o_18pisot46mg61os71t11ijhlaia.pdf

04.06.2014 Views

do tyłu i prosił, żebym przestała, bo zaraz będzie po sprawie. Tyle że on mi tym razem nie pozwolił. Trzymał mnie mocno za pośladki i pracował kciukami i językiem tak, że kiedy w końcu wszedł, ja już sama nie wiedziałam, czy prosiłam o to, czy on sam tak zdecydował. Potem odpoczął chwilę, ale zanim ja zdążyłam odetchnąć, kochał się ze mną jeszcze przez godzinę, a ja już nie miałam w głowie nic innego, tylko docierające do mojego mózgu wrażenia. Kiedy skończyliśmy, wszystko mnie bolało z przekrwienia. Byłam tak rozpulchniona w środku, że na moich wargach sromowych można by chyba było wyżywić trzy pokolenia pijawek. – Nie miałem racji – przyznał. – Dobrze, że zamówiłaś tego homara… Ja bym pewnie nie mógł cię zaprosić na tak kosztowne danie… Czy dlatego wkradło się między nas to coś jak pająk, delikatne, jednocześnie budzące strach i obrzydzenie? Cierpiała jego męska ambicja, że nie chodzimy do drogich restauracji? Nie chodziło o nią i jej uciekające oczy? – No to w porządku, bo bałam się koniec końców, że będziesz miał nieprzyjemności… Przyciągnął mnie do siebie i pocałował. Zasnęłam błyskawicznie, otulona w jego dotyk i zapach, nieumyta, z pamięcią ust na ustach i kroczu, szczęśliwa i bez wątpliwości. • Tego dnia, kiedy odszedł do innego świata, świeciło słońce. Gdyby chociaż padał deszcz, uznałabym, że przyroda uszanowała moją stratę. Sławek leżał w szpitalu od dwóch dni. Po pierwszym szoku, że taki zdrowy i silny człowiek leży bezbronny jak dziecko, zależny od przezroczystego płynu, który spływa mu do żyły, otrząsnęłam się i zaczęłam widzieć światło w tunelu. Powiedzieli mi, że operacja się udała. Trwała kilka godzin, wymagała zszycia organu, który nazywał się „śledziona”, o którym wcześniej, szczerze mówiąc, zbyt dużo nie słyszałam. W wyniku uderzenia samochodu pękła Sławkowi śledziona.

Kojarzyło mi się to ze śledziem, w najlepszym wypadku czymś oślizłym, śmialiśmy się z tego oboje, bo już wszystko było jak dawniej, zaraz po tej operacji, kiedy odzyskał przytomność i pozwolono mi do niego „nielegalnie” wejść. – Sławek – powiedziałam do niego, nie mając odwagi dotknąć ręki. – Pękła ci śledziona, ale już zaszyli. – A cóż to za czort? – wychrypiał. Właśnie taki dźwięk wydał, jakby drapać paznokciem blat z okleiny albo płyty paździerzowej. – Coś, w czym jest krew, czy jakoś tak – zaszeptałam i obejrzałam się trwożnie. Bałam się, że mnie wyrzucą z sali. – Jak się czujesz? – Jakby samochód po mnie przejechał – powiedział i spróbował się uśmiechnąć. Zalała mnie fala ulgi i czułości. Ja naprawdę czułam, że zszyto mu tego śledzia czy inny pęcherz pełen krwi i już o nic nie musimy się martwić. No trudno, stało się, co się stało, pijany drań potrącił go na pasach. Ale potrącił to nie to samo, co przejechał. Uderzenie spowodowało wielki siniak w środku, coś się rozlało, zabrudziło, wymagało mycia i pucowania przez sześć godzin. Nie miałam pojęcia, czy to długo, czy krótko. Myślałam sobie, dobrze, że długo, bo jakby była beznadziejna sprawa, toby otworzyli i zaszyli. Jak u wujka Mietka. Tak matka mówiła, że ci dranie lekarze otworzyli go, zobaczyli, jaki to rozpanoszony rak mu się zrobił, i zaszyli z powrotem. A ta rana nigdy mu się nie skleiła. Ciotka Romka opowiadała, jak wujkowi Mieciowi mleko wypływa tą raną. Łyka ustami, a raną wylatuje, takie samo białe, jak weszło. Podczas operacji siedziałam skulona pod drzwiami na oddział, pogrążona w takich niewesołych myślach. Nie pozwalali wejść, wtedy nie było tak jak teraz, że można sobie siedzieć i herbatę prawie że podają. Siedziałam tam i patrzyłam tępo w drzwi, myśląc sobie, że jak wszystko będzie dobrze, to zacznę regularnie chodzić do kościoła na msze. To będzie znaczyło, że Bóg istnieje i udzielił mi ostrzeżenia, niech będzie i tak. Nawrócę się, poleję święconą wodą, wzbudzę w sobie wszelkie szczere uczucia i podziękuję. Potem zacznę prosić o dziecko, chociaż przekroczyłam trzydziestkę. To jest bardzo dobra myśl, nawrócić się i błagać o poczęcie. Pewnie wtedy się uda, kiedy tylko Bóg

