o_18pisot46mg61os71t11ijhlaia.pdf

04.06.2014 Views

– Ten facet mówił, że on nic złego nie widzi, tylko to pewnie kwestia nastawienia czy „spięcia”… Oderwałam się od swetra Sławka i wytarłam nos w chustkę. – Ja być może jestem napięta – powiedziałam – ale chodzi tylko o to, że próbujemy i nic… Już tyle lat liczenia, leków, czekania, znów liczenia… Ja już jestem taka… załamana… – Mnie to liczenie też wykańcza, najpierw do piętnastu i USG, potem znów do piętnastu i test… Ale ja ciebie, kochanie, podziwiam, że ty jesteś przy tym taka pełna nadziei… – Bo mam dużo nadziei… – zapewniałam, płacząc, chociaż tej nadziei było coraz mniej. – Bo może za bardzo próbujemy. – Pocałował mnie w czoło. – Tamta kobieta dobrze radziła… Mówił o pani profesor, która podsumowała nas bardzo ostro, twierdząc, że dziecka się „nie robi” tak, jak my to robimy, łykając tabletki i kochając się intensywnie w te dni, ale przeciwnie, ludzie współżyją ze sobą, a dziecko pojawia się wtedy w sposób naturalny. Radziła, żeby nie kochać się w dni, które uważamy za płodne, najlepiej w ogóle uznać, że przez kilka miesięcy mamy przerwę. Nie przyjmować tabletek na porost jajeczek, wyrzucić kalendarzyki i tyle. Ani się miałam obejrzeć, jak będę dźwigała przed sobą duży brzuch. – Ciebie to męczy? – spytałam. – Wiesz, że nie, ale ty się męczysz…. – Ja… – zaprotestowałam. – Poczekaj, Werka. – Przyciągnął mnie do siebie. – Ja widzę, jak się stresujesz, łykasz te leki i źle się po nich czujesz. Ukrywasz to przede mną, ale ja przecież wiem… – Ja… – usiłowałam mu przerwać. – Chcę powiedzieć… – Był stanowczy. – Bardzo pragnę dziecka, bo ty go pragniesz i ja go pragnę. Jesteśmy gotowi już od wielu lat, ale być może robimy błąd, podporządkowując całe nasze życie właśnie temu. – Jak to? – Zaczęłam płakać od nowa. – Wiesz, co się ze mną dzieje, kiedy widzę babę w ciąży, nawet kiedy patrzę na dzieci w przedszkolu…? Nigdy tak nie było, żebym w przedszkolu miała żal do

dzieci… – Wiem – powiedział. – I nie myśl, że ze mną nie dzieje się to samo. Ja na dodatek nie mogę za bardzo o tym mówić. – Możesz wszystko powiedzieć… – żachnęłam się. Pokręcił głową. – Nie w tej kwestii, Wera. To przecież sprawia ci ból. Jak mam powiedzieć, że od wielu lat kochamy się z kalendarzykiem? Ze serce mi się kraje, kiedy widzę, jak puchniesz po hormonach… – Przytyłam, wiem… Machnął ręką. – Nie przytyłaś. To opuchlizna. Potem schodzi. Jesteś zmęczona i rozdrażniona. Co miesiąc płaczesz, kiedy przychodzi okres. Robisz to po cichu w łazience, a ja udaję, że nie widzę… Ja nie mogę się skarżyć, nie mogę nic mówić, bo powinienem cię wspierać… – Wspierasz… – Staram się. Czasem myślę, że ty łykasz te hormony i cierpisz, a może to ze mną jest coś nie tak. Zrobił drogie badania nasienia, wysyłane gdzieś tam w Polskę, i wprawdzie powiedzieli, że plemników ma nieco mniej, to zupełnie wystarczająco, żeby spłodzić dziecko. To ja miałam cykle bezowulacyjne. – Przecież zrobiliśmy badania i ja nie mam wystarczająco dużo tych jajeczek. – Tylko że to może być nasza obopólna wina, czy tam może nie wina, ale przyczyna… Siłą powstrzymałam się, żeby znów nie sprowadzić dyskusji do mojego płaczu za dzieckiem i jego zapewnień, że na pewno, ale to na pewno będziemy je mieli. – Ja nie chcę powiedzieć, żebyśmy zrezygnowali… – A co chcesz powiedzieć? – szepnęłam. – Chcę, żebyśmy znów byli kobietą i mężczyzną, a nie potencjalnymi rodzicami. Przestańmy liczyć, ty odstaw leki. Powiedzmy sobie, że nie możemy mieć dzieci. – Ja sobie tego nie powiem… – Oddychałam głęboko, a serce mi waliło. – Nigdy…

– Ten facet mówił, że on nic złego nie widzi, tylko to pewnie<br />

kwestia nastawienia czy „spięcia”…<br />

Oderwałam się od swetra Sławka i wytarłam nos w chustkę.<br />

– Ja być może jestem napięta – powiedziałam – ale chodzi tylko<br />

o to, że próbujemy i nic… Już tyle lat liczenia, leków, czekania, znów<br />

liczenia… Ja już jestem taka… załamana…<br />

– Mnie to liczenie też wykańcza, najpierw do piętnastu i USG,<br />

potem znów do piętnastu i test… Ale ja ciebie, kochanie, podziwiam, że<br />

ty jesteś przy tym taka pełna nadziei…<br />

– Bo mam dużo nadziei… – zapewniałam, płacząc, chociaż tej<br />

nadziei było coraz mniej.<br />

– Bo może za bardzo próbujemy. – Pocałował mnie w czoło.<br />

– Tamta kobieta dobrze radziła…<br />

Mówił o pani profesor, która podsumowała nas bardzo ostro,<br />

twierdząc, że dziecka się „nie robi” tak, jak my to robimy, łykając<br />

tabletki i kochając się intensywnie w te dni, ale przeciwnie, ludzie<br />

współżyją ze sobą, a dziecko pojawia się wtedy w sposób naturalny.<br />

Radziła, żeby nie kochać się w dni, które uważamy za płodne, najlepiej<br />

w ogóle uznać, że przez kilka miesięcy mamy przerwę. Nie przyjmować<br />

tabletek na porost jajeczek, wyrzucić kalendarzyki i tyle. Ani się miałam<br />

obejrzeć, jak będę dźwigała przed sobą duży brzuch.<br />

– Ciebie to męczy? – spytałam.<br />

– Wiesz, że nie, ale ty się męczysz….<br />

– Ja… – zaprotestowałam.<br />

– Poczekaj, Werka. – Przyciągnął mnie do siebie. – Ja widzę, jak<br />

się stresujesz, łykasz te leki i źle się po nich czujesz. Ukrywasz to przede<br />

mną, ale ja przecież wiem…<br />

– Ja… – usiłowałam mu przerwać.<br />

– Chcę powiedzieć… – Był stanowczy. – Bardzo pragnę dziecka,<br />

bo ty go pragniesz i ja go pragnę. Jesteśmy gotowi już od wielu lat, ale<br />

być może robimy błąd, podporządkowując całe nasze życie właśnie<br />

temu.<br />

– Jak to? – Zaczęłam płakać od nowa. – Wiesz, co się ze mną<br />

dzieje, kiedy widzę babę w ciąży, nawet kiedy patrzę na dzieci<br />

w przedszkolu…? Nigdy tak nie było, żebym w przedszkolu miała żal do

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!