05.06.2014 Views

"Gazeta dla Lekarzy" 7/2012

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

• Nowości<br />

<strong>Gazeta</strong><br />

Lekarzy<br />

dl@<br />

miesięcznik<br />

7_ <strong>2012</strong>_Wrzesień<br />

• Dylematy<br />

• Emigracja<br />

• Wczoraj i dziś<br />

ISSN 2084-5685<br />

• Artykuł<br />

poglądowy<br />

• Medycyna<br />

i internet<br />

ISSN 2084-5685<br />

• Po dyżurze<br />

• Podróże<br />

Dom Lekarza


Koleżanki i Koledzy,<br />

Wróciliśmy szczęśliwie z wakacji i urlopów do naszych domów.<br />

Lekarskie domy owiane są legendą, a sławą ustępują<br />

jedynie naszym garażom. Fakt nieposiadania tego przydomowego<br />

elementu architektonicznego naraża lekarza na podejrzenia, że<br />

nie jest on poważnym przedstawicielem swojego zawodu. Bez<br />

samochodu i bez garażu to prawie jak bez pieczątki, albo i gorzej.<br />

Choć wystarczy zostawienie podpisu pod receptą, to wiemy, jakie<br />

moce drzemią w pieczątce i jak jej zmodyfikowana treść potrafi<br />

być medialna. Co więcej, potrafi oddziaływać ze sporą siłą na władze administracyjne oraz przyciągać<br />

uwagę niejednego kamerzysty telewizyjnego.<br />

Postanowiliśmy spojrzeć na nasze lekarskie domy bardziej analitycznie. Jakie one są w sensie struktury<br />

emocjonalnej, rodzinnej, a także budowlanej? Czy są udane i szczęśliwe, zamieszkałe przez kochające<br />

się rodziny? A może okazałe i puste, ponieważ ich właściciele spędzają czas na kolejnym dyżurze<br />

w tym miesiącu? Czy opinia, która krąży wśród ludu o okazałych lekarskich rezydencjach jest prawdą<br />

czy tylko legendą?<br />

Czy faktycznie każdy lekarz zbudował dom? Jak mu to szło? Co wybudował? Budowa domu w każdym<br />

czasie to bardzo ryzykowne przedsięwzięcie. Najpierw budujemy, zaciskamy pasa, a gdy już<br />

przychodzi czas zamieszkania, to okazuje się, że potencjalni lokatorzy gdzieś rozpierzchli się po świecie.<br />

Każdy z nas potrafi przywołać w pamięci takie obszerne domostwa, w którym po latach starań i zabiegów<br />

w rezultacie pozostaje dwoje mieszkańców. Budując duże domy, podświadomie nawiązujemy do tradycji<br />

rodziny wielopokoleniowej, która w dzisiejszych czasach jest raczej wyjątkiem niż regułą. Jeżeli następne<br />

pokolenie zamieszka w tym samym mieście, to już jest wspaniale, a dobrze jeżeli w tym samym kraju.<br />

Dzieci i wnuki zamieszkałe na innym kontynencie to znak naszych globalnych czasów.<br />

Nie mam osobistych doświadczeń z budową domu. Moja inwestycja w rynek nieruchomości ograniczyła<br />

się jedynie do kupna mieszkania i to w odległych latach. Przez rok pracy w pięciu miejscach<br />

udało mi się zgromadzić niezbędne fundusze na akcję inwestycyjną, znaną niektórym czytelnikom jako<br />

wykupienie mieszania będącego własnością wydziału kwaterunkowego. Dziś pracując nawet w pięćdziesięciu<br />

miejscach, nie uzbierałabym kwoty, która jest potrzebna do kupienia mieszkań na moim osiedlu.<br />

Szczęśliwie w dawnych latach nie było kredytów, trzeba więc było zaciskać pasa, aby zainwestować<br />

w kupno mieszkania. Była to bardzo dobra inwestycja, choć generalnie jestem zwolenniczką inwestowania<br />

w umiejętności, a nie w nieruchomości. Umiejętność jest zawsze z nami i nikt nam jej nie zabierze.<br />

Z nieruchomościami może być różnie. Dlatego inwestujmy w nasze umiejętności, zwłaszcza nowe i inne<br />

niż związane z naszym zawodem. Posiadanie drugiego zawodu w dzisiejszych nieprzyjaznym lekarzom<br />

czasach jest niczym posiadanie szalupy ratunkowej na wzburzonym morzu. Czy jego powierzchnia<br />

uspokoi się i będzie to ten sam znany nam od zawsze akwen? Odpowiedź na to pytanie jest niewiadomą.<br />

Krystyna Knypl<br />

ISSN 2084-5685<br />

Wydawca<br />

Krystyna Knypl<br />

Warszawa<br />

Redakcja<br />

Krystyna Knypl, redaktor naczelna<br />

krystyna.knypl@compi.net.pl<br />

Mieczysław Knypl, sekretarz redakcji<br />

m.knypl@compi.net.pl<br />

Współpraca przy bieżącym numerze<br />

Alicja Barwicka, Ewa Dereszak-Kozanecka, Anna<br />

Gradzik, Krzysztof Grodoń, @Grypa, Monika<br />

Jezierska-Kazberuk, Kasia Kowalska, Anna Lach-<br />

-Czerwińska, Dorota Lewandowska, Agnieszka<br />

Pfeffer, Danuta Przerwa, Beata Świerczewska,<br />

Maggy Woland, Małgorzata Wronka, Katarzyna<br />

Zdzieborska.<br />

Rysunki Katarzyna Kowalska, Zen.<br />

Projekt graficzny i opracowanie<br />

komputerowe Mieczysław Knypl<br />

„<strong>Gazeta</strong> <strong>dla</strong> Lekarzy” jest miesięcznikiem redagowanym<br />

przez lekarzy i członków ich rodzin, przeznaczonym<br />

<strong>dla</strong> osób uprawnionych do wystawiania recept.<br />

Opinie wyrażone w artykułach publikowanych<br />

w „Gazecie <strong>dla</strong> Lekarzy” są wyłącznie opiniami<br />

ich autorów.<br />

Redakcja zastrzega sobie prawo do redagowania<br />

nadesłanych do publikacji tekstów, w tym skracania,<br />

zmiany tytułów i śródtytułów.<br />

Wydawca i redakcja mogą odmówić publikowania<br />

reklam i ogłoszeń, a w razie przyjęcia ich do druku<br />

nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść.<br />

Wszelkie prawa zastrzeżone.


W numerze<br />

Nowości ...................................................... 4, 11, 18, 25<br />

Wspólnota w działaniu i determinacja w dążeniu do celu<br />

Krystyna Knypl ........................................................................... 6<br />

Dylematy<br />

Transplantacja narządów w Polsce Krystyna Knypl ............. 9<br />

Czekając na nerkę Dorota Lewandowska............................. 10<br />

Mój dom<br />

Lekarze rodzicami<br />

Krystyna Knypl.......................................................................... 12<br />

Wychowałam się w rodzinie lekarskiej…<br />

Kasia Kowalska......................................................................... 14<br />

A jeśli dom będę miała… będzie z piorunochronem<br />

na pewno<br />

Beata Świerczewska ................................................................. 23<br />

Dom w skowronkach – udręka i ekstaza na miarę lekarza<br />

rodzinnego w budowie<br />

@Grypa....................................................................................... 26<br />

Lekarz ma kota?<br />

Ewa Dereszak-Kozanecka ........................................................ 29<br />

6<br />

15<br />

23<br />

9<br />

19<br />

26<br />

12<br />

Nasi rodzice<br />

W domu chirurga musi być cicho!<br />

Agnieszka Pfeffer, Katarzyna Zdzieborska ............................. 19<br />

29<br />

Emigracja<br />

Jesteśmy w ciąży!<br />

Krzysztof Grodoń ...................................................................... 15<br />

32<br />

Wczoraj i dziś<br />

40 lat – to już pora presbyopii<br />

Alicja Barwicka ......................................................................... 32<br />

Artykuł poglądowy<br />

Nowotwory płuca – postęp w diagnostyce i leczeniu<br />

Krystyna Knypl ......................................................................... 35<br />

35<br />

38<br />

Medycyna i internet<br />

Porcelanowe motyle<br />

Małgorzata Wronka, Monika Jezierska-Kazberuk ............... 38<br />

Po dyżurze<br />

Rekomenduje Gabrysia<br />

Danuta Przerwa ....................................................................... 43<br />

Powroty Maggy Woland ......................................................... 53<br />

Ucieczka z Alcatraz<br />

Monika Jezierska-Kazberuk .................................................... 54<br />

Podróże<br />

Wszystko tam jest do góry nogami!<br />

Anna Gradzik ........................................................................... 44<br />

„Zgubię teściową, to żona mi głowę urwie!”<br />

Anna Lach-Czerwińska ........................................................... 49<br />

49<br />

43<br />

44<br />

54<br />

53<br />

3 7_<strong>2012</strong> wrzesień


Nowości<br />

Zaburzenia chodu w chorobie Alzheimera<br />

Podczas Alzheimer Association’s<br />

International Conference<br />

<strong>2012</strong> w Kanadzie<br />

przedstawiono kilka bardzo<br />

interesujących doniesień na<br />

temat zmian i zaburzeń chodu,<br />

jakie można obserwować<br />

w chorobie Alzheimera. Takie<br />

zmiany jak spowolnienie chodu<br />

lub zmienny krok mogą<br />

wskazywać, zdaniem autorów,<br />

na obniżenie funkcji poznawczych<br />

– powiedział Wiliam<br />

Thies z Alzheimer Association<br />

podczas konferencji prasowej,<br />

na której przedstawiano<br />

główne tezy doniesień poświęconych<br />

zaburzeniom chodu.<br />

Trudności związane z chodzeniem<br />

nie są oczywistą konsekwencją<br />

starzenia się, choć<br />

są dość częstym problemem<br />

w starszym wieku. Badania<br />

wykazują, że u osób z zaburzeniami<br />

chodu występuje<br />

nie tylko zwiększone ryzyko<br />

upadków, ale także zwiększone<br />

ryzyko rozwoju zaburzeń<br />

pamięci i demencji.<br />

Dr Stephanie Bridenbaugh<br />

i wsp. z Basel Mobility Center<br />

przeprowadzili badania na<br />

1153 osób, których średni wiek<br />

wynosił 77 lat. Byli to pacjenci<br />

Basel Memory Clinic. Wyniki<br />

obserwacji porównano ze<br />

zdrową społecznością Bazylei<br />

w podobnym wieku. Badani<br />

byli podzieleni na 3 grupy:<br />

zdrowi, z umiarkowanymi zaburzeniami<br />

poznawczymi oraz<br />

z chorobą Alzheimera. Pacjentów<br />

z rozpoznaną chorobą<br />

Alzheimera zakwalifikowano<br />

do podgrup: z łagodnym<br />

nasileniem objawów, umiarkowanym<br />

i ciężkim. Chód badano<br />

na 10-metrowej bieżni<br />

elektronicznej, połączonej<br />

z czujnikami pomiarowymi.<br />

Zadaniem pacjentów był normalny<br />

spacer, a także spacer<br />

z jednoczesnym liczeniem do<br />

tyłu lub wymienianiem nazw<br />

zwierząt. Stwierdzono, że chód<br />

przy takim utrudnieniu staje<br />

się wolniejszy i bardziej<br />

zmienny u osób z zaburzeniami<br />

poznawczymi niż u osób<br />

bez zaburzeń poznawczych.<br />

Wnioski: uszkodzeniu funkcji<br />

poznawczych towarzyszą nie<br />

tylko upośledzenia pamięci,<br />

lecz także uszkodzenia czynnościowe.<br />

Stosując analizę<br />

ilościową wykazano, że kroki<br />

stają sie wolniejsze i bardziej<br />

zmienne wraz z nasilaniem<br />

się upośledzenia funkcji poznawczych<br />

.<br />

W badaniach dr. M. Ikram<br />

i wsp. z Holandii u 1465 osób<br />

chód był oceniany na bieżni<br />

elektronicznej pod względem<br />

następujących parametrów:<br />

rytm (odzwiercie<strong>dla</strong>jący długość<br />

kroku i czas jego trwania),<br />

fazowość (odzwiercie<strong>dla</strong>jąca<br />

czas spędzony na jednej nodze<br />

lub obu nogach), różnorodność<br />

(zmienność kroków<br />

u danej osoby), baza podparcia<br />

(szerokość kroku i stóp),<br />

umiejętność chodzenia z drugą<br />

osobą w tandemie (oceniano<br />

liczbę błędów we wspólnym<br />

chodzeniu), sprawność obrotu<br />

Fot. @mimax2<br />

(czas potrzebny do wykonania<br />

obrotu). Zaburzeniom procesów<br />

informacyjnych towarzyszyły<br />

zmiany w szybkości<br />

i zmienności stawiania kroków.<br />

Zaburzeniom motorycznym<br />

towarzyszyły trudności w chodzeniu<br />

z drugą osobą. Również<br />

w obserwacjach dr. Rodolfo<br />

Savica i wsp. z Mayo Clinic<br />

w Rochester, które objęły 1314<br />

osób badanych dwukrotnie<br />

w ciągu 15 miesięcy, stwierdzono<br />

że chód nie jest prostą<br />

czynnością motoryczną,<br />

lecz jest sprzężony ze stanem<br />

funkcji poznawczych. Pogorszenie<br />

funkcji poznawczych<br />

negatywnie wpływa na takie<br />

parametry chodu jak szybkość<br />

stawiania kroków, ich długość,<br />

naprzemienność.<br />

Choroba Alzheimera jest częstsza, niż podają statystyki<br />

Podczas kongresu w Vancouver<br />

wyrażono opinię, że<br />

coraz lepsze metody rozpoznawania<br />

choroby Alzheimera lokują<br />

ją, jeśli chodzi o częstość<br />

występowania, obok chorób<br />

układu krążenia i nowotworów.<br />

Zdaniem dr. Bryana Jamesa<br />

i wsp. z Rush University<br />

w Chicago choroba Alzheimera<br />

jest przyczyną około<br />

500 tysięcy zgonów rocznie<br />

w Stanach Zjednoczonych,<br />

podczas gdy choroby układu<br />

krążenia są powodem 617<br />

tysięcy zgonów, a nowotwory<br />

– 565 tysięcy. Rozpoznanie<br />

Fot. @mimax2<br />

choroby Alzheimera zwiększa<br />

ryzyko zgonu 3…4 krotnie. Dr<br />

Bryan uważa też, że częstość<br />

zgonów z powodu choroby<br />

Alzheimera może być nawet<br />

6-krotnie większa, niż podają<br />

to obecne statystyki oparte na<br />

dokumentach urzędów stanu<br />

cywilnego, które nie zawsze<br />

w sposób dokładny precyzują<br />

rzeczywistą przyczynę zgonu.<br />

Autor zaznaczył także, że dane<br />

z obserwowanej prze niego<br />

populacji mogą się różnić<br />

od ogólnej populacji Stanów<br />

Zjednoczonych. Dokładniejsze<br />

informacje na ten temat<br />

są w doniesieniu: James B, et<br />

al “Attributable risk of mortality<br />

from incident Alzheimer’s<br />

disease” AAIC <strong>2012</strong>; Abstract<br />

P2-174.<br />

Źródło: http://www.<br />

medpagetoday.com/<br />

MeetingCoverage/AAIC/33836<br />

4 7_<strong>2012</strong> wrzesień


Nowości<br />

Immunoglobulina w leczeniu choroby Alzheimera<br />

Trwające trzy lata leczenie<br />

dożylną immunoglobuliną<br />

(IVIG GammaGard) zapobiega<br />

postępującemu obniżaniu<br />

się zdolności poznawczych<br />

u pacjentów z chorobą Alzheimera<br />

– twierdzą dr. Norman<br />

Relkin i wsp. z Weill Cornell<br />

Medical College w Nowym<br />

Jorku. Ogłosili oni podczas<br />

Alzheimer’s Association International<br />

Conference, która odbyła<br />

się w dniach 14-19 lipca<br />

w Vancouver (http://www.alz.<br />

org/aaic/) wyniki niewielkiego<br />

badania klinicznego II fazy,<br />

obejmującego 21 osób z chorobą<br />

Alzheimera, z których<br />

16 otrzymywało immunoglobulinę,<br />

a 5 placebo. Czterech<br />

pacjentów otrzymywało<br />

immunoglobulinę przez 36<br />

miesięcy.<br />

Dawkowanie IVIG GammaGard<br />

wynosiło 0,4 g/kg co<br />

2 tygodnie. Stan intelektualny<br />

pacjentów był oceniany za<br />

pomocą testów Alzheimer’s<br />

Disease Assessment Scale<br />

(ADAS-Cog), Clinical Global<br />

Impression of Change (CGIC),<br />

The Neuropychiatric Inventory<br />

oraz innych. Podczas konferencji<br />

prasowej poprzedzającej<br />

prezentację doniesienia na<br />

kongresie dr Relkin powiedział,<br />

że leczenie było „generalnie<br />

dobrze tolerowane, ale<br />

wystąpiły w kilku przypadkach<br />

objawy uboczne. Większość<br />

z nich zależała od szybkości<br />

wlewu dożylnego immunoglobuliny.<br />

Obserwowano między<br />

innymi zaczerwienienie skóry.<br />

U jednego pacjenta wystąpił<br />

udar mózgu, prawdopodobnie<br />

jego wystąpienie mogło być<br />

związane z lepkością IVIG,<br />

która jest znanym czynnikiem<br />

zwiększającym ryzyko epizodów<br />

niedokrwiennych”.<br />

Dr Relkin poinformował,<br />

że trwa już III faza badania,<br />

w której weźmie udział 390<br />

pacjentów, a jej zakończenie<br />

przewidziane jest na połowę<br />

2013 roku. Można sądzić, że<br />

wyniki będą przedstawione<br />

podczas kolejnego kongresu<br />

Alzheimer’s Association International<br />

Conference, który odbędzie<br />

się w Bostonie w dniach<br />

13-18 lipca 2013 r. Podstawą<br />

teoretyczną do stosowania<br />

IVIG w chorobie Alzheimera<br />

jest to, że w jej przebiegu<br />

występują przeciwciała białka<br />

złogów betaamyloidu.<br />

Dalsze badania II fazy<br />

obejmują testy IVIG podawanego<br />

w różnych dawkach<br />

wg schematu: 0,4 g/kg co 2 tygodnie<br />

v. 0,2 g/kg co 2 tygodnie<br />

oraz 0,4 g/kg co 4 tygodnie v.<br />

0,8 g/kg co 4 tygodnie.<br />

Na portalu www.medscape.<br />

com, który opublikował relację<br />

z konferencji prasowej,<br />

jeden z dyskutujących lekarzy<br />

zwrócił uwagę na koszt pojedynczej<br />

dawki IVIG: od 3000<br />

do 10 000 dol.<br />

Źródło: http://www.medpagetoday.com/meetingcoverage/aaic/33780<br />

Ruch chroni przed chorobą Alzheimera<br />

Cztery badania kliniczne,<br />

których wyniki ogłoszono<br />

podczas Alzheimer’s Association<br />

International Conference<br />

<strong>2012</strong> wykazały, że systemaztyczne<br />

ćwiczenia fizyczne<br />

zmniejszają ryzyko wystąpienia<br />

choroby Alzheimera. Czas<br />

trwania badań był różny: od<br />

6 do 12 miesięcy, a wykonywane<br />

ćwiczenia również nie<br />

były we wszystkich badaniach<br />

jednolite. Badania MRI wykazują,<br />

że ćwiczenia fizyczne<br />

uprawiane przez rok prowadzą<br />

do zwiększenia o %2 objętości<br />

hipokampa (element układu<br />

limbicznego odpowiedzialny<br />

za pamięć). Struktura ta ulega<br />

zmniejszeniu w chorobie<br />

Alzheimera. Obserwowano<br />

poprawę funkcji poznawczych,<br />

lepszą neuroplastyczność<br />

(zdolność komórek nerwo-<br />

wych mózgu do regeneracji<br />

i tworzenia sieci połączeń z innymi<br />

neuronami), mniejszą<br />

skłonność do depresji, lepszą<br />

jakość snu. Za zalecaną formę<br />

aktywności fizycznej <strong>dla</strong> osób<br />

starszych uznano spacer.<br />

Źródło: http://www.alz.org/aaic/<br />

sun_1030amct_physical_activity.asp<br />

Nowotwory rzadkie wcale nie takie rzadkie<br />

Dr G. Gatta i wsp. opublikowali<br />

na łamach „European<br />

Journal of Cancer” 2011,47,<br />

2493-2511 artykuł na temat<br />

nowotworów rzadko występujących<br />

„Rare cancers are<br />

not so rare: The rare cancer<br />

burden in Europe”. Autorzy<br />

tworzą The RARECANCER<br />

Working Group.<br />

W związku z niedostatkiem<br />

informacji o nowotworach<br />

rzadkich w Europie<br />

przeprowadzono analizę<br />

dostępnych danych dotyczących<br />

162 000 000 osób. Za nowotwór<br />

rzadki przyjęto taki,<br />

który występuje nie częściej<br />

niż 6/100 000/rok. Częstość<br />

zapadania na wszystkie nowotwory<br />

rzadkie w Europie<br />

wynosi 108/100 000, podczas<br />

gdy zapadalność na<br />

wszystkie nowotwory wynosi<br />

541/100 000. Nowotwory<br />

rzadkie stanowią więc 22%<br />

wszystkich nowotworów. Szanse<br />

na pięcioletnie przeżycie<br />

ma 47% osób chorujących na<br />

nowotwory rzadkie w porównaniu<br />

z 65% osób chorujących<br />

na nowotwory występujące<br />

powszechnie. Obecnie w całej<br />

Unii Europejskiej żyje około<br />

4 300 000 osób ze zdiagnozowanymi<br />

nowotworami rzadkimi.<br />

Taka liczba wskazuje na<br />

konieczność restrukturyzacji<br />

zarówno ochrony zdrowia, jak<br />

i profilu prób klinicznych.<br />

W Europie powstała koalicja<br />

zajmująca się problematyką<br />

Fot. @mimax2<br />

nowotworów rzadkich. Bliższe<br />

dane pod adresem http://<br />

www.rarecancerseurope.org/.<br />

Wśród aktywnych członków<br />

koalicji nie ma uczestników<br />

z Polski.<br />

Źródło: www.rarecancerseurope.org<br />

5 7_<strong>2012</strong> wrzesień


Kapitol<br />

Nowości<br />

Nowości<br />

Krystyna Knypl<br />

Już pierwsze kontakty z organizatorami wskazywały,<br />

że nie jest to jeszcze jeden z wielu, zorganizowanych<br />

w sposób powtarzalny kongresów. Samo logo ma bardzo<br />

interesującą wymowę – splecione trzy wstążeczki,<br />

które odebrałam jako znaki graficzne<br />

symbolizujące jakąś wspólnotę, być może<br />

rodzinę. W środku wstążeczka w kolorze<br />

czerwonym, będąca prawdopodobnie<br />

symbolem osoby seropozytywnej. Wstążeczki<br />

umieszczone są blisko siebie, przez co elementy<br />

graficzne niosą kolejny przekaz podprogowy – osoby<br />

seropozytywne są bardzo blisko każdego z nas. Niekiedy<br />

na wyciągnięcie reki, niekiedy nawet pod ręką. Nie<br />

zawsze to wiemy, rzadko kiedy to sobie uświadamiamy.<br />

Organizacja na wysokim poziomie<br />

Przeglądając program i zasady organizacji, nie<br />

sposób nie zauważyć perfekcji i rozmachu. Pozyskano<br />

wsparcie największych tego świata – od prezydenta<br />

Stanów Zjednoczonych Baracka Obamy przez Hillary<br />

Clinton, Billa Gatesa, przedstawicieli miejscowych władz<br />

miejskich, naukowców, organizacje charytatywne, kościoły,<br />

stowarzyszenia pacjentów, po wybitnych artystów.<br />

Reguły i wymagania akredytacyjne <strong>dla</strong> przedstawicieli<br />

prasy wyśrubowane, ale już znane z poprzednich<br />

kongresów: legitymacja prasowa, dostarczenie kilku<br />

publikacji w formacie PDF oraz tzw. letter of assignment.<br />

Dokumenty ładuje się na swoim specjalnie założonym<br />

koncie internetowym i czeka na decyzję organizatorów.<br />

Podczas zakładania konta aplikujący ma poszerzoną<br />

możliwość wyboru płci: female, male i transgender.<br />

Wspólnota w działaniu<br />

i determinacja<br />

w dążeniu do celu<br />

Hasło kongresu AIDS <strong>2012</strong> „Turning the Tide Together” dobrze odzwiercie<strong>dla</strong> potrzebę<br />

wspólnych wysiłków wielu środowisk na rzecz opanowania tej groźnej choroby. Mądry<br />

