Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
• Nowości<br />
• Prawo<br />
<strong>Gazeta</strong><br />
Lekarzy<br />
dl@<br />
miesięcznik<br />
4_ <strong>2012</strong>_czerwiec<br />
• Artykuł<br />
poglądowy<br />
• Ludzie<br />
ISSN 2084-5685<br />
• Dylematy<br />
• Po dyżurze<br />
• Edukacja<br />
podyplomowa<br />
ISSN 2084-5685<br />
• Podróże<br />
• Wczoraj i dziś<br />
medycyny<br />
• Opowiadanie<br />
Horoskop<br />
refundacyjny<br />
strona 56
Koleżanki i Koledzy,<br />
Czerwiec to <strong>dla</strong> wielu z nas czas trudnych decyzji, a także rozważań o tym,<br />
<strong>dla</strong>czego zasady rządzące ochroną zdrowia stają się coraz bardziej nieprzyjazne<br />
zarówno <strong>dla</strong> lekarzy, jak i <strong>dla</strong> pacjentów.<br />
Myślę, że jednym z powodów jest przywiązanie współczesnego człowieka<br />
do przebywania w teatrze fałszywej troski, w którym główne role grają<br />
politycy. Obywatele chętnie kupują bilety do owego teatru, przybierającego<br />
materialną postać gazety lub ekranu telewizora. Za kilkadziesiąt złotych miesięcznie,<br />
wydanych na abonament, w uszy odbiorcy wpadają słowa takie jak<br />
zapewnimy, dostarczymy, zatroszczymy się, będzie lepiej, ze słynnym się należy na<br />
czele. Nic więc dziwnego, że ludzie chętniej słuchają tych słów, niż wiadomości<br />
o potrzebie dbania o swoje zdrowie przez właściwy tryb życia. Jednak głównym<br />
grzechem nie jest zapał do przebywania w tym teatrze pozorów w charakterze<br />
łatwowiernego widza, lecz niechęć do sprawdzania, gdzie jest granica między<br />
obietnicą powodowaną zimną polityczną kalkulacją a światem realnym.<br />
Dlaczego ludzie tak chętnie słuchają kwestii wypowiadanych przez aktorów tego teatru? Bo prawda bywa<br />
nieprzyjemna, więc po co jej słuchać, skoro gra pozorów jest taka uwodzicielska…<br />
Teatr fałszywej troski szczególnie szybko rozwija się na scenach i w obszarach, które trudno krytykować<br />
z racji ich charakteru. Troska o bezpieczeństwo lub o zdrowie już z samej definicji powinna zasługiwać na<br />
niemy zachwyt bez prawa krytyki w stosunku do aktorów – organizatorów tych scen.<br />
Oczywiście po scenach plączą się jacyś statyści, mają swoje role, niektóre nawet krwawe, ale któż by zajmował się<br />
statystami! Mają przecież jedynie do odegrania rolę tła <strong>dla</strong> bohaterskich poczynań aktorów pierwszoplanowych.<br />
Nasilenie gry pozorów jest tak wielkie, że lekarze i pacjenci stają się tylko pretekstem, czymś w rodzaju PIN-u,<br />
który uruchamia całą kaskadę iluzji, tworzoną przez zdeterminowanych prezesów wszystkich organizacji biorących<br />
udział w tej grze, nawiedzonych reformatorów systemu i szalonych informatyków produkujących programy<br />
do nowych sprawozdań. To świat, w którym pacjent zgłaszający się do lekarza jest tylko małym elementem.<br />
Tymczasem naprawdę istnieje świat realny! Można wprawdzie mieć wrażenie, że jest on jedynie czasoprzestrzenią<br />
równoległą do rozrośniętego do granic absurdu świata pozorów i deklaratywnego bohaterstwa, ale<br />
co do istnienia nie ma wątpliwości! Trzeba tylko mieć odwagę, aby przenieść się do tego prawdziwego świata.<br />
Co robimy jako lekarze w tym teatrze? Wykupiliśmy bilety na spektakl i niestety albo siedzimy w milczeniu,<br />
albo bijemy brawo. Tymczasem powinniśmy gwizdać, tupać i protestować. Gdy spektakl staje się nie do<br />
wytrzymania, powinniśmy po prostu wyjść z sali.<br />
Pamiętajmy, że stale jesteśmy przedstawicielami wolnego zawodu, a zapisy do sekcji niewolniczej są ciągle<br />
dobrowolne.<br />
Krystyna Knypl<br />
ISSN 2084-5685<br />
Wydawca<br />
Krystyna Knypl<br />
Warszawa<br />
Redakcja<br />
Krystyna Knypl, redaktor naczelna<br />
krystyna.knypl@compi.net.pl<br />
Mieczysław Knypl, sekretarz redakcji<br />
m.knypl@compi.net.pl<br />
Współpraca przy bieżącym numerze<br />
Alicja Barwicka, Małgorzata Czajka-Stelmaszewska,<br />
Paweł Czerwiński, Michał Galewicz<br />
(Francja), Paulina Kieszkowska-Knapik, Janusz<br />
Krzyżowski, Mariusz Madaliński (Wlk. Brytania),<br />
Irena Romaniuk, Janusz Tylewicz.<br />
Rysunki Katarzyna Kowalska, Zen<br />
Projekt graficzny i opracowanie<br />
komputerowe Mieczysław Knypl<br />
„<strong>Gazeta</strong> <strong>dla</strong> Lekarzy” jest miesięcznikiem redagowanym<br />
przez lekarzy i członków ich rodzin, przeznaczonym<br />
<strong>dla</strong> osób uprawnionych do wystawiania recept.<br />
Opinie wyrażone w artykułach publikowanych<br />
w „Gazecie <strong>dla</strong> Lekarzy” są wyłącznie opiniami<br />
ich autorów.<br />
Redakcja zastrzega sobie prawo do redagowania<br />
nadesłanych do publikacji tekstów, w tym skracania,<br />
zmiany tytułów i śródtytułów.<br />
Wydawca i redakcja mogą odmówić publikowania<br />
reklam i ogłoszeń, a w razie przyjęcia ich do druku<br />
nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść.<br />
Wszelkie prawa zastrzeżone.
W numerze<br />
Nowości ............................................................ 4, 15, 41<br />
Kongres American Academy of Neurology <strong>2012</strong><br />
Krystyna Knypl .......................................................................... 6<br />
8<br />
Prawo<br />
Lekarze a ochrona z art. 10<br />
ustawy o swobodzie działalności gospodarczej<br />
Paulina Kieszkowska-Knapik ................................................. 5<br />
Artykuł poglądowy<br />
Bezsenność – leczenie bezpieczne <strong>dla</strong> pacjenta i lekarza<br />
Paweł Czerwiński ...................................................................... 8<br />
Dieta w cukrzycy – spojrzenie lekarza praktyka<br />
Małgorzata Czajka-Stelmaszewska ....................................... 16<br />
Ludzie<br />
Marzenia się nie przeterminowują<br />
O swojej pasji do morza i żeglowania opowiada<br />
Janusz Tylewicz ........................................................................ 21<br />
Wachta matki trwa całe życie<br />
Rozmowa z Ireną Romaniuk,<br />
okulistką i matką młodego żeglarza ...................................... 27<br />
16<br />
6<br />
27<br />
21<br />
Dylematy...<br />
...lekarza pracującego prywatnie<br />
Janusz Krzyżowski ................................................................... 29<br />
Recenzja<br />
32<br />
36<br />
31<br />
„Nazwany według czyjegoś imienia”. Medical eponyms ...... 31<br />
Edukacja podyplomowa<br />
Mogłabyś lepiej mówic po angielsku...<br />
Krystyna Knypl ........................................................................ 32<br />
Po dyżurze<br />
Rzecz o dojrzewaniu po drugiej młodości<br />
Michał Galewicz ...................................................................... 36<br />
W moim domu gotuje Oskar<br />
Alicja Barwicka ........................................................................ 50<br />
42<br />
51<br />
Hurtownia autorytetów<br />
Krystyna Knypl ........................................................................ 53<br />
Podróże<br />
53<br />
A może by tak do Seulu?<br />
Alicja Barwicka ........................................................................ 42<br />
Wczoraj i dziś medycyny<br />
56<br />
Początki nowoczesnej chirurgii antyseptycznej<br />
Mariusz Madaliński ................................................................ 51<br />
Horoskop refundacyjny<br />
Krystyna Knypl ........................................................................ 56<br />
3 4_<strong>2012</strong> czerwiec
Nowości<br />
Dzieci karmione piersią mają<br />
zdrowsze oskrzela i płuca<br />
Fot. @mimax2<br />
O zaletach karmienia piersią<br />
wiadomo bardzo dużo,<br />
ale nauka odkrywa coraz to<br />
nowe korzyści. W lutowym<br />
numerze „American Journal of<br />
Respiratory and Critical Care<br />
Medicine” ukazało się doniesienie<br />
dr. Cristiana M. Dogaru<br />
i wsp. z Instytutu Medycyny<br />
Społecznej i Zapobiegawczej<br />
w Bernie, omawiające wpływ<br />
karmienia piersią na funkcjonowanie<br />
płuc i oskrzeli u dzieci<br />
w wieku szkolnym. Badaną<br />
grupę 12-latków, liczącą ponad<br />
1500 dzieci, podzielono na trzy<br />
podgrupy w zależności od czasu<br />
trwania karmienia piersią<br />
w okresie noworodkowym<br />
i niemowlęcym. Wyodrębniono<br />
grupy dzieci karmionych<br />
mniej niż 3 miesiące, od 4 do<br />
6 miesięcy i ponad 6 miesięcy.<br />
Dzieci były poddane badaniu<br />
spirometrycznemu. Okazało<br />
się, że dzieci karmione piersią<br />
dłużej niż 4 miesiące uzyskują<br />
o wiele lepsze wyniki w badaniu<br />
spirometrycznym.<br />
Spostrzeżenie to ma szczególne<br />
znaczenie w odniesieniu<br />
do dzieci urodzonych przez<br />
matki cierpiąc na astmę<br />
oskrzelową z uwagi na zwiększoną<br />
podatność wystąpienia<br />
tego schorzenia w przyszłości<br />
u potomstwa.<br />
Źródło: http://tnij.org/phcw<br />
Satysfakcja pacjenta – złudny wskaźnik?<br />
Dr Joshua J. Fenton i wsp.<br />
na łamach Arch Intern<br />
Med. <strong>2012</strong>;172(5):405-411<br />
opublikowali interesującą<br />
analizę związku między satysfakcją<br />
pacjenta a wydatkami<br />
na opiekę zdrowotną oraz<br />
śmiertelnością. Obserwowano<br />
grupę 51 946 osób w okresie od<br />
2000 do 2007 roku w ramach<br />
Medical Expediture Panel<br />
Survey. Ocenę śmiertelności<br />
przeprowadzono na podgrupie<br />
ankietowanej liczącej 36 428<br />
osób i obserwowanej przez 5<br />
lat (średnio 3,9). Satysfakcję<br />
oceniano w skali 5-punktowej<br />
wg specjalnego kwestionariusza.<br />
Pytania dotyczyły oceny<br />
związanej z wizytami w oddziałach<br />
pomocy doraźnej<br />
oraz przyjęciami na leczenie<br />
szpitalne. Uzyskane wyniki<br />
wykazały, że wskaźnikowi<br />
większej satysfakcji pacjenta towarzyszyło<br />
rzadsze korzystanie<br />
z oddziału pomocy doraźnej,<br />
częstsze hospitalizacje, większa<br />
śmiertelność oraz wyższe<br />
wydatki na opiekę zdrowotną.<br />
Warto się zastanowić nad tym,<br />
co powinno być wskaźnikiem<br />
skuteczności opieki zdrowotnej.<br />
Źródło: http://archinte.ama-assn.<br />
org/cgi/content/short/<br />
archinternmed.2011.1662<br />
Kawa, kofeina i ryzyko depresji wśród kobiet<br />
Dr Michel Lucas i wsp. ze<br />
słynnej Harvard School of Public<br />
Health badali, czy istnieje<br />
zależność między piciem kawy<br />
a depresją. W prospektywnym<br />
badaniu wzięło udział 50 739<br />
kobiet bez objawów depresji.<br />
W ciągu 10-letniej obserwacji<br />
odnotowano 2607 incydentów<br />
depresji w tej grupie. Wskaźnik<br />
zagrożenia depresją był<br />
mniejszy o 15% u kobiet, które<br />
piły 2-3 filiżanki kawy i mniejszy<br />
o 20% u kobiet, które piły<br />
4 filiżanki kawy. Autorzy<br />
stwierdzają, że ryzyko depresji<br />
maleje wraz ze wzrostem<br />
ilości spożywanej kawy, jednak<br />
postulują potrzebę dalszych<br />
badań, które dokładniej ustalą<br />
czy picie kawy może być<br />
uznane za specyficzną formę<br />
profilaktyki depresji.<br />
Poszukując ewentualnych<br />
mechanizmów zaobserwowanego<br />
przez M. Lucasa i wsp.,<br />
warto pamiętać, że kofeina<br />
(1,3,7-metyloksantyna) łatwo<br />
przekracza barierę krew-<br />
-mózg. Działa przez receptory<br />
adenozynowe z uwagi na podobieństwo<br />
strukturalne do<br />
adenozyny. Istnieje wiele klas<br />
receptorów adenozynowych,<br />
ich największe skupisko jest<br />
w jądrach podstawnych mózgu,<br />
a więc obszarze pełniącym<br />
ważną funkcję w kontroli<br />
zachowania.<br />
pl.wikipedia.org, fot. MarkSweep<br />
Źródło: http://archinte.<br />
ama-assn.org/cgi/content/<br />
full/171/17/1571<br />
4 4_<strong>2012</strong> czerwiec
Prawo<br />
Mechanizm z art. 10 Ustawy<br />
o swobodzie działalności<br />
gospodarczej przewiduje, że „każdy<br />
przedsiębiorca może złożyć do<br />
właściwego organu administracji<br />
publicznej lub państwowej jednostki<br />
organizacyjnej wniosek o wydanie<br />
pisemnej interpretacji co do zakresu i sposobu zastosowania<br />
przepisów, z których wynika obowiązek świadczenia<br />
przez przedsiębiorcę daniny publicznej oraz składek na<br />
ubezpieczenia społeczne lub zdrowotne, w jego indywidualnej<br />
sprawie.”<br />
Moim zdaniem lekarze będący przedsiębiorcami<br />
mogą uznać, że Ministerstwo Zdrowia jest właściwe<br />
w sprawie pytań o zakres dozwolonych ustawowo kar<br />
umownych nakładanych na nich później operacyjnie przez<br />
NFZ. Co prawda umowy czy to ze świadczeniodawcami,<br />
czy indywidualnie z lekarzami podpisuje NFZ, ale przecież<br />
dzieje się to na podstawie przepisów wydawanych<br />
przez MZ, a więc to MZ jest organem w sprawie ich interpretacji.<br />
To MZ jest wykonawcą ustawy refundacyjnej<br />
i wydaje akty wykonawcze do tej ustawy, jak i do ustawy<br />
o świadczeniach. Uważam więc, że MZ jest właściwe do ich<br />
interpretacji i może być adresatem zapytań dotyczących<br />
interesujących odpowiednich przepisów.<br />
Z przepisami, o których interpretację można<br />
wnosić na podstawie art.10, muszą się wiązać obowiązki<br />
świadczenia danin publicznych. Innymi słowy, musi być<br />
to przepis, który po zastosowaniu oznacza <strong>dla</strong> lekarza<br />
obowiązek uiszczenia daniny publicznej. Moim zdaniem<br />
za taką daninę można uznać kary nakładane na lekarzy<br />
w związku z umowami zawartymi z NFZ. Te umowy<br />
zawierane są na podstawie przepisów przewidujących<br />
możliwość takich kar.<br />
Podstawy prawne do nakładania takich kar<br />
na lekarzy są dwie. W stosunku do lekarzy, którzy są<br />
Fot. @mimax2<br />
Lekarze a ochrona z art. 10<br />
ustawy o swobodzie działalności<br />
Po rozmowie z Pauliną Kieszkowską-Knapik, opublikowaną w nr. 3/<strong>2012</strong> „Gazety <strong>dla</strong> Lekarzy”,<br />
pojawiły się pytania koleżanek i kolegów lekarzy o to, jak należy rozumieć mechanizm z art. 10<br />
Ustawy o swobodzie działalności gospodarczej. Oto szersze naświetlenie tej kwestii.<br />
„świadczeniodawcami” i jako tacy zawarli z NFZ umowy<br />
o udzielanie świadczeń zdrowotnych, podstawą prawną<br />
do karania jest Rozporządzenie w sprawie ogólnych warunków<br />
umów o udzielanie świadczeń opieki zdrowotnej.<br />
Moim zdaniem to rozporządzenie, jako wydane przez<br />
MZ, może być zinterpretowane we wskazanym trybie<br />
art. 10 także w zakresie dowolności zapisów o karach<br />
umownych, wpisywanych przez NFZ do umów o świadczenia.<br />
W stosunku do lekarzy mąjących podpisaną z NFZ<br />
indywidualną umowę uprawniającą do wystawiania recept<br />
możliwość nakładania kary umownej przewiduje art. 48<br />
ust. 3 ustawy refundacyjnej. Skoro tak, to także MZ jest<br />
władne do interpretacji zakresu możliwych kart. Jest to<br />
szczególnie istotne, zważywszy że to MZ było inicjatorem<br />
wykreślenia kar <strong>dla</strong> lekarzy z ustawy refundacyjnej,<br />
można się więc od MZ domagać spójności podejścia do<br />
tej sprawy także we wzorcach kar umownych.<br />
Wniosek o wydanie interpretacji podlega opłacie<br />
w wysokości 40 zł, którą należy uiścić w terminie<br />
7 dni od dnia złożenia wniosku. Rekomendowane jest<br />
przedstawienie we wniosku własnej interpretacji danych<br />
przepisów, ponieważ zasadą jest, że po 30 dniach mil -<br />
czenia przedstawiona interpretacja wiąże wnioskodawcę.<br />
Zgodnie z art. 10a ustawy „interpretację wydaje się bez<br />
zbędnej zwłoki, jednak nie później niż w terminie 30 dni<br />
od dnia otrzymania przez organ administracji publicznej<br />
lub państwową jednostkę organizacyjną kompletnego<br />
i opłaconego wniosku. W razie niewydania interpretacji<br />
w terminie uznaje się, że w dniu następującym po dniu,<br />
w którym upłynął termin wydania interpretacji, została<br />
wydana interpretacja stwierdzająca prawidłowość<br />
stanowiska przedsiębiorcy przedstawionego we wniosku<br />
o wydanie interpretacji.”<br />
Paulina Kieszkowska-Knapik<br />
adwokat, partner w Baker & McKenzie<br />
5 4_<strong>2012</strong> czerwiec
Nowości<br />
Nowy Orlean, 21-28 kwietnia<br />
Kongres American Academy<br />
of Neurology <strong>2012</strong><br />
Krystyna Knypl<br />
Warto było wybrać się na kongres amerykańskich neurologów pod koniec kwietnia <strong>2012</strong>. Nie<br />
dość, że egzotyką kusił Nowy Orlean, to program zjazdu zawierał wiele atrakcji, a na dodatek<br />
serwisy prasowe jeszcze przed rozpoczęciem zapowiadały nowości w leczeniu kilku schorzeń.<br />
Dobrze korespondowały z nimi nowatorskich formy<br />
przekazu o schorzeniach neurologicznych, jakie<br />
wykorzystuje American Academy of Neurology. Jedną<br />
z nich jest organizowany od dwóch lat festiwal filmowy.<br />
W <strong>2012</strong> roku zwyciężył film Zacha Jankovica „Astronaut’s<br />
secret”, opowiadający o chorobie Parkinsona rozpoznanej<br />
u pułkownika Richarda Clifforda, uczestniczącego<br />
w lotach wahadłowca Atlantis. Gdy spoglądamy na<br />
fotografię astronautów, trudno uwierzyć, że wprawdzie<br />
u szpakowatego, ale dziarsko prezentującego się Richarda<br />
Clifforda dwa lata wcześniej rozpoznano chorobę Parkinsona.<br />
Rozpoznanie poza lekarzem znał tylko dowódca<br />
astronauty. Mimo diagnozy zdecydowano, że pułkownik<br />
nie przerwie misji. Przekuwanie słabości lub klęski w siłę<br />
jest bardzo amerykańską cechą, a innym tego dowodem<br />
jest zorganizowanie właśnie w Nowym Orleanie, którego<br />
mieszkańców żywioł bardzo doświadczył, International<br />
Disasters Conference, poświęconej zagadnieniom zapobiegania<br />
i reagowania kryzysowego podczas katastrof<br />
(http://www.idce<strong>2012</strong>.com/about.html).<br />
Organizatorzy sesji typu „late break clinical<br />
trial” mieli zdecydowanie bardziej otwarte podejście do<br />
zagadnienia ujawniania informacji i wyniki badań opublikowano<br />
w abstract book jeszcze przed rozpoczęciem<br />
kongresu. Dzięki temu można się było na przykład<br />
dowiedzieć, że REFLEXION trial wykazała, iż leczenie<br />
interferonem beta-1a (Rebif) u chorych z wczesnymi<br />
objawami scelrosis multipelx powodowało spowolnienie<br />
objawów demielinizacji (http://www.aan.com/press/index.cfm?fuseaction=release.view&release=1061).<br />
W badaniu<br />
trwającym 3 lata uczestniczyło 517 osób, u których<br />
rozpoznano pierwsze objawy procesu demielinizacji.<br />
Leczenie rozpoczynano średnio 2 miesiące od wystąpienia<br />
objawów choroby. W grupie aktywnie leczonej<br />
stwierdzono progresję objawów u 27%, w porównaniu<br />
z 44% w grupie placebo. Badanie potrwa 5 lat.<br />
Innym badaniem, które zwróciło uwagę, były wyniki<br />
dojelitowego wlewu levodopy/carbidopy w leczeniu<br />
choroby Parkinsona. Rezultaty leczenia wyrażające się<br />
zmniejszeniem objawów klinicznych, takich jak drżenie,<br />
sztywność i in. były lepsze u pacjentów otrzymujących lek<br />
za pomocą wlewu dojelitowego w porównaniu z pacjentami<br />
otrzymującymi lek doustnie. W podwójnie ślepym<br />
badaniu uczestniczyło 71 pacjentów i 93% z nich ukończyło<br />
je. Podawanie wlewu levodopa/carbidopa w żelu<br />
wymaga wykonania stomii jelitowej oraz okresowego<br />
przyłączania pompy do<br />
podawania leku. Zdaniem<br />
jednego z badaczy,<br />
dr. C. Warrena Olanowa,<br />
ten sposób podania leku,<br />
choć nie jest wolny od<br />
http://blog.michaeljfox.<br />
org/<strong>2012</strong>/04/gel-formulationparkinsons-drug-limit-onoffroller-coaster-ride/<br />
Fot. @mimax2<br />
6 4_<strong>2012</strong> czerwiec
Nowości<br />
problemów związanych z funkcjonowaniem urządzenia<br />
dawkującego, może istotnie poprawić jakość życia pacjentów<br />
z zaawansowaną postacią choroby Parkinsona<br />
i może być alternatywą wobec innych inwazyjnych<br />
metod, jak głęboka stymulacja mózgu.<br />
Nowości w odniesieniu do choroby Alzheimera<br />
mają charakter diagnostyczny. Preparat Amyvid<br />
(florbetapir), radioizotop do uwidoczniania złogów<br />
amyloidu in vivo został zaaprobowany przez FDA na<br />
początku kwietnia.<br />
Pewne nadzieje wiąże się z lekiem o nazwie eteplirsen,<br />
który być może poprawi jakość życia pacjentów<br />
z dystrofią mięśniową Duchenne’a. Lek ten zwiększa<br />
stężenie dystrofiny. Badania są w fazie IIB. W Nationwide<br />
Children’s Hospital w Columbus (Ohio) jest 12<br />
chłopców chorych na dystrofię Duchenne’a, którzy<br />
otrzymują eteplirsen. Natomiast odnośnie do zdrowych<br />
chłopców lubiących sporty, takie jak piłka nożna czy<br />
hokej, zagrożonych powtarzającymi się urazami głowy,<br />
neurolodzy z Cleveland Clinic nie mieli na kongresie<br />
dobrych informacji. Obserwowano 75 zawodników przez<br />
9 lat i stwierdzono, że tego rodzaju urazy powodują proporcjonalne<br />
do częstości i nasilenia upośledzenie funkcji<br />
poznawczych. Autorzy sugerują, że dłuższe uprawianie<br />
takich sportów może być groźne <strong>dla</strong> zdrowia. Inne<br />
ciekawe doniesienia dotyczyły pregabaliny w leczeniu<br />
neuropatycznego bólu w uszkodzeniach rdzenia kręgowego<br />
oraz porównania pregabaliny i pramipeksolu<br />
w zespole niespokojnych nóg. Przedstawiono też wyniki<br />
stosowania fingolimodu w sclerosis multiplex.<br />
Nie sposób wszystkiego prześledzić na tak wielkim<br />
zjeździe. Dociekliwi czytelnicy mogą zapoznać się<br />
z abstraktami pod adresem http://www.abstracts2view.<br />
com/aan/sessionindex.php.<br />
Wszystkowiedzące Google informują, że Polacy<br />
przedstawili 37 abstraktów na kongresie AAN. Spora<br />
część tych doniesień to wyniki uczestnictwa w międzynarodowych<br />
programach. Jeśli chodzi o badania<br />
własne Polaków, to interesujące były doniesienia na<br />
temat onkoneurologii.<br />
Istotnym wydarzeniem kongresowym było<br />
opublikowanie wytycznych nt. profilaktycznego leczenia<br />
migreny. Tekst wytycznych o lekach na receptę<br />
dostępny jest pod adresem http://www.neurology.org/<br />
content/78/17/1337.abstract oraz o lekach OTC pod<br />
adresem http://www.neurology.org/content/78/17/1346.<br />
abstract.<br />
Podano, że około 38% osób cierpiących na migrenę<br />
nie ma postawionego prawidłowego rozpoznania<br />
i w związku z tym nie otrzymuje właściwego leczenia.<br />
Tylko 33% migrenowców przyjmuje leczenie profilaktyczne<br />
zapobiegające napadom.<br />
Warto wspomnieć że z leków OTC na pierwszym<br />
miejscu przewodnik wymienia preparat ziołowy<br />
z lepiężnika różowego, jako najbardziej skuteczny. Do<br />
dość skutecznych zaliczono między innymi fenoprofen,<br />
ibuprofen, ketoprofen oraz naproxen.<br />
Łyknąwszy sporą dawkę najnowszej wiedzy neurologicznej,<br />
warto było wybrać się na spacer stylowymi<br />
uliczkami French Quarter, a ci którzy nie mogli oderwać<br />
się od wykładów, po ich zakończeniu mogli w ramach<br />
pocieszenia wyskoczyć na zakupu do marketu Riverwalk,<br />
położonego nieopodal centrum kongresowego. Zakupy<br />
w nim są o tyle atrakcyjne, że obcokrajowcy mogą<br />
odebrać podatek VAT na terenie marketu. Po odstaniu<br />
w kolejce złożonej z kongresowiczów przedkładamy<br />
kwity kasowe, paszport i otrzymujemy w gotówce zwrot<br />
9% wydanej kwoty. Odzyskaną gotówkę można przeznaczyć<br />
na kawę, którą pije się na tarasie z widokiem<br />
na Mississippi. Rzeką wolno suną statki o egzotycznych<br />
nazwach, a my fotografujemy się na ich tle. Czujemy<br />
się światowo!<br />
Następne spotkanie wyznaczono na dni 16-23<br />
marca 2013 w San Diego, przy czym American Academy<br />
of Neurology zmieniło 24 kwietnia <strong>2012</strong> nazwę na<br />
American Brain Foundation.<br />
•<br />
7 4_<strong>2012</strong> czerwiec
