You also want an ePaper? Increase the reach of your titles
YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.
• Nowości<br />
<strong>Gazeta</strong><br />
Lekarzy<br />
dl@<br />
miesięcznik<br />
7_ <strong>2012</strong>_Wrzesień<br />
• Dylematy<br />
• Emigracja<br />
• Wczoraj i dziś<br />
ISSN 2084-5685<br />
• Artykuł<br />
poglądowy<br />
• Medycyna<br />
i internet<br />
ISSN 2084-5685<br />
• Po dyżurze<br />
• Podróże<br />
Dom Lekarza
Koleżanki i Koledzy,<br />
Wróciliśmy szczęśliwie z wakacji i urlopów do naszych domów.<br />
Lekarskie domy owiane są legendą, a sławą ustępują<br />
jedynie naszym garażom. Fakt nieposiadania tego przydomowego<br />
elementu architektonicznego naraża lekarza na podejrzenia, że<br />
nie jest on poważnym przedstawicielem swojego zawodu. Bez<br />
samochodu i bez garażu to prawie jak bez pieczątki, albo i gorzej.<br />
Choć wystarczy zostawienie podpisu pod receptą, to wiemy, jakie<br />
moce drzemią w pieczątce i jak jej zmodyfikowana treść potrafi<br />
być medialna. Co więcej, potrafi oddziaływać ze sporą siłą na władze administracyjne oraz przyciągać<br />
uwagę niejednego kamerzysty telewizyjnego.<br />
Postanowiliśmy spojrzeć na nasze lekarskie domy bardziej analitycznie. Jakie one są w sensie struktury<br />
emocjonalnej, rodzinnej, a także budowlanej? Czy są udane i szczęśliwe, zamieszkałe przez kochające<br />
się rodziny? A może okazałe i puste, ponieważ ich właściciele spędzają czas na kolejnym dyżurze<br />
w tym miesiącu? Czy opinia, która krąży wśród ludu o okazałych lekarskich rezydencjach jest prawdą<br />
czy tylko legendą?<br />
Czy faktycznie każdy lekarz zbudował dom? Jak mu to szło? Co wybudował? Budowa domu w każdym<br />
czasie to bardzo ryzykowne przedsięwzięcie. Najpierw budujemy, zaciskamy pasa, a gdy już<br />
przychodzi czas zamieszkania, to okazuje się, że potencjalni lokatorzy gdzieś rozpierzchli się po świecie.<br />
Każdy z nas potrafi przywołać w pamięci takie obszerne domostwa, w którym po latach starań i zabiegów<br />
w rezultacie pozostaje dwoje mieszkańców. Budując duże domy, podświadomie nawiązujemy do tradycji<br />
rodziny wielopokoleniowej, która w dzisiejszych czasach jest raczej wyjątkiem niż regułą. Jeżeli następne<br />
pokolenie zamieszka w tym samym mieście, to już jest wspaniale, a dobrze jeżeli w tym samym kraju.<br />
Dzieci i wnuki zamieszkałe na innym kontynencie to znak naszych globalnych czasów.<br />
Nie mam osobistych doświadczeń z budową domu. Moja inwestycja w rynek nieruchomości ograniczyła<br />
się jedynie do kupna mieszkania i to w odległych latach. Przez rok pracy w pięciu miejscach<br />
udało mi się zgromadzić niezbędne fundusze na akcję inwestycyjną, znaną niektórym czytelnikom jako<br />
wykupienie mieszania będącego własnością wydziału kwaterunkowego. Dziś pracując nawet w pięćdziesięciu<br />
miejscach, nie uzbierałabym kwoty, która jest potrzebna do kupienia mieszkań na moim osiedlu.<br />
Szczęśliwie w dawnych latach nie było kredytów, trzeba więc było zaciskać pasa, aby zainwestować<br />
w kupno mieszkania. Była to bardzo dobra inwestycja, choć generalnie jestem zwolenniczką inwestowania<br />
w umiejętności, a nie w nieruchomości. Umiejętność jest zawsze z nami i nikt nam jej nie zabierze.<br />
Z nieruchomościami może być różnie. Dlatego inwestujmy w nasze umiejętności, zwłaszcza nowe i inne<br />
niż związane z naszym zawodem. Posiadanie drugiego zawodu w dzisiejszych nieprzyjaznym lekarzom<br />
czasach jest niczym posiadanie szalupy ratunkowej na wzburzonym morzu. Czy jego powierzchnia<br />
uspokoi się i będzie to ten sam znany nam od zawsze akwen? Odpowiedź na to pytanie jest niewiadomą.<br />
Krystyna Knypl<br />
ISSN 2084-5685<br />
Wydawca<br />
Krystyna Knypl<br />
Warszawa<br />
Redakcja<br />
Krystyna Knypl, redaktor naczelna<br />
krystyna.knypl@compi.net.pl<br />
Mieczysław Knypl, sekretarz redakcji<br />
m.knypl@compi.net.pl<br />
Współpraca przy bieżącym numerze<br />
Alicja Barwicka, Ewa Dereszak-Kozanecka, Anna<br />
Gradzik, Krzysztof Grodoń, @Grypa, Monika<br />
Jezierska-Kazberuk, Kasia Kowalska, Anna Lach-<br />
-Czerwińska, Dorota Lewandowska, Agnieszka<br />
Pfeffer, Danuta Przerwa, Beata Świerczewska,<br />
Maggy Woland, Małgorzata Wronka, Katarzyna<br />
Zdzieborska.<br />
Rysunki Katarzyna Kowalska, Zen.<br />
Projekt graficzny i opracowanie<br />
komputerowe Mieczysław Knypl<br />
„<strong>Gazeta</strong> <strong>dla</strong> Lekarzy” jest miesięcznikiem redagowanym<br />
przez lekarzy i członków ich rodzin, przeznaczonym<br />
<strong>dla</strong> osób uprawnionych do wystawiania recept.<br />
Opinie wyrażone w artykułach publikowanych<br />
w „Gazecie <strong>dla</strong> Lekarzy” są wyłącznie opiniami<br />
ich autorów.<br />
Redakcja zastrzega sobie prawo do redagowania<br />
nadesłanych do publikacji tekstów, w tym skracania,<br />
zmiany tytułów i śródtytułów.<br />
Wydawca i redakcja mogą odmówić publikowania<br />
reklam i ogłoszeń, a w razie przyjęcia ich do druku<br />
nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść.<br />
Wszelkie prawa zastrzeżone.
W numerze<br />
Nowości ...................................................... 4, 11, 18, 25<br />
Wspólnota w działaniu i determinacja w dążeniu do celu<br />
Krystyna Knypl ........................................................................... 6<br />
Dylematy<br />
Transplantacja narządów w Polsce Krystyna Knypl ............. 9<br />
Czekając na nerkę Dorota Lewandowska............................. 10<br />
Mój dom<br />
Lekarze rodzicami<br />
Krystyna Knypl.......................................................................... 12<br />
Wychowałam się w rodzinie lekarskiej…<br />
Kasia Kowalska......................................................................... 14<br />
A jeśli dom będę miała… będzie z piorunochronem<br />
na pewno<br />
Beata Świerczewska ................................................................. 23<br />
Dom w skowronkach – udręka i ekstaza na miarę lekarza<br />
rodzinnego w budowie<br />
@Grypa....................................................................................... 26<br />
Lekarz ma kota?<br />
Ewa Dereszak-Kozanecka ........................................................ 29<br />
6<br />
15<br />
23<br />
9<br />
19<br />
26<br />
12<br />
Nasi rodzice<br />
W domu chirurga musi być cicho!<br />
Agnieszka Pfeffer, Katarzyna Zdzieborska ............................. 19<br />
29<br />
Emigracja<br />
Jesteśmy w ciąży!<br />
Krzysztof Grodoń ...................................................................... 15<br />
32<br />
Wczoraj i dziś<br />
40 lat – to już pora presbyopii<br />
Alicja Barwicka ......................................................................... 32<br />
Artykuł poglądowy<br />
Nowotwory płuca – postęp w diagnostyce i leczeniu<br />
Krystyna Knypl ......................................................................... 35<br />
35<br />
38<br />
Medycyna i internet<br />
Porcelanowe motyle<br />
Małgorzata Wronka, Monika Jezierska-Kazberuk ............... 38<br />
Po dyżurze<br />
Rekomenduje Gabrysia<br />
Danuta Przerwa ....................................................................... 43<br />
Powroty Maggy Woland ......................................................... 53<br />
Ucieczka z Alcatraz<br />
Monika Jezierska-Kazberuk .................................................... 54<br />
Podróże<br />
Wszystko tam jest do góry nogami!<br />
Anna Gradzik ........................................................................... 44<br />
„Zgubię teściową, to żona mi głowę urwie!”<br />
Anna Lach-Czerwińska ........................................................... 49<br />
49<br />
43<br />
44<br />
54<br />
53<br />
3 7_<strong>2012</strong> wrzesień
Nowości<br />
Zaburzenia chodu w chorobie Alzheimera<br />
Podczas Alzheimer Association’s<br />
International Conference<br />
<strong>2012</strong> w Kanadzie<br />
przedstawiono kilka bardzo<br />
interesujących doniesień na<br />
temat zmian i zaburzeń chodu,<br />
jakie można obserwować<br />
w chorobie Alzheimera. Takie<br />
zmiany jak spowolnienie chodu<br />
lub zmienny krok mogą<br />
wskazywać, zdaniem autorów,<br />
na obniżenie funkcji poznawczych<br />
– powiedział Wiliam<br />
Thies z Alzheimer Association<br />
podczas konferencji prasowej,<br />
na której przedstawiano<br />
główne tezy doniesień poświęconych<br />
zaburzeniom chodu.<br />
Trudności związane z chodzeniem<br />
nie są oczywistą konsekwencją<br />
starzenia się, choć<br />
są dość częstym problemem<br />
w starszym wieku. Badania<br />
wykazują, że u osób z zaburzeniami<br />
chodu występuje<br />
nie tylko zwiększone ryzyko<br />
upadków, ale także zwiększone<br />
ryzyko rozwoju zaburzeń<br />
pamięci i demencji.<br />
Dr Stephanie Bridenbaugh<br />
i wsp. z Basel Mobility Center<br />
przeprowadzili badania na<br />
1153 osób, których średni wiek<br />
wynosił 77 lat. Byli to pacjenci<br />
Basel Memory Clinic. Wyniki<br />
obserwacji porównano ze<br />
zdrową społecznością Bazylei<br />
w podobnym wieku. Badani<br />
byli podzieleni na 3 grupy:<br />
zdrowi, z umiarkowanymi zaburzeniami<br />
poznawczymi oraz<br />
z chorobą Alzheimera. Pacjentów<br />
z rozpoznaną chorobą<br />
Alzheimera zakwalifikowano<br />
do podgrup: z łagodnym<br />
nasileniem objawów, umiarkowanym<br />
i ciężkim. Chód badano<br />
na 10-metrowej bieżni<br />
elektronicznej, połączonej<br />
z czujnikami pomiarowymi.<br />
Zadaniem pacjentów był normalny<br />
spacer, a także spacer<br />
z jednoczesnym liczeniem do<br />
tyłu lub wymienianiem nazw<br />
zwierząt. Stwierdzono, że chód<br />
przy takim utrudnieniu staje<br />
się wolniejszy i bardziej<br />
zmienny u osób z zaburzeniami<br />
poznawczymi niż u osób<br />
bez zaburzeń poznawczych.<br />
Wnioski: uszkodzeniu funkcji<br />
poznawczych towarzyszą nie<br />
tylko upośledzenia pamięci,<br />
lecz także uszkodzenia czynnościowe.<br />
Stosując analizę<br />
ilościową wykazano, że kroki<br />
stają sie wolniejsze i bardziej<br />
zmienne wraz z nasilaniem<br />
się upośledzenia funkcji poznawczych<br />
.<br />
W badaniach dr. M. Ikram<br />
i wsp. z Holandii u 1465 osób<br />
chód był oceniany na bieżni<br />
elektronicznej pod względem<br />
następujących parametrów:<br />
rytm (odzwiercie<strong>dla</strong>jący długość<br />
kroku i czas jego trwania),<br />
fazowość (odzwiercie<strong>dla</strong>jąca<br />
czas spędzony na jednej nodze<br />
lub obu nogach), różnorodność<br />
(zmienność kroków<br />
u danej osoby), baza podparcia<br />
(szerokość kroku i stóp),<br />
umiejętność chodzenia z drugą<br />
osobą w tandemie (oceniano<br />
liczbę błędów we wspólnym<br />
chodzeniu), sprawność obrotu<br />
Fot. @mimax2<br />
(czas potrzebny do wykonania<br />
obrotu). Zaburzeniom procesów<br />
informacyjnych towarzyszyły<br />
zmiany w szybkości<br />
i zmienności stawiania kroków.<br />
Zaburzeniom motorycznym<br />
towarzyszyły trudności w chodzeniu<br />
z drugą osobą. Również<br />
w obserwacjach dr. Rodolfo<br />
Savica i wsp. z Mayo Clinic<br />
w Rochester, które objęły 1314<br />
osób badanych dwukrotnie<br />
w ciągu 15 miesięcy, stwierdzono<br />
że chód nie jest prostą<br />
czynnością motoryczną,<br />
lecz jest sprzężony ze stanem<br />
funkcji poznawczych. Pogorszenie<br />
funkcji poznawczych<br />
negatywnie wpływa na takie<br />
parametry chodu jak szybkość<br />
stawiania kroków, ich długość,<br />
naprzemienność.<br />
Choroba Alzheimera jest częstsza, niż podają statystyki<br />
Podczas kongresu w Vancouver<br />
wyrażono opinię, że<br />
coraz lepsze metody rozpoznawania<br />
choroby Alzheimera lokują<br />
ją, jeśli chodzi o częstość<br />
występowania, obok chorób<br />
układu krążenia i nowotworów.<br />
Zdaniem dr. Bryana Jamesa<br />
i wsp. z Rush University<br />
w Chicago choroba Alzheimera<br />
jest przyczyną około<br />
500 tysięcy zgonów rocznie<br />
w Stanach Zjednoczonych,<br />
podczas gdy choroby układu<br />
krążenia są powodem 617<br />
tysięcy zgonów, a nowotwory<br />
– 565 tysięcy. Rozpoznanie<br />
Fot. @mimax2<br />
choroby Alzheimera zwiększa<br />
ryzyko zgonu 3…4 krotnie. Dr<br />
Bryan uważa też, że częstość<br />
zgonów z powodu choroby<br />
Alzheimera może być nawet<br />
6-krotnie większa, niż podają<br />
to obecne statystyki oparte na<br />
dokumentach urzędów stanu<br />
cywilnego, które nie zawsze<br />
w sposób dokładny precyzują<br />
rzeczywistą przyczynę zgonu.<br />
Autor zaznaczył także, że dane<br />
z obserwowanej prze niego<br />
populacji mogą się różnić<br />
od ogólnej populacji Stanów<br />
Zjednoczonych. Dokładniejsze<br />
informacje na ten temat<br />
są w doniesieniu: James B, et<br />
al “Attributable risk of mortality<br />
from incident Alzheimer’s<br />
disease” AAIC <strong>2012</strong>; Abstract<br />
P2-174.<br />
Źródło: http://www.<br />
medpagetoday.com/<br />
MeetingCoverage/AAIC/33836<br />
4 7_<strong>2012</strong> wrzesień
Nowości<br />
Immunoglobulina w leczeniu choroby Alzheimera<br />
Trwające trzy lata leczenie<br />
dożylną immunoglobuliną<br />
(IVIG GammaGard) zapobiega<br />
postępującemu obniżaniu<br />
się zdolności poznawczych<br />
u pacjentów z chorobą Alzheimera<br />
– twierdzą dr. Norman<br />
Relkin i wsp. z Weill Cornell<br />
Medical College w Nowym<br />
Jorku. Ogłosili oni podczas<br />
Alzheimer’s Association International<br />
Conference, która odbyła<br />
się w dniach 14-19 lipca<br />
w Vancouver (http://www.alz.<br />
org/aaic/) wyniki niewielkiego<br />
badania klinicznego II fazy,<br />
obejmującego 21 osób z chorobą<br />
Alzheimera, z których<br />
16 otrzymywało immunoglobulinę,<br />
a 5 placebo. Czterech<br />
pacjentów otrzymywało<br />
immunoglobulinę przez 36<br />
miesięcy.<br />
Dawkowanie IVIG GammaGard<br />
wynosiło 0,4 g/kg co<br />
2 tygodnie. Stan intelektualny<br />
pacjentów był oceniany za<br />
pomocą testów Alzheimer’s<br />
Disease Assessment Scale<br />
(ADAS-Cog), Clinical Global<br />
Impression of Change (CGIC),<br />
The Neuropychiatric Inventory<br />
oraz innych. Podczas konferencji<br />
prasowej poprzedzającej<br />
prezentację doniesienia na<br />
kongresie dr Relkin powiedział,<br />
że leczenie było „generalnie<br />
dobrze tolerowane, ale<br />
wystąpiły w kilku przypadkach<br />
objawy uboczne. Większość<br />
z nich zależała od szybkości<br />
wlewu dożylnego immunoglobuliny.<br />
Obserwowano między<br />
innymi zaczerwienienie skóry.<br />
U jednego pacjenta wystąpił<br />
udar mózgu, prawdopodobnie<br />
jego wystąpienie mogło być<br />
związane z lepkością IVIG,<br />
która jest znanym czynnikiem<br />
zwiększającym ryzyko epizodów<br />
niedokrwiennych”.<br />
Dr Relkin poinformował,<br />
że trwa już III faza badania,<br />
w której weźmie udział 390<br />
pacjentów, a jej zakończenie<br />
przewidziane jest na połowę<br />
2013 roku. Można sądzić, że<br />
wyniki będą przedstawione<br />
podczas kolejnego kongresu<br />
Alzheimer’s Association International<br />
Conference, który odbędzie<br />
się w Bostonie w dniach<br />
13-18 lipca 2013 r. Podstawą<br />
teoretyczną do stosowania<br />
IVIG w chorobie Alzheimera<br />
jest to, że w jej przebiegu<br />
występują przeciwciała białka<br />
złogów betaamyloidu.<br />
Dalsze badania II fazy<br />
obejmują testy IVIG podawanego<br />
w różnych dawkach<br />
wg schematu: 0,4 g/kg co 2 tygodnie<br />
v. 0,2 g/kg co 2 tygodnie<br />
oraz 0,4 g/kg co 4 tygodnie v.<br />
0,8 g/kg co 4 tygodnie.<br />
Na portalu www.medscape.<br />
com, który opublikował relację<br />
z konferencji prasowej,<br />
jeden z dyskutujących lekarzy<br />
zwrócił uwagę na koszt pojedynczej<br />
dawki IVIG: od 3000<br />
do 10 000 dol.<br />
Źródło: http://www.medpagetoday.com/meetingcoverage/aaic/33780<br />
Ruch chroni przed chorobą Alzheimera<br />
Cztery badania kliniczne,<br />
których wyniki ogłoszono<br />
podczas Alzheimer’s Association<br />
International Conference<br />
<strong>2012</strong> wykazały, że systemaztyczne<br />
ćwiczenia fizyczne<br />
zmniejszają ryzyko wystąpienia<br />
choroby Alzheimera. Czas<br />
trwania badań był różny: od<br />
6 do 12 miesięcy, a wykonywane<br />
ćwiczenia również nie<br />
były we wszystkich badaniach<br />
jednolite. Badania MRI wykazują,<br />
że ćwiczenia fizyczne<br />
uprawiane przez rok prowadzą<br />
do zwiększenia o %2 objętości<br />
hipokampa (element układu<br />
limbicznego odpowiedzialny<br />
za pamięć). Struktura ta ulega<br />
zmniejszeniu w chorobie<br />
Alzheimera. Obserwowano<br />
poprawę funkcji poznawczych,<br />
lepszą neuroplastyczność<br />
(zdolność komórek nerwo-<br />
wych mózgu do regeneracji<br />
i tworzenia sieci połączeń z innymi<br />
neuronami), mniejszą<br />
skłonność do depresji, lepszą<br />
jakość snu. Za zalecaną formę<br />
aktywności fizycznej <strong>dla</strong> osób<br />
starszych uznano spacer.<br />
Źródło: http://www.alz.org/aaic/<br />
sun_1030amct_physical_activity.asp<br />
Nowotwory rzadkie wcale nie takie rzadkie<br />
Dr G. Gatta i wsp. opublikowali<br />
na łamach „European<br />
Journal of Cancer” 2011,47,<br />
2493-2511 artykuł na temat<br />
nowotworów rzadko występujących<br />
„Rare cancers are<br />
not so rare: The rare cancer<br />
burden in Europe”. Autorzy<br />
tworzą The RARECANCER<br />
Working Group.<br />
W związku z niedostatkiem<br />
informacji o nowotworach<br />
rzadkich w Europie<br />
przeprowadzono analizę<br />
dostępnych danych dotyczących<br />
162 000 000 osób. Za nowotwór<br />
rzadki przyjęto taki,<br />
który występuje nie częściej<br />
niż 6/100 000/rok. Częstość<br />
zapadania na wszystkie nowotwory<br />
rzadkie w Europie<br />
wynosi 108/100 000, podczas<br />
gdy zapadalność na<br />
wszystkie nowotwory wynosi<br />
541/100 000. Nowotwory<br />
rzadkie stanowią więc 22%<br />
wszystkich nowotworów. Szanse<br />
na pięcioletnie przeżycie<br />
ma 47% osób chorujących na<br />
nowotwory rzadkie w porównaniu<br />
z 65% osób chorujących<br />
na nowotwory występujące<br />
powszechnie. Obecnie w całej<br />
Unii Europejskiej żyje około<br />
4 300 000 osób ze zdiagnozowanymi<br />
nowotworami rzadkimi.<br />
Taka liczba wskazuje na<br />
konieczność restrukturyzacji<br />
zarówno ochrony zdrowia, jak<br />
i profilu prób klinicznych.<br />
W Europie powstała koalicja<br />
zajmująca się problematyką<br />
Fot. @mimax2<br />
nowotworów rzadkich. Bliższe<br />
dane pod adresem http://<br />
www.rarecancerseurope.org/.<br />
Wśród aktywnych członków<br />
koalicji nie ma uczestników<br />
z Polski.<br />
Źródło: www.rarecancerseurope.org<br />
5 7_<strong>2012</strong> wrzesień
Kapitol<br />
Nowości<br />
Nowości<br />
Krystyna Knypl<br />
Już pierwsze kontakty z organizatorami wskazywały,<br />
że nie jest to jeszcze jeden z wielu, zorganizowanych<br />
w sposób powtarzalny kongresów. Samo logo ma bardzo<br />
interesującą wymowę – splecione trzy wstążeczki,<br />
które odebrałam jako znaki graficzne<br />
symbolizujące jakąś wspólnotę, być może<br />
rodzinę. W środku wstążeczka w kolorze<br />
czerwonym, będąca prawdopodobnie<br />
symbolem osoby seropozytywnej. Wstążeczki<br />
umieszczone są blisko siebie, przez co elementy<br />
graficzne niosą kolejny przekaz podprogowy – osoby<br />
seropozytywne są bardzo blisko każdego z nas. Niekiedy<br />
na wyciągnięcie reki, niekiedy nawet pod ręką. Nie<br />
zawsze to wiemy, rzadko kiedy to sobie uświadamiamy.<br />
Organizacja na wysokim poziomie<br />
Przeglądając program i zasady organizacji, nie<br />
sposób nie zauważyć perfekcji i rozmachu. Pozyskano<br />
wsparcie największych tego świata – od prezydenta<br />
Stanów Zjednoczonych Baracka Obamy przez Hillary<br />
Clinton, Billa Gatesa, przedstawicieli miejscowych władz<br />
miejskich, naukowców, organizacje charytatywne, kościoły,<br />
stowarzyszenia pacjentów, po wybitnych artystów.<br />
Reguły i wymagania akredytacyjne <strong>dla</strong> przedstawicieli<br />
prasy wyśrubowane, ale już znane z poprzednich<br />
kongresów: legitymacja prasowa, dostarczenie kilku<br />
publikacji w formacie PDF oraz tzw. letter of assignment.<br />
Dokumenty ładuje się na swoim specjalnie założonym<br />
koncie internetowym i czeka na decyzję organizatorów.<br />
Podczas zakładania konta aplikujący ma poszerzoną<br />
możliwość wyboru płci: female, male i transgender.<br />
Wspólnota w działaniu<br />
i determinacja<br />
w dążeniu do celu<br />
Hasło kongresu AIDS <strong>2012</strong> „Turning the Tide Together” dobrze odzwiercie<strong>dla</strong> potrzebę<br />
wspólnych wysiłków wielu środowisk na rzecz opanowania tej groźnej choroby. Mądry<br />
zamysł, godzien stosowania do rozwiązywania wszystkich trudnych problemów.<br />
Oczekując na akredytację, można zająć się studiowaniem<br />
kilkudziesięciostronicowego programu<br />
kongresu. Podczas lektury zwraca uwagę niezwykle<br />
staranny i wyważony dobór słów, jakimi posługują się<br />
organizatorzy. No bo czyż nie jest zachwycający taki<br />
akapit, określający jeden z wielu celów kongresu: To<br />
increase global awareness of the continuing impact of HIV<br />
and AIDS and to re-energize global, national and local<br />
responses to the pandemic through public health practice,<br />
science, policy, education, the media and other means.<br />
Słowem znane hasło „wszystkie ręce na pokład”<br />
przedstawione w nowej formule. Podobnie objawiła mi<br />
się informacja o możliwości zakupu abstraktów kongresowych<br />
zarówno w języku angielskim, jak i hiszpańskim,<br />
a do tego nie tylko przez bywalców Apple Store, ale<br />
i fanów Android Market! Nie ukrywam, że takie podejście<br />
można uznać za inspirujące, zwłaszcza <strong>dla</strong> lekarza,<br />
któremu całe życie wbijano do głowy judymowszczyznę.<br />
Niezależnie od rozmiarów epidemii i kierunku jej rozprzestrzeniania<br />
się, jak zawsze przytomny świat biznesu<br />
nie traci głowy!<br />
Uroczystość otwarcia kongresu AIDS 2021<br />
była bardziej niż nietypowa: wielkie widowisko,<br />
w którym przeplatały się elementy odwołań religijnych,<br />
artystycznych, politycznych i naukowych. Uczestników<br />
tej gali, wypełniających do ostatniego miejsca salę posiedzeń<br />
plenarnych, zaskoczyło niespodziewane zgaszenie<br />
świateł. Po chwili w ciemności rozległ się głos mężczyzny<br />
recytującego słowa inwokacji stylizowanej na modlitwę:<br />
Posłaliśmy nasze modlitwy w dół rzeki Potomak, do świętej<br />
zatoki Chesapeake…<br />
6 7_<strong>2012</strong> wrzesień
Nowości<br />
z Uniwersytetu Medycznego w Ugandzie i prof. Diane<br />
Havlir z Uniwersytetu Medycznego w San Francisco. Do<br />
witających dołączył burmistrz Waszyngtonu Vincent C.<br />
Gray oraz sekretarz generalny ONZ za pośrednictwem<br />
przekazu wideo. Interesująca była informacja burmistrza<br />
o szerokiej akcji profilaktycznej, polegającej między<br />
innymi na propagowaniu stosowania prezerwatyw. Miarą<br />
My, tu dziś zgromadzeni, jesteśmy jedynie małą<br />
cząstką wielkiego dzieła stworzenia matki Ziemi i świętej<br />
zatoki Chesapeake, ale wielki stwórca słyszy nasze modły<br />
i jest naszym przewodnikiem oraz przeznaczeniem.<br />
Wszystko, co zostało stworzone, jest święte, także my sami…<br />
Okazało się po chwili, że były to oficjalne słowa<br />
otwarcia kongresu AIDS <strong>2012</strong>. Po ich wygłoszeniu<br />
ceremonię uświetnił krótki występ Gay Men’s Chorus<br />
of Washington D.C. Po występach przystojnych<br />
i niespotykanie eleganckich chórzystów (miarą tego<br />
były wielkie broszki z błyszczącej biżuterii w klapach<br />
