

odpowiedniego mecenasa, by ich wypromował, albo sami wolą skromne kontakty<br />

z własnymi czytelnikami, tworząc w ten sposób wspólnoty aksjologiczne<br />

budujące ową duchowość wśród ludzi, która ma dla nich większą wartość<br />

niż obecność na pierwszych strony poczytnych gazet i magazynów, mierzona<br />

najczęściej wielkością sprzedanego nakładu ich książek przez komercyjnych<br />

wydawców.<br />

Praca ta nie jest pomyślana jako typowa rozprawa o charakterze krytycznoliterackim,<br />

ale skierowuje uwagę przede wszystkim na inspiracje twórcze<br />

<strong>poetów</strong>, towarzyszące im obawy, lęki, przeżycia, rodzące w nich potrzebę<br />

pisania właśnie wierszy oddających ich stosunek do otaczającego ich świata,<br />

w którym starają się znaleźć swoje miejsce. Jest ona raczej dokumentem<br />

opisującym motywy tworzenia, mentalność piszących oraz przyświecające<br />

im cele, które niekiedy nie są do końca możliwe do wyartykułowania, kiedy<br />

pisanie wierszy staje się formą ich egzystencjalnej terapii. Najwięcej uwagi<br />

poświęciliśmy tym autorom, którzy prawie od drugiej połowy XX wieku<br />

aktywnie uczestniczą własną twórczością w życiu rodzimej poezji. Są<br />

to: Anna Kajtochowa, Helena Gordziej, Wanda Łomnica-Dulak, Stanisław<br />

Franczak czy Wojciech Kawiński. Również wiele uwagi zwróciliśmy na tych<br />

autorów, którzy zintensyfikowali swą twórczość po przełomie ustrojowym<br />

w roku 1989, kiedy bariera cenzury została zniesiona i otworzyły się dla<br />

nich szerokie możliwości wydawnicze, co nie oznaczało jednak, że wszyscy<br />

wydający pokazali twórczość na wysokim poziomie artystycznym. Do<br />

tej drugiej wartościowej grupy <strong>poetów</strong> należą np. Aleksander Jasicki, Józefa<br />

Ślusarczyk-Latos, Alicja Zemanek, Joanna Babiarz, ale i grono młodych<br />

adeptów pióra, jak np. Wojciech Boros, Małgorzata Lebda czy Daniel Lizoń.<br />

Dobór nazwisk <strong>poetów</strong> nie jest zapewne reprezentatywny, ale ich twórczość<br />

ma dla nas pewną autoteliczną wartość, która skłoniła do zaprezentowania<br />

i przeanalizowania ich dokonań.<br />

9


Sens tej pracy polega przede wszystkim na tym, że chcemy pokazać<br />

twórczość poetycką jako pewien emocjonalny i duchowy dokument okresu<br />

przełomu wieków. Chcemy również zaproponować pewne bardziej filozoficzne<br />

do niej podejście, a nawet zasugerować klucz intelektualny do rozumienia<br />

i przeżywania tej poezji. Sądzimy także, że potencjalny jej czytelnik<br />

może z powodzeniem odnaleźć z jej twórcami jakieś aksjologiczne porozumienie<br />

oraz wspólnotę życia duchowego, która poszerzy jego własne odczuwanie,<br />

przeżywanie, ale i rozumienie otaczającego go świat wraz z żyjącymi<br />

w nim ludźmi.<br />

Kraków, październik 2008 roku<br />

Ignacy S. Fiut<br />

10


ROZDZIAŁ I<br />

Głos <strong>poetów</strong> staje się coraz cichszy<br />

Tożsamość <strong>poetów</strong> ma dwie zasadnicze warstwy. Pierwsza dotyczy „bycia<br />

poety” człowieka, który posiada, ale i permanentnie tworzy własną <strong>tożsamość</strong><br />

kulturową. Druga natomiast wiąże się z jego walką o <strong>tożsamość</strong> własnej<br />

twórczości, która w sposób osobliwy wyraża jego aktualny stan tożsamości<br />

poetyckiej, ucieleśnianej i w pewnym sensie zobiektywizowanej w jego twórczości.<br />

W ten sposób obiektywizowana twórczość poetyka spycha na drugi<br />

plan jej autora, a stworzone przez niego wizje świata po dotarciu do odbiorcy<br />

zaczynają żyć własnym życiem, najczęściej niezależnie od niego. Mówiąc<br />

prościej, poecie idzie o to, by utwór sygnowany jego nazwiskiem był przez<br />

światy w nim wykreowany rozpoznawalny, i by stanowił przestrzeń przyszłej<br />

wspólnoty z czytelnik, który z kolei mógłby rozpoznać go jako autora,<br />

resp. formację, którą reprezentuje. Już w takim usytuowaniu tożsamości<br />

poety i tożsamości jego twórczości zawarty jest konflikt wewnętrzny, który<br />

wypełnia jego osobowość, jego ja podmiotowe, ja artystyczne, a którego<br />

wynikiem jest specyfika i oryginalność kolejnych jego zamysłów twórczych<br />

oraz sposobów ich realizacji. Można więc zasadnie przyznać prawdziwość<br />

stwierdzeniu, które często wyrażają dojrzali i doświadczeni poeci, że „poetą<br />

się bywa”, zaś zawsze jest się człowiekiem. Choć z drugiej strony stwierdzenia<br />

Jose Ortegi y Gasseta związane z miejscem poezji Mallarmégo w kulturze<br />

europejskiej sugerujące, że tam, gdzie kończy się człowiek, zaczyna się artysta,<br />

a samo poezja ze swej istoty stanowi „wyższą algebrą metafor”, budząc<br />

pewne wątpliwości co do istoty „bywania poetą” 1 . Naszym jednak zdaniem<br />

są to wielce przenikliwe stwierdzenie autora Buntu mas, które jakby antycypują<br />

to, co zdarzyło się z poezją na przełomie XX i XXI wieku, a co ma swoje<br />

historyczne zadłużenie, które zostało wyraziście uświadomione przez <strong>poetów</strong><br />

dopiero w ubiegłym wieku, kiedy właśnie ich <strong>tożsamość</strong> została wyraźnie za-<br />

1<br />

J. Oretega y Gasset, Dehumanizacja sztuki i inne eseje, Czytelnik, Warszaw 1980, s. 304.<br />

11


kwestionowana w przestrzeniach społeczeństwa masowego, kształtowanego<br />

przez media masowe. „Przypomnijmy, że człowiek wybitny – pisze Ortega<br />

y Gasset – tym różni się od człowieka pospolitego, że ten pierwszy ma duże<br />

wymagania wobec siebie samego, natomiast ten drugi, zachwycony własną<br />

osobą, niczego od siebie nie wymaga, będąc zupełnie zadowolony z tego,<br />

kim jest” 2 . Jeśli więc ktoś tu może mieć świadome problemy z własną tożsamością,<br />

to niewątpliwie ten pierwszy, a do tego typu należą przecież poeci,<br />

pod warunkiem, że nie są w pełni filistrami, a przy okazji koniunkturalistami<br />

społeczno-politycznymi. Tak czy owak, poeci byli i są zawsze skazani na<br />

programowe destabilizowanie własnej świadomości i wynikające z tego pytanie:<br />

kim ja jestem?, kim jest inny?, jaka jest kontekstualna podstawa naszego<br />

wspólnego życia w tym świecie?<br />

Jednym z pierwszych <strong>poetów</strong>, który był zarazem i filozofem, w pełni<br />

uświadamiającym sobie tę sytuację problematyczności własnej tożsamości<br />

poetyckiej i potrzeby jej budowania oraz przetwarzania w okresie powstawania<br />

społeczeństwa masowego emigrantów w Ameryce, był niewątpliwie Ralph<br />

Waldo Emerson, twórca idei panhumanizmu, akcentującej ważność wartość<br />

polegania na sobie jednostki w życiu, co stwarzało jej możliwość wyboru<br />

siebie niezależnie od swej tożsamościowej proweniencji, ale i nie pozwalało<br />

poddawać się panowaniu świata rzeczy nad nią. Warunkiem takiej postawy<br />

autonomicznej, zakładającej możliwość własnej autdefinicji, było kultywowanie<br />

zasady życia społecznego, głoszącej: „równość w różnorodności”, z której<br />

wynikało fundamentalne stwierdzenie, że każdy ma prawo do osobistego<br />

duchowego rozwoju, w którym istotne miejsce miał odgrywać stosunek pojedynczego<br />

człowieka do przyrody. Głos Emersona był chyba pierwszym publicznym<br />

wyznaniem poety, mówiącym, że poeta z konieczności musi destabilizować<br />

własną <strong>tożsamość</strong>, by być słyszalnym: by przyciągać ku sobie uwagę<br />

odbiorców własnej twórczości i budzić u nich jako innych przychylność i klimat<br />

zaufania. Tym, co stwarzało ów wspólny grunt dla poety i innych względem<br />

niego ludzi, jakimi byli emigranci z różnych kręgów kulturowych oraz<br />

tubylcy, było ich wspólne położenie w świecie przez nich zamieszkiwanym.<br />

Budziło ono w nich podobne obawy i lęki, ale również analogiczne nadziej,<br />

których rękojmią była obfitość, bogactwo, ale i piękno natury tego „nowego<br />

świata”, do które przyjazne nastawienie stwarzało wszystkim szansę budowy<br />

wspólnego życia, w którym ludzie będą się szanowali pomimo rozlicznych<br />

różnic, które ich dzieliły.<br />

Kolejnym przykładem destabilizacji własnej tożsamości związanym<br />

z rozwojem społeczeństwa masowego i egalitaryzacji w jego przestrzeniach<br />

2<br />

J. Ortega y Gasset, Bunt mas, MUZA S.A., Warszawa 1995, s. 61.<br />

12


poezjowania są przykłady opisywane przez Hansa-Georga Gadamera, do<br />

których zaliczył postawy twórcze: Ernesta Meistera, Johanes Bobrowskiego,<br />

Godfrieda Benna, Paul Celana i Georga Trakla. Gadamer przypominał przy<br />

okazji, że ich poprzednikiem duchowym był niewątpliwie Fryderyk Hölderlin,<br />

który właściwie za parawanem własnej twórczości dotykającej uniwersalnego<br />

porządku świata skrywał własną <strong>tożsamość</strong>, która ponadto została w wyniku<br />

intensywnych procesów twórczych prawie zupełnie zdestabilizowana.<br />

Wszyscy ci poeci starali się bowiem tworzyć na poziomie stykania się języka<br />

z transcendentnym w stosunku do niego światem oraz bytem jako pełną całością,<br />

głęboko skrywając za swymi utworami własną <strong>tożsamość</strong>. Z ich utworów<br />

emanował ból i cierpienie egzystencjalne, brak odczuwanej miłości, pełne<br />

osamotnienie, a nawet odczucie obcości wobec własnego ja, a w konsekwencji<br />

utwory te stanowiły świadectwo zupełnego wykluczania się ze społeczeństwa<br />

masowego, w którym kwestia tożsamości stawała się dla nich nie do zniesienia.<br />

Pomimo to dążyli oni za wszelką cenę do odbudowania ram uniwersalnych<br />

dla tożsamości człowieka, destabilizując prawie w całości własną <strong>tożsamość</strong>,<br />

a nawet często wyrzekali się jej. Taka postawa <strong>poetów</strong> powodowała,<br />

że ich osobisty głos stawał się coraz cichszy, bo starali się mówić szeptem<br />

tylko do tych nielicznych słuchaczy i czytelników, którzy jeszcze byli w stanie<br />

zrozumieć sens ich wysiłku poetyckiego. Nie rozumiejąc więc ani siebie, ani<br />

innego, bo ich życie pozbawione świadomości tożsamości własnej uniemożliwiało<br />

im przeglądanie się w tożsamości innego, nie byli w stanie nawiązać<br />

z nim właściwie żadnych kontaktów. W ten sposób potencjalna ich wspólnota<br />

z innymi się rozpadała, a właściwie nigdy nie mogła dojść do skutku.<br />

W konsekwencji tracili bezpowrotnie szansę doświadczania całości i harmonii<br />

świata. Dlatego Gadamer nie bez powodu zapytuje: czy poeci umilknął? 3 .<br />

Przypomina za Paulem Valéry, że „Słowo używane w komunikacji jest jak<br />

zdawkowa moneta. Czyli oznacza coś, czym nie jest. (…) Słowo poetyckie,<br />

odsyłając nas ku czemuś innemu, zarazem wskazuje samo na siebie. Samo<br />

słowo jest poręką tego, o czym mówi. Obcując ze słowem poetyckim, wszyscy<br />

tego doświadczamy. Im bardziej oswojeni jesteśmy z danym utworem poetyckim,<br />

tym bogatsza w znaczenie, tym bardziej obecna staje się wypowiedź.<br />

Słowo poetyckie wyróżnia się tym, że coś uobecniając, samo się uobecnia” 4 .<br />

Można więc powiedzieć, że poeta ożywiający słowa i język, sam za ich fasadą<br />

jakby cichnie i umiera. Jak zatem widzi tę kwestię niemiecki myśliciel? „Poeci<br />

z konieczności stali się cisi. Dyskretne wiadomości – wyjaśnia Gadamer – po-<br />

3<br />

H-G. Gadamer, Czy poeci umilknął? Wydawnictwo Homini Studio Φ, Bydgoszcz 1998,<br />

s. 35–42.<br />

4<br />

Ibidem, s. 35–36.<br />

13


dawane są cicho, i cicha stała się też mowa poety. Poeta przekazuje coś temu,<br />

kto umie tego słuchać i gotów jest wysłuchać. Niejako szepce mu do ucha,<br />

a czytelnik zamieniony w słuch, na koniec skinie głową. (…) Kto pozwoli,<br />

by dotarło do niego słowo poezji, dokonuje tym samym weryfikacji, a łatwo<br />

pojąć, że w epoce elektrycznie wzmocnionego głosu tylko najcichsze słowo<br />

odtwarza wspólnotę Ja i Ty, i w ten sposób przywołuje człowieczeństwo” 5 . Nie<br />

trudno więc zrozumieć dlaczego poeta staje się faktycznie osobowością narracyjną<br />

6 ze silnie zdestabilizowaną tożsamością, a jego twórczość poetycka traci<br />

charakter publiczny, przybierając postać sztuki interwencyjnej, skierowanej do<br />

wąskich i wrażliwych innych, mających świadomość potrzeby nieustannego<br />

budowania własnej tożsamości i jej kontekstu – wspólnoty, która ją odzwierciedla<br />

i konstytuuje.<br />

Inną kwestią, o której jedynie wspomina Gadamer, jest sytuacja poety<br />

w społeczeństwie całkowicie masowym, w którym zmasowana propaganda<br />

mediów zupełnie wyobcowuje głos poety, spycha go na margines, pozbawia<br />

wrażliwego czytelnika. Media przybierają bowiem kształt „przemysłu kulturowego”<br />

– jak trafnie już w latach trzydziestych XX wieku zauważyli członkowie<br />

szkoły frankfurckiej. Efektem tego zmasowanego oddziaływania mediów<br />

na ludzi było pojawienie się „człowieka jednowymiarowego”, który stopniowo<br />

przekształcił się w wymiarze zbiorowym w „społeczeństwo jednowymiarowe”<br />

7 . Celem takiego społeczeństwa stało się głównie pomnażanie kapitału,<br />

czyli rozwój konsumpcji i jej maksymalizacja, włącznie z dobrami duchowymi<br />

i wytworami sztuki. Te ostatnie mają tu służyć przede wszystkim do transformacji<br />

jego rozumu, by bezkrytycznie i bezrefleksyjnie podporządkowywał się<br />

celom produkcyjnym i konsumpcyjnym, a cała sfera duchowa powinna te tendencje<br />

wzmacniać i utrwalać. Rozum człowieka w takiej sytuacji społecznej<br />

staje się więc „rozumem instrumentalnym”, przyjmującym formę narzędzia<br />

podłączonego do systemu społecznego, charakterystycznym dla człowieka<br />

jednowymiarowego, który właściwie głuchnie na głos poezji i jej oddźwięk<br />

społeczny, a jeśli już – to ukradkiem w kontakcie intymnym jest jeszcze w stanie<br />

posłuchać lamentu poety. Na dobrą jednak sprawę jego los go już nie wiele<br />

obchodzi, a najczęściej jest mu obojętny, albo godny pożałowania.<br />

Obecnie w Polsce, podobnie jak w globalizującym się świecie ogarniętym<br />

ideami rozwoju i pomnażaniem kapitału oraz konsumpcji, gdzie społeczność<br />

rodzimych <strong>poetów</strong> szacuje się na ok. 100 000 osób, spośród których ok. 60 000<br />

5<br />

Ibidem, s, 41.<br />

6<br />

A. Kerby, Narrative and the Self, Indiana University Press, Bloomington 1991, s. 39–40.<br />

7<br />

Por. H. Marcuse, Człowiek jednowymiarowy. Badania nad ideologią społeczeństwa przemysłowego,<br />

PWN, Warszawa 1991, s. 159–250.<br />

14


wydało co najmniej jeden tomik wierszy, paradoksalnie głos <strong>poetów</strong> faktycznie<br />

staje się coraz cichszy. Nakłady książek poetyckich w swej zasadniczej masie<br />

są niewielki, średnio od 200 do 1000 egzemplarzy i bardzo trudno jest bez<br />

agresywnej promocji i marketingu sprzedać takie zbiorki utworów poetyckich.<br />

Jedynie ci poeci, którzy funkcjonują w we własnych „małych ojczyznach”,<br />

w których tworzony przez nich świat pokrywa się niejako z horyzontem świata<br />

czytelnika – światem jego życia, mają pewien rezonans i rozgłos. Poeci nie<br />

muszą tam „głośno krzyczeć”, by zwrócić na siebie uwagę i utworzyć skromną<br />

wspólnotę czytelniczą. Inni natomiast skazani są na mechanizmy komunikowania<br />

masowego oraz agresywną promocję własnych utworów w ramach obowiązującego<br />

w komunikowaniu publicznym modelu postrzegania przekazu<br />

jako formy konsumpcji duchowej, która eskaluje przeżycie i daje przynajmniej<br />

chwilową przyjemność. W takiej sytuacji posiadanie własnej tożsamości<br />

poetyckiej staje się barierą nie do przekroczenia między nadawcą i odbiorcą<br />

poezji jako komunikatu masowego, jeśli nie mieści się on w obowiązujących<br />

standardach i formatach tego typu komunikowania. Jedynie media w szerokiej<br />

skali są w stanie wypromować twórczość poety, ale musi on tak programowo<br />

przekształcać własną <strong>tożsamość</strong>, by miała ona znamiona medialnego idola,<br />

albo celebryty. Najlepiej, jeśli ma ich kilka i może je dopasować do każdej sytuacji,<br />

którą wykreują media, a on własną osobą będzie uwiarygodniał owe fakty<br />

medialne. Może być on wspaniałym idolem, publiczny malkontentem, a nawet<br />

cierpiętnikiem-ekshibicjonistą, bo właściwie wszystko to da się sprzedać publiczności,<br />

dla której liczy się eskalacja przeżycia, bez refleksyjnego wysiłku.<br />

Dobrze tę prawidłowość ilustruje twórczość i strategia artystyczna Marcina<br />

Świetlickiego i jego grupy muzycznej „Świetliki”. Jednak w tym wypadku<br />

jego <strong>tożsamość</strong> jest kreowana jako etykieta tożsamości pewnej wspólnoty, która<br />

przynajmniej chwilowo identyfikuje się z jego twórczością i w zwierciadle<br />

której próbuje budować zręby własnej odmienności w stosunku do panujących<br />

standardów ogólnospołecznych, szeroko rozsiewanych głównie przez media.<br />

Jednak i w tym wypadku twórczość ta ma charakter akcyjny i interwencyjny.<br />

Zdecydowana większość <strong>poetów</strong> mówi jednak coraz cichszym głosem, a ich<br />

sztuka słowa tworzy bardzo małe i najczęściej hermetyczne wspólnoty.<br />

Ten dwoisty sposób programowego destabilizowania własnej tożsamości<br />

przez <strong>poetów</strong> dobrze ilustrują spory o charakter twórczości tzw. pokolenia<br />

„bruLionu”, toczone w latach 1986–1996, a którego głównymi aktorami<br />

byli: Krzysztof Koehler – broniący opcji klasycystów oraz Marcin Świetlicki<br />

– opowiadajmy się za o΄harystami, zwanymi również barbarzyńcami 8 .<br />

8<br />

Por. J. Klejnocki, J. Sosnowski, Chwilowe zawieszenie broni. O twórczości tzw. pokolenia<br />

„bruLionu” (1986–1996), Wydawnictwo Sic!, Warszawa 1996.<br />

15


W obydwóch spierający się przypadkach poeci starali się własnym hałaśliwym<br />

sporem przyciągnąć uwagę potencjalnych czytelników, by następnie, wydając<br />

tomiki, rozmawiać z nimi ściszonym głosem. Interesująco ich programowe<br />

destabilizowanie własnej tożsamości, często nazywane nomadyzmem, opisuje<br />

Karol Maliszewski: „Klasycyzm: Tak (temu światu), umiar, ufność, »prymat<br />

form«, wiara w historię (także: literaturę), antyrealizm i obiektywizm, prymat<br />

»starości«: odnajdywanie się w kulturowo poświadczonych formach, jawne<br />

autorytety, »tradycja podsuwa«, iluzja dążenia do doskonałości (dościganie<br />

wzorów), eksponowanie pospólności, czyli ewokacja ponadczasowej wspólnoty,<br />

oglądanie bycia (opisywactwo), pulchryzm, rytmizm, i nowe rymotwórstwo,<br />

rozszerzanie i rozwijanie horyzontu antropologicznego: metafizyka<br />

pozytywna, Wiara w bis-rzeczywistość, oparcie się na danych zapośredniczonych.<br />

Językowy pasem, czyli traktowanie języka jako medium konserwującego<br />

ponadczasowo-symboliczną całość. Barbaryzm: Nie (temu światu), brak<br />

umiaru, nieufność, „prymat treści”, przekonanie, że historia (także literatury)<br />

jest fikcją – jest historią poszczególnych ekspresji, kolejnych konfesji, prezentacją<br />

poszczególnych bytów, zaistnień; realizm i sensualizm, prymat świeżości<br />

i nowości, (odkrycia), niezbyt jawne autorytety, „tradycja nie podsuwa”, iluzja<br />

przeczenia jakiejkolwiek doskonałości i brak wzoru, eksponowanie poszczególności,<br />

pojedynczość, teraźniejszość, uczestniczenie w byciu (świadectwo),<br />

rozpacz towarzysząca, szukaniu i sprawdzaniu wartości, turpizm, kalectwo rytmu,<br />

nieufny rym (jeżeli już, to daleki bądź niepełny). Wiara w rzeczywistość,<br />

oparcie się na danych bezpośrednich. Językowe obrazoburstwo, kolokwialne<br />

zakotwiczenie semantyczne. Ściemnianie i zawężanie horyzontu: metafizyka<br />

negatywna” 9 . W obydwóch więc przypadkach widać jasno, że poeci przyjmujący<br />

jedną z dwóch postaw artystycznych, z punktu widzenia psychospołecznego<br />

i antropologicznego muszą świadomie i programowo destabilizować<br />

własną <strong>tożsamość</strong>, nawet do stanu jej pełnej utraty. To stwarza im bowiem<br />

pewną możliwość, by choć przez chwile być słyszalnymi.<br />

Zaprezentowane sugestie pod adresem funkcjonowania tożsamości <strong>poetów</strong>,<br />

opisujące kondycję „bycia poetą” ze szczególnym uwzględnieniem<br />

współczesnych jej transformacji, związanych z coraz słabszym odgłosem ich<br />

twórczości w globalizujących się społeczeństwach, pozwalają opisać jej fenomen<br />

kulturowy w związku z sytuacją tożsamości jej twórców w następujących<br />

alternatywach, w których ujmuje się ją w perspektywie psychospołecznej i antropologicznej.<br />

W przypadku <strong>poetów</strong> <strong>tożsamość</strong> nie jest stanem, ale procesem,<br />

najczęściej intencjonalnie dynamizowanym; nieustannym wysiłkiem wpisywania<br />

się w zmieniające się porządki kultury, w celu podjęcia próby choćby<br />

9<br />

Por. K. Maliszewski, Nasi klasycyści, nasi barbarzyńcy, „Nowy Nurt” 1995, nr 19.<br />

16


chwilowego samookreślenia się. Kiedy pytamy o to, czy <strong>tożsamość</strong> <strong>poetów</strong><br />

jest kontynuacją, czy odmiennością, w tym przypadku raczej zawsze zmierza<br />

z mniejszym lub większym impetem do odmienności, bo poeta podejmuje próbę<br />

jej budowy w odmienności do tożsamości już zastanych. Jeśli idzie o sposób<br />

jej odniesienie do kontekstu, jakim jest jej zwierciadło, czyli <strong>tożsamość</strong><br />

zbiorowa, to w przypadku <strong>poetów</strong> mamy do czynienie nie z konformizmem,<br />

ale najczęściej z buntem, czyli próbami kreowania zarysów „tożsamości projektującej”<br />

i „tożsamości oporu”. A jeśli te alternatywy są prawdziwe, to teza<br />

o tym, że świadomość <strong>poetów</strong> jest ciągle destabilizowana, by umożliwić akty<br />

twórcze artystom słowa, wydaje się być bardzo prawdopodobna. Prawda jednak<br />

jest i taka, że rezonans słowa poetyckiego jest coraz słabszy, a coraz silniej<br />

zagłusza go dodatkowo rozgłos zarówno starych, jak i nowych mediów,<br />

które nieustannie walczą o uwagę i interaktywne zaangażowanie swych odbiorców<br />

w konsumpcję, którą nakręca koniunktura kolejnych cykli obrotu<br />

kapitałem, dla którego głos poety staje się zupełnie zbędny – najwyżej może<br />

być użyty jako przysłowiowa „przystawka” do obfitego obiadu. A więc znów<br />

powraca owo sakramentalne pytanie: „cóż po poecie w czasie marnym?”. Należy<br />

jednak mieć nadzieję, że to właśnie ten czas, a nie twórczość poety, są tu<br />

rzeczywiście marne.<br />

17


ROZDZIAŁ II<br />

Poetyckie nadzieje i wizje<br />

na progu nowego milenium<br />

Szkic ten jest poświęcony poetkom i poetom piszącym i publikującym<br />

swe utwory w XX wieku. Składają się na niego <strong>prezentacje</strong> tomików przypadkowo<br />

dobranych twórców, przede wszystkim z Krakowa i Małopolski, nie koniecznie<br />

z pierwszych stron gazet, lecz tych, którzy własne dokonania traktują<br />

bardziej intymnie i osobiście. Zawierają ona różnorodne motyw, inspirujące<br />

ich poszukiwania artystyczne odzwierciedlające niepokoje okresu przełomu<br />

wieków, żywione przekonania co do wartości oraz tendencji ideowych, nurtujących<br />

ludzi wrażliwych, skłonnych poszukiwać recepty na życie sensowne<br />

i uduchowione, wyrażane w szlachetnej sztuce słowa. Wszystkim im wspólna<br />

jest troska o los i <strong>tożsamość</strong> rodzimej kultury oraz społeczne środowisko życia<br />

ludzi, z którymi wyjątkowo silnie się identyfikują.<br />

Poeci ci poszukują także nowych treści oraz form dla rozwoju osobistej<br />

transcendencji nadającej w miarę jednolitą formę zachodzącym przemianom<br />

stylów życia, upodobań, które gwarantowałyby w jakiś wyraźny sposób ich<br />

osobiste przekonania metafizyczne: stanowiłyby dla nich pewną ostoję oraz<br />

układ odniesienia głębszego rozumienia świata i odnajdywania się w kontekście<br />

żywiołowo zmieniających się warunków życia w globalizującym się<br />

świecie na początku trzeciego milenium. Co ciekawe, że dla ich twórczości<br />

ważne jest również zdecydowanie pozytywne odnoszenie się do przyrody jako<br />

podstawy bytowania człowieka.<br />

18<br />

W kręgu poezji kobiecej<br />

O tomiku Alicji Zemanek pt. Ścieżki Ogrodu Botanicznego śmiało można<br />

powiedzieć, że autorka ze słów i wersów buduje arkę dla królestwa roślin od<br />

dziesiątek lat zamieszkujących tę roślinną enklawę Krakowa, zebranych przez<br />

pokolenia botaników. „Krakowski Ogród Botaniczny – pisze w przedmowie


poetka – jest miejscem niezwykłym. Jak okręt w szarym morzu miasta unosi tysiące<br />

roślin, przybyłych z pobliskich lasów i najodleglejszych zakątków świata.<br />

Niektóre z nich są tak rzadkie, że aż nierzeczywiste. W ukrytych labiryntach<br />

zieleni znaleźć można spokój i ukojenie przed hałasem ulicy. Przysiąść pod<br />

starym dębem Jagiellońskim. Popatrzeć na święte drzewo Indian – cypryśnik<br />

posadzony na wyspie pośrodku stawu” 1 . W tej misternie skonstruowanej książeczce<br />

znajdujemy wiersze poprzedzielane artystycznymi fotografiami różnych<br />

części Ogrodu i jego skarbów roślinnych. Zemanek prowadzi czytelnika jakby<br />

na wycieczkę wokół niego, ale także zachęca, by kontemplując to oryginalne<br />

i wyjątkowe „zielone i kolorowe piękno”, udać się w głąb własnej duszy.<br />

W tym celu umiejętnie zachęca do rozmowy z tym wspaniałym światem roślin<br />

zielnych, drzew, krzewów, w których zapisane są dzieje życia na Ziemi, które<br />

zrodziło także i samego człowieka. Namysł i medytacja – to jakby dwie bliźniacze<br />

siostry, przenikające ten zbiorek, przypominający coś, co najczęściej kojarzy<br />

się z połączonym w jedno zielnikiem oraz modlitewnikiem. Zamieszczone<br />

tu utwory są także zdecydowanym protestem przeciw ekspansji agresywnego<br />

miasta, które dotkliwie osamotnia człowieka współczesnego. Poetka doradza<br />

więc, że „(...) kiedy/nie widzisz nadziei/pozwól niech kwiat lotosu/rozświetli<br />

/wędrowną świątynię/twoich myśli”. Ogród jawi się jej jakby żywa księga<br />

biblijna, w której zawarte są najgłębsze prawdy o naszym świecie i kosmosie,<br />

gdyż „(...) rośliny w tym ogrodzie/ilustrują prawdy odwieczne/o nieśmiertelnym<br />

życiu szumią/wiecznie zielone gałązki bukszpanu//o przebaczeniu mówi<br />

judaszowe drzewo/gdy nagie gałęzie wybuchają nad ranem/płaczem radosnych<br />

kwiatów”. Trudno się oprzeć wrażeniu, że Zemanek zbudowała materią białego<br />

wiersza, inspirowanego wspaniałością królestwa roślin świątynię, w której liść<br />

miłorzębu wyjawia jako słowo-klucz wieczną tajemnicę pojawienia się człowieka<br />

w kosmicznym uniwersum. Wędrując śladami tych wierszy po Ogrodzie,<br />

odnosi się wrażenie, że poetka wprowadza czytelnika nie tyle w biblijny raj, ale<br />

w świat, gdzie zło znikło na zawsze. Odczuwa się również pewne mistyczne<br />

zjednoczenie z kosmosem, który w tej mikroskali daje człowiekowi możliwość<br />

choćby chwilowego identyfikowania się z nim.<br />

Wyczyn sportowy od zarania dziejów inspirował nie tylko samych sportowców,<br />

ale i <strong>poetów</strong>, którzy z podziwem wiernie mu towarzyszyli, próbując<br />

uchwycić jego ducha. W tę tradycję wpisuje się swoją poezją Józefa Ślusarczyk-Latos,<br />

publikując ciekawy i emocjonalnie nacechowany tomik wierszy<br />

pt. Przeskoczyć Ziemię 2 , zadedykowany m. in. Irenie Szewińskiej i całemu<br />

1<br />

A. Zemanek, Ścieżki Ogrodu Botanicznego, Związek Literatów Polskich Oddział w Krakowie,<br />

Kraków 2000, s. 3.<br />

2<br />

Por. J. Ślusarczyk-Latos, Przeskoczyć Ziemię, Wydawnictwo Miniatura, Kraków 2000.<br />

19


Ruchowi Olimpijskiemu, swym trenerom, ludziom sportu oraz lekkoatletom.<br />

Poetka bowiem ma w swoim życiorysie okres czynnego i wyczynowego uprawiania<br />

sportu, który – jak sama podkreśla – pomógł jej rozwinąć wrażliwość<br />

na piękno i los drugiego człowieka. Zamieszczone w tym tomiku wiersze za<br />

podmiot liryczny biorą najczęściej właśnie wyczyny sportowe w różnych dziedzinach,<br />

np. skokach, biegach, rzutach oraz atmosferą zawodów opisującą życie,<br />

ukazując owego ducha rozpalającego się w walczących zawodnikach oraz<br />

na stadionie wśród publiczności. Wiersze te przypominają ów olimpijski zapał,<br />

ale i kunszt, który powoduje, że sport staje się formą sztuki. Ślusarczyk-Latos<br />

ujmuje przeżycie związane z wyczynem szerzej, porównując je z twórczością<br />

poetycką, ale i z pracą architektów, starając się jakby upatrywać w grze sportowej<br />

siły, które ciągle kreują człowieka. W jego wysiłku ciała i myśli widzi<br />

odskocznię, która pozwala ludziom przekraczać kolejne bariery i wcześniej<br />

ustalone granice. Sport jawi się w jej utworach dobrą szkoła wytrwałej miłości<br />

oraz szacunku do ludzi i świata, który po okresie czynnego jego uprawiania<br />

stają się dla ludzi sportu przedłużeniem aren olimpijskich, na których szlachetność<br />

oraz wrażliwość na piękno wyniesione z czynnego jego uprawiania przenoszone<br />

zostają na życie codzienne. Upatruje więc autorka w wyczynie sportowym<br />

źródeł emanujących energię pozytywną, którą wyraża mistyka ognia<br />

(Znicza Olimpijskiego), a którą poetka z perspektywy skoczka uwolnionego<br />

chwilowo od praw grawitacji tak opisuje: „(...) jesteśmy łańcuchów/splecioną/<br />

odległą kometą/bryłą wiatru nad ziemią/do góry nogami”.<br />

Prócz hołdu złożonego wybitnym sportowcom: Szewińskiej, Kukuczce,<br />

Beamonowi, Rutkiewicz, Bubce, autorka ukazuje owo doświadczenie walki<br />

z przestrzenią, w czasie której odczuwa się tę pełnię wolności: dążenia do<br />

szczytu możliwości, gdzie zarówno ciało, jak i myśl uwalniają się od balastu<br />

naturalnych ograniczeń, kiedy właśnie odnosi się wrażenie owej olimpijskiej<br />

boskości zwycięzcy.<br />

Cisza przerywana scenami wyjętymi z talii przyrody poprzetykanej jak<br />

dywan perłami uroczych dworków – to krajobraz, w którego klimacie rozgrywa<br />

się większość akcji wierszy Barbary Brandys, przedstawionych w tomiku<br />

pt. Malowany Dwór 3 . W kolejnych utworach prowadzi ona intymne rozmowy<br />

z roślinami, kwiatami, drzewami – niemymi świadkami losów ludzi, którzy<br />

zamieszkiwali kiedyś te budowle, ale i z samą sobą i Najwyższym. Niekiedy<br />

dokonuje retrospektywnego przeglądu uczuć i emocji wpisanych przez życie<br />

we własny życiorys. Nie stroni od silnie nacechowanych znaczeniem poszczególnych<br />

słów utworów podobnych do haiku, w których stara się wydobyć klimat<br />

uniesienia emocjonalnego nad cząstkami prawdy o takim bezpośrednim<br />

3<br />

Por. B. Brandys, Malowany dwór, Oficyna Konfraterni Poetów, Kraków 2000.<br />

20


„byciu świata” obok człowieka, którego źródła tkwią w podświadomości, spychane<br />

tam przez troski dnia codziennego. W wielu utworach Brandys jakby<br />

nakładają się na siebie dwa rytmy kalendarzowe: liturgiczny oraz przyrodniczy<br />

i wtedy podmiotami lirycznymi jej wierszy stają się same żywioły natury<br />

połączone w korowodzie ze świętymi. Poetka jest wręcz przekonana, że treści<br />

przeżyć ludzkich w kolejnych porach roku łączą to, co nadprzyrodzone z tym,<br />

co dane w życiu codziennym. Miejscem rozprzestrzeniania się wyobraźni poetki<br />

staje się Kraków i jego okolice. W tak kreślonym horyzoncie lokuje również<br />

osobiste wycieczki w krainę dzieciństwa, ale i ku dziełom sztuki wypełniającym<br />

galerie miasta oraz inspiracjom artystycznym ich autorów zawsze jakoś<br />

związanych z tymi miejscami. Kontemplacja zamysłów malarzy i wnikliwa<br />

analiza drobin życia, które otaczają tych artystów, nastrają ją egzystencjalnie –<br />

upodabniają jej poetykę do średniowiecznych narracji przepełnionych duchem<br />

monastyrów. Szczególnie udanie wgląda w takim nastroju w tajemnice starych<br />

dworów i budowli, w których kiedyś rozgrywało się bujne życie rodzinne<br />

i towarzyskie. Zwraca się zatem z pytaniami do ogrodów, drzew, starych murów,<br />

by zdradziły jej treści tajemnic, które być może przepadły już na wieki.<br />

Tomik ten i zawarte w nim wizje oraz emocje przekonują o tym, że warto<br />

rozmawiać z cieniami przeszłości, by zrozumieć lęk o przyszłość i ulżyć wątpliwościom,<br />

które narzuca człowiekowi teraźniejszość, szczególnie w czasie<br />

przełomu wieków.<br />

Dwa ciekawe tomy poezji opublikowała w 2000 roku Lidia Żukowska,<br />

tj. Niczyja jest dal oraz Nie kończący się sen. Le reve sans fin 4 . W pierwszym<br />

poetka penetruje dwa fizyczne wymiary świata – przestrzeń i czas, których doświadczanie<br />

i przeżywanie mobilizuje ludzi ku transcendowaniu w świat prawd<br />

bardziej wyraźnych, od tych bezpośrednio danych w codzienności. Poetka<br />

ukazuje tutaj siebie jako osieroconą przez miłość jej najbliższych: ojca i matki,<br />

z wiekiem coraz boleśniej odczuwalną. Stara się nadto pozyskać miłosną<br />

opiekę od matki-przyrody wcielającej się w wiatr, mgłę, deszcz, motyla, rosę.<br />

Żukowska komponuje również osobliwe erotyki w podobnym tonie – jak choćby<br />

ten „listopadowy”, w którym pisze: „skiby rozłożone/jak skrzydła w locie/<br />

nad polami mgły/w las uciekają zające/moje włosy czesze wiatr//a może twoje<br />

ręce”. Podobnie jak w kolejnym tomiku, poetka podąża w obrębie swych wierszy<br />

za kimś i jakby przywołuje tego bliżej nieokreślonego kogoś, stanowiącego<br />

niewyczerpalne odniesienie własnych tęsknot, emocji oraz przeżyć.<br />

Drugi obszerny tom poezji krakowskiej autorki, wydany w języku polskim<br />

wraz z równoległym przekładzie na język francuski, rozpoczyna się od prób<br />

4<br />

Por. L. Żukowska, Niczyja jest dal, Oficyna Krakowska, Kraków 2000 i Nie kończący się<br />

sen. Le reve sans fin, Oficyna Krakowska, Kraków 2000.<br />

21


oglądania własnego portretu w żywiołach natury, dziełach sztuki oraz portretach<br />

literackich innych ludzi. Jej wiersze wyraziście ujawniają niespotykaną<br />

wrażliwość na kolorystykę i plastyczne wymiary świata. Wydaje się wręcz, że<br />

słowa i kolejne wersy jej utworów konstruowane są tak, jakby miały malować<br />

na blejtramach wyobraźni czytelnika wyraziste obrazy, przedstawiające pragnienia,<br />

tęsknoty i przeżycia poetki. Poetka konsekwentni próbuje zagospodarować<br />

słowem otaczające ją przestrzenia, podążając jakby lotem ptak – najczęściej<br />

śmigłej jaskółka – by przekraczać ograniczenia narzucane człowiekowi<br />

przez logikę upływającego czasu, panujących wśród ludzi stereotypów oraz<br />

konwenansów. Samotność i tęsknoty za bliskością miłości w jej różnorodnych<br />

postaciach dają autorce siły, by wydobyć się z granic, które narzucają na jej<br />

wolę sprzeczne emocje. Żukowska, powracając do świata dzieciństwa, próbuje<br />

w oparciu o zapamiętany jego klimat budować w swych wierszach świat bajki<br />

taki, by stał się on miejscem terapii naszej rzeczywistość, targanej furiami<br />

wylęgającymi się w ludzkich głowach. Ów bajeczny wymiar wierszy ma swe<br />

zakorzenienie zarówno w naturze, jak i sztuce, z którymi poetka jednoczy się<br />

w aurze miłości bezgranicznie po to, by zachować sens marzenia o wielkim<br />

i wiecznym uczuciu i by oddalić dręczący ją lęk przed zapomnieniem. Budując<br />

strukturę tego tomiku w konwencji następujących po sobie marzeń sennych,<br />

przeplatających się z rzeczywistości, poetka pisze: „(...) są słowa/które budzą<br />

miłość/i te wywoływane z pamięci/bolesne śmieszne oskarżające/są też słowa<br />

których się nie wypowiada/a które śnią się po nocach”.<br />

Od kilkunastu już lat Helena Gordziej – poetka związana z poznańskim<br />

środowiskiem literackim – dokonuje w kolejnych swych książkach poetyckich<br />

bezwzględnego rozrachunku z własnym życiem, poszukując recepty na wyjaśnienie<br />

jego fenomenu egzystencjalnego. To, co w wierszach tej doświadczone<br />

autorki jest cenne, bierze się głównie z faktu jej osobistej odwagi, by z perspektywy<br />

lat osobistym doświadczeń życiowych przybliżyć ludziom prawdy<br />

o nich samych, które są dla nich zawsze budujące i radosne. Poetka przygotowuje<br />

się niewątpliwie do doświadczenia śmierci i nie jest jej żal, że musi to<br />

nastąpić: już wcześniej się z tą prawdą pogodziła i dlatego mówi o niej, a nie<br />

milczy. Zanim jednak umrze, opisuje ten swój świat, który także szybko umiera<br />

i pewnie umrze wraz z jej pamięcią. W tomiku pt. Skazani na mrok 5 Gordziej<br />

przekonywająco unaocznia jak odchodzą z naszych bezpośrednich doświadczeń<br />

znane dawniej kolory i zapachy wsi, uprawianej roli, tętniącej życiem<br />

obory. Pozostają po nich tylko szkielety rozsypujących się starych domów, zarastający<br />

zielskiem, rozsypujące się w proch niebytu pod ciosami agresywnie<br />

ekspandującej cywilizacji wszechobcenego miasta. W tym zażartym dialogu<br />

5<br />

Por. H. Gordziej, Skazani na mrok, Poetikon, Poznań 2000.<br />

22


z przeszłością, któremu towarzyszy echo mlaskającej „bezzębnymi dziąsłami”<br />

pustki, poetka doradza współczesnym ludziom, by nie zapominali przeszłości<br />

i by dali jej należną posługę, co uwolni ich od strachu egzystencjalnego przed<br />

nieuchronną śmiercią i pomoże godziwie znosić bolesne niedogodności starości.<br />

Odkrywczo udało się jej także opisać zjawisko, że w żywiołowo rozwijającej<br />

się cywilizacji starzeją się nie tylko ludzie, ale i litery, pismo, słowa, wartości,<br />

które w zgiełku świata spadają jak grzeszne anioły w otchłanie chaosu.<br />

Nieprzypadkowo poetka rozmawia najczęściej z rówieśnikami i przyjaciółmi<br />

już będącymi w zaświatach, sądząc, że jest przez nich w pełni zrozumiała.<br />

W niektórych wierszach Gordziej wyjawia swą głęboką miłość oraz podziw<br />

dla przyrody, która dysponuje tą wspaniałą siłą nieustannego odradzania się<br />

z letargu niebytu, czego niestety brak człowiekowi. W sztuce także widzi<br />

podobne źródło odradzających się energii życia i dlatego z ogromnym pietyzmem<br />

przeżywa artystyczne walory twórczości Tadeusza Różewicza, Stanisława<br />

Przybyszewskiego, Adama Mickiewicza czy Fryderyka Chopina.<br />

Wiele jej wierszy – to drastyczna krytyka cywilizacji, która zamieniła –<br />

w opinii poznańskiej autorki – nasz obecny świat w notorycznego i „niechlujnego<br />

pijaka”; odbierając jednocześnie sens „upływającemu czasowi”, który<br />

z kolei zdeprecjonował znaczenie aktu umierania i śmierci. Prawda – w opinii<br />

Gordziej – jest jednak taka i tego cywilizacja nie może zagłuszyć, że śmierć<br />

jest rewersem grzechu pierworodnego ludzi, w który uwikłany został i sam<br />

Stwórca, powołujący do bytu człowieka na obraz i podobieństwo swoje. Ta<br />

degeneracja jego bytu odczuwania z upływem czasu, przyczyna chaosu we<br />

współczesnym świecie, nie oszczędza nawet tak wyrazistego symbolu życia<br />

człowieka, jakim była i jest budowana przez niego droga. Poetka pisze o niej<br />

tak: „(...) Przyzwyczaiła się do bólu//zawsze jednak po przejeździe/żeliwnego<br />

pojazdu/czuję jak drży strwożona// (...) Potarganym zielskiem przykryła<br />

bruk/leży znieruchomiała//postradała zmysł prowadzenia”. A więc pyta: dokąd<br />

ma zmierzać dzisiaj człowiek? I to pełne niepokoju pytanie o przyszłość<br />

naszego gatunku w wierszach Heleny Gordziej słychać bardzo donośnie. Dobrze,<br />

że je tak notorycznie powtarza, nawet z uporem maniaka, bo daje ono<br />

ciągle do myślenia.<br />

Joanna Babiarz Król urodziła się na stałe mieszka w Nowym Sączu. Jako<br />

poetka ma w tym środowisku ustaloną pozycje artystyczną. Jej tomik pt. Piąta<br />

pora roku 6 dobrze ilustruje stylistykę i tematy literackie, podejmowane<br />

przez pisarzy tego regionu. Twórczość ta ma zasadniczo dwa wymiary: egzystencjalny<br />

oraz kontemplacyjny. Prawie wszystkie jej wiersze są lirykami,<br />

6<br />

Por. J. Babiarz Król, Piąta pora roku, Katolickie Stowarzyszenie „Civitas Christiana”, Nowy<br />

Sącz 2000.<br />

23


wewnątrz których ścierają się formy dobra i zła, nakierowujące wrażliwość<br />

autorki na losy ludzi. Za tymi utworami widać także w tle piękno naturalne<br />

w rozbudowywanych obrazach przyrody, charakterystyczne dla krajobrazu<br />

Sądecczyzny. Miłość i śmierć, bliscy i przypadkowi ludzie, nadzieje i tęsknoty,<br />

sen oraz jawa – to strony świata, pomiędzy którymi rozgrywa się ta<br />

poezja, w której artystka buduje własne wizje świata, by podzielić się nimi<br />

z ludźmi, którzy również poszukują dla swych przeżyć odpowiednich wizji.<br />

Chce ona w ten sposób pokazać, że ludzie zawsze kierują myśli i uczucia<br />

w kierunku wertykalnym, by z jego wysokości odnajdywać osobiste, istotne<br />

dla nich wymiary transcendencji. Poszukiwanie owej dodatkowej pory<br />

roku stanowi jakby świadectwo przekroczenia przez poetkę cyklu metafor<br />

narzucanych na animistycznie postrzeganą przez nią przyrodę, co oznacza,<br />

że w jej cyklu dzięki specyficznej i sobie właściwej wrażliwości odnajduje<br />

własną i tylko sobie znaną porę roku, podobnie jak czynią to inne<br />

stworzenia zamieszkujące ten naturalny świat wokół ludzi. Dobrze klimat<br />

poezji Babiarz Król oddaje następujący fragment wiersza: „(...) zapytać zająca<br />

o strach/spojrzeć sarnie w oczy/z ptakiem podzielić się ziarnem słonecznika//i<br />

pozostać na zawsze/w tej ciszy/w mchu/i we wrzosie”.<br />

W regionie sądeckim również mieszka i tworzy poezję malarka – Barbara<br />

Krężołek Paluch. Pisze ona także książeczki dla dzieci i one ich oglądy świata,<br />

stanowią nierzadko perspektywę jej refleksji poetyckiej. Tom wierszy pt.<br />

Rozmowy z wiatrem 7 został zaaranżowany przez artystkę jakby na deskach teatru,<br />

które rozprzestrzeniają się w dolinie Popradu: od Piwnicznej, przez Muszynę,<br />

po Krynicę. W antraktach tego poetyckiego spektaklu udaje się poetka<br />

do swych ulubionych miejsc w dolinie Dunajca, gdzie spędziła dzieciństwo,<br />

i gdzie zbudowała pierwotną strukturę osobistego kosmosu, fundament własnej<br />

tożsamości kulturowej, określający do dzisiaj jej miejsce w świecie, a odzwierciedlony<br />

zarówno w obrazach i wierszach. Właściwie uprawianie poezja<br />

ma dla Krężołek Paluch posmak praktyki filozoficznej, która uczy, koi, bawi,<br />

prowadzi do wewnętrznej doskonałości i spełniania się w sobie, co daje jej<br />

niewątpliwie ogromną satysfakcję, której imię brzmi: Summum Bonum. Prócz<br />

tęsknot za ciszą świata i duszy, pochwały wszelkich form miłości oraz przyjaźni,<br />

ale i nadziei, w wierszach poetki z Piwnicznej pojawiają się także dziwadła,<br />

które napawają czytelnika przeżyciami o posmaku dramaturgicznym, choć ludzie<br />

z tamtych okolic spotkali je w miejscowych legendach i bajkach. Poetka<br />

próbuje je oswoić również modlitwą, pomagającą zaklinać w słowa wiersza<br />

ten nasz często „dziwny świat” i na pomoc przywołać niebiańskie anioły, co<br />

upewnia ją, że należy pogodził się z najeżoną sprzecznościami logiką życia<br />

7<br />

Por. B. Krężołek Paluch, Rozmowa z wiatrem, Wydawnictwo Sponsor, Kraków 1999.<br />

24


codziennego. W jednym z wierszy pisze: „(...) kładę się/łez krzyżem/na marmurach/zimowych<br />

bazylik//ścieżką ciernistych kapliczek/idę do Domu Ojca//<br />

w otwartej dłoni/niosę wiersz”. Bo dla poetki góry Beskidu są jakby ołtarzem,<br />

odskocznią, świątynia, w której wierszem można dotykać tego, co w świecie<br />

tym odczuwane jest jako boskie, choć z drugiej strony bliskie człowiekowi.<br />

W kręgu poezji męskiej<br />

Pod zielonym drzewem życia 8 – to tytuł zbioru poezji autorstwa Józefa<br />

Barana, będący szóstym tomem serii Poeci Krakowa, wydawanej prze Śródmiejski<br />

Ośrodek Kultury w Krakowie. Wybór odzwierciedla rozwój oraz ewolucje<br />

artystyczną twórczości tego znanego i cenionego poety. Zamieszczone<br />

tu wiersze z licznych jego tomików ukazują dojrzewanie jego twórczości, co<br />

zaowocował tym, że zajmuje ona obecnie wysoką pozycję w poezji rodzimej,<br />

zawdzięczając ją głównie wielce oryginalnemu styl tworzenia, przemawiającego<br />

do wyobraźni Czytelnika. I tak jest i w tym wyborze, gdzie odnajdujemy<br />

interesujące modele metafory, wciągający klimat utworów, w których dokonuje<br />

się w obrębie podmiotów lirycznych unifikacja ducha przyrody z uczuciami<br />

ludzi. Te wiersze są o ludziach i dla ludzi. Charakteryzują się mocnym osadzeniem<br />

w rzeczywistości, ale i w narodowej tradycji liryki wysokiego lotu.<br />

Baran ceni bowiem i szanuje słowo, wypełniając go treściami i przeżyciami<br />

wyrazistymi, łatwymi do zrozumienia oraz efektywnego przeżywania. Można<br />

więc podzielić opinię, że prostota pieśni o walorach życia pobrzmiewająca<br />

w wiersza tego krakowskiego pisarza jest źródłem jego szerokiej popularności<br />

wśród czytelników. Trudno oprzeć się przecież urokowi takiego oto wiersza,<br />

kiedy poeta pisze w „Małej kosmogonii majowej”, że „(...) zieleń trzepocze rośnie/pachnie<br />

śpiew kwitnie/ani na moment nie milknie/w sercu miłosna wrzawa//znów<br />

jestem/tym światem/zadziwiony jak dziecko//na zmądrzenie/mam<br />

przed sobą/jeszcze całą wieczność”.<br />

Całe życie z Erosem i Gdy cię wspominam 9 – to tytuły dwóch kolejnych<br />

tomików autorstwa Stanisława Franczaka. Choć powstały z odmiennych inspiracji,<br />

to w obydwu przypadkach ich wspólnym mianownikiem jest erotyka<br />

różnie postrzegana i opisywana. Całe życie z Erosem – to książeczka tak<br />

przemyślnie zbudowana z kolejnych wierszy, że przedstawia jakby ewolucję<br />

erotyki rozwijającej się z wiekiem między kobietą a mężczyzną: od urodzenia<br />

8<br />

Por. J. Baran, Pod zielonym drzewem życia, Śródmiejski Ośrodek Kultury, Kraków 2000.<br />

9<br />

Por. S. Franczak, Całe życie z Erosem, Krakowski Klub Artystyczno-Literacki, Kraków<br />

2000 i Gdy cię wspominam, Stowarzyszenie Twórcze Artystyczno-Literackie, Kraków 2000.<br />

25


aż do śmierci. Mówiąc prościej, poeta wydaje się milcząco zakładać, że prawa<br />

i siła oczarowania erotycznego ma charakter wręcz metafizyczny, pozwalając<br />

zakochanym być wiernym dozgonnie. Wiersz pt. „Poglądy” trafnie oddaje<br />

dowcipną, momentami rubaszną, logikę niektórych utworów zamieszczonych<br />

w tym tomiku, a czytamy w nim, że: „Ale dupa –/powiedział dziadek/wskazując<br />

laską/dziewczynę//Fajna babka –/przytaknął syn//Niezła laska –/ mruknął<br />

wnuk”. Także inne utwory tam pomieszczone mają charakter dowcipny i humorystyczny,<br />

ukazują często aspekty życie erotycznego ze szczyptą liryzmu,<br />

w aurze komizmu oraz groteski. Nie są one do końca pozbawione nuty refleksji<br />

nad istotą relacji między seksem, miłością, zdradą, cudzołóstwem, a nawet<br />

starością i śmiercią, w których to rubaszną frazą poeta odsłania ich erotyczne<br />

oblicza. Tomik pt. Gdy cię wspominam natomiast stanowi zbiór wierszy powstały<br />

na okoliczność jubileuszu czterdziestolecia ukończenia przez Franczaka<br />

Liceum Ogólnokształcącego w Suchej Beskidzkiej. Tomik został ozdobiony<br />

fotografiami z tamtych lat, a wiele utworów poeta poświęcił koleżankom<br />

i kolegom z lat młodości oraz swym nauczycielkom i nauczycielom. I tu także<br />

elementy erotyczne są obecne, choć bardziej przenika je tęsknota za tymi bujnymi<br />

i wyrazistymi latami życia. W jednym z wierszy przypominających owe<br />

lata autor napisał: „(...) serce topnieje w dłoni/gdy usta wilgotnieją/pragnienie<br />

rośnie jak drzewo/wzdychają piersi dziewcząt/a rymy twoich włosów/spływają<br />

ci po ramionach/i drżą struny palców/gotowe na spotkanie/lecz cienie na<br />

suficie/biegną w różne strony//Życie pisze swój wiersz/patykiem na piasku”.<br />