zamysł, godzien stosowania do rozwiązywania wszystkich trudnych problemów.<br />

Oczekując na akredytację, można zająć się studiowaniem<br />

kilkudziesięciostronicowego programu<br />

kongresu. Podczas lektury zwraca uwagę niezwykle<br />

staranny i wyważony dobór słów, jakimi posługują się<br />

organizatorzy. No bo czyż nie jest zachwycający taki<br />

akapit, określający jeden z wielu celów kongresu: To<br />

increase global awareness of the continuing impact of HIV<br />

and AIDS and to re-energize global, national and local<br />

responses to the pandemic through public health practice,<br />

science, policy, education, the media and other means.<br />

Słowem znane hasło „wszystkie ręce na pokład”<br />

przedstawione w nowej formule. Podobnie objawiła mi<br />

się informacja o możliwości zakupu abstraktów kongresowych<br />

zarówno w języku angielskim, jak i hiszpańskim,<br />

a do tego nie tylko przez bywalców Apple Store, ale<br />

i fanów Android Market! Nie ukrywam, że takie podejście<br />

można uznać za inspirujące, zwłaszcza <strong>dla</strong> lekarza,<br />

któremu całe życie wbijano do głowy judymowszczyznę.<br />

Niezależnie od rozmiarów epidemii i kierunku jej rozprzestrzeniania<br />

się, jak zawsze przytomny świat biznesu<br />

nie traci głowy!<br />

Uroczystość otwarcia kongresu AIDS 2021<br />

była bardziej niż nietypowa: wielkie widowisko,<br />

w którym przeplatały się elementy odwołań religijnych,<br />

artystycznych, politycznych i naukowych. Uczestników<br />

tej gali, wypełniających do ostatniego miejsca salę posiedzeń<br />

plenarnych, zaskoczyło niespodziewane zgaszenie<br />

świateł. Po chwili w ciemności rozległ się głos mężczyzny<br />

recytującego słowa inwokacji stylizowanej na modlitwę:<br />

Posłaliśmy nasze modlitwy w dół rzeki Potomak, do świętej<br />

zatoki Chesapeake…<br />

6 7_<strong>2012</strong> wrzesień


Nowości<br />

z Uniwersytetu Medycznego w Ugandzie i prof. Diane<br />

Havlir z Uniwersytetu Medycznego w San Francisco. Do<br />

witających dołączył burmistrz Waszyngtonu Vincent C.<br />

Gray oraz sekretarz generalny ONZ za pośrednictwem<br />

przekazu wideo. Interesująca była informacja burmistrza<br />

o szerokiej akcji profilaktycznej, polegającej między<br />

innymi na propagowaniu stosowania prezerwatyw. Miarą<br />

My, tu dziś zgromadzeni, jesteśmy jedynie małą<br />

cząstką wielkiego dzieła stworzenia matki Ziemi i świętej<br />

zatoki Chesapeake, ale wielki stwórca słyszy nasze modły<br />

i jest naszym przewodnikiem oraz przeznaczeniem.<br />

Wszystko, co zostało stworzone, jest święte, także my sami…<br />

Okazało się po chwili, że były to oficjalne słowa<br />

otwarcia kongresu AIDS <strong>2012</strong>. Po ich wygłoszeniu<br />

ceremonię uświetnił krótki występ Gay Men’s Chorus<br />

of Washington D.C. Po występach przystojnych<br />

i niespotykanie eleganckich chórzystów (miarą tego<br />

były wielkie broszki z błyszczącej biżuterii w klapach<br />

smokingów) przedstawiono etiudę filmową na temat<br />

kampanii promującej używanie prezerwatyw.<br />

Kolejnym punktem<br />

uroczystości otwarcia<br />

było wystąpienie wielebnego<br />

Charlesa Straighta<br />

z Kościoła Metodystów.<br />

Pastor Straight od 27 lat<br />

jest zaangażowany we<br />

wspieranie osób z HIV/<br />

AIDS w ramach AIDS Foundation of Chicago.<br />

Po tych duchowych i artystycznych akcentach<br />

uczestników kongresu przywitali słowem wstępnym<br />

organizatorzy naukowi kongresu, prof. Elli Katabira<br />

sukcesu w dystrykcie Columbia jest to, że od 2009 roku<br />

nie urodziło się tam żadne dziecko seropozytywne.<br />

Drugi dzień obrad miał jeszcze bardziej niespotykane<br />

akcenty. Po pierwsze na sesji plenarnej „Ending the<br />

Epidemic: Turning the Tide Together” wystąpiła Hillary<br />

Clinton, która przedstawiła działania rządu Stanów Zjednoczonych<br />

na rzecz opanowania epidemii HIV/AIDS.<br />

Jej wystąpienie nie obyło się bez demonstracji grupy<br />

młodych uczestników, połączonej z nieprzyjaznymi<br />

okrzykami i wymachiwaniem transparentami, ale nie<br />

takie przeszkody Hillary przeskakiwała!<br />

Podczas dyskusji panelowej na temat partnerstwa<br />

prywatno-publicznego w leczeniu HIV/AIDS słowo<br />

wstępne wygłosił sir Elton John. Oto początek jego wystąpienia:<br />

Jestem niezwykle zaszczycony z powodu uczestnictwa<br />

w tej konferencji. Chciałbym opowiedzieć wam historię<br />

o pewnym młodym człowieku, starającym pogodzić się<br />

7 7_<strong>2012</strong> wrzesień


Nowości<br />

z własną seksualnością,<br />

nadużywającym leków<br />

i alkoholu. Człowieka<br />

uprawiającego seks bez<br />

zabezpieczenia i będącego<br />

w grupie wysokiego<br />

ryzyka zetknięcia się z wirusem HIV. Jego życie było<br />

nieuporządkowane, destrukcyjne, niekontrolowane. Właściwie<br />

powinien on umrzeć, ale stało się coś wspaniałego.<br />

Ludzie okazali mu współczucie i miłość. Ludzie podali mu<br />

rękę i okazali zrozumienie. Ludzie podali mu nie tylko<br />

rękę, ale i szansę stania się lepszym, i stał się on lepszym.<br />

Wszystko wokół niego uległo zmianie. Prowadzi on teraz<br />

wspaniałe życie, ma kochającego partnera i wspaniałego<br />

syna. Od 22 lat jest on trzeźwy i czysty. Ten człowiek stoi<br />

przed wami i wygłasza to przemówienie…<br />

Poza takimi niecodziennymi sesjami odbyło się<br />

wiele debat naukowych, których główne przesłania były<br />

przedstawiane na codziennych konferencjach prasowych.<br />

Bardzo interesującym punktem programu waszyngtońskiego<br />

kongresu był <strong>dla</strong> mnie rozdział zatytułowany<br />

Faith based participation, czyli uczestnictwo<br />

oparte na wierze. Bardzo liczne kościoły i organizacje<br />

religijne zaangażowane w walkę z HIV przygotowały<br />

ofertę, której szczegóły można znaleźć na stronie http://<br />

iac.ecumenicaladvocacy.org/. Oczywiście organizatorzy<br />

pamiętali o zapewnieniu odrębnego pomieszczenia do<br />

medytacji i cichych modlitw <strong>dla</strong> uczestników kongresu,<br />

mających potrzebę takich duchowych aktywności. Gdyby<br />

zaś ktoś zapragnął rozmowy z duchownym reprezentującym<br />

wyznawaną przez niego wiarę, pracownicy Prayer<br />

Room są w stanie zaaranżować takie spotkanie.<br />

Nauka na wysokim poziomie<br />

Na wielu sesjach i prezentacjach przedstawiono<br />

najnowsze doniesienia. Niektóre miały charakter<br />

społecznościowy, inne wysoce specjalistyczny. Na<br />

przykład na sesji zatytułowanej Viral Regulation: From<br />

Proteins to Tissues wygłoszono m.in. takie referaty jak<br />

“Discovery of novel transcription factors present only in<br />

infected cells” czy “Glut1: establishing a new paradigm<br />

for HIV-1 infection by regulating glucose metabolism and<br />

activation in CD4+ T cells in HIV-1-positive subjects”.<br />

Konia z rzędem temu, kto poza autorami i może kilkudziesięcioma<br />

osobami na świecie wie, o co chodzi!<br />

Korzystam z bardzo ciekawego tłumacza komputerowego<br />

http://mymemory.translated.net/ i powiada mi on, że<br />

po polsku oznacza to: „Glut1: ustanowienie nowego<br />

paradygmatu <strong>dla</strong> zakażenia HIV-1 w drodze regulacji<br />

metabolizmu glukozy i aktywacji w komórkach T CD4<br />

u osób HIV-1-pozytywnych”. Niby wszystko jasne, ale<br />

nadal ciemność widzę…<br />

W ramach podyplomowej edukacji ciągłej doczytuję,<br />

że są białka należące do rodziny GLUT (co<br />

za nazwa! nie mam pewności, czy warto należeć do<br />

takiej rodziny), które umożliwiają dyfuzję glukozy do<br />

wnętrza i na zewnątrz komórki i zwane są błonowymi<br />

transporterami glukozy. Jest 14 form transportera GLUT<br />

i najważniejsze są białka od GLUT 1 do GLUT 4. Główne<br />

miejsca występowania GLUT1 to mózg, erytrocyty,<br />

ale są we wszystkich tkankach. GLUT 2 jest w trzustce,<br />

wątrobie, jelitach, nerce. GLUT 3 w mózgu. GLUT 4<br />

w mięśniach szkieletowych, sercu, adipocytach.<br />

Globalna wioska<br />

Poza aktywnością naukową przewidziano wiele<br />

działań w przestrzeni zwanej globalną wioską. Na rozległym<br />

terenie wioski można wysłuchać prezentacji<br />

popularnonaukowych, obejrzeć filmy o organizacjach<br />

działających na rzecz osób seropozytywnych, poznać<br />

prace artystów. Wyodrębniono specjalny sektor <strong>dla</strong> osób<br />

młodych, nazwany Washington DC Youthforce, bliższe<br />

dane na stronie http://youthaids<strong>2012</strong>.weebly.com/.<br />

Podsumowanie<br />

Od pierwszego kongresu w 1985 roku do XIX<br />

w <strong>2012</strong> roku wszyscy przeszli długą drogę, na której<br />

zmieniały się poglądy, wiedza i w pewnym zakresie także<br />

nastawienie do problematyki HIV i AIDS. Przykład ten<br />

wskazuje, jak wiele można zrobić w każdej sprawie, nawet<br />

gdy na początku drogi nadzieje na<br />

odwrócenie niepomyślnego biegu<br />

zdarzeń nie są duże. Wspólnota<br />

w działaniu i determinacja<br />

w dążeniu do celu mogą uczynić<br />

wiele dobrego.<br />

8 7_<strong>2012</strong> wrzesień


Dylematy<br />

Transplantacja narządów w Polsce<br />

Krystyna Knypl<br />

Transplantacja narządów w Polsce ma się nie najgorzej, ale zawsze mogłoby być lepiej,<br />

a może nawet dużo lepiej. Problemy ściśle medyczne i organizacyjne są bardzo przejrzyście<br />

zaprezentowane na stronach Centrum Organizacyjno-Koordynacyjnego do<br />

spraw Transplantacji „Poltransplant” (http://www.poltransplant.org.pl/) – warto odwiedzić<br />

tę stronę, aby odświeżyć i poszerzyć swoją wiedzę z zakresu transplantologii.<br />

Mimo olbrzymiego postępu wiedzy punktem trudnym do pokonania są różnorodne<br />

zagadnienia związane z dawcami narządów. Mogą one mieć charakter medyczny,<br />

obyczajowy, psychologiczny. Splot tych wszystkich okoliczności powoduje, że mamy<br />

krajową listę osób oczekujących na przeszczepienie (KLO).<br />

Dane na temat liczby dokonanych przeszczepów<br />

oraz liczby oczekujących na przeszczepienie są<br />

dostępne pod adresem http://www.poltransplant.org.<br />

pl/'statystyka_2011.html. Liczby te zmieniają się w czasie,<br />

ale ogólnie można powiedzieć, że jest 10-krotnie więcej<br />

oczekujących niż pobrań narządów do przeszczepienia.<br />

Kto ma szansę na pierwszeństwo na liście oczekujących<br />

na przeszczepienie? Istnieją ścisłe procedury<br />

określania pierwszeństwa, ale niezależnie od liczby<br />

zgromadzonych punktów są grupy biorców, które mają<br />

pierwszeństwo. Ponieważ najczęściej przeszczepianym<br />

narządem jest nerka, przedstawiamy te kryteria w odniesieniu<br />

do tego narządu. Tak więc pierwszeństwo<br />

w wyborze do przeszczepienia mają biorcy zgłoszeni<br />

w trybie pilnym (brak możliwości dializowania), biorcy<br />

wysoko immunizowani, biorcy z brakiem niezgodności<br />

w układzie HLA z dawcą, biorcy pediatryczni nerek<br />

pobranych od dawcy, który nie ukończył 16. roku życia,<br />

biorca w wieku ponad 60 lat od dawcy w wieku ponad<br />

65 lat oraz biorca przeszczepu nerki i jednoczesnego<br />

przeszczepu innego narządu.<br />

Problemem, na który ośrodki transplantacyjne<br />

muszą zwracać uwagę przy kwalifikowaniu narządu<br />

do przeszczepu, jest alert nowotworowy. Choć nie ma<br />

ścisłych i jednoznacznych rekomendacji na temat oznaczania<br />

markerów nowotworowych u zmarłych dawców<br />

i interpretacji ich wyników, to zalecane jest, aby ośrodki<br />

transplantacyjne tworzyły na podstawie własnego materiału<br />

takie wytyczne. Pomocna może być lektura „Guide<br />

to the Safety and Quality Assurance for Transplanatation<br />

of Organs, Tissues and Cells” 4 th ed. 2010.<br />

Osoby, które wyrażają zgodę na pobranie po<br />

śmierci ich narządów do przeszczepienia, powinny<br />

sporządzić tzw. oświadczenie woli oraz powiadomić<br />

swoich bliskich o tej decyzji. Wzór takiego dokumentu<br />

można znaleźć pod adresem http://www.poltransplant.<br />

org.pl/ow.html. Dokument nie wymaga rejestrowania ani<br />

zgłaszania do jakiegokolwiek urzędu. Natomiast jeżeli<br />

ktoś nie wyraża zgody na pobranie jego narządów po<br />

śmierci do celów transplantacyjnych, powinien zgłosić<br />

to do Centralnego Rejestru Sprzeciwów – CRS (bliższe<br />

informacje http://www.poltransplant.org.pl/crs1.html);<br />

po przesłaniu swojego zgłoszenia osoba taka dostaje drogą<br />

pocztową potwierdzenie wpisania do CRS. Sprzeciw<br />

jest skuteczny od daty wpisania do CRS.<br />

Całokształt zagadnień związanych z przeszczepianiem<br />

narządów regulują przepisy Ustawy o pobieraniu,<br />

przechowywaniu i przeszczepianiu komórek, tkanek<br />

i narządów z 1 lipca 2005 r., znowelizowanej w 2009 r.<br />

Jednostką centralną i koordynującą wszystkie zagadnienia<br />

jest Poltransplant, który działa na podstawie ustawy<br />

transplantacyjnej z 2005 r.<br />

•<br />

9 7_<strong>2012</strong> wrzesień


Dylematy<br />

Czekając na nerkę<br />

Z Dorotą Lewandowską* z krajowej listy osób oczekujących na przeszczepienie<br />

(KLO) w Poltransplant rozmawia Krystyna Knypl<br />

• Jak dużo osób oczekuje na przeszczep nerki?<br />

Obecnie około 1500 osób oczekuje na przeszczepienie<br />

nerki. Są to chorzy zgłoszeni do krajowej listy osób<br />

oczekujących na przeszczepienie (KLO) po zakwalifikowaniu<br />

w tzw. regionalnych ośrodkach kwalifikacyjnych.<br />

Ośrodków kwalifikacyjnych do przeszczepienia<br />

nerki jest obecnie w Polsce 12. Są one rozmieszczone<br />

w całym kraju przy ośrodkach transplantacyjnych, które<br />

wykonują zabiegi przeszczepienia nerki. Każdy ośrodek<br />

kwalifikacyjny przyjmuje zgłoszenia od lekarzy<br />

z okolicznych ośrodków dializ. Chory, który zostaje<br />

zakwalifikowany do przeszczepienia nerki w ośrodku<br />

kwalifikacyjnym, jest automatycznie zgłaszany do KLO.<br />

O umieszczeniu na liście KLO powiadamia każdego<br />

chorego listem poleconym. Warto zaznaczyć, że liczba<br />

osób oczekujących na przeszczepienie nerki nie jest<br />

liczbą stałą. Każdego dnia chorzy z tej listy otrzymują<br />

przeszczepioną nerkę, pojawiają się nowi chorzy oczekujący<br />

na przeszczepienie. Bywa też niestety i tak, że<br />

nie doczekują przeszczepienia nerki.<br />

• Jakie są najczęstsze powody długiego oczekiwania?<br />

W naszym kraju średni czas oczekiwania na<br />

przeszczepienie nerki w 2011 r. wynosił ok. 11 miesięcy,<br />

podczas gdy w innych krajach wynosi kilka lat.<br />

Oczywiście zdarza się, że niektóre osoby czekają kilka<br />

* Dr n. med. Dorota Lewandowska o sobie:<br />

specjalista chorób wewnętrznych,<br />

transplantologii klinicznej, nefrologii.<br />

Kierownik KLO (Poltransplant) od 3 lat,<br />

wcześniej współpraca z dr Danutą Rowińską<br />

(poprzednim kierownikiem<br />

KLO). Od 20 lat asystent, a następnie<br />

adiunkt w Klinice Medycyny Transplantacyjnej<br />

i Nefrologii WUM (tu poza dydaktyką zajmuję się<br />

przede wszystkim przygotowywaniem i prowadzeniem chorych<br />

po przeszczepieniu nerki, nerki z trzustką, wątroby. Od kilkunastu<br />

lat zajmuję się też kwalifikacją żywych dawców nerek).<br />

dni a inne kilka lat na przeszczepienie nerki. Różnice te<br />

wynikają z wielu powodów. Najważniejszym kryterium<br />

decydującym o przeszczepieniu nerki jest pilność zabiegu;<br />

są osoby, które nie mogą czekać z przyczyn medycznych<br />

(brak możliwości leczenia dializami). Kolejnym<br />

jest dobór immunologiczny, czyli tzw. zgodność HLA<br />

miedzy dawcą a biorcą. Trzeba pamiętać, że tzw. kolejka<br />

do przeszczepienia powstaje w momencie, gdy pojawia<br />

się narząd o określonych kryteriach immunologicznych<br />

i do niego dopasowuje się lista kandydatów do przeszczepienia<br />

nerki. Jest to więc przypadek losowy. Czas<br />

oczekiwania jest mniej istotnym kryterium niż dobór<br />

immunologiczny stąd różnice w czasie oczekiwania. Są<br />

też na liście osoby tzw. uczulone, czyli takie, które mają<br />

przeciwciała przeciwko antygenom zgodności tkankowej.<br />

Im więcej chory ma takich przeciwciał, tym mniejsze jest<br />

prawdopodobieństwo otrzymania takiego przeszczepu<br />

nerki, przeciwko któremu akurat tych przeciwciał nie<br />

będzie. Takie osoby tak długo czekają na przeszczepienie,<br />

pl.wikipedia.org<br />

10 7_<strong>2012</strong> wrzesień


Dylematy<br />

aż trafią na taką nerkę, przeciwko której nie będą miały<br />

przeciwciał. W przeciwnym razie grozi natychmiastowa<br />

utrata przeszczepionej nerki.<br />

• Jak lekarze innych specjalności mogą aktywnie wspierać<br />

krajową listę oczekujących na przeszczepienie?<br />

Lekarze wielu specjalności są zaangażowani<br />

w proces kwalifikacji chorych do przeszczepienia nerki.<br />

Nefrolodzy ustalają wskazania do przeszczepienia, transplantolodzy<br />

kwalifikują i zgłaszają do KLO, natomiast<br />

inni lekarze pomagają w wykluczeniu przeciwwskazań<br />

do tego zabiegu. Każdy chory kwalifikowany do przeszczepienia<br />

nerki musi odbyć konsultację okulistyczną,<br />

laryngologiczną i stomatologiczną. Niektórzy chorzy<br />

wymagają konsultacji dodatkowych: ginekologicznej,<br />

kardiologicznej, urologicznej, onkologicznej itd. Bardzo<br />

istotny jest tu czas oczekiwania na taką konsultację.<br />

Bywa, że terminy konsultacji specjalistycznych są bardzo<br />

odległe, co znacznie przesuwa w czasie możliwość zgłoszenia<br />

chorego KLO i odbiera szansę na przeszczepienie.<br />

W takich sytuacjach trzeba pamiętać, że przesuwanie<br />

terminu do zakwalifikowania chorego do przeszczepienia<br />

sprzyja pogłębieniu jego choroby i zwiększaniu ryzyka<br />

tego zabiegu (im wcześniej, tym lepiej). Poza tym nigdy<br />

nie wiemy, kiedy trafi się narząd <strong>dla</strong> tego chorego; może<br />

już jutro, a chory nie jest gotowy…<br />

• Jak społeczeństwo, rodziny pacjentów mogą aktywnie<br />

wspierać oczekujących na przeszczep nerki?<br />

Bliscy chorych oczekujących na przeszczepienie<br />

nerki mogą wspierać te osoby na wiele sposobów. Przede<br />

wszystkim mogą oddać jedną ze swoich nerek. Mogą<br />

porozmawiać o tym zarówno z osobą potrzebującą,<br />

lekarzem prowadzącym czy ośrodkiem transplantacyjnym,<br />

który wykonuje przeszczepienia nerek od żywych<br />

dawców. KLO każdej osobie zgłoszonej wysyła wraz<br />

z listem informującym o umieszczeniu na liście oczekujących<br />

na przeszczepienie nerki ulotkę informacyjną<br />

o przeszczepianiu nerek od żywych dawców. Jest ona<br />

także dostępna na stronie www.poltransplant.org.pl.<br />

• Dziękujemy za informacje.<br />

•<br />

Nowości<br />

Kalcytonina donosowa zwiększa ryzyko raka<br />

European Medicines Agency<br />

(EMA) opublikowała 20<br />

lipca <strong>2012</strong> r. na swych internetowych<br />

stornach obszerne<br />

doniesienie informujące, że<br />

przewlekłe stosowanie kalcytoniny<br />

w postaci spreju podawanego<br />

donosowo zwiększa<br />

ryzyko zachorowania na<br />

różnego rodzaju nowotwory.<br />

Dlatego EMA zaleca, aby kalcytonina<br />

w tej postaci była stosowana<br />

krótkotrwale, jedynie<br />

w następujących przypadkach:<br />

choroba Pageta, odwapnienie<br />

kości w następstwie nagłego<br />

unieruchomienia, hiperkalcemia<br />

spowodowana chorobą<br />

nowotworową. Kalcytonina<br />

w żadnej formulacji nie powinna<br />

być stosowana do leczenia<br />

osteoporozy – podkreśliła<br />

agencja EMA. W Stanach<br />

Zjednoczonych dwa rodzaje<br />

spreju są zarejestrowane do<br />

leczenia osteoporozy postmenopauzalnej<br />

u kobiet – są<br />

to Fortical (Upsher-Smith<br />

Laboratories) i Miacalcin<br />

(Novartis).<br />

Rekomendacje EMA powstały<br />

po analizie przeprowadzonej<br />

przez Committee<br />

for Medicinal Products for<br />

Human Use (CHMP), obejmującej<br />

postmarkeetingowe<br />

dane posiadane przez producenta,<br />

randomizowane<br />

dane z badań klinicznych<br />

oraz badań doświadczalnych.<br />

Zwiększenie częstości zachorowania<br />

na różnego rodzaju<br />

nowotwory wynosiło 0,7%<br />

przy kalcytoninie doustnej<br />

i 2,4% przy kalcytoninie donosowej.<br />

Na stronach EMA<br />

pojawił się także komunikat<br />

w postaci pytań i odpowiedzi.<br />

Jedno z pytań brzmi: Jakie<br />

są rekomendacje <strong>dla</strong> osób<br />

wystawiających recepty? Odapowiedź:<br />

Osoby wystawiające<br />

recepty powinny przyjąć do<br />

wiadomości, że kalcytonina<br />

nie powinna być zlecana <strong>dla</strong><br />

leczenia osteoporozy. Klacytonina<br />

powinna być dostępna<br />

wyłącznie w postaci iniekcji<br />

i infuzji, i stosowana tylko<br />

w zapobieganiu ostremu odwapnieniu<br />

kości u osób nagle<br />

unieruchomionych, a czas<br />

jej podawania w takich przyppadkach<br />

to 2 do 4 tygodni.<br />

W przypadku choroby Pageta<br />

kalcytonina powinna być stosowana<br />

jedynie wówczas, gdy<br />

inne metody leczenia nie są<br />

skuteczne, a czas podawania<br />

– do 3 miesięcy. Kalcytonina<br />

może być stosowana w hiperkalcemii<br />

spowodowanej<br />

przez chorobę nowotworową,<br />

ale leczenie powinno być jak<br />

najkrótsze i przy użyciu najmniejszej<br />

skutecznej dawki.<br />

Źródło: http://www.medscape.<br />

com/viewarticle/767814<br />

11 7_<strong>2012</strong> wrzesień


Mój dom<br />

Lekarze rodzicami<br />

Krystyna Knypl<br />

Lekarze, choć nie zawsze obecni ze swoimi dziećmi w takim wymiarze, w jakim by<br />

chcieli, są dobrymi rodzicami. Często stoją przed trudnym wyborem między powinnościami<br />

rodzicielskimi a przymusem zawodowym. Czas na rodzicielstwo i na budowanie<br />

podstaw kariery zawodowej zwykle jest ten sam. Rzadko udaje się jedno od<br />

drugiego oddzielić.<br />

Moja przyjaciółka Tamara, wspominana w artykule „Mogłabyś lepiej mówić po angielsku”<br />

(GdL 4/<strong>2012</strong>), przysłała mi kiedyś tekst o macierzyństwie nieznanego autora,<br />

krążący wśród amerykańskich internautów. Nie ukrywam, że zrobił on na mnie duże<br />

wrażenie. Uznałam, że zasługuje na przybliżenie polskim rodzicom i przetłumaczyłam<br />

go. Po zrobieniu tłumaczenia stwierdziłam, że skoro jest tekst o matce, to powinien<br />

być także o ojcu. Napisałam więc „symetryczny” tekst, zachowując styl pierwowzoru.<br />

Oba teksty trafiły do sieci i cieszą się sporą popularnością wśród internautów.<br />

Pomyślałam, że tematyka bieżącego numeru jest dobrą okazją do przybliżenia wizerunku<br />

matki i ojca.<br />

Co czyni kobietę matką? Jej<br />

cierpliwość? Zdolność do współczucia?<br />

Do niańczenia dziecka? Gotowania<br />

mu obiadów, przyszycia guzika do<br />

bluzy? Czy to wszystko razem? A może<br />

serce, które niepokoi się, gdy dziecko<br />

idąc pierwszy raz do szkoły, znika na<br />

horyzoncie ulicy? Czy raczej zdolność<br />

do zrywania się o drugiej w nocy,<br />

aby położyć rękę na ramieniu dziecka<br />

śpiącego w łóżeczku? Czy też potrzeba<br />

biegnięcia, gdziekolwiek by się znajdowała,<br />

na wiadomość o pożarze w szkole,<br />

strzelaninie, wypadku samochodowym,<br />

po to, aby przytulić swoje dziecko?<br />

To są życzenia <strong>dla</strong> wszystkich<br />

mam, które wyjaśniły swoim dzieciom,<br />

skąd się wzięły i <strong>dla</strong> tych, które chciały<br />

to zrobić, ale nie potrafiły. Także <strong>dla</strong><br />

Co czyni matkę dobrą?<br />

tych, które czytały książki tylko dwa<br />

razy w roku i <strong>dla</strong> takich, które czytały<br />

książki codziennie i po wielokroć, gdy<br />

tylko usłyszały „jeszcze raz przeczytaj<br />

mi, mamo” i <strong>dla</strong> tych, które nie mogły<br />

czytać. Dla tych, które zdesperowane<br />

dały klapsa swemu dziecku w sklepie<br />

spożywczym, a potem kupiły lody<br />

przed obiadem. To jest <strong>dla</strong> wszystkich<br />

matek, które nauczyły swoje córki<br />

wiązać sznurowadła przed pójściem<br />

do szkoły i <strong>dla</strong> tych, które wybrały<br />

buty na rzepy. Także <strong>dla</strong> tych, które<br />

zagryzały wargi do krwi, gdy ich<br />

czternastoletnia córka ufarbowała<br />

sobie włosy na zielono. Jest to <strong>dla</strong> tych<br />

matek, których dziecko zamknęło się<br />

w łazience i nie mogło przestać płakać.<br />

Też <strong>dla</strong> tych, które podejmowały<br />

12 7_<strong>2012</strong> wrzesień


Mój dom<br />

obowiązki służbowe ze śladami dziecięcego jedzenia na<br />

ubraniu przeznaczonym wyłącznie do pracy. Także <strong>dla</strong><br />

tych matek, które uczyły swoich synów gotować i <strong>dla</strong><br />

tych, które pokazywały swoim córkom, jak podnosić<br />

się z upadków. Jest to <strong>dla</strong> kobiet, które natychmiast<br />

odwracały głowę, gdy tylko jakiś głosik zawołał w supermarkecie<br />

„Mamo!”, nawet gdy ich własne dziecko było<br />

w domu. Jest to <strong>dla</strong> mam, które kładły pluszowego misia<br />

na poduszce. Jest to także <strong>dla</strong> tych matek, którym nie<br />

udały się dzieci i nie znajdują słów wyjaśnienia, <strong>dla</strong>czego<br />

