Coś na Progu #10

W numerze znajdziecie między innymi opowiadania Raya Bradbury'ego i Ernesta Bramaha, wywiad z Juliuszem Vernem, esej Roberta Louisa Stevensona na temat "Wyspy Skarbów" oraz niepublikowany dotąd komiks na podstawie "Rękopisu znalezionego w butli" Edgara Allana Poego. Temat przewodni to SZALENI NAUKOWCY. Piszemy m. in. o Nikoli Tesli i Izaaku Newtonie, fenomenie popkulturowych doktorów na przykładzie Emmeta Browna z "Powrotu do przyszłości" oraz odrażającego Antona Phibesa, a ponadto prawdziwych szalonych naukowcach! W numerze znajdziecie między innymi opowiadania Raya Bradbury'ego i Ernesta Bramaha, wywiad z Juliuszem Vernem, esej Roberta Louisa Stevensona na temat "Wyspy Skarbów" oraz niepublikowany dotąd komiks na podstawie "Rękopisu znalezionego w butli" Edgara Allana Poego.

Temat przewodni to SZALENI NAUKOWCY. Piszemy m. in. o Nikoli Tesli i Izaaku Newtonie, fenomenie popkulturowych doktorów na przykładzie Emmeta Browna z "Powrotu do przyszłości" oraz odrażającego Antona Phibesa, a ponadto prawdziwych szalonych naukowcach!

11.12.2014 Views

VARIA fiction z twardym, męskim kinem akcji, był niczym nieskrępowanym atakiem na Amerykę Reagananaród bezduszny i konsumencki, zdominowany przez pieniądz i media. Historia ukazywała kraj z rosnącym poziomem bezrobocia, z władzą kolaborującą z obcymi podszywającymi się pod ludzi na wyższych stanowiskach. Rząd wzbogacał się kosztem reszty populacji, która z kolei była utrzymywana w pasywnym stanie przez podprogowe wiadomości medialne. Już sam początek, ujęcie przejeżdżającego pociągu, z którego wysiada główny bohater, Nada, jest obrazem jakby wyrwanym z filmów o wielkiej depresji. Protagonista przyjechał do Los Angeles w poszukiwaniu pracy, ale zastał przerażający obraz ekonomicznej depresji. Po spotkaniu czarnoskórego robotnika Franka, również ledwo wiążącego koniec z końcem, Nada trafia do dzielnicy nędzy, nazwanej ironicznie Justiceville. Carpenter świetnie podkreślił tutaj różnicę w podejściu między protagonistami, gdy podczas rozmowy o naturze systemu, dla którego liczy się prawo lepszego i silniejszego, Nada odpowiada: „Wierzę w Amerykę”. To skądinąd patriotycznie brzmiące zapewnienie miało odwrotne znaczenie, znacznie bardziej ironiczne i przewrotne, niż miało to miejsce w „Ojcu Chrzestnym”. Przewartościowanie głównego bohatera dokonuje się dopiero po założeniu specjalnych okularów, które działają niemal jak pigułka w „Matrixie”, demaskując straszną iluzję. W sferze wizualnej reżyser błyskotliwie i jawnie przedstawił kontestacyjną postawę wobec własnego kraju: wieżowce widziane z daleka symbolicznie oddzielają slumsy, tych żyjących w lepiance od tych z apartamentów. Carpenter był z niektórych stron krytykowany za niekonsekwencję obranej drogi, bo w drugiej połowie filmu porzucił radykalne przesłanki na rzecz kina akcji. Jednakże nawet w dalszym etapie narracja była dużo bardziej złożona niż schemat „Republikanie jako obcy”. Plan obcych, żeby zmienić Ziemię w dywizję do szerszych interesów, okazuje się sukcesem tylko dlatego, że spory segment populacji się na to godzi. To komfort i samozadowolenie, a nie brzydkie facjaty obcych, odrażają najbardziej. W świecie opisanym w filmie ludzie są wspólnikami we własnej dywersji. Obcy stanowią w tym wypadku ich lustrzane odbicie. Choć narracja w pewnej mierze tłumaczy winę za podział w społeczeństwie hipnotycznymi efektami transmisji medialnych i pustymi hymnami ukrytych haseł typu „Bądź posłuszny” czy „Kupuj, nie myśl”, to reżyser z premedytacją zatarł granice podziału na „ich” i „nas”, eksponując nie to, co robią, lecz to, jak wyglądają – i że sami z radością uczestniczą w konsumenckim piekle, które stworzyli. Być może w sposób niezamierzony, ale jakby wpisujący się w klimat czasów autor podejmował w swoim dziele polemikę z głośnym „Wall Street” Olivera Stone’a z 1987 roku. Jak pisał krytyk Jim Hoberman, „Wall Street” z nieśmiertelną kreacją Michaela Douglasa jako przebiegłego rekina finansowego Gordona Gekko dodała do amerykańskiej mitologii kolejny topos – personifikację kapitału. Film miał wyciągnąć na światło dzienne szerzącą się wówczas spekulację i ekscesy boomu gospodarczego Reagana. A timing miał świetny, bo w tym samym roku, 19 października indeks Down Jones zanotował 23-procentowy spadek i pociągnął za sobą inne indeksy na światowych giełdach. Miesiąc później Ivan Boesky, znany amerykański trader, został skazany na trzy lata więzienia i 100 mln dolarów grzywny za handel poufnymi informacjami o spółkach. To właśnie z jego przemówienia Oliver Stone zaczerpnął inspirację i słowami Gekko podsumował Reaganomikę: „Chciwość jest dobra”. Te słowa mogłyby posłużyć jako idealne określenie postawy ludzi z „Oni żyją”, którzy ukrywają prawdę dla awansu w pracy, nowego samochodu czy wzrostu kapitału. Żeby nie było tak do końca poważnie, Carpenter dla przeciwwagi do swojego ostrza krytyki dostarczył wielu kapitalnych sekwencji. Najlepszy one-liner z filmu – „Przyszedłem tu, żeby żuć gumę i skopać nieco tyłków” – 56 COŚ NA PROGU

