28.01.2015 Views

Nr 482, lipiec 1995 - Znak

Nr 482, lipiec 1995 - Znak

Nr 482, lipiec 1995 - Znak

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

ZESPOL • STEFAN SWIEZAWSKI, STANISLAW STOMMA, JERZY TURO­<br />

WICZ, STEFAN WILKANOWICZ, JACEK WOtNIAKOWSKI,<br />

HALINA BORTNOWSKA, STANISLAW GRYGIEL, MAREK<br />

SKWARNICKI, WLADYSlAW STR6zEWSKI, TOMASZ FIAL­<br />

KOWSKI<br />

REDAKCJA • KRYSTYNA CZERNI, JAR OSlAW GOWIN (redaktor naczelny),<br />

JAN ANDRZEJ KLOCZOWSKI OP, IZABELLA SARIUSZr-SKAP­<br />

SKA , KAROL TARNOWSKI, LUKASZ TISCHNER (p .o. sekretarza<br />

redakcji), STEFAN WILKANOWICZ (przewodnicZ4cy Fundacji KUltury<br />

Cbrze.scijariskiej ZNAK), ELZBIETA WOLICKA, HENRYK<br />

WO:lNIAKOWSKI, DOROTA ZANKO<br />

adres redakcji<br />

i administracji • 30-105 Krakow, Kosciuszki 37, ] p., tel. 21-89-20, fax 21-98-14<br />

CYTAT NUMERU:<br />

Stanowcze odmaterializowanie kultu w nowych wsp6lnotach chrzeScijanskich<br />

stanie siy wyzwaniem do jego wzmocnienia p o stronie katolickiej.<br />

Dose radykalnej spiritualizacji przeciwstawi ono "przybranie na wadze".<br />

Skoro nowi chrzescijanie rezygnowali ze swi~tych wizerunk6w i wyszydzali<br />

je, starzy tym bardzieJ ich bronili, oddawali im czese. W ten spos6b nawet<br />

drugorzydne prawdy i praktyki, atakowane przez refonnacj~, byd4 w Kosciele<br />

stopniowo zajmowae miejsce centralne i istotne. Umieszcz4 je tam nie<br />

tyle bardziej pod tym wzgl~dem wywazone uchwaly Soboru, co potrzeby<br />

masowej poboZnosci, z kt6rymi duszpasterze musieli, chcieli i umieli si~<br />

liczye.<br />

Jan Kracik, ReligijnoH: baroku<br />

Numer wydany przy pomocy finansowej Ministerstwa K ultury i Sztuki<br />

Na okladce dzi~ki uprzejmoSci de. Zbigniewa Porczynskiego wykorzystalismy obraz<br />

Jana Breughla, Hendrika van BaJena, Aniol z chuslq sw. Weroniki w oloku z kwialow,<br />

pochodz4cy z kolekcji im. Jana Pawla n.


ZNAK<br />

MIESIF;CZNIK LIPIEC<br />

IKRAK6w<br />

ROKXLVII<br />

NR <strong>482</strong> (7)<br />

<strong>1995</strong><br />

TREse ZESZYTU:<br />

ad redakcji 3<br />

Andrzej Borowski<br />

CO NAM DzrSIAJ PO BAROKU ____________ 4<br />

Ks. Jan Kracik<br />

RELIGIJNOSC BAROKU<br />

Przejaw reformy katoliekiej ezy kontrreformaeji 10<br />

Afiguelde Un~no<br />

ELGRECO<br />

Hum. Henryk Womiakowski 17<br />

Afiroslawa Hanusiewicz<br />

ZMYSLOWY SWIAT WYOBRAZNI RELIGlJNEJ<br />

POET6w "SARMACKICH" 24<br />

Wlodzimierz Gakwicz<br />

MI~DZY FANTAZJJ\ AWIARJ\<br />

o hipotezie zlosliwego dueha w Medytacjach Kartezjusza ___ 38<br />

Andrzej Chlopecki<br />

BACH POSTMODERNISTYCZNY 53<br />

Aficluljlo Lomonosow<br />

ODY DUCHOWNE<br />

Hum. Adam Pomorski 61<br />

Gawrila Dieri;awin<br />

WIERSZE<br />

Hum. Adam Pomorski 64


MIEJSCA WSP6LNE <br />

Jan Bloriski<br />

UPARTE TRWANIE BAROKU 69<br />

Wojckch Bonowicz<br />

TRADYCIA OClYWISTA <br />

Kitka uwag 0 recepcji baroku w polskiej poezji wsp6lczesnej 76 <br />

Czeslaw Herruu<br />

DZIEDZICfWA I ANALOGIE<br />

Janusz Tazhir<br />

BAROK WCIJ\Z iYwY<br />

Tadeusz Chrzanowski<br />

BAROKOWE TRZY PO TRZY<br />

Antoni Czyt<br />

BAROK NIEZNISZCZALNY _<br />

Jacek Kacunarski<br />

RUCH I TRWANIE<br />

Moje barokowe asocjacje<br />

M6J BAROK<br />

________ ___ _<br />

___________ _<br />

_ _ ____ ______ _<br />

ZDARZENIA - KSll\iKI - LUDZIE<br />

Grzegorz Chrzanowski OP<br />

SWIJ\TYNIA ZBUDOWANA WCZASIE<br />

Roman M azurkiewicz<br />

STAROPOLSKIB ZASWIATY ___ _ ___ _ ____<br />

114<br />

119<br />

Jerzy S~mura<br />

ezy MOZNANAUCE SI~ POSWI~IC<br />

I RELlGIJNOSC ZACHOWAC _ _<br />

_________ _<br />

Aneta M azur<br />

"DE PROFUNDIS" HISTORYKA<br />

133<br />

Jan Kielbasa<br />

FILOZOFIA:WIEZA Z KOSCI SLON IOWEJ<br />

CZY INSTYTUCJA PUBLICZNA 137<br />

Bronislaw Wildstein<br />

UCIECZKA DO KRESU NATURY 142<br />

Janina Katz- Hewetson<br />

LIST Z KOPENHAGI<br />

TYCHO BRAHE 151<br />

Krystyna Czerni<br />

crnAJAC MIESlijCZNIKI<br />

pO\\'R6T DO EDENU ___.___________ 154<br />

SUMMARY<br />

SOMMA IRE ___ _ ___ ___________<br />

85<br />

90<br />

100<br />

105<br />

111<br />

125<br />

159<br />

160


OD REDAKCn<br />

Czy w obliczu autorytetu naukowych studi6w nad XVII wiekiem moina<br />

wciqi naiwnie utrzymywae. ie stulecie owo bylo okresem trwania jednorodnego.<br />

latwo uchwytnego i sciSle skodyjik()wanego kulturowego prqdu Barok<br />

proteuszowq ma natur(}! Byl czasem ugruntowania si(} podzial6w w lonie<br />

chrzescijwistwa. co jednak pozwolilo przebudzic s~ Kosciolowi z duchowego<br />

letargu. Wiekiem rozumu. bezsilnego wszelako wobec "nieskofzczonej mnogosci<br />

rzeczy. kt6re go przerastajq" (Pascal). Rozkwitu nauki. kt6ra coraz<br />

bardziej oddalala si(} od teologii. W malarstwie zaS CZ(}sto. jak dowodzi<br />

Wislawa Szymborska. epokq nietolerancji wobec chudych czy wr(}cz ich<br />

banicji... Moie zatem miast 0 baroku lepiej m6wie. jak proponuje Andrzej<br />

Borowski. 0 barokizmie - amalgamacie przeciwiefzstw. pluralizmie prqd6w<br />

i wiar w swiecie. ktory utracil niewmno.M jednomyslnosci<br />

Poszukujqc w kulturze tamtych czas6w ir6del wsp6lczesnosci. odnaJdujqc<br />

powmowactwa i rOinice. staraliSmy si(} uwzgl(}dnie moiliwie wiele aspektow<br />

i skladnikow barokowej "kl(}ski urodzaju". PodzieliliSmy zeszyt na trzy<br />

cz(}sci. W pierwszej znalazly si(} artykuly problemowe. Obok wspomnianego<br />

tekstu Andrzeja Borowskiego umiescilismy tu krytyk(} antyekumenicznego<br />

przeslania Soboru Trydenckiego autorstwa ks. Jana Kracika. esej Miroslawy<br />

Hanusiewicz 0 korzeniach polskiej religijnosci. w kt6rej nieskofzczenie odleglego<br />

Boga przybliia Jego zmyslowy wizerunek. Wlodzimierz Galewicz z kolei<br />

w artykule 0 Kartezjanskiej hipotezie zlosliwego demona odslania hamletycznq<br />

chwiejnosc epistemologicznej pewnosci XVII-wiecznego racjonalizmu.<br />

Wreszcie Andrzej Chlopecki sledzi niezwyklq przygod(} muzyki wsp61czesnej<br />

- rehahilitacj(} muzyki Bacha. a dzi(}ki niemu Tradycji. ktorq zapoczqtkowali...<br />

wiedefzscy dodekafoniSci. Literackim kontrapunktemjest esej Miguela<br />

de Unamuno 0 EI Greco. poprzedniku baroku i odkrywcy hiszpafzskiej<br />

duszy. a takie marinistyczne w duchu. choe dopiero XVIII- czy nawet<br />

XIX-wieczne wiersze-medytacje Michaila Lomonosowa (slynnego przyrodnika<br />

i poety) i Gawrily Dieriawina.<br />

Podblok zatytulowany "Miejsca wsp6lne" dostarcza niezbitych dowodow<br />

na to. ie barokowy nurt. wykazujqc si(} chytrosciq. bezustannie plynql przez<br />

nast(}pne stulecia i wytryska na naszych oczach wielosciq krynic. 0 Miloszu<br />

i Gombrowiczu pisze Jan Blofzski. 0 polskiej poezji ostatnich kilku dekad<br />

- Wojciech Bonowicz. Czeslaw Hernas odslania przyczyny atrakcyjnosci<br />

barokowych poetyk. z kolei Janusz Tazbir bacznie sledzi kolejne metamorfozy<br />

sarmatyzmu.<br />

Barokowq cz(}se numeru zamykajq glosy Tadeusza Chrzanowskiego.<br />

Antoniego Czyia i Jacka Kaczmarskiego. ktorzy w cyklu "M6j barok"<br />

zwierzajq si(} ze swoich fascynacji kulturq XVII wieku i zach(}cajq do<br />

osobistej rej1eksji nad pytaniem "CM mi dzisiaj po baroku"


ANDRZEJ BOROWSKI <br />

CO NAM DZISIAJ <br />

PO BAROKU <br />

Odchodzi w przeszlosc "neo-linneuszowy" paradygmat wiedzy 0 literaturze.<br />

Ronnaitego rodzaju "atlasy" i "zielniki" literackie wydajll sil(:<br />

potrzebne jui: tylko nauezycielom i uezniom szkol srednich. MoZe bardziej<br />

nauezycielom Oni to bowiem pozostali z calym tym klopotem: jaka<br />

etykieta, ktore pudelko, ktore miejsce w danym rZ¢zie Takiej wiedzy<br />

wymaga wcilli: jeszcze encyklopedyeznie skonstruowany program nauezania,<br />

0 to "pytaj:t" uczniow w czasie matury. Pisarz "renesansowy" czy<br />

juL. "barokowy" 1m bardziej zwil(:zla i zd ecydowana pada odpowiedz,<br />

tyro "lepiej".<br />

Dlatego tei: moje pytanie tytwowe. I moja odpowiedz: nie mi po ta1cim<br />

"baroku", pisanym przewamie mal:t liter:t, wil(:C myl:tco podobnym do<br />

okreSlenia w potocznym jl(:zyku nacechowanego ujemnie, prawie Ze wyzwiska:<br />

"barok" czyli "przesada", "przewaga formy nad treki:j,", "udziwnianie".<br />

Smutne, ale wci:ti: prawdziwe.<br />

A przeciei: widocznie Zywy jest w kulturze wspolczesnej i Zywo oddzialuje<br />

nurt, ktory nazwac moma " barokizmem';, tak jak "renesansyzmem"<br />

nazwano kied)'s uwielbienie dla Renesansu Zywione w d rugiej<br />

polowie XIX wieku. Ow "barokizm" , 0 ktorym mysll(:, zacz:tl sil(: w Polsce<br />

powojennej w latach 60. jako przejaw glrrbszych zainteresowan dawn:t<br />

literatufli i kultur:t rodzimll, a taki:e europejskll. Zapewne znacznll roll(:<br />

odegral w genezie tego zjawiska naturalny sprzeciw wobec urzl(:dowo<br />

popieranych i zarazem upraszczanych w poprzedniej, tui: powojennej<br />

dekadzie przedstawien "procesu historycznoliterackiego", w ktorym moeno<br />

zideologizowany obraz "postl(:powego" humaninnu renesansowego<br />

przeciwstawiano (nie tylko u nas, na przyklad w Czechach znacznie<br />

ostrzejl) tzw. "barokowej reakcji" . Coi: w owczesnej sytuacji moglo bye<br />

bardziej nrrCllcego dla normalnych ludzi, anii:eli "katolicka, barokowa<br />

reakeja"! Z drugiej strony, mowillc serio, w polowie lat 60. trudno jui: bylo<br />

przyjmowa6 1atwowiemie schematyezne i utrwalone od poczlltkow naszego


co NAM DZISIAJ PO BAROKU<br />

5<br />

stulecia wyobrazenie 0 "epoce baroku" jako 0 czasach upadku kultury<br />

literackiej. Ogromny dorobek calego pokolenia filologow i historykow<br />

(przede wszystkim Aleksandra Briicknera i Romana Pilata), odslonil<br />

tymczasem rzeczywiste rozmiary i prawdziw~ urod~ materialu, lctory<br />

jeszcze trzydzieScl lat wczesniej ocenial jako "bardzo szczuply", studia zas<br />

nad nim jako "bardzo stosunkowo mlode" Julian Krzyzanowski (Barok na<br />

tie prqd6w romantycznych, w: Od sredniowiecza do baroku. Studia naukowo­<br />

-literackie, Warszawa 1938). Na poezj~ barokow~ zwrocila wtedy powszechniejsz~<br />

uwag~ wydana w popularnej serii wydawniczej antologia<br />

Jadwigi Sokolowskiej i Kazimiery Zukowskiej Poeci po/skiego baroku<br />

(t. 1-2, Warszawa 1965) z obszernym i nowatorskim wowczas wst~pem.<br />

Osobn~ zaslug~ dla wzniecenia zainteresowan estetyk~ barokow~ oraz jej<br />

odniesieniem do idei nurtuj~cych poetow tworz~cych w drugiej polowie<br />

XVI wieku miala swietna (czemuz nie wznawiana1) ksi~zka Jana Blonskiego<br />

Mikolaj S~p Szarzyflski a poczqtki po/skiego baroku (Krakow 1967).<br />

W owym czasie te i inne publikacje poswi~cone literaturze barokowej<br />

zbiegly siy z roczniq urodzin Williama Szekspira, ktora przyniosla nie<br />

tylko wznowienia i omowienia two rczo sci geniusza ze Stratfordu, lecz<br />

tatie przypomniala tworczosc wspolczesnych mu autorow epoki elzbietanskiej,<br />

w tym rowniei i tak zwanych "poetow metafizycznych". Wlasnie to<br />

niejasne i tym bardziej urzekaj~ce okreslenie cieszy si~ ti nas od owej chwili<br />

nieslabn~cym powodzeniem i rozumiane jest zazwyczaj jako nieomal<br />

synonim barokowej (czemu tylko barokowej) poezji ftIozoficzno--religijnej.<br />

Cz~sto obecne w tworczosci poetow barokowych dramatyczne pytania<br />

o sens Zycia, smierci, milosci czy cierpienia, dobitnie wyrazane pragnienie<br />

rozkoszy albo tei skrajnie przeciwne wobec takiej postawy deklaracje<br />

ascetyczne, a tatie rownie "nieobliczalna" jak uzewn~trzniana tam uczuciowosc,<br />

estetyka wypowiedzi - wszystko to w latach 60. bardzo silnie<br />

oddzialywalo na znudzonych srniertelnie czytelnikow, zanurzonych w nijakosci<br />

owczesnej "malej stabilizacji".<br />

Ijeszcze cos nas wtedy do barokowej literatury, zwlaszcza zas do prozy,<br />

przyci~galo: mianowicie "sarrnatyzrn". Kaidy, kto czytal Trylogi~, albo<br />

nawet te biedne dzieci, ktore zniech~cone do Sienkiewicza sledzily tylko na<br />

ekranie przygody Kmicica czy "pana Michala" (kiedys student wymienil to<br />

jako tytul powidcil), kazdy, powiadam, rna jakies soczewkowo zwi~zle<br />

i wyostrzone pojycie 0 "sarmatyzrnie". Odruchowo niernal wyczuwa siy<br />

w tym pojyciu formuly polskiej swiadomosci narodowej w jej postaci<br />

ostatecznie wykrystalizowanej, wlasnie siedemnastowiecznej. Wszystko, co<br />

powiedziano p6Zniej na tern at tozsamoSci polskiego charakteru narodowego,<br />

na temat naszego stosunku do "obcych", do "chrzescijanskiej Europy",<br />

do Boga ... - wszystko to wlasciwie s~ dodatki, albo tez zasadnicza<br />

z owymi stereotypami polernika. Otoz barokowy "sarmatyzm" przyci~gal<br />

magnetycznie i na przekor wszelkirn rozsqdnyrn przeslankom, koj~c do<br />

pewnego bodaj stopnia blizny i obolale poczucie godnosci, a zarazern<br />

bawi~c absurdaln~ pewnosci~ siebie.


6 ANDRZEI BOROWSKI<br />

Tak to bylo z pocz~tkami urzeczenia Barokiem w Polsce w latach 60.<br />

i 70. To urzeczenie trwa do dzis i przejawia si~ w rozmaitych fonnach<br />

tworczosci - od poetyckich aluzji Stanislawa Grochowiaka, Wislawy<br />

Szymborskiej czy Jerzego Harasymowicza albo pastiszu Kazimierza Wyki,<br />

Kazimierza Brandysa i innych, po eseistyk~ populam~ na przyklad Zbigniewa<br />

Kuchowicza. To wszystko, co kojarzy si~ dzisiaj potocznie z arcywzorem<br />

"kultury staropolskiej", jest wlasnie dziedzictwem rodzimego<br />

barokowego siedemnasto-- i osiemnastowiecznego "sannatyzmu".<br />

Rownoczdnie zaj~to si~ kultur~ literack~ w Europie rozkwitaj~c~<br />

pomi¢zy XVI a XVIII stuleciem. Czyniono to z wi~kszym nii: dotychczas<br />

rozmachem, porownawczo, odrzucaj~c naukowe przes~dy i uprzedzenia.<br />

Odpadly naklejki z dziel Corneille'a, Racine'a, Szekspira, Miltona i Calderona<br />

de la Barca. Utracily do pewnego stopnia magiczn~ sil~ wykluczaj~ce<br />

si~ rzekomo poj~ia klasycyzmu, manieryzmu, konceptyzmu<br />

i wreszcie Baroku rozumianego coraz bardziej wieloznacznie: najpierw<br />

stylowo (w opozycji do klasycyzmu jak tez i Rokoka), potem chronologicznie<br />

(jako okresu, w kt6rym ten styl panowal, czyli z grubsza byl to synonim<br />

tenninu wloskiego "seicento" - wieku XVII), wreszcie w znaczeniu pr~u,<br />

czyli w poj~u najszerszym, najbardziej dynamicznym. Mam wraienie, ze<br />

wci~z do napisania jest ksi~zka 0 tym trzecim wlasnie rozumieniu Baroku<br />

- 0 pr~dzie barokowym, 0 jego morfologii, 0 zasi~gu oddzialywania<br />

i 0 jego proteuszowych inkamacjach. Mamy bowiem dot~d bardzo dogodny<br />

punkt wyjscia:swietn~ syntez~ 0 k res u barokowego w akademickim<br />

podr~zniku Czeslawa Hemasa Barak (wiele wydan w duzej i w malej<br />

wersji), a takZe ambitnie altematywny wobec niej obraz e po k i w niedawno<br />

opublikowanej ksi~zce znakomitego znawcy literatury staropolskiej<br />

Janusza Pe1ca Barok - epoka przeciwienstw (Warszawa 1993). Poj~cie,<br />

kt6re przed stu latu bylo dla pioniera literaturoznawstawa barokowego<br />

Edwarda Por~bowicza okrdleniem stylowo wyrazistym (w kontrascie<br />

wobec renesansowego klasycyzmu), dzisiaj, stosowane w znaczeniu glownie<br />

ok res u literackiego, staje si~ coraz bardziej wieloznaczne. Rozci~gaj~ to<br />

okrdlenie i czyni~ je wie10znacznym wypelniaj~ce Barok konkretne zjawiska,<br />

kt6re poznajemy coraz dokladniej, bardziej wszechstronnie i bez<br />

przyjmowanych z gory zalozen. Hipostatyczny "czlowiek barokowy",<br />

niczym swego rodzaju "genotyp" okreslany na podstawie powtarzaj~cych<br />

si~ i powielanych przez teksty literackie cech osobowoSciowych, utracil,jak<br />

si~ zdaje, sw~ pierwotn~ atrakcyjnosc poznawcz~. Literaturoznawczy odpowiednik<br />

"Frankensteina" okazal swoj~ nieprzydatnosc zwlaszcza w odniesieniu<br />

do kategorii pr~du barokowego. W przypadku bowiem Odrodzenia<br />

skupionego na mode1owaniu czlowieczenstwa i na wychowawczej parenetyce<br />

literackiej taki paradygmat (np. "Renaissancemensch" rekonstruowany<br />

przez Jacoba Burckhardta) mial w koncu jakis sens rzeczywisty<br />

bo historyczny. N atorniast w przypadku Baroku podziwiae mozemy wlaSnie<br />

rozmaitosc, dynamik~ i "nieobliczalnosc" przedstawien czlowieka ukazywanego<br />

w rownie "nieprzewidywalnym", zazwyczaj fantastycznym krajobrazie.


co NAM DZISIAJ PO BAROKU<br />

7<br />

Otoi: "krajobraz" Baroku, lub, scislej mowi,!c, przestrzen barokowej<br />

kultury literackiej ... Coi: za urzekaj'!cy tematl Mam tu na mysli oczywiscie<br />

rzeczywist,! przestrzen kultury, wszystkie drogi i sciei:ki wiod,!ce do osrodkow<br />

wielkich jak Wieden, Paryi:, Rzym czy Amsterdam, przede wszystkim<br />

jednak do osrodkow sredniej i malej wielkosci. Albowiem Europa barokowej<br />

kultury literackiej, a taki:e w pewnym sensie i kultury artystycznej,<br />

to uklad przestrzenny wysoce w porownaniu z Renesansem "zdecentraIizowany".<br />

Molekulami tej decentralizacji miaiy si~ stac bardzo pr¢ko,<br />

bo w przeciClgu kilkudziesi~iu lat, osrodki szkolne, konkurencyjne dla<br />

sredniowiecznych i renesansowych uniwersytetow oraz "akademii", rozmaite<br />

szkoly humanistyczne, miejskie i zakonne, dwory magnackie i wreszcie<br />

miasta, w ktorych spotykano si~ na sejmach, sejmikach i na dorocznie<br />

urz'!dzanych jarmarkach.<br />

Zostawmy tymczasem Europ~ i spojrzmy na wieloj~zyczne, wielowyznaniowe<br />

ziemie Rzeczypospolitej Wielu Narodow - nie tylko "Obojga"<br />

przeciei:, ani nawet "Trojga", bo oprocz Polakow, Litwinow i Rusinow<br />

byla ona ojczyzn~ Zydow, Niemcow, Tatarow, Ormian, Szkotow, egzulantow<br />

holenderskich, tam osadnik6w angielskich. Od roku 1564 (pierwsze<br />

kolegium jezuickie w Braniewie, wi~c wlasnie na "prowincji"l) do konca<br />

stulecia powstalo 11 szkol tego typu w Rzeczypospolitej, w tym jeden<br />

uniwersytet jezuicki w Wilnie. Do konca wieku XVII bylo jui: na tym<br />

obszarze 46 kolegiow, zas do roku kasaty zakonu (1773) ai: 66 (w prowincji<br />

polskiej 35, a w prowincji litewskiej 31). Oto decentralizacja osrodkow<br />

kultury, taki:e i literackiej, spowodowana "zwaIczaniem" Reformy protestanckiej<br />

na obszarach najbardziej przez ni,! opanowanych. Podobne przyczyny<br />

"rozproszenia" osrodkow kuItury literackiej moina odczytae w 10­<br />

kaIizacji gimnazjow czy drukarn (zatem i "wydawnictw" w sensie dzisiejszym)<br />

innowierczych: Rakow, Leszno, Gdansk, Torun i inne. Byiy jeszcze<br />

i inne zjawiska, prywatne inicjatywy "mecenasow", takich jak Jan Zamoyski<br />

(miasto Zamosc z akademi~ i z osrodkiem intelektualnym czynnym<br />

w pierwszych dekadach XVII wieku) czy hetman Stanislaw Zolkiewski,<br />

zdobywca Moskwy w roku 1610, ktory w zaloi:onym przez niego midcie<br />

Zolkwi taki:e zaloi:yl szkol~ humanistyczn'!. Trzeba wreszcie brae pod<br />

uwag~ jeszcze inne osrodki: tzw. "kolonie uniwersyteckie" (od roku 1617)<br />

czy klasztory na przyklad bernardynow czy bazylianow.<br />

Wzorcem kulturowym, ktory cieszyl si~ na tym obszarze najwi~kszym<br />

autorytetem i ktory odzwierciedlal si~ r6wniei: i w literaturze, byl oczywiScie<br />

polski "sarmatyzm", czyli styl myslenia, pisania i noszenia si~ szlach ty<br />

polskiej. Sarmatyzm byl rzeczywiscie "polski" w sensie najgl~bszym, jako<br />

wyraz dojrzalej swiadomosci narodowej, ale czegoi: w tym stylu, w tej<br />

"formacji kUlturowej" (Janusz Maciejewski) nie odnajdujemy, jakie skrajnie<br />

przeciwstawne skladniki go wspohworzyly: "lacinskosc" i "orientalizm",<br />

rzymski katolicyzm i prawoslawie albo kalwinizm, pierwiastki<br />

sladowe zarowno wloskiego jak i w~gierskiego pochodzenia! Ostatnio<br />

coraz bardziej interesujemy si~ tworczosci,! literack,! "mniejszosci" w Rze­


8 ANDRZEJ BOROWSKI<br />

czypospolitej XVII i XVIII wieku, jesli tak anachronicmie moma nazwae<br />

wlaSnie Rusinow. Willze si~ to z poszukiwaniem przez kolegow filologow<br />

ukraitiskich, bialoruskich czy litewskich pierwocin ich literatur narodowych.<br />

Okazuje si~, i:e owe pierwociny wyrastaly z tej wlasnie gleby, to jest<br />

renesansow~arokowej polskiej kultury literackiej. A oto jeszcze inny,<br />

bardzo pocillgajllCY i ostatnio coraz cz~ciej podnoszony temat: tworczosc<br />

niemieckoj~zycma na obszarze Rzeczypospolitej w XVII-XVIII wieku,<br />

wtenczas jeszcze przeciez lllczllca, a nie dzieillca dwie wielkie kultury<br />

Buropy srodkowej. Czy wobec takiej rozmaitosci moma mowic 0 jednym<br />

tylko, alba 0 dwoch, alba 0 trzech nurtach tworczosci literackiej w epoce<br />

Baroku Coz zatem dopiero powiedziec 0 barokowej Europie, pomi¢zy<br />

Madrytem a Kijowem, gdzie w tamtejszym kolegium prawoslawnym,<br />

zrefonnowanym w roku 1632 na wzor uczelni jezuickich, wykladano t~<br />

sam~ poetyk~ i retoryk~ co w Krakowie, Wiedniu, Paryi:u czy Rzymie!<br />

Moma zreszt~ t~ os barokowej kultury literackiej przedluzyc az do<br />

Moskwy, ktora od roku 1687 miala swojll wlasn~ Akademi~ Slowiansko­<br />

-Grecko-Lacinsk~, czyli... "akademi~ europejsk~". To wlasnie oddzialywanie<br />

tej mi¢zy innymi instytucji sprawilo, iz "przypisuje si~ barokowi<br />

literackiemu na Rusi funkcje, jakie na Zachodzie pemil renesans" (paulina<br />

Lewin).<br />

Jakai: wi~ nieokielznana rozmaitose europejskiego pejzai:u kulturalnego<br />

w "dobie Baroku"! Jakie zroznicowanie wzorcOw przedstawien<br />

czlowieka i swiata, ktore moma wi~zac z tymi tak rozproszonymi, odleglymi<br />

od siebie srodowiskami narodowymi. Najbardziej jednak do owego<br />

zromicowania barokowych kultur literackich przyczynilo si~ wlasnie wtenczas<br />

ostatecme krzepni~cie swiadomosci narodowej.<br />

Dlatego jedn~ z najbardziej wymownych figur barokowej antropoiogii<br />

fIlozoficznej moze bye "Dafnida w drzewo bobkowe przemieniona" (temat<br />

manej rzeZby Berniniego i zarazem wielu utworow literackich wieku<br />

XVII). Na uchwycenie bowiem schematu "czlowieka barokowego" szanse<br />

nasze Sll rownie nikle jak szanse Apollina na pochwycenie owej nimfy,<br />

cOrki Peneusa.<br />

Zaczynamy przeto rewidowae rowniez i tradycyjn~ periodyzacj~, ktora<br />

przede wszystkim uwydatniala "schylkowosc" Renesansu na przelomie<br />

XVI i XVII wieku i ktora kaMe zjawisko z pierwszej polowy XVII stulecia<br />

starala si~ ukazae jako znami~ obecnosci Baroku w polskiej kuiturze<br />

literackiej. A przeciez naszym oczom ukazuje si~ nieco inny obraz: do iat<br />

30. czy 40. wieku XVII widae przeciez dynamiczny rozkwit kultury<br />

literackiej wyroslej na podloZu Renesansu (ksi~zka, szkola, teatr, tradycja<br />

klasyczna) i wlasnie dzi~ki temu oparciu kultury nowatorskiej, eksperymentuj~cej,<br />

kipi,!cej pomyslowosci~, konceptystycznej. Drugi rozdzial Baroku<br />

polskiego to kuitura literacka "po potopie" (szwedzkim), jakosciowo<br />

odrnienna, stopniowo si~ zamykaj,!ca, odwracaj,!ca si~ ku tradycji. To<br />

wlasnie Barok sarmacki, sarmacka "formacja kulturowa", ktorej urokom<br />

uiegala nie tylko prowincjonaina, choc wyksztalcona, bliska wsi sziachta,


CO NAM DZISIAJ PO BAROKU<br />

9<br />

lecz takZe wielcy, rowniez i umyslem, panowie. Latwa pseudosocjologia<br />

niczego tu jasniej nie wytlumaczy.<br />

Slldz~, ze to swoiste urzeczenie problematyk'l barokow'l, zarowno u nas<br />

jak i za granic'l, nie bierze si~ z zachwytu. Raczej z ciekawosci i z przeczucia,<br />

ze mamy do czynienia z zapisem dramatu czlowieka nowoczesnego.<br />

Prawie nowoczesnego. Przyznaj~, :i:e jest bardzo niewiele tekstow, ktore<br />

nazwalbym z czystym surnieniem "barokowymi" i ktore rownoczesnie<br />

wskazalbym jako moje ulubione. Dotyczy to moze zwlaszcza utworow tak<br />

zwanych "reJigijnych", czyli - mowi'lC poprawnie - takich, ktore pelnily<br />

kiedys funkcj~ modJitewn'l, Jiturgiczn'l, homiletyczn'l, apologetyczn'l, polerniczn'l<br />

itd. Sklaniaj'l one nie tyle do zachwytu, ile raczej do zadumy nad<br />

bezradnosci'l j~zyka artystycznego wobec tej strefy, ktor'l nazywamy<br />

"swi~tosci'l". Nie tylko 0 to zreszt'l idzie. Barok w literaturze to przeciez<br />

ostentacyjne, czasami wr~cz "nieprzyzwoicie" szczere sondowanie wlasnej<br />

obludy, bezradnosci, poczucia winy, granic absurdu. I zarazem Barok to<br />

heroiczne, moze tragiczne trwanie przy wielkosci, wznioslosci - tez wlasnej,<br />

choe niezasluzonej, niesamodzielnej. Do tego jeszcze przernijanie, rozklad,<br />

niestalose jako temat obsesyjnie powracaj'lcy, choe nie dopiero przez<br />

estetyk~ barokow'l wynaleziony, a przeciez jakze dojrzale, swiadomie<br />

i wszechstronnie wykorzystywany.<br />

Dlatego nic nam po "baroku", jdli mialaby ta nazwa pozostae nadal<br />

zaledwie etykietk'l doczepian'l do tekstow literackich i do bezbronnych<br />

wobec naszych poczynan indywidualnosci tworcow. Zapowiada si~ natorniast<br />

dalej trwaj'lca hossa dla badan nad pr'ldem barokowym, w ktorym<br />

odkrywamy bliskie naszym akurat czasom sklonnosci. Barok to przeciez<br />

jeden z powracaj'lcych "postmodernizmow", ktore na przekor estetykom<br />

normatywnym chCCl zawsze bye eklektyczne, niefunkcjonalne, przez to<br />

niezaleme. Ktore bez ceremonii poczynaj'l sobie tworczo (ale i wybiorczo)<br />

z zastanym kanonem wiedzy 0 kulturze i przyj~tym system em kryteriow.<br />

Ktore odrzucaj'l i mit a c j ~ wzorcow na rzecz emu I a c j i, posuwaj'l si~ do<br />

wsp6lzawodniczenia z kaidym arcydzielem, alba tez je rozbijaj'l na kawalki,<br />

aby zobaczye, co z tego wyniknie. S'ldz~, ze ozywienie studiow nad Barokiem<br />

w Europie i w Polsce w latach 60. nie bylo wi~c calkiem przypadkowe<br />

i nie jest tak:i:e dzisiaj oderwane od szerszych, nurtuj'lcych nasz'l kultur~<br />

w'ltpliwosci. Warto zacz'le pisaC t~ nazw~ duZ'lliter'l.<br />

Andrzej Borowski<br />

ANDRZEJ BOROWSKl, profesor, dyrektor lnstytutu Filoiogii Poiskiej VJ. Autor<br />

pubiikacji na temat literatury poiskiej i europejskiej epoki Renesansu i Baroku<br />

(ostatnio wydal m. in. Renesans. Warszawa 1992).


KS. JAN KRACIK <br />

RELIGIJNOSC BAROKU <br />

PRZEJAW REFORMY KATOLICKIEJ <br />

CZY KONTRREFORMACJI <br />

"Chyli si~ do upadku caly system zbudowany na postanowieniach<br />

Soboru Trydenckiego, system, ktory si~ ksztaltowal powoli od XVI wieku<br />

i panowal w Kosciele do ostatnich lat" - pisal wloski historyk w czasie, gdy<br />

konczllCY si~ II SohOr Watykanski rozpoczynal now~ epok~ Zycia Kosciola.<br />

1 Poprzednia, ktorej kulturowym ksztahem stal si~ barok, zdominowala<br />

cztery stulecia. Tak zakorzeniona fonnacja nie mija od razu, a proborn<br />

zast~pienia jej now~ towarzyszyc musz~ napi~ia, balansowanie<br />

i stopniowe realizacje. Spoiniony proces odbarokizowania KOScioia potrwa<br />

jeszcze, dziel~c losy historii niejednej reformy.<br />

Schemat jakby si~ powtarzal, takze na naszych oczach: dlugie odkladanie<br />

niezb¢nych przeksztalcen wzmoglo ich potrzeb~, ale podj~ta<br />

wreszcie decyzja aggiornamento polaryzuje stanowiska: entuzjasci napieraj~<br />

na przyspieszenie, zatrwo:i:eni tym ostroini nacjskaj~ hamulce, zas niezdecydowani<br />

czuj~ si~ zagubieni w owym zamieszaniu. Efekt zalezy od<br />

wielkoSci tych srodowisk oraz bilansu ich aktywnosci i znu:i:enia. TakZe od<br />

okolicznoSci zewn~trznych, ktorych nacisk rna wplyw nie tylko na tempo,<br />

ale i kierunek reform. 1m owa presja silniejsza, tym reforma szybsza, ale tei:<br />

i bardziej jednostronna (tu midci si~ podstawowa r6i:nica mi¢zy realizacj~<br />

Tridentinwn a Vaticanwn II), dokonywana w odruchu samoobrony lub<br />

harmonijnie. Tamt~ reperacj~, gdy min~lo bezposrednie zagroi:enie, w poczuciu<br />

ulgi i triumfu uznano za generalny remont. Kiedy jednak zabralo si~<br />

zan pokolenie inicjatorow ostatniego Soboru, w calej ostrosci ujawnily si~<br />

braki i dysproporcje barokowej reformy, dokonywanej ongis w warunkach<br />

"frontowych".<br />

W swiatlach II Soboru Watykanskiego widac wyraznie organiczne,<br />

a nie tylko wykonawcze braki trydenckiej fonnacji. Dorazny i niezb~dny<br />

1 G. Alberigo, NOMJe pog/qdy na Sobo, Trydencki, ..Concilium", Poznan 1968, s. 539.


RELIGIJNOSC BAROKU<br />

11<br />

opatrunek rani onego reforrnacj~ Kosciola, noszony zbyt diugo, przywad<br />

do ciala, staj~c si~ utrudniaj~c~ wzrost skoruN. Pozbycie si~ go jest dzis<br />

trudniejsze niz dwa wieki temu, gdy katolicka postae Oswiecenia usilowala<br />

rozlumie barokowy gorset. Nie udalo si~ to ani powszechnie, ani na stale.<br />

Poczucie zagro:i:enia przez liberalizm i socjalizm sprzyjalo zwieraniu szeregow<br />

wokol zastanej postaci katolicyzmu, jaki uksztaltowal si~ w dobie<br />

walki z wrogiem. Katolicyzmu skupionego na sobie, zwartego aZ po<br />

integryzm, naznaczonego bliznami. Wobec swiata byl on nieufny, dialogu<br />

z innymi chrzescijanarni si~ obawial, a naduzywania wolnosci przez czlowieka<br />

l~kal si~ bardziej niz jej braku. Skoncentrowany na duchowienstwie,<br />

wobec swieckich paternalistyczny. Na krytyk~ malo odpomy i niezbyt<br />

biegly w umiej~tnosci jej rozrozniania i wykorzystania. Lepszy w urz~dzaniu<br />

coraz nowych nabozenstw niz w przyblizaniu Biblii. Skupiony bardziej<br />

na utrzymaniu mas niz pozyskiwaniu elit, z natury mniej potulnych,<br />

bardziej sarnodzielnych.<br />

Jakie zatem byly w konkrecie historii owe mechanizmy kreuj~ce zespol<br />

takich a nie innych cech religijnosci potrydenckiej W jakim stopniu<br />

religijnose odziedziczon~ po sredniowieczu poddano oczyszczeniu z obcych<br />

chrze&cijanstwu pozostalosci, do jakiego zas stopnia tolerowano je, by nie<br />

zrazae wiernych, a protestanckiej krytyce nie przyznae zbyt wiele racji<br />

Inaczej mowi~c: powrot do :hodel czy pilnowanie tak:i:e bocznych doplywow,<br />

sprawdzonych w chrzeScijanstwie w jego kulturowym ksztalcie<br />

Czy zatem religijny dynarnizm baroku bral si~ z przeciwstawiania si~<br />

heretykom, czy raczej z obudzonej zarliwosci wewn~trznej Co bylo podstawowe,<br />

co wtorne Osobista wiara, ktor~ obroncy :i:yli na co dzien, choe<br />

zdarzalo si~ im zapomniee, ze innowierca to tez bliini Czy moze bezpardonowa<br />

walka 0 wyznaniowy monopol, a w tie nieco autokorekty, niezb~nej<br />

do utr~cenia co sluszniejszych zarzutow reforrnacji Jest zatem<br />

wystroj barokowej swi~tyni zlocistym gejzerem wytryskuj~cym z samego<br />

srodka wiary, czy tylko jej plastyczn~ propagand~, pomnikiem triumfalizmu<br />

i klotni~ z gol~ scian~ zboru JeSli zas nie jedno alba drugie, lecz to ito,<br />

pytanie zabrzmi: do jakiego stopnia<br />

Jest to podstawowe pytanie 0 wzajemny stosunek katolickiej reforrny<br />

do kontrreforrnacji. Historycy ci~g1e szukajl! na to pemiejszej odpowiedzi.<br />

Sarno okreSlenie poj~ i ich zakresu zaj~lo im sporo czasu, jako :i:e<br />

definiowanie utrudnia tu zarowno wielowarstwowose samych zjawisk, jak<br />

i rozbiezne zalo:i:enia historiozoficzne, a bywalo, Ze i swiatopogllldowe<br />

autorow.<br />

Jeszcze dzis cz~se historykow i publicystow okrdla roznorodnl! aktywnose<br />

potrydenckiego Kosciola jako kontrreforrnacj~. Inni unikajl! tej<br />

nazwy, posiugujl!c si~ rownie uogolniajl!cym terrninem "reforrna katolicka".<br />

Obydwa poj~cia uzupemiajl! si~ i dopiero razem ogamiajl! dwa<br />

przenikajl!ce si~, choe odr~bne aspekty historycznej rzeczywistosci. Alternatywne<br />

ich stosowanie zaciemnia obraz niesrusznl! generalizacjl!, sugerujl!c<br />

alb 0 jedynie konfrontacyjny, albo tez wyll!cznie samonaprawczy chara­


12 KS. JAN KRACIK<br />

kter zr6:i:nicowanej dzialalnosci Kosciola. Spor 0 jej natur~ jest dawniejszy<br />

niz sam rozlam chrzeScijanstwa.<br />

Dla ludzi sredniowiecza slowo reformatio (w lacinie klasycznej: reformare<br />

- przywracac czemus pierwotny ksztalt) oznaczalo naprawianie<br />

zdeformowanej instytucji spolecznej. W odniesieniu do Kosciola mial to<br />

bye powr6t do czystej, pierwotnej postaci obyczajow wspolnoty wierzllcych.<br />

Haslo reformy calego KOSciola, jego glowy i czlonk6w, przyswiecalo<br />

ruchom odnowy w XV wieku. Program Lutra i Kalwina objlll jednak<br />

r6wniez i rewizj~ doktryny oraz kultu, z zakwestionowaniero ich historycznego<br />

rozwoju, co katolicy uznali za pseudoreformfl: i nowinkarstwo, ktore<br />

zamiast reformowac deformujll reIigi~.<br />

W polowie XIX wieku pojawilo si~ pojmowanie reformacji jako rewolucji<br />

religijnej. W zwillZku z tym na oznaczenie przeciwstawnych dzialan<br />

katolickich w historiografii niemieckiej i anglosaskiej uzywano chfl:tnie<br />

terminu "restauracja", pojmowanego przewainie jako odzyskiwanie przez<br />

Kosciol utraconych pozycji. Historiografia marksistowska, dopatrzywszy<br />

sifl: w reformacji wczesnoburZuazyjnej rewolucji, uznala, ze w jej przebiegu<br />

religia stanowila jedynie ideowy or~z waIki 0 konkretne cele klasowe.<br />

Zwillzany z rozpadaj~ym si~ swiatem feudaInym KOSci61 bronil si~ przed<br />

przedstawicielami miejskiej, wczesnokapitaIistycznej fonnacji. (Wedlug tej<br />

diagnozy reformacja musialaby sifl: rozpocz~c w najnowoczeSniejszym<br />

kraju 6wczesnej Buropy, czyli we Wloszech, gdzie najwczesniej, jui: w XV<br />

wieku, w systemie opartym na podziale pracy i srodkow produkcji,<br />

prosperowaly banki i handlowe kartele.) KOScielne przeciwdzialanie zwolennicy<br />

materializrou historycznego ch~tnie wi~c zwaIi kontrreformacj~,<br />

jakkolwiek nie oni ow termin wymyslili. Po raz pierwszy uzyl go w roku<br />

1778 prawnik z Getyngi, Putter, w znaczeniu przywracania katoIicyzmu na<br />

terenach protestanckich. Leopold Ranke obj~l tyro poj~ciem taki:e r6ine<br />

przejawy wewn~trznej odnowy Kosciola.<br />

Tak poszerzonym rozumieniem kontrrefonnacji poslugiwala sifl: wifl:kszosc<br />

historykow PRL. Nie tylko propagandowe opracowania chfl:tnie<br />

akcentowaly cierone strony (nietolerancja, fanatyzm, zacofanie itd.) okrdlenia,<br />

brzmi~cego zlowrogo jak kontrrewolucja,a podobnie podatnego na<br />

mitologizujllcll obrobk~. Ukuty przez historiografi~ protestanck~, a u nas<br />

uzyty przez Stefan a Czarnowskiego tennin "reakcja katolicka" nie przyj~l<br />

si~. Ui:ywano go wszak ch~tnie, rzeczownikowo i przymiotnikowo, nie<br />

tylko w odniesieniu do odleglych procesow historycznych.<br />

Polscy historycy koscielni nie mieli przekonania do slowa "kontrreformacja".<br />

Zarowno starsze encyklopedie katolickie, jak i dawniejsze, a nawet<br />

nowsze (taki:e z roku 1974) podrfl:czniki historii Kosciola znajll tylko<br />

poj~ie reformy katolickiej, wzgl~nie trydenckiej. Jest to zatem uj~ie<br />

calkowicie przeciwstawne temu, jakie prezentowali autorzy pisz~cy z pozycji<br />

pozawyznaniowych.<br />

Sporll rol~ w uporz~dkowaniu poj~c i rozgraniczeniu zakresow znaczeniowych<br />

terminow katolicka refonna i kontrrefonnacja odegrala praca


RELIGIJNOSC BAROKU<br />

13<br />

Huberta Jedina Katholische Reformation oder Gegenreformation Reform~<br />

katolick~ (termin pojawil si~ juz w roku 1880, ale si~ wowczas nie przyj~l)<br />

byloby wi~, w odromieniu od reformy protestanckiej, to wszystko, co<br />

w okresie potrydenckim slui:ylo, w duchu tego soboru, usprawnieniu<br />

i unowoczesnieniu starych instytucji koscielnych (od Kurii Rzymskiej po<br />

bractwo parafialne), poprawie stanu wiedzy i obyczajow duchowienstwa<br />

(zakladanie seminariow, wzmocnienie nadzoru diecezjalnego), ulepszaniu<br />

duszpasterstwa, akcji charytatywnej, dzialalnosci misyjnej wsrOd pogan,<br />

powrotowi teologii do biblijnych i patrystycznych :hodel, reformie ksi~g<br />

liturgicznych (mszal, brewiarz) czy rozwojowi aseetyki lub mistyki. Przejawem<br />

zas kontrreformacji b¢~ nie tylko wojny religijne, antyprotestanckie<br />

delaety wydawane z blogoslawienstwem koscielnym przez wladc6w katolickich,<br />

nawracanie przy ui:yciu naciskow administracyjnych, lecz takze dyscyplinarne<br />

separowanie wiernych od niepoz~anych wplywow (indeks),<br />

obrona politycznych, gospodarczych i spolecznych prerogatyw duchowienstwa,<br />

triumfalizm, a nawet przyspieszenie reform (nie one same) wskutek<br />

protestanckiego zagrozenia.<br />

Wykazy te mozna oczywiscie wydlui:ac, lecz nie nalei:y wl~czac do nich<br />

ludzi i instytucji, jak papiestwo, kuria, nuncjatury czy biskupi, jako Ze<br />

przewamie te same u rz~ y i osoby zajmowaly si~ zarowno naprawianiem<br />

KoSciola od wewn~trz, jak jego obron~ i zwalczaniem wyznaniowych<br />

przeciwnikow. Trudno tez wydluzac list~ kontrreformacyjnych dzialan<br />

o oslawion~ nietoleran cj~ i powi~anie religii z polityk~, skoro byla to<br />

wspolna wlasciwosc wszystkich wi~kszych wyznan tej epoki.2<br />

Rozgraniczenie reformy katolickiej od kontrreformacji, uzasadnione<br />

rzeczowo i potrzebne poznawczo, rozdzie1a wprawdzie aspekty odr~bne,<br />

ale przenikaj~e si~ i wspolzaleme w wielu dziedzinach. Obszar i:ycia<br />

religijnego jest tu terenem szczegolnie narazonym na z1e skutki przeplatania<br />

si~ reformy z kont rreformacj~. Podstawowe szkody duchowe wynikaly ze<br />

stanu wojny, ktora nie tylko w swej wersji zbrojnej demoralizowala<br />

uczestnikow. Zreszt~ sam szcz~k or~za katolikow i protestant6w ustawal<br />

w podzielonym chrzescijanstwie zbyt rzadko, by mogly zagoic si~ emocjonalne<br />

rany i mogla wystygnll,c nienawisc. Sycila j~ takZe krew ludzka<br />

przelewana w rzeziach i pogromach, w katowniach i na placach straeen.<br />

Niezalei:nie od ilosci ofiar rozniecaniu emocji sluzyla szeroko rozwijana<br />

propaganda. Obie strony mialy swoich m~czen nik ow, kt6rych udr~ki<br />

- w kazaniach , drukach, rycinach - wystawiano na widok publiczny:<br />

sprawcom na pogn~bieni e, swoim na pobudzenie.<br />

Jedne tlumy profanowaly hostie, wyrzucaly z kosciolow relikwie, palily<br />

obrazy. lone rozwalaly zb ory, deptaly Bibli~, bezczeScily zwloki kaeerzy.<br />

Przemoc, jak zawsze, uciekala od samokrytyki. "Oeena moralna tortur<br />

i stosunek do stosu zalezal od tego, w jaldm ce1u byly zadawane oraz kogo<br />

spalono: wspo lwyznaw~ czy przeciwnika religijnego."3 Odrazaj~c~ postac<br />

• H . D. Wojtyska, Reformacja - reforma katolicka - Mnlrreformacja, "Roczniki Teologic211G­<br />

-Kanoniczne", t. 24: 1977, z. 4, s. 223- 249.


14 KS. JAN KRACIK<br />

tego drugiego prezentowaly kazania i ilustrowane druki ulotne tej epoki,<br />

a po stronie katolickiej dodatkowo pisane czy malowane w kosciolach<br />

Zywoty, zwlaszcza bardziej wspolczesnych m~czennikow. WyobraZni~<br />

uczniow tego samego Chrystusa, poddan~ oddzialywaniu slownej i wizualnej<br />

propagandy, zasiedlily stereotypy demonizowanych heretykow lub<br />

papistow. Podzieleni chrzescijanie na cale pokolenia kodowali w swej<br />

spolecznej swiadomosci sklonnose do generalizowania. Zarowno katolicy<br />

jak protestanci 0 tolerancj~ wolali wyl~cznie dla siebie - tam, gdzie byli<br />

w mniejszosci; gdzie zas mieli przewag~ - ograniczali swobod~ pozostalym.<br />

Etyka Kalego niszczyla po obu stronach moraine fundamenty Zycia<br />

chrzeScijanskiego.<br />

Haslo "religijnosc baroku" kojarzy si~ zwykle z niezliczonymi procesjami<br />

i pielgrzymkami, z patetycznym kaznodziejstwem i bujn~ sztuk~ tej<br />

epoki. To odruchowe utoisamianie religii zjej rytem i obrz¢em, a rzadziej<br />

z pytaniami 0 moralnose poboi:nych, stanowi takie jak~s pochodn~<br />

potrydenckiej formacji, ktora nie podj~la Erazmowego nawolywania 0 skupienie<br />

si~ przede wszystkim na Zyciu ewangelicznym, wyprowadzanym<br />

z podstawowych prawd wiary i powi~zanym z niezbyt wystawnym kultem.<br />

Przywodcy koscielni i teologowie XVI-XVII wieku nie wnikaj~ zbytnio<br />

w to, czy aby wznoszenie monumentalnej i peloej przepychu architektury<br />

sakralnej nie jest zwi~zane ze szkod~ (rzadkie i rachityczne przytulki) czy<br />

krzywd~ poddanych; albo czy na zlocie gromadzonym wok61 oltarzy nie<br />

rna sladow indianskiej krwi.<br />

Wielow~tkowy dramat rozdarcia chrzescijanstwa wyrazil si~ te:i: w zachwianiu<br />

rownowagi prawd i proporcji norm. Katolicy akcentowali te<br />

elementy tradycji, ktore odrzucali innowiercy: autorytet hierarchii, pozycj~<br />

duchowienstwa, rol~ sakramentow. Nawet istotne sprawy tracily na znaczeniu,<br />

skoro kladli na nie nacisk przeciwnicy: powszechne kaplatistwo<br />

ochrzczonych, znaczenie bezposredniej i pozasakramentalnej wi~zi jednostki<br />

z Bogiem, miejsce Biblii w osobistym Zyciu duchowym. Skoro protestanci<br />

odrzucali istniej~c~ postac kultu Maryjnego, jego katolicki rozw6j<br />

znajdzie swoje apogeum w epoce potrydenckiej, ciesz~ si~ wi~ksz~ popularnosci~<br />

nii l~czny kult Boga Ojca i Ducha Swi~tego. Stanowcze odmaterializowanie<br />

kultu w nowych wspolnotach chrzescijanskich stanie si~<br />

wyzwaniem do jego wzmocnienia po stronie katolickiej. Dose radykalnej<br />

spiritualizacji przeciwstawiono "przybranie na wadze". Skoro nowi chrzeScijanie<br />

rezygnowali ze swi~tych wizerunkow i wyszydzali je, starzy tym<br />

bardziej ich bronili, oddawali im czeSc. W ten sposob nawet drugorz¢ne<br />

prawdy i praktyki, atakowane przez refonnacj~, b¢~ w Kosciele stopniowo<br />

zajmowac miejsce centralne i istotne. Umieszcz~ je tam nie tyle<br />

bardziej pod tym wzgl¢em wywazone uchwaly Soboru, co potrzeby<br />

masowej poboZnosci, z ktorymi duszpasterze musieli, chcieli i umieli si~<br />

liczyc.<br />

• J. Tazbir, OkruciellSlwo W nowoiYlnej Europie, Warszawa 1993, s. 71.


RELIGIJNOSC BAROKU<br />

15<br />

W Trydencie przypomniano na przyklad star~ nauk~ Kosciola, iz<br />

obrazy wisz~ w swi~tyniach,<br />

nie iiby kto mid wierzyc, ieby w nieh jakie bostwo alba moe jaka byla, dla<br />

ktorej by je ccic miano, alba iebysmy od nieh ezego zlidac alba prosic mieli,<br />

alba iebysmy jakl! ufnosc alba nadziejll w obraziech pokladac mieli, jako<br />

ldedys pogani ezynili, ktorzy w batwanieeh nadziejll SWI! pokladali. Ale iz ta<br />

czeSc, ktOra sill im dzieje, §ci!j,ga sill na oryginaiy, to jest na te, ktoryeh one<br />

obrazy mamionujl!. Tak ii przez obrazy, ktore calujemy, przed ktorymi sill<br />

klaniamy alba klllkamy, a1bo ezapkll zdejmujemy, samego Pana Chrystusa<br />

j swillte jego Ccimy i chwalimy (przeklad ks. Wujka).<br />

W dekrecie wyliczono jeszcze duszpasterskie zadania. Bo tei; i ci~gle<br />

daleko bylo do zawsze obowi~zuj~cego katolikow przekonania, ze w obrazie<br />

nie mieszka swi~ta moe. Duchowni mieli wi~c przypominac wiemym:<br />

obraz to zach~ta do nasladowania przykladu, jaki daj~ swi~i. Napi~tnowano<br />

towarzysz~ce czci swi~tych, ich relikwii i obrazow nadu:lycia jako<br />

to zabobon i chciwosc (zaiste nie po rowno rozdzielone pomi¢zy laikow<br />

i Ider!), tudziez nast~puj~ce po religijnych praktykach p~tnikow zabawy<br />

i pijanstwo. Uroczystosci ku czci swi~tego nie mog~ si~ l~czyc z tumultem<br />

i bezecenstwem. 0 cudownosci nowego wizerunku mial orzekac biskup.<br />

Potrzeba tych obostrzen byla spora, skoro ojcowie Soboru zastanawiali si~,<br />

czy w ogole nie zakazac w kosciolach sztuki figuralnej, co utqciloby wiele<br />

slusznych zarzutow reformacji wobec faktycznego stanu kultu obrazow.<br />

Powtarzanie oficjalnego stanowiska bylo bez porownania latwiejsze niz<br />

zapanowanie nad kultowym Zywiolem, ktorego impet potraktowano wkrotce<br />

jako sil~ noSn~ rekatolicyzacji. Dotkni~te wojnami, n¢z~ i chorobami<br />

miliony ludzi w Europie garn~ly si~ do cudownych miejsc, przeciwstawiaj~c<br />

jedno drugiemu i szukaj~ bardziej skutecznego. ezy morn a si~ bylo<br />

spodziewae, ze opiekunowie sanktuariow b¢~ te ludzkie fale odpierac,<br />

zach~caj~c do gorliwej modlitwy raczej w rodzimych farach ~ b¢~<br />

u siebie tonowac wybujaly kult, powtarzaj~c ostre sformulowanie trydenckie<br />

Strozowie sanktuariow, jak widac chocby z szerzonych przez nich<br />

opowieSci 0 cudach oraz z zachowanych licznych kazan, bardziej wspierali,<br />

niz hamowali rytualizacj~ religii i folkloryzacj~ obrz¢u. Jezuici i inni<br />

protagonisci katolickiej reformy i kontrreformacji wykorzystali szan~<br />

integracji wiernych wokol wizerunkow, zwlaszcza Maryjnych. Widci 0 cudach<br />

i przywieszone wota poruszaly tlumy. Pilnie czczono wizerunki<br />

uszkodzone przez heretykow lub wykazywano, ze nie pozwolily si~ im<br />

zniszczyc. Naglasniano nawr6cenia zwi~zane ze swi~tym obrazem. Potrydenckim<br />

relacjom 0 cudach towarzysz~ tez inne kontrreformacyjne<br />

i triumfalistyczne akcenty; p~tnik6w najbardziej interesowaly uzdrowienia.<br />

W sytuacji frontowej wracano do logiki inkulturacji: jak najszerzej,<br />

choeby ply tko, poZniej przyjdzie czas na gruntowanie. Ale rozlewisko<br />

zaczynalo znow :lye wlasnymi prawami, okazuj ~c si~ potem nie takie znow<br />

podatne na niezbyt zreszt~ intensywne pogl~b ianie. Przybywalo sanktuariow,<br />

wznoszonych przez hojnych benefektor6w, utrzymywanych


16 KS. JAN KRACIK<br />

tej konfesjonalizacji religii szybko oddalalo od siebie wczoraj­<br />

i przez p~tnikow. Bez jednych i drugich klasztor nie moglby egzystowae.<br />

Poszly taki:e w niepami~ dawne ostrzeZenia sw. Bernarda przed estetyzacj~<br />

i nadmiern~ materializacj~ kultu: "sciany kosciola blyszcz~ zlotem,<br />

a biedacy w rum golym cialem. Kosciol kamienie przyobleka zlotem,<br />

a synow swych porzuca nagich."4 Opat z Clairvaux nie wiedzial jeszcze, co<br />

potrafi barok. Odwolano si~ wtedy, mimo nowej formy artystycznej, do<br />

archaicznej w gruncie rzeczy logiki: co wazne - jest wielkie, kosztowne<br />

i zachwycaj~. Nalciy olsnie, by porwae mas)" bardziej wszak podatne na<br />

wrazenia niz na skomplikowane argumenty. Swi'ltynie upodabnialy si~ do<br />

palac6w, a uroczystosci religijne do widowisk. Potrydencki dwor papieski<br />

czy biskupi taki:e nie przypominal - wystrojem, eeremonialem i trybem<br />

Zycia - klasztoru braci mniejszych. Religia zakuwaj'lca si~ sarna w zlote<br />

okowy wyznacznikow rangi spolecznej b¢zie miala tym wiyksze trudnosci<br />

z uwolnieniem siy od nich, im dluzej i ch~tniej b¢zie je nosie. Jeszcze<br />

podczas ostatniej wojny metropolita krakowski upominal ksiyZy, by maj~c<br />

na wzglydzie powszechn~ nydz~, powstrzymywali siy od kosztownego<br />

malowania kosciolow, pami~taj~c 0 pierwszenstwie potrzeb ludzkich. Do<br />

dzis jakos nie slychae, by gdzies ukoronowano obraz wycinank~ wykonan~<br />

przez chore dzieci, a ozdobion~ diarnentarni otartych im lez, a to wskutek<br />

przeznaczenia na taki eel srodkbw zaoszczydzonych na swiytej biruterii.<br />

Skuteczny nacisk prolongowanego w baroku antyku religijnego jest tu<br />

podwojny: okazuje siy, Ze to, co duchowe, szuka swego wyrazu nie tylko<br />

w pi~lcnie, ale ci~gle i w bogactwie oraz ze rozdiwiyk rniydzy kultem<br />

i milosierdziem jest nadal tak znaczny. S~ to jednak zjawiska znane jedynie<br />

w tych nielicznych krajach, gdzie przetrwaly owe poznobarokowe praktyki.<br />

Wyszukiwanie i rozwijanie przez poszczegolne wyznania tego, co je<br />

roi:ni, a nie l~czy, budowalo konfrontacyjny model utrwalania swojej<br />

tozsamosci. Samookreslenie przez przeciwstawienie wp~dzalo refonn~<br />

w kontrrefonnacjy, poboinose w manifestacjy, a gorliwosc w zawziytosc.<br />

Zywotnosc praktyk religijnych epoki czerpala zarowno z wlasnych irodel<br />

(wzmozony adoracyjny kult Eucharystii), jak i z zastanych bocznych<br />

(z magicznymi wl~cznie) doplywow chrzescijanstwa, ktore dzis wysychaj~.<br />

Kredyt historii placi siy po wiekach z wysokimi odsetkami.<br />

Chrzescijanstwo podzielone, rozbite na wrogie sobie wyznania ubozalo<br />

nie tyle mimo, co wlasnie w sku t e k intensywnego rozwijania wlasnej<br />

specyfiki, naznaczonej juz od momentu pykniycia jednostronnosci~. Nieszcz~scie<br />

szych braci. Rozpoczytej przez nich drodze powrotnej do petni i rownowagi<br />

na imiy ekumenizm.<br />

Ks. Jan Kracik<br />

JAN KRACIK, ur. 1941, profesor historii Kosciola PAT. Wydal m. in. Hul/aje.<br />

z/oczyfzcy. wszetecznice w dawnym Krakowie (1 986, wraz z M. Rozkiem), Pokonac<br />

czarnq smierc. Staropolskie postawy wobec zarazy (1992), Ludzie z przedmiescia<br />

his/orii. K/eparzanie czasow s/aropolskich (1993).<br />

4 My.flicieie. kronlkarze i arlysci 0 sztuce. Od slaroiylnoscf do 1500 r., CZ. J, t. I. opr.<br />

J. Biatostocki, Warszawa 1978. s. 216-220.


MIGUEL DE UNAMUNO <br />

EL GRECO <br />

Dopiero wyspiarski Grek z Krety, Domenico Theotocopulos, co poprzez<br />

szkoly malarskie Rzymu i Wenecji dotarl do Toledo i utozsamil si~<br />

duchowo z pejzazem i z ludem, wsrod ktorych zamieszkiwal, ofiarowal<br />

nam lepszy niz ktokolwiek inny wyraz malarski duszy hiszpanskiej, odslaniaj'lC<br />

z pomoClj, swych p¢zli nasz spirytualistyczny naturalizm.<br />

Powiadam: naturalizm spirytualistyczny, a nie realizm idealistyczny.<br />

Dusza hiszpanska, dusza Don Kichota i naszych mistykow nie jest przeciez<br />

idealistyczna, lecz spirytualistyczna. Idealizm jest bowiem odniesieniem do<br />

idei, do gatunku lub do formy, posiada wi~ pewien sens racjonalny, wr~cz<br />

matematyczny, podczas gdy spirytualizm jest odniesieniem do ducha, do<br />

irracjonalnej lub uczuciowej w przewaZajllcej mierze zawartosci - czy<br />

materii - swiadomosci.<br />

Idea to forma, ktora jest spoleczna, zbiorowa i w pelni komunikowalna,<br />

podczasgdy duch w jednym z arystotelesowskich znaczen jest materill,<br />

czyms indywidualnym i w znacznej mierze nieprzekladalnym na wspolny<br />

j~zyk. Idea czlowieka spelnia si~ w Zyciu ziemskim, w archetypie czlowieka<br />

- takim jak nadczlowiek, Nietzscheanski iibermensch albo Chrystus wcielony.<br />

Natomiast duchowosc ludzka rna wzrok wbity w niebo, w drugie Zycie,<br />

w Chrystusa, ktory umarl i zmartwychwstal. Idealizm jest doczesny,<br />

poganski, platonski, renesansowy. Nasz kastylijski spirytualizm byl mistyczny,<br />

z tamtego swiata, sredniowieczny. Wiele jest racji w tym, ze, jak si~<br />

dzis powiada, Hiszpania nie Przystllpila do renesansu, lecz przeszla ten etap<br />

nie daj'lC si~ zarazic jego poganstwu i racjonalizmowi.<br />

E1 Greco, ktory przybyl do naszej sredniowiecznej szesnastowiecznej<br />

Kastylii poprzez renesansowll Itali~, poczul, jak kastylijski spirytualizm<br />

surowego Toledo tlumi w nim wloski idealizm. Przybyl w poszukiwaniu<br />

Escorialu, gdzie chcial pracowac, a znalazl naszll dus~. Od swych pierwszych<br />

dziel wenecko--rzymskich przechodzi do prac najautentyczniej kastylijskich,<br />

spirytualistycznych, }lelnych skoncentrowanej, gwaltownej i burzliwej<br />

duchowoSci, jakll widae wSw. Maurycym czy w Pogrzebie hrabiego Orgaza.<br />

Nie rna tu juz sladu poganskiego tchnienia wloskiego renesansu,<br />

witalnej eksplozji Giorgione czy spokojnej radosci Zycia najbardziej umiar­


18 MIGUEL DE UNAMUNO<br />

kowanego sposroo malarzy weneckich - Tycjana, nie rna wlasciwej Michalowi<br />

Aniolowi dynamiki iycia i napi~tych m uskulow, jest natomiast surowe<br />

i smutne skupienie kastylijskiego ducha, ktory pragnie wyrwaC si~ z ciam<br />

i wzniesc ku niebu. Dusze malowanych przez EI Greca os6b, postaci<br />

suchych i ~katych, podobnych do starych krzewow winnych - jak 0 sw.<br />

Piotrze z Alcantara m6wila sw. Teresa - zdaj~ si~ chciee opuScic swe<br />

wydluzone ciata. Sw. Maurycy, ktorego ogl~dac Moina w kapitularzu<br />

w Escorialu, nie stawia stop na ziemi, a zdajc si~ po niej - alba ponad ni~<br />

- plyn~. Oswietla te postacie fantastyczne swiatlo snu, a czasem koszmaru.<br />

Pogr~zone s~ w zamysleniu, w skupieniu. Rycerze obecni na pogrzebie<br />

hrabiego Orgaza, ktorych gtowy jak paciorki roianca odbijaj~ si~ od czemi<br />

ubiorow i tla, stoj~ razem, jeden przy drugim, ale nie zwracaj~ si~ do siebie,<br />

nie twor~ :iadnej spolecznoSci. Nie wi~~ si~ ze sob~ - wi~Ze ich Bog.<br />

Jawiil si~ jako ~ednoczeni, wszyscy bowiem podlegaj~ tej samej smierci<br />

- kt6ril wyraia hrabia - i temu samemu niebu, otwartemu ponad ich<br />

glowami.<br />

To wspolne niebo oswietlone jest swiatlem burzy, blyskawic. Gdyby<br />

moina by to zatrzymac swiatlo blyskawicy, zobaczylibysmy swiat oswietlony<br />

tak, jak na obrazach EI Greca. Chmurami na tym niebie s~ jary<br />

i Wilwozy. Burzliwe chmury maj~ w sobie ci~iar i dotykaln~ materialnosc<br />

pasm gorskich Kastylii. Przywodz~ na mysl gory wokol Toledo.<br />

EI Greco Zywo odczuwal to, co tak wyraziscie dochodzi do gtosu<br />

w dramacie Calder6na tycfe jest snem, i dlatego raczej z tym dramatem nii<br />

z Don Kichotem porownywalbym Pogrzeb hrahiego Orgaza. Sen bowiem<br />

ozywa dla tego, kto czuje lub rozumie, ze iycie jest snem, komu zacieraj~<br />

si~ granice pomi~zy snem a czuwaniem. Taki wlasnie byl El Greco, kt6ry<br />

Snit zycie przeZywaj~c swe sny.<br />

A Ze to ostatnie 7.danie moze si~ wydae cokolwiek konceptystyczne<br />

- cOz jednak, jesli nie konceptyzm i jcgoblizniaczego brata, gongoryzm,<br />

widzimy w pl6tnach EI Greca Malarstwo jego jest raz konceptystyczne, by<br />

kiedy indziej sklaniac si~ ku gongoryzmowi. Dolna, ziemska cz~sc Pogrzebu<br />

jest konceptystyczna, podobnic jak u innych naszych mistyk6w,<br />

cz~c goma, niebianska jest gongorystyczna.<br />

Obrazy EI Greca zdaj~ si~ bye wizjami, snami 0 rzeczywistosci raczej<br />

nii jej kopiami czy odbiciami. Co nie znaczy, ze przeczymy ich naturalizmowi,<br />

wr~cz przeciwnie. Bye moZe przeczymy ich realizmowi. Nic bowiem<br />

bardziej naturalnego jak sen, ale w pewnym sensie nic rnniej oden realnego.<br />

Oto dlaczego sztuk~ EI Greca nazwalem spirytualistyczn~, a nie idealistycznil,<br />

i naturalistyczn~, a nie realistyczn~. To, co rzeczywiste, zwraca si~<br />

ku idealnemu, rzeczywistosc kieruje si~ w stron~ idei; co naturalne, zwraca<br />

si~ ku duchowemu, natura kieruje si~ w strony ducha. Obrazy EI Greca<br />

przedstawiaj~ wi~j niz idee, wzorce czy archctypy wcielone w realnosci<br />

i konkretne przypadki. Przedstawiaj~ one duchy wciclone w natury peine<br />

iycia, lecz wysnione.


EL GRECO 19<br />

Duch tego Greka gl~boko zanurzyl si~ w naturze kastylijskiej docierajllc<br />

do tego, co najbardziej specyficme i lokalne. Cervantesa i Velazquez a<br />

ponad kastylijskosc wynosi humor, przydajllc im waloru uniwersalnosci.<br />

Humanistycmym renesansowym humorem tchnll Don Kichote i plotna<br />

Velazqueza. Ale nie EI Greca. Nie uswiadczysz w nich nawet usrniechu.<br />

Nawet mistycznego usmiechu przenikajllcego slowa, ktore sw. Teresa,<br />

wspolczesna EI Greco, kieruje do Jezusa. I tak jawi si~ nam kretenczyk EI<br />

Greco jako bardziej swoiscie i wyl'lcznic kastylijski niz Hiszpanie z krwi<br />

i kosci, z wychowania i miejsca zamieszkania, ktorzy jednak umieli wmieSc<br />

si~ ku temu, co powszechne.<br />

Ludzie malowani przez El Greca, obwarowani w kasztelu swego ja,<br />

surowi i sztywni, zdaj'l si~ mowic za naszym bratem J an em od Aniolow:<br />

"Ja dla Boga i Bog dla rnnie i to jest caly swiat!" Swiatlo, ktore ich<br />

oswieca, nie pochodzi z tego swiata, lecz bezposrednio z niebios. Ludzie ci<br />

cierpi'l i skr~aj'l si~ w sobie, a potem wyci'lgaj'l si~, jakby chqc wznieSc si~<br />

do nieba, a rzeczy tego swiata maj'l dla nich niewielkie znaczenie. Kiedy<br />

rozmawiaj'l mi¢zy sob'l, czyni'l to spokojnie, bez zb¢nej gestykulacji.<br />

Wszelki wyraz, cale :lycie koncentruj'l we wn~trzu i posluguj'l si~ nim<br />

w dialogu - a raczej w monologu - ze swym Bogiem. Swi~ty Maurycy<br />

zaledwie slucha tych, co don mowi'l. Szlachta z Pogrzebu jest milcz'lca<br />

- rownie milcz'lca jak sam hrabia Orgaz. Mowi'l tylko dlonie.<br />

Wlasnie one najwi~cej mowi'l u El Greca: namalowane przezen dlonie.<br />

Dlonie, ktore tylez mowi'l, ile m6wily jego wlasne. EI Greco jest jednym<br />

z tych, ktorzy najdobitniej ucz'l nas szlachetnej prawdy, ze r~ce w rownym<br />

lub wyzszym niz j~zyk stopniu sprawily, iz czlowiek stal si~ czlowiekiem.<br />

Przypornina to nam moen'l strof~ z Poematu 0 Cydzie: "J~zyku bez r'lk<br />

- jakoz osmielasz si~ mowic"<br />

Mowi'l wi~ uskrzydlone dlonie malowane przez EI Greca. Wolno je<br />

nazwac uskrzydlonymi w takim sensie, w jakim Homer uzywal tego slowa.<br />

Trzeba sluchac tych uskrzydlonych dloni zlozonych na piersiach rycerzy<br />

lub swi~tych alba wiruj'lcych w fantastycmych skrotach perspektywy.<br />

Jedna z nich zwlaszcza wydaje si~ mistycznym gol'lbkiem nios'lcym tajemni~<br />

srnierci. To dlon nalez'lca, jak si~ zdaje, do jednego z rycerzy<br />

z Pogrzebu, kt6ra, otoczona koronkowym mankietem, pojawia siy w mroku<br />

pomi¢zy sw. Szczepanem i sw. Augustynem, nad zwlokami hrabiego,<br />

i:egnaj'lc go w chwili odejscia z tego swiata.<br />

Taki:e i r~e - r~ce winne grzechu pierworodnego, ktore zerwaly owoc<br />

z drzewa wiadomosci dobrego i zlego, a wraz z tym staly siy przyczyn'l<br />

postypu i kultury, takze i te r~ce na obrazach EI Greca zdaj'l si~ chciec<br />

opuscic ten swiat, lotem wzniesc si~ do nieba i tam, zl'lczone i wyci'lgni~te<br />

w modlitewnym gescie, zwrocic si~ do Boga. W niebiosach El Greca wiele<br />

jest tych chwalebnych dloni. A zwieszaj'lce si~ nogi S'l jak plomienie. Wiele<br />

nagich, malowanych przezen cial wygi'lda jak plomienie. Bowiem wewn'ltrz<br />

nich plon~ly i spalaly si~ zarliwe duchy. Wszystko to wyrazone jest<br />

w kolorach, ktore - nie wiem, dlaczego - przywyklo si~ nazywac zimnymi.


