Coś na Progu #10

W numerze znajdziecie między innymi opowiadania Raya Bradbury'ego i Ernesta Bramaha, wywiad z Juliuszem Vernem, esej Roberta Louisa Stevensona na temat "Wyspy Skarbów" oraz niepublikowany dotąd komiks na podstawie "Rękopisu znalezionego w butli" Edgara Allana Poego. Temat przewodni to SZALENI NAUKOWCY. Piszemy m. in. o Nikoli Tesli i Izaaku Newtonie, fenomenie popkulturowych doktorów na przykładzie Emmeta Browna z "Powrotu do przyszłości" oraz odrażającego Antona Phibesa, a ponadto prawdziwych szalonych naukowcach! W numerze znajdziecie między innymi opowiadania Raya Bradbury'ego i Ernesta Bramaha, wywiad z Juliuszem Vernem, esej Roberta Louisa Stevensona na temat "Wyspy Skarbów" oraz niepublikowany dotąd komiks na podstawie "Rękopisu znalezionego w butli" Edgara Allana Poego.

Temat przewodni to SZALENI NAUKOWCY. Piszemy m. in. o Nikoli Tesli i Izaaku Newtonie, fenomenie popkulturowych doktorów na przykładzie Emmeta Browna z "Powrotu do przyszłości" oraz odrażającego Antona Phibesa, a ponadto prawdziwych szalonych naukowcach!

