Coś na Progu #10
W numerze znajdziecie między innymi opowiadania Raya Bradbury'ego i Ernesta Bramaha, wywiad z Juliuszem Vernem, esej Roberta Louisa Stevensona na temat "Wyspy Skarbów" oraz niepublikowany dotąd komiks na podstawie "Rękopisu znalezionego w butli" Edgara Allana Poego. Temat przewodni to SZALENI NAUKOWCY. Piszemy m. in. o Nikoli Tesli i Izaaku Newtonie, fenomenie popkulturowych doktorów na przykładzie Emmeta Browna z "Powrotu do przyszłości" oraz odrażającego Antona Phibesa, a ponadto prawdziwych szalonych naukowcach!
W numerze znajdziecie między innymi opowiadania Raya Bradbury'ego i Ernesta Bramaha, wywiad z Juliuszem Vernem, esej Roberta Louisa Stevensona na temat "Wyspy Skarbów" oraz niepublikowany dotąd komiks na podstawie "Rękopisu znalezionego w butli" Edgara Allana Poego.
Temat przewodni to SZALENI NAUKOWCY. Piszemy m. in. o Nikoli Tesli i Izaaku Newtonie, fenomenie popkulturowych doktorów na przykładzie Emmeta Browna z "Powrotu do przyszłości" oraz odrażającego Antona Phibesa, a ponadto prawdziwych szalonych naukowcach!
You also want an ePaper? Increase the reach of your titles
YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.
STREFA KRYMINAŁU I SENSACJI<br />
baro<strong>na</strong> <strong>na</strong>rkotykowego Franza Sancheza w filmie „Licencja<br />
<strong>na</strong> zabijanie” niż np. w Karla Stromberga i jego plan<br />
zamieszkania w podwodnym mieście. Poza tym „Licencja”<br />
była pierwszym obrazem w serii, który nie przyjął tytułu z<br />
żadnej powieści Ia<strong>na</strong> Fleminga. Lecz nie był to definitywny<br />
koniec szalonej wyobraźni milionerów i antagonistów<br />
Bonda. Ten zdecydowanie nie zasługiwałby <strong>na</strong> uz<strong>na</strong>nie,<br />
gdyby raz <strong>na</strong> jakiś czas nie uratował świata, więc <strong>na</strong>wet<br />
walka z handlarzem <strong>na</strong>rkotyków odbywa się tu <strong>na</strong> wielką<br />
skalę. Arcyłotrzy przestają inwestować w złoto <strong>na</strong> rzecz<br />
chipów komputerowych i przestają knuć spiski w swojej<br />
tajnej bazie. Z <strong>na</strong>dejściem ery komputerów ktoś, kto potrafi<br />
obejść zabezpieczenia Pentagonu, staje się użyteczniejszy<br />
od kogoś, kto potrafi przegryźć stalową kratę. Antagoniści<br />
stali się zatem bardziej złożeni, chcą doko<strong>na</strong>ć zemsty (jak<br />
Alec Trevelyan w „GoldenEye”) lub też po prostu ocalić życie<br />
(Le Chiffre w „Casino Royale”). Wraz z pogłębianiem się<br />
charakterystyki przeciwników Bonda on sam również ulega<br />
transformacji. Przestaje być idealny, staje się bardziej ludzki,<br />
ale to dopiero James Bond Timothy’ego Dalto<strong>na</strong> 007 w filmie<br />
„W obliczu śmierci” po raz pierwszy pokazał swoją ciemną<br />
stronę, mówiąc: „fucking” <strong>na</strong> ekranie.<br />
Sposób produkcji serii filmów o Jamesie Bondzie i kreacji<br />
antagonistów <strong>na</strong> przestrzeni lat ulegał bardzo dy<strong>na</strong>micznym<br />
zmianom. Mieliśmy bowiem ambitnych multimilionerów,<br />
potężne grupy trzymające władzę, nuklearnych szaleńców<br />
i garstkę <strong>na</strong>ukowców słuchających ich rozkazów. Ten sam<br />
arcyłotr XXI wieku nie ma przepaski <strong>na</strong> oku ani basenu<br />
pełnego rekinów niczym Emilio Largo. Nie musi również<br />
mieć całej armii pomagierów czy złotego pistoletu. WIDMO,<br />
