recenzje - Portret
recenzje - Portret recenzje - Portret
ecenzje Bernadetta Żynis Zabraniam tego panu, czyli słów parę o pisaniu Erica-Emmmanuela Schmitta Eric-Emmanuel Schmitt dał się poznać jako autor „Moich Ewangelii”, „Pana Ibrahima i kwiatów Koranu”, „Oskara i pani Róży”, „Ewangelii według Piłata”, sztuki „Małe zbrodnie małżeńskie”… Pierwszą przeczytaną przeze mnie książką tego autora był „Oskar i pani Róża” – wzruszająca opowieść o trudnej sztuce umierania – tym trudniejszej, że dotyczącej chłopca, którego nie potrafi ani zrozumieć, ani mu pomóc, nikt z najbliższego otoczenia. Później sięgałam po kolejne książki Schmitta – i z każdą było trochę gorzej. Po „Przypadku Adolfa H.” raczej zrezygnuję z lektury dzieł tego pisarza. Ta książka nie podobała mi się. O tym, dlaczego, napiszę niżej. Spokojna, że mogę być krytyczna za samym przyzwoleniem autora, który, w dołączonym do „Przypadku Adolfa H.” dzienniku, odnotował: „Jeżeli chodzi o mnie, zakończyłem projekt. To, czy się spodoba, czy nie, niewiele mnie obchodzi, nie było to moim celem”. Co prawda zaraz niżej mnie postraszył: „W moim otoczeniu ci, którzy odrzucają tę książkę, w rzeczywistości odrzucają samą jej ideę. Ich strata” (s. 475). Zaryzykuję jednak. Nie ideę odrzucając (choć trudno wskazać jednoznacznie, czy miałoby nią być przekonanie, że „Hitler jest w każdym z nas” – toż to już banalne – czy też, że naszym życiem kieruje przypadek, czy też, że kobiety są ratunkiem dla tego świata, choć nie dla głupich mężczyzn). Chciałabym raczej pokazać, że Schmitt w mistrzowski sposób (i to nie komplement) uprościł rzeczywistość (świat, człowieka, naszą psychikę…). Otóż pisarz bazuje na stawianiu „podstawowych” pytań filozoficznych (z wykształcenia jest filozofem), a odpowiedzi na nie ilustruje 146 odpowiednimi powiastkami. W ten sposób jego powieści, opowiadania, sztuki, stają się filozoficznymi przypowieściami, parabolami, uniwersalnym przekazem-pouczeniem na temat dobra, zła, tolerancji, cierpienia, choroby, śmierci, miłości… Każdy może wpisać w czytany tekst swoje doświadczenie, gdyż są one budowane na takim poziomie ogólności, że potrafią objąć doświadczenie „każdego”. Przyjemność czytania polega zaś także na tym, że w książkach odnajdujemy „swoje” życie, doświadczenie, myśli…, że potrafimy utożsamić się w jakimś stopniu z bohaterami. W ten sposób literatura świetnie sprawdza się też w funkcjach terapeutycznych i dydaktycznych. Schmitt właśnie takie zadania stawia uprawianej przez siebie twórczości: „moje książki mają funkcję terapeutyczną. Służą temu, by życie było lepsze, bardziej intensywne, radosne. Dla mnie celem pisania jest nie tylko tworzenie literatury, ale ubogacenie życia moich czytelników. Przecież ja sam też czytam książki, by znaleźć odpowiedź na nurtujące mnie egzystencjalne pytania. [...] Piszę, by pomóc innym” 1 . Pomijam, czy autodiagnoza autora jest celna, czy też stanowi jedynie wyraz pobożnego życzenia. Z pewnością jednak coś z owych pragnień „naprawiania świata” i „natchnienia nadzieją” można by także w „Przypadku Adolfa H.” odnaleźć. Dokładniej – niektórzy z czytelników mogliby odnaleźć, jeśli im właśnie