20 MIGUEL DE UNAMUNO<br />

Ogien bywa przeciei: czerwony i wisniowy, bl~ki tny i bialy. Ale ogien EI<br />

Greca nie jest ogniem policzkow plon'lcych pragnieniem schwytania umykaj'lcego<br />

Zycia ani miloSci ziemskiej - to jest inny ogien, ogien czyseca.<br />

Nagie po stacie swiec'l i trzepoc'l si~ , zwijaj'l niczym plomienie tego ognia.<br />

Nieraz jui; zwracalem uwag~ na fakt, ze w literaturze zirnnym nazywa<br />

si~ to, co jest suche, jak gdyby nie byto innego ciepla niz to, ktore staroZytni<br />

nazywali cieplem wilgotnym. Rownie konwencjonalne S'l okrdlenia kolorow<br />

zimnych i cieplych. Czyi: bowiem moZe bye wi~kszy wewn~trzny Zar niz<br />

ten, ktory wyraZajll karminy i bl~Ici ty EI Greca A czyi: jego szarosci nie<br />

przypominajll szaroSci popiolu b¢'lcego dzie ci~ ci em isIcier wygaslego plomienia<br />

alba koloru chmury, Iciedy zgasnie sloneczna po'ioga A gwaitowne,<br />

twarde kontrasty swiatla i cienia odzwierciedlaj'lce mocne kontrasty na<br />

wyiynie kastylijskiej - czyZ nie Sll lustrem tej plonl!cej ziemi<br />

Przyciw teZ czystosc barw u EI Greca. To raczej swiatlo ksi«Zyca nii<br />

slonca, powiada Cossio, mowil!c 0 Ohnazeniu z szat. A ja powiedzialbym:<br />

swiatlo blyskawicy.<br />

o pejzaiu EI Greca powiedziee moina, ze najwainiejszy jest u niego<br />

krajobraz nieba. Jego pejza:i to obloIci, burzliwe i otchlanne niebo nad<br />

Sierra Brava. Kiedy je wid~, przypominaj~ mi si~ zawsze slowa mlodego<br />

francuskiego artysty, ktory przyjechal do Hiszpanii po to wlasnie, i.eby<br />

obejrzee i odkrye dla siebie EI Greca. Przybywszy do Medinaceli powiedzial<br />

mi 0 pejzaZu tej okolicy: C'est un paysage pianetaire! Krajobraz ziemi,<br />

na ktorej iycie jest snem, a duchy wyrywaj l! si~ ze swych cial, wydal mu si~<br />

pejzaZem ksi~i:ycowym , z innego swiata.<br />

EI Greco w drodze do Hiszpanii Filipa II przeszedl przez Itali~, przez<br />

renesansowe Wlochy - i u nas ow Grek zasymilowal si~ tak, jak nie udale<br />

si~ to Zadnemu z wloskich malarzy, ktorzy, jak Antonio Moro, Jordan czy<br />

Tiepolo przejemi:ali przez nasz kraj lub osiedli w nim na dluiej. T~<br />

hispanizacj ~ cry raczej k ast ylizacj~ El Greca najlepiej widac w jego Sw.<br />

Franciszkach. Sw. Franciszek El G reca nie jest XIII-wiecznym Wlochem<br />

ani biedaczynll z AsyZu w¢rujl!cym poprzez ukwiecone l'lki posrOd<br />

prostych ludzi, Spiewaj'lcym bratu sloncu i siostrzc wodzie, glos14cym<br />

kazania ptakom. Sw. Franciszek EI Greca jest XVI-wiecznym Hiszpanem,<br />

jest raczej sw. Janem od Krzyia lub sw. Piotrem z Alcantara. Habit sruZy<br />

mu po to, by izolowac si~ od swiata.<br />

Fakt, Ze to obcokrajowiec, Grek, odkryl malarsko dusz~ kastylijsk'l<br />

Kastylijczykom, ktorzy dot'ld bl


ELGRECO 21<br />

w nowym przedstawieniu. Jdli szklo zwierciadla rna jakl!S krzywizn~<br />

b~l!~ Zroolem znieksztalcenia, to chocby bylo one zgodne z regulami,<br />

z realistycznym i naturalistycznym przedstawieniem, odmalowana postac<br />

uczepi si~ tej okolicznosci, aby obronic si~ przed dojmujl!cym poczuciem<br />

podobienstwa. Czyz jednak nasz obraz odbity w zwierciadle wk1~slym,<br />

wypuklym albo cylindrycznym jest mniej naturainy i prawdziwy, niz ten,<br />

kt6ry odbija si~ w plaskim Jdli plaskie lustro jest zamglone i przyemione,<br />

tamto zas jest czyste, da z pewnoscil! lepszy obraz.<br />

Nasi Kastylijczycy, widzllC swe dusze sportretowane na obrazach El<br />

Greca w sposob tak odlegly od tradycyjnych konwencji, stanl!wszy twarzl!<br />

w twarz z tym surowym spowiednikiem, krzykn\;li, i:e to dziwactwo<br />

i szalenstwo. Miano wi~c EI Greca za szalenca, do czego zapewne przyczynil<br />

si~ jego charakter, kaprysny i wyniosly. Byla w nim, jak si\; zdaje,<br />

dantejska, anima sdegnosa i gl~bokie poczucie wartosci wlasnej i swego<br />

dziela. Zrywal z dyskretnym umiarkowaniem narzuconym przez Filipa II.<br />

Mowi si(l 0 niektorych rodzajach muzyki, ze nielatwo wpadajl! w ucho,<br />

i to same wypada powiedziec 0 malarstwie EI Greca: ze nielatwo i nie od<br />

razu wpada w oko. Trzeba je przyuczyc do tego malarstwa, lub raczej<br />

trzeba je oduczyc malarstwa zrutynizowanego, ktore rzeczywistosc zast(lpuje<br />

latwl! konwencjl!. Tak jak istnieje poezja, 0 ktorej moma powiedzie6,<br />

ze jest tylko gadulstwem, i w ktorej slowa, cialo idei, dlawil! idee<br />

a wraz z nimi uczucia i nami\;tnosci, podobnie istnieje malarstwo b\;dl!ce<br />

tylko rodzajem wizualnego gadulstwa, czystego formalizmu bez zadnego<br />

fundamentu w rzeczywistosci wiecznej. Natura EI Greca, chocby zdawala<br />

si(l nam bardzo zdeformowana, natura widziana przezen i uwidoczniona<br />

przez jego ducha jest znacznie bardziej realna, bardziej prawdziwa niz<br />

umowny realizm osil!gany dzi\;ki formulom zaspokajaj~cym lenistwo tlumow.<br />

Chocby byly to tlumy zlozone z amatorow sztuki i z artystow. El<br />

Greco dl!i:yl do uwiecznienia tego, co chwilowe, a to mozna osil!gnl!c<br />

jedynie dowartosciowujl!c wrazenie. Moma powiedzie6, ze byl on pierwszym<br />

apostolem impresjonizmu . Impresjonizm zas jest naturalistyczny<br />

w tej mierze, w jakiej usiluje dac nam natychmiastowe wrazenie natury<br />

- widzianej poprzez ludzki temperament artysty - nie zas rzeczywistosc<br />

osil!gni\;tl! drogl! refleksji i mniej lub bardziej idealizowanl!. Iluzje w pewnym<br />

sensie mogl! nie byc realne, S,! jednak naturalne. Prawda naukowa,<br />

realistyczna, uzyskana z pomoc,! rozumu, nie jest bezposredni'!, estetyczn,!<br />

prawd,! wrazenia. Jednaki:e ludzie nawykli drog,! badan i refleksji do<br />

prawdy naukowej lub realistycznej gorsz'! si(l - jesli nie posiadaj,! estetycznego<br />

wyksztalcenia - bezposredni,! prawdl! wrazenia lub natury.<br />

Ojciec Siguenza, wspolczesny EI Greca, w swej Historii zakonu sw.<br />

Hieronima mowi 0 obrazie M~czenstwo sw. Maurycego, ze "nie zadowolil<br />

Jego Wysokosci [Filipa II], bowiem malo komu si(l podoba, choc powiadaj'!,<br />

ze wiele w nim sztuki, a jego autor niemalo potrafi i mozna ogl,!dac<br />

pi(lkne dziela, co wyszly spod jego r\;ki". W tekScie tym widac walk\;<br />

naturalnego instynktu estetycznego ze slab,! jego edukacj,!. Zdanie: "po­


22 MIGUEL DB UNAMUNO<br />

wiadajl!, ze wiele w nim sztuki" wyraza przeciwstawienie glybokiej prawdy<br />

naturalnej z jednej strony, a z drugiej tej, ktora siy buntuje, zakorzenionej<br />

nie w spontanicznym i przyrodzonym smaku, a w guscie znieksztalconym<br />

przez uprawy rzeczywistosci mniej czy bardziej wyidealizowanej, lecz malo<br />

naturalnej .<br />

Obrazy EI Greca, ktore, jak mowilem, zdajl! siy bye malowane przy<br />

oslepiajl!cych mgnieniach blyskawic, sl! prawdziwymi migawkami, takimi<br />

jak te, ktore wykonuje si y z pomoq swiatla magnezji - lecz migawkami<br />

peinymi barwy i artyzmu. Ich tak zwane zimne barwy nie budujl! zimnej<br />

syntezy nastypujl!cych po sobie momentow, gdy idzie 0 barwy i ton czasami<br />

wewnytrznie sprzecznych, jakie daje nam mechaniczny realizm blony<br />

fotograficznej lub realizm idei. Bowiem idea, wieczna forma wydobyta<br />

z falujl!cego przeplywu i:ycia, zabijajl!c momentalnose, zabija naturalnl!<br />

wiecznose, wiecznosc duchowl!. Wiecznosc idealizmu jest wiecznoscil! martwego<br />

trojkl!ta, nie zas wiecznoscil! duszy tySknil!cej do Boga. A wizja<br />

idealizmu jest bardzo daleka od wizji uszczysliwiajl!cej, ktora jest wizjl!<br />

cielesnl!, wizjl! oezu zmartwychwstalego ciala.<br />

Stosowanie kategorii artystycznych funkcjonujl!cych w literaturze do<br />

innych sztuk jest zawsze ryzykowne, pozwoly sobie jednak na pewne<br />

zestawienie naszych dzielliterackich i malarstwa EI Greca jako wyrazow<br />

naszej kultury.<br />

Podobnie jak dwie Sl! postacie pierwszoplanowe w naszej wie1kiej<br />

narodowej epopei powieSciowej, mianowicie tytulowy Don Kichote i Sanczo,<br />

podobnie dwie wzajemnie wspolgrajl!ce tendencje dajl! napyd naszemu<br />

i:yciu literackiemu. I podobnie jak Don Kichote i Sanczo nie sl! dla siebie<br />

wzajemnie przeciwstawieniem, lecz uzupelnieniem i udoskonaleniem<br />

- wszak jeden rna w sobie cos sanczopansowskiego, a drugi, to jest Sanczo,<br />

nie tylko cos, lecz bardzo wiele rna donkichotyzmu: wiycej odwagi potrzeba,<br />

by b¢l!c tchorzem dac siy porwae szalencowi niz, by bydl!c<br />

szalonym pocil!gac za sobl! tchorzy; tak sarno te dwie tendencje uzupeiniajl!<br />

siy i doskonall!. Milowymi kamieniami na drodze pierwszej z nich, naturalistycznej,<br />

jest powieSc lotrzykowska, a potem nasza farsowa epopeja, Don<br />

Kichote, natomiast szlak drugiej, spirytualistycznej tendencji prowadzi<br />

poprzez sredniowieczne misteria do naszej dramaturgii i mistyki. Lecz do<br />

naszego teatru wkracza rowniez niemalo element6w powiesciowych.<br />

JeSli wiyc EI Greca por6wnac chcemy do ktoregos z naszych literackich<br />

geniuszy, najpierw winien to bye Calderon, a nie Cervantes. Plotna naszego<br />

malarza raczej niz z No welami przykladnymi czy Don Kichotem idl! w parze<br />

z dramatami takimi jak Kult Krzyza czy Zycie jest snem. Geniusz EI Greca<br />

- jeSli rna sens to przeniesienie kryteriow z literatury do malarstwa - jest<br />

bardziej dramatyczny niz epicki czy powiesciowy. Malarskl! parl! dla<br />

Cervantesa bydzie raczej Velazquez niz El Greco. W obrazach Velasqueza<br />

niemalo jest Sanczow i Carrascow, ktorych promo byloby szukac u El<br />

Greca. Na obrazach tego ostatniego wszyscy Sl! raczej Zygmuntami niz<br />

Don J


ELGRECO 23<br />

u El Greca nie rna smutnego cervantesowskiego usmiechu - usmiechu ludu<br />

niegdys panuj'lcego, ktory, podupadlszy, czuje si~ wewn~trznie zniewolony.<br />

I na pewno nie rna tam otwartego usmiechu Ariosta - usmiechu ludu<br />

podbitego<br />

Ai, serva ItaIia, de dolore oste//o,<br />

ktory jednak jest wewnt'trznie wolny, gra swoim zyciem i cieszy sit' nim.<br />

Nie rna u EI Greca ani renesansowego usmiechu Ariosta ani sredniowiecznego<br />

uSmiechu Vehizqueza i Cervantesa widz'!cych w dali blask nowej<br />

zorzy swiec'lcej innym krajom. EI Greco jak i Calderon to sredniowiecze<br />

w srodku renesansu. Oto dlaczego wielu mowilo 0 jego bizantynizmie.<br />

Bizantynizmie b¢'lcym najczystszym kastylizmem.<br />

Uwagi te nie maj'l ambicji analiz technicznych. To raczej esej z zakresu<br />

estetyki literackiej, odnosZ'lcy sit' wszelako do El Greca. Kto chcialby<br />

naprawd~ poznae tego malarza, winien przeczytac ksi'lzkt' Manuela B.<br />

Cossio, El Greco.<br />

Miguel de Unamuno<br />

tfum. Henryk Woiniakowski<br />

Powyiszy esej z 1914 roku po raz pierwszy opublikowany zostru z ineditow w Obras<br />

Completas, t. VII, Meditaciones y ensayos espiriluales, opr. Manuel Garcia Blanco,<br />

Esce1icer, Madrid 1967.<br />

MIGUEL DE UNAMUNO (1864-1936) hiszpaIlski pisarz i mozor, prekursor<br />

egzystencjalizmu. W Polsce tlumaczono mi~zy innymi: Mgla (1958), Trzy nowele<br />

przykladowe (1959), 0 poczuciu tragicznosci iycia wsrOd ludzi i wsrOd narod6w (1984),<br />

Swi~ty Manuel dobry m~czennik i trzy inne opowiesci (1985).


MIROSLAWA HANUSIEWICZ <br />

ZMYSLOWY SWIAT <br />

WYOBRAZNI RELIGIJNEJ <br />

POETOW "SARMACKICH" <br />

Barokowa poboZnosc miala si~ spelnic w swiecie Oak to kiedys ok reslono)<br />

"poruszonym", kt6ry - jako kosmos - nagle utracil dotychczasowy<br />

ksztah, stabilnosc, sferyczn~ doskonaiosc, jako przestrzen kulturowa zas<br />

przestal tworzyc spoiste eklezjalne uniwersum. Wiek XVI, czas reformacji<br />

i rewolucji kopernikanskiej, kwestionowania autorytet6w i utrwalonych<br />

stereotyp6w poznawczych, kruszenia si~ i rozpadu form - nade wszystko<br />

mentalnych - stal si~ w dziejach kultury europejskiej cezur~ tak gl~bok'l" ze<br />

kolejne stulecia nie mialy juz zaznac niczego podobnego. Poeci stoj~cy na<br />

granicy wiek6w i epok, z jednej strony, silnie zwi;gani z wzorcem mowy<br />

lirycznej uksztahowanym przez humanizm, z drugiej zas -daj'l,cy przez sw'l,<br />

tw6rczose swiadectwo kryzysu, jaki stal si~ ich udzialem, znaleili dla swego<br />

doswiadczenia wyraz na tyle dramatyczny i jednoczesnie powsci'l,gliwy, ze<br />

zachowuje on wartosc (czy - odzyskuje j'l,) taki:e dzisiaj, w czasach gdy<br />

surowosc i dramatycznosc ekspresji uchodz'l, zajakosci estetycznie walentne.<br />

Inn~ i-co tu ukrywac - znacznie niZsZ'l, rang~ maj'l, poed szlacheckiej<br />

prowincji, barwni i emocjonalni, z pewnosci'l, nie dose europejscy, bardziej<br />

zabawni niz przejmuj~cy. Ich poj~cia religijne, bliZsze naiwnosci sredniowiecznych<br />

rnisteri6w anii:eli niepokojom wyrafinowanych myslicieli, takich<br />

jak Pascal, wydaj~ si~ oddalac ich doswiadczenie od naszego. JeSli dostrzegamy<br />

pewn~ bliskose, to negatywnie, widz'l,c w religijnosci "sarmackiej"<br />

jakis wci~ na nas ci'l,z'l,cy fatalny archetyp, niedobre splycenie,<br />

zrytualizowanie i "uzewn~trznienie" relacji z Bogiem, kt6r'l, my sami<br />

- uksztaltowani przez dwudziestowieczne ideologie - sklonni bylibysmy<br />

rozumiec jako calkowicie i szczelnie "wewn~trzn'l,", najlepiej pozbawion'l,


ZMYSLOWY SWIAT WYOBRAZNI RELIGIJNEJ POET6w "SARMACKICH" 25<br />

spolecznego wyrazu i odniesien. St~d blizsza nam si~ zdaje ascetyczna<br />

i abstrakcyjna liryka S~pa Szarzynskiego niz przezycie religijne takiego na<br />

przyklad Wespazjana Kochowskiego, odwiedzaj~cego w tlumie p~tnikow<br />

lokalne sanktuaria maryjne. A jednak to wlasnie tam ten swiat - "sarmackiej"<br />

religijnosci - mial si~ okazac trwaly, tworczy i inspiruj~cy. Gdy<br />

"metafizyczne poezje" St;::pa i Grabowieckiego czytaj~ przed egzaminem,<br />

nie bez przej~ia, studenci polonistyki, nieprzebrane tlumy wiernych spiewaj~<br />

w kosciolach Gorzkie zale, a do Kalwarii Zebrzydowskiej zjei:di:aj~<br />

zewsz~d ludzie, by wzi~c udzial w rnisteriach Mt;::ki Panskiej.<br />

Wyobrainia religijna tworcow dojrzalego i p6Znego baroku zakorzenia<br />

si~ w doswiadczeniu "swiata poruszonego" w nie mniejszym stopniu nii:<br />

imaginacja subtelnych poetow z przelomu XVI i XVII wieku, tyle i:e<br />

- przez zaprzeczenie. Zalamanie sit;:: dotychczasowego, stabilnego obrazu<br />

swiata jest dramatem, ktorego poeci sarmaccy uznac nie chc~, choc,<br />

oczywiscie, s~ go swiadomi. Dotychczas obowi~zuj~cy model kosmologiczny<br />

byl tak starannie wpisany w teologit;:: chrzescijansk~, iz jego zakwestionowanie<br />

musialo si~ wydac naruszeniem ladu religijnego, bluinierstwem<br />

i ateizmem. Zapoc~tkowane przez Kopernika, a kontynuowane przez<br />

Tychona Brahe, Galileusza i Keplera odkrycia prowadz~ce do zmiany<br />

obrazu swiata podawaly w w~tpliwosc trdc doswiadczenia zmyslowego:<br />

ruch Slonca, ktory codziennie dostrzegamy, jest zludzeniem pochodz~cym<br />

z ruchu samej Ziemi, ksztalty i proporcje cial niebieskich okai:~ sit;:: inne niz<br />

te, ktore widzimy golym okiem, jesli tylko posluzymy sit;:: teleskopem, nie<br />

rna tei: stalych sfer niebieskich, ich muzyki, pracowicie obracaj~cych je<br />

anielskich Inteligencji - planety kqz~ po niedoskonalych, eJiptycznych<br />

torach w przepasci, ktor~ chyba przez pomylkt;:: staroi:ytni nazwali kosmosem<br />

... Kartezjusz, uciekaj~c od iluzji zmyslow, w matematyce bt;::dzie szukal<br />

prawdy 0 strukturze wieJkiej machiny wszechswiata i "malej maszyny"<br />

ciala ludzkiego. ArystoteJesowski model poznawczy zostal zakwestionowany;<br />

swiat okazal si~ niepokoj~c~ otchlani~, w ktorej nie moi:na bylo jui:<br />

wskazac i zlokalizowac Empireum. Przez szklo teJeskopu zobaczono jedynie<br />

rozgwiei:di:on~ ciemnosc.!<br />

Nie byla ona wszaki:e przyrodzon~ przestrzeni~ wyobraini naszych<br />

poetow. W kolegiach jezuickich, akademiach, a nawet w innowierczych<br />

gimnazjach, nie tylko w Polsce, program ksztalcenia nadal uprzywilejowywal<br />

tradycj~ arystotelesowsko--scholastyczn~, a w zierniarisk~ codziennosc z rzadka<br />

przenikaly echa kosmologicznego i religijnego kryzysu epoki. "Substancyjka<br />

wedle rniary i potrzeby" wyznacza wid nokr~g i granice w pelni daj~go si~<br />

ogarn~c swiata, nad ktorym Bog czuwa po dawnemu, sadowi~c szlachcica<br />

na zagrodzie, a "wroblika na dachu" (Wespazjan Kochowski, Trybut<br />

nalezyty (.. .) alba Psalmodia polska, IV).2 Podejmowane przez "m~drkow"<br />

1 Por. N . M. Wildiers, Obraz swiala a leologia. Od sredniowiecza do dzisiaj, przet. J. Dokt6r,<br />

Warszawa 1984, s. 104.<br />

> Psalmodif polskq oraz Epigrama/a polskie W. Kochowskiego cytuj~ wedtug wyd.: teoZe,<br />

Ulwory poelyckie. Wybor, oprac. M. Eustacbiewiczowa, wyd. II, Wroclaw 1991, BN 1-92.


16 MJROSLAWA HANUSIEWICZ<br />

pr6by zburzenia tej harmonii Sl! jednak Sarmatom wiadome. Oto Waclaw<br />

Potocki w kapitalnym "dygresie" Transakcyi wojny chocimskiej: .<br />

dzi~ sila naszy m~relkowie pisz4;<br />

Co glowa to inaczej, wszyscy, wszyscy roinie,<br />

Ze ziemil; jak pieczeni4 obrac4 na roinie,<br />

Slonce w mecie posadzf!; lecz gdziei sil; doliczy<br />

Rozum ludzki sam, m4dry, spraw twych, Budowniczy<br />

(cz. IX, WW. 340-344)3<br />

Skaione grzechem pychy wydajl! si~ barokowemu poecie podejmowane<br />

przez uczonych proby zmiany dotychczasowego modelu swiata. B6g udzielil<br />

przeciei czlowiekowi zaledwie skrawka przestrzeni, skOllczonego i dostwnego<br />

zmyslowemu poznaniu. Ten swiat objawia Boga, jest "ksi~gl!". jak<br />

glosil staroiytny top os. i tylko grzeszne zaslepienie utrudnia nam jej lektur~:<br />

Ale nam, kt6rych w jarzmo wiecznej tmierci wprzf!ga,<br />

Skoro pychf! swojego stworzyciela sillga,<br />

Zmyslom grzechem zacmionym, chC4li game kr~gi<br />

Zrozumiec, trzeba na to papierowej ksi~gi.<br />

Wstydz si~, czlecze, ie bydlo, ptacy, lesni zwierze,<br />

Na literach ani si~ znajf!c na papierze,<br />

Pr~zej zgadnf! pogod,


ZMYSLOWY SWIAT WYOBRAZNI RELlGIJNEJ POET6w "SARMACKICH"<br />

27<br />

Bog Sarmacji to nade wszystko Bog wcielony. lego transcendencja<br />

naleiy do niekwestionowanych prawd teologicznych, lecz nie pobudza<br />

wyobraini tak jak Wcielenie. Owszem, jako Czlowiek z ciala i krwi,<br />

podlegly fizycznym doznaniom, staje si~ niemal domownikiem poety­<br />

-ziemianina, wspolobywatelem walecznej Rzeczypospolitej i - miar~ jego<br />

poj¢ reJigijnych, a nawet kosmologicznych. lak daleko jest niebo od<br />

ziemi - pyta Wespazjan Kochowski i wynajduje przemysln~ odpowiedz:<br />

"la pol dnia drogi klad~, gdyz tam Pan wst~powal / Po obiedzie, a nie<br />

masz, by gdzie noc1egowal" (Epigramata polskie (.. .) ks. II, Daleko do<br />

nieba). Ton zartu, wlasciwy barokowej fraszcze, winien tu bye wyeksponowany,<br />

bo w kontekscie religijnym staje si~ znakiem osobliwej zaZylosci<br />

poety z jego "Panem". Reguly stosownosci juz nie obowi~j~; w "nieproZnuj~ym<br />

proznowaniu" sarmackich tworcow miewa udzial "Bog oczlowieczony",<br />

ktorego obraz skrojony jest z materialu przezye i doswiadczen<br />

polskiego szlachcica. Gdy Syn Bozy postanawia przybrae ludzk~ postae, to<br />

jest jak rycerz ruszaj~cy na wojn~:<br />

Tak sporz~dzon~ gospod~ na ziemi<br />

Bog widz~c, z wojski rusza si~ swojemi<br />

Z gornych namiotow, ale i:i: samemu<br />

lSe tylko trzeba, valet daje wszemu (...)<br />

Obroci potym do rycerstwa mow~<br />

(Henryk Chelchowski, Bog oczlowieczony)4<br />

W swym ziemskim bojowaniu Chrystus postrzegany bywa jako m~dry<br />

dow6dca, ktory dba 0 potrzeby zohlierzy i - przezomie rozmnaza chleb na<br />

pustkowiu, zaopatruje swych uczniow podczas Ostatniej Wieczerzy:<br />

Bo czego nie doka:i:e wOdz m~ry i datny<br />

A :i:oinierz, gdy nie glodzien, posluszny i platny ( ... )<br />

Nowy Adam nas odbil, walczyc przykazuje<br />

I na wojn~ armuj~c nas prowiantuje.<br />

(Jan Stanislaw Jablonowski,<br />

Zabawa chrze.fcijaflska, epigr. XX, 1; XLIII, 1)5<br />

Bog Wcielony okazuje si~ tei: - w wyobraini lablonowskiego - czlowiekiem<br />

dose krewkim, dla ktorego ewangeliczna lagodnose jest jak surowa<br />

dyscyplina. Pisz~c na piasku grzechy ludzkie, porusza proch, co "oczy<br />

bystre zasypie i g~by zaproszy" (epigr. XXV, 2), po lego zmartwychwstaniu<br />

smiere "kamieniem w leb wzi~la" (przypis informuje, ze byl to ...<br />

"kamien odrzucony przez buduj~cych", epigr. LlV, 3), a grzeszny Szawel<br />

na drodze do Damaszku slyszy: "Poznalbys ostr~ ~k~, gdyby nie zraniona"<br />

(epigr. LXIX, 3). Oczywiscie, jak przystalo na rycerza pelnego animuszu,<br />

Chrystus nie odczuwa tez zadnego l~ku w obliczu cierpienia. To nie<br />

• Cyt. wedtug wyd.: H. Chetchowski, Bog oczlowleczony, podrOinym piorem ( ... J, Warszawa<br />

1645, w druk:. P . Elerta, k. B3.<br />

, Wszystkie cytaty z dzielka J. st. Jabtooowskiego wedtug wyd.: teoze, Zabawa chrze.fcijailska<br />

alba tywot zbawienny Pana Boga naszego Jezusa Chrystusa ( .. .}, Lwow 1700.


28 MIROSLAWA HANUSIEWICZ<br />

trwoga wyciska Mu krwawy pot w Ogrodzie Oliwnym, lecz "uwrzana<br />

krew" z wielkiej ochoty "z Zyl siy wylac dobywa" (epigr. XLIII, 1); to nie<br />

Jezus zostal przywi~zany do slupa biczowania, lecz odwrotnie - oprawca<br />

"dlatego, m6j Jezu, slup wi~i:e do ciebie, / Ze wie, i:e siy slup wzruszy nii: ty<br />

na siebie" (epigr. XLIX, 2). Obraz Mesjasza po ludzku zatrwoi:onego,<br />

prowadzonego na rzeZ jak baranek i memego jak owca, zdawac siy moi:e,<br />

choc rninyly wieki, nieco gorsz~cy dla walecznych pan6w braci, dla kt6rych<br />

cale niebo przyozdobione bylo herbami rycerskiej cnoty.o<br />

Barokowy "swiat poruszony" to taki:e dotkniyty osobliw~ zmyslow~<br />

hipertrofi~ rnikrokosmos ludzki. Od czas6w Platona idee rnikrokosmiczne<br />

wpisywaly siy w ogolne koncepcje metafizycznego ladu - czlowiek powtarzal<br />

i zamykal w sobie wszechswiat, ten zas jawil siy jako gigantyczny<br />

czlowiek. Pi¢ zmyslow mialo w tej strukturze ustalone miejsce, odpowiadaj~c<br />

(najczySclej) czterem Zywiolom i "pi~temu elementowi", czyli kwintesencji.7<br />

W poezji barokowej, takie polskiej, w~tki mikrokosmiczne powracaj~<br />

dose czysto, s~ bowiem elementem 6wczesnej wiedzy anatorniczno­<br />

-medycznej. Ich refleksy znajdujemy wiyc w licznych Emblematach Zbigniewa<br />

Morsztyna, w znanym anonimowym wierszu Microcosmus zapisanym<br />

w Wirydarzu poetyckim Jakuba Teodora Trembeckiego, w poezjach Stanislawa<br />

Samuela Szemiota, nade wszystko zas w polskiej wersji poematu<br />

Adone Marina. Lecz wlasnie te tradycyjne - zdawaloby siy - nawi~zania<br />

najlepiej zaswiadczaj~ 0 dokonuj~cych siy przemianach swiadomosci antropologicznej.<br />

Bohater poematu Adone stawal przed palacem Wenus,<br />

kt6rego architektura symbolicznie odwzorowywala "mikrokosmiczn~"<br />

struktury ciala ludzkiego, sam gmach jednak w mniejszym stopniu zaprz~tal<br />

uwagy Adona (i zarazem poety) nii: ogrody piyciu zmyslow,<br />

studium ich narz~dow, ktorych fantastyczn~ struktury kochanek Wenery<br />

poznaje, w¢ruj~c jak Guliwer po krainie olbrzymow. Poemat Marina<br />

w spos6b memal emblematyczny wyrai:al odmienn~ od sredniowieczno-renesansowej<br />

koncepcjy antropologiczn~, nie tyle sformulowan~ przez filozof6w,<br />

He przeczut~ przez artystow - wizjy czlowieka 0 niezwyklej wrriliwosci<br />

sensorycznej, zmyslami chlon~cego to, co przyrodzone i co nadprzyrodzone,<br />

czlowieka, ktory nieodwolalnie porzucil hierarchiczn~ perfekcjy<br />

mikrokosmosu, pozostaje otwarty na przestrzal. 8 Taki wlasnie, dotkniyty<br />

zmyslowym nienasyceniem, staje tei: wobec Boga.<br />

Jui: od wczesnego baroku moina obserwowac praktyky wykorzystywania<br />

"alfabetu zrnyslow" do tematu religijnego. W boi:onarodzeniowej<br />

sielance Stanislawa Grochowskiego Wirydarz aho kwiatki rymow duchow­<br />

• Por. I . Tazbir, Sarmatyzacja potrydenckiego katollcyzmu, w: Szlachta / teologowie. Studia<br />

z dzie}6w polsk/e} kontrreformac}/, Warszawa 1987, s. 241 00.; teoZe, The Polonizatlon of<br />

Christianity in the Sixteenth and Seventeenth Centuries, w: Faith and Identity: Christian Political<br />

Experienre, ed. by D . Loades, K. Walsh, Ox.ford 1990, s. 118 DO .<br />

, Por. M . Kurdzialek, Sredniowieczne doktryny 0 czlowieku jako obrazie Swiata, "ROCZIliki<br />

FilozoficZIle" 19: 1971, z. I, s. 20. Na temat idei mikrokosmosu rob. tei obszerne stlldium<br />

R. AUe~, Microcosmus: from Anaximandros to Paracelsus, "Traditio. Studies io Aocieot and<br />

Medieval History" 2: 1944, s. 319-407.<br />

• Zob. I. Sokolowsirn, Spory 0 barok. W poszukiwaniu modelu epoki, Warszawa 1971, s. 340 o.


ZMYSLOWY SWIAT WYOBRAWI RELlGIJNEJ POET6w "SARMACKlCH"<br />

29<br />

nych (...) sugestia blogoslawionej obecnosci Dzieci~tka budowana jest<br />

w obrybie calego cyklu przez opiewanie radosci ogl~dania rnalego Jezusa,<br />

sluchania Jego glosu, slodyczy pocalunkow, subtelnych pieszczot i zapachow.<br />

Ta strategia kompozycyjna i obrazotworcza rna sluZye unaocznieniu<br />

prawdy, ii; obcowanie z Bogiern jest petni~ zmyslowej rozkoszy, wobec<br />

ktorej mdle i jalowe siy staj~ wszelkie ziernskie przyjemnosci:<br />

Majll uszy swe przysmaki,<br />

Ma wzrok, rna i zmysl wszelaki.<br />

Wzrok nawi~tszy smak stlld czuje,<br />

Gdy jasny dzieD. nastltPuje.<br />

A sruch zas z swojll wlasnoScill<br />

Miltkczy silt mowy wdziltcznoScill;<br />

W slodkiej si~ on rnowie kocha,<br />

AleC stlld uciecha plocha,<br />

Bo kto raz to pieScidleczko<br />

Ujirzy, wdzilCCzne Dziecillteczko,<br />

Nic nie ujirzy pillkniejszego,<br />

ObjaSni to i Slepego.<br />

Kto przyjemniuchne Smieszeczki<br />

Raz slyszal tej Dziecineczki,<br />

Nic nie slyszal tak wdzillcznego,<br />

Brzrni!l, te i w uszu gluchego.<br />

(Wirydarz ( ..) (5) USmiechania dzieci~ce, V,<br />

teni:e, Sua auribus vo[Uptas)9<br />

Sielanka Grochowskiego jest "uczyniona" z "wdziycznych i uciesznych<br />

wierszOw" pisz~cego po lacinie niernieckiego jezuity, Jakuba Pontana,<br />

a zatern jej "sensualistyczne" uksztaltowanie wydaje siy rniee zwi;p;ek z tak<br />

znamiennym dla sztuki i literatury jezuickiej dowartosciowaniem percepcji<br />

zmyslowej, ktore niew~tpliwie rna zroolo w zalecanym przez sw. Ignacego<br />

applicatio sensuwn. "Zastosowanie zmyslow" jest elernentem rnedytacyjnego<br />

preludiurn, angaZuje i oZywia oczy, uszy, wych, smak oraz dotyk<br />

wyobrrini. Sw. Ignacy naklanial adeptow rnedytacji, aby "widziee osoby<br />

wzrokiern wyobraini (...) Sluchae uszarni wyobrami, co rn6wi~ lub co<br />

mowie mog~ (...) W~chaC i smakowae zmyslem wychu i srnaku w wyobraini<br />

nieskOllczon~ slodycz i lagodnose Bostwa (...) Dotykae zmyslern dotyku, tak<br />

np. obejrnowae i calowaC miejsca, gdzie te osoby swiyte stawiaj~ kroki lub<br />

sied z~, a zawsze s taraj ~c siy 0 jakis pOZytek z tego."IO<br />

JeSli "zastosowanie zmyslow" dokonuje siy przez sztuky, pozwala<br />

uswiycie zmysly fizyczne - ktore zwykle bywaly instrurnentern grzechu.<br />

Sensualistyczne bogactwo sztuki jezuickiej rna zatern bardziej psycho­<br />

• Cytaty z utworu s. G rochowsldego, Wirydarz abo kwlatki rynulw duchownych 0 Dziec/fc/u<br />

Panu Jezusi~ na chwalebne narodzenie Jego ( ... J, Krak6w 1608 podajC( wedlug maszynopisu<br />

edycji lrrytycznej, przygotowanego i uprzejmie mi ud o st~ni on ego przez panill Justync( Dllbkowskll<br />

(mps BKUL).<br />

)0 Sw. Ignacy Loyola, t wiczenia duchowne, przel. M . Bednarz SJ, Krak6w 1994, s. 6(}...61<br />

(punkty 122-125).


30 MIROSLAW A HANUSIEWICZ<br />

logiczne niz teologiczne uzasadnienie; Bog nie potrzebuje ludzkich darow<br />

i ich artystycznej swietnosci, sam czlowiek jednak musi respektowae<br />

wymogi swej cie1esnej natury. "Gdybysmy byli aniolami, nie potrzebowalibySmy<br />

ani kosciolow, ani obr~dow, ani obrazow, ale tez nie bylibysmy<br />

ludtmi" - pisal juz sw. Piotr Kanizjusz. ll Obfitose i intensywnose sensualnych<br />

impulsow, wlasciwie zorientowanych, pozwala utrzymae w ryzach<br />

niesfome cialo, sklonne do niskich uciech, aktywizuje tez zmysly wewn~trzne,<br />

ktore w "czlowieku cielesnym" pozostaj,! uspione. Przez to wszystko daje<br />

tez doswiadczenie n a s y c e n i a, pelni~ rozkoszy, ktorej promo by szukac<br />

w sferze proJanwn. Gdy Hieronim Morsztyn narzekal, Ze sur owe nakazy<br />

moraIne czyni,! z czlowieka "slepego i grocha", tak iz "wszytkich zmyslow<br />

moc na poly traci / Dotchn,!c, powoniac, skosztowac nie placi", Ignacjanskie<br />

app/icatio sensuum otwieralo przed barokow,! poezj,! religijn,! ogrody<br />

pi~iu zmys16w, kt6rymi w zapami~taniu delektowal si~ nie tylko Adonis.<br />

Struktura "alfabetu zmyslow" miala bye wykorzystana przez Waclawa<br />

Potockiego w jego wczesnym poemacie-


ZMYSLOWY SWIAT WYOBRAZNI RELIGIINEJ POET6w "SARMACKlCH"<br />

31<br />

z Nyssy, Augustyn a, Grzegorza Wielkiego, pozniej Alberta Wielkiego,<br />

Bonawentury, Tomasza z Akwinu, licznych mistykOW. 13<br />

Doktryna pi~ciu zmyslow duchowych glosi, ii kaidy z nas mo:i:e<br />

percypowae rzeczywistose nadprzyrodzon~ za posrednictwem wladz zmyslowych,<br />

analogicznych do cielesnych, z tym, ie s~ to zmysly szczegolnego<br />

rod zaju , ktore wyostrzaj~ si~ w procesie rozwoju duchowego czlowieka,<br />

tym bardziej, im pelniej wyzwalamy si~ spod dominacji zmyslow cielesnych.<br />

Tylko swi~ci, ktorzy - pozostawiaj~c za sob~ wszystkie etapy vitae<br />

activae -wznosz~ si~ na wyZyfiy kontemplacji, mog~ doswiadczac rozkoszy<br />

obcowania z Bogiem, jak~ zapewniaj~ owe zmysly duchowe, i w pelni Go<br />

dzi~ki nim poznawae. Jui u Orygenesa znajdujemy okreslenia konkretnych<br />

przedmiotow zmyslowo--duchowej percepcji, ktore, w nieznacznie tylko<br />

zmienionej postaci, odkrywae b~dziemy pozniej u Potockiego: "Chrystus<br />

staje si9 wszystkim dla poszczegolnych zmyslow (...) duszy. Oto nazywa si~<br />

»prawdziw~ swiatlosci~«, aby oczy duszy mogly zostae czyms oswiecone;<br />

nazywa si~ »Slowem«, aby uszy mialy czego sluchae; nazywa si9 »chlebem<br />

Zycia«, aby smak duszy mial co kosztowac. Dlatego tez nazywa si9<br />

olejkiem albo nard em, aby w~ch duszy czul zapach Slowa. Dlatego rowniez<br />

powiedziano 0 Nim, ze morna Go dotkn~e r~k~ i ze »Slowo cialem si9<br />

stalo«, aby r~ka wewn~trznej duszy mogla si~ dotkn~c Slowa Zycia."14<br />

Koncepty Potockiego, ktore znajdujemy w poemacie 0 duchownej<br />

rozkoszy, bliskie s~ tej tradycji. Panna Sluch "nadklada ucha" na Slowo<br />

Boze, a dla Panny Smak staje si~ one "chlebem", ktory ludzie ,jedz~ (...)<br />

uszyma". Panna Wzrok wpatruje si~ w niebo, Panna Zapach czuje dose<br />

abstrakcyjn~ won "Zywota wiecznego", a Panna Tab (00 lac. tactus<br />

- dotyk) wzorem ewangelicznej chorej niewiasty dotyka skraju szat Chrystusa.<br />

Tak oto "alfabet zmyslow" po raz kolejny zaaplikowany zostal do<br />

opisania religijnych uniesien. Wyobrainia sarmacka czynila go jednak<br />

rowniez instrumentem sugestii grozy. Sensoryczna natura czlowieka wydaje<br />

go na pastw~ cielesnych pokus i piekielnej kary. Klemens Boleslawiusz<br />

wyrafinowan ~ sk ~din~d strof~ sa fi ck~ opowiada 0 okropnosciach, ktorych<br />

doznawac b¢ll po smierci nasze grzeszne zmysly: oczy, skazane na wiecznll<br />

ciemnose, "nic nie ujr~, co by ich cieszylo, / Tylko trapilo", uszy sluchae<br />

b¢~ przeklenstw i biadania, gdy "Czarci muzyki z ochot~ dodaj~, / Dmi~c<br />

ognistymi (...) tr~bami / Jad z plomieniami", najci~iej chyba jednak cierpiee<br />

b~zie zmysl powonienia: "Cuchn~ kaluZe nigdy nie spuszczone, / 0, jako<br />

smierdZll gnoje nieskrzybane / P~dracy w wrzodach, ropy rozcieczone /<br />

I zaSmierdzone!" (Przerailiwe echo trqby ostatecznej. Echo czwarte 0 piekle).ls<br />

Boleslawiusz byl franciszkaninem, lecz jego imaginacja zdaje si9<br />

penetrowae te same przestrzenie, ktore zajmuj~ autorow pism jezuickich;<br />

to przeciei w Cwiczeniach duchownych znajdujemy zalecenia, wedle ktorych<br />

II lob. K. Rabner, Le debut d'une doctrine des c/nq sefl!! spirituei.r chez Origene, ..Revue<br />

d'A~tique et de Mystique", 13 : 1932, Avril, So 114, 137-145.<br />

'4 Orygenes, Kamentan do ,,Pleini nad PjeJniami", przel. S. KalinkoWlllri, Kmk6w 1994, s. 117.<br />

U Cyt wedrug wyd.: K . Bolesiawi u!Z, Przl!rafliwe echo trqby ostatecznej abo cztery rzeczy<br />

onaInle czlowieka czekajqce ( ... J, Kralc6w 1674.


32 MIROSLAWA HANUSIEWICZ<br />

moma by przeprowadzic wlasnie tak'! medytaej~ 0 piekle ("Widziec<br />

oezami wyobraini owe ogromne ognie i dusze jakby w cialaeh ognistyeh.<br />

Sluchac uszami wyobraini lament6w, wycia (...) W~hem wyobraini W'!­<br />

chac dym, siark~, kal i zgnilizn~" - uczyl sw. Ignacy)lC, a obrazy m,!k<br />

piekielnych, ktore daj,! poinobarokowe pisma jezuickie, zasadniczo nie<br />

rorni,! si~ ani w poetyce, ani w szczegolach ad Boleslawiuszowego. 17<br />

"Zmyslowy" swiat wyobrami religijnej w poezji barokowej rna struktur~<br />

niejednorodn~ . Transliteracja danych sensoryeznych, naturalistyczna<br />

w dzisiejszym sensie tego slowa, a wi~ mimetyczna, wyrzekaj,!ca si~<br />

metaforyzacji, nie jest weale tak c~sta, jak to si~ zwyklo zakladac. Bywa<br />

zreszt~ silnie zwi'!zana z tradyej~ sredniowieczn,!, w ktorej ,j~zyk ciala"<br />

mial przeciez podtekst symboliezny. Najciekawsze chyba przyklady owego<br />

mimetycznego sensualizmu odnalezc moma w epiee religijnej, gdzie ekspresja<br />

zmyslowego szczegolu wydaje si~ niejednokrotnie wamiejsza ad w'!tlej<br />

fabuly. Strategia ta znamienna jest zwlaszcza dla epiki marinistycznej;<br />

poeta niejako "unieruchamia" wybran'!, drobn,! scen~, nieraz nieistotn'!,<br />

poswi~ca jej osobn~ oktaw~ lub dwie, po to tylko, aby dac rozwini~te,<br />

wlaSnie - sensualistyezne studium, na przyklad:<br />

Dose czynilj,C rozkazowi, do warg swych przytyka,<br />

Nadymajll,c policzld w tym, kiedy wywiera,<br />

Dech z wn~trmoSci zebrany do gardla przenika,<br />

Potym do ~by przejdzie, z impetem otwiera,<br />

Sili si~ ile moze, wnet odglos wynika,<br />

Rozp~dzonego miejsce powietrza zabiera,<br />

Leci przecilj,glym traktem, tam i sam rozchodzi,<br />

I do namaczonego, grznllll,C, kresu przychodzi.<br />

(Anonim, Opisanie zabicia niewiniqtek)18<br />

Oktawa przedstawia moment, w ktorym "wozny" krola Heroda daje<br />

sygnal do rozpocz~a rzezi Mlodziankow, cala strofa wydaje si~ jednak<br />

calkowicie autonomiczna i z powodzeniem moglaby si~ znalezc w jakimkolwiek<br />

innym poemacie. Uwaga poety jest sku pion a na opisywanym<br />

w izolacji "fakcie zmyslowym" - powstawaniu dZwi~ku, ktory rodzi si~<br />

z tchu i "impetu", by zgasn,!c, osi'!gn'!wszy "kres". Nawet struktura<br />

intonaeyjna oktawy zostala podporzl!:dkowana zamierzeniom imitacyjnym.<br />

SluZy ona odwzorowaniu dynamiki akustycznej, nie komunikuj,!c si~<br />

bezposrednio z religijnym tematem. Ewokowane tu jakoSci emocjonalne<br />

i wyobra:i:eniowe pozostaj~ niesfunkcjonalizowane, lecz - posrednio<br />

- wspoltworz~ "g~st'!", zmyslow'! atmosfer~ poematu, ktora sprawia, :i:e<br />

pomimo wprowadzenia rozbudowanego planu wydarzen pozaziemskich<br />

(waIka Szatana z Bogiem) historia narodzenia Syna Bozego i ofiary<br />

Mlodziankow nie nabiera cech adleglego rnitu.<br />

10 Sw. Ignacy Loyola, jw., s. 40-41 (punkty 66-68).<br />

" Na ten temat zob. E. Poprawa,lgnacjailski ,,modus medifandi" '" leulfurze religijnej pOinego<br />

baroleu, w: Religijno$c '" liferafurze poLrklego baroku (w drulru).<br />

,. Cyt. wodlug ~lcopisu BOss sygn. 4872/ 1 k. 32v.


ZMYSLOWY SWIAT WYOBRAZNI RELIGIJNEJ POET6w "SARMACKICH" 33<br />

Z wyrzeczeniem si~ mowy figuratywnej mamy jednak naj~sciej do<br />

czynienia w tekstach opowiadajl!cych 0 fizycznym cierpieniu (zwlaszcza<br />

w mesjadach), n¢zy kondycji ludzkiej, m~kach piekielnych - tak jakby<br />

ciemna strona doswiadczenia cielesnosci sarna z siebie byla najbardziej<br />

sugestywna i najmniej wymagaia metaforycznego wsparcia. "Od rozg, od<br />

bicz6w panienskie ciaio / (...) al: poczernialo" - pisai jui we wczesnyro<br />

baroku Kasper Miaskowski w Historyi gorzkiej M(;ki i choc (skl!dinl!d) wizja<br />

cierpi~go Chrystusa bywa u tego wlasnie poety silnie zmetaforyzowana, to<br />

nie brak tu przeciei obserwacji "fizjologicznych", gdy autor wspornina, Ze<br />

twarz Skazanca od uderzenia pi~cil! "zmodrzala" i "napuchla", ie Mu<br />

"uwi¢ly" dzi¥la. Przekonanie, ii wtloczony na glow~ J ezusa wieniec "al:<br />

w mozgu tonie", moma objasnic przez odniesienie do tradycji sredniowiecznej<br />

(znajdujemy je zresztl! w bardzo wielu barokowych opisacb Pasji), lecz<br />

niewl!tpliwie pozaliterackie Sl! inspiracje wers6w mowil!cycb 0 tyro, ie ,,1ozef<br />

(...) wieniec ostroglogowy, / Pod kt6rym skrzepl wlos on kasztanowy, /<br />

Wydziera gwaltem, bo tarn nierowny"19. Sensualizm w jego odrnianie<br />

mimetycznej pojawia si~ wi\c tarn, gdzie zaplecze tradycji, symbole, biblijne<br />

i apokryficzne loci communes zdajl! si\ tracic produktywnosc, a poeta<br />

aktuaiizuje zdarzenia Historii Swi\tej, odwolujl!c si\ do wlasnego zmyslowego<br />

doswiadczenia. Siedemnastowicczny two rea i bez literatury zna<br />

barw~ i zapach krwi, wie, co si~ dzieje z bitym i okaleczonym cialem, jaka<br />

jest fizjologia urnierania. Wspomagany przez dziedzictwo pOZn.osredniowiecznego<br />

doloryzmu, odkrywa dla utworow religijnych poetyk~ realistycznl!.<br />

Zeschla posniale zspecila cialo <br />

Krew, ktorej w :i;ylach warta sill malo, <br />

Wlos krwjil zbroczony w kUPIl sill zsycha, <br />

A bardziej spiekly w rany upycha. <br />

(Wespazjan Kochowski, Na obraz ukrzyzowanego Pana)20<br />

Choc poeta barokowy taki jak Kochowski wielokrotnie zaswiadcza swoje<br />

obeznanie z tradycyjnym kodem symbolicznym, to wie jui, ie sugestia<br />

prawdy artystycznej staje si~ szczeg6lnie silna dzi~ki transliteracji rzeczywistych<br />

doSwiadczen. Symbol z racji swcj bogatcj semantyki jest powtarzalny<br />

- inaczej nii zmyslowo uchwytny detal, ktorcgo uiycie pozwala ponadto<br />

na odwolanie si\ do wsp6lnych poecie oraz odbiorcy doznan i obserwacji.<br />

Obraz wepchni\tego w otwartl! ran~ skrzepu wlosow i krwi, 0 jakim pisal<br />

Kochowski w zacytowanym fragmencie, ma zapewne dla sarmackiego<br />

tworcy - ktoremu nieobce wojenne rzemioslo - walor dokumentujl!cy: tak<br />

oto z bliska wygll!da zmasakrowane cia!o ludzkie, tak musial wygll!dac<br />

um~zony Jezus, ktory byl przeciez prawdziwym czlowiekiem. To, co<br />

J. wszystldc cytaty z History! gorzkie) M~ki ( ... ) K.,1spra Miaskowskiego wedlug: teDZe,<br />

Zbldr rytmow, wyd. J. Rymarkiewicz, Pozoau 1H55 .<br />

10 Cyt. wedlug; W. Kochowski, R6taniec Na.fwi~lszej Panny Maryje} wed/ug zwyczaju<br />

lcaznodzlej-s/clego rytmem po/skim wyraiony (. . .), Krakow 1668, w druk. S. PiotrkowC2.yka,<br />

s. Ill. Wszystkie Dast~De cytaly z ulwor6w Kocbowskiego wedlug tego wydaaia.


34 MIROSLAWA HANUSIEWICZ<br />

bierzemy za estetycznll perwersj~ , trzeba bye moze interpretowae jako<br />

osobliwe potwierdzenie prawdy Wcielenia.<br />

Sensualizm barokowej poezji religijnej jest jednak takZe fantasmagorill,<br />

rozlumieniem rygor6w reainosci, otwarciem si~ wyobraini na bogactwo<br />

zmyslowych impuls6w. Nie znaczy to wszakze, ze imaginacja poetycka<br />

pozostaje calkowicie swobodna i ni eskr~powana - rozwija si~ zawsze<br />

w ramach obowi llZujllcego, powszechnie zrozumialego kodu symbolicznego,<br />

lecz jej ruch, ptynnose granic mi¢zy figurami, poczucie ich niewystarczalnosci,<br />

mnoi:enie, latwosc semantycznych przeksztalcen, wreszcie<br />

skupienie si~ na zmysiowych aspektach symbolu i alegorii - wszystko zdaje<br />

si~ ujawniac pewne znamiona kryzysu tego uSwi~conego tradycj'l systemu<br />

znaczen. Jeszcze zachowuje on czytelnose, ale juz prowokuje, by go<br />

przekroczyc. W siedemnastym wieku powstaj'l liczne kompendia symboli<br />

(by wymienic tylko najpopulamiejsze: N. Caussina Electorum symbolorum<br />

et paraholarum historicarum syntagmata (oo.), J. Masena Speculum imaginum<br />

veri/atis occultae (...), F. Picinellego Mondo simbolico), lecz ich<br />

mnogosc i bogactwo jest tylez wyrazem pot~mego zainteresowania symbolik'l,<br />

ile swiadectwem niemoznosci zapanowania nad rozwini~tym systemem.21<br />

Jesli rzeczy nie znacz'l tego, co znacz'l, to mog'l znaczyc wszystko;<br />

symboliczno-alegoryczna polisemia dodatkowo komplikuje kod,<br />

zach~ca do porzucenia logicznej dyscypliny. Symptomy kryzysu mySienia<br />

figuratywnego dostrzega si~ tez w siedemnastowiecznej egzegezie; tradycyjnej,<br />

uprzywilejowujllcej ale gore~ szkole egzegetycznej A. Salmeron a<br />

przeciwstawia si~ bardziej scisla szkola Maldonata, kt6rej zwolennicy<br />

zyskujll zresztll wplywy w polskich kolegiach jezuickich. 22 Uczeni zakonnicy<br />

wydajll slowniki symboli, poeci zaS wcillz pisz'l poematy alegoryczne,<br />

ale w ich dzielach coraz wi~cej niekonsekwencji, alegorie stajll si~ jakby<br />

mniej przezroczyste, coraz mniej znaczll, coraz bardziej sq, zatrzymujllc<br />

uwag~ na swym zewn ~t rznym ksztalcie. 23<br />

Zmyslowa wyrazistosc poezji religijnej polskiego baroku jest w znacznej<br />

mierze swiadectwem wyczerpywania si~ blldz ch~i transcendowania paradygmatu<br />

symboliczno-alegorycznego. Mnogosci przywolywanych figur<br />

odpowiada ptynnosc ich przeksztalcen, kt6rll moma bylo dostrzec juz<br />

u poety z pierwszej polowy wieku, wspomnianego wyzej Kaspra Miaskowskiego,<br />

gdy w Historyi gorzkiej Mfki "naturalizowa'" tradycyjne figury:<br />

Chrystusa - purpurowego kwiatu czy ofiary Krzyza - tloczni mistycznej:<br />

Jako sok winny prosto cd prasy<br />

Rumiony strumien Jeje do fasy,<br />

11 Por. Jacck Sokolski , Barokowa bi~ga Mlury. 0 ruropejskiej symhologrqf1i wieleu siedemna.rlego,<br />

Wroclaw 1992, s. 77 nn.<br />

11 Ks. Whldyslaw Smereka, Bihlislyka polska (wiek XV[-XVll[j, w: Dzieje leologii kalolickiej<br />

w Poi.rce, t. II Od Odrodzenia do O.rwiecenia, cz. I Teologia humanlslyczM, pod red . bpa<br />

M. Rechowicza, Lublin 1975, s. 251-252.<br />

l' Por. Jacelc Sokolski, "Miejsce 10 zowq iywol..... Slaropoi.rkie romanse alegorYClne, Wroclaw<br />

1988, s. 82, 95.


ZMYSLOWY SWIAT WYOBRAZNI RELIGIJNEJ POET6w "SARMACKICH"<br />

35<br />

A z niej moszcz bujny wierzchem odchodzi,<br />

Tak Pan topnieje w krwawej powodzi.<br />

(Jutrznia)<br />

Jako szarlatny kwiatek u wody, <br />

Kt6ry poderznie plug na uwrocie, <br />

Umiera lecllc, albo przy plocie <br />

Gdy didi:em gwahownym glow~ mak zloZy, <br />

Tak tei: twarz mieni w smierci Syn Boi:y. <br />

(Godzina t!ziewill.ta)<br />

Jui: wi~ u Miaskowskiego w znacznym stopniu autonomizuje si~ obrazowa<br />

wartose wykorzystywanych alegorii; w tloczni mistycznej pojawia<br />

si~ "moszcz bujny", purpurowy kwiat jest swojskim makiem, ginie od<br />

pluga lub di:dZu. W calym poemacie wyrainie zreszt~ uprzywilejowuje si~<br />

te figury, ktore maj~ jakis element "plynnosci" - dzi~ki temu poeta moZe<br />

bez pogwalcenia wewn~trznej logiki wiersza przechodzic od realistycznie<br />

potraktowanego motywu krwi do motywowulewy, strumieni, powodzi,<br />

woo chrztu, pojednania, oczyszczenia itd. 24 Tworcy barokowej poezji<br />

pasyjnej zreszt~ wielokrotnie powtarzali te rozwi~zania metaforyczne;<br />

Abraham Roi:niatowski proponowal czytelnikom do zludzenia podobne<br />

obrazy:<br />

Wneti:e k.rwaworz~sny pot wystllpi na Pana,<br />

Cialo swi~te i szata krwill zafarbowana.<br />

Ledwo wi~c taki strumien obfity si~ toczy<br />

Z winorodnej jagody prasll wytloczonej<br />

Abo rosy z oblokow modrych wypuszczonej,<br />

Ktoryi: tak mocna boleSc i kt6ry tak srogi<br />

Ci~i:ar wyciska z Ciebie, Zbawicielu drogi.<br />

(Abraham Roi:niatowski, Pamiqlka knvawej o}wry)25<br />

Gdy sensualizm realizuje si~ przez ucieczk~ od zmyslowej transliteracji,<br />

moZe dawac - paradoksalnie - efekt osobliwy, dziwaczny czy nawet<br />

wstr~saj~cy. Poeci przeScigaj~ si~ w zapewnieniach, jak pi~kne i powabne<br />

bylo cialo um~zonego Zbawiciela, czyni~ tei: wiele, by powab ten dostwny<br />

byl nie tylko dla "zmyslow duchowych". Znany wiersz Jana Andrzeja<br />

Morsztyna Pot krwawy z cyklu Na Wielki Piqtek 1651 opiewa Chrystusowe<br />

cialo jako "krwi~ sfarbowany: Wor (...) pelen rubin ow i zlota", jako<br />

"grono dojrzale", ktore si~ sarno "w slodkie wino mieni", jako "balsam<br />

rozrzutnej wonnosci".26 Podstawa tych metafor jest, co warto podkreslic,<br />

dose tradycyjna i moma je bez trudu powi~zae z symbolicznym dziedzictwem<br />

(zloto i wonnosci jako symbole bostwa i godnosci krolewskiej, rubin<br />

:w Por. S. Nieznanowski, 0 poezji Knspra Miaskowskiego. Siudiwn 0 kszlallowarriu s~ baroku<br />

w PMZ}i polskiej, Lublin 1965, s. 64.<br />

15 Cyt. wedfug wyd.: A. RoZniatowski, Pamiqlka krwawej ojUJry Parra Zbawiciela naszego<br />

J~zwa Chry3tusa. wedle miejsc hlerozollmskich nad Zebrzydowlcami wykonterfektowanych (...J,<br />

Krak6w 1692, k. B 2v.<br />

.. Cyt. wedlug wyd.: J. A. MOI"SZtyn, Utwory zebrane, oprac. L. Kukulski, Warszawa 1971,<br />

s.219.


36 MIROSLAWA HANUSIBWICZ<br />

- kamien cierpienia, wino - symbol eucharystyczny), tu jednak ewokowane<br />

jakoSci sensualne i apel do kolejnych zmyslow wydaj~ si~ wainiejsze od<br />

sensow figuratywnych. Podobnie w wierszu Stanislawa Herakliusza Lubomirslciego<br />

z cyklu Poezje postu sWift ego, ktory rozwija wywodz~cy si~<br />

chyba od Wenancjusza Fortunata topos Super omnia ligna cedrorum tu sola<br />

excelsior in qua salus mundi pendet. Wspanialose drzewa, co "nosilo Pana",<br />

wyraiona zostaje przez odwolanie do "wonnych cytryn" i roz, "mocnych<br />

d~bow" i oliwek oblanych "tlust~ ros~", "rumianych" lub "czerwonawych"<br />

cisow i pomaranczy, "slodlcich daktyli" , leczniczych aloesow,<br />

a zmyslowo uchwytne walory wymienianych drzew s~ niew~tpliwie dla<br />

poety wazruejsze niz ich maj~ce podstaw~ w Piesni nad Piesniami konotacje<br />

symboliczne. 27<br />

Tworcy mniej wyrafinowani niz Morsztyn i Lubornirski, z wi~kszym<br />

trudem konstruuj~cy koncepty, ktore moglyby olcielznac obrazow~ wielorakosc<br />

j nadae strofom pozor spoistych sofizmatow, s~ tez mniej odwai:ni<br />

w penetrowaniu obszarow j~zyka symbolicznego j "sprawdzaniu" ich<br />

poetyckiej przydatnosci. Takze i w ich tekstach dostrzec moma jednak ow~<br />

"plynnosc" semantyczn~, mnozenie i przenikanie si~ figur, czasem zreszt~<br />

dose zaskakuj~ce:<br />

§Wi~te r~, zawitajcie,<br />

I r6i.ami zakwitajcie,<br />

Ktore twardej do gal~ zi<br />

Gwozdz przyszczepia i gwoZdz wi~zi,<br />

Kruiem lejfl(: rumianym ( ... )<br />

Zbawicielow witaj boku,<br />

Miodowego pelen soku c...)<br />

Witaj, rano, z ktorej plynie<br />

Slrumien zdrowy na zbawienie,<br />

Forlka wielka i przestronna,<br />

Wszytka drogll krwi!l zbroczona,<br />

Lekarstwo mej swejwoli.<br />

Z ciebie czuj~ zapach dziwny <br />

I smak grzechom mym przeciwny (...) <br />

A ja naprzoo, niegodnymi <br />

Calujllc ci~ usty mymi, <br />

Ku twojemu &erce zbliZ~<br />

<br />

I swi~tll krew chciwie zli:i:~ <br />

Przyjrniesz-ie mi~, moj Panie.<br />

(Wespazjan Kochowski, Rylm Sl\Ii(!tego Bernardo. ('..J Trude<br />

pozdrowienie r{!ku Pana Chryslusowych. Czwarle pozdrowienie<br />

boku Pana Chryslusowego)<br />

R~ca wspolczesn~ wrailiwose deklaracja pragnienia "zlizywania<br />

swi~tej krwi", zreszt~ nierzadko spotykana w poezji barokowej (wystarczy<br />

., CyL wodlug wyd.: I w odmlanach CZIlSll smale jest. Antologia polsk.iej poezji epoki baroku,<br />

oprac. J. Sokolowska, Warszawa 1991, s. 58\-584.


ZMYSLOWY SWIAT WYonRAt<strong>Nr</strong> RELIGIJNEJ POET6w "SARMACKICH"<br />

37<br />

tu wspomniee slawnll E/eg~ pokutnq do Boga Kaspra Miaskowskiego), nie<br />

powinna bye traktowana jako przejaw rzekomego "naturali2ll1u" - wr~cz<br />

przeciwnie, szokujllcy efekt nie wynika z jakiegos fizjologicznego mimetyzmu,<br />

lecz z gruntownego przemieszania sensow realnych i figuratywnych.<br />

Jdli Cialo Chrystusajest krzewem r6Zanym i zrodlem miodowego soku, to<br />

logika konceptu kaze respektowae to utozsamienie i budowae stosown~ do<br />

niego pointe. To wlaSnie koncept, zawieszaj,!cy klasyczne reguly stosownosci,<br />

staje si~ narz~ziem naiwnej nieraz naturalizacji tradycyjnych symboli.<br />

Sarmacki poeta sprawdza ich pojemnose i aktualnose, wpisuje je w przestrzen<br />

znanych mu doswiadczen i... zdaje si~ zapominae 0 dualistycznej<br />

strukturze symbolu, 0 tym, ze ozywiae rna on przede wszystkim "zmysly<br />

duchowe". Zdradza go stylistyka i sklonnose do trywializacji: "Tys, Panno,<br />

latoroslll, Syn Twoj gronem sporem, / Gdyzby moma tak slodkim podpijae<br />

likworeml" - tak~ na przyklad "alegorezf' proponuje Kochowski,<br />

interpretuj~c werset z Pidni nad Pidniami "Meliora sunt ubera tua vino"<br />

(7, 9), a jego pobome westchnienie zapewne odwoluje si~ do calkiem<br />

swieckich doswiadczen. Ewangeliczn~ perykop~ 0 jawnogrzesznicy, ktora<br />

namaszcza stopy Chrystusa, rowniez figuratywnie chce interpretowae Jablonowski,<br />

dajllC przy tym swiadectwo nad podziw dobrej znajomosci<br />

procesow destylacji:<br />

Wiedziala Magdalena, :i:e grzechem cuchnc::la, <br />

Przeto wonne olejki rozlewac poczl;la. <br />

Dobrze sic:: dystyluje - plomieniem kochania, <br />

W aIembiku lez czystych, mieszkarni wzdychania. <br />

(Zabawa chrzeScijariska, epig. XXIII, 2)<br />

Kryzys j~zyka symbolicznego kieruje wyobrami~ poetow ku swiatu<br />

realnemu, dost~pnemu zmyslom, z ktorcgo obumieraj,!ce figury czerpae<br />

maj~ nowe Zycie, w ktorym roze, cedry, olejki i balsamy odzyskuj,! won,<br />

a wina i rniody - slodycz. I w ten oto sposob, niepostrzdenie, dokonuje si~<br />

uswi~cenie zmyslowego swiata, w ktorym moma odkrye tak wiele znakow<br />

Boga. Symbole niekoniecznie odzyskuj,! dawn'! Zywose, lecz fizyczna<br />

rzeczywistose zabarwia si~ symbolicznie, nie tylko wyraza Boga, ale staje<br />

si~ przestrzeni,! spotkania z Nim. Religijna poezja polskiego baroku, perna<br />

narzekan na swieckie marnoSci i pokusy, na grzeszne cialo, z ktorym wiese<br />

nalei:y nieustanny boj, przeciez jednak nie umie si~ od nich oderwae. Nie<br />

podejmuj~c ascetycznych i jeszcze platonskich z ducha wyzwan poetow<br />

z pocz~tku wieku, autorzy sarmackich wirydarzy poszukuj,! swojego Boga<br />

w swiecie z ciala i krwi. I odnajduj~ Boga, kt6ry ten swiat rozgrzesza.<br />

Miroslawa Hanusiewicz<br />

M1ROSLAWA HANUSlEWlCZ, adiunkt w Katedrze Literatury Staropolskiej<br />

KUL. Autorka Swiat podzielony. 0 poezji Sebastiana Grabowieckiego (Rzym-Lublin<br />

1994).


WLODZIMIERZ GALEWICZ <br />

POMI~DZY FANTAZJ~<br />

A WIAR~ <br />

<br />

o HIPOTEZIE ZLOSLIWEGO nUCHA<br />

W MEDYTACJACHKARTEZJUSZA<br />

Rzeczywistosc, w ktor'l, wci'l,gaj'l, nas Medytacje Descartes'a, dla nieuprzedzonego<br />

czytelnika rnialaby znamiona swiata paranoicznego. Kartezjanski<br />

podrniot, ktory zajmuje centrain'l, pozycj~ w tyrn swiecie (chociaz<br />

zarazern jakby ponad nirn), zachowuje si~ tak, jak gdyby na kazdym kroku<br />

rnusial si~ strzec przed pot~Znyrn i zlosliwyrn dernonern, rnaj'l,cyrn wlad~<br />

nad jego urnyslern i usiluj'l,cyrn wprowadzic go w bl'l,d, gdy tylko si~ da.<br />

Odrnawia zatern swojej zgody wszelkirn s'l,dorn, przy ktorych rnozna miec<br />

choc cien w'l,tpliwosci, czy nie S'l, one falszywe. Odrzuca niernal wszystkie<br />

przekonania, ktore dot'l,d zywil, nawet tak nieodparte i nienaruszalne<br />

- z punktu widzenia zdrowego rozs'l,dku - jak to, Ze posiada cialo, ze<br />

oprocz niego w swiecie istniej'l, inne osoby, ze w ogole jest cos takiego jak<br />

swiat rnateriainy, Ze on sam istnial takZe przed kilkorna rninutami itp.<br />

Uspokaja si~ i na chwil~ uwalnia od l~ku przed ludZ'l,cym go duchern<br />

dopiero przy s'l,dzie "Ja jestern" ("Nie rna wi~ w'l,tpliwosci, ze istniej~,<br />

skoro rnnie ludzil"l) i w oparciu 0 ten Archirnedesowy punkt stara si~<br />

z cal'l, ostroZnosci'l, wyrobic sobie jakies nowe przekonania (czy tez przywr6cic<br />

niektoryrn dawnyrn ich rnoc obowi'l,zuj'l,c~). Filozofuj'l,ce ,Ja"<br />

Medytacji przypornina zatern kogos, kto, dr~czony obaw'l" ze wszyscy<br />

wokol probuj'l, go otru6, odrnawia przyjrnowania jakichkolwiek napojow<br />

i wyrusza na poszukiwanie tego ostatecznego, z pewnosci'l, juz nie zatrutego<br />

irodla; dopiero odszukawszy je, zaspokaja pragnienie i powoli<br />

wraca na rowniny, przez caly czas jednak podejrzliwie sledz~c szlaki, jakie<br />

1 R. Descartes, Medytacje 0 pierwszeJ ftlozofti, przel. M. i K. Ajdukiewiczowie, Warszawa<br />

1958, t. I, s. 31 (dalej cyl"Uj~ l~ pozy'


POMII~DZY FANTAZIJ\ A WIARJ\<br />

39<br />

przebywa ptynij,ca ze irodla woda, i czerpiij,c jij, tylko przy absolutnej<br />

pewnosci, ze nie rna w niej kropli trucizny.<br />

T~ lekko paranoicznij, atmosfer~, jaka spowija rzeczywistosc Medytacji,<br />

kaidy chyba do jakiegos stopnia odczuwa, na ogol jednak zbyt latwo z niij,<br />

si~ oswajamy. Nic zresztij, dziwnego: malo ktory z czytelnikow si~gajij,cych<br />

w ciij,gu wiekow do dziela Descartes'a (i to juz z jego wspolczesnych, a cOz<br />

dopiero dzisiaj) byl czytelnikiem nieuprzedzonym. Kartezjanskie Medytacje<br />

Sij, napisane w pierwszej osobie. Kartezjusz mowi: "Ja mysl~", "Ja<br />

wij,tpi~", "Ja mam si~ na bacznosci przed zlosliwym duchem". A przeciez<br />

Medytacje to filozoficzny traktat, nie jakis wiersz czy poemat, przy ktorym<br />

- wyszkoleni przez teoretykow literatury - bylibysmy z gory gotowi<br />

rozroiniac tzw. "liryczny podmiot" utworu od jego realnego tworcy.<br />

Czytelnik filozoficznego traktatu rna peine prawo przyjmowac, Ze gdy jego<br />

autor powiada "Ja sij,dz~", "Ja wij,tpi~", to rzeczywiScie wyraza s w 0 j e<br />

sij,dy lub wij,tpliwoSci, czy przynajmniej (0 ile na przyklad nie jest calkiem<br />

szczery, 0 co szczegolnie Descartes'a cz~sto podejrzewano) sij,dy i Wij,tpliwosci,<br />

do ktorych sam si~ przyznaje. Kaidemu jednak wiadomo, kto to<br />

byl Kartezjusz. Nikomu wi~ nawet nie przejdzie przez mysl, aby ten<br />

wielki, lecz norm a In y umysl mogl- chocby tylko przez jakis krotki czas,<br />

na przyklad w trakcie pisania pierwszych rozdzialow swojego dziela<br />

- faktycznie wij,tpic 0 tym, ze rna cialo, ze oprocz niego istniejij, inni ludzie<br />

itp. Jezeli zatem mowi, ze 0 tym wij,tpi (a mowi!), to niemal nie sposob<br />

oprzec si~ interpretacji, ze jest to tylko retoryczna przesada, ze tak<br />

naprawd~ autor Medytacji wcale nie powij,tpiewa 0 slusznosci tych sij,dow,<br />

leczjedynie z takich czy innych wzgl~ow zachowuje chwilowo wobec nich<br />

poznawczij, rezerw~, nie czyni z nich zadnego teoretycznego uzytku itp.<br />

Ta nasuwajij,ca si~ interpretacja Kartezjanskiego "metodycznego sceptycyzmu"<br />

czyni jednak jego metod~ wij,tpienia znacznie bardziej niewinnij"<br />

niz ona faktycznie jest. Niewinnij" a przez to takZe nieskutecznij, (jak to<br />

bywa z lekami!), nie wystarczajij,q do celow, ktorym rna ona sluiyC.<br />

Kartezjanska technika wij,tpienia sluiy wprawdzie celom skrajnie racjonalistycznym,<br />

sama jednak, wlasnie dlatego, nie jest technikij, czysto<br />

racjonalnij,. Jest jakies szalenstwo w tej metodzie - chcialoby si~ powiedziec,<br />

odwracajij,c znane slowa z Hamleta (do ktorego zresztij, b~~ mial<br />

jeszcze sposobnosc nawiij,zac). Jak postaram si~ dalej pokazac, technika<br />

wij,tpienia, ktorej Kartezjusz sam si~ poddaje i kt6rij, podsuwa takZe ch~tnym<br />

czytelnikom, istotnie j est formij, obl~u - czyms, co moma by nazwac<br />

"obl~em kontrolowanym". Kontrolowany obl~, praktykowany przez<br />

mistrza racjonalnego myslenia, nie jest moze grozniejszy od kontrolowanego<br />

poslizgu. Czy jednak kontrolowany poslizg nie jest poslizgiem<br />

Pierwsza Medytacja zaczyna si~ niemalze jak manifest utopijnego<br />

rewolucjonisty: azeby wreszcie cos solidnego zbudowac, "trzeba raz w iyciu<br />

z gruntu wszystko obalic i na nowo rozpocz~ od pierwszych podstaw"


40 WLODZIMIERZ GALBWICZ<br />

(t. I, s. 20). Kartezjuszowi chodzi na szcZ¥scie tylko 0 przewrot przekonan,<br />

czy tez dokladniej, jego wlasnych mnieman (autor Medytacji nie oczekuje, Ze<br />

wszyscy pojd,! w slad za nim, a niektorym wr~cz to odradza2). Pragn'!C<br />

ustalic "cos pewnego i trwalego", Descartes zamierza odrzucic wszystkie<br />

wyznawane dot


POMu;;nzy FANTAZJJ\ A WlARJ\<br />

41<br />

Wzifl,wszy pod uwag~ trzy przypomniane racje do wfl,tpienia, Kartezjusz<br />

dochodzi do wniosku, ze z wszystkich rzeczy, w ktore dotfl,d wierzyl, nie<br />

pozostaje nic, 0 czym wobec tych racji nie rnoma by powfl,tpiewac. Jezeli<br />

wi~c rna znaleic coS pewnego, to rnusi "nie mniej ostroinie powstrzymywac<br />

si~ od uznawania tego wszystkiego jak od oczywistych falszow" (t. I, s. 27).<br />

Ale to, okazuje si~, jeszcze za malo! Zaraz potem czytarny:<br />

Lecz nie dose to stwierdzie, trzeba si~ starae mie6 to w pami~ci. Ustawicznie<br />

bowiem powracaj~ dawne mniemania, do kt6rych przywyklem (...) Nigdy tei:<br />

nie odzwyczaj~ sil;! przytakiwae i ufae im, dop6ki b¢~ je uwai:al za takie,<br />

jakimi s~ rzeczywiscie, to znaczy wprawdzie trochl;! w~tpliwe (...) lecz niemniej<br />

przeto zarazem bardzo prawdopodobne i takie, kt6rym 0 wiele rozs~niej jest<br />

wierzye nii: zaprzeczye. Dlatego (...) nieile uczyni~, jesli, zwr6ciwszy sil;!<br />

umyslnie w kierunlru wprost przeciwnym, sam siebie bi;!dl;! ludzil i uwai:al: przez<br />

jakis czas owe mniemania za zupclnie falszywe i urojone (t. I, s. 27).<br />

I w tym wlasnie miejscu pierwszej Medytacji zjawia si~ "ziosliwy duch".<br />

Kartezjusz pisze: "Przyjm~ wi~c, ze nie najlepszy Bog, ir6dlo prawdy, lecz<br />

jakis duch ziosliwy, a zarazem najpot~miejszy i przebiegly, wszystkie swe sily<br />

wyt~:i:yl w tym kieronku, by mnie zwodzic. B¢~ uwaial, ze niebo, powietrze,<br />

ziemia, barwy, ksztahy, dZwi~ki i wszystkie inne rzeczy zewn~trzne Sfl, tylko<br />

zwodniczfl, grfl, snow, przy pomocy ktorych zastawil on sidla na mfl, latwowiemosc"<br />

(t. I, s. 28).<br />

Rola, jakfl, spelnia hipoteza zlosliwego ducha w Medytacjach, nie jest<br />

calkiem jednoznaczna i stanowi przedmiot sporo interpretatorow. 3 Sam<br />

Kartezjusz w poiniejszej Rozmowie z Burmanem opisuje znaczenie tej<br />

mpotezy w taki oto sposob: "Kaie tu autor czlowiekowi tak dalece wfl,tpic<br />

(...) jak tylko zdola; a dlatego nie tylko podnosi te zarzuty, ktore wysuwaC<br />

zwykli sceptycy, ale i te wszystkie, ktore oni mogIiby zrobic; w ten sposob<br />

chce calkowicie usunfl,c wszelkie wfl,tpliwosci. I w tym celu wprowadza<br />

owego »ducha« - jakby ktos mogl zarzucic - bez zwifl,Zku" (t. II, s. 238).<br />

Kartezjusz twierdzi zatem, ze wprowadzajfl,c "zlosliwego ducha" posuwa<br />

si~ w swoim wfl,tpieniu da\ej niz zwykli sceptycy. Zachodzi pytanie, w jakim<br />

sensie dalej. Czy w tym, ze kaie narn wfl,tpic tak:i:e 0 rzeczach, ktorych<br />

wczesniejsi sceptycy nie atakowali Czy raczej dlatego, ze kaze nam 0 tych<br />

samych rzeczach wfl,tpic w taki spos6b lub tez w takim stopniu, w jakiro do<br />

tej pory 0 nich nie wfl,tpiono Z tfl, niejasnoscifl, idzie w parze inna, 0 kt6rej<br />

napomyka sam Kartezjusz mowifl,c, ze "zlosliwy duch" 'zostal wprowadzony<br />

,Jakby ktos mogl zarzucic - bez zwifl,Zku". Scislej biorfl,c, przywoluj4cy tego<br />

"ducha" fragment pierwszej Medytacji wifl,ze si~ wprawdzie formalnie z poprzednimi<br />

wywodami, lecz nie wiadomo dokladnie z kt6rymi. Kartezjusz<br />

pisze: "Przyjm~ w i ~ c, ie...", ale do czego odnosi si~ to jego "wi~c" Czy do<br />

wczeSniejszych uwag na temat logicznych problem ow z mpotez4 zwodz4cego<br />

mnie Boga Czy raczej do akapitu bezposrednio poprzedzaj4cego,<br />

J Par. 1. Cottingham, The Role ofthe Malignant Demon, w: Georges 1. n. Moyal (00.) Rene<br />

Descartes: Critical Assessmeflls, London and :New York 1991, t. II, s. 129-137. Cytowany autor<br />

broni przekonuj¥Q tej interpretacji, kl6r~ i ja tutaj przyjmuk


42 WLODZIMIERZ GALEWICZ<br />

W lctorym Descartes mowi, przynajmniej jeSli odczytywae go doslownie, ze<br />

wobec uporczywosci zakorzenionych w moim umysle mnieman musz~ jak<br />

gdyby zwi~kszye sil~ Wl!tpienia, ktoremu te mniemania poddaj~, nie tylko<br />

powstrzymuj'lC si~ ad ich uznania, ale przez jakis czas wr~z uWaZaj~c je za<br />

falszywe W pierwszym wypadku rozwa:i:anie Kartezjusza mialoby przebieg:<br />

poniewa:i: hipoteza Bog a zwadziciela jest bye moze obarczona sprzecznosci~,<br />

w i ~ c zamiast Boga wezm~ pod uwag~ pot~inego, ale niedoskonalego<br />

demona. Przy drugim rozumieniu Descartes mowilby raczej: poniewaZ,<br />

pragn~c wykorzenie z mego umyslu maj~ce nad nim wladz~ mniemania,<br />

musz~ 0 nich zw~tpie ze zwi~kszon~ sil~, w i ~ c aby ulatwie sobie to wcale<br />

nielatwe zadanie, posluz~ si~ hipotez~ zlosliwego ducha.<br />

Zgodnie z pierwsz~ interpretacj~, w mysl ktorej koncepcja zlosliwego<br />

ducha bylaby nieco mniej ryzykown~ odmian~ hipotezy Boga zwodziciela,<br />

Kartezjusz si~galby do tej koncepcji, aby poszerzye z a k res swojego<br />

metodycznego w~tpienia. Pozwalalaby mu ona podae (naturalnie tylko<br />

tymczasowo) w w~tpliwose takZe owe racjonalne prawdy, nie trac~ce<br />

wamosci nawet w swiecie snu i zludy. S~ jednak przynajmniej dwa<br />

wzgl~dy, przemawiaj~ce przeciwko tej interpretacji. Hipoteza zlosliwego<br />

ducha wydaje si~ wi~, po pierwsze, w porownaniu z mysl~ 0 Bogu<br />

zwodzicielu moze mniej ryzykowna pod wzgl~dem teologicznym, ale niekoniecznie<br />

logicznym. Takze ona wi~ze si~ z trudnosciami (zagraZaj~cymi juz<br />

samej jej mo:il.iwosci, nie wspominaj'lC naturalnie 0 prawdzie), aczkolwiek te<br />

jej trudnosci maj~ moze nieco inne hoolo. Wszechmocny Bog, gdyby tylko<br />

chcial, z pewnosci~ moglby mnie wprowadzae w bl~d nawet przy najprostszych<br />

zadaniach matematycznych; chodzi tylko 0 to, czy moze tego chciee,<br />

jezeli jest najwyzsz~ Dobroci~ i M~drosci~ zarazem. Zlosliwy duch z kolei<br />

mialby na to przypuszczalnie ch¢ (skoro zlosliwy), pytanie jednak, czy<br />

bylby tego w stanie dokazae przy swojej tylko ograniczonej mocy. Nast~pnie,<br />

nawet gdyby przyj~e, i:e Descartes m 0 g I b y wykorzystae hipotez~<br />

zlosliwego ducha do rozci~gni~ia metodycznego w~tpienia takze na oczywiste<br />

prawdy rozumu, jest faktem, i:e nigdzie tego nie robi . Wracaj~c do tej<br />

hipotezy w drugiej Medylacji, rozwaza j~ wyl~cznie w zwi~zku z przekonaniami<br />

0 swiecie zewn~trznym, a wi~c przekonaniami, ktore i tak jui:<br />

podlegaj~ w~tpieniu na mocy argumentow ze snu i z zawodnosci zmyslow.<br />

W dalszym ci~gu przyl'lCz~ si~ zatem do zwolennikow drugiego z przeciwstawionych<br />

pogl~dow na wlaSciwe zadanie "zlosliwego ducha" - do<br />

poglllrlu, zgodnie z ktorym Kartezjusz posluguje si~ t~ hipotez~ nie tyle<br />

w tym celu, aby poszerzye zasi~g swojego w~tpienia, co raczej po to, zeby<br />

zwi~kszye jego intensywnosc. Aby rozwin~e t~ interpretacj~, zastanowi~ si~<br />

nad trzema pytaniami: 1) Jakim celom rna sluiyc u Kartezjusza jego<br />

metodyczne, "wzmozone" i "tymczasowe" w~tpienie 2) Na czym rna ono<br />

polegae i czym rna si~ romie od zwyklego pow~tpiewania 3) Na jakiej<br />

zasadzie hipoteza zlosliwego dueha rna to metodyezne w~tpienie ulatwiae<br />

ezy tez umoi:liwiae<br />

,..