tak się stało. Jest to <strong>dla</strong> mam, które dały dzieciom życie<br />

w nadziei, że będą one miały lepszy los niż ten, który<br />

jest udziałem matek. Także <strong>dla</strong> tych kobiet, które zostały<br />

matkami w inny sposób i wychowały dzieci jak swoje<br />

własne. To jest <strong>dla</strong> mam, które wysłały swojego syna do<br />

szkoły z bolącym brzuchem tylko po to, aby za godzinę<br />

usłyszeć telefon od szkolnej pielęgniarki, proszącej<br />

o odebranie dziecka. To jest <strong>dla</strong> młodych matek, którym<br />

zdawało się, że ucieka im kariera i <strong>dla</strong> matek dojrzałych,<br />

<strong>dla</strong> pracujących i pozostających w domu, rodzonych<br />

i adopcyjnych, mających pieniądze i bez pieniędzy. Dla<br />

wszystkich matek na całym świecie...<br />

•<br />

Co czyni mężczyznę ojcem?<br />

Jego zdolność do poczęcia dziecka?<br />

Do noszenia malucha na barana? Do<br />

grania z nim w piłkę? Czy to wszystko<br />

razem?<br />

A może jego męskie serce,<br />

niełatwo ulegające wzruszeniom na<br />

widok pierwszych kroków dziecka?<br />

Czy podrzucanie do góry dziecka zaraz<br />

po przyjściu z pracy, nawet bez<br />

zdejmowania płaszcza? Czy raczej<br />

wsłuchiwanie się w wesoły śmiech<br />

wirującego pod sufitem syna i wpadającego<br />

w kochające ramiona ojca?<br />

A może potrzeba niepokazywania<br />

po sobie jak jest wzruszony, gdy dziecko nie<br />

pozwala mu wyjść do pracy?<br />

To są życzenia <strong>dla</strong> wszystkich ojców: tych, którzy<br />

zawsze chcieli nimi być i tych, którzy zostali zaskoczeni<br />

wiadomością o ojcostwie, a także tych, którzy nigdy się<br />

nie dowiedzieli, że są ojcami. Też <strong>dla</strong> tych, którzy nie<br />

uwierzyli w wiadomość o swoim ojcostwie i <strong>dla</strong> tych,<br />

którzy uwierzyli w nią po latach.<br />

Jest to <strong>dla</strong> ojców, którzy czytali dzieciom na<br />

dobranoc ulubione książki nie tylko o rycerzach, lecz<br />

także Małą księżniczkę i byli wzruszeni jej losem. Jest<br />

to <strong>dla</strong> tych ojców, którzy dawali klapsy swoim dzieciom<br />

i <strong>dla</strong> tych, którym nigdy taka myśl nie przyszła do głowy.<br />

Są to życzenia <strong>dla</strong> ojców, którzy zaprowadzili<br />

dziecko pierwszy raz do przedszkola, ponieważ ich<br />

Co czyni ojca dobrym?<br />

żona sądziła, że są ważniejsze sprawy<br />

w życiu. Są też <strong>dla</strong> ojców, którzy nie<br />

byli nigdy na żadnym przedstawieniu,<br />

w którym występowało ich dziecko<br />

i <strong>dla</strong> tych, którzy najgłośniej bili brawo<br />

po występach.<br />

Dla tych, którzy uczyli swoich<br />

synów kopać piłkę, a córki prowadzić<br />

samochód. A także <strong>dla</strong> tych, którzy<br />

nie zauważyli, jak szybko dzieci rosną<br />

i <strong>dla</strong> tych, którzy odmierzali co rok<br />

wzrost swoich dzieci na framudze<br />

drzwi.<br />

Są też <strong>dla</strong> tych ojców, którzy<br />

zawsze spóźniali się po odbiór dziecka<br />

ze szkoły i tych, którzy odbierali je na czas. Są to życzenia<br />

<strong>dla</strong> ojców, którzy traktując jak własne, wychowali dzieci<br />

innych osób. Dla tych, którzy wracali do domu zawsze<br />

trzeźwi i tych niemających w tym zakresie większych<br />

sukcesów. A także <strong>dla</strong> tych, którzy kupili swoim synom<br />

pierwszy scyzoryk szwajcarski i <strong>dla</strong> tych, którzy uczyli<br />

córki obsługi komputera. Dla tych, którzy obsypywali<br />

swoje dzieci pieniędzmi i tych, którzy tego nie robili.<br />

Są to życzenia <strong>dla</strong> wszystkich mężczyzn, którzy<br />

dzielili z kobietami trud, radość i dumę wychowania<br />

ich dzieci, bo były to zawsze ich wspólne losy, a także<br />

<strong>dla</strong> tych, którym nie było dane towarzyszyć kobietom.<br />

Dla wszystkich mężczyzn, którzy poczuli choć przez<br />

chwilę inny niż macierzyństwo, nieznany kobietom –<br />

smak ojcostwa...<br />

•<br />

13 7_<strong>2012</strong> wrzesień


Mój dom<br />

Wychowałam się w rodzinie<br />

lekarskiej…<br />

opowiada Kasia Kowalska, córka internistki<br />

• Wychowałaś się w rodzinie lekarskiej. Kiedy to sobie<br />

uświadomiłaś?<br />

Na początku wydawało mi się to chyba oczywiste<br />

i naturalne i nie dostrzegałam tu żadnej wyjątkowości.<br />

Wydawało mi się, że wszystkie dzieci chodzą do szpitala<br />

i mogą wchodzić z rodzicami bez kolejki do różnych<br />

gabinetów. ;-) Moment przełomowy nastąpił chyba<br />

w drugiej klasie podstawówki, gdy kolega Leszek przepisał<br />

z mojego zeszytu razem z lekcjami, na których był<br />

nieobecny, moje szkolne wypracowanie na temat, kim są<br />

moi rodzice. Wypracowanie zaczynało się od stwierdzenia<br />

„Moja mama jest lekarzem i pracuje w poliklinice.”<br />

Kolega odczytał je potem przy całej klasie jako własne.<br />

Zapanowała wtedy niezręczna cisza ze strony pani<br />

nauczycielki. Okazało się, że nie każda mama pracuje<br />

w poliklinice. ;-)<br />

• Czy pamiętasz, kiedy po raz pierwszy odwiedziłaś<br />

miejsce pracy mamy? Jakie ono było? Jak zapamiętałaś<br />

je jako dziecko? Czy mama była bardzo pochłonięta<br />

pracą zawodową?<br />

Pierwszej wizyty w szpitalu raczej nie pamiętam.<br />

Ogólnie zapamiętałam go raczej dość ponuro pod względem<br />

wizualnym – długaśne, słabo oświetlone korytarze<br />

(w porównaniu z moimi rozmiarami wydawały mi się<br />

ogromne; w ogóle szpital wydawał mi się ogromny<br />

i bardzo skomplikowany), ławki <strong>dla</strong> pacjentów też jakieś<br />

takie ciemne. Nie było tam nic kolorowego (nawet różne<br />

plakaty, które wisiały na ścianach, przy tym kiepskim<br />

oświetleniu były raczej marnym ożywieniem krajobrazu).<br />

Brak kolorów przejawiał się też w tym, że w szpitalnych<br />

gabinetach był słaby wybór kredek i długopisów i nie<br />

miałam czym rysować, jak czasem przesiadywałam<br />

gdzieś przycupnięta za parawanem. ;-)<br />

Szczególnego pochłonięcia pracą nie pamiętam<br />

– powiedziałabym tak: czas przeznaczony na pracę był<br />

na pewno solidnie tą pracą wypełniony, ale nie było<br />

jakiegoś wszechogarniającego pochłonięcia, które by<br />

przenikało na inne obszary życia.<br />

• A czy ty sama chciałaś zostać lekarzem? Czy wiedziałaś,<br />

na czym polega praca mamy? Czy wydawała Ci<br />

się ona na tyle pasjonująca, że chciałabyś pójść w jej<br />

ślady? Dość powszechne w środowisku lekarskim jest<br />

kontynuowanie tradycji rodzinnej, a każda lekarka<br />

gdy urodzi dziecko, to ma gdzieś w podświadomości<br />

myśl, że do domu przybył zestaw „Mały lekarz”.<br />

Praca mamy, oglądana z dziecięcej perspektywy<br />

w gruncie rzeczy dość wycinkowo, nie jawiła mi się jako<br />

szczególnie interesująca (może to ten ponury wygląd<br />

szpitala położył się na tym cieniem). Teraz z perspektywy<br />

czasu widzę, że wyglądała mi dość urzędniczo<br />

– trochę jak przyjmowanie niekończącej się kolejki<br />

petentów w okienku. ;-) Tak to widziałam, jak byłam<br />

mała. Interesujący aspekt pojawił się dopiero później<br />

(gdzieś w czasach wczesnonastoletnich), gdy zaczęłam<br />

dostrzegać różne historie o ciekawych przypadkach,<br />

o łączeniu ze sobą różnych pozornie niepowiązanych<br />

faktów, o podejmowaniu decyzji. Medycyna sama w sobie<br />

zaciekawiła mnie chyba w czasach licealnych (jak to jest,<br />

że człowiek jest taki skomplikowany i wszystko w nim<br />

działa!), ale zawsze miałam raczej silny rozdźwięk między<br />

fascynującą naturą samej materii medycznej a dość szarą<br />

rzeczywistością szpitalną i to chyba właśnie <strong>dla</strong>tego nie<br />

zostałam lekarzem. To chyba <strong>dla</strong> takich ludzi jak ja tworzone<br />

są seriale typu „Ostry dyżur” czy „Dr House”. ;-)<br />

• Jesteś mamą kilkuletniej córeczki. Czy chciałbyś,<br />

aby kontynuowała tradycje rodzinne i została młodą<br />

lekarką?<br />

Ha, przyjemnie jest mieć lekarza w rodzinie,<br />

więc zapewne szczególnie bym jej od takiego planu nie<br />

odwodziła. ;-) Co ciekawe, wiele przypadkowych osób<br />

mówi, że zostanie ona w przyszłości lekarzem, więc kto<br />

wie, może faktycznie tak się stanie.<br />

• Życzymy spełnienia tej przepowiedni, wyrażając<br />

nadzieję, że kraj studiów medycznych oraz przyszłej<br />

praktyki lekarskiej będzie starannie przemyślany.<br />

Dziękujemy za rozmowę.<br />

Rozmawiała Krystyna Knypl<br />

14 7_<strong>2012</strong> wrzesień


Emigracja<br />

Jesteśmy w ciąży!<br />

Krzysztof Grodoń<br />

Wielu z nas przeżyło już tę chwilę, gdy testy,<br />

lekarz lub niewątpliwe objawy potwierdziły<br />

nasze domysły i okazało się, że od teraz będzie<br />

nas więcej. Ktoś może przeżywa to właśnie teraz<br />

(gratulacje!), za resztę trzymam kciuki, aby<br />

mogli sami kiedyś tego doświadczyć.<br />

Pół biedy gdy chodzi o rodziców, <strong>dla</strong> których<br />

kolejna ciąża i dziecko będą łatwiejsze do<br />

ogarnięcia dzięki wcześniejszym doświadczeniom<br />

wychowawczym. Drugie pół biedy, gdy<br />

mamy pod ręką babcie, dziadków, rodzeństwo,<br />

krewnych, koleżanki, kolegów i panie<br />

opiekunki polecane z dziada pradziada. Wtedy<br />

może być rzeczywiście łatwiej, od prostej<br />

logistyki zakupowo-pieluchowej do tak wydumanych<br />

zachcianek młodych rodziców jak<br />

wyjście wieczorem na kawę czy (o zgrozo!) do<br />

kina lub teatru. Ktoś się zajmie, przypilnuje,<br />

pomoże i da kolejną dobrą i nieocenioną radę<br />

(i kolejną, potem jeszcze jedną ;-)). Do tego<br />

weźmie się przecież L4 „na ciążę” i jakoś to będzie...<br />

Trzecie pół biedy wówczas, gdy będziemy<br />

doświadczać rodzicielstwa w rodzinnym<br />

mieście, a przynajmniej w Polsce.<br />

Nie o takich idyllicznych sytuacjach będzie<br />

jednak dzisiejszy i następny artykuł. Tu zostawiamy<br />

na boku babcie, ciocie, dobre rady,<br />

ginekologów na wezwanie i ćwiczymy wersję<br />

hardcore rodzicielstwa, czyli: pierwsze dziecko,<br />

za morzem, w obcym kraju, w pogańskim<br />

języku, bez pomocy na zawołanie ze strony<br />

rodziny, bez lekarzy, praca na cały etat, bez<br />

doświadczenia w byciu w ciąży, w rodzeniu<br />

i w wychowywaniu.<br />

W skrócie – totalny żywioł. Będzie dobrze? Da<br />

się tak? Zobaczymy. :-)<br />

Myśl o dziecku była<br />

z nami od dawna, jednak na<br />

poważnie zaczęliśmy sie zastanawiać<br />

nad powiększeniem<br />

rodziny w trzecim roku naszego<br />

pobytu w Szwecji. Minął czas adaptacji, stanęliśmy<br />

twardo na nogach zarówno w pracy, jak i finansowo,<br />

mieliśmy już swoje mieszkanie i żadna z wymówek typowych<br />

<strong>dla</strong> naszego pokolenia nie stała już na przeszkodzie<br />

w realizacji planów zasie<strong>dla</strong>nia zamorskich krajów. :-)<br />

Spędziłem sporo wieczorów na zbieraniu informacji<br />

o systemie zasiłków, urlopach i innych świadczeniach<br />

należnych rodzicom małego dziecka; największą<br />

pomocą okazał się jednak nie internet, ale rozmowy<br />

ze znajomymi w szpitalu. Dzięki temu poznałem wiele<br />

tajemnic ukrytych za prawniczymi formułkami rożnych<br />

ustaw i rozporządzeń, dowiedziałem się jak szybko<br />

i sprawnie załatwić sprawy w kadrach i wypełnić różne<br />

wnioski. Okazało się również, że większość spraw<br />

związanych np. ze świadczeniami od pracodawcy, typu<br />

wyrównanie przez szpital świadczenia otrzymywanego<br />

z ubezpieczalni (Försäkringskassan, w skrócie FK)<br />

i dodatkowe dopłaty na fundusz emerytalny w czasie<br />

pobytu na urlopie rodzicielskim, dzieje się automatycznie<br />

i wbrew informacjom w necie nie trzeba w ogóle tego<br />

pilnować – plus <strong>dla</strong> szpitala. Wrócimy do tego wkrótce,<br />

najpierw jednak kilka słów na temat...<br />

Ciąża a praca<br />

Można spotkać opinie, że trudno o lepszy kraj<br />

do urodzenia i wychowania dzieci niż Szwecja. Jestem<br />

daleki od wyciągania takich wniosków, ponieważ nie<br />

znam na tyle dobrze sytuacji w innych krajach, aby<br />

mieć pewność, że rodzice mają w nich bardziej pod<br />

górkę. Jestem jednak przekonany, że trudno znaleźć kraj,<br />

gdzie będą oni mieli tak z górki jak w Szwecji. :-) Tutaj<br />

troska, opieka i zrozumienie, jakimi otoczeni są rodzice<br />

i dziecko są naprawdę wyjątkowe i wynikają chyba<br />

z tych wielu lat rozwijania w krajach skandynawskich<br />

swojej wersji socjalizmu, co wykształciło odpowiednie<br />

prawodawstwo (chroniące pracowników i obciążające<br />

wieloma obowiązkami pracodawców) i postawę mentalną,<br />

która pozwala i wręcz nakazuje pracodawcom cieszyć<br />

15 7_<strong>2012</strong> wrzesień


Emigracja<br />

się z ciąż ich pracownic i wspierać je<br />

przed porodem i po nim. Wiąże się to<br />

oczywiście z ogromnymi kosztami i problemami<br />

organizacyjnymi <strong>dla</strong> szefów, ale<br />

cóż, nikt nie mówił, że utrzymywanie<br />

pracowników to tani interes. :-)<br />

Uzupełniając temat, trzeba dodać,<br />

że aborcja w Szwecji jest legalna,<br />

przeprowadzana na życzenie kobiety do<br />

18. tygodnia ciąży, a później potrzebna<br />

jest specjalna zgoda państwowego urzędu ds. opieki<br />

zdrowotnej, czyli Socialstyrelsen.<br />

Pierwsza oficjalna wiadomość o ciąży w szpitalu<br />

trafia do szefa kliniki i do sekretarki zajmującej się kadrami.<br />

W naszym wypadku, z racji tego, że pracujemy<br />

w bardzo familiarnej atmosferze, było mnóstwo ochów<br />

i achów, były uściski, dobre rady i życzenia wszystkiego<br />

najlepszego, w tym kolejnych potomków. :-) Do teraz<br />

wizyta z małym w szpitalu to jeden z głównych punktów<br />

spaceru po mieście, bo każdy chce zobaczyć potomka<br />

„naszych doktorów” na żywo, a nie tylko w galerii na<br />

facebooku. :-)<br />

Na początku nie zmienia się wiele, ciężarna<br />

pracuje jak zwykle i poza zarejestrowaniem się i odbyciem<br />

pierwszej wizyty kontrolnej u położnej w poradni<br />

położniczej (kiedyś Mödravårdscentral, dziś dosłownie<br />

„przychodnia położnej”, czyli barnmorskemottagning,<br />

BM) nie ma więcej kontaktów z ochroną zdrowia.<br />

Co do zasady, podczas całej ciąży kobieta nie<br />

spotyka ginekologa, wyjątkiem są powikłania, wcześniejsze<br />

problemy lub choroby, które mogą mieć negatywny<br />

wpływ na przebieg ciąży.<br />

Pierwsza wizyta odbywa się wkrótce po stwierdzeniu<br />

ciąży i trwa ok. 30 minut. Pacjentka jest wtedy<br />

rejestrowana w systemie, może zadawać pytania dotyczące<br />

przebiegu ciąży i opieki, jest informowana o zasadach<br />

prowadzenia zdrowego trybu życia itd. Badany<br />

jest mocz, oznaczana jest grupa krwi i przeciwciała anty<br />

HIV, HBV, różyczce, badany jest poziom hemoglobiny,<br />

mierzone ciśnienie krwi i waga. Podkreśla się również,<br />

że ciąża to nie choroba. :-)<br />

Liczba wizyt u położnej jest różna w różnych<br />

województwach, ale zwykle jest jeszcze jedna, połączona<br />

z usg płodu (nieobowiązkowe) w drugim<br />

trymestrze i kontrole co 2-3 tygodnie<br />

w trzecim trymestrze, a w okolicach 28.<br />

tygodnia jest robiony również OGTT.<br />

Ogólnie jest to przerażające <strong>dla</strong> matek<br />

z Polski, wychowanych na prywatnym<br />

ginekologu pod telefonem, usg wielowymiarowym<br />

i na życzenie, mnóstwie<br />

badań, wizyt itd. Jest to również jedna<br />

z przyczyn tego, że opieka nad ciężarnymi<br />

jest często oceniana przez m.in. Polki jako całkowicie<br />

niewystarczająca i wręcz niebezpieczna <strong>dla</strong><br />

matki i dziecka („a co gdybym tak nagle...”). Takim<br />

opiniom skutecznie przeczą statystyki i patrząc z boku<br />

na oba systemy, widać wyraźnie zdecydowana przesadę<br />

w traktowaniu ciąży w Polsce. Cóż, co kraj, to obyczaj...<br />

Około 18. tygodnia ciężarna ma możliwość wykonania<br />

usg, jest to jednak badanie nieobowiązkowe<br />

i część kobiet z niego, z różnych przyczyn, rezygnuje.<br />

Położna w trakcie długiego badania ocenia wszystkie<br />

dostępne badaniu narządy dziecka, wykonuje pomiary<br />

i informuje wyczerpująco kobietę i partnera, co widać<br />

na ekranie. Wszelkie odstępstwa od normy są klasyfikowane<br />

i w większości podlegają obserwacji z kolejnym<br />

badaniem usg w późniejszych tygodniach. Dla ogromnej<br />

większości kobiet to badanie w 18. tygodniu jest pierwszym<br />

i ostatnim usg w ciąży. Na koniec dostaje się 3-4<br />

zdjęcia płodu wykonane w trakcie badania. Nie, nie<br />

ma filmów na DVD w 3D i z efektami specjalnymi. :-)<br />

16 7_<strong>2012</strong> wrzesień


Emigracja<br />

Od 24. tygodnia wizyty u położnej są częstsze<br />

(trudno o rzadsze, skoro do tej pory powinny być wg<br />

schematu w sumie dwie, w tym ta druga z usg :-)), co<br />

2-3 tygodnie i w ostatnim miesiącu co tydzień. Schemat<br />

wizyt jest zwykle podobny i w większości sprowadza<br />

się do rozmów na temat ciąży, karmienia (ten temat<br />

wchodzi już pod koniec drugiego trymestru, bo im<br />

później, tym bardziej kobieta jest skupiona na samym<br />

porodzie), porodu, rutynowych kontroli ciśnienia krwi,<br />

tętna płodu, wielkości brzucha itd. Ciągle nie ma wizyt<br />

lekarskich, a kobieta pracuje jak zwykle.<br />

Każda ciężarna ma prawo do oceny swojego<br />

miejsca pracy przez pracodawcę i zmiany obowiązków<br />

zawodowych, gdyby praca mogła negatywnie wpłynąć<br />

na przebieg ciąży. Zwykle polega to na przeniesieniu<br />

np. na równorzędne stanowisko, na bardziej „siedzącą”<br />

i spokojniejszą pracę itd.<br />

Jeżeli praca jest ciężka i nie ma możliwości zmiany<br />

obowiązków bez długiego przeszkolenia, ciężarna może<br />

w ostatnich 60 dniach ciąży przejść na zasiłek z FK,<br />

nazywany havandeskapspenning. Alternatywnie może<br />

zacząć odbierać swój zasiłek lub urlop rodzicielski (tzw.<br />

dni na dziecko, föräldrapenning) z FK, skracając sobie<br />

w ostatnich 60 dniach ciąży, na własne żądanie, dzień<br />

pracy o 1/8, 1/4, połowę lub biorąc wolne. Liczba dni<br />

wykorzystanych w ten sposób przed porodem zmniejsza<br />

oczywiście liczbę dni do odebrania po porodzie.<br />

Trzecią możliwością jest zwykłe zwolnienie chorobowe<br />

wystawiane przez lekarza, jednak bardzo rzadko<br />

sama ciąża jest powodem zwolnienia.<br />

Należy całkowicie zapomnieć o wielomiesięcznych<br />

„zwolnieniach na ciążę” znanych z Polski, gdzie<br />

kobiety od połowy ciąży siedzą z niejasnych przyczyn<br />

w domu i otrzymują pełne wynagrodzenie.<br />

Gdy ciąża jest niepowikłana, standardem jest<br />

praca do ostatnich tygodni przed rozwiązaniem. W wypadku<br />

lekarek jest możliwość zwolnienia z pracy dyżurowej<br />

w trakcie całej ciąży na podstawie zaświadczenia<br />

lekarskiego o potencjalnej szkodliwości takiej pracy<br />

(wyjątkowo), poza tym każda lekarka ma prawo do<br />

zwolnienia z dyżurów w ostatnich 60 dniach ciąży (na<br />

mocy umowy zbiorowej) lub wcześniej, na mocy indywidualnego<br />

uzgodnienia z pracodawcą.<br />

Związek zawodowy młodych lekarzy walczy<br />

o możliwość zwolnienia kobiet z pracy dyżurowej na<br />

mocy umowy zbiorowej od połowy ciąży, docelowo<br />

praca dyżurowa ma być całkowicie dobrowolna w ciąży<br />

i pozostawiona do decyzji kobiety – mam nadzieję, że<br />

już wkrótce takie przepisy zaczną obowiązywać.<br />

W praktyce pracodawcy idą na rękę tak daleko, jak<br />

się da (moim zdaniem mogliby spokojnie pójść jeszcze<br />

dalej), pozwalając ciężarnym decydować o liczbie i rozłożeniu<br />

dyżurów, niektórzy jednak są dość oporni i to na<br />

tych potrzebny jest prawny bat. Do tego zwykle koledzy<br />

i koleżanki pomagają w razie potrzeby w rozwiązaniu<br />

problemu, dzieląc się dyżurami ciężarnej i zmieniając<br />

ją na cięższych zmianach, np. na izbie przyjęć. To najlepiej<br />

widać w małych szpitalach, gdzie wszyscy się znają<br />

i wzajemnie sobie pomagają w takich sytuacjach.<br />

Poród<br />

Nie mogę o nim dużo powiedzieć, ponieważ<br />

poszedł tak szybko, że nie zdążyłem dojechać i byłem<br />

na miejscu jakiś kwadrans po fakcie. :-) Mieliśmy jednak<br />

dzięki temu możliwość wspólnego powitania naszego<br />

syna na świecie w cichym pokoju oświetlonym jedną<br />

lampką, już bez bólu i fizjologii porodu, bez aparatury<br />

medycznej, bez obcych ludzi w pobliżu, tylko my i Wiktor.<br />

Myślę, że tak właśnie miało być.<br />

Standardem jest poród siłami natury, co piąte-<br />

-szóste dziecko rodzi się przez cięcie. Nie ma w zasadzie<br />

cięć na życzenie, aby móc urodzić w ten sposób<br />

bez jasnego medycznego wskazania, należy wykazać<br />

odpowiedni powód i decyzja musi być zatwierdzona<br />

przez lekarza. W praktyce zdarza się to bardzo rzadko.<br />

Przy porodówkach funkcjonują w wielu miejscach<br />

17 7_<strong>2012</strong> wrzesień


Emigracja<br />

poradnie, pomagające radzić sobie ze strachem przed<br />

bólem i samym porodem.<br />

Co do znieczulenia, to jest różnie, najpopularniejszy<br />

jest na pewno gaz rozweselający, do tego różne<br />

metody niefarmakologiczne o zróżnicowanej (zwykle<br />

mniejszej niż większej) skuteczności. Do tego oczywiście<br />

znieczulenie podpajęczynówkowe i inne popularne<br />

metody. Wiele kobiet rezygnuje z nich na rzecz gazu<br />

jako jedynego znieczulenia, ale tu są różne tradycje<br />

w różnych okolicach.<br />

Po porodzie rodzicom należy się odpoczynek<br />

i posiłek, którym jest tradycyjne śniadanko podawane<br />

do łóżka (na zdjęciu). Dodatkowo miałem okazję podać<br />

pierwszy posiłek maluchowi. Wrażeń dużo, ale tych<br />

chwil nigdy nie zapomnę. :-)<br />

Jeżeli wszystko przebiegało bez problemów, rodzice<br />

mogą opuścić szpital już po 6 godzinach, większość<br />

wychodzi w pierwszej dobie po porodzie. Warto<br />

zauważyć, że ciągle nie spotkaliśmy ani razu ginekologa,<br />

ponieważ poród przyjmowały położne.<br />

Tutaj kończymy część pierwszą opowieści o maluchu<br />

w Szwecji, w następnym odcinku będziemy omawiać<br />

ten mityczny „socjal”, urlop rodzicielski, opiekę nad<br />

małym dzieckiem i powrót do pracy.<br />

Podane przeze mnie informacje nie wyczerpują<br />

oczywiście tematu, mogą być miejscami nieścisłe<br />

w związku z tym, że każde województwo jest niezależne,<br />

jeśli chodzi o opiekę zdrowotną na swoim terenie,<br />

i można mieć trochę inne doświadczenia.<br />

Tekst i zdjęcia<br />

Krzysztof Grodoń<br />

rezydent interny w szpitalu w Hässleholm<br />

Tata z kilkugodzinnym<br />

Wiktorem i ich ulubione<br />

zajęcie<br />

Nowości<br />

Wytyczne zapobiegania udarom mózgu u pacjentów z migotaniem<br />

przedsionków<br />

Migotanie przedsionków jest<br />

jednym z częściej występujących<br />

zaburzeń rytmu. Może występować<br />

w postaci napadowej lub<br />

utrwalonej. Głównym i najgroźniejszym<br />

powikłaniem jest udar<br />

mózgu, który dotyka około 4,5%<br />

osób cierpiących na to zaburzenie<br />

rytmu (statystyki są dość<br />

rozbieżne i podają od 1 do 20%).<br />

W sierpniowym numerze pisma<br />

„Stroke” ukazał się artykuł<br />

Oral Antithrombotic Agents<br />

for the Prevention of Stroke in<br />

Nonvalvular Atrial Fibrillation.<br />

A Science Advisory for Healthcare<br />

Professionals from the<br />

American Heart Association/<br />

American Stroke Association<br />

pod redakcją dr Karen L. Furie<br />

i dr. Larry B. Goldstein oraz<br />

wsp. Ustalenie wskazań do leczenia<br />

przeciwzakrzepowego<br />

jest zadaniem dość trudnym, bo<br />

z leczeniem tym związane jest<br />

ryzyko wystąpienia krwawień,<br />

więc wyważenie zagrożenie-powikłanie<br />

nie jest łatwe. W razie<br />

stosowania warfaryny ryzyko<br />

wystąpienia krwawienia jest szacowane<br />

na 1-12%/rok. W ostatnich<br />

latach pojawiło się kilka<br />

nowych leków przeciwzakrzepowych,<br />

przy stosowaniu których<br />

ryzyko to jest mniejsze i <strong>dla</strong>tego<br />

powstały nowe wytyczne. Te<br />

nowe leki to dabigatran, będący<br />

inhibitorem trombiny, oraz riwaroksaban<br />

i apiksaban, będące<br />

inhibitorrami czynnika Xa.<br />

Źródło: http://stroke.ahajournals.org/content/early/<strong>2012</strong>/08/02/STR.0b013e318266722a.full.pdf+html<br />