Artykuł poglądowy<br />
Bezsenność –<br />
leczenie bezpieczne<br />
<strong>dla</strong> pacjenta<br />
i lekarza<br />
Paweł Czerwiński<br />
Niedawno w trakcie wizyty lekarskiej pacjent<br />
poprosił mnie o zaświadczenie, że jest uzależniony<br />
od leków nasennych; spytał także, czy<br />
mogę dopisać nazwisko lekarza, który go „wpędził”<br />
w uzależnienie. Uświadomiło mi to, jak<br />
istotnym problemem może być prowadzenie<br />
terapii bezsenności, polegające wyłącznie na<br />
wypisywaniu kolejnych recept na leki nasenne<br />
„na życzenie pacjenta”. Domyślam się, że<br />
starania pacjentów, by uzyskać odszkodowania<br />
mogą stać się częstsze z uwagi na działalność Komisji ds. Orzekania o Zdarzeniach<br />
Medycznych, powoływanych na podstawie ustawy z 6 listopada 2008 r. o prawach pacjenta<br />
i Rzeczniku Praw Pacjenta. Jeśli chodzi o postępowanie farmakologiczne, pacjent<br />
może się ubiegać o odszkodowanie na drodze pozasądowej w razie zalecenia przez lekarza<br />
produktu leczniczego niezgodnego z aktualną wiedzą medyczną, co spowodowało<br />
uszkodzenie ciała czy rozstrój zdrowia. Przyjrzyjmy się metodom leczenia bezsenności,<br />
a szczególnie strategiom leczniczym, które wiążą się z ryzykiem uzależnienia lekowego<br />
i możliwościom alternatywnym.<br />
Bezsenność definiowana jest jako trudności w zasypianiu,<br />
trudności w podtrzymaniu snu lub sen<br />
nieprzynoszący wypoczynku. Wczesne wybudzenie<br />
rano (dwie lub więcej godzin wcześniej niż zwykle),<br />
trudności z ponownym zaśnięciem, niepokój i dyskomfort<br />
psychiczny towarzyszący takiemu wybudzeniu są<br />
charakterystyczne <strong>dla</strong> depresji. Bezsenność dzielimy na:<br />
• przygodną, przejściową: do kilku dni,<br />
• krótkotrwałą: do 3-4 tygodni.<br />
• przewlekłą: powyżej miesiąca.<br />
Epidemiologia i etiologia<br />
bezsenności<br />
Szacuje się, że nawet 25% dorosłych osób cierpi<br />
na przewlekłą bezsenność, a u osób w wieku podeszłym<br />
odsetek ten rośnie do 50%. Problem częściej<br />
dotyczy kobiet. Przedłużająca się bezsenność zwiększa<br />
częstość korzystania z porad lekarskich i jest związana<br />
z częstszymi hospitalizacjami, znacznie zmniejsza<br />
komfort życia, a u osób które śpią krócej niż 5 godzin<br />
dziennie obserwuje się wyższy wskaźnik śmiertelności.<br />
Rys. Katarzyna Kowalska<br />
8 4_<strong>2012</strong> czerwiec
Artykuł poglądowy<br />
Skutkiem bezsenności może być nasilenie dolegliwości<br />
fizycznych, problemy z koncentracją uwagi, zaburzenia<br />
nastroju, spadek motywacji, gorsza wydajność w pracy,<br />
a także większe ryzyko spowodowania wypadku<br />
komunikacyjnego.<br />
U połowy pacjentów przyczyną bezsenności są<br />
zaburzenia psychiczne, w których bezsenność jest objawem<br />
– najczęściej są to zaburzenia nastroju, w tym<br />
depresja, zaburzenia lękowe (nerwicowe), reakcje na<br />
sytuacje stresogenne, niewłaściwa higiena snu, nadużywanie<br />
alkoholu i leków. Bezsenność może towarzyszyć<br />
chorobom somatycznym – np. nowotworom czy<br />
chorobom narządu ruchu, którym towarzyszy ból. Na<br />
bezsenność częściej cierpią pacjenci z przewlekłymi<br />
chorobami układu krążenia, przewodu pokarmowego,<br />
układu oddechowego i przewlekłymi chorobami nerek.<br />
Bezsenność jest częstym objawem prodromalnym depresji,<br />
poprzedzającym wystąpienie pełnoobjawowego<br />
zespołu – jest też najczęstszym objawem rezydualnym,<br />
utrzymującym się mimo wyrównania nastroju pacjenta.<br />
W każdym przypadku należy wykluczyć przyczyny somatyczne<br />
bezsenności (np. nadczynność tarczycy) i skutecznie<br />
łagodzić objawy, które mogą ją powodować (np.<br />
dolegliwości bólowe). Bezsenność jest objawem – jeśli jest<br />
to możliwe, priorytetem jest odnalezienie jego przyczyny<br />
i jej skuteczne leczenie. W około 15% przypadków nie<br />
Tabela 1. Starsze leki nasenne<br />
Benzodiazepiny o działaniu nasennym (receptory GABA-A)<br />
Nazwa leku Kiedy stosować? T 1/2<br />
Estazolam – 2 mg tabl., No 20 30 min przed spaniem 10-24 h<br />
ChPL: Doraźnie i krótkotrwałe w leczeniu zaburzeń snu: trudności w zasypianiu, częste przebudzenia nocne, wczesne<br />
przebudzenia poranne. Estazolam należy stosować jak najkrócej (7 do 10 dni). W indywidualnych wypadkach leczenie<br />
może trwać dłużej. Długotrwałe stosowanie estazolamu nie jest zalecane ze względu na niebezpieczeństwo rozwinięcia<br />
tolerancji i objawów uzależnienia.<br />
Lormetazepam (Noctofer) – 0,5 mg tabl., 1 mg tabl, No 20 30 min przed spaniem 10-12 h<br />
ChPL: Doraźnie i krótkotrwałe w leczeniu zaburzeń snu: trudności w zasypianiu, częste przebudzenia nocne, wczesne<br />
przebudzenia poranne. Czas leczenia należy ograniczyć do minimum – zwykle wynosi on od kilku dni do 2 tygodni. W indywidualnych<br />
wypadkach leczenie może trwać dłużej. Najdłuższy czas leczenia łącznie z okresem stopniowego odstawiania<br />
nie powinien przekraczać 4 tygodni.<br />
Nitrazepam – 5 mg tabl. No 20 Przed snem 16-48 h<br />
ChPL: Krótkotrwałe leczenie ciężkiej bezsenności charakteryzującej się trudnością w zasypianiu i częstymi nocnymi przebudzeniami,<br />
pogarszającej w znacznym stopniu jakość życia pacjenta oraz narażającej pacjenta na ciężki stres, gdy możliwa<br />
jest sedacja w ciągu dnia. Nitrazepam jest przeznaczony do krótkotrwałego leczenia bezsenności. Leczenie nie powinno<br />
trwać dłużej niż 4 tygodnie.<br />
Midazolam (Dormicum) – 7,5 mg tabl., No 10 Tuż przed udaniem się na spoczynek 1,5-2,5 h<br />
ChPL: Doraźne leczenie bezsenności. Stosowanie benzodiazepin jest wskazane jedynie gdy dolegliwości są ciężkie, uniemożliwiają<br />
normalne funkcjonowanie lub powodują znaczne wyczerpanie u pacjenta. Leczenie powinno trwać jak najkrócej.<br />
Zwykle czas trwania leczenia wynosi od kilku dni do maksymalnie 2 tygodni. W niektórych wypadkach może być konieczne<br />
przedłużenie leczenia poza zalecany maksymalny okres terapii. Tego rodzaju decyzji nie wolno podejmować bez powtórnej<br />
oceny stanu pacjenta.<br />
Temazepam (Signopam) – 10 mg tabl., No 20 30 min przed spaniem 7-11 h, śr. 8 h<br />
ChPL: Doraźnie i krótkotrwale w leczeniu ciężkich zaburzeń snu, gdy bezsenność powoduje znacznie nasilone wyczerpanie<br />
u pacjenta. Temazepam stosuje się doraźnie i krótkotrwale. Zwykle czas leczenia wynosi od kilku dni do 2 tygodni. W indywidualnych<br />
wypadkach leczenie może trwać dłużej. Maksymalny czas leczenia, łącznie z okresem stopniowego odstawienia<br />
temazepamu, nie powinien być dłuższy niż 4 tygodnie.<br />
9 4_<strong>2012</strong> czerwiec
Artykuł poglądowy<br />
stwierdzamy uchwytnej przyczyny bezsenności – mamy<br />
wtedy podstawy stwierdzić „bezsenność nieorganiczną”.<br />
Do kryteriów rozpoznawczych bezsenności nieorganicznej<br />
należy dyskomfort w ciągu dnia związany z bezsennością,<br />
utrzymywanie się objawów przez co najmniej<br />
miesiąc i minimum 3 dni w tygodniu oraz wykluczenie<br />
chorób neurologicznych, somatycznych i działania leków<br />
i substancji psychoaktywnych, w tym alkoholu.<br />
Higiena snu<br />
Przed rozważeniem farmakoterapii warto zaproponować<br />
pacjentowi przestrzeganie zasad higieny<br />
snu i techniki radzenia sobie z bezsennością. Mogą się<br />
okazać szczególnie skutecznie, jeśli będą przestrzegane<br />
konsekwentnie przynajmniej przez kilka tygodni:<br />
• przeznaczenie sypialni wyłącznie do spania, unikanie<br />
czytania książek, oglądania telewizji czy spożywania<br />
posiłków w łóżku,<br />
• przeznaczenie stałych godzin na sen, niezależnie od<br />
dnia tygodnia i od czasu snu poprzedniej nocy,<br />
• unikanie drzemek w ciągu dnia – jeśli pacjentowi<br />
trudno z nich zrezygnować, powinny nie trwać dłużej<br />
niż godzinę; warto ograniczyć czas drzemek do nie<br />
później niż wczesnego popołudnia,<br />
• zadbanie o komfortowe warunki snu – wygodne łóżko,<br />
zacienione i ciche pomieszczenie, wietrzenie sypialni<br />
przed udaniem się na spoczynek i zapewnienie prawidłowej<br />
temperatury powietrza (w wypadku osób<br />
dorosłych może to być temperatura 18 o C lub nawet<br />
o kilka stopni niższa),<br />
• unikanie kawy i herbaty późnym popołudniem i wieczorem,<br />
• unikanie papierosów i alkoholu w godzinach wieczornych,<br />
• unikanie większych posiłków przed spaniem, można<br />
sobie natomiast pozwolić na drobną przekąskę (kanapkę<br />
lub jabłko),<br />
• regularny wysiłek fizyczny, ale przynajmniej kilka<br />
godzin przed udaniem się na spoczynek.<br />
Leczenie farmakologiczne -<br />
benzodiazepiny i leki „Z”<br />
Lekami nasennymi, po które pacjenci sięgają<br />
najchętniej są benzodiazepiny (tabela 1). Benzodiazepiny<br />
(BDZ) są dostępne w lecznictwie od lat 60. – pierwszym<br />
lekiem z tej grupy jest chlordiazepoksyd. BDZ mają<br />
działanie uspokajające i nasenne, z uwagi na bardziej<br />
selektywną komponentę nasenną część z nich stosuje się<br />
głównie w leczeniu zaburzeń snu. Warto zwrócić uwagę,<br />
że BDZ mają taki sam „punkt uchwytu” (receptory<br />
GABA-A), jak alkohol i mogą spowodować uzależnienie<br />
w mechanizmie podobnym do uzależnienia od alkoholu.<br />
Pacjenci przyjmują je chętnie z następujących powodów:<br />
• dają nie tylko efekt uspokajający i nasenny, ale<br />
także euforyzujący – niektórzy pacjenci relacjonują<br />
uczucie „rauszu” tuż przed zaśnięciem,<br />
• większość działa szybko, więc są bardzo praktyczne<br />
w stosowaniu,<br />
• wiele benzodiazepin działa na tyle krótko, że<br />
następnego dnia „człowiek nie jest otumaniony” (nie<br />
ma stłumienia polekowego),<br />
• działają miorelaksacyjnie, z tego powodu łagodzą<br />
objawy schorzeń przebiegających ze wzrostem<br />
napięcia mięśniowego.<br />
BDZ praktycznie wyparły z rynku leków stosowane<br />
wcześniej barbiturany, od których różnią się<br />
znacznie wyższym indeksem terapeutycznym, czyli<br />
większym bezpieczeństwem terapii. Entuzjazm wobec<br />
Tabela 2. Przykładowy schemat podawania leku nasennego<br />
Tydzień 1. Tydzień 2. Tydzień 3. Tydzień 4.<br />
cała tabletka pół tabletki ‒ dzień bez leku<br />
‒ ‒ ‒ ‒<br />
W miarę możliwości warto już na początku zaproponować krótszy czas trwania całej kuracji i szybszą redukcję dawek, np.<br />
Tydzień 1. Tydzień 2. Tydzień 3. Tydzień 4.<br />
‒ ‒<br />
10 4_<strong>2012</strong> czerwiec
Artykuł poglądowy<br />
benzodiazepin nie trwał długo – szybko okazało się, że ta<br />
grupa leków ma – podobnie jak barbiturany – potencjał<br />
uzależniający. Leki skutecznie łagodzące bezsenność<br />
i lęk po kilku tygodniach stają się mniej efektywne – aby<br />
uzyskać dotychczasowe działanie konieczne jest zażycie<br />
większej dawki. Warto zwrócić uwagę, że wszyscy<br />
producenci benzodiazepin zarejestrowanych w Polsce<br />
zaznaczają, że leki te są przeznaczone wyłącznie do<br />
krótkotrwałej terapii (vide wskazania rejestracyjne<br />
w tabelce, na podstawie charakterystyki produktu leczniczego<br />
– ChPL). Zwykle leczenie ma trwać kilka dni<br />
do 2 tygodni, w uzasadnionych wypadkach dłużej, ale<br />
nie więcej niż miesiąc. Trzeba pamiętać, że w ostatnich<br />
dniach należy zredukować dawkę leku, aby zapobiec<br />
wystąpieniu nasilonej bezsenności „z odbicia”.<br />
Tabela 2 zawiera przykładowy schemat podawania<br />
leku nasennego.<br />
Konsekwencją stosowania leków uzależniających<br />
jest nie tylko ryzyko wywołania lekomanii, ale także<br />
problemy somatyczne i psychiczne wynikające z ich<br />
używania:<br />
• wzrost ryzyka upadków i złamań z uwagi na działanie<br />
miorelaksacyjne,<br />
• możliwość nasilenia zaburzeń pomięci,<br />
• możliwość wywołania paradoksalnego pobudzenia,<br />
szczególnie u pacjentów z cechami uszkodzenia OUN,<br />
• brak działania przeciwdepresyjnego i wręcz nasilenie<br />
objawów depresji czy zaburzeń lękowych, które często<br />
są powodem sięgania po takie leki.<br />
Zawsze należy informować pacjenta o maksymalnym<br />
czasie stosowania leku. Warto też proponować<br />
ograniczenie ilości leku do minimum (np. stosowanie<br />
go tylko w niektóre dni tygodnia), a pod koniec terapii<br />
zmniejszyć dawkę (zwykle do połowy tabletki). BDZ<br />
są przeciwwskazane w ciąży, miastenii, cięższych chorobach<br />
układu oddechowego (ryzyko depresji ośrodka<br />
oddechowego!). Należy też ograniczyć do minimum ich<br />
stosowanie u osób uzależnionych od alkoholu czy nadużywających<br />
alkoholu lub leków w przeszłości – typowym<br />
zjawiskiem jest zastąpienie alkoholu benzodiazepinami.<br />
BDZ nie wolno łączyć z alkoholem! Mając na uwadze<br />
czas trwania leczenia proponowany przez producentów<br />
Tabela 3. Nowsze leki nasenne<br />
Leki nasenne „Z” działające podobnie do benzodiazepin (receptory GABA-A)<br />
Nazwa leku Preparaty handlowe Kiedy stosować? T 1/2<br />
Zaleplon<br />
10 mg tabl.<br />
Morfeo – No 10, No 20<br />
Bezpośrednio przed położeniem<br />
się do łóżka, co najmniej 4 h przed<br />
przebudzeniem<br />
45-60 min<br />
ChPL: Krótkotrwałe (do 2 tyg.) leczenie bezsenności objawiającej się trudnością w zasypianiu. Lek zalecany jest tylko<br />
u pacjentów z ciężkimi zaburzeniami, uniemożliwiającymi prowadzenie normalnego trybu życia lub będącymi przyczyną<br />
poważnego dyskomfortu.<br />
Zolpidem<br />
10 mg tabl.<br />
Apo-Zolpin, Hypnogen, Nasen, Onirex, Polsen,<br />
Sanval, Stilnox, Zolpic, ZolpiGen, Zolsana<br />
– (większość: No 10, No 20)<br />
Bezpośrednio przed pójściem spać<br />
lub w łóżku<br />
ChPL: Krótkotrwałe leczenie bezsenności. Zalecany czas stosowania leku wynosi od kilku dni do 2 tygodni. Podobnie jak<br />
w wypadku innych leków nasennych, zolpidemu nie należy stosować dłużej niż 4 tygodnie<br />
Zopiklon<br />
Dobroson, Imovane, Senzop, Zopiratio Bezpośrednio przed snem 5 h<br />
7,5 mg tabl., No 20<br />
ChPL: Krótkotrwałe leczenie bezsenności u dorosłych – przejściowej, krótkotrwałej lub przewlekłej (w tym trudności w zasypianiu,<br />
spłycony sen, wczesne ranne budzenie się). Leczenie powinno trwać jak najkrócej, zwykle od kilku dni do 2 tygodni.<br />
Najdłuższy zalecany czas trwania ciągłej terapii wynosi cztery tygodnie, w tym okres zmniejszania dawki w trakcie leczenia.<br />
Przedłużenie leczenia albo potrzeba ciągłej terapii powinny być dokładnie ocenione. Czas trwania leczenia: bezsenność<br />
przejściowa 2-5 dni, bezsenność krótkotrwała 2-3 tygodnie.<br />
1-2 h<br />
11 4_<strong>2012</strong> czerwiec
Artykuł poglądowy<br />
leków, warto ograniczać wydawanie recept na leki w ilości<br />
większej niż jedno opakowanie i zaproponować choremu<br />
wizytę kontrolną przed upływem miesiąca od rozpoczęcia<br />
leczenia. Warto pamiętać, że stosowanie naprzemiennie<br />
różnych preparatów z grupy BDZ i „Z” nie zapobiega<br />
powstaniu uzależnienia!<br />
Benzodiazepinowy debiutant w gabinecie lekarskim<br />
to rzadkość. Częściej widzimy pacjentów,<br />
którzy przychodzą po kolejne opakowanie leku, bez<br />
którego nie wyobrażają sobie pójścia spać. Odmowa<br />
wystawienia kolejnej recepty pacjentowi, który lek<br />
nasenny stosuje od niedawna (od kilku tygodni),<br />
nie narazi go na większy problem niż subiektywne<br />
pogorszenie samopoczucia przez kilka dni. Zupełnie<br />
inaczej jest z chorymi stosującymi leki nasenne od<br />
lat, szczególnie w dawkach większych niż standardowa<br />
(zwykle 1 tabl.). Gwałtowne odstawienie leku<br />
może spowodować wystąpienie burzliwych objawów<br />
wegetatywnych i zaostrzenie schorzeń somatycznych<br />
(np. kryzę nadciśnieniową u osoby z nadciśnieniem<br />
tętniczym), w niektórych przypadkach nawet zespół<br />
majaczeniowy z odstawienia, powstały w mechanizmie<br />
analogicznym do delirium tremens po przerwaniu ciągu<br />
alkoholowego. Pacjentowi podejrzanemu o uzależnienie<br />
należy zaproponować konsultację u psychiatry,<br />
zapewniając że ten zapewni inne leki, które ułatwią<br />
regulację snu.<br />
Tabela 4. Potencjał uzależniający leków<br />
Benzodiazepiny<br />
Leki nasenne „Z”<br />
Potencjał uzależniający!!!<br />
Tymoleptyki<br />
Neuroleptyki<br />
Nie powodują uzależnienia<br />
Pewną nadzieję wzbudziła grupa leków „Z”<br />
(zaleplon, zolpidem, zopiklon), o budowie i działaniu<br />
podobnym do BDZ, obecnych na rynku leków od lat<br />
90. Mniejszy potencjał uzależniający miał wynikać<br />
z innego rodzaju wpływu na receptor GABA-A (nie<br />
zmieniają jego konformacji) i większym bezpieczeństwie<br />
stosowania (selektywność wobec niektórych<br />
podtypów receptorów). Codzienna praktyka pokazuje<br />
niestety, że są nadużywane przez pacjentów równie<br />
często jak BDZ. O znacznej popularności zolpidemu<br />
świadczy duża liczba preparatów handlowych leku.<br />
Producenci leków z tej grupy także zaznaczają, że<br />
leczenie powinno być ograniczone w czasie do kilku<br />
tygodni (tabela 3).<br />
Farmakokinetyka<br />
leków nasennych<br />
Zachęcam do zapoznania się z własnościami<br />
farmakokinetycznymi leków nasennych, które tylko<br />
pozornie są mało istotne. Początek działania leków jest<br />
szybki, nawet bardzo szybki – preparaty midazolamu<br />
i leków „Z” najlepiej przyjmować po położeniu się do<br />
łóżka. Zażycie ich przed udaniem się do łazienki może się<br />
skończyć pobudką na podłodze. Istotnym parametrem<br />
leków nasennych jest okres półtrwania (T 1/2<br />
).<br />
T 1/2<br />
ultrakrótki, poniżej 2 h: ułatwia przede<br />
wszystkim zaśnięcie, nie powoduje senności następnego<br />
dnia po przebudzeniu. Jest to tylko pozornie optymalne:<br />
nie poprawia ciągłości snu i nie zapobiega wybudzeniom<br />
w nocy, tolerancja na te leki rośnie szybko, pacjenci<br />
chętnie zwiększają dawkę do 2 tabl. (lub więcej) na<br />
noc, niektórzy chorzy biorą dodatkową dawkę rano<br />
(ostrożnie z midazolamem i zolpidemem!). Rekordziści<br />
stosują nawet 20-30 tabletek na dobę – w ciągu dnia już<br />
nie w celu regulowania snu, ale zmniejszenia objawów<br />
abstynencyjnych przy wzroście tolerancji. Leki te należy<br />
stosować u pacjentów zdyscyplinowanych i wtedy, gdy<br />
konieczne jest zapobieżenie stłumieniu polekowemu<br />
następnego dnia.<br />
T 1/2<br />
krótki, nieco krótszy niż czas trwania snu<br />
fizjologicznego (ok. 6 h): wydaje się optymalny u większości<br />
pacjentów, chociaż także wiąże się z ryzykiem<br />
nadużywania leku.<br />
T 1/2<br />
długi (kilkanaście godzin i dłużej): działanie<br />
nasenne może się utrzymywać także następnego<br />
dnia, <strong>dla</strong>tego należy ich unikać u osób prowadzących<br />
aktywny tryb życia, u osób starszych terapia wiąże się<br />
z ryzykiem kumulacji substancji aktywnych. Mogą być<br />
pomocne, jeśli pacjenci nie śpią po lekach działających<br />
krócej i u chorych, u których działanie tłumiące będzie<br />
korzystne także w dzień (np. pacjenci z depresją lękową).<br />
Po kilku tygodniach stosowania benzodiazepin<br />
lub leków „Z” kończy się maksymalny czas terapii.<br />
12 4_<strong>2012</strong> czerwiec
Artykuł poglądowy<br />
Niestety często po odstawieniu bezsenność powraca,<br />
czasami jest bardziej uciążliwa niż w okresie przed<br />
zastosowaniem leku („bezsenność z odbicia”). Warto<br />
wtedy ponownie ocenić stan psychiczny pacjenta,<br />
rozważyć występowanie zaburzeń psychicznych, które<br />
mogą być przyczyną bezsenności. Należy także<br />
sprawdzić, czy pacjent zna zasady higieny snu i czy<br />
się do nich stosuje. Ponieważ w codziennej praktyce<br />
lekarskiej często mamy do czynienia z pacjentami<br />
cierpiącymi na bezsenność przewlekłą, warto znać<br />
metody farmakologiczne alternatywne do zalecania<br />
typowych leków nasennych, które wprawdzie nie są<br />
równie komfortowe <strong>dla</strong> chorych jak BDZ i leki „Z”,<br />
ale są przeznaczone do terapii dłuższej niż leki o potencjale<br />
uzależniającym.<br />
Leki przeciwdepresyjne<br />
i przeciwpsychotyczne<br />
Mamy do dyspozycji dwie grupy leków, które nie<br />
powodują uzależnienia. Są to leki przeciwdepresyjne<br />
i przeciwpsychotyczne. Leki przeciwdepresyjne (tabela 5)<br />
są zarejestrowane w leczeniu zespołów depresyjnych,<br />
niektóre także zespołów lękowych (nerwicowych). Dwa<br />
neuroleptyki z grupy tzw. słabych mają rejestrację w leczeniu<br />
bezsenności w zaburzeniach lękowych. Warto<br />
podkreślić, że obie grupy leków wykazują działanie<br />
nasenne już w małych dawkach (mniejszych niż potrzebne<br />
do leczenia depresji czy uzyskania efektu przeciwpsychotycznego).<br />
Mniejsze dawki oznaczają także<br />
mniejsze ryzyko wywołania objawów niepożądanych,<br />
związanych z oddziaływaniem na inne receptory.<br />
Tabela 5<br />
Tymoleptyki (leki przeciwdepresyjne) o działaniu nasennym<br />
Nazwa leku Dawkowanie T 1/2<br />
Tymoleptyki trójpiersieniowe (receptory histaminowe H1, w większych dawkach też inne)<br />
Doksepina (Doxepin) – 10 mg, 25 mg caps., No 30 10 mg (→ 20-25 mg→50 mg)<br />
8-24 h, średnio 17 h<br />
ChPL: Stany depresyjne z lękiem i niepokojem w przebiegu psychoz, w tym depresja inwolucyjna i faza depresyjna w chorobie<br />
afektywnej dwubiegunowej. Depresje i stany lękowe w przebiegu zaburzeń somatycznych oraz chorób organicznych.<br />
Zespoły depresyjno-lękowe w przebiegu choroby alkoholowej. Zaburzenia nerwicowe z objawami depresji lub lęku.<br />
Amitryptylina (Amitriptylinum) – 10 mg, 25 mg 10 mg (→20-25 mg→30 mg→40 mg→50 mg) 10-50 h, średnio 19 h<br />
tabl., No 60<br />
ChPL: Leczenie objawów depresji, a zwłaszcza stanów, w których pacjent wymaga uspokojenia.<br />
Opipramol (Pramolan, Sympramol) – 50 mg (dodatkowo wpływ na rec. sigma – efekt uspokajający)<br />
draż., No 20.<br />
50 mg (→100 mg)<br />
ChPL: Zaburzenia lękowe uogólnione i zaburzenia występujące pod postacią somatyczną.<br />
Receptory histaminowe H1 i serotoninowe 5-HT2A<br />
Trazodon (Trittico CR) – 75 mg tabl., No 30, 25 mg (→50 mg→75 mg→100 mg) 12 h<br />
– 150 mg tabl., No 20<br />
ChPL: Zaburzenia depresyjne o różnej etiologii, w tym depresja przebiegająca z lękiem.<br />
Mianseryna – 10 mg tabl. (najmniejsza dawka), No 30 5 mg (→10 mg→15 mg→30 mg)<br />
ChPL: Zespoły depresyjne.<br />
Mirtazapina – 15 mg tabl. (najmniejsza dawka), No 30 7,5 mg (→15 mg→30 mg)<br />
ChPL: Zespoły depresyjne.<br />
6-39 h, średnio 17 h<br />
20-40 h<br />
Receptory melatoninowe MT1 i MT2<br />
Agomelatyna (Valdoxan), 25 mg t 25 mg 1-2 h<br />
ChPL: Leczenie dużych epizodów depresji u dorosłych.<br />
13 4_<strong>2012</strong> czerwiec
Artykuł poglądowy<br />
Tabela 6<br />
Neuroleptyki (leki przeciwpsychotyczne) o działaniu nasennym<br />
(receptory histaminowe H1, muskarynowe M1, adrenergiczne α1 i serotoninowe 5-HT2A)<br />
Nazwa leku Dawkowanie T 1/2<br />
Chlorprothixen – 15 mg tabl., 50 mg tabl., No 50 15 mg (→30 mg→45-50 mg) 8-12 h<br />
ChPL: Leczenie niepokoju i bezsenności w nerwicach i zaburzeniach psychosomatycznych.<br />
Lewomepromazyna (Tisercin) – 25 mg tabl., No 50 12,5 mg (→25 mg→50 mg) 15-30 h<br />
ChPL: W małych dawkach w zespołach lękowych (w pojedynczej wieczornej dawce w zaburzeniach snu).<br />
Leki przeciwdepresyjne mogą być szczególnie skuteczne<br />
u pacjentów z epizodem lub epizodami depresji<br />
w wywiadzie – wtedy będzie uzasadnione stosowanie<br />
większych dawek, o działaniu przeciwdepresyjnym. Amitryptylina<br />
i delikatniej działająca doksepina (klasyczne<br />
leki przeciwdepresyjne) mogą być pomocne w leczeniu<br />
bezsenności u osób cierpiących na przewlekłe zespoły<br />
bólowe (działanie analgetyczne tymoleptyków z tej<br />