POMII;;DZY FANTAZJI\ A WIARI\<br />

43<br />

Co wlasciwie jest celem Kartezjanskiego przewrotu pogl~dow Descartes<br />

wielokrotnie powtarza, ie chodzi mu 0 to, aby znaleic wreszcie cos<br />

pewnego. Zamiar bez w~tpienia ambitny. Mimo to moiDa zastanawiac sift:,<br />

czy ieby go zrealizowac GeSli w ogole nadaje sift: on do realizacji), trzeba by<br />

sift:gac do az tak wyrafinowanej techniki w~tpienia. W Rozprawie 0 metodzie<br />

czytamy, ze naleiy "odrzucic jako bezwzglt;dnie falszywe wszystko, co<br />

do czego moglbym sobie wyobrazic najliejsz~ nawet w~tpliwosc, aby<br />

zobaczyc, czy potem nie zostaloby w zespole mych wierzen nic takiego, co<br />

by nie bylo calkowicie niew~tpliwe"4. Otoi w pewnym ogolnikowyrn sensie<br />

nie sposob oczywiscie nie zgodzic sit: z t~ uwag~, tj. nie przystac na to, ie<br />

aby znalezc s~dy calkowicie pewne, trzeba "odrzucie" wszystkie, ktorym<br />

brak pewnosci. "Odrzucie" znaczy jednak tutaj po prostu: wylduczye,<br />

wyeliminowae z Idasy jakichs elementow posiadaj~cych okreSlon~ cechft:,<br />

a w tym konkretnym wypadku: z klasy s~dow, ktorym przysluguje cecha<br />

pewnosci. Jezeli Descartes mowi, ze w celu wyszukania czy tez odroinienia<br />

wierzen calkowicie pewnych nalezy wszystkie, ktore nie s~ pewne, odrzucie<br />

,jako bezwzgl~nie falszywe", to moiDa by na to odpowiedziee, :ie<br />

bynajmniej rue rna takiej koniecznosci; w tym celu wystarczyloby w zupelnosci<br />

odrzucic te niepewne wierzenia wlasnie j a k 0 n i e pew n e.<br />

W Kartezjanskim d~zeniu do jak najwift:kszej pewnosci chodzi naturalnie<br />

nie tylko 0 to, aby przeprowadzie wyraZn~ grani~ pomit;dzy przekonaniami<br />

calkiem pewnymi a choe trocht: w~tpliwymi, starannie badaj~c, ktore<br />

z iywionych przez nas dotychczas pogl~dow znajduj~ sit: - obrazowo<br />

mowi~c - po jednej stronie tej granicy, a ktore po drugiej, w szczegolnosci<br />

zaS rozpoznaj~c i demaskuj~c pogl~dy, ktore, jak na przyklad przekonanie<br />

o istnieniu mojego ciala czy w ogole swiata materialnego, ludz~ nas<br />

pozorem pewnosci, chociai w istocie pewnymi nie s~. Pozostaj~c przy tym<br />

obrazie: chodzi rowniei 0 to, aby jak najwi~j swoich przekonan "przeci~gn~e"<br />

z jednej strony tej granicy na drug~, ze sfery mniemania do dziedziny<br />

wiedzy, nadaj~c im, gdzie tylko moi:liwe, walor rzetelnej pewnosci. Descartes<br />

zamierza przecie:i zburzye caly gmach swojej "wiary" (w szerokim tego<br />

slowa znaczeniu, obejmuj~cym wszystko, 0 czym sit: jest przekonanym)<br />

i odbudowae go w oparciu 0 solidne podstawy.<br />

TakZe ta przenosnia ujmuje jednak tylko jednostronnie cel Karte~anskiego<br />

w~tpienia. Ten, kto burzy dom, w ktorym mieszka, aby postawie go<br />

na nowo na mocniejszym fundamencie, moze kierowa6 sift: wyl~cznie<br />

pragnieniem bezpieczenstwa i "pewnosci" (np. w obawie przed trzft:sieniem<br />

ziemi), poza tym zas bye calkiem zadowolonym ze swego dotychczasowego<br />

mieszkania. 5 Kartezjusz nie jest jednak zadowolony z tego, jak "urz~dzony"<br />

jest jego umysl. Znajduje w nim wiele silnie zakorzenionych przes~dow,<br />

ktore podejrzewa 0 falszywose. Tych falszywych, a mimo to uparcie<br />

• R. Descartes, Rozprawa 0 melodzie, wyd. cyt., s. 37-38.<br />

, W Rozprawie 0 melodzie Descartes pisze: "wielu ludzi zwala swe domy, aby je odbudowae<br />

na nowo, a ~sto nawet zmuszeni sll do tego, gdy domy te groZll zawaleniem lub fundamenty<br />

ich nie s~ dose mocne" (wyd. cyt., s. 16).


44 WLODZIMIERZ GALEWICZ<br />

trzymaj,!cych si~ nas supozycji, ktore zaczerpn~lismy bezkrytycznie z potocznego<br />

doswiadczenia czy tez przej~lismy od otoczenia, nie mozemy po pro stu<br />

"wyeliminowac", uswiadamiaj,!c sobie ich niepewnosc. Musimy je raczej<br />

z siebie mozoInie i stopniowo wykorzenic.<br />

Kartezjuszowi chodzi wi~ nie tylko 0 to, aby up ew n i c s i ~ 0 slusznosci<br />

tych swoich przekonan, ktore, chociaz nie calkiem pewne, S,! jednak<br />

najpewniej prawdziwe. D,!Zy on takze do tego, aby u w 0 I n i c s i ~ od<br />

mnieman przypuszczalnie falszywych, ale maj,!cych wlad~ nad jego umyslem.<br />

Do tego wlasnie celu potrzebuje metodycznego w'!tpienia. Sens tej<br />

procedury zostaje przez niego zwi~zle scharakteryzowany w odpowiedzi na<br />

Zarzuty Gassendusa. Descartes mowi tam, ze ze spaczonym przez przedwczesne<br />

s,!dy umyslem jest tak jak ze zgi~tym kijem: jezeli chcemy go<br />

wyprostowac, "wyginamy go w przeciwnym kierunku" (t. I, s. 412). Zgi~ty<br />

w ktor,!s stron~ kij jest zawsze wygi~ty wskutek dzialania okreslonej sHy<br />

(na przyklad ci~zkosci). Sil'!, ktora wypacza nasz umysl, jest u Descartes'a<br />

ostatecznie moc tej zagadkowej wi~zi, jaka I'!czy umysl ze zmyslami<br />

i z cialem. W przegl,!dzie trdci Medytacji Kartezjusz wyraza nadziej~, ze<br />

jego tak daleko posuni~te w'!tpienie przyniesie ogromny pozytek, poniewaz<br />

"utoruje najlatwiejsz,! drog~, ktora by odwiodla umysl nasz od<br />

z my slow" (t. I, s. 14, podkr. W. G.). Te slowa pozwalaj,! moze najlepiej<br />

zrozumiec, do czego wlasciwie Kartezjuszowi potrzebna jest ta swiadomie<br />

stosowana "przesada" w w'!tpieniu. Kartezjanskie w'!tpienie jest w gruncie<br />

rzeczy borykaniem si~ ze zmyslami i zdrowym rozs'!dkiem, ktory jest<br />

zawsze sojusznikiem zmyslow. Przekonania, ktore Descartes radzi nam<br />

odrzucic jako falszywe, to w duzej mierze przekonania zdroworozs,!dkowe.<br />

Trzeba przeciez pami~tac, ze obraz rzeczywistosci, jaki ostatecznie wypracowuje<br />

sobie Descartes, nie jest obrazem zgodnym ze zdrowym rozs'!dkiem,<br />

a juz na pewno nie ze zdrowym rozs'!dkiem jego wlasnych czasow. 6<br />

Dzis latwo nam 0 tym zapomniec, poniewaz wiele z tych przekonan,<br />

wywalczonych przez Descartes'a, stalo si~ cz'!stk'! n as z ego zdrowego<br />

rozs'!dku, a w kazdym razie weszlo w sklad tego, przeciw czemu nasz<br />

rozs,!dek juz si~ nie buntuje. Przyzwyczailismy si~ do tych idei i nawet jesli<br />

ich nie podzielamy, nie dziwimy si~ im. Dobrym przyldadem jest tutaj tak<br />

znamienne dla Descartes'a, czysto spirytuaiistyczne rozumienie duszy. Dla<br />

nas jest ono czyms swojskim i tak nasuwaj,!cym si~, ze niejednokrotnie<br />

wlasnie przed nim musimy si~ bronic, zdaj,!c sobie spraw~ z jego wad,<br />

falszow i brakow. Kartezjuszjednak, choc oczywiscie mial w tym wzgl~dzie<br />

poprzednikow, musial najpierw sam w sobie "przeforsowac" to nowe<br />

uj~cie, ruguj,!c konkurencyjne poj~e duszy jako zasady zycia. Za tym<br />

biologicznym, cz~sciowo przynajmniej "materiaiistycznym" pogl,!dem na<br />

dusz~ przemawialo przeciez niemal wszystko: zmysly (dla ktorych "czysty<br />

• PodkreAla to taku Margaret Dauler Wilson (Descartes, London 1978, s. 5 inn.), kt6rej<br />

interpretacja cel6w metodycznego wij,tpienia, nie przywillzujllca przesadnie dui.ej wagi do idealu<br />

absolutnc;j pewnosd, wydaje mi si~ srusma i utwierdzila mnie w moim wlasnym odczytaniu<br />

Descartes·a.


POMI~DZY FANTAZJJ\ A WIARJ\<br />

45<br />

duch" jest niezrozumiall! abstrakcjl!), potoczne doswiadczenie, powaga<br />

(Arystotelesowskiej) tradycji. Od takich niemal jui: dla nas "naturalnych",<br />

a mimo to, zdaniem Descartes'a, bl¢nych pogll!rlow nie dose jest raz si.~<br />

adwr6cie; trzeba si~ ad nich adzwyczajae tak jak od naiogow. Czy jednak<br />

moma znaleiC lepsze antidotum na przyklad na zapatrywanie, ze to, co we<br />

runie mySli (bo tym dla Descartes'a jest dusza), nie jest niczyrn innym, jak to,<br />

co oZywia i wprawia w ruch moje ciaio, niz - cho6by na jakis czas - "przyjl!e"<br />

lub "uwierzye", i.e jestem czystym umyslem, a moje cialo wcale nie istnieje<br />

Sily, ktore wypaczajl! umysl, Sl! w uj~iu Kartezjusza silami mrocznymi,<br />

irracjonalnymi. Byloby naiwnoscil! sl!dzie, ze moma pokonae ten mrok za<br />

pomocl! swiatla samego rozumu (na przyklad demaskujl!c te czy inne<br />

mocno zakorzenione w nas rnniemania jako bezzasadne). Descartes nie jest<br />

w swoim racjonalizmie naiwny. Proponowana przezen procedura wl!tpienia<br />

nie rna bye proceduq czysto racjonalnl!. Jest ona raczej szczegolnl!<br />

grl!, kt6q co prawda inscenizuje (i gdzid zza kulisow przez caly czas<br />

kontroluje) rozum, ale do kt6rej zostaje wcil!gni~ta takze wyobrainia, i to<br />

w tym Pascalowskim rozumieniu, w ktorym wyobrainia bywa groZnl!<br />

przeciwniczkl! rozumu.<br />

•<br />

Kartezjusz sam charakteryzuje swoje metodyczne wl!tpienie jako "przesadne"<br />

czy "hiperboliczne". 7 Oprocz "przesadnego" wl!tpienia metodycznego<br />

zna on wi~c naturalnie wl!tpienie zwykle, nieprzesadne, ktoremu<br />

rowniez podlegajl! wszelkie sl!rly, dopuszczajl!ce chocby najmniejszl! "wl!tpliwosc".<br />

Obie te fonny wl!tpienia - przesadnie mocna i slabsza, zwyczajna<br />

- nazywajl! si~ nieraz u niego po prostu wl!tpieniem, co nie przysparza<br />

jasnosci wywodom. Aby uniknl!e dwuznacznosci, slabszl! czy tez normalnl!<br />

z tych dwoch form b~~ nazywal pow l! t pie wan i em, a miano wl!tpienia<br />

bez bliZszych okrdlen pozostawi~ dla jego mocniejszej odmiany.<br />

Zachodzi pytanie, na czyrn wlasciwie polega u Kartezjusza roi:nica<br />

mi¢zy powl!tpiewaniem a (hiperbolicznym) wl!tpieniem. Takze w tej<br />

sprawie moZliwe Sl! co najrnniej dwie calkiem rome interpretacje. 8 Wedlug<br />

pierwszej, przyjmowanej przez wi~kszosc komentatorow Descartes'a, roznica<br />

mi~zy jego hiperbolicznym wl!tpieniem a zwyklym powl!tpiewaniem<br />

bylaby r6i:nicl! mi~zy powstrzymaniem si~ ad sl!du a mniej "pewnym",<br />

nie calkiem "zdecydowanym" sl!dzeniem. "Przesadne" wl!tpienie Descartes'a<br />

byloby zatem nie tylko sarno w sobie "przesadne" (0 tyle i:e praktykujl!c<br />

je, powstrzymujemy si~ ad uznania sl!dow, ktore normalnie zaslugujlj,<br />

na to, aby je - z odpowiednil! rezerwl! - zaakceptowae); byloby one<br />

w dodatku charakteryzowane przez Descartes'a raczej przesadnymi slowarni.<br />

Gdy bowiem Karte2jusz kaZe nam "adrzucie jako falszywe" wszelkie sl!dy,<br />

co do ktorych nie mamy pewnosci, to - zgadnie ze szkicowanl! wlaSnie<br />

, Por. uwagj autora do Zarzut6w si6dmycb, Medytacje, t. II, s. 59.<br />

• Przeciwstawiaje S2:czeg6lniejasno A. Kenny (Descartes: A Study of His Philosophy, New<br />

York: 1987, s. 28), kt6ry zdecydowanie opowiada si~ za pierws14 z tycb Interpretacji.


46 WLODZIMIERZ GALEWICZ<br />

wykladni~ - nie naleiy tego brae zbyt literalnie. Odrzucac jakis s~d ,jako<br />

falszywy" nie znaczy tu: uznawac jego falszywosc, w tym sensie, w jakim<br />

uznajemy za falszywe s~y, ktorym przeczymy. Kartezjanski sceptyk nie<br />

musi uznawac falszywosci s~du, ktory podaje w'!:tpieniu; wystarczy, jeieli<br />

powstrzyma siy od uznania jego prawdziwosci. W przeciwienstwie do tego<br />

po~tpiewanie wlaSnie l'!:Czyloby siy z uznawaniem prawdziwosci. Ten, kto<br />

pow~tpiewa 0 jakiejs rzeczy, uznaje j,!: za prawdy, ale czyni to jakby<br />

z mniejszym przekonaniem, z pewnym wahaniem, z niejak,!: rezerw'!:.9<br />

Druga moZliwa interpretacjajest natomiast taka: to juz pow~tpiewanie,<br />

czyJi calkiem nonnalne w~tpienie, polega u Kartezjusza na powstrzymaniu<br />

si~ od s~du. Descartes nie zna jeszcze przeciez (czy tez nie dopuszcza)<br />

doktryny 0 "stopniach uzn ani a", pojawiaj,!:cej si y poiniej na przyklad<br />

u Locke'a. lo Obca jest mu zatem mysl, ze rozne s~dy mozna uznawac<br />

z roi:nym stopniem przeswiadczenia, odpowiednim (czy wlasnie nieodpowiednim)<br />

do stopnia ich uzasadnienia. W rezultacie akceptacja jakiegos<br />

s,!:du jest dla niego zawsze pel n '!: akceptacj,!:, na ty zas S,!:dy niezupelnie<br />

pewne nigdy nie zasluguj~ . W tej sytuacji stosown~ postaw~ wobec<br />

niepewnych s~dow jest juz normalnie (czyli niezalemie od programu<br />

sceptycznej kuracji umyslu) postawa powstrzymania siy od ich uznania.<br />

Kiedy natomiast poddajemy jakis s,!:d hiperbolicznemu w'!:tpieniu, posuwamy<br />

si~ jeszcze dalej: nie tylko pozostawiamy ten s,!:d w zawieszeniu, ale<br />

wr~cz mu przeczymy, w calkiem doslownym rozumieniu odrzucamy go<br />

,jako falszywy".<br />

Ta druga interpretacja Kartezjanskiego w'!:tpienia, za ktor,!: chcialbym<br />

siy tutaj w pewnej mierze uj,!:c, nie rna, 0 ile mi wiadomo, wielu sympatykow.<br />

Wydaje siy ona bowiem najezona logicznymi trudnosciami.<br />

Odstrasza od niej zwlaszcza taki tok mysli: jezeli cos jest w'!:tpliwe, to<br />

w'!:tpliwe jest takze jego przeciwienstwo. Tak na przyklad jei:eli to, ze mam<br />

cialo, jest n i e c 0 w'!:tpliwe, to przypuszczenie, ze nie mam ciala, jest<br />

bard z 0 nieprawdopodobne. Kartezjanska norma kaz,!:ca nam odrzucac<br />

wszelkie s~y, ktore dopuszczaj~ chocby najmniejsz,!: w~tpliwosc, odnosi<br />

siy naturalnie tym bardziej do s,!:dow wysoce w'!:tpliwych. Gdyby wiyc<br />

"odrzucac" jakis s~ mialo znaczyc tyle, co przeczyc temu s,!:dowi , uznawac<br />

go za falsz, to ta norma wymagalaby od nas przy wielu, a nawet<br />

wi~kszosci par sprzecznych s,!:dow, bysmy uznawali falszywosc tak jednego<br />

z nich jak drugiego, co wydaje siy wymaganiem calkiem absurdalnym.<br />

To wrazenie absurdu potyguje siy jeszcze, jezeli przyjmiemy, i:e uznaj,!:c<br />

falsiywosc jakiegos s,!:du takze tutaj - tak jak w nonnalnym wypadku<br />

- uznaje si~ prawdziwosc s,!:du przeciwnego. Przy takim bowiem zalozeniu<br />

odrzucaj,!:c zarowno s,!:d p (np. "mam cialo"), jak i nie-p ("nieprawda, ze<br />

mam cialo") z uwagi na niepewnosc obu tych s'!:dow, musialbym negowac<br />

s,!:d p, a zara.zem go potwierdzac, przecz'!:c w ten sposob sam sobie. Taki<br />

• Kenny twierdzi, Ze powiltpiewanie (calling into question) to u Descartes'a "hesitant belief'.<br />

10 J. Locke, Rozwaiania dotyczqce rozumu ludzkiego, przel. B. J. Gawecld, Warszawa 1955, t.<br />

n, n. IV, IS, § 2 (8. 39\).


POMI~DZY FANTAZJi\ A WIARi\<br />

47<br />

zarzut wewn~trznej sprzecznosci wysuwa zreszt~ faktycznie pod adresem<br />

Kartezjanskiej reguly w~tpienia autor si6dmych Zarzut6w, jezuita Bourdin,<br />

kt6ry najpierw suponuje, ze uwazae jalqs rzecz za falszyw~ to dla<br />

Descartes'a tyle, co uznawae przeciwienstwo tej rzeczy, nast~pnie zas<br />

wnosi, Ze w takim razie autor Medytacji "kr~ci si~ w kolo" (1. II, s. 54 inn).<br />

Mo:i:na by wprawdzie bronie normy Kartezjusza m6wi~c, ze neguj~c<br />

jakis s~ nie trzeba koniecznie potwierdzae s~d u prawdziwego (sceptyczna<br />

negacjajako czysta negacja), tak iz postwuj~cy zgodnie z programem<br />

Medytacji sceptyk nie musialby jeszcze naruszae zasady sprzecznosci.<br />

Wykraczalby jedynie przeciwko prawu wyl~czonego srodka, zgodnie z kt6­<br />

rym w kaZdej parze sprzecznych s~6w jeden musi bye prawd~. A przeciez<br />

metodyczny sceptyk, przynajmniej w okreSlonej fazie stosowania swej<br />

metody, nie rna obowi~zku respektowania prawa wyl~czonego srodka.<br />

Nie wydaje si~ jednak, aby taka linia obrony reguly Kartezjusza byla<br />

bardzo obiecuj~ca. W kaZdym razie sam Descartes nie idzie w tym<br />

kierunku. W swojej odpowiedzi autorowi siOdmych Zarzut6w pisze raczej<br />

z wyraZn~ irytacj~:<br />

Tam, gdzie powiedzialem, ze rzeezy wq,tpliwe powinny bye niekiedy uwaiane<br />

za falszywe lub odrzucone jako falszywe, wyjasnilem w sposob tak oczyWisty,<br />

Ze wedle mega rozumienia dla zbadania prawd metafizycznie pewnych nie<br />

wiC;kszll, rolc; spelnia to, co jest wq,tpliwe, nii to, co jest w zupelnosci fals'zywe,<br />

tak ii: wydaje siC;, ie nikt 0 zdrowych zmyslach nie moglby inaczej interpretowae<br />

moich slow i nikt poza tym, kto nie wstydzi siC; uchodzie za<br />

krc;tacza, [nie moglby] mi przypisywae tego, Ze chcialem umawae przeciwienstwo<br />

tego, co jest wq,tpliwe (t. II, s. 60).<br />

Obawiam si~, :ie ojciec Bourdin nie byl bardzo uszcz~sliwiony t~<br />

replik~. Musz~ jednak wyznae, Ze i ja - choe mam nadziej~, Ze jestem przy<br />

zdrowych zmyslach - nie czuj~ si~ ni~ calkiem usatysfakcjonowany. Jedno<br />

widae z niej jasno: Kartezjusz nie Zyczy sobie, aby jego metodyczne<br />

w~tpienie interpretowae jako doslownie rozumiane przeczenie (co wprawdzie<br />

nie znaczy, aby ta interpretacja nie miala silnego oparcia w jego<br />

wlasnym tekscie; nie trzeba bye "kr~taczem", zeby j~ z niego wyczytae 11).<br />

Wiedz~ juz jednak, w jakim sensie to w~tpienie ni e m a bye rozumiane,<br />

nie dowiadujemy si~ niestety, jak nalezy je rozumiee. W przytoczonej<br />

wypowiedzi Kartezjusz sprowadza swoj~ procedur~ w~tpienia do raczej<br />

banalnej recepty, wediug kt6rej staraj~c si~ ustalie cos pewnego, nie<br />

mOZemy opierae si~ na tym, co niepewne. Nie wierz~, aby ta Kartezjanska<br />

procedura, tak jak jest ona pomys\ana w jego Medytacjach, byla tak<br />

trywialna. Na czym w takim razie polegalaby jej tymczasowose Czy:iby<br />

rezygnacja z niepewnych przeslanek przy poszukiwaniu prawd "metafizycz­<br />

1I Czyzsam Kartezjusz nie m6wi up. wyrainic: "B~d~ uwaial, Zc ja sam nie mam ani rllk:, ani<br />

oczu, am dala, ani krwi, ani Zaduego 2D1Ystu, lecz Zc mylnie 8IIdzi1em, iz to w8zYStk:O posiadam"<br />

(t. I, s. 28)7 Kartezjusz poslugiwat 8i~, jak: wiadomo, laciull rownie sprawnie jak: i fraucuslcim,<br />

m6g1 zatem bez trudu wyartykulowaC w obu tycb j~zyk:aeh r6i:ni~ mi~zy zdaniem: "B~~<br />

uwai;a~ ze nie mam ciala" i zdanicm: "Powstrzymam si~ cd Slldu, ezy mam cialo" .


48 WLODZIMIERZ GALEWICZ<br />

nie" (tj. absolutnie) pewnych byla rzecZl! niewskazanl! tylko do jakiegos<br />

czasu, na jakims etapie tego poszukiwania<br />

Bye moze na l~kliwl! samointerpretacj~ Kartezjusza wplyn~lo w jakiejs<br />

mierze widmo sprzecznosci, kt6re - z wyraZnie slyszalnym chichotern<br />

- stawia przed jego oczyma atakujl!cy go jezuita. Ale jezeli tak, to<br />

niepotrzebnie, bo nie rna si~ czego obawiac. Kartezjusz m6glby podtrzymywac<br />

swojl! dyrektyw~, zobowil!zujl!cl! mnie do "odrzucania jako<br />

falszywych" wszelkich moich chocby troch~ niepewnych przekonan, a zarazem<br />

Sffiialo przyznawac, i:e uwazac jakies przekonanie za falszywe to<br />

tyle, co przyjrnowac prawdziwosc jego przeciwienstwa. Z obu tych punktow<br />

ll!cznie wzi~tych nie wynika, i:e jestem zmuszony sam sobie przeczyc,<br />

tj. uznawac jeden i ten sam sl!d za falszywy (z uwagi na jego wlasnl!<br />

wl!tpliwose), a jednoczeSnie za prawdziwy (ze wzgl¢u na wl!tpliwose jego<br />

przeciwienstwa). Tak na przyklad nie ma koniecznosci, abyro stosujl!C si~<br />

do dyrektywy hiperbolicznego wl!tpienia i rozumiejl!c to wl!tpienie bez<br />

Zadnych "unik6w" jako przeczenie, musial zaprzeczac temu, ie mam cialo,<br />

a zarazem to potwierdzae (przeczl!c s~owi, ze nie mam ciala). Tak byloby<br />

tylko wtedy, gdyby omawiana dyrektywa kazala mi odrzucie jako falszywy<br />

sl!d, i:e nie mam ciala. Tyroczasem, chociai wydaje si~ to paradoksem, tak<br />

wlaSnie nie jest. Dyrektywa hiperbolicznego wl!tpienia instruuje mnie, jak<br />

mog~ si~ uwolnic od tych m 0 i c h przekonan czy mnieman, w ktorych<br />

znajduj~ choe cien niepewnosci. Nie zobowil!zuje mnie ona do tego, byro<br />

wyzbyl si~ wszelkich w'l,tpliwych mnieman, Jakie tylko da si~ pomyslec. Nie<br />

mam przeciei potizeby wyzbywac si~ tego, czego nie wyznaj~. Owszem,<br />

jei:eli moje przekonanie jest w jakims stopniu w'l,tpliwe, to jego zaprzeczenie<br />

jest zwykle rownie albo 0 wiele bardziej niepewne. Tak na przyklad to,<br />

ze nie mam ciala, jest nader malo prawdopodobne. Gdyby wi~c ktos byl<br />

o tyro przekonany, byloby to przekonanie niezmiernie wl!tpliwe. Tyro<br />

niemniej nie jest to jedno z tych rnnieman, ktore ja sam, na mocy<br />

dyrektywy hiperbolicznego wl!tpienia, powinienem odrzucic. A to po<br />

prostu dlatego, ze nie jest to m 0 j e mniemanie.<br />

Jei:eli te uwagi Sl! sluszne, to logiczne zarzuty nasuwajl!ce si~ przeciw<br />

mocn.iejszej z dw6ch przeciwstawionych powyi:ej interpretacji Kartezjanskiego<br />

Wl!tpienia, tj. przeciwko rozurnieniu tego w'l,tpienia jako przeczenia,<br />

dajl! si~ odeprzee. Nie znaczy to, ze chcialbyro w calej rozci'l,glosci bronic<br />

tego rozumienia. Kartezjanskie wl!tpienie rzeczywiscie nie moze bye okreSlane<br />

jako przeczenie w pelnym i niezmodyfikowanym sensie tego slowa,<br />

chociaijest ono, moim zdaniem, czyms blizszym temu pelnemu przeczeniu<br />

niz samemu tylko powstrzymaniu si~ od s'l,du. Co posredniego moma<br />

maleiC pomi¢zy pelnokrwistym przeczeniem a 0 wiele bledszym wstrzymaniem<br />

si~ od sl!du, nie uciekajl!c si~ do obcego Kartezjuszowi pomyslu<br />

stopni uznania (czy tez - jak by to raczej bylo w tym wypadku - stopni<br />

odrzucania), to stanie si~ nieco bardziej widoczne za chwil~.<br />


POMI~DZY FANTAZJJ\ A WIARJ\<br />

49<br />

Aby nie wdawae si~ w dluzsze spory interpretacyjne, b~d~ odt~d<br />

okreSlal to, co wedlug recepty Kartezjusza metodyczny sceptyk rna robic<br />

z kaZdym swym s~dern, ktorego prawdziwosci nie jest calkiem pewien, jako<br />

"odrzucanie" tego s~u lub rezygnowanie z niego, obejmuj~c tymi neutralnymi<br />

terminami zarowno wstrzymywanie si~ od s~du, jak i przeczenie<br />

s~dowi (czyli uznawanie jego przeciwienstwa). Metodyczne w~tpienie 0 jakims<br />

s~zie jest zatem z pewnosci~ jego "odrzucaniem", to zas, czy to<br />

"odrzucanie" rna bye rozumiane w calkiem mocnym sensie Uako uznanie<br />

falszywosci), czy istotnie slabszym Uako powstrzymanie si~ od uznania<br />

prawdziwosci), czy jeszcze jakims innym, posrednim, mozemy pozostawic<br />

bez ostatecznego rozstrzygni~ia. Rzecz w tym, ze nawet slabsza forma<br />

metodycznego w~tpienia, jak~ stanowiloby powstrzymanie si~ od s~du,<br />

bylaby w zastosowaniu do niektorych s~dow - mianowicie tych wszystkich,<br />

ktore, choe niezupelnie pewne, s~ wielee prawdopodobne - jeszcze na tyle<br />

mocna, iz trzeba by spytac, czy jest ona w ogole moZliwa. Z tym wi~ksz~<br />

natarczywoSci~ pytanie to cisn~loby si~ naturalnie w odniesieniu do calkiern<br />

rnocnej formy w~tpienia, czyli do przeczenia.<br />

Czy zatern moma na serio w~tpic 0 prawdzie jakiejs rzeczy, zdaj~c<br />

sobie spraw~, ze niemal wszystko przemawia za jej prawdziwosci~ Juz<br />

wspolczeSni Descartes'a nie byli 0 tym calkiern przekonani i podejrzewali,<br />

ze jego w~tpienie nie jest w takirn razie w~tpieniern na serio. Gassendi<br />

ironizuje: "Cokolwiek powiesz, nie bydzie nikogo, kto bylby przekonany,<br />

ze ty jesteS przekonany, iz nic z tego wszystkiego, co poznale§, nie jest<br />

prawdziwe i Ze ci~ ustawicznie oszukuje albo zmysl, albo sen, alba Bog,<br />

albo zly duch" (t. I, s. 306).<br />

Descartes, odpowiadaj~c na ten zarzut, potwierdza jednak z naciskiem<br />

peln~ powag~ swych seeptycznych deklaracji: "To bowiem, co powiedzialern,<br />

ze w szys tki e swiadectwa zrn y slow p owin n y bye uwazane<br />

za niepewne, a nawet za falszywe,jestcalkowiciepowame<br />

i do tego stopnia konieczne dla zrozumienia rnoich Medytacji, ze ktokolwiek<br />

nie chee albo nie rnoze tego przyj~c, nie jest zdolny do tego, by<br />

postawic przeciw nim jakis zarzut godny odpowiedzi" (t. I, s. 413).<br />

Tak wi~c Descartes bynajrnniej nie zartuje, w~tpi~c 0 prawdzie wszelkich<br />

s~ow opartych na swiadectwie zmyslow. W~tpliwosci, ktore rnial co<br />

do tego Gassendi, nie byly jednak naturalnie bezpodstawne. Wynikaly one<br />

z przekonania, ze ten, kto uwaza jakis s~d za wysoee prawdopodobny, nie<br />

jest w stanie powstrzymac si~ od jego uznania (tak jak wstrzym ujemy si~ od<br />

uznania s:¢u tylez prawdopodobnego co jego przeciwienstwo). Kartezjusz<br />

wprawdzie broni takiej moZliwosci, pisz~c w czwartej Medytacji: "Bez<br />

wzgl~du na to bowiem, jak bardzo prawdopodobne dornysly sklaniaj~<br />

mnie ku jednej stronie, to juz sarno poznanie, Ze s~ to tylko domysly,<br />

a nie pewne i nie budz~ce w~tpliwoSci racje, wystarczy, by zgod~ moj~<br />

skierowae ku stronie przeciwnej. 0 tym dostatecznie przekonalem si~<br />

w tych dniach, kiedy to przyj~lem za zupelnie falszywe wszystko to, co<br />

przedtem uwazalem za najbardziej prawdziwe, i to z tego jedynego tylko


50 WWDZIMIERZ GALEWICZ<br />

powodu, ii zauwaiylem, ie moma 0 tym w pewien sposob w~tpic" (1. I,<br />

s. 78-79).<br />

Gassendi zapatruje si~ jednak na t~ sytuaej~ inaezej: "Oezywiscie,<br />

poznanie to, Ze s~ to tylko domysly, sprawi wprawdzie, Ze odnoSnie tej<br />

strony, ku ktorej ci~ [one] sklaniaj ~, wydasz s~d z pewn~ obaw~ i wahaniem,<br />

leez nigdy nie sprawi tego, abys wydal s~d w przeciwnym kierunku,<br />

ehyba ie ukaz~ ci si~ domysly nie tylko rownie prawdopodobne, ale nawet<br />

prawdopodobniejsze" (t. I, s. 375).<br />

Replika Kartezjusza na ten zarzut nie jest bardzo instruktywna. Obstaje<br />

on przy swojej tezie 0 wolnoSci teoretyeznyeh rozstrzygni~c, dokonywanych<br />

przy braku jasnego poznania, nast~pnie zas wytyka swojemu<br />

przeciwnikowi niekonsekwencje, jakie wykrywa w jego wlasnym pogl~zie.<br />

Wydaje si~ jednak, Ze wychod z~c od przytoezonej wypowiedzi Descartes'a<br />

m 0 in a odpowiedziec na zarzut Gassendusa w sposob bardziej zadowalaj~cy.<br />

Kartezjusz mowi, Ze "w tyeh dniaeh" wystarczylo mu zauwaZyc<br />

niepewnose wszystkich przedtem uznawanych s~d6w, aby przyj~c je za<br />

zupelnie falszywe. St~d jeszcze nie wynika, ze w 0 g 01 e wystarczy uswiadomic<br />

sobie niepewnosc jakiegos ehocby wysoee prawdopodobnego s~u,<br />

aby moc go bez trudu odrzucie (tj. powstrzymac si~ od jego uznania alba<br />

uznaejego przeciwienstwo). "Tedni" , 0 ktorych mowi Kartezjusz, nie byly<br />

przeciei byle jakimi dniami. Wtedy to Kartezjusz zae~1 dokonywae<br />

przewrotu swoich pogl~ow, wykorzeniac trzymaj~ee si~ go uparcie mniemania,<br />

po s lu guj~c si~ przy tym mi¢ zy innymi hipotez~ zlosliwego dueha.<br />

Ten "duch" na pewno jakos pomaga Kartezjuszowi odrzucic mniemania<br />

narzucane mu przez zmysly i zdrowy rozs~dek (w koneu do tego celu zostal<br />

przywolany). Aby uprzytomnie sobie, na ezym pol ega ta pomoe, powrocmy<br />

jeszeze do uZytego na w st~ ie porownania z czlowiekiem, ktory obawia<br />

si~, Ze chell go otrue. Otoz kaidy z nas, gdy zastanowi si~ przez chwil~,<br />

przyzna, Ze pij~c jakis napoj z reguly nie jest calkiem pewien, czy nie jest on<br />

przypadkiem zatruty. Ten brak absolutnejpewnosci nie jest normalnie dla<br />

nikogo wystarczaj~cym motywem do tego, azeby zrezygnowac z napojow<br />

pochodz~cych z choc troeh~ "niepewnego zrodla" . J est on jednak takim<br />

w zupelnosci wystarczaj'!eym motywem dla kogos, kto wierzy, ie na<br />

kaZdym kroku przesladuje go czyhaj,!ey na jego iycie przebiegly trueiciel.<br />

Podobnie b¢zie z bohaterem Kartezjanskich Medy/acji. Zdaje on sobie<br />

spraw~, Ze ze wzgl¢u na zdarzaj~ce si~ zludzenia zmyslowe moZliwosc<br />

nieustannego snu itp. nawet tak fundamentalne dla zdrowego rozs,!dku<br />

mniemanie jak to, Ze ma on cialo, musi bye uznane za niezupelnie pewne.<br />

Trudno jednak zrozumiec, w jaki sposob swiadomosc tej niewielkiej<br />

niepewnosci moZe bye dla niego dostatecznym powodem do tego, aby<br />

naprawd~ zrezygnowac z owego mniemania. Da si~ to wyjasnic, jezeli<br />

uwzgl~dnic, ze ow Kartezjanski seeptyk ealy czas "ma przed oezyma" ezy<br />

tei "roi sobie" ducha zwodzieiela, na kazdym kroku staraj,!cego si~ go<br />

podejsc i omamic.<br />

To wyjasnienie " funkejonuje" wprawdzie tylko przy jednym weale nie


POMI~DZY FANTAZJJ\ A WIARJ\<br />

51<br />

trywialnym zalozeniu: tym mianowicie, Ze Kartezjanski sceptyk rzeczywiscie<br />

"roi sobie" zwodzllcego go ducha, a nie tylko snuje na jego temat<br />

fantazje. Innymi slowy: przy zalozeniu, ze zlosliwy duch nie jest traktowany<br />

przez sceptyka jedynie jako czysta moZliwose, lecz uznawany za<br />

cos realnego (w najgorszym razie rea 1 n II moZliwosc). Nie bez przyczyny<br />

Kartezjusz pisze: "P rzyj m ~ wi~c [podkr. W.G.], ze (...) jakis duch<br />

zlosliwy ..... Hipotez~ zlosliwego ducha trzeba przyjlle, nie wystarczy jej<br />

sobie pomyslee. Sarno tylko pomyslenie, wyobrai:enie sobie moZliwosci, ze<br />

jest si~ oszukiwanym przez pot~znego zwodziciela, nie jest jeszcze dostatecznll<br />

podstawll do autentycznego, "prawdziwego" w~tpienia. Dopoki<br />

tylko wyobrai:arn sobie, ze jestem zwodzony, Zyj~ w swiecie fantazji,<br />

w ktorym wszystko dzieje si~ na niby. TakZe moje wlltpienie 0 prawdziwo­<br />

Sci mnieman, ktore - jak to sobie fantazjuj~ - mogly mi zostae narzucone<br />

przez zlosliwego ducha, jest wowczas jedynie wlltpieniem na niby.<br />

Tak wi~ hipoteza zlosliwego ducha moze bye pomocna przy procedurze<br />

wlltpienia tylko pod warunkiem, ze jest przynajmniej w jakiejs mierze<br />

akceptowana - Ze zlosliwy duch jest takZe przedmiotem wiary, a nie tylko<br />

czystej fantazji. Ten warunek komplikuje oczywiscie sytuacj~. Gdyby<br />

bowiem bohater Medytacji ("Kartezjusz") r z e c z y w is e i e wierzyl, ze jest<br />

przesladowany przez zlosliwego ducha, a w rezultacie na serio odrzucal np.<br />

przekonanie, ze posiada cialo, to czym by si~ on wlasciwie roznil od owych<br />

opisywanych przez siebie szalencow, ktorzy zapewniajll, "ze majll glow~<br />

z gliny albo ze cale ich cialo jest dzbanem, lub ze Sll wyd~ci ze szkla" (t. I, s.<br />

22) Chyba tylko tym, ze podczas gdy ci Sll szalencami dogmatykami, on<br />

bylby szalencem sceptykiem. Wydaje si~ zatem, ze Kartezjusz stoi przed<br />

dylematem: jezeli hipoteza zlosliwego dueha nie jest niczym wi~cej jak<br />

fIlozoficznll fantazj~, to jest ona dla metodycznego sceptyka bezuzyteczna,<br />

gdyz nie stanowi wystarczajllcej podstawy, aby w cokolwiek wlltpie. Jezeli<br />

zas owa hipoteza rna bye przedmiotem autentycznej wiary, to trzeba bye<br />

szalonym, aby moe z niej zrobie uzytek.<br />

Aby zarysowae moZliwe wyjscie z tego dylematu, odwolam si~ do<br />

psychologii gry aktorskiej. Oddajmy na chwil~ glos temu, kto dobrze znal<br />

si~ na tym przedmiocie.<br />

W drugiej scenie drugiego aktu Hamleta Szekspir zaprasza widza do<br />

teatru w teatrze. Jeden z aktorow w~drownej trupy, przybylej wlasnie do<br />

stolicy, na prosb~ ksi~cia Hamleta recytuje fragment sztuki, przedstawiajllcy<br />

smiere krola Troi Priama, ktory na oczach jego nieszcz~snej zony,<br />

krolowej Hekuby, ginie z r~ki srogiego Pyrrusa. W pewnej chwili tej<br />

recytacji sledz~cy jego gr~ Poloniusz, zdurniony, a nawet najwyramiej<br />

nieco przestraszony, przerywa i mowi: "Patrzcie panowie, on naprawd~<br />

pobladl i lzy mu stan~ly w oczach. Dosyejuz, dosye."12<br />

ezy zatem ten anonimowy aktor z Hamleta, przynajmniej przez krotki<br />

czas reeytaeji, "naprawd~ wierzy" w realnose przedstawianych przez siebie<br />

n Cytuj~ wed tug przekladu Stanislawa Baranczaka, wyd. poprawione, Poznan 1994, 9. 84.


52 WLODZIMIERZ GALEWICZ<br />

postaci i zdarzen Czujemy, Ze by toby przesadl! cos takiego stwierdzie;<br />

gdzieS na drugim planie swojej swiadomosci ezy ehoeby w postaci gotowej<br />

w kai:dej ehwili do zaktualizowania pami~ci Musial on przeciei; zaehowae<br />

wiedz~, Ze Pyrrus, Priam i Hekuba to tylko mitologiczne po stacie, on sam<br />

zas jest jedynie narratorem, opisuj~eym ieh ezyny i losy, a nie ieh<br />

naoeznym swiadkiem czy wspotuczestnikiem. Z drugiej jednak strony nie<br />

b¢ziemy tei; sklonni klasyfikowac tego, co dzieje si ~ w swiadomoScl<br />

odgrywajlleego swojl! scen~ aktora z Hamleta, jako zwyczajnego snucia<br />

fantazji. Czyi; wtasne fantazje (jako fantazje) przyprawiajl! kogokolwiek<br />

o Izy i 0 bladosc<br />

Ksilli;~ Hamlet jest tam mocno poruszony tl! "grl!", ktorej byt<br />

swiadkiem. On, ktory rna tak rzetelne podstawy, aby wierzyc w realnosc<br />

zjawiaj~go si~ mu w pierwszym akeie dueha jego ojca i w prawdziwosc<br />

jego stow 0 popelnionej zbrodni, ktory jednak z tyeh czy innyeh powodow<br />

ciwe odracza zem s t~, do ktorej zostal wezwany i czuje si~ zobowil!zany<br />

- on wie lepiej nii; ktokolwiek, jak wiele zalei;y od tego, ezy umie si~ skupic<br />

call! sWQ, Swiadomosc na jakiejs jednej sprawie alba raeji, przedmiocie lub<br />

argumencie, inne zas zepchnl!e gdzieS na jej obrzei:a alba zupelnie z niej<br />

wyprzee. Nic wi~ dziwnego, Ze reaguje na ow wyczyn aktorskiego kunsztu<br />

slowami pelnymi zazdroScl i wzgardy dla samego siebie:<br />

Och, jakiez ze mnie podle, t~pe bydl~! <br />

Czy to siy w glowie mie&ci: oto aktor <br />

W fikcyjnej scenie, w uczuciu na niby <br />

Umial tak duszy poddac re:iyserii, <br />

i.e nam pokazal autentyczn~ bladosc, <br />

Oczy lez peine, lami~cy siy gios, <br />

DI¢ne spojrzenie - fonny zachowania <br />

Wyrai:aj~ce zamierzone tresci! <br />

A wszystko ot, tak sobie - dla Hekuby!lJ <br />

TakZe bohater Kartezjanskieh Medytacji, ezy tei; identyfikujl!cy si~<br />

z nim czytelnik, musi umiee "poddae si~ rei;yserii" Descartes'a, tak<br />

doskonale wezuc si~ w rol~ wprowadzanego w bl~d przez zlosliwego dueha,<br />

aby bye zdolnym do tego ani nie zupelnie prawdziwego, ani nie ealkiem<br />

udanego "hiperbolicznego w~tpieni a ", bez ktorego - zdaniem Descartes'a<br />

- nie mOZemy uwolnic si~ od narzuconych nam przez zmysly i maj~cyeh<br />

wlad~ nad naszym umyslem niepewnych przekonan. Nie przypadkiem<br />

Descartes mowi: "sam sie bie b~dy ludzil i uwai:al przez jakis czas<br />

owe mniemania za zupelnie falszywe" (t. I, s. 27, podk. W. G.). Kartezjanski<br />

dramat wl!,tpienia rozgrywa si~ w dziedzinie samouludy, gdzieS pomi~dzy<br />

fantazjl!, a wiarl!,.<br />

Wlodzimierz Galewicz<br />

WLODZIMIERZ GALEWICZ, ur. 1952, dr hab., docent w Instytucie Filozofii UJ.<br />

Wyda!: Nicolai Hartmann (1 987), Analiza dobra (1988), Z fenomenologii wartosci<br />

(red. 1988).<br />

LJ TamZc, s. 85.


ANDRZEJ CHLOPECKI <br />

BACH <br />

POSTMODERNISTYCZNY <br />

Nie tak dawno jeszcze wskazywalo sil;! na Paula Hindemitha jako na<br />

)ekkornys)nego burzycie)a niemieckiej tradycji rnuzycznej. Nawet dzis<br />

jeszcze s~ tacy, ktorzy b redz~ 0 "atonaInej anarchii" w rnuzyce<br />

Hindernitha. W rzeczywistosci Paul Hindemith podejmuje wlasnie<br />

znow owIj, wi elk~ tradycjl;! rnuzyki niemieckiej, ktorej wiek XIX<br />

- rnimo swych na pozor swietnych osi~gnil;!c - amal :i:e nie zagubil:<br />

tradycjl;! klasycznej sztuki Jana Sebastiana Bacha, ktorego dzielo<br />

mialo decydujlj,cy wplyw na rozwoj Hindernitha. L~zlj,c najwy:i:sz~ sill;!<br />

tw orcz~ z najsur ows~ dyscyplin ~ duchow~, stanowi Bach doskonale<br />

wcielenie tego idealu muzycznego, ktory rna przed oczami Hindernith.<br />

To warne, kto, kiedy i gdzie tak wlasnie tw6rcz~ postaw~ jednego<br />

z klasyk6w dwudziestowiecznej muzyki interpretowal. Byl to Heinrich<br />

Strobel, animator zalozonych w 1946 roku darmsztadzkich Mi~dzynarodowych<br />

Wakacyjnych Kursow Nowej Muzyki, ktore szybko staly si~ najbardziej<br />

wplywowym jej centrum. Pisal te slowa u schylku lat czterdziestych<br />

w Niemczech. Wprawdzie to nie urodzony sto lat temu (1895) Paul<br />

Hindemith mial si~ stac guru rodz~cej si~ wtedy awangardy, lecz by! on<br />

przeciez symbolem nie tylko, a nawet nie tyle nowoczesnosci w niemieckiej<br />

muzyce, co jej losu w przestrzeni totalitaryzmu. Ten wi~c cytat, wzi~ty<br />

z monografii Zyj ~cego wtedy jeszcze kompozytora, pisanej przez niemieckiego<br />

krytyka trzy lata po upad ku hitleryzmu, tylko pozornie jest niewinny,<br />

wskazuj ~c na jakies czysto dZwi~kowe relacje zachodz~ce pomi~zy<br />

dwoma niemieckimi kompozytorami pomimo dwoch stuleci, jakie ich<br />

dziel~ . Jest to cytat 0 wieio pi~trowym znaczeniu: teoretyczno-muzyczny,<br />

historyczno--muzykoiogiczny, estetyczno--filozoficzny i w koncu, choc nie<br />

na koncu, polityczno--rozrachunkowy.<br />

Zaczynaj~ od konca. Na B achowsk~ tradycj~ wskazuje on w tym, co<br />

z powodow wyl~cznie estetycznych - bo nie rasowych, dotycz~cych osoby<br />

kompozytora - zosta!o wci~gni~ te przez doktryn~ na list~ sztuki zwyrod­


54 ANDRZEJ CHLOPECKI<br />

nialej. "Jesli oto istnieje taka, jak piszy, paralela: Bach - Hindemith, to<br />

czyi: nie byloby absurdem - zdaje si y sugerowac autor - nawi'lzanie<br />

w jakikolwiek spos6b do absurdalnych diagnoz goebbelsowskiej propagandy"<br />

A warto pamiytac, i:e zajmowanie siy muzyk'l now'l, awangardow'l,<br />

bylo w pohitlerowskich Niemczech jednym z gl6wnych dzialan denazyfikacyjnych<br />

niemieckiej kultury i nie jest przypadkiem, i:e Mannowski Adrian<br />

Leverkiihn jest nowatorskim kompozytorem. Niemieckim.<br />

A wiyc Bach. Bach jako dow6d i alibi. Jako rykojmia i legitymacja<br />

przynalei:nosci do kultury, a nie do kulturalnej bolszewii. Estetycznej.<br />

Bach: nie Beethoven i Brahms, nie - Boi:e bronl - Wagner, a nawet nie<br />

- Mozart. Bach wlasnie. Bach jako centrum. Bach "l'lcz'lcy najwyi:sZ'l sily<br />

tw6rcz'l z najsurowSZ'l dyscyplin'l duchow'l" to wlasnie ta "wielka tradycja<br />

muzyki niemieckiej, kt6rej wiek XIX - mimo swych na poz6r swietnych<br />

osi'lgniyc - omal i:e nie zagubil", pisze odd any sztuce swoich dni niemiecki<br />

krytyk niemal dwiescie lat po smierci Jana Sebastiana. Bach, z kt6rego<br />

wyrasta muzyka renesansu i gotyku. Bach, ku kt6remu d'lZy znerwicowanymi<br />

meandrami muzyka romantyzmu i tragicznie wyalienowana w pr6­<br />

bach samookreslenia siy muzyka nowa wieku dwudziestego. Zdanie ostatnie,<br />

zadaj'lc gwalt chronologii, jest umyslowym karambolem pozornym.<br />

Gl6wnym problemem i naczelnym kompleksem muzyki dwudziestowiecznej<br />

byla tradycja, obecnosc przeszlosci. Czas przeszly jest tu uprawniony,<br />

jdli zgodzimy siy na post. Posthistoryzm, postmodernizm, postawangardyzm.<br />

JeSli siy na nie zgodzimy, to problem znika i kompleks nie<br />

boli. "Tradycjy uniewai:nic" - m6wil awangardysta, "tradycjy przekroczyc"<br />

- twierdzil modemista, i tkwila w tym ich racja tak glyboka<br />

i intensywna, i:e wyr6i:nila z historii muzyki ten wiek bez wzglydu na to, i:e<br />

wielokrotnie pojawiala siy w niej opozycja antiqua - nova. Muzyka nowa<br />

- jako historyczne pojycie muzyki dwudziestowiecznej - rna inn'l nii:<br />

wszelkie inne nowe muzyki przeszlosci intensywnosc i jakosc. Nigdy nie<br />

byla ai: tak ideologiczna, ai: tak zasadnicza.<br />

Ze generacja, i:e epoka, buntuj'l siy przeciwko generacji, epoce, poprzedzaj'lcym<br />

je bezposrednio - to stwierdzenie banalne. Nowa muzyka dwudziestowieczna<br />

stala siy wiyc generalnie muzyk'l antydziewiytnastowieczn'l.<br />

To znaczy antyromantyczn'l. I z tego wcale nie musi zaraz wynikac, i:e<br />

proklasycystyczn'l lub probarokow'l. C6i: takiego uczynil bowiem ten,<br />

kt6ry nowej muzyki w dwudziestym wieku stal siy stworzycielem Chodzi<br />

o Arnolda Sch6nberga, kt6rego muzyky opisuj 'lC w swej slynnej dialektycznej<br />

ksi'li:ce FilozOJUl nowej muzyki, Teodor Wiesengrund Adorno ui:yl<br />

sformulowania "nowa muzyka" w charakterze kategorii estetyczno-historycznej,<br />

a nie jedynie rzeczownika z towarzysz'lcym mu dookreslaj'lcym<br />

przymiotnikiem. Schonberg zsubiektywizowal subiektywizm schylku romantyzmu<br />

(Wagner, Mahler, Ryszard Strauss jako kompozytor Salome<br />

i Elektry), zauwai:aj'lc, i:e jego (p6inego romantyzmu) ekspresja zatrzymuje<br />

siy na progu prawdy, boj'lc siy jej siygn'lc. I stal siy ekspresjonizm.<br />

Zauwai:yl, i:e ekspresja prawdy nie jest moi:liwa bez przeciycia gordyjskiego


BACH POSTMODERNISTYCZNY<br />

55<br />

w~zla, bez ostatecznego wyzwolenia si~ z systemu, od Wagnera i Liszta<br />

coraz bardziej trzymajllcego si~ kupy na slowo honoru. Tonalnego (tonacyjnego)<br />

systemu dur-moll. I stala si~ atonalnose (atonacyjnose). W momencie<br />

gdy subiektywnose w poszukiwaniu prawdy zapada si~ w podswiadomose,<br />

a narracja uwalnia si~ ad j~zyka, moma mowie 0 alienacji,<br />

moma mowie 0 idiolekcie. Nie pragnllc wyzbye si~ pierwszego (malo tego:<br />

z alien acji czynillc styl, jak to afirrnujllco diagnozuje Adorno), a chcllc<br />

uniknlle drugiego, Schonberg zrozurnial, ze potrzebny jest mu system.<br />

I stala si~ dodekafonia. System komponowania za pomocll dwunastu<br />

rownouprawnionych dZwi~kow. System dodekafoniczny i jego swiatopoglllrl,<br />

z ktorego najgl~bsze konsekwencje wydobyl poszukujllCY muzycznego<br />

kamienia filozoficznego duchowej muzyki absolutnej Anton Webem<br />

(zmarl 50 lat temu, 15 wrzdnia 1945). I to on posmiertnie stal si~ guru tych<br />

kompozytorow, ktorzy na przelomie lat 40. i 50. zac~li tworzye muzyk~<br />

tak nowll, ze ochrzczono ich rnianem nie tylko awangardy, ale Awangardy<br />

Wielkiej. Zacz~li jll tworzye, spotykajllc si~ na Mi~dzynarodowych Wakacyjnych<br />

Kursach Nowej Muzyki w Darrnstadcie niedaleko Frankfurtu nad<br />

Menem, ktorych inicjatorem trzy lata po smierci Antona Webema byl<br />

niemiecki krytyk Heinrich Strobel, porownujllcy Zyjllcego Paula Hindemitha<br />

z Bachem. Dla Karlheinza Stockhausena, Luigiego Nono i Pierre<br />

Bouleza nie byl jednak wriny Hindemith. Wamy byl- Webem.<br />

"Bylo w tym kompozytorze niewlltpliwie cos z rnistrza cechowego,<br />

jakiego wzor stworzylo sredniowieczne mieszczanstwo w Niemczech. Zamilowanie<br />

i bieglosc w rzemiosle oraz dogl~bna znajomosc tajnikow kunsztu,<br />

ktoremu si~ poswi~cil, moglyby go istotnie uprawniac do tego tytulu,<br />

gdyby taki istnial kiedykolwiek w historii w odniesieniu do kompozytora."<br />

Tak w eseju ze zbioru OrJeusz na rozdrozu 0 Paulu Hindemicie pisal- taki:e<br />

cytujllCY mysl Strobl a - Stefan Jarocinski. Takim byl bez wlltpienia Paul<br />

Hindemith piszllCY zbior swych Uak flaki z olejem nudnych) fortepianowych<br />

utworow wzorowanych na Bachowskim Das wohltemperierte Klavier<br />

- Ludus tonalis. W Webemie zas bylo zapewne cos ze sredniowiecznego<br />

rnistyka, jakiego wz6r stworzyla romantyczna literatura w Niemczech.<br />

Zamilowanie i bieglosc w alchemii dZwi~kow oraz dogl~bna swiadomose<br />

faktu, ze jedynie poprzez abolutnll, krystalicznll czystose struktur<br />

najbardziej abstrakcyjnej ze sztuk zblizye si~ moma do tajemnej wiedzy<br />

o Absolucie, uprawnialaby do zastosowania wlasnie wzgl~dem Webema<br />

(bardziej niz wzgl~em tak katolickiego w swej muzyce Oliviera Messiaena)<br />

miana teologa tw6rczosci muzycznej. Bo jdli szukae dla Webema muzycznego<br />

idealu, ku kt6remu w swej tw6rczosci dllzyl, to bylaby to Kunst der<br />

Fuge lana Sebastiana Bacha. Summa tego, do czego dllZyI ad siedmiu<br />

wiekow duch muzyki polifonicznej, aby otrzymae jll w momencie, gdy<br />

barok w historii muzyki zamykal za sobll drzwi.<br />

Co zostawil System tonalny dur-moll. Polifoni~. Melodi~ z akompaniamentem.<br />

Praktyk~ realizowania basso continuo. Skodyfikowany j~zyk<br />

dZwi~kowych figur retorycznych. Oper~. Archetypy form muzycznych.