18 7_<strong>2012</strong> wrzesień


Nasi rodzice<br />

W domu chirurga<br />

musi być cicho!<br />

Agnieszka Pfeffer<br />

Katarzyna Zdzieborska<br />

Zostałyśmy wychowane w domu lekarskim.<br />

Ojciec Konstanty Jaroszewicz był chirurgiem,<br />

matka Maria – pielęgniarką. Odkąd sięgamy<br />

pamięcią, ojciec był albo na dyżurze, albo po<br />

dyżurze i my z siostrą musiałyśmy zachowywać<br />

się cicho. Ale poza strefą ciszy ojciec ujawniał<br />

wiele talentów i umiejętności i dużo z tego<br />

nam, córkom, przekazał. Gdybyśmy miały go<br />

scharakteryzować jednym krótkim zdaniem,<br />

brzmiałoby ono tak: Nasz ojciec to był KTOŚ,<br />

dziś takich już nie ma.<br />

R<br />

ozpoczął studia medyczne<br />

w 1937 roku<br />

w Szkole Podchorążych<br />

Sanitarnych, podchorążowie<br />

studiowali na Wydziale<br />

Lekarskim Uniwersytetu<br />

Warszawskiego, potem<br />

przyszła wojna i w roku<br />

akademickim 1939/41<br />

kontynuował naukę we<br />

Lwowie, a po powrocie do<br />

Warszawy na tajnych kompletach.<br />

Ukończył Wydział<br />

Lekarski UW w 1945 roku<br />

z dyplomem nr 50. Kariera<br />

chirurga rozwijała się<br />

bardzo dobrze pod kierunkiem<br />

profesora Władysłarwa<br />

Ostrowskiego w Szpitalu<br />

św. Ducha, zaraz po<br />

wojnie w Konstancinie,<br />

a potem w Warszawie.<br />

19 7_<strong>2012</strong> wrzesień


Nasi rodzice<br />

Studenci i Mistrz<br />

W 1948 roku rodzice rozpoczęli swoje wspólne<br />

życie w pokoju sublokatorskim nad Pogotowiem Ratunkowym<br />

przy ul. Hożej w Warszawie. Tata pracował<br />

w Szpitalu św. Ducha, a mama w pogotowiu.<br />

Tato (siedzi pierwszy z lewej)<br />

W 1950 roku ojciec obronił pracę doktorską nt.<br />

„Wyjaławianie skóry rąk chirurga i pola operacyjnego”.<br />

Recenzenci: prof. Jan Mosakowski i prof. Adam Gruca.<br />

20 7_<strong>2012</strong> wrzesień


Nasi rodzice<br />

Niestety przed obroną pracy doktorskiej zmarł nagle<br />

promotor prof. Ostrowski, ojciec został bez opiekuna<br />

naukowego i dobrego ducha, więc kariera naukowa się<br />

skończyła.<br />

Tym, co ojciec najbardziej lubił, było operowanie<br />

i to stanowiło jego pasję. Aby móc ją efektywnie realiyzować,<br />

przeniósł się do szpitala powiatowego w Sochaczewie.<br />

Cała nasza rodzina zamieszkała w tym mieście<br />

i tam spędziłyśmy 5 lat dzieciństwa. Praca taty była<br />

najważniejsza, a dom był przez mamę organizowany tak,<br />

aby wszystko było gotowe, jak tata przyjdzie ze szpitala.<br />

Potem wróciliśmy do Warszawy, ale ojciec nie mógł<br />

znaleźć satysfakcjonującej go pracy i wyjechał na 5 lat<br />

do Turka. Rodzina została w Warszawie, tata przyjeżdżał<br />

co drugi tydzień do domu.<br />

Mama po powrocie z Sochaczewa pracowała<br />

w Pogotowiu Ratunkowym na Żoliborzu, a potem na<br />

placu Leńskiego na Pradze. Miała 24-godzinne dyżury.<br />

Córki więc musiały być bardzo samodzielne, aby dom<br />

sprawnie funkcjonował.<br />

W1972 roku tata wystartował w zorganizowanym<br />

przez Polservice konkursie na stanowisko chirurga<br />

w krajach Afryki i wygrał. Pojechał sam z jedną<br />

walizką, a my żegnałyśmy go z balkonu na Okęciu.<br />

Byłyśmy mocno zaniepokojone i pełne obaw – ojciec<br />

właśnie wyrusza w nieznany i groźny świat. My, córki,<br />

byłyśmy już dorosłe, więc ojciec mógł w miarę spokojcnie<br />

wyjechać. Pierwszy list przyszedł po 4 miesiącach,<br />

przywieziony przez jakiegoś pana, który był w Maroku<br />

na wyprawie i zatrzymał się u ojca w domu. Informacje<br />

były niesłychanie egzotyczne i ciekawe. Po roku do taty<br />

dołączyła mama i tak spędzili chyba najlepsze 5 lat<br />

swego życia, w warunkach trochę prymitywnych, ale<br />

przyjaznych <strong>dla</strong> człowieka, który chciał pracować i leczyć<br />

ludzi. El-Jadida to niewielkie miasto na Atlantykiem,<br />

szpital tam niewielki, ale dużo pacjentów. Pamiętam<br />

jak tata mówił, że pacjenci arabscy są inni niż polscy,<br />

bo wierzą w przeznaczenie i ze spokojem przyjmują to,<br />

co im los przynosi.<br />

W Maroku ojciec pracował bardzo dużo, właściwie<br />

na okrągło. Był jedynym doświadczonym chirurgiem<br />

i miał do pomocy dwóch francuskich stażystów, odrabiających<br />

służbę wojskową. Robił tam wszystko: chirurgia<br />

miękka, twarda, ginekologia, obdukcje sądowe. Praca<br />

w Maroku była <strong>dla</strong> niego nie lada wyzwaniem, ale się<br />

doskonale sprawdził.<br />

Ja, Agnieszka, wzięłam urlop dziekański po czwartym<br />

roku studiów i spędziłam z rodzicami w Maroku<br />

całe dwanaście miesięcy i był to piękny czas w porównnaniu<br />

z szarą rzeczywistością w Polsce. Po raz pierwszy<br />

zetknęłam się z odmiennymi, ciekawymi ludźmi, narodowościami,<br />

innym językiem. Poznałam i polubiłam<br />

Arabów. Przyjaźni ludzie i egzotyczny krajobraz – to<br />

najlepiej pamiętam, gdy wracam myślami do tamtego<br />

okresu. Codziennie w czasie sjesty byliśmy na plaży.<br />

Było niesłychanie dużo owoców i warzyw. Kuchnia<br />

marokańska jest bardzo dobra, moja mama zawsze<br />

świetnie gotowała i lubiła przygotowywać egzotyczne<br />

potrawy. Dzisiaj kuchnia śródziemnomorska jest doabrze<br />

znana, ale w latach siedemdziesiątych na polskich<br />

stołach królował schabowy z kapustą. Za to w naszym<br />

domu było inaczej.<br />

Po powrocie z Maroka ojciec pracował<br />

jeszcze wiele lat w szpitalu<br />

powiatowym w Płocku i przychodni<br />

specjalistycznej, i nadal leczył ludzi.<br />

Sam był pod opieką kardiologiczną<br />

mojego przyjaciela kardiologa, dzisiaj<br />

doktora habilitowanego, a w czasach<br />

studenckich – studenta przepytywanego przez mojego<br />

tatę z anatomii i fizjologii, czego mu nigdy nie miał za złe.<br />

Katarzyna: – Pamiętam jak tata pomagał mi<br />

w nauce, złościł się okropnie, a ja nic nie rozumiałam<br />

ze strachu.<br />

My z siostrą bardzo lubiłyśmy przemeblowywać<br />

mieszkanie. Tata wpadał, robił dziką awanturę, a po 15<br />

minutach… – Może ktoś pójdzie do cukierni po coś słodkiego<br />

do herbaty? Wybuchy i zgoda to była codzienność.<br />

Ojciec miał trudny, wybuchowy charakter, ale<br />

był dobrym człowiekiem, do rany przyłóż.<br />

Zależało mu na pacjentach. Pamiętam, że raz<br />

przerwał urlop na Helu i pojechał do szpitala, aby zoperować<br />

pacjenta.<br />

Miał wiele talentów. Pięknie malował, robił zdjęcia<br />

i znał wiele języków. Kochał sport, potrafił wszystko,<br />

nauczył nas pływać, grać w tenisa, jeździć na nartach<br />

21 7_<strong>2012</strong> wrzesień


Nasi rodzice<br />

i łyżwach. Był wielkim chłopcem, wnukom zakazał<br />

mówić do siebie dziadku.<br />

Ale też uwielbiał remontować cieknące krany itp.<br />

Wszystko było reperowane bandażem, gipsem i plastrem.<br />

Pamiętam jak skrócił nam trzonek szczotki, bo potrzebował<br />

kawałka drewna na klin do czegoś. Gdy naprawiał<br />

np. maszynę do szycia, zawsze zostawało sporo śrubek.<br />

Jako chirurg nigdy nie schylał się po coś, co<br />

upadło, ze względu na higienę. I dbał o ręce, aby się<br />

nie skaleczyć.<br />

Tata zmarł po ciężkiej i długiej chorobie w 1995<br />

roku, mama, od dawna na emeryturze, jest z nami.<br />

Rodzina chirurga, lekarza wystawionego na wiele<br />

stresów, jest jednak specyficzna. W domu dużo się<br />

mówi o medycynie, o pacjentach, o zachowaniu ludzi<br />

i ich reakcjach na trudne sytuacje.<br />

Córki nie poszły w ślady rodziców. Katarzyna,<br />

nauczycielka, obecnie zajmuje się dziećmi w Towarzystwie<br />

Przyjaciół Dzieci w oddziale Wawer i podobnie<br />

jak nasz ojciec pomaga wielu ludziom.<br />

Ja zostałam farmaceutką. Zawód ten był kojarzony<br />

kiedyś w sposób tradycyjny z pracą w aptece. Z czasem<br />

pojawiło się więcej możliwości zatrudnienia, co poznałam<br />

w ciągu mojej już długo trwającej kariery zawodowej. Teraz<br />

pracuję w dziale „regulatory” firmy farmaceutycznej.<br />

Moje zadania są związane z opracowywaniem wszelkich<br />

dokumentów potrzebnych w procesie rejestracji leku, nie<br />

wykluczając pracy nad jakże poczytnym dokumentem,<br />

jakim jest obecnie charakterystyka produktu leczniczego.<br />

Agnieszka Pfeffer<br />

farmaceuta<br />

Katarzyna Zdzieborska<br />

nauczycielka rosyjskiego i polskiego<br />

„Ja i koń” (przyszły chirurg ok. 1930 r.)<br />

22 7_<strong>2012</strong> wrzesień


Mój dom<br />

A jeśli dom będę miała…<br />

będzie z piorunochronem<br />

na pewno<br />

Beata Świerczewska<br />

Osiem lat temu kolega zaprosił mnie na swoją działkę na Mazurach. Nad cichym<br />

jeziorem z kryształowo czystą wodą, niedaleko las i niedaleko wieś. Spodobało mi<br />

się bardzo. A on, filutek, wiedział o tym. Okazało się, że to zaproszenie było niecnym<br />

podstępem – chciał mnie namówić na zakup działki obok. I udało mu się. W ciągu<br />

tygodnia sprzedałam działeczkę pod Warszawą i kupiłam te 1400 metrów ziemi mazurskiej.<br />

A kumpel kusił nadal. „Jak już kupiłaś, to szkoda żeby tak stało. Dom jakiś<br />

by trzeba” – mówił. Kiedy u architekta oglądałam plany, pomyślałam, że jak już dom,<br />

to taki, żeby był i na wakacje, i na spokojną starość. I taki jest.<br />

Jednopiętrowy, drewniany, z drewnianymi okiennicami<br />

i spadzistym dachem, z centralnym ogrzewaniem na<br />

prąd i ogrzewaniem kominkowym. Z dużym salonem,<br />

dwiema łazienkami i czterema sypialniami. Z piwnicą,<br />

w której kiedyś będzie sauna i sala gimnastyczna.<br />

Dziś wewnątrz ciągle unosi się zapach świeżego<br />

drzewa, a w nocy słychać dziwne dźwięki – coś strzela,<br />

coś przeskakuje – to drewno „pracuje”. W salonie nostalgicznie<br />

tyka stary zegar z wahadłem, przywieziony<br />

z domu Moich Rodziców, którego dziś już nie ma.<br />

23 7_<strong>2012</strong> wrzesień


Mój dom<br />

Wieczorami rozpalamy ogień w kominku, czytamy,<br />

buszujemy w internecie, dzieciaki grają w snookera<br />

– taka fanaberia mojego syna, której jak zwykle uległam.<br />

Gdyby nie internet i inne media, czułabym się jakby czas<br />

cofnął się o 200 lat. I o to mi chodziło. Po codziennej<br />

gonitwie, walce o miejsce na parkingu, o szybszy pas ruchu,<br />

po inwektywach kierowców, pretensjach pacjentów<br />

i szefostwa, po bólu związanym z istnieniem i funkcjonowaniem<br />

NFZ, po tym wszystkim zakątek Mazur, gdzie<br />

diabeł mówi dobranoc – to mój raj. Jednak zbudować<br />

ten raj wcale nie było łatwo. Jako kobieta samodzielna<br />

przez 5 lat musiałam w tygodniu być lekarzem na dwóch<br />

etatach, a w weekendy kolejno: architektem, murarzem,<br />

cieślą, hydraulikiem i elektrykiem.<br />

Pierwsze rozmowy z fachowcami też nie były<br />

łatwe. Musiałam o wszystkim doczytać, by wiedzieć,<br />

o czym rozmawiam. Tym trudniej, że to miejsce, gdzie<br />

kobieta jest od kuchni, dzieci, prania i sprzątania. Od<br />

podejmowania decyzji, negocjacji, płacenia – od tego<br />

są mężczyźni.<br />

Nie będę się zbytnio rozpisywać, powiem tylko,<br />

że dziś miejscowi mężczyźni witają mnie mocnym<br />

uściskiem dłoni. A ja czuję się prawdziwym mężczyzną:<br />

zbudowałam dom, urodziłam syna, posadziłam drzewa.<br />

Latem ubiegłego roku w domu pękły rury – woda<br />

zalała piwnice. Zimą tego roku elektrownia przerwała<br />

dostawę prądu, wyłączył się piec centralnego ogrzewania,<br />

zamarzła woda w rurach i kaloryferach. Lód rozsadził<br />

całą instalację, a po odwilży znów cały dom był w wodzie.<br />

Kolejny remont i negocjacje z PZU. W dniu gdy<br />

otrzymałam wiadomość od ubezpieczyciela, że wypłaci<br />

odszkodowanie, mogłam wreszcie odpocząć. Popołudniową<br />

drzemkę przerwał mi głośny huk. „Michał!”<br />

– ryknęłam, przekonana że to jakiś kolejny wybryk<br />

mojego syna. (Zresztą zawsze jest wina Michała. Nawet<br />

wtedy, gdy kilka lat temu we Włoszech trzęsienie ziemi<br />

zrzuciło moją córkę z łóżka. Też w pierwszym odruchu<br />

krzyknęła: „Michał”:)) „No, tym razem to nie ja, to<br />

drzewo się przewróciło” – odkrzyknął domniemany<br />

winowajca. Z niedowierzaniem podniosłam się z łóżka,<br />

24 7_<strong>2012</strong> wrzesień


Mój dom<br />

by ocenić sytuację. Rzeczywiście, na dworze hulał wiatr<br />

i zacinał deszcz, a na dachu mojego ukochanego domku<br />

spoczywała korona starej topoli, dawno przeznaczonej<br />

przez gminę do wycinki. Nikomu z nas nic się nie stało.<br />

drzewo, tnąc kawałek po kawałku. Ponad 4 godziny. „Bo<br />

wie pani, szef powiedział, że komuś spadło drzewko na<br />

domek letniskowy, to że mamy pojechać i je zdjąć..” –<br />

tłumaczył sie dowódca akcji.<br />

Z lekkim rozbawieniem, mimo powagi sytuacji,<br />

dzwoniłam do agentki PZU, by zgłosić kolejną szkodę.<br />

W końcu dopiero dziś zamknięto sprawę poprzedniej.<br />

Po moim wstępie zapytała: „Pani Beatko, pani chyba<br />

żartuje?” Na przyjazd rzeczoznawcy czekałam 10 dni.<br />

Na szczęście nie zwlekałam z naprawą dachu i wymianą<br />

okien, zrobiłam tylko zdjęcia szkód. Mój domek znów jest<br />

cały. Jest teraz najwyżej położonym punktem w okolicy.<br />

Wczoraj zamówiłam instalację piorunochronu. Pewnie<br />

każdy się domyśli <strong>dla</strong>czego.<br />

Beata Świerczewska<br />

internistka, lekarka rodzinna<br />

Zadzwoniłam do Straży Pożarnej. „Znaczy drzewo<br />

pani spadło na domek letniskowy?” – zapytał dyżurny.<br />

Po godzinie przyjechała Ochotnicza Straż Pożarna (mają<br />

mniej sprzętu niż zawodowa). Młodzi chłopcy. Usuwali<br />

Autorka o sobie<br />

Mam specjalizację z chorób wewnętrznych i medycyny rodzinnej.<br />

11 lat przepracowałam na warszawskim Górnym<br />

Mokotowie jako lekarz rejonowy, równocześnie specjalizując<br />

się w ramach wolontariatu. Kolejne 11 lat przepracowałam<br />

jako internista w prywatnej „sieciówce”. Od lipca <strong>2012</strong> nie<br />

pracuję zawodowo, czekam na uwolnienie zawodu lekarza<br />

spod tyranii NFZ.<br />

Nowości<br />

Joga pomaga chorym po udarze mózgowym<br />

Na łamach lipcowego numeru<br />

pisma „Stroke” ukazał<br />

się artykuł Arelene A. Schmid<br />

i wsp., podsumowujący wyniki<br />

badania nad terapią za pomocą<br />

ćwiczeń jogi u pacjentów<br />

z przebytym udarem mózgowym.<br />

Było to prospektywne<br />

randomizowane badanie, przeprowadzone<br />

w renomowanych<br />

amerykańskich ośrodkach<br />

medycznych. Obejmowało<br />

10 osób zakwalifikowanych<br />

do grupy kontrolnej oraz 37<br />

osób zakwalifikowanych do<br />

grupy uczestniczącej w sesjach<br />

Fot. @mimax2<br />

ćwiczeń jogi. Rehabilitacja była<br />

przeprowadzana przez terapeutę<br />

jogi w ciągu 8 tygodni<br />

na sesjach odbywanych 2 razy<br />

w tygodniu i obejmowała ćwiczenia<br />

wykonywane w pozycji<br />

siedzącej, stojącej oraz leżącej,<br />

a także medytację. Oceniano<br />

jakość życia oraz równowagę<br />

za pomocą specjalnych testów<br />

oraz na podstawie samooceny<br />

pacjentów. Wyniki testów oceniających<br />

równowagę uzyskane<br />

przez grupę ćwiczącą jogę<br />

aktywnie były o wiele lepsze<br />

niż w grupie kontrolnej. Autorzy<br />

uważają, że ćwiczenia<br />

jogi mogą być uzupełnieniem<br />

klasycznej rehabilitacji poudarowej.<br />

Źródło: http://stroke.ahajournals.org/content/early/<strong>2012</strong>/07/24/STROKEAHA.112.658211.abstract<br />

25 7_<strong>2012</strong> wrzesień


Mój dom<br />

Dom<br />

w skowronkach<br />

– udręka i ekstaza<br />

na miarę lekarza rodzinnego<br />

w budowie<br />

@GRYPA<br />

Zdecydowanie nie sądziłem, że kiedyś mnie to spotka, a spotkało. Buduję się, tzn.<br />

buduję dom. Jak mówią mądrzy ludzie, lepiej się raz porządnie spalić niż dwa razy<br />

przeprowadzić. Pisząc te słowa, mam na koncie pięć przeprowadzek.<br />

To wychodzi 2,5 pożaru…<br />

Wymarzony obecny dom jest wymarzony i duży,<br />

tak duży, że naprawdę trudno to sobie wyobrazić.<br />

Cztery poziomy, a na każdym można jeździć rowerem.<br />

Nie fantazjuję, takie mam szczęście w życiu.<br />

Pomieszkało się 10 lat i przyszły pierwsze refleksje<br />

nad rachunkiem za gaz. Pod wpływem kalkulacji ekonomicznej<br />

nastąpiła zmiana paliwa na drewno rąbalne.<br />

Ulga finansowa odczuwalna, ale wkład własny wzrósł:<br />

praca, czas, fatyga. Chociaż praca z drewnem ma swoje<br />

zalety w porównaniu z pracą lekarza poz, którą świadczę,<br />

jak mówi NFZ, i doświadczam na własnej skórze od lat<br />

dwudziestu.<br />

Z drewnem jest tak: człowiek rąbie i już. Z poz-<br />

-em jest inaczej…<br />

Następnie pojawiły się w kolejności: siwe włosy<br />

i myśli „po co mi te przestrzenie?”. Będąc non stop<br />

w pracy, człowiek naprawdę niewiele potrzebuje. A nawet<br />

jak całą noc jeździ w pogotowiu, nie siedzi, o leżeniu nie<br />

wspominając, to i tak pogotowie uszczupli mu wynagrodzenie<br />

o „użytkowanie bazy lokalowej”...<br />

Jak wspominałem dom duuuży, szanse na zaludnienie<br />

własnymi dziećmi są nikłe i spadają z każdym rokiem.<br />

Spalanie drewna utrzymuje się na stałym, wysokim<br />

poziomie. Perspektywa śmierci ze starości z toporem<br />

„Fiskars” w ręce – jak na lekarza dość egzotyczna.<br />

Jak ja na starość utrzymam te 1000 m 2 fantazji<br />

teścia... Bo miał fantazję, prawda? :)<br />

Główka zaczęła pracować<br />

Trybiki ruszyły i już po kilku grillach ze znajomymi<br />

przyłapałem się na tym, że zacząłem podsłuchiwać<br />

ze zrozumieniem rozmowy kolegów lekarzy<br />

o „stawianiu domu, ogrodzeniach za 50 tysięcy, fachowcach,<br />

co buciorami rozdeptują drogie dywany<br />

i niestety nieuniknionym podziale wybudowanego<br />

majątku podczas rozwodu”.<br />

Ktoś rzucił sentencjonalnie, że budowa jest jak<br />

skarbonka, inny zauważył, że w tych trudnych czasach<br />

budowa to najlepsza lokata pieniędzy z dyżurów…<br />

Trybiki zazgrzytały i poszło.<br />

Koleżanka, która długo wybierała swój projekt,<br />

ostatecznie przedstawiła go jako „dom w malwach”.<br />

Ładne i swojskie.<br />

Nikt mi nie powie, że nazwa nie ma znaczenia.<br />

Nazwijmy statek np. „Koryto”, a będzie pływał jak koryto<br />

i na pewno się wywróci przy bezwietrznej pogodzie. Za to<br />

„Titanic” – to była nazwa, niestety załoga nie sprostała…<br />

Swój projekt nazwałem w myślach „domem<br />

w skowronkach”, taki stan ducha mnie ogarniał gdy<br />

tylko puściłem wodze fantazji. Bo przyznam szczerze:<br />

ogrom starego domu skłonił mnie do budowy nowego,<br />

mniejszego, chociaż budownictwo niekoniecznie jest<br />

moją pasją. Skowronek też jest swojski, lata wysoko,<br />

słychać go, nie widać – wypisz, wymaluj obraz domowego<br />

życia lekarza dyżurującego.<br />

26 7_<strong>2012</strong> wrzesień<br />

Fot. Mieczysław Knypl


Mój dom<br />

Dobra, jest nazwa i co dalej. Dalej były schody<br />

w Odessie.<br />

Rok wybieraliśmy projekt. Żona i ja. Były wyjazdy-najazdy<br />

na znajomych, znajomych znajomych<br />

i prawie znajomych. Oglądanie katalogów, grzebanie<br />

w internecie, słowem ciężka praca, żeby czasem nie<br />

przegapić tego jedynego, najlepszego projektu.<br />

Tak wojażując najechaliśmy mojego kolegę ze<br />

studiów, który kilka lat temu wybudował uroczy mały<br />

domek „Agatka” za 200 tysięcy. I to ze wszystkim: klimatyzacją,<br />

rurą centralną do odkurzania, garażem etc.<br />

Nikt mi nie wierzył, jak to opowiadałem.<br />

Koledzy, wytrawni zbieracze dyżurowego grosza,<br />

pukali się w czoło: „za te pieniądze to dobrze z piwnicy<br />

nie wyjdziesz”.<br />

Przy okazji dowiedziałem się, że piwnice są mi<br />

niepotrzebne, zwłaszcza gdy zbadałem geologię terenu.<br />

Wszyscy podpiwniczeni w pochmurne dni wylewają<br />

wodę z piwnic, obniżonych kotłowni i niskich garaży.<br />

Dałem sobie spokój z dziurami w ziemi.<br />

Nie wspomniałem, skąd się wzięła działka. Otóż<br />

uskładali na nią rodzice z urzędniczo-nauczycielskiej doli<br />

w czasach, kiedy jeszcze działki były tanie. O budowie<br />

trzeba myśleć 20 lat wcześniej niż trzeba…<br />

Teraz na arenę wkracza pan Grześ – architekt<br />

i załatwiacz w jednej osobie, a do tego znajomy. Dzięki<br />

rozległym kontaktom w biurach i urzędach popycha<br />

różne sprawy do przodu. Specjalizuje się w adaptacjach<br />

projektów.<br />

Na pierwszym spotkaniu w jego biurze towarzyszyła<br />

mi żona, żeby nie było, że wszystko się robi za jej<br />

plecami… Pan Grześ przywitał nas z fajką w zębach słowami:<br />

„Co chcesz, to sobie wybierz, mnie zostaw resztę”.<br />

W skrócie opowiedziałem mu o ograniczeniach<br />

działki. Paskudny plan zagospodarowania przestrzennego,<br />

którego zdaje się nie przestrzegał żaden z już<br />

pobudowanych, ograniczał jakikolwiek ruch. Tego<br />

nie, tamto nie wejdzie, tu się nie da. Słowem, działka<br />

900 m 2 , na której nic się nie da, tylko zasiać trawę<br />

i dać spokój.<br />

W końcu z błogosławieństwem pana Grzesia<br />

wybraliśmy projekt spełniający zachcianki szalonego<br />

wizjonera z Urzędu Gminy.<br />

Czyli wszystko jest<br />

Projekt, plan zagospodarowania i nasze nadzieje<br />

wreszcie się zgrały. Projekt kupiony, przyszedł w pięknym<br />

pudełku. Pan Grześ gdzieś go zaniósł, nawet nie wiem<br />

gdzie, obejmując patronat nad sprawą.<br />

Snujemy wizje idylli, ogrodów etc, aż tu nagle<br />

afera. Przychodzi pan Grześ z miną zbitego psa i mówi,<br />

że coś tam nie do końca dopatrzył i właściwie trzeba<br />

będzie tę ściankę tak postawić, tamtą odsunąć na 11 m<br />

od ulicy... Z całego domu została jedna ścianka.<br />

Lekarz pewnie by się załamał, wiem to na pewno,<br />

ale nie pan Grześ. „Nie takie rzeczy się załatwiało”. I cud<br />

zapowiedziany zdarzył się prawie natychmiast.<br />

Tylko tu trzeba było dorysować ze dwie kreseczki,<br />

tu trochę zmrużyć oko, a na koniec zrobić wirtualną<br />

furteczkę, bo w planie zagospodarowania front domu<br />

i furtka musi być na południe. Właściwie to o co tyle<br />

hałasu. Przepisy są po to…<br />

W międzyczasie pan Grześ obłatwił przyłącze<br />

gazowe, wodę i prąd. Nie żebym się zupełnie nie ruszył<br />

do stosownych urzędów, ale szlaki miałem mocno<br />

przetarte i wszyscy wiedzieli, o co chodzi.<br />

Pozwolenie na budowę uprawomocnione w ręce<br />

i od początku czerwca zaczęły się wykopki. Koledzy<br />

lekarze zaczęli mi gratulować budowy i teścia. Nie<br />

wspomniałem, że mam teścia na chodzie, który to (teść,<br />

nie chód) pasjonuje się budową, stale wisi nad ekipą,<br />

dowozi stemple, beton i piwo, bez którego obecnie nic<br />

się nie wybuduje.<br />

Słowem robi i robotę, i show.<br />

Do mnie mówi: „Ty o nic się nie martw, ty tylko<br />

dawaj pieniądze…”<br />

Dobrze mam, co?<br />

Nawet rzucił w fundament żółte groszówki, żeby<br />

„pokój i pieniądze temu domowi były przynależne…”<br />

Ogrodzenie też jest mocno oryginalne. Cienka<br />

siatka chroniąca uprawy leśne robi u mnie za zaporę<br />

nie do przejścia. Teść mówi, że trzeba ograniczać koszty,<br />

a złodziej, jak go nie wypłoszy pan Czarek, nasz sąsiad,<br />

to i tak weźmie co swoje…<br />

Ekipę budowlańców znalazł oczywiście teść. Tak<br />

szybko się zakrzątnęli, że nawet nie zdążyłem zamówić<br />

27 7_<strong>2012</strong> wrzesień


Mój dom<br />

toi-toia. Zbudowali zgrabną sławojkę w zaciszu stuletniego<br />

dębu.<br />

Mam takie dwa czerwone dęby przy drodze. Nie<br />

będę z nimi walczył, chociaż teść rezolutnie mówi, że<br />

medycyna ludowa zna takie sposoby, żeby uschły, bo na<br />

pozwolenie wycięcia nie ma co liczyć. Ja już je polubiłem<br />

i włączyłem do własnego obrazu posiadłości. Zostaną.<br />

Jak stanęła pierwsza budowla na działce, znaczy<br />

toi-toi, to teraz trzeba wznieść drugą: garaż-blaszak<br />

<strong>dla</strong> ekipy i sprzętu. Zrobiłem zwiad telefoniczny i po<br />

porównaniu cen umówiłem się na dowiezienie i montaż<br />

garażu. Pewnego popołudnia telefon, że nazajutrz<br />

o dziesiątej garaż będzie na placu budowy. Podałem<br />

dane do faktury. Wszystko pod kontrolą. Rano ok. godziny<br />

8 kolejny telefon, że garaż już jedzie. Chciałem<br />

się wypytać, z której strony wjeżdżają, ale jakoś zaczęli<br />

kręcić i stanęło, że jak przyjadą, to będą. Na miejscu<br />

oczywiście teść już czekał na blaszane cudo. Za godzinę<br />

teść zadzwonił, że wszystko jak po maśle. Garaż zmontowany,<br />

pieniądze zapłacone, tylko na słowo „faktura”<br />

panowie robili wole oczy. A za piętnaście minut kolejny<br />

telefon, że garaż z fakturą już do mnie jedzie, tak jak się<br />

umawialiśmy wczoraj…<br />

Pojęcia nie mam, czy w tej branży się podsłuchują,<br />

czy mają kretów sprzedających zlecenia konkurencji. Po<br />

telefonach nie dojdziesz, bo każda firma ma dziesięć<br />

numerów, różni pracownicy obsługują te komórki etc.<br />

Zrobiłem aferę. Garaż, ten drugi, zawróciłem z drogi.<br />

Tak przeszło mi przez głowę, że jakby przyjechał jeszcze<br />

trzeci to p…ę budowę i zostaję przy bungalowach.<br />

Zawodowa ciekawość nie dawała mi spokoju,<br />

żeby wyjaśnić sprawę do końca. Ci co mi zamontowali<br />

garaż, nie chcieli dać faktury, bo zrobili poniżej kosztów<br />

na zlecenie jakiegoś faceta ze Śląska etc. Ostatecznie<br />

wyszarpałem fakturę, której i tak nie wrzucę w koszty,<br />

bo nie można. Poza tym ostatecznie utwierdziłem się<br />

w przekonaniu, że branża budownicza wykazuje wiele<br />

podobieństw do branży funeralnej, sprzed afery ze<br />

sprzedawaniem „skór”.<br />

My z branży medycznej też zdaje się nie wypadamy<br />

źle, jeśli chodzi o nieuczciwą konkurencję i taki<br />

jeden z drugim budowlaniec mógłby się niejednego<br />

nauczyć. Jednak co studia, to studia…<br />

Ale, ale, blaszak stoi. Wokół niego budowa tętni<br />

życiem. Co prawda jak się zjawiam na placu, to ekipa<br />

jak zawsze wita mnie z blaszaka. Jest upał niemiłosierny.<br />

Chłopaki palą papierosy, żeby złapać trochę świeżego<br />

powietrza.<br />

Nic mówię nic, bo robota jakimś cudem postępuje.<br />

Dzisiaj wpadłem przed południem. Oczywiście<br />

wszyscy w cieniu jaki daje blaszak i jeszcze żartują:<br />

„Załatwiłbyś, szefie, klimatyzację”. „Jest na zewnątrz”–<br />

odżartowuję. I tak to się toczy.<br />

O mały włos zapomniałbym o najważniejszej<br />

rzeczy na budowie. Mianowicie: Pan Czarek.<br />

Jest sąsiadem. Ma około osiemdziesiątki, dużo<br />

czasu i potrzebę rozmowy z każdym na dowolny temat.<br />

Ma oko na wszystko, co się dzieje, użycza wody, straszy<br />

potencjalnych amatorów cudzych cegieł. Już czuję, że<br />

kiedyś przyjdzie mi to ciężko odpracować.<br />

Pan Czarek zaczyna każde zdanie od „anyway”.<br />

Właśnie się wybudował, ściągając cały swój majątek<br />

z frankofońskiej części Kanady.<br />

Wszyscy mi zazdroszczą Pana Czarka. Wszyscy<br />

mi zazdroszczą teścia.<br />

Czy muszę dodawać, że teść się dogaduje z Panem<br />

Czarkiem, może nie w pół słowa, gdyż byłoby to<br />

zbytnie uproszczenie.<br />

Więc mam budowę. Pewnie mam taką budowę,<br />

na jaką zasługuję.<br />

Jestem cały w skowronkach.<br />

Ciąg dalszy w programie „Usterka” J<br />

@GRYPA<br />

internista<br />

Autor o sobie<br />

20 lat praktyki, specjalizacja II st. z interny, medycyny rodzinnej,<br />

od 20 lat aktywnie dyżuruję w pogotowiu, izbie wytrzeźwień<br />

(zanim ją zamknęli, ale nie mam z tym nic wspólnego:)), na<br />

oddziale wewnętrznym, a ostatnie 5 lat – oddz. kardiologii.<br />

Ponadto przez około 6 lat przyjmowałem w poradni diabetologicznej,<br />

raczej hobbystycznie niż za chlebem, ale wypłoszył<br />

mnie z niej NFZ. Prywatnie uwielbiam czytać wszystko i cenię<br />

szerokie horyzonty, erudycję i bezinteresowność. [To nie jest<br />

anons matrymonialny!]<br />

28 7_<strong>2012</strong> wrzesień


Mój dom<br />

Lekarz ma kota?<br />

Ewa Dereszak-Kozanecka<br />

Teza sugerowana w temacie zadania nasuwa od<br />

razu dwie wątpliwości. Kto tu kogo ma oraz czy<br />

posiadanie kota przez lekarza jest w jakikolwiek sposób<br />

specyficzne?<br />

Kto tu kogo ma?<br />

Bez wątpienia to kot ma lekarza! Pierwszy kot<br />

był panem zaledwie nieśmiałej studentki medycyny.<br />

Studentka nie miała pojęcia o wychowywaniu dzieci<br />

i kotów, <strong>dla</strong>tego Pierwszy Kot miał trudny start w życie.<br />

Był z niego urodzony urwis, szelma i urwipołeć. Biały,<br />

wystrojony w czarną łatę na grzbiecie i drugą na pysku.<br />

Punkt widzenia Buraski<br />

Dostałam zadanie. Skreślić słów kilka na temat posiadania kota. I to na dodatek pod<br />

kątem bycia lekarzem. Zadanie brzmiało: Napisz tekst na temat „Lekarz ma kota”.<br />