na tak pojmowanej literaturze zależy i jeśli chcą jej w taki właśnie sposób używać. „Przypadek Adolfa H.” (książka ta, ale i te wcześniejsze) nie komplikuje nazbyt rzeczywistości – ta jest wyłuszczona w sposób możliwie prosty, przejrzysty i jasny. Nic nie zakłóca odbioru. Jeśli jesteśmy zwolennikami prozy wehikularnej, „przezroczystej”, Schmitt powinien nas usatysfakcjonować. Kiedy serwuje opisy Hitlera (pełnego nazwiska używa w tych fragmentach, które dotyczą historycznej postaci), nie skąpi negatywnie wartościujących epitetów. „Kościsty wygląd, wielkie stopy i małe dłonie” (s. 10). Hitler od początku do końca prowadzony jest w taki sposób, by wzbudzić odrazę. Żadnego zrozumienia, litości, współczucia. Jest to tym bardziej dziwne, że w dzienniku odnotowującym „postępy” nad powieścią, Schmitt sprawia wrażenie pisarza, który zdaje sobie sprawę, że człowiek jest całością skomplikowaną wewnętrznie, niejednoznaczną: „Błąd, jaki popełniamy w stosunku do Hitlera, polega na tym, że traktujemy go jako wyjątkowe indywiduum, wykraczającego poza normę potwora, nieporównywalnego barbarzyńcę. [...] To mógłbyś być ty, to mógłbym być ja. Kto wie zresztą, czy jutro nie będziesz ty albo ja? Kto może uznać, że jest na zawsze impregnowany? Impregnowany na fałszywe rozumowanie, na uproszczenia, na upór albo na zło zadawane w imię tego, 1 Eric-Emmanuel Schmitt w rozmowie z Małgorzatą Matuszewską. Cytat za: http://www.teatry.art.pl/!rozmowy/mialemi.htm Też w: „Gazeta Wyborcza”, 5. września 2005 r.
ecenzje co uważamy za dobro?” (s. 451). (Swoją drogą, ciekawe, czy Schmitt słyszał o wystawie Uklańskiego „Naziści”. Pewnie nie, bo nie mógłby tak autorytarnie osądzać, co myślimy o Hitlerze). W samej powieści jest konsekwentny w budowaniu jednostronnego, czarnego PR Hitlera. Nie muszę dodawać, że Adolf H. (tak nazywany jest Hitler w wersji spełnionego malarza, męża, kochanka, ojca, przyjaciela, nauczyciela, mędrca…) rysowany jest za pomocą epitetów sprzyjających pozytywnemu odbiorowi bohatera. „…jakieś nowe światło tliło się w jego źrenicach, jakiś blask bez precedensu. Wpatrywał się w tę twarz z upodobaniem, jakby sam na siebie pozował, oglądał siebie oczami przyszłości, Adolf H., wielki malarz…” (s. 13); a to wszystko w chwili, gdy „żółty płyn polewał fajans, Adolf sikał obficie, czuł się odporny na ciosy” (s. 13). Tak, już z tego fragmentu mężczyźni mogą się dowiedzieć, skąd czerpać poczucie mocy… Gwoli usprawiedliwienia trzeba dodać, że postać Adolfa H. jest rozwojowa. Zapowiada się na niezłego egoistę, bezwzględnego cynika i nihilistę. W zamiarze autora było pokazać, jak pozytywnie udaje mu się pokonać wszelkie ograniczenia, kompleksy, pułapki dziecięcej psychiki, ciemnej strony naszej jaźni (i, prawdopodobnie, przekonać odbiorcę, że taki pozytywny rozwój jest możliwy, a żadne geny nas nie determinują). Gdy Adolf H. odkrywa, iż ma „kłopoty” z kobietami (mdleje na widok ich nagości), pisze list z prośbą o pomoc do lekarza domowego. Ten natychmiast przyjeżdża, umawia Adolfa z Freudem, który w przeciągu trzech sesji leczy chłopaka z kompleksu Edypa, braku snów, lęku przed kobietami (szczególnie ich