recenzje - Portret
recenzje - Portret recenzje - Portret
koronką obszyte majteczki, wrzuciła do rzeki. Materiał plisowanej spódnicy podciągnęła tam, gdzie kończyły się uda. Pogniotła się, ale podzieliła się widokiem czarnego, czystego klejnotu. Skórka drażniła go. Zdławiony okrzyk i och, poczuł zapach świeżych rybek, mączny odór. I ach, poruszył się, ręką do ust i woda, chlupot miękki, śliski, ociekający. Wsiąkało, kleiste, ciepłe, przyjemne. A Kitty Waltz, gdyż to ona zanurzyła swój środkowy palec tam, gdzie znajdował się język, teraz spocony, ślinąowiany, a następnie przesunęła wzdłuż uda ku górze i zagłębiła go tam, gdzie... O tak i tak i ach. Nie przeszkadzało. Przyszło jej na myśl, że to śliski węgorz zaplątany w wodorostach i tak i ach i mokro. Kisielowata papka wokół palca spływała w. U nóg zakwitały stokrotki – śnieżnobiałe, mocne, odważne. Uśmiech i krople wysychającej rosy. Śmiech przez łzy i ach, czy tylko tyle? Wstała, by zawiązać sznurowadło. Impuls został zarejestrowany. Skurcz wokół dziurki. Zacisnęła pośladki, rozluźniła i ach, cóż za ulga, i zamknął zeszyt, i skupił się na chcącej odejść. I nie mógł jej zatrzymać. Niezdara; i poszła i och. I wprost do nieba uleciał zeń z nieopisywanym dotychczas przez nikogo dźwięk, którego nie sposób powtórzyć. A ona już była daleko, a kamienny młody bożek miłości uśmiechał się zadziornie, a kuranty na ratuszowej wieży obwieściły światu, że kolejny z kolejnych kwadrans minął i nie będzie mógł zostać zatrzymany. To było coś, co przeżył po raz pierwszy, a czego nie będzie mu dane zapomnieć. Irytująca, dreszczwywołująca substancja. Materia z materiałem genetycznym. Wesoło oddawałby ją do odpowiednich pojemników w odpowiednim miejscu. Z drugiej strony, nie chciał i nie był do tego zupełnie przekonany, czy chce, aby po kilku latach lub dziesiątkach lat okazało się, że któryś z napotkanych młodzieńców lub miesiączkujących dziewcząt było istotą wyrosłą z nasienia, które on zasiał. Tak, chciałby mieć rodzinę, pragnął tego, ale nie w umykającym 82 teraz momencie. Nie czuł się na siłach do podejmowania tak olbrzymiego wysiłku, który spadłby mu wtedy na kark, zwalił na głowę. Nie sądził też, że mógłby być wiernym jednej kobiecie. Był święcie przekonany, że może być wiernym więcej niż tylko jednej. Poczuł się jak tani chłystek, nic nie warty szczyl, jak jakiś oszust, tani chłopiec do dupczenia za brudne pieniądze zasyfionych kobietek ulicy. Męska kurewka. Pomyślał o swoim wyglądzie. Wiedział, że jest przystojny i że one na niego lecą. Sam przycinał zawsze swoje baczki, które mierzyły równo dziewięć centymetrów długości i cztery centymetry szerokości i nie przekraczały tych wymiarów nigdy. Tak pasowało mu najlepiej. Lubił za to eksperymentować z włosami. Raz pozwalał im rosnąć, to znów przycinał je. One wszystkie to lubiły. Mówiły, że to go odnawia i odmładza. Ukazywał im się w różnych wydaniach i to nie było złe. One też szukały czegoś nowego, stanowiło to dla nich urozmaicenie monotonii życia i jednostajności dnia. Nic nie było przeszkodą. Można było otrzymać to, na co się miało ochotę i było to tak blisko. Martin nie brał sobie do serca dobrych rad swoich przyjaciół. O niektórych zdarzało mu się często zapominać. Zawsze uważał, że oni za dużo od niego wymagają. Że