Ala ma kota, wariatka ma kota, wszyscy mamy kota. Ale czy lekarz ma kota jakoś<br />

szczególnie?<br />

Łata fantazyjnie obejmowała ucho i jedno oko, co upodabniało<br />

Kota do pirata.<br />

Kot był stuprocentowym mężczyzną. Wyrywał<br />

się w świat, miał więcej odwagi niż rozumu, działał<br />

zanim pomyślał, nie uczył się na błędach i zawsze miał<br />

znakomity apetyt. A ponieważ dorastał w stanie wojennym,<br />

studentka miała mnóstwo kłopotu ze zdobyciem<br />

błękitka (kto pamięta?), amura bałkajskiego, pasztetowej<br />

czy świeżego mięska.<br />

Kot wiernie czekał, kiedy studentka zmęczona<br />

wracała z zajęć. Tulił się do rąk, mruczał i koił przestraszone<br />

serce. Był jedynym facetem, który dzielił z nią<br />

29 7_<strong>2012</strong> wrzesień


Mój dom<br />

żmudny czas nauki. Starannie rozłożony na podręczniku<br />

pediatrii, toczył z nią walkę o każde zdanie. To było<br />

dosłowne wyrywanie wiedzy. Poniekąd więc dyplom<br />

był również sukcesem Kota.<br />

I rzecz najpiękniejsza z pięknych. Zielone oczy<br />

Kota. W tych oczach zaczynał i kończył się świat...<br />

Rozświetlone tysiącem iskier, przepastne i bezkresne,<br />

uważnie patrzące, uparte i mądre.<br />

Przepiękne. Żadne klejnoty nie mogły się z nimi<br />

równać. Te oczy zagarniały, zniewalały, były niewiarygodne,<br />

niepojęte. Studentka była dumna, że może<br />

szczycić się posiadaniem tak pięknego Kota.<br />

A potem skończyły się czasy przedłużonego<br />

dzieciństwa i zaczęła się ciężka praca w szpitalu. Brak<br />

doświadczenia, strach, poczucie własnych marnych<br />

możliwości, nauka na potęgę, konieczność podejmowania<br />

decyzji przerastających umiejętności. Znacie ten stan? Na<br />

pewno znacie. Pomogli starsi koledzy, a ukojenie niósł<br />

kot. Głośnym mruczeniem koił stargane nerwy i odsuwał<br />

na bok diagnostyczne wątpliwości. Nocą przytulał się<br />

do policzka i przeganiał niepokój o pacjentów.<br />

A gdy mieliśmy wolne? Kot wyjeżdżał na wakacje.<br />

To był jego czas. Łowił myszy, przynosił ptaki<br />

i zakochiwał się... Bez pamięci, bez reszty i bez umiaru.<br />

Przyprowadzał piękną narzeczoną na kolację, a potem<br />

przepadali na długie dwa tygodnie. Kotu płonęły oczy,<br />

miał suchy nos, był wychudzony i oszalały. „Płonęły<br />

oczy” – to mało powiedziane, on cały płonął. Tak dosłownie,<br />

że niedoświadczona w sprawach kociej miłości<br />

właścicielka zmierzyła mu temperaturę i zobaczywszy<br />

42 stopnie Celsjusza, pognała ze zwierzem do wiejskiego<br />

weterynarza...<br />

No cóż. Przynajmniej od tego czasu wiedziałam,<br />

że kocia namiętność jest dosłownie gorąca.<br />

Przeżyliśmy razem 9 lat. Dla moich dzieci Kot był<br />

tak pewnym, stałym i oczywistym fundamentem świata,<br />

że nie wchodziła w rachubę możliwość bycia bez Kota.<br />

Po 9 pięknych latach wspólnego życia Kot zachorował.<br />

Umierał na moich rękach. Tulił się do mnie<br />

i patrzył mi w oczy. I zobaczyłam w kocich oczach ulgę<br />

i kres cierpienia. Ani ja, ani weterynarz nie rozumieliśmy,<br />

co się stało. Na sekcji znaleziono w tkankach trutkę na<br />

szczury.<br />

Czarny<br />

To był trudny czas. Odszedł ważny domownik,<br />

Rycerz Okrągłego Stołu, świadek łez, sukcesów i porażek.<br />

Zawsze pogodny, zawsze czujny, uważny, oddany Kot.<br />

Pierwszy Kot. I skończył się czas niewinności.<br />

Godni następcy<br />

Po kilku nieudanych próbach wprowadzenia<br />

do domu następcy, kiedy już straciłam nadzieję, koleżanka<br />

przybiegła z czarnym maleństwem. Maleństwo<br />

od razu przygarnęło się do mnie, rozburczało i zostało.<br />

Było doskonale czarne.<br />

Wyrosło na pięknego<br />

kocura. Kocur miał<br />

granatowe podniebienie<br />

i pazury. Był cichy, spokojny<br />

i stateczny. Ten<br />

spokój był niepokojący<br />

– weterynarz rozpoznał<br />

wadę serca. Kot mimo<br />

wszystko wyrósł pięknie.<br />

Zachwycał czarnością<br />

i złotymi oczyma.<br />

Niechętnie wychodził z domu, nie biegał za<br />

dziewczynami. Doglądał porządku, zaganiał dzieciarnię<br />

do łóżek, burczał bajki na dobranoc. Wychował naszego<br />

pierwszego psa.<br />

Zawsze czekał pod drzwiami na nasz powrót<br />

z pracy i ze szkoły.<br />

Kiedyś odwiedził nas Bardzo Ważny Poeta. Wizyta<br />

miała być niezobowiązująca i spontaniczna, w związku<br />

z czym sprzątałam, gotowałam i piekłam przez dwa dni.<br />

Kiedy wreszcie bardzo Ważny Poeta przestąpił<br />

próg domu, mogliśmy zasiąść do bardzo mądrej dyskusji<br />

na bardzo ważne tematy.<br />

Na szczęście ten wyczerpujący intelektualnie<br />

wieczór dobiegał końca. Syty pochwał i frykasów Poeta<br />

zbierał się do wyjścia, obiecując kolejną, owocną<br />

intelektualnie wizytę.<br />

Podziękowaniom i bon-tonom nie było końca.<br />

Aż do przedpokoju, gdzie wzburzony Poeta wykrzyknął:<br />

„Kot obsikał moje książki!”<br />

Czarny, jak zwykle, załatwił sprawy po swojemu<br />

i na swoją korzyść. W końcu poeta tylko zabierał jego<br />

30 7_<strong>2012</strong> wrzesień


Mój dom<br />

czas i uwagę, a wszyscy wiemy, że święty spokój jest<br />

nieoceniony.<br />

Czarny władał domem przez trzynaście lat.<br />

Wszystkie kocie śmierci rozbijały nasz świat.<br />

Zaraz po Czarnym zachorował śmiertelnie i wkrótce<br />

odszedł nasz pies. Dom, w którym zwierzęta są tak niezbędne,<br />

traci bez nich sens. Staje się miejscem pustym,<br />

bolesnym, pełnym płaczu i tęsknoty.<br />

Nic więc dziwnego, że w kilka tygodni później,<br />

w odruchu radości, dzieci przyniosły małego burego kota.<br />

Brudne, zapchlone i chore kocię. Tak chore, że musiałam<br />

je wozić w kartonowym pudle do pracy. Pudło ukryłam<br />

w brudowniku, dzięki temu mogłam regularnie podawać<br />

leki i robić zastrzyki, a kot powoli wracał do zdrowia.<br />

Wyrósł na przepiękną burą kocicę o klasycznej<br />

polskiej urodzie. Taką prawdziwą wzorcową buraskę,<br />

jakich pełno po wsiach i śmietnikach miasta.<br />

I znowu Kotka brała w jasyr spojrzeniem pięknych,<br />

ogromnych oczu. Ach, te kocie oczy...<br />

A jak Ona kochała życie! Z jaką lubością wąchała<br />

kwiaty i skubała rośliny, jak się pławiła w słońcu, jak<br />

pięknie bawiła się wodą. A jak lubiła jeść!<br />

Tyle pokrótce o Kotach, które były. Teraz też są<br />

koty: rasowiec i dachowiec. Bez dachowca nie ma życia.<br />

To esencja kotowatości.<br />

✳<br />

Czy można na podstawie ponad trzydziestu lat<br />

wspólnego życia wysnuć wnioski na temat związku lekarza<br />

z kotem? Czy będzie to tylko osobista dywagacja?<br />

No cóż – nie można.<br />

Będzie to tylko osobista dywagacja. Każdy Kot<br />

to wielka tajemnica natury. I ludzka próba zagarnięcia<br />

jej na własność.<br />

Wszystkim kotom mojego życia serdecznie dziękuję.<br />

Bez nich byłoby smutno, zimno i byle jak. Dzięki<br />

nim było i jest piękniej. I nie ma nic piękniejszego niż<br />

uważne spojrzenie kocich oczu...<br />

Tekst i zdjęcia<br />

Ewa Dereszak-Kozanecka<br />

psychiatra<br />

Buraska<br />

31 7_<strong>2012</strong> wrzesień


Ponieważ w 1972 roku wydział lekarski Akademii<br />

Medycznej w Warszawie ukończyło około 300 osób,<br />

spora część rozpierzchła się nie tylko po kraju, ale i po<br />

szerokim świecie. Niektórzy z nas także z tej przyczyny<br />

nie mogli się spotkać w większym gronie od czasu pamiętnego,<br />

bo niezwykle uroczystego, rozdania dyplomów.<br />

Podobne problemy dotyczą prawdopodobnie wszystkich<br />

absolwentów szkół, niezależnie od ich rodzaju i pewnie<br />

<strong>dla</strong>tego wymyślono koleżeńskie zjazdy.<br />

Uczczenie zjazdem absolwentów kolejnych okrągłych<br />

rocznic uzyskania dyplomów szło u nas jak po<br />

grudzie i wszystko wskazywało na to, że chyba się jednak<br />

nigdy nie zmobilizujemy. Pierwszą próbę organizacji czegoś<br />

na kształt małego zjazdu (ale jednak większego niż<br />

te nasze kilkuosobowe spotkania w najczęściej znanym<br />

sobie gronie) podjęliśmy spontanicznie 15 lat temu. To<br />

były jednak zupełnie inne czasy, więc organizacja polegała<br />

głównie na ścisłym podziale ról oraz na uruchomieniu<br />

przekazu wiadomości o imprezie pocztą pantoflową, bo<br />

każdy przecież znał kilka osób. Kiedy role zostały przydzielone,<br />

a wiadomość poszła w świat, bardzo szybko się<br />

okazało, że zainteresowanie jest naprawdę duże. Ponieważ<br />

moją rolą było „zapewnienie podłogi”, to jako gospodyni<br />

spotkania miałam zaszczyt witania przybywających<br />

kolegów. I tu co rusz pojawiał się problem z ustaleniem<br />

tożsamości pojawiających się osób. Śmiechu było przy<br />

tym co niemiara. Posiadacze innych ról też mieli problemy,<br />

Wczoraj i dziś<br />

40 lat – to już pora<br />

presbyopii<br />

Alicja Barwicka<br />

My sobie pracujemy, pracujemy, pracujemy… a czas płynie… Co jakiś czas zatrzymujemy<br />

się na chwilę i stwierdzamy ze zdziwieniem, że od odebrania lekarskiego dyplomu<br />

upłynęło już dziwnie dużo czasu. Nieraz się spotykamy, gadamy, wspominamy,<br />

chwalimy sukcesami własnymi albo dzieci i dopytujemy jedni drugich, co słychać<br />

u tych, których pamiętamy, a dawno nie widzieliśmy. Nieraz słyszymy wieści, których<br />

wcale nie chcemy usłyszeć, ale na szczęście tylko nieraz, bo zwykle są to miłe kameralne<br />

spotkania, które nie tylko pozwalają na chwilę relaksu, ale dają też mnóstwo<br />

optymizmu i wiary w sens tego, co robimy.<br />

np. gdzie w domowej kuchni postawić te wielkie gary<br />

z sałatkami na 50 osób, czy też jak podgrzać na kuchence<br />

wielki kocioł z gorącym daniem, skoro na tej kuchence<br />

nijak nie chciał się zmieścić? Spotkanie było nie tylko<br />

udane, ale przeszło do historii medycyny jako przykład<br />

praktycznej organizacji w zakresie ochrony zdrowia<br />

(OOZ był moim ostatnim egzaminem na studiach, więc<br />

powinnam jeszcze coś z niego pamiętać).<br />

Potem było jeszcze kilka prób zorganizowania<br />

już „prawdziwego zjazdu”. Sporządzaliśmy listy uczestników,<br />

zbieraliśmy informacje dotyczące optymalnej<br />

formy spotkania, ale nie mogliśmy nic konkretnego<br />

ustalić, a im więcej nas debatowało, tym trudniej było<br />

o wypracowanie jednej koncepcji. Ale nie ustawaliśmy<br />

w staraniach, bo wszystko sprowadzało się do bardzo<br />

sympatycznych spotkań w miejscach, które nieraz (co<br />

prawda bez naszych zasług) pojawiały się potem na<br />

pierwszych stronach gazet (jak słynny z afery hazardowej<br />

„Pędzący Królik”).<br />

Atymczasem czas sobie płynął i kolejne okrągłe<br />

rocznice umykały bez specjalnego świętowania.<br />

Jednak świadomość, że zbliża się 40-lecie ukończenia<br />

studiów zmobilizowała nasze niepokorne, rozsiane po<br />

całym świecie środowisko i tym razem prawdziwy zjazd<br />

udało się zorganizować. Sadzę, iż konkretną miarą osiągniętego<br />

sukcesu jest to, że już po kilku dniach pojawili<br />

się chętni do organizacji następnego.<br />

32 7_<strong>2012</strong> wrzesień


Wczoraj i dziś<br />

Zanim nadeszła godzina zero, trzeba się było<br />

przygotować. Podstawową sprawą jest, jak wiadomo,<br />

ustalenie kto dowodzi. Musi być ktoś taki, bo inaczej<br />

liczba zdań w każdej sprawie przewyższająca liczbę<br />

obecnych jest gwarantem niepowodzenia. Nam się w tej<br />

sprawie udało. To Główny Organizator wziął na szczęście<br />

na swoje barki wysyłanie zawiadomień o terminie,<br />

dokonał (po nieskończenie wielu konsultacjach) wyboru<br />

miejsca spotkania, egzekwował obowiązki finansowe od<br />

kolejnych zgłaszających się. Ten jego trud i konsekwencję<br />

w dążeniu do celu będziemy mieć jeszcze bardzo długo<br />

we wdzięcznej pamięci, bo też jest co docenić.<br />

Ale wśród przygotowań do tak wielkiego wydarzenia<br />

to przecież nie wszystko. Potencjalny uczestnik<br />

przedsięwzięcia zasięga zwykle języka u bardziej doświadczonych,<br />

bo nie każdy musi wiedzieć, jak wygląda<br />

prawdziwy zjazd absolwentów. Głosy tych, co wszystko<br />

w tej materii wiedzą, można podzielić na trzy kategorie.<br />

Kategorię I reprezentują osoby, które były uczestnikami<br />

lub słyszały o WIELKIEJ UROCZYSTOŚCI. Jej<br />

charakterystyczne cechy to dwudniowa impreza, najlepiej<br />

na terenie pałacu lub co najmniej reprezentacyjnej posiadłości<br />

czy ekskluzywnego hotelu, oraz uroczyste rozpoczęcie<br />

(Msza św., poczty sztandarowe, przemówienia<br />

władz uczelni i miejscowych notabli). Respektując<br />

przygotowany przez organizatorów harmonogram,<br />

uczestnicy zajmują wyznaczone im miejsca według<br />

konkretnego klucza (np. numer grupy studenckiej)<br />

i kolejno przypominają się kolegom, przedstawiając im<br />

jednocześnie swoje sukcesy i osiągnięcia.<br />

Kategoria II nie ma aż tak wyszukanego charakteru<br />

i jest ze wszystkich najbardziej pojemna. Można do<br />

niej zaliczyć zarówno imprezy jednodniowe, ale za to<br />

do białego rana, jak i te nie w pełni dwudniowe (goście<br />

wyjeżdżają po śniadaniu), przemawiających VIP-ów jest<br />

mniej, ale za to każdy uczestnik także musi przedstawić<br />

reszcie dotychczasowe osiągnięcia (z oczywistych<br />

powodów porażki pomija się milczeniem).<br />

Jeśli ktoś nie lubi tłumaczyć się innym, powinien<br />

zabiegać o organizację imprezy III kategorii. Tu nie<br />

ma sztywnych reguł. W umówionym miejscu i o umówionej<br />

porze spotykają się imprezowicze. Ponieważ<br />

celem spotkania jest SPOTKANIE ludzi, których się<br />

bardzo dawno albo bardzo niedawno nie widziało,<br />

nie ma harmonogramu, nie ma mów powitalnych czy<br />

przemówień. Jest za to odpowiednio dużo miejsca,<br />

są stoły i krzesła, by każdy z każdym mógł na chwilę<br />

usiąść, pogadać, powspominać, obejrzeć zdjęcia, wymienić<br />

telefony i adresy mailowe, coś zjeść, coś wypić,<br />

a do tego w tle muzyczka, która tych najważniejszych<br />

rozmów nie zagłuszy.<br />

Wszystkie rodzaje spotkań mają swoje wady<br />

i zalety, swoich zwolenników i przeciwników. Dlatego<br />

nie można którejś kategorii uznać za tę najlepszą. Niezależnie<br />

od formy spotkania i tak staje się ono impulsem do<br />

kolejnych, najczęściej już w bardziej kameralnym gronie.<br />

Nasze spotkanie po 40 latach miało charakter bardzo<br />

nieformalny i sądzę, że była to jego wielka zaleta.<br />

To, co zawsze stanowi pewien problem, zwłaszcza <strong>dla</strong><br />

tych, którzy nijak nie mogą sobie przypomnieć osoby,<br />

z którą właśnie rozmawiają, rozwiązuje imienna plakietka<br />

zaopatrzona w zdjęcie z czasu studiów. Tak naprawdę<br />

była to jedyna reguła, którą narzucił nam Główny Organizator.<br />

Pewnie <strong>dla</strong>tego wszyscy się do niej skwapliwie<br />

zastosowaliśmy.<br />

Niektórzy<br />

z nas dzięki<br />

takiemu<br />

Alicja Barwicka<br />

(Stefańska)<br />

rozwiązaniu<br />

uniknęli wielu<br />

pomyłek.<br />

A pomyłki<br />

wynikające z pytań<br />

każdego z nas: na ile się zmieniliśmy i czy<br />

będziemy rozpoznani, są przecież wliczone w tego<br />

rodzaju spotkanie. Bardziej radykalni z naszego grona<br />

już na kilka tygodni przed właściwą datą rozpoczęli<br />

stosowanie mniej lub bardziej drakońskiej diety, by<br />

chociaż trochę zbliżyć wagę do tej sprzed 40 lat. Generalnie<br />

takie działania wcale nie były potrzebne, bo<br />

bardzo się nie zmieniliśmy, a niewielkie różnice w sylwetkach<br />

oceniam na z grubsza fizjologiczne. Dlatego gdy<br />

tylko dotarliśmy na miejsce, mogliśmy, dzięki własnej<br />

pamięci i plakietkom rzucać się sobie na szyje, cieszyć<br />

i rozdawać ochy i achy. Jednym słowem ze wzajemnym<br />

rozpoznawaniem się nie było tak źle.<br />

33 7_<strong>2012</strong> wrzesień


Wczoraj i dziś<br />

Trzeba jednak pokreślić, że wśród ponad osiemdziesięciu<br />

osób uczestniczących w spotkaniu nie było<br />

nikogo, kto nie utrzymywałby bieżących kontaktów<br />

przynajmniej z kilkoma kolegami. Skutkowało to nieocenioną<br />

wzajemną pomocą. Mimo iż nie było formalnego<br />

harmonogramu narzucającego formę publicznych<br />

wypowiedzi, sami przed sobą chwaliliśmy się wszystkim,<br />

czym można się pochwalić, a więc dziećmi, wnukami,<br />

osiągnięciami naukowymi i zawodowymi (praktycznie<br />

wszyscy jesteśmy aktywni zawodowo), wynikami sportowymi<br />

itd. Zdjęcia i wizytówki przechodziły z rąk do<br />

rąk. Wspominaliśmy czasy dobre i złe, chwile szczęścia,<br />

ale i te smutne. Żałowaliśmy nie tylko tych, którzy już<br />

nigdy nie pojawią się na naszych spotkaniach, ale i tych,<br />

którzy nie mogli, lub nie chcieli na to obecne przyjść.<br />

Przywołaliśmy wiele cudownych, radosnych wspomnień.<br />

Niewątpliwą atrakcją były zdjęcia z przysięgi wojskowej,<br />

kiedy to w wojskowych mundurkach maszerowałyśmy<br />

dość nieskładnie po bieżni warszawskiego stadionu Skra.<br />

Te mundurki były zresztą ku rozpaczy naszych wojskowych<br />

opiekunów nieustannie przerabiane domowymi<br />

sposobami, zależnie od aktualnej mody i wyglądały dość<br />

zabawnie. Zdjęcia są zbiorowe, więc każda osoba, która<br />

dostała je do ręki, usiłując rozpoznać bohaterki parady<br />

wojskowej szukała (swoich lub cudzych) szkieł do bliży.<br />

I dopiero po tej zbiorowej presbyopii można się było<br />

zorientować, że to radosne towarzystwo, zaśmiewające<br />

się do łez, ma już trochę więcej niż …dzieścia, a nawet<br />

...dzieści lat.<br />

Wśród wielu emocji, które towarzyszyły spotkaniu,<br />

to właśnie radość była tą najbardziej zauważalną.<br />

Cieszyliśmy się ze wszystkiego. Ze spotkania wszystkich<br />

ze wszystkimi i każdego z każdym, ale też z tego, że<br />

znowu chociaż przez kilka godzin jesteśmy jedną wspólnotą,<br />

rokiem, grupą studencką. Rozpierała nas radość,<br />

że udało nam się zdziałać w życiu sporo dobrego i że<br />

zawsze komuś to służyło. Dostrzegaliśmy też z dumą, że<br />

ciągle jesteśmy aktywni i że mimo wielu przeciwności<br />

losu czerpiemy z tego satysfakcję. Na te kilka wspaniałych<br />

godzin codzienne troski gdzieś się taktownie<br />

pochowały, nie burząc naszego ponownie odkrytego<br />

optymistycznego spojrzenia na świat. To chyba tylko<br />

dzięki niemu potrafiliśmy, rozmawiając o sprawach<br />

aktualnych zachować do nich dystans, i nawet czające<br />

się na horyzoncie kary zapisane w nowych, ofiarowanych<br />

nam przez NFZ umowach nie były nam straszne.<br />

Oby ten nastrój udało się utrzymać na dłużej na<br />

przekór małym i dużym problemom, obecnym przecież<br />

w życiu każdego z nas. Problemy nie znikną, ale<br />

świadomość, że lista numerów telefonów do przyjaciela<br />

istotnie się wydłużyła, jest największą wartością dodaną<br />

naszego spotkania.<br />

Alicja Barwicka<br />

okulistka<br />

34 7_<strong>2012</strong> wrzesień


Artykuł poglądowy<br />

Artykuł poglądowy<br />

Nowotwory płuca –<br />

postęp w diagnostyce<br />

i leczeniu<br />

Krystyna Knypl<br />

Rak płuca należy do najczęstszych schorzeń nowotwoęrowych<br />

u mężczyzn w Polsce i jest odpowiedzialny<br />

za około 1/3 zgonów z powodów onkologicznych. Liczba<br />

zgonów z powodu raka płuca w Polsce w 2008 roku<br />

wynosiła blisko 17 000 <strong>dla</strong> mężczyzn i ponad 5600 <strong>dla</strong><br />