nagością), a także z pychy (w ramach zapłaty Adolf ma pomalować wychodki u Freuda).W efekcie – po przejściu prób i pułapek, jakie zastawia na nas los – Adolf objawi się jako doskonale rozwinięte indywiduum. Wszelkie wydarzenia, jakie mu zgotował los (czy raczej Schmitt), nawet jeśli są bolesne, to jakoś tak łatwo je Adolfowi wyjść z każdego doświadczenia (nawet ze świństw, jakie robi bliskim). Gdy zdradza swoją długoletnią partnerkę, to tylko po to, żeby ją bardziej potem kochać (i być kochanym). Pomilczy albo popłacze i już, już jest zintegrowany na wyższym poziomie osobowości. Wrażliwszy, mądrzejszy, piękniejszy, bardziej kochający i bardziej kochany, puentujący wydarzenia, w których bierze udział, złotymi myślami. Owa potoczystość zdarzeń dotyczy też Hitlera, którego losy biegną niby równolegle, a przecież są odległe o lata świetlne od przypadków Adolfa H. Gdy musi zrezygnować z pewnego noclegu – od razu znajduje następny (choćby pod opieką kloszarda na trawniku w miejskim parku), traci jedną pracę, przypadek zrządza, że trafia mu się następna – od osoby do osoby, od zdarzenia do zdarzenia, płynnie, wprost w ramiona II wojny światowej, że się tak wyrażę. Strudzonym zmaganiami z rzeczywistością, która może akurat nie chce się tak gładko toczyć od zdarzenia do zdarzenia i to toczyć tylko po to, by nas „uświęcić” (niekoniecznie w katolickim tego słowa znaczeniu), taka prostota ujęcia może przypaść do gustu. Ale nikomu innemu. Nieprzekonująca wydaje mi się też w ogromnym uproszczeniu przedstawiana psychologia bohaterów – zdecydowanie negatywna Hitlera i pozytywna Adolfa. Diagnozy ich osobowości są nazbyt, według mnie, schematyczne. Rewelacje typu: „Hitler lubił raczej marzyć niż być; marzyć, że coś robi, a nie robić” (s. 92), nie przekraczają takiego poziomu psychologicznej wiedzy, jaką mają dzieci w szkole podstawowej. To tak, jakby Schmitt wziął podręcznik, w którym wypisano cechy osobowości psychopatycznych i do każdej z tych cech dopisał „historyjkę”, dla pewności jeszcze werbalizując, o co mu w napisanym fragmencie chodziło. Po prostu wydaje mi się, że dziś już nie można tak pisać, nie można w ten sposób uprawiać literatury – zdążyła się przecież rozwinąć od czasu Mniszkówny. Schmitt w „Dzienniku” pisze, iż obawiał się zbyt łagodnie potraktować Hitlera, nadać mu cechy ludzkie – niepotrzebnie. I tej konsekwencji najbardziej nie rozumiem. Autor pisze, że „Hitler” drzemie w każdym z nas, a jednocześnie pozwala sobie na rysowanie dwóch zupełnie odrębnych portretów, skrajnie różnych – czarnego i białego, negującego i afirmującego. Niby wie, że w każdym z nas i anioł, i łajdak, ale w postaciach jego powieści tego nie widać, nie ma „i-i” – jest „albo-albo”. Ponieważ Hitler jest wyłącznie zły, autorowi w głowie się nie może zmieścić, że ktoś mógłby go po prostu pokochać. Dlatego Ewa Braun „zakochała się bardziej w scenie niż w osobie” (s. 347) Przy tej motywacji jej wierność i oddanie aż do samobójczej śmierci w ogóle nie wydają się przekonujące. („- Ewo, pytam, czy chcesz mnie poślubić – zakrzyknął Hitler [...]