recenzje - Portret

recenzje - Portret recenzje - Portret

portret.org.pl
from portret.org.pl More from this publisher
02.10.2014 Views

poezja Milena Kubisz NIEKOMÓRKA OBIAWIENIA JAK DYŻURY pięć minut zanim odkryją to w tobie, twój kontur na prześcieradle, powłoka nie do zaspokojenia. OBIAWIENIA JAK DYŻURY II czarne majtki ciężki stary telefon, którym rozwaliła mu łeb rozwalony leżał na prześcieradle i te czarne majtki wyobraziła je sobie w ziemi z białymi tasiemkami. łóżko w łóżko z Fabim z Killerpilze w pasach z pianą i papierosem – historyjka Fabiego przebija się przez powolną woń moczu (gada przez cewnik): ale żadnego szarpania, skądinąd zamieniam się w grzyba i zaczynam OCIEKAĆ. A potem ZNIKAM i nie wiem co się dzieje (nic się nie dzieje) i ten który przychodzi po mnie wyjąć cewnik tyka wszystko co się rusza, Fabi się zatrzymuje, rozmywa, znika i rzeczywiście prócz mokrej koszulki po Fabim pozostają tylko tamci dwaj z Killerpilze Milena Kubisz – ur. 1981r. w Toruniu, studentka UMK w Toruniu Wydziału Chemii. Interesuje się fotografią i psychologią zwierząt (tresura). OBIAWIENIA JAK DYŻURY III wszyscy wujkowie w oknach szpitala nazywani wujkami przez dzieci z piaskownicy machające na tych wujków wujek! wujek! niech sobie krzyczą. co robią w piaskownicy? w innych okolicznościach kopałby doły, w innych wierszach kopałby groby, unik, chcą teraz uniku wspinając się na palcach. 116

