recenzje - Portret

recenzje - Portret recenzje - Portret

portret.org.pl
from portret.org.pl More from this publisher
02.10.2014 Views

ecenzje pierwowzór Zosi z „Wesela” Stanisława Wyspiańskiego. Jej to właśnie dedykuje pierwsze tomy wspomnianych tłumaczeń, pisząc: „Dobrej, rozumnej i miłej towarzyszce pracy Zofii Żeleńskiej…”. Jakież to lodowate i przejmująco prawdziwe. To wszystko i wiele innych przytoczeń jego życia sprawia, że trudno go polubić. Można cenić, chwalić, zachwycać się wielkością talentu, nie sposób jednak znaleźć sympatię dla tego racjonalisty, cynika, a jednocześnie bawidamka i niewiernego męża. Tytułowy „błazen” nie jest terminem wymyślonym przez autora biografii. Sam Boy w taki sposób, już w dojrzałym okresie rozkwitu recenzenckiej profesji, określa swoją intelektualną pozycję: „Nie jestem ani >>satyrykiemhumorystą

ecenzje Ilona Godlewska Jak uciec, to na drzewo „Człowiek to po prostu rozregulowana małpa” – stwierdził nie tak dawno prof. Adam Urbanek na łamach „Gazety Wyborczej”. Wybitny ewolucjonista, paleontolog i historyk nauki zauważył też, że człowiek i małpa to tak naprawdę „tylko jedno zwierzę”. Współczesnym ludziom sytuującym się wysoko ponad zwierzętami trudno przyjąć takie, rzec by można, obrazoburcze twierdzenie za prawdziwe. Zwierzęta to organizmy niższego rzędu, ludzie natomiast to istoty świadome swoich czynów, obdarzone wolną wolą itd. – zwykliśmy myśleć. Lecz co by się stało, gdyby przyjąć tezę, że jedynie życie w ścisłym związku z przyrodą i wyrzeczenie się cywilizacji może dać człowiekowi prawdziwe poczucie wolności? Kiran Desai w swej debiutanckiej książce pokusiła się właśnie o takie twierdzenie. Bohaterem „Zadymy w dzikim sadzie”, bo o tej książce mowa, indyjsko-amerykańska autorka uczyniła niejakiego Sampatha (w języku hinduskim imię to oznacza „szczęśliwy los”) – mężczyznę poszukującego sensu egzystencji na drzewie (historia opisana przez Desai nie jest wyssana z palca; inspiracją do „Zadymy w dzikim sadzie” był artykuł z indyjskiego „Times’a” o człowieku, który mieszkał na drzewie). Sampath już z chwilą przyjścia na świat naznaczony był wyjątkowością. Sąsiedzi przekonywali matkę, że został on przeznaczony do wielkości, że „zauważył go świat, wielki i tajemniczy poza granicami Szahkot”. Jego ojciec myślał nawet, że narodziny syna zbiegły się w czasie z końcem świata (porodowi towarzyszyła rzadko spotykana z Indiach potężna burza). Apokalipsa nie urzeczywistniła się jednak. Sampath wiódł ustabilizowane, wręcz nudne życie aż do momentu, kiedy podczas przygotowań do wesela córki dyrektora poczty (notabene swego pracodawcy) postanowił przebrać się w kolorowe tkaniny, a potem rozebrać do naga na oczach czekających na uroczystość gości. Wtedy chyba po raz pierwszy w życiu ten chuderlawy i znękany mężczyzna poczuł się szczęśliwy. „Być może został stworzony do życia spływającego brokatem, ułożonego w misterny wzór z drogich kamieni. Być może jego przeznaczeniem było nosić jedwabne pantofle i skinieniem przywoływać uwagę całego świata” – myślał wówczas. To absurdalne uczucie zadowolenia szybko przemieniło się jednak w żal i poczucie jeszcze większego niż do tej pory wyobcowania („Jakże nienawidził