smokingów) przedstawiono etiudę filmową na temat<br />
kampanii promującej używanie prezerwatyw.<br />
Kolejnym punktem<br />
uroczystości otwarcia<br />
było wystąpienie wielebnego<br />
Charlesa Straighta<br />
z Kościoła Metodystów.<br />
Pastor Straight od 27 lat<br />
jest zaangażowany we<br />
wspieranie osób z HIV/<br />
AIDS w ramach AIDS Foundation of Chicago.<br />
Po tych duchowych i artystycznych akcentach<br />
uczestników kongresu przywitali słowem wstępnym<br />
organizatorzy naukowi kongresu, prof. Elli Katabira<br />
sukcesu w dystrykcie Columbia jest to, że od 2009 roku<br />
nie urodziło się tam żadne dziecko seropozytywne.<br />
Drugi dzień obrad miał jeszcze bardziej niespotykane<br />
akcenty. Po pierwsze na sesji plenarnej „Ending the<br />
Epidemic: Turning the Tide Together” wystąpiła Hillary<br />
Clinton, która przedstawiła działania rządu Stanów Zjednoczonych<br />
na rzecz opanowania epidemii HIV/AIDS.<br />
Jej wystąpienie nie obyło się bez demonstracji grupy<br />
młodych uczestników, połączonej z nieprzyjaznymi<br />
okrzykami i wymachiwaniem transparentami, ale nie<br />
takie przeszkody Hillary przeskakiwała!<br />
Podczas dyskusji panelowej na temat partnerstwa<br />
prywatno-publicznego w leczeniu HIV/AIDS słowo<br />
wstępne wygłosił sir Elton John. Oto początek jego wystąpienia:<br />
Jestem niezwykle zaszczycony z powodu uczestnictwa<br />
w tej konferencji. Chciałbym opowiedzieć wam historię<br />
o pewnym młodym człowieku, starającym pogodzić się<br />
7 7_<strong>2012</strong> wrzesień
Nowości<br />
z własną seksualnością,<br />
nadużywającym leków<br />
i alkoholu. Człowieka<br />
uprawiającego seks bez<br />
zabezpieczenia i będącego<br />
w grupie wysokiego<br />
ryzyka zetknięcia się z wirusem HIV. Jego życie było<br />
nieuporządkowane, destrukcyjne, niekontrolowane. Właściwie<br />
powinien on umrzeć, ale stało się coś wspaniałego.<br />
Ludzie okazali mu współczucie i miłość. Ludzie podali mu<br />
rękę i okazali zrozumienie. Ludzie podali mu nie tylko<br />
rękę, ale i szansę stania się lepszym, i stał się on lepszym.<br />
Wszystko wokół niego uległo zmianie. Prowadzi on teraz<br />
wspaniałe życie, ma kochającego partnera i wspaniałego<br />
syna. Od 22 lat jest on trzeźwy i czysty. Ten człowiek stoi<br />
przed wami i wygłasza to przemówienie…<br />
Poza takimi niecodziennymi sesjami odbyło się<br />
wiele debat naukowych, których główne przesłania były<br />
przedstawiane na codziennych konferencjach prasowych.<br />
Bardzo interesującym punktem programu waszyngtońskiego<br />
kongresu był <strong>dla</strong> mnie rozdział zatytułowany<br />
Faith based participation, czyli uczestnictwo<br />
oparte na wierze. Bardzo liczne kościoły i organizacje<br />
religijne zaangażowane w walkę z HIV przygotowały<br />
ofertę, której szczegóły można znaleźć na stronie http://<br />
iac.ecumenicaladvocacy.org/. Oczywiście organizatorzy<br />
pamiętali o zapewnieniu odrębnego pomieszczenia do<br />
medytacji i cichych modlitw <strong>dla</strong> uczestników kongresu,<br />
mających potrzebę takich duchowych aktywności. Gdyby<br />
zaś ktoś zapragnął rozmowy z duchownym reprezentującym<br />
wyznawaną przez niego wiarę, pracownicy Prayer<br />
Room są w stanie zaaranżować takie spotkanie.<br />
Nauka na wysokim poziomie<br />
Na wielu sesjach i prezentacjach przedstawiono<br />
najnowsze doniesienia. Niektóre miały charakter<br />
społecznościowy, inne wysoce specjalistyczny. Na<br />
przykład na sesji zatytułowanej Viral Regulation: From<br />
Proteins to Tissues wygłoszono m.in. takie referaty jak<br />
“Discovery of novel transcription factors present only in<br />
infected cells” czy “Glut1: establishing a new paradigm<br />
for HIV-1 infection by regulating glucose metabolism and<br />
activation in CD4+ T cells in HIV-1-positive subjects”.<br />
Konia z rzędem temu, kto poza autorami i może kilkudziesięcioma<br />
osobami na świecie wie, o co chodzi!<br />
Korzystam z bardzo ciekawego tłumacza komputerowego<br />
http://mymemory.translated.net/ i powiada mi on, że<br />
po polsku oznacza to: „Glut1: ustanowienie nowego<br />
paradygmatu <strong>dla</strong> zakażenia HIV-1 w drodze regulacji<br />
metabolizmu glukozy i aktywacji w komórkach T CD4<br />
u osób HIV-1-pozytywnych”. Niby wszystko jasne, ale<br />
nadal ciemność widzę…<br />
W ramach podyplomowej edukacji ciągłej doczytuję,<br />
że są białka należące do rodziny GLUT (co<br />
za nazwa! nie mam pewności, czy warto należeć do<br />
takiej rodziny), które umożliwiają dyfuzję glukozy do<br />
wnętrza i na zewnątrz komórki i zwane są błonowymi<br />
transporterami glukozy. Jest 14 form transportera GLUT<br />
i najważniejsze są białka od GLUT 1 do GLUT 4. Główne<br />
miejsca występowania GLUT1 to mózg, erytrocyty,<br />
ale są we wszystkich tkankach. GLUT 2 jest w trzustce,<br />
wątrobie, jelitach, nerce. GLUT 3 w mózgu. GLUT 4<br />
w mięśniach szkieletowych, sercu, adipocytach.<br />
Globalna wioska<br />
Poza aktywnością naukową przewidziano wiele<br />
działań w przestrzeni zwanej globalną wioską. Na rozległym<br />
terenie wioski można wysłuchać prezentacji<br />
popularnonaukowych, obejrzeć filmy o organizacjach<br />
działających na rzecz osób seropozytywnych, poznać<br />
prace artystów. Wyodrębniono specjalny sektor <strong>dla</strong> osób<br />
młodych, nazwany Washington DC Youthforce, bliższe<br />
dane na stronie http://youthaids<strong>2012</strong>.weebly.com/.<br />
Podsumowanie<br />
Od pierwszego kongresu w 1985 roku do XIX<br />
w <strong>2012</strong> roku wszyscy przeszli długą drogę, na której<br />
zmieniały się poglądy, wiedza i w pewnym zakresie także<br />
nastawienie do problematyki HIV i AIDS. Przykład ten<br />
wskazuje, jak wiele można zrobić w każdej sprawie, nawet<br />
gdy na początku drogi nadzieje na<br />
odwrócenie niepomyślnego biegu<br />
zdarzeń nie są duże. Wspólnota<br />
w działaniu i determinacja<br />
w dążeniu do celu mogą uczynić<br />
wiele dobrego.<br />
8 7_<strong>2012</strong> wrzesień
Dylematy<br />
Transplantacja narządów w Polsce<br />
Krystyna Knypl<br />
Transplantacja narządów w Polsce ma się nie najgorzej, ale zawsze mogłoby być lepiej,<br />
a może nawet dużo lepiej. Problemy ściśle medyczne i organizacyjne są bardzo przejrzyście<br />
zaprezentowane na stronach Centrum Organizacyjno-Koordynacyjnego do<br />
spraw Transplantacji „Poltransplant” (http://www.poltransplant.org.pl/) – warto odwiedzić<br />
tę stronę, aby odświeżyć i poszerzyć swoją wiedzę z zakresu transplantologii.<br />
Mimo olbrzymiego postępu wiedzy punktem trudnym do pokonania są różnorodne<br />
zagadnienia związane z dawcami narządów. Mogą one mieć charakter medyczny,<br />
obyczajowy, psychologiczny. Splot tych wszystkich okoliczności powoduje, że mamy<br />
krajową listę osób oczekujących na przeszczepienie (KLO).<br />
Dane na temat liczby dokonanych przeszczepów<br />
oraz liczby oczekujących na przeszczepienie są<br />
dostępne pod adresem http://www.poltransplant.org.<br />
pl/'statystyka_2011.html. Liczby te zmieniają się w czasie,<br />
ale ogólnie można powiedzieć, że jest 10-krotnie więcej<br />
oczekujących niż pobrań narządów do przeszczepienia.<br />
Kto ma szansę na pierwszeństwo na liście oczekujących<br />
na przeszczepienie? Istnieją ścisłe procedury<br />
określania pierwszeństwa, ale niezależnie od liczby<br />
zgromadzonych punktów są grupy biorców, które mają<br />
pierwszeństwo. Ponieważ najczęściej przeszczepianym<br />
narządem jest nerka, przedstawiamy te kryteria w odniesieniu<br />
do tego narządu. Tak więc pierwszeństwo<br />
w wyborze do przeszczepienia mają biorcy zgłoszeni<br />
w trybie pilnym (brak możliwości dializowania), biorcy<br />
wysoko immunizowani, biorcy z brakiem niezgodności<br />
w układzie HLA z dawcą, biorcy pediatryczni nerek<br />
pobranych od dawcy, który nie ukończył 16. roku życia,<br />
biorca w wieku ponad 60 lat od dawcy w wieku ponad<br />
65 lat oraz biorca przeszczepu nerki i jednoczesnego<br />
przeszczepu innego narządu.<br />
Problemem, na który ośrodki transplantacyjne<br />
muszą zwracać uwagę przy kwalifikowaniu narządu<br />
do przeszczepu, jest alert nowotworowy. Choć nie ma<br />
ścisłych i jednoznacznych rekomendacji na temat oznaczania<br />
markerów nowotworowych u zmarłych dawców<br />
i interpretacji ich wyników, to zalecane jest, aby ośrodki<br />
transplantacyjne tworzyły na podstawie własnego materiału<br />
takie wytyczne. Pomocna może być lektura „Guide<br />
to the Safety and Quality Assurance for Transplanatation<br />
of Organs, Tissues and Cells” 4 th ed. 2010.<br />
Osoby, które wyrażają zgodę na pobranie po<br />
śmierci ich narządów do przeszczepienia, powinny<br />
sporządzić tzw. oświadczenie woli oraz powiadomić<br />
swoich bliskich o tej decyzji. Wzór takiego dokumentu<br />
można znaleźć pod adresem http://www.poltransplant.<br />
org.pl/ow.html. Dokument nie wymaga rejestrowania ani<br />
zgłaszania do jakiegokolwiek urzędu. Natomiast jeżeli<br />
ktoś nie wyraża zgody na pobranie jego narządów po<br />
śmierci do celów transplantacyjnych, powinien zgłosić<br />
to do Centralnego Rejestru Sprzeciwów – CRS (bliższe<br />
informacje http://www.poltransplant.org.pl/crs1.html);<br />
po przesłaniu swojego zgłoszenia osoba taka dostaje drogą<br />
pocztową potwierdzenie wpisania do CRS. Sprzeciw<br />
jest skuteczny od daty wpisania do CRS.<br />
Całokształt zagadnień związanych z przeszczepianiem<br />
narządów regulują przepisy Ustawy o pobieraniu,<br />
przechowywaniu i przeszczepianiu komórek, tkanek<br />
i narządów z 1 lipca 2005 r., znowelizowanej w 2009 r.<br />
Jednostką centralną i koordynującą wszystkie zagadnienia<br />
jest Poltransplant, który działa na podstawie ustawy<br />
transplantacyjnej z 2005 r.<br />
•<br />
9 7_<strong>2012</strong> wrzesień
Dylematy<br />
Czekając na nerkę<br />
Z Dorotą Lewandowską* z krajowej listy osób oczekujących na przeszczepienie<br />
(KLO) w Poltransplant rozmawia Krystyna Knypl<br />
• Jak dużo osób oczekuje na przeszczep nerki?<br />
Obecnie około 1500 osób oczekuje na przeszczepienie<br />
nerki. Są to chorzy zgłoszeni do krajowej listy osób<br />
oczekujących na przeszczepienie (KLO) po zakwalifikowaniu<br />
w tzw. regionalnych ośrodkach kwalifikacyjnych.<br />
Ośrodków kwalifikacyjnych do przeszczepienia<br />
nerki jest obecnie w Polsce 12. Są one rozmieszczone<br />
w całym kraju przy ośrodkach transplantacyjnych, które<br />
wykonują zabiegi przeszczepienia nerki. Każdy ośrodek<br />
kwalifikacyjny przyjmuje zgłoszenia od lekarzy<br />
z okolicznych ośrodków dializ. Chory, który zostaje<br />
zakwalifikowany do przeszczepienia nerki w ośrodku<br />
kwalifikacyjnym, jest automatycznie zgłaszany do KLO.<br />
O umieszczeniu na liście KLO powiadamia każdego<br />
chorego listem poleconym. Warto zaznaczyć, że liczba<br />
osób oczekujących na przeszczepienie nerki nie jest<br />
liczbą stałą. Każdego dnia chorzy z tej listy otrzymują<br />
przeszczepioną nerkę, pojawiają się nowi chorzy oczekujący<br />
na przeszczepienie. Bywa też niestety i tak, że<br />
nie doczekują przeszczepienia nerki.<br />
• Jakie są najczęstsze powody długiego oczekiwania?<br />
W naszym kraju średni czas oczekiwania na<br />
przeszczepienie nerki w 2011 r. wynosił ok. 11 miesięcy,<br />
podczas gdy w innych krajach wynosi kilka lat.<br />
Oczywiście zdarza się, że niektóre osoby czekają kilka<br />
* Dr n. med. Dorota Lewandowska o sobie:<br />
specjalista chorób wewnętrznych,<br />
transplantologii klinicznej, nefrologii.<br />
Kierownik KLO (Poltransplant) od 3 lat,<br />
wcześniej współpraca z dr Danutą Rowińską<br />
(poprzednim kierownikiem<br />
KLO). Od 20 lat asystent, a następnie<br />
adiunkt w Klinice Medycyny Transplantacyjnej<br />
i Nefrologii WUM (tu poza dydaktyką zajmuję się<br />
przede wszystkim przygotowywaniem i prowadzeniem chorych<br />
po przeszczepieniu nerki, nerki z trzustką, wątroby. Od kilkunastu<br />
lat zajmuję się też kwalifikacją żywych dawców nerek).<br />
dni a inne kilka lat na przeszczepienie nerki. Różnice te<br />
wynikają z wielu powodów. Najważniejszym kryterium<br />
decydującym o przeszczepieniu nerki jest pilność zabiegu;<br />
są osoby, które nie mogą czekać z przyczyn medycznych<br />
(brak możliwości leczenia dializami). Kolejnym<br />
jest dobór immunologiczny, czyli tzw. zgodność HLA<br />
miedzy dawcą a biorcą. Trzeba pamiętać, że tzw. kolejka<br />
do przeszczepienia powstaje w momencie, gdy pojawia<br />
się narząd o określonych kryteriach immunologicznych<br />
i do niego dopasowuje się lista kandydatów do przeszczepienia<br />
nerki. Jest to więc przypadek losowy. Czas<br />
oczekiwania jest mniej istotnym kryterium niż dobór<br />
immunologiczny stąd różnice w czasie oczekiwania. Są<br />
też na liście osoby tzw. uczulone, czyli takie, które mają<br />
przeciwciała przeciwko antygenom zgodności tkankowej.<br />
Im więcej chory ma takich przeciwciał, tym mniejsze jest<br />
prawdopodobieństwo otrzymania takiego przeszczepu<br />
nerki, przeciwko któremu akurat tych przeciwciał nie<br />
będzie. Takie osoby tak długo czekają na przeszczepienie,<br />
pl.wikipedia.org<br />
10 7_<strong>2012</strong> wrzesień
Dylematy<br />
aż trafią na taką nerkę, przeciwko której nie będą miały<br />
przeciwciał. W przeciwnym razie grozi natychmiastowa<br />
utrata przeszczepionej nerki.<br />
• Jak lekarze innych specjalności mogą aktywnie wspierać<br />
krajową listę oczekujących na przeszczepienie?<br />
Lekarze wielu specjalności są zaangażowani<br />
w proces kwalifikacji chorych do przeszczepienia nerki.<br />
Nefrolodzy ustalają wskazania do przeszczepienia, transplantolodzy<br />
kwalifikują i zgłaszają do KLO, natomiast<br />
inni lekarze pomagają w wykluczeniu przeciwwskazań<br />
do tego zabiegu. Każdy chory kwalifikowany do przeszczepienia<br />
nerki musi odbyć konsultację okulistyczną,<br />
laryngologiczną i stomatologiczną. Niektórzy chorzy<br />
wymagają konsultacji dodatkowych: ginekologicznej,<br />
kardiologicznej, urologicznej, onkologicznej itd. Bardzo<br />
istotny jest tu czas oczekiwania na taką konsultację.<br />
Bywa, że terminy konsultacji specjalistycznych są bardzo<br />
odległe, co znacznie przesuwa w czasie możliwość zgłoszenia<br />
chorego KLO i odbiera szansę na przeszczepienie.<br />
W takich sytuacjach trzeba pamiętać, że przesuwanie<br />
terminu do zakwalifikowania chorego do przeszczepienia<br />
sprzyja pogłębieniu jego choroby i zwiększaniu ryzyka<br />
tego zabiegu (im wcześniej, tym lepiej). Poza tym nigdy<br />
nie wiemy, kiedy trafi się narząd <strong>dla</strong> tego chorego; może<br />
już jutro, a chory nie jest gotowy…<br />
• Jak społeczeństwo, rodziny pacjentów mogą aktywnie<br />
wspierać oczekujących na przeszczep nerki?<br />
Bliscy chorych oczekujących na przeszczepienie<br />
nerki mogą wspierać te osoby na wiele sposobów. Przede<br />
wszystkim mogą oddać jedną ze swoich nerek. Mogą<br />
porozmawiać o tym zarówno z osobą potrzebującą,<br />
lekarzem prowadzącym czy ośrodkiem transplantacyjnym,<br />
który wykonuje przeszczepienia nerek od żywych<br />
dawców. KLO każdej osobie zgłoszonej wysyła wraz<br />
z listem informującym o umieszczeniu na liście oczekujących<br />
na przeszczepienie nerki ulotkę informacyjną<br />
o przeszczepianiu nerek od żywych dawców. Jest ona<br />
także dostępna na stronie www.poltransplant.org.pl.<br />
• Dziękujemy za informacje.<br />
•<br />
Nowości<br />
Kalcytonina donosowa zwiększa ryzyko raka<br />
European Medicines Agency<br />
(EMA) opublikowała 20<br />
lipca <strong>2012</strong> r. na swych internetowych<br />
stornach obszerne<br />
doniesienie informujące, że<br />
przewlekłe stosowanie kalcytoniny<br />
w postaci spreju podawanego<br />
donosowo zwiększa<br />
ryzyko zachorowania na<br />
różnego rodzaju nowotwory.<br />
Dlatego EMA zaleca, aby kalcytonina<br />
w tej postaci była stosowana<br />
krótkotrwale, jedynie<br />
w następujących przypadkach:<br />
choroba Pageta, odwapnienie<br />
kości w następstwie nagłego<br />
unieruchomienia, hiperkalcemia<br />
spowodowana chorobą<br />
nowotworową. Kalcytonina<br />
w żadnej formulacji nie powinna<br />
być stosowana do leczenia<br />
osteoporozy – podkreśliła<br />
agencja EMA. W Stanach<br />
Zjednoczonych dwa rodzaje<br />
spreju są zarejestrowane do<br />
leczenia osteoporozy postmenopauzalnej<br />
u kobiet – są<br />
to Fortical (Upsher-Smith<br />
Laboratories) i Miacalcin<br />
(Novartis).<br />
Rekomendacje EMA powstały<br />
po analizie przeprowadzonej<br />
przez Committee<br />
for Medicinal Products for<br />
Human Use (CHMP), obejmującej<br />
postmarkeetingowe<br />
dane posiadane przez producenta,<br />
randomizowane<br />
dane z badań klinicznych<br />
oraz badań doświadczalnych.<br />
Zwiększenie częstości zachorowania<br />
na różnego rodzaju<br />
nowotwory wynosiło 0,7%<br />
przy kalcytoninie doustnej<br />
i 2,4% przy kalcytoninie donosowej.<br />
Na stronach EMA<br />
pojawił się także komunikat<br />
w postaci pytań i odpowiedzi.<br />
Jedno z pytań brzmi: Jakie<br />
są rekomendacje <strong>dla</strong> osób<br />
wystawiających recepty? Odapowiedź:<br />
Osoby wystawiające<br />
recepty powinny przyjąć do<br />
wiadomości, że kalcytonina<br />
nie powinna być zlecana <strong>dla</strong><br />
leczenia osteoporozy. Klacytonina<br />
powinna być dostępna<br />
wyłącznie w postaci iniekcji<br />
i infuzji, i stosowana tylko<br />
w zapobieganiu ostremu odwapnieniu<br />
kości u osób nagle<br />
unieruchomionych, a czas<br />
jej podawania w takich przyppadkach<br />
to 2 do 4 tygodni.<br />
W przypadku choroby Pageta<br />
kalcytonina powinna być stosowana<br />
jedynie wówczas, gdy<br />
inne metody leczenia nie są<br />
skuteczne, a czas podawania<br />
– do 3 miesięcy. Kalcytonina<br />
może być stosowana w hiperkalcemii<br />
spowodowanej<br />
przez chorobę nowotworową,<br />
ale leczenie powinno być jak<br />
najkrótsze i przy użyciu najmniejszej<br />
skutecznej dawki.<br />
Źródło: http://www.medscape.<br />
com/viewarticle/767814<br />
11 7_<strong>2012</strong> wrzesień
Mój dom<br />
Lekarze rodzicami<br />
Krystyna Knypl<br />
Lekarze, choć nie zawsze obecni ze swoimi dziećmi w takim wymiarze, w jakim by<br />
chcieli, są dobrymi rodzicami. Często stoją przed trudnym wyborem między powinnościami<br />
rodzicielskimi a przymusem zawodowym. Czas na rodzicielstwo i na budowanie<br />
podstaw kariery zawodowej zwykle jest ten sam. Rzadko udaje się jedno od<br />
drugiego oddzielić.<br />
Moja przyjaciółka Tamara, wspominana w artykule „Mogłabyś lepiej mówić po angielsku”<br />
(GdL 4/<strong>2012</strong>), przysłała mi kiedyś tekst o macierzyństwie nieznanego autora,<br />
krążący wśród amerykańskich internautów. Nie ukrywam, że zrobił on na mnie duże<br />
wrażenie. Uznałam, że zasługuje na przybliżenie polskim rodzicom i przetłumaczyłam<br />
go. Po zrobieniu tłumaczenia stwierdziłam, że skoro jest tekst o matce, to powinien<br />
być także o ojcu. Napisałam więc „symetryczny” tekst, zachowując styl pierwowzoru.<br />
Oba teksty trafiły do sieci i cieszą się sporą popularnością wśród internautów.<br />
Pomyślałam, że tematyka bieżącego numeru jest dobrą okazją do przybliżenia wizerunku<br />
matki i ojca.<br />
Co czyni kobietę matką? Jej<br />
cierpliwość? Zdolność do współczucia?<br />
Do niańczenia dziecka? Gotowania<br />
mu obiadów, przyszycia guzika do<br />
bluzy? Czy to wszystko razem? A może<br />
serce, które niepokoi się, gdy dziecko<br />
idąc pierwszy raz do szkoły, znika na<br />
horyzoncie ulicy? Czy raczej zdolność<br />
do zrywania się o drugiej w nocy,<br />
aby położyć rękę na ramieniu dziecka<br />
śpiącego w łóżeczku? Czy też potrzeba<br />
biegnięcia, gdziekolwiek by się znajdowała,<br />
na wiadomość o pożarze w szkole,<br />
strzelaninie, wypadku samochodowym,<br />
po to, aby przytulić swoje dziecko?<br />
To są życzenia <strong>dla</strong> wszystkich<br />
mam, które wyjaśniły swoim dzieciom,<br />
skąd się wzięły i <strong>dla</strong> tych, które chciały<br />
to zrobić, ale nie potrafiły. Także <strong>dla</strong><br />
Co czyni matkę dobrą?<br />
tych, które czytały książki tylko dwa<br />
razy w roku i <strong>dla</strong> takich, które czytały<br />
książki codziennie i po wielokroć, gdy<br />
tylko usłyszały „jeszcze raz przeczytaj<br />
mi, mamo” i <strong>dla</strong> tych, które nie mogły<br />
czytać. Dla tych, które zdesperowane<br />
dały klapsa swemu dziecku w sklepie<br />
spożywczym, a potem kupiły lody<br />
przed obiadem. To jest <strong>dla</strong> wszystkich<br />
matek, które nauczyły swoje córki<br />
wiązać sznurowadła przed pójściem<br />
do szkoły i <strong>dla</strong> tych, które wybrały<br />
buty na rzepy. Także <strong>dla</strong> tych, które<br />
zagryzały wargi do krwi, gdy ich<br />
czternastoletnia córka ufarbowała<br />
sobie włosy na zielono. Jest to <strong>dla</strong> tych<br />
matek, których dziecko zamknęło się<br />
w łazience i nie mogło przestać płakać.<br />
Też <strong>dla</strong> tych, które podejmowały<br />
12 7_<strong>2012</strong> wrzesień
Mój dom<br />
obowiązki służbowe ze śladami dziecięcego jedzenia na<br />
ubraniu przeznaczonym wyłącznie do pracy. Także <strong>dla</strong><br />
tych matek, które uczyły swoich synów gotować i <strong>dla</strong><br />
tych, które pokazywały swoim córkom, jak podnosić<br />
się z upadków. Jest to <strong>dla</strong> kobiet, które natychmiast<br />
odwracały głowę, gdy tylko jakiś głosik zawołał w supermarkecie<br />
„Mamo!”, nawet gdy ich własne dziecko było<br />
w domu. Jest to <strong>dla</strong> mam, które kładły pluszowego misia<br />
na poduszce. Jest to także <strong>dla</strong> tych matek, którym nie<br />
udały się dzieci i nie znajdują słów wyjaśnienia, <strong>dla</strong>czego<br />
tak się stało. Jest to <strong>dla</strong> mam, które dały dzieciom życie<br />
w nadziei, że będą one miały lepszy los niż ten, który<br />
jest udziałem matek. Także <strong>dla</strong> tych kobiet, które zostały<br />
matkami w inny sposób i wychowały dzieci jak swoje<br />
własne. To jest <strong>dla</strong> mam, które wysłały swojego syna do<br />
szkoły z bolącym brzuchem tylko po to, aby za godzinę<br />
usłyszeć telefon od szkolnej pielęgniarki, proszącej<br />
o odebranie dziecka. To jest <strong>dla</strong> młodych matek, którym<br />
zdawało się, że ucieka im kariera i <strong>dla</strong> matek dojrzałych,<br />
<strong>dla</strong> pracujących i pozostających w domu, rodzonych<br />
i adopcyjnych, mających pieniądze i bez pieniędzy. Dla<br />
wszystkich matek na całym świecie...<br />
•<br />
Co czyni mężczyznę ojcem?<br />
Jego zdolność do poczęcia dziecka?<br />
Do noszenia malucha na barana? Do<br />
grania z nim w piłkę? Czy to wszystko<br />
razem?<br />
A może jego męskie serce,<br />
niełatwo ulegające wzruszeniom na<br />
widok pierwszych kroków dziecka?<br />
Czy podrzucanie do góry dziecka zaraz<br />
po przyjściu z pracy, nawet bez<br />
zdejmowania płaszcza? Czy raczej<br />
wsłuchiwanie się w wesoły śmiech<br />
wirującego pod sufitem syna i wpadającego<br />
w kochające ramiona ojca?<br />
A może potrzeba niepokazywania<br />
po sobie jak jest wzruszony, gdy dziecko nie<br />
pozwala mu wyjść do pracy?<br />
To są życzenia <strong>dla</strong> wszystkich ojców: tych, którzy<br />
zawsze chcieli nimi być i tych, którzy zostali zaskoczeni<br />
wiadomością o ojcostwie, a także tych, którzy nigdy się<br />
nie dowiedzieli, że są ojcami. Też <strong>dla</strong> tych, którzy nie<br />