grupy). Doksepina i trazodon stosowane w małych<br />
dawkach mogą dawać mniejszą senność następnego<br />
dnia po zażyciu leku. Agomelatyna jest nowym lekiem<br />
przeciwdepresyjnym – z uwagi na wysoką cenę rzadko<br />
jest stosowana jako lek pierwszego rzutu. Pacjentów<br />
należy informować o tym, że leki przeciwdepresyjne<br />
ułatwiają zasypianie dopiero po 1-2 godzinach od zażycia<br />
(inaczej niż leki z grupy BDZ i „Z”), <strong>dla</strong>tego najlepiej<br />
przyjmować je ok. 2 h przed udaniem się do snu. Ich<br />
działanie tłumiące może być odczuwalne także w dzień<br />
po zażyciu leku, więc dobrze zaproponować pacjentowi<br />
przyjmowanie leku począwszy od piątku, tak żeby po<br />
weekendzie był zaadaptowany do początkowej dawki.<br />
W tabelkach z lekami podano przykładowe schematy<br />
dawkowania w kolejnych dniach. Warto zaczynać od<br />
najmniejszych dawek i zwiększać je tylko w razie braku<br />
skuteczności mniejszych dawek. Jeśli wykazują częściową<br />
skuteczność nasenną, dawkę można zwiększać co kilka<br />
dni. Pacjenta trzeba przygotować na to, że ustalenie<br />
właściwej dawki może trwać tydzień lub dwa, natomiast<br />
leki te mogą okazać się podobnie skutecznie jak BDZ<br />
czy leki „Z” w dłuższej terapii.<br />
Dwa neuroleptyki mają rejestrację w leczeniu<br />
bezsenności u osób z zaburzeniami lękowymi (tabela 6).<br />
Chlorprothixen u większości pacjentów działa delikatniej.<br />
Decydując się na podanie lewomepromazyny, należy<br />
Tabela 8. Strategie farmakologiczne łagodzenia bezsenności bez ryzyka uzależnienia<br />
Inne leki, które mogą być pomocne w leczeniu bezsenności<br />
Nazwa leku Dawkowanie T 1/2<br />
Receptory histaminowe H1<br />
Hydroksyzyna (Hydroxyzinum, Atarax) – 10 mg, 25 mg tabl.<br />
ChPL: Leczenie lęku.<br />
10 mg (→25mg→50 mg→75mg) 7-20 h, średnio 14 h<br />
Receptory melatoninowe M1, M2<br />
Melatonina o krótkim działaniu – OTC, 1 mg; 3 mg; 5 mg tabl. 1-5 mg około 1 h przed snem 30-50 min<br />
ChPL: Wspomagająco w zaburzeniach snu związanych ze zmianą stref czasowych, zaburzeniach rytmu dobowego snu<br />
i czuwania u pacjentów niewidomych, zaburzeniach snu związanych z zaburzeniami rytmu snu i czuwania (np. w związku<br />
z pracą zmianową).<br />
Melatonina o przedłużonym działaniu – Rp.<br />
2 mg 1-2 h przed snem 3,5-4 h<br />
(Cicardin 2 mg tabl, No 21).<br />
ChPL: Monoterapia w krótkotrwałym leczeniu pierwotnej bezsenności (do 21 dni), charakteryzującej się niską jakością snu,<br />
u pacjentów w wieku 55 lat lub starszych.<br />
14 4_<strong>2012</strong> czerwiec
Artykuł poglądowy<br />
zwrócić szczególną uwagę na ryzyko wywołania przez<br />
lek hipotonii ortostatycznej – największe ryzyko takiego<br />
działania przypada na pierwsze dni podawania leku,<br />
<strong>dla</strong>tego należy zmierzyć RR przed zalecaniem leku, poinstruować<br />
pacjenta, jak zapobiegać incydentom hipotonii<br />
i zaczynać od najmniejszych dawek. U osób starszych<br />
lewomepromazynę należy stosować bardzo ostrożnie.<br />
Ryzyko hipotonii związane jest także ze stosowaniem<br />
mianseryny. W mniejszym stopniu dotyczy to także innych<br />
leków stosowanych w bezsenności (benzodiazepiny,<br />
leki „Z”, leki przeciwdepresyjne i przeciwpsychotyczne).<br />
Tabela 7. Ryzyko hipotonii ortostatycznej<br />
Mianseryna<br />
Uwaga na RR!<br />
Lewomepromazyna<br />
W tabeli 8 podano inne strategie farmakologiczne<br />
łagodzenia bezsenności, bez ryzyka uzależnienia.<br />
Jak prowadzić dokumentację<br />
medyczną?<br />
Żeby zarówno pacjent, jak i lekarz prowadzący<br />
leczenie bezsenności mogli spać spokojnie, warto w historii<br />
choroby umieścić adnotacje dotyczące następujących<br />
czynności:<br />
• Przeprowadzenie diagnostyki różnicowej bezsenności<br />
(depresja? zaburzenie lękowe? wpływ leków lub substancji<br />
psychoaktywnych/alkoholu? schorzenia somatyczne?<br />
brak higieny sny? bezsenność spowodowana stresem?<br />
Nowości<br />
Jogging wydłuża życie!<br />
Podczas kongresu Euro- wiających jogging. Dzięki tej<br />
Prevent, który odbywał się sportowej aktywności nastąpiło<br />
wydłużenie życia o 6,2 lat<br />
w Dublinie od 3 do 5 maja<br />
<strong>2012</strong>, jednym z ciekawszych u mężczyzn oraz o 5,6 lat u kobiet.<br />
Optymalny czas i sposób<br />
wydarzeń było opublikowanie<br />
wyników Kopenhagen City uprawiania joggingu to od 1,2<br />
Heart Study. Badanie to rozpoczęło<br />
się w 1976 roku i było lub 3 sesjach treningowych.<br />
do 2,5 godziny tygodniowo w 2<br />
prospektywną obserwacją 20 Korzyści płynące z joggingu<br />
tys. osób w wieku od 20 do 93 związane są ze wzrostem insulinowrażliwości,<br />
lepszym po-<br />
lat pod względem schorzeń<br />
układu krążenia. W populacji borem tlenu, poprawą lipidogramu<br />
(wzrost HDL, obniżenie<br />
tej było 1116 mężczyzn oraz<br />
762 kobiety regularnie upra-<br />
trójglicerydów), obniżeniem<br />
pracą zmianową? zmianą strefy czasowej? podejrzenie<br />
bezsenności idiopatycznej?).<br />
• Zaproponowanie pacjentowi konsultacji u psychiatry,<br />
szczególnie przy podejrzeniu zaburzenia psychicznego,<br />
uzależnienia od leków czy wobec braku zadowalających<br />
efektów dotychczasowego leczenia.<br />
• Poinformowanie pacjenta o maksymalnym czasie<br />
stosowania leku w wypadku substancji o potencjale<br />
uzależniającym.<br />
• Poinformowanie pacjenta o zasadach higieny snu<br />
i technikach łagodzenia bezsenności.<br />
• Podjęcie decyzji o stosowaniu substancji o działaniu<br />
uzależniającym dłużej niż kilka tygodni wyłącznie po<br />
spełnieniu dwóch warunków: 1) uzyskaniu świadomej<br />
zgody pacjenta na takie leczenie, 2) uzasadnieniu<br />
medycznym takiego postępowania (np. wieloletnie<br />
nadużywanie leku, objawy abstynencyjne przy próbie<br />
redukcji dawki, znacznie utrudnione uzyskanie dobrej<br />
współpracy chorego w odstawianiu leku, odmowa lub<br />
brak możliwości skorzystania z konsultacji psychiatry).<br />
Literatura<br />
Paweł Czerwiński<br />
psychiatra<br />
marzec <strong>2012</strong><br />
1. Stephen M. Stahl, „Podstawy psychofarmakologii. Teoria<br />
i praktyka”, Wydanie III, Via Medica, Gdańsk 2009.<br />
2. Red. S. Pużyński, J. Rybakowski, J. Wciórka „Psychiatria”,<br />
Wydanie II, Elsevier Urban & Partner Wrocław 2011.<br />
ciśnienia krwi, zmniejszeniem<br />
agregacji płytek krwi, zwiększeniem<br />
aktywności fibrynolitycznej.<br />
Ponadto jogging<br />
zapewnia poprawę funkcji serca,<br />
zwiększenie gęstości kości,<br />
lepsze funkcjonowania układu<br />
odpornościowego, zapobiega<br />
otyłości oraz poprawia stan<br />
psychiczny. Tyle dobroczynnych<br />
oddziaływań i wszystko<br />
dzięki metodzie niewymagającej<br />
ani recept, ani refundowania.<br />
Propagujmy poprawianie<br />
Fot. @mimax2<br />
stanu zdrowia przez aktywność<br />
fizyczną.<br />
Źródło: http://is.gd/9w2RUB<br />
15 4_<strong>2012</strong> czerwiec
Artykuł poglądowy<br />
Dieta w cukrzycy<br />
– spojrzenie lekarza praktyka<br />
Małgorzata Czajka-Stelmaszewska<br />
Studiując medycynę, nie miałam żadnych wykładów z dietetyki. Robiąc kolejne<br />
specjalizacje, także nie miałam kontaktu z nauką o żywieniu, oprócz trzech dni<br />
kursu w Instytucie Żywności i Żywienia w Warszawie przed specjalizacją z diabetologii.<br />
Przeglądając zalecenia lekarskie krajowe, europejskie i amerykańskie, nie<br />
znalazłam wielu wiadomości dotyczących tych zagadnień.<br />
Przykładowo: ostatnie europejskie zalecenia dotyczące<br />
nadciśnienia tętniczego z 2009 r. poświęcone<br />
są w całości zagadnieniu, kiedy rozpocząć leczenie<br />
farmakologiczne nadciśnienia i do jakich granic je redukować,<br />
a nie zawierają żadnych danych dotyczących<br />
diety. Z kolei zalecenia dietetyków odnoszące się do<br />
zaburzeń metabolicznych są czysto teoretyczne i nie<br />
uwzględniają ani fizjologii, ani aspektów klinicznych<br />
tych chorób.<br />
Gdy patrzę z punktu widzenia diabetologa na<br />
proponowane przez różne gremia jadłospisy, ogarnia<br />
mnie, najoględniej mówiąc, zdziwienie i rozczarowanie.<br />
Proponowane w nich zestawy produktów są czasem<br />
niezwykle wymyślne, o problematycznej strawności,<br />
a po ich spożyciu poziomy glukozy i lipidów we krwi<br />
pacjentów są nieprawidłowo wysokie. Jadłospisy te<br />
nie uwzględniają też ani zwyczajów żywieniowych, ani<br />
możliwości finansowych pacjentów. Trudno oprzeć<br />
się wrażeniu, że istnieją dwa odrębne światy – lekarzy<br />
i dietetyków, nierozumiejących się wzajemnie w wielu<br />
aspektach. Część lekarzy nie interesuje się dietą zupełnie,<br />
uważając że tabletka (niejedna!) załatwi wszystko.<br />
Natomiast dietetycy widzą chorego przez kalorie,<br />
białka, tłuszcze, węglowodany. Układają swoje puzzle<br />
dietetyczne tak, aby zgadzały się liczby, a chory wraz ze<br />
swoją chorobą schodzi na dalszy plan.<br />
Opracowanie wzorowych jadłospisów <strong>dla</strong> osób ze<br />
schorzeniami metabolicznymi jest bez wątpienia bardzo<br />
trudne, szczególnie w sytuacji różnych kombinacji ich<br />
łącznego występowania. Bo wśród pacjentów poradni<br />
diabetologicznej pojedyncze osoby chorują „tylko” na<br />
cukrzycę. Większość z nich ma nadwagę lub otyłość,<br />
zaburzenia lipidowe i związaną z nimi chorobę niedokrwienną<br />
mięśnia sercowego lub zaburzenia krążenia<br />
innych naczyń obwodowych. Są także chorzy po operacjach<br />
w obrębie przewodu pokarmowego, z cechami<br />
uszkodzenia wątroby, z niewydolnością nerek, z ciężkimi<br />
schorzeniami płuc. Mamy również osoby w czasie<br />
przewlekłej sterydoterapii z powodu innych poważnych<br />
chorób ogólnoustrojowych, osoby z nowotworami w czasie<br />
ich leczenia.<br />
Zatem jak widać potrzeba poradnictwa dietetycznego<br />
jest bardzo duża, trudnych bowiem chorych<br />
przybywa, a dieta stanowi pełnoprawny i ważny element<br />
leczenia.<br />
Szczegółowe zalecenia dietetyczne<br />
Leczenie dietetyczne każdego chorego z cukrzycą<br />
powinno obejmować:<br />
• wyliczenie dobowego zapotrzebowania kalorycznego<br />
• podział procentowy kalorii między poszczególne<br />
składniki pokarmowe<br />
• ustalenie liczby posiłków w ciągu dnia<br />
• określenie zawartości kalorycznej każdego posiłku<br />
• naukę kompozycji posiłków oraz preferowanych technik<br />
kulinarnych<br />
• udzielenie dodatkowych informacji związanych z potrzebami<br />
chorego.<br />
16 4_<strong>2012</strong> czerwiec
Artykuł poglądowy<br />
Wartość energetyczna diety<br />
Podstawowym warunkiem poprawy glikemii,<br />
lipemii i ciśnienia tętniczego jest prawidłowe wyliczenie<br />
liczby kalorii, które chory powinien spożywać przy swojej<br />
aktywności fizycznej i stanie metabolicznym (Szostak<br />
i Cichocka, 2008). Dzieciom i młodzieży z cukrzycą<br />
ma ta wartość zapewnić prawidłowy rozwój i wzrost,<br />
kobietom w ciąży zapewnić optymalny przyrost masy<br />
ciała matki i dziecka, osobom szczupłym utrzymanie<br />
zalecanej masy ciała, a osobom z nadwagą i otyłym<br />
ma umożliwić redukcję zbędnych<br />
kilogramów i utrzymanie<br />
tej zmniejszonej masy ciała<br />
przez dłuższy czas. Wartość<br />
potrzebnej energii podaje się<br />
w kilokaloriach na kilogram<br />
należnej masy ciała (kcal/kg<br />
nmc). Średnie zapotrzebowanie<br />
na energię u dorosłych osób<br />
zależy od ich codziennego wysiłku<br />
fizycznego i wynosi odpowiednio:<br />
• <strong>dla</strong> osób leżących 20 kcal/kg nmc<br />
• <strong>dla</strong> pracujących umysłowo lub wykonujących lekką<br />
pracę fizyczną 30 kcal/kg nmc<br />
• <strong>dla</strong> osób codziennie wykonujących ćwiczenia fizyczne<br />
35 kcal/kg nmc<br />
• <strong>dla</strong> wykonujących codziennie ciężką pracę fizyczną<br />
40 kcal/kg nmc.<br />
Zalecenia Polskiego Towarzystwa Diabetologicznego<br />
na 2011 rok podają nieco inny przepis na<br />
wyliczanie dobowego zapotrzebowania kalorycznego.<br />
Określone jest zapotrzebowanie podstawowe, wynoszące<br />
20 kcal/kg nmc. Do tej ilości dodaje się zapotrzebowanie<br />
indywidualne chorego zależne od jego aktywności<br />
fizycznej według następującego kryterium:<br />
• siedzący tryb życia + 10% zapotrzebowania podstawowego<br />
• umiarkowanie aktywny tryb życia + 20% zapotrzebowania<br />
podstawowego<br />
• bardzo aktywny tryb życia + 30% zapotrzebowania<br />
podstawowego.<br />
Do tego dochodzą dodatkowe zalecenia, uwzględniające<br />
szczególne sytuacje:<br />
• <strong>dla</strong> osoby siedzącej z nadwagą 20-25 kcal/kg nmc<br />
• <strong>dla</strong> osoby aktywnej z nadwagą 30-35 kcal/kg nmc<br />
• <strong>dla</strong> osoby w starszym wieku siedzącej 20 kcal/kg nmc<br />
• <strong>dla</strong> osoby z niedowagą siedzącej 35 kcal/kg nmc<br />
• <strong>dla</strong> osoby z niedowagą aktywnej 40-50 kcal/kg nmc<br />
• <strong>dla</strong> kobiety ciężarnej 35 kcal/kg nmc.<br />
Skład diety chorego na cukrzycę<br />
Istnieją generalnie duże rozbieżności między<br />
zaleceniami różnych towarzystw diabetologicznych w zalecanej<br />
ilości węglowodanów<br />
w diecie chorych na cukrzycę.<br />
Czołowy ośrodek zajmujący się<br />
chorymi na cukrzycę – Joslin<br />
Diabetes Center zaleca w codziennej<br />
diecie 40% węglowodanów,<br />
30% białka i 30% tłuszczu.<br />
Zalecenia europejskie są nieco<br />
inne: węglowodany od 40 do<br />
65%, białka 10-20% i 30-35%<br />
tłuszczu. Nigdzie nie jest określone, kogo dotyczą dolne,<br />
a kogo górne granice zakresów.<br />
@gonia<br />
Węglowodany<br />
Przyjmuje się, że węglowodany powinny stanowić<br />
od 40 do 50% wartości energetycznej diety, przy czym<br />
zalecane jest spożywanie węglowodanów złożonych.<br />
Zawartość błonnika w pożywieniu powinna<br />
wynosić od 20 do 35 g na dobę. Trzeba ograniczyć<br />
spożywanie cukrów prostych, natomiast słodziki mogą<br />
być używane w ilościach zalecanych przez producenta,<br />
najlepiej jednak ich unikać.<br />
Podstawą właściwego sposobu odżywiania w cukrzycy<br />
jest umiejętność odczytania indeksu glikemicznego<br />
składników (IG) posiłku. Pojęcie to, wprowadzone<br />
w 1981 roku, pozwala na klasyfikację węglowodanów<br />
w zależności od ich wpływu na glikemię poposiłkową.<br />
Przyjęto, że IG glukozy jest równy 100. IG < 50 jest<br />
określany jako niski, indeks zawarty w przedziale od<br />
55 do 70 określany jest jako średni, natomiast IG >70<br />
jest wysoki. Produkty o niskiej wartości IG podnoszą<br />
w niewielkim stopniu poziom glukozy we krwi,<br />
podczas gdy produkty o wysokim indeksie znacznie<br />
17 4_<strong>2012</strong> czerwiec
Artykuł poglądowy<br />
podnoszą poziom glukozy. Zalecane są więc węglowodany<br />
o niskim indeksie glikemicznym, IG < 50, natomiast<br />
podstawowe ograniczenie dietetyczne dotyczy<br />
cukrów prostych.<br />
Wartość IG kształtowana jest przez wiele czynników<br />
(Adamska, 2010), m.in. przez:<br />
• ilość i rodzaj węglowodanów<br />
• stopień dojrzałości owoców<br />
• zastosowaną metodę przetwarzania żywności<br />
• porę dnia, tempa spożywania posiłku, rodzaju poprzedzającego<br />
posiłku (jeżeli poprzedzający posiłek miał<br />
niski IG, to wzrost poziomu glukozy po następnym<br />
posiłku będzie mniejszy)<br />
• ilość i postaci skrobi<br />
• obecność i skład błonnika pokarmowego, korzystny jest<br />
tu wpływ błonnika rozpuszczalnego w wodzie (pochodzącego<br />
z warzyw, owoców, nasion roślin strączkowych,<br />
jęczmienia i owsa)<br />
• stopień rozdrobnienia produktu oraz jego rozluźnienia<br />
lub degradacji struktur ścian komórkowych (np. pod<br />
wpływem temperatury), co zwiększa jego dostępność<br />
<strong>dla</strong> enzymów trawiennych; np. efektem gotowania jest<br />
pęcznienie skrobi i staje się ona bardziej podatna na<br />
działanie amylazy trzustkowej<br />
• obecność w produkcie innych składników odżywczych<br />
– białka, tłuszczy, kwasów organicznych, pektyn, taniny<br />
i kwasu fitynowego – hamujących trawienie skrobi.<br />
Indeks glikemiczny ma duże zastosowanie w dietach<br />
redukcyjnych, o czym będzie mowa w innym artykule.<br />
Jedną z diet opartą na pojęciu IG jest dieta Montignaca.<br />
Podkreśla się obecnie, zarówno w zaleceniach<br />
polskich, europejskich, jak i amerykańskich, znaczenie<br />
uwzględniania w wyborze produktów węglowodanowych<br />
indeksu glikemicznego. Wydaje się nawet, że ważniejszy<br />
jest dobór produktów węglowodanowych o niskim indeksie<br />
glikemicznym, niż dokładne określanie zawartości<br />
węglowodanów w diecie – część ośrodków diabetologicznych<br />
uważa, że te pierwsze mają statystycznie większy<br />
wpływ na stopień wyrównana cukrzycy.<br />
Podkreśla się także znaczącą rolę błonnika pokarmowego.<br />
Błonnik ma wiele korzystnych działań,<br />
z których najważniejsze to spowalnianie wchłaniania<br />
glukozy, wywoływanie uczucia sytości, zmniejszanie<br />
poziomu cholesterolu w osoczu krwi, zapobieganie<br />
zaparciom (Moczulski, 2010).<br />
Niedawno wprowadzono pojęcie pokrewne do<br />
IG, mianowicie ładunek glikemiczny ŁG. Wynik mnożenie<br />
IG danego produktu przez ilość węglowodanów<br />
w nim zawartą wyrażoną w gramach to właśnie ładunek<br />
glikemiczny (Adamska, 2010). Jest on wskaźnikiem całkowitego<br />
wpływu pożywienia na poposiłkowe stężenie<br />
glukozy i insuliny. ŁG diety można zmniejszyć dwoma<br />
sposobami – obniżając IG spożywanych produktów<br />
lub zmniejszając całkowitą zawartość węglowodanów<br />
w diecie, jednak konsekwencje metaboliczne tych modyfikacji<br />
nie będą identyczne (Brand-Miller i Marsh, 2008).<br />
Słodziki<br />
Ze spożyciem węglowodanów wiąże się zagadnienie<br />
używania słodzików, istotne zwłaszcza ze względu<br />
na konieczność znacznego ograniczenia spożywania<br />
cukrów prostych. Słodziki są często pożądane przez<br />
osoby stosujące ograniczenia dietetyczne, a odczuwające<br />
potrzebę słodkiego smaku. Jego zaspokojenie przynosi<br />
uczucie specyficznego zadowolenia i uspokojenia, a także<br />
usuwa poczucie ograniczeń w stylu życia (Wojterska<br />
i Tatoń, 2008).<br />
Problemu używania słodzików przez chorych<br />
nie można bagatelizować. Słodziki można podzielić na<br />
naturalne i sztuczne. Najbardziej znanymi syntetycznymi<br />
dosładzaczami są: aspartam E951, sacharyna E954,<br />
cyklaminiany E952, acesulfan K E950.<br />
Aspartam używany jest powszechnie we wszystkich<br />
produktach spożywczych – znajduje się w gumach<br />
do żucia, tabletkach słodzących, napojach niskoenergetycznych,<br />
przemysłowo przygotowanych produktach,<br />
mieszankach kakaowych, mrożonych deserach, napojach<br />
owocowych, napojach mlecznych. Szczególnie jest<br />
wykorzystywany do produkcji artykułów dietetycznych,<br />
zwłaszcza napojów niskokalorycznych. Jest on substancją<br />
niskoenergetyczną, 200 razy słodszą od sacharozy,<br />
o dopuszczalnym dziennym spożyciu 40 mg/kg mc.<br />
W związku z jego spożyciem istnieją trzy problemy.<br />
Nie może być stosowany u osób z fenyloketonurią, bo<br />
w organizmie człowieka rozkłada się do kwasu asparaginowego<br />
i fenyloalaniny. W wyniku defektu genetycznego<br />
18 4_<strong>2012</strong> czerwiec
Artykuł poglądowy<br />
fenyloalanina nie jest przekształcana w tyrozynę, lecz<br />
gromadzi się w nadmiarze, a także jej metabolity – fenyloketony.<br />
Powodują one nieodwracalne uszkodzenia<br />
ośrodkowego układu nerwowego. Drugim problemem<br />
jest uwalnianie w jelicie cienkim pod wpływem chymotrypsyny<br />
z grupy metylowej aspartamu metanolu,<br />
uszkadzającego nerki, wątrobę, serce oraz narząd wzroku.<br />
Metanol jest metabolizowany do formaldehydu<br />
i kwasu mrówkowego, oba te metabolity są także toksyczne.<br />
Kolejnym kłopot jest związany z koniecznością<br />
przestrzegania zalecenia nieogrzewania aspartamu do<br />
temperatury 105°C przy stosowaniu go do produkcji<br />
wypieków. W razie nieprzestrzegania tego ograniczenia<br />
powstaje w tych produktach toksyczna substancja<br />
o nazwie diketopiperazyna – jest ona pięć razy bardziej<br />
toksyczna niż sam aspartam. W praktyce związek ten<br />
uwalnia się przy wypieku ciast zawierających aspartam.<br />
Sacharyna jest najstarszą syntetyczną substancją,<br />
używaną obecnie w ograniczonym zakresie. Jest<br />
ona 300-500 razy słodsza od sacharozy, ale o gorzkim<br />
posmaku. Stosuje się ją nadal przy produkcji napojów<br />
gazowanych z cyklaminianami w stosunku 1:10. Może<br />
ona powodować w bardzo dużych dawkach raka pęcherza<br />
moczowego. Dzienne dopuszczalne spożycie<br />
wynosi 5 mg/kg mc.<br />
Cyklaminiany to sole sodowe, potasowe i wapniowe<br />
kwasu cykloheksylosulfamowego. Są 300-400 razy<br />
słodsze od sacharozy i stabilne w roztworach wodnych.<br />
Używa się ich m.in. do produkcji żywności wymagającej<br />
użycia wysokiej temperatury, są bowiem w takich<br />
warunkach stabilne. Wykorzystywane są szeroko do<br />
produkcji napojów gazowanych, gum do żucia i ciast.<br />
Pojawiły się doniesienia o rakotwórczości tych substancji<br />
oraz wpływie na metabolizm wielu leków, szczególnie<br />
doustnych stosowanych w cukrzycy (!). Zatem nie powinny<br />
być stosowane przez chorych na cukrzycę.<br />
Acesulfan K jest to związek organiczny około<br />
200 razy słodszy od sacharozy. Jest odporny na działanie<br />
wysokich temperatur i używa się go do wypieku<br />
pieczywa i ciast. W piśmiennictwie przeważa opinia, że<br />
jest to związek bezpieczny.<br />
Sorbitol E420 i mannitol E421 to półsyntetyczne<br />
wypełniacze, uważane za bezpieczne, jednak<br />
po spożyciu większej ich ilości mogą wystąpić bóle<br />
brzucha i biegunki.<br />
Naturalne środki słodzące pochodzące z korzeni,<br />
liści i owoców są znacznie bezpieczniejsze niż<br />
syntetyczne. Znane są dwa takie związki: taumatyna<br />
i stewia. Taumatyna E 957 jest stosowana w Polsce od<br />
1998 roku. Jest jedynym białkiem sprzedawanym jako<br />
środek słodzący. Ma dużą moc słodzącą, ok. 2500 razy<br />
większą w porównaniu z sacharozą. Jest ekstrahowana<br />
w niezmienionej postaci z owoców katemfe, zachodnioafrykańskiej<br />
rośliny Thaumatococcus daniellii. Składa się<br />
z 207 aminokwasów, całkowicie rozpuszczalna w wodzie,<br />
wytrzymuje pasteryzację i proces UHT. Wartość energetyczna<br />
taumatyny wynosi 4,0 kcal/g – ze względu na małą<br />
ilość dodawaną do produktów żywnościowych nie ma<br />
to znaczenia. Oprócz właściwości słodzących wykazuje<br />
cechy wzmacniające i maskujące. Zatem może być na<br />
przykład używana do maskowania smaku gorzkiego lub<br />
potęgowania innych smaków, np. mięty.<br />
Stewia rozpoczęła swoją wielką karierę w Europie<br />
w grudniu 2011 roku. Rozporządzeniem komisjii UE<br />
nr 1131/2011 z 11 listopada 2011 została dopuszczona<br />
do stosowania jako dodatek do żywności i otrzymała<br />
symbol E960. Jej ojczyzną jest Paragwaj, gdzie jest od<br />
wielu lat naturalnym słodzikiem. Zawiera glikozydy,<br />
które są 200-300 razy słodsze od sacharozy i praktycznie<br />
nie zawierają kalorii. Słodkość stewii nie ulega zmianie<br />
w wysokich temperaturach, zatem produkty ją zawierające<br />
mogą być gotowane lub pieczone. Nie podnosi<br />
poziomu glukozy we krwi, może więc być stosowana<br />
przez osoby chore na cukrzycę. Ma także działanie<br />
bakteriobójcze i grzybobójcze oraz obniża ciśnienie krwi.<br />
Jest nietoksyczna, nie powoduje fermentacji jelitowej,<br />
zmniejsza apetyt na potrawy tłuste i słodycze, i tym<br />
samym przyczynia się do utraty masy ciała. Czytając<br />