kobiet. Nowotwory płuca występuje 3-4 razy częściej<br />

u mężczyzn w porównaniu z kobietami (1). Rzadko<br />

zdarzają się przed 45. rokiem życia, stanowiąc około<br />

1% zachorowań i zgonów u obu płci w tym przedziale<br />

wiekowym. U mężczyzn około 40% zachorowań i zgonów<br />

przypada na wiek 45-64 lata, a 50-60% na lata późniejsze.<br />

Prognozy przewidują, że nastąpi wzrost zachorowań<br />

na raka płuca, zwłaszcza w populacji starszej.<br />

W 2006 roku zmarły w Polsce z powodu raka płuca<br />

16 643 osoby, a wg prognoz w 2020 roku nastąpi wzrost<br />

liczby zgonów do 23 800. Ryzyko zachorowania na rak<br />

płuca zależy przede wszystkim od narażenia na działanie<br />

rakotwórczych składników dymu tytoniowego, których<br />

liczba szacowana jest na ponad 4000 substancji (2).<br />

Próby stosowania badań przesiewowych klasycznego<br />

rtg klatki piersiowej w celu zmniejszeniu zachorowania<br />

na raka płuca okazały się nieskuteczne, <strong>dla</strong>tego<br />

w profilaktyce pierwotnej najważniejsza jest całkowita<br />

eliminacja ekspozycji na działanie dymu tytoniowego<br />

lub wdrożenie bardziej nowoczesnych technik badań<br />

przesiewowych (2).<br />

Rozpoznanie<br />

Rak płuca jest nowotworem pochodzącym z komórek<br />

nabłonkowych. Cechą różnicującą nowotwory<br />

drobnokomórkowe i niedrobnokomórkowe jest podatność<br />

na radioterapię. Raki niedrobnokomórkowe<br />

należą do nowotworów o ograniczonej chemiowrażliwości,<br />

<strong>dla</strong>tego postępowaniem z wyboru jest leczenie<br />

chirurgiczne i radioterapia. Rak drobnokomórkowy<br />

charakteryzuje się szybkim wzrostem, skłonnością do<br />

wczesnych przerzutów oraz podatnością na chemioterapię,<br />

która jest podstawową metodą leczenia.<br />

Poza rozpoznaniem histopatologicznym istotne<br />

jest określenie zaawansowania raka płuca. W tym celu<br />

ocenia się guz pierwotny (bronchofiberoskopia, RTG, TK,<br />

MR, badanie cytologiczne płynu opłucnowego), węzły<br />

chłonne (bronchofiberoskopia, TK, MR, mediastinoskopia,<br />

mediastinostomia, PET, biopsja podejrzanych węzłów<br />

nadobojczykowych, ultrasonografia przezoskrzelowa<br />

i przezprzełykowa) oraz narządy odległe (usg, TK jamy<br />

brzusznej, biopsja pojedynczego ogniska z podejrzeniem<br />

przerzutu, scyntygrafia kości, trepanobiopsja szpiku z talerza<br />

biodrowego, PET). Określenie zaawansowania raka<br />

płuca obejmuje ocenę stanu guza pierwotnego (cecha T),<br />

węzłów chłonnych (cecha N) oraz narządów, w których<br />

mogą występować przerzuty (cecha M) przy użyciu<br />

skali TNM-UICC. Według klasyfikacji TNM wyróżnia<br />

się następujące stopnie zaawansowania: rak utajony, 0,<br />

IA, IB, IIA, IIB, IIIA, IIIB. Prawdopodobieństwo 5-letniego<br />

przeżycia z rakiem płuca wynosi od 20 do 70%,<br />

najczęstszą przyczyną zgonu jest rozsiew nowotworu.<br />

Leczenie i rokowanie<br />

Rak płuca należy do źle rokujących nowotworów.<br />

Istotnymi czynnikami są: wyjściowe zaawansowanie<br />

nowotworu, stan sprawności organizmu i ubytek masy<br />

ciała. Odsetek przeżyć po doszczętnej resekcji miąższu<br />

płucnego w I stopniu wynosi od 50 do 70%, w stopniu II<br />

od 30 do 50% i w stopniu III od 10 do 30%. W stopniu<br />

IV bardzo rzadkie jest ponad 2-letnie przeżycie.<br />

Leczenie niedrobnokomórkowego raka płuc<br />

zależy od stopnia jego zaawansowania, wydolności<br />

35 7_<strong>2012</strong> wrzesień


Artykuł poglądowy<br />

poszczególnych narządów oraz ogólnego stanu pacjenta.<br />

Metodą z wyboru jest leczenie chirurgiczne, w wybranych<br />

przypadkach skojarzone z radioterapią lub chemioterapią.<br />

Do leczenia operacyjnego kwalifikują się chorzy z I i II<br />

stopniem zaawansowania, u których nie stwierdzono<br />

przeciwwskazań na podstawie przeprowadzonej diagnostyki<br />

czynnościowej układu oddechowego i sercowo-naczyniowego.<br />

Leczenie zaawansowanych postaci<br />

raka niedrobnokomórkowego polega na zastosowaniu<br />

radioterapii i chemioterapii. W leczeniu farmakologicznym<br />

stosowane są różne grupy leków, a jedną z nich są<br />

antagoniści kwasu foliowego.<br />

Antagoniści kwasu foliowego<br />

Kwas foliowy jest przedmiotem bardzo dużego<br />

zainteresowania naukowców (3). Kwas ten jest witaminą<br />

o szczególnym znaczeniu <strong>dla</strong> prawidłowego funkcjonowania<br />

komórek organizmu człowieka. Jego podstawowa<br />

funkcja w przemianach biochemicznych polega na<br />

przenoszeniu jednowęglowych grup (np. metylowej,<br />

metylenowej, formylowej i innych). Bierze on udział<br />

w przemianach niektórych aminokwasów oraz syntezie<br />

puryn i powstawaniu kwasów nukleinowych. Zawartość<br />

folianów w diecie waha się od 95 do 562 µg i jest zależna<br />

od sposobu żywienia. Głównym źródłem kwasu foliowego<br />

jest pokarm – sałata, szpinak, kapusta, brokuły, szparagi,<br />

kalafiory, brukselka, a także bób, zielony groszek, pomidory,<br />

buraki, orzechy, słonecznik, pełne ziarna zbóż, owoce<br />

cytrusowe i inne. Źródłem folianów są także: wątroba,<br />

drożdże, jaja, sery, mięso, mleko i produkty mleczne.<br />

Obserwacje epidemiologiczne i żywieniowe<br />

wskazują, że konsumpcja świeżych warzyw bogatych<br />

w kwas foliowy chroni przed powstawaniem niektórych<br />

typów nowotworów.<br />

Niedobór kwasu foliowego zwiększa ryzyko<br />

powstawania i rozwoju niektórych nowotworów. Najwięcej<br />

i najbardziej przekonujących danych dotyczy<br />

raka jelita grubego. W przeprowadzonych badaniach<br />

wykazano zależność między spożyciem kwasu foliowego<br />

a występowaniem gruczolaków i pierwotnych raków<br />

jelita grubego.<br />

Podczas przemian w organizmie kwas foliowy<br />

łączy się dehydrogenazą tetrahydrafolianową, natomiast<br />

antagoniści kwasu foliowego blokują wiązanie kwasu<br />

foliowego, uniemożliwiając powstanie kwasu teterahydrofoliowego,<br />

niezbędnego do syntezy zasad purynowych,<br />

będących skalnikami RND i DNA. Konsekwencją tej<br />

blokady jest zaburzenie wzrostu komórek i ich śmierć.<br />

Ponieważ komórki nowotworowe, szybko namnażające<br />

się, charakteryzują się wzmożoną produkcją kwasów<br />

nukleinowych, antagoniści kwasu foliowego będą działać<br />

na nie najsilniej. Do antagonistów kwasu foliowego należą:<br />

metotreksat, pemetreksed, raltitreksed, lometreksol.<br />

Pemetreksed w onkologii<br />

– nowe zastosowania<br />

Pemetreksed stosowany jest w leczeniu nowotworów<br />

różnego rodzaju, takich jak rak płuca, rak opłucnej<br />

czy rak jajnika. Działanie pemetreksedu polega na hamowaniu<br />

syntazy tymidylowej (TS), reduktazy dihydrofolanowej<br />

(DHFR) i formylotransferazy rybonukleotydu glicynamidowego<br />

(GARFT), czyli podstawowych enzymów<br />

wykorzystujących folany uczestniczące w biosyntezie de<br />

novo nukleotydów tymidynowych i purynowych (1,2).<br />

Czynnikiem predykcyjnym skuteczności leczenia jest typ<br />

histologiczny raka płuc. Pemetreksed może być stosowany<br />

u chorych na niedrobnokomórkowego raka płuc<br />

w stadium miejscowo zaawansowanym lub w stadium<br />

rozsiewu o histologii innej niż w przeważającym stopniu<br />

płaskonabłonkowa — leczenie pierwszej linii (tylko<br />

w skojarzeniu z cisplatyną), leczenie drugiej linii (monogterapia),<br />

leczenie podtrzymujące (u chorych, u których<br />

nie nastąpiła progresja choroby bezpośrednio po zakończeniu<br />

chemioterapii opartej na pochodnych platyny).<br />

Pemetreksed można być stosowany również w leczeniu<br />

nieoperacyjnego złośliwego międzybłoniaka opłucnej<br />

(w skojarzeniu z cisplatyną). Decyzja o wyborze metody<br />

leczenia powinna być poprzedzona szczegółową analizą<br />

stanu chorego. Przy kwalifikacji do leczenia należy<br />

uwzględnić takie czynniki prognostyczne jak wiek, płeć,<br />

umiejscowienie zmian, liczba przerzutów, histologiczny<br />

typ nowotworu (1, 2).<br />

Czas trwania leczenia zależy od skuteczności<br />

i tolerancji pemetreksedu, przy czym oceny skuteczności<br />

leczenia należy dokonywać co dwa cykle. Leczenie<br />

powinno być ograniczone do czterech cykli (4).<br />

36 7_<strong>2012</strong> wrzesień


Artykuł poglądowy<br />

Badanie PARAMOUNT wykazało po raz pierwszy<br />

korzyści <strong>dla</strong> chorych na niedrobnokomórkowego<br />

raka płuca, płynące z leczenia podtrzymującego peme -<br />

treksedem, wyrażające się przedłużeniem życia. W grupie<br />

chorych otrzymujących pemetreksed stwierdzono<br />

redukcję zagrożenia zgonem o 22% (HR=79, p=0,0195).<br />

Medycyna spersonalizowana, czyli jaka?<br />

Coraz szerzej dostępne są nie tylko nowe możliwości<br />

terapeutyczne, ale także nowe możliwości diagnostyczne.<br />

Współczesna onkologia kładzie duży nacisk na<br />

poszukiwanie mutacji genetycznych i taki wybór leku<br />

przeciwnowotworowego, który w danej mutacji jest<br />

najbardziej skuteczny. Takie postępowanie nazywane<br />

jest medycyną spersonalizowaną. W definicji zmian<br />

genetycznych możemy spotkać się z następującą terminologią:<br />

1. Amplifikacja – gdy dochodzi do wzrostu<br />

liczby kopii specyficznego fragmentu DNA. 2. Delecja<br />

– gdy dochodzi do utraty fragmentów DNA, które<br />

mogą być różnie duże. 3. Inaktywacja – gdy dochodzi<br />

do utraty funkcji biologicznych genu. 4. Translokacja<br />

– gdy dochodzi do oderwania fragmentu chromosomu<br />

i przemieszczenia go do innego chromosomu.<br />

Mutacje genetyczne mogą być wrodzone lub<br />

nabyte. Mutacje nabyte powstają, gdy zmieniona kopia<br />

DNA dostanie się do wnętrza dzielącej się komórki. Obecnie<br />

zidentyfikowano ponad 120 mutacji genetycznych,<br />

mogących prowadzić do rozwoju nowotworu. Składają<br />

się one na około 95% nowotworów.<br />

Mutacje wrodzone są przyczyną około 5% nozwotworów.<br />

Ryzyko dziedzicznej postaci nowotworu<br />

wzrasta, gdy: rozpoznanie było postawione w młodym<br />

wieku, występuje kilka nowotworów u jednej osoby,<br />

kilku członków rodziny choruje na ten sam rodzaj<br />

raka oraz gdy u różnych członków rodziny zdiagnozowaną<br />

tę samą mutację genetyczną. W wypadku<br />

raka płuca predysponujący do rozwoju choroby jest<br />

polimorfizm w pojedynczych nukleotydach (SNP –<br />

od ang. single nucleotid polymorphism), w genach<br />

CHRNA 3, CHRNA 5, GSTPI, GSTM 1, ELA 2. Poszukiwania<br />

mutacji genetycznych usposabiających<br />

do raka płuc dokonuje się na materiale uzyskanym<br />

z wymazu z jamy ustnej.<br />

Poza badaniami genetycznymi podkreśla się<br />

znaczenie nowoczesnych technik obrazowych, spośród<br />

których na uwagę zasługuje niskodawkowa tomografia<br />

komputerowa (LDCT – od ang. low dose computer<br />

tomography) (5).<br />

Niezależnie od badań i wyników nowoczesnych<br />

badań obrazowych czy genetycznych zawsze trzeba<br />

pamiętać, że palenie papierosów zwiększa 20-krotnie<br />

ryzyko zachorowania na raka płuca, a przebywanie<br />

w atmosferze dymu tytoniowego – trzykrotnie.<br />

Podsumowanie<br />

Postęp w onkologii otwiera nowe możliwości<br />

diagnozowania i leczenia. Na uwagę zasługują te metody,<br />

które przynoszą postęp w terapii zaawansowanych<br />

stadiów choroby, zwykle trudnych do leczenia. Pemetresked<br />

jest jedną z takich możliwości w odniesieniu do<br />

rak płuc. Z uwagi na szybki rozwój raka płuc i wysoce<br />

niepomyślne rokowanie, wszelkie metody pozwalające<br />

na przedłużenie życia przynoszą nadzieję chorym i ich<br />

najbliższym.<br />

Krystyna Knypl<br />

internista<br />

Piśmiennictwo<br />

1. Kowalski D.M., Krawczyk P., Jaśkiewicz P., Badurak P., Krzakowski<br />

M.: Pemtreksed w leczeniu niedrobnokomórkowego<br />

raka płuca i złośliwego międzybłoniaka opłucnej. Onkologia<br />

w Praktyce Klinicznej 2011, 7 (6), 292 -300.<br />

2. Pemetreksed (Alimta) w II linii leczenia pacjentów z niedrobnokomórkowym<br />

rakiem płuca (Raport ws. oceny świadczenia<br />

opieki zdrowotnej) http://www.aotm.gov.pl/assets/files/rada/<br />

rekomendacje_stanowiska/2011/R-45-2011-Alimta_2L/OT-<br />

0443_Alimta_II_linia.pdf.<br />

3. Czeczot H.: Kwas foliowy w fizjologii i patologii. Postępy<br />

Hig. Med. Dośw. 2008, 64, 405-419.<br />

4. Paz-Ares L.G. i wsp.: PARAMOUNT: Final overall survival<br />

(OS) results of the phase III study of maintenance pemetrexed<br />

(pem) plus best supportive care (BSC) versus placebo (plb)<br />

plus BSC immediately following introduction treatment with<br />

pem plus cisplatin (cis) for advanced nonsquamous (NS) cell<br />

lung cancer (NSCLC) http://www.asco.org/ASCOv2/Meetings/<br />

Abstracts?&vmview=abst_detail_view&confID=114&abstrac<br />

tID=94836 J.Clin. Oncol. 30, <strong>2012</strong> (suppl; abstr LBA 7507)<br />

5. Wistuba I.I.: Molecular testing of non-small cell lung carcinoma<br />

biopsy and cytology specimens. <strong>2012</strong> ASCO Educational<br />

Book, str. 459- 464.<br />

37 7_<strong>2012</strong> wrzesień


Medycyna i internet<br />

Blogi internetowe i zaburzenia odżywiania<br />

Porcelanowe motyle<br />

Małgorzata Wronka<br />

Monika Jezierska-Kazberuk<br />

Czy można diagnozować zaburzenia odżywiania<br />

na podstawie blogów? Przeanalizowałyśmy 200<br />

ankiet wypełnionych przez odchudzające się blogerki<br />

w wieku od 13 do 32 roku życia. Okazało się,<br />

że zaburzenia odżywiania występują u 90%. Ponad<br />

połowa została zakwalifikowana jako dotknięta konkretną jednostką chorobową.<br />

Fot. @mimax2<br />

Blogi i ich autorki<br />

Blog ma zazwyczaj charakter osobisty i przybiera<br />

formę internetowego pamiętnika. Zawiera przemyślenia,<br />

uwagi, komentarze, zdjęcia (fotoblog), czasami w tle<br />

słychać muzykę (audioblog). Oddaje niepowtarzalny<br />

świat myśli i uczuć autora. Zwykle blog jest dynamiczny,<br />

czyli wpisy (posty) dokonywane przez blogera pojawiają<br />

się przynajmniej raz dziennie, a także zawiera liczne<br />

komentarze czytelników.<br />

Twórcy blogów w większości wypadków obserwują<br />

inne blogi i nawiązują kontakty z ich autorami.<br />

Wówczas powstaje siatka blogów, która zaczyna działać<br />

jako większa i powiązana ze sobą całość, tak zwana blogosfera.<br />

Połączone ze sobą blogi tworzą własną kulturę<br />

społeczną ludzi mających podobne zainteresowania i cele.<br />

Blog jest również źródłem powszechnie dostępźnej<br />

informacji. Blogi o tematyce proanorektycznej czy<br />

probulimicznej zawierają porady, praktyczne wskazówki,<br />

tabele kaloryczne, opisy diet i środków odchudzających.<br />

Osoby czytające blog stają się ekspertami w dziedzinie<br />

nie zawsze zdrowego odchudzania.<br />

Blogi często ukazują codzienne życie dojrzewających<br />

dziewcząt, które nie akceptując swojego wyglądu<br />

oraz dążąc do wymarzonego ideału, za wszelką<br />

cenę chcą schudnąć. Prowadząc blog, szukają wsparcia<br />

i akceptacji. Przeszukując internet, natrafiają na<br />

strony proanorektyczne bądź probulimiczne, czytają<br />

blogi innych odchudzających się osób i z czasem same<br />

pragną, aby ich życiem rządziła „ana” (anoreksja) czy<br />

„mia” (bulimia). Konstruują w ten sposób system iluzji<br />

i zaprzeczeń chorobie, twierdząc, że to tylko styl życia,<br />

oraz następnie personifikując swoje schorzenie: anoreksja<br />

czy bulimia to nie jest choroba, tylko prawdziwa<br />

przyjaciółka „Ana” lub „Mia”.<br />

„Porcelanowe motyle” – bo tak nazywają siebie<br />

w internecie dziewczęta, które należą do ruchów „pro-<br />

-ana”, są w swoich wyobrażeniach delikatne, drobne,<br />

lekkie, ciche i kruche jak motyle – i dzięki temu piękne<br />

z powodu subtelności, jaką nabywają, tracąc (w ich wewnętrznym<br />

postrzeganiu) całkowicie zbędne kilogramy.<br />

W rzeczywistości stają się przerażająco wychudzone<br />

i wyniszczone oraz stopniowo doprowadzają swoje ciało,<br />

umysł i psychikę do całkowitej destrukcji.<br />

Przygotowanie<br />

Pierwszym etapem naszej pracy było odnalezienie<br />

zamieszczonych w internecie blogów odchudzających<br />

się dziewcząt i kobiet. Do tego celu wykorzystano<br />

przeglądarkę internetową (Google Blog Search www.<br />

search.blogger.com) oraz wyszukiwarkę blogów na<br />

portalu www.onet.pl. Szukano fraz: „ana”, „pro-ana<br />

blog”, „mia”, „pro-mia blog”, „porcelanowe motyle blog”.<br />

Następnie zawężono wyszukane wyniki, wpisując frazę<br />

„napisz do mnie” (hasło to było zamieszczone na blogach<br />

38 7_<strong>2012</strong> wrzesień


Medycyna i internet<br />

i oznaczało, że autorka udostępniła adres swojej poczty<br />

elektronicznej). Umożliwiało to bezpośrednie dotarcie<br />

do osoby prowadzącej blog.<br />

Do przeprowadzenia badań skonstruowano<br />

kwestionariusz ankiety, w którym wykorzystano test<br />

EAT-26 (zaczerpnięty z książki autorstwa Teachman<br />

i wsp., 2007) jako instrument kontroli oraz klasyfikacje<br />

chorób: ICD-10, DSM-IV, DSM-IV-TR.<br />

Udział w badaniu był całkowicie dobrowolny<br />

i anonimowy, a dobór uczestniczek losowy. Ankieta<br />

składała się z 55 pytań. Pierwsza jej część dotyczyła<br />

danych osobowych, kolejna – prowadzonego blogu,<br />

trzecia służyła klasyfikacji diagnostycznej poszczególnych<br />

zaburzeń odżywiania, ostatnia zawierała 26 pytań z testu<br />

EAT, który umożliwia dokonanie badania przesiewowego<br />

wśród ankietowanych osób.<br />

W ankiecie zawarto też pytania związane z akceptacją<br />

siebie przez osobę badaną, dotyczące wyjściowej,<br />

obecnej i wymarzonej masy ciała.<br />

Obiekt badań<br />

Ankietę wypełniły 294 osoby, a 200 z nich zrobiło<br />

to poprawnie. Zakwalifikowano więc do analizy 200<br />

ankiet odchudzających się dziewcząt i kobiet w wieku<br />

od 13 do 32 roku życia. Średnia wieku wynosiła 17,63<br />

lat. Utworzono dwie grupy. Do pierwszej zaliczono<br />

nastolatki (13-19 lat), do drugiej kobiety dorosłe (od<br />

20 do 32 lat).<br />

Większość badanych (około 96,5%) mieściła<br />

się w przedziale od 14. do 23. roku życia. Poza tym<br />

przedziałem znalazło się 9 osób.<br />

Wśród uczestniczek badania było 195 panien<br />

(97,5%) i 5 mężatek (każda miała jedno dziecko). Rodzeństwo<br />

miało 150 (75%) badanych, tylko 50 (25%)<br />

było jedynaczkami. 31% było najstarsze z rodzeństwa,<br />

35,5% – najmłodsze.<br />

Największa liczba badanych podawała wykształcenie<br />

podstawowe (42%) i średnie (45,5%). Tylko 23<br />

(11,5%) miały wykształcenie wyższe.<br />

Znaczna część badanych (37%) pisała swój blog<br />

przez mniej niż pół roku, prawie taka sama ich liczba<br />

(37,5%) zapisywała kolejne strony blogu przez ponad<br />

rok. ¼ badanych prowadziła blog od pół roku do roku.<br />

68% dokonywało wpisów na blogu raz w tygodniu,<br />

prawie 1/3 (29%) zamieszczało wpisy codziennie, tylko<br />

niewielki odsetek (3%) kilka razy dziennie.<br />

Spora liczba badanych, bo aż 69 (34,5%) podała<br />

internetowy adres swojego blogu.<br />

Większość zakładała blog, aby odnaleźć motywację<br />

(69%), pozyskać wsparcie (67,5%) lub żeby opisywać<br />

swoje odchudzanie i codzienną walkę z jedzeniem oraz<br />

zbędnymi kilogramami. Prawie 1/3 (26,5%) chciała podzielić<br />

się z innymi swoim sukcesem. Nieznaczny odsetek<br />

(13,5%) miało inną motywację do prowadzenia blogu.<br />

Oto niektóre z uzasadnień prowadzenia blogu:<br />

• „Zachęcić innych do odchudzania, kontrolować codziennie,<br />

co jedzą.”<br />

• „Aby wreszcie się udało z pomocą przyjaciół, którzy też<br />

mają taki blog i za jego pomocą dążą do tego samego<br />

celu co ja.”<br />

• „Opowiedzieć innym moją historię, może ktoś zauważy,<br />

jak wielki problem to anoreksja i nie popełni takiego<br />

błędu co ja.”<br />

• „Stać się częścią odchudzającego się społeczeństwa oraz<br />

móc pisać – co pomaga mi chudnąć.”<br />

• „Aby odnaleźć siebie... i dojść do perfekcji.”<br />

Ocena według testu EAT-26<br />

Test EAT-26 składa się z 26 pytań dotyczących<br />

zachowań żywieniowych. Aby obliczyć wynik, należało<br />

zliczyć odpowiedzi, przy których zaznaczono pola: „zawsze”<br />

(3 punkty), „zazwyczaj” (2 punkty) i „często” (1<br />

punkt). Za pozostałe odpowiedzi: „czasami”, „rzadko”<br />

i „nigdy” przyznawano zero punktów. Większość badanych<br />

(62,5%) zawsze była przerażona swoją nadwagą,<br />

prawie co druga (46%) poświęcała zbyt wiele uwagi<br />

jedzeniu.<br />

Również większość zawsze w czasie ćwiczeń<br />

fizycznych myślała o spalaniu kalorii (65,5%), prawie<br />

co druga badana (48%) miała ogromne poczucie winy<br />

po jedzeniu. Żadna osoba ankietowana nie zaznaczyła<br />

odpowiedzi „nigdy nie skupiam się na chęci bycia<br />

szczuplejszą”.<br />

Co drugą badaną (52,5%) prześladowała myśl<br />

o odkładającym się tłuszczu. 20% jadło posiłki dłużej<br />

niż inni. 22,5% unikało pokarmów zawierających cukier.<br />

39 7_<strong>2012</strong> wrzesień


Medycyna i internet<br />

Co trzecia badana (35%) zawsze miała poczucie,<br />

że jej życie podporządkowane jest jedzeniu, co czwarta<br />

(25,5%) wybierała do spożycia artykuły dietetyczne.<br />

Spory odsetek badanych dziewcząt lubiło mieć<br />

zawsze pusty żołądek (57,5%), a po zjedzeniu słodyczy<br />

czuło się nieswojo (53,5%). Prawie co czwarta zawsze<br />

stosowała dietę (47,5%) i stwierdzała, że poświęca jedzeniu<br />

zbyt wiele czasu i myśli (43%).<br />

Pokaźny odsetek, bo 41,5%, zawsze wiedziało,<br />

jaka jest wartość kaloryczna tego, co spożywa. Około<br />

20% zawsze kroiło jedzenie na drobne kawałki, unikało<br />

jedzenia o dużej zawartości węglowodanów, a także<br />

odczuwało presję otoczenia, aby więcej jadły.<br />

Co czwarta ankietowana (23,5%) zawsze miała<br />

ochotę wymiotować po posiłku.<br />

Wyniki testu EAT-26 świadczą jednoznacznie,<br />

że 90% przebadanych dziewcząt i kobiet ma wyraźne<br />

symptomy zaburzeń odżywiania. W celu lepszego<br />

zobrazowania wyników podzielono je pod względem<br />

uzyskanej liczby punktów na cztery grupy.<br />

Tylko 10% badanych mieściło się w normie (poniżej<br />

20 punktów). Co trzecia badana (37,5%) zakwalifikowała<br />

się do przedziału nieco powyżej normy (od<br />

20 do 39 punktów). Najliczniejsza była grupa wyraźnie<br />

powyżej normy (od 40 do 60 punktów), w której znalazła<br />

się prawie co druga ankietowana (46,5%). Niepokojące<br />

jest, że 12 dziewcząt (6%) uzyskało ponad 60 punktów,<br />

czyli liczbę określaną jako zdecydowanie powyżej normy<br />

(maksymalna liczba punktów, jaką można było otrzymać<br />

z testu wynosiła 78).<br />

Zaburzenie odżywiania występuje częściej<br />

wśród badanych<br />

o wykształceniu<br />

podstawowym lub<br />

średnim.<br />

Warto podkreślić,<br />

że wyniki<br />

analizy nie wykazują<br />

związku między<br />

zaburzeniami<br />

odżywiania a miejscem<br />

zamieszkania<br />

blogerek.<br />

Rozpoznanie według kryteriów<br />

międzynarodowych klasyfikacji<br />

chorób<br />

Rozpoznania jadłowstrętu psychicznego dokonano<br />

zgodnie z obowiązującymi kryteriami ICD-10,<br />

DSM-IV-TR oraz testem EAT-26.<br />

Dla powiązania badanych z określoną jednostką<br />

chorobową oceniono sylwetki ich ciała. W tym celu<br />

wykorzystano wskaźnik BMI oraz siatki percentylowe<br />

waga/wzrost (<strong>dla</strong> dziewcząt poniżej 18. roku życia).<br />

W trakcie odchudzania można zauważyć zmiany<br />

wagi oraz towarzyszące jej zmiany sylwetki. Analizując<br />

uzyskane dane, stwierdzono taką samą liczbę osób<br />

o prawidłowej masie ciała (65%) zarówno przy sylwetce<br />

wyjściowej, jak i bieżącej, natomiast o 7 zmniejszyła się<br />

liczba osób z otyłością. Obniżyła się także aż o 34 osoby<br />

liczba osób z nadwagą. Należy podkreślić, iż w stanie<br />

wyjściowym nie było ani jednej osoby wychudzonej,<br />

natomiast po kuracji odchudzającej pojawiło się ich<br />

14, a z kolei liczba dziewcząt z niedowagą wzrosła o 27.<br />

Stwierdzono także, że wymarzona sylwetka<br />

badanych daleko odbiega od normy. Co prawda<br />

w analizowanej grupie nie byłoby osób z otyłością<br />

i nadwagą, ale bardzo niepokojące jest, że połowa<br />

badanych dziewcząt (53%) chciała być patologicznie<br />

wychudzona. Mniej więcej co ósma badana chciałaby<br />

mieć niedowagę lub wagę w granicach normy. W trakcie<br />

odchudzania zmniejszyła liczba badanych z otyłością<br />

i nadwagą. Zauważalny był też spadek liczby badanych<br />

z prawidłową masą ciała.<br />

Przeanalizowano stosunek odchudzających się<br />

do własnego ciała. W tym celu badane odpowiadały na<br />

następujące pytania:<br />

• Czy gdybyś osiągnęła swoją wymarzoną wagę ciała,<br />

czułabyś się bardziej atrakcyjna?<br />

• Czy gdybyś osiągnęła swoją wymarzoną wagę ciała,<br />

wzrosłoby twoje poczucie własnej wartości?<br />

• Czy gdybyś osiągnęła swoją wymarzoną wagę ciała,<br />

byłabyś bardziej szczęśliwa?<br />

Ankietowane otrzymywały 1 punkt za każdą<br />

odpowiedź twierdzącą. Co druga badana (55%) odpowiedziała<br />

twierdząco na trzy pytania, blisko co piąta<br />

(18%) odpowiedziała twierdząco na dwa pytania. Dlatego<br />

40 7_<strong>2012</strong> wrzesień


Medycyna i internet<br />

można stwierdzić, że znaczna większość badanych<br />

miała problemy z prawidłowym postrzeganiem obrazu<br />

swojego ciała.<br />

Aby zdiagnozować chorobę, należy dokonać krytycznej<br />

oceny objawów występujących u badanej osoby<br />

według obowiązującej klasyfikacji chorób. W badaniu<br />

przesiewowym wzięto pod uwagę trzy jednostki chorobowe:<br />

anoreksję, bulimię i kompulsywne objadanie się.<br />

Istnieją cztery główne kryteria diagnostyczne<br />

anoreksji, jakie muszą występować u chorej osoby<br />

jednocześnie, aby stwierdzić jadłowstręt psychiczny<br />

[Teachman i wsp., 2007]. Są to:<br />

• niska waga, która stanowi 85% normy typowej wagi<br />

<strong>dla</strong> danej grupy wiekowej i przedziału wzrostu;<br />

• nadmierny lęk przed przytyciem, nawet przy znacznej<br />

niedowadze;<br />

• wypaczony obraz własnej sylwetki bądź wagi;<br />

• brak miesiączki przez okres co najmniej trzech następujących<br />

po sobie miesięcy.<br />

Mniej więcej co dziewiąta (11%) badana była<br />

chora na anoreksję.<br />

A oto pięć kryteriów diagnostycznych bulimii:<br />

• powtarzające się napady żarłoczności;<br />

• powtarzające się rytuały oczyszczające (wymiotowanie<br />

i używanie środków przeczyszczających), mające<br />

zapobiec przytyciu;<br />

• napady objadania się i przeczyszczania organizmu,<br />

występujące mniej więcej dwa razy w tygodniu przez<br />

co najmniej trzy miesiące z rzędu;<br />

• nadmierne przywiązywanie znaczenia do szczupłej<br />

sylwetki w budowaniu poczucia własnej wartości.<br />

Według tych kryteriów co trzecia badana (34%)<br />

była chora na bulimię.<br />

Niektóre badane przejawiały objawy charakterystyczne<br />

<strong>dla</strong> dwóch jednostek chorobowych naraz,<br />

cierpiąc na anoreksję bulimiczną.<br />

Podczas kompulsywnego objadania się badana<br />

ma następujące objawy:<br />

• powtarzające się napady objadania mniej więcej dwa<br />

razy w tygodniu przez ostatnie sześć miesięcy;<br />

• brak poczucia kontroli nad rodzajem i ilością spożywanego<br />

jedzenia;<br />

• zjadanie zbyt dużej ilości jedzenia naraz.<br />

Zdiagnozowanie tej jednostki chorobowej wyłącznie<br />

na podstawie ankiet jest szczególnie trudne. Nasza<br />

praca nie miała na celu szczegółowego analizowania<br />

kompulsywnego objadania się, ale tylko zasygnalizowanie<br />

problemu, który może występować u 12% przebadanych<br />

dziewcząt i kobiet.<br />

Mniej więcej połowa badanych (48%) kwalifikowała<br />

się do konkretnej jednostki chorobowej. Badane<br />

przejawiające cechy charakterystyczne <strong>dla</strong> osób z zaburzeniami<br />