56 ANDRZEJ CHLOPECKI<br />

Glownym probiemem i naczelnym kompieksem mysli muzycznej<br />

w dwudziestym stuieciu stala si~ realna obecnosc przeszlosci. Akademicka<br />

muzykoiogia ma juz z gOnj: sto iat. N ajbardziej wstrz,!saj,!c,! anegdot'!<br />

akademickiej muzykoiogii jest historia z zycia tworcy Marsza weselnego,<br />

ktory stwierdza, Ze skiepikarz zapakowal mu siedzie w manuskrypt Pasji<br />

wedlug sw. Mateusza Jana Sebastiana Bacha. Muzykoiogia odnotowuje<br />

fakt, ze Felix Mendeissohn-Barthoidy dyrygowal historycznym wykonaniem<br />

przywroconej dziejom Pasji, choc miiczy na temat sposobu przywrocenia<br />

stronom r~kopisu czyteinoSci oraz frustracji sklepikarza, ktoremu<br />

wymkn~la si~ z posiadania tak gruba (na aukcji) ryba.<br />

Na dobr,! spraw~ dopiero ostatnie cwiercwiecze - jak si~ okazuje<br />

postmodernistyczne - udowadnia, ze naprawd~ now'! muzyk,! S,! dwie<br />

muzyki: muzyka nowa i muzyka dawna. Bo nie bylo to jeszcze jasne wtedy,<br />

gdy Prokofiew, komponuj,!c swoj,! Symfoni~ klasycznq, czesz'!c peruk~<br />

papy Haydna pod wlos, a Strawinski, komponuj,!c Pulcinell~ wedle przepisywanych<br />

sonat Pergoiesiego - otwierali czas neoklasycyzmu. Nie bylo to<br />

jasne i wtedy, gdy Nadia Boulanger kazala adeptom kompozycji spiewac<br />

w dyrygowanym przez siebie chorze madrygaly Monteverdiego, a nawet<br />

i wtedy, gdy na koncertowych estradach pojawil si~ klawesyn Wandy<br />

Landowskiej, szokuj,!c publicznosc Sonatami Scariattiego.<br />

Swiadomosc historii na pocll!tku stuiecia byla juz jakosciowo inna niz<br />

ta sarna wiek wczesniej, gdy nauczyciei Beethovena, Christian Neefe, nie<br />

mogl wyjsc ze zdumienia po wysluchaniu koncertu, ktorego ekstrawagancka<br />

osobliwosc polegala na tym, Ze wykonano na nim utwory jedynie ...<br />

zmarlych kompozytorow. Osiemnastowieczne poczucie odpowiedzialnosci<br />

mowilo Neefemu, ze gdyby taki ekscentryczny eksperyment stal si~ obyczajem,<br />

uczyniony zostalby gwalt na tradycji, ktora kaze historii obrastac<br />

w spuscizn~, a wspolczesnosci istniec w Zyciu doczesnym. Akademicka<br />

muzykoiogia dziewi~tnastego i dwudziestego stulecia, pochyiaj,!c si~ nad<br />

manuskryptami i kodeksami, z czasem tez nad ikonografi,! i opisem<br />

obyczajow, nad poezj,! i proll! epok minionych, udost~niala wspolczesnosci<br />

coraz intensywniej przeszlosc, ktora przeciez nigdy tak na dobr,! spraw~ nie<br />

zamilkla. I wiek ubiegly, i cal a pierwsza (przynajrnniej) polowa naszego<br />

wieku muzyk~ wczesnego klasycyzmu, baroku i czysciowo tei: renesansu<br />

anektowaly do obszaru swych norm estetycznych. Brzmiala pelnym blaskiem<br />

i cal'! mOel! orkiestry brahmsowskiej oraz brucknerowskich chorow,<br />

udowadniaj,!c, Ze moze sprostac koncertowej sali filharmonii.<br />

Prawdopodobnie tworz'!cy szkol~ muzyki dodekafonicznej Schonberg,<br />

Webem i Alban Berg wykonali najbardziej intensywn,! w pierwszej polowie<br />

tego wieku prac~ nad istot'! mysienia kompozytorskiego, i nie jest przypadkiem,<br />

ze z takim samozaparciem pr,!c ku przyszlosci sztuki dZwi~kow,<br />

wyi,!dowali w obr~bie sztuki fugi Bacha oraz poiifonicznego kunsztu<br />

renesansowych szkol niderlandzkich. Znaieili si~ w tej tradycji za spraw,!<br />

spekulacji, myslenia abstraktem, a nie za spraw,! slyszenia, doswiadczania<br />

brzmienia. Udowodniwszy swymi wczeSniejszymi partyturami kolorystycz­


BACH POSTMODERNISTYCZNY<br />

57<br />

nl! wyobraZni~ i sensualnl! wrai:liwosc godnl! impresjonistow, dokonali<br />

w polowie lat 20. swiadomego wyboru. Mysil!c bardziej nutami nii:<br />

dZwi~kami, bardziej interwalami nii wspolbrzmieniami, bardziej ukladem<br />

proporcji nii: walorem akustycznej barwy, zawzi~cie szukali ducha, choc<br />

oskariani byli 0 muzyczny materializm; choc uparcie drl!i:Yli problem<br />

trdci, naraiali si~ na zarzuty rygorystycznych formalistow. Jesli komu, to<br />

im wlaSnie, wiedenskim dodekafonistom, przypisac moma OWl! dogmatycznie<br />

surowll dyscyplin~ duchoWll, za sprawl! ktorej podl!i:ali ku muzycznemu<br />

idealowi, majllc w sobie cos z etosu mistrzow cechowych.<br />

Uprawiana przez nich na koncertach Stowarzyszenia Prywatnych Wykonan<br />

Muzycznych praktyka wykonywania symfonii Gustava Mahlera na<br />

przyklad przez fisharmoni~, fortepian i co najwy:i:ej kwartet smyczkowy,<br />

spowodowana sklldinlld warunkami obiektywnymi, zdaje si~ wskazywac<br />

na to, ie aby si~gnl!c do esencji symfonii, moma sobie pozwolic na wzi~cie<br />

w nawias orkiestrowej orgii symfonizmu. A stl!d krok jui: do - nie, nie do<br />

calej, ale bardzo istotnej, w duzej mierze ezoterycznej i w pewnej mierze<br />

alchemicznej - tradycji, ktorej szczy'towyrni osillgni~ciami byly Bachowskie<br />

Musikalisches Opfer i Kunst der Fuge, gdzie nalozenie na esencj~ muzyki<br />

idealnej jej konkretnej, dzwi~kowej, instrumen talnej postaci jest sprawl!<br />

jakby z innego obszaru. Przed Bachem istnialy konstrukcje polifoniczne<br />

chocby Johannesa Ockeghema i Jacoba Obrechta, Nicolasa Gomberta<br />

i Adriana Willaerta, ktore wskazywaly na to, i:e muzyka jest nie tylko<br />

sztukll do sluchania, ale i do czytania; ie jest nie tylko przebiegiem<br />

dZwi~kow w czasie, ale i konstrukcjll, ktorll kontemplowac moma jak<br />

pozaczasowy obiekt dany jednorazowo, jak architektonicznl! bryl~; i:e za<br />

sprawl! sztuki kontrapunktu muzyka potrafi w tej samej mierze podl!i:ac<br />

w prz6d, jak i w tyl, a jej wst~powanie rna swoj ekwiw alen t w zst~powaniu.<br />

A stl!d jui tylko krok prowadzil do fascynacji wizjami Swedenborga<br />

i hipnotycznym zachwytem nad doskonaloscil! kwadratu magicznego.<br />

SATOR<br />

AREPO<br />

TENET<br />

OPERA<br />

ROTAS<br />

Stl!d tez zaledwie odleglosc kroku dzielila od sztuki palindromow<br />

Antona Weberna i od j~zyka numerologii i szyfrow literowych w partyturach-palimpsestach<br />

Aibana Berga, partyturach nieustannie podwojnych<br />

znaczen, z ktorych jedno mialo - jdli jui:, to z trudem i fragmentarycznie<br />

- wydostawac si~ na poziom drugiego, kontrapunktujllc tajemnicl!<br />

niejawnego przekazu dZwi~kowl! oczywistosc.<br />

Droga w przod poprzez si~gni~cie po niektore pryncypia muzycznego<br />

myslenia baroku i renesansu i ich gl~bokie przetworzenie tak sarno nie<br />

stworzyla jeszcze przeswiadczenia 0 nowosci muzyki dawnej, jak i wszelkie<br />

postaci neoklasycyzmu - czy to Igora Strawinskiego, czy Paula Hinde­


58<br />

ANDRZEI CHLOPECKl<br />

mitha, r:zy nawet Alberta Roussela - akceptuj~ce dawnosc muzyki dawnej.<br />

Aby nowosc muzylci dawnej objawila si~ w pelni, trzeba bylo, aby manuskrypty<br />

wraz z towarzysz~cymi im kodeksami z pracowni muzykologow<br />

trafily do r~k nowej generacji wykonawcow. R~dz~ce si~ sobie wlasciwymi<br />

prawidlami, wyrosle ze swojego historycznego kontekstu, pomyslane<br />

na moZliwosci aparatu wykonawczego swojego czasu i zakladaj~ce, Ze<br />

trafi~ do r~k ludzi rozumiej~cych ich sens, partytury muzylci dawnej<br />

zac~ly przezywac w r:zasie prawykonan muzyki nowej swe nowe prawykonania<br />

na podobnych prawach. Tworczosc dawna znalazla si~ w podobnej<br />

opozycji wzgl~dem klasyczno-romantycznego repertuaru koncertow filharmonicznych<br />

co tworr:zosc nowa. Nie jest przypadkiem, ze owa nowosc<br />

muzyki dawnej, ktorej jednym z powierzchownych przejawow s~ polemiki<br />

dotyc~ce wykonywania jej na instrumentach historycznych, ujawnila si~<br />

w tym samym mniej wi~j czasie, gdy zmiany w muzyce nowej dostarr:zyly<br />

powodow po temu, aby mowic 0 postmodemizmie w nowej tworr:zosci<br />

muzycznej. Warto przy tyro zauwaZyc, ze dawnosc muzyki dawnej zrazu<br />

koncentruj~c si~ repertuarowo na ogol na baroku, poszerzyla sw~ przestrzen<br />

na r:zas renesansu i sredniowiecza, ale nie tylko - zachwiala taue<br />

dziewi~tnastowiecznym pojmowaniem klasycyzmu z Beethovenem wl~r:znie<br />

i si~ga coraz smielej po romantykow, poki co po Schuberta i Chopina.<br />

JeSli Heinrich Strobel, pisz~c 0 przedstawicielu nowej muzyki niemieckiej,<br />

Paulu Hindemicie, wskazuje na to, i:e jest taka "wielka tradycja<br />

muzyki niemieckiej, ktorej wiek XIX - mimo swych na pozor swietnych<br />

osi~gni¢ - omal ze nie zagubil", stawia tezy 0 daleko id~cych konsekwencjach.<br />

Jaki:e to Osi~iycia ubieglego stulecia, najbardziej istotny Beethoven<br />

i Schubert, Schumann i Wagner, Brahms i Strauss to osi~gniycia<br />

swietne nap 0 z 0 r! Za ich to spraw~ wiek XIX omal ze nie zagubil tej<br />

wielkiej tradycji niemieckiej muzyki, ktorej symbolem byl Bach. Czyz to<br />

nie oni wlasnie s~ tej wielkiej tradycji architektami Jesli slowa Strobl a<br />

podyktowane byly w glownej mierze potrzeb~ doramej polemiki tak<br />

z powodow ideologicznych (po dwunastu latach skazania muzycznej nowor:zesnoSci<br />

w hitlerowskich Niemczech na niebyt na podstawie oskari:enia<br />

o Zydo-bolszewizm), jak i estetycznych (wskazywanie zwi~zku z tradycj~<br />

muzyki nowej wobec oskarzania jej przez konserwatystow 0 barbaryzm),<br />

to przeciez tkwi w nich tez mysl inna. Oto bowiem historia muzyki<br />

europejskiej - wszak chodzi nie tylko 0 muzyk~ niemieck~ - zrezygnowala<br />

za spraw~ wzniesienia w filharmonicznych salach koncertowych pomnika<br />

repertuarowi obejmuj~cemu dziela zaledwie jednego, dziewi~tnastego wieku<br />

z dziel siedmiu go poprzedzaj~cych i pragnie to uczynic z tyro, ktory<br />

trwa. Postmodemistyczne doswiadczenie z muzyk~ now~--dawn~ (si~gaj~c~<br />

od choralu i Perotina po Schuberta i Chopina) i now~-now~ (od Satiego<br />

poprzez Van:se'a, szkoly Schonberga i p6Znego Strawinskiego do dzisiaj)<br />

diagnozy ty wyostrza.<br />

Czymze jest w historii muzyki ta dziewiytnastowieczna wyspa, gdzie na<br />

jednym brzegu mamy Pierwszq symfonit; Beethovena, a na drugim Gur­


BACH POSTMODERNISTYCZNY<br />

59<br />

relieder Schonberga, wyspa rozci~gaj~ca si,.: w naszej swiadomosci od c~Sci<br />

spuscizny jednego tytana po cz,.:se spuscizny innego wielkiego, z ost,.:pami<br />

niemal dziewiczymi, gdzie zwykly dogadzae sobie estetycznie nieliczne<br />

indywidua 0 smaku szczeg6lnie wysublimowanym Ta wyspa, kt6ra zawladn,.:la<br />

masow~ wyobraZni~ me1oman6w, na margines spychaj~c wielowiekow~<br />

reszt,.: historii muzyki To fascynuj~ca legend a romantycznych<br />

geniuszy, tytan6w fortepianu, hipnotyzer6w skrzypiec, charyzmatycznych<br />

kapelrnistrz6w, olsniewaj~cych pot,.:g~ glosu operowych diw rzucaj~cych<br />

rzesze na kolana za spraw~ muzyki kompozytor6w heroicznych. To swiat<br />

reprodukcji, domena wykonywania dziel, w kt6rym bodaj wainiejszym nii:<br />

partytura punktem odniesienia jest inna reprodukcja, inne wykonanie.<br />

To swiat kreacji wykonawczych, ze szczeg6ln~ intensywnosci~ dostwny<br />

publicznoSci sal koncertowych, gdzie osobowose artysty i genius loci<br />

tworzyly metafizyczne fluidy, dost,.:pny jest odbiorcom fonografii - swiatern<br />

tym zainteresowanej szczeg6lnie nie tylko z powod6w artystycznych,<br />

ale i komercyjnych - w spos6b dalece niepelny. Z esencj~ i duchem<br />

kreowania wielkiej muzyki romantyzmu mamy jui: kontakt niemal wyl~cznie<br />

wirtualny, a rola owego kreowania byla prawdopodobnie bardziej<br />

istotna dla tej muzyki niz dla muzyki przed i muzyki po. Fakt, iz zelazny<br />

repertuar dziewi,.:tnastego stulecia (z powamym rozszerzeniem na wiek<br />

osiemnasty) zarnieszkal w naszej zbiorowej podswiadomosci, sprawil, ze<br />

naczelnym problemem przestalo bye dzielo - oswojone, wchloni,.:te, przyswojone.<br />

Stal si,.: nim spos6b jego wykonania.<br />

Nie jest to udzialem muzyki dawnej ani nowej, w kontakcie z kt6rymi<br />

pierwszoplanowe jest dzielo wlasnie. Bo - zabrzmi to paradoksalnie<br />

- w istocie rzeczy dyskusje toczone w intencji ich uczestnik6w na temat<br />

sposobu wykonywania utwor6w muzyki dawnej (na czym, jak i w jakiej<br />

instrumentalnej obsadzie nalezy j~ grae i na czym polega tej gry stylowosc)<br />

dotyc~ sensu i zawartoSci dziel sarnych, a nie ich reprodukowania. Dziel,<br />

kt6re pragniemy dla siebie oswoie, w siebie wchlon~e, sobie przyswoie.<br />

Dokladnie tak sarno dla nas nowych, jak te tworzone wsp6lczdnie.<br />

Jesli t~ wielk~ tradycj~ niemieckiej muzyki, jak~ pragn~l podj~e Paul<br />

Hindemith w swojej muzyce lat 30., bylo dzielo Jana Sebastiana Bacha, to<br />

byla to forma concerto grosso, idea Koncertow brandenburskich, metaforma<br />

cyklu preludi6w i fug Das wohltemperierte Kia vier. Idea barokowego<br />

ruchu, rzemieslniczego kunsztu wyzwalaj~cego Zywiol grania materialnego,<br />

zmyslowego. JeSli t~ wielk~ tradycj~, jak~ pragn~l podj~e Anton Webern<br />

w swojej muzyce lat 30., bylo dzielo Jana Sebastiana Bacha, to zawarta<br />

w Kunst der Fuge idea muzyki spekulatywnej i tak duchowej, ze az - rzec<br />

moma - teologicznej. Hindemith podejmuj~cy Bachowsk~ tradycj,.: jest<br />

wsp6lodpowiedzialny za karier,.: neoklasycyzmu, kt6ry w swym z ducha<br />

modernistycznym (w sensie og6lnym, a nie historycznym), a przede wszystkim<br />

antyromantycznym swiatopog1~dzie, uchylil si,.: przed konstruowaniem<br />

nowej grarnatyki nowego j~zyka muzycznego, inspiracje barokow~<br />

tradycj~ wrzucaj~c w sw6j czas. Webern podejmuj~cy Bachowsk~ tradycj,.:


60 ANDRZEJ aILOPECKI<br />

jest wsp6lodpowiedzialny za karier~ radykaInie nowej, progresywnej muzyki,<br />

przyjmuj~cej niekiedy postawy awangardowe (hermetyzmem j~zyka<br />

dZwi.~kowego albo z zasady) albo chocby pozomie od gradzaj~cej si~ od<br />

tradycji. Bye more Hindemith ponosi ostatecznie j ak~s odpowiedzialnosc<br />

za kryzys muzyki wsp6lczesnej lat 50. i 60., cierpi~cej na niewsp6hniern~<br />

wzgl~em przeslania elokwencj~; bye moze Webem ponosi ostatecznie<br />

jak~s odpowiedzialnosc za kryzys muzyki wsp6lczesnej lat 50. i 60.,<br />

cierpi~cej na nadmiar przeslania nie znajduj,!cego stosownej silyoddzialywania.<br />

Bye moze i 0 przyszlych dziejach muzyki wiescil w swej nie dokOllczonej<br />

operze Mojzesz i Aaron Arnold Schonberg, w kt6rej pierwszywie 0 czym, ale<br />

nie potrafi spiewac, zaS drugi nie wie, 0 czym, ale spiewac potrafi.<br />

Rewolucyjnie (w stosunku do dotychczasowego akademizmu) historyczne<br />

wykonawstwo muzyki dawnej jest szczeg61nyrn przypadkiem, jaki zdarzyl<br />

si~ ostatnimi laty w muzyce wsp6lczesnej. Erupcja barwy i fantazji tw6rczej<br />

wynikaj~ce z uswi~conych prawem kanonow, kaprysna gi~tkose ekspresji<br />

slu~cej norrnom 0 niewzruszonej pewnosci, sensualne szalenstwo dZwi~kowych<br />

ksztaltow w sluzbie hieratycznego logosu; to wszystko, czym zachwycaj~<br />

na przyklad Jordi Savall i Philippe Herreweghe, Trevor Pinnock<br />

i Christopher Hogwood, Musica Antiqua Ko1n i Hilliard Ensemble, Emma<br />

Kirkby i Tallis Scholars rna swoj niebagatelny wplyw na powstaj,!ce<br />

ostatnio, pi~kno z m,!drosci~ I'!cz'!ce partytury Arvo Piirta i Giji Kanczelego,<br />

Alfreda Schnittkego i Johna Tavenera, Gavina Bryarsa i Pawla<br />

Szymanskiego, Alexandra Knejfla i Sofii Gubajduliny.<br />

Problemem i kompleksem muzyki nowej byla tradycja. Problemem<br />

i kompleksem muzyki dawnej byl skansen. Stalo si~ niedawno tak, ze<br />

Aaron wie, co chce powiedzie6, a Mojzeszowi koloratura nie sprawia<br />

klopotu. Dzieje si~ ostatnio tak, ze wybitny kompozytor (Arvo Piirt)<br />

tworzy swoj muzyczny swiat wedle duchowych wzorc6w sredniowiecza,<br />

a wspaniala w wykonawstwie muzyki dwunastowiecznego Perotina grupa<br />

wokalna (Hilliard Ensemble) przygotowuje prawykonania nowych utworow,<br />

dalekich od wplywu odleglych tradycji. Mapa Europy zapelnia si~<br />

festiwalami, na ktorych wspolbrzmi na r6wnych prawach mowienia w sposob<br />

nowy muzyka wsp61czesna i historyczna. I to jest sytuacja postmodernistyczna.<br />

Aby do niej doszlo, muzyka musiala odkryc Bacha za posrednictwem<br />

Weberna i Hindemitha. Bach zas musial si~ otworzyc na choral<br />

gregorianski za przyczyn,! Monteverdiego i Josquina des Pres.<br />

Bo choc zawsze jest tak, ze utwor muzyczny, gdy si~ go gra lub spiewa,<br />

podllza od jakiegos pocz'!tku ku jakiemus kOllcowi, to przeciez gdy si~<br />

o nim mysli bywa, ze tlumaczy si~ w ruchu wstecznym, a niekiedy i przez<br />

inwersj~. Szczegolnie wtedy gdy zza magicznego kwadratu Jan Sebastian<br />

usmiecha si~ postmodemistycznie.<br />

Andrzej Chlopecki<br />

ANDRZEJ CHLOPECKI, ur. 1950, muzykolog, krytyk muzyczny, komentator<br />

2 programu Polskiego Radia, [elietonista miesi~ cznika "Res Publica Nowa", cz!onek<br />

rady redakcyjnej pisma "MusikTexte. Zeitschrift fUr Neue Musik" w Kolonii.


MICHAJLO LOMONOSOW <br />

ODY DUCHOWNE <br />

MEDYTACJA PORANNA<br />

o POTI;:DZE BOZEl<br />

Jui lamp a Slicma dziennej jawy <br />

Po ziemi jasnosc sWIl rozlala <br />

I Boie odslonila sprawy: <br />

lakai w promieniach blasku chwala, <br />

Zwai, duchu moj, a srod wesela <br />

Wystaw tei sobie Stworzyciela! <br />

Ludziom smiertelnym tak wysoko <br />

Gdyby dane siQ bylo diwignllc, <br />

Iiby doczesne moglo oko <br />

Slonecmy z bliska glob doscignllc, <br />

Tedy ujrzaloby otchlanie <br />

W plonllcym wiecmie Oceanie. <br />

Tam waly pQdZll plomieniste <br />

I nie majdujll sobie brzegu; <br />

Tam wiry klQbill siQ ogniste <br />

W nieprzeliczonych wiekow biegu; <br />

Tam glazy same warem kipill <br />

I gorejllce deszcze SYPill. <br />

Taki to ogrom przeraZiiwy <br />

Iskierkll jest w obliczu Ciebie. <br />

lakiei to, Panie szczodrobliwy, <br />

Przejasne zapalild w niebie <br />

Swiatlo dla naszych spraw powszednych, <br />

Kt6rymi obarczyles biednych! <br />

Spod oemy nocnej uwolnione <br />

SIl pola, wzg6rza, las i morze, <br />

Oku naszemu odslonione


62 MICHAJLO LOMONOSOW<br />

I przezasobne W cuda Boze. <br />

A wszelki stwor na ziemi wola: <br />

Ktoz chwale Stworzyciela zdolal <br />

Oswieca jeno swiatlo dzienne <br />

Powierzchni~ bryl w cieJesnym swiecie; <br />

Twoj wzrok otchlanie bezpromienne <br />

Przenika niewstrzymany przecie. <br />

W swiatlosci, co z Twych oczu bije, <br />

Stworzenie wszelkie radosc pije. <br />

Stworcol gdy ciemnosc na mnie schodzi, <br />

Zeslij mlldroSci Twej prornienie <br />

I naucz mnie jako si~ godzi <br />

Zanosic Tobie dzi~kczynienie: <br />

Stworzeniu Twemu si~ zdumiewac, <br />

TWll, Niesmiertelny, chwal~ spiewa61 <br />

1743 (7)<br />

MEDYTACJA WIECZORNA <br />

o PO~DZE BOZEJ <br />

CZASU <br />

WIELKIEJ ZORZY POLARNEJ <br />

Oblicze swoje dzien zakrywa; <br />

Na pola noc opada mrokiem; <br />

Na gory czarny cien naplywa; <br />

Promienie pierzchly od nas bokiem; <br />

Rozwarla si~ nam otchlan gwiezdna; <br />

Bez liczby gwiazdy, otchlan bez dna. <br />

Jak ziarnko piasku w morskich wodach, <br />

Jak pylek wposrod burzy srogiej, <br />

Jak mala iskra w wiecznych lodach, <br />

Jak pioro wscieklej srod pozogi, <br />

Tak ja w otchlani ponurzony, <br />

Gubi~ si~, myslll udr~zony! <br />

Ustami m~rcow nas uczono, <br />

Jako tam mnostwo swiatow swieci; <br />

Tam niezliczone slonca plonll, <br />

Tam ludow moc i krllg stuleci: <br />

Tam, gdzie z ogolnll Bostwa chwalll <br />

Jestestwo mocll si~ zrownalo.


ODY DUO-lOWNE<br />

Lecz gdziei: S'l twe, Naturo, prawa <br />

Z kraj6w P6lnocy wschodzi zorzal <br />

Czy slonca tarn stolica wstawa <br />

Lodowe iarem ziej'l morza <br />

Zimne objet1y nas plomieniel <br />

Dzien mietdzy nocne wst'lpil cleniel <br />

0, ty, kt6rego oczy wnikly <br />

W ksietgi Zywota wieczne prawa, <br />

Kt6remu poz6r rzeczy nikly <br />

Jestestwa ustr6j poznac dawa, <br />

Kt6ry zmierzyld planet drogi: <br />

Odpowiedz, skCld w nas tyle trwogi <br />

. Kto wzburzyl jasny noc'l promien<br />

Jakoi: siet nie z oblok6w lctgnie,<br />

Lecz blyskawicy lotny plomien<br />

Od ziemi do zenitu sictgnie<br />

Jakoi: opary mrome mog'l<br />

Sr6d zimy stawac si~ POlogCl<br />

Tarn oema tlusta w sporze z wod'l; <br />

Tarn skros aeru g~te tonie <br />

Prornienie slonca ku nam bod'l; <br />

Tam grubych g6r wierzcholek plonie; <br />

Tarn Zelir w morzu ucichl wcale, <br />

o eter bij'l gladkie fale.<br />

Rzec nie potrafisz nic pewnego<br />

o tym, co blisko stron znajomych. <br />

Jakii: wietc przestw6r swiata tego <br />

C6i: dalsze jest od gwiazd znikomych <br />

Kresu stworzenia mysl nie sietga <br />

Jak wielka Stw6rcy wictC po~ga <br />

63<br />

1743<br />

tlum. Adam Pomors/d


GAWRILA DIERZAWIN <br />

WIERSZE <br />

NA SMIERC<br />

KSI~CIA MIESZCZ~RSKIEGO<br />

J~zyku czasow! spiiow dZwi~ku! <br />

Glos straszny mnie napelnia trwOgll; <br />

Zew slys~, zew twojego j~ku, <br />

Zew, co do grobu wiedzie drog'l. <br />

Ledwo ujrzalem swiat, dziecina, <br />

Jui Smierci zgrzytly mi ~biska, <br />

Jak Blyskawica kosa blyska <br />

I moje dni jak klosy seina. <br />

Ju:ies, stworzenie, w losu szponie, <br />

Z tej nikt si~ iywym nie wybawi; <br />

Robak ire w lochu i na tronie, <br />

Grobowce zlose iywiol6w trawi; <br />

Czas zieje, chciwy skruszye ehwal~: <br />

Jako do morza bystr'l rzek'l <br />

Dni do wiecznosci nasze ciek,!; . <br />

Po:iera paristwa Smiere niemale. <br />

Otehlani pomykamy skrajem, <br />

Ai ktory do czelusci wpadnie; <br />

Zycie i smiere nam obyezajem: <br />

Rodzimy si~, by umrzeC snadnie. <br />

Smiere dla kaidego rownie sroga: <br />

Ona i gwiazdy razi grotem , <br />

Dna i sloneom grozi zlotym, <br />

Dna i wszystkim swiatom trwoga. <br />

Jedno, mniemaj'le si~ bye wiecznym, <br />

Srniertelny nierad, ie umiera; <br />

Jak zlodziej Smiere pod stypem niecnym <br />

Znienaeka iycie mu wydziera.


WIERSZE 65<br />

Bal Smierc tym bardziej czyni kroki <br />

Spore, im widzi mniej obawy; <br />

Nie wi~ej nawet piorun Zwawy <br />

Druzgotac harde zwykl opoki. <br />

Syn zbytku, wczasu i lubosci, <br />

Gdziei:, 0 Mieszczerski! od nas stronisz <br />

Jui: ciebie Zycia brzeg rue gosci, <br />

U brzegu siy umarlych chronisz; <br />

Tutaj twoj proch, bez ducha przecie. <br />

Gdziei: on - Jest tam. - Gdzie tam - Nie wiemy. <br />

A narzekamy! A placzemy! <br />

"Biada zrodzonym na tym swiecie!" <br />

Tam, gdzie uciechy, milosc, radosc <br />

Sporn ze zdrowiem lsnialy jasno, <br />

Tam skrzepla krew, na twarzach bladosc, <br />

Zalosci~ duch siy wzdryga wlasn~. <br />

Tam, gdzie st61 uczt, dzis kir i trumna; <br />

Gdzie miala ch6ry swe biesiada, <br />

Nad trumn~ dzis chor wyje biada! <br />

We wszystkich Smierc wzrok topi dumna... <br />

Na wszystkich wgl~da - na mocarze, <br />

Ktorym rue dosyc rz~u swiatow; <br />

Momych, co wzeszli na oltarze <br />

W zlocie i w srebrze swych brokatow; <br />

Na piyknosc wgl~a i uroki, <br />

Na rozum wgl~da, zdobny w chwal~, <br />

Na sily wgl~a wybujale-<br />

I brzeszczot ostrzy wsrod pomroki. <br />

0, smierci, zgrozo i poplochu! <br />

My - w dumy obleczone zgrzebia: <br />

Dzis bog, a jutro garstka prochu; <br />

Dzis jeszcze nam nadzieja schlebia, <br />

A jutro - gdziei:d ty, czlowiecze <br />

Chwil kilka ledwie przemkn~c zdClZy <br />

I w otchlan siy chaosu gqi:y, <br />

Wszystek tw6j czas jak sen uciecze. <br />

Jak sen, jak bloga mara senna, <br />

Pierzchla ode mnie chwila mloda; <br />

Nie tyle radosc jui: promienna, <br />

Nie tyle mila dzis uroda, <br />

Nie tyle plocha mysl i sprawy, <br />

Nie tyle szcz~scia mam i buty;


66 GAWRILA DIERZA WIN<br />

Zaszczyt6w z'!dZll z sil wyzuty, <br />

Halas mnie, slysz~, wzywa slawy. <br />

Alez i tak odwaga pierzchnie, <br />

Wraz z ni,! do slawy d,!mosc minie; <br />

I ziemskich bogactw chciwosc zmierzchnie, <br />

I nami~tnoSci zginie, zginie <br />

Rozruch i serca niepokoje. <br />

Precz, losie szcz~Scia, precz mi, cudal <br />

Wszystko to marnosc, wszystko zluda: <br />

A ja u drzwi wiecznosci stoj~. <br />

Czy dzis, c:z.y jutro, Perfiljewie! <br />

Umierae - to nasz los udzielny: <br />

Po c6z rozpaczac, zgrzytac w gniewie, <br />

Ze tw6j przyjaciel byl smiertelny <br />

Znikomym, kt6rym nas niebiosy <br />

Daruj,!, Zyciem ciesz si ~ godnie. <br />

Ze szczerym sercem zyj pogodnie <br />

Przeznac:z.en blogoslawi,!c ciosy. <br />

1779<br />

T~CZA<br />

Sp6jrz ku niebiosom! sp6jrz, Apellesie! <br />

Iako po mrocznym obloku <br />

Ze wst'!zek, patrzaj, tasma wije si~ , <br />

Blawat ognisty bleszczy si~ oku, <br />

A ponad twoim chyli si~ c:z.olem <br />

P6lkoleml <br />

Purpura, zloto, szariat, lazury, <br />

Z srebrem splawione z zieleni,! cienie, <br />

Lustr cudny, gladki, szklni,!cy si~ z g6ry <br />

Sypi'! wokolo, ciche promienie <br />

Dla zachwycenia :irenic rozwiesz,! <br />

I ciesz'!! <br />

C6i: tedy pi~knosc, blysk r6mofarby <br />

Drogich kamieni , blask majestatu, <br />

Urod,! slynne rozliczne barwy, <br />

Co chwaly zawi:dy przyczyniaj,! swiatu: <br />

Czym monarchowie mog,! olSniewae, <br />

Zdumiewac <br />

0, Apellesiel swych instrument6w,<br />

Imaj si~ p~zli , a r~k,! hard,!


WIERSZE 67<br />

Z farb roinoralcich na wzor firmamentow<br />

Luk uczyn, lini~ wyprowadz tward~ -<br />

Niech si~ Ateny zdurniej~ razem<br />

Obrazem.<br />

Nie, izografie! - chociaz przechodzisz<br />

Wszystkich i:yj~cych misterstwem cudownym,<br />

Sposobu, wid~, i ty nie znachodzisz<br />

Wdawac si~ w spor z mistrzem podobnym,<br />

Co samym wzrokiem wszystko buduje, <br />

Rysuje. <br />

Jedno prornienmi odbite slonce<br />

przez krople dwru lub przez rosy polne,<br />

W mroku i w mgle wiecznie swieqce,<br />

Tyrni jest barwy malowac zdolne.<br />

WeZZe je sobie za wzor wysolci: <br />

Lej swiatlo w mrolci! <br />

Niech ono, patrzaj, od ciemnej jedynie <br />

Odwroci chmury jasne swe oczy, <br />

Jui: wszelka i:ywosc kolorow ginie, <br />

Znowui: si~ barwa obrazu mroczy: <br />

Takowy kunsztyk na marne idzie <br />

We wstydzie. <br />

Kogoi: to w swietle mam podoblocznym<br />

Na rowni czcic ze slOllcem owym<br />

W sercu cielesnym moim a mrocznym,<br />

Skoro nad mrokiem jasniej~c grobowym<br />

T~~ kres kladzie swarze okrutnej <br />

Piej, lutni! <br />

Boga opiewaj, smialymi poloty<br />

W szczerym si~ niechaj sercu podnosi<br />

Ouch moj ku niemu ranymi noty,<br />

Ii: Stw6rca slysz~c w niebiesiech te glosy<br />

Cisz~ uczucia moje napoi, <br />

Ukoi. <br />

IZby pokoju t~cza skrzydlata, <br />

Gdy w barwie zorz w niebie si~ jarzy, <br />

Stan~la w zaklad cichych dni swiata <br />

Ku szcz~sciu wszystkich panstw i mocarzy. <br />

Pok6j, co ku nim swiatlosci,! schOOzi, <br />

Ten ich zgodzi. <br />

1806<br />

tlum. Adam Pomorski


68<br />

GAWRILA DIERZAWIN<br />

MICHAJLO LOMONOSOW, 1711-1765, syn chlopa skarbowego (tj.<br />

z wolnego stanu) spod Archangielska, wychowany w zasi~gu klasztoru<br />

solowieckiego w tradycjach nie znajqcego poddanstwa i ortodoksji koscielnej<br />

p61nocnoruskiego Pomorja. Studiowal w Moskwie, w Petersburgu i w Marburgu<br />

(w tym ostatnim - chemif i nauki gornicze). W teorii ftlologicznej<br />

i w praktyce poe tyckiej (poczqwszy od slynnej, szkolnej jeszcze Ody chocimskiej,<br />

1739, naSladujqcej mieszczairskie ody niemieckiego poety Johanna<br />

Christiana Giinthera, 1695-1723) za przykladem Opilza narzucil wersyfikacji<br />

rosyjskiej barokowq norm~ sylabotonicznq i skodyfikowal zasady j~zyka<br />

literackiego (w postaci teor;; trzech sty!6w). Pod wplywem Niemcow w swoich<br />

odach panegiryczno--pub/icystycznych (w ktorych glosil ideologi~ oSwieconego<br />

despotyzmu w typie Piotra I) i w odach duchownych, z ktorych dwie<br />

tu prezentujemy, zaszczepil poezji rodzimej konceptystyczny wzor zachodnioeuropejskiego<br />

marinizmu, podejmujqc w nich zarazem z wdzi~kiem polihistora<br />

problematy~ filozofii przyrody szwabskich i saskich pietystow. Poloiyl<br />

duie zaslugi dla rozwoju nauk przyrodniczych w Rosji; naleial do inicjatorow<br />

zaloienia pierwszego w kraju Uniwersytetu Moskiewskiego, noszqcego dziS<br />

jego imif. Do barokowej estetyki Lomonosowa i jego szkoly odwolal sif na<br />

poczqtku XX wieku rosyjski modernizm.<br />

GAWRILA DIERZAWIN, 1743-1816, najwybitniejszy po Lomonosowie<br />

przedstawici.el barokowego konceptyzmu, kultywowanego w poezji rosyjskiej<br />

wsp61czesnie z Oswieceniem at po kres wojen napoleoilskich 1815 roku.<br />

Pochodzil z biednej szlachty (z domieszkq krwi tatarskiej) z Powolia,<br />

utrzymujqcej si~ ze sluiby wojskowej. Po chaotycznej edukacji domowej<br />

i trzech latach gimnazjum w Kazaniu, powolany w 1762 roku do wojska, po<br />

dzies~ciu latach dosluiyl sif rangi oficerskieJ. W 1773-1776 w swych<br />

ojczyst)'ch stepach kazanskich i orenburskich bral udzial w wojnie z Pugaczowem.<br />

Owczesnym nastrojom (obcym przyrodzonemu zazwyczaj optymizmowi<br />

i wyznawanej antyarystokratycznej ideologii oswieconego despotyzmu, uosobionego<br />

w Katarzynie) dal wyraz w trenie na imierc ksi~cia Mieszczerskiego,<br />

petersburskiego Lukullusa. Po latach racze} burzliwej sluiby w administracji<br />

cywilnej (od 1777) T~Zll: poprzedzal zawarcie pokoju z Napoleonem w Tyliy.<br />

Dwie przede wszystkim cechy zapewnily iywotnosc dzielu Dieriawina. Po<br />

pierwsze, niezwykly, wsparty instrumentacjq gloskowq i paronomazjq, barwny<br />

sensualizm wizji poetyckiej, majqcy analogie w szkole martwej natury<br />

malarstwa rosyjskiego XVIII wieku, a kojarzqcy si~ z niderlandzkim barokiem<br />

(konkret rodzajowy, przedmiotowy i pejzaiowy, swiatlocien) , z tzw.<br />

metafizycznym nadrealizmem i z naiwnym detalizmem prymitywow XX<br />

wieku. Jako drobny przyklad moie tu posluiyc opis zegara w pierwszej<br />

strofie, podda}qcy koncept calemu wierszowi Na smierc Mieszczerskiego. Po<br />

drugie, smialosc barokowej groteski, w ktorej miesza wznioslosc z rubasznq<br />

trywialnosciq, zachowujqc dar lapidarnego paradoksu, nieraz uderzajqcego<br />

celnosciq eliptyczflej formuly.


MIEJSCA WSPOLNE <br />

JAN BLONSKI <br />

UPARTE TRWANIE BAROKU <br />

W Polsce barok obecny jest wsz¢zie. Tak jest oczywisty, ze prawie<br />

niezauwazany. W Wielko- i Malopolsce przeslania poprzednie epoki, nie<br />

tylko w kosciolach. Na wschod od Wisly cala prawie widzialna przeszlosc<br />

jest barokowa: starsze zabytki s~ rzadkie i niezbyt widoczne. W tych<br />

prowincjach wiek XVII - choc burzliwy i okrutny - byl jednak jakims<br />

kulturalnym apogeum ... Starania Hozjusza wtedy wlasnie przynosily owoceo<br />

Religia jl(la rzeczywiscie ksztaltowac codziennosc rodzinnej spolecznosci...<br />

Wtedy takZe zwykla - nie tylko zamozna - szlachta poslala chlopc6w<br />

do szkol i przyswoila sobie zwyczaje i ceremonie, ktore wkrotce zostan~<br />

uznane po prostu za "polskie". Na pocz~tku XVIII stulecia - mimo czy<br />

niezalemie od politycznych nieszcZl(sc - przeksztalcil si~ tez j~zyk i nabral<br />

cech, ktore zachowal do dzisiaj.<br />

Tak doszlo stopniowo do utozsamienia "barokowego" z "polskim",<br />

stylu historycznego z osobliwosci~ narodow~. Nie ma w tym nic szczegolnego,<br />

styl "klasyczny" dlugo przeciei; utozsamiano z "francuskim". Dziwne<br />

jest raczej to, ze wielu Polakow, nawet wyksztalconych, nie zdaje sobie<br />

w pelni sprawy z tej identyfikacji: obojl(tne, czy mowa 0 kol¢ach, zamilowaniu<br />

do retoryki czy sklonnosci do teatralizacji stosunkow mi¢zyludzkich.<br />

Tak wi~ ch~c zrozumie6 obecnosc baroku w literaturze (kulturze) polskiej<br />

XX wieku, musimy najpierw uprzytomnic sobie, ze jest on "swojski" i ze<br />

odczuwamy go jako zjawisko nie tyle historyczne, ile geograficzne ...<br />

Inaczej mowi~c, obecnosc baroku jest w Polsce tak powszechna, Ze<br />

prawie anonimowa. lako "nagi fakt" rzadko staje si~ rowniez problemem:<br />

nie pobudza do dysput i nie zmusza do swiatopogl~dowych wyborow.<br />

Barok jest w Polsce wsz¢zie, ale zarazem - dziwna rzecz! - nie powoluje<br />

do istnienia arcydziel. A jdli nawet powstaj'!, to pr~dko gin~, jak naj­


70 JAN BLONSKI<br />

wspanialsza z rezydencji, Krzyi:topor ... Odrodzenie zrodzilo szybko pot~i:­<br />

ne talenty, od Kochanowskiego poczynajllC. Tymczasem polskiemu barokowi<br />

dziwnie brakuje "lokomotyw", ktore by jego problematyce nadaly<br />

wymiar uniwersalny. Dlatego tei:, aby do nas dotrzec, musi ona zostac<br />

zaktualizowana, przeinterpretowana przez naszych wsp61czesnych. Najefektowniejszll<br />

z tych reinterpretacji zawdzi~zamy Gombrowiczowi. Oparta jest<br />

ona wlasnie na utoi:samieniu "Polaka" z "czlowiekiem baroku" czyli na<br />

poj~u "Sannaty". To utoi:samienie nie narzuca siy jednak od razu, musi<br />

zostaC odtworzone, wypracowane.<br />

Pod koniec Zycia, znui:ony "zachodnill episteme", czyli wszystkimi<br />

freudyzmarni, scjentyzmami i strukturalizmami, ktore rozpuszczajllludzkie<br />

,ja" w doktrynach i systemach ... pod koniec wi~ Zycia Gombrowicz<br />

przedstawial sw6j Dziennik ,jako wdarcie si~ w kultury europejskll wiesniaka,<br />

czy szlachcica, szlachcica polskiego ze wsi (...) ja to wynioslem<br />

z domu i ten styl szlachecki jest czyms niesamowicie odpomym (...) ja tak<br />

po kulturze spacerujy, jak szlachcic po sadzie na swoim folwarku i pr6bujllc<br />

gruszki, albo sliwki, m6wi~: ta dobra, a ta nie smakuje (...) Moglbym<br />

okrdlic siebie jako szlachcica polskiego, ktory odkryl SWll racjy bytu<br />

uniwersalnCl w tym, co nazywam dystansem do formy" (D 10, 114)1.<br />

Chce on znaleZc strategi~, ktora by pozwolila mu zmieniac i zmyslac<br />

siebie samego tak, aby podobac si~ sobie... ale tei: innym, najchytniej<br />

sllsiadom. Inaczej m6willc, osobowosc pojmuje jako gry: stlld obraz szlachcica<br />

(ani szarah ani arystokraty!), kt6ry panuje nad modll, obyczajami,<br />

kulturll ... miast si~ im poddawac. Ale ten obraz rna rozliczne literackie<br />

antecedencjel Od razu myslimy 0 Potockim, co pisal sobie a sllsiadom,<br />

o Pasku, 0 Reju, co nieustannie gadajllc (= piszllC) dog1!ldal zarazem<br />

swych wlosci ... Nic bardziej anachronicznego nii: ci Sarmaci. Ale anachronizm<br />

przestaje dyskwaliflkowac, kiedy siy jui: udowodnilo, i:e Sartre'a<br />

i Nietzschego ma siy w malym palcul Przeciwnie, pomaga on wtedy<br />

uzyskac dystans takZe do tych mydrcowl<br />

"W tym syk, i:e ja wywodzy siy z waszego smietnika (...) dzis przez okno<br />

widzicie, i:e na smietniku wyroslo drzewo, bydllce parodill drzewa"<br />

(D I 59-t(0). "ParodiCl drzewa" jest oczywiscie Trans-Atlantyk, gdzie<br />

Gombrowicz powtarza i znieksztalca sytuacje z Pana Tadeusza, ale w rozdytym,<br />

pokracznie patetycznym stylu, ktory odsyla wprost do sarmackiego<br />

XVII czy XVIII wieku. Zarazem zas - wcillga nas w wie1ce podejrzanll<br />

intrygy, co zdaje si~ prowadzic do triumfu "synczyzny" nad "ojczyznll",<br />

czyli w kierunku dokladnie przeciwnym Mickiewiczowskiemu ...<br />

Interpretacja Trans-Atlantyku nie jest tu moim zadaniem. Jedno tylko:<br />

pisarz jest calkowicie swiadomy pokrewienstwa, ba, przenikania si~ swoich<br />

postaci. Dobrze znajomy dziedzic w ogrodzie jest bezposrednim spadkobiercll<br />

"szlachcica Sarmaty". Okrdla to styl b~dllcy amalgamatem<br />

1 Przytoczenia z Gombrowicza wedlug Dzie/, Wydawnictwo Literaclde, Krak6w 1986 i n.<br />

D = Dzlennik, T = Trans-Atlantyk. Przytoczenia z wierszy Milosza wedlug Wiersze, Wydawnictwo<br />

<strong>Znak</strong>, Krak6w 1993.


UPARTE TRWANIE BAROKU<br />

71<br />

mowy Paska, Rzewuskiego i Gombrowicza. Pozwala on pisarzowi bye<br />

sobll w cudzym przebraniu: slawetny "dystans wzgl¢em formy" to wspolczesna<br />

replika gry prawdy i pozoru, zludzenia i rzeczywistosci, gry, ktora<br />

byla prawdziw~ obsesj~ baroku ... Tym samym barok i polskose okazuj~ siy<br />

raz jeszcze - osobliwie bliskie, tozsame wlasciwie. Byle tylko Polacy Die<br />

wstydzili siy swej sarmackiej barokowosci (czy barokowego sarmatyzmu).<br />

Niech nie naSladuj~ rzekomo "dojrzalszych", nie zatracajll siy w ideologiach<br />

i systemach, niech raczej "b¢~ sob~"... czyli poddaj~ siy swobodnej<br />

ludycznosci pisarza.<br />

Retoryky Trans-Atlantyku ("nikogo ja na te kluski stare moje, na<br />

Rzepy moze i surow~ nie zapraszam", T s. 9) rozpoznae moma w okamgnieniu:<br />

zrodzila siy ona z panegirycznej elokwencji baroku. Jawne<br />

naduzycie hiperboli - czyli ostentacyjna przesada - zostaje niejako pomnozone<br />

przez dosadnose, cielesnose obrazowania. Zestawienie tak sztuczne<br />

(groteskowe), ze czytelnik nie moze przyj~c wypowiedzi doslownie.<br />

Z miejsca uzna je za literacki chwyt, owoc slownej zabawy ... co z kolei<br />

pozwala pisarzowi przemycic rozmaite przewrotne czy wrycz skandaliczne<br />

tre.sci. TakZe szlachcic-Sarmata "sciel~c siy podnozkiem" przed magnatem<br />

dawal mu - przez uzycie przesadni - do zrozumienia, ze hoidowniczy<br />

dyskurs jest tylko konwencj~ czy zabaw~, zas "podnoZek" - tak biegly<br />

w retoryce - czuje siy naprawdy "rowny wojewodzie". Znowu wiyc<br />

wracamy do barokowej poetyki iluzji czy pozoru .<br />

U Milosza spadek baroku jest skromniejszy a moze tylko dyskretniejszy.<br />

Owszem, tu i tam trafiamy na bezposrednie echa poezji XVII czy<br />

XVIII wieku:<br />

pycha ciala i slawa, <br />

pocalunki i brawa, <br />

komu to <br />

Medykowie, prawnicy, <br />

oficerowie sliczni, <br />

w czarnej jamie. <br />

Futra, rz~sy, obqczki <br />

Uklony w sloncu po mszy. <br />

Odpoczywanie. <br />

Dobranoc piersi parzyste, <br />

rnijcie sny wiekuiste <br />

bez pajljk6w. <br />

(Miasto bez imienia, II 170)<br />

Ale, jak wiadomo, moma u Milosza znalde wszystko i jeszcze wiycej,<br />

a wiyc takZe barok musi bye w jego poezji obecny. Tym bardziej, Ze<br />

wracaj~c cZysto wyobraini~ do ziemi ojczystej musi niejako powracac do<br />

baroku: czyz jego stolic~ nie bylo Wilno<br />

Ta obecnose stanie siy lepiej zrozumiala, jesli pomyslee 0 wyobrafni<br />

Milosza i takZe 0 momosciach, jakie przypisuje poezji. Zwlaszcza po 1968<br />

roku nie przestaje on przyporninac, ze sztuky, a juz zwlaszcza poezjy,


72 IAN BLONSKl<br />

uwai:a za nasladownietwo, mimesis, i wierzy jak w Ewangeli~, i.e "swiat<br />

istnieje niezalemie od (...) spekulacji umyslu i gier wyobrami".<br />

Mnemosyne mater musarum - powtarza Milosz. Tak, poezja rodzi si~<br />

z pami~ci, ale spelrua za sprawil wyobrami, kt6ra nasyca znaczeniem<br />

spami~tane szczeg61y (obrazy) rzeezywistosci. Milosz m6wi tez 0 "momencie<br />

wieeznym" i chcialby wyobramiil uporzildkowae przestrzennie swiat<br />

widzialny ... Ale co tutaj znaczy nasycanie, nadawanie znaczenia Chyba:<br />

podporzCldkowywanie szczeg616w coraz to wi~kszym (ezy wyzszym) calosciom<br />

(co prowadzi do maksymaJnej mobilizacji kontekst6w). A takZe:<br />

uwidocznianie czy odslanianie hierarchii zakotwiczonej w naturze, widocznej<br />

w symbolach i opartej - w ostatecznym rachunku - na tajemnicy Boga.<br />

UnieruchamiajilC i uswi~jClc przestrzen, poezja odtwarza i utrwala byt: taki<br />

jest chyba metafizyczny sens slowa "ocaienie", kt6re tak sobie Milosz ulubil:<br />

uiywal go przeciei: taki.e w znaczeniu moralnym czy nawet politycznym.<br />

Nie rna wi~, przynajmniej na pierwszy rzut oka, nic ezoterycznego<br />

w tej poetyce - jesli tak wolno powiedzie6 - skandalicznie tradycyjnej. Nie<br />

pot~pilby jej na pewno ksiCldz Sarbiewski, najwybitniejszy z mistrz6w<br />

siedemnastowiecznej poetyki. Milosz opiera si~ przeciez na przekonaniu, ze<br />

ens et pulchrum convertuntur, zbieme Sil pi~kno i byt: stCld wlasnie podziw<br />

i milose dla wszystkiego, co choeby na chwil~ zaistnialo na tym swiecie i co<br />

dlatego wlasnie poeta chcialby ocalie i umocnie.<br />

Tymczasem jednak poezja - poezja, nie poetyka! - Milosza pelna jest<br />

sprzecznosci i niepokoj6w ... Dla Kochanowskiego swiat byl "pelen dobrodziejstw,<br />

kt6rym nie masz miary" i wielbiilc stworzenie poeta wielbil tym<br />

samym Stworzyciela. Ale juz w nast~pnym pokoleniu naruszona zostala ta<br />

blogoslawiona r6wnowaga ... C6Z powiedzie6 0 naszych czasach, 0 ezasach<br />

Miloszal Momenty pelni - czy r6wnowagi - zdajil si~ przelotne, znikliwe:<br />

rzeezy, pozbawione obecnosci czy przynajrnniej podpory Boga, opr6zniajCl<br />

si~ jakby z bytu, traqc cielesnosc, materialnose, kt6ra przynosi tyle radosci<br />

zmyslom:<br />

Z drzew, poloyeh kamieni, nawet eytryn na stole<br />

Uciekla materialnosc i widmo ieh<br />

Okazywalo sil; pustk~, dymem na k1iszy.<br />

(Oeconomia divina, II 224)<br />

Byt rozsnuwa si~ tak, jak "srebrniejCl" czy "niknil" Ii tery. Sprowadza<br />

si~ jakby do zmiennej gry cZilsteczek i w kOllCU rozpuszcza, rozmywa<br />

w r6wnaniach matematyk6w ... Taki jest wsp6!czesny odpowiednik staro­<br />

Zytnego memento mori. Ale nie koniec udr~ki: kontemplacja pi~knosci<br />

(czyli zachwyt nad by tern) moze niesie w sobie wlasne pot~pienie. Czy<br />

bowiem milosc stworzenia moze bye wystarczajClq racjCl milosci BogaL.<br />

alba - gorzej jeszcze - czy przypadkiem ten Bog nie jest potrzebny poecie<br />

tylko po to, aby usprawiedliwial czy uswietnial jego estetyczne przedsi~wzi~cia<br />

Jak trudno dzis uzgodnic to, co religijne, z tym, co estetyczne! Ta<br />

trudnose z kolei staje si~ istotnym tematem tw6rczoSci. Kondycja artysty,


UPARTE TRWANIE BAROKU<br />

73<br />

ktorej przeciez nie moZe odrzucie... - wydaje mu si~ coraz bardziej<br />

podejrzana. Czuje si~ jakby odsuni~ty, moze nawet pot~piony:<br />

W pewnej odleglosci postllPujll za Tob!l, wstydz!lc sill podejsc <br />

Blizej. <br />

Moze to prawda, ze Ciebie w skryto§Ci kocha!em. <br />

Ale bez wielkiej nadziei, ze b¢1l przy Tobie jak oni. <br />

(Odleglosc, TIl 44)<br />

Pocz~tki rozdarcia, 0 jakim mowi Milosz, nie s~ bynajmniej niemane:<br />

pojawily si~ wlasnie w czasach baroku, razem z pochodnymi pytaniami<br />

i problemami. Moma nawet powiedziee, i:e to rozdarcie jest od baroku<br />

nierozl~czne. Religijnose 6wczesna prowadzila raczej do surowosci i wyrazistosci<br />

form. A przeciez ust~pila - tatie w kosciolach - nieslychanej<br />

bujnosci i plennosci tychi:el Czue w baroku radose Zycia, zaborcz~ energi~,<br />

ktora zbuduje nowoi:ytn~ Europ~! Takze Milosz przyznaje si~ do swego<br />

- rzeczywiscie niezwykJego - "lakomstwa" rzeczy. Pami~ci~ i wyobrainil!<br />

pragnie zachowae czy odtworzye wszystko, wszystko, czego zasmakowal<br />

i co pokochal! Calkiem tak jak pisarze baroku - zwlaszcza polskiego<br />

- ktorzy starali si~ wszystko wtloczye w swe opasle katalogi ... Ale zarazem<br />

nie moze si~ obejse bez sankcji religijnej, czuje, ze swiat w zlu leZy, i:e ocalie<br />

go moze tylko Byt absolutny. I nie w tym dziwnego, bo przeciez wzorzec<br />

teologiczno-wychowawczy, zaprowadzony (przez jezuitow zwlaszcza) po<br />

Soborze Trydenckim, zachowal si~ chyba najdlui:ej w tej "innej" Europie,<br />

ktor~ opiewa Milosz.<br />

Aby to zrozumie6, dose przeczytae kilka wierszy, ktore Milosz poswi~cil<br />

swemu katechecie, ksi¢zu Chomskiemu. Zwlaszcza w pierwszym,<br />

napisanym w roku 1934, latwo rozpoznae barokowe widowisko zbawienia<br />

i pot~ienia... widowisko, ktore dlugo i zawile chciano l~czye z "katastrofizmem",<br />

nadrealizmem czy nawet z romantyzmem. Religijne tio baroku (i<br />

barokowa religijnose!) ujawnia si~ nieraz bezposrednio. Kiedy Milosz mowi<br />

o zbawieniu, grzechu, cierpieniu itp., wyobraZnia podsuwa mu c~sto<br />

obrazy, seeny, postacie z XVII czy XVIII wieku, jak w Mistrzu, gdzie<br />

barokowy kompozytor roztrz~a zwi~ek mi~dzy muzyk~ (wi~ sztuk~)<br />

a zlem. Albo jak w Gdzie wschodzi stonce ..., gdzie poeta przedstawia samego<br />

siebie (czy tez swego sobowtora) pod postaci~ kalwinskiego kaznodziei ...<br />

I wreszcie - sam Milosz, mowi~c 0 sobie, przedstawia si~ jako czlowiek,<br />

ktory pomallos ludzki w trzech wiekach ... zas wiek XVIII, ktorego i:yw~<br />

obecnosc czul w Wilnie, nie byl jeszcze naprawd~ wiekiem Oswieeenia ...<br />

Tak wi~c u obu tych pisarzy mac - ledwie przesloni~t~ - obecnose<br />

wzorcow wrai:1iwosci powstalych w XVII wieku i naznaczonych pi~tnem<br />

baroku. Istotnie, te wzoree, modele, stereotypy obecne s~ wci~z w polskiej<br />

kulturze, taki:e literackiej. Gombrowicz i Milosz podejmuj~ je i interpretuj~<br />

po swojemu, nie odwoluj~c si~ (lub odwoluj~c rzadko) do ftlozofii czy<br />

literatury baroku. Ta barokowa spuscizna tkwi jednak w tworczosci<br />

obydwu, choeby inaczej nazywana ... i obaj dobrze 0 tym wiedzieli.


74 JAN BWNSKI<br />

Jawnie - ale moie tei powierzchowniej - si~gali do niej mlodzi,<br />

zwlaszcza poeci. Pierwszy byl chyba Tadeusz Gajcy. Gajcy mial dwadzidcia<br />

dwa lata, kiedy zgin~l w powstaniu warszawskim. W jego poezji barok<br />

jest zwlaszcza ucieczk~, niezbornosci~, chaosem swiata przeiywanego jako<br />

codzienna apokalipsa... Ucieczk~ cudown~ i przeraiaj~c~ jednoczeSnie.<br />

Dziesi¢ lat pozruej zafascynowalo Grochowiaka barokowe zmieszanie<br />

stylow, dziwaczne malienstwo wznioslosci i brzydoty, przy czym ta ostatnia<br />

byla wyraZnie naznaczona erotycznie ... Brylla zas uderzyly sarmackie grubianstwo,<br />

pokracznose, niezdarnosc: przeraialy go one, ale takie - jawnie<br />

przyci~aly, choeby dlatego, ie byly naprawd~ nasze, naprawd~ swojskie...<br />

Podobienstwom tematycznym odpowiadaly - czasem ... - analogie poetyk.<br />

Wiek XVII mial siln~ swiadomosc swoistosci, ozdobnosci j~zyka<br />

poetyckiego. Znamionowalo to takie awangard~ konstruktywistow<br />

i post-konstruktywistow, czyli poetyckie srodowisko "Zwrotnicy" w latach<br />

20. i tak:ie "lingwistow" z lat 60. i 70. lui Peiper zachwycal si~ Gongor~...<br />

Moina wi~ chyba uznae za "barokowe" rozumienie poezji jako samoanalizy<br />

j~zyka, jak chcieli Balcerzan, Karpowicz i mlody Baranczak.<br />

Dziwniejszy jeszcze przypadek "klasycyzmu", gloszonego mniej wi~ej<br />

od roku 1965 przez laroslawa Marka Rymkiewicza i Ryszarda Przybylslciego.<br />

Wedle Rymlciewicza tworcze moce poezji nie zakladaj~ wcale<br />

oryginalnosci. Przeciwnie, rodz~ si~ z powtorzenia: Rymkiewiczowska<br />

"repetycja" zaklada zdolnosc oiywienia wszystkiego, co bylo nam kiedys<br />

wspolne. Wspolne jako ludziom: st~d odwolanie do lunga i teorii archetypow.<br />

Ale wsp6lne nam tatie jako dziedzicom okreslonej kultury: st~d<br />

nacisk kladziony - wzorem Curti usa - na trwalosc literackiej topiki<br />

i - wzorem Eliota - na "obiektywizacj~" wypowiedzi poetyckiej. Bardzo to<br />

byl osobliwy program literacki, na pewno podniecaj~cy inte1ektualnie ...<br />

Ale tei - mi~zy nami mowi~c - niezbyt "klasyczny", zwai:ywszy chocby<br />

na romantyczne pochodzenie teorii archetyp6w ...<br />

Wi~c moZe byl to program krypto-barokowy lakich to poetow wielbil<br />

Rymlciewicz Angielskich poet6w metafizycznych ... A w Polsce Poet6w<br />

wczesn~go baroku z Naborowskim na czele. St~d troch~ dziwaczny i na<br />

pewno ryzykowny wniosek. Czy nie jest niestety tak, ie stracilismy zdolnose<br />

pemego zrozumienia, odczuwania, utoisamienia si~ z tw6rczosci~<br />

epok "klasycznych" Ze nie docieraj~ jui do nas wielkie przykazania ladu,<br />

stosownosci, zgodnosci i umiaru I jeieli podtrzymujemy jeszcze kontakt<br />

z tradycj~ klasyczn~, to przede wszystkim dzi~ki barokowi, b~d~cemu<br />

jakby bram~, wiod~q zbyt pozno narodzonych - jdli nie do samej<br />

klasycznej Arkadii, to przynajmniej w jej okolice ... lesli nawet tak nie jest,<br />

to chyba tak bylo w poetyckiej praktyce Rymkiewicza i towarzyszy.<br />

Polski barok naznaczony byl silnie - jezuick~ zwlaszcza - kontrreformacj~<br />

(albo, jak kto woli, katolick~ reform'!). U swoich pocz'!tkow<br />

pozostawal w bezposrednim kontakcie z Rzymem . Kilkanascie zaledwie lat<br />

dzieli budow~ rzymskiego II Gesu i krakowskiej swi,!tyni Piotra i Pawla. Ta


UPARTE TRWANIE BAROKU<br />

75<br />

wlaSnie kulturalna bliskosc uwraZliwila go na rosnl!cl! komplikacj~ form<br />

odziedziczonych po renesansie i trwale tei obecnych w pami~ci i wyobraini<br />

poet6w i artyst6w. Ale polski barok opart si~ r6wniez na spadku - nie tak<br />

dawnego ... - sredniowiecza i na tradycjach lokalnych, zwlaszcza, na<br />

wschodzie kraju. za§ gusta prowincjonalnej szlachty nadawaly mu - z biegiem<br />

lat - rysy coraz bardziej sarmackie ...<br />

Te trzy cechy polski ego baroku odzywajl! si~ dzis jeszcze dalekim<br />

i troch~ przewrotnym echem. Gombrowicz, robil!c oko do czytelnika,<br />

udaje Sarmat~ . Dziedzictwo religijne odzywa si~ najwyrainiej u Milosza.<br />

U wielu wreszcie poet6w odnawia si~ cz~sto slowne wyrafinowanie i gust<br />

do konceptu, tak mamienny dla baroku.<br />

Jan Bloriski<br />

JAN BLONSKl, ur. 1931, prof. dr hah., wykladowca fllologii polskiej UJ. Krytyk<br />

i eseista. Autor m. in. Poul i lnni (1956), Zmiana warty (1961), Widzie6 jamo<br />

w zachwyceniu (1964), MiJcoiaj Sep Szarzyllski a poczqtki polskiego baroku (1967),<br />

Odmarsz (1978), Kilka mysfj co nie nowe (1985). Forma, smiech i rzeczy ostateczne.<br />

Studia 0 Gombrowiczu (1994). Biedni Po lacy patrzq na gello (1994). Mieszka<br />

w Krakowie.<br />

Niniejszy tekstjest polsk!l, wersj!l, wykladu opubJikowanego w zbiorze Le Baroque en<br />

Pologne et en Europe, red. M. Delaperriere, Paris 1990.<br />

WYDAWNICTWO ZNAK POLECA<br />

Thomas Campion<br />

33 PIESNI<br />

Stanislaw Baranczak przybliza polski emu czytelnikowi poezj" elzbietanskiego<br />

piesniarza, kompozytora i wirtuoza lutni, ktory wedle slow tlumacza "w<br />

historii i poezji, i muzyki" osi!l,gn!l,l "zaledwie doskonalosc".


WOJCIECH BONOWICZ <br />

TRADYCJA OCZYWISTA <br />

KILKA UWAG 0 RECEPCJI BAROK U <br />

W POLSKIEJ POEZTI WSP6LCZESNEJ <br />

Usilowano juz wielokrotnie odpowiedziec na pytanie, czym dla polskiej<br />

poezji wsp6lczesnej byla (jest nada!) lekcja baroku.<br />

'<br />

Niemniej wci,!z<br />

trudno oddzielie to, co naprawdy "bylo", od tego, co tylko siy "zdawalo":<br />

rzeczywiste wplywy ipowinowactwa od wm6wien i nieporozumiee. Krytyka<br />

nada! dosye chytnie i nie zawsze rozwaznie posluguje siy kategoriami<br />

"baroku" i "barokowosci"(ostatnio na przyklad zdarzylo mi siy kilkakrotnie<br />

czytae 0 panuj,!cej jakoby w terainiejszej poezji polskiej "modzie na<br />

barokowy styl obrazowania"). Byloby pozyteczne przeSledzie, jak znaczenia<br />

tych i polcrewnych im pojy{; ewoluowaly pod pi6rarni krytyk6w<br />

(i publicyst6w); w owych zmianach znajdowaly bowiem odbicie kolejne<br />

zwroty w rozumieniu tradycji barokowej i ocenianiu zakresu jej oddzialywania.<br />

Juz u schylku lat 70. stala siy ona tradycj,! na tyle rozpoznan'!, ze<br />

- jak pisze 0 tym Maria Eustachiewicz - mogla bye odkrywana w dowolnym<br />

tekscie, a juz na pewno wsz¢zie tam, gdzie pojawiala siy choe jedna<br />

antyteza lub paradoks.2<br />

I Z prac opublikowaoych w ostatnim dzjesi~cioleciu oa uwag, zastuguj!\: M. Eustachiewicz,<br />

Z recepcji baroku w poezji po/skiej po roku 1956, w: Z badaIJ nad po/skq tradycjq iiterackq, pod<br />

rod. J. LUkasiewicza, Wroclaw 1993; M. Kaczmarek, ad anatemy do fascynacji, czyli 0 iywej<br />

obecno.tci sarmackiego baroku w literaturze wSpO/czesnej, w zbiorze: Barok i barokowosc w literaturze<br />

po/Skiej, Opole 1985 (oraz kilka innych prac w tym tornie); A. Nawarecki, Czarny<br />

Jcarnawal...Uwagl 0 bnlercl niechybne}" kslfdza Baki - poetyka tekstl< i paradoksy recepeji,<br />

Wroclaw 1991 (zwlaszcza rozdz. vn i VIII); E. Dlibrowska, Przetwarzanie tradycji - czyli jak<br />

jest obecny barok w po/skiej poezji wspo/ezesnej, w zbiorze: W krfgu baroku i barokowosel, Opole<br />

1993 (tam:ie praca M. Rowinskiej-Szczepanik); I. Pelc, Barok - epoka przeciwienstw, Warszawa<br />

1993 (lu rozdz. VII: Barok a nasza wspo/czesnosE); w j,zyku fraocusk.im - prace J. Dlonskiego<br />

(artylrul ten publikujemy w niniejszym "<strong>Znak</strong>u") oraz M. Delaperriere w zbi orze: Le Baroque en<br />

Pologne et en Europe, pod red . M. Delaperriere, Paris 1990.<br />

1 M. Eustachiewicz, j.w., s. 19-20.


TRADYCJA OC:lYWISTA<br />

77<br />

Tu zreszt~ ujawnia si~ kolejny problem, przed jakim musi stan~e ktos,<br />

kto nosilby si~ z zamiarem wyczerpuj~cego opisania interesuj~cego nas<br />

tutaj zjawiska. Ogrom pracy, jak~ wykonano w ci~gu ostatnich czterdziestu<br />

lat po to, by barok z tradycji zapoznanej, "nieoczywistej" (okreSlenie<br />

Marii Eustachiewicz), a nawet pogardzanej, stal si~ dziedzictwem przyswojonym,<br />

docenionym i - zwlaszcza na przelomie lat 80. i 90. - spopularyzowanym,<br />

moze wprawiae w zakiopotanie. 3 Wizja przeszlosci jest nieustannie<br />

rozszerzana i weryfikowana. Wprawdzie byloby przesad~ oczekiwae od<br />

badaczy i krytykow literatury wspolczesnej, ze b¢~ owemu procesowi<br />

towarzyszye z jednakowo wyt~zon~ uwag~, niemniej trudno nie dostrzec,<br />

Ze rozumienie baroku nawet w pracach poswi~conych jego dwudziestowiecznej<br />

recepcji jest niekiedy dosye schematyczne, by nie rzee - stereotypowe.<br />

Swiadomose, ze na przykiad cos takiego jak "wyobrainia barokowa"<br />

jest do pewnego stopnia tworem sztucznym, zlepkiem romorodnych<br />

i nieraz dose odleglych w czasie elementow, bardzo by si~ niektorym<br />

jej rewelatorom przydala.<br />

Kolejn~ spraw~ jest odnajdywanie powinowactw baroku i wspOlczesnoSci<br />

poza obszarem literatury i sztuk pi~k:nych. Chodzi zwlaszcza 0 wielokrotnie<br />

opisywan~ adekwatnose 6wczesnej atmosfery duchowej, kt6r~ wytwarzalo<br />

wsp6lzawodnictwo licznych i cz~sto sprzecznych ze sob~ swiatopogl~dow,<br />

powszechnosc wojen oraz gwaltownosc przemian politycznych i spolecznych<br />

na kontynencie europejskirn. Pomimo szeregu istotnych romic antynomiczna<br />

wizja swiata, jak~ pozostawili ludzie baroku (a ktor~ my nie<br />

tylko w oparciu 0 literatur~ rekonstruujemy), okazuje si~ bliska naszemu<br />

odczuwaniu. Barokowa metafizyka wydaje si~ pod wieloma wzgl~dami<br />

pokrewna naszej, a wieloznacznose odniesien do materii i cielesnosci<br />

odpowiada l~kom i t~sknotom czlowieka wspolczesnego. Nawet nasza<br />

wraZliwosc oraz nasz stosunek do smierci, a wi~c i do religii - swymi<br />

korzeniami zdaj ~ si~ si~gac tamtych niespokojnych czasow.<br />

Tego typu analogie moma bez trudu rnnozyc. Sami poeci, od Tadeusza<br />

Peipera pocz~wszy, wielokrotnie wypowiadali si~ w tym wlasnie duchu.<br />

Przypomnijmy oryginalny, a zarazem ostromy s~d zaloZyciela "Zwrotnicy":<br />

Mi¢zy epokq baroku a naszq istniejq pokrewienstwa. Sprawa formowania<br />

ruchu jest jednq z najwainiejszych trosk takie dla nas. Wprawdzie interesujqcy<br />

nas gatunek ruchu jest inny od tego, jaki interesowalludzi baroku,<br />

wprawdzie dla nas szczeg6Jnego znaczenia nabra! da\ekobiei:ny ruch poziomy<br />

i wzwyZny. a przede wszystkim szybki ruch zdarzen psychicznych, jednak<br />

pokrewienstwo jest wyraine. Taki:e wplyW idei naukowych na nasze odczuwanie<br />

czlowieka i §wiata sq podobne.<br />

• Nie wystarczyloby miejsca, by wymienic chocby najwai:niejsz.c prace. Z wydanych w ostatnicb<br />

Istach wspomn~ trzy: D. Gostynskiej, Retoryka i1uzji. Koncepl w poezji baTokowej,<br />

Wanzawa 1991; M . Hanuaiewic'Z, ~wiQ/ podzielony. 0 poezji Seba.rtiana Grabowlecklego, Lublin<br />

1994; wrcucic - gloSnll, ale rzadko przywolywanll w tym kontekscie ksillue L. Kolakowskicgo,<br />

Bog flam nle nle jesl dlutny. Krotka uwaga 0 religii Pascola 10 duchu jansenlzmu, Krak6w 1994.


78 WOJCIECH BONOWICZ<br />

W wypowiedziach innych poetow obraz baroku bywal nieraz nadmiernie<br />

podporzllrlkowany wizerunkowi rozedrganej terainiejszosci. 4 Stwarzalo<br />

to okazj~ do powstawania rozmaitych nieporozumieri. Zach~aio mi¢zy<br />

innymi do prob - rzadkich, co prawda - generalizowania zwi:tzkow<br />

wspolczesnosci z tamt:t tradycj:t. .<br />

A zatem w punkcie wyjscia rozwaZaD. nad barokow:t przygod:t poe~i<br />

wspolczesnej uwzgl¢nic trzeba przynajrnniej trzy okolicznosci. Po pierwsze,<br />

zawinion:t przez roine czynniki (w tym i krytyk~ literack:t) "nieostrosc" owej<br />

tradycji. Po drugie, fakt, iz jest ona nieustannie wzbogacana i reinterpretowana.<br />

Po trzecie wreszcie, przekonanie, Ze bliskosc obydwu epok<br />

wynika z ogolniejszych, choc nie zawsze wlaSciwie rozpoznawanych przyczyn.<br />

Gdyby chciee ulozyc list~ wspolczesnych polskich poetow, ktorych<br />

w ten czy inny sposob wi~ano z tradycj:t barokow:t, to nalezaioby wpisac<br />

na nil!: nazwiska niemal wszystkich najwybitniejszych, nie mowi:tc juz<br />

o wie1u znacz:tcych czy drugorz¢nych autorach. A przeciez czujemy, Ze nie<br />

mieli i nie maj:t racji ci, ktorzy - jak Boguslaw Zurakowski - proponowali<br />

uznac barok za "model wspolczesnej poezji polskiej". S Taki model nie<br />

istnieje, chyba nigdy nie istniai, choc jeszcze pewnie w latach 70. moglo si~<br />

wydawac, Ze powstanie. "Estetyka brzydoty", "poetyka paradoksu", "manierycznosc<br />

stylu", konceptyzm, wirtuozeria formalna - czy te i podobne<br />

im wlaSciwoSci wiersza wspolczesnego s:t wystarczaj:tcyrni dowodami na<br />

jego "barokowosc" Tym bardziej, ze znajdziemy w nim takZe jakosci<br />

przeciwne i to wcak nie b¢:tce w rnniejszosci<br />

Sposroo poetow debiutuj:tcych po roku 1956 pierwszym, w tworczoSci<br />

ktorego zwi:tzki z barokiem dostrzezono i opisano, byl Stanislaw Grochowiak.<br />

luz otwieraj:tcy debiutancki tomik wiersz Modlitwa nasuwal takie<br />

skojarzenia, choc tej przedziwnej litanii, skierowanej do Matki Boskiej "od<br />

Aniolow" i "od paj:tkow", patronowal wlasciwie Galczyriski. Rychlo<br />

okazalo si~, Ze u Grochowiaka tak juz b~dzie zawsze: barokowe echo<br />

b¢zie si~ odzywac, ale odbite od innych poetow. Turpistyczna wyobrainia<br />

nieuchronnie kierowala autora Menueta z pogrzebaczem w stron~ poetow<br />

siedernnastowiecznych. Ale od Morsztyna waZniejszy bywal Norwid, od<br />

Kochowskiego - modemiSci i nadrealisci. W ostatnich ksi:tzkach Grochowiaka<br />

(zwlaszcza w tomie Haiku-images z 1978 roku) sytuacja ta skomplikowaia<br />

si~ jeszcze bardziej. "Bog blogoslawi malomownym" - pisal<br />

poeta - "Wielka jest przeto moja wina / W halasie weselnikow / Roz­<br />

4 Naprzyklad Jerzy Stanislaw Sito pisal w latacb 60.: "Epolca nasza pod wieloma wzgl¢ami<br />

podobna jest do epoki baroku: filozofia indywidualiwm zgin~1a bezpowrotnie w okopacb<br />

piCIWszej wojny, filozofie masowe Sll ranne, bye moi:c Bmiertelnie raDDe, w wyniku bistorii<br />

najnowszej. ltaz jeszcze twiat - i Wszecbswiat - pus=ne zostaly w rucb; inny nil: rucb<br />

czlowieka. Na naszycb oczacb starly si~ dwie cywilizacyjDe formacje, przeksztaicajll si~ i poi:crajll<br />

wzajemnie (...) Religia milczy lub do niedawna milczala, zaS filozolia Die wie" O. Sl. Silo,<br />

W pkrMlszl!j ( trzecie/ osobie, Warszawa 1967, s. 189).<br />

• B. Zurakowski, Paradoks poezji, Krak6w 1982, s. 80. Zurakowski uwaZa, i:c na "modelu<br />

baroku moma rozpillC i opisae powaZnll cz~sc »wzi~tycb(C dzis poe;zji". Dodaje przy tym<br />

oslroi:nie: "Nie tneba udowadniac, i:e islnieje taki:c typ poezji pozbawiony znamion barokowo­<br />

Aci, ale len wlaAnie nas lu nie inleresuje" G.w., s. 6).


TRADYCJA OC:lYWlST A<br />

79<br />

nosz~cych ni to placki ni to porcje mamatygi / Ni slonca barokowych<br />

monstrancji. "<br />

Zwracano wielokrotnie uwag~ na pojawiaj~ce si~ u Grochowiaka<br />

antytezy, wyraienia oksymoroniczne, zaskakuj~ce peryfrazy i szereg innych<br />

srOOkow, za pomoq ktorych poeta zderzal przeciwstawne jakosci.Wydobywano<br />

tei barokowe motywy i tematy. Chcialbym w tym<br />

miejscu, korzystaj~c ze znakomitej monografri polskiego baroku piora<br />

Czeslawa Hernasa, wskazac na jeden w~tek, moZe nie tak wyrainy, ale<br />

niew~tpliwie obecny w tej tworczosci. Wspomniany badacz dostrzegl<br />

w poezji Jana Andrzeja Morsztyna sklonnosc do l~czenia tematyki milosnej<br />

re Swiadomosci~ lcryzysu cywilizacji. Rodzilo to t~sknot~ do uczuc<br />

naturalnych, wolnych od konwenansu i interesownosci - "nagich"; "nie<br />

naga milosc twoja (...) ale lubi szaty", pisal autor Kanikuly. Mialo to<br />

wplyw na j~zyk tamtej poezji; zderzal si~ w niej "nurt wysokiej stylistyki,<br />

poszukuj~cy barokowego wyrafinowania wyrazu", ze stylem niewybrednym,<br />

nawet wulgarnym.6 U Grochowiaka promo by szukac tej drugiej<br />

skrajnoSci: byl on poet~ raczej niech~tnie si~gaj~cym do najniiszych rejestrow<br />

j~ka. Natomiast nieobca mu byla niew~tpliwie sklonnosc do przenoszenia<br />

w sfer~ erotyki konfliktow 0 ogolniejszym znaczeniu; pOOobny<br />

charakter miala w jego poezji opozycja "nagoSci" i "stroju" (tam - "pudru").<br />

GOOne uwagi, i.e opisuj~c kobiet~ "na~ wsroo przepychu" odwolywal<br />

si~ zararem do siedemnastowiecznego malarstwa niderlandzkiego.<br />

Ale pOOobnie jak u wielu barokowych tworcow nagosc jest w wierszach<br />

Grochowiaka takze nagim cialem zmaclego - chociazby w nawi~zuj~cym<br />

do slawnego obrazu wierszu Lekcja anatomii (Rembrandta), gdzie zreszt~<br />

ciaio opisywane jest troch~ jak stroj, przebranie. Jerzy Kwiatkowski trafnie<br />

nazwal autora Agrestow - dandysem smierci, ktory choc "barokowo<br />

ukazywal jej wspanialosc i groteskowosc", to jednak "po miOOopolsku<br />

I~czyl j~ ze sztuk~ (...) i z kobiet~". 7 Warto tu OOpowiedziec, ze owa<br />

"wspaniaiosc smierci" jest u Grochowiaka prawie ateistyczna, co oznacza,<br />

:i:e nie towarzyszy jej nadzieja zmartwychwstania: "W malej czelusci / Tam<br />

Bog mnie opusci / Chyba ze wyjd~ z smierci przescieradel / Na - Boze<br />

pomituj - p owtorn~ zagladf' (Lazarz). Natr~ctwo, z jakim problematyka<br />

smierci powraca w kolejnych ksi~:i:k ach, przywodzi na mysl poetow poZnobarokowych.<br />

W zakonczeniu z lekka stylizowancgo na sarmack~ gaw¢~<br />

wiersza Polowanie na cietrzewie czytamy:<br />

Filozofii jam glOOny. <br />

Wstalem ­<br />

1 tak juz do rana <br />

Skubilj.C zdechle cietrzewie, wiedlismy rozprawl( <br />

o Smierci niechybnej.<br />

Jednak ani Grochowiak, ani wi~kszosc jego rowiesnikow nie weszla<br />

• Cz. Hernas, Barok, Warszawa 1980 (wyd. 4), s. 283-285. <br />

, 1. Kwiatkowski, Felietony poetyckie, Krak6w 1982, s. 116.