opracowania poświęcone stewii, wyczuwa się wielką<br />
jej przyszłość, ku zapewne wielkiemu niezadowoleniu<br />
producentów syntetycznych słodzików.<br />
Białka<br />
Powinny stanowić od 10 do 20% dziennej diety.<br />
Nie ma dowodów na to, aby zwiększona ilość białka<br />
w diecie (np. 20%) miała wpływ na postęp nefropatii<br />
19 4_<strong>2012</strong> czerwiec
Artykuł poglądowy<br />
cukrzycowej. Nie ma też dowodów, aby białko roślinne<br />
było lepsze od białka zwierzęcego. Są jednak zalecenia<br />
Polskiego Towarzystwa Diabetologicznego, aby połowę<br />
dziennej porcji białka stanowiło białko roślinne.<br />
Tłuszcze<br />
Powinny zapewniać 30-35% wartości energetycznej<br />
diety. W ogólnym bilansie tłuszcze nasycone<br />
i izomery trans nienasyconych kwasów tłuszczowych<br />
powinny stanowić mniej niż 10% wartości diety. Tłuszcze<br />
jednonienasycone mogą występować w diecie w ilości<br />
10-20%, natomiast tłuszcze wielonienasycone powinny<br />
stanowić 6-10% wartości diety, w tym kwasy tłuszczowe<br />
ω-6 powinny mieścić się w zakresie od 5 do 8%, a kwasy<br />
ω-3 powinny stanowić od 1 do 2%. Zawartość cholesterolu<br />
nie powinna przekraczać 300 mg na dobę.<br />
Alkohol<br />
Spożywanie alkoholu przez chorych na cukrzycę<br />
nie jest zalecane. Szczególnie dotyczy to chorych leczonych<br />
preparatami metforminy bądź insuliną, chorych<br />
nieodczuwających niedocukrzeń, osób po przebytym<br />
ostrym zapaleniu trzustki i chorych z jej przewlekłym<br />
zapaleniem; osób z zaburzeniami lipidowymi pod postacią<br />
hipertrójglicerydemii. Dopuszczalne dzienne<br />
spożycie alkoholu wynosi 20 g w wypadku kobiet i 30 g<br />
w wypadku mężczyzn. 1 g alkoholu ma 7 kcal, 10 g alkoholu,<br />
czyli 1 jednostka to 250 ml piwa lub 1 lampka<br />
wina (ok. 150 ml), ew. 1 kieliszek wódki (ok. 30 ml)<br />
(Podolec i Pająk, 2006).<br />
Sól, witaminy i mikroelementy<br />
Zalecane jest spożywanie do 5-6 g soli na dobę<br />
(1 łyżeczka). Oznacza to konieczność radykalnego<br />
zmniejszenia ilości soli dodawanej do posiłków podczas<br />
ich przygotowywania i spożywania. Potrawy można<br />
doprawiać w inny sposób, stosując zioła (czyste, a nie<br />
gotowe mieszanki!): czosnek, paprykę, sok z cytryny,<br />
ocet, chili. Należy także ograniczyć jedzenie produktów<br />
z dużą zawartością soli: serów żółtych, zup i sosów<br />
z puszek lub w proszku, produktów wędzonych, słonych<br />
przekąsek jak chipsy lub orzeszki solone, produktów<br />
konserwowych w puszkach, kostek rosołowych, słonych<br />
past do smarowania kanapek (Podolec i Pająk, 2006).<br />
Brak wskazań do rutynowego uzupełniania witamin<br />
i mikroelementów.<br />
Cdn.<br />
Małgorzata Czajka-Stelmaszewska<br />
internista diabetolog<br />
Piśmiennictwo<br />
Adamska E., 2010, Żywienie chorych na cukrzycę, casusBTL.<br />
Brand-Miller J., Marsh K., 2008, Dieta o małym indeksie glikemicznym<br />
– nowy sposób odżywiania <strong>dla</strong> wszystkich, Medycyna<br />
Praktyczna nr 6/2008, 22-25.<br />
Lim E.L., Hollingsworth K.G., Aribisala B.S., Chen M.J.,<br />
Mathers J.C., Taylor R., 2011, Reversal of type 2 diabetes: normalisation<br />
of beta cell function in association with decreased<br />
pancreas and liver triacyloglicerol, Diabetologia 54, 2506-2514.<br />
Lipka M., Szypowska A., 2006, Ciągły podskórny wlew insuliny<br />
jako alternatywa do wielokrotnych wstrzyknięć, materiały kursu,<br />
listopad 2006, Gdańsk-Sopot.<br />
Moczulski D., 2010, Diabetologia, Wyd. Medical Tribune,<br />
Warszawa, 258.34<br />
Podolec P., Pająk A., 2006, Dlaczego zapadamy na choroby serca<br />
i naczyń, Wyd. Medycyna Praktyczna, Kraków, 88.<br />
PTD (Polskie towarzystwo Diabetologiczne), 2011, Zalecenia<br />
kliniczne dotyczące postępowania u chorych na cukrzycę, Diabetologia<br />
Praktyczna 12 supl. A, 1-46.<br />
Rybus K., Kozłowska-Wojciechowska M., 2010, Opinie lekarzy<br />
na temat stosowania suplementów diety, Czynniki ryzyka<br />
4/2010, 47-51.<br />
Sieradzki J., 2006, Cukrzyca, tom 1, Via Medica, Gdańsk, 516.<br />
Sim L.A., McAlpine D.E., Grothe K.B., Himes S.M., Cockerill<br />
R.G., Clark M.M., 2010, Identification and Treatment of<br />
Eating Disorders in the Primary Care Setting, Mayo Clinical<br />
Proceedings 85, 746-751.<br />
Szostak W., Cichocka A., 2008, Leczenie dietą dorosłych chorych<br />
na cukrzycę, Diabetologia Praktyczna 9 nr 1, 19-25.<br />
Włodarek D., Głąbska D., 2010, Spożycie warzyw i owoców<br />
przez chorych na cukrzycę typu 2, Diabetologia Praktyczna<br />
11 nr 6, 221-228.<br />
Wojterska J., Tatoń J., 2008, Czy używać słodziki w żywieniu<br />
osób z cukrzycą i w dietach redukujących nadwagę – korzyści<br />
i straty zdrowotne, Medycyna Metaboliczna XII nr 3, 70-74.<br />
Yki-Jarvinien H., 2011, Type 2 diabetes; remission in just week,<br />
Diabetologia 54, 2477-2479.<br />
20 4_<strong>2012</strong> czerwiec
Ludzie<br />
Marzenia się nie przeterminowują<br />
O swojej pasji do morza i żeglowania opowiada sternik jachtowy i lekarz Janusz<br />
Tylewicz, znany na morzu jako „Jonasz Tylo”.<br />
• Skąd wzięła się miłość do morza? Czy impulsem<br />
do zakochania był jakiś obejrzany film, przeczytana<br />
książka, miejsce zamieszkania, a może to tradycja<br />
rodzinna?<br />
Ta miłość, to coś, jest w środku. Kiedy w telewizji<br />
mam obejrzeć film, wybieram ten, w którym widać trochę<br />
wody. Może to być film o wędkowaniu, połowach<br />
na morzu czy dokument z delfinem w roli głównej.<br />
Równie chętnie oglądam „Polowanie na Czerwony<br />
Październik” Johna McTiernana, jak i „Piratów” Romana<br />
Polańskiego czy kolejny odcinek filmu przyrodniczego<br />
z morskich głębin.<br />
Historycznie rzecz biorąc, po pierwszym roku<br />
studiów lekarskich kupiłem z ekspozycji na targach<br />
poznańskich prototyp popularnej żaglówki o nazwie<br />
„Mak”. I tu się zaczęło. Swoje przygody zacząłem od<br />
amatorskiego żeglarstwa śródlądowego.<br />
Kilkakrotnie podczas studiów zorganizowałem<br />
z kolegami dwutygodniowe rejsy czarterowanymi „Orionami”<br />
i „Wodnikami” po Wielkich Jeziorach Mazurskich.<br />
Z czasem zdobyłem uprawnienia sternika jachtowego.<br />
Ukoronowaniem moich marzeń było zamustrowanie<br />
się na tygodniowy rejs po Bałtyku „Polonezem”,<br />
którym kpt. Krzysztof Baranowski płynął w swój rejs<br />
dookoła świata. Wtedy, niesiony młodzieńczą fantazją,<br />
złożyłem swój akces do Bractwa Żelaznej Szekli prowadzonej<br />
przez kapitana Adama Jassera. Poszukiwał on<br />
stałej załogi na pokład jachtu „Pogoria”, wybudowanego<br />
na zamówienie Radiokomitetu, agendy ówczesnej Telewizji<br />
Polskiej. Legenda głosiła, że na żaglowcu krany<br />
i klamki są ze szczerego złota.<br />
Dostałem angaż na „Pogorię” podpisany przez<br />
kapitana Adama Jassera. List powiadamiający mnie<br />
o angażu przechowuję do dziś w domowym archiwum.<br />
Jednak we wrześniu, gdy miałem się zgłosić na pokład<br />
„Pogorii”, kończyłem staż w szpitalu w Zielonej Górze.<br />
Studenckie lata zleciały, studia skończyłem w terminie,<br />
ale marzenie o „Pogorii” nie przeterminowało się…<br />
• Wygrała więc pasja do medycyny czy może poczucie<br />
obowiązku, które każdy lekarz ma w sobie daleko<br />
wyższe niż średnia krajowa?<br />
Wygrało poczucie obowiązkowości absolwenta<br />
wydziału lekarskiego. Ale co się odwlecze, to nie uciecze.<br />
Na jesieni 2011 kapitan Adam Jasser kończył swoją<br />
przygodę z żaglami. Na ostatni rejs wybrał się oczywiście<br />
„Pogorią”. Ja <strong>dla</strong> odmiany, po 45 latach domknąłem pętlę<br />
swoich marzeń – i popłynąłem „Pogorią” pierwszy raz.<br />
Dlatego była to <strong>dla</strong> mnie tak szczególna podróż, poniekąd<br />
sentymentalna.<br />
21 4_<strong>2012</strong> czerwiec
Ludzie<br />
• No cóż, u lekarza poczucie obowiązku<br />
zawsze jest na pierwszym<br />
miejscu i często staje na drodze<br />
spełnienia marzeń. Jak wyglądało<br />
realizowanie pasji żeglarskiej<br />
w tak zwanym międzyczasie?<br />
Czy miał pan możliwość rozwijania<br />
jej, czy medycyna pozwoliła<br />
na to?<br />
Kilka razy wysyłałem podania<br />
do Polskich Linii Oceanicznych<br />
i Polskiej Żeglugi Morskiej z prośbą o możliwość<br />
odbycia stażu studenckiego po każdym kolejnym zaliczonym<br />
roku, ale pozostawały bez odpowiedzi. Po drugim<br />
roku w ramach działalności AKT, czyli Akademickiego<br />
Klubu Turystycznego dostaliśmy dofinansowanie do<br />
obozu żeglarskiego, który organizowaliśmy corocznie<br />
na Mazurach. W czerwcu 1976 r. Wilkasy – Mikołajki<br />
– Ruciane – Węgorzewo. Następnie w lipcu 1977 r.<br />
Wilkasy – Giżycko – Pisz – Ruciane oraz we wrześniu<br />
1978 r. Wilkasy – Ruciane – Węgorzewo.<br />
Bodaj na piątym roku założyłem klub żeglarski na<br />
wydziale lekarskim, aby usankcjonować nasze wyjazdy<br />
i byliśmy blisko zakupienia przez władze uczelni jednej<br />
lub dwóch żaglówek popularnej klasy „Omega”, ale im<br />
bliżej końca studiów, tym chętnych do realizacji planów<br />
było mniej i ostatecznie zamiary spełzły na niczym.<br />
Dane mi było, po zakończeniu jednego z rejsów<br />
po Mazurach, zamustrować się – o czym wcześniej<br />
wspomniałem – jako załogant na rejs po Bałtyku na<br />
jachcie „Polonez”, który został wsławiony przez kapitana<br />
Krzysztofa Baranowskiego samotnym rejsem dookoła<br />
świata. Notabene był on pierwszym dowódcą „Pogorii”,<br />
którą dowodził w rejsie do stacji badawczej na Antarktyce<br />
w celu dowiezienia zmiany naukowców.<br />
Na „Polonezie” zaliczyłem trasę Szczecin-Bornholm<br />
i pierwsze mile morskiego stażu. Później na wiele<br />
lat przyszedł rozbrat z morskim pływaniem i tylko<br />
rekreacyjnie, na pobliskim akwenie w Sławie Śląskiej<br />
uprawiałem niedzielne żeglarstwo.<br />
Nawet w okresie narzeczeństwa zabrałem moją<br />
dzisiejszą żonę na tak wielką, jak mi się wydawało,<br />
atrakcję, jaką był wspólny rejs żaglówką po jeziorze.<br />
• Jak zapisał się ten rejs żaglówką w pamięci żony? Czy<br />
podziela pańską pasję do żeglowania? A może było<br />
to jedynie poświęcenie kobiety kochającej żeglarza<br />
i potem czekała na lądzie?<br />
Na pewno jako narzeczona dokonała wielkiego<br />
poświęcenia! Na szczęście nie znienawidziła tej formy<br />
wypoczynku i czasami daje się zaprosić na żaglówkę<br />
do znajomego, chociaż później stwierdza, że mogła coś<br />
w domu w tym czasie porobić. Mnie też dziś trudno<br />
nazwać żeglarzem wobec osiągnięć i pasji znajomych<br />
i kolegów. Porównując do innych – tylko się otarłem<br />
o klimat, o osoby, o przyjemnie spędzony czas. Oprócz<br />
miłych wspomnień, z ostatniego rejsu zostały fotografie.<br />
• Powróćmy do rejsu – klamry spinającej marzenia…<br />
Organizator rejsu, Sail Training Association zajmuje<br />
się upowszechnianiem żeglarstwa wśród młodzieży<br />
22 4_<strong>2012</strong> czerwiec
Ludzie<br />
od 16. roku życia, ale dopuszcza też zapaleńców do 60.<br />
roku życia. Zdążyłem się więc jeszcze załapać...<br />
Lubuską grupą żeglarzy przewodził kapitan jachtowy<br />
Mariusz Skrzypczak. Wyruszyliśmy autobusem<br />
w piątek 6 stycznia <strong>2012</strong> r. Trasę Świebodzin-Genua<br />
trzech kierowców pokonało w 18 godzin. Dotarliśmy<br />
do celu w sobotę 7 stycznia. Autobusowy komfort był<br />
jak w bolidzie F-1, ale wszelkie niewygody wynagrodził<br />
nam o 12.30 widok Starego Portu w Genui i oczekującego<br />
jachtu. Pierwszym po Bogu jest na nim kapitan jachtowy<br />
Janusz Kawęczyński „Geograf ”. To chodząca historia<br />
„Pogorii”. Zamustrowaliśmy się i jak to po zamustrowaniu<br />
bywa – alarm! Oficerowie wbili nas w kapoki, wskazali<br />
miejsca zbiórki alarmowej w razie „W”, podali zasady<br />
opuszczania statku (tzw. abandon ship), rzucania kół<br />
ratunkowych, tratw i wszystkich innych śmieci mających<br />
zdolność unoszenia się na wodzie. Wykład z budowy<br />
jachtu, liczba masztów, rei, żagli, lin stałych i ruchomych<br />
wprawił nas w osłupienie. Załoga powtarzała do znudzenia<br />
nazwy wszystkich części składowych żaglowca,<br />
wspięła się po wantach na reje, przygotowała się do<br />
zrzucania żagli i odbyła wędrówkę szlakiem wszystkich<br />
gaśnic w ramach ćwiczeń przeciwpożarowych. Mając<br />
ciche przyzwolenie pierwszego oficera, pomaszerowałem<br />
zwiedzić miasto, w którym urodził się Kolumb.<br />
Wrażenie robi marina pełna luksusowych oceanicznych<br />
jachtów motorowych, żaglowiec-rekwizyt z filmu „Piraci”<br />
Alarm szalupowy. Autor w kapoku.<br />
Polańskiego, portowe uliczki. Po zwiedzaniu wróciłem<br />
na pokład. Usnęliśmy szybko, a debiutanci we śnie mamrotali<br />
dziwaczne nazwy: marsel górny i dolny, bramsel,<br />
bombramsel, grotbombramsztaksel, grotbramsztaksel,<br />
gejtawa, gording, dirka, bras, wang.<br />
Co było dalej? Oto mój dziennik pokładowy<br />
z „Pogorii”.<br />
08.01.<strong>2012</strong>, niedziela<br />
Już po śniadaniu, przygotowanie do wyjścia<br />
z portu. Na rejach hasają ochotnicy. Przygotowali żagle<br />
do stawienia i reje do przebrasowania. W południe oddajemy<br />
cumy i szpringi, „Pogoria” wychodzi na silniku<br />
w morze. Kierunek – Sycylia. O 15.00 podchodzimy na<br />
odległość dwóch kabli do Portofino. Zrobiło się romantycznie<br />
na pokładzie, bo ktoś zanucił fragment piosenki<br />
„Miłość w Portofino” Sławy Przybylskiej (http://www.<br />
youtube.com/watch?v=WkUDfzzPOqQ).<br />
Huśta nami coraz bardziej martwa fala wczorajszego<br />
sztormu, o którym tyle słyszeliśmy. Mimo że nie<br />
zagraża, to jego skutki zaczynają niektórzy odczuwać<br />
w żołądkach. Służbę na pokładzie obejmuję od 24.00.<br />
Psia mać... to przecież psia wachta. Nad ranem przed<br />
końcem wachty wyłazi „Pipson” i rozkazuje rozwinąć<br />
żagle. Wiadomo, zaraz wchodzi nowa wachta. Okazało się,<br />
że zaczęli od zwijania żagli. No cóż, oficer wie najlepiej...<br />
09.01.<strong>2012</strong> poniedziałek<br />
Kurs: port Olbia na Sardynii. Na śniadanie opeer<br />
od Pierwszego. Że za wolno, że brudny kubek w sterówce,<br />
że bez szelek i że w ogóle... Wracam spać, a właściwie<br />
to pobujać się na koi od boku do boku.<br />
23 4_<strong>2012</strong> czerwiec
Ludzie<br />
Port w Olbia. Prace na rejach.<br />
Trasa rejsu<br />
Przeraźliwy dzwonek<br />
wwierca się w mózgownicę. Znowu<br />
sygnał alarmu. Statek tonie.<br />
Nie, nie tonie. To nie my potrafimy,<br />
zdaniem „Starego”, pojawić się na<br />
pokładzie w szelkach, które mylą<br />
się z kapokami. To był alarm na<br />
manewry. Żagle staw! Złażę na dół<br />
do kubryka. Znowu sygnał. Jezu,<br />
znowu alarm. Człowiek za burtą!<br />
Do cholery, co on robi za burtą?<br />
Na szczęście „Stary” manewrując,<br />
źle podchodzi do motorówki podbierającej<br />
człowieka. Ja na pewno<br />
bym to lepiej zrobił. Oj, lepiej niech<br />
On manewruje tą balią. Kapitan<br />
zapowiedział kolejne alarmy. Muszę<br />
być czujny i szybki! Do Olbia<br />
wchodzimy w południe. Od 16.00<br />
wachty kambuzowa, trapowa i gospodarcza.<br />
Romek z ingrediencji,<br />
które zabrał z Polski piecze ciasto<br />
z kruszonką i piernik staropolski,<br />
aby ufetować gości z Olbia: polsko-<br />
-włoskie małżeństwo. Ich dzieci<br />
buszują po pokładzie oprowadzane<br />
przez tłumaczące na włoski Anię<br />
i Igę. Wieczorem wychodzę, żeby<br />
wysłać widokówki ostemplowane<br />
„Mailed on the high seas”. Zgodnie<br />
24 4_<strong>2012</strong> czerwiec
Ludzie<br />
z marynarskim zwyczajem powinny dojść pocztą morską<br />
do Zielonej Góry bezpłatnie!<br />
W centrum miasta dzieci ślizgają się na sztucznym<br />
lodowisku, a na drzewie żółcą się niezerwane cytryny.<br />
Tak wygląda zima na Sardynii, a ja mogę odpowiedzieć<br />
wieszczowi, że znam li ten kraj, gdzie cytryna dojrzewa.<br />
Wieczorem w pomieszczeniu zwanym klasą wszyscy<br />
śpiewają szanty. Dr Wojtek świetnie operował gitarą<br />
oraz głosem; i pomyśleć, że to psychiatra z Ciborza.<br />
10.01.<strong>2012</strong> wtorek<br />
W nocy stukot kopyt i dzikie rżenie budziło<br />
strudzonym żeglarzy śpiących na górnych kojach w dziobowym<br />
kubryku. Od razu się zorientowałem, że to<br />
galopuje duch konia sprzed 30 lat… Nocne zamieszanie<br />
wywołało tyle wspomnień z zamierzchłych czasów;)).<br />
Rano, oczywiście, afera. Wszyscy zaspali, nawet „Stary”…<br />
Opuszczamy Olbia. Kierunek Sycylia. Flauta<br />
trwa. Trochę na żaglach, trochę na silniku, po południu<br />
cumujemy w Bonifacio. Port położony w zatoczce ukrytej<br />
Wieczór<br />
w Genui<br />
Miasteczko urokliwe, domy poprzyklejane do<br />
skały opadającej wprost do pirackiej zatoczki, u wejście<br />
do portu olbrzymia jaskinia, do której można dopłynąć<br />
tylko z wody. Dziś jeszcze puste i senne, przygotowuje się<br />
na nadejście sezonu. Trwa remont deptaka, nabrzeżne<br />
kawiarenki opatrzone wywieszką Będzie otwarte od<br />
15 kwietnia <strong>2012</strong>.<br />
11.01.<strong>2012</strong>, środa<br />
Bonifacio już za nami. Po wyjściu z portu uderzenie<br />
świeżej bryzy. Alarm manewrowy. Żagle staw.<br />
Wreszcie płyniemy. Prawy hals, wiatr się wzmaga przez<br />
cały dzień, płyniemy z prędkością 5 węzłów. Buja coraz<br />
mocniej. Z boku na bok i z przodu na tył i w 10 różnych<br />
odmianach. Mam wachtę kambuzową i coraz mniej do<br />
obsługiwania przy stole, bo kolejni klienci już są przewieszeni<br />
na zawietrznej i karmią ryby pasta carbonara<br />
all’italiana.<br />
12.01.<strong>2012</strong>, czwartek<br />
Na apelu kapitan oznajmia, co będzie jutro. Mówi,<br />
że jutro jest trzynastego i piątek, a on jest przesądny. Na<br />
szczęście dzień mija spokojnie. Płyniemy na żaglach i na<br />
Załadunek prowiantu<br />
metodą wężykiem-wężykiem<br />
„Stary”, czyli kpt. Janusz Kawęczyński, „Geograf ” i Mariusz<br />
Skrzypczak „Pipson”<br />
pomiędzy skałami, jak gdyby piracki. Pod saling wciągamy<br />
sycylijską banderkę. Głowa Maura, podobna profilem<br />
do korsarza z Korsyki, ma swoją wymowę. Cała załoga<br />
schodzi na ląd po suchy i mokry prowiant. Niektórzy<br />
zwiedzają miejscowy cmentarz znany z rankingu Travel<br />
Planet, gdzie trumny umieszczone są w grobowcach-<br />
-kapliczkach, inni poszli zaopatrzyć się w liście laurowe<br />
i szałwię zrywaną prosto z krzaka.<br />
25 4_<strong>2012</strong> czerwiec
Ludzie<br />
silniku. Wybijane dzwonem co pół godziny, szklanki*<br />
monotonnie odmierzają nam czas na statku. Wieje nudą.<br />
13.01.<strong>2012</strong>, piątek godz. 00.00<br />
Psia wachta upłynęła przyjemnie, bo sterowałem<br />
od 24.00 do 2.00. Wieje gdzieś w okolicy 6 stopni w skali<br />
Beauforta, a nasza prędkość to w porywach 9 węzłów.<br />
Wreszcie idziemy tylko na żaglach. Później na oko, trochę<br />
do mesy nawigacyjnej, żeby się ogrzać. Po wachcie próbowałem<br />
przysypiać, co 3 minuty przewalany od prawej<br />
ściany na górnej koi i w lewo, waląc w sztormdeskę. Nie<br />
wiem jak, ale dotrwałem do pobudki o 7.30.<br />
Zaklinowawszy się w łazience między dwiema<br />
ściankami, zrobiłem toaletę i wziąłem codzienny prysznic.<br />
W nocy ci co objęli wachtę po nas, mieli jeszcze większy<br />
wiatr. „Pogoria” dochodziła do 11 węzłów, a przechyły<br />
do 35 stopni. Od 12.00 wachta nawigacyjna, o odespaniu<br />
na razie nie ma mowy. Buja nieźle, wiatr zdycha, wspomaga<br />
nas silnik. Od 16.00 wachta kambuzowa, a później<br />
Sztaksel staw!<br />
wachta gospodarcza, czyli generalne sprzątanie przed<br />
zejściem na ląd.<br />
14.01.<strong>2012</strong>, sobota, 8.00<br />
Wchodzimy do Livorno. Cumy rzuć! Po śniadaniu<br />
robimy porządek na pokładzie i pakujemy manele do<br />
worków żeglarskich. Wyjście na miasto. Oczywiście<br />
odwiedzam Mercato Americano, gdzie można dostać<br />
rzeczy z amerykańskiego, niemieckiego i włoskiego<br />
wojskowego demobilu. Lubię te klimaty.<br />
Ostatnie zakupy w mieście. Zbiórka na pokładzie<br />
o 15.00. Ostatnia odprawa i wręczenie książeczek<br />
żeglarskich z wpisem oraz opinii o dzielności na morzu.<br />
Nie mam się czego wstydzić.<br />
Ahoj, przygodo!<br />
• Musimy kończyć, choć bardzo ciekawa jest lektura<br />
dziennika pokładowego. O Boże, jak ta „<strong>Gazeta</strong> <strong>dla</strong><br />
Lekarzy” wciąga! Już świta! Pierwszy kur zapiał!<br />
Koniec nocnej wachty!<br />
On line rozmawiała<br />
Krystyna Knypl<br />
Fotografie Janusz Tylewicz<br />
*„Wybijanie szklanek” to sposób odmierzania czasu na morzu.<br />
Polega na uderzaniu w dzwon w zasadzie co pół godziny.<br />
Powinny to być krótkie uderzenia o czystym dźwięku. Szklanka<br />
oznacza uderzenie podwójne. Pół szklanki – uderzenie<br />
pojedyncze.<br />
26 4_<strong>2012</strong> czerwiec
Po dyżurze<br />
Wachta matki<br />
trwa<br />
całe życie<br />
Rozmowa<br />
z Ireną Romaniuk,<br />
okulistką i matką<br />
młodego żeglarza.<br />
Fot. Przemysław Juroić<br />
Marzec 2009 r. na Adriatyku<br />
• W bieżącym numerze przybliżamy czytelnikom pasję<br />
żeglowania. Ogarnięci są nią nie tylko żeglarze, ale<br />
i ich najbliżsi, którzy czekają na ich powrót z morza.<br />
Wiem, że jesteś matką młodego Wilczka Morskiego.<br />
Jakie to uczucie? Czy to 100% dumy, że wychowałam<br />
prawdziwego faceta, czy raczej niepokój o jego szczęśliwy<br />
powrót? A może oba uczucia są skomponowane<br />
w równoważących się proporcjach?<br />
Moje odczucia zmieniały się w miarę jak Wilczek<br />
rósł. Sześć lat temu znalazł „wylęgarnię” żeglarzy-<br />
-amatorów w Trzebieży i zapisał się na pierwszy rejs.<br />
Zapakował plecak (zgodnie z instrukcją <strong>dla</strong> nowicjuszy)<br />
oraz nowo nabyty ciepły sztormiak. Po raz pierwszy<br />
pojechał samotnie nocnym pociągiem z Warszawy do<br />
Szczecina. Przeżywałam tą podróż, bo miał 19 lat i zwykle<br />
jeździł w znanej mi grupie. Na szczęście są komórki.<br />
Po zaokrętowaniu wysłał mi sms, że zespół znacznie<br />
starszy i jest O.K. Krótko i węzłowato. Uspokoiłam się,<br />
miałam zaufanie do ludzi z doświadczeniem. Wrócił<br />
zachwycony i już z pomysłami na następne rejsy. Przez<br />
te sześć lat zdobywał kolejne uprawnienia od żeglarza<br />
do kapitana, przechodził kursy doszkalające na obsługę<br />
różnych urządzeń na żaglowcach, zrobił uprawnienia<br />
instruktora żeglarstwa. Obecnie samodzielnie prowadzi<br />
szkolenia i rejsy na wodach Bałtyku, Morza Północnego<br />
oraz Oceanu Atlantyckiego. Jak tylko zaczął pływać<br />
jako kapitan, moje obawy o jego zdrowie, a nawet życie<br />
nasiliły się. Dominująca początkowo duma ustąpiła<br />
miejsca niepokojom. Więcej już wiedziałam o morzu,<br />
śledziłam wiadomości, słuchałam jego morskich<br />
opowieści. Śledzę zawsze, o ile jest to możliwe, ruch<br />
jego żaglowca na stronie internetowej, aktualną mapę<br />
27 4_<strong>2012</strong> czerwiec
Po dyżurze<br />
statków http://www.marinetraffic.com/ais/pl/default.<br />
aspx. Właśnie trzy dni temu patrzyłam jak odpływa<br />
na „Zawiszy Czarnym”. Dziś oczekuję maila, znalazłam<br />
„Zawiszę” u wybrzeża Gotlandii.<br />
• Czy w waszej rodzinie są tradycje żeglarskie? Skąd<br />
wzięła się taka pasja? Czy poszukiwania tej wylęgarni<br />
żeglarzy poprzedzały zainteresowania typu lektury<br />
książek, oglądanie filmów o morzu?<br />
Jeśli do tradycji żeglarskich można zaliczyć<br />
miejsce mojego urodzenia, nad polskim morzem, to<br />
tak, są :)). Innych w rodzinie nie ma. Natomiast mąż<br />
z 4- i 5-letnim synem wielokrotnie bywał nad Zalewem<br />
Zegrzyńskim i obaj spędzali tam czas na wypożyczonych<br />
