o_18pisot46mg61os71t11ijhlaia.pdf

04.06.2014 Views

z kobiet nie była w sukience, tylko w garsonkach, które nazywały kostiumami. Wyglądały, jakby prosto z pracy wskoczyły do samochodów i przyjechały na to spotkanie. Wszystkie starannie uczesane, miały okulary i buty na różnej wysokości obcasach. Ja przy nich wyglądałam jak wsiura, która przyjechała do miasta na zakupy. W jednej chwili moja sukienka wydała mi się tandetna. Pożałowałam też, że fryzjerka, obcinając mi włosy na pazia i lakierując grzywkę, zrobiła ze mnie ciotkę klotkę. Te kobiety przy stole miały koki banany, włosy, które się z nich wymykały, wyglądały tak naturalnie, jakby to nie fryzjer je tak ułożył. Nie było przy tym widać ani krzty lakieru do włosów. Sławek na mnie nie patrzył, tylko witał się z jakimś niskim, łysawym gościem, w którym domyśliłam się szefa. Sądząc po minie tego pana, był to jeden z głównych szefów, o ile nie najgłówniejszy. – Panie dyrektorze – przez moją świadomość przebił się głos Sławka – proszę pozwolić, że przedstawię panu moją żonę Weronikę. Wydawało mi się, że te wszystkie babki się ze mnie śmieją, a faceci pewnie ze Sławka. – Dzień dobry. – Podałam mu rękę, a on nie pocałował jej, tylko uścisnął. Usiedliśmy. Podszedł kelner i zapytał, co życzę sobie do picia. Poprosiłam herbatę. Nie chciałam sprawiać kłopotu. Po minie Sławka dostrzegłam, że to chyba nie był najlepszy pomysł. – Zmarzła pani? – zapytał przyjacielsko brzydki facet siedzący dokładnie naprzeciwko mnie. – W takim razie proponujemy coś mocniejszego. – Właściwie poproszę. – Zdecydowałam się nie zwracać uwagi na ewentualne konwenanse. – Campari z sokiem pomarańczowym. Kelner ukłonił się, a po chwili przyniósł czerwonopomarańczowy napój ze słomką. Potem stanął i zapytał, czy może zebrać zamówienia. Zerknęłam na kartę. Nie było na niej cen. Czegoś takiego w życiu nie widziałam. Nie chciałam zamawiać ryzykownego dania, a z drugiej strony zwykle w restauracji zamawiałam danie, którego nie znałam, nie robiłam w domu, a chciałam spróbować. Ludzie obok mnie zamawiali rostbefy, kotlety z sarniny, a ja bałam się, że to nie będzie mi smakowało. Nie chciałam jeść ryby w tak eleganckim towarzystwie, bo

a nuż nie dałabym rady z widelcami, kaczka wydawała mi się bardzo ryzykowna, a nuż poplamię sukienkę albo zrzucę coś ze stołu. – Co bierzesz? – zapytałam cicho Sławka. – Chyba risotto z dziczyzną – powiedział nieuważnie. – A ty? Ja miałam ochotę na pierogi z sarniny, ale nie chciałam wyjść na prostą dziewuchę, więc nie wiedziałam, co zamówię. Sławek zresztą nie czekał na odpowiedź. Rozmawiał rozbawiony z kolegą, który siedział obok niego, i z jego żoną. Śmiali się, wspominając coś z życia ich firmy, nie chciałam się zatem włączać. – Co pan poleca? – zapytałam kelnera, który stanął obok mnie i z życzliwym oczekiwaniem na twarzy popatrzył na mnie. – A co pani lubi? – spytał. – Miałabym ochotę na rybę, ale boję się jakichś ości… – Mamy solę pod beszamelem, to filet, więc nie ma obawy. Do tego ryż z warzywami na parze i konfitury cebulowo-żurawinowe. – A inna ryba? – pozwoliłam sobie. – Ja nie mam ochoty jakoś bardzo się najadać… – W takim razie polecam homara. Na pewno będzie pani zadowolona. – O nie – zaprotestowałam cicho. – Takiego homara trzeba otwierać za pomocą specjalnych szczypczyków, a ja obawiam się… – Ależ nie. – Miły uśmiech i szelmowski błysk w oku nie schodził z twarzy chłopaka. – Nasz kucharz otwiera homara, nie będzie problemu. – W takim razie – podjęłam heroiczną decyzję – poproszę, a do tego zestaw sałatek. Odwróciłam się i napotkałam dziwne spojrzenie Sławka. Jakby pełne dezaprobaty. – O co chodzi? – mruknęłam, dopijając resztę campari. – O nic. Dobrze się tu czujesz? – zapytał. – Z nikim nie rozmawiasz… – Nie rozmawiam, bo zamawiałam jedzenie, a ty siedzisz koło mnie, co utrudnia mi rozmowę z innymi w znacznym stopniu… Sławek chyba pomyślał, że moje zachowanie było wynikiem niepewności, jakiegoś zagubienia i było zupełnie chwilowe, bo odwrócił się w stronę swojego kolegi i tyle go słyszałam. A ja wtedy po raz

