recenzje - Portret

recenzje - Portret recenzje - Portret

portret.org.pl
from portret.org.pl More from this publisher
02.10.2014 Views

ecenzje Zjednoczonych. Polskiego czytelnika, który na co dzień nie obcuje z historią amerykańskiego narodu, może przytłaczać natłok informacji o rzeczywistych postaciach historycznych (Ch. A. Lidbergh, F. D. Roosvelt, W. Winchell, B. K.Wheeler). Nazwiska, które mogą czytelnikom niewiele mówić. Ułatwieniem jest Postscriptum, zawierające sylwetki tychże postaci z rzeczywistą chronologią wydarzeń, a także wybór dokumentów, które posłużyły Rothowi za podstawę konstruowania literackiej fikcji. „Spisek przeciwko Ameryce” staje się rozrachunkiem z nietolerancją oraz czarną wersją możliwych dziejów historii. Roth, czasem ironizując i posługując się groteską, rozprawia się z absurdalnym wartościowaniem człowieka, z trudnymi relacjami żydowskich i chrześcijańskich pokoleń. Szkoda tylko, że w powieści ci drudzy stoją gdzieś na uboczu. Pisarz za to w mistrzowski sposób opisuje przełomowe momenty w życiu rodziny Rothów; z wyczuciem, oszczędnie dobierając słowa, obrazuje rozterki zwykłych ludzi. Fragmenty te rekompensują suche quasi-historyczne relacje, przez które być może trudno będzie przebrnąć polskiemu czytelnikowi. Pozostaje pytanie, czy powieść przeraża mrokami niespełnionych dziejów? A może raczej należałoby zadać pytanie, czy rzeczywiście należy określać je niespełnionymi? Owszem, „Spisek przeciwko Ameryce” jest fikcją literacką, ale wykorzystuje schemat, który realizował się niestety wielokrotnie w rzeczywistej historii. A zatem, czy (nie)spełnione dzieje przerażają? Nie do końca jestem przekonana, czy polski czytelnik odczyta tekst w taki sam sposób, jak zrobi to czytelnik amerykański. Z pewnością zaważy na tym kwestia doświadczenia i świadomości, jaką czytelnik będzie dysponować. Philip Roth, Spisek przeciwko Ameryce, przeł. Jolanta Kozak, Wyd. Czytelnik, Warszawa 2007. 98

