recenzje - Portret

recenzje - Portret recenzje - Portret

portret.org.pl
from portret.org.pl More from this publisher
02.10.2014 Views

ecenzje przed jakąkolwiek jednoznacznością ocen postaci: Barrie nie jest w powieści ani świętym, ani – co łatwo byłoby wykorzystać (społecznie i marketingowo) – pedofilem. Jeszcze bardziej jest skomplikowana sprawa z Hookiem, do którego pasują także bardzo pejoratywne określenia: przestępca, narkoman, kidnaper. W pewnym sensie jest to również powieść o adolescencji, o jej zadziwiającym kulcie we współczesnych nam czasach. Fresán prowokuje nas do refleksji nad kształtem i jakością kultury masowej, która wyprodukowała nieletnich czarodziejów i bohaterów kreskówek, standaryzujących wszystko – od mody na tenisówki po gusta kulinarne. Adolescencja w „Ogrodach Kensington” ma także swój wymiar psychologicznotożsamościowy. Barrie i Hook to nie ci bohaterowie „dzieckiem podszyci”, którzy wyszli spod ręki Mistrza Gombrowicza. Miast groteski Fresán proponuje nam zupełnie poważną zadumę. Adolescencja w powieści to nie naiwny infantylizm, nie słodka rozkosz dziecięctwa, nie kiczowaty róż strojów i rekwizytów. Fresán pokazuje przestrzeń tajemnicy, czasem grozy, mrocznych sekretów, niewypowiedzianych pragnień. Autor powieści zdaje sobie sprawę, że tylko takie oblicze świata dzieciństwa ma szansę być inspirujące dla literatury. Skądinąd autotematyczne refleksje na temat pragmatyki literatury dziecięcej uznać należy za bardzo interesujące. I jeszcze słowo o narracji: dynamika i trans, szalejący potok, a miejscami meandryczne rozlewiska odniesień i kontekstów; oporna, jeśli nie poddasz się jej melodii. Pierwszoosobowa narracja Hooka to prawdziwie artystyczny popis stylizacyjno-leksykalny. Meandycznie snująca się fabuła, jak w najlepszym thrillerze mistrzowsko stopniująca napięcie, dopiero na koniec pozwala odszyfrować sytuację nadawczą. Oto autor bestselleru dla dzieci – Peter Hook porywa chłopca (Keiko Kai), który był odtwórcą głównej roli w filmie na podstawie jego powieści. Więzi go, krępuje i knebluje, serwuje mu narkotyki 48 i niczym demoniczny rewers pięknej Szeherezady, przez jedną noc snuje przed nim pokręconą historię swojego życia, pomnożoną o epizody skradzione z innych biografii. Narrację znaczy dygresyjność, która w połączeniu z halucynogennym jej charakterem unieważnia prawdę. Nie jest istotne, czy Hook konfabuluje z premedytacją, czy ulega fantazji pod wpływem używek. To narkotyczno-alkoholowy bełkot, somnambuliczny trans, pełnymi garściami czerpiący z wszelkiej maści tekstów (literatura, prasa, teksty piosenek, film). Rodrigo Fresán, Ogrody Kensington, przeł. Tomasz Pindel, Wyd. muchaniesiada.com., Kraków 2007.