uwierzyli w wiadomość o swoim ojcostwie i <strong>dla</strong> tych,<br />
którzy uwierzyli w nią po latach.<br />
Jest to <strong>dla</strong> ojców, którzy czytali dzieciom na<br />
dobranoc ulubione książki nie tylko o rycerzach, lecz<br />
także Małą księżniczkę i byli wzruszeni jej losem. Jest<br />
to <strong>dla</strong> tych ojców, którzy dawali klapsy swoim dzieciom<br />
i <strong>dla</strong> tych, którym nigdy taka myśl nie przyszła do głowy.<br />
Są to życzenia <strong>dla</strong> ojców, którzy zaprowadzili<br />
dziecko pierwszy raz do przedszkola, ponieważ ich<br />
Co czyni ojca dobrym?<br />
żona sądziła, że są ważniejsze sprawy<br />
w życiu. Są też <strong>dla</strong> ojców, którzy nie<br />
byli nigdy na żadnym przedstawieniu,<br />
w którym występowało ich dziecko<br />
i <strong>dla</strong> tych, którzy najgłośniej bili brawo<br />
po występach.<br />
Dla tych, którzy uczyli swoich<br />
synów kopać piłkę, a córki prowadzić<br />
samochód. A także <strong>dla</strong> tych, którzy<br />
nie zauważyli, jak szybko dzieci rosną<br />
i <strong>dla</strong> tych, którzy odmierzali co rok<br />
wzrost swoich dzieci na framudze<br />
drzwi.<br />
Są też <strong>dla</strong> tych ojców, którzy<br />
zawsze spóźniali się po odbiór dziecka<br />
ze szkoły i tych, którzy odbierali je na czas. Są to życzenia<br />
<strong>dla</strong> ojców, którzy traktując jak własne, wychowali dzieci<br />
innych osób. Dla tych, którzy wracali do domu zawsze<br />
trzeźwi i tych niemających w tym zakresie większych<br />
sukcesów. A także <strong>dla</strong> tych, którzy kupili swoim synom<br />
pierwszy scyzoryk szwajcarski i <strong>dla</strong> tych, którzy uczyli<br />
córki obsługi komputera. Dla tych, którzy obsypywali<br />
swoje dzieci pieniędzmi i tych, którzy tego nie robili.<br />
Są to życzenia <strong>dla</strong> wszystkich mężczyzn, którzy<br />
dzielili z kobietami trud, radość i dumę wychowania<br />
ich dzieci, bo były to zawsze ich wspólne losy, a także<br />
<strong>dla</strong> tych, którym nie było dane towarzyszyć kobietom.<br />
Dla wszystkich mężczyzn, którzy poczuli choć przez<br />
chwilę inny niż macierzyństwo, nieznany kobietom –<br />
smak ojcostwa...<br />
•<br />
13 7_<strong>2012</strong> wrzesień
Mój dom<br />
Wychowałam się w rodzinie<br />
lekarskiej…<br />
opowiada Kasia Kowalska, córka internistki<br />
• Wychowałaś się w rodzinie lekarskiej. Kiedy to sobie<br />
uświadomiłaś?<br />
Na początku wydawało mi się to chyba oczywiste<br />
i naturalne i nie dostrzegałam tu żadnej wyjątkowości.<br />
Wydawało mi się, że wszystkie dzieci chodzą do szpitala<br />
i mogą wchodzić z rodzicami bez kolejki do różnych<br />
gabinetów. ;-) Moment przełomowy nastąpił chyba<br />
w drugiej klasie podstawówki, gdy kolega Leszek przepisał<br />
z mojego zeszytu razem z lekcjami, na których był<br />
nieobecny, moje szkolne wypracowanie na temat, kim są<br />
moi rodzice. Wypracowanie zaczynało się od stwierdzenia<br />
„Moja mama jest lekarzem i pracuje w poliklinice.”<br />
Kolega odczytał je potem przy całej klasie jako własne.<br />
Zapanowała wtedy niezręczna cisza ze strony pani<br />
nauczycielki. Okazało się, że nie każda mama pracuje<br />
w poliklinice. ;-)<br />
• Czy pamiętasz, kiedy po raz pierwszy odwiedziłaś<br />
miejsce pracy mamy? Jakie ono było? Jak zapamiętałaś<br />
je jako dziecko? Czy mama była bardzo pochłonięta<br />
pracą zawodową?<br />
Pierwszej wizyty w szpitalu raczej nie pamiętam.<br />
Ogólnie zapamiętałam go raczej dość ponuro pod względem<br />
wizualnym – długaśne, słabo oświetlone korytarze<br />
(w porównaniu z moimi rozmiarami wydawały mi się<br />
ogromne; w ogóle szpital wydawał mi się ogromny<br />
i bardzo skomplikowany), ławki <strong>dla</strong> pacjentów też jakieś<br />
takie ciemne. Nie było tam nic kolorowego (nawet różne<br />
plakaty, które wisiały na ścianach, przy tym kiepskim<br />
oświetleniu były raczej marnym ożywieniem krajobrazu).<br />
Brak kolorów przejawiał się też w tym, że w szpitalnych<br />
gabinetach był słaby wybór kredek i długopisów i nie<br />
miałam czym rysować, jak czasem przesiadywałam<br />
gdzieś przycupnięta za parawanem. ;-)<br />
Szczególnego pochłonięcia pracą nie pamiętam<br />
– powiedziałabym tak: czas przeznaczony na pracę był<br />
na pewno solidnie tą pracą wypełniony, ale nie było<br />
jakiegoś wszechogarniającego pochłonięcia, które by<br />
przenikało na inne obszary życia.<br />
• A czy ty sama chciałaś zostać lekarzem? Czy wiedziałaś,<br />
na czym polega praca mamy? Czy wydawała Ci<br />
się ona na tyle pasjonująca, że chciałabyś pójść w jej<br />
ślady? Dość powszechne w środowisku lekarskim jest<br />
kontynuowanie tradycji rodzinnej, a każda lekarka<br />
gdy urodzi dziecko, to ma gdzieś w podświadomości<br />
myśl, że do domu przybył zestaw „Mały lekarz”.<br />
Praca mamy, oglądana z dziecięcej perspektywy<br />
w gruncie rzeczy dość wycinkowo, nie jawiła mi się jako<br />
szczególnie interesująca (może to ten ponury wygląd<br />
szpitala położył się na tym cieniem). Teraz z perspektywy<br />
czasu widzę, że wyglądała mi dość urzędniczo<br />
– trochę jak przyjmowanie niekończącej się kolejki<br />
petentów w okienku. ;-) Tak to widziałam, jak byłam<br />
mała. Interesujący aspekt pojawił się dopiero później<br />
(gdzieś w czasach wczesnonastoletnich), gdy zaczęłam<br />
dostrzegać różne historie o ciekawych przypadkach,<br />
o łączeniu ze sobą różnych pozornie niepowiązanych<br />
faktów, o podejmowaniu decyzji. Medycyna sama w sobie<br />
zaciekawiła mnie chyba w czasach licealnych (jak to jest,<br />
że człowiek jest taki skomplikowany i wszystko w nim<br />
działa!), ale zawsze miałam raczej silny rozdźwięk między<br />
fascynującą naturą samej materii medycznej a dość szarą<br />
rzeczywistością szpitalną i to chyba właśnie <strong>dla</strong>tego nie<br />
zostałam lekarzem. To chyba <strong>dla</strong> takich ludzi jak ja tworzone<br />
są seriale typu „Ostry dyżur” czy „Dr House”. ;-)<br />
• Jesteś mamą kilkuletniej córeczki. Czy chciałbyś,<br />
aby kontynuowała tradycje rodzinne i została młodą<br />
lekarką?<br />
Ha, przyjemnie jest mieć lekarza w rodzinie,<br />
więc zapewne szczególnie bym jej od takiego planu nie<br />
odwodziła. ;-) Co ciekawe, wiele przypadkowych osób<br />
mówi, że zostanie ona w przyszłości lekarzem, więc kto<br />
wie, może faktycznie tak się stanie.<br />
• Życzymy spełnienia tej przepowiedni, wyrażając<br />
nadzieję, że kraj studiów medycznych oraz przyszłej<br />
praktyki lekarskiej będzie starannie przemyślany.<br />
Dziękujemy za rozmowę.<br />
Rozmawiała Krystyna Knypl<br />
14 7_<strong>2012</strong> wrzesień
Emigracja<br />
Jesteśmy w ciąży!<br />
Krzysztof Grodoń<br />
Wielu z nas przeżyło już tę chwilę, gdy testy,<br />
lekarz lub niewątpliwe objawy potwierdziły<br />
nasze domysły i okazało się, że od teraz będzie<br />
nas więcej. Ktoś może przeżywa to właśnie teraz<br />
(gratulacje!), za resztę trzymam kciuki, aby<br />
mogli sami kiedyś tego doświadczyć.<br />
Pół biedy gdy chodzi o rodziców, <strong>dla</strong> których<br />
kolejna ciąża i dziecko będą łatwiejsze do<br />
ogarnięcia dzięki wcześniejszym doświadczeniom<br />
wychowawczym. Drugie pół biedy, gdy<br />
mamy pod ręką babcie, dziadków, rodzeństwo,<br />
krewnych, koleżanki, kolegów i panie<br />
opiekunki polecane z dziada pradziada. Wtedy<br />
może być rzeczywiście łatwiej, od prostej<br />
logistyki zakupowo-pieluchowej do tak wydumanych<br />
zachcianek młodych rodziców jak<br />
wyjście wieczorem na kawę czy (o zgrozo!) do<br />
kina lub teatru. Ktoś się zajmie, przypilnuje,<br />
pomoże i da kolejną dobrą i nieocenioną radę<br />
(i kolejną, potem jeszcze jedną ;-)). Do tego<br />
weźmie się przecież L4 „na ciążę” i jakoś to będzie...<br />
Trzecie pół biedy wówczas, gdy będziemy<br />
doświadczać rodzicielstwa w rodzinnym<br />
mieście, a przynajmniej w Polsce.<br />
Nie o takich idyllicznych sytuacjach będzie<br />
jednak dzisiejszy i następny artykuł. Tu zostawiamy<br />
na boku babcie, ciocie, dobre rady,<br />
ginekologów na wezwanie i ćwiczymy wersję<br />
hardcore rodzicielstwa, czyli: pierwsze dziecko,<br />
za morzem, w obcym kraju, w pogańskim<br />
języku, bez pomocy na zawołanie ze strony<br />
rodziny, bez lekarzy, praca na cały etat, bez<br />
doświadczenia w byciu w ciąży, w rodzeniu<br />
i w wychowywaniu.<br />
W skrócie – totalny żywioł. Będzie dobrze? Da<br />
się tak? Zobaczymy. :-)<br />
Myśl o dziecku była<br />
z nami od dawna, jednak na<br />
poważnie zaczęliśmy sie zastanawiać<br />
nad powiększeniem<br />
rodziny w trzecim roku naszego<br />
pobytu w Szwecji. Minął czas adaptacji, stanęliśmy<br />
twardo na nogach zarówno w pracy, jak i finansowo,<br />
mieliśmy już swoje mieszkanie i żadna z wymówek typowych<br />
<strong>dla</strong> naszego pokolenia nie stała już na przeszkodzie<br />
w realizacji planów zasie<strong>dla</strong>nia zamorskich krajów. :-)<br />
Spędziłem sporo wieczorów na zbieraniu informacji<br />
o systemie zasiłków, urlopach i innych świadczeniach<br />
należnych rodzicom małego dziecka; największą<br />
pomocą okazał się jednak nie internet, ale rozmowy<br />
ze znajomymi w szpitalu. Dzięki temu poznałem wiele<br />
tajemnic ukrytych za prawniczymi formułkami rożnych<br />
ustaw i rozporządzeń, dowiedziałem się jak szybko<br />
i sprawnie załatwić sprawy w kadrach i wypełnić różne<br />
wnioski. Okazało się również, że większość spraw<br />
związanych np. ze świadczeniami od pracodawcy, typu<br />
wyrównanie przez szpital świadczenia otrzymywanego<br />
z ubezpieczalni (Försäkringskassan, w skrócie FK)<br />
i dodatkowe dopłaty na fundusz emerytalny w czasie<br />
pobytu na urlopie rodzicielskim, dzieje się automatycznie<br />
i wbrew informacjom w necie nie trzeba w ogóle tego<br />
pilnować – plus <strong>dla</strong> szpitala. Wrócimy do tego wkrótce,<br />
najpierw jednak kilka słów na temat...<br />
Ciąża a praca<br />
Można spotkać opinie, że trudno o lepszy kraj<br />
do urodzenia i wychowania dzieci niż Szwecja. Jestem<br />
daleki od wyciągania takich wniosków, ponieważ nie<br />
znam na tyle dobrze sytuacji w innych krajach, aby<br />
mieć pewność, że rodzice mają w nich bardziej pod<br />
górkę. Jestem jednak przekonany, że trudno znaleźć kraj,<br />
gdzie będą oni mieli tak z górki jak w Szwecji. :-) Tutaj<br />
troska, opieka i zrozumienie, jakimi otoczeni są rodzice<br />
i dziecko są naprawdę wyjątkowe i wynikają chyba<br />
z tych wielu lat rozwijania w krajach skandynawskich<br />
swojej wersji socjalizmu, co wykształciło odpowiednie<br />
prawodawstwo (chroniące pracowników i obciążające<br />
wieloma obowiązkami pracodawców) i postawę mentalną,<br />
która pozwala i wręcz nakazuje pracodawcom cieszyć<br />
15 7_<strong>2012</strong> wrzesień
Emigracja<br />
się z ciąż ich pracownic i wspierać je<br />
przed porodem i po nim. Wiąże się to<br />
oczywiście z ogromnymi kosztami i problemami<br />
organizacyjnymi <strong>dla</strong> szefów, ale<br />
cóż, nikt nie mówił, że utrzymywanie<br />
pracowników to tani interes. :-)<br />
Uzupełniając temat, trzeba dodać,<br />
że aborcja w Szwecji jest legalna,<br />
przeprowadzana na życzenie kobiety do<br />
18. tygodnia ciąży, a później potrzebna<br />
jest specjalna zgoda państwowego urzędu ds. opieki<br />
zdrowotnej, czyli Socialstyrelsen.<br />
Pierwsza oficjalna wiadomość o ciąży w szpitalu<br />
trafia do szefa kliniki i do sekretarki zajmującej się kadrami.<br />
W naszym wypadku, z racji tego, że pracujemy<br />
w bardzo familiarnej atmosferze, było mnóstwo ochów<br />
i achów, były uściski, dobre rady i życzenia wszystkiego<br />
najlepszego, w tym kolejnych potomków. :-) Do teraz<br />
wizyta z małym w szpitalu to jeden z głównych punktów<br />
spaceru po mieście, bo każdy chce zobaczyć potomka<br />
„naszych doktorów” na żywo, a nie tylko w galerii na<br />
facebooku. :-)<br />
Na początku nie zmienia się wiele, ciężarna<br />
pracuje jak zwykle i poza zarejestrowaniem się i odbyciem<br />
pierwszej wizyty kontrolnej u położnej w poradni<br />
położniczej (kiedyś Mödravårdscentral, dziś dosłownie<br />
„przychodnia położnej”, czyli barnmorskemottagning,<br />
BM) nie ma więcej kontaktów z ochroną zdrowia.<br />
Co do zasady, podczas całej ciąży kobieta nie<br />
spotyka ginekologa, wyjątkiem są powikłania, wcześniejsze<br />
problemy lub choroby, które mogą mieć negatywny<br />
wpływ na przebieg ciąży.<br />
Pierwsza wizyta odbywa się wkrótce po stwierdzeniu<br />
ciąży i trwa ok. 30 minut. Pacjentka jest wtedy<br />
rejestrowana w systemie, może zadawać pytania dotyczące<br />
przebiegu ciąży i opieki, jest informowana o zasadach<br />
prowadzenia zdrowego trybu życia itd. Badany<br />
jest mocz, oznaczana jest grupa krwi i przeciwciała anty<br />
HIV, HBV, różyczce, badany jest poziom hemoglobiny,<br />
mierzone ciśnienie krwi i waga. Podkreśla się również,<br />
że ciąża to nie choroba. :-)<br />
Liczba wizyt u położnej jest różna w różnych<br />
województwach, ale zwykle jest jeszcze jedna, połączona<br />
z usg płodu (nieobowiązkowe) w drugim<br />
trymestrze i kontrole co 2-3 tygodnie<br />
w trzecim trymestrze, a w okolicach 28.<br />
tygodnia jest robiony również OGTT.<br />
Ogólnie jest to przerażające <strong>dla</strong> matek<br />
z Polski, wychowanych na prywatnym<br />
ginekologu pod telefonem, usg wielowymiarowym<br />
i na życzenie, mnóstwie<br />
badań, wizyt itd. Jest to również jedna<br />
z przyczyn tego, że opieka nad ciężarnymi<br />
jest często oceniana przez m.in. Polki jako całkowicie<br />
niewystarczająca i wręcz niebezpieczna <strong>dla</strong><br />
matki i dziecka („a co gdybym tak nagle...”). Takim<br />
opiniom skutecznie przeczą statystyki i patrząc z boku<br />
na oba systemy, widać wyraźnie zdecydowana przesadę<br />
w traktowaniu ciąży w Polsce. Cóż, co kraj, to obyczaj...<br />
Około 18. tygodnia ciężarna ma możliwość wykonania<br />
usg, jest to jednak badanie nieobowiązkowe<br />
i część kobiet z niego, z różnych przyczyn, rezygnuje.<br />
Położna w trakcie długiego badania ocenia wszystkie<br />
dostępne badaniu narządy dziecka, wykonuje pomiary<br />
i informuje wyczerpująco kobietę i partnera, co widać<br />
na ekranie. Wszelkie odstępstwa od normy są klasyfikowane<br />
i w większości podlegają obserwacji z kolejnym<br />
badaniem usg w późniejszych tygodniach. Dla ogromnej<br />
większości kobiet to badanie w 18. tygodniu jest pierwszym<br />
i ostatnim usg w ciąży. Na koniec dostaje się 3-4<br />
zdjęcia płodu wykonane w trakcie badania. Nie, nie<br />
ma filmów na DVD w 3D i z efektami specjalnymi. :-)<br />
16 7_<strong>2012</strong> wrzesień
Emigracja<br />
Od 24. tygodnia wizyty u położnej są częstsze<br />
(trudno o rzadsze, skoro do tej pory powinny być wg<br />
schematu w sumie dwie, w tym ta druga z usg :-)), co<br />
2-3 tygodnie i w ostatnim miesiącu co tydzień. Schemat<br />
wizyt jest zwykle podobny i w większości sprowadza<br />
się do rozmów na temat ciąży, karmienia (ten temat<br />
wchodzi już pod koniec drugiego trymestru, bo im<br />
później, tym bardziej kobieta jest skupiona na samym<br />
porodzie), porodu, rutynowych kontroli ciśnienia krwi,<br />
tętna płodu, wielkości brzucha itd. Ciągle nie ma wizyt<br />
lekarskich, a kobieta pracuje jak zwykle.<br />
Każda ciężarna ma prawo do oceny swojego<br />
miejsca pracy przez pracodawcę i zmiany obowiązków<br />
zawodowych, gdyby praca mogła negatywnie wpłynąć<br />
na przebieg ciąży. Zwykle polega to na przeniesieniu<br />
np. na równorzędne stanowisko, na bardziej „siedzącą”<br />
i spokojniejszą pracę itd.<br />
Jeżeli praca jest ciężka i nie ma możliwości zmiany<br />
obowiązków bez długiego przeszkolenia, ciężarna może<br />
w ostatnich 60 dniach ciąży przejść na zasiłek z FK,<br />
nazywany havandeskapspenning. Alternatywnie może<br />
zacząć odbierać swój zasiłek lub urlop rodzicielski (tzw.<br />
dni na dziecko, föräldrapenning) z FK, skracając sobie<br />
w ostatnich 60 dniach ciąży, na własne żądanie, dzień<br />
pracy o 1/8, 1/4, połowę lub biorąc wolne. Liczba dni<br />
wykorzystanych w ten sposób przed porodem zmniejsza<br />
oczywiście liczbę dni do odebrania po porodzie.<br />
Trzecią możliwością jest zwykłe zwolnienie chorobowe<br />
wystawiane przez lekarza, jednak bardzo rzadko<br />
sama ciąża jest powodem zwolnienia.<br />
Należy całkowicie zapomnieć o wielomiesięcznych<br />
„zwolnieniach na ciążę” znanych z Polski, gdzie<br />
kobiety od połowy ciąży siedzą z niejasnych przyczyn<br />
w domu i otrzymują pełne wynagrodzenie.<br />
Gdy ciąża jest niepowikłana, standardem jest<br />
praca do ostatnich tygodni przed rozwiązaniem. W wypadku<br />
lekarek jest możliwość zwolnienia z pracy dyżurowej<br />
w trakcie całej ciąży na podstawie zaświadczenia<br />
lekarskiego o potencjalnej szkodliwości takiej pracy<br />
(wyjątkowo), poza tym każda lekarka ma prawo do<br />
zwolnienia z dyżurów w ostatnich 60 dniach ciąży (na<br />
mocy umowy zbiorowej) lub wcześniej, na mocy indywidualnego<br />
uzgodnienia z pracodawcą.<br />
Związek zawodowy młodych lekarzy walczy<br />
o możliwość zwolnienia kobiet z pracy dyżurowej na<br />
mocy umowy zbiorowej od połowy ciąży, docelowo<br />
praca dyżurowa ma być całkowicie dobrowolna w ciąży<br />
i pozostawiona do decyzji kobiety – mam nadzieję, że<br />
już wkrótce takie przepisy zaczną obowiązywać.<br />
W praktyce pracodawcy idą na rękę tak daleko, jak<br />
się da (moim zdaniem mogliby spokojnie pójść jeszcze<br />
dalej), pozwalając ciężarnym decydować o liczbie i rozłożeniu<br />
dyżurów, niektórzy jednak są dość oporni i to na<br />
tych potrzebny jest prawny bat. Do tego zwykle koledzy<br />
i koleżanki pomagają w razie potrzeby w rozwiązaniu<br />
problemu, dzieląc się dyżurami ciężarnej i zmieniając<br />
ją na cięższych zmianach, np. na izbie przyjęć. To najlepiej<br />
widać w małych szpitalach, gdzie wszyscy się znają<br />
i wzajemnie sobie pomagają w takich sytuacjach.<br />
Poród<br />
Nie mogę o nim dużo powiedzieć, ponieważ<br />
poszedł tak szybko, że nie zdążyłem dojechać i byłem<br />
na miejscu jakiś kwadrans po fakcie. :-) Mieliśmy jednak<br />
dzięki temu możliwość wspólnego powitania naszego<br />
syna na świecie w cichym pokoju oświetlonym jedną<br />
lampką, już bez bólu i fizjologii porodu, bez aparatury<br />
medycznej, bez obcych ludzi w pobliżu, tylko my i Wiktor.<br />
Myślę, że tak właśnie miało być.<br />
Standardem jest poród siłami natury, co piąte-<br />
-szóste dziecko rodzi się przez cięcie. Nie ma w zasadzie<br />
cięć na życzenie, aby móc urodzić w ten sposób<br />
bez jasnego medycznego wskazania, należy wykazać<br />
odpowiedni powód i decyzja musi być zatwierdzona<br />
przez lekarza. W praktyce zdarza się to bardzo rzadko.<br />
Przy porodówkach funkcjonują w wielu miejscach<br />
17 7_<strong>2012</strong> wrzesień
Emigracja<br />
poradnie, pomagające radzić sobie ze strachem przed<br />
bólem i samym porodem.<br />
Co do znieczulenia, to jest różnie, najpopularniejszy<br />
jest na pewno gaz rozweselający, do tego różne<br />
metody niefarmakologiczne o zróżnicowanej (zwykle<br />
mniejszej niż większej) skuteczności. Do tego oczywiście<br />
znieczulenie podpajęczynówkowe i inne popularne<br />
metody. Wiele kobiet rezygnuje z nich na rzecz gazu<br />
jako jedynego znieczulenia, ale tu są różne tradycje<br />
w różnych okolicach.<br />
Po porodzie rodzicom należy się odpoczynek<br />
i posiłek, którym jest tradycyjne śniadanko podawane<br />
do łóżka (na zdjęciu). Dodatkowo miałem okazję podać<br />
pierwszy posiłek maluchowi. Wrażeń dużo, ale tych<br />
chwil nigdy nie zapomnę. :-)<br />
Jeżeli wszystko przebiegało bez problemów, rodzice<br />
mogą opuścić szpital już po 6 godzinach, większość<br />
wychodzi w pierwszej dobie po porodzie. Warto<br />
zauważyć, że ciągle nie spotkaliśmy ani razu ginekologa,<br />
ponieważ poród przyjmowały położne.<br />
Tutaj kończymy część pierwszą opowieści o maluchu<br />
w Szwecji, w następnym odcinku będziemy omawiać<br />
ten mityczny „socjal”, urlop rodzicielski, opiekę nad<br />
małym dzieckiem i powrót do pracy.<br />
Podane przeze mnie informacje nie wyczerpują<br />
oczywiście tematu, mogą być miejscami nieścisłe<br />
w związku z tym, że każde województwo jest niezależne,<br />
jeśli chodzi o opiekę zdrowotną na swoim terenie,<br />
i można mieć trochę inne doświadczenia.<br />
Tekst i zdjęcia<br />
Krzysztof Grodoń<br />
rezydent interny w szpitalu w Hässleholm<br />
Tata z kilkugodzinnym<br />
Wiktorem i ich ulubione<br />
zajęcie<br />
Nowości<br />
Wytyczne zapobiegania udarom mózgu u pacjentów z migotaniem<br />
przedsionków<br />
Migotanie przedsionków jest<br />
jednym z częściej występujących<br />
zaburzeń rytmu. Może występować<br />
w postaci napadowej lub<br />
utrwalonej. Głównym i najgroźniejszym<br />
powikłaniem jest udar<br />
mózgu, który dotyka około 4,5%<br />
osób cierpiących na to zaburzenie<br />
rytmu (statystyki są dość<br />
rozbieżne i podają od 1 do 20%).<br />
W sierpniowym numerze pisma<br />
„Stroke” ukazał się artykuł<br />
Oral Antithrombotic Agents<br />
for the Prevention of Stroke in<br />
Nonvalvular Atrial Fibrillation.<br />
A Science Advisory for Healthcare<br />
Professionals from the<br />
American Heart Association/<br />
American Stroke Association<br />
pod redakcją dr Karen L. Furie<br />
i dr. Larry B. Goldstein oraz<br />
wsp. Ustalenie wskazań do leczenia<br />
przeciwzakrzepowego<br />
jest zadaniem dość trudnym, bo<br />
z leczeniem tym związane jest<br />
ryzyko wystąpienia krwawień,<br />
więc wyważenie zagrożenie-powikłanie<br />
nie jest łatwe. W razie<br />
stosowania warfaryny ryzyko<br />
wystąpienia krwawienia jest szacowane<br />
na 1-12%/rok. W ostatnich<br />
latach pojawiło się kilka<br />
nowych leków przeciwzakrzepowych,<br />
przy stosowaniu których<br />
ryzyko to jest mniejsze i <strong>dla</strong>tego<br />
powstały nowe wytyczne. Te<br />
nowe leki to dabigatran, będący<br />
inhibitorem trombiny, oraz riwaroksaban<br />
i apiksaban, będące<br />
inhibitorrami czynnika Xa.<br />
Źródło: http://stroke.ahajournals.org/content/early/<strong>2012</strong>/08/02/STR.0b013e318266722a.full.pdf+html<br />
18 7_<strong>2012</strong> wrzesień
Nasi rodzice<br />
W domu chirurga<br />
musi być cicho!<br />
Agnieszka Pfeffer<br />
Katarzyna Zdzieborska<br />
Zostałyśmy wychowane w domu lekarskim.<br />
Ojciec Konstanty Jaroszewicz był chirurgiem,<br />
matka Maria – pielęgniarką. Odkąd sięgamy<br />
pamięcią, ojciec był albo na dyżurze, albo po<br />
dyżurze i my z siostrą musiałyśmy zachowywać<br />
się cicho. Ale poza strefą ciszy ojciec ujawniał<br />
wiele talentów i umiejętności i dużo z tego<br />
nam, córkom, przekazał. Gdybyśmy miały go<br />
scharakteryzować jednym krótkim zdaniem,<br />
brzmiałoby ono tak: Nasz ojciec to był KTOŚ,<br />
dziś takich już nie ma.<br />
R<br />
ozpoczął studia medyczne<br />
w 1937 roku<br />
w Szkole Podchorążych<br />
Sanitarnych, podchorążowie<br />
studiowali na Wydziale<br />
Lekarskim Uniwersytetu<br />
Warszawskiego, potem<br />
przyszła wojna i w roku<br />
akademickim 1939/41<br />
kontynuował naukę we<br />
Lwowie, a po powrocie do<br />
Warszawy na tajnych kompletach.<br />
Ukończył Wydział<br />
Lekarski UW w 1945 roku<br />
z dyplomem nr 50. Kariera<br />
chirurga rozwijała się<br />
bardzo dobrze pod kierunkiem<br />
profesora Władysłarwa<br />
Ostrowskiego w Szpitalu<br />
św. Ducha, zaraz po<br />
wojnie w Konstancinie,<br />
a potem w Warszawie.<br />
19 7_<strong>2012</strong> wrzesień
Nasi rodzice<br />
Studenci i Mistrz<br />