80 WOJCmCH BONOWICZ<br />

w tradycj~ barokowll na tyle gl~boko, by przy jej pomocy i w dialogu z nill,<br />

ksztaltowac wlasny swiatopoglll,d. WlaSciwie z powodzeniem uczynil to<br />

jedynie J aroslaw Marek Rymkiewicz. Mozna rzec, ze od tomu Czlowiek<br />

z glowqjastrz~bia (1960) po ostatni zbior wierszy zatytulowany Moje dzielo<br />

posmkrtne (1993) poeta ten - ui:ywajll,c frazy na wpol barokowej - spiera<br />

si~ z 6wczesnym widzeniem swiata i czlowieka i nieustannie konfrontuje je<br />

z dziedzictwem literackim i filozoflcznym innych epok. Dlatego jego<br />

z pozoru jednostajny wiersz mieni si~ rozmaitymi odcieniami: S~, Naborowski,<br />

Morsztyn, Baka, angielscy poeci metafizyczni spotykajll si~ tam ze<br />

Slowackim, Lesmianem, Eliotem, przedwojennymi katastrofistami, ale tez<br />

i z dawniejszll,- greck


TRADYCJA OCZYWYSTA<br />

81<br />

i niczym nie kr~owanym rymie stanowilo znakomitf!, przeciwwag~ ella<br />

klarownego dyskursu autorow klasycznych. Wobec Baki Rymkiewicz mogl<br />

na nowo postawie pytanie 0 zycie wiersza. I zrazu odpowiadal (na przyklad<br />

w utworze Do trupa z tomu Co to jest drozd):<br />

Ty mi to powiedz trupie a ja to zrymuj~ <br />

Wiersz dom zloty postawill Cialo niech si~ psuje <br />

Z "pleSni4" rymowala mu si~ "piesn" (podobnie jak "duch" z "brzuchern"<br />

...), ale najpierw w ten sposob: "Moze jeszcze pieSn zaranna trysnie<br />

z pldni" (Pami~ci B. L.), "W kai:dej trumnie inna pieSn" (* * * Jeszcze<br />

scieka w zlote usta ...). Cialo si~ rozpadalo, ale slowo trwalo. Potem<br />

i "piesn" zac~la gnie, obumierae. W Thema regium, a zwlaszcza w pierwszej<br />

cz~sci ostatniej ksi 4zki - wiersze obracaj4 si~ w proch, popiol:<br />

Popiot Sli nasze slowa Szarzyriski Morsztynie<br />

I co z popiotu wyjm~ to w popie\e ginie<br />

Odt4d poeta ,jak w pusty gr6b schodzi w jamby i trocheje" (Poeta).<br />

A kiedy wreszcie w Moim dziele posmiertnym 6w ton zW4tpienia z lekka si~<br />

przelarnuje - Rymkiewicz porzuca quasi-barokow4 stylistyk~. "Jdli chcesz<br />

to mi popraw ten tam m6j bl4d w skladni", ironizuje.<br />

Inaczej duch ksi~dza Baki i innych barokowych autor6w przem6wil<br />

w wierszach Jerzego Harasymowicza-Broniuszyca. "Barokowose" stylu<br />

dostrzezono juz w jego debiutanckim tomie Cuda (1956); zwracano uwag~<br />

na sklonnose poety lIdo transponowania jednej mysli na kilka przedstawien,<br />

pomyslow4 i skomplikowan4 metafor~, opieranie konstrukcji<br />

wiersza na koncepcie"12. Perna i swiadoma stylizacja pojawila si~ w poezji<br />

Harasymowicza duZo po:Zniej - w Barokowych czasach (1975), Polowaniu<br />

z sokolem (1977), Cudnowie (1979). Poeta si~gn4l po tradycj~ sarmack4<br />

- surowo w tym czasie oS4dzan4 przez inn ego poet~, Ernesta Brylla<br />

- POSZUkUj4c nowego, jak sam mowil, kostiumu dla swojej stalej problematyki.<br />

Wybieral z baroku, odmiennie niz Rymkiewicz, to, co nie<br />

pachnialo cudzoziemszczyzn4' Wyst~powal - troch~ ironicznie, ale chyba<br />

bardziej serio - przeciw "morsztynom" (tak wlasnie pisanym) a w obronie<br />

"szarak6w":<br />

Tamci perugi slow trelione w srybrze metafor fraki<br />

Wol~ juz swiata jak garnka skrobanie lyi:kii ksi~dza Baki<br />

przyznawal w Cudnowie. Pojawil si~ w jego wierszach motyw pisania jako<br />

walki ("siekanina rym6w", "wrzawa sl6w"), przede wszystkim - i:ywiolu<br />

swojskiego z naplywowym. Tu zreszt4 uwiklal si~ w sprzecznose mi¢zy<br />

- wspomnianym wyzej - zamilowaniem do zdobienia, kunsztownosci,<br />

a deklarowanf!, niech~4 wobec tego rodzaju zapozyczen. Natomiast trzeba<br />

przyznac, ze jego liryczny bohater, szlachciura-prostaczek-


82 WOJCIECH BONOWICZ<br />

ta, konsekwentnie pozbawiony zostal wszelkich oznak erudycji; tak jakby<br />

barokowy duch docieral do swego wspolczesnego medium rue zatrzymuj~c<br />

si~ po drodze w innych epokach.<br />

Niektore Harasymowiczowe "wiersze sannackie" s~ naprawd~ udane<br />

i dowcipne. Mimo wszystko trafnie tez wprowadzaj~ w klimat siedemnastowiecznej<br />

Polski, nawet jei:eli cz~ci z nich moma by wytkn~c "dose<br />

powierzchown~ znajomosc realiow historycznych" 13. Msci si~ natomiast na<br />

calosci ostentacyjna "bylejakosc" i monotonia tematyczna; zbyt duzo tu<br />

zwyklego gadulstwa, zbyt malo - niespodzianek, odcieni, cudzyslowow.<br />

Dialog z barokowym slowem i mysleniem, z pozoru zywy i intensywny,<br />

rychlo okazuje si~ jedynie n am i astk ~ rozmowy. Poety nie zainteresowalo<br />

to, co W tradycji sarmackiej gl~bo ki e; przedzieraj~c si~ przez jej styl, po raz<br />

kolejny poszukiwal przede wszystkim samego siebie.<br />

Pod koniec lat 60. pojawilo si~ wiele ksi~zek poetyckich, w ktorych<br />

moma si~ bylo dopatrywae - mniej lub bardziej zasadnie - barokowych<br />

powinowactw. Obok omowionych lub wspomnianych tutaj auto row nale­<br />

Zaloby przywolac jeszcze przynajmniej dwa nazwiska: Rafala Wojaczka<br />

i Stanislawa Baranczaka. Pierwszego l~czy z po ezj~ siedemnastowiecznll<br />

zarowno problematyka (smierci, ciala, znaczenia materialnosci, miejsca<br />

czlowieka w 8wiecie) i postawa (poszukiwania prawdy "od dna"), jak<br />

- a moze przede wszystkim - poetyka: jaskrawosc i drastycznosc niekt6rych<br />

obraz6w, przekoma retorycznosc, kunsztownosc (ilez w wierszach<br />

autora Sezonu efektownych figur!), wreszcie - zawilosc skladni. "Przerzutnia<br />

cillgn~ca si~ nieraz przez kilka wersow to przeciez odkrycie ~pa, ktore<br />

Wojaczek adoptowal jako "wlasne" , pisal Krzysztof Karasek; ten sam<br />

krytyk przypominal jednoczd nie, ze "z rownll konsekwencj~ w monologach<br />

swoich dramatow stosowal j~ (...) Slowacki".14 Bo tez i barokowosc<br />

Wojaczka jest wyraznie (i swiadomie) filtrowana przez pozniejsze tradycje,<br />

przede wszystkim .- romantycznll i mod emistyczn~ .<br />

Znacznie bogatsze - zwlaszcza z interesujllcego nas tu punktu widzenia<br />

- Sll doswiadczenia Baranczaka. Juz w jego debiucie (Korekta twarzy, 1968)<br />

zaznaczyly si~ wyraznie barokowe powinowactwa; zwlaszcza cykl Sonetow<br />

lamanych przywodzil na mysl i swoj ll skomplikowan~ fonn~, i tematyk~<br />

- S~pa i siedemnastowiecznych sonecistow. Kolejne ksi~zki zdawaly si~<br />

potwierdzac sklonnose poety do si~gania po chwyty stylistyczne populame<br />

w tamtej epoce, choc zarazem odslanialy si~ i inne konteksty. W sposob<br />

przypominajllcy nieco post@owanie Czeslawa Milosza Baranczak przywoluje<br />

glosy i doswiadczenia romych poetow, aby wzmocnic glos wlasny.1S<br />

Przy czym z czasem istotniejszy wydaje si~ nie problem uZycia podobnych<br />

srodkow czy obrazow i zblizonego stosunku do j~zyka, ale kwestia postawy<br />

i decyzji, jakll drog~ mowienia 0 sprawach zasadniczych si~ wybiera.<br />

13 Tami.e, s. 55.<br />

14 K. Karasek, Poez)a I)e) soboMltor, Warszawa 1986, s. 71.<br />

u Pisat 0 tym. m. in. I. Lukasiewicz w recenzji tomu Widokowka z tego Swiata, w: Rytm czyli<br />

powlnnoje, Wroclaw 1993, s. 200.


TRADYCJA OC:lYWrST A<br />

83<br />

Nieprzypadkowo z poezji barokowej Baranczak wybral jej cz~Sc "metafizyczn~".<br />

Kiedy "zacz~l przekladac siedemnastowieczn~ poezj~ angielsk~"<br />

- pisze Malgorzata Baranowska - "byl juz do tego w szczeg6lny spos6b<br />

przygotowany. Od pocz~tku bowiem jego wyobramia zwracala si~ ku<br />

traktowaniu ludzkiego ciala jako symbolicznej przestrzeni, kt6rej opis daje<br />

bardzo duze moi:liwosci interpretacji swiata."16 Z rozmaitych wypowiedzi<br />

samego poety na ten tern at warto przypomniee jedn~: ,,»Metafizycznosc«<br />

jest og6lnym poj~ciem, okreslaj~cym pewien typ stosunku poety do swiata,<br />

takiego stosunku, przy kt6rym rzeczy ziemskie widziane s~ z perspektywy<br />

ponad-ziemskich poj~c takich jak wiecznosc, absolut, transcendencja itp.<br />

(...) To wlasnie r6mi poezj~ angielskich metafizyk6w od poezji mistycznej<br />

- takiego sw. lana od Krzyza na przyklad, kt6rego tez zreszt~ troch~<br />

Uumaczylem z hiszpanskiego, ale bardziej z ciekawosci i dla eksperymentu<br />

niz z rzeczywistego poczucia powinowactwa - i:e ci pierwsi nigdy nie<br />

odrywaj~ si~ od ziemi, od rozci~gni~tego mi~zy trywialnosci~ a wznioslosci~<br />

ludzkiego Zycia, choc zarazem umiej~ na nie spojrzee z podniebnej<br />

perspektywy i sub specie aeternitatis."17<br />

Z tej perspektywy pomyslowosc, g~stosc, figuratywnosc wierszy Baranczaka<br />

nabiera szczeg61nego charakteru. Kunsztowna forma musi niekiedy<br />

"unieSc" prozaiczn~ treSe, ale po to, by j~ w pewien spos6b "przernienic".<br />

Zawsze obecny jest tu element gry, a wi~ swoistej niepowagi. Ma ona<br />

jakby usprawiedliwiac paradoksalny "spok6j" tych pelnych niepokoju<br />

wierszy. Momajuz stwierdzic, ze tego typu postawa znajduje nasladowc6w<br />

(czasem przewrotnych) wsrOd mlodszych poet6w.<br />

Padlo tu nazwisko Czeslawa Milosza; nie wiedziec czemu jeszcze do<br />

niedawna pomijali je niemal wszyscy autorzy zajmuj~cy si~ zwi~zkami<br />

baroku i wsp6lczesnosci. Maria Eustachiewicz na przyklad wspomina<br />

jedynie, i:e "niekiedy u Milosza uroda przemijaj~cego swiata ukazywana<br />

jest w obrazach przypominaj~cych barokowe malarstwo" oraz zwraca<br />

uwag~ na sylwicznosc tomu Gdzie wschodzi slonce i kgdy zapada. 18 To<br />

prawda, i:e w poezji Milosza tradycja barokowa zajmuje stosunkowo malo<br />

eksponowane rniejsce, ale przeciez jest on zarazem autorem jednej z najbardziej<br />

udanych stylizacji t~ tradycj~ przywoluj~cych. Chodzi naturalnie<br />

o wiersz Rozmowy na Wielkanoc 1620, napisany pod koniec lat 50., czyli<br />

- przypomnijmy - w okresie, gdy poezja polska dopiero zaczynala "barokowosc"<br />

rozpoznawac. Tymczasem Milosz odwoluje si~ do dawnych<br />

wzor6w w spos6b wielowarstwowy i wieloznaczny, wyraznie na przyklad<br />

"poprawiaj~c", rozjasniaj~c sarmacki styl poezjowania. Pierwszorz¢ne<br />

znaczenie rna dla niego religijna tematyka utworu: jego bohaterem jest<br />

dialoguj~cy z diablem 0 smierci i nidmiertelnosci szlachcic, kt6ry z kalwina<br />

stal si~ katolikiem. Diabel jest tu wyj~tkowo przebiegly, poniewaz<br />

,. M. Barnnowska, Baralzczak. Krynidd i duch czasu, w zbiorz.e: Spnme poslaci po/sldej IileralUry<br />

w~Olczesnej. Nasl~pne pokolenie, pod red. A. Brodzkiej i L. Burskiej, Warszawa <strong>1995</strong>, s. 110.<br />

17 Cyt. za: Zau/ac nieu/noscl. Ostern roznulw 0 sensie poezji, red. K. Biedrzycki, Krak6w 1993,<br />

s.77. <br />

,. M. Eustachiewicz, dz. cyt., 8. 18 i 19.


84 WOJCIECH BONOWICZ<br />

uzywa argumentow rodem z siedemnastowiecznej homiletyki. Poeta wpisuje<br />

w t~ rozmow~ wlasne rozterki na tyle jawnie, Ze pod koniec utworu<br />

ponieklld nawet zrzuca historyczne przebranie. Nie zmienia to jednak<br />

zasadniczej wymowy i wrazenia calosci. "Poeta znakomicie podchwycil",<br />

komentuje Aleksander Fiut, "gi~tkll skladnii[: barokowego stylu, jego<br />

charakterystyczny zasob slow i plastycznosc obrazowania."J9<br />

W niniejszych rozwaianiach zabraklo miejsca dla licznej grupy wspolczesnych<br />

poetow, ktorych z barokiem l'lcz'l dosyc ogolne - choc bardzo<br />

charakterystyczne - podobienstwa. Nie sposob na przyklad wymienic tych<br />

wszystkich, ktorych inspirowala owczesna ftlozofia czy dziela sztuki. COz<br />

dopiero mowic 0 zagadnieniach szczegolowych, takich jak chociai;by<br />

oddziaJywanie mniej uswiadamianych nurtow tradycji barokowej (motywy<br />

sielankowe, parafrazy kol¢ i piesni, wlltki czerpane z literatury sowizdrzalskiej<br />

itp.). Chcialbym natomiast na koniec poswi ~cic pari[: slow<br />

obecnoSci tej tradycji w poezji najnowszej.<br />

Sposroo poetow debiutuj'lcych w ostatnich latach naj~sciej do zwi,!zkow<br />

z "dawnymi mistrzami" przyznaje si~ Krzysztof Koehler. Lekcja<br />

baroku w jego wypadku oznacza przede wszystkim wybor okrdlonej<br />

postawy wobec rzeczywistoSci, w mniejszym zaS stopniu ujawnia sii[: w stylu<br />

i problematyce. Co prawda w Nieudanej pielgrzymce (1993) - ostatniej<br />

ksillZce tego poety - obsesyjnie powracaj'l tematy smierci, kryzysu cywilizacji.<br />

obecnoSci Boga (nieprzypadkowo tez jednym z bohaterow tego tomu<br />

jest Jan Amos I(omensky). a kompozycja tak caiosci, jak niektorych jej<br />

fragmentow przywodzi na mysl siedemnastowieczne wzory, ale nie moma<br />

tu mowic 0 repetycjach czy przywolaniach, lecz jedynie 0 pewnym podobieristwie<br />

stosunku do ji[:zyka i do wiersza oraz zblizonych wlasciwosciach<br />

wyobraini. 20 Echa barokowej frazy pobrzmiewaj,! tez w utworach Milosza<br />

Biedrzyckieg0 21 (zwiaszcza w tomiku maj'lCym w tytule znak graficzny:<br />

dwa groszki. 1994) - ceni on sobie dlugie powiklane zdania i przerzutnie<br />

(w czym zresz1'l nie jest dzis odosobniony); jego poezji[: wyromia sklonnosc<br />

do zderzania romych gatunkow mowy (zdarza mu si~ na przyklad makaronizowac).<br />

A kiedy czytamy w jednym z jego wierszy: ,jakie erotyki<br />

moma ukladac do Boga, / do konopi do sliwek w lodowce" (Przepi~kna<br />

cisza, przepi{kna muzyka), mamy prawo myslec, ze barokowa przygoda<br />

poezji wspolczesnej nie konczy si~, choc zmienia sii[: jej zakres i charakter.<br />

Wojciech Bonowic1.<br />

WOJeIECH BONOWICZ, ur. 1967, absolwent polonistyki, poeta, prozaik, krytyk<br />

Iiteracki. Publikowal m. in. w "bruLionie", "NaGiosie", "Tygodniku Powszechnym",<br />

"Nowym Nurcie".<br />

I. A. Fiut, Moment wieczny. Poez)a Czes/awa Milosza, Paryz 1987, s. 225. Niedokigle<br />

wnikliWil anali~ tego wiersZll mol.nll malezc w: St. Balbu5, dl.. cyt., s. 53-&1 .<br />

.. Koehler probowal zresztll swoimi fascynacjami ..zarazic" niekt6rycb r6wie!nikow: na<br />

p",k1ad receDl,ji ;r; tomu Arytmia Jacka Podsiadly dal l.OamieDDY tytul Barok nasza epoka.<br />

1 W trakcie pracy Dad niniejsl.ym szkicem dowiedrialem silO prz.ypadkiem, Ze jedoym<br />

;r; ulubioDycb poetow Biedrzyckiegojest - Waclaw Potocki.


CZESLAWHERNAS <br />

DZIEDZICTWA I ANALOGIE <br />

Po naszym baroku zostalo w polskim i juz niepolskim krajobrazie<br />

troch~ jeszcze ocalalych kosciol6w, kaplic, kamieniczek, dwork6w czy<br />

palac6w (znakomite dzielo Romana Aftanazego utrwalilo obraz i tych, co<br />

nie ocalaly), troch~ ustawionych w nieprzypadkowych, wotywnych miejscach<br />

pokr~tnych swi'l,tk6w, zwykle przydromych, troch~ wyodr~bnionych<br />

kiedys i uszlachetnianych w jakiejs przemyslanej koncepcji obszar6w Zywej<br />

natury. Byla to przede wszystkim przypalacowa przestrzen zielona, kt6ra<br />

pozwalala czlowiekowi zm~zonemu Zyciem publicznym uciec samotnie<br />

w swiat mitycznej natury, jaki oferowala sztuka ogrod6w. I przeciwnie<br />

- miejsca przezye zbiorowych, upatrzone w Rzeczypospolitej obszary,<br />

gdzie wed lug wzor6w Ziemi §wi~tej i porz'l,dku seen Ewangelii moma bylo<br />

budowae Drog~ Krzyzow'l, dla wsp61nego przciywania ofiary. Tworzyla si~<br />

w krajobrazie rzeczywistym (rzeka Skawinka) przestrzen sakralna (biblijny<br />

Cedron) - miejsce pielgrzymek od XVII wieku.<br />

I tu trzeba wyjse poza stref~ materialnych zabytk6w, bo jak to widae<br />

w dziejach Kalwarii Zebrzydowskiej, przywolanej jako przyklad formuj'l,­<br />

eej si~ obr~owosci tak zwanego barokowego katolicyzrnu, w tej sakralnej<br />

przestrzeni rozwijal si~ od wiek6w pielgrzymkowy parateatr 0 bogatej<br />

tradycji, znany nie tylko pielgrzymom z ziem polskich, Zywotny po<br />

rozbiorach i zmienny (autorem wsp61czesnego scenariusza jest ks. Augustyn<br />

Chad am). Wiek XVII byl czasem rozkwitu r6znych form, gatunk6w<br />

teatralnych, okolicznosciowych dialog6w i widowisk, kreowania r6mych<br />

przestrzeni seenicznych i poszukiwania spolecznie zr6micowanych widowni.<br />

Rozwijal si~ repertuar spektakli od szopki po kalwarie, od karczemnej<br />

komedii po profesjonaln'l, oper~ na kr61ewskim dworze. Pojawialy si~<br />

smiale projekty w barokowym duchu, czego przykladem niech b~zie<br />

konceptualnie przemyslana, nowa w srodkach wyrazu tragedia Jakuba<br />

Gawatowica 0 sw. Janie Chrzcicielu - znakomita kreacja teatru ulicznego<br />

wystawiona w Kamionce Strumilowej.<br />

W epoee tej nast'l,pil rozkwit zr6znicowanej kultury teatralnej, kt6ra<br />

podlegala przemianom - gdy na przyldad misteria przestawaly bye modne


86 CZESLA W HERNAS<br />

W miastach, zakorzenily si~ i przetrwaly w wiejskim folklorze. Co jednak<br />

najwainiejsze, mimo iz cenzura koscielna przycinala swobody teatru jak<br />

i cal~ tw6rczosc, barok byl czasem, w kt6rym uksztaltowala si~ potrzeb<br />

a teatru w r6mych stanach, a wi~c fundamenty teatru narodowego.<br />

To istotne dziedzictwo jest mniej widoczne.<br />

>I<<br />

Wraz z upadkiem panstwa jeszcze w klimacie oswieceniowego ducha<br />

refonn spory 0 histori~ skupily si~ szczeg6lnie na czasach rosn~cego<br />

kryzysu, to jest na wieku XVII. Pojawily si~ pytania 0 zle dziedzictwo<br />

w samym zastanym modelu ustrojowym, w rosn~cej potrydenckiej dorninacji<br />

Kosciola ("czy jezuici zgubili Polsk~"), w podporz~dkowaniu parlamentaryzmu<br />

prawom wetuj~cej jednostki i pytania szersze 0 normy<br />

i wzory iycia okreSlane wsp61n~ kategori~ sannatyzmu (nb. istnieli zwolennicy<br />

wprowadzenia tego terrninu jako naszego odpowiednika europejskiej<br />

nazwy barok). Co prawdajuz w staropolszczymie pytania te bywaly - choc<br />

nie wszystkim cenzura sprzyjala - przedmiotem spor6w, niemniej tradycja<br />

dezaprobaty dla epoki zakorzenila si~ mocno, i tamten wiek wlasnie, by<br />

uzyc tu okrdlenia Norwidowego, stal si~ "sumieniem historii".<br />

A r6wnoczesnie ad lat 40. XIX wieku coraz pelniej rozwijala si~ wizja<br />

przeciwna do koncepcji rozrachunkowych, kt6rej symbolem stawala si~<br />

postac proroka, ks. Piotra Skargi. W procesie r6wnowai:enia wiedzy<br />

i s~d6w zasluzylysi~ przede wszystkim adkrywane wtedy, wydawane - a co<br />

szczeg6lnie wazne popularyzowane przez gazety i czasopisma - pami~tniki<br />

przyblizaj~ce czytelnikom pod zaborami bogaty obraz iycia Polski niepodleglej<br />

utrwalony w gaw~dach lana Chryzostoma Paska (wydawanych ad<br />

1836), w narracjach l~drzeja Kitowicza (wydawanych od 1840) i wielu<br />

innych, a takZe w powidciach historycznych pisanych juz w latach rni~dzypowstaniowych.<br />

Autorzy osadzali bohaterow, przygody ich zycia, dialogi,<br />

systemy ocen w realiach i w materii j~zykowej barokowej memuarystyki,<br />

we wci~z Zywym odslanianym dopiero dziedzictwie swiadomosci spolecznej<br />

jak romantyczne a si~gaj'lce baroku mity kresowe. Wiek XVII - kr6tko to<br />

uj~1 Henryk Sienkiewicz - byl "powidci~, kt6ra si~ sarna pisze", a ta<br />

najlepsza, jak~ sam stworzyl, jest po prostu "zanurzona w barokowo­<br />

-sarmackiej rzeczywistosci" (Tadeusz Bujnicki); osadza w niej czytelnika<br />

uczestnicz~cego - proporcjonalnie do osobistych moZliwosci - w grze,<br />

kt6r~ prowadzi autor konfrontuj'lcy stare realia codziennosci i sceny<br />

polityczne ze wsp6lczesnymi kontekstami zycia i rozrachunkarni z histori~,<br />

ale takze w smakach archaizacji, stylizacji w roznych wariantach gramatyki<br />

gaw¢y. Oczywiscie korzystali z tego i inni, a wersja artystycznie odkrywczej<br />

groteski, jak~ stworzyl Gombrowicz w Trans-Atlantyku, z pewnosci~<br />

dziej6w gry tej nie zamyka.<br />

Wlasnie Gombrowicz na marginesie wlasnej lektury zapisal w Dzienniku<br />

istotnl! uwag~ 0 zwi'lzkach nowej sztuki powidciowej z tradycj'l:


onEoncrwoIANALOGm<br />

87<br />

Czytam Sienkiewicza. Dr~z~a lektura. M6wimy: to dosyc kiepskie i czytamy<br />

daIej. Powiadamy: aIei: to taniocha - i nie moi:emy si~ oderwac.<br />

Wykrzykujemy: nieznosna opera! i czytamy w dalszym cillgu urzeczeni.<br />

Pot~i:ny geniusz! i chyba nigdy nie bylo tak pierwszorz¢nego pisarza<br />

drugorZ¢nego.<br />

trodel tych "oszalamiaj~cych triumfow" szukal w podstawowej materii<br />

powieSciowej, w urodzie bohaterow. Salon de beaute Sienkiewicza rna<br />

"szlacheck~" genealogi~: "Weicie do r~ki literatur~ nasz~ z XVI i XVII<br />

stulecia, a przekonacie si~, ze ona prawie zawsze utoi:samiala urod~<br />

z cnot~." Tego rodzaju toi:samosci utrzymuj~ si~ w XX-wiecznych "drugorz~nych"<br />

romansach i powiesciach popularnych. Harmonijny sen 0 urodzie<br />

nie byl jednak wzorem jedynym. Myli si~ Gombrowicz pisz~c, i:e "w<br />

6wczesnej literaturze wydawala si~ nie do pomyslenia mysl blumiercza,<br />

aby pi~kno moglo istniec poza cnot~". Ocalalo troch~ dziel, ktore te<br />

nieuchwytne mysli i fascynacje grzechem dokumentuj~, ale pozostaly<br />

w r~kopisie, czasem cudem ocalalym (np. przewrotny romans Adama<br />

Korczytlskiego), bo w koricu cenzor nie spal, a w baroku pojawilo si~ nowe<br />

zjawisko - cenzura prewencyjna (to bylo tei: dziedzictwo - do niedawna<br />

- powracaj~ce).<br />

•<br />

W badaniach literackich cz~sto nawiedzane jest pole refleksji nad<br />

zwi~zkami dzisiejszej tw6rczoSci z tamt~ tradycj~, to jest z motywami<br />

kulturowymi, poetykami, konkretnymi tekstami epoki rozmaicie w r6i:­<br />

nych czasach nazywanej. Zwi~zki najrnniej w~tpliwe pojawiaj~ si~ najc~sciej<br />

w tej trzeciej grupie. Zdarzyc si~ moZe po prostu, ze stary wiersz, gdy<br />

znajdzie si~ przed oczyma dzisiejszego poety, staje si~ niespodziewanym,<br />

a wi~z~cym i inspinij~cym, "spotkaniem dw6ch wyobrami", jak to okreSlil<br />

laroslaw Marek Rymkiewicz w ksi~zce wainej dla rewizji dokonywanych<br />

w naszym stosunku do tradycji Czym jest klasycyzm (1967). Dialogi<br />

z wzorem toczone na oczach czytelnika s~ najciekawsz~ stref~ i:ycia tamtej<br />

poezji odczytywanej dzis ze zmiennej perspektywy, w r6i:nych kIimatach<br />

powojennego i:ycia literackiego. Bywaj~ one mniej lub bardziej zaangai:owane<br />

w stare spory 0 wiek XVII - w orientacje 0 intencjach raczej<br />

rozrachunkowych (Ernest BryU) czy tei: te wynilde z fascynacji urod~<br />

odkrywanego powinowactwa (Jerzy Harasymowicz). Takich spotkari poetyckich<br />

dostrzei:ono i opisano wiele (wyraz "barok" bywal rzeczowym<br />

okreSleniem lub dezaprobat~). Wspomn~ tylko 0 niedokoriczonej, niestety,<br />

opartej na krytycznych analizach ksi~zce Marii Eustachiewicz 0 recepcji<br />

baroku w poezji po roku 1956 (zob. Z badan nad polskq tradycjq literackq,<br />

pod red. Jacka Lukasiewicza, 1993).<br />

Spor~ zwi~zkow rysuje si~ w pierwszej wspornnianej grupie - w ktorej<br />

przywolane zostaj~ motywy kulturowe w szerokim uj¢u. Znajd~ si~ tu nie<br />

tylko swiadectwa bezsporne - tak zwane ekfrazy, to jest utwory poswi~cone<br />

konkretnemu dzielu sztuki barokowej, jego gl~bszym, odkrywa­


88 CZESLA W HERNAS<br />

nym dzis sensom, lecz takZe te, kt6re odwolujlj, si~ do motyw6w kojarzonych<br />

z barokiem bez wzgl¢u na rodowod . Jest ich wiele; bye moze<br />

w nowej literaturze wlasnie gra motywami stanie si~ tworzywem bardziej<br />

angai:ujlj,cym wyobraini~ pisarza (analogie do poszukiwan w sztukach<br />

pi astycznych) , niz stare spory ukazywane dzis czysto z prowokacyjnlj,<br />

ironilj,. Przykladem moZe bye choeby Tarot paryski Manueli Gretkowskiej,<br />

w kt6rym pojawiajlj, si~ i ekfrazy, i interpretacje w konwencji emblematycznej,<br />

alegorezy (np. "Grzech - smok podoosi leb, dobry uczynek - aniol<br />

dobija besti~") czy ulozone egzemplum z odpowiedzilj, do czytelnika<br />

"pomysl barokowy ... Milose w wieku XVII do grobowej deski", czy<br />

prowokacyjny projekt w konkursie na herb narodowy, parodiujlj,cy<br />

- 0 czym swiadczy motyw okladkowy - nasz "romantyczny sarmatyzm"<br />

(Juliusz Kleiner); projekt nie jest - jak pisze autorka - "pollj,czeniem<br />

huzara z Matklj, Polklj,", bo huzar to lekka kawaleria, lecz "husarza", to<br />

jest zolnierza ci~zkiej jazdy autoramentu polskiego (skrzydla!).<br />

Najc~sciej poszukuje si y zwilj,zk6w w samej poetyce tekstow, tropilj,c<br />

r6znego typu kuosztownosci, konfrontacje warsztat6w j~zykowych roznych<br />

nurt6w barokowej i wspolczesnej poezji. Owocujlj, one zwykle nadmiarem<br />

asocjacji. Zblizenia widae w topice, formulach, alegorycznosci<br />

i parabolicznoSci, w paradoksach czy antytezach. Czasem stosowanie<br />

okreslonej strukturybywa swiadomym i odslanianym nawilj,zaniem do<br />

wzoru, jak, na przyklad, anafory u Rymkiewicza odsylajlj,ce do tekstu<br />

Daniela Naborowskiego. Czasem nie Slj, to zblizenia zamierzone, lecz dzielo<br />

przypadku i tylko badacz moze takie nadteksty, jako moZliwoSci asocjacyjne,<br />

przed czytelnikiem odslaniae. A bywa i tak, jdli wyjse tu poza stref~<br />

j~zyka, ze poeta dowiaduje si~ 0 parantelach od krytykow - m6wilj" ze to<br />

barok, gdy okrywa sensualnlj, urody codziennosci, jak Ernest Bryll, lub<br />

przeciwnie, jak Stanislaw Grochowiak, odslania w swiecie groz~ i brzydot~.<br />

Slj, to istotnie powracajlj,ce, znamienne i dla baroku, odkrywane w obrazie<br />

swiata przeciwienstwa, ale trzeba - nie gubilj,c z oczu "prlj,dow romantycznych"<br />

- widziee w tym drugim przypadku po prostu wspolczesnlj" autentyCZOlj,<br />

orientacj~ myslowlj" nurt wyodr~bniony w roku 1962 Przybosiowlj,<br />

Odq do turpistow, ktory wzbudzil wowczas Zywe reakcje s'!dzonych i obserwator6w;<br />

orientacj~ w ostrzejszych wersjach zyw'! i dzis.<br />

W poezji moma szukae :hode! zblizenia do baroku nie tylko w widzeniu<br />

swiata, lecz takze w odniesieniach, analogiach dramatyzmu przezywania<br />

wlasnej egzystencji, we wpisanej w kryzysy - wowczas przede wszystkim<br />

wyznaniowe - swiadomosci przemijania, kt6ra tak wyraznie ("a ja")<br />

okrdlila intelektualne nurty poezji barokowej, zrodla autorefleksji dawnej<br />

("gdy rozmyslam, com jest" - Stanislaw Grabowiecki) i nowej ("Panie,<br />

pozw61 mi myslec za samego siebie" - Roman Brandstaetter), ona to<br />

z koniecznoSci otwierala drog~ eksperymentom, dawala - w sformulowaniu<br />

dzisiejszym - "prawo doboru i pomnazania slow" . Byl to bowiem tez<br />

k r y z y s mowy i czas odkrye konceptualnych srodk6w wyrazu, to jest<br />

odslaniajlj,cych jakis nowy sens, zaskakujlj,cych wyobraZni~.


DZIEDZICJWO I ANALOGIE<br />

89<br />

Z tej dramatycznej swiadomosci przemijania plyn~la i fascynacja wlasnym<br />

,ja", osobistym spojrzeniem. Nieprzypadkowo w tamtym wieku<br />

rozwin(!l si~ z lumych spostrzei:en maly, na nowo odkrywany gatunek<br />

literacki, aforyzm. Mial on i u nas mistrza - Aleksandra Maksymiliana<br />

Fredr~, kt6ry wci'li; modyfikowal swoj'l refleksyjn'l drobn'l proz~, ale<br />

w prozie nowoScill, decydujll,Clt 0 przemianach literatury stawaly si~ zroznicowane<br />

narracyjnie, nieskr~owane gatunki memuarystyki. Te ostatnie<br />

rozwin~ly si~ w XVII wieku po prostu jako potrzeba zapisu przemijajll,cego<br />

iycia i wlasnego obrazu swiata. One wlasnie stawaly si~ atrakcyjnll" cz~sto<br />

niezwyklll, a przeciez autentyczn(!, przekazywanll, w nieskomplikowanych<br />

relacjach, rozwijajll,cll, si~ z gaw~dy opowieScill, 0 faktach, przygodach zycia,<br />

rozterkach moralnych, politycznych, urodzie egzotycznych swiat6w czy<br />

ojczystej zagrody. A rozkwit pami~tnikarstwa przypadl na czasy, kiedy<br />

wiadomo juz bylo, ze stary gatunek "doskonaly" - epos - nie spelnial<br />

wi(!zanych z nim nadziei, zas profile powieSci, nowego eposu, ksztattowaly<br />

si~ dopiero, posilkuj(!c si~ zresztll, rozmaicie pami~tnikarskim tworzywem<br />

rozwijajll,cym si~ bogato - poza literaturll, i niezalemie - w baroku<br />

europejskim. Dzis, gdy nowa proza narracyjna przeZywa swoje kryzysy<br />

w odmianach powieSci i antypowiesci, rysuje si~ pewna analogia: swoje<br />

odrodzenie w formach klasycznych a cz~sciej w niezwyklych adaptacjach<br />

warsztatowych przeiywajll, rczne struktury narracji "z zycia", raptularzowe,<br />

diariuszowe, wspomnieniowe. Proces ten daje si~ zauwaiyc u mistrz6w<br />

powiesci mijajll,cego pctwiecza, i u "bruLionowych" debiutant6w - i spotyka<br />

si~ on z aprobat(!, 0 czym swiadczy popyt czytelniczy, a talcie spory<br />

wartosciuj(!ce, z kt6rych wynika, i:e na przyklad diariusz wybitnego pisarza<br />

- swiadectwo osobowosci i przemijaj(!cych czas6w - okazuje si~ cz~sto jego<br />

najciekawszym twcrczym dokonaniem.<br />

Czeslaw Hernas<br />

CZESLAW HERNAS, ur. 1928, historyk literatury polskiej, edytor, folklorysta,<br />

profesor Instytutu Filologii Polskiej Uniwersytetu Wroclawskiego. Oglosil m. in.<br />

W kalinawym lesie (t. 1-2, 1965), Barak. His/aria Ii/era/ury palskiej (pod red. K .<br />

Wyki, 1972, wyd. 5 w przygotowaniu), Litera/ura baraku. Dzieje Ii/eralury palskiej<br />

(pod red. J. Ziomka, 1987, wyd. 3 - <strong>1995</strong>), Palnischer Barock. Ein Ii/erarisches<br />

Lesebuch (Frankfurt am Main 1991). Czlonek a od 1976 przewodnicz4cy Komitetu<br />

Redakcyjnego Li/eralura polska. Przewodnik en cyklopedyczny (l. 1-2, 1984-85),<br />

redaktor naczelny "Studiow Staropolskich" (1969-91), od 1972 "Literatury Ludowej",<br />

czlonek redakcji kilku czasopism naukowych m. in. "Slavic and East European<br />

Arts", w ktorym wspolnie z Edwardem Czerwinskim przygotowal monograli\;<br />

biennale mlodej szluki "Droga i Prawda", ktore odbywaly si\; w latach 1985 i 87 pod<br />

patronatem ks. Henryka kard. Gulbinowicza 7 ("Altar, Alter-Art" New York<br />

1988).


JANUSZ TAZBIR <br />

BAROK WCI1\Z ZYWY <br />

Przed blisko dwudziestoma laty ukazal si~ specjalny zeszyt miesi~cznika<br />

"Poezja" (nr 5/6, 1977) poswi~cony obecnoki kultury XVII wieku we<br />

wspolczesnej literaturze polskiej. Barok nie zamykal si~ jednak w granicach<br />

jednego stulecia. Jego pierwsze przejawy obserwujemy juz u schylku XVI<br />

wieku; byt jedyn'l chyba epok'l w dziejach naszej kultury, w recepcji ktorej<br />

nie wyst'lpilo opotnienie, widoczne w przypadku mysli renesansowej czy<br />

wplywow Oswiecenia. Co wi~ej, zwlaszcza na prowincji ziemianskiej,<br />

barok trwat bardzo dlugo. Dopiero w latach 1740---1760 zacz~ly z nim<br />

konkurowac nowe pr'ldy, domagaj'lce si~ gruntownej reformy nie tylko<br />

ustroju politycznego panstwa czy panuj'lcych w nim stosunkow spolecznych,<br />

ale i sposobu myslenia. Konkurowac z roznym zreszt'l powodzeniem;<br />

do dzis z dziel powstalych w XVIII stuleciu (i to niemalze u jego schylku!)<br />

najpopularniejsze pozostaj'l dzieje obyczajow J~drzeja Kitowicza, ukazuj'lce<br />

w istocie cywilizacyjne rezultaty dlugoletnich rZ'ldow barokowego stylu<br />

Zycia; uksztaltowane pod jego wplywem gusta artystyczne i literackie, jak<br />

rowniez obyczaje zyskaly w czasach stanislawowskich jednoznacznie pejoratywn'l<br />

nazw~ sarmatyzmu.<br />

Od przeszlo dwustu lat nasze nienad'lzanie za rozwojem Zachodu<br />

Europy bywa przypisywane tej wlasnie formacji umyslowej; juz w 1765<br />

roku "Monitor" chwali szermierzy post~pu za odwag~, z jak4 atakuj'l<br />

"batwany sarmatyzmu". Odpowiednie cytaty moma czerpac calymi garsciami<br />

ze slownika Samuela Bogumila Lindego, gdzie jednak daremnie<br />

bySmY szukali terrninu "barok". Trudno mie6 0 to pretensje, skoro jako<br />

poj~e stylu artystycznego, a tym bardziej epoki kultury pojawia si~ on<br />

w nauce europejskiej gdzid dopiero w polowie XIX stulecia. Jesli Piotr<br />

Switkowski grzrnial: "wszystkie Europy kraje juz wiek XVIII koncz'l, Polska<br />

zawsze trwa w XVI" (Staszic pi sal nawet 0 XV), to win'l za opoZnienie na<br />

cywilizacyjnym zegarze swiata obarczano wlasnie sarmatyzm.<br />

Z opiniarni radykalnych szerrnierzy Oswiecenia zgodzili si~ w petni<br />

ideolodzy pozytywizmu, ostra krytyka baroku stala si~ rowniez jedoym<br />

z kamieni w~gielnych, na ktorych polska lewica budowala SW'l wizj~


BAROK WCIAZ zYwy<br />

91<br />

przeszlosci. Niewiele odbiegaj~ od pamfletu uwagi, jakie poswitrcil temu<br />

wiekowi Stanislaw Brzozowski w Legendzie Mlodej Polski (1910); barok<br />

byl jego zdaniem klasycznym okresem cywilizacyjnego letargu ("odci~wszy<br />

sitr od swiata szlachcic polski zacz~1 sitr od niego gruntownie odsypiac").<br />

Odt~ to wlasnie "krol duch dziejow pol skich zwal sitr juz w Europie Don<br />

Kichotem". Do podobnych wnioskow doszla po 1945 roku komunistyczna<br />

propaganda, maj~ca zreszt~ z barokiem osobne porachunki. W podrrrcznikach<br />

historii czy literatury przedstawiano go jako epoktr zgubnego<br />

tryumfu kontrrefonnacji, ktora miala z kolei spowodowac caikowity<br />

upadek kultury polskiej. Co bardziej gorliwi autorzy dokonywali sui<br />

generis chronologicznego rozbioru klopotliwej epoki, sugeruj~c, iz poine<br />

Odrodzenie trwalo w Rzeczypospolitej niemali:e do polowy XVII stulecia,<br />

"czasy stanislawowskie" winno sitr zaS wi~zac z mysl~ refonnatorsk~ (a<br />

wirrc oswieceniow~) dwoch "wie1kich Stanislawow": Konarskiego i Leszczynskiego,<br />

a nie z mecenatem artystycznym oraz literackim ostatniego<br />

krola polsko-litewskiej Wspolnoty Narodow.<br />

Choc wypowiedzi krytykow baroku zloZylyby sitr na grub~ antologitr,<br />

nie przekreslily one wcale wplywow kultury "sannackiej" na kolejne<br />

generacje Polakow, Zyj~cych najpierw pod zaborami, a przez ostatnie<br />

polwiecze (1939-1989) pod okupacj~ hitlerowsk~, potem zas w panstwie<br />

fonnalnie tylko niepodleglym. Nie jest chyba rzecz~przypadku, ze w naszym<br />

narodowym hymnie - tworzonym przez egzulow i bezpanstwowcow<br />

- z bohaterow przedrozbiorowej Polski znalazl sitr jeden tylko Stefan<br />

Czarniecki. W monografii na jego tern at, wydanej przed przeszlo dwustu<br />

laty (1787) Dymitr Krajewski pisal, iz dlatego sitrgn~1 do czasow najazdu<br />

szwedzkiego, aby wykazac, ze nie ma takiej pottrgi, ktorej by sitr "oprze6<br />

nie moglo mtrstwo zagrzane duchem obywatelskim". Ta sarna idea btrdzie<br />

przyswiecac Sienkiewiczowi w trakcie prac nad Trylogifl. Zadziwiaj~cym<br />

przykladem niekonsekwencji bylo wydawanie (i to w olbrzyrnich nakladachl)<br />

tego arcydziela w okresie Polski Ludowej, ktora - jak juz zaznaczalem<br />

- lansowala calkowicie odmienn~ od Sienkiewiczowskiej wizjtr<br />

XVII stulecia.<br />

Doswiadczenia historyczne potopu, ktoremu towarzyszyla przeciez<br />

okupacja niemalze calego panstwa przez paru najeidZcow, zabrzmialy<br />

ponur~ aktualnosci~ w latach kolejnych rozbiorow, od pierwszego (1772)<br />

poczynaj~c, a najaltanskim koncz~c. Srodkow~ CZtrSC trylogii odczytywano<br />

jako utwor niemalze wspolczesny, skoro zaczynal sitr od wizji straszliwej<br />

narodowej kltrski i pottrpienia kolaborantow, konczyl zas zapowiedzi~<br />

odzyskania niezawislosci dzitrki niezlomnej postawie i zbrojnemu oporowi<br />

witrkszosci spoieczenstwa. I mogli sobie profesjonalni historycy pomniejszac<br />

znaczenie obrony Cztrstochowy przed Szwedami; zgola inn~ opinitr na<br />

ten temat wynoszono z sal kinowych, po obejrzeniu ftImowej wersji<br />

Potopu. Doswiadczenia uzyskane w trakcie polskiej "wojny dwunastoletniej"<br />

(1648-1660) znajdowaly lepsze zrozurnienie wsrod uczestnikow<br />

i swiadkow dwoch wojennych kataklizmow naszego stulecia anizeli u ludzi


92 JANUSZ TAZBIR<br />

iyj~cych w ubieglym wieku, wieku, ktory z takll ufnoScill spogllldal<br />

w przyszlosc Europy oraz swiata.<br />

Skojarzenia nasuwaly si~ same: wlasnie za naszych czasow Zbigniew<br />

Morsztyn, jeden z czolowych poetow doby baroku, zostal nazwany "polskim<br />

Remarkiem wieku XVII". Autor Muzy domowejwskazywal na dehumanizujll~<br />

rol~ zapasow or~i:nych, ktore pozbawiajll jej uczestnikow nie<br />

tylko iycia czy zdrowia, lecz rowniez - godnosci. Wowczas tez rodzi si~<br />

"czarny humor", jakiego w tej skali nie znal zadufany w sobie wiek XIX.<br />

Ten wlasnie rodzaj humoru rozkwitl po tragicznych doswiadczeniach<br />

zarowno pierwszej (Przygody dzielnego wojaka Szwejka), jak i drugiej<br />

wojny swiatowej. Nieprzypadkowo chyba Bertold Brecht, pragnllc potwic<br />

towarzysz~ce jej okrucienstwa, si~gnlll do doswiadczer1 wojny trzydziestoletniej.<br />

Z kolei gust a lubujllcych si~ w okrutnych konceptach czlonkow<br />

Rzeczypospolitej Babinskiej latwiej jest zrozumiee Polakom iyjllcym<br />

u schylku obecnego stulecia anizeli Stanislawowi Windakiewiczowi czy<br />

Kazimierzowi Bartoszewiczowi, ktorzy 0 babinskich facecjach wyra:i:ali si~<br />

z takim niesmakiem.<br />

Czolowi poeci naszych czasow, nawillzujllc niejako do tradycji Juliusza<br />

Slowackiego, ktory tak wybornie (vide znakornity pastisz kol¢y, zapisany<br />

w Zlotej czaszce) pojmowal i naSladowal poezj~ doby baroku, z niej<br />

wlasnie czerpill wielokrotnie swe ideowe inspiracje, a nawet formy poetyckiej<br />

wypowiedzi. Za przykJad moze tu posluzyc tworczosc Emesta Brylla<br />

czy Iaroslawa Marka Rymkiewicza, nawillzujllca bezposrednio do utworow<br />

ks. Baki. Z poezji XVII stulecia wywodzi si~ rowniez znaczna cz~sc<br />

dorobku literackiego Jerzego Harasymowicza-Broniuszyca, Tadeusza Nowaka<br />

cr,y Jerzego St. Sity (kto ciekaw konkretnych przykladow, niech<br />

si~gnie do tomu studiow pod redakcjll M. Kaczmarka W krrgach baroku<br />

i barokowosCl)'<br />

Parni~tniki szlacheckie doby baroku, z arcydzielem Jana Chryzostoma<br />

Paska na czele, legly u podstaw gaw~dy szlacheckiej, ktorej klasykiem stal<br />

si~ Henryk Rzewuski (Pamiqtki Sophey). Bez znajomosci tego gatunku<br />

literackiego trudno jest zrozumiee tworczosc przede wszystkim Witolda<br />

Gombrowicza (z Transatlantykiem na ezele), jak rowniez opowiadania<br />

Melchiora Wankowicza, Ksawerego Pruszytlskiego czy proz~ kresowll<br />

Zygmunta Haupta. Juz zresztll Wadaw Borowy (zm. 1951) twierdzil, iz<br />

parni~tnikarska forma powieSci jest najbardziej narodowym typem naszej<br />

beletrystyki.<br />

Zainteresowanie barokiem cechuje stala tendencja wzrostowa. Nie<br />

b~dziemy tu wymieniac oezywiscie wszystkieh sesji naukowyeh, jakie<br />

w ostatniej tylko dekadzie poswi~cono tej wlasnie epoce. Jej poklosiem<br />

byly zbiory studiow takich jak Barok wpolskiej kulturze, literaturze ijrzyku<br />

(1992) ezy Barokowe przypomnienia (1994). Tematyka barokowa, stale<br />

goszczllca na lamach "Parni~tnika Literackiego", "Kwartalnika Historycznego"<br />

czy "Biuletynu Historii Sztuki", doczekala si~ niedawno (1994)<br />

odr~bnego polroeznika: "Barok. Historia - Literatura - Sztuka", ktoremu


BAROK WCIi\Z zYwy<br />

93<br />

patronuje Instytut Literatury Polskiej UW. Obok studiow pojawiaj~ si~<br />

w tyeh periodykaeh cenne materialy zrodlowe, nie znane dotyehezas<br />

badaezom, a tym bardziej ludziom zyj~eym w dobie baroku.<br />

Ktoz bowiem w XVII ezy XVIII stuleeiu wiedzial 0 istnieniu parni~tnikow<br />

Jana Chryzostoma Paska, kto znal ealosc dorobku poetyekiego<br />

utalentowanej rodziny Morsztynow (Jana Andrzeja, Hieronima, przede<br />

wszystkim zaS Zbigniewa) ezy tworczosci Waclawa Potoekiego. Przyklady<br />

moma by rnnoZyc. Wystarezy zas wzi~c do r~ki antologi~ Poeci polskiego<br />

haroku (dwa opasle tomy, wydane przed trzydziestu laty) ezy Helikon<br />

sarmacki. Wqtki i tematy polskiej poezji harokowej (1989), aby si~ przekonac,<br />

jak nikly procent stanowi~ w tych zbioraeh utwory publikowane na bie:i:~eo,<br />

a wi~ dost~ne ju:i: wspolczesnym. Do materialow glownie r~kopismiennyeh,<br />

odkrytych dopiero w XIX i XX stuleciu, si~gn~li te:i: wydawcy niemieekiej<br />

antologii Polnischer Barock. Ein literarisches Lesehuch (RFN, 1991).<br />

To sarno da si~ mutatis mutandis powiedziec i 0 portrecie sarmaekim,<br />

ktory w XVII stuleciu moma bylo ogl~ac jedynie w rodowyeh galeriach,<br />

pomiej zaS w zbioraeh obeyeh, dok~d dostal si~ w wyniku wojennego<br />

rabunku. Jego speeyfiezn~ odrnian~ stanowily malowidla trumienne, oparte<br />

na zasadzie realistyeznego ukazania osoby. Stanowil on niejako ealkowite<br />

przeciwienstwo masowo plodzonyeh panegirykow; liczni wielmoze<br />

posiadaj~ bowiem rysy twarzy niedwuznaeznie wskazuj~ee na wlasciwl!, im<br />

pyeh~ ezy nawet okrucienstwo, a niektore z pobomyeh dam moglyby<br />

sluZyc jako ilustraeja do znanej satyry Ignacego Krasiekiego (Dewotka).<br />

Jest rzeczl!, zrozumial~, iz w przeciwienstwie do barokowej poezji<br />

owczesne malarstwo nie moze tworzyc zrodla inspiraeji dla dzisiejszej<br />

sztuki. Stanowi natomiast przedmiot uznania czy nawet zaehwytu ze<br />

strony naszyeh i obeyeh historykow malarstwa; dopiero z pi~knej, bogato<br />

ilustrowanej ksi~ki Mariusza Karpowieza, poswi~onej polskiemu portretowi<br />

trumiennemu, jaka ukazala si~ we Wloszech (1980), moma si~<br />

przekonac, jak bardzo te zaehwyty s~ uzasadnione. Ku zdziwieniu samyeh<br />

organizatorow ekspozyeji sarmaekie "konterfekty" zdominowaly glosne<br />

w Polsce wystawy, takie jak Polak6w portret wlasny (1979 w Krakowie) ezy<br />

Gdzie Wsch6d spotyka Zach6d. Portret osohistosci dawnej Rzeczypospolitej,<br />

1576-1763 (Warszawa 1992-1993).<br />

A skoro juz mowimy 0 innych kontynentach, to tradycje kultury<br />

barokowej zyskaly niew~tpliwie na sile dzi~ki odbywaj~cemu si~ na naszyeh<br />

oczach rozpadowi europocentryzmu. Sarmatyzm stanowil swoiste<br />

pol~czenie kultury politycznej lacinskiego Zachodu z cywilizacj~ materialnl!,<br />

Orientu. Jako typ cywilizacyjny opacty na symbiozie przychodzil<br />

zdecydowanie nie w por~ (za wczeSnie za pozno), bo w momencie, kiedy<br />

wkraczaj~ca na drog~ walki 0 hegemoni~ nad swiatem Europa zdecydowanie<br />

sobie takiej symbiozy nie zyczyla. Szlacht~ taka symbioza wcale nie<br />

gorszyla, choc podsmiewano silt z ksi~cia Karola RadziwiHa "Panie Kochanku",<br />

gdy ten w nieSwieskim kosciele kazal przygrywac podczas nabozenstw<br />

kapeli zydowskiej ubranej w stroje tureckie ...


94 JANUSZ TAZBIR<br />

Kolejne fale walki z cudzoziemszczyzoll nigdy nie obj~ly importowanych<br />

ze Wschodu ubiorow, broni czy kobiercow. Dopiero Stanislaw<br />

Staszic b¢zie mial szlachcie za zle, iz polskie () stroje zast,!pila kozacko­<br />

-tatarskimi, ktore tr,!cll na mi1~ "azjatyckim barbarzynstwem". Mimo to<br />

Sarmata, oznaczaj,!cy w dawnej Rzeczypospolitej wyl,!czoie szlachcica,<br />

staje si~ w XIX wieku synonimem Polaka, a stroj, przynalezny ongis<br />

wyl,!cznie warstwie ziemianskiej, narodowym ubiorem, za ktorego noszenie<br />

Rosjanie nakladali w pewnych okresach powaine kary pieni~i:ne. Wzorcem<br />

osobowym zolnierza stal si~ ulan, siedz'!cy na dorodnym rumaku lub<br />

pieszy szlachcic w kontuszu i i:upanie, z karabel,! przypasan,! do boku.<br />

A przeciez wi~kszosc z tych nazw zawdzi~zamy j~zykom wschodnim.<br />

W dobie baroku polszczyzna przyswoila sobie okolo 180 wyrazow tureckich,<br />

140 arabskich i 60 tatarskich, ktore 'po dzis w niej pozostaly.<br />

W niedawno (1992) ogloszonym zbiorze studiow na temat polskiej<br />

fllozofii polityczoej XVII wieku Zbigniew Ogonowski pisze, iz bronila ona<br />

"idei i wartosci, ktore w tradycji demokracji europejskiej S,! dzis cenione<br />

wysoko", choc owczesnie malo kto - poza Rzecz,!pospolit,! i Angli,! okresu<br />

dwoch rewolucji - je podzielal. Ogonowski wymienia tu id~ suwerennosci<br />

ludu (przez ktory rozumiano oczywiscie tylko narod szIachecki), koncepcj~<br />

"panstwa prawa", glosZ,!C4, ze winni mu podlegac wszyscy, z monarch,! na<br />

czele. Towarzyszyly temu zasady podporz'!dkowania wladzy wykonawczej<br />

poslom powolanym w wolnych wyborach i zgrupowanym w parlamencie<br />

oraz idea rownosci obywateli (nalez'!cych do stanu szlacheckiego). Pisano<br />

o tym uZywaj,!c zgola nowoczeSnie brzmi,!cych tenninow, jak wolnosc,<br />

r6wnosc, rzeczpospolita, obywatele czy ich prawo do oporu wobec wladzy,<br />

kt6ra narusza przyznane jej kompetencje.<br />

Stlld tez zar6wno w latach rewolucji amerykanskiej, jak i w dobie<br />

zburzenia Bastylii nie miano w Polsce klopotow z tlumaczeniem pism<br />

uzasadniaj,!cych wypowiedzenie posluszenstwa najpierw krolowi angielskiemu,<br />

a potem francuskiemu. Wypracowana w dobie baroku mysl<br />

polityczoa okazala si,.: bardzo przydatna w XIX wieku , kiedy to legitymizm<br />

pruski czy austriacki star! si~ z zasadll suwerennosci narodu szlacheckiego<br />

oraz z jego prawem do stanowienia 0 sobie. Teoria wszechwladzy imperatora<br />

natrafila na zakorzenion,! od pokolen koncepcj,.: panstwa, opartego<br />

na umowie wolnych poddanych z obieraInym wladc,!.<br />

Szlacheckie koncepcje, oparte na egalitaryzmie i niezachwianej wierze<br />

w doskonalosc ustroju politycznego panstwa, pozostawaly w oczywistej<br />

sprzecznosci z praktyk,! polityczn'! dnia codziennego. Z biegiem lat budzila<br />

ona coraz to mniej zachwytow: pocieszano si,.: wszakze refleksj,!, iz ustr6j<br />

jest dobry, ale ludzie iii, poniewaz nie realizuj,! jego podstawowych<br />

zalozen. 1m bardziej zas rosla dominacja magnaterii, tym cz~sciej i ch,.:tniej<br />

prawiono 0 szlacheckiej wolnosci i rownosci. Obywatele Polski Ludowej<br />

mogli w tym dostrzegac oczywiste analogie; st,!d tez kiedy podczas wyklad6w<br />

m6wilem, iz pochwala demokracji (szlacheckiej) stanowila zaslon~<br />

dymn,! dla oligarchicznej tyranii, na twarzach sluchaczy pojawialy si,.:


BAROK WClJ\;Z zYwY<br />

95<br />

porozumiewawcze usmieszki. Podobn~ reakcj~ wywolywalo przypominanie,<br />

iz w Rzeczypospolitej XVI-XVII stulecia opozycja polityczna nie<br />

uchodzila nigdy za zbrodni~, lecz, wr~cz przeciwnie, zaliczana byla do<br />

podstawowych enot obywatelskich.<br />

W latach 1945-1989 Zycie polityczne doby baroku sluzylo jako sui<br />

generis kostiurn do prowadzenia jak najbardziej aktualnych sporow.<br />

Wsrod przyczyn nieslychanej populamosci historycznego pisarstwa Pawla<br />

lasienicy byla ita, ze rozwazania dotycz~ce XVII stulecia przetykal<br />

twierdzeniami brzmi~cymi tak wspolczesnie. I naprawd~ przeci~tnego czytelnika<br />

niewiele obchodzila zasadnosc okrdlania doktryny polskiej kontrrefonnacji<br />

mianem "totalitarnej"; istotna byla konkluzja, w ktorej czytano,<br />

iz za jej "totalitaryzm" przyszlo "nam zaplacic cen~ bardzo wygorowan'l".<br />

Z jak~z satysfakcj~ odbierano generaln~ krytyk~... Wa:zow, opart'l na<br />

zalozeniu, iz w owczesnej Rzeczypospolitej krolowie grzeszyli t~pot~ i nieudolnosci~.<br />

0 ich to indolencj~ czy nawet zl~ wol~ rozbijaly si~ najlepsze<br />

ch~ poddanych, ktorzy swym patriotyzmem i moralnosci'l gorowali nad<br />

warstw'l rz~d~q. "Stawiaj~c kropk~ nad i" lasienica dodawal, iz podobna<br />

sytuacja miala si~ jeszcze w naszych dziejach wie10krotnie powtarzaC.<br />

R6wniez i nii:ej podpisany, zajmuj~c si~ kultur~ polsk~ XVII stulecia,<br />

staral si~ wyeksponowac te jej elementy, ktore mogly posluzyc jako<br />

historyczne uzasadnienie aktualnych dzialan i postaw antytotalitamych.<br />

Nie b¢~ tez ukrywal, iz z duz~ satysfakcj~ odebralem powolanie si~<br />

w przedmowie do jednego ze zbiorow "piesni podziemnych" na moj'l<br />

opini~ wyrazon'l w ksi~zce Kultura szlachecka w Polsce: rozkwit - upadek<br />

- relikty, a mianowicie, ze w politycznej publicystyce szlacheckiej slowo<br />

"strach" wymieniane jest najcz~ciej w tym kontekscie, iz krol lami~cy<br />

pacta conventa winien si~ obawiac szlachty. J~ sam~ zas bardzo rzadko<br />

straszono monarch~.<br />

Po 1989 roku zaniepokojenie budzi natomiast zgola odmienna tendenga,<br />

mianowicie gloryftkacja czasow i ludzi doby baroku. Wbrew trzeiwym<br />

opiniom dawniejszych i obecnych (M. Bogucka, Z. Kuchowicz, T. Zielinska)<br />

badaczy nast~uje calkowita rehabilitacja warstwy magnackiej; za<br />

niemodne uchodzi pisanie 0 jej stalych konfliktach ze szlacht~ czy slaboSci<br />

do rosyjskich rubli, austriackich koron i pruskich talarow. Towarzysz'l<br />

ternu publikacje zawieraj~ce apoteoz~ niemal wszystkich instytucji ustrojowych<br />

Pierwszej Rzeczypospolitej. We wst~pie do niedawno wydanej historii<br />

(Polskie dzieje od czasow llajdawniejszych do wspOlczesnosci, 1994) z niemalym<br />

zdziwieniem przeczytalem, iz nie prowadzilismy nigdy "wojen zaczepnych",<br />

poniewai: demokracje s~ irn z reguly wrogie, a Krolestwo Polskie<br />

"kierowalo si~ zasadami demokratycznymi". "To monarchowie organizowali<br />

wojny. a spolecznosc szlachecka sprzeciwiala si~ niejednokrotnie<br />

takim zamyslom. St'ld tez moze zaskoczenie najazdem szwedzkim podczas<br />

potopu." Rozbiory zaskoczyly Polak ow calkowicie, poniewaz obcy byl im<br />

zawsze "duch zaborczosci".<br />

NaleZaloby si~ chyba obawiac zakotwiczenia takiej wlasnie postaci


96 JANUSZ TAZDIR<br />

baroku w swiadomosci obywateli III Rzeczypospolitej. 0 wiele blizsza<br />

prawdzie historycznej wydaje siy inscenizacja Opisu obyczaj6w piora ks.<br />

Kitowicza, ktor~ zawdziyczamy Mikolajowi Grabowskiemu. Prezentowala<br />

ona katalog narodowych wad, do dzis nykaj~cych spoleczenstwo polskie.<br />

Zle tradycje polskiego baroku odzywaj~ w niedojrzalosci politycznych elit,<br />

wadliwym funkcjonowaniu sejmu, wszeobecnej korupcji i wci~z nie malej~cym<br />

alkoholizmie. Nie sposob jednak upatrywac w tym wszystkim uporczywego<br />

trwania siedemnastowiecznych "bl¢ow i wypaczen". W ten bowiem<br />

sposob poszlibysmy sladami owych mieszczan schylku XVIII wieku,<br />

z ktorych Franciszek Salezy Jezierski szydzil niemilosiernie, poniewaz ruiny<br />

swych domow przypisywali nie zaleczonym jeszcze skutkom najazdu szwedzkiego.<br />

Tradycje 0 niew'!tpliwie barokowej proweniencji utrzymuj~ siy chyba<br />

najsilniej w polskim Zyciu religijnym drugiej polowy naszego stulecia.<br />

I wowczas, i teraz wierni klad~ glowny nacisk na zewnytrzne przejawy<br />

dewocji, godz~c z nimi doskonale naruszanie wielu przykazan Bozych<br />

i koscie1nych. Przed laty (1936) wybitllY historyk i praktykuj~cy katolik<br />

Wladyslaw Konopczynski pisal, ze w czasach saskich "szerzyla si y plytka<br />

dewocja, stawiaj~ca koscie1ne praktyki wyzej od wewnytrznego doskonalenia<br />

dusz ludzkich. Popisem tego pqdu byla uroczysta koronacja Matki<br />

Boskiej CZystochowskiej, odbyta 8 wrzesnia 1717 roku przy 150.000<br />

wiernych." Nie do tej wszakZe uroczystosci, ale do slubow Iwowskich Jana<br />

Kazimierza z 1656 roku nawi~zywal akt ich odnowienia, ktory w sierpniu<br />

1956 mial miejsce na Jasnej Gorze.<br />

Podobnie jak dzisiaj, tak i w drugicj polowie XVII stulecia, a wiyc po<br />

wygnaniu braci polskich (1658) i uchwaleniu zakazu apostazji (1668)<br />

Kosciol katolicki jest nadal przedstawiany jako obl~zona twierdza, i to<br />

oblyzona podwojnie. Od zewn~trz przez niekatolickich s~siadow Rzeczypospolitej<br />

(dzis pisze si y 0 niebezpieczenstwie ze strony zlaicyzowanej<br />

i zmaterializowanej Buropy), od wewn~trz przez heretykow, ktorym zdaniem<br />

kaznodziejow nadal przyznaje si y zbyt wielkie swobody. Przede<br />

wszystkim zas przez ludzi, kt6rzy obludnie mieni~c si~ katolikami, w rzeczywistosci<br />

dzialaj~ na szkod~ Kosciola. Z licznych na ten temat wypowiedzi<br />

warto przytoczyc opiniy jezuity, Aleksandra Lorencowica. Piytnuj~c<br />

(167l) "protektorow heretykow" pisal on, iz niepodobna, aby "w takim<br />

sercu wiara prawdziwa bye miala: falszywy to katolik, po wierzchu larw~<br />

[masky] rna katolick~, wewn~trz szczery heretyk".<br />

Wyj~tkowo silne osadzenie baroku w polskiej swiadomosci historycznej<br />

nalezy przypisae w pierwszym chyba rZydzie faktowi, iz od czasow potopu<br />

nasza historia stala siy wlasciwie dziejami bez happy--end6w. Pod tym<br />

wzglydem Henryk Sienkiewicz, kt6ry uniesmiertelnil niejako wydarzenia<br />

lat 1655-1660, okazal siy zgodny z odczuciami ich naocznych swiadkow.<br />

Dla szlachty zaj~e niemal calego terytorium Rzeczypospolitej, w mocarstwowose<br />

kt6rej powszechnie przedtem wierzono, bylo wiykszym wstrz~sem<br />

aniie1i pozniej rok 1772; ktoz mogl wowczas przypuszczae, Ze stanowi


BAROK WeI",! zYwy<br />

97<br />

on dat~ I rozbiorul Choc historyey lubi~ mnozyc, nieraz ponad rzeczywist~<br />

potrzeb~, epoki i daty przelomowe, trudno si~ oprzec wra.zeniu, ze Rzeezpospolita<br />

stracila w lataeh sZeS6dziesi~tyeh ostatni~ szans~ pozyskania<br />

wi~kszosci szlachty dla radykalnej naprawy ustroju.<br />

Az do blyskawieznyeh wr~cz sukeesow Karola Gustawa wierzono<br />

w trzy podstawowe dogmaty, mieni~ce Polsk~ przedmurzem calej Europy,<br />

jej spichlerzem i wreszcie laajem 0 idealnym ustroju politycznym. W przedmowie<br />

do wydanyeh w 1659 roku relaeji wloskiego podroi:nika Jana<br />

Botera ezytamy, ze Rzeezpospolita stanowi mur "od poganow wszytkiego<br />

chrzescijanstwa", spizami~ kontynentu oraz "zamek szlaeheckiej wolnosci".<br />

Szok Id~ski zaehwial tym przekonaniem, do ktorego po pewnym<br />

czasie jednak powroeono. Moma wi~c powiedziec, iz mysl polityczna doby<br />

baroku wpisala na trwale do swiatopogl~du polskieh "statystow" zludny<br />

optymizm: Zachod Europy nie opusci nas nigdy w potrzebie, poniewaz<br />

jestdmy mu niezb~ni jako tareza, dostawca iywnosci, ezynnik stabilizacji<br />

polityeznej w tej cz~sci kontynentu. Do dzisiaj, powtarzaj~c oskari:enia<br />

o ,jaJtansk~ zdrad~", widzimy w niej rowniez sprzeniewierzenie si~ tym<br />

drugom wdzi~cznosci, jakie zaci~gni~to u nas w Paryzu czy Londynie co<br />

najmniej od czasow odsieczy wiedenskiej.<br />

Dopiero w XIX stuleciu zacz~to zdawac sobie spraw~, jak niewiele<br />

brakowalo, aby czasy saskie, nalez~ce w znacznym stopniu do kultury<br />

baroku, zakonczyly si~ calkowitym rozbiorem panstwa. Wystarczylo, by<br />

Rosja juz wtedy zdecydowala si~ na podzielenie polskim rupem z Austri~<br />

i Prusami. Wowczas trafilibysmy na karty dziejow - a co wa:iniejsze, do<br />

swiadomosci historycznej nast~pnych generacji Polak6w - jako narod,<br />

ktory z wlasnej winy utracil niepodleglosc: "wtedy nast~pilaby smier6<br />

zupelna, zatracenie wiekuiste, a przynajmniej kilkuwiekowe imienia i ducha<br />

polskiego" - pisal w 1899 roku Tadeusz Korzon.<br />

Sprawiedliwosc nakazuje przyznac, ze w tym samym XIX stuleciu<br />

dostrzezono rowniez glown~ wartosc kultury polskiej doby baroku - jej<br />

oryginalnosc, ktora bila na glow~ zarowno Odrodzenie, jak i Oswieeenie.<br />

Pierwsza z tych epok zajmowala si~ w znacznym stopniu polonizacj~<br />

antycznej cywilizacji, a OSwiecenie bylo "epok~ przeklad ow", glownie<br />

z francuskiego. N atomiast w XVII stuleciu sytuacja przedstawiala si~<br />

odwrotnie: to polskie ksi~zki przekladali nasi s~siedzi. "To, co zowiemy<br />

tradycj~ narodow~ - pisal Stanislaw Smolka - z czym zroslismy i co nam<br />

jest drogie, wszystko to przybralo zasadnicze ksztalty w wieku XVII."<br />

W tym tez stuleciu uksztaltowaly si~ zasadnicze komponenty polskiego<br />

charakteru narodowego, przez ktory rozumiem nie zachowanie si~ Kowalskich<br />

ezy Malinowskich na co dzien, ale sposob reakcji w momencie<br />

smiertelnego zagrozenia narodowego bytu.<br />

Prawd~ jest, ze do charakteru tego weszla wspominana juz wiara we<br />

wdzi~cznosc wielokrotnie przez nas ocalanej Europy. Znalazla si~ w nim<br />

jednak rowniez, i to na stale, umiej~tnosc oddolnej improwizacji, organizowania<br />

na wlasn~ r~k~ oporu przeciwko najcidzcom. Po 1655 roku,


98 JANUSZ TAZBIR<br />

mimo pocz'!tkowej ucieczki krola (wraz z calym owczesnym rz,!dem) za<br />

grani~ i niezwolywania przez trzy lata sejmu, poszczegolne wojewodztwa<br />

umialy zgromadzic na wlasn,! ryky wojsko oraz zapewnic mu niezb¢ny<br />

ekwipunek i wy~'Wienie. Tymczasem, gdyby podobn,! kl~sky ponioslo<br />

panstwo absolutne, brak wladzy centrainej uniemozliwilby zorganizowanie<br />

skutecmej obrony kraju. Na znacmie wiyksz'! oczywiscie skaly fenomen<br />

"panstwa podziemnego" mial siy powtorzyc w 1863 roku, a przede<br />

wszystkim w latach II wojny swiatowej.<br />

Z wybitnych przedstawicieli XVII stulecia najsilniej utrwalili siy w pami~<br />

nast~pnych pokolen wodzowie, i to wodzowie zwyci~cy, w przeciwienstwie<br />

do naszych generalow schylku nastypnego wieku oraz z czasow<br />

zaboru. Przeciytny Polak poproszony 0 podanie konkretnych przykladow<br />

wymienilby przede wszystkim Stefan a Czarnieckiego i lana Sobieskiego,<br />

w dalszej kolejnosci Stanislawa Zolkiewskiego czy Karola Chodkiewicza.<br />

Niekt6rzy dorzuciliby do grona wybitnych postaci paru literatow, natomiast<br />

:laden z uczonych doby baroku Oak chocby Jan Brozek, Szymon<br />

Starowolski, Adam Kochanski) nie stal siy na trwale mieszkancem "narodowej<br />

wyobraini". Stabilnosc ocen jest widocma nie tylko w kreowaniu<br />

bohaterow, ale i w ustalaniu czamego pocztu zdrajc6w. Kto zostal w XVII<br />

stuleciu wpisany do rzydu tych ostatnich (Hieronim Radziejowski, Krzysztof<br />

Opalinski, Wladyslaw Sicinski), do dzis z takimze przymiotnikiem<br />

figuruje w podrycmikach historii. A jesli nawet Aleksandra Kostky Napierskiego<br />

starano siy - wbrew dawnej tradycji - ukazywae w idealnych<br />

barwach, to dzis coraz wiycej badaczy dostrzega w rum niebezpiecznego<br />

kondotiera, kt6ry pragn'!l wykorzystac goraJi do groinej dla Rzeczypospolitej<br />

dywersji od poludnia.<br />

Barok jest obecny w naszej kulturze nie tylko dziyki wznowieniom<br />

utworow polskich pisarzy z tamtego okresu. JeSli bowiem przyjrzymy si~<br />

hiszpanskim autorom, ciesz'!cym si~ w minionym p6lwieczu najwiyksz,!<br />

u nas popularnosci,!, to obok Calderona czy Lope de Vegi znajd,! si~ Tirso<br />

de Molina i oczywiscie Cervantes, a wiyc czolowi przedstawiciele tamtejszej<br />

literatury barokowej. Juz zreszt'! Ksawery Pruszynski zauwazyl, ze wlasnie<br />

traktuj,!cy 0 XVII wieku Pan Wolodyjowski jest z gruntu iberyjski w nastroju,<br />

kolorycie i akcji. I dlatego moZe film osnuty na R€kopisie znalezionym<br />

w Saragossie udal nam siy lepiej anizeli reryserom mad Sekwany,<br />

ktorzy rowniez sfiImowali ty powiesc.<br />

Na zakonczenie warto moze przypomniee opinie dw6ch wybitnych<br />

intelektualistow, kt6rych nie sposob podejrzewac 0 bezkrytyczne zafascynowanie<br />

sarmatyzrnem. Pierwszy z nich to Jan Lechon ubolewaj,!cy, iz<br />

slowo to pokrylo tak'! smiesznosci,! kontuszow'! Polsky, ze "myslimy<br />

niemal, ze wszystko, co chodzilo w zoltych butach i golHo czupryny<br />

w XVIII W . , bylo owym ciemnym sarmatyzmem. Ale przeciez stary<br />

Horsztynski to wlasnie jest owa Polska, i Pulaski, i konfederaci barscy (...)<br />

Takim Polakiem byl przede wszystkim pan Tadeusz Rejtan, posel nowogrodzki,<br />

ktory wiasnym cialem chcial zagrodzic drog~ hanbie polskiej ..."


BAROK WCIJ\Z zYwY<br />

99<br />

Podobnie Tadeusz Chrzanowski: "Sarmatyzm to rzeczywiScie liberum<br />

veto, i anarchia, i wreszcie Targowica. Ale sarmatyzm to tel tolerancja,<br />

ruch egzekucyjny, idea federacyjnego parlamentarnego ustroju, otwarta<br />

postawa wolnoSci. Po prostu sarmatyzm to wielka szkatula nabrzmialych<br />

sprzecznosci dziej6w."<br />

W owej to szkatule znajdujemy zar6wno kapitulacj~ pod Ujsciem<br />

i haniebn'l kl~sk~ pod Pilawcami, jak seri~ imponuj'lcych zwyci~tw, od<br />

Kluszyna oraz Kircholmu po Beresteczko i odsiecz Wiednia (ostatnia,<br />

wygrana przez Najjasniejsz'l Rzeczpospolit'l batalia, kt6rej blask mial<br />

zostae przycmiony dopiero wiktori'l z 1920 roku). Byla w XVII stuleciu<br />

zdrada i warcholstwo, ale nie zabraklo tel przyklad6w ofiarnosci i patriotyzmu.<br />

Nigdy przedtem nie musiano w obronie ojczyzny tak cz~sto wyci'lgae<br />

szabel z pochew i wysuplywac dukat6w ze skarpczyk6w szlacheckich i kies<br />

mieszczanskich.<br />

I cOl z tego, le w ustanowionym po roku 1944 kanonie "wzorcowych<br />

epok" znalazlo si~ Odrodzenie i Oswiecenie, zabraklo natomiast baroku.<br />

W rzeczywistosci nigdy nie znikl on ze swiadomosci historycznej Polak6w;<br />

wr~cz przeciwnie, wlasnie kultura sannacka XVII stulecia sluZyla umacnianiu<br />

narodowej toi:samoSci oraz autoidentyfikacji. Bez trwalej obecnosci<br />

baroku moglibysmy si~ stac "pawiem i papug'l narod6w", czego tak<br />

bardzo obawiali si~ wie1cy romantycy, nota bene przedstawiciele epoki,<br />

ktora w latach 1944-1989 rowniei: znalazla si~ poza odgornie ustanowionym<br />

rejestrem epok godnych nasladowania. W ich to imieniu Zygmunt<br />

Krasinski zapytywal w przyplywie gorzkiego pesymizmu: "W naukach,<br />

w kunsztach, w sztukach - cOldmy stworzyli Jestle poezja, architektura<br />

lub malarstwo, lub muzyka polska Czysmy mieli kiedy co polskiego na<br />

swiecie procz rubasznosci" Jak widac, autor Nie-Boskiej komedii slabo<br />

orientowal si~ w osi'lgni~ciach cywilizacyjnych minionych stuleci, wsrOd<br />

kt6rych wlasnie wiek XVII jasnieje szczegolnym, oryginalnym i godnym<br />

pami~ci blaskiem.<br />

Janusz Taz/Jir<br />

JANUSZ TAZBIR, ur. 1927, historyk, prof. dr hab. Uniwersytetu Warszawskiego.<br />

Autor ponad dwudziestu ksi~iek poswi\!conych gl6wrue historii Polski. .


