Zobacz pełne wydanie (PDF) - Sądeczanin

Zobacz pełne wydanie (PDF) - Sądeczanin Zobacz pełne wydanie (PDF) - Sądeczanin

sadeczanin.info
from sadeczanin.info More from this publisher
15.01.2015 Views

WWW.SADECZANIN.INFO 42 WOKÓŁ NAS GRUDZIEŃ 2011 – Opętała mnie myśl o ratowaniu jej życia. Nie miałem wątpliwości, że hitlerow cy po sta no wi li wy tę pić wszyst kich Żydów z podbitej Europy. Komory gazowe pracowały coraz częściej przez całą dobę, kominy krematoryjne bez przerwy zionęły czerwonymi jęzorami ognia i tłustym czar nym dy mem. Cza sem wiatr niósł słod ka wy za pach pa lo nych ludz - kich ciał. Cy la pra co wa ła w żeń skim ko man - dzie trudniącym się m.in. reperacją worków. Kiedyś zapytała Jerzego: – Co z na mi bę dzie – Ca lut ko, ja cię stąd wy rwę Godzinami rozmyślał nad sposobem realizacji szalonego zamysłu. Ucieczka! Droga do wolności i miłości. WIĘ ZIEŃ ROT TENFŰHRER Mundur esesmana, a następnie buty, pas i kaburę na pistolet, czapkę polówkę załatwił Jerzemu kolega Tadeusz Srogi. Poszczególne sorty były dostarczane w kilku etapach. Bluzę przeszmuglował w ku ble od śmie ci, dys tynk cje rot - tenfűhrera w kieszeni. Wszystko schowane w skrytce na poddaszu magazynu. W razie wpadki lokatorom baraku groziła natychmiastowa „czapa| na jedenastym bloku. Inny z kolegów, za ćwiartkę Bielecki nad grobem Cyli, Nowy Jork, 2005 r. czystego spirytusu „zorganizował” gotówkę – cztery tysiące marek. Zna la zła się i sta ra prze pust ka wy - sta wio na na na zwi sko rot tenfűhre ra Helmuta Stellera, uprawionego do konwo jo wa nia trzech więź niów. Je rzy prze ro bił na zwi sko na Ste inem, licz bę więź niów z 3 na 1, wy tarł sta rą da tę z odpowiedniej rubryki, aby o godzinie „0” wstawić aktualną. Fałszerstwo okaza ło się sto sun ko wo ła twe, bo wpi sów Oto i szla ban – Kon trol l - stel le. Krót ka roz mo wa ze stra żni kiem. Je rzy i Cy la prze cho dzą na dru - ga stro nę, za dru ty. Zie - mia pa li ich w sto py, mu szą jed nak za cho wać na tu ral ną swo bo dę. do prze pust ki do ko na no ko pio wym ołów kiem. Przy go to wa nia, mi mo obo zo wych ogra ni czeń, prze bie ga ły me to dycz nie. Jerzy skompletował pelerynę, konserwę na drogę, brzytwę do golenia, buty dla Cy li. Wszyst ko cze ka ło spa ko wa ne w schow ku na na dej ście dni, gdy obo - wiązywać będzie kolor (oliwkowo-zielony) bezcennej przepustki. W przeded niu pla no wa nej uciecz ki trze ba by ło ją na gle odło żyć. Gru pę Ży - dówek przeniesiono do innego komanda. Cyla wylądowała w prasowalni. – Spo ty ka li śmy się co dwa dni o tej sa - mej godzinie w wyznaczonym miejscu. Termin spotkania przesuwał się o 24 godziny. Powiedziałem Cyli, żeby była przygotowana: W każdej chwili mogę przyjść po ciebie w mundurze esesmana i zabrać na „przesłuchanie”. To będzie pretekst dla twej komandofűhrerki. Po wyjściu pomaszerujemy na punkt kontrolny w strażnicy, a potem na wolny świat. Nadszedł dzień dwudziestego lipca. Obóz obie gła wieść o trzech Ży dach i Francuzie zastrzelonych podczas próby ucieczki. Jerzemu kończyła się cierpli wość, bo „je go ko lor” cią gle nie nadchodził. – Przypadkowo zobaczyłem w kantorku dokumenty, które położył na stole esesman konwojujący zwykle rozwagę i przetartą śrutę. Na stercie formularzy zamigotał kolor oliwkowo-zielony! Miałem kilkanaście godzin na rozstanie się z miejscem, w którym siedziałem od czterech lat. Skrupulatnie wypełnił wolne rubryki w podrobionej przepustce i wstawił aktualną datę. Po szedł do schow ka. O trze ciej po południu ubrał się w zielono-brunatną koszulę i niemiecki mundur, zasznuro wał juch to we bu ty, a na man kie ty spodni założył brezentowe spinacze. – Włożyłem na głowę czapkę polówkę z bielejącą na niej „trupią główką” i hitlerowską „wroną” na froncie, przerzuciłem chlebak przez ramię, nałożyłem na oczy przeciwsłoneczne okulary. Na zewnątrz ude rzył mnie lip co wy żar. Pod ubraniem tonąłem w strugach potu, koszula momentalnie przykleiła się do pleców. Mo je ner wy uspo ko iły się nie co, gdy zauważyłem jak grupki pracujących więźniów podrywają się na baczność i zdejmują czapki, kiedy koło nich przechodziłem. Tylko zachowanie zimnej krwi gwarantowało powodzenie. Wszedł do budynku gdzie pracowała Cyla. Kobietę w uniformie SS przywitał „heil Hitler”.