chcą, by był tylko na ich zawołanie, zawsze gotowy, że niby go chcieli sobie podporządkować. A on miał się za wielkiego indywidualistę i oryginała. Nie takim jednak był. Chętnie wykorzystywał wypowiedzi swoich dobrych i najlepszych kolegów. Wplatał je w swoje przemyślenia, a szczególnie wtedy, gdy otaczały go dziewczęta. Sam nie umiał zabłysnąć – korzystał więc z tego, co przed nim wypowiedzieli inni. Z zupełną beztroską podszywał się pod cudze zdania. Wiele razy powtarzał tym, których traktował jak dobrych kumpli, że ma swój własny świat. Na nikogo, prócz tych, na których mu zależało, nie zwracał uwagi. Kompletna ignorancja. Niektórzy wiedzieli, o co tu chodziło. Chciał być najwyżej pod każdym względem. Nie zaprzeczał, nie wzdychał. Nie miał chęci brudzić sobie rąk całym stadem maluczkich, którzy, w jego mniemaniu, nie dorastali mu do pięt. Każdy chce być lubiany i podziwiany, ale nie za taką cenę i wespół z takimi metodami. Nie pogardą, nie strachem, nie zniewoleniem. Nigdy nie był spontaniczny, o czym tak często i tak głośno mówił. Nie rozumiał innych. Ale prawdziwym problemem było to, że nie mógł rozgryźć siebie – zrobili to za niego inni, zanim się zorientował, nim się spostrzegł. Było jednak za późno na jakiekolwiek gruntowne zmiany. Nie mógł już ukryć swojej maski. On rozczulał się nad sobą. Ogłaszał światu, że jest samotny, że nikogo nie ma. Wszyscy mieli go kochać, ale być też niemalże jego poddanymi. Wtedy czułby się chyba jak właściwy człowiek na właściwym miejscu – najlepiej. Szlachcic Blackknight. Pretendent do tronu królewskiego. Obrzezany cesarz narodów. Prorok w jaśniejącej szacie. Ciało sprawiedliwe, majestatyczny majestat, doskonała niedoskonałość. Jego Wysokość Pryncypał, używający dobrego, ale nieskutecznego, płynu na pryszcze. Przebadałeś się, zrobiłeś testy na kiłę? Czas pokaże, czy pryszczyca ustąpiła miejsca hemoroidom. Żylaki? Ależ tak, w odbycie. Dlaczego? Tego nie wie nikt. Złośliwość ustalona odgórnie? Możliwe, lecz nie byłbym zbyt pewnym siebie. Traci się na tym. Niekiedy nie wiadomo, jak wiele. Cnotę stracił bardzo dawno temu. Pod prysznicem, przyłapany. Wtajemniczenie w świat roztańczonego erotyzmu zdobywał poczynając od samogwałtu. Szukał wymyślnych
sposobów na rozładowanie napięcia. Ile miał lat, gdy trzepnął sobie po raz pierwszy? Lepiej zachować to w tajemnicy. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła. On dawno znajduje się na schodku o innym numerze. Zawsze był szaleńczo nadpobudliwy. Nie mógł dać sobie rady. Dawał... i to całkiem dobrze. Powodzenia też mu nigdy nie brakowało. Głupi często ma szczęście. Pani magister Pokraka Krzywonoga, pani doktor Wieżyczka Ślepooka, lekarz psychiatra Żyrafka Płaskonosa, siostra położna Eleonora Długoręka, laryngolog Aldona Niemogęba (siostra Aldony Głośnoustej), internistka Pływaczka (też z zamiłowania) Wąskopleca, Łucja Brudnostopa, Kornelia Głuchoucha, Felicja Gru bo dupa, Kurewka Słodkocipa (Wejdź-we-mnie-a-pokażę-ci-wszystkie-te-świństwa-które-chciałbyś-zo ba czyć. A-zarażęcię-przy-tym-ca łym-paskudztwem-jakie-na-mnie-żeruje – lubiła ten przydomek), Pipetka Kwadratogłowa, Anzelma Zezowzroka, Aniela Wklęsłocyca, Żagiewka Rudo włosa (panna z dzieckiem), Topielica Siwousta (zaduszona nad Alley i wrzucona w odmęty, które nie