05.06.2014 Views

"Gazeta dla Lekarzy" 4/2012

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

• Nowości<br />

• Prawo<br />

<strong>Gazeta</strong><br />

Lekarzy<br />

dl@<br />

miesięcznik<br />

4_ <strong>2012</strong>_czerwiec<br />

• Artykuł<br />

poglądowy<br />

• Ludzie<br />

ISSN 2084-5685<br />

• Dylematy<br />

• Po dyżurze<br />

• Edukacja<br />

podyplomowa<br />

ISSN 2084-5685<br />

• Podróże<br />

• Wczoraj i dziś<br />

medycyny<br />

• Opowiadanie<br />

Horoskop<br />

refundacyjny<br />

strona 56


Koleżanki i Koledzy,<br />

Czerwiec to <strong>dla</strong> wielu z nas czas trudnych decyzji, a także rozważań o tym,<br />

<strong>dla</strong>czego zasady rządzące ochroną zdrowia stają się coraz bardziej nieprzyjazne<br />

zarówno <strong>dla</strong> lekarzy, jak i <strong>dla</strong> pacjentów.<br />

Myślę, że jednym z powodów jest przywiązanie współczesnego człowieka<br />

do przebywania w teatrze fałszywej troski, w którym główne role grają<br />

politycy. Obywatele chętnie kupują bilety do owego teatru, przybierającego<br />

materialną postać gazety lub ekranu telewizora. Za kilkadziesiąt złotych miesięcznie,<br />

wydanych na abonament, w uszy odbiorcy wpadają słowa takie jak<br />

zapewnimy, dostarczymy, zatroszczymy się, będzie lepiej, ze słynnym się należy na<br />

czele. Nic więc dziwnego, że ludzie chętniej słuchają tych słów, niż wiadomości<br />

o potrzebie dbania o swoje zdrowie przez właściwy tryb życia. Jednak głównym<br />

grzechem nie jest zapał do przebywania w tym teatrze pozorów w charakterze<br />

łatwowiernego widza, lecz niechęć do sprawdzania, gdzie jest granica między<br />

obietnicą powodowaną zimną polityczną kalkulacją a światem realnym.<br />

Dlaczego ludzie tak chętnie słuchają kwestii wypowiadanych przez aktorów tego teatru? Bo prawda bywa<br />

nieprzyjemna, więc po co jej słuchać, skoro gra pozorów jest taka uwodzicielska…<br />

Teatr fałszywej troski szczególnie szybko rozwija się na scenach i w obszarach, które trudno krytykować<br />

z racji ich charakteru. Troska o bezpieczeństwo lub o zdrowie już z samej definicji powinna zasługiwać na<br />

niemy zachwyt bez prawa krytyki w stosunku do aktorów – organizatorów tych scen.<br />

Oczywiście po scenach plączą się jacyś statyści, mają swoje role, niektóre nawet krwawe, ale któż by zajmował się<br />

statystami! Mają przecież jedynie do odegrania rolę tła <strong>dla</strong> bohaterskich poczynań aktorów pierwszoplanowych.<br />

Nasilenie gry pozorów jest tak wielkie, że lekarze i pacjenci stają się tylko pretekstem, czymś w rodzaju PIN-u,<br />

który uruchamia całą kaskadę iluzji, tworzoną przez zdeterminowanych prezesów wszystkich organizacji biorących<br />

udział w tej grze, nawiedzonych reformatorów systemu i szalonych informatyków produkujących programy<br />

do nowych sprawozdań. To świat, w którym pacjent zgłaszający się do lekarza jest tylko małym elementem.<br />

Tymczasem naprawdę istnieje świat realny! Można wprawdzie mieć wrażenie, że jest on jedynie czasoprzestrzenią<br />

równoległą do rozrośniętego do granic absurdu świata pozorów i deklaratywnego bohaterstwa, ale<br />

co do istnienia nie ma wątpliwości! Trzeba tylko mieć odwagę, aby przenieść się do tego prawdziwego świata.<br />

Co robimy jako lekarze w tym teatrze? Wykupiliśmy bilety na spektakl i niestety albo siedzimy w milczeniu,<br />

albo bijemy brawo. Tymczasem powinniśmy gwizdać, tupać i protestować. Gdy spektakl staje się nie do<br />

wytrzymania, powinniśmy po prostu wyjść z sali.<br />

Pamiętajmy, że stale jesteśmy przedstawicielami wolnego zawodu, a zapisy do sekcji niewolniczej są ciągle<br />

dobrowolne.<br />

Krystyna Knypl<br />

ISSN 2084-5685<br />

Wydawca<br />

Krystyna Knypl<br />

Warszawa<br />

Redakcja<br />

Krystyna Knypl, redaktor naczelna<br />

krystyna.knypl@compi.net.pl<br />

Mieczysław Knypl, sekretarz redakcji<br />

m.knypl@compi.net.pl<br />

Współpraca przy bieżącym numerze<br />

Alicja Barwicka, Małgorzata Czajka-Stelmaszewska,<br />

Paweł Czerwiński, Michał Galewicz<br />

(Francja), Paulina Kieszkowska-Knapik, Janusz<br />

Krzyżowski, Mariusz Madaliński (Wlk. Brytania),<br />

Irena Romaniuk, Janusz Tylewicz.<br />

Rysunki Katarzyna Kowalska, Zen<br />

Projekt graficzny i opracowanie<br />

komputerowe Mieczysław Knypl<br />

„<strong>Gazeta</strong> <strong>dla</strong> Lekarzy” jest miesięcznikiem redagowanym<br />

przez lekarzy i członków ich rodzin, przeznaczonym<br />

<strong>dla</strong> osób uprawnionych do wystawiania recept.<br />

Opinie wyrażone w artykułach publikowanych<br />

w „Gazecie <strong>dla</strong> Lekarzy” są wyłącznie opiniami<br />

ich autorów.<br />

Redakcja zastrzega sobie prawo do redagowania<br />

nadesłanych do publikacji tekstów, w tym skracania,<br />

zmiany tytułów i śródtytułów.<br />

Wydawca i redakcja mogą odmówić publikowania<br />

reklam i ogłoszeń, a w razie przyjęcia ich do druku<br />

nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść.<br />

Wszelkie prawa zastrzeżone.


W numerze<br />

Nowości ............................................................ 4, 15, 41<br />

Kongres American Academy of Neurology <strong>2012</strong><br />

Krystyna Knypl .......................................................................... 6<br />

8<br />

Prawo<br />

Lekarze a ochrona z art. 10<br />

ustawy o swobodzie działalności gospodarczej<br />

Paulina Kieszkowska-Knapik ................................................. 5<br />

Artykuł poglądowy<br />

Bezsenność – leczenie bezpieczne <strong>dla</strong> pacjenta i lekarza<br />

Paweł Czerwiński ...................................................................... 8<br />

Dieta w cukrzycy – spojrzenie lekarza praktyka<br />

Małgorzata Czajka-Stelmaszewska ....................................... 16<br />

Ludzie<br />

Marzenia się nie przeterminowują<br />

O swojej pasji do morza i żeglowania opowiada<br />

Janusz Tylewicz ........................................................................ 21<br />

Wachta matki trwa całe życie<br />

Rozmowa z Ireną Romaniuk,<br />

okulistką i matką młodego żeglarza ...................................... 27<br />

16<br />

6<br />

27<br />

21<br />

Dylematy...<br />

...lekarza pracującego prywatnie<br />

Janusz Krzyżowski ................................................................... 29<br />

Recenzja<br />

32<br />

36<br />

31<br />

„Nazwany według czyjegoś imienia”. Medical eponyms ...... 31<br />

Edukacja podyplomowa<br />

Mogłabyś lepiej mówic po angielsku...<br />

Krystyna Knypl ........................................................................ 32<br />

Po dyżurze<br />

Rzecz o dojrzewaniu po drugiej młodości<br />

Michał Galewicz ...................................................................... 36<br />

W moim domu gotuje Oskar<br />

Alicja Barwicka ........................................................................ 50<br />

42<br />

51<br />

Hurtownia autorytetów<br />

Krystyna Knypl ........................................................................ 53<br />

Podróże<br />

53<br />

A może by tak do Seulu?<br />

Alicja Barwicka ........................................................................ 42<br />

Wczoraj i dziś medycyny<br />

56<br />

Początki nowoczesnej chirurgii antyseptycznej<br />

Mariusz Madaliński ................................................................ 51<br />

Horoskop refundacyjny<br />

Krystyna Knypl ........................................................................ 56<br />

3 4_<strong>2012</strong> czerwiec


Nowości<br />

Dzieci karmione piersią mają<br />

zdrowsze oskrzela i płuca<br />

Fot. @mimax2<br />

O zaletach karmienia piersią<br />

wiadomo bardzo dużo,<br />

ale nauka odkrywa coraz to<br />

nowe korzyści. W lutowym<br />

numerze „American Journal of<br />

Respiratory and Critical Care<br />

Medicine” ukazało się doniesienie<br />

dr. Cristiana M. Dogaru<br />

i wsp. z Instytutu Medycyny<br />

Społecznej i Zapobiegawczej<br />

w Bernie, omawiające wpływ<br />

karmienia piersią na funkcjonowanie<br />

płuc i oskrzeli u dzieci<br />

w wieku szkolnym. Badaną<br />

grupę 12-latków, liczącą ponad<br />

1500 dzieci, podzielono na trzy<br />

podgrupy w zależności od czasu<br />

trwania karmienia piersią<br />

w okresie noworodkowym<br />

i niemowlęcym. Wyodrębniono<br />

grupy dzieci karmionych<br />

mniej niż 3 miesiące, od 4 do<br />

6 miesięcy i ponad 6 miesięcy.<br />

Dzieci były poddane badaniu<br />

spirometrycznemu. Okazało<br />

się, że dzieci karmione piersią<br />

dłużej niż 4 miesiące uzyskują<br />

o wiele lepsze wyniki w badaniu<br />

spirometrycznym.<br />

Spostrzeżenie to ma szczególne<br />

znaczenie w odniesieniu<br />

do dzieci urodzonych przez<br />

matki cierpiąc na astmę<br />

oskrzelową z uwagi na zwiększoną<br />

podatność wystąpienia<br />

tego schorzenia w przyszłości<br />

u potomstwa.<br />

Źródło: http://tnij.org/phcw<br />

Satysfakcja pacjenta – złudny wskaźnik?<br />

Dr Joshua J. Fenton i wsp.<br />

na łamach Arch Intern<br />

Med. <strong>2012</strong>;172(5):405-411<br />

opublikowali interesującą<br />

analizę związku między satysfakcją<br />

pacjenta a wydatkami<br />

na opiekę zdrowotną oraz<br />

śmiertelnością. Obserwowano<br />

grupę 51 946 osób w okresie od<br />

2000 do 2007 roku w ramach<br />

Medical Expediture Panel<br />

Survey. Ocenę śmiertelności<br />

przeprowadzono na podgrupie<br />

ankietowanej liczącej 36 428<br />

osób i obserwowanej przez 5<br />

lat (średnio 3,9). Satysfakcję<br />

oceniano w skali 5-punktowej<br />

wg specjalnego kwestionariusza.<br />

Pytania dotyczyły oceny<br />

związanej z wizytami w oddziałach<br />

pomocy doraźnej<br />

oraz przyjęciami na leczenie<br />

szpitalne. Uzyskane wyniki<br />

wykazały, że wskaźnikowi<br />

większej satysfakcji pacjenta towarzyszyło<br />

rzadsze korzystanie<br />

z oddziału pomocy doraźnej,<br />

częstsze hospitalizacje, większa<br />

śmiertelność oraz wyższe<br />

wydatki na opiekę zdrowotną.<br />

Warto się zastanowić nad tym,<br />

co powinno być wskaźnikiem<br />

skuteczności opieki zdrowotnej.<br />

Źródło: http://archinte.ama-assn.<br />

org/cgi/content/short/<br />

archinternmed.2011.1662<br />

Kawa, kofeina i ryzyko depresji wśród kobiet<br />

Dr Michel Lucas i wsp. ze<br />

słynnej Harvard School of Public<br />

Health badali, czy istnieje<br />

zależność między piciem kawy<br />

a depresją. W prospektywnym<br />

badaniu wzięło udział 50 739<br />

kobiet bez objawów depresji.<br />

W ciągu 10-letniej obserwacji<br />

odnotowano 2607 incydentów<br />

depresji w tej grupie. Wskaźnik<br />

zagrożenia depresją był<br />

mniejszy o 15% u kobiet, które<br />

piły 2-3 filiżanki kawy i mniejszy<br />

o 20% u kobiet, które piły<br />

4 filiżanki kawy. Autorzy<br />

stwierdzają, że ryzyko depresji<br />

maleje wraz ze wzrostem<br />

ilości spożywanej kawy, jednak<br />

postulują potrzebę dalszych<br />

badań, które dokładniej ustalą<br />

czy picie kawy może być<br />

uznane za specyficzną formę<br />

profilaktyki depresji.<br />

Poszukując ewentualnych<br />

mechanizmów zaobserwowanego<br />

przez M. Lucasa i wsp.,<br />

warto pamiętać, że kofeina<br />

(1,3,7-metyloksantyna) łatwo<br />

przekracza barierę krew-<br />

-mózg. Działa przez receptory<br />

adenozynowe z uwagi na podobieństwo<br />

strukturalne do<br />

adenozyny. Istnieje wiele klas<br />

receptorów adenozynowych,<br />

ich największe skupisko jest<br />

w jądrach podstawnych mózgu,<br />

a więc obszarze pełniącym<br />

ważną funkcję w kontroli<br />

zachowania.<br />

pl.wikipedia.org, fot. MarkSweep<br />

Źródło: http://archinte.<br />

ama-assn.org/cgi/content/<br />

full/171/17/1571<br />

4 4_<strong>2012</strong> czerwiec


Prawo<br />

Mechanizm z art. 10 Ustawy<br />

o swobodzie działalności<br />

gospodarczej przewiduje, że „każdy<br />

przedsiębiorca może złożyć do<br />

właściwego organu administracji<br />

publicznej lub państwowej jednostki<br />

organizacyjnej wniosek o wydanie<br />

pisemnej interpretacji co do zakresu i sposobu zastosowania<br />

przepisów, z których wynika obowiązek świadczenia<br />

przez przedsiębiorcę daniny publicznej oraz składek na<br />

ubezpieczenia społeczne lub zdrowotne, w jego indywidualnej<br />

sprawie.”<br />

Moim zdaniem lekarze będący przedsiębiorcami<br />

mogą uznać, że Ministerstwo Zdrowia jest właściwe<br />

w sprawie pytań o zakres dozwolonych ustawowo kar<br />

umownych nakładanych na nich później operacyjnie przez<br />

NFZ. Co prawda umowy czy to ze świadczeniodawcami,<br />

czy indywidualnie z lekarzami podpisuje NFZ, ale przecież<br />

dzieje się to na podstawie przepisów wydawanych<br />

przez MZ, a więc to MZ jest organem w sprawie ich interpretacji.<br />

To MZ jest wykonawcą ustawy refundacyjnej<br />

i wydaje akty wykonawcze do tej ustawy, jak i do ustawy<br />

o świadczeniach. Uważam więc, że MZ jest właściwe do ich<br />

interpretacji i może być adresatem zapytań dotyczących<br />

interesujących odpowiednich przepisów.<br />

Z przepisami, o których interpretację można<br />

wnosić na podstawie art.10, muszą się wiązać obowiązki<br />

świadczenia danin publicznych. Innymi słowy, musi być<br />

to przepis, który po zastosowaniu oznacza <strong>dla</strong> lekarza<br />

obowiązek uiszczenia daniny publicznej. Moim zdaniem<br />

za taką daninę można uznać kary nakładane na lekarzy<br />

w związku z umowami zawartymi z NFZ. Te umowy<br />

zawierane są na podstawie przepisów przewidujących<br />

możliwość takich kar.<br />

Podstawy prawne do nakładania takich kar<br />

na lekarzy są dwie. W stosunku do lekarzy, którzy są<br />

Fot. @mimax2<br />

Lekarze a ochrona z art. 10<br />

ustawy o swobodzie działalności<br />

Po rozmowie z Pauliną Kieszkowską-Knapik, opublikowaną w nr. 3/<strong>2012</strong> „Gazety <strong>dla</strong> Lekarzy”,<br />

pojawiły się pytania koleżanek i kolegów lekarzy o to, jak należy rozumieć mechanizm z art. 10<br />

Ustawy o swobodzie działalności gospodarczej. Oto szersze naświetlenie tej kwestii.<br />

„świadczeniodawcami” i jako tacy zawarli z NFZ umowy<br />

o udzielanie świadczeń zdrowotnych, podstawą prawną<br />

do karania jest Rozporządzenie w sprawie ogólnych warunków<br />

umów o udzielanie świadczeń opieki zdrowotnej.<br />

Moim zdaniem to rozporządzenie, jako wydane przez<br />

MZ, może być zinterpretowane we wskazanym trybie<br />

art. 10 także w zakresie dowolności zapisów o karach<br />

umownych, wpisywanych przez NFZ do umów o świadczenia.<br />

W stosunku do lekarzy mąjących podpisaną z NFZ<br />

indywidualną umowę uprawniającą do wystawiania recept<br />

możliwość nakładania kary umownej przewiduje art. 48<br />

ust. 3 ustawy refundacyjnej. Skoro tak, to także MZ jest<br />

władne do interpretacji zakresu możliwych kart. Jest to<br />

szczególnie istotne, zważywszy że to MZ było inicjatorem<br />

wykreślenia kar <strong>dla</strong> lekarzy z ustawy refundacyjnej,<br />

można się więc od MZ domagać spójności podejścia do<br />

tej sprawy także we wzorcach kar umownych.<br />

Wniosek o wydanie interpretacji podlega opłacie<br />

w wysokości 40 zł, którą należy uiścić w terminie<br />

7 dni od dnia złożenia wniosku. Rekomendowane jest<br />

przedstawienie we wniosku własnej interpretacji danych<br />

przepisów, ponieważ zasadą jest, że po 30 dniach mil -<br />

czenia przedstawiona interpretacja wiąże wnioskodawcę.<br />

Zgodnie z art. 10a ustawy „interpretację wydaje się bez<br />

zbędnej zwłoki, jednak nie później niż w terminie 30 dni<br />

od dnia otrzymania przez organ administracji publicznej<br />

lub państwową jednostkę organizacyjną kompletnego<br />

i opłaconego wniosku. W razie niewydania interpretacji<br />

w terminie uznaje się, że w dniu następującym po dniu,<br />

w którym upłynął termin wydania interpretacji, została<br />

wydana interpretacja stwierdzająca prawidłowość<br />

stanowiska przedsiębiorcy przedstawionego we wniosku<br />

o wydanie interpretacji.”<br />

Paulina Kieszkowska-Knapik<br />

adwokat, partner w Baker & McKenzie<br />

5 4_<strong>2012</strong> czerwiec


Nowości<br />

Nowy Orlean, 21-28 kwietnia<br />

Kongres American Academy<br />

of Neurology <strong>2012</strong><br />

Krystyna Knypl<br />

Warto było wybrać się na kongres amerykańskich neurologów pod koniec kwietnia <strong>2012</strong>. Nie<br />

dość, że egzotyką kusił Nowy Orlean, to program zjazdu zawierał wiele atrakcji, a na dodatek<br />

serwisy prasowe jeszcze przed rozpoczęciem zapowiadały nowości w leczeniu kilku schorzeń.<br />

Dobrze korespondowały z nimi nowatorskich formy<br />

przekazu o schorzeniach neurologicznych, jakie<br />

wykorzystuje American Academy of Neurology. Jedną<br />

z nich jest organizowany od dwóch lat festiwal filmowy.<br />

W <strong>2012</strong> roku zwyciężył film Zacha Jankovica „Astronaut’s<br />

secret”, opowiadający o chorobie Parkinsona rozpoznanej<br />

u pułkownika Richarda Clifforda, uczestniczącego<br />

w lotach wahadłowca Atlantis. Gdy spoglądamy na<br />

fotografię astronautów, trudno uwierzyć, że wprawdzie<br />

u szpakowatego, ale dziarsko prezentującego się Richarda<br />

Clifforda dwa lata wcześniej rozpoznano chorobę Parkinsona.<br />

Rozpoznanie poza lekarzem znał tylko dowódca<br />

astronauty. Mimo diagnozy zdecydowano, że pułkownik<br />

nie przerwie misji. Przekuwanie słabości lub klęski w siłę<br />

jest bardzo amerykańską cechą, a innym tego dowodem<br />

jest zorganizowanie właśnie w Nowym Orleanie, którego<br />

mieszkańców żywioł bardzo doświadczył, International<br />

Disasters Conference, poświęconej zagadnieniom zapobiegania<br />

i reagowania kryzysowego podczas katastrof<br />

(http://www.idce<strong>2012</strong>.com/about.html).<br />

Organizatorzy sesji typu „late break clinical<br />

trial” mieli zdecydowanie bardziej otwarte podejście do<br />

zagadnienia ujawniania informacji i wyniki badań opublikowano<br />

w abstract book jeszcze przed rozpoczęciem<br />

kongresu. Dzięki temu można się było na przykład<br />

dowiedzieć, że REFLEXION trial wykazała, iż leczenie<br />

interferonem beta-1a (Rebif) u chorych z wczesnymi<br />

objawami scelrosis multipelx powodowało spowolnienie<br />

objawów demielinizacji (http://www.aan.com/press/index.cfm?fuseaction=release.view&release=1061).<br />

W badaniu<br />

trwającym 3 lata uczestniczyło 517 osób, u których<br />

rozpoznano pierwsze objawy procesu demielinizacji.<br />

Leczenie rozpoczynano średnio 2 miesiące od wystąpienia<br />

objawów choroby. W grupie aktywnie leczonej<br />

stwierdzono progresję objawów u 27%, w porównaniu<br />

z 44% w grupie placebo. Badanie potrwa 5 lat.<br />

Innym badaniem, które zwróciło uwagę, były wyniki<br />

dojelitowego wlewu levodopy/carbidopy w leczeniu<br />

choroby Parkinsona. Rezultaty leczenia wyrażające się<br />

zmniejszeniem objawów klinicznych, takich jak drżenie,<br />

sztywność i in. były lepsze u pacjentów otrzymujących lek<br />

za pomocą wlewu dojelitowego w porównaniu z pacjentami<br />

otrzymującymi lek doustnie. W podwójnie ślepym<br />

badaniu uczestniczyło 71 pacjentów i 93% z nich ukończyło<br />

je. Podawanie wlewu levodopa/carbidopa w żelu<br />

wymaga wykonania stomii jelitowej oraz okresowego<br />

przyłączania pompy do<br />

podawania leku. Zdaniem<br />

jednego z badaczy,<br />

dr. C. Warrena Olanowa,<br />

ten sposób podania leku,<br />

choć nie jest wolny od<br />

http://blog.michaeljfox.<br />

org/<strong>2012</strong>/04/gel-formulationparkinsons-drug-limit-onoffroller-coaster-ride/<br />

Fot. @mimax2<br />

6 4_<strong>2012</strong> czerwiec


Nowości<br />

problemów związanych z funkcjonowaniem urządzenia<br />

dawkującego, może istotnie poprawić jakość życia pacjentów<br />

z zaawansowaną postacią choroby Parkinsona<br />

i może być alternatywą wobec innych inwazyjnych<br />

metod, jak głęboka stymulacja mózgu.<br />

Nowości w odniesieniu do choroby Alzheimera<br />

mają charakter diagnostyczny. Preparat Amyvid<br />

(florbetapir), radioizotop do uwidoczniania złogów<br />

amyloidu in vivo został zaaprobowany przez FDA na<br />

początku kwietnia.<br />

Pewne nadzieje wiąże się z lekiem o nazwie eteplirsen,<br />

który być może poprawi jakość życia pacjentów<br />

z dystrofią mięśniową Duchenne’a. Lek ten zwiększa<br />

stężenie dystrofiny. Badania są w fazie IIB. W Nationwide<br />

Children’s Hospital w Columbus (Ohio) jest 12<br />

chłopców chorych na dystrofię Duchenne’a, którzy<br />

otrzymują eteplirsen. Natomiast odnośnie do zdrowych<br />

chłopców lubiących sporty, takie jak piłka nożna czy<br />

hokej, zagrożonych powtarzającymi się urazami głowy,<br />

neurolodzy z Cleveland Clinic nie mieli na kongresie<br />

dobrych informacji. Obserwowano 75 zawodników przez<br />

9 lat i stwierdzono, że tego rodzaju urazy powodują proporcjonalne<br />

do częstości i nasilenia upośledzenie funkcji<br />

poznawczych. Autorzy sugerują, że dłuższe uprawianie<br />

takich sportów może być groźne <strong>dla</strong> zdrowia. Inne<br />

ciekawe doniesienia dotyczyły pregabaliny w leczeniu<br />

neuropatycznego bólu w uszkodzeniach rdzenia kręgowego<br />

oraz porównania pregabaliny i pramipeksolu<br />

w zespole niespokojnych nóg. Przedstawiono też wyniki<br />

stosowania fingolimodu w sclerosis multiplex.<br />

Nie sposób wszystkiego prześledzić na tak wielkim<br />

zjeździe. Dociekliwi czytelnicy mogą zapoznać się<br />

z abstraktami pod adresem http://www.abstracts2view.<br />

com/aan/sessionindex.php.<br />

Wszystkowiedzące Google informują, że Polacy<br />

przedstawili 37 abstraktów na kongresie AAN. Spora<br />

część tych doniesień to wyniki uczestnictwa w międzynarodowych<br />

programach. Jeśli chodzi o badania<br />

własne Polaków, to interesujące były doniesienia na<br />

temat onkoneurologii.<br />

Istotnym wydarzeniem kongresowym było<br />

opublikowanie wytycznych nt. profilaktycznego leczenia<br />

migreny. Tekst wytycznych o lekach na receptę<br />

dostępny jest pod adresem http://www.neurology.org/<br />

content/78/17/1337.abstract oraz o lekach OTC pod<br />

adresem http://www.neurology.org/content/78/17/1346.<br />

abstract.<br />

Podano, że około 38% osób cierpiących na migrenę<br />

nie ma postawionego prawidłowego rozpoznania<br />

i w związku z tym nie otrzymuje właściwego leczenia.<br />

Tylko 33% migrenowców przyjmuje leczenie profilaktyczne<br />

zapobiegające napadom.<br />

Warto wspomnieć że z leków OTC na pierwszym<br />

miejscu przewodnik wymienia preparat ziołowy<br />

z lepiężnika różowego, jako najbardziej skuteczny. Do<br />

dość skutecznych zaliczono między innymi fenoprofen,<br />

ibuprofen, ketoprofen oraz naproxen.<br />

Łyknąwszy sporą dawkę najnowszej wiedzy neurologicznej,<br />

warto było wybrać się na spacer stylowymi<br />

uliczkami French Quarter, a ci którzy nie mogli oderwać<br />

się od wykładów, po ich zakończeniu mogli w ramach<br />

pocieszenia wyskoczyć na zakupu do marketu Riverwalk,<br />

położonego nieopodal centrum kongresowego. Zakupy<br />

w nim są o tyle atrakcyjne, że obcokrajowcy mogą<br />

odebrać podatek VAT na terenie marketu. Po odstaniu<br />

w kolejce złożonej z kongresowiczów przedkładamy<br />

kwity kasowe, paszport i otrzymujemy w gotówce zwrot<br />

9% wydanej kwoty. Odzyskaną gotówkę można przeznaczyć<br />

na kawę, którą pije się na tarasie z widokiem<br />

na Mississippi. Rzeką wolno suną statki o egzotycznych<br />

nazwach, a my fotografujemy się na ich tle. Czujemy<br />

się światowo!<br />

Następne spotkanie wyznaczono na dni 16-23<br />

marca 2013 w San Diego, przy czym American Academy<br />

of Neurology zmieniło 24 kwietnia <strong>2012</strong> nazwę na<br />

American Brain Foundation.<br />

•<br />

7 4_<strong>2012</strong> czerwiec


Artykuł poglądowy<br />

Bezsenność –<br />

leczenie bezpieczne<br />

<strong>dla</strong> pacjenta<br />

i lekarza<br />

Paweł Czerwiński<br />

Niedawno w trakcie wizyty lekarskiej pacjent<br />

poprosił mnie o zaświadczenie, że jest uzależniony<br />

od leków nasennych; spytał także, czy<br />

mogę dopisać nazwisko lekarza, który go „wpędził”<br />

w uzależnienie. Uświadomiło mi to, jak<br />

istotnym problemem może być prowadzenie<br />

terapii bezsenności, polegające wyłącznie na<br />

wypisywaniu kolejnych recept na leki nasenne<br />

„na życzenie pacjenta”. Domyślam się, że<br />

starania pacjentów, by uzyskać odszkodowania<br />

mogą stać się częstsze z uwagi na działalność Komisji ds. Orzekania o Zdarzeniach<br />

