o_18pisot46mg61os71t11ijhlaia.pdf
zapłacimy… Ja już wtedy nie płakałam. Nie miałam łez albo produkcja strajkowała. Oczy miałam suche, piekące i pustkę w głowie. Za to czułam w piersiach obecność owada. To musiał być jakiś wielki żuk, bo siedział mi pod mostkiem i ściskał szczypcami przełyk i tchawicę tak mocno, że nie mogłam nabrać powietrza. – Ja nie wiem, jakie litery… – powiedziałam. – Zróbcie tak, żeby pasowało… Nigdy nie rozmawiałam ze Sławkiem o naszej ewentualnej śmierci. Nie przyszło nam do głowy, że jednemu czy drugiemu cokolwiek może się stać. Owszem, on martwił się o mnie, kiedy wieczorami zajmowałam się na przykład jakimś dzieckiem, żeby dorobić, zanim on dostał tę świetną pracę, i spóźniałam się na umówioną godzinę. – Dlaczego nie chcesz, żebym po ciebie przychodził? – złościł się. – Siedzę w domu i wyobrażam sobie ciebie w kawałkach… – Bo nie ma potrzeby, żebyś po pracy jeszcze gdzieś chodził – odpowiadałam. – To dwa kroki, tyle że rodzice nie zawsze przychodzą punktualnie… Czasami, wiesz, im się też autobus spóźnia. I to było tylko takie gadanie. Ja też się martwiłam, kiedy jeden raz miał wrócić z delegacji w piątek wieczorem. Czekałam do drugiej nad ranem, martwiąc się potwornie, że coś mu się stało. Wyjaśnienie było zupełnie oczywiste. Pociąg stanął w polu i stał tak długo, aż przyjechali go naprawić. Czyli całą noc, mniej więcej. Rano Sławek przyjechał brudny, zmarznięty i wściekły. A ja w pretensjach, bo nie wiedziałam, czy żyje… Ale jak mieć pretensje do kogoś, kto stoi w ciemnym pociągu w zatłoczonym korytarzu i nie ma skąd zadzwonić, bo wielkie jak cegły komórki mieli tylko gangsterzy? I to były wszystkie nasze rozmowy na temat ewentualnej śmierci. Nie miałam pojęcia, czego Sławek by chciał. Mogłam jedynie przypuszczać, że nie chciałby, żebym płakała, ani żadnego kościelnego cyrku. Pewnie machnąłby ręką na złote literki. Tego jednego byłam pewna, ponieważ kiedyś podczas spacerów po starym cmentarzu wskazał mi jeden z okazałych pomników. – Zobacz… Grób okropny, czarny, wielki, płyta jak meteor na nim leży. Widać, że rodzina ma pieniądze, tylko po co to takie coś robić…
Przecież umarłemu wszystko jedno… – Przecież rodzina to dla siebie robi i dla innej rodziny, a nie dla tego, co tam leży – powiedziałam, a Sławek pochwalił mnie, że taka bystra jestem i mądra… Zgodziłam się na literki, jakie chcieli teściowie. I na pogrzeb po trzech dniach, przed niedzielą, w piątek, najbardziej odpowiedni dzień na pogrzeby. Poszłam z teściową do zakładu pogrzebowego „Styks” i potakiwałam głową na wieniec z gerberów, pajączek z goździków, trumnę sosnową, koronkę na trumnie i co tam jeszcze chciała. Widok trumien przypomniał mi, że Sławek nie żyje. Jeszcze nie wiedziałam, w jaki sposób pozwolę, żeby zabrano jego ciało. Nie wyobrażałam sobie, że mogłabym pozwolić na ubranie go w garnitur i włożenie do sosnowego obrzydliwego pudła. A już zupełnie nie umiałam wydać swojej zgody na przysypanie go ziemią. – Weronisiu… – szepnęła teściowa po wyjściu ze „Styksu”. – Jeszcze musimy kupić garnitur… Tego już było za wiele jak dla mnie. – On ma dwa garnitury. – Oczy zaszły mi mgłą. – Razem kupowaliśmy… – Ale kochana! – Teściowa mówiła te słowa z wyraźnym przestrachem. – Musi być nowy… Po co nowy garnitur, przecież Sławkowi może być w nim niewygodnie? Tamte mierzył, zastanawiał się. W końcu sporo w nich chodził, ten szary zwłaszcza polubił. – A może by tak mama sama kupiła – powiedziałam, starając się mówić głośno, ale przeszkadzał mi w tym ten żuk, którego miałam pod mostkiem. – Zresztą ja uważam, że nie potrzeba… – Jak nie potrzeba… – oburzyła się teściowa. – Jak nie potrzeba. To zupełnie nie wypada, żeby nie pochować w garniturze. Szacunek się należy, szacunek… – Dwa garnitury w domu. – Na sekundę pokonałam żuka. – Można włożyć ten szary. Sławek bardzo go lubił. Będzie mu w nim wygodnie… – Musi być nowy – rzuciła teściowa z determinacją godną prawdziwej chrześcijanki, którą będą oceniać zgromadzone na pogrzebie towarzyszki z kółka różańcowego.