W 1948 roku rodzice rozpoczęli swoje wspólne<br />
życie w pokoju sublokatorskim nad Pogotowiem Ratunkowym<br />
przy ul. Hożej w Warszawie. Tata pracował<br />
w Szpitalu św. Ducha, a mama w pogotowiu.<br />
Tato (siedzi pierwszy z lewej)<br />
W 1950 roku ojciec obronił pracę doktorską nt.<br />
„Wyjaławianie skóry rąk chirurga i pola operacyjnego”.<br />
Recenzenci: prof. Jan Mosakowski i prof. Adam Gruca.<br />
20 7_<strong>2012</strong> wrzesień
Nasi rodzice<br />
Niestety przed obroną pracy doktorskiej zmarł nagle<br />
promotor prof. Ostrowski, ojciec został bez opiekuna<br />
naukowego i dobrego ducha, więc kariera naukowa się<br />
skończyła.<br />
Tym, co ojciec najbardziej lubił, było operowanie<br />
i to stanowiło jego pasję. Aby móc ją efektywnie realiyzować,<br />
przeniósł się do szpitala powiatowego w Sochaczewie.<br />
Cała nasza rodzina zamieszkała w tym mieście<br />
i tam spędziłyśmy 5 lat dzieciństwa. Praca taty była<br />
najważniejsza, a dom był przez mamę organizowany tak,<br />
aby wszystko było gotowe, jak tata przyjdzie ze szpitala.<br />
Potem wróciliśmy do Warszawy, ale ojciec nie mógł<br />
znaleźć satysfakcjonującej go pracy i wyjechał na 5 lat<br />
do Turka. Rodzina została w Warszawie, tata przyjeżdżał<br />
co drugi tydzień do domu.<br />
Mama po powrocie z Sochaczewa pracowała<br />
w Pogotowiu Ratunkowym na Żoliborzu, a potem na<br />
placu Leńskiego na Pradze. Miała 24-godzinne dyżury.<br />
Córki więc musiały być bardzo samodzielne, aby dom<br />
sprawnie funkcjonował.<br />
W1972 roku tata wystartował w zorganizowanym<br />
przez Polservice konkursie na stanowisko chirurga<br />
w krajach Afryki i wygrał. Pojechał sam z jedną<br />
walizką, a my żegnałyśmy go z balkonu na Okęciu.<br />
Byłyśmy mocno zaniepokojone i pełne obaw – ojciec<br />
właśnie wyrusza w nieznany i groźny świat. My, córki,<br />
byłyśmy już dorosłe, więc ojciec mógł w miarę spokojcnie<br />
wyjechać. Pierwszy list przyszedł po 4 miesiącach,<br />
przywieziony przez jakiegoś pana, który był w Maroku<br />
na wyprawie i zatrzymał się u ojca w domu. Informacje<br />
były niesłychanie egzotyczne i ciekawe. Po roku do taty<br />
dołączyła mama i tak spędzili chyba najlepsze 5 lat<br />
swego życia, w warunkach trochę prymitywnych, ale<br />
przyjaznych <strong>dla</strong> człowieka, który chciał pracować i leczyć<br />
ludzi. El-Jadida to niewielkie miasto na Atlantykiem,<br />
szpital tam niewielki, ale dużo pacjentów. Pamiętam<br />
jak tata mówił, że pacjenci arabscy są inni niż polscy,<br />
bo wierzą w przeznaczenie i ze spokojem przyjmują to,<br />
co im los przynosi.<br />
W Maroku ojciec pracował bardzo dużo, właściwie<br />
na okrągło. Był jedynym doświadczonym chirurgiem<br />
i miał do pomocy dwóch francuskich stażystów, odrabiających<br />
służbę wojskową. Robił tam wszystko: chirurgia<br />
miękka, twarda, ginekologia, obdukcje sądowe. Praca<br />
w Maroku była <strong>dla</strong> niego nie lada wyzwaniem, ale się<br />
doskonale sprawdził.<br />
Ja, Agnieszka, wzięłam urlop dziekański po czwartym<br />
roku studiów i spędziłam z rodzicami w Maroku<br />
całe dwanaście miesięcy i był to piękny czas w porównnaniu<br />
z szarą rzeczywistością w Polsce. Po raz pierwszy<br />
zetknęłam się z odmiennymi, ciekawymi ludźmi, narodowościami,<br />
innym językiem. Poznałam i polubiłam<br />
Arabów. Przyjaźni ludzie i egzotyczny krajobraz – to<br />
najlepiej pamiętam, gdy wracam myślami do tamtego<br />
okresu. Codziennie w czasie sjesty byliśmy na plaży.<br />
Było niesłychanie dużo owoców i warzyw. Kuchnia<br />
marokańska jest bardzo dobra, moja mama zawsze<br />
świetnie gotowała i lubiła przygotowywać egzotyczne<br />
potrawy. Dzisiaj kuchnia śródziemnomorska jest doabrze<br />
znana, ale w latach siedemdziesiątych na polskich<br />
stołach królował schabowy z kapustą. Za to w naszym<br />
domu było inaczej.<br />
Po powrocie z Maroka ojciec pracował<br />
jeszcze wiele lat w szpitalu<br />
powiatowym w Płocku i przychodni<br />
specjalistycznej, i nadal leczył ludzi.<br />
Sam był pod opieką kardiologiczną<br />
mojego przyjaciela kardiologa, dzisiaj<br />
doktora habilitowanego, a w czasach<br />
studenckich – studenta przepytywanego przez mojego<br />
tatę z anatomii i fizjologii, czego mu nigdy nie miał za złe.<br />
Katarzyna: – Pamiętam jak tata pomagał mi<br />
w nauce, złościł się okropnie, a ja nic nie rozumiałam<br />
ze strachu.<br />
My z siostrą bardzo lubiłyśmy przemeblowywać<br />
mieszkanie. Tata wpadał, robił dziką awanturę, a po 15<br />
minutach… – Może ktoś pójdzie do cukierni po coś słodkiego<br />
do herbaty? Wybuchy i zgoda to była codzienność.<br />
Ojciec miał trudny, wybuchowy charakter, ale<br />
był dobrym człowiekiem, do rany przyłóż.<br />
Zależało mu na pacjentach. Pamiętam, że raz<br />
przerwał urlop na Helu i pojechał do szpitala, aby zoperować<br />
pacjenta.<br />
Miał wiele talentów. Pięknie malował, robił zdjęcia<br />
i znał wiele języków. Kochał sport, potrafił wszystko,<br />
nauczył nas pływać, grać w tenisa, jeździć na nartach<br />
21 7_<strong>2012</strong> wrzesień
Nasi rodzice<br />
i łyżwach. Był wielkim chłopcem, wnukom zakazał<br />
mówić do siebie dziadku.<br />
Ale też uwielbiał remontować cieknące krany itp.<br />
Wszystko było reperowane bandażem, gipsem i plastrem.<br />
Pamiętam jak skrócił nam trzonek szczotki, bo potrzebował<br />
kawałka drewna na klin do czegoś. Gdy naprawiał<br />
np. maszynę do szycia, zawsze zostawało sporo śrubek.<br />
Jako chirurg nigdy nie schylał się po coś, co<br />
upadło, ze względu na higienę. I dbał o ręce, aby się<br />
nie skaleczyć.<br />
Tata zmarł po ciężkiej i długiej chorobie w 1995<br />
roku, mama, od dawna na emeryturze, jest z nami.<br />
Rodzina chirurga, lekarza wystawionego na wiele<br />
stresów, jest jednak specyficzna. W domu dużo się<br />
mówi o medycynie, o pacjentach, o zachowaniu ludzi<br />
i ich reakcjach na trudne sytuacje.<br />
Córki nie poszły w ślady rodziców. Katarzyna,<br />
nauczycielka, obecnie zajmuje się dziećmi w Towarzystwie<br />
Przyjaciół Dzieci w oddziale Wawer i podobnie<br />
jak nasz ojciec pomaga wielu ludziom.<br />
Ja zostałam farmaceutką. Zawód ten był kojarzony<br />
kiedyś w sposób tradycyjny z pracą w aptece. Z czasem<br />
pojawiło się więcej możliwości zatrudnienia, co poznałam<br />
w ciągu mojej już długo trwającej kariery zawodowej. Teraz<br />
pracuję w dziale „regulatory” firmy farmaceutycznej.<br />
Moje zadania są związane z opracowywaniem wszelkich<br />
dokumentów potrzebnych w procesie rejestracji leku, nie<br />
wykluczając pracy nad jakże poczytnym dokumentem,<br />
jakim jest obecnie charakterystyka produktu leczniczego.<br />
Agnieszka Pfeffer<br />
farmaceuta<br />
Katarzyna Zdzieborska<br />
nauczycielka rosyjskiego i polskiego<br />
„Ja i koń” (przyszły chirurg ok. 1930 r.)<br />
22 7_<strong>2012</strong> wrzesień
Mój dom<br />
A jeśli dom będę miała…<br />
będzie z piorunochronem<br />
na pewno<br />
Beata Świerczewska<br />
Osiem lat temu kolega zaprosił mnie na swoją działkę na Mazurach. Nad cichym<br />
jeziorem z kryształowo czystą wodą, niedaleko las i niedaleko wieś. Spodobało mi<br />
się bardzo. A on, filutek, wiedział o tym. Okazało się, że to zaproszenie było niecnym<br />
podstępem – chciał mnie namówić na zakup działki obok. I udało mu się. W ciągu<br />
tygodnia sprzedałam działeczkę pod Warszawą i kupiłam te 1400 metrów ziemi mazurskiej.<br />
A kumpel kusił nadal. „Jak już kupiłaś, to szkoda żeby tak stało. Dom jakiś<br />
by trzeba” – mówił. Kiedy u architekta oglądałam plany, pomyślałam, że jak już dom,<br />
to taki, żeby był i na wakacje, i na spokojną starość. I taki jest.<br />
Jednopiętrowy, drewniany, z drewnianymi okiennicami<br />
i spadzistym dachem, z centralnym ogrzewaniem na<br />
prąd i ogrzewaniem kominkowym. Z dużym salonem,<br />
dwiema łazienkami i czterema sypialniami. Z piwnicą,<br />
w której kiedyś będzie sauna i sala gimnastyczna.<br />
Dziś wewnątrz ciągle unosi się zapach świeżego<br />
drzewa, a w nocy słychać dziwne dźwięki – coś strzela,<br />
coś przeskakuje – to drewno „pracuje”. W salonie nostalgicznie<br />
tyka stary zegar z wahadłem, przywieziony<br />
z domu Moich Rodziców, którego dziś już nie ma.<br />
23 7_<strong>2012</strong> wrzesień
Mój dom<br />
Wieczorami rozpalamy ogień w kominku, czytamy,<br />
buszujemy w internecie, dzieciaki grają w snookera<br />
– taka fanaberia mojego syna, której jak zwykle uległam.<br />
Gdyby nie internet i inne media, czułabym się jakby czas<br />
cofnął się o 200 lat. I o to mi chodziło. Po codziennej<br />
gonitwie, walce o miejsce na parkingu, o szybszy pas ruchu,<br />
po inwektywach kierowców, pretensjach pacjentów<br />
i szefostwa, po bólu związanym z istnieniem i funkcjonowaniem<br />
NFZ, po tym wszystkim zakątek Mazur, gdzie<br />
diabeł mówi dobranoc – to mój raj. Jednak zbudować<br />
ten raj wcale nie było łatwo. Jako kobieta samodzielna<br />
przez 5 lat musiałam w tygodniu być lekarzem na dwóch<br />
etatach, a w weekendy kolejno: architektem, murarzem,<br />
cieślą, hydraulikiem i elektrykiem.<br />
Pierwsze rozmowy z fachowcami też nie były<br />
łatwe. Musiałam o wszystkim doczytać, by wiedzieć,<br />
o czym rozmawiam. Tym trudniej, że to miejsce, gdzie<br />
kobieta jest od kuchni, dzieci, prania i sprzątania. Od<br />
podejmowania decyzji, negocjacji, płacenia – od tego<br />
są mężczyźni.<br />
Nie będę się zbytnio rozpisywać, powiem tylko,<br />
że dziś miejscowi mężczyźni witają mnie mocnym<br />
uściskiem dłoni. A ja czuję się prawdziwym mężczyzną:<br />
zbudowałam dom, urodziłam syna, posadziłam drzewa.<br />
Latem ubiegłego roku w domu pękły rury – woda<br />
zalała piwnice. Zimą tego roku elektrownia przerwała<br />
dostawę prądu, wyłączył się piec centralnego ogrzewania,<br />
zamarzła woda w rurach i kaloryferach. Lód rozsadził<br />
całą instalację, a po odwilży znów cały dom był w wodzie.<br />
Kolejny remont i negocjacje z PZU. W dniu gdy<br />
otrzymałam wiadomość od ubezpieczyciela, że wypłaci<br />
odszkodowanie, mogłam wreszcie odpocząć. Popołudniową<br />
drzemkę przerwał mi głośny huk. „Michał!”<br />
– ryknęłam, przekonana że to jakiś kolejny wybryk<br />
mojego syna. (Zresztą zawsze jest wina Michała. Nawet<br />
wtedy, gdy kilka lat temu we Włoszech trzęsienie ziemi<br />
zrzuciło moją córkę z łóżka. Też w pierwszym odruchu<br />
krzyknęła: „Michał”:)) „No, tym razem to nie ja, to<br />
drzewo się przewróciło” – odkrzyknął domniemany<br />
winowajca. Z niedowierzaniem podniosłam się z łóżka,<br />
24 7_<strong>2012</strong> wrzesień
Mój dom<br />
by ocenić sytuację. Rzeczywiście, na dworze hulał wiatr<br />
i zacinał deszcz, a na dachu mojego ukochanego domku<br />
spoczywała korona starej topoli, dawno przeznaczonej<br />
przez gminę do wycinki. Nikomu z nas nic się nie stało.<br />
drzewo, tnąc kawałek po kawałku. Ponad 4 godziny. „Bo<br />
wie pani, szef powiedział, że komuś spadło drzewko na<br />
domek letniskowy, to że mamy pojechać i je zdjąć..” –<br />
tłumaczył sie dowódca akcji.<br />
Z lekkim rozbawieniem, mimo powagi sytuacji,<br />
dzwoniłam do agentki PZU, by zgłosić kolejną szkodę.<br />
W końcu dopiero dziś zamknięto sprawę poprzedniej.<br />
Po moim wstępie zapytała: „Pani Beatko, pani chyba<br />
żartuje?” Na przyjazd rzeczoznawcy czekałam 10 dni.<br />
Na szczęście nie zwlekałam z naprawą dachu i wymianą<br />
okien, zrobiłam tylko zdjęcia szkód. Mój domek znów jest<br />
cały. Jest teraz najwyżej położonym punktem w okolicy.<br />
Wczoraj zamówiłam instalację piorunochronu. Pewnie<br />
każdy się domyśli <strong>dla</strong>czego.<br />
Beata Świerczewska<br />
internistka, lekarka rodzinna<br />
Zadzwoniłam do Straży Pożarnej. „Znaczy drzewo<br />
pani spadło na domek letniskowy?” – zapytał dyżurny.<br />
Po godzinie przyjechała Ochotnicza Straż Pożarna (mają<br />
mniej sprzętu niż zawodowa). Młodzi chłopcy. Usuwali<br />
Autorka o sobie<br />
Mam specjalizację z chorób wewnętrznych i medycyny rodzinnej.<br />
11 lat przepracowałam na warszawskim Górnym<br />
Mokotowie jako lekarz rejonowy, równocześnie specjalizując<br />
się w ramach wolontariatu. Kolejne 11 lat przepracowałam<br />
jako internista w prywatnej „sieciówce”. Od lipca <strong>2012</strong> nie<br />
pracuję zawodowo, czekam na uwolnienie zawodu lekarza<br />
spod tyranii NFZ.<br />
Nowości<br />
Joga pomaga chorym po udarze mózgowym<br />
Na łamach lipcowego numeru<br />
pisma „Stroke” ukazał<br />
się artykuł Arelene A. Schmid<br />
i wsp., podsumowujący wyniki<br />
badania nad terapią za pomocą<br />
ćwiczeń jogi u pacjentów<br />
z przebytym udarem mózgowym.<br />
Było to prospektywne<br />
randomizowane badanie, przeprowadzone<br />
w renomowanych<br />
amerykańskich ośrodkach<br />
medycznych. Obejmowało<br />
10 osób zakwalifikowanych<br />
do grupy kontrolnej oraz 37<br />
osób zakwalifikowanych do<br />
grupy uczestniczącej w sesjach<br />
Fot. @mimax2<br />
ćwiczeń jogi. Rehabilitacja była<br />
przeprowadzana przez terapeutę<br />
jogi w ciągu 8 tygodni<br />
na sesjach odbywanych 2 razy<br />
w tygodniu i obejmowała ćwiczenia<br />
wykonywane w pozycji<br />
siedzącej, stojącej oraz leżącej,<br />
a także medytację. Oceniano<br />
jakość życia oraz równowagę<br />
za pomocą specjalnych testów<br />
oraz na podstawie samooceny<br />
pacjentów. Wyniki testów oceniających<br />
równowagę uzyskane<br />
przez grupę ćwiczącą jogę<br />
aktywnie były o wiele lepsze<br />
niż w grupie kontrolnej. Autorzy<br />
uważają, że ćwiczenia<br />
jogi mogą być uzupełnieniem<br />
klasycznej rehabilitacji poudarowej.<br />
Źródło: http://stroke.ahajournals.org/content/early/<strong>2012</strong>/07/24/STROKEAHA.112.658211.abstract<br />
25 7_<strong>2012</strong> wrzesień
Mój dom<br />
Dom<br />
w skowronkach<br />
– udręka i ekstaza<br />
na miarę lekarza rodzinnego<br />
w budowie<br />
@GRYPA<br />
Zdecydowanie nie sądziłem, że kiedyś mnie to spotka, a spotkało. Buduję się, tzn.<br />
buduję dom. Jak mówią mądrzy ludzie, lepiej się raz porządnie spalić niż dwa razy<br />
przeprowadzić. Pisząc te słowa, mam na koncie pięć przeprowadzek.<br />
To wychodzi 2,5 pożaru…<br />
Wymarzony obecny dom jest wymarzony i duży,<br />
tak duży, że naprawdę trudno to sobie wyobrazić.<br />
Cztery poziomy, a na każdym można jeździć rowerem.<br />
Nie fantazjuję, takie mam szczęście w życiu.<br />
Pomieszkało się 10 lat i przyszły pierwsze refleksje<br />
nad rachunkiem za gaz. Pod wpływem kalkulacji ekonomicznej<br />
nastąpiła zmiana paliwa na drewno rąbalne.<br />
Ulga finansowa odczuwalna, ale wkład własny wzrósł:<br />
praca, czas, fatyga. Chociaż praca z drewnem ma swoje<br />
zalety w porównaniu z pracą lekarza poz, którą świadczę,<br />
jak mówi NFZ, i doświadczam na własnej skórze od lat<br />
dwudziestu.<br />
Z drewnem jest tak: człowiek rąbie i już. Z poz-<br />
-em jest inaczej…<br />
Następnie pojawiły się w kolejności: siwe włosy<br />
i myśli „po co mi te przestrzenie?”. Będąc non stop<br />
w pracy, człowiek naprawdę niewiele potrzebuje. A nawet<br />
jak całą noc jeździ w pogotowiu, nie siedzi, o leżeniu nie<br />
wspominając, to i tak pogotowie uszczupli mu wynagrodzenie<br />
o „użytkowanie bazy lokalowej”...<br />
Jak wspominałem dom duuuży, szanse na zaludnienie<br />
własnymi dziećmi są nikłe i spadają z każdym rokiem.<br />
Spalanie drewna utrzymuje się na stałym, wysokim<br />
poziomie. Perspektywa śmierci ze starości z toporem<br />
„Fiskars” w ręce – jak na lekarza dość egzotyczna.<br />
Jak ja na starość utrzymam te 1000 m 2 fantazji<br />
teścia... Bo miał fantazję, prawda? :)<br />
Główka zaczęła pracować<br />
Trybiki ruszyły i już po kilku grillach ze znajomymi<br />
przyłapałem się na tym, że zacząłem podsłuchiwać<br />
ze zrozumieniem rozmowy kolegów lekarzy<br />
o „stawianiu domu, ogrodzeniach za 50 tysięcy, fachowcach,<br />
co buciorami rozdeptują drogie dywany<br />
i niestety nieuniknionym podziale wybudowanego<br />
majątku podczas rozwodu”.<br />
Ktoś rzucił sentencjonalnie, że budowa jest jak<br />
skarbonka, inny zauważył, że w tych trudnych czasach<br />
budowa to najlepsza lokata pieniędzy z dyżurów…<br />
Trybiki zazgrzytały i poszło.<br />
Koleżanka, która długo wybierała swój projekt,<br />
ostatecznie przedstawiła go jako „dom w malwach”.<br />
Ładne i swojskie.<br />
Nikt mi nie powie, że nazwa nie ma znaczenia.<br />
Nazwijmy statek np. „Koryto”, a będzie pływał jak koryto<br />
i na pewno się wywróci przy bezwietrznej pogodzie. Za to<br />
„Titanic” – to była nazwa, niestety załoga nie sprostała…<br />
Swój projekt nazwałem w myślach „domem<br />
w skowronkach”, taki stan ducha mnie ogarniał gdy<br />
tylko puściłem wodze fantazji. Bo przyznam szczerze:<br />
ogrom starego domu skłonił mnie do budowy nowego,<br />
mniejszego, chociaż budownictwo niekoniecznie jest<br />
moją pasją. Skowronek też jest swojski, lata wysoko,<br />
słychać go, nie widać – wypisz, wymaluj obraz domowego<br />
życia lekarza dyżurującego.<br />
26 7_<strong>2012</strong> wrzesień<br />
Fot. Mieczysław Knypl
Mój dom<br />
Dobra, jest nazwa i co dalej. Dalej były schody<br />
w Odessie.<br />
Rok wybieraliśmy projekt. Żona i ja. Były wyjazdy-najazdy<br />
na znajomych, znajomych znajomych<br />
i prawie znajomych. Oglądanie katalogów, grzebanie<br />
w internecie, słowem ciężka praca, żeby czasem nie<br />
przegapić tego jedynego, najlepszego projektu.<br />
Tak wojażując najechaliśmy mojego kolegę ze<br />
studiów, który kilka lat temu wybudował uroczy mały<br />
domek „Agatka” za 200 tysięcy. I to ze wszystkim: klimatyzacją,<br />
rurą centralną do odkurzania, garażem etc.<br />
Nikt mi nie wierzył, jak to opowiadałem.<br />
Koledzy, wytrawni zbieracze dyżurowego grosza,<br />
pukali się w czoło: „za te pieniądze to dobrze z piwnicy<br />
nie wyjdziesz”.<br />
Przy okazji dowiedziałem się, że piwnice są mi<br />
niepotrzebne, zwłaszcza gdy zbadałem geologię terenu.<br />
Wszyscy podpiwniczeni w pochmurne dni wylewają<br />
wodę z piwnic, obniżonych kotłowni i niskich garaży.<br />
Dałem sobie spokój z dziurami w ziemi.<br />
Nie wspomniałem, skąd się wzięła działka. Otóż<br />
uskładali na nią rodzice z urzędniczo-nauczycielskiej doli<br />
w czasach, kiedy jeszcze działki były tanie. O budowie<br />
trzeba myśleć 20 lat wcześniej niż trzeba…<br />
Teraz na arenę wkracza pan Grześ – architekt<br />
i załatwiacz w jednej osobie, a do tego znajomy. Dzięki<br />
rozległym kontaktom w biurach i urzędach popycha<br />
różne sprawy do przodu. Specjalizuje się w adaptacjach<br />
projektów.<br />
Na pierwszym spotkaniu w jego biurze towarzyszyła<br />
mi żona, żeby nie było, że wszystko się robi za jej<br />
plecami… Pan Grześ przywitał nas z fajką w zębach słowami:<br />
„Co chcesz, to sobie wybierz, mnie zostaw resztę”.<br />
W skrócie opowiedziałem mu o ograniczeniach<br />
działki. Paskudny plan zagospodarowania przestrzennego,<br />
którego zdaje się nie przestrzegał żaden z już<br />
pobudowanych, ograniczał jakikolwiek ruch. Tego<br />
nie, tamto nie wejdzie, tu się nie da. Słowem, działka<br />
900 m 2 , na której nic się nie da, tylko zasiać trawę<br />
i dać spokój.<br />
W końcu z błogosławieństwem pana Grzesia<br />
wybraliśmy projekt spełniający zachcianki szalonego<br />
wizjonera z Urzędu Gminy.<br />
Czyli wszystko jest<br />
Projekt, plan zagospodarowania i nasze nadzieje<br />
wreszcie się zgrały. Projekt kupiony, przyszedł w pięknym<br />
pudełku. Pan Grześ gdzieś go zaniósł, nawet nie wiem<br />
gdzie, obejmując patronat nad sprawą.<br />
Snujemy wizje idylli, ogrodów etc, aż tu nagle<br />
afera. Przychodzi pan Grześ z miną zbitego psa i mówi,<br />
że coś tam nie do końca dopatrzył i właściwie trzeba<br />
będzie tę ściankę tak postawić, tamtą odsunąć na 11 m<br />
od ulicy... Z całego domu została jedna ścianka.<br />
Lekarz pewnie by się załamał, wiem to na pewno,<br />
ale nie pan Grześ. „Nie takie rzeczy się załatwiało”. I cud<br />
zapowiedziany zdarzył się prawie natychmiast.<br />
Tylko tu trzeba było dorysować ze dwie kreseczki,<br />
tu trochę zmrużyć oko, a na koniec zrobić wirtualną<br />
furteczkę, bo w planie zagospodarowania front domu<br />
i furtka musi być na południe. Właściwie to o co tyle<br />
hałasu. Przepisy są po to…<br />
W międzyczasie pan Grześ obłatwił przyłącze<br />
gazowe, wodę i prąd. Nie żebym się zupełnie nie ruszył<br />
do stosownych urzędów, ale szlaki miałem mocno<br />
przetarte i wszyscy wiedzieli, o co chodzi.<br />
Pozwolenie na budowę uprawomocnione w ręce<br />
i od początku czerwca zaczęły się wykopki. Koledzy<br />
lekarze zaczęli mi gratulować budowy i teścia. Nie<br />
wspomniałem, że mam teścia na chodzie, który to (teść,<br />
nie chód) pasjonuje się budową, stale wisi nad ekipą,<br />
dowozi stemple, beton i piwo, bez którego obecnie nic<br />
się nie wybuduje.<br />
Słowem robi i robotę, i show.<br />
Do mnie mówi: „Ty o nic się nie martw, ty tylko<br />
dawaj pieniądze…”<br />
Dobrze mam, co?<br />
Nawet rzucił w fundament żółte groszówki, żeby<br />
„pokój i pieniądze temu domowi były przynależne…”<br />
Ogrodzenie też jest mocno oryginalne. Cienka<br />
siatka chroniąca uprawy leśne robi u mnie za zaporę<br />
nie do przejścia. Teść mówi, że trzeba ograniczać koszty,<br />
a złodziej, jak go nie wypłoszy pan Czarek, nasz sąsiad,<br />
to i tak weźmie co swoje…<br />
Ekipę budowlańców znalazł oczywiście teść. Tak<br />
szybko się zakrzątnęli, że nawet nie zdążyłem zamówić<br />
27 7_<strong>2012</strong> wrzesień
Mój dom<br />
toi-toia. Zbudowali zgrabną sławojkę w zaciszu stuletniego<br />
dębu.<br />
Mam takie dwa czerwone dęby przy drodze. Nie<br />
będę z nimi walczył, chociaż teść rezolutnie mówi, że<br />
medycyna ludowa zna takie sposoby, żeby uschły, bo na<br />
pozwolenie wycięcia nie ma co liczyć. Ja już je polubiłem<br />
i włączyłem do własnego obrazu posiadłości. Zostaną.<br />
Jak stanęła pierwsza budowla na działce, znaczy<br />
toi-toi, to teraz trzeba wznieść drugą: garaż-blaszak<br />
<strong>dla</strong> ekipy i sprzętu. Zrobiłem zwiad telefoniczny i po<br />
porównaniu cen umówiłem się na dowiezienie i montaż<br />
garażu. Pewnego popołudnia telefon, że nazajutrz<br />
o dziesiątej garaż będzie na placu budowy. Podałem<br />
dane do faktury. Wszystko pod kontrolą. Rano ok. godziny<br />
8 kolejny telefon, że garaż już jedzie. Chciałem<br />
się wypytać, z której strony wjeżdżają, ale jakoś zaczęli<br />
kręcić i stanęło, że jak przyjadą, to będą. Na miejscu<br />
oczywiście teść już czekał na blaszane cudo. Za godzinę<br />
teść zadzwonił, że wszystko jak po maśle. Garaż zmontowany,<br />
pieniądze zapłacone, tylko na słowo „faktura”<br />
panowie robili wole oczy. A za piętnaście minut kolejny<br />
telefon, że garaż z fakturą już do mnie jedzie, tak jak się<br />
umawialiśmy wczoraj…<br />
Pojęcia nie mam, czy w tej branży się podsłuchują,<br />
czy mają kretów sprzedających zlecenia konkurencji. Po<br />
telefonach nie dojdziesz, bo każda firma ma dziesięć<br />
numerów, różni pracownicy obsługują te komórki etc.<br />
Zrobiłem aferę. Garaż, ten drugi, zawróciłem z drogi.<br />
Tak przeszło mi przez głowę, że jakby przyjechał jeszcze<br />
trzeci to p…ę budowę i zostaję przy bungalowach.<br />
Zawodowa ciekawość nie dawała mi spokoju,<br />
żeby wyjaśnić sprawę do końca. Ci co mi zamontowali<br />
garaż, nie chcieli dać faktury, bo zrobili poniżej kosztów<br />
na zlecenie jakiegoś faceta ze Śląska etc. Ostatecznie<br />
wyszarpałem fakturę, której i tak nie wrzucę w koszty,<br />
bo nie można. Poza tym ostatecznie utwierdziłem się<br />
