26.10.2014 Views

Wiadomości 24/2007 - Inter Cars SA

Wiadomości 24/2007 - Inter Cars SA

Wiadomości 24/2007 - Inter Cars SA

SHOW MORE
SHOW LESS

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

FAKTY<br />

RG: Wychodzi na to, że nasze życiorysy są w tej kwestii<br />

zbieżne. Ja również swoje pierwsze kroki w motoryzacji stawiałem<br />

demontując oraz pomagając przy naprawach ciężarówek<br />

w Niemczech. Z tym, że były to zupełnie inne czasy<br />

bo początek lat 90-tych. Ale wróćmy do lat 70-tych. Jak wyglądała<br />

wówczas polska motoryzacja?<br />

KO: W latach 70-tych po polskich drogach poruszały się stada<br />

„maluchów”, Fiatów 125p, Syrenek i Polonezów, a także inne wytwory<br />

fabryk z krajów demokracji ludowej, czyli Trabanty, Wartburgi,<br />

Skody, Zaporożce i Łady. Czasami, szczególnie w większych<br />

miastach, można było spotkać auta produkcji zachodniej.<br />

Części do aut pochodzących z krajów socjalistycznych, na ogół<br />

„załatwiało się” w Polmozbycie, bo był ich wieczny deficyt. Części<br />

do aut zachodnich zamawiało się po przez Centralę Handlu Zagranicznego,<br />

czyli Pewex lub Baltonę. Bardzo podstawowe można<br />

było kupić „od ręki”, na pozostałe trzeba było czekać ponad 4<br />

tygodnie.<br />

Ludzie radzili sobie wówczas jak umieli. Opiszę technologię naprawy<br />

silnika do Mercedesa (typ OM 615). Wykorzystywano do<br />

niej blaszki pod panewki, owalizowane tłoki, tuleje z Krotoszyna,<br />

dorabiane na ulicy Wroniej w Warszawie uszczelki, oraz najlepsze<br />

pierścienie produkowane w Łodzi. Po tak wykonanej naprawie<br />

głównej silnika samochód mógł przejechać nawet… 20.000 km.<br />

Na rynku pojawiały się również sporadycznie używane części<br />

z Zachodu, przywożone przez osoby prywatne.<br />

RG: Dzisiaj brzmi to jak „science-fiction”, bo kto może wyobrazić<br />

sobie czterotygodniowe oczekiwanie na klocki hamulcowe<br />

do VW Golfa? Czy rynek usług naprawczych wyglądał<br />

podobnie „egzotycznie” jak handel częściami zamiennymi?<br />

KO: Oczywiście, że z dzisiejszej perspektywy dla osób, których<br />

wówczas jeszcze nie było na świecie może wydawać się to nierealne,<br />

ale taka była szara rzeczywistość tamtych lat. Nikomu<br />

również nie przechodziło przez myśl, że kiedyś może to ulec<br />

zmianie. „Żelazna kurtyna” nie tylko skutecznie dzieliła wówczas<br />

dwa systemy polityczne, ale również tworzyła dwa zupełnie różne<br />

światy, w których żyli ludzie i którzy musieli przyzwyczaić się<br />

do zupełnie odmiennych standardów życia.<br />

Wracając jednak do pytania. W prywatnych warsztatach czas<br />

oczekiwania na naprawę samochodu produkcji zachodniej wynosił<br />

ok. 2 tygodnie. Samochody marek „socjalistycznych” naprawiano<br />

w Polmozbytach, ale o jakości świadczonych tam usług<br />

lepiej nie mówić. Często samochód nie zdążył wyjechać jeszcze<br />

poza bramę zakładu, a już był znowu popsuty, bo ktoś zapomniał<br />

dokręcić kilku śrubek. Zdarzało się, że z aut wymontowywano<br />

dobre części, które później były sprzedawane na giełdzie i zastępowano<br />

je zużytymi.<br />

Przypadki takie można mnożyć. Należy również pamiętać, że<br />

były to firmy państwowe, gdzie nie istniało pojęcie Klienta tylko<br />

petenta, więc nikt nie ośmielał się protestować. Ten system<br />

był chory. Młodszym Czytelnikom, którzy nie pamiętają tamtych<br />

czasów polecam kilka filmów w reżyserii Stanisława Barei. Pokazana<br />

tam rzeczywistość wcale nie jest przejaskrawiona. Tak to<br />

niestety wówczas wyglądało i było to smutne. Cieszy mnie fakt,<br />

że dzisiaj są już zupełnie inne czasy i że wielu z Czytelników nie<br />