11.12.2014 Views

STREFA KRYMINAŁU I SENSACJI możliwe? Okazuje się, że czasami najłatwiejsze wytłumaczenia okazują się zarazem tymi najtrafniejszymi. Okazja czyni złodzieja Breitwieser nie był wcale wyszukany w swoich rabunkowych metodach. Najczęściej zwyczajnie ściągał lub wycinał obraz z ramy, zwijał w rulon i chował pod płaszczem, a później wychodził z muzeum kłaniając się kustoszowi „na do widzenia”. W czasie swojej wieloletniej działalności ulatniał się z obrazami, rzeźbami, srebrem i pucharami. Ubrany zazwyczaj w długi płaszcz zwykł nosić ze sobą również plecak, do którego pakował cenne arcydzieła. Miał też inne metody. Niektóre dzieła sztuki wyrzucał przez okna na miękką trawę, jak na przykład zabytkowy gobelin produkcji francuskiej Manufacture des Gobelins ze szwajcarskiego muzeum Château de Gruyčres, który był zdecydowanie zbyt duży, by schować go pod płaszcz. Ściągnął więc tkaninę ze ściany i wyrzucił przez okno do rowu, z którego później ją zabrał. Łupy wpadały w ręce jego wspólniczki i zarazem dziewczyny Anne-Catherine Kleinklaus. Gdyby nie ona, dobra passa Breitweisera nie ciągnęłaby się przez 6 długich lat. Kiedy Stéphane pakował pod płaszcz kolejne warte tysiące, a nawet miliony dzieła sztuki flamandzkiej, dziewczyna stawała na czatach, sprawdzając czy przypadkiem nie zbliża się żaden z ochroniarzy. Innym razem być może poślizgnęła się na dopiero co umytej posadzce i wywołała awanturę, byleby tylko przykuć do swojej osoby uwagę pracowników muzeum. Breitwieser zazwyczaj wchodził do wybranych muzeów rano, jako jeden z pierwszych gości. Wtedy właśnie bez większego ryzyka sprawdzał, co można ukraść, by nie wzbudzić żadnych podejrzeń. System działania złodzieja był dobrze przemyślany – najbezpieczniej można było działać w pierwszej godzinie po otwarciu muzeum i w ostatniej przed zamknięciem. W pierwszym przypadku pracownicy często bywają rozkojarzeni, nie potrafią się w pełni skoncentrować na pracy i zajmują swoimi sprawami. Dodatkowo często rankiem obsługa jest niekompletna, ktoś zasypia, a inny stoi w ulicznym korku. W konsekwencji pojedynczy zwiedzający, który dodatkowo pogodnie wita wszystkich z uśmiechem mówiąc „dzień dobry” nie wzbudza żadnych podejrzeń pracowników muzeum. Dla inteligentnego złodzieja, którym Breitwieser niewątpliwie był, to wymarzona sytuacja do dokonania skutecznej i łatwej kradzieży. Ostatnia godzina zwiedzania z kolei to dla personelu czas wypełniony zmęczeniem i oczekiwaniem na upragniony koniec pracy. Niektórzy zrywają się wcześniej i z radości zacierają ręce gdy tylko postawią nogę poza terenem muzeum. To dla Stéphana idealne okoliczności do powiększenia jego prywatnych zbiorów. Wchodząc do upatrzonej wcześniej placówki złodziej najpierw oceniał jak zorganizowana jest tam praca – czy opiera się w całości na technice czy może w większości na nadzorze ochrony i pracy pomocy muzealnych. W wielu zachodnich muzeach zabezpieczenia oparte są na nowoczesnym nadzorze technicznym, Breitwieser omijał je szerokim łukiem. Wolał niezbyt popularne miejsca gdzie monitoring opierał się na systemie kilku kamer, które często nie obejmowały sal wystawowych w całości. Monitor, na którym pojawia się podgląd obrazów z kamery ustawiany jest najczęściej przy muzealnej kasie, toteż kontrola tego, co dzieje się na ekspozycji ma zwykle charakter wyrywkowy. W połączeniu z brakiem pomocy muzealnych lub zbyt małą liczbą osób pracujących na tym stanowisku (prawdopodobnie dla obcięcia kosztów) i słabymi zabezpieczeniami mechanicznymi, takie miejsce staje się rajem dla kolekcjonera. Być może to dzięki wnikliwej analizie i obserwacji Stéphane Breitwieser umykał z miejsca kradzieży nie pozostawiając po sobie żadnych