Wojciech Kudyba – to poeta działający w Nowym Sączu, gdzie pracuje<br />

jako nauczyciel języka polskiego w tamtejszych liceach. Wiersze dla księdza<br />

Jan i innych bliskich osób 10 jego autorstwa tworzą ciekawy tomik, bardzo<br />

nastrojowy i liryczny, niewątpliwie inspirowany poezją ks. Jana Twardowskiego.<br />

Poeta prowadzi żarliwy dialog z bliskimi sobie osobowościami poetyckimi<br />

– Romanem Brandstaetterem, Zbigniewem Herbertem, ks. Januszem<br />

Stanisławem Pasierben, Markiem Basiagą, Juliuszem Słowackim, Anną Kamieńską,<br />

Św. Pawłem, Wandą Łomnicką-Dulak. Klimat tych wierszy zbliżony<br />

jest do tego, co zwykło nazywać się wyznaniem głębokiej wiary, której celem<br />

jest dotarcie do świętości w wymiarze zarówno wiecznym, jak i doczesnym.<br />

Wiersze Kudyby są niespotykanie mocne w wymiarze religijnym i odnosi się<br />

wrażenie, że poeta bezpośrednio obcuje z boskością, jej wcieleniami w świecie,<br />

poza upływem czasu, wymiarami przestrzeni i wbrew nieodwracalności<br />

historii. Rzadko spotyka się tego typu poezję, która tak plastycznie demonstrowałaby<br />

religijne i metafizyczne wglądy artysty w ów pozaczasowy i fizyczny<br />

10<br />

Por. W. Kudyba, Wiersze dla księdza Jana i innych bliskich osób, Katolickie Stowarzyszenie<br />

„Civitas Chrystiana”, Nowy Sącz 1999.<br />

26


porządek rzeczy. W wierszu pt. „Szczelina” tak oto Kudyba opisuje otwarcie<br />

boku Jezusa na krzyżu: „(...) W miejscu gdzie kołysze się krew,/z lewej<br />

strony mostka –/Robią niewielką szczelinę/Szczelina jest naprawdę mała./Ma<br />

wystrzępione brzegi i lekko ukośne sklepienie./Z którego opadają krople//To<br />

właśnie przez nią przeciska się/Jezus”. Jak łatwo zauważyć, wyobraźnia poety<br />

nowosądeckiego jest pod wieloma względami podobna w klimacie do poetyki<br />

twórczości Brunona Schulza, co wcześniej w poezji polskiej chyba się nie<br />

zdarzyło. Choć obydwaj wyznawali odmienne religie, to jednak wizje i zamysły<br />

artystyczne w ich artystycznej ekspresji bardzo plastycznie sprawdzają<br />

w świat wyobrażeń metafizycznych.<br />

Poeta może niekiedy tak się w świecie usytuować, jakby co dopiero nastąpił<br />

w nim „Wielki Wybuch”, a więc rozpoczęła się nowa artystyczna kosmogonia,<br />

której wyrazem są jego słowa i obrazy upostaciowione metaforycznie<br />

w utworach. Tak zdaje się wyglądać sytuacja w tomiku wierszy Roberta Marcinkowskiego<br />

– architekta i poety, noszącego tytuł: Przez krajobraz nieziemski<br />

iść 11 . Składają się na niego dobrze skomponowane wiersze, piosenki globtrotera,<br />

konstrukcje słowno-plastyczne, w których autor wzbogaca poezję własną<br />

grafiką i fotografią. Tomik ma nadto charakter pewnego typu dokumentacji<br />

artystycznej, w której zarówno wynik, jak i zamysł artystyczny składają się na<br />

niektóre utwory. Polega to na tym, że obiekty sfotografowane i tam zmieszczone<br />

obok wierszy były bezpośrednia ich inspiracja. Poezja Marcinkowskiego<br />

stara się równocześnie penetrować nie tylko nasz świat, ale i kosmos, by<br />

w szerokim wymiarze rozumieć i przeżywać bezpośrednie otoczenie ludzi.<br />

Szczególnie inspiruje poetę słońce i jego życiodajna energia, którą postrzega<br />

właściwie we wszystkich formach istnienia, a tam, gdzie go brak, ukazuje się<br />

„ciemność nie-istnienia”. W wierszu pt. „Cień” czytamy więc: „Wkrótce wypełznie,/dosięgnie<br />

mnie/ramieniem zmierzchu-//w domyśle,/w zakamarkach<br />

dnia,/nawet w ostrym słońcu/czai się/cień.<br />

Innym poetą próbującym swoich sił artystycznych, ciekawie eksperymentującym,<br />

choć raczej z konwenasem, stylem i tradycja literacką jest Marek<br />

Wawrzyński. Jego próby literackie trafnie odzwierciedla dziwacznie zatytułowany<br />

arkusz poetycki pt. Zeszyt szkolny 16-kartkowy z bibułą z papieru kl. III 12 ,<br />

wydany w formie edytorskiej nawiązującej do zeszytu ucznia. Zamieszczone<br />

tu wiersze Wawrzyńskiego należałoby chyba określić mianem „liryków stacjonarnych”,<br />

w których wyobraźnia autora fotografuje chwile z życia anoni-<br />

11<br />

Por. R. Marcinkowski, Przez krajobraz nieziemski iść, Wydawnictwo KA 2 s.c., Kraków<br />

2000.<br />

12<br />

Por. M. Wawrzyński, Zeszyt szkolny 16-kartkowy z bibułą z papieru k. III, I Biblioteka Morderców<br />

Sztuki, Kraków 2001.<br />

27


mowych ludzi. Poeta alegorycznie i wielce subiektywnie oraz z premedytacją<br />

eksploatuje zderzenia zdarzeń niepowtarzalnych tak, by uwiecznić je przy pomocy<br />

adekwatnej wersyfikacji, która bezpośrednio zostaje mu narzuca przez<br />

sytuację, co domaga się odpowiedniego styl i sposób werbalizacji, by oddać<br />

uchwycony układu zdarzenia i towarzyszących im przeżyć autora. Owo roszujące<br />

się tu credo artystyczne młodego pisarza ilustruje jeden z jego wierszy,<br />

który mówi, że „poezja/jest kartką/kartka/jest poezją” (jak się później okaże,<br />

wiersz ten będzie przez autora ciągle powtarzany w kolejnych zbiorkach, ale<br />

odmiennych kontekstach sytuacyjnych). Inną specyficzną własnością klimatu<br />

poetyki tego autora jest niewątpliwie sprzeciw wobec „stosunku byle jakiego”<br />

publiczności do twórczości, polegający na tym, że dobry wiersz nawet „byle<br />

jako wydany” powinien jednak zmusić ją do namysłu i zwrócenia uwagi na<br />

aktualna sytuację twórców i twórczości oraz, którzy po prostu „klepią biedę”.<br />

Wawrzyński pracuje przecież jako barman, który z tej perspektywy obserwuje<br />

świat i pisze tam na serwetach wiersze, inspirowane m. in. tym układem odniesień<br />

z ludźmi przychodzącym do kawiarni oraz, kiedy klientów jest mniej,<br />

wycieczkami odbywanymi w pamięci, ku krainie dzieciństwa, postrzeganej<br />

jak „rajski ogród”.<br />

Dzięki temu poecie krakowskie Radio Alfa wyemitowało już 400 programów<br />

z cyklu „Nie każdy rodzi się poetą”. Programy te w każdy wtorek wieczorem<br />

przekazują słuchaczom Krakowa i okolic spotkania z poezją żywą, jej<br />

autorami, która trafia nie tylko „pod przysłowiowe strzechy”. Idzie tu o osobę<br />

redaktora i poety Ryszarda Rodzika, który opublikowała niezmiernie ciekawy<br />

tomik – tym razem – własnych wierszy. Nosi on tytuł Fotoplastikon 13 i zawiera<br />

bardzo nastrojowe utwory, pełne liryzmu, oszczędne w formie, o charakterze<br />

głównie reminiscencji na temat zdarzeń przeżytych przez poetę w sposób wyjątkowy,<br />

a więc mocno odciśniętych w jego pamięć. Większość wierszy Rodzika<br />

wyraża optymistyczne nastawienie do świata, dzisiaj rzadko spotykane<br />

u <strong>poetów</strong>. Siłą tej poezji jest niewątpliwie prostota, zrozumiałość, wyszukana,<br />

ale nie wydumana metaforyka, mająca wiele walorów odkrywczych, co skutkuje<br />

m. in. tym, że czytelnik może łatwo nawiązać bliższy kontakt z autorem.<br />

W jednym z jego wierszy czytamy: „w galerii/rzeczy ulotnych/słońce/rozwiesza<br />

na ścianach dnia/własne obrazy cieni/wystawa czynna/tylko w dni pogodne/od<br />

świtu do zmroku”.<br />

Warto więc na zakończenie tego szkicu pokusić się o pewne uogólnienia<br />

na temat <strong>poetów</strong> i ich twórczości na progu trzeciego milenium. Co więc inspiruje,<br />

niepokoi i skłania tych ludzi wrażliwych do pisania i udostępniania<br />

innym swych wizji artystycznym: o czym chcą oni zakomunikować?<br />

13<br />

Por. R. Rodzik, Fotoplastikon, Towarzystwo Słowaków w Polsce, Kraków 2001.<br />

28


Na plan pierwszy wysuwa się bez wątpienia ogromnie przychylny i wręcz<br />

rewerentny stosunek piszących do przyrody; jej wymiaru estetycznego, etycznego<br />

oraz metafizycznego. Wydaje się, że autorzy podświadomie czują, iż<br />

otoczenie przyrodnicze ludzi żywiołowo się kurczy, co i pośrednio zagraża<br />

egzystencji ich samych. Przyroda jako całość i jako oddzielne jej części, jednostkowi<br />

przedstawiciela świata roślin i zwierząt, inspirują autorów do aktów<br />

poezjowania i wzbogacania różnych jej oblicz, tych jeszcze dzikich i tych już<br />

zurbanizowany, treści artystycznych przekazów <strong>poetów</strong>, zawirających podziw<br />

dal jej piekna i przedustawnej hormonii. W związku z silną orientacją piszących<br />

na przyrodę, kolejna kwestia obecna w tej twórczości to mocno egzystencjalna<br />

postawa piszących, w która angażują pamięć indywidualną i próbują<br />

jej treści zestawiać z pamięcią zbiorową społeczeństwa. Również ważnym<br />

elementem przekazu poetyckiego inspirującym pisarzy stają się dzieła sztuki,<br />

dzięki którym komunikują się oni z wartościowym artystycznym z przeszłości.<br />

Nieprzypadkowo więc ważną staje się dla nich rozpoczynającego się nowe<br />

milenium, w którym spuścizna dziejów musi być jakoś twórczo zagospodarowana<br />

przez kolejne generacje artystów, bo specyfika rodzimej kultury nie<br />

straciła źródeł i fundamentu bytowego własnej tożsamości.<br />

Coraz mniej jednak zwracają oni uwagę na społeczne aspekty pamięci<br />

i coraz dalej odsuwają się od związków sztuki z polityką. Pojawia się bowiem<br />

w ich szeregach świadomość, że politycy i historycy wykorzystują obecnie<br />

najczęściej komunikację artystyczną do manipulacji nastrojami społecznymi,<br />

dalekimi od prawdziwej wartości tego typu przekazu. By się w tym upewnić,<br />

piszący podejmują nawet próby przekraczania tradycyjnych granic wolności<br />

twórczej, które narzuca im współczesne społeczeństwo, fizyczny stan świata,<br />

gwałtownie rozprzestrzeniające się wśród ludzi postawy na niczym nieograniczonych<br />

emocjach. Ich twórczość staje w konsekwencji coraz bardzie subiektywna<br />

i osobista.<br />

Rozrastająca się żywiołowo społeczność miasta oraz wzory życia miejskiego<br />

staje się dla <strong>poetów</strong> źródłem niechęci, frustracji, a nawet agresji werbalnej.<br />

Zagęszczenie bowiem przestrzeni społecznej prowadzi właściwie do<br />

jej zaniku, czyli w praktyce do załamania się komunikacji społecznej o charakterze<br />

typowo artystycznym, a więc i utraty dostępu do szerszych kręgów publiczności<br />

własnej twórczości. Rozwijające się żywiołowo media i multimedia<br />

narzucają twórcom zasady i normy komunikowania medialnego, które burzą<br />

ów intymny stosunek między publicznością i poetą: nie może on w sposób<br />

właściwy wypełniać swej misji artystycznej. Jeżeli chce być obecny w mediach,<br />

musi się liczyć z tym, że będzie „sprzedajny”, a intencje i wartości zawarte<br />

w jego utworach posłużą celom komercyjnym. Zanikające tradycyjne<br />

więzi społeczne na rzecz więzi kreowanych przez media generują dodatkowo<br />

29


eksplozję relatywizmów w sferach wyborów aksjologicznych, a komunikowanie<br />

przeradza się w negocjacje i transakcje wręcz handlowe między aktorami<br />

życia publicznego, co właściwie wyrzuca poetę z tego obiegu informacyjnego<br />

poza obszar, na którym mógłby on maksymalizować sens i ich osobiste innowacje<br />

we własnym przekazie artystycznym. Zostaje faktycznie skazany na<br />

marginalizację wżyciu społecznym i miałkość treściowa jego komunikatów<br />

artystycznych. To zaś podcina jego technikom metaforyzacji skrzydła i spłaszcza<br />

wielowymiarowość jego frazy literackiej.<br />

W związku z taką sytuację, w odwracającym się od artysty społeczeństwie,<br />

w którym jedynie w ludzie dążącą za wszelką cenę do nadmiernego<br />

bogacenia się, ale i rozszerzają wśród innych obszary biedy, widzi bezsens<br />

istnienia. To przekonanie wzmacnia również szerząca się agresja w stosunkach<br />

międzyludzkich oraz w ich relacjach z otoczeniem zarówno społeczny,<br />

ale i przyrodniczym. Pogoń za miłością i pozytywnymi uczuciami, które w życiu<br />

codziennym przybierają formę „wyścigu szczurów” gnanych siłami pożądania<br />

za mamoną, doprowadziły do tego, że te pozytywne wartości stały się<br />

deficytowe, podobnie jak inne dobra duchowe, co ogromnie niepokoi <strong>poetów</strong>.<br />

Trudno u nich znaleźć więc „budujący optymizm” czy chęć skupiania wokół<br />

siebie jakichś większych wspólnot ideowych, bo nie można bez hipokryzji<br />

przecież głosić jakiejkolwiek solidarności w świecie wyzutym z miłości i bezinteresownej<br />

przyjaźni do człowieka i innych istot żywych z jego otoczenia,<br />

na co wskazują badania na współczesnym preferencjami wartości Polaków,<br />

z którym korespondują żywione przez nich oceny wartości kultywowanych we<br />

współczesnej kulturze rodzimej 14 .<br />

Wszyscy z omówionych <strong>poetów</strong>, każdy w sobie właściwy sposób, szukają<br />

wymiaru nowej transcendencji i to jest niewątpliwie im wszystkim wspólne.<br />

Czynią tak dlatego, że zarówno w mediach, jak i na ambonach imiona miłości,<br />

przyjaźni, prawdy i sprawiedliwości są wymienia nagminnie i do znudzenia<br />

w różnych konstelacjach ideowych, ale w praktyce życia codziennego raczej<br />

szukać ich „nadaremno”. Im więcej bowiem o nich się słyszy, tym mniej ich<br />

można zobaczyć i doświadczyć, co każdy poeta czuje i z czym zgodzić się<br />

przecież nie może. Rodzi się więc w nim ów pierwotny przymus związany<br />

z weną tworzenia, „powoływania do bytu tego, co być powinno”, ślepy na<br />

koniunkturalizmy społeczne poeta musi pisać – lepsze lub gorsze – wiersze.<br />

14<br />

Por. W. Pisarek, Polskie słowa sztandarowe i ich publiczność: lata dziewięćdziesiąte, „Zeszyty<br />

Prasoznawcze” 2000, nr 3–4(163–164), s. 26–33 i I. S. Fiut, Pisma społeczno-kulturalne<br />

w latach 1989–2000, „Zeszyty Prasoznawcze” 2000, nr 3–4(163–164), s. 71–75.<br />

30


ROZDZIAŁ III<br />

Miłość w poetyckich dyskursach<br />

Życie literackie, a szczególnie pisanie poezji, odzwierciedla w dużym stopniu<br />

nastroje ogół społeczeństwa, które dla wszelkich form władzy nie są w najczęściej<br />

pocieszające. Poetów i artystów nie interesuje specjalnie ta sytuacja<br />

i jak tylko mogą, starają się uwieść publiczność walorami własnej twórczości –<br />

przekazać emocje, które przyciągną uwagę czytelnika: poprowadzą go w krainę,<br />

gdzie miłość i nienawiść napierają na siebie, przy okazji oczarowując i uwodząc<br />

jego duszę. Cóż może być bowiem bardziej emocjonującego dla człowieka, jeśli<br />

nie przeżycia i uniesienia związane z konsumowaniem aktu miłości, roztaczającą<br />

się wokół niego aurą, ale i jego wyszukane owoce. Przedstawimy więc kilka<br />

ciekawych – naszym zdaniem – propozycji literackich, które pośrednio lub<br />

bezpośrednio podejmują wyzwanie, jakie niesie ze sobą miłość i związane z nią<br />

przeżycia oraz nastroje. Zawierają one bowiem interesujące przekazy artystycznych<br />

wizji świata, antycypujące różne wersje jego przyszłość i poszukujące dróg<br />

urzeczywistniania wartości, bez których ludzkie humanistas zatraciłoby zdecydowanie<br />

swój osobliwy sens. Miłość jawi się tu wartością centralną, organizującą<br />

i aktywizującą świat ludzkich doznać, a poeci mający z istoty słabość do<br />

kochania spraw niesamowitych najczęściej podejmują to jarzmo egzystencjalne<br />

i szeroko piszą o nim, a przysłowiowy pot, łzy, a nie rzadko krew, pojawiające<br />

się na marginesie tak angażowanych uczuć, których zapachy rozsiewają ich<br />

utwory, często odsyłają również do podłoża ich świata mentalnego; do źródeł<br />

myśli oraz przeżyć tam jakoś skrzętnie przechowywanych.<br />

Propozycja artystyczna Aleksandra Jasickiego – to burzliwa historia miłosna,<br />

spisana metodą korespondencji SMS-owej między namiętnymi i szalonymi<br />

kochankami, rozbudowana następnie w pełnowartościowe wiersze,<br />

w które autor – emocjonalny eksperymentator – wbudował spisane elektronicznie<br />

wyznania obojga kochanków 1 . Niewątpliwie wiersze te przepełnione<br />

1<br />

Por. A. Jasicki, Ola B. (poemat SMS-em), Studio ONZE, Kraków 2003.<br />

31


są płciowością, erotyzmem, seksualizmem, a ich ekspresja została dodatkowo<br />

wzmocniona prostą i jednoznaczną metaforą przyrodniczą oraz zdjęciami<br />

poety-preformatora. Poeta-kochanek, grający także ciałem i obrazem własną<br />

historię miłosną, dokonuje wiwisekcji swych i partnerki uczuć, skrupulatnie<br />

eksponując tło egzystencjalne kłębiących się emocji oraz przeżyć stron tego<br />

wielowymiarowego aktu fascynacji sobą i wydarzeniem zakochania się wzajemnego.<br />

Miłość ta na tyle wzbogaca kochanków, na ile staje się terapią bolesnej<br />

i przykrej rutyny dnia codziennego: na tyle rujnuje stary świat i układ<br />

istnienia, na ile rodzi nowe siły witalne i ich personifikację, jaką jest dziecko –<br />

kwiat miłości, widziany przez otoczenie jako owoc grzesznego zauroczenia.<br />

W wierszu pt. „Szczodra noc” czytamy – „(...) ...kochaj mnie powoli/cicho<br />

jeszcze ciszej/całe miasto się zleci/i/będzie się gapić!”. Na dobrą sprawę tomik<br />

Jasickiego – to ekshibicjonistyczne oswajanie grzechu, który zawsze jakoś towarzyszy<br />

miłości i odsyła w tło wielu innych uczuć, których owocem było, jest<br />

i będzie nowe życie – wspaniały przejaw uniesienia duszy nakładający na nią<br />

to grzeszne jarzmo potępienia. Zrozumiałym więc staje się w kontekście tych<br />

wynurzeń credo poety, który pisze, iż: „Kocham, więc ranię...”<br />

Zwątpienie we wszechmocną siłę rozumu i jego zmaterializowane formy<br />

wyrażające się w technice, to jakby nowa forma wyznania przypominająca duchu<br />

myśli Błażeja Pascala. Im więcej możemy, tym więcej nie możemy – taka to<br />

dialektyka przenika kolejne utwory poetyckie zebrane przez Wojciecha Kawińskiego<br />

w tomik wierszy Widok z okna 2 . Poeta dokonuje tu twardego i bezwzględnego<br />

rozliczenia wieku XX, w którym rozwinięte wielkie możliwości ludzi, tak<br />

samo skutecznie, jak i postępowi, posłużyły kolejnym falom gwałtu, przemocy<br />

i wojny przetaczających się przez świat. I to, co po nich pozostaje – jak pisze<br />

poeta – „(...) jest mgiełką, treścią rozbitego szkła”. Tradycyjne sensy i znaczenia<br />

w tym wieku ulegają korozji i rozpadowi, a „(....) wiek pisze czarny poemat,<br />

wersem niedoskonałym”, zaś świat nadchodzący staje się obcy ludziom<br />

i zamraża ich emocje. Nawet przyroda, którą kiedyś podziwiał poeta, teraz staje<br />

się mu obca, a kiedyś rozwijający się jej wspaniały busz, dzisiaj przekształcił<br />

się w „busz wielkiego miasta”, gdzie pali się już „ogień końca świata”.<br />

Poeta pod ciężarem tych doświadczeń jako podmiot liryczny swych wierszy<br />

traci poczucie czasu obiektywnego, co w rezultacie wzmaga jego subiektywny<br />

i wewnętrzny upływ i dlatego ciągle definitywny koniec wszechrzeczy staje<br />

mu przed oczyma. Jego egzystencja zaczyna przypominać otwartą ranę. Wiersze<br />

Kawińskiego jakby uciekają z kartek papieru, oddalają się od autora, i stają<br />

się słyszalne jako własne echo w świecie zewnętrznym: poeta pisze więc „(...)<br />

rękopis deszczu wciąż dymi za oknem”.<br />

2<br />

Por. W. Kawiński, Widok z okna, Oficyna Konfraterni Poetów, Kraków 2002.<br />

32


Ta transformacja świata w poezji krakowskiego poety prowadzi do jego<br />

wielkiego osamotnienie, żalu po utracie bliskich, tęsknoty za nimi, by napisać<br />

o sobie, że czuje się „(…) już/ (...) jak ten poeta z demobilu”, zaś jego świat<br />

wypełniają „zabójcy słów”, których mordercami bezpośrednimi są głównie<br />

agresywne i panujące nad duszami ludzi media. Jeśli rozumie jeszcze kogoś,<br />

to przyjaciół po piórze, których już nie ma – m. in. Jana Bolesława Ożoga,<br />

Tadeusza Śliwiaka, Witolda Wirpszę – czy Jarosława Iwaszkiewicza. Również<br />

głęboka miłość do córki i matki w swym małym świecie „widzianym z okna”<br />

stanowi ostoję jego codzienności i wzmacnia przekonanie o potrzebie tworzenia.<br />

Twórczość bowiem pozwala mu w dużej mierze powracać do siebie<br />

i chronić resztki nadwątlonej z latami tożsamości.<br />

Ta poznańska poetka ciągle częstuje nas kolejną i wspaniałą porcją pięknych,<br />

nastrojowych i dających do myślenia wierszy. Ukształtowana w młodości<br />

przez życie wiejskie, nasycone pracą, więziami rodzinnymi i sąsiedzkimi,<br />

przyjaznym stosunkiem do przyrody: jej pięknem i wielkością, poetka zwraca<br />

się ku tej krainie, by z czułością i wnikliwością pochylić się u progu życia nad<br />

sensem ludzkiego istnienia. Podobnie jak i w poprzednich jej książkach i tym<br />

razem w 28 tomiku pt. Czciciele nowiu 3 , autorka konsekwentnie rozwija swój<br />

pejzaż poetycki. Mówimy więc o Helenie Gordziej, która eksploatuje w swych<br />

utworach tą szczególną wrażliwość na wartości środowiska przyrodniczego,<br />

życia i egzystencji prostego człowieka. Są to obdarzane szczególna troską<br />

przedmioty jej miłości. Długie i rozległe doświadczenia życiowe, pochwała<br />

zwykłej uczciwości, słabość do piękna we wszystkich jego postaciach wręcz<br />

obsesyjnie rozplenia się w jej utworach. Ciągle powraca do lat młodości, swej<br />

„wioski dzieciństwa”, z której weszła „(...) w miasta murowaną studnię, by<br />

z musu gasić pragnienie (...) wodą o skażonym smaku”. Kolejne wiersze zebrane<br />

w tomiku – to obrazy przepełnione rustykalnym klimatem wsi, prozą<br />

życia jej mieszkańców i ich troskami, głównie o to, by żyć zgodnie z wiekopomnymi<br />

prawami ich żywicielki Ziemi, bacząc, by „nie siali na nowiu”<br />

ziarna, bo wtedy plon będzie ranił samo Niebo, w co ludzie wiejscy i do dzisiaj<br />

wierzą. Jeśli zastanowić się nad odczuwaniem i rozumieniem miłości przez<br />

poznańską poetkę, to posługuje się ona jej dojrzałą formą, gdzie forma seksualna,<br />

przyjacielska, rodzicielska, przekształcają się w uczucie do wszystkiego,<br />

co należy do rodziny istot żywych i ich matki-Ziemi, by na końcu skierować to<br />

uczucie ku samemu Niebu, symbolizującemu w tym świecie poetyckim jego<br />

uniwersalny wymiar obecny we wszystkich rzeczach.<br />

Poetycka rodzina Anna i Wojciech Kajtochowie zaproponowała pod rozwagę<br />

swej publiczności w roku 2003 dwie ciekawe książki poetyckie: Anna –<br />

3<br />

Por. H. Gordziej, Czciciele nowiu, Poeticon, Poznań 2002.<br />

33


poetka-mama wydała tomik pt. Bezdrożem ścierniska 4 , zaś Wojciech – poeta-<br />

-syn – Doba. Wiersze i proza. Tomik Anny – to chyba już dwunasta jej książka,<br />

utrzymana w klimacie poprzednich, choć zamieszczone w niej wiersze sygnalizują<br />

jakby większe niż poprzednio zdystansowanie się wobec świata. Poetka<br />

właściwie bada głęboki sens logiki życia, czerpiąc przy tym z własnego doświadczenia,<br />

które nadaje autentyczny charakter tej poezji. Pełna podziwu dla<br />

świata, jego piękna, żywotności, boskiego wymiaru jego mocy sprawczej, ale<br />

i bezwzględności wobec życia osobistego ludzi. Poetka pisze więc: „Jest we<br />

mnie spokój umierania/Chwiejność każdego następnego kroku/Pełnia bilansu<br />

co dnia zestawiana/I wciąż od nowa wskazująca zero//Pewność przegranej<br />

przy pierwszym rozdaniu/I gra beznamiętnie kontynuowana”. W innym miejscu<br />

artystka przypomina, że właściwie wszystkie drogi życia podobne są do<br />

ścierniska kolącego bose stopy każdej ludzkiej egzystencji. Nie można z nich<br />

zejść, bo trafia się na jeszcze większe jego bezdroża, ale i tak z góry wiadomo,<br />

że prowadzą one „do ciebie”. Ta zagadka (bo o kogo tu właściwie chodzi?)<br />

dla każdego może być rozumiana po swojemu i bardzo indywidualnie, podobnie<br />

jak ten przepełniony refleksją nad przemijaniem tomik krakowskiej<br />

poetki, pomagający uporządkować osobiste doświadczenia ludzi, choć bilans<br />

taki rzadko wychodzi na zero. Co ważne, poetka ciągle próbuje dokonać oceny<br />

własnego zakorzenienia się w świecie, a więc w prawie wszystkich wierszach<br />

mimochodem z uwagą bada własną <strong>tożsamość</strong>, choć podchodzi do niej subiektywnie,<br />

a obawa jej utraty rodzi poczucie głębokiego bólu w jej duszy.<br />

Doba jako metafora cyklu życia, na który składają się: narodziny, dojrzewanie<br />

i umieranie, to zdaje się motyw przewodni tomiku Wojciecha Kajtocha,<br />

będącego jego drugą książką o charakterze poetyckim 5 . Zamysł autora jest tu<br />

nader oryginalny, bo wiersze i utwory poetycko-prozatorskie, stanowią jakby<br />

wynik dwóch ścierających się ze sobą procesów i scenariuszy dziwienia się,<br />

tj. poety, który dziwi się światu i świata, który dziwi się poecie. Tak – dzisiejszy<br />

świat dziwi się poecie, że się mu jeszcze chce pisać wiersze. Zdziwienie<br />

świata wydaje się jednak wynikać z jego niewiedzy, sugeruje poeta, bo<br />

przecież świat nie rozumie ani kobiety, ani miłości mężczyzny do niej, czyli<br />

wszystkich przyczyn, które pomimo wszystko rodzą dobro, piękno, nadzieję<br />

i rozpacz, a które w logice jego przemian są mało znaczącymi epizodami, choć<br />

dla poety ciągle są źródłem zadumy nad światem, człowiekiem i przyczyną<br />

jego metodycznego dziwienia się, które owocuje wierszami. W utworze pt.<br />

„Miłość” Kajtoch pisze: „Miała być trzymaniem się za ręce/a później ciem-<br />

4<br />

Por. A. Kajtochowa, Bezdroża ścierniska, Wydawnictwo i reklama PARTNER, Kraków 2003.<br />

5<br />

Por. W. Kajtoch, Doba. Wiersze i proza, Wydawnictwo i Drukarnia Towarzystwa Słowaków<br />

w Polsce, Kraków 2003.<br />

34


nym, parnym/szeptem –/uściskiem końca./(...)/Biegnie do mnie mały,/jasnowłosy<br />

chłopczyk./Siedzi mu na ramieniu/figlarna małpka uśmiechu”. Prócz<br />

twarzy miłości, przyjaznych umizgów do przyjaciela – kota Mruczaka, poeta<br />

tropi z uporem maniaka absurdalność życia politycznego naszego kraju, które<br />

jak choroba weneryczna trawi ludzi i ich światy duchowe. Temu już chyba się<br />

nikt, prócz poety, nie jest w stanie dziwić się, a więc tym sposobem poezja<br />

może stać się prozą dnia codziennego – niepozbawioną jednak wzniosłego<br />

wymiaru, którego logikę można zagłaskać przyjaznymi demagogiami różnych<br />

marek firmowych, podobnie jak kojące futro kota domowego, o czym z ironią<br />

poucza nas lektura tego tomiku.<br />

Liryczny, acz bardzo wartościowy pod względem doznań poetyckich<br />

zbiorek wierszy przedstawiła Barbara Cichoń, a jego tytuł brzmi: Czas ocalony<br />

6 . I tak poetyckie ja autorki donosi nam, że miłość była i jest udziałem jej<br />

życia, szczególnie wtedy, gdy dotyczy bliskich. Warto się tym nawet głośno<br />

pochwalić. Wydarzająca się miłość spowija tu swą atmosferą i sprzyja nawet<br />

autorce przychylnością rzeczy martwych i istot żywych, co daje poczucie znakomitej<br />

harmonii, do której można „przytulić czas”, jak płaczliwe niemowlę<br />

do piersi matki, albo wyczerpanego pielgrzyma do ciepłego pieca. Cichoń<br />

wyjaśnia więc: „Gdy piszę o miłości/mówią,/że nie o niej –/Gdy piszę o człowieku,/myślą.../krótki<br />

jest czas./Gdy mówię, że kocham,/chyba wierzą”. To,<br />

co w tej poezji jest pouczające, to fakt, że miłość praktykowana w życiu,<br />

podobnie jak wiedza, odkrywa niewiedzę o świecie i sobie, ale nie jest ona<br />

dla człowieka źródłem niepokoju egzystencjalnego, ale otuchą udzielającą<br />

się innym. Należy zatem polecić tę poezje szczególnie tym, którzy uważają,<br />

że dzisiaj miłość stała się niemożliwa i tym, którzy stracili na nią wszelką<br />

nadzieję.<br />

Dwa w jednym – tak by można nazwać podwójny zbiorek poezji umieszczony<br />

w jednej bryle książeczki, opublikowanej przez Andrzeja M. Hrabca,<br />

noszącej tytuły: Łąka zapachów pełna 7 i Syzyf zapętlony. Tym, co spina te<br />

dwa cykle poetyckie w jedną postać książki, jest faktycznie miłość i kobieta –<br />

stanowiące podmiot liryczny prawie wszystkich wierszy autora. W „Syzyfie<br />

zapętlonym” Hrabiec poetyzuje imiona ukochanych kobiet zawsze w kontekście<br />

jakiegoś kwiatu, który jakby symbolizuje fenomen erotyczny danej postaci<br />

kobiecej. Natomiast w „Łące zapachów pełnej” poeta przedstawia żywy<br />

dialog na temat piękna, któremu zawsze towarzyszy jakaś forma miłości (o<br />

tak po platońsku), a jego adwersarzami w inspirujących autora kwestiach są<br />

6<br />

Por. B. Cichoń, Czas ocalony, Miechowski Dom Kultury, Miechów 2002.<br />

7<br />

Por. A. M. Hrabiec, Łąka zapachów pełna i Syzyf zapętlony, Krakowski Oddział ZLP, Kraków<br />

2002.<br />

35


m.in.: Atena, Eros, Ariadna, Pejrene, Selene, Kaliope, Hebe, Syzyf oraz bogowie<br />

antyczni i muzy. Szczególnie inspirują poetę obecne wcielenia bogini<br />

Wenus, która zdaje się najbardziej mu przypadają do serca. Wtedy, kiedy widzi<br />

takie wcieleni, pisze: „(...) nosi się modnie/i bywa tam gdzie wypada/je lody<br />

w ogródkach kawiarnianych/mruga do przechodniów (...)”, albo kiedy schodzi<br />

na Ziemi, „(...) by pić/coca-colę/przez rurkę/cienką a wygiętą/zamiast omdlewającej/ambrozji<br />

źle schłodzonej (...)”. W tej perspektywie znów nabiera znaczenie<br />

sformułowanie, że „miłość nie jedno ma imię”.<br />

W bibliotece pisma młodej generacji <strong>poetów</strong> „Nowego Wieku” w roku<br />

2003 ukazały się dwa tomy poezji i jeden prozy młodych artystów słowa,<br />

których cechuje specyficzna wspólnota postrzegania, przeżywania świata,<br />

jego ekspresji i artykulacji własnej obecności w nim, ale również poszukiwań<br />

związanych z określaniem swych tożsamości. Są to tomiki: Arkadiusza Kremzy<br />

– brania 8 , Mateusza Wabika – Przestrzeń lokalna 9 , Adama Pluszki – Łapu<br />

capu 10 . Należy przy okazji pochwalić udaną formę i gust edytorski wydawców<br />

tej serii książek literackich, która przede wszystkich odpowiednio dobraną<br />

szatą graficzną mocno eksponuje warstwę tekstualną i jej zawartość poetycką.<br />

Wszystkie te tomiki ze względu na ciekawą zawartość wymagają oddzielnych<br />

analiz artystycznych, bo nasycone są ogromną liczbą innowacyjności wersyfikacyjnej<br />

oraz konceptualnej, które przywołują złożone światy, niekiedy<br />

bardzo trudne do wkomponowania w nie wyobraźni czytelnika. Przekracza to<br />

jednak możliwości tego omówienia. Obecne tu – dekonstrukcja oraz inflacja<br />

tradycyjnych tropów estetycznych w poezji stanowią jednak dodatkową wartość<br />

tych propozycji, nad którymi warto się zadumać, bo nie ma chyba dzisiaj<br />

kogoś, kto odpowiedzialnie pokusiłby się o diagnozę: dokąd zmierza poezja<br />

młodego pokolenia twórców? Wydaje się bowiem, że zarówno styl, jak i taktyka<br />

młodych <strong>poetów</strong> podąża za potrzebami młodej publiczności i stara się<br />

współbrzmieć z jej doznaniami, przeżyciami, marzeniami i tęsknotami, z gruntu<br />

obcymi publiczności starszej. Jeśli tak jest, to ci młodzi ludzie są już mądrymi<br />

i w miarę dojrzałymi poetami, a ich istotny wkład w literaturę współczesną<br />

jest kwestią najbliższego czasu, chyba, że los zdarzyłby inaczej, albo wypalą<br />

się im inspiracje twórcze. Cechą tej młodej poezji jest głównie subiektywność<br />

postrzegania świata posunięte przez autorów do szczytu możliwości. Zawierają<br />

bowiem pomysły przepełnione eskapizmem, wyrażone w ciekawych, ale<br />

często głęboko zakamuflowanych grach i rozgrywka językowych z rzeczywistością.<br />

Rzeczywistośc rozumieją przede wszystkim jak wszechpotężny tekst,<br />

8<br />

Por. A. Kremza, brania, STAL, Kraków 2003.<br />

9<br />

Por. M. Wabik, Przestrzeń lokalna, STAL, Kraków 2003.<br />

10<br />

Por. A. Pluszka, Łapu capu, STAL, Kraków 2003.<br />

36


a nawet hipertekst, w którym światy realne i wirtualne mieszają się wzajemnie.<br />

Wprowadzają więc czytelnika, metodą wręcz rozbijacką, w świat nieustających<br />

degradacji i inflacji, które mogą być nawet pewną konstruktywną<br />

propozycją dla wzbudzenia przeżycia estetycznego odbiorcy takiej osobliwej<br />

formy uprawiania sztuki słowa. Wabik nawet programowo się do tego przyznaje,<br />

kiedy w wierszu pt. „Lekcja żywego języka” pisze: „(...) Wciąż z bukietem<br />

wody i ognia/posuwam się w rozstępujące się ścieżki/jak w dwie strony<br />

powrotne. Widzę już/gniazdo, do którego dążyć można tylko/po śladach/Bez<br />

oglądania się na miasto-kobietę./Na kobietę-miast. I gdy nieszczelna noc/<br />

rozlewa się bez przypisu chwytam się kierunku,/to znaczy żagla – zapalniczki.<br />

(...)”. Taka relatywizacja życia i jego hybrydyzacja ze światem cyberprzestrzeni,<br />

odciskająca piętno na młodych poetach jest dobrze widoczna również<br />

w utworach Kremzy, szczególnie w wierszu pt. „prawda?”, gdzie czytamy:<br />

„Ponieważ wszystko ma swój początek/to musi mieć koniec. I choć to wiemy/<br />

to znamy prawdę o czymś/co ma zupełnie inne parametry/a czemu imię każdy<br />

nada własne”. Taka imersja nie tyko w świat wirtualny, ale także w rzeczywistość<br />

tradycyjną daje poetom i pisarzom młodego pokolenia całą gamę nowych<br />

doświadczeń, przeżyć estetycznych, o czym nieustannie komunikują, a podstawową<br />

kwestia, która determinuje te ich preformacje łączy się z zanikiem<br />

poczucia granicy między ich światem cielesnym a psychiką, często podpinaną<br />

do przestrzeni wirtualnej, kiedy rozmywa się różnica między człowiekiem masowym<br />

miasta a indywidualnością poety, któremu pozostaje jedynie rola prowokatora<br />

wrażliwości na wartości. Innym zjawiskiem, szczególnie częstym<br />

u prozaików, jest multiplikacja utworów prozatorskich, które z jednej strony<br />

są składankami różnych gatunków literackich, z drugiej natomiast przypominają<br />

ze względu na sposób prowadzenia narracji tzw. blogi – formę literatury<br />

internetowej. Proza Pluszki mieści się w tym właśnie pejzażu artystycznym,<br />

a ciekawy eksperyment z seksualnością, tradycyjnie pojmowaną jako domena<br />

ciała ludzi, nabiera tu nowego wymiaru, czyli intermedialności, interaktywności,<br />

by wreszcie tekst został upstrzony cytatami z prozatorskiego opisu rodem<br />

np. z prozy Henry Millera epatującej się fizjologią stosunku seksualnego. „(...)<br />

gdy połączyli śpiwory, ich obawy wydawały się znikać. Gdy czuli swoje nagie<br />

ciała. Błotna Bestia obchodziła ich tak samo, jak gdyby znajdowała się<br />

o miliony mil stad, w swym naturalnym środowisku. Usta ich zetknęły się,<br />

języki zwarły, a dłonie zaczęły swoja grę w chowanego. Gavin wyczuwał, że<br />

Liz zesztywniała, gdy jego palce odnalazły małe, jędrne piersi i podrażniły<br />

sutki do jeszcze większego stopnia niż podczas całej poprzedniej nocy. Potem<br />

przesunął dłoń niżej i dziewczyna rozchyliła uda. Delikatnie odnalazł miękką,<br />

ciepłą wilgoć, aż jęknęła z rozkoszy. Jej ręce przesunęły się po nim i zamknęły<br />

na jego twardym członku.<br />

37


Policzki spłonęły jej momentalnie i nie doczytała do końca. Mówiła, że<br />

jesteśmy świnie. Oczy jej błyszczały. A kilka dni później, przypadkiem, kiedy<br />

wracałem po coś do namiotu, zobaczyłem, że leży na kocu i doczytuje”.<br />

Haskwa 11 – to nie tylko tytuł tomiku Justyny Jaszke – młodej poetki związanej<br />

z literackim środowiskiem Żyrardowa i Krakowie, ale pierwsza część domeny<br />

jej adresu internetowego. Wspominamy o tym dlatego, że zamieszczona<br />

w tym debiutanckim zbiorku poezja nawiązuje oraz dyskontuje doświadczenia<br />

sztuki literackiej tworzonej w cyberprzestrzeni, gdzie utwory literackie,<br />

publikowane w postaci hipertekstu, nabierają nowych walorów estetycznych.<br />

Wchodząc w tę nową sytuację estetyczną, stają się przecież utworami otwartymi<br />

nie tylko na doznania estetyczne odbiorcy, ale mogą stanowić również<br />

przyczynę interaktywnego zachowania się publiczności względem nich – artefaktów<br />

artystycznych wrzuconych przez autorów w świat wirtualny. Wiersze<br />

Jaszke noszą wiele znamion tego doświadczenia w warstwie wersyfikacyjnej<br />

prezentowanych utworów, ale także związanych z nią form ekspozycji niektórych<br />

motywów przekazu artystycznego, wzbogacanych odpowiednio dobranym<br />

krojem czcionki, emotikonami i ilustracjami. To, co jest wspólne pokoleniu<br />

<strong>poetów</strong> kolejnych e-generacji, występuje także w twórczości tej młodej<br />

poetki: wyraża się to coś w tzw. irrealizmie i całkowitym konstruktywizmie<br />

świata tworzonego – postulowanej jego wizji. Właściwie jest on symulowaną<br />

hybrydą realność, aż do granic surrealizmu, by wywoływać kolejne fale<br />

przeżywania i pożądanie, choć jest tu i miejsce na refleksję i kontemplację zawartości<br />

tych wierszy, gdyż ich ostatecznym nośnikiem jest właściwie papier<br />

i kreatywna wyobraźnia czytelnika. Dobrze ów model poety i publiczności<br />

skazany na nomadyzm nie tylko estetyczny, ale i egzystencjalny przedstawia<br />

taki oto wiersz Jaszke: „kolejny list od P./podróżuje/od/do/nie wiem/gdzie odpisywać...”.<br />

Również przestrzenna konstrukcja wielu wierszy zamieszczonych<br />

w tym zbiorku ma charakter kookreacji (współtworzenia z czytelnikiem), czyli<br />

świadomie autorka wkłada między własne wersy, interfejsy, żywcem wzięte<br />

z kontekstu społecznego miasta, literatury, mediów, czy ulicy, kiedy cytuje<br />

frazy wypowiedzi, ogólnie znane ludziom z doświadczenia dnia codzienne –<br />

np. w utworze ze strony 46, w skład którego wchodzi motto z wiersza Józefa<br />

Barana i na równych prawach rymowanka znanego pasażerom krakowskich<br />

tramwajów narkomana. Czas i przestrzeń, linearne i przyczynowe rozumienie<br />

świat, znikają również w utworach Jaszke, a na ich miejsce pojawiają się<br />

kreacje wywołane impulsem, chwilową ekscytacją, których ośrodkiem jest<br />

radykalny subiektywizm przeżywania przez autorkę bezpośredniego otoczenia.<br />

W tym miejscu ciekawie wygląda doświadczenie i potrzeba miłości, która<br />

11<br />

Por. J. Jaszke, Haskwa, Miejski Dom Kultury w Żyrardowie, Żyrardów 2003.<br />

38


zawsze jakoś organizuje osobowość i <strong>tożsamość</strong> piszącej. Weźmy więc wiersz<br />

ze strony 16: „zawsze/to znaczy tak//wiatr i sny w garści i przynosisz/zawsze<br />

wtedy/kiedy/wiatr i sny łapią w garść i przynoszą/zawsze wtedy/kiedy/ty mi/<br />

a/ja/tobie”. Idzie tu o coś na kształt „przyjaźni-sympatii-miłości”, a może coś<br />

„pomiędzy”, oderwanego od ciała, eterycznego, ciągle przeżywanego i właściwie<br />

nic więcej, co miałoby przyjąć realny kształt. Jeszke doświadcza więc<br />

„nowej samotności” bywalców cyberprzestrzeni, gwarzących o miłości, przyjaźni,<br />

seksie, interesach i kwiatach w „chatach”, cierpiących na brak namacalnego<br />

ciepła kontaktu „twarzą w twarz”, co widać doskonale, kiedy na stronie<br />

42 pisze: „stojąc w strugach/deszczu/pan pyta panią//czy tobie/również jest<br />

mokro i wilgotno?”.<br />

Na zakończenie powyższych rozważań chcemy zaprezentować poetę,<br />

stomatologa i samorodnego filozofa, ale i krytyka literackiego Wojciecha<br />

Wierciocha, autora pracy pt. 44 wybory, czyli 77 udręczeń i ukojeń 12 , stanowiącej<br />

jakby podsumowanie jego dotychczasowego wysiłku twórczego.<br />

Na to opusculum składają się aforyzmy, eseje, felietony, sztuki jednoaktowe,<br />

opowiadania i humoreski, recenzje i powiastka filozoficzna. Wydźwięk<br />

całości jest optymistyczny, często wzbudza śmiech, ale momentami odnajdujemy<br />

tu wiele lirycznych uniesień, jak i problemów, nad którymi warto<br />

się zastanowić, bo dotyczą naszej rzeczywistości, podglądanych bystrym<br />

okiem artysty. Prócz inspiracji swoją małą ojczyzna, pięknem jej przyrody,<br />

dzielnością i sprytem jej mieszkańców, Wierciocha inspirują także do działań<br />

twórczych i intelektualnych myśli i poglądy wielkich myślicieli – Józefa<br />

Tischnera, Błażeja Pascala, Fryderyka Nietschego, <strong>poetów</strong> i piewców piękna<br />

Podhala: Jana I. Sztaudyngera, Stanisława I. Witkiewicza, Juliusza Słowackiego,<br />

Zbigniewa Herberta czy Kazimierza Przerwy-Tetmajera. Na początku<br />

roku 2002 z jego inicjatywy ukazał się zerowy numer pisma literacko-artystycznego,<br />

prezentującego literaturę dawną i nową, plastykę, muzykę, sztuki<br />

wizualne oraz eseje filozoficzne, które zostało nazwane „Futurum” i można<br />

sądzić, że właśnie twórcza przyszłość ludzi Podhala będzie na jego szpaltach<br />

prezentowana, jeśli los Wierciochowi będzie sprzyjał, bo samozaparcia mu<br />

przecież nie brakuje.<br />

Ulubiona forma artystycznej ekspresji Wierciocha jest niewątpliwie aforyzm,<br />

który sam ćwiczy i o którym wiele pisze, upatrując w nim źródło przytomności<br />

myśli i sensu przeżycia estetycznego. A oto dwa z nich: „* Życie –<br />

niedorozwinięta śmierć”, „* Trzeba być mądrym, by ukryć swą inteligencję.<br />

A można być głupim – i nie epatować swoją mądrością”.<br />

12<br />

Por. W. Wiercioch, 44 wybory, czyli 77 udręczeń i ukojeń, Wydawnictwo i Drukarnia Słowaków<br />

w Polsce, Kraków 2002.<br />

39


Wszystkie z przedstawionych powyżej propozycji poetyckich, często<br />

w formie nawet utajonej, dotykają pośredni lub bezpośrednio kwestii własnej<br />

tożsamości twórców w powiązaniu z fascynacja róznorodnmi formami miłości,<br />

a pisane przez nich wiersze z jednej strony sygnalizują, że mają z nią problemy,<br />

z drugiej natomiast widać w nich pewną nadzieję, że owo powątpiewanie<br />

o niej odsyła ich ku aktom twórczym, z których wynikają zarysy nowych<br />

wizji rzeczywistości, w których być może będzie się o własnej tożsamości<br />

rozmawiać i myśleć odmiennie. Miłość bowiem zawsze zakłada pewne wartości,<br />

które dla poczucia tożsamości artysty są niezbędne.<br />

40


ROZDZIAŁ IV<br />

Jesień jest dla <strong>poetów</strong> pełna słowobrania<br />

Jesienią 2006 roku urodziny obchodzili: 90. – Julian Kawalec, a 85. – Tadeusz<br />

Różewicz. Na XXI Zaduszkach Poetyckich, które corocznie przed Świętem<br />

Zamarłych organizuje Konfraternia Poetów wspominano tych wspaniałych<br />

czarodziejów słowa, którzy jeszcze przed kilku laty obdarzali czytelników<br />

znakomitymi utworami: Eugenię Basarę-Lipiec, Tadusza Śliwaka, Jerzego<br />

Harasymowicza, Henryka Cyganika, Zbigniewa Herberta, Czesława Miłosza,<br />

Bogusława Sławomira Kundę, Jerzego Fiutowskiego, ks. Jana Twardowskiego<br />

i Wilhelma Przeczka. W dniach 2–7 października odbyła się w Warszawie<br />

XXV Jesień Poezji, zaś w Poznaniu od 4 do 11 listopada trwał XXIX Międzynarodowy<br />

Listopad Poetycki, którego wieloletnim organizatorem jest wybitny<br />

poeta Nikos Chadzinikolau. To tylko kilka ciekawych wydarzeń poetyckich<br />

tej jesieni. Przejdziemy jednak do spraw bardziej związanych z relacją między<br />

jesienią a poezją i zaprezentujemy nowe tomiki poetyckie, które dotarły w tym<br />

roku do naszych rąk.<br />

Dla Aleksandra Jasickiego był to bardzo owocny roku: ukazały się dwa<br />

ważne w jego twórczości tomiki: Kobieta z Deneboli. Niedokończony testament<br />

oraz Lista ginących gatunków w renomowanej serii Poeci Krakowa 1 .<br />

W pierwszym poeta dyskontuje dramatyczne doświadczenia pobytu w szpitalu,<br />

gdzie walczył ze śmiertelną chorobą, którą udało mu się oszukać choćby na<br />

pewien czas, zaś drugi – to wybór z jego dziewięciu poprzednich tomików. Kobieta<br />

z Deneboli to swoisty dziennik doznań i przeżyć, pobytu w szpitalu, przeżytych<br />

operacji i rekonwalescencji, w czasie których poeta-pacient nauczył się<br />

żyć z bólem, cierpienie i codziennym obcowaniem z widmem śmierci. W to<br />

doświadczenie wbudował logos swojego życia, tworząc specyficzny klimat<br />

mistyfikacji, pozwalający jego duszy wydobywać z brudu ciała i codzienności<br />

1<br />

Por. A. Jasicki, Kobieta z Deneboli. Niedokończony testament, Wydawnictwo „@leksander”,<br />

Kraków 2006 i Lista ginących gatunków, Wydawnictwo Fall, Kraków 2006.<br />

41


wartości obecne w kulturze i kształtujące wyjątkowość człowieka w świecie.<br />

Klimat tych wierszy odnajdujemy w utworze pt. „Na co komu żywy poeta”,<br />

w którym pisze: „Poeta dzisiaj nie cierpi za miliony/cierpi na raka i na brak<br />

gotówki./Cierpi na trzustkę, która mu odjęto,/i żółciowy pęcherz/który zjedzą<br />

szczury//(…) Bo poeta nie powinien pić/ani też jeść./Wiersze powinien pisać/<br />

I do historii przejść”. Drugi tomik Jasickiego został tak skonstruowany, by<br />

ukazać rozwój oraz ewolucję jego świata poetyckiego, na który składają się<br />

utwory liryczne inspirowane głębokim szacunkiem do przyrody i krajobrazu,<br />

atmosferą Krakowa i okolic, Wisły, nad którą obok Wawelu się wychował, ale<br />

również Bieszczady, z którymi na długie lata wiązał swoje losy, przeżycia, budując<br />

światy poetyckie, w których były one mocno zakorzenione. W wierszu<br />

pt „Człowiek wziął…” pisze: „Człowiek/wziął/Kulę/w swoje ręce//uzbroił//i/<br />

wycelował/w skroń/wszechświata” – to poniekąd dramatyczna próba samoobrony,<br />

która zawsze skazana jest na klapę i poeta już o tym wie. Dlatego<br />

przyroda i Kraków, style życia jego mieszkańcy, piękno splecione z brzydotą,<br />

wzniosłość i upadek, ale i to, co ludzie robią ze swoimi duszami, zawierają jego<br />

utwory poetyckie.<br />

Marek Wawrzyński – to poeta z perspektywy barmana w barze vis-a-vis<br />

wnikliwie oglądający ludzkie sprawy i losy. Dwa jego kolejne tomik, tj. na<br />

stronach i Wiersze zbiorowe 2 , stanowią poniekąd pokłosie owych, momentami<br />

lirycznych, momentami dramatycznych, a nawet satyrycznych obserwacji.<br />

Przyroda i jej bliskość, ale i skóra miasta przylegająca do jego mieszkańców,<br />

pozwalają mu przy minimum słów ukazywać takie strony egzystencji, które<br />

nawet nie ujawnia najbardziej wnikliwa fotografia. W ten sposób widać poezję<br />

tam, gdzie najmniej można się jej spodziewać. A oto dwa wiersze bez<br />

tytułu: „trzy liście/na orzechu włoskim/trzy zamarznięte wróble” i „w mroźny<br />

wieczór/przemknęli dwaj/ubrani na czarno/niosąc przed sobą/białe kartoniki<br />

z pizzą”. Kiedy jednak w obłokach dymu klienci gwarzą, słyszy się szepty,<br />

pomruki, czasem podniesione głosy, i tak powstaje zbiorowy wiersz, który<br />

na serwetce, jakby z kronikarskiego obowiązku, zapisuje poeta stojący za barem:<br />

„przychodziło tu wielu/ciekawych ludzi/którzy nie żyją/myślenie o nich<br />

zastępuje towarzystwo”. Wiele wierszy z tych zbiorków przepełnionych jest<br />

miłością, tęsknotą, erotyzmem, ale gdzieś w ich podglebiu czuje się obecność<br />

skrywającej się śmierci i egzystencjalnego lęku, zmuszających poetę do totalnego<br />

namysłu nad sensem życia i wtedy oznajmia: „z niektórymi/wypijesz<br />

morze wódki/aż zrozumiesz/że to morze martwe”, a winnym wierszu pt. „jesień”<br />

można się dowiedzieć, że pewnego dnia: „przyszedł pan wąsik/z garścią<br />

42<br />

2<br />

Por. M. Wawrzyński, na stronach, Wydawnictwo Sponta, Kraków 2005 i Wiersze zbiorowe,<br />

Wydawnictwo Dar-Point, Kraków 2006.