łódkach. I tu chyba należy widzieć początek pływania.<br />
Potem sporo było lektury, bo patronem szkoły podstawowej,<br />
do której chodził syn był Mariusz Zaruski,<br />
pionier polskiego żeglarstwa, ale jednocześnie człowiek<br />
renesansu. Przez kilkanaście lat syn z pasją trenował<br />
sztuki walki (ma czarny pas w karate Kyokushin), ale<br />
ostatecznie wygrało w tej konkurencji żeglarstwo. Mam<br />
wrażenie, że syn zawsze odnajdował się w zajęciach<br />
pierwotnie uznawanych za męskie. Do każdego tematu,<br />
którym się zafascynował zawsze podchodził metodycznie.<br />
Podobnie z żeglarstwem – najpierw pochłaniał<br />
dostępną lekturę popularną, a potem coraz bardziej<br />
specjalistyczną, zawodową, aby w końcu przejść do<br />
prawdziwej praktyki. W dobie internetu wyszukiwanie<br />
lektury czy filmów jest dość proste, tylko trzeba się<br />
skutecznie zainteresowaniem zarazić. Wtedy cały wolny<br />
czas poświęca się zdobywaniu tej wiedzy. Praktycznie<br />
każdy weekend to kursy, a przerwy w zajęciach na<br />
uczelni to wypady na Bałtyk lub do Zegrza (od marca<br />
do końca listopada), wakacje to szkoleniowe rejsy morskie<br />
i praca jako instruktor żeglarstwa na Mazurach.<br />
Tegoroczna jesień zapowiada się ciekawie też <strong>dla</strong> mnie<br />
jako okulistki, chociaż bez mego udziału. Mój Wilczek<br />
będzie pływał z niewidomymi na rejsie „Zobaczyć<br />
Morze”. Trasa Dublin-Ostenda-Gdynia https://www.<br />
zobaczycmorze.pl/. Połowę załogi maja stanowić ludzie<br />
niewidomi lub słabo widzący. Od kilku lat prowadzi<br />
te unikatowe w skali światowej rejsy kapitan Janusz<br />
Zbierajewski.<br />
Fot. Katarzyna Makarowska<br />
Dziś na Bałtyku niezbyt duża fala, wiatr 15 węzłów,<br />
ale przeciwny do planowanej trasy. Niestety nie widzę<br />
już „Zawiszy” na mapie, jest poza zasięgiem. Sądząc<br />
z dotychczasowego przebiegu rejsu, nie zacumowali<br />
w Szwecji. Muszę wiec jeszcze poczekać na wiadomości.<br />
Wiem, że planują powrót za dwa dni i pewnie dopiero<br />
wtedy wreszcie będzie mail lub sms…<br />
Dwie godziny później: „Zawisza” objawił mi<br />
się przed chwilą na mapie w Kalmarze (Szwecja).<br />
Zacumowali.<br />
• Tak więc wachta matki trwa!<br />
Marzec 2009 r.<br />
na Adriatyku<br />
Rozmawiała Krystyna Knypl<br />
28 4_<strong>2012</strong> czerwiec
Dylematy lekarza<br />
pracującego prywatnie<br />
Janusz Krzyżowski<br />
Chciałbym podzielić się swoimi doświadczeniach i przemyśleniami związanymi<br />
z prywatyzacją w ochronie zdrowia. Uważam, że należy jednak na początek wyjaśnić,<br />
kto to jest lekarz prywatny. W dobie pomieszania pojęć i umysłów, co najlepiej<br />
jest widoczne w ochronie zdrowia, wyjaśnienie takie wydaje się konieczne.<br />
Lekarzem prywatnym jest, moim zdaniem, tylko ten,<br />
który utrzymuje się ze swej praktyki, z nią wiąże<br />
swe aspiracje życiowe, ona jest jego dziełem, ambicją<br />
i przyszłością. Tak więc lekarzem prywatnym nie będzie<br />
największy nawet dyrektor szpitala, który „<strong>dla</strong> dorobienia<br />
sobie” w jakiś dzień tygodnia, między godziną taką<br />
a taką, zechce przyjąć kilku pacjentów. Nie będzie nim<br />
również ważny profesor, który między kolejnymi badaniami<br />
stroboskopowymi czy innymi, między jednym<br />
zjazdem w Pernambuko a drugim w Montrealu, zechce<br />
we wtorek lub czwartek, między godziną 16.00 a 17.00,<br />
„załatwić” kilku pacjentów.<br />
Lekarzem prywatnym nie będzie również kolega<br />
biegający od jednego ośrodka czy centrum do innego<br />
gabinetu medycyny alternatywnej, psychoedukacji lub<br />
innej.<br />
Nie będzie nim również lekarz pracujący jako<br />
wyrobnik w tym czy innym „medicentrum” lub fundacji,<br />
po kilka godzin tygodniowo. Wszyscy wymienieni ludzie<br />
są po prostu pracownikami najemnymi, łatającymi<br />
swój dziurawy budżet, a prywatna ich praca jest tylko<br />
hybrydą prywatnej praktyki, wynikającej z biedy systemu,<br />
w jakim żyjemy, i z mizerii materialnej. Dochodzi do<br />
tego upadek autorytetów w dobie panowania „mikroprofesorów”<br />
ze swoimi rodzinnymi sztabami (bo niby<br />
skąd brać innych?), w dobie obsadzania z „partyjnego<br />
klucza” dyrekcji większości szpitali czy przychodni,<br />
w dobie wszechogarniającej korupcji i innych naszych<br />
obecnych bolączek.<br />
W<br />
moim przekonaniu prywatny lekarz to ktoś, kto<br />
całe swoje życie związał z praktyką. Ona jest jego<br />
celem i przeznaczeniem. Wymaga to poczynienia określonych<br />
inwestycji, nierzadko z dużymi wyrzeczeniami<br />
materialnymi na starcie.<br />
Wszyscy inni, którzy w godzinach lub po godzinach,<br />
na dyżurze lub po dyżurze, w swej pracy, czyli<br />
w tym czy innym biurze medycznym, nazywanym kiedyś<br />
szpitalem lub poradnią, jakoby prywatnie leczą pacjentów,<br />
wszyscy oni nie mają nic wspólnego z lekarzami<br />
prywatnymi. Wypaczony, przetrwały, przegniły system<br />
medyczny, upiorny pogrobowiec komuny, stworzył wiele<br />
zwyczajów ułatwiających korupcję. Wszystkie niby-<br />
-prywatne firmy, gnieżdżące się w mniej lub bardziej<br />
obskurnych pomieszczeniach na terenie szpitali lub<br />
państwowych poradni, mogą być a priori miejscem<br />
haniebnych praktyk korupcyjnych. Dyrektorzy do godz.<br />
15.00 państwowi, a od godz. 15.00 prywatni, w tych<br />
samych gabinetach, to złowrogie oznaki pomieszania<br />
pojęć, kim powinien być lekarz prywatny i jak powinien<br />
pracować. A takich hybryd medycznych mamy wokół<br />
siebie pełno.<br />
Przykład: ojcowie zakonni sprywatyzowali jeden<br />
z domów opieki. Lecz prędzej wielbłąd przejdzie przez<br />
ucho igielne, niż jakikolwiek biedak dostanie się do tego<br />
domu. Takie kwiatki można mnożyć. Zapewne każdy<br />
sam je dobrze zna.<br />
Próby tzw. prywatyzacji, kiedy to lekarz dostępny<br />
jest <strong>dla</strong> pacjenta tylko dwa razy w tygodniu, między godzinami<br />
16.00 a 17.00, są kpiną, a nie prywatną praktyką.<br />
29 4_<strong>2012</strong> czerwiec
Dylematy<br />
A to, że pacjent, wykładając sporą sumę na honorarium,<br />
nie może się ze swoim lekarzem porozumieć telefonicznie,<br />
w razie pilnej potrzeby, kiedy dopadnie go stan lękowy<br />
lub inny kłopot, jest też kpiną z tzw. praktyki prywatnej.<br />
Wielkie firmy medyczne, zatrudniające lekarzy<br />
jako najemników, potrafią ofiarować pacjentowi kontakt<br />
z lekarzem, ale każdego dnia z innym. Na pewno taki<br />
system nie może dobrze funkcjonować.<br />
Kiedy dwadzieścia jeden lat temu niektóre świętoszkowate<br />
osoby dowiedziały się, że mam zamiar<br />
wreszcie zacząć sensownie pracować i otwieram prywatną<br />
praktykę, pytano mnie: „Jak to, chce pan od pacjentów<br />
brać pieniądze?”<br />
Chcę podtrzymać twierdzenie, że każdy lekarz<br />
powinien być przyzwoicie wynagradzany, ale lekarz praktykujący<br />
prywatnie sam musi o to zadbać. Rozpoczynając<br />
praktykę, staje się jednym z podmiotów podstawowych<br />
prawideł gry ekonomicznej, która mówi, iż podaż, popyt<br />
i cena towaru lub usługi pozostają w stałej, określonej<br />
relacji i zależności. Dobrze świadczona usługa, wykonana<br />
przez wyszkolonego specjalistę musi mieć swoją cenę<br />
i prawa rynku ową cenę będą określać. Z innej strony<br />
określać ją będzie konkurencja zwiększająca podaż usług,<br />
popyt na usługę i zamożność społeczeństwa, w jakim<br />
działa system usług. Tak więc nikt nie może arbitralnie<br />
określać, ile kosztować ma dana wizyta, tak jak usiłowały<br />
to czynić „chore kasy”, a co najwyżej może sugerować<br />
ceny do negocjacji.<br />
W cenie wizyty, a więc w dochodach prywatnie<br />
pracującego lekarza, zawarta musi być nie tylko suma<br />
wystarczająca na utrzymanie jego i jego rodziny, szansa<br />
na utrzymanie samochodu, którym odwiedzać będzie<br />
pacjentów w domu, ale i suma niezbędna do akumulacji<br />
kapitału. Tylko bowiem w ten sposób lekarz może rozbudowywać<br />
swoją praktykę, dokształcać się, zatrudniać<br />
personel, tworzyć poradnię z prawdziwego zdarzenia<br />
i nowy obraz naszej ochrony zdrowia. W większości<br />
krajów, które uporządkowały organizację opieki zdrowotnej,<br />
nie obyło się bez współuczestniczenia pacjentów<br />
w kosztach leczenia. Nawet jednak przy tym systemie<br />
w wielu krajach społeczna ochrona zdrowia jest w stanie<br />
zapaści. Kraj nasz, podobnie jak wiele krajów Europy<br />
Środkowej, ze względu na konieczność całkowitej przebudowy<br />
zaistniałej struktury ochrony zdrowia, jest dziś<br />
nadal w szczególnie trudnej sytuacji.<br />
Nieliczne, niezależne grupy lekarzy już teraz próbują<br />
tworzyć większe, wielospecjalistyczne poradnie czy<br />
polikliniki. W wielu specjalnościach nie ma potrzeby<br />
kupowania drogiego sprzętu diagnostycznego, jednak<br />
czas wizyty jest zazwyczaj znacznie dłuższy niż u innych<br />
specjalistów. I ta właśnie okoliczność powinna również<br />
znaleźć odbicie w wynagrodzeniu, np. psychiatry. Dlatego<br />
uparcie twierdzę, że prywatyzacja w naszej ochronie<br />
zdrowia musi odbywać się oddolnie, na podstawie wiedzy,<br />
autorytetu, rzutkości poszczególnych doktorów, których<br />
z akumulacji ich dochodów stać będzie na usprawnianie<br />
gabinetów, zakup sprzętu i lokali. Wszelkie inne formy<br />
prywatyzacji będą wypaczeniem, a lekarz pozostanie<br />
jedynie marnie płatnym wyrobnikiem. W miarę wzrostu<br />
siły ekonomicznej tych gabinetów ich wspólnym<br />
działaniem może być przejmowanie poradni czy nawet<br />
mniejszych szpitali. One powinny być partnerami zawierającymi<br />
umowy z konkurującymi ze sobą kasami czy<br />
ubezpieczalniami, a nie jednym monstrum-molochem,<br />
niezależnie od tego czy będzie nosił nazwę Narodowy<br />
Fundusz Zdrowia, czy inną.<br />
N<br />
a czyją pomoc może więc liczyć lekarz prywatnie<br />
pracujący, w tak zarysowanych ambitnych<br />
dążeniach?<br />
Niestety – na niczyją!<br />
Musimy sobie uświadomić, jak wielkie siedzi mrowie<br />
pasożytów na obecnym zdegenerowanym systemie.<br />
To, co media dosadnie nazwały już dawno „medyczną<br />
mafią”, nie jest wyłącznie medialnym, wirtualnym tworem.<br />
Setki, jeśli nie tysiące osób, żyje sobie wygodnie<br />
tylko <strong>dla</strong>tego, że nie istnieje silne medyczne środowisko<br />
niezależnych ekonomicznie lekarzy.<br />
Każdy z lekarzy prywatnie praktykujących jest<br />
przez wszelkiego autoramentu władze traktowany podejrzliwie.<br />
Środowisko akademickie wydaje się dobrze<br />
zakorzenione w obecnym systemie i trudno byłoby<br />
oczekiwać z tej strony jakiegokolwiek poważnego zainteresowania<br />
omawianymi aspektami. Tym bardziej, że<br />
30 4_<strong>2012</strong> czerwiec
Dylematy<br />
medycy pracujący w tym systemie, w swoim „zapleczu”<br />
mają do dyspozycji odziały z personelem i sprzęt medyczny,<br />
często unikatowy, a szalenie kosztowny. Konkurowanie<br />
z takimi „tuzami” jest niemożliwe, a jednak od<br />
kilku dziesięcioleci jest codziennym doświadczeniem<br />
prawdziwych gabinetów prywatnych. W izbach lekarskich<br />
sekcja poświęcona prywatnej praktyce ma taką<br />
samą rangę jak koło emerytów. Zresztą izby żyją swym<br />
własnym życiem, mają swoje ważne problemy i afery.<br />
Dochodzi do tego coraz bardziej poniżająca<br />
i czasochłonna mitręga z monopolistą na rynku usług<br />
– Narodowym Funduszem Zdrowia. Uciążliwe i nie do<br />
końca zweryfikowane zasady wypisywania recept, naliczane<br />
kary za nieumyślne nawet błędy w wypisywaniu<br />
recept, bez możliwości odwoływania się, bez wsparcia<br />
ze strony dyrekcji przychodni lub innego czynnika<br />
administracyjnego, niejednemu kandydatowi na Judyma<br />
mogłoby zohydzić pracę w kraju. Grożenie karą za<br />
tzw. nadwykonania lub przestrzeganie lekarzy przed<br />
zbyt intensywną pracę jest u nas chlebem codziennym,<br />
podczas gdy na całym cywilizowanym świecie szanuje<br />
się sprawność, efektywność i wiedzę lekarzy, i jest ona<br />
powodem do premiowania ich pracy. U nas jest tylko<br />
doprowadzeniem zaistniałej sytuacji „ad absurdum”, ale<br />
ileż jeszcze absurdów zostanie nam zaserwowanych?<br />
Czy w przedstawionym sarkastycznym obrazie współczesnej<br />
medycznej rzeczywistości nie ma <strong>dla</strong> nas<br />
szans?<br />
Tak źle chyba jednak nie jest. Poniósł mnie nieco<br />
polemiczny temperament. Widząc na wielu zjazdach tak<br />
wielu młodych, dynamicznych przyszłych specjalistów<br />
można mieć nadzieję, że nie wszyscy z nich wyjadą za<br />
granicę i znaczna część zakasze rękawy i będzie – wbrew<br />
skostniałym, a często i skorumpowanym autorytetom –<br />
czyścić ową stajnię Augiasza, aż dojdzie wreszcie do tego,<br />
że lekarz będzie mógł godnie żyć ze swojej pracy i byle<br />
dyletant czy gryzipiórek nie będzie mógł mu narzucić<br />
jak ma pracować.<br />
Janusz Krzyżowski<br />
psychiatra<br />
„Nazwany według czyjegoś imienia”<br />
W świecie współczesnej medycyny<br />
wypełnionej bezosobowymi<br />
wytycznymi i zaleceniami<br />
warto sięgnąć po książkę,<br />
w której odkrycia, wynalazki,<br />
a także różne choroby połączone<br />
są z nazwiskami ich odkrywców.<br />
Książką tą jest leksykon<br />
Medical eponyms Lindy Perlińskiej<br />
i Janusza Krzyżowskiego,<br />
wydany przez Wydawnictwo<br />
Medyk. To piękne i pożyteczne<br />
dzieło zawiera ponad 13 500<br />
haseł dotyczących medycyny,<br />
w których wszystkie opisane<br />
stany, badania, wydarzenia,<br />
szczegóły anatomiczne, biochemiczne,<br />
techniczne oraz<br />
rzadkie schorzenia mają swoich<br />
konkretnych odkrywców.<br />
Niektóre z nazw są we współczesnym<br />
obiegu, inne mają<br />
znaczenie historyczne.<br />
Wprawdzie Medical eponyms<br />
Lindy Perlińskiej i Janusza<br />
Krzyżowskiego to opracowanie<br />
typu słownikowego,<br />
ale lektura jest wciągająca. Po<br />
przeczytaniu opisu rzadkiego<br />
zespołu chorobowego nieomal<br />
odruchowo zaczynamy czytać<br />
opis następnego hasła. Tam<br />
gdzie chodzi o rzadkie jednostki<br />
chorobowe, opisane<br />
współcześnie, autorzy podają<br />
poza definicją także szczegółowe<br />
odnośniki do piśmiennictwa,<br />
dzięki czemu można<br />
poszerzyć temat, sięgając po<br />
oryginalne doniesienie.<br />
Lektura tego dzieła będzie<br />
pożyteczna <strong>dla</strong> miłośników<br />
historii medycyny, lubiących<br />
wiedzieć więcej, szperaczy,<br />
a także wszystkich przygotowujących<br />
się do egzaminów<br />
testowych, w których pojawiają<br />
się pytania o zespoły skojarzone<br />
z nigdy niewidzianymi<br />
ani niesłyszanymi nazwiskami.<br />
Nie wszyscy są zwolennikami<br />
łączenia konkretnych<br />
stanów chorobowych z nazwiskami.<br />
Autorzy Medical<br />
eponyms przytaczają ciekawe<br />
argumenty za i przeciw zwyczajowi<br />
łączenia schorzeń<br />
z nazwiskami badaczy oraz<br />
lekarzy. Jak piszą Linda Perlińska<br />
i Janusz Krzyżowski, posługiwanie<br />
się historycznymi<br />
nazwiskami ułatwia zapamiętanie<br />
nazwy choroby oraz jest<br />
wyrazem pamięci o lekarzach<br />
zasłużonych <strong>dla</strong> medycyny.<br />
Ten pokaźny tom (680<br />
stron) jest przejrzyście wydrukowany<br />
i poręcznie oprawiony<br />
(oprawa solidna, ale okładka<br />
miękka, wygodna w użyciu),<br />
dzięki czemu z przyjemnością<br />
bierze się go do ręki i łatwo<br />
wertuje.<br />
Podsumowując, Medical<br />
eponyms to ciekawa, pożyteczna<br />
i pomocna w wielu sytuacjach<br />
książka, zasługująca na<br />
miejsce w naszych domowych<br />
lekarskich bibliotekach.<br />
Krystyna Knypl<br />
31 4_<strong>2012</strong> czerwiec
Edukacja podyplomowa<br />
Mogłabyś lepiej<br />
mówić po angielsku…<br />
Krystyna Knypl<br />
Znajomość oraz sposób uczenia się języków<br />
obcych to temat rzeka. Dla niektórych o spokojnym<br />
i leniwym nurcie, <strong>dla</strong> innych jest to rwący potok, ale jedynie skok na głęboką<br />
wodę zmusza nas do zmobilizowania wszystkich sił i umiejętności.<br />
Brak wyobraźni i możliwości<br />
Gdybym miała określić powody skromnej znajomości<br />
języków obcych w moim pokoleniu, to widziałabym<br />
je jako pochodną braku wyobraźni i możliwości.<br />
W moich szkolnych czasach językiem obowiązkowym<br />
był rosyjski, tu i ówdzie niemiecki. Na angielski nie było<br />
specjalnej mody. Granice były zamknięte, paszportów<br />
nie mieliśmy, telewizja stawiała pierwsze kroki, a o internecie<br />
nikt nawet nie myślał. W takiej rzeczywistości<br />
trenowaliśmy pamięć, wkuwając nazwy dziesiątek gałązek<br />
nerwu trójdzielnego, dawki leków oraz objawy chorób<br />
kolejnych dyscyplin klinicznych.<br />
Lektorat z języka angielskiego specjalnie mnie<br />
nie przygotował do praktycznego porozumiewania się.<br />
Z tym zasobem umiejętności, więcej niż skromnej,<br />
rozpoczęłam szpitalną karierę, której niezbędnym<br />
elementem była znajomość języka angielskiego oraz<br />
czytanie prac publikowanych w zagranicznych journalach.<br />
Zauważywszy braki w edukacji, wybrałam<br />
się na jeden czy drugi kurs, ale od zaliczenia takiego<br />
kursu do swobodnej konwersacji droga daleka.<br />
W otoczeniu pojawiły się pierwsze dłuższe wyjazdy na<br />
stypendia zagraniczne. Koledzy powracali i barwnie<br />
opowiadali o swoich perypetiach z językiem angielskim.<br />
Było to śmieszne, gdy się słuchało, ale na samą<br />
myśl, że trzeba by stanąć oko w oko z bulgocącym po<br />
angielsku Amerykaninem lub co gorzej kaleczącym<br />
język przedstawicielem rasy innej niż biała, również<br />
przybyłym na podbój Ameryki, robiło się niemiło<br />
w okolicy nadbrzusza.<br />
Na rynku pojawiły się narzędzia do samodzielnej<br />
nauki języka – płyty, kasety, anglojęzyczne kanały w telewizji.<br />
To był następny etap oswojenia się z brzmieniem,<br />
ale bez możliwości praktycznej weryfikacji tego, co<br />
potrafię. Dopiero szerokie otwarcie granic pozwoliło na<br />
przetestowanie praktycznych możliwości komunikacji<br />
w języku angielskim. Na lotnisku, w hotelu, gdzie obowiązują<br />
proste i krótkie pytania jakoś szło…<br />
Na szerszych wodach<br />
W 2005 roku wybrałam się na kongres Inter-<br />
Aamerican Society of Hypertension w Cancun, gdzie<br />
prezentowałam poster na temat „Compliance with lowsalt<br />
diet in hypertensive patients”. Podróż do i z Cancun<br />
odbywała się z przesiadką w Houston. Jeśli przylatuje<br />
się do Stanów Zjednoczonych z zagranicy, to procedura<br />
przesiadki wiąże się z koniecznością odebrania i ponownego<br />
nadania bagażu. Dodatkową atrakcją jest rozmowa<br />
z pogranicznikiem. W moim wypadku rezultatem tej<br />
pogawędki, a może tylko zdarzeniem losowym, było<br />
wytypowanie mojej walizki do „physical inspection”,<br />
a pamiątką po tym zdarzeniu znalezione w walizce,<br />
szczęśliwie już w Warszawie, „pismo urzędowe”. Podróże<br />
kształcą w różny sposób, o czym przekonałam<br />
się w niecodziennych okolicznościach.<br />
Podczas pobytu w Cancun po zakończeniu kongresu<br />
pojechałam na wycieczkę do słynnych piramid<br />
w Chichen Itza. W autobusie przypadło mi miejsce<br />
obok właścicielki sporych rozmiarów kapelusza w kolorze<br />
fioletowym. Turystka okazała się Amerykanką,<br />
32 4_<strong>2012</strong> czerwiec
Edukacja podyplomowa<br />
zamieszkałą w Kansas City. Poza kapeluszem miała też<br />
egzotyczne imię Tamara. Podczas podróży do piramid<br />
dowiedziałam się, że pracuje jako dyrektor marketingu<br />
w branży medycznej, ma syna Jeffa oraz wychowanicę<br />
Yordi, która jest emigrantką z Kuby. Od słowa do<br />
słowa po kilku godzinach byłyśmy przyjaciółkami<br />
w amerykańskim znaczeniu tego słowa. Podczas drogi<br />
powrotnej rozmawiałyśmy z Tamarą na różne tematy.<br />
Czułam, że w dłuższej konwersacji potykam się o braki<br />
w słownictwie oraz problemy gramatyczne. Pod wieczór<br />
dojechaliśmy do naszych hoteli. Tamara żegnając się<br />
ze mną, wygłosiła z sympatycznym uśmiechem zdanie:<br />
mogłabyś lepiej mówić po angielsku…<br />
Wypowiadając to zdanie, zachęciła mnie jak<br />
nikt wcześniej. Duże zasługi muszę też przypisać mojej<br />
córce, mówiącej zawsze,<br />
gdy pytałam ją o jakieś<br />
zwroty po angielsku,<br />
słynną w moim domu<br />
frazę „masz to wszystko<br />
w głowie, tylko dobrze<br />
poszukaj”.<br />
Szukam oferty<br />
edukacyjnej<br />
Wzięłam sobie<br />
do serca słowa<br />
Tamary i podjęłam<br />
poszukiwania odpowiedniej<br />
szkoły,<br />
w której mogłabym<br />
ucywilizować swój<br />
angielski. Wszystkie<br />
były jednak nastawione<br />
na nastolatków,<br />
studentów,<br />
no może jeszcze<br />
„młodych profesjonalistów”,<br />
ale<br />
kto by sobie zawracał<br />
głowę panią<br />
dobiegającą<br />
sześćdziesiątki!<br />
Nie tracąc jednak nadziei, że znajdę coś odpowiedniego,<br />
błąkałam się po internecie i zupełnie<br />
przypadkowo natknęłam się na ofertę szkoły Acadia<br />
Center for English Immersion w Thomaston. Szkoła<br />
obecnie przeniosła się do miasteczka Camden, położonego<br />
około 25 km na północ od Thomaston. Placówka<br />
reklamowała się, że przyjmuje na naukę wszystkich<br />
chętnych, niezależnie od wieku.<br />
Najstarszy student Acadia Center for English<br />
Immersion miał podobno 72 lata. Podobało mi się<br />
takie podejście. Napisałam do właściciela i po krótkiej<br />
wymianie korespondencji wykupiłam 2-tygodniowy<br />
kurs nauki języka angielskiego typu deep immersion.<br />
Inwestycja była dość poważna. Mimo uzyskanej zniżki<br />
na legitymację dziennikarską sam kurs kosztował około<br />
2000 dol. Byłam tak zdeterminowana na ucywilizowanie<br />
mojego angielskiego, że przesłałam przelewem bankowym<br />
sporą kwotę pieniędzy na konto nieznanego mi<br />
osobiście centrum, ale w jakimś wewnętrznym przekonaniu,<br />
że to dobra decyzja i dobra szkoła.<br />
Ruszam na wyprawę edukacyjną<br />
Ustalając warunki pobytu, poprosiłam o zakwaterowanie<br />
w rodzinie zbliżonej do mnie wiekowo,<br />
niepalącej. Sama była zdziwiona tym egoistycznym<br />
i asertywnym podejściem do rzeczywistości, ale uznałam<br />
że 100% mojej uwagi ma być skupione na nauce,<br />
a nie znoszeniu z „godnością osobistą” ewentualnych<br />
mankamentów zakwaterowania.<br />
Dojechać w jeden dzień z Warszawy do Thomaston<br />
nie było ani łatwo, ani tanio. Zdecydowałam się po<br />
długich poszukiwaniach na podróż podzieloną na dwa<br />
etapy. Pierwsza część prowadziła przez Paryż do Bostonu,<br />
gdzie zatrzymałam się na dwie noce. Organizując swój<br />
krótki pobyt w Bostonie, sporo się naszukałam, aby znaleźć<br />
lokum w rozsądnej cenie. W końcu wybór padł na<br />
hostel o szumnej nazwie Berkeley Residency, w którym<br />
jednoosobowy pokój bez łazienki kosztuje około 70 dol.<br />
Nie mogłam też znaleźć serwisu autobusowego z lotniska<br />
do hotelu i w rezultacie podróż na tym odcinku odbyłam<br />
taksówką za około 30 dol. w jedną stronę. Uboższa<br />
kilkadziesiąt dolarów, przekroczyłam podwoje Berkeley<br />
Residency, kierując się do recepcji, spotkanie z którą<br />
33 4_<strong>2012</strong> czerwiec
Edukacja podyplomowa<br />
Fot. @mimax2<br />
na długo utkwiło mi<br />
w pamięci. W hostelu<br />
tym funkcjonował<br />
bardzo ciekawy sposób<br />
dbania o bezpieczeństwo<br />
pokoi.<br />
– Masz tu klucz<br />
do pokoju, który mieści<br />
się pod numerem<br />
432, ale na kluczu jest<br />
napisane 17 B. Dobrze<br />
zapamiętaj prawdziwy<br />
numer swojego pokoju,<br />
bo na kluczu masz<br />
inny, ale jak zgubisz<br />
klucz, to złodziej nie<br />
