30.12.2014 Views

Gunter Helwig - TMZB w Bogatyni

Gunter Helwig - TMZB w Bogatyni

Gunter Helwig - TMZB w Bogatyni

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

Günter <strong>Helwig</strong><br />

1945<br />

Reichenau Rychwałd <strong>Bogatyni</strong>a<br />

Wspomnienia autochtona<br />

Biblioteka Publiczna Miasta i Gminy <strong>Bogatyni</strong>a im. Polskich Noblistów<br />

Towarzystwo Miłośników Ziemi Bogatyńskiej<br />

1


Urodziłem się w 1929 roku, w dzisiejszej <strong>Bogatyni</strong>. Miałem starszego brata. Mieszkaliśmy w<br />

domu jednorodzinnym, wybudowanym przez ojca przy dzisiejszej ulicy Wspólnej. Ojciec pracował<br />

przy budowie okolicznych dróg. Ręcznie rozdrabniał skałę dowoŜoną z kamieniołomów w<br />

Markocicach. Rozdrobnione kamienie słuŜyły jako podkład pod asfalt. Była to cięŜka praca. W latach<br />

30-tych, w okresie wielkiego kryzysu światowego był bezrobotny. Później znalazł pracę w firmie<br />

montującej pierwsza koparkę dla kopani węgla brunatnego w Hirschfelde. Po skończeniu montaŜu<br />

koparki został pracownikiem kopalni jako jej operator.<br />

Przy domu trzymaliśmy niewielkie stado kóz i owiec. Aby zapewnić paszę dla zwierząt na zimę<br />

rodzice dzierŜawili od trzech gospodarzy niewielkie działki rolne. Działki uprawialiśmy z ojcem<br />

ręcznie, wymagało to duŜej pracy. ToteŜ ojciec po odrobieniu lekcji zabierał nas codziennie do pracy w<br />

polu. Nie było mowy, abyśmy mogli z bratem iść do kina lub na basen. Zwierzęta pasły się na<br />

dzierŜawionej pobliskiej łące. Stadem zajmowała się moja mama.<br />

Znałem dwóch emigrantów z Polski, którzy zatrudnieni byli jako parobkowie u niemieckich<br />

rolników. Niemieccy gospodarze traktowali ich jako członków rodziny, jadając z nimi przy jednym<br />

stole. Pamiętam, Ŝe w 1938 roku w czasie zajmowania Sudetów dzisiejszą ulicą Pocztową ciągnęły<br />

kolumny wojska niemieckiego, dla nas dzieci była to wielka atrakcja.<br />

Po wybuchu wojny brat mój został zmobilizowany, słuŜył w marynarce wojennej. Dostał się do<br />

niewoli angielskiej. Po zwolnieniu z niewoli do domu nie wrócił, zamieszkał w Bawarii.<br />

Naukę rozpocząłem w szkole ewangelickiej niedaleko kościoła katolickiego. Po wybuchu<br />

wojny szkoła została zamieniona na kwaterę dla uchodźców z zbombardowanych miast niemieckich.<br />

Podobnie było z moją drugą szkołą przy obecnym Placu Bohaterów Warszawy (koło kościoła<br />

ewangelickiego). Przy końcu wojny wszystkie dzieci z <strong>Bogatyni</strong> uczyły się w szkole mieszczącej się w<br />

dzisiejszym budynku liceum. Szkołę podstawową ukończyłem w 1943 roku. Naukę kontynuowałem w<br />

Zakładowej Szkole Zawodowej przy Kopalni Węgla Brunatnego, która mieściła się w Hirschfelde.<br />

Uczyłem się na górnika-elektryka. Do szkoły dojeŜdŜałem codziennie rowerem.<br />

Ojciec mój, jak juŜ wspominałem wyŜej, równieŜ pracował w kopalni jako operator koparki. Na<br />

skraju wsi Turoszów, w okolicy dzisiejszej straŜy poŜarnej, był zlokalizowany obóz pracy<br />

przymusowej robotników ze wschodu. Nazywaliśmy ich “ostarbeiterami”. Mieszkali oni w<br />

ogrodzonych prowizorycznych barakach i pilnowani byli przez uzbrojonych straŜników. Mieszkańcy<br />

obozu otrzymywali głodowe racje Ŝywnościowe. Widząc to ojciec mój często zabierał z domu kawałki<br />

chleba i gotowane ziemniaki, zawoził do pracy i dzielił się z pracującymi z nim mieszkańcami obozu.<br />

Postępowanie takie było przez władze surowo zabronione i groziło więzieniem.<br />

O toczącej się wojnie świadczyły rozmieszczone wokół elektrowni i kopalni działka<br />