w przekonaniu, że branża budownicza wykazuje wiele<br />
podobieństw do branży funeralnej, sprzed afery ze<br />
sprzedawaniem „skór”.<br />
My z branży medycznej też zdaje się nie wypadamy<br />
źle, jeśli chodzi o nieuczciwą konkurencję i taki<br />
jeden z drugim budowlaniec mógłby się niejednego<br />
nauczyć. Jednak co studia, to studia…<br />
Ale, ale, blaszak stoi. Wokół niego budowa tętni<br />
życiem. Co prawda jak się zjawiam na placu, to ekipa<br />
jak zawsze wita mnie z blaszaka. Jest upał niemiłosierny.<br />
Chłopaki palą papierosy, żeby złapać trochę świeżego<br />
powietrza.<br />
Nic mówię nic, bo robota jakimś cudem postępuje.<br />
Dzisiaj wpadłem przed południem. Oczywiście<br />
wszyscy w cieniu jaki daje blaszak i jeszcze żartują:<br />
„Załatwiłbyś, szefie, klimatyzację”. „Jest na zewnątrz”–<br />
odżartowuję. I tak to się toczy.<br />
O mały włos zapomniałbym o najważniejszej<br />
rzeczy na budowie. Mianowicie: Pan Czarek.<br />
Jest sąsiadem. Ma około osiemdziesiątki, dużo<br />
czasu i potrzebę rozmowy z każdym na dowolny temat.<br />
Ma oko na wszystko, co się dzieje, użycza wody, straszy<br />
potencjalnych amatorów cudzych cegieł. Już czuję, że<br />
kiedyś przyjdzie mi to ciężko odpracować.<br />
Pan Czarek zaczyna każde zdanie od „anyway”.<br />
Właśnie się wybudował, ściągając cały swój majątek<br />
z frankofońskiej części Kanady.<br />
Wszyscy mi zazdroszczą Pana Czarka. Wszyscy<br />
mi zazdroszczą teścia.<br />
Czy muszę dodawać, że teść się dogaduje z Panem<br />
Czarkiem, może nie w pół słowa, gdyż byłoby to<br />
zbytnie uproszczenie.<br />
Więc mam budowę. Pewnie mam taką budowę,<br />
na jaką zasługuję.<br />
Jestem cały w skowronkach.<br />
Ciąg dalszy w programie „Usterka” J<br />
@GRYPA<br />
internista<br />
Autor o sobie<br />
20 lat praktyki, specjalizacja II st. z interny, medycyny rodzinnej,<br />
od 20 lat aktywnie dyżuruję w pogotowiu, izbie wytrzeźwień<br />
(zanim ją zamknęli, ale nie mam z tym nic wspólnego:)), na<br />
oddziale wewnętrznym, a ostatnie 5 lat – oddz. kardiologii.<br />
Ponadto przez około 6 lat przyjmowałem w poradni diabetologicznej,<br />
raczej hobbystycznie niż za chlebem, ale wypłoszył<br />
mnie z niej NFZ. Prywatnie uwielbiam czytać wszystko i cenię<br />
szerokie horyzonty, erudycję i bezinteresowność. [To nie jest<br />
anons matrymonialny!]<br />
28 7_<strong>2012</strong> wrzesień
Mój dom<br />
Lekarz ma kota?<br />
Ewa Dereszak-Kozanecka<br />
Teza sugerowana w temacie zadania nasuwa od<br />
razu dwie wątpliwości. Kto tu kogo ma oraz czy<br />
posiadanie kota przez lekarza jest w jakikolwiek sposób<br />
specyficzne?<br />
Kto tu kogo ma?<br />
Bez wątpienia to kot ma lekarza! Pierwszy kot<br />
był panem zaledwie nieśmiałej studentki medycyny.<br />
Studentka nie miała pojęcia o wychowywaniu dzieci<br />
i kotów, <strong>dla</strong>tego Pierwszy Kot miał trudny start w życie.<br />
Był z niego urodzony urwis, szelma i urwipołeć. Biały,<br />
wystrojony w czarną łatę na grzbiecie i drugą na pysku.<br />
Punkt widzenia Buraski<br />
Dostałam zadanie. Skreślić słów kilka na temat posiadania kota. I to na dodatek pod<br />
kątem bycia lekarzem. Zadanie brzmiało: Napisz tekst na temat „Lekarz ma kota”.<br />
Ala ma kota, wariatka ma kota, wszyscy mamy kota. Ale czy lekarz ma kota jakoś<br />
szczególnie?<br />
Łata fantazyjnie obejmowała ucho i jedno oko, co upodabniało<br />
Kota do pirata.<br />
Kot był stuprocentowym mężczyzną. Wyrywał<br />
się w świat, miał więcej odwagi niż rozumu, działał<br />
zanim pomyślał, nie uczył się na błędach i zawsze miał<br />
znakomity apetyt. A ponieważ dorastał w stanie wojennym,<br />
studentka miała mnóstwo kłopotu ze zdobyciem<br />
błękitka (kto pamięta?), amura bałkajskiego, pasztetowej<br />
czy świeżego mięska.<br />
Kot wiernie czekał, kiedy studentka zmęczona<br />
wracała z zajęć. Tulił się do rąk, mruczał i koił przestraszone<br />
serce. Był jedynym facetem, który dzielił z nią<br />
29 7_<strong>2012</strong> wrzesień
Mój dom<br />
żmudny czas nauki. Starannie rozłożony na podręczniku<br />
pediatrii, toczył z nią walkę o każde zdanie. To było<br />
dosłowne wyrywanie wiedzy. Poniekąd więc dyplom<br />
był również sukcesem Kota.<br />
I rzecz najpiękniejsza z pięknych. Zielone oczy<br />
Kota. W tych oczach zaczynał i kończył się świat...<br />
Rozświetlone tysiącem iskier, przepastne i bezkresne,<br />
uważnie patrzące, uparte i mądre.<br />
Przepiękne. Żadne klejnoty nie mogły się z nimi<br />
równać. Te oczy zagarniały, zniewalały, były niewiarygodne,<br />
niepojęte. Studentka była dumna, że może<br />
szczycić się posiadaniem tak pięknego Kota.<br />
A potem skończyły się czasy przedłużonego<br />
dzieciństwa i zaczęła się ciężka praca w szpitalu. Brak<br />
doświadczenia, strach, poczucie własnych marnych<br />
możliwości, nauka na potęgę, konieczność podejmowania<br />
decyzji przerastających umiejętności. Znacie ten stan? Na<br />
pewno znacie. Pomogli starsi koledzy, a ukojenie niósł<br />
kot. Głośnym mruczeniem koił stargane nerwy i odsuwał<br />
na bok diagnostyczne wątpliwości. Nocą przytulał się<br />
do policzka i przeganiał niepokój o pacjentów.<br />
A gdy mieliśmy wolne? Kot wyjeżdżał na wakacje.<br />
To był jego czas. Łowił myszy, przynosił ptaki<br />
i zakochiwał się... Bez pamięci, bez reszty i bez umiaru.<br />
Przyprowadzał piękną narzeczoną na kolację, a potem<br />
przepadali na długie dwa tygodnie. Kotu płonęły oczy,<br />
miał suchy nos, był wychudzony i oszalały. „Płonęły<br />
oczy” – to mało powiedziane, on cały płonął. Tak dosłownie,<br />
że niedoświadczona w sprawach kociej miłości<br />
właścicielka zmierzyła mu temperaturę i zobaczywszy<br />
42 stopnie Celsjusza, pognała ze zwierzem do wiejskiego<br />
weterynarza...<br />
No cóż. Przynajmniej od tego czasu wiedziałam,<br />
że kocia namiętność jest dosłownie gorąca.<br />
Przeżyliśmy razem 9 lat. Dla moich dzieci Kot był<br />
tak pewnym, stałym i oczywistym fundamentem świata,<br />
że nie wchodziła w rachubę możliwość bycia bez Kota.<br />
Po 9 pięknych latach wspólnego życia Kot zachorował.<br />
Umierał na moich rękach. Tulił się do mnie<br />
i patrzył mi w oczy. I zobaczyłam w kocich oczach ulgę<br />
i kres cierpienia. Ani ja, ani weterynarz nie rozumieliśmy,<br />
co się stało. Na sekcji znaleziono w tkankach trutkę na<br />
szczury.<br />
Czarny<br />
To był trudny czas. Odszedł ważny domownik,<br />
Rycerz Okrągłego Stołu, świadek łez, sukcesów i porażek.<br />
Zawsze pogodny, zawsze czujny, uważny, oddany Kot.<br />
Pierwszy Kot. I skończył się czas niewinności.<br />
Godni następcy<br />
Po kilku nieudanych próbach wprowadzenia<br />
do domu następcy, kiedy już straciłam nadzieję, koleżanka<br />
przybiegła z czarnym maleństwem. Maleństwo<br />
od razu przygarnęło się do mnie, rozburczało i zostało.<br />
Było doskonale czarne.<br />
Wyrosło na pięknego<br />
kocura. Kocur miał<br />
granatowe podniebienie<br />
i pazury. Był cichy, spokojny<br />
i stateczny. Ten<br />
spokój był niepokojący<br />
– weterynarz rozpoznał<br />
wadę serca. Kot mimo<br />
wszystko wyrósł pięknie.<br />
Zachwycał czarnością<br />
i złotymi oczyma.<br />
Niechętnie wychodził z domu, nie biegał za<br />
dziewczynami. Doglądał porządku, zaganiał dzieciarnię<br />
do łóżek, burczał bajki na dobranoc. Wychował naszego<br />
pierwszego psa.<br />
Zawsze czekał pod drzwiami na nasz powrót<br />
z pracy i ze szkoły.<br />
Kiedyś odwiedził nas Bardzo Ważny Poeta. Wizyta<br />
miała być niezobowiązująca i spontaniczna, w związku<br />
z czym sprzątałam, gotowałam i piekłam przez dwa dni.<br />
Kiedy wreszcie bardzo Ważny Poeta przestąpił<br />
próg domu, mogliśmy zasiąść do bardzo mądrej dyskusji<br />
na bardzo ważne tematy.<br />
Na szczęście ten wyczerpujący intelektualnie<br />
wieczór dobiegał końca. Syty pochwał i frykasów Poeta<br />
zbierał się do wyjścia, obiecując kolejną, owocną<br />
intelektualnie wizytę.<br />
Podziękowaniom i bon-tonom nie było końca.<br />
Aż do przedpokoju, gdzie wzburzony Poeta wykrzyknął:<br />
„Kot obsikał moje książki!”<br />
Czarny, jak zwykle, załatwił sprawy po swojemu<br />
i na swoją korzyść. W końcu poeta tylko zabierał jego<br />
30 7_<strong>2012</strong> wrzesień
Mój dom<br />
czas i uwagę, a wszyscy wiemy, że święty spokój jest<br />
nieoceniony.<br />
Czarny władał domem przez trzynaście lat.<br />
Wszystkie kocie śmierci rozbijały nasz świat.<br />
Zaraz po Czarnym zachorował śmiertelnie i wkrótce<br />
odszedł nasz pies. Dom, w którym zwierzęta są tak niezbędne,<br />
traci bez nich sens. Staje się miejscem pustym,<br />
bolesnym, pełnym płaczu i tęsknoty.<br />
Nic więc dziwnego, że w kilka tygodni później,<br />
w odruchu radości, dzieci przyniosły małego burego kota.<br />
Brudne, zapchlone i chore kocię. Tak chore, że musiałam<br />
je wozić w kartonowym pudle do pracy. Pudło ukryłam<br />
w brudowniku, dzięki temu mogłam regularnie podawać<br />
leki i robić zastrzyki, a kot powoli wracał do zdrowia.<br />
Wyrósł na przepiękną burą kocicę o klasycznej<br />
polskiej urodzie. Taką prawdziwą wzorcową buraskę,<br />
jakich pełno po wsiach i śmietnikach miasta.<br />
I znowu Kotka brała w jasyr spojrzeniem pięknych,<br />
ogromnych oczu. Ach, te kocie oczy...<br />
A jak Ona kochała życie! Z jaką lubością wąchała<br />
kwiaty i skubała rośliny, jak się pławiła w słońcu, jak<br />
pięknie bawiła się wodą. A jak lubiła jeść!<br />
Tyle pokrótce o Kotach, które były. Teraz też są<br />
koty: rasowiec i dachowiec. Bez dachowca nie ma życia.<br />
To esencja kotowatości.<br />
✳<br />
Czy można na podstawie ponad trzydziestu lat<br />
wspólnego życia wysnuć wnioski na temat związku lekarza<br />
z kotem? Czy będzie to tylko osobista dywagacja?<br />
No cóż – nie można.<br />
Będzie to tylko osobista dywagacja. Każdy Kot<br />
to wielka tajemnica natury. I ludzka próba zagarnięcia<br />
jej na własność.<br />
Wszystkim kotom mojego życia serdecznie dziękuję.<br />
Bez nich byłoby smutno, zimno i byle jak. Dzięki<br />
nim było i jest piękniej. I nie ma nic piękniejszego niż<br />
uważne spojrzenie kocich oczu...<br />
Tekst i zdjęcia<br />
Ewa Dereszak-Kozanecka<br />
psychiatra<br />
Buraska<br />
31 7_<strong>2012</strong> wrzesień
Ponieważ w 1972 roku wydział lekarski Akademii<br />
Medycznej w Warszawie ukończyło około 300 osób,<br />
spora część rozpierzchła się nie tylko po kraju, ale i po<br />
szerokim świecie. Niektórzy z nas także z tej przyczyny<br />
nie mogli się spotkać w większym gronie od czasu pamiętnego,<br />
bo niezwykle uroczystego, rozdania dyplomów.<br />
Podobne problemy dotyczą prawdopodobnie wszystkich<br />
absolwentów szkół, niezależnie od ich rodzaju i pewnie<br />
<strong>dla</strong>tego wymyślono koleżeńskie zjazdy.<br />
Uczczenie zjazdem absolwentów kolejnych okrągłych<br />
rocznic uzyskania dyplomów szło u nas jak po<br />
grudzie i wszystko wskazywało na to, że chyba się jednak<br />
nigdy nie zmobilizujemy. Pierwszą próbę organizacji czegoś<br />
na kształt małego zjazdu (ale jednak większego niż<br />
te nasze kilkuosobowe spotkania w najczęściej znanym<br />
sobie gronie) podjęliśmy spontanicznie 15 lat temu. To<br />
były jednak zupełnie inne czasy, więc organizacja polegała<br />
głównie na ścisłym podziale ról oraz na uruchomieniu<br />
przekazu wiadomości o imprezie pocztą pantoflową, bo<br />
każdy przecież znał kilka osób. Kiedy role zostały przydzielone,<br />
a wiadomość poszła w świat, bardzo szybko się<br />
okazało, że zainteresowanie jest naprawdę duże. Ponieważ<br />
moją rolą było „zapewnienie podłogi”, to jako gospodyni<br />
spotkania miałam zaszczyt witania przybywających<br />
kolegów. I tu co rusz pojawiał się problem z ustaleniem<br />
tożsamości pojawiających się osób. Śmiechu było przy<br />
tym co niemiara. Posiadacze innych ról też mieli problemy,<br />
Wczoraj i dziś<br />
40 lat – to już pora<br />
presbyopii<br />
Alicja Barwicka<br />
My sobie pracujemy, pracujemy, pracujemy… a czas płynie… Co jakiś czas zatrzymujemy<br />
się na chwilę i stwierdzamy ze zdziwieniem, że od odebrania lekarskiego dyplomu<br />
upłynęło już dziwnie dużo czasu. Nieraz się spotykamy, gadamy, wspominamy,<br />
chwalimy sukcesami własnymi albo dzieci i dopytujemy jedni drugich, co słychać<br />
u tych, których pamiętamy, a dawno nie widzieliśmy. Nieraz słyszymy wieści, których<br />
wcale nie chcemy usłyszeć, ale na szczęście tylko nieraz, bo zwykle są to miłe kameralne<br />
spotkania, które nie tylko pozwalają na chwilę relaksu, ale dają też mnóstwo<br />
optymizmu i wiary w sens tego, co robimy.<br />
np. gdzie w domowej kuchni postawić te wielkie gary<br />
z sałatkami na 50 osób, czy też jak podgrzać na kuchence<br />
wielki kocioł z gorącym daniem, skoro na tej kuchence<br />
nijak nie chciał się zmieścić? Spotkanie było nie tylko<br />
udane, ale przeszło do historii medycyny jako przykład<br />
praktycznej organizacji w zakresie ochrony zdrowia<br />
(OOZ był moim ostatnim egzaminem na studiach, więc<br />
powinnam jeszcze coś z niego pamiętać).<br />
Potem było jeszcze kilka prób zorganizowania<br />
już „prawdziwego zjazdu”. Sporządzaliśmy listy uczestników,<br />
zbieraliśmy informacje dotyczące optymalnej<br />
formy spotkania, ale nie mogliśmy nic konkretnego<br />
ustalić, a im więcej nas debatowało, tym trudniej było<br />
o wypracowanie jednej koncepcji. Ale nie ustawaliśmy<br />
w staraniach, bo wszystko sprowadzało się do bardzo<br />
sympatycznych spotkań w miejscach, które nieraz (co<br />
prawda bez naszych zasług) pojawiały się potem na<br />
pierwszych stronach gazet (jak słynny z afery hazardowej<br />
„Pędzący Królik”).<br />
Atymczasem czas sobie płynął i kolejne okrągłe<br />
rocznice umykały bez specjalnego świętowania.<br />
Jednak świadomość, że zbliża się 40-lecie ukończenia<br />
studiów zmobilizowała nasze niepokorne, rozsiane po<br />
całym świecie środowisko i tym razem prawdziwy zjazd<br />
udało się zorganizować. Sadzę, iż konkretną miarą osiągniętego<br />
sukcesu jest to, że już po kilku dniach pojawili<br />
się chętni do organizacji następnego.<br />
32 7_<strong>2012</strong> wrzesień
Wczoraj i dziś<br />
Zanim nadeszła godzina zero, trzeba się było<br />
przygotować. Podstawową sprawą jest, jak wiadomo,<br />
ustalenie kto dowodzi. Musi być ktoś taki, bo inaczej<br />
liczba zdań w każdej sprawie przewyższająca liczbę<br />
obecnych jest gwarantem niepowodzenia. Nam się w tej<br />
sprawie udało. To Główny Organizator wziął na szczęście<br />
na swoje barki wysyłanie zawiadomień o terminie,<br />
dokonał (po nieskończenie wielu konsultacjach) wyboru<br />
miejsca spotkania, egzekwował obowiązki finansowe od<br />
kolejnych zgłaszających się. Ten jego trud i konsekwencję<br />
w dążeniu do celu będziemy mieć jeszcze bardzo długo<br />
we wdzięcznej pamięci, bo też jest co docenić.<br />
Ale wśród przygotowań do tak wielkiego wydarzenia<br />
to przecież nie wszystko. Potencjalny uczestnik<br />
przedsięwzięcia zasięga zwykle języka u bardziej doświadczonych,<br />
bo nie każdy musi wiedzieć, jak wygląda<br />
prawdziwy zjazd absolwentów. Głosy tych, co wszystko<br />
w tej materii wiedzą, można podzielić na trzy kategorie.<br />
Kategorię I reprezentują osoby, które były uczestnikami<br />
lub słyszały o WIELKIEJ UROCZYSTOŚCI. Jej<br />
charakterystyczne cechy to dwudniowa impreza, najlepiej<br />
na terenie pałacu lub co najmniej reprezentacyjnej posiadłości<br />
czy ekskluzywnego hotelu, oraz uroczyste rozpoczęcie<br />
(Msza św., poczty sztandarowe, przemówienia<br />
władz uczelni i miejscowych notabli). Respektując<br />
przygotowany przez organizatorów harmonogram,<br />
uczestnicy zajmują wyznaczone im miejsca według<br />
konkretnego klucza (np. numer grupy studenckiej)<br />
i kolejno przypominają się kolegom, przedstawiając im<br />
jednocześnie swoje sukcesy i osiągnięcia.<br />
Kategoria II nie ma aż tak wyszukanego charakteru<br />
i jest ze wszystkich najbardziej pojemna. Można do<br />
niej zaliczyć zarówno imprezy jednodniowe, ale za to<br />
do białego rana, jak i te nie w pełni dwudniowe (goście<br />
wyjeżdżają po śniadaniu), przemawiających VIP-ów jest<br />
mniej, ale za to każdy uczestnik także musi przedstawić<br />
reszcie dotychczasowe osiągnięcia (z oczywistych<br />
powodów porażki pomija się milczeniem).<br />
Jeśli ktoś nie lubi tłumaczyć się innym, powinien<br />
zabiegać o organizację imprezy III kategorii. Tu nie<br />
ma sztywnych reguł. W umówionym miejscu i o umówionej<br />
porze spotykają się imprezowicze. Ponieważ<br />
celem spotkania jest SPOTKANIE ludzi, których się<br />
bardzo dawno albo bardzo niedawno nie widziało,<br />
nie ma harmonogramu, nie ma mów powitalnych czy<br />
przemówień. Jest za to odpowiednio dużo miejsca,<br />
są stoły i krzesła, by każdy z każdym mógł na chwilę<br />
usiąść, pogadać, powspominać, obejrzeć zdjęcia, wymienić<br />
telefony i adresy mailowe, coś zjeść, coś wypić,<br />
a do tego w tle muzyczka, która tych najważniejszych<br />
rozmów nie zagłuszy.<br />
Wszystkie rodzaje spotkań mają swoje wady<br />
i zalety, swoich zwolenników i przeciwników. Dlatego<br />
nie można którejś kategorii uznać za tę najlepszą. Niezależnie<br />
od formy spotkania i tak staje się ono impulsem do<br />
kolejnych, najczęściej już w bardziej kameralnym gronie.<br />
Nasze spotkanie po 40 latach miało charakter bardzo<br />
nieformalny i sądzę, że była to jego wielka zaleta.<br />
To, co zawsze stanowi pewien problem, zwłaszcza <strong>dla</strong><br />
tych, którzy nijak nie mogą sobie przypomnieć osoby,<br />
z którą właśnie rozmawiają, rozwiązuje imienna plakietka<br />
zaopatrzona w zdjęcie z czasu studiów. Tak naprawdę<br />
była to jedyna reguła, którą narzucił nam Główny Organizator.<br />
Pewnie <strong>dla</strong>tego wszyscy się do niej skwapliwie<br />
zastosowaliśmy.<br />
Niektórzy<br />
z nas dzięki<br />
takiemu<br />
Alicja Barwicka<br />
(Stefańska)<br />
rozwiązaniu<br />
uniknęli wielu<br />
pomyłek.<br />
A pomyłki<br />
wynikające z pytań<br />
każdego z nas: na ile się zmieniliśmy i czy<br />
będziemy rozpoznani, są przecież wliczone w tego<br />
rodzaju spotkanie. Bardziej radykalni z naszego grona<br />
już na kilka tygodni przed właściwą datą rozpoczęli<br />
stosowanie mniej lub bardziej drakońskiej diety, by<br />
chociaż trochę zbliżyć wagę do tej sprzed 40 lat. Generalnie<br />
takie działania wcale nie były potrzebne, bo<br />
bardzo się nie zmieniliśmy, a niewielkie różnice w sylwetkach<br />
oceniam na z grubsza fizjologiczne. Dlatego gdy<br />
tylko dotarliśmy na miejsce, mogliśmy, dzięki własnej<br />
pamięci i plakietkom rzucać się sobie na szyje, cieszyć<br />
i rozdawać ochy i achy. Jednym słowem ze wzajemnym<br />
rozpoznawaniem się nie było tak źle.<br />
33 7_<strong>2012</strong> wrzesień
Wczoraj i dziś<br />
Trzeba jednak pokreślić, że wśród ponad osiemdziesięciu<br />
osób uczestniczących w spotkaniu nie było<br />
nikogo, kto nie utrzymywałby bieżących kontaktów<br />
przynajmniej z kilkoma kolegami. Skutkowało to nieocenioną<br />
wzajemną pomocą. Mimo iż nie było formalnego<br />
harmonogramu narzucającego formę publicznych<br />
wypowiedzi, sami przed sobą chwaliliśmy się wszystkim,<br />
czym można się pochwalić, a więc dziećmi, wnukami,<br />
osiągnięciami naukowymi i zawodowymi (praktycznie<br />
wszyscy jesteśmy aktywni zawodowo), wynikami sportowymi<br />
itd. Zdjęcia i wizytówki przechodziły z rąk do<br />
rąk. Wspominaliśmy czasy dobre i złe, chwile szczęścia,<br />
ale i te smutne. Żałowaliśmy nie tylko tych, którzy już<br />
nigdy nie pojawią się na naszych spotkaniach, ale i tych,<br />
którzy nie mogli, lub nie chcieli na to obecne przyjść.<br />
Przywołaliśmy wiele cudownych, radosnych wspomnień.<br />
Niewątpliwą atrakcją były zdjęcia z przysięgi wojskowej,<br />
kiedy to w wojskowych mundurkach maszerowałyśmy<br />
dość nieskładnie po bieżni warszawskiego stadionu Skra.<br />
Te mundurki były zresztą ku rozpaczy naszych wojskowych<br />
opiekunów nieustannie przerabiane domowymi<br />
sposobami, zależnie od aktualnej mody i wyglądały dość<br />
zabawnie. Zdjęcia są zbiorowe, więc każda osoba, która<br />
dostała je do ręki, usiłując rozpoznać bohaterki parady<br />
wojskowej szukała (swoich lub cudzych) szkieł do bliży.<br />
I dopiero po tej zbiorowej presbyopii można się było<br />
zorientować, że to radosne towarzystwo, zaśmiewające<br />
się do łez, ma już trochę więcej niż …dzieścia, a nawet<br />
...dzieści lat.<br />
Wśród wielu emocji, które towarzyszyły spotkaniu,<br />
to właśnie radość była tą najbardziej zauważalną.<br />
Cieszyliśmy się ze wszystkiego. Ze spotkania wszystkich<br />
ze wszystkimi i każdego z każdym, ale też z tego, że<br />
znowu chociaż przez kilka godzin jesteśmy jedną wspólnotą,<br />
rokiem, grupą studencką. Rozpierała nas radość,<br />
że udało nam się zdziałać w życiu sporo dobrego i że<br />
zawsze komuś to służyło. Dostrzegaliśmy też z dumą, że<br />
ciągle jesteśmy aktywni i że mimo wielu przeciwności<br />
losu czerpiemy z tego satysfakcję. Na te kilka wspaniałych<br />
godzin codzienne troski gdzieś się taktownie<br />
pochowały, nie burząc naszego ponownie odkrytego<br />
optymistycznego spojrzenia na świat. To chyba tylko<br />
dzięki niemu potrafiliśmy, rozmawiając o sprawach<br />
aktualnych zachować do nich dystans, i nawet czające<br />
się na horyzoncie kary zapisane w nowych, ofiarowanych<br />
nam przez NFZ umowach nie były nam straszne.<br />
Oby ten nastrój udało się utrzymać na dłużej na<br />
przekór małym i dużym problemom, obecnym przecież<br />
w życiu każdego z nas. Problemy nie znikną, ale<br />
świadomość, że lista numerów telefonów do przyjaciela<br />
istotnie się wydłużyła, jest największą wartością dodaną<br />
naszego spotkania.<br />
Alicja Barwicka<br />
okulistka<br />
34 7_<strong>2012</strong> wrzesień
Artykuł poglądowy<br />
Artykuł poglądowy<br />
Nowotwory płuca –<br />
postęp w diagnostyce<br />
i leczeniu<br />
Krystyna Knypl<br />
Rak płuca należy do najczęstszych schorzeń nowotwoęrowych<br />
u mężczyzn w Polsce i jest odpowiedzialny<br />
za około 1/3 zgonów z powodów onkologicznych. Liczba<br />
zgonów z powodu raka płuca w Polsce w 2008 roku<br />
wynosiła blisko 17 000 <strong>dla</strong> mężczyzn i ponad 5600 <strong>dla</strong><br />
kobiet. Nowotwory płuca występuje 3-4 razy częściej<br />
u mężczyzn w porównaniu z kobietami (1). Rzadko<br />
zdarzają się przed 45. rokiem życia, stanowiąc około<br />
1% zachorowań i zgonów u obu płci w tym przedziale<br />
wiekowym. U mężczyzn około 40% zachorowań i zgonów<br />
przypada na wiek 45-64 lata, a 50-60% na lata późniejsze.<br />
Prognozy przewidują, że nastąpi wzrost zachorowań<br />
na raka płuca, zwłaszcza w populacji starszej.<br />
W 2006 roku zmarły w Polsce z powodu raka płuca<br />
16 643 osoby, a wg prognoz w 2020 roku nastąpi wzrost<br />
liczby zgonów do 23 800. Ryzyko zachorowania na rak<br />
płuca zależy przede wszystkim od narażenia na działanie<br />
rakotwórczych składników dymu tytoniowego, których<br />
liczba szacowana jest na ponad 4000 substancji (2).<br />
Próby stosowania badań przesiewowych klasycznego<br />
rtg klatki piersiowej w celu zmniejszeniu zachorowania<br />
na raka płuca okazały się nieskuteczne, <strong>dla</strong>tego<br />
w profilaktyce pierwotnej najważniejsza jest całkowita<br />
eliminacja ekspozycji na działanie dymu tytoniowego<br />
lub wdrożenie bardziej nowoczesnych technik badań<br />
przesiewowych (2).<br />
Rozpoznanie<br />
Rak płuca jest nowotworem pochodzącym z komórek<br />
nabłonkowych. Cechą różnicującą nowotwory<br />