będzie wiedział, do<br />
którego pokoju ten<br />
klucz pasuje.<br />
Wjechałam<br />
windą na czwarte<br />
piętro i weszłam do<br />
Przez następne dwa dni zwiedziałam Boston,<br />
kupiłam też bilety autobusowe linii Concord Trailways<br />
do Thomaston. Autobus odjeżdżał z South Station (http://<br />
www.concordcoachlines.com/south-station.html). Dzięki<br />
odwiedzinom na stronie internetowej przewoźnika,<br />
odbyte w trakcie pisania tego artykułu, dowiedziałam się,<br />
że dziś autobusy mają na pokładzie wi-fi, co jest ciekawym<br />
znakiem czasu. Jeszcze przed kilku laty symbolem<br />
komfortu był telewizor z filmami do oglądania w czasie<br />
podróży. Po około 3 godzinach dojechałam do Portland,<br />
gdzie zostałam odebrana przez właściciela szkoły. Potem<br />
jeszcze około 130 km samochodem i byliśmy na miejscu.<br />
Edukacyjna trasa była więc następująca: Warszawa-Paryż-Boston-Portland-Thomaston.<br />
Moimi gospodarzami<br />
byli Ursula i Steve McCarthy. Ursula była pracownicą<br />
wydziału politologii Georgetown University, a Steve<br />
byłym wojskowym, a także zawodowym inwestorem<br />
giełdowym.<br />
Najważniejsza jest praktyka<br />
Moimi kolegami na kursie byli młodzi dorośli<br />
skierowani przez pracodawców w celu ulepszenia<br />
Hanckock Tower w Bostonie<br />
Uczestnicy i nauczyciele Acadia Center for English Immersion w Thomaston<br />
swojego pokoju. Obejrzałam<br />
pokój, wspólną łazienkę…<br />
wszystko było bardzo<br />
niskobudżetowe. Jedynie<br />
widok za oknem był pięciogwiazdkowy.<br />
Przed moim<br />
oczami pyszniła się słynna<br />
Hanckock Tower. Nieważne<br />
było chybocące się krzesło,<br />
odrapane ściany łazienki i ta<br />
pchła, która skoczyła mi na<br />
nogę. Hanckock Tower dawał<br />
mi poczucie, że jestem<br />
w wielkim świecie… Całą<br />
noc podziwiałam wieżę, bo<br />
nieopodal na ulicy grupa<br />
wyrostków urządziła sobie<br />
street party.<br />
34 4_<strong>2012</strong> czerwiec
Edukacja podyplomowa<br />
Byłam też z moimi gospodarzami na mszy w kościele<br />
baptystów. Jednak największym wydarzeniem w czasie<br />
mojego pobytu był huragan Katrina. Oglądałam wiele<br />
bezpośrednich transmisji w amerykańskiej telewizji<br />
i miałam szerszy wgląd w ten niszczycielski żywioł. Na<br />
zakończenie pobytu otrzymałam na pamiątkę od Ursuli<br />
i Steve’a książkę z ich wspaniałej biblioteki, z dedykacją.<br />
Gdy czytam po kilku latach dedykację, którą napisała<br />
Ursula w dniu mojego wyjazdu, to myślę, że była dobrym<br />
psychologiem i spostrzegawczym obserwatorem.<br />
Samo przedsięwzięcie edukacyjne oceniam jako<br />
ze wszech miar udane. Udało mi się nadrobić zaległości<br />
powstałe z nie do końca trafnego wytyczania celów życiowych<br />
oraz nieświadomości, że język angielski będzie<br />
potrzebny na co dzień. Nie byłam w stanie wyobrazić<br />
sobie nawet takiej potrzeby. Żyliśmy w innym świecie.<br />
Po zakupach w Freeport, słynącym ze sklepów z dobrymi cenami<br />
Krystyna Knypl<br />
internista hipertensjolog<br />
umiejętności językowych.<br />
Były to dwie Latynoski,<br />
zamężne z Amerykanami<br />
i z tego tytułu zamieszkałe<br />
w Stanach Zjednoczonych,<br />
księgowy z Meksyku, Żyd<br />
rosyjskiego pochodzenia,<br />
którego rodzina wyemigrowała<br />
i w rezultacie wylądowała<br />
na Dominikanie, no<br />
i ja – wyzwolona niewolnica<br />
ubezpieczalniana, będąca nowoczesną<br />
odmianą niewolnicy<br />
Isaury.<br />
Struktura zajęć była następująca:<br />
od 9 do 12 mieliśmy lekcje grupowe, potem<br />
wspólny lunch i kontynuowanie konwersacji po angielsku<br />
przy stole. Po lunchu do godziny 16 był czas wolny. Dwa<br />
razy w tygodniu od 16.00 do 17.30 były indywidualne<br />
lekcje z lektorem, a w pozostałe dni po południu<br />
jeździliśmy na wycieczki do pobliskich miejscowości,<br />
takich jak Camden czy Freeport. Kolacje jadaliśmy<br />
z host family. Moi gospodarze uważali, że jestem nie<br />
lada atrakcją i zapraszano różne osoby na przyjęcia.<br />
35 4_<strong>2012</strong> czerwiec
Po dyżurze<br />
Lekarskie hobby<br />
Rzecz o dojrzewaniu<br />
po drugiej młodości<br />
Michał Galewicz<br />
Lubię ten zakręt. Od 3 lat codziennie przejeżdżam go w drodze do pracy i znam już<br />
każdy jego kawałek. Zaczyna się prawoskrętem z dwupasmowej szerokiej obwodnicy.<br />
Zakręt jest stopniowo zacieśniający się i wiodący w górę do krótkiej prostej,<br />
za którą na skrzyżowaniu skręcam w prawo na wiadukt nad obwodnicą, na drogę<br />
wiodącą bezpośrednio do szpitala. Na obwodnicy jedzie się 90 km/h, na początku<br />
prawoskrętu jest ograniczenie do 70 km/h, później gdy zaczyna się ciasny ślimak<br />
180 o stoi znak 30 km/h, aż do skrzyżowania na górze i znaku STOP.<br />
Codziennie wolno przejeżdżając samochodem,<br />
staram się pokonać go płynnie<br />
tak, żeby raz na dole, na obwodnicy włączony<br />
kierunkowskaz nie wyłączył się, aż dopiero na<br />
górze za skrzyżowaniem. Gdzieś dopiero po<br />
roku prób zaczęło mi się to udawać regularnie.<br />
Wcześniej ciągle robiłem gdzieś błąd: albo za<br />
ciasno wchodziłem w zakręt i później musiałem<br />
za mocno odkręcić kierownicę i kierunkowskaz się<br />
wyłączał, albo za szeroko, i żeby nie wyjechać poza<br />
prawoskręt musiałem na ślimaku robić poprawkę<br />
i w efekcie znów kierunkowskaz się wyłączył przed<br />
skrzyżowaniem. Z google.<br />
maps<br />
wydrukowałem sobie powiększenie trasy<br />
i godzinami je studiowałem, by zapamiętać<br />
idealny tor jazdy.<br />
W google.maps doskonale widać<br />
z góry drogę, lecz nie widać nachylenia terenu.<br />
Przejeżdżając codziennie dostrzegłem,<br />
że na początku ten prawoskręt jest<br />
dodatnio wyprofilowany, tak jak na<br />
torze, ale potem profil nie wiedzieć<br />
czemu staje się ujemny ze spadkiem<br />
na zewnątrz, by na samym końcu<br />
przed skrzyżowaniem wreszcie się<br />
wyrównał i w końcu stał się neutralny.<br />
Lubię ten zakręt, bo przypomina<br />
mi moje najlepsze chwile<br />
i moje hobby, które przez kilka lat<br />
pochłaniało mnie bez reszty. Wyścigi<br />
motocyklowe na torze.<br />
36 4_<strong>2012</strong> czerwiec
Po dyżurze<br />
Początki<br />
Wszystko zaczęło się w głębokiej młodości, kiedy<br />
będąc w liceum, i nie mając jeszcze prawa jazdy, podkradałem<br />
emzetkę starszemu bratu, żeby przejechać<br />
się po okolicznych ulicach. Teraz myślę, że to <strong>dla</strong>tego<br />
motocykl kojarzy mi się z przygodą, zakazanym owocem<br />
i emocjami.<br />
W 2001 roku już jako poważny doktor wracałem<br />
samochodem do Polski, jadąc przez Niemcy autostradą<br />
pomiędzy Monachium a Zgorzelcem, wzdłuż czeskiej<br />
granicy. Autostrada była szeroka, często bez ograniczeń<br />
prędkości, jak to w Niemczech, a ja miałem wówczas<br />
opla vectrę z silnikiem 2.5V6 . Jechałem spokojnie,<br />
z mniej więcej stałą prędkością 200 km/h lewym pasem,<br />
podziwiałem malownicze wzniesienia i spadki autostrady,<br />
żona spała na siedzeniu obok, gdy we wstecznym<br />
lusterku zobaczyłem dość szybko zbliżające się inne<br />
auto. Prędko usunąłem się na środkowy pas, auto mnie<br />
wyprzedziło, a ja ze zdumieniem zobaczyłem, że za autem,<br />
przyklejony do niego mknął motocyklista. Kilka wzniesień<br />
i spadków dalej zobaczyłem, że ten wyprzedzający<br />
mnie samochód usunął się motocykliście, który jeszcze<br />
mocniej dodał gazu i zniknął za horyzontem. Wtedy się<br />
zdecydowałem. Krótko po powrocie kupiłem pierwsze<br />
moto. Hondę CBR600F.<br />
W Polsce jest praktycznie jeden tor, na którym<br />
można rozgrywać wyścigi motocyklowe. W Przeźmierowie<br />
niedaleko Poznania. Pierwszy raz jak przekraczałem<br />
bramę, byłem w euforii. Ryk silników słyszany z daleka,<br />
zapach spalonej benzyny upajał mnie tak, ze chciałem<br />
jak najszybciej wyjechać na tor i poczuć jak to jest. Kilka<br />
minut później przeżyłem szok i przerażenie, gdy zobaczyłem<br />
pierwszego zawodnika, wielokrotnego medalistę<br />
Mistrzostw Polski, późniejszego bardzo dobrego kolegę,<br />
z którym zwykle mieszkałem razem w czasie zawodów,<br />
jak zjeżdżał po treningu swojej klasy do boksu. Jego skórzany<br />
kombinezon był cały poobcierany! Dopiero wtedy<br />
do mnie dotarło, że ta zabawa może być niebezpieczna.<br />
Można się przewrócić!!! Drugi wstrząs przeżyłem, jak<br />
przyjrzałem się motocyklowi. Jego kawasaki w niczym<br />
nie przypominało motocykla fabrycznego. Raz, że praktycznie<br />
każdy element moto był stuningowany, to na<br />
dodatek wszystko nosiło ślady przewrotek. Ile te części<br />
i naprawy musiały kosztować??? Popatrzyłem na swoją<br />
wycacaną hondę, na mój niedraśnięty kombinezon<br />
i przeszło mi przez głowę pytanie, czy ja naprawdę wiem,<br />
w co się pakuję. W końcu pomyślałem sobie, że przecież<br />
nie muszę szaleć, że nie jestem młokosem, mam żonę,<br />
dwójkę dzieci, jestem odpowiedzialny, przyjechałem <strong>dla</strong><br />
przyjemności i w ogóle będę jeździł przede wszystkim<br />
spokojnie.<br />
Było tak, jak postanowiłem na treningach, lecz na<br />
wyścigu przeżyłem kolejną lekcję. Wszystkie rozsądne<br />
myśli , które miałem w głowie, zaraz po starcie zamieniły<br />
się w jedno uczucie: „muszę dorwać tego gościa przede<br />
mną!”. Wyścig przeżyłem, walcząc o życie na każdym<br />
zakręcie, a widząc kolejnych przewracających się kolegów,<br />
miałem wrażenie, że startuję w Wielkiej Pardubickiej.<br />
Na koniec spocony, wyczerpany fizycznie nie wiedzieć<br />
czemu, ale bezgranicznie szczęśliwy mijałem linię mety<br />
jako czwarty. Zaczynało nas – napakowanych adrenaliną<br />
żółtodziobów bez licencji – szesnastu, do mety dojechało<br />
ośmiu. Podczas powrotu do domu nie przechodziła mi<br />
euforia i wiedziałem, że od tej pory to będzie mój świat.<br />
Prędkość, strach i wypadki<br />
Na torze w Poznaniu prosta start-meta ma zaledwie<br />
560 m długości. W Magny Cours najdłuższy odcinek<br />
w miarę prosty, między zakrętami Estoril i Adelaide,<br />
ma ok. 1300 m (najdłuższą prostą w Europie ma tor<br />
Mugello we Włoszech, ale tam nie jeździłem). Na obu<br />
torach osiągałem taką samą prędkość maksymalną. Nie<br />
wiem dokładnie jaką, bo elektroniczny licznik w yamasze<br />
R1, która u mnie nastała po hondzie jako prawdziwy<br />
superbike gdy startowałem już jako licencjonowany<br />
zawodnik, pokazuje tylko do 299 km/h, ale nie było to<br />
wiele więcej. Nigdy też nie widziałem „na żywo” mojego<br />
prędkościomierza pokazującego tę wartość, a wiem to<br />
z nagrań kamery, którą na treningach przykręcałem<br />
do motocykla tak, żeby filmowała zegary i trasę przez<br />
owiewkę.<br />
Znam każdy centymetr toru w Poznaniu i wiem,<br />
że wyjeżdżając z ostatniego 90-stopniowego zakrętu<br />
na prostą start-meta trzeba na tyle mocno odkręcić<br />
gaz, żeby siła odśrodkowa wyrzuciła motocykl niemal<br />
całkowicie na zewnątrz, najlepiej na ostrzegawczą<br />
37 4_<strong>2012</strong> czerwiec
Po dyżurze<br />
białą linię. Trzeba dobrze wyczuć to odkręcenie gazu<br />
w 183-konnym, ważącym niecałe 200 kg motocyklu, tak<br />
by tylne koło obracało się na granicy uślizgu, a jednocześnie<br />
klatką piersiową trzeba dociążyć zbiornik paliwa,<br />
by zapobiec podrywaniu się przedniego koła i całą<br />
energię wykorzystać do jazdy na wprost. No, prawie na<br />
wprost, bo ciągle jeszcze, wychodząc z zakrętu, jedzie<br />
się w pochyleniu, szorując wewnętrznym kolanem po<br />
Moja druga miłość<br />
asfalcie. Jeżeli zrobię to za słabo, to ryzykuję, że ten gość<br />
tuż za mną widowiskowo mnie wyprzedzi, szczególnie<br />
jeśli jest to ostatnie okrążenie wyścigu. Jeśli wszystko<br />
uda się zgrać precyzyjnie, to mknę już prostą, widząc<br />
znak „META”, wykorzystując pełną moc silnika. Jeśli<br />
zaś przesadzę i wyjadę poza tor w trawę, to w tych<br />
okolicznościach najczęściej jazda <strong>dla</strong> mnie tu się kończy,<br />
przyjeżdża po mnie karetka, a po moje moto specjalne<br />
auto, nazywane w gwarze trupiarką. Mimo że nikt na<br />
tym zakręcie w Poznaniu się nie zabił, to uważany jest<br />
za niebezpieczny; znam kolegów, którzy przesadzili<br />
i widziałem, co zostało z ich maszyn.<br />
Na początku stale patrzyłem na tę białą linię<br />
ostrzegawczą, żeby nie daj Boże nie wyjechać poza nią.<br />
Niestety ciągle mnie ktoś zaraz za tym zakrętem wyprzedzał.<br />
Toteż na każdym kolejnym okrążeniu starałem się<br />
ciut mniej zahamować przed zakrętem, przejechać go<br />
nieco szybciej, niż poprzednio, oraz wcześniej i mocniej<br />
dodać gazu. No i któregoś razu bezwiednie i rozpaczliwie<br />
aż krzyknąłem pod kaskiem, widząc że moto niechybnie<br />
wyleci poza asfalt. Spociłem się<br />
w sekundzie, poczułem że to chyba<br />
już koniec ze mną, ale jakimś cudem<br />
zmieściłem się na torze. Dopiero po<br />
chwili zorientowałem się, a nagranie<br />
z kamery to potwierdziło, że wreszcie<br />
pokonałem zakręt idealnie. Od<br />
tej pory wiedziałem, ze dobrze pokonywać<br />
zakręty na torze, to znaczy<br />
za każdym razem bać się, że to już<br />
koniec i „mieć mokro w spodniach”.<br />
I co gorsza, to uczucie okazało się<br />
mocno uzależniającym narkotykiem.<br />
Na dodatek zauważyłem, że dużo<br />
większą frajdą jest jechać w pełnym<br />
złożeniu, dotykając kolanem asfaltu<br />
i mając głowę kilkadziesiąt centymetrów<br />
nad ziemią, z prędkością<br />
np. 160 km/h, niż po prostej dwa<br />
razy tyle.<br />
Przewróciłem się na motocyklu<br />
kilkanaście razy. Głównie na<br />
torze, a tylko dwa razy na ulicy. Wypadek<br />
na torze z reguły jest dużo mniej niebezpieczny,<br />
niż na ulicy. Przede wszystkim na torze jest ruch tylko<br />
w jedną stronę, nie ma drzew, samochodów, latarni,<br />
budynków ani pieszych. Nie ma krawężników, studzienek,<br />
dziur i kamieni. Tylko równy jak stół asfalt, trawa<br />
lub piach poza nim oraz ochronne bandy, tam gdzie<br />
infrastruktura tego wymaga. Zupełnie odwrotnie, niż<br />
na ulicy. Tam jest wszystko to, czego nie ma na torze,<br />
a nie ma żadnych zabezpieczeń. Oczywiście ze względu<br />
na prędkości rozwijane na torze tu też można się zabić<br />
i pod tym względem obiekt w Poznaniu nie różni się<br />
niczym od innych – również ma swoją czarną historię.<br />
Fotografie z archiwum autora<br />
38 4_<strong>2012</strong> czerwiec
Po dyżurze<br />
Jeżdżąc co tydzień na popołudniowe treningi, raz<br />
w miesiącu na 4-dniowe zawody oraz poza sezonem na<br />
2-3 dniowe imprezy wyścigowe widzi się lub samemu<br />
doznaje tak dużo wywrotek mniej lub bardziej groźnych,<br />
że szybko powszednieją i jeśli tylko nie kończą<br />
się poważnym uszkodzeniem zdrowia, nikt nie zwraca<br />
na nie uwagi.<br />
Hobby a praca, czas i koszty<br />
Miałem to szczęście, że mogłem tak zorganizować<br />
swoją pracę, aby mieć jedno popołudnie w tygodniu<br />
wolne, przyjechać do pracy samochodem z przyczepą<br />
i już zamontowanym na niej motocyklem, i by wyruszyć<br />
z Płocka o 11.00 i zdążyć do Przeźmierowa na trening<br />
między 14.00 a 17.00. Miałem na tyle wyrozumiałą<br />
rodzinę, że zgadzała się, bym niejeden weekend spędzał<br />
bez niej, na tych nietypowych rozrywkach. Zapewne<br />
też przez hobby opóźniłem o parę lat swoje staże i egzamin<br />
specjalizacyjny, bo zamiast książek i artykułów<br />
kardiologicznych kupowałem i czytałem specjalistyczne<br />
książki i czasopisma motocyklowe. Niemniej jednak nie<br />
czas zabierany rodzinie czy sobie, ani organizacja mojej<br />
pracy zawodowej, lecz finanse związane z tym hobby<br />
stały się największym problemem. Przy czym cena samego<br />
motocykla wcale nie rzutowała znacząco na cały<br />
budżet. Koszty opon, kompletów owiewek, zawieszeń,<br />
stu innych części, czy wreszcie wpisowych i akomodacji<br />
na torach robiły problem. 10 lat temu wszystkich<br />
zawodników w miarę regularnie jeżdżących w szumnie<br />
nazywanych Międzynarodowych Wyścigowych Mistrzostwach<br />
Polski było może trzydziestu. Pojedynczy<br />
szczęśliwcy, wybitnie utalentowani, mieli sponsorów<br />
w postaci fabrycznego zespołu Yamahy czy Suzuki, albo<br />
korzystali z szaleństwa i rozrzutności dyrektora lub<br />
właściciela zakładu pracy, w którym byli zatrudnieni.<br />
Były bodajże trzy zespoły, w których zawodnicy mieli<br />
własnych mechaników, serwis części itp. Ja nie miałem<br />
ani talentu, ani wyników sportowych i sam <strong>dla</strong> siebie<br />
byłem sponsorem, mechanikiem i zaopatrzeniowcem.<br />
Z perspektywy czasu uważam, że dobrze że nie miałem<br />
talentu, bo nie mając żadnych szans na inne niż własne<br />
finansowanie puściłbym rodzinę z torbami. Jak wiadomo<br />
narkotyki uzależniają i w środowisku dobrze znany jest<br />
mistrz Polski, który żeby zdobyć środki na dokończenie<br />
sezonu najpierw zadłużył wcześniej dobrze prosperującą<br />
własną firmę, a potem wyprzedawał z domu co cenniejsze<br />
rzeczy, w tym meble.<br />
Wszystko się kiedyś kończy<br />
Ostatni raz pojechałem na wyścig wiosną 2007<br />
roku, dwa dni po zdaniu kardiologii. Egzamin poszedł mi<br />
bardzo dobrze. Zdawałem go nomen omen w Poznaniu<br />
we wtorek, a w czwartek jako jeden z pierwszych byłem<br />
w Przeźmierowie i instalowaliśmy się z kolegą w przyczepie<br />
kempingowej. Niesiony radością po udanym<br />
egzaminie, w czwartek, piątek i sobotę z zajadłością<br />
oddawałem się treningom, raz za razem poprawiając<br />
rekordy życiowe czasów okrążeń. Nastrój podnosiła<br />
mi piękna pogoda, czyli słońce i bezchmurne niebo<br />
w ciągu dnia, tak że nawet nocne przymrozki w niczym<br />
mi nie przeszkadzały. W niedzielę o 9 rano przed<br />
wyścigiem jest zawsze tzw. 10-minutowa rozgrzewka,<br />
by można było wyjechać na tor ostatni raz, sprawdzić<br />
moto i ewentualnie dokonać poprawek w ustawieniu<br />
zawieszenia czy doborze opon. Ja już wcześniej miałem<br />
wszystko opracowane i zdecydowałem, że nowe opony<br />
założę po rozgrzewce, tuż przed wyścigiem, żeby były<br />
jak najdłużej w jak najlepszym stanie. Na rozgrzewkę<br />
wyjechałem zatem na tych, które zostały mi po treningu<br />
kwalifikacyjnym w sobotę. Wcześniej jak zawsze<br />
założyłem koce grzewcze, toteż wyjeżdżając, od razu<br />
ostro wziąłem się za pokonywanie zakrętów . Kończąc<br />
pierwsze okrążenie, idealnie pokonałem zakręt przed<br />
prostą start-meta i mknąłem pełną mocą i prędkością<br />
przed powoli już gromadzącymi się na trybunie widzami.<br />
Sam jak oglądałem wyścigi, lubiłem stamtąd patrzeć na<br />
koniec prostej start-meta, gdy przejeżdżający zawodnicy<br />
z ogromną prędkością rozpoczynali hamowanie, by<br />
zaraz złożyć się w niekończący się prawy zakręt, zwany<br />
„Dużą patelnią”.<br />
Minąłem trybuny i już widziałem szybko zbliżające<br />
się znaki ostrzegawcze o „Dużej patelni”. Przejechałem<br />
pełnym gazem charakterystyczny uskok, opóźniłem<br />
decyzję o hamowaniu jeszcze o kilka milisekund, po<br />
czym wyprostowałem się, zwiększając opór powietrza,<br />
zmieniłem pozycję na motocyklu i pochylając<br />
39 4_<strong>2012</strong> czerwiec
Po dyżurze<br />
się w prawo, jednocześnie dwoma palcami wcisnąłem<br />
klamkę hamulca. Niestety przednia opona puściła natychmiast.<br />
Dobrze dogrzana, ale już mocno zużyta opona<br />
nie wystarczyła na jeszcze zmrożony po nocy asfalt.<br />
Niekontrolowany poślizg w zakręcie przedniego koła<br />
natychmiast kończy się upadkiem. Nie wiem z jaką prędkością<br />
wtedy jechałem. Zwykle w tym punkcie miałem<br />
jakieś 272-273 km/h. Nie przeleciał mi w głowie żaden<br />
kalejdoskop z mojego życia, a jedyne, co pamiętam, to<br />
mgnienie świadomości: „szkoda, że to już się kończy...”<br />
Jednak przeżyłem, a z późniejszych relacji<br />
kolegów i widzów dowiedziałem się, że<br />
powinienem żałować, że nie widziałem jak<br />
mnie i motocykl mieliło we wszystkich<br />
możliwych kierunkach i że było to niezmiernie<br />
efektowne. Niestety nie przeżyło<br />
tego moje moto. A zakupu kolejnego nie przeżyłaby<br />
moja rodzina. Wiedziałem ponadto,<br />
że po ciężkich wypadkach długo ma się<br />
uraz psychiczny, a ponieważ jazda na<br />
pół gwizdka już mnie nie bawiła, to<br />
zdecydowałem, że w tak spektakularny<br />
sposób zakończę przygodę<br />
z Wyścigami Motocyklowymi.<br />
Przez jakiś czas miałem jeszcze drugą yamahę R1,<br />
którą jeździłem po drogach. Któregoś dnia pojechałem<br />
w niedzielę z Płocka do Gniezna oglądać samochody<br />
w licznych tam komisach, a ponieważ zeszło mi dłużej<br />
niż planowałem, zdecydowałem, że na drogę powrotną<br />
wybiorę dobrze znaną mi autostradę do Konina. Na<br />
autostradzie rzadko są patrole policyjne, toteż rozpędziłem<br />
moto do słusznej prędkości, wyprzedzałem żwawo<br />
wszystkich uczestników ruchu, gdy przed sobą na horyzoncie<br />
zobaczyłem dwa inne zbliżające się do siebie<br />
auta, które także dość istotnie przekraczały prędkość<br />
i wyprzedzały pozostałe samochody. Dla mojej R1 nie<br />
było problemem jeszcze przyspieszyć i po krótkiej chwili<br />
dogoniłem drugie z aut. Było to audi A6, przed którym<br />
robiąc miejsce, właśnie zjeżdżał na prawy pas autostrady<br />
ten pierwszy doganiany. Minęliśmy auto jeden za drugim.<br />
A6 przyspieszyło jakby kierowca chciał się przekonać, czy<br />
wytrzymam jego tempo. Cóż, nowoczesne samochody<br />
mają elektroniczną blokadę prędkości przy 250 km/h,<br />
Zdarza się, że tak się kończy wyścig<br />
widocznie to audi ją miało i za<br />
moment kierowca poczuł się<br />
zmuszony do zjechania mi<br />
z pasa. Odkręciłem gaz już<br />
do oporu i bez wysiłku<br />
wyprzedzając audi przypomniałem<br />
sobie, jak<br />
to było te<br />
kilka lat temu w Niemczech na autostradzie, z tym że<br />
teraz to ja byłem tamtym motocyklistą.<br />
Minutę dalej hamowałem przed bramkami i po<br />
zapłaceniu za przejazd ruszyłem spokojnie do domu.<br />
Po tym zdarzeniu całkiem przeszła mi chęć na szybką<br />
jazdę po drogach i kilka miesięcy później sprzedałem<br />
moją yamahę R1.<br />
We Francji miałem jeszcze jeden motocykl. Była<br />
to kupiona w Polsce, tak jak za pierwszym razem 600-ka,<br />
lecz tym razem suzuki GSXR. Jeździłem nią do pracy,<br />
i mimo że jest to motocykl sportowy, z reguły nie przekraczałem<br />
przepisów. Na mojej drodze, na obwodnicy<br />
miasta często wyprzedzała mnie francuska yamaha R1<br />
z kierowcą w sportowym kombinezonie. Wyprzedzając,<br />
pozdrawiał mnie wysuwając prawą nogę, a ja mu przyjaźnie<br />
odmachiwałem ręką, co musiał widzieć w lusterku.<br />
Nawet jak jeździłem do pracy autem, to zapewne rozpoznawał<br />
mnie po polskiej rejestracji i wyprzedzając,<br />
również pozdrawiał gestem. Zjeżdżał tym samym co ja<br />
40 4_<strong>2012</strong> czerwiec
Po dyżurze<br />
ślimakiem, ale na skrzyżowaniu skręcał w lewo i zaraz<br />
parkował przy szkole motocyklowej nauki jazdy, gdzie<br />
jak przypuszczałem był instruktorem.<br />
Tego dnia chyba był spóźniony do pracy, bo<br />
jadąc spokojnie moim moto lewym pasem obwodnicy,<br />
widziałem w lusterku, że zbliża się do mnie szybko, ale<br />
zamiast zwolnić i jechać za mną, włączył długie światła,<br />
żądając bym mu się usunął, tak by sam zdążył się<br />
wepchnąć jeszcze przede mną. Zjechałem czym prędzej,<br />
ustępując mu pierwszeństwa, ale jego gest mnie zirytował.<br />
Chyba <strong>dla</strong>tego, że tym przedłużonym świeceniem<br />
świateł poczułem się potraktowany jak zawalidroga,<br />