WWW.SADECZANIN.INFO GRUDZIEŃ 2011 WOKÓŁ NAS 43 Te le gram in for mu ją cy o uciecz ce z obo zu Cy li Sta wi skiej (pod tym na - zwi skiem prze by wa ła w obo zie) wy - sła ny do pla có wek po li cji Czystą mową Goethego wyjaśnił cel wizyty: „Jestem z Politische Abteilung (Politycznego Oddziału) i mam zlecenie doprowadzić na przesłuchanie więźniarkę”. Podał nazwisko, numer obozowy. Przyprowadzono Cylę, bladą, ze spuszczonymi oczami, na „gumowych” nogach. „Gdybyśmy ją zatrzymali na dłużej, to da my znać” – powiedział i warknął na więźniarkę: „komm, los, Schel ler, ge - ra de aus”. Szli w mil cze niu wzdłuż licznego komanda mocno obstawionego przez ka pów. Je den z nich na wi dok Je - rzego – esesmana dla okazania lojalności za czął okła dać więź niów pał ką. Po kilometrze zamienili kilka słow. „Jurek, bo ję się” – zapamiętał szept. Powiedział jej: „nie oglą daj się!” (…). Oto i szlaban – Kontrollstelle. Krótka rozmowa ze strażnikiem. Jerzy i Cyla przechodzą na druga stronę, za druty. Zie mia pa li ich w sto py, mu szą jed nak zachować naturalną swobodę. Jerzemu przy cho dzi na myśl, że jed nak stra żnik coś podejrzewa i zaraz wznieci alarm. Podążali na szosę, na której lada moment mógł się pojawić lotny patrol. I rzeczywiście, minęła ich furmanka z obozowymi kotłami po zupie prowadzona przez woźnicę, który znał Cylę z widzenia i mógł ją roz po znać. ZA SZLA BA NEM Skręcili w las. Przemierzali łąki, mokradła, Cyla już opadała z sił, zostawała z tyłu. Z za drzew widzieli jadące z i do łagru ciężarówki. O ósmej wieczorem zawy ła sy re na – znak, że z Oświę ci mia zbiegł wię zień. Czy po ścig już ru szył Co bę dzie, gdy do ak cji wkro czą wy tre - sowane psy Za cho wał się ory gi na ły li stów goń - czych po ucieczce z obozu Jerzego Bielec kie go i Cy li Cy bul skiej, da to wa ne z dnia 22 lip ca 1944, godz. 19.35, dro gą te le gra ficz ną do po ste run ków po li cji. Koledzy Jerzego – Tadeusz Srogi i Marian Wodniak, którzy przeżyli obozową ge hen nę, opo wia da li mu po woj nie o wściekłości wachmanów. Na krótki odpoczynek zatrzymali się, z du szą na ra mie niu, w kę pie wi kli ny nad brze giem So ły, trzy ki lo me try od obozowego ogrodzenia. Po zmroku ruszyli w dalszą drogę. Przed świtem ujrze li spa da ją cą gwiaz dę (me te oryt), któ ra roz pa dła się na dwie czę ści sy piąc wokół iskrami. „To tak, jak by dro gi na - sze go ży cia mia ły się ro zejść” – powiedzia ła Cy la Je rze mu. By ły to sło wa prorocze. Tułali się i kluczyli po lasach kilkana ście dni. Ko cha li się jak wol ny mę - żczy zna z wol ną ko bie tą. Cho dzi li no ca mi, w dzień za szy wa li się w kry - jówkach, w zbożu lub zagajnikach. Wyczerpani oboje popadli w gorączkę. Jedli brukiew wyrwana z pól, popijali wodą ze sta wów (…) Wielokrotnie zmieniali miejsce pobytu (pomni, że na przedramieniu mieli tatuaż z numerem obozowym) zanim doczekali wyzwolenia. Jerzy przystał do partyzantów z AK, Cylę przygarnęła zaprzyjaźniona rodzina Czerników koło Racławic, gdzie traktowano ją jak córkę. – Ży cie ma swo je pra wa. Ka żde z nas po szło wła sna dro gą. W 1945 Cy la do - stała wizę tranzytową i wyjechała przez Szwe cję do Ame ry ki. Wy szła za mąż. Za oce anem nie wio dło się jej naj le piej, nie zna ła an giel skie go, pra co wa ła po nocach. Ja zdałem maturę w „Nowodwo ru” i ukoń czy łem Po li tech ni kę w Kra ko wie w 1951 r., a po woj sku pra - cowałem w ekspozyturze PKS w Nowym Tar gu. Więk szość za wo do we go ży cia spę dzi łem w tu tej szym Ze spo le Szkół Mechanicznych im. Stanisława Staszica, w latach 1961–1979 jako dyrektor i jedno cze śnie na uczy ciel bu do wy ma szyn i technologii. TRZY DZIE ŚCI DZIE WIĘĆ CZER WO NYCH RÓŻ Po raz pierwszy od oświęcimskiego exodusu spotkali się po 39 latach. Jerzy cze kał na Cy lę 8 czerw ca 1983 r. na lot - ni sku Ba li ce. Na po wi ta nie wrę czył jej 39 czer wo nych róż. Ze zło żo nej dla Muzeum w Oświęcimiu i spisanej przez mgr. Ta de usza Waś kę re la cji Cy li Cy - bulskiej-Zacharowicz: „Po wy jeź dzie do USA stra ci łam kon takt z Jur kiem. Z po mo cą przy szedł mi przypadek. Zatrudniona u mnie młoda dziew czy na z Pol ski po cho dzi ła z wo je wódz twa, gdzie miesz ka li Czer - ni ko wie. Po przez swo ja ko le żan kę za - trud nio ną na po czcie za ła twi ła mi adres rodziny Czerników i ciotki Jurka. Dowiedziałam się, że Jurek żyje, mieszka w mie ście No wy Targ. Na dal jed nak nie mia łam do kład ne go ad re su. Na pi - sa łam więc wprost do ko men dan ta po - li cji w tym mie ście. Otrzy ma łam nie tyl ko ad res, ale na wet do mo wy nu mer te le fo nu”. 1 września 1986 Bielecki otrzymuje dyplom honorowy i medal Sprawiedliwy wśród Na ro dów Świa ta. Ma swo je drzewko oliwne w Alei Sprawiedliwych na Wzgó rzu Pa mię ci w Je ro zo li mie. Na dyplomie w dwóch językach (hebrajskim i polskim) widnieje sentencja, którą uczynił potem tytułem swojej książki: Kto ra tu je jed no ży cie, jak by świat ca ły ratował. „Dzien nik Pol ski”, nr 305, 31 grud nia 1998 Fo to gra fie ar chi wal ne udo stęp nio ne przez wnu ka J. Bie lec kie go, p. Grze go rza De nen fel da