Medycznych, powoływanych na podstawie ustawy z 6 listopada 2008 r. o prawach pacjenta<br />

i Rzeczniku Praw Pacjenta. Jeśli chodzi o postępowanie farmakologiczne, pacjent<br />

może się ubiegać o odszkodowanie na drodze pozasądowej w razie zalecenia przez lekarza<br />

produktu leczniczego niezgodnego z aktualną wiedzą medyczną, co spowodowało<br />

uszkodzenie ciała czy rozstrój zdrowia. Przyjrzyjmy się metodom leczenia bezsenności,<br />

a szczególnie strategiom leczniczym, które wiążą się z ryzykiem uzależnienia lekowego<br />

i możliwościom alternatywnym.<br />

Bezsenność definiowana jest jako trudności w zasypianiu,<br />

trudności w podtrzymaniu snu lub sen<br />

nieprzynoszący wypoczynku. Wczesne wybudzenie<br />

rano (dwie lub więcej godzin wcześniej niż zwykle),<br />

trudności z ponownym zaśnięciem, niepokój i dyskomfort<br />

psychiczny towarzyszący takiemu wybudzeniu są<br />

charakterystyczne <strong>dla</strong> depresji. Bezsenność dzielimy na:<br />

• przygodną, przejściową: do kilku dni,<br />

• krótkotrwałą: do 3-4 tygodni.<br />

• przewlekłą: powyżej miesiąca.<br />

Epidemiologia i etiologia<br />

bezsenności<br />

Szacuje się, że nawet 25% dorosłych osób cierpi<br />

na przewlekłą bezsenność, a u osób w wieku podeszłym<br />

odsetek ten rośnie do 50%. Problem częściej<br />

dotyczy kobiet. Przedłużająca się bezsenność zwiększa<br />

częstość korzystania z porad lekarskich i jest związana<br />

z częstszymi hospitalizacjami, znacznie zmniejsza<br />

komfort życia, a u osób które śpią krócej niż 5 godzin<br />

dziennie obserwuje się wyższy wskaźnik śmiertelności.<br />

Rys. Katarzyna Kowalska<br />

8 4_<strong>2012</strong> czerwiec


Artykuł poglądowy<br />

Skutkiem bezsenności może być nasilenie dolegliwości<br />

fizycznych, problemy z koncentracją uwagi, zaburzenia<br />

nastroju, spadek motywacji, gorsza wydajność w pracy,<br />

a także większe ryzyko spowodowania wypadku<br />

komunikacyjnego.<br />

U połowy pacjentów przyczyną bezsenności są<br />

zaburzenia psychiczne, w których bezsenność jest objawem<br />

– najczęściej są to zaburzenia nastroju, w tym<br />

depresja, zaburzenia lękowe (nerwicowe), reakcje na<br />

sytuacje stresogenne, niewłaściwa higiena snu, nadużywanie<br />

alkoholu i leków. Bezsenność może towarzyszyć<br />

chorobom somatycznym – np. nowotworom czy<br />

chorobom narządu ruchu, którym towarzyszy ból. Na<br />

bezsenność częściej cierpią pacjenci z przewlekłymi<br />

chorobami układu krążenia, przewodu pokarmowego,<br />

układu oddechowego i przewlekłymi chorobami nerek.<br />

Bezsenność jest częstym objawem prodromalnym depresji,<br />

poprzedzającym wystąpienie pełnoobjawowego<br />

zespołu – jest też najczęstszym objawem rezydualnym,<br />

utrzymującym się mimo wyrównania nastroju pacjenta.<br />

W każdym przypadku należy wykluczyć przyczyny somatyczne<br />

bezsenności (np. nadczynność tarczycy) i skutecznie<br />

łagodzić objawy, które mogą ją powodować (np.<br />

dolegliwości bólowe). Bezsenność jest objawem – jeśli jest<br />

to możliwe, priorytetem jest odnalezienie jego przyczyny<br />

i jej skuteczne leczenie. W około 15% przypadków nie<br />

Tabela 1. Starsze leki nasenne<br />

Benzodiazepiny o działaniu nasennym (receptory GABA-A)<br />

Nazwa leku Kiedy stosować? T 1/2<br />

Estazolam – 2 mg tabl., No 20 30 min przed spaniem 10-24 h<br />

ChPL: Doraźnie i krótkotrwałe w leczeniu zaburzeń snu: trudności w zasypianiu, częste przebudzenia nocne, wczesne<br />

przebudzenia poranne. Estazolam należy stosować jak najkrócej (7 do 10 dni). W indywidualnych wypadkach leczenie<br />

może trwać dłużej. Długotrwałe stosowanie estazolamu nie jest zalecane ze względu na niebezpieczeństwo rozwinięcia<br />

tolerancji i objawów uzależnienia.<br />

Lormetazepam (Noctofer) – 0,5 mg tabl., 1 mg tabl, No 20 30 min przed spaniem 10-12 h<br />

ChPL: Doraźnie i krótkotrwałe w leczeniu zaburzeń snu: trudności w zasypianiu, częste przebudzenia nocne, wczesne<br />

przebudzenia poranne. Czas leczenia należy ograniczyć do minimum – zwykle wynosi on od kilku dni do 2 tygodni. W indywidualnych<br />

wypadkach leczenie może trwać dłużej. Najdłuższy czas leczenia łącznie z okresem stopniowego odstawiania<br />

nie powinien przekraczać 4 tygodni.<br />

Nitrazepam – 5 mg tabl. No 20 Przed snem 16-48 h<br />

ChPL: Krótkotrwałe leczenie ciężkiej bezsenności charakteryzującej się trudnością w zasypianiu i częstymi nocnymi przebudzeniami,<br />

pogarszającej w znacznym stopniu jakość życia pacjenta oraz narażającej pacjenta na ciężki stres, gdy możliwa<br />

jest sedacja w ciągu dnia. Nitrazepam jest przeznaczony do krótkotrwałego leczenia bezsenności. Leczenie nie powinno<br />

trwać dłużej niż 4 tygodnie.<br />

Midazolam (Dormicum) – 7,5 mg tabl., No 10 Tuż przed udaniem się na spoczynek 1,5-2,5 h<br />

ChPL: Doraźne leczenie bezsenności. Stosowanie benzodiazepin jest wskazane jedynie gdy dolegliwości są ciężkie, uniemożliwiają<br />

normalne funkcjonowanie lub powodują znaczne wyczerpanie u pacjenta. Leczenie powinno trwać jak najkrócej.<br />

Zwykle czas trwania leczenia wynosi od kilku dni do maksymalnie 2 tygodni. W niektórych wypadkach może być konieczne<br />

przedłużenie leczenia poza zalecany maksymalny okres terapii. Tego rodzaju decyzji nie wolno podejmować bez powtórnej<br />

oceny stanu pacjenta.<br />

Temazepam (Signopam) – 10 mg tabl., No 20 30 min przed spaniem 7-11 h, śr. 8 h<br />

ChPL: Doraźnie i krótkotrwale w leczeniu ciężkich zaburzeń snu, gdy bezsenność powoduje znacznie nasilone wyczerpanie<br />

u pacjenta. Temazepam stosuje się doraźnie i krótkotrwale. Zwykle czas leczenia wynosi od kilku dni do 2 tygodni. W indywidualnych<br />

wypadkach leczenie może trwać dłużej. Maksymalny czas leczenia, łącznie z okresem stopniowego odstawienia<br />

temazepamu, nie powinien być dłuższy niż 4 tygodnie.<br />

9 4_<strong>2012</strong> czerwiec


Artykuł poglądowy<br />

stwierdzamy uchwytnej przyczyny bezsenności – mamy<br />

wtedy podstawy stwierdzić „bezsenność nieorganiczną”.<br />

Do kryteriów rozpoznawczych bezsenności nieorganicznej<br />

należy dyskomfort w ciągu dnia związany z bezsennością,<br />

utrzymywanie się objawów przez co najmniej<br />

miesiąc i minimum 3 dni w tygodniu oraz wykluczenie<br />

chorób neurologicznych, somatycznych i działania leków<br />

i substancji psychoaktywnych, w tym alkoholu.<br />

Higiena snu<br />

Przed rozważeniem farmakoterapii warto zaproponować<br />

pacjentowi przestrzeganie zasad higieny<br />

snu i techniki radzenia sobie z bezsennością. Mogą się<br />

okazać szczególnie skutecznie, jeśli będą przestrzegane<br />

konsekwentnie przynajmniej przez kilka tygodni:<br />

• przeznaczenie sypialni wyłącznie do spania, unikanie<br />

czytania książek, oglądania telewizji czy spożywania<br />

posiłków w łóżku,<br />

• przeznaczenie stałych godzin na sen, niezależnie od<br />

dnia tygodnia i od czasu snu poprzedniej nocy,<br />

• unikanie drzemek w ciągu dnia – jeśli pacjentowi<br />

trudno z nich zrezygnować, powinny nie trwać dłużej<br />

niż godzinę; warto ograniczyć czas drzemek do nie<br />

później niż wczesnego popołudnia,<br />

• zadbanie o komfortowe warunki snu – wygodne łóżko,<br />

zacienione i ciche pomieszczenie, wietrzenie sypialni<br />

przed udaniem się na spoczynek i zapewnienie prawidłowej<br />

temperatury powietrza (w wypadku osób<br />

dorosłych może to być temperatura 18 o C lub nawet<br />

o kilka stopni niższa),<br />

• unikanie kawy i herbaty późnym popołudniem i wieczorem,<br />

• unikanie papierosów i alkoholu w godzinach wieczornych,<br />

• unikanie większych posiłków przed spaniem, można<br />

sobie natomiast pozwolić na drobną przekąskę (kanapkę<br />

lub jabłko),<br />

• regularny wysiłek fizyczny, ale przynajmniej kilka<br />

godzin przed udaniem się na spoczynek.<br />

Leczenie farmakologiczne -<br />

benzodiazepiny i leki „Z”<br />

Lekami nasennymi, po które pacjenci sięgają<br />

najchętniej są benzodiazepiny (tabela 1). Benzodiazepiny<br />

(BDZ) są dostępne w lecznictwie od lat 60. – pierwszym<br />

lekiem z tej grupy jest chlordiazepoksyd. BDZ mają<br />

działanie uspokajające i nasenne, z uwagi na bardziej<br />

selektywną komponentę nasenną część z nich stosuje się<br />

głównie w leczeniu zaburzeń snu. Warto zwrócić uwagę,<br />

że BDZ mają taki sam „punkt uchwytu” (receptory<br />

GABA-A), jak alkohol i mogą spowodować uzależnienie<br />

w mechanizmie podobnym do uzależnienia od alkoholu.<br />

Pacjenci przyjmują je chętnie z następujących powodów:<br />

• dają nie tylko efekt uspokajający i nasenny, ale<br />

także euforyzujący – niektórzy pacjenci relacjonują<br />

uczucie „rauszu” tuż przed zaśnięciem,<br />

• większość działa szybko, więc są bardzo praktyczne<br />

w stosowaniu,<br />

• wiele benzodiazepin działa na tyle krótko, że<br />

następnego dnia „człowiek nie jest otumaniony” (nie<br />

ma stłumienia polekowego),<br />

• działają miorelaksacyjnie, z tego powodu łagodzą<br />

objawy schorzeń przebiegających ze wzrostem<br />

napięcia mięśniowego.<br />

BDZ praktycznie wyparły z rynku leków stosowane<br />

wcześniej barbiturany, od których różnią się<br />

znacznie wyższym indeksem terapeutycznym, czyli<br />

większym bezpieczeństwem terapii. Entuzjazm wobec<br />

Tabela 2. Przykładowy schemat podawania leku nasennego<br />

Tydzień 1. Tydzień 2. Tydzień 3. Tydzień 4.<br />

cała tabletka pół tabletki ‒ dzień bez leku<br />

‒ ‒ ‒ ‒<br />

W miarę możliwości warto już na początku zaproponować krótszy czas trwania całej kuracji i szybszą redukcję dawek, np.<br />

Tydzień 1. Tydzień 2. Tydzień 3. Tydzień 4.<br />

‒ ‒<br />

10 4_<strong>2012</strong> czerwiec


Artykuł poglądowy<br />

benzodiazepin nie trwał długo – szybko okazało się, że ta<br />

grupa leków ma – podobnie jak barbiturany – potencjał<br />

uzależniający. Leki skutecznie łagodzące bezsenność<br />

i lęk po kilku tygodniach stają się mniej efektywne – aby<br />

uzyskać dotychczasowe działanie konieczne jest zażycie<br />

większej dawki. Warto zwrócić uwagę, że wszyscy<br />

producenci benzodiazepin zarejestrowanych w Polsce<br />

zaznaczają, że leki te są przeznaczone wyłącznie do<br />

krótkotrwałej terapii (vide wskazania rejestracyjne<br />

w tabelce, na podstawie charakterystyki produktu leczniczego<br />

– ChPL). Zwykle leczenie ma trwać kilka dni<br />

do 2 tygodni, w uzasadnionych wypadkach dłużej, ale<br />

nie więcej niż miesiąc. Trzeba pamiętać, że w ostatnich<br />

dniach należy zredukować dawkę leku, aby zapobiec<br />

wystąpieniu nasilonej bezsenności „z odbicia”.<br />

Tabela 2 zawiera przykładowy schemat podawania<br />

leku nasennego.<br />

Konsekwencją stosowania leków uzależniających<br />

jest nie tylko ryzyko wywołania lekomanii, ale także<br />

problemy somatyczne i psychiczne wynikające z ich<br />

używania:<br />

• wzrost ryzyka upadków i złamań z uwagi na działanie<br />

miorelaksacyjne,<br />

• możliwość nasilenia zaburzeń pomięci,<br />

• możliwość wywołania paradoksalnego pobudzenia,<br />

szczególnie u pacjentów z cechami uszkodzenia OUN,<br />

• brak działania przeciwdepresyjnego i wręcz nasilenie<br />

objawów depresji czy zaburzeń lękowych, które często<br />

są powodem sięgania po takie leki.<br />

Zawsze należy informować pacjenta o maksymalnym<br />

czasie stosowania leku. Warto też proponować<br />

ograniczenie ilości leku do minimum (np. stosowanie<br />

go tylko w niektóre dni tygodnia), a pod koniec terapii<br />

zmniejszyć dawkę (zwykle do połowy tabletki). BDZ<br />

są przeciwwskazane w ciąży, miastenii, cięższych chorobach<br />

układu oddechowego (ryzyko depresji ośrodka<br />

oddechowego!). Należy też ograniczyć do minimum ich<br />

stosowanie u osób uzależnionych od alkoholu czy nadużywających<br />

alkoholu lub leków w przeszłości – typowym<br />

zjawiskiem jest zastąpienie alkoholu benzodiazepinami.<br />

BDZ nie wolno łączyć z alkoholem! Mając na uwadze<br />

czas trwania leczenia proponowany przez producentów<br />

Tabela 3. Nowsze leki nasenne<br />

Leki nasenne „Z” działające podobnie do benzodiazepin (receptory GABA-A)<br />

Nazwa leku Preparaty handlowe Kiedy stosować? T 1/2<br />

Zaleplon<br />

10 mg tabl.<br />

Morfeo – No 10, No 20<br />

Bezpośrednio przed położeniem<br />

się do łóżka, co najmniej 4 h przed<br />

przebudzeniem<br />

45-60 min<br />

ChPL: Krótkotrwałe (do 2 tyg.) leczenie bezsenności objawiającej się trudnością w zasypianiu. Lek zalecany jest tylko<br />

u pacjentów z ciężkimi zaburzeniami, uniemożliwiającymi prowadzenie normalnego trybu życia lub będącymi przyczyną<br />

poważnego dyskomfortu.<br />

Zolpidem<br />

10 mg tabl.<br />

Apo-Zolpin, Hypnogen, Nasen, Onirex, Polsen,<br />

Sanval, Stilnox, Zolpic, ZolpiGen, Zolsana<br />

– (większość: No 10, No 20)<br />

Bezpośrednio przed pójściem spać<br />

lub w łóżku<br />

ChPL: Krótkotrwałe leczenie bezsenności. Zalecany czas stosowania leku wynosi od kilku dni do 2 tygodni. Podobnie jak<br />

w wypadku innych leków nasennych, zolpidemu nie należy stosować dłużej niż 4 tygodnie<br />

Zopiklon<br />

Dobroson, Imovane, Senzop, Zopiratio Bezpośrednio przed snem 5 h<br />

7,5 mg tabl., No 20<br />

ChPL: Krótkotrwałe leczenie bezsenności u dorosłych – przejściowej, krótkotrwałej lub przewlekłej (w tym trudności w zasypianiu,<br />

spłycony sen, wczesne ranne budzenie się). Leczenie powinno trwać jak najkrócej, zwykle od kilku dni do 2 tygodni.<br />

Najdłuższy zalecany czas trwania ciągłej terapii wynosi cztery tygodnie, w tym okres zmniejszania dawki w trakcie leczenia.<br />

Przedłużenie leczenia albo potrzeba ciągłej terapii powinny być dokładnie ocenione. Czas trwania leczenia: bezsenność<br />

przejściowa 2-5 dni, bezsenność krótkotrwała 2-3 tygodnie.<br />

1-2 h<br />

11 4_<strong>2012</strong> czerwiec


Artykuł poglądowy<br />

leków, warto ograniczać wydawanie recept na leki w ilości<br />

większej niż jedno opakowanie i zaproponować choremu<br />

wizytę kontrolną przed upływem miesiąca od rozpoczęcia<br />

leczenia. Warto pamiętać, że stosowanie naprzemiennie<br />

różnych preparatów z grupy BDZ i „Z” nie zapobiega<br />

powstaniu uzależnienia!<br />

Benzodiazepinowy debiutant w gabinecie lekarskim<br />

to rzadkość. Częściej widzimy pacjentów,<br />

którzy przychodzą po kolejne opakowanie leku, bez<br />

którego nie wyobrażają sobie pójścia spać. Odmowa<br />

wystawienia kolejnej recepty pacjentowi, który lek<br />

nasenny stosuje od niedawna (od kilku tygodni),<br />

nie narazi go na większy problem niż subiektywne<br />

pogorszenie samopoczucia przez kilka dni. Zupełnie<br />

inaczej jest z chorymi stosującymi leki nasenne od<br />

lat, szczególnie w dawkach większych niż standardowa<br />

(zwykle 1 tabl.). Gwałtowne odstawienie leku<br />

może spowodować wystąpienie burzliwych objawów<br />

wegetatywnych i zaostrzenie schorzeń somatycznych<br />

(np. kryzę nadciśnieniową u osoby z nadciśnieniem<br />

tętniczym), w niektórych przypadkach nawet zespół<br />

majaczeniowy z odstawienia, powstały w mechanizmie<br />

analogicznym do delirium tremens po przerwaniu ciągu<br />

alkoholowego. Pacjentowi podejrzanemu o uzależnienie<br />

należy zaproponować konsultację u psychiatry,<br />

zapewniając że ten zapewni inne leki, które ułatwią<br />

regulację snu.<br />

Tabela 4. Potencjał uzależniający leków<br />

Benzodiazepiny<br />

Leki nasenne „Z”<br />

Potencjał uzależniający!!!<br />

Tymoleptyki<br />

Neuroleptyki<br />

Nie powodują uzależnienia<br />

Pewną nadzieję wzbudziła grupa leków „Z”<br />

(zaleplon, zolpidem, zopiklon), o budowie i działaniu<br />

podobnym do BDZ, obecnych na rynku leków od lat<br />

90. Mniejszy potencjał uzależniający miał wynikać<br />

z innego rodzaju wpływu na receptor GABA-A (nie<br />

zmieniają jego konformacji) i większym bezpieczeństwie<br />

stosowania (selektywność wobec niektórych<br />

podtypów receptorów). Codzienna praktyka pokazuje<br />

niestety, że są nadużywane przez pacjentów równie<br />

często jak BDZ. O znacznej popularności zolpidemu<br />

świadczy duża liczba preparatów handlowych leku.<br />

Producenci leków z tej grupy także zaznaczają, że<br />

leczenie powinno być ograniczone w czasie do kilku<br />

tygodni (tabela 3).<br />

Farmakokinetyka<br />

leków nasennych<br />

Zachęcam do zapoznania się z własnościami<br />

farmakokinetycznymi leków nasennych, które tylko<br />

pozornie są mało istotne. Początek działania leków jest<br />

szybki, nawet bardzo szybki – preparaty midazolamu<br />

i leków „Z” najlepiej przyjmować po położeniu się do<br />

łóżka. Zażycie ich przed udaniem się do łazienki może się<br />

skończyć pobudką na podłodze. Istotnym parametrem<br />

leków nasennych jest okres półtrwania (T 1/2<br />

).<br />

T 1/2<br />

ultrakrótki, poniżej 2 h: ułatwia przede<br />

wszystkim zaśnięcie, nie powoduje senności następnego<br />

dnia po przebudzeniu. Jest to tylko pozornie optymalne:<br />

nie poprawia ciągłości snu i nie zapobiega wybudzeniom<br />

w nocy, tolerancja na te leki rośnie szybko, pacjenci<br />

chętnie zwiększają dawkę do 2 tabl. (lub więcej) na<br />

noc, niektórzy chorzy biorą dodatkową dawkę rano<br />

(ostrożnie z midazolamem i zolpidemem!). Rekordziści<br />

stosują nawet 20-30 tabletek na dobę – w ciągu dnia już<br />

nie w celu regulowania snu, ale zmniejszenia objawów<br />

abstynencyjnych przy wzroście tolerancji. Leki te należy<br />

stosować u pacjentów zdyscyplinowanych i wtedy, gdy<br />

konieczne jest zapobieżenie stłumieniu polekowemu<br />

następnego dnia.<br />

T 1/2<br />

krótki, nieco krótszy niż czas trwania snu<br />

fizjologicznego (ok. 6 h): wydaje się optymalny u większości<br />

pacjentów, chociaż także wiąże się z ryzykiem<br />

nadużywania leku.<br />

T 1/2<br />

długi (kilkanaście godzin i dłużej): działanie<br />

nasenne może się utrzymywać także następnego<br />

dnia, <strong>dla</strong>tego należy ich unikać u osób prowadzących<br />

aktywny tryb życia, u osób starszych terapia wiąże się<br />

z ryzykiem kumulacji substancji aktywnych. Mogą być<br />

pomocne, jeśli pacjenci nie śpią po lekach działających<br />

krócej i u chorych, u których działanie tłumiące będzie<br />

korzystne także w dzień (np. pacjenci z depresją lękową).<br />

Po kilku tygodniach stosowania benzodiazepin<br />

lub leków „Z” kończy się maksymalny czas terapii.<br />

12 4_<strong>2012</strong> czerwiec


Artykuł poglądowy<br />

Niestety często po odstawieniu bezsenność powraca,<br />

czasami jest bardziej uciążliwa niż w okresie przed<br />

zastosowaniem leku („bezsenność z odbicia”). Warto<br />

wtedy ponownie ocenić stan psychiczny pacjenta,<br />

rozważyć występowanie zaburzeń psychicznych, które<br />

mogą być przyczyną bezsenności. Należy także<br />

sprawdzić, czy pacjent zna zasady higieny snu i czy<br />

się do nich stosuje. Ponieważ w codziennej praktyce<br />

lekarskiej często mamy do czynienia z pacjentami<br />

cierpiącymi na bezsenność przewlekłą, warto znać<br />

metody farmakologiczne alternatywne do zalecania<br />

typowych leków nasennych, które wprawdzie nie są<br />

równie komfortowe <strong>dla</strong> chorych jak BDZ i leki „Z”,<br />

ale są przeznaczone do terapii dłuższej niż leki o potencjale<br />

uzależniającym.<br />

Leki przeciwdepresyjne<br />

i przeciwpsychotyczne<br />

Mamy do dyspozycji dwie grupy leków, które nie<br />

powodują uzależnienia. Są to leki przeciwdepresyjne<br />

i przeciwpsychotyczne. Leki przeciwdepresyjne (tabela 5)<br />

są zarejestrowane w leczeniu zespołów depresyjnych,<br />

niektóre także zespołów lękowych (nerwicowych). Dwa<br />

neuroleptyki z grupy tzw. słabych mają rejestrację w leczeniu<br />

bezsenności w zaburzeniach lękowych. Warto<br />

podkreślić, że obie grupy leków wykazują działanie<br />

nasenne już w małych dawkach (mniejszych niż potrzebne<br />

do leczenia depresji czy uzyskania efektu przeciwpsychotycznego).<br />

Mniejsze dawki oznaczają także<br />

mniejsze ryzyko wywołania objawów niepożądanych,<br />

związanych z oddziaływaniem na inne receptory.<br />

Tabela 5<br />

Tymoleptyki (leki przeciwdepresyjne) o działaniu nasennym<br />

Nazwa leku Dawkowanie T 1/2<br />

Tymoleptyki trójpiersieniowe (receptory histaminowe H1, w większych dawkach też inne)<br />

Doksepina (Doxepin) – 10 mg, 25 mg caps., No 30 10 mg (→ 20-25 mg→50 mg)<br />

8-24 h, średnio 17 h<br />

ChPL: Stany depresyjne z lękiem i niepokojem w przebiegu psychoz, w tym depresja inwolucyjna i faza depresyjna w chorobie<br />

afektywnej dwubiegunowej. Depresje i stany lękowe w przebiegu zaburzeń somatycznych oraz chorób organicznych.<br />

Zespoły depresyjno-lękowe w przebiegu choroby alkoholowej. Zaburzenia nerwicowe z objawami depresji lub lęku.<br />

Amitryptylina (Amitriptylinum) – 10 mg, 25 mg 10 mg (→20-25 mg→30 mg→40 mg→50 mg) 10-50 h, średnio 19 h<br />

tabl., No 60<br />

ChPL: Leczenie objawów depresji, a zwłaszcza stanów, w których pacjent wymaga uspokojenia.<br />

Opipramol (Pramolan, Sympramol) – 50 mg (dodatkowo wpływ na rec. sigma – efekt uspokajający)<br />

draż., No 20.<br />

50 mg (→100 mg)<br />

ChPL: Zaburzenia lękowe uogólnione i zaburzenia występujące pod postacią somatyczną.<br />

Receptory histaminowe H1 i serotoninowe 5-HT2A<br />

Trazodon (Trittico CR) – 75 mg tabl., No 30, 25 mg (→50 mg→75 mg→100 mg) 12 h<br />

– 150 mg tabl., No 20<br />

ChPL: Zaburzenia depresyjne o różnej etiologii, w tym depresja przebiegająca z lękiem.<br />

Mianseryna – 10 mg tabl. (najmniejsza dawka), No 30 5 mg (→10 mg→15 mg→30 mg)<br />

ChPL: Zespoły depresyjne.<br />

Mirtazapina – 15 mg tabl. (najmniejsza dawka), No 30 7,5 mg (→15 mg→30 mg)<br />

ChPL: Zespoły depresyjne.<br />

6-39 h, średnio 17 h<br />

20-40 h<br />

Receptory melatoninowe MT1 i MT2<br />

Agomelatyna (Valdoxan), 25 mg t 25 mg 1-2 h<br />

ChPL: Leczenie dużych epizodów depresji u dorosłych.<br />

13 4_<strong>2012</strong> czerwiec


Artykuł poglądowy<br />

Tabela 6<br />

Neuroleptyki (leki przeciwpsychotyczne) o działaniu nasennym<br />

(receptory histaminowe H1, muskarynowe M1, adrenergiczne α1 i serotoninowe 5-HT2A)<br />

Nazwa leku Dawkowanie T 1/2<br />

Chlorprothixen – 15 mg tabl., 50 mg tabl., No 50 15 mg (→30 mg→45-50 mg) 8-12 h<br />

ChPL: Leczenie niepokoju i bezsenności w nerwicach i zaburzeniach psychosomatycznych.<br />

Lewomepromazyna (Tisercin) – 25 mg tabl., No 50 12,5 mg (→25 mg→50 mg) 15-30 h<br />

ChPL: W małych dawkach w zespołach lękowych (w pojedynczej wieczornej dawce w zaburzeniach snu).<br />

Leki przeciwdepresyjne mogą być szczególnie skuteczne<br />

u pacjentów z epizodem lub epizodami depresji<br />

w wywiadzie – wtedy będzie uzasadnione stosowanie<br />

większych dawek, o działaniu przeciwdepresyjnym. Amitryptylina<br />

i delikatniej działająca doksepina (klasyczne<br />

leki przeciwdepresyjne) mogą być pomocne w leczeniu<br />

bezsenności u osób cierpiących na przewlekłe zespoły<br />

bólowe (działanie analgetyczne tymoleptyków z tej<br />

grupy). Doksepina i trazodon stosowane w małych<br />

dawkach mogą dawać mniejszą senność następnego<br />

dnia po zażyciu leku. Agomelatyna jest nowym lekiem<br />

przeciwdepresyjnym – z uwagi na wysoką cenę rzadko<br />

jest stosowana jako lek pierwszego rzutu. Pacjentów<br />

należy informować o tym, że leki przeciwdepresyjne<br />

ułatwiają zasypianie dopiero po 1-2 godzinach od zażycia<br />

(inaczej niż leki z grupy BDZ i „Z”), <strong>dla</strong>tego najlepiej<br />

przyjmować je ok. 2 h przed udaniem się do snu. Ich<br />

działanie tłumiące może być odczuwalne także w dzień<br />

po zażyciu leku, więc dobrze zaproponować pacjentowi<br />

przyjmowanie leku począwszy od piątku, tak żeby po<br />

weekendzie był zaadaptowany do początkowej dawki.<br />

W tabelkach z lekami podano przykładowe schematy<br />

dawkowania w kolejnych dniach. Warto zaczynać od<br />

najmniejszych dawek i zwiększać je tylko w razie braku<br />

skuteczności mniejszych dawek. Jeśli wykazują częściową<br />

skuteczność nasenną, dawkę można zwiększać co kilka<br />

dni. Pacjenta trzeba przygotować na to, że ustalenie<br />

właściwej dawki może trwać tydzień lub dwa, natomiast<br />

leki te mogą okazać się podobnie skutecznie jak BDZ<br />

czy leki „Z” w dłuższej terapii.<br />

Dwa neuroleptyki mają rejestrację w leczeniu<br />

bezsenności u osób z zaburzeniami lękowymi (tabela 6).<br />

Chlorprothixen u większości pacjentów działa delikatniej.<br />

Decydując się na podanie lewomepromazyny, należy<br />

Tabela 8. Strategie farmakologiczne łagodzenia bezsenności bez ryzyka uzależnienia<br />

