02.10.2014 Views

recenzje - Portret

recenzje - Portret

recenzje - Portret

SHOW MORE
SHOW LESS

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

proza<br />

Jacek Wangin<br />

Śmieszna Góra<br />

Bezradność, nie czuł nic więcej. Zupełnie jak siedemnaście<br />

lat temu. I to przedłużające się czekanie, też było podobne.<br />

Takie chwile pamięta się aż nadto, gdy człowiek musi oddać<br />

czas i ciało w ręce fachowców. Z tamtego pobytu w szpitalu<br />

zostało jeszcze wspomnienie ostrego zapachu lizolu i blizny<br />

na brzuchu i udach. Zapamiętał też kosmate skarpety faceta z<br />

naprzeciwka, z którym znalazł się w sześcioosobowej sali.<br />

Zaczynał dzień od widoku puchatych skarpet, robionych<br />

na grubych drutach. Wełna, splątana w duże oczka, zawsze<br />

nastroszona, nigdy nie filcowała się pod naciskiem właściciela.<br />

Ryszard był przekonany, że skarpety zrobiła grubemu<br />

żona, specjalnie do szpitala, było tu wystarczająco zimno i<br />

nieprzytulnie. Ich łóżka ustawiono w poprzek sali, nogami<br />

do siebie. Ryszard wciąż skazany był na widok stóp. Gdy po<br />

nocy otwierał oczy, były na swoim miejscu, złączone i gotowe.<br />

Kiedy kładł się po wieczornym obchodzie, tkwiły równolegle<br />

i nieruchomo jak skupiacz myśli. Czasem nachodziła go<br />

refleksja, że to zapowiedź opuszczania sali nogami do przodu.<br />

Ale niepokój minął szybko, bardzo szybko. Wtedy czuł wigor<br />

odchodzącej młodości i łatwiej było gromadzić siły. Miał dla<br />

kogo żyć. Codziennie odwiedzała go żona, przychodził kolega<br />

z warsztatu, brat też bywał dwa razy w tygodniu, na wizytach<br />

dozwolonych przez administrację: w czwartek i w niedzielę.<br />

Zanikające krążenie krwi, trochę poniżej kolan, groziło<br />

amputacją obu kończyn. Na szczęście w porę zjawił się<br />

odpowiedni lekarz i przeszczepił żyły. Kosztowało to sporo<br />

zachodu, nic za darmo. Żona, korzystając z sieci przeróżnych<br />

koneksji, zdobywała kryształy górskie, bo doktor był ich<br />

kolekcjonerem. Nie obeszło się również bez kilku butelek<br />

prawdziwego koniaku, którego zdobycie graniczyło z cudem.<br />

Dodatkowo Ryszard przerzucał na żonę wstydliwy obowiązek<br />

wręczania prezentów. Sam nic nie wręczał lekarzowi, tłumacząc,<br />

że nie zna się na tym, nie wie, jak to się robi. Rodzice popełnili<br />

błąd w wychowaniu i zaniedbali ten rodzaj życiowej zaradności.<br />

Dziś boleśniej czuł, że jest tu sam. Już wie, że Kamila<br />

nie przyjdzie, nie wspomoże. Od sześciu lat chodzi swoimi<br />

ścieżkami, wzdłuż niebieskich łąk. Tam, gdzie lew spoczywa<br />

obok jagnięcia, a dziecię bawi się żmiją... Jest u Pana, gdzie<br />

deszcz nie psuje jej humoru, bo już nie pada. Czasy się zmieniły<br />

i dziś sprawy toczą się prościej. Teraz nie trzeba walczyć o<br />

górskie kryształy, a koniaki wyszły z krwioobiegu lekarskiego.<br />

Jest zwyczajnie, trzeba mieć gotówkę i dowiedzieć się, jaka<br />

kwota obowiązuje przy konkretnych zabiegach.<br />

Im bardziej Ryszard nie chciał o tym myśleć, tym<br />

mocniej myśl nie chciała się<br />

odrywać. Zalewał ją strumieniem<br />

najdziwniejszych obrazów z pamięci,<br />

ale wstyd i poniżenie wydobywały<br />

na powierzchnię teraźniejszość i<br />

dokuczały bardziej niż wypukłość<br />

ciała, która przywlokła go do szpitala<br />

w Śmiesznej Górze.<br />

Siedział pod ścianą, na<br />

plastikowym krzesełku, w miękkiej<br />

bawełnianej piżamie i we frotowym<br />

szlafroku. Kolejny raz czytał menu<br />

automatu do kawy ustawionego<br />

naprzeciwko i nie wiedział, ile mu<br />

jeszcze zostało. Przyjazne światło<br />

spływało wzdłuż jasnych ścian, a<br />

niepokój milczących pacjentów<br />

wisiał nad nim i piętnował ciszę.<br />

Jeszcze nie tak dawno opowiadał<br />

sąsiadom, że od zawsze bardzo bał<br />

się otwartego złamania i operacji<br />

wyrostka. Przeczuwał, że los zakpi z<br />

niego przy najmniejszym rutynowym<br />

zabiegu i nie obudzi się z narkozy.<br />

Dlatego na wszelki wypadek od wielu<br />

lat nie palił, zrezygnował z długich<br />

zimowych spacerów, przechodził<br />

przez jezdnię w miejscach<br />

wyznaczonych i nie przejadał się, a<br />

jednak siedział dziś w piżamie, na<br />

szpitalnym korytarzu Śmiesznej<br />

Góry.<br />

Jeszcze raz oglądał wyniki, żeby<br />

nie pisać czarnego scenariusza.<br />

Nie znał się na tym, ale przesuwał<br />

wzrokiem po skrawkach papieru<br />

i wspominał słowa siostry Marty:<br />

„krew w normie, mocz zdrowy,<br />

przynajmniej jak na faceta po<br />

sześćdziesiątce, ciśnienie jak w<br />

książce, pogratulować”. Po co zatem<br />

tu siedział? Dziś mógłby wyjść do<br />

domu, wrócić do karmienia mew<br />

czekających za kuchennym oknem.<br />

Uwielbiał biel ich piór, połyskującą<br />

w zimowym słońcu. Zachwycał<br />

się sprawnością ciał, gdy zawisły w<br />

powietrzu i błyskawicznie zmieniały<br />

27

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!