kiedyś odgrywające rolę <strong>na</strong>jwiększej <strong>na</strong> świecie organizacji<br />
terrorystycznej, zostało zastąpione przez Quantum, które nie<br />
chce jed<strong>na</strong>k domi<strong>na</strong>cji <strong>na</strong>d światem, z<strong>na</strong>ny jest bowiem cytat<br />
lidera tejże organizacji, Mr. White’a: „Pieniądze nie są tak<br />
ważne jak wiedza, komu moż<strong>na</strong> ufać”. Dziś pierwszą i główną<br />
bronią nie są kiczowate kosmiczne lasery, bomby wodorowe<br />
i atomowe ani zmutowane bakterie – dzisiaj antagonista<br />
dysponuje <strong>na</strong>jgroźniejszą bronią jaką może skierować<br />
przeciw Bondowi: inteligencją.<br />
Słynne kradzieże dzieł sztuki:<br />
Stephane Breitwieser -<br />
Z miłości<br />
do sztuki<br />
NIkola Spierewka<br />
Przemyka obok kustosza z niewinnym uśmiechem<br />
i kłania się w pas uprzejmie mówiąc „dzień dobry”.<br />
Ubrany w długi czarny płaszcz młody mężczyz<strong>na</strong><br />
o studenckiej jeszcze aparycji powoli przemierza<br />
kolejne ekspozycje przystając z zachwytem przy<br />
niejednym obrazie. Miłośnik sztuki – powiecie,<br />
wszak co robiłby w muzeum o tak wczesnej porze?<br />
Nikt nie zwraca <strong>na</strong> niego uwagi, kiedy wyciąga z<br />
kieszeni scyzoryk i kilkoma sprawnymi ruchami<br />
wyci<strong>na</strong> z ramy wart tysiące dolarów portret. To<br />
Stéphane Breitwieser – człowiek, o którym już<br />
niedługo mówić miała cała Europa.<br />
Złodziej - dżentelmen<br />
Breitwieser nie był zwyczajnym złodziejem. Kradł dla własnej<br />
satysfakcji, zaspokajając tym samym pragnienie posiadania<br />
prywatnej kolekcji sztuki. Sam siebie <strong>na</strong>zywał koneserem, który w<br />
sztuce rozkochał się już jako dziecko. W trakcie swojego pierwszego<br />
przesłuchania przed francuskim sądem, Stéphane Breitwieser,<br />
przedstawił się jako wytrawny kolekcjoner i szeroko opowiedział<br />
o swojej pasji, sztuce flamandzkiej XVI, XVII i XVIII wieku.<br />
Zapytany o motywację odparł, że kradzieży dopuszczał się przez<br />
swoje przywiązane do sztuki. „Nie chodziłem do muzeów tylko<br />
po to, żeby coś ukraść”, mówił w wywiadzie dla tygodnika „The<br />
Guardian” w 2005 roku. Kiedy stawał przed pięknym obrazem<br />
„Wspaniałym, błękitnym niebem i cudownymi postaciami ludzi”,<br />
które przy okazji nie były otoczone opieką żadnego z pracowników<br />
muzeum, nie mógł oprzeć się pokusie – „To, co mnie interesowało,<br />
to piękno drzemiące w dziełach sztuki”. Stéphane Breitwieser chcąc<br />
stworzyć wokół siebie legendę podawał się za wnuka alzackiego<br />
malarza Roberta Breitwiesera, który jest jednym z czołowych<br />
przedstawicieli szkoły alzackiej malarstwa XX wieku. Oczywiście nie<br />
było między nimi żadnego pokrewieństwa. Historia, która przyniosła<br />
młodemu francuzowi upragnioną sławę rozpoczy<strong>na</strong> się w 1995 roku.<br />
Wtedy też dwudziestoczteroletni Stéphane, po nieudanej przygodzie<br />
ze studiami historii sztuki, wraz ze swoją ówczesną dziewczyną<br />
Anne Kleinklaus, zwiedzał Europę, pracując również jako kelner<br />
i pomoc kuchen<strong>na</strong>. W trakcie swoich podróży odwiedzał zamki,<br />
wiejskie posiadłości i mało popularne muzea, z których zazwyczaj<br />
nie wychodził z pustymi rękami. Co ciekawe, podczas swojej 6 letniej<br />
działalności nigdy nie został złapany <strong>na</strong> gorącym uczynku. Jak to<br />
COŚ NA PROGU 79