śladów i nigdy nie został złapany na gorącym uczynku. Na jednej z konferencji Europolu (Europejskiego Urzędu Policji) powiedziano wprost: nikt nie mógł się 80 COŚ NA PROGU spodziewać, by jedna osoba mogła dokonać tylu przestępstw na tak ogromną skalę. Żadne ze skradzionych dzieł nie zostało odnalezione na rynku sztuki, co było uważane za dowód działania doskonałej organizacji przestępczej, która potrafiła upłynnić swoje łupy w sposób praktycznie niemożliwy do namierzenia przez organy ścigania. Nie wchodź dwa razy, do tej samej rzeki Wartość dzieł sztuki skradzionych przez Breitwiesera szacowana jest na około 1,4 miliarda dolarów, choć podczas swojego procesu, sam złodziej twierdził, że kryterium finansowe nigdy nie było dla niego istotne. Pierwszej kradzieży dopuścił się w 1995 roku w malowniczym zamku Château de Gruyčres w Szwajcarii. W jednej z sal ekspozycyjnych jego uwagę przykuł obraz niezbyt popularnego niemieckiego malarza zatytułowany „Portret kobiety”. Jak mówił później w swoich zeznaniach „Byłem zafascynowany pięknem tej kobiety, jej charakterem, jej oczami, które przypominały mi moją babcię”. Oczarowany Stéphane zdjął obraz ze ściany, zwinął płótno i schował pod swoim płaszczem. Ta „wytrawna”, przez nikogo niezauważona kradzież, zachęciła konesera do dalszych poszukiwań. „Portret kobiety” został wyceniony na zaledwie 2 tysiące dolarów, był więc jednym z najtańszych skradzionych przez Breitwiesera dzieł sztuki. „Nieważne czy to Brueghel czy obraz nieznanego artysty, wart tysiące czy miliony, interesowało mnie tylko piękno dzieła sztuki”- powtarzał podczas procesu. Najcenniejszym dziełem z kolekcji złodzieja był obraz „Sybilla, księżna Cleves” Lucasa Cranacha Starszego (niemieckiego malarza i grafika epoki renesansu) z małego muzeum Baden-Baden, położonego w południowych Niemczech. Jego wartość szacuje się na około 9 milionów dolarów. Następne w kolejce za „Sybillą” są obrazy Pietera Brueghela, François Bouchera i Antoine’a Watteau. Stéphane Breitwieser i jego dziewczyna Anne Kleinklaus zostali pierwszy raz złapani w 1997 roku, kiedy wyszli z prywatnej galerii w Szwajcarii z krajobrazem autorstwa Williama van Aelsta. Żeby dostać się do środka para musiała uzyskać wcześniej specjalną zgodę właściciela galerii. Zachowanie zwiedzających zaniepokoiło go na tyle, że postanowił śledzić ich aż do samochodu – wtedy też zorientowano się, że obraz zaginął. W mgnieniu oka auto, które należało do matki Breitwiesera zostało otoczone przez policję. W środku znaleziono jeszcze jeden obraz, było to jednak dopiero pierwsze wykroczenie francuza na terytorium Szwajcarii, dostał więc wyrok w zawieszeniu i zakaz wjazdu na teren kraju aż do 2000 roku – i na tym sprawa się skończyła. Z wyrokiem na karku czy bez, Breitwieser chciał powiększać swoją prywatną kolekcję. Kradł dalej – nawet dwukrotnie z tego samego muzeum, czego wcześniej starał się nie robić. Zagrabione dzieła sztuki składował w mieszkaniu matki w Miluzie we Francji, w którym mieszkał razem ze swoją dziewczyną. Skradzione obrazy cieszyły oczy domowników zawieszone licznie na ścianach w salonie i sypialniach. Podczas jednej z wypraw w listopadzie 2001 roku uzależniony od kradzieży Stéphane wykradł z Muzeum Richarda Wagnera w Lucernie łuk myśliwski. Choć jedną z jego zasad było – nie wchodź drugi raz do tej samej rzeki – Breitwieser postanowił zaryzykować i po upływie zaledwie dwóch dni ponownie zawitał w Muzeum Wagnera w poszukiwaniu kolejnego łupu. Pech chciał, że tamtego dnia na jego drodze pojawił się lokalny dziennikarz, który zaznajomiony ze sprawą jego szwajcarskich kradzieży rozpoznał twarz francuza. Szybko skojarzył fakty i zaalarmował ochronę. Na miejscu pojawiła