zabrały jej daleko; sprawca został ujęty), Chałka Grzyboskóra, Jawa Garboczoła, Łatwodajka Wąskoszpara, dentystka Wiertełko Dziurozębna, pieśniarka w podrzędnych barach: Skrzypaczka Szerokopalca. Do tego nadludzkiego zjawiska dołączali też chętnie panowie, jakich świat nie widział: Leon Napoleon (daleki, odległy potomek wielkiego, mocnego cesarza), Swobodny Fotelwygodny (syn miejskiego stolarza, który pierwszorzędnie partaczył), Mokrouchy Synropuchy (zaiste była to paskuda), Szklanooki Niewysoki, Gęstobrody Rozpłodowy, Muskularny Seksanalny, Łysoczoły Niewesoły (który wyłysiał przez stosowanie zbyt częstego onanizmu, tracąc siły na ewentualnie wytoczoną walkę przeciwko łysieniu), Sinojajcy Synekzdrajcy, Moczopędny Szczawżołędny (dupek, lubiący piwo), Krzepopalcy Bezfujarcy (wystarczały mu dłonie), Bylejaki Wstrojukhaki, Japończyk Jako Tako (któremu nieprzerwanie było wszystko jedno), Trędowaty Kijdoszmaty, Cienkowłosy Chcezamoczyć (ale nigdy mu żadna nie dała), Jacekzkiły Gębomiły (poczęty na schodach burdelu w Alleystone), Niezłypalec Samurajec (Chińczyk z pochodzenia), Tomek Jelonek (często zdradzany przez żonę i kochankę). Tysiąc całusów dla ciebie, wybranko mojego serca. Chcę dostąpić zaszczytu zerżnięcia ciebie. Znowu cię posiąść. Wróć do mnie, gdy mi tylko odrosną włosy. Ściąłem je, byś wiedziała, że już cię nie kocham. Ale to nie jest prawda. Każdego wieczora myślę o tobie, gdy przykrywam swoje ciało pidżamąodziane i gdy przymykam oczy. Uwielbiam ciebie, mój pączusiu ze słodką dziurką. Moja miododajna pszczółko, moja perełko mórz południowozachodnich. Rozkwitający, świeży kwiecie. Całować cię i całować bez końca. Nimfo powstająca z wodnego łoża. Łoże, łóżeczko śmierćniosące. Dziwne, że przeważnie wszyscy przychodzimy na świat na łóżkach. Miejsce zdrady i pierwszego uniesienia w ekstazach. A po śmierci obmywają nasze ciała na leżance w szpitalu lub kostnicy. Symbol rodzenia i umierania. Kozetka – alegoria wariata. Jedno dno, unicestwienie, stawanie się. Kiełkujesz, gdy muzyka gra. Błędne koło. W oddali organy. Kameralne zacisze na strychu u sąsiadów. Wyciągnąłem klamki z obu stron, by nikt nie przeszkadzał. Albo... załatwimy to szybko, nie ma czasu – na pralce w piwnicy – okrytej całunem, by lędźwie nie obijały się bezpośrednio o metal. Chwal Boga, śpiewaj chwałę Panu [...]. Luther Street. Chodzisz dosyć wolno, ślimaczku. I dziesięć minut po trzynastej. Czy to możliwe? Nie ma co się zastanawiać. Wujek czas nie stoi w miejscu i nie czeka, nawet, gdybyś go o to prosił. Nie. W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Obmyć z siebie przeklęte grzechy, które leżą we wnętrzu duszy i odbijają się na sumieniu, które nigdy nie było czyste. Siebie umyję niedługo. Spowiedź nie wchodzi na razie w grę. Nie pamiętam wszystkiego dokładnie. A nie będę zmyślał lub dodawał. To nie w moim stylu. To nie jest odpowiednie pomieszczenie na strojenie sobie żartów – to wiem. Wybacz, Panie, że zgrzeszyłem [...]