Inne leki, które mogą być pomocne w leczeniu bezsenności<br />

Nazwa leku Dawkowanie T 1/2<br />

Receptory histaminowe H1<br />

Hydroksyzyna (Hydroxyzinum, Atarax) – 10 mg, 25 mg tabl.<br />

ChPL: Leczenie lęku.<br />

10 mg (→25mg→50 mg→75mg) 7-20 h, średnio 14 h<br />

Receptory melatoninowe M1, M2<br />

Melatonina o krótkim działaniu – OTC, 1 mg; 3 mg; 5 mg tabl. 1-5 mg około 1 h przed snem 30-50 min<br />

ChPL: Wspomagająco w zaburzeniach snu związanych ze zmianą stref czasowych, zaburzeniach rytmu dobowego snu<br />

i czuwania u pacjentów niewidomych, zaburzeniach snu związanych z zaburzeniami rytmu snu i czuwania (np. w związku<br />

z pracą zmianową).<br />

Melatonina o przedłużonym działaniu – Rp.<br />

2 mg 1-2 h przed snem 3,5-4 h<br />

(Cicardin 2 mg tabl, No 21).<br />

ChPL: Monoterapia w krótkotrwałym leczeniu pierwotnej bezsenności (do 21 dni), charakteryzującej się niską jakością snu,<br />

u pacjentów w wieku 55 lat lub starszych.<br />

14 4_<strong>2012</strong> czerwiec


Artykuł poglądowy<br />

zwrócić szczególną uwagę na ryzyko wywołania przez<br />

lek hipotonii ortostatycznej – największe ryzyko takiego<br />

działania przypada na pierwsze dni podawania leku,<br />

<strong>dla</strong>tego należy zmierzyć RR przed zalecaniem leku, poinstruować<br />

pacjenta, jak zapobiegać incydentom hipotonii<br />

i zaczynać od najmniejszych dawek. U osób starszych<br />

lewomepromazynę należy stosować bardzo ostrożnie.<br />

Ryzyko hipotonii związane jest także ze stosowaniem<br />

mianseryny. W mniejszym stopniu dotyczy to także innych<br />

leków stosowanych w bezsenności (benzodiazepiny,<br />

leki „Z”, leki przeciwdepresyjne i przeciwpsychotyczne).<br />

Tabela 7. Ryzyko hipotonii ortostatycznej<br />

Mianseryna<br />

Uwaga na RR!<br />

Lewomepromazyna<br />

W tabeli 8 podano inne strategie farmakologiczne<br />

łagodzenia bezsenności, bez ryzyka uzależnienia.<br />

Jak prowadzić dokumentację<br />

medyczną?<br />

Żeby zarówno pacjent, jak i lekarz prowadzący<br />

leczenie bezsenności mogli spać spokojnie, warto w historii<br />

choroby umieścić adnotacje dotyczące następujących<br />

czynności:<br />

• Przeprowadzenie diagnostyki różnicowej bezsenności<br />

(depresja? zaburzenie lękowe? wpływ leków lub substancji<br />

psychoaktywnych/alkoholu? schorzenia somatyczne?<br />

brak higieny sny? bezsenność spowodowana stresem?<br />

Nowości<br />

Jogging wydłuża życie!<br />

Podczas kongresu Euro- wiających jogging. Dzięki tej<br />

Prevent, który odbywał się sportowej aktywności nastąpiło<br />

wydłużenie życia o 6,2 lat<br />

w Dublinie od 3 do 5 maja<br />

<strong>2012</strong>, jednym z ciekawszych u mężczyzn oraz o 5,6 lat u kobiet.<br />

Optymalny czas i sposób<br />

wydarzeń było opublikowanie<br />

wyników Kopenhagen City uprawiania joggingu to od 1,2<br />

Heart Study. Badanie to rozpoczęło<br />

się w 1976 roku i było lub 3 sesjach treningowych.<br />

do 2,5 godziny tygodniowo w 2<br />

prospektywną obserwacją 20 Korzyści płynące z joggingu<br />

tys. osób w wieku od 20 do 93 związane są ze wzrostem insulinowrażliwości,<br />

lepszym po-<br />

lat pod względem schorzeń<br />

układu krążenia. W populacji borem tlenu, poprawą lipidogramu<br />

(wzrost HDL, obniżenie<br />

tej było 1116 mężczyzn oraz<br />

762 kobiety regularnie upra-<br />

trójglicerydów), obniżeniem<br />

pracą zmianową? zmianą strefy czasowej? podejrzenie<br />

bezsenności idiopatycznej?).<br />

• Zaproponowanie pacjentowi konsultacji u psychiatry,<br />

szczególnie przy podejrzeniu zaburzenia psychicznego,<br />

uzależnienia od leków czy wobec braku zadowalających<br />

efektów dotychczasowego leczenia.<br />

• Poinformowanie pacjenta o maksymalnym czasie<br />

stosowania leku w wypadku substancji o potencjale<br />

uzależniającym.<br />

• Poinformowanie pacjenta o zasadach higieny snu<br />

i technikach łagodzenia bezsenności.<br />

• Podjęcie decyzji o stosowaniu substancji o działaniu<br />

uzależniającym dłużej niż kilka tygodni wyłącznie po<br />

spełnieniu dwóch warunków: 1) uzyskaniu świadomej<br />

zgody pacjenta na takie leczenie, 2) uzasadnieniu<br />

medycznym takiego postępowania (np. wieloletnie<br />

nadużywanie leku, objawy abstynencyjne przy próbie<br />

redukcji dawki, znacznie utrudnione uzyskanie dobrej<br />

współpracy chorego w odstawianiu leku, odmowa lub<br />

brak możliwości skorzystania z konsultacji psychiatry).<br />

Literatura<br />

Paweł Czerwiński<br />

psychiatra<br />

marzec <strong>2012</strong><br />

1. Stephen M. Stahl, „Podstawy psychofarmakologii. Teoria<br />

i praktyka”, Wydanie III, Via Medica, Gdańsk 2009.<br />

2. Red. S. Pużyński, J. Rybakowski, J. Wciórka „Psychiatria”,<br />

Wydanie II, Elsevier Urban & Partner Wrocław 2011.<br />

ciśnienia krwi, zmniejszeniem<br />

agregacji płytek krwi, zwiększeniem<br />

aktywności fibrynolitycznej.<br />

Ponadto jogging<br />

zapewnia poprawę funkcji serca,<br />

zwiększenie gęstości kości,<br />

lepsze funkcjonowania układu<br />

odpornościowego, zapobiega<br />

otyłości oraz poprawia stan<br />

psychiczny. Tyle dobroczynnych<br />

oddziaływań i wszystko<br />

dzięki metodzie niewymagającej<br />

ani recept, ani refundowania.<br />

Propagujmy poprawianie<br />

Fot. @mimax2<br />

stanu zdrowia przez aktywność<br />

fizyczną.<br />

Źródło: http://is.gd/9w2RUB<br />

15 4_<strong>2012</strong> czerwiec


Artykuł poglądowy<br />

Dieta w cukrzycy<br />

– spojrzenie lekarza praktyka<br />

Małgorzata Czajka-Stelmaszewska<br />

Studiując medycynę, nie miałam żadnych wykładów z dietetyki. Robiąc kolejne<br />

specjalizacje, także nie miałam kontaktu z nauką o żywieniu, oprócz trzech dni<br />

kursu w Instytucie Żywności i Żywienia w Warszawie przed specjalizacją z diabetologii.<br />