odżywiania stanowiły 42% całej populacji.<br />

Tylko 10% (czyli 20 osób) w ogóle nie miało zaburzeń<br />

odżywiania.<br />

Podsumowanie<br />

Wśród dziewcząt i młodych kobiet funkcjonuje<br />

przekonanie, że aby być akceptowaną, atrakcyjną i szczęśliwą,<br />

trzeba być szczupłą. Dlatego dążąc do perfekcji,<br />

zaczynają się odchudzać, zatracając przy tym zdrowy<br />

rozsądek. Cel łatwiej osiągnąć w grupie, <strong>dla</strong>tego podczas<br />

odchudzania szukają wsparcia. Pisząc blog, wkracza się<br />

w konkretną społeczność, której członkowie solidarnie<br />

sobie pomagają. Jednak niewinne z pozoru odchudzanie<br />

łatwo może się przerodzić w zaburzenie odżywiania:<br />

anoreksję, bulimię, kompulsywne objadanie się.<br />

Przeprowadzona analiza z zastosowaniem testu<br />

EAT-26 zidentyfikowała wśród badanej populacji aż 90%<br />

osób z zaburzeniem odżywiania. Tylko 10% badanych<br />

uzyskało prawidłowy wynik tego testu.<br />

Wykorzystując międzynarodową klasyfikację<br />

chorób ICD-10, DSM-IV oraz DSM-IV-TR, zdiagnozowano<br />

anoreksję u 11 badanych, bulimię u 34% badanych,<br />

a u 12% znaczne ryzyko kompulsywnego objadania się.<br />

Niektóre badane kwalifikowały się jednocześnie do<br />

grupy osób z anoreksją i bulimią, tworząc podgrupę<br />

cierpiących na anoreksję bulimiczną. Z tego wynika,<br />

że mniej więcej połowa badanej populacji była chora.<br />

Odchudzanie się badanych przyniosło zamierzone<br />

rezultaty. 7 z nich pozbyło się otyłości, 34 straciły nadwagę,<br />

ale powiększyła się grupa z niedowagą o 27 osób.<br />

Pojawiła się wcześniej nieistniejąca grupa wychudzonych<br />

dziewcząt i znalazło się w niej 14 osób. Prawie ¾ badanych<br />

(73%) miało bardzo niską ocenę obrazu własnego<br />

ciała, <strong>dla</strong>tego nie zaprzestało kuracji odchudzającej mimo<br />

41 7_<strong>2012</strong> wrzesień


Medycyna i internet<br />

prawidłowej masy ciała.<br />

Prawdopodobnie dążą<br />

do uzyskania absurdalnie<br />

wychudzonej sylwetki.<br />

Co druga badana chciała<br />

być wychudzona, co ósma<br />

chciała mieć niedowagę.<br />

Co ósma osoba<br />

deklarowała dążenie do<br />

prawidłowej wagi ciała.<br />

Co czwarta badana za cel założenia blogu internetowego<br />

podawała jeden z następujących powodów:<br />

znalezienie wsparcia, opisywanie swojego odchudzania,<br />

codziennej walki z jedzeniem i zbędnymi kilogramami<br />

oraz odnalezienie motywacji.<br />

Nasza praca spełniła pierwotne zamierzenie.<br />

Udało się dotrzeć do zamkniętej społeczności i znalazły<br />

się w niej dziewczęta chętne do współpracy. Ankietę<br />

poprawnie wypełniło 200 dziewcząt i kobiet, 69 z nich<br />

nie chciało być osobami anonimowymi. Otrzymano<br />

42 listy elektroniczne. Ich autorki chciały się zmienić,<br />

wiedziały, że postępują irracjonalnie i pozostawiły do<br />

siebie kontakt (np. w postaci numeru komunikatora<br />

GG). Niektóre badane wyraźnie chciały pomóc innym<br />

cierpiącym, zamieszczając na swoim blogu połączenie<br />

z adresem blogu osoby przeprowadzającej badanie.<br />

Wnioski<br />

1. Analiza bogów może być przydatna do badań<br />

przesiewowych w zamkniętych grupach dziewcząt<br />

i młodych kobiet.<br />

2. Rodzice i opiekunowie powinni zwracać większą<br />

uwagę na treści stron internetowych przeglądanych<br />

przez swoje córki, aby móc szybciej wychwycić niezdrową<br />

fascynację ruchem proanorektycznym czy probulimicznym<br />

i ustrzec je przed zaburzeniami odżywiania.<br />

3. Niektóre strony internetowe powinny być przez<br />

rodziców cenzurowane lub wręcz blokowane, aby nie<br />

przynosiły szkody innym korzystającym z internetu.<br />

Małgorzata Wronka<br />

mgr pielęgniarstwa<br />

Monika Jezierska-Kazberuk<br />

specjalista medycyny rodzinnej<br />

Piśmiennictwo<br />

1. Abraham S., Llewellyn-Jones D. Anoreksja, bulimia, otyłość.<br />

PWN Warszawa 1995.<br />

2. Albisetti V. Pułapka anoreksji. Jedność Kielce 2001.<br />

3. Apfeldorfer G. Anoreksja, bulimia, otyłość. Książnica<br />

Katowice 1995.<br />

4. Barg E., Urban K., Terlecka J., Trzaska S., Grabowski M.<br />

Kogo może dotyczyć anorexia nervosa? Analiza materiału<br />

własnego. Endokrynologia, Otyłość i Zaburzenia Przemiany<br />

Materii 2 2006.<br />

5. Biercewicz M. Zaburzenia odżywiania się – anorexia, bulimia.<br />

Pielęgniarka i Położna 8 2002.<br />

6. Bucholc M., Majsiak E., Klusek C., Majsiak P. „Masa ciała<br />

dziewcząt w okresie pokwitania w ocenie obiektywnej i subiektywnej”<br />

Model zdrowotnego stylu życia jako zadanie<br />

interdyscyplinarne 1 2003.<br />

7. Góra A., Szymona K. Anoreksja i bulimia – problem rodziców,<br />

psychologów i lekarzy. Medycyna Ogólna 6 (35) 2000.<br />

8. Jablow M. M. Anoreksja, bulimia, otyłość. GWP Gdańsk 2000.<br />

9. Józefik B. red. Anoreksja i bulimia psychiczna. WUJ Kraków 1999.<br />

10. Kleszcz H. Anoreksja – choroba kobiecej duszy. Magazyn<br />

Pielęgniarki i Położnej 5 1997.<br />

11. Kowalczys M. H. Anoreksja i Bulimia Nervosa. Psychogenne<br />

zaburzenia odżywiania. Dermatologia 4 2004.<br />

12. Litowiec E., Mikita M., Baran T. Anorektyczki – jak im<br />

pomóc. Magazyn Pielęgniarki i Położnej 1-2 2004.<br />

13. Melosik Z. Tożsamość, ciało i władza: teksty i (kon)teksty<br />

pedagogiczne. WSE UAM Poznań 1996.<br />

14. Melosik Z. Ciało i zdrowie w społeczeństwie konsumpcji.<br />

Edytor Toruń 1999.<br />

15. Mikołajczyk E., Samochowiec J. Cechy osobowości u pacjentek<br />

z zaburzeniami odżywiania. Psychiatria 2 2004.<br />

16. Namysłowska I. Zaburzenia odżywiania – jadłowstręt<br />

psychiczny i bulimia. Przewodnik Lekarza 6 2000.<br />

17. Namysłowska I., Paszkiewicz E., Siewierska A. Gdy odchudzanie<br />

jest chorobą, anoreksja i bulimia. WAP Warszawa 2000.<br />

18. Rajewski A., Hauser J. Czynniki genetyczne w etiologii<br />

jadłowstrętu psychicznego. Psychiatria Polska.<br />

19. Teachman B., Cocyle B., Dchwartz M., Gordic B. Jak pokonać<br />

zaburzenia odżywiania u dzieci? Helion Gliwice 2007.<br />

20. Ziółkowska B. Dlaczego młodzież się głodzi? Edukacja<br />

i Dialog 5 1998.<br />

21. Ziółkowska B. Ekspresja syndromu gotowości anorektycznej<br />

u dziewcząt w stadium adolescencji. WFH Poznań 2001.<br />

22. Ziółkowska B. Anoreksja od A do Z. WN Scholar Warszawa<br />

2005.<br />

23. Jodkowska M., Woynarowska B., Oblacińska A. Test przesiewowy<br />

do wykrywania zaburzeń w rozwoju fizycznym u dzieci<br />

i młodzieży w wieku szkolnym. Instytut Matki i Dziecka 2007.<br />

http://pczp.pl/strona/_04opracowania/testy_przesiewowe_internet.pdf<br />

(19.05.2009).<br />

42 7_<strong>2012</strong> wrzesień


Po dyżurze<br />

Kulinaria<br />

Rekomenduje<br />

Gabrysia<br />

Zupa pomidorowa<br />

zupełnie inaczej<br />

Nareszcie są!!! Nie tylko wyglądają jak pomidory, ale<br />

pachną. I smakują jak pomidory. Polskie, prawdziwe,<br />

gruntowe. Trudno spotkać człowieka, który pomidorowej<br />

nie lubi: z makaronem, ryżem, kluskami lanymi czy kładzionymi…<br />

już widzę te rozmarzone miny. <br />

Moja zupa jest inna<br />

• 1,5 kilograma dojrzałych pomidorów dokładnie umyć, pokroić na części i wrzucić do garnka z • kopiastą łyżką<br />

masła. Na wolnym ogniu gotować aż do rozpadnięcia się pomidorów. Po przestygnięciu przetrzeć przez gęste<br />

sito. Do garnka wlać • 1 litr wody, zagotować, do wrzątku wrzucić • 2 kostki bulionu cielęcego (albo drobiowego),<br />

• 2 spore ziemniaki pokrojone w cząstki i • 2 marchewki duże, pokrojone w plasterki lub półplasterki (zależy do<br />

grubości marchwi). Ugotować do miękkości warzyw, połączyć z pomidorami, chwilkę pogotować i przed samym<br />

końcem gotowania dodać posiekany • czosnek – 5 lub 6 ząbków. Obrać • pomarańczę, pokroić w kostkę (może być<br />

mandarynka), na talerzu położyć • pół mandarynki w cząstkach lub • ¼ pomarańczy, zalać zupą, przybrać • świeżym<br />

tymiankiem… Zupę rekomenduje Gabrysia, 19 miesięcy.<br />

Danuta Przerwa<br />

okulistka<br />

Zapraszamy Czytelników do dzielenia się swoimi przepisami<br />

43 7_<strong>2012</strong> wrzesień


Podróże<br />

Poszarpana linia brzegowa Nowej Zelandii z lotu ptaka<br />

Antypody i przygody<br />

Wszystko tam jest do góry nogami!<br />

Anna Gradzik<br />

Z wizytą w Nowej Zelandii.<br />

Podróż w tamtą stronę<br />

Przelot odbył się dość sprawnie. W Wiedniu miałam<br />

około 40 minut oczekiwania na samolot do Sydney.<br />

Leciałam z trzema osobami z Polski – małżeństwem które<br />

udawało się na ślub córki oraz przedstawicielem firmy<br />

budowlanej. Już na krajowym lotnisku dowiedziałam<br />

się, że będę miała towarzystwo, bo samolot z powodu<br />

gęstej mgły nie wystartował i poproszono nas o spędzenie<br />

jednej nocy w hotelu. Z powodu opóźnienia nie<br />

zdążylibyśmy w żaden sposób na samolot do Sydney,<br />

a ten kursował raz na dobę. Tak więc mieliśmy czas<br />

i sposobność poznania się bliżej, dzięki czemu wyprawa<br />

na drugi koniec świata była przyjemniejsza. Rano taksówka<br />

przewiozła nas z hotelu na lotnisko, skąd już bez<br />

przeszkód odlecieliśmy do Wiednia. Lot trwał króciutko,<br />

a na niewielkim wiedeńskim lotnisku czekaliśmy ok.<br />

pół godziny – już całą zgraną paczką. Potem odprawa<br />

i lot do Sydney, z międzylądowaniem w Kuala Lumpur.<br />

Kolorowa i fajna wycieczka, choć bardzo męcząca.<br />

Wiele godzin w przymusowej pozycji (ciasnota w klasie<br />

ekonomicznej daje się we znaki, zwłaszcza podczas tak<br />

długiej podróży), więc z radością wysiadłam w Kuala<br />

Lumpur, aby rozprostować nogi. Mieliśmy godzinną<br />

przerwę. Bardzo chciałam wyjść na zewnątrz i trochę<br />

pooddychać egzotyką, dotknąć tamtejszej ziemi bosą<br />

stopą, powąchać powietrza...<br />

Był luty, w Polsce szaro, buro i ponuro, a tu pełna<br />

egzotyka. Już kiedy podchodziliśmy nocą do lądowania,<br />

uśmiechnął się do mnie piękny obrazek: mocno oświetloną<br />

ulicą pędził kabriolet pełen rozbawionych dzieciaków,<br />

oczywiście odzianych jedynie w koszulki na ramiączkach,<br />

nie tak jak my – w ciepłych polarach. Ale jeden z współtowarzyszy<br />

ostrzegł mnie, że wyjście poza teren lotniska<br />

może zostać potraktowane jako potencjalna próba przemytu<br />

narkotyków i grozi poważnymi konsekwencjami. Jego<br />

słowa wzmocniło to, co zobaczyłam na płycie lotniska:<br />

mnóstwo Tajów w wojskowych mundurach, kobiety<br />

z zasłoniętymi twarzami (do przeszukiwania pasażerek<br />

na wypadek podejrzenia o przemyt). Wszyscy uzbrojeni<br />

po zęby! Widok na tyle przerażający, że odechciało mi<br />

się opuszczania lotniska choćby tylko na chwilkę. Potem<br />

10-godzinny lot, już bezpośrednio do Sydney.<br />

Nad Australią wszyscy byli strasznie umęczeni<br />

podróżą, ja jeszcze zdobyłam się na podejście do okna<br />

i obserwowanie czerwonej ziemi, z rzadka urozmaiconej<br />

skałami i kępkami suchych krzaczków, i te widoki mówiły<br />

44 7_<strong>2012</strong> wrzesień


Podróże<br />

mi, że jestem blisko, coraz bliżej celu. Gdy samolot krążył<br />

nad Sydney, podziwiałam ocean, w którym zobaczyłam<br />

płynące dwie ogromne płaszczki, a na wybrzeżu mnóstwo<br />

domów – prawie każdy z basenem (podobno do tych<br />

basenów lubią zakradać się krokodyle...).<br />

Po wylądowaniu moi towarzysze podróży rzucili<br />

się w ramiona witających ich krewnych, ja pomachałam<br />

im na do widzenia, złożyliśmy sobie życzenia miłych wakacji,<br />

a oni obiecali, że odwiedzą mnie w Nowej Zelandii.<br />

Rozmawiając trochę po polsku, trochę po angielsku,<br />

dowiedziałam się, że on jest w części Polakiem, bo mama<br />

była Polką. On oczywiście trochę zna polski, tylko nie<br />

ma z kim go ćwiczyć. Kiedy wreszcie zostawiłam miłego<br />

rozmówcę, z którym serdecznie się pożegnałam,<br />

znalazłam zniecierpliwionego wujka i ciocię, którzy już<br />

się bali, że coś jest nie tak, że może miałam przy sobie<br />

jakiś zakazany towar, np. jabłko właśnie. Po wytłumaczeniu<br />

im, co tak długo robiłam na odprawie, kazali<br />

mi dokładnie opisać rozmówcę. Okazało się, że to syn<br />

ich znajomych, zresztą cała Polonia w Nowej Zelandii<br />

zna się doskonale, wszyscy wychowywali się przecież<br />

jak rodzeństwo, zarówno w czasie wielomiesięcznego<br />

rejsu statkiem tuż po wojnie, jak i potem, w sierocińcach.<br />

Nowa Zelandia: wszędzie blisko siebie są niewysokie pofałdowane<br />

góry i Pacyfik<br />

Z Sydney do Wellington<br />

Został mi do pokonania ostatni odcinek – z metą<br />

w Wellington, stolicy Nowej Zelandii. Dotarłam tam<br />

koszmarnie zmęczona. Na dzień dobry zostałam przepytana<br />

przez bardzo życzliwego celnika na okoliczność<br />

wwożonych towarów. Do Nowej Zelandii nie wolno przywozić<br />

żadnych roślin, nasion, ziemi ani tym podobnych<br />

produktów, żeby nie zanieczyścić lokalnej flory żadnymi<br />

obcymi przybyszami. W Nowej Zelandii jest bardzo<br />

łagodny klimat i wszystko, co jest przywiezione, świetnie<br />

się tam aklimatyzuje, niszcząc rodzimą roślinność.<br />

Jakież było moje zaskoczenie, kiedy celnik zaczął<br />

pytać, skąd jestem, a po mojej odpowiedzi, że z Polski,<br />

wziął głęboki wdech i zapytał: Masz gruszka...? Odpowiedziałam,<br />

że mam jabłko i zaczęliśmy się śmiać oboje.<br />

Malownicze zatoczki – widać ich mnóstwo w czasie przeprawy<br />

promowej. Nowa Zelandia ma bardzo poszarpaną linię<br />

brzegową.<br />

Po wyjściu poza lotnisko uderzyła mnie fala<br />

ciepła i jeszcze czegoś, czego z powodu zmęczenia nie<br />

potrafiłam sobie do końca uświadomić. Wiedziałam<br />

tylko, że jest ciepłe, miłe, otulające mnie i kołyszące<br />

do snu...<br />

Następnego dnia<br />

Przebudziłam się z uśmiechem. To, co towarzyszyło<br />

mi przy zaśnięciu, było dalej wokół mnie, ciepłe,<br />

miłe i nienazwane, swojskie i przyjemne.<br />

45 7_<strong>2012</strong> wrzesień


Podróże<br />

Kamienista plaża w Lower Hutt usiana poszarpanymi głazami. Gołym okiem widać wulkaniczne pochodzenie Nowej Zelandii.<br />

W oddali kamienne wyspy o nazwie Dziadek i Wnuk.<br />

Wstałam na śniadanie, a po nim na moją gorącą<br />

prośbę udaliśmy się nad ocean... i tam, pośród łagodnej<br />

morskiej bryzy przypomniałam sobie „to” i nazwałam je.<br />

Uświadomiłam sobie, że gdziekolwiek jestem, wszędzie<br />

wokół mnie roztacza się delikatny, przyjemny zapach,<br />

a potem dowiedziałam się, że dzięki łagodnemu klimatowi<br />

w Nowej Zelandii stale coś kwitnie i stąd ten<br />

wszechobecny kwiatowo-owocowy aromat. Rodzina<br />

pokazała mi też janowiec – roślinę przywiezioną z Europy,<br />

która porasta całe zbocza gór. Problem w tym, że<br />

w Europie roślinka ta ma kilka lub kilkanaście centymetrów,<br />

a w Nowej Zelandii rozrasta się do niemalże<br />

dwumetrowych krzaków. Tak służy jej ten klimat i stąd<br />

wynika owa dbałość, żeby nikt nie przywlókł żadnej nowej<br />

rośliny, która mogłaby się rozprzestrzenić wszędzie<br />

jak janowiec (nie wiem czy to fachowa nazwa, ale tak<br />

go nazywali), zabierając miejsce rodzimym gatunkom.<br />

Zdziwiły mnie też owce, biegające samopas po<br />

zboczach. Potem dowiedziałam się, że to uciekinierzy<br />

z hodowli, podobnie jak jelenie europejskie, które są tu<br />

hodowane w stadach na ogrodzonych terenach w celach<br />

konsumpcyjnych, a ich mięso jest potem wysyłane do<br />

Europy. Ze względu na łagodny klimat zwierzęta są<br />

trzymane cały rok na wybiegu i dostarcza się im tylko<br />

wodę. Pastwiska są przez cały rok zielone, co powoduje,<br />

że hodowla jest bardzo tania i opłaca się mięso rozsyłać<br />

po całym świecie, nawet koszty transportu nie grają<br />

dużej roli.<br />

Zaskoczył mnie stosunek do zwierząt, które<br />

uciekły z hodowli. Otóż raz lub dwa razy w roku są<br />

organizowane odstrzały wszystkich uciekinierów. Wtedy<br />

w tym samym czasie ruszają w teren ogromne rzesze<br />

myśliwych i strzelają. Początkowo wydawało mi się to<br />

bardzo okrutne, ale potem zrozumiałam, że to jedyne<br />

wyjście, żeby dać szansę rodzimej faunie i florze, nieprzystosowanej<br />

do walki z szybko rozmnażającymi się<br />

i panoszącymi najeźdźcami.<br />

Dzień codzienny i obyczaje<br />

Dzień codzienny pracujących Nowozelandczyków<br />

nie bardzo mi się spodobał z powodu przerwy na lunch.<br />

Tam każdy wie, że od godziny 12 do 14 nie należy się<br />

nastawiać na załatwianie spraw urzędowych, bo wszyscy<br />

mają przerwę. Oczywiście nie wszyscy jednocześnie,<br />

ale nigdy nie wiadomo, kto kiedy. Nowozelandczycy<br />

pracę zaczynają o 9.00, a jak im powiedziałam, że ja<br />

od 7.00, to stwierdzili, że to barbarzyństwo! Nie przekonały<br />

ich nawet tłumaczenia, że o 14.00 jestem wolna<br />

i resztę dnia mam <strong>dla</strong> siebie, a oni są dopiero w środku<br />

Wuj i autorka na wyspie Picton, tuż po przeprawie promowej<br />

na Wyspę Południową<br />

46 7_<strong>2012</strong> wrzesień


Podróże<br />

Moje ukochane zachody słońca<br />

dniówki, pracując do 17-18. Niestety, ciężkie jest życie<br />

gospodyni, która o takiej godzinie jedzie do sklepu po<br />

zakupy i szykuje obiad na godz. 20, po czym wszyscy<br />

kładą się spać.<br />

Natomiast bardzo podoba mi się „zaściankowość”<br />

Nowej Zelandii. Wszystko jest spokojne, przewidywalne<br />

i sprawiedliwe, chyba nikt nie wyobraża sobie, żeby<br />

zmieniła się np. cena paliwa. Najbardziej wiekowy staruszek<br />

wie, ile mniej więcej kosztuje paliwo, bo chociaż<br />

od dawna nie jeździ samochodem, to przecież pamięta,<br />

jaka zawsze była cena! Mieszkańcy są wyciszeni i żyją<br />

na godnym poziomie. Ciekawostką są też emerytury.<br />

Niezależnie od zarobków wszyscy dostają taką samą<br />

emeryturę, wypłacaną w postaci tygodniówek – kobiety<br />

nieco mniej niż mężczyźni. Jeśli dobrze pamiętam kwoty,<br />

mężczyźni otrzymują około 420 dolarów nowozelandzkich,<br />

a kobiety około 400. Dolar nowozelandzki jest<br />

ciut mniej wart niż australijski, który z kolei jest trochę<br />

tańszy od amerykańskiego.<br />

Co do polskości – było mi wstyd, że na drugim<br />

krańcu świata ludzie chodzący do góry nogami mają<br />

w sobie tyle patriotyzmu, a ja...? Stale tam słyszałam:<br />

musisz z nami zostać, musisz nam pomóc zrobić to czy<br />

tamto, razem zrobimy coś <strong>dla</strong> społeczeństwa (!). Bez tego<br />

polskość upadnie i dzieci nie będą chciały kultywować<br />

tradycji! Oczywiście wujostwo zaangażowało mnie bardzo<br />

aktywnie do pracy w polskiej szkole, gdzie musiałam<br />

i piec ciasteczka, i gotować bigos, i żurek z kiełbasą na<br />

charytatywny festiwal, i opowiadać dzieciom o Polsce,<br />

i uczyć je języka – co robiłam po raz pierwszy w życiu...;)<br />

Polska to taki ich wymarzony, idealny kraj lat<br />

dziecięcych. Niestety po przyjeździe do starej ojczyzny<br />

wielu patriotów doznaje ogromnego rozczarowania.<br />

Wojenne sieroty<br />

Jak wujek i ciocia trafili do Nowej Zelandii?<br />

Po zakończeniu II wojny światowej zostali sierotami.<br />

W kraju nie było komu opiekować się dziećmi, które<br />

w następstwie zawieruchy wojennej zostały same, bez<br />

rodziny, więc rząd Polski zwrócił się do całego świata<br />

z prośbą o przyjęcie sierot... Statki rozwiozły dzieci<br />

w różnych kierunkach. Moi bliscy dotarli aż do Nowej<br />

Zelandii. Wujek opowiadał, jak to dzieci nie chciały<br />

47 7_<strong>2012</strong> wrzesień


Podróże<br />

się uczyć angielskiego, „języka wroga”, z nadzieją że za<br />

karę zostaną odesłane do ojczyzny... Tak się jednak nie<br />

stało. Mali przybysze najpierw trafiali do sierocińców,<br />

najczęściej pod opiekę zakonnic, a potem wiedli życie<br />

jako obywatele Nowej Zelandii.<br />

Dzieci te były<br />

dość często wykorzystywane<br />

jako służba, nie<br />

posyłano ich do szkoły,<br />

musiały ciężko odpracowywać<br />

koszty swojego<br />

utrzymania. Dzisiejsi<br />

80-latkowie wydali<br />

wspomnienia o swoich<br />

przeżyciach z lat dziecięcych.<br />

Mam jeden egzemplarz<br />

książki, do której<br />

wujek napisał rozdział.<br />

Ciągle żyli myślą<br />

o powrocie do ojczyzny,<br />

Charytatywny festiwal polski w Wellington. Zyski są przeznaczane<br />

na rzecz polskiej szkoły, w której dzieci uczą się języka polskiego<br />

i polskich tradycji.<br />

zresztą w Nowej Zelandii zaskoczyło mnie to, że są<br />

tam polskie szkoły! Ogromna jest aktywność Polonii<br />

organizującej festiwale polskie. Jest w nich zdecydowanie<br />

więcej polskości niż u wielu Polaków. Byłam<br />

zbudowana ich przywiązaniem do polskich tradycji<br />

i świąt, a przede wszystkim nieskrywanym patriotyzmem,<br />

z którym wszyscy z dumą się obnoszą. Moja nowozelandzka<br />

rodzina też myślała o powrocie do ojczyzny na<br />

starość. Przyjechali więc na rekonesans do Polski, ale<br />

po spędzeniu w naszym kraju 8 tygodni uznali, że są<br />

jednak bardziej obywatelami Nowej Zelandii, niż im się<br />

przedtem wydawało. To największa strata <strong>dla</strong> Polski – że<br />

ludzie, którzy tak tęsknili za ojczyzną, po zobaczeniu jej<br />

na własne oczy stwierdzili, że są co prawda Polakami,<br />

ale wracają... do siebie.<br />

Na co narzekają<br />

Nowozelandczycy?<br />

Oczywiście narzekają na inflację, ale ich inflacja<br />

to grosze niewarte wspomnienia. Na przykład paliwo<br />

podrożało o 2 centy – skandal, tylko czy podwyżka<br />

z 1,07 na 1,09 to jakakolwiek podwyżka?<br />

Jak zaczęłam narzekać na polskie skandale, to oni<br />

ze szczerym oburzeniem odpowiedzieli, że u nich też są<br />

skandale! A jakże, ich posłanka zdążała z otwarcia czegoś<br />

tam na mecz rugby, który też miała otworzyć. Terminarz<br />

miała ustawiony na styk, więc bardzo się spieszyła. Jechała<br />

rządowym, oznakowanym samochodem, wieziona<br />

przez szofera, ale z powodu pośpiechu przekroczyli<br />

dozwoloną prędkość. Zatrzymał<br />

ich policjant i wlepił<br />

mandat, a winna była<br />

posłanka – przecież jechała<br />

w samochodzie i widziała,<br />

co wyprawiał szofer. Był<br />

to wtedy skandal na całą<br />

Nową Zelandię! Nie mogło<br />

do nich dotrzeć, że w Polsce<br />

żaden „krawężnik” nie<br />

miałby szansy i nie odważyłby<br />

się zatrzymać rządowego<br />

samochodu, a już na<br />

pewno nikomu nie wlepiłby<br />

mandatu. Ta posłanka<br />

oczywiście spóźniła się na otwarcie meczu i okryła się<br />

ogromną niesławą!<br />

Co kraj, to obyczaj... jaki kraj, taki skandal... ;)<br />

48 7_<strong>2012</strong> wrzesień<br />

Cdn.<br />

Tekst i zdjęcia<br />

Anna Gradzik<br />

specjalista medycyny rodzinnej<br />

Autorka o sobie<br />

Pracuję w jednym ze świętokrzyskich sanatoriów zajmujących<br />

się leczeniem chorób układu kostno-stawowego.<br />

Moim marzeniem jest zanurkowanie w okolicach Wielkiej Rafy<br />

Koralowej w Australii. Oczywiście chciałabym zanurkować<br />

z rekinami – w ich naturalnym środowisku... ;) Na razie tylko<br />

w oceanarium w Sydney dotykałam rekina piaskowego, rzecz<br />

jasna za zgodą jego opiekuna – więcej o tym w drugiej części<br />

moich przygód. ;)