. Przez wszystkie te lata, kiedy obcowałem z Panem Bogiem i przyjmowałem go w najświętszym sakramencie, kiedy uczestniczyłem we mszy świętej, będąc w kościele pod przymusem, nakazem, bądź też z własnej woli, ceniłem najbardziej modlitwę zwaną Litanią. Wierzyłem nieustannie i głęboko, że ma ona wielką, tajemniczą moc, że może zdziałać więcej niźli jakakolwiek inna. Zawsze mnie fascynowała. Zakończenia wersetów – przeważnie takie same, niezmienne jak nasza wiara, kierowane bezpośrednio do tego, dla kogo były przeznaczone. Niczym jednakie rymy jakiegoś pobożnego, przez Boga natchnionego wieszcza. Rozmiłowuję się w interpretowaniu. Jak byś nie napisał, zawsze będzie źle. Chcesz wychwalać cebulę ponad szczypiorek – napisz o tym, nikt nie może zabronić ci wyrażania swoich uczuć. Czyż nie tak zawsze myślałem? Ale od czasu do czasu właściwym jest uczucia swoje hamować. Nie chcę przez to powiedzieć, że nigdy nie miałyby ujrzeć światła dziennego, nie od razu zachodzi jednak potrzeba, by wszystko ujawniać. Niestety nie każdy potrafi dostrzec miarę mojego talentu, którym posługuję się przy interpretowaniu. Nie każdy wie, że ilekroć zajmuję się jakimś utworem, wkładam w to całe moje serce. Tyle zaangażowania i niezliczone poświęcenia. Nikt nigdy tak naprawdę nie będzie pewny, jak dochodziłem do wniosków, które formułowałem. Sam nie jestem tego pewny. Niekiedy musiałem nadawać 83
- Page 32 and 33: poezja igor kędzierski ma kolczyki
- Page 34 and 35: ozmowa Korozja Rzeczywistości Z Ew
- Page 36 and 37: od tego zacząć, że „Rdza“ je
- Page 38 and 39: filozofia Marek Parulski Język jak
- Page 40 and 41: językowe potrzeby i możliwości.
- Page 42 and 43: mogłoby jedynie pozytywnie zaświa
- Page 44 and 45: Kręgi Boli mnie. Krzyż. W środku
- Page 46 and 47: ecenzje Z opowiadania tytułowego d
- Page 48 and 49: ecenzje przed jakąkolwiek jednozna
- Page 50 and 51: ecenzje wspomnień na nowo przynies
- Page 52 and 53: ecenzje Przystupę, ma dziewiętna
- Page 54 and 55: ecenzje Nina Olszewska Ocalić od z
- Page 56 and 57: ecenzje „pasikonik usiadł na szy
- Page 58 and 59: ecenzje „Słownik” jest więc n
- Page 60 and 61: ecenzje omówienie konfrontacji Aus
- Page 62 and 63: ecenzje nie może pisać o sobie w
- Page 64 and 65: ecenzje Kobieta wychodzi za mąż i
- Page 66 and 67: ecenzje pierwowzór Zosi z „Wesel
- Page 68 and 69: ecenzje Wydana na świecie w 1998 r
- Page 70 and 71: według określonego klucza. Stąd
- Page 72 and 73: poezja Wiktoria Klera OKNA NAD MONO
- Page 74 and 75: O wielu homoerotycznych twórcach m
- Page 76 and 77: to rodzaj błazeństwa maskującego
- Page 78 and 79: poezja Agata Chmiel błękitna raps
- Page 80 and 81: proza Arkadiusz Łuba VIATOR (fragm
- Page 84 and 85: swoim strumieniom myślowym inne ki
- Page 86 and 87: poezja Piotr Rowicki mała miss nie
- Page 88 and 89: ecenzje Jarosław Czechowicz Dużo
- Page 90 and 91: ecenzje Nina Olszewska Kiedy treś
- Page 92 and 93: ecenzje Anita Frankowiak Oswajanie
- Page 94 and 95: ecenzje Anna Rau Definicja zmartwyc
- Page 96 and 97: ecenzje Urszula Bielas Mroki (nie)s
- Page 98 and 99: ecenzje Zjednoczonych. Polskiego cz
- Page 100 and 101: ecenzje bagna za własne włosy. Do
- Page 102 and 103: ecenzje Anna Brzezińska Ostrożnie
- Page 104 and 105: ecenzje Joanna Chłosta-Zielonka An
- Page 106 and 107: ecenzje „Tamci nie podnoszą na s
- Page 108 and 109: ecenzje nie za sprawą podziału ś
- Page 110 and 111: ecenzje w percepcji poetki: smak, d
- Page 112 and 113: ecenzje strumień świadomości ni
- Page 114 and 115: ecenzje Bernadetta Darska Nałóg z
- Page 116 and 117: poezja Milena Kubisz NIEKOMÓRKA OB
