recenzje - Portret

recenzje - Portret recenzje - Portret

portret.org.pl
from portret.org.pl More from this publisher
02.10.2014 Views

ecenzje omówienie konfrontacji Auschwitz z u m y s ł e m” (Pwik, 24) i choć „Powstała przerywana rozważaniami osobista spowiedź” (Pwik, 20), to jest to jednocześnie dokumentarne świadectwo pobytu intelektualisty w „miniaturze państwa totalitarnego”, jakim był obóz koncentracyjny. Nie buduje Améry kontekstu politycznospołecznego i historycznego. „Mogę wyjść tylko i wyłącznie od mojej własnej sytuacji więźnia, który głodował, ale nie był zagłodzony, którego bito, ale którego jeszcze nie zabito, który miał na ciele rany, ale nie śmiertelne…” (Pwik, 38) – pisze. Tłem jest funkcjonowanie umysłu człowieka wykształconego, świadomego uczestnika europejskiej (w szczególności niemieckiej!) spuścizny kulturowej, tego, który myśli i mówi „cytatami”, którego skojarzenia biegną w stronę literatury, muzyki, malarstwa, filozofii…, którego świadomość związana jest intelektualną grą językową (dla której zresztą nie ma w Auschwitz odniesienia). Dla tak przygotowanego do życia człowieka rzeczywistość obozu stała „w nazbyt brutalnym przeciwieństwie do wszystkiego, co uważał on dotychczas za możliwe i czego w jego rozumieniu należałoby spodziewać się po człowieku” (Pwik, 40). Nie zamierzam wchodzić w polemikę, czy dla np. analfabety albo mniej wykształconego obóz był doświadczeniem mniej szokującym. Po prostu nie wiem tego, ale przyjmuję do wiadomości, że tak właśnie rzecz się miała wedle jego oglądu. Przyjmuję do wiadomości, że intelektualista nie mógł wykorzystać języka, którym władał do tej pory, a nowy „nie przechodził mu przez gardło” i w ten sposób był „języka pozbawiony” („Słowo umiera wszędzie tam, gdzie jakaś rzeczywistość zawłaszcza wszystko”, Pwik, 61), że pozostawał na obrzeżach obozowej hierarchii jako najmniej przystosowany, a w każdym razie zdecydowanie mniej niż ktoś, kto posługiwał się knajackim slangiem. Przyjmuję do wiadomości te refleksje Améry`ego, choć nie wiem, co z nimi zrobić. Czy mam bardziej współczuć 60 intelektualiście? Uznać, że jego bieda większa? Tego nie potrafię. Nie potrafię bardziej współczuć Améry`emu niż np. bohaterowi Borowskiego czy Grzesiuka. Pisze Améry: „Jakie na przykład było w Auschwitz stanowisko człowieka intelektu wobec śmierci?” (Pwik, 51) i dalej: „Człowiek intelektu, a zwłaszcza intelektualista wyrosły na gruncie niemieckiego wykształcenia, nosi w sobie takie właśnie estetyczne wyobrażenie śmierci” (Pwik, 53) 2 . Cóż, nie sądzę, by ktokolwiek „nosił w sobie” inne niż estetyczne wyobrażenie śmierci, a to dlatego, że innego wyobrażenia po prostu nie ma. Z pewnością określają nas różne estetyki, ale nie wiem, dlaczego estetyka – „zwłaszcza intelektualisty” – miałaby w sposób