musiało przekonać się o tym na własnej skórze!<br />

RG: Wróćmy jednak do Pana historii. Czasy powszechnego<br />

braku wszystkiego dawały niektórym duże możliwości zarobienia<br />

pieniędzy. Wystarczyło trochę sprytu i pomysłowości.<br />

Czym Pan się wówczas zajmował?<br />

KO: Tak jak już wspominałem, zdobywałem swoje szlify mechanika<br />

pracując na „szrocie” w okolicach Hamburga. Wpadłem<br />

wówczas na pomysł, że pracując w branży ciężko by było nie<br />

zarobić handlując samochodami. Oczywiście mam tu na myśli<br />

sprowadzanie samochodów z Niemiec do Polski. Obowiązywała<br />

wówczas zasada, że im auto bardziej rozbite, tym więcej można<br />

było na nim zarobić. Kupowało się taki samochód oraz części do<br />

niego, przywoziło do Polski, naprawiało i jechało się z nim na giełdę,<br />

na wjazd na którą czekało się całą noc. Auto sprzedawało się<br />

praktycznie od ręki, bo wówczas bardzo duża grupa ludzi miała<br />

pieniądze, tylko nie miała ich na co wydawać. Naprawa auta zajmowała<br />

czasami kilka miesięcy. Po jego sprzedaży, szczęśliwie<br />

mając paszport i gotówkę, można się było udać po następny<br />

rozbity samochód.<br />

Początek lat 80. to czasy Solidarności, gdzie o paszport i wyjazd<br />

na Zachód było znacznie łatwiej. Pojawiła się wówczas taka prawidłowość,<br />

że im więcej wydanych paszportów tym więcej sprowadzonych<br />

samochodów stamtąd samochodów.<br />

RG: Ten okres sielanki trwał jednak bardzo krótko. Noc z<br />

12 na 13 grudnia 1981 to początek ciemnych lat stanu wojennego.<br />

W jaki sposób poradził Pan sobie wówczas w tej<br />

nowej rzeczywistości, na którą nikt nie był przygotowany.<br />

Przecież wówczas praktycznie Polska została odizolowana<br />

od reszty świata.<br />

KO: To fakt, w początkach stanu wojennego nasz kraj został zupełnie<br />

odcięty od świata. Wyjeżdżali tylko Ci, którzy mieli tzw.<br />

”bilet w jedną stronę”, czyli udawali się na emigrację.<br />

Prywatny import stanął całkowicie, a trzeba pamiętać, że w poprzednich<br />

latach do Polski sprowadzono, jak na tamte warunki,<br />

dosyć sporo aut zachodnich. Samochód, jak to samochód, od<br />

czasu się psuje i potrzebuje części zamiennych, a tych nie było,<br />

bo nikt ich nie przywoził. Wpadłem wówczas z moim kolegą<br />

Krzysztofem Wiśniewskim na pomysł zorganizowania firmy, zajmującej<br />

się obsługą wypraw wysokogórskich, dla himalaistów.<br />

Naszym zadaniem było załatwianie spraw celnych, wszystkich<br />

zgód i pozwoleń oraz organizacja logistyki, czyli dostarczenie<br />

całego sprzętu do wspinaczek w Himalaje. Firma nasza działała<br />

pod patronatem Polskiego Związku Alpinistycznego, co dawało<br />

nam możliwość posiadania tak upragnionych paszportów, a tym<br />

samym wyjazdów za granicę.<br />

Siedem razy przejechałem Jelczem trasę Warszawa – Katmandu<br />

(Nepal), której długość wynosiła 10.500 km w jedną stronę.<br />

Jeździłem przez pustynię w Pakistanie, Iran w którym wówczas<br />

trwała rewolucja Ajatollaha Chomeiniego. Pamiętam sytuację,<br />

kiedy w Iranie zatrzymała nas tamtejsza grupa „strażników rewolucji”<br />

w skład której wchodziły nawet kilkunastoletnie dzieci. Coś<br />

nie zgadzało się w dokumentach i przez kilka godzin taki 14-latek<br />

trzymał mnie pod lufą kałasznikowa. W oczach tego dzieciaka<br />

widziałem na zmianę strach przeplatający się z nienawiścią. Nie<br />

wiem kto wówczas bardziej się bał, ja czy on, w każdym razie<br />

były to dla mnie najdłuższe godziny w moim życiu. Na szczęście<br />

wszystko dobrze się skończyło.<br />

4

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!