ecenzje Jarosław Czechowicz O symbolicznej roli literackiego pożegnania Niełatwo jest pisać o śmierci. Śmierć bowiem to temat mało wdzięczny. Ze śmiercią żadnej książce nie jest do twarzy. Jest ona czymś, z czym ludzka świadomość zawsze mierzy się nieudolnie i boleśnie. Nie sposób napisać o kimś, kogo nie ma już wśród żywych, nie ożywiając go jednocześnie we wspomnieniu. Pisząc o swoim ojcu, który odszedł zbyt nagle i zbyt nieoczekiwanie, Aleksander Jurewicz dokonuje podwójnej sztuki. Składając zmarłemu hołd, oddaje zarówno grozę jak i powagę śmierci. Jest jednocześnie na tyle wnikliwy, że pośród słów o umieraniu odkrywa nowe znaczenia pojęć związanych z trwaniem – zarówno tym rzeczywistym jak i trwaniem w pamięci. „Dzień przed końcem świata” w piękny sposób kłania się śmierci, ale jest jednocześnie wzruszającą afirmacją życia, które wyraźnie przeciwstawia się bezruchowi, bezwładowi i końcowi ostatecznemu. Ta książka to swoista spowiedź, jaką czyni autor w konfesjonale swojej własnej pamięci. Spowiedź i wspomnienie. Zatrzymanie w słowie i jednoczesny ruch. To opowieść o sile przywiązania do życia i sztuce zrozumienia, iż życie dane jest nam tylko na chwilę. Przybywając do rodzinnego domu, w którym zastaje martwego ojca, autor jednocześnie zatrzymuje czas w miejscu dlań magicznym i związanym z ciepłem familijnych wspomnień. Nie tylko sama przestrzeń domu, ale przede wszystkim pracownia ojca jest miejscem, w jakim zaczynają napierać na siebie gesty, słowa, zdarzenia i postacie z przeszłości. Trudno jest je wszystkie tam pomieścić, dlatego też obok złości i bezsilności wobec zgonu członka rodziny, pojawia się także w autorze bezradność, z powodu której nie jest on w stanie nadać wspomnieniom ich właściwego miejsca w swojej pamięci. „Przez moją pamięć przewija się, niczym w projektorze, którego mechanizm się rozstroił i kadry filmu rozbiegają się po ekranie, poszarpana fabuła dni i twarzy, głosów i ciszy, śmiechu i gorzkich westchnień, dla których w tym momencie pracownia ojca staje się za ciasna”. Po to, aby poradzić sobie z balastem napierających wspomnień, cierpiący syn musi udać się w przeszłość, przypomnieć sobie wszystko raz jeszcze od nowa i przeżyć to, po czym pochować ojca nie tyle w grobie, co w sobie samym, próbującym wciąż na nowo odpierać dokonany fakt i unikać myślenia o końcu ostatecznym. Ojciec. Dumny i wyniosły, choć jednocześnie skromny i niezbyt pewny swojej wartości. Znajdujący swoje miejsce do życia w kraju oddalonym od ojczyzny. Białorusin, dla którego Polska stała się prawdziwym domem, który Polsce postanowił oddać wszystko to, co najlepsze; dla Polski wychował swoje dzieci i Polsce dziękował za to, że przyjęła go takim, jaki był naprawdę. A przecież początki były trudne. „W niewykończonym domu dwójka dzieci i bezrobotna maszyna do szycia, więc na samym starcie w nowym polskim życiu – katastrofa”. Mimo tego dzielny krawiec, imając się różnych zajęć, poznając rozmaitych ludzi i adaptując się do warunków, w jakich przyszło mu żyć, tchnął prawdziwe życie w dom, któremu brak tego tchnienia w momencie, kiedy autor doń przybywa i wie, że ojciec nie uszyje już ani jednego stroju… „Kiedy tato wprawiał w ruch rzemienny napęd maszyny i po kilku taktach solowej uwertury, gdy cały mechanizm złapał właściwy rytm, wchodził swoim głosem, to wtedy jakby znikał sufit pracowni i otwierało się niebo”. Praca ojca była jednocześnie gwarantem stabilności w rodzinie, szumiąca maszyna Singera przynosiła kojący spokój i była świadectwem tego, że ruch daje radość, a dźwięki przezeń wydawane to niebiańska symfonia, kojąca wszystkich razem i każdego z osobna. To dźwięk kojarzony przez autora z pewnością, że mimo wszelkich niepowodzeń i wszelkich konfliktów, przestrzeń jego pracowni i cały dom będą bezpieczną przystanią, w jakiej każdy członek rodziny odnajdzie spokój. Jurewicz wspomina ojca ciepło i żartobliwie. Wydawać by się mogło, że im bliżej momentu ostatecznego z nim pożegnania podczas ceremonii pogrzebowej, tym więcej życia jest w całym kalejdoskopie zdarzeń, jaki tworzy się w umyśle osieroconego syna. I tak też jest w istocie, bo specyficzny humor, z jakim autor opisuje życie zmarłego, jest antidotum na wzmagający się ból. Chociaż jest w nim dużo zwyczajnego żalu i pretensji (jakże można tak po prostu odejść i zostawić bliskich?), porządkowanie 49