bardziej dramatyczny wpływać na jego sytuację. I to jest moment w lekturze Améry`ego najmniej mnie przekonujący. Nie wiem też, czy Améry nie wprowadził w ten sposób jakiegoś sztucznego podziału (też nie umiem zrozumieć, po co to wartościowanie cierpienia). Z pewnością cierpimy różnie, mamy też różne języki do wypowiedzenia świata, który zawsze jest światem osobnym, zawsze w pewnym stopniu skazuje nas na alienację. Ale to są oczywistości. We mnie pozostał niepokój, że Améry „domaga się” więcej współczucia, łez, wstydu… za intelektualistę. A ja i jemu, i każdemu innemu więźniowi każdego totalitaryzmu, oddaję ich tyle samo, choć rozumiem, że sposób przeżywania swojego losu był w obozie różny. Bardziej zafrapowało mnie przekonanie Améry`ego, że wywalczonej wolności nie można być pewnym, że wolność (demokracja…) jest wartością zadaną, a nie tylko zdobytą. I tu naprawdę rozumiem nieufność Améry`ego, podejrzliwość i wyostrzoną czujność na wszelkie oznaki politycznych nadużyć. „Wyszliśmy z obozu obnażeni, obrabowani, spustoszeni, zdezorientowani – i jakże długo trwało, zanim od nowa nauczyliśmy się powszechnego języka wolności. Do dziś zresztą używamy go, czując się przy tym nieswojo i nie do końca wierząc w jego ważność” (Pwik, 60). To tu pozostaję bliska Améry`emu, choć moja podejrzliwość wypływa z jeszcze innych niż obozowe źródeł… Poruszające są refleksje Améry`ego dotyczące doświadczania sytuacji granicznych, na przykład tortur. Tym bardziej, że ten sposób działań nie dotyczy wyłącznie systemów totalitarnych. Mieliśmy niedawno do czynienia z informacjami o torturach więźniów w Guantanamo, w krajach byłej Jugosławii, w Ruandzie... wciąż jest wiele miejsc, w których tortury są dopuszczalnym sposobem zachowania, mimo że, jak pisze Améry: „…tortury to najstraszniejsze wydarzenie, jakie może nosić w sobie człowiek” (Pwik, 65). Analizując siebie wtedy (podczas tortur) i tych, którzy go katowali, wysnuwa wniosek następujący: „Nie ma bowiem czegoś takiego jak ‘banalność zła’…” (Pwik, 72), tym samym wchodzi w polemikę z Hannah Arendt. Dla Améry`ego zło nie może być banalne, bo konsekwencją fizycznego łamania przez drugiego (ale jak rozumiem też psychicznego i każdego innego rodzaju przemocy) jest „egzystencjalny akt eksterminacji” (Pwik, 78), a tam, gdzie mamy do czynienia z eksterminacją, tam nie ma i nie może być mowy o banalności. „Nic więcej nie 2 „Śmierć nie nosi kryzy, nie jest też piękną ciemnowłosą kobietą imieniem Maria Casarès z Orfeusza Cocteau, lecz pustą niewiadomą”. Tak pisze w eseju o samobójstwie Améry (Os, 119). Tym skrótem odsyłam do książki: J. Améry, O starzeniu się. Bunt i rezygnacja. Podnieść na siebie rękę. Dyskurs o dobrowolnej śmierci, przełożył i przedmową poprzedził Bogdan Baran, Czytelnik, Warszawa 2007, cyfry wskazują stronę.