STREFA KRYMINAŁU I SENSACJI się policja, która aresztowała młodego kolekcjonera sztuki i w ramach dochodzenia wydała międzynarodowy nakaz przeszukania domu matki Breitwiesera - Mireille Stengel, który był miejscem stałego zameldowania uchwyconego złodzieja. Złapany przyznał się do popełnienia zarzuconych mu czynów podczas licznych przesłuchać i wymienił każde z ukradzionych przez niego dzieł sztuki podczas przesłuchania. Pamiętał każdy eksponat, miejsce i datę. Nie ma jak u mamy Szwajcarska policja dopiero po upływie 19 dni otrzymała zgodę na przeszukanie domu matki, która przez ten czas zdążyła uporać się z zalegającymi na terenie jej posiadłości dziełami sztuki. Lokalne władze w trakcie przeszukiwania mieszkania Mireille Stengel nie znalazły żadnych śladów po zaginionych dziełach, z wyjątkiem powrozu od skradzionego XVI wiecznego rogu, którego wartość opiewała na 45 tysięcy funtów. Matka złodzieja szybko przyznała się do zniszczenia zbiorów żmudnie kolekcjonowanych przez swojego syna z rzekomej złości na niego. Część obrazów została podarta, inne zostały zniszczone za pomocą młotka i wyrzucone do śmieci. 53 letnia wtedy pielęgniarka wrzuciła setkę zabytków - zegarków, kielichów, biżuterii, ceramiki, halabard i kadzielnic do kanału Roden-Ren, przepływającego nieopodal jej domu. Z łupów Breitwiesera setka przedmiotów została odnaleziona: w kanale, w lesie lub na poboczu drogi. Jednak ponad połowa z 239 przedmiotów skradzionych podczas 174 kradzieży zniknęła bez śladu. Być może gdyby nie lekkomyślność matki złodzieja warte miliony dzieła sztuki po całym zajściu powróciłyby na swoje miejsce. Podczas procesu Stengel przyznała się do zniszczenia łupów - „Chciałam ukarać syna za zło, które wyrządził - mówiła - bo to wszystko były starocie bez wartości”. Sąd nie uwierzył w naiwne tłumaczenia matki Breitwiesera i skazał ją na 3 lata pozbawienia wolności w zawieszeniu na 18 miesięcy – co, patrząc na wartość nie tylko pieniężną, ale również straty dla dziedzictwa kulturowego, jest dosyć pobłażliwą karą. W praktyce Mireille Stengel za paserstwo oraz za zniszczenie lub uszkodzenie zabytków odsiedziała 18 miesięcy… w areszcie domowym. Skazanie matki prawdopodobnie było dla złodzieja najgorszą karą. Jeszcze zanim wydano wyrok, Stéphane wygłosił poruszającą mowę w obronie swojej matki. „Ja jestem winny, nie moja matka. Jeśli wyślecie ją do więzienia, zabijecie ją” – mówił, przyznał również, że przez poczucie winy i wstyd, jeszcze długo nie będzie w stanie spojrzeć Mireille w oczy. Sprawiedliwości stało się zadość Stojąc przed sądem Breitwieser ze szczegółami opisywał jak udało mu się ukraść każde z wcześniej wymienionych dzieł sztuki – wszystkie swoje wyprawy dokładnie pamiętał i chętnie o nich opowiadał, co więcej na sali sądowej wielokrotnie poprawiał wypowiadających się świadków. Francuski złodziej przyznał się przed sądem do kradzieży 239 dzieł sztuki i potwierdził swoje działania na terenie 6 krajów: Francji, Szwajcarii, Belgii, Niemiec, Danii i Holandii. Co ciekawe, w swojej książce „Wyznania złodzieja dzieł sztuki”, wydanej w 2006 roku oświadcza, że ukradł nie 239, a 300 dzieł. Podczas procesu w 2001 roku sądzony był jednak tylko za te, do których przyznał się wcześniej. Na początku stycznia 2005 roku Strasburski sąd skazał Breitwiesera na 3 lata więzienia, z czego faktycznie odsiedział w nim jedynie 26 miesięcy. Wyrok obejmował również trzyletni okres próbny, pozbawiając go praw cywilnych, obywatelskich i rodzinnych. Zaraz po złapaniu Breitwieser spędził trochę czasu w Szwajcarskim więzieniu, czekając na przeniesienie do Francji. Kiedy już został przetransportowany do Strasburga na swój proces i wylądował w francuskiej placówce przyznał, że bardziej podobało mu się więzienne życie w Szwajcarii. Narzekał, że tam właśnie mógł spędzać czas z bankierami i buisnessmenami, którzy bez wątpienia stanowili dla niego lepsze towarzystwo niż pospolici rabusie i dilerzy narkotyków, z którymi nie umiał znaleźć wspólnego języka we Francji. Już pierwszego dnia odsiadki załamany nieszczęśnik chciał popełnić samobójstwo i próbował powiesić się w swojej celi, został jednak został odratowany przez strażników więziennych. Choć w tamtym czasie związek Breitwiesera się rozpadł, jego wspólniczka i zarazem była dziewczyna, Anne, również nie uciekła przed wymiarem sprawiedliwości. Za pomoc w kradzieżach Sąd Poprawczy (który we Francji wydaje orzeczenia w sprawach występków) skazał ją na karę 18 miesięcy w zawieszeniu na 12 miesięcy – koniec końców, Anne Kleinklaus, spędziła w areszcie domowym 6 miesięcy. Stéphane podsumował to tak: „Dziewczyna mnie zostawiła, nie mam domu, ani pieniędzy. Wszystko, co mam, to mój ojciec i kilku więziennych kolegów”. Do trzech razy sztuka Kiedy już wydawało się, że sprawa jednego z największych europejskich złodziei sztuki na dobre ucichła, a on sam wrócił na drogę prawa w kwietniu 2011 roku skradziono wazon Emila Gallé w Alzacji. Antykwariusz, który ową kradzież zgłosił, rozpoznał w podejrzanym Breitwiesera. Tym razem francuski koneser obrał za swój cel handlarzy antykami i domy aukcyjne we Francji, Belgii i Niemczech – nauczony doświadczeniem wiedział już, że odpowiedzialność za grabieże z prywatnych kolekcji jest mniejsza. W związku ze sprawą przesłuchani zostali jego ojciec i matka Stephana. Wszczęto dochodzenie. Po przeszukaniu mieszkania złodzieja znaleziono ukryty w ścianie obraz ze szkoły Brueghela. Na pomoc synowi, po raz kolejny, przyszła matka, która widocznie szybko wybaczyła mu wcześniejsze przewinienia i ukryła w swoim domu 28 obrazów i zabytkowe meble. Stéphane Breitwieser i tym razem przyznał się do stawianych mu zarzutów, również tłumacząc się nieodpartą ochotą kolekcjonowania i miłością do sztuki, tak wielką, że aż niemożliwą do powstrzymania. Odnaleziono jednak niezbite dowody świadczące o sprzedaży dzieł sztuki niewiadomego pochodzenia na internetowych aukcjach. W domu oskarżonego znaleziono 60 tysięcy euro w gotówce, posiadał przy tym kilka kont bankowych, a wciąż nie był nigdzie zatrudniony na stałe. Stéphane Breitwieser nazywany wcześniej „złodziejemdżentelmenem” był niejednokrotnie porównywany do postaci stworzonej przez francuskiego pisarza Maurice’a Leblanca - Arsčne’a Lupina, który żyła z kradzieży na niemoralnie postępujących ludziach, w ten sposób wymierzając sprawiedliwość. Kiedy Breitwieser został złapany media okrzyknęły go Lupinem wśród złodziei, który kradł nie dlatego, że chciał się wzbogacić, tylko po to, by napiętnować słabe punkty ochrony muzeów, pokazując tym samym w jak łatwy sposób na zawsze może przepaść bezcenne arcydzieło. Dziś wiemy, że wizerunek kolekcjonera, który nie kradł dla zysku można włożyć pomiędzy mity. Policja postawiła sprawę jasno: Breitwieser to pospolity przestępca, a nie żaden znawca i miłośnik sztuki – francuski krytyk Vincent Noce stwierdził nawet, że przestępstwo, którego dokonał niepozorny Stéphane to największa zbrodnia przeciwko sztuce od czasów Hitlera. W sumie za sprawą Breitwiesera z Europejskich muzeów zniknęło 239 dzieł – część z nich bezpowrotnie. COŚ NA PROGU 81