MOl BAROK <br />

TADEUSZ CHRZANOWSKI <br />

BAROKOWE <br />

TRZY PO TRZY <br />

o baroku pi salem ostatnimi czasy sporo i poniekqd syntetycznie,<br />

a czynilem to i po polsku, i w obcych narzeczach, ale wcale przez to nie<br />

czuj~ si~ ekspertem. Gdy mnie obecnie "<strong>Znak</strong>" zaprosil do "barokowej<br />

polifonii" (mam bowiem nad ziej~, Ze nie kakofonii), czuj~ si~ troch~ pusty,<br />

troch~ wysuszony: bo niby co jeszcze Moina 0 tym baroku napisac A co<br />

najgorsze, b¢~ Musial co nieco napowtarzac samego siebie. Pocieszam si~,<br />

Ze jest to poniekl!d przywilej mojego wieku. No wi~c posluchajcie.<br />

Po pierwsze: jest obecnie renesans baroku, UNESCO i Vnia Europejska<br />

rok miniony uznaly za rok baroku, a nast~pstwa tego majl! si~ jeszcze<br />

realizowac przez nast~pnych lat kilka. Vniwersytet Warszawski pod dyrygenturl!<br />

profesora Janusza Pelca zainicjowal wydawanie p61rocznika "Barok"<br />

i juz mamy pierwszy jego numer. A w tym wszystkim nie ma niczego<br />

zaskakujl!cego. Barok bowiem byl ostatnim wielkim stylem europejskim,<br />

po nim nastl!pil korow6d stylik6w: kr6tkotrwalych, bezperspektywicznych,<br />

jalowatych: klasycyzm i romantyzm, akademizm i historyzm, wszelkie<br />

odmiany arts nouveaux i cala juz tylko siekanka XX-wiecznych ,,-izm6w"<br />

ukazala jednll tylko cech~ naszej nowszej cywilizacji: jej dez-uniwersalizacj~.<br />

JeSIi wi~c ktos odczuwa t~sknot~ za czyms, co si~ dawalo defmiowac<br />

chronologicznie, ideowo i formalnie, to musi wracac do baroku jako do<br />

"aurea prima .rata est aetas ...". Mnie samemu uniwersalizm do spokoju<br />

sumieniajest niepotrzebny, porzltdkowanie stylami jest przydatne, ale jeSIi<br />

si~ go przeprowadzie nie da (modernizm - postmodernizm), to tez nie<br />

zmartwienie. "Dose sumnienie jdli czyste" - jak glosil pewien barokowy<br />

poeta.


BAROKOWB TRZY PO TRZY<br />

101<br />

Nie ukrywam: bardzo ceni~ barok, powiedzialbym moie nawet, ie go<br />

kocham, ale wowczas musialbym wyznae, Ze mi si~ w tym milowaniu<br />

miioSt plomienno--szc~sliwa ze zlll miloscill przeplata. I ie barokowi nie<br />

potrafilbym dochowaC wiernosci. Na szcz~Scie ani jakas zamierzchla epoka<br />

do mnie, ani ja do niej nie moiemy miee wi~kszych pretensji.<br />

Tak wi~ barok - ostatni wielki styl europejski - rozcillga si~ na kilka<br />

pokolen: zaczyna u schylku XVI wieku we Wloszech, wygasa na rozmaitych<br />

prowincjach ai po schylek wieku XVIII, a na dobitk~ trwa<br />

w swiadomosci zbiorowej wielu nacji (bo i polskiej, i - na przyklad<br />

- poludniowo-amerykanskich) az do dzisiaj. I jeszcze wi~cej: wylewa si~<br />

poza nasz kontynent i wlasciwie dociera niemal wsz~zie.<br />

Ta dlugotrwalosc i rozleglose baroku pcha uczonych do ich ulubionej<br />

zabawy: do periodyzacji moiliwie szczegolowej i rozpisanej na lata, regularnej,<br />

gdyi styl ten powinien do niej pasowac. Tylko do czego Do ludzkiej<br />

flkcji 0 regularnosci dziejow Nawet dzieciom szkolnym wiadomo, ie<br />

kaida epoka ma swoj styl wczesny, po ktorym przychodzi wspanialosc<br />

dojrzalosci, a po niej zatrute czary agonii. Tylko ie barok od razu<br />

wyskoczyl z piany morskiej jako styl dojrzaly, a potem nast~powaly<br />

kolejne dojrzalosci; byla nill bowiem i ta poZna: regencyjna czy rokokowa.<br />

Wiadomo tei, Ze si~ bardzo zromicowal topograficznie, a wi~c sam w sobie<br />

zdezuniwersalizowal, a byly tei obszary, gdzie dost~ mial utrudniony,<br />

gdzie bywal dzieckiem niechcianym. Barok bowiem pozostawil szereg<br />

wspanialych zabytkow we Francji, ale Francja w gruncie rzeczy zawsze<br />

pozostawala wierna klasycyzmowi. W jeszcze wi~kszym stopniu Anglia,<br />

ktora akceptowala palladianizm (ale czy to barok) i nie przeszkadzalo jej<br />

to, ie sllSiadowal z post- i neogotykiem. A w lcrajach protestanckich<br />

akceptowano go tei po rozmaitych sterylizacyjnych zabiegach. To bowiem<br />

jest pewne: barok nigdy i nigdzie nie byl purytanski, wi~c si~ do zabiegow<br />

sterylizacyjnych wlaSciwie nie nadawal.<br />

No i wreszcie ow schy!ek. W wielu lcrajach wlaSnie on natrafil na<br />

prawdziwe i nie wykorzystane dotychczas zasoby artystycznego kruszcu,<br />

bo wreszcie przestal si~ bac zdrady renesansowych prawidel i kanonow<br />

"dobrego smaku". PMny barok by! postrzelony, zmanierowany, ale byl<br />

prawdziwszy nii barok dojrzaly, czyJi klasycyzujq,cy wczesnej fazy. W kaidym<br />

stylu jest zawsze wspolczynnik kobiecosci; w baroku ujawnia si~<br />

w sposob szczegolnie aktywny, co tlumaczy zafascynowanie oWIl fazll<br />

poZnIl: nam, m~iczyznom, podobajq, si~ ai za cz~sto dziewczyny postrzelone<br />

i zmanierowane. Co nie przeszkadza, ie barok mia! tez pewien<br />

bardzo wyrazisty element m~ski: byl agresywny, nie obawia! si~ przcciwnosci,<br />

podllza! tam, dok::td mu si~ podobalo podllzac. Respekt odczuwal<br />

tylko wobec renesansu.<br />

I tu pewne sprostowanie do powszechnego wyobrazenia 0 baroku,<br />

kt6re podkresla, ze wyros! on na gruzach powa)onego i zburzonego<br />

renesansu. Wszystkie style i styliki europejskie wyrastajll na gruzach,<br />

kontestujll dopiero co minionll epok~, pot~piajq, jll i "szukajll nowego" i to


102 T ADEUSZ CHRZANOWSKI<br />

jest cecha kultury tego naszego paradoksalnego kontynentu (na innych<br />

obszarach uznawano pewne ogolne zalozenia tradycji, innowacje byly<br />

umiarkowane, akceptacja zaS obejmowala nie to, co nowe, ale to, co<br />

tworzono wedle starego).<br />

Na tym tle barok wyroi:nia siC( jako styl, ktory tylko polowicznie byl<br />

kontestatorski, przede wszystkim jednak byl kontynuatorski: budowal na<br />

"starym". Barok byl negacjOl manieryzmu, mial mu za zle jego wirtuozeriC(,<br />

elitarnose i brak glC(bszych uczue, a co za tym idzie: patosu, ekspresji,<br />

walecznosci. Stal siC( za to bezposrednim nawi'lzaniem do renesansu:<br />

pierwsi architekci barokowi we Wloszech (Vignola della Porta i na swoj<br />

sposob Palladio, rozpiC(ty pomiC(dzy epokami) byli przekonani, Ze powracaj4<br />

z manowcow na wlasciw4 drogC( kontynuacji tego, co rozpoczOll<br />

renesans, a pomostem miC(dzy epokami stawal siC( Michal Aniol, mistrz<br />

dojrzalego renesansu, a zarazem prekursor i manieryzmu, i baroku. I to,<br />

o czym siC( zapomina doszczC(tnie: wie!cy tworcy baroku nie wiedzieli, Ze<br />

tworZll barok, bo 0 czyms takim wcale nie slyszano i poslyszeC miano<br />

dopiero dwa wieki poiniej. Sami siebie uwazali natomiast za tych, ktorzy,<br />

wystC(puj'lc przeciwko manierystycznemu (ten termin tez jeszcze nie istnial)<br />

"zepsuciu smaku", powracali do harmonii, wznioslosci i "dobrego smaku"<br />

renesansu. I rzeczywiscie, wczesna faza baroku rna jeszcze ow'l patetyczn'l<br />

jasnosc i wznioslosc wielkich dziel Quattrocenta i pocz'ltkow Cinquecenta.<br />

Dopiero z biegiem lat architekci i artysci baroku zaczC(li siC( przeobrazac,<br />

mnoz'lc bogactwo na niekorzysc samoograniczenia i umiaru. Barak narastal<br />

przez kilka pokolen jako styl ornamentalny i skomplikowany strukturalnie,<br />

a w miejsce harmonii zaczC(ly wchodzic e1eganckie panie: strojnose,<br />

iluzja, niespodzianka.<br />

lezeli stanOlc w Krakowie przed fasad'l pojezuickiego koSciola swiC(tych<br />

Piotra i Pawla - fasad'l, dodam nie bez dumy, tak piC(knie ostatnio<br />

odnowion'l - nalezaloby powiedziec, ze mamy do czynienia z kreacjOl<br />

renesansu. A to, ze naleiy juz do baroku, poznajemy po pewnych drobnych<br />

zabiegach kompozycyjnych: po sposobie zestawiania porz'ldkow, po detalu,<br />

po skali bardziej niz po strukturze. Podobnie jak w rzymskim pierwowzorze:<br />

kosciele macierzystym jezuit6w II Gesu, fasada jest plaska i kompozycyjnie<br />

klarowna, a wnC(trze operuje wielkim patetycznym rozegraniem<br />

przestrzeni, ale nie jej pogmatwaniem. To rnialo nast'lpic p6Zniej - juz<br />

w drugiej polowie XVII wieku, kiedy zaczC(to gi'lc fasady jak rZeZbiarskOl<br />

materiC( mokrej gliny czy gipsu, a wnC(trza atomizowac i wzajemnie ze sobOl<br />

przenikac. W ten sposob z logicznego i jasnego swiata Vignoli i Palladia<br />

wkraczamy w pohnroki Guariniego, Baltazara Neumanna i generala lana<br />

de Witte.<br />

Znaczenie baroku dla Europy bylo ogromne; renesans przekazal juz<br />

niemal wszystko, co mial do przekazania, manieryzm Uakie go uwielbiam!)<br />

mial poprzez swOl wirtuozeriC( tendencj~ do samowyjalawiania, gdy tymczasem<br />

barok wchodzil na scen~ pewny siebie i wsr6d niemal powszechnego<br />

aplauzu. Postawil na ekspresj~ wielorak'l, wprowadzon


BAROKOWE TRZY PO TRZY<br />

103<br />

opuszczone przez logikt,: na rzecz intelektualnych zabaw "trefionego umyslu".<br />

Stworzyl wit,:c swemu i nadchodzllcym pokoleniom szanse, kt6re mialy<br />

skutecznie wykorzystywac przez dwa nastt,:pne stulecia.<br />

To oczywiscie nie maczy, ie barok byl tolerancyjny, bo nie by!.<br />

Przejawia sit,: to w przebiegu dziej6w, gdzie na plaszczyznie nietolerancja<br />

walczy 0 lepsze z rozmaitymi absolutyzmami. Stawial wit,:c pewne warunki<br />

takie tworcom. Ale dawal im w zamian wielkie przestrzenie tworcze. Jdli<br />

wit,:C zbilansowac owe dwa stulecia panowania, ocena musi w koncu<br />

wypasc pozytywnie. Elementy negatywne to wojny, czt,:sto wyniszczajllce<br />

i bez zwycit,:zcow (wojna trzydziestoletnia, u nas wojny XVII wieku i wojna<br />

polnocna), to zacietrzewienie religijne, to naduZycia absolutyzmu, to wreszcie<br />

powoine, ale nieuniknione przechylanie sit,: ku nierownosci spolecmej<br />

tak macmej, ie musiala doprowadzic do rewolucji. Ale byla to tei epoka<br />

wielkiego postt,:pu technicznego, swiatlych filozof6w, bo byla to epoka<br />

oswiecona przed OSwieceniem. Byl wit,:c barok paradoksalnie tworc~<br />

protototalitaryzmu i zarazem poloinll przyszlej demokracji: przygotowal<br />

to wszystko, co mialy zrealizowac juz nastt,:pne epoki. W sztuce najniebezpiecmiejszym<br />

zjawiskiem byl protototalitaryzm konwencji i dogmatyzm<br />

kanonow uznanych za wyraz "dobrego smaku".<br />

Zresztll inaczej bylo w rozmaitych krajach i czt,:sciach swiata. Jdli<br />

bowiem spojrzec na barok z perspektywy polskiego slonia, to tei zobaczymy<br />

konwencje, choc pozornie calkiem odmienne od tych, jakie sit,: moscily<br />

w oswieconym absolutyzmie. Gdy bowiem wszt,:dzie stabilizowaly sit,:,<br />

wojujllc z sobll nieustannie, rozmaite absolutyzmy regionaine, Rzeczpospolita<br />

Obojga Narodow dezabsolutyzowala sit,: w rwetesie bezholowia,<br />

zamierajllcego instynktu panstwowego, wyuzdanej prywaty towarzysz~cej<br />

kr6tkowzrocznosci gospodarczej. Wszystkie usilowania pozytywne albo sit,:<br />

zalamywaly, alba w ogole nie zaczynaly. Wprawdziejui za Sasow (najglupszej<br />

dynastii panujllCej w zglupialym do cna "narodzie szlacheckim")<br />

zaczynaly sit,: reformy szkolnictwa i zaczt,:lo wyrastac pokolenie mysillce<br />

o "skutecmym rad sposobie".<br />

Ale jednoczeSnie w owym baroku, 0 ktorym moma smialo powiedziec,<br />

ie z biegiem lat stawal sit,: stylem coraz bardziej polskim (pod obnie jak<br />

stawal sit,: portugalskim czy brazylijskim), i to nawet w6wczas, gdy w srodowisku<br />

artystycznym nadal dominowali z pochodzenia nie-Polacy, i to<br />

wsillknit,:cie w polskosc sprawialo, ie do dzis obserwowac moma trwalosc<br />

tradycji zarowno zlej (polityka, poial sit,: Boie, "biznes" i poddawanie sit,:<br />

najgorszym nawykom), jak i dobrej: nie doceniana wspolczesna literatura<br />

i sztuka, w mniejszym stopniu architektura, ale jednak tei. JesteSmy<br />

barokowi, niezalemie od tego, czy sit,: nam to podoba, czy nie; czerep<br />

rubaszny nasadzony na duszt,: anielskll nadal sit,: kotlasi posrod bronowicko-narodowych<br />

chocholow.<br />

Wyrzuciwszy ze swego barokowego jestestwa tt,: krotkll nowennt,: przygan<br />

i kpin, poczulem sit,: jakos nieswojo. Zawsze uwaialem, ie tak jak<br />

narodow nie moma oceniac wedle ich "ducha", bo po prostu nie rna


104 TADEUSZ CHRZANOWSKI<br />

czegos takiego W skali wielu milionow indywiduow, podobnie uwazam, Ze<br />

taue epok nie da si~ oceniae globalnie. Za duzo tam faktow i szczego!6w,<br />

za duzo zjawisk jednostkowych. Tej gigantycznej miszkulancji nie da si~<br />

wymierzyc ani na swiecie, ani w Europie, ani nawet nad Wist'!:. A na kOllCU<br />

takich przedsi~wzi~e stoi zawsze zmora historii zideologizowanej.<br />

Dobrze pami~tam, jak to w niedawnym przeciez jeszcze czasie, poszczeg6lne<br />

epoki "poustawiano" wedle ich aktywow i pasyw6w, czyli wedle<br />

kryteri6w post~IJOwosci i wstecznictwa. Sredniowiecze wi~c bylo "beee",<br />

a renesans by! godny czci i nasladowania, potem barok znowu "beee",<br />

a Oswiecenie peine swiatla, jak po elektryfikacji, i tak dalej, i tak dalej.<br />

Przypomina mi si~, jak to w 1945 roku jeden z wojakow radzieckich<br />

chwali! si~ przede rnn,!:, ze w Saratowie albo innej Tule studiowal filozofi~:<br />

"Ja wsio znaju: Hiehla, Marksa i Niczewol"<br />

Moina by to okrdlie jako dialektyk~ materialistyczn,!: w procesie<br />

wdrazania. Proponuj~ wi~ obserwowanie baroku raczej z perspektywy<br />

estetycznej nii historiozoficznej. Historyk, a wi~c takie historyk sztuki, rna,<br />

jak to si~ mowi, "niezbywalne" prawo do ocen, ale musi je stosowae<br />

wybiorczo i w granicach rozs'!:dku, to znaczy perspektywy czasu, w ktorym<br />

wydarzenia si~ dzialy. Bo jest zazwyczaj tak, ze historyk, ktory jak'!:s epok~<br />

bada, zaczyna bye przez ni,!: wchlaniany, ulega fascynacji, zaczyna - naukowy<br />

Pigmalion - popadae w grzech milosci. Ale bywa i tak, choe rzadziej,<br />

ie to uczucie przeradza si~ w zl'!: milose, w fascynacj~ nafaszerowan'l:<br />

niech~ci'l: i gniewem. Wystarczy odwolae si~ do dwu wielkich historyk6w<br />

kultury: Jakub Burckhardt pokochal renesans milosci'!: pierwsz,!:, nieomal<br />

dziewicz,!:. Wiedzial, ile paskudztwa byro w niegdysiejszych Wloszech, ale<br />

nade wszystko kochar ow'!: ku1tur~ pem'!: najprawdziwszego blasku. Tymczasem<br />

Jan Huizinga "jesieni sredniowiecza" nie tylko nie pokochal<br />

naprawd~, ale nieustannie si~ z ni'!: wadzil.<br />

Bye moze czysto estetyczne obserwowanie jakiegos wycinka dziej6w<br />

jest po prostu dla historyk6w niemozliwe, a kto wie, czy i historyk sztuki<br />

moZe stosowae tak'!: wyl,!:cznosc. Ale ja z mojej sytuacji mog~ smialo<br />

korzystae i nie troszcz'!:c si~ 0 caloksztalt widziec barok w jego poszczeg61­<br />

nych blaskach. Niechie mi one b~d,!: nadal radosci,!: oczu i ogniem serca.<br />

Tadeusz Chrzanowski<br />

TADEUSZ CHRZANOWSKJ, Uf. 1926, historyk sztuki , dlugolelni pro[esor KUL,<br />

przewodnicz:tcy Spolecznego Komiletu Odnowy Zabytkow Krakowa, prezes Stowarzyszenia<br />

Historykow Sztuki. Autor wielu prac naukowych z historii sztuki, eseista.<br />

Wydal m. in. Zywe i mar/we gran ice (\974), lV~dro\Vki po Sarmacji europejskiej<br />

(1988). Publikuje w "Tygodniku Powszechnyrn", "<strong>Znak</strong>u" , "Wi~zi", "TworczoSci"<br />

i paryskiej "Kullurze". Mieszka w Krakowie.


ANTONI CZYZ <br />

BAROK NIEZNISZCZALNY <br />

M6j barok jest epokl! w dziejach kultury europejskiej wspaniall! i niezwykll!.<br />

Rozrosly mi~zy renesansem a oswieceniem, wie1oglosowy, bujny<br />

i tw6rczy, zresztl! i poza Europl! obecny w kulturze (pami~tamy szalencze<br />

i dzikie formy kosciolow Meksyku i Peru, ktore opisal Jan Bialostocki<br />

w ksil!zce 0 sztuce dawne) Ameryki, Warszawa 1972) - moZe bye okreSlony<br />

wlasnie jako "moj", tak bardzo przenika do mysli i wyobrami, wpisuje si~<br />

w doswiadczenia wewn~trzne czlowieka takze i dzis, wi~c, okreSla moj<br />

wlasny swiat. Tym latwiej mowie, co w baroku swietne i bliskie.<br />

Moze idee: ja, B6g i swiat To rozpoznanie osoby i jej wn~trza, jej<br />

prywatnoSci, podmiotowosci (mocniejsze niz w odrodzeniu), to pragnienie<br />

Boga i wi~zi z Nim (ton mistyczny i duch medytacji w czasach potrydenckich)<br />

i, wreszcie, pasja ontyczna, wola poznania i nazwania calosci bytu<br />

(zaspokojona w pelni u schylku epoki, w dziele Leibniza)<br />

A moze formy: przedmioty, fantazmaty Czyli zmyslowe i bujne kl~bowisko<br />

zjawisk i swiat, byt w nich uobecniony i pewny.l Albo swiat nowy,<br />

sztuczny, wysnuty z wyobrami, cudowny lub okrutny, szalenczy albo<br />

chlodny, jak senna fantasmagoria (gdzieS tu Sen nocy fetnie) czy Burza<br />

Shakespeare'a, wreszcie nasza - nie czyta si~ jej - Nadobna Paskwalina<br />

Samuela Twardowskiego)<br />

I moze, w koncu, "moim barokiem" bylby barok Zywy, obecny<br />

w kulturze az do dzis: poprzez dlugie trwanie Wcale nie chodzi tu 0 to, Ze<br />

cala kultura nowsza jest barokowa wprost (jak nie bylaby wprost romantyczna).<br />

Chodzi 0 g1eb~, korzenie, 0 tw6rczl! i "Zyznl!" przeszlose, a t~<br />

utworzyl barok (ponowil romantyzm): kultura nowsza bywa, cz~sto, pobarokowa<br />

(poromantyczna tez).<br />

o "barok Zywy" pytal kiedys, w numerze specjalnym, miesi~cznik<br />

"Poezja" (1977, nr 5-6). Mam go teraz przed sobl!, jest nadal ciekawy<br />

i cenny. Otwiera go szkic Janusza Pe1ca 0 zwil!zkach epoki z naszl!<br />

wspolczesnoscil!, potem - zmieniony, przetworzony - zawarty w jego<br />

I Aleksander Nawarecld ukazat to w naszej - soczystej, zachiannej, 2Dlystowo pulsujltcej<br />

- poezji Hieronima Morsztyna, por. Ilieronima Morsztyna zmyslowa milose porzqdku, "Ogr6d"<br />

1992, or I.


106 ANTONIC'ZYZ<br />

ksill,Zce Barok - epoka przeciwienstw (Warszawa 1993). Nast~puje dalej<br />

ankieta 0 owym Zywym baroku (opatrzonym znakiem zapytania, bo 0 t~<br />

Zywotnosc wlasnie si~ pyta) , a w niej glosy uczonych niezmicnnie intrygujll,ce.<br />

Dwie osoby tam mowill, szczegolnie dobitnie: Qaude Backvis<br />

i Jadwiga Sokolowska. Belgijski polonista, entuzjasta i znawca baroku,<br />

przedstawia mi~dzy innymi zmyslowll, wrazliwosc i pewnll, teatralizacj~<br />

poezji epoki, czulej na ksztalty, barwy, lSnienia. 0 Sokolowskiej powiem<br />

potem .<br />

• Ja, Bog i swiat<br />

Barok jest wieloglosowll, i wielowlI,tkowll, epokll,. Poczynal si~ tu i tam,<br />

ale takZe na Soborze Trydenckim. Kultura potrydencka, w tyro i reforma<br />

katolicka, poj~tajako (b¢lI,cy tez reakcjll, na reformy protestanckie czasow<br />

renesansu) wewn~trzny wysilek poszukiwania wiary ewangelicznej i Zywej,<br />

wpisanej w wewn~trzne doswiadczenic osoby, jako trud budowania chrzeScijanstwa<br />

poj~tego egzystencjalnie (smiale to wowczas zamiary, wi~c, jak<br />

Jean Delumeau, mowi~ 0 reformie katolickiej, odkladajll,c na bok brzmill,cy<br />

jak obelga termin "kontrreformacja") - kultura potrydencka zatem okreslila<br />

epok~ baroku bardzo dobitnie. Jezeli renesans nie tyle "odkryl"<br />

czlowieka i ton antropologiczny w mysli filozoficznej (bo to znalo sredniowiecze<br />

, w tyro i Tomasz z Akwinu, do ktorego w odrodzcniu nadal<br />

si~gano), ile inaczej wszystko to problematyzowal Gesli rozwazyc, co<br />

o czlowieku - bardzo odmiennie przeciez - pisali Giovanni Pico della<br />

Mirandola w Mowk 0 godnosci czlowkka, Erazm z Rotterdamu w Pochwale<br />

glupoty, Montaigne w Apologii Rajmunda Sebond albo Luter,<br />

chocby w przedmowie do Listu sw. Pawla do Rzymian), to, znowu, barok<br />

na nowo czlowieka przemyslal, ale, zwlaszcza, odczul.<br />

Dla reformy potrydenckiej "narz¢ziem" ksztaltowania odnowionego<br />

chrzescijanstwa byla duchowosc ignacjanska, wi~c i Cwiczenia duchowne<br />

sw. Ignacego Loyoli, ta niezwykla nowoZytna sztuka medytacji, wywiedziona<br />

z tradycji 2 , a ksztaltowana jako szkola odnowy wewn~trznej dla<br />

wspolczesnych i potomnych, takZe na dzis. Oddana osobie, jej wewn~trznym<br />

dyspozycjom i wyobraini, medytacja ignacjanska okreslala (i wychowywala)<br />

czlowieka w wi~zi z by tern i Bogiem, podmiot otwarty na<br />

przedmiot, byla lekcjll, egzystencji otwartej i ontycznego zakorzenienia.<br />

Ale nie byla wszystkim. Takze samorodnie i spontanicznie pojawialo si~<br />

w epoce baroku to nowe, ostre widzenie czlowieka. Bywal nie tylko<br />

zakorzeniony, byl tez rozdarty. Prosz~ rozwazyc, jaki mroczny i straszny<br />

obraz natury ludzkiej, oddanej bl~dnym sll,dom i zlyro nami~tnosciom,<br />

okrutnej i krwawej, daje w tragediach Shakespeare (a on wspoltworzy juz<br />

barok). Co mowi Calderon w Zyciu snem, gdy odslania kruchosc mysli<br />

i poznania Z czym si~ zmaga Racine, jdli Fedra (z ducha klasycyzmu,<br />

• Pierre Hadot w ksillzce Filozo{w jako cw/czerz/e duchowe Warszawa 1992 pokazal jej<br />

grecko--rzymskll tradycj~.


BAROK NIEZNISZCZALNY<br />

107<br />

jansenizmu ...) rna objawie ohyd~ ludzkiego wn~trza, zarazem 3 "bol duszy",<br />

ktory "nie umie pozostae w ukryciu" Oto tragizrn.<br />

Barok oznacza narodziny nowoiytnej swiadomosci tragicznej, tej, kt6­<br />

ra Uak to ujmowal Max Scheler) postrzega nieuleczaln:J, kolizj~ wartosci<br />

posrod bytu. Tragizrnu z wiant w Bozy lad swiata i ufnosci:J, dla Opatrznosci<br />

pogodzic si~ nie da i epok~ baroku okreSlaj~ nie tylko szalone napi~cia<br />

wewn~trzne jej literatury (tak u, chrzeScijanskiego w koncu, Calderona),<br />

ale zasadnicze, porazaj~e napi~cie calego wtedy myslenia 0 czlowieku<br />

i swiecie. "Dla Racine'a widzenie jest nawiedzone przez tragizrn" - stwierdzil<br />

Jean Starobinski:~ I probuje si~ odbudowac swiat, adnajdowac Boga<br />

i lad. Cale to napi~cie pojmie i ponowi romantyzm, w tyro i, u nas,<br />

Zygmunt Krasinski jako autor Nie-Boskiej komedii i Irydiona, "mi~dzy<br />

Przeznaczeniem a Opatrznosci~" (by przywolae tytul studium).s<br />

Przeciez to owocuje... Medytacja ignacjanska i swiadomosc tragiczna<br />

ujawniaj~ to, co jest u podstaw myslenia w tamtyro czasie: skupienie wokol<br />

czlowieka jako osoby, ja. Barak bylby tez bowiem pierwszym w kulturze<br />

nowoiytnej (renesans tam si~ rzadko zapuszczal, moze Klemens Janicjusz<br />

i jego Tristia alba Kochanowski w Trenach) odkryciem rzeczywistosci<br />

wewn~trznej czlowieka. Barok jest introwertyczny i egotyczny. Poiniej<br />

romantycy b¢~ przemierzali tamt~ wspanial~ krain~. Na raziejednak wlada<br />

ni~ ktos z epoki baroku, pisarz (Shakespeare) lub filozof (Descartes).<br />

Rozpraw~ 0 melodzie uj~l Kartezjusz jako tekst autobiograficzny,<br />

egotyczny, inicjacyjny. Bierze w nawias to, co juz wie, i redukuje swoj<br />

obraz swiata (nie przypadkiem HusserI wyda w naszyro stuleciu Medytacje<br />

kartezjaiJskie), mowi 0 sobie i 0 mroku niewiedzy, swiadom siebie a z wol~<br />

bytu i prawdy. Mysl kartezjanska odslonila sv.;adome siebieja. Wprawdzie<br />

oddalila ja ad bytu, "zamkn~la" w sobie Oak to wypominali po latach<br />

Maritain i Gilson), staj:J,c u podstaw fUozofii podmiotu a wobec jakiejs<br />

-ledwie wyczuwanej jeszcze - niemocy dociekan ontologicznych, ale moze<br />

wszystko to bylo konieczne, aby zyskac dojrzal~ samoswiadomose, odnaleze<br />

ja XVI i XVII stulecie bardzo tego szukaly.<br />

Bo w koncu swiadomosc siebie nie musiala bye egotyczna i mogla<br />

odslaniac Innego. Tak si~ dzialo jeszcze w XVI wieku, u Jana od Krzyia,<br />

ktorego teologia mistyczna (wyrosla, mi¢zy innymi, z apofatyzrnu) dojrzaly<br />

odbior uzyskala w baroku: tam ogolocenie wraz z noc~ ciemn~ ksztahowalo<br />

si~ jako przemieniaj~ce doswiadczenie wewn~trzne osoby, ktore otwiera ku<br />

obecnoSci Boga i wi~ z Nim. Tak bylo tez u Pascala, przy calym wewn~trznym<br />

jego napi~ciu, gdy samoswiadomosc i wolnosc wewn~trzna otwierala na<br />

- wia~ i milosci~ (bo mniej mysl~) "pochwyconego" - Boga i na swiat. 6<br />

] Jak napisal Rysz.ard Przybylski w eseju Klasyczna ciemnosc z tomu Wlajemniczenie w los,<br />

Warnawa 1985.<br />

• W szkicu Racine I poelyka spojrzenla (mamy go w tomie Anlologla wspo/czesnej Icrylyki<br />

lilerackiej we Francjl, Warszawa 1974). <br />

, Z ksillili Marii Janion, Romanlyzm. Sludla 0 ideach I slylu, Warszawa 1969. <br />

• Stefani a SlcwarczyDska w jej zapomnianycb tekstacb 0 Pascalu z tomu Sludia i szkice<br />

lilerackie, Warszawa 1953, kwietnie ukazala to napi~cie w odnajdywaniu obrazu istnienia.


108 AmON! CZYZ<br />

Pr6cz tego barok pragn'!l ontologii sformulowanej jako wprost system<br />

i dal j,! Leibniz. Wyszydzil go potem Voltaire (pangloss w Kandydzie jest<br />

jego bezlitosn,! karykaturq), tw6rczo nawi,!zal do niego w swej monadologii<br />

Witkacy.<br />

Nic jednolitego sil( z tego nie wylania. "M6j barok" w sferze idei jest<br />

wieloraki. Odslonil swiadome siebie ja i jego doswiadczenia wewn~trzne,<br />

ujawnil swiadomose tragiczn,! i ukazal rzeczywistose gll(binow,! czlowieka.<br />

Pragn,!1 Boga i szukal Go. Pragn,!1 bytu i ontologii. Czego chciee wi~j<br />

• Przedmioty, fantazmaty<br />

Rownie rozmaite S,! obrazy czlowieka i swiata, [ormy literatury i sztuki<br />

barokowej (bo mniej klasycyzm XVII wieku jako pqd w obri[:bie epoki, ale<br />

wlasnie pr,!d barokowy). Zostaje na nowo odnaleziony i opisany swiat,<br />

jego ksztaliy, przedmioty. Kasper Miaskowski w cudownym wierszu Na<br />

szklanic~ malowanq daje miniaturowe studium przedmiotu, histori~ naturaln,!<br />

i histori~ ostateczn,!, od ognia w piecu hutniczym po S,!d BoZy u schylku<br />

czasu. Hieronim Morsztyn mnoi:y to wszystko, leczjego brawurowy i przez<br />

onomatopeje "wYSpiewany" katalog ptakow z poematu 0 krolewnie Banialuce<br />

(zlecialy si~ wlasnie do pustelnika ...) brzmi prost'!, zachlann'! radosci,!<br />

ze zmyslowej, ontycznej pewnosci istnienia postrzeganego i przei:ywanego<br />

poprzez cale to kl~bowisko. Takie tei:jest ito oznacza rojowisko wydarzen,<br />

postaci i spraw, ktore wypelnia epick'! tkankl( Ogrodu fraszek Waclawa<br />

Potockiego 7: jest pewnosci,! pogmatwanego porz'!dku trwania.<br />

Taki portret zjawisk mogt mocniej odslaniac to, co poza nimi, i ku<br />

temu zmierzala poezja metafizyczna, ta angielska (John Donne, George<br />

Herbert) i polska (Mikolaj Si[:p SzarzyDski, Sebastian Grabowiecki) wczesnego<br />

baroku, przenikliwa poznawczo, gl(sta stylistycznie (tutaj zgli[:bianie<br />

tej faktury slowa staje sil( dla odbiorcy niezwyklym wysilkiem poznawczym<br />

i - przygod,! z bytem), wizjonerska (dobrze to oddaje monografia Jana<br />

Blonskiego 0 S~pie, z 1967 roku). To jest poezja ontologiczna - prawdod'!zna,<br />

skupiona wokol mocy i niemocy ludzkiego poznania (tej gry z bytem)<br />

i wokol istnienia. Stale pasje barokowe ...<br />

Dobrze je tam widac, gdzie sil( objawi,! najmocniej i wprost: w nurtach<br />

kreacyjnych baroku. Rozwazano teoretycznie ludzk,! moc tworcz'!. U nas<br />

Maciej Kazimierz Sarbiewski w traktacie De perfecta poesi omowil epos<br />

jako gatunek, kt6ry odslania swiat fikcji (wii[:c inny swiat), i rozpoznal<br />

poet~ jako tego czlowieka, ktory - na obraz Boi:y stworzony Uezuita<br />

Sarbiewski si~ga do Arystotelesa, ale i do, niezwykle swiezo czytanej,<br />

Ksi~gi Rodzaju) - ujawnia swoj,! sill( sprawcz'!: jakby tworzy, prawie<br />

tworzy, buduje wlasny nowy swiat.<br />

Takie swiaty wypeiniaj,! literaturl( barokow'!, wysnute z wyobraini<br />

stwarzaj,!cej, wywiedzione z mistemej znajomosci regul, dziwne, straszne,<br />

barwne, kusz,!ce, spazmatyczne, lecz tahe chlodne, lodowate, doskonale<br />

, Pokaza! rni to esej Stanistawa Szcz,snego w "Ogrodzje" J992, nr J.


BAROK NIEZNISZCZALNY<br />

109<br />

obce. Barok jest kreacyjny z ducha, jak potem romantyzm. Zna zachwyt<br />

dla swiata, lecz tez pragnie - fikcjlll - budowac swiat nowy. Lubi sztuk~<br />

sztucznll, fantazmatycznil, utkanil z urojen, ale i z mit6w (greckich,<br />

rzymskich, wyobraZen chrzeScijanskich). Si~ga przesytu, niemal niemocy,<br />

jakby wszystko zostalo wypowiedziane, rozpoznane, przezyte, wyczerpane<br />

Oakis cien schylku, kresu pewnych pojyc, przejaw osobliwego barokowego<br />

"postmodernizmu"). Cos takiego odslanialby Adon Marina, dzis dopiero<br />

doceniany arcypoemat (kt6rego kongenialny przeklad polski zapewne z lat<br />

1625-47 wydali niedawno wloski polonista Luigi Marinelli i Krzysztof<br />

Mrowcewicz). To pokazuje fascynujllca Nadobna Paskwalina Samuela<br />

Twardowskiego (pi6rem wizjonera i kolorysty snuta opowiesc 0 milosci<br />

i wewn~trznym przemienieniu, gdzie: Lizbona, ustronne lllki peine szczysliwych<br />

pasterzy, Paskwalina, Wenera, Mars, Junona poboma...).<br />

Zza tych fantazmat6w wyziera wie10sc znaczen, wzglydnosc swiata,<br />

pocZlltek rozpadu paradygmatu poj¢ (w tym i chrzeScijanskich). Barok<br />

odslania siy jeszcze dalej: od medytacji przemieniajllcej poprzez tragizm<br />

i rewelacj~ ja, odnajdywanie Boga i swiata, odszukiwanie ludzkich sit<br />

tw6rczych i ton kreacyjny sztuki szlak wiedzie do niemocy, wzglydnosci,<br />

kresu pewnych poj¢ i ogolocenia. Zawsze pami~tam 0 sonecie Na krzyzyk<br />

na piersi jednej panny Jana Andrzeja Morsztyna, gdzie .M\(ka Chrystusa nie<br />

odkupuje i nie jest pociechll, a tylko sluzy jako narzydzie ... seksualnego<br />

zaspokojenia. Barok to r6wniez czas pocziltk6w libertynizmu. Choc to nie<br />

wszystko.<br />

"M6j barok" buduje wlasny swiat i to nie jedynie w literaturze i nie<br />

tylko posr6d fantazmat6w (dostrzegano ich dwuznacznosc: Cervantes,<br />

przecieZ, pokazal Don Kichota jako ofiar\( literatury i, az do oblydu,<br />

marzen). Ksztaltuje sw6j ton, w malarstwie (EI Greco lub La Tour),<br />

w wielkich speinieniach muzyki (Vespro [Nieszpory] Monteverdiego, Dydona<br />

i Enearz Purcella, Msza h-moll Bacha). Zawsze jest wizjonerski i tw6rczy .<br />

• Dlugie trwame<br />

"M6j barok" nigdy nie wygasl, bo zawsze juz trwal jako :i:ywa inspiracja.<br />

Romantyzm bylby dalszym jego ogniwem. Trudno wi\(c m6wic 0 nawill2YWaniu<br />

do baroku, bo raczej 0 ponawianie chodzi: przywolywanie<br />

tego, co tamta wielka epoka wypowiedziala wprost jako pierwsza. Bez<br />

baroku nie byloby nas -dowodzila Jadwiga Sokolowska, odpowiadaj'lc na<br />

wspomnian'l wyzej ankiety "Poezji" i zapowiadaj'lc swojll ksiCl:i:ky Mys/<br />

i sztuka wspolczesna a barok (nie ukazala siy dot'ld, szkoda). Wiyzi,<br />

analogii jest bowiem mn6stwo.<br />

Pokazal to Backvis w rozprawie Siowacki i barokowe dziedzictwo 8:<br />

autor Balladyny (z ducha Shakespeare'a), JUi{!cia niezlomnego (z Calder6na),<br />

krwawego i mrocznego KrOla-Ducha, wizjoner i kolorysta Oak,<br />

przywolany przez belgijskiego uczonego, Samuel Twardowski) swiadomie<br />

• W jego Szkicach a kuilurze .rlaropoi.rkiej. Warszawa 1975.


110 ANTONI CZYZ<br />

i... bezwiednie ponawia barok, jest znakiem ci4glosci, dlugiego trwania.<br />

Kto inny, kto potem Caly romantyzm, dramat muzyczny Wagnera (i<br />

op~tancze mitotworstwo tetralogii Piersciefz Nibelunga), halucynacje Lautreamonta,<br />

rojenia Rimbauda, Gra snow Strindberga, symfonie Mahlera<br />

A moZe, u nas, liryka Tadeusza Micinskiego, jego Bazylissa TeoJanu,<br />

LeSmian i pokusy kreacji {Pan Blyszczynsklj, Schulz i pragnienie demiurgii<br />

(Traktat 0 manekinach), feeryczne dramaty Witkacego, jego malarstwo<br />

i teo ria Czystej Formy Albo inni Nadrealizm: Andre Breton (Manifest<br />

surrealizmu i wyobramia wyzwolona), Ernst, Dati. MoZe Beckett, Borges<br />

TakZe fllm autorski, kino wyobrami: Buiiuel (Pies andaluzyjski, ta anarchia<br />

marzen), manichejski Zulawski (Diabel, Op(;tanie), halucynacje Herzoga<br />

(Szklane serce), Visconti z ducha teatru i opery (Smierc w Wenecji,<br />

Ludwig), korowod dziwow Felliniego {Giulietta i duchy, Rzym, "manierystyczny"<br />

z ducha Casanova 9, lodowaty manierysta Greenaway {Ksi(;gi<br />

Prospera, Dzieciqtko z Macon)... Ci4gle pytania, zawsze niepewnosc.<br />

Gdzie! tu analogie, a gdzieS nawi4zania i przetworzenia ... Jedno pewne:<br />

wsz~zie tam wyobraZnia barokowa pulsuje, Zyje - barok trwa.<br />

"Moj barok" bylby zatem niezniszczalny. Jesli tylko uda si~ wyrwae ze<br />

szponow sarmatyzmu (a ci4g\e teraz w Polsce slysz~, ze bylby u nas<br />

sarmatyzm nie tyle pr4dem w obr~bie epoki baroku, ile cal4 formacj4,<br />

epok4' taki swojski, samorodny, arcyp01 ski , taki "nasz" - ale to jest<br />

sarmatyzm wampiryczny, daleki od tego prawdziwego, jednego z nurtow<br />

kultury szlacheckiej epoki baroku, obok nurtow innych, czym byl w istocie),<br />

jesli wi~ pokonamy ten dlawi4CY ucisk i opuscimy ziemiarisk4 zagrod~<br />

swojskosci (choc wracamy tam, wracajmy, byleby z dobrej woli, bo ta polska<br />

kultura dawna skrzy si~ bogactwem i na karabeti czy pasie sluckim nie<br />

konczy), jezeli wi~ ocalimy wolnosc wewn~trzn4' barok j4 umocni i uswietni.<br />

Jest naszym Zywym dziedzictwem, 0 czym pami~tamy (obyl).<br />

Antoni Czyt<br />

ANTONI CZYZ. ur. 1955, historyk literatury i idei. Wydal: Jo i Bog. Poezjo<br />

metoJlZyczna poznego baroku (1988) i Swiatlo i slowo. Egzyslencjalne czylanie leks low<br />

dawnych (<strong>1995</strong>). Redaktor naczelny kwartalnika naukowego i literackiego "Ogroo".<br />

Mieszka w Warszawie.<br />

• Maria Kuocewiczowa arcyprzenikliwie odczytala te~ film - w tomie 0 Przybyszewskim<br />

Fantasia alia polacca, Warszawa 1979 - jako Swiat czystej wizji, chlodoy, agresywnie sztucmy.


JACEK KACZMARSKI <br />

RueR I TRWANIE <br />

MOJE BAR OKOWE ASOCJACJE<br />

Czlowiek jest bombo1, szkIo, 100, baJ'ka, cien, proch, siano,<br />

Sen, punkt, dZwiltk, wiatr, kwiat, nic, by go kr61em zwano.<br />

(Symeon Polocki, pol. XVII wieku)<br />

Zycie czlowieka to ruch: wyznaczany rytmem serca, pulsu, nast~pstw<br />

dnia i nocy, por roku, poczlj,tkiem i koncem czynnosci; rytmy te porzlj,dkujll<br />

czas, a czas - to dla czlowieka przemijanie, napi~cie mi~zy wolll<br />

a czynem, zamiarem a spelnieniem, wreszcie dramat nieustannych wyborow<br />

z niezliczonych moiliwoSci - jednej, ktora wykluczy pozostale.<br />

T~knotll, czlowieka jest trwanie; nie w czasie, bo wie, ze to niemoZliwe,<br />

a w harmonii z wyobraionlj, przezen wiecznoscilj,; ucieczka przed "po­<br />

Scigiem smierci" w lad wyi:szy nii: jego zmyslowe doswiadczenie, skoro<br />

zmysly odbierajll,jedynie procesy zachodzlj,ce w czasie, a wi~ -przemijanie<br />

ku smierci. Tylko wiara obiecuje spelnienie tej t~sknoty, sztuka zaS jest<br />

namiastkl! tego spelnienia. Sztuka baroku na najrozniejsze sposoby boryka<br />

si~ z nieuniknionll, sprzecznoscill, pomi~zy i;yciem - a t~sknotl! do trwania.<br />

W oczach czlowieka baroku hannonia elementow slcladajl!cych si~ na<br />

jego swiat rzeczywisty i idealny przestala bye oczywista. Musial jej szukaC.<br />

Przestal bye tei; oczywisty niewzruszony dotl!d fundament wiary - sam<br />

musial wybierac, ktora z propozycji chrzescijanstwa gwarantuje zbawienie,<br />

trwanie. Skoro zalei:alo to od jego indywidualnego wyboru - jaki;e mog!<br />

mie6 pewnose Zapieklose w obronie dokonanych wyborow, bezkompromisowe<br />

okrucieilstwo w zwalczaniu tych, ktorzy wybrali inaczej, byly<br />

tylko wyrazem zagluszanej niepewnosci, straChu. Walka przerai;onych,<br />

pomi~zy nimi i w nich samych, pogl~biala poczucie przemijania, ktore<br />

pragn~li opanowaC, sp~tac w kompozycj~ ladu.<br />

W najwyZszy sposob udalo si~ to jedynie muzyce. Moje pierwsze<br />

doswiadczenie baroku - to Bach. przeczuwalem raczej, nii; wiedzialem<br />

wowczas, Ze dl!zy on do odwzorowania czegos ponadzmyslowego, blis­


112 JACEK KACZMARSKI<br />

kiego abstrakcji, ale nie tej - obojytnej czlowiekowi; tej, kt6ra stanowi jego<br />

najczystsz'l esencjy - duchowosc. W niej mysl Uakie czasolubna) i uczucie<br />

Uakie przemijaj'lce) stapiaj'l siy w jedno i to ,jedno" jest czyms stalym. Na<br />

najdoskonalsze dokonania Bacha nie reagowalem emocjonalnie - by Iem<br />

jakby intensywniejszy, zatrzymany w czasie - choc jednoczesnie mysl<br />

pod'liala za wyobraionym zamiarem tw6rcy. Znacznie p6Zniej przeczytalem<br />

gdzies, ie Bach szukal muzycznego odpowiednika matematycznych<br />

zalei:nosci rZ'ldz'lcych "harmoni'l sfer". Muzyka - to czas i zmysl, ale<br />

matematyka to prawidlowosc, r6wnowaga stron r6wnania.<br />

Moje nastypne spotkanie z barokiem odbylo si~ na gruncie malarstwa.<br />

Nie znaj'lc jeszcze regul kompozycji, dalem siy porwac dramatycznej<br />

dynamice Caravaggia i wczesnego Rembrandta, wa!ce swiatla z mrokiem<br />

i tajemnicy p61cieni de la Toura, ale tei niewyjasnialnemu ladowi, poczuciu<br />

slusznosci plyn~mu z pl6cien Vermeera. Obrazy odbieralem z pocz'ltku<br />

"literacko" a zarazem zmyslowo. P6tniej dopiero mialem doswiadczyc<br />

owej "intensywnosci" por6wnywalnej z doznaniem Bacha, niesionej przez<br />

zestawienie barw, doskonalosc kompozycji, rownowag~ sprzecznosci. Dynamika<br />

w bezruchu wn~trz Vermeera, swiatlo tworz'lce postaci, ale takie<br />

sprawiaj'lce, ze znikaj'l w ciemnosci - u Caravaggia. Wreszcie wszystkie<br />

wspomniane elementy podporz'ldkowane wysilkowi zrozumienia czlowieka<br />

w jego Zywotnosci i Smiertelnosci - u Vehizqueza i przede wszystkim<br />

w cyklu autoportretow Rembrandta. Czlowieka pozostawionego samemu<br />

sobie - nie figury biblijnej przypowiesci, nie modelu idealnych, antycznych<br />

proporcji, sluz'lcych kanonowi pi~kna. Takiego, jak kai:dy z nas.<br />

lone zupelnie skojarzenia wynioslem z obcowania z barokiem polskim;<br />

dla mnie jest on calosci'l - architektura, muzyka, poezja, malarstwo<br />

stapiaj'l si~ w rodzaj "swiadomosci barokowej " , ktora czasem wydaje mi<br />

si~ tohama z dzisiejsz'l polskosci'l. I to nie ze wzg1~du na katolick'l<br />

dominanty, przynajmniej nie bezposrednio. Raczej to, co nas w baroku<br />

drai:ni - powierzchownosc traktowania pytan ostatecznych, zmyslowy<br />

nadmiar, epatowanie okropnosciami, zbytnie poleganie na "koncepcie"<br />

przerastaj'lCym niesione przez siy trdci - drazni, bo przeczuwamy w sobie<br />

obecnosc tych niedostatk6w. lestdmy barokowo efekciarscy, rozdarci<br />

mi¢zy pokuS'l grzechu i ascezy, zakochani w dramacie istnienia (ktory nas<br />

uwznioSla), b¢'lc w istocie postaciami z farsy. Na to zjawisko nie wptyn'l!<br />

oczywiScie tylko sam barokowy spadek - w znacznej mierze stworzy!y je<br />

pozniejsze jego echa: S!owacki ze Snem srebrnym Salomei, Mickiewicz<br />

z Panem Tadeuszem, rzecz jasna Sienkiewicz ze sw'l pokrzepiaj'lC'l serca<br />

tendencyjnosci'l, ale i poeci dwudziestowieczni: groteskowy 1asienski, hiper-zmyslowy<br />

Tuwim, surrealistyczny Galczynski. Barokowa w swej istocie<br />

jest takze nasza sytuacja egzystencjalna: wabi nas i przeraza niejednoznaczna<br />

obfitosc doznan, jakie niesie swiat; Zyjemy na ruinach system6w,<br />

ktore usilowaty go ujednolicic, idei, ktore mia!y go wyjasnic i wyznaczyc<br />

czlowiekowi roly - zrozumial'l, nadaj'lC'l sens zyciu; nie ogarniamy tych<br />

ruin - woko! siebie ani w sobie, wi~ mnozymy ich szczqtki zdobywajqc siy


RUCH I TRWANIE<br />

113<br />

na jednostkowe, coraz efektowniejsze "koncepty" wlasnie. Ich nadmiar<br />

utrudnia rozr6i:nienie wielkosci od zr~znego kuglarstwa. Zaklinamy<br />

smierc produkuj,!c masowo dowody swego istnienia lub uciekaj'l:c w magi~<br />

religijnych obrz~6w. PrzeZycie metafizyczne jest kwesti,! nieprzekazywaln'!,<br />

indywidualn,! i intymn'!, zatem i trwania kazdy musi szukac jedynie<br />

w sobie. Nawet bez nadziei, Ze zostanie po nim wzruszaj'!cy portret<br />

trumienny - juz pr~dzej seryjna, chemiczna zmaza na plastikowym kartoniku<br />

wyplutym z Polaroidu.<br />

Jacek Jrac~arski<br />

JACEKKACZMARSKI, ur. 1957, poeta, kompozytor, piesniarz. W latach 1984-94<br />

redaktor Rozglosni Polskiej Radia Wolna Europa. Autor powieSci Autoportret<br />

z kanaliq (1994).<br />

Uprzejmie informujemy, ie obok prenumeraty prowadz6nej przez redakejll<br />

oraz prenumeraty prowadzonej przez "Rueh", w IV kwartale <strong>1995</strong> prenumerat4;<br />

miesillCznika "<strong>Znak</strong>" prowadzi takie Poezta Polska.<br />

Warunki prenumeraty prowadzonej przez Poeztll:<br />

1 - prenumerata poeztowa prowadzona jest na terenie ealego kraju<br />

2 - przedplaty na prenumeratll Sf! przyjmowane w urz~ach pocztowyeh oraz<br />

przez dorllCzycieli w miejsCQwosciach, ~zie dost~ do urz¢u pocztowego<br />

jest utrudniony<br />

3 - wplaty na prenumeratll przyjmowane ~f! bez pobierania dodatkowyeh<br />

oplat<br />

4 - prenumerata obejmuje okres kwartalu<br />

5 - przedplaty na prenumeratll pocztOWf! realizowanf! w IV kwartale przyjmowane<br />

b¢f! w terminie do 25 wrzernia <strong>1995</strong><br />

6 - przedplaty uiszczone po terminie blldf! realizowane od nast~nego okresu<br />

prenumeraty<br />

7 - cena prenumeraty nriesillCznika "<strong>Znak</strong>" za IV kwartal <strong>1995</strong> roku wynosi<br />

13.50 (135000) zl.<br />

8 - zaprenumerowane egzemplarze sf! dorllczane bez pobierania dodatkowyeh<br />

oplat.


ZDARZENIA - KSlt\ZKI - LUDZIE <br />

SWL'\TYNIA ZBUDOWANA WCZASIE <br />

• Abraham Joshua Heschel, Szabat, dum. Henryk Halkowski,<br />

Wydawnictwo Atext, Gdansk 1994, ss. 104<br />

"Cywilizacja techniczna to podb6j przestrzeni przez czlowieka. Triumf<br />

ten osi'l:gany jest cz~sto poprzez poswi~nie zasadniczego czynnika egzystencji<br />

- czasu" (s. 7). Rozwaiania 0 funkcji i znaczeniu czasu w doswiadczeniu<br />

religijnym rozpoczyna Heschel od stwierdzenia, iz w naszym potocznym<br />

stosunku do swiata akcentujemy raczej wymiar przestrzeni. Czlowiek<br />

pracuje, aby ujarzmic i wykorzystac sHy przyrody, wytwarza n~zia,<br />

uprawia ziemi~, buduje domy. ZaSlepia go blask przestrzeni, fascynuj'l:<br />

moZliwosci podboju swiata, jakimi dysponuje technika. Przez szeSc dni<br />

tygodnia umyst zaabsorbowany jest swiatem przedmiot6w. Rzeczywistosci<br />

zagraza, ze zostanie - w naszym poj~iu - zredukowana do rzeczy<br />

zajmujCl:cych przestrzen. Reiigie do tego stopnia bywaj'l: opanowane przez<br />

obraz b6stwa zwi'l:zanego ze swi,.:tym miejscem, i:e nawet Boga wyobraiamy<br />

sobie jako rzecz, jako jeden z eleme.nt6w przestrzeni. Pot,.:ga<br />

cywilizacji osiCl:gana w wymiarze przestrzeni konczy si,.: jedaak na granicy<br />

czasu.<br />

Abraham Joshua Heschel, jeden z najwybitniejszych myslicieli Zydowskich<br />

naszego wieku, pragnie przekonae nas, ze judaizm jest religill czasu,<br />

pielgrzymk'l: do dnia si6dmego. Szabat zas - centrum religijnej organizacji<br />

czasu w judaizrnie - dniem, w kt6rym uczymy si~ sztuki przekraczania<br />

cywilizacji.<br />

Szahat nie jest typOW'l: ksi'l:zk'l fllozoficznll, w kt6rej Autor skrupulatnie<br />

budowalby niepodwazalny gmach swojej mysii. Jest refleksj'l tworzonll<br />

na marginesie opowiadan zaczerpni~tych z Talmudu, odniesien do Kabaty<br />

i cytat6w z Diblii. Autor jest przewodnikiem ukazuj'lcym czytelnikowi<br />

skarby tradycji Zydowskiej - wSr6d kt6rych porusza si~ nader zr~znie<br />

- i opatruj'lcym je swoim komentarzem. KsiClZka Heschla jest midraszem,<br />

smial'l interpretacjll tekst6w tradycji i wydobywaniem z nich nowego<br />

znaczenia.<br />

Jedn'l z najwamiejszych idei biblijnych, ukazuj'lcych tajemni~ Boga<br />

- pisze Heschel - jest poj~ie swi,.:tosci. W Ksi¢ze Rodzaju, w opisie dziela


ZDARZENIA - KSIAZKl - LUDZIE<br />

115<br />

stworzenia swiata zostalo one po raz pierwszy uiyte w odniesieniu do<br />

czasu. "Wtedy poblogoslawil Bog ow siodmy dzien i uczynil go<br />

swi~tym" (Rdz 2, 3; podkr. G Ch). Kiedy historia rozpocz~la swoj bieg, na<br />

swiecie nie bylo innej swi~tosci, jak tylko swi~tosc obecna w czasie. Umysl<br />

nastawiony mitycznie moglby oczekiwac, ze Bog ustanowi sanktuariurn,<br />

miejsce kultu, ktore b¢zie symbolizowac Jego obecnosc. Biblia jednak<br />

oznajmia, ze pierwotna jest swi~tosc dnia siodrnego.<br />

Siodrny dzien stanowi dla nas zagadky. Jezeli Bog stwarzal swiat przez<br />

szeSc dni, to dlaczego napisane jest, ze to w si6dmym dniu ukonczyl swoje<br />

dzielo, a nie w szostym Staroi:ytni rabini uwaza1i, ze i siodmego dnia tatie<br />

dokonano aktu kreacji - zostala stworzona menucha. S!owo zazwyczaj<br />

tlumaczone jako "odpoczynek" nie posiada znaczcnia jedynie negatywnego<br />

- porzucenie pracyi wszelkiego rodzaju aktywnosci. Potrzebny byl<br />

specjaJny akt kreacji, aby stworzyc menuch~, gdyz bez niej swiat bylby<br />

niekompletny; jest ona tym samym co szcz~scie, spoczynek, pokoj i harmonia.<br />

"Jest to stan, w ktorym czlowiek spoczywa, w ktoryrn grzesznik<br />

przestaje si~ trapic, a znuzony moze odetchnl!c. Jest stanem, w ktorym nie<br />

rna konfliktow ani walki, nie rna strachu ani nieufnosci" (s. 26). Z tego<br />

samego irodlos!owu co menucha wywodzi si~ okrdlenie, ktorym Hiob<br />

nazwal wyt~skniony stan i:ycia po smierci. Choc splendor tego dnia<br />

wyrazany jest w kategoriach powstrzymywania si~ - podobnie jak tajemnicy<br />

Boga najlepiej wyraza si~ w pojyciach teologii negatywnej - nie chodzi<br />

jedynie 0 dzien odpoczynku ani rytualnie przestrzeganej bezczynnosci.<br />

Istota szabatu nie polega na tym, ze jest to dzien wolny od roznych zaj~c,<br />

ktorego celern jest podniesienie wydajnosci pracy w cil!gu tygodnia. Szabat<br />

jest kulminacjl! tygodnia i ca!ego i:ycia. "Ostatni w stworzeniu, pierwszy<br />

w zamysle" (s. 18) jest swi~towaniem wcil!Z od nowa stworzenia swiata.<br />

Godziny powszednich dni tygodnia Sl! puste, dopo1ci nie nadarny irn<br />

jakiegos znaczenia. Godziny dnia siodrnego posiadajl! znaczenie niezalei:ne<br />

od jakichkolwiek dzialan. Roi:nica pomi¢zy szabatern a pozostalymi<br />

dniami tygodnia odczuwalna jest przede wszystkim w wymiarze duchowyrn.<br />

Rzeczy nie ulegajl! zmianie. Zmiana przejawia si~ w podejsciu do<br />

czasu i relacji rni~dzy wszechswiatem i Bogiem.<br />

W tradycji i:ydowskiej szabat by! nie tylko instytucjl! prawno-religijnl!.<br />

Idea szabatu posiadala tatie metaforyczne znaczenie szabatu-oblubienicy.<br />

Zydowskie nabozenstwo odprawiane w pil!tkowy wieczor nazywa si~<br />

kabba/at Szabbat. WyraZenie to posiada dwa znaczenia. Pierwsze, ktore<br />

odnosi si~ do prawa, oznacza "zobowil!zywanie si~ do czegos", drugie<br />

- odniesione do osoby, oznacza "przyjmowac, witac, pozdrawiac". W sredniowieczu<br />

tennin kabbalat Szabbat uzywano wyll!cznie w znaczeniu zobowil!zania<br />

si~ do zaprzestania pracy. Momajednak udowodnic, ze w okresie<br />

wczesniejszym termin ten uzywany byl w znaczeniu przyjmowania i witania<br />

szabatu. Nawet poswi~cenie wina odmawiane w tym dniu porownywano<br />

z ceremonil! weselnl! odprawianl! nad kielichem wina. Szabat jest jak<br />

oblubienica wchodzl!ca pod chup~ .


116<br />

ZDARZENIA - KSII\ZKI - LUDZIE<br />

Tradycja Zydowska opowiada, Ze gdy skonczone zostalo dzielo stwarzania,<br />

Si6drny Dzien poskariyl siy Bogu, iz wszystko, co zostalo stworzone,<br />

posiada kogos do pary, tylko on jest sarnotny. Wtedy Bog zadecydowal,<br />

Ze to Lud Izraela bydzie jego towarzyszem Zyeia. Dlatego jest<br />

napisane: "Pamil(taj 0 dniu szabatu, aby go uswiycic." Stowo le-kadesz<br />

oznacza w jl(zyku Talrnudu "uswil(cac", a tak:i:e "poslubic" kobietl( albo<br />

zaryczyc sil( z ni'l. W ostatnim dniu stworzenia swiat niczym !crol, ktory<br />

przygotowal juz slubnll komnatl(, oczekiwal na przybyeie Oblubienicy.<br />

Personifikacja idei szabatu jako oblubienicy lub krolowej jest ilustracj'l<br />

tezy 0 Bozym pragnieniu ludzkiej rnilosei. Szabat, nie tylko jako instytucja,<br />

ale i jako proces w swieeie ducha, przypomina, iz od pocz'ltku Bog tysknil<br />

za czlowiekiern. Szabat rna znaczenie tak dla czlowieka, jak i dla Boga.<br />

Zwi'lzany jest relacj'l z oboma i jest znakiem przymierza miydzy nirni.<br />

Szabat i wiecznosc posiadaj'l tl( sarn'l istotl(. Dlatego nie tylko przypornina<br />

on 0 swil(tosei pocZlltku, ale uobecnia tez Zyeie przyszle. Szabat jest<br />

swil(tosei'l w czasie i znakiem przyszlego swiata. Swiat przyszly nie jest<br />

jedynie stanern, ktory dusza napotyka po opuszczeniu ciala. Wiecznosc jest<br />

osadzona w czasie i w teramiejszoSci. "Si6dmy dzien rna srnak si6drnego<br />

nieba i zostal nam dany jako przedsmak swiata przyszlego ( ... ) jest<br />

me'en'olam ha-ha, to znaczy »czyms podobnym do wiecznosei lub swiata<br />

przyszlego«" (s. 65). Ten, kto nie nauczy sil( na ziemi rozkoszowac pil(knem<br />

szabatu, nie b¢zie zdolny rozkoszowac sil( smakiem wiecznoScl. Caly<br />

tydzien to tylko nadzieja zbawienia, siodmego dnia czlowiek doswiadcza<br />

go rzeczywiScie.<br />

Szabat jest "duchem w formie czasu", jest prob'l dotknil(eia swil(tosei<br />

poprzez powstrzymanie sil( od profanum . Siodrny dzicn przypomina nam,<br />

Ze duch jest naszym nieodl'lcznym towarzyszem Zycia. Swil(tosc przychodzi<br />

do czlowieka, rozjasniaj'lC jego Zycie, a niektorzy rabini rnowili, Ze tego<br />

dnia druga, boska dusza zgodna z wzorcem swiata przyszlego weiela sil(<br />

w czlowieka. Ksil(ga Zohar opowiada, ze boskie dusze opuszczaj'l tego<br />

dnia niebiansk'l sferl( i na jeden dzien wchodz'l w Zyeie smiertelnych ludzi.<br />

Ksi'lzka Heschla jest medytacj'l nad odkrywan'l dzil(ki strukturyzacji<br />

czasu obecnosci'l Boga w swiecie. Czas i historia S'l podstawowymi rnediami<br />

ingerencji Boga w Zycie czlowieka. Bog Biblii, w przypadku Heschla Biblii<br />

Hebrajskiej, jest Bogiem objawiaj'lcym sil( za posrednictwern wydarzen<br />

historycznych. Tradycja judeo--chrzescijanska zrywa z antyczn'l koncepcj'l<br />

czasu jako wiecznego powrotu - czas staje sil( struktur'l linearn'l; nie jest<br />

cyklem na wzor wiecznego ruchu gwiazd. Jednym z najwazruejszych faktow<br />

w historii religii bylo przeksztalcenie typowych dla religii kosrnicznej - zwi'lzanej<br />

z cykliczn'l koncepcj'l czasu -swi'lt rolniczych w swil(ta upamil(tniaj'lce<br />

wydarzenia historyczne. Boskie objawienie nie dokonuje sil( w nieznanym<br />

czasie mitycznym, in illo tempore, lecz poprzez okre&lone w czasie wydarzenia,<br />

jak wyjscie z Egiptu czy zawarcie przymierza na Synaju.<br />

W swojej ksi'lZce Heschel nie ogranicza sil( do przypornnienia wprowadzonej<br />

przez judaizm lineamej koncepcji czaSll ani do rozwazan 0 historii


ZDARZENlA - KSLA,ZKl - LUDZIE<br />

117<br />

zbawienia. Czas, wedlug Heschla, jest kluczem do religijnego rozumienia<br />

swiata. Potocznie myslimy 0 czasie jako 0 nurcie, kt6ry porywa w stron~<br />

nicosci wszystko, co istnieje. Dla Heschla przemijalnosc jest atrybutem<br />

przestrzeni, a nie czasu. To rzeczy przetaczaj~ si~ przez nieskonczony<br />

obszar czasu budz~c w nas poczucie przernijalnosci i tymczasowosci. Czas<br />

niezaleiny od przestrzeni nie dzieli si~ na przeszlosc, terainiejszosc i przyszlosc.<br />

Czas, 0 ile potrafimy wyobrazic go sobie bez przestrzeni, jest<br />

tozsamy z wiecznosci~. Jest jak krzak gorej'lcy, kt6ry choc plonie, to<br />

jednak nie spala si~. Skoro ir6dlem czasu jest wiecznosc, bez niego swiat<br />

bylby oderwany ad Boga. Choc czas pozostanie dla nas na zawsze nie<br />

wyjaSnion~ tajemnic~, dla ludzi zjednoczonych z Bogiem jest on zamaskowan~<br />

form~ wiecznosci i obecnosci ducha.<br />

A jednak Heschel przesadnie absolutyzuje czas, przeceniajllc jednostronnie<br />

jego rol~ w doswiadczeniu religijnym i nadajllc zbyt wielkie<br />

znaczenie jego zdolnoSci objawiania Boga. Zar6wno czas, jak i przestrzen<br />

stanowi~ fundamentalne wymiary rzeczywistosci organizujllce ludzkie postrzeganie<br />

swiata. Brak kt6regokolwiek z nich powoduje deformacj~ doswiadczenia,<br />

takZe doswiadczenia religijnego. Heschel odbiera przestrzeni<br />

zdolnosc do objawiania sacrum zaporninaj~c jak gdyby, Ze takZe w samym<br />

judaizrnie hierofanie przestrzenne - jak na przyklad swi~tynia w Jerozolimie<br />

- posiadaly niemale znaczenie. Louis Dupre, autor doskonalej summy<br />

ftlozofii religii, Inny wymiar, sformulowal tez~ 0 dialektycznym charakterze<br />

sacrum.! Jedn~ z najbardziej znaczllcych charakterystyk sacrum - wedle tej<br />

zasady - jest jego uzaleinienie od postawy religijnej czlowieka. KaZdy<br />

przedrniot, wydarzenie, gest, funkcja fizjologiczna, istota Zywa, zabawa<br />

moZe stac si~ hierofanill. Nie oznacza to jednak subiektywizacji doswiadczenia<br />

religijnego, poniewaz jest one zawsze skierowane ku czemus poza<br />

jazni~. Co prawda czlowiek religijny nie tworzy hierofanii na mocy swej<br />

arbitralnej decyzji - jest mu ona zawsze objawiona dzi~ki zdolnosci do<br />

postrzegania pod powierzchnill fakt6w i zdarzen gl~bszej rzeczywistosci<br />

- ale kridy przedrniot jest potencjalnym nosnikiem religijnego sensu.<br />

Rzeczywistosc sakralna jest postrzegana w przejawach bytu wzgl~dnego.<br />

Teza Dupre odnosi si~ w spos6b oczywisty takZe do szabatu jako jednej<br />

z wielu mo:iliwych hierofanii. Powinnismy oswoic si~ z mysl~, ze sacrum<br />

moze pojawic si~ w kridej dziedzinie Zycia, takze jako struktura porzlldkujllca<br />

doswiadczenie czasu. Wsp6lczesna egzegeza ustalila, iz szabat jest<br />

taue instytucjll religijn~ ustanowionll przez czlowieka. Jedn~ z funkcji<br />

opisu dziela stworzenia swiata jako trwajllcej sZeSc dni pracy bylo uzasadnienie<br />

obowillzku swi~enia dnia si6dmego. Niestety, nie dysponujemy<br />

reiacj'l naocznego swiadka stworzenia swiata. Szabat, by tak rzec, nie spadl<br />

z nieba. Siedmiodniowa organizacja czasu jest pr6b~ jego ustrukturyzowania<br />

i nadania mu znaczenia religijnego .<br />

1 Louis Dupre, Inny wymlar, t!urn. Sabina Lewandowska, Wydawnictwo <strong>Znak</strong>, Kralc6w 1991,<br />

s. 17 D.


118 ZDARZENIA - KSTJ\ZKI - LUDZIE<br />

Rzecz'! niesluszn,! byloby jednak przypisywanie Heschlowi fundamentalistycznej<br />

lektury Biblii i wiary w naiwny "szeSciodniowy kreacjonizm".<br />

Ksi,!zka i:ydowskiego mysliciela opowiada nie tylko 0 Bogu, kt6ry nie<br />

moze zostac zredukowany do jednego z element6w przestrzeni. Opowiada<br />

takie 0 czlowieku, kt6ry musi porzucic umyslowe nawyki widzenia Boga<br />

przez pryzmat przestrzeni, jesli chce odnalezc Jego slad w swoim i:yciu.<br />

W wypowiedziach Autora Szabatu gromi,!cych nasze przywi,!zanie do<br />

"przestrzennego" postrzegania swiata pobrzmiewa echo nawolywania prorok6w<br />

wzywaj,!cych do zachowania czystosci wiary w jedynego Boga.<br />

Wierzy, iz nie dokonuj,!c naduzycia, moma por6wnac absolutyzacj~ czasu<br />

dokonan,! przez Autora Szabatu z "zasad,! protestanck,!" Paula Tillicha.<br />

Protestancki teolog dcfiniowal religi~ jako stan "troski ostatecznej", sytuacj~,<br />

w kt6rej czlowiek z ostatecznym zaangazowaniem troszczy si~ 0 cos, co<br />

rna dla niego najwyzsze znaczenie. Zasada protestancka broni tak rozumianej<br />

wiary przed przeksztaiceniem jej w jak,!s form~ idolatrii. Jest zasad'!<br />

krytyczn,!, poddaj,!C'! ocenie wszelkie konkretyzacje troski ostatecznej.<br />

Protestuje ona przeciwko identyfikacji naszej troski ostatecznej z rzeczywistoSci,!<br />

skonczon'! i przeciwko nadawaniu jej charakteru ostatecznego.<br />

Wedlug Heschla czas mialby ujawniac nie tylko pozomosc wszystkich<br />

"przestrzennych" manifestacji sacrum, ale takie ludzk,! sklonnosc do<br />

"oswajania" Boga. Unieruchamiania Go w przestrzeni, zamykania w klatce<br />

poj¢, petryfikowania w przedmiotach kuItu. W pewnym sensie Szabat<br />

jest wypowiedzi,! rabina komentuj,!cego starotestamentalny zakaz sporz,!­<br />

dzania wizerunk6w Boga. Ilekroc zbyt jednostronnie wprowadzamy Boga<br />

w wymiar przestrzeni, zagraza nam idolatria. Tajemnica Boga zostaje<br />

zredukowana do postaci lokalnego b6stwa.<br />

Heschel daje nam poznac, ze swi~tosc Boga oznacza takie Jego calkowit'l<br />

transcendencj~, nieuchwytnosc w ostatecznym sensie, tak - a nawet<br />

jeszcze bardziej - jak nieuchwytny jest czas.<br />

Grzegorz Chrzanowski OP<br />

GRZEGORZ CHRZANOWSKI OP, Uf. 1965, asystent w katedrze ftJozofii religii<br />

PAT w Krakowie. Publikowal w "Tygodniku Powszechnym", "<strong>Znak</strong>u", "W drodze".


