Miesięcznik nr. 186 - Śląski Klub Fantastyki

Miesięcznik nr. 186 - Śląski Klub Fantastyki Miesięcznik nr. 186 - Śląski Klub Fantastyki

05.02.2015 Views

terowie, mimo samobójczego nieraz zachowania, wychodzą cało z najgorszych tarapatów, a ich przeciwnicy to postacie nie tyle niepokojące, co zwyczajnie karykaturalne. Wybór podobnej konwencji do pewnego stopnia można usprawiedliwić odwołaniami do dziewiętnastowiecznej literatury przygodowej – naiwność niektórych fabularnych rozwiązań byłaby wtedy nie autorskim potknięciem, lecz świadomym nawiązaniem. Kłopot jednak w tym, że awanturnicze wątki to tylko część książki, bo są i tu fragmenty zupełnie inne, bardziej refleksyjne i nastrojowe. I trudno zgadywać, czy jest w tym jakiś głębszy zamysł czy też może autorzy nie do końca potrafili się porozumieć, w jakim kierunku poprowadzić fabułę – dość, że w rezultacie Maszyna... sprawia wrażenie książki nierównej. Zawodzi też w moim przekonaniu główny bohater, którego mimo wysiłków obu pisarzy (obdarzają go bogatą przeszłością) nie sposób polubić. I żeby chociaż Mallory był irytujący czy niesympatyczny – ale też nie, on jest, niestety, po prostu obojętny, a to sprawia, że akcję śledzi się z niejakim trudem – zwłaszcza na początku, gdy jeszcze nie wiadomo, o co w książce chodzi. Na szczęście wszystkie te niedoskonałości wynagradza przemyślany, oryginalny i ciekawy świat. I właśnie dla niego warto książkę przeczytać, niezależnie od tego, czy sądzimy, że o steampunku wiemy wszystko, czy też moda na dziewiętnastowieczną, fantastyczną technologię jak dotąd nas ominęła. Dla czytelników z grupy pierwszej jest to bowiem pozycja, której wstyd nie znać (klasyka gatunku, bądź co bądź), dla drugich natomiast odkrywanie nowej, niezwykłej rzeczywistości będzie czystą przyjemnością. Anna Kańtoch William Gibson, Bruce Sterling: Maszyna różnicowa (The Difference Engine). Przeł. Piotr W. Cholewa. MAG, Warszawa 2010. Skąd przyjechał ten tramwaj Czytanie opowiadań fantastycznych sprzed czterdziestu i więcej lat to jakby podróż wehikułem czasu: zanurzamy się w czasy cokolwiek zamierzchłe, znów dotykamy ich problemów, nadziei i obaw. Jeśli w dodatku są to teksty pisarza, który już po ich napisaniu osiągnął wielkość jako powieściopisarz, możemy obserwować dojrzewanie talentu i światopoglądu, drogę, jaka prowadziła od błahostek z debiutanckiego zbiorku do powieści, które ćwierć wieku po napisaniu wciąż czytamy z uwagą i podziwem. Relacja z pierwszej ręki Janusza A. Zajdla jest właśnie taką podróżą. Najstarsze opowiadanie (Ekstrapolowany koniec świata) pochodzi z ok 1960 r., jest więc dziełem dwudziestoparolatka, najnowsze (Wyjątkowo trudny teren) – z końca 1984 r., powstało więc już po wielkich powieściach Zajdla. Żadne tych dwu nie jest szczególną ozdobą tego tomu, widać w nich jednak rodzenie się, a potem uwiąd wielkiego talentu, złamanego przez śmiertelną chorobę. Opowiadania te są – z nielicznymi wyjątkami – dobrze pomyślane i sprawnie napisane, zwięzłe (to coraz rzadsza zaleta) i zazwyczaj z humorem. Są też na ogół oparte na jednym pomyśle. Podejmują – oprócz tekstów najpóźniejszych – tematy typowe dla fantastyki naukowej tzw. wielkiej epoki: eksploracja Kosmosu, odkrycia fizyczne i matematyczne, euhemerystyczna interpretacja powstania religii etc., a narratorem jest na ogół człowiek nauki, a nie detektyw, dziennikarz czy żołnierz. Świat jest w nich przedstawiany jako zasadniczo przejrzysty, wolny od 14