2


przeciwlotnicze kalibru 20 mm. Obsługiwane były one przez niemieckich Ŝołnierzy. Ja w kaŜdą<br />

niedzielę uczestniczyłem w obowiązkowych zbiórkach Hitlerjugend, które odbywały się w dzisiejszym<br />

Domu Kultury. Uczyłem się tutaj w sekcji motorowej.<br />

Szkoły nie ukończyłem, gdyŜ w marcu 1945 roku, jako 16-sto letni chłopak zostałem powołany<br />

do odbycia słuŜby w Volkssturmie. Wraz ze mną powołanie otrzymał tylko jeden rówieśnik z<br />

<strong>Bogatyni</strong>. W tym czasie toczyły się juŜ walki o Lubań. Do odbycia słuŜby pojechałem rowerem do<br />

oddalonego o 25 kilometrów rejonu wsi Groß-schönau Heinewalde. Mają kompanię zakwaterowano w<br />

zamku Heinewalde. Według mojej oceny zgrupowanie nasze liczyło około tysiąca młodych chłopców.<br />

Umundurowani byliśmy w polowe mundury Wehrmachtu. Broni osobistej nie otrzymaliśmy.<br />

Niewielka ilość broni, w którą była wyposaŜona kompania, słuŜyła tylko do strzelania i<br />

demonstrowania działania. W trakcie szkolenia dowódcy nasi starali się wpoić w nas wolę walki i<br />

zwycięstwa. W niedzielę moŜna było dostać przepustkę na opuszczenie rejonu zakwaterowania. Ja w<br />

czasie przepustki jechałem rowerem do rodziców w <strong>Bogatyni</strong>. W czasie kwietniowej niedzieli będąc na<br />

przepustce byłem świadkiem bombardowania <strong>Bogatyni</strong> przez samoloty sowieckie. Słyszałem wówczas<br />

kilka wybuchów. W czasie tego bombardowania całkowitemu zniszczeniu uległ dom mleczarza. W<br />

pierwszych dniach maja dowódca nasz oznajmił, Ŝe wojna się kończy i on poprowadzi nasz oddział w<br />

stronę wojsk amerykańskich a kto chce moŜe wracać do domu. Zdecydowałem się na marsz w stronę<br />

Amerykanów. Maszerowaliśmy drogami w kierunku Drezna.<br />

Na drogach panował całkowity chaos, przepełnione one były uciekinierami, jedni z nich<br />

podąŜali na zachód, drudzy usiłowali wrócić na wschód do swoich opuszczonych siedzib. KaŜdy<br />

pluton dostał do dyspozycji wóz na gumowych kołach, na który załadowaliśmy nasze wyposaŜenie<br />

wojskowe i solidarnie ciągnąc poruszaliśmy się w kolumnie cywilnych uciekinierów w kierunku<br />

Drezna. W takich warunkach nasza kolumna nasza pokonała około 50 kilometrów w kierunku Drezna.<br />

W trakcie marszu spotkałem znajomego z <strong>Bogatyni</strong>, o którym wiedziałem, Ŝe słuŜył w Wehrmachcie.<br />

Był on juŜ przebrany w ubranie cywilne i wracał do <strong>Bogatyni</strong>. Ulegając jego namowom postanowiłem<br />

równieŜ wrócić do domu. Rozpoczęliśmy wspólny marsz w kierunku wschodnim. Nasz marsz odbywał<br />

się po terenie zajętym przez Rosjan i w związku z tym musieliśmy posuwać się bardzo ostroŜnie,<br />

obserwując uwaŜnie teren. W ten sposób udało się nam dotrzeć do Heinewalde, gdzie ja pozostawiłem<br />

mundur i przebrałem się równieŜ w ubranie cywilne. Wkrótce dotarliśmy do rodzinnych domów.<br />

Nigdy nie dowiedziałem się, czy kolumna nasza dotarła do strefy okupacyjnej amerykańskiej, gdyŜ po<br />

wojnie nie spotkałem nikogo z uczestników tego marszu.<br />

Rozpoczynało się Ŝycie pod okupacją. Pierwszego czerwonoarmistę zobaczyłem jak stał przed<br />

zamkniętą bramą winiarni uzbrojony w cięŜki karabin maszynowy na kółkach. O minionej wojnie<br />

świadczyło kilka cięŜkich dział przeciwlotniczych porzuconych przez wycofującą się armię niemiecką<br />