. Oczy Ewy zaszły łzami: w końcu proponował jej to, o co go prosiła setki razy i co było powodem wszystkich ich kłótni. Upadła na ziemię szlochając”, s. 431). Podobnie rzecz się ma z sekretarkami Hitlera. Nie chcą z nim być, widzą jego śmieszność, jakby autorowi myśl, iż ktokolwiek mógł uwielbiać przywódcę narodu, nie może „przejść przez pióro” (co dziwi, bo wszak i dziś nie brakuje przykładów ślepego uwielbienia. Dusza ludzka, emocjonalność i uczuciowość człowieka są doprawdy nieco bardziej skomplikowane niż to sugeruje w swych analizach autor). Ponadto Schmitt, szukając uprawdopodobnienia dla obsesji niemieckiego przywódcy, wplótł wątek hipnotyzera (uczeń i fascynat nauk Freuda, lekarz z frontu I 147
- Page 96 and 97: ecenzje Urszula Bielas Mroki (nie)s
- Page 98 and 99: ecenzje Zjednoczonych. Polskiego cz
- Page 100 and 101: ecenzje bagna za własne włosy. Do
- Page 102 and 103: ecenzje Anna Brzezińska Ostrożnie
- Page 104 and 105: ecenzje Joanna Chłosta-Zielonka An
- Page 106 and 107: ecenzje „Tamci nie podnoszą na s
- Page 108 and 109: ecenzje nie za sprawą podziału ś
- Page 110 and 111: ecenzje w percepcji poetki: smak, d
- Page 112 and 113: ecenzje strumień świadomości ni
- Page 114 and 115: ecenzje Bernadetta Darska Nałóg z
- Page 116 and 117: poezja Milena Kubisz NIEKOMÓRKA OB
- Page 118 and 119: Krappem. Powiedziała, że teraz. P
- Page 120 and 121: zamroczeniu już ostatecznym bywał
- Page 122 and 123: jak mu ubezwłasnodzielnienie nakaz
- Page 124 and 125: i zewnętrzności, nie, powiedział
- Page 126 and 127: poezja Jacek Uglik to zawsze jest o
- Page 128 and 129: całości jeszcze bardziej biblijny
- Page 130 and 131: dla mnie to zawsze jest i było jak
- Page 132 and 133: poezja Heinrich Böll, Utracona cze
- Page 134 and 135: i godności. Suknia jest symbolem s
- Page 136 and 137: jednym z bohaterów. Budująca nast
- Page 138 and 139: Pamiętam z jakiegoś filmu dialog:
- Page 140 and 141: Katarzyna Blum jest osobą silną c
- Page 142 and 143: ecenzje Analizą tego zjawiska zajm
- Page 144 and 145: ecenzje Joanna Szydłowska Czy ocal
- Page 148 and 149: ecenzje wojny światowej, leczący
- Page 150 and 151: ecenzje się nietoperzem, drugi mar
- Page 152 and 153: ecenzje osadzie) dla kobiet wyzwolo
- Page 154 and 155: ecenzje nieślubne dziecko oraz w r
- Page 156 and 157: ecenzje wyłaniają się z lektury.
- Page 158 and 159: ecenzje Dominika Kotuła „Życie
- Page 160 and 161: ecenzje Krzysztof Gryko Stan rośli
- Page 162 and 163: ecenzje Portowe nabrzeża, zamiejsk
- Page 164 and 165: ecenzje umiejscowiona została w bl
- Page 166 and 167: taniego sukcesu liczy się wiernoś
- Page 168 and 169: w ogóle nazwisko Marii Dulębianki
- Page 170 and 171: patetycznie deklaruje miłość do
- Page 172 and 173: Tomasz Majzel SPACER Za rogiem czek
- Page 174 and 175: poezja SPACER VI Na poboczu nie nę
- Page 176 and 177: czysto formalne, na poziomie język
- Page 178 and 179: przestrzeniach spełniających ró
- Page 180 and 181: umożliwiałaby jednak zachowanie c
- Page 182 and 183: pełne otwarcie się na drugą osob
- Page 184 and 185: poezja Marcin Łukasz Makowski apoc
- Page 186 and 187: poezja Sygnał I kroki listonosza d
- Page 188 and 189: Henrik Ibsen, Hedda Gabler, reżyse