WWW.SADECZANIN.INFO<br />

GRUDZIEŃ 2011 WOKÓŁ NAS 43<br />

Te le gram in for mu ją cy o uciecz ce<br />

z obo zu Cy li Sta wi skiej (pod tym na -<br />

zwi skiem prze by wa ła w obo zie) wy -<br />

sła ny do pla có wek po li cji<br />

Czystą mową Goethego wyjaśnił cel<br />

wizyty: „Jestem z Politische Abteilung<br />

(Politycznego Oddziału) i mam zlecenie<br />

doprowadzić na przesłuchanie więźniarkę”.<br />

Podał nazwisko, numer obozowy.<br />

Przyprowadzono Cylę, bladą, ze spuszczonymi<br />

oczami, na „gumowych” nogach.<br />

„Gdybyśmy ją zatrzymali na dłużej,<br />

to da my znać” – powiedział i warknął<br />

na więźniarkę: „komm, los, Schel ler, ge -<br />

ra de aus”. Szli w mil cze niu wzdłuż<br />

licznego komanda mocno obstawionego<br />

przez ka pów. Je den z nich na wi dok Je -<br />

rzego – esesmana dla okazania lojalności<br />

za czął okła dać więź niów pał ką.<br />

Po kilometrze zamienili kilka słow. „Jurek,<br />

bo ję się” – zapamiętał szept. Powiedział<br />

jej: „nie oglą daj się!” (…).<br />

Oto i szlaban – Kontrollstelle. Krótka<br />

rozmowa ze strażnikiem. Jerzy i Cyla<br />

przechodzą na druga stronę, za druty.<br />

Zie mia pa li ich w sto py, mu szą jed nak<br />

zachować naturalną swobodę. Jerzemu<br />

przy cho dzi na myśl, że jed nak stra żnik<br />

coś podejrzewa i zaraz wznieci alarm.<br />

Podążali na szosę, na której lada moment<br />

mógł się pojawić lotny patrol. I rzeczywiście,<br />

minęła ich furmanka z obozowymi<br />

kotłami po zupie prowadzona przez<br />

woźnicę, który znał Cylę z widzenia<br />

i mógł ją roz po znać.<br />

ZA SZLA BA NEM<br />

Skręcili w las. Przemierzali łąki, mokradła,<br />

Cyla już opadała z sił, zostawała<br />

z tyłu.<br />

Z za drzew widzieli jadące z i do łagru<br />

ciężarówki. O ósmej wieczorem zawy<br />

ła sy re na – znak, że z Oświę ci mia<br />

zbiegł wię zień. Czy po ścig już ru szył<br />

Co bę dzie, gdy do ak cji wkro czą wy tre -<br />

sowane psy<br />

Za cho wał się ory gi na ły li stów goń -<br />

czych po ucieczce z obozu Jerzego Bielec<br />

kie go i Cy li Cy bul skiej, da to wa ne<br />

z dnia 22 lip ca 1944, godz. 19.35, dro gą<br />

te le gra ficz ną do po ste run ków po li cji.<br />

Koledzy Jerzego – Tadeusz Srogi i Marian<br />

Wodniak, którzy przeżyli obozową<br />

ge hen nę, opo wia da li mu po woj nie<br />

o wściekłości wachmanów.<br />

Na krótki odpoczynek zatrzymali się,<br />

z du szą na ra mie niu, w kę pie wi kli ny<br />

nad brze giem So ły, trzy ki lo me try<br />

od obozowego ogrodzenia. Po zmroku<br />

ruszyli w dalszą drogę. Przed świtem ujrze<br />

li spa da ją cą gwiaz dę (me te oryt),<br />

któ ra roz pa dła się na dwie czę ści sy piąc<br />

wokół iskrami. „To tak, jak by dro gi na -<br />

sze go ży cia mia ły się ro zejść” – powiedzia<br />

ła Cy la Je rze mu. By ły to sło wa<br />

prorocze.<br />

Tułali się i kluczyli po lasach kilkana<br />

ście dni. Ko cha li się jak wol ny mę -<br />