VARIA wygłoszony przez Nadę po wkroczeniu do banku z bronią trwale zapisał się w popkulturze i został później użyty w klasycznej grze „Duke Nukem”. Sam pomysł obsadzenia popularnego zapaśnika Roddy’ego „Rowdy’ego” Pipera w głównej roli był ruchem genialnym. Potężnie zbudowany Piper świetnie pasował do ducha tamtych czasów, w których postacie jak John Matrix i Marion Cobretti stawały się ikonami i uosobieniem filmowego macho. Strzałem w dziesiątkę okazało się także zatrudnienie znanego wcześniej z filmu „Coś” Keitha Davida do roli Franka. Ich ponad pięciominutowa walka ze środka filmu to jedna z najbardziej ekscytujących i komicznych rzeczy, jakie nakręcono w latach 80. Wydaje się, że John Carpenter odnalazł w swoim filmie złoty środek – ekscytującą akcję potrafił znakomicie pogodzić z krytyką społeczno-polityczną. Stworzył film, który nie tylko ciągle bawi, ale także skłania do myślenia, co w dobie coraz głupszej rozrywki w kinie gatunkowym jest na wagę złota. PAWEŁ KLIMCZAK Lori Lovecraft, czyli macki pin-upu Mike Vosburg miał większy wpływ na wielu młodych ludzi, niż mogłoby się wydawać. „Opowieści z krypty” mają status kultowego programu telewizyjnego nie tylko ze względu na historie, które można było oglądać na ekranie, ale i dzięki charakterystycznej oprawie graficznej. Rozpoznawalne plansze tytułowe i komiksowe akcenty odsyłające do horror-pulpowych komiksów lat pięćdziesiątych były niewątpliwą wisienką na torcie tego kultowego programu. Okładki z telewizyjnych „Opowieści” udawały okładki oryginalnych komiksowych kompilacji „Tales from the Crypt”, które wydawało EC Comics w latach pięćdziesiątych. Razem ze swoimi siostrzanymi tytułami, „The Haunt of Fear” i „The Vault of Horror”, dostarczały pulpowej rozrywki rosnącej rzeszy czytelników, oferując opowieści o zombie, wampirach, ghoulach i inszych stworach rodem z koszmarów. Mimo wciąż rozszerzającej się czytelniczej bazy oferta EC Comics nie przetrwała gniewu amerykańskich rodziców, którzy oskarżali komiksy o demoralizowanie młodzieży i powodowanie analfabetyzmu (co jest ciekawą tezą COŚ NA PROGU 57

VARIA<br />

fiction z twardym, męskim kinem akcji, był niczym<br />

nieskrępowanym atakiem <strong>na</strong> Amerykę Reaga<strong>na</strong> – <strong>na</strong>ród<br />

bezduszny i konsumencki, zdominowany przez pieniądz<br />

i media. Historia ukazywała kraj z rosnącym poziomem<br />

bezrobocia, z władzą kolaborującą z obcymi podszywającymi<br />

się pod ludzi <strong>na</strong> wyższych stanowiskach. Rząd wzbogacał się<br />

kosztem reszty populacji, która z kolei była utrzymywa<strong>na</strong> w<br />

pasywnym stanie przez podprogowe wiadomości medialne.<br />

Już sam początek, ujęcie przejeżdżającego pociągu, z którego<br />

wysiada główny bohater, Nada, jest obrazem jakby wyrwanym<br />

z filmów o wielkiej depresji. Protagonista przyjechał do Los<br />

Angeles w poszukiwaniu pracy, ale zastał przerażający obraz<br />

ekonomicznej depresji.<br />

Po spotkaniu czarnoskórego robotnika Franka, również<br />

ledwo wiążącego koniec z końcem, Nada trafia do dzielnicy<br />

nędzy, <strong>na</strong>zwanej ironicznie Justiceville. Carpenter świetnie<br />

