Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
Sowy i koczkodany<br />
czyli<br />
sowizdrzalskie legendarium Mistrza Andrzeja<br />
Nowa książka Andrzeja Sapkowskiego nie jest, wbrew<br />
wyeksponowanemu na okładce podtytułowi „kompendium wiedzy<br />
o literaturze fantasy”. To – zgodnie z właściwym, cokolwiek<br />
„zamaskowanym” tytułem – „rękopis znaleziony w smoczej jaskini”,<br />
kolejne dzieło literatury fantastycznej, jakie wyszło spod pióra tego<br />
autora. Jeśli – zgodnie z jego zamiarem – potraktujemy je jako<br />
„świetlistą nić”, mającą nas przeprowadzić przez labirynt literatury<br />
fantasy, raczej zeń nie wyjdziemy. A przynajmniej nie tam, gdzie<br />
byśmy chcieli.<br />
Owszem, Rękopis... zawiera elementy wiedzy. Pisząc o historii<br />
i teorii gatunku fantasy jest Sapkowski wiarygodny (choć i tam byłoby<br />
się o co pospierać, jak np. czy można do jej „ojców założycieli”<br />
zaliczyć Helenę Bławatską, i czy H.R. Haggard rzeczywiście wywarł wpływ na Tolkiena). Ale<br />
główna część książki, podzielony na trzy części słownik encyklopedyczny, zawiera tak wiele<br />
błędów, dowolności i zmyśleń, że można traktować go jedynie jako dzieło literackie, jako<br />
rozbudowany Bestiariusz Sapkowskiego (tytuł rozdziału IX). Autor zresztą uprzedza o tym,<br />
pisząc we wstępie do rozdziału VII, że ma on „bardziej bawić, niż uczyć”. Niestety, we wstępie<br />
do rozdziału X, znanego (we fragmentach) z Nowej Fantastyki, pisze Sapkowski, że teraz będzie<br />
pisał już „poważnie i naukowo”. A tam właśnie jest najwięcej wspomnianych błędów, dowolności<br />
i zmyśleń.<br />
Nie znam się na wszystkim, o czym pisze Sapkowski. Na paru jednak tematach się znam.<br />
I jeśli tam znajduję błąd na błędzie, podejrzewam, że i na innych polach jest podobnie.<br />
Otóż znam się na twórczości J.R.R. Tolkiena. Złości mnie, gdy czytam „trylogia” o Władcy<br />
Pierścieni, bo jest to powieść podzielona na sześć ksiąg, wydawana w trzech tomach głównie<br />
ze względów technicznych. Ale w bibliografii do hasła ORK nasz autor przypisał Tolkienowi<br />
nieznane mi dzieło Trylogia Pierścienia (gdzie był redaktor!). I gdybyż tylko to...<br />
Tolkien nie zaczął pisać Władcy Pierścieni w 1936, a pod koniec 1937 r.; nie wprowadził<br />
formy dwarves by zdystansować się odejść od disneyowskiego stereotypu (od bajek dla dzieci –<br />
owszem), bo Hobbit ukazał się w 1937 r., na rok przed premierą Śpiącej Królewny. Słowo<br />
„ork” nie jest neologizmem Tolkiena, co zresztą jasno wynika z treści odpowiedniego hasła.<br />
Zaprezentowane pochodzenie nazwy „hobbit” jest zmyśleniem; nie rozstrzygam: Sapkowskiego<br />
czy kogoś innego; biografom Tolkiena nie jest znana miejscowość Hobbingen, w której miałby<br />
on mieszkać. Nazwa „Kolbitar” oznacza po islandzku ludzi leżących tuż przy ogniu, ale nie<br />
wybrano jej na nazwę klubu dlatego, by oksfordzcy filolodzy tłoczyli się przy kominku.<br />
Saruman, jako żywo, nie jest postacią trickstera, ambiwalentnego moralnie kpiarza,<br />
przechery, złośliwego szkodnika. Sam Gamgee jest bez wątpienia sługą, a nie „druhem<br />
z dzieciństwa” Froda, jest odeń zresztą dwanaście lat młodszy. I oczywiście to nie Bilbo<br />
przetrzymał trolle do wschodu słońca, ale Gandalf.<br />
Pan Gawen i Zielony Rycerz to nie „opracowanie” Tolkiena ale jego tłumaczenie, i ze<br />
średnioangielskiego, a nie staroangielskiego (średnioangielski to archaiczna angielszczyzna,<br />
z niejakim trudem zrozumiała dla współczesnego Anglika; staroangielski vel anglosaski to<br />
zupełnie inny, choć pokrewny język). W streszczeniu tej opowieści jest kilka istotnych błędów:<br />
19