żczy zna z wol ną ko bie tą. Cho dzi li<br />

no ca mi, w dzień za szy wa li się w kry -<br />

jówkach, w zbożu lub zagajnikach. Wyczerpani<br />

oboje popadli w gorączkę. Jedli<br />

brukiew wyrwana z pól, popijali wodą<br />

ze sta wów (…)<br />

Wielokrotnie zmieniali miejsce pobytu<br />

(pomni, że na przedramieniu mieli tatuaż<br />

z numerem obozowym) zanim<br />

doczekali wyzwolenia. Jerzy przystał<br />

do partyzantów z AK, Cylę przygarnęła<br />

zaprzyjaźniona rodzina Czerników koło<br />

Racławic, gdzie traktowano ją jak córkę.<br />

– Ży cie ma swo je pra wa. Ka żde z nas<br />

po szło wła sna dro gą. W 1945 Cy la do -<br />

stała wizę tranzytową i wyjechała przez<br />

Szwe cję do Ame ry ki. Wy szła za mąż.<br />

Za oce anem nie wio dło się jej naj le piej,<br />

nie zna ła an giel skie go, pra co wa ła<br />

po nocach. Ja zdałem maturę w „Nowodwo<br />

ru” i ukoń czy łem Po li tech ni kę<br />

w Kra ko wie w 1951 r., a po woj sku pra -<br />

cowałem w ekspozyturze PKS w Nowym<br />

Tar gu. Więk szość za wo do we go ży cia<br />

spę dzi łem w tu tej szym Ze spo le Szkół<br />

Mechanicznych im. Stanisława Staszica,<br />

w latach 1961–1979 jako dyrektor i jedno<br />

cze śnie na uczy ciel bu do wy ma szyn<br />

i technologii.<br />

TRZY DZIE ŚCI DZIE WIĘĆ<br />

CZER WO NYCH RÓŻ<br />

Po raz pierwszy od oświęcimskiego<br />

exodusu spotkali się po 39 latach. Jerzy<br />

cze kał na Cy lę 8 czerw ca 1983 r. na lot -<br />

ni sku Ba li ce. Na po wi ta nie wrę czył<br />

jej 39 czer wo nych róż. Ze zło żo nej dla<br />

Muzeum w Oświęcimiu i spisanej przez<br />

mgr. Ta de usza Waś kę re la cji Cy li Cy -<br />

bulskiej-Zacharowicz:<br />

„Po wy jeź dzie do USA stra ci łam<br />

kon takt z Jur kiem. Z po mo cą przy szedł<br />

mi przypadek. Zatrudniona u mnie młoda<br />

dziew czy na z Pol ski po cho dzi ła<br />

z wo je wódz twa, gdzie miesz ka li Czer -<br />

ni ko wie. Po przez swo ja ko le żan kę za -<br />

trud nio ną na po czcie za ła twi ła mi<br />

adres rodziny Czerników i ciotki Jurka.<br />

Dowiedziałam się, że Jurek żyje, mieszka<br />

w mie ście No wy Targ. Na dal jed nak<br />

nie mia łam do kład ne go ad re su. Na pi -<br />

sa łam więc wprost do ko men dan ta po -<br />

li cji w tym mie ście. Otrzy ma łam nie<br />

tyl ko ad res, ale na wet do mo wy nu mer<br />

te le fo nu”.<br />

1 września 1986 Bielecki otrzymuje<br />

dyplom honorowy i medal Sprawiedliwy<br />

wśród Na ro dów Świa ta. Ma swo je<br />

drzewko oliwne w Alei Sprawiedliwych<br />

na Wzgó rzu Pa mię ci w Je ro zo li mie.<br />

Na dyplomie w dwóch językach (hebrajskim<br />

i polskim) widnieje sentencja, którą<br />

uczynił potem tytułem swojej książki:<br />

Kto ra tu je jed no ży cie, jak by świat ca ły<br />

ratował.<br />

„Dzien nik Pol ski”, nr 305, 31 grud nia 1998<br />

Fo to gra fie ar chi wal ne udo stęp nio ne<br />

przez wnu ka J. Bie lec kie go,<br />

p. Grze go rza De nen fel da

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!