swojego życia! Było jednym wielkim pasmem niedoli. Było więzieniem, w którym został zrodzony”). Nic więc dziwnego, że z tego więzienia narzuconej mu przez rodzinę i społeczeństwo roli postanawia uciec. Na miejsce swej kryjówki i oazy wybiera intuicyjnie i, jak się okazuje, może nieprzypadkowo, drzewo. Sampath bowiem dopiero tu „po raz pierwszy zobaczył świat z absolutną wyrazistością, gdy dni wyłaniały się jak gdyby oczyszczone, z nieskazitelnej, połyskliwej czerni nocy”. Myli się jednak ten, który uważa, że to osobliwe miejsce odosobnienia przyniosło naszemu bohaterowi spokój. Wręcz przeciwnie, wówczas dopiero zaczął on budzić ludzkie zainteresowanie. Nazwany przez miejscowych „Babą” stał się niemal świętym, ponieważ ponoć poznał ludzkie tajemnice (jak się okazuje, znał jednak tylko te, o których przeczytał w listach podczas pracy na poczcie). Rodzina Sampatha początkowo niezadowolona z jego stylu życia, szybko przyzwyczaiła się do sytuacji, a nawet wykorzystała ją dla własnych korzyści: matka dzięki darom sadu wreszcie mogła rozwinąć swój kulinarny talent (niekonwencjonalne gotowanie było zawsze jej marzeniem), natomiast ojciec postanowił zarobić na całej sprawie i począł wyprzedawać firmom prawa do umieszczania reklam nieopodal drzewa „proroka”. Poczciwy Sampath nie uciekł więc daleko od społecznego zniewolenia, a pomimo to czuł się, do czasu, szczęśliwy. Pomogli mu w tym nowi, a może nawet jedyni, przyjaciele – zamieszkujące „jego” las małpy (małpy pielęgnowały włosy Sampatha, broniły go, rozbawiały). Niestety, nowa znajomość okazała się kolejną pułapką. Po pierwsze, zachowanie małp było kolejnym dowodem na to, że Sampath jest autentycznym prorokiem, co zwiększyło liczbę pielgrzymów do jego drzewa. Do drugie zaś, obeznane z ludźmi małpy bardzo szybko zaczęły sobie śmiało poczynać w mieście. Nie wystarczały już im jednak wyrywane z rąk przechodniów orzeszki. Szybko przerzuciły się na alkohol. Ponieważ okazało się, że te miłe stworzenia podobnie jak ludzie gustują w dobrych trunkach, trzeba było je z okolic miasta usunąć. I to, jak się okazało, był koniec egzystencji zarówno małp, jak i Sampatha w „dzikim sadzie”… Co się stało ze zwierzętami terroryzującymi Szahkot i samozwańczym prorokiem, dowiecie się już Państwo z lektury książki. 67

ecenzje<br />

pierwowzór Zosi z „Wesela” Stanisława<br />

Wyspiańskiego. Jej to właśnie dedykuje<br />

pierwsze tomy wspomnianych<br />

tłumaczeń, pisząc: „Dobrej, rozumnej<br />

i miłej towarzyszce pracy Zofii<br />

Żeleńskiej…”. Jakież to lodowate i<br />

przejmująco prawdziwe.<br />

To wszystko i wiele innych<br />

przytoczeń jego życia sprawia, że<br />

trudno go polubić. Można cenić,<br />

chwalić, zachwycać się wielkością<br />

talentu, nie sposób jednak znaleźć<br />

sympatię dla tego racjonalisty, cynika, a<br />

jednocześnie bawidamka i niewiernego<br />

męża. Tytułowy „błazen” nie jest<br />

terminem wymyślonym przez autora<br />

biografii. Sam Boy w taki sposób,<br />

już w dojrzałym okresie rozkwitu<br />

recenzenckiej profesji, określa swoją<br />

intelektualną pozycję: „Nie jestem ani<br />

>>satyrykiemhumorystą

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!