drobnokomórkowe i niedrobnokomórkowe jest podatność<br />
na radioterapię. Raki niedrobnokomórkowe<br />
należą do nowotworów o ograniczonej chemiowrażliwości,<br />
<strong>dla</strong>tego postępowaniem z wyboru jest leczenie<br />
chirurgiczne i radioterapia. Rak drobnokomórkowy<br />
charakteryzuje się szybkim wzrostem, skłonnością do<br />
wczesnych przerzutów oraz podatnością na chemioterapię,<br />
która jest podstawową metodą leczenia.<br />
Poza rozpoznaniem histopatologicznym istotne<br />
jest określenie zaawansowania raka płuca. W tym celu<br />
ocenia się guz pierwotny (bronchofiberoskopia, RTG, TK,<br />
MR, badanie cytologiczne płynu opłucnowego), węzły<br />
chłonne (bronchofiberoskopia, TK, MR, mediastinoskopia,<br />
mediastinostomia, PET, biopsja podejrzanych węzłów<br />
nadobojczykowych, ultrasonografia przezoskrzelowa<br />
i przezprzełykowa) oraz narządy odległe (usg, TK jamy<br />
brzusznej, biopsja pojedynczego ogniska z podejrzeniem<br />
przerzutu, scyntygrafia kości, trepanobiopsja szpiku z talerza<br />
biodrowego, PET). Określenie zaawansowania raka<br />
płuca obejmuje ocenę stanu guza pierwotnego (cecha T),<br />
węzłów chłonnych (cecha N) oraz narządów, w których<br />
mogą występować przerzuty (cecha M) przy użyciu<br />
skali TNM-UICC. Według klasyfikacji TNM wyróżnia<br />
się następujące stopnie zaawansowania: rak utajony, 0,<br />
IA, IB, IIA, IIB, IIIA, IIIB. Prawdopodobieństwo 5-letniego<br />
przeżycia z rakiem płuca wynosi od 20 do 70%,<br />
najczęstszą przyczyną zgonu jest rozsiew nowotworu.<br />
Leczenie i rokowanie<br />
Rak płuca należy do źle rokujących nowotworów.<br />
Istotnymi czynnikami są: wyjściowe zaawansowanie<br />
nowotworu, stan sprawności organizmu i ubytek masy<br />
ciała. Odsetek przeżyć po doszczętnej resekcji miąższu<br />
płucnego w I stopniu wynosi od 50 do 70%, w stopniu II<br />
od 30 do 50% i w stopniu III od 10 do 30%. W stopniu<br />
IV bardzo rzadkie jest ponad 2-letnie przeżycie.<br />
Leczenie niedrobnokomórkowego raka płuc<br />
zależy od stopnia jego zaawansowania, wydolności<br />
35 7_<strong>2012</strong> wrzesień
Artykuł poglądowy<br />
poszczególnych narządów oraz ogólnego stanu pacjenta.<br />
Metodą z wyboru jest leczenie chirurgiczne, w wybranych<br />
przypadkach skojarzone z radioterapią lub chemioterapią.<br />
Do leczenia operacyjnego kwalifikują się chorzy z I i II<br />
stopniem zaawansowania, u których nie stwierdzono<br />
przeciwwskazań na podstawie przeprowadzonej diagnostyki<br />
czynnościowej układu oddechowego i sercowo-naczyniowego.<br />
Leczenie zaawansowanych postaci<br />
raka niedrobnokomórkowego polega na zastosowaniu<br />
radioterapii i chemioterapii. W leczeniu farmakologicznym<br />
stosowane są różne grupy leków, a jedną z nich są<br />
antagoniści kwasu foliowego.<br />
Antagoniści kwasu foliowego<br />
Kwas foliowy jest przedmiotem bardzo dużego<br />
zainteresowania naukowców (3). Kwas ten jest witaminą<br />
o szczególnym znaczeniu <strong>dla</strong> prawidłowego funkcjonowania<br />
komórek organizmu człowieka. Jego podstawowa<br />
funkcja w przemianach biochemicznych polega na<br />
przenoszeniu jednowęglowych grup (np. metylowej,<br />
metylenowej, formylowej i innych). Bierze on udział<br />
w przemianach niektórych aminokwasów oraz syntezie<br />
puryn i powstawaniu kwasów nukleinowych. Zawartość<br />
folianów w diecie waha się od 95 do 562 µg i jest zależna<br />
od sposobu żywienia. Głównym źródłem kwasu foliowego<br />
jest pokarm – sałata, szpinak, kapusta, brokuły, szparagi,<br />
kalafiory, brukselka, a także bób, zielony groszek, pomidory,<br />
buraki, orzechy, słonecznik, pełne ziarna zbóż, owoce<br />
cytrusowe i inne. Źródłem folianów są także: wątroba,<br />
drożdże, jaja, sery, mięso, mleko i produkty mleczne.<br />
Obserwacje epidemiologiczne i żywieniowe<br />
wskazują, że konsumpcja świeżych warzyw bogatych<br />
w kwas foliowy chroni przed powstawaniem niektórych<br />
typów nowotworów.<br />
Niedobór kwasu foliowego zwiększa ryzyko<br />
powstawania i rozwoju niektórych nowotworów. Najwięcej<br />
i najbardziej przekonujących danych dotyczy<br />
raka jelita grubego. W przeprowadzonych badaniach<br />
wykazano zależność między spożyciem kwasu foliowego<br />
a występowaniem gruczolaków i pierwotnych raków<br />
jelita grubego.<br />
Podczas przemian w organizmie kwas foliowy<br />
łączy się dehydrogenazą tetrahydrafolianową, natomiast<br />
antagoniści kwasu foliowego blokują wiązanie kwasu<br />
foliowego, uniemożliwiając powstanie kwasu teterahydrofoliowego,<br />
niezbędnego do syntezy zasad purynowych,<br />
będących skalnikami RND i DNA. Konsekwencją tej<br />
blokady jest zaburzenie wzrostu komórek i ich śmierć.<br />
Ponieważ komórki nowotworowe, szybko namnażające<br />
się, charakteryzują się wzmożoną produkcją kwasów<br />
nukleinowych, antagoniści kwasu foliowego będą działać<br />
na nie najsilniej. Do antagonistów kwasu foliowego należą:<br />
metotreksat, pemetreksed, raltitreksed, lometreksol.<br />
Pemetreksed w onkologii<br />
– nowe zastosowania<br />
Pemetreksed stosowany jest w leczeniu nowotworów<br />
różnego rodzaju, takich jak rak płuca, rak opłucnej<br />
czy rak jajnika. Działanie pemetreksedu polega na hamowaniu<br />
syntazy tymidylowej (TS), reduktazy dihydrofolanowej<br />
(DHFR) i formylotransferazy rybonukleotydu glicynamidowego<br />
(GARFT), czyli podstawowych enzymów<br />
wykorzystujących folany uczestniczące w biosyntezie de<br />
novo nukleotydów tymidynowych i purynowych (1,2).<br />
Czynnikiem predykcyjnym skuteczności leczenia jest typ<br />
histologiczny raka płuc. Pemetreksed może być stosowany<br />
u chorych na niedrobnokomórkowego raka płuc<br />
w stadium miejscowo zaawansowanym lub w stadium<br />
rozsiewu o histologii innej niż w przeważającym stopniu<br />
płaskonabłonkowa — leczenie pierwszej linii (tylko<br />
w skojarzeniu z cisplatyną), leczenie drugiej linii (monogterapia),<br />
leczenie podtrzymujące (u chorych, u których<br />
nie nastąpiła progresja choroby bezpośrednio po zakończeniu<br />
chemioterapii opartej na pochodnych platyny).<br />
Pemetreksed można być stosowany również w leczeniu<br />
nieoperacyjnego złośliwego międzybłoniaka opłucnej<br />
(w skojarzeniu z cisplatyną). Decyzja o wyborze metody<br />
leczenia powinna być poprzedzona szczegółową analizą<br />
stanu chorego. Przy kwalifikacji do leczenia należy<br />
uwzględnić takie czynniki prognostyczne jak wiek, płeć,<br />
umiejscowienie zmian, liczba przerzutów, histologiczny<br />
typ nowotworu (1, 2).<br />
Czas trwania leczenia zależy od skuteczności<br />
i tolerancji pemetreksedu, przy czym oceny skuteczności<br />
leczenia należy dokonywać co dwa cykle. Leczenie<br />
powinno być ograniczone do czterech cykli (4).<br />
36 7_<strong>2012</strong> wrzesień
Artykuł poglądowy<br />
Badanie PARAMOUNT wykazało po raz pierwszy<br />
korzyści <strong>dla</strong> chorych na niedrobnokomórkowego<br />
raka płuca, płynące z leczenia podtrzymującego peme -<br />
treksedem, wyrażające się przedłużeniem życia. W grupie<br />
chorych otrzymujących pemetreksed stwierdzono<br />
redukcję zagrożenia zgonem o 22% (HR=79, p=0,0195).<br />
Medycyna spersonalizowana, czyli jaka?<br />
Coraz szerzej dostępne są nie tylko nowe możliwości<br />
terapeutyczne, ale także nowe możliwości diagnostyczne.<br />
Współczesna onkologia kładzie duży nacisk na<br />
poszukiwanie mutacji genetycznych i taki wybór leku<br />
przeciwnowotworowego, który w danej mutacji jest<br />
najbardziej skuteczny. Takie postępowanie nazywane<br />
jest medycyną spersonalizowaną. W definicji zmian<br />
genetycznych możemy spotkać się z następującą terminologią:<br />
1. Amplifikacja – gdy dochodzi do wzrostu<br />
liczby kopii specyficznego fragmentu DNA. 2. Delecja<br />
– gdy dochodzi do utraty fragmentów DNA, które<br />
mogą być różnie duże. 3. Inaktywacja – gdy dochodzi<br />
do utraty funkcji biologicznych genu. 4. Translokacja<br />
– gdy dochodzi do oderwania fragmentu chromosomu<br />
i przemieszczenia go do innego chromosomu.<br />
Mutacje genetyczne mogą być wrodzone lub<br />
nabyte. Mutacje nabyte powstają, gdy zmieniona kopia<br />
DNA dostanie się do wnętrza dzielącej się komórki. Obecnie<br />
zidentyfikowano ponad 120 mutacji genetycznych,<br />
mogących prowadzić do rozwoju nowotworu. Składają<br />
się one na około 95% nowotworów.<br />
Mutacje wrodzone są przyczyną około 5% nozwotworów.<br />
Ryzyko dziedzicznej postaci nowotworu<br />
wzrasta, gdy: rozpoznanie było postawione w młodym<br />
wieku, występuje kilka nowotworów u jednej osoby,<br />
kilku członków rodziny choruje na ten sam rodzaj<br />
raka oraz gdy u różnych członków rodziny zdiagnozowaną<br />
tę samą mutację genetyczną. W wypadku<br />
raka płuca predysponujący do rozwoju choroby jest<br />
polimorfizm w pojedynczych nukleotydach (SNP –<br />
od ang. single nucleotid polymorphism), w genach<br />
CHRNA 3, CHRNA 5, GSTPI, GSTM 1, ELA 2. Poszukiwania<br />
mutacji genetycznych usposabiających<br />
do raka płuc dokonuje się na materiale uzyskanym<br />
z wymazu z jamy ustnej.<br />
Poza badaniami genetycznymi podkreśla się<br />
znaczenie nowoczesnych technik obrazowych, spośród<br />
których na uwagę zasługuje niskodawkowa tomografia<br />
komputerowa (LDCT – od ang. low dose computer<br />
tomography) (5).<br />
Niezależnie od badań i wyników nowoczesnych<br />
badań obrazowych czy genetycznych zawsze trzeba<br />
pamiętać, że palenie papierosów zwiększa 20-krotnie<br />
ryzyko zachorowania na raka płuca, a przebywanie<br />
w atmosferze dymu tytoniowego – trzykrotnie.<br />
Podsumowanie<br />
Postęp w onkologii otwiera nowe możliwości<br />
diagnozowania i leczenia. Na uwagę zasługują te metody,<br />
które przynoszą postęp w terapii zaawansowanych<br />
stadiów choroby, zwykle trudnych do leczenia. Pemetresked<br />
jest jedną z takich możliwości w odniesieniu do<br />
rak płuc. Z uwagi na szybki rozwój raka płuc i wysoce<br />
niepomyślne rokowanie, wszelkie metody pozwalające<br />
na przedłużenie życia przynoszą nadzieję chorym i ich<br />
najbliższym.<br />
Krystyna Knypl<br />
internista<br />
Piśmiennictwo<br />
1. Kowalski D.M., Krawczyk P., Jaśkiewicz P., Badurak P., Krzakowski<br />
M.: Pemtreksed w leczeniu niedrobnokomórkowego<br />
raka płuca i złośliwego międzybłoniaka opłucnej. Onkologia<br />
w Praktyce Klinicznej 2011, 7 (6), 292 -300.<br />
2. Pemetreksed (Alimta) w II linii leczenia pacjentów z niedrobnokomórkowym<br />
rakiem płuca (Raport ws. oceny świadczenia<br />
opieki zdrowotnej) http://www.aotm.gov.pl/assets/files/rada/<br />
rekomendacje_stanowiska/2011/R-45-2011-Alimta_2L/OT-<br />
0443_Alimta_II_linia.pdf.<br />
3. Czeczot H.: Kwas foliowy w fizjologii i patologii. Postępy<br />
Hig. Med. Dośw. 2008, 64, 405-419.<br />
4. Paz-Ares L.G. i wsp.: PARAMOUNT: Final overall survival<br />
(OS) results of the phase III study of maintenance pemetrexed<br />
(pem) plus best supportive care (BSC) versus placebo (plb)<br />
plus BSC immediately following introduction treatment with<br />
pem plus cisplatin (cis) for advanced nonsquamous (NS) cell<br />
lung cancer (NSCLC) http://www.asco.org/ASCOv2/Meetings/<br />
Abstracts?&vmview=abst_detail_view&confID=114&abstrac<br />
tID=94836 J.Clin. Oncol. 30, <strong>2012</strong> (suppl; abstr LBA 7507)<br />
5. Wistuba I.I.: Molecular testing of non-small cell lung carcinoma<br />
biopsy and cytology specimens. <strong>2012</strong> ASCO Educational<br />
Book, str. 459- 464.<br />
37 7_<strong>2012</strong> wrzesień
Medycyna i internet<br />
Blogi internetowe i zaburzenia odżywiania<br />
Porcelanowe motyle<br />
Małgorzata Wronka<br />
Monika Jezierska-Kazberuk<br />
Czy można diagnozować zaburzenia odżywiania<br />
na podstawie blogów? Przeanalizowałyśmy 200<br />
ankiet wypełnionych przez odchudzające się blogerki<br />
w wieku od 13 do 32 roku życia. Okazało się,<br />
że zaburzenia odżywiania występują u 90%. Ponad<br />
połowa została zakwalifikowana jako dotknięta konkretną jednostką chorobową.<br />
Fot. @mimax2<br />
Blogi i ich autorki<br />
Blog ma zazwyczaj charakter osobisty i przybiera<br />
formę internetowego pamiętnika. Zawiera przemyślenia,<br />
uwagi, komentarze, zdjęcia (fotoblog), czasami w tle<br />
słychać muzykę (audioblog). Oddaje niepowtarzalny<br />
świat myśli i uczuć autora. Zwykle blog jest dynamiczny,<br />
czyli wpisy (posty) dokonywane przez blogera pojawiają<br />
się przynajmniej raz dziennie, a także zawiera liczne<br />
komentarze czytelników.<br />
Twórcy blogów w większości wypadków obserwują<br />
inne blogi i nawiązują kontakty z ich autorami.<br />
Wówczas powstaje siatka blogów, która zaczyna działać<br />
jako większa i powiązana ze sobą całość, tak zwana blogosfera.<br />
Połączone ze sobą blogi tworzą własną kulturę<br />
społeczną ludzi mających podobne zainteresowania i cele.<br />
Blog jest również źródłem powszechnie dostępźnej<br />
informacji. Blogi o tematyce proanorektycznej czy<br />
probulimicznej zawierają porady, praktyczne wskazówki,<br />
tabele kaloryczne, opisy diet i środków odchudzających.<br />
Osoby czytające blog stają się ekspertami w dziedzinie<br />
nie zawsze zdrowego odchudzania.<br />
Blogi często ukazują codzienne życie dojrzewających<br />
dziewcząt, które nie akceptując swojego wyglądu<br />
oraz dążąc do wymarzonego ideału, za wszelką<br />
cenę chcą schudnąć. Prowadząc blog, szukają wsparcia<br />
i akceptacji. Przeszukując internet, natrafiają na<br />
strony proanorektyczne bądź probulimiczne, czytają<br />
blogi innych odchudzających się osób i z czasem same<br />
pragną, aby ich życiem rządziła „ana” (anoreksja) czy<br />
„mia” (bulimia). Konstruują w ten sposób system iluzji<br />
i zaprzeczeń chorobie, twierdząc, że to tylko styl życia,<br />
oraz następnie personifikując swoje schorzenie: anoreksja<br />
czy bulimia to nie jest choroba, tylko prawdziwa<br />
przyjaciółka „Ana” lub „Mia”.<br />
„Porcelanowe motyle” – bo tak nazywają siebie<br />
w internecie dziewczęta, które należą do ruchów „pro-<br />
-ana”, są w swoich wyobrażeniach delikatne, drobne,<br />
lekkie, ciche i kruche jak motyle – i dzięki temu piękne<br />
z powodu subtelności, jaką nabywają, tracąc (w ich wewnętrznym<br />
postrzeganiu) całkowicie zbędne kilogramy.<br />
W rzeczywistości stają się przerażająco wychudzone<br />
i wyniszczone oraz stopniowo doprowadzają swoje ciało,<br />
umysł i psychikę do całkowitej destrukcji.<br />
Przygotowanie<br />
Pierwszym etapem naszej pracy było odnalezienie<br />
zamieszczonych w internecie blogów odchudzających<br />
się dziewcząt i kobiet. Do tego celu wykorzystano<br />
przeglądarkę internetową (Google Blog Search www.<br />
search.blogger.com) oraz wyszukiwarkę blogów na<br />
portalu www.onet.pl. Szukano fraz: „ana”, „pro-ana<br />
blog”, „mia”, „pro-mia blog”, „porcelanowe motyle blog”.<br />
Następnie zawężono wyszukane wyniki, wpisując frazę<br />
„napisz do mnie” (hasło to było zamieszczone na blogach<br />
38 7_<strong>2012</strong> wrzesień
Medycyna i internet<br />
i oznaczało, że autorka udostępniła adres swojej poczty<br />
elektronicznej). Umożliwiało to bezpośrednie dotarcie<br />
do osoby prowadzącej blog.<br />
Do przeprowadzenia badań skonstruowano<br />
kwestionariusz ankiety, w którym wykorzystano test<br />
EAT-26 (zaczerpnięty z książki autorstwa Teachman<br />
i wsp., 2007) jako instrument kontroli oraz klasyfikacje<br />
chorób: ICD-10, DSM-IV, DSM-IV-TR.<br />
Udział w badaniu był całkowicie dobrowolny<br />
i anonimowy, a dobór uczestniczek losowy. Ankieta<br />
składała się z 55 pytań. Pierwsza jej część dotyczyła<br />
danych osobowych, kolejna – prowadzonego blogu,<br />
trzecia służyła klasyfikacji diagnostycznej poszczególnych<br />
zaburzeń odżywiania, ostatnia zawierała 26 pytań z testu<br />
EAT, który umożliwia dokonanie badania przesiewowego<br />
wśród ankietowanych osób.<br />
W ankiecie zawarto też pytania związane z akceptacją<br />
siebie przez osobę badaną, dotyczące wyjściowej,<br />
obecnej i wymarzonej masy ciała.<br />
Obiekt badań<br />
Ankietę wypełniły 294 osoby, a 200 z nich zrobiło<br />
to poprawnie. Zakwalifikowano więc do analizy 200<br />
ankiet odchudzających się dziewcząt i kobiet w wieku<br />
od 13 do 32 roku życia. Średnia wieku wynosiła 17,63<br />
lat. Utworzono dwie grupy. Do pierwszej zaliczono<br />
nastolatki (13-19 lat), do drugiej kobiety dorosłe (od<br />
20 do 32 lat).<br />
Większość badanych (około 96,5%) mieściła<br />
się w przedziale od 14. do 23. roku życia. Poza tym<br />
przedziałem znalazło się 9 osób.<br />
Wśród uczestniczek badania było 195 panien<br />
(97,5%) i 5 mężatek (każda miała jedno dziecko). Rodzeństwo<br />
miało 150 (75%) badanych, tylko 50 (25%)<br />
było jedynaczkami. 31% było najstarsze z rodzeństwa,<br />
35,5% – najmłodsze.<br />
Największa liczba badanych podawała wykształcenie<br />
podstawowe (42%) i średnie (45,5%). Tylko 23<br />
(11,5%) miały wykształcenie wyższe.<br />
Znaczna część badanych (37%) pisała swój blog<br />
przez mniej niż pół roku, prawie taka sama ich liczba<br />
(37,5%) zapisywała kolejne strony blogu przez ponad<br />
rok. ¼ badanych prowadziła blog od pół roku do roku.<br />
68% dokonywało wpisów na blogu raz w tygodniu,<br />
prawie 1/3 (29%) zamieszczało wpisy codziennie, tylko<br />
niewielki odsetek (3%) kilka razy dziennie.<br />
Spora liczba badanych, bo aż 69 (34,5%) podała<br />
internetowy adres swojego blogu.<br />
Większość zakładała blog, aby odnaleźć motywację<br />
(69%), pozyskać wsparcie (67,5%) lub żeby opisywać<br />
swoje odchudzanie i codzienną walkę z jedzeniem oraz<br />
zbędnymi kilogramami. Prawie 1/3 (26,5%) chciała podzielić<br />
się z innymi swoim sukcesem. Nieznaczny odsetek<br />
(13,5%) miało inną motywację do prowadzenia blogu.<br />
Oto niektóre z uzasadnień prowadzenia blogu:<br />
• „Zachęcić innych do odchudzania, kontrolować codziennie,<br />
co jedzą.”<br />
• „Aby wreszcie się udało z pomocą przyjaciół, którzy też<br />
mają taki blog i za jego pomocą dążą do tego samego<br />
celu co ja.”<br />
• „Opowiedzieć innym moją historię, może ktoś zauważy,<br />
jak wielki problem to anoreksja i nie popełni takiego<br />
błędu co ja.”<br />
• „Stać się częścią odchudzającego się społeczeństwa oraz<br />
móc pisać – co pomaga mi chudnąć.”<br />
• „Aby odnaleźć siebie... i dojść do perfekcji.”<br />
Ocena według testu EAT-26<br />
Test EAT-26 składa się z 26 pytań dotyczących<br />
zachowań żywieniowych. Aby obliczyć wynik, należało<br />
zliczyć odpowiedzi, przy których zaznaczono pola: „zawsze”<br />
(3 punkty), „zazwyczaj” (2 punkty) i „często” (1<br />
punkt). Za pozostałe odpowiedzi: „czasami”, „rzadko”<br />
i „nigdy” przyznawano zero punktów. Większość badanych<br />
(62,5%) zawsze była przerażona swoją nadwagą,<br />
prawie co druga (46%) poświęcała zbyt wiele uwagi<br />
jedzeniu.<br />
Również większość zawsze w czasie ćwiczeń<br />
fizycznych myślała o spalaniu kalorii (65,5%), prawie<br />
co druga badana (48%) miała ogromne poczucie winy<br />
po jedzeniu. Żadna osoba ankietowana nie zaznaczyła<br />
odpowiedzi „nigdy nie skupiam się na chęci bycia<br />
szczuplejszą”.<br />
Co drugą badaną (52,5%) prześladowała myśl<br />
o odkładającym się tłuszczu. 20% jadło posiłki dłużej<br />
niż inni. 22,5% unikało pokarmów zawierających cukier.<br />
39 7_<strong>2012</strong> wrzesień
Medycyna i internet<br />
Co trzecia badana (35%) zawsze miała poczucie,<br />
że jej życie podporządkowane jest jedzeniu, co czwarta<br />
(25,5%) wybierała do spożycia artykuły dietetyczne.<br />
Spory odsetek badanych dziewcząt lubiło mieć<br />
zawsze pusty żołądek (57,5%), a po zjedzeniu słodyczy<br />
czuło się nieswojo (53,5%). Prawie co czwarta zawsze<br />
stosowała dietę (47,5%) i stwierdzała, że poświęca jedzeniu<br />
zbyt wiele czasu i myśli (43%).<br />
Pokaźny odsetek, bo 41,5%, zawsze wiedziało,<br />
jaka jest wartość kaloryczna tego, co spożywa. Około<br />
20% zawsze kroiło jedzenie na drobne kawałki, unikało<br />
jedzenia o dużej zawartości węglowodanów, a także<br />
odczuwało presję otoczenia, aby więcej jadły.<br />
Co czwarta ankietowana (23,5%) zawsze miała<br />
ochotę wymiotować po posiłku.<br />
Wyniki testu EAT-26 świadczą jednoznacznie,<br />
że 90% przebadanych dziewcząt i kobiet ma wyraźne<br />
symptomy zaburzeń odżywiania. W celu lepszego<br />
zobrazowania wyników podzielono je pod względem<br />
uzyskanej liczby punktów na cztery grupy.<br />
Tylko 10% badanych mieściło się w normie (poniżej<br />
20 punktów). Co trzecia badana (37,5%) zakwalifikowała<br />
się do przedziału nieco powyżej normy (od<br />
20 do 39 punktów). Najliczniejsza była grupa wyraźnie<br />
powyżej normy (od 40 do 60 punktów), w której znalazła<br />
się prawie co druga ankietowana (46,5%). Niepokojące<br />
jest, że 12 dziewcząt (6%) uzyskało ponad 60 punktów,<br />
czyli liczbę określaną jako zdecydowanie powyżej normy<br />
(maksymalna liczba punktów, jaką można było otrzymać<br />
z testu wynosiła 78).<br />
Zaburzenie odżywiania występuje częściej<br />
wśród badanych<br />
o wykształceniu<br />
podstawowym lub<br />
średnim.<br />
Warto podkreślić,<br />
że wyniki<br />
analizy nie wykazują<br />
związku między<br />
zaburzeniami<br />
odżywiania a miejscem<br />
zamieszkania<br />
blogerek.<br />
Rozpoznanie według kryteriów<br />
międzynarodowych klasyfikacji<br />
chorób<br />
Rozpoznania jadłowstrętu psychicznego dokonano<br />
zgodnie z obowiązującymi kryteriami ICD-10,<br />
DSM-IV-TR oraz testem EAT-26.<br />
Dla powiązania badanych z określoną jednostką<br />
chorobową oceniono sylwetki ich ciała. W tym celu<br />
wykorzystano wskaźnik BMI oraz siatki percentylowe<br />
waga/wzrost (<strong>dla</strong> dziewcząt poniżej 18. roku życia).<br />
W trakcie odchudzania można zauważyć zmiany<br />
wagi oraz towarzyszące jej zmiany sylwetki. Analizując<br />
uzyskane dane, stwierdzono taką samą liczbę osób<br />
o prawidłowej masie ciała (65%) zarówno przy sylwetce<br />
wyjściowej, jak i bieżącej, natomiast o 7 zmniejszyła się<br />
liczba osób z otyłością. Obniżyła się także aż o 34 osoby<br />
liczba osób z nadwagą. Należy podkreślić, iż w stanie<br />
wyjściowym nie było ani jednej osoby wychudzonej,<br />
natomiast po kuracji odchudzającej pojawiło się ich<br />
14, a z kolei liczba dziewcząt z niedowagą wzrosła o 27.<br />
Stwierdzono także, że wymarzona sylwetka<br />
badanych daleko odbiega od normy. Co prawda<br />
w analizowanej grupie nie byłoby osób z otyłością<br />
i nadwagą, ale bardzo niepokojące jest, że połowa<br />
badanych dziewcząt (53%) chciała być patologicznie<br />
wychudzona. Mniej więcej co ósma badana chciałaby<br />
mieć niedowagę lub wagę w granicach normy. W trakcie<br />
odchudzania zmniejszyła liczba badanych z otyłością<br />
i nadwagą. Zauważalny był też spadek liczby badanych<br />
z prawidłową masą ciała.<br />
Przeanalizowano stosunek odchudzających się<br />
do własnego ciała. W tym celu badane odpowiadały na<br />
następujące pytania:<br />
• Czy gdybyś osiągnęła swoją wymarzoną wagę ciała,<br />
czułabyś się bardziej atrakcyjna?<br />
• Czy gdybyś osiągnęła swoją wymarzoną wagę ciała,<br />
wzrosłoby twoje poczucie własnej wartości?<br />
• Czy gdybyś osiągnęła swoją wymarzoną wagę ciała,<br />
byłabyś bardziej szczęśliwa?<br />
Ankietowane otrzymywały 1 punkt za każdą<br />
odpowiedź twierdzącą. Co druga badana (55%) odpowiedziała<br />
twierdząco na trzy pytania, blisko co piąta<br />
(18%) odpowiedziała twierdząco na dwa pytania. Dlatego<br />
40 7_<strong>2012</strong> wrzesień