Przeglądając zalecenia lekarskie krajowe, europejskie i amerykańskie, nie<br />

znalazłam wielu wiadomości dotyczących tych zagadnień.<br />

Przykładowo: ostatnie europejskie zalecenia dotyczące<br />

nadciśnienia tętniczego z 2009 r. poświęcone<br />

są w całości zagadnieniu, kiedy rozpocząć leczenie<br />

farmakologiczne nadciśnienia i do jakich granic je redukować,<br />

a nie zawierają żadnych danych dotyczących<br />

diety. Z kolei zalecenia dietetyków odnoszące się do<br />

zaburzeń metabolicznych są czysto teoretyczne i nie<br />

uwzględniają ani fizjologii, ani aspektów klinicznych<br />

tych chorób.<br />

Gdy patrzę z punktu widzenia diabetologa na<br />

proponowane przez różne gremia jadłospisy, ogarnia<br />

mnie, najoględniej mówiąc, zdziwienie i rozczarowanie.<br />

Proponowane w nich zestawy produktów są czasem<br />

niezwykle wymyślne, o problematycznej strawności,<br />

a po ich spożyciu poziomy glukozy i lipidów we krwi<br />

pacjentów są nieprawidłowo wysokie. Jadłospisy te<br />

nie uwzględniają też ani zwyczajów żywieniowych, ani<br />

możliwości finansowych pacjentów. Trudno oprzeć<br />

się wrażeniu, że istnieją dwa odrębne światy – lekarzy<br />

i dietetyków, nierozumiejących się wzajemnie w wielu<br />

aspektach. Część lekarzy nie interesuje się dietą zupełnie,<br />

uważając że tabletka (niejedna!) załatwi wszystko.<br />

Natomiast dietetycy widzą chorego przez kalorie,<br />

białka, tłuszcze, węglowodany. Układają swoje puzzle<br />

dietetyczne tak, aby zgadzały się liczby, a chory wraz ze<br />

swoją chorobą schodzi na dalszy plan.<br />

Opracowanie wzorowych jadłospisów <strong>dla</strong> osób ze<br />

schorzeniami metabolicznymi jest bez wątpienia bardzo<br />

trudne, szczególnie w sytuacji różnych kombinacji ich<br />

łącznego występowania. Bo wśród pacjentów poradni<br />

diabetologicznej pojedyncze osoby chorują „tylko” na<br />

cukrzycę. Większość z nich ma nadwagę lub otyłość,<br />

zaburzenia lipidowe i związaną z nimi chorobę niedokrwienną<br />

mięśnia sercowego lub zaburzenia krążenia<br />

innych naczyń obwodowych. Są także chorzy po operacjach<br />

w obrębie przewodu pokarmowego, z cechami<br />

uszkodzenia wątroby, z niewydolnością nerek, z ciężkimi<br />

schorzeniami płuc. Mamy również osoby w czasie<br />

przewlekłej sterydoterapii z powodu innych poważnych<br />

chorób ogólnoustrojowych, osoby z nowotworami w czasie<br />

ich leczenia.<br />

Zatem jak widać potrzeba poradnictwa dietetycznego<br />

jest bardzo duża, trudnych bowiem chorych<br />

przybywa, a dieta stanowi pełnoprawny i ważny element<br />

leczenia.<br />

Szczegółowe zalecenia dietetyczne<br />

Leczenie dietetyczne każdego chorego z cukrzycą<br />

powinno obejmować:<br />

• wyliczenie dobowego zapotrzebowania kalorycznego<br />

• podział procentowy kalorii między poszczególne<br />

składniki pokarmowe<br />

• ustalenie liczby posiłków w ciągu dnia<br />

• określenie zawartości kalorycznej każdego posiłku<br />

• naukę kompozycji posiłków oraz preferowanych technik<br />

kulinarnych<br />

• udzielenie dodatkowych informacji związanych z potrzebami<br />

chorego.<br />

16 4_<strong>2012</strong> czerwiec


Artykuł poglądowy<br />

Wartość energetyczna diety<br />

Podstawowym warunkiem poprawy glikemii,<br />

lipemii i ciśnienia tętniczego jest prawidłowe wyliczenie<br />

liczby kalorii, które chory powinien spożywać przy swojej<br />

aktywności fizycznej i stanie metabolicznym (Szostak<br />

i Cichocka, 2008). Dzieciom i młodzieży z cukrzycą<br />

ma ta wartość zapewnić prawidłowy rozwój i wzrost,<br />

kobietom w ciąży zapewnić optymalny przyrost masy<br />

ciała matki i dziecka, osobom szczupłym utrzymanie<br />

zalecanej masy ciała, a osobom z nadwagą i otyłym<br />

ma umożliwić redukcję zbędnych<br />

kilogramów i utrzymanie<br />

tej zmniejszonej masy ciała<br />

przez dłuższy czas. Wartość<br />

potrzebnej energii podaje się<br />

w kilokaloriach na kilogram<br />

należnej masy ciała (kcal/kg<br />

nmc). Średnie zapotrzebowanie<br />

na energię u dorosłych osób<br />

zależy od ich codziennego wysiłku<br />

fizycznego i wynosi odpowiednio:<br />

• <strong>dla</strong> osób leżących 20 kcal/kg nmc<br />

• <strong>dla</strong> pracujących umysłowo lub wykonujących lekką<br />

pracę fizyczną 30 kcal/kg nmc<br />

• <strong>dla</strong> osób codziennie wykonujących ćwiczenia fizyczne<br />

35 kcal/kg nmc<br />

• <strong>dla</strong> wykonujących codziennie ciężką pracę fizyczną<br />

40 kcal/kg nmc.<br />

Zalecenia Polskiego Towarzystwa Diabetologicznego<br />

na 2011 rok podają nieco inny przepis na<br />

wyliczanie dobowego zapotrzebowania kalorycznego.<br />

Określone jest zapotrzebowanie podstawowe, wynoszące<br />

20 kcal/kg nmc. Do tej ilości dodaje się zapotrzebowanie<br />

indywidualne chorego zależne od jego aktywności<br />

fizycznej według następującego kryterium:<br />

• siedzący tryb życia + 10% zapotrzebowania podstawowego<br />

• umiarkowanie aktywny tryb życia + 20% zapotrzebowania<br />

podstawowego<br />

• bardzo aktywny tryb życia + 30% zapotrzebowania<br />

podstawowego.<br />

Do tego dochodzą dodatkowe zalecenia, uwzględniające<br />

szczególne sytuacje:<br />

• <strong>dla</strong> osoby siedzącej z nadwagą 20-25 kcal/kg nmc<br />

• <strong>dla</strong> osoby aktywnej z nadwagą 30-35 kcal/kg nmc<br />

• <strong>dla</strong> osoby w starszym wieku siedzącej 20 kcal/kg nmc<br />

• <strong>dla</strong> osoby z niedowagą siedzącej 35 kcal/kg nmc<br />

• <strong>dla</strong> osoby z niedowagą aktywnej 40-50 kcal/kg nmc<br />

• <strong>dla</strong> kobiety ciężarnej 35 kcal/kg nmc.<br />

Skład diety chorego na cukrzycę<br />

Istnieją generalnie duże rozbieżności między<br />

zaleceniami różnych towarzystw diabetologicznych w zalecanej<br />

ilości węglowodanów<br />

w diecie chorych na cukrzycę.<br />

Czołowy ośrodek zajmujący się<br />

chorymi na cukrzycę – Joslin<br />

Diabetes Center zaleca w codziennej<br />

diecie 40% węglowodanów,<br />

30% białka i 30% tłuszczu.<br />

Zalecenia europejskie są nieco<br />

inne: węglowodany od 40 do<br />

65%, białka 10-20% i 30-35%<br />

tłuszczu. Nigdzie nie jest określone, kogo dotyczą dolne,<br />

a kogo górne granice zakresów.<br />

@gonia<br />

Węglowodany<br />

Przyjmuje się, że węglowodany powinny stanowić<br />

od 40 do 50% wartości energetycznej diety, przy czym<br />

zalecane jest spożywanie węglowodanów złożonych.<br />

Zawartość błonnika w pożywieniu powinna<br />

wynosić od 20 do 35 g na dobę. Trzeba ograniczyć<br />

spożywanie cukrów prostych, natomiast słodziki mogą<br />

być używane w ilościach zalecanych przez producenta,<br />

najlepiej jednak ich unikać.<br />

Podstawą właściwego sposobu odżywiania w cukrzycy<br />

jest umiejętność odczytania indeksu glikemicznego<br />

składników (IG) posiłku. Pojęcie to, wprowadzone<br />

w 1981 roku, pozwala na klasyfikację węglowodanów<br />

w zależności od ich wpływu na glikemię poposiłkową.<br />

Przyjęto, że IG glukozy jest równy 100. IG < 50 jest<br />

określany jako niski, indeks zawarty w przedziale od<br />

55 do 70 określany jest jako średni, natomiast IG >70<br />

jest wysoki. Produkty o niskiej wartości IG podnoszą<br />

w niewielkim stopniu poziom glukozy we krwi,<br />

podczas gdy produkty o wysokim indeksie znacznie<br />

17 4_<strong>2012</strong> czerwiec


Artykuł poglądowy<br />

podnoszą poziom glukozy. Zalecane są więc węglowodany<br />

o niskim indeksie glikemicznym, IG < 50, natomiast<br />

podstawowe ograniczenie dietetyczne dotyczy<br />

cukrów prostych.<br />

Wartość IG kształtowana jest przez wiele czynników<br />

(Adamska, 2010), m.in. przez:<br />

• ilość i rodzaj węglowodanów<br />

• stopień dojrzałości owoców<br />

• zastosowaną metodę przetwarzania żywności<br />

• porę dnia, tempa spożywania posiłku, rodzaju poprzedzającego<br />

posiłku (jeżeli poprzedzający posiłek miał<br />

niski IG, to wzrost poziomu glukozy po następnym<br />

posiłku będzie mniejszy)<br />

• ilość i postaci skrobi<br />

• obecność i skład błonnika pokarmowego, korzystny jest<br />

tu wpływ błonnika rozpuszczalnego w wodzie (pochodzącego<br />

z warzyw, owoców, nasion roślin strączkowych,<br />

jęczmienia i owsa)<br />

• stopień rozdrobnienia produktu oraz jego rozluźnienia<br />

lub degradacji struktur ścian komórkowych (np. pod<br />

wpływem temperatury), co zwiększa jego dostępność<br />

<strong>dla</strong> enzymów trawiennych; np. efektem gotowania jest<br />

pęcznienie skrobi i staje się ona bardziej podatna na<br />

działanie amylazy trzustkowej<br />

• obecność w produkcie innych składników odżywczych<br />

– białka, tłuszczy, kwasów organicznych, pektyn, taniny<br />

i kwasu fitynowego – hamujących trawienie skrobi.<br />

Indeks glikemiczny ma duże zastosowanie w dietach<br />

redukcyjnych, o czym będzie mowa w innym artykule.<br />

Jedną z diet opartą na pojęciu IG jest dieta Montignaca.<br />

Podkreśla się obecnie, zarówno w zaleceniach<br />

polskich, europejskich, jak i amerykańskich, znaczenie<br />

uwzględniania w wyborze produktów węglowodanowych<br />

indeksu glikemicznego. Wydaje się nawet, że ważniejszy<br />

jest dobór produktów węglowodanowych o niskim indeksie<br />

glikemicznym, niż dokładne określanie zawartości<br />

węglowodanów w diecie – część ośrodków diabetologicznych<br />

uważa, że te pierwsze mają statystycznie większy<br />

wpływ na stopień wyrównana cukrzycy.<br />

Podkreśla się także znaczącą rolę błonnika pokarmowego.<br />

Błonnik ma wiele korzystnych działań,<br />

z których najważniejsze to spowalnianie wchłaniania<br />

glukozy, wywoływanie uczucia sytości, zmniejszanie<br />

poziomu cholesterolu w osoczu krwi, zapobieganie<br />

zaparciom (Moczulski, 2010).<br />

Niedawno wprowadzono pojęcie pokrewne do<br />

IG, mianowicie ładunek glikemiczny ŁG. Wynik mnożenie<br />

IG danego produktu przez ilość węglowodanów<br />

w nim zawartą wyrażoną w gramach to właśnie ładunek<br />

glikemiczny (Adamska, 2010). Jest on wskaźnikiem całkowitego<br />

wpływu pożywienia na poposiłkowe stężenie<br />

glukozy i insuliny. ŁG diety można zmniejszyć dwoma<br />

sposobami – obniżając IG spożywanych produktów<br />

lub zmniejszając całkowitą zawartość węglowodanów<br />

w diecie, jednak konsekwencje metaboliczne tych modyfikacji<br />

nie będą identyczne (Brand-Miller i Marsh, 2008).<br />

Słodziki<br />

Ze spożyciem węglowodanów wiąże się zagadnienie<br />

używania słodzików, istotne zwłaszcza ze względu<br />

na konieczność znacznego ograniczenia spożywania<br />

cukrów prostych. Słodziki są często pożądane przez<br />

osoby stosujące ograniczenia dietetyczne, a odczuwające<br />

potrzebę słodkiego smaku. Jego zaspokojenie przynosi<br />

uczucie specyficznego zadowolenia i uspokojenia, a także<br />

usuwa poczucie ograniczeń w stylu życia (Wojterska<br />

i Tatoń, 2008).<br />

Problemu używania słodzików przez chorych<br />

nie można bagatelizować. Słodziki można podzielić na<br />

naturalne i sztuczne. Najbardziej znanymi syntetycznymi<br />

dosładzaczami są: aspartam E951, sacharyna E954,<br />

cyklaminiany E952, acesulfan K E950.<br />

Aspartam używany jest powszechnie we wszystkich<br />

produktach spożywczych – znajduje się w gumach<br />

do żucia, tabletkach słodzących, napojach niskoenergetycznych,<br />

przemysłowo przygotowanych produktach,<br />

mieszankach kakaowych, mrożonych deserach, napojach<br />

owocowych, napojach mlecznych. Szczególnie jest<br />

wykorzystywany do produkcji artykułów dietetycznych,<br />

zwłaszcza napojów niskokalorycznych. Jest on substancją<br />

niskoenergetyczną, 200 razy słodszą od sacharozy,<br />

o dopuszczalnym dziennym spożyciu 40 mg/kg mc.<br />

W związku z jego spożyciem istnieją trzy problemy.<br />

Nie może być stosowany u osób z fenyloketonurią, bo<br />

w organizmie człowieka rozkłada się do kwasu asparaginowego<br />

i fenyloalaniny. W wyniku defektu genetycznego<br />

18 4_<strong>2012</strong> czerwiec


Artykuł poglądowy<br />

fenyloalanina nie jest przekształcana w tyrozynę, lecz<br />

gromadzi się w nadmiarze, a także jej metabolity – fenyloketony.<br />

Powodują one nieodwracalne uszkodzenia<br />

ośrodkowego układu nerwowego. Drugim problemem<br />

jest uwalnianie w jelicie cienkim pod wpływem chymotrypsyny<br />

z grupy metylowej aspartamu metanolu,<br />

uszkadzającego nerki, wątrobę, serce oraz narząd wzroku.<br />

Metanol jest metabolizowany do formaldehydu<br />

i kwasu mrówkowego, oba te metabolity są także toksyczne.<br />

Kolejnym kłopot jest związany z koniecznością<br />

przestrzegania zalecenia nieogrzewania aspartamu do<br />

temperatury 105°C przy stosowaniu go do produkcji<br />

wypieków. W razie nieprzestrzegania tego ograniczenia<br />

powstaje w tych produktach toksyczna substancja<br />

o nazwie diketopiperazyna – jest ona pięć razy bardziej<br />

toksyczna niż sam aspartam. W praktyce związek ten<br />

uwalnia się przy wypieku ciast zawierających aspartam.<br />

Sacharyna jest najstarszą syntetyczną substancją,<br />

używaną obecnie w ograniczonym zakresie. Jest<br />

ona 300-500 razy słodsza od sacharozy, ale o gorzkim<br />

posmaku. Stosuje się ją nadal przy produkcji napojów<br />

gazowanych z cyklaminianami w stosunku 1:10. Może<br />

ona powodować w bardzo dużych dawkach raka pęcherza<br />

moczowego. Dzienne dopuszczalne spożycie<br />

wynosi 5 mg/kg mc.<br />

Cyklaminiany to sole sodowe, potasowe i wapniowe<br />

kwasu cykloheksylosulfamowego. Są 300-400 razy<br />

słodsze od sacharozy i stabilne w roztworach wodnych.<br />

Używa się ich m.in. do produkcji żywności wymagającej<br />

użycia wysokiej temperatury, są bowiem w takich<br />

warunkach stabilne. Wykorzystywane są szeroko do<br />

produkcji napojów gazowanych, gum do żucia i ciast.<br />

Pojawiły się doniesienia o rakotwórczości tych substancji<br />

oraz wpływie na metabolizm wielu leków, szczególnie<br />

doustnych stosowanych w cukrzycy (!). Zatem nie powinny<br />

być stosowane przez chorych na cukrzycę.<br />

Acesulfan K jest to związek organiczny około<br />

200 razy słodszy od sacharozy. Jest odporny na działanie<br />

wysokich temperatur i używa się go do wypieku<br />

pieczywa i ciast. W piśmiennictwie przeważa opinia, że<br />

jest to związek bezpieczny.<br />

Sorbitol E420 i mannitol E421 to półsyntetyczne<br />

wypełniacze, uważane za bezpieczne, jednak<br />

po spożyciu większej ich ilości mogą wystąpić bóle<br />

brzucha i biegunki.<br />

Naturalne środki słodzące pochodzące z korzeni,<br />

liści i owoców są znacznie bezpieczniejsze niż<br />

syntetyczne. Znane są dwa takie związki: taumatyna<br />

i stewia. Taumatyna E 957 jest stosowana w Polsce od<br />

1998 roku. Jest jedynym białkiem sprzedawanym jako<br />

środek słodzący. Ma dużą moc słodzącą, ok. 2500 razy<br />

większą w porównaniu z sacharozą. Jest ekstrahowana<br />

w niezmienionej postaci z owoców katemfe, zachodnioafrykańskiej<br />

rośliny Thaumatococcus daniellii. Składa się<br />

z 207 aminokwasów, całkowicie rozpuszczalna w wodzie,<br />

wytrzymuje pasteryzację i proces UHT. Wartość energetyczna<br />

taumatyny wynosi 4,0 kcal/g – ze względu na małą<br />

ilość dodawaną do produktów żywnościowych nie ma<br />

to znaczenia. Oprócz właściwości słodzących wykazuje<br />

cechy wzmacniające i maskujące. Zatem może być na<br />

przykład używana do maskowania smaku gorzkiego lub<br />

potęgowania innych smaków, np. mięty.<br />

Stewia rozpoczęła swoją wielką karierę w Europie<br />

w grudniu 2011 roku. Rozporządzeniem komisjii UE<br />

nr 1131/2011 z 11 listopada 2011 została dopuszczona<br />

do stosowania jako dodatek do żywności i otrzymała<br />

symbol E960. Jej ojczyzną jest Paragwaj, gdzie jest od<br />

wielu lat naturalnym słodzikiem. Zawiera glikozydy,<br />

które są 200-300 razy słodsze od sacharozy i praktycznie<br />

nie zawierają kalorii. Słodkość stewii nie ulega zmianie<br />

w wysokich temperaturach, zatem produkty ją zawierające<br />

mogą być gotowane lub pieczone. Nie podnosi<br />

poziomu glukozy we krwi, może więc być stosowana<br />

przez osoby chore na cukrzycę. Ma także działanie<br />

bakteriobójcze i grzybobójcze oraz obniża ciśnienie krwi.<br />

Jest nietoksyczna, nie powoduje fermentacji jelitowej,<br />

zmniejsza apetyt na potrawy tłuste i słodycze, i tym<br />

samym przyczynia się do utraty masy ciała. Czytając<br />

opracowania poświęcone stewii, wyczuwa się wielką<br />

jej przyszłość, ku zapewne wielkiemu niezadowoleniu<br />

producentów syntetycznych słodzików.<br />

Białka<br />

Powinny stanowić od 10 do 20% dziennej diety.<br />

Nie ma dowodów na to, aby zwiększona ilość białka<br />

w diecie (np. 20%) miała wpływ na postęp nefropatii<br />

19 4_<strong>2012</strong> czerwiec


Artykuł poglądowy<br />

cukrzycowej. Nie ma też dowodów, aby białko roślinne<br />

było lepsze od białka zwierzęcego. Są jednak zalecenia<br />

Polskiego Towarzystwa Diabetologicznego, aby połowę<br />

dziennej porcji białka stanowiło białko roślinne.<br />

Tłuszcze<br />

Powinny zapewniać 30-35% wartości energetycznej<br />

diety. W ogólnym bilansie tłuszcze nasycone<br />

i izomery trans nienasyconych kwasów tłuszczowych<br />

powinny stanowić mniej niż 10% wartości diety. Tłuszcze<br />

jednonienasycone mogą występować w diecie w ilości<br />

10-20%, natomiast tłuszcze wielonienasycone powinny<br />

stanowić 6-10% wartości diety, w tym kwasy tłuszczowe<br />

ω-6 powinny mieścić się w zakresie od 5 do 8%, a kwasy<br />

ω-3 powinny stanowić od 1 do 2%. Zawartość cholesterolu<br />

nie powinna przekraczać 300 mg na dobę.<br />

Alkohol<br />

Spożywanie alkoholu przez chorych na cukrzycę<br />

nie jest zalecane. Szczególnie dotyczy to chorych leczonych<br />

preparatami metforminy bądź insuliną, chorych<br />

nieodczuwających niedocukrzeń, osób po przebytym<br />

ostrym zapaleniu trzustki i chorych z jej przewlekłym<br />

zapaleniem; osób z zaburzeniami lipidowymi pod postacią<br />

hipertrójglicerydemii. Dopuszczalne dzienne<br />

spożycie alkoholu wynosi 20 g w wypadku kobiet i 30 g<br />

w wypadku mężczyzn. 1 g alkoholu ma 7 kcal, 10 g alkoholu,<br />

czyli 1 jednostka to 250 ml piwa lub 1 lampka<br />

wina (ok. 150 ml), ew. 1 kieliszek wódki (ok. 30 ml)<br />

(Podolec i Pająk, 2006).<br />

Sól, witaminy i mikroelementy<br />

Zalecane jest spożywanie do 5-6 g soli na dobę<br />

(1 łyżeczka). Oznacza to konieczność radykalnego<br />

zmniejszenia ilości soli dodawanej do posiłków podczas<br />

ich przygotowywania i spożywania. Potrawy można<br />

doprawiać w inny sposób, stosując zioła (czyste, a nie<br />

gotowe mieszanki!): czosnek, paprykę, sok z cytryny,<br />

ocet, chili. Należy także ograniczyć jedzenie produktów<br />

z dużą zawartością soli: serów żółtych, zup i sosów<br />

z puszek lub w proszku, produktów wędzonych, słonych<br />

przekąsek jak chipsy lub orzeszki solone, produktów<br />

konserwowych w puszkach, kostek rosołowych, słonych<br />

past do smarowania kanapek (Podolec i Pająk, 2006).<br />

Brak wskazań do rutynowego uzupełniania witamin<br />

i mikroelementów.<br />

Cdn.<br />

Małgorzata Czajka-Stelmaszewska<br />

internista diabetolog<br />

Piśmiennictwo<br />

Adamska E., 2010, Żywienie chorych na cukrzycę, casusBTL.<br />

Brand-Miller J., Marsh K., 2008, Dieta o małym indeksie glikemicznym<br />

– nowy sposób odżywiania <strong>dla</strong> wszystkich, Medycyna<br />

Praktyczna nr 6/2008, 22-25.<br />

Lim E.L., Hollingsworth K.G., Aribisala B.S., Chen M.J.,<br />

Mathers J.C., Taylor R., 2011, Reversal of type 2 diabetes: normalisation<br />

of beta cell function in association with decreased<br />

pancreas and liver triacyloglicerol, Diabetologia 54, 2506-2514.<br />

Lipka M., Szypowska A., 2006, Ciągły podskórny wlew insuliny<br />

jako alternatywa do wielokrotnych wstrzyknięć, materiały kursu,<br />

listopad 2006, Gdańsk-Sopot.<br />

Moczulski D., 2010, Diabetologia, Wyd. Medical Tribune,<br />

Warszawa, 258.34<br />

Podolec P., Pająk A., 2006, Dlaczego zapadamy na choroby serca<br />

i naczyń, Wyd. Medycyna Praktyczna, Kraków, 88.<br />

PTD (Polskie towarzystwo Diabetologiczne), 2011, Zalecenia<br />

kliniczne dotyczące postępowania u chorych na cukrzycę, Diabetologia<br />

Praktyczna 12 supl. A, 1-46.<br />

Rybus K., Kozłowska-Wojciechowska M., 2010, Opinie lekarzy<br />

na temat stosowania suplementów diety, Czynniki ryzyka<br />

4/2010, 47-51.<br />

Sieradzki J., 2006, Cukrzyca, tom 1, Via Medica, Gdańsk, 516.<br />

Sim L.A., McAlpine D.E., Grothe K.B., Himes S.M., Cockerill<br />

R.G., Clark M.M., 2010, Identification and Treatment of<br />

Eating Disorders in the Primary Care Setting, Mayo Clinical<br />

Proceedings 85, 746-751.<br />

Szostak W., Cichocka A., 2008, Leczenie dietą dorosłych chorych<br />

na cukrzycę, Diabetologia Praktyczna 9 nr 1, 19-25.<br />

Włodarek D., Głąbska D., 2010, Spożycie warzyw i owoców<br />

przez chorych na cukrzycę typu 2, Diabetologia Praktyczna<br />

11 nr 6, 221-228.<br />

Wojterska J., Tatoń J., 2008, Czy używać słodziki w żywieniu<br />

osób z cukrzycą i w dietach redukujących nadwagę – korzyści<br />

i straty zdrowotne, Medycyna Metaboliczna XII nr 3, 70-74.<br />

Yki-Jarvinien H., 2011, Type 2 diabetes; remission in just week,<br />

Diabetologia 54, 2477-2479.<br />

20 4_<strong>2012</strong> czerwiec


Ludzie<br />

Marzenia się nie przeterminowują<br />

O swojej pasji do morza i żeglowania opowiada sternik jachtowy i lekarz Janusz<br />

Tylewicz, znany na morzu jako „Jonasz Tylo”.<br />

• Skąd wzięła się miłość do morza? Czy impulsem<br />

do zakochania był jakiś obejrzany film, przeczytana<br />

książka, miejsce zamieszkania, a może to tradycja<br />

rodzinna?<br />

Ta miłość, to coś, jest w środku. Kiedy w telewizji<br />

mam obejrzeć film, wybieram ten, w którym widać trochę<br />

wody. Może to być film o wędkowaniu, połowach<br />

na morzu czy dokument z delfinem w roli głównej.<br />

Równie chętnie oglądam „Polowanie na Czerwony<br />

Październik” Johna McTiernana, jak i „Piratów” Romana<br />

Polańskiego czy kolejny odcinek filmu przyrodniczego<br />

z morskich głębin.<br />

Historycznie rzecz biorąc, po pierwszym roku<br />

studiów lekarskich kupiłem z ekspozycji na targach<br />

poznańskich prototyp popularnej żaglówki o nazwie<br />

„Mak”. I tu się zaczęło. Swoje przygody zacząłem od<br />

amatorskiego żeglarstwa śródlądowego.<br />

Kilkakrotnie podczas studiów zorganizowałem<br />

z kolegami dwutygodniowe rejsy czarterowanymi „Orionami”<br />

i „Wodnikami” po Wielkich Jeziorach Mazurskich.<br />

Z czasem zdobyłem uprawnienia sternika jachtowego.<br />

Ukoronowaniem moich marzeń było zamustrowanie<br />

się na tygodniowy rejs po Bałtyku „Polonezem”,<br />

którym kpt. Krzysztof Baranowski płynął w swój rejs<br />

dookoła świata. Wtedy, niesiony młodzieńczą fantazją,<br />

złożyłem swój akces do Bractwa Żelaznej Szekli prowadzonej<br />

przez kapitana Adama Jassera. Poszukiwał on<br />

stałej załogi na pokład jachtu „Pogoria”, wybudowanego<br />

na zamówienie Radiokomitetu, agendy ówczesnej Telewizji<br />

Polskiej. Legenda głosiła, że na żaglowcu krany<br />

i klamki są ze szczerego złota.<br />

Dostałem angaż na „Pogorię” podpisany przez<br />

kapitana Adama Jassera. List powiadamiający mnie<br />

o angażu przechowuję do dziś w domowym archiwum.<br />

Jednak we wrześniu, gdy miałem się zgłosić na pokład<br />

„Pogorii”, kończyłem staż w szpitalu w Zielonej Górze.<br />

Studenckie lata zleciały, studia skończyłem w terminie,<br />

ale marzenie o „Pogorii” nie przeterminowało się…<br />

• Wygrała więc pasja do medycyny czy może poczucie<br />

obowiązku, które każdy lekarz ma w sobie daleko<br />

wyższe niż średnia krajowa?<br />

Wygrało poczucie obowiązkowości absolwenta<br />

wydziału lekarskiego. Ale co się odwlecze, to nie uciecze.<br />

Na jesieni 2011 kapitan Adam Jasser kończył swoją<br />

przygodę z żaglami. Na ostatni rejs wybrał się oczywiście<br />

„Pogorią”. Ja <strong>dla</strong> odmiany, po 45 latach domknąłem pętlę<br />

swoich marzeń – i popłynąłem „Pogorią” pierwszy raz.<br />

Dlatego była to <strong>dla</strong> mnie tak szczególna podróż, poniekąd<br />

sentymentalna.<br />

21 4_<strong>2012</strong> czerwiec


Ludzie<br />

• No cóż, u lekarza poczucie obowiązku<br />

zawsze jest na pierwszym<br />

miejscu i często staje na drodze<br />

spełnienia marzeń. Jak wyglądało<br />

realizowanie pasji żeglarskiej<br />

w tak zwanym międzyczasie?<br />

Czy miał pan możliwość rozwijania<br />

jej, czy medycyna pozwoliła<br />

na to?<br />

Kilka razy wysyłałem podania<br />

do Polskich Linii Oceanicznych<br />

i Polskiej Żeglugi Morskiej z prośbą o możliwość<br />

odbycia stażu studenckiego po każdym kolejnym zaliczonym<br />

roku, ale pozostawały bez odpowiedzi. Po drugim<br />

roku w ramach działalności AKT, czyli Akademickiego<br />

Klubu Turystycznego dostaliśmy dofinansowanie do<br />

obozu żeglarskiego, który organizowaliśmy corocznie<br />

na Mazurach. W czerwcu 1976 r. Wilkasy – Mikołajki<br />

– Ruciane – Węgorzewo. Następnie w lipcu 1977 r.<br />

Wilkasy – Giżycko – Pisz – Ruciane oraz we wrześniu<br />

1978 r. Wilkasy – Ruciane – Węgorzewo.<br />

Bodaj na piątym roku założyłem klub żeglarski na<br />

wydziale lekarskim, aby usankcjonować nasze wyjazdy<br />

i byliśmy blisko zakupienia przez władze uczelni jednej<br />

lub dwóch żaglówek popularnej klasy „Omega”, ale im<br />

bliżej końca studiów, tym chętnych do realizacji planów<br />

było mniej i ostatecznie zamiary spełzły na niczym.<br />

Dane mi było, po zakończeniu jednego z rejsów<br />

po Mazurach, zamustrować się – o czym wcześniej<br />

wspomniałem – jako załogant na rejs po Bałtyku na<br />

jachcie „Polonez”, który został wsławiony przez kapitana<br />

Krzysztofa Baranowskiego samotnym rejsem dookoła<br />

świata. Notabene był on pierwszym dowódcą „Pogorii”,<br />

którą dowodził w rejsie do stacji badawczej na Antarktyce<br />

w celu dowiezienia zmiany naukowców.<br />

Na „Polonezie” zaliczyłem trasę Szczecin-Bornholm<br />

i pierwsze mile morskiego stażu. Później na wiele<br />

lat przyszedł rozbrat z morskim pływaniem i tylko<br />

rekreacyjnie, na pobliskim akwenie w Sławie Śląskiej<br />

uprawiałem niedzielne żeglarstwo.<br />

Nawet w okresie narzeczeństwa zabrałem moją<br />

dzisiejszą żonę na tak wielką, jak mi się wydawało,<br />

atrakcję, jaką był wspólny rejs żaglówką po jeziorze.<br />

• Jak zapisał się ten rejs żaglówką w pamięci żony? Czy<br />

podziela pańską pasję do żeglowania? A może było<br />

to jedynie poświęcenie kobiety kochającej żeglarza<br />

i potem czekała na lądzie?<br />

Na pewno jako narzeczona dokonała wielkiego<br />

poświęcenia! Na szczęście nie znienawidziła tej formy<br />

wypoczynku i czasami daje się zaprosić na żaglówkę<br />

do znajomego, chociaż później stwierdza, że mogła coś<br />

w domu w tym czasie porobić. Mnie też dziś trudno<br />

nazwać żeglarzem wobec osiągnięć i pasji znajomych<br />

i kolegów. Porównując do innych – tylko się otarłem<br />

o klimat, o osoby, o przyjemnie spędzony czas. Oprócz<br />

miłych wspomnień, z ostatniego rejsu zostały fotografie.<br />

• Powróćmy do rejsu – klamry spinającej marzenia…<br />

Organizator rejsu, Sail Training Association zajmuje<br />

się upowszechnianiem żeglarstwa wśród młodzieży<br />

22 4_<strong>2012</strong> czerwiec


Ludzie<br />

od 16. roku życia, ale dopuszcza też zapaleńców do 60.<br />

roku życia. Zdążyłem się więc jeszcze załapać...<br />

Lubuską grupą żeglarzy przewodził kapitan jachtowy<br />

Mariusz Skrzypczak. Wyruszyliśmy autobusem<br />

w piątek 6 stycznia <strong>2012</strong> r. Trasę Świebodzin-Genua<br />

trzech kierowców pokonało w 18 godzin. Dotarliśmy<br />

do celu w sobotę 7 stycznia. Autobusowy komfort był<br />

jak w bolidzie F-1, ale wszelkie niewygody wynagrodził<br />

nam o 12.30 widok Starego Portu w Genui i oczekującego<br />

jachtu. Pierwszym po Bogu jest na nim kapitan jachtowy<br />

Janusz Kawęczyński „Geograf ”. To chodząca historia<br />

„Pogorii”. Zamustrowaliśmy się i jak to po zamustrowaniu<br />

bywa – alarm! Oficerowie wbili nas w kapoki, wskazali<br />

miejsca zbiórki alarmowej w razie „W”, podali zasady<br />

opuszczania statku (tzw. abandon ship), rzucania kół<br />

ratunkowych, tratw i wszystkich innych śmieci mających<br />

zdolność unoszenia się na wodzie. Wykład z budowy<br />

jachtu, liczba masztów, rei, żagli, lin stałych i ruchomych<br />

wprawił nas w osłupienie. Załoga powtarzała do znudzenia<br />

nazwy wszystkich części składowych żaglowca,<br />

wspięła się po wantach na reje, przygotowała się do<br />

zrzucania żagli i odbyła wędrówkę szlakiem wszystkich<br />

gaśnic w ramach ćwiczeń przeciwpożarowych. Mając<br />

ciche przyzwolenie pierwszego oficera, pomaszerowałem<br />

zwiedzić miasto, w którym urodził się Kolumb.<br />

Wrażenie robi marina pełna luksusowych oceanicznych<br />

jachtów motorowych, żaglowiec-rekwizyt z filmu „Piraci”<br />

Alarm szalupowy. Autor w kapoku.<br />

Polańskiego, portowe uliczki. Po zwiedzaniu wróciłem<br />

na pokład. Usnęliśmy szybko, a debiutanci we śnie mamrotali<br />

dziwaczne nazwy: marsel górny i dolny, bramsel,<br />

bombramsel, grotbombramsztaksel, grotbramsztaksel,<br />

gejtawa, gording, dirka, bras, wang.<br />

Co było dalej? Oto mój dziennik pokładowy<br />

z „Pogorii”.<br />

08.01.<strong>2012</strong>, niedziela<br />

Już po śniadaniu, przygotowanie do wyjścia<br />

z portu. Na rejach hasają ochotnicy. Przygotowali żagle<br />

do stawienia i reje do przebrasowania. W południe oddajemy<br />

cumy i szpringi, „Pogoria” wychodzi na silniku<br />

w morze. Kierunek – Sycylia. O 15.00 podchodzimy na<br />

odległość dwóch kabli do Portofino. Zrobiło się romantycznie<br />

na pokładzie, bo ktoś zanucił fragment piosenki<br />

„Miłość w Portofino” Sławy Przybylskiej (http://www.<br />

youtube.com/watch?v=WkUDfzzPOqQ).<br />

Huśta nami coraz bardziej martwa fala wczorajszego<br />

sztormu, o którym tyle słyszeliśmy. Mimo że nie<br />

zagraża, to jego skutki zaczynają niektórzy odczuwać<br />

w żołądkach. Służbę na pokładzie obejmuję od 24.00.<br />

Psia mać... to przecież psia wachta. Nad ranem przed<br />

końcem wachty wyłazi „Pipson” i rozkazuje rozwinąć<br />

żagle. Wiadomo, zaraz wchodzi nowa wachta. Okazało się,<br />

że zaczęli od zwijania żagli. No cóż, oficer wie najlepiej...<br />

09.01.<strong>2012</strong> poniedziałek<br />

Kurs: port Olbia na Sardynii. Na śniadanie opeer<br />

od Pierwszego. Że za wolno, że brudny kubek w sterówce,<br />

że bez szelek i że w ogóle... Wracam spać, a właściwie<br />

to pobujać się na koi od boku do boku.<br />

23 4_<strong>2012</strong> czerwiec


Ludzie<br />

Port w Olbia. Prace na rejach.<br />

Trasa rejsu<br />

Przeraźliwy dzwonek<br />

wwierca się w mózgownicę. Znowu<br />

sygnał alarmu. Statek tonie.<br />

Nie, nie tonie. To nie my potrafimy,<br />

zdaniem „Starego”, pojawić się na<br />

pokładzie w szelkach, które mylą<br />

się z kapokami. To był alarm na<br />

manewry. Żagle staw! Złażę na dół<br />

do kubryka. Znowu sygnał. Jezu,<br />

znowu alarm. Człowiek za burtą!<br />

Do cholery, co on robi za burtą?<br />

Na szczęście „Stary” manewrując,<br />

źle podchodzi do motorówki podbierającej<br />

człowieka. Ja na pewno<br />

bym to lepiej zrobił. Oj, lepiej niech<br />

On manewruje tą balią. Kapitan<br />

zapowiedział kolejne alarmy. Muszę<br />

być czujny i szybki! Do Olbia<br />

wchodzimy w południe. Od 16.00<br />

wachty kambuzowa, trapowa i gospodarcza.<br />

Romek z ingrediencji,<br />

które zabrał z Polski piecze ciasto<br />

z kruszonką i piernik staropolski,<br />

aby ufetować gości z Olbia: polsko-<br />

-włoskie małżeństwo. Ich dzieci<br />

buszują po pokładzie oprowadzane<br />

przez tłumaczące na włoski Anię<br />

i Igę. Wieczorem wychodzę, żeby<br />

wysłać widokówki ostemplowane<br />

„Mailed on the high seas”. Zgodnie<br />

24 4_<strong>2012</strong> czerwiec


Ludzie<br />

z marynarskim zwyczajem powinny dojść pocztą morską<br />

do Zielonej Góry bezpłatnie!<br />

W centrum miasta dzieci ślizgają się na sztucznym<br />

lodowisku, a na drzewie żółcą się niezerwane cytryny.<br />

Tak wygląda zima na Sardynii, a ja mogę odpowiedzieć<br />

wieszczowi, że znam li ten kraj, gdzie cytryna dojrzewa.<br />

Wieczorem w pomieszczeniu zwanym klasą wszyscy<br />

śpiewają szanty. Dr Wojtek świetnie operował gitarą<br />

oraz głosem; i pomyśleć, że to psychiatra z Ciborza.<br />

10.01.<strong>2012</strong> wtorek<br />

W nocy stukot kopyt i dzikie rżenie budziło<br />

strudzonym żeglarzy śpiących na górnych kojach w dziobowym<br />

kubryku. Od razu się zorientowałem, że to<br />

galopuje duch konia sprzed 30 lat… Nocne zamieszanie<br />

wywołało tyle wspomnień z zamierzchłych czasów;)).<br />

Rano, oczywiście, afera. Wszyscy zaspali, nawet „Stary”…<br />

Opuszczamy Olbia. Kierunek Sycylia. Flauta<br />

trwa. Trochę na żaglach, trochę na silniku, po południu<br />

cumujemy w Bonifacio. Port położony w zatoczce ukrytej<br />

Wieczór<br />

w Genui<br />

Miasteczko urokliwe, domy poprzyklejane do<br />

skały opadającej wprost do pirackiej zatoczki, u wejście<br />

do portu olbrzymia jaskinia, do której można dopłynąć<br />

tylko z wody. Dziś jeszcze puste i senne, przygotowuje się<br />

na nadejście sezonu. Trwa remont deptaka, nabrzeżne<br />

kawiarenki opatrzone wywieszką Będzie otwarte od<br />

15 kwietnia <strong>2012</strong>.<br />

11.01.<strong>2012</strong>, środa<br />

Bonifacio już za nami. Po wyjściu z portu uderzenie<br />

świeżej bryzy. Alarm manewrowy. Żagle staw.<br />

Wreszcie płyniemy. Prawy hals, wiatr się wzmaga przez<br />

cały dzień, płyniemy z prędkością 5 węzłów. Buja coraz<br />

mocniej. Z boku na bok i z przodu na tył i w 10 różnych<br />

odmianach. Mam wachtę kambuzową i coraz mniej do<br />

obsługiwania przy stole, bo kolejni klienci już są przewieszeni<br />

na zawietrznej i karmią ryby pasta carbonara<br />

all’italiana.<br />

12.01.<strong>2012</strong>, czwartek<br />

Na apelu kapitan oznajmia, co będzie jutro. Mówi,<br />

że jutro jest trzynastego i piątek, a on jest przesądny. Na<br />

szczęście dzień mija spokojnie. Płyniemy na żaglach i na<br />

Załadunek prowiantu<br />

metodą wężykiem-wężykiem<br />

„Stary”, czyli kpt. Janusz Kawęczyński, „Geograf ” i Mariusz<br />

Skrzypczak „Pipson”<br />

pomiędzy skałami, jak gdyby piracki. Pod saling wciągamy<br />

sycylijską banderkę. Głowa Maura, podobna profilem<br />

do korsarza z Korsyki, ma swoją wymowę. Cała załoga<br />

schodzi na ląd po suchy i mokry prowiant. Niektórzy<br />

zwiedzają miejscowy cmentarz znany z rankingu Travel<br />

Planet, gdzie trumny umieszczone są w grobowcach-<br />

-kapliczkach, inni poszli zaopatrzyć się w liście laurowe<br />

i szałwię zrywaną prosto z krzaka.<br />

25 4_<strong>2012</strong> czerwiec


Ludzie<br />

silniku. Wybijane dzwonem co pół godziny, szklanki*<br />

monotonnie odmierzają nam czas na statku. Wieje nudą.<br />

13.01.<strong>2012</strong>, piątek godz. 00.00<br />

Psia wachta upłynęła przyjemnie, bo sterowałem<br />

od 24.00 do 2.00. Wieje gdzieś w okolicy 6 stopni w skali<br />

Beauforta, a nasza prędkość to w porywach 9 węzłów.<br />

Wreszcie idziemy tylko na żaglach. Później na oko, trochę<br />

do mesy nawigacyjnej, żeby się ogrzać. Po wachcie próbowałem<br />

przysypiać, co 3 minuty przewalany od prawej<br />

ściany na górnej koi i w lewo, waląc w sztormdeskę. Nie<br />

wiem jak, ale dotrwałem do pobudki o 7.30.<br />

Zaklinowawszy się w łazience między dwiema<br />

ściankami, zrobiłem toaletę i wziąłem codzienny prysznic.<br />

W nocy ci co objęli wachtę po nas, mieli jeszcze większy<br />

wiatr. „Pogoria” dochodziła do 11 węzłów, a przechyły<br />

do 35 stopni. Od 12.00 wachta nawigacyjna, o odespaniu<br />

na razie nie ma mowy. Buja nieźle, wiatr zdycha, wspomaga<br />

nas silnik. Od 16.00 wachta kambuzowa, a później<br />

Sztaksel staw!<br />

wachta gospodarcza, czyli generalne sprzątanie przed<br />

zejściem na ląd.<br />

14.01.<strong>2012</strong>, sobota, 8.00<br />

Wchodzimy do Livorno. Cumy rzuć! Po śniadaniu<br />

robimy porządek na pokładzie i pakujemy manele do<br />

worków żeglarskich. Wyjście na miasto. Oczywiście<br />

odwiedzam Mercato Americano, gdzie można dostać<br />

rzeczy z amerykańskiego, niemieckiego i włoskiego<br />

wojskowego demobilu. Lubię te klimaty.<br />

Ostatnie zakupy w mieście. Zbiórka na pokładzie<br />

o 15.00. Ostatnia odprawa i wręczenie książeczek<br />

żeglarskich z wpisem oraz opinii o dzielności na morzu.<br />

Nie mam się czego wstydzić.<br />

Ahoj, przygodo!<br />

• Musimy kończyć, choć bardzo ciekawa jest lektura<br />

dziennika pokładowego. O Boże, jak ta „<strong>Gazeta</strong> <strong>dla</strong><br />

Lekarzy” wciąga! Już świta! Pierwszy kur zapiał!<br />

Koniec nocnej wachty!<br />

On line rozmawiała<br />

Krystyna Knypl<br />

Fotografie Janusz Tylewicz<br />

*„Wybijanie szklanek” to sposób odmierzania czasu na morzu.<br />

Polega na uderzaniu w dzwon w zasadzie co pół godziny.<br />

Powinny to być krótkie uderzenia o czystym dźwięku. Szklanka<br />

oznacza uderzenie podwójne. Pół szklanki – uderzenie<br />

pojedyncze.<br />

26 4_<strong>2012</strong> czerwiec


Po dyżurze<br />

Wachta matki<br />

trwa<br />

całe życie<br />

Rozmowa<br />

z Ireną Romaniuk,<br />

okulistką i matką<br />

młodego żeglarza.<br />

Fot. Przemysław Juroić<br />

Marzec 2009 r. na Adriatyku<br />

• W bieżącym numerze przybliżamy czytelnikom pasję<br />

żeglowania. Ogarnięci są nią nie tylko żeglarze, ale<br />

i ich najbliżsi, którzy czekają na ich powrót z morza.<br />

Wiem, że jesteś matką młodego Wilczka Morskiego.<br />

Jakie to uczucie? Czy to 100% dumy, że wychowałam<br />

prawdziwego faceta, czy raczej niepokój o jego szczęśliwy<br />

powrót? A może oba uczucia są skomponowane<br />

w równoważących się proporcjach?<br />

Moje odczucia zmieniały się w miarę jak Wilczek<br />

rósł. Sześć lat temu znalazł „wylęgarnię” żeglarzy-<br />

-amatorów w Trzebieży i zapisał się na pierwszy rejs.<br />

Zapakował plecak (zgodnie z instrukcją <strong>dla</strong> nowicjuszy)<br />

oraz nowo nabyty ciepły sztormiak. Po raz pierwszy<br />

pojechał samotnie nocnym pociągiem z Warszawy do<br />

Szczecina. Przeżywałam tą podróż, bo miał 19 lat i zwykle<br />

jeździł w znanej mi grupie. Na szczęście są komórki.<br />

Po zaokrętowaniu wysłał mi sms, że zespół znacznie<br />

starszy i jest O.K. Krótko i węzłowato. Uspokoiłam się,<br />

miałam zaufanie do ludzi z doświadczeniem. Wrócił<br />

zachwycony i już z pomysłami na następne rejsy. Przez<br />

te sześć lat zdobywał kolejne uprawnienia od żeglarza<br />

do kapitana, przechodził kursy doszkalające na obsługę<br />

różnych urządzeń na żaglowcach, zrobił uprawnienia<br />

instruktora żeglarstwa. Obecnie samodzielnie prowadzi<br />

szkolenia i rejsy na wodach Bałtyku, Morza Północnego<br />

oraz Oceanu Atlantyckiego. Jak tylko zaczął pływać<br />

jako kapitan, moje obawy o jego zdrowie, a nawet życie<br />

nasiliły się. Dominująca początkowo duma ustąpiła<br />

miejsca niepokojom. Więcej już wiedziałam o morzu,<br />

śledziłam wiadomości, słuchałam jego morskich<br />

opowieści. Śledzę zawsze, o ile jest to możliwe, ruch<br />

jego żaglowca na stronie internetowej, aktualną mapę<br />

27 4_<strong>2012</strong> czerwiec


Po dyżurze<br />

statków http://www.marinetraffic.com/ais/pl/default.<br />

aspx. Właśnie trzy dni temu patrzyłam jak odpływa<br />

na „Zawiszy Czarnym”. Dziś oczekuję maila, znalazłam<br />

„Zawiszę” u wybrzeża Gotlandii.<br />

• Czy w waszej rodzinie są tradycje żeglarskie? Skąd<br />

wzięła się taka pasja? Czy poszukiwania tej wylęgarni<br />

żeglarzy poprzedzały zainteresowania typu lektury<br />

książek, oglądanie filmów o morzu?<br />

Jeśli do tradycji żeglarskich można zaliczyć<br />

miejsce mojego urodzenia, nad polskim morzem, to<br />

tak, są :)). Innych w rodzinie nie ma. Natomiast mąż<br />

z 4- i 5-letnim synem wielokrotnie bywał nad Zalewem<br />

Zegrzyńskim i obaj spędzali tam czas na wypożyczonych<br />

łódkach. I tu chyba należy widzieć początek pływania.<br />

Potem sporo było lektury, bo patronem szkoły podstawowej,<br />

do której chodził syn był Mariusz Zaruski,<br />

pionier polskiego żeglarstwa, ale jednocześnie człowiek<br />

renesansu. Przez kilkanaście lat syn z pasją trenował<br />

sztuki walki (ma czarny pas w karate Kyokushin), ale<br />

ostatecznie wygrało w tej konkurencji żeglarstwo. Mam<br />

wrażenie, że syn zawsze odnajdował się w zajęciach<br />

pierwotnie uznawanych za męskie. Do każdego tematu,<br />

którym się zafascynował zawsze podchodził metodycznie.<br />

Podobnie z żeglarstwem – najpierw pochłaniał<br />

dostępną lekturę popularną, a potem coraz bardziej<br />

specjalistyczną, zawodową, aby w końcu przejść do<br />

prawdziwej praktyki. W dobie internetu wyszukiwanie<br />

lektury czy filmów jest dość proste, tylko trzeba się<br />

skutecznie zainteresowaniem zarazić. Wtedy cały wolny<br />

czas poświęca się zdobywaniu tej wiedzy. Praktycznie<br />

każdy weekend to kursy, a przerwy w zajęciach na<br />

uczelni to wypady na Bałtyk lub do Zegrza (od marca<br />

do końca listopada), wakacje to szkoleniowe rejsy morskie<br />

i praca jako instruktor żeglarstwa na Mazurach.<br />

Tegoroczna jesień zapowiada się ciekawie też <strong>dla</strong> mnie<br />

jako okulistki, chociaż bez mego udziału. Mój Wilczek<br />

będzie pływał z niewidomymi na rejsie „Zobaczyć<br />

Morze”. Trasa Dublin-Ostenda-Gdynia https://www.<br />

zobaczycmorze.pl/. Połowę załogi maja stanowić ludzie<br />

niewidomi lub słabo widzący. Od kilku lat prowadzi<br />

te unikatowe w skali światowej rejsy kapitan Janusz<br />

Zbierajewski.<br />

Fot. Katarzyna Makarowska<br />

Dziś na Bałtyku niezbyt duża fala, wiatr 15 węzłów,<br />

ale przeciwny do planowanej trasy. Niestety nie widzę<br />

już „Zawiszy” na mapie, jest poza zasięgiem. Sądząc<br />

z dotychczasowego przebiegu rejsu, nie zacumowali<br />

w Szwecji. Muszę wiec jeszcze poczekać na wiadomości.<br />

Wiem, że planują powrót za dwa dni i pewnie dopiero<br />

wtedy wreszcie będzie mail lub sms…<br />

Dwie godziny później: „Zawisza” objawił mi<br />

się przed chwilą na mapie w Kalmarze (Szwecja).<br />

Zacumowali.<br />

• Tak więc wachta matki trwa!<br />

Marzec 2009 r.<br />

na Adriatyku<br />

Rozmawiała Krystyna Knypl<br />

28 4_<strong>2012</strong> czerwiec


Dylematy lekarza<br />

pracującego prywatnie<br />

Janusz Krzyżowski<br />

Chciałbym podzielić się swoimi doświadczeniach i przemyśleniami związanymi<br />

z prywatyzacją w ochronie zdrowia. Uważam, że należy jednak na początek wyjaśnić,<br />