klepsydr/spod kościoła świętej anny/zostawia wszystkie na barze/trzeba tylko<br />

pokwitować odbiór/z datą godziną miejscem/potem znika na dłużej”. Poetyka<br />

Wawrzyńskiego jest oszczędna, ale jednak bardzo precyzyjna, ukazująca sposób<br />

widzenia świata, jaki narzucają ludziom obecne czasy i miejsca, w których<br />

pojawiają się niby widma, w których trudno oddzielić widziadła, sny od jawy,<br />

a są to styki egzystencjalnych wersji świata ludzi przygodnych, ze swej istoty<br />

pulsujące poezją. Pisarstwo tego oryginalnego poety czyni z poezji powszednią<br />

towarzyszkę życia konkretnych ludzi, która dopiero w sytuacjach ekstremalnych<br />

ukazuje swoje bojanusowe oblicze.<br />

Z zawodu lekarz, od kilku lat na emeryturze, w tym roku obchodził 80 urodzin<br />

– Marcin Gołąb wydał wybór własnych wierszy z kilku poprzednich tomików<br />

– noszący tytuł Świętojańskie noce 3 , zadedykowane swym miłościom:<br />

żonie i córce. Zbiór ten jest jakby podsumowania jego ścieżki literackiej, na<br />

którą wstąpił prawie równocześnie z podjęciem pracy lekarza. Jego poezja<br />

właściwie rozgrywa się na „tropie świetlików”, które jako małe punkciki światła<br />

nadaj głębi i przytulny wymiar nocy, powodujący, że staje się przyjazna ludziom.<br />

I tak jest z wierszami tego poety, starającego się uchwycić życie na gorącym<br />

uczynku i pokazać, że jego wymiar biologiczny, pomiędzy kamiennymi<br />

młynami pamięci i tęsknotą Erosa, buduje podłoże człowieczeństwa przez całe<br />

życie. W wierszu pt. „Owad nieowad” czytamy: „zatrzymany w przestrzeni/<br />

nie czuję zmierzchu//zjadam liście/miłorzębu//przeżuwam starość’. Utwory<br />

krakowskiego poety lekarza – to hołd złożony przyrodzie, jej rytmowi pór<br />

roku, dni i nocy, w którym odnajduje sens i piękno własnego istnienia. Klimat<br />

sielankowej atmosfery burzą jednak wiersze poświęcone wojnie i jej skutkom,<br />

która odcisnęła ogromne piętno na jego wyobraźni, czego daje wyraz kłaniając<br />

się nisko niemym bohaterom tego okresu. W swych utworach często żegna<br />

się z ludźmi i światem, który również odchodzi w przeszłość, wskazując, że<br />

wszelkie urazy należy wybaczać, by nadzieja budowała w człowieku to, co<br />

ludzkie i by marzenie o Niebie i wieczności nie było jakąś nieodpowiedzialną<br />

mrzonką, wybaczenie staje się konieczne.<br />

Poeta ten mieszka w Koninie, prócz poezji para się sztukami plastycznymi,<br />

co ma niewątpliwy wpływ na obrazy kreowane w jego poezji. Mowa będzie<br />

o Stefanie Rusinie i jego tomiku poezji pt. Magala 4 . Zamieszczone tu wiersz<br />

odzwierciedlają jego podróże po światach sztuki ucieleśnionej w budowlach,<br />

architekturze miast, obiektach eksponowanych w muzeach, ale to wędrowanie<br />

ukazuje również te dwa fundamentalne żywioły, na skrzydłach których piękno<br />

3<br />

Por. M. Gołąb, Świętojańskie noce, Wydawnictwo Towarzystwa Słowaków w Polsce, Kraków<br />

2006.<br />

4<br />

S. Rusin, Magala, Wydawnictwo Glicynia, Konin 2006.<br />

43


ogarnia świat. Są nim: przyrody oraz żywioły wartości duchowej i normy kultury,<br />

w których ludzie odnajdują siebie i swą <strong>tożsamość</strong>. Dobrze tę specyfikę<br />

poetyki Rusina ilustruje utwór pt. „Kropla”, gdzie pisze: „Ze szczeliny zbocza/wynurza<br />

się/kropla wody/jak boży krzyk//na pustyni/pełnej żaru”. Poezja<br />

ta spełnia pewne funkcje intymne i terapeutyczne, których celem jest łączenie<br />

ludzi między sobą, bo tolerancja i wolność są tu postrzegane jako przyjaciółki<br />

piękna i dobra, zaś klimat i uzurpacje ciemnogrodu – to metafory, które są zawsze<br />

ich śmiertelnymi wrogami. Poezja i sztuka służą poecie do nieustannego<br />

budowania z uczuć i emocji czegoś, co staje się jego domem, a co pozwala zamieszkiwać<br />

w nim z innymi ludźmi we wspólnocie. Dom bowiem – to miejsce,<br />

do którego można zaprosić nawet bezpańskiego kundla, by w ten sposób mógł<br />

zrozumieć i on sens współbycia z człowiekiem. Celem wysiłku twórczego poety<br />

jest przede wszystkim poszukiwanie jakby pitagorejskich, czy stoickich<br />

zasad rozumnej obecności w świecie, które pozwalają mu pojmować swoje<br />

miejsce w całości Kosmosu, poza który nie można transcendować w sposób<br />

nieodpowiedzialnych. Tu logika i rozumu muszą ze sobą współbrzmieć, zaś<br />

wiersz może stanowić ów pomost dla poszukiwań sensu wszelkiej możliwej<br />

egzystencji i koegzystencji w przestrzeni życia, które karmi się energią niesioną<br />

przez promienie słońca własnie z centrum naszego wszechświata.<br />

Jeśli idzie o poezję kobiecą – to warto zwróci uwagę na tomiki autorstwa<br />

Danuty Perier – Niebo we włosach 5 oraz Joanny Rzodkiewicz – Winogrona<br />

przemian 6 . Obydwie poetki z wyżyn romantycznych uniesień przyglądają<br />

się sprawom, które nurtują ludzi na zakrętach ich życia. Perier skupia swoje<br />

liryki na rodzinie, badając ewolucje uczuć członków tej wspólnoty, którzy<br />

pomagając rozwijać egzystencjalny sens jej istnienia. Tu wiara i nadzieją<br />

staja się kluczami do każdego dnia, ekstremalnych chwil i przeżyć. Starość<br />

i młodość – to dwie strony zwierciadła życia i kluczowe motywy refleksji<br />

nad jego sensem, który nierzadko wymyka się z rąk. W opinii poetki właściwie<br />

poezja stanowi siłę, która pozwala zawsze poczuć się dzieckiem piękna<br />

i szczęścia. W wierszu pt. „Poezja” pisze: „To Ona/zaprowadziła nas/nad opoczyński<br />

zalew./Płucząc w nim twarz/zapragnęła wyglądać/jeszcze piękniej.//<br />

O zmierzchu/zaróżowiona od ognia,/pachnąca dymem,/z kawałkiem nieba we<br />

włosach – /wybierała metafory z ognia,/ostatnią iskrą puentując/wieczór”.<br />

Natomiast wierze Rzodkiewicz stanowiąc przejaw buntu nad ekologicznym<br />

losem planety, sytuacją „braci mniejszych”, którą gotuje im człowiek. Wierzy<br />

5<br />

Por. D. Perier, Niebo we włosach, Wydawnictwo Towarzystwa Słowaków w Polsce, Kraków<br />

2006.<br />

6<br />

Por. J. Rzodkiewicz, Winogrona przemian, Wydawnictwo Towarzystwa Słowaków w Polsce,<br />

Kraków 2006.<br />

44


jednak, że nadjedzie czas przebudzenia, a apel poetycki odniesie pozytywny<br />

skutek. W wierszu pt. „Wsłuchać się” radzi: „Natura/nie prowadzi/rozpraw filozoficznych/nie<br />

rozwodzi się nad wyższością/czegoś nad czymś//Wsłuchuje<br />

się w siebie/i…zawsze rozkwita”. Jej nabożne liryki skierowany pod adresem<br />

wzniosłości i harmonii Natury stanowią akcje nawołujące do buntowniczej<br />

zmiany naszego stosunku do przyrody, a uzyskane w ten sposób wizje świata<br />

ujawniają możliwość życia pozostającego w zgodzie z Nią, ale i w konsekwencji<br />

z samym sobą. Do tego potrzebna jest jednak – sądzi pisarka – pewna<br />

„teorię doskonałości” bycia oparta na akceptacji i wyrzeczeniu, wynikających<br />

z odwagi i szczerego serce. To ono „jak dzwon” przywołuje nas do kultywowania<br />

zdrowych zasad moralnych, bo w przeciwnym razie sens własnego<br />

istnienia ogląda się na dnie pustej butelki.<br />

Zmęczone progi 7 autorstwa Heleny Gordziej – to kolejne danie z uczty<br />

poetyckiej, którą raczy od lat Czytelnika poznańska poetka. Smak tej poezji<br />

nierzadko jest jednak cierpki i pikantny, bo z wiekiem i doznanymi doświadczeniami<br />

przemijającego czasu wyostrza się jej punkt widzenia na logikę rozwoju<br />

świata oraz miejsce i role w nim człowieka. Nigdy nie kryła, że bliska<br />

jest jej perspektywa ekologiczna, a więc empatia do przyrody, ale i harmonijnych<br />

z nią dokonań kulturowych człowieka, u podstawy których leżą elementy<br />

naturalnych zrywów inspirowanych przeżyciami miłości i przyjaźni.<br />

W utworze otwierającym ten zbiór pt. „To nie jest tak”, Gordziej ukazuje<br />

miałkość logiki życia naszych czasów i przypomina, że „(…) Między myślą/<br />

a żądzą bólu/kaczeniec wilgocią płatków/gasi zapowiedź pożogi”. Inspirują<br />

ją również banalne obserwacje, a mianowicie widzi, że nasz świat wytraca<br />

miłość, ludzi zaczyna łączyć najczęściej strach i podejrzliwość, a więc odpowiedzialność<br />

odchodzi do lamusa historii. Kłaniając się przyrodzie, zdaje<br />

sobie sprawę z tego, że tylko ona ma jeszcze jakieś głębokie poczucie wstydu,<br />

a nieodpowiedzialność ludzi odsłania ten wstyd na jej obliczu, kiedy umierają<br />

masowo ryby, ptaki i drzewa. Jak w poprzednich tomikach, poetka z Poznania<br />

wyraża wielki niepokój wobec osaczenia, w które wypychają ją technika i słowa,<br />

choć w jakiś sposób pozwalają jej wymigiwać się bezwzględnej śmierci.<br />

Jednak środowisko, które ją dotąd mobilizowało, ulega znieczulicy techniki,<br />

brudnej walucie słów, etos człowieka – to już historyczne złudzenia. Świadectwo,<br />

które wystawia poetka czasom współczesnym nie jest budujące i trudno<br />

tu o jakąś nadzieje, choćby pokrzepienie ducha. Ludzie bowiem wyhodowali<br />

pośpiech, który owocuje „ostem siły przebicia”, ale i ten upada pod ciosami<br />

otaczających go betonowych murów, za którymi jedynie śmierć jest pewna.<br />

Poetka jednak nie poddaje się i nawołuje do tańca, radości, nutki melancho-<br />

7<br />

Por. H. Gordziej, Zmęczone progi, Drukarnia Oświatowa w Poznaniu, Poznań 2006.<br />

45


lii, by zło przepędzić za rubieże bytu. Ostrzega jednak przed długimi „rękami<br />

nocy”, które wciągają na wieki w niebyt. Często staje na „progu świtu”,<br />

spogląda w z trwogą w Kosmos, walczy ze zwątpieniem w boże posłannictwo<br />

człowieka, pociesza się haszyszem kolorów w obrazach Salwadora Dali.<br />

W kolejnych wierszach dokonuje wnikliwych studiów wieczności w oparciu<br />

o kodeks praw zapisanych w gwiazdach, nie spuszcza ze smyczy „wściekłego<br />

psa swej duszy”, bo może zagryzłby ten świat, skupia się na sensie wieczności<br />

i odchodzeniem w nią. Krok po kroku przygotowuje się do „traktatu milczenia”,<br />

który powoli wypełnia jej duszę, choć wilki drzemiące w ludzkich sercach<br />

wyją u progów domów. Autorka w wierszu kończącym tomik pokazuje<br />

szczyptę optymizmu, kiedy stara się uświadomić ludziom, że „(…) Natura nie<br />

rezygnuje z ugorów//wspólnym wysiłkiem wiatru/deszczu i słońca/reanimuje<br />

odłogi”. Choć Gordziej proponuje nam utwory dramatyczne, drastycznie<br />

wnikające swymi obrazami w podświadomość, napełniające lękiem, to jednak<br />

są one prawdziwe i przepełnione tym, co może zrodzić w człowieku odwagę,<br />

realny i odpowiedzialny optymizm – pomimo wszystko.<br />

Swoje debiutanckie tomik wierszy opublikowali również w roku 2006:<br />

Krzysztof Łojek – Dopóki jestem 8 , Jan Kirsz – Rozmawiając z ciszą 9 . Te próby<br />

poetyckie wynikają z głębokich przemyśleń osobistych doświadczeń, które<br />

obydwu adeptom sztuki poezjowania pomagają niewątpliwie poszukiwać sensu<br />

osobistego życia i przypominają te o nim prawdy, które trudno zakwestionować.<br />

Głównie idzie im o umiejętność bycia blisko z drugim człowiekiem.<br />

Z dużą dozą liryczności kreślą portrety istotnych dla człowieka wartości, dających<br />

okruszki szczęścia tak, by każda zbudowana z nich chwila miała znaczenie.<br />

Otucha i wiara dla obydwóch autorów jest tu istotna, jeśli człowiek zawodzi,<br />

pozostaje im jeszcze Bóg. Łojek w wierszu pt. „Chwila” mówi: „Dzięki<br />

Ci, że jesteś./Z Tobą wieczność to chwila/a chwila to nieskończoność./Spojrzenia,<br />

uśmiechy, słowa – /klejnoty na serca dnie”, zaś Kirsz dodaje w wierszu<br />

„Tak to widzę”: „Ubrać w prostotę/słowa/by docierały/a nie zacierały”.<br />

Niech zatem słowobranie <strong>poetów</strong>, o którym choć trochę udało się tu powiedzieć,<br />

będzie tą dobrą monetą, za którą Czytelnik zatęskni i spróbuje wejść<br />

w osobisty dialog z autorami, by rozsądzić o właściwej mierze tych słownych<br />

plonów. Jesień jest przecież tą porą roku, kiedy taki dialog staje się dla obydwóch<br />

stron łatwiejszy, bo sprzyja im specyfika tej pory, nastrajająca przychylnie<br />

poetę i Czytelnika do siebie.<br />

8<br />

Por. K. Łojek, Dopóki jestem, Wydawnictwo Towarzystwa Słowaków w Polsce, Kraków<br />

2006.<br />

9<br />

Por. J. Kirsz, Rozmawiając z ciszą, Wydawnictwo Towarzystwa Słowaków w Polsce, Kraków<br />

2006.<br />

46


ROZDZIAŁ V<br />

Powracając do swoich ojczyzn mentalnych<br />

Wydaje się, że w życiu emocjonalno-uczuciowym twórców literatury polskiej<br />

odradza się nowy typ wrażliwości na to, co zwykło określać się mianem<br />

poczucia więzi z własną ojcowizną i ojczyzną, choćby tylko na poziomie mentalnym,<br />

za którymi muszą stać mocne doświadczenia otoczenia społecznego<br />

twórców. Bierze się to głównie stąd, że ciągle próbuje się ludziom zmienić<br />

kontekst historycznych ich ukształtowanych już tożsamości, manipulując przy<br />

rozumieniu zjawisk historycznych, pisząc ich nowe, często fałszywe interpretacje,<br />

zgodne z głoszoną nową ideologia, choć wiadomo, że czasu historycznego<br />

nie da się w żaden sposób odwrócić. Przedstawione dokonania artystyczne<br />

prezentowanych tu książek poetyckich zdają się wyraźnie o tym świadczyć.<br />

Sięgając po te tomik, każdy może się przecież o tym bezpośrednio przekonać.<br />

W ten sposób stwierdzenie Czesława Miłosz, że „poeta pamięta”, staje się<br />

nadal aktualne i nabiera nowego sensu.<br />

Poezja Krystyny Szlagi właściwie od lat koncentruje się wokół problemu<br />

walki dobra ze złem, szczególnie w przestrzeniu duchowej Polski. Obecny tu<br />

manicheizm przybiera w niej różnorodne postaci walki: dnia z nocą, światła<br />

z ciemnością, ale i miłości ze zdradą czy prawdomówności z zakłamaniem.<br />

Jej wybór poezji wydany w prominentnej serii „Poeci Krakowa” w sposób<br />

zdecydowany eksponuje tę dialektykę posługiwania się tak formowanym dyskursem<br />

wiersza i nosi znamienny tytuł: Niebo po Ikarze 1 . Artystce idzie głównie<br />

o wniknięcie w głębię istoty bytu człowieka miotanego wewnętrznymi<br />

sprzecznościami, stanowiące zarazem syntezę jego uwarunkowań biologicznych<br />

w połączeniu z kulturowymi oraz społecznymi. Stara się krok po kroku,<br />

by zedrzeć maskę, za którą skrywają się zarówno zwierzęce, jak i boskie siły<br />

kierujące ludzkim istnienie, ujawniające przeogromną skalę odcieni dramaturgii<br />

jego istnienia. Nie może się bowiem pogodzić poetka z faktami, szcze-<br />

1<br />

Por. K. Szlaga, Niebo po Ikarze, Śródmiejski Ośrodek Kultury w Krakowie, Kraków 2006.<br />

47


gólnie tymi zaczerpniętymi z najnowszej historii, w których „boskie” motywy<br />

działania prowadziły ludzi do gwałtu, wojny, przemocy, a świat doświadczał<br />

ogromnego upodlenia. Technikami, dzięki którym poetka uzyskuje znakomite<br />

efekty estetyczne, są bez wątpienia wielowarstwowe dialogi rozgrywające<br />

się w jej wierszach, ale i bezwzględnie apodyktyczne monologi, odsyłające<br />

w głęboki namysł nad sensem istnienia człowieka w świecie. Czy można lepiej<br />

ukazać absurd wojny, kiedy czyta się lapidarny wers, że można z niej wynieść<br />

jedyny łup – własne życie. Dla Szlagi wszelkie światy kreowana w imieniu<br />

Boga zawsze ulegają zwyrodnieniu, którym jest zwilczenie ludzi i obyczajów<br />

i dlatego zastanawia się, jak jest możliwe, by dobrem zło zwyciężać. Przyczyny<br />

tego stanu rzeczy – jak pisze poetka w jednym z wierszy – wynikają z tego,<br />

iż: „Przeszłość zaprzeczona/zjawia się/upiorem, zaś w innym wierszu wyjaśnia<br />

precyzyjniej: Nie zdarzenia/lecz odczucia zdarzeń/są naszą rzeczywistością//Nie<br />

prawda/lecz wyobrażenie prawdy/jest naszym poznaniem”. Dlatego<br />

starość przypomina nieczytelny rękopis, zaś śmierć w przyrodzie rodzi życie,<br />

które kultura unicestwia w micie wieczności. Poetka przypomina także, by nie<br />

zapominać nigdy ziemi dzieciństwa, bo ona jest dla każdego jego osobistym<br />

słońcem, do którego ciągnie go jak przysłowiowego Ikara, choć finał zdaje się<br />

być już przesądzony.<br />

W serii „Poeci Krakowa” ukazał się również wybór wierszy znanego krakowskiego<br />

poety Andrzeja Krzysztofa Torbusa, noszący swojsko brzmiący<br />

tytuł: Na skraju lasu jest zielony dom 2 . Należy on do tego pokolenia pisarzy,<br />

które wyrastało w cieniu twórców Nowej Fali: Ryszarda Krynickiego, Adama<br />

Zagajewskiego, Stanisława Stabro, Wita Jaworskiego, a skupiało się wokół<br />

grupy „Tylicz”, gdzie pierwsze skrzypce grali: Józef Baran, Adam Ziemianin,<br />

Andrzej Warzecha i właśnie Torbus. Ich światy poetyckie charakteryzowały<br />

się wnikliwym emocjonalnie i analitycznym studiowaniem konkretnych przypadków<br />

losu ludzi, ujmowanych baśniowymi metaforami, ukazującymi je na<br />

tle natury i świata społecznego w całej jego złożoności i krasie. Elementy egzystencjalne<br />

podmiotów lirycznych, poszukiwanie przez nich sensu życia, dla<br />

tej formacji literackiej jawiło się szczególnie ważnym przedmiotem penetracji<br />

artystycznej. Wnieśli w ten sposób do rodzimej literatury osobliwe wartości,<br />

ukazując autentyczny obraz losów ludzi uwikłanych w prawa natury, historii<br />

oraz mechanizmy życia zbiorowego. Ważne było również dla tej grupy nawiązywanie<br />

do klasycznych kanonów literatury polskiej, ale i form literatury klasycznej,<br />

którym nadawali adekwatne do potrzeby czasu formy. Dla Torbusa,<br />

który posiada chyba szczególnie wrażliwy słuch na muzyczność mowy rodzi-<br />

48<br />

2<br />

Por. A. K. Torbus, Na skraju lasu jest zielony dom, Śródmiejski Ośrodek Kultury, Kraków<br />

2006.


mej, ulubionymi formami tworzenia są ballady, piosenki, kołysanki i utwory<br />

liryczne o charakterze trenów, psalmów, inwokacji, rozmów intymnych i erotyków;<br />

wszystkie przepełnione rymem, rytmem oraz melodyjnością. Inną właściwością<br />

jego wierszy jest niewątpliwie ciągle obecny w nim ekstremalnie<br />

subiektywny punkt widzenia, powodujący, że wiersze te przybierają formę<br />

dialogu, a często nawet biesiady słownej, której celem jest budowa wspólnoty<br />

emocjonalnej między ludźmi oraz nieustanne poszukiwanie wśród nich odmian<br />

twarzy miłości, która łączy, a nie dzieli. Oryginalność poezji Torbusa dobrze<br />

ilustruje taki oto wiersz bez tytułu: „Niech ci się przyśni dom nad rzeką/<br />

z tą gwiazdą spadłą niedaleko.//Niech ci się przyśni staw a w stawie/zgubiony<br />

księżyc – oko pawie.//Niech ci się nie śni biel pościeli,/która nie łączy ale<br />

dzieli.//Niech ci się nie śnią konie w biegu/co potykają się na śniegu.//Niech ci<br />

się nie śni nic w ogóle,/kochaj mnie tylko jak najczulej”.<br />

W cieniu pomysłów „amerykańskich bitników”, szczególnie Allena Ginsberga,<br />

ciągle pochylając się nad istotą poezji, tworzy Szczęsny Wroński.<br />

W roku 2007 nakładem Wydawnictwa Miniatura ukazały się dwa jego tomy<br />

wierszy, a mianowicie: Poręcze i smak ciemności i smak światła (wiersze z lat<br />

1990–2001) 3 . Ten aktor i poeta traktuje sztukę wierszowania jako formę teatralizacji<br />

życia codziennego, gdzie zarówno dramat, jak i komedia stanowią<br />

jego sytuacyjne maski. Pisanie poezji w tej perspektywie wymaga nieustannego<br />

skupiania się nad detalami, pozornie nieistotnymi fragmentami świata<br />

życia społecznego, ale i nieustannej improwizacji, bo w życiu, podobnie jak<br />

w poezji, wiele „niestworzonych rzeczy” jest przecież dozwolone, choć istnieją<br />

granice niemożliwe do przekroczenia, do których należy poczucie stylu<br />

i smaku estetycznego. Poezja Wrońskiego – to niewątpliwie wysublimowany<br />

artyzm w bezpośredniej konfrontacji ze słowem, które doświadczeniu uczuciowemu<br />

świata zastępuje jego rzeczywisty przedmiotowy obraz, a więc broni<br />

go przed unicestwienie lub odsyła w niebyt. Jest ona również grą z wieloma<br />

niewiadomymi, której celem mimowolnie staje się chęć urzeczywistnienia<br />

zamiaru wygrywania zarówno większego piękna, ale dobra spajającego ludzi<br />

we wspólnoty. Poezja ta ma niewątpliwie społeczno-lingwistyczny charakter,<br />

bo przecież szuka słów, które dałyby odpowiedni kształt rzeczom i ludziom,<br />

a jeśli jest to niemożliwe, to powinna oddalić się na „bezsłowie” po to, by czuwać<br />

w ciszy i czekać na odpowiednią chwilę. W jednym z wierszy bez tytułu<br />

zapytuje więc: „dziś moje wiersze wydają się puste/przeglądam je i sobie się<br />

dziwię/czy to co mnie wypełnia/udaje że go nie ma?” Wroński jest przekonany,<br />

że właściwie słowa są kluczem do świata ludzkiego, nawet stwierdza, że<br />

3<br />

Por. Sz. Wroński, smak ciemności smak światła (wiersz z lat 1990–2001), Wydawnictwo<br />

Miniatura, Kraków 2006 i Poręcze, Wydawnictwo Miniatura, Kraków 2006.<br />

49


sami jesteśmy słowami, i dlatego jego gry słowne, treningi werbalne, badanie<br />

pojemności znaczeniowej wypowiedzi, próby zaglądania do ich podglebia – to<br />

kwestie, które zawsze są dla poezji, ale i dla sztuki jako takiej, ważne, bo<br />

sięgają do pierwotnego laboratorium naszej mowy, z którego wyrasta człowieczeństwo,<br />

jego duchowość, a w konsekwencji kolejne formy kultury określające<br />

nasze sensy istnienia. Szczególnie wrażliwy na pleniące się plagi społeczne,<br />

wynikające z ułomności człowieka, ale i rozpadu struktur społecznych stara<br />

się pokazać, że walka – nawet słowem – zawsze koi ból, cierpienie i może<br />

głośno przypominać o potrzebie elementarnej sprawiedliwości, której deficyt<br />

w świecie jest coraz bardziej przerażający. W poetyckim eseju pt. „Pop-poezja”<br />

wyraźnie mówi: „Poezja nie jest magią, jak wydaje się niektórym poetyckim<br />

pirotechnikom czy specjalistom od poetyckiej ikebany. Ona jest próbą<br />

powrotu do świątyni – wtajemniczeniem w niewidzialne, walka o wartości,<br />

które wątleją w pościgu za władzą, pieniądzem i łatwo dostępnymi a mocnymi<br />

wrażeniami. Poeta to ktoś, kto wierzy w sprawczą siłę słowa, w jego moc<br />

pokrzepiającą – by nie zbydlęcieć, zachować ludzką twarz, trzeźwość umysłu,<br />

czystość uczuć”.<br />

Również dwa tomiki wierszy wydała w ubiegłym roku Barbara Dziekańska,<br />

mieszkająca w Rudzie Śląskiej, prócz poezji zajmująca się animacją<br />

kultury i życia muzycznego na Śląsku. Pierwszy nasi tytuł Moja mama nie<br />

pyta o pogodę, a drugi, będący wyborem z całości jej dorobku twórczego,<br />

Zapalę noc 4 . Wiersze Dziekańskiej stanowią bardzo ciepły przykład poezji<br />

powstającej na marginesie życia i starający się puentować wszystkie jego<br />

ważne chwile w duchu bezgranicznej miłości, o której pisze, że jest szalona,<br />

zielona „kościosprężysta” i zawsze pachnie bukietami. Namysł nad przygodnością<br />

życia ludzi, bliskich i tych obserwowanych od zewnątrz, nad ich dążeniem<br />

do przetrwania i poszukiwaniem miłości na każdą dalszą jego chwile,<br />

to przede wszystkim tropy emocjonalnych fascynacji autorki widziane przez<br />

okulary miłosne. W pierwszym tomiku, który właściwie stanowi wyraz uczuć<br />

rodzicielskich skierowanych ku nieobecnym już rodzicom, Dziekańska kontempluje<br />

wiele fundamentalnych pojęć związanych z moralnością człowieka,<br />

takich jak: dobro, los, obłuda, sumienie, osaczenie, pokora itp., wchodzi z nimi<br />

w mocne zwarcia, jakby na ringu przypominającym walkę przeciwstawnych<br />

sił, nadając im osobliwe znaczenia, ukazujące ich sensy w zwarciu z nonsensami.<br />

Pokazuje jednocześnie, że w konkretnych chwilach życia jesteśmy bezradni,<br />

skazani na przysłowiowa łaskę losu. Nie możemy, choć chcemy, pomóc<br />

4<br />

Por. B. Dziekańska, Moja mam nie pyta o pogodę, Górnośląskie Towarzystwo Literackie,<br />

Katowice 2006, i Zapalę noc. Od liryków do erotyków (1989–2002), Wydawnictwo it@tis, Chorzów<br />

2007.<br />

50


sobie i bliźnim, a więc dramat jest wpisany w naszą naturę. W jej wierszu<br />

bez tytułu możemy zobaczyć taką sytuację: „na parapecie otwartego okna/pobity<br />

chłopiec/pośpiesznie liczy piętra//kwadrat stęchłego betonu/nieobliczalnie<br />

wyniósł/jego wyobraźnie/daleko/poza błękit”. Twórczość Dziekańskiej<br />

w obecnym przekroju jest głęboko przepojona liryzmem i erotyzmem, stanowi<br />

również interesujące studiów rozwoju i ewolucji miłości między dwojga ludźmi.<br />

Poetka bowiem wierzy, że życie bez płomieni miłosnych nie ma wigoru,<br />

ciepła, wyrazu; a staje się konsumpcją uczuć bliskich, pozbawioną smaku.<br />

Osobiste doświadczenia zgrabnie formuje w mit inspirowane własnymi doświadczeniami,<br />

które komponuje się skutecznie w symfonię życia, w której<br />

przecież muszą być miejsca na fałszywe improwizacje. Pomimo tego w jej<br />

wierszach siła kobiecego seksualizmu i związanych z nim instynktów pozwala<br />

jej żywić nadzieję, że faktycznie zawsze w życiu dwojga ludzi jest szansa,<br />

by zapalić w każdą jego noc ciepły płomień miłości, bo zalotność naszego<br />

istnienia i ponętność przyszłości zawsze nam to umożliwia. Klimat tych przekonań<br />

autorki zdaje się oddawać wiersz pt. „To już było”, w którym czytamy:<br />

„najpierw/byłam pszczołą/twojej barci//potem/perłą w muszli rąk//a jeszcze<br />

potem/budowaliśmy/bocianie gniazdo//teraz/znowu idziemy/do potem”.<br />

W Limanowej mieszka, z zawodu inżynier budowlany, z potrzeby serca<br />

poeta, a jest nim niewątpliwie król ducha tej zimie Beskidu Sądeckiego Marek<br />

Jerzy Stępień, który wydał kolejny i ciekawy zbiór wierszy pt. Droga we<br />

mgle 5 . Jego twórczość stanowi właściwie niekończące się medytacje i metafizycznie<br />

rozbudowane refleksje nad stosunkiem Boga do świata, które swoją<br />

moc i piękno ujawnia w przyrodzie, choć niewielu jest dane to głębokie doświadczenie<br />

owego absolutnego bytu. Rodzima literatura miała jednak szczęście,<br />

bo trudno nie wspomnieć w tym miejscu o tak wybitnych poprzednikach<br />

tej orientacji poetyckiej: Bolesławie Leśmianie, Jerzym Harasymowiczu, Tadeuszu<br />

Nowaku, ale i ks. Janie Twardowskim. Do tej orientacji duchowej należy<br />

niewątpliwie Stępień, którego głównie inspiruje owa pełna „gromobicia<br />

wrażeń” naturalnych cisza, będąca niekończącym się dla niego horyzontem<br />

uczuciowego wnikania w tajemnice świata. Niby lunatyk, niepoprawny marzyciel,<br />

amator pieszych wędrówek, a właściwie pielgrzymek po limanowskim<br />

i beskidzkim padole istnienia, a dla niego najwspanialszym świecie, pisze pełne<br />

ekstazy wiersze jakoby ciągle modlił się do Najwyższego, co pozwala mu<br />

brać w nawias wszelkie dolegliwości i zatroskanie o codzienność – taki lokalny<br />

i niepoprawny, ale i bardzo pociągający pięknoduch, który właściwie nie<br />

odróżnia jawy od snu i jest mu z tym chyba bardzo dobrze. Chociaż nie zgadza<br />

5<br />

Por. M. J. Stępień, Droga we mgle, Katolickie Stowarzyszenie „Civitas Chrystiana”, Kraków<br />

2006.<br />

51


się z głupotą obecnego świata, upływem czasu, starzeniem się ludzi, obyczajów,<br />

towarzyszących im idei, to jednak ze stoickim spokojem buduje swój<br />

mikrokosmos, gdzie sprawia mu frajdę kontemplowanie „królestwa bożego”,<br />

które dla ludzi może mieć różne imiona. Klimat tej poezji niech zilustruje fragment<br />

jednego z jego wierszy: „(…) w moim śnie który trwa/nad krzyczącym<br />

porządkiem zdarzeń/drzewa podobne do ludzi/ są mi siostrą i bratem/oddalają<br />

tęsknotę/o jeszcze jeden poranek/który kiedyś nadejdzie/nieuchronnym<br />

bólem rozstania”.<br />

Warto zwrócić również uwagę na oryginalną poetkę i malarkę z Kielc –<br />

Elżbietę Musiał i jej tomik poezji pt. Cień rzeki 6 , w którym próbuje złożyć<br />

w jedną całość kompozycje słowne i obrazy własnego autorstwa. Jej poezja<br />

jest wynikiem emocjonalnego oddziaływani na świat rzeczy i w konsekwencji<br />

przepełniona erotyzmem nie tylko w stosunku do ludzi, ale i różnych elementów<br />

świata, a nawet kosmosu. Właściwie próbuje oswajać samotność i przemijanie,<br />

z nadzieją, że wolność zawsze prowadzi do zmartwychwstania i odrodzenia się<br />

w wieczności, pomyślanej i przeżywanej jako czułe i bezbolesne zjednoczenie<br />

się ze światem w podmuchach wiatru, promieniach słońca, błękicie nieba.<br />

Rzeka stanowi dla niej specjalny symbol wolności, która nie ciągnie za sobą<br />

cienia pożądliwości powodującego, że marzenie o niebie staje się utopijną odskocznią<br />

odsyłającą w niebyt. Tropiąc skrupulatnie procesy przemijania pisze:<br />

„Przemijanie/to nasze wierne/najwierniejsze/(…), a gdy wieczornym uczynkiem/wymierzysz<br />

mi czułość –/tak jakoś jedwabnie muśniesz po czole ręką/<br />

a moje serce od igieł ścierpnie/niespodziewanie/będę pewna”.<br />

Na uwagę zasługuję także dwa debiuty poetyckie wydane w roku 2006<br />

w krakowskim środowisku literacki. Zawierają bardzo interesujące próby poetyckie,<br />

choć usytuowane na przeciwnych biegunach formy literackiej. Łączy<br />

je głęboka potrzeba zgłębienia sensu miłości i akceptacji przez świat i ludzi.<br />

Delikatna i wrażliwa z natury Agata Linek opublikowała tomik pt. Jesteś elfem?<br />

7 , w którym właściwie bada i podziwia świat ją otacza, dziwiący, zaskakujący<br />

czasem pozytywnie, innym razem negatywnie, starając się zrozumieć<br />

meandry życia, a w wierszu „Gdzie serce Twoje?” pisze: „w poszukiwaniu<br />

słońca/wyruszyłam na kraj świata/przemierzałam stawy trawy wiatr ogień/<br />

wreszcie zaświeciło słońce/na mym firmamencie/Ty/może to tylko mały/promyk”.<br />

Natomiast Kuba Kisielewski w swym zbiorku: kiedyś umiałem kochać<br />

od lewej do prawej 8 proponuje bardziej zmatematyzowaną grę emocjami, co<br />

6<br />

Por. E. Musiał, Cień rzeki, Oficyna Wydawnicza „Ston 2”, Kielce 2004.<br />

7<br />

Por. A. Linek, Jestem elfem?, Wydawnictwo Towarzystwa Słowaków Polsce, Kraków 2006,<br />

8<br />

Por. K. Kisielewski, kiedyś umiałem kochać od lewego do prawego, Śródmiejski Ośrodek<br />

Kultury, Kraków 2006.<br />

52


potwierdza m.in. wiersz bez tytułu, gdzie notuje: „Dekalog – instrukcja obsługi//Dajesz<br />

gwarancję/Na pierwsze sto tysięcy grzechów/Lub cztery lata//A ja/<br />

Ubezpieczyłem się w PiZetJu od żalu za grzechy/W pakiecie dają czarne okulary”.<br />

Wyraźnie widać na ich przykładzie, że ich zadłużenia mentalne, w przeciwieństwie<br />

do starszych kolegów po piórze, są jednak płytsze. Główna rolę<br />

ich podłoża mentalnego pełnia zasady moralne wyniesionych z domu, ale i podziw<br />

dla praw naturalnych, które dla młodych ludzi nie są jeszcze źródłem strachu<br />

egzystencjalnego, ale raczej źródłem szlachetnej rodności oraz uniesienia<br />

poetyckiego.<br />

53


ROZDZIAŁ VI<br />

Egzystencjalne wynurzenia <strong>poetów</strong><br />

Zbliżająca się kolejna jesień i żywiołowa budowa kapitalizmu w Polsce,<br />

jego „skrócony kurs”, pisany na barkach obywateli, uderza przede wszystkim<br />

w ludzi wrażliwych, słabych, delikatnych i młodych, budzi głębokie refleksje<br />

egzystencjalne nad sensem istnienia człowieka i właściwie dotyka każdego<br />

z osobna. Efekt ten wzmacnia doświadczenie społeczeństwa ponowoczesnego,<br />

usilnie kwestionującego <strong>tożsamość</strong> ludzi, namawiającego przez zmasowane<br />

oddziaływanie mediów do jej nieustannego poszukiwania i negocjowania.<br />

Najostrzej czują ten zamęt aksjologiczny poeci, podobnie jak większość ludzi,<br />

niepodążających za tymi trendami we współczesnej kulturze, która epatuje się<br />

głównie głębią i eskalacją przeżyć, ich ekshibicjonistyczną demonstracją, co<br />

często staje się normą dnia powszedniego. Ludzie zostają jakby otoczeni pewną<br />

mgławicą kulturowych artefaktów, wzmacnianych procesami wyobcowania<br />

i osamotnienia. Mówiąc najprościej – przed takim zmasowanym atakiem<br />

demokracji i alienacji – „nie ma już gdzie zwiać”. W tej perspektywie przedstawimy<br />

nowe tomiki poetyckie, w których pojawiają się najczęściej utwory<br />

nasycone typowo egzystencjalnymi pytaniami o sens istnienia, stanowiącymi<br />

dla autorów pewną odskocznię ku światu metafory, czy paraboli artystycznej,<br />

dzięki którym rozbłyskają w ich duszach iskierki cicho skrywanej nadziei na<br />

trochę lepsze jutro.<br />

Wróżby Ikaryjskie 1 autorstwa Stanisława Goli – to kolejny tomik tego doświadczonego<br />

i dojrzałego poety. Nie łatwo zgadnąć, że eksploatuje on antyczny<br />

mit o Ikarze i Dedalu, mając na uwadze nasz świat podlegający szybkim<br />

przemianom kulturowym pod wpływem technologii cywilizacyjnych. Najpierw<br />

rozprawia się on z duchem ikaryzmu, który był udziałem jego pokolenia<br />

i jego samego. Naśladował on te jego wcześniejsze przypadki, które poszukiwały<br />

wypełnienia się owej wizji mitycznej. Jednak – jak w każdym przypad-<br />

1<br />

St. Gola, Wróżby ikaryjskie, Związek Literatów Polskich, Katowice 2006.<br />

54


ku istnienia – skrzydła podnoszące młodych Ikarów ku niebu wcześniej, czy<br />

później więdną, albo ulegają pogruchotaniu. Los bohaterów jest więc z góry<br />

jakoś przesądzony, a jego misja najczęściej mało znaczy. Cóż – Ikarzy ci uciekają<br />

w różne swoje słabości: alkohol, kobiety, miłość bezgraniczną, pracę bez<br />

perspektyw, szaloną wiarę religijną itp. Najczęściej jednak zaczynają wierzyć<br />

w sprawczą siłę skrzydeł aniołów, a w tworzonych przez poetę psalmach pozostaje<br />

jedynie nieukojona tęsknota po Ikarze, żal, a nawet ironiczne natrząsanie<br />

się z jego megalomanii. Dzieje się tak przecież, że po kolejnym pokoleniu górnolotnych<br />

Ikarów, przychodzą następne, a mityczne doświadczenie niczego ludzi<br />

tak naprawdę nie uczy. Również i Bóg wydaje się w tej perspektywie mało<br />

zainteresowany losem człowieka, a rozdzielony na różne religie traci urok,<br />

choć podobno – jak twierdzi poeta – jest już siedmiowymiarowy. Trudno go<br />

dostrzec w człowieku, a ten ostatni mało robi, by było to widoczne, zaślepiony<br />

własną logiką przyziemności. Klimat tych wierszy, owe misteria poety właściwie<br />

piętnują nasz odhumanizowany świat, w którym siła ikaryzmu została<br />

właściwie sprowadzona do konsumpcji, wygody i pochwał wartości utylitarnych.<br />

Jak więc widzi Gola tego nowego Ikara, który przejmuje obecnie jego<br />

miejsce w kulturze życia codziennego? W wierszu pt. „Recydywa” czytamy:<br />

„Po Ikarach/z ubiegłego wieku/pozamiatano/a ci nowocześni/z probówek/zakładają<br />

agencje towarzyskie/rapują/esemesują/i zabijają/czas”. Bo przecież ów<br />

czas i jego wymiar ponad fizyczny dawał zawsze Ikaryjczykom skrzydła. Zaś<br />

w świecie zabijanego czasu, przepełnionego wygodą, kiedy na człowieczeństwo<br />

zawsze jest czas, problem skrzydeł i wzlotów do jądra prawdy i piękna<br />

staje się wysoce problematyczny. Dobrze zatem o tym wiedzieć, by nie dać się<br />

uwieść tym nowym formom ikaromanii, bo prawda o tym mitycznym bohaterze<br />

zmusza do pytania: po co ludzie rzeczywiście istnieją?<br />

Anna Kajtochowa znów wydała nowy tomik, w którym próbuje nas przekonać<br />

do zrzucenia powłoki naszej obecnej kultury, za którą tkwią fundamenty<br />

naszych kluczowych wartości, nadających sens istnieniu ludzi. Nosi on tytuł<br />

Zza porannych mgieł 2 . W opinii poetki wartości nadające sens życiu są zakotwiczone<br />

w codzienności, postrzegane na łonie natury, wydobywane w emocjonalnych<br />

związkach z bliskimi i w ten sposób stanowią zawsze w swym<br />

bezpośrednim doświadczeniu osnowę naszego istnienia. Ta właściwie płynąca<br />

nieustannie rzeka rzeczywistości, której tempo reguluje kalendarz liturgiczny,<br />

ukazując owe przebłyski tych kluczowych punktów egzystencjalnych człowieka.<br />

Są nimi: rodzina, dzieci, przyjaciele, miłość, pobożność, wierność, a więc<br />

wszelkie formy wzajemnej sympatii i bliskości. Autorka dyskontuje również<br />

2<br />

Por. A. Kajtochowa, Zza porannych mgieł, Wydawnictwo i Drukarnia Towarzystwa Słowaków<br />

w Polsce, Kraków 2007.<br />

55


egzystencjalne doświadczenie starości, ale i przygląda się losom postaw rewolucyjnych<br />

ludzi, których doświadczyła w swoim długim życiu. Wiele wierszy<br />

porusza sprawy wiary, stosunku do Boga, miłości, pamięci o zmarłych przyjaciołach,<br />

ale i przywołuje ciekawe reminiscencje na temat współczesnych<br />

wydarzeń z życia literackiego naszego środowiska. Z wielką radością i melancholią<br />

wspomina podróże po ważnych dla niej miejscach, miastach i miasteczkach,<br />

które dla jej emocjonalnych uniesień mają wyjątkowe znaczenie,<br />

bo doświadcza w nich mistycznej jedności ze światem i wszędzie dostrzeganą<br />

wszechmocą bożą, której jednak nie może zrozumieć i pojąć do końca. Ze<br />

złością odbiera uniżone umizgi współczesnych mediów, które dla pieniędzy<br />

i poklasku niszczą ludzi tych już nieobecnych, ale i tych szlachetnych, którym<br />

sprawiedliwości leży na sercu. Niektóre utwory przypominają w formie świeckie<br />

litanie, w których przywołuje już nieobecnych z nazwiska, których znała,<br />

a którzy już przeszli do anonimowego porządku istnienia, mając nadzieję, że<br />

ich wysiłek w sprawie rewindykacji ludzkiego człowieczeństwa nie zostanie<br />

zaprzepaszczony – i to jest ta jej wielka nadzieja. Klimat tego tomiku dobrze<br />

oddaje wiersz bez tytułu: „Jeszcze przemijamy/jak wszyscy przed/nami<br />

i za nami/w warunkach laboratoryjnych/w zamkniętym kręgu/żywej komórki/<br />

zmieniającej co sekundę/kształt istnienia/W chemicznym porządku/zmierzamy<br />

ku ostateczności/albo anielskiej albo – /i tu zawieszamy głos/w wiecznym<br />

znaku zapytania”.<br />

Egzystencjalizm w całej swej ordynarnej nagości eksponuje także Rafał<br />

„Jeżyk” Kasprzak, który nadał swojemu zbiorowi wierszy tytuł Raport 3 .<br />

Jest to faktycznie chłodny raport z dialogu prowadzonego ze światem i ludźmi,<br />

pomiędzy którym przychodzi żyć poecie. Właściwie ani narodziny, ani<br />

śmierć nie robią na nim większego wrażenia, bo wszystkie te egzystencjalne<br />

momenty rozpuszczają się w cywilizacji kipiącego życiem miasta, gdzie ludzie<br />

dzielą się jakby na łowców i ofiary i nikt sobie specjalnie nie zawraca<br />

tym głowy, że są atomami egoistycznie pozamykanymi w sobie. Te krótkie,<br />

dynamiczne wiersze, często zimne jak lód, są jednak wstrząsającym raportem<br />

o nas i naszym świecie w jego bezpośrednim doświadczaniu. Dialog ze<br />

światem, kobietą, domem rodzinnym i miastem przypomina rozmowę jakby<br />

z rzeczami, unaoczniając, że nasze istnienie jest poniekąd absurdalne i należy<br />

o tym wiedzieć, a często nawet się z tym godzić. To, co budzi zew krwi poety,<br />

zawiera się głównie w pracy mechanizmów współczesnego uprzedmiotowiania<br />

życia, które wszystko ujmują zawsze mechanicznie i ekonomicznie, czyli<br />

w wymiarze stosowanych technik, kosztów i cen, zaś człowiek, który nawet<br />

56<br />

3<br />

Por. R. „Jeżyk” Kasprzak, Raport, Drukarnia Częstochowskie Zakłady Graficzne S.A., Częstochowa<br />

2007.


widzi piękno, nie może zdobyć się na to, by rozkoszować się ciszą i spokojem<br />

w jego towarzystwie. Poeta jest niewątpliwie świadomy granic między swoim<br />

wnętrzem i zewnętrznym światem, dla którego jego istnienie jest niczym,<br />

a młyny przemijania jeszcze drastyczniej wzmacniają to doświadczenie. Próbuje<br />

złapać czas, ale ten wyślizguje się z jego rąk.<br />

Konkluzje zawarte w tym tomiku są smutne, bo wydaje się, że wszystko<br />

jest snem, a prawdziwe życie zaczyna się dopiero po śmierci. Nawet Bóg i wiara<br />

nie są w stanie zagwarantować sensu istnienie konkretnej jednostce, a przynajmniej<br />

dawać jej jakąś realną otuchę. Cóż – zestaw wierszy zawarty w tym<br />

tomiku Kasprzaka jest mocny, a wręcz wstrząsający i wydaje się, że poeta uzyskuje<br />

ów efekt, po którym człowiek może zrozumieć, że jego istnienie samo<br />

bez drugiego człowieka skazane jest zawsze na nicość, a obecność bliskiej<br />

sobie osoby również nie gwarantuje przypływu większej nadziei. Potwierdza<br />

więc pewną znaną prawdę, że z natury jesteśmy sami w świecie, a ten nie waha<br />

się nas doświadczać nie tylko swoimi fekaliami, głupotą, cwaniactwem, ale<br />

wciąga nas mimowolnie do uczestniczenia w procesach systematycznego rozkładu<br />

naszego istnienia. W wierszu bez tytułu dowiadujemy się, że: „Kupiłem<br />

okno/z widokiem na świat/szyba pochłonęła/mowę miasta/uporczywie obserwuję/ulicę/wszystko<br />

co widzę/przypomina kiepski cyrk/ w fotoplastykonie”.<br />

Interesujące obrazy wywiedzione ze styku przyrody z cywilizacją, czyli<br />

techniki i architektury z naturalnym krajobrazem, w którego centrum ludzie<br />

wraz z autorem jakby wirują, lewitują, zawiera książka poetycka Marka Wawrzyńskiego,<br />

nosząca tytuł 129 wierszy polskich 4 . Jest ona chyba już czwartą<br />

pozycja w jego życiorysie literackim i świadczy, że stał się faktycznie dojrzałym<br />

i wartościowym autorem, dysponującym sobie właściwym stylem pisania,<br />

a więc prezentacji osobistej wersji poetyckiej naszego świata. Świat ten jest<br />

oglądany najczęściej z perspektywy centrum Krakowa, przedmieść i okolic<br />

Sanoka, ale głównie kawiarenki vis-a-vis. Baczne oko poety przyciągają zaskakujące<br />

zdarzenia, zjawiska i jak na „okamgnienie”, ujmuje je w krótkie formy<br />

poetyckie, by ukazać ich prostotę i prawdę. Budzą w nim zaniepokojenie<br />

i zdziwienie takie oto coraz częściej obserwowane fakt, że na tle pomników<br />

naszej wysokiej kultury, nowe pokolenia, traktując je jako fasady, w ramach<br />

pozorowanej twórczości uprawia różne wyrafinowane zabawy. W takich ludycznych<br />

grach semantycznych obniżane są jej walory i stojące za nimi wartości<br />

duchowe, wykreowane przez pokolenia. Poetę nurtuje również historia,<br />

bo widzi ją sfragmentaryzowaną, poprzeplataną również rozczłonkowaną na<br />

części przyrodą, po których jak po płycie Rynku Głównego pędzą ludzie w pogoni<br />

za sensem własnej egzystencji, przypominając przysłowiowe ameby, któ-<br />

4<br />

Por. M. Wawrzyński, 129 wierszy polskich, SIGNO, Kraków 2007.<br />

57


e zapomniały, że pogubiły własne szkielety. Szereg krótkich i dynamicznych<br />

wierszy, składających się na ten zbiór poezji, przypomina niejako skalpele<br />

dokonujące wiwisekcji naszego świata, przysłanianego tanim blichtrem i rozkoszami<br />

płynącymi z płytkich przeżyć, które są właściwie ucieczkami w ślepe<br />

uliczki osobistego życia. Poezjowanie Wawrzyńskiego polega właściwie na<br />

notorycznym formowaniu wierszy, w których fakty brane z codziennego życia<br />

i bezpośredniego oglądu świata łączone są tkanką śladów historii w pewną<br />

mozaikową całość, przyprawianą osobistymi przeżyciami. Technikę tą stosuje<br />

poeta nie tylko do aktualnie oglądanej rzeczywistości, ale również sięga do<br />

pamięci, z której wydobywa wiele zdarzeń z dzieciństwa spędzonego w okolicy<br />

Sanoka, czyli w Bażanówki i Nowsielc. Tamte wspomnienia pozwalają mu<br />

przecież po latach zrozumieć sens historii i wartości swojej małej ojczyzny.<br />

Prócz znakomitych portretów życia w Krakowie, poeta również lakonicznie,<br />

ale i w pełni wyraziście ukazuje piękno, harmonię oraz nastroje, które buduje<br />

w jego duszy obcowanie choćby ze skrawkami przyrody na Krakowskich<br />

Plantach. Jeśli idzie zaś o miłość – to traktuje ja raczej szorstko, nazywając ją lapidarnie<br />

„(…) naturalną skłonność/mężczyzny do kobiety”. Styl poetyzowania<br />

Wawrzyńskiego chyba najlepiej oddaje taki oto wiersz bez tytułu: „kończy się<br />

czerwiec/w nocnym barze/otwartym na oścież/swobodnie przefruwały/ćmy/z<br />

wierszy zagajewskiego”. Własne credo poetyckie wyraża natomiast w innym<br />

wierszu bez tytułu tak oto: „poezja/jest kartką/kartka/jest poezją”. Myśl ta jest<br />

prosta, musi jednak budzić niekłamane zdziwienie i namysł nad sensem naszego<br />

świata prześwitującego w sieci złożonej z prostych słów. Można również<br />

przypuszczać, że poeta z ironią ukazuje jego ontologiczne spłaszczenie, które<br />

przysłania kulturowe korzenie naszego człowieczeństwa, a życie duchowe ludzi<br />

zastępuje sofizmatami ideologicznymi i konsumpcyjną frazeologią, której<br />

jedynym celem jest bezgraniczne stymulowanie naszych pragnień.<br />

Bożena Boba-Dyga opublikowała bardzo starannie pod względem edytorskim<br />

przygotowany tomik wierszy pt. Kropla 5 . I tak jak w tej atomowej<br />

strukturze wody zawiera się poniekąd przekrój naszego kosmosu, również i<br />

w jej zbiorze utworów poetyckich można dopatrzyć się owej osobistej wizji<br />

kosmosu, choć na wskroś kobiecej. U jego podstawy bowiem odnajdujemy<br />

erupcję uczuć, nierzadko przeciwstawnych, z których buduje całą rodzinę<br />

światów, gdzie żyła, żyje i zamierza żyć. W krótkich utworach o charakterze<br />

reminiscencji dociera do detali świata, z który uczuciowym spoiwem wydobywa<br />

tylko sobie wiadome i urzekające enklawy, bytujące na stykach własnego<br />

domu, spotkań z przyjaciółmi, ale i miejscami i obiektami kultury. Zadaniem<br />

takiej poezji jest niewątpliwie poszukiwanie zasad emocjonalnych wyborów<br />

5<br />

Por. B. Boba-Dyga, Kropla, SIGNO, Kraków 2007.<br />

58


poprzez wsłuchiwanie się w odgłosy płynące z bliska i z daleka. Z dnia na<br />

dzień wzmagają one w poetce siły witalne, zachęcające ją do doceniania momentami<br />

trywialnej codzienności, zarówno tej, która buduje, jak i tej, która<br />

rujnuje. Tę wędrówkę autorki pomiędzy ludźmi i ich światami dobrze oddaje<br />

wiersz bez tytułu, w którym mówi: „idę przed siebie przede ciebie/przed<br />

nich i nas samych/jak palec//każdy boi się dotknąć”. Za wszelką cenę chce<br />

zachować w sobie niewinność dziecka i właściwą jemu naiwność w oswajaniu<br />

przyszłości. Miłość bowiem i jej nieustanne ożywianie jest według poetki<br />

biblijnym źródłem szczęścia, a wtedy między łzą i uśmiechem nie ma jakiejś<br />

wyraźnej granicy. Boba-Dyga stara się odnaleźć taki model miłości duchowej<br />

i fizjologicznej zarazem, w którym seks stałby się rękojmią wyższego uczucia,<br />

tzn. by dopełnione było „przymierze krwi i spermy”.<br />

Kolejne wiersze pomieszczone w tym zbiorku ukazują ciekawą dialektykę<br />

metamorfozy uczuć, inspirowaną m.in. zmianą pór roku (a w domyśle<br />

pór życia), w których jasno widać ich młodzieńczość, dojrzewanie, owocowanie,<br />

którego najbardziej wartościową formą jest macierzyństwo, aż po taką<br />

porę, która jeszcze nadejdzie i której jeszcze nie znamy. Autorce ciągle marzy<br />

się, by choćby wierszem dotrzeć do granic biblijnego raju i by tam doświadczyć<br />

tego boskiego wymiaru wartości, określających istotę człowieczeństwa.<br />

W utworach opisujących podróż do Ziemi Świętej jak na dłoni widzimy sceny<br />

biblijne i staramy się zrozumieć, że i historia często kołem się toczy, a więc<br />

i powrót do raju również musi być możliwy. Niepokój poetki budzi jednak<br />

historia narodu wybranego, w którego dziejach mieści się również tragiczne<br />

doświadczenie Holocaustu. Podglądanie upływu czasu, tłumów anonimowych<br />

ludzi, upadek wzniosłych idei również budzi w poetce niepokój o przyszłość,<br />

bo ta nieodwracalność świata coraz bardziej widoczna zabija marzenia i nie<br />

pozwala żywić nadziei, a samo życie staje się coraz bardziej trudne do emocjonalnego<br />

przetrawienia. Aby więc jakoś żyć, podpowiada, że należy mieć<br />

odwagę wbijać zęby w każdy kolejny dzień. Powracając często do skrzętnie<br />

uprawianego ogrodu miłości, próbuje wydorośleć i oswoić się z nowymi twarzami,<br />

a może i maskami, które miłość przybiera w życiu każdego człowieka.<br />

Posuwa się nawet w tej grze emocjonalnej do tego, że w celu ocalenia siły<br />

miłości byłaby skłonna przywołać do życia siłę jej cienia, czyli nienawiści.<br />