- Page 190 and 191: yłoby uzasadnione, gdyby pominąć
- Page 192 and 193: teatr - rozmowa „Myślę sytuacj
- Page 194 and 195: W drugiej ze scen bohaterka oddaje
ecenzje<br />
co uważamy za dobro?” (s. 451). (Swoją drogą, ciekawe, czy<br />
Schmitt słyszał o wystawie Uklańskiego „Naziści”. Pewnie<br />
nie, bo nie mógłby tak autorytarnie osądzać, co myślimy o<br />
Hitlerze). W samej powieści jest konsekwentny w budowaniu<br />
jednostronnego, czarnego PR Hitlera. Nie muszę dodawać,<br />
że Adolf H. (tak nazywany jest Hitler w wersji spełnionego<br />
malarza, męża, kochanka, ojca, przyjaciela, nauczyciela,<br />
mędrca…) rysowany jest za pomocą epitetów sprzyjających<br />
pozytywnemu odbiorowi bohatera. „…jakieś nowe światło tliło<br />
się w jego źrenicach, jakiś blask bez precedensu. Wpatrywał<br />
się w tę twarz z upodobaniem, jakby sam na siebie pozował,<br />
oglądał siebie oczami przyszłości, Adolf H., wielki malarz…”<br />
(s. 13); a to wszystko w chwili, gdy „żółty płyn polewał fajans,<br />
Adolf sikał obficie, czuł się odporny na ciosy” (s. 13). Tak, już z<br />
tego fragmentu mężczyźni mogą się dowiedzieć, skąd czerpać<br />
poczucie mocy… Gwoli usprawiedliwienia trzeba dodać, że<br />
postać Adolfa H. jest rozwojowa. Zapowiada się na niezłego<br />
egoistę, bezwzględnego cynika i nihilistę. W zamiarze autora<br />
było pokazać, jak pozytywnie udaje mu się pokonać wszelkie<br />
ograniczenia, kompleksy, pułapki dziecięcej psychiki, ciemnej<br />
strony naszej jaźni (i, prawdopodobnie, przekonać odbiorcę,<br />
że taki pozytywny rozwój jest możliwy, a żadne geny nas<br />
nie determinują). Gdy Adolf H. odkrywa, iż ma „kłopoty” z<br />
kobietami (mdleje na widok ich nagości), pisze list z prośbą<br />
o pomoc do lekarza domowego. Ten natychmiast przyjeżdża,<br />
umawia Adolfa z Freudem, który w przeciągu trzech sesji<br />
leczy chłopaka z kompleksu Edypa, braku snów, lęku przed<br />
kobietami (szczególnie ich nagością), a także z pychy (w<br />
ramach zapłaty Adolf ma pomalować wychodki u Freuda).W<br />
efekcie – po przejściu prób i pułapek, jakie zastawia na nas<br />
los – Adolf objawi się jako doskonale rozwinięte indywiduum.<br />
Wszelkie wydarzenia, jakie mu zgotował los (czy raczej<br />
Schmitt), nawet jeśli są bolesne, to jakoś tak łatwo je Adolfowi<br />
wyjść z każdego doświadczenia (nawet ze świństw, jakie robi<br />
bliskim). Gdy zdradza swoją długoletnią partnerkę, to tylko po<br />
to, żeby ją bardziej potem kochać (i być kochanym). Pomilczy<br />
albo popłacze i już, już jest zintegrowany na wyższym poziomie<br />
osobowości. Wrażliwszy, mądrzejszy, piękniejszy, bardziej<br />
kochający i bardziej kochany, puentujący wydarzenia, w których<br />
bierze udział, złotymi myślami. Owa potoczystość zdarzeń<br />
dotyczy też Hitlera, którego losy biegną niby równolegle, a<br />
przecież są odległe o lata świetlne od przypadków Adolfa H.<br />
Gdy musi zrezygnować z pewnego noclegu – od razu znajduje<br />
następny (choćby pod opieką kloszarda na trawniku w miejskim<br />
parku), traci jedną pracę, przypadek zrządza, że trafia mu się<br />
