recenzje - Portret

recenzje - Portret recenzje - Portret

portret.org.pl
from portret.org.pl More from this publisher
02.10.2014 Views

teatr - rozmowa „Myślę sytuacją sceniczną, a nie samym tylko dialogiem…” Z Andrzejem Bartnikowskim, reżyserem teatralnym i dramatopisarzem, rozmawia Miłosz Babecki Hedda i Jörgen Tesmanowie to przedstawiciele śmietanki towarzyskiej, ludzie ze świecznika, upostaciowienie materialnego spełnienia, bohaterowie XIXwiecznego dramatu, korespondujący z wzorcem idealnie medialnej pary. Dostrzegasz w wizerunku Heddy Gabler elementy wizerunku współczesnych gwiazd, czy to błędny trop? Czy ja wiem? Raczej chodzi o to, co te wzorce, wtłaczane przez kulturę masową, z nami robią. Jak wpływają na nasz obraz siebie. Hedda stara się być jak najdoskonalszą ikoną. Gwiazdy, poza swoim wypreparowanym wizerunkiem, mają też skrzętnie skrywaną prywatność, na którą polują żądne sensacji tabloidy. Jej natomiast prywatność nie interesuje. Zewnętrzny wizerunek, poprzez który manipuluje się postrzeganiem innych – to jest coś, co dla niej ma wartość. Tego szuka. Tym się zajmuje. Hedda jest w pewnym sensie artystką. Poświęca się całkowicie jednemu projektowi – kreowaniu siebie. Tytułowa bohaterka unieruchomiona w stopklatce w scenach z Elvsted, w scenicznym półmroku, czy częściej w świetle reflektorów, gdy znajduje się w centrum zainteresowania, sprawia Twoim zdaniem wrażenie szczęśliwej, spełnionej. Widz dostrzeże pewnie, iż bohaterka miota się, poszukuje czegoś... Czego? To szczęście jest oczywiście tylko elementem autokreacji, o której mówię. Prywatnie taka kategoria w ogóle jej nie interesuje. A czego ona szuka? Pewnie sama wiele by dała, żeby się dowiedzieć. Może tego, czym tak gardzi – spełnienia i szczęścia? Problemem Heddy jest to, że wpadła w pułapkę, 192 którą sama na siebie zastawiła. Wyrzekając się potrzeby bycia szczęśliwą, wyrzekła się także Lövborga – jedynego mężczyzny, który wywołuje w niej prawdziwe emocje. Angażując się ponownie w uczucie do niego, musi unicestwić siebie – taką, na jaką się wykreowała. Kiedy to sobie uświadamia, postanawia unicestwić Lövborga. Ale jego śmierć prowadzi do sytuacji, w której i jej nie pozostaje nic innego jak się zabić. To swoista kwadratura koła, będąca logiczną konsekwencją filozofii życiowej naszej bohaterki. Nie bez przyczyny Hedda Tesman otacza się drogimi przedmiotami, wpływowymi ludźmi, marzy nawet o świecie polityki. Mimo to każdy czyn opisuje, posługując się kategoriami piękna i brzydoty, z którą wiążą się choroby, śmierć. Czym są one dla kobiety odczuwającej paraliżujący lęk tylko przed skandalem? fot. Tomasz Radzik