- Page 118 and 119: Krappem. Powiedziała, że teraz. P
- Page 120 and 121: zamroczeniu już ostatecznym bywał
- Page 122 and 123: jak mu ubezwłasnodzielnienie nakaz
- Page 124 and 125: i zewnętrzności, nie, powiedział
- Page 126 and 127: poezja Jacek Uglik to zawsze jest o
- Page 128 and 129: całości jeszcze bardziej biblijny
- Page 130 and 131: dla mnie to zawsze jest i było jak
koronką obszyte majteczki, wrzuciła<br />
do rzeki. Materiał plisowanej<br />
spódnicy podciągnęła tam, gdzie<br />
kończyły się uda. Pogniotła się, ale<br />
podzieliła się widokiem czarnego,<br />
czystego klejnotu. Skórka drażniła<br />
go. Zdławiony okrzyk i och, poczuł<br />
zapach świeżych rybek, mączny<br />
odór. I ach, poruszył się, ręką do<br />
ust i woda, chlupot miękki, śliski,<br />
ociekający. Wsiąkało, kleiste, ciepłe,<br />
przyjemne. A Kitty Waltz, gdyż<br />
to ona zanurzyła swój środkowy<br />
palec tam, gdzie znajdował się<br />
język, teraz spocony, ślinąowiany, a<br />
następnie przesunęła wzdłuż uda ku<br />
górze i zagłębiła go tam, gdzie... O<br />
tak i tak i ach. Nie przeszkadzało.<br />
Przyszło jej na myśl, że to śliski<br />
węgorz zaplątany w wodorostach i<br />
tak i ach i mokro. Kisielowata papka<br />
wokół palca spływała w. U nóg<br />
zakwitały stokrotki – śnieżnobiałe,<br />
mocne, odważne. Uśmiech i krople<br />
wysychającej rosy. Śmiech przez<br />
łzy i ach, czy tylko tyle? Wstała, by<br />
zawiązać sznurowadło. Impuls został<br />
zarejestrowany. Skurcz wokół dziurki.<br />
Zacisnęła pośladki, rozluźniła i ach,<br />
cóż za ulga, i zamknął zeszyt, i skupił<br />
się na chcącej odejść. I nie mógł<br />
jej zatrzymać. Niezdara; i poszła i<br />
och. I wprost do nieba uleciał zeń<br />
z nieopisywanym dotychczas przez<br />
nikogo dźwięk, którego nie sposób<br />
powtórzyć. A ona już była daleko,<br />
a kamienny młody bożek miłości<br />
uśmiechał się zadziornie, a kuranty<br />
na ratuszowej wieży obwieściły<br />
światu, że kolejny z kolejnych<br />
kwadrans minął i nie będzie mógł<br />
zostać zatrzymany.<br />
To było coś, co przeżył<br />
po raz pierwszy, a czego nie<br />
będzie mu dane zapomnieć.<br />
Irytująca, dreszczwywołująca<br />
substancja. Materia z materiałem<br />
genetycznym. Wesoło oddawałby<br />
ją do odpowiednich pojemników<br />
w odpowiednim miejscu. Z drugiej<br />
strony, nie chciał i nie był do tego<br />
zupełnie przekonany, czy chce, aby<br />
po kilku latach lub dziesiątkach<br />
lat okazało się, że któryś z<br />
napotkanych młodzieńców lub<br />
miesiączkujących dziewcząt było<br />
istotą wyrosłą z nasienia, które on<br />
zasiał. Tak, chciałby mieć rodzinę,<br />
pragnął tego, ale nie w umykającym<br />
82<br />
teraz momencie. Nie czuł się na siłach do podejmowania tak<br />
olbrzymiego wysiłku, który spadłby mu wtedy na kark, zwalił na<br />
głowę. Nie sądził też, że mógłby być wiernym jednej kobiecie.<br />
Był święcie przekonany, że może być wiernym więcej niż tylko<br />
jednej. Poczuł się jak tani chłystek, nic nie warty szczyl, jak<br />
jakiś oszust, tani chłopiec do dupczenia za brudne pieniądze<br />
zasyfionych kobietek ulicy. Męska kurewka. Pomyślał o swoim<br />
wyglądzie. Wiedział, że jest przystojny i że one na niego lecą.<br />