ecenzje<br />

Jarosław Czechowicz<br />

O symbolicznej roli<br />

literackiego pożegnania<br />

Niełatwo jest pisać o śmierci. Śmierć bowiem to temat<br />

mało wdzięczny. Ze śmiercią żadnej książce nie jest do twarzy.<br />

Jest ona czymś, z czym ludzka świadomość zawsze mierzy<br />

się nieudolnie i boleśnie. Nie sposób napisać o kimś, kogo<br />

nie ma już wśród żywych, nie ożywiając go jednocześnie we<br />

wspomnieniu. Pisząc o swoim ojcu, który odszedł zbyt nagle i<br />

zbyt nieoczekiwanie, Aleksander Jurewicz dokonuje podwójnej<br />

sztuki. Składając zmarłemu hołd, oddaje zarówno grozę jak i<br />

powagę śmierci. Jest jednocześnie na tyle wnikliwy, że pośród<br />

słów o umieraniu odkrywa nowe znaczenia pojęć związanych<br />

z trwaniem – zarówno tym rzeczywistym jak i trwaniem w<br />

pamięci. „Dzień przed końcem świata” w piękny sposób kłania<br />

się śmierci, ale jest jednocześnie wzruszającą afirmacją życia,<br />

które wyraźnie przeciwstawia się bezruchowi, bezwładowi i<br />

końcowi ostatecznemu. Ta książka to swoista spowiedź, jaką<br />

czyni autor w konfesjonale swojej własnej pamięci. Spowiedź<br />

i wspomnienie. Zatrzymanie w słowie i jednoczesny ruch. To<br />

opowieść o sile przywiązania do życia i sztuce zrozumienia, iż<br />

życie dane jest nam tylko na chwilę.<br />

Przybywając do rodzinnego domu, w którym zastaje<br />

martwego ojca, autor jednocześnie zatrzymuje czas w<br />

miejscu dlań magicznym i związanym z ciepłem familijnych<br />

wspomnień. Nie tylko sama przestrzeń domu, ale przede<br />

wszystkim pracownia ojca jest miejscem, w jakim zaczynają<br />

napierać na siebie gesty, słowa, zdarzenia i postacie z<br />

przeszłości. Trudno jest je wszystkie tam pomieścić, dlatego<br />

też obok złości i bezsilności wobec zgonu członka rodziny,<br />

pojawia się także w autorze bezradność, z powodu której nie<br />

jest on w stanie nadać wspomnieniom ich właściwego miejsca<br />

w swojej pamięci. „Przez moją pamięć przewija się, niczym<br />

w projektorze, którego mechanizm się rozstroił i kadry filmu<br />

rozbiegają się po ekranie, poszarpana fabuła dni i twarzy,<br />

głosów i ciszy, śmiechu i gorzkich westchnień, dla których w<br />

tym momencie pracownia ojca staje się za ciasna”. Po to, aby<br />

poradzić sobie z balastem napierających wspomnień, cierpiący<br />

syn musi udać się w przeszłość, przypomnieć sobie wszystko raz<br />

jeszcze od nowa i przeżyć to, po czym pochować ojca nie tyle w<br />

grobie, co w sobie samym, próbującym wciąż na nowo odpierać<br />

dokonany fakt i unikać myślenia o końcu ostatecznym.<br />

Ojciec. Dumny i wyniosły, choć jednocześnie skromny<br />

i niezbyt pewny swojej wartości. Znajdujący swoje miejsce<br />

do życia w kraju oddalonym od ojczyzny. Białorusin, dla<br />

którego Polska stała się prawdziwym domem, który Polsce<br />

postanowił oddać wszystko to, co najlepsze; dla Polski<br />

wychował swoje dzieci i Polsce dziękował za to, że przyjęła go<br />

takim, jaki był naprawdę. A przecież początki były trudne. „W<br />

niewykończonym domu dwójka dzieci i bezrobotna maszyna<br />

do szycia, więc na samym starcie w<br />

nowym polskim życiu – katastrofa”.<br />

Mimo tego dzielny krawiec,<br />

imając się różnych zajęć, poznając<br />

rozmaitych ludzi i adaptując się do<br />

warunków, w jakich przyszło mu<br />

żyć, tchnął prawdziwe życie w dom,<br />

któremu brak tego tchnienia w<br />

momencie, kiedy autor doń przybywa<br />

i wie, że ojciec nie uszyje już ani<br />

jednego stroju…<br />

„Kiedy tato wprawiał w ruch<br />

rzemienny napęd maszyny i po<br />

kilku taktach solowej uwertury, gdy<br />

cały mechanizm złapał właściwy<br />

rytm, wchodził swoim głosem, to<br />

wtedy jakby znikał sufit pracowni i<br />

otwierało się niebo”. Praca ojca była<br />

jednocześnie gwarantem stabilności<br />

w rodzinie, szumiąca maszyna<br />

Singera przynosiła kojący spokój i<br />

była świadectwem tego, że ruch daje<br />

radość, a dźwięki przezeń wydawane<br />

to niebiańska symfonia, kojąca<br />

wszystkich razem i każdego z osobna.<br />

To dźwięk kojarzony przez autora<br />

z pewnością, że mimo wszelkich<br />

niepowodzeń i wszelkich konfliktów,<br />

przestrzeń jego pracowni i cały dom<br />

będą bezpieczną przystanią, w jakiej<br />

każdy członek rodziny odnajdzie<br />

spokój.<br />

Jurewicz wspomina ojca ciepło i<br />

żartobliwie. Wydawać by się mogło,<br />

że im bliżej momentu ostatecznego<br />

z nim pożegnania podczas<br />

ceremonii pogrzebowej, tym więcej<br />

życia jest w całym kalejdoskopie<br />

zdarzeń, jaki tworzy się w umyśle<br />

osieroconego syna. I tak też jest<br />

w istocie, bo specyficzny humor, z<br />

jakim autor opisuje życie zmarłego,<br />

jest antidotum na wzmagający<br />

się ból. Chociaż jest w nim dużo<br />

zwyczajnego żalu i pretensji (jakże<br />

można tak po prostu odejść i<br />

zostawić bliskich?), porządkowanie<br />

49

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!