proza Kamil Gołaszewski Ubezwłasnodzielnienie (passemizm) Wszyscy nosimy ze sobą swoje Wolfsegg i mamy ochotę wymazać je dla własnego ocalenia, wymazać poprzez zapisanie i zgładzenie. Jednakże przez większość danego nam czasu nie mamy siły na takie wymazywanie. Być może właśnie teraz nadszedł ten moment. Jestem we właściwym wieku (…), w idealnym wieku, aby przystąpić do takiego przedsięwzięcia. Thomas Bernhard, „Wymazywanie. Rozpad” Powiedział, że gdyby mógł, gdyby się sam ze sobą zmógł, gdyby się jeszcze tym wszystkim nie zmorzył tak przepastnie, toby się w przeszłość swoją przecisnął i ją przesunął w stronę, która mu się teraz w należności, która mu się teraz w prawidłowości. Tak, teraz dopiero widzi te wszystkie błędne koła, może kółka-kółeczka, jakimi się jego życie staczało, jakimi się w robaczystości swojej toczyło, zataczając łuki skrzywień parabolicznych, wynaturalności w jego pomniejszych (ale nie pomniejszonych) patosnielogicznościach umysłkowych, tak, jego umysł nigdy nie mógł być sobą w tej zdrobniałości mu przezłośliwionej, zawsze ktoś w eufe-mistyczność (wcale boską) go musiał zakorzeniać, zawsze mu udowadniać, że jego na udowodnienia nie stać, że on swoich synaps nie ukierunkowuje na synoptyczność nieprzewidywalną, że jemu się uzbrojenie w przyczynianie się do skutków nie odcyfrowuje myślą po-lotną i skoczną. Powiedziała, że najgorsze było w tym wszystkim to, że jego niekompatybilność, ta jego nieprzystrajalność do przystawalności się z rodzinnego konsylium aprobatą spełniała; nie, nie pełnił roli wyśmiewajki wielopokoleniowej, nie, raczej pouciesznością zwyczajną się z niego tłumaczyli, raczej wśmiesznością przyrodzoną go sobie usprawiedliwiali, doprowadzali do tego, by tę z nagła przypadkowość, tę przyporodkowość jego niespodzianą (bo go w niezaplanowaniu rozpoczęli, bo go napoczęli w tej matki luce nieobfitości miesięcznej) i podzianą w stronę dziwnego, zupełnie nie do uwierzenia niedoważenia proporcji szarokomórkowych, śmiechem zamarkować i zamarkerować czarnoatramentnie. Powiedział, że nie był głupi, nie, nie wiedział tak właśnie i właściwie, co to znaczy głupim być, co to znaczy w głupkowatości się znajdować; nie, nie był głupi, tylko go to po dziecięcemu traktowanie całoletnie w taką opiniotwórczość surogatową wtrąciło, tylko to bez względu na wiek się z nim obchodzenie, jakby wiek był we względności, w relatywności, którą matka mogła regulować wedle woli, podług w marzeniach swoich zamarznięcia, mającego udowodnić jej, że czas tak naprawdę nie ma własnego zdania, że nie zdąża przed się i wprzód – jak mu się w nieżyczliwości twarz zmarszczkującej zażyczyło – że go może matka zginać-naginać, by w nim siebie nie zobaczyć, by sobie dzieckiem, by sobie nim udowodnić, że nie płynie z nurtem szarodzienności, która jest podstawowym konkstruktem tego jej przemijania w nieunikalność, przymusowego ze świata wybywania, tego w nieodwracalność wymywania. Powiedziała, że teraz się musi do rozliczeń zmusić, tak, teraz musi sobie swoją buchalteryjność odkupiającą udowodnić, musi sobie to wszystko udowodować należnie, uwodnić i przełknąć, tak, powiedział, że tak. Powiedział, że teraz, że w tym wieku, kiedy się każdy staje Krappem i się w siebie minionego wsłuchuje, siebie zaprzeszłego przesłuchujeodsłuchuje, kiedy się w rozgoryczenie lub spokojem rozgrzanie popada, musi się na sobie skupić, wkupić się musi w swoje łaski, czy na oklaski samemu sobie lustrzanie wyklepywane zasłużył, musi się teraz zdecydować. Powiedziała, że starość jest dla niego jak ość przełykowo utknięta, jak kość przesunięta, która gdzieś bocznie uwiera i każe mu rozpisywać rachunek różniczkowy samego siebie, w ciągi o sobie samym się wciągać, każe wyliczać wielopiętrowe funkcje wymierne, by sobie kary wymierzać należne i miejsca zerowe swojego życia, swojego zużycia, swojego z t y m w s z y s t k i m zżycia i przeżycia ustalać, i zrzucać je później na karb karku zmęczeniem przygiętego. Powiedział, że to właśnie teraz, że to właśnie w tym wieku, kiedy się stał 117

proza<br />

Kamil Gołaszewski<br />

Ubezwłasnodzielnienie<br />

(passemizm)<br />

Wszyscy nosimy ze sobą swoje Wolfsegg i mamy ochotę wymazać je dla własnego<br />

ocalenia, wymazać poprzez zapisanie i zgładzenie. Jednakże przez większość<br />

danego nam czasu nie mamy siły na takie wymazywanie. Być może właśnie teraz<br />