Medycyna i internet<br />
można stwierdzić, że znaczna większość badanych<br />
miała problemy z prawidłowym postrzeganiem obrazu<br />
swojego ciała.<br />
Aby zdiagnozować chorobę, należy dokonać krytycznej<br />
oceny objawów występujących u badanej osoby<br />
według obowiązującej klasyfikacji chorób. W badaniu<br />
przesiewowym wzięto pod uwagę trzy jednostki chorobowe:<br />
anoreksję, bulimię i kompulsywne objadanie się.<br />
Istnieją cztery główne kryteria diagnostyczne<br />
anoreksji, jakie muszą występować u chorej osoby<br />
jednocześnie, aby stwierdzić jadłowstręt psychiczny<br />
[Teachman i wsp., 2007]. Są to:<br />
• niska waga, która stanowi 85% normy typowej wagi<br />
<strong>dla</strong> danej grupy wiekowej i przedziału wzrostu;<br />
• nadmierny lęk przed przytyciem, nawet przy znacznej<br />
niedowadze;<br />
• wypaczony obraz własnej sylwetki bądź wagi;<br />
• brak miesiączki przez okres co najmniej trzech następujących<br />
po sobie miesięcy.<br />
Mniej więcej co dziewiąta (11%) badana była<br />
chora na anoreksję.<br />
A oto pięć kryteriów diagnostycznych bulimii:<br />
• powtarzające się napady żarłoczności;<br />
• powtarzające się rytuały oczyszczające (wymiotowanie<br />
i używanie środków przeczyszczających), mające<br />
zapobiec przytyciu;<br />
• napady objadania się i przeczyszczania organizmu,<br />
występujące mniej więcej dwa razy w tygodniu przez<br />
co najmniej trzy miesiące z rzędu;<br />
• nadmierne przywiązywanie znaczenia do szczupłej<br />
sylwetki w budowaniu poczucia własnej wartości.<br />
Według tych kryteriów co trzecia badana (34%)<br />
była chora na bulimię.<br />
Niektóre badane przejawiały objawy charakterystyczne<br />
<strong>dla</strong> dwóch jednostek chorobowych naraz,<br />
cierpiąc na anoreksję bulimiczną.<br />
Podczas kompulsywnego objadania się badana<br />
ma następujące objawy:<br />
• powtarzające się napady objadania mniej więcej dwa<br />
razy w tygodniu przez ostatnie sześć miesięcy;<br />
• brak poczucia kontroli nad rodzajem i ilością spożywanego<br />
jedzenia;<br />
• zjadanie zbyt dużej ilości jedzenia naraz.<br />
Zdiagnozowanie tej jednostki chorobowej wyłącznie<br />
na podstawie ankiet jest szczególnie trudne. Nasza<br />
praca nie miała na celu szczegółowego analizowania<br />
kompulsywnego objadania się, ale tylko zasygnalizowanie<br />
problemu, który może występować u 12% przebadanych<br />
dziewcząt i kobiet.<br />
Mniej więcej połowa badanych (48%) kwalifikowała<br />
się do konkretnej jednostki chorobowej. Badane<br />
przejawiające cechy charakterystyczne <strong>dla</strong> osób z zaburzeniami<br />
odżywiania stanowiły 42% całej populacji.<br />
Tylko 10% (czyli 20 osób) w ogóle nie miało zaburzeń<br />
odżywiania.<br />
Podsumowanie<br />
Wśród dziewcząt i młodych kobiet funkcjonuje<br />
przekonanie, że aby być akceptowaną, atrakcyjną i szczęśliwą,<br />
trzeba być szczupłą. Dlatego dążąc do perfekcji,<br />
zaczynają się odchudzać, zatracając przy tym zdrowy<br />
rozsądek. Cel łatwiej osiągnąć w grupie, <strong>dla</strong>tego podczas<br />
odchudzania szukają wsparcia. Pisząc blog, wkracza się<br />
w konkretną społeczność, której członkowie solidarnie<br />
sobie pomagają. Jednak niewinne z pozoru odchudzanie<br />
łatwo może się przerodzić w zaburzenie odżywiania:<br />
anoreksję, bulimię, kompulsywne objadanie się.<br />
Przeprowadzona analiza z zastosowaniem testu<br />
EAT-26 zidentyfikowała wśród badanej populacji aż 90%<br />
osób z zaburzeniem odżywiania. Tylko 10% badanych<br />
uzyskało prawidłowy wynik tego testu.<br />
Wykorzystując międzynarodową klasyfikację<br />
chorób ICD-10, DSM-IV oraz DSM-IV-TR, zdiagnozowano<br />
anoreksję u 11 badanych, bulimię u 34% badanych,<br />
a u 12% znaczne ryzyko kompulsywnego objadania się.<br />
Niektóre badane kwalifikowały się jednocześnie do<br />
grupy osób z anoreksją i bulimią, tworząc podgrupę<br />
cierpiących na anoreksję bulimiczną. Z tego wynika,<br />
że mniej więcej połowa badanej populacji była chora.<br />
Odchudzanie się badanych przyniosło zamierzone<br />
rezultaty. 7 z nich pozbyło się otyłości, 34 straciły nadwagę,<br />
ale powiększyła się grupa z niedowagą o 27 osób.<br />
Pojawiła się wcześniej nieistniejąca grupa wychudzonych<br />
dziewcząt i znalazło się w niej 14 osób. Prawie ¾ badanych<br />
(73%) miało bardzo niską ocenę obrazu własnego<br />
ciała, <strong>dla</strong>tego nie zaprzestało kuracji odchudzającej mimo<br />
41 7_<strong>2012</strong> wrzesień
Medycyna i internet<br />
prawidłowej masy ciała.<br />
Prawdopodobnie dążą<br />
do uzyskania absurdalnie<br />
wychudzonej sylwetki.<br />
Co druga badana chciała<br />
być wychudzona, co ósma<br />
chciała mieć niedowagę.<br />
Co ósma osoba<br />
deklarowała dążenie do<br />
prawidłowej wagi ciała.<br />
Co czwarta badana za cel założenia blogu internetowego<br />
podawała jeden z następujących powodów:<br />
znalezienie wsparcia, opisywanie swojego odchudzania,<br />
codziennej walki z jedzeniem i zbędnymi kilogramami<br />
oraz odnalezienie motywacji.<br />
Nasza praca spełniła pierwotne zamierzenie.<br />
Udało się dotrzeć do zamkniętej społeczności i znalazły<br />
się w niej dziewczęta chętne do współpracy. Ankietę<br />
poprawnie wypełniło 200 dziewcząt i kobiet, 69 z nich<br />
nie chciało być osobami anonimowymi. Otrzymano<br />
42 listy elektroniczne. Ich autorki chciały się zmienić,<br />
wiedziały, że postępują irracjonalnie i pozostawiły do<br />
siebie kontakt (np. w postaci numeru komunikatora<br />
GG). Niektóre badane wyraźnie chciały pomóc innym<br />
cierpiącym, zamieszczając na swoim blogu połączenie<br />
z adresem blogu osoby przeprowadzającej badanie.<br />
Wnioski<br />
1. Analiza bogów może być przydatna do badań<br />
przesiewowych w zamkniętych grupach dziewcząt<br />
i młodych kobiet.<br />
2. Rodzice i opiekunowie powinni zwracać większą<br />
uwagę na treści stron internetowych przeglądanych<br />
przez swoje córki, aby móc szybciej wychwycić niezdrową<br />
fascynację ruchem proanorektycznym czy probulimicznym<br />
i ustrzec je przed zaburzeniami odżywiania.<br />
3. Niektóre strony internetowe powinny być przez<br />
rodziców cenzurowane lub wręcz blokowane, aby nie<br />
przynosiły szkody innym korzystającym z internetu.<br />
Małgorzata Wronka<br />
mgr pielęgniarstwa<br />
Monika Jezierska-Kazberuk<br />
specjalista medycyny rodzinnej<br />
Piśmiennictwo<br />
1. Abraham S., Llewellyn-Jones D. Anoreksja, bulimia, otyłość.<br />
PWN Warszawa 1995.<br />
2. Albisetti V. Pułapka anoreksji. Jedność Kielce 2001.<br />
3. Apfeldorfer G. Anoreksja, bulimia, otyłość. Książnica<br />
Katowice 1995.<br />
4. Barg E., Urban K., Terlecka J., Trzaska S., Grabowski M.<br />
Kogo może dotyczyć anorexia nervosa? Analiza materiału<br />
własnego. Endokrynologia, Otyłość i Zaburzenia Przemiany<br />
Materii 2 2006.<br />
5. Biercewicz M. Zaburzenia odżywiania się – anorexia, bulimia.<br />
Pielęgniarka i Położna 8 2002.<br />
6. Bucholc M., Majsiak E., Klusek C., Majsiak P. „Masa ciała<br />
dziewcząt w okresie pokwitania w ocenie obiektywnej i subiektywnej”<br />
Model zdrowotnego stylu życia jako zadanie<br />
interdyscyplinarne 1 2003.<br />
7. Góra A., Szymona K. Anoreksja i bulimia – problem rodziców,<br />
psychologów i lekarzy. Medycyna Ogólna 6 (35) 2000.<br />
8. Jablow M. M. Anoreksja, bulimia, otyłość. GWP Gdańsk 2000.<br />
9. Józefik B. red. Anoreksja i bulimia psychiczna. WUJ Kraków 1999.<br />
10. Kleszcz H. Anoreksja – choroba kobiecej duszy. Magazyn<br />
Pielęgniarki i Położnej 5 1997.<br />
11. Kowalczys M. H. Anoreksja i Bulimia Nervosa. Psychogenne<br />
zaburzenia odżywiania. Dermatologia 4 2004.<br />
12. Litowiec E., Mikita M., Baran T. Anorektyczki – jak im<br />
pomóc. Magazyn Pielęgniarki i Położnej 1-2 2004.<br />
13. Melosik Z. Tożsamość, ciało i władza: teksty i (kon)teksty<br />
pedagogiczne. WSE UAM Poznań 1996.<br />
14. Melosik Z. Ciało i zdrowie w społeczeństwie konsumpcji.<br />
Edytor Toruń 1999.<br />
15. Mikołajczyk E., Samochowiec J. Cechy osobowości u pacjentek<br />
z zaburzeniami odżywiania. Psychiatria 2 2004.<br />
16. Namysłowska I. Zaburzenia odżywiania – jadłowstręt<br />
psychiczny i bulimia. Przewodnik Lekarza 6 2000.<br />
17. Namysłowska I., Paszkiewicz E., Siewierska A. Gdy odchudzanie<br />
jest chorobą, anoreksja i bulimia. WAP Warszawa 2000.<br />
18. Rajewski A., Hauser J. Czynniki genetyczne w etiologii<br />
jadłowstrętu psychicznego. Psychiatria Polska.<br />
19. Teachman B., Cocyle B., Dchwartz M., Gordic B. Jak pokonać<br />
zaburzenia odżywiania u dzieci? Helion Gliwice 2007.<br />
20. Ziółkowska B. Dlaczego młodzież się głodzi? Edukacja<br />
i Dialog 5 1998.<br />
21. Ziółkowska B. Ekspresja syndromu gotowości anorektycznej<br />
u dziewcząt w stadium adolescencji. WFH Poznań 2001.<br />
22. Ziółkowska B. Anoreksja od A do Z. WN Scholar Warszawa<br />
2005.<br />
23. Jodkowska M., Woynarowska B., Oblacińska A. Test przesiewowy<br />
do wykrywania zaburzeń w rozwoju fizycznym u dzieci<br />
i młodzieży w wieku szkolnym. Instytut Matki i Dziecka 2007.<br />
http://pczp.pl/strona/_04opracowania/testy_przesiewowe_internet.pdf<br />
(19.05.2009).<br />
42 7_<strong>2012</strong> wrzesień
Po dyżurze<br />
Kulinaria<br />
Rekomenduje<br />
Gabrysia<br />
Zupa pomidorowa<br />
zupełnie inaczej<br />
Nareszcie są!!! Nie tylko wyglądają jak pomidory, ale<br />
pachną. I smakują jak pomidory. Polskie, prawdziwe,<br />
gruntowe. Trudno spotkać człowieka, który pomidorowej<br />
nie lubi: z makaronem, ryżem, kluskami lanymi czy kładzionymi…<br />
już widzę te rozmarzone miny. <br />
Moja zupa jest inna<br />
• 1,5 kilograma dojrzałych pomidorów dokładnie umyć, pokroić na części i wrzucić do garnka z • kopiastą łyżką<br />
masła. Na wolnym ogniu gotować aż do rozpadnięcia się pomidorów. Po przestygnięciu przetrzeć przez gęste<br />
sito. Do garnka wlać • 1 litr wody, zagotować, do wrzątku wrzucić • 2 kostki bulionu cielęcego (albo drobiowego),<br />
• 2 spore ziemniaki pokrojone w cząstki i • 2 marchewki duże, pokrojone w plasterki lub półplasterki (zależy do<br />
grubości marchwi). Ugotować do miękkości warzyw, połączyć z pomidorami, chwilkę pogotować i przed samym<br />
końcem gotowania dodać posiekany • czosnek – 5 lub 6 ząbków. Obrać • pomarańczę, pokroić w kostkę (może być<br />
mandarynka), na talerzu położyć • pół mandarynki w cząstkach lub • ¼ pomarańczy, zalać zupą, przybrać • świeżym<br />
tymiankiem… Zupę rekomenduje Gabrysia, 19 miesięcy.<br />
Danuta Przerwa<br />
okulistka<br />
Zapraszamy Czytelników do dzielenia się swoimi przepisami<br />
43 7_<strong>2012</strong> wrzesień
Podróże<br />
Poszarpana linia brzegowa Nowej Zelandii z lotu ptaka<br />
Antypody i przygody<br />
Wszystko tam jest do góry nogami!<br />
Anna Gradzik<br />
Z wizytą w Nowej Zelandii.<br />
Podróż w tamtą stronę<br />
Przelot odbył się dość sprawnie. W Wiedniu miałam<br />
około 40 minut oczekiwania na samolot do Sydney.<br />
Leciałam z trzema osobami z Polski – małżeństwem które<br />
udawało się na ślub córki oraz przedstawicielem firmy<br />
budowlanej. Już na krajowym lotnisku dowiedziałam<br />
się, że będę miała towarzystwo, bo samolot z powodu<br />
gęstej mgły nie wystartował i poproszono nas o spędzenie<br />
jednej nocy w hotelu. Z powodu opóźnienia nie<br />
zdążylibyśmy w żaden sposób na samolot do Sydney,<br />
a ten kursował raz na dobę. Tak więc mieliśmy czas<br />
i sposobność poznania się bliżej, dzięki czemu wyprawa<br />
na drugi koniec świata była przyjemniejsza. Rano taksówka<br />
przewiozła nas z hotelu na lotnisko, skąd już bez<br />
przeszkód odlecieliśmy do Wiednia. Lot trwał króciutko,<br />
a na niewielkim wiedeńskim lotnisku czekaliśmy ok.<br />
pół godziny – już całą zgraną paczką. Potem odprawa<br />
i lot do Sydney, z międzylądowaniem w Kuala Lumpur.<br />
Kolorowa i fajna wycieczka, choć bardzo męcząca.<br />
Wiele godzin w przymusowej pozycji (ciasnota w klasie<br />
ekonomicznej daje się we znaki, zwłaszcza podczas tak<br />
długiej podróży), więc z radością wysiadłam w Kuala<br />
Lumpur, aby rozprostować nogi. Mieliśmy godzinną<br />
przerwę. Bardzo chciałam wyjść na zewnątrz i trochę<br />
pooddychać egzotyką, dotknąć tamtejszej ziemi bosą<br />
stopą, powąchać powietrza...<br />
Był luty, w Polsce szaro, buro i ponuro, a tu pełna<br />
egzotyka. Już kiedy podchodziliśmy nocą do lądowania,<br />
uśmiechnął się do mnie piękny obrazek: mocno oświetloną<br />
ulicą pędził kabriolet pełen rozbawionych dzieciaków,<br />
oczywiście odzianych jedynie w koszulki na ramiączkach,<br />
nie tak jak my – w ciepłych polarach. Ale jeden z współtowarzyszy<br />
ostrzegł mnie, że wyjście poza teren lotniska<br />
może zostać potraktowane jako potencjalna próba przemytu<br />
narkotyków i grozi poważnymi konsekwencjami. Jego<br />
słowa wzmocniło to, co zobaczyłam na płycie lotniska:<br />
mnóstwo Tajów w wojskowych mundurach, kobiety<br />
z zasłoniętymi twarzami (do przeszukiwania pasażerek<br />
na wypadek podejrzenia o przemyt). Wszyscy uzbrojeni<br />
po zęby! Widok na tyle przerażający, że odechciało mi<br />
się opuszczania lotniska choćby tylko na chwilkę. Potem<br />
10-godzinny lot, już bezpośrednio do Sydney.<br />
Nad Australią wszyscy byli strasznie umęczeni<br />
podróżą, ja jeszcze zdobyłam się na podejście do okna<br />
i obserwowanie czerwonej ziemi, z rzadka urozmaiconej<br />
skałami i kępkami suchych krzaczków, i te widoki mówiły<br />
44 7_<strong>2012</strong> wrzesień
Podróże<br />
mi, że jestem blisko, coraz bliżej celu. Gdy samolot krążył<br />
nad Sydney, podziwiałam ocean, w którym zobaczyłam<br />
płynące dwie ogromne płaszczki, a na wybrzeżu mnóstwo<br />
domów – prawie każdy z basenem (podobno do tych<br />
basenów lubią zakradać się krokodyle...).<br />
Po wylądowaniu moi towarzysze podróży rzucili<br />
się w ramiona witających ich krewnych, ja pomachałam<br />
im na do widzenia, złożyliśmy sobie życzenia miłych wakacji,<br />
a oni obiecali, że odwiedzą mnie w Nowej Zelandii.<br />
Rozmawiając trochę po polsku, trochę po angielsku,<br />
dowiedziałam się, że on jest w części Polakiem, bo mama<br />
była Polką. On oczywiście trochę zna polski, tylko nie<br />
ma z kim go ćwiczyć. Kiedy wreszcie zostawiłam miłego<br />
rozmówcę, z którym serdecznie się pożegnałam,<br />
znalazłam zniecierpliwionego wujka i ciocię, którzy już<br />
się bali, że coś jest nie tak, że może miałam przy sobie<br />
jakiś zakazany towar, np. jabłko właśnie. Po wytłumaczeniu<br />
im, co tak długo robiłam na odprawie, kazali<br />
mi dokładnie opisać rozmówcę. Okazało się, że to syn<br />
ich znajomych, zresztą cała Polonia w Nowej Zelandii<br />
zna się doskonale, wszyscy wychowywali się przecież<br />
jak rodzeństwo, zarówno w czasie wielomiesięcznego<br />
rejsu statkiem tuż po wojnie, jak i potem, w sierocińcach.<br />
Nowa Zelandia: wszędzie blisko siebie są niewysokie pofałdowane<br />
góry i Pacyfik<br />
Z Sydney do Wellington<br />
Został mi do pokonania ostatni odcinek – z metą<br />
w Wellington, stolicy Nowej Zelandii. Dotarłam tam<br />
koszmarnie zmęczona. Na dzień dobry zostałam przepytana<br />
przez bardzo życzliwego celnika na okoliczność<br />
wwożonych towarów. Do Nowej Zelandii nie wolno przywozić<br />
żadnych roślin, nasion, ziemi ani tym podobnych<br />
produktów, żeby nie zanieczyścić lokalnej flory żadnymi<br />
obcymi przybyszami. W Nowej Zelandii jest bardzo<br />
łagodny klimat i wszystko, co jest przywiezione, świetnie<br />
się tam aklimatyzuje, niszcząc rodzimą roślinność.<br />
Jakież było moje zaskoczenie, kiedy celnik zaczął<br />
pytać, skąd jestem, a po mojej odpowiedzi, że z Polski,<br />
wziął głęboki wdech i zapytał: Masz gruszka...? Odpowiedziałam,<br />
że mam jabłko i zaczęliśmy się śmiać oboje.<br />
Malownicze zatoczki – widać ich mnóstwo w czasie przeprawy<br />
promowej. Nowa Zelandia ma bardzo poszarpaną linię<br />
brzegową.<br />
Po wyjściu poza lotnisko uderzyła mnie fala<br />
ciepła i jeszcze czegoś, czego z powodu zmęczenia nie<br />
potrafiłam sobie do końca uświadomić. Wiedziałam<br />
tylko, że jest ciepłe, miłe, otulające mnie i kołyszące<br />
do snu...<br />
Następnego dnia<br />
Przebudziłam się z uśmiechem. To, co towarzyszyło<br />
mi przy zaśnięciu, było dalej wokół mnie, ciepłe,<br />
miłe i nienazwane, swojskie i przyjemne.<br />
45 7_<strong>2012</strong> wrzesień
Podróże<br />
Kamienista plaża w Lower Hutt usiana poszarpanymi głazami. Gołym okiem widać wulkaniczne pochodzenie Nowej Zelandii.<br />
W oddali kamienne wyspy o nazwie Dziadek i Wnuk.<br />
Wstałam na śniadanie, a po nim na moją gorącą<br />
prośbę udaliśmy się nad ocean... i tam, pośród łagodnej<br />
morskiej bryzy przypomniałam sobie „to” i nazwałam je.<br />
Uświadomiłam sobie, że gdziekolwiek jestem, wszędzie<br />
wokół mnie roztacza się delikatny, przyjemny zapach,<br />
a potem dowiedziałam się, że dzięki łagodnemu klimatowi<br />
w Nowej Zelandii stale coś kwitnie i stąd ten<br />
wszechobecny kwiatowo-owocowy aromat. Rodzina<br />
pokazała mi też janowiec – roślinę przywiezioną z Europy,<br />
która porasta całe zbocza gór. Problem w tym, że<br />
w Europie roślinka ta ma kilka lub kilkanaście centymetrów,<br />
a w Nowej Zelandii rozrasta się do niemalże<br />
dwumetrowych krzaków. Tak służy jej ten klimat i stąd<br />
wynika owa dbałość, żeby nikt nie przywlókł żadnej nowej<br />
rośliny, która mogłaby się rozprzestrzenić wszędzie<br />
jak janowiec (nie wiem czy to fachowa nazwa, ale tak<br />
go nazywali), zabierając miejsce rodzimym gatunkom.<br />
Zdziwiły mnie też owce, biegające samopas po<br />
zboczach. Potem dowiedziałam się, że to uciekinierzy<br />
z hodowli, podobnie jak jelenie europejskie, które są tu<br />
hodowane w stadach na ogrodzonych terenach w celach<br />
konsumpcyjnych, a ich mięso jest potem wysyłane do<br />
Europy. Ze względu na łagodny klimat zwierzęta są<br />
trzymane cały rok na wybiegu i dostarcza się im tylko<br />
wodę. Pastwiska są przez cały rok zielone, co powoduje,<br />
że hodowla jest bardzo tania i opłaca się mięso rozsyłać<br />
po całym świecie, nawet koszty transportu nie grają<br />
dużej roli.<br />
Zaskoczył mnie stosunek do zwierząt, które<br />
uciekły z hodowli. Otóż raz lub dwa razy w roku są<br />
organizowane odstrzały wszystkich uciekinierów. Wtedy<br />
w tym samym czasie ruszają w teren ogromne rzesze<br />
myśliwych i strzelają. Początkowo wydawało mi się to<br />
bardzo okrutne, ale potem zrozumiałam, że to jedyne<br />
wyjście, żeby dać szansę rodzimej faunie i florze, nieprzystosowanej<br />
do walki z szybko rozmnażającymi się<br />
i panoszącymi najeźdźcami.<br />
Dzień codzienny i obyczaje<br />
Dzień codzienny pracujących Nowozelandczyków<br />
nie bardzo mi się spodobał z powodu przerwy na lunch.<br />
Tam każdy wie, że od godziny 12 do 14 nie należy się<br />
nastawiać na załatwianie spraw urzędowych, bo wszyscy<br />
mają przerwę. Oczywiście nie wszyscy jednocześnie,<br />
ale nigdy nie wiadomo, kto kiedy. Nowozelandczycy<br />
pracę zaczynają o 9.00, a jak im powiedziałam, że ja<br />
od 7.00, to stwierdzili, że to barbarzyństwo! Nie przekonały<br />
ich nawet tłumaczenia, że o 14.00 jestem wolna<br />
i resztę dnia mam <strong>dla</strong> siebie, a oni są dopiero w środku<br />
Wuj i autorka na wyspie Picton, tuż po przeprawie promowej<br />
na Wyspę Południową<br />
46 7_<strong>2012</strong> wrzesień
Podróże<br />
Moje ukochane zachody słońca<br />
dniówki, pracując do 17-18. Niestety, ciężkie jest życie<br />
gospodyni, która o takiej godzinie jedzie do sklepu po<br />
zakupy i szykuje obiad na godz. 20, po czym wszyscy<br />
kładą się spać.<br />
Natomiast bardzo podoba mi się „zaściankowość”<br />
Nowej Zelandii. Wszystko jest spokojne, przewidywalne<br />
i sprawiedliwe, chyba nikt nie wyobraża sobie, żeby<br />
zmieniła się np. cena paliwa. Najbardziej wiekowy staruszek<br />
wie, ile mniej więcej kosztuje paliwo, bo chociaż<br />
od dawna nie jeździ samochodem, to przecież pamięta,<br />
jaka zawsze była cena! Mieszkańcy są wyciszeni i żyją<br />
na godnym poziomie. Ciekawostką są też emerytury.<br />
Niezależnie od zarobków wszyscy dostają taką samą<br />
emeryturę, wypłacaną w postaci tygodniówek – kobiety<br />
nieco mniej niż mężczyźni. Jeśli dobrze pamiętam kwoty,<br />
mężczyźni otrzymują około 420 dolarów nowozelandzkich,<br />
a kobiety około 400. Dolar nowozelandzki jest<br />
ciut mniej wart niż australijski, który z kolei jest trochę<br />
tańszy od amerykańskiego.<br />
Co do polskości – było mi wstyd, że na drugim<br />
krańcu świata ludzie chodzący do góry nogami mają<br />
w sobie tyle patriotyzmu, a ja...? Stale tam słyszałam:<br />
musisz z nami zostać, musisz nam pomóc zrobić to czy<br />
tamto, razem zrobimy coś <strong>dla</strong> społeczeństwa (!). Bez tego<br />
polskość upadnie i dzieci nie będą chciały kultywować<br />
tradycji! Oczywiście wujostwo zaangażowało mnie bardzo<br />
aktywnie do pracy w polskiej szkole, gdzie musiałam<br />
i piec ciasteczka, i gotować bigos, i żurek z kiełbasą na<br />
charytatywny festiwal, i opowiadać dzieciom o Polsce,<br />
i uczyć je języka – co robiłam po raz pierwszy w życiu...;)<br />
Polska to taki ich wymarzony, idealny kraj lat<br />
dziecięcych. Niestety po przyjeździe do starej ojczyzny<br />
wielu patriotów doznaje ogromnego rozczarowania.<br />
Wojenne sieroty<br />
Jak wujek i ciocia trafili do Nowej Zelandii?<br />
Po zakończeniu II wojny światowej zostali sierotami.<br />
W kraju nie było komu opiekować się dziećmi, które<br />
w następstwie zawieruchy wojennej zostały same, bez<br />
rodziny, więc rząd Polski zwrócił się do całego świata<br />
z prośbą o przyjęcie sierot... Statki rozwiozły dzieci<br />
w różnych kierunkach. Moi bliscy dotarli aż do Nowej<br />
Zelandii. Wujek opowiadał, jak to dzieci nie chciały<br />
47 7_<strong>2012</strong> wrzesień
Podróże<br />
się uczyć angielskiego, „języka wroga”, z nadzieją że za<br />
karę zostaną odesłane do ojczyzny... Tak się jednak nie<br />
stało. Mali przybysze najpierw trafiali do sierocińców,<br />
najczęściej pod opiekę zakonnic, a potem wiedli życie<br />
jako obywatele Nowej Zelandii.<br />
Dzieci te były<br />
dość często wykorzystywane<br />
jako służba, nie<br />
posyłano ich do szkoły,<br />
musiały ciężko odpracowywać<br />
koszty swojego<br />
utrzymania. Dzisiejsi<br />
80-latkowie wydali<br />
wspomnienia o swoich<br />
przeżyciach z lat dziecięcych.<br />
Mam jeden egzemplarz<br />
książki, do której<br />
wujek napisał rozdział.<br />
Ciągle żyli myślą<br />
o powrocie do ojczyzny,<br />
Charytatywny festiwal polski w Wellington. Zyski są przeznaczane<br />
na rzecz polskiej szkoły, w której dzieci uczą się języka polskiego<br />
i polskich tradycji.<br />
zresztą w Nowej Zelandii zaskoczyło mnie to, że są<br />
tam polskie szkoły! Ogromna jest aktywność Polonii<br />
organizującej festiwale polskie. Jest w nich zdecydowanie<br />
więcej polskości niż u wielu Polaków. Byłam<br />
zbudowana ich przywiązaniem do polskich tradycji<br />
i świąt, a przede wszystkim nieskrywanym patriotyzmem,<br />
z którym wszyscy z dumą się obnoszą. Moja nowozelandzka<br />
rodzina też myślała o powrocie do ojczyzny na<br />
starość. Przyjechali więc na rekonesans do Polski, ale<br />
po spędzeniu w naszym kraju 8 tygodni uznali, że są<br />
jednak bardziej obywatelami Nowej Zelandii, niż im się<br />
przedtem wydawało. To największa strata <strong>dla</strong> Polski – że<br />
ludzie, którzy tak tęsknili za ojczyzną, po zobaczeniu jej<br />
na własne oczy stwierdzili, że są co prawda Polakami,<br />