ecenzje da się powiedzieć. Pod względem jakościowym odczucia są tyleż nieporównywalne, co nieopisywalne. Określają granice możliwości przekazu werbalnego” (Pwik, 87). I te fragmenty, które świadczą o bezradności w przekazywaniu doświadczenia, które leżało „w nazbyt brutalnym przeciwieństwie do wszystkiego, co uważał on dotychczas za możliwe i czego w jego rozumieniu należałoby spodziewać się po człowieku” (Pwik, 40), to najbardziej poruszające, ale i najbardziej optymistyczne świadectwo Améry`ego. Bo oznacza, że człowiek nie wypracował („nie dorobił się”) leksyki służącej nazywaniu tego okrucieństwa jednych przeciwko drugim, że wciąż „brakuje słów”. Oczywiście wiąże się z tym i takie niebezpieczeństwo, że to jakiś unik, sposób ominięcia odpowiedzialności – „nie ma słów”, „nie ma doświadczenia” – „nie ma problemu”. Oczywiście pisma – między innymi – Améry`ego zaprzeczają tym obawom. Nie ma słów, ale ich szukamy, nazywamy, bierzemy pod uwagę, myślimy… Jego esej o przymusie i niemożności bycia Żydem – to fascynujące studium Innego, ale nie tylko Innego w społeczeństwie, też Innego, którego mam w sobie samym: „Stajemy się ja i nie-ja” (Os, 67). To doskonała analiza tego, jak społeczeństwo określa to, kim jesteśmy. Nasze osobiste wybory są ograniczone i najczęściej nie należą do nas samych: „Po przeczytaniu ustaw norymberskich nie byłem bardziej Żydem niż pół godziny wcześniej. Rysy twarzy nie stały się bardziej śródziemnomorsko-semickie, mój system skojarzeń nie wypełnił się nagle jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki hebrajskimi odniesieniami, świąteczna choinka nie zmieniła się magicznie w siedmioramienny świecznik. Jeśli wydany na mnie przez społeczeństwo wyrok miał jakiś wymierny sens, to jedynie taki, że od tej pory narażony byłem na śmierć” (Pwik, 192). Ojczyzna, bycie człowiekiem, role, jakie spełniamy, religie, jakie wyznajemy – to zadania do wykonania na życzenie świata, który zastaliśmy. I czasem naprawdę nie można nic innego, jak tylko się poddać jego wymaganiom i trwać solidarnie z tymi, których świat tym razem postanowił nie oszczędzać. Kolejna książka przedstawia dwa dyskursy na tematy równie trudne do przemyślenia. Starość i samobójstwo. Wiele spostrzeżeń jest tu niezwykle aktualnych. Myślę nawet, że czas wyostrzył niektóre z problemów. Dla „starego” nie ma miejsca. Améry analizuje tę wielką nieobecność w różnych aspektach. I zawsze wychodzi mu jedno – że wobec starości istnieje tylko jeden sposób reagowania – represja. Jego analiza starości zdecydowanie odbiega od tego, co przedstawił Ryszard Przybylski w „Baśni zimowej”. To bardziej studium psychologiczne, antropologiczne, socjologiczne i filozoficzne. Wartością pozostaje, że jest to jednocześnie esej dekonstruujący nasze wyobrażenia dotyczące starości. Jak napisał we wstępie Améry: „Rzeczy, które się ciągle proponuje starzejącemu się, aby mógł się uporać ze swoją klęską, a nawet wynieść z niej jakieś wartości – szlachetność rezygnacji, dojrzałą mądrość, późne ukojenie – wydały mi się poniżającym oszustwem, przeciw któremu musiałem protestować każdą linijką” (Os,18). I w tym tekście powtarza się antyesencjonalne myślenie. Starość nie pojawia się w momencie naszej decyzji o poczuciu bycia starym – to społeczeństwo decyduje, kiedy nam przypisać łatkę starości, kiedy wyrzucić poza swój nawias (bo Améry nie ma wątpliwości, że starość to postępująca marginalizacja): „Nie umieramy więc od chwili, w której się urodziliśmy. Społeczeństwo najwyraźniej wyczuwa, kiedy ktoś przestaje być zdolny do nadążania za biegiem jego kultury” (Os, 10). Żyjemy w świecie, gdzie nie ma już starości, która byłaby synonimem mądrości. „Wiekowego mędrca zastąpił emeryt” (Os, 9). Jego układanie się z czasem, własnym ciałem, społeczeństwem, kulturą jest bez-nadziejne, Jak zauważa autor – „dom starców nadziei nie daje” (Os, 12) i w tym sensie doświadczenie starości jest bardziej ostateczne niż doświadczenie obozu. Améry wchodzi też w dyskusję z Freudem, Heideggerem… Życie nie może być sein zum Tode, nie jest też „dopełnieniem sensu”, gdyż „…jest ona [śmierć] niczym. Śmierć nie ratuje nam przyszłości jako wymiaru czasowego. (…) Śmierć znosi sens wszelkiej przyszłości” (Os, 36). Zmierzyć się ze starością, która otwiera wrota dla ostatecznego absurdu naszego życia – to, doprawdy, heroiczne i w tym wypadku także wielce udane przedsięwzięcie. A wyakcentowanie wieku społecznego jako „właściwego” pola problematyki starości jest bardzo celnym przesunięciem akcentu tej analizy. Kolejny rozdział dotyczy problemu samobójstw i jest – jak sądzę – dopełnieniem tego, czym w sposób „naukowy” zajmuje się suicydologia – dział psychiatrii badający samobójstwa oraz próby samobójcze. To poruszający tekst, niezwykle wnikliwy. Napisany w roku 1968, został wydany w 1976. Dwa lata później Améry sam podnosi na siebie rękę. Wielu czytelników dziwiło się, że ten, który przeżył Holocaust, obóz, faszyzm, nędzę mało poczytnego intelektualisty, wybierze dobrowolną śmierć. Omawiany esej miał służyć ilustracji życiowego wyboru planowanego kilkanaście lat wcześniej. Szukano potwierdzenia, że myśli w nim zawarte są gloryfikacją samobójstwa. Tymczasem sam Améry, jakby uprzedzając zarzuty, pisze: „Występuję więc przeciw rozumowi i popieram samobójców? Dziecinny zarzut” (Os, 159). I uważnemu czytelnikowi udziela odpowiedzi. Nawet jeśli o sobie w czasie tortur nie pisze jak o bohaterze, tak samo 61