Estetyzm to często substytut wyższych wartości, które gdzieś się zagubiły. Tak jest z naszą bohaterką. Ona wierzy tylko w religię piękna, którą sama sobie stworzyła. Jest w tym i pycha, i coś bardzo żałosnego. Co do lęków – z pewnością Hedda ma ich całkiem sporo, tylko potrafi świetnie się maskować. Jest w końcu mistrzynią pozoru. Podczas naszych prób przyjęliśmy założenie, że Hedda odczuwa lęk przed fizycznością. Na przykład wszystko, co wiąże się z seksualnością człowieka, jednocześnie fascynuje ją i odpycha. Dlatego, jeszcze przed poznaniem Tesmana, kiedy Lövborg, w którym była zakochana, próbował przekroczyć granicę fizycznego zbliżenia, poczuł wycelowaną w siebie broń. Jest w tym geście i strach przed stosunkiem fizycznym, ale jest też i coś z erotycznej perwersji – trudno przecież o bardziej falliczny symbol niż staroświecki pistolet, pięknie zdobiony, z długą lśniącą lufą... Jaka wobec tego siła napędza Heddę Gabler? Pragnienie pełnej kontroli nad sobą i innymi. Ale też uczynienia świata i ludzi bardziej „pięknymi”, to znaczy uwolnionymi spod twardej przyczynowości popędów i społecznie użytecznych wzorców zachowań (w Tesmanie, na przykład, najbardziej ją drażnią jego zapobiegliwe starania o zapewnienie im materialnego poczucia bezpieczeństwa). W pewnym sensie jest ona spadkobierczynią romantycznego egotyzmu, jej problem polega jednak na tym, że – używając sformułowania Waltera Benjamina – jest charakterem destruktywnym. Nie potrafi być twórcza, żadne jej działanie nie kończy się powołaniem do istnienia czegoś nowego. Przeciwnie – wszystko, czego się dotknie, obraca się w nicość. To nie jest nawet kwestia świadomego działania. Mam wrażenie, że Hedda sama jest niewolnicą tej ujawniającej się poprzez nią niszczycielskiej siły. Ona przecież zazdrości Thei Elvsted, że potrafiła stać się „matką” książki Lövborga, że potrafiła mu to dzieło „urodzić”. Ona sama – mimo że jak najbardziej dosłownie jest w ciąży, nie waha się ani chwili z decyzją popełnienia samobójstwa. A przecież w ten sposób zabija także i nienarodzone dziecko. W Ibsenowskim dramacie bohaterka jest lodowata, wyrachowana. Każdy jej gest i słowo są przez nią wyreżyserowane. Ty zaś wydobywasz z niej to, co gorące – ludzkie. Hedda pragnie miłości, ciepła, przyjaźni… W jednej z ostatnich scen upomina się o zainteresowanie męża. To tylko przebłysk ludzkich uczuć czy nadal strategia determinowana strachem przed utratą wpływów? Największą ofiarą Heddy Gabler jest ona sama. Stąd bierze się paradoks, że w pewnym momencie najmocniej pragnie tego, czym najbardziej się dotąd brzydziła. Porozmawiajmy o dwóch scenach. Rezygnujesz z tej, w której bohaterka pali rękopis Lövborga. Pojawiają się za to nożyce i czarny worek. Dzieje się to w kontekście rozmowy Elvsted i Lövborga. Jego rękopis, jego dziecko, pada ofiarą Heddy. Co doprowadziło do owej zmiany? Chwyt z główną bohaterką palącą w kominku rękopis i mówiącą przy tym: „Palę twoje dziecko, Theo Elvsted”, pochodzi z teatru, którego nie mam ochoty oglądać nawet jako widz, a tym bardziej reżyser. Poza tym cięcie jest czymś, co bardziej angażuje; myślę, że w ten sposób można więcej pokazać z tego, co się dzieje w bohaterce, a co ona nawet przed sobą próbuje ukryć. 193 fot. Tomasz Radzik