nadszedł ten moment. Jestem we właściwym wieku (…), w idealnym wieku, aby<br />

przystąpić do takiego przedsięwzięcia.<br />

Thomas Bernhard, „Wymazywanie. Rozpad”<br />

Powiedział, że gdyby mógł, gdyby się sam ze sobą zmógł,<br />

gdyby się jeszcze tym wszystkim nie zmorzył tak przepastnie,<br />

toby się w przeszłość swoją przecisnął i ją przesunął w<br />

stronę, która mu się teraz w należności, która mu się teraz w<br />

prawidłowości. Tak, teraz dopiero widzi te wszystkie błędne<br />

koła, może kółka-kółeczka, jakimi się jego życie staczało, jakimi<br />

się w robaczystości swojej toczyło, zataczając łuki skrzywień<br />

parabolicznych, wynaturalności w jego pomniejszych (ale nie<br />

pomniejszonych) patosnielogicznościach umysłkowych, tak,<br />

jego umysł nigdy nie mógł być sobą w tej zdrobniałości mu<br />

przezłośliwionej, zawsze ktoś w eufe-mistyczność (wcale boską)<br />

go musiał zakorzeniać, zawsze mu udowadniać, że jego na<br />

udowodnienia nie stać, że on swoich synaps nie ukierunkowuje<br />

na synoptyczność nieprzewidywalną, że jemu się uzbrojenie w<br />

przyczynianie się do skutków nie odcyfrowuje myślą po-lotną<br />

i skoczną. Powiedziała, że najgorsze było w tym wszystkim<br />

to, że jego niekompatybilność, ta jego nieprzystrajalność<br />

do przystawalności się z rodzinnego konsylium aprobatą<br />

spełniała; nie, nie pełnił roli wyśmiewajki wielopokoleniowej,<br />

nie, raczej pouciesznością zwyczajną się z niego tłumaczyli,<br />

raczej wśmiesznością przyrodzoną go sobie usprawiedliwiali,<br />

doprowadzali do tego, by tę z nagła przypadkowość, tę<br />

przyporodkowość jego niespodzianą (bo go w niezaplanowaniu<br />

rozpoczęli, bo go napoczęli w tej matki luce nieobfitości<br />

miesięcznej) i podzianą w stronę dziwnego, zupełnie nie<br />

do uwierzenia niedoważenia proporcji szarokomórkowych,<br />

śmiechem zamarkować i zamarkerować czarnoatramentnie.<br />

Powiedział, że nie był głupi, nie, nie wiedział tak<br />

właśnie i właściwie, co to znaczy głupim być, co to znaczy w<br />

głupkowatości się znajdować; nie, nie był głupi, tylko go to po<br />

dziecięcemu traktowanie całoletnie w taką opiniotwórczość<br />

surogatową wtrąciło, tylko to bez względu na wiek się z nim<br />

obchodzenie, jakby wiek był we względności, w relatywności,<br />

którą matka mogła regulować wedle woli, podług w marzeniach<br />

swoich zamarznięcia, mającego udowodnić jej, że czas tak<br />

naprawdę nie ma własnego zdania, że nie zdąża przed się i<br />

wprzód – jak mu się w nieżyczliwości twarz zmarszczkującej<br />

zażyczyło – że go może matka zginać-naginać, by w nim siebie<br />

nie zobaczyć, by sobie dzieckiem, by<br />

sobie nim udowodnić, że nie płynie<br />

z nurtem szarodzienności, która jest<br />

podstawowym konkstruktem tego<br />

jej przemijania w nieunikalność,<br />

przymusowego ze świata wybywania,<br />

tego w nieodwracalność wymywania.<br />

Powiedziała, że teraz się musi<br />

do rozliczeń zmusić, tak, teraz<br />

musi sobie swoją buchalteryjność<br />

odkupiającą udowodnić, musi sobie<br />

to wszystko udowodować należnie,<br />

uwodnić i przełknąć, tak, powiedział,<br />

że tak.<br />

Powiedział, że teraz, że w tym<br />

wieku, kiedy się każdy staje Krappem<br />

i się w siebie minionego wsłuchuje,<br />

siebie zaprzeszłego przesłuchujeodsłuchuje,<br />

kiedy się w rozgoryczenie<br />

lub spokojem rozgrzanie popada,<br />

musi się na sobie skupić, wkupić<br />

się musi w swoje łaski, czy na<br />

oklaski samemu sobie lustrzanie<br />

wyklepywane zasłużył, musi się teraz<br />

zdecydować. Powiedziała, że starość<br />

jest dla niego jak ość przełykowo<br />

utknięta, jak kość przesunięta, która<br />

gdzieś bocznie uwiera i każe mu<br />

rozpisywać rachunek różniczkowy<br />

samego siebie, w ciągi o sobie<br />

samym się wciągać, każe wyliczać<br />

wielopiętrowe funkcje wymierne,<br />

by sobie kary wymierzać należne<br />

i miejsca zerowe swojego życia,<br />

swojego zużycia, swojego z t y m<br />

w s z y s t k i m zżycia i przeżycia<br />

ustalać, i zrzucać je później na karb<br />

karku zmęczeniem przygiętego.<br />

Powiedział, że to właśnie teraz, że<br />

to właśnie w tym wieku, kiedy się stał<br />

117

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!