STREFA KRYMINAŁU I SENSACJI<br />

możliwe? Okazuje się, że czasami <strong>na</strong>jłatwiejsze wytłumaczenia<br />

okazują się zarazem tymi <strong>na</strong>jtrafniejszymi.<br />

Okazja czyni złodzieja<br />

Breitwieser nie był wcale wyszukany w swoich rabunkowych<br />

metodach. Najczęściej zwyczajnie ściągał lub wyci<strong>na</strong>ł obraz z ramy,<br />

zwijał w rulon i chował pod płaszczem, a później wychodził z muzeum<br />

kłaniając się kustoszowi „<strong>na</strong> do widzenia”. W czasie swojej wieloletniej<br />

działalności ulatniał się z obrazami, rzeźbami, srebrem i pucharami.<br />

Ubrany zazwyczaj w długi płaszcz zwykł nosić ze sobą również plecak,<br />

do którego pakował cenne arcydzieła. Miał też inne metody. Niektóre<br />

dzieła sztuki wyrzucał przez ok<strong>na</strong> <strong>na</strong> miękką trawę, jak <strong>na</strong> przykład<br />

zabytkowy gobelin produkcji francuskiej Manufacture des Gobelins ze<br />

szwajcarskiego muzeum Château de Gruyčres, który był zdecydowanie<br />

zbyt duży, by schować go pod płaszcz. Ściągnął więc tkaninę ze ściany i<br />

wyrzucił przez okno do rowu, z którego później ją zabrał. Łupy wpadały<br />

w ręce jego wspólniczki i zarazem dziewczyny Anne-Catherine Kleinklaus.<br />

Gdyby nie o<strong>na</strong>, dobra passa Breitweisera nie ciągnęłaby się przez 6<br />

długich lat. Kiedy Stéphane pakował pod płaszcz kolejne warte tysiące, a<br />

<strong>na</strong>wet miliony dzieła sztuki flamandzkiej, dziewczy<strong>na</strong> stawała <strong>na</strong> czatach,<br />

sprawdzając czy przypadkiem nie zbliża się żaden z ochroniarzy. Innym<br />

razem być może poślizgnęła się <strong>na</strong> dopiero co umytej posadzce i wywołała<br />

awanturę, byleby tylko przykuć do swojej osoby uwagę pracowników<br />

muzeum. Breitwieser zazwyczaj wchodził do wybranych muzeów rano,<br />

jako jeden z pierwszych gości. Wtedy właśnie bez większego ryzyka<br />

sprawdzał, co moż<strong>na</strong> ukraść, by nie wzbudzić żadnych podejrzeń. System<br />

działania złodzieja był dobrze przemyślany – <strong>na</strong>jbezpieczniej moż<strong>na</strong><br />