albo co gorsze niedorajda, co nie potrafi szybciej jechać.<br />
Zagrała we mnie krew przodków-ułanów, zredukowałem<br />
bieg, żeby mieć większe przyspieszenie, i odkręciłem<br />
gaz mojej małej suzuki do oporu, jednocześnie kładąc<br />
się na zbiorniku, żeby nie podniosło przedniego koła.<br />
Tam gdzie on hamował, rozpoczynając wjazd na ślimak,<br />
ja, tak żeby to usłyszał, jeszcze wrzuciłem na moment<br />
wyższy bieg, zwiększając prędkość. Wiedziałem, że zakręt<br />
ma dodatni profil i można wejść w niego ze znacznie<br />
wyższą prędkością, niżby wynikało to z jego promienia.<br />
Chwilę po wyprzedzeniu rywala po zewnętrznej<br />
musiałem już hamować w pochyleniu, a żeby zacieśnić<br />
zakręt, bo groziło mi wylecenie poza niego, użyłem<br />
nożnego hamulca tylnego koła i zaraz poczułem, jak<br />
koło sie blokuje i efektownie ślizga, obracając motocykl.<br />
Poczułem także znane mi z toru uczucie przerażenia<br />
i wiedziałem już, że będzie idealnie, a za moment nieco<br />
tylko dodałem gazu i wystarczyła zmiana profilu zakrętu,<br />
by znów wprowadzić tylne kolo w poślizg, tym<br />
razem przy przyspieszaniu, po czym zostawić długą<br />
czarną krechę z gumy tylnej opony na asfalcie przed<br />
oczami dopiero pojawiającego się kierowcy yamahy.<br />
Manewr musiałem zakończyć ostrym hamowaniem<br />
przed skrzyżowaniem i znakiem STOP, tak że dokonałem<br />
tego na przednim kole, demonstrując dojeżdżającemu<br />
instruktorowi podwozie mojej suzuki. Poczekałem na<br />
niego, popatrzyliśmy na siebie i poczułem się okropnie<br />
głupio. I znów coś się skończyło.<br />
Teraz nie mam motocykla. Suzuki, a raczej to, co<br />
z niej zostało po przypadkowym i niegroźnym upadku,<br />
jaki mi się zdarzył zimą na rondzie, sprzedałem za grosze<br />
i zostały mi do poruszania się tylko cztery kółka oraz<br />
rower. Zapewne jeszcze kupię sobie kiedyś moto, lecz<br />
tym razem raczej już takie, by jeździć, być może we<br />
dwójkę, oglądając nie asfalt, ani profile zakrętów, lecz<br />
uroki otoczenia i czuć romantyczny wiatr we włosach.<br />
Michał Galewicz<br />
kardiolog<br />
Nowości<br />
Dr Hidde P. van der Ploeg<br />
i wsp. z Sydney School of<br />
Public Health opublikowali<br />
w marcowym numerze JAMA<br />
wyniki badań nad wpływem<br />
Rys. Zen<br />
Siedzący tryb życia jest niezdrowy!<br />
siedzącego trybu życia na<br />
zdrowie człowieka. Analizą<br />
objęto 222 497 osób po 45.<br />
roku życia, które były obserwowane<br />
od 2006 do 2010 roku.<br />
W czasie obserwacji zmarło<br />
5405 osób. Uwzględniając inne<br />
czynniki ryzyka, obliczono że<br />
największe zagrożenie występuje<br />
u osób spędzających ponad<br />
11 godzin w pozycji siedzącej.<br />
U osób prowadzących<br />
taki tryb życia ryzyko zgonu<br />
wzrasta aż o 40% w porównaniu<br />
z osobami, które spędzają<br />
w pozycji siedzącej mniej niż 4<br />
godziny. Osoby spędzające do<br />
8 godzin w pozycji siedzącej<br />
mają ryzyko o 15% większe<br />
w porównaniu z tymi, których<br />
życie nie upływa na siedzeniu<br />
za biurkiem.<br />
Autorzy podkreślają, że siedzący<br />
tryb życia jest czynnikiem<br />
ryzyka wszystkich przyczyn<br />
zgonów, nie tylko schorzeń<br />
sercowo-naczyniowych.<br />
Zależność między siedzącym<br />
trybem życia a wpływem<br />
na zdrowie jest znana od bardzo<br />
dawna. Zaobserwował<br />
ją Bernardino Ramazzini,<br />
nazywany ojcem medycyny<br />
pracy, który w 1700 roku opublikował<br />
dzieło De Morbis Artificum<br />
Diabtriba, traktujące<br />
o chorobach układu mięśniowo-szkieletowego<br />
u robotników.<br />
Bernardino Ramazzini<br />
był profesorem medycyny na<br />
Uniwersytecie w Padwie.<br />
Dzieło można obejrzeć<br />
pod adresem http://archive.org/<br />
stream/bernramazzinide00porzgoog#page/n28/mode/2up<br />
Źródło: http://archinte.<br />
ama-assn.org/cgi/content/<br />
abstract/172/6/494<br />
41 4_<strong>2012</strong> czerwiec
Podróże<br />
A może by tak do Seulu?<br />
Alicja Barwicka<br />
W dzisiejszych czasach podróż do kraju europejskiego to zwykła bułka z masłem.<br />
Nawet jeśli nie jest to kraj Unii Europejskiej, to i tak jako Europejczycy czujemy się<br />
prawie jak u siebie. A odległości? Praktycznie żadne. Możliwość wyboru połączeń<br />
lotniczych jest naprawdę duża, a czas najdłuższego lotu rzadko przekracza cztery<br />
godziny. Podróż lotnicza poza tym, że nie trwa długo, zapewnia znacznie większy<br />
komfort niż większość kolejowych czy drogowych połączeń w kraju. Ale wyjeżdżając<br />
z Polski, nie zawsze podróżujemy do miejsc stosunkowo bliskich. Nieraz, kiedy<br />
celem jest kraj odległy, często o innej, obcej nam kulturze, zadanie jest znacznie<br />
trudniejsze, przez co wymaga dokładniejszych przygotowań. Najbardziej egzotycznym,<br />
chociaż nie najodleglejszym kierunkiem z jakim udało mi się zmierzyć, była<br />
podróż do Seulu. Cel był bardzo prozaiczny: zobaczyć, jak tam jest.<br />
Fot. @mimax2<br />
Przygotowania. Razem z moją towarzyszką<br />
podróży rozpoczęłyśmy tę niecodzienną przygodę od<br />
szukania dobrego, ale możliwie taniego połączenia,<br />
właściwego lokum na miejscu oraz zbierania materiałów,<br />
jako że żadna z nas nie czuła się na siłach aby zgłębiać<br />
oryginalne koreańskie przewodniki z uwagi na ich piękny,<br />
choć trochę <strong>dla</strong> nas trudny język (na etapie przygotowań<br />
na szczęście tylko pisany). Ze znalezieniem połączenia<br />
poszło dość gładko, bo od czego w końcu jest internet?<br />
Trzeba jedynie znaleźć linię, która dopiero wchodzi<br />
(a więc oferuje ofertę promocyjną) na trasy transkontynentalne<br />
w danym kierunku. W naszym wypadku<br />
było to Finnair, a koszty biletu na trasie Warszawa-Seul-<br />
-Warszawa (via Helsinki) <strong>dla</strong> jednej osoby zamknęły się<br />
w granicach 1600 zł.<br />
Rezerwacja hotelu to bezpośrednie następstwo<br />
zabukowania biletu. I tu także nieoceniony jest internet.<br />
Portali, gdzie można szukać hotelu jest oczywiście<br />
mnóstwo, ale naszym wyborem, jak się później okazało<br />
bardzo dobrym, była strona www.hostelbookers.com.<br />
42 4_<strong>2012</strong> czerwiec
Podróże<br />
Przy rezerwacji pobrano od<br />
nas zaliczkę w wysokości 10%<br />
kosztów, ale za to na miejscu<br />
dopłaciłyśmy tylko różnicę.<br />
Wraz z potwierdzeniem rezerwacji<br />
przesłano precyzyjny opis<br />
z mapką, wskazujący jak dotrzeć<br />
do celu podróży, z uwzględnieniem<br />
numeru bramki przy<br />
opuszczaniu lotniska, numeru<br />
i trasy autobusu lotniskowego,<br />
instrukcją gdzie należy wysiąść<br />
i jak od przystanku dojść na<br />
miejsce.<br />
Już podczas wirtualnego<br />
szukania hotelu okazało się, że<br />
Korea jest bardzo tanim krajem.<br />
Koszt noclegu w pokoju jednoosobowym<br />
(wyposażonym<br />
w podstawowe sprzęty i TV)<br />
z łazienką i skromnym śniadaniem<br />
w wybranym przez nas<br />
hostelu wyniósł w przeliczeniu<br />
tylko 16,29 euro. Dodatkowo<br />
w tej cenie był jeszcze darmowy<br />
dostęp do internetu, obniżone<br />
ceny posiłków w sąsiadujących<br />
restauracjach, a także bardzo<br />
zachęcająca cena wycieczki do<br />
strefy zdemilitaryzowanej.<br />
Plan wyprawy obejmował<br />
tylko kilka dni w Seulu, więc<br />
trzeba było bardzo dokładnie<br />
obmyślić trasy zwiedzania, żeby<br />
zobaczyć jak najwięcej, ale nie<br />
zamęczyć się wędrówką. Przewodnika<br />
w języku polskim nie<br />
udało się zdobyć, ale bardzo<br />
sprawdził się anglojęzyczny z serii<br />
Lonely Planet, uwzględniający<br />
nie tylko przykłady konkretnych<br />
tras z uzasadnieniem co,<br />
gdzie i <strong>dla</strong>czego należy zobaczyć,<br />
Fot. Alicja Barwicka<br />
Mapa, przewodnik, trochę kasy i w drogę...<br />
Przebieg lotu można obserwować na ekranie<br />
To już Seul<br />
Sieć metra jest imponująca<br />
ale także podstawowe informacje<br />
historyczno-geograficzne.<br />
Szczególnym elementem<br />
przygotowania<br />
tras zwiedzania była analiza<br />
planu seulskiego metra,<br />
którego pierwszą linię oddano<br />
do użytku dokładnie<br />
w tym samym roku co (także<br />
pierwszą) w Warszawie… Jak<br />
później pokazała rzeczywistość,<br />
poruszanie się metrem<br />
w Seulu tylko na mapie wygląda<br />
na dziecinnie proste.<br />
Lot do Seulu trwa<br />
odpowiednio długo, przy<br />
czym warunki w klasie<br />
ekonomicznej trzeba uznać<br />
za absolutnie zadowalające<br />
(pełna dostępność licznych<br />
kanałów muzycznych i filmowych<br />
oraz urozmaicone<br />
posiłki kuchni europejskiej<br />
i azjatyckiej). Pierwsze wrażenie<br />
po wylądowaniu na<br />
ogromnym lotnisku Incheon<br />
(Seul ma dwa lotniska międzynarodowe)<br />
jest bardzo<br />
pozytywne. Uderza bardzo<br />
dobra organizacja. Doskonałe<br />
oznakowanie (dwujęzyczne)<br />
ułatwia załatwienie jeszcze<br />
na lotnisku niezbędnych<br />
spraw. Można na przykład<br />
zarezerwować pokój w hotelu<br />
lub potwierdzić zamówione<br />
wcześniej miejsce, można,<br />
a nawet trzeba skorzystać<br />
z darmowego dostępu do<br />
internetu, by zawiadomić<br />
rodzinę o szczęśliwym finale<br />
pierwszego odcinka podróży,<br />
43 4_<strong>2012</strong> czerwiec
Podróże<br />
W wielu miejscach są dwujęzyczne napisy<br />
można też zaopatrzyć się w bilet upoważniający do poruszania<br />
się po mieście wszystkimi środkami publicznego<br />
transportu. Z tym biletem wiąże się wiele udogodnień<br />
w postaci dodatkowych zniżek, np. na wstęp do muzeów.<br />
Zależnie od docelowej lokalizacji w mieście,<br />
lotnisko opuszcza się konkretnym, odpowiednio oznakowanym<br />
wyjściem, zapewniającym dostęp do właściwego<br />
autobusu, dzięki czemu unika się błądzenia. Cena biletu<br />
za przejazd do miasta jest śmiesznie niska, a uprzejmi<br />
kierowcy (zawsze w białych rękawiczkach) po upewnieniu<br />
się, że wybrany kurs jest tym właściwym<br />
<strong>dla</strong> pasażera, sami ładują do luku bagaże<br />
i sami też je na przystankach wyładowują.<br />
Jak się poruszać po mieście<br />
i co trzeba zobaczyć? Poznanie zawiłości<br />
metra w tym mieście jest nie lada zadaniem,<br />
ale za to ogrom możliwości połączeń<br />
gwarantuje najszybsze przemieszczanie się,<br />
a tym samym oszczędność czasu i nóg. Przy<br />
Fot. @mimax2<br />
każdym wyjściu z metra (na niektórych stacjach jest ich<br />
po kilkanaście) są zlokalizowane i dobrze oznakowane<br />
przystanki autobusowe, dające możliwość przesiadek.<br />
Aby wiedzieć gdzie w Seulu znajdują się najważniejsze<br />
<strong>dla</strong> zwiedzających obiekty warto skorzystać<br />
z bogatej oferty City Tour Bus, wybrać jedną lub kilka<br />
tras, co już na początku pobytu pozwoli na ostateczne<br />
ustalenie harmonogramu zwiedzania. W ramach jednej<br />
opłaty za przejazd z takiego turystycznego autobusu<br />
można w każdej chwili wysiąść, obejrzeć wszystko to,<br />
co jest w pobliżu, a po zwiedzaniu ponownie<br />
do niego wrócić i jechać dalej, by<br />
znowu za jeden czy więcej przystanków<br />
wysiąść i kontynuować zwiedzanie. Koszt<br />
przejażdżki jest niewielki, przy czym posiadacze<br />
biletu na korzystanie z transportu<br />
miejskiego korzystają z kolejnej zniżki.<br />
Seul jest położony nad dużą rzeką<br />
Han, ale większość atrakcji o znaczeniu<br />
historycznym jest zlokalizowana dość<br />
44 4_<strong>2012</strong> czerwiec
Podróże<br />
Fot. Alicja Barwicka<br />
Fot. @mimax2<br />
Kompleks pałacowy<br />
Deoksugung<br />
daleko od niej i <strong>dla</strong>tego<br />
części turystów<br />
nie starcza czasu i sił<br />
(oczywiście wszędzie dochodzi metro), by zapuścić się<br />
na drugi brzeg lub przynajmniej na wyspy. A warto,<br />
bo właśnie tam w przepięknej scenerii mieszczą się<br />
między innymi groby królewskie, a na wyspie Jamsil<br />
– park olimpijski, do którego wchodzi się przez Bramę<br />
Światowego Pokoju. Znajdziemy tam nie tylko Ścianę<br />
Chwały, na której upamiętniono zwycięzców igrzysk<br />
olimpijskich z 1988 roku, ale też ponad 200 ciekawych<br />
rzeźb powstałych <strong>dla</strong> uczczenia olimpiady, sporządzonych<br />
przez artystów z 66 krajów świata. Najważniejsza<br />
<strong>dla</strong> zwiedzającego część miasta łączy w sobie centrum<br />
Fragment pagody Tagpol<br />
handlowe nowoczesnej metropolii oraz najważniejsze<br />
atrakcje historyczne. Seul ma wiele świetnie zachowanych<br />
kompleksów pałacowych, zawsze zlokalizowanych na<br />
terenie naprawdę dużych (poszczególne trasy spacerowe<br />
mają nawet do 3 km długości), bardzo dobrze utrzymanych<br />
parków lub ogrodów, a każde z takich miejsc jest<br />
dostępne <strong>dla</strong> osób niepełnosprawnych.<br />
Koniecznie więc trzeba zobaczyć<br />
królewskie pałace, budowane głównie<br />
za czasów dynastii Choseon (XV-XVI<br />
wiek): Gyeongbokgung (w sąsiedztwie<br />
pilnie strzeżona piękna rezydencja głowy<br />
państwa – Blue House), Changdeokgung<br />
z pięknym „tajemniczym ogrodem” oraz<br />
położony w samym centrum miasta<br />
Fot. @mimax2<br />
Przykłady niezwykłej dbałości o detale architektoniczne<br />
45 4_<strong>2012</strong> czerwiec
Podróże<br />
Zmiana warty przed pałacem Deoksugung<br />
Fot. @mimax2<br />
w pobliżu ratusza Deoksugung. Już w kilka chwil po<br />
opuszczeniu stacji metra można przed frontonem tego<br />
pałacu obejrzeć zapierające dech barwne historyczne<br />
widowisko, którego namiastkę oglądamy w europejskich<br />
miastach i znamy jako zmianę warty. Pochodząca<br />
z tego samego okresu i udostępniona (po rekonstrukcji)<br />
46 4_<strong>2012</strong> czerwiec
Podróże<br />
Kamienny lew to bardzo<br />
popularny detal architektoniczny<br />
zespołów<br />
pałacowych<br />
W dzielnicy Myeongdong niewielkie rzeźby ilustrują<br />
codzienne zajęcia dawnych mieszkańców<br />
zwiedzającym tradycyjna wioska koreańska, znajdująca<br />
się na rozległym obszarze Namsangol, jest także warta<br />
obejrzenia. Czegoś takiego w Europie nie zobaczymy.<br />
Koreańczycy bardzo cenią swoje historyczne<br />
skarby i niezwykle starannie o nie dbają. Dobrym przykładem<br />
jest poddawana nieustannej renowacji najstarsza<br />
koreańska pagoda Tagpol, położona w niewielkim parku<br />
w dzielnicy Insadong, tuż obok nowoczesnej Jongno<br />
Tower, będącej jedną z wizytówek miasta. Dzielnica<br />
Insadong łączy tradycję z elegancją Seulu. Mnóstwo tu<br />
herbaciarni, kafejek, galerii sztuki, sklepów z pamiątkami<br />
i antykami. W niewielkiej odległości mieści się<br />
Jogyesa – największa świątynia buddyjska, z ogromnymi<br />
pozłacanymi posągami Buddy i małą, ale widać bardzo<br />
ważną pagodą na dziedzińcu. Na tym samym dziedzińcu<br />
zwraca uwagę znacznie mniejszy kamienny posąg Buddy<br />
Współczesność też utrwala się na pomnikach<br />
uśmiechniętego od ucha do ucha. Druga wielka świątynia<br />
buddyjska Bonguensa, gdzie przy wejściu na teren<br />
wita nas oczywiście wielki posąg, mieści się po drugiej<br />
stronie rzeki Han, w nowoczesnej dzielnicy handlowej.<br />
Seul, jako typowe miasto azjatyckie, ma wielkie<br />
targowiska. Te największe to: Dongdaemun (dominuje<br />
odzież, w tym markowa), Gyeongdong (żywność,<br />
w szczególności przyprawy, zioła; to tu na dosłownie<br />
każdym kroku można kupić narodowe danie kimchi<br />
w nieskończenie licznych odmianach), Janganpyeong<br />
(dzieła sztuki, antyki, wyroby z drewna), Namdaemun<br />
(największe, dosłownie ze wszystkim) oraz wielki targ<br />
elektroniczny Yongsan. Nie można tu nie wspomnieć<br />
o popularnej dzielnicy Myeongdong, gdzie aż roi się<br />
od wielkich magazynów i mniejszych sklepów, w których<br />
robią zakupy mieszkańcy i turyści, i gdzie każdy<br />
Fot. @mimax2<br />
Miód na poczucie estetyki tych, co kochają się w kablach (są tacy wśród nas)<br />
47 4_<strong>2012</strong> czerwiec
Podróże<br />
Na wielkich targowiskach można zjeść i ubrać się za grosze<br />
znajdzie wszystko, czego potrzebuje. W nowoczesnym<br />
centrum handlowym pośród reprezentacyjnych hoteli<br />
i wieżowców znanych sieci, trzeba odwiedzić ulubione<br />
miejsce spotkań mieszkańców Seulu – Cheonggye stream.<br />
W ciekawy architektonicznie sposób wykorzystano<br />
naturalny strumień z wodospadami, a nad jego brzegiem<br />
zbudowano centrum rozrywki i wypoczynku. Tu życie<br />
miasta faktycznie tętni całą dobę.<br />
Stopki w posadzce<br />
peronu wskazują,<br />
gdzie należy stanąć,<br />
by trafić dokładnie<br />
w otwarte drzwi<br />
wagonu metra<br />
Wśród zieleni<br />
skwerów<br />
i parków<br />
zawsze widać<br />
architektoniczną<br />
tradycję<br />
i nowoczesność<br />
Doskonała jakość, a cena w sumie<br />
ok. 20 zł<br />
Fot. @mimax2<br />
Ciekawostką nowoczesnego Seulu jest ogromna<br />
liczba rzeźb postawionych na wolnym powietrzu. Jest ich<br />
tu więcej niż w jakimkolwiek innym mieście na świecie.<br />
Te zgromadzone w parku olimpijskim to tylko niewielka<br />
część ogólnej liczby. Prawie każdy znaczący budynek ma<br />
przed frontonem rzeźbę, a naprawdę warto zatrzymać<br />
oko na zdumiewającej ogromnej, 50-tonowej rzeźbie<br />
Hammering Man zamykającej wylot ulicy Seyong i na<br />
Fot. Alicja Barwicka<br />
48 4_<strong>2012</strong> czerwiec
Podróże<br />
Patrole policji są wszędzie, ale turyści czują się bezpiecznie<br />
Przedszkolaki też mają swój „służbowy” rynsztunek<br />
różowym facecie, który z walizeczką<br />
czeka sobie na pociąg przed głównym<br />
dworcem kolejowym.<br />
Podczas zwiedzania napotkamy<br />
wiele mniejszych i większych parków,<br />
czy przynajmniej zielonych skwerów,<br />
gdzie można odpocząć po trudach<br />
wędrówki i ustalić plan marszruty na<br />
najbliższe godziny. Nie będzie też trudności<br />
ze znalezieniem miejsc, gdzie<br />
można się posilić. Warto spróbować<br />
lokalnych tradycyjnych potraw. Szczególnie<br />
pyszne są dania z wołowiny z jarzynami<br />
(galbi i bulgogi) oraz mandu<br />
– pierożki, a także bibimbap – danie<br />
z ryżu, jajek, mięsa i warzyw w sosie chili. Można też<br />
korzystać z wielu europejskich lub amerykańskich sieci,<br />
gdzie smaki potraw będą identyczne z tymi, do których<br />
przywykły nasze kubki<br />
smakowe.<br />
Dobrze jest podsumować<br />
zwiedzanie spojrzeniem<br />
na to piękne miasto z platformy<br />
seulskiej wieży na wzgórzu<br />
Namsan. Jeśli starczy<br />
nam czasu by zobaczyć coś<br />
poza Seulem, to niezwykłą<br />
wyprawę do strefy zdemilitaryzowanej<br />
stanowiącej granicę z Koreą Płn. oferuje<br />
każdy hotel w wariancie pół- lub jednodniowym. Cena<br />
nie jest wysoka, a oryginalne wrażenia zapewnione.<br />
Trzeba tylko pamiętać o właściwym (tj. nierzucającym<br />
się w oczy) ubiorze.<br />
Fot. @mimax2<br />
Dzieci na całym świecie bawią się tak<br />
samo<br />
Te wesołe panie częstowały nas na targu pierożkami<br />
Ludzie Mocno doświadczeni<br />
historycznie, ale i przywykli od wieków<br />
do obrony swojej państwowości i tożsamości<br />
narodowej Koreańczycy są narodem<br />
bardzo pogodnym i niezwykle<br />
wręcz uprzejmym. Na ulicach Seulu<br />
widzi się mnóstwo młodych mężczyzn<br />
w wojskowym rynsztunku, przy czym<br />
wcale im to nie przeszkadza w pozdrawianiu<br />
wszystkich w tradycyjnej formie,<br />
tj. z głębokim ukłonem. Wobec<br />
cudzoziemców są otwarci i przyjaźni,<br />
chętni do pomocy (doświadczyłam tego<br />
kilkakrotnie, gdy gubiłam się w zawiłościach<br />
seulskiego metra). Są dumni ze<br />
swojej historii, a ich szacunek <strong>dla</strong> tradycji dotyczy nie<br />
tylko wielkich wydarzeń, ale i codzienności. Pamiętać<br />
więc należy o pozostawianiu butów na zewnątrz nie tylko<br />
przed wejściem do świątyni, ale<br />
i do każdego domu.<br />
Powrót. Jeśli przed<br />
wylotem do kraju nie udało się<br />
zdobyć pamiątkowych upominków<br />
w dzielnicach handlowych<br />
i wielkich targowiskach, można<br />
to zrobić jak zwykle na lotnisku,<br />
z tą jednak różnicą, że tak tanich,<br />
w tak wielkim porcie lotniczym – nie widziałam<br />
jeszcze nigdy. No cóż, nie jest to jedyny powód, <strong>dla</strong><br />
którego z wielką przyjemnością odwiedziłabym Seul<br />
ponownie.<br />
Alicja Barwicka<br />
okulistka w podróży<br />
49 4_<strong>2012</strong> czerwiec
Po dyżurze<br />
W moim domu gotuje Oskar<br />
Sałatek nigdy dość, bo każdy je lubi. Tym razem bardzo proste przepisy na sałatki, które można<br />
przyrządzić dosłownie w kilka minut.<br />
Sałatka „żółta” 1<br />
Składniki: • 2 upieczone (i wystudzone) piersi z kurczaka • 1 świeży lub 2 puszki<br />
ananasa • 2 garście rodzynek • łyżka majonezu i • owoce do dekoracji (mogą być<br />
np. brzoskwinie z puszki) • przyprawa curry.<br />
Wykonanie: Mięso pokroić w drobną kostkę i rozłożyć na dnie płaskiego naczynia.<br />
Ananasa (jeśli z puszki – to najpierw odsączyć) także drobno pokroić i ułożyć<br />
warstwą na mięsie. Na powierzchni równomiernie rozrzucić rodzynki i posypać<br />
curry. Nie mieszać! Całość delikatnie wyrównać i posmarować cienką warstwą<br />
majonezu. Udekorować owocami. Przed podaniem wstawić do lodówki na co<br />
najmniej 0,5...1 h.<br />
Sałatka „żółta” 2<br />
Składniki: • odsączona słodka kukurydza (2 puszki á 400 g) • drobno pokrojony<br />
ananas po odsączeniu (2 puszki á 560 g) • garść rodzynek • 4 jajka ugotowane na<br />
twardo i drobno pokrojone • 100 g startego na większych oczkach łagodnego sera<br />
żółtego • łyżka majonezu • owoce do dekoracji.<br />
Wykonanie: Wszystkie składniki dokładnie wymieszać i po udekorowaniu wstawić<br />
do lodówki na co najmniej godzinę.<br />
Klasyczna sałatka jarzynowa<br />
Składniki: • 4 ziemniaki ugotowane w mundurkach • ugotowane: 3 marchewki,<br />
2 pietruszki i 1 seler średniej wielkości (mogą być odzyskane z rosołu) • 4 jajka<br />
ugotowane na twardo i drobno posiekane • 4 lub 5 jabłek obranych ze skórki i po<br />
usunięciu gniazd nasiennych drobno pokrojonych • odsączona słodka kukurydza<br />
(2 puszki á 400 g) • odsączony zielony groszek (1 puszka á 400 g) • 5 lub 6 kiszonych<br />
ogórków • sol, pieprz, majonez.<br />
Wykonanie: Gotować bez soli ziemniaki i pozostałe warzywa. Po wystudzeniu obrać ze skórki i drobno pokroić<br />
ziemniaki, a następnie dodać pokrojone drobno (także bez skórki) ogórki kiszone i wymieszać z ziemniakami.<br />
Dzięki temu ziemniaki nie będą się kleić. W dalszej kolejności dodać pokrojone pozostałe warzywa, jajka, jabłka,<br />
kukurydzę i groszek. Całość po wymieszaniu z łyżką majonezu doprawić do smaku solą i pieprzem. Udekorować,<br />
a przed podaniem koniecznie schłodzić w lodówce.<br />
Sałatka śledziowa<br />
Składniki: • 1 opakowanie śledzi w oleju typu Matjas (750 g) • 4 lub 5 jabłek obranych<br />
ze skórki i po usunięciu gniazd nasiennych drobno pokrojonych • 2 lub 3<br />
cebule drobno pokrojone • 400 g gęstej kwaśnej śmietany.<br />
Wykonanie: Najpierw pokroić śledzie w drobną kostkę, odlewając zalewę olejową.<br />
Następnie dodać cebulę i jabłka oraz wymieszać wszystko ze śmietaną. Przed<br />
podaniem sałatka powinna „odstać” dobę w lodówce.<br />
Alicja Barwicka<br />
Zapraszamy Czytelników do dzielenia się swoimi przepisami<br />
50 4_<strong>2012</strong> czerwiec
Wczoraj i dziś medycyny<br />
Szkocja<br />
Początki nowoczesnej chirurgii<br />
antyseptycznej<br />
Mariusz Madaliński<br />
W lutym <strong>2012</strong> r. minęła setna rocznica śmierci<br />
twórcy nowoczesnej antyseptycznej chirurgii. Joseph<br />
Lister, prowadząc badania mikroskopowe nad gojeniem<br />
się ran i po zapoznaniu się z pracą Louisa<br />