ecenzje<br />

omówienie konfrontacji Auschwitz<br />

z u m y s ł e m” (Pwik, 24) i choć<br />

„Powstała przerywana rozważaniami<br />

osobista spowiedź” (Pwik, 20), to<br />

jest to jednocześnie dokumentarne<br />

świadectwo pobytu intelektualisty w<br />

„miniaturze państwa totalitarnego”,<br />

jakim był obóz koncentracyjny. Nie<br />

buduje Améry kontekstu politycznospołecznego<br />

i historycznego. „Mogę<br />

wyjść tylko i wyłącznie od mojej<br />

własnej sytuacji więźnia, który<br />

głodował, ale nie był zagłodzony,<br />

którego bito, ale którego jeszcze<br />

nie zabito, który miał na ciele rany,<br />

ale nie śmiertelne…” (Pwik, 38) –<br />

pisze. Tłem jest funkcjonowanie<br />

umysłu człowieka wykształconego,<br />

świadomego uczestnika europejskiej<br />

(w szczególności niemieckiej!)<br />

spuścizny kulturowej, tego, który<br />

myśli i mówi „cytatami”, którego<br />

skojarzenia biegną w stronę<br />

literatury, muzyki, malarstwa,<br />

filozofii…, którego świadomość<br />

związana jest intelektualną grą<br />

językową (dla której zresztą nie ma<br />

w Auschwitz odniesienia). Dla tak<br />

przygotowanego do życia człowieka<br />

rzeczywistość obozu stała „w<br />

nazbyt brutalnym przeciwieństwie<br />

do wszystkiego, co uważał on<br />

dotychczas za możliwe i czego<br />

w jego rozumieniu należałoby<br />

spodziewać się po człowieku” (Pwik,<br />

40). Nie zamierzam wchodzić w<br />

polemikę, czy dla np. analfabety<br />

albo mniej wykształconego<br />

obóz był doświadczeniem mniej<br />

szokującym. Po prostu nie wiem<br />

tego, ale przyjmuję do wiadomości,<br />

że tak właśnie rzecz się miała<br />

wedle jego oglądu. Przyjmuję do<br />

wiadomości, że intelektualista nie<br />

mógł wykorzystać języka, którym<br />

władał do tej pory, a nowy „nie<br />

przechodził mu przez gardło” i w<br />

ten sposób był „języka pozbawiony”<br />

(„Słowo umiera wszędzie tam, gdzie<br />

jakaś rzeczywistość zawłaszcza<br />

wszystko”, Pwik, 61), że pozostawał<br />

na obrzeżach obozowej hierarchii<br />

jako najmniej przystosowany, a<br />

w każdym razie zdecydowanie<br />

mniej niż ktoś, kto posługiwał się<br />

knajackim slangiem. Przyjmuję do<br />

wiadomości te refleksje Améry`ego,<br />

choć nie wiem, co z nimi zrobić.<br />

Czy mam bardziej współczuć<br />

60<br />

intelektualiście? Uznać, że jego bieda większa? Tego nie<br />

potrafię. Nie potrafię bardziej współczuć Améry`emu niż np.<br />

bohaterowi Borowskiego czy Grzesiuka. Pisze Améry: „Jakie<br />

na przykład było w Auschwitz stanowisko człowieka intelektu<br />

wobec śmierci?” (Pwik, 51) i dalej: „Człowiek intelektu, a<br />

zwłaszcza intelektualista wyrosły na gruncie niemieckiego<br />

wykształcenia, nosi w sobie takie właśnie estetyczne<br />

wyobrażenie śmierci” (Pwik, 53) 2 . Cóż, nie sądzę, by ktokolwiek<br />

„nosił w sobie” inne niż estetyczne wyobrażenie śmierci, a to<br />

dlatego, że innego wyobrażenia po prostu nie ma. Z pewnością<br />

określają nas różne estetyki, ale nie wiem, dlaczego estetyka<br />

– „zwłaszcza intelektualisty” – miałaby w sposób bardziej<br />

