Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
codziennie albo kilka razy dziennie, robiąc sobie jedynie „higieniczne”<br />
przerwy na „trudne dni”, które wcale nie były dla mnie trudne, ale<br />
zasadniczo wykluczały wszelkie harce. Harcom łóżkowym<br />
poddawaliśmy się chętnie i wbrew szarości lat osiemdziesiątych.<br />
– Chcesz do łóżeczka? – pytał, kiedy tylko wracał z pracy,<br />
najczęściej przy obiedzie.<br />
– Jesteś jedynym znanym mi facetem, który lubi te rzeczy po<br />
posiłku… – mówiłam zazwyczaj, żeby chociaż trochę przedłużyć ten<br />
moment, kiedy znajdziemy się w łóżku.<br />
Także i pod tym względem, a może zwłaszcza pod tym względem,<br />
byliśmy idealnie dobrami. Nigdy nie znudziły mi się jego palce ani<br />
język. Miałam ochotę na niego zawsze i wszędzie, o każdej porze dnia<br />
i nocy. Uwielbiałam, kiedy budził mnie o drugiej, trzeciej nad ranem,<br />
całował w ucho albo gryzł delikatnie. Oddawałam się chętnie<br />
i z zapałem, zaczynałam prawie śpiąc, potem budziłam się całkowicie,<br />
on zasypiał, kiedy tylko kończyliśmy, a ja często nie mogłam zasnąć,<br />
patrząc na niego z zachwytem przez godzinę albo i dwie, smakując<br />
szczęście, jakie znałam z filmów i opowieści nieszczęśliwych koleżanek.<br />
– Jak tam te sprawy? – burknęła matka, czerwieniąc się jak burak.<br />
– Jakie sprawy? – zapytałam, chociaż wiedziałam, o co chodzi.<br />
Zaprosili nas z ojcem na obiad, jakiś rok po ślubie, ku naszemu<br />
zdumieniu, bo nie oczekiwaliśmy tego zupełnie. Rodzice Sławka lubili<br />
do nas wpadać w niedzielę, „po kościele”. Najpierw wpadali „przed”,<br />
licząc, że pójdziemy razem z nimi, ale przestali, kiedy tylko zorientowali<br />
się, że wcale nie mamy zamiaru ani im towarzyszyć, ani chodzić sami.<br />
To my zapraszaliśmy ich na obiady, bo ja uwielbiałam gotować, a matkę<br />
Sławka to wyraźnie męczyło. Moi rodzice zachowywali się po ślubie,<br />
jakbyśmy zniknęli z horyzontu, wyjechali w podróż poślubną albo na<br />
kontrakt zagraniczny. Widywaliśmy się z rzadka, głównie w święta.<br />
Czasami zastanawiałam się, czy ojciec przypadkiem nie zorientował się,<br />
że jesteśmy ze sobą bardzo szczęśliwi. Mogło mu to uwłaczać. Według<br />
niego małżeństwo było koniecznością życiową, a nie jakimś aktem<br />
szczęścia czy spełnienia. Swoją drogą, cóż biedak miał powiedzieć,<br />
skoro był mężem matki – krawcowej, która pracowała jako kucharka, ale<br />
nie umiała gotować. Tym bardziej zdumiało nas to zaproszenie. Nawet