nierozwiązalnych tajemnic, choć pełen problemów do rozwiązania (stąd m.in. tak wiele wstawek popularyzatorskich, przybliżających awangardowe lub dopiero przewidywane wówczas osiągnięcia nauki). Dopiero w późniejszych, „socjologizujących” opowiadaniach wiarygodność postrzeganego świata zostaje zakwestionowana. Niektóre z tych pomysłów nie są oryginalne:– czasem nietrudno dopatrzeć się wpływów Lema (Bunt, Gra w zielone), Jad mantezji jest odległym echem Lilii życia Malcolma Jamesona (Rakietowe szlaki z 1958 r.), a ...et in pulverem reverteris – zapewne nieświadomą reminiscencją rosyjskiego opowiadanka, „antykapitalistycznego” i okrutnego tam, gdzie Zajdel jest komiczny: świat wprawdzie nie ulegał zagładzie, ale „przeterminowany” pies zapadał na wściekliznę etc. (tytułu ani autora nie pomnę, czytałem je w Na przełaj w latach sześćdziesiątych, więc Zajdel zapewne też). To nie jest zarzut – rozwój literatury jest w znacznej mierze przetwarzaniem już istniejących pomysłów, i na ogół pisarz od tego zaczyna, zanim wprowadza nowe idee i pomysły. Warto jednak zauważyć zdumiewającą zbieżność opowiadania Sami (1962 r.) z Non stop Aldissa, która ukazała się cztery lata wcześniej(w orw oryginale w tym samym roku, a także to, że w Diabelskim młynie mamy pomysł, kluczowy dla Paradyzji, zaś w Adaptacji – właściwie szkic, pierwszą przymiarkę do tej powieści. Ich porównanie pokazuje, że Zajdel był raczej „urodzonym” powieściopisarzem, a nowelistyka była jedynie droga do większej formy. Na koniec wrócę do Ekstrapolowanego końca świata, opowiadania zdecydowane nieudanego literacko, ale zapowiadającego już (ok. 1960 r.!) dojrzałego Zajdla z jego najlepszych utworów. Zawarta w nim krytyka postępu technologicznego brzmi zaskakująco nowocześnie, podobnie jak (niestety) pomysł wyjścia z kryzysu przez usunięcie „zbędnej” nadwyżki rodzaju ludzkiego, podjęty potem przez Klub Rzymski. A co dopiero mówić o poincie (nie zdradzę!), która w świecie „reklamokracji” wydaje się coraz bardziej aktualna... I jeszcze jedno. Opowiadanie Wyższe racje zostało określone jako „z teki pośmiertnej”, co znaczy, że nie było ono dotychczas publikowane. Tymczasem z całą pewnością czytałem je w 1980 lub 1981 r. w jakimś czasopiśmie, chyba studenckim; pomysł wpłacania honorariów za dzieła nieopublikowane, i to w zależności od niewydanego nakładu jest tak oryginalny, że nie ma tu mowy o pomyłce. Pamiętam nawet, że tekst był zilustrowany dość pokracznym obrazkiem, przedstawiającym urzędasa za biurkiem i autora w proszalnej pozie, ze zwojem (plikiem) pod pachą. Tadeusz A. Olszański Janusz A. Zajdel: Relacja z pierwszej ręki. Wyd. SuperNOWA, Warszawa 2010 Rys. Małgorzata Pudlik 15

nierozwiązalnych tajemnic, choć pełen problemów do rozwiązania (stąd m.in. tak wiele wstawek<br />

popularyzatorskich, przybliżających awangardowe lub dopiero przewidywane wówczas<br />

osiągnięcia nauki). Dopiero w późniejszych, „socjologizujących” opowiadaniach wiarygodność<br />

postrzeganego świata zostaje zakwestionowana.<br />

Niektóre z tych pomysłów nie są oryginalne:– czasem nietrudno dopatrzeć się wpływów<br />

Lema (Bunt, Gra w zielone), Jad mantezji jest odległym echem Lilii życia Malcolma Jamesona<br />

(Rakietowe szlaki z 1958 r.), a ...et in pulverem reverteris – zapewne nieświadomą reminiscencją<br />

rosyjskiego opowiadanka, „antykapitalistycznego” i okrutnego tam, gdzie Zajdel jest komiczny:<br />

świat wprawdzie nie ulegał zagładzie, ale „przeterminowany” pies zapadał na wściekliznę etc.<br />

(tytułu ani autora nie pomnę, czytałem je w Na przełaj w latach sześćdziesiątych, więc Zajdel<br />

zapewne też). To nie jest zarzut – rozwój literatury jest w znacznej mierze przetwarzaniem już<br />

istniejących pomysłów, i na ogół pisarz od tego zaczyna, zanim wprowadza nowe idee i pomysły.<br />

Warto jednak zauważyć zdumiewającą zbieżność opowiadania Sami (1962 r.) z Non stop<br />

Aldissa, która ukazała się cztery lata wcześniej(w orw oryginale w tym samym roku, a także<br />

to, że w Diabelskim młynie mamy pomysł, kluczowy dla Paradyzji, zaś w Adaptacji – właściwie<br />

szkic, pierwszą przymiarkę do tej powieści. Ich porównanie pokazuje, że Zajdel był raczej „urodzonym”<br />

powieściopisarzem, a nowelistyka była jedynie droga do większej formy.<br />

Na koniec wrócę do Ekstrapolowanego końca świata, opowiadania zdecydowane nieudanego<br />

literacko, ale zapowiadającego już (ok. 1960 r.!) dojrzałego Zajdla z jego najlepszych utworów.<br />

Zawarta w nim krytyka postępu technologicznego brzmi zaskakująco nowocześnie, podobnie<br />

jak (niestety) pomysł wyjścia z kryzysu przez usunięcie „zbędnej” nadwyżki rodzaju ludzkiego,<br />

podjęty potem przez <strong>Klub</strong> Rzymski. A co dopiero mówić o poincie (nie zdradzę!), która w świecie<br />

„reklamokracji” wydaje się coraz bardziej aktualna...<br />

I jeszcze jedno. Opowiadanie Wyższe racje zostało określone jako „z teki pośmiertnej”,<br />

co znaczy, że nie było ono dotychczas publikowane. Tymczasem z całą pewnością czytałem je<br />

w 1980 lub 1981 r. w jakimś czasopiśmie, chyba studenckim; pomysł wpłacania honorariów za<br />

dzieła nieopublikowane, i to w zależności od niewydanego nakładu jest tak oryginalny, że nie<br />

ma tu mowy o pomyłce. Pamiętam nawet, że tekst był zilustrowany dość pokracznym obrazkiem,<br />

przedstawiającym urzędasa za biurkiem i autora w proszalnej pozie, ze zwojem (plikiem)<br />

pod pachą.<br />

Tadeusz A. Olszański<br />

Janusz A. Zajdel: Relacja z pierwszej ręki. Wyd. SuperNOWA, Warszawa 2010<br />

Rys. Małgorzata Pudlik<br />

15

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!