dramatyczny wpływać na jego sytuację. I to jest moment w<br />

lekturze Améry`ego najmniej mnie przekonujący. Nie wiem też,<br />

czy Améry nie wprowadził w ten sposób jakiegoś sztucznego<br />

podziału (też nie umiem zrozumieć, po co to wartościowanie<br />

cierpienia). Z pewnością cierpimy różnie, mamy też różne języki<br />

do wypowiedzenia świata, który zawsze jest światem osobnym,<br />

zawsze w pewnym stopniu skazuje nas na alienację. Ale to są<br />

oczywistości. We mnie pozostał niepokój, że Améry „domaga<br />

się” więcej współczucia, łez, wstydu… za intelektualistę. A ja<br />

i jemu, i każdemu innemu więźniowi każdego totalitaryzmu,<br />

oddaję ich tyle samo, choć rozumiem, że sposób przeżywania<br />

swojego losu był w obozie różny. Bardziej zafrapowało mnie<br />

przekonanie Améry`ego, że wywalczonej wolności nie można<br />

być pewnym, że wolność (demokracja…) jest wartością zadaną,<br />

a nie tylko zdobytą. I tu naprawdę rozumiem nieufność<br />

Améry`ego, podejrzliwość i wyostrzoną czujność na wszelkie<br />

oznaki politycznych nadużyć. „Wyszliśmy z obozu obnażeni,<br />

obrabowani, spustoszeni, zdezorientowani – i jakże długo<br />

trwało, zanim od nowa nauczyliśmy się powszechnego języka<br />

wolności. Do dziś zresztą używamy go, czując się przy tym<br />

nieswojo i nie do końca wierząc w jego ważność” (Pwik, 60).<br />

To tu pozostaję bliska Améry`emu, choć moja podejrzliwość<br />

wypływa z jeszcze innych niż obozowe źródeł…<br />

Poruszające są refleksje Améry`ego dotyczące<br />

doświadczania sytuacji granicznych, na przykład tortur.<br />

Tym bardziej, że ten sposób działań nie dotyczy wyłącznie<br />

systemów totalitarnych. Mieliśmy niedawno do czynienia<br />

z informacjami o torturach więźniów w Guantanamo, w<br />

krajach byłej Jugosławii, w Ruandzie... wciąż jest wiele miejsc,<br />

w których tortury są dopuszczalnym sposobem zachowania,<br />

mimo że, jak pisze Améry: „…tortury to najstraszniejsze<br />

wydarzenie, jakie może nosić w sobie człowiek” (Pwik, 65).<br />

Analizując siebie wtedy (podczas tortur) i tych, którzy go<br />

katowali, wysnuwa wniosek następujący: „Nie ma bowiem<br />

czegoś takiego jak ‘banalność zła’…” (Pwik, 72), tym samym<br />

wchodzi w polemikę z Hannah Arendt. Dla Améry`ego zło nie<br />

może być banalne, bo konsekwencją fizycznego łamania przez<br />

drugiego (ale jak rozumiem też psychicznego i każdego innego<br />

rodzaju przemocy) jest „egzystencjalny akt eksterminacji”<br />

(Pwik, 78), a tam, gdzie mamy do czynienia z eksterminacją,<br />

tam nie ma i nie może być mowy o banalności. „Nic więcej nie<br />

2 „Śmierć nie nosi kryzy, nie jest też piękną ciemnowłosą<br />

kobietą imieniem Maria Casarès z Orfeusza Cocteau, lecz pustą<br />

niewiadomą”. Tak pisze w eseju o samobójstwie Améry (Os, 119).<br />

Tym skrótem odsyłam do książki: J. Améry, O starzeniu się. Bunt i<br />

rezygnacja. Podnieść na siebie rękę. Dyskurs o dobrowolnej śmierci,<br />

przełożył i przedmową poprzedził Bogdan Baran, Czytelnik, Warszawa<br />

2007, cyfry wskazują stronę.

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!