Sam przycinał zawsze swoje baczki, które mierzyły równo<br />
dziewięć centymetrów długości i cztery centymetry szerokości<br />
i nie przekraczały tych wymiarów nigdy. Tak pasowało mu<br />
najlepiej. Lubił za to eksperymentować z włosami. Raz<br />
pozwalał im rosnąć, to znów przycinał je. One wszystkie to<br />
lubiły. Mówiły, że to go odnawia i odmładza. Ukazywał im się<br />
w różnych wydaniach i to nie było złe. One też szukały czegoś<br />
nowego, stanowiło to dla nich urozmaicenie monotonii życia<br />
i jednostajności dnia. Nic nie było przeszkodą. Można było<br />
otrzymać to, na co się miało ochotę i było to tak blisko.<br />
Martin nie brał sobie do serca dobrych rad swoich<br />
przyjaciół. O niektórych zdarzało mu się często zapominać.<br />
Zawsze uważał, że oni za dużo od niego wymagają. Że chcą,<br />
by był tylko na ich zawołanie, zawsze gotowy, że niby go<br />
chcieli sobie podporządkować. A on miał się za wielkiego<br />
indywidualistę i oryginała. Nie takim jednak był. Chętnie<br />
wykorzystywał wypowiedzi swoich dobrych i najlepszych<br />
kolegów. Wplatał je w swoje przemyślenia, a szczególnie<br />
wtedy, gdy otaczały go dziewczęta. Sam nie umiał zabłysnąć<br />
– korzystał więc z tego, co przed nim wypowiedzieli inni. Z<br />
zupełną beztroską podszywał się pod cudze zdania. Wiele<br />
razy powtarzał tym, których traktował jak dobrych kumpli, że<br />
ma swój własny świat. Na nikogo, prócz tych, na których mu<br />
zależało, nie zwracał uwagi. Kompletna ignorancja. Niektórzy<br />
wiedzieli, o co tu chodziło. Chciał być najwyżej pod każdym<br />
względem. Nie zaprzeczał, nie wzdychał. Nie miał chęci brudzić<br />
sobie rąk całym stadem maluczkich, którzy, w jego mniemaniu,<br />
nie dorastali mu do pięt. Każdy chce być lubiany i podziwiany,<br />
ale nie za taką cenę i wespół z takimi metodami. Nie pogardą,<br />
nie strachem, nie zniewoleniem. Nigdy nie był spontaniczny,<br />
o czym tak często i tak głośno mówił. Nie rozumiał innych.<br />
Ale prawdziwym problemem było to, że nie mógł rozgryźć<br />
siebie – zrobili to za niego inni, zanim się zorientował, nim się<br />
spostrzegł. Było jednak za późno na jakiekolwiek gruntowne<br />
zmiany. Nie mógł już ukryć swojej maski. On rozczulał się<br />
nad sobą. Ogłaszał światu, że jest samotny, że nikogo nie ma.<br />
Wszyscy mieli go kochać, ale być też niemalże jego poddanymi.<br />
Wtedy czułby się chyba jak właściwy człowiek na właściwym<br />
miejscu – najlepiej. Szlachcic Blackknight. Pretendent do tronu<br />
królewskiego. Obrzezany cesarz narodów. Prorok w jaśniejącej<br />
szacie. Ciało sprawiedliwe, majestatyczny majestat, doskonała<br />
niedoskonałość. Jego Wysokość Pryncypał, używający dobrego,<br />
ale nieskutecznego, płynu na pryszcze. Przebadałeś się, zrobiłeś<br />
testy na kiłę? Czas pokaże, czy pryszczyca ustąpiła miejsca<br />
hemoroidom. Żylaki? Ależ tak, w odbycie. Dlaczego? Tego<br />
nie wie nikt. Złośliwość ustalona odgórnie? Możliwe, lecz nie<br />
byłbym zbyt pewnym siebie. Traci się na tym. Niekiedy nie<br />
wiadomo, jak wiele.<br />
Cnotę stracił bardzo dawno temu. Pod prysznicem, przyłapany.<br />
Wtajemniczenie w świat roztańczonego erotyzmu<br />
zdobywał poczynając od samogwałtu. Szukał wymyślnych