Podróże<br />

Hobart i okolice<br />

„Zgubię teściową,<br />

to żona mi głowę urwie!”<br />

Anna Lach-Czerwińska<br />

Kierownikiem naszej wycieczki była niewątpliwie Gniewka; od niej zależał program<br />

dnia, postoje, czasami wymuszała całkowitą zmianę planów. W sobotę wstała<br />

chyba lewą nogą, bo od samego rana zaczęło się marudzenie... że na co jej to<br />

wszystko, że (u diabła!!!) na diabła jej był ten diabeł tasmański, jak już zupełnie nie<br />

pamięta, co to było, że co to za codzienne zmiany sufitów, że ostatnio na ścianach<br />

była ciemna boazeria, a dziś tapeta w różyczki, że w różyczkach to ona w ogóle nie<br />

gustuje, że Salamanca też zupełnie ją nie interesuje... i poszła sobie znów spać.<br />

http://pl.wikipedia.org<br />

Tasmania<br />

Salamanca<br />

W tle Góra Wellington<br />

Po naradzie uznaliśmy, że trochę racji to ona ma,<br />

faktycznie ostatnio za dużo zmian w jej 14-tygodniowym<br />

życiu. Zapadła decyzja, że na Salamancę idą<br />

Linda i Neil, ja zostaję z wnuczką, potem ja z Neilem<br />

do Ogrodu Botanicznego, bo zwiedzenia go nie mogę<br />

sobie odmówić, a po obiedzie wszyscy czworo jedziemy<br />

do Richmond.<br />

Salamanca to odbywający się w Hobart cotygodniowy<br />

sobotni targ. Plac, na którym gromadzą się<br />

kupcy, sprzedawcy, rzemieślnicy, muzycy i turyści, otoczony<br />

jest budynkami z 1823 roku. Są to stare magazyny<br />

przyportowe, gdzie obecnie mieszczą się sklepy, galerie,<br />

restauracje i kawiarnie.<br />

Widać stąd górę Wellington wysoką na 1270 m.<br />

Na jej szczyt Pinnacle można dostać się wprost z miasta<br />

pieszo i rowerem kilkoma ścieżkami, <strong>dla</strong> samochodów<br />

jest jedna piaszczysta i wąska droga, z której można<br />

korzystać w porze suchej, a podczas deszczu przejazd<br />

49 7_<strong>2012</strong> wrzesień


Podróże<br />

jest utrudniony. W pobliżu szlaków wspinaczkowych są<br />

usytuowane miejsca na piknik i grill oraz chaty, w których<br />

można schronić się w razie załamania pogody.<br />

Z Salamancy widoczny jest też Hobart Port na<br />

rzece Derwent, uchodzącej do Morza Tasmańskiego.<br />

W porcie widziałam cumujące statki towarowe, wycieczkowe<br />

i obsługujące prace badawcze na Antarktydzie.<br />

Tu kończy się odbywający się każdego roku wyścig<br />

żeglarski z Sydney. Hobart zostało założone zaraz po<br />

Sydney w 1804 r.<br />

Do 1960 roku jeździły tu tramwaje (pierwsza<br />

linia w 1897 r.), które zastąpiono trolejbusami, a od<br />

1968 roku zrezygnowano z transportu elektrycznego<br />

i pozostały tylko autobusy. Dlaczego? Może mają pokłady<br />

ropy albo łupki jakieś? Benzyna nawet w przeliczeniu<br />

dolarowym (nie procentowo do pensji) jest tańsza niż<br />

w Polsce. Muszę to sprawdzić.<br />

Neil wrócił z targu z piękną drewnianą deską do<br />

krojenia wykonaną z bardzo twardego drzewa<br />

blackwood (akacja). Pozyskiwane z tasmańskich akacji,<br />

sosen, dębów i oczywiście eukaliptusów drewno odznacza<br />

się rzeczywiście dużą twardością, wykorzystywane<br />

jest głównie do produkcji mebli. Pencil pine i huon pine<br />

(odmiany sosny) występują tylko na Tasmanii.<br />

Od deski do deski o drzewach i drewnie tasmańskim<br />

opowiedział mi Neil w drodze do Ogrodu. Żar lał<br />

się z nieba, a on zaparkował chyba z 5 km od wejścia!!!<br />

Też się dziwił, sprawa wyjaśniła się jak przekraczaliśmy<br />

drugą ulicę o tej samej nazwie. Ulice te miały przymiotniki<br />

„Górna” i „Dolna”, czego nie dopatrzył się na<br />

mapie i wbił w GPS bez przymiotnika. Wysiedliśmy przy<br />

Królewski Ogród Botaniczny w Hobart<br />

dalszej, „Górnej”. Poszliśmy na przełaj przez ogromny<br />

Park Pamięci, gdzie były tabliczki z nazwiskami żołnierzy<br />

australijskich poległych w czasie I wojny światowej m.in.<br />

we Francji i Belgii. Koło każdej tabliczki posadzono<br />

drzewo, ale chyba nie wszystkie przetrwały, bo lasu<br />

to tam nie było, a tabliczek dużo. Bardzo zmordowani<br />

upałem (nietypowa ta jesień tasmańska!!!) dotarliśmy<br />

do ogrodu.<br />

Królewski Ogród Botaniczny,<br />

założony już w 1818 roku, rozczarował<br />

mnie. Gdzie mu tam do naszego<br />

Powsina wiosną, kwiatków mało,<br />

a niektóre całkiem znajome. Bogactwo<br />

palm, eukaliptusów i las deszczowy nie<br />

zaskoczyły mnie, bo już znałam te cuda<br />

natury. Część ogrodu z roślinnością arktyczną<br />

była zamknięta. Jedynie prawie Kwiatki jakby znajome<br />

200-letnie drzewa skłaniały do zadumy i zapadły mi<br />

w pamięć. Wierzę, że wiosną, kiedy zakwitają tu tysiące<br />

różnokolorowych tulipanów, ogród wygląda pięknie,<br />

ale nie doświadczyłam jego barwnej urody w czasie<br />

zwiedzania. Z ogrodu widoczny był most Tasmana na<br />

rzece Derwent.<br />

Most Tasmana<br />

50 7_<strong>2012</strong> wrzesień


Podróże<br />

który był budowany od 1823 do 1825 roku, więzienie<br />

i hotel z 1825 r., trzy kościoły – anglikański z 1834 r.,<br />

katolicki z 1836 i kongregacyjny z 1873 – jak na małe<br />

miasteczko, to zabytków grubo ponad 100-letnich w nim<br />

całkiem sporo.<br />

Również ciekawym miejscem jest Stare Miasto<br />

Hobart Model Village, jest to replika modelu Hobart<br />

z 1820 roku.<br />

Figurki mieszkańców, robotników i więźniów<br />

przedstawiają zabawne scenki z ich życia albo i mniej<br />

Park Pamięci<br />

Ha, trzeba wracać, a my nie bardzo wiemy, gdzie<br />

zostawiliśmy samochód, nie tak łatwo przyszło nam<br />

przecież odnaleźć tę „Dolną”. Po dłuższym błądzeniu<br />

dotarliśmy na kraniec Parku Pamięci, załamałam się,<br />

bo wiedziałam jak długo szliśmy w tę stronę ze sporego<br />

wzniesienia, więc proszę Neila, że posiedzę sobie tu na<br />

słupku, a on sam niech śmignie przez ten park i podjedzie<br />

po mnie. Z Neilem rozmawia mi się po angielsku tak<br />

dobrze, jak z nikim. Rozmawiamy takim mieszanym<br />

językiem polsko-angielskim, że podejrzewam zrozumiałym<br />

tylko <strong>dla</strong> nas. Co powiedział, to powiedział, a ja<br />

zrozumiałam – „nie ma głupich, nie masz zasięgu na<br />

telefonie, a ja nie wiem jak tu wrócić, zgubię teściową,<br />

to żona mi głowę urwie!”.<br />

No i posłusznie podreptałam za nim w górę parku,<br />

bez kropli wody, bo ani wrócić po nią do kawiarni<br />

w ogrodzie, ani gdzie kupić. Dopiero w samochodzie<br />

klima puszczona na najwyższe obroty przyniosła trochę<br />

wytchnienia.<br />

Ponad 20 km na północ od Hobart znajduje się stare<br />

miasteczko, chętnie odwiedzane przez turystów.<br />

Atrakcją jest najstarszy w Australii most kamienny,<br />

XIX-wieczne Hobart w miniaturze<br />

Najstarszy most Australii<br />

51 7_<strong>2012</strong> wrzesień


Podróże<br />

Stara poczta w Hobart<br />

zabawne z niewolniczej pracy skazańców. To miniaturowe<br />

miasteczko wykonane w 1991 r. według pierwotnych<br />

planów i map, składa się z ponad 60 zabytkowych<br />

budynków Hobart i 400 figurek. Do dzisiejszych czasów<br />

w stolicy dotrwało 5 budynków przedstawionych w miniaturze<br />

– m.in. urząd pocztowy. W przymuzealnym<br />

sklepiku sprawdziłam, że za maskotkę diabła trzeba by<br />

zapłacić 10 dol. (wstęp 14 dol.).<br />

Następnie z rozłożoną wygodnie Gniewką w wózku,<br />

szczelnie owiniętym mamusinym szalem przed<br />

słońcem, piechotką dotarliśmy do wspomnianego wyżej<br />

starego, kamiennego mostu na rzece Coal.<br />

Asłońce w tym Richmond się wściekło!!!! Ostro<br />

wciskało się pod czapki, okulary, nie można było<br />

uciec od oślepiającego światła i żaru. Wiatr robił, co mógł,<br />

by złagodzić palące promienie, ale powodował tylko<br />

zamieszanie, unosząc kurz i jesienne tasmańskie liście<br />

z ulic. Szczególnie nad rzeką, na otwartej przestrzeni,<br />

przykro się odczuwało oba żywioły.<br />

Podobno na Tasmanii słonce operuje z 7% większa<br />

mocą niż w Europie z powodu dziury ozonowej,<br />

która tylko nad Nową Zelandią jest jeszcze większa<br />

niż nad południową Australią. Kąt padania promieni<br />

słonecznych inny niż na półkuli północnej, czysta i bezchmurna<br />

atmosfera jak w dniu zwiedzania powoduje<br />

zwiększenie mocy światła.<br />

Umęczyło nas to słońce i wiatr w Richmond.<br />

Zjeżdżając wieczorem z nieco górzystego terenu<br />

do Hobart, ujrzeliśmy wielkie miasto, rozświetlone<br />

tysiącami światełek. A przecież to „wielkie miasto” ma<br />

tylko trochę ponad 215 tys. mieszkańców. Taki nasz<br />

Sosnowiec, tylko bez tramwajów.<br />

To jednorodzinna zabudowa powodowała rozległość<br />

miasta. Doliczyłam się może 5 lub 6 wielopiętrowych<br />

budynków, w których znajdują się biura<br />

rożnych firm.<br />

Domy mieszkalne wspinały się na wzgórza okalające<br />

miasto nawet na 800 metrów w górę, a światła<br />

z obu brzegów odbijały się w rzece.<br />

Sobotni wieczór upłynął nam na korygowaniu<br />

planów na dzień następny.<br />

Cdn.<br />

Tekst i zdjęcia<br />

Anna Lach-Czerwińska<br />

stomatolog<br />

Hobart<br />

52 7_<strong>2012</strong> wrzesień


Po dyżurze<br />

Radio REF*<br />

Powroty<br />

„Witam państwa w głównym<br />

wydaniu »Kraj i Świat<br />

Dziś«, dziś jak co tydzień obserwujemy<br />

powroty z weekendu,<br />

połączymy się teraz z naszymi<br />

reporterami na drogach nad morze, w góry, oraz nad<br />

jeziora, może najpierw zajrzyjmy w góry, halo, czy<br />

w górach mnie słychać? Jak sytuacja na drodze?”<br />

„Tak, słyszę i witam! Od ostatniej naszej rozmowy,<br />

czyli przez 15 minut, minęły nas 452 samochody, w tym<br />

głównie auta osobowe, ale widzieliśmy też 2 ciężarówki,<br />

wiadomo że po drogach mogą poruszać się, o ile przewożą<br />

ładunek łatwo psujący się, no i dwie takie ciężarówki<br />

właśnie w tym czasie już nas mijały.”<br />

„Czy obserwujesz wzrost liczby powracających?”<br />

„Tak, w zasadzie można powiedzieć, że powoli już<br />

zaczynają się powroty, może trudno to nazwać jeszcze<br />

tłokiem, ale od godziny 14.00, kiedy to zanotowaliśmy<br />

zaledwie 137 mijających nas aut, liczba ta systematycznie<br />

rośnie i wydaje się, że powoli, powoli można zacząć<br />

mówić o tworzącym się korku…”<br />

„Dziękuję, teraz zajrzymy nad morze, halo?”<br />

„Witam cię ponownie, dziś cały dzień obserwujemy<br />

pracę pobliskiego patrolu, od naszej ostatniej<br />

rozmowy patrol skontrolował już 2 kolejnych kierowców,<br />

obaj byli trzeźwi, aczkolwiek jak już informowaliśmy,<br />

około godziny 18.30 jeden z kierowców zatrzymanych<br />

do kontroli nie tyle wysiadł, co wypadł z auta, nie był<br />

też w stanie poddać się kontroli alkomatu, tak więc nie<br />

mamy potwierdzenia, że był rzeczywiście pod wpływem<br />

alkoholu, a w tej chwili ten kierowca jest w drodze do<br />

najbliższego szpitala celem wykonania badań krwi. Za<br />

nim podąża oczywiście nasz kolega w helikopterze,<br />

tak więc jak tylko dowiemy się o jego dalszych losach,<br />

będziemy państwa na bieżąco informować.”<br />

„Do tej sprawy będziemy na pewno jeszcze wracać,<br />

liczymy też na zdjęcia ze śmigłowca, na razie dziękuję<br />

* www.photoblog.com/radioref<br />

**Refundologia – najnowsza gałąź nauk medycznych<br />

Maggy Woland<br />

M.D. , Ref.D.** ;))<br />

za relację i przenosimy się<br />

na drogę nad jeziora, halo,<br />

jak to wygląda u was?”<br />

„Halo, witam i pozdrawiam<br />

państwa z 275<br />

kilometra, w znanym wszystkim kierowcom miejscu,<br />

czyli przy malowniczej wyrwie w asfalcie, którą obserwujemy<br />

oczywiście co tydzień, z uwagi na to, że uzyskujemy<br />

tu najlepsze ujęcia… Obecnie można powiedzieć, że<br />

kierowcy zwalniają koło wyrwy, ale widzimy również<br />

i taki trend, taką można powiedzieć tendencję, którą<br />

obserwujemy już od 3 tygodni, że zwalniają też na poprzedzającym<br />

ją zakręcie, tak więc wygląda na to, że być<br />

może wiedza o wyrwie jest już obecnie nieco większa niż<br />

poprzednio. Natomiast co do liczby pojazdów, to z racji,<br />

że pojazdy te w tym miejscu zwalniają, po prostu jadą<br />

wolniej i co do konkretnej liczby, to jest ich przez to na<br />

pewno w jakiś sposób podobnie, co przed mniej więcej<br />

godziną. Podsumowując, wygląda więc na to, że kierowcy<br />

nie mogą tu przyspieszyć i <strong>dla</strong>tego jadą wolniej, a liczba<br />

aut utrzymuje się na podobnym poziomie.”<br />

„Dziękuję za tę relację, na koniec przeniesiemy<br />

się teraz do śmigłowca, mamy już zdjęcia, halo, powiedz<br />

nam, co na nich obserwujemy?”<br />

„W tej chwili widzimy auto służbowe, który odwozi<br />

kierowcę, najprawdopodobniej nietrzeźwego, ale to nie<br />

jest jeszcze potwierdzone, do najbliższej placówki medycznej,<br />

w tej chwili wchodzi w zakręt, a potem, z tego co<br />

wiem z mapy, najprawdopodobniej będzie się kierował<br />

na lewo, właśnie do tej najbliższej placówki medycznej.”<br />

„O czym będziemy państwa informować na bieżąco.<br />

Na koniec informacja z zagranicy – prawdopodobnie<br />

powódź stulecia grozi połowie jednego z kontynentów,<br />

na jutro dowiemy się, o który kontynent chodzi, na<br />

razie prosimy o zdjęcia, relacje, państwa komentarze<br />

oraz być może osobiste doświadczenia z dróg w całym<br />

kraju, szczególnie jeżeli są państwo w pobliżu miejsca,<br />

w którym zatrzymano najprawdopodobniej jednak<br />

nietrzeźwego kierowcę. Dziękujemy za uwagę.” •<br />

Rys. Zen<br />

53 7_<strong>2012</strong> wrzesień


Po dyżurze<br />

Ucieczka z Alcatraz<br />

Monika Jezierska-Kazberuk*<br />

Do mojej przyjaciółki przybyły onegdaj dwie papużki<br />

nierozłączki w dużej białej klatce. Zawitały do niej<br />

<strong>dla</strong>tego, że ich poprzednia właścicielka miała, niestety,<br />

uczulenie na papużki. Tak więc musiały znaleźć inny dom.<br />

Papużki (on i ona) były śliczne – miały piórka<br />

zielone, szmaragdowe, morsko-zielone, turkusowe; na<br />

podgar<strong>dla</strong>ch brzoskwiniowokremowe śliniaczki, żółte<br />

dziobki, szare łapki i czarne, bardzo bystre oczka. Były<br />

ciekawskie. Obserwowały i śledziły każdy ruch. Miały<br />

także charakter bardzo towarzyski, lubiły gadać, stale<br />

włączały się do rozmowy, odzywały się do ludzi, do radia,<br />

do telewizora – a jak w domu było cicho, to coś tam ciągle<br />

ćwierkały do siebie. Tak przez cały dzień. Wieczorem<br />

odprawiały rytuał czesania piórek, czyszczenia, głaskania<br />

się nawzajem i zasypiały na drążku, mrużąc oczka.<br />

Najpierw był problem z imionami. Myśmy nazwali<br />

je roboczo Ptuś i Ptusia. Wspólnie Ptusie albo<br />

Ptusiostwo. Ptuś był odrobinę większy, miał ciemniejsze<br />

piórka i śliniaczek, był spokojniejszy i bardziej ostrożny.<br />

Ptusia miała piórka jaśniejsze, śliniaczek cytrynowożółty,<br />

była energiczna, niespokojna, ciekawska i agresywna.<br />

Miała też skłonność do dominacji i kłótliwe usposobienie<br />

– wiele razy coś jej się tam nie podobało i wtedy<br />

(typowa kobieta!) napadała na spokojnego i papuziemu<br />

Bogu ducha winnego temu Ptusia i wrzeszczała na niego;<br />

nierzadko go dziobała, aż piórka leciały.<br />

Oba ptaszki były inteligentne i bardzo sprytne. Zwiedziały<br />

klatkę i zdecydowanie twórczo bawiły się<br />

znajdującymi się w niej przedmiotami. Stale odczepiały<br />

jedną huśtawkę. Gdy dostały do zabawy dzwoneczek na<br />

długim łańcuszku, pracowicie i precyzyjnie rozmontowały<br />

łańcuszek, ogniwko po ogniwku… odczepiły go<br />

także całkowicie od klatki, a nie było to łatwe, bo zaczep<br />

łańcuszka był taki jak kółko do kluczy. (Jak dwa małe<br />

ptaszki mogły to zrobić, mając do dyspozycji tylko łapki<br />

i dziobki? Myśmy się nad tym zaczepem, aby go zaczepić,<br />

solidnie namęczyli. Niepojęte…) Dno klatki było wyłożone<br />

papierem. Pyszna była zabawa w chowanego pod<br />

*Specjalista medycyny rodzinnej<br />

Fot. Cory Young<br />

Ptuś i Ptusia<br />

kartkami papieru, a później<br />

papużki odkryły, że papier świetnie można<br />

podrzeć na drobne kawałki. No to do dzieła! I za chwilę<br />

cały papier był poszarpany i w strzępach.<br />

Pewnego razu dostały do jedzenia cały duży kłos<br />

prosa. Oczywiście natychmiast go odczepiły od klatki,<br />

potem Ptusia paradowała z kłosem (przynajmniej 2x od<br />

niej większym!) nosząc go w dziobie i spacerując dumnie<br />

po dnie klatki, a potem (pracując razem z Ptusiem)<br />

porwała kłos na kawałeczki. Ile zjadła – nie wiadomo,<br />

ale jaka zabawa była!<br />

Ponieważ papużki były „klatkowe”, przyjaciółka<br />

zdecydowała je wypuszczać z klatki w pokoju, aby<br />

mogły sobie trochę polatać. Na początku było z tym<br />

bardzo słabiutko. Ptusie wyszły z klatki, komicznie<br />

rozprostowały skrzydełka i łapki, no i wystartowały do<br />

lotu. Klops. Nie za bardzo umiały latać! Na początku<br />

startowały niezgrabnie, machały szaleńczo skrzydełkami,<br />

skrzecząc rozpaczliwie i lądowały ciężko na najbliższej<br />

półce z książkami.<br />

Gdyby przetłumaczyć na język ludzki ich gadaninę<br />

w trakcie pierwszych lotów i to, co się działo, toby<br />

to brzmiało chyba tak:<br />

– Echchchchch… (rozprostowanie skrzydełek)<br />

– Wybiłem się! O rany, lecę, lecę, lecę, lecę!!!<br />

Ratunkuuuuu!!! (start i lot)<br />

– Lądujęęęęęęęę! Ło, matko!!! (Łup!!! – lądowanie<br />

na półce)<br />

– Ufffffffffffffffff… (wreszcie stały grunt pod<br />

łapkami)<br />

Półka z książkami bardzo papużki zaciekawiła:<br />

najpierw defilowały w tę i z powrotem przed książkami,<br />

54 7_<strong>2012</strong> wrzesień


Po dyżurze<br />

Rys. Katarzyna Kowalska<br />

potem książki zostały prewencyjnie podziobane, a na<br />

końcu oba Ptusie schowały się za nimi. Dochodziło<br />

stamtąd zadowolone, ciche poćwierkiwanie. Papużki<br />

były wyraźnie szczęśliwe, że mają za sobą ciężką drogę<br />

w nowe miejsce, znalazły sobie świetną kryjówkę – nikt<br />

ich nie widzi i mogą sobie spokojnie, bez podglądania<br />

przez kogokolwiek (czytaj – przyjaciółkę) załatwiać<br />

swoje papuzie sprawy.<br />

Wycieczki po pokoju stawały się coraz bardziej<br />

zuchwałe, a latanie sprawne – papużki odkryły szklaną<br />

półkę, na której był duży wazon. Najpierw, po wylądowaniu<br />

na niej, były bardzo zaniepokojone – niby nic<br />

pod łapkami, a jednak stabilne. Cud! Chodziły w tę<br />

i z powrotem po szkle i z nieufnością i niedowierzaniem<br />

przypatrywały się temu, komicznie przechylając łebki<br />

– raz jednym czarnym ślepkiem, raz drugim. W końcu<br />

jakoś przyjęły do wiadomości, że jest, jak jest. No cóż,<br />

świat jest duży i skomplikowany.<br />

Potem odkryły wazon i potraktowały go jako<br />

rewelacyjną dziuplę. Oczywiście najpierw trzeba starannie<br />

zbadać interesujące znalezisko. Ptusia ostrożnie go<br />

dziobnęła i odskoczyła na bezpieczną odległość. Nic się<br />

nie stało, wazon nie zareagował. Potem to samo zrobił<br />

Ptuś. Znów zero reakcji ze strony wazonu. No, to znaczy,<br />

że należy wejść do środka. Oczywiście rozważnie i będąc<br />

w pełni gotowym do ucieczki. Najpierw Ptusia, jako<br />

odważniejsza i bardziej ciekawska. Cisza.<br />

Spokój. Wazon jakoś nie oponuje. No<br />

to teraz Ptuś. Wszystko O.K. Super!<br />

Mamy nowy domek! Co prawda stoi na<br />

czymś takim niepokojącym, przezroczystym,<br />

co to niby powietrze, a twarde<br />

i się nie spada, ale można się do tego<br />

przyzwyczaić.<br />

Przyjaciółka zdecydowała, że<br />

będzie wystawiać papużki na balkon.<br />

Ptusiom bardzo się to podobało: inne<br />

otoczenie, inne odgłosy, inne powietrze,<br />

inne ptasie głosy… zielono dokoła,<br />

a jaka przestrzeń!<br />

To chyba wtedy stwierdziły,<br />

że klatka to jednak nie<br />

to…<br />

Pewnego dnia moi przyjaciele poszli, jak zwykle, do<br />

pracy. Zostawili zamkniętą klatkę, uchylone okno<br />

na balkon (zasłonięte ciemną zasłoną). Pewni byli, że<br />

wszystko jest w porządku. Gdy wrócili, nigdzie nie było<br />

papużek. Uciekły.<br />

Klatka była nadal zamknięta. Ptusie wyrzuciły<br />

karmidełko i przecisnęły się przez otwór, w którym było<br />

umocowane. Potem, fruwając po pokoju, przeleciały<br />

ponad zasłoną i przecisnęły się przez uchylone okno<br />

na balkon. Balkon był zabezpieczony siatką przeciw<br />

gołębiom. Zieloni uciekinierzy znaleźli szparę w siatce<br />

i wyfrunęli na wolność.<br />

Moja przyjaciółka, zrozpaczona, poszukiwała ich<br />

wytrwale, rozwiesiła wszędzie ogłoszenia z fotografią<br />

Ptusiów. Następnego dnia zadzwonił jakiś pan z sąsiedztwa,<br />

że przyleciała do niego przez okno papużka<br />

nierozłączka. Przyjaciółka natychmiast tam pobiegła.<br />

Za późno…<br />

W podjętym naprędce śledztwie, analizując ślady<br />

i poszlaki, ustaliliśmy prawdopodobną wersję wydarzeń.<br />

Wleciał przez okno do Ptuś. Usiadł panu na palcu i rozdarł<br />

się „JEEEEEEEŚĆ!”. Pan zadzwonił do swojej znajomej,<br />

biologa: Czy można papużkę nakarmić kaszą? Pani<br />

biolog stwierdziła, że kasza nie powinna zaszkodzić. No<br />

to Ptuś otrzymał kaszę do napełnienia brzuszka. W tym<br />

czasie, gdy papużek zajadał, pan zadzwonił na podany na<br />

ogłoszeniach telefon. Niestety! Ptuś, gdy się<br />

najadł, to chciał wyfrunąć na wolność<br />

z powrotem. Ponieważ okno w pokoju<br />

było zamknięte, to przefrunął do<br />

kuchni, a tam było uchylone. Tyle<br />

wystarczyło. Frrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr!<br />

I już go nie było…<br />

Tak się skończyła wielka ucieczka<br />

dwóch małych zielonych papużek-nierozłączek.<br />

Od tego czasu nie<br />

mamy o nich żadnych informacji. Pozostaje<br />

nadzieja, że znajdą miejsce,<br />

które im odpowiada i w którym<br />

będą chciały zostać. Życzę im<br />

tego z całego serca, wykazały się<br />

bowiem niebywałą inteligencją, sprytem<br />

i pragnieniem wolności. •<br />

55 7_<strong>2012</strong> wrzesień


Fot. Mieczysław Knypl

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!