kto to jest lekarz prywatny. W dobie pomieszania pojęć i umysłów, co najlepiej<br />

jest widoczne w ochronie zdrowia, wyjaśnienie takie wydaje się konieczne.<br />

Lekarzem prywatnym jest, moim zdaniem, tylko ten,<br />

który utrzymuje się ze swej praktyki, z nią wiąże<br />

swe aspiracje życiowe, ona jest jego dziełem, ambicją<br />

i przyszłością. Tak więc lekarzem prywatnym nie będzie<br />

największy nawet dyrektor szpitala, który „<strong>dla</strong> dorobienia<br />

sobie” w jakiś dzień tygodnia, między godziną taką<br />

a taką, zechce przyjąć kilku pacjentów. Nie będzie nim<br />

również ważny profesor, który między kolejnymi badaniami<br />

stroboskopowymi czy innymi, między jednym<br />

zjazdem w Pernambuko a drugim w Montrealu, zechce<br />

we wtorek lub czwartek, między godziną 16.00 a 17.00,<br />

„załatwić” kilku pacjentów.<br />

Lekarzem prywatnym nie będzie również kolega<br />

biegający od jednego ośrodka czy centrum do innego<br />

gabinetu medycyny alternatywnej, psychoedukacji lub<br />

innej.<br />

Nie będzie nim również lekarz pracujący jako<br />

wyrobnik w tym czy innym „medicentrum” lub fundacji,<br />

po kilka godzin tygodniowo. Wszyscy wymienieni ludzie<br />

są po prostu pracownikami najemnymi, łatającymi<br />

swój dziurawy budżet, a prywatna ich praca jest tylko<br />

hybrydą prywatnej praktyki, wynikającej z biedy systemu,<br />

w jakim żyjemy, i z mizerii materialnej. Dochodzi do<br />

tego upadek autorytetów w dobie panowania „mikroprofesorów”<br />

ze swoimi rodzinnymi sztabami (bo niby<br />

skąd brać innych?), w dobie obsadzania z „partyjnego<br />

klucza” dyrekcji większości szpitali czy przychodni,<br />

w dobie wszechogarniającej korupcji i innych naszych<br />

obecnych bolączek.<br />

W<br />

moim przekonaniu prywatny lekarz to ktoś, kto<br />

całe swoje życie związał z praktyką. Ona jest jego<br />

celem i przeznaczeniem. Wymaga to poczynienia określonych<br />

inwestycji, nierzadko z dużymi wyrzeczeniami<br />

materialnymi na starcie.<br />

Wszyscy inni, którzy w godzinach lub po godzinach,<br />

na dyżurze lub po dyżurze, w swej pracy, czyli<br />

w tym czy innym biurze medycznym, nazywanym kiedyś<br />

szpitalem lub poradnią, jakoby prywatnie leczą pacjentów,<br />

wszyscy oni nie mają nic wspólnego z lekarzami<br />

prywatnymi. Wypaczony, przetrwały, przegniły system<br />

medyczny, upiorny pogrobowiec komuny, stworzył wiele<br />

zwyczajów ułatwiających korupcję. Wszystkie niby-<br />

-prywatne firmy, gnieżdżące się w mniej lub bardziej<br />

obskurnych pomieszczeniach na terenie szpitali lub<br />

państwowych poradni, mogą być a priori miejscem<br />

haniebnych praktyk korupcyjnych. Dyrektorzy do godz.<br />

15.00 państwowi, a od godz. 15.00 prywatni, w tych<br />

samych gabinetach, to złowrogie oznaki pomieszania<br />

pojęć, kim powinien być lekarz prywatny i jak powinien<br />

pracować. A takich hybryd medycznych mamy wokół<br />

siebie pełno.<br />

Przykład: ojcowie zakonni sprywatyzowali jeden<br />

z domów opieki. Lecz prędzej wielbłąd przejdzie przez<br />

ucho igielne, niż jakikolwiek biedak dostanie się do tego<br />

domu. Takie kwiatki można mnożyć. Zapewne każdy<br />

sam je dobrze zna.<br />

Próby tzw. prywatyzacji, kiedy to lekarz dostępny<br />

jest <strong>dla</strong> pacjenta tylko dwa razy w tygodniu, między godzinami<br />

16.00 a 17.00, są kpiną, a nie prywatną praktyką.<br />

29 4_<strong>2012</strong> czerwiec


Dylematy<br />

A to, że pacjent, wykładając sporą sumę na honorarium,<br />

nie może się ze swoim lekarzem porozumieć telefonicznie,<br />

w razie pilnej potrzeby, kiedy dopadnie go stan lękowy<br />

lub inny kłopot, jest też kpiną z tzw. praktyki prywatnej.<br />

Wielkie firmy medyczne, zatrudniające lekarzy<br />

jako najemników, potrafią ofiarować pacjentowi kontakt<br />

z lekarzem, ale każdego dnia z innym. Na pewno taki<br />

system nie może dobrze funkcjonować.<br />

Kiedy dwadzieścia jeden lat temu niektóre świętoszkowate<br />

osoby dowiedziały się, że mam zamiar<br />

wreszcie zacząć sensownie pracować i otwieram prywatną<br />

praktykę, pytano mnie: „Jak to, chce pan od pacjentów<br />

brać pieniądze?”<br />

Chcę podtrzymać twierdzenie, że każdy lekarz<br />

powinien być przyzwoicie wynagradzany, ale lekarz praktykujący<br />

prywatnie sam musi o to zadbać. Rozpoczynając<br />

praktykę, staje się jednym z podmiotów podstawowych<br />

prawideł gry ekonomicznej, która mówi, iż podaż, popyt<br />

i cena towaru lub usługi pozostają w stałej, określonej<br />

relacji i zależności. Dobrze świadczona usługa, wykonana<br />

przez wyszkolonego specjalistę musi mieć swoją cenę<br />

i prawa rynku ową cenę będą określać. Z innej strony<br />

określać ją będzie konkurencja zwiększająca podaż usług,<br />

popyt na usługę i zamożność społeczeństwa, w jakim<br />

działa system usług. Tak więc nikt nie może arbitralnie<br />

określać, ile kosztować ma dana wizyta, tak jak usiłowały<br />

to czynić „chore kasy”, a co najwyżej może sugerować<br />

ceny do negocjacji.<br />

W cenie wizyty, a więc w dochodach prywatnie<br />

pracującego lekarza, zawarta musi być nie tylko suma<br />

wystarczająca na utrzymanie jego i jego rodziny, szansa<br />

na utrzymanie samochodu, którym odwiedzać będzie<br />

pacjentów w domu, ale i suma niezbędna do akumulacji<br />

kapitału. Tylko bowiem w ten sposób lekarz może rozbudowywać<br />

swoją praktykę, dokształcać się, zatrudniać<br />

personel, tworzyć poradnię z prawdziwego zdarzenia<br />

i nowy obraz naszej ochrony zdrowia. W większości<br />

krajów, które uporządkowały organizację opieki zdrowotnej,<br />

nie obyło się bez współuczestniczenia pacjentów<br />

w kosztach leczenia. Nawet jednak przy tym systemie<br />

w wielu krajach społeczna ochrona zdrowia jest w stanie<br />

zapaści. Kraj nasz, podobnie jak wiele krajów Europy<br />

Środkowej, ze względu na konieczność całkowitej przebudowy<br />

zaistniałej struktury ochrony zdrowia, jest dziś<br />

nadal w szczególnie trudnej sytuacji.<br />

Nieliczne, niezależne grupy lekarzy już teraz próbują<br />

tworzyć większe, wielospecjalistyczne poradnie czy<br />

polikliniki. W wielu specjalnościach nie ma potrzeby<br />

kupowania drogiego sprzętu diagnostycznego, jednak<br />

czas wizyty jest zazwyczaj znacznie dłuższy niż u innych<br />

specjalistów. I ta właśnie okoliczność powinna również<br />

znaleźć odbicie w wynagrodzeniu, np. psychiatry. Dlatego<br />

uparcie twierdzę, że prywatyzacja w naszej ochronie<br />

zdrowia musi odbywać się oddolnie, na podstawie wiedzy,<br />

autorytetu, rzutkości poszczególnych doktorów, których<br />

z akumulacji ich dochodów stać będzie na usprawnianie<br />

gabinetów, zakup sprzętu i lokali. Wszelkie inne formy<br />

prywatyzacji będą wypaczeniem, a lekarz pozostanie<br />

jedynie marnie płatnym wyrobnikiem. W miarę wzrostu<br />

siły ekonomicznej tych gabinetów ich wspólnym<br />

działaniem może być przejmowanie poradni czy nawet<br />

mniejszych szpitali. One powinny być partnerami zawierającymi<br />

umowy z konkurującymi ze sobą kasami czy<br />

ubezpieczalniami, a nie jednym monstrum-molochem,<br />

niezależnie od tego czy będzie nosił nazwę Narodowy<br />

Fundusz Zdrowia, czy inną.<br />

N<br />

a czyją pomoc może więc liczyć lekarz prywatnie<br />

pracujący, w tak zarysowanych ambitnych<br />

dążeniach?<br />

Niestety – na niczyją!<br />

Musimy sobie uświadomić, jak wielkie siedzi mrowie<br />

pasożytów na obecnym zdegenerowanym systemie.<br />

To, co media dosadnie nazwały już dawno „medyczną<br />

mafią”, nie jest wyłącznie medialnym, wirtualnym tworem.<br />

Setki, jeśli nie tysiące osób, żyje sobie wygodnie<br />

tylko <strong>dla</strong>tego, że nie istnieje silne medyczne środowisko<br />

niezależnych ekonomicznie lekarzy.<br />

Każdy z lekarzy prywatnie praktykujących jest<br />

przez wszelkiego autoramentu władze traktowany podejrzliwie.<br />

Środowisko akademickie wydaje się dobrze<br />

zakorzenione w obecnym systemie i trudno byłoby<br />

oczekiwać z tej strony jakiegokolwiek poważnego zainteresowania<br />

omawianymi aspektami. Tym bardziej, że<br />

30 4_<strong>2012</strong> czerwiec


Dylematy<br />

medycy pracujący w tym systemie, w swoim „zapleczu”<br />

mają do dyspozycji odziały z personelem i sprzęt medyczny,<br />

często unikatowy, a szalenie kosztowny. Konkurowanie<br />

z takimi „tuzami” jest niemożliwe, a jednak od<br />

kilku dziesięcioleci jest codziennym doświadczeniem<br />

prawdziwych gabinetów prywatnych. W izbach lekarskich<br />

sekcja poświęcona prywatnej praktyce ma taką<br />

samą rangę jak koło emerytów. Zresztą izby żyją swym<br />

własnym życiem, mają swoje ważne problemy i afery.<br />

Dochodzi do tego coraz bardziej poniżająca<br />

i czasochłonna mitręga z monopolistą na rynku usług<br />

– Narodowym Funduszem Zdrowia. Uciążliwe i nie do<br />

końca zweryfikowane zasady wypisywania recept, naliczane<br />

kary za nieumyślne nawet błędy w wypisywaniu<br />

recept, bez możliwości odwoływania się, bez wsparcia<br />

ze strony dyrekcji przychodni lub innego czynnika<br />

administracyjnego, niejednemu kandydatowi na Judyma<br />

mogłoby zohydzić pracę w kraju. Grożenie karą za<br />

tzw. nadwykonania lub przestrzeganie lekarzy przed<br />

zbyt intensywną pracę jest u nas chlebem codziennym,<br />

podczas gdy na całym cywilizowanym świecie szanuje<br />

się sprawność, efektywność i wiedzę lekarzy, i jest ona<br />

powodem do premiowania ich pracy. U nas jest tylko<br />

doprowadzeniem zaistniałej sytuacji „ad absurdum”, ale<br />

ileż jeszcze absurdów zostanie nam zaserwowanych?<br />

Czy w przedstawionym sarkastycznym obrazie współczesnej<br />

medycznej rzeczywistości nie ma <strong>dla</strong> nas<br />

szans?<br />

Tak źle chyba jednak nie jest. Poniósł mnie nieco<br />

polemiczny temperament. Widząc na wielu zjazdach tak<br />

wielu młodych, dynamicznych przyszłych specjalistów<br />

można mieć nadzieję, że nie wszyscy z nich wyjadą za<br />

granicę i znaczna część zakasze rękawy i będzie – wbrew<br />

skostniałym, a często i skorumpowanym autorytetom –<br />

czyścić ową stajnię Augiasza, aż dojdzie wreszcie do tego,<br />

że lekarz będzie mógł godnie żyć ze swojej pracy i byle<br />

dyletant czy gryzipiórek nie będzie mógł mu narzucić<br />

jak ma pracować.<br />

Janusz Krzyżowski<br />

psychiatra<br />

„Nazwany według czyjegoś imienia”<br />

W świecie współczesnej medycyny<br />

wypełnionej bezosobowymi<br />

wytycznymi i zaleceniami<br />

warto sięgnąć po książkę,<br />

w której odkrycia, wynalazki,<br />

a także różne choroby połączone<br />

są z nazwiskami ich odkrywców.<br />

Książką tą jest leksykon<br />

Medical eponyms Lindy Perlińskiej<br />

i Janusza Krzyżowskiego,<br />

wydany przez Wydawnictwo<br />

Medyk. To piękne i pożyteczne<br />

dzieło zawiera ponad 13 500<br />

haseł dotyczących medycyny,<br />

w których wszystkie opisane<br />

stany, badania, wydarzenia,<br />

szczegóły anatomiczne, biochemiczne,<br />

techniczne oraz<br />

rzadkie schorzenia mają swoich<br />

konkretnych odkrywców.<br />

Niektóre z nazw są we współczesnym<br />

obiegu, inne mają<br />

znaczenie historyczne.<br />

Wprawdzie Medical eponyms<br />

Lindy Perlińskiej i Janusza<br />

Krzyżowskiego to opracowanie<br />

typu słownikowego,<br />

ale lektura jest wciągająca. Po<br />

przeczytaniu opisu rzadkiego<br />

zespołu chorobowego nieomal<br />

odruchowo zaczynamy czytać<br />

opis następnego hasła. Tam<br />

gdzie chodzi o rzadkie jednostki<br />

chorobowe, opisane<br />

współcześnie, autorzy podają<br />

poza definicją także szczegółowe<br />

odnośniki do piśmiennictwa,<br />

dzięki czemu można<br />

poszerzyć temat, sięgając po<br />

oryginalne doniesienie.<br />

Lektura tego dzieła będzie<br />

pożyteczna <strong>dla</strong> miłośników<br />

historii medycyny, lubiących<br />

wiedzieć więcej, szperaczy,<br />

a także wszystkich przygotowujących<br />

się do egzaminów<br />

testowych, w których pojawiają<br />

się pytania o zespoły skojarzone<br />

z nigdy niewidzianymi<br />

ani niesłyszanymi nazwiskami.<br />

Nie wszyscy są zwolennikami<br />

łączenia konkretnych<br />

stanów chorobowych z nazwiskami.<br />

Autorzy Medical<br />

eponyms przytaczają ciekawe<br />

argumenty za i przeciw zwyczajowi<br />

łączenia schorzeń<br />

z nazwiskami badaczy oraz<br />

lekarzy. Jak piszą Linda Perlińska<br />

i Janusz Krzyżowski, posługiwanie<br />

się historycznymi<br />

nazwiskami ułatwia zapamiętanie<br />

nazwy choroby oraz jest<br />

wyrazem pamięci o lekarzach<br />

zasłużonych <strong>dla</strong> medycyny.<br />

Ten pokaźny tom (680<br />

stron) jest przejrzyście wydrukowany<br />

i poręcznie oprawiony<br />

(oprawa solidna, ale okładka<br />

miękka, wygodna w użyciu),<br />

dzięki czemu z przyjemnością<br />

bierze się go do ręki i łatwo<br />

wertuje.<br />

Podsumowując, Medical<br />

eponyms to ciekawa, pożyteczna<br />

i pomocna w wielu sytuacjach<br />

książka, zasługująca na<br />

miejsce w naszych domowych<br />

lekarskich bibliotekach.<br />

Krystyna Knypl<br />

31 4_<strong>2012</strong> czerwiec


Edukacja podyplomowa<br />

Mogłabyś lepiej<br />

mówić po angielsku…<br />

Krystyna Knypl<br />

Znajomość oraz sposób uczenia się języków<br />

obcych to temat rzeka. Dla niektórych o spokojnym<br />

i leniwym nurcie, <strong>dla</strong> innych jest to rwący potok, ale jedynie skok na głęboką<br />

wodę zmusza nas do zmobilizowania wszystkich sił i umiejętności.<br />

Brak wyobraźni i możliwości<br />

Gdybym miała określić powody skromnej znajomości<br />

języków obcych w moim pokoleniu, to widziałabym<br />

je jako pochodną braku wyobraźni i możliwości.<br />

W moich szkolnych czasach językiem obowiązkowym<br />

był rosyjski, tu i ówdzie niemiecki. Na angielski nie było<br />

specjalnej mody. Granice były zamknięte, paszportów<br />

nie mieliśmy, telewizja stawiała pierwsze kroki, a o internecie<br />

nikt nawet nie myślał. W takiej rzeczywistości<br />

trenowaliśmy pamięć, wkuwając nazwy dziesiątek gałązek<br />

nerwu trójdzielnego, dawki leków oraz objawy chorób<br />

kolejnych dyscyplin klinicznych.<br />

Lektorat z języka angielskiego specjalnie mnie<br />

nie przygotował do praktycznego porozumiewania się.<br />

Z tym zasobem umiejętności, więcej niż skromnej,<br />

rozpoczęłam szpitalną karierę, której niezbędnym<br />

elementem była znajomość języka angielskiego oraz<br />

czytanie prac publikowanych w zagranicznych journalach.<br />

Zauważywszy braki w edukacji, wybrałam<br />

się na jeden czy drugi kurs, ale od zaliczenia takiego<br />

kursu do swobodnej konwersacji droga daleka.<br />

W otoczeniu pojawiły się pierwsze dłuższe wyjazdy na<br />

stypendia zagraniczne. Koledzy powracali i barwnie<br />

opowiadali o swoich perypetiach z językiem angielskim.<br />

Było to śmieszne, gdy się słuchało, ale na samą<br />

myśl, że trzeba by stanąć oko w oko z bulgocącym po<br />

angielsku Amerykaninem lub co gorzej kaleczącym<br />

język przedstawicielem rasy innej niż biała, również<br />

przybyłym na podbój Ameryki, robiło się niemiło<br />

w okolicy nadbrzusza.<br />

Na rynku pojawiły się narzędzia do samodzielnej<br />

nauki języka – płyty, kasety, anglojęzyczne kanały w telewizji.<br />

To był następny etap oswojenia się z brzmieniem,<br />

ale bez możliwości praktycznej weryfikacji tego, co<br />

potrafię. Dopiero szerokie otwarcie granic pozwoliło na<br />

przetestowanie praktycznych możliwości komunikacji<br />

w języku angielskim. Na lotnisku, w hotelu, gdzie obowiązują<br />

proste i krótkie pytania jakoś szło…<br />

Na szerszych wodach<br />

W 2005 roku wybrałam się na kongres Inter-<br />

Aamerican Society of Hypertension w Cancun, gdzie<br />

prezentowałam poster na temat „Compliance with lowsalt<br />

diet in hypertensive patients”. Podróż do i z Cancun<br />

odbywała się z przesiadką w Houston. Jeśli przylatuje<br />

się do Stanów Zjednoczonych z zagranicy, to procedura<br />

przesiadki wiąże się z koniecznością odebrania i ponownego<br />

nadania bagażu. Dodatkową atrakcją jest rozmowa<br />

z pogranicznikiem. W moim wypadku rezultatem tej<br />

pogawędki, a może tylko zdarzeniem losowym, było<br />

wytypowanie mojej walizki do „physical inspection”,<br />

a pamiątką po tym zdarzeniu znalezione w walizce,<br />

szczęśliwie już w Warszawie, „pismo urzędowe”. Podróże<br />

kształcą w różny sposób, o czym przekonałam<br />

się w niecodziennych okolicznościach.<br />

Podczas pobytu w Cancun po zakończeniu kongresu<br />

pojechałam na wycieczkę do słynnych piramid<br />

w Chichen Itza. W autobusie przypadło mi miejsce<br />

obok właścicielki sporych rozmiarów kapelusza w kolorze<br />

fioletowym. Turystka okazała się Amerykanką,<br />

32 4_<strong>2012</strong> czerwiec


Edukacja podyplomowa<br />

zamieszkałą w Kansas City. Poza kapeluszem miała też<br />

egzotyczne imię Tamara. Podczas podróży do piramid<br />

dowiedziałam się, że pracuje jako dyrektor marketingu<br />

w branży medycznej, ma syna Jeffa oraz wychowanicę<br />

Yordi, która jest emigrantką z Kuby. Od słowa do<br />

słowa po kilku godzinach byłyśmy przyjaciółkami<br />

w amerykańskim znaczeniu tego słowa. Podczas drogi<br />

powrotnej rozmawiałyśmy z Tamarą na różne tematy.<br />

Czułam, że w dłuższej konwersacji potykam się o braki<br />

w słownictwie oraz problemy gramatyczne. Pod wieczór<br />

dojechaliśmy do naszych hoteli. Tamara żegnając się<br />

ze mną, wygłosiła z sympatycznym uśmiechem zdanie:<br />

mogłabyś lepiej mówić po angielsku…<br />

Wypowiadając to zdanie, zachęciła mnie jak<br />

nikt wcześniej. Duże zasługi muszę też przypisać mojej<br />

córce, mówiącej zawsze,<br />

gdy pytałam ją o jakieś<br />

zwroty po angielsku,<br />

słynną w moim domu<br />

frazę „masz to wszystko<br />

w głowie, tylko dobrze<br />

poszukaj”.<br />

Szukam oferty<br />

edukacyjnej<br />

Wzięłam sobie<br />

do serca słowa<br />

Tamary i podjęłam<br />

poszukiwania odpowiedniej<br />

szkoły,<br />

w której mogłabym<br />

ucywilizować swój<br />

angielski. Wszystkie<br />

były jednak nastawione<br />

na nastolatków,<br />

studentów,<br />

no może jeszcze<br />

„młodych profesjonalistów”,<br />

ale<br />

kto by sobie zawracał<br />

głowę panią<br />

dobiegającą<br />

sześćdziesiątki!<br />

Nie tracąc jednak nadziei, że znajdę coś odpowiedniego,<br />

błąkałam się po internecie i zupełnie<br />

przypadkowo natknęłam się na ofertę szkoły Acadia<br />

Center for English Immersion w Thomaston. Szkoła<br />

obecnie przeniosła się do miasteczka Camden, położonego<br />

około 25 km na północ od Thomaston. Placówka<br />

reklamowała się, że przyjmuje na naukę wszystkich<br />

chętnych, niezależnie od wieku.<br />

Najstarszy student Acadia Center for English<br />

Immersion miał podobno 72 lata. Podobało mi się<br />

takie podejście. Napisałam do właściciela i po krótkiej<br />

wymianie korespondencji wykupiłam 2-tygodniowy<br />

kurs nauki języka angielskiego typu deep immersion.<br />

Inwestycja była dość poważna. Mimo uzyskanej zniżki<br />

na legitymację dziennikarską sam kurs kosztował około<br />

2000 dol. Byłam tak zdeterminowana na ucywilizowanie<br />

mojego angielskiego, że przesłałam przelewem bankowym<br />

sporą kwotę pieniędzy na konto nieznanego mi<br />

osobiście centrum, ale w jakimś wewnętrznym przekonaniu,<br />

że to dobra decyzja i dobra szkoła.<br />

Ruszam na wyprawę edukacyjną<br />

Ustalając warunki pobytu, poprosiłam o zakwaterowanie<br />

w rodzinie zbliżonej do mnie wiekowo,<br />

niepalącej. Sama była zdziwiona tym egoistycznym<br />

i asertywnym podejściem do rzeczywistości, ale uznałam<br />

że 100% mojej uwagi ma być skupione na nauce,<br />

a nie znoszeniu z „godnością osobistą” ewentualnych<br />

mankamentów zakwaterowania.<br />

Dojechać w jeden dzień z Warszawy do Thomaston<br />

nie było ani łatwo, ani tanio. Zdecydowałam się po<br />

długich poszukiwaniach na podróż podzieloną na dwa<br />

etapy. Pierwsza część prowadziła przez Paryż do Bostonu,<br />

gdzie zatrzymałam się na dwie noce. Organizując swój<br />

krótki pobyt w Bostonie, sporo się naszukałam, aby znaleźć<br />

lokum w rozsądnej cenie. W końcu wybór padł na<br />

hostel o szumnej nazwie Berkeley Residency, w którym<br />

jednoosobowy pokój bez łazienki kosztuje około 70 dol.<br />

Nie mogłam też znaleźć serwisu autobusowego z lotniska<br />

do hotelu i w rezultacie podróż na tym odcinku odbyłam<br />

taksówką za około 30 dol. w jedną stronę. Uboższa<br />

kilkadziesiąt dolarów, przekroczyłam podwoje Berkeley<br />

Residency, kierując się do recepcji, spotkanie z którą<br />

33 4_<strong>2012</strong> czerwiec


Edukacja podyplomowa<br />

Fot. @mimax2<br />

na długo utkwiło mi<br />

w pamięci. W hostelu<br />

tym funkcjonował<br />

bardzo ciekawy sposób<br />

dbania o bezpieczeństwo<br />

pokoi.<br />

– Masz tu klucz<br />

do pokoju, który mieści<br />

się pod numerem<br />

432, ale na kluczu jest<br />

napisane 17 B. Dobrze<br />

zapamiętaj prawdziwy<br />

numer swojego pokoju,<br />

bo na kluczu masz<br />

inny, ale jak zgubisz<br />

klucz, to złodziej nie<br />

będzie wiedział, do<br />

którego pokoju ten<br />

klucz pasuje.<br />

Wjechałam<br />

windą na czwarte<br />

piętro i weszłam do<br />

Przez następne dwa dni zwiedziałam Boston,<br />

kupiłam też bilety autobusowe linii Concord Trailways<br />

do Thomaston. Autobus odjeżdżał z South Station (http://<br />

www.concordcoachlines.com/south-station.html). Dzięki<br />

odwiedzinom na stronie internetowej przewoźnika,<br />

odbyte w trakcie pisania tego artykułu, dowiedziałam się,<br />

że dziś autobusy mają na pokładzie wi-fi, co jest ciekawym<br />

znakiem czasu. Jeszcze przed kilku laty symbolem<br />

komfortu był telewizor z filmami do oglądania w czasie<br />

podróży. Po około 3 godzinach dojechałam do Portland,<br />

gdzie zostałam odebrana przez właściciela szkoły. Potem<br />

jeszcze około 130 km samochodem i byliśmy na miejscu.<br />

Edukacyjna trasa była więc następująca: Warszawa-Paryż-Boston-Portland-Thomaston.<br />