Bo przecież ów kult życia, któremu hołduje poetka pozwala właśnie na takie<br />

ryzyko emocjonalne, a życiem samo – jak twierdzi – jest kroplą, mikrokosmosem<br />

w makrokosmosie, które zanim wyparuje nie jedno może przybrać<br />

imię, bo jest ze swej natury strukturą skazaną na wolność i związane z nią lęki<br />

egzystencjalne, szczególnie te emocjonalne, wymykające się kontroli racjonalnych<br />

wyborów. Widać więc, że ta pogłębiona analiza emocji wstrząsających<br />

naszym istnieniem w ujęci poetki, jest nie tylko autentyczna, ale także pozwala<br />

59


wzbogacić osobiste doświadczenia czytającego w poszukiwaniu sensu własnego<br />

istnienia.<br />

Doświadczenie rozpadania się świata jest nieczęstym udziałem ludzi<br />

w związku z codziennym zatroskaniem własnym losem. Jest to jednak fundamentalne<br />

doświadczenie egzystencjalne. Ujawnia się ów stan najczęściej<br />

w sytuacjach ekstremalnych, np. w wyniku mocnych przeżyć związanych z zagrożeniem<br />

życia, utratą najbliższej istoty, głębokim przeżyciem mistycznym.<br />

Wrażliwość artystyczna wzmaga jednak w człowieku nastawienie na wgląd<br />

w podstawy istnienia otaczającego go świata. On wtedy nie tylko więcej widzi,<br />

czuje, słyszy, smakuje, ale – jak w przypadku poety – może użyć słowa<br />

jak specjalnego narzędzia dla ujawniania najgłębszej istoty drzemiącej u jego<br />

podstawy. Z taką prawidłowością mamy do czynienia niewątpliwie w przypadku<br />

twórczości krakowskiego poety Wojciecha Kawińskiego: autora tomu<br />

wierszy pt. Ciało i dusza. Wiersze nowe i wybrane 6 . Ten zbiór poezji stanowi<br />

poniekąd upamiętnienie 40 lat jego twórczości literackiej, rozpoczętej w roku<br />

1964 debiutem książkowym pt. Odległości posłuszne.<br />

Sądzimy, że o twórczości poetyckiej Kawińskiego można lapidarnie powiedzieć,<br />

że jest to sztuka systematycznego i wnikliwego czytania świata,<br />

której wyrazem jest poezja tropiąca procesy jego degradacji i dekonstrukcji.<br />

Dotykają one także żyjącego w nim człowieka w warstwie zarówno materii<br />

(ciała), jak i ducha (duszy). Poeta pokazuje losy jednostki, mówi najczęściej<br />

w pierwszej osobie, dyskontując własne doświadczenia, które na poziomie najgłębszym<br />

mogą być doświadczeniami każdego. Podmiot liryczny tych wierszy<br />

jest właściwie sam poeta, śledzący „morderczy czas”, który nicestwi wszelkie<br />

istnienie, a szczególnie absurd egzystowania człowieka w świecie: w sytuacji,<br />

gdzie zawsze skazany jest na wybór, chociaż żaden nie pozwala mu skutecznie<br />

wywinąć się owej morderczej logice czasu, bo nawet, konstatuje poeta, kiedy<br />

„(...) siedzisz przy stole; za–/rabiasz powoli na śmierć – (...)”. I tak walka<br />

z przemijaniem, śledzenie sprzeczności w otaczającym go świecie, stanowi<br />

dla niego formę bycia, a właściwie stawania się artystą. Choć twórczość, która<br />

wynika z poczucia powinności powoływania do bytu, pod piórem Kawińskiego<br />

ujawnia znikomość właściwie każdego wytworu nie tylko w przestrzeni<br />

ciała, ale również i ducha. W wierszu pt. „Ciało i duch” m.in. czytam: „(...)<br />

kończą się nasze stare podróże na mapie/nie wszystko Bóg przyjmie, wszystko<br />

przyjmie papier//(...) pić będzie jak ze źródeł wnuk naszego wnuka,/nim<br />

zrozumie, że z ducha może też nauka//wynikać, niczym z ciała pleśń zarazem;/kończą<br />

się proste dzieje i powolność zdarzeń....”. Widać tu poszukiwanie<br />

6<br />

Por. W. Kawiński, Ciało i duch. Wiersze nowe i wybrane, Wydawnictwo Adam Marszałek,<br />

Toruń 2003.<br />

60


zasadności granicy oddzielającej przyszłość od teraźniejszości i przeszłości,<br />

przez które poeta jest jakby osaczany, a które mimowolnie wyślizguje się mu<br />

z rąk: nie może nad nimi zapanować, ale może o nich jedynie wierszować.<br />

W rezultacie, doświadczenie to rodzi w nim poczucie, że jedyną wartością,<br />

którą winna karmić się jego poezja jest właściwie demaskowanie przemijania<br />

naszpikowanego objawami umierania i śmierci, które umykają się na co<br />

dzień z pola widzenia ludzi. Ciągle pojawia się więc w jego wierszach obsesja<br />

pleśni pokrywającej nie tylko rzeczy, ale i marzenia, nadzieje i oczekiwania,<br />

które zazwyczaj mają swój finał w głębokim rozczarowaniu. Stąd wiele ironii,<br />

tropienia pychy, demaskowania nadziei, zachwytów chwilą, bo przypominają<br />

one raczej przysłowiowe smarowanie „milczeniem chleba”. Słychać w tych<br />

wiersza wołanie o opamiętanie i porzucenie pogoni za uciekającym człowiekowi<br />

światem, który w każdym momencie jest w stanie odesłać go w mętne<br />

wody niebytu.<br />

Z perspektywy osobistych doświadczeń, poeta nie ma już złudzeń, iż twórczość<br />

nawet najwybitniejszych wieszczów nie ma w obecnych czasach większego<br />

znaczenia. W świecie pełnej prywatyzacji i urynkowienia, którym podlegają<br />

również dusze ludzi i ich duch zbiorowy, mamy do czynienia z czymś,<br />

co można by określić termin „mumifikacji poezji”, która umiera żywcem: duch<br />

jej „murszeje w pamięci”, nawet wtedy, gdy jakoś dotrze do czytelnika. Przy<br />

tej okazji Kawiński w niektórych wierszach prowadzi agon z wielu przyjaciółmi<br />

po piórze (Janem B. Ożogiem, Joanną Salomon, Krzysztofem Lisowskim,<br />

Markiem Wawrzkiewiczem, Krzysztofem Gąsiorowskim), by przynajmniej<br />

w ten sposób przypomnieć ich odkrywcze wizje, metafory i prawdy o naszym<br />

świecie, szybko zasiedlające nie-pamięć zbiorową ludzi początku XXI wieku.<br />

W ten sposób reaguje żywo i impulsywnie na rzeczywistość, bo nie jest mu<br />

obojętne zwyrodnienie współczesnego życia intelektualnego i artystycznego,<br />

kiedy zarówno artyści, jak intelektualiści stają się najemnikami dla pieniądza,<br />

bezinteresownego gwałtu i przemocy. Tu tkwi siła wzmacniająca jego poczucie<br />

pustki, bezsensu oraz absurdalności istnienia, szczególnie wtedy, kiedy idzie<br />

o wartości i prawdy nieprzemijające i najcenniejsze. W tym świecie nie ma<br />

w praktyce miejsca dla jakiejkolwiek sztuki opartej na „logosie słowa”, zdominowanym<br />

przez obraz, jak dobitnie podkreśla poeta, bo przecież „(...) życie<br />

roz–/kłada się na krew/mięso broń i władzę/reszta nie ma/ znaczenia”. Rozkład<br />

ten stał się na tyle powszechny, że dotyczy już samych słów, ich sensów,<br />

a nawet wartości i to często tych najświętszych. Wszystko wydaje się być bez<br />

znaczenia, nieprecyzyjne, chaotyczne, podlegające prawom świata materialnego,<br />

zwizualizowanego, włącznie z duchem i duszami ludzi, poddawanymi<br />

sile praw materialnych i merkantylnych. Jest jednak kilka momentów w tym<br />

tomie, kiedy Kawiński szuka jakiegoś antidotum na te „globalne dolegliwo-<br />

61


ści”, na które cierpi poezja i inne sztuki i wtedy marzy mu się „jawa wiersz”:<br />

„dziwny jest ten wiersz, bardzo dziwny–/wyjmij go z tej kartki, proszę, wyrwij<br />

(…)//( ma na ciele odcisk twojej słonej dłoni)/raczej zamysł odrzucony, lub<br />

wiersz-pasikonik-//który uciekł ze stołu na te wieczną chwile –/i nie ma go<br />

nigdzie, choć morze się mylę–”.<br />

Ta poezja jest jakby wspomnieniem wydobywanym z pamięci „bycia poetą”,<br />

z którego wynika owo doznawanie uczestnictwa w rozkładzie, rozpadzie<br />

i degradacji rzeczywistości, aż po jej fundament. Wiersze Kawińskiego odzwierciedlają<br />

te procesy aż do bólu. Celem wysiłku artysty jest niewątpliwie<br />

tropienie „Nicości” w różnych postaciach „Niczego”, w których trudno doszukać<br />

się racji istnienia czegokolwiek. Czas przecież występuje tu jako bezkompromisowy<br />

bohater – to „zwierzę żarłoczne”, zjadające każdą chwilę życia,<br />

choć istnieje pewna szansa, by stworzyć jednak Coś z tego Niczego i dlatego<br />

natężenie zaangażowanej negatywności w stosunku do świata może budzić<br />

wśród czytelników tej poezji jednak postawy konstruktywne, gdyż – jak wyjaśniał<br />

to kiedyś Albert Camus – bunt, nawet tylko dla samego buntu, ma zawsze<br />

pozytywną wartość aksjologiczną, bo uprzytomnia nam ludziom stan,<br />

w którym żyjemy i nie koniecznie z własnej woli. Mamy więc z tą sytuacją<br />

konsekwentnie do czynienia nie tylko w nowych, ale i tych wcześniejszych<br />

wierszach Kawińskiego i dlatego warte są one uważnej lektury, bo budzą czujność<br />

i wrażliwość na aksjologiczne wymiary naszego świata.<br />

Kończąc prezentację poezji biorącej pod lupę nasze lęki i przeczucia egzystencjalne,<br />

warto zauważyć, że w dużej mierze zaznajomienie się z nimi<br />

w formie ciekawego dyskursu poetyckiego pozwala wyostrzyć optykę widzenia<br />

samego siebie, drugiego człowiek i świata w sposób bardzie wyważony<br />

emocjonalnie, pozwalający z nadzieją odbudowywać nasze nadszarpnięte więzi<br />

wspólnotowe, bo przecież niczego nie zabierzemy z sobą do wieczności.<br />

W też ten sposób można umocnić własną <strong>tożsamość</strong> indywidualna i wpływać<br />

konstruktywnie na transmisję zbiorowej tożsamości kultury rodzimej<br />

w przyszłość.<br />

62


ROZDZIAŁ VII<br />

Fruwając między niebem a ziemią<br />

Z natchnieniem poetyckim bywa na szczęście na tyle różnie, że poeci – te<br />

nawiedzone duchy – nie są w stanie do końca być zadowolone z pociechy,<br />

jaką daje im obcowanie z wspaniałościami nieba oraz z dogodnościami ziemi.<br />

Są to zazwyczaj osoby nadwrażliwe, więcej czujące, słyszące, widzące, ale<br />

i bez pardonu dążące do osiodłania prawdy o istnieniu człowieka, które ze<br />

swej natury jest byciem transcendentnym, czyli przekraczającym przyrodzone<br />

ograniczenia, a więc dążącym do wglądu w boskie porządki świata, bez względu<br />

na to, czy one rzeczywiście istniej, czy są to jedynie najszlachetniejsze<br />

ludzkie projekcje. Dlatego poeci ciągle przemieszczają się między tymi dwoma<br />

doświadczanymi przez ludzi porządkami istnienia, znanymi już za czasów<br />

Platona, a rezultat tych lotów przy pomocy uskrzydlonych słów są bardzo pouczające<br />

i pobudzające wyobraźnię ogółu ludzi. Wszystkim im przecież chodzi<br />

o to, by przynajmniej oczyma duszy oglądać owo samo Dobro i Piękno,<br />

które choćby w porządku życzeniowym staje się dla nich jakąś rękojmią, że<br />

„niecali umrą”, a jeśli nawet, to sam świat może stać się przecież o wiele lepszy,<br />

a więc ich zaangażowanie w doczesność ma także sens. Przedstawimy<br />

więc kilka interesujących publikacji poetyckich, obrazujących proponowane<br />

obecnie światy poetyckich wizji, w których człowiek może odnajdywać sens<br />

swojego powołania do istnienia, pomimo rozlicznych i widomych defektów<br />

jego kondycji egzystencjalnej.<br />

Naszą prezentację rozpoczniemy od powrotu do poezji Heleny Gordziej,<br />

która opublikowała kolejny już tomik utworów poetyckich pt. Wielka cisz 1 .<br />

Autorka jest obecnie nestorką literackiego środowiska Poznania i poniekąd<br />

nawiązuje do tradycji artystycznej, którą tak wspaniale w tym środowisku<br />

rozwinęła Kazimiera Iłłakowiczówna, choć jej poetyka jest raczej odmienna.<br />

Zebrane w nim wiersze mają w podtekście charakter rozliczeniowy z własnym<br />

1<br />

Por. H. Gordziej, Wielka cisza, Drukarnia Oświatowa, Poznań 2008.<br />

63


życiem oraz ze światem literackim, który stworzyła. Cały jednak czas źródłem<br />

inspiracji poetki jest człowiek oraz dobra i zła strona jego natury. Jak zawsze<br />

tworzone przez nią wiersze powstają na styku zderzenia natury i cywilizacji<br />

miasta, a ukazujący się konflikt dotyka niejednokrotnie horyzontów Kosmosu,<br />

bo jak wyjaśnia w wiersza otwierającym ten zbiorek: „(…) Świat zafascynowany<br />

odkrywczością/spoza dymnej zasłony patrzy/na zatrwożoną twarz<br />

księżyca/jego tez znieważono/penetracją gleby”. W opinii autorki, prócz tego<br />

fundamentalnego konfliktu, na którym wyrosła nasza cywilizacji, inny – to<br />

sprzeczność między tradycją a nowoczesnością oraz młodością i starością.<br />

Gordziej z pietyzmem pochyla się słowem nad tak złożonym światem i stara<br />

się przez pryzmat osobistego, długoletniego doświadczenia wskazać drogi<br />

ocalenia dla tego, co w tej mozaice żywiołów targających naszym życiem jest<br />

godne i wartościowe. Pogodzona z naturą przemijania, wielbiąca wszechmoc<br />

bożą przypomina młodym i zakochanym w sobie, że „(…) Na wysokiej gałęzi<br />

dębu/kołysze się słońce – ślubna obrączka ziemi”. Bóle, lęki związane ze<br />

starością i jej niedogodnościami, pojawianie się w jej sercu „dziecięcej duszy”,<br />

nie zwalnia jej z żywienia przyjaźni do swych bliskich, przyjaciół, ale<br />

i również nie zaciera pamięci o tych, którzy odeszli na zawsze. Z naciskiem<br />

i bez żenady przypomina, że śmierć: „(…) jest siostrą jastrzębia/oboje mają<br />

dalekosiężny wzrok/nie wypuszczają ze szponów/skazanych na zagładę (…)<br />

wybiera szlachetne jednostki/łotrów zostawia na rozmnażanie/żeby pokarać<br />

nimi ludzkość// (…) Niech żaden mędrzec mi nie wmawia/że złym należy<br />

dać szansę poprawy//Doświadczenie podpowiada//recydywa/jest choroba<br />

nieuleczalną”.<br />

Te tematy, które od zawsze fascynowały poetkę, znajdujemy i w omawianej<br />

książeczce. Są to piękno, harmonia i wspaniałomyślność natury oraz<br />

pewna głęboko metafizycznie zanurzona w niej wizja sprawiedliwość, która<br />

nawet w kamieniu odnajduje trochę ciepła dla człowieka, a w liryce szumiącego<br />

lasu odsłania sens snu dotykającego czterech stron świata. Bo przecież<br />

najskuteczniej odmawianie modlitwy na łonie natury uwalnia człowieka od<br />

elektronicznego świata zastępującego doświadczenie bóstwa, skutecznie pomagając<br />

przezwyciężyć mu własne ułomności i opanować gniew oraz chore<br />

emocje, kiedy świat brutalnie wdeptuje go w niebyt. I tu poetka wyjaśnia dlaczego<br />

się tak dzieje, gdyż – jak pisze – „(…) Słuch – najtrwalszy/ze zmysłów/<br />

umiera ostatni”. Zanim nastąpi ta „Wielka cisza”, kiedy ciebie już nie będzie;<br />

a kiedy i modlitwy twoje Bóg wysłucha – poucza poetka – nie bądź pazerny<br />

i nie zaśmiecaj swoimi marzeniami o wygodnej wieczności kosmicznych przestrzeni.<br />

Skromność, spolegliwość, wyrozumiałość i kult związku człowieka<br />

ze wspólnotą ludzką oraz naturą – to cnoty ludzkie, którym poznańska poetka<br />

i w tym zbiorze pozostaje dozgonnie wierna.<br />

64


O poezji Joanny Krupińskiej-Trzebiatowskiej można lapidarnie rzec, że<br />

łączy się w niej duch hinduizmu, platonizmu, heraklityzmu, pitagoreizmu i tak<br />

razem wzięte umożliwiają jej doświadczenie oraz przeżywaniu świata na poziomie<br />

jego logosu 2 . Ukazuje się więc tu ów wszechzwiązek zjawisk otaczających<br />

człowieka, w centrum którego bije serce poetki. Wiersze następujące<br />

po sobie układają się w studium egzystencjalne przypominające kołysankę.<br />

Poetka jakby nuci jak antyczny Wernyhora pieśń o meandrach życia człowieka,<br />

na które składają się motywy poświęcone nie tylko miłości, fascynacji,<br />

nadziei, radości, ale i osamotnieniu, starości, biedzie, a nie rzadko powątpiewa<br />

w sprawczą siłę Boga, co nie tylko zabija nadzieję, ale odstrasza od zwracania<br />

się ku transcendencji. Przecież nie jest wykluczone, że Wszechmogący, jeśli<br />

tylko zechce, może umrzeć lub popełnić samobójstwo. Człowiek jawi jej się<br />

jako wręcz poetycka metafora rozpięta w swym życiu codziennym pomiędzy<br />

symbolem ćmy i motyla, oddającymi jego rozdarcie i oscylowanie pomiędzy<br />

dniem a nocą, choć dla obydwóch jego dróg istnienia, podobnie jak dla tych<br />

znikomych owadów, doświadczenie ognia (a w właściwie logosu świata) łączy<br />

się ze śmiercią. Jego natura jest przecież dwoista: zła i zakłamana ćma – to<br />

bogini nocy, dobry i piękny motyl – to rączy bóg pędzący ku słońcu. Samą<br />

siebie poetka postrzega przez metaforę dorodnej wierzby pod nieboskłonem,<br />

mającej również ową dwoistą duszę, której włosy czesze wiatr, skrapia deszcz<br />

,,a twarz i ciało pali słońce”. Wie jednak, że nie tylko ona, ale i wierzba muszą<br />

ulec pod naporem bezwzględnego czasu. Wtedy, podobnie jak w wierzbie, odsłania<br />

się w człowieku owo puste wnętrze, czyli stan ducha wyzutego z wirów<br />

uczuć. W klimacie mitów greckich herosów poetka ogląda śmierć i jej ludzkie<br />

oblicze pokryte grymasem. I tu budzi się w niej szczypta nadziei, że świat to<br />

przecież ocean nieskończonych możliwości, a więc zapewne jest w nim szansa<br />

na zaistnienie w innym wymiarze.<br />

W ocenie poetki u podstaw zawirowań życia i jego dramatycznego dziania<br />

się leżą napięcia emocjonalne, których nieśmiertelną przyczyną jest miłość do<br />

osób ukochanych, ubóstwianych. Natura miłości bowiem jest taka, że chce się<br />

za wszelką cenę przeciwstawić upadkowi człowieka i nieuchronnej śmierci. Miłość<br />

tak czy owak staje się ludzkim obłędem, a sami kochankowie pomyleńcami<br />

i szaleńcami, którzy w żaden sposób nie odróżniają świata stwarzanego przez<br />

własne emocje od świata rzeczywistego. W wierszu bez tytułu czytamy: „Zgodziłabym<br />

się z teorią/Że miłość nie istnieje/Gdyby jej utrata nie bolała tak bardzo//<br />

Z tezą, że świat jest iluzją/Gdyby nie wzbudzał we mnie aż tylu emocji (…) Ty<br />

obserwujesz moje zmagania/Lecz ani myślisz mnie uwolnić//Jestem zjawiskiem<br />

2<br />

Por. J. Krupińska-Trzebiatowska, W jedna stronę bez prawa powrotu, Drukarnia Pijarów,<br />

Kraków 2007.<br />

65


ównie nietrwałym/Jak jeden dzień żyjący motyl”. Tak miłością nacechowane<br />

postawy dotyczą również artystów, którzy podobnie jak kochankowie żyją<br />

w świecie iluzji, a ich zetknięcie się z rzeczywistością zawsze skutkuje dramatem<br />

istnienia. Może wyjście z tego dramatu – podpowiada Krupińska-Trzebiatowska<br />

– byłaby metafora „rzeki Heraklita”, ale pojmowana jako podążania pod<br />

jej prąd. Bo wydaje się, że wszechmogący stwórca porzucił ten nasz porządek<br />

stworzenia i zachował się jak niewierny kochanek, który zawsze jest iskrą nadającą<br />

stawaniu się człowieka w świecie ów twórczy impuls do momentu, kiedy<br />

nie zdradzi. Antidotum na takie meandry życia miotanego wirami emocji wydaje<br />

się być – sądzi poetka – postawa człowieka zmierzająca do zjednoczenia własnej<br />

duszy z duszą całego świata, by mogła ona uczestniczyć w symfonii natury, jak<br />

ta przysłowiowa brzoza na wietrze, która już nie lęka się pojawiających się na<br />

horyzoncie złowrogich znaków wieszczących nadchodzące wichury i nawałnice.<br />

I wtedy można przecież doświadczyć jeszcze tego pierwotnego szczęścia<br />

związanego ze wspomnieniem łona matki, dającego tę emocjonalną unifikację<br />

oraz powrót na kojące łono natury.<br />

Krupińska-Trzebiatowska w kolejnych utworach szuka prawdy o świecie<br />

i człowieku i odkrywa, że osobiste sumienie wstrząsane emocjami bez<br />

odniesień do świata staje się bezradne, a jedynie podgrzewa je, pogłębiając<br />

egzystencjalne bóle człowieka. Poszukując więc prawdy, zauważa, że musi<br />

ona wyrastać w człowieku, kiedy jego ego połączy się z innym ego, podobnie<br />

jak przysłowiowa para kochanków, czyli kiedy logika uczuć będzie współgrać<br />

z logiką myślenia, ale i realnością świata, choć zdaje sobie dobrze sprawę<br />

z tego, że miłość ze swej natury nie znosi zrozumienia. Tak czy owak, sądzi<br />

poetka: żyć zawsze warto, bo samo życie jest wartością fundamentalną, która<br />

nadaje sens wszystkim innym wartościom, znanym człowiek, a może i bogom.<br />

W wierszu bez tytułu pisze: „Kwiaty z mojego ogrodu/Malowane latem/Żyją<br />

na płótnie/Tak jakby czas się zatrzymał/Pachną, gdy za oknem zima/(…) Dla<br />

nich czas przemijania krótki/Lecz nie bezpowrotny/Zakwitną wiosną/Kiedy<br />

nas nie będzie”.<br />

Paweł Szeliga jest poetą i pracuje jako dziennikarz w Sądeckim Oddziale<br />

„Dziennika Polskiego”. Debiutował w roku 1996 tomikiem wierszy pt. Umieram<br />

każdej nocy. Jest autorem sześciu pozycji literackich, w tym dwóch prozatorskich.<br />

Należy do lokalnego stowarzyszenia literackiego Grupa Literacka<br />

Sądecczyzna, działającego Nowym Sączu. Przedmiotem naszej refleksji będzie<br />

jego tomik pt. Przez mleczną drogę. Wiersze i proza poetycka 3 . Głównym<br />

zamysłem twórczości sądeckiego poety jest dążenie do zniesienia grani-<br />

66<br />

3<br />

Por. P. Szeliga, Przez mleczną drogę. wiersze i proza poetycka, Katolickie Stowarzyszenie<br />

,,Civitas Christiana”, Kraków 2007.


cy między podmiotem a przedmiotem, ja i nie-ja, światem a człowieka, czyli<br />

między tym, co ziemskie a tym, co kosmiczne. Wierszem jak skalpelem kroi<br />

otaczającą go rzeczywistość na estetyczne plastry, na których iskrzą artefakty<br />

tak wypreparowanych skrawków wartości. W rezultacie doświadczamy wizji<br />

żywcem wziętej z wyobrażeń o świecie Fryderyka Nietschego, choć naszpikowana<br />

jest ona elementami maszyny, która w tak ujawnianej magmie rzeczywistości<br />

próbuje zapanować nad człowiekiem. Uzyskane w ten sposób obrazy<br />

sugerują poniekąd pełne zjednoczenie podmiotu lirycznego kolejnych wierszy<br />

ze światem. Daje się jednak odczuć w tak wykreowanej wizji rzeczywistości<br />

pewien dystans względem niej, obcość, a nawet odrazę poety do tego, co<br />

próbuje unaocznić czytelnikowi. Widać, że świat go coraz bardziej pochłania,<br />

a to, co kiedyś było mu bliskie, z upływem czasu staje się obce, uciążliwe,<br />

a nawet odrażające. Pojawia się więc pewien narastający dramat istnienia, polegający<br />

na tym, że trudno mu pozbyć się bagażu rzeczywistości, w którym<br />

uwikłane jest jego istnienie, coraz mocniej przygniatające jego indywidualne<br />

bytowanie. Uświadamia sobie wyraźnie, że jego marzenia zapanowania nad<br />

światem nigdy nie miały racji powodzenia, a faktycznie to właśnie świat coraz<br />

bardziej go opanowuje i zniewala. Już wie, że jego życie jest również osobistym<br />

dramatem, pogłębianym przede wszystkim przez siły technologii oraz<br />

mechanizmy życia społecznego, które przyklejają go do świata, a w rezultacie<br />

traci zdolności do transcendowania ku niemu, bo jest w niego mimowolnie<br />

uwikłany i do jego wnętrza wessany. W jednym z wierszy otwierających tomik<br />

w następujący sposób obrazuje swoje uwikłanie w świecie: „(…) Zapach<br />

zabijanego życia/miesza się z aromatem kawy przesyconej kwaśnym/potem<br />

południowoamerykańskiego chłopa o palcach/pokrzywionych artretyzmem.<br />

Maczam w nim kawałek/białego chleba i jem, cały czas mając świadomość,/że<br />

już dziś zabijam swoje jutro, które spłynie/z milionem litrów miejskich ścieków<br />

do wielkiego/katharsis kanału”.<br />

W kolejnych utworach zamieszczonych w zbiorku następuje jakby implozja<br />

otaczającej poetę rzeczywistości, która coraz bardziej klei się do jego<br />

skóry, a to pogłębia poczucie obcości wobec samego siebie i otaczającej go<br />

codzienności, na którą przestaje mieć jakiś zdecydowany wpływ. Krok po<br />

kroku pogłębia się w nim wewnętrzne rozdarcie, potęguje się odczucie alienacji,<br />

co wyostrza subiektywność widzenie w bezpośrednim doświadczaniu<br />

otaczającego go świata i ludzi. Osaczające go coraz ciaśniej żywioły norm<br />

społecznych oraz technologii przenikające do głębi codzienną egzystencję<br />

w postaci różnorodnych wygód na tyle rutynizują jego działanie, że odczuwa<br />

rozpad własnego ja oraz harmonii świata i przedustawnej w nim hierarchii<br />

wartości. W wierszu opisującym własny świat dowiadujemy się od poety, że:<br />

„Kiedy przekraczam próg mojego świata, niebo/załamuje się nade mną w kan-<br />

67


ciasty namiot, w którym/ukryję się aż do nadejścia zmroku. Jest papierową/<br />

wydzieranką na kartce pomalowanej na czarno./Kiedy przechodzi przez pokój<br />

słyszę szelest jej/włosów przypominający ocieranie się liści paproci/porastających<br />

brzozowy zagajnik. (…) Czas skrapla się bezbarwną saletrą na/ścianie<br />

sypialni. Oddycham ostrożnie, żeby/zabierając powietrze wypełnione jej istotą<br />

nie/wchłonąć w głąb siebie tego, co dopiero ma być/przeżyte”.<br />

Inną strategią technik poetyckich Szeligi jest rozkładanie na jakości zmysłowe<br />

wartości artystycznych i moralnych, postrzeganych w otaczającym go<br />

świecie. Zabiegi te podważają sensy jego kolejnych doświadczeń, w wyniku<br />

czego odkrywa on siłę nicości tkwiącej w podglebiu kolejnych wersji rzeczywistości,<br />

które jak kratki filmu przemykają obok niego. Nawet seksualne zespolenie<br />

i związane z nim szczytujące emocje przypominają poecie, że należy<br />

ono do porządku egzystencjalnego „tworzonego z niczego” – z jakiegoś bliżej<br />

nieokreślonego nic. Poeta przenosi to doświadczenie na działania związane<br />

z tworzeniem, które na tyle dają satysfakcję, na ile są przejawem bezgranicznej<br />

wolności. Jednak w tak wykreowanych sytuacjach twórczych pojawia<br />

się męczące doświadczanie wszechobecności wartości, rodzące poczucie ich<br />

śmieszności. I tu właśnie budzi się w wierszach poety ironiczna relacja ze<br />

światem, która równie mocno zaświadcza o prawdzie istnienia, u podstawy<br />

którego często doświadczany jest absurd. W tak odkrywanym świecie życia<br />

codziennego skupionego na egzystencjalnej prozie traci on swoją wyrazistość<br />

i staje się jakby paletą pastelowych odcieni. Trudno w nim znaleźć pełne<br />

i wyraziste „kolory istnienia”, a kolejny dzień skazuje nas na doświadczanie<br />

właśnie odcieni owej pastelowości, co potęguje ową bolesną, momentami<br />

przerażającą świadomość, że odchodzimy z każdym dniem naszego istnienia<br />

w niebyt, że świat płynie wokół nas, przez nas, przez życie naszych bliskich,<br />

a akty naszej twórczości nie bardzo mogą ten bieg rzeczy ocalić i przenieść<br />

ujawniane w nim wartości do wieczności. Jedyna nadzieja, którą przywołuje<br />

poeta – to doświadczenie obecności Boga dane w pustej świątyni, ale i domu,<br />

który jakby spina ten nieustannie stający się i przemijający świat, przypominając<br />

biały sufit w pokoju, dyskretnie jednoczący świat życia w jedną kosmiczną<br />

całość pod sklepieniem nieba. Dobrze to doświadczenie poety oddaje jeden<br />

z wierszy, w którym czytamy: „(…) Ambrozja sączy się do/ściśniętego gardła.<br />

Przez chwilę cały kosmos mojego/świata skupia się w słodkiej melasie rozsadzającej/plastikowe<br />

więzienie. Głos z nieba pokrytego białymi/płytami sufitu<br />

oznajmia przybycie transportu”.<br />

Poetycka wizja świata i miejsca w nim poety autorstwa Szeligi, zaczerpnięta<br />

została niewątpliwie z rozmyślań „niejasnego Heraklita”. Ponadto oparta<br />

jest również na dwóch żywiołach rządzących światem, wskazanych przez filozofów<br />

początku ubiegłego wieku: „lawie bytu” Nietschego oraz „sile życia”<br />

68


Henryka Bergsona, które jakby przyklejają egzystencję poety do jego pleców<br />

i jednoczą go z logosem świata aż po kosmiczne przestrzenie Drogi Mlecznej.<br />

One pomagają mu również bardziej zrozumieć inspiracje zawarte w gnomie<br />

myśliciela z Efezu mówiącym, że: „Na tych, którzy wstępują do rzeki, napływają<br />

wciąż nowe wody: jesteśmy i nie-jestyeśmy”. Wyjaśnianie własnych doświadczeń<br />

egzystencjalnych w kontekście tej metafory w jakiś sposób pozwala<br />

poecie zrozumieć owe przykre i potęgujące się odczucia, że z latami grzęźnie<br />

coraz bardziej w sobie i świecie, a jedyne, co może być pocieszające w takiej<br />

sytuacji – to myśl, że mimo woli można w ten sposób zjednoczy się jakoś<br />

z owym logosem, obecnym i w Drodze Mlecznej, zbliżyć się jednocześnie<br />

do Kosmosu na wyciągniecie ręki, bo jego „prawo istnienia” również tkwi<br />

w nas samych. Odżywa więc w poecie nadzieja, że podobnie jak wino nasączające<br />

energią organizm, jego wysiłek twórczy może spowoduje, że stanie<br />

się „panem żywiołów” i przy pomocy kolejnych wierszy będzie uczestniczył<br />

w tym kosmicznym procesie tworzenia. Do pomocy przywołuje innego poetę<br />

Sądecczyzny – Adama Ziemianina – by razem z nim wstąpić na tę „Drogę<br />

Mleczną”, przy której kierunkowskaz wskazywałby jak przetworzyć życie<br />

ulegającego technicyzacji miasta w prawdziwie człowieczy dom. W wierszu<br />

pt „usiądźmy przed drogą” czytamy zatem: „(…) usiądźmy przed drogą/niebo<br />

sczepił z ziemią/miodny plaster słońca/biały bandaż bocianów/przepasał widnokrąg//trzeba<br />

usiąść przed drogą/by ponieść ciepło drewna taboretu/w pusty<br />

świat miękkich kanap miasta”.<br />

Kalkomanie 4 – to czwarty już tomik poetki krakowskiej Magdaleny Wegrzynowicz-Plichty.<br />

Termin „kalkomania” już coraz mniej jest zrozumiały,<br />

a bardziej jego znaczenie może oddawać obecnie w poetyckim dyskursie pojęcie<br />

„klikomania”. Chyba utwory poetki zmierzają ku takiej wersji kalkomanii<br />

spraw ludzkich, ukazywanych w sposób szczególny przez pryzmat bardzo osobistego<br />

doświadczania świata. Autorka na początku jakby powraca do dziecinnego<br />

placu zabaw, nad którym zawsze królowała matczyna miłość, by w wieku<br />

już dojrzalszym odkrywać sukcesywnie uciążliwe przejawy ograniczeń, które<br />

rodzi „getto miasta” wraz ze wszystkimi jego tzw. „okrucieństwami”, odciskającymi<br />

się brzemiennie na życiu ludzi. W tle krajobrazu kreowanego świata<br />

Węgrzynowicz-Plichty pojawią się ascetyczne drzewa stojące w parkach, które<br />

„wiele widziały”, ale ciągle przyjmują pozę „słupów milczenia”. Przypuszcza,<br />

że są one w nieustannym stresie pogłębianym przez wyrafinowane piły<br />

mechaniczne i kosiarki narzucające obecnie światu typową ludzką estetykę<br />

dnia codziennego. Przywołując poetyckie tropy Cycerona i Horacego autorka<br />

rekonstruuje wielce sugestywny obraz łąki, sianokosów, by przebyć „dro-<br />

4<br />

Por. M. Węgrzynowicz-Plichta, Kalkomanie, SIGNO, Kraków 2008.<br />

69


gę zasuszonej trawy” przemienionej w siano i dotrzeć do symbolu narodzin<br />

dobrej nadziei pod obrusem stołu wigilijnego. W taki postrustykalny obraz<br />

wplata osobiste wątki miłosne, gdzie technika i precyzja wypierają uczucia,<br />

pełne przeżycia i wartości. W wierszu pt. „Zagarniacz”, kiedy ma na uwadze<br />

doświadczenie z umizgami wielbiciela, pisze: „(…) uciekłam uczuciu/wąską<br />

szparą między/jednym a drugim/zębem grabi.//Czy odnajdziesz/mnie kiedyś/<br />

w zapachu/skoszonej trawy?”. Większość jej wierszy przybiera formy modlitwy,<br />

wyznania, opisu korowodu codziennych wydarzeń orbitujących wokół,<br />

przeplatanych bezsennością, spowiedzią, uniesieniem erotycznym, a czasem<br />

wizją świata niesioną na skrzydłach „osobistej furii”.<br />

Szczególnie doskwiera autorce świat polityki, przepełniony absurdalnymi<br />

słowotokami, manipulacją, wzbudzający w niej niekłamaną odrazę, nieczuły<br />

na pleniące się kłamstwo oraz zło, którego tak czy owak ofiarą padają najczęściej<br />

niewinne dzieci. Z faktu przywoływanej pamięci o ukrzyżowaniu na<br />

Golgocie Jezusa – konstatuje Węgrzynowicz-Plichta – nie wiele obecnie wynika<br />

dla poprawy losu człowieka. W wierszu pt. „Sprawiedliwi” tak oto polemizuje<br />

z „prawdomównym poetą”: „(…) A wtedy na Golgocie, poeto,/uwikłany<br />

w rzymskie prawo/rozdarty między ziemią a niebem?/Czy dałbyś świadectwo<br />

czyjejś prawdzie?/czy wolałbyś nie?”. Poetka zaczyna powątpiewać nawet czy<br />

dobro i zło mają jeszcze za sobą sprawczą „siłę Boga”, czy jest tak, że „demony<br />

mediów” zawładnęły już ludzkim światem i jego transcendentnymi wymiarami.<br />

Eksponuje więc pewną drogę życia znaną już w starożytności, a więc<br />

kultywowanie postawy „stoickiego spokoju”. Ona zabezpiecza najskuteczniej<br />

człowieka przed kalkomaniami, klikomaniami i towarzyszącymi im wirtualizacjami<br />

przeżyć. Podobnie jak upływający czas wplata z wiekiem ludzi w „warkocze”<br />

pór roku, dając wytchnienie i dystansując od szalejącego obok świata,<br />

ów stoicki spokój pełni – jak przysłowiowy drops osładzający usta – funkcję<br />

namiastki doświadczenia słodyczy wypływającej z osobistego życia.<br />

Kiedy świat ukazuje się nam w rytmie bluesa i oglądamy go przez przymrożone<br />

oczy i kiedy jest pieszczony delikatna kobiecą ręką, wtedy już wiemy,<br />

że przez nieuwagę wpadliśmy do świata poetyckiego Marzeny Dąbrowy<br />

Szatko, czyli przestrzeni lirycznych jej kolejnego, czwartego już tomiku, noszącego<br />

tytuł: Powrót na Ogrodową 5 . Autorka nastawiona na detale otoczenia<br />

śledzi niekończące się przemiany i metamorfozy rzeczywistości w świecie,<br />

w którym wzrastała jej wrażliwość na piękno natury i tkwiących w niej artefaktów<br />

kultury. W wierszu pt. „Wrzesień 2001” tak oto uchwytuje nasz świat<br />

doczesny: „(…) pod niebieskim mostkiem/wybrzuszona od deszczu rzeka/nie-<br />

5<br />

Por. M. Dąbrowa Szatko, Powrót na Ogrodową, Biblioteczka Teatru Stygmator, Klub Artystyczno-Literacki<br />

Teatru Stygmator, Kraków 2007.<br />

70


sie szczątki/stołów łóżek i lamp/głowy płyną pod prąd kluczą/wśród przemoczonych<br />

skrzydeł i nóg//na murach płotach i słupach/łuszczą się powieszone<br />

twarze/niektóre bez oczu inne/z wydartymi ustami/rozkładają się umarłe/daty<br />

kawałkami opadają słowa/i dachy obnażone/wśród łysiejących topól//powietrze<br />

jak zardzewiała spluwaczka/napełnia się powoli/rannym słońcem”. To,<br />

czym poetka najbardziej jest urzeczona, to ślady ludzkich uczuć i wykreowanych<br />

przez nie wartości, które mimowolnie nas osaczają i zmuszają do pogłębionej<br />

refleksji nad sensem świata i naszego w nim zakotwiczenia. Autorka<br />

widzi jak na dłoni bezwzględny, destrukcyjny upływ czasu oraz przemijania na<br />

to, co jest dla nas najdroższe, najważniejsze, a co także determinuje naszą <strong>tożsamość</strong><br />

i wyjątkowość. Nieprzypadkowo w usytuowaniu własnych utworów<br />

nawiązuje do „metafory jaskini” Platona. W jej utworach odbywa się bowiem<br />

pewnego rodzaju gra pomiędzy tym, co idealne i dane oczami duszy, a tym,<br />

co zmysłowe i specyfikujące nasze osobiste doświadczenie. W tym zmysłowym<br />

porządku przepełnionym troską codziennego istnienia pojawiają się jej<br />

bliscy, rodzice, przyjaciele, ludzie z sąsiedztwa, ale i wspaniali poeci: Johann<br />

Wolfgang Goethe i Jerzy Harasymowicz. Kiedy wszyscy oni odchodzą z tego<br />

świata, to wtedy sukcesywnie zamieszkują rewiry pamięci poetki i w ten sposób<br />

powraca z nimi do owego idealnego miejsca, które symbolizuje jej ulica<br />

Ogrodowa, przy której wszystko miało swój początek i pewnie będzie mieć<br />

kiedyś i swój koniec. Na pocieszenie owa rzeka świat, która w tych wierszach<br />

rozciąga się i płynie obok Ogrodowej, ma swoje brzegi również w Palermo,<br />

Rzymie, a sięgają one aż do Krakowa. Niesie z sobą podobne wzruszenie,<br />

zawirowania emocjonalne i niepokoje egzystencjalne, dające tak wiele wspaniałych<br />

doznań zmysłowych: zapachów, smaków, dźwięków, barw kolorów,<br />

których autorka jest wyrafinowaną kolekcjonerką.<br />

Motywem przewodnim wierszy Dąbrowy Szatko są wspaniałe opisy tła<br />

przyrodniczego upływającego życia ludzi, którego znikomość nieustannie demaskują<br />

dwa zegary, a mianowicie biologiczny i ten stworzony przez człowiek,<br />

by dać mu panowanie nad czasem, czyli ten mechaniczny.<br />

W ten oto sposób autorka jakby mimowolnie przypomina, że jesteśmy<br />

zawieszeni między tym, co niebiański, a tym, co doczesne i że odpływamy<br />

do wieczności: pytanie jednak jakiej? W wierszu pt. „Koniec lata” dowiadujemy<br />

się przecież: „(…) niby wszystko zwyczajnie/tylko dym szamocze się/<br />

z niebem/i to stare drzewo/jakby zbierało się do odlotu//kogoś ubywa/burze<br />

nadchodzą”. Życie bowiem w jej głębokim rozumieniu jest niekończącym się<br />

dramatem, na bieg którego nie mamy większego wpływu, jedynie możemy<br />

wyprowadzać z jego doświadczania wiele nauk, które pozwalają nam znosić<br />

i twórczo przezwyciężać podskórnie tkwiące w nas lęki. W ten sposób oswajamy<br />

się sami ze sobą, z naszą wyjątkowością, ale i zarazem ze znikomością.<br />

71


Przychodzi nam nawet odwaga, by wytykać ciału osobiste zdrady, i by tak jak<br />

poetka zastanawiać się nawet nad losem naszego szkieletu, bo jeśli nie żywi, to<br />

może właśnie jako przypadek archeologiczny możemy przejść do wieczności.<br />

Na zakończenie poświęcimy uwagę drugiemu tomikowi krakowskiego<br />

poety, który zadebiutował stosunkowo późno, bo w roku 2006 zbiorkiem poezji<br />

pt. „Rozmawiając ciszą”, choć arkana sztuki nie są mu obce, gdyż od<br />

dziecka trudni się szopkarstwem, a mianowicie Janowi Kirszowi i jego książeczce<br />

pt. Oddalające się kroki 6 . Akcja jego wierszy najczęściej dzieje się<br />

w Krakowie w scenerii znakomitych pomników historii i kultury, z którego<br />

to miejsca skierowuje uwagę na dręczące go kwestie związane z zagrożeniami<br />

ekologicznymi oraz z sensem bycia człowiekiem w świecie poddawanym<br />

ciśnieniu najnowszych technologii, które jak miejski tłum redukują jego bycie<br />

do przypadkowego istnienia, bo jak pisze: „był człowiek i nie ma człowiek”<br />

i nie wiadomo, co po nim pozostanie, jeśli „(…) człowieku/jesteś tym czym<br />

są/twoje myśli/i tylko one/mogą po tobie/pozostać/ale/czy tylko”. Poeta czuje<br />

również osamotnienie związane z życiem w pulsującej sieci wielkiej i anonimowej<br />

metropolii, które przekłada się na równoległy rozpad więzi rodzinnych,<br />

związków przyjacielskich, z wiekiem coraz bardziej drążących duszę<br />

i stawiających go w obliczu jedynie „Opatrzności Boskiej”. Wtedy właśnie<br />

modlitwa przynosi pewną ulgę, stając się przedłużeniem rozmów ludzkich, bo<br />

ludzie nieustannie rozmawiają, by zabijać i zagłuszać własne osamotnienie.<br />

Pobudkami inspirującymi poezję Kirsza, prócz przeżyć natury artystycznej,<br />

są niewątpliwie typowo ludzkie odruchy współczucia ludziom marginalizowanym,<br />

zatroskanie o losy istot żywych, które traktuje się jak przysłowiowe<br />

„bezpańskie psy”. Bliskie poecie są niewątpliwie myśli tych pisarzy i artystów,<br />

którzy marzą o „niebie gwiaździstym” nad naszym światem doczesnych przeżyć<br />

i żądz, np. Juliana Tuwima, Juliana Kawalca, Jana Twardowskego, Jacka<br />

Trojanowskiego, bo to marzyciele dotknięci przez Boga, a poecie zależy na<br />

tym, by stanowiły one ciepły zaczyn do działania na rzecz odradzania się dobra<br />

w świecie, szczególnie wśród ludzi.<br />

Jeśli ktoś z Czytelników przypadkiem natknie się na jeden z prezentowanych<br />

tomików, to ręczę, że warto mu poświęcić trochę czasu, bo jego lektura<br />

pozwoli przemyśleć każdemu z Was, gdzie jest jego miejsce między niebem<br />

a ziemią.<br />

6<br />

Por. J. Kirsz, Oddalające się kroki, Wydawnictwo Towarzystwa Słowaków w Polsce, Kraków<br />

2007.<br />

72


ROZDZIAŁ VIII<br />

Nowe siły w poezji polskiej<br />

Przedmiotem niniejszego szkicu są tomiki poetyckie młodych krakowskich<br />

pisarzy, powstałe na przełomie lata 2005–2007 stanowiące poniekąd<br />

próby wejścia w rodzimy świat poezji z ich osobistymi propozycjami aksjologicznymi<br />

i interpretacyjnymi otaczającego ich świata. Julia Nalepa, Małgorzata<br />

Lebda i Daniel Lizoń – to studenci krakowskich uczelni, aktywnie<br />

uczestniczący w pracach grupy poetyckiej „Każdy”, działającej pod opieką<br />

artystyczną Anny Kajtochowej. Natomiast Marta Regnowska studiuje i działa<br />

w Krakowskim Uniwersytecie Pedagogicznym, gdzie jest m.in. redaktorem<br />

naczelnym pisma uczelnianego „Argument”. To, co pozwala na wspólne potraktowanie<br />

ich twórczości, to doświadczenie pokoleniowe świata, w którym<br />

przyszło im kształtować własną <strong>tożsamość</strong> i osobowość twórczą.<br />

Tytuł tej prezentacji nawiązuje do recenzji tomiku poezji M. Lebdy, który<br />

ukazał się w piśmie „red® Pismo Literackie” autorstwa Andrzeja Wołosiewicza.<br />

Młody krytyk tak oto ocenia debiut poetki: „I jestem pewien, że jeszcze<br />

się Małgosi Lebdy naczytam w tej wysokiej poetyckiej formie, która mnie<br />

w otwartej na 77 stronie 1 ujęła. Wieszczę więc, że dołączy ona do Beaty Szurowskiej<br />

i Anki Kowalskiej, równie dobrych poetek wstępującego pokolenia” 2 .<br />

Sądzę, że podobną opinię można wyrazić o Danielu Lizoniu i jego drugim<br />

zbiorze poezji pt. Ambra 3 , ale i debiutanckich tomikach Julji Nalepy i Małgorzacie<br />

Regnowskiej. Przejdźmy zatem do przedstawienia specyfiki owych<br />

„nowych sił” kształtujących oryginalny wyraz twórczości tych młodych i utalentowanych<br />

artystów słowa.<br />

1<br />

Por. M. Lebda, otwarte na 77 stronie, Wydawnictwo i Drukarnia Stowarzyszenia Słowaków<br />

w Polsce, Kraków 2006.<br />

2<br />

A. Wołosiewicz, Nowa siła w poezji, „red® Pismo Literackie” 2007, nr 1(2), s. 109–110.<br />

3<br />

D. Lizoń, Ambra, Wydawnictwo i Drukarnia Stowarzyszenia Słowaków w Polsce, Kraków<br />

2007.<br />

73


O debiutanckim tomiku poezji Małgorzaty Lebdy – pochodzącej z Żeleźnikowej<br />

koło Nowego Sącza, można lakonicznie rzec, że jest to konsekwentny<br />

zapis przeżyć „spieszonej nomadki”. Debiut ten potraktujemy obszerniej,<br />

bo – naszym zdaniem – wart jest szczególnej uwagi. Wiersze młodej poetki<br />

przypominają pociętą na kawałki rzeczywistość, zaś słowa poszukują w niej<br />

nowych odsłon sensów, które byłyby w stanie złożyć myśli i przeżycia autorki<br />

w nowe całości znaczeniowe. Poezja ta stanowi swoisty eksperyment<br />

artystyczny, charakterystyczny dla postawy młodego twórcy, starającego się<br />

znaleźć swoje miejsce nie tylko w mozaice form literackich, ale i również<br />

w labiryncie otaczającego go świata. Poetka podejmuje więc pewną grę semiotyczną<br />

z wieloma niewiadomymi, której celem jest jakby próba redefiniowania<br />

zastanego świata i jego otoczki ideologiczno-mistyfikującej. Ta ryzykancka<br />

zabawa cieszy i fascynuje poetkę, podobnie jak to miało miejsce w przypadku<br />

przywoływanego tu Mirona Białoszewskiego, choć w jego poezji stawka była<br />

inna, bo chodziło o zastany świat dorosłych. Grę tę poprzedza fragmentaryzacja<br />

świata przy pomocy odpowiednio skrojonych wersów, której celem jest<br />

wskazanie „atomów znaczących” w świecie i w słowach donoszących o nim,<br />

co stanowi przygotowanie do poszukiwania i składania w nową całość osobistej<br />

przestrzeni znaczeniowej, kluczowej – zdaniem poetki – dla realizacji<br />

własnej wizji rzeczywistości, w której mimochodem wikła ją życie. Podejście<br />

takie do poezji jest niewątpliwie znakiem czasu pokolenia, które obcuje z internetem<br />

i wirtualną rzeczywistością, owym supermarketem kultur, wciągających<br />

go mimowolnie w świat hybrydalny, gdzie ciągle trzeba szukać nie tylko<br />

własnej tożsamości, ale i nadawać sens każdemu ze swych egzystencjalnych<br />

wyborów, licząc głównie na własną odpowiedzialność, a przede wszystkim na<br />

właściwe intuicje. Technika pisania jest tutaj również interesująca, bo poetka<br />

rozkłada przeżycia na pojedyncze zmysły, by następnie dokonać ich syntezy<br />

i synestezji. Zabieg taki daje wzmocnienie indywidualnego przeżywania doświadczeń<br />

nie tylko otaczającego człowieka świata, ale i własnej, zanurzonej<br />

w nim osobowości. Tak ukazany świat, inspirowany osobistymi przeżyciami,<br />

w lakonicznej formie wyrazu staje się gorący, a momentami nawet parzy!<br />

Wiersze te przypominają poniekąd tworzenie instrukcji życia osobistego na<br />

każdy kolejny dzień, co przewidział już w latach siedemdziesiątych Alvin Toffler<br />

w Szoku przyszłości, głosząc ideę wiedzy na „każdy nowy dzień”, choć<br />

wyszedł raczej z innych przesłanek, a nie z dyskursu poetyckiego.<br />

Kiedy więc autorka czuje, że świat traci obiektywność czasoprzestrzenną,<br />

popada w nieustanne relatywizmy, sama próbuje zbudować fundamentalne formy<br />

doświadczenia tego zewnętrznego i chaotycznego źródła doznań, układających<br />

się w „zbiór fraktalny”, w którym wszystko ma podobny plan, choć każdy<br />

konkret jest niepowtarzalny. Tak stwarzany obraz osobistego świata musi<br />

74


yć z konieczności poddany zabiegom sensotwórczym, a więc autorka nakłada<br />

na niego siatkę pojęć, dla których proponuje osobliwe, często wewnętrznie<br />

sprzeczne znaczenia. Tę ekstremalną postawę artystyczną poetki wyjaśnia<br />

poniekąd wiersz pt. „skóra”, gdzie czytamy: „czasem gubię się w sobie/wyciągam<br />

opornie zza skóry/ spod paznokcia//zawsze wystaje mi ciekawość/zza<br />

oka”. W takiej sytuacji powstają nacechowane przewrotnością wiersze haikupodobne,<br />

mające dla artystki istotne znaczenie jako utworzy o charakter gnomicznym.<br />

W nich bowiem słowa nabywają zupełnie nowych znaczeń, ustalają<br />

swój zasięg znaczeniowy w świecie względem nich transcendentnym: są bowiem<br />

wzbogacone o osobiste, zupełnie nowe i wypowiedziane doznania, dla<br />

których brak jej było „odpowiednich słów” w mowie rodzimej. Poetka buduje<br />

więc i dopasowuje klucze, przy pomocy których może zapanować nad przysłowiową<br />

chwilą i ocalić ją od unicestwienia. W wierszu pt. „zabieg” dowiadujemy<br />

się przecież: „tnę czas na papierowe/wiersze”. Nie oznacza to, że autorka<br />

odcina się od tradycji i specyfiki rodzimej kultury, ale wręcz czuje ją na tyle<br />

głęboko, by ukazać jej dotąd zaniechane i najczęściej zapomniane wartości<br />

i znaczenia. W jej utworach nierzadko absurd skierowany przeciw absurdowi,<br />

budząc szczery i zdrowy śmiech, zwraca sztuce wierszowania życiodajny<br />

impet. Czytając wiersze Małgosi ma się wrażenie, że wokół nas jakby świat<br />

rodzi się na nowo.<br />

Ambra – to tytuł tomiku poezji autorstwa Daniela Lizonia, już drugi w jego<br />

młodym życiorysie artystycznym. Składa się z części, mogących równie dobrze<br />

być fragmentami zdania: „…gdy jestem…”, „…w świecie…”, „…myślę<br />

o niebie…”, „…wśród gór…”. Kwadryga ta w sposób lapidarny odzwierciedla<br />

strukturę utworów pomieszczonych w tomiku oraz orientację poety, odzwierciedlającą<br />

genezę jego twórczości i krótką historię jej rozwoju. Urodzony roku<br />

1984 w Nowym Sączu, pochodzący z małej wioski Wojnarowej na Pogórzu<br />

Rożnowskim, obecnie student polonistyki w Uniwersytecie Jagiellońskim, Lizoń<br />

jest niewątpliwie poetyckim dzieckiem gór, a jego pierwotna wrażliwość<br />

artystyczna została mimowolnie ukształtowana w wyniku ich bezpośredniego<br />

doświadczania dającego odczucie pełni harmonii i piękna oraz życia w rodzinie,<br />

bo dom to wielka wartość zapamiętana jako „siwy kucyk dymu” nad kominem,<br />

a później „fabryka wspomnień” z dzieciństwa. Stanowią one kanwę jego widzenia<br />

i poetyzowania świata. Innymi słowy twórczość ta jakby została napisana na<br />

ścieżce penetracji życia, na której widnieją wyraziste kierunkowskazy: przyroda<br />

