12.11.2012 Views

PDF - Wolne Lektury

PDF - Wolne Lektury

PDF - Wolne Lektury

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

A Jurand począł powtarzać jakimś dziwnym i zarazem strasznym głosem:<br />

— Danveld, Löwe, Got�yd i Rotgier…<br />

Mikołaj z Długolasu polecił jeszcze wysłać bywałych¹⁶³⁵ a przebiegłych ludzi do Prus,<br />

aby się w Szczytnie i Insborku wywiedzieli, czy Jurandówna tam jest, a jeśli nie, to dokąd<br />

została wywieziona; po czym książę wziął kostur w rękę i wyszedł, by wydać odpowiednie<br />

rozkazy, księżna zaś zwróciła się do Juranda, chcąc go dobrym słowem pokrzepić:<br />

— Jakoże wam jest? — spytała.<br />

Ów zaś przez chwilę nic nie odpowiedział, jakby nie słyszał pytania, a potem nagle<br />

rzekł:<br />

— Jakoby mnie kto w dawną ranę ugodził.<br />

— Ale ufajcie w miłosierdzie boskie; wróci Danuśka, jeno im de Bergowa oddajcie.<br />

— Nie pożałowałbym im i krwi.<br />

Księżna zawahała się, czyby mu zaraz o ślubie nie wspomnieć, ale pomyślawszy nieco,<br />

nie chciała przyrzucać nowego zmartwienia do ciężkich już i tak nieszczęść Juranda<br />

i przy tym ogarnął ją jakiś strach. „Będą jej szukali ze Zbyszkiem, niech mu Zbyszko przy<br />

sposobności powie — rzekła sobie — a ninie¹⁶³⁶ w głowie by się mu mogło do reszty<br />

pomieszać”. Więc wolała mówić o czym innym.<br />

— Wy nas nie winujcie — rzekła. — Przyjechali ludzie w waszych barwach, z pismem<br />

z waszą pieczęcią oznajmującym, jakoście chorzy, jako oczy wam gasną i jako na dziecko<br />

raz jeszcze spojrzeć chcecie. Jakże się było przeciwić i ojcowego przykazania nie spełnić?<br />

Jurand zaś podjął ją pod nogi.<br />

— Ja nikogo nie winuję, miłościwa pani.<br />

— I to wiedzcie, że Bóg ją wam odda, bo oko Jego jest nad nią. Ześle on jej poratowanie,<br />

jako na ostatnich łowach zesłał, gdy srogi tur¹⁶³⁷ na nas uderzył — a Pan<br />

Jezus natchnął Zbyszka, żeby nas bronił. Sam ci o mało nie stradał żywota i długo potem<br />

chorzał, ale Danuśkę i mnie obronił, za co mu książę dał pas i ostrogi. Widzicie!… Ręka<br />

boska jest nad nią. Pewnie, że dziecka żal. Myślałam, że z wami przyjedzie, że ją obaczę,<br />

najmilszą, a tymczasem…<br />

I głos jej zadrżał, i łzy puściły się z oczu, a w Jurandzie tłumiona dotychczas rozpacz<br />

zerwała się na chwilę, nagła i straszna jak wicher. Chwycił rękoma swe długie włosy,<br />

a głową począł bić w belki ściany, jęcząc i powtarzając chrapliwym głosem:<br />

— Jezu! Jezu! Jezu!…<br />

Lecz Zbyszko skoczył ku niemu i potrząsnąwszy go z całą siłą za ramiona, zawołał:<br />

— W drogę nam! Do Spychowa!<br />

�������� ���������� ���������<br />

Czyj to poczet? — zapytał nagle Jurand, ocknąwszy się za Radzanowem z zamyślenia<br />

jakby ze snu.<br />

— Mój — odpowiedział Zbyszko.<br />

— A ludzie moi wszyscy poginęli?<br />

— Widziałem ich nieżywych w Niedzborzu.<br />

— Nie masz starych towarzyszów!<br />

Zbyszko nie odrzekł nic i jechali dalej w milczeniu a szybko, gdyż chcieli jak najprędzej<br />

być w Spychowie, spodziewając się, że może zastaną tam jakich wysłanników<br />

krzyżackich. Na szczęście ich przyszły znów mrozy i drogi były przetarte, więc mogli<br />

pośpieszać. Pod wieczór Jurand znów przemówił i począł wypytywać o owych braci zakonnych,<br />

którzy byli w leśnym dworcu, a Zbyszko opowiadał mu wszystko — i o ich<br />

skargach, i o odjeździe, i o śmierci pana de Fourcy, i o postępku swego giermka, który<br />

w tak straszny sposób pokruszył ramię Danvelda, a podczas tego opowiadania przypomniała<br />

mu się i uderzyła go jedna okoliczność, to jest bytność owej niewiasty w leśnym<br />

dworcu, która przywiozła od Danvelda balsamy gojące. Na popasie począł więc wypytywać<br />

o nią i Czecha, i Sanderusa — ale obaj nie wiedzieli dokładnie, co się z nią stało. Zdawało<br />

im się, że odjechała albo razem z tymi ludźmi, którzy przybyli po Danusię, albo wnet po<br />

¹⁶³⁵�y�a�y (daw.) — obyty w świecie, doświadczony.<br />

¹⁶³⁶����� (daw.) — teraz.<br />

¹⁶³⁷��r — wymarły dziki ssak z rzędu parzystokopytnych.<br />

������ ����������� Krzyżacy� ��� ���r��zy 192<br />

Rozum

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!