Moimi gospodarzami<br />

byli Ursula i Steve McCarthy. Ursula była pracownicą<br />

wydziału politologii Georgetown University, a Steve<br />

byłym wojskowym, a także zawodowym inwestorem<br />

giełdowym.<br />

Najważniejsza jest praktyka<br />

Moimi kolegami na kursie byli młodzi dorośli<br />

skierowani przez pracodawców w celu ulepszenia<br />

Hanckock Tower w Bostonie<br />

Uczestnicy i nauczyciele Acadia Center for English Immersion w Thomaston<br />

swojego pokoju. Obejrzałam<br />

pokój, wspólną łazienkę…<br />

wszystko było bardzo<br />

niskobudżetowe. Jedynie<br />

widok za oknem był pięciogwiazdkowy.<br />

Przed moim<br />

oczami pyszniła się słynna<br />

Hanckock Tower. Nieważne<br />

było chybocące się krzesło,<br />

odrapane ściany łazienki i ta<br />

pchła, która skoczyła mi na<br />

nogę. Hanckock Tower dawał<br />

mi poczucie, że jestem<br />

w wielkim świecie… Całą<br />

noc podziwiałam wieżę, bo<br />

nieopodal na ulicy grupa<br />

wyrostków urządziła sobie<br />

street party.<br />

34 4_<strong>2012</strong> czerwiec


Edukacja podyplomowa<br />

Byłam też z moimi gospodarzami na mszy w kościele<br />

baptystów. Jednak największym wydarzeniem w czasie<br />

mojego pobytu był huragan Katrina. Oglądałam wiele<br />

bezpośrednich transmisji w amerykańskiej telewizji<br />

i miałam szerszy wgląd w ten niszczycielski żywioł. Na<br />

zakończenie pobytu otrzymałam na pamiątkę od Ursuli<br />

i Steve’a książkę z ich wspaniałej biblioteki, z dedykacją.<br />

Gdy czytam po kilku latach dedykację, którą napisała<br />

Ursula w dniu mojego wyjazdu, to myślę, że była dobrym<br />

psychologiem i spostrzegawczym obserwatorem.<br />

Samo przedsięwzięcie edukacyjne oceniam jako<br />

ze wszech miar udane. Udało mi się nadrobić zaległości<br />

powstałe z nie do końca trafnego wytyczania celów życiowych<br />

oraz nieświadomości, że język angielski będzie<br />

potrzebny na co dzień. Nie byłam w stanie wyobrazić<br />

sobie nawet takiej potrzeby. Żyliśmy w innym świecie.<br />

Po zakupach w Freeport, słynącym ze sklepów z dobrymi cenami<br />

Krystyna Knypl<br />

internista hipertensjolog<br />

umiejętności językowych.<br />

Były to dwie Latynoski,<br />

zamężne z Amerykanami<br />

i z tego tytułu zamieszkałe<br />

w Stanach Zjednoczonych,<br />

księgowy z Meksyku, Żyd<br />

rosyjskiego pochodzenia,<br />

którego rodzina wyemigrowała<br />

i w rezultacie wylądowała<br />

na Dominikanie, no<br />

i ja – wyzwolona niewolnica<br />

ubezpieczalniana, będąca nowoczesną<br />

odmianą niewolnicy<br />

Isaury.<br />

Struktura zajęć była następująca:<br />

od 9 do 12 mieliśmy lekcje grupowe, potem<br />

wspólny lunch i kontynuowanie konwersacji po angielsku<br />

przy stole. Po lunchu do godziny 16 był czas wolny. Dwa<br />

razy w tygodniu od 16.00 do 17.30 były indywidualne<br />

lekcje z lektorem, a w pozostałe dni po południu<br />

jeździliśmy na wycieczki do pobliskich miejscowości,<br />

takich jak Camden czy Freeport. Kolacje jadaliśmy<br />

z host family. Moi gospodarze uważali, że jestem nie<br />

lada atrakcją i zapraszano różne osoby na przyjęcia.<br />

35 4_<strong>2012</strong> czerwiec


Po dyżurze<br />

Lekarskie hobby<br />

Rzecz o dojrzewaniu<br />

po drugiej młodości<br />

Michał Galewicz<br />

Lubię ten zakręt. Od 3 lat codziennie przejeżdżam go w drodze do pracy i znam już<br />

każdy jego kawałek. Zaczyna się prawoskrętem z dwupasmowej szerokiej obwodnicy.<br />

Zakręt jest stopniowo zacieśniający się i wiodący w górę do krótkiej prostej,<br />

za którą na skrzyżowaniu skręcam w prawo na wiadukt nad obwodnicą, na drogę<br />

wiodącą bezpośrednio do szpitala. Na obwodnicy jedzie się 90 km/h, na początku<br />

prawoskrętu jest ograniczenie do 70 km/h, później gdy zaczyna się ciasny ślimak<br />