Estetyzm to często substytut<br />

wyższych wartości, które gdzieś się<br />

zagubiły. Tak jest z naszą bohaterką.<br />

Ona wierzy tylko w religię piękna,<br />

którą sama sobie stworzyła. Jest w<br />

tym i pycha, i coś bardzo żałosnego.<br />

Co do lęków – z pewnością<br />

Hedda ma ich całkiem<br />

sporo, tylko potrafi świetnie<br />

się maskować. Jest w końcu<br />

mistrzynią pozoru. Podczas<br />

naszych prób przyjęliśmy<br />

założenie, że Hedda odczuwa<br />

lęk przed fizycznością. Na<br />

przykład wszystko, co wiąże<br />

się z seksualnością człowieka,<br />

jednocześnie fascynuje ją i<br />

odpycha. Dlatego, jeszcze<br />

przed poznaniem Tesmana,<br />

kiedy Lövborg, w którym<br />

była zakochana, próbował<br />

przekroczyć granicę fizycznego<br />

zbliżenia, poczuł wycelowaną<br />

w siebie broń. Jest w tym geście<br />

i strach przed stosunkiem<br />

fizycznym, ale jest też i coś z<br />

erotycznej perwersji – trudno<br />

przecież o bardziej falliczny symbol<br />

niż staroświecki pistolet, pięknie<br />

zdobiony, z długą lśniącą lufą...<br />

Jaka wobec tego siła napędza<br />

Heddę Gabler?<br />

Pragnienie pełnej kontroli nad<br />

sobą i innymi. Ale też uczynienia<br />

świata i ludzi bardziej „pięknymi”,<br />

to znaczy uwolnionymi spod<br />

twardej przyczynowości popędów<br />

i społecznie użytecznych wzorców<br />

zachowań (w Tesmanie, na<br />

przykład, najbardziej ją drażnią jego<br />

zapobiegliwe starania o zapewnienie<br />

im materialnego poczucia<br />

bezpieczeństwa). W pewnym<br />

sensie jest ona spadkobierczynią<br />

romantycznego egotyzmu, jej<br />

problem polega jednak na tym, że<br />

– używając sformułowania Waltera<br />

Benjamina – jest charakterem<br />

destruktywnym. Nie potrafi być<br />

twórcza, żadne jej działanie nie<br />

kończy się powołaniem do istnienia<br />

czegoś nowego. Przeciwnie –<br />

wszystko, czego się dotknie, obraca<br />

się w nicość. To nie jest nawet<br />

kwestia świadomego działania.<br />

Mam wrażenie, że Hedda sama<br />

jest niewolnicą tej ujawniającej<br />

się poprzez nią niszczycielskiej siły. Ona przecież zazdrości<br />

Thei Elvsted, że potrafiła stać się „matką” książki Lövborga,<br />

że potrafiła mu to dzieło „urodzić”. Ona sama – mimo że jak<br />

najbardziej dosłownie jest w ciąży, nie waha się ani chwili z<br />

decyzją popełnienia samobójstwa. A przecież w ten sposób<br />

zabija także i nienarodzone dziecko.<br />

W Ibsenowskim dramacie bohaterka jest lodowata,<br />

wyrachowana. Każdy jej gest i słowo są przez nią<br />

wyreżyserowane. Ty zaś wydobywasz z niej to, co<br />

gorące – ludzkie. Hedda pragnie miłości, ciepła,<br />

przyjaźni… W jednej z ostatnich scen upomina się o<br />

zainteresowanie męża. To tylko przebłysk ludzkich<br />

uczuć czy nadal strategia determinowana strachem<br />

przed utratą wpływów?<br />

Największą ofiarą Heddy Gabler jest ona sama. Stąd bierze<br />

się paradoks, że w pewnym momencie najmocniej pragnie tego,<br />

czym najbardziej się dotąd brzydziła.<br />

Porozmawiajmy o dwóch scenach. Rezygnujesz z tej,<br />

w której bohaterka pali rękopis Lövborga. Pojawiają się<br />

za to nożyce i czarny worek. Dzieje się to w kontekście<br />

rozmowy Elvsted i Lövborga. Jego rękopis, jego<br />

dziecko, pada ofiarą Heddy. Co doprowadziło do owej<br />

zmiany?<br />

Chwyt z główną bohaterką palącą w kominku rękopis<br />

i mówiącą przy tym: „Palę twoje dziecko, Theo Elvsted”,<br />

pochodzi z teatru, którego nie mam ochoty oglądać nawet jako<br />

widz, a tym bardziej reżyser. Poza tym cięcie jest czymś, co<br />

bardziej angażuje; myślę, że w ten sposób można więcej pokazać<br />

z tego, co się dzieje w bohaterce, a co ona nawet przed sobą<br />

próbuje ukryć.<br />

193<br />

fot. Tomasz Radzik

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!