3


na łące przed winiarnią. W późniejszym czasie z jednego z tych dział wymontowałem przyrządy<br />

celownicze. Po ulicach krąŜyły grupy byłych więźniów obozów pracy w poszukiwaniu odzieŜy,<br />

poŜywienia, noclegów i cennych przedmiotów. Pewnego dnia jedna z takich grup złoŜyła wizytę w<br />

naszym domu. Wobec protestów ojca, aby nie wciągali wózka ze zdobyczami na noc do domu, jeden z<br />

nich strzelił w kierunku ojca, na szczęście chybił. Nie mogę określić jakim językiem posługiwała się ta<br />

grupa. Odchodząc chcieli zabrać nasz wózek, dopiero tłumaczenie ojca, ze jesteśmy ludźmi biednymi<br />

pozwoliło go ocalić. Na czele działającej wciąŜ administracji niemieckiej Rosjanie postawili<br />

miejscowego antyfaszystę uwolnionego z obozu. Nazywał się Stein. Przybycie Ŝołnierzy polskich uszło<br />

uwadze większości niemieckich mieszkańców. śołnierze polscy rozpoczęli zbieranie w okolicy<br />

porzuconych przez armię niemiecką uzbrojenia i zwozili na składowisko zlokalizowane na<br />

przedłuŜeniu dzisiejszej ulicy Kurzańkiej. Istnienie tego składowiska stało się w przyszłości przyczyną<br />

śmiertelnych wypadków wśród dzieci i młodzieŜy.<br />

Władza okupacyjna wprowadziła dla Niemców przymus pracy. Mnie wraz z grupą młodych<br />

Niemców Ŝołnierze polscy zatrudnili do robót porządkowych w mieście. Sprzątaliśmy równieŜ<br />

codziennie kwatery Ŝołnierzy. W trakcie pracy Ŝołnierze nie szczędzili ponaglań, wyzwisk, a nawet<br />

poszturchiwania. śołnierzami dowodził niejaki Kryszyński, nazywaliśmy go szpicbródką (w<br />

rzeczywistości nazywał się Ewi Artur i był dowódcą garnizonu). Jeździł na koniu, do dyspozycji miał<br />

równieŜ samochód osobowy, a kierowcą jego był Seskowicz.<br />

W drugiej połowie czerwca rozeszły się pogłoski, Ŝe ludność niemiecka zostanie wysiedlona za<br />

Nysę. Nie wierzyliśmy w te pogłoski, wydawało się nam to niemoŜliwe. Jednak jednego czerwcowego<br />

poranka o godzinie 6 rano usłyszeliśmy energiczne dobijanie się do drzwi, do mieszkania weszła grupa<br />

polskich Ŝołnierzy i pojedynczymi słowami niemieckimi rozkazali zabranie bagaŜu ręcznego i<br />

stawienie się na godzinę 12, na łąkę przed tartakiem. Spakowaliśmy na wózek niezbędne przedmioty<br />

codziennego uŜytku i udaliśmy się na miejsce zbiórki. Po pewnym czasie ruszyła długa kolumna<br />

mieszkańców <strong>Bogatyni</strong> w kierunku Sieniawki, eskortowali nas polscy Ŝołnierze na rowerach i koniach.<br />

Po przekroczeniu mostu w Sieniawce niemieccy policjanci dzielili kolumnę na grupy i kierowali w<br />

róŜnych kierunkach. Nas skierowano na drogę w kierunku Löbau. Kwater i poŜywienia mieliśmy<br />

szukać sobie sami. Zatrzymaliśmy się koło przydroŜnego gospodarstwa i po krótkiej rozmowie z<br />

mieszkańcami otrzymaliśmy ich zgodę na czasową gościnę. Ja po dwóch dniach, mając przepustkę<br />

wstępu na teren elektrowni w Hirschfelde postanowiłem tą drogą wrócić do domu. Ukryty w<br />

elektrowozie kolejki górniczej, przekroczyłem most nad Nysą i pomaszerowałem w kierunku <strong>Bogatyni</strong>.<br />

Dom zastałem splądrowany. Zginęła głównie odzieŜ. Myślę, Ŝe to byli robotnicy przymusowi<br />

uwolnieni z obozów pracy, zamienili swoje łachmany na lepszą odzieŜ. Po dwóch tygodniach ojciec tą<br />

samą drogą równieŜ powrócił do domu. Matka powróciła do domu dopiero po dwóch miesiącach. W<br />

4


tym czasie po lewej stronie Nysy panował głód spowodowany przeludnieniem. Droga przez<br />

elektrownię i kopalnię była kanałem przerzutowym dla wielu Niemców. Nasza ulica wyludniła się<br />

całkowicie, byliśmy jedynymi jej mieszkańcami.<br />

Powróciłem do pracy dla wojska. Po uruchomieniu zakładów bawełnianych nasza grupa została<br />

tam skierowana do pracy. Ja zatrudniony byłem w kotłowni, a później zostałem maszynistą<br />

lokomotywy pociągu dowoŜącego węgiel brunatny z kopalni do zakładów bawełnianych. Władze<br />

okupacyjne zarządziły konfiskatę posiadanej broni, radioodbiorników i rowerów.<br />