180 o stoi znak 30 km/h, aż do skrzyżowania na górze i znaku STOP.<br />

Codziennie wolno przejeżdżając samochodem,<br />

staram się pokonać go płynnie<br />

tak, żeby raz na dole, na obwodnicy włączony<br />

kierunkowskaz nie wyłączył się, aż dopiero na<br />

górze za skrzyżowaniem. Gdzieś dopiero po<br />

roku prób zaczęło mi się to udawać regularnie.<br />

Wcześniej ciągle robiłem gdzieś błąd: albo za<br />

ciasno wchodziłem w zakręt i później musiałem<br />

za mocno odkręcić kierownicę i kierunkowskaz się<br />

wyłączał, albo za szeroko, i żeby nie wyjechać poza<br />

prawoskręt musiałem na ślimaku robić poprawkę<br />

i w efekcie znów kierunkowskaz się wyłączył przed<br />

skrzyżowaniem. Z google.<br />

maps<br />

wydrukowałem sobie powiększenie trasy<br />

i godzinami je studiowałem, by zapamiętać<br />

idealny tor jazdy.<br />

W google.maps doskonale widać<br />

z góry drogę, lecz nie widać nachylenia terenu.<br />

Przejeżdżając codziennie dostrzegłem,<br />

że na początku ten prawoskręt jest<br />

dodatnio wyprofilowany, tak jak na<br />

torze, ale potem profil nie wiedzieć<br />

czemu staje się ujemny ze spadkiem<br />

na zewnątrz, by na samym końcu<br />

przed skrzyżowaniem wreszcie się<br />

wyrównał i w końcu stał się neutralny.<br />

Lubię ten zakręt, bo przypomina<br />

mi moje najlepsze chwile<br />

i moje hobby, które przez kilka lat<br />

pochłaniało mnie bez reszty. Wyścigi<br />

motocyklowe na torze.<br />

36 4_<strong>2012</strong> czerwiec


Po dyżurze<br />

Początki<br />

Wszystko zaczęło się w głębokiej młodości, kiedy<br />

będąc w liceum, i nie mając jeszcze prawa jazdy, podkradałem<br />

emzetkę starszemu bratu, żeby przejechać<br />

się po okolicznych ulicach. Teraz myślę, że to <strong>dla</strong>tego<br />

motocykl kojarzy mi się z przygodą, zakazanym owocem<br />

i emocjami.<br />

W 2001 roku już jako poważny doktor wracałem<br />

samochodem do Polski, jadąc przez Niemcy autostradą<br />

pomiędzy Monachium a Zgorzelcem, wzdłuż czeskiej<br />

granicy. Autostrada była szeroka, często bez ograniczeń<br />

prędkości, jak to w Niemczech, a ja miałem wówczas<br />

opla vectrę z silnikiem 2.5V6 . Jechałem spokojnie,<br />

z mniej więcej stałą prędkością 200 km/h lewym pasem,<br />

podziwiałem malownicze wzniesienia i spadki autostrady,<br />

żona spała na siedzeniu obok, gdy we wstecznym<br />

lusterku zobaczyłem dość szybko zbliżające się inne<br />

auto. Prędko usunąłem się na środkowy pas, auto mnie<br />

wyprzedziło, a ja ze zdumieniem zobaczyłem, że za autem,<br />

przyklejony do niego mknął motocyklista. Kilka wzniesień<br />

i spadków dalej zobaczyłem, że ten wyprzedzający<br />

mnie samochód usunął się motocykliście, który jeszcze<br />

mocniej dodał gazu i zniknął za horyzontem. Wtedy się<br />

zdecydowałem. Krótko po powrocie kupiłem pierwsze<br />

moto. Hondę CBR600F.<br />

W Polsce jest praktycznie jeden tor, na którym<br />

można rozgrywać wyścigi motocyklowe. W Przeźmierowie<br />

niedaleko Poznania. Pierwszy raz jak przekraczałem<br />

bramę, byłem w euforii. Ryk silników słyszany z daleka,<br />

zapach spalonej benzyny upajał mnie tak, ze chciałem<br />

jak najszybciej wyjechać na tor i poczuć jak to jest. Kilka<br />

minut później przeżyłem szok i przerażenie, gdy zobaczyłem<br />

pierwszego zawodnika, wielokrotnego medalistę<br />

Mistrzostw Polski, późniejszego bardzo dobrego kolegę,<br />

z którym zwykle mieszkałem razem w czasie zawodów,<br />

jak zjeżdżał po treningu swojej klasy do boksu. Jego skórzany<br />

kombinezon był cały poobcierany! Dopiero wtedy<br />

do mnie dotarło, że ta zabawa może być niebezpieczna.<br />

Można się przewrócić!!! Drugi wstrząs przeżyłem, jak<br />

przyjrzałem się motocyklowi. Jego kawasaki w niczym<br />

nie przypominało motocykla fabrycznego. Raz, że praktycznie<br />

każdy element moto był stuningowany, to na<br />

dodatek wszystko nosiło ślady przewrotek. Ile te części<br />

i naprawy musiały kosztować??? Popatrzyłem na swoją<br />

wycacaną hondę, na mój niedraśnięty kombinezon<br />

i przeszło mi przez głowę pytanie, czy ja naprawdę wiem,<br />

w co się pakuję. W końcu pomyślałem sobie, że przecież<br />

nie muszę szaleć, że nie jestem młokosem, mam żonę,<br />

dwójkę dzieci, jestem odpowiedzialny, przyjechałem <strong>dla</strong><br />

przyjemności i w ogóle będę jeździł przede wszystkim<br />

spokojnie.<br />

Było tak, jak postanowiłem na treningach, lecz na<br />

wyścigu przeżyłem kolejną lekcję. Wszystkie rozsądne<br />

myśli , które miałem w głowie, zaraz po starcie zamieniły<br />

się w jedno uczucie: „muszę dorwać tego gościa przede<br />

mną!”. Wyścig przeżyłem, walcząc o życie na każdym<br />

zakręcie, a widząc kolejnych przewracających się kolegów,<br />

miałem wrażenie, że startuję w Wielkiej Pardubickiej.<br />

Na koniec spocony, wyczerpany fizycznie nie wiedzieć<br />

czemu, ale bezgranicznie szczęśliwy mijałem linię mety<br />

jako czwarty. Zaczynało nas – napakowanych adrenaliną<br />

żółtodziobów bez licencji – szesnastu, do mety dojechało<br />

ośmiu. Podczas powrotu do domu nie przechodziła mi<br />

euforia i wiedziałem, że od tej pory to będzie mój świat.<br />

Prędkość, strach i wypadki<br />

Na torze w Poznaniu prosta start-meta ma zaledwie<br />

560 m długości. W Magny Cours najdłuższy odcinek<br />

w miarę prosty, między zakrętami Estoril i Adelaide,<br />

ma ok. 1300 m (najdłuższą prostą w Europie ma tor<br />

Mugello we Włoszech, ale tam nie jeździłem). Na obu<br />

torach osiągałem taką samą prędkość maksymalną. Nie<br />

wiem dokładnie jaką, bo elektroniczny licznik w yamasze<br />

R1, która u mnie nastała po hondzie jako prawdziwy<br />

superbike gdy startowałem już jako licencjonowany<br />

zawodnik, pokazuje tylko do 299 km/h, ale nie było to<br />

wiele więcej. Nigdy też nie widziałem „na żywo” mojego<br />

prędkościomierza pokazującego tę wartość, a wiem to<br />

z nagrań kamery, którą na treningach przykręcałem<br />

do motocykla tak, żeby filmowała zegary i trasę przez<br />

owiewkę.<br />

Znam każdy centymetr toru w Poznaniu i wiem,<br />

że wyjeżdżając z ostatniego 90-stopniowego zakrętu<br />

na prostą start-meta trzeba na tyle mocno odkręcić<br />

gaz, żeby siła odśrodkowa wyrzuciła motocykl niemal<br />

całkowicie na zewnątrz, najlepiej na ostrzegawczą<br />

37 4_<strong>2012</strong> czerwiec


Po dyżurze<br />

białą linię. Trzeba dobrze wyczuć to odkręcenie gazu<br />

w 183-konnym, ważącym niecałe 200 kg motocyklu, tak<br />

by tylne koło obracało się na granicy uślizgu, a jednocześnie<br />

klatką piersiową trzeba dociążyć zbiornik paliwa,<br />

by zapobiec podrywaniu się przedniego koła i całą<br />

energię wykorzystać do jazdy na wprost. No, prawie na<br />

wprost, bo ciągle jeszcze, wychodząc z zakrętu, jedzie<br />

się w pochyleniu, szorując wewnętrznym kolanem po<br />

Moja druga miłość<br />

asfalcie. Jeżeli zrobię to za słabo, to ryzykuję, że ten gość<br />

tuż za mną widowiskowo mnie wyprzedzi, szczególnie<br />

jeśli jest to ostatnie okrążenie wyścigu. Jeśli wszystko<br />

uda się zgrać precyzyjnie, to mknę już prostą, widząc<br />

znak „META”, wykorzystując pełną moc silnika. Jeśli<br />

zaś przesadzę i wyjadę poza tor w trawę, to w tych<br />

okolicznościach najczęściej jazda <strong>dla</strong> mnie tu się kończy,<br />

przyjeżdża po mnie karetka, a po moje moto specjalne<br />

auto, nazywane w gwarze trupiarką. Mimo że nikt na<br />

tym zakręcie w Poznaniu się nie zabił, to uważany jest<br />

za niebezpieczny; znam kolegów, którzy przesadzili<br />

i widziałem, co zostało z ich maszyn.<br />

Na początku stale patrzyłem na tę białą linię<br />

ostrzegawczą, żeby nie daj Boże nie wyjechać poza nią.<br />

Niestety ciągle mnie ktoś zaraz za tym zakrętem wyprzedzał.<br />

Toteż na każdym kolejnym okrążeniu starałem się<br />

ciut mniej zahamować przed zakrętem, przejechać go<br />

nieco szybciej, niż poprzednio, oraz wcześniej i mocniej<br />

dodać gazu. No i któregoś razu bezwiednie i rozpaczliwie<br />

aż krzyknąłem pod kaskiem, widząc że moto niechybnie<br />

wyleci poza asfalt. Spociłem się<br />

w sekundzie, poczułem że to chyba<br />

już koniec ze mną, ale jakimś cudem<br />

zmieściłem się na torze. Dopiero po<br />

chwili zorientowałem się, a nagranie<br />

z kamery to potwierdziło, że wreszcie<br />

pokonałem zakręt idealnie. Od<br />

tej pory wiedziałem, ze dobrze pokonywać<br />

zakręty na torze, to znaczy<br />

za każdym razem bać się, że to już<br />

koniec i „mieć mokro w spodniach”.<br />

I co gorsza, to uczucie okazało się<br />

mocno uzależniającym narkotykiem.<br />

Na dodatek zauważyłem, że dużo<br />

większą frajdą jest jechać w pełnym<br />

złożeniu, dotykając kolanem asfaltu<br />

i mając głowę kilkadziesiąt centymetrów<br />

nad ziemią, z prędkością<br />

np. 160 km/h, niż po prostej dwa<br />

razy tyle.<br />

Przewróciłem się na motocyklu<br />

kilkanaście razy. Głównie na<br />

torze, a tylko dwa razy na ulicy. Wypadek<br />

na torze z reguły jest dużo mniej niebezpieczny,<br />

niż na ulicy. Przede wszystkim na torze jest ruch tylko<br />

w jedną stronę, nie ma drzew, samochodów, latarni,<br />

budynków ani pieszych. Nie ma krawężników, studzienek,<br />

dziur i kamieni. Tylko równy jak stół asfalt, trawa<br />

lub piach poza nim oraz ochronne bandy, tam gdzie<br />

infrastruktura tego wymaga. Zupełnie odwrotnie, niż<br />

na ulicy. Tam jest wszystko to, czego nie ma na torze,<br />

a nie ma żadnych zabezpieczeń. Oczywiście ze względu<br />

na prędkości rozwijane na torze tu też można się zabić<br />

i pod tym względem obiekt w Poznaniu nie różni się<br />

niczym od innych – również ma swoją czarną historię.<br />

Fotografie z archiwum autora<br />

38 4_<strong>2012</strong> czerwiec


Po dyżurze<br />

Jeżdżąc co tydzień na popołudniowe treningi, raz<br />

w miesiącu na 4-dniowe zawody oraz poza sezonem na<br />

2-3 dniowe imprezy wyścigowe widzi się lub samemu<br />

doznaje tak dużo wywrotek mniej lub bardziej groźnych,<br />

że szybko powszednieją i jeśli tylko nie kończą<br />

się poważnym uszkodzeniem zdrowia, nikt nie zwraca<br />

na nie uwagi.<br />

Hobby a praca, czas i koszty<br />

Miałem to szczęście, że mogłem tak zorganizować<br />

swoją pracę, aby mieć jedno popołudnie w tygodniu<br />

wolne, przyjechać do pracy samochodem z przyczepą<br />

i już zamontowanym na niej motocyklem, i by wyruszyć<br />

z Płocka o 11.00 i zdążyć do Przeźmierowa na trening<br />

między 14.00 a 17.00. Miałem na tyle wyrozumiałą<br />

rodzinę, że zgadzała się, bym niejeden weekend spędzał<br />

bez niej, na tych nietypowych rozrywkach. Zapewne<br />

też przez hobby opóźniłem o parę lat swoje staże i egzamin<br />

specjalizacyjny, bo zamiast książek i artykułów<br />

kardiologicznych kupowałem i czytałem specjalistyczne<br />

książki i czasopisma motocyklowe. Niemniej jednak nie<br />

czas zabierany rodzinie czy sobie, ani organizacja mojej<br />

pracy zawodowej, lecz finanse związane z tym hobby<br />

stały się największym problemem. Przy czym cena samego<br />

motocykla wcale nie rzutowała znacząco na cały<br />

budżet. Koszty opon, kompletów owiewek, zawieszeń,<br />

stu innych części, czy wreszcie wpisowych i akomodacji<br />

na torach robiły problem. 10 lat temu wszystkich<br />

zawodników w miarę regularnie jeżdżących w szumnie<br />

nazywanych Międzynarodowych Wyścigowych Mistrzostwach<br />

Polski było może trzydziestu. Pojedynczy<br />

szczęśliwcy, wybitnie utalentowani, mieli sponsorów<br />

w postaci fabrycznego zespołu Yamahy czy Suzuki, albo<br />

korzystali z szaleństwa i rozrzutności dyrektora lub<br />

właściciela zakładu pracy, w którym byli zatrudnieni.<br />

Były bodajże trzy zespoły, w których zawodnicy mieli<br />

własnych mechaników, serwis części itp. Ja nie miałem<br />

ani talentu, ani wyników sportowych i sam <strong>dla</strong> siebie<br />

byłem sponsorem, mechanikiem i zaopatrzeniowcem.<br />

Z perspektywy czasu uważam, że dobrze że nie miałem<br />

talentu, bo nie mając żadnych szans na inne niż własne<br />

finansowanie puściłbym rodzinę z torbami. Jak wiadomo<br />

narkotyki uzależniają i w środowisku dobrze znany jest<br />

mistrz Polski, który żeby zdobyć środki na dokończenie<br />

sezonu najpierw zadłużył wcześniej dobrze prosperującą<br />

własną firmę, a potem wyprzedawał z domu co cenniejsze<br />

rzeczy, w tym meble.<br />

Wszystko się kiedyś kończy<br />

Ostatni raz pojechałem na wyścig wiosną 2007<br />

roku, dwa dni po zdaniu kardiologii. Egzamin poszedł mi<br />

bardzo dobrze. Zdawałem go nomen omen w Poznaniu<br />

we wtorek, a w czwartek jako jeden z pierwszych byłem<br />

w Przeźmierowie i instalowaliśmy się z kolegą w przyczepie<br />

kempingowej. Niesiony radością po udanym<br />

egzaminie, w czwartek, piątek i sobotę z zajadłością<br />

oddawałem się treningom, raz za razem poprawiając<br />

rekordy życiowe czasów okrążeń. Nastrój podnosiła<br />

mi piękna pogoda, czyli słońce i bezchmurne niebo<br />

w ciągu dnia, tak że nawet nocne przymrozki w niczym<br />

mi nie przeszkadzały. W niedzielę o 9 rano przed<br />

wyścigiem jest zawsze tzw. 10-minutowa rozgrzewka,<br />

by można było wyjechać na tor ostatni raz, sprawdzić<br />

moto i ewentualnie dokonać poprawek w ustawieniu<br />

zawieszenia czy doborze opon. Ja już wcześniej miałem<br />

wszystko opracowane i zdecydowałem, że nowe opony<br />

założę po rozgrzewce, tuż przed wyścigiem, żeby były<br />

jak najdłużej w jak najlepszym stanie. Na rozgrzewkę<br />

wyjechałem zatem na tych, które zostały mi po treningu<br />

kwalifikacyjnym w sobotę. Wcześniej jak zawsze<br />

założyłem koce grzewcze, toteż wyjeżdżając, od razu<br />

ostro wziąłem się za pokonywanie zakrętów . Kończąc<br />

pierwsze okrążenie, idealnie pokonałem zakręt przed<br />

prostą start-meta i mknąłem pełną mocą i prędkością<br />

przed powoli już gromadzącymi się na trybunie widzami.<br />

Sam jak oglądałem wyścigi, lubiłem stamtąd patrzeć na<br />

koniec prostej start-meta, gdy przejeżdżający zawodnicy<br />

z ogromną prędkością rozpoczynali hamowanie, by<br />

zaraz złożyć się w niekończący się prawy zakręt, zwany<br />

„Dużą patelnią”.<br />

Minąłem trybuny i już widziałem szybko zbliżające<br />

się znaki ostrzegawcze o „Dużej patelni”. Przejechałem<br />

pełnym gazem charakterystyczny uskok, opóźniłem<br />

decyzję o hamowaniu jeszcze o kilka milisekund, po<br />

czym wyprostowałem się, zwiększając opór powietrza,<br />

zmieniłem pozycję na motocyklu i pochylając<br />

39 4_<strong>2012</strong> czerwiec


Po dyżurze<br />

się w prawo, jednocześnie dwoma palcami wcisnąłem<br />

klamkę hamulca. Niestety przednia opona puściła natychmiast.<br />

Dobrze dogrzana, ale już mocno zużyta opona<br />

nie wystarczyła na jeszcze zmrożony po nocy asfalt.<br />

Niekontrolowany poślizg w zakręcie przedniego koła<br />

natychmiast kończy się upadkiem. Nie wiem z jaką prędkością<br />

wtedy jechałem. Zwykle w tym punkcie miałem<br />

jakieś 272-273 km/h. Nie przeleciał mi w głowie żaden<br />

kalejdoskop z mojego życia, a jedyne, co pamiętam, to<br />

mgnienie świadomości: „szkoda, że to już się kończy...”<br />

Jednak przeżyłem, a z późniejszych relacji<br />

kolegów i widzów dowiedziałem się, że<br />

powinienem żałować, że nie widziałem jak<br />

mnie i motocykl mieliło we wszystkich<br />

możliwych kierunkach i że było to niezmiernie<br />

efektowne. Niestety nie przeżyło<br />

tego moje moto. A zakupu kolejnego nie przeżyłaby<br />

moja rodzina. Wiedziałem ponadto,<br />

że po ciężkich wypadkach długo ma się<br />

uraz psychiczny, a ponieważ jazda na<br />

pół gwizdka już mnie nie bawiła, to<br />

zdecydowałem, że w tak spektakularny<br />

sposób zakończę przygodę<br />

z Wyścigami Motocyklowymi.<br />

Przez jakiś czas miałem jeszcze drugą yamahę R1,<br />

którą jeździłem po drogach. Któregoś dnia pojechałem<br />

w niedzielę z Płocka do Gniezna oglądać samochody<br />

w licznych tam komisach, a ponieważ zeszło mi dłużej<br />

niż planowałem, zdecydowałem, że na drogę powrotną<br />

wybiorę dobrze znaną mi autostradę do Konina. Na<br />

autostradzie rzadko są patrole policyjne, toteż rozpędziłem<br />

moto do słusznej prędkości, wyprzedzałem żwawo<br />

wszystkich uczestników ruchu, gdy przed sobą na horyzoncie<br />

zobaczyłem dwa inne zbliżające się do siebie<br />

auta, które także dość istotnie przekraczały prędkość<br />

i wyprzedzały pozostałe samochody. Dla mojej R1 nie<br />

było problemem jeszcze przyspieszyć i po krótkiej chwili<br />

dogoniłem drugie z aut. Było to audi A6, przed którym<br />

robiąc miejsce, właśnie zjeżdżał na prawy pas autostrady<br />

ten pierwszy doganiany. Minęliśmy auto jeden za drugim.<br />

A6 przyspieszyło jakby kierowca chciał się przekonać, czy<br />

wytrzymam jego tempo. Cóż, nowoczesne samochody<br />

mają elektroniczną blokadę prędkości przy 250 km/h,<br />

Zdarza się, że tak się kończy wyścig<br />

widocznie to audi ją miało i za<br />

moment kierowca poczuł się<br />

zmuszony do zjechania mi<br />

z pasa. Odkręciłem gaz już<br />

do oporu i bez wysiłku<br />

wyprzedzając audi przypomniałem<br />

sobie, jak<br />

to było te<br />

kilka lat temu w Niemczech na autostradzie, z tym że<br />

teraz to ja byłem tamtym motocyklistą.<br />

Minutę dalej hamowałem przed bramkami i po<br />

zapłaceniu za przejazd ruszyłem spokojnie do domu.<br />

Po tym zdarzeniu całkiem przeszła mi chęć na szybką<br />

jazdę po drogach i kilka miesięcy później sprzedałem<br />

moją yamahę R1.<br />

We Francji miałem jeszcze jeden motocykl. Była<br />

to kupiona w Polsce, tak jak za pierwszym razem 600-ka,<br />

lecz tym razem suzuki GSXR. Jeździłem nią do pracy,<br />

i mimo że jest to motocykl sportowy, z reguły nie przekraczałem<br />

przepisów. Na mojej drodze, na obwodnicy<br />

miasta często wyprzedzała mnie francuska yamaha R1<br />

z kierowcą w sportowym kombinezonie. Wyprzedzając,<br />

pozdrawiał mnie wysuwając prawą nogę, a ja mu przyjaźnie<br />

odmachiwałem ręką, co musiał widzieć w lusterku.<br />

Nawet jak jeździłem do pracy autem, to zapewne rozpoznawał<br />

mnie po polskiej rejestracji i wyprzedzając,<br />

również pozdrawiał gestem. Zjeżdżał tym samym co ja<br />

40 4_<strong>2012</strong> czerwiec


Po dyżurze<br />

ślimakiem, ale na skrzyżowaniu skręcał w lewo i zaraz<br />

parkował przy szkole motocyklowej nauki jazdy, gdzie<br />

jak przypuszczałem był instruktorem.<br />

Tego dnia chyba był spóźniony do pracy, bo<br />

jadąc spokojnie moim moto lewym pasem obwodnicy,<br />

widziałem w lusterku, że zbliża się do mnie szybko, ale<br />

zamiast zwolnić i jechać za mną, włączył długie światła,<br />

żądając bym mu się usunął, tak by sam zdążył się<br />

wepchnąć jeszcze przede mną. Zjechałem czym prędzej,<br />

ustępując mu pierwszeństwa, ale jego gest mnie zirytował.<br />

Chyba <strong>dla</strong>tego, że tym przedłużonym świeceniem<br />

świateł poczułem się potraktowany jak zawalidroga,<br />

albo co gorsze niedorajda, co nie potrafi szybciej jechać.<br />

Zagrała we mnie krew przodków-ułanów, zredukowałem<br />

bieg, żeby mieć większe przyspieszenie, i odkręciłem<br />

gaz mojej małej suzuki do oporu, jednocześnie kładąc<br />

się na zbiorniku, żeby nie podniosło przedniego koła.<br />

Tam gdzie on hamował, rozpoczynając wjazd na ślimak,<br />

ja, tak żeby to usłyszał, jeszcze wrzuciłem na moment<br />

wyższy bieg, zwiększając prędkość. Wiedziałem, że zakręt<br />

ma dodatni profil i można wejść w niego ze znacznie<br />

wyższą prędkością, niżby wynikało to z jego promienia.<br />

Chwilę po wyprzedzeniu rywala po zewnętrznej<br />

musiałem już hamować w pochyleniu, a żeby zacieśnić<br />

zakręt, bo groziło mi wylecenie poza niego, użyłem<br />

nożnego hamulca tylnego koła i zaraz poczułem, jak<br />

koło sie blokuje i efektownie ślizga, obracając motocykl.<br />

Poczułem także znane mi z toru uczucie przerażenia<br />

i wiedziałem już, że będzie idealnie, a za moment nieco<br />

tylko dodałem gazu i wystarczyła zmiana profilu zakrętu,<br />

by znów wprowadzić tylne kolo w poślizg, tym<br />

razem przy przyspieszaniu, po czym zostawić długą<br />

czarną krechę z gumy tylnej opony na asfalcie przed<br />

oczami dopiero pojawiającego się kierowcy yamahy.<br />

Manewr musiałem zakończyć ostrym hamowaniem<br />

przed skrzyżowaniem i znakiem STOP, tak że dokonałem<br />

tego na przednim kole, demonstrując dojeżdżającemu<br />

instruktorowi podwozie mojej suzuki. Poczekałem na<br />

niego, popatrzyliśmy na siebie i poczułem się okropnie<br />

głupio. I znów coś się skończyło.<br />

Teraz nie mam motocykla. Suzuki, a raczej to, co<br />

z niej zostało po przypadkowym i niegroźnym upadku,<br />

jaki mi się zdarzył zimą na rondzie, sprzedałem za grosze<br />

i zostały mi do poruszania się tylko cztery kółka oraz<br />

rower. Zapewne jeszcze kupię sobie kiedyś moto, lecz<br />

tym razem raczej już takie, by jeździć, być może we<br />

dwójkę, oglądając nie asfalt, ani profile zakrętów, lecz<br />

uroki otoczenia i czuć romantyczny wiatr we włosach.<br />

Michał Galewicz<br />

kardiolog<br />

Nowości<br />

Dr Hidde P. van der Ploeg<br />

i wsp. z Sydney School of<br />

Public Health opublikowali<br />

w marcowym numerze JAMA<br />

wyniki badań nad wpływem<br />

Rys. Zen<br />

Siedzący tryb życia jest niezdrowy!<br />

siedzącego trybu życia na<br />

zdrowie człowieka. Analizą<br />

objęto 222 497 osób po 45.<br />

roku życia, które były obserwowane<br />

od 2006 do 2010 roku.<br />

W czasie obserwacji zmarło<br />

5405 osób. Uwzględniając inne<br />

czynniki ryzyka, obliczono że<br />

największe zagrożenie występuje<br />

u osób spędzających ponad<br />

11 godzin w pozycji siedzącej.<br />

U osób prowadzących<br />

taki tryb życia ryzyko zgonu<br />

wzrasta aż o 40% w porównaniu<br />

z osobami, które spędzają<br />

w pozycji siedzącej mniej niż 4<br />

godziny. Osoby spędzające do<br />

8 godzin w pozycji siedzącej<br />

mają ryzyko o 15% większe<br />

w porównaniu z tymi, których<br />

życie nie upływa na siedzeniu<br />

za biurkiem.<br />

Autorzy podkreślają, że siedzący<br />

tryb życia jest czynnikiem<br />

ryzyka wszystkich przyczyn<br />

zgonów, nie tylko schorzeń<br />

sercowo-naczyniowych.<br />

Zależność między siedzącym<br />

trybem życia a wpływem<br />

na zdrowie jest znana od bardzo<br />

dawna. Zaobserwował<br />

ją Bernardino Ramazzini,<br />

nazywany ojcem medycyny<br />

pracy, który w 1700 roku opublikował<br />

dzieło De Morbis Artificum<br />

Diabtriba, traktujące<br />

o chorobach układu mięśniowo-szkieletowego<br />

u robotników.<br />

Bernardino Ramazzini<br />

był profesorem medycyny na<br />

Uniwersytecie w Padwie.<br />

Dzieło można obejrzeć<br />

pod adresem http://archive.org/<br />

stream/bernramazzinide00porzgoog#page/n28/mode/2up<br />

Źródło: http://archinte.<br />

ama-assn.org/cgi/content/<br />

abstract/172/6/494<br />

41 4_<strong>2012</strong> czerwiec


Podróże<br />

A może by tak do Seulu?<br />

Alicja Barwicka<br />

W dzisiejszych czasach podróż do kraju europejskiego to zwykła bułka z masłem.<br />

Nawet jeśli nie jest to kraj Unii Europejskiej, to i tak jako Europejczycy czujemy się<br />

prawie jak u siebie. A odległości? Praktycznie żadne. Możliwość wyboru połączeń<br />

lotniczych jest naprawdę duża, a czas najdłuższego lotu rzadko przekracza cztery<br />

godziny. Podróż lotnicza poza tym, że nie trwa długo, zapewnia znacznie większy<br />

komfort niż większość kolejowych czy drogowych połączeń w kraju. Ale wyjeżdżając<br />

z Polski, nie zawsze podróżujemy do miejsc stosunkowo bliskich. Nieraz, kiedy<br />

celem jest kraj odległy, często o innej, obcej nam kulturze, zadanie jest znacznie<br />

trudniejsze, przez co wymaga dokładniejszych przygotowań. Najbardziej egzotycznym,<br />

chociaż nie najodleglejszym kierunkiem z jakim udało mi się zmierzyć, była<br />

podróż do Seulu. Cel był bardzo prozaiczny: zobaczyć, jak tam jest.<br />

Fot. @mimax2<br />

Przygotowania. Razem z moją towarzyszką<br />

podróży rozpoczęłyśmy tę niecodzienną przygodę od<br />

szukania dobrego, ale możliwie taniego połączenia,<br />

właściwego lokum na miejscu oraz zbierania materiałów,<br />

jako że żadna z nas nie czuła się na siłach aby zgłębiać<br />

oryginalne koreańskie przewodniki z uwagi na ich piękny,<br />

choć trochę <strong>dla</strong> nas trudny język (na etapie przygotowań<br />

na szczęście tylko pisany). Ze znalezieniem połączenia<br />

poszło dość gładko, bo od czego w końcu jest internet?<br />

Trzeba jedynie znaleźć linię, która dopiero wchodzi<br />

(a więc oferuje ofertę promocyjną) na trasy transkontynentalne<br />

w danym kierunku. W naszym wypadku<br />

było to Finnair, a koszty biletu na trasie Warszawa-Seul-<br />

-Warszawa (via Helsinki) <strong>dla</strong> jednej osoby zamknęły się<br />

w granicach 1600 zł.<br />

Rezerwacja hotelu to bezpośrednie następstwo<br />

zabukowania biletu. I tu także nieoceniony jest internet.<br />

Portali, gdzie można szukać hotelu jest oczywiście<br />

mnóstwo, ale naszym wyborem, jak się później okazało<br />

bardzo dobrym, była strona www.hostelbookers.com.<br />

42 4_<strong>2012</strong> czerwiec


Podróże<br />

Przy rezerwacji pobrano od<br />

nas zaliczkę w wysokości 10%<br />

kosztów, ale za to na miejscu<br />

dopłaciłyśmy tylko różnicę.<br />

Wraz z potwierdzeniem rezerwacji<br />

przesłano precyzyjny opis<br />

z mapką, wskazujący jak dotrzeć<br />

do celu podróży, z uwzględnieniem<br />

numeru bramki przy<br />

opuszczaniu lotniska, numeru<br />

i trasy autobusu lotniskowego,<br />

instrukcją gdzie należy wysiąść<br />

i jak od przystanku dojść na<br />

miejsce.<br />

Już podczas wirtualnego<br />

szukania hotelu okazało się, że<br />

Korea jest bardzo tanim krajem.<br />

Koszt noclegu w pokoju jednoosobowym<br />

(wyposażonym<br />

w podstawowe sprzęty i TV)<br />

z łazienką i skromnym śniadaniem<br />

w wybranym przez nas<br />

hostelu wyniósł w przeliczeniu<br />

tylko 16,29 euro. Dodatkowo<br />

w tej cenie był jeszcze darmowy<br />

dostęp do internetu, obniżone<br />

ceny posiłków w sąsiadujących<br />

restauracjach, a także bardzo<br />

zachęcająca cena wycieczki do<br />

strefy zdemilitaryzowanej.<br />

Plan wyprawy obejmował<br />

tylko kilka dni w Seulu, więc<br />

trzeba było bardzo dokładnie<br />

obmyślić trasy zwiedzania, żeby<br />

zobaczyć jak najwięcej, ale nie<br />

zamęczyć się wędrówką. Przewodnika<br />

w języku polskim nie<br />

udało się zdobyć, ale bardzo<br />

sprawdził się anglojęzyczny z serii<br />

Lonely Planet, uwzględniający<br />

nie tylko przykłady konkretnych<br />

tras z uzasadnieniem co,<br />

gdzie i <strong>dla</strong>czego należy zobaczyć,<br />

Fot. Alicja Barwicka<br />

Mapa, przewodnik, trochę kasy i w drogę...<br />

Przebieg lotu można obserwować na ekranie<br />

To już Seul<br />

Sieć metra jest imponująca<br />

ale także podstawowe informacje<br />

historyczno-geograficzne.<br />

Szczególnym elementem<br />

przygotowania<br />

tras zwiedzania była analiza<br />

planu seulskiego metra,<br />

którego pierwszą linię oddano<br />

do użytku dokładnie<br />

w tym samym roku co (także<br />

pierwszą) w Warszawie… Jak<br />

później pokazała rzeczywistość,<br />

poruszanie się metrem<br />

w Seulu tylko na mapie wygląda<br />

na dziecinnie proste.<br />

Lot do Seulu trwa<br />

odpowiednio długo, przy<br />

czym warunki w klasie<br />

ekonomicznej trzeba uznać<br />

za absolutnie zadowalające<br />

(pełna dostępność licznych<br />

kanałów muzycznych i filmowych<br />

oraz urozmaicone<br />

posiłki kuchni europejskiej<br />

i azjatyckiej). Pierwsze wrażenie<br />

po wylądowaniu na<br />

ogromnym lotnisku Incheon<br />

(Seul ma dwa lotniska międzynarodowe)<br />

jest bardzo<br />

pozytywne. Uderza bardzo<br />

dobra organizacja. Doskonałe<br />

oznakowanie (dwujęzyczne)<br />

ułatwia załatwienie jeszcze<br />

na lotnisku niezbędnych<br />

spraw. Można na przykład<br />

zarezerwować pokój w hotelu<br />

lub potwierdzić zamówione<br />

wcześniej miejsce, można,<br />

a nawet trzeba skorzystać<br />

z darmowego dostępu do<br />

internetu, by zawiadomić<br />

rodzinę o szczęśliwym finale<br />

pierwszego odcinka podróży,<br />

43 4_<strong>2012</strong> czerwiec


Podróże<br />

W wielu miejscach są dwujęzyczne napisy<br />

można też zaopatrzyć się w bilet upoważniający do poruszania<br />

się po mieście wszystkimi środkami publicznego<br />

transportu. Z tym biletem wiąże się wiele udogodnień<br />

w postaci dodatkowych zniżek, np. na wstęp do muzeów.<br />

Zależnie od docelowej lokalizacji w mieście,<br />

lotnisko opuszcza się konkretnym, odpowiednio oznakowanym<br />

wyjściem, zapewniającym dostęp do właściwego<br />

autobusu, dzięki czemu unika się błądzenia. Cena biletu<br />

za przejazd do miasta jest śmiesznie niska, a uprzejmi<br />

kierowcy (zawsze w białych rękawiczkach) po upewnieniu<br />

się, że wybrany kurs jest tym właściwym<br />

<strong>dla</strong> pasażera, sami ładują do luku bagaże<br />

i sami też je na przystankach wyładowują.<br />

Jak się poruszać po mieście<br />

i co trzeba zobaczyć? Poznanie zawiłości<br />

metra w tym mieście jest nie lada zadaniem,<br />

ale za to ogrom możliwości połączeń<br />

gwarantuje najszybsze przemieszczanie się,<br />

a tym samym oszczędność czasu i nóg. Przy<br />

Fot. @mimax2<br />

każdym wyjściu z metra (na niektórych stacjach jest ich<br />

po kilkanaście) są zlokalizowane i dobrze oznakowane<br />

przystanki autobusowe, dające możliwość przesiadek.<br />

Aby wiedzieć gdzie w Seulu znajdują się najważniejsze<br />

<strong>dla</strong> zwiedzających obiekty warto skorzystać<br />

z bogatej oferty City Tour Bus, wybrać jedną lub kilka<br />

tras, co już na początku pobytu pozwoli na ostateczne<br />

ustalenie harmonogramu zwiedzania. W ramach jednej<br />

opłaty za przejazd z takiego turystycznego autobusu<br />

można w każdej chwili wysiąść, obejrzeć wszystko to,<br />

co jest w pobliżu, a po zwiedzaniu ponownie<br />

do niego wrócić i jechać dalej, by<br />

znowu za jeden czy więcej przystanków<br />

wysiąść i kontynuować zwiedzanie. Koszt<br />

przejażdżki jest niewielki, przy czym posiadacze<br />

biletu na korzystanie z transportu<br />

miejskiego korzystają z kolejnej zniżki.<br />

Seul jest położony nad dużą rzeką<br />

Han, ale większość atrakcji o znaczeniu<br />

historycznym jest zlokalizowana dość<br />

44 4_<strong>2012</strong> czerwiec


Podróże<br />

Fot. Alicja Barwicka<br />

Fot. @mimax2<br />

Kompleks pałacowy<br />

Deoksugung<br />

daleko od niej i <strong>dla</strong>tego<br />

części turystów<br />

nie starcza czasu i sił<br />

(oczywiście wszędzie dochodzi metro), by zapuścić się<br />

na drugi brzeg lub przynajmniej na wyspy. A warto,<br />

bo właśnie tam w przepięknej scenerii mieszczą się<br />

między innymi groby królewskie, a na wyspie Jamsil<br />

– park olimpijski, do którego wchodzi się przez Bramę<br />

Światowego Pokoju. Znajdziemy tam nie tylko Ścianę<br />

Chwały, na której upamiętniono zwycięzców igrzysk<br />

olimpijskich z 1988 roku, ale też ponad 200 ciekawych<br />

rzeźb powstałych <strong>dla</strong> uczczenia olimpiady, sporządzonych<br />

przez artystów z 66 krajów świata. Najważniejsza<br />

<strong>dla</strong> zwiedzającego część miasta łączy w sobie centrum<br />

Fragment pagody Tagpol<br />

handlowe nowoczesnej metropolii oraz najważniejsze<br />

atrakcje historyczne. Seul ma wiele świetnie zachowanych<br />

kompleksów pałacowych, zawsze zlokalizowanych na<br />

terenie naprawdę dużych (poszczególne trasy spacerowe<br />

mają nawet do 3 km długości), bardzo dobrze utrzymanych<br />

parków lub ogrodów, a każde z takich miejsc jest<br />

dostępne <strong>dla</strong> osób niepełnosprawnych.<br />

Koniecznie więc trzeba zobaczyć<br />

królewskie pałace, budowane głównie<br />

za czasów dynastii Choseon (XV-XVI<br />

wiek): Gyeongbokgung (w sąsiedztwie<br />

pilnie strzeżona piękna rezydencja głowy<br />

państwa – Blue House), Changdeokgung<br />

z pięknym „tajemniczym ogrodem” oraz<br />

położony w samym centrum miasta<br />

Fot. @mimax2<br />

Przykłady niezwykłej dbałości o detale architektoniczne<br />

45 4_<strong>2012</strong> czerwiec


Podróże<br />

Zmiana warty przed pałacem Deoksugung<br />

Fot. @mimax2<br />

w pobliżu ratusza Deoksugung. Już w kilka chwil po<br />

opuszczeniu stacji metra można przed frontonem tego<br />

pałacu obejrzeć zapierające dech barwne historyczne<br />

widowisko, którego namiastkę oglądamy w europejskich<br />

miastach i znamy jako zmianę warty. Pochodząca<br />

z tego samego okresu i udostępniona (po rekonstrukcji)<br />

46 4_<strong>2012</strong> czerwiec


Podróże<br />

Kamienny lew to bardzo<br />

popularny detal architektoniczny<br />

zespołów<br />

pałacowych<br />

W dzielnicy Myeongdong niewielkie rzeźby ilustrują<br />

codzienne zajęcia dawnych mieszkańców<br />

zwiedzającym tradycyjna wioska koreańska, znajdująca<br />

się na rozległym obszarze Namsangol, jest także warta<br />

obejrzenia. Czegoś takiego w Europie nie zobaczymy.<br />

Koreańczycy bardzo cenią swoje historyczne<br />

skarby i niezwykle starannie o nie dbają. Dobrym przykładem<br />

jest poddawana nieustannej renowacji najstarsza<br />

koreańska pagoda Tagpol, położona w niewielkim parku<br />

w dzielnicy Insadong, tuż obok nowoczesnej Jongno<br />

Tower, będącej jedną z wizytówek miasta. Dzielnica<br />

Insadong łączy tradycję z elegancją Seulu. Mnóstwo tu<br />

herbaciarni, kafejek, galerii sztuki, sklepów z pamiątkami<br />

i antykami. W niewielkiej odległości mieści się<br />

Jogyesa – największa świątynia buddyjska, z ogromnymi<br />

pozłacanymi posągami Buddy i małą, ale widać bardzo<br />

ważną pagodą na dziedzińcu. Na tym samym dziedzińcu<br />

zwraca uwagę znacznie mniejszy kamienny posąg Buddy<br />

Współczesność też utrwala się na pomnikach<br />

uśmiechniętego od ucha do ucha. Druga wielka świątynia<br />

buddyjska Bonguensa, gdzie przy wejściu na teren<br />

wita nas oczywiście wielki posąg, mieści się po drugiej<br />

stronie rzeki Han, w nowoczesnej dzielnicy handlowej.<br />

Seul, jako typowe miasto azjatyckie, ma wielkie<br />

targowiska. Te największe to: Dongdaemun (dominuje<br />

odzież, w tym markowa), Gyeongdong (żywność,<br />

w szczególności przyprawy, zioła; to tu na dosłownie<br />

każdym kroku można kupić narodowe danie kimchi<br />

w nieskończenie licznych odmianach), Janganpyeong<br />

(dzieła sztuki, antyki, wyroby z drewna), Namdaemun<br />

(największe, dosłownie ze wszystkim) oraz wielki targ<br />

elektroniczny Yongsan. Nie można tu nie wspomnieć<br />

o popularnej dzielnicy Myeongdong, gdzie aż roi się<br />

od wielkich magazynów i mniejszych sklepów, w których<br />

robią zakupy mieszkańcy i turyści, i gdzie każdy<br />

Fot. @mimax2<br />

Miód na poczucie estetyki tych, co kochają się w kablach (są tacy wśród nas)<br />

47 4_<strong>2012</strong> czerwiec


Podróże<br />

Na wielkich targowiskach można zjeść i ubrać się za grosze<br />

znajdzie wszystko, czego potrzebuje. W nowoczesnym<br />

centrum handlowym pośród reprezentacyjnych hoteli<br />

i wieżowców znanych sieci, trzeba odwiedzić ulubione<br />

miejsce spotkań mieszkańców Seulu – Cheonggye stream.<br />

W ciekawy architektonicznie sposób wykorzystano<br />

naturalny strumień z wodospadami, a nad jego brzegiem<br />

zbudowano centrum rozrywki i wypoczynku. Tu życie<br />

miasta faktycznie tętni całą dobę.<br />

Stopki w posadzce<br />

peronu wskazują,<br />

gdzie należy stanąć,<br />

by trafić dokładnie<br />

w otwarte drzwi<br />

wagonu metra<br />

Wśród zieleni<br />

skwerów<br />

i parków<br />

zawsze widać<br />

architektoniczną<br />

tradycję<br />

i nowoczesność<br />

Doskonała jakość, a cena w sumie<br />

ok. 20 zł<br />

Fot. @mimax2<br />

Ciekawostką nowoczesnego Seulu jest ogromna<br />

liczba rzeźb postawionych na wolnym powietrzu. Jest ich<br />

tu więcej niż w jakimkolwiek innym mieście na świecie.<br />

Te zgromadzone w parku olimpijskim to tylko niewielka<br />

część ogólnej liczby. Prawie każdy znaczący budynek ma<br />

przed frontonem rzeźbę, a naprawdę warto zatrzymać<br />

oko na zdumiewającej ogromnej, 50-tonowej rzeźbie<br />

Hammering Man zamykającej wylot ulicy Seyong i na<br />

Fot. Alicja Barwicka<br />

48 4_<strong>2012</strong> czerwiec


Podróże<br />

Patrole policji są wszędzie, ale turyści czują się bezpiecznie<br />

Przedszkolaki też mają swój „służbowy” rynsztunek<br />

różowym facecie, który z walizeczką<br />

czeka sobie na pociąg przed głównym<br />

dworcem kolejowym.<br />

Podczas zwiedzania napotkamy<br />

wiele mniejszych i większych parków,<br />

czy przynajmniej zielonych skwerów,<br />

gdzie można odpocząć po trudach<br />

wędrówki i ustalić plan marszruty na<br />

najbliższe godziny. Nie będzie też trudności<br />

ze znalezieniem miejsc, gdzie<br />

można się posilić. Warto spróbować<br />

lokalnych tradycyjnych potraw. Szczególnie<br />

pyszne są dania z wołowiny z jarzynami<br />

(galbi i bulgogi) oraz mandu<br />

– pierożki, a także bibimbap – danie<br />

z ryżu, jajek, mięsa i warzyw w sosie chili. Można też<br />

korzystać z wielu europejskich lub amerykańskich sieci,<br />

gdzie smaki potraw będą identyczne z tymi, do których<br />

przywykły nasze kubki<br />

smakowe.<br />

Dobrze jest podsumować<br />

zwiedzanie spojrzeniem<br />

na to piękne miasto z platformy<br />

seulskiej wieży na wzgórzu<br />

Namsan. Jeśli starczy<br />

nam czasu by zobaczyć coś<br />

poza Seulem, to niezwykłą<br />

wyprawę do strefy zdemilitaryzowanej<br />

stanowiącej granicę z Koreą Płn. oferuje<br />

każdy hotel w wariancie pół- lub jednodniowym. Cena<br />

nie jest wysoka, a oryginalne wrażenia zapewnione.<br />

Trzeba tylko pamiętać o właściwym (tj. nierzucającym<br />

się w oczy) ubiorze.<br />

Fot. @mimax2<br />

Dzieci na całym świecie bawią się tak<br />

samo<br />

Te wesołe panie częstowały nas na targu pierożkami<br />

Ludzie Mocno doświadczeni<br />

historycznie, ale i przywykli od wieków<br />

do obrony swojej państwowości i tożsamości<br />

narodowej Koreańczycy są narodem<br />

bardzo pogodnym i niezwykle<br />

wręcz uprzejmym. Na ulicach Seulu<br />

widzi się mnóstwo młodych mężczyzn<br />

w wojskowym rynsztunku, przy czym<br />

wcale im to nie przeszkadza w pozdrawianiu<br />

wszystkich w tradycyjnej formie,<br />

tj. z głębokim ukłonem. Wobec<br />

cudzoziemców są otwarci i przyjaźni,<br />

chętni do pomocy (doświadczyłam tego<br />

kilkakrotnie, gdy gubiłam się w zawiłościach<br />

seulskiego metra). Są dumni ze<br />

swojej historii, a ich szacunek <strong>dla</strong> tradycji dotyczy nie<br />

tylko wielkich wydarzeń, ale i codzienności. Pamiętać<br />

więc należy o pozostawianiu butów na zewnątrz nie tylko<br />

przed wejściem do świątyni, ale<br />

i do każdego domu.<br />

Powrót. Jeśli przed<br />

wylotem do kraju nie udało się<br />

zdobyć pamiątkowych upominków<br />

w dzielnicach handlowych<br />

i wielkich targowiskach, można<br />

to zrobić jak zwykle na lotnisku,<br />

z tą jednak różnicą, że tak tanich,<br />

w tak wielkim porcie lotniczym – nie widziałam<br />

jeszcze nigdy. No cóż, nie jest to jedyny powód, <strong>dla</strong><br />

którego z wielką przyjemnością odwiedziłabym Seul<br />

ponownie.<br />

Alicja Barwicka<br />

okulistka w podróży<br />

49 4_<strong>2012</strong> czerwiec


Po dyżurze<br />

W moim domu gotuje Oskar<br />

Sałatek nigdy dość, bo każdy je lubi. Tym razem bardzo proste przepisy na sałatki, które można<br />

przyrządzić dosłownie w kilka minut.<br />

Sałatka „żółta” 1<br />

Składniki: • 2 upieczone (i wystudzone) piersi z kurczaka • 1 świeży lub 2 puszki<br />

ananasa • 2 garście rodzynek • łyżka majonezu i • owoce do dekoracji (mogą być<br />

np. brzoskwinie z puszki) • przyprawa curry.<br />

Wykonanie: Mięso pokroić w drobną kostkę i rozłożyć na dnie płaskiego naczynia.<br />

Ananasa (jeśli z puszki – to najpierw odsączyć) także drobno pokroić i ułożyć<br />

warstwą na mięsie. Na powierzchni równomiernie rozrzucić rodzynki i posypać<br />

curry. Nie mieszać! Całość delikatnie wyrównać i posmarować cienką warstwą<br />

majonezu. Udekorować owocami. Przed podaniem wstawić do lodówki na co<br />

najmniej 0,5...1 h.<br />

Sałatka „żółta” 2<br />

Składniki: • odsączona słodka kukurydza (2 puszki á 400 g) • drobno pokrojony<br />

ananas po odsączeniu (2 puszki á 560 g) • garść rodzynek • 4 jajka ugotowane na<br />

twardo i drobno pokrojone • 100 g startego na większych oczkach łagodnego sera<br />

żółtego • łyżka majonezu • owoce do dekoracji.<br />

Wykonanie: Wszystkie składniki dokładnie wymieszać i po udekorowaniu wstawić<br />

do lodówki na co najmniej godzinę.<br />

Klasyczna sałatka jarzynowa<br />

Składniki: • 4 ziemniaki ugotowane w mundurkach • ugotowane: 3 marchewki,<br />

2 pietruszki i 1 seler średniej wielkości (mogą być odzyskane z rosołu) • 4 jajka<br />

ugotowane na twardo i drobno posiekane • 4 lub 5 jabłek obranych ze skórki i po<br />

usunięciu gniazd nasiennych drobno pokrojonych • odsączona słodka kukurydza<br />

(2 puszki á 400 g) • odsączony zielony groszek (1 puszka á 400 g) • 5 lub 6 kiszonych<br />

ogórków • sol, pieprz, majonez.<br />

Wykonanie: Gotować bez soli ziemniaki i pozostałe warzywa. Po wystudzeniu obrać ze skórki i drobno pokroić<br />

ziemniaki, a następnie dodać pokrojone drobno (także bez skórki) ogórki kiszone i wymieszać z ziemniakami.<br />

Dzięki temu ziemniaki nie będą się kleić. W dalszej kolejności dodać pokrojone pozostałe warzywa, jajka, jabłka,<br />

kukurydzę i groszek. Całość po wymieszaniu z łyżką majonezu doprawić do smaku solą i pieprzem. Udekorować,<br />

a przed podaniem koniecznie schłodzić w lodówce.<br />

Sałatka śledziowa<br />

Składniki: • 1 opakowanie śledzi w oleju typu Matjas (750 g) • 4 lub 5 jabłek obranych<br />

ze skórki i po usunięciu gniazd nasiennych drobno pokrojonych • 2 lub 3<br />

cebule drobno pokrojone • 400 g gęstej kwaśnej śmietany.<br />

Wykonanie: Najpierw pokroić śledzie w drobną kostkę, odlewając zalewę olejową.<br />