- Page 40 and 41: Myślałem, że to bzdury, że wy,
- Page 42 and 43: powiedziałam, kiedy już ustalili
- Page 44 and 45: codziennie albo kilka razy dziennie
- Page 46 and 47: kiedy mój własny ojciec dobijał
- Page 48 and 49: wszystko, co robiła matka. - A dzi
- Page 50 and 51: - Dlaczego ty miałaś tylko jedno
- Page 52 and 53: czasu ślubu uważaliśmy… - Nie
- Page 54 and 55: - Ten facet mówił, że on nic zł
- Page 56 and 57: - Powiesz. - Kiwnął stanowczo gł
- Page 58 and 59: - Podejrzewaliśmy to - powiedział
- Page 60 and 61: - W telewizji podają takie… prze
- Page 62 and 63: - A po co sekretarka? Sławek obgry
- Page 64 and 65: w szklanej tafli. Byłam jeszcze pr
- Page 66 and 67: z kobiet nie była w sukience, tylk
- Page 68 and 69: pierwszy ją zobaczyłam. Siedział
- Page 70 and 71: - Cóż ja słyszę? - zakrzyknął
- Page 72 and 73: chociaż je słychać latem, a ona
- Page 74 and 75: yło prawie przyjemne. Miałam na s
- Page 76 and 77: do tyłu i prosił, żebym przesta
- Page 78 and 79: uratuje Sławka i pobłogosławi na
- Page 80 and 81: podłodze, ponieważ łazienka był
- Page 82 and 83: dziwne”, pamiętam jak dziś, że
- Page 84 and 85: Sławkowi przynieść, a one powied
- Page 86 and 87: Usiadłam, nie przestając trzymać
- Page 88 and 89: natychmiast się przewracałam. Prz
- Page 92 and 93: Powiodłam błędnym wzrokiem doko
- Page 94 and 95: - Ale nie wypada - wyszeptała teś
- Page 96 and 97: i odpowiednio ją „zaszeregowuję
- Page 98 and 99: nieszczęściem, ale w poczuciu spe
- Page 100 and 101: - Śliczny, prawda? - ożywiła si
- Page 102 and 103: chuda. - Czyli jestem gruba? - pyta
- Page 104 and 105: Punktualnie przed mój dom zajecha
- Page 106 and 107: - Narzeczona zostawiła go, jak ju
- Page 108 and 109: kończą swoje dania dla dwojga i w
- Page 110 and 111: pozwolili jej wyjść z domu. W ko
- Page 112 and 113: dalsze losy. - A gdzie druga pociec
- Page 114 and 115: nie miał prawa zauważyć, że nie
- Page 116 and 117: Nic, co pani powie, nie może zosta
- Page 118 and 119: - Radzę sobie. - Zapewniłam. - We
- Page 120 and 121: i marynarki, uporczywie odmawiając
- Page 122 and 123: - O, taka… przystojna kobieta…
- Page 124 and 125: esztki ze sklepu… Zamknęła i po
- Page 126 and 127: - A jakeś ty to zrobiła, że mu,
- Page 128 and 129: Pierwszym moim lokatorem był nieś
- Page 130 and 131: „cholerny”. Dyrektorka spróbow
- Page 132 and 133: traktowaniem go jak gościa a syna
- Page 134 and 135: chęci i zgrzytanie determinacji. W
- Page 136 and 137: geniuszy, którzy dobrze się zapow
- Page 138 and 139: - Tylko że to moje granie to bardz
Przecież umarłemu wszystko jedno…<br />
– Przecież rodzina to dla siebie robi i dla innej rodziny, a nie dla<br />
tego, co tam leży – powiedziałam, a Sławek pochwalił mnie, że taka<br />
bystra jestem i mądra…<br />
Zgodziłam się na literki, jakie chcieli teściowie. I na pogrzeb po<br />
trzech dniach, przed niedzielą, w piątek, najbardziej odpowiedni dzień na<br />
pogrzeby. Poszłam z teściową do zakładu pogrzebowego „Styks”<br />
i potakiwałam głową na wieniec z gerberów, pajączek z goździków,<br />
trumnę sosnową, koronkę na trumnie i co tam jeszcze chciała. Widok<br />
trumien przypomniał mi, że Sławek nie żyje. Jeszcze nie wiedziałam,<br />
w jaki sposób pozwolę, żeby zabrano jego ciało. Nie wyobrażałam sobie,<br />
że mogłabym pozwolić na ubranie go w garnitur i włożenie do<br />
sosnowego obrzydliwego pudła. A już zupełnie nie umiałam wydać<br />
swojej zgody na przysypanie go ziemią.<br />
– Weronisiu… – szepnęła teściowa po wyjściu ze „Styksu”.<br />
– Jeszcze musimy kupić garnitur…<br />
Tego już było za wiele jak dla mnie.<br />
– On ma dwa garnitury. – Oczy zaszły mi mgłą. – Razem<br />
kupowaliśmy…<br />
– Ale kochana! – Teściowa mówiła te słowa z wyraźnym<br />
przestrachem. – Musi być nowy…<br />
Po co nowy garnitur, przecież Sławkowi może być w nim<br />
niewygodnie? Tamte mierzył, zastanawiał się. W końcu sporo w nich<br />
chodził, ten szary zwłaszcza polubił.<br />
– A może by tak mama sama kupiła – powiedziałam, starając się<br />
mówić głośno, ale przeszkadzał mi w tym ten żuk, którego miałam pod<br />
mostkiem. – Zresztą ja uważam, że nie potrzeba…<br />
– Jak nie potrzeba… – oburzyła się teściowa. – Jak nie potrzeba.<br />
To zupełnie nie wypada, żeby nie pochować w garniturze. Szacunek się<br />
należy, szacunek…<br />
– Dwa garnitury w domu. – Na sekundę pokonałam żuka. – Można<br />
włożyć ten szary. Sławek bardzo go lubił. Będzie mu w nim wygodnie…<br />
– Musi być nowy – rzuciła teściowa z determinacją godną<br />
prawdziwej chrześcijanki, którą będą oceniać zgromadzone na pogrzebie<br />
towarzyszki z kółka różańcowego.