Będąc u mojego kolegi mieszkającego obok dzisiejszego stawku (stawek jest zalaną małą<br />

kopalnią węgla brunatnego) przy dzisiejszej ulicy Pocztowej znalazłem przypadkowo dwa karabiny<br />

porzucone przez wojsko niemieckie. Był to pistolet maszynowy pm wz. 44 – najnowszej konstrukcji<br />

niemieckiej wprowadzanej dopiero na uzbrojenie armii niemieckiej. Drugim był niemiecki karabin<br />

snajperski. Trudno było się oprzeć takiej pokusie. W naiwności młodzieńczej nie wiedziałem, czym<br />

grozi posiadanie broni w czasie wojny. Karabin snajperski ukryłem w zaroślach w okolicy stawu.<br />

Natomiast pistolet przechowałem w pryzmie odpadów z winiarni uŜywanych jako nawóz.<br />

Przypuszczam, Ŝe mój kolega, który trudnił się przemytem Ŝywności za Nysę, pochwycony i<br />

szantaŜowany przez UB zdradził fakt posiadania przeze mnie ukrytej broni. Funkcjonariusze UB<br />

dokonali rewizji w naszym domu i odkryli ukrytą broń. Zostałem aresztowany w 1947 roku odbyła się<br />

rozprawa przed sądem wojskowym, na której tłumaczyłem się, Ŝe do niemieckiej organizacji zbrojnej<br />

nie naleŜałem, a znalezioną broń miałem zamiar uŜywać do polowań na dziką zwierzynę. Za nielegalne<br />

posiadanie broni zostałem skazany na 10 lat więzienia. Po przeszło 6-letnim pobycie w więzieniu, po<br />

ogłoszonej amnestii powróciłem do domu.<br />

Ulicę naszą zastałem juŜ zaludnioną rodzinami zdemobilizowanych Ŝołnierzy polskich. Ojciec<br />

mój uniknął planowych przesiedleń, gdyŜ został uznany za niezbędnego dla pracy kopani. Był w<br />

dalszym ciągu operatorem koparki. Przebywając w więzieniu, nauczyłem się języka polskiego, gdyŜ<br />

moimi współwięźniami byli Polacy. Wkrótce zatrudniłem się w kopalni, w charakterze elektrykagórnika.<br />

W kopani spotkałem moich byłych niemieckich nauczycieli, którzy w dalszym ciągu tu<br />

pracowali. Po pracy często funkcjonariusze UB wzywali mnie na przesłuchanie, gdyŜ interesowało ich,<br />

co mówią Niemcy zatrudnieni w kopalni.<br />

Po powstaniu NRD pojawiła się moŜliwość uzyskania niemieckiego paszportu. O paszporty<br />

wystąpiłem wraz z rodzicami w 1968 roku. Paszport wystawił nam Konsulat NRD we Wrocławiu.<br />

Władze polskie wystawiły nam kartę stałego pobytu cudzoziemca. W ten sposób przestaliśmy być<br />

bezpaństwowcami. Moi rodzice postanowili przesiedlić się na stałe do NRD i zamieszkali w okolicach<br />

Zittau, ja pozostałem, gdyŜ postanowiłem się oŜenić. Posiadając paszport NRD mogłem swobodnie<br />

przekraczać granicę i odwiedzać rodziców. Byłem dobrze znany straŜnikom granicznym, którzy często<br />

5


przepuszczali mnie bez kontroli paszportu.<br />

OŜeniłem się z Polką rozwiedzioną z osadnikiem wojskowym. śona miała dwie córki z<br />

poprzedniego małŜeństwa. Zamieszkaliśmy wspólnie w domu moich rodziców. Wkrótce urodził się<br />

nam syn. śona umarła przedwcześnie w 1974 roku, jako wdowiec oŜeniłem się po raz drugi. Moja<br />

druga Ŝona była równieŜ rozwiedziona z osadnikiem wojskowym i miała dwóch synów. Z pochodzenia<br />

była Rosjanką. Przeprowadziłem się do Ŝony, do domu przy ulicy Kurzańskiej, gdzie do dziś<br />

mieszkam. W domu rodziców mieszka syn. Jestem na emeryturze i cieszę się dobrym zdrowiem.<br />

6


1936 rok<br />

Autor idzie do szkoły (chodzenie dzieci bez obuwia było wówczas powszechne)<br />

7


1941 rok<br />

Konfiskata dzwonu Kościoła Ewangelickiego – tocząca się daleko wojna<br />

pochłaniała kaŜdy kawałek metalu.<br />

8


1943 rok<br />

Koniec nauki w szkole podstawowej.<br />

9


Na pomniku upamiętniającym poległych w I Wojnie Światowej.<br />

Autor współcześnie<br />

Dowód toŜsamości cudzoziemca stale zamieszkującego w Polsce.<br />

10

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!