było działać w pierwszej godzinie po otwarciu muzeum i w ostatniej<br />

przed zamknięciem. W pierwszym przypadku pracownicy często bywają<br />

rozkojarzeni, nie potrafią się w pełni skoncentrować <strong>na</strong> pracy i zajmują<br />

swoimi sprawami. Dodatkowo często rankiem obsługa jest niekomplet<strong>na</strong>,<br />

ktoś zasypia, a inny stoi w ulicznym korku. W konsekwencji pojedynczy<br />

zwiedzający, który dodatkowo pogodnie wita wszystkich z uśmiechem<br />

mówiąc „dzień dobry” nie wzbudza żadnych podejrzeń pracowników<br />

muzeum. Dla inteligentnego złodzieja, którym Breitwieser niewątpliwie<br />

był, to wymarzo<strong>na</strong> sytuacja do doko<strong>na</strong>nia skutecznej i łatwej kradzieży.<br />

Ostatnia godzi<strong>na</strong> zwiedzania z kolei to dla personelu czas wypełniony<br />

zmęczeniem i oczekiwaniem <strong>na</strong> upragniony koniec pracy. Niektórzy<br />

zrywają się wcześniej i z radości zacierają ręce gdy tylko postawią<br />

nogę poza terenem muzeum. To dla Stépha<strong>na</strong> idealne okoliczności<br />

do powiększenia jego prywatnych zbiorów. Wchodząc do upatrzonej<br />

wcześniej placówki złodziej <strong>na</strong>jpierw oceniał jak zorganizowa<strong>na</strong> jest<br />

tam praca – czy opiera się w całości <strong>na</strong> technice czy może w większości<br />

<strong>na</strong> <strong>na</strong>dzorze ochrony i pracy pomocy muzealnych. W wielu zachodnich<br />

muzeach zabezpieczenia oparte są <strong>na</strong> nowoczesnym <strong>na</strong>dzorze<br />

technicznym, Breitwieser omijał je szerokim łukiem. Wolał niezbyt<br />

popularne miejsca gdzie monitoring opierał się <strong>na</strong> systemie kilku kamer,<br />

które często nie obejmowały sal wystawowych w całości. Monitor, <strong>na</strong><br />

którym pojawia się podgląd obrazów z kamery ustawiany jest <strong>na</strong>jczęściej<br />

przy muzealnej kasie, toteż kontrola tego, co dzieje się <strong>na</strong> ekspozycji<br />

ma zwykle charakter wyrywkowy. W połączeniu z brakiem pomocy<br />

muzealnych lub zbyt małą liczbą osób pracujących <strong>na</strong> tym stanowisku<br />

(prawdopodobnie dla obcięcia kosztów) i słabymi zabezpieczeniami<br />

mechanicznymi, takie miejsce staje się rajem dla kolekcjonera. Być może<br />

to dzięki wnikliwej a<strong>na</strong>lizie i obserwacji Stéphane Breitwieser umykał z<br />

miejsca kradzieży nie pozostawiając po sobie żadnych śladów i nigdy nie<br />

został złapany <strong>na</strong> gorącym uczynku. Na jednej z konferencji Europolu<br />

(Europejskiego Urzędu Policji) powiedziano wprost: nikt nie mógł się<br />

80 COŚ NA PROGU<br />

spodziewać, by jed<strong>na</strong> osoba mogła doko<strong>na</strong>ć tylu przestępstw <strong>na</strong> tak<br />

ogromną skalę. Żadne ze skradzionych dzieł nie zostało od<strong>na</strong>lezione <strong>na</strong><br />

rynku sztuki, co było uważane za dowód działania dosko<strong>na</strong>łej organizacji<br />

przestępczej, która potrafiła upłynnić swoje łupy w sposób praktycznie<br />

niemożliwy do <strong>na</strong>mierzenia przez organy ścigania.<br />

Nie wchodź dwa razy,<br />

do tej samej rzeki<br />

Wartość dzieł sztuki skradzionych przez Breitwiesera szacowa<strong>na</strong><br />

jest <strong>na</strong> około 1,4 miliarda dolarów, choć podczas swojego procesu,<br />

sam złodziej twierdził, że kryterium fi<strong>na</strong>nsowe nigdy nie było dla<br />