~ARZENJA - KSIJ\ZKl - LUDZlE<br />

STAROPOLSKIE ZASWIATY <br />

119<br />

• Jacek Sokolski, Staropolskie zaswiaty. Obraz piekla, czyscca<br />

i nieba w renesansowej i barokowej literaturze polskiej wobec<br />

tradycji Sredniowiecznej, Wydawnictwo Uniwersytetu Wroclawskiego,<br />

Wroclaw 1994, ss. 327, il. 77<br />

W roku 1670 ukazalo si~ w Poznaniu jedno z najbardziej poczytnych<br />

dziel wizyjno-eschatologicmych epoki baroku oraz dwoch nast~pnych<br />

stuleci - Przerazliwe echo trqby ostatecmej Klemensa Boleslawiusza, profesora<br />

i kaznodziei reformackiego, nazywanego pozniej przez niektorych<br />

"ludowym Dantem polskim". Pomijaj~c grub~ przesad~ zawart~ w tym<br />

porownaniu, pozostaje faktem, ze wierszowany poemat Boleslawiusza byl<br />

najpelniejsz~ w pismiennictwie staropolskim literack~ wizj~ "czterech rzeczy<br />

ostatnich czlowieka czekaj~cych", wierszowan~ summq owczesnych<br />

wyobrai:en na temat zaswiatow i losow duszy po smierci. Nie bylo to<br />

przedsi~wzi~cie oryginalne; Boleslawiusz opart si~ mi~dzy innyrni na sredniowiecznych<br />

utworach apokryficznych oraz na spolszczonyrn w roku 1648<br />

popularnyrn dziele M. Radera i J. Niesiusa. Ow kompilacyjny charakter<br />

poematu Boleslawiusza wskazuje na niew~tpliw~ zalei:nosc staropolskich<br />

wyobrai:en eschatologicznych od tradycji ogolnochrzeScijanskiej, przede<br />

wszystkim sredniowiecznej.<br />

Eschatologia staropolska stala si~ przedrniotem powazruejszych studiow<br />

naukowych stosunkowo niedawno; ich pierwszymi owocami s~ mi~dzy<br />

innyrni opublikowane w ostatnich latach prace Macieja Wlodarskiego<br />

(1987), Aliny Nowickiej-Jezowej (1992), Stanislawa Byliny (1992) oraz<br />

Jacka Sokolskiego (1994). Ta ostatnia miala zreszt~ swoj "elitamy" (200<br />

egzemplarzy) debiut juz w roku 1991, jako kolejny tom naukowej serii Acta<br />

Universitatis Wratislaviensis (na marginesie, porownuj~c obie edycje - pierwotn~,<br />

maszynowo--powielaczow~, i obecn~, wysty1izowan~ typograficznie<br />

na druk staropolski, wypada pogratulowac Wydawnictwu Uniwersytetu<br />

Wroclawskiego umiej~tnosci dostosowania si~ do warunkow wolnorynkowych).<br />

Celem pracy Sokolskiego, by poslui;yc si~ slowami autora z uwag<br />

zamykaj~cych ksi~zk~, "byla prezentacja obrazu piekla, czyscca i raju,<br />

ktory funkcjonowal w renesansowej i barokowej literaturze polskiej niejako<br />

na tie tradycji sredniowiecznej" (s. 293). Ostatnie zdania pracy zawieraj~<br />

takZe prob~ jej autorskiej samooceny: "Z pewnosci~ w wielu punktach<br />

przedstawiony tu obraz wymaga uscislen i dopowiedzen, s~dz~ jednak, ze<br />

ksi~a ta moZe dla takich dopowiedzen stanowic dogodny punkt wyjscia.<br />

MoZliwe, ze to jest w niej wlasnie najwamiejsze, chociaz autor (id~c<br />

zapewne za wzbudzaj~cyrn pych~ podszeptem szatana) chcialby jeszcze na


120 ZDARZENIA - KSU\ZKl - LUD2ilE<br />

koniec wyrazie nidmiale przypuszczenie, iZ cal a jej wartose nie zamyka si~<br />

tylko w pytaniach i w4tpliwosciach, jakie rodzi" (s. 303).<br />

Owo "nidmiale przypuszczenie" autora zweryfikowaii juz chyba sami<br />

czytelnicy; ksi4zka szybko znikn~la z p6lek ksi~garskich, gdyz jest po<br />

prostu niezwylde atrakcyjna, mi¢zy innymi dzi~ki swej oryginainej szacie<br />

typograficznej, nowatorskiemu tematowi, plastycznosci stylu, bogatej<br />

oprawie ilustracyjnej (zbytnio jednak "prozachodniej") i niew4tpliwemu<br />

talentowi pisarskiemu Sokolskiego. Recenzentowi pozostaje zatem - miast<br />

wyglaszania w pelni zreszt4 uzasadnionych pochwal- skupienie si~ na tym,<br />

co, jak podpowiada autor, jest bye moze w tej pionierskiej pracy najwazniejsze<br />

- potraktowanie jej jako "dogodnego punktu wyjscia" dla dyskusji<br />

i dopowiedzen.<br />

Zgodnie z trychotomiczn4 struktur4 chrzescijanskiej wizji zaSwiat6w<br />

autor omawia kolejno obrazy piekla (Damnatorwn career e/ rogus), czyscca<br />

(Anticamera coeli) i raju (Praemium bea/orum). Zauwai:my, iz nie jest to<br />

panorama w pelni WYCzerpuj4ca "topografif' staropolskiej wyobraini<br />

eschatologicznej; brakuje w niej rni~dzy innyrni charakterystyki literackich<br />

obrazow S4du, zar6wno szczeg610wego, jak ostatecznego.<br />

Podtytul ksi 4zki (kt6rego w pierwszym wydaniu nie bylo!) jest chyba<br />

zbyt szeroki i przez to nieco my14cy; Sokolski skupia si~ bowiem w zakresie<br />

analizowanego materialu niemal wyl4cznie na literaturze wizyjnej oraz na<br />

jej inspiracjach w okresie staropolskim, podczas gdy ogromny i zr6i:­<br />

nicowany obszar pismiennictwa religijnego - kazania, legendy, mirakula,<br />

egzempla, piesni, literatura polemiczna - traktowany jest bardzo wybi6rczo.<br />

I tak, na przyldad, w odniesieniu do polemik reformacyjnych wok6l<br />

katolickiej doktryny czyseca praca nie uwzg1~dnia glosnych kazan ks.<br />

Stanislawa Grodzickiego (Wilno 1592-1593) oraz kalwinskich na nie<br />

reakcji, nie wspomina tez 0 przekladzie lacinskiego dzielka Marcina<br />

Bekana Czysciec kalwinistow (...) pilnie opisany (Wilno 1639). Autor<br />

wprawdzie juz na wst~pie inforrnuje 0 przyj~tych ograniczeniach zr6dlowych<br />

Gest to temat "tak wszechobecny w naszej dawnej literaturze, ze<br />

przestudiowanie wszystkich tekst6w, w kt6rych si~ on pojawia, jest wlasciwie<br />

niemozliwe") oraz 0 wysokim stopniustereotypowosci analizowanych<br />

przedstawien ("s4dz~, ze zespol tekstow, ktore zostaly omowione, jest<br />

wystarczaj4co reprezentatywny, by wnioski WYCi4gni~te z ich lektury mogly<br />

miee juz charakter pewnych uogolnien"), ale dociekliwy czytelnik moze<br />

nabrae niejakich podejrzen co do zasadnosci powyzszych zalozen (maj4­<br />

cych wszakie rowniez konsekwencje metodologiczne), kiedy nie znajdzie<br />

na kartach Staropolskich zaSwiatow zadnych wzmianek na temat "szkolnych"<br />

co prawda utwor6w literackich, wnosz4cych jednaki:e do rodzimych<br />

wyobrazen zaswiatow jakid pierwiastki swoiste, a przynajmniej nieoczywiste,<br />

domagaj4ce si~ zatem pogl~bionej interpretacji, jak na przyklad motyw<br />

zasiadania "Bozego kmiecia" Adama w niebianskim trybunale (Bogurodzica)<br />

czy topos "zielonej 14ki", po kt6rej bl4ka si~ dusza zmarlego<br />

("Dusza z ciala wyleciala ..."), by ograniczye si~ tylko do przyklad6w


ZDARZENlA - KSIAZKI - LUDZIE 121<br />

sredniowiecznych. Jak morna s~dzic, nadmierne uprzywilejowanie w :Zrodlowej<br />

bazie ksi~zki Sokolskiego bardzo specyficznego przeciez gatunku<br />

literatury wizyjnej oraz jej r6:i:norodnych mutacji jest konsekwencj~ pierwotnej<br />

koncepcji pracy, ktora, jak przyznaje autor, miala stanowic jedynie<br />

"wprowadzenie do antologii wizji sredniowiecznych" (s. 5).<br />

Owa okolicznosc "genetyczna" zawazyla chyba tatie na strukturze<br />

samej ksi~zki, w ktorej ponad 1/3 tekstu zajmuje rozdzial wst~pny, referuj~cy<br />

(rowniez w formie obszernych, antologijnych cytatow) najbardziej<br />

popularne w sredniowieczu wizje lacinskie. Widoczn~ dysproporcj~ wykazuj~<br />

rowniez rozdzialy kolejne: wizje piekla przedstawia autor na 120<br />

stronach ksi~zki, obrazy czyseca na 15, zas raju ziemskiego i niebianskiego<br />

na 30. Dysproporcj~ t~ tlumaczy zapewne wielokrotnie podkreslana przez<br />

Sokolskiego niewspolmiernosc inwencji tworcow w przedstawianiu piekielnych<br />

katuszy oraz w opisywaniu niebianskich rozkoszy, 0 ktorych nawet<br />

Apostol mogl jedynie powiedziec: "ani oko nie widzialo, ani ucho nie<br />

slyszalo ...". Ale czy tlumaczy do konca S~dz~, ze uwzgl~dnienie szerszego<br />

kontekstu literatury staropolskiej pozwoliloby t~ optyk~ przynajmniej<br />

cz~sciowo skorygowac.<br />

Chrzescijanscy tworcy sredniowiecznych wizji, podobnie zreszt~ jak ich<br />

porniejsi redaktorzy i kompilatorzy, si~gali nie tylko do biblijnych wyobrazen<br />

zaswiatow, ale korzystali rowniez z dziel antycznych (Eneida Wergiliusza,<br />

MetamorJozy Owidiusza), z pism Ojcow Kosciola (Dialogi Grzegorza<br />

Wielkiego), ze starochrzeScijanskich apokryfow, z w~tkow tradycji<br />

ludowej. Sredniowiecze staralo si~ caly ow synkretyzm religijno-poj~ciowy<br />

uzgodnic, wypracowuj~c w miar~ spojny i przejrzysty dla przeci~tnego<br />

czlowieka scenariusz rzeczy ostatecznych. Jedn~ z najbardziej popularnych<br />

w sredniowieczu literackich konwencji prezentowania owego scenariusza<br />

byly tzw. visiones - spisane najcz~sciej przez swiadkow-redaktorow (wzbogacone<br />

zatem rowniez 0 ich wlasn~ fantazj~) relacje osob, ktorym ze<br />

zrz~dzenia Opatrznosci (a niekiedy w wyniku Jej pomylki!) dane bylo<br />

"zwiedzic" miejsca zaswiatowego pobytu dusz pot~pionych, zbawionych<br />

i przebywaj~cych w czysccu, poiniej zas powrocic do Zycia i przekazac swe<br />

swiadectwo innym smiertelnikom. Do najpopularniejszych utworow tego<br />

rodzaju naleialy w wiekach srednich Wizja sw. Paw/a, Wizja Tnugdala,<br />

Zegluga sw. Brendana, Czysciec sw. Patryka. Znane byly one rowniei<br />

w Polsce, i to zarowno w wersjach lacinskich, jak tez z licznych tlumaczen<br />

i przerobek. Zdaniem Sokolskiego one wlasnie w sposob decyduj~cy ksztaltowaly<br />

rodzirne wyobrazenia zaswiatow. Warto tu jednak zauwaZyc, ze nie<br />

zawsze owo oddzialywanie da si~ sprowadzic do bezposredniej zalei:noSci<br />

tekstowej; w takich przypadkach twierdzenie 0 formowaniu staropolskich<br />

wyobrazen zaSwiatow przez sredniowieczn~ tradycj~ wizyjn~ nalezaloby<br />

najpierw zweryfikowac przez wykluczenie innych, posrednich ogniw tej<br />

tradycji, jak na przyklad kaznodziejstwo, pieSn religijna czy ikonografia.<br />

Analiz~ staropolskich wyobraien piekla poprzedzil autor krotkim omowieniem<br />

teologicznego kontekstu idei wiecznego pot~pienia. Szkoda, ze


122 ZDARZENIA - KSlt\iKI - LUDZIE<br />

podobne wprowadzenia nie towarZYSZ4 rozdzialom poswiyconym wizjom<br />

czyseca i nieba; objasnianie za Le Goffem faktu "narodzin czysCca" w XII<br />

wieku jako rezultatu zast4pienia w sferze owczesnej mentalnoSci zbiorowej<br />

modelu binamego (pieklo - niebo) przez model trojkowy (pieklo - czysciec<br />

- niebo) jest moze efektowne, ale malo przekonuj~ (s. 243). Podobnie<br />

wzmiankowana przy okazji prezentacji opinii Ojcow na temat wiecznosci<br />

kar piekielnych kwestia potypienia Orygenesa na synodzie w roku 543<br />

(s. 112) nie jest w swietle nowszych badan spraw4 tak oczywist4, jakby to<br />

wynikalo z cytowanego przez autora podrycznika eschatologii ks. Ziolkowskiego<br />

wydanego w 1962 roku (wystarczyloby np. zajrzee do has!a "apokatastaza"<br />

w Encyklopedii katolickieJ)'<br />

W rozdziale poswiyconym staropolskim wyobrazeniom piekla Sokolski<br />

analizuje kolejno topografiy piekielnej otchlani, repertuar kar piekielnych<br />

oraz "pseudomonarchiczny" ustroj swiata podziemnego. Wyobramia pMnosredniowieczna<br />

lokowala ow swiat w najglybszych czelusciach ziemi,<br />

wyodrybniaj4c w nim cztery czysci: piek!o wlasciwe, czysciec, limbus<br />

infantium oraz limbus patrum (lono Abrahama). Populamy obraz piekla<br />

jako miejsca wiecznej kary rMnil siy znacznie ad wizji teologow: potypiency<br />

byli w nim nie tylko pozbawiani widzenia Boga (poena damnO i trawieni<br />

ogniem wiecznym (poena sensus), ale dodatkowo poddawani najwymyslniejszym<br />

torturom cielesnym, z reguly zaleinym od kategorii grzechow, za<br />

ktore mialy bye "odp!at4". Dodatkowymi karami byly panuj4ce w piekle<br />

ciemnosci (ogien piekielny nie dawal swiatlal), wrzaski potypiencow i ryki<br />

oprawcOw, straszliwy fetor i niesamowity tlok. Niezwykle bogaty rejestr<br />

takich kar znajdujemy na przyklad w Katowniach wi{zienia piekielnego,<br />

tlumaczeniu utworu wloskiego jezuity G. B. Manniego, dol::tczonym w roku<br />

1695 do drugiego wydania poematu Boleslawiusza. Szczegolnie plastycznym<br />

skladnikiem dawnych wyobrazen piekla byl tak zwany bankiet<br />

piekielny, na ktorym roly gospodarza pelnil Szatan, zas grzesznicy musieli<br />

spoi:ywae najbardziej nieapetyczne dania (Boles!awiusz wymienia np. "Zaby,<br />

jaszczurki, parchate bufony, / Zmije rozjad!e i wyzow ogony, / Padalce,<br />

trzewia z gadziny brzydliwe"; potypieni pozerali taki:e w!asne jyzyki, zas<br />

heretycy zmuszani byli do konsumowaniaswoich pism). Spolecznose<br />

piekielna zorganizowana byla hierarchicznie, na wzor monarchii feudalnej,<br />

z Lucyferem na jej szczycie; cZystym motywem w prezentowanych utworach<br />

jest rowniez obraz "sejmu piekielnego". Niezwykle oryginalnym<br />

(a wiyc domagaj::tcym siy glybszej refleksji) motywem ludowych wyobrazen<br />

piekla byla idea tak zwanego refrigerium: udzielanego potypionym przez<br />

Boga - najczysciej za wstawiennictwem Bogarodzicy - okresowego zlagodzenia<br />

czy nawet zawieszenia kary.<br />

Czysciec nazywany byl niekiedy "przedsionkiem nieba", co wynika!o<br />

z czasowego charakteru m::tk, jakich doznawali tu grzesznicy lzejszego<br />

kalibru. Obrazy czyscca bywa!y ambiwalentne: alba zblizaly siy do przedstawien<br />

raju ziemskiego, albo tez - i ta tendencja przewazala w tradycji<br />

staropolskiej - podlegaly procesowi "infemaJizacji", upodabniaj::tc si~ do


ZDARZENIA - KSIAZKI - LUDZIE<br />

123<br />

wyobra:ien piekla. M~ki czysCcowe, jakkolwiek niewiele romily si~ w realistycznych<br />

szczeg6lach od eierpien piekielnych, rnialy charakter czasowy,<br />

mogly bye rowniez lagodzone czy nawet skracane w wyniku interwencji<br />

Matki Bozej, swi~tych lub dzi~ki modlitwom Kosciola. Poza tym dusze<br />

eierpi~ce w czysecu mogly - zwlaszcza wedle wierzen ludowych - nawiedzae<br />

ziemi~, a nawet odbywae tu cz~se swojej kary. Niezwykle wazkim<br />

w~tkiem ksi~zki Soko\skiego, zasluguj~cym chyba na uwamiejsze potraktowanie,<br />

jest polemika katolicko-protestancka toczona przez dziesi~eioleeia<br />

wokol doktryny czyseca (autor omawia pokrotce jedynie stanowisko<br />

Reja i zaledwie wspomina 0 kazaniach Wujka i Opolslciego).<br />

I wreszeie niebo staropolskie, ktorego wyobrazenia - podobnie jak<br />

w calej literaturze europejskiej - wypadaj:j, w porownaniu z sugestywnymi<br />

wizjami piekla blado i schematycznie. W sredniowieczu wierzono w realne<br />

istnienie gdzies na krancach swiata (najcz~seiej na wschodzie) ziemskiego<br />

raju, w wizjach ktorego odwolywano si~ zarowno do opisu Edenu z Ksi~gi<br />

Rodzaju, jak i do przedstawienia Pol Elizejskich u Wergiliusza. W literaturze<br />

staropolskiej zreszt~ relacje z podrozy do raju ziemskiego byiy rzadkosei~<br />

. Wlasciwe niebo, nawiC!zuj~ce do wizji Apokalipsy Nowe Jeruzalem,<br />

przybieralo najcz~Sciej postae miasta wzniesionego ze zlota i szlachetnych<br />

kamieni, polozonego w ogrodzie pe/nym "niebianskich rozkoszy". Najwai:­<br />

niejsz:j, z nich byla moinose bezposredniego ogl~dania Boga; inne atrybuty<br />

chwaly (na przyklad korony czy aureole) byly r6Znicowane ze wzgl~du na<br />

stopien zaslugi. W ten sposob zast~py zbawionych fonnowaly seisle zhierarchizowany<br />

dwor niebianski, w ktorym najwyzsze miejsce zajmowala Matka<br />

BoZa, po Niej zas zwykle sw. Jan Chrzeiciel, apostolowie, patriarchowie,<br />

prorocy itd. (uklad ten mogl ulegae modyfikacjom w zaleinosci od osobistej<br />

czy srodowiskowej dewocji autora). Nie braklo rowniez w opisach<br />

szcz~scia zbawionych motywu "niebianskiego bankietu" wydawanego<br />

przez samego Chrystusa. Jak latwo zauwaZye, wizje nieba modelowane<br />

byly w znacznym stopniu jako przeciwienstwo rzeczywistosei piekla.<br />

Jacek Sokolski podkrdla w zakonczeniu Staropolskich zaSwiatow, ze<br />

"ksi:j,i:ka ta stawiala sobie za eel wykazanie ei~glosei pewnego uksztaltowanego<br />

w wiekach srednich nurtu zbiorowej mentalnosei w polskiej<br />

literaturze renesansowej i barokowej" (s. 303). Wydaje si~, i:e polozenie<br />

akcentu na "ei~glose" tradycji sredniowiecznej (glownie wizyjnej) w nastypnych<br />

epokach oslabilo nieco wrazliwose autora na dokonuj~ce si~<br />

w ei~gu kilku stuleei transfonnacje i reinterpretacje w jej obr~bie. Czyz nie<br />

mamy z nimi do czynienia na przyldad w baroku, ktorego zlozone relacje<br />

wobec tradycji sredniowiecznej zostaly w pracy uj~te w zbyt prostej chyba<br />

formule "wzmozonej reeepcji sredniowiecznych wizji eschatologicznych"<br />

(s. 295-296). Bye moze zwrocenie baczniejszej uwagi na dynamiczne<br />

i lokalne aspekty recepcji tradycji sredniowiecznej w Polsce odsloniloby<br />

jednak nowe, oryginalne, swoiste rysy staropolskich wyobrai:en zaswiatow,<br />

choe autor star a si~ z gory uprzedzie czytelnika, ze "zawieraj:j, one bardzo<br />

niewiele element ow rodzimych" (s. 5), jako ze tworcy dawnych wiekow


124 ZDARZENIA - KSU\ZKl - LUDZlB<br />

ograniczali si~ w tyro wzgl~dzie do ci~glego powtarzania tych samych mysli<br />

i obraz6w (s. 6). Czy jednak na podstawie analizy kilkunastu utwor6w<br />

inspirowanych zdaniem autora Seisle ograniczonym kr~giem sredniowiecznej<br />

literatury wizyjnej moma wyrokowaC 0 calkowitej wt6rnosci polskich<br />

wyobraien eschatologicznych wobec tradycji zachodniej Moze bardziej<br />

oryginalne czy przynajmniej zauwazalne transfonnacje og61nochrzescijanskich<br />

topos6w znaleic by mozna w tekstach drugo- i trzeciorz¢nych, czy<br />

wrycz folklorystycznych Moze nie w warstwie przedstawien Seisle limitowanych<br />

doktryn,!, ale w sferze realistycznego konkretu, jak na przyldad<br />

ubiory, "etykieta" i potrawy podawane na niebianskich i piekielnych<br />

bankietach, rekwizyty tortur, imiona diabl6w, tytulatura zbawionych Czy<br />

na przyldad dw6r niebianski w naszych utworach p6Znobarokowych to<br />

dw6r feudalny "w og6Ie", czy moZe juz dw6r wystylizowany na 6wczesn~<br />

rodzimosc, skoro na przyklad Jan Chrzciciel wyst~puje w nim jako<br />

"marszalek" lub "ochmistrz" A dwuizbowy pariament piekielny z podzialem<br />

na sejm i sen at Czy nie zastuguje na gl~bsz,! refleksj~ niz<br />

zdawkowe spostrzezenie: ,jak w dawnej Rzeczypospolitej" (s. 229) Podobnie<br />

nie rozwija autor w'!tku procesu "polonizacji" wyobrazen niebianskiego<br />

bankietu, potraw i trunk6w serwowanych przy stole; pisze 0 nich<br />

jedynie og6lnie: "Ich zestaw ustalil si~ juz w wiekach srednich i z drobnymi<br />

tylko odmianami trwal w opisach piekla po wiek XVIII" (s. 211). A przeciez<br />

0 procesie "polonizacji" czy "sarmatyzacji" naszego katolicyzmu<br />

w epoce baroku sporo pisali mi¢zy innyrni Janusz Tazbir, Wladyslaw<br />

Tomkiewicz, Tadeusz Chrzanowski, Alina Nowicka-Jezowa, niejednokrotnie<br />

wzmiankuj,!c w tym kontekscie 0 transfonnacji 6wczesnych wyobrazen<br />

eschatologicznych. Zadnego ze wspomnianych nazwisk nie znajdziemy<br />

jednak w indeksie autorskim ksi,!zki. Niewykluczone, ze powyzsze zastrzezenia<br />

grzesz'! zbyt wyg6rowanymi oczekiwaniami w stosunku do<br />

pracy jakby nie bylo pionierskiej; nie spos6b jednak wyzbyc si~ wrazenia,<br />

ze J acek Sokolski za slabo docieka "staropolskoSei" staropolskich zaswiat6w.<br />

Roman Mazurkiewicz<br />

ROMAN MAZURKIEWICZ, ur. 1954, adiunkt w katedrze kuItury i literatury<br />

staropo1skiej WSP w Krakowie. OpublikowaI m. in. Tradycja .~wi(!tojafzska IV literaturze<br />

staropolskiej (1993), Zrozumiee sredniolViecze. Wypisy, konteksty i materialy<br />

literackie (1994) monografia Deesis. Idea IVstawiennicllVa Bogarodzicy i sw. Jana<br />

Chrzciciela IV kulturze sredniowiecznej (1994).


ZDARZENIA - KSIAZKI - LUDZIE<br />

125<br />

CZY MOZNA NAUCE SI~ POSWI~CIC<br />

I RELIGIJNOSC ZACHOWAC <br />

<br />

• Donald Wiebe, Beyond Legitimation. Essays on the Problem of<br />

Religious Knowledge, The Macmillan Press, London 1994,<br />

ss. XIII + 243<br />

"Dla wiltkszosci z nas - jak pisze Donald Wiebe - jest calkiem<br />

oczywiste, ze modus vivendi, jaki osi~gnltly naukowy i religijny sposob<br />

myslenia, morn a wyjasnic racjonalnie, nawet gdyby struktury myslowe,<br />

ktore one sob~ przedstawiaj~, byly nie do pogodzenia" (s. 92).<br />

Ksi~zka Beyond Legitimation, z ktorej zaczerpniltte zostalo przytoczone<br />

zdanie, jest zbiorem szkicow pochodz~cych z roi:nych okresow tworczosci<br />

kanadyjskiego filozofa religii, ewoluuj~cego od przekonania 0 moZliwosci<br />

niesprzecznego l~czenia nauki z chrzescijatistwem - i w zwi~ku z tym<br />

fllozofri racjonalnej z teologi~ - do pog1~u, Ze wszelkie proby takiego<br />

pojednania dwoch wyk1uczaj~cych silt w istocie sposobow myslenia skazane<br />

s~ z gory na niepowodzenie. Z perspektywy swego pierwszego stanowiska<br />

Wiebe ocenial pog1~d 0 niezgodnosci nauki i religii jako uporczywy mit,<br />

ktory, nie poddaj~ silt zwyklym regulom naukowego dyskursu, wymaga<br />

stosowania srodkow retorycznych, mOgllcych prltdzej czy poZciej spowodowac<br />

jego erozjlt. Krytyczna analiza tego mitu oraz proby zbudowania<br />

koncepcji mu zaprzeczaj~cej doprowadzily jednak autora Beyond Legitimation<br />

do wniosku, ze to raczej przekonanie 0 niekoniecznosci logicznego<br />

konfliktu miltdzy chrzeScijatistwem i nauk~ jest mitem znajduj~cym swoje<br />

racjonalne wyjaSnienie w fakcie, Ze "zarowno nauka, jak i religia wniosly<br />

wartoSciowy wklad do naszego Zycia". Fakt ten jest przyczyn~ "niechltCi<br />

do odmawiania wartosci zarowno religii, jak i nauce" (s. 57) - niechltCi<br />

charakteryzuj~cej "scjentystyczno-religijn~ spolecznosc Zachodu", ktora<br />

woli ulegac iluzji harmonii, niz zrezygnowac z ktorejkolwiek z dwoch<br />

konfliktowych wartoSci. Wiebe, ktory z jednej strony s~dzi, iz jego biografia<br />

intelektualna jest zyciorysem chrzeScijanina, z drugiej natomiast<br />

twierdzi, ze cale iycie akademickie poswiltcil naukowemu badaniu religii,<br />

znajduj~j silt - jego zdaniem - w konflikcie z sam~ religijnosci~, wydaje<br />

silt opisanej przez siebie iluzji nie zywic: "czlowiek wierz~cy - wi~~cy<br />

z tym, co mowi, znaczenie poznawcze - iyje w pewnym sensie zyciem<br />

schizofrenika" (s. XIII).<br />

Lekarstwem na schizofrcnilt wierz~cego racjonalisty mial bye neopozytywizm<br />

uznaj~cy za "zdrowe" wyl~cznie te twierdzenia 0 rzeczywistosci,


126 ZDARZENIA - KSI~ZKI - LUDZIE<br />

ktore s'l w taId lub inny sposob wraZliwe na werdykt doswiadczenia.<br />

Neopozytywistyczna zasada sensu empirycznego stawiala wierZ'lcego wobec<br />

altematywy: albo przyzna on, ze zdania wyrai:aj'lce tzw. przekonania<br />

religijne nie maj'l w ogole znaczenia poznawczego, albo wykaZe, iz S'l one<br />

w jaIds sposob empirycznie potwierdzalne lub falsyfikowalne. Kame z tych<br />

altematywnych rozwi'lZan obiecywalo, ze bydzie moina zachowae ty Sam'l<br />

"etyky przekonan" - ten sam zespol kryteriow pozwalaj'lcych dae siy<br />

przekonae, ze jest tak a tak, niezalei:nie od tego, w odniesieniu do jakiej<br />

dziedziny mowi siy, ze jest w niej tak wlasnie. Wykluczona zostala "podwojna<br />

moralnose" pozwalaj'lca mniej rygorystycznie oceniae wartose twierdzen<br />

pewnego typu niz wartosc twierdzen innego rodzaju. Moina powiedziee, Ze<br />

chodzilo 0 zachowanie integralnosci Kantowskiego "praktycznego rozumu".<br />

Zgodnie z obiegow'l opini'l - wyrazon'l na przyklad przez Otfrieda<br />

H6ffego - "Kant rozromia pomiyd~y obszarem rozumu teoretycznego<br />

i obszarem rozumu praktycznego"l. Rozromienie to pojmuje siy w taki<br />

sposob, jakby chodzilo 0 dwie rome wladze podmiotu poznaj'lcego i dzialaj'lcego,<br />

maj'lce rozne zakresy stosowalnosci. Rozum teoretyczny mialby<br />

ustalae prawa przyrody; rozum praktyczny rozstrzygae 0 tym, jakie dzialania<br />

nalei:y podejmowae - pierwszym z nich poslugiwalby siy fizyk; drugim<br />

- prawodawca lub autor podrycznika savoir vivre'u. Zapewne tego rodzaju<br />

upraszczanie koncepcji Kanta mial na mysli Wiebe pisz'lc, ze "rozum<br />

praktyczny nie jest drugim rozumem funkcjonuj'lcym obok rozumu teoretycznego;<br />

jest raczej praktyczn'l funkcj'l tego samego rozumu" (s. 165).<br />

Rozwijaj'lc mysl wyrazon'l w przytoczonym zdaniu, moma - czy zgodnie<br />

z intencjami jej autora - powiedziee, Ze Kantowski rozum przypomina<br />

pod istotnymi wzglydami Kartezjansk'l res cogilans: jako teoretyczny<br />

przedstawia sobie cos moiliwie jasno i wyraznie: jako praktyczny jest wol'!,<br />

ktora rozstrzyga, czy temu, co przedstawione, powiedziee "tak" czy tez<br />

"nie". Nie rna dwoch odrybnych dziedzin: teorii i praktyki, w kt6rych<br />

nalezy siy kierowae r6znymi rozumami. W sferze tzw. teorii trzeba p r a k­<br />

t y c z n i e rozstrzygae, kt6ra z propozycji teoretycznych jest najwlasciwsza;<br />

w sferze tzw. praktyki wypada - teoretycznie - wiedziee, co siy robi.<br />

Dlatego fizyk nie moZe obye siy bez rozumu praktycznego, a autor<br />

podrycznika savoir vivre'u nie moze bye pozbawiony rozumu teoretycznego.<br />

Krotko m6wi,!c, teoriy siy zawsze praktykuje, a praktyka jest bez<br />

teorii niemoiliwa. A to oznacza, Ze wypracowywanie i propagowanie<br />

dowolnych przekonan niezalemie od stopnia ich teoretycznej glybi podlega<br />

- jako dzialanie - ocenie moralnej. I znaczy to rowniez, w zgodzie<br />

z koneepcj'l Kanta, ze oeena ta zaleiy od tego, czy podmiot przekonywaj'lcy<br />

0 czyms siebie lub inny!,:h chee spelniac imperatyw kategoryczny - czy<br />

zamierza przekonywae odwoluj,!c si y do takich kryteriow, 0 kt6rych sCldzi,<br />

iz kazdy przekonywaj'!cy 0 czyms winien siy do nich odwolywae. Neopozytywistyczn'l<br />

zasady sensu empirycznego moma potraktowae wlaSnie jako<br />

I<br />

O. Hoffe, Immanuel Kant, Wydawcictwo Naulcowe PWN, WarsZAwa 1994, s. 206.


ZDARZENIA - KSIJ\ZKI - LUDZIE<br />

127<br />

prob~ realizacji - konkretyzacj~ - podstawowego postulatu Kantowskiej<br />

etyki przekonan, domagaj~cego si~ od wszystkich twierdzen jednakowo<br />

pojmowanej racjonalnosci, czyli podobnych podstaw, na ktorych twierdzenia<br />

te zostaly zaakceptowane.<br />

Praktyczny rozum neopozytywistow byl nader ograniczony. Ograniczaj~ca<br />

go zasada sensu empirycznego, ktora zmuszala do oceny zdan j~zyka<br />

religijnego wyl~cznie jako spelniaj~cych t~ zasad~ albo j~ naruszaj~cych,<br />

zaowocowala, z jednej strony, zupelnie rueprzydatn~ na Zierni koncepcj~<br />

weryfikacji przekonan religijnych po smierci, ktor~ zaproponowal John<br />

Hick. Z drugiej strony - umozliwiala ona pog1~d broniony mi¢zy innymi<br />

przez Ludwiga Wittgensteina, Richarda B. Braithwaite'a i Petera Winch a,<br />

zgodnie z ktorym zdania wypowiadane w j~zyku religijnym nie s~ wyrazem<br />

Zadnych, rzekomo gloszonych w nich przekonan, lecz pelni~jedynie wazne<br />

funkcje spoleczne: organizuj~ Zycie spolecznosci religijnej i tworz~ poczucie<br />

wspolnoty. Jei:eli empirysta logiczny rue zdecydowal si~ na obron~ empirycznego<br />

sensu prawd religijnych, musial uznae, ze obrona tych prawd<br />

jako prawd, a rue tylko obyczajow, jest moralnie naganna, bo narusza<br />

zasad~ integralnosci rozumu w zakresie praktyki przekonywania.<br />

Autor Beyond Legitimation postawil sobie zadanie legityrnizacji wspolwyst~powania<br />

nauki i religii w czasach, gdy neopozytywizm stracil juz<br />

wiele na swej atrakcyjnosci, a przedmiotem krytyki stawala si~ zasada<br />

racjonalnego krytycyzmu Poppera. Popperowska etyka przekonan 0 rownie<br />

latwo uchwytnym Kantowskiem rodowodzie, addzieliwszy racjonalnose<br />

ad pozytywnego uzasadnienia, jako racjonalne nakazywala cenic te<br />

przekonania, ktore umozliwiaj~c krytyk~, dot~ nie zostaly przez krytyk~<br />

obalone. Idealnym racjonalis~ Popperowsldego typu jest ktos, kto w ogole<br />

nie angaZuje si~ osobiscie w gloszone przez siebie twierdzerua i w kazdej<br />

chwili gotow jest z kazdego z ruch w obliczu racjonalnych argumentow<br />

zrezygnowac. Tak rozumiana etyka naukowca wyraznie koliduje z etyk~<br />

czlowieka religijnego - resp. teologa - programowo angazuj~cego si~<br />

w prawdy wiary, ktorych broni on jako niekwestionowalnie prawdziwych.<br />

Analityczn~ konsekwencj~ racjonalnego krytycyzmu Poppera jest wi~c<br />

teza, ze wierz~cy naukowiec nie moze nie rniec podwojnej moralnosci,<br />

z jak~ podchodzi do wlasnych przekonan.<br />

W polemice z t~ tez~ Wiebe rue zadowolil si~ argumentacj~ uzasadniaj:t:Cll:<br />

pog1~d, ze nauka - wbrew Popperowi - wymaga zaangazowania,<br />

lecz postaral si~ dodatkowo 0 uzasadnienie, iz w przypadku religii zaangaZowanie<br />

talde bynajmniej nie jest konieczne.<br />

Pierwsza z wymienionych argumentacji nie jest oryginalna. Wiebe,<br />

wykorzystuj~c mi~zy innymi krytyk~ koncepcji Poppera dokonan~ przez<br />

Michaela Polany'ego w Personal Knowledge i przez Kuhna w The Structure<br />

ofScientific Revolutions, pokazuje, ze krytykowana teoria poznania uzaleznia<br />

wybor teorii naukowej nie tyle od doswiadczenia, ile - z czego sam<br />

Popper zdawal sobie spraw~ - ad innych hipotez interpretuj~cych wynild<br />

badan empirycznych, co sprawia, ze wybor teoretyczny nigdy nie jest


128 WARZENIA - KSIJ\ZKl- LUDZIE<br />

w pelni racjonalny i, zalezClc takZe od woli, wymaga zaangaZowania.<br />

Dlatego - twierdzi Wiebe - "dominujClce stanowisko, kt6re odrornia<br />

myslenie naukowe jako dostarczajClce nam wiedzy obiektywnej od myslenia<br />

nienaukowego, ktore jest emotywne, zwiClzane z wolCl, jest stanowiskiem<br />

bl¢nym. Jest takie jednak nie dlatego, ze mysl religijna jest podobna do<br />

naukowej pod wzgl¢em rygorow, ktorym podlega ta ostatnia, lecz dlatego,<br />

iZ myslenie naukowe bydClC 0 wiele mniej rygorystycznym, nii siy<br />

zazwyczaj SCldzi, jest przez to pod pewnymi wzglydami podobne do<br />

myslenia religijnego" (s. 65). Mysl religijna nie jest oczywiScie czyms, co<br />

morna odrzucic jak hipotezy poddawanCl w laboratorium testowi empirycznemu.<br />

Charakteryzuje si y duiCl odpomosciCl na fakty, kt6re siy przeciwko<br />

niej przywoluje. Jeielijednak przyjmie siy za Kuhnem - jak zrobH to Wiebe<br />

- ze nauka przezywa zarowno okresy swego normalnego rozwoju, jak<br />

i zmiany rewolucyjne, morna - w slad za autorem Beyond Legitimation<br />

- dopatrywac siy analogii mi¢zy zmianCl w zakresie dogmatyki religijnej<br />

i radykalnym odrzuceniem starego paradygmatu naukowego. Morna tei<br />

- jak Langdon Gilkey - Zywic nadziejy, ze przemyslenie od nowa podstawowych<br />

prawd wiary doprowadzi do radykalnych zmian w nauce.<br />

"Niemniej jednak podejmowana tutaj decyzja nie jest arbitralna. Wymaga<br />

racjonalnej argumentacji i zajycia stanowiska z niej wyplywajClcego.<br />

W przypadku tego rodzaju spraw wnioski osiClga siy za pomocCl szczegolnych<br />

technik epistemologicznych (oo.) StosujClc techniky jednoczenia (connecting<br />

technique) . uczestnik dyskusji koncentruje swojCl uwagy na calym<br />

obrazie, ktory rna dla niego znaczenie; probuje rzucic swiatlo na poszczegolne<br />

aspekty tej caloSci w taki sposob, by pokazac, jak lClczCl siy one<br />

w specyficzne dla niej sposoby, tworzClc pewien model - pewne wrazenie<br />

porzCldku - kt6ry antagonista moZe rowniez dostrzec. Technika rozszczepiania<br />

(disconnecting technique) jest po prostu odwrotnosciCl techniki jednoczenia.<br />

Za jej pomoq probuje siy przekonywac oponenta, iz dokonal<br />

bezpodstawnych powi'lZan - powiClzan, ktore w :laden sposob nie wzbogacajCl<br />

znaczenia calosciowego obrazu sytuacji" (s. 33-34).<br />

Przywolany tu opis technik prowadzenia sporow religijnych zawdziycza<br />

Wiebe J ohnowi Wisdomowi. W przekonaniu autora omawianej ksiilZki<br />

zarowno teologia, jak nauka w okresie przemian dysponujCl wylClcznie<br />

srodkami retorycznymi, za pomocCl ktorych osiClga siy wnioski wykraczajClce<br />

poza to, co daje siy logicznie powiClzac z doswiadczeniem. Nie SCl to<br />

jednak procedury irracjonaine, poniewai: ich rezultaty morna oceniac jako<br />

bydClce lepszymi lub gorszymi wyjasnieniami - wyjasnieniami bardziej albo<br />

mniej spojnymi, obejmujClcymi wiycej alba mniej faktow, radzClcymi sobie<br />

z anomaliami wzgl¢em wyjasnien konkurencyjnych alba nie. Hemplowskiemu<br />

schematowi wyjasniania, pojmowanego jako dwuargumentowa<br />

relacja wynikania stwierdzenia faktu wyjasnianego z twierdzenia og6lnego<br />

wyjasniajClcego ten fakt, przeciwstawia Wiebe koncepcjy Michaela Scrivena:<br />

wyjaSnianie nie jest prostCl relacjCl 10gicznCl zachodzClq miydzy twierdzeniami<br />

z uwagi na ich obiektywne znaczenia, lecz 0 wiele bardziej


ZDARZENIA - KSI,


130 ZDARZENIA - KSL-\ZKI - LUDZIE<br />

Obraz racjonalnej teologii wylaniaj,!cej si\! z artykulow zamieszczonych<br />

w pierwszej cz\!sci omawianej ksi,!zki - CZ\!Se ta nosi tytul Compatibility<br />

Systems and the Legitimation of Religious Belief - stawia Wiebego po<br />

stronie Abelarda spierajllcego si~ z Bemardem z Clairvaux i po stronie<br />

Hicka polemizuj,!cego z Camapem. L,!czylo ich wszystkich zalozenie, Ze<br />

etyka przekonan, kt6rll naleZy kierowac si~ w kazdej dyskusji, nie jest<br />

etyk,! sytuacyjn,!; ze obowillzuje w tym zakresie jedna moral nose, kt6rej<br />

wzorce majdowali we wsp61czesnej sobie praktyce naukowej i w pogl,!dach<br />

tej praktyki dotycZltcych. Nie pozbawiali religii - jak robili to z r6i:nych<br />

powod6w Bernard z Clairvaux i Carnap - ludzkiej rozumnosci.<br />

Przelom w biografii intelektualnej Wiebego polega na tym, Ze przeszedl<br />

on do przeciwnego obozu. W drugiej cz\!sci prezentowanego zbioru - Beyond<br />

Legitimation: Compatibility Systems Reconsidered - zawieraj,!cej<br />

prace poiniejsze moma przeczyta6: "Religia i nauka stanowill dwa radykalnie<br />

odmienne sposoby myslenia - sposoby myslenia, ktore wykraczaj,!<br />

wzajernnie poza siebie i wykluczaj,! si\!. Tego rodzaju transcendencja<br />

sprawia, Ze n i e m 0 zIi we jest ich j ed n ocze sn e up r a wi an i e (...) Jest<br />

to niemoi:liwosc czysto logicma i nie znaczy to wcale, Ze ludzie nie mog,!<br />

dokonac tego »wyczynu« w swoim osobistym lub spolecznym Zyciu"<br />

(s. 77-78). U podstaw tak radykalnej zmiany pogl'ldu na temat stosunku<br />

religii do nauki kryje si\!, jak si ~ zd aje, dwojakiego rodzaju lektura. Zjednej<br />

strony s,! to teksty egzystencjalistow religijnych, glownie Szestowa, gdzie<br />

dominuje my§l, Ze religia w przeciwienstwie do nauki, ktorej uprawianie<br />

polega na popadaniu w niewol~ praw logiki i przyrody, jest dziedzin,!<br />

wolnosci - wyzwalaj'lcej z niewoli wszelkich paradygmatow - dzi\!ki ktorej<br />

moma odpowiedziec na boskie wezwanie. Z drugiej strony - wplyw na<br />

Wiebego mialy teksty antropologow, zwlaszcza Gellnera, podkreslaj,!cych,<br />

iz religia i nauka roZni'l si~ od siebie zasadniczo: pierwsza jest wizyjna,<br />

narracyjna, zrozumiala w kontekscie sytuacyjnym swego powstania i nie<br />

wymaga logicmie oraz metodologicznie poprawnego abstrakcyjnego uzasadnienia,<br />

lecz decyzji wl'lczenia si~ w ow kontekst i katechizmowego<br />

powtarzania; druga, przeciwnie, stroni,!c od wizji, formuluje abstrakcyjne<br />

twierdzenia ogolne 0 uniwersalnym maczeniu, zwi'!zane z obiektywnymi<br />

kryteriami ich selekcji. L'!cz'!c w ten sposob egzystencjalizm z antropologi,!<br />

kulturow'l autor Beyond Legitimation zmusza niejako do wniosku, Ze<br />

wolne akty wiary - niczym nie skr\!powanego opowiadania si~ po stronie<br />

Boga - realizuj'l si~ raczej w spolecznosciach pierwotnych niz w ramach<br />

kultury cywilizowanego Zachodu. Rozwoj zachodniej cywilizacji okazuje<br />

si~ odchodzeniem od Boga. Schizofrenia czlowieka cywilizowanego wi'!ze<br />

si\! z faktem, iz nie zagluszyl on w sobie calkowicie swiadomosci pierwotnej,<br />

ale nie moze mysle6 jednoczesnie w sposob pierwotny i cywilizowany. Stan<br />

ten nie majduje zadnej legitimizacji poza faktem, ze zachodzi.<br />

Koncepcja, do ktorej doszedl Wiebe, jest tylez oryginalna, co trudna do<br />

przyj\!cia.<br />

Po pierwsze, wydaje si~,<br />

ze Wiebe probuje, jak kiedys Rousseau,


ZDARZENlA - KSL,\ZKI - LUDZIE<br />

131<br />

znalezc wolnose tam, gdzie w najmniejszym stopniu nalezaloby jej oczekiwac.<br />

Spolecznosci pierwotne, w ktorych ludzie przejawiajll tzw. racjonalnose<br />

koherencyjnll, polegajllcll na dostosowywaniu si~ do powszechnie<br />

obowillzujllcych wzorcow, w daleko mniejszym stopniu umozliwiajll wolne<br />

wybory zrywajllce z obowillzujllcymi tabu. To raczej czlowiek Zachodu,<br />

ZyjllCY w kulturze, ktora - jak podkresla za Weberem Gellner - jako jedyna<br />

wytworzyla w szerszym zakresie tzw. racjonalnose instrumentalnll, znajdujllcll<br />

si~ u podstaw wszelIdch innowacji, zdolny jest do wyzwolenia si~ ze<br />

zniewalajllcych go praw.<br />

_<br />

Bye moZe Wiebe odpowiedzialby tutaj, ze racjonalnose instrumentalna<br />

zmuszajllca do nieustannej pogoni za "nowinkami" jest nie mniej zniewalajllca<br />

niz racjonalnose koherencyjna. Nie jest tez wyzwoleniem si~ od<br />

racjonalnoSci koherencyjnej.jako ze czlowiek Zachodu, nie mogllc zaprzestae<br />

realizacji tego obowillzujllcego powszechnie wzoru, b~dllC racjonalnym<br />

instrumentalnie jest przez to racjonalny koherencyjnie. Z tego rodzaju<br />

argumentacjll moma by si~ zgodzie. Moma rowniez utrzymywac, ze<br />

kategorie racjonalnosci koherencyjnej i racjonalnosci instrumen talnej, jako<br />

wytwor kultury zachodnio-europejskiej, nie nadajll si~ do analizy spoleczenstw<br />

pierwotnych. Nawet jednak jesli brak podstaw, by twierdzie, ze<br />

rozwoj kultury Zachodu byl rozwojem wolnosci, brak tez, jak si~ wydaje,<br />

racji, by Slldzie, ze byla to historia wolnosci traconej.<br />

Rezygnujllc z antropologicznego komponentu drugiej koncepcji Wiebego,<br />

moma nad al utrzymywae, Ze akt autentycznej mysli religijnej nie moZe<br />

bye aktem poznania racjonalnego, bo pierwszy z nich polega wlasnie na<br />

zawieszeniu wszelIdch racjonalnych kryteriow i bezwarunkowym poddaniu<br />

si~ woli Boga.<br />

Aby w cos wierzye, trzeba jakos przedrniot wiary identyfikowae.<br />

Jedynymi, dalekirni od doskonaloSci, sposobami identyfikacji czegos, ktorych<br />

dopracowali si~ ludzie, Sll: identyfikacja przez opis i identyfikacja<br />

przez bezposrednill znajomosc. Wykorzystujllc to znane odromienie Russella,<br />

moma powiedziee, ze wiedza naukowa jest, wedlug Wiebego, co<br />

najmniej takze wiedzll przez opis, podczas gdy poznanie religijne - jesli si~<br />

je uzyskuje - jest wy1llcznie wiedzll przez bezposrednill znajomose, poprzez<br />

odczucie bliskosci. "Bogl Nie wiemy, co mowimy, gdy wypowiadamy to<br />

slowo" - pi sal Karl Barth.1 Na gruncie pogllldow Kierkegaarda, Szestowa<br />

i Wiebego, ktory odrzucil koncepcj~ wiary racjonalnej, nie moma tego<br />

wiedziee, chocitiby dlatego, ze wiedza taka wymaga znajomosci regul<br />

semantycznych - wi~cej, wymaga podporzlldkowania si~ tym regulom, co<br />

wyklucza absolutnie wolne poddanie si~ samemu Bogu, zawieszajllce<br />

wszelkie ziemsIde zasady. Kartezjusz taId akt woli nazwalby szalonym.<br />

Dodalby tez, iz kwestionowanie tego, co jasno i wyrainie jawi si~ jako<br />

racjonalne, jest w istocie brakiem wiary w dobroe Boga i traktowaniem Go<br />

jako potencjalnego zwodziciela. Cz~scill Kartezjanskiej wiary w Boga jest<br />

1 K. Barth, Noc, "Zoak" 1992, or 7, s. 30.


132 ZDARZENIA - KSlJ\:2';KI - LUDZIE<br />

wiara w racjonalny porz~dek rzeczy. Moma powiedziee, ii: wielu filozofow<br />

Oswiecenia z Kartezjanskiej wiary zachowalo tylko t~ cz~se wlasnie. Jakby<br />

Boga, ktorego zaprzestali szukae w Pismie Swi~tym, odnaleZli w przyrodzie<br />

i nie znaj~c Go jui: bezposrednio starali si~ zidentyfikowac przez jej opis.<br />

Tego rodzaju niekonwencjonalna wiara w Boga zostala nazwana konwencjonalnym<br />

ateizmem. Moma za Klossowskim powiedziee, i:e konwencjonalny<br />

ateista wierzy w treSci Boskiego rozumu, chociai: lokuje te tresci<br />

gdzie indziej, nii: zwykla to robie wiara konwencjonalna. W przeciwienstwie<br />

do niego ateista integralny odrzuca r6wniei: wiar~ w owe tresci. POd<br />

wzgl¢em braku przekonania do wszelkich racjonalnych zasad nie romi si~<br />

on od podmiotu przepemionego wiarq, absolutnie woln~. A skoro tak, nie<br />

ma niczego - i:adnego racjonalnego kryterium, ktore moglby wskazac<br />

podmiot takiej wiary lub obserwator takiego podmiotu - co uzasadnialoby<br />

opini~, i:e Abraham odczuwaj~c, wbrew zdrowemu rozs~kowi i zwykJej<br />

moralnosci, powinnosc zabicia Izaaka wierzyl lepiej nii: markiz de Sade,<br />

ktoremu glos natury nakazywal larnae wszelkie zasady, lecz ktory gotow<br />

byllarnac je wyl~cznie "na pismie".<br />

W perspektywie, jak~ stwarza konccpcja praktycznego rozumu, roztrZllsaj~cego<br />

"za i przeciw" wszelkich poczynan, nie ma r6i:nicy mi¢zy<br />

absolutn~, niczym nie skrypowan~ wiar~ a totalnym ateizmem. Dlatego,<br />

bye moi:e Zle si~ stalo, i:e Donald Wiebe t~ pierwsZll perspektyw~ porzucil.<br />

JerzY SzYmura<br />

JERZY SZYMURA, ur. 1946, mozor i molog, adiunkt, dr hab. w Zakladzie<br />

Epistemologii Instytutu Filozofli UJ. Napisal dwie ksilliki: J(!zyk. mOl\la i prawda<br />

IV perspektYl\lie fenomenologii Iingl\listycznej J. L AusliM (1982) i Relacje w perspektywie<br />

absolutnego monizmu F. H. Bradleya (1990). Publikowal m. in. w "Studiach<br />

Filozoficmych", "Kwartalniku Filozoficznym", "Przegllldzie FiJozolicznym ",<br />

"<strong>Znak</strong>u", "Ruchu Literackim" i "Biuletynie Polski ego Towarzystwa Jltzykoznawczego".


ZDARZENIA - KSII\ZKI - LUDZIE<br />

"DE PROFUNDIS" HISTORYKA <br />

133<br />

• Teresa Walas, Czy jest moiliwa inna historia literatury, Universitas,<br />

Krakow 1993<br />

Autorka wspanialej podr6:Zy ku dekadenckiej otchlani, Teresa Walas,<br />

zaprasza nas w swej ostatniej ksi~Zce na wypraw~ w inn~, ale rownie<br />

zawrotn~ przepasc: w gl~b najnowszej refleksji nad histori~ i historiografi~.<br />

Otchlan to prawdziwa. Nie tylko z uwagi na rozmiary naroslego<br />

dorobku naukowego (wst~ne omowienie sytuacji w naukach humanistycznych<br />

zajmuje przeszlo jedn~ trzeci~ ksi~iki), ale przede wszystkim ze<br />

wzgl~du na surowy idimat, jaki w postmodernistycznym lcrajobrazie zapanowal<br />

wokol badan nad przeszioSci~. Korzystaj~c z gruntu przygotowanego<br />

przez strukturalizm, zakwestionowano po kolei wszystko: podmiotowosc<br />

ludzk~ w dziejach, prawidlowosci i prawa opisuj~e tych dziejow<br />

przebieg, wartosc dokumentu, realnosc faktu, moZliwosc dotarcia przez<br />

badacza uwi~zionego w parametrach swojej wspolczesnosci do jakiejkolwiek<br />

prawdy 0 przesziosci, wreszcie: sens poczynan historiograficznych<br />

w ogole. Zwienczeniem owego sceptycyzmo-relatywizmu wydaje si~ swoisty<br />

szantai; stosowany przez zachodnich badaczy, ktorzy cierpi~ na odruch<br />

nazwany przez autork~ "zespolem lewicowosci"; historyk i jego docieranie<br />

do prawdy (coz to jest prawda) kojarzy im si~ z "negatywnym urojeniem",<br />

"arogancj~ posiadania i poczuciem dominacji", z antynaturaln~ i antyantropologiczn~<br />

dziala1nosci~ narzucania wiedzy - wladzy. W tej sytuacji<br />

epistemologicznego, ontologicznego i nawet etycznego zagroi:enia historykom<br />

usuwa si~ grunt spod nog i lec~ w przepasc b~dz trwaj~ w zawieszeniu,<br />

sparalizowani l~kiem przed jakimkolwiek ruchem.<br />

ezy i jak zatem jest jeszcze moZliwa historia literatury Skoro mowi si~<br />

juz nie tylko 0 kryzysie tej jednej dyscypliny (ktory zreszt~ paradoksalnie<br />

utrwalil zainteresowanie jej problematyk~) - ale wr~cz 0 zachwianiu<br />

fundamentow calego gmachu erudycji humanistycznej, budowanej mozolnie<br />

od czas6w Herodota Pytanie postawione w tytule jest oczywiscie<br />

retoryczne i odpowiedzi udziela Teresa Walas w pozostalych dwoch<br />

trzecich ksi~ili, kt6ry to trud ocenia recenzent Henryk Markiewicz jako<br />

"doskonal~ podstaw~" do napisania nowej syntezy historii literatury<br />

polskiej.<br />

Autorce nalezy si~ jednak chwala nie tylko za wyobraZni~ i wysilek<br />

inte1ektu, ale tei: za odwag~ przeciwstawienia si~ naukowym modom, ktore<br />

cz~sto przemieniaj~ si~ w antyhumanistyczn~ demagogi~. Teresa Walas nie<br />

odczuwa kompleksu "posiadacza prawdy", nie l~ka si~ mowienia 0 chorobliwej<br />

"neurozie", z jak~ wi~e si~ dobrze notowana predylekcja do struktur<br />

otwartych, 0 "zatruciu terminologicznym" i 0 "pogardzie dla faktow",


134 ZDARZENIA - KSiJ\ZKl - LUDZIE<br />

jakie pozostawil po sobie strukturalizm, 0 "dekonstruktywistycznym kaprysie",<br />

0 "naduZyciach" i "arogancji" poststrukturalist6w. Nie znaczy to<br />

jednak, ze recenzowana tu praca przenikni~ta jest bojowym duchem ostrej<br />

krytyki. Wprost przeciwnie; poza nazywaniem po imieniu patologii teoretycznoliterackiego<br />

status quo wykazuje nieco przesadn'! ostroZnosc argumentacji,<br />

kiedy ta moglaby spotkac si~ z ewentualnym zarzutem odejscia<br />

od dogmat6w uswi~onych autorytetem lub mod'!. OstroZnosc taka jest<br />

uzasadniona w przypadku, gdy nazwiskiem Ricoeura czy Merleau-Ponty'ego<br />

popiera si~ restytucj~ "archaicznego" poj~cia "ekspresji". Dziwi<br />

natomiast, jeSli przemienia si~ w l~kliw,! niesmialosc i przydlugie, niewiele<br />

wnosz'!ce wywody, towarzysz'!ce uzasadnianiu, dlaczego warto jeszcze<br />

poslugiwac si~ wykl~t'! przez strukturalizm kategori,! podmiotti - aktywnego<br />

czynnika historii literatury. Czytelnik rna chwilami wrai:enie, :ie<br />

badaczka wi~j wysilku wklada w mniej lub bardziej delikatne odsuwanie<br />

zastanych schemat6w, udobruchanie "milcz,!cego wroga" post- i strukturalizmu<br />

niz w dr,!zenie swoich wlasnych pomysl6w. Zrozumie to teoretyk<br />

literatury, z uznaniem powita szczeg6lnie przeciwnik, ale z punktu widzenia<br />

czytelnika "naiwnego", mniej wtajemniczonego w arkana metodologicznych<br />

salon6w, taktyka ta moze si~ wydac cokolwiek przesadzona. (Staje<br />

si~ to zwlaszcza widoczne w parakrotnym afektowanym uiyciu zwrotu<br />

"bron Boze", na przyklad: "Nie chodzi tu, bron Boze, 0 zadne prawa ani<br />

nawet prawidlowosci rz'!dz'!ce literatur'!, kt6re mialyby moc wyjasniaj,!c,!<br />

czy prognozuj,!c,!" ... Egzorcyzmujemy tutaj zbyt pewne siebie, choc jalowe<br />

metodologie - czy moze wlasn,! smialosc, grzech wykroczenia przeciwko<br />

nim: "grzech diachronii") Choc rna to zn6w t~ zalet~, iz wyw6d autorki<br />

wielokrotnie powraca do tych samych, skomplikowanych przeciez problem6w,<br />

utrwalaj,!c je w pami~ci slabiej zorientowanych odbiorc6w.<br />

Opr6cz kompozycji (felerem redakcyjnym jest niewygodne umieszczenie<br />

przypis6wl) naleZy r6wniez pochwalic j~zykow,! stron~ tekstu; w jego<br />

potoczystosci, swadzie, nieskr~powanej metaforyce, rzucanych tu i 6wdzie<br />

kolokwializmach, gi~tkosci, z jak,! Teresa Walas przeSlizguje si~ pomi~zy<br />

zbrojn'! frazeologi,! i niestrawn'! terminologi,! naukow'! - w tym wszystkim<br />

widac polot oraz temperament historyka literatury, zahartowanego w zmaganiach<br />

z abstrakcj,! j~zyka.<br />

Moze tez i pragmatyzmowi historyka, nie tylko teoretyka literatury<br />

- znuzonego, niczym wymogiem partyjnej dyscypliny, wymogiem metodologicznej<br />

czystosci - zawdzi~czamy plodny eklektyzm calej koncepcji.<br />

Teresa Walas przemienia "nieszcz~scie wsp61czesnego teoretyka literatury"<br />

czyli "nadmiar uj~c metodologicznych i rozwi,!zan szczeg610wych" w bogaty<br />

magazyn pomysl6w, kt6rymi swobodnie gospodaruje po swojemu.<br />

Omawiaj,!c poszczeg6lne uj~cia, badaczka pokonuje wszystkie szczeble<br />

piekla zw'!tpienia - sceptycyzm Welleka, antyhistoryczn,! obsesj~ Foucaulta,<br />

relatywizm prezentyst6w, konstruktywist6w niemieckich i dekonstrukcjonist6w,<br />

pulapki nowego, marksizuj,!cego historyzmu oraz zawrotne<br />

perspektywy tudziez paradoksalne tezy hermeneutyk6w - aby zatrzymac


ZDARZENJA - KSI1\ZKl - LUDZIE 135<br />

si~ na najbardziej obiecuj4cych miejscach tych teorii i ukazac horyzonty<br />

trudnej, acz moZliwej nadziei. Oprocz zaplecza hermeneutycznego (co<br />

w przypadku historii literatury zrozumiale) oraz nieortodoksyjnie strukturalistycznego<br />

(wielokrotnie z atencj4 przywolywane nazwisko Vodicki)<br />

Walas bazuje na niew4tpliwie najciekawszej ostatnio propozycji narratywistow.<br />

Zgodnie z ich tez4 czlowiek stwarza kultur~ za pomocf!, kreowania<br />

fikcyjnych opowieSci - i to nie tylko w literaturze czy naukach humanistycznych,<br />

takie w dyscyplinach scislych. Historyk literatury zatem snuje<br />

opowieSci 0 jej dziejach, wszelkie syntezy pretenduj4ce do miana prawdziwych<br />

S4 jedynie intelektualnym rniraiem. W ten sposob staje si~ zados6<br />

najbardziej doskwieraj4cemu uczuciu niepewnosci i relatywizmu naszej<br />

wiedzy. Model narracyjnej fabuly zapoiyczony (z uproszczeniami, jak<br />

podkrdla autorka) z poetyki powiesci dostarcza ponadto zgrabnej metafory<br />

na okreslenie perspektywy historycznej, sprawiaj4cej tyle ktopotu: jest to<br />

rodzaj dystansu narratora do przedstawianych wydarzen, sugeruje Ricoeur,<br />

dystansu balansuj4cego mi~dzy utoisamianiem si~, spojrzeniem<br />

wewn~trznym - a obcosci4, syntetyzuj4cym spojrzeniem z zewn4trz (inaczej:<br />

"temporalnosc"). Uj~cie bliskie mysleniu hermeneutycznemu, ktore<br />

w tym przypadku powiada: "przeiycie imitacyjne", "wykrycie podobienstwa<br />

w obcosci". Ricoeur rowniei pomaga Teresie Walas ciekawie sformulowac<br />

now4 defUlicj~ dokumentu literackiego, przesuwanego przez poststrukturalizm<br />

w sfer~ niebytu: utwor-zdarzenie jest wprawdzie dla historyka bezpowrotnie<br />

stracony, niczym iywe stowo wypowiedziane w nie istniej4cej jui<br />

sytuacji komunikacyjnej, ale jeszcze trwa i poddaje si~ badaniu utwor-sens,<br />

przekraczaj'!cy zdarzenie na podobienstwo stowa pisanego.<br />

Dalej: propozycja narratywistow pozwala unikn'!c apriorycznego nomologizmu,<br />

czyli ustanawiania praw ogolnych, z ktorymi naszemu umyslowi<br />

bardzo wygodnie, ale ktore zawsze zafalszowuj'! t~ cz,!stk~ poznania,<br />

na jakf!, moiemy Iiczyc, uktadaj,!c dane w gotowy zawczasu wzor; tak<br />

dzialo si~ w tradycyjnym modelu procesu historycznoliterackiego, ktory<br />

upodabnialliteratur~ do organizmu lub mechanizmu; podobnie jeszcze bylo<br />

w strukturali:zmie, ktory w histoID literatury slyszal tylko "chrz~st przeksztalcaj4cych<br />

si~ struktur". Zachowuj,!c indywidualn'! ("osobliw4") urod~<br />

dziejow, quasi-fabularna opowieSc 0 literaturze pozwala rownoczesnie wprowadzic<br />

jakis lad (ow4 Zle widzian'! "form~ zamkni~t'!") w chaos literackiego<br />

iywiolu. Pozwala mowic 0 podrniocie dzialania (pisarz, grupa, pokolenie),<br />

zdeterminowanym wprawdzie zastan,! sytuacj~ literack4 (tu lojalnosc wobec<br />

strukturalizmu), ale nie do konca; z racji wtasciwej mu "woli tworczosci",<br />

"ekspresji", ktora jest "odpowiedzi,!" na poj~te wedlug Toynbee'go wyzwanie<br />

(challenge) - rozpoznane i okreSlone przez sam podmiot w roinych<br />

wyrniarach rzeczywistosci (oslawiona heterogenicznosc tradycyjnej historii<br />

literatury nie musi jui byc powodem skruchy). Owa teza 0 podrniotowosci<br />

zostaje obwarowana nie tylko autorytetem uznanych badaczy, ale i par4<br />

poj~6-alibi: "pozornosc" oraz "skutecznosc" - na wypadek niewspolmiernoSci<br />

tworczego trudu z efektem widocznym z perspektywy historycznej.


136 ZDARZENIA - KSIAZKI - LUDZIE<br />

Niewiele natomiast powiedziee moi:na "bez wi~kszego ryzyka" 0 "zachowaniu"<br />

literatury, ktora przestaia byc podmiotem. lako uklad nieprzewidywalny,<br />

nieprzejrzysty, podatny na wplywy zewn~trzne, ulega przeksztalceniom<br />

wedlug "postwujllcego zromicowania" lub "nawillzujllcego<br />

zaprzeczenia". Badaczka zabrania sobie powiedziec cokolwiek blizszego<br />

o istocie dokonujllcych si~ w lonie literatury zmian, skoro wykl~te zostalo<br />

poj~e prawa, prawidlowosci, zasady. Moze je tylko opisac poslugujllc si~<br />

j~zykiem narratologii: przebieg, epizod, sekwencja, zdarzenie, wydarzenie,<br />

statycznos6-


ZDARZENIA - KSIAiKI - LUDZIE<br />

137<br />

historiograficznych, za1 tych galerii i sal muzealnych przemawiajl!cych<br />

licznie bl!dz kusztownie ustawionymi eksponatami. J, rozzuchwalony nieco<br />

przyznanym mu immunitetem odbiorcy, maglby przewrotnie zapytac przyszlych<br />

autoraw prac historycznoliterackich: moze one wlasnie dawaly mi<br />

wiykszl! wolnosc wyboru nii: pasjonujl!ce fabuly utkane przez badaczy nie<br />

do konca pewnych swych racji MoZe w naiwnym zgielku fakt6w i rejestrze<br />

danych latwiej oddycha historyczna wyobrafnia (tak jak zaczarowany<br />

swiat Trylogii zawdziycza wiycej kronikom niz dziejowym syntezom) Co<br />

nieco mialby zapewne do powiedzenia i Arystoteles, kt6rego sl!d 0 wyzszosci<br />

fikcji poetyckiej nad historiografil! doczekal siy po wiekach nieoczekiwanego<br />

uznania. Ale on tu jest bez glosu. Glos nale:i:y do nie-naiwnych<br />

i skromnych historykaw, wsluchujl!cych siy w swoje i cudze opowidci,<br />

skoro, jak za Umberto Eco m6wi motto ksil!i:ki, "nie moma juz mawic<br />

w spos6b niewinny".<br />

Aneta Mazur<br />

ANETA MAZUR, dr, adiunkt w Zakladzie Historii Literatury Pozytywizmu<br />

i Mlodej Polski IFP Uniwersytetu Opolskiego. Wydala: Parnasizm w poezji polskiej<br />

drugiej pol. XIX i poczqtku XX wieku (Opole 1993). Publikowala m. in. w"<strong>Znak</strong>u",<br />

"Tw6rczosci", "Pami~tniku Literackim", "Kresach".<br />

FlLOZOFlA: WlEZA ZKOSCl SLONlOWEJ <br />

CZY lNSTYTUCJA PUBLlCZNA <br />

• David W. Hamlyn, Being a Philosopher. The History of a Practice,<br />

Routledge (ed.), London, New York 1992, ss. 187<br />

Zazwyczaj przyjmujemy, Ze historia ftIozofii jest po prostu historil!<br />

fllozoficznych idei: problem6w, teorii, systemaw, intelektualnych dyskusji.<br />

Jdli w podrycznikach czy populamych wykladach nadaje siy owej histOID<br />

wymiar personalny, czyni siy tak bodaj jedynie pO to, by pokazac, ze<br />

myslenie jest zawsze czyjd, tj. mniej czy bardziej uwiklane w biografiy tego<br />

oto konkretnego indywiduum. Bye moze tego rodzaju metoda rna pewnl!<br />

wartosc heurystycznl!, to znaczy ulatwia przyswojenie i zrozumienie abstrakcyjnych<br />

ftlozoficznych idei. Nawet jednak wtedy osoba filozofa Iiczy<br />

si y 0 tyle, 0 ile jest nosnikiem (tw6rq, reprezentantem, krytykiem) tychze


138 ZDARZENIA - KSlJ\ZKl - LUDZIE<br />

idei; pierwszorZ¢ne znaczenie rna zawsze to, co filozof mysli, a nie to, co<br />

poza tym, tj. mysleniem, czyni.<br />

Tymczasem David W. Hamlyn proponuje nam zmian~ tej perspektywy:<br />

jego zdaniem bowiem sam fakt uprawiania filozofLi, sarna praktyka filozofowania<br />

przeslldza 0 tym, ze cokolwiek sztuczne jest oddzielanie tego, co<br />

fLlozofowie myslll, ad tego, jak i w jakich warunkach dziaIajll. OczywiScie<br />

nie jest to inna wersja jednej z Marksowskich Tez 0 Feuerbachu: profesor<br />

fLlozofii w Birkbeck College i dlugoletni wydawca czasopisma "Mind" nie<br />

rna w sobie, jak mniemam, niczego z rewolucjonisty i - jak si~ jeszcze okaze<br />

- nie rezygnuje wcale z tradyeyjnego postulatu rozumienia i interpretowania<br />

swiata na rzecz jego wlltpliwego przeobraZania. Hamlyn zdaje si~ po<br />

prostu przypominac, ze standardowa wykiadnia dziej6w filozofLi pomija<br />

fakt, iz filozofiezne problemy, POg\lldy i teorie pojawiajll si~ i sll dyskutowane<br />

zawsze w jakims historycznym i spolecznym kontekscie, a filozoficzna<br />

praktyka nie jest tylko ~awiskiem seisle intelektualnym, ale rna<br />

r6wniez mniej ezy bardziej wyrainy wymiar instytucjonalny (por. Being ...,<br />

Preface, s. IX-X). W tym sensie ksillzka Hamlyna - jako pr6ba takiego<br />

uj~a dziej6w fLlozofii, kt6re by akeentowalo wlasnie 6w instytucjonalny<br />

i funkcjonalny zarazem charakter praktyki fLlozofieznej - moze byc cennym<br />

uzupelnieniem innych prac z tego zakresu . Ale wlasnie tylko, jak<br />

s~z~, uzupeinieniem. Trudno bowiem potraktowac to dzielo jako w miar~<br />

wyczerpujllcll i systematyeznll prezentacj~ fLlozoficznych POg\lld6w i koncepcji:<br />

koncentrujllc si~ na instytucjonalnych ramach filozofLi i regulaeh jej<br />

funkcjonowania w Zyciu publicznym, Hamlyn charakteryzuje poszczeg6lne<br />

fLlozoficzne stanowiska w spos6b nadzwyczaj skr6towy i powierzchowny.<br />

Morna si~ nawet zastanawiac, czy w przypadku niekt6rych autor6w i szk6I<br />

fLlozoficznych (Bergson, Husser! i fenomenologia w og6le, hermeneutyka)<br />

nie mamy do czynienia z prezentacjll nazbyt selektywnll i przesadnie<br />

lalconicznll w stosunku do rangi tych koncepeji. Dlatego recenzowanll<br />

ksillzk~ naiezaloby moze ezytac lllcznie z wczesniejszym i obszerniejszym<br />

dzielem tego samego autora (A History of Western Philosophy, London<br />

1987), w kt6rym w spos6b systematyczny i wywazony przedstawione<br />

zostaly najwainiejsze fLlozoficzne koncepcje wraz z argumentacjll formulowanll<br />

dla ich potwierdzenia lub zakwestionowania.<br />

luna rzecz, ze w obu dzielach Hamlyna znaleic morna dowody przynajmniej<br />

jednej wyrainej antypatii: otM angielski mozof nie jest najlepszego<br />

zdania ani 0 Heideggerze jako czIowieku, ani 0 jego fLlozofii. Przypominajlle<br />

znany "partyjny" epizod z 1933 roku, Hamlyn stawia retoryczne<br />

pytanie kwestionujllce jakiekolwiek fLlozoficzne kwalifikacje Heideggera:<br />

..Jak ktos, kto m6gI popelnic tego rodzaju pomylk~, moze byc wielkim<br />

myslicielem" (Being..., s. 153). Trudno tez potraktowac jako calkowicie<br />

obiektywnll zamieszczonll w recenzowanej ksillzce charakterystyk~ fLlozofii<br />

Heideggera, kt6ra mialaby si~ sprowadzac do wlltpliwych etymologii i wynajdywania<br />

neologizm6w, w kt6rych wierni uczniowie "niesz~sliwie zarazeni<br />

tym zlym zwyczajem" dopatrujll si~ czegos adkrywczego i profetycz­


ZDARZENIA - KSLA,ZKl - LUDZIE<br />

139<br />

nego. podczas gdy niekt6rzy krytycy widzlt w tyro pewnego rodzaju oszustwoo<br />

co jest bye moze - zdaniem Hamlyna - blii:sze prawdy (por. Being...•<br />

s. 153-154). Wydaje si~. ze nie bez pewnej satysfakcji Hamlyn przypomina.<br />

iz to wlasnie slynne zdanie Heideggera "Das Nichts selbst nichtet" reprezentaci<br />

Kola Wiedenskiego (Carnap i Ayer) cytowali jako najlepszy<br />

przyklad metafizycznego nonsensu (por. Being...• s. 159; A History...• s.<br />

323). Godzi si~ jednak w tyro miejscu zaznaczye. ze przy calej swej niech~<br />

do ftlozofii Heideggera David W. HamJyn bynajmniej nie podziela skrajnie<br />

antyroetafizycznego stanowiska wspomnianych neopozytywistow: w innyro<br />

tekscie pisze wr~cz. ze proponowana przez Ayera charakterystyka niektorych<br />

teom metafizycznych graniczy z ich karykaturlt (por. Metaphysics.<br />

Cambridge 1984. s. 9-10). Odrzucajltc tez~ radykalnego weryfikacjonizmu<br />

orzekajltCl!. iz twierdzenia "metafizyczne" slt bezsensowne. poniewaz slt<br />

empirycznie niesprawdzalne. Hamlyn przyjmuje. iz nie ma zadnych argumentow.<br />

ktore moglyby a priori rozstrzygae 0 moZliwoSci bltd:l: niemozliwosci<br />

metafizyki: 0 prawomocnoSci i wartosci jej twierdzen decyduje<br />

sarno jej uprawianie i nic wi~cej. W efekcie autor przyznaje. ze najblizsze<br />

jest mu klasyczne. arystotelesowskie pojmowanie metafizyki. nie zas to.<br />

ktore przeciwstawia swiat zjawisk. czyli pozor. jakiejs "prawdziwej" rzeczywistosci<br />

- jak czynie zwykli na przyklad Leibniz czy Kant (por.<br />

Metaphysics. s. 4-8). Tyro bardziej obca jest mu metafizyka w rozumieniu<br />

Heideggera. stanowczo nie mieszczltca si~ w tradycji arystotelesowskiej.<br />

Dygresja na temat Heideggera miala jedynie potwierdzie potrzeb~<br />

uzupeinienia recenzowanej ksiltZki taklt lekturlt. ktora dawalaby bardziej<br />

wywazony obraz dziejow filozofll i zachowywalaby wlasciwe proporcje<br />

mi¢zy analizlt trdci koncepcji ftlozoftcznych a prezentacjlt praktycznego<br />

kontekstu ich powstawania i funkcjonowania. Hamlyn swiadornie podjltl<br />

si~ przede wszystkim tego drugiego zadania i trzeba przyznae. ze uczynil to<br />

calkiem zajmujltco. W kolejnych rozdzialach pokazal bowiem. jak ftlozofowie<br />

funkcjonowali w iyciu publicznyro staroiytnej Grecji. sredniowiecznej<br />

chrzeScijanskiej Europy i wiodltcych panstw epoki nowoiytnej (ze szczegolnym<br />

uwzgl¢nieniem - w dwu ostatnich stuleciach - Wielkiej Brytanii<br />

i Stan ow Zjednoczonych). M6wiltc 0 funkcjonowaniu ftlozofow w iyciu<br />

publicznyro. mam na mysli na przyklad to. w jakich warunkach powstawaly<br />

ich teorie i dziela. jak dokonywala si~ wymiana mysli w srodowisku<br />

ftIozoftcznyro. jak upowszechnialy si~ i byly odbierane w innych<br />

srodowiskacb filozoficzne idee. Albo inaczej: w jakich instytucjonalnycb<br />

ramach moZliwe bylo uprawianie filozofll w roznych epokach. jaklt rol~<br />

spolecznlt pelnili ftlozofowie jako ftlozofowie (abstrahujemy tu wi~c od<br />

innych faktycznie przez nich peinionych lub przypisywanych im rol). jaki<br />

miewali realny wplyw na iycie publiczne. Ksiltzka Hamlyna zawiera wiele<br />

ciekawych informacji na temat tak rozumianych dziejow ftlozofii. a wszystkie<br />

te dane. odpowiednio uporzltdkowane i skomentowane. tworzlt naprawd~<br />

bogatlt faktografi~.<br />

Szczeg61nie cenne wydaje si~ to. ze autor zdolal wykazae. iz - przy


140 ZDARZENIA - KSIJ\ZKl - LUDZIB<br />

wszystkich radykalnych nieraz zmianach w pojmowaniu miejsca ftlozofii<br />

w Zyciu publicznym - istnieje jednak w jej dziejach pewna ciltglose i to nie<br />

tylko na poziomie historii idei, ale i na poziomie samej praktyki filozoficznej<br />

i jej instytucjonalnego wymiaru. Hamlyn explicite twierdzi, ze swiadectwem<br />

talciej ciltglosci moze bye przede wszystkim utrzymujltca si~ przez<br />

wieki - bye moze juz od presokratykow, a bezdyskusyjnie od sofistow<br />

i Sokratesa - praktyka Iltczenia filozoficznego myslenia z nauczaniem,<br />

realizowanym w mniej czy bardziej zinstytucjonalizowanej fonnie. Najwybitniejsi<br />

ftlozofowie przekazywanie wiedzy uwaZali z reguly za swojlt<br />

powinnose i zazwyczaj dla jej spelnienia znajdowali odpowiednie medium<br />

w postaci jakiejs instytucji dydaktycznej, choeby tak niesformalizowanej<br />

jak platOllska Akademia. Zdarzaly si~ nawet takie epoki, w ktorych prawie<br />

cale filozoficznie doniosle mySlenie realizowalo si~ w ramach tego rodzaju<br />

instytucji lub rue bez zwiltzku z nimi: dotyczy to zwlaszcza sredniowiecza,<br />

ale i w ostatnich dziesi~cioleciach nie sposob nie zauwaZyc rosnltcej<br />

tendencji do "akademizacji" filozoficznej praktyki, choe H arnlyn przyznaje,<br />

ze tacy wybitni wspolczeSni filozofowie jak Russell czy Wittgenstein<br />

mie\i raczej tylko lu:ZnY i przejSciowy zwiltZek z nauczaniem akademickim.<br />

Zasadniczo jednak wyjlttkiem od ogolnej reguly wiltzltcej uprawianie ftIozofri<br />

z nauczaniem bylyby tylko dwa stulecia: wiek XVII i XVIII. J edynie<br />

wtedy prawie zaden z najwi~kszych niewlttpliwie myslicieli tej epoki nie byl<br />

zwiltzany z jakltkolwiek instytucjlt dydaktycznlt (chyba ze towarzysko lub<br />

korespondencyjnie). Oczywiscie instytucje tego rodzaju wciltz istnialy i nawet<br />

prowadzily nauczanie filozofli, tyle tylko, Ze najswietniejsze umysly<br />

tamtej epoki nie znajdowaly w nich wlasciwych fonn dla swych nowatorskich<br />

idei i badawczych przedsi~wzi~e. Stltd klasykom ftIozofii nowoZytnej,<br />

myslicielom tej rangi co Kartezjusz, Leibniz, Spinoza czy Hume, pozostawalo<br />

jedynie publikowanie ksiltzek, dyskutowanych w dose Wltskim<br />

kr~gu wtajemniczonych. Zdaniem H arnlyna byla to jednak sytuacja w dziejach<br />

ftlozofii nietypowa, jako i:e romantyczny czy neoromantyczny bunt<br />

przeciw "ftlozofii akademickiej" - bunt w stylu Schopenhauera, Kierkegaarda<br />

czy Nietzschego - to juz zupeJnie inna sprawa.<br />

Oczywiscie, dzieje praktyki ftIozoficznej to nie tylko dzieje nauczania<br />

ftIozofii: Harnlyn zauwaza znaczltclt rol~ takich instytucji, jak filozoficzne<br />

czasopismiennictwo, za posrednictwem ktorego w dwoch ostatnich stuleciach<br />

coraz cz~sciej prezentuje si~ ftIozoficzne koncepcje i ich krytyczne<br />

an ali zy, oraz dobrowolne stowarzyszenia, czy to popularyzujltce filozofi~,<br />

czy stanowiltce forum dyskusyjne dla ftIozofow "profesjonalnych", czy<br />

nawet prowadzltce bltdi: inspirujltce badania nad konkretnymi problemami.<br />

Jednak wedlug wspomnianego autora zarowno dotychczasowa tradycja,<br />

jak i zasadnicze tendencje rozwojowe sytuujlt ftIozoficznlt praktyk~ przede<br />

wszystkim w obr~bie tej szczegolnej instytucji badawczej i dydaktycznej,<br />

jaklt jest uniwersytet. Hamlyn stawia nawet tez~, iz z tego wlasnie powodu<br />

morna dostrzec pokrewienstwo mi~dzy wspolczesnymi uniwersytetami ana<br />

przyklad Lykeionem Arystotelesa (por. Being ... , s. 164).