Kojarzyło mi się to ze śledziem, w najlepszym wypadku czymś oślizłym,<br />

śmialiśmy się z tego oboje, bo już wszystko było jak dawniej, zaraz po<br />

tej operacji, kiedy odzyskał przytomność i pozwolono mi do niego<br />

„nielegalnie” wejść.<br />

– Sławek – powiedziałam do niego, nie mając odwagi dotknąć ręki.<br />

– Pękła ci śledziona, ale już zaszyli.<br />

– A cóż to za czort? – wychrypiał. Właśnie taki dźwięk wydał,<br />

jakby drapać paznokciem blat z okleiny albo płyty paździerzowej.<br />

– Coś, w czym jest krew, czy jakoś tak – zaszeptałam i obejrzałam<br />

się trwożnie. Bałam się, że mnie wyrzucą z sali. – Jak się czujesz?<br />

– Jakby samochód po mnie przejechał – powiedział i spróbował się<br />

uśmiechnąć.<br />

Zalała mnie fala ulgi i czułości. Ja naprawdę czułam, że zszyto mu<br />

tego śledzia czy inny pęcherz pełen krwi i już o nic nie musimy się<br />

martwić. No trudno, stało się, co się stało, pijany drań potrącił go na<br />

pasach. Ale potrącił to nie to samo, co przejechał. Uderzenie<br />

spowodowało wielki siniak w środku, coś się rozlało, zabrudziło,<br />

wymagało mycia i pucowania przez sześć godzin. Nie miałam pojęcia,<br />

czy to długo, czy krótko. Myślałam sobie, dobrze, że długo, bo jakby<br />

była beznadziejna sprawa, toby otworzyli i zaszyli. Jak u wujka Mietka.<br />

Tak matka mówiła, że ci dranie lekarze otworzyli go, zobaczyli, jaki to<br />

rozpanoszony rak mu się zrobił, i zaszyli z powrotem. A ta rana nigdy<br />

mu się nie skleiła. Ciotka Romka opowiadała, jak wujkowi Mieciowi<br />

mleko wypływa tą raną. Łyka ustami, a raną wylatuje, takie samo białe,<br />

jak weszło.<br />

Podczas operacji siedziałam skulona pod drzwiami na oddział,<br />

pogrążona w takich niewesołych myślach. Nie pozwalali wejść, wtedy<br />

nie było tak jak teraz, że można sobie siedzieć i herbatę prawie że<br />

podają. Siedziałam tam i patrzyłam tępo w drzwi, myśląc sobie, że jak<br />

wszystko będzie dobrze, to zacznę regularnie chodzić do kościoła na<br />

msze. To będzie znaczyło, że Bóg istnieje i udzielił mi ostrzeżenia, niech<br />

będzie i tak. Nawrócę się, poleję święconą wodą, wzbudzę w sobie<br />

wszelkie szczere uczucia i podziękuję. Potem zacznę prosić o dziecko,<br />

chociaż przekroczyłam trzydziestkę. To jest bardzo dobra myśl,<br />

nawrócić się i błagać o poczęcie. Pewnie wtedy się uda, kiedy tylko Bóg

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!