niego istotne. Pierwszej kradzieży dopuścił się w 1995 roku w<br />

malowniczym zamku Château de Gruyčres w Szwajcarii. W jednej z<br />

sal ekspozycyjnych jego uwagę przykuł obraz niezbyt popularnego<br />

niemieckiego malarza zatytułowany „Portret kobiety”. Jak mówił<br />

później w swoich zez<strong>na</strong>niach „Byłem zafascynowany pięknem<br />

tej kobiety, jej charakterem, jej oczami, które przypomi<strong>na</strong>ły mi<br />

moją babcię”. Oczarowany Stéphane zdjął obraz ze ściany, zwinął<br />

płótno i schował pod swoim płaszczem. Ta „wytraw<strong>na</strong>”, przez<br />

nikogo niezauważo<strong>na</strong> kradzież, zachęciła konesera do dalszych<br />

poszukiwań. „Portret kobiety” został wyceniony <strong>na</strong> zaledwie 2<br />

tysiące dolarów, był więc jednym z <strong>na</strong>jtańszych skradzionych<br />

przez Breitwiesera dzieł sztuki. „Nieważne czy to Brueghel czy<br />

obraz niez<strong>na</strong>nego artysty, wart tysiące czy miliony, interesowało<br />

mnie tylko piękno dzieła sztuki”- powtarzał podczas procesu.<br />

Najcenniejszym dziełem z kolekcji złodzieja był obraz „Sybilla,<br />

księż<strong>na</strong> Cleves” Lucasa Cra<strong>na</strong>cha Starszego (niemieckiego malarza<br />

i grafika epoki renesansu) z małego muzeum Baden-Baden,<br />

położonego w południowych Niemczech. Jego wartość szacuje się <strong>na</strong><br />

około 9 milionów dolarów. Następne w kolejce za „Sybillą” są obrazy<br />

Pietera Brueghela, François Bouchera i Antoine’a Watteau.<br />

Stéphane Breitwieser i jego dziewczy<strong>na</strong> Anne Kleinklaus zostali<br />

pierwszy raz złapani w 1997 roku, kiedy wyszli z prywatnej galerii<br />

w Szwajcarii z krajobrazem autorstwa Williama van Aelsta. Żeby<br />

dostać się do środka para musiała uzyskać wcześniej specjalną<br />

zgodę właściciela galerii. Zachowanie zwiedzających zaniepokoiło<br />

go <strong>na</strong> tyle, że postanowił śledzić ich aż do samochodu – wtedy też<br />

zorientowano się, że obraz zaginął. W mgnieniu oka auto, które<br />

<strong>na</strong>leżało do matki Breitwiesera zostało otoczone przez policję.<br />

W środku z<strong>na</strong>leziono jeszcze jeden obraz, było to jed<strong>na</strong>k dopiero<br />

pierwsze wykroczenie francuza <strong>na</strong> terytorium Szwajcarii, dostał<br />

więc wyrok w zawieszeniu i zakaz wjazdu <strong>na</strong> teren kraju aż do<br />

2000 roku – i <strong>na</strong> tym sprawa się skończyła. Z wyrokiem <strong>na</strong> karku<br />

czy bez, Breitwieser chciał powiększać swoją prywatną kolekcję.<br />

Kradł dalej – <strong>na</strong>wet dwukrotnie z tego samego muzeum, czego<br />

wcześniej starał się nie robić. Zagrabione dzieła sztuki składował w<br />

mieszkaniu matki w Miluzie we Francji, w którym mieszkał razem<br />

ze swoją dziewczyną. Skradzione obrazy cieszyły oczy domowników<br />

zawieszone licznie <strong>na</strong> ścia<strong>na</strong>ch w salonie i sypialniach. Podczas<br />

jednej z wypraw w listopadzie 2001 roku uzależniony od kradzieży<br />

Stéphane wykradł z Muzeum Richarda Wagnera w Lucernie łuk<br />

myśliwski. Choć jedną z jego zasad było – nie wchodź drugi raz<br />

do tej samej rzeki – Breitwieser postanowił zaryzykować i po<br />

upływie zaledwie dwóch dni ponownie zawitał w Muzeum Wagnera<br />

w poszukiwaniu kolejnego łupu. Pech chciał, że tamtego dnia <strong>na</strong><br />

jego drodze pojawił się lokalny dziennikarz, który zaz<strong>na</strong>jomiony<br />

ze sprawą jego szwajcarskich kradzieży rozpoz<strong>na</strong>ł twarz francuza.<br />

Szybko skojarzył fakty i zaalarmował ochronę. Na miejscu pojawiła

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!