ale wracają... do siebie.<br />
Na co narzekają<br />
Nowozelandczycy?<br />
Oczywiście narzekają na inflację, ale ich inflacja<br />
to grosze niewarte wspomnienia. Na przykład paliwo<br />
podrożało o 2 centy – skandal, tylko czy podwyżka<br />
z 1,07 na 1,09 to jakakolwiek podwyżka?<br />
Jak zaczęłam narzekać na polskie skandale, to oni<br />
ze szczerym oburzeniem odpowiedzieli, że u nich też są<br />
skandale! A jakże, ich posłanka zdążała z otwarcia czegoś<br />
tam na mecz rugby, który też miała otworzyć. Terminarz<br />
miała ustawiony na styk, więc bardzo się spieszyła. Jechała<br />
rządowym, oznakowanym samochodem, wieziona<br />
przez szofera, ale z powodu pośpiechu przekroczyli<br />
dozwoloną prędkość. Zatrzymał<br />
ich policjant i wlepił<br />
mandat, a winna była<br />
posłanka – przecież jechała<br />
w samochodzie i widziała,<br />
co wyprawiał szofer. Był<br />
to wtedy skandal na całą<br />
Nową Zelandię! Nie mogło<br />
do nich dotrzeć, że w Polsce<br />
żaden „krawężnik” nie<br />
miałby szansy i nie odważyłby<br />
się zatrzymać rządowego<br />
samochodu, a już na<br />
pewno nikomu nie wlepiłby<br />
mandatu. Ta posłanka<br />
oczywiście spóźniła się na otwarcie meczu i okryła się<br />
ogromną niesławą!<br />
Co kraj, to obyczaj... jaki kraj, taki skandal... ;)<br />
48 7_<strong>2012</strong> wrzesień<br />
Cdn.<br />
Tekst i zdjęcia<br />
Anna Gradzik<br />
specjalista medycyny rodzinnej<br />
Autorka o sobie<br />
Pracuję w jednym ze świętokrzyskich sanatoriów zajmujących<br />
się leczeniem chorób układu kostno-stawowego.<br />
Moim marzeniem jest zanurkowanie w okolicach Wielkiej Rafy<br />
Koralowej w Australii. Oczywiście chciałabym zanurkować<br />
z rekinami – w ich naturalnym środowisku... ;) Na razie tylko<br />
w oceanarium w Sydney dotykałam rekina piaskowego, rzecz<br />
jasna za zgodą jego opiekuna – więcej o tym w drugiej części<br />
moich przygód. ;)
Podróże<br />
Hobart i okolice<br />
„Zgubię teściową,<br />
to żona mi głowę urwie!”<br />
Anna Lach-Czerwińska<br />
Kierownikiem naszej wycieczki była niewątpliwie Gniewka; od niej zależał program<br />
dnia, postoje, czasami wymuszała całkowitą zmianę planów. W sobotę wstała<br />
chyba lewą nogą, bo od samego rana zaczęło się marudzenie... że na co jej to<br />
wszystko, że (u diabła!!!) na diabła jej był ten diabeł tasmański, jak już zupełnie nie<br />
pamięta, co to było, że co to za codzienne zmiany sufitów, że ostatnio na ścianach<br />
była ciemna boazeria, a dziś tapeta w różyczki, że w różyczkach to ona w ogóle nie<br />
gustuje, że Salamanca też zupełnie ją nie interesuje... i poszła sobie znów spać.<br />
http://pl.wikipedia.org<br />
Tasmania<br />
Salamanca<br />
W tle Góra Wellington<br />
Po naradzie uznaliśmy, że trochę racji to ona ma,<br />
faktycznie ostatnio za dużo zmian w jej 14-tygodniowym<br />
życiu. Zapadła decyzja, że na Salamancę idą<br />
Linda i Neil, ja zostaję z wnuczką, potem ja z Neilem<br />
do Ogrodu Botanicznego, bo zwiedzenia go nie mogę<br />
sobie odmówić, a po obiedzie wszyscy czworo jedziemy<br />
do Richmond.<br />
Salamanca to odbywający się w Hobart cotygodniowy<br />
sobotni targ. Plac, na którym gromadzą się<br />
kupcy, sprzedawcy, rzemieślnicy, muzycy i turyści, otoczony<br />
jest budynkami z 1823 roku. Są to stare magazyny<br />
przyportowe, gdzie obecnie mieszczą się sklepy, galerie,<br />
restauracje i kawiarnie.<br />
Widać stąd górę Wellington wysoką na 1270 m.<br />
Na jej szczyt Pinnacle można dostać się wprost z miasta<br />
pieszo i rowerem kilkoma ścieżkami, <strong>dla</strong> samochodów<br />
jest jedna piaszczysta i wąska droga, z której można<br />
korzystać w porze suchej, a podczas deszczu przejazd<br />
49 7_<strong>2012</strong> wrzesień
Podróże<br />
jest utrudniony. W pobliżu szlaków wspinaczkowych są<br />
usytuowane miejsca na piknik i grill oraz chaty, w których<br />
można schronić się w razie załamania pogody.<br />
Z Salamancy widoczny jest też Hobart Port na<br />
rzece Derwent, uchodzącej do Morza Tasmańskiego.<br />
W porcie widziałam cumujące statki towarowe, wycieczkowe<br />
i obsługujące prace badawcze na Antarktydzie.<br />
Tu kończy się odbywający się każdego roku wyścig<br />
żeglarski z Sydney. Hobart zostało założone zaraz po<br />
Sydney w 1804 r.<br />
Do 1960 roku jeździły tu tramwaje (pierwsza<br />
linia w 1897 r.), które zastąpiono trolejbusami, a od<br />
1968 roku zrezygnowano z transportu elektrycznego<br />
i pozostały tylko autobusy. Dlaczego? Może mają pokłady<br />
ropy albo łupki jakieś? Benzyna nawet w przeliczeniu<br />
dolarowym (nie procentowo do pensji) jest tańsza niż<br />
w Polsce. Muszę to sprawdzić.<br />
Neil wrócił z targu z piękną drewnianą deską do<br />
krojenia wykonaną z bardzo twardego drzewa<br />
blackwood (akacja). Pozyskiwane z tasmańskich akacji,<br />
sosen, dębów i oczywiście eukaliptusów drewno odznacza<br />
się rzeczywiście dużą twardością, wykorzystywane<br />
jest głównie do produkcji mebli. Pencil pine i huon pine<br />
(odmiany sosny) występują tylko na Tasmanii.<br />
Od deski do deski o drzewach i drewnie tasmańskim<br />
opowiedział mi Neil w drodze do Ogrodu. Żar lał<br />
się z nieba, a on zaparkował chyba z 5 km od wejścia!!!<br />
Też się dziwił, sprawa wyjaśniła się jak przekraczaliśmy<br />
drugą ulicę o tej samej nazwie. Ulice te miały przymiotniki<br />
„Górna” i „Dolna”, czego nie dopatrzył się na<br />
mapie i wbił w GPS bez przymiotnika. Wysiedliśmy przy<br />
Królewski Ogród Botaniczny w Hobart<br />
dalszej, „Górnej”. Poszliśmy na przełaj przez ogromny<br />
Park Pamięci, gdzie były tabliczki z nazwiskami żołnierzy<br />
australijskich poległych w czasie I wojny światowej m.in.<br />
we Francji i Belgii. Koło każdej tabliczki posadzono<br />
drzewo, ale chyba nie wszystkie przetrwały, bo lasu<br />
to tam nie było, a tabliczek dużo. Bardzo zmordowani<br />
upałem (nietypowa ta jesień tasmańska!!!) dotarliśmy<br />
do ogrodu.<br />
Królewski Ogród Botaniczny,<br />
założony już w 1818 roku, rozczarował<br />
mnie. Gdzie mu tam do naszego<br />
Powsina wiosną, kwiatków mało,<br />
a niektóre całkiem znajome. Bogactwo<br />
palm, eukaliptusów i las deszczowy nie<br />
zaskoczyły mnie, bo już znałam te cuda<br />
natury. Część ogrodu z roślinnością arktyczną<br />
była zamknięta. Jedynie prawie Kwiatki jakby znajome<br />
200-letnie drzewa skłaniały do zadumy i zapadły mi<br />
w pamięć. Wierzę, że wiosną, kiedy zakwitają tu tysiące<br />
różnokolorowych tulipanów, ogród wygląda pięknie,<br />
ale nie doświadczyłam jego barwnej urody w czasie<br />
zwiedzania. Z ogrodu widoczny był most Tasmana na<br />
rzece Derwent.<br />
Most Tasmana<br />
50 7_<strong>2012</strong> wrzesień
Podróże<br />
który był budowany od 1823 do 1825 roku, więzienie<br />
i hotel z 1825 r., trzy kościoły – anglikański z 1834 r.,<br />
katolicki z 1836 i kongregacyjny z 1873 – jak na małe<br />
miasteczko, to zabytków grubo ponad 100-letnich w nim<br />
całkiem sporo.<br />
Również ciekawym miejscem jest Stare Miasto<br />
Hobart Model Village, jest to replika modelu Hobart<br />
z 1820 roku.<br />
Figurki mieszkańców, robotników i więźniów<br />
przedstawiają zabawne scenki z ich życia albo i mniej<br />
Park Pamięci<br />
Ha, trzeba wracać, a my nie bardzo wiemy, gdzie<br />
zostawiliśmy samochód, nie tak łatwo przyszło nam<br />
przecież odnaleźć tę „Dolną”. Po dłuższym błądzeniu<br />
dotarliśmy na kraniec Parku Pamięci, załamałam się,<br />
bo wiedziałam jak długo szliśmy w tę stronę ze sporego<br />
wzniesienia, więc proszę Neila, że posiedzę sobie tu na<br />
słupku, a on sam niech śmignie przez ten park i podjedzie<br />
po mnie. Z Neilem rozmawia mi się po angielsku tak<br />
dobrze, jak z nikim. Rozmawiamy takim mieszanym<br />
językiem polsko-angielskim, że podejrzewam zrozumiałym<br />
tylko <strong>dla</strong> nas. Co powiedział, to powiedział, a ja<br />
zrozumiałam – „nie ma głupich, nie masz zasięgu na<br />
telefonie, a ja nie wiem jak tu wrócić, zgubię teściową,<br />
to żona mi głowę urwie!”.<br />
No i posłusznie podreptałam za nim w górę parku,<br />
bez kropli wody, bo ani wrócić po nią do kawiarni<br />
w ogrodzie, ani gdzie kupić. Dopiero w samochodzie<br />
klima puszczona na najwyższe obroty przyniosła trochę<br />
wytchnienia.<br />
Ponad 20 km na północ od Hobart znajduje się stare<br />
miasteczko, chętnie odwiedzane przez turystów.<br />
Atrakcją jest najstarszy w Australii most kamienny,<br />
XIX-wieczne Hobart w miniaturze<br />
Najstarszy most Australii<br />
51 7_<strong>2012</strong> wrzesień
Podróże<br />
Stara poczta w Hobart<br />
zabawne z niewolniczej pracy skazańców. To miniaturowe<br />
miasteczko wykonane w 1991 r. według pierwotnych<br />
planów i map, składa się z ponad 60 zabytkowych<br />
budynków Hobart i 400 figurek. Do dzisiejszych czasów<br />
w stolicy dotrwało 5 budynków przedstawionych w miniaturze<br />
– m.in. urząd pocztowy. W przymuzealnym<br />
sklepiku sprawdziłam, że za maskotkę diabła trzeba by<br />
zapłacić 10 dol. (wstęp 14 dol.).<br />
Następnie z rozłożoną wygodnie Gniewką w wózku,<br />
szczelnie owiniętym mamusinym szalem przed<br />
słońcem, piechotką dotarliśmy do wspomnianego wyżej<br />
starego, kamiennego mostu na rzece Coal.<br />
Asłońce w tym Richmond się wściekło!!!! Ostro<br />
wciskało się pod czapki, okulary, nie można było<br />
uciec od oślepiającego światła i żaru. Wiatr robił, co mógł,<br />
by złagodzić palące promienie, ale powodował tylko<br />
zamieszanie, unosząc kurz i jesienne tasmańskie liście<br />
z ulic. Szczególnie nad rzeką, na otwartej przestrzeni,<br />
przykro się odczuwało oba żywioły.<br />
Podobno na Tasmanii słonce operuje z 7% większa<br />
mocą niż w Europie z powodu dziury ozonowej,<br />
która tylko nad Nową Zelandią jest jeszcze większa<br />
niż nad południową Australią. Kąt padania promieni<br />
słonecznych inny niż na półkuli północnej, czysta i bezchmurna<br />
atmosfera jak w dniu zwiedzania powoduje<br />
zwiększenie mocy światła.<br />
Umęczyło nas to słońce i wiatr w Richmond.<br />
Zjeżdżając wieczorem z nieco górzystego terenu<br />
do Hobart, ujrzeliśmy wielkie miasto, rozświetlone<br />
tysiącami światełek. A przecież to „wielkie miasto” ma<br />
tylko trochę ponad 215 tys. mieszkańców. Taki nasz<br />
Sosnowiec, tylko bez tramwajów.<br />
To jednorodzinna zabudowa powodowała rozległość<br />
miasta. Doliczyłam się może 5 lub 6 wielopiętrowych<br />
budynków, w których znajdują się biura<br />
rożnych firm.<br />
Domy mieszkalne wspinały się na wzgórza okalające<br />
miasto nawet na 800 metrów w górę, a światła<br />
z obu brzegów odbijały się w rzece.<br />
Sobotni wieczór upłynął nam na korygowaniu<br />
planów na dzień następny.<br />
Cdn.<br />
Tekst i zdjęcia<br />
Anna Lach-Czerwińska<br />
stomatolog<br />
Hobart<br />
52 7_<strong>2012</strong> wrzesień
Po dyżurze<br />
Radio REF*<br />
Powroty<br />
„Witam państwa w głównym<br />
wydaniu »Kraj i Świat<br />
Dziś«, dziś jak co tydzień obserwujemy<br />
powroty z weekendu,<br />
połączymy się teraz z naszymi<br />
reporterami na drogach nad morze, w góry, oraz nad<br />
jeziora, może najpierw zajrzyjmy w góry, halo, czy<br />
w górach mnie słychać? Jak sytuacja na drodze?”<br />
„Tak, słyszę i witam! Od ostatniej naszej rozmowy,<br />
czyli przez 15 minut, minęły nas 452 samochody, w tym<br />
głównie auta osobowe, ale widzieliśmy też 2 ciężarówki,<br />
wiadomo że po drogach mogą poruszać się, o ile przewożą<br />
ładunek łatwo psujący się, no i dwie takie ciężarówki<br />
właśnie w tym czasie już nas mijały.”<br />
„Czy obserwujesz wzrost liczby powracających?”<br />
„Tak, w zasadzie można powiedzieć, że powoli już<br />
zaczynają się powroty, może trudno to nazwać jeszcze<br />
tłokiem, ale od godziny 14.00, kiedy to zanotowaliśmy<br />
zaledwie 137 mijających nas aut, liczba ta systematycznie<br />
rośnie i wydaje się, że powoli, powoli można zacząć<br />
mówić o tworzącym się korku…”<br />
„Dziękuję, teraz zajrzymy nad morze, halo?”<br />
„Witam cię ponownie, dziś cały dzień obserwujemy<br />
pracę pobliskiego patrolu, od naszej ostatniej<br />
rozmowy patrol skontrolował już 2 kolejnych kierowców,<br />
obaj byli trzeźwi, aczkolwiek jak już informowaliśmy,<br />
około godziny 18.30 jeden z kierowców zatrzymanych<br />
do kontroli nie tyle wysiadł, co wypadł z auta, nie był<br />
też w stanie poddać się kontroli alkomatu, tak więc nie<br />
mamy potwierdzenia, że był rzeczywiście pod wpływem<br />
alkoholu, a w tej chwili ten kierowca jest w drodze do<br />
najbliższego szpitala celem wykonania badań krwi. Za<br />
nim podąża oczywiście nasz kolega w helikopterze,<br />
tak więc jak tylko dowiemy się o jego dalszych losach,<br />
będziemy państwa na bieżąco informować.”<br />
„Do tej sprawy będziemy na pewno jeszcze wracać,<br />
liczymy też na zdjęcia ze śmigłowca, na razie dziękuję<br />
* www.photoblog.com/radioref<br />
**Refundologia – najnowsza gałąź nauk medycznych<br />
Maggy Woland<br />
M.D. , Ref.D.** ;))<br />
za relację i przenosimy się<br />
na drogę nad jeziora, halo,<br />
jak to wygląda u was?”<br />
„Halo, witam i pozdrawiam<br />
państwa z 275<br />
kilometra, w znanym wszystkim kierowcom miejscu,<br />
czyli przy malowniczej wyrwie w asfalcie, którą obserwujemy<br />
oczywiście co tydzień, z uwagi na to, że uzyskujemy<br />
tu najlepsze ujęcia… Obecnie można powiedzieć, że<br />
kierowcy zwalniają koło wyrwy, ale widzimy również<br />
i taki trend, taką można powiedzieć tendencję, którą<br />
obserwujemy już od 3 tygodni, że zwalniają też na poprzedzającym<br />
ją zakręcie, tak więc wygląda na to, że być<br />
może wiedza o wyrwie jest już obecnie nieco większa niż<br />
poprzednio. Natomiast co do liczby pojazdów, to z racji,<br />
że pojazdy te w tym miejscu zwalniają, po prostu jadą<br />
wolniej i co do konkretnej liczby, to jest ich przez to na<br />
pewno w jakiś sposób podobnie, co przed mniej więcej<br />
godziną. Podsumowując, wygląda więc na to, że kierowcy<br />
nie mogą tu przyspieszyć i <strong>dla</strong>tego jadą wolniej, a liczba<br />
aut utrzymuje się na podobnym poziomie.”<br />
„Dziękuję za tę relację, na koniec przeniesiemy<br />
się teraz do śmigłowca, mamy już zdjęcia, halo, powiedz<br />
nam, co na nich obserwujemy?”<br />
„W tej chwili widzimy auto służbowe, który odwozi<br />
kierowcę, najprawdopodobniej nietrzeźwego, ale to nie<br />
jest jeszcze potwierdzone, do najbliższej placówki medycznej,<br />
w tej chwili wchodzi w zakręt, a potem, z tego co<br />
wiem z mapy, najprawdopodobniej będzie się kierował<br />
na lewo, właśnie do tej najbliższej placówki medycznej.”<br />
„O czym będziemy państwa informować na bieżąco.<br />
Na koniec informacja z zagranicy – prawdopodobnie<br />
powódź stulecia grozi połowie jednego z kontynentów,<br />
na jutro dowiemy się, o który kontynent chodzi, na<br />
razie prosimy o zdjęcia, relacje, państwa komentarze<br />
oraz być może osobiste doświadczenia z dróg w całym<br />
kraju, szczególnie jeżeli są państwo w pobliżu miejsca,<br />
w którym zatrzymano najprawdopodobniej jednak<br />
nietrzeźwego kierowcę. Dziękujemy za uwagę.” •<br />
Rys. Zen<br />
53 7_<strong>2012</strong> wrzesień
Po dyżurze<br />
Ucieczka z Alcatraz<br />
Monika Jezierska-Kazberuk*<br />
Do mojej przyjaciółki przybyły onegdaj dwie papużki<br />
nierozłączki w dużej białej klatce. Zawitały do niej<br />
<strong>dla</strong>tego, że ich poprzednia właścicielka miała, niestety,<br />
uczulenie na papużki. Tak więc musiały znaleźć inny dom.<br />
Papużki (on i ona) były śliczne – miały piórka<br />
zielone, szmaragdowe, morsko-zielone, turkusowe; na<br />
podgar<strong>dla</strong>ch brzoskwiniowokremowe śliniaczki, żółte<br />
dziobki, szare łapki i czarne, bardzo bystre oczka. Były<br />
ciekawskie. Obserwowały i śledziły każdy ruch. Miały<br />
także charakter bardzo towarzyski, lubiły gadać, stale<br />
włączały się do rozmowy, odzywały się do ludzi, do radia,<br />
do telewizora – a jak w domu było cicho, to coś tam ciągle<br />
ćwierkały do siebie. Tak przez cały dzień. Wieczorem<br />
odprawiały rytuał czesania piórek, czyszczenia, głaskania<br />
się nawzajem i zasypiały na drążku, mrużąc oczka.<br />
Najpierw był problem z imionami. Myśmy nazwali<br />
je roboczo Ptuś i Ptusia. Wspólnie Ptusie albo<br />
Ptusiostwo. Ptuś był odrobinę większy, miał ciemniejsze<br />
piórka i śliniaczek, był spokojniejszy i bardziej ostrożny.<br />
Ptusia miała piórka jaśniejsze, śliniaczek cytrynowożółty,<br />
była energiczna, niespokojna, ciekawska i agresywna.<br />
Miała też skłonność do dominacji i kłótliwe usposobienie<br />
– wiele razy coś jej się tam nie podobało i wtedy<br />
(typowa kobieta!) napadała na spokojnego i papuziemu<br />
Bogu ducha winnego temu Ptusia i wrzeszczała na niego;<br />
nierzadko go dziobała, aż piórka leciały.<br />
Oba ptaszki były inteligentne i bardzo sprytne. Zwiedziały<br />
klatkę i zdecydowanie twórczo bawiły się<br />
znajdującymi się w niej przedmiotami. Stale odczepiały<br />
jedną huśtawkę. Gdy dostały do zabawy dzwoneczek na<br />
długim łańcuszku, pracowicie i precyzyjnie rozmontowały<br />
łańcuszek, ogniwko po ogniwku… odczepiły go<br />
także całkowicie od klatki, a nie było to łatwe, bo zaczep<br />
łańcuszka był taki jak kółko do kluczy. (Jak dwa małe<br />
ptaszki mogły to zrobić, mając do dyspozycji tylko łapki<br />
i dziobki? Myśmy się nad tym zaczepem, aby go zaczepić,<br />
solidnie namęczyli. Niepojęte…) Dno klatki było wyłożone<br />
papierem. Pyszna była zabawa w chowanego pod<br />
*Specjalista medycyny rodzinnej<br />
Fot. Cory Young<br />
Ptuś i Ptusia<br />
kartkami papieru, a później<br />
papużki odkryły, że papier świetnie można<br />
podrzeć na drobne kawałki. No to do dzieła! I za chwilę<br />
cały papier był poszarpany i w strzępach.<br />
Pewnego razu dostały do jedzenia cały duży kłos<br />
prosa. Oczywiście natychmiast go odczepiły od klatki,<br />
potem Ptusia paradowała z kłosem (przynajmniej 2x od<br />
niej większym!) nosząc go w dziobie i spacerując dumnie<br />
po dnie klatki, a potem (pracując razem z Ptusiem)<br />
porwała kłos na kawałeczki. Ile zjadła – nie wiadomo,<br />
ale jaka zabawa była!<br />
Ponieważ papużki były „klatkowe”, przyjaciółka<br />
zdecydowała je wypuszczać z klatki w pokoju, aby<br />
mogły sobie trochę polatać. Na początku było z tym<br />
bardzo słabiutko. Ptusie wyszły z klatki, komicznie<br />
rozprostowały skrzydełka i łapki, no i wystartowały do<br />
lotu. Klops. Nie za bardzo umiały latać! Na początku<br />
startowały niezgrabnie, machały szaleńczo skrzydełkami,<br />
skrzecząc rozpaczliwie i lądowały ciężko na najbliższej<br />
półce z książkami.<br />
Gdyby przetłumaczyć na język ludzki ich gadaninę<br />
w trakcie pierwszych lotów i to, co się działo, toby<br />
to brzmiało chyba tak:<br />
– Echchchchch… (rozprostowanie skrzydełek)<br />
– Wybiłem się! O rany, lecę, lecę, lecę, lecę!!!<br />
Ratunkuuuuu!!! (start i lot)<br />
– Lądujęęęęęęęę! Ło, matko!!! (Łup!!! – lądowanie<br />
na półce)<br />
– Ufffffffffffffffff… (wreszcie stały grunt pod<br />
łapkami)<br />
Półka z książkami bardzo papużki zaciekawiła:<br />
najpierw defilowały w tę i z powrotem przed książkami,<br />
54 7_<strong>2012</strong> wrzesień
Po dyżurze<br />
Rys. Katarzyna Kowalska<br />
potem książki zostały prewencyjnie podziobane, a na<br />
końcu oba Ptusie schowały się za nimi. Dochodziło<br />
stamtąd zadowolone, ciche poćwierkiwanie. Papużki<br />
były wyraźnie szczęśliwe, że mają za sobą ciężką drogę<br />
w nowe miejsce, znalazły sobie świetną kryjówkę – nikt<br />
ich nie widzi i mogą sobie spokojnie, bez podglądania<br />
przez kogokolwiek (czytaj – przyjaciółkę) załatwiać<br />
swoje papuzie sprawy.<br />
Wycieczki po pokoju stawały się coraz bardziej<br />
zuchwałe, a latanie sprawne – papużki odkryły szklaną<br />
półkę, na której był duży wazon. Najpierw, po wylądowaniu<br />
na niej, były bardzo zaniepokojone – niby nic<br />
pod łapkami, a jednak stabilne. Cud! Chodziły w tę<br />
i z powrotem po szkle i z nieufnością i niedowierzaniem<br />
przypatrywały się temu, komicznie przechylając łebki<br />
– raz jednym czarnym ślepkiem, raz drugim. W końcu<br />
jakoś przyjęły do wiadomości, że jest, jak jest. No cóż,<br />
świat jest duży i skomplikowany.<br />
Potem odkryły wazon i potraktowały go jako<br />
rewelacyjną dziuplę. Oczywiście najpierw trzeba starannie<br />
zbadać interesujące znalezisko. Ptusia ostrożnie go<br />
dziobnęła i odskoczyła na bezpieczną odległość. Nic się<br />
nie stało, wazon nie zareagował. Potem to samo zrobił<br />
Ptuś. Znów zero reakcji ze strony wazonu. No, to znaczy,<br />
że należy wejść do środka. Oczywiście rozważnie i będąc<br />
w pełni gotowym do ucieczki. Najpierw Ptusia, jako<br />
odważniejsza i bardziej ciekawska. Cisza.<br />
Spokój. Wazon jakoś nie oponuje. No<br />
to teraz Ptuś. Wszystko O.K. Super!<br />
Mamy nowy domek! Co prawda stoi na<br />
czymś takim niepokojącym, przezroczystym,<br />
co to niby powietrze, a twarde<br />
i się nie spada, ale można się do tego<br />
przyzwyczaić.<br />
Przyjaciółka zdecydowała, że<br />
będzie wystawiać papużki na balkon.<br />
Ptusiom bardzo się to podobało: inne<br />
otoczenie, inne odgłosy, inne powietrze,<br />
inne ptasie głosy… zielono dokoła,<br />
a jaka przestrzeń!<br />
To chyba wtedy stwierdziły,<br />
że klatka to jednak nie<br />
to…<br />
Pewnego dnia moi przyjaciele poszli, jak zwykle, do<br />
pracy. Zostawili zamkniętą klatkę, uchylone okno<br />
na balkon (zasłonięte ciemną zasłoną). Pewni byli, że<br />
wszystko jest w porządku. Gdy wrócili, nigdzie nie było<br />
papużek. Uciekły.<br />
Klatka była nadal zamknięta. Ptusie wyrzuciły<br />
karmidełko i przecisnęły się przez otwór, w którym było<br />
umocowane. Potem, fruwając po pokoju, przeleciały<br />
ponad zasłoną i przecisnęły się przez uchylone okno<br />
na balkon. Balkon był zabezpieczony siatką przeciw<br />
gołębiom. Zieloni uciekinierzy znaleźli szparę w siatce<br />
i wyfrunęli na wolność.<br />
Moja przyjaciółka, zrozpaczona, poszukiwała ich<br />
wytrwale, rozwiesiła wszędzie ogłoszenia z fotografią<br />
Ptusiów. Następnego dnia zadzwonił jakiś pan z sąsiedztwa,<br />
że przyleciała do niego przez okno papużka<br />
nierozłączka. Przyjaciółka natychmiast tam pobiegła.<br />
Za późno…<br />
W podjętym naprędce śledztwie, analizując ślady<br />
i poszlaki, ustaliliśmy prawdopodobną wersję wydarzeń.<br />
Wleciał przez okno do Ptuś. Usiadł panu na palcu i rozdarł<br />
się „JEEEEEEEŚĆ!”. Pan zadzwonił do swojej znajomej,<br />
biologa: Czy można papużkę nakarmić kaszą? Pani<br />
biolog stwierdziła, że kasza nie powinna zaszkodzić. No<br />
to Ptuś otrzymał kaszę do napełnienia brzuszka. W tym<br />
czasie, gdy papużek zajadał, pan zadzwonił na podany na<br />
ogłoszeniach telefon. Niestety! Ptuś, gdy się<br />
najadł, to chciał wyfrunąć na wolność<br />
z powrotem. Ponieważ okno w pokoju<br />
było zamknięte, to przefrunął do<br />
kuchni, a tam było uchylone. Tyle<br />
wystarczyło. Frrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr!<br />
I już go nie było…<br />
Tak się skończyła wielka ucieczka<br />
dwóch małych zielonych papużek-nierozłączek.<br />
Od tego czasu nie<br />
mamy o nich żadnych informacji. Pozostaje<br />
nadzieja, że znajdą miejsce,<br />
które im odpowiada i w którym<br />
będą chciały zostać. Życzę im<br />
tego z całego serca, wykazały się<br />
bowiem niebywałą inteligencją, sprytem<br />
i pragnieniem wolności. •<br />
55 7_<strong>2012</strong> wrzesień
Fot. Mieczysław Knypl