MiesiÄcznik nr. 186 - ÅlÄ ski Klub Fantastyki
MiesiÄcznik nr. 186 - ÅlÄ ski Klub Fantastyki
MiesiÄcznik nr. 186 - ÅlÄ ski Klub Fantastyki
Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
Brandy Hall<br />
Wiadomoœci Bucklandu 182<br />
Prze³om wrzeœnia i paŸdziernika 2010 wg Rachuby Du¿ych Ludzi<br />
Lato skończyło się chłodem i deszczem i dopiero drugi tydzień jesieni przyniósł słońce,<br />
ale i też zimowe już prawie noce. Do ogrodowych porządków przedzimowych pozostało<br />
jeszcze trochę czasu, który wykorzystałem na redagowanie dalszej części przygód<br />
Galadona i hobbitów na drodze do Lorien.<br />
Poprzednia część doprowadziła nas do brodu na Brandywinie, gdzie wędrowcy porzucili<br />
drogę wodną i ruszyli gościńcem do zbiegu z Zieloną Ścieżką. Pogoda była upalna,<br />
mimo więc szczerych chęci do szybkiego marszu drogi ubywało bardzo powoli. Saradok<br />
zastanawiał się jak mijała podróż jego dziadkowi wiele już lat temu. Meriadok potrząsnął<br />
głową:<br />
- Nasz dziadek z Glorfindelem, wujem jego ukochanej Elirani, wędrował lasem i łąkami<br />
z domu Toma Bombadila do zbiegu Zielonej Ścieżki z gościńcem z Michel Delving,<br />
a my idziemy gościńcem. Jedno co się zmieniło przez te lata, to gościniec. Jak widać,<br />
jest porośnięty trawą i krzewami. Teraz tędy wędrują jeszcze kupcy sprzedający fajkowe<br />
ziele na południu, ale bardzo rzadko. Dlatego też cena ziela poszła bardzo silnie w górę.<br />
Ale gościniec jest dość wygodny. Jedyny problem to woda.<br />
Ale tu odezwał się Galadon:<br />
- Nie martwcie się, pod wieczór powinniśmy dojść do obozowiska nad małym jeziorkiem<br />
zasilanym potokiem. Miejsce jest bardzo piękne i gdyby nie to, że musimy jak najszybciej<br />
dostać się do Lorien, pobylibyśmy tam jeden piękny letni dzień. Ale do wieczora<br />
wody rzeczywiście nie będzie, więc pijcie umiarkowanie.<br />
Szli równym spokojnym krokiem, mijając kolejne łąki, łoziny, czasami kępki drzew.<br />
Przy jednej z nich, tuż po południu, zatrzymali się na krótki odpoczynek i posiłek.<br />
Wokół było całkiem pusto, tylko ptaki odzywały się raz po raz. Raz w oddali słychać<br />
było coś jakby tętent koni, ale nawet oczy elfa nie potrafiły wypatrzeć źródła dźwięku.<br />
Dalsza część drogi była równie monotonna, jak poranna. Dopiero gdy słońce zaczęło się<br />
chylić ku zachodowi, Galadon wstrzymał hobbitów:<br />
– Ktoś albo coś jest przed nami. Może to tylko wędrowcy, którzy zatrzymali się nad<br />
tym samym jeziorkiem, o którym wam mówiłem, a może… – Nie dokończył, podniósł tylko<br />
rękę i dodał półgłosem: - Idziemy powoli i cicho, a co zrobimy, okaże się nad jeziorkiem.<br />
Po pół godzinie cichego, ale za to wolnego marszu doszli do zagajnika. Głosy były raz<br />
cichsze, raz głośniejsze, aż wreszcie zaczęli rozróżniać pojedyncze słowa – nieznajomi<br />
używali języka ludzi, ale co jakiś czas słychać było słowa elfickie i krasnoludzie.<br />
– To musi być karawana kupiecka – doszedł do wniosku Galadon i śmiało przyspieszył.<br />
I rzeczywiście, po kilku minutach doszli do obozowiska, gdzie siedziało czterech ludzi,<br />
dwóch krasnoludów i elf. Gdy zaczęli się witać, z lasku wyszła para hobbitów. Jak słusznie<br />
Galadon przypuszczał była to karawana kupiecka powracająca z Gondoru. Przy jeziorku<br />
pasły się kuce, a nawet konie. Siwy krasnolud o imieniu Furin wyjaśnił, że wieźli<br />
ozdoby wykonane przez krasnoludy mieszkające w Górach Błękitnych i ziele fajkowe<br />
z Shire. W Rohanie spotkali elfy, które niosły listy z Lorien do Minas Tirith. Teraz<br />
wiozą towary z Gondoru do Shire i w Góry Błękitne, a elfy udają się na daleką północ<br />
do Eriadoru nad jezioro Nenuial.<br />
Obie grupy razem zjadły kolację, a potem elfy odeszły z Galadonem na małą przechadzkę.<br />
Jak przypuszczał Saradok chcieli wymienić poufne wiadomości. Hobbici<br />
i krasnoludy zasiedli do palenia fajek i wymiany nowinek.<br />
Ale o tym następnym razem.<br />
Wasz Bilbo Brandybuck<br />
21