podkreślił tutaj różnicę w podejściu między protagonistami,<br />

gdy podczas rozmowy o <strong>na</strong>turze systemu, dla którego<br />

liczy się prawo lepszego i silniejszego, Nada odpowiada:<br />

„Wierzę w Amerykę”. To<br />

skądinąd patriotycznie<br />

brzmiące zapewnienie<br />

miało odwrotne z<strong>na</strong>czenie,<br />

z<strong>na</strong>cznie bardziej<br />

ironiczne i przewrotne,<br />

niż miało to miejsce<br />

w „Ojcu Chrzestnym”.<br />

Przewartościowanie<br />

głównego bohatera<br />

dokonuje się dopiero po<br />

założeniu specjalnych<br />

okularów, które działają niemal jak pigułka w „Matrixie”,<br />

demaskując straszną iluzję. W sferze wizualnej reżyser<br />

błyskotliwie i jawnie przedstawił kontestacyjną postawę<br />

wobec własnego kraju: wieżowce widziane z daleka<br />

symbolicznie oddzielają slumsy, tych żyjących w lepiance od<br />

tych z apartamentów.<br />

Carpenter był z niektórych stron krytykowany za<br />

niekonsekwencję obranej drogi, bo w drugiej połowie filmu<br />

porzucił radykalne przesłanki <strong>na</strong> rzecz ki<strong>na</strong> akcji. Jed<strong>na</strong>kże<br />

<strong>na</strong>wet w dalszym etapie <strong>na</strong>rracja była dużo bardziej złożo<strong>na</strong><br />

niż schemat „Republikanie jako obcy”. Plan obcych, żeby<br />

zmienić Ziemię w dywizję do szerszych interesów, okazuje<br />

się sukcesem tylko dlatego, że spory segment populacji się<br />

<strong>na</strong> to godzi. To komfort i samozadowolenie, a nie brzydkie<br />

facjaty obcych, odrażają <strong>na</strong>jbardziej. W świecie opisanym<br />

w filmie ludzie są wspólnikami we własnej dywersji. Obcy<br />

stanowią w tym wypadku ich lustrzane odbicie. Choć <strong>na</strong>rracja<br />

w pewnej mierze tłumaczy winę za podział w społeczeństwie<br />

hipnotycznymi efektami transmisji medialnych i pustymi<br />

hym<strong>na</strong>mi ukrytych haseł typu „Bądź posłuszny” czy<br />

„Kupuj, nie myśl”, to reżyser z premedytacją zatarł granice<br />

podziału <strong>na</strong> „ich” i „<strong>na</strong>s”, eksponując nie to, co robią,<br />

lecz to, jak wyglądają – i że sami z radością uczestniczą w<br />

konsumenckim piekle, które stworzyli.<br />

Być może w sposób niezamierzony, ale jakby wpisujący się<br />

w klimat czasów autor podejmował w swoim dziele polemikę z<br />

głośnym „Wall Street” Olivera Stone’a z 1987 roku. Jak pisał<br />

krytyk Jim Hoberman, „Wall Street” z nieśmiertelną kreacją<br />

Michaela Douglasa jako przebiegłego reki<strong>na</strong> fi<strong>na</strong>nsowego<br />

Gordo<strong>na</strong> Gekko dodała do amerykańskiej mitologii kolejny<br />

topos – personifikację kapitału. Film miał wyciągnąć <strong>na</strong><br />

światło dzienne szerzącą<br />

się wówczas spekulację<br />

i ekscesy boomu<br />

gospodarczego Reaga<strong>na</strong>.<br />

A timing miał świetny,<br />

bo w tym samym roku,<br />

19 października indeks<br />

Down Jones zanotował<br />

23-procentowy spadek i<br />

pociągnął za sobą inne<br />

indeksy <strong>na</strong> światowych<br />

giełdach. Miesiąc później<br />

Ivan Boesky, z<strong>na</strong>ny amerykański trader, został skazany <strong>na</strong><br />

trzy lata więzienia i 100 mln dolarów grzywny za handel<br />

poufnymi informacjami o spółkach. To właśnie z jego<br />

przemówienia Oliver Stone zaczerpnął inspirację i słowami<br />

Gekko podsumował Reaganomikę: „Chciwość jest dobra”.<br />

Te słowa mogłyby posłużyć jako idealne określenie postawy<br />

ludzi z „Oni żyją”, którzy ukrywają prawdę dla awansu w<br />

pracy, nowego samochodu czy wzrostu kapitału.<br />

Żeby nie było tak do końca poważnie, Carpenter dla<br />

przeciwwagi do swojego ostrza krytyki dostarczył wielu<br />

kapitalnych sekwencji. Najlepszy one-liner z filmu –<br />

„Przyszedłem tu, żeby żuć gumę i skopać nieco tyłków” –<br />

56 COŚ NA PROGU

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!