Pasteura („Recherches sur la putréfaction”, czyli badania<br />
nad gniciem), zaczął pokrywać rany opatrunkami<br />
nasyconymi rozcieńczonym kwasem karbolowym.<br />
Zastosował karbol do obmywania skóry wokół<br />
miejsca operowanego, nasycania nici, mycia rąk i narzędzi<br />
chirurgicznych, a także kazał rozpylać karbol<br />
w salach operacyjnych.<br />
Fragment portretu profesora<br />
Josepha Listera i jego podpis. Ze<br />
zbiorów w Chancellor’s Building,<br />
The University of Edinburgh.<br />
Fot. Mariusz Madaliński<br />
Obserwacje i dedukcja<br />
Spostrzeżenia Listera, że można w ten sposób<br />
radykalnie zmniejszyć częstość zakażeń powodujących<br />
śmierć operowanych pacjentów, spowodowały na początku<br />
wiele sprzeciwów, podobnie jak odkryte wcześniej<br />
przez dr. Ignacego Semmelweisa znaczenie mycia rąk<br />
i narzędzi oraz stosowania środków antyseptycznych <strong>dla</strong><br />
zmniejszenia ryzyka rozwoju gorączki połogowej. Na<br />
tydzień przed śmiercią dr. Semmelweisa Lister dokonuje<br />
pierwszej operacji w warunkach antyseptycznych.<br />
Została ona przeprowadzona w Szkocji, w Glasgow<br />
Infirmary, w 1865 r. <br />
Może nas zastanawiać opór jaki napotykały obserwacje<br />
Listera, tym bardziej że szkocki chirurg John<br />
Pringle (profesor z Edynburga) rozumiał znaczenie<br />
zabiegów „przeciwko gniciu ran” i zastosował termin<br />
antyseptyka po raz pierwszy w 1750 r.<br />
Każdy sukces ma też swoją tajemnicę. W ubiegłym<br />
roku minęła setna rocznica śmierci innego chirurga<br />
z Edynburga, który widział nie tylko zalety, ale również<br />
wady nowych metod Listera (np. wydłużenie czasu operacji).<br />
Uznając jednak zasady Listera, zaczął zmieniać<br />
ubranie przed każdym zabiegiem, kiedy jeszcze Lister<br />
operował wszystkich pacjentów w tym samym fraku.<br />
Nazywał się Joseph Bell. Był człowiekiem o niezwykłej<br />
inteligencji. Stawiał sobie za cel nauczyć studentów dedukcji.<br />
Pomagał niejednokrotnie policji w rozwiązywaniu<br />
zagadek kryminalnych i stał się prototypem postaci<br />
Sherlocka Holmesa, bohatera powieści napisanych przez<br />
jednego ze swoich studentów, Conana Doyle’a.<br />
Powiedzenia Josepha Bella trafiły do dialogów<br />
Sherlocka Holmesa, co początkowo bardzo nie<br />
podobało się dr. Bellowi i było powodem niezgody<br />
między nim a autorem powieści detektywistycznych.<br />
Kiedy jednak książki o Holmesie stały się popularne,<br />
kontakty między nimi stały się bardziej przyjacielskie.<br />
Osobowość nauczyciela dedukcji przetrwała<br />
51 4_<strong>2012</strong> czerwiec
Wczoraj i dziś medycyny<br />
w niezwykły sposób – stając się literackim pomnikiem,<br />
przetłumaczonym na wiele języków i wchodząc do<br />
kanonu klasyki filmowej*.<br />
Josephowi Bellowi nie udało się objąć fotela profesorskiego<br />
w Edynburgu, po swoim szefie prof. Syme.<br />
Przypadł on zięciowi profesora, czyli Listerowi. Po 15<br />
latach pracy w Royal Infirmary w Edynburgu dr Bell nie<br />
mógł uzyskać przedłużenia kontraktu. Objął stanowisko<br />
szefa oddziału chirurgicznego w szpitalu dziecięcym i był<br />
redaktorem pisma lekarskiego wydawanego w Edynburgu.<br />
Jak podają źródła historyczne, uchodził za człowieka<br />
szczęśliwego i spełnionego zawodowo.<br />
Lister natomiast zdobył zaszczyty i sławę. Nie<br />
tylko z powodu rozwoju chirurgii antyseptycznej,<br />
ale również w wyniku opracowania chirurgicznego<br />
leczenia złożonych złamań kości. Miał także swój<br />
wkład w rozwój wiedzy o budowie tęczówki (dzięki<br />
badaniom mikroskopowym), tworzeniu się skrzepów,<br />
badaniom nad przepływem włośniczkowym i zapaleniem<br />
tkanek.<br />
Dzisiaj możemy się zastanawiać, jak potoczyłyby<br />
się losy lorda Listera, gdyby nie jego ojciec, będący<br />
kupcem handlującym winem, po amatorsku zajmujący<br />
się badaniami mikroskopowymi, który opublikował<br />
teoretyczne podstawy tworzenia złożonych soczewek<br />
achromatycznych (które są używane w mikroskopach<br />
do dzisiaj) oraz gdyby nie żona Josepha Listera, która<br />
pomagała mu w badaniach naukowych. A także gdyby<br />
nie czytanie gazet i zwrócenie uwagi na dwie informacje<br />
prasowe: o zastosowaniu kwasu karbolowego w oczyszczalni<br />
ścieków w Carlisle <strong>dla</strong> skutecznego usunięcia<br />
zapachu zgnilizny oraz o próbie zapobieżenia zakażeniu<br />
bydła przez spryskanie pastwiska karbolem (zwierzęta<br />
tego nie przeżyły). Odkrycie Listera trafiło na łamy<br />
„The Lancet” w marcu 1867 r.<br />
*Gdy przed laty przechodziłem koło pomnika Sherlocka Holmesa<br />
w Edynburgu, zastanowił mnie napis na tablicy upamiętniającej<br />
pisarza sir Conana Doyle’a. Wtedy jeszcze nie<br />
przypuszczałem, że napiszę artykuł Zdolność dedukcji jest<br />
z pewnością zaraźliwa… – w poszukiwaniu prawdziwego Sherlocka<br />
Holmesa – jest on dostępny na stronach internetowych<br />
pisma „Chirurgia Polska” (tom 13, nr 2 – 2011).<br />
Związki z Polską<br />
Pierwszym polskim chirurgiem, który zastosował<br />
zasady Listera, był prawdopodobnie dr Marian Wygrzywalski<br />
z Piotrkowa Trybunalskiego, który również<br />
przetłumaczył jego pracę na język polski (w 1867 r.).<br />
W 1879 r. dr Mikulicz-Radecki, pracujący w wiedeńskiej<br />
klinice chirurgicznej, został wysłany przez<br />
profesora Teodora Billrotha do Halle, aby poznał tzw.<br />
metodę listerowską, uznawaną za dość kontrowersyjną,<br />
z którą potem zapoznał się u samego Listera, kiedy ten<br />
był już profesorem w King’s College w Londynie. Po<br />
powrocie dr. Mikulicza do Wiednia, w klinice Billrotha<br />
zaczęto rozpylać kwas karbolowy w polu operacyjnym.<br />
Tak historia musiała zatoczyć koło z udziałem<br />
polskiego chirurga, aby antyseptyka, zlekceważona<br />
w Wiedeńskim Szpitalu Ogólnym przez współczesnych<br />
dr. Semmelweisa, mogła trafić do wiedeńskiej kliniki<br />
chirurgicznej. W 1897 r. po raz pierwszy Mikulicz użył<br />
maski chirurgicznej. Ten wkład dr. Mikulicza-Radeckiego<br />
do rozwoju antyseptyki jest uznawany powszechnie<br />
w piśmiennictwie medycznym, chociaż jest on tam<br />
zwykle nazywany chirurgiem niemieckim.<br />
Edynburg zaś jest <strong>dla</strong> Polski szczególnie ważnym<br />
miastem. Tutaj w 1941 r. został otwarty Polski Wydział<br />
Lekarski (przy Uniwersytecie Edynburskim). Wśród<br />
znanych jego absolwentów można wymienić Antoniego<br />
Kępińskiego – późniejszego profesora Uniwersytetu<br />
Jagiellońskiego.<br />
Kiedyś codziennie mijałem jeden z budynków<br />
szpitalnych, w którym Naczelny Wódz, gen. broni Władysław<br />
Sikorski dokonał otwarcia Polskiego Szpitala.<br />
Budynek nosił imię Ignacego Paderewskiego aż do<br />
chwili rozbiórki, która nastąpiła w 2010 r. Powoli giną<br />
pamiątki historii. Zanika również pamięć o nauczycielach.<br />
Szczególnie nowa generacja stawia sobie pytanie – po co<br />
nam historia? Może nie warto szukać na nie odpowiedzi.<br />
Może lepiej pokazać, że poznanie tego, co minęło, może<br />
być ekscytujące. Poza tym na kartach historii można się<br />
nauczyć pewnej mądrości.<br />
Mariusz Madaliński<br />
konsultant gastroenterolog<br />
UK/Polska<br />
52 4_<strong>2012</strong> czerwiec
Po dyżurze<br />
Hurtownia autorytetów<br />
Krystyna Knypl<br />
Ruch w Hurtowni Autorytetów był niewielki. Czuło<br />
się, że nadciągają wakacje. Dyżurny Operator przeciągnął<br />
się leniwie. Nic się nie działo od dwóch godzin.<br />
Żadnych ciekawych zamówień ani pilnych zabiegów na<br />
wątłej świadomości Narodu<br />
Nieszczęśników, zwanego<br />
często w dokumentach<br />
po prostu NN*.<br />
I to ma być ostry<br />
dyżur? – pomyślał znudzony.<br />
– Chyba pójdę wcze-<br />
Dyżurny Operator<br />
śniej na obchód Departamentów Specjalnych. Zobaczę,<br />
czy jest dobre natlenowanie w Wydziale Autorytetów<br />
na Specjalne Okazje.<br />
Na półkach Wydziału<br />
Autorytetów na Specjalne Okazje<br />
wylegiwały się w pozycji<br />
„spocznij” następujące autorytety:<br />
Osobliwa Moralność,<br />
Smagający Bat, Święte Oburzenie<br />
oraz Nieustanne Zdziwienie.<br />
Tak naprawdę wcale<br />
się nie wylegiwały. Autorytety<br />
w najwyższym stopniu umiały Osobliwa Moralność<br />
wykorzystać każdą minutę. Taka już była ich natura.<br />
Osobliwa Moralność<br />
podkradała dostęp do tlenu<br />
Świętemu Oburzeniu, które<br />
nie mogło tego zauważyć,<br />
ponieważ przenosiło kontenery<br />
energii przydzielone<br />
Nieustannemu Zdziwieniu.<br />
Smagający Bat Święte Oburzenie próbowało<br />
przechwycić promienie świetlne przeznaczone <strong>dla</strong> Osobliwej<br />
Moralności. Autorytety uwijały się jak w ukropie,<br />
zbliżał się bowiem czas porannej lektury.<br />
*Ten skrót można rozwinąć po polsku – Nazwisko nieznane<br />
(NN) lub po angielsku – No name – produkt masowy, tzw.<br />
bezmarkowy.<br />
Rys. Zen<br />
Nieustanne Zdziwienie, Święte Oburzenie oraz<br />
Osobliwa Moralność na zlecenie Wielkiego Kreatora<br />
musiały codziennie czytać od<br />
deski do deski pismo „Nowiny<br />
& Winy”. Dzięki lekturze<br />
każdego dnia wiedziały, kogo<br />
będą piętnować. Wnioski<br />
z lektury przekazywały do<br />
Smagającego Bata, który świstał<br />
nad głowami nieszczęśników<br />
Nieustanne Zdziwienie<br />
nominowanych do piętnowania.<br />
Po lekturze autorytety udawały<br />
się na zasłużony odpoczynek, aby<br />
zachować ciągłość dobrej formy.<br />
Może przecież w każdej<br />
chwili się zdarzyć, że Osobliwa<br />
Moralność będzie musiała skarcić<br />
jakiegoś nieszczęśnika, a były ich<br />
Święte Oburzenie całe tłumy. Jak każdy tłum, Naród<br />
Nieszczęśników miał wiele bezsensownych pomysłów.<br />
Święte Oburzenie co i raz dostawało bólu swych delikatnych<br />
skroni, gdy słuchało pomysłów dobiegających<br />
z Tłumu Nieszczęśników. Tłum wykrzykiwał swoje<br />
hasła w kółko i bez końca. Raz wołał Chleba!, innym<br />
razem Pracy! Jacyś niezidentyfikowani członkowie tłumu<br />
potrafili nawet zawołać Szacunku! Co gorsza, najstarsi<br />
z tłumu swoimi piskliwymi głosami wykrzykiwali słowo<br />
najobrzydliwsze. Ci nieznośni starcy wołali Prawdy!<br />
Wielki Kreator nie mógł się wprost nadziwić, skąd<br />
brał się w tłumie apetyt na chleb, pracę, szacunek oraz<br />
prawdę. Czyż ochłapy, bezrobocie, pogarda, kłamstwo nie<br />
były właściwym pożywieniem tłumu? Skąd taki tłum znał<br />
smak chleba? Chyba jacyś bezczelnie pamiętliwi starcy<br />
musieli tłumowi opowiedzieć, jak smakuje prawdziwy<br />
chleb. Tłum mógł kupować tylko ochłapy. Wiadomo<br />
jak krótki mają termin spożycia. Żeby nie marnować<br />
wyprodukowanych ochłapów, Wielki Kreator nakazywał<br />
zawsze obfite posypywanie ich solą. Z przesolonego<br />
tłumu często padały narzekania na bóle głowy. Ale<br />
53 4_<strong>2012</strong> czerwiec
Po dyżurze<br />
Tłum Nieszczęśników<br />
kto by się tym martwił. Tłum jako taki nie miał głowy.<br />
Nieszczęśnicy z bólem głowy byli zaledwie małymi<br />
fragmentami większej całości. Liczyła się tylko całość.<br />
Osobliwa Moralność czasem na zebraniach Rady<br />
Nadzorczej podkreślała:<br />
– Już moja w tym głowa, aby tłum miał skołowane<br />
łby. A że trochę ich pobolą, nie szkodzi. Nie będą się<br />
zbytnio interesować nie swoimi sprawami. Takiemu<br />
wypoczętemu, nieobolałemu Narodowi Nieszczęśników,<br />
czyli po prostu NN, mogłoby przyjść do głowy<br />
jakieś kłopotliwe pytanie. Wprawdzie w Departamencie<br />
Standardowych Odpowiedzi przygotowano całe zestawy<br />
odpowiedzi na pytania, ale może się zdarzyć, że padnie<br />
pytanie nieznane wcześniej. Na wypadek tak obrzydliwego<br />
zdarzenia zalecano coś w tym stylu:<br />
– Świetne pytanie! Gratulujemy przenikliwości<br />
i doświadczenia! Doprawdy jesteśmy pod wrażeniem<br />
pańskiego pytania. Czy mógłby pan powiedzieć nam,<br />
jak wpadł na pomysł zadania tak oryginalnego pytania?<br />
Na ogół wyrażenie zachwytu wystarczało. Pytający<br />
pożywiał się fałszywym zachwytem, który był jeszcze<br />
smaczniejszy niż przesolone ochłapy. Odpowiedź nie<br />
była już właściwie potrzebna.<br />
Nie do przyjęcia było wołanie Pracy! Wielki<br />
Kreator pamiętał, że ktoś ze starców mówił mu, iż praca<br />
uszlachetnia. Tego by jeszcze brakowało, żeby tłum<br />
wyszlachetniał! Jak bym do nich przemawiał? Szlachetny<br />
tłumie! – śmiechu warte. A może jeszcze śmieszniej:<br />
Szlachetne tłumoczki i tłumokowie! – można dostać skrętu<br />
kiszek. Cholera, jak bym dostał skrętu kiszek, musiałbym<br />
pójść do szpitala na operację. Brrr... już słyszę, jak jakiś<br />
doktor woła do mnie Żądam szacunku! Czy taki doktor<br />
Rys. Zen<br />
nie rozumie, że wyłącznym właścicielem szacunku jest<br />
Centralny Komitet Kreatorów (CKK)?<br />
Wielki Kreator wiedział, że bez pomocy Smagającego<br />
Bata żadna akcja poskramiania zachcianek<br />
tłumu nie odniosłaby należytego rezultatu. Żeby efekt<br />
był utrzymany dostatecznie długo, niezbędne było<br />
przyłączenie się Nieustannego Zdziwienia.<br />
Wielki Kreator lubił dbać o Specjalne Autorytety,<br />
a nawet kilka razy w roku je rozpieszczać. Zabierał<br />
wszystkie Autorytety na lody malinowe i szarlotkę na<br />
ciepło. Warte były tej niewielkiej inwestycji. W końcu<br />
dzięki nim rzeczywistość był taka, jak sobie wymarzył.<br />
Co prawda niekiedy znajdował się jakiś śmiałek,<br />
który kwestionował opinie wygłaszane przez Autorytety.<br />
Kreator wydawał specjalny rozkaz, aby załatwić go<br />
liczbami. Zasypać, omotać, powalić na kolana. Liczby<br />
robiły to znakomicie. Najlepiej spisywały się liczby<br />
powyżej tysiąca.<br />
– Ty, śmiałku szkaradny, czym jest twój jeden głos<br />
przeciwko kolumnom liczb?!<br />
Kolumny liczb ustawiały się w takich konfiguracjach,<br />
jak zalecał Wielki Kreator.<br />
Płynęły dni, miesiące, lata. Wielkie Autorytety<br />
zbudowały sobie eleganckie rezydencje. Niektórym<br />
wyrosły brzuchy w następstwie nadkonsumpcji wszystkiego,<br />
co dało się wchłonąć i strawić. Zanosiło się na to,<br />
że będą żyły długo i szczęśliwie.<br />
Nastała noc świętojańska. Choć była to najkrótsza<br />
noc w roku, autorytety spały spokojnym snem. Zdawało<br />
się, że nic im nie grozi. Oddychały równomiernie.<br />
Osobliwej Moralności śniło się, że nigdy przez<br />
całe życie nie zrobiła nic niemoralnego. Nawet nie wiedziała<br />
do końca, co to jest niemoralność. Smagający Bat<br />
śnił, że rozdziela zasłużone razy, nawet we śnie nie przychodziło<br />
mu do głowy, że mogą być niezasłużone. Święte<br />
Oburzenie śniło, że tylko ono ma prawo do wyrażania<br />
tego uczucia, innym wolno było co najwyżej zawstydzić<br />
się reakcją Oburzenia. Nieustanne Zdziwienie, zgodnie<br />
ze swą naturą, nawet we śnie się dziwiło.<br />
Gdzieś koło piątej nad ranem wszystkie Autorytety<br />
zaczęły poruszać się niespokojnie. Przewracały<br />
się na boki, wierciły, zmieniały położenie poduszek,<br />
rozkopywały puchowe kołdry.<br />
54 4_<strong>2012</strong> czerwiec
Po dyżurze<br />
Dyżurny spojrzał na ekran monitorujący przebieg<br />
myśli oraz snów podopiecznych. Cholera, co się dzieje?<br />
– pomyślał zdenerwowany. Na monitorach wszystkich<br />
autorytetów płynęły fale lambda. Fatalne fale. Zwiastowały<br />
nadejście niedobrych<br />
snów. Po serii wyładowań fal<br />
lambda zaczęły chaotycznie<br />
pojawiać się wszystkie fale alfabetycznie:<br />
alfa, beta, gamma,<br />
delta. Cały alfabet grecki fal.<br />
To nie były żarty! Autorytety<br />
gnębił koszmarny sen. Dyżurny<br />
włączył czytnik snów. Na<br />
ekranie wszystkich autorytetów<br />
wyświetlał się ten sam sen. To<br />
wymagało zawiadomienia szefa<br />
dyżuru.<br />
Rozkodowano zapis<br />
snów. Zdumieni dyżurni czytali<br />
zapis snu Osobliwej Moralności:<br />
O rany, mam coś w ustach,<br />
coś mi narasta i wszystko wypełnia.<br />
Muszę to świństwo wypluć,<br />
inaczej nie będę mogła wyrażać<br />
oburzenia. Jak ludzie się dowiedzą,<br />
że jestem oburzona ich<br />
postępowaniem, gdy nie będę mogła w ogóle mówić? Co to<br />
może być? Jakieś małe, kłujące drobiny. Muszę zobaczyć<br />
w lusterku. Co to jest? Brokat? No tak. To jest brokat! Skąd<br />
się wziął? Nie mogę go wypluć, ciągle go przybywa! Nie<br />
mogę wypluć! Ratunku!!! Ratunku!!!<br />
Z indywidualnych drukarek pozostałych autorytetów<br />
wyskakiwały identyczne opisy.<br />
Autorytety budziły się i pełne oburzenia spluwały<br />
gdzie popadnie. Pluły do południa. Nic nie pomagało.<br />
Brokat siedział w ich jakże szlachetnych jamach ustnych.<br />
Im więcej wypluły, tym więcej nowych drobinek<br />
przybywało. Pluły przez cały dzień. Zwołano Absolutnie<br />
Prywatne Konsylium. Nikt nie znał sposobu na usunięcie<br />
brokatu. Autorytety pluły bez końca. Nie mogły<br />
wykonywać swych funkcji. Jak można komuś pokazać<br />
zapluty autorytet? Czy on kogoś przekona? – nerwowo<br />
rozmyślał Wielki Kreator.<br />
Wielki Kreator<br />
Zdawało się, że małe świecące drobinki pokonały<br />
Wielkie Autorytety raz na zawsze. Wielki Kreator długo<br />
rozmyślał. W końcu zdecydował: wynajmę sobie nowe<br />
autorytety. Każdy jest do wynajęcia. Podwoję honorarium.<br />
Szukał przez tydzień,<br />
jednak nikt nie chciał się<br />
zgodzić. Co do licha z nimi<br />
się porobiło? Potroję stawkę.<br />
Doszedł do dziesięciokrotności<br />
honorarium dotychczasowych<br />
autorytetów. Nic<br />
nie działało, nawet dziesięciokrotnie<br />
wyższa stawka.<br />
Zmęczony siadł za biurkiem.<br />
Spojrzał na kalendarz.<br />
Jaką mamy dziś erę?<br />
Własnego Sumienia i Zdrowego<br />
Rozsądku? Co? Jakiego?<br />
Własnego? Zdrowego? Nie, to<br />
wszystko jest chore!!! Ja nie<br />
będę mógł na nikogo wpływać?<br />
Czy to możliwe? Błąkał<br />
się jeszcze miesiąc. Nikt jednak<br />
nie chciał być płatnym<br />
autorytetem do wynajęcia.<br />
Co to jest Sumienie? – rozmyślał.<br />
Gdzie ono leży? Wieczorami ukradkiem przykładał<br />
do różnych części ciała rozliczne detektory, poszukując<br />
sumienia. Jakieś niewielkie wychylenie stwierdził nad<br />
mózgiem. Nie były to jednak dobre technicznie zapisy.<br />
Żaden czytnik nie mógł ich rozkodować. Wszyscy posługiwali<br />
się tymi dziwnymi... no właśnie, nawet nie wiedział,<br />
jak to nazwać. Może są to urządzenia? – pomyślał. Jak<br />
włącza się te urządzenia?... Znowu zapomniałem, jak<br />
one się nazywają... zaraz... zaraz... Sumienie? Rozsądek?<br />
Chyba tak właśnie. Jak można było posługiwać się czymś,<br />
co nie dało się zarejestrować, czymś, co było niewidoczne?<br />
Nie miało stanowiska ani jakiegoś ozdobnego tytułu?<br />
Wielki Kreator nigdy nie zrozumiał nowej epoki. Nie było<br />
to łatwe. Światem i ludźmi rządziło coś niewidocznego.<br />
Warszawa, 2003 r.<br />
Krystyna Knypl<br />
internista hipertensjolog<br />
55 4_<strong>2012</strong> czerwiec<br />
Rys. Zen
Horoskop refundacyjny<br />
Podjęcie decyzji w kwestii relacji lekarza z prężnie rozwijającym się działem gospodarki narodowej,<br />
zwanym eufemistycznie „zwrot nienależnej refundacji”, nie będzie łatwe <strong>dla</strong> wielu z kolegów.<br />
Z jednej strony wpajany od czasów szkolnych mit o posłanniczym charakterze zawodu,<br />
który ilustruje najbardziej wdrukowana w umysły rodaków postać doktora Judyma, z drugiej<br />
całkiem realne zagrożenie osobistym bankructwem. Wychodząc naprzeciw trudnej sytuacji<br />
decyzyjnej, w jakiej się znaleźliśmy, redakcja postanowiła opublikować horoskop refundacyjny,<br />
z nadzieją że pomoże on dokonywać właściwych wyborów w nadchodzącym burzliwym czasie.<br />
Koziorożec 22.12 -19.01<br />
Pewne siebie Koziorożce zdecydują się na walkę<br />
środkami medialnymi. Wykorzystując swoje<br />
zdolności organizacyjne, opracują poradnik<br />
„Jak nie wpaść w tarapaty refundacyjne, gdy<br />
ma się miękkie serce”. Dzieło będzie cieszyło<br />
się dużą poczytnością.<br />
Wodnik 20.01-19.02<br />
Niezależne i samodzielne Wodniki podzielą<br />
decyzję Strzelców (o nich dalej) o niepodpisywaniu<br />
żadnych umów, kierując się dobrą zasadą,<br />
że każde złożenie podpisu to poważna sprawa.<br />
Ryby 20.02 -20.03<br />
Łagodne i przyjazne światu Ryby podpiszą umowę.<br />
Dokumentację będą prowadziły po staremu,<br />
nawet nie wiedząc, co biedaczkom grozi koło<br />
Wigilii – jak to rybom…<br />
Baran 21.03 – 20.04<br />
Energiczne Barany udadzą się z nadesłaną<br />
umową do nadawcy i tam wygłoszą exposé,<br />
co o otrzymanym tekście sądzą. Nie spotkawszy<br />
się z oczekiwanym odzewem, zamówią kosztowną<br />
prywatną opinię prawną i będą ją sobie<br />
wieczorami czytywać ku pokrzepieniu serc.<br />
Byk 21.04 -21.05<br />
Solidne i praktyczne Byki umowę podpiszą,<br />
kupią drogi program komputerowy do obsługi<br />
gabinetu i będą starały się nie wpaść w zasięg<br />
macek ośmiornicy. Pocieszą się tym, że koszty<br />
uzyskania programu komputerowego można<br />
wpisać do księgi przychodów i rozchodów.<br />
Bliźnięta 22.05-21.06<br />
Mając często naturę pełną wewnętrznych<br />
sprzeczności, Bliźnięta prawdopodobnie wpierw<br />
podpiszą umowę, a potem ją wymówią. Będą<br />
intensywnie rozważały zmianę zawodu.<br />
Rak 22.06-23.07<br />
Zróżnicowane osobowościowo Raki będą długo<br />
się wahać i <strong>dla</strong>tego trudno przewidzieć, co<br />
zrobią. Nawet one same jeszcze tego nie wiedzą.<br />
Czas pokaże.<br />
Lew 24.07-23.08<br />
Urodzeni przywódcy, jakimi są często Lwy,<br />
będą jedną ręką pisać recepty, a drugą odezwy<br />
do współciemiężonych lekarzy. Może nawet<br />
założą stowarzyszenie „Primum non refundere”,<br />
które jako działające na szkodę gospodarki<br />
narodowej zostanie z czasem zdelegalizowane, a Lwy uzyskają<br />
status licencjonowanych opozycjonistów.<br />
Panna 24.08-23.09<br />
Znane z pedanterii Panny nie tylko podpiszą<br />
umowy, wydziergają wszystkie wymagane<br />
przepisami informacje w historiach chorób, to<br />
jeszcze nie popełnią w nich żadnego uchybienia.<br />
Kontrolerzy nie pożywią się podczas przeglądania<br />
ich dokumentacji.<br />
Waga 24.09-23.10<br />
Eleganckie pod każdym względem Wagi złożą<br />
czytelny podpis pod umową refundacyjną i będą<br />
rzeźbić piękną dokumentację zgodnie z wymaganiami<br />
Wielkiego Ubezpieczyciela. Ich pasją<br />
będzie wpisywanie w każdym egzemplarzu<br />
historii choroby formułki „Pozytywnie zweryfikowano dokument<br />
ubezpieczenia zdrowotnego”. Po wykaligrafowaniu go siedem<br />
tysięcy pięćsetny raz (30 pacjentów w ciągu 250 dni roboczych)<br />
powiedzą: „Ja to […]” – przypominamy, że kwadratowy nawias<br />
to częsty znak cenzury, w tym wypadku wewnątrzredakcyjnej.<br />
Skorpion 24.10-22.11<br />
Po dokładnym przestudiowaniu wszystkich<br />
paragrafów Skorpiony zdecydują się na podpisanie<br />
umowy. Na spotkanie z kontrolerem<br />
będą przygotowane lepiej niż wszyscy kontrolerzy<br />
razem wzięci i już dziś współczujemy<br />
tym pracownikom, którzy otrzymają polecenie skontrolowania<br />
recept Skorpionów. Wyjdą mocno pokąsane.<br />
Strzelec 23.11-21.12<br />
Energiczne, pogodne i odważne Strzelce nie<br />
zawahają się ani przez chwilę przy podejmowaniu<br />
decyzji odnośnie do podpisywania umowy<br />
refundacyjnej. Po zapoznaniu się z jej treścią<br />
udadzą się w kierunku niszczarki, zdecydowanym<br />
ruchem umieszczą nadesłany tekst w szczelinie tego<br />
przydatnego urządzenia biurowego i wcisną przycisk „Start”.<br />
Odważnie ruszą na spotkanie z rzeczywistością nierefundacyjną.<br />
Krystyna Knypl