następna – od osoby do osoby, od zdarzenia do zdarzenia,<br />
płynnie, wprost w ramiona II wojny światowej, że się tak<br />
wyrażę. Strudzonym zmaganiami z rzeczywistością, która może<br />
akurat nie chce się tak gładko toczyć od zdarzenia do zdarzenia<br />
i to toczyć tylko po to, by nas „uświęcić” (niekoniecznie w<br />
katolickim tego słowa znaczeniu), taka prostota ujęcia może<br />
przypaść do gustu. Ale nikomu innemu.<br />
Nieprzekonująca wydaje mi się też w ogromnym<br />
uproszczeniu przedstawiana psychologia bohaterów –<br />
zdecydowanie negatywna Hitlera i pozytywna Adolfa.<br />
Diagnozy ich osobowości są nazbyt, według mnie,<br />
schematyczne. Rewelacje typu: „Hitler lubił raczej marzyć niż<br />
być; marzyć, że coś robi, a nie robić” (s. 92), nie przekraczają<br />
takiego poziomu psychologicznej wiedzy, jaką mają dzieci<br />
w szkole podstawowej. To tak,<br />
jakby Schmitt wziął podręcznik, w<br />
którym wypisano cechy osobowości<br />
psychopatycznych i do każdej z<br />
tych cech dopisał „historyjkę”, dla<br />
pewności jeszcze werbalizując, o<br />
co mu w napisanym fragmencie<br />
chodziło. Po prostu wydaje mi się,<br />
że dziś już nie można tak pisać,<br />
nie można w ten sposób uprawiać<br />
literatury – zdążyła się przecież<br />
rozwinąć od czasu Mniszkówny.<br />
Schmitt w „Dzienniku” pisze,<br />
iż obawiał się zbyt łagodnie<br />
potraktować Hitlera, nadać mu<br />
cechy ludzkie – niepotrzebnie.<br />
I tej konsekwencji najbardziej<br />
nie rozumiem. Autor pisze, że<br />
„Hitler” drzemie w każdym z nas,<br />
a jednocześnie pozwala sobie na<br />
rysowanie dwóch zupełnie odrębnych<br />
portretów, skrajnie różnych –<br />
czarnego i białego, negującego i<br />
afirmującego. Niby wie, że w każdym<br />
z nas i anioł, i łajdak, ale w postaciach<br />
jego powieści tego nie widać, nie ma<br />
„i-i” – jest „albo-albo”.<br />
Ponieważ Hitler jest wyłącznie<br />
zły, autorowi w głowie się nie może<br />
zmieścić, że ktoś mógłby go po<br />
prostu pokochać. Dlatego Ewa<br />
Braun „zakochała się bardziej w<br />
scenie niż w osobie” (s. 347) Przy tej<br />
motywacji jej wierność i oddanie aż<br />
do samobójczej śmierci w ogóle nie<br />
wydają się przekonujące. („- Ewo,<br />
pytam, czy chcesz mnie poślubić –<br />
zakrzyknął Hitler [...]. Oczy Ewy<br />
zaszły łzami: w końcu proponował<br />
jej to, o co go prosiła setki razy i co<br />
było powodem wszystkich ich kłótni.<br />
Upadła na ziemię szlochając”, s. 431).<br />
Podobnie rzecz się ma z sekretarkami<br />
Hitlera. Nie chcą z nim być, widzą<br />
jego śmieszność, jakby autorowi<br />
myśl, iż ktokolwiek mógł uwielbiać<br />
przywódcę narodu, nie może<br />
„przejść przez pióro” (co dziwi, bo<br />
wszak i dziś nie brakuje przykładów<br />
ślepego uwielbienia. Dusza ludzka,<br />
emocjonalność i uczuciowość<br />
człowieka są doprawdy nieco bardziej<br />
skomplikowane niż to sugeruje w<br />
swych analizach autor).<br />
Ponadto Schmitt, szukając<br />
uprawdopodobnienia dla obsesji<br />
niemieckiego przywódcy, wplótł<br />
wątek hipnotyzera (uczeń i fascynat<br />
nauk Freuda, lekarz z frontu I<br />
147