ZDARZENIA - KSIAZKI - LUDZIE<br />

141<br />

"Akademizacja" praktyki filozoficznej W1~Ze si~ rowniez z tym. Ze<br />

coraz cz~sciej filozofi~ uprawia si~ niejako "zawodowo". Zjawisko profesjonalizmu<br />

we wspolczesnej filozofJi ma swoje praktyczne konsekwencje:<br />

rosn~c~ specjalizacj~ w zakresie niektorych tylko dziedzin czy wr~cz<br />

szczegolowych zagadnien filozoficznych i coraz bardziej "techniczny"<br />

charakter filozoficznej terminologii i argumentacji. Zdaniem Hamlyna.<br />

wlasnie ze wzgl~du na te konsekwencje trudno jednoznacznie ocenie<br />

aktualn~ profesjonalizacj~ filozofli: moZe ona oznaczae bowiem pewien<br />

ekskluzywizm. izolowanie si~ srodowiska "zawodowych" filozofow od<br />

wszystkich nie wtajemniczonych i outsiderow. Oczywiscie wspolczesny stan<br />

wiedzy. takze wiedzy filozoficznej. moze domagae si~ daleko id~cego<br />

profesjonalizmu. Ale moZe bye tez tak. Ze ow profesjonalizm jest tylko<br />

reakcj~ obronn~. to znaczy jest odpowiedzi~ na rozpowszechrlione w szerokich<br />

kr~gach<br />

spolecznych lekcewazenie tej dyscypliny i nieufnose wobec<br />

"ekspertowod ftlozofii". Wedle Hamlyna warunki do takiej reakcji istniej~<br />

zwlaszcza w Wielkiej Brytanii. jako Ze nie rna tam tradycji porownywalnych<br />

z niemieckim szacunkiem dla akademickich uczonych i francuskim<br />

kultern wiod~cych intelektualistow. powszechne jest natomiast nastawienie<br />

pragmatyczne i utylitarne. ktore polityka ostatnich konserwatywnych<br />

rz~dow jeszcze tylko wzrnocnila (por. Being .... s. 1-3. 161-162). Nie<br />

przes~zaj~c. czy taka diagnoza jest sluszna. rnoma powiedzie6. ze gdyby<br />

profesjonalizm w uprawiarliu ftlozofii faktycznie motywowany byl resentymentem,<br />

to zaiste usprawiedliwiony bylby zarzut. iz filozofowie zamykaj~<br />

si~ w wiezy z koSci sloniowej, a czyni~ tak po to. by moc wszystkich<br />

niespecjalist6w traktowac jak ignorant6w i trzymae na dystans.<br />

Tymczasem Hamlyn zgola inne cele stawia filozoforn: jeZeli instytucja<br />

uniwersytetu jest irn potrzebna jako najwlasciwsze obecnie miejsce uprawiania<br />

filozofJi, to i ich aktywnosc winna bye potrzebna tej instytucji,<br />

a polirednio - calej spolecznosci. Oznacza to. jego zdaniem. Ze filozofmoZe<br />

i powinien pelnie tak~ rol~. jak~ pelnil Sokrates w staroZytnych Atenach,<br />

to znaczy winien bye tym. kto rzuca wyzwanie przyj~tym przekonaniorn<br />

i sposoborn rnyslenia. kto poddaje krytycznemu sprawdzianowi kazd~<br />

opini~ i teori~, formuluj~c argurnenty pozwalaj~ce tak~ opini~ czy teori~<br />

w wyniku dyskusji przyj¥ lub odrzucic. Opr6cz tej funkcji krytycznej<br />

filozofowi przypada w udziale wazne zadanie pozytywne: winien mianowicie<br />

d~zye do poznania i zrozurnienia naszych relacji ze swiatem i z innyrni<br />

luMmi. a takze do odkrycia tych zalozen i wyjasnienia tych poj~. kt6rymi<br />

posluguj~ si~ nauki szczegolowe. Spelnienie tych dwoch zadan czyni<br />

z ftlozofii instytucj~ publiczn~, nie odbieraj~c jej wcale autonomii. gdyz - jak<br />

powiada Hamlyn - "wartose ftlozofJi ostatecznie zawiera si~ w niej sarnej<br />

i w tym, co czyni ona dla ludzkiego myslenia i i:ycia" (Being..., s. 173).<br />

Na koniec kamyczek do wlasnego ogrodka: zaledwie jeden kr6tki<br />

akapit poswi~ca Hamlyn sytuacji filozofii w Europie srodkowo-wschodniej.<br />

Lojalnie przyznaj~c, i:e niewiele rna do powiedzenia. odnotowuje<br />

jedynie dominuj~~, odgomie zadekretowan~ pozycj~ marksizmu w ostat­


142 ZDARZENIA - KSlJ\ZKl - LUDZIE<br />

nim p6lwieczu, choe rownoczesnie zaznacza, i:e niektorzy fllozofowie z tej<br />

cz~sci Europy zachowywali dystans wobec obowi~kowo nauczanej i oficjalnie<br />

deklarowanej ideologii. Hamlyn zauwaia, ze w Polsce i Czechoslowacji<br />

pewne wplywy zachowala szkola fenomenologiczna (nie pojawia<br />

si~ jednak w tym kontekScle zadna wzmianka 0 Ingardenie czy Patocce),<br />

nadto zaS z Polski wywodzi si~ kilku wybitnych logikow (znowu zadnych<br />

nazwisk), ktorzy jednak wyemigrowali na ZachOd i tam kontynuowali<br />

swoje badania. Warto bye moZe zastanowie si~ nad tym, na He zdawkowose<br />

relacji Hamlyna jest po prostu odzwierciedleniem obiektywnego<br />

stanu rzeczy, to jest "mlodszosci" i "peryferyjnosci" cywilizacyjnej tego<br />

regionu, na ile zas jest swiadectwem zawinionej przez nas intelcktualnej<br />

niemocy, zwlaszcza wtomosci i jalowosci naszego fllozoficznego myslenia.<br />

S~dz~ bowiem, i:e same instytucjonalne ograniczenia i panowanie oficjalnej<br />

ideologii, mniej czy bardziej skutecznie eliminuj~cej z i;ycia publicznego<br />

inne inspiracje filozoficzne, nie s~ wystarczaj~cym uzasadnieniem sytuacji,<br />

w wyniku ktorej 0 fllozofii srodkowoeuropejskiej moma po prostu milczeC.<br />

Oczywiscie autorowi recenzowanej ksi~zki moma zarzucie pewn~ nonszalancjy,<br />

jako ze pobiemie oceniaj~c i;ycie intelektualne w tej c~sci<br />

Europy nie dostrzegl niektorych waznych, jak nam siy zdaje, zjawisk i nie<br />

dokonal bardziej subtelnych rozromien. lednak nawet jesli relacja Hamlyna<br />

faktycznie nie oddaje sprawiedliwosci wszystkim zaslugom, to i tak<br />

w mocy pozostaje pytanie, czy w tych warunkach naprawd~ potranmy bye<br />

fIlozofami, czy dobrze spelniamy swoj~ powinnose wobec siebie i innych.<br />

Jan Kielbasa<br />

JAN KIELBASA, UC. 1959, dc ftlozorll, wykladowca w Instytucie Filozorll UJ,<br />

publikowal m. in. w "<strong>Znak</strong>u" i "Kwartalniku Filozolicznym".<br />

UCIECZKA DO KRESU NATURY <br />

Opisuj~c Urodzonych morderc6w, krytycy zaczynaj~ ad sceny w przydromym<br />

barze. Tymczasem film zaczyna siy wczesniej. Na ziamistej,<br />

czamo-bialej fakturze ekranu w quasi--


ZDARZENIA - KSlt\ZKI - LUDZIE<br />

143<br />

jadowity ogon. Opona p~dz~cego samochodu zostawia po nim ciemn~<br />

plam~. Jeep zatrzymuje si~ przed barem, ktory odbija si~ w oku martwej<br />

lani przytroczonej do bagainika. Leonard Cohen ni to spiewa, ni to<br />

opowiada 0 czekaniu na cud.<br />

Amerykanskie "kino drogi" jest opowiesci~ 0 ucieczce od cywilizacji.<br />

Rozwin~lo ono jeden z w~tkow Jdasycznego westernu. Bohater westernu<br />

podbijal natur~. Wprowadza! w ni~ cywilizacj~, przed ktor~ rownoczernie<br />

uciekal. Bywal ,jeidicem znik~", przewodnikiem, wynaj~tym rewolwerowcern,<br />

ktory po wypeinieniu zadania znika! poza horyzontem. Wyruszal, aby<br />

wydzierac naturze, a wi~c chaosowi, kolejne terytoria. Aby wprowadzac<br />

cywilizacj~ i prawo. Jednak nie naleial w peini do rzeczywistosci kultury,<br />

ktorej torowal drog~. Byl "synem pustkowia" i dlatego tak doskonale<br />

dawal sobie w nim rad~. By! indywidualist~, a otwieral przestrzen spoleczenstwu,<br />

gdzie nie rna miejsca dla niesfornych jednostek.<br />

Western zmienial si~. Dosyc charakterystyczna byla zmiana stosunku<br />

do Indian. Pierwotnie byli oni tylko elementem nieprzyjaznego swiata,<br />

ktory nalezalo ucywilizowac, cz~sci~ gromej dzikosci, ktorej nalezalo<br />

wydrzee ziemi~ obiecan~. Powoli wizerunek Indian ulegal uczlowieczeniu.<br />

Okazywalo si~, ze walcz~c z bialymi, reprezentuj~ jednak jakid racje.<br />

Wreszcie, wraz z pojawieniem si~ kontestacji, a wi~ z chwil~ odwrocenia<br />

Jdasycznych znakow amerykanskiej kultury, to Indianie okazali si~ reprezentantami<br />

wszystkich wartosci. Tym samym podwazono pierwotny<br />

mit Arneryki. Kultura, ktora byla porz~dkiem uczlowieczaj~cym dziki,<br />

obcy swiat, stala si~ chaosem pochlaniaj~cym naturalny lad.<br />

Marzenie 0 dzikoSci jest marzeniem 0 swiecie integralnym. W rniejsce<br />

w~tpi~ego i niepewnego rozumu pojawia si~ jednoznaczny instynkt. Wykorzenienie<br />

i obcosc ust~ujejednosci ze swiatem. Niknie pieklo samoud~en,<br />

winy i niezrealizowania, esencja i egzystencja stapiaj~ si~ w jedno, moralnosc<br />

zast~piona zostaje przez estetyczn~ doskonalosc. Tak wygl~a mit dzikosci.<br />

Na pocZlltku XX wieku pojawiaj~ si~ ruchy kwestionuj~ce nasz~<br />

cywilizacj~. Jej pragmatyzmowi i czasowosci przeciwstawiaj~ bezczasowosc<br />

zmyslowego doznania. Przeciw racjonalizmowi - propaguj~ witalizm.<br />

W miejsce zlozonosci cywilizacji deJdaruj~ prosty odruch: uderzenie pi~sci~,<br />

saito mortale, gor~czkowy wysilek, krancowe ryzyko. W manifeScie<br />

surrealistycznym Andre Breton za najczystszy akt surrealistyczny uznal<br />

wyjScie na uli~ i strzelanie do przypadkowych przechodniow. OczywiScie,<br />

w tie tych ruchow pobrzmiewa krytyka kultury i ekstatyczna filozofia<br />

Fryderyka Nietzschego.<br />

Kwestionuj~c pragmatyzm naszej cywilizacji, nalezy jej przeciwstawic<br />

jakosc estetyczn~; pi~kno i doskonalosc doznania, ktore przezwyci~za czas.<br />

Wszelkiego typu mistyka odrzuca czas. Mozolne kumulowanie, budowanie,<br />

racjonalne planowanie. Liczy si~ doskonalosc aktu, ktory dopelnia si~<br />

jako ostatecznosc poza czasem, staje si~ substytutem nieskonczonosci.<br />

Swiecka rnistyka odwoluje si~ do stanow ekstremalnych. Jednym z tych<br />

aspektow ludzkiego istnienia jest erotyzm, b¢~cy, jak u Bataille'a, pierwot­


144 ZDARZBNIA - KSlJ\ZKI - LUDZIB<br />

nym Zywiolem, zaprzeczeniem czasowego, rozs


ZDARZENIA - KSIJ\:l:KI - LUDZIE<br />

145<br />

N ajdalej id'!ce konsekwencje wyci,!gnie z podobnego schematu fabularnego<br />

dopiero Oliver Stone w Urodzonych mordercach. Obraz ten potraktowac<br />

moma jako filmowy postmodernistyczny odpowiednik bi/dungsroman,<br />

powiesci edukacyjnej, kt6ra ukazuje, jak poprzez szereg doswiadczen<br />

bohater dorasta do swego powolania. W tym wypadku bohaterowie<br />

- Mickey i Mallory Knoxowie - dojrzewaj,! do odkrycia, Ze Set "naturalnymi"<br />

mordercami.<br />

Wolnosc wyst~puje wyl,!cznie w sytuacji wolnej woli i moZliwosci<br />

wyboru, a trudno 0 takiej m6wic w wypadku dzialan instynktownych.<br />

Przed~ywi1izacyjne bytowanie podporz


146 ZDARZENIA - KSI~K1 - LUDZIE<br />

nalosci~ montaiu. I to jest wlaSnie postmodernizm. Nic nie jest serio,<br />

chociai: nic nie jest wyl,!cznie parodi'!. A jednak film Stone'a jest w pewien<br />

spos6b parodi~, przede wszystkim parodi,! wspolczesnej kultury masowej .<br />

Urodzeni mordercy to fIlm 0 samopoznawaniu. Jednak samopoznanie<br />

to znajduje si¥ w groteskowym cudzyslowie. Samopoznanie bohater6w jest<br />

r6wnoczesnie rozpoznaniem wspolczesnej kultury masowej w jej skrajnym<br />

paroksyzmie. Mickey i Mallory S,!- jej medium. Pocz'!tek ich historii jest<br />

ewidentn'!- kpin,! i rozgrywa si¥ w poetyce "rodzinnego serialu" tak<br />

popularnego w USA z nieodl,!cznymi salwami smiechu maj'!-Cymi pokazac<br />

widzom, kt6re momenty S,!- naprawd¥ smieszne. Mallory jest zastraszon,!­<br />

kurk,!- domow'!- wykorzystywan,!- seksualnie przez ojca. Wszystko to trwa<br />

do momentu, gdy do mieszkania nie zawita Mickey, pomocnik masarski,<br />

przynosz,!c gory zam6wionego przez ojca mi¥sa. To w tej groteskowej<br />

scenerii i w glupawych dialogach nast~puje eksplozja milosci postmodernistycznych<br />

Romea i Julii.<br />

Pierwsza nieudana proba ucieczki samochodem ojca Mallory kOliczy<br />

si¥ uwi~eniem Mickey'a. Dopiero po kolejnej ucieczce bohaterowie przechodz,!-<br />

swoj,!- zbrodnicZ'!- inicjacj~. Zatluczenie i utopienie w akwarium<br />

ojca Mallory oraz spalenie p rzyk r~powanej do lozka matki rozgrywa si~<br />

jeszcze w konwencji owego niedorzecznego serialu, jest jednak rownoczesnie<br />

jego przezwyci~Zeniem . Nastwne sceny "naturalnego" maiZenstwa<br />

pary bohaterow rozgrywaj'! si~juZ w innej scenerii i poetyce, co nie znaczy.<br />

Ze nie s,!- opatrywane kpi ,!cym cudzyslowem. Mickey wyglasza maiZensk,!<br />

przemow¥, kt6ra jest seri'!- sentymentalnych fonnul rodem z kultury<br />

masowej. Alet zaslubin jest niezamierzenie parodystyczn,! wersj,! indianskiego<br />

przymierza krwi, a krew sciekajq,ca z dloni bohater6w l'!-czy si~<br />

wewn'!-trz potoku w animowanych obrazach splataj,!-cych si¥ potwork6w.<br />

Mickey daje swojej oblubienicy obf'!-czk~ - splecione w~Ze, co potraktowaC<br />

moma jako gnostycki s~mbol, z tym, Ze tu jawi si~ on w swojej karykaturalnej<br />

wersji przetworzonej przez masow'!- kultur~. T~ gry mi~zy serio a kpin'!­<br />

ilustrowac moZe kolejna scenka, kiedy przejezdzaj,!-cy samochodem wykrzykuj,!-<br />

cos agresywnie do bohaterow, a Mickey stwierdza zdecydowanie:<br />

"Nie b¢~ zabijal w dzien swojego slubul" · Jest to smieszne, ale scena<br />

oddaje schemat ideowy filmu: bohaterowie, ktorzy slubuj,!- sobie milosc<br />

wobec swiata natury, S,!- z ni,!- zespoleni, gdy mi~zy nimi a swiatem ludzi<br />

rozci,!-ga si~ jedynie wrogosc.<br />

Wraz ze zrnian,!- konwencji nast~puje przemiana bohaterow. Przeksztalcaj,!-<br />

si~ oni w zbrodniczych nadludzi. Mallory z zaszczutego dziewcz'!-tka<br />

przeistacza si¥ w kobiet~, ktora potrafi zatluc golymi r¥koma chamskiego<br />

adoratora, a akt morderstwa staje si~ przedluzeniem erotycznego tanca,<br />

ktory sprowokowal przyszl,! ofiar~ . Bohaterowie osi,!-gaj,!- perfekcj~. Nie<br />

znaj,!- strachu, wahan i rozterek. S'!- nieomal niepokonani. Ta doskonalosc<br />

jest wyl,!cznie konsekwencj,!- aktu samoswiadomosci, albowiem nie sposob<br />

inaczej wyja&nic przeistoczenia si~ zastraszonego dziewcz'!-tka w osob~<br />

o sprawnosci komandosa.


ZDARZENIA - KSlt\ZKI - LUDZIE<br />

147<br />

Bohaterowie odkryli, ie s~ drapiemikami - urodzonymi mordercami.<br />

S~ niewinni i pi~kni, jak niewinne i pi~kne s~ dzikie zwierz~ta. Ich<br />

zaprzeczeniem b~dzie histeryczny i psychopatyczny telewizyjny showman,<br />

Wayne Gale, ktory ieruje na zbrodni i jest rozdartym wewn~trznie mieszczanskim<br />

hipokryt~, produktem zdegenerowanej cywi1izacji. Podobnie jak<br />

dwaj "obrOllcy prawa": psychopatyczny megaloman, morderca-


148 ZDARZENIA - KSII\ZKI - LUDZIE<br />

a odtwarza i defonnuje. Z natury jest ona synkretyczna, swobodnie<br />

posrugujll,c si~ wll,tkami z najrozmaitszej tradycji bez jakiejkolwiek troski<br />

o koherencj~, i homogeniczna, albowiem redukuje je wszystkie do elementow<br />

puzzle 'a, ktory moZe uloZyc najbardziej ograniczony odbiorca.<br />

Postmodemizm to awans sztuki masowej. Staje si~ ona rownowartosciowym<br />

elementem kultury. Zakwestionowane zostajll, wszelkie hierarchie,<br />

a wi~c i gatunki. Tylko ze w przeciwienstwie do kultury masowej postmodemizm<br />

jest siebie swiadomy, czyli zdaje sobie spraw~, ze zakwestionowawszy<br />

specyficzn ll, misj~ sztuki - ktorej nie sposob utrzymac, 00­<br />

rzucajll,c hierarchi ~ w ogole - sztuka staje si~ Ii tylko rozrywkll, i nie moze<br />

juz sarna siebie traktowac powainie. Rowniez w tym sensie Stone wycill,gnll,l<br />

najdalsze konsekwencje z zastanej sytuacji. Zabijanie staje si~ zabawll,<br />

dla widza.<br />

Pomimo ze kultura masowa stanowi spoistll, konstrukcj~, skladajll, si~<br />

na nill, elementy nieprzystajll,ce do siebie i wr~cz sprzeczne. Stone doskonale<br />

wychwytuje t~ jej charakterystyk~. Jeden z chlopc6w zafascynowanych<br />

Mickey'em i Mallory nie omieszka oswiadczye przed karnerll" Ze osobiscie<br />

jest przeciw masowym morderstwom (humanitame frazesy zobowill,zujll,),<br />

ale gdyby byl mordercll" to chcialby bye wlaSnie kims takim jak oni.<br />

Knoxowie, ktorzy w roznych sytuacjach zachowujll, si~ w rorny sposob<br />

i mowill, romymi j~zykami, odbijajll, belkot masowej kultury. To ona<br />

oferuje mn6stwo OOerwanych 00 siebie klisz mOOeli zachowania, ktore<br />

pojawiajll, si~ w piosenkach, filmach, telewizji. W tradycyjnych modelach<br />

wychowania mlodemu czlowiekowi narzucano postaw~, ktora niosla ze<br />

sobll, zesp61 znaczen i wartoScl. Uczono go sposobu bycia, ktory byl ramll,<br />

okre§lajll,cll, jego miejsce w spoleczenstwie i przypisanll, mu rol~. JeZeli<br />

pojawial si~ wybor, byl to wybor mi~dzy racjonalnie ustrukturowanymi<br />

modelarni. Dzis zamiast stylow bycia z miazgi telewizyjnych obrazow<br />

i koncertowych doznan pozostajl! OOerwane motywy, gesty, miny, OOruchy.<br />

Wspotczesna kultura jakby zapomniala 0 wolnej woli. Moma powiedziee,<br />

Ze przeplatajll, si~ w niej rozne rodzaje determinizmow. W ftlmie<br />

Stone'a zderzajll, si~jego dwie podstawowe odmiany: detenninizm dziedzictwa<br />

i detenninizm srodowiska.<br />

Dla Mickey'a i Mallory ucieczka od kultury znaczyla oczyszczanie<br />

z miazmatow falszywej - "zlej" - swiadomoScl i uwolnienie 00 schematow<br />

obowill,zujll,cej kultury. Zabijanie bylo aktem oczyszczania. Bohaterowie<br />

oczyszczali si~ w krwi ofiar, aby odzyskae nalerny sobie status. Odkryc<br />

siebie. Tego typu detenninizm "genetyczny" jest stary jak nasza kultura<br />

i mimo wszystko moze wspolistniee z poj~ciem wolnosci. Tyle tylko, Ze<br />

proces, jaki przeszli "urodzeni mordercy", w dawnych dobrych czasach<br />

znaczylby odkrywanie zla. Determinizm ten dobrze wspolistnieje z naszll,<br />

tradycyjnll, kulturll, i obecnoscill, w niej wcielonego, substancjalnego zla.<br />

W tradycyjnej literaturze duzo jest postaci zlych, bezinteresownie<br />

krzywdzll,cych innych. W populacnej odmianie literatury cz~sto okazuje si~ ,<br />

ze u podloZa zla legl grzech, wina. Zly jest owocem nieprawego zwill,Zku,


ZDARZENIA - KSlJ\ZKl - LUDZIE<br />

149<br />

podrzutkiem, moZe okazae si~ "innym": Cyganem albo Zydem. Tak jak<br />

indywiduum 0 niezwyklych przymiotach urodzone w podlejszej klasie<br />

okazae siC( moZe zagubionym szlachetnie urodzonym dzieci~ciem. W wieku<br />

XX w ogromnej mierze zaciera si~ poj~cie odpowiedzialnosci i winy. Za zle<br />

cechy odpowiada deprawuj4ca czlowieka cywiJizacja. Nad kultur4 wspolczesn4<br />

zaci4zylo dziedzictwo marksizmu splataj4cego si~ w niebezpieczne<br />

zwi4zki z psychoanaliz4. To te idee prowadzily do uznania, ze czlowiek bez<br />

reszty zdeterminowany jest swoimi spolecznymi warunkarni i rownoczeSnie<br />

ze doswiadczenia dziecinstwa stanowi4 nieprzekraczalny horyzont jego<br />

dzialan. W efekcie kat stawal si~ ofiar4' Wszelkiego typu przestc(pcy,<br />

psychopatyczni mordercy okazywali si~ ofiarami, a win4 za ich czyny<br />

obci4zano spoleczenstwo i kulturC(. Zakwestionowanie odpowiedzialnosci<br />

musialo bye taue zakwestionowaniem wolnosci w najbardziej elementarnym<br />

sensie: swobody podejmowania decyzji i przyjmowania na siebie jej<br />

konsekwencji. Nic dziwnego, Ze bohaterowie usilowali uciec od tego<br />

nieludzkiego Swiata w nieosi4galne krolestwo dobrej natury. Bowiem jeSli<br />

czlowiek nie jest odpowiedzialny za zlo swiata, a winC( ponosz4 zdepersonalizowane<br />

stosunki spoleczne, to jest on po prostu dobry, a wiC(C dobra<br />

jest natura.<br />

Oliver Stone jest swiadomy naiwnosci tych ideowych schematow wspolczesnosci.<br />

Kpi z tandetnej sofistyki liberalno-lewicowej, kiedy - wobec<br />

grozby lobotomii, ktora rna stae si~ udzialem psychopatycznego mordercy<br />

Mickey'a - kaZe Wayne'owi Gale deklarowae: "Dzis chq unieszkodJiwie<br />

ciebie, bo zagraZasz im czyn ami, a jutro mnie, bo zagrazam im slowem!"<br />

Wlasciwie cary fUm jest kpin4 z podobnych schematow - kiedy zamiast<br />

sympatycznych romantycznych przest~pcow Stone proponuje widzowi<br />

sympatycznych psychopatycznych mordercow. Kiedy pokazuje, jak konczy<br />

siC( ucieczka do dzikosci, ktora spelnie winna wszelkie warunki kontestacyjnego<br />

mitu 0 nieograniczonej wolnoSci. A jednak Stone nie potrafi si~<br />

rozstae si~ z ideowymi kliszami swojego swiata.<br />

Rozbici narkotycznym kacem, na odludziu, bohaterowie przyj~ci zostaj4<br />

przez starego Indianina, hodowc~ jadowitych w~Zy. Indianin widzi<br />

wi~cej, a wi~c "widzi", dostrzega w nich demony, ktore usiluje egzorcyzmowae.<br />

Dr~czony koszmarami z dziecinstwa Mickey przypadkowo zabija<br />

starca, co wywoluje oburzenie Mallory, wymyslaj4cej mu, ze jest zly. Jest<br />

to jedyna zbrodnia, z powodu ktorej bohaterowie CZUj4 wyrzuty sumienia.<br />

Pok4sani przez jadowite w~ze, szukaj4c lekarstwa, wpadaj4 w r~ce policji.<br />

Ich uj~e moma latwo zinterpretowac jako kar~ za bezsensowne zabicie<br />

czlowieka.<br />

Wszystko tu zaczerpni~te jest zywcem z kontrkulturowych schematow.<br />

Indianin - reprezentant natury - jest dobry. Jego m4drose wynika z tozsamosci<br />

z naturalnym swiatem. Potrafi ujarzmic zlo Gadowite w~ze) i jako<br />

jedyny jest w stanie dostrzec przyczyny op~tania bohaterow tudziez probuje<br />

im pomoc. W tej sekwencji ujawnia si~ natura demonow Mickey'a: Z4dza<br />

mordu jest efektem kompleksow wyniesionych z koszmarnego dziecinstwa.


150 ZDARZENIA - KSIA:2:Kl - LUDZIE<br />

Wszystko to Stone rnogtby tatwo osmieszyc jako kolejn4 kliszy, ale akurat<br />

te sceny S4 najbardziej drarnatyczne z calego filmu i pozostaj4 jedynyrn<br />

fragmentem serio.<br />

Albowiern buduj,!:c parodiy i osmieszaj4c kultury wspolczesn4' jest<br />

Stone uwiktany w jej schernaty. Poza gtownyrni bohaterarni wszystkie<br />

postaci filrnu S4 odrazaj4ce. Przeciez Mickey i Mallory S4 dzie6mi tego<br />

swiata. W swoich wypowiedziach reZyser stwierdza, ze najgorszymi zloczytlcami<br />

w USA S,!: dzienniki teiewizyjne. Przypomina to pewn4 zagadky:<br />

kto jest najbardziej winny smierci dziewczyny, ktorej pornimo niebezpieczenstwa<br />

kochanek nie odprowadzil, przewoinik nie przewiozl itd.<br />

Gubi4c siy w skomplikowanych relacjach i waz4C odpowiedzialnosci,<br />

zaporninarny, ze glownym winnym zawsze pozostanie morderca. Zagadka<br />

ta przypomina nasz stosunek do rzeczywistosci, gdy usituj4c przedrzec siy<br />

przez jej skomplikowan4 faktury, zaporninamy 0 sprawach eiementamych:<br />

ktos dokonal czynu, jest zan odpowiedziainy i winien poniesc kary. Jednak<br />

wina wyparowala ze stereotypow kultury wspolczesnej, a istnienie uleglo<br />

splaszczeniu. Tymczasern to nie dzienniki telewizyjne rnorduj,!: ludzi i chociaz<br />

odpowiedzialnosc za rzeczywistosc spoczywa rowniez na nich - jest<br />

ona jednak innego typu. W innym wypadku do odpowiedzialnosci rnoglibysmy<br />

poci,!:gn4c sarnego Stone'a.<br />

Okolicznosci4 lagodz4c4 bylby dla niego fakt, i:e Urodzeni mordercy S4<br />

parodi4, a wiyc ich istot'!: jest hiperbolizacja prezentowanego zjawiska.<br />

W tym wypadku parodia za przedmiot bierze cal,!: nasz4 kultury, ukazuj4c<br />

jej samobojcze sklonnoSci, a wiyc musi kpic ze spraw najpowazniejszych.<br />

Co wiycej, wpisuj4c siy w postrnodemistyczn4 poetyky, bawi siy z widzem<br />

w mylenie tropow, a widz nie przejmuje siy tym, bowiem postmodernistycznego<br />

widza nie interesuj4 znaczenia, 0 ktorych przeciez ci4gle uczy siy, ze<br />

S4 umowne. Interesuje go zabawa. Przeciez gdy nie rna hierarchii i wszystko<br />

jest jednakowo wai:ne, to tak naprawdy nic nie jest warne. Tak jest<br />

w kulturze masowej. Tak jest w postmodemizmie. Wlasciwie wszystko jest<br />

banalne i chodzi tylko 0 wymyslenie kolejnej atrakcji, by poruszyc roztargnionego<br />

i otypialego widza, ktorego wraZliwosc wyznacza rytm teledysku,<br />

a rnoZliwosc skupienia uwagi - czas jego trwania. Nie rna granic w poszukiwaniu<br />

widowiska. Chodzi przeciez 0 zabawy. A zabawa w filrnie<br />

Stone' a jest przednia. Swiat mieni siy jak w kalejdoskopie. Przekraczanie<br />

tabu jest ekscytuj4ce. Zabijanie jest fajne.<br />

Amerykanscy krytycy pisali: " Urodzeni mordercy S4 wybuchowym<br />

pomyslem na usypiaj4c4 publicznosc, S4 telefonem, ktory budzi jak eksplozja."<br />

Atakuj,!:c wspolczesn4 kultury, jest Oliver Stone jej nieodrodnym<br />

dzieciyciem. Moze winnym jest wiyc postrnodemizm<br />

Bronislaw Wildstein<br />

BRONISlAW WlLDSTEIN, ur.l952, absolwent polonistyki VI, pubJicysta i pisarz.<br />

Wydal powiesci: Jak woda (1989, uhonorowanl! Nagrodl! im. KoScielskich), Brat<br />

(1993), 0 zdradzie i smierci (1994) . Sekretarz redakcji ,,2:ycia Warszawy".


ZDARZENlA - KSIl\OO - LUDZIE<br />

151<br />

LIST<br />

ZKOPENHAGI<br />

TYCHO BRAHE <br />

Kiedy ktos w Danii chce powiedziec, ze mial feralny dzien, moW1:<br />

"Mialem dzis dzien jak Tycho Brahe". Nie wiadomo, czy odnosi si\! to<br />

tylko do slynnej historii z nosem - 0 ktorej za chwil\! - czy do caloksztaltu<br />

Zycia i charakteru dunskiego astronoma, na temat ktorego do dzis panuj,!<br />

sprzeczne opinie. Czy naprawd\! umarl na zapalenie p\!Cherza, czy padl<br />

ofiar,! spisku Czy chcial zbudowaC na ziemi astronomiczny raj, czy tez<br />

okrutnie gn\!bil swoich poddanych Czy kochal tylko jedn,! kobiet\!, Christine,<br />

ktora pochodzila z niskiego stanu i z kt6r'! Zyl na koci,!lap\! -lub, jak<br />

powiada si\! tutaj, "po polsku" - czy tez byl bawidamkiem i zadawal si\!<br />

z wieloma kobietami I co wykaZ


152 ZDARZENIA - KSli\OO - LUDZIE<br />

nieba. Zajl!l si~ konstruowaniem instrumentow pomiarowych, staj,!c si~<br />

najwi~kszym refonnatorem praktycznej astronomii. 6wczesna, podzielona<br />

na ksi~stwa i krolestwa Europa pod wieloma wzg1¢ami byla BuroN<br />

"wspoln'!". Tycho Brahe wyjechal na studia do Wirtembergii, sk,!d epidemia<br />

dzumy wygnala go do Rostocku. W Rostocku zaj'!l si~ chemi'!<br />

- ubocznie zajmowal si~ takze astrologi,! i stawial horoskopy - pod<br />

wplywem dzialaj,!cego tam ucznia Paracelsusa. I tu, w Rostocku, stracil<br />

w pojedynku cz~sc nosa, ktory poiniej zast,!pil sztucznym.<br />

Powrocil na krotko do Danii, po czym znow wyjechal. Zatrzymal si~<br />

w Augsburgu, gdzie kontynuowal swoje studia chemiczne. Znow przyjechal<br />

do Danii. lllistopada 1572 roku ockn'!l si~ ze swojej nami~tnosci do<br />

chemii, kiedy w konstelacji Kasjopei dostrzegl niezwykle mocho swiec,!c,!<br />

gwiazd~. Przez cal,! zim~ dokonywal jej pomiarow i obserwacji za pomoc,!<br />

skonstruowanych przez siebie przyrz'!dow. Doszedl do wniosku, ze nowa<br />

gwiazda nie byla komet'!, lecz gwiazd,! stal,!. Po osiemnastu miesi,!cach<br />

niesforna blyskotka znikn~la z niebosklonu. Brahe opublikowal swoje<br />

pierwsze dzielo De nova Stella. Jego nazwisko stalo si~ znane w calym<br />

cywilizowanym swiecie.<br />

W Danii mial klopoty. Pragn,!l wyjechac, ale nabawil si~ zimnej<br />

gor,!czki. Rodzina w dalszym ci,!gu nie uznawala Christiny, szdcioro<br />

dzieci traktowano jak b~karty i pozbawiono prawa do spadku. Dopiero<br />

w roku 1630, w dwadzidcia dziewi~c lat po smierci astronoma i tylko na<br />

skutek bezpardonowej interwencji jego siostry, Sofii - ktora pomagala mu<br />

takZe w obserwacjach nieba - uznano malzenstwo i dzieci za legalne. Zadne<br />

z nich po smierci ojca nie wrocilo do Danii.<br />

Przez cztery lata Brahe wykladal astronomi~ na uniwersytecie kopenhaskim.<br />

Wiosn'! 1575 roku znow wyruszyl w podroz. Powrocil do kraju,<br />

aby zabrac rodzin~ i osiedlic si~ w Bazylei. I wtedy krol dunski, Fryderyk<br />

II, oddal mu do dyspozycji jeden ze swoim zamkow. Brahe odmowil.<br />

W zamku, oswiadczyl, nie b¢zie mial spokoju i warunkow do pracy.<br />

Laskawy krol oddal mu w lenno wysp~ Hven i przyznal roczn,! pensj~. Juz<br />

pierwszego wieczoru po przybyciu na miejsce Brahe rozpocz'!l obserwacj~<br />

konjunkcji Marsa i Ksi~Zyca. Przez nast~pne 20 lat zajmowal si~ sloncem<br />

i budowal powoli swoj wspanialy dom i dwa obserwatoria - Uranieburgum<br />

i Stellaburgum. Mial wielu uczniow. Wysp~ zacz~li odwiedzac krolowie<br />

i naukowcy. Podziwiali nie tylko obserwatoria, lecz takZe drukarni~<br />

i fabryk~ papieru. W Europie nazywano Tycho Braha krolem astronomow.<br />

Nowy wladca Danii, Christian IV, okazal si~ mniej szczodry. Doszly go<br />

sluchy 0 ogrornnych dlugach zaci,!gni~tych przez astronoma, jak i 0 tym, ze<br />

Brahe traktowal swoich poddanych jak bydlo. Odebrano mu wszystko, co<br />

posiadal, poza instrumentami, z ktorymi, rozzalony, opuscil Dani~. Zatrzymal<br />

si~ w Wandsbecku, gdzie napisal Dufzskq elegi~ - skarg~ na<br />

niewdzi~zn,! ojczyzn~.<br />

Odt,!d dedykowal swoje prace cesarzowi Rudolfowi II, ktory w roku<br />

1599 zaprosil go do Pragi i dal w prezencie zamek. Historia si~ powtorzyla:


ZDARZENIA - KSIJ\ZKI - LUDZIE<br />

153<br />

Tycho nie chcial zamku. Wyrozumialy cesarz podarowal mu w Pradze<br />

dom, w kt6rym Brahe zamieszkal wraz z rodzin~. Johannes Kepler,<br />

niemiecki astronom i matematyk, byl tu cz~stym gosciem. Brabe zmarl dwa<br />

lata p6Zniej, 11 dni po przyj~ciu, na kt6rym dobre maniery nie pozwolily<br />

mu wstac od stolu, by wyjsc za potrzeb~. Christine zostala w Pradze.<br />

Zmarla trzy lata p6Zniej.<br />

Brahe byl przeciwnikiem Kopernika, choc wiele jego wlasnych obserwacji<br />

pokrywalo si~ z obserwacjami uczonego z Fromborka. DUIlski<br />

astronom nazywal Ziemi~ "sol~ wszechSwiata", jego stalym centrum,<br />

wok6l kt6rego poruszaly si~ Ksi~Zyc i SlOllce. Ruchome Stonce stanowilo<br />

centrum wszystkich innych planet.<br />

Wszystkie instrumenty i r~kopisy zakupil po jego srnierci cesarz Rudolf II.<br />

I wszystkie ulegly zniszczeniu podczas bitwy pod Bial~ G6r~. Globus,<br />

kt6ry syn Christiana IV sprowadzil do Kopenhagi, splon~l w roku 1728<br />

podczas pozaru miasta.<br />

W Kopenhadze wybudowano pi~kne planetarium nazwane jego irnieniem.<br />

Tu wlasnie spocz~ly resztki jego brody. 0 dalszych wynikach badan<br />

nad wykryt~ w niej trucizn~ na razie nic nie wiadomo.<br />

Zdanie, kt6re zacytowalam na wst~pie jako pochodz~ce z dziennika<br />

Christiny, nie jest autentyczne. Znalazlam je w apokryfie, kt6rego autork~<br />

jest wybitna dunska poetka, Inger Christensen. Posluchajmy jej interpretacji<br />

Zycia i uczynk6w wybitnego m~za:<br />

Cale Hven mialo zostae podzielone i uprawiane w zgodzie z harmoniq liczb,<br />

w ktorych wszystko bylo podzielone przez 15. Jui: w tym odkrylam palec<br />

Opatrmosci, bo sarna mialam dokladnie 15 lat, kiedy zostalarn i:on!j, Tycha<br />

i przeprowadzilam si~ do jego 1iI0zolicznego domu, aby poswi~cic iycie<br />

obserwacji i tlumaczeniu budowli Swiata ... Ale Tycho nie rozumial, ze nie<br />

wszyscy, poczynajqc od pomocnika ogrodnika, a koncz!j,C na jego najlepszym<br />

ucmiu, mieli jak on, ochot~ pracowac dzien i noc, aby urzeczywistnic niebo<br />

tu, na ziemi... Chlopi uciekali, keol si~ skariyl, a ja coraz cz~sciej musialam<br />

przywolywac rozjuszonych ludzi do porz!j,dku i wystawiae Un jadlo, aby w ten<br />

sposob, z czasem, jakos ich oblaskawic. Nigdy si~ to nie udalo. Tylko Tycho<br />

potralil jeSc z r~ki, nie trac!j,c przy tym godnoSci.<br />

Janina Katz-Hewetson<br />

JANINA KATZ-HEWETSON, uc. 1939, absolwentka polonistyki i socjologii VJ,<br />

tlumaczka, publicystka, pisarka (dunska). Od 1969 mieszka w DaM.


154 ZDARZENlA - KSli\ZKI - LUDZIE<br />

CZVTAJl\C<br />

MIESI~CZNIKI<br />

POWRor DO EDENU <br />

"Razem z latem czeka rzeka, razem z rzek~ czeka las" - ten wakacyjny<br />

refren zwiastuj~y okres kanikuly rokrocznie wprawia nas w nastroj<br />

swi~teczny i swawolny, czas urlopu i wypoczynku - kiedy sny i mysli maj~<br />

kolor zielony i nawet polityczn~ziennikarska metafora "sezonu ogorkowego"<br />

kojarzy si~ przyrodniczo ... Nasze srodowisko jest bolesrue ,,nienaturalne";<br />

pogr'lionym w halaSliwych i bezwzgJ~nych mechanizmach cywilizacji,<br />

w zanieczyszczonych miastach - Natura jawi si~ coraz c~sciej jako<br />

rosn4cy Wyrzut Sumienia, jako ofiara ludzkiej grupoty, zaborczoSci i pychy,<br />

jako zdradzony sojusznik. Warto zastanowic si~, co kryje si~ naprawd~ za<br />

ekologiczn4 mod4, ide4 "zdrowej Zywnosci" i "ochrony przyrody". Czy<br />

tylko ,,new age'owski" snobizm lub spolecznikowska utopia Albo kolejna,<br />

naiwna - bo zielona - ideologia Czy uzbrojony w narz~zia nauki i techniki<br />

czlowiek potrafi jeszcze odbudowac zdradzone przymierze<br />

Mitologizacji przyrody ulegamy od dziecinstwa, od lektur bajek i legend.<br />

Nad archetypem ogrodu Ca takze domu, smierci, podrozy) w tworczosci<br />

Andersena zastanawia si~ Maja lurkowska CPodr6i: po krainie ba.§ni<br />

Andersena, "Tworczosc", nr 4/95): "Ujrzenie po raz pierwszy wielkich<br />

przestrzeni porosni~tych bujn~ roslinnosci4 jest zawsze oszalamiaj4ce.<br />

Mowimy - »basniowe ogrody«. Czy nie S4 one zachowanym w pami~ci<br />

wyobra:i:eniem z dziecinstwa, obrazem ci 4gle nienasyconych pragnien cudownosci,<br />

potrzeby raju C ...) Tak, rajski ogrod, gdzie panuje Wiecznosc,<br />

jest niedosciglym marzeniem czlowieka i leZy w »nieznanym kraju«, ktory<br />

stara si~ odkryc ludzka wyobramia."<br />

Wyposazeni w atrybuty cywilizacji i nauki zatracamy dzieci~4 radosc,<br />

umiej~tnosc spontanicznego reagowania na sHy natury i jej tajemnice.<br />

Moze wlaSnie urlop jest czasem danym po to, aby te emocje w sobie<br />

odnaleic i znow nauczyc si~ nimi cieszyc "Lubi~ bu~" - zwierza si~<br />

z prostot4 Stanislaw Werner C"Podkowianski Magazyn Kulturalny", nr<br />

1/95) i zaraz trumaczy dlaczego: "Zyjemy w otoczce cywilizacji, odgrodzeni<br />

od wplywow naturalnych jej wyrobami: dachem, scian ami , oknami, ubraniem,<br />

parasolem, karoseri4 samochodu czy pudlem wagonu, chodnikiem,<br />

brukiem i asfaltem, sztucznie ogrzewan4 atmosfer4' Tak dalece przyzwyczailismy<br />

si~ do Zycia w tej otoczce, ze zapominamy 0 fakcie, ze to


ZDARZENIA - KSII\:l:K1 - LUDZIE<br />

155<br />

tylko otoczka, ze poza nil! rozcil!ga si~ obszar natury, niepodlegly, nieujarzmiony<br />

przez czlowieka, przeciwnie - nie liczl!cy si~ z nim, a nawet mu<br />

zagrazajl!cy. OtM burza, gdy nadchodzi w swietle blyskawic i grzmot6w,<br />

zdziera, zdmuchuje - jeSli nie faktycznie, to w kai:dym razie psychicznie<br />

- t~ otoczk~ cywilizacji i stawia czlowieka twarzl! w twarz z silami przyrody<br />

nieujarzmionymi i pot~i:nymi (...) W takich chwilach, gdy po ujrzeniu<br />

blyskawicy kurczymy si~ wewn~trznie, oczekujl!c huku gromu, gdy oddychamy<br />

z ulgl!, uradowani, ze tym razem jeszcze nie w nas tram,<br />

przezywamy gwaitowne poczucie zalei:nosci. OtM w tym poczuciu zalei:nosci<br />

jestdmy przeciez blizsi naszej prawdziwej sytuacji wobec swiata pelnego<br />

chor6b nieuleczalnych i smierci nieuniknionej niz w atmosferze cywi\izacji,<br />

dajl!cej zludzenie, ze jesteSmy panami, ze chroni nas armia, lekarz, policjant,<br />

prawo, dach nad gloWl!, ksil!zeczka oszcz¢noSciowa i zapasy na<br />

zim~, a nawet milosc bliskich os6b i modlitwa. Jesli piorun w nas trafi,<br />

wszystko to zdmuchnie w jednym, pelnym przerazajl!cej jasnosci momencie.<br />

"<br />

Tym, kt6rzy t~sknil! za baSniowo-sielankowl! wizjl! natury-ogrodu,<br />

i wierzl! w moZliwosc pelnej symbiozy czlowieka z przyrodl!, warto przypominac<br />

drugl!, mniej przyjemnl! stron~ mitu natury: archetyp przyrody<br />

dzikiej, nieoswojonej, zagrai:ajl!cej czlowiekowi. Kwartalnik "Konteksty"<br />

(nr 3~/94) w calosci poswi~cony mitom Raju i Ekologii wlasnie - zamieszcza<br />

esej Wojciecha Michery Smierc Jasia i Malgasi: "Bardzo lubimy<br />

sp~dzac w lesie wolny czas - pisze autor - Zbieramy jagody, grzyby,<br />

podpatrujemy zwierz~ta, a nasze dzieci biegajl! wsr6d drzew, budzl!c<br />

cierpliwe i zadowolone chyba z towarzystwa Echo (...) Las tworzy wspaniall!<br />

sceneri~ dla radosnych marzen 0 utraconej niegdys wolnosci. Daje<br />

nadziej~ na odnalezienie w sobie ml!drej prostoty Zycia, na przywr6cenie<br />

czystosci pierwotnych zwil!zk6w z Naturl!, kt6ra - jestesmy tego pewni<br />

- niczego, co jest nam istotnie potrzebne, nigdy nie poskl!pLMit dobrej<br />

N atury, Arkadii, jest ch~l! zapomnienia 0 smutku Zycia nadmiernie<br />

okreslonego prawami cywilizacji.<br />

Jest jednak w tej postawie (...) duza naiwnosc, polegajl!ca na przekonaniu,<br />

ze Natura z zasady jest nam przychylna i ze w lesie moiemy zyskac<br />

wolnosc nie tracl!c bezpieczenstwa rodzinnego domu (...) Owa arkadyjska<br />

naiwnosc w ciekawy spos6b przejawia si~ dzis w ideologii nazywanej<br />

ekologil!. Slowo »ekologia« pochodzi bowiem od greckiego aikas - »dom«,<br />

a zatem sugeruje traktowanie srodowiska naturalnego jak wlasnego domu.<br />

A przeciez dom to miejsce, w kt6rym - po pierwsze - powinienem czuc si~<br />

bezpiecznie i wygodnie, a po drugie - miejsce, kt6re mog~ ksztaitowac<br />

i urzl!dzac calkowicie wed!ug mojej w!asnej woli (...) Obie te ideowe<br />

wlasciwosci domu Sl! zresztl! ze sobl! sciSle powil!zane: bezpiecznie i wygodnie<br />

czuc si~ mog~ tylko tam, gdzie zaprowadzony zostal pewien odpowiadajl!CY<br />

mi porzl!dek. Jest wi~c paradoksem, ze »swi~ta ekologia«<br />

pragnie traktowac Natur~ jak wielki Dom, zachowujl!c jl! zarazem w postaci<br />

niezmienionej (...) W istocie Dom i Natura to radykalnie przeciwstaw­


156 ZDARZBNIA - KSV\ZKI - LUDZIE<br />

ne kategorie wyobrami (...) Obraz Natury tworz'l, w naszej wyobrami<br />

przede wszystkim obszary wolne od sladow cywilizacji: gory, morza,<br />

pustynie, puszcze. W miejscach tych trudno czlowiekowi zaspokoic nawet<br />

najbardziej podstawowe potrzeby biologiczne, takie jak oddychanie, utrzymanie<br />

odpowiedniej temperatury ciala, jedzenie, picie. Jesli wi~ spojrzeC<br />

na poszukiwan'l, w Naturze wolnosc (od zniewalaj'l,cych norm cywilizacji)<br />

bez arkadyjskiego optymizmu, to okazuje si~, Ze jest ona tozsama ze<br />

smierci'l,."<br />

T~sknota za nieskazon'l, N atur'l, nie jest tylko wakacyjnym kaprysem<br />

- to marzenie rna podtekst filozoficzny, moralny i dotyczy nie tyle<br />

przyrody, co kondycji czlowieka. Rousseau formuluj'l,cy swoj'l, teori~<br />

"dobrego dzikusa" jako negatywn'l, odpowiedz na konkursowe pytanie<br />

Akademii z Dijon: "Czy post~p sztuk i nauk wplyn'l,l pozytywnie na rozwoj<br />

moralny ludzkosci" - taki:e wpisywal si~ w istniej'l,Cy juz przed nim mit<br />

"Zlotego Wieku"; epoki rajskiej szcz~liwosci, kiedy czlowiek Zyj'l,C w pelnej<br />

harmonii z natur'l, wyrzekal si~ post~u i towarzysz'l,cych mu wyst~pkow<br />

takZe. Co istotne, swiadomosc utraty niewinnosci jest przydana<br />

calemu gatunkowi ludzkiemu, takze i "dzikim" mieszkancom zamorskich<br />

krajow, ktorzy od Wielkich Odkryc Geograficznycb pelnili rol~<br />

zmitologizowanego reliktu utopii. Przypomina 0 tym Mircea Eliade (Mit<br />

dobrego dzikusa czyli prestii poczqtku, "Konteksty", nr 3--4/94): "Mit<br />

dobrego dzikusa zast,!pil tylko i byl kontynuacj'l, mitu zlotego Wieku, to<br />

znaczy doskonalosci pocz'l,tkow. Jesli wierzyc ideologom i utopistom<br />

renesansu, ow zloty Wiek zostal utracony z winy cywilizacji. Stan<br />

niewinnosci, duchowego blogostanu czlowieka sprzed upadku, z mitu<br />

raj skiego staje si~ w micie dobrego dzikusa stanem czystosci, wolnosci<br />

i blogostanu wzorcowego czlowieka w otoczeniu matczynej i hojnej Natury.<br />

Bez trudu jednak rozpoznajemy w tym wyobrazeniu pierwotnej Natury<br />

charakterystyczne cechy raj skiego krajobrazu (...) Mit dobrego dzikusa jest<br />

wytworem wspomnienia. Malo istotne jest, czy rna on pochodzenie judeo­<br />

--chrzescijanskie czy tez Wi'l,Z4 si~ z odwolaniami antycznymi. Warne jest,<br />

i:e zarowno renesans, jak tez sredniowiecze i staroZytnosc pami~taj'l,<br />

o mitycznym czasie, kiedy to czlowiek byl dobry, doskonaly i szcz~sliwy.<br />

Uwierzono tez, iz w dopiero co odkrytych dzikusach odnaleziono ludzi<br />

wspolczesnych tej pierwotnej epoce mitycznej."<br />

T~sknota rodzaju ludzkiego do egzystencji bezgrzesznej jest konsekwencj'l,<br />

stanu grzechu i rosn4cego - wraz z cywilizacj4 - poczucia winy.<br />

Mit "dobrego dzikusa" przetrwal i rna si~ dobrze; wspolczesna jego wersja<br />

- wzmocniona przez ideologi~ "kontrkultury" i typowe dla New Age'u<br />

egzotyczne fascynacje - takZe rna u zrodel poczucie winy i rozczarowanie<br />

wlasn4 cywilizacj4' "Tam jest dobrze, gdzie nas nie rna" - poczucie<br />

odmiennosci tradycji prowadzi c~sto do fascynacji powierzchownej,<br />

w gruncie rzeczy czysto estetycznej, kiedy stosunek do natury czy ekscytacja<br />

"dzikosci4" przybiera form~ dekoracji czy okazjonalnej, etnograficznej<br />

turystyki ... Na dwuznacznosc takiej postawy zwraca uwag~ Jacek Dob­


ZDARZENIA - KSII\ZKl - LUDZIE<br />

157<br />

rowolski w omowieniu ksil!ili Czarny Los - Opowiesc indiaflskiego szamana<br />

("Ex Libris", nr 68/95): "My, biali, by przezwyciyZyc swoje wewnytrzne<br />

rozbicie i doswiadczyc archetypu bohatera, od czasow romantyzmu chytnie<br />

zwracamy siy ku »szlachetnym dzikusom«, by przciyc dreszczyk potygi<br />

i spelnic swe marzenia 0 prawym i czystym Zyciu »swiytego wojownika«.<br />

Moda na Indian zaczyla siy w swiecie bialego czlowieka po ich<br />

holocauicie, gdy cyrk Buffalo Billa objei:di:al Arneryky i Europy, wystypujl!C<br />

nawet przed kr610wl! Wiktoril!. Od tego tei: chyba czasu datujl! siy<br />

nasze dzieciyce zabawy w Indian. Obecnie moda na szarnanizm indianski<br />

w Ameryce siyga zenitu (...) W zeszlym roku uczylem siy medytacji<br />

indianskich od Billa Tary'ego i byly to piykne przei:ycia, niemniej jednak<br />

Bill opowiedzial narn ku przestrodze 0 tym, co niedawno uczynila Buffy<br />

Saint Marie, slynna indianska pieSniarka znana u nas z fIlmu B/f}kitny<br />

iolnierz. Podczas koncertu muzyki folk na swiei:ym powietrzu widzl!c<br />

przed sobl! mlodych ludzi w indianskich opaskach na glowie, pomalowanych<br />

bluzach i naszyjnikach, zapytala zebranych, jakim prawem przebierajl!<br />

siy za Indian, wkladajl! rytualne przedrnioty i kto im na to pozwolil.<br />

Wywolalo to sporl! konsternacjy na widowni i powinno wszystkich arnatorow<br />

indiariskoSci zmusic do refleksji."<br />

Czy sen 0 Raju musi zawierac w sobie pogardy dla cywilizacji<br />

A powrot do natury implikowaC wyparcie siy kultury Jdli nawet wiemy<br />

jui: z call! pewnoscil!, i:e nauka i technika nie mogl! zapewnic czlowiekowi<br />

szczyscia, a zaledwie komfort - wielu uczonym tradycyjny podzial na<br />

kultury i natury wydaje siy dzis bezzasadny. B¢l!c CZyscil! natury przeciei:<br />

- czlowiek nie jest w stanie wyzwolic siy z kultury, poza nil! praktycznie nie<br />

istnieje. Taki:e sarna natura postrzegana jest zawsze z pozycji kultury, bywa<br />

przedrniotem naukowych interpretacji, czlowiek staje siy ponieklld jej<br />

"wspolautorem". Dyskusjy na temat natury czlowieka, czy raczej natury<br />

w czlowieku, najlepiej podsumowuje - cytowany "Kontekstach" (nr<br />

3-4/94) przez Malgorzaty Lukasiewicz - i:art, podobno autorstwa Romana<br />

Zirnanda, ktory tak sparafrazowal Fredry: "Natura i Kultura w jednym<br />

stali domu, / Kultura na gorze, Natura na dole; / Kultura spokojny, nie<br />

wadzil nikomu, / Natura najdziksze wyprawial swawole."<br />

W refleksji nad przyczynarni kryzysu ekologicznego pojawiajll siy<br />

oskari:enia tradycji judeo--


158 ZDARZENIA - KSIJ\ZKI - LUDZIE<br />

ta (troska 0 ziemiy), sw. Franciszka (wsp6lnota ze stworzeniami), rnistyczne<br />

wizje "zielonoSci Zierni" Hildegardy z Bingen, wschodnia tradycja czlowieka­<br />

-rnikrokosmosu, czy wreszcie nauka 0 sakramentach - jako widzialnych<br />

(materialnych) znakach NiewidziaInego - S4 wzbogaceniem chrzeScijanskiej<br />

duchowoSci obejmujlJ:Cej glybokie, "ekologiczne" widzenie przyrody.<br />

"Wspolczesna mysl chrzescijanska wyrainie siy zrnienia - pisze Jga<br />

Czaczkowska w artykule Przyroda we wsp61nocie z Bogiem i czlowiekiem<br />

("Konteksty", nr 3-4/94) - Jest w niej miejsce dla Boga wspolcierpi4cego<br />

i wspolraduj4cego siy ze swoimi stworzeniami, przenikaj4cego SWOj4 moc4<br />

kazde stworzenie, a jednoczeSnie pozostaj4cego w istocie swej niepoznawaJnym.<br />

Jest rniejsce dla czlowieka wsp6ltworz4cego z Bogiem swiat, ale tez<br />

odpowiedziaJnego za dar, jakilR S4 wszystkie stworzenia; czlowieka w¢ruj4cegO<br />

do ostatecznego spelnienia nie samotn4 drog4, lecz wspolnie ze<br />

wszystkimi bliinirni, z calym stworzonym swiatem. Jest wreszcie miejsce<br />

dla przyrody, umilowanej przez Boga nie ze wzglydu na cziowieka, ale dla<br />

niej samej. Bog, czlowiek i przyroda tworz4 wielkie misterium, ktorego<br />

ostatecznego sensu nie sposob odczytae. Dziyki tego rodzaju intuicjom<br />

moZliwa stala siy inn a etyka, zajmuj4ca siy nie tylko czlowiekiem, ale takZe<br />

zwierzytami, roslinarni i calym pozostalym swiatem ( ... ) Dla Franciszka nic<br />

istnieje martwa przyroda. Drzewa, kwiaty, zwierzyta, kamienie, woda,<br />

ogien i czlowiek ukazuj4 piykno i chwaly Boga. Wszystkie stworzenia S4<br />

w takim samym stopniu podporz4dkowane Stworcy, w takim samym tez<br />

stopniu prawu moraJl)emu. Wszystkie stworzenia tworz4 wielk4 kosmiczn4<br />

rodziny, w kt6rej ludzie, rosliny i zwierzyta S4 braerni i siostrami. Wszystko,<br />

co Bog stworzyl - Zyje. Wszystko razem odzwierciedla piykno Boga<br />

i ukazuje doskonaly lad Bozy. Dlatego tez rozdeptanie robaczka czy<br />

zerwanie kwiatka uwazal za destrukcjy piykna, ladu i harmonii pochodz4­<br />

cej od Boga. Niszczenie przyrody dotykalo Boga, jej stworcy."<br />

Z postaw4 sw. Franciszka i jego sposobem widzenia swiata, okreSlanym<br />

dzisiaj najczysciej mianem "panenteizmu", utozsamia siy wielu wybitnych<br />

teologow i myslicieli chrzescijanskich. Panenteizm to wizja Boga nie tyle<br />

utozsamionego z kosmosem, co "podtrzymuj4cego swiat w istnieniu",<br />

wypelniajll,cego go od wewn4trz swOj4 milosci4, uczestniczilcego w radosciach<br />

i cierpieniach swoich stworzen, tam tych najmniejszych i najslabszych.<br />

Odczucie obecnosci Boga w swiecie, doswiadczenie wlasnie natury<br />

i przyrody - jako boskiej epifanii - jest lash udzielan4 duszom poboZnym<br />

i wraZliwym. Swiadectwa ks. Jerzego Wolffa (Nie wiedziec ... "W drodze",<br />

nr 4/95) - kaplana, wybitnego maJarza i krytyka sztuki - S4 zapisem takich<br />

wlaSnie doswiadczen. Nie wolne od egzaltacji, spisane jyzykiem brzrni'l,Cym<br />

dzis staromodnie i sentymentalnie - wzruszaj4 tonem zarliwosci i pokory.<br />

Moze warto kilka tych mysli wzi4c ze sob4 na wakacyjne wydr6wki<br />

,,Jakze niedaleko zdaje siy do Boga sposrod lasow wielkich, gdzie panuje<br />

cisza przerywana jedynie skrzekiem naglym sojki, glosem to jastrzybia, to<br />

gardlowym, ponurym dose pokrzykiem kruka. Gdzie siy karoej chwili<br />

mozesz natkn4e na sarny, gdzie lis moze siy tobie lada chwila ukazae, aby


ZDARZENIA - KSIJ\ZKI - LUDZIE<br />

159<br />

zaraz SZUrnij,C mi~zy liscie i trawy, chyba, ze czasem, przeciwnie, b~zie ci<br />

si~ przygli!:dac nieco dluzej ciekawie (...) Trzeba si~ z tym liczyc, bliskosc<br />

bowiem wyrafna, wyczuwalna Boga jest czyms tak najdoslowniej bezcennym,<br />

ze wszystko po temu uczynic warto i nalezy, byle tylko jij, odczuc.<br />

Zycie wtedy si~ zdaje czyms odmiennym zupelnie niz bez owych odczuc, bo<br />

je:ielis si~ w Bogu jakos rozsmakowal, to juz potem Go trzymasz z wszystkich<br />

sit za r~k~ (...) A Bog si~ tym cieszy najwyrafniej w swiecie, Zes si~ Go<br />

tak uchwycil, wcale swojej ~ki z twojej nie wyrywa, jeszcze ci~ uscisnie<br />

nawet nieraz mocniej. Ty zas to wyczuwasz i swiat ci si~ wydaje wtedy<br />

jeszcze pi~kniejszy, patrzysz nan bowiem jakgdyby poprzez Boze, nie twoje<br />

jeno wlasne oczy."<br />

Krystyna Czern;<br />

ISUMMARY I<br />

In the series focused on the bequest of various epochs which follow one another<br />

in a sequence to mold the cultural shape of Europe and set the course of its<br />

development, time has come to pass to the Baroque. Contributors to the issue show<br />

what a complexity of thought and form this single name seeks to encompass. "Of<br />

what avail is the Baroque to us today" asks Andrzej Borowski in an opening article.<br />

F. Ian Kracik, describing the religious attitudes of the Baroque, wonders whether<br />

they demonstrated the Catholic reform or if they should rather be regarded as<br />

manifestations ofthe Counterreformation movement. Miguel de Unamuno presents,<br />

in a classical essay, the figure of El Greco as a forerunner of the Spanish Baroque.<br />

Then follows a text by Miroslawa Hanusiewicz in which the authoress enters the<br />

reader into the sensuous world conceived in the imagination of Sarmatian poets.<br />

Wlodzimierz Galewicz in his tum plunges into reflection "on the borderline between<br />

fantasy and faith", taking for a starting point of his ponderings the Cartesian theory<br />

of the malevolent demon, while Andrzej Chlopecki writes about the "postmodernist<br />

Bach". Some poems by Michajlo Lomonosow and Gawrila Dieri:awin round up the<br />

first part of the issue.<br />

For the sake of exhausting the subject more thoroughly, a section devoted to<br />

connections between that epoch and the present day has also been enclosed. Ian<br />

Blonski insists on there being plenty of the Baroque around us today, as in the<br />

literary output of Wit old Gombrowicz or Czeslaw MiiosZ; Czeslaw Hemas and<br />

Ianusz Tazbir likewise ponder the influence of the Baroque on modem times; they<br />

enquire as to the extent to which this influence reaches and wonder what analogies<br />

can possibly be drawn between our time and that of the Baroque. Wojciech<br />

Bonowicz discusses the reception of the Baroque in contemporary Polish poetry.<br />

Finally, Tadeusz Chrzanowski, Antoni Czyi: and Iacek Kaczmarski relate their<br />

personal fascinations with the Baroque legacy.<br />

In the "Events-Books-People" section reviews of the following books are to be<br />

found:<br />

- Abraham Ioshua Heschel, The Sabbath - by Grzegorz Chrzanowski OP;<br />

- Old Polish Vision of the Beyond. Images ofHell. Purgatory and Heaven as Depicted<br />

in the Polish Literature of the Renaissance and the Baroque Juxtaposed against the<br />

Middle Ages Tradition - by Roman Mazurkiewicz;


- Donald Wiebe, Beyond Legitimation. Essays on the Problem of Religious Knowledge<br />

- by Jerzy Szymura; <br />

- Teresa Walas, Is Different History of Literatrue Possible - by Aneta Mazur; <br />

- David W. Hamlyn, Being a Philosopher. The History of the Practice - by Jan <br />

Kielbasa. <br />

Also, Bronislaw Wildstein reviews Oliver Stone's Natural Born Killers, Janina <br />

Katz-Hewetson sends a letter from Copenhagen, and Krystyna Czerni goes over the <br />

current issues of cultural monthlies. <br />

.Poursuivant Ie recensement de I'heritage legue par les diverses epoques culturelles<br />

de I'Europe, "<strong>Znak</strong>" opere dans ce numero un survol du baroque. Ses auteurs ne<br />

cachent pas leur difficulte a saisir ,so\ls ce terme I'extraordinaire foisonnement qui<br />

caracterise la culture du XVII erne siecle. "Pourquoi parler du baroque aujourd'hui"<br />

s'interroge Andrzej Borowski dans son introduction, alors que I'abbe<br />

Jan Kracik, tout en se demandant si Ie religieux de cette periode ne fut pas la<br />

manifestation d'une contre-rHorme ou d'une rHorme catholique, en donne la<br />

description. Dans un essai devenu un c1assique du genre, Miguel de Unamuno<br />

considere Le Greco comme Ie precurseur du baroque espagnol. Quant aMiroslawa<br />

Hanusiewicz, elle evoque Ie monde sensuel de I'imaginaire chretien des poetes<br />

sarmates. Wlodzimierz Galewicz laisse ses pensees errer entre ,Je fantastique et la<br />

foi" dont Ie point de depart est I'hypothese cartesienne d'un demon malefique, et<br />

Andrzej Chlopecki tente une approche d'un Bach postmoderniste. Les poemes de<br />

Michail Lomonosow et Gawril Dieri:awin refermeront cette premiere partie.<br />

La seconde est constituee par les textes sur "Ies points de rencontre" entre<br />

baroque et contemporaneite. Ainsi, Jan Blonski per


WARm.'KI PRENUMERATY<br />

PRENUMERATA PROWADZONA PRZEZ ADMINISTRAC,rn <br />

MlES]~CZNIKA "ZNAK" <br />

1. PRENUMERATA KRAJOWA<br />

1. Administracja zaslrzega sobie prawo kwartalnej reb'l.I!acji oeny w prenumeracie.<br />

2. Info rmacja 0 oowej cenie podaoa ~dzi e z wyprzedzeruem kwartaloym.<br />

3. Ceoa preoumeraty calorocznej w <strong>1995</strong> r. wynosi 48.00 zl. Ceoa prenumeraly za n<br />

potrocze 25.50 zt. Wplaty przyjmuje Admioislracja M iesi~czoika "<strong>Znak</strong>", 30-105 Krakow,<br />

ul. KOSciuszki 37, kooto PKO I OMIKrakow nr 355l0-25058-136.<br />

II. PRENUMERATA ZAGRANICZNA<br />

Ceoa 1 egzemplarza wynosi 5$, preoumerata rocma za <strong>1995</strong> r. - 60 $. Prenumerat~ dewizow:t <br />

mozoa rozpocZ:tc od dowolnego miesi:tca roku. D optata roczoa za wysylk~ Pocztlliotnicz:t: <br />

EUropa - 9$, Ameryka i Azja - 18$, AustraUa - 37$. Kooto dewizowe: SIW ZNAK Sp. <br />

z 0.0. Bank PKO S.A. O /Krakow or 5.35078-7000339-2511-30-1110. <br />

Dla adresatow z Europy Wscn. istrueje rowniez moi.liwosc optacenia prenumeraty w zlot6w­<br />

kacb. Cena i u'lSady jak w preoumeracie krajowej plus 100% za wysylk~ poczllj zwykill. Kooto <br />

PKO 10M/Krakow or 355)0-25058-136. <br />

PRENUMERATA PROWADZONA PRZEZ <br />

PRZEDSI~81ORSTWO KOLPORTAZOWO-HANDLOWE "RUCH" <br />

I. PRENUMERATA KRAJOWA<br />

Ceoa prenumeraty w IV kwartale ) 995 r. wynosi 13.50 (I 35 000) zI. Szczeg6towe ioformacje<br />

we wta.sciwycn dla miejsca zamieszkania lub siedziby prenumeratora oddziatacn "Ruchu"<br />

lub w urz¢ach pocztowych.<br />

II. PRENUMERATA ZAGRANICZNA<br />

Prenumerata zagran.iczoa jest 0 100% drozsza od prenumeraty krajowej i za IV kwartat<br />

<strong>1995</strong> r. wyoosi 27.00 (270000) zI. Wysylka pocW( zwyktq. Preoumerat~ zagran.icznll<br />

przyjmuje PK-H "Rucn" Centrala Kolportazu Prasy i Wydawnictw, Warszawa, ul. Towarowa<br />

28, tel. 20-12-71 Kooto P.ll.K. xm Oddz. Warszawa nr 370044-1195-139-11<br />

Materia16w nie zam6wionych rue odsylamy<br />

Z1klad Poligraliczny Spoteczoego lnslytutu Wydawoiczego Zoak, Krakow ul. Kosciuszki 37<br />

ISSN 0044-488 X<br />

INDEKS 383716<br />

Cena zeszytu w sprzedaiy zl 4.50 (45 (00)<br />

w prenumeracie zl 4. 00 (40 (00)<br />

Uwaga! Cena prenumeraty calorocznej w <strong>1995</strong> roku wynosi 48.00 (480 (00) zl.<br />

Cena prenumeraty za II pOIrocze <strong>1995</strong> roku wynosi 25.50 (225000) zI.


-"Ogr6d"<br />

- pismo naukowe i literackie<br />

- interdyscyplinarny kwartalnik humanistyczny<br />

- otwarty na wsp6tczesnosc i wielogtosowe dziedzictwo<br />

- w numerze 1994/4 (20) Sarmatyzm a barok - dyskusja ;<br />

Juliusz W Gomulicki 0 Jakubie Jasinskim;<br />

Anna Kalewska Dziennik lizbonski;<br />

Klara Obermuller: Melancholia. Panorama historyczna .<br />

- wkr6tce Gertruda Mieszk6wna Modlitewnik;<br />

Debora Vogel Temat i forma w sztuce Chagal/a;<br />

Sade Rozmowa z Delbene 0 religii;<br />

Juliusz W Gomulicki 0 Vade-mecum Norwida;<br />

Marian Sliwinski Pustelnik romantyczny;<br />

Leszek Szaruga 0 Miloszu<br />

- P'ttaj w duzych ksi~garniach naukowych<br />

"Ogrod" -<br />

pismo zywej humanistyki

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!