Następnie dodać cebulę i jabłka oraz wymieszać wszystko ze śmietaną. Przed<br />

podaniem sałatka powinna „odstać” dobę w lodówce.<br />

Alicja Barwicka<br />

Zapraszamy Czytelników do dzielenia się swoimi przepisami<br />

50 4_<strong>2012</strong> czerwiec


Wczoraj i dziś medycyny<br />

Szkocja<br />

Początki nowoczesnej chirurgii<br />

antyseptycznej<br />

Mariusz Madaliński<br />

W lutym <strong>2012</strong> r. minęła setna rocznica śmierci<br />

twórcy nowoczesnej antyseptycznej chirurgii. Joseph<br />

Lister, prowadząc badania mikroskopowe nad gojeniem<br />

się ran i po zapoznaniu się z pracą Louisa<br />

Pasteura („Recherches sur la putréfaction”, czyli badania<br />

nad gniciem), zaczął pokrywać rany opatrunkami<br />

nasyconymi rozcieńczonym kwasem karbolowym.<br />

Zastosował karbol do obmywania skóry wokół<br />

miejsca operowanego, nasycania nici, mycia rąk i narzędzi<br />

chirurgicznych, a także kazał rozpylać karbol<br />

w salach operacyjnych.<br />

Fragment portretu profesora<br />

Josepha Listera i jego podpis. Ze<br />

zbiorów w Chancellor’s Building,<br />

The University of Edinburgh.<br />

Fot. Mariusz Madaliński<br />

Obserwacje i dedukcja<br />

Spostrzeżenia Listera, że można w ten sposób<br />

radykalnie zmniejszyć częstość zakażeń powodujących<br />

śmierć operowanych pacjentów, spowodowały na początku<br />

wiele sprzeciwów, podobnie jak odkryte wcześniej<br />

przez dr. Ignacego Semmelweisa znaczenie mycia rąk<br />

i narzędzi oraz stosowania środków antyseptycznych <strong>dla</strong><br />

zmniejszenia ryzyka rozwoju gorączki połogowej. Na<br />

tydzień przed śmiercią dr. Semmelweisa Lister dokonuje<br />

pierwszej operacji w warunkach antyseptycznych.<br />

Została ona przeprowadzona w Szkocji, w Glasgow<br />

Infirmary, w 1865 r. ‬<br />

Może nas zastanawiać opór jaki napotykały obserwacje<br />

Listera, tym bardziej że szkocki chirurg John<br />

Pringle (profesor z Edynburga) rozumiał znaczenie<br />

zabiegów „przeciwko gniciu ran” i zastosował termin<br />

antyseptyka po raz pierwszy w 1750 r.<br />

Każdy sukces ma też swoją tajemnicę. W ubiegłym<br />

roku minęła setna rocznica śmierci innego chirurga<br />

z Edynburga, który widział nie tylko zalety, ale również<br />

wady nowych metod Listera (np. wydłużenie czasu operacji).<br />

Uznając jednak zasady Listera, zaczął zmieniać<br />

ubranie przed każdym zabiegiem, kiedy jeszcze Lister<br />

operował wszystkich pacjentów w tym samym fraku.<br />

Nazywał się Joseph Bell. Był człowiekiem o niezwykłej<br />

inteligencji. Stawiał sobie za cel nauczyć studentów dedukcji.<br />

Pomagał niejednokrotnie policji w rozwiązywaniu<br />

zagadek kryminalnych i stał się prototypem postaci<br />

Sherlocka Holmesa, bohatera powieści napisanych przez<br />

jednego ze swoich studentów, Conana Doyle’a.<br />

Powiedzenia Josepha Bella trafiły do dialogów<br />

Sherlocka Holmesa, co początkowo bardzo nie<br />

podobało się dr. Bellowi i było powodem niezgody<br />

między nim a autorem powieści detektywistycznych.<br />

Kiedy jednak książki o Holmesie stały się popularne,<br />

kontakty między nimi stały się bardziej przyjacielskie.<br />

Osobowość nauczyciela dedukcji przetrwała<br />

51 4_<strong>2012</strong> czerwiec


Wczoraj i dziś medycyny<br />

w niezwykły sposób – stając się literackim pomnikiem,<br />

przetłumaczonym na wiele języków i wchodząc do<br />

kanonu klasyki filmowej*.<br />

Josephowi Bellowi nie udało się objąć fotela profesorskiego<br />

w Edynburgu, po swoim szefie prof. Syme.<br />

Przypadł on zięciowi profesora, czyli Listerowi. Po 15<br />

latach pracy w Royal Infirmary w Edynburgu dr Bell nie<br />

mógł uzyskać przedłużenia kontraktu. Objął stanowisko<br />

szefa oddziału chirurgicznego w szpitalu dziecięcym i był<br />

redaktorem pisma lekarskiego wydawanego w Edynburgu.<br />

Jak podają źródła historyczne, uchodził za człowieka<br />

szczęśliwego i spełnionego zawodowo.<br />

Lister natomiast zdobył zaszczyty i sławę. Nie<br />

tylko z powodu rozwoju chirurgii antyseptycznej,<br />

ale również w wyniku opracowania chirurgicznego<br />

leczenia złożonych złamań kości. Miał także swój<br />

wkład w rozwój wiedzy o budowie tęczówki (dzięki<br />

badaniom mikroskopowym), tworzeniu się skrzepów,<br />

badaniom nad przepływem włośniczkowym i zapaleniem<br />

tkanek.<br />

Dzisiaj możemy się zastanawiać, jak potoczyłyby<br />

się losy lorda Listera, gdyby nie jego ojciec, będący<br />

kupcem handlującym winem, po amatorsku zajmujący<br />

się badaniami mikroskopowymi, który opublikował<br />

teoretyczne podstawy tworzenia złożonych soczewek<br />

achromatycznych (które są używane w mikroskopach<br />

do dzisiaj) oraz gdyby nie żona Josepha Listera, która<br />

pomagała mu w badaniach naukowych. A także gdyby<br />

nie czytanie gazet i zwrócenie uwagi na dwie informacje<br />

prasowe: o zastosowaniu kwasu karbolowego w oczyszczalni<br />

ścieków w Carlisle <strong>dla</strong> skutecznego usunięcia<br />

zapachu zgnilizny oraz o próbie zapobieżenia zakażeniu<br />

bydła przez spryskanie pastwiska karbolem (zwierzęta<br />

tego nie przeżyły). Odkrycie Listera trafiło na łamy<br />

„The Lancet” w marcu 1867 r.<br />

*Gdy przed laty przechodziłem koło pomnika Sherlocka Holmesa<br />

w Edynburgu, zastanowił mnie napis na tablicy upamiętniającej<br />

pisarza sir Conana Doyle’a. Wtedy jeszcze nie<br />

przypuszczałem, że napiszę artykuł Zdolność dedukcji jest<br />

z pewnością zaraźliwa… – w poszukiwaniu prawdziwego Sherlocka<br />

Holmesa – jest on dostępny na stronach internetowych<br />

pisma „Chirurgia Polska” (tom 13, nr 2 – 2011).<br />

Związki z Polską<br />

Pierwszym polskim chirurgiem, który zastosował<br />

zasady Listera, był prawdopodobnie dr Marian Wygrzywalski<br />

z Piotrkowa Trybunalskiego, który również<br />

przetłumaczył jego pracę na język polski (w 1867 r.).<br />

W 1879 r. dr Mikulicz-Radecki, pracujący w wiedeńskiej<br />

klinice chirurgicznej, został wysłany przez<br />

profesora Teodora Billrotha do Halle, aby poznał tzw.<br />

metodę listerowską, uznawaną za dość kontrowersyjną,<br />

z którą potem zapoznał się u samego Listera, kiedy ten<br />

był już profesorem w King’s College w Londynie. Po<br />

powrocie dr. Mikulicza do Wiednia, w klinice Billrotha<br />

zaczęto rozpylać kwas karbolowy w polu operacyjnym.<br />

Tak historia musiała zatoczyć koło z udziałem<br />

polskiego chirurga, aby antyseptyka, zlekceważona<br />

w Wiedeńskim Szpitalu Ogólnym przez współczesnych<br />

dr. Semmelweisa, mogła trafić do wiedeńskiej kliniki<br />

chirurgicznej. W 1897 r. po raz pierwszy Mikulicz użył<br />

maski chirurgicznej. Ten wkład dr. Mikulicza-Radeckiego<br />

do rozwoju antyseptyki jest uznawany powszechnie<br />

w piśmiennictwie medycznym, chociaż jest on tam<br />

zwykle nazywany chirurgiem niemieckim.<br />

Edynburg zaś jest <strong>dla</strong> Polski szczególnie ważnym<br />

miastem. Tutaj w 1941 r. został otwarty Polski Wydział<br />

Lekarski (przy Uniwersytecie Edynburskim). Wśród<br />

znanych jego absolwentów można wymienić Antoniego<br />

Kępińskiego – późniejszego profesora Uniwersytetu<br />

Jagiellońskiego.<br />

Kiedyś codziennie mijałem jeden z budynków<br />

szpitalnych, w którym Naczelny Wódz, gen. broni Władysław<br />

Sikorski dokonał otwarcia Polskiego Szpitala.<br />

Budynek nosił imię Ignacego Paderewskiego aż do<br />

chwili rozbiórki, która nastąpiła w 2010 r. Powoli giną<br />

pamiątki historii. Zanika również pamięć o nauczycielach.<br />

Szczególnie nowa generacja stawia sobie pytanie – po co<br />

nam historia? Może nie warto szukać na nie odpowiedzi.<br />

Może lepiej pokazać, że poznanie tego, co minęło, może<br />

być ekscytujące. Poza tym na kartach historii można się<br />

nauczyć pewnej mądrości.<br />

Mariusz Madaliński<br />

konsultant gastroenterolog<br />

UK/Polska<br />

52 4_<strong>2012</strong> czerwiec


Po dyżurze<br />

Hurtownia autorytetów<br />

Krystyna Knypl<br />

Ruch w Hurtowni Autorytetów był niewielki. Czuło<br />

się, że nadciągają wakacje. Dyżurny Operator przeciągnął<br />

się leniwie. Nic się nie działo od dwóch godzin.<br />

Żadnych ciekawych zamówień ani pilnych zabiegów na<br />

wątłej świadomości Narodu<br />

Nieszczęśników, zwanego<br />

często w dokumentach<br />

po prostu NN*.<br />

I to ma być ostry<br />

dyżur? – pomyślał znudzony.<br />

– Chyba pójdę wcze-<br />

Dyżurny Operator<br />

śniej na obchód Departamentów Specjalnych. Zobaczę,<br />

czy jest dobre natlenowanie w Wydziale Autorytetów<br />

na Specjalne Okazje.<br />

Na półkach Wydziału<br />

Autorytetów na Specjalne Okazje<br />

wylegiwały się w pozycji<br />

„spocznij” następujące autorytety:<br />

Osobliwa Moralność,<br />

Smagający Bat, Święte Oburzenie<br />

oraz Nieustanne Zdziwienie.<br />

Tak naprawdę wcale<br />

się nie wylegiwały. Autorytety<br />

w najwyższym stopniu umiały Osobliwa Moralność<br />

wykorzystać każdą minutę. Taka już była ich natura.<br />

Osobliwa Moralność<br />

podkradała dostęp do tlenu<br />

Świętemu Oburzeniu, które<br />

nie mogło tego zauważyć,<br />

ponieważ przenosiło kontenery<br />

energii przydzielone<br />

Nieustannemu Zdziwieniu.<br />

Smagający Bat Święte Oburzenie próbowało<br />

przechwycić promienie świetlne przeznaczone <strong>dla</strong> Osobliwej<br />

Moralności. Autorytety uwijały się jak w ukropie,<br />

zbliżał się bowiem czas porannej lektury.<br />

*Ten skrót można rozwinąć po polsku – Nazwisko nieznane<br />

(NN) lub po angielsku – No name – produkt masowy, tzw.<br />

bezmarkowy.<br />

Rys. Zen<br />

Nieustanne Zdziwienie, Święte Oburzenie oraz<br />

Osobliwa Moralność na zlecenie Wielkiego Kreatora<br />

musiały codziennie czytać od<br />

deski do deski pismo „Nowiny<br />

& Winy”. Dzięki lekturze<br />

każdego dnia wiedziały, kogo<br />

będą piętnować. Wnioski<br />

z lektury przekazywały do<br />

Smagającego Bata, który świstał<br />

nad głowami nieszczęśników<br />

Nieustanne Zdziwienie<br />

nominowanych do piętnowania.<br />

Po lekturze autorytety udawały<br />

się na zasłużony odpoczynek, aby<br />

zachować ciągłość dobrej formy.<br />

Może przecież w każdej<br />

chwili się zdarzyć, że Osobliwa<br />

Moralność będzie musiała skarcić<br />

jakiegoś nieszczęśnika, a były ich<br />

Święte Oburzenie całe tłumy. Jak każdy tłum, Naród<br />

Nieszczęśników miał wiele bezsensownych pomysłów.<br />

Święte Oburzenie co i raz dostawało bólu swych delikatnych<br />

skroni, gdy słuchało pomysłów dobiegających<br />

z Tłumu Nieszczęśników. Tłum wykrzykiwał swoje<br />

hasła w kółko i bez końca. Raz wołał Chleba!, innym<br />

razem Pracy! Jacyś niezidentyfikowani członkowie tłumu<br />

potrafili nawet zawołać Szacunku! Co gorsza, najstarsi<br />

z tłumu swoimi piskliwymi głosami wykrzykiwali słowo<br />

najobrzydliwsze. Ci nieznośni starcy wołali Prawdy!<br />

Wielki Kreator nie mógł się wprost nadziwić, skąd<br />

brał się w tłumie apetyt na chleb, pracę, szacunek oraz<br />

prawdę. Czyż ochłapy, bezrobocie, pogarda, kłamstwo nie<br />

były właściwym pożywieniem tłumu? Skąd taki tłum znał<br />

smak chleba? Chyba jacyś bezczelnie pamiętliwi starcy<br />

musieli tłumowi opowiedzieć, jak smakuje prawdziwy<br />

chleb. Tłum mógł kupować tylko ochłapy. Wiadomo<br />

jak krótki mają termin spożycia. Żeby nie marnować<br />

wyprodukowanych ochłapów, Wielki Kreator nakazywał<br />

zawsze obfite posypywanie ich solą. Z przesolonego<br />

tłumu często padały narzekania na bóle głowy. Ale<br />

53 4_<strong>2012</strong> czerwiec


Po dyżurze<br />

Tłum Nieszczęśników<br />

kto by się tym martwił. Tłum jako taki nie miał głowy.<br />

Nieszczęśnicy z bólem głowy byli zaledwie małymi<br />

fragmentami większej całości. Liczyła się tylko całość.<br />

Osobliwa Moralność czasem na zebraniach Rady<br />

Nadzorczej podkreślała:<br />

– Już moja w tym głowa, aby tłum miał skołowane<br />

łby. A że trochę ich pobolą, nie szkodzi. Nie będą się<br />

zbytnio interesować nie swoimi sprawami. Takiemu<br />

wypoczętemu, nieobolałemu Narodowi Nieszczęśników,<br />

czyli po prostu NN, mogłoby przyjść do głowy<br />

jakieś kłopotliwe pytanie. Wprawdzie w Departamencie<br />

Standardowych Odpowiedzi przygotowano całe zestawy<br />

odpowiedzi na pytania, ale może się zdarzyć, że padnie<br />

pytanie nieznane wcześniej. Na wypadek tak obrzydliwego<br />

zdarzenia zalecano coś w tym stylu:<br />

– Świetne pytanie! Gratulujemy przenikliwości<br />

i doświadczenia! Doprawdy jesteśmy pod wrażeniem<br />

pańskiego pytania. Czy mógłby pan powiedzieć nam,<br />

jak wpadł na pomysł zadania tak oryginalnego pytania?<br />

Na ogół wyrażenie zachwytu wystarczało. Pytający<br />

pożywiał się fałszywym zachwytem, który był jeszcze<br />

smaczniejszy niż przesolone ochłapy. Odpowiedź nie<br />

była już właściwie potrzebna.<br />

Nie do przyjęcia było wołanie Pracy! Wielki<br />

Kreator pamiętał, że ktoś ze starców mówił mu, iż praca<br />

uszlachetnia. Tego by jeszcze brakowało, żeby tłum<br />

wyszlachetniał! Jak bym do nich przemawiał? Szlachetny<br />

tłumie! – śmiechu warte. A może jeszcze śmieszniej:<br />

Szlachetne tłumoczki i tłumokowie! – można dostać skrętu<br />

kiszek. Cholera, jak bym dostał skrętu kiszek, musiałbym<br />

pójść do szpitala na operację. Brrr... już słyszę, jak jakiś<br />

doktor woła do mnie Żądam szacunku! Czy taki doktor<br />

Rys. Zen<br />

nie rozumie, że wyłącznym właścicielem szacunku jest<br />

Centralny Komitet Kreatorów (CKK)?<br />

Wielki Kreator wiedział, że bez pomocy Smagającego<br />

Bata żadna akcja poskramiania zachcianek<br />

tłumu nie odniosłaby należytego rezultatu. Żeby efekt<br />

był utrzymany dostatecznie długo, niezbędne było<br />

przyłączenie się Nieustannego Zdziwienia.<br />

Wielki Kreator lubił dbać o Specjalne Autorytety,<br />

a nawet kilka razy w roku je rozpieszczać. Zabierał<br />

wszystkie Autorytety na lody malinowe i szarlotkę na<br />

ciepło. Warte były tej niewielkiej inwestycji. W końcu<br />

dzięki nim rzeczywistość był taka, jak sobie wymarzył.<br />

Co prawda niekiedy znajdował się jakiś śmiałek,<br />

który kwestionował opinie wygłaszane przez Autorytety.<br />

Kreator wydawał specjalny rozkaz, aby załatwić go<br />

liczbami. Zasypać, omotać, powalić na kolana. Liczby<br />

robiły to znakomicie. Najlepiej spisywały się liczby<br />

powyżej tysiąca.<br />

– Ty, śmiałku szkaradny, czym jest twój jeden głos<br />

przeciwko kolumnom liczb?!<br />

Kolumny liczb ustawiały się w takich konfiguracjach,<br />

jak zalecał Wielki Kreator.<br />

Płynęły dni, miesiące, lata. Wielkie Autorytety<br />

zbudowały sobie eleganckie rezydencje. Niektórym<br />

wyrosły brzuchy w następstwie nadkonsumpcji wszystkiego,<br />

co dało się wchłonąć i strawić. Zanosiło się na to,<br />

że będą żyły długo i szczęśliwie.<br />

Nastała noc świętojańska. Choć była to najkrótsza<br />

noc w roku, autorytety spały spokojnym snem. Zdawało<br />

się, że nic im nie grozi. Oddychały równomiernie.<br />

Osobliwej Moralności śniło się, że nigdy przez<br />

całe życie nie zrobiła nic niemoralnego. Nawet nie wiedziała<br />

do końca, co to jest niemoralność. Smagający Bat<br />

śnił, że rozdziela zasłużone razy, nawet we śnie nie przychodziło<br />

mu do głowy, że mogą być niezasłużone. Święte<br />

Oburzenie śniło, że tylko ono ma prawo do wyrażania<br />

tego uczucia, innym wolno było co najwyżej zawstydzić<br />

się reakcją Oburzenia. Nieustanne Zdziwienie, zgodnie<br />

ze swą naturą, nawet we śnie się dziwiło.<br />

Gdzieś koło piątej nad ranem wszystkie Autorytety<br />

zaczęły poruszać się niespokojnie. Przewracały<br />

się na boki, wierciły, zmieniały położenie poduszek,<br />

rozkopywały puchowe kołdry.<br />

54 4_<strong>2012</strong> czerwiec


Po dyżurze<br />

Dyżurny spojrzał na ekran monitorujący przebieg<br />

myśli oraz snów podopiecznych. Cholera, co się dzieje?<br />

– pomyślał zdenerwowany. Na monitorach wszystkich<br />

autorytetów płynęły fale lambda. Fatalne fale. Zwiastowały<br />

nadejście niedobrych<br />

snów. Po serii wyładowań fal<br />

lambda zaczęły chaotycznie<br />

pojawiać się wszystkie fale alfabetycznie:<br />

alfa, beta, gamma,<br />

delta. Cały alfabet grecki fal.<br />

To nie były żarty! Autorytety<br />

gnębił koszmarny sen. Dyżurny<br />

włączył czytnik snów. Na<br />

ekranie wszystkich autorytetów<br />

wyświetlał się ten sam sen. To<br />

wymagało zawiadomienia szefa<br />

dyżuru.<br />

Rozkodowano zapis<br />

snów. Zdumieni dyżurni czytali<br />

zapis snu Osobliwej Moralności:<br />

O rany, mam coś w ustach,<br />

coś mi narasta i wszystko wypełnia.<br />

Muszę to świństwo wypluć,<br />

inaczej nie będę mogła wyrażać<br />

oburzenia. Jak ludzie się dowiedzą,<br />

że jestem oburzona ich<br />

postępowaniem, gdy nie będę mogła w ogóle mówić? Co to<br />

może być? Jakieś małe, kłujące drobiny. Muszę zobaczyć<br />

w lusterku. Co to jest? Brokat? No tak. To jest brokat! Skąd<br />

się wziął? Nie mogę go wypluć, ciągle go przybywa! Nie<br />

mogę wypluć! Ratunku!!! Ratunku!!!<br />

Z indywidualnych drukarek pozostałych autorytetów<br />

wyskakiwały identyczne opisy.<br />

Autorytety budziły się i pełne oburzenia spluwały<br />

gdzie popadnie. Pluły do południa. Nic nie pomagało.<br />

Brokat siedział w ich jakże szlachetnych jamach ustnych.<br />

Im więcej wypluły, tym więcej nowych drobinek<br />

przybywało. Pluły przez cały dzień. Zwołano Absolutnie<br />

Prywatne Konsylium. Nikt nie znał sposobu na usunięcie<br />

brokatu. Autorytety pluły bez końca. Nie mogły<br />

wykonywać swych funkcji. Jak można komuś pokazać<br />

zapluty autorytet? Czy on kogoś przekona? – nerwowo<br />

rozmyślał Wielki Kreator.<br />

Wielki Kreator<br />

Zdawało się, że małe świecące drobinki pokonały<br />

Wielkie Autorytety raz na zawsze. Wielki Kreator długo<br />

rozmyślał. W końcu zdecydował: wynajmę sobie nowe<br />

autorytety. Każdy jest do wynajęcia. Podwoję honorarium.<br />

Szukał przez tydzień,<br />

jednak nikt nie chciał się<br />

zgodzić. Co do licha z nimi<br />

się porobiło? Potroję stawkę.<br />

Doszedł do dziesięciokrotności<br />

honorarium dotychczasowych<br />

autorytetów. Nic<br />

nie działało, nawet dziesięciokrotnie<br />

wyższa stawka.<br />

Zmęczony siadł za biurkiem.<br />

Spojrzał na kalendarz.<br />

Jaką mamy dziś erę?<br />

Własnego Sumienia i Zdrowego<br />

Rozsądku? Co? Jakiego?<br />

Własnego? Zdrowego? Nie, to<br />

wszystko jest chore!!! Ja nie<br />

będę mógł na nikogo wpływać?<br />

Czy to możliwe? Błąkał<br />

się jeszcze miesiąc. Nikt jednak<br />

nie chciał być płatnym<br />

autorytetem do wynajęcia.<br />

Co to jest Sumienie? – rozmyślał.<br />

Gdzie ono leży? Wieczorami ukradkiem przykładał<br />

do różnych części ciała rozliczne detektory, poszukując<br />

sumienia. Jakieś niewielkie wychylenie stwierdził nad<br />

mózgiem. Nie były to jednak dobre technicznie zapisy.<br />

Żaden czytnik nie mógł ich rozkodować. Wszyscy posługiwali<br />

się tymi dziwnymi... no właśnie, nawet nie wiedział,<br />

jak to nazwać. Może są to urządzenia? – pomyślał. Jak<br />

włącza się te urządzenia?... Znowu zapomniałem, jak<br />

one się nazywają... zaraz... zaraz... Sumienie? Rozsądek?<br />

Chyba tak właśnie. Jak można było posługiwać się czymś,<br />

co nie dało się zarejestrować, czymś, co było niewidoczne?<br />

Nie miało stanowiska ani jakiegoś ozdobnego tytułu?<br />

Wielki Kreator nigdy nie zrozumiał nowej epoki. Nie było<br />

to łatwe. Światem i ludźmi rządziło coś niewidocznego.<br />

Warszawa, 2003 r.<br />

Krystyna Knypl<br />

internista hipertensjolog<br />

55 4_<strong>2012</strong> czerwiec<br />

Rys. Zen


Horoskop refundacyjny<br />

Podjęcie decyzji w kwestii relacji lekarza z prężnie rozwijającym się działem gospodarki narodowej,<br />

zwanym eufemistycznie „zwrot nienależnej refundacji”, nie będzie łatwe <strong>dla</strong> wielu z kolegów.<br />

Z jednej strony wpajany od czasów szkolnych mit o posłanniczym charakterze zawodu,<br />

który ilustruje najbardziej wdrukowana w umysły rodaków postać doktora Judyma, z drugiej<br />

całkiem realne zagrożenie osobistym bankructwem. Wychodząc naprzeciw trudnej sytuacji<br />

decyzyjnej, w jakiej się znaleźliśmy, redakcja postanowiła opublikować horoskop refundacyjny,<br />

z nadzieją że pomoże on dokonywać właściwych wyborów w nadchodzącym burzliwym czasie.<br />

Koziorożec 22.12 -19.01<br />

Pewne siebie Koziorożce zdecydują się na walkę<br />

środkami medialnymi. Wykorzystując swoje<br />

zdolności organizacyjne, opracują poradnik<br />

„Jak nie wpaść w tarapaty refundacyjne, gdy<br />

ma się miękkie serce”. Dzieło będzie cieszyło<br />

się dużą poczytnością.<br />

Wodnik 20.01-19.02<br />

Niezależne i samodzielne Wodniki podzielą<br />

decyzję Strzelców (o nich dalej) o niepodpisywaniu<br />

żadnych umów, kierując się dobrą zasadą,<br />

że każde złożenie podpisu to poważna sprawa.<br />

Ryby 20.02 -20.03<br />

Łagodne i przyjazne światu Ryby podpiszą umowę.<br />

Dokumentację będą prowadziły po staremu,<br />

nawet nie wiedząc, co biedaczkom grozi koło<br />

Wigilii – jak to rybom…<br />

Baran 21.03 – 20.04<br />

Energiczne Barany udadzą się z nadesłaną<br />

umową do nadawcy i tam wygłoszą exposé,<br />

co o otrzymanym tekście sądzą. Nie spotkawszy<br />

się z oczekiwanym odzewem, zamówią kosztowną<br />

prywatną opinię prawną i będą ją sobie<br />

wieczorami czytywać ku pokrzepieniu serc.<br />

Byk 21.04 -21.05<br />

Solidne i praktyczne Byki umowę podpiszą,<br />

kupią drogi program komputerowy do obsługi<br />

gabinetu i będą starały się nie wpaść w zasięg<br />

macek ośmiornicy. Pocieszą się tym, że koszty<br />

uzyskania programu komputerowego można<br />

wpisać do księgi przychodów i rozchodów.<br />

Bliźnięta 22.05-21.06<br />

Mając często naturę pełną wewnętrznych<br />

sprzeczności, Bliźnięta prawdopodobnie wpierw<br />

podpiszą umowę, a potem ją wymówią. Będą<br />

intensywnie rozważały zmianę zawodu.<br />

Rak 22.06-23.07<br />

Zróżnicowane osobowościowo Raki będą długo<br />

się wahać i <strong>dla</strong>tego trudno przewidzieć, co<br />

zrobią. Nawet one same jeszcze tego nie wiedzą.<br />

Czas pokaże.<br />

Lew 24.07-23.08<br />

Urodzeni przywódcy, jakimi są często Lwy,<br />

będą jedną ręką pisać recepty, a drugą odezwy<br />

do współciemiężonych lekarzy. Może nawet<br />

założą stowarzyszenie „Primum non refundere”,<br />

które jako działające na szkodę gospodarki<br />

narodowej zostanie z czasem zdelegalizowane, a Lwy uzyskają<br />

status licencjonowanych opozycjonistów.<br />

Panna 24.08-23.09<br />

Znane z pedanterii Panny nie tylko podpiszą<br />

umowy, wydziergają wszystkie wymagane<br />

przepisami informacje w historiach chorób, to<br />

jeszcze nie popełnią w nich żadnego uchybienia.<br />

Kontrolerzy nie pożywią się podczas przeglądania<br />

ich dokumentacji.<br />

Waga 24.09-23.10<br />

Eleganckie pod każdym względem Wagi złożą<br />

czytelny podpis pod umową refundacyjną i będą<br />

rzeźbić piękną dokumentację zgodnie z wymaganiami<br />

Wielkiego Ubezpieczyciela. Ich pasją<br />

będzie wpisywanie w każdym egzemplarzu<br />

historii choroby formułki „Pozytywnie zweryfikowano dokument<br />

ubezpieczenia zdrowotnego”. Po wykaligrafowaniu go siedem<br />

tysięcy pięćsetny raz (30 pacjentów w ciągu 250 dni roboczych)<br />

powiedzą: „Ja to […]” – przypominamy, że kwadratowy nawias<br />

to częsty znak cenzury, w tym wypadku wewnątrzredakcyjnej.<br />

Skorpion 24.10-22.11<br />

Po dokładnym przestudiowaniu wszystkich<br />

paragrafów Skorpiony zdecydują się na podpisanie<br />

umowy. Na spotkanie z kontrolerem<br />

będą przygotowane lepiej niż wszyscy kontrolerzy<br />

razem wzięci i już dziś współczujemy<br />

tym pracownikom, którzy otrzymają polecenie skontrolowania<br />

recept Skorpionów. Wyjdą mocno pokąsane.<br />

Strzelec 23.11-21.12<br />

Energiczne, pogodne i odważne Strzelce nie<br />

zawahają się ani przez chwilę przy podejmowaniu<br />

decyzji odnośnie do podpisywania umowy<br />

refundacyjnej. Po zapoznaniu się z jej treścią<br />

udadzą się w kierunku niszczarki, zdecydowanym<br />

ruchem umieszczą nadesłany tekst w szczelinie tego<br />

przydatnego urządzenia biurowego i wcisną przycisk „Start”.<br />

Odważnie ruszą na spotkanie z rzeczywistością nierefundacyjną.<br />

Krystyna Knypl

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!