ecenzje Rafał Derda Dziennik krytyka Pisać notkę krytyczną o książce, która ma być zbiorem tekstów krytyczno-literackich może zakrawać na paranoję, jednak wydaje mi się że „Po debiucie” jest pozycją na tyle ciekawą i być może nawet inspirującą, że nie powinna zostać zbyta milczeniem. Mało jest osób, które w żarliwy, dociekliwy i jednocześnie profesjonalny sposób próbuje opisywać i diagnozować, co w nowej polskiej poezji „piszczy”, tak więc każda pozycja zajmująca się tym tematem to książka na wagę złota. Jeżeli zaś autorem takiej książki jest Karol Maliszewski, wtedy omówienie jej staje się prawie obowiązkiem. Karol Maliszewski nazywany jest „maszyną do czytania” nie bez powodu. Chyba nikt w Polsce nie zapoznał się z tak wielką ilością powstających obecnie tekstów poetyckich, co mieszkający w Rudzie Śląskiej krytyk. Mało kto czytał też tyle tekstów przed ich publikacją. To oczytanie autora widoczne jest w „Po debiucie” na każdym kroku. Gdybym wypisał teraz nazwiska wszystkich przywołanych w tekście poetów, zajęłoby to miejsce przeznaczone w „Portrecie” na omówienie tej książki. Maliszewski nie omija nikogo, kto cokolwiek znaczy w obecnym poetyckim światku, jest skrupulatny w omawianiu silnych stron pisania danego autora i wzorem profesjonalnego pedagoga częściej chwali niż gani. Widać jednocześnie, że autor ma swoich „pupili”, ulubionych twórców, którzy układają się u niego w pewien mini-kanon, zresztą w dziewięćdziesięciu procentach podobny do mini-kanonów innych osób zajmujących się tzw. „krytyką towarzyszącą”. Z tekstów Maliszewskiego wynika, że twórcami, którzy wywarli największy wpływ na współczesną poezję, są Marcin Świetlicki i Andrzej Sosnowski. Dla każdego choć trochę interesującego się młodą liryką stwierdzenie to jawi się jako truizm, należy jednak zauważyć skrupulatność oraz konsekwencję, z jaką autor „Dziennika pozornego” szuka i znajduje potwierdzenie tej tezy w wydawanych w latach dziewięćdziesiątych oraz obecnej dekadzie tomikach. Potok nazwisk i tytułów u Maliszewskiego nie wynika z zamiłowania do rokokowych tyrad. Nie jest to również pusty erudycyjny popis. Można to raczej określić jako aptekarską dokładność w zbieraniu dowodów. Warto sięgnąć do tej publikacji, by z tymi dowodami się zapoznać. Wymieniony wyżej powód nie jest jedynym, który stanowi o wartości wydanego przez Biuro Literackie zbioru tekstów. Książka ta, mimo że posługuje się językiem krytyki literackiej, jest niezmiernie osobista. Rozpoczyna się ona refleksją na temat sensu debiutowania, tego specyficznego gestu duchowego ekshibicjonizmu. W „Po debiucie” moment ten opisany jest w następujący sposób: „Wszystko jest dobrze do momentu upublicznienia zawartości zeszytów. Potem sytuacja zaczyna się wymykać spod kontroli. Nie ma jednak innej możliwości sprawdzenia się w cudzych oczach. Nawet anonimowy poeta, działający w kulturalnym podziemiu, czeka na reakcję odbiorcy. Trzeba uchylić szufladę, żeby doszło do konfrontacji i weryfikacji. Ta decyzja może być przełomem w życiu piszącego, dobrym lub złym wstrząsem. Pamiętaj o tym, debiutancie, niefrasobliwie debiutujący” („Po debiucie” – To wszystko przez debiut). Słowa te nie brzmią zachęcająco dla osoby, która nie ma jeszcze na swoim koncie pełnowymiarowego wydawnictwa. Równie zniechęcające przesłanie ma następny tekst w wyborze – „Pokolenie obeszło go bokiem”. Przywoływane są tutaj nazwiska związane z istniejącym w latach osiemdziesiątych czasopismem „Radar”. Maliszewski wspomina o takich twórcach jak: Krzysztof Świerkosz, Gabriel Koch, Dorota Wójcik, Joanna Szczepaniak, Wojciech Izaak Strugała, Hanna Karaś. Dla ludzi z roczników osiemdziesiątych są to niewiele mówiące nazwiska. Mariusz Baryła, enfant terrible środowiska „Radaru”, któremu krytyk poświęca najwięcej miejsca w swoim tekście, wydaje tomiki poetyckie do dzisiaj, jednak jego wpływ na obecne pokolenie jest znikomy. Po raz kolejny pojawia się więc pytanie o sens debiutowania. Autor odpowiada na tę kwestię następującymi słowami: „[...] Ale siła literatury (czyli tego, co usiłujecie robić) polega na tym, że skazaniec śpiewa zza krat, a podróżnik zagubiony w buszu wyciąga się z 99