a nuż nie dałabym rady z widelcami, kaczka wydawała mi się bardzo<br />

ryzykowna, a nuż poplamię sukienkę albo zrzucę coś ze stołu.<br />

– Co bierzesz? – zapytałam cicho Sławka.<br />

– Chyba risotto z dziczyzną – powiedział nieuważnie. – A ty?<br />

Ja miałam ochotę na pierogi z sarniny, ale nie chciałam wyjść na<br />

prostą dziewuchę, więc nie wiedziałam, co zamówię. Sławek zresztą nie<br />

czekał na odpowiedź. Rozmawiał rozbawiony z kolegą, który siedział<br />

obok niego, i z jego żoną. Śmiali się, wspominając coś z życia ich firmy,<br />

nie chciałam się zatem włączać.<br />

– Co pan poleca? – zapytałam kelnera, który stanął obok mnie<br />

i z życzliwym oczekiwaniem na twarzy popatrzył na mnie.<br />

– A co pani lubi? – spytał.<br />

– Miałabym ochotę na rybę, ale boję się jakichś ości…<br />

– Mamy solę pod beszamelem, to filet, więc nie ma obawy. Do<br />

tego ryż z warzywami na parze i konfitury cebulowo-żurawinowe.<br />

– A inna ryba? – pozwoliłam sobie. – Ja nie mam ochoty jakoś<br />

bardzo się najadać…<br />

– W takim razie polecam homara. Na pewno będzie pani<br />

zadowolona.<br />

– O nie – zaprotestowałam cicho. – Takiego homara trzeba<br />

otwierać za pomocą specjalnych szczypczyków, a ja obawiam się…<br />

– Ależ nie. – Miły uśmiech i szelmowski błysk w oku nie schodził<br />

z twarzy chłopaka. – Nasz kucharz otwiera homara, nie będzie problemu.<br />

– W takim razie – podjęłam heroiczną decyzję – poproszę, a do<br />

tego zestaw sałatek.<br />

Odwróciłam się i napotkałam dziwne spojrzenie Sławka. Jakby<br />

pełne dezaprobaty.<br />

– O co chodzi? – mruknęłam, dopijając resztę campari.<br />

– O nic. Dobrze się tu czujesz? – zapytał. – Z nikim nie<br />

rozmawiasz…<br />

– Nie rozmawiam, bo zamawiałam jedzenie, a ty siedzisz koło<br />

mnie, co utrudnia mi rozmowę z innymi w znacznym stopniu…<br />

Sławek chyba pomyślał, że moje zachowanie było wynikiem<br />

niepewności, jakiegoś zagubienia i było zupełnie chwilowe, bo odwrócił<br />

się w stronę swojego kolegi i tyle go słyszałam. A ja wtedy po raz

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!