– miłość – miasto – Bóg – góry. Poczynając od głębokiego dialogu z naturą<br />

i jednocząc się z jej żywiołami, poeta próbuje dokonać na własny rachunek syntezy<br />

kultury z naturą, a nawet dobra ze złem. Z jego osobistego doświadczenia<br />

wynika bowiem taka oto nauka, że podziały na ludzi dobrych i złych nie pokrywają<br />

się z podziałami świata społecznego na ten dobry i ten zły.<br />

75


Kiedy mówi o osobistych doświadczeniach miłosnych, to czyni to najczęściej<br />

w duchu lirycznym, ale i pełnym erotyki językiem, którego giętkość<br />

otaczają wargi żywcem wzięte z ust natury. Bo w swej pierwotnej formie bycie<br />

poetą oznacza dla niego pozostawanie elementem ciągle płynących i napierających<br />

na siebie żywiołów, zaś pamięć pozwala mu wymykać się determinacjom<br />

czasu i przestrzeni, czego rezultatem są coraz bardziej wyraziste wspomnienia.<br />

Same słowa wiersza pozwalają mu panować nad czasem i przekraczać ograniczenia<br />

przestrzenne. One to wprowadzają poetę w świat marzeń, stający się<br />

źródłem siły jego życia, które może udzielić się również czytelnikowi. Wtedy<br />

synteza natury z norami kultury staje się – jak w malarstwie Nikifora – „ikonostasem<br />

dziejów”.<br />

To, co zasadniczo odróżnia utwory publikowane w tym tomiku, w porównaniu<br />

do poprzedniego – W słońcu zatopieni 4 – to ześrodkowanie jego poezji<br />

na fenomenie miasta, który od ponad roku stał się kolejną jego niszą życia na<br />

czas studiów. Widać, że zakochał się w Krakowie – jego duchu niesionym<br />

siłą skrzydeł historii, ale i mocno ekscytują go nowe obserwacje: bezwstydne<br />

wieczorem Planty i bezkompromisowa siła wyzysku oraz gwałtu kultury<br />

na naturze, za którą nie stoi żadne poczucie wstydu. Portretując Miasteczko<br />

Studenckie, odkrywa dla specyficzny dla niego rytm życia żaków, w którym<br />

praktycznie nie ma miejsca na sen, zaś notoryczne imprezowanie zastępuje<br />

jawę. Podróże na Zachód, doświadczenie odmienności kulturowej, staje się<br />

dla niego doświadczenie demonicznego źródła bezbożności, a wtedy rozumie,<br />

że są granice, których przekroczyć się nie da. Przy okazji ujawnia również<br />

dziwne dla niego zjawisko, że we współczesnej poezji obserwuję się nasilający<br />

się „taniec diabła z Bogiem”, co musi dawać do myślenia. Młody artysta<br />

nie jest przekonany do końca, czy obecne portrety świętości mogą być źródłem<br />

bezpiecznego i życiodajnego klimatu dla zamieszkujących swoje domy ludzi.<br />

Próbuje więc rozbijać te świetlane powłoki mistyfikacji, by zaglądać do jądra<br />

obecności bożej w świecie. Odkrywa bowiem, że dzisiaj krzyż – to „wysuszona<br />

krew Boga w człowieku”.<br />

Tomik Lizonia zamyka szereg wierszy opowiadających o powrocie na łono<br />

własnej ojcowizny mentalnej, czyli gór, przypominających w klimacie utwory<br />

Jerzego Harasymowicza, w czasie którego z wielką precyzją i artystyczną<br />

finezją portretuje te rodzinne miejsca i żyjących tam ludzi. Odwiedza więc<br />

wierszami Beskid Niski i wczuwa się m.in. w ducha: Grybowa, Klimkówki,<br />

Komańczy, Dubnego, Łapszanki, Starego Sącza, Żegiestowa, Woli Kroguleckiej.<br />

Np. w wierszu pt. „Stary Sącz” ą czytamy: „pod galopującym rumakiem<br />

76<br />

4<br />

D. Lizoń, W słońcu zatopieni, Wydawnictwo i Drukarnia Towarzystwa Słowaków w Polsce,<br />

Kraków 2006.


dnia/miasteczko/stoi przy srebrnej szpadzie Popradu/sączy piwo beztroski/na<br />

lekkim wiatraku chmur//drzewa chylą się cieniem/nad twarzą miasta/ptaki chichoczą<br />

u Kingi/bo góry rozwarły kolana/i wszedł Poprad/pomiędzy”.<br />

I wreszcie będzie mowa o wcześniejszym tomiku Daniela Lizania, W słońcu<br />

zatopieni, który wprowadził go w świat poezji. Widać, że jego poezja wyrasta<br />

z autobiografii estetycznej, która związała go przez fakt urodzenia z Sądecczyzną,<br />

szczególnie z dolinami Popradu i Dunajca. Nie przypadkowo w swej<br />

poezji podąża śladami Jerzego Harasymowicza, którego twórczość inspiruje go<br />

do poszukiwania umiejętność osobistego widzenia wzniosłego piękna w sile<br />

harmonii rodzimego krajobrazu! Lizoń swe wiersze pisze językiem przyrody<br />

i koleżeńskich przyjaźni, nie rzadko zakrapianych piwem. Kłania się z estymą<br />

i szacunkiem Beskidowi Sądeckiemu: lasom, polom, drzewom, górom, rzekom<br />

i potokom. W wierszu pt. „Hobby” czytamy: „góry zaklęte w mojej kolekcji<br />

widokówek/czekają w albumach/aż zechcę/popatrzeć na piękno//mam moje<br />

góry przy sobie/prawie zawsze gdy mam czas/na każde moje spojrzenie/stroją<br />

się w górzystość”. Animizuje ów świat, a nawet jego techniczne artefakty, bo<br />

w jego wierszu nawet termometr posiada własną duszę. Krajobraz rodzinny<br />

staje się nie tylko jego hobby, ale i strojem godowym na wszelkie okoliczności;<br />

budzi w jego duszy wicher poezji. W tym krajobrazie intymnie rozwija<br />

miłość do Marii, bo – jak sądzi – pomiędzy tworzeniem wierszy i uprawianiem<br />

miłości nie ma zasadniczej różnicy. Kiedy rozgląda się po Krakowie,<br />

gdzie przyszło mu spędzać kolejny etap swego życia, liryzm i rustykalizm<br />

nie opuszczają jego wierszy. Śledzi kolejne pory roku przetaczające się przez<br />

miasto, które jednak sterczy w mentalnym jego krajobrazie jako skamieniały<br />

i obłąkany blok betonu. Co ciekawe, miłość kojarzy nie tylko z przyjemnością<br />

i wzniosłością, ale także z bólem, cierpieniem i pogłębiającą się samotnością,<br />

by w ten sposób zadośćuczynić reżyserskim zamiarom dramatu ludzkiego<br />

istnienia, które pochodzą od samego Boga. Jest również wrażliwy na biedę<br />

i niedostatek ludzi, które uderzają w ich godność osobistą, z czym nie może<br />

się pogodzić, bo jego prosta i bezpośrednia religijność domaga się, by nawet<br />

doświadczenie śmierci miało swój godny wymiar.<br />

Miłość – według Julii Nalepy – najlepiej wyrażana jest w naturalnych<br />

przeżyciach, w których najcenniejsze są kontakty bezpośrednie: dotyk, pocałunek,<br />

pieszczota, mocny uścisk. Dlatego doskwiera jej medializacja uczuć,<br />

która redukuje kontakt miłosny do aparatu telefonicznego, stanowiąc jego<br />

przyjemną namiastkę. W wierszu pt. „Kilka słów” pisze: „(…) Nie widzę cię,<br />

ani dotknąć nie mogę. /Ale lubię/rozmawiać przez telefon” 5<br />

. Poetka rozbu-<br />

5<br />

J. Nalepa, Banialuki, Wydawnictwo i Drukarnia Towarzystwa Słowaków w Polsce, Kraków<br />

2006.<br />

77


dowuje i animizuje przestrzenie uczuć głównie miłosnych i właściwie cała<br />

otaczająca ją rzeczywistość ma charakter sfer erogennych. Nieustannie pozostając<br />

w absolutnym podziwie dla porządku natury, w którym postrzega głębię<br />

piękna świat stanowiącego jej nieskończone źródło fascynacji. Ulegając<br />

oczarowaniu doznaniami miłosnymi, spostrzega również, że porządku między<br />

ludźmi nie można budować w oparciu o zaufanie, bo miłość zakłada również<br />

wolność wyboru i rezygnację z doświadczanego uczucia. Stopniowo dojrzewa<br />

do przekonania, że należy się z tym pogodzić, bo przecież uczucia nie jedno<br />

mają imię. W sposób szczególny związana jest z Krakowem, który uwielbia<br />

i głosi pochwałę jego życia, tego w dzień i tego w nocy, widząc w nim przejaw<br />

„wolnego dzieła” bożego, zarówno wspaniałego, ale i grzesznego. Głosi<br />

nieustanny podziw dla żywiołów kreujących wigor życia w świecie, ale nie<br />

rozumie patosu historii i towarzyszącej jej „mowy cieni”, bo i tak – stwierdza<br />

– „wszystko trafi czas!”. Życie w tych wierszach ukazane zostaje jako<br />

wielki eksperyment egzystencjalny z „Aniołem Stróżem w tle”. W kolejnych<br />

utworach budzą się jednak w autorce wątpliwości, co do wartości szczęścia<br />

i pewności przyszłości. Odkrywa, że jej wyobraźnia staje się jej „największym<br />

wrogiem”, który jednak rodzi jej świat poezji, co lakonicznie kwituje poetycka<br />

frazą: „Wiersz też człowiek, jeść musi”. Beztroska i bezpieczeństwo w kontaktach<br />

z najbliższymi to rękojmia jej bycia w świecie, która przepełnia każdy<br />

kolejny jej wiersz, a przysłowiowe banialuki powodują, że podejście z humorem<br />

do rzeczywistości może skutecznie napawać optymizmem.<br />

Poezja Marty Regnowskiej z kolei zawiera w sobie niewątpliwie program<br />

radykalnej reanimacji słów, skutecznie pomagającej zwiększyć prawdopodobieństwo<br />

uchwytywania sensu życia 6 . To, co rodzi bunt poetki, określone zostaje<br />

lapidarnie jako „narkotyczna narracja ulicy”. Dla niej bowiem miasto<br />

i świat jawią się jako kolejne fasady tekstów nacechowanych historycznym<br />

i skamieniałym sensem, bo całą rzeczywistość widzi właśnie jako kompilacje<br />

i kolaże nakładający się na siebie znaczeń tekstualnych. Nad nimi krążą<br />

nieustannie zmistyfikowane „anioły i święci”, co budzi w artystce strach i niepewność,<br />

bo postrzega je jako uciskające ideologie aksjologicznych skrzepów<br />

znaczeń. W bezpośrednim doświadczeniu świata odczuwa pustkę, co prowadzi<br />

ją również do pesymistycznego wniosku, że trudno w nim coś zmienić. Ów<br />

ucisk metafizyczny pleniących się znaczeń powoduje, że wszystko staje się<br />

niejasne, a w konsekwencji świat pokrywa szarość, której towarzyszy monotonia<br />

interpretacyjna. Poetka nie poddaje się i usilnie szuka słów, by ożywić<br />

przysłowiowe kolory znaczeń, ale obawia się, że pozostawi wyraźne ślady,<br />

6<br />

M. Regnowska, Strategiczne manewry, Wydawnictwo Towarzystwa Słowaków w Polsce,<br />

Kraków 2005.<br />

78


a to staje się niebezpieczne, bo zagraża przyzwyczajeniom i konformizmowi<br />

królującemu w codzienności. Życie w takiej atmosferze porównuje do dymu<br />

z papierosa, czyli mgły, którą karmią się nasze ciała. W kolejnych wierszach<br />

ów szary nastrój opada, a kiedy poetka obserwuje świat sam w sobie, okazuje<br />

się, że jest on przecież piękny. W wierszy bez tytułu pisze: „dzień połyka<br />

słońce/krople rosy/ciężkie od zachwytu”. Tak bezpośrednio w doświadczeniu<br />

dany świat porządkuje myśli, a one ujawniają siłę naturalnego porządku rzeczy,<br />

budując dla życia podglebie dla kultywowania pierwotnych znaczeń słów,<br />

w których odradza się jednostka jako źródło znaczenia, co z kolei pozwala<br />

autorce uwierzyć w odrodzenie podstawowych znaczeń słów, a która to nadzieję<br />

wyraża w innym wierszu bez tytułu, pisząc: „kiedyś powrócę/kolorowy<br />

motylu/na twoich skrzydłach”.<br />

Te pięć propozycji młodej poezji sygnalizują, że mamy tu do czynienia<br />

z kolejnym etapem poezji prywatnej, pisanej na własną odpowiedzialność,<br />

poszukującej własnego ja – jego tożsamości – w nie-ja, czyli świecie, który<br />

obok artystów rządzi się prawami nie do końca przez nich rozumianymi i akceptowanymi.<br />

Możemy zatem rzec, że mamy tu do czynienia ze zjawiskiem<br />

tzw. hermeneutyki ja – jak nazwał ten fenomen ludzkiego bytowania Paul Ricoeur<br />

– czyli postawy twórczej, opartej na dialektyce analityki egzystencjalnej<br />

konkretnych przypadków istnienia, przenikanych postawą buntowniczą, zaglądającą<br />

ze zastanego uposażenia znaczeniowego ja w nie-ja, a więc stających<br />

„pomiędzy sobą i nie-sobą”, by w ten sposób poznać smak własnej wolności<br />

indywidualnej i skutecznie oswoić przyszłość, ale i wglądnąć równocześnie<br />

w transcendencję. Ten wgląd w praktyce przygotowuje młodych artystów do<br />

odrzucenia zmurszałego skrzepu metafizyki i różnych form ideologii politycznych<br />

oraz technologicznych, które na ich oczach ulegają demistyfikacji, bo<br />

i oni sami coraz więcej widzą, wiedzą, czują i rozumieją. Jeśli potrzebują mitu<br />

i metafizyki, to już mogą je tworzyć we własnym zakresie, choć ciągle towarzyszy<br />

im zarówno lęk, jak i bunt egzystencjalny. Pogodzenie z „najlepszym<br />

z możliwych światów” jest u nich tylko chwilowe i sytuacyjne. Dojrzeli już<br />

przecież do tego, o czym świadczą ich deklaracje aksjologiczne, że są w stanie<br />

budować swój „lepszy świat” dla siebie, swych bliskich. Te propozycje<br />

poetyckie są niewątpliwie przejawem ich osobistej orientacji egzystencjalnej,<br />

skierowanej ku budowie i urzeczywistnianiu uniwersalnych znaczeń określających<br />

kondycję „bycia człowiekiem”, która określa pierwotnie kosmiczną idee<br />

człowieka. Jej odkrywanie pozwala młodym poetom, jako ich osobisty projekt<br />

orientacji egzystencjalnej, budować własne człowieczeństwo, i to na miarę ich<br />

potrzeb osobistych oraz na miarę wymogów świata im współczesnego.<br />

Nie ma więc wątpliwości, że podobnie jak w utworach Lebdy, również<br />

w wierszach Lizonia, Nalepy i Regnowskiej widać te fantastyczne siły woli<br />

79


i wyobraźni, kreujące oryginalne i poetyckie światy, nasycone nową wrażliwością,<br />

ale dające również nowe nadzieje, wzmacniające otuchę i utwierdzające<br />

w przekonaniu, że dzięki takiej poezji życie kolejnych pokoleń młodych<br />

ludzi staje się źródłem sił witalnych, mogących z powodzeniem udźwignąć<br />

na swoich ramionach losy naszej kultury, tkwiące w niej wartości, określające<br />

jej specyfikę i niepowtarzalności, w tak przecież szybko zmieniającym się<br />

i uniformizującym świecie. Zapewne rozwijając ją w warstwie poezji, będą<br />

umacniać nie tylko jej tożsamości i specyfikę, ale będą także dążyć do tego, by<br />

stała się silnym filarem kultury europejskie w jej uniwersalnych przestrzeniach<br />

aksjologicznych.<br />

80


ROZDZIAŁ IX<br />

Gry słowne <strong>poetów</strong>,<br />

czyli wędrówki po ich światach menatalnych<br />

Słowa – materia pracy artystycznej <strong>poetów</strong> – niewątpliwie budzą u pisarzy<br />

najwięcej emocji i rodzą wiele podejrzeń, że bezwiednie w codziennej<br />

praktyce językowej wodzą ludzi za język, często wyprowadzają nawet<br />

najstaranniejszych ich użytkowników na manowce mowy ojczystej. Poeci<br />

i pisarze wszelkiego autoramentu są więc z natury skazani na baczenie, czy<br />

czasem słowa nie uległy skostnieniu lub może stały się już tak wolne od<br />

zakresu niesionych przez nie znaczeń, że pojawiają się w mowie, właściwie<br />

nie wyrażając niczego szczególnego: nie dotykają świata i nie sprawozdają<br />

z afektów duszy, która się nimi posługuje.<br />

Niekiedy słyszymy wśród rozczarowanych użytkowników mowy, że to<br />

tylko są: „słowa, słowa, słowa....”, choć jednak innym razem dowiadujemy się<br />

od nich, że „na początku było słowo...”, a prawda tej sytuacji zdaje się leżeć po<br />

środku. Zależy to przecież od tego, kto nimi włada i w jakim celu. Słowo jest<br />

przecież miarą rzeczy w naszym świecie i zarazem podstawą, zasadą, prawem<br />

tego świata dla ludzi, a więc logosem. Tę szczególną umiejętność posługiwania<br />

się słowem mają zapewne wrażliwi na sens słowa poeci – ludzie dociekający<br />

granic obowiązywania jego znaczenia. To oni przez wybrany kontekst, intonację,<br />

formę zapisu na papierze, wypróbowują jego siłę rozwijającą wyobraźnię,<br />

która porządkujące dyskurs pojawiania się świata w naszym otoczeniu: w tym<br />

co zwykło się nazywać naszą podręcznością. Poeci jednak nieustannie testują,<br />

sprawdzają pojemność znaczeniową słowa, wydają go nierzadko na pastwę<br />

losu, by ukazać te regiony i pokłady świat, które są nam obce, okryte aurą tajemnicy:<br />

mówiąc prościej – oswajają nas z nieznanym i rozmyślnie poszerzają<br />

lub zawężają zakres jego znaczenia. Właśnie metafora, onomatopeja, oksymoron<br />

– stawiają w grze słownej jego znaczenie na ostrzu przysłowiowej brzytwy.<br />

I w takim kontekście chcemy przedstawić próby <strong>poetów</strong>, którzy – naszym<br />

zdanie – dokonują owego sprawdzania wartości poznawczej i emocjonalnej<br />

naszego języka. Będą to głównie poeci związani z krakowskim i małopolskim<br />

81


środowiskiem literackim i ci, którzy zwrócili na nas swoją uwagę specyfiką<br />

pomysłów artystycznych.<br />

W ciszy słowa pozwalają budować z okruszków codzienności świat, który<br />

powstaje w duszy poetki. Tak dzieje się właśnie w zbiorze wierszy Barbary<br />

Cichoń pt. Czas zatrzymany 1 . Zamieszczone tu wiersze stanowią zlepek wydarzeń<br />

zarówno tych na jawie, jak i we śnie. Najpierw poetka stara się rozpoznać<br />

własną <strong>tożsamość</strong>, odpowiadając na pytanie: „kim jestem?”, by następnie<br />

odkryć przestrzeń i zatrzymać w niej siebie ze swymi doznaniami piękna,<br />

harmonii, miłości; by wreszcie dziwić się z cudowności i wyjątkowości tego,<br />

co zwykle uchodzi za małe i niepozorne. W wierszu pt. „Wcielenie” czytamy:<br />

„Jestem nocą/gdy sen/nie znika//Porankiem/gdy świergot/ptaka//nieznaną<br />

chmurą/z daleka/gdy deszcz...”. Stwarza więc Cichoń eteryczny świat zbudowany<br />

z cegiełek uczuć, towarzyszących im zdarzenia, intymnych wyglądów,<br />

połączonych spoiwem wyciszonych emocji, by spełniło się jej poetyckie credo,<br />

o którym tak pisze w wierszu pt. „Owocobranie”: „Opadają wiersze/jak<br />

dojrzałe owoce/poeci czekają/na babie lato//zamykają w dłoniach/swoje sny”.<br />

Innym światem zatrzymanym w słowie są niewątpliwie wiersze Ireny De<br />

Marii, składające się na tomik Zielone miniatury czasu 2 . Ten zbiór utworów<br />

dojrzałej już kobiety, która od młodości czuła w sobie skłonność do poezjowania,<br />

zaowocował ciekawym debiutem literackim, na który składają się cykle<br />

wierszy poświęconych rodzinie, przyjaciołom, Stwórcy wszystkich rzeczy,<br />

a przede wszystkim jest hołdem złożonym przyrodzie i krajobrazowi, które –<br />

zdaje się – najbardziej poruszają wrażliwe struny duszy poetki. Z jej utworów<br />

przebija niewątpliwie pochwała filozofii życia inspirowanego życiodajnym<br />

światłem, zgodnego z naturą, nawet w sytuacjach najbardziej krańcowych<br />

i drastycznych. Godząc się na biologiczne prawa przemijania, pisarka swymi<br />

wierszami broni szeregu wartości, które budują wspólnotę ludzką, nadającą<br />

sens nie tylko tworzeniu, ale i istnieniu naszej wspólnoty życia i ludzi, bo jak<br />

stwierdza w wierszu pt. „bezdomny”: „(...) drzewo nie wybiera ptaka/lecz ptak<br />

drzewo (...)”.<br />

Odmienianie słów 3 autorstwa Roberta Drobysza – to kolejny tomik inspirowany<br />

grą słów, której celem jest ukazanie śladów na świadomości pisarza,<br />

poczynionych jego doświadczeniami egzystencjalnymi. Stanowią one heroinę<br />

znieczulającą absurd istnienia, umożliwiając erupcję sił koniecznych, by<br />

pomimo wszystko jakoś dalej żyć. Poeta ma świadomość, że obraz naszego<br />

82<br />

1<br />

Por. B. Cichoń, Czas zatrzymany, STAL, Kraków 2004.<br />

2<br />

Por. I. De Maria, Zielone miniatury czasu, STAL, Kraków 2004.<br />

3<br />

Por. R. Drobysz, Odmienianie słów. Mitologia dla początkujących. Wiersze z lat 1984–<br />

2000, Wydawnictwo Miniatura, Kraków 2003.


świata często podobny jest do snu narkotycznego, a winę za nieskuteczność<br />

naszej fałszywej świadomości dnia codziennego najwygodniej jest zwalać na<br />

przysłowiowe krasnoludki, które mieszają nasze znaczenia słów. W wierszu<br />

„Małe miasteczka” czytamy więc: „Tu nigdy nic się nie zdarzy/zawsze będzie<br />

zima/czasem cyrk przyjedzie/lub ktoś się wyrzyga”. Drobysz to jednak duch<br />

niepokorny i nie zamierza ulegać aromatowi narkotycznemu słowotoków maskujących<br />

ten nasz świat prowincjonalny. Kłania się tradycji Nikifora z Krynicy<br />

i Rafała Wojaczka, próbując ich tropami rozbijać budowane naprędce przez<br />

ludzi owo lustro zakrywające drugą stronę naszej rzeczywistości, w której jest<br />

właściwe miejsce dla poety. Tam wiatr „czesze jego włosy” i ostrzy pazury emocji,<br />

rodzące gwałtowne dyskursy słów. I tak w utworze „Korespondencja z....”<br />

słyszymy, że: „Białym nożem księżyca rozcinam/ciemną kopertę nieba/ostry<br />

żwir słów zwilżam asfaltem języka/czytam że miłość jest głodem/sycącym się<br />

sobą”. Ta pożoga wiersza obraca się przeciwko wojnie i przemocy, pysznemu<br />

patriotyzmowi, które żywią się krwią i biedą, podnosząc rękę na wolność ludzkich<br />

pragnień i marzeń. Podążając za Sylvią Plath, poeta z daleka omija „statek<br />

głupców” i zwraca się metaforą wiosny (odrodzenia) ku uczuciu miłości, której<br />

na imię „ciepło życia” rodziny i domu. W wierszu bez tytułu Drobszy deklaruje,<br />

że: „Moje najpiękniejsze sny/utkane są z marzeń/o miłości/owocu brzemiennej<br />

ciszy/grającej dziwnym stanem/pragnie go każdy/wolności niestety”.<br />

Romantyzm, tęsknota za światem dzieciństwa, pochwała wolności na łonie<br />

przyrody – to właściwości utworów poetyckich Marii Haliny Gajewskiej, zamieszczonych<br />

w tomiku pt. Szum moich drzew 4 . Na końcu tej książeczki znalazł<br />

się interesujący zestaw fotografii z okresu międzywojennego, ilustrujących życie<br />

poetki w młodości, zrobionych w okolicach Glinnika II i Spały – miejscowości<br />

leżących nad Pilicą. Wiersze Gajewskiej – to głównie liryczne wspomnienia<br />

minionego czasu, podróże sentymentalne do krainy dzieciństwa, ożywiające ten<br />

świat z głębokich pokładów pamięci. Następuje w nich pełna identyfikacja pisarki<br />

z jej światem, gdzie formowały się ramy jej życia, tożsamości kulturowej<br />

i świat wartości, którym została wierna na dobre i złe. Klimat tomiku dobrze<br />

oddaje utwór pt. „Mój Testament”, w którym tak oto zwierza się autorka: „(...)<br />

Tam, w rodzinnych dziadów grobach,/Tam Kości me złóżcie,/Niech odzyskam<br />

przy nich spokój/Pod darnią i bluszczem./I niech wietrzyk od Glinnika/Powieje<br />

czasami/Niech zaszumi w drzew gałązkach,/Zapachnie kłosami./I niech ziemia,<br />

która tyle/Dała mi radości/W proch zamieni i wymiesza/Ich i moje kości...”.<br />

Eugeniusz Kurzawa – to znany w Zielonej Górze pisarz i dziennikarz,<br />

który wydał kolejny tomik poezji pt. Wciąż nowa prywatność 5 , na który warto<br />

4<br />

Por. M. H. Gajewska, Szum moich drzew, STAL, Kraków 2003.<br />

5<br />

Por. E. Kurzawa, Wciąż nowa prywatność, Wydawnictwo Kropka, Zielona Góra 2003.<br />

83


zwrócić uwagę przynajmniej z dwóch powodów: po pierwsze zawiera bardzo<br />

dobrze pisaną poezję, po drugie, jego wiersze stanowią polemikę ze współczesnym<br />

światem poezji rodzimej i jej roli w życiu ludzi. Kurzawa należy do<br />

twórców, którzy tworzyli swą osobowość artystyczną w konwencji „Nowej<br />

Fali”, a więc pobudki moralne kreowania świata determinowały niejako jego<br />

potrzebę pisania. W wierszu pt. „Moje roczniki” Kurzawa pisze: „chcieliśmy<br />

być uczciwi/wobec życia prywatni i poetyccy/pisać wiersze i zmieniać świat/<br />

lub chociaż otocznie i siebie/i koniecznie wejść do literatury/(...) aż nagle/<br />

pechowa trzynastka przebiegła nam drogę/(...) wstydliwie nie przyznaję się<br />

dziś/do istnienia/przed samym sobą//moje (prywatne)pokolenie/zmyte przez<br />

wtórną nową falę”. Dzisiaj tego typu poezja nie ma szansy „przebić się” do<br />

czytelnika, gdyż w świecie zdominowanym przez media, tylko to, co ma wymiar<br />

sensacji i skandalu, dociera do szerokich rzeszy ludzki, zaś poeta najczęściej<br />

postrzegany jest jako egzaltujący się „nieszkodliwy emocjonat”, na<br />

którym nie da się zarobić, bo przecież „źle się sprzedaje”. Sytuacja ta staje się<br />

więc ciekawą pożywka dla twórczości zielonogórskiego poety-dziennikarza,<br />

który w dyskursie poetyckim ją z ironią rozważa, by wskazać, że obecne odejście<br />

w prywatność artysty, zasadniczo zmienia sens sztuki, gdyż owa „nowa<br />

prywatność” pozwala odkryć wartość osób poecie najbliższych, zaś pisanie<br />

wierszy może przerodzić się w nowe więzi emocjonalne, czyli przybrać formę<br />

troskliwości o drugiego człowieka. I tak uprawiana twórczość daje najpewniejsze<br />

poczucie sensu istnienia artysty. Kurzawa wyraża ze szczyptą ironii to<br />

nowe credo poezji w wierszu bez tytułu następująco: „dobrze jest mieć/czym<br />

się martwić/tylko martwi się/nie martwią”.<br />

Warto w tym miejscu zwrócić uwagę również na ciekawe zjawisko wśród<br />

młodej poezji rodzimej, które czerpie swe inspiracje ze wzorów z początku<br />

lat siedemdziesiątych, kiedy to Allen Ginsberg opublikował szokujący wiersz<br />

pt. „Skowyt”. Niebawem ten amerykański poeta o radzieckim rodowodzie<br />

emocjonalnym został okrzyknięty jednym z najbardziej ciekawych twórców<br />

formacji „bitników”, którzy na dłuższy czas wstrząsnęli posadami poetyki nie<br />

tylko amerykańskiej, ale również i światowej. Za dokonaniami tej nowej generacji<br />

artystycznej stała specyficzna wrażliwość <strong>poetów</strong>, którzy formowali<br />

swe osobowości artystyczne na fali buntu młodego pokolenia przełomu lat 60.<br />

i 70. XX wieku, mocno przeżywającego zmiany mentalności społeczeństwa<br />

konsumpcyjnego Zachodu, w którym wszystko stało się możliwe do kupienia<br />

i sprzedania. Piszę o tym, gdyż kiedy otworzyłem tomik wierszy Wojciecha<br />

Borosa pt. Jasne i Pełne 6 , zobaczyłem, że otwiera go właśnie wiersz pt. „Skowyt”,<br />

co wydaje się w pewnym sensie kluczem do lektury tego zbioru. I co się<br />

6<br />

Por. W. Boros, Jasne i Pełne, Gdański Towarzystwo Przyjaciół Sztuki, Gdańsk 2003.<br />

84


dalej okazuje: poeta miast wyć, skręca się w sobie, ogarnia go „Anność”, boi<br />

się wydobyć z siebie głosu i z rozpaczy wyje do własnego wnętrza. Można<br />

więc przypuszczać, że inspiracje poetyckie Ginsberga, jak i Borosa są podobne,<br />

ale wykonanie i jego kontekst są zupełnie odmienne. Nic bowiem dwa raz<br />

się nie zdarza. A więc mamy tę naszą Amerykę, na którą tak z utęsknieniem<br />

czekaliśmy: mamy te obfite półki i możliwość „wielkiego żarcia”.<br />

W latach siedemdziesiątych poeta swym wierszem starał się transcendować<br />

ku wspólnocie ludzi podobnie wrażliwych, dzisiaj zaś, kiedy jazgot mediów<br />

jest w stanie zagłuszyć każdy apel, poeta wyje ku własnej immanencji,<br />

zaś jego <strong>tożsamość</strong>, jeśli takową posiada, wyraża się bardziej w jego sposobie<br />

bycia, nieustannie kreującym kontekstualny układ odniesienia do świata, jego<br />

historii oraz emocji, które legły u jego podstawy. Poezjowanie Borosa staje się<br />

więc nieustającą grą w kontekstualizację własnych wypowiedzi; skazywania<br />

ich na relatywizację, w centrum której stoi on sam i jemu właściwa wrażliwość<br />

– chyba owa „Anność”, która – etymologicznie rzecz ujmując – nacechowana<br />

jest spokojem i litością nad stanem naszego świata, a więc jakoś uzasadnia<br />

sens uprawiania procederu pisania wierszy. Prawda zatem tych wierszy<br />

ma głównie charakter emocjonalny i w nich się jakoś dokonuje. Zdaje się idzie<br />

o to, czy wiersz poety pozostaje w zgodzie z jego uczuciami, by następnie<br />

zarazić nimi czytelnika, czy też dokuczliwe ich przeżywanie kanalizują się<br />

w kolejnym utworze.<br />

I tak w tomiku gdańskiego poety odnajdujemy wręcz otwartą krytykę<br />

„najlepszego z możliwych” ustrojów „nowej Polski”, gdzie konfliktem organizującym<br />

życie rodaków staje się bez wątpienia sprzeczność między ideologią<br />

konsumpcyjną i religijną: poeta zauważa, że stanowią one obecnie najbardziej<br />

konkurencyjne formy duchowości ludzi żyjących w dorzeczu Wisły, choć ich<br />

cele radykalnie się wykluczają. Sam zaś Bóg w wyobrażeniach ludzi ukazuje<br />

się tu jako zasada metafizyczna doświadczanego bólu trzewi, a więc przybiera<br />

postać fizjologiczną, ale nie wiadomo czy z głodu, czy z przejedzenia. Sam<br />

zaś hipermarket odgrywa w wierszach Borosa rolę świątyni, gdzie kwitnie<br />

kult posiadania, zaś wokół niego rozrasta się nowe cmentarzysko wygasłych<br />

emocji – parkingi przepełnione łupinami samochodów. Bóg nawet w oczach<br />

i sumieniach „przekupniów szczęścia i obfitości” przyjmuje towarową formę<br />

dobroci, czyli nieskończonej różnorodności produktów, o które należy nieustannie<br />

zbiegać, rozkoszować się nimi, a więc wchodzi do tego nieba bezgranicznej<br />

konsumpcji. Klimat tych wierszy dobrze oddaje utwór zamieszczony<br />

na stronie 11, w którym czytamy: „hipermarket prześliczny/jego światło pachnie/(...)/<br />

ludzie z lękiem/dotykają półek niebosiężnych/akurat na otwarcie/hermetycznie<br />

pakowany/Bóg w promocji/za jedyne 4,99/(...) ze stoiska okładek/<br />

macha lakierowana/Szymborska, córka Nobla”<br />

85


Od „skowytu” przez kult „Boga obfitości” przechodzi poeta w trzeciej<br />

części tomiku do konsekwencji tych egzystencjalnych przemian, wyrażanych<br />

w rozumieniu naszej historii i jednostkowego człowieczeństwa, co jakby<br />

ujawnia owo „wycie do wewnątrz” w zewnętrznym behawiorze rodaków i ich<br />

idoli. Gdański artysta dokonuje więc animacji wzniosłych wydarzeń z historii<br />

Polski, by pokazać, że jego osobistej uczucia duszy w tej kwestii mają jedynie<br />

„słony smak”. Boros czuje się jakby istotą zminimalizowaną, wczuwa się<br />

w logikę ziarnka piasku, popiskującego pod stopami dziejów, podobnie jak<br />

i inni obywatele naszej ojczyzny, których przenosi z miejsca na miejsce szalejący<br />

wiatr globalizującej się komercji. Rozwija się więc „drzewo ojczyzny”,<br />

a „gałęzie pociągów szybko rosną w Polskę”. Taki świat, który jest udziałem<br />

ogółu ludzi, właściwie wymyka im się z rąk: jest nieustającym chaosem, budzącym<br />

jedynie emocje i przeżycia, generujące z siebie kolejne przeżycia itd.<br />

Jedynie słowa, jak te przysłowiowe spadochrony, niosą nadzieję na jakieś jego<br />

porządkowanie i sens dla życia pojedynczych ludzi, bo przecież jest „wiersz<br />

słowem ratunkowym”, w zasięgu którego „świat wynurza się po cichu” – podkreśla<br />

poeta z przekąsem.<br />

Poezja Borosa mieści się – rzecz jasna – konsekwentnie w nowej wrażliwości<br />

i subiektywności młodych twórców, którą zapoczątkowało pokolenie<br />

„bruLionu”. Tym, co ją zasadniczo różni od tamtej poetyki – to wysublimowana<br />

i bardzo osobista ironia, zdystansowanie zarówno do siebie, jak i świata,<br />

budujące siłę jego poetyki, a w rezultacie ciąg możliwych światów, konkurujących<br />

z bezpośrednio daną rzeczywistością. W nich ta tajemnicza „Anność”<br />

stanowi coś na kształt układu odniesienia dla ciągle budowanej tożsamości<br />

poety. Staje się ona w ten sposób notoryczną bohaterką liryczną wielu jego<br />

wierszy, spinającą byt artysty w chwilową całość, w której miłość, dziecinność<br />

i seksualność tworzą lepkie spoiwo, żywiące uczucia partnerów życiowych<br />

wchodzących z nim w bliskie związki.<br />

Można zatem odpowiedzialnie wyrazić opinię, iż twórczość poetycka<br />

młodego gdańskiego artysty jest wyjątkowa i niewątpliwie rozwój jego talentu<br />

przysporzy czytelnikowi wielu jeszcze niespotykanych dotąd wrażeń, zarówno<br />

w płaszczyźnie emocjonalnej, jak i intelektualnej. Przemawia za tym i ten fakt,<br />

że uświadomił już sobie na ile jego twórczość może być zadłużona w rodzimej<br />

tradycji literackiej, a gdzie jest granica, poza którą musi iść już samodzielnie<br />

i na własną odpowiedzialność. W wierszu zamykającym zbiorek m. in. czytamy:<br />

„Nie chcę wyglądać jak Adam Zagajewski/(...)/albo ciągnąć niczym „Różewicz<br />

Gazeta Codzienna”/(....)/odyńcem uczyń mnie Boże/niedźwiedziem<br />

Czesławem litewskim/trzpiotką Wisią Szymborską od zimnej wódeczki/(...)/<br />

Markiem Kielgrzymskim raczej mnie nie rób/(...)/także Wojaczkiem Stachurą<br />

Babińskim/samobójstwa bym nie przeżył/a muszę w Jasne i Pełne wierzyć”.<br />

86


Aforyzm jako forma uprawiania poezji stał się w świecie, gdzie „czas,<br />

to pieniądz” bardzo popularny, bo czyta się go szybko i daje, prócz przeżyć,<br />

wiele do myślenia – a więc czysty zysk. Tej formie wypowiedzi konsekwentnie<br />

od lat hołduje Waldemar Kania, o czym zaświadcza kolejny wybór jego<br />

aforyzmów, noszący tytuł Uśmieszek losu 7 . Utwory te – to wyraz myśli błyskotliwej<br />

i przewrotnej, przepełnionej zadumą, ale i ironiczna pobłażliwością<br />

w stosunku do otaczającej nas rzeczywistości. Autor bież na język naszą<br />

współczesność i chłosta ją metodycznie: od profanum po sacrum. Najwięcej<br />

tych „kwantów myśli” inspirowane jest życiem politycznym oraz społecznym<br />

ludzi, którym autor przypina „żartobliwe ogony i uszy”. Weźmy np. kilka<br />

takich wypowiedzi autora: „Krótkowzroczny polityk widzi jedynie przyszłość”,<br />

„Historia się nie powtarza. Chyba że jest wyjątkowa”, „Ateiści są<br />

naiwni, myślą, że tylko Bóg nie istnieje”, „Czymże jest prawo do życia bez<br />

prawa do zasiłku?”, „Polska coraz bardziej chyli się ku Zachodowi” i „Nie<br />

pluj! Zdradzisz swój kod genetyczny”.<br />

Również tomik poetycki Henryka Cyganika przepełniony jest humorem<br />

i ironią, choć elementy przewrotności słownej w jego dyskursie poetyckim bardziej<br />

przybierają formę felietonową, skierowaną na czasy, w których żyjemy,<br />

a o których zwykło się mówić, że są ciekawe. Tytuł tego tomiku brzmi: Przeszedłem<br />

przez ścianę 8 i nawiązuje do osobistych doświadczeń autora, związanych<br />

z walką o życie zagrożone śmiertelną chorobą. Cyganik w wierszu „okno”<br />

pisze: „myliłaś się mamo – gwiazda która zgasła/już nie jest kaczyńców złocistym<br />

potokiem/teraz Radziejowa skacze mi do gardła/i cicho odchodzę w szklistą<br />

pustkę okien (...) krzyż ciemnego nieba podnoszę w źrenicach/póki jeszcze<br />

łzawią póki w noc się wiklą/póty niech wystarczy im rechot księżyca/myliłaś<br />

się mamo tak bardzo mi przykro”. W wierszu „pod ścianą”, gdzie w poetyckim<br />

dyskursie opisuje myśli chorego zmagającego się ze śmiercią i tak oto odmalowuje<br />

owe doświadczenia: „przede mną oczy pełne pogardy/upokorzenia gra<br />

się dramat/za mną już tylko cisza umarłych/i ta pancerna z drwiny ściana (...)<br />

już nie pamiętam gdzie była ściana/pod którą stałem ja – skazaniec/zawsze<br />

jest wyjście z obumierania/wystarczy tylko przejść przez ścianę”. Świat poetycki<br />

Cyganika posiada kilka stron: dzieciństwo związane z górami z okolic<br />

Krościenka i Piwnicznej, pamięć o bliskich i przyjaciołach, życie codzienne,<br />

ale i doświadczenia pracy przy pomocy słowa, którą jako dziennikarz radiowy<br />

kreował wizji światów literackich. To, co cechuje jego twórczość, wyraża<br />

się w pewnej melodyjności i jej pogłosie, które niosą muzykę naszej mowy<br />

ojczystej, a szczególnie gwary góralskiej – pierwszej formy języka ojców, któ-<br />

7<br />

Por. W. Kania, Uśmieszek losu. Aforyzmy, Firma Wydawnicza TRANS-KRAK, Kraków 2004.<br />

8<br />

Por. H. Cyganik, Przeszedłem przez ścianę, STAL, Kraków 2003.<br />

87


ą posługuje się z powodzeniem poeta i dzisiaj. W utworze „słowo” Cyganik<br />

wyraża swoje głębokie przekonanie jako jego„robotnik” na temat jego sensu<br />

i wartości, kiedy mówi: „słowo mnie uskrzydla i słowo zabija/oprawia mnie<br />

w wieczność jest formą istnienia/góry mrówki głogu i wiatry w Beskidach/<br />

Boga w księgach mitów skazanych na przemiał//(...)jeśli słowo żyje poza czasem<br />

względnym/(a żyje na pewno wbite w wieczne biele)/to dowód że jestem<br />

w słowie nieśmiertelny/to dowód że Panie przez słowo istniejesz”.<br />

Na granicy jawy i snu trudno człowiekowi przychodzi, by się zorientować,<br />

gdzie się właściwie znajduje i co się z nim dzieje. Takie doświadczenia są najczęstszym<br />

udziałem <strong>poetów</strong>. Oni posiadają bowiem specyficzną wrażliwość,<br />

dzięki której najczęściej żyją w tych dwóch równoległych światach, tj. fantazji<br />

i realności: metafora i pointa stają się dla nich zatem łatwo dostępne. W takich<br />

przypadkach jedynym kołem ratunkowym jest dla artysty „kotwica słowa”,<br />

utrzymująca jego orientację dyskursu poetyckiego na oceanie mowy. Podobnie<br />

wygląda sytuacja z utworami Stanisława Franczaka, składającymi się na jego<br />

tomik pt. Wypadki 9 . Przedstawiony tu świat poety odbiega daleko od rzeczywistości,<br />

a trudno wskazać jego początki, czy inwokacje w innych, rozlicznych<br />

propozycjach literackich tego autora. W tym osobliwym świecie właściwie<br />

wszystko się może zdarzyć, wszystko jest na tyle możliwe, co i niemożliwe,<br />

a sam poeta właściwie nie wie, czy to jawa, czy sen. Jedyne, co pozwala dać<br />

klucz do tego świata, to słowa i ich znaczenia, które zostają tu użyte przez piszącego,<br />

ale należy je odczytywać na własną odpowiedzialność. To, co ma być białe,<br />

jest czarne, zaś to, co ma się otwierać, właściwie się zamyka. Wszystko się<br />

miesza i tworzy coś, co starożytni myśliciele i poeci nazywali apejronem – czyli<br />

wielkim chaosem. Ktoś ten świat morduje i deformuje i na oczach czytelnika<br />

wszystko dożywa swoich godzin, albo lepiej, końca swego sensu. W wierszu<br />

pt. „Horror o świcie” czytamy: „Zegar bije godzinę która/krwawiąc umiera/piecyk<br />

gazowy otruty stygnie/szafa z rozbebeszonym brzuchem/stół – pierwszy<br />

z podejrzanych/chwieje się na nogach (...) tylko łóżko kona z godnością/rzężąc<br />

w białym prześcieradle/opatrzone sakramentami snów//przesłuchuję dzień<br />

jako świadka/by ustalić zbrodniarza”. Widać, że dowcip poety skierowany jest<br />

znów na słowa i ich sensy; a kreowanym sytuacjom brakuje słów, by wyrazić<br />

ów świat i jego logikę. Franczak stawia siebie i swych czytelników w sytuacji,<br />

gdzie ścierają się dwa żywioły: mowa bez odpowiedników w porządku rzeczywistym<br />

i świat poza jej zasięgiem. Jedyne, co może wprowadzić tu jakiś ład – to<br />

wiedza astrologa, którym – zgodnie z sugestią autora – jest właśnie poeta. On<br />

bowiem grając słowami, rozgrywa pojedynek o ich aktualne znaczenie, choć<br />

niewrażliwemu człowiekowi trudno do końca się z tym zgodzić.<br />

9<br />

Por. S. Franczak, Wypadki, STAL, Kraków 2004.<br />

88


Słowa – szczególnie te, których uczymy się na początku wchodzenia<br />

w świat mowy ojczystej we własnym domu rodzinnym, w sposób szczególny<br />

odciskają się na osobowości poety. Omawiane kolejne trzy tomiki wierszy<br />

zdecydowanie o tym zaświadczają. W okolicach „filozofii jabłoni” rozgrywa<br />

się suplikacja poetycka Jerzego Stanisława Fronczka. W jej cieniu rytm przyrody<br />

mierzą nawroty pór roku. I chyba tak długo ten rytm, który wyraża taniec<br />

kolorów, zapachów i dźwięków wokół ludzi, będzie podgrzewał ich emocje,<br />

jak długo istnieje ów świat, którego centrum stanowi jabłoń przy rodzinnym<br />

domu. Dobrze wie o tym poeta krakowski – wielbiciel natury i amator życia na<br />

wsi. W wierszu pt. „Początek i koniec” ze spokojem konstatuje: „Koniec zimy/<br />

koniec szarej/pustki jesieni//Ślimak ze śniegu/wystawił rogi/ żonkil wyszedł<br />

na drogę”. Jego wrażliwość artystyczna ukształtowała się przecież w pejzażu<br />

przyrodniczym pomiędzy Wisłą, Wisłoką i Brnikiem, w okolicach Mielca,<br />

gdzie ma małą ojczyznę–ojcowiznę, której na imię: Sadkowa Góra.<br />

Poeta opublikował kolejny, bodaj już ósmy, tomik pt. Rodzinna jabłoń 10 ,<br />

w którym powraca, kierowany metafizyką „ślimaka i żonkili”, na łono domostwa,<br />

a więc wiejskiego domu rodzinnego – swojej ojcowizny. Po latach<br />

to miejsce dla poety staje się „cudem istnienia”, którego praktycznie już chyba<br />

nie ma, a istnieje jedynie w jego pamięci i wspomnieniach z dzieciństwa.<br />

Fronczek – skromnymi słowami, pieczołowicie ułożonymi w proste metafory,<br />

wyraża ducha tego miejsca, w centrum którego stoi jego rodzinny dom i stara<br />

jabłoń. Wokół niej rozgrywa się, tak jak i przed laty, spektakl życia, a jego<br />

reżyserem jest przede wszystkim wiatr i sentymentalne odczucia poety.<br />

Dla Fronczka istnieją właściwie dwie istotne pory roku: wiosna i jesień, kiedy<br />

ruch mobilizujący istoty żywe uzyskuje maksymalne napięcia. Wieś pośród<br />

pól, lasów, wiklin, przez które wije się rzeczka przypomina mu „okręt flagowy”,<br />

płynący po burzącym się wokół morzu cywilizacji. W tym raju otoczonym<br />

zbliżającym się „okiem cyklonu”, wchodzimy do domu, wokół którego wije się<br />

wstęga Brnika obrośnięta „brodami wikliny”. Widać jeszcze wóz drabiniasty,<br />

dziadka palącego fajką, po drodze terkoczą furmanki,, czuć zapach chleba na<br />

stole,(…)”. Świat już kiedyś był i jeszcze jakoś żyje, ale głównie we wspomnieniach.<br />

Aby tę wizję uwiarygodnić, poeta rozwija więc mitologię ogrodu, na którą<br />

składają się tajemnicze stwory, obudzone śpiewem ptaków, kręcące się w koło<br />

jabłoni i jej „filozofii” przypominającej, że jabłko: „(...) Spadając z drzewa/przypomina<br />

o prawie/ciężkości”. Z kolei w wierszu pt. „Pochwała ogrodu” czytamy:<br />

Pomiędzy drzewami/Bóg na gałęzi tańczy/z kosem. makolągwą, gilem//Budzą<br />

się leśne panny/ukryte w sercu modrzewia/w dziupli pośród tajemnic//Małymi<br />

10<br />

Por. J. S. Fronczek, Rodzinna jabłoń,<br />

k Związek Literatów Polskich Oddział w Krakowie,<br />

Kraków 2003.<br />

89


krokami podchodzi do nas czas,/karzeł brodaty z długą brodą pamięci/zamiast<br />

trzewików/(...)”.<br />

W dalszym planie pejzażu ojcowizny Fronczka widać i biedę w „podziurawionych<br />

skarpetach”, zaś obok niej wierzby, brzozy, kaliny modlące się<br />

za pomyślność ludzkich spraw. W wierszu pt. „Pielgrzymka do wrót” autor<br />

wręcz modli się z nimi: „(...) Niech będą pochwalone/zielone gałęzie wierzbiny,/czerwone<br />

korale kaliny/i wszystkie nasze wiklin/dzienne sprawy”. W tak<br />

wykreowanym pejzażu wsi zanika granica między rzeczywistością i światem<br />

bajki, światem wiecznym i doczesny, a poecie marzy się niemożliwe: chce<br />

nawet oswoić rybę i wilka. Deklaruje się być złodziejem tego naturalnego<br />

piękna pomimo nagonki bezpańskiego „złego psa”, wyzierającego z ekranu<br />

telewizora, zabijającego pamięć i wrażliwość. Ta postawa pisarza wydaje się<br />

być poniekąd usprawiedliwiona, bo przecież kiedyś – jak pisze – oddał za nie<br />

„swoją młodość” .<br />

Zjawisko życia w dyskursie poetyckim Fronczka rozgrywa się – jak wcześnie<br />

to zasygnalizowaliśmy – pod ciśnieniem dominacji dwóch pór rok: wiosny<br />

i jesieni nad zimą i wiosną. Wiosna to przecież pora, kiedy w tym świecie „rozkwita<br />

oczekiwanie” na miłość, a ta następnie owocuje dojrzałym życiem. Jesień<br />

natomiast podobna jest do rachmistrza, który prowadzi obrachunki z dojrzałymi<br />

już owocami życia. Według poety wiosna jest więc początkiem i przyczyną<br />

wszelkiej radości i różnorodności życia – jego maksymalną mobilizacją, po której<br />

następuje letnie przesilenie dojrzewania i przesytu. Jesień natomiast otwiera<br />

istotom żywym oczy na „trupią perspektywę” miski, gdzie jedno życie płaci<br />

drugiemu „cenę za przeżycie”. I tak powraca w nim równowaga i harmonia.<br />

Można się również domyślać, że zima w tym świecie poety pełni funkcję wielkiej<br />

przerwy; czasu spoczynku i letargu. Lato zaś jest, choć przeciwstawnym<br />

stanem, to jednak siłą umożliwiającą dojrzewanie jego form i ich stabilizacją.<br />

Zatem zima i lato – według artysty – to dwa przeciwstawne stany, a ich stosunek<br />

do siebie oddaje fragment wiersza pt. „Dwa ptaki”, gdzie czytamy: „(...) Lato<br />

i zima,/dwa walczące/ze sobą ptaki/w śmiertelnym uścisku/rozrzucają po lesie/<br />

wyrwane przeciwnikowi/piórka”.<br />

Słowa mogą również poruszać sumienie bliźniego, choćby ten drugi był<br />

przekonany, że jest wcieleniem „prawa bożego” na Ziemi. I tu gry słowne<br />

poety mają wiele dobrego do zrobienia. Na tę ścieżkę wstąpiła Danuta Maria<br />

Sułkowska, publikując tomik wierszy pt. Olśnienie, tudzież osobiste wycieczki<br />

pod adresem bliźniego mego 11 . Staje w nim poetka naprzeciw ludzi, tych jej<br />

bliskich i tych anonimowych, patrząc im prosto w oczy. Wtedy słowa przycho-<br />

11<br />

Por. D. M. Sułkowska, Olśnienie, tudzież osobiste wycieczki pod adresem bliźniego mego,<br />

Katolickie Stowarzyszenie „Civitas Christiana”, Kraków 2004.<br />

90


dzą same i nazywają rzeczy po imieniu. W wierszu bez tytułu jednak ostrzega,<br />

pisząc: „strzeżcie się wyzwolicieli/oni/jedną ręką otwierają drzwi więzienia/<br />

drugą zakładają uwolnionym/własne kajdany”. No i właśnie, Sułkowska krok<br />

po kroku, zaglądając w duszę ludzi, odrywa wiele prawd, które starają się oni<br />

zakryć rutynowymi wypowiedziami, a ich prawdziwość najczęściej opierają<br />

na autorytecie historii, kultury, a nawet samego Pana Boga. Cóż – hipokryzja<br />

stała się najbardziej popularną karmą dla dusz naszych czasów i poetka<br />

postanowiła konsekwentnie podążać jej tropem, za co jej chwała i sława. Nie<br />

zostawia więc specjalnych złudzeń dla sprawiedliwych, wybranych, wybitnych,<br />

prawomyślnych, wiernych, zakochanych, łaskawych, wyrozumiałych,<br />

bogobojnych itd., którzy roszczą sobie prawa do wyjątkowego traktowania,<br />

pełnego posłuchu, odpowiedniego szacunku itp. Sułkowska przypomina im<br />

z pełną ironią o ich dwulicowości, a nawet wielolicowości. Niech o tym dobrze<br />

zaświadczą takie oto sformułowania autorki, np. w wierszu pt. „Ludzkość”<br />

pisze: „składa się/wyłącznie/ z Narodów Wybranych, zaś w wierszu pt.<br />

„O poległym” – „zamknął się w swej skorupie/i nie widział/walca historii”,<br />

natomiast w utworze pt. „Nieustająca hekatomba” – „płoną/słuszne sprawy/na<br />

stosie ofiarnym/ku czci/Ugody”.<br />

Utwory Sułkowskiej właściwie przypominają swą formą porzekadła, gnomy,<br />

albo antyfony i mają pod wieloma względami rytmikę podobną w wydźwięku<br />

do myśli z kręgu japońskiego haiku. Zbijają z tropu, dają do myślenia,<br />

szczypią w oczy i uszy, pieką w podniebienie, bo poetka zażarcie walczy<br />

o to, by słowa i mowa nie były dla ludzi formą majestatycznego kamuflażu<br />

niegodziwości, ale żeby wyrażały ich rzeczywiste emocje, które niosą na sobie<br />

autentyczne i otwarte na świat myślenie, odpowiedzialne nie tylko za słowa,<br />

ale i czyny. Choć z przekąsem przypomina i o tym trywialnym fakcie, że: „posiadanie<br />

wolnej woli/nie gwarantuje/wolności”. Natomiast w wierszu-apelu<br />

„Do zbyt głośnego” – upomina: „zastanów się/co próbujesz zagłuszyć”.<br />

I wreszcie sięgniemy do bardzo burzliwie fermentującego pointami znaczeń<br />

tomik sądeckiego poety Marka Basiagi, który nosi tytuł: Mityki przez<br />

wieki 12 . Poeta postawił sobie za cel zmierzenie się nie tylko z widmem starości,<br />

która jest w budowane w każde indywidualne istnienie, ale również<br />

mierzy się z tej perspektywy z niektórymi poetyckimi doświadczeniem kultury<br />

europejskiej, poczynając od poezji antycznej, kiedy różnica między<br />

poezja i filozofia była mało wyrazista. Nieprzypadkowo Basiaga odwołuje<br />

się do fenomenologicznej tradycji Edmunda Husserla, gdyż ów poszukiwany<br />

przez niego świat eidosów, owego „ja transcendentalne naszego świata”,<br />

12<br />

Por. M. Basiaga, Mityki przez wieki, Katolickie Stowarzyszenie „Civitas Christiana”,<br />

Nowy Sącz 2003.<br />

91


określającego ludzkie znaczenia w jego poezji często bywa na cenzurowanym,<br />

a słówko „nie” stanowi poniekąd klucz do dalszej penetracji zakresu<br />

panujących nad ludźmi ich tyranizujących sensów. Poecie bliska jest niewątpliwie<br />

postawa wierności względem dyskursu poetyckiego zarówno Cypriana<br />

Kamila Norwida, jak i Jarosława Iwaszkiewicza, chociaż „biesowskie<br />

piekło” emocji podpowiada mu, że ta droga ku wieczności bywa najczęściej<br />

zawodna. W wierszu pt. „Mistrz” zdaje sobie Basiaga sprawę, że obowiązki<br />

nakładane na twórcę wskazują na eidos samego piękna, z czego wynikają<br />

określone powinności, zaś sam byt poety jest w takiej sytuacji właściwie<br />

znikomy. W rozmowie z mistrzem konkluduje: „(...) Rzekłem mistrzowi<br />

wszystko czego nie wiedziałem/To dobry początek powiedział/Od tego i ja<br />

zacząłem/A teraz popatrz na mnie dobrze/Jaskółki wyrazów wylatują spod<br />

mego pióra/Niepoliczalne czarne obłoki piękna”.<br />

Skazanie poety na pracę w słowie i odpowiedzialność za jego rzeczywisty<br />

sens często odbiera nadzieję. Rozdarty pomiędzy obowiązkiem tradycji<br />

i obowiązkiem tworzenia metafory, poeta powoli dojrzewa do wiedzy na temat<br />

prawdy istnienia swego świata i wtedy nawet dobrodziejstwo snu – przypomina<br />

Basiaga – staje się podejrzane. Nawet ucieczka do „Gospody Wergila”, gdzie<br />

można jeszcze upajać się zapachem wiersza, nie zapewnia poecie komfortu bezpieczeństwa,<br />

bo kiedy dziewczyna podaje wino, to już „(...) ława pod nami nasz<br />

Eden i Hades”. W wierszach poety sądeckiego zostają więc ukazane fundamentalne<br />

rozterki egzystencjalne człowiek, które w żywocie poety mogą przybrać<br />

najczęściej formę nieustającej i gigantycznej obsesji: obsesji w pełni uświadamiającej,<br />

iż doświadczane przez człowieka wymiary absolutne wszelkich wartości<br />

zawsze są zagrożone przez równoczesne im doświadczenie upływającego<br />

bezpowrotnie czasu, podpowiadające każdemu owo memento mori. Basiaga<br />

w prostych słowach pokazuje ową dramaturgie splotu doświadczeń, którą ujawnia<br />

poetycka gra słów, pisząc: „(...) Krzyczałem zabierzcie mnie z sobą/Lecz tylko<br />

pióro upadło mi do stóp/I horyzontem nieba był horyzont moich słów/Spadły<br />

kule ślimaków i gąsienic/Poetyka larw/Czyjeś sny ezoteryczne słowa”.<br />

Po tej wędrówce przez kolejne gry słowne poetek i <strong>poetów</strong>, bogatsi o doświadczenia<br />

z dziedziny postrzegania, przeżywania i konstytuowania przestrzeni<br />

naszych sensów, możemy bardziej odpowiedzialnie myśleć i żywić<br />

tą drogą emocje wzbogacające osobiste znaczenia naszego języka z większą<br />

wrażliwością i estymą, a wtedy zapewne umrze w nas owa „poetyka larwy”,<br />

a słowa będą krzepić swym ciepłym zakresem sensów nasze wygłodniałe dusze.<br />

W ten sposób również tożsamości czytelnika, ale i poety chociaż przez<br />

chwilę będą bardziej przylegać do ich podmiotów, bo taki dialog zawsze<br />

wzmacnia poczucie przynależności do świata ożywianych znaczeń każdego<br />

ludzkiego indywiduum.<br />

92


ROZDZIAŁ X<br />

Stary Sącz i jego kultura<br />

jako źródło inspiracji <strong>poetów</strong><br />

Na temat poezji oraz literatury pięknej, gdzie spotyka się utwory poetyckie<br />

poświecone Staremu Sączowi, opublikowano cztery znaczące pozycje.<br />

Pierwszą i chyba najbardziej ważną jest praca Edwarda Smajdora – Sądeczyzna<br />

w polskiej literaturze pięknej (1949), która zawiera najobszerniejsze<br />

studium historyczno-literackie omawiające teksty poświęcone Sądecczyźnie,<br />

w tym również Staremu Sączowi. Autor zgromadził i opracował teksty z okresu<br />

średniowiecza, nowożytności, przełomu XIX i XX wieku, okresu międzywojennego<br />

oraz okresu po drugiej wojnie światowej. Kolejną pracę stanowi<br />

wybór wierszy dokonany i opracowany przez Antoniego Wnęka – Wiersze<br />

o Sądecczyźnie (1984), gdzie również opublikowano kilka wierszy poświeconych<br />

miastu, wzbogacają ów wybór o wiersze powstałe w latach sześćdziesiątych<br />

i siedemdziesiątych. Trzecia praca – to dziełko Janiny Kwiek-Osiowskiej<br />

– „Ziemio moja sądecka…”. Antologia poezji i prozy (1991), w który<br />

zamieszczone wiersze zarówno dawne, jak i powstałe w drugiej połowie XX<br />

wieku i wreszcie ostatnio ukazała się czwarta prac, tym razem poświęcona<br />

głównie Staremu Sączowi, przygotowana przez Danutę M. Sułkowską – Stary<br />

Sącz – witraż poetycki (2006), będąca pokłosiem Ogólnopolskiego Konkursu<br />

Poetyckiego pt. „Witraż Starosądecki”, zorganizowanego z okazji jubileuszu<br />

750-lecia lokacji miasta. We wszystkich tych pracach można odnaleźć ok. 150<br />

utworów literackich zadedykowanych grodowi rozpostartemu w widłach Popradu<br />

i Dunajca, inspirowanych jego specyfiką i niepowtarzalnością etniczną<br />

oraz historyczną, urokiem, na który składają się przede wszystkim pomniku<br />

kultury materialnej i duchowej, pamięć o wydarzeniach historycznych, położenie<br />

geograficzne oraz specyfika krajobrazu przyrodniczego wraz z panoramą<br />

architektoniczną, stylem życia ludzi i kultywowanych przez nich wartości.<br />

Zanim przejdziemy do opisu i prezentacji utworów poetyckich, których<br />

podmiotem lirycznym jest Stary Sącz, przypomnimy kilka legend związanych<br />

z tym miastem, a głównie jego patronką św. Kingą.<br />

93


Warto również zwrócić uwagę na fakt, że miasto było przedmiotem zainteresowania<br />

wielu wybitnych ludzi polskiej kultury i że powstały ciekawe opracowania<br />

pisarsko-literackie, które oddają specyficzny i niepowtarzalny klimat<br />

tego miejsca znany od wieków. Na uwagę zasługują m.in. prace takich autorów,<br />

jak: nestora historiografii polskiej Jana Długosza – rękopis pt. Życie błogosławionej<br />

Kunegundy z roku 1473 roku, Seweryna Goszczyńskiego – Dziennik<br />

podróży do Tatrów i Pienin z 1853 roku, Jana Szujskiego, publikującego utwór<br />

w czasopiśmie Czytelnia dla Młodzieży w roku 1860 pt. Święta Kinga, legenda<br />

tatrzańska, Stanisława Rosoła, który opublikował już w roku 1892 książkę<br />

dokumentującą specyfikę kultury tego regionu, a mianowicie: Święta Kinga<br />

jej klasztor i miasto Stary Sącz, Stanisława Wasylewskiego, który we Lwowie<br />

w roku 1923 wydał pracę – Ducissa Cunegundis, Stefana Żeromskiego – Snobizm<br />

i postęp z 1929 roku, artykuł Jana Dürra poświęcony podróży Stanisława<br />

Wyspiańskiego na Podkarpacie, opublikowany w ilustrowanym miesięczniku<br />

krajoznawczym Ziemia w roku 1935 pt. Dziennik rysunkowy Wyspiańskiego<br />

z wycieczki na Podkarpacie, Tadeusza Malickiego – Dunajcowe wody z 1939<br />

roku, Stanisława Pagaczewskiego – Z biegiem Dunajca z roku 1954, Janusza<br />

Roszko – Stary Sącz średniowieczna perła Beskidu, opublikowana w 1971<br />

roku, Bogusława Kaczyńskiego – Dzikie orchidee z roku 1985. W Starym Sączu<br />

mieszkali, uczyli się, lub wywodzili się z niego m.in. pisarze: Szczęsny<br />

Morawski – historyk Sądecczyzny i powieściopisarz, Żegota Pauli – poeta, Michał<br />

Asanka Japołł – poeta, przyjaciel Stanisława Przybyszewskiego, Wiktor<br />

Bazielich – badacz dziejów Sądecczyzny, Henryk Barycz – wybitny historyk,<br />

profesor UJ, Jadwiga Szayerówna (Ada Sari) – znakomita śpiewaczka operowa,<br />

Seweryn Udziela – twórca etnografii polskiej, Jan Joachim Czech – kompozytor,<br />

pisarz i kolekcjoner pieśni regionalnych, malarze: Stanisława Rychter-Janowska,<br />

Kazimierz Łotocki, Czesław Lenczowski oraz aktywny działacz<br />

Towarzystwa Miłośników Starego Sącza – Stanisław Królik.<br />

Najstarszymi w Sądecczyźnie wytworami poezji są legendy o bł. Kunegundzie.<br />

Są one opowiadaniami pełnymi czaru, a ich zbiorowym podmiotem<br />

był lud tu mieszkający, którego fantazja, zwłaszcza w średniowieczu, koncentrowała<br />

się na jej postaci, co skrzętnie odnotował Szczęsny Morawski i inni<br />

autorzy. „Jedna legenda – pisze Edward Smajdor – opowiada, jak bł. Kinga,<br />

uciekając do Pienin przed Tatarami, szła płacząc boso, gdyż po skałach ślizgały<br />

się nogi w obuwiu. Poraniła sobie stopy, znacząc obficie ścieżkę krwią i łzami.<br />

Gdzie padła łza, wyrastał biały goździk, gdzie kropla krwi, goździk czerwony.<br />

Gdy dotarła do Pienin, stanęła na skale, która zmiękła tak, że pozostał na niej<br />

ślad stopy, z pod kamienia zaś, na którym gorzko zapłakała, wytrysnęło źródło<br />

gorzkiej wody. Inna powiada, że kiedy bł. Kinga uciekała przed Tatarami,<br />

rzuciła za siebie grzebień, z którego wyrosły gęste, służące jej za osłonę lasy.<br />

94


To znowu, kiedy uciekając dotarła, zmęczona daleką, pieszo odbytą drogą,<br />

do Krościenka, prosiła tamtejszych mieszkańców, aby użyczyli jej koni. Nie<br />

chcieli tego uczynić, więc płakała. Więcej od ludzi litości okazała jej ziemia,<br />

która zebrała jej łzy, skąd miało powstać źródło, wpadające do Dunajca. Łzy<br />

jej zmiękczyły kamień, który na pamiątkę nosi po dziś dzień ich ślady. Ludzie<br />

tamtejsi, żałując później swojej złości, wystawili w tym miejscu kaplicę”.<br />

Oryginalne jest również podanie o chłopie, nazwiskiem Kras, który litując<br />

się nad świętą w czasie ucieczki, podwiózł ją swymi wołami, które wyprzągnął<br />

od pługa. Bł. Kinga nakazała mu, jeśli Tatarzy będą pytać, kiedy ona tędy uciekała,<br />

odpowiedzieć, że wtedy, jak on siał to zboże. Kinga rzuciła na pole szczotkę,<br />

a zboże zeszło natychmiast. I rzeczywiście w chwilę później pędzą Tatarzy,<br />

którzy usłyszawszy taką odpowiedź, wątpią w skuteczność pogoni. Po drodze<br />

napotykają dalsze przeszkody, stworzone przez bł. Kingę. Rzuca ona różaniec, a<br />

z niego wyrastają Pieniny, rzuca zwierciadło, a z niego powstaje Dunajec” 1 . Legendy<br />

te stworzone z fantazji ludu inspirowały, a i obecnie również inspirują<br />

wielu pisarzy, <strong>poetów</strong> i artystów.<br />

Natomiast w Dzienniku Seweryna Goszczyńskiego zostało zamieszczone<br />

opowiadanie ludowe o kupcu Kasperku ze Starego Sącza. „Kupował on wino<br />

na Węgrzech. Węgier przez omyłkę wydał mu beczkę, w której chował pieniądze.<br />

Stwierdziwszy omyłkę kupiec zażądał jej zwrotu, a nawet wytoczył<br />

Kasperkowi proces. Ten jednak wyparł się wszystkiego, a nawet przysiąg tymi<br />

słowy: „Jeżeli nie mówię prawdy, niech mię nie przyjmie po śmierci ani ogień,<br />

ani woda,, ani ziemia, ani piekło, ani niebo”. Niedługo potem Kasperek zmarł,<br />

zaś ludzie chcieli go pochować. Nie mogli jednak tego dokonać; Kasperek zakopany<br />

w ziemi już na zajutrz leżał na wierzchu, zatopiony w rzece wypływał<br />

na wierzch, wrzucony w ogień nie palił się. Nocami zaś włóczył się po ulicach<br />

Starego Sącza” 2 . Podobno później powiesili jego zwłoki na sznurku, a kiedy<br />

wyschły, wiatr rozsypał je po świecie.<br />

Przedmiotem refleksji tego szkicu jest niewątpliwie obraz Starego Sącza<br />

w dziejach poezji, choć faktycznie wiersze poświecone Staremu Sączowi zostały<br />

poprzedzone innymi tekstami literackimi opisującymi wcześniejsze wierzenia,<br />

legendy i opowiadania przekazywane ustną tradycją, stanowiące pierwotną<br />

formę poetyckiej fascynacji miastem przez kolejne pokolenia ludu je<br />

zamieszkującego, ale również ludzi odwiedzających go, czy osiadłych w nim.<br />

Według Szczęsnego Morawskiego i myślicieli żywiących sympatię do<br />

kultury antycznej, pierwsza informacja o Starym Sączu została podana przez<br />

1<br />

E. Smajdor, Sądeczyzna w polskiej literaturze pięknej. Szkic historyczno-literacki, Nowy<br />

Sącz 1949, s. 9–10.<br />

2<br />

Ibidem, 52–53.<br />

95


Ptolemeusza w II n. e., a miasto to nazywało się „Asanka” i leżało na północy<br />

Karpat, a pierwotnie znajdowało się ono na terenie dzisiejszych Naszacowic.<br />

Pierwszym znanym wierszem, który został poświęcony Staremu Sączowi<br />

– według Wiktora Bazielicha – jest utwór anonimowego autora pt. Triste<br />

o ogniu Starego Sącza R. 1644, opublikowany w pierwszym tomie Rocznika<br />

Sądeckiego w 1939 roku. Bazielich uważała, że autorem tego utworu mógł być<br />

Melchior Lizander lub Martinus Joannitus – ówcześni pisarze miejscy. Pożarów<br />

bardzo dotkliwych dla miasta było kilka, a dwa: ten roku 1644 oraz w czasie<br />

najazdu szwedzkiego w roku 1655 były najstraszniejsze. O tym z 1644 tak<br />

pisano: „Kurzawa dymów zapadła w me oczy/Pytam, co się tak swarliwego<br />

toczy?/Sąncz, pojrze, gore miasto starodawne,/Sądeckie sławne.//Ulice, Rynek<br />

ogień srogo burzy,/W pokoiach dworskich y w gumnie się kurzy./Kościoły<br />

y te w znoiu cieskiem mdleya,?W ogniu wątleją.//(….) O Kunegundo! Wszak<br />

to miasto Twoje./Położyłasz tu Święte Kości swoie./Ulżey iusz odtąd zagniewania<br />

swego/Tak ogniowego!//Święta Helzbito, Farnego Kościoła/Patronko!<br />

Kniemu nakłoń swego czoła, Niech go od tych czas pominą gorącze/Ognia<br />

palącze”.<br />

W roku 1933 Tadeusz Giewont-Szczecina w tomie Ziemia śpiewająca<br />

opublikował wiersz dedykowany Marianostwu Mikutom pt. „Wieczór w Starym<br />

Sączu”, gdzie czytamy: „Stało się, że wiatr liśćmi wieczór nam wyszeptał/<br />

i odjął ziemi radość czerwcowego wschodu/dając naszym oczom – (wieczór<br />

jest jak deptak, którym kipi róż zapach, jak wspomnienie, młody). (…) są dni,<br />

że melancholia z zapachem róż polnych/pomiędzy nasze usta milczeniem się<br />

sączy – – –/…………..//idę w przestrzeń zapachów pól cicho i wolno/wierząc,<br />

że z jedną ziemią nic mnie nie rozłączy – –”.<br />

W okresie po II wojnie światowej na uwagę zasługuje fragment Kwiatów<br />

Polski Juliana Tuwima opublikowanych w roku 1955, w który poeta wymownie<br />

portretuje Stary Sącz jako miasteczko prowincjonalne, właściwe miejsce<br />

na sutą i zakrapianą wódka kolację, na której mogliby się pojawić bohaterowie<br />

sztuk Williama Szekspira. Tuwim tak oto pisze: „(…) Dzisiaj za pięć złotych<br />

i kolację/Da w Starym Sączu w restauracji/„Wieczór humoru i satyry”./W palcie,<br />

z kołnierzem podniesionym, Jeden jedyny w zimnej sali,/ Czeka na gości.<br />

Blask się sączy/Pomarańczowy i przyciemniony/Wątłego prądu w Starym<br />

Sączu/(Pamiętasz chyba jak się pali/żarówka na prowincji (…). Huczną/Wicher<br />

na rynku sztukę gra,/Afisz mu zrywa, strzępy gna?(…)” 3 . W roku 1974<br />

Tadeusz Różewicz w tomiku pt. Wiersze opublikował utwór liryczny pt „Malarka<br />

w Starym Sączu”, oddający klimat miasta widzianego szybkim okiem<br />

3<br />

Wiersze powstałe po II wojnie światowej pochodzą z opracowania J. Kwiek-Osiowskiej,<br />

„Ziemio moja sądecka...”. Antologia poezji i prozy, Sponsor, Kraków 1991, s.108–114.<br />

96


zwiedzającego, ujmujący ów obraz, który miasto narzuca wrażliwemu artyści,<br />

ale widziany przez pryzmat malarki kontemplującej jego detale. Pozwolimy<br />

sobie przytoczyć cały ten wiersz, by zobaczyć kunszt poety: „Szara tęcza uliczek/niewidomi<br />

mijamy/toczymy głowy okrągłe/dalej/szybciej/głośniej//Ona/<br />

odkrywa/barwę smutku i radości/barwę ciszy/barwę tęsknoty/kiedy skłoni głowę/przez<br />

jej czarne włosy/odlatują /ptaki”.<br />

W okresie powojennym Stary Sącz fascynował swoją wyjątkowością wielu<br />

<strong>poetów</strong> wyrosłych na Sądecczyźnie. W mieście pracowało wielu rzemieślników,<br />

a wśród nich byli masarze, kołodzieje, kowale, kuśnierze, ale również<br />

garncarze. Tadeusz Szaja w roku 1978 w zbiorze pt. Utwory wybrane opublikowała<br />

wiersz noszący tytuł: „Staremu garncarzowi ze Starego Sącza za<br />

gliniany serwis kawowy i za gliniany dzban pisany”, gdzie tak obrazuje klimat<br />

tamtych pracowitych dni, kulminujących w czasie jarmarku, kiedy rzemieślnicy<br />

sprzedawali własne rękodzieło: „Stary mistrzu przy bąku garncarskiego<br />

koła/Lepisz wzorem odwiecznym dzbany i wazony/Twój świat z gliny jak<br />

człowiek przez Boga lepiony/Twój zawód pierwszy ludziom kształcił był człony.//(…)<br />

Ja ciebie sławię gdy swój kram wystawiasz na targ/Gdy najprostszych<br />

zachwycasz kształtem i kolorem/Swych serwisów do kawy swych pisanych<br />

dzbanów”. Również urok nabożeństw i odpustu w Klasztorze starosądeckim<br />

zrobił ogromne wrażenie na poetce nowosądeckiej Władysławie Lubasiowej,<br />

która opublikowała w „Tygodniku Kulturalnym” w roku 1978 utwór pt. „W<br />

słońcu”, w którym sportretowała swoimi przeżyciami duchowymi sakralną<br />

atmosferę tego miejsca w taki oto sposób: „W słońcu rozkwitł Stary Sącz<br />

pieśniami/lecz najserdeczniejszy ton uwięził/w klauzurze mur głuchy/ Anioł<br />

który został tu od zwiastowania/nie uchylił przede mną furty/Niosłam w dłoni<br />

Twoje psalmy/jak klucz/ Lecz widocznie to nie był klucz od tej bramy/Dzwonek<br />

w źródle cudownym usnął/i został na zawsze/za drzwiami”. I wreszcie<br />

warto tu przytoczyć utwór poetki starosądeckiej Bogusławy Agaty Konstanty,<br />

członkini Klubu Młodych Twórców działającym w Nowym Sączu, opublikowany<br />

w roku 1979, pt. „Moje miasteczko”. Wiersz ten znakomicie portretuje<br />

życie codzienne jego mieszkańców, ukazując nie tylko wzniosłe, świątobliwe,<br />

ale i ciemne jego strony, tak charakterystyczne dla życia społeczności małomiasteczkowej.<br />

Konstanty pisze więc: „W moim miasteczku na chmielowe<br />

tyczki/zacne matrony wieszają kantyczki/W moim miasteczku, brzemienne<br />

dziewczyny/w welonach niosą do ołtarza winy./W moim miasteczku o szarej<br />

godzinie/jad plotek warzą miejscowe Erynie./W moim miasteczku grzeszna<br />

Magdalena/wie jak wysoka jest występku cena./W moim miasteczku w knajpie<br />

tuż nad fosą/gościowi majcher na talerzu niosą”.<br />

W roku 1981 związany z ziemią rzeszowską poeta Wiesław Kulikowski<br />

opublikowała w zbiorku o znamiennym tytule: Zamiatacze ulic malowanych<br />

97


wiersz, który nosi tytuł: „Muzyka stara w Starym Sączu czyli rozmowa muzyczna<br />

z duchem Jana Sobieskiego”. Wiersz ten stanowi formę wyimaginowanego<br />

dialogu autora z Janem III Sobieskim, który spotkał żonę Marysieńkę<br />

po Wiktorii Wiedeńskiej w Starym Sączu, a autor próbuje z nim porozmawiać,<br />

strojąc go w kolory muzyki dawnej, która rozbrzmiewa tu co roku, przypominając<br />

ducha dawnej świetności miasta i Polski. Kulikowski tak oto kreuje<br />

z dźwięków muzyki postać naszego władcy: „To nie ja, to Jan – Sobie/w muzyce<br />

chodzi/w górach cały w złocie, w mgłach partytury./Chmura to ubranie/<br />

w słońcu./Jeszcze chodzi/nie samochód,/tylko głód/starego miodu/muzyki./<br />

Trzmiel jest królem/wchodzi w blaski/lata (…). Na promieniach grają – Sobie/mgły./Janie,<br />

ja nie,/nie mówiłem nic,/słuchałem./To harfa”. W lutym 1985<br />

w dodatku do Dziennika Polskiego, pt. Oficyna Sądecka ukazał się interesujący<br />

utwór krakowskiego pisarza Stanisława Pagaczewskiego, noszący tytuł „Vetus<br />

Sandecz”, w którym poeta ukazuje Stary Sącz w formie hymnu pochwalnego<br />

na tle lokalnej przyrody, odgłosów życia codziennego, nad którym od wieków<br />

królują wieże klasztoru, strzegące szlaku węgierskiego. Warto ten uroczy panegiryk<br />

na cześć miasta przytoczyć w całości: „zapach chleba rozwijają z wież<br />

trębacze/na gontowe dachy miasta/mgłą popradzką wniebowzięty klasztor/<br />

kropelkami litanii płacze/pustym brukiem niespieszne kroki/kwitnące jabłonie<br />

za murem/baszt osobnych tęgość ospała/w wieńcu kawek oczka zakratowanych<br />

okien/miodowe kopce Beskidu – smugi sianożniętej zieleni/ rumianek<br />

skrzyp żurawia gęganie gęsi/w plamkach niebieskich sadzawek/łagodne spojrzenie<br />

płynących przez las jeleni//oto Tatarzyn/dłonią osmaloną w jęku klasztornych<br />

dzwonów/nad Popradem rozniecił czerwony oset ognia//a miedzami<br />

wśród gotyckich łubinów mysie ucieczki panienek/ku niedźwiedzim górom ku<br />

Węgrom/ku panieńskim wąwozom i cieniom//byle dalej od Sącza/trzeszczącego<br />

na wzgórzu jak smolna pochodnia”.<br />

W marcu 1984 roku napisałem wiersz, który został opublikowany w roku<br />

1991 w tomiku pt. Prawo Natury, a nosi tytuł: „Miasto mojego dzieciństwa”.<br />

Przytoczę jego fragment, który mówi chyba sam za siebie: „w mym miasteczku<br />

czuć wiosnę/dziewczęta wystawiają do słońca/pyszczki i blade dusze/w cieniu<br />

lip pamiętających króla Jana wiedeńskie animusze/baby gwarzą z paniusiami/<br />

przy drewnianych stołach/zawalonych jajami i serami/obsiadłe wokół domy/<br />

pod gontami nie chcą się pogodzić/z bezpańskich psów bezwstydnymi/ amorami/(…)<br />

stoję na przystanku przy autobusie/muszę odjechać z mego miasteczka/choć<br />

dusza w mnie ryczy/o czasie!/ – spiskujący Brutusie!”.<br />

Od roku 1997 aktywnie publikuje swoje utwory poetyckie z pejzażem<br />

Starego Sącza w tle, mieszkając w nim od lat Danuta Maria Sułkowska.<br />

W każdym z jej tomików znajduje się kilka utworów poświęconych miastu,<br />

inspirowanych jego historią, siłami żywiołów dotykających jego rubieży<br />

98


i aktualnymi wydarzeniami, które z potoku codziennych zdarzeń wyławia<br />

jej wrażliwość artystyczne, a które najczęściej uchodzą uwagę jego mieszkańców.<br />

W roku 2003 wydała interesujący tomik pt. Dojrzewa światło dnia,<br />

w którym znalazł się typowo starosądecki wiersz, którego akcja rozgrywa<br />

się w okolicy Klasztoru św. Kingi. Nosi on tytuł: „Przed klasztorem”,<br />

a przedstawia następującą scenę: „chmura zgubiła kilka piorunów/omiotła<br />

mokrym ogonem miasto/i pomogła słońcu przywiązać tęczę do baszty/już<br />

po burzy//z nierównego Placu Świętej Kingi/patrzą w niebo błękitne oka kałuży/grupa<br />

dzieci podąża radośnie za franciszkaninem/do bramy świątyni/<br />

„ostrożnie aby nie rozdeptać siostry wody”/ostrzega braciszek i unosząc<br />

habit/przeskakuje turkusową plamę na swej drodze/przezorne maluchy biegną<br />

zygzakiem/omijając mokre przeszkody/gorliwe echo pracowicie mnoży/<br />

śmiech, pis i tupanie/strzały hałasu uderzają w sprytnie ukryte gniazdo//kto<br />

śmie straszyć ptaki w ich własnym domu?/alarm!/otwór w murze<br />

skrzeczy gniewem/żółtodziobym chórem//spokojnie/nikt tu nie skrzywdzi<br />

siostry kawki”.<br />

Jeśli idzie o wiersze najnowsze, poświęcone Staremu Sączowi, których na<br />

konkurs poetycki w roku 2006 pt. „Witraż poetycki” organizowany z okazji<br />

750-lecia założenia miasta napłynęło ponad 300, a z których wydrukowano<br />

utwory 46 autorów, to utrzymują się one w klimacie inspiracji <strong>poetów</strong> wcześniej<br />

omawianych i są wzbogacone szczególnie o wydarzenia związane z beatyfikacją<br />

św. Kingi i wizytą Jana Pawła II. W wydawnictwie pokonkursowym<br />

pisałem o nich tak: „W ich utworach widzimy Rynek, wokół którego<br />

przycupnięte wiekowe domy i kamieniczki, wśród których prym wiedzie<br />

Dom na Dołkach, zaglądający skrupulatnie w dzieje tego miejsca. Podążają<br />

za mieszkańcami do kościołów i na procesje, wsłuchując się w modlitwy<br />

i pieśni, które bacznie obserwują z cieni naw Klasztoru św. Kingi siostry klaryski.<br />

Podglądają zakochanych, błądzących po zakamarkach miasta w słońcu<br />

czy w deszczu, niesionych pieszczotliwymi siłami uścisków, szeptów i pocałunków.<br />

Ze skupieniem studiują architektoniczne detale, aż po stukot obcasów<br />

butów i kół furmanek po kocich łbach Rynku. Wśród jarmarcznego<br />

gwaru targują z nami te wartości rozświetlające iskierki nadziei na lepszą<br />

przyszłość, której kształt kreślą nuty muzyki dawnej odbijające się echami od<br />

ołtarzy i witraży okien Klasztoru, z którego murów i baszt opatrzność Trójcy<br />

Świętej czuwa nad miastem. Zaglądają do galerii Józefa Raczka, przypominają<br />

o Wiktorii Wiedeńskiej króla Jana, podsłuchują echa słów Jana Pawła II,<br />

kiedy to przybył oddać hołd pamięci królowej ziemi sądeckiej. Odpoczywają<br />

z nami i nostalgicznie wspominają zapachy wiosną kwitnących wiśni, grusz<br />

i jabłoni, miodu, chleba, niedzielnego obiadu, kawy i wina „Pod Dzwonkiem”<br />

i w „Marysieńce”. Spoglądający z kolumny przy kościele farnym Adam Mic-<br />

99


kiewicz, w cieniu wiekowych lip tej jesieni, chyba pokryje się zielonymi porostami<br />

zazdrości” 4 .<br />

Jedna z laureatek Konkursu – Maria Lebdowiczowa z Piwnicznej – w utworze<br />

„W Starym Sączu” tak antycypuje przyszłość tego miasta: „W obręczy objęć<br />

Dunajca Popradu/miasto co dźwiga na swych murach wieki/tysiące zdarzeń<br />

w księgach zapisało/i pamięć ludzi co dzieje tworzyli/kryje w pergaminach<br />

kronik i annałów –/to miasto stare/młodości ramiona/w nową historię/w nową<br />

przyszłość niosą//(…) Młodością płynie w wiek dwudziesty pierwszy/Stary<br />

Sącz młody na przekór metrykom/tu/Przeszłość z Przyszłością za pan brat pod<br />

rękę/starosądeckim spacerują Rynkiem”. Kolejna laureatka – Wanda Łomnicka-<br />

Dulak w „Tryptyku Starosądeckim” tak wyraża pamięć o Ojcu Świętym Janie<br />

Pawle II: „z Tobą/już się nie lękam//czerwcowy pochmurny dzień/zmienił mapę/<br />

mojej ziemi/wypiętrzył góry/doliny porozcinał czystymi/strumieniami/codzienność<br />

natchnął/świętością/wytyczyłeś/żółty szlak//ze Starego Sącza do Nieba”.<br />

Warto również nadmienić, że obecnie w Starym Sączu działa i pisze wiersze<br />

o swym mieście dwoje autorów: wcześniej wspomniana Maria D. Sułkowska<br />

oraz debiutujący przed kilku laty tomikiem poezji pt. Ścieżki nocy 5<br />

(2002) – Janusz Szot. Są oni członkami Klubu Literackie „Sądecczyzna”, który<br />

w roku 2006 obchodził dziesięciolecie swojego powstania. Kontynuują oni<br />

więc wcześniejszą tradycję organizacyjną w sądeckim środowisku artystycznym,<br />

jaką zapoczątkowali poeci i pisarze starosądeccy, którzy byli członkami<br />

takich wcześniejszych formacji pisarskich w tym regionie, jak: w okresie międzywojennym<br />

– „ŁOM”, a po wojnie „Sącz”.<br />

Pomimo że miasto liczy sobie już 750 lat, a jak chciałby Szczęsny Morawski,<br />

nawet 18 wieków, ta pamięć jego antycznych i mistycznych korzeni jest<br />

w świadomości <strong>poetów</strong> nadal obecna. Widać to wyraźnie w wierszu Krzysztofa<br />

Kokota pt. „Asanka”, gdzie czytamy: „Znów jestem…/przygnany kanikułą/stukotem<br />

serca/na popradzkim moście/przybyłem/do mojej Asanki/staroświeckiej/wstydliwej/nie<br />

każdemu odsłaniającej/wdzięki podcieni domostw/<br />

przycupniętych na grzędach Rynku/kocich łbów zasłuchanych/w spiżowe<br />

forte/dzwonów grających/dwunastu królom Izraela/ raptem cisza naga/przesypuje<br />

się w klepsydrze/stukot kopyt odległy/niespieszny/szmerem cudownej<br />

wody/odpływają obrazy/zmyte czasem /niepohamowane”. Należy zatem bez<br />

wątpienia uznać za prawdziwe przekonanie, że genius loci Starego Sącza, tak<br />

jak w dziejach, również w przyszłości będzie owocnie inspirujący dla <strong>poetów</strong><br />

i artystów, którzy znajdą się w tym przepełnionych duchem czasu i pięknem<br />

przyrody miasteczku.<br />

4<br />

I. S. Fiut, Przedmowa, [w:] D. Sułkowska (red.), Stary Sącz – witraż poetycki. Ogólnopolski<br />

Konkurs Poetycki. Almanach, Stary Sącz 2006, s. 6–7.<br />

5<br />

J. Szot, Ścieżki nocy, Wydawnictwo PAW, Warszawa 2002.<br />

100


ROZDZIAŁ XI<br />

W poszukiwaniu własnej tożsamości<br />

Bez względu na wiek poeci zawsze zadają sobie pytani o własna <strong>tożsamość</strong>.<br />

Dzieję się tak dlatego, że nie zgadzają się z tym, jak się ich postrzega,<br />

ale również i z tym, kim sami są jako osobowości twórcze, a więc wrażliwe na<br />

inności oraz różnorodności tkwiące w świecie. Nie akceptują nigdy do końca<br />

kontekstu społecznego, w którym są intelektualnie i emocjonalnie zanurzeni,<br />

nawet wtedy, gdy postrzega się ich jako jego apologetów teraźniejszości.<br />

Podszyci strachem egzystencjalnym, jak przysłowiowe źdźbła na wietrze, drżą<br />

w okowach własnego istnienia i zostają w ten sposób skazania na wyglądania<br />

oraz transcendowanie poza horyzonty otaczającego ich porządku znaczeń.<br />

Sięgają także w obszary kultywowanych wizji metafizycznych, w których<br />

doszukują się zasad, upoważniających ich do budowania osobistych światów,<br />

o które wzbogacają wymiary naszego wspólnotowego istnienia na sposób typowo<br />

ludzki. Choć ich głos jest coraz mniej słyszalny, bo trudno im przekrzyczeć<br />

wrzask medialny wnikający we wszystkie dziedziny życia ludzi, to jednak<br />

udaje im się tworzyć skromne wspólnoty z podobnie czującymi i myślącymi<br />

twórcami, ale także i Czytelnikami. Wspólnoty te jak na dłoni ukazują ów górnolotny<br />

wymiar natury ludzkiej, bez którego człowieczeństwo zupełnie ubożeje<br />

i traci wrażliwość na wartości, a szczególnie te wyższe, co w konsekwencji<br />

powoduje utratę wyjątkowość człowieka w porządku istnienia świata. Trudno<br />

jest bowiem dzisiaj przekonać ludzi, że „człowiek, to brzmi dumie”. Nasilenie<br />

procesów destabilizujących <strong>tożsamość</strong> człowieka w wyniku procesów globalizacji<br />

jeszcze bardziej wzmaga wśród <strong>poetów</strong> potrzebę zmierzenia się z kwestią<br />

własnej tożsamości, o którą muszą zabiegać prawie każdego dnia. Prowadzą<br />

zawsze bowiem „podwójne życie”, bo z jednej strony przez fakt istnienia muszą<br />

uczestniczyć w rytmie i rutynie narzucanej im przez otoczenie, z drugiej zaś<br />

żyją w tym samym czasie również we własnych światach, tworząc je próbują<br />

udostępnić innym ich wymiary w dyskursie wiersza. Spróbujmy więc przyglądnąć<br />

się z tej perspektywy twórczości poetyckiej kilku generacjom <strong>poetów</strong>,<br />

101


y przekonać się, jak istotna dla ich twórczości jest kwestia „bycia tożsamym”.<br />

Na ile pozostają w zgodzie ze sobą samym, ale i innymi ludźmi, jak również<br />

ze społeczeństwem lub środowiskiem, w których to światach są zawsze jakoś<br />

zakorzenieni, ale z własnej woli ulegają również wyobcowaniu z nich.<br />

W najnowszym swym tomiku doświadczony poeta Wojciech Kawiński<br />

żarliwie powraca do bezpośredniego doświadczenia świata, ale i tych przywoływanych<br />

doświadczeń z przed lata, zmagazynowanych we własnej duszy.<br />

Owa bezpośredniość odniesienia do świata, ale eksploatacja pamięci zaowocowały<br />

w jego biografii dwudziestoma tomami wierszy. Kolejny nosi tytuł<br />

Obrót koła 1 i wydaje się, że poeta jakby faktycznie dokonuje wglądu „po<br />

kole” we własne życie, nieustannie zmieniające się konteksty upływającego<br />

świata, ale i zarazem toczącego koło losów ludzkich. Wiek i doświadczenie<br />

pisarskie, ale i pozycja outsidera, żal za minionymi światami, których sensy<br />

odchodzą w zapomnienie, powodują, że właściwie obstaje przy jednym niekwestionowanym<br />

przekonaniu, iż poeta to dziecko, któremu z „latami wydłuża<br />

się wers”. Z aptekarską wręcz wnikliwością i dokładnością śledzi więc rozpad<br />

więzi między ludźmi, nawet tych najbliższych, odkrywając, że ich zanik<br />

mocno powiązany jest z upadkiem ich sił sensotwórczych, które przy pomocy<br />

słów wiązały ludzi, nawet w małżeństwie i w przyjaźni. Tak czy owak, jedyną,<br />

która w związku z tym nie odstępuje człowieka na krok, ale i poetę również,<br />

jest samotność, coraz bardziej przyklejająca się do każdego jednostkowego<br />

istnienia. Jej doświadczenie ma również zalety, bo wyostrza widzenie, wspomnienia,<br />

ale i przeżycia, a co gorsza ukazuje bezwzględny mechanizm pamięci<br />

i historii, które brutalnie obchodzą się ze swymi byłymi bohaterami, bo dopełniają<br />

bezinteresownie dzieła zniszczenia. Człowiek pozostaje właściwie sam<br />

na sam z własną egzystencją i nawet jego ślady na piasku, na śniegu, szybko<br />

znikają. To głębokie, ale i bezpośrednie doświadczenie ogołacanego istnienia<br />

musi odsyłać do doświadczenie nicości, zwątpienia, a więc Kawiński dalej jest<br />

wierny zasadzie egzystencjalizmu myślowego i estetycznego, a nawet z tej<br />

perspektyw bada los światów poetyckich przyjaciół i innych znanych sobie <strong>poetów</strong>,<br />

których śmierć zrujnowała budowany horyzont antycypowania znaczeń<br />

z przyszłości. Najczęściej pozostały po nich słowa już mało znaczące, zebrane<br />

w zbiory utworów, do których dostęp mają jedynie wtajemniczeni, zaś ogół<br />

ludzi już na nie dawno zobojętniał.<br />

Jeśli bliżej spojrzeć na etapy egzystencjalnego penetrowania świata przez<br />

Kawińskiego i stosowane przy tym techniki, to na pierwszy plan wysuwa się<br />

zdystansowanie i postawienie siebie obok przemijającego, ale i współczesnego<br />

świata. Próbuje się oddalać od przyzwyczajeń, przypisanych symboli<br />

1<br />

Por. W. Kawiński, Obrót koła, Wydawnictwo ASTRA, Łódź 2008.<br />

102


zeczom, by odkrywać, że kontekst świata staje się „rozdartym tłem” i przekształca<br />

się w „szmateks codzienności”. Milczenie w świecie społecznym<br />

zbliża go do przyrody, która w wielu wypadkach przejmuje władzę nad jego<br />

osobistym światem poetyckim. W ten sposób odzyskuje chwilowe ukojenia,<br />

a wokół niego krąży karuzela słów i ich znaczeń. W wierszu pt. „Zbyło się. Bo<br />

było” odnajdujemy tę wizję: „(….) z biegiem lat/bunt zwrot//lęk i trup/oczy<br />

w słóp//(…) idzie się –/noc za dniem//z pola w dół/ w rytmie kół//śpiewa-jąco/i<br />

pół drwiąco//szpaczy gwar/wielu par//setek er/milion zer –”. Pozbawiony złudzeń,<br />

pozostając sam na sam ze sobą, poeta buduje kolejne koła egzystencjalne,<br />

na których wiozą się coraz bardzie wątłe słowa.<br />

Kawińskie również rozlicza się w duchu sentymentalnym i pełnym niepokoju<br />

ze światami poezji, które kiedyś były dla niego kierunkowskazami,<br />

adwersarzami w osobistych rozliczeniach z otaczającą go rzeczywistością,<br />

a tworzyli je jego przyjaciele, ale i kiedyś wielcy wieszcze. Odnajdujemy<br />

między nimi: Czesława Miłosza, Juliana Przybosia, Mieczysława Jastruna,<br />

Mariana Grześczaka, Zbigniewa Herberta, Wisławę Szymborska, Witolda<br />

Wirpszę, Jana Kasprowicza, Tadeusza Różewicza, Jerzego Harasymowicza.<br />

To oni uczyli go zmysłowości i wrażliwości, ale i mistyfikacji i zaklinania rzeczywistości<br />

w słowie. Konstatacja jest jednak niepokojąca: pozostały te słowa<br />

zebrane w wiersze, ale ilu ludzi ich obecnie pamięta, rozpoznaje. Widać więc<br />

coraz bardziej jasno, że ta „dolina znaczeń” rozpada się powoli, a poecie pozostaje<br />

słuchanie „zaciśniętym okiem” i milczenie „zaciśniętym uchem”. Jasno<br />

jak na dłoni widać niespełnienie się kolejnych pokoleń, co musi rodzić żal<br />

i niedosyt. Świat jakby zmywa z siebie wysiłek sensotwórczy pokoleń <strong>poetów</strong>,<br />

stając się zupełnie przejrzysty, a słowa odrywają się od czynów, rzeczywistość<br />

ulega skostnieniu – taka wizja w kolejnych utworach wręcz obsesyjnie prześladuje<br />

poetę. W wierszu pt. „Wbrew dawnemu sobie” – czytamy: „(…)zamiejskie<br />

pola mrożą, z miejsc/gdzie tylko słupy elektryczne, znika/nasz ślad,<br />

krąży pamięć/nie-widocznymi płatkami/bieli, szarości/powtórzonej dla nas –”.<br />

Rówieśnikom natomiast przypomina, że „(…) słowa zawiązują nam pętlę<br />

u szyi/biorą odwet;/nie umiem tego prześnić, bo wszystko się myśli, w jawie<br />

nie-od-rodzonej- ”.<br />

Kawiński wchodzi również w spór ze współczesną poezją, jej eklektyzmem<br />

znaczeniowy, w którym wszystkiego jest po trochę, fragmentów śladów<br />

znaczeń wcześniejszych pokoleń, ale nie ma propozycji nowej całości znaczącej.<br />

Wytykając analityczny i wysoce subiektywny sposób budowy wierszy<br />

tym młodym autorom, obawia się, że w ten właśnie sposób kończy się typowo<br />

ludzkie rozumienie świat, w którym czynnie uczestniczyła poezja. Pesymizm<br />

ten podsyca jeszcze obecny sposób reprodukowania się świata, który faktycznie<br />

jest „syntezą stali i krwi”, zaś towarzyszące mu spory słowne stają się<br />

103


gadaniem o „owym wszystkim, czyli o niczym”. Najbardziej jednak przeraża<br />

krakowskiego poetę toczące się po bezbronnych ciałach ludzkich „koło powrotów”,<br />

przemieniające świat w mozaikę, która już właściwie niczego nie<br />

znaczy, a nad nią „gaśnie widmowe światło wspólnoty”. Wynika to z tego, że<br />

pewna forma życia ludzi przeżyła się bezpowrotnie, ale pęd życia sam ją musi<br />

znieść, a więc sytuacja jest bez wyjścia. Poeta nie ma żadnego pomysłu, by<br />

zaradzić tej nawałnicy. W ten też sposób muszą zapadać się w zapomnieniu<br />

ludzkie światy, wypracowane w nich znaczenia, oswojone emocje, antycypacje<br />

przyszłości, bo nieznośny i agresywny upływ czasu nie pozwala mieć nawet<br />

jakichkolwiek złudzeń.<br />

W podglebiu tej poezji nieustannie pojawia się więc problem tożsamości<br />

poety, który, by tworzyć, musiał ją programowo destabilizować. Z jego doświadczenia<br />

i z obserwacji losu innych <strong>poetów</strong> widać jednak jasno, że nie oprze<br />

się ona nadchodzącemu światu, i że to, co kiedyś było tak ludzkie, dzisiaj może<br />

zamienić się rzeczywiście w nic, tonąc w otmętach zapomnienia. Problem zdaje<br />

się tkwić w języku, który przestaje pełnić swoje funkcje komunikacyjne, a słowa<br />

wypierane przez nowe techniki porozumiewania się spuszczają ze smyczy<br />

znaczenia, a w konsekwencji głęboki i humanistyczny kontekst ludzkiego<br />

istnienia rozkłada się na naszych oczach. Poecie przecież coraz trudniej przy<br />

pomocy słów złożyć i przekazać jakiś sensowny i dyskursywny obraz, wizję<br />

świata. Odrywa się więc od bycia tego świata, wpada w sen, który jednak topi<br />

się jak wiosenny śnieg, a z pod niego wyrastają już niezależne światy, trudne<br />

do ujarzmienia słowem; do nadania im znaczenia. Dlatego poeta woła, że lepiej<br />

„krótko żyć i długo śnic”, dodając, iż „lepiej młodnieć w dzień, a starzeć się<br />

nocą”. W wierszu „Idziemy”, zdradzając słabe strony osobistej natury, syczy<br />

przez zęby: „(…) gdybyś mógł, nie byłbyś. Taki, jakim jesteś. Pełnym czarnych<br />

przeczuć. Targanym prze dreszcze//ojciec patrzy już z góry. Na twoje zeznania./<br />

Uczysz się żyć znowu. I od nowa kłamać.”. Kawińskie jednak nie rezygnuje<br />

i próbuje dyskontować sen o świecie w kilku wierszach, zamykających tomik,<br />

gdyż z osobistej artystycznej perspektywy dobrze rozumie nadchodzące realia<br />

i wie, że „(….) wisła wpadnie do morza z tamizy nie wyskoczą ryby/zniknął<br />

granice paszporty przemyt będzie na niby//trzeba pytać dociekać: skąd po co<br />

i na co/czy nas dobrze przyuczą i świetnie zapłacą//wariantów jest kilka jeden<br />

nas przetrzyma/jak ta jesień ulewna jak ta luta zima”. Ma więc pełną świadomość,<br />

że w jego wierszach jest wiele wydumanych obaw i wizji, które tylko dla<br />

niego i kilku przyjaciół mogą mieć znaczenie. Jako więc „wypasiony kot samotności”<br />

często chwyta się bluźnierczego dyskursu, ale z drugiej strony, kiedy<br />

nie ma w świecie jasnego znaczenia, to i pewnie wszystko staje się dozwolone,<br />

a nawet pisanie wierszy, „na kształt brudnych wstążek”. Zdaje sobie również<br />

dobrze sprawę, że milczenie poety, kiedy i tak jego <strong>tożsamość</strong> codziennie bę-<br />

104


dzie wystawiana na próbę, może prowadzić do samobójstwa podmiotowego,<br />

a więc należy ją ciągle odbudowywać, choć konteksty świata i odniesienia do<br />

ludzi marnieją. Pisać więc trzeba, by zaspokoić nieustanną tęsknotę nawet za<br />

„dniem, którego nie było” i potrzebę pisania o nim, „(…) W dzisiejszości/wciąż<br />

myśleć o tobie/dniu/którego. nie było”. I tak kolejny już raz wychodzi z tej<br />

twórczości krakowskiego poety ten niepokój egzystencjalny, zbliżający go do<br />

tzw. „istoty rzeczy”, co poniekąd wyjaśnia zwrotka wiersza zamykającego tomik:<br />

„Co się tylko da. Lub więcej./Bo w życiu jest. Jak w piosence./Pieśń bez<br />

słów wyraża treść./Weź je z całą resztą. Weź.”. Może i to prośba do czytelnika,<br />

uwiedzionego i owładniętego współczesną kulturą, by jednak zwracał uwagę<br />

na słowa, bo to dzięki nim staliśmy się i jesteśmy ludźmi. Bez nich i zwartych<br />

w nich znaczeń może nas już nie być.<br />

Wiodące kwestie, obecne w wierszach Joanny Babiarz zamieszczonych<br />

w tomiku pt. Już 2 koncentrują się natomiast wokół ewolucji i dojrzewania emocjonalnego<br />

poetyki. Ze szczególną uwagą analizuje własne związki z bliskimi<br />

osobami, z którymi łączyły i łączą ją i dzisiaj emocjonalne koneksje. Ciągle<br />

jednak dziwi się, że zarówno oni, ale i ona sama, pozostając sobą pod wieloma<br />

względami, zmieniają sukcesywnie własną <strong>tożsamość</strong>. Proces ten, choć<br />

bezpośrednio trudny do uchwycenia, zakłada nieustanny powrót do pokładów<br />

pamięci. Ona podsyła cały repertuar byłych doświadczeń oraz spostrzeżeń,<br />

które dopiero z czasem nabierają pełniejszego znaczenia. Rodzi to u autorki<br />

pewnego rodzaju mądrość, która jakby uprawomocnia jej osądy otaczającego<br />

ją świata, ale i wybory ludzi w nim mocno zakorzenionych. Odkrywa również<br />

pewną prawdę o sobie, że mimowolnie skazana była i jest na nieustanne<br />

kwestionowanie własnej tożsamości, szczególnie w relacjach rodzinnych, ale<br />

i damsko-męskich, by nie utracić elastyczności i otwartości na świat własnej<br />

osobowości i by móc rozwijać nieustannie własną wrażliwość. W wierszu, od<br />

którego pochodzi tytuł tomiku, Babiarz oznajmia, że właściwie „zawsze jest<br />

jakieś już”. Idzie jej o to, że musi się być zawsze jakoś wiernym sobie i że<br />

zawsze najważniejsze jest bycie w „teraz”. Uważa nawet, że należy pokochać<br />

siebie jako coś „bezcennego”, co daje poczucie rzeczywistej wolności osobistej,<br />

jeśli się ma to coś, czym się jakoś jest, a więc świadomość, że się należy<br />

do siebie. Sama zaś prawda o człowieku jest zawarta w nim samym i tam się<br />

istoczy. Idzie więc o to – podkreśla poetka – by nie zabić w sobie zdolności<br />

jej kultywowania i pielęgnowania. Siłę w tak otwartym na doświadczenie bytowania<br />

daje – jak podkreśla autorka – dialektyka miłości – mechanizm przezwyciężający<br />

nieubłagany upływ czasu i jego niszczące działanie. Dialektyka<br />

owa pozwala rozwijać nie tylko wrażliwość, modyfikować ją, ale również<br />

2<br />

Por. J. Babiarz, Już, Katolickie Stowarzyszenie „Civitas Chrystiana”, Kraków 2008.<br />

105


wzmacnia i przekształca miłosne nastawienie do ludzi i świata. Jego upływ<br />

osłabia bowiem mimochodem naszą <strong>tożsamość</strong>, a właśnie miłość ją utrzymuje<br />

i odnawia, skłaniając do emocjonalnych związków z drugim człowiekiem,<br />

w którego zwierciadle powracamy do siebie.<br />

Doświadczanie świata, z którego rodzą się wizje poetki, wynika przede<br />

wszystkim z zaangażowania uczuć w jego przejawy, we współżycie z innymi<br />

w nim. Odkrywa się wtedy, że nasze umysły jakby zahipnotyzowane poddają<br />

się emocjom, wrzucając mimowolnie ludzi w bieg spraw codziennych. Jednak<br />

twórcze nastawienie, wynikające z faktu „bycia poetką”, powoduje, że ciągle<br />

się więcej widzi, słyszy i czuje, ale i chce zmienić. Opór świata jest jednak<br />

tak silny, że ubezwłasnowolnia twórcę tak, że pozostaje mu niekiedy jedynie<br />

desperacki krzyk. Chodzi tu jednak o to, by przeciwstawić się naporowi otoczenia,<br />

które dąży do podporządkowania sobie każdego indywiduum ludzkiego.<br />

W wierszu otwierającym ten zbiór noszącym wymowny tytuł „Resztki” autorka<br />

z żalem wyjaśnia: „nie mogłam ocalić/mojego domu/pożar naszego uczucia/<br />

strawił wszystko/co najważniejsze/teraz ze zgliszcz wybieram/resztki mojej<br />

młodości/nadpalone książki/spopielałe wiersze/dzieci/jak ptaki/krążą jeszcze<br />

nade mną/i wiem/zanim wejdę w jesień/znikną z ostatnim kluczem”. Widać<br />

tu wyraźnie, że zmiany relacji uczuciowych z innymi ludźmi wpływają na to,<br />

co pozostaje w nas i po nas. Trudno więc dokonać ostatecznego bilansu, bo<br />

przeszłość praktycznie jest zamknięta, a przyszłość zawsze niepewna. Choć<br />

bogactwo doświadczenia wzmacnia wewnętrzny rdzeń osobowości autorki,<br />

to jednak bez wcześniejszych pytań o sens własnego istnienia i współistnienia<br />

z innymi, nie dociera do pełnej świadomości stabilizującej kondycji własnego<br />

„ja”. Gorączkowo więc poszukuje punktu zaczepienia i okazuje się, że jest nim<br />

dom. Jego metafora tworzy pewien układu odniesienia, w którym wykształca<br />

się zrąb osobowości oraz zarys tożsamości każdego człowieka – okazuje<br />

się rychło w oczach poetki stosunkowo nietrwała, bo „jest stale w budowie”<br />

i „jest to właśnie twój dom….”. Na marginesie tego wyznania ujawnia pewną<br />

prawdę o osobowości poety, który jakby ciągle wraca do podstawy; do swych<br />

korzeni bytowych stanowiących coś na kształt matecznika twórczego destabilizowania<br />

świadomości, w wyniku którego w wyobraźni artysty rodzą się owe<br />

wizje możliwych światów sugestywnie przedstawiane w wierszach, a abstrahowane<br />

od podstawy pierwotnie danej rzeczywistości. Poeta, wychodząc od niej<br />

w żywioł tworzenia, odkrywa zarazem ową szczelinę między „bytami i ich byciem”,<br />

czyli doświadcza pewnego niedosytu, dzięki któremu tworzenie poezji,<br />

ale i generowanie innych aktów twórczych staje się możliwe. Powstające tu<br />

zamysły artystyczne rozświetlają nie tylko sens wyłanianych w aktach kreacji<br />

bytów, ale i ciągle wzmacniają przekonania twórcy o wyborze właściwego sensu<br />

istnienia. Prowadzą go do przekonania, że to on jest stróżem obiegu znaczeń<br />

106


między ludźmi. Filozofowie nazywają takie doświadczenie artysty wejściem<br />

w „różnicę ontyczno-ontologiczną”, w której dany jest twórcy świat w swym<br />

bezpośrednim istnieniu, a przy pomocy języka i napinających jego zawartość<br />

znaczeniową emocji, z „bycia” tego świata wydobywane są nowe formy bytów,<br />

harmonijnie wkomponowywane dzięki naturze języka w porządki świata,<br />

z których prześwitują jego nowe wersje, wyglądy, a nawet dobrze zarysowane<br />

projekty nowych form artystycznych.<br />

Kolejną warstwą, którą niosą ze sobą wiersze Babiarz, jest niewątpliwie<br />

spór toczony przez nią ze światem norm i wzorców kulturowych zdominowanych<br />

przez panowanie wzorców męskość w naszej kulturze. Dyskontuje<br />

tu doświadczenia z partnerami życiowymi, by pokazać, że jako kobieta jest<br />

równorzędnym partnerem tych związków, choć rozumie, że każde mocne zaangażowania<br />

często niszczy tego typu intymne więzi. Dąży jednak z premedytacją<br />

do zniesienia tego typu maskulinistycznej dominacji kulturowej, której<br />

przezwyciężenie daje dopiero kobiecie pełne poczucie własnej tożsamości,<br />

ale i wartości jako człowieka. Życie jest bowiem dla niej sztuką „budowania<br />

twierdz”, ale i „wznoszenia mostów” pomiędzy nimi, co nie jest jedynie<br />

specjalnością mężczyzn, ale również i kobiet. Dzisiaj mogą to robić z takim<br />

samym powodzeniem, jak mężczyźni, choć zawsze angażują się bardziej emocjonalnie.<br />

Wiele tego typu wierszy o charakterze męsko-damskim tworzy jakby<br />

pogłębiony dialog z partnerami jej życia, którzy często dążyli do ograniczania<br />

jej możliwości „bycia sobą”. Zauważa, że hamowało to jej działania twórcze<br />

i podważało poczucie własnej wolności oraz sensu istnienia. W wierszu pt.<br />

„Ja” oznajmia: „coraz częściej/zapadam się w siebie/chowam pod poduszką<br />

sny/usypiam na parapecie ramion/czasem jednak/wychodzę sobie naprzeciw/<br />

walczę o swoją wolność/o zieleń/o krzyk”.<br />

Prawie we wszystkich wierszach pochyla się z troską nad kruchością<br />

ludzkiego istnienia. Dojrzewa w niej świadomość, że „wołanie o pomoc”, które<br />

obecnie jest coraz bardziej doniosłe, jest również naturalnym przejawem<br />

wzmagania się wśród ludzi świadomości kruchości i niepewności istnienia.<br />

Świadomość ta wzmacnia pęd ludzi do poszukiwania siebie w świecie, który<br />

coraz bardziej ich przytłacza. Poetka sygnalizuje tę kwestię w utworze<br />

„A przecież”, konstatując: „coraz częściej/wsłuchujemy się/w miałką papkę<br />

informacji//trawimy pospiesznie/nie rozumiejąc nic/(….) a przecież/rozpacz<br />

jest rozpaczą/krew krwią/ i to wołanie o pomoc/też jest prawdziwe”. Przechodząc<br />

do krytyki wszechwładnego świata mediów ciągle agitujących i straszących<br />

człowieka, epatujących sensacją, gwałtem oraz przemocą, przypomina,<br />

że choć wiadomo, że tak naprawdę za tą zasłoną medialną cierpią i rozpaczają<br />

konkretni ludzie, otoczeni są jednak murami znieczulicy. Pokazuje sugestywnie,<br />

że media również niszczą kontakty bezpośrednie ludzi, a więc i możliwo-<br />

107


ści utożsamiania się z nimi, ale i twórczego odróżniania się od nich. Z wielkim<br />

liryzmem pochwala bezpośredniość związków i interakcji międzyludzkich,<br />

bo mają one w jej ocenie kluczową wartość dla każdego: dla jego poczucia<br />

potrzeby bycia, nawet wtedy, kiedy taki kontakt jest „niemym milczeniem”.<br />

W bezpośrednich związkach bowiem kluczową staje się wrażliwość, bo to<br />

one ją właśnie aktywizują, odradzają, mobilizują, a w konsekwencji rozwijają,<br />

wciągając ludzi w niekończący się korowody emocji. W nich doświadcza się<br />

wartości życia, odczuwa wolność osobistą, ale i pojmuje dramaturgię istnienia<br />

z innymi. W samotności zaś owa wrażliwość staje się „otwartą raną”, nieustannie<br />

domagającą się czułości, która „zabliźnia ból istnienia”.<br />

Z upływem lat – sądzi poetka – coraz bardzie liczy się w życiu „stoicki<br />

spokój”, posłuszeństwo względem nie do końca zrozumiałego sensu własnego<br />

istnienia, poddawanego wyrokom losu. Wtedy ważna jest również pamięć<br />

o bliskich, przyjaciołach ze kręgów poetyckich przyjaźni i fascynacji, z którymi<br />

wglądało się w owe, owiane tajemnicą podstawy metafizyki ludzkiego<br />

egzystowania. Babiarz dedykuje tu kilka wierszy przyjaciołom po piórze, np.<br />

Agacie B. Konstanty i Henrykowi Cyganikowi, przypominając ich liryczne,<br />

ale i krytyczne nastawienie do tego, co ich otaczało, przerażało, ale i inspirowało<br />

do tego, by ciągle poszukiwać własnej „samości”, często wbrew niesprawiedliwemu<br />

losowi, który był ich udziałem. Rozwija przy tej okazji wiele<br />

nowych motywów egzystencjalnych, które dominują od dawna w jej twórczości,<br />

co czyni ją nader autentyczną, ale i silnie oddziałującą na wyobraźnię. Bo<br />

i doświadczenie strachu, troski o życie sensowne, poczucie winy i potrzeba<br />

bycia odpowiedzialnym, odwaga w sytuacjach ekstremalnych, stanowią dla<br />

niej te motywy, które wzmagają potrzebę pisania i dzielenia się troskami z innymi.<br />

Podobnie jak to czyni wiele doświadczonych i mądrych życiem poetek,<br />

Babiarz pisze niewątpliwie dla siebie, ale tak, by było to dostępne dla każdego<br />

innego człowieka. Widać, że potrzebuje wspólnoty, z którą może prowadzić<br />

budujący dialog. Siłą tych wierszy jest i to, że ich podmioty liryczne kreowane<br />

przez autorkę są dostępne, zrozumiałe i każdy może identyfikować z nimi własne<br />

przeżycia emocjonalne, wchodzą w ów uszlachetniający korowód emocji.<br />

Według poetki wszyscy jesteśmy zawsze „w drodze”; jesteśmy bytami<br />

wędrującymi, poszukującymi, ale i kwestionującymi poczucie własnej tożsamości,<br />

a w konsekwencji i sens własnego istnienia. Dla jego odzyskania<br />

i utrzymania równowagi emocjonalnej w życiu kluczowe stają się nieustanne<br />

odniesienia do innych ludzi, nawet wtedy, gdy są nieobecni, albo odeszli<br />

na zawsze. Oni są przecież, podobnie jak i my, wędrowcami i w ich losach<br />

możemy odnaleźć również prawdę o nas samych. Tożsamość każdego z nas<br />

przypomina bowiem banknot, który w ruchu naszego istnienia ciągle „rozmienia<br />

się na drobne”. Musimy je ciągle zbierać i wymieniać na inne banknoty,<br />

108


y ich nominalna wartość nie uległa inflacji. Doświadczenie to podpowiada,<br />

że musimy naszej tożsamości ciągle poszukiwać, testować jej zawartość, ale<br />

i wglądać w jej podstawę, czyli pilonować jej jak przysłowiowi stróże. Musimy<br />

więc podejmować próby jej przebudowy, bo rezygnacja i brak zaangażowania<br />

jest faktycznie jej bezpowrotną utratą, a w konsekwencji wtopieniem się<br />

mimowolnym w anonimowy tłum przypadkowych istnień, w którym ogarnia<br />

nas tępota emocjonalna. W wierszu pt. „Moim wszystkim P.” poetka zaleca:<br />

„(…) wysłuchaj dobrego przyjaciela/może on wyprostuje/twoje zmarszczone<br />

czoło/idź przed siebie/dąż do rzeczy niemożliwych/bo wszystko co najlepsze/<br />

zawsze przed tobą…”. Rzecz jasna, że tak można radzić człowiekowi, który<br />

bezpośrednio nie jest zaangażowany w tworzenie, a refleksyjność nie jest jego<br />

mocną stroną. Poeta jednak skazany jest z własnego wyboru na powoływanie<br />

do istnienia wizji świat, którego jeszcze nie ma, „a chciałoby się, by był”. Musi<br />

się więc ekshibicjonistycznie obnażać się, często pokazywać takie doświadczenia,<br />

na które nie stać przeciętnego i „znormalizowanego człowieka”. Musi<br />

on więc z premedytacją destabilizować poczucie własnej „samości”, bo jeśli<br />

nie, to wyschną źródła jego wrażliwości, a w konsekwencji inspiracje twórcze.<br />

Sądecka poetka pokazuje więc, że los poety jest niewątpliwie bardzo złożony,<br />

momentami nawet bardzo dokuczliwy i trudno go niekiedy znieść. W wierszu<br />

pt. „Poezja” mówi wprost: poezja/rodzi się z samotności/wybucha płaczem/<br />

zaklina czas/chowa się w szufladzie/lub z bezsilności krzyczy//poeta/szuka samotności/chusteczką<br />

wyciera łzy/nie śpi/czasem przeczyta komuś wiersz/lub<br />

skacze z ostatniego piętra”. No cóż – bycie poetą z prawdziwego zdarzenia<br />

wymaga siły wewnętrznej i poświęcenia własnej osoby sprawom istotnym,<br />

choć głosy <strong>poetów</strong> stają się coraz cichsze, to jednak pisać zawsze warto, bo<br />

pozostaje ta nadzieja, że świat być może, choć odrobinę stanie się bardziej<br />

przejrzysty i przyjaźniejszy ludziom. Wrażliwości na sprawy powikłanych<br />

losów i meandry egzystencji ludzi nigdy nie było za wiele, a tę ukazuje właśnie<br />

w całej gamie odcienie uczuć poetka, która w perspektywie osobistego<br />

doświadczenia egzystencjalnego nie pozostawia cienia wątpliwości, że pisać<br />

powinno się zawsze z uczuciem, bo jeśli utraci się tę tajemniczą wrażliwość na<br />

losy innych istniejących w świecie obok nas, to wtedy należałoby właściwie<br />

zamilknąć, a nawet zniknąć z horyzontu artystycznego istnienia.<br />

Klimaty poezji Stanisławy Widomskiej natomiast najlepiej oddaje chyba<br />

fragment wiersza bez tytułu, w którym oświadcza, że należy: „(…) na przekór/całemu<br />

światu/wykrzyczeć milczenie/na białej kartce/papieru”. Wiersz<br />

ten pochodzi z trzeciego jej tomiku, który nosi tytuł Nim zedrę zasłonę 3 . Ten<br />

3<br />

Por. S. Widomska, Nim zedrę zasłonę, Miejsko-Gminny Ośrodek Kultury w Piwnicznej<br />

Zdroju, Piwniczna Zdrój 2008.<br />

109


zucający się w oczy krzyk poetki jest jednak mocno stłumiony, bo okazuje<br />

się, że milczenie jawi się jej jako najlepszy sposób na życie i jednocześnie<br />

staje się znakomitą odskocznią do lirycznego wchodzenia w najbliższy sobie<br />

świat życia. Można zatem przyjąć, że ta deklaracja to również pewien wentyl<br />

bezpieczeństwa, dzięki któremu jej wiersz staje się możliwy. Krzyk ten jednak<br />

stopniowo zostaje wyciszany i przeradza się w liryczne zagadywania świat,<br />

które z kolei przechodzi w obmacywanie go, ale i głaskanie prostymi wersami.<br />

W tym wtapianiu się w ów świat codzienny, a autorka jest bardzo skrupulatna<br />

i wrażliwa na szczegóły i gesty, uzyskuje pewne nastrojenie własnej duszy, by<br />

ukazywać ów pogłębiony wymiar podłoża codzienności, przepełnionego na<br />

przemian przygnębiającymi, ale i budującymi emocjami, choć niezgoda i krytycyzm<br />

wobec głupoty, chamstwa i absurdu nie zostają tu w żaden sposób<br />

wytłumione.<br />

Widomska nieustannie obserwuje obok siebie ludzi, przyrodę i ciągle się<br />

dziwi, zadając natarczywie pytanie: „kim ja faktycznie jestem?”, „po co żyję?”,<br />

„czy ludzie obok mnie są z natury źli, czy dobrzy?”. Nie ma więc wątplwości,<br />

że kwestia osobistej tożsamości nurtuje ją wręcz obsesyjnie, bo ciągle odkrywa,<br />

że ludzie są inni niż przypuszczała i że sama również pod ich wpływem się<br />

zmienia. Wdaje się jej, że w ten sposób skazana zostaje na zmiany we własnej<br />

<strong>tożsamość</strong>, a nawet z konieczności musi ją destabilizować, by siebie na nowo<br />

rozumieć, nie tracąc związków z własnym otoczeniem oraz korzeniami kulturowymi.<br />

W tym głębokim powątpiewaniu i refleksji, w szczelinie pomiędzy tym,<br />

czym była, a tym, w czym się odnajduje, pojawiają się jej wiersze. Wyrzucone<br />

z siebie na papier jakby sankcjonują kolejne etapy przebudowy jej osobistego<br />

ja, szczególnie, jeśli idzie o rozumienie wartości, które rządzą życiem jej i jej<br />

najbliższych, a w rezultacie światem przez nią współtworzonym we wspólnocie<br />

rodzinnej, towarzyskiej i sąsiedzkiej. Owe problemy z tożsamością budzące<br />

w autorce autentyczny „poetycki zew”, sygnalizując również niedopasowanie<br />

do kontekstu społecznego, od ucisku którego poetka chce się wyzwolić przynajmniej<br />

w wierszu. Napotykając bariery w ludzkim rozumieniu, zauważ, jak<br />

kiedyś egzystencjaliści, że w innym człowiek tkwi piekło, a samotność jest<br />

najbardziej wierna człowiekowi, ale i odkrywa, że zbliżenie się do przyrody<br />

koi rany duszy, co w konsekwencji powoduje, że swój metabolizm uczuciowy<br />

łączy z dynamiką życia przyrodniczego, uzyskując w ten sposób doświadczenie<br />

wzniosłości oraz chwilowego ukojenia. Dzieje się to szczególnie wtedy, gdy odkrywa<br />

bezgraniczny urok świata roślin, zwierząt, ale i potęgę harmonii pojawiającą<br />

się na styku gór i nieba. Często z lubością ucieka w świat dzieciństwa, ale<br />

zdaje sobie sprawę, że piękno marzeń tam poczętych nie zawsze dobrze służy<br />

w dorosłym życiu, bo tamten idealizm w konfrontacji z rzeczywistością najczęściej<br />

jest bezsilny. Wie również, że cierpienie oczyszcza i buduje wytrwałość,<br />

110


ale i wtedy smak zyskuje każda chwila życia, dając mu siłę, by dzielnie stawiać<br />

kropkę nad przysłowiowym „i”.<br />

Poezja dla Widmoskiej jest czymś nader ważnym, bo pomaga przezwyciężać<br />

nawroty strachu, samotności, wyobcowania oraz lęku przed śmiercią;<br />

pozwala równolegle zrozumieć ograniczony sens miłości, przyjaźni i nadziei.<br />

Jest ona dla niej również sposobem wpisywania się w kulturę społeczności,<br />

w której wyrosła, a której deficyt pod ciśnieniem cywilizacji wyraźnie postrzega.<br />

W autorce budzi się również lęk wręcz metafizyczny związany z jej<br />

religijnością, bo obietnice wiary spychają ją na pastwę ślepego losu, jak przysłowiową<br />

„siostrę-ważkę”, z którą się często identyfikuje. Odkrywa również<br />

i tę prawdę egzystencjalną, że każda forma strachu jest głównym i najcięższym<br />

grzechem człowieka, bo to on właśnie zabiera mu pewność osobistej tożsamości,<br />

a w konsekwencji szansę na skuteczne odnajdywanie sensu godziwego<br />

życia i skazuje na los „bycia ową ważką”. Również piękno uczucia miłości<br />

ma w jej poezji swoje uprzywilejowane miejsce, a poetka świetnie odkrywa<br />

odmienną istotę tego uczucia żywionego zarówno przez kobietę, jaki mężczyznę,<br />

choć przez obojga inaczej. W wierszu pt. „Portret mężczyzny” pisze więc:<br />

„mężczyzna musi wynieść/śmieci do śmietnika/wyprowadzić psa z domu/i nakarmić<br />

dzieci//(…) musi mieć tyle nadziei/aby wystarczyło/i trochę zostało/i<br />

mocno wierzyć/że wszystko się spełni/czego zachce kobieta/on sam/jest mniej<br />

ważny/w spodniach podartych/nawet mu do twarzy/(…)”. Asymetrię tego<br />

uczucia dobrze demaskuje inny wiersz poetki pt. „Zakochani”, gdzie czytamy:<br />

ona/mdleje na samo/spojrzenie/odwraca głowę/myli go/z księżycem//on/myśli<br />

w rękaw wyciera/obgryza paznokcie/i zamiast w oczy/patrzy na jej nogi”.<br />

Nowy egzystencjalizm, polegający na oglądaniu siebie i świata od środka,<br />

proponuje w swym drugim tomiku gdański poeta Wojciech Boros, tytułując<br />

zbiorek dość oryginalnie, mianowicie Złe zamiary 4 . W głębi duszy zamierza<br />

rozbić otaczający go stan chronicznej alienacji w środowisku tzw. „Onych”.<br />

Rozbicie to nie ma na celu identyfikacji z jakąś grupą, ale zespolenie z nimi,<br />

lecz i zarazem odróżnienie się od nich. Niewątpliwie pojawiająca się tu programowo<br />

destabilizacja osobowa poety ma na celu poszerzenie pola widzenia<br />

na świat i ludzi. Technika ta polega głównie na tym, by wchodząc z nimi<br />

w „bycie”, żywić się ich emocjami, poniekąd funkcjonować jako przysłowiowy<br />

ich „złodziej”.<br />

Wizja poetycka Borosa zakłada pewien surrealizm i ekspresjonizm w teamtyzowaniu<br />

świata, by wyłuskać z niego chwile uchwycone w wolitywnym<br />

zjednoczeniu z bajecznie danym mu otoczeniem, wyjąć je z czasowego potoku<br />

zdarzeń i w postaci wersów jakoś je zobiektywizować. W wierszu bez tytułu<br />

4<br />

Por. W. Boros, Złe zamiary, Gdańskie Towarzystwo Przyjaciół Sztuki, Gdańsk 2008.<br />

111


czytamy więc: „(…) wietrzę zdradę –/zbrodnię przeciwko zimie/zginając wpół<br />

widokówkę okna/widzę:/zielone bagnety ostów/Najwyższy Trybunał Topoli/<br />

szare drelich śniegu/błagające o litość//na biurku znaczki się liżą/listy do poczt<br />

odległych/które wyślę”. Poeta często operuje subiektywnie czasem, którego<br />

upływ odczuwa w duchu Henriego Bergsona, ale i Marcela Prousta, kiedy<br />

np. opisuje znaną mu z przekazów medialnych wojnę przez pryzma doświadczenia<br />

gabinetu figur woskowych, sytuując się zarazem w teraźniejszości, co<br />

z kolei pozwala zobaczyć bardziej zradykalizowany obraz historii, ale momentami<br />

sztampowo śmieszny, pozbawiony starcia woli tamtych bohaterów,<br />

a wolitywnie okraszony przez współczesnych, bo jak pisze „(…) z czarnej<br />

paszczy radia/wolno jak zaraza/płynie hymn i sztandar”. Jedną z przyczyn takiego<br />

emocjonalnego usytuowania poety w świecie jest m.in. wizja otaczającego<br />

go technopolu, w którego okowach żyją obecnie ludzie, tłamszącego<br />

i formatującego ich emocje. Faktycznie zobiektywizowana medialnie historia,<br />

pozbawiona własnych emocji w odniesieniu do aktualnego życia poety, staje<br />

się obca, nierzadko karykaturalna. Artysta ukazuje więc jakby „zresetowany<br />

świat”, jako kalejdoskop kolorów, ludzi jako larw, gdzie twórca się jedynie<br />

„przepoczwarcza”. Traci on wówczas układ odniesienia dla swojej tożsamości,<br />

a jej wcześniejsza destabilizacja nie wnosi do jego wierszy emocji budujących,<br />

ale raczej rozkładające i burzące. Ten stan zawieszenia ma niekiedy i dobre<br />

strony, bo konkretnej miłości nadaje wymiar kosmiczny. Boros tak dzieli się<br />

tego typu formą osobistego doświadczeniem: „(…) wykreślasz nagłe trajektorie<br />

śmiechu/przytulasz się chwileczkę by za buziak ruszyć/ niczym bosy meteor<br />

po orbicie spojrzeń/za ogoniastą kota mgławicą//w bajkowych pościelach<br />

znajduję Cię wieczór/gaśniesz znienacka gdzieś na mlecznej drodze”.<br />

Ogląd i bezpośrednie doświadczanie świata wiąże niewątpliwie od środka<br />

duszę poety, jednocząc ją z duszą dnia, miejsca, pory roku, a nawet świat.<br />

Pojawia się więc coś na kształt pełnego panpoetyzmu, upojenia światem,<br />

odurzenia „pianą piwa pitego każdego dnia”. W ten sposób wszystko w jego<br />

zasięgu ulega poetyzacji w takt dyskursu wiersza i gra swój osobisty sens,<br />

nie licząc się nawet z detreminacją kulturową, choć ów sens właśnie ożywia<br />

świat, nadając zarazem pewną jedność emocjom autora. Widać to w jednym<br />

z wierzy bez tytułu, opisującym wieczór wigilijny w mieście, w którym czytamy:<br />

„(…) nieliczni jak sople imają się przystanków/przymarzają do nocnych<br />

witryn z jadłem i napitkiem/patrioci slalomem wjeżdżają w zaspy/ostrożnie<br />

by nie potłuc tego co w siatce/zimne banknoty pozwalają wkładać/pod<br />

srebrne sukienki dłonie magnetyczne/siekiery śnią o nieletnich choinkach/<br />

w czerwonej poświacie karp księżyca zastygł...”. Autor uzyskuje tu bardzo ciekawy<br />

efekt artystyczny, bo każdy wers i całość utworu stają się totalnie metaforyczne,<br />

a tylko kilka słów lokalizuje jego sens, pokazując zarówno przyjem-<br />

112


ne, jak i nieprzyjemne strony opisywanej sytuacji w odniesieniach do wziętego<br />

pod uwagę pakietu znaczeń. I znów zostaje uwidocznione, że ten wolitywny<br />

stosunek i odniesienie się do świata, pozwalają wyakcentować inne, a często<br />

wzajemnie się wykluczające jego wymiary w pewnej dopełniającej się harmonii.<br />

Wszystko to ewokuje technika pisania i obrazowania, konsekwentnie<br />

stosowane przez autora, wprowadzająca bezboleśnie w tę przestrzeń znaczeń<br />

czytelnika. Technika ta zakłada nawet multiplikację metaforyki i budowanie<br />

zagadkowych tropów poszukiwania tych znaczeń. Nie stroni on od ich kakofonicznych<br />

zestawień i zderzeń sensów, a chodzi mu o to, by łamać panujące<br />

nad mową i wyobraźnią ludzką dyskursy, np. polityczny, moralny, religijny,<br />

wzmacniane przez media, głęboko przenikające życie osobiste ludzi, co dobrze<br />

ilustruje wiersz pt. „Gazeta Wyborcza”. Przy okazji znakomicie odsłania<br />

w stylu karykaturalnym komercyjne momenty w przekazie medialnym, np.,<br />

blogów, śledczego nastawienia mediów, dążących do sprzedania wszystkiego,<br />

nawet: gwałtu, przemocy, zbrodni w aurze „komercyjnej świętości”. Klimat<br />

tych utworów adekwatnie oddaje fragment kolejnego wiersz bez tytułu: „(…)<br />

to tylko kwestia 50 lat/tyle podobno brakuje nam do śmierci/na statystycznie<br />

przyzwoitym europoziomie/gdzie już drukują banknoty/z nowym logo – in<br />

Blog we trust//jeszcze żeby ten blady starzec/przestał się ślinić na wizji/na<br />

Boga – mamy XXI wiek!”.<br />

Boros interesująco testuje również historię, a właściwie jest koniunkturalne<br />

interpretacje polityczno-medialne, dochodząc do wniosku wyciąganego<br />

z autopsji, iż różnica polega na tym, że w tych miejscach historycznych<br />

zmieniła się jedynie forma konsumpcji, stając się bardzie wyrafinowana<br />

i żarłoczną. Bawi go również ubóstwo świata ludzi poddanych praniu mózgów<br />

przez media. Demaskuje więc celebrytkę tego typu życia, a w wierszu<br />

pt. „Z ogłoszenia” kreśli jej portret, pisząc, że „(…) nie boi się wyzwań<br />

rynku. Jest elastyczna./Potrafi się dopasować. Ugiąć. By osiągnąć cel.//Dyskretna<br />

aż do bólu. Przez jej ręce może przejść wszystko./Nie oczekuje spełnienia.<br />

Ale odczuwa coś na kształt satysfakcji”.<br />

Bardzo interesujące w tym kontekście okazują ciepłe wiersze, których podmiotami<br />

lirycznym są: żona i córka poety. Przez nacechowane emocjonalnie słowa,<br />

gesty i odruchy, dyskretnie wchodzą one do wierszy i budują wraz z autorem<br />

intymny świat, który jakby tworzy wyspę pozytywnych emocji, w świecie przypominającym<br />

rozszalałe morze, miotające żywiołami niczym nieskrępowanych<br />

egoistycznych emocji. Niemniej świat widziany z tej emocjonalnej, poszatkowanej<br />

pojęciami perspektyw, poniekąd napawa poetę strachem. Chciałby, by był<br />

nieskończenie bajeczny, beztroski, ale nauczony przez życie wie, co oznajmia<br />

w przedostatnim wierszu zamieszczonym w omawianego tomiku pt. „Bajeczka”,<br />

gdzie ostrzega: „Nie wywołuj wiersza z serca. Bo Cię zje. Na zawsze”. Wy-<br />

113


daje się więc zrozumiałe przesłanie, towarzyszące kolejnym utworom Borasa,<br />

sugerujące, że w każdym momencie życia w świeci, nawet najbardziej ponurym<br />

i upiornym, „nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło”. „Złe zamiary” prowadzą<br />

często do dobrych rozwiązań, ale jest jeszcze pewien problem związany<br />

z miejscem człowieka w świeci, kiedy rozpad jego świadomości nawet przestaje<br />

gwarantować <strong>tożsamość</strong> własnej płci i funkcji społecznej, bo wtedy nie wie się,<br />

co faktycznie można jeszcze zrobić: kończy się więc bajeczna poezja, a zaczyna<br />

się brutalna proza życia, a wówczas można, parafrazując Borosa, powiedzieć<br />

również, że „nie ma tego dobrego, co by i na złe nie wyszło”.<br />

Dojrzewanie osobowości i tożsamości twórczej poety zawsze stanowi<br />

proces złożony, często przybierający gwałtowne formy. Towarzysz mu niejednokrotnie<br />

typowy stres egzystencjalny. Trudno bowiem oderwać się od wzorów<br />

kulturowej interpretacji świata, hierarchii wartości wyniesionych z domu<br />

i wspólnoty lokalnej, która mimowolnie buduje fundament osobowości każdego<br />

człowieka. Widać to wyraźnie w trzecim już tomiku wierszy Daniela Lizonia<br />

pt. Skupienie 5 . Zderzają się w nim żywiołowo światy, które mimowolnie<br />

stawiają przed autorem pytanie: „kim właściwie jestem?” oraz: „w jakim ja<br />

świecie żyję?”. Poeta ciągle zastanawia się na ile zmienia się otoczenie aksjologiczne<br />

jego życia, dezawuując znane mu wartości, przekonania i wiarę religijną,<br />

którymi dotychczas żył. Życie postrzega więc jako przysłowiowy rejs<br />

na żaglówce i zarazem w samolocie, które rozmiękczając grunt pod stopami<br />

i jak jastrząb krążą nad rodzinnym domem, odsyłają w świat niepewny, choć<br />

wypełniony fascynującymi pokusami, oferującymi nowy smak miłości, seksu,<br />

pieniądza, blichtru i kariery. Poeta zwraca się zatem ku fundamentowi własnej<br />

tożsamości, wyniesionej z „małej ojczyzny”, gdzie pozostali rodzice, przyjaciele,<br />

znajomi, krajobraz przyrodniczy i wspomnienia o dziadkach. W rezultacie<br />

tego zabiegu jak na dłoni ukazuje mu się inność świata miasta, czyli tego,<br />

co agresywnie próbuje omotać i zagospodarować jego życie. W wierszu pt.<br />

„Na Dąbrowskiej Górze” Lizoń pisze wprost „(…) z tego miejsca ponad jeziorem/krwawię<br />

do lasu i kocham się z sobą?// z tego miejsca widać wszystko/<br />

co mnie zrodziło i wkrótce pochłonie/(…)”. Odchodzenie dotąd najbliższych<br />

mu osób rodzi wzmożone poczucie samotności, ale i roztacza złowieszczy<br />

horyzont ograniczoności życia, który mówi – jak pisze peta – że to, co „cię<br />

zrodziło, pochłonie cię również”. Przy tej okazji uświadamia sobie, że logika<br />

życia zmusza do porzucenia tego, co najbardziej się kocha i ceni. Odkryta perspektywa<br />

coraz wyraźniej wyjaśnia mu sens historii, która na przykładzie losu<br />

dziadka i babci odbiera złudzenia jego duszy, że stosunek ludzi do historii to<br />

żadna prawda, ale nienasycona melancholia.<br />

5<br />

Por. D. Lizoń, Skupienie, Wydawnictwo SIGNO, Kraków 2008.<br />

114


Poeta w myślach coraz częściej powraca i wtapia się w metamorfozy rodzimej<br />

przyrody, docenia „płodozmian dnia i nocy”, by świadomie stać się<br />

aniołem stróżem własnej opatrzności, gdyż życie osobiste w mieście burzy<br />

grunt pod jego stopami. Trudy codzienności stają się coraz bardziej czytelne,<br />

szczególnie wtedy, gdy ujmuje je bliskimi mu metaforami życia religijnego.<br />

W wierszu pt. „Czyściec” pisze sugestywnie: „(…) głowa pęka od pięt/i<br />

palców przepoconych skarpetek/pralka jest Chrystusem/prześcieradło zmartwychwstanie”.<br />

Doświadczenie życia wielkomiejskiego, przepełnionego zgrzytami technologii<br />

i mediów, budzi u poety nieskrywaną odrazę porównywalną do „mechanicznej<br />

kosy śmierci”. W wierszu pt „Trauma” czytamy: „(…) dla mediów<br />

była/trzydziestodziewięcioletnią kobietą/potrąconą śmiertelnie w miejscowości<br />

x/przez kierującego samochodem marki z//dla ciebie była wszystkim”.<br />

Lizoń uważa bowiem, że każda śmierć nadaje życiu poczucie sensu, które<br />

wzmacnia w człowieku powinność istnienia, ale i życia godnego. Napotykany<br />

świat temu jednak zdecydowanie przeczy, bo przepełniony jest właśnie zmorą<br />

„śmierci bezsensownej”. Obserwacja ta rodzi w nim wiele dylematów związanych<br />

z sensem wiary, a w jego emocjonalnym doświadczeniu świata głęboka<br />

wiara musi obecnie prowadzić do jej odmowy. W wierszu pt. „Modlitwa”<br />

wyjaśnia bezpośrednio stwórcy: „(…) nie gniewaj się/choć gorzko czynię/bo<br />

cóż to za wiara/gdy się czasem nie zwątpi”. Również miłość doczesna do ludzi,<br />

która stanowi centralną dla niego wartością, dostarcza rozczarowań i dylematów,<br />

kwestionujących sens zbawienie i życia wiecznego, a w wierszu pt.<br />

„Niebo” tak to widzi: (…) nawet ktoś kto popełnił/grzech śmiertelny jeśli był<br />

kochany/powinien zjawić się w niebie/tu jednak pojawia się gorzka refleksja/<br />

niebo jest niewyobrażalne”.<br />

Penetrując zaułki i areny życia współczesnego, świata zauważa z zażenowaniem,<br />

że przysłowiowy garnitur, modnie skrojony, zmienia diametralnie<br />

świat i człowieka, by go następnie beznamiętnie porzucić. Ma wątpliwości<br />

czy „bycie człowiekiem” brzmi jeszcze dumnie. Widząc wołające o pomstę do<br />

nieba kontrasty między biedą i bogactwem, buntuje się i protestuje, by przypomnieć,<br />

że ślepy los rządzi życiem człowieka, zarówno biedaka i bogacza,<br />

a więc ta elementarna miłość i solidarność między ludźmi jest do życia koniecznie<br />

potrzebna. Przemoc i panosząca się deprawacja budzą w nim odrazę<br />

i nieskrywane oburzenie, a nawet skłaniają go do miotania przekleństwami.<br />

Choć ciągle się słyszy w mediach, że mogą przenosić przysłowiowe góry, poeta<br />

ma świadomość, że takie góry są zawsze okaleczone, zaś ewangelizatorzy<br />

i moralizatorzy o brudnych rękach budzą w nim głęboki niesmak, szczególnie<br />

wtedy, gdy nawołują do chorej tolerancji. W tym świecie, z cierpką ironią<br />

w słowach poeta odsłania fakt, że nawet miłość mężczyzny do kobiety staje się<br />

115


prawie lesbijska, gdyż przecież kocha się w niej to, co kobiece, a nie odwrotnie.<br />

W „Erotyku prawie homoseksualnym” Lizoń konstatuje: „(….) mógłbym<br />

napisać, że jestem gejem/żeby zyskać rozgłos/ale jestem lesbijką/bo lubię to<br />

co kobiece”.<br />

Niewątpliwie, przyczyn rozrostu negatywnych stron w życiu naszego<br />

świata upatruje poeta w panującej ideologii komercjalizacji, dotykającej kulturę<br />

i religię i tzw. „narodowy patriotyzm”, prowadzących w konsekwencji<br />

do zaniku różnicy pomiędzy tym, co jest ważne i rodzi poczucie powinności,<br />

a tym, co sprzedajne i wzbudza jedynie resentymentalną nienawiść, żywiącą<br />

się zawiścią. Bardzo więc boli poetę upadek kultury sacrum. W wierszu bez tytułu<br />

widzimy taką oto scenę: „(…) wczoraj w nocy ksiądz Piotr/zwrócił uwagę<br />

młodej dziewczynie/która odpiwiała się pod kościołem św. Marka//Jej chłopak<br />

zrobił mu śliwkę pod okiem//Kościoły to pomniki kultury/i świadectwa historii//czy<br />

na rodziców szczacie”.<br />

Wiersze Lizonia, choć pisane z głębokiej subiektywnej perspektywy, zorientowane<br />

są społecznie. Najczęściej wyrażają jego rozczarowania oraz buntu,<br />

przeplatane w tym tomiku kilkoma wspaniałymi lirykami, inspirowanymi<br />

głęboką więzią autora z przyrodą, wsią oraz miłością do kobiety. Tryska z nich<br />

potrzeba kreowania ciepła, naturalnych więzi między ludźmi, zwykłej prostoty<br />

życia i przyjaźni. Jednak owo rozdarcie między cywilizacją współczesnego<br />

miasta i życiem na łonie przyrody, którego echa słychać w wierszach Lizonia,<br />

a które było, ale i obecnie również jest źródłem jego poezji, coraz bardziej<br />

osłabiają jego twórcze siły i inspiracje. Właściwie staje na rozdrożu, postrzegając<br />

siebie jako outsidera. W wierszu pod tym samym tytułem dowiadujemy<br />

się: „będę magistrem/własnej samotności/(…)/dzielę świat/na dwie ciemności//wybieram<br />

drogę/która nie prowadzi”. Co by ta deklaracja miała oznaczać?<br />

Zejście ze ścieżki poezji? Jednak kilka stron dalej autor wyjaśnia, na jaką drogę<br />

pcha go dusza poety. Kocha bowiem, jak pisze ze szczerością, ale i niekłamaną<br />

dozą ironii i humoru, ludzi, którzy „nad biedę przedkładają placki ziemniaczane”.<br />

Nowe credo jego poezji skierowuje się ku buntowniczości, która w zamiarze<br />

ma dążyć do obrony wartości tych, które czynią każdego człowiekiem.<br />

W wierszu pt. „W poszukiwaniu początku” tak oto wyjaśnia swój kolejny etap<br />

twórczości poetyckiej: „(…) i wtedy właśnie Bóg zapytał/szczęście w miłości<br />

albo poezji/wstawiony wybrałem to drugie”. Podążając tą ścieżką „aksjologicznego<br />

rebelianta”, poeta odsłania przyszłą metodę uprawiania sztuki słowa,<br />

która, po pożegnaniu się z naiwnymi oczekiwaniami w stosunku do świata<br />

i epatowaniem się nim, raczej będzie polegać na jego prowokowaniu. Do tego<br />

będzie potrzebował nestannej destabilizację własnej tożsamości, by mógł wrażliwie<br />

„czytać otaczającą go rzeczywistości” i odważnej metody żywienia do<br />

niego niczym nie skrępowanych uczuć pozbawionych elementu zażenowania,<br />

116


y ukazywać w swych wierszach to, co jest ludzkie, nawet w najbardziej upadłych<br />

jego przejawach. Taka zabawa artystyczna musi rodzić jednak w twórcy<br />

lęk i w wierszu pod takim samym tytułem mówi o tym: „dzisiaj/zamiast<br />

śmierci/chyba najbardziej/boję się/słów/jesteś fajny/ale”. Budowana więc<br />

przez Lizonia droga poetyckiego tworzenia wpisuje się w logikę wyborów artystycznych,<br />

stanowiących wyraźną formę buntu, a w jego przypadku m.in.<br />

przeciw pokoleniu, które wręcz obsesyjne epatuje się własną subiektywnością<br />

i nie ma świadomości, że jest ofiarą otaczających ją jej zbiorowych ekspresji,<br />

często bardziej drastycznych, w porównaniu z którymi traci na znaczeniu, bo<br />

już wiele nie mówi o samym poecie, a tym bardziej o świecie i ludziach, do<br />

których on odwraca się plecami. Poeta protestuje również przeciw idealizacji<br />

i medializacji miłości oraz solidarności między ludźmi, sądząc, że wykluczają<br />

one ich prawdziwie ludzkie urzeczywistnianie, a skazują je na sztuczność<br />

i nieautentyczność, które nie znają granic przyzwoitości. Z tej perspektywy<br />

poecie wydaję się, że uzyskuje powtórną szansę na ekspresję swojego świata<br />

i na prowokowanie również nieograniczonych niczym innych jego ekspresji,<br />

które wzbogacają tę przestrzeń życia, gwarantującą ludziom przysłowiowe<br />

„bycie sobą” i nie popadanie w syndrom „bycia z innymi” za wszelką cenę.<br />

Choć niewątpliwie obserwacje poety, co do świata, ludzi i obecnie panujących<br />

form twórczości, są trafne, trudno mu jednak będzie przekroczyć granice<br />

coraz sztywniejsze społecznej niemocy i nieprzyzwoitości, choć niewątpliwie<br />

ma szansę na budowanie wspólnot ludzi o podobnej wrażliwości i konsolidowanie<br />

ich wokół siebie.<br />

Zarówno Helena Gordziej, jak i Anna Kajtochowa od 50 lat pracują na<br />

niwie pisarskiej. Mają w swoim dorobku ponad 20 publikacji książkowych,<br />

głównie poetyckich. W ostatnio opublikowanych książeczkach poetyckich,<br />

związanych z osiemdziesiątymi urodzinami, notorycznie powraca w ich utworach<br />

problem własnej tożsamości artystycznej i kulturowej w kontekście zmian,<br />

jakie dokonały się i dokonują na ich oczach w świecie i kulturze w XX i na<br />

początku XXI wieku 6 . Cechą wspólna twórczości obydwóch autorek, bardzo<br />

zresztą ważną w tego typu komunikacji artystycznej, jest przede wszystkim to,<br />

że otwierają się i piszą dla ludzi prostych, dążąc do budowania z nimi wspólnoty<br />

egzystencjalnej w oparciu u uniwersalny i bardzo humanistyczny system<br />

wartości. Ożywiają więc publikowanymi wierszami nie tylko mowę ojczystą,<br />

ale rewitalizują wartości, których kultywowanie czyni każdego człowiekiem<br />

w pełnym sensie tego słowa. Przestrzegają przed negatywnymi przejawa-<br />

6<br />

Por. H. Gordziej, Wernisaż pamięci, Seria Wydawnicza LIBRA nr 1. Związek Literatów<br />

Polskich Oddział w Poznaniu, Poznań 2008 i A. Kajtochowa, Rosa przedświtu. Wiersze z lat 1983–<br />

2007, Wybór i opracowanie Marcin Kania, Wydawnictwo Naukowe DWN, Kraków 2007.<br />

117


mi przemian cywilizacyjnych, bo jako istoty nader wrażliwe, doświadczone<br />

i pamiętające, wiedzą dużo więcej i bardziej przeżywają zachodzące przemiany<br />

od przeciętnego człowiek, a troska o jego przyszłość stała się dla nich<br />

najważniejsza.<br />

Helena Gordziej w tomiku Wernisaż pamięci opisuje szereg sytuacji egzystencjalnych,<br />

pojawiających się z wiekiem, brutalnie modyfikujących jej<br />

doświadczenie osobiste świata, polegających na tym, że ciągle coś obcego,<br />

jakiś intruz, próbuje wejść do jej wnętrza i prowadzi ją ku horyzontom świata<br />

już kiedyś rozpoznanego, nad którym władzę trzymało jak zawsze słońce,<br />

dyscyplinujące kolejny dzień istnienia. Obecny świat ukazuje się artystce jednak<br />

jako wiecznie niespełniony mit, a właściwie zimny projekt rozumu na<br />

usługach techniki i cywilizacji. W takim świecie słowa tworzące go na sposób<br />

ludzki stają się coraz bardziej słabe, by go utrzymywać w istnieniu, co w konsekwencji<br />

budzi szereg trosk o sens jego przyszłego bytowania. W związku<br />

z tym również wysiłek twórczy poetki sprawia jej ból, bo nie umie już zwinnie<br />

manewrować pomiędzy fenomenami dobra i zła w swym otoczeniu. Szuka<br />

więc sensu swojego życia, który z latami staje się coraz bardziej wątpliwy,<br />

a nawet próbuje go odnajdywać w logice kosmosu, bo i tam poszukuje źródła<br />

własnej ludzkiej tożsamości. W wierszu pt. „Mało kto wie” czytamy więc,<br />

że „(…) Wszystko ma sens/trzeba tylko uważnie/wsłuchiwać się w głos Natury/pokornie<br />

zawierzyć jej wyższości/nad człowieczą pychą”. Skrupulatnie<br />

dokonuje obrachunku ze stworzonym przez siebie poetyckim światem uczuć<br />

i wartości, obecnie tracącymi na znaczeniu, uważając się poniekąd wdową po<br />

umarłym świecie młodości, który kształtował jej charakter i dawał moce kreowania<br />

siebie i sensownej obecności właśnie w tamtym świecie. Zadając sobie<br />

pytanie o sens istnienia ludzi, który ciągle na jej oczach ulega zmianom, odkrywa<br />

ostatecznie zręby własnej tożsamości w przysłowiowym „głosie Natury”,<br />

który w jej wierszach oznajmia, że miłość, śmierć, nienawiść, przyjaźń – same<br />

z siebie stają się przemijającymi formami każdego życia, dążącymi ostatecznie<br />

do jego unicestwienia, a więc morał wynika z tego taki, że trzeba się z tym<br />

pogodzić. To, co po nim zostaje, łączy się jedynie z żarliwą „logika serca”, która<br />

choć na pewien czas wstrzymuje ów kosmiczno-metafizyczny mechanizm<br />

przemijalności, czyli owo panta rei. Także sama <strong>tożsamość</strong> człowieka, jego<br />

twórczości i kreowane w jej ramach światy, pozostają w silnym związku z tą<br />

żarliwością logiki serca, a więc emocjami nadającymi istnieniu następujące po<br />

sobie jego znaczenia. Kiedy jednak śmierć zagląda w oczy, a wątpliwości nie<br />

mogą już być w życiu przetestowane, to wtedy pewne mistyczne zjednoczenie<br />

z „prawem Natury” uzasadnia sens tego, co już przeminęło, jak i tego, co określa<br />

choćby w zarysie człowieczeństwo każdego z ludzi zarówno dzisiaj, ale<br />

i może w przyszłości. „Logika serca” – podkreśla poetka – nie żąda bowiem<br />

118


zapłaty za życzliwość, lecz podpowiada potrzebę bezinteresownego obowiązku<br />

i służebności względem ludzi oraz kultywowania wspólnego z nimi naszego<br />

świata życia.<br />

Gordziej znakomicie czyta w grze praw natury, ale i ich społecznej wersji,<br />

przebłyski fenomenu piękna, bez którego żadna wartość nie może stać się<br />

celem i sensem działania człowieka. Przy okazji jej słuch muzyczny nieustannie<br />

skazany jest na tortury zmaszynizowanej cywilizacji, bo w żaden sposób<br />

nie harmonizuje ona z symfonią przyrody, która notabene dla współczesnego<br />

człowieka jest właściwie już niesłyszalna. W wierszu pt. „Ścięcie drzewa”<br />

kreuje wstrząsający obraz, którego dzisiaj większość ludzi nie postrzega,<br />

a opisuje to tak: „(…) drzewo które żyło/rozstaje się z ziemią/zimową<br />

porą/kiedy brzydotę świata/okrywa śniegowa zasłona//(…) Zorza co barwy<br />

opierała/na korzeniach drzewa/podąża za wozem/oświetla ostatnią drogę kłody//Koleiny<br />

pełne czerwieni/jakby ktoś krwi utoczył/z serdecznego palca”.<br />

Utwór ten przejmująco obnaża dynamikę zmiany sensu istnienia istoty żywej,<br />

kiedy z utratą własnej tożsamości bytowej, zostaje wciągnięta w mechanizmy<br />

świata, przetwarzającego jej sens istnienia, co nie wyklucza, że odnajduje<br />

w swym przeznaczeniu jakiś uniwersalny sens bytowy, który jakby ostatecznie<br />

dopełnia jej przypadek istnienia, choć przecież drzewo i kłoda znakomicie<br />

metaforyzują sens życia człowieka, zawsze kończącego się „zwłokami jego<br />

bytowania”. Wizja ta – rzecz jasna – ma sens egzystencjalny, bo świadomość<br />

tożsamości każdego z ludzi powinna być jakoś konstruktywnie doprecyzowana<br />

przez fakt świadomości nieuchronnej śmierci i życia jako procesu umierania.<br />

Nieprzypadkowo więc w utworach poznańskiej poetki pojawia się gorycz,<br />

smutek, ale i słowa, które wstrząsają wyobraźnia czytelnik.<br />

Doświadczenie artystyczne i życiowe Gordziej często skierowuje ją ku<br />

samej istocie poezji, która staje się dla niej „szaloną nocą”, potrafiącą pętać<br />

duszę i nawet uniemożliwiać tworzenie, odsyłać w przygodność świata, co<br />

jest wyrazem powstających wątpliwości, które pojawiają się w procesie nieustannego<br />

podważania własnej tożsamości osobowej i równoczesnej chęci jej<br />

obrony przed agresywnymi naciskami cywilizacji, ciągle domagającej się od<br />

twórcy coraz to nowszego projektowania znaczeń w przestrzeni języka oraz<br />

wyobraźni. Na starość jednak doświadczenie poetyckie – konstatuje artystka<br />

– wzmacnia mimo wszystko człowieka, bo staje się bardziej dojrzalszy,<br />

łatwiej mu zatem znosić wyroki losu i wykorzystywać w tworzeniu zdobyte<br />

doświadczenie życiowe, korzystając przy tym z pokładów pamięci ożywianej<br />

tlącą się jeszcze w człowieku „siłą życia”. To, co wtedy jest istotne, to<br />

przypływ pozytywnych emocji, o które z wiekiem coraz trudniej, ale również<br />

pogodzenie się z „prawem natury”, pozwala bronić swojej jedność i niepowtarzalność<br />

w porządku istnienia. Świat panoszących się „ludzkich blokowisk”<br />

119


może budzić odrazę, bo współczesność „nawet komarowi nie oszczędzi upokorzenia”,<br />

ale wtedy ziemia, jak zastygła krew matki, może stać się fundamentem<br />

wszelkich możliwych odniesień człowieka do siebie i świata. W wierszu<br />

pt. „Lawa”, kiedy poetka wpatruje się w grudkę zimie trzymaną w palcach,<br />

pisze, że „(…) Można mnie posądzić o sentymentalizm/bo kiedy się wpatruję<br />

w czarny/bezkształt odczuwam wzruszenie/przecież to zastygła krew mojej<br />

matki/Ziemi”.<br />

Wiara religijna stanowi dla poetki jakiś azyl i formę wygody metafizycznej,<br />

ale przede wszystkim jej istotę pojmuje jako apel o uszanowanie drugiego<br />

człowieka i przypomnienie mu o przyrodniczej, ale i duchowej podstawie<br />

istnienia, by nie doprowadził do samozagłady własnego gatunku, najpierw<br />

na płaszczyźnie metafizycznej, a następnie fizycznej. Bóg – podobnie jak<br />

w myśli Henryka Skolimowskiego – sytuowany jest tu w „przestrzeniach<br />

Natury”, bo świątynie wznoszone przez ludzi stają się miejscem kultu obłudnego<br />

i grzesznego, sprowadzanego najczęściej do pewnej formy biznesu ze<br />

stwórcą. Adekwatnym miejscem Jego kultu w odczuciu poetki jest więc sama<br />

przyroda, na łonie której „kościelna cisza” porządkuje życie i tu najwyraźniej<br />

słychać „mowę Boga”, nadającą całościowy sens światu oraz człowiekowi,<br />

pomimo że jest on nieokiełznanym, krnąbrnym dzieckiem przyrody, „nawet<br />

Bogu próbuje skoczyć do oczu”. W wierszu pt. „Bóg” dowiadujemy się bowiem,<br />

że „(…) Mowy Boga nie wolno przerywać/nawet głośniejszym oddechem/bo<br />

słowa jego można zakłócić/nawet szeptem dmuchawca/Mowa Boga<br />

jest sekretna/żyzna jak kłosy pełne ziaren/Waga słów delikatna a mocna/Położony<br />

na szali pyłek/może przeważyć każdą myśl/o ciężarze zwielokrotnionych/<br />

złorzeczeń”. Kiedy jednak nie jest ona słyszana w zgiełku cywilizacji<br />

kultywującej nieprzejednany egoizm jednostkowy, człowieka – oznajmia<br />

Gordziej – czeka ostatecznie bolesna dolegliwość polegająca na uświadomieniu<br />

sobie pełnej samotności w tłumie jemu podobnych, której nieodłącznym<br />

towarzyszem jest nękający każdego dnia „sęp lęku”.<br />

Grodziej przez wzgląd na swoje doświadczenie i wiek stara się przy pomocy<br />

poezji zachowywać, jak przysłowiowa zaklinająca szamanka, otaczającą ją<br />

rzeczywistość, a jej wróżebny dyskurs ma na celu uświadomienie człowiekowi,<br />

by powrócił do siebie i drugiego człowieka. W utworze pt. „W podeszłym<br />

wieku” pisze: (…) Poezja jest moją autoterapią//Czysta kartka papieru/mózg<br />

jeszcze trzeźwo oceniający/realia/i nieustająca troska/o drugiego człowieka –/<br />

najważniejszego wersu świata”. Cóż zatem – czy w świecie bez ludzi może zaistnieć<br />

kwestia mojej, twojej, nasze, waszej tożsamości i jakiegokolwiek sensu<br />

istnienia? Pytanie, które się tutaj nasuwa, skierowuje uwagę podążającego za<br />

głosem poetki na podstawę bytową, na której ujawnia się chyb najsilniej problem<br />

jednostkowej tożsamości. Pojmowana jest ona przez poetkę z upływem<br />

120


lat w coraz szerszym horyzoncie istnienia, stając się bardziej zrozumiałą, ale<br />

i dokuczliwą kwestią osobistą, bo prócz jej jednostkowego wymiaru, autorska<br />

zwraca uwagę na szerokie jej konteksty zarówno przyrodnicze, ale i kulturowe,<br />

na przecięciu których wyrasta i odradza się. Każda bowiem forma i poziom<br />

rozumienia tożsamości zakłada milcząco istnienie innych jej form oraz<br />

poziomów, na których jest ona wstępnie ustanawiana. Troska poetki o człowieka<br />

i jego jednostkowy byt łączy się obecnie również z obserwowanym upadaniem<br />

innych rodzajów tożsamości w świeci społecznym oraz autorytetów, które<br />

stanowiły zawsze układ odniesienia dla każdej jednostkowej świadomości<br />

konstytuującej własną „samość” w obrębie tych większych całości.<br />

Jeśli idzie o tomik Anny Kajtochowej, stanowiący przekrój przez jej twórczość<br />

poetycką z lat 1983–2007, zatytułowany Rosa przedświtu, to dostarcza<br />

on znakomitych przykładów auto<strong>analizy</strong> własnej osobowości twórczej autorki.<br />

Tłem, na którym poeta dokonuje wglądu we własna <strong>tożsamość</strong> kulturową<br />

i artystyczna, są niewątpliwie: podłoże przyrodnicze oraz kulturowe wzory<br />

i wartości generujące jej emocje, systematycznie kształtujące osobowości.<br />

Głównym źródłem przeżyć zwartych w wierszach staje się pamięć, ale i zmiany<br />

kulturowe, powodujące, że autorka z ogromną melancholią odnosi się do<br />

świata, który odszedł na zawsze. W pamięci bowiem jeszcze trwają „tamte<br />

dni”, „miejsca rodzinne, dawno spustoszone”, czego wspomnienie z wiekiem<br />

powoduje wzmaganie się poczucia „bezradności trwania”. Pozostając w nostalgii,<br />

ale i w niepewności, poetka buduje własny autoportret emocjonalny,<br />

zza którego wyglądają te wartości, które już dzisiaj nie mają większego znaczenia,<br />

bo zaginął ich kontekst kulturowy oraz świat życie, w którym były<br />

mocno zakorzenione. W jednym z wierszy z cyklu „Sytuacje” (III), Kajtochowa<br />

przyznaje: „Wciąż trwają we mnie tamte dni/Mieszają wszystkie poplątane<br />

sprawy/Koszmarem męczą niewyśnione sny/Kosy ścinają pulsujące<br />

trawy/(…) Martwiej księżyc/dalej wrze burza”.<br />

Świat staje się zatem dla poetki coraz bardziej podobny do snu, w którym<br />

przeplatają się obrazy z przeszłości i teraźniejszości, a te z dzieciństwa jakby<br />

stanowią ramy nadające i dzisiaj kształt tożsamości poetki. Kiedy dociera do<br />

tego podłoża, jakby odżywa w niej energia twórcza, a w tedy w wierszu „bez<br />

tytułu” jest w stanie wyrzucić siebie takie oto wersy: „Jest we mnie cisza/wiosennego<br />

lasu/i skwar południa/dojrzałego lata/niepokój świtu/i niepewność<br />

nocy/(…) Jest we mnie wulkan/który nie wybucha/i pełna bólu/niestygnąca/<br />

lawa”. Autorka stara się równolegle zrozumieć ewolucję emocjonalną własnej<br />

osoby, zachodzącą pod wpływem zmiana ról społecznych, które jako kobieta<br />

podejmowała, będąc młodą dziewczyną, żoną, matką, babcią, a obecnie<br />

starszą panią. Doświadczenia z tym związane prowadzą ją do pogodzenia się<br />

z bezwzględną zmiennością tkwiącą u podstaw swojego jednostkowego ist-<br />

121


nienia, która nie tylko niesie człowieka przez życie, ale coraz bardziej z wiekiem<br />

go pochłania, nadwątlając podłoże kulturowego jego tożsamościowych<br />

odniesień, skazując na poszukiwania ich w coraz odleglejszej przeszłości.<br />

Doświadczenia traumatyczne związane z chorobami podeszłego wieku wydobywają<br />

z wnętrza pamięci poetki szereg wątpliwości, co do prawdziwości<br />

cudzych myśli, ale równocześnie bezboleśnie wtapiają w nurt zmieniającej<br />

się rzeczywistości, wstrząsanej przeciwstawnymi żywiołami. Kajtochowa<br />

ujawnia przy tym pewną dialektykę życia, polegającą na tym, że w młodości<br />

„świat ciebie rzeźbi”, zaś kiedy dojrzejesz i próbujesz formować siebie i swoje<br />

otoczenie, wtedy już „starzejesz się” i dążysz, by zostawić po sobie „trwały<br />

ślad”. I wtedy pojawia się świadomość, że kolejne fazy twojego istnienia<br />

skazane były na destabilizowanie własnej tożsamości, by wkomponować się<br />

w otoczenie, co jednak miało i dobrą stronę, bo pozwalało poszerzyć osobiste<br />

odniesienia do świata. Stwarzało to również możliwość szerszego oglądu<br />

oraz wnikliwszego jego widzenia, a więc wspomagało wrażliwość twórczą<br />

i ułatwiało sam proces tworzenia, by w wieku dojrzałym stać się dla autorki<br />

normą życiową. Nauczyło ją nie tylko zostawiać ślady własnego istnienia,<br />

ale i czytać ślady pozostawione przez innych twórców i ludzi, postrzegając<br />

je jako pewną całość społeczną, które jednak – w opinii krakowskiej poetki<br />

– najbardziej są widoczne, kiedy odczytuje się je w kontekście naturalnego<br />

piękna przyrody. W utworze bez tytułu autorka konstatuje: „Rysowałam miłość/patykiem<br />

na piasku/nim się odwróciłam/ślady rozwiał wiatr/(…)/ Teraz<br />

rzeźbię/twarde bruzdy/w żywej tkance/może pozostanie twardszy ślad”.<br />

Kajtochowa była i jest wrażliwa na życie społeczne ludzi. We wszystkich<br />

swoich wcześniejszych publikacjach ze szczególną uwagą przyglądała się patologiom<br />

społecznym, upatrując ich źródła w formach sprawowania władzy<br />

przez ludzi. W „Sytuacji” (XXXIX) dowiadujemy się, gdzie znajdują się ich<br />

źródło, kiedy pisze: „Schizofrenia:/jedni rządzą/drudzy mają władzę”. Również<br />

i stosunek do wiary oraz religii staje się motywem wielu jej utworów,<br />

a w „Sytuacji” (LXVIII) prostolinijnie oznajmia, że „Marzenie maksymalisty:<br />

mieć Boga/na swoja miarę”, co również wskazuje, gdzie rodzi się owa<br />

patologia władzy w życiu społecznym, kiedy byt boży redukuje się do własnych<br />

potrzeb i interesów natury np. politycznej. By tak trafnie pokazać te<br />

uniwersalne źródła podkopujące zbiorowe istnienie ludzi potrzebna jest – w jej<br />

opinii – wiedza nabyta przez lata doświadczeń. Religia i wiara o tyle ma znaczenie<br />

zarówno sensotwórcze, ale tożsamościorodne, o ile pomaga stawać się<br />

człowiekiem, czyli uczy umiejętności samoorganiczania się emocjonalnego<br />

oraz racjonalnego i skutecznego wpływania na żywioły miotające życiem<br />

ludzi. Najcenniejszą wartością religii jest oczywiście pokora, która pozwala<br />

człowiekowi „starać się być człowiekiem”. Uczy również postrzegania praw-<br />

122


dy na sposób ludzi, właściwego gospodarowania czasem i umiejętności bycia<br />

„bytem niepodległym”. Taka wiedza wynikająca z doświadczenia religijnego<br />

pozwala także na bardziej obiektywne oceny procesów dziejowych i odsłania<br />

śmieszny, a nawet karykaturalny charakter ich historycznych interpretacji,<br />

które, jak jasno widać, nie są w stanie oprzeć się upływowi czasu. Kontemplacja<br />

dzieł sztuki jest natomiast dla poetki dobrym wskaźnikiem sensu<br />

dziejów człowieka, ale i źródłem ironicznej krytyki pojmowania przez niego<br />

własnej wolności. Nieocenionym źródłem dla życia człowieka jest oczywiście<br />

mądrośc, która z wiekiem pozwala mu zrozumieć, że ból, miłość, rozpacz,<br />

nadzieje – to przejawy ludzkiej egzystencji tworzące każde konkretne<br />

ludzkie istnienie i należące do natury człowieka, a więc stanowiące poniekąd<br />

osnowę jego gatunkowej tożsamości. Choć trudno jej zrozumieć „oczywistość<br />

śmierci”, a poezjowanie postrzega jako osobiste obcowanie twórcy z bólem<br />

i lękiem egzystencjalnym, to jednak niesie ono z sobą zawsze nadzieję na lepszą<br />

przyszłość. Zawsze bliska duszy przyrody, w której upatruje nawet źródło<br />

metafizycznej pociechy człowieka, popychana nadzieją, tak oto ukazuje logikę<br />

śmierci w niej obowiązująca. W utworze pt. „Na śmierć tuberozy” spotykamy<br />

oto taką jej wizję: „(…) Umiera tuberoza/płatki całunem/pokrywają zmierzch/<br />

dusza zapachem/ulatuje w niebo/Pięknie umierają kwiaty/płynnie zmieniają/<br />

byt w niebyt/albo przechodzą/z byt w byt/jako rzecze/metafizyka”. Ta animistyczna<br />

synteza estetycznego doświadczania przyrody w pełni rozkwitu, której<br />

przejawy często odnajdujemy w poezji Kajtochowej, ujawnia pewną prawidłowość,<br />

występująca u wielu <strong>poetów</strong>. Przy całej złożoności problematyki<br />

nieustannej destabilizacji tożsamości, poeci mogą zawsze identyfikować się<br />

jako byty nieustannie transcendujące, dotykające nieskończoności i próbujące<br />

wglądać w najskrytsze tajemnice świata oraz swego życia, ze pozycji pierwotnie<br />

danego w rozwoju ich osobowości środowiska przyrodniczego, w którym<br />

wyrastali. Ono to bowiem jest dla nich najbardziej stabilnym podłożem, ostoją,<br />

matecznikiem, ale i horyzontem, w przestrzeniach którego dokonała się<br />

i ciągle ich <strong>kulturowa</strong> formacja.<br />

Łatwo więc zauważyć, że u obydwóch doświadczonych i dojrzałych poetek<br />

istnieje wiele podobieństw tematycznych w publikowanych wierszach i że ich<br />

zawartość dowodzi, iż przez całe życie były poniekąd skazana na przebudowę<br />

własnych tożsamości. Takie procesy destabilizacyjne mogły być powodowane<br />

od z zewnątrz, a więc od ich środowiska życia, ale i również od wewnątrz, co<br />

skutkowało szeregiem pomysłów artystycznych i powstających ich wyniku wierszy.<br />

Ich twórczość jest również dowodem na to, że poeci podejmują problemy<br />

zawsze obecne w indywidualnej egzystencji każdego z ludzi, zaś artysta tym się<br />

od nich różni, że w oparciu o nie umie przełożyć tego typu procesy destabilizacji<br />

na akty tworzenia, pomnażające wymiary duchowe naszego świata ludzkiego.<br />

123


Problematyka mierzenia się z własną tożsamością w środowiskach artystycznych<br />

od dawien dawna była istotna dla wszelkiego rodzaju twórców.<br />

Jednak dopiero w wieku XX, kiedy zaczęło się żywiołowo rozwijać społeczeństwo<br />

ponowoczesnae pod wypływem coraz silniejszych procesów globalizacji,<br />

związanych z masowymi ruchami emigracyjnymi i migracyjnymi,<br />

pojawiły się silne procesy penetrujące podstawy zbiorowego i indywidualnego<br />

istnienia ludzi, a samo społeczeństwo stało się przestrzenią wzmagającego się<br />

ryzyka dla indywidualnych istnień ludzkich. Kwestie te nabrały kluczowego<br />

znaczenia w relacjach międzyludzkich nie tylko dla twórców, ale i dla każdego<br />

indywidualnego ludzkiego istnienia. Nie wnikając głębiej w te kwestie warto<br />

przytoczyć fragment wyznań pisarza dzielącego się własnym doświadczeniem<br />

emigracyjnym Amina Maaloufa, autora książki Zabójcza <strong>tożsamość</strong>, który tak<br />

oto widzi tę kwestię z perspektywy własnego doświadczenia międzykulturowego:<br />

„W każdym człowieku stykają się liczne przynależności. Nie zawsze<br />

żyją one ze sobą w zgodzie i czasem zmuszają do dokonywania trudnych wyborów.<br />

Dla jednych ten fakt jest oczywisty, widoczny na pierwszy rzut oka,<br />

inni zaś muszą wytężyć wzrok, aby móc przyjrzeć się tej kwestii z bliska.<br />

(…) Z racji chociażby tego położenia, którego zresztą nie śmiałbym nazwać<br />

„uprzywilejowanym”, jednostki te mają do odegrania pewną rolę, polegającą<br />

na utkaniu więzów, wyrównania różnic, naprawienia szkód, przywołania do<br />

rozsądku jednych, utemperowania drugich… Ich przeznaczeniem jest bycie<br />

łącznikiem, pomostem, mediatorem między różnymi społecznościami, różnymi<br />

kulturami. I chociażby dlatego ich dylemat jest bardzo wymowny: jeśli te<br />

osoby nie radzą sobie ze swymi licznymi przynależnościami, jeśli ustawicznie<br />

są zmuszane do opowiadania się po jednej ze stron, nawoływane do wyłączania<br />

się do szeregów, to mamy pełne prawo do niepokoju o losy tego świata” 7 .<br />

7<br />

A. Maalouf, Zabójcze tożsamości, PIW, Warszawa 2002, s. 10–11.<br />

124


ROZDZIAŁ XII<br />

Poezja a postmodernizm<br />

Po przełomie ustrojowym w Polsce po roku 1989 można było zauważyć,<br />

że centrum kulturalne kraju nie pokrywa się z jego centrum politycznym. Niektórzy<br />

badacze kultury i literatury mówili o tzw. „centrum wędrującym” lub<br />

o wielu centrach równoprawnie kreujących kulturę i literaturę rodzimą 1 . Miało<br />

to świadczyć o procesie pluralizacji kultury i było to zjawisko oceniane pozytywnie,<br />

a nawet dla wielu teoretyków sztuki oznaczało szybki „powrót do Europy”<br />

– do rodziny społeczności demokratycznych. Rychło okazało się jednak,<br />

że procesy te – w opiniach niektórych środowisk społeczno-politycznych – stanowią<br />

zamach na polską kulturę narodową i zmierzają do jej unicestwienia, bo<br />

prowadzą do utraty jej specyfiki, oryginalności, a przede wszystkim tożsamości<br />

narodowej, określonej przez położenie geopolityczne oraz historię narodu.<br />

Winą za ten stan rzeczy zaczęto agresywnie i systematycznie obarczać jakieś<br />

mniej określone siły o charakterze wręcz masońskim, realizujące na terenie<br />

kraju „spiskową teorię dziejów”, zaś sztandarem ideowym owych sił miał być<br />

mało jeszcze znany i rozumiany ruch filozoficzny, określany mianem New Age<br />

i postmodernizmem. Ruch ten, jak i jego depozytariusze, mieli dążyć do odebrania<br />

Polsce suwerenności politycznej, gospodarczej i kulturowej, zaś sztuka,<br />

w tym literatura i poezja, miały być wdzięcznymi przestrzeniami duchowości<br />

narodu, na terenie których dokonuje się ten proces destrukcji i dekompozycji<br />

wartości narodowych, stanowiący o specyfice polskości i stanowiący istotny<br />

czynnik jej autonomii. Nie można w tym miejscu nie wspomnieć o wielu spektakularnych<br />

atakach na wybitnych twórców kultury polskiej, jej instytucje,<br />

a nawet dwojga <strong>poetów</strong> – laureatów Nagrody Nobla w dziedzinie literatury:<br />

Czesława Miłosza i Wisławę Szymborską. Warto jednak przyjrzeć się pojęciu<br />

postmodernizm, by wyjaśnić sens tego terminu i zrozumieć, o czym on trak-<br />

1<br />

P. Marecki, Pospolite ruszenie. Czasopisma kulturalno-literackie w Polsce po 1989 roku.<br />

Rozmowy z redaktorami, Korporacja Ha!art, Kraków 2005, s. 7–11.<br />

125


tuje i by pojąć idee filozoficzne, które on głosi. Dobrym przewodnikiem po<br />

tej doktrynie filozoficznej jest niewątpliwie książka niemieckiego badacza tej<br />

zróżnicowanej formacji filozoficznej Wolfganga Welscha, wydana w polskim<br />

przekładzie w roku 1998 i nosząca tytuł: Nasza postmodernistyczna moderna.<br />

Przedstawimy więc niektóre poglądy na temat tego kierunku myślowego, które<br />

opisał Welsch, a które adekwatnie ukazują sens owej doktryny filozoficznej<br />

i kulturowej, odciskającej się również na sytuacji i miejscu poezji we współczesnym<br />

społeczeństwie.<br />

Dla <strong>poetów</strong> i innych artystów tworzących we wspólnotach lokalnych wiedza<br />

na ten temat jest o tyle ważna, że z braku pełnego zrozumienia sensu tej kategorii<br />

i zawartości własnego przekazu artystycznego w ich twórczości przez<br />

publiczności oraz lokalnych decydentów politycznych, mogą stać się przedmiotem<br />

szykan i oskarżeń o szerzenie tzw. „postmodernizmu lokalnego”, a ich<br />

twórczość może być odbierana wręcz jako „działalność agenturalna”, za którą<br />

stoją „wiadome siły”, mające na celu niszczenie tożsamości kultur lokalnych.<br />

126<br />

Kilka uwag o pojęciu „postmodernizmu”<br />

Kategoria „postmodernizm” ma swoją stosunkowo długą historię i nie jest<br />

wymysłem ostatniego półwiecza. Określano nią zjawiska, które wcześniej nazywano<br />

‘modernistycznymi’ i na które składało się wiele działań o charakterze<br />

innowacyjnym i awangardowym, kwestionujących wcześniejszą tradycję<br />

ze względu na jej nieodpowiedniości (nieadekwatność) do tego, co dzieje się<br />

aktualnie w świecie – w dziejącej się aktualnie rzeczywistości. Sama awangardowość<br />

innowacji niosła w sobie natomiast pewne przeczucia związane<br />

z antycypowaniem przyszłości, choć nie zawsze były one poprawne i potwierdzały<br />

się.<br />

Warto w tym miejscu wyjaśnić pewną kwestię stosunku między tradycją<br />

i innowacją zarówno w dziedzinie sztuki, nauki, stylu życia, czy technologii,<br />

gdyż wydaje się z pozoru, że postmodernizm jest radykalną negacją innowacji<br />

i propozycji modernizmu oraz nawrotem reakcyjnym do tradycji przedmodernistycznej.<br />

Pogląd taki jest tylko pozornie logicznie poprawny w sferze<br />

jedynie tzw. „logiki dwuwartościowej”, interpretowanej w kontekście tradycyjnej<br />

metafizyki w sposób absolutny, że jest: „albo, albo”, czyli: to lub tamto.<br />

Taka logika jest jednak daleka od życia, które dzieje się raczej „pomiędzy”<br />

ekstremami i przybiera w tym „pomiędzy” wielorakie postaci, nieustannie<br />

ewoluując. Bardziej więc odpowiada logice życia pojęcie tradycji i innowacji<br />

takie, że tradycja stanowi zachowanie (kumulację) wcześniejszych innowacji<br />

w dziejach, zaś sama innowacja jest próbą modernizacji tej tradycji, będąc jej


twórczą kontynuacją, a więc są to pojęcia komplementarne i dialektycznie dopełniające<br />

się. Tak też rozumie się współcześnie ruch filozoficzny, określany<br />

mianem postmodernizmu (ponowoczesności), a zatem modernizm i postmodernizm<br />

raczej się dopełniają, a nie są względem siebie doktrynami radykalnie<br />

przeciwstawnymi. Wiele więc propozycji i pomysłów oraz rozwiązań modernizmu<br />

stanowi dalszą kontynuację innowacji modernistycznych, napełniając<br />

je realnymi treściami przez ruchy oraz doktryny postmodernistyczne, zaś inne,<br />

które się nie sprawdzają, są dalej modernizowane lub odrzucane, jako szkodliwe<br />

dla dalszego sensownego rozwoju człowieka i jego środowiskach życia<br />

zarówno w skali globalnej, jak i lokalnej.<br />

Współczesny postmodernizm jest więc odmiennie definiowany w dziedzinie<br />

sztuki, nauki, techniki, życia codziennego, a nawet religii, gdyż ich zakresy<br />

przedmiotowe są zupełnie od siebie różne i dlatego dążenie do jednolitego<br />

pojęcia postmodernizmu nie jest zasadne, choć zachodzi potrzeba wskazania<br />

jego istotnego sensu, który możliwy jest do zaakceptowania w różnych kręgach<br />

kulturowych oraz w różnych warstwach pracy badawczej, wysiłku artystycznego<br />

oraz życia społecznego człowieka.<br />

W socjologii pojęcie „społeczeństwo postmodernistyczne” wprowadził do<br />

dyskursu myślowego o zbiorowym życiu ludzi Amitai Etzioni w znanej pracy<br />

pt. The Active. A Theory of Societal and Political Process w roku 1968. Powstanie<br />

tego społeczeństwa, wyjaśniał Etzioni, wiąże się z kumulacją zmian<br />

o charakterze technologicznym w dziedzinie komunikacji i energetyki oraz<br />

sposobach rozwoju wiedzy o epoce industrialnej, w wyniku których nastąpił<br />

przełom aktywizujący pasywne społeczeństwo industrialne, którą to aktywność<br />

podejmować będą nie struktury centralne, ale regionalne i lokalne. Takie społeczeństwo<br />

aktywne będzie podlegać nieustającej transformacji, wychodzącej<br />

na przeciw potrzebom własnych członków, które ciągle będą ulegać zmianie.<br />

W socjologii jednak bardziej jest znane pojęcie Davidsa Riesmanna – „społeczeństwo<br />

postindustrialne”, które wprowadził w roku 1958 do badań socjologicznych,<br />

zaś w Europie upowszechnił go od roku 1969 badacz francuski Alain<br />

Tourain. Najpełniejszą analizę fenomenu „społeczeństwa postindustrialnego”<br />

przedstawił dopiero Daniel Bell w roku 1973. W jego ocenie społeczeństwo to<br />

opiera swój rozwój nie na technologiach maszynowych, ale „technologiach intelektualnych”<br />

i dominuje w nim wiedza teoretyczna, połączenie nauki z technologią<br />

oraz planowanie i sterowanie rozwojem społecznym. Zmierza ono do<br />

zastąpienia porządku naturalnego świata porządkiem technicznym, natomiast<br />

powstała w jego obszarze kultura ma charakter wywrotowy. Różnica między<br />

ideą społeczeństwa Etzioniego i Bella polega na tym, że Bell szukał reguł socjotechnicznych<br />

porządkowania masowego społeczeństwa postindustrialnego,<br />

natomiast Etzioni wskazywał na jego samokreacyjność i samoświadomość,<br />

127


których wynikiem jest ciągle rozwijany i przekształcany pluralizm kulturalny<br />

wspólnot lokalnych, składających się na tego typu społeczeństwo.<br />

W filozofii współczesnej pojęcie „postmodernizm” pojawiło się w roku<br />

1979 w znanej pracy Jeana-Francoisa Lyotarda pt. La Condition potmoderne.<br />

Rapport sur le savoir, gdzie francuski myśliciel opowiedział się za tezą, iż<br />

współczesne technologie i nauka mają zdecydowany wpływ na los człowieka<br />

w przyszłości. Tworzą one układ normatywny i określają jednoznacznie<br />

sposób życia ludzi. Lyotard uważa, że należy stosować tylko te technologie<br />

i innowacje, które są zgodne obecnie z istotą życia ludzi. Nie należy budować<br />

totalizujących dyskursów wyjaśniania i nowych całościowych narracji, bo są<br />

one przejawem chęci dominacji i totalitaryzmu, charakterystycznych dla społeczeństw<br />

industrialnych. Wyzwolone części winny w nowym społeczeństwie<br />

rozwijać się niezależnie i autonomicznie, dbając o własną odmienność i różnicę.<br />

Musi jedynie istnieć konsensus i paralogia, uzasadniające uznanie różnic<br />

w dyskusji pomiędzy różnymi narracjami na temat świata i miejsca w nim<br />

człowieka. Istnieje bowiem wielość prawd o świecie rodem z różnych kręgów<br />

kulturowych, które potrzebują osobnych narracji, natomiast ich absolutyzacja<br />

ma absurdalny charakter. Wielość i różnorodność stanowi bowiem największe<br />

bogactwo społeczeństwa postindustrialnego (ponowoczesnego). Jedyne, co<br />

ma być tu wspólne – to świadomość sprawiedliwości antytotalitarnej, która nie<br />

faworyzuje żadnego paradygmatu myślenia i towrzenia i pozwala się wszystkim<br />

harmonijnie oraz pluralnie rozwijać.<br />

128<br />

Postmodernizm artystyczny<br />

Modernizm artystyczny starał się tworzyć sztukę ze swej natury elitarną,<br />

nie dostępną szerokiemu gronu publiczności niewtajemniczonej, natomiast<br />

postmodernizm dąży do egalitaryzmu i do sztuki zamierza wprowadzać<br />

jakości artystyczne ważne w sensie regionalnym i lokalnym, zrozumiałe<br />

dla szerokich rzeszy ludzi. Ideę literatury postmodernistycznej przedstawił<br />

w roku 1969 Leslie Fiedler w artykule drukowanym na łamach „Playboya”<br />

pt. Cross the Border – Close the Gap. Według niego współczesny artysta to<br />

„podwójny agent”, a więc twórca działający na dwóch frontach, tj. globalnie<br />

uczestniczący w modernizacji sztuki i starający się równocześnie tę modernizację<br />

wyjaśniać i upowszechniać językiem oraz wartościami lokalnymi. Fiedler<br />

przeciwstawił się także idei post-historii, głoszonej przez Francisa Fukuyamę,<br />

twierdząc, że historia się nie skończyła, ale że toczy się dalej w wersjach<br />

lokalnych i regionalnych społeczności, gdzie rzeczywiście jest tworzona, bo<br />

tam funkcjonuje jeszcze pamięć zbiorowa i jej animatorzy oraz twórcy, którzy


ja ożywiają i starają się przenieść ją do przeszłości. Historia ma więc charakter<br />

pluralistyczny i dlatego związane z nią pisarstwo musi mieć podobny charakter,<br />

tzn. musi go cechować wielość treści, form oraz narracji.<br />

Ruchy artystyczne i literackie okresu postmodernizmu wychodzą naprzeciw<br />

i sankcjonują układ warstw społeczeństwa postindustrialnego, które zarówno<br />

w sensie globalnym, jak i lokalnym, co podkreśla Zygmunt Bauman – dzieląc<br />

na dwie grupy ludzi, czyli na turystów i włóczęgów. Turysta – to obywatel<br />

świata – „bogacz na skale międzynarodową”, którego ojczyzną jest cały świat,<br />

natomiast włóczęga – to „lokalny biedak” podążający za turystą w regionalnej<br />

ojcowiźnie. Artysta – ze względu na pozycję społeczną oraz możliwości<br />

ekonomiczne może więc dzielić zarówno los przysłowiowego turysty, ale i bogacza.<br />

We współczesnym świecie opartym na zasadach gospodarki wolnorynkowej,<br />

w którym nawet sztuka uległa urynkowieniu, artysta najczęściej dzieli<br />

los włóczęgi, szczególnie wtedy, gdy jego życie związane zostaje ze wspólnotą<br />

lokalną lub regionalną. Nawet artyści uznawani za twórców globalnych i tak<br />

kreowani przez media, w dużym stopniu, często z własnego wyboru, skazani<br />

są na łaskę losu włóczęgi. Ta sytuacja odosobnienia a nawet świadomej<br />

marginalizacji wiąże się najczęściej z regułami procesu twórczego, bo tworzenie<br />

zawsze wymaga dystansu do świata i związanej z nim samotności twórcy.<br />

Artysta musi więc używać „podwójnego kodowania” przekazywanych treści,<br />

by mógł być postrzegany zarówno lokalnie, jak i globalnie. Z przekąsem Fiedler<br />

nazywa takiego artystę „osobnikiem dwupłciowym”, czyli tym, który<br />

oddaje się równocześnie obiegowi globalnemu, jak i lokalnemu, by zabiegać<br />

o publiczność tu i tam. Aby w miarę łatwo przechodzić z jednego poziomu<br />

życia społeczeństwa postmodernistycznego do drugiego, artysta musi nawet<br />

podejmować trud „wielokrotnego kodowania” swych treści w utworze artystycznym,<br />

co skazuje go niejednokrotnie na kreacje eklektyczne przynajmniej<br />

w warstwie powierzchniowej swego utworu. Musi więc równocześnie być<br />

podmiotem wielu typów racjonalności oraz wielu uniwersów aksjologicznych,<br />

co siłą faktu skazuje go na sposób istnienia transwersalnego, czyli staje się nomadą<br />

wędrujących po wielu kulturach. Nieprzypadkowo współcześni artyści,<br />

a szczególnie pisarze, jednocześnie wykonują inne zawody, jak np. nauczyciela,<br />

lekarza, rolnika, aktora, czy malarza. Takie sytuacje prowadzą jednak<br />

do szybkiego narastania u twórców problemu tożsamości ich osobowości, co<br />

nierzadko jest przyczyną wzmagania się u nich szeregu psychoz i problemów<br />

związanych z jej kondycją. Owocuje to niekiedy erupcją ogromnej liczby projektów<br />

oraz utworów artystycznych, choć w takich przypadkach rzadko ilość<br />

przechodzi w jakość, ale najczęściej w bylejakość.<br />

Innym zjawiskiem jest pojawienie się wielofunkcyjności przekazu artystycznego,<br />

który – prócz przeżyć natury estetycznej – w zamyśle autora ma<br />

129


pełnić inne funkcje bardziej utylitarne. Samo zaś wielokrotne kodowanie przybiera<br />

formy wielojęzyczności oraz wykorzystywania jednoczesnego kodów:<br />

tradycyjnych i nowoczesnych, konstruktywistycznych i przedstawiających,<br />

elitarnych i popularnych. Najbardziej luksusową pozycję w tej sytuacji postmodernistycznego<br />

społeczeństwa ma poezje: sztuka oparta na wielokrotnej<br />

metaforyce i możliwości nieograniczonego obrazowania. Czyhają tu jednak<br />

na poetę ogromne niebezpieczeństwa przeładowania treścią formy w obrębie<br />

danego gatunku poetyckiego, co w rezultacie prowadzi do rozpadu utworu<br />

poetyckiego, bo przecież mistrzostwo poznaje się w ograniczeniu formy<br />

kompozycji. Wielość używanych kodów oraz stopień eklektyczności zmusza<br />

<strong>poetów</strong>, wbrew zasadzie przejrzystości dzieła Theodora Lessinga, do sięgania<br />

do technik kolażu, tj. łączenia np. poezji z malarstwem, rzeźbą, fotografią i innymi<br />

formami sztuki: mówi się wtedy, że mamy do czynienia z „trans-awangardą”<br />

transwersalnego podmiotu artysty. A idzie tu o to, żeby utwór zawierał<br />

drogowskaz do konkretyzacji danej propozycji poetyckie innymi niż słowne<br />

środkami wyrazu. Logika „trans-awangardy” pojawiającej się w ruchach postmodernistycznych<br />

jest jednak taka, że artysta rezygnuje ze społecznej misji<br />

sztuki i nie chce być agitatorami społecznych utopii. Sztuka tak pomyślana nie<br />

niesie praktyk pojednawczych, ale zawsze dąży do wytwarzania różnic, a więc<br />

w praktyce nie łączy, ale różni, czyli radykalnie opowiada się za różnorodnością<br />

i pluralizmem. Dobrze jest, kiedy takie dążenie do „różnienia się” ma<br />

piękny i rzeczywiście twórczy wyraz, co jednak wymaga negocjacji wspólnego<br />

konsensusu semantycznego, a jest działalnością niezmiernie trudną, często<br />

wręcz niemożliwą bez tolerancji i dobrej woli stron uwikłanych w konflikty.<br />

Sztuka w społeczeństwie postmodernistycznym – jak podkreśla Achille<br />

Bonita Oliva – stanowi „system alarmowy” – społeczny system ostrzegawczy,<br />

dzięki któremu można opanowywać jednostkowo i zbiorowo, żywiołowo następujące<br />

po sobie transformacje społeczne i historyczne. Jest ona więc programowo<br />

zróżnicowana i nieciągła, a jej poetyki są mocno zindywidualizowane,<br />

subiektywne i osobiste, a w rezultacie silnie segmentują gusty publiczności,<br />

a w konsekwencji artysta ponowoczesny nie może liczyć na zbyt dużą publiczność,<br />

jeśli za nim nie stoi silna machina propagandy medialnej. W konsekwencji<br />

taka forma sztuki ponowoczesnej prowadzi do „wielorakiego nomadyzmu”<br />

zarówno w sferze twórczości, jak i percepcji dzieła i zakłada permanentny<br />

ruch ludzi i idei. Jej istotą jest nie istnienie, ale dzianie się i możliwość interaktywnego<br />

uczestniczenia w niej wielu przedstawicieli z różnych opcji ideowych<br />

oraz aksjologicznych. Łączy się to ściśle z problemem tożsamości twórców,<br />

bo właściwie otaczające go niekończące się zmiany jego otoczenia kwestionują<br />

podstawy jego tożsamości. Musi również podważać osobiście daną mu<br />

własną <strong>tożsamość</strong>, by mógł więcej widzieć, słyszeć, czuć i rozmieć, bo bez<br />

130


tego szybko wypali się jako twórca. Może uciekać od siebie w przeszłość lub<br />

przyszłość, ale zawsze jest skazany na to, że przebywa w teraźniejszości, do<br />

której musi się musi odnieść.<br />

Warto w tym miejscu skupić się na Marku Wawrzkiewiczu jego tomiku<br />

pt. Dwanaście listów 2 . Stanowi on zbiór apokryficznych utworów traktujących<br />

o miłości, przemijaniu i śmierci, do których powstania przyczyniła się<br />

lektura twórczości amerykańskiej poetki z lat 20. ubiegłego wieku Elinor<br />

Wylie, szczególnie popularnej w Nowym Jorku. Tomik ten dobrze ilustruje<br />

wcześniejsze tezy odnoszące się do relacji: poezja – postmodernizm. Zbiór<br />

12 listów przypomina quasi-dokument historyczny, nacechowany emocjami<br />

autora i stanowi próby wydobywania z pamięci doświadczeń z przeszłości,<br />

czyli kolorytów światów, które przepadły, a jedynie tkwią gdzieś w naszej pamięć.<br />

Ona spotyka ich ślady i znaki w życiu codziennym. Poeta jakby posługuje<br />

się techniką hermeneutyczną odwrotną do przekreślania istnienia – jaką<br />

opisał w swej filozofii Martin Heidegger – czyli odzyskiwania ich uczuciowych<br />

kształtów z niebytu. Wawrzkiewicz na osobisty użytek wydobywa je<br />

z owego niebytu, czyli spoza milczącego horyzontu historii. Taki zabieg można<br />

nazwać aczasowym czasowaniem własną subiektywnością i poetyckimi<br />

środkami wyrazu miejsc, ludzi i doświadczeń, które wcześniej mogły mieć<br />

diametralnie różny sens. Tą drogą kreśli w świecie własne terytorium znaczeń,<br />

czyli buduje właściwie z niczego osobiste „domostwo bycia”. Dla niego czas<br />

jest bowiem, w przeciwieństwie do muz i kobiet, zawsze bezgranicznie płodny.<br />

Metaforą człowieka zanurzonego przez codzienność w świeci jest tu biblijny<br />

Judasz, pomyślany jako „pasterz bycia” otaczających go bytów, które zacierają<br />

znaczenie swojej podstawy, ukazując ją jako pustynię istnienia, czyli w praktyce<br />

jej doświadczenie emocjonalne staje się „pasieniem niebytu”. Człowiek<br />

bowiem zawsze narażony jest na omylność i – jak sądzi poeta – nawet Bóg się<br />

myli, bo właśnie ma coś z człowieka, choć często tak nie jest. Dla zrozumienia<br />

takiego zadłużenia w niepewnym istnieniu najbardziej jaskrawie przyczynia<br />

się często do śmierć dziecka, co uprzytomnia sens związku z matką, jakim jest<br />

właśnie miłość.<br />

Poezja Wawrzkiewicza to niewątpliwie gra emocjonalna, mająca na celu<br />

demokratyzację ludzkiego pożądania i emancypację seksualności: to próby<br />

głębokiej transgresji tropów poetycko zakazanych, skrywanych pod skorupami<br />

szat i ozdób. Najważniejsze są w tych wierszach siły życia i miłości, które<br />

nieustannie rodzą w ludziach nadzieję, a fenomen seksu jest tylko jej narzędziem.<br />

Właściwie mamy tu do czynienia z językiem ciała, w którego brzmienie<br />

wsłuchuje się poeta w imieniu człowieka. Język ten w swej fundamentalnej<br />

2<br />

Por. M. Wawrzkiewicz, Dwanaście listów, Wydawnictwo Astra, Łódź 2005.<br />

131


postaci nadaje pierwotny i uniwersalny sens wszystkim ludzkim znaczeniom<br />

i pozwala poezji dokonywać wglądów w niekończące się sieci emocji, które<br />

dają potęgę życiu i miłości. Klimat tej poezji zdają się dobrze oddawać fragmenty<br />

wiersza pt. „List z pierwszego wieku naszej ery”, gdzie czytamy: „(…)<br />

Żyć, zażywać rozkoszy, płodzić dzieci,/Radować się, kiedy pierwszymi ząbkami/Gryzą<br />

pierwsze podpłomyki, a potem/Próbują jagnięcego mięsa. Jestem//<br />

Jak Jagnie na pustyni, bez wody/I kolczastej trawy. Tam, w Galilei,/Gdzie ryby<br />

same wskakują do rąk,/Nie ma wody i chrztu nie ma. Znowu/Jestem najlepszym<br />

pasterzem,/Bo nie mas stada./(…) Matko, odtrąciłem cię,/Bo nie znałem<br />

ojca./W godzinie śmierci/Może ci uwierzę.//Ojcze, i ty się mylisz./Wszak jesteś<br />

człowiekiem”.<br />

132<br />

Problem postmodernistyczności poezji regionalnej<br />

Jak wynika z wcześniejszych analiz, poezja regionalna musi mieć charakter<br />

co najmniej dwoisty, tzn. system kodowania przekazu artystycznego<br />

musi zawierać elementy kodu zarówno lokalnego, jak i globalnego: musi ona<br />

posiadać charakter subiektywny i osobisty, czyli w podmiocie lirycznym wiersza<br />

własne ja poety powinno być wyraźnie widoczne. To samo czyni ją już<br />

w pewnym sensie utworem postmodernistycznym. Jakości estetyczne, które<br />

postrzega poeta w swym lokalnym otoczeniu, będą go z niepokojem odsyłać<br />

jednak ku wartościom uniwersalnym, znamionującym dla niego globalny charakter<br />

twórczości. Tak czyniąc, poeta ma nadzieję, że jego przekaz artystyczny<br />

dzięki unwersalizacji jakości lokalnych będzie mógł być i na poziomie globalnym<br />

zrozumiały. Poeta będzie więc poszukiwał pomocniczych kodów wyrazu<br />

dla uzyskania tego celu. Zabieg taki nie zabezpiecza jednak wartościom, które<br />

niesie jego przekaz odbioru jako pospolitych, ani wyjątkowych, bo jego utwór<br />

konkuruje z podobnymi inicjatywami autorskimi, co w rezultacie czyni je bardzo<br />

zbliżonymi do przedstawionych w utworach innych <strong>poetów</strong>. Tylko więc<br />

wskazanie wyjątkowości jakości składających się na wartości, czyli realnej<br />

różnicy między nimi, może stworzyć szansę dla zaistnienia utworu, który je<br />

niesie i jest wyraźnie postrzegany jako inny od pozostałych. Towarzyszące takiej<br />

kompozycji pozapoetyckie środki wyrazu mogą dany utwór odpowiednio<br />

wzmocnić, wskazując właściwą drogę przy konstytuowaniu w nim jego wartości<br />

w odbiorze przez publiczność globalną, ale nie koniecznie muszą, gdyż zawsze<br />

istnieje możliwość wolnych skojarzeń powstających poza publicznością<br />

lokalną, która inaczej odczyta zamysł poety w perspektywie globalnej. Jeśliby<br />

poeta ogołocił swój utwór z treści i jakości lokalnych na rzecz uniwersalnych,<br />

publiczność lokalna przestanie się z nim identyfikować. Mamy tu więc podob-


ną sytuację, jak z przekładem poezji na inne języki, który nigdy w pełni nie jest<br />

możliwy. Próbować globalizować poezję lokalną jednak zawsze można, choć<br />

skutki nigdy do końca nie mogą być pewne i zgodne z zamysłem autora. Jedyne,<br />

co da mu satysfakcję, to fakt, że jego wysiłek znajdzie odzew u publiczności,<br />

tzn. że zadziałała ona interaktywnie: kupi książkę, przyjdzie na spotkania,<br />

rozpozna autora. Dobrze ilustrują te prawidłowości dwie ciekawe pisarki,<br />

urodzone i wyrosłe w krajobrazie Piwnicznej, spokrewnione ze sobą, swą<br />

twórczością budujące pomniki z wierszy dla tego czarodziejskiego miejsca na<br />

Ziemi – ich ojcowizny. Spróbujemy więc przedstawić tę twórczość poetycką,<br />

tj. Wandy Łomnickiej-Dulak – Zielonej łaski pełne 3 i Krystyny Dulak – Nadpopradzie.<br />

Wiersze ludowe 4 .<br />

Poezja Wandy Łomnickiej-Dulak – to pieśni zachwytu i wdzięczności,<br />

utwory nacechowane niekłamanym podziwem i pokorą zarazem. Jej przedmiotem<br />

inspiracji, a zarazem podmiotem lirycznym każdego z wierszy, są góry<br />

otaczające Piwniczną i cały Beskid Sądecki. Autorka w wierszu pt. „Góry dzieciństwa”<br />

pisze: „Góry dzieciństwa/wschodzą we mnie ziarnem wspomnień/<br />

nawet w dolin oddaleniu/spowiadam się wyniosłym zboczom ciszy/wciąż<br />

poznaję je stopa po stopie/kładąc pieczęć śladów/na ścieżkach rodzących kamienie/przyzwyczajam<br />

się/do niebosiężnego trwania szczytów/słoną kroplą<br />

zachwytu/zlizywaną z warg zmęczonych//(...) Góry dzieciństwa/zielonej łaski<br />

pełne/módlcie się ze mną/do Ojca Wszechzachwytu/o świetlistowieczny spokój<br />

mego serca/wstępującego w beskidzkie niebiosa”. Poetka postrzega je jako<br />

macierz i świątynię, gdzie modli się i przeżywa mistyczne ekstazy. Wczuwa<br />

się w każdy element przyrody, w której od dzieciństwa kształtowała się jej<br />

wrażliwość na wartości i ludzi, wśród których budowała się jej osobowość artystyczna.<br />

Te więzi ze środowiskiem mają charakter metafizyczny, zaś postrzegane<br />

i przeżywane wartości nasycone są owymi jakościami metafizycznymi,<br />

a więc wszędzie dzięki doborowi odpowiednich słów i wersyfikacji pojawiąją<br />

się dusze roślin, zwierząt, drzew, strumyków, kamieni i połonin, ożywiane słowami<br />

oddającymi sensy fundamentalnych przeżyć poetki. Za wierszami Łomnickiej-Dulak<br />

widać całe serie obrazów, przypominających film o Piwnicznej<br />

i jej okolicach, albo i świat widziany z wierchów tego Beskidu. Motywem<br />

przewodnim tego tomiki, na poły napisanego przepiękną polszczyzną, na poły<br />

gwarą sądecko-spiską, staje się niewątpliwie cisza. Tworzy ona jakby uwerturę<br />

do symfonii orkiestującej tę nieskończoną różnorodność w jedną wspaniałą<br />

i organiczną całość – ojcowiznę. Składają się na nią właśnie lokalne krajobra-<br />

3<br />

Por. W. Łomnicka-Dulak, Zielonej łaski pełne, Katolickie Stowarzyszenie „Civistis<br />

Christiana”, Nowy Sącz 2003.<br />

4<br />

Por. K. Dulak, Nadopodradzie. Wiersze ludowe, Wstęp Jalu Kurek, Katolickie Stowarzyszenie<br />

„Civitas Christiana”, Nowy Sącz, 2001.<br />

133


zy oraz jej kultura, będąca wyrazem ducha ludzi tam żyjących. W wierszu pt.<br />

„Pieśń ciszą napełniona” słyszymy: „(...) cisza jest wielkim głosem/przystańmy<br />

w milczeniu/w gór zachwycie próbując/odkryć zielone serce piękna”.<br />

W podobnym duchu wierszuje, choć zawsze gwarą sądecko-spiską, Krystyna<br />

Dulak (obecnie Dulak-Kulejowa – żona znakomitego mistrza boksu, na stałe<br />

mieszkająca w Anglii). Z perspektywy emigracyjnego oddalenia jeszcze wyraziściej<br />

jej pamięć i przeżycia niosą kolejne strofy poetyckiej narracji. W nich<br />

ciągle słychać szum Popradu przemieszany z charakterystycznym zaśpiewem<br />

mowy ludzi tu mieszkających; z pohukiwaniami wiatru po przełęczach i połoninach,<br />

przerywanego kwileniem ptaków i odgłosami ludzi uprawiających „kawałek<br />

chleba” na polach rozłożonych wzdłuż doliny Nadpopradzia. Pochwała<br />

miłości, wytrwałości i pracowitości matki, dziadka, babci, bliskich i przyjaciół<br />

zapamiętanych w dzieciństwie, których życie koncentrowała się na walce z tą<br />

dokuczliwą „bidą” dnia codziennego i oczekiwaniem na turystów, przeplatanymi<br />

bardziej wzniosłymi wydarzeniami: odpustem, weselem, pogrzebem<br />

i jarmarkami w Starym Sączu. Cały ten świat otrzymuje tu formę mistyfikacji<br />

owej przeszłości, wzbogaconej o wymiar dziejów regionu jeszcze z początku<br />

ubiegłego wieku. W wierszach Dulak pojawiają się więc diabły, czarty, Baby<br />

Jagule, postaci z wierzeń religijnych, ale i Żydzi przedwojenni ze swymi rodzinami,<br />

po których został tylko kirkut, Łemkowie i Madziarzy, a więc świat<br />

jeszcze z okresu Monarchii Austriacko-Węgierskiej. Z perspektywy Londynu<br />

poetce udaje się w ten krajobraz słowny wbudować wizję oglądanego świata,<br />

np. lotnisko w Delhi, Londynie, gdzie tłumy emigrantów poszukują możliwości<br />

lepszego życia, a pośród nich rozpoznaje nierzadko znajome słowa i akcent<br />

mowy ludzi z nad Popradu i Dunajca. W wierszu pt. „Pogrzeb w górach” Dulak<br />

pisze: „Spolygołeś Beskidzie, a twoje garbule/strzegom ludzkiej krzywdy<br />

jako Tatr wantule,/my zaś na ik ziobrak kiej niebozątka/dzirgomy swój żywot<br />

jako nici prządka”. Tak więc zbiór tych poezji przypomina wszystkie historie,<br />

które się tu zdarzyły w ostatnich stu latach i spłynęły z nurtem Popradu, a ich<br />

echa i pogłos słychać w gwarze żyjących tu jeszcze starych ludzi.<br />

Wydaje się, że wiodącym przesłaniem tych tomików są takie oto przedstawienie<br />

„kalendarza przyrody i historii” owych małych ojczyzn, w których natura<br />

jest spleciona jakby z liturgią życia ludzi: celebrowaniem jego wzniosłości<br />

wraz z jego naturalnym światem. Zostało ono przez poetki przedstawiona przy<br />

pomocy swoistych słów i ich specyficznych znaczeń wplecionych w warkocz<br />

przyrody jak ta przysłowiowa „czerwona wstążka miłosna” we włosy ukochanej.<br />

Ów świat życia obydwóch artystek posłużył im jednocześnie do pokazania<br />

źródeł własnej tożsamości, ale i zarazem stał się odskocznią do jej przekraczania<br />

w kierunku uniwersalnego rozumienia wartości i wzorców kultury, które<br />

postrzegają w najbliższym swoim otoczeniu społecznym i przyrodniczym.<br />

134


Indeks nazwisk<br />

Asank Japołł Michał 94<br />

Babiarz (Król) Joanna 9, 23, 105, 106, 107<br />

Babiński Andrzej 86<br />

Baran Józef 25, 48<br />

Basara-Lipiec Eugenia 41<br />

Basiaga Marek 26, 91, 92<br />

Barycz Henryk 94<br />

Bauman Zygmunt 7, 8, 129<br />

Bazielich Wiktor 94, 96<br />

Beamon Bob 20<br />

Bell Daniel 127<br />

Benn Godfried 13<br />

Bergson Henryk 69, 112<br />

Białoszewski Miron 74<br />

Boba-Dyga Bożena 58, 59<br />

Bobrowski Johanes 13<br />

Boros Wojciech 9, 84, 85, 86, 11, 112<br />

Brandys Barbara 20, 21<br />

Brandstaetter Roman 26<br />

Bubka Siergiej 20<br />

Camus Albert 62<br />

Celan Paul 13<br />

Chadzinikolau Nicos 41<br />

Chopin Fryderyk 23<br />

Cichoń Barbara 35,82<br />

Czech Jan Joachim 94<br />

Cyceron 69<br />

Cyganik Henryk 41, 87, 88, 108<br />

Dąbrowa-Szatko Marzena 70,71<br />

Długosz Jan 94<br />

De Maria Irena 82<br />

Drobysz Robert 82, 83<br />

Dulak Krystyna 133, 134<br />

Dürr Jan 94<br />

Dziekańska Barbara 50, 51<br />

Emerson Waldo 12<br />

Etzioni Amitai 127<br />

Fiedler Leslie 128, 129<br />

Fiut Ignacy Stanisław 7, 10, 30, 100<br />

Fiutowski Jerzy 41<br />

Franczak Stanisław 9, 25, 26, 87, 88<br />

Fronczek Jerzy Stanisław 89, 90<br />

Gadamer Hans-Georg 13<br />

Gajewska Maria Halina 83<br />

Gąsiorowski Krzysztof 61<br />

Ginsberg Allen 49, 84, 85<br />

Goethe Johann Wolfgang 71<br />

Gola Stanisław 54, 55<br />

Gołąb Marcin 43<br />

Gordziej Helena 9, 22, 23, 33, 45, 46, 63,<br />

64, 117, 118, 119<br />

Goszczyński Seweryn 94, 95<br />

Grzejszczak Marian 103<br />

Harasymowicz Jerzy 41, 51, 71, 77, 103<br />

Heidegger Martin 131<br />

Heraklit 66, 68<br />

Herbert Zbigniew 39, 41, 103<br />

Horacy 69<br />

135


Hölderlin Fryderyk 13<br />

Hrabiec Andrzej Maria 35<br />

Iwaszkiewicz Jarosław 33<br />

Jan Paweł II 99<br />

Jasicki Aleksander 9, 30, 31, 41<br />

Jastrun Mieczysław 103<br />

Jaszke Justyna 38, 39<br />

Jaworski Wit 48<br />

„Jeżyk” Kasprzak Rafał 56, 57<br />

Joannitus Martinus 96<br />

Kaczyński Bogusław 94<br />

Kamieńska Anna 26<br />

Kajtochowa Anna 9, 33, 34, 55, 73, 117,<br />

118, 121, 122<br />

Kajtoch Wojciech 33, 34<br />

Kania Waldemar 87<br />

Kasprowicz Jan 103<br />

Kawalec Julian 41, 72<br />

Kawiński Wojciech 9, 32, 33, 60, 61, 62,<br />

103, 104<br />

Kerby Anly 14<br />

Kielgrzymski Marek 86<br />

Kinga, św. 93, 99<br />

Kisielewski Kuba 52<br />

Kirsz Jan 46, 72<br />

Klejnocki Jarosław 15<br />

Kokot Krzysztof 100<br />

Kremza Arkadiusz 36, 37<br />

Krężołek Paluch Barbara 24<br />

Krupińska-Trzebiatowska Joanna 65, 66<br />

Królik Stanisław 94<br />

Krynicki Ryszard 48<br />

Konstanty Bogusława Agata 97, 108<br />

Koehler Krzysztof 15<br />

Kudyba Wojciech 26, 27<br />

Kukuczka Jerzy 20<br />

Kulikowski Wiesław 97<br />

Kunda Bogusław Sławomir 41<br />

Kurzawa Eugeniusz 83, 84<br />

Kwiek-Osiowska Janina 93<br />

Lebda Małgorzata 9, 73, 74, 75<br />

Lebdowicz Maria 100<br />

Lenczowski Czesław 94<br />

Lessing Theodor 130<br />

Leśmian Bolesław 51<br />

Linke Agata 52<br />

Lisowski Krzysztof 61<br />

Lizandr Melchior 96<br />

Lizoń Daniel 9, 73, 75, 76, 114, 115,<br />

116<br />

Lyotard Jean-Francois 128<br />

Łojek Krzysztof 46<br />

Łomnicka-Dulak Wanda 9, 26, 100, 133<br />

Łotocki Kazimierz 94<br />

Maalouf Amin 124<br />

Mallarmé Stéphane<br />

Malicki Tadeusz 94<br />

Maliszewski Karol 16<br />

Marcinkowski Robert 27<br />

Marcuse Herbert 14<br />

Marecki Piotr 125<br />

Meister Ernest 13<br />

Mickiewicz Adam 23, 99, 100<br />

Miller Henry 37<br />

Miłosz Czesław 9, 41, 47, 103, 125<br />

Morawski Szczęsny 94, 95, 100<br />

Musiał Elżbieta 52<br />

Nalepa Julia 73, 77, 78<br />

Nietzsche Fryderyk 39, 68, 69<br />

Nikifor 83<br />

Nowak Tadeusz 51<br />

Oliva Achilles Bonita 130<br />

Ortega y Gasset Jose 11, 12<br />

Ożóg Jan Bolesław 33, 61<br />

Pagaczewski Stanisław 94<br />

Pankiewicz Andrzej 7<br />

Pascal Błażej 39<br />

Pasierb Stanisław 26<br />

Pauli Żegota 94<br />

Paweł, Św. 26<br />

Perier Danuta 44<br />

Pisarek Walery 30<br />

136


Platon 71<br />

Plath Sylwia 83<br />

Plichta Paweł 7<br />

Pluszka Adam 36, 37<br />

Proustu Marcel 112<br />

Przeczek Wilhelm 41<br />

Przerwa-Tetmajer Kazimierz 39<br />

Przyboś Julian 103<br />

Przybyszewski Stanisław 23<br />

Raczek Jan 99<br />

Regnowska Marta 73, 78, 79<br />

Rodzik Ryszard 28<br />

Rokicki Jarosław 7<br />

Rosół Stanisław 94<br />

Roszko Janusz 94<br />

Różewicz Tadeusz 23, 41, 86, 96, 103<br />

Rusin Stefan 43<br />

Rychter-Janowska Stanisława 94<br />

Rutkiewicz Wanda 20<br />

Rzodkiewicz Joanna 44<br />

Salomon Joanna 61<br />

Smajdor Edward 93, 94<br />

Słowacki Juliusz 26, 39<br />

Sobieski Jan III 98<br />

Sosnowski Jerzy 15<br />

Stachura Edward 86<br />

Stabro Stanisław 48<br />

Stępień Jerzy 51, 52<br />

Stróżowski Władysław 7<br />

Sułkowska Danuta Maria 90, 91, 93, 98,<br />

100<br />

Szaja Tadeusz 97<br />

Szajerówna Jadwiga 94<br />

Szeliga Paweł 66, 67<br />

Szewińska Irena 19, 20<br />

Szlaga Krystyna 47, 48<br />

Szot Jan 100<br />

Sztaudynger Jan I. 39<br />

Szujski Jan 94<br />

Szymborska Wisława 9, 86, 103, 125<br />

Śliwiak Tadeusz 33, 41<br />

Ślusarczyk-Latos Józefa 9, 19, 20<br />

Świetlicki Marcin 15<br />

Tischner Józef 39<br />

Trakl Georg 13<br />

Trojanowski Jacek 72<br />

Toffler Alvin 74<br />

Torubs Andrzej Krzysztof 48, 49<br />

Tuwim Julian 96<br />

Twardowski Jan, ks. 26, 41, 51, 72<br />

Udziela Seweryn 94<br />

Valéry Paul 13<br />

Wabik Mateusz 36, 37<br />

Warzecha Andrzej 48<br />

Wasylewski Stanisław 94<br />

Wawrzkiewicz Marek 61, 131, 132<br />

Wawrzyński Marek 27, 42, 43, 57<br />

Welch Wolfgang 126<br />

Węgrzynowicz-Plichta Magdalena 69<br />

Widomska Stanisława 109, 110, 111<br />

Wiercioch Wojciech 39, 40<br />

Wirpsza Witold 33, 103<br />

Witkiewicz Stanisław Ignacy 39<br />

Wnęk Antoni 93<br />

Wojaczek Rafał 83, 86<br />

Wroński Szczęsny 49, 50<br />

Wyspiański Stanisław 94<br />

Zagajewski Adam 48<br />

Zemanek Alicja 9, 18, 19,<br />

Ziemianin Adam 48, 69<br />

Żeromski Stefan 94<br />

Żukowska Lidia 21, 22<br />

137

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!