ecenzje<br />

Rafał Derda<br />

Dziennik krytyka<br />

Pisać notkę krytyczną o książce, która ma być zbiorem<br />

tekstów krytyczno-literackich może zakrawać na paranoję,<br />

jednak wydaje mi się że „Po debiucie” jest pozycją na tyle<br />

ciekawą i być może nawet inspirującą, że nie powinna<br />

zostać zbyta milczeniem. Mało jest osób, które w żarliwy,<br />

dociekliwy i jednocześnie profesjonalny sposób próbuje<br />

opisywać i diagnozować, co w nowej polskiej poezji<br />

„piszczy”, tak więc każda pozycja zajmująca się tym<br />

tematem to książka na wagę złota. Jeżeli zaś autorem<br />

takiej książki jest Karol Maliszewski, wtedy omówienie jej<br />

staje się prawie obowiązkiem.<br />

Karol Maliszewski nazywany jest „maszyną do czytania”<br />

nie bez powodu. Chyba nikt w Polsce nie zapoznał się z<br />

tak wielką ilością powstających obecnie tekstów poetyckich,<br />

co mieszkający w Rudzie Śląskiej krytyk. Mało kto czytał<br />

też tyle tekstów przed ich publikacją. To oczytanie autora<br />

widoczne jest w „Po debiucie” na każdym kroku. Gdybym<br />

wypisał teraz nazwiska wszystkich przywołanych w tekście<br />

poetów, zajęłoby to miejsce przeznaczone w „Portrecie”<br />

na omówienie tej książki. Maliszewski nie omija nikogo,<br />

kto cokolwiek znaczy w obecnym poetyckim światku, jest<br />

skrupulatny w omawianiu silnych stron pisania danego<br />

autora i wzorem profesjonalnego pedagoga częściej<br />

chwali niż gani. Widać jednocześnie, że autor ma swoich<br />

„pupili”, ulubionych twórców, którzy układają się u niego<br />

w pewien mini-kanon, zresztą w dziewięćdziesięciu<br />

procentach podobny do mini-kanonów innych osób<br />

zajmujących się tzw. „krytyką towarzyszącą”. Z tekstów<br />

Maliszewskiego wynika, że twórcami, którzy wywarli<br />

największy wpływ na współczesną poezję, są Marcin<br />

Świetlicki i Andrzej Sosnowski. Dla każdego choć trochę<br />

interesującego się młodą liryką stwierdzenie to jawi się<br />

jako truizm, należy jednak zauważyć skrupulatność oraz<br />

konsekwencję, z jaką autor „Dziennika pozornego” szuka<br />

i znajduje potwierdzenie tej tezy w wydawanych w latach<br />

dziewięćdziesiątych oraz obecnej dekadzie tomikach.<br />

Potok nazwisk i tytułów u Maliszewskiego nie wynika<br />

z zamiłowania do rokokowych tyrad. Nie jest to również<br />

pusty erudycyjny popis. Można to raczej określić jako<br />

aptekarską dokładność w zbieraniu dowodów. Warto<br />

sięgnąć do tej publikacji, by z tymi dowodami się zapoznać.<br />

Wymieniony wyżej powód nie jest jedynym, który<br />

stanowi o wartości wydanego przez Biuro Literackie<br />

zbioru tekstów. Książka ta, mimo że posługuje się językiem<br />

krytyki literackiej, jest niezmiernie osobista. Rozpoczyna<br />

się ona refleksją na temat sensu debiutowania, tego<br />

specyficznego gestu duchowego ekshibicjonizmu. W „Po<br />

debiucie” moment ten opisany jest w<br />

następujący sposób: „Wszystko jest<br />

dobrze do momentu upublicznienia<br />

zawartości zeszytów. Potem sytuacja<br />

zaczyna się wymykać spod kontroli.<br />

Nie ma jednak innej możliwości<br />

sprawdzenia się w cudzych oczach.<br />

Nawet anonimowy poeta, działający<br />

w kulturalnym podziemiu, czeka<br />

na reakcję odbiorcy. Trzeba uchylić<br />

szufladę, żeby doszło do konfrontacji<br />

i weryfikacji. Ta decyzja może być<br />

przełomem w życiu piszącego,<br />

dobrym lub złym wstrząsem. Pamiętaj<br />

o tym, debiutancie, niefrasobliwie<br />

debiutujący” („Po debiucie” – To<br />

wszystko przez debiut).<br />

Słowa te nie brzmią zachęcająco<br />

dla osoby, która nie ma jeszcze na<br />

swoim koncie pełnowymiarowego<br />

wydawnictwa. Równie zniechęcające<br />

przesłanie ma następny tekst w<br />

wyborze – „Pokolenie obeszło go<br />

bokiem”. Przywoływane są tutaj<br />

nazwiska związane z istniejącym w<br />

latach osiemdziesiątych czasopismem<br />

„Radar”. Maliszewski wspomina<br />

o takich twórcach jak: Krzysztof<br />

Świerkosz, Gabriel Koch, Dorota<br />

Wójcik, Joanna Szczepaniak,<br />

Wojciech Izaak Strugała, Hanna<br />

Karaś. Dla ludzi z roczników<br />

osiemdziesiątych są to niewiele<br />

mówiące nazwiska. Mariusz Baryła,<br />

enfant terrible środowiska „Radaru”,<br />

któremu krytyk poświęca najwięcej<br />

miejsca w swoim tekście, wydaje<br />

tomiki poetyckie do dzisiaj, jednak<br />

jego wpływ na obecne pokolenie jest<br />

znikomy. Po raz kolejny pojawia się<br />

więc pytanie o sens debiutowania.<br />

Autor odpowiada na tę kwestię<br />

następującymi słowami: „[...] Ale siła<br />

literatury (czyli tego, co usiłujecie<br />

robić) polega na tym, że skazaniec<br />

śpiewa zza krat, a